background image

 

Oliver Sacks 
ANTROPOLOG NA MARSIE 
 
 

 

 
WIDZIEĆ I NIE WIDZIEĆ 
 
Na początku października 1991 roku zadzwonił do mnie emerytowany minister z  
Midwest i opowiedział o narzeczonym swojej córki, pięćdziesięcioletnim mężczyźnie  
imieniem Virgil, który od wczesnego dzieciństwa był niewidomy. Miał na obu oczach grubą  
kataraktę, a także, jak mu powiedziano, barwnikowe zapalenie siatkówki — chorobę  
uwarunkowaną genetycznie, która powoli, lecz nieubłaganie trawi siatkówkę aż do jej  
zniknięcia. Jednak jego narzeczona, Amy, która sama, ze względu na cukrzycę, musi regu- 
larnie chodzić do okulisty, zabrała go ostatnio do swojego lekarza, doktora Scotta Hamlina, a  
ten obudził w nich nową nadzieję. Wysłuchawszy uważnie historii Virgila, doktor Hamlin nie  
był do końca przekonany, że Virgil miał barwnikowe zapalenie siatkówki. Na tym etapie  
trudno było jeszcze o pewność, ponieważ pod grubą kataraktą siatkówki nie było już widać,  
ale Virgil wciąż odróżniał jasność od ciemności, poznawał kierunek, z którego padało światło,  
widział cień ręki poruszającej się przed jego oczyma — oczywiste więc było, że siatkówka nie uległa 
całkowitemu zniszczeniu. Poza tym zdjęcie katarakty jest stosunkowo prostym  
zabiegiem chirurgicznym, stwarzającym niewielkie ryzyko. Nie było nic do stracenia, a wiele  
można było zyskać. Amy i Virgil wkrótce będą brali ślub. Czy nie byłoby wspaniale, gdyby  
Virgil mógł widzieć? Gdyby, będąc prawie przez całe życie niewidomym — mógł zobaczyć  
swoją żonę, teścia, kościół?! Doktor Hamlin zgodził się operować, i —jak poinformował 
mnie ojciec Amy — katarakta na prawym oku Virgila została usunięta przed dwoma  
tygodniami. Stał cię cud: operacja pomogła. Dzień po operacji — kiedy zdjęto opatrunki —  
Amy założyła dziennik i napisała we wstępie: 
Virgil WIDZI!... Całe biuro we łzach, pierwszy raz od czterdziestu lat Virgil widzi...  
Rodzina  Virgila  jest  taka  podniecona,  ciągle  płaczą,  nie  mogą  w  to  uwierzyć!...  Oto  niezwykły  cud 
przywróconego wzroku! 
A jednak już następnego dnia pisała o pojawiających się problemach: 
Próbuje przyzwyczaić się do tego, że widzi. Najwyraźniej nie jest łatwo przejść od  
ś

lepoty do normalnego widzenia. Musi szybciej myśleć, nie potrafi jeszcze zaufać  

wzrokowi... Jak niemowlę, które uczy się widzieć: wszystko jest nowe, ekscytujące,  
przerażające. Nie jest pewny, co to znaczy móc widzieć. 
Ż

ycie neurologa, podobnie jak życie naukowca, jest nieuporządkowane, ale właśnie  

dzięki owemu brakowi systematyczności spotyka go wiele nowych i niespodziewanych  
sytuacji, które mogą ukazać mu zawiłości natury — zawiłości, których w normalnym życiu  
przewidzieć nie sposób. „Natura nigdy tak chętnie nie odkrywa swych sekretnych tajemnic —  
pisał w XVII wieku William Harvey —jak wtedy, gdy ujawnia ślady swojego działania poza  
wytyczonymi ścieżkami". Tamta rozmowa telefoniczna — dzięki której dowiedziałem się o  
przywróceniu wzroku osobie dorosłej niewidomej od wczesnego dzieciństwa — była właśnie  
ujawnieniem takiego działania natury. „Tak naprawdę — pisze okulista Alberto Valvo w  
książce Sight Restoration after Long-Term Blindness [Przywrócenie wzroku po długiej  
ś

lepocie] — liczba znanych nam tego rodzaju przypadków w ostatnich dziesięciu stuleciach  

nie przekracza dwudziestu". 
Jaką zdolność widzenia będzie miał taki pacjent? Czy w momencie jej odzyskania  
wzrok stanie się dla niego czymś „normalnym"? Większość z nas odpowiedziałaby na to  
pytanie  twierdząco.  Jest  to  zdroworozsądkowy  pogląd  —  oczy  zostają  otwarte,  zasłona  opada  i  (jak 
mówi Nowy Testament) niewidomemu otworzą się oczy.

1

 

Ale czy rzeczywiście jest to takie proste? Czy do aktu widzenia nie potrzeba  

                                                 

1

  Cud  w  Betsaidzie  opisany  w  Ewangelii  św.  Marka  jest  bardziej  niezwykły  i    skomplikowany,  ponieważ 

początkowo  ślepiec  dojrzał  poruszających  się  ludzi,  ale  zdawało  mu  się,  że  są  oni  „niby  drzewa",  i  dopiero 
później w pełni odzyskał wzrok. (Ewangelia wg św.  Marka, 8, 22-26). 

background image

 

doświadczenia? Czy nie trzeba nauczyć się widzieć? Nie znalem dobrze literatury na ten  
temat, choć z wielką fascynacją czytałem o przypadkach odzyskania wzroku, które w 1963  
roku w „Quarterly Journal of Psychology" opublikował Richard Gregory wspólnie z Jeanem  
G. Wallace'em. Stąd wiedziałem, że tego typu przypadki, hipotetyczne lub prawdziwe, od  
setek lat przykuwają uwagę okulistów i psychologów. Siedemnastowieczny filozof, William  
Molyneux, którego żona była niewidoma, postawił takie oto pytanie swojemu przyjacielowi,  
Johnowi Locke'owi: „Przypuśćmy, że ktoś rodzi się niewidomy i jako dorosły człowiek  doty- 
kiem rozróżnia sześcian od kuli: [czy mógłby teraz], mając już wzrok, odróżnić sześcian od  
kuli, nie dotykając ich?" Locke zgłębia ten problem w swoich Rozważaniach dotyczących  
rozumu ludzkiego z 1690 roku i jego odpowiedź brzmi przecząco. W 1709 roku, po głębszej  
analizie relacji pomiędzy wzrokiem i dotykiem, w swoim traktacie Nowa teoria widzenia  
George Berkeley doszedł do wniosku, że pomiędzy światem dotykowym i światem  
wzrokowym nie zachodzą żadne poważne związki — że łączące je relacje powstają tylko  
poprzez doświadczenie. 
Zaledwie dwadzieścia lat później wnioski te poddano próbie. W 1728 roku William  
Cheselden, angielski chirurg, zdjął kataraktę z obojga oczu niewidomego od urodzenia  
trzynastoletniego chłopca. Pomimo wysokiej inteligencji i młodego wieku chłopiec ten do- 
ś

wiadczał ogromnych trudności z najprostszymi sposobami wizualnej percepcji. Nie miał  

pojęcia o odległości. Nie miał pojęcia o przestrzeni i wielkości. Był też skonfundowany  
rysunkami i obrazami, samym pojęciem dwuwymiarowej reprezentacji rzeczywistości. Jak  
przewidywał  wcześniej  Berkeley,  zrozumienie  tego,  co  widział,    przychodziło  stopniowo  i  tylko 
wtedy, gdy mógł połączyć doświadczenia wzrokowe.  
z doświadczeniami dotykowymi. Podobnie było z innymi pacjentami w ciągu następnych  
dwustu pięćdziesięciu lat, które upłynęły od operacji Cheseldena: większość pacjentów,  
którzy odzyskali wzrok, doświadczała głębokiego locke'ańskiego chaosu i dezorientacji.

2

 

Teraz poinformowano mnie, że kiedy z oka Virgila zdjęto opatrunki i zobaczył on  
lekarza oraz swoją narzeczoną, zaczął się śmiać. Niewątpliwe jest, że zobaczył coś — ale co  
widział? Co oznaczało ,,widzieć" dla człowieka, który wcześniej nie widział? Do jakiego  
ś

wiata został teraz wprowadzony? 

 
Virgil urodził się na niewielkiej farmie w Kentucky tuż po wybuchu drugiej wojny  
ś

wiatowej. Jako dziecko niczym nie różnił się od swoich rówieśników, choć (jak wydawało  

się jego matce) od samego urodzenia miał bardzo słaby wzrok, wpadał narożne sprzęty, jak  
gdyby ich nie widział. W wieku trzech lat zapadł na trzy poważne choroby jednocześnie:  
zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych lub zapalenie oponowo-naczyniowe, heinemedinę i  
kocią gorączkę. Miał wówczas konwulsje, całkowicie utracił wzrok, dostał paraliżu w nogach  
i częściowego paraliżu czynności oddechowych, a po dziesięciu dniach zapadł w śpiączkę  
trwającą dwa tygodnie. Gdy się obudził, był już, jak określiła to jego matka, „innym  
człowiekiem"; wykazywał osobliwą indolencję, nonszalancję, bierność, w najmniejszym  
stopniu nie przypominał odważnego, psotnego chłopca, jakim był wcześniej. 
Czucie i siłę w nogach odzyskał w następnym roku; klatka piersiowa wzmocniła się,  
choć nigdy nie powróciła do stanu sprzed choroby. Także wzrok ulegał stopniowej  
poprawie, lecz siatkówki były już znacznie uszkodzone. Do dziś nie wiadomo, czy było to wyłącznie 
wynikiem choroby, czy też częściowo zostało spowodowane ich dziedzicznym zwyrodnieniem. 
Kiedy Virgil miał sześć lat, na obu jego oczach zaczęła powstawać zaćma i stało się  
oczywiste, że znów ślepnie. W tym samym roku został wysłany do szkoły dla niewidomych,  
 gdzie nauczył się czytać brajlem. Ukończył szkołę, choć nie był wybitnym uczniem; nie był  
tak śmiały czy agresywnie niezależny jak niektórzy niewidomi. Przez cały okres szkolny był  

                                                 

2

 Po usunięciu katarakty pacjent musi nosić okulary, ponieważ po tej operacji staje się  

dalekowidzem; grube szkła, których używano w XVIII i XIX wieku oraz na początku XX  
wieku znacznie ograniczały pole widzenia. Dlatego pacjenci, którym usunięto kataraktę przed  
nadejściem  ery  szkieł  kontaktowych  i  implantacyjnych,  musieli  walczyć  z  wieloma  poważnymi  trudnościami 
optycznymi. Niemniej tylko ci z nich, którzy byli niewidomi od urodzenia lub  
wczesnego dzieciństwa, mieli specyficzne locke'ańskie trudności w rozróżnianiu tego, co widzieli. 

background image

 

uderzająco bierny — w tym względzie nic się nie zmieniło od czasu choroby. 
Po ukończeniu szkoły w wieku dwudziestu lat postanowił opuścić Kentucky, zdobyć  
zawód i pracę i żyć na własny rachunek. Wyjechał do Oklahoma City. Ukończył tam kurs  
masażu terapeutycznego i wkrótce znalazł pracę w Chrześcijańskim Stowarzyszeniu  
Młodzieży Męskiej (YMCA). Był dobrym i cenionym masażystą, a YMCA bez wahania  
zatrudniło go na stałe i udostępniło mu niewielki dom po drugiej stronie ulicy, gdzie  
zamieszkał z innym pracującym w YMCA kolegą. Virgil miał wielu klientów (fascynujące są  
jego opowieści i zdolność opisywania budowy ciała ludzkiego z najdrobniejszymi  
szczegółami), a swoją pracę wykonywał z prawdziwą przyjemnością i dumą. W ten sposób  
ułożył sobie życie: miał zawód i stałą pracę, był samowystarczalny, spotykał się z przy- 
jaciółmi, czytał gazety i książki pisane brajlem (później, kiedy pojawiły się książki nagrane na  
kasetach, czytał już mniej). Pasjonował się sportem, szczególnie baseballem, i bardzo lubił  
słuchać radiowych relacji sportowych. Miał encyklopedyczną wiedzę na temat gier  
baseballowych, graczy, punktów i wyników meczy. Przyjaźnił się kolejno z kilkoma  
dziewczynami, a na spotkania z nimi jeździł środkami komunikacji miejskiej. Utrzymywał  
bliskie więzi z domem, szczególnie z matką — regularnie otrzymywał z farmy paczki z  
jedzeniem, a sam wysyłał jej rzeczy do prania. W ten sposób toczyło się jego niezbyt  
atrakcyjne, ale stabilne życie. 
W 1991 roku spotkał Amy — a raczej spotkali się ponownie, ponieważ znali się od  
dobrych dwudziestu lat. Przeszłość Amy była całkowicie odmienna: pochodziła z kulturalnej,  
zamożnej rodziny, ukończyła college w New Hampshire i była magistrem botaniki. Pracowała w tym 
samym mieście, w innym ośrodku YMCA, jako trener pływania, a Virgila spotkała po raz pierwszy w 
1968 roku na wystawie kotów. Byli na kilku randkach — ona miała wtedy  
dwadzieścia lat, on był o kilka lat starszy — ale Amy zdecydowała się wrócić na studia w  
Arkansas, gdzie poznała swojego pierwszego męża. Straciła kontakt z Virgilem. Przez jakiś  
czas prowadziła własny rozsadnik, specjalizując się w storczykach, ale kiedy poważnie  
zachorowała na astmę, musiała rzucić to zajęcie. Po kilku latach rozwiodła się z mężem i  
wróciła do Oklahomy. Zupełnie niespodziewanie Virgil zadzwonił do niej w 1988 roku, a w  
1991 roku, po trzech latach prowadzenia długich rozmów telefonicznych, znów się spotkali.  
— „Czuliśmy się tak, jakby nie było tych dwudziestu lat" — powiedziała Amy. 
Oboje cieszyli się z tego spotkania, byli bowiem w takim momencie swego życia, w  
którym potrzebowali stałego towarzystwa drugiej osoby. U Amy potrzeba ta przybrała  
bardziej aktywną formę. Życie Virgila postrzegała jako nudne i bierne: chodził do YMCA, aby  robić 
masaże; wracał do domu, gdzie coraz częściej i dłużej słuchał radiowych relacji z  
meczów i z roku na rok coraz rzadziej wychodził z domu i spotykał się ze znajomymi.  
Myślała pewnie, że przywrócenie mu wzroku, podobnie jak małżeństwo, wyrwie go z  
leniwego kawalerskiego życia i nada mu nowy sens. 
Virgil wykazywał dużą bierność także jeśli chodzi o odzyskanie wzroku. Przez te  
wszystkie lata kilkakrotnie kierowano go do specjalistów, którzy —jeden po drugim —  
odmawiali operacji, ponieważ ich zdaniem nie przyniosłaby ona żadnych rezultatów; Virgil  
przyjmował to ze spokojem. Ale Amy była innego zdania. Uważała, że Virgil, który był już  
prawie całkiem ślepy, miał bardzo niewiele do stracenia, a istniała — co prawda niewielka —  
szansa, że znów, po blisko czterdziestu pięciu latach, odzyska wzrok. Perspektywa ta była  
zbyt ekscytująca, żeby się nad nią głębiej zastanawiać. Amy nalegała na operację. Matka  
Virgila, obawiając się powikłań, stanowczo się temu sprzeciwiała. („Jest dobrze, tak jak jest"  
—  mówiła).  Virgil  nie  miał  w  tym  względzie  swojego  zdania;  całkowicie  zdawał  się  na  decyzje 
innych.  Wreszcie  w  połowie  września  nadszedł  dzień  operacji.  Zdjęto  kataraktę  z  prawego  oka  i 
wszczepiono nową soczewkę; potem, jak zwykle, zabandażowano oko na dwadzieścia cztery godziny. 
Następnego dnia zdjęto opatrunek i oko Virgila zostało w końcu odsłonięte światu.  
Nadeszła chwila prawdy. 
Ale czy rzeczywiście? Prawda (jak to później zrozumiałem), nawet jeśli była mniej  
„cudowna", niż sugerowała to Amy w swoim dzienniku, z pewnością okazała się o wiele  
bardziej skomplikowana i wieloznaczna. Ten dramatyczny moment był dla samego Virgila  
zaskakująco obojętny i zdawało się, że trwa w nieskończoność. Z ust jego nie wydobył się  
okrzyk: „Widzę!" Wydawało się, że patrzy oszołomiony na stojącego przed nim z bandażami  

background image

 

w ręku chirurga, nie widząc go, nie umiejąc skupić na nim wzroku. Dopiero kiedy tamten  
zapytał: „No i co?" — można było odnieść wrażenie, że Virgil go zobaczył. 
Virgil powiedział mi później, że w pierwszym momencie nie miał pojęcia, co widzi.  
Było to światło, ruch i kolor — wszystko pomieszane, nic nie znaczące, zamazane. Potem z  
tego zamazania usłyszał: „No i co?" Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że cała ta mieszanina  
ś

wiatła i cienia to twarz — twarz jego chirurga. 

Owo doświadczenie Virgila jest w zasadzie identyczne z przeżyciami pacjenta  
Gregory'ego; S.B. w niemowlęctwie stracił wzrok w wyniku wypadku, a w wieku  
pięćdziesięciu lat przeprowadzono u niego transplantację rogówki: 
 
Kiedy zdjęto opatrunek [...] usłyszał głos pochodzący gdzieś z boku. Odwrócił się w  
stronę źródła dźwięku i zobaczył „plamę". Uświadomił sobie, że to musi być twarz... Sądził,  
iż nie odgadłby, że to twarz, gdyby wcześniej nie usłyszał głosu i nie wiedział, że głos  
pochodzi z twarzy. 
 
Ludziom widzącym od urodzenia trudno jest wyobrazić sobie gmatwaninę barw i  
cieni, jaką widzi osoba odzyskująca wzrok po wielu latach. My — urodziwszy się ze  
sprawnymi wszystkimi zmysłami, które wzajemnie się ze sobą łączą — od samego początku  
tworzymy  świat  widziany,  świat  wizualnych  przedmiotów,  koncepcji  i  znaczeń.  Każdego  ranka, 
otwierając  oczy,  patrzymy  na  świat,  który  uczymy  się  widzieć  przez  całe  życie.  Nasz  świat  nie  jest 
nam dany: tworzymy go poprzez bezustanne doświadczanie, kategoryzację, pamięć, łączenie nowych 
elementów. Ale kiedy Virgil otworzył oczy po czterdziestu pięciu latach niewidzenia — mając za sobą 
tylko dziecięce doświadczenie z tym związane, które i tak dawno już zapomniał — nie miał żadnych 
wizualnych  wspomnień,  które  mogłyby  mu  pomóc  w  percepcji;  nie  dysponował  żadnym 
doświadczeniem.  Widział,  ale  to,  co  widział,  nie  łączyło  się  w  całość.  Jego  siatkówka  i  nerw 
wzrokowy  były  aktywne,  przekazywały  impulsy  do  mózgu,  ale jego  mózg  nie  potrafił ich  połączyć. 
Virgil — jak określają to neurolodzy — cierpiał na agnozję. 
Wszyscy, nie wyłączając Virgila, oczekiwali, że będzie to znacznie prostsze. Człowiek  
otwiera oczy, światło pada na siatkówkę oka — widzi. Wyobrażamy sobie, że tak to właśnie  
jest. Również lekarz, który operował Virgila, jak większość okulistów, miał doświadczenie w  
usuwaniu katarakty u pacjentów, którzy utracili wzrok w wieku dojrzałym; tacy pacjenci  
odzyskują  zdolność  widzenia  prawie  natychmiast  po  udanej  operacji,  ponieważ  nie  utracili  oni 
umiejętności widzenia. Stąd też, mimo że operację poprzedzały konsultacje i dyskusje na  
temat możliwych komplikacji pooperacyjnych, niewiele dyskutowano na temat  
neurologicznych i psychologicznych trudności, na które pacjent mógł być narażony. 
 
 
Po zdjęciu katarakty Virgil nie rozpoznawał dużych obiektów i kształtów, ale widział  
kolory i rozpoznawał ruch, a także — co zadziwiające — potrafił odczytać niektóre z liter  
znajdujących się na trzeciej linii standardowej tablicy do badań ostrości wzroku— na linii  
odpowiadającej ostrości wzroku około 20/100 lub nieco lepszej. Jednak mimo że jego  
najlepszy wynik wynosił 20/80, odczuwał brak spójnego pola widzenia, ponieważ centralne  
pole widzenia było słabe i oko w zasadzie nie mogło skoncentrować się na danym obiekcie;  
przez chwilę skupiało się na jakimś przedmiocie, po czym wzrok dekoncentrował się, oko  
wykonywało  chaotyczne  ruchy  w  poszukiwaniu  przedmiotu,  znajdowało  go  i  znów  „traciło". 
Oczywiste było, że centralna cześć siatkówki lub plamka żółta odpowiedzialne za ostrość  
i koncentracje wzroku ledwie funkcjonowały. Siatkówka była srokata, jakby nadjedzona przez mole, z 
większymi  i  mniejszymi  skupiskami  pigmentacji  —  były  na  niej  wysepki  nienaruszonej  lub  tylko 
nieznacznie uszkodzonej siatkówki, a także przestrzenie, gdzie całkowicie zanikła.  
Plamka żółta była zniszczona i blada, a naczynia krwionośne w całej siatkówce zwężone. 
Powiedziano mi, że podczas badania stwierdzono uszkodzenia powierzchni wynikłe z  
dawnej choroby, ale nie stwierdzono aktywnego procesu chorobowego; jeśli tak w  
rzeczywistości  było,  Virgil  i  mógł  widzieć  do  końca  życia.  Istniała  ponadto  nadzieja  (najpierw 
zoperowano  bardziej  zdegradowane  oko),  że  w  lewym  oku,  które  miało  być  zoperowane  za  kilka 
tygodni, siatkówka jest zdrowsza niż w prawym. 

background image

 

Nie mogłem od razu polecieć do Oklahomy, pomimo iż po telefonie ministra miałem  
ochotę udać się na lotnisko i wsiąść do pierwszego samolotu. Przez następnych kilka tygodni  
byłem jednak regularnie informowany o postępach Virgila — rozmawiałem telefonicznie z  
Amy, z matką Virgila i, oczywiście, z nim samym. Odbyłem także rozmowę telefoniczną z  
doktorem Hamlinem i z Richar-dem Gregorym z Anglii, uzgadniając z nimi, jakiego rodzaju  
materiały testujące powinienem ze sobą zabrać, ponieważ nigdy wcześniej nie miałem do  
czynienia z takim przypadkiem i nie znałem nikogo (poza Gregorym), kto by się z nim zetknął.  
Zebrałem trochę materiałów — trójwymiarowe przedmioty, obrazki, historyjki rysunkowe,  
taśmy wideo, obrazki do sprawdzania widzenia złudzeń optycznych i specjalne testy  
percepcyjne opracowane przez mojego kolegę, fizjologa Ralpha Siegela; zadzwoniłem też do  
mojego przyjaciela okulisty, Roberta Wassermana (wcześniej pracowaliśmy razem nad  
przypadkiem ślepego na kolory malarza), z którym zaplanowaliśmy szczegóły wizyty.  
Musieliśmy nie tylko przeprowadzić z Virgilem kilka testów, ale także sprawdzić, jak radzi  
sobie w prawdziwym życiu — w domu, poza domem, w naturalnym otoczeniu i w  
towarzystwie innych. Ważne było, byśmy postrzegali go jako człowieka, który wnosi historię swojego 
ż

ycia — właściwe mu skłonności, potrzeby i oczekiwania — w tę krytyczną podróż; byśmy spotkali 

się z jego narzeczoną, która tak bardzo nalegała na operację i z którą był tak silnie związany; żebyśmy 
nie patrzyli tylko na jego oczy i możliwości postrzegania, ale na całe jego życie. Virgil i Amy — teraz 
już  nowożeńcy  —  powitali  nas  na  lotnisku.  Virgil  był  średniego  wzrostu,  dość  otyły;  poruszał  się 
powoli i przy najmniejszym wysiłku kaszlał lub dyszał.  
Widać było, że nie jest całkiem zdrów. Jego wzrok błądził w tę i z powrotem, a kiedy Amy  
przedstawiła mu Boba i mnie, zdawało się, że nie zauważył nas od razu — patrzył w naszą  
stronę, ale jakby nie całkiem na nas. Miałem wrażenie, przelotne, ale silne, że tak naprawdę nie patrzy 
na nasze twarze, mimo że uśmiechał się do nas i uważnie słuchał tego, co mówimy. 
Przypomniałem sobie, co Gregory zaobserwował u swojego pacjenta S .B. — „nie  
patrzył  na  twarz  mówiącego  i  nie  zmieniał  wyrazu  twarzy".  Bez  wątpienia  zachowanie  Virgila  nie 
było  ani  zachowaniem  człowieka,  który  widzi,  ani  też  człowieka,  który  nie  widzi.  Było  to  raczej 
zachowanie  psychicznie  niewidomego  lub  osoby  cierpiącej  na  agnozję  —  potrafił  widzieć,  ale  nie 
potrafił rozszyfrować tego, co widzi. Przypominał mi jednego z moich pacjentów z agnozją, doktora 
P.  (człowieka,  który  pomylił  swoją  żonę  z  kapeluszem),  który  zamiast  patrzeć  na  mnie,  zamiast 
obejmować  mnie  wzrokiem  w  normalny  sposób,  skupiał  się  po  kolei  na  poszczególnych  częściach 
mojej twarzy — najpierw na moim nosie, stąd na prawym uchu, potem na brodzie, na moim prawym 
oku — nie widząc jej w całości, ale próbując ją ogarnąć. 
Wyszliśmy z zatłoczonego lotniska. Amy trzymała Virgila pod ramię, prowadziła go.  
Na parkingu stał ich samochód. Virgil lubił samochody; jedną z jego pierwszych  
przyjemności po operacji (podobnie jak w przypadku S.B.) było obserwowanie ich przez  
okno. Lubił patrzyć na nie, kiedy były w ruchu, na ich kolory i kształty — szczególnie na  
kolory. Niektóre kształty dziwiły go. 
— Jakie samochody pan widzi? — zapytałem go, kiedy wyszliśmy z lotniska. 
Wskazywał na wszystkie mijające nas wozy: 
— Ten jest niebieski, a ten czerwony, ho, ho, a ten jaki duży!—. Niektóre kształty  
zaskakiwały go: 
— Proszę spojrzeć na ten! — wykrzyknął raz. — Muszę spojrzeć niżej! — I  
pochyliwszy się w stronę opływowego Jaguara V-12, rozpoznał jego kształt i linię. 
Rozpoznawał jednak tylko kolory i kształt; gdyby nie było z nami Amy, nie  
rozpoznałby własnego samochodu. Obaj z Bobem byliśmy zdziwieni faktem, że Virgil patrzył  
na coś lub zauważał to tylko wtedy, gdy go o to proszono — nigdy spontanicznie. Możliwe,  
ż

e przywrócono mu wzrok, ale używanie oczu, patrzenie, było dla niego najwyraźniej czymś  

nienaturalnym; wciąż miał wiele zwyczajów i zachowań niewidomego.

3

 

                                                 

3

 Kiedy ktoś jest odizolowany, nie widzi, nie czuje, nie postrzega — proces  poznawczy jest zawsze związany z 

zachowaniem i ruchem, z wychodzeniem na świat i badaniem go. Nie wystarczy widzieć; trzeba także patrzeć. 
Virgil  miał  kaleką  percepcję  lub  agnozje,  ale  w  równym  stopniu  przejawiał  także  brak  zdolności  czy 
wewnętrznej  potrzeby  patrzenia,  wykonywania  czynności  patrzenia  —  brak  wizualnego  zachowania.  Von 
Senden wspomina przypadek dwójki dzieci, którym od maleńkości bandażowano oczy. Kiedy dzieci miały 5 lat, 

background image

 

Przejazd z lotniska trwał dość długo; jechaliśmy przez centrum miasta i mogliśmy w  
tym czasie porozmawiać z Virgilem i Amy, obserwując jednocześnie reakcje Virgila na jego  
„nową" zdolność widzenia. Fascynował go ruch — przyglądał się falującemu tłumowi na  
ulicach i mijającym nas samochodom. Zauważył pędzący za nami samochód, rozróżniał też  
inne pojazdy (najbardziej podobały mu się jasnożółte szkolne autobusy). Rozpoznał wielką,  
osiemnastokołową ciężarówkę oraz jadący skrajem drogi głośny traktor. Intrygowały go duże świetlne 
napisy i reklamy: kiedy je mijaliśmy, wyłapywał nich pojedyncze litery.  
Miał trudności z odczytaniem całych wyrazów, choć często udawało mu się odgadnąć je na  
podstawie jednej lub dwóch liter. Widział także inne napisy, ale nie potrafił ich odczytać.  
Umiał za to rozróżnić zmieniające się kolory świateł drogowych. 
Oboje opowiadali nam również o innych, często zaskakujących i niespodziewanych  
doświadczeniach Virgila. Zobaczywszy księżyc, Virgil zdziwił się, że jest taki duży.

4

  

Pewnego razu ku swojemu zdziwieniu zobaczył na niebie „gruby, wiszący nieruchomo w po- 
wietrzu samolot". Okazało się, że był to mały sterowiec wywiadowczy. Od czasu do czasu  
Virgil widywał ptaki i był nieco przestraszony, kiedy podlatywały zbyt blisko. (Oczywiście  
nigdy nie podlatywały zbyt blisko, wyjaśniała Amy. Virgil po prostu nie miał poczucia  
odległości). 
Ostatnio wiele czasu spędzali na zakupach — wcześniej przygotowywali się do ślubu,  
a poza tym Amy pragnęła pokazać się z Virgilem, opowiedzieć jego historię znajomym  
urzędnikom i sklepikarzom, zademonstrować jego zmianę.

5

 Bawiło ich, że po nadaniu w  

lokalnej  telewizji  programu  o  operacji  Virgila  ludzie  rozpoznawali  go  na  ulicy  i  podchodzili,  by 
uścisnąć  mu  dłoń.  Poza  tym  supermarkety  i  inne  sklepy  pełne  były  przeróżnych  przedmiotów  w 
rozmaitych, często błyszczących opakowaniach, które były doskonałym „ćwiczeniem" dla „nowego" 
wzroku Virgila. Pierwszym rozpoznanym przez niego przedmiotem jeszcze tego samego dnia, kiedy 
zdjęto mu opatrunek, była stojąca na półce rolka papieru toaletowego. Wziął jedną z rolek i podał ją 
Amy, udowadniając jej w ten sposób, że widzi. Na trzeci dzień po operacji poszli na targ, gdzie Virgil 
na  widok  mnóstwa  owoców,  puszek,  ludzi,  furmanek,  przestraszył  się.  „Było  tego  wszystkiego  zbyt 
wiele" — powiedział. Musiał odwrócić się i na chwile zamknąć oczy. 
Lubił widoki spokojne i łagodne, mówił, zielone wzgórza lub trawę. Po wizytach w  
wielkich, przepełnionych towarami marketach ich widok działał na niego szczególnie kojąco,  
choć, jak po wiedziała nam Amy, Virgilowi trudno było połączyć wizualne kształty wzgórz z  
prawdziwymi wzgórzami, po których chodził. Było to dla niego trudne, a poza tym nie miał  
pojęcia  o  wielkości  i  perspektywie.

6

  Jednak  ogólnie  rzecz  biorąc,  pierwszy  miesiąc  widzenia  należy 

ocenić pozytywnie: „Każdy dzień jest wielką przygodą, każdego dnia widzi więcej niż  

                                                                                                                                                         

zdjęto  im  bandaże,  a  one  nie  reagowały,  nie  wykonywały  czynności  patrzenia,  zachowywały  się  jak  ślepe. 
Można  wnioskować,  że  te  dzieci,  zbudowawszy  swój  świat  oparty  na  innych  zmysłach  i  zachowaniach,  nie 
wiedziały,  jak  używać  oczu.  Patrzenie  —  jako  sposób  orientowania  się,  jako  zachowanie  —  może  zaniknąć 
nawet  u  tych  osób,  które  przez  całe  życie  widziały  i  oślepły  dopiero  na  starość.  Wiele  niezwykłych  tego 
przykładów prezentuje John Hull w swojej autobiograficznej książce Touching the Rock [Dotykając skały]. Hull 
utracił wzrok około 45. roku życia, ale kiedy 5 lat później był już całkowicie ślepy, nie potrafił wyobrazić sobie, 
co znaczy „stać twarzą w twarz" czy „patrzeć" na swojego rozmówcę. 

4

  Pacjent  Gregory'ego  także  był  zaskoczony  wyglądem  księżyca:  spodziewał  się,  że  kwarta  księżyca  będzie 

przypominała  trójkąt,  jak  kawałek  ciasta,  więc  był  zadziwiony  i  rozbawiony,  kiedy  zobaczył,  że  wygląda  jak 
rożek. 

5

  Według  Roberta  Scotta,  socjologa  i  antropologa  z  Instytutu  Zaawansowanych  Badań  Behawioralnych  w 

Stanford,  szczególnie  niepokojące  są  społeczne  reakcje  na  ludzi  niewidomych:  publiczne  ich  lekceważenie  i 
okazywanie  im  pogardy.  Doktor  Scott  prowadzi  wykłady  na  temat  „cudownych  uzdrowień"  —  wybryków 
emocji, które mogą być jednym z elementów powodujących odzyskanie wzroku. Właśnie od niego kilka lat temu 
otrzymałem egzemplarz książki Valva. 

6

  Samo  doznawanie  wzrokowe  nie  niesie  w  sobie  informacji  o  wielkości  i  odległości;  można  się  ich  nauczyć 

tylko poprzez doświadczenie. Badania przeprowadzone z ludźmi żyjącymi  w dżungli,  którzy  nigdy  nie byli  na 
otwartej  przestrzeni,  wykazały,  że  kiedy  znaleźli  się  oni  na  rozległym  pustym  terenie,  wyciągali  ręce,  żeby 
dotknąć  wierzchołków  gór;  nie  zdawali  sobie  sprawy,  że  dzieli  ich  od  nich  ogromna  odległość.Helmholtz  (w 
swojej  autobiograficznej  rozprawie  On  Thought  in  Medicine)  opisuje,  jak  w  wieku  2  lat,  idąc  z  matką  przez 
park,  zobaczył  niewielką  wieżyczkę  z  balustradą  na  szczycie,  za  którą  stały  malutkie  kukiełki  i  lalki.  Kiedy 
poprosił matkę, żeby podała mu jedną z nich do zabawy, odpowiedziała, że wieżyczka jest oddalona o kilometr i 

background image

 

poprzedniego" — napisała Amy w swoim dzienniku. 
Kiedy przyjechaliśmy do domu, Virgil wyszedł z samochodu i bez pomocy laski sam  
podszedł do frontowych drzwi, wyciągnął klucz, złapał za klamkę, przekręcił klucz i otworzył  
drzwi. To robiło wrażenie — wcześniej nigdy by tego nie zrobił. Jak powiedział, ćwiczył to  
od czasu operacji i był to jego popisowy numer. Dodał jednak, że nie czuje się dobrze,  
chodząc bez laski, gdyż nie odczuwa tego, co go otacza: ani przestrzeni, ani odległości.  
Czasami wydawało mu się, że powierzchnie i obiekty wynurzają się przed nim, że są bardzo  
blisko, podczas gdy tak naprawdę były wciąż dość daleko; czasem konfundował go jego  
własny cień (całe pojęcie cienia, obiektów zasłaniających światło, było dla niego czymś  
niezrozumiałym); zatrzymywał się wtedy, okrążał cień drobnymi kroczkami lub próbował go  
przeskoczyć. Szczególnie niebezpieczne były dla niego schody, ponieważ patrząc na nie,  
widział płaską powierzchnię równoległych i krzyżujących się linii; nie postrzegał ich (choć je  
znał) jako brył umieszczonych na coraz wyższych lub coraz niższych poziomach w  
trójwymiarowej przestrzeni. Obecnie, pięć tygodni po operacji, często czuł się bardziej  
upośledzony niż wtedy, gdy był niewidomy; utracił pewność, łatwość poruszania się. Miał  
jednak nadzieję, że wszystko z czasem się ułoży. 
Nie byłem tego taki pewien; pacjenci z podobnymi problemami, których przypadki  
opisano  w  fachowej  literaturze,  mieli  po  operacji  ogromne  trudności  w  określaniu  przestrzeni  i 
odległości  —  trwało  to  miesiącami,  a  nawet  latami.  Było  tak  również  w  przypadku  niezwykle 
inteligentnego  pacjenta Valva  —  H.S.,  który  stracił wzrok,  mając  lat piętnaście,  w  wyniku  eksplozji 
chemicznej,  a  odzyskał  go  dzięki  transplantacji  rogówki  w  wieku  lat  dwudziestu  dwóch.  Od  tego 
momentu  napotkał  wiele  poważnych  trudności  wszelkiego  typu,  które  szczegółowo  rejestrował  na 
taśmie: 
 
W tych pierwszych tygodniach [po operacji] nie potrafiłem w najmniejszym stopniu  
oszacować głębokości czy odległości. Uliczne światła były dla mnie świecącymi plamami na  
szybach okiennych, a korytarze czarnymi dziurami. Każde przejście przez ulicę budziło we  
mnie ogromny strach, nawet wtedy, gdy ktoś mi towarzyszył. Chodzę bardzo niepewnie; mam z tym 
więcej problemów teraz niż przed operacją. 
 
Usiedliśmy w kuchni przy dużym białym drewnianym stole. Bob - i ja wyłożyliśmy  
nasze  materiały  testujące  —  kolorowe  karty,  karty  z  literami,  obrazki,  rysunki  przedstawiające 
złudzenia  optyczne;  włączyliśmy  też  kamerę  wideo,  aby  zarejestrować  przebieg  testu.  Kiedy 
usadowiliśmy się, do kuchni wbiegł pies i kot Virgila —zwierzęta obwąchały nas i przywitały.  
Zauważyliśmy jednak, że Virgil miał problemy z rozróżnieniem obu zwierząt. Borykał się z  
tym komicznym i krępującym problemem od czasu operacji: zarówno pies, jak i kot były  
czarno-białe, co powodowało, że je mylił (irytowało to zarówno Virgila, jak i zwierzaki).  
Musiał pomagać sobie, dotykając zwierząt. Jak powiedziała nam Amy, Virgil czasem  
dokładnie przyglądał się kotu: jego głowie, uszom, łapom, ogonowi, i jednocześnie dotykał  
oglądanych części. Sam widziałem to następnego dnia — Virgil dotykał poszczególnych  
części ciała Tiblesa i równocześnie przypatrywał mu się z niezwykłą intensywnością. Jak  
wspomniała Amy, robił to często („Wydawałoby się, że jeden raz wystarczy"), gdyż nowe  
wrażenia, doznania wzrokowe, wymykały się jego pamięci. 

                                                                                                                                                         

wysoka  na  dwieście  metrów,  a  te  małe  figurki  to  nie  kukiełki,  ale  l  u  d  z  i  e  na  szczycie.  W  tym  samym 
momencie, pisze Helmholtz, nagle zdał sobie sprawę z odległości i nigdy już nie popełnił takiego percepcyjnego 
błędu — choć później częstym przedmiotem jego badań było właśnie wzrokowe postrzeganie przestrzeni. Poe w 
swoim opowiadaniu Zloty żuk przedstawia odwrotną historię: coś, co wydawało mu się olbrzymim stworzeniem 
na  odległym  wzgórzu,  okazało  się  niewielkim  żukiem  na  szybie  okiennej.  Przypominam  sobie  teraz  moje 
osobiste  doświadczenie,  kiedy  pierwszy  raz  paliłem  marihuanę:  wpatrywałem  się  w  swoją  rękę  na  tle  pustej 
ś

ciany.  Wydawało  się,  że  ucieka  ona  ode  mnie,  choć  jednocześnie  nie  zmieniała  swojej  wielkości;  po  chwili 

jednak stała się olbrzymią kosmiczną ręką przesłaniającą całą przestrzeń. Wrażenie to mogło być spowodowane, 
in.in.  nieobecnością  znaków  rozpoznawczych  lub  odniesień,  według  których  mógłbym  określić  prawdziwą 
wielkość i odległość, a także zaburzeniami w ośrodkowym układzie przetwarzającym bodźce wizualne. 
 
 

background image

 

W  latach  dwudziestych  XVIII  wieku  Cheselden  opisał  uderzająco  podobne  zachowanie  swojego 
pacjenta: 
 
Chciałbym odnieść się do jednego pozornie drobnego zachowania. Często zapominał, które z nich to 
pies,  a  które  kot,  i  wstydził  się  zapytać;  chwytając  kota,  którego  znał  z  dotyku,  dokładnie  mu  się 
przyglądał,  a  potem,  stawiając  go  na  ziemi,  mówił:  następnym  razem  już  cię  rozpoznam  [...]  Kiedy 
ktoś  powiedział  mu,  na  co  patrzy  [...]  bardzo  starał  się  to  zapamiętać  na  przyszłość;  i  (jak  mówił) 
codziennie zapamiętywał, a potem znów zapominał, tysiące różnych rzeczy. 
 
Pierwsze badania pooperacyjne Virgila obejmowały sprawdzenie ostrości wzroku za  
pomocą tablicy literowej. Również i my postanowiliśmy zbadać najpierw jego umiejętność  
rozpoznawania liter. Nie widział dobrze gazetowego druku — ostrość wzroku wynosiła wciąż  
zaledwie 20/80 — ale bez trudu odczytywał litery wielkości ośmiu milimetrów. To badanie  
poszło mu stosunkowo łatwo — bez trudu rozpoznał wszystkie litery (a przynajmniej wszyst- 
kie drukowane); umiejętność tę wykazywał zresztą od czasu zdjęcia opatrunku. Jak to się  
działo,  że  miał  tak  wielkie  problemy  z  rozpoznawaniem  czyjejś  twarzy  czy  własnego  kota  —  z 
odróżnianiem kształtów w ogóle, z określaniem wielkości i odległości — a tak stosunkowo  
niewielkie trudności z rozpoznawaniem liter? Zapytany o to, odpowiedział, że alfabetu uczył  
się za pomocą dotyku w szkole, gdzie do nauki niewidomych używano drukowanych lub  
dużych liter. Wprawił mnie tym stwierdzeniem w zdumienie, ale po chwili przypomniałem  
sobie, co Gregory pisał o swoim pacjencie S.B.: „ku naszemu zdziwieniu potrafił powiedzieć,  
która jest godzina, patrząc na duży ścienny zegar. Byliśmy tym faktem tak zaskoczeni, że na  
początku nie wierzyliśmy, iż był niewidomy przed operacją". Ale jako niewidomy, S.B. nosił  
duży kopertowy zegarek bez szkiełka i określał czas, dotykając jego wskazówek;  
najprawdopodobniej zaszedł tu automatyczny transfer modalny — natychmiastowe przejście  
od percepcji dotykowej do wzrokowej (zgodnie z terminologią Gregory'ego). 
Mimo iż Virgil z łatwością rozpoznawał poszczególne litery, nie potrafił ich jednak  
połączyć — nie umiał odczytać wyrazów, a nawet nie widział ich. Zaintrygowało mnie to,  
gdyż  jak  wcześniej  wspominał,  uczył  się  w  szkole  nie  tylko  alfabetu  Braille'a,  ale  poznał  także 
wypukłe  litery  alfabetu  angielskiego  —  i  wówczas  czytał  płynnie.  I  rzeczywiście  —  dotykając 
napisów na nagrobkach, potrafił je bez trudu odczytać. Ale jego oczy skupiały się na poszczególnych 
literach i z trudem przesuwały się dalej, a to uniemożliwiało czytanie.  
Podobnie było w przypadku pastora H.S.: 
 
Moje pierwsze próby czytania były bardzo bolesne. Zdołałem odróżnić poszczególne  
litery, ale nie całe wyrazy; udało mi się to dopiero po kilku tygodniach wyczerpujących  
ć

wiczeń. Mogłem odczytać litery jedna po drugiej, ale nie mogłem zapamiętać ich wszystkich naraz. 

W tych pierwszych tygodniach nie umiałem też policzyć swoich pięciu  
palców: wiedziałem, że jest ich pięć, ale nie potrafiłem podczas liczenia przenieść wzroku z  
jednego na drugi. 
 
W ciągu dnia, który spędziliśmy z Virgilem, byliśmy świadkami innych problemów.  
Virgil bezustannie wyłapywał z otoczenia przeróżne szczegóły: kąt nachylenia jakiegoś  
przedmiotu, krawędź, kolor, ruch — ale nie umiał ich zsyntetyzować, odebrać ich wszystkich  
jednocześnie. Był to najwyraźniej jeden z powodów, dla których nie potrafił rozpoznać kota:  
widział jego łapy, nos, ogon, ucho, ale nie widział ich wszystkich naraz, nie widział kota jako  
całości. 
W swoim dzienniku Amy opisywała trud, z jakim Virgil musiał uczyć się nawet  
najbardziej „oczywistych" połączeń — oczywistych z punktu widzenia logiki i wzroku.  
Wspomniała, że kilka dni po operacji „powiedział, że drzewa są jakimś zupełnie  
niespotykanym zjawiskiem"; jednak dwudziestego pierwszego października, miesiąc po  
operacji, zapisała: „Virgilowi udało się w końcu połączyć wszystkie elementy drzewa — wie  
już, że pień i liście tworzą jedną całość". Kilka dni później napisała także: „Wieżowce bardzo  
go dziwią, nie może zrozumieć, dlaczego się nie przewracają". 
Wielu, a może wszyscy pacjenci w sytuacji Virgila mają identyczne problemy. Jedna z  

background image

 

takich pacjentek (opisana w 1891 roku przez Eduarda Raehlmanna) choć przed operacją  
trochę widziała i często bawiła się z psami, „nie mogła zrozumieć, w jaki sposób głowa, nogi i uszy 
łączą się z korpusem zwierzęcia". Valvo cytuje słowa swojego pacjenta T.G.: 
 
Przed operacją miałem zupełnie inne wyobrażenie na temat przestrzeni i wiedziałem, że  
przedmiot można poznać jedynie przez dotyk. Wiedziałem też... że jeśli przed wejściem do  
domu znajdowała się jakaś przeszkoda lub schody, to pojawiały się one po upływie pewnego  
czasu, do którego przywykłem. Po operacji przez wiele miesięcy nie mogłem skoordynować  
wizualnych wrażeń z prędkością, z jaką chodziłem [...] Musiałem zharmonizować to, co  
widziałem, z czasem, jakiego potrzebowałem na pokonanie danej odległości. To było bardzo trudne. 
Jeśli szedłem za szybko lub za wolno, zaczynałem się potykać. 
 
Valvo stwierdza: „Prawdziwą trudnością jest w tym przypadku brak umiejętności  
jednoczesnego postrzegania wielu przedmiotów naraz, która diametralnie różni się od  
percepcji dotykowej, kiedy to wrażenia odbierane są kolejno po sobie". Ci z nas, którzy  
posiadają wszystkie zmysły, żyją w przestrzeni i w czasie; niewidomi żyją tylko w świecie  
czasu, gdyż budują swój świat z kolejno następujących po sobie wrażeń (dotykowych,  
słuchowych, węchowych) i nie mają umiejętności — w odróżnieniu od ludzi widzących —  
jednoczesnej  percepcji  wizualnej,  tworzenia  natychmiastowych  scen  wizualnych.  Jeśli  ktoś  nie  ma 
daru przestrzennego widzenia, to samo pojęcie przestrzeni staje się niezrozumiałe —  
nawet  dla  bardzo  inteligentnych  ludzi,  którzy  stracili  wzrok  w  stosunkowo  późnym  wieku  (jest  to 
główna  teza  monografii  von  Sendena).  Wspaniale  opisuje  to  John  Hull  w  swojej  znakomitej 
autobiografii  Touching  the  Rock,  kiedy  określa  siebie,  niewidomego,  jako  „żyjącego  w  czasie",  i 
właściwie tylko tam. Hull pisze: 
 
U niewidomego poczucie bycia w jakimś miejscu jest mniej ważne [...] Przestrzeń  
zostaje ograniczona do własnego ciała, a jego pozycję określa czas, w jakim ciało było w  
ruchu, a nie przedmioty, które przemieszczający się w przestrzeni mija. Tak więc pozycja  
mierzona jest przez czas. Dla człowieka niewidomego ludzie istnieją dopiero wówczas, kiedy  
mówią [...] Ludzie są w ruchu, są „czasowi", przychodzą i odchodzą. Pojawiają się znikąd i  
znikają. 
 
Choć Virgil potrafił rozpoznać litery i cyfry, a nawet umiał je zapisać, mylił je —  
zwłaszcza te podobne do siebie (np. „A" z „H"), a czasem zapisywał je odwrotnie — w  
odbiciu lustrzanym. (Hull opisuje, jak po pięciu latach niewidzenia był już tak niepewny swojej  
pamięci wizualnej, że nie pamiętał, w którą stronę piszę się „3" i sprawdzał to, rysując cyfrę  
palcem w powietrzu. Pisownię „trójki" zachowywał więc w pamięci nie dzięki pojęciom  
wizualnym,  ale  dzięki  pojęciom  dotykowo-motorycznym).  Niemniej,  jak  na  człowieka,  który  nie 
widział przez czterdzieści pięć lat, postępy Virgila były imponujące. Świat nie składa się  
jednak z liter i cyfr. Jak poradzi sobie z przedmiotami i obrazkami? Jak poradzi sobie z  
prawdziwym światem? 
Jego pierwsze wrażenia po zdjęciu opatrunków to doświadczanie kolorów; wyglądało  
na to, że kolor, który nie ma swojego odpowiednika w świecie dotyku, ekscytował go i  
zachwycał. (Rozpoznawanie kolorów i ruchów jest najprawdopodobniej umiejętnością  
wrodzoną). To do kolorów właśnie Virgil wciąż nawiązywał, do barwnej nieprzewidy  
walności nowych obrazów. Poprzedniego wieczoru jadł sałatkę grecką i spaghetti, które, jak  
powiedział, wprawiło go w osłupienie. — „Białe okrągłe paski, jak żyłka do łowienia ryb —  
powiedział. — Myślałem, że spaghetti jest brązowe". 
Widzenie światła, kształtów i ruchu, a przede wszystkim widzenie kolorów było  
czymś całkowicie niespodziewanym i wywołało ogromne, wręcz wstrząsające wrażenie.  
(„Doznania te były tak gwałtowne — napisał pacjent doktora Valva, H.S. —jakby ktoś  
uderzył mnie obuchem w głowę. Gwałtowność emocji [...] była pokrewna silnemu  
»wstrząsowi«, jakiego doznałem, ujrzawszy po raz pierwszy swoją żonę, a także kiedy z  
okien naszego samochodu zobaczyłem budowle Rzymu"). 
Odkryliśmy, że Virgil z łatwością rozróżnia wiele kolorów i bez trudu je kojarzy.  

background image

10 

 

Jednak czasem mylił ich nazwy: żółty był dla niego np. różowym, ale wiedział, że tego  
samego koloru jest banan. Początkowo zastanawialiśmy się, czy nie cierpi na kolorystyczną  
agno-zję lub anomię — błędne rozpoznawanie i nazywanie kolorów, będące skutkiem  
uszkodzenia pewnych ośrodków mózgowych. Ale jego trudności wynikały najwyraźniej z  
czystego niedouczenia (lub zapomnienia) — wczesna i długa ślepota spowodowała, że  
czasem nie mógł połączyć kolorów z ich nazwami lub zapominał, który kolor należy kojarzyć  
z daną nazwą. Nerwowe połączenia, które stanowią podstawę tego typu skojarzeń, były u  
niego bardzo słabe ze względu na ich nieużywanie, a nie z powodu uszkodzenia lub choroby.  
Virgil  twierdził,  że  zachował  z  dzieciństwa  wizualne  wspomnienia  m.in.  wspomnienia  kolorów  — 
kiedy  jechaliśmy  z  lotniska,  opowiadał  nam  o  swoim  dzieciństwie  na  farmie  w  Kentucky  („Widzę 
rzekę płynącą między wzgórzami", „ptaki na płotach", „duży, biały stary dom") —ja jednak nie byłem 
do końca przekonany, że rzeczywiście ma on pierwotną pamięć wizualną, w której zachowały się te 
obrazy — sądziłem raczej, że są to opisy werbalne, którym nie towarzyszą wizualne wyobrażenia. (Jak 
u Helen Keller). 
Jak radził sobie z kształtami? Ta sprawa była bardziej skomplikowana, gdyż po  
operacji Virgil ćwiczył rozpoznawanie kształtów, uczył się kojarzyć ich wygląd z cechami  
dotykowymi. Takie ćwiczenia nie były potrzebne w przypadku koloru. Na początku nie  
potrafił rozpoznać wizualnie żadnych dwuwymiarowych kształtów — nawet tak prostych jak  
kwadrat czy okrąg, które bez problemu rozpoznawał dotykiem. Dotknięcie kwadratu nie  
miało dla niego nic wspólnego z jego wyglądem. Taka była jego odpowiedź na pytanie  
Molyneuxa.  Amy  kupiła  więc  drewnianą  planszę  dla  dzieci,  na  której  kwadraty,  trójkąty,  koła  i 
prostokąty należało wpasować w odpowiednie otwory. Virgil ćwiczył to codziennie. Na  
początku wydawało mu się to niemożliwe do zrobienia, ale po miesiącu nauki nie sprawiało  
mu już większych trudności. Wciąż jednak wolał przed włożeniem danej figury do  
odpowiedniego otworu wymacać go palcami. Jednak kiedy mu tego zabranianie,  
dopasowywał je swobodnie tylko na podstawie tego, co widział. 
Przedmioty trójwymiarowe najwyraźniej stwarzały o wiele większe problemy; przez  
ostatnie pięć tygodni Virgil badał różne przedmioty, zgłębiał ich wygląd, który zmieniał się w  
zależności od kąta patrzenia, od odległości i ułożenia. 
Tego dnia kiedy zdjęto mu opatrunek, nie rozpoznał domu, do którego powrócił.  
Trzeba go było prowadzić za rękę dookoła budynku, wprowadzać do każdego pokoju i  
pokazywać mu wszystkie sprzęty. W ciągu tygodnia dzięki pomocy Amy ustalił główną  
„trasę": przejście ścieżką do drzwi frontowych, potem przez salon do kuchni, a następnie do  
łazienki i sypialni. Na początku potrafił cokolwiek rozpoznać tylko z tej właśnie „trasy" —  
wiele rzeczy musiał sam ustalić i wywnioskować; nauczył się np., że „biała plama po prawej 
stronie", którą widział z boku przez frontowe drzwi, to stół w jadalni, choć z tego  
punktu ani „stół", ani „jadalnia" nie były dobrze widoczne. Gdy schodził z wyuczonej trasy,  
od razu tracił orientację. Po pewnym czasie z pomocą Amy zaczął lekko zbaczać z  
wyznaczonej ścieżki — wchodził do znajdujących się po obu jej stronach pokoi, oglądał  
ś

ciany i sprzęty z różnych pozycji. W ten sposób budował poczucie przestrzeni,  

trójwymiarowości i perspektywy. 
Kiedy Virgil badał pokoje w swoim domu, odkrywając w ten sposób wizualną  
konstrukcję świata, przypomniałem sobie zachowania charakterystyczne dla małego dziecka:  
przesuwanie  rączki  przed  oczami,  kiwanie  główką  i  poruszanie  nią  z  jednej  strony  w  drugą.  W  ten 
sposób  dziecko  odkrywa  konstrukcję  świata.  Większość  z  nas  nie  zdaje  sobie  sprawy,  jak  wielka  i 
skomplikowana  jest  to  struktura,  gdyż  odbieramy  ją  jako  całość,  doświadczamy  jej  podświadomie, 
każdego dnia, z każdym spojrzeniem. Inaczej jest w przypadku małego  
dziecka, w przypadku Virgila, a także, powiedzmy, w przypadku artysty, który chce na nowo  
zanalizować swe podstawowe procesy poznawcze. Cezanne napisał kiedyś: „Ten sam  
przedmiot widziany pod różnym kątem stanowi dla mnie wielce interesujący przedmiot  
analizy. Sądzę, iż ze względu na sposób, w jaki się on zmienia, mógłbym miesiącami na niego  
patrzeć, przemieszczając się nieznacznie, pochylając się trochę w prawo lub w lewo". 
Umiejętność wizualnej percepcji — korelację wszystkich różnorodnych widoków,  
przekształceń obiektów — osiągamy bardzo wcześnie, bo już w pierwszych miesiącach  
ż

ycia. Jest to olbrzymia porcja nauki, ale przyswojenie jej przebiega tak gładko, tak nieświa- 

background image

11 

 

domie, że w zasadzie nie zdajemy sobie sprawy z jej gigantycznej złożoności (choć jest to  
osiągnięcie tak duże, że nieporównywalne z możliwościami nawet najlepszych komputerów  
ś

wiata). Jednak od Virgila, który prawie pół wieku nie widział, odtworzenie wszystkich  

wcześniej skonstruowanych wizualnych obrazów, nauczenie się ich lub przypomnienie ich  
sobie, wymagało wielu godzin świadomych i systematycznych ćwiczeń każdego dnia. W  
pierwszym miesiącu zbadał więc — dotykiem i wzrokiem — wszystkie mniejsze przedmioty  
w domu: owoce, warzywa, butelki, puszki, sztućce,kwiaty i wszystkie stojące na kominku ozdoby — 
odwracał je, patrzył na nie z bardzo bliska, potem wyciągał na odległość ramienia, próbując połączyć 
ich zmieniający się wygląd w jednolity przedmiot.

7

 

Pomimo wszystkich tych strapień i problemów Virgil dzielnie sobie radził i pilnie się  
uczył. Obecnie miał już niewielkie trudności z rozpoznaniem owoców, butelek i puszek w  
kuchni, kwiatów w pokoju jadalnym czy innych znanych mu rzeczy. 
Obce wizualnie przedmioty sprawiały mu więcej problemów. Kiedy wyjąłem z torby  
lekarskiej aparat do mierzenia ciśnienia krwi, Virgil był całkowicie zdezorientowany i nie mógł go z 
niczym skojarzyć, choć kiedy tylko pozwoliłem mu go dotknąć, natychmiast go  
rozpoznał. Swoisty problem stanowiły ruchome obiekty, gdyż ich wygląd ciągle ulegał  
zmianie. Nawet jego pies, jak mi powiedział, często się zmieniał i Virgil czasem zastanawiał  
się, czy ciągle jest to to samo zwierzę.

8

 Był kompletnie zagubiony, gdy w fizjonomii innych  

zachodziły nagłe zmiany. Są to powszechne trudności wśród osób, które niedawno  
odzyskały  wzrok.  Pacjent  Gregory'ego,  S.B.,rok  po  operacji  nie  potrafił  rozpoznać  poszczególnych 
twarzy  czy  określić  czyjegoś  wyrazu  twarzy,  choć  jego  podstawowa  zdolność  widzenia  była 
doskonała. 
Co z obrazkami? W tej sprawie miałem sprzeczne informacje. Podobno przepadał za  
telewizją, lubił wszystko oglądać — i rzeczywiście, w pokoju stał teraz duży telewizor będący  
symbolem jego nowego życia. Ale kiedy sprawdzaliśmy jego umiejętności oglądania  
nieruchomych obrazków, pokazując mu zdjęcia w tygodnikach, w żaden sposób nie potrafił  
ich rozpoznać. Nie widział ludzi, nie widział przedmiotów — nie rozpoznawał ogólnej treści  
obrazka. Pacjent Gregory'ego, S.B., miał podobne problemy. Gregory pisał: 
 
Kiedy pokazałem mu widokówkę Cambridge Backs, przedstawiającą rzekę i Most  
Królewski,  nie  potrafił  niczego  rozpoznać.  Nie  miał  pojęcia,  że  widokówka  przedstawia  rzekę,  nie 
rozpoznawał wody i mostu [...] Dotychczas na żadnym kolorowym obrazku S.B. nie potrafił określić, 
które obiekty są na pierwszym planie, a które znajdują się za nimi [...]  
Odnosiliśmy wrażenie, że widzi właściwie tylko kolorowe plamy. 
Sytuacja ta powtórzyła się u młodego pacjenta Cheseldena: 
Sądziliśmy, że wkrótce odczyta treść obrazka [...] później okazało się jednak, że  
byliśmy w błędzie; dopiero dwa miesiące po zdjęciu katarakty odkrył, że na obrazkach są  
bryły; do tej pory myślał, że są to kolorowe płaszczyzny lub powierzchnie pomalowane  
różnymi farbami; ale nawet wtedy był bardzo zdziwiony — sądził bowiem, że obrazy będą w  

                                                 

7

  Podobne  problemy  miał  pacjent  Gregory'ego,  S.B.;  był  on  „zaskoczony  zmienianiem  się  kształtów 

przedmiotów,  które  obchodził  dookoła...  Patrzył  na  latarnię  uliczną,  obchodził  ją  i  stał,  przyglądając  się  jej  z 
różnych  pozycji,  zastanawiając  się,  dlaczego  wygląda  inaczej  i  jednocześnie  tak  samo".  W  zasadzie  wszyscy 
pacjenci, którzy odzyskali wzrok, czują się w okresie pooperacyjnym, jakby weszli w świat chaosu bezustannie 
zmieniających się, niestałych, efemerycznych zjawisk. Są całkowicie zagubieni w morzu obrazów, które nie są 
bezpiecznie  zakotwiczone  w  świecie  przedmiotów,  w  świecie  przestrzeni.  Tych,  którzy  przed  odzyskaniem 
wzroku  polegali  na  innych  zmysłach,  konfunduje  nawet  samo  pojęcie  „wyglądu",  gdyż  jest  to  określenie 
optyczne  i  nie  ma  swojego  odpowiednika  w  innych  zmysłach.  My,  którzy  urodziliśmy  się  w  świecie  zjawisk 
optycznych (z jego iluzjami, mirażami i złudami), nauczyliśmy się je odbierać, ale dla tych, którzy nie widzą od 
urodzenia, jest to niezwykle trudne. Filozof F.H. Bradley napisał słynną książkę pt. Appeurunce and Reality  
[Wygląd  i  rzeczywistość]  (1893)  —  lecz  dla  ludzi,  którzy  widzą  od  niedawna,  słowa  te  nie  mają  początkowo 
ż

adnych cech wspólnych. 

8

 Kiedy Virgil powiedział mi o tym, przypomniałem sobie opis w opowieści Borgesa Funes the Memorious; w 

rezultacie  trudności  Funesa  z  pojęciami  ogólnymi  doszło  do  podobnej  sytuacji:Nie  tylko  trudno  było  mu 
zrozumieć, że ogólne pojęcie „pies" odnosi się do wielu niepodobnych do siebie ras; niepokoił go fakt, że pies o 
godz. 3.14 (widziany z profilu) wabił się tak samo jak pies o 3.15 (widziany z przodu). 

background image

12 

 

dotyku takie same jak obiekty, które przedstawiają [...] i pytał, który zmysł jest zmysłem  
leżenia, który dotyku, a który wzroku. 
 
 
Jeśli chodzi o Virgila, to sytuacja z ruchomymi obrazami w telewizji wcale nie  
przedstawiała  się  lepiej  niż  ze  zwykłymi  obrazkami.  Mając  na  względzie  jego  zainteresowanie 
baseballem, włączyliśmy program, w którym właśnie emitowano przebieg gry. Początkowo wydawało 
nam się, że śledzi akcję wzrokiem — potrafił opisać, kto 
walczył, kto wygrywał. Ale kiedy tylko wyłączyliśmy fonię, całkowicie się zagubił.  
Stało  się  oczywiste,  że  widział  niewiele  więcej poza  smugami  światła,  kolorami  i  ruchami, i  że  cała 
reszta (którą zdawał się widzieć) była tylko interpretacją, najwyraźniej nieświadomą,  
opartą  na  tym,  co  słyszał.  Nie  mieliśmy  pojęcia,  jak  zareagowałby,  gdyby  oglądał  grę  na  żywo  — 
wydawało nam się możliwe, że wiele mógłby zobaczyć; najtrudniejsza do przyswojenia jest bowiem 
dwuwymiarowa reprezentacja rzeczywistości — obrazowa lub telewizyjna. 
Minęły dwie godziny testu i Virgil zaczynał odczuwać zmęczenie — zarówno  
zmęczenie wizualne, jak i percepcyjne, które zresztą często dawało mu się we znaki od czasu  
operacji — a kiedy był zmęczony, widział coraz mniej i coraz trudniej było mu określić to, co  
widzi.

9

 

My także byliśmy zmęczeni i chcieliśmy się przejść. Na koniec zapytaliśmy, czy  
mógłby coś narysować. Zaproponowaliśmy, żeby to był młotek (młotek był pierwszym  
przedmiotem, jaki narysował S B ). Virgil zgodził się i zaczął rysować lekko drżącą ręką. Wolną ręką 
prowadził tę, w której trzymał ołówek. („Robi tak dlatego, że jest zmęczony" — powiedziała Amy). 
Potem  narysował  samochód  (bardzo  duży  i  staromodny);  samolot  (bez  ogona;  trudno  byłoby  mu 
latać); i dom (płaski i prosty, przypominający rysunek trzyletniego dziecka). 
Kiedy w końcu wyszliśmy z domu, był piękny, słoneczny październikowy ranek.  
Słońce oślepiło Virgila i musiał włożyć przeciwsłoneczne okulary. Nawet gdy nie świeci  
słońce, powiedział, musi nosić okulary — światło raziło go, najlepiej widział w półmroku.  
Zapytaliśmy, dokąd chciałby pójść; po chwili zastanowienia odpowiedział, że do zoo. Jak  
mówił, nigdy wcześniej nie był w zoo i był bardzo ciekaw, jak wyglądają różne zwierzęta.  
Kochał zwierzaki, dzieciństwo spędził przecież na farmie. 
Kiedy dotarliśmy do ogrodu, zaskoczyła nas wrażliwość Virgila na ruch. Na początku  
uderzył go dziwaczny dumny chód; uśmiechnął się — nigdy wcześniej czegoś takiego nie  
widział. 
— Co to jest? — zapytał. 
— Emu. 
Nie był do końca pewien, co to jest emu, więc poprosiliśmy, żeby nam go opisał.  
Miał z tym trudności i powiedział tylko, że jest podobnego wzrostu co Amy — Amy i emu  

                                                 

9

 

Z  powodu  zmęczenia  Virgila  nie  mogliśmy  przetestować  jego  umiejętności  widzenia  złudzeń  optycznych. 

Szkoda,  gdyż  „widzenie"  lub  „niewidzenie"  owych  złudzeń  jest  obiektywnym  i  dokładnym  sprawdzianem 
wizualno-konstrukcyjnych zdolności mózgu. Najwięcej badań poświęcił temu Gregory i dlatego tak interesująca 
jest jego szczegółowa relacja z reakcji na nie pacjenta S.B. Jeden z rysunków, którymi Gregory posługiwał się 
podczas  badania,  przedstawiał  równoległe  linie,  które  normalnie  odczytano  by  jako  rozchodzące  się,  gdyż 
nałożone  były  na  nie  rozchodzące  się  linie;  jednak  S.B.  nie  „widział"  tego  złudzenia:  dla  niego  linie  były 
dokładnie  równoległe.  Podobny  brak  „wpływów  zewnętrznych"  zaobserwowano  w  odczytywaniu  innych 
złudzeń.  Szczególnie  interesującabyła  reakcja  S.B.  na  narysowane  w  perspektywie  trójwymiarowe  figury, 
sześciany  czy  schody;  patrząc  na  nie,  widzimy  ich  głębię  i  często  przednia  ściana  wydaje  nam  się  tylną,  a  po 
chwili  jest  odwrotnie;  dla  S.B.  figury  te  nie  miały  głębi  i  nic  się  w  nich  nie  zmieniało;  nigdy  też  nie  widział 
dwuznaczności pewnych rysunków — zawsze podawał tylko jedną możliwość ich odczytania. Najwyraźniej nie 
„widział"  zmian  odległości  i  wielkości;  nie  doświadczał  też  tzw.  efektu  kaskadowego.  Złudzenia  optyczne 
„postrzegane są" (nawet jeśli umysł  wie, że jest to percepcja iluzoryczna) przez każdego  normalnie  widzącego 
dorosłego.  Często  dostrzegają  je  także  dzieci  i  czasami  małpy,  a  nawet  sztuczne  „stworzenie"  Edelmana, 
DARYIN  IV.  Fakt,  że  S.B.  nie  „widział"  ich,  śwadczy  o  tym,  jak  szczątkowe  były  zdolności  jego  mózgu  do 
odtwarzania wizualnych konstrukcji, co spodowaodował brak tak wczesnych doświadczeń  
wizualnych. 
 

background image

13 

 

stali na tej samej wysokości — ale porusza się zupełnie inaczej niż ona. Chciał go dotknąć,  
zbadać dotykiem. Sądził, że gdyby tak zrobił, mógłby go lepiej zobaczyć. Ale, niestety, było  
to zabronione. 
Kolejnym zwierzęciem, które przyciągnęło jego uwagę, był kangur. Zauważył  
natychmiast jego podskoki i rozpoznał — a raczej odgadł — że jest to kangur. Przyglądał mu  
się, ale bez możliwości dotyku nie potrafił go opisać. Zastanawialiśmy się, co widział — i co  
tak naprawdę miał na myśli, mówiąc, że „widzi". 
Zauważyliśmy pewną prawidłowość: Virgil rozpoznawał zwierzęta po ich sposobie  
poruszania się bądź po charakterystycznej ich cesze — potrafił rozpoznać kangura dlatego,  
ż

e skakał, żyrafę, gdyż była wysoka, zebrę, ponieważ była w paski — nie umiał zaś wyrobić  

sobie ogólnego wrażenia o zwierzęciu. Poza tym zwierzę musiało ostro kontrastować z tłem; nie mógł 
rozpoznać  słoni,  mimo  iż  miały  trąby,  ponieważ  stały  one  w  dość  dużej  odległości,  a  za  nimi  było 
szare tło. 
Na koniec poszliśmy do wybiegu małp; Virgil bardzo chciał zobaczyć goryla. Kiedy  
ten był częściowo schowany wśród drzew, Virgil zupełnie go nie widział, a gdy w końcu  
wyszedł na otwartą przestrzeń, stwierdził, że wygląda zupełnie jak duży człowiek, choć trochę inaczej 
się  porusza.  Na  szczęście  przy  wybiegu  stała  naturalnych  rozmiarów  rzeźba  małpy  wykonana  w 
brązie;  zaproponowaliśmy  Virgilowi,  który  bardzo  chciał  dotknąć  wszystkich  zwierząt,  żeby  ją 
„obejrzał"  za  pomocą  dotyku.  Kiedy  analizował  jej  kształty  wprawnymi,  szybkimi  ruchami  rąk,  na 
jego  twarzy  malował  się  wyraz  pewności,  który  nigdy  nie  pojawiał  się,  kiedy  badał  coś  wzrokiem. 
Pomyślałem wtedy — i prawdopodobnie wszystkim nam przyszło to wówczas do głowy — że kiedy 
był niewidomy, był bardzo sprawnym i samowystarczalnym człowiekiem, mógł w sposób naturalny, z 
łatwością badać swój świat własnymi rękoma. Teraz popychaliśmy go na drogę, która była przeciwna 
jego  naturze:  chcieliśmy,  żeby  wyrzekł  się  tego  wszystkiego,  co  przychodziło  mu  bez  trudu,  żeby 
odbierał świat w sposób niesłychanie dla niego trudny, w sposób mu obcy.

10

 

Kiedy dotykał figurki małpy, jego twarz rozświetliło uczucie zrozumienia. „Wcale nie  
jest podobna do człowieka" — wymamrotał. Przeanalizowawszy rzeźbę, otworzył oczy i  
odwrócił się w stronę goryla, który stał przed nim w swoim wybiegu. I dopiero teraz Virgil  
mógł  opisać  jego  postać,  sposób,  w  jaki  jego  palce  dotykały  ziemi,  małe,  wygięte  nogi,  duże  kły  i 
olbrzymią  pręgę  na  głowie.  Omawiając  poszczególne  części  ciała,  Virgil  wskazywał  na  nie  palcem. 
Gregory opisuje zadziwiający epizod, jaki zdarzył się jego pacjentowi, S.B., od dawna interesującemu 
się wszelkimi narzędziami i maszynami. Gregory zabrał go do Muzeum Nauki w Londynie, by mógł 
obejrzeć tamtejszą kolekcje: 
 
Najciekawszym wydarzeniem była jego reakcja na tokarkę Maudeslaya, umieszczoną  
w  specjalnej szklanej  gablocie  [...]  Doprowadziliśmy  go  do  zamkniętej  gabloty  i  poprosiliśmy,  żeby 
opisał  nam,  co jest  w  środku.  Nie  potrafił  właściwie nic  powiedzieć  poza  tym,  że  najbliższą  częścią 
była  korbka  [...]  Potem  poprosiłem  pracownika  muzeum  (co  uzgodniłem  wcześniej)  o  otworzenie 
gabloty,  aby  S.B.  mógł  dotknąć  tokarki.  Rezultat  był  zadziwiający  [...]  Dotykał  tokarki,  mając  przy 
tym  mocno  zamknięte  oczy.  Potem  cofnął  się,  otworzył  oczy  i  powiedział:  „Teraz,  kiedy  już  ją 
poczułem, mogę ją zobaczyć". 
 
Tak więc Virgil zobaczył w końcu goryla. Ten spektakularny przykład, ukazujący, w  
jaki sposób dotykanie może umożliwić widzenie, uświadomił mi coś jeszcze, czego  
dotychczas nie rozumiałem. Od czasu operacji Virgil zaczął kupować małe zabawki: żołnie- 
rzyki, samochodziki, zwierzątka i miniatury słynnych budynków — cały lilipuci świat, w  

                                                 

10

  Wcześniej  Virgil  usłyszał  lwy  ryczące  na  swoim  wybiegu;  poderwał  się  i  natychmiast  odwrócił  w  ich 

kierunku.  „Słuchajcie!  —powiedział.  —  To  lwy,  karmią  lwy".  Bob,  Amy  i  ja  zupełnie  nie  słyszeliśmy  tego 
odgłosu, i nawet  wtedy, gdy  Virgil skierował na niego naszą uwagę, był on dla nas zbyt odległy i nie byliśmy 
pewni, z której strony dobiega. Byliśmy zaskoczeni ostrością słuchu Virgila, jego umiejętnością orientacji. Taka 
ostrość  i  wrażliwość  słuchu  jest  charakterystyczna  dla  wielu  niewidomych,  ale  przede  wszystkim  dla  tych, 
którzy  urodzili  się  niewidomi  lub  stracili  wzrok  w  dzieciństwie;  jest  to  spowodowane  ciągłym  skupianiem 
uwagi,  zdolności  poznawczych  i  percepcyjnych  na  tych  sferach,  a  także  nadrozwojem  systemów  słuchowo-
poznawczych w mózgu. 

background image

14 

 

którym spędzał wiele godzin. To zamiłowanie nie było wynikiem jego zdziecinnienia —  
dotykając tych przedmiotów i jednocześnie patrząc na nie, przygotowywał się do widzenia  
prawdziwego świata. Choć były to zminiaturyzowane modele, owa dysproporcja skali nie  
miała znaczenia, tak jak dla S.B. nie miała znaczenia wielkość jego ściennego zegara, którego  
wygląd umiał skorelować z dotykiem tarczy swojego kieszonkowego zegarka. 
Na lunch poszliśmy do miejscowego baru rybnego. Podczas jedzenia ukradkowo  
zerkałem na Virgila. Na początku widział normalnie, bez trudu wyławiał z sałatki kawałki  
pomidora. Po pewnym czasie jednak jego wzrok pogorszył się — widelec nie trafiał w cel, a  
ręka zawisała niepewnie w powietrzu. W końcu, nie mogąc „zobaczyć" tego, co miał na  
talerzu,  zaczął  jeść  tak,  jak  czynią  to  ludzie  niewidomi.  Amy  już  wcześniej  opowiadała  mi  o  takich 
pogorszeniach  wzroku  i  opisała  je  w  swoim  dzienniku.  Podobnie  było  podczas  golenia:  zaczynał  je 
bardzo skoncentrowany, patrząc przy tym w lustro. Potem pociągnięcia golarki były coraz wolniejsze, 
zaczynał  wpatrywać  się  niepewnie  w  swoje  odbicie  lub  próbował  od  czasu  do  czasu  dotykiem 
sprawdzić to, co widział. W końcu odwracał się od lustra lub zamykał oczy albo gasił światło, i w ten 
sposób kończył golenie. 
To, że po dużym wysiłku, jaki Virgil wkładał w widzenie, jego wzrok męczył się i  
pogarszał, nie było niczym dziwnym; wszyscy tego doświadczamy, jeśli za dużo wymagamy  
od naszych oczu. Sam miewam takie momenty, kiedy przez trzy godziny non stop patrzę na  
elektroencefalogramy: zaczynam mylić znaczenie zapisu, i wszędzie, gdziekolwiek spojrzę —  
na ściany, na sufit — w oczach migają mi krzywe zapisu. Muszę wtedy zrobić przerwę i zająć  
się czymś innym, lub — najlepiej — zamknąć na godzinę oczy. A przecież system wzrokowy  
Virgila, w porównaniu z normalnym, musiał być w tej fazie niezwykle labilny. 
Mniej zrozumiałe, niepokojące, a nawet złowieszcze były długie okresy „rozmazania"  
— osłabienia wzroku — trwające przez kilka godzin lub nawet dni, pojawiające się  
samorzutnie, bez żadnej widocznej przyczyny. Bob Wasserman był tymi wahaniami  
zaniepokojony; od dwudziestu pięciu lat był okulistą, zdjął wiele katarakt, ale nigdy nie  
zaobserwował tego typu fluktuacji. 
Po lunchu udaliśmy się do gabinetu doktora Hamlina, który po operacji Virgila  
dokładnie sfotografował siatkówkę prawego oka. Na szczęście Bob, który porównał obraz  
fotograficzny siatkówki z jej obecnym wyglądem (używając pośrednich metod wziernikowa- 
nia dna oka), nie stwierdził żadnych pooperacyjnych komplikacji. (Specjalny test —  
angiografia fluorescencyjna — wykazał obecność cysty macular edema, ale była tak  
niewielka, że nie mogła spowodować owych alarmujących, nagłych wahań ostrości widzenia).  
Ponieważ nie było jasnej przyczyny wahań widzenia, Bob zastanawiał się, czy nie są one  
konsekwencją jakiejś ukrytej choroby — kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy Virgila, uderzył  
nas jego niezdrowy wygląd — lub też czy nie są one nerwową reakcją wizualnego systemu mózgu na 
sensoralne i kognitywne przeciążenie. Ktoś, kto widzi normalnie, nie musi wysilać się, aby z czysto 
wizualnych  doznań  skonstruować  kształty,  obiekty  i  sceny;  wizualne  konstrukcje,  wizualny  świat 
tworzy  on  od  momentu  urodzenia,  stopniowo  budując  ogromny,  wygodny  aparat  kognitywny. 
(Normalnie połowa kory mózgowej zajmuje się przetwarzaniem wrażeń wzrokowych). W przypadku 
Virgila owe siły kognitywne nie rozwinęły się i nie mogły podołać tak przytłaczającym zadaniom. 
Reakcją obronną mózgu na zbyt intensywną stymulację lub stymulację przekraczającą  
punkt krytyczny może być nagłe zahamowanie funkcjonowania.

11

 Tego typu reakcje są  

niezależne od jednostki i jej motywów. Są one czysto lokalne i fizjologiczne i mogą pojawić  
się nawet w odizolowanych płatach kory mózgowej: stanowią biologiczną ochronę przed  
przeciążeniem nerwowym. 
Procesy percepcyjno-kognitywne mają dwoistą naturę — zarówno fizjologiczną, jak i  
osobistą — nie jest to świat, który się przyswaja lub konstruuje, ale czyjś własny świat —  
prowadzący do osobniczej percepcji ,ja", powiązanej z wolą i orientacją. Owo percepcyjne  
„ja" może załamać się wraz z zapaścią systemów postrzegania, zmieniając w ten sposób  
orientację i tożsamość jednostki. Jeśli taka sytuacja powstanie, jednostka nie tylko staje się  
niewidoma, ale przestaje się także zachowywać jak istota wyposażona we „wzrok"; nie  

                                                 

11

 

Pawłow  obserwował  tego  typu  zachowania  u  psów;  nazywał  je  „transmarginalnym  hamowaniem  w  wyniku 

supramaksymalnego pobudzenia", i uważał za naturalną ochronę. 

background image

15 

 

sygnalizuje żadnych zmian zachodzących w jej psychice, jest absolutnie nieświadoma swojej  
ś

lepoty lub możliwości widzenia. Całkowita ślepota psychiczna (znana jako zespół Antona),  

może nastąpić w wyniku rozległego uszkodzenia kognitywnych części mózgu, które może  
spowodować np. silne uderzenie. U Virgila pojawiała się ona okazjonalnie — mówi wtedy, że  
„widzi", ale tak naprawdę zachowuje się jak osoba całkowicie niewidoma. Należało więc  
zastanowić się, czy podstawy jego wizualnej percepcji i tożsamości nie są rzeczywiście tak  
słabe, że w przypadku przeciążenia lub wyczerpania nie tylko zapada na czasową psychiczną 'ślepotę, 
ale również grozi mu zespół Antona. 
Zupełnie innym przypadkiem było zaprzestanie wizualnego postrzegania — wycofanie  
się — co związane było raczej z sytuacjami stresującymi bądź konfliktowymi o silnym  
podłożu emocjonalnym. A dla Virgila okres ten by ł z pewnością najbardziej stresującym  
etapem w życiu: przeszedł operację, ożenił się; regularny rytm życia niewidomego kawalera  
został całkowicie zmieniony; ciążyła na nim ogromna presja oczekiwań otoczenia; a sama  
czynność widzenia była trudna i wyczerpująca. Im bliżej dnia ślubu, a tym samym przyjazdu  
jego rodziny, tym silniejsza była owa presja. Jego krewni, którzy od początku sprzeciwiali się  
operacji, twierdzili teraz, że nadal jest ślepy. Amy tak opisała to w swoim dzienniku: 
 
9 października: Poszliśmy dekorować kościół na ślub. Virgil niewiele widzi —  
wszystko jest zamazane. Tak jakby jego wzrok wycofał się. Znów zachowuje się jak  
„niewidomy" [...] Musiałam go wszędzie prowadzić. 
11 października: Dziś przyjechała rodzina Virgila. Jego wzrok najwyraźniej udał się na  
wakacje [...] Oczywiście Virgil zachowuje się tak, jakby w ogóle nigdy nie widział! Nikt z jego  
rodziny nie chciał uwierzyć, że wcześniej widział. Kiedy mówił, że coś widzi, odpowiadali:  
„Napewno zgadujesz". Traktowali go, jakby był zupełnie niewidomy — prowadzili za rękę,  
wszystko podawali [...] Jestem bardzo zdenerwowana, wzrok Virgila zniknął [...] Chciałabym  
mieć pewność, że postąpiliśmy słusznie. 
12 października: Dzień ślubu. Virgil jest bardzo spokojny [...] widzi trochę lepiej, ale  
wszystko nadal jest zamazane [...] Widział mnie, kiedy podchodziłam do ołtarza, ale bardzo  
niewyraźnie [...] Ślub był piękny. Przyjęcie odbyło się u mojej mamy. Virgila przez cały czas  
otaczała rodzina. Wciąż jeszcze nie potrafą zaakceptować jego wzroku, tym bardziej że Virgil  
niewiele widzi. Dziś wieczorem pożegnał się z rodziną. Kiedy tylko wyjechali, jego wzrok  
zaczął się polepszać. 
 
Rodzina traktowała Virgila jak osobę niewidomą, zaprzeczała jego nowej tożsamości lub  
podważała jej prawdziwość, a Virgil ulegał temu i reagował jak niewidomy, a nawet stał się  
niewidomy— było to znaczące wycofanie się lub regresja części jego ego — miażdżąca  
negacja własnej tożsamości. Tego typu regresja powinna być postrzegana jako umotywowane  
— aczkolwiek nieświadomie— wycofanie na grunt „funkcjonalny". Można więc rozróżnić  
dwa typy zachowań: „zachowanie niewidomego" i „zachowywanie się jak niewidomy".  
Pierwsze określa załamanie się procesu widzenia i wizualnej tożsamości na gruncie  
organicznym (w terminologii neurologicznej bottom-up lub zaburzenie neuropsychologiczne),  
a drugie — załamanie się lub inhibicję tożsamości wizualnej na gruncie funkcjonalnym („top- 
down" lub zaburzenie psychoneuro-tyczne), które jest równie rzeczywiste jak to pierwsze.  
Ponieważ wzrok Virgila był organicznie niezwykle słaby — co wynikało z niestabilności  
systemów wizualnych oraz (w danym momencie) wizualnej tożsamości — trudno było  
odróżnić to, co „fizjologiczne" od tego, co „psychologiczne". Jego wzrok był tak słaby, że  
zarówno nerwowe przeciążenie, jak i konflikt tożsamości mogły wypchnąć go poza granicę  
widzenia.

12

 

Marius von Senden, omawiając w swej klasycznej książce Space and Sight  
[Przestrzeń i wzrok] (1932) wszystkie opisane w ciągu trzystu lat przypadki, konkluduje, że  

                                                 

12

 W przypadku szczególnej słabości organicznej stres emocjonalny może z łatwością przybrać formę fizyczną; 

tłumaczy to, dlaczego pod wpływem stresu astmatycy dostają ataków astmy, u osób z parkinsonizmem nasilają 
się objawy chorobowe, a osoba z tak słabym  wzrokiem jak Virgil przestaje (na pewien czas)  widzieć. Dlatego 
tak trudno ocenić, co jest słabością fizjologiczną, a co „zachowaniem umotywowanym". 

background image

16 

 

każdy dorosły człowiek, który odzyskuje wzrok, wcześniej czy później przechodzi „kryzys  
motywacyjny" — i że nie każdy pacjent z tego kryzysu wychodzi, Von Senden opisał  
pacjenta, w którym perspektywa odzyskania wzroku wzbudzała tak wielkie przerażenie  
(oznaczała ona bowiem konieczność odejścia ze społecznego domu dla niewidomych i  
opuszczenia  mieszkającej  tam  narzeczonej),  że  zagroził  wyłupaniem  sobie  oczu;  przytacza  on  także 
przypadki  pacjentów,  którzy  po  operacji  często  zachowywali  się  jak  niewidomi"  lub  „odmawiali 
widzenia",  a  także  innych,  którzy  odmówili  operacji,  obawiając  się  jej  następstw  (jedna  z  takich 
relacji, zatytułowana L'Aveugle qui refuse de voir, została opublikowana już w 1771 roku). Zarówno 
Gregory,  jak  i  Valvo  wiele  miejsca  w  swoich  badaniach  poświęcają  emocjonalnym 
niebezpieczeństwom,  mogącym  powstać  w  wyniku  zmuszania  niewidomego  do  posługiwania  się 
nowym zmysłem — po początkowej radości może nastąpić niszcząca (a nawet śmiertelna) depresja. 
W depresję taką popadł pacjent Gregory'ego, S.B. Początkowa ekscytacja w wyniku  
niespełnienia się oczekiwań zamieniła się w swoje zaprzeczenie. Sześć miesięcy po operacji  
Gregory pisze: 
 
Odnieśliśmy wrażenie, że jego wzrok prawie całkowicie go rozczarował. Mógł dzięki  
niemu wykonywać trochę więcej czynności [...] ale nie było wątpliwości, że możliwości  
widzenia były znacznie uboższe, aniżeli to sobie wyobrażał [...] Wciąż w dużym stopniu  
prowadził życie niewidomego, czasem nawet nie fatygował się, żeby zapalić wieczorem  
ś

wiatło [...] Nie układało mu się [teraz] z sąsiadami, którzy uważali go za „dziwaka", a jego  

koledzy z pracy [którzy początkowo go podziwiali] drażnili się z nim i naśmiewali się, że nie  
potrafi czytać. 
 
Stan zniechęcenia pogłębiał się — S.B. zachorował i dwa lata po operacji zmarł. Był  
całkowicie zdrów; miał dopiero pięćdziesiąt cztery lata. 
W sześciu opowiadaniach, wzbogaconych wyczerpującymi komentarzami, Yalvo  
omawia uczucia i zachowania ludzi, którzy utracili wzrok na początku swojego życia, a po  
jego odzyskaniu musieli skonfrontować swoją nową „zdolność" z własną tożsamością, ta zaś  
wraz z nabyciem nowej umiejętności, musiała się zmienić.

13

 

Podstawowym problemem Virgila, podobnie jak wszystkich osób, które odzyskały wzrok,  
był konflikt pomiędzy zmysłem dotyku i wzroku — Virgil nie wiedział, czy powinien patrzeć,  
czy dotykać. Od dnia operacji oczywiste było — a nam od razu rzuciło się to w oczy — że z  
trudem powstrzymywał się on od dotykania wszystkich sprzętów, ludzi i zwierząt, od  
jedzenia rękoma. Jego słownictwo, cała jego wrażliwość, jego obraz świata były nastawione  
na to, co dotykowe — a przynajmniej na to, co niewizualne. Virgil — do czasu operacji —  
był całkowicie osobą „dotykową". 
Dowiedziono, że u osób z głuchotą dziedziczną (szczególnie jeśli jest to głuchota  
wrodzona) niektóre części mózgu odpowiedzialne za funkcje słuchowe przejęły  
odpowiedzialność za czynności wizualne. Stwierdzono również, że u niewidomych  
czytających brajlem, palce, którymi posługują się oni przy czytaniu, są wyjątkowo silnie  
reprezentowane w odpowiedzialnych za dotyk częściach kory mózgowej. Przypuszcza się  
także, że odpowiadające za dotyk (i słuch) części kory są u niewidomych większe i mogą  
rozszerzyć się nawet na części kontrolujące funkcje wizualne. Obszar kory mózgowej  
odpowiedzialnej za wzrok bez wizualnej stymulacji ulega bardzo słabemu rozwojowi.  

                                                 

13

 

W  swoim  ironicznie  zatytułowanym  Letter  on  the  Blind:  Fur  the  Use  of  Those  Who  Can  See  [List  o 

niewidomych:  Do  tych,  którzy  widzą]  (1749)  młody  Diderot  wysuwa  twierdzenie  epistemologicznego  i 
kulturowego relatywizmu — utrzymuje, że niewidomi na swój własny sposób mogą skonstruować kompletny i 
całościowy świat, że mają oni kompletną „tożsamość niewidomego", nie czują się ani ułomni, ani gorsi, i dlatego 
„problem" ich ślepoty i chęć jej wyleczenia nie jest naszą, lecz ich sprawą.

  

Ponadto, zdaniem Diderota, inteligencja i kultura duchowa niewidomego mogą w sposób zasadniczy wpłynąć na 
jego  zrozumienie  —  przynajmniej  formalne  —  zjawisk,  których  bezpośrednio  nie  może  on  odbierać.  Do  tej 
konkluzji Diderot doszedł na podstawie analizy przypadku zmarłego w 1740 r. Nicholasa Saundersona, słynnego 
niewidomego matematyka i zwolennika teorii Newtona. Saunderson, który nigdy nie widział światła, świetnie je 
rozumiał, był  wykładowcą optyki i skonstruował, na swój własny sposób,  wspaniały obraz  wszechświata. Fakt 
ten niezmiernie Diderota fascynował. 

background image

17 

 

Prawdopodobne wydaje się więc, że wobec takiego zróżnicowania w rozwoju kory  
mózgowej dojść może do wczesnej utraty reprezentacji jednego zmysłu na korzyść innych. 
Czego zatem można było oczekiwać w przypadku Virgila, gdy nagle możliwe stało się  
uruchomienie funkcji wizualnych? Można było sądzić, że nastąpi pewien rozwój umiejętności  
widzenia,  że  dojdzie  do  utworzenia  nowych  ścieżek  w  częściach  kory  kontrolujących  funkcje 
wizualne. Nie ma jednak dowodów potwierdzających aktywizację tych części kory u osoby dorosłej. 
Mieliśmy więc nadzieję, że gdy zrobimy Virgilowi specjalną scyntygrafię PET, to potwierdzi ona owo 
zakładane ożywienie w miarę uczenia się widzenia.  
Ale jak będzie wyglądała ta nauka, ta zwiększona aktywność? Czy będzie podobna do  
aktywności dziecka, które zaczyna uczyć się widzieć? (Tak właśnie myślała na początku  
Amy). Ale przecież dorośli, którzy niedawno odzyskali wzrok, nie są małymi dziećmi,  
których kora mózgowa jest ekwipotencjalna — gotowa zaadaptować się do różnych form  
percepcji. Kora osoby, która tak jak Virgil straciła wzrok w dzieciństwie, w znacznym stopniu  
zaadaptowała się już do organizowania percepcji w czasie, a nie w przestrzeni.

14

 

Dziecko cały czas się uczy. Jest to olbrzymie, nigdy nie kończące się zadanie, ale nie  
jest ono naznaczone niemożliwym do rozwiązania konfliktem. W przeciwieństwie do dziecka  
osoba dorosła, która właśnie odzyskała wzrok, musi nagle przestawić się ze sposobu  
sekwencyjnego na wizualno-przestrzenny, a to jest silnym ciosem wymierzonym w  
doświadczenia całego dotychczasowego życia. Gregory kładzie na ten aspekt duży nacisk,  
wskazuje,  jak  nieunikniony  jest  konflikt  i  kryzys,  jeśli  zmienić  się  mają  „percepcyjne  obyczaje  i 
strategie  całego  życia".  Takie  konflikty  są  naturalnym  elementem  systemu  nerwowego,  ponieważ 
osoba  dorosła,  która  od  dziecka  jest  niewidoma  i  która  przez  całe  życie  przystosowywała  i 
specjalizowała  swój  mózg,  musi  go  teraz  poprosić,  aby  to  wszystko  odwrócił.  (Co  więcej,  mózg 
dorosłego nie jest już tak plastyczny jak mózg małego dziecka — dlatego uczenie się nowych języków 
czy  nowych  umiejętności  staje  się  z  wiekiem  coraz  trudniejsze.  A  dla  osoby,  która  przez  całe  życie 
była  niewidoma,  uczenie  się  widzenia  to  nie  to  samo  co  uczenie  się  obcego  języka;  dla  niej  —jak 
mówi Diderot —jest to jak uczenie się języka po raz pierwszy). 
Dla ludzi, którzy dopiero co odzyskali wzrok, uczenie się oznacza konieczność  
radykalnej zmiany funkcji neurologicznych, a co za tym idzie — radykalnej ewolucji  
psychologicznej, zmiany osobowości, zmiany tożsamości. Zmiany tej można doświadczać w  
kategoriach dosłownych życia i śmierci. Valvo cytuje swojego pacjenta: ,,Trzeba umrzeć jako  
człowiek widzący, żeby narodzić się jako niewidomy". W odwrotnej sytuacji twierdzenie to  
jest równie prawdziwe: trzeba umrzeć jako niewidomy, aby odrodzić się jako człowiek  
widzący. Najokropniejszy jest okres przejściowy — „pomiędzy dwoma światami, z których  
jeden umarł, a drugi ma się narodzić". Choć ślepotę można na początku odczuwać jako  
straszliwą stratę, z biegiem czasu wrażenie to może stopniowo słabnąć, zachodzi bowiem  
głęboka adaptacja lub reorientacja, dzięki której można od nowa stworzyć, od podstaw  
zbudować świat oparty na niewizu-alnych kategoriach. Jest on wtedy innym stanem, inną  
formą bytu, z właściwą sobie wrażliwością, z własnymi prawami, odczuciami. John Hull  
nazywa ten stan „głęboką ślepotą" i postrzega ją jako „jedną z jakości ludzkiego bytu".

15

 

                                                 

14

  Kanadyjski  psycholog,  Donald  Hebb,  zajmujący  się  rozwojem  widzenia,  na  podstawie  prowadzonych 

doświadczeń  dowiódł  —  wbrew  temu,  co  często  przypuszczano  —  że  u  zwierząt  wyższych  i  u  człowieka 
widzenie nie jest „wrodzone". Hebb był zafascynowany — co całkiem zrozumiałe — rzadkim „eksperymentem" 
(jeśli można tu użyć tego terminu) przywracania w wieku dorosłym wzroku osobom z wrodzoną ślepotą. W  

swojej  książce  The  Organizuti/m  ofBehaviour  [Struktura  zachowania]  szczegółowo  omawia 
on  zebrane  przez  von  Sendena  przypadki  (sam  Hebb  osobiście  takiego  przypadku  nie  znał), 

które  w  znacznym  stopniu  potwierdziły  jego  tezę,  że  widzenie  wymaga  doświadczenia  i  nauki;  jego  zdaniem 
człowiek potrzebuje 15 lat nauki na osiągnięcie pełnego rozwoju.Należy tu jednak sprzeciwić się porównywaniu 
(jak uczynił to Gregory) dorosłego, który  właśnie odzyskał  wzrok, z dzieckiem. Możliwe, że człowiek dorosły 
po odzyskaniu wzroku musi przejść naukę i etapy rozwoju, jakie przechodzi się w wieku dziecięcym; niemniej 
dorosły  ani  pod  względem  neurologicznym,  ani  psychologicznym  nie  przypomina  dziecka  —  osobnik  dorosły 
przez całe życie poddawany jest doświadczeniom percepcyjnym — i dlatego jego doświadczenia (wbrew temu, 
co  przypuszczał  Hebb)  nie  są  odbiciem  doświadczeń  świata  dziecięcego,  nie  stanowią  furtki  do  niedostępnego 
nam rozwoju dziecięcej percepcji. 

background image

18 

 

 
Trzydziestego pierwszego października zdjęto kataraktę z lewego oka Virgila,  
odsłaniając równie zniszczoną jak w prawym oku siatkówkę. Było to duże rozczarowanie,  
gdyż spodziewano się, że lewe oko będzie w znacznie lepszym stanie. Tymczasem widzenie  
Virgila polepszyło się tylko nieznacznie: łatwiej było mu skoncentrować wzrok, ruchy jego  
oczu stały się spokojniejsze, miał większe pole widzenia. 
Kiedy zaćma została usunięta z obojga oczu, Virgil powrócił do pracy i szybko  
odkrył, że widzenie ma też inne aspekty; że to, co widzi, często budzi jego zakłopotanie, a  
czasem głęboko zaskakuje. Pracował dla YMCA przez trzydzieści lat i, jak mówił, był z tej  
pracy bardzo zadowolony; zdawało mu się, że z n a ciała swoich klientów. Teraz okazało się,  
ż

e widok ciał, które dotychczas znał tylko z dotyku, robił na nim wstrząsające wrażenie; był  

zdumiony wielością odcieni skóry, a skazy i „plamy" na ciałach, których do tej pory nie był  
ś

wiadomy, budziły w nim wręcz wstręt.

16

 Dlatego podczas robienia masażu z ulgą zamykał  

oczy. 
W następnych tygodniach czynił dalsze postępy, szczególnie wtedy, gdy mógł sam  
narzucić sobie tempo nauki. Dawał z siebie wszystko, by żyć jak człowiek widzący, ale  
jednocześnie częściej dawało się we znaki jego wewnętrzne rozdarcie. Czasem odczuwał  
strach, że będzie musiał bez laski wyjść na ulicę i przejść przez nią, polegając jedynie na  
swoim wzroku; czasem też bał się, że będzie musiał zmienić pracę na „wzrokową". Był to więc okres 
ogromnego  wysiłku  i  prawdziwego  sukcesu  —  ale  sukces  ten  osiągnięty  by)  kosztem  równowagi 
psychicznej, kosztem pogłębienia się napięcia i wewnętrznego rozdarcia. 
Tydzień przed świętami Bożego Narodzenia wybrali się z Amy na przedstawienie  
baletowe Dziadka do orzechów, które bardzo mu się podobało: zawsze kochał muzykę, a  
teraz po raz pierwszy mógł także coś zobaczyć. „Widziałem ludzi, którzy skakali po całej  
scenie. Nie widziałem jednak, w co byli ubrani" — powiedział. Sądził, że obejrzenie na żywo  
rozgrywki baseballowej sprawi mu dużą frajdę i nie mógł się już doczekać inauguracji  
wiosennego sezonu. 
Ś

więta Bożego Narodzenia były wyjątkowo uroczystym i ważnym momentem — było  

to pierwsze Boże Narodzenie po ślubie, jego pierwsze Boże Narodzenie jako człowieka  
widzącego. Pojechał wraz z Amy na swoją rodzinną farmę w Kentucky. Po raz pierwszy od  
ponad czterdziestu lat zobaczył swoją matkę — kiedy brał ślub, nie widział jej dobrze, tak  
samo zresztą jak innych osób i rzeczy. Jego zdaniem wyglądała „bardzo ładnie". Zobaczył  
znów swój stary dom, płoty, rzekę, których nie widział od czasu dzieciństwa, a których obraz  
zawsze pielęgnował w swoim umyśle. Pewne rzeczy, które widział po raz pierwszy, głęboko  
go rozczarowywały, nie dotyczyło to jednak domu i rodziny; te sprawiły mu wielką radość. 
Nie mniej ważna była pozytywna zmiana stosunku do Virgila jego rodziny. „Dobrze  
teraz wygląda — powiedziała jego siostra. — Sam chodzi po całym domu, nie dotykając  

                                                                                                                                                         

15

 Jeśli jednym z pozytywów ślepoty jest fakt, że staje się ona pewna jakością ludzkiego bytu, to w przypadku 

głuchoty  stwierdzenie  to  jest  równie  (a  nawet  bardziej)  prawdziwe,  gdyż  dochodzi  tu  nie  tylko  do  ulepszenia 
wizualnych (i generalnie przestrzennych) zdolności, ale stworzona zostaje cała społeczność ludzi głuchych, z ich 
własnym migowym językiem (znakiem) i kulturą. Podobnych do Virgila problemów mogą doświadczać osoby z  
wrodzoną  głuchotą  lub  ci,  którzy  ogłuchli  w  bardzo  wczesnym  dzieciństwie,  a  którym  wszczepiono  implant 
słuchowy ucha wewnętrznego. Początkowo dźwięk nie ma dla nich żadnego znaczenia, z niczym się nie kojarzy 
—  tak  więc,  przynajmniej  na  początku,  czują  się,  jakby  wprowadzono  ich  do  świata  słuchowego  chaosu  lub 
agnozji.  Owym  problemom  poznawczym  towarzyszą  także  problemy  tożsamości;  na  swój  sposób  ludzie  ci 
muszą  umrzeć  jako  głusi,  by  narodzić  się  jako  osoby  słyszące.  To  zaś,  potencjalnie,  ma  bardzo  znaczące  i 
szerokie  implikacje  społeczne  i  kulturowe,  gdyż  głuchota  jest  nie  tylko  osobistą  tożsamością,  ale  także 
tożsamością całej społeczności, która ma własną kulturę i język. Owe bardzo złożone problemy omawia Harlan 
Lane  w  swojej książce pt. The Musk of Benevolence: Disabling  the  Deaf Community [Maska dobrodziejstwa: 
Okaleczanie społeczności głuchych]. 
 
 

16

 

Gregory zaobserwował, że dla S.B. „pewne rzeczy, które dotychczas kochał, okazały się odrażające (w tym 

on sam i jego żona!) i często przygnębiały go niedostatki i wady wizualnego świata". 
 

background image

19 

 

ś

cian, po prostu wstaje i idzie". Jej zdaniem od czasu pierwszej operacji „bardzo się zmienił",  

i tak samo uważała reszta jego rodziny. 
Zadzwoniłem do nich na dzień przed świętami i rozmawiałem z matką, siostrą i innymi  
członkami rodziny Virgila. Prosili, żebym do nich przyjechał, i żałowałem, że nie mogę, gdyż  
dla nich wszystkich był to z pewnością radosny i szczęśliwy okres. Virgil bardzo się przejął  
początkową niechęcią rodziny do jego „nowego" wzroku (i prawdopodobnie także do Amy,  
która nalegała na operację) i niedowierzaniem, że naprawdę coś widzi. Nastawienie to mogło 
niweczyć jego widzenie, ale teraz, kiedy rodzina „zmieniła się", można było przypuszczać, że główna 
blokada  psychologiczna  zostanie  usunięta.  Okres  Bożego  Narodzenia  był  punktem  kulminacyjnym  i 
podsumowaniem tego niezwykłego roku. 
Zastanawiałem się, co zdarzy się w roku następnym. Czego Virgil mógł się  
spodziewać? Jak wiele z doświadczeń wizualnego świata, wizualnego życia, miał wciąż przed  
sobą? Nie wiedzieliśmy. Choć historie wielu pacjentów były ponure i przerażające, to przy- 
najmniej niektórym z nich udało się przezwyciężyć najgorsze chwile i ostatecznie  
przystosować do nowego postrzegania świata. 
Valvo, zazwyczaj ostrożny w wyrażaniu optymizmu, pozwolił sobie na opisanie  
szczęśliwych chwil swoich pacjentów: 
 
Jeśli naszym pacjentom uda się przyswoić wizualne wzory, którymi później potrafią  
się posługiwać, doświadczają oni wówczas wielkiej radości z nauki [...] odrodzenia  
osobowości [...] Zaczynają myśleć o zupełnie nowych obszarach doświadczenia. 
 
„Odrodzenie osobowości" — właśnie tego Amy pragnęła dla Virgila. Trudno nam  
było wyobrazić sobie jego odrodzenie, gdyż był bardzo flegmatyczny i przyzwyczajony do  
swojego dawnego trybu życia. A jednak pomimo mnóstwa problemów — psychologicznych  
i prawdopodobnie także medycznych — na swój sposób świetnie sobie radził i wykazywał  
rosnący postęp w rozumieniu wizualnego świata. Miał pozytywną motywację i czerpał z  
widzenia oczywistą radość i pożytek — najwyraźniej nie było więc powodu, dla którego  
miałby  nie  czynić  dalszych  postępów.  Virgil  wiedział,  że  nie  będzie  miał  doskonałego  wzroku,  ale 
mógł z pewnością żywić nadzieję, że jego życie radykalnie poszerzy się o wszystko to, co daje wzrok. 
 
Katastrofa nadeszła niespodziewanie. Ósmego lutego zadzwoniła do mnie Amy; Virgil  
upadł  i  został  zabrany  do  szpitala,  był  cały  siny  i  wpadł  w  osłupienie  [całkowite  lub  częściowe 
zahamowanie aktywności ruchowej i słownej — przyp. tłum.]. Miał płatowe zapalenie płuc, rozległe 
zrosty jednego płuca; leżał na oddziale intensywnej terapii, podawano mu tlen i dożylnie antybiotyki. 
Pierwsze antybiotyki nie zadziałały, stan Virgila pogorszył się i przeszedł w krytyczny; przez  
kilka dni Virgil oscylował pomiędzy życiem i śmiercią. Po trzech tygodniach infekcja została  
zahamowana, a płuco znów zaczęło się powiększać. Virgil był jednak nadal poważnie chory  
— mimo że zapalenie płuc ustąpiło, w jego wyniku powstały zaburzenia oddechowe — stan  
przedporażeniowy ośrodka oddechowego w mózgu, co uniemożliwiało odpowiednie  
reagowanie mózgu na poziom tlenu i dwutlenku węgla we krwi. Poziom tlenu w jego krwi  
zaczął się obniżać — i opadł do połowy normalnego, natomiast poziom dwutlenku węgla  
zaczął się podnosić — wzrósł prawie trzykrotnie w stosunku do normalnego. Virgil bez  
przerwy potrzebował tlenu, ale ze względu na zły stan ośrodka oddechowego można mu było  
podawać tylko niewielkie jego ilości. Ponieważ jego mózg został pozbawiony tlenu i uległ  
zatruciu dwutlenkiem węgla, świadomość Virgila zanikała i ulegała wahaniom; kiedy miał złe  
dni (gdy poziom tlenu we krwi był niższy, a dwutlenku węgla wyższy), nic nie widział: był  
całkowicie ślepy. 
Do złego stanu zdrowia w znacznym stopniu przyczynił się trwający kryzys  
oddechowy: płuca Virgila wykazywały obrzęk i zwłóknienie; miał zaawansowane zapalenie  
oskrzeli i rozedmę; skutkiem heinemediny, którą przeszedł w dzieciństwie, jedna część  
przepony była nieruchoma; a do tego Virgil był niezwykle otyły — co z kolei mogło  
spowodować „zespół Pickwicka" (nazwa pochodzi od ospałego grubasa imieniem Joe,  
bohatera książki Klub Pickwicka). Syndrom Pickwicka charakteryzuje się poważnymi  

background image

20 

 

zaburzeniami  oddechu  i  krążenia  tlenu  we  krwi,  wynikłymi  z  osłabienia  ośrodka  oddechowego  w 
mózgu.Virgil  chorował  prawdopodobnie  już  od  kilku  lat;  od  1985  roku  stopniowo  przybierał  na 
wadze.  Ale  w  okresie  pomiędzy  ślubem  i  Bożym  Narodzeniem  przytył  o  dalszych  dwadzieścia 
kilogramów  —  w  ciągu  kilku  tygodni  jego  waga  wzrosła  prawie  do  stu  trzydziestu  kilogramów  — 
było  to  częściowo  spowodowane  zaleganiem  płynów,  co  z  kolei  było  wynikiem  wady  serca, 
częściowo zaś ciągłym jedzeniem — potrzebą objawiającą się u Virgila w stanie stresu. 
Musiał teraz spędzić trzy tygodnie w szpitalu; ilość tlenu we krwi wciąż utrzymywała  
się na niebezpiecznie niskim poziomie; przy każdym znacznym spadku poziomu tlenu Virgil  
stawał się ospały i całkowicie ślepł. Amy wystarczyło jedno spojrzenie u progu drzwi sali  
szpitalnej, by wiedzieć, w jakim jest stanie, jaki ma dzień, jaki jest poziom tlenu we krwi —  
jeśli był stosunkowo wysoki, Virgil posługiwał się wzrokiem, rozglądał się: jeśli niski —  
wykonywał niezdarne ruchy i dotykał wszystkiego dookoła, „zachowując się jak niewidomy".  
(Zastanawialiśmy się, czy dziwne zachwiania w widzeniu, które występowały u niego od dnia  
operacji, mogły być spowodowane, przynajmniej częściowo, zmianami poziomu tlenu we  
krwi, co w konsekwencji prowadziło do anoksji [niedobór tlenu — przyp. tłum.] siatkówki  
lub mózgu. Virgil prawdopodobnie od lat cierpiał na łagodny syndrom Pickwicka i możliwe,  
iż jeszcze przed atakiem choroby niewiele dzieliło go od niedomogi oddechowej i anoksji). 
U Virgila pojawił się także stan pośredni, którego Amy nie mogła zrozumieć; mówił  
wtedy, że nic nie widzi, ale potrafił sięgnąć po jakiś przedmiot, ominąć przeszkodę i  
zachowywać się, jakby widział. Amy nie mogła pojąć tego osobliwego zachowania — Virgil  
najwyraźniej widział przedmioty i reagował na nie, potrafił je zlokalizować, a jednocześnie  
zaprzeczał jakiejkolwiek świadomości widzenia. Tego typu zjawisko — nazywane ślepym  
wzrokiem lub nieświadomym widzeniem — powstaje, gdy odpowiedzialne za wzrok części  
kory mózgowej nie funkcjonują (np. z powodu braku tlenu), natomiast ośrodki wzrokowe w  
podkorzu pozostają nienaruszone. Chory dostrzega wówczas znaki wizualne i reaguje na nie,  
ale percepcja ta nawet w najmniejszym stopniu nie sięga świadomości. 
W końcu Virgil opuścił szpital, ale do domu wracał jako kaleka. Był przywiązany do  
aparatu tlenowego i nie mógł się bez niego nigdzie ruszyć. Wydawało się mało  
prawdopodobne, że kiedykolwiek wykuruje się na tyle, by powrócić do pracy, więc YMCA  
rozwiązało z nim umowę. Kilka miesięcy później zmuszony był opuścić dom, w którym od  
ponad  dwudziestu  lat  mieszkał  jako  pracownik  ośrodka.  Krótko  mówiąc:  Virgil  nie  tylko  stracił 
zdrowie, ale stracił też pracę i dom. 
W październiku czuł się już jednak na tyle dobrze, że mógł poruszać się bez  
respiratora przez godzinę lub dwie. Z tego, co mówili mi Virgil i Amy, nie mogłem do końca  
zrozumieć,  co  stało  się  z  jego  wzrokiem.  Amy  mówiła,  że  wcześniej  „prawie  całkiem  zniknął",  ale 
teraz czuła, że od kiedy Virgil lepiej się poczuł, wzrok znów wraca. Kiedy zadzwoniłem do centrum 
rehabilitacyjnego,  gdzie  badano  zdolności  widzenia  Virgila,  usłyszałem  zupełnie  inną  wersję.  Virgil 
najwyraźniej  prawie  całkowicie  stracił  wzrok.  Jego  terapeutka,  Kathy,  uważała,  że  widzi  kolory  i  w 
zasadzie niewiele poza tym — a czasami tylko kolory: widział różowe refleksy świetlne wokół butelki 
pepto-bismolu, ale nie widział samej butelki.

17

 Poza  

widzeniem kolorów wydawał się prawie całkowicie ślepy, nie widział otaczających go  
przedmiotów, poruszał się po omacku, był zagubiony. Jego oczy błądziły jak u niewidomego.  
Ale czasem zupełnie niespodziewanie miewał nawroty widzenia — dostrzegał wtedy nawet  
bardzo niewielkie przedmioty. Momenty te jednak mijały równie szybko, jak się pojawiały, a  
Virgil nie potrafił ich przywrócić. Kathy powiedziała mi, że z praktycznego punktu widzenia  
Virgil jest niewidomy. 
Byłem tą informacją bardzo zaskoczony. Nigdy jeszcze nie słyszałem o takim obrocie  
sprawy. Zastanawiałem się, co działo się z oczami i mózgiem Virgila? Nie obserwując go, nie  
potrafiłem tego ocenić, zwłaszcza że Amy uparcie wierzyła w poprawę. Wpadała we  
wściekłość, kiedy ktoś mówił, że Virgil jest ślepy, i twierdziła, że centrum rehabilitacyjne tak  
naprawdę „uczy go, jak być niewidomym". Tak więc w lutym 1993 roku, w rok po ataku  

                                                 

17

  Semir  Zeki  zaobserwował,  że  w  niektórych  przypadkach  korowej  anoksji  odpowiedzialne  za  konstrukcję 

kolorów obszary kory mogą pozostać stosunkowo nienaruszone — pacjent może wówczas widzieć kolory i nic 
poza tym—żadnej formy, żadnych zarysów, żadnego kształtu przedmiotów. 

background image

21 

 

niszczącej  choroby,  sprowadziliśmy  Virgila  i  Amy  do  Nowego  Jorku,  żeby  się  nimi  zobaczyć  i 
wykonać specjalistyczne testy fizjologiczne sprawdzające funkcje siatkówki i mózgu. 
Gdy tylko ujrzałem Virgila przy wyjściu na lotnisku LaGuardia, zrozumiałem, że  
wszystko potoczyło się fatalnie. Od czasu naszego ostatniego spotkania w Oklahomie przytył  
prawie dwadzieścia pięć kilogramów. Przez ramię przewieszony miał aparat tlenowy. Szedł  
po omacku; jego oczy nie zatrzymywały się na żadnym przedmiocie - wyglądał, jakby był  
całkowicie niewidomy. Amy prowadziła go pod ramię. Ale kiedy wjeżdżaliśmy do miasta  
przez Fiftyninth Street Bridge, czasem coś zauważał — np. światła na moście; nie zgadywał,  
widział je dość wyraźnie. Ale wzrok wracał i po chwili zanikał — Virgil nie potrafił go  
zatrzymać. 
Kiedy przeprowadzaliśmy z nim testy w moim gabinecie — na początku używając do  
tego kolorowych obrazków, dużych ruchomych przedmiotów i światła — nie widział nic.  
Wydawał się całkowicie ślepy— bardziej ślepy niż przed operacją, ponieważ wtedy  
dostrzegał przynajmniej cień ręki poruszającej się przed jego oczyma. Teraz nie widział nic,  
wydawało się też, że nie ma światłoczułych receptorów. Wyglądało na to, że jego siatkówki  
zniknęły. A jednak one nie zniknęły — i to było dziwne. Od czasu do czasu potrafił coś  
dostrzec: raz np. zobaczył i opisał banana; dwukrotnie przesunął palcem za poruszającym się  
na ekranie komputera świetlnym prostokątem; czasami sięgał po jakieś przedmioty lub  
poprawnie je „zgadywał", choć twierdził, że nic nie widzi — było to widzenie nieświadome,  
które wcześniej zaobserwowano w szpitalu. 
Byliśmy przerażeni negatywnym wynikiem testu, a Virgil zapadał w stan zniechęcenia i  
poczucia przegranej — należało przerwać test i zrobić przerwę na lunch. Kiedy podaliśmy mu  
półmisek z owocami, brał poszczególne owoce w swoje sprawne, wrażliwe palce, a jego  
twarz rozświetlała się, na powrót się ożywiał. Trzymając owoce, opisywał je na podstawie  
dotyku, mówił o woskowatej, gładkiej skórce śliwki, miękkim puszku brzoskwini, o  
delikatności  nektarynek  („jak  policzki  niemowlaka")  i  chropowatej,  pełnej  dziurek  skórce 
pomarańczy. Ważył owoce w ręku, oceniał ich wagę i konsystencję, ich ziarnka i  
pestki; potem podnosił je do nosa i wąchał. Jego dotykowa (i węchowa) ocena była o wiele  
lepsza niż nasza. Wśród owoców położyliśmy także doskonale podrobioną, woskową  
gruszkę, która swoim realistycznym kształtem i kolorem całkowicie wprowadzała w błąd ludzi  
widzących. Virgil nawet przez chwilę nie dał się nabrać: dotknąwszy jej, wybuchnął  
ś

miechem. 

— A to jest świeczka — powiedział natychmiast, trochę zdziwiony. — W kształcie  
gruszki albo dzwonka. 
Virgil mógł rzeczywiście być — mówiąc słowami von Sendena — „wygnańcem z  
rzeczywistości przestrzennej", ale jeśli chodzi o dotyk, był na swoim terytorium. 
Okazało się więc, że Virgil zachował bardzo silny zmysł dotyku, natomiast jego  
siatkówki wydawały się w 99 procentach martwe — „działały" rzadko i krótko. Bob  
Wasserman, który podobnie jak ja nie widział Virgila od czasu naszej wizyty w Oklahomie,  
był  zaskoczony  ograniczeniem  widzenia  i  chciał  raz  jeszcze  zbadać  siatkówki.  Kiedy  to  zrobił, 
okazało  się,  że  wyglądają  dokładnie  tak  samo  jak  przedtem  —  były  „łaciate",  z  większymi  i 
mniejszymi skupiskami pigmentacji. Nie było oznak żadnej nowej choroby. Niemniej funkcjonowanie 
nawet  najlepiej  zachowanych  obszarów  siatkówki  było  ograniczone  prawie  do  zera. 
Elektroretinogramy  służące  do  zapisu  aktywności  elektrycznej  siatkówki  podczas  pobudzaniajej 
ś

wiatłem nie wykazały żadnej reakcji, a potencjały pobudzania wizualnego, służące do ukazania pracy 

odpowiedzialnych za wzrok części mózgu, także były nieobecne.  
(Mogły tu występować rzadkie, krótkie momenty aktywności, ale nawet jeśli tak było, nie  
udało nam się ich zarejestrować). Nie mogliśmy przypisać tego braku reakcji zapaleniu  
siatkówki, które Virgil prawdopodobnie przechodził w dzieciństwie, gdyż nie było już śladu  
tej choroby. Musiała być zatem jakaś inna przyczyna, której nie potrafiliśmy odgadnąć, a  
która w efekcie położyła kres i tak słabemu działaniu siatkówki. 
Przypomnieliśmy sobie, że Virgil często narzekał na silne światło; nawet w szare,  
pochmurne dni światło dnia często go oślepiało i musiał nosić bardzo ciemne okulary. Czy  
możliwe  było  (jak  sugewał  mój  kolega,  Kevin  Halligan),  że  wraz  ze  zdjęciem  katarakt  —  które 
najprawdopodobniej  przez  dziesiątki  lat  chroniły jego  siatkówki  przed  światłem  —  siatkówki  uległy 

background image

22 

 

wypaleniu?  Stwierdzono,  że  pacjenci  z  innymi  schorzeniami  siatkówki,  np.  ze  zwyrodnieniem 
plamiastym, mogą nie tolerować światła — nie tylko na falach  
ultrafioletowych, ale na wszystkich długościach fali — i że światło może przyśpieszyć  
zwyrodnienie siatkówek. Czy tak właśnie było w przypadku Virgila? Była to jedna z  
możliwości. Czy mogliśmy to przewidzieć i w jakiś sposób „dawkować" mu wzrok lub  
ś

wiatło? 

Inna przypuszczalna przyczyna — bardziej prawdopodobna — związana była z ciągłą  
hipoksją, czyli z niedoborem tlenu u Virgila, z faktem, że przez prawie rok jego krew była  
niedotleniona. W szpitalu przeprowadzono badania, które wykazały, że jego wzrok polepszał  
się lub pogarszał w zależności od poziomu gazów we krwi. Czy powtarzający się lub  
nieprzerwany niedobór tlenu w siatkówkach (i prawdopodobnie także w odpowiedzialnych za  
wzrok częściach kory) mógł być czynnikiem decydującym? Zastanawiano się, czy  
zwiększenie dotleniania krwi do stu procent (co wymagałoby długotrwałego sztucznego  
oddychania czystym tlenem) mogłoby doprowadzić do przywrócenia funkcjonowania  
siatkówki lub odpowiednich ośrodków mózgowych. Stwierdzono jednak, że byłoby to zbyt  
ryzykowne i mogłoby spowodować długotrwałe lub stałe zahamowanie funkcjonowania  
ośrodka oddechowego mózgu. 
 
Oto historia Virgila, historia „cudownego" przywrócenia wzroku u niewidomego  
mężczyzny, podobna do historii młodego pacjenta Cheseldena z 1728 roku i do kilkunastu  
innych, które wydarzyły się w ciągu minionych trzystu lat; jednak historia Virgila ma  
niespodziewane i ironiczne zakończenie. Pacjent Gregory'ego, tak dobrze radzący sobie ze  
swoją ślepotą przed operacją, był początkowo zachwycony widzeniem, ale wkrótce  
przygniotły go niemożliwe do zniesienia stresy i trudności. „Dar" stał się klątwą; S.B. popadł  
w głęboką depresję i krótko potem zmarł. Prawie wszyscy pacjenci po początkowej euforii  
zostali przygnieceni ogromnymi trudnościami, jakie sprawiało im przystosowanie się do  
nowego  zmysłu.  Valvo  odkreśla  jednak,  że  nieliczni  przystosowali  się  i  dobrze  sobie  radzili.  Czy 
Virgil  potrafił  pokonać  te  trudności  i  przywyknąć  do  widzenia,  pomimo  iż  tak  wielu  innych  nie 
dawało sobie z tym rady? 
Nigdy się tego nie dowiemy, gdyż proces adaptacyjny — i tym samym proces życia  
— został nagle przecięty przez niczym nie uzasadniony cios losu: chorobę, która jednym  
silnym uderzeniem pozbawiła go pracy, domu, zdrowia i niezależności; uczyniła z niego  
chorego człowieka, który nie potrafił się już sam o siebie zatroszczyć. Dla Amy, która była  
inicjatorką operacji i która tak gorąco zaangażowała się w widzenie Virgila, był to cud, który  
się nie urzeczywistnił, klęska. Virgil natomiast twierdził, że „takie rzeczy się zdarzają". Ale ten cios 
go powalił, spowodował wybuch wściekłości: wściekłości z powodu bezradności i  
choroby; wściekłości spowodowanej zaprzepaszczoną szansą i zniweczonymi marzeniami; a  
także — i to było najważniejsze — wściekłości, że został zaangażowany w bitwę, której nie  
mógł ani zaniechać, ani wygrać. Na początku była ciekawość, radość, zabawa. I była także  
wielka odwaga. To była przygoda, wyprawa do nowego świata, której smak zna tak niewielu.  
Ale potem przyszły problemy i konflikty: niemożność skonstruowania wizualnego świata, a  
jednocześnie presja, żeby porzucić świat dotykowy. W ten sposób Virgil znalazł się gdzieś  
pomiędzy dwoma światami — wszystko stracił, a nic nie zyskał. To było rozdarcie, z  
którego, zdawało się, nie było ucieczki. Ale potem— paradoksalnie — przyszła ulga w formie  
drugiej  i  finalnej  ślepoty—  ślepoty,  którą  otrzymał  w  darze.  W  końcu  Virgil  mógł  wreszcie  nie 
widzieć, mógł uciec od jasności, od dziwnego świata obrazu i przestrzeni, i powrócić do  
swojego prawdziwego bytu: do intymnego, skupionego świata innych zmysłów, który od bez  
mała pięćdziesięciu lat był jego domem.