ks. Andrzej Zwoliński
...aby nie wybrać źle!
Wydawnictwo SALWATOR
Kraków
Zofia Smęda
Korekta
Marta Stęplewska
Redakcja techniczna i przygotowanie do druku
Gabriela Abratowicz
Projekt okładki
Artur Falkowski
Impńmi potest
ks. Jan Folkert SDS, prowincjał
b
l.dz. 204/P/08
^
c
O
2008
Wydawnictwo SALWATOR
ISBN 978
-
83
-
7580
-
0
15-9
Wydawnictwo SALWATOR
ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków
teł. (0-12) 260-60-80, faks (0-12) 269-17-32
e-mail: wydawnictwo@salwator.com
Kraków, 21 kwietnia 2008
WSTĘP
Jednym z ważnych symboli życia ludzkiego jest wę
drowanie po drogach świata. Już w starożytności
każdy dzień, miesiąc i rok był porównywany do ko
lejnych odcinków drogi, które człowiek pokonywał
świadomie lub nieświadomie. Młodość jest czasem
szczególnego wyboru dróg - wszystkie wydają się
wówczas dostępne. Od dobrze przeżytej młodości
zależy, jak będzie wyglądało życie człowieka, jakie
stanie się jego wędrowanie. Czy będzie to tułacz
ka - droga bez celu, w której nie zadaje się pytań: „Po
co?” i „Dokąd?”. A może będzie to ciągła ucieczka
przed błędami przeszłości, wędrowanie w obawie, że
przeszłość nas dopadnie, wymierzając karę? A może
będzie to świadome kroczenie po drogach tego
świata, jak w pielgrzymce, gdy jasno określony cel
prowadzi wędrowca i pozwała mu pokonać wszelkie
trudy i przeszkody?
Młodość dążąca do celu z otwartym sercem
i umysłem nie powinna się obawiać samej drogi.
Nigdy bowiem nie idziemy sami, gdyż drogą tą szedł
już kiedyś Jezus...
DROGI KRZYŻOWE
Aby się przekonać, że dramat Golgoty trwa, wystarczy
włączyć telewizor i posłuchać wiadomości ze świata,
przeglądnąć prasę lub posłuchać relacji radiowych.
Pod różnymi szerokościami geograficznymi, w od
miennych warunkach klimatycznych i kulturowych,
ludzie różnych ras, narodów i języków poddawani są
miażdżącej sile niesprawiedliwości. Ciągle w różnych
miejscach Ziemi rozlega się świst bata uderzającego
niewinnych ludzi. Żołnierze posłusznie i gorliwie
wykonują rozkazy. Nie pytając o nic, zgadzają się
nawet na zbrodnię ludobójstwa. Piłaci podpisują
fałszywe wyroki, lękając się utraty stanowiska. Ko
lejni fałszywi świadkowie krzywoprzysięgają. Ktoś
kona samotnie na krzyżu w obecności obojętnego
tłumu gapiów... Nędza, przemoc, wojna, cierpienie,
niesprawiedliwość, nienawiść, pogarda - wszystkie
one są codziennym chlebem współczesnego świata,
nieobcym także młodym.
Na Golgotę nie trzeba nikogo specjalnie zapra
szać. Wszyscy są jej uczestnikami, jesteśmy w niej
zanurzeni. Pozostaje nam tylko uświadomienie so
bie, że prowadzi przez nią droga każdego człowieka,
i zrozumienie, że jest ona potrzebna tak jak droga
krzyżowa Jezusa.
- 7 -
Czy dostrzegasz Golgotę obecną w umęczonym
świecie? „Czy widziałeś piece krematoryjne, sterty
butów, ubrań ludzi zamęczonych, pomordowanych;
ludzkie włosy, którymi wypchano materace; komory
gazowe. A Pismo mówi, że Bóg uwieńczył człowieka
godnością i chwałą. Czy widziałeś chorych na raka,
wyjących z bólu, ukrzyżowanych niegojącymi się
ranami... A Pismo mówi, że Bóg uczynił człowieka
niewiele mniejszym od aniołów. W umęczonej god
ności, w widowisku niszczącego bólu stawiasz krzyż
swój, Boże” (ks. H. Piecha).
Przy drodze krzyżowej w Jerozolimie, w kaplicy
przy
stacji „Matka Bolesna”, zbudowanej rękami
polskich żołnierzy z armii generała Andersa, którzy
wojennym szlakiem przez Bliski Wschód podążali
do Polski, znajduje się oryginalny obraz przedsta
wiający Jezusa niosącego krzyż, w ślad za którym po
dąża tłum Polaków niosących swoje krzyże. Ubrani
w sukmany, w mundury żołnierskie, w stroje robocze
i odświętne podążają za Jezusem. Usłyszeli kiedyś
wezwanie: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się za
prze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech
Mnie naśladuje” (Mt 16, 24).
Józef Birkenmajer, młody poeta, który zginął
podczas oblężenia Warszawy we wrześniu 1939 roku,
napisał:
Krzyżowa w świecie każda jest droga
i znakiem krzyża się kreśli,
każda nas wzywa - przykładem Boga -
byśmy krzyż po niej swój nieśli.
Każda droga jest dla chrześcijanina fragmentem
drogi krzyżowej. Ale tylko od nas zależy, jakie miej
sce zajmiemy w dramacie Golgoty. Czy będziesz
sceptycznie nastawionym do świata Piłatem, który
zapyta: „Cóż to jest Prawda?”, nawet gdy stoi Ona
przed nim? Czy fałszywym świadkiem skazującym Je
zusa na śmierć swoim kłamliwym bełkotem? A może
Szymonem z Cyreny przymuszonym do niesienia
krzyża? Weroniką, która ma odwagę, pomimo nie
nawistnego krzyku tłumu, zareagować po ludzku,
widząc cierpiącego człowieka? Żołnierzem egzeku
cyjnej kohorty, wiernie i bezmyślnie wykonującym
rozkazy przełożonych? Anonimowym gapiem, który
wraz z innymi krzyczy: „Na krzyż z Nim!”, nie py
tając o sprawiedliwość? Setnikiem, który w ostatniej
chwili, w momencie śmierci Jezusa, zrozumie, że
dokonuje się tajemnica Bożej Miłości?
W różnych sytuacjach, pod różnymi szerokościa
mi geograficznymi i w różnym czasie powtarza się
Golgota, w której bierzemy udział. Ucieczka przed
tą Prawdą niewiele zmieni. Walka z krzyżem na nic
się nie zda. Wyrzucony z sal szkolnych, wysadzony
w powietrze, odcięty z wieżyc cerkiewnych powraca
z pytaniem o sens życia człowieka, o cel jego drogi,
usprawiedliwienie
cierpienia,
tajemnicę
nieprawości,
potęgę miłości.
„Pionierskaja Prawda” z 5 lipca 1979 roku zamieś
ciła list do redakcji napisany przez Ritę Rudnicką
z Moskwy. Uczennica szkoły podstawowej z dumą
donosiła: „Chcę wam powiedzieć i na pewno was
ucieszyć: w naszej klasie Vb nikt nie nosi krzyżyka”.
Walka może mieć i taką postać... Groźniejszą metodą
jest jednak pochwała wygodnego, łatwego życia, od
rzucenia wszelkich ograniczeń i ofiar, obietnice uro
jonych rajów, oferowanych w zamian za wybranie zła
i grzechu. Wpędzenie człowieka w szaleńczą pogoń
za
pieniądzem,
karmienie
złudnym
przekonaniem,
że wartość życia ludzkiego zależy od wysokości jego
konta bankowego, oduczanie miłości i człowieczeń
stwa - to wszystko wiedzie nas z Golgoty na drogi
obce Chrystusowi i to takie, na których nie można
Go spotkać.
Cierpienie,
ułomność,
trud
życia,
słabość
nie
znajdują
dzisiaj
zrozumienia.
Jakże
wymowna
jest
więc „Modlitwa inwalidy” wypisana na ścianie jedne
go z nowojorskich szpitali: „Prosiłem Boga o danie
mi mocy do osiągnięcia powodzenia - uczynił mnie
słabym. Prosiłem o zdrowie dla dokonania wielkich
czynów - dał mi kalectwo. Prosiłem o władzę, żeby
mnie ludzie cenili - dał mi niemoc. Prosiłem o boga-
- 10 -
ctwo, abym mógł być szczęśliwym - dał mi ubóstwo.
Niczego nie otrzymałem, o co prosiłem. Jestem spo
śród wszystkich ludzi najhojniej obdarowany”.
Przyjąć krzyż, to przyjąć każdy dzień takim, jaki
on jest, zgodzić się - nie poddając się - na trudy,
problemy i zadania, które podsuwa nam życie. Moż
na jeszcze rozglądać się za drogami ucieczki z Gol
goty. Tylko dokąd nas one zaprowadzą...
„Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten
nie może być Moim uczniem” (Łk 14, 27). Bóg za
prasza nas do współpracy ze sobą. Swoim krzyżem
dopełnia nasz trud i wysiłek. Zaprasza: „Przyjdźcie
do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni je
steście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na
siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokor
ny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.
Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię
lekkie” (Mt 11,28-30).
* * *
Każdy krzyż, jaki nosimy, równy jest krzyżykowi
w muzyce. On podnosi człowieka.
s. Aniela Wilhelmina Białka
(...) gdy masz jakie myśli, powiąż je z krzyżem - jak
różańca ziarna.
Juliusz Słowacki, Mindowie
-
11
-
Wszystko przypomina nam krzyż. My sami jesteśmy
stworzeni na kształt krzyża.
św. Jan Yianney
PRZEPROSINY BOGA
Żyli dwaj staruszkowie
W ogromnej zażyłości
Ze staruszkiem Panem Bogiem,
Prostym, jak oni prości.
Chodzili z nim na „jednego”
Do Pietra czy do Jakuba,
Nigdy się nie zachwiała
Przyjazna z Nim rachuba.
Przyjaźń to była szczera,
Przyjaźń to nie na żarty:
Gwarzyli ze sobą, jak mogli,
Grywali ze sobą w karty.
Aż tu jednego razu
Oblazła ich wielka trwoga:
Wmówił w nich jakiś ceper,
Ze obrazili Boga.
Ze Go pospolitują,
Że miejsce Jego jest w tumie,
Nie w zwykłej chłopskiej chałupie,
-
12
-
Nie w zwykłym chłopskim rozumie.
I, widać, wszelką miał słuszność
Mądrala edukowany,
Bo nagle im się wydało,
Że Bóg opuścił ich ściany.
I odtąd mieli ci starcy
Żywot już całkiem zatruty
1 chęć ich wzięła ogromna
Jakiejś ogromnej pokuty.
Ja się ukorzę w ten sposób,
Że pójdę, że na początek,
Myć nogi dwunastu dziadom,
We Wielki Czwartek czy Piątek”.
„A ja - oświadczył drugi -
W ten sposób grzech swój okupię,
Że będę, jak święty Szymon,
Lat siedem stał na słupie”.
Tak idąc, tak się kajając,
Tak chłoszcząc swe niecne wady,
Wcale się nie spostrzegli,
Że ktoś - ciap! ciap! - w ich ślady.
Usiedli na burcie rowu,
Straszliwie utrudzeni,
A obok nich siadł ktoś trzeci
-
13
-
W jaworu chłodnej cieni:
„Cóż to się z wami dzieje?”
Zapyta wędrowiec nieznany.
„Szukamy Pana Boga,
Opuścił nasze ściany”.
Jt
sobie rachuję - rzekł jeden
Że
przecież Go odnajdziemy,
Choć rzucił nasza chałupę
Nic nie mówiący, niemy”.
„Zaś moja kalkulacja -
Tak drugi się wątpić ośmieli -
Że chyba nie ma Go wcale,
Nie znajdzie się do niedzieli”.
Poklepał ich po ramieniu
1 tok im od razu powie:
„Po co się włóczyć po święcie,
Wracajmy, staruszkowie!
Zajrzyjmy sobie po drodze
Do Pietra lub pana Jakuba,
A
potem zagramy w karty,
To będzie najlepsza rachuba”.
„Dyt to nasz Pan Bóg, o rety!
O, przepraszamy Cię mile
Za gfupią myśl naszą, że mógłbyś
Rzucić nas choćby na chwilę".
Jan Kasprowicz, z tomu:
Mój śwut
DROGI PRZYSZŁOŚCI
Młodość w sposób naturalny skierowana jest ku
przyszłości.
Młody
człowiek
niecierpliwie
odlicza
dni, miesiące i lata dzielące go od ukończenia szkoły,
zdania egzaminu dojrzałości, podjęcia pracy, studiów,
otrzymania
paszportu,
samodzielnego
mieszkania,
zakupu samochodu. Chłopcy i dziewczęta mają wie
le planów, wybiegają marzeniami i tęsknotami poza
teraźniejszość, wiele myślą o swej przyszłości.
Drogi przyszłości młodego człowieka są tak licz
ne, jak możliwości, które stawia przed nim świat. Ku
każdej z nich wiedzie praca, zdecydowane i ofiarne
przygotowywanie się, konsekwentne i cierpliwe zmie
rzanie w wyznaczonym przez siebie kierunku. Przy
szłość sama zweryfikuje zamiary i marzenia, pokaże,
na ile były one realne, na ile możliwe do realizacji,
na ile zgodne z wolą Bożą.
Bardzo szybko znikną kolejne kartki z kalendarza.
Mijający czas będzie uparcie weryfikował planowaną
przez człowieka przyszłość. Niektóre z podjętych dzia
łań przyniosą wspaniałe owoce i wpiszą się na długi czas
w historię rodziny czy środowiska, inne nie ostoją się
ani chwili, nie wytrzymają próby życia. Nie wiemy, co
zachowa się z naszych marzeń, ile z nich pozostanie?
Parę zdjęć? Kilka pożółkłych listów, kwitów i podań?
— 15 —
Przyszłość jawi się jako pole jeszcze niezaorane,
niezasiane,
nieuprawione.
Można
z
niego
uczynić
wspaniały ogród, można je obsiać ziarnem i czekać
na plony, można pozostawić nietknięte - porośnie
chwastami i szybko zamieni się w jałową ziemię.
Przyszłość zależy od dobrej woli, pracowitości, fa
chowości i inteligencji jej gospodarza. Dlatego też ci,
którzy już pracowali na polu czasu - starsi, z wielką
troską spoglądają na młode pokolenie. Są przecież
świadomi, że to od niego zależy dalszy los świata,
przyszłość jego krajobrazów i perspektywy rozwoju.
Nasi ojcowie, zanim podjęli trud siewu, zanim
rzucili pierwsze ziarna na rolę, czynili znak krzyża.
Wiedzieli, że nie wszystko zależy od człowieka. To
przecież Bóg, a nie człowiek, rządzi światem. I choć
by wielu krzyczało tak głośno, jak opętany z Gerazy
(por. Łk 8, 26-39), że „Boga nie ma”, nie chciało sły
szeć o Chrystusie, o Jego Ewangelii, powiedziało, jak
kiedyś Grecy do św. Pawła na Areopagu: „(...) idź tam,
skąd
przychodzisz,
posłuchamy
cię
innym
razem”
(por. Dz 17, 32) - nie zmieni to prawdy, że człowiek
nie jest wszechmocny. Tak wiele spraw ciągle wymyka
się człowiekowi z rąk, niezależnie od jego intencji,
silnej woli i wielkiego pragnienia. Zaskakują go nowe
cierpienia, nowe tajemnice świata, a kolejne pytania
o przyszłość są coraz bardziej natarczywe, pełne nie
pokoju i niepewności. Tylko mocne uchwycenie się
-
16
krzyża, znaku nadziei, daje mądrość spokojnego i uf
nego otwarcia się na to, co przyniesie przyszłość.
Lęk przed przyszłością zamyka niektórych w te
raźniejszości, w chwili obecnej, każe im dowolnie
korzystać z czasu, który jest, bez względu na to, co
niesie przyszłość. Znajdują sobie oni „nowe” nadzie
je, budują prywatne „raje”. W ten sposób ucieka
przed przyszłością alkoholik, narkoman, chciwiec,
karierowicz. Każda wymówka jest dobra, byle nie
myśleć o przyszłości, by czymkolwiek się zająć, by
nie patrzeć przed siebie. Tam bowiem, na horyzoncie
życia, wyraźnie pojawia się myśl o śmierci, o ostatecz
nej odpowiedzialności, o sprawiedliwości, o „zdaniu
sprawy ze swojego włodarstwa” (por. Łk 16, 2).
Ucieczka w iluzję potęgi czasu teraźniejszego po
zbawia człowieka perspektyw, umiejętności widzenia
tego, co „przed nim”. Zatopiony w chwili obecnej
nie chce wziąć odpowiedzialności za kształt świa
ta, nie chce odkryć w nim miejsca swej pracy i roz
woju. Nie wędruje, bo obce są mu drogi przyszłości.
Nie korzysta z zaproszenia do podjęcia pielgrzymki
do domu Ojca, bo nie wierzy, że można tam dojść.
Zatrzymać się na chwili obecnej znaczy zdradzić
przyszłość...
Przyszłość jest jak pole uprawne. Może dać chłeb
bądź chwasty. By owocem przyszłości był chleb,
potrzebna jest współpraca człowieka z Bogiem.
- 17 -
WSDTon*
Chleb łączy w sobie mąkę, wodę i ciepło. Mąka
jest „owocem ziemi i pracy rąk ludzkich” - znakiem
współudziału człowieka w dziele tworzenia chleba.
Woda jest darem otrzymanym od Stwórcy - symbo
lem Bożego „udziału” w wypieku chleba przyszło
ści. Ciepło jest niezbędne, by połączyły się woda
i mąka - jest znakiem Miłości, która scala, nadaje
smak, karmi.
Przyszłość nie musi straszyć ani głucho milczeć,
pogłębiając
niepewność
człowieka.
Można
ją
już
dzisiaj zapełniać miłością, która kiedyś zaowocuje
dobrym chlebem. Czy jednak zechcemy podjąć ten
trud?
Prymas Tysiąclecia, kardynał Stefan Wyszyński,
24 stycznia 1981 roku w Warszawie powiedział:
„Czasy, które idą, żądać będą od nas nowych mocy
moralnych,
duchowych,
społecznych,
zawodowych
kompetencji, a także wysokiego poziomu kultury oj
czystej, rodzinnej, która będzie pokarmem dla tych,
co po nas przyjdą. Naród przecież nie umiera, tylko
my umieramy. Naród trwa. Zachowajmy nadzieję,
bo proces odnowy się rozpoczął. Chociaż w moim
rozeznaniu będzie on powolny i trudny, chociaż bę
dzie miał swoje powikłania, to jednak już się zaczął.
Nie ten, to inny podejmie wici, ale proces rozsze
rzania wolności Narodu i budzenia się świadomości
sumienia narodowego, już jest zaczęty. Jest ziarnem
-
18
-
pszenicznym rzuconym w ziemię, które wyda owoc
stokrotny”.
* * *
Każdą teorię maltretują fakty.
A. France
Szedłem do celu krok za krokiem, wolno, lecz do
szedłem szybciej niż ci, którzy biegli bezmyślnie.
Pele, piłkarz brazylijski
Zbiorowej odpowiedzialności nie ma ani w prawie,
ani w etyce. Istnieje tylko odpowiedzialność jednost
ki i ona jest wyrazem człowieczeństwa.
,
Edmund ]. Osmańczyk
CZŁOWIEK (fragmenty)
Dobry mój Boże, słyszę oto,
Że ten tylko buduje okazałe mury,
Kto sam zamierza znaleźć w nich mieszkanie.
A czyż był kiedy, czy kiedy powstanie
Dom wspanialszy niż Człowiek? Niż ten Człowiek,
który
Wszystko przyćmiewa swą istotą.
Bo sam jest wszystkim, każdą rzeczą;
Więcej: jest drzewem, ale obfitszym w owoce;
- 19 -
Zwierzęciem, wyższym nad inne zwierzęta:
Rozum i słowo są sprawą człowieczą,
I gdy papuga mówi, w jej ptasiej powłoce
Tai się mowa od nas wzięta.
W człowieku jest symetria świetna,
Proporcje wiążą jego członki, podobieństwem
Kojarzą wszechświat z pojedynczym życiem;
Najdalsze części ciała są rodzeństwem:
Głowa jest siostrą stopy i nić je sekretna
Łączy z przypływem i księżycem.
Nic nie dotarło tak daleko
Jak Człowiek, ścigający zdobycz za zdobyczą.
Najwyższą gwiazdę zamknie pod powieką:
Jest - w pomniejszeniu - niebem całem.
Zioła leczą nas rade, czując tajemniczą
Więź pokrewieństwa z naszym ciałem.
(...)
Każda rzecz spełnia Twoją wolę:
Wódy, gdy się połączą, nasze żeglowanie
Tworzą, a gdy się rozstąpią - mieszkanie;
W
rzekach nas poją; karmią jako deszcze;
A wszędzie myją. Tyle w tym jednym żywiole
Piękna - a ile w innych jeszcze?
Człowiek na każdej swojej drodze
Spotkać może liczniejsze, niż spostrzega, sługi:
Depcze je, choć mu niosą pocieszenie,
Kiedy choroba umęczy go srodze.
-
20
-
O, potężna Miłości! Być światem i drugi
Świat mieć na każde swe skinienie!
Skoroś więc pobudować raczył
Pałac tak okazały, zamieszkaj w nim, Panie,
By i on wreszcie z bliska Cię zobaczył!
A przedtem daj nam mądre rozeznanie,
Byśmy, tak jak świat służy nam, umieli sami
Wraz z nim Twoimi być sługami.
George Herbert
'.‘AdSkOfi
DROGI HISTORII
3 maja 1791 roku o godzinie 11.00 marszałek Sta
nisław Małachowski trzykrotnym stuknięciem mar
szałkowskiej laski otworzył kolejne obrady Wielkiego
Sejmu, jedynego, który otrzymał taką nazwę. Mówił:
„Obrót kolei pomyślnych z niepomyślnymi przepla
tany bywa; dostrzegamy, jak potężne mocarstwa do
upadku, a słabe do podźwignięcia się przychodzą.
Polska sama najwidoczniejszym przykładem się staje.
Została (...) własnych błędów i obcych zaborów smut
ną ofiarą; kraj padł łupem, obywatele wzgardą okryci,
własność ich ku wygodzie obcej służyła. Niech nieba
odwrócą od nas klęski, które nam i teraz grożą”.
Uchwalona wówczas konstytucja, pierwsza w Eu
ropie, a druga na świecie (po konstytucji Stanów
Zjednoczonych Ameryki), była owocem wspólno
towego myślenia Polaków. Po raz pierwszy pojawiła
się wówczas formuła, np. o królu: „Z Bożej Łaski
i Woli Narodu”. To „Wola Narodu”, razem z „Bożą
Łaską”, wpisaną od wieków w karty historii, kształ
tuje dzieje.
Poczucie tragedii było ogromne - zależność od
Rosji, rozbiór Polski w 1772 roku - nakazały pisać
słowa o „dogorywającej chwili, która nas samych so
bie wróciła”. W chwili gdy ważyły się losy Ojczyzny,
22 -
wytyczały drogi dziejów Polski na przyszłe dziesiątki
lat, nieważne stały się wewnętrzne różnice wśród
Polaków i wcześniejsze nieporozumienia. Szlachta
myślała o „sprawowaniu posług Ojczyźnie honor,
sławę i pożytek przynoszących”. Uchwalono wol
ność dla mieszczan - ze względu na „całość wspólnej
Ojczyzny”. Chłopi otrzymali opiekę prawa - uznano
ich za „najdzielniejszą kraju siłę”. Stwierdzono też,
że wojsko nie jest już „służbą królowi, tylko służbą
narodową”. Na wieść o konstytucji papież Pius VI
napisał w liście do króla Stanisława Augusta: „Trud
no zaiste uwierzyć, z jaką radością przyjęta od Nas ta
wiadomość, i jak wielką stąd czynimy sobie otuchę,
że naród polski, naród od nas tak mocno ulubiony,
z tych tak znakomitych dobrze ułożonego rządu
pierwiastków wkrótce najokazalszy powszechnej
szczęśliwości wzrost obiecuje”.
Nie spełniły się nadzieje pokładane w konstytucji.
Pozostała ona jednak pamiętną kartą z dziejów, do
której Polacy bardzo często powracali. Była jak mapa
z przeszłości pokazująca drogi ku przyszłości. Gdy
zaborcy kazali zapomnieć o istnieniu Rzeczypospo
litej, nasi dziadowie i ojcowie nie zwątpili. Kolejne
powstania - kościuszkowskie, listopadowe, stycznio
we - były bolesnym wołaniem do Boga o zmiłowanie.
I potem w chwilach trudnych, w dniach walki i bu
dowania, w czasach armii podziemnej, partyzantów,
- 23 -
żołnierzy, matek modlących się w intencji swych
synów, zakonnic pochylonych nad umierającymi,
księży kapelanów - odżywała pamięć o dziejach, któ
re dodawały otuchy, krzepiły, uczyły życia. Bo dzieje
potrafią być źródłem nadziei. Artur Oppman pisał:
„Lecz nie zgasły mądre dzieła, / I wołają z nami
razem «Jeszcze Polska nie zginęła»”.
Prymas Tysiąclecia uczył: „Nie wolno tworzyć
«dziejów bez dziejów»; nie wolno zapominać o ty
siącleciu naszej ojczystej i chrześcijańskiej drogi; nie
wolno sprowadzać Narodu do poziomu «zaczynania
od początku®, jak gdyby tu, w Polsce, dotąd nic
wartościowszego się nie stało”.
W swoim testamencie napisał: „W stosunku do
mojej Ojczyzny zachowuję pełną cześć i miłość.
Uważałem sobie za obowiązek bronić jej kultury
chrześcijańskiej, jej zdrowia moralnego i całości gra
nic, na ile to leżało w mojej mocy. (...) Po Bogu, po
Jezusie Chrystusie i Matce Najświętszej, po całym
ładzie Bożym, nasza miłość należy się przede wszyst
kim naszej Ojczyźnie, mowie, dziejom i kulturze,
z której wyrastamy na polskiej ziemi”.
Dzieje narodu są jak potężne drzewo, którego zie
lone liście świadczą o jego zdrowiu. Pokolenia są jak
liście - znaki żywotności drzewa, chroniące je przed
spiekotą słońca. Lecz nawet jeśli liście opadną, drze
wo trwa niewzruszone. Z kolejną wiosną pojawiają
-
24
-
się nowe liście, które jednak nigdy nie są potężniejsze
od drzewa, chociaż są mu potrzebne. Gdy toczy
je robactwo, drzewo cierpi, jest osłabione, czasami
przez długi czas wydaje się martwe. Aż do kolejnej
wiosny, gdy niespodziewanie znów zakwitnie nową
nadzieją...
Wyrastamy z potężnych korzeni dziejów własne
go narodu. Z nich czerpiemy ojczystą mowę, oby
czaje, kulturę, przykłady bohaterstwa i wierności.
Z dróg przeszłości uczymy się prawdy o przemijają
cym czasie. Każdy grób, zabytkowa budowla, obrazy
historyczne, pozostawiona przez przeszłe pokolenia
książka, wytyczone linie kolejowe, zbudowane mo
sty, wynalazki, posadzone drzewa i posiane kwia
ty - wszystko to przypomina, że nie od nas zaczyna
się świat. My możemy jedynie włączyć się w wielkie
dzieło, któremu na imię „Polska”. Możemy je ubo
gacić, ocalić od zniszczenia, przekazać tym, którzy
przyjdą po nas.
Z szacunkiem i mądrością trzeba chodzić po
drogach przeszłości. Tylko ten, kto chce z dziejów
uczyć się mądrości teraźniejszego życia, rozumie
sens historii, czasu, który był. Potrafi także chlubnie
wpisać się w dzieje Ojczyzny. Drogi naszej młodości
staną się przecież drogami przeszłości...
- 25 -
* * *
Wciśnijcie garść ziemi polskiej, a wytryśnie krew
męczeńska.
Pius IX do Adama Mickiewicza,
25 marca 1847 roku
Ten, który nie szanuje i nie ceni swej przeszłości,
ten nie jest godzien szacunku teraźniejszości, ani ma
prawa do przyszłości.
Józef Piłsudski
Istnieją dwa wielkie źródła duchowej siły, wspólne
zresztą wszystkim: miłość Boga i Ojczyzny.
J. Ożarowski
POSEŁ REJTAN
Podeptany w progu podniesiony z kurzu
Przywrócony do litewskich pieleszy
pan Rejtan traci głos
Już powiedział wszystko
Traci władzę w członkach
Już wykonał
gest ostateczny
Traci rozsądek
Co po rozsądku tam w głębi czarnej
nocy zarastającej trakty
Zasuwającej rygle zgrzytliwe
-
26
-
Zamykającej w sobie
Zostaje mu tylko słuch
Pieją pierwsze kury
Budzi się ze snu
Wszystko żywe śpi
Haubice z przytkniętymi lontami
Kamienie spryskane krwią
Peruki od gołych głów osobno
Śpi spokojnie kuchmistrz koronny
Jegry śpią i lud
Historia śpi na plecach i ścierniskach
Pan Rejtan
wsłuchany w sen wszystkiego
wstaje z niemocy
Powstaje nad nią
Idzie przez labirynt
nocy ojczystej
Staje nad krawędzią
której nazajutrz nie odgadnie nikt
i słucha drugich kurów i koszulę
po raz drugi rozdziera pan Rejtan umarły
Wiktor Woroszylski, z tomiku:
Zagłada gatunków
DROGI TERAŹNIEJSZOŚCI
Ani szacunek dla przeszłości, ani też tęsknota za
przyszłością nie mogą przesłonić głównej drogi czło
wieka, która biegnie w teraźniejszość. To w chwili
obecnej, w czasie aktualnie przeżywanym, człowiek
realizuje swoje powołanie do świętości. Czerpiąc
siły z mądrości dziejów, poprzez trud codzienności,
zmierza ku obiecanej przyszłości.
Drogi teraźniejszości wiodą przede wszystkim do
tych spośród braci, którzy wołają o pomoc. Każde
odmówienie modlitwy „Ojcze nasz” przypomina
wierzącemu człowiekowi, że nie żyje tylko dla sie
bie, lecz z innymi i dla innych. Jedną z pułapek na
drogach teraźniejszości jest zamknięcie się w obrębie
własnych spraw, we własnym egoizmie. A wówczas
świat staje się pusty i jednowymiarowy. Jakaś młoda
dziewczyna napisała o sobie: „To ja. 167 cm wzrostu,
oczy - kolor bliżej nieokreślony, znaków szczegól
nych brak. Tak, to właśnie ja”. Po przejściach: pró
bowała popełnić samobójstwo, rodzina dobrze uło
żona, niczego jej nie brakuje, oprócz miłości i ciepła.
Ale dzisiaj można się bez tego obyć. Przewrażliwiona
na punkcie prawdy, ale z tego można się wyleczyć.
Tęsknimy za miłością. Chociaż słowo to, powta
rzane tyle razy, straciło swoją głębię, to przecież
prawdziwej miłości wyczekujemy, pragniemy, szuka
my jej. Bo bez niej nie można żyć...
Dobroć jednych jest światłem dla idących dro
gami ciemności. Człowiek, idąc za dobrocią, nie
zbłądzi. Po tym, kto z nim idzie, poznaje jakość swej
drogi. Gandhi radził: „Gdy wejdziesz na bezdroża,
spostrzeżesz to po ludziach, których tam spotkasz”.
Inni po twojej obecności mają rozpoznać drogi, któ
rymi kroczą...
Jezus pouczał swych uczniów: „Wy jesteście solą zie
mi”, „Wy jesteście światłem świata” (por. Mt 5, 13-14).
Jacy będą Jego uczniowie, taki będzie świat. Może on
lepiej smakować, może na nim być trochę jaśniej, gdy
uczniowie pozostaną wierni swemu powołaniu. Tak
wiele zależy od dobrej woli pojedynczego człowieka.
Jezus ustanowił nas Jednością. W Kościele wszy
scy stanowimy jedno Ciało. A w ciele, gdy jedna
komórka jest chora - inne są osłabione, jej niedyspo-
zycyjność odczuwa cały organizm, który może nawet
ciężko chorować.
Chrystus modlił się w Wieczerniku, abyśmy nie
uciekali od wspólnoty: „Oby się tak zespolili w jed
no, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich
umiłował, tak jak Mnie umiłowałeś” (J 17, 23). We
wczesnym okresie Kościoła, w pierwszych wiekach
chrześcijaństwa,
uczniowie
Jezusa
rozpoznawani
byli przez łączącą ich miłość braterską. W Dziejach
Apostolskich czytamy: „Wszyscy oni trwali jedno
myślnie na modlitwie” (Dz 1, 14). Nikt nie cierpiał
niedostatku, gdyż ci, którzy posiadali w nadmiarze
dobra materialne, dzielili się z tymi, którym ich bra
kowało. Głodni otrzymywali chleb przynoszony na
modlitwę przez sytych, zdrowi usługiwali chorym,
słabsi otrzymywali wsparcie silnych.
Wspólnota chrześcijańska realizuje swoje drogi
codzienne we wspólnocie z braćmi przed Bogiem.
Chrześcijanin jest jednym z wielu klęczących przed
tym samym Panem. Jest to jedność, która wymaga
ofiary z siebie, walki z kaprysami, nadmiernymi am
bicjami, egoizmem, które mogą godzić we wspólno
tę. Nad wspólnotą trzeba pracować.
Gdy człowiek ucieka ze wspólnoty, nie chce ra
zem z nią świętować, radować się, dzielić jej prob
lemów i trosk, wspólnie się modlić, ubogacać jej
swoją mądrością i doświadczeniem, staje się dla niej
coraz bardziej obcy. Nie potrafi się w niej odnaleźć,
czuje się nieswojo, a Kościół powoli przestaje być dla
niego domem, za którym nie tęskni.
Każdy z wierzących tworzy Kościół - wspólno
tę, współdecyduje o jej pięknie i dobru, o tym, że
można się w niej pomodlić, skupić, spotkać braci
w Chrystusie.
Zycie człowieka, jego droga do nieba, zamienianie
dni, które podarował mu Bóg, na szczęśliwą wiecz
-
30
-
ność, dokonuje się pośród spotykanych ludzi, którzy
stają się braćmi.
Na drogach teraźniejszości realizowane jest posłan
nictwo, które wierzący otrzymał od Jezusa Chrystusa,
by szedł i nauczał „wszystkie narody”, „dawał świa
dectwo Prawdzie”. Chrystus potrzebuje tych, którzy
będą o Nim opowiadać każdego dnia - niekoniecznie
słowem. Ojciec nie musi często powtarzać rodzinie,
że ją kocha, by okazać jej miłość, wystarczy, że bę
dzie wracał do domu trzeźwy, uczciwie pracował,
czuwał wraz ze swoją żoną nad chorym dzieckiem.
Miłość nie wymaga słów, lecz szarej i codziennej do
broci, która więcej opowiada o człowieku niż hymny
i poematy.
Umierający ojciec zwrócił się do swego syna ze
słowami: „Wybacz mi, jeżeli nie byłem dobrym oj
cem. Jeśli kiedykolwiek będziesz czuł nienawiść do
bliźniego, to dlatego, że nie nauczyłem cię kochać
ludzi; jeśli przez ciebie ludzie będą głodowali, to
znaczy, że nie nauczyłem cię dobrze pracować; jeśli
przestaniesz się modlić, to dlatego, że sam mało się
modliłem; jeśli kiedykolwiek odejdziesz od Boga, to
znaczy, że nie pokazałem ci prawdziwego Boga”.
Teraźniejszość jest nieustannym egzaminem doj
rzałości chrześcijańskiej, sprawdzianem miłości i kon
sekwencji słów, które usłyszeliśmy i które powtarzamy.
Drogi teraźniejszości są Ewangelią, która właśnie się
pisze...
- 31
* * *
Bóg na chwilę nam daje łąki i doliny,
Wstrząsane dreszczem drzewa i głuche kamienie,
Lazur nieba i jezior, wzgórza i równiny,
Byśmy je wypełnili sercem i marzeniem.
Wiktor Hugo, Smutek Olimpia
Czas jest drogą wiodącą ku wieczności.
Thibon
To, co nadaje sens życiu, nadaje sens śmierci.
Antoine de Saint-Exupery
EPITAFIUM
Pochłaniają nas równocześnie
dwie wszechmocne
troski.
Pragniemy, by świat się zmieniał
i by pozostał
ten sam.
Dlatego
atakujemy
wszystko, co stare,
pieśnią,
żurawiami na budowie,
brakiem serca.
I wierzymy,
że to, co sami stworzymy,
trwać będzie wiecznie...
-
32
-
> n
Nie ma takiej wieczności!
I tak jest dobrze.
j, którzy ogień wykradli, jeszcze nie wyginęli!
kto na śmierć nie gotowy -
ten umarł na wieki.
Lubomir Spirydonow Lewczew
DROGI PRZEMIANY
Jezus Chrystus nigdy nie potępiał ani nie poniżał
człowieka. W Jego obecności ludzie prostowali zgięte
plecy, uświadamiali sobie swą wielkość, ponownie za
czynali myśleć o sobie z szacunkiem. On przywracał
im godność. Poszedł wieczerzać do pogardzanego
przez wszystkich celnika. Uratował od śmierci pro
stytutkę. Podjął rozmowę z kobietą samarytańską,
chociaż znał jej trudną sytuację małżeńską. Chciał
wszystkich przygarnąć, wszystkim pomóc...
Drogi Chrystusa są drogami godności ludzkiej.
Przed Nim człowiek staje się wielki i ważny, powstaje
z upadków i prostuje zgarbione plecy służalca. Iść
Jego drogami - znaczy iść z godnością.
Jezus Chrystus zwraca oczy człowieka ku górze,
każe spojrzeć mu z wysoka na otaczający świat, aby
zrozumiał cel wędrówki Jego drogami. Widzenie
„z wysoka” pozwala na uchwycenie właściwej per
spektywy swego życia, tak że nawet w chwili upadku
człowiek rozumie, dlaczego musi powstać. Jezus po
chyla się nad człowiekiem wdeptanym w proch ziemi,
bierze go za rękę, pomaga wstać i prowadzi dalej...
„Bóg pamięta o przymierzu swoim”, nie zapomina,
jest Bogiem wiernym, Bogiem prawdy i spełnionych
obietnic. Jeżeli ktoś zerwał przymierze - był to właś-
- 34 -
nie człowiek. Bo przymierze zawarte z Bogiem na
całe wieki jest to samo: „Będzie Bogiem Twoim,
a potem twego potomstwa” (por. Rdz 17, 3-9). On
chce być twój. Potrzebuje ciebie. W tobie znalazł
swoją Ojczyznę, kraj zamieszkania, za którym tęskni.
Jeżeli Go wyrzucisz, opuści cię, uszanuje twoją wolę,
posłucha, ale zawsze będzie tęsknił do ciebie, bo
stałeś się Jego Domem.
Bóg chce wrócić do człowieka, którego musiał
opuścić, chce z nim być. Wrócić do Boga, przyjąć
na nowo Jego naukę oznacza żyć od nowa, bo: „Jeśli
kto zachowa moją naukę, ten śmierci nie zazna na
wieki” (J 8, 54).
Życie jest pełne pułapek, dni słonecznych i bu
rzowych, zaskakuje zarówno chwilami szczęścia, jak
i nagłymi atakami rozpaczy. Jedynie fabuła bajek
kończy się słowami: „Żyli długo i szczęśliwie”, jed
nym zdaniem opisując szereg lat życia swych boha
terów. Wierzą w nie dzieci, które niewiele wiedzą
o zmienności życia. Dziecku wystarczy jedna koloro
wa kredka, by wymalować cały świat, „na żółto”, „na
czerwono”, „na niebiesko”. A świat jest wielokoloro
wy i przeplatają się w nim kolory ciemne z jasnymi,
szarość z bielą, rozmazane barwy z wyrazistymi. Jed
nego dnia słychać w domu radosne śmiechy rodziny,
płacz dzieci, słowa uznania dumnych z osiągnięć
swego syna rodziców, narzekanie i jęki chorego.
- 35 -
Pomimo zmienności świata wezwani jesteśmy do
stałości i wierności Temu, który jest naszym Panem.
Nie zmienimy świata i nie uchronimy się przed jego
kaprysami, lecz możemy dokonywać swych prze
mian tak, by zawsze odnaleźć się przy Chrystusie.
Tę zasadę wędrówki po zmiennych drogach
świata przypomina modlitwa różańcowa. Palce rąk
modlącego się człowieka przesuwają się po tych
samych różańcowych paciorkach przy rozważaniu
tajemnic radosnych, bolesnych i chwalebnych. Je
den kierunek „wędrówki” palców wyznacza krzyżyk:
wszystkie one zmierzają od krzyża i kończą swoją
drogę na krzyżu. Treści radosne, bolesne i chwaleb
ne nie zmieniają kierunku wędrówki, tempa i celu.
Nic nas nie może odłączyć od miłości Chrystusowej
- ani płacz, ani śmiech, ani rozpacz, ani radość, ani
zwątpienie. Wszystko bierze swój początek u Boga
i zmierza do Niego. Dobre jest to wszystko, co do
Niego przybliża. Złe jest to wszystko, co wstrzymuje
człowieka w tej drodze, zawraca go z niej, gmatwa
drogi i zmienia kierunek wędrowania.
Dokonanie przemiany wewnętrznej oznacza naj
częściej odkrycie na nowo piękna dróg Chrystuso
wych. Zrozumienie, że wszystko tylko w Nim ma
sens. Maria Curie-Skłodowska, która wiele lat wa
dziła się z Bogiem po stracie dziecka, pisała w liście
do swej siostry: „Jest to naprawdę wielka boleść dla
- 36 -
matki tyle cierpień przeżyć na próżno. Gdyby to
można było powiedzieć: Bóg tak chciał, niech się
dzieje Jego wola, ujęłoby to zapewne połowę roz
paczy. Ale niestety ta pociecha nie jest dostępna
każdemu, a widzę, jak szczęśliwi są ci ludzie, którzy
mogą uwierzyć w Boga”.
Przemiana łączy się z poznaniem prawdy. Odkry
cie prawdy o sobie, o swej małości i słabości, o przy
lepionej do twarzy masce i teatralności własnych
gestów, o wielkim słowie pustym jak slogan i planach
na wyrost nie do zrealizowania, jest początkiem prze
miany. Widzieć siebie w prawdzie znaczy rozpocząć
dzieło przemiany. Następnym krokiem jest nawró
cenie, rozerwanie kokonu kłamstwa, wyjście poza
widzenie własnych projektów i planów.
W naszej codzienności pełno jest wymyślnych
opakowań. Mogą nimi być nasze słowa, stroje, konto
bankowe, dyplomy, bogactwo, stanowiska. Niektó
rzy postrzegają Europę jako jedną wielką kulturę
opakowań, dla której nieważne jest wnętrze i prawda
o człowieku. W błyszczących i kolorowych opako
waniach podaje się buble, towary marnej jakości.
A one są tak łatwo kupowane. Świat kolorowych
papierowych złudzeń.
Drogi przemiany prowadzą do istotnych pytań
o człowieka, o jego miejsce w świecie stworzonym
przez Boga, o siłę woli, która pozwoli podjąć trud
nawrócenia.
- 37 -
* * *
Życzliwość nawraca więcej grzeszników niż gorliwość
apostolska, wymowa i wiedza. Te bowiem przymio
ty nie nawróciły jeszcze ani jednej duszy, jeśli nie
współdziałała z nimi życzliwość. Słowem, życzliwość
posiada niemal Boską moc. Jednocześnie zaś chroni
nas od pychy, życzliwe bowiem serce stale zdaje sobie
sprawę, że i samo potrzebuje życzliwości, to zaś uczu
cie budzi w nim pokorę. Nie ma serca, które by tak
nieodzownie łaknęło życzliwości, jak to, które samo
jest pełne życzliwości.
o. Faber
Tylko wzorowanie się na wielkich i kryształowo czystych
charakterach rodzi piękne idee i szlachetne czyny.
Albert Einstein
Żaden wiatr nie pomoże temu, kto nie wie, do jakie
go portu zmierza.
Michel de Montaigne
przesłanie
pana
cogito
Idź wyprostowany wśród tych co na. kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
(...)
a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku
Bądź wierny
Idź.
Zbigniew Herbert
DROGI SAMOTNE
Ogromne były tęsknoty ludzi, którzy postanowi
li wznieść wieżę Babel. „Zbudujmy sobie miasto
i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba” (Rdz
11,3)- postanowili. W ich planach nie było miejsca
dla Boga, to były tylko ich zamiary i ich samodziel
na praca. Postanowili sami uczynić dzieło godne sił
i mocy człowieka, symbol jego potęgi. Nie dokoń
czyli swej budowli. Skłóceni między sobą, odwrócili
się do siebie plecami. Odeszli z placu budowy, każdy
w swoją stronę. I choć było ich wielu i wiele mogli
dokonać, powrócili na swe samotne drogi, do swych
kryjówek. Odtąd niewiele znaczyli. Każdy zanurzył
się w swej samotności, zamknął się w swoim świecie,
„nie rozumiał jeden drugiego” (Rdz 11, 7).
Łatwo sobie wyobrazić tysiące ludzi oddalających
się od wieży Babel, idących w różne strony świata.
Oddalali się od siebie, chociaż byli sobie potrzebni.
Gdzie jednak nie ma miejsca dla Boga, tam nie ma
jedności, porozumienia, wspólnego języka, bliskości
z ludźmi.
Małżonkowie rozwodzą się, jeżeli w ich związku
nie ma Boga. Mąż opuszcza żonę, przyjaciel zdradza
przyjaciela, córka odwraca się od matki, syn staje prze
ciwko ojcu, starzy rodzice porzucani są przez dzieci,
ludzie nie potrafią się porozumieć, każdy myśli o sobie,
ucieka w swój świat, nie chce znać problemów i pytań
innych ludzi. Codziennie powtarza się historia wieży
Babel. Plany pozostawione jedynie na papierze, ledwie
rozpoczęta praca, niedojedzone chleby, niedokończo
ne pieśni i rozmowy zieją grozą kłótni i podziałów.
Drogi samotne, w pojedynkę, połączone z ryzy
kiem zabłądzenia i utraty sił, bez możliwości prośby
o pomoc kogokolwiek, bez pokornych pytań o ich
słuszność, gęstą siecią oplatają kulę ziemską. Ludzie
tak łatwo uciekają do swoich samotni, zamykają
drzwi domów, ryglują bramy, opuszczają okiennice,
otaczają się szańcami, by nie widzieć twarzy innych,
nie słyszeć ich próśb i płaczu, nie podzielić się tym,
co „własne” i „prywatne”. A tymczasem do nieba nie
idzie się gęsiego, lecz wspólnie z innymi. To, co zo
stało zniszczone kłótnią pod wieżą Babel, Chrystus
naprawił, ustanawiając swój Kościół.
Do Betlejem, miejsca narodzin Jezusa, do Jego
żłóbka ciągnęli z różnych stron świata ludzie wielu
ras, języków i narodów. Korowód otwierali pasterze,
a po nich anonimowi Mędrcy ze Wschodu. Pomimo
posiadanego bogactwa, proponowanych ze strony
Heroda intratnych stanowisk na dworze i sławy mąd
rych ludzi, podjęli trud znalezienia drogi do Jezusa.
Zeszli ze swych samotnych dróg, by stanąć na dro
dze do Betlejem, razem z innymi.
- 41 -
f
Tak właśnie działa Bóg - gromadzi ludzi, czyni
z nich jedną rodzinę, zaprasza przez rozmaite znaki
na niebie i na ziemi do podjęcia trudu wędrowa
nia do wspólnego wszystkim nam miasta. Święty
Paweł, nauczając, wskazywał na tę wielką prawdę
Objawienia, która choć „nie była oznajmiona synom
ludzkim w poprzednich pokoleniach”, to przecież
stała się jasna: „Poganie też są współdziedzicami,
uczestnikami obietnicy” (por. Ef' 3, 5), którą kiedyś
Bóg dał Izraelowi. Dotyczyła ona uwolnienia ludzi
uwięzionych na samotnych drogach tułaczki, zgro
madzenia ich w jednej wspólnocie.
Bóg podjął trud gromadzenia tego, co człowiek
w swej zarozumiałości i pysze roztrwonił. Ludzie
rozproszeni przez grzech pod wieżą Babel, w Betle
jem powracają na nowo do Boga i do siebie. Pełni
radości i pokoju przypominają sobie wspólny język
miłości. Bo tak naprawdę to człowiek najbardziej boi
się samotności, gdy jest opuszczony i pozostawio
ny samemu sobie. Niektórzy twierdzą, że mroczną
tajemnicą piekła jest samotność, opuszczenie, zamk
nięcie przed wszelkim dobrem i przed wszystkimi
osobami. Tam, gdzie jest Bóg, tam też jest i jedność
między ludźmi. Wystarczy pójść do niektórych do
mów w dzień Wigilii Bożego Narodzenia, by zo
baczyć: obcy zaproszony do stołu i nakarmiony;
staruszka opowiadająca o pomocy, którą uzyskała od
- 42 -
sąsiadów, chociaż „nie są oni jej rodziną”; ktoś po
dał rękę leżącemu na drodze obcemu człowiekowi;
ktoś pamięta o imieninach samotnie mieszkającego
staruszka. Tam, gdzie urodził się Bóg, mogą przy
być z najdalszych stron nawet obcy - i zaraz będą
„u siebie”.
Wszyscy chętnie poszukują miejsc, gdzie urodził
się Bóg. Tam bowiem jest dobrze. Są gotowi wiele
porzucić, by to miejsce znaleźć i w nim zamieszkać.
Święty Jan Apostoł napisał: „Każdy, kto narodził się
z Boga, nie grzeszy, gdyż trwa w nim nasienie Boże;
taki nie może grzeszyć, bo narodził się z Boga”
(1J3, 9).
Kościół jest ponownym zgromadzeniem ludzi
rozproszonych, których łączy jedna myśl i jedna
troska. Każdy staje na tym placu nowej budowy ze
swoimi talentami, umiejętnościami i zdolnościami,
którymi obdarzył go Bóg. Pośród zgromadzonych,
nie jak wśród tłumu budowniczych wieży Babel, za
mieszkuje Bóg. On łączy wszystkich, umacnia w jed
ności. To Jego plan - ludzie mają osiągnąć niebo,
nowe miasto, które budują już tu, na ziemi, swoim
trudem, świętością, modlitwą, trwając w Bogu i bli
sko innych ludzi, bo:
Nikt nie ma z nas,
tego, co mamy razem,
- 43 -
każdy
wnosi ze sobą, to, co ma,
zatem, aby wszystko mieć,
potrzebujemy siebie wzajem,
bracie, siostro,
ręka w rękę,
razem chodź!
Drogi samotne można zamienić na wspólne dro
gi Kościoła. Wystarczy zacząć rozmawiać z ludźmi
językiem miłości.
* * *
Bóg czeka na Ciebie w chwili obecnej.
Michel Quoist
Umiejcie czekać na spotkanie z Bogiem, choćby
przez całe życie, nie przestając nigdy wierzyć, że ono
kiedyś
nastanie i ponawiajcie to oczekiwanie każdego
dnia. Na tym polega wytrwała wiara w słowa Zbawi
ciela i troska o lampę napełnioną oliwą.
Rene Voillaume,
Echa Nazaretu
Samotność nie jest celem, aJe niezbędnym środkiem
skupienia; w tłumie nie osiąga się napięcia koniecz
nego dla
zntentycznego
istnienia.
B. Mounier
-
44
-
DEBIL
Chłopak o skurczonym sercu
pisze list: Mamo, przyjedź do mnie.
Dziecko o przerażonym uśmiechu pisze list:
Tatusiu, odpisz mi, ja ciebie nie znam.
Potem wkłada pierwszy list do koperty,
adresuje: do Mojej Matki.
Później wkłada drugi list do niebieskiej koperty
i pisze adres: do Mego Ojca.
Wrzuca listy do czerwonej, chłodnej skrzynki
i czeka na odpowiedź.
Listonosz śmieje się:
- To ten debil znowu pisze swoje listy,
to ten idiota z Domu Dziecka, bez rodziców.
On pisze listy na adres Pana Boga!
A chłopiec o skurczonym sercu
czeka na odpowiedź,
czeka na Ust od Pana Boga,
czeka na list od swego Pana Boga,
do którego on jeden tylko nie zapamiętał adresu.
Wiesław Rogowski
DROGI ODEJŚCIA
Człowiek troszczy się o wiele spraw. Wyrazem tego
jest codzienna krzątanina, zabieganie, nieustanny
brak czasu, mnóstwo prac, które podejmuje. I tyl
ko czasami, gdy trud przygarbi jego plecy, oczy za
mykają się ze zmęczenia, a ręce omdlewają, rodzą
się pytania o sens i kierunek wędrowania. Niekiedy
ze zadziwieniem odkrywamy, że daleko odeszliśmy
od dziecięcej niewinności, młodzieńczych marzeń
i uniesień ducha. Nasze drogi są silniejsze od nas,
wciągnęły nas w machinę bezmyślności, nadaktyw-
ności, zapracowania aż po zapomnienie o najprost
szych sprawach, w zatwardziałość serca aż po zdradę
i odejście od samego siebie.
Tak łatwo jest w wielkiej trosce codzienności roz
glądnąć się za prostszymi rozwiązaniami, drogami
łatwiejszymi, za panem, u którego służba jest i łatwa,
i opłacalna, za opiekunem, który zapewni chociaż
na chwilę spokojny byt, złoży konkretne i proste
obietnice...
Nawet srebrniki mogą się wydawać ciekawą ofer
tą. Judasz budzi się w sercu człowieka dążącego za
wszelką cenę do realizacji swoich planów. Trzydzieści
srebrników dodane do comiesięcznej pensji też ma
swoją wartość... Bez względu na koszty.
Łatwo jest odejść, a dróg odejścia jest zdecy
dowanie więcej niż dróg powrotu. Odejść można
w dowolnym kierunku, nie zastanawiając się nad sen
sem i konsekwencjami swoich kroków. Powrócić zaś
trzeba do wyraźnie zaznaczonego miejsca. Wymaga
to rozeznania w terenie, świadomego i celowego wę
drowania.
Ludzie, którzy odeszli od swego powołania do
świętości, zgodzili się dla siebie i innych na świat
kłamstwa, okrucieństwa i ciemności. Z okresu stanu
wojennego w Polsce, a więc z 1983 roku, pochodzi
następujący wiersz:
Zbudź mnie, mamo, śnię tak długo,
a śnią się tylko koszmary,
niby jakaś wojna dziwna.
Są żołnierze, biją ludzi,
bezbronnych cywilów biją.
Skutych ludzi dokądś wiozą
dużo ludzi, tłumy ludzi,
słyszę płacze, widzę zgony,
strach starł z ludzkiej twarzy uśmiech,
strach zapalił w oczach rozpacz
i pożarem spala radość.
Zbudź mnie, mamo, gaz puścili
ludzie dławią się i krzyczą
przez człowieka przejechali
pałują kogo popadnie
kopią butami ofiary
-
47
-
ktoś się kuli i krew ściera
ktoś pochyla się i pada.
Mamo, zbudź, niech sen się skończy.
Mój ty synu, nie śnisz wcale,
to nie sen jest, ale jawa
jak ja ciebie zbudzić mogę,
gdy to nie sen, mocny Boże!
Kalina Wolska
Można odejść od każdej wartości, od wszystkie
go, co było i jest drogie innym ludziom. Łatwo po
rzucić miłość, przyjaźń, Ojczyznę, Boga, uczciwość,
prawdę, obietnice, marzenia, śluby, dobre intencje.
Dróg odejścia jest wiele...
Wiele rąk czyha na nasze życie, próbuje je po
chwycić, ponieść, obiecuje lekkość i chwile zapo
mnienia.
Ręce
kłamliwe,
zdradzieckie,
podstępne,
złodziejskie, poplamione ludzką krwią, bijące, pięści
zaciśnięte w geście nienawiści, nie są godne darów
Boga. Oferujące łatwy pieniądz, ubrudzone pychą,
podsuwające truciznę narkotyku - nie są rękami
Boga. Czyż trudno jest rozpoznać pośród wielu rąk
podziurawione od gwoździ ręce Jezusa? On także
staje obok człowieka i proponuje mu: „Pójdź za
Mną!”.
Wybór jest trudny, ciemność zakrywa umysł i ser
ce człowieka. Noc zaciera różnice, zamazuje kontury
rzeczy i osób, łatwo się pomylić, sięgnąć po zło, za
48
gubić się. Gdy ktoś idzie na oślep, musi się kierować
własną intuicją, przeczuciem, które często okazuje
się zwodnicze.
Z każdej drogi odejścia można zawrócić. Zale
ży jedynie od wędrowca, czy zechce, czy zrozumie
sytuację, w której się znalazł, czy podejmie wysi
łek powrotu. Wystarczy powrócić do najprostszych
stwierdzeń. Dorota, uczennica trzeciej klasy liceum,
napisała w swym wierszu:
W co wierzysz?
W dobro.
Czym grzeszysz?
Podobno naiwnością.
Kim chcesz zostać?
Człowiekiem.
Najdalsze odejścia prowadzą człowieka do zdra
dy własnego człowieczeństwa. Można odejść od
samego siebie, zapomnieć, kim się jest i do kogo
się należy.
Kiedyś, na początku dziejów, Bóg powołał czło
wieka do dobroci. W ogrodzie Eden wytyczył ścieżki
jego wędrowania. Opisał je, wskazał na niebezpie
czeństwa czyhające na przypadkowych drogach. Bóg
w swej miłości prosił człowieka, by nie wchodził na
drogę zdrady. Nie został wysłuchany. Odejście czło
wieka od Boga wiele go kosztowało. Wystraszył się
-
49
-
i
samego siebie, zawstydził się. Zaplątał się w gąszcz
zła, z którego długo musiał się uwalniać. Brnął coraz
bardziej w kłamstwo, bał się pełnego dobroci i miło
ści spojrzenia Boga. Dopiero Jezus Chrystus przez
swój krzyż i zmartwychwstanie pozwolił człowiekowi
na nowo zaprzyjaźnić się z Bogiem. Pozostać z Jezu
sem znaczy podjąć trud drogi powrotnej do Ojca.
* * *
Jeżeli na obrazie jest plama lub dziura, to lada głu
piec ją dostrzeże; zalety widzi tylko znawca.
Adam Mickiewicz
Jeżeli nie udało się dzisiaj, uda się może jutro.
Pius Parsch
Chciwości ślepa, o duchy podłości,
Co używacie na złe dóbr przyrody!
Szukając złota i władzy, i włości,
W pysze idziecie z
srogością w zawody.
Mistrzów w lenistwie macie, w rozwiązłości;
W zawiści chcecie swoich bliskich szkody,
Nie
wiecie, sycąc
wiecznie głodne ciało,
Że
czas
jest
krótki i trzeba tak mało
Michał Anioł Buonarroti,
Radość to nowa...
-
50
HAKELDAMA
Kapłani mają problem
z pogranicza etyki i rachunkowości
co zrobić ze srebrnikami
które Judasz rzucił im pod nogi
suma została zapisana
po stronie wydatków
zanotują ją kronikarze
po stronie legendy
nie godzi się wpisać jej
w rubryce nieprzewidziane dochody
niebezpiecznie wprowadzić do skarbca
mogłaby zarazić srebro
nie wypada
kupić za nią świecznika do świątyni
ani rozdać ubogim
po długiej naradzie
postanawiają nabyć plac garncarski
i założyć na nim
cmentarz dla pielgrzymów
oddać niejako
pieniądze za śmierć -
śmierci
-
51
-
wyjście
byfoby taktowne
wifc dlaczego
huczy przez stulecia
nazwa tego miejsca
hakelóama
hakeldama
to ;est pole krwi.
DROGI FAŁSZYWE
Poszukujemy prawdy. Tęsknimy za nią. Instynktow
nie czujemy, że świat ciągle nas okłamuje. Spoty
kamy tak wielu ludzi w maskach, lękamy się ich,
nie wiedząc, co ukrywają i dlaczego. Obawiamy się,
że dobroć, uśmiech, gest przyjaźni, a nawet miłość
są jedynie próbą uwiedzenia nas, uśpienia naszej
czujności. Tyle razy przecież widzieliśmy ludzi, któ
rzy nagle, ku naszemu przerażeniu, ukazywali swo
ją prawdziwą twarz. Tylko wiatr zmienił kierunek,
a w pośpiechu zmieniali mundury, legitymacje, treść
wykrzykiwanych haseł.
Fałsz brudzi nasze życie jak mętna woda, któ
ra zatruwa krystalicznie czyste źródła. Kłamstwo
spływa w nasze życie przez usta spikerów, przywód
ców, liderów, mistrzów i nauczycieli. Chcą zamącić
w umysłach młodych. Zabrudzone już są przeszłość,
teraźniejszość i przyszłość.
Bezmyślne, bezkrytyczne połykanie papki kłam
liwej informacji, komentarzy, polemik prowadzi do
bezmyślnego życia, do życia byle jakiego. Wiedzie
na drogi fałszu i zakłamania. Stwarza nowe poko
lenie - pokolenie ludzi o sterowanym przerażeniu
i zachwycie. Ludzi z gumy, którzy łatwo nagną się do
każdej nowej sytuacji, która ich stwarza, manipuluje
nimi, a oni nie mają nad nią kontroli. Są zabawkami
w rękach polityków i etatowych głosicieli „nowego
porządku”. Są plastyczną masą w rękach manipula
torów, fałszywych proroków i zwodzicieli tłumów.
Fałszerzy ludzkich dróg łatwo rozpoznać: przy
chodzą jako „złodzieje i rozbójnicy”, „tylko po to,
aby kraść, zabijać i niszczyć” 0 10, 9). Wystarczy więc
popatrzeć na owoce ich czynów, by rozpoznać jakość
proponowanej przez nich drogi. Anonimowy wiersz
z okresu stanu wojennego tak opisuje jedną z możli
wych fałszywych dróg przemocy i zniewolenia:
Wciąż tylko posępne mury,
Szczęk żelaza, w górze krata.
Zamiast swego dziecka oczu
obojętny wzrok klawisza
i okrutne oczy śledczych.
Ciągle te posępne mury,
parodia spaceru w kolo,
szczęk żelaza, mdlący zaduch.
W mieszkaniu jednego z działaczy opozycyjnych
na ekranie telewizora dużymi czerwonymi literami
wypisany był napis: „TV kłamie”. Był on widoczny,
trochę nawet przesłaniając całość obrazu, podczas
oglądania wszystkich programów: filmów, reporta
ży, programów informacyjnych. Gospodarz tłuma
czył, że ten napis jest konieczny, by w każdej chwili
- 54 -
przestrzegał
przed
możliwym
kłamstwem,
przypo
minał
o
ostrożnym
podchodzeniu
do
wszelkiego
dobra
telewizji.
Łatwo
bowiem
można
sterować
„umysłem
telewizyjnym”.
Podobnie
łatwo
można
okłamać „umysł gazetowy”. Julian Tuwim w wierszu
Mieszkańcy
pisał:
Jak ciasto biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż, papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy szybko im puchną.
Łatwo minąć się z Prawdą. Jakże blisko stała ona
Piłata, gdy pytał: „Cóż to jest prawda?”, i nie czekał
na odpowiedź.
Na drogi prawdy wchodzi się dzięki Jezusowi. On
jest prowadzącą na nie bramą. Na rozległych pastwi
skach świata pojawia się jako dobry Pasterz. Przez
serce człowieka wchodzi On w jego świat, nie skrada
się i nie szuka podstępu, by być wpuszczonym. Nie
żeruje na płytkich ambicjach, nie składa obietnic
bez pokrycia, nie kupuje lichym grosiwem zdrady,
lecz swoją miłością zdobywa sobie prawo do życia
człowieka, do obecności w jego świecie. Wezwanie
Jana Pawła II, wypowiedziane w dniu inauguracji
pontyfikatu, 22 października 1978 roku: „Otwórzcie
drzwi Odkupicielowi”, mówi o potrzebie rozwagi.
- 55 -
I
To przed Jezusem otwórz swoje drzwi, wpuść Prawdę
do siebie.
Jezus jest Pasterzem, który zna swoje owce, zna
je „po imieniu”. Każda z nich jest cenna i jedyna.
Gdy któraś zabłądzi w górach, On opuszcza pozo
stałe i idzie za zagubioną, by na nowo przywrócić
ją stadu. Jest gotowy bronić swych owiec, narażając
nawet własne życie.
Drogi fałszywe można rozpoznać, gdyż brakuje
na nich Jezusa Chrystusa. I można być pewnym
prawdziwości drogi, na której On jest. Dać dzisiaj
świadectwo Prawdzie oznacza strzec Bożej drogi na
każdy dzień, być jej wiernym, aby Ją przekazać na
stępnym pokoleniom.
Fałsz jest świetnym aktorem, może udawać dobro
w sposób przemyślny i wieloraki. Przybiera szaty po
kory, posługuje się atrybutami władzy, może przypo
dobać się elokwencją i kulturą bycia. Nie zmienia to
faktu, że jest fałszem. Jedną z najtrudniejszych umie
jętności jest trafne rozróżnianie dobra i zła. Wymaga
to mądrości, pokory i bliskości Jezusa. Ale owce „po
głosie” poznają swojego prawdziwego Pasterza.
Pastwiska świata są niezwykle rozległe. Błądzimy
po nich i szukamy pasterza, przewodnika, stróża,
by nas poprowadził po drogach Prawdy. I ciągle na
nowo trzeba nam dokonywać przeglądu swego świa
ta, by przyglądnąć się Pasterzowi, by Mu na nowo
zaufać, na nowo z Nim pozostać.
*■ * *
Są prawdy, które mędrzec wszystkim ludziom mówi,
Są takie, które szepce swemu narodowi,
Są takie, które zwierza przyjaciołom domu,
Są takie, których odkryć nie może nikomu.
Adam Mickiewicz
Gdybym miał pełną garść prawd, nie otworzyłbym
nigdy ręki.
Bernard Fontenelle, pisarz francuski
Można być tchórzem i egoistą - i nie mieć odwagi
o tym myśleć. Albo można to sobie uświadomić,
złapać. I wtedy wykonuje się pierwszy gest etyczny.
W tym przytrzymaniu siebie człowiek staje się jesz
cze kimś ponad swoją słabością (tchórzostwem czy
egoizmem), stwarza sobie nadwartość, swój pierwszy
zarys moralny. Nie chcieć znać prawdy o sobie to
współczesny stan grzechu...
Kazimierz Brandys, Dżoker
SZUKAM
Szukam nie ogłoszonej jeszcze świętej
tak autentycznej że bez obrazka
patronki piękności nieprzydatnej
urody dla nikogo
przyjaźni zatrzymanej w listach na dnie szufladki
-
57
-
zagubionej piłki
pantofli na sznurku
maskotki rozciągającej policzek w uśmiechu
futerka tak taniego że za drogo wyszło
spraw związanych gdzieś tam poza nami
zdmuchniętego imienia
tuż przy Aniele Stróżu który się zamyślił
że strzeżonego Bóg właśnie nie strzeże
Wtedy
odnajduję dwunastoletnią Małgosię
co umarła w szpitalu
przy mojej stułę
z jedną ściętą minutą przy sercu
pochyliła jak świerszcz głowę
z chrypką w gardle
ks. Jan Twardowski
DROGA MARYI
Jej droga wiodła przez różne tereny. Maryja pod
czas ziemskiej wędrówki mijała rozmaite krajobrazy,
pośród obcych ludzi, w nieznanych wcześniej miej
scach realizowała swoje życiowe powołanie. Droga
błogiego dziecięctwa w Nazarecie, droga poszuku
jącej dla siebie miejsca w czyimś domu, by urodzić
dziecko, droga emigracji w Egipcie, droga matki
wychowującej swego Syna, droga wdowy pogrążonej
w samotności, droga Syna - Nauczyciela i Proro
ka, droga krzyżowa, droga Kościoła - stawały się
na poszczególnych etapach życia treścią Jej troski,
działań, pragnień. Łączyła je jedna wspólna, typowo
Maryjna, cecha - były one konsekwencją Jej słów
wypowiedzianych kiedyś do Posłańca Boga: „Oto
ja, służebnica Pańska”. Cokolwiek czyniła, mówiła,
czegokolwiek
się
podejmowała,
czemukolwiek
się
poświęcała, było to kolejnym słowem dopowiedzia
nym do słów, które rzekła przy Zwiastowaniu.
Łatwiej jest słowo powiedzieć, niż nim żyć, zamie
nić w czyn. Z pewnością łatwiej jest mówić o dro
dze, niż wędrować. Między myśleniem i mówieniem
o drodze a wędrowaniem zachodzi jednak ścisły
związek. Nie można przecież iść, nie rozważywszy
wcześniej drogi, którą się będzie podążać. Byłoby
-
59
-
to wędrowanie nieroztropne. Człowiek ma prawo
i obowiązek wpierw rozważyć swą drogę. A potem
wyruszyć. Brak rozmysłu u początku może być przy
czyną zejścia na manowce życia.
Maryja rozważyła słowa Boga, Jego propozycję.
Podzieliła się swoimi obawami, a gdy je rozwiały
słowa Posłańca, podjęła decyzję. Wyruszyła drogą,
na którą wezwał Ją Bóg. Odtąd nie oglądała się za
siebie. Uparcie i konsekwentnie realizowała to, co dla
Niej Bóg przygotował. Nie szukała łatwiejszych dróg,
nie narzekała, gdy było ciężko, ciemno i biednie.
Była wierna raz obranej drodze.
Nawet na Golgocie, wobec ogromu bólu, któ
ry Ją dotknął, zachowała spokój. Nie wykrzykiwała
swej boleści, gdy Jej serce „miecz przenikał” - za
powiedziany kiedyś przez starca Symeona w świąty
ni jerozolimskiej. Jezus nie pozwolił Jej zatopić się
w smutku - z krzyża wskazał Jej nowy etap drogi;
wskazując na Jana, powiedział: „Oto Syn Twój!”.
Schodząc z Golgoty, znała już swoją dalszą dro
gę - ma być z Kościołem, z wszystkimi, którzy go
stanowią. Ma być Matką Kościoła. To nowe zadanie
podjęła pokornie jako kolejną konsekwencję swej de
cyzji z Nazaretu: „Oto ja, służebnica Pańska. Niech
mi się stanie według Twego słowa. Nie moja, lecz
Twoja wola niech się stanie”.
Dzięki Jej wiernemu kroczeniu po drogach wska
zanych przez Boga wszyscy otrzymaliśmy przykład
i wzór ludzkiego pielgrzymowania. Jej droga to nie
tylko wędrówka - wędruje bowiem wielu, ale do
celu dochodzą tylko niektórzy. Jej wędrówka była
pielgrzymowaniem, czyli konsekwentnym zmierza
niem do z góry obranego celu, była świadomym
podjęciem trudu, wysiłkiem nie przypadkowym, ale
wyraźnie ukierunkowanym. Pielgrzym jest szczegól
nym wędrowcem - wie, jaki sens ma jego wędrowanie
w stronę Boga.
Wspomnienie Maryi łączy się z szeroko prakty
kowanymi w chrześcijaństwie pielgrzymkami. Do
Jej licznych sanktuariów udają się dziesiątki, tysiące
i miliony pielgrzymów, aby w miejscu przez Nią
ulubionym uczyć się prawdy o Jej drodze i poznać
prawdę o własnej drodze życia.
Gdy jest nam źle, gdy jesteśmy smutni, gdzież
iść, jak nie do Matki? Do kogo się udać, by usły
szeć słowa otuchy? Ona rozumie obawy i rodzące
się w długiej drodze pytania. Sama pokonywała tak
wiele przeszkód. W Jej sanktuariach najlepiej uczyć
się wierności i cierpliwego trwania przy Bogu. Samo
sanktuarium jest znakiem, że warto było iść dalej,
nie zatrzymywać się, nie zawracać, stąpać ostroż
nie i rozważnie, nie błądzić. Sanktuarium - znak
chwały Maryi, której doznała po swoim wniebowzię
ciu z tego świata, jest zarazem znakiem celu, który
osiągnęła. Doszła. Spełniła powierzone Jej zadanie.
- 61 -
Zrealizowała do końca każde ze swoich słów. Otrzy
mała za to chwałę nieba - zgodnie z obietnicą Boga,
jest „błogosławioną między niewiastami”.
Pomimo osiągnięcia chwały nieba, Jej droga nie
zakończyła się. Jest włączona w historię świata. Jako
Królowa Nieba i Ziemi nieustannie otacza opieką
swoje dzieci, w dalszym ciągu realizuje nakaz Syna,
by była nam Matką. Możemy się do Niej zwracać,
prosić Ją o wstawiennictwo, zanosić do Niej swoje
troski.
Bardzo wielu ludzi korzysta z Jej dobrej obecno
ści. Ona stoi u naszych dróg, towarzyszy nam w na
szych zmaganiach, rozumie codzienność z wszystki
mi jej wymiarami. Gdzie jest Matka, tam jest dobrze,
tam się chętnie powraca.
Ona zawsze była wierna. Jak Matka kocha swe
dzieci niezależnie od ich pomyłek i złośliwości. Jej
miłość nie jest uwarunkowana ani uzależniona. Nie
zależy od okoliczności, ciężaru czasu czy pory roku.
Dlatego możemy być Jej pewni. Nie zaprze się swych
dzieci, nie opuści ich, nie zapomni. Jak przy Synu
trwała aż po szczyt Golgoty, po grób, tak trwa wier
nie przy swoich dzieciach.
Droga Maryi jest prosta, wyraźna, zdecydowana.
Wytycza ją wola Boża, poddanie się Bożemu pro
wadzeniu. Wszystko inne jest tylko dodatkiem, jest
mniej ważne, a w ostatecznym rachunku nie liczy
- 62 -
się. Dojść do Boga - to wszystko, co może osiągnąć
człowiek w swoim życiu.
* * *
Twój Pan cię kocha... Staraj się odpowiedzieć Mu tą
samą miłością.
św. Ignacy Loyola,
List do siostry Teresy Rejadell
Która ziemi się uczyłaś przy Bogu,
w której ziemia jak niebo się stała,
daj nam z ognia twego pas i ostrogi,
ale włóż je na człowiecze ciała.
Krzysztof Kamil Baczyński,
Modlitwa do Bogarodzicy
Matko Boska mądra taka,
żeśtjak ogród z plonem łask.
Rzuć najmniejszy choćby blask,
w ciemne wiersze Grochowiaka.
Stanisław Grochowiak
DOROBIONY KLUCZYK
Wybroł sie raz Pon Jezus na śpacer po obiedzie. Poseł
se za niebieskie ogrody, ka sie zacynol las. Idzie se
Pon takom leśnom pyrciom na wierch grapy, a tu
w ubocy na polance widzi kierdelik owiec. Cosik Mu
63
-
sie nie zwidziały. Na zadku kierdla sła jakosi kulawo
owca. Podchodzi Pon Jezus bliżej i widzi, ze tu ta
kich kulawych kalik więcyj. Haw jedna bez oka, haw
inksa na usach parsywa, za zasie jakosi kaprawa. Mało
wtóre uściwie wymyte. Hę? Coze to za porządki?
Markotno sie zrobiło Panu Jezusowi skond się takie
stwory wzieny? Wrócił sie Pon Jezus z tego śpacyru
zaroz i bierze świentego Pietra do galopu.
- Cóześ ty cłeku najlepsego narobił? Napuściłeś mi
jakisik kalik, sietnioków do nieba, he? Nie bocys,
co ci powiedziałek, ze nic zmazanego nie wlezie do
nieba? Cosik zaś sie zepsuł. Jakosik płono psy tych
wrotach wartujes!
Peter świenty sie wystrachał, bo jesce nie widział
w niebie Pona tak markotnego i pada:
- Wybaccie, Panie Przenoświentsy, bo ja tu nie wi-
nowaty.
- Ino kto? - pyto sie Pon Jezus. Przeciek tobie doł
lduce syćkie. No to powiedz mi, cłeku, skond sie
wzieny te pokracne, chore, kaprawe jagnięta, cok je
na upłazie spotkał?
Na to Peter pada.
- Bez mojem bramę nic koślawego, ani brudnego
nie puscom.
- A może tyś chłopie zaspoł na małom kwilę i w ten
cas ich ktosik prześwarcowal?
- Ee - nie, Ponie! Od tej kwili cok tak brzydko za
społ w Łogrojcu, to sie trzymom i byle kiedy nie
zdrzemnem!
- No to jako sie stało? Cary jakie, cy co?
-
64
-
- Ja byk - pada Pieter świenty - cosik pedział, ino
sie bojem.
- Ze co? - psypiro go Pon Jezus.
- No - bojam sie, żebyście sie nie rozeźlili.
- Niby o co? Na kogo?
- To mnie straśnie markoci, ze to idzie o Świentom
Panienkę. No wicie, zrestom, powim syćko, jako było.
Ino nie róbcie Jej kłopotu, piknie Was o to pytam...
W te świenty Pieter ułapił Pona
Jezusa za kolana.
- No, gadajze, cłeku, jak to beło?
- Ja ino teli wim - rzece świenty Pieter - co mi jeden
łozgodany janiołek pedział.
- Dyć co takiego?
- No, gadał mi - mówi świenty Pieter, ze kie roz ba
wili sie za Pańskimi ogrodami na wysokich jaworach,
to widział, jak świenty Józef te je krencił sie przy tych
bocnych wrotkach, co to się ich nigdy nie otwiro.
- No? ale ty mos kluc od tych wrotków?
- Dyć mom, ale pamiętajcie Ponie, ze świenty Józef
to je majster. On sie tam krencił, cosik dłubał, klepał,
rznął, a ino sie obziarał, cy go kto nie widzi. Potem
poseł do Świenty Panienki i do garści Jej cosik we-
tknoł. Tak mi pedział ten janiołek, ale mi sie widzi,
kie słysem o tych koślawych jagniętach, ze to świenty
Józef jakiś dorobiony klucyk zdbłuboł, i tym klucy-
kiem napuściła Świenta Panienka takiej bidoty do
nieba. Ale sie ta Panie nie gniewajcie na Niom.
Poźrał wtedy Pieter na Pana, ale se scudował, bo
Pon Jezus nie był rozeźlony, ino sie pod wonsem
uśmieknon:
-
65
-
- Nic turbuj sic, Piętrzę, kłopotu robić nic bede.
I poseł...
Poziro Pieter, a Pon Jezus sie obrocił na spacer, ku
temu upłazowi, ka pierwej był. Kie juz dosed do tego
kierdełika kalik, stanon, podniósł renke, przezegnoł...
i syćkie jagnięta ozdrowiały! Ej! wiera!
Gawęda góralska
DROGA
Człowiek pielgrzymuje od początku dziejów. Czło
wiek - pielgrzym,
homo viator,
znaczy dzieje tego
świata. Pielgrzymuje, gdyż niespokojne jest jego ser
ce. Nie pozwala mu ono zbudować domu tutaj, na
ziemi, by odpocząć, zatrzymać się w nim na zawsze.
Jak zwierzęta zaniepokojone nadciągającą burzą, in
stynktownie, w pośpiechu poszukują jakiegoś schro
nienia, tak człowiek chce znaleźć odpowiedni dla
siebie zakątek, przystań, dom. Zmienia więc miejsca,
rozgląda się i zawiedziony znowu idzie dalej - zaklęty
wędrowiec, skazany na wędrówkę.
Wiele czasu minęło od szczęśliwych chwil, gdy
człowiek spacerował z Bogiem po ogrodach Edenu.
Zostało tylko wspomnienie możliwego do osiągnięcia
spokoju serca, radości, uniesienia ducha. Po ucieczce
od Boga pojawił się niepokój i niepewność, które
trwają aż dotąd. Odtąd człowiek jest ciągle niespo
kojny. Gdy próbuje zasnąć, gdy tak zanurzy się w co
dzienność, że już nie jest przekonany o potrzebie
wędrowania, sam Bóg niepokoi go, by wyruszył dalej.
Tak Bóg przynaglił do wędrówki Abrahama, Mojże
sza wysłał z domu niewoli na drogę przez pustynię,
Jonaszowi nakazał mówić o sensie podjęcia dróg
przemiany, nawrócenia i pokuty. Bóg posyłał wielu,
- 67 -
by głosząc prawdę o drodze, zbierali innych, pory
wali ich do dalszego wędrowania, podążali z nimi
w stronę Ziemi Obiecanej.
Był czas spacerów po Krainie Życia, spokojny
i szczęśliwy.
Był czas wędrówki Abrahama szlakiem obietnicy
Boga.
Był czas wędrówki przez pustynię, gdzie bardzo
ciążył każdy krok, jednak z każdą chwilą czterdziestu
lat pielgrzymowania, Ziemia Obiecana była coraz
bliżej.
Był czas wędrówki za prorokami, sędziami, mędr
cami, królami, których Bóg zsyłał, by przypominali
0 drogach Bożych.
W czasach ostatecznych Bóg przekazał pełnię
nauki o ludzkim zmaganiu się z drogą. Objawił nam
swojego Syna, który jest „Drogą, Prawdą i Życiem”
(por. J 14, 6). Kto Go spotkał, ten już znalazł Drogę
do domu Ojca, ten już wie, jak iść, by dojść.
Jezus jest Drogą - ta prawda jawi się nie
spokojnemu wędrowcy, niepewnemu szlaków
1 przejść - zbawieniem. Już wiadomo, jak iść. On
jest przecież Drogą...
Drogę Jezusa wytycza to wszystko, co On dla nas
pozostawił jako swój ślad. Jego słowa, czyny, cuda,
obietnice, nauki są elementami tej Drogi, są Dobrą
Nowiną o niej.
Nie jest to droga łatwa ani zachęcająca. Wymaga
samozaparcia, ofiary, oczekuje od tych, którzy zde
cydują się nią wędrować zaangażowania. Znaczy ją
krzyż, jako punkt orientacyjny. Wytyczają ją krople
przelanej krwi, wyciśniętego potu, popękane od pra
cy dłonie i bezsenne noce spędzone na modlitwie.
Jesteśmy jednak na nią zaproszeni i otrzymaliśmy
zapewnienie, że prowadzi do Domu Ojca, do naszej
Ziemi Obiecanej.
Wędrowanie człowieka rozpocząć się może w każ
dym punkcie życia. Niektórzy od dzieciństwa starają
się trwać na Bożej drodze, wierni przyrzeczeniom
chrztu świętego. Innych na drodze Jezusa postawił
sakrament pokuty, bierzmowania, a nawet sakrament
małżeństwa. Różne okoliczności i sytuacje pozwala
ją odkryć właściwą drogę życia. Niekiedy podstęp
i zwodzenie potrafią zwieść na chwilę, wprowadzić
na drogi błądzenia. Lecz ponowne, radykalne uchwy
cenie się Jezusa pozwala na nowo odnaleźć Jego
drogę.
Troska Jezusa o nasze drogi życia zamknęła Go
w Eucharystii. Jest to pokarm pielgrzymów, którym
sam Bóg dodaje sił, by doszli, by pokonali napotka
ne trudności.
W sakramencie pokuty każdy zagubiony, który
utracił orientację w świecie, w którym przyszło mu
żyć, może na nowo otrzymać pouczenie o drodze.
Na
nowo zorientowany wędruje dalej, bez obawy, że
zbyt daleko
odejdzie.
W
sakramencie małżeństwa pielgrzym odkrywa
swoje szczególne posłannictwo w wędrującym Koś
ciele - chce Mu służyć jako matka, ojciec, wycho
wawca, opiekun i współpracownik Boga w dziele
zbawiania
świata.
W sakramencie
kapłaństwa decyduje się strzec
innych podczas pielgrzymki
Kościoła, ukazywać jej
prawdziwy cel,
przypominać o Drodze, karmić Chle
bem z nieba.
W
sakramencie
namaszczenia chorych pielgrzym,
na ostatnim etapie
swej
wędrówki po drogach
tego
świata, zostaje
umocniony na nowy jej odci
nek -
przejście do domu Ojca.
Wcześni
ej zaś jest
on
ubogacony łaskami, by
swoją chorobę, cierpienie,
osamotnienie i
trud
przyjąć jako
wezwanie Boga do
naśladowania Jego Sy
na,
który jest
Drogą.
Chrześcijanin powinien tak
kroczyć swoimi
dro
gami, by
u
kresu wędrówki
życia być przykładem
i
wzorem
dobrego pielgrzyma. Będziemy sądzeni
z tego, czy
doszliśmy do celu.
Jezus w przypowieści o
zaproszonych do pracy
w
winnicy mówi, że
każdy z nich otrzymał tę samą
zapłatę, niezależnie od tego, jak
długo pracował. Je-
żeli już
ktoś
trafił do winnicy,
został nagrodzony
zapłatą. Najważniejsze było więc
usłyszenie zaprosze
nia
Gospodarza i pójście
za Nim.
-
70
-
Jeżeli poznałeś Jezusa, poznałeś Drogę, która cię
poprowadzi. Nie lękaj się niczego. Choćbyś przecho
dził ciemną doliną, On będzie z tobą. Jeżeli spotkałeś
Jezusa, On cię już nie opuści. Jeżeli Jezus jest z tobą,
czegóż masz się lękać? Bóg sam wystarczy...
Nie chcemy iść do kogokolwiek innego: „Panie,
do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wieczne
go!”.
* * *
Jeśli pokarmu szukasz - On chlebem.
św. Ambroży
Dla mnie Chrystus jest Bogiem... Prawdę mówiąc, nie
chciałem dojść tu, gdzie doszedłem, ale czy to moja
wina, że wszystkie drogi dobra i prawdy prowadzą
do Ewangelii?
Henri Bergson
Dzięki Kościołowi Słowo dociera do nas nie jako
wspomnienie, nie jako Słowo odtwarzane z pamięci,
ale czynne i żywe: ..^odpuszczają się grzechy twoje*,
«To jest Ciało moje»...
Franęois Mauriac, Życie Jezusa
- 71 -
ŚWIADECTWO
Byłem zdecydowanym wolnomyślicielem. Mając
45 lat, nie wierzyłem w istnienie Jezusa Chrystusa.
Historia Jego życia była dla mnie cudowną legendą.
Przez trzy lata przeczytałem więcej niż tysiąc prac
o Jezusie i rozwoju chrystianizmu, począwszy od
najnowszych książek różnych autorów aż do dzieł
pierwszych Ojców Kościoła. A im dłużej czytałem,
tym bardziej czułem, że historia ta była prawdziwa.
W 1939 roku zacząłem pisać życie Jezusa. Wyobraża
łem sobie, że w ciągu roku skończę pracę. Pochłonęła
ona jednak 10 lat. Gdy napisałem jedną trzecią książ
ki, czułem, że muszę zostać katolikiem... Wszystko,
co przeczytałem, wszystko, czego doznałem, prze
konało mnie o prawdziwości historycznej i potędze
duchowej katolicyzmu.
Fulton Oursler, pisarz amerykański