Oliver Sacks Antropolog na marsie (widzieć i nie widzieć)

background image

1

Oliver Sacks
ANTROPOLOG NA MARSIE


WIDZIEĆ I NIE WIDZIEĆ

Na początku października 1991 roku zadzwonił do mnie emerytowany minister z
Midwest i opowiedział o narzeczonym swojej córki, pięćdziesięcioletnim mężczyźnie
imieniem Virgil, który od wczesnego dzieciństwa był niewidomy. Miał na obu oczach grubą
kataraktę, a także, jak mu powiedziano, barwnikowe zapalenie siatkówki — chorobę
uwarunkowaną genetycznie, która powoli, lecz nieubłaganie trawi siatkówkę aż do jej
zniknięcia. Jednak jego narzeczona, Amy, która sama, ze względu na cukrzycę, musi regu-
larnie chodzić do okulisty, zabrała go ostatnio do swojego lekarza, doktora Scotta Hamlina, a
ten obudził w nich nową nadzieję. Wysłuchawszy uważnie historii Virgila, doktor Hamlin nie
był do końca przekonany, że Virgil miał barwnikowe zapalenie siatkówki. Na tym etapie
trudno było jeszcze o pewność, ponieważ pod grubą kataraktą siatkówki nie było już widać,
ale Virgil wciąż odróżniał jasność od ciemności, poznawał kierunek, z którego padało światło,
widział cień ręki poruszającej się przed jego oczyma — oczywiste więc było, że siatkówka nie uległa
całkowitemu zniszczeniu. Poza tym zdjęcie katarakty jest stosunkowo prostym
zabiegiem chirurgicznym, stwarzającym niewielkie ryzyko. Nie było nic do stracenia, a wiele
można było zyskać. Amy i Virgil wkrótce będą brali ślub. Czy nie byłoby wspaniale, gdyby
Virgil mógł widzieć? Gdyby, będąc prawie przez całe życie niewidomym — mógł zobaczyć
swoją żonę, teścia, kościół?! Doktor Hamlin zgodził się operować, i —jak poinformował
mnie ojciec Amy — katarakta na prawym oku Virgila została usunięta przed dwoma
tygodniami. Stał cię cud: operacja pomogła. Dzień po operacji — kiedy zdjęto opatrunki —
Amy założyła dziennik i napisała we wstępie:
Virgil WIDZI!... Całe biuro we łzach, pierwszy raz od czterdziestu lat Virgil widzi...
Rodzina Virgila jest taka podniecona, ciągle płaczą, nie mogą w to uwierzyć!... Oto niezwykły cud
przywróconego wzroku!
A jednak już następnego dnia pisała o pojawiających się problemach:
Próbuje przyzwyczaić się do tego, że widzi. Najwyraźniej nie jest łatwo przejść od
ś

lepoty do normalnego widzenia. Musi szybciej myśleć, nie potrafi jeszcze zaufać

wzrokowi... Jak niemowlę, które uczy się widzieć: wszystko jest nowe, ekscytujące,
przerażające. Nie jest pewny, co to znaczy móc widzieć.
Ż

ycie neurologa, podobnie jak życie naukowca, jest nieuporządkowane, ale właśnie

dzięki owemu brakowi systematyczności spotyka go wiele nowych i niespodziewanych
sytuacji, które mogą ukazać mu zawiłości natury — zawiłości, których w normalnym życiu
przewidzieć nie sposób. „Natura nigdy tak chętnie nie odkrywa swych sekretnych tajemnic —
pisał w XVII wieku William Harvey —jak wtedy, gdy ujawnia ślady swojego działania poza
wytyczonymi ścieżkami". Tamta rozmowa telefoniczna — dzięki której dowiedziałem się o
przywróceniu wzroku osobie dorosłej niewidomej od wczesnego dzieciństwa — była właśnie
ujawnieniem takiego działania natury. „Tak naprawdę — pisze okulista Alberto Valvo w
książce Sight Restoration after Long-Term Blindness [Przywrócenie wzroku po długiej
ś

lepocie] — liczba znanych nam tego rodzaju przypadków w ostatnich dziesięciu stuleciach

nie przekracza dwudziestu".
Jaką zdolność widzenia będzie miał taki pacjent? Czy w momencie jej odzyskania
wzrok stanie się dla niego czymś „normalnym"? Większość z nas odpowiedziałaby na to
pytanie twierdząco. Jest to zdroworozsądkowy pogląd — oczy zostają otwarte, zasłona opada i (jak
mówi Nowy Testament) niewidomemu otworzą się oczy.

1

Ale czy rzeczywiście jest to takie proste? Czy do aktu widzenia nie potrzeba

1

Cud w Betsaidzie opisany w Ewangelii św. Marka jest bardziej niezwykły i skomplikowany, ponieważ

początkowo ślepiec dojrzał poruszających się ludzi, ale zdawało mu się, że są oni „niby drzewa", i dopiero
później w pełni odzyskał wzrok. (Ewangelia wg św. Marka, 8, 22-26).

background image

2

doświadczenia? Czy nie trzeba nauczyć się widzieć? Nie znalem dobrze literatury na ten
temat, choć z wielką fascynacją czytałem o przypadkach odzyskania wzroku, które w 1963
roku w „Quarterly Journal of Psychology" opublikował Richard Gregory wspólnie z Jeanem
G. Wallace'em. Stąd wiedziałem, że tego typu przypadki, hipotetyczne lub prawdziwe, od
setek lat przykuwają uwagę okulistów i psychologów. Siedemnastowieczny filozof, William
Molyneux, którego żona była niewidoma, postawił takie oto pytanie swojemu przyjacielowi,
Johnowi Locke'owi: „Przypuśćmy, że ktoś rodzi się niewidomy i jako dorosły człowiek doty-
kiem rozróżnia sześcian od kuli: [czy mógłby teraz], mając już wzrok, odróżnić sześcian od
kuli, nie dotykając ich?" Locke zgłębia ten problem w swoich Rozważaniach dotyczących
rozumu ludzkiego z 1690 roku i jego odpowiedź brzmi przecząco. W 1709 roku, po głębszej
analizie relacji pomiędzy wzrokiem i dotykiem, w swoim traktacie Nowa teoria widzenia
George Berkeley doszedł do wniosku, że pomiędzy światem dotykowym i światem
wzrokowym nie zachodzą żadne poważne związki — że łączące je relacje powstają tylko
poprzez doświadczenie.
Zaledwie dwadzieścia lat później wnioski te poddano próbie. W 1728 roku William
Cheselden, angielski chirurg, zdjął kataraktę z obojga oczu niewidomego od urodzenia
trzynastoletniego chłopca. Pomimo wysokiej inteligencji i młodego wieku chłopiec ten do-
ś

wiadczał ogromnych trudności z najprostszymi sposobami wizualnej percepcji. Nie miał

pojęcia o odległości. Nie miał pojęcia o przestrzeni i wielkości. Był też skonfundowany
rysunkami i obrazami, samym pojęciem dwuwymiarowej reprezentacji rzeczywistości. Jak
przewidywał wcześniej Berkeley, zrozumienie tego, co widział, przychodziło stopniowo i tylko
wtedy, gdy mógł połączyć doświadczenia wzrokowe.
z doświadczeniami dotykowymi. Podobnie było z innymi pacjentami w ciągu następnych
dwustu pięćdziesięciu lat, które upłynęły od operacji Cheseldena: większość pacjentów,
którzy odzyskali wzrok, doświadczała głębokiego locke'ańskiego chaosu i dezorientacji.

2

Teraz poinformowano mnie, że kiedy z oka Virgila zdjęto opatrunki i zobaczył on
lekarza oraz swoją narzeczoną, zaczął się śmiać. Niewątpliwe jest, że zobaczył coś — ale co
widział? Co oznaczało ,,widzieć" dla człowieka, który wcześniej nie widział? Do jakiego
ś

wiata został teraz wprowadzony?


Virgil urodził się na niewielkiej farmie w Kentucky tuż po wybuchu drugiej wojny
ś

wiatowej. Jako dziecko niczym nie różnił się od swoich rówieśników, choć (jak wydawało

się jego matce) od samego urodzenia miał bardzo słaby wzrok, wpadał narożne sprzęty, jak
gdyby ich nie widział. W wieku trzech lat zapadł na trzy poważne choroby jednocześnie:
zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych lub zapalenie oponowo-naczyniowe, heinemedinę i
kocią gorączkę. Miał wówczas konwulsje, całkowicie utracił wzrok, dostał paraliżu w nogach
i częściowego paraliżu czynności oddechowych, a po dziesięciu dniach zapadł w śpiączkę
trwającą dwa tygodnie. Gdy się obudził, był już, jak określiła to jego matka, „innym
człowiekiem"; wykazywał osobliwą indolencję, nonszalancję, bierność, w najmniejszym
stopniu nie przypominał odważnego, psotnego chłopca, jakim był wcześniej.
Czucie i siłę w nogach odzyskał w następnym roku; klatka piersiowa wzmocniła się,
choć nigdy nie powróciła do stanu sprzed choroby. Także wzrok ulegał stopniowej
poprawie, lecz siatkówki były już znacznie uszkodzone. Do dziś nie wiadomo, czy było to wyłącznie
wynikiem choroby, czy też częściowo zostało spowodowane ich dziedzicznym zwyrodnieniem.
Kiedy Virgil miał sześć lat, na obu jego oczach zaczęła powstawać zaćma i stało się
oczywiste, że znów ślepnie. W tym samym roku został wysłany do szkoły dla niewidomych,
gdzie nauczył się czytać brajlem. Ukończył szkołę, choć nie był wybitnym uczniem; nie był
tak śmiały czy agresywnie niezależny jak niektórzy niewidomi. Przez cały okres szkolny był

2

Po usunięciu katarakty pacjent musi nosić okulary, ponieważ po tej operacji staje się

dalekowidzem; grube szkła, których używano w XVIII i XIX wieku oraz na początku XX
wieku znacznie ograniczały pole widzenia. Dlatego pacjenci, którym usunięto kataraktę przed
nadejściem ery szkieł kontaktowych i implantacyjnych, musieli walczyć z wieloma poważnymi trudnościami
optycznymi. Niemniej tylko ci z nich, którzy byli niewidomi od urodzenia lub
wczesnego dzieciństwa, mieli specyficzne locke'ańskie trudności w rozróżnianiu tego, co widzieli.

background image

3

uderzająco bierny — w tym względzie nic się nie zmieniło od czasu choroby.
Po ukończeniu szkoły w wieku dwudziestu lat postanowił opuścić Kentucky, zdobyć
zawód i pracę i żyć na własny rachunek. Wyjechał do Oklahoma City. Ukończył tam kurs
masażu terapeutycznego i wkrótce znalazł pracę w Chrześcijańskim Stowarzyszeniu
Młodzieży Męskiej (YMCA). Był dobrym i cenionym masażystą, a YMCA bez wahania
zatrudniło go na stałe i udostępniło mu niewielki dom po drugiej stronie ulicy, gdzie
zamieszkał z innym pracującym w YMCA kolegą. Virgil miał wielu klientów (fascynujące są
jego opowieści i zdolność opisywania budowy ciała ludzkiego z najdrobniejszymi
szczegółami), a swoją pracę wykonywał z prawdziwą przyjemnością i dumą. W ten sposób
ułożył sobie życie: miał zawód i stałą pracę, był samowystarczalny, spotykał się z przy-
jaciółmi, czytał gazety i książki pisane brajlem (później, kiedy pojawiły się książki nagrane na
kasetach, czytał już mniej). Pasjonował się sportem, szczególnie baseballem, i bardzo lubił
słuchać radiowych relacji sportowych. Miał encyklopedyczną wiedzę na temat gier
baseballowych, graczy, punktów i wyników meczy. Przyjaźnił się kolejno z kilkoma
dziewczynami, a na spotkania z nimi jeździł środkami komunikacji miejskiej. Utrzymywał
bliskie więzi z domem, szczególnie z matką — regularnie otrzymywał z farmy paczki z
jedzeniem, a sam wysyłał jej rzeczy do prania. W ten sposób toczyło się jego niezbyt
atrakcyjne, ale stabilne życie.
W 1991 roku spotkał Amy — a raczej spotkali się ponownie, ponieważ znali się od
dobrych dwudziestu lat. Przeszłość Amy była całkowicie odmienna: pochodziła z kulturalnej,
zamożnej rodziny, ukończyła college w New Hampshire i była magistrem botaniki. Pracowała w tym
samym mieście, w innym ośrodku YMCA, jako trener pływania, a Virgila spotkała po raz pierwszy w
1968 roku na wystawie kotów. Byli na kilku randkach — ona miała wtedy
dwadzieścia lat, on był o kilka lat starszy — ale Amy zdecydowała się wrócić na studia w
Arkansas, gdzie poznała swojego pierwszego męża. Straciła kontakt z Virgilem. Przez jakiś
czas prowadziła własny rozsadnik, specjalizując się w storczykach, ale kiedy poważnie
zachorowała na astmę, musiała rzucić to zajęcie. Po kilku latach rozwiodła się z mężem i
wróciła do Oklahomy. Zupełnie niespodziewanie Virgil zadzwonił do niej w 1988 roku, a w
1991 roku, po trzech latach prowadzenia długich rozmów telefonicznych, znów się spotkali.
— „Czuliśmy się tak, jakby nie było tych dwudziestu lat" — powiedziała Amy.
Oboje cieszyli się z tego spotkania, byli bowiem w takim momencie swego życia, w
którym potrzebowali stałego towarzystwa drugiej osoby. U Amy potrzeba ta przybrała
bardziej aktywną formę. Życie Virgila postrzegała jako nudne i bierne: chodził do YMCA, aby robić
masaże; wracał do domu, gdzie coraz częściej i dłużej słuchał radiowych relacji z
meczów i z roku na rok coraz rzadziej wychodził z domu i spotykał się ze znajomymi.
Myślała pewnie, że przywrócenie mu wzroku, podobnie jak małżeństwo, wyrwie go z
leniwego kawalerskiego życia i nada mu nowy sens.
Virgil wykazywał dużą bierność także jeśli chodzi o odzyskanie wzroku. Przez te
wszystkie lata kilkakrotnie kierowano go do specjalistów, którzy —jeden po drugim —
odmawiali operacji, ponieważ ich zdaniem nie przyniosłaby ona żadnych rezultatów; Virgil
przyjmował to ze spokojem. Ale Amy była innego zdania. Uważała, że Virgil, który był już
prawie całkiem ślepy, miał bardzo niewiele do stracenia, a istniała — co prawda niewielka —
szansa, że znów, po blisko czterdziestu pięciu latach, odzyska wzrok. Perspektywa ta była
zbyt ekscytująca, żeby się nad nią głębiej zastanawiać. Amy nalegała na operację. Matka
Virgila, obawiając się powikłań, stanowczo się temu sprzeciwiała. („Jest dobrze, tak jak jest"
— mówiła). Virgil nie miał w tym względzie swojego zdania; całkowicie zdawał się na decyzje
innych. Wreszcie w połowie września nadszedł dzień operacji. Zdjęto kataraktę z prawego oka i
wszczepiono nową soczewkę; potem, jak zwykle, zabandażowano oko na dwadzieścia cztery godziny.
Następnego dnia zdjęto opatrunek i oko Virgila zostało w końcu odsłonięte światu.
Nadeszła chwila prawdy.
Ale czy rzeczywiście? Prawda (jak to później zrozumiałem), nawet jeśli była mniej
„cudowna", niż sugerowała to Amy w swoim dzienniku, z pewnością okazała się o wiele
bardziej skomplikowana i wieloznaczna. Ten dramatyczny moment był dla samego Virgila
zaskakująco obojętny i zdawało się, że trwa w nieskończoność. Z ust jego nie wydobył się
okrzyk: „Widzę!" Wydawało się, że patrzy oszołomiony na stojącego przed nim z bandażami

background image

4

w ręku chirurga, nie widząc go, nie umiejąc skupić na nim wzroku. Dopiero kiedy tamten
zapytał: „No i co?" — można było odnieść wrażenie, że Virgil go zobaczył.
Virgil powiedział mi później, że w pierwszym momencie nie miał pojęcia, co widzi.
Było to światło, ruch i kolor — wszystko pomieszane, nic nie znaczące, zamazane. Potem z
tego zamazania usłyszał: „No i co?" Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że cała ta mieszanina
ś

wiatła i cienia to twarz — twarz jego chirurga.

Owo doświadczenie Virgila jest w zasadzie identyczne z przeżyciami pacjenta
Gregory'ego; S.B. w niemowlęctwie stracił wzrok w wyniku wypadku, a w wieku
pięćdziesięciu lat przeprowadzono u niego transplantację rogówki:

Kiedy zdjęto opatrunek [...] usłyszał głos pochodzący gdzieś z boku. Odwrócił się w
stronę źródła dźwięku i zobaczył „plamę". Uświadomił sobie, że to musi być twarz... Sądził,
iż nie odgadłby, że to twarz, gdyby wcześniej nie usłyszał głosu i nie wiedział, że głos
pochodzi z twarzy.

Ludziom widzącym od urodzenia trudno jest wyobrazić sobie gmatwaninę barw i
cieni, jaką widzi osoba odzyskująca wzrok po wielu latach. My — urodziwszy się ze
sprawnymi wszystkimi zmysłami, które wzajemnie się ze sobą łączą — od samego początku
tworzymy świat widziany, świat wizualnych przedmiotów, koncepcji i znaczeń. Każdego ranka,
otwierając oczy, patrzymy na świat, który uczymy się widzieć przez całe życie. Nasz świat nie jest
nam dany: tworzymy go poprzez bezustanne doświadczanie, kategoryzację, pamięć, łączenie nowych
elementów. Ale kiedy Virgil otworzył oczy po czterdziestu pięciu latach niewidzenia — mając za sobą
tylko dziecięce doświadczenie z tym związane, które i tak dawno już zapomniał — nie miał żadnych
wizualnych wspomnień, które mogłyby mu pomóc w percepcji; nie dysponował żadnym
doświadczeniem. Widział, ale to, co widział, nie łączyło się w całość. Jego siatkówka i nerw
wzrokowy były aktywne, przekazywały impulsy do mózgu, ale jego mózg nie potrafił ich połączyć.
Virgil — jak określają to neurolodzy — cierpiał na agnozję.
Wszyscy, nie wyłączając Virgila, oczekiwali, że będzie to znacznie prostsze. Człowiek
otwiera oczy, światło pada na siatkówkę oka — widzi. Wyobrażamy sobie, że tak to właśnie
jest. Również lekarz, który operował Virgila, jak większość okulistów, miał doświadczenie w
usuwaniu katarakty u pacjentów, którzy utracili wzrok w wieku dojrzałym; tacy pacjenci
odzyskują zdolność widzenia prawie natychmiast po udanej operacji, ponieważ nie utracili oni
umiejętności widzenia. Stąd też, mimo że operację poprzedzały konsultacje i dyskusje na
temat możliwych komplikacji pooperacyjnych, niewiele dyskutowano na temat
neurologicznych i psychologicznych trudności, na które pacjent mógł być narażony.


Po zdjęciu katarakty Virgil nie rozpoznawał dużych obiektów i kształtów, ale widział
kolory i rozpoznawał ruch, a także — co zadziwiające — potrafił odczytać niektóre z liter
znajdujących się na trzeciej linii standardowej tablicy do badań ostrości wzroku— na linii
odpowiadającej ostrości wzroku około 20/100 lub nieco lepszej. Jednak mimo że jego
najlepszy wynik wynosił 20/80, odczuwał brak spójnego pola widzenia, ponieważ centralne
pole widzenia było słabe i oko w zasadzie nie mogło skoncentrować się na danym obiekcie;
przez chwilę skupiało się na jakimś przedmiocie, po czym wzrok dekoncentrował się, oko
wykonywało chaotyczne ruchy w poszukiwaniu przedmiotu, znajdowało go i znów „traciło".
Oczywiste było, że centralna cześć siatkówki lub plamka żółta odpowiedzialne za ostrość
i koncentracje wzroku ledwie funkcjonowały. Siatkówka była srokata, jakby nadjedzona przez mole, z
większymi i mniejszymi skupiskami pigmentacji — były na niej wysepki nienaruszonej lub tylko
nieznacznie uszkodzonej siatkówki, a także przestrzenie, gdzie całkowicie zanikła.
Plamka żółta była zniszczona i blada, a naczynia krwionośne w całej siatkówce zwężone.
Powiedziano mi, że podczas badania stwierdzono uszkodzenia powierzchni wynikłe z
dawnej choroby, ale nie stwierdzono aktywnego procesu chorobowego; jeśli tak w
rzeczywistości było, Virgil i mógł widzieć do końca życia. Istniała ponadto nadzieja (najpierw
zoperowano bardziej zdegradowane oko), że w lewym oku, które miało być zoperowane za kilka
tygodni, siatkówka jest zdrowsza niż w prawym.

background image

5

Nie mogłem od razu polecieć do Oklahomy, pomimo iż po telefonie ministra miałem
ochotę udać się na lotnisko i wsiąść do pierwszego samolotu. Przez następnych kilka tygodni
byłem jednak regularnie informowany o postępach Virgila — rozmawiałem telefonicznie z
Amy, z matką Virgila i, oczywiście, z nim samym. Odbyłem także rozmowę telefoniczną z
doktorem Hamlinem i z Richar-dem Gregorym z Anglii, uzgadniając z nimi, jakiego rodzaju
materiały testujące powinienem ze sobą zabrać, ponieważ nigdy wcześniej nie miałem do
czynienia z takim przypadkiem i nie znałem nikogo (poza Gregorym), kto by się z nim zetknął.
Zebrałem trochę materiałów — trójwymiarowe przedmioty, obrazki, historyjki rysunkowe,
taśmy wideo, obrazki do sprawdzania widzenia złudzeń optycznych i specjalne testy
percepcyjne opracowane przez mojego kolegę, fizjologa Ralpha Siegela; zadzwoniłem też do
mojego przyjaciela okulisty, Roberta Wassermana (wcześniej pracowaliśmy razem nad
przypadkiem ślepego na kolory malarza), z którym zaplanowaliśmy szczegóły wizyty.
Musieliśmy nie tylko przeprowadzić z Virgilem kilka testów, ale także sprawdzić, jak radzi
sobie w prawdziwym życiu — w domu, poza domem, w naturalnym otoczeniu i w
towarzystwie innych. Ważne było, byśmy postrzegali go jako człowieka, który wnosi historię swojego
ż

ycia — właściwe mu skłonności, potrzeby i oczekiwania — w tę krytyczną podróż; byśmy spotkali

się z jego narzeczoną, która tak bardzo nalegała na operację i z którą był tak silnie związany; żebyśmy
nie patrzyli tylko na jego oczy i możliwości postrzegania, ale na całe jego życie. Virgil i Amy — teraz
już nowożeńcy — powitali nas na lotnisku. Virgil był średniego wzrostu, dość otyły; poruszał się
powoli i przy najmniejszym wysiłku kaszlał lub dyszał.
Widać było, że nie jest całkiem zdrów. Jego wzrok błądził w tę i z powrotem, a kiedy Amy
przedstawiła mu Boba i mnie, zdawało się, że nie zauważył nas od razu — patrzył w naszą
stronę, ale jakby nie całkiem na nas. Miałem wrażenie, przelotne, ale silne, że tak naprawdę nie patrzy
na nasze twarze, mimo że uśmiechał się do nas i uważnie słuchał tego, co mówimy.
Przypomniałem sobie, co Gregory zaobserwował u swojego pacjenta S .B. — „nie
patrzył na twarz mówiącego i nie zmieniał wyrazu twarzy". Bez wątpienia zachowanie Virgila nie
było ani zachowaniem człowieka, który widzi, ani też człowieka, który nie widzi. Było to raczej
zachowanie psychicznie niewidomego lub osoby cierpiącej na agnozję — potrafił widzieć, ale nie
potrafił rozszyfrować tego, co widzi. Przypominał mi jednego z moich pacjentów z agnozją, doktora
P. (człowieka, który pomylił swoją żonę z kapeluszem), który zamiast patrzeć na mnie, zamiast
obejmować mnie wzrokiem w normalny sposób, skupiał się po kolei na poszczególnych częściach
mojej twarzy — najpierw na moim nosie, stąd na prawym uchu, potem na brodzie, na moim prawym
oku — nie widząc jej w całości, ale próbując ją ogarnąć.
Wyszliśmy z zatłoczonego lotniska. Amy trzymała Virgila pod ramię, prowadziła go.
Na parkingu stał ich samochód. Virgil lubił samochody; jedną z jego pierwszych
przyjemności po operacji (podobnie jak w przypadku S.B.) było obserwowanie ich przez
okno. Lubił patrzyć na nie, kiedy były w ruchu, na ich kolory i kształty — szczególnie na
kolory. Niektóre kształty dziwiły go.
— Jakie samochody pan widzi? — zapytałem go, kiedy wyszliśmy z lotniska.
Wskazywał na wszystkie mijające nas wozy:
— Ten jest niebieski, a ten czerwony, ho, ho, a ten jaki duży!—. Niektóre kształty
zaskakiwały go:
— Proszę spojrzeć na ten! — wykrzyknął raz. — Muszę spojrzeć niżej! — I
pochyliwszy się w stronę opływowego Jaguara V-12, rozpoznał jego kształt i linię.
Rozpoznawał jednak tylko kolory i kształt; gdyby nie było z nami Amy, nie
rozpoznałby własnego samochodu. Obaj z Bobem byliśmy zdziwieni faktem, że Virgil patrzył
na coś lub zauważał to tylko wtedy, gdy go o to proszono — nigdy spontanicznie. Możliwe,
ż

e przywrócono mu wzrok, ale używanie oczu, patrzenie, było dla niego najwyraźniej czymś

nienaturalnym; wciąż miał wiele zwyczajów i zachowań niewidomego.

3

3

Kiedy ktoś jest odizolowany, nie widzi, nie czuje, nie postrzega — proces poznawczy jest zawsze związany z

zachowaniem i ruchem, z wychodzeniem na świat i badaniem go. Nie wystarczy widzieć; trzeba także patrzeć.
Virgil miał kaleką percepcję lub agnozje, ale w równym stopniu przejawiał także brak zdolności czy
wewnętrznej potrzeby patrzenia, wykonywania czynności patrzenia — brak wizualnego zachowania. Von
Senden wspomina przypadek dwójki dzieci, którym od maleńkości bandażowano oczy. Kiedy dzieci miały 5 lat,

background image

6

Przejazd z lotniska trwał dość długo; jechaliśmy przez centrum miasta i mogliśmy w
tym czasie porozmawiać z Virgilem i Amy, obserwując jednocześnie reakcje Virgila na jego
„nową" zdolność widzenia. Fascynował go ruch — przyglądał się falującemu tłumowi na
ulicach i mijającym nas samochodom. Zauważył pędzący za nami samochód, rozróżniał też
inne pojazdy (najbardziej podobały mu się jasnożółte szkolne autobusy). Rozpoznał wielką,
osiemnastokołową ciężarówkę oraz jadący skrajem drogi głośny traktor. Intrygowały go duże świetlne
napisy i reklamy: kiedy je mijaliśmy, wyłapywał nich pojedyncze litery.
Miał trudności z odczytaniem całych wyrazów, choć często udawało mu się odgadnąć je na
podstawie jednej lub dwóch liter. Widział także inne napisy, ale nie potrafił ich odczytać.
Umiał za to rozróżnić zmieniające się kolory świateł drogowych.
Oboje opowiadali nam również o innych, często zaskakujących i niespodziewanych
doświadczeniach Virgila. Zobaczywszy księżyc, Virgil zdziwił się, że jest taki duży.

4

Pewnego razu ku swojemu zdziwieniu zobaczył na niebie „gruby, wiszący nieruchomo w po-
wietrzu samolot". Okazało się, że był to mały sterowiec wywiadowczy. Od czasu do czasu
Virgil widywał ptaki i był nieco przestraszony, kiedy podlatywały zbyt blisko. (Oczywiście
nigdy nie podlatywały zbyt blisko, wyjaśniała Amy. Virgil po prostu nie miał poczucia
odległości).
Ostatnio wiele czasu spędzali na zakupach — wcześniej przygotowywali się do ślubu,
a poza tym Amy pragnęła pokazać się z Virgilem, opowiedzieć jego historię znajomym
urzędnikom i sklepikarzom, zademonstrować jego zmianę.

5

Bawiło ich, że po nadaniu w

lokalnej telewizji programu o operacji Virgila ludzie rozpoznawali go na ulicy i podchodzili, by
uścisnąć mu dłoń. Poza tym supermarkety i inne sklepy pełne były przeróżnych przedmiotów w
rozmaitych, często błyszczących opakowaniach, które były doskonałym „ćwiczeniem" dla „nowego"
wzroku Virgila. Pierwszym rozpoznanym przez niego przedmiotem jeszcze tego samego dnia, kiedy
zdjęto mu opatrunek, była stojąca na półce rolka papieru toaletowego. Wziął jedną z rolek i podał ją
Amy, udowadniając jej w ten sposób, że widzi. Na trzeci dzień po operacji poszli na targ, gdzie Virgil
na widok mnóstwa owoców, puszek, ludzi, furmanek, przestraszył się. „Było tego wszystkiego zbyt
wiele" — powiedział. Musiał odwrócić się i na chwile zamknąć oczy.
Lubił widoki spokojne i łagodne, mówił, zielone wzgórza lub trawę. Po wizytach w
wielkich, przepełnionych towarami marketach ich widok działał na niego szczególnie kojąco,
choć, jak po wiedziała nam Amy, Virgilowi trudno było połączyć wizualne kształty wzgórz z
prawdziwymi wzgórzami, po których chodził. Było to dla niego trudne, a poza tym nie miał
pojęcia o wielkości i perspektywie.

6

Jednak ogólnie rzecz biorąc, pierwszy miesiąc widzenia należy

ocenić pozytywnie: „Każdy dzień jest wielką przygodą, każdego dnia widzi więcej niż

zdjęto im bandaże, a one nie reagowały, nie wykonywały czynności patrzenia, zachowywały się jak ślepe.
Można wnioskować, że te dzieci, zbudowawszy swój świat oparty na innych zmysłach i zachowaniach, nie
wiedziały, jak używać oczu. Patrzenie — jako sposób orientowania się, jako zachowanie — może zaniknąć
nawet u tych osób, które przez całe życie widziały i oślepły dopiero na starość. Wiele niezwykłych tego
przykładów prezentuje John Hull w swojej autobiograficznej książce Touching the Rock [Dotykając skały]. Hull
utracił wzrok około 45. roku życia, ale kiedy 5 lat później był już całkowicie ślepy, nie potrafił wyobrazić sobie,
co znaczy „stać twarzą w twarz" czy „patrzeć" na swojego rozmówcę.

4

Pacjent Gregory'ego także był zaskoczony wyglądem księżyca: spodziewał się, że kwarta księżyca będzie

przypominała trójkąt, jak kawałek ciasta, więc był zadziwiony i rozbawiony, kiedy zobaczył, że wygląda jak
rożek.

5

Według Roberta Scotta, socjologa i antropologa z Instytutu Zaawansowanych Badań Behawioralnych w

Stanford, szczególnie niepokojące są społeczne reakcje na ludzi niewidomych: publiczne ich lekceważenie i
okazywanie im pogardy. Doktor Scott prowadzi wykłady na temat „cudownych uzdrowień" — wybryków
emocji, które mogą być jednym z elementów powodujących odzyskanie wzroku. Właśnie od niego kilka lat temu
otrzymałem egzemplarz książki Valva.

6

Samo doznawanie wzrokowe nie niesie w sobie informacji o wielkości i odległości; można się ich nauczyć

tylko poprzez doświadczenie. Badania przeprowadzone z ludźmi żyjącymi w dżungli, którzy nigdy nie byli na
otwartej przestrzeni, wykazały, że kiedy znaleźli się oni na rozległym pustym terenie, wyciągali ręce, żeby
dotknąć wierzchołków gór; nie zdawali sobie sprawy, że dzieli ich od nich ogromna odległość.Helmholtz (w
swojej autobiograficznej rozprawie On Thought in Medicine) opisuje, jak w wieku 2 lat, idąc z matką przez
park, zobaczył niewielką wieżyczkę z balustradą na szczycie, za którą stały malutkie kukiełki i lalki. Kiedy
poprosił matkę, żeby podała mu jedną z nich do zabawy, odpowiedziała, że wieżyczka jest oddalona o kilometr i

background image

7

poprzedniego" — napisała Amy w swoim dzienniku.
Kiedy przyjechaliśmy do domu, Virgil wyszedł z samochodu i bez pomocy laski sam
podszedł do frontowych drzwi, wyciągnął klucz, złapał za klamkę, przekręcił klucz i otworzył
drzwi. To robiło wrażenie — wcześniej nigdy by tego nie zrobił. Jak powiedział, ćwiczył to
od czasu operacji i był to jego popisowy numer. Dodał jednak, że nie czuje się dobrze,
chodząc bez laski, gdyż nie odczuwa tego, co go otacza: ani przestrzeni, ani odległości.
Czasami wydawało mu się, że powierzchnie i obiekty wynurzają się przed nim, że są bardzo
blisko, podczas gdy tak naprawdę były wciąż dość daleko; czasem konfundował go jego
własny cień (całe pojęcie cienia, obiektów zasłaniających światło, było dla niego czymś
niezrozumiałym); zatrzymywał się wtedy, okrążał cień drobnymi kroczkami lub próbował go
przeskoczyć. Szczególnie niebezpieczne były dla niego schody, ponieważ patrząc na nie,
widział płaską powierzchnię równoległych i krzyżujących się linii; nie postrzegał ich (choć je
znał) jako brył umieszczonych na coraz wyższych lub coraz niższych poziomach w
trójwymiarowej przestrzeni. Obecnie, pięć tygodni po operacji, często czuł się bardziej
upośledzony niż wtedy, gdy był niewidomy; utracił pewność, łatwość poruszania się. Miał
jednak nadzieję, że wszystko z czasem się ułoży.
Nie byłem tego taki pewien; pacjenci z podobnymi problemami, których przypadki
opisano w fachowej literaturze, mieli po operacji ogromne trudności w określaniu przestrzeni i
odległości — trwało to miesiącami, a nawet latami. Było tak również w przypadku niezwykle
inteligentnego pacjenta Valva — H.S., który stracił wzrok, mając lat piętnaście, w wyniku eksplozji
chemicznej, a odzyskał go dzięki transplantacji rogówki w wieku lat dwudziestu dwóch. Od tego
momentu napotkał wiele poważnych trudności wszelkiego typu, które szczegółowo rejestrował na
taśmie:

W tych pierwszych tygodniach [po operacji] nie potrafiłem w najmniejszym stopniu
oszacować głębokości czy odległości. Uliczne światła były dla mnie świecącymi plamami na
szybach okiennych, a korytarze czarnymi dziurami. Każde przejście przez ulicę budziło we
mnie ogromny strach, nawet wtedy, gdy ktoś mi towarzyszył. Chodzę bardzo niepewnie; mam z tym
więcej problemów teraz niż przed operacją.

Usiedliśmy w kuchni przy dużym białym drewnianym stole. Bob - i ja wyłożyliśmy
nasze materiały testujące — kolorowe karty, karty z literami, obrazki, rysunki przedstawiające
złudzenia optyczne; włączyliśmy też kamerę wideo, aby zarejestrować przebieg testu. Kiedy
usadowiliśmy się, do kuchni wbiegł pies i kot Virgila —zwierzęta obwąchały nas i przywitały.
Zauważyliśmy jednak, że Virgil miał problemy z rozróżnieniem obu zwierząt. Borykał się z
tym komicznym i krępującym problemem od czasu operacji: zarówno pies, jak i kot były
czarno-białe, co powodowało, że je mylił (irytowało to zarówno Virgila, jak i zwierzaki).
Musiał pomagać sobie, dotykając zwierząt. Jak powiedziała nam Amy, Virgil czasem
dokładnie przyglądał się kotu: jego głowie, uszom, łapom, ogonowi, i jednocześnie dotykał
oglądanych części. Sam widziałem to następnego dnia — Virgil dotykał poszczególnych
części ciała Tiblesa i równocześnie przypatrywał mu się z niezwykłą intensywnością. Jak
wspomniała Amy, robił to często („Wydawałoby się, że jeden raz wystarczy"), gdyż nowe
wrażenia, doznania wzrokowe, wymykały się jego pamięci.

wysoka na dwieście metrów, a te małe figurki to nie kukiełki, ale l u d z i e na szczycie. W tym samym
momencie, pisze Helmholtz, nagle zdał sobie sprawę z odległości i nigdy już nie popełnił takiego percepcyjnego
błędu — choć później częstym przedmiotem jego badań było właśnie wzrokowe postrzeganie przestrzeni. Poe w
swoim opowiadaniu Zloty żuk przedstawia odwrotną historię: coś, co wydawało mu się olbrzymim stworzeniem
na odległym wzgórzu, okazało się niewielkim żukiem na szybie okiennej. Przypominam sobie teraz moje
osobiste doświadczenie, kiedy pierwszy raz paliłem marihuanę: wpatrywałem się w swoją rękę na tle pustej
ś

ciany. Wydawało się, że ucieka ona ode mnie, choć jednocześnie nie zmieniała swojej wielkości; po chwili

jednak stała się olbrzymią kosmiczną ręką przesłaniającą całą przestrzeń. Wrażenie to mogło być spowodowane,
in.in. nieobecnością znaków rozpoznawczych lub odniesień, według których mógłbym określić prawdziwą
wielkość i odległość, a także zaburzeniami w ośrodkowym układzie przetwarzającym bodźce wizualne.

background image

8

W latach dwudziestych XVIII wieku Cheselden opisał uderzająco podobne zachowanie swojego
pacjenta:

Chciałbym odnieść się do jednego pozornie drobnego zachowania. Często zapominał, które z nich to
pies, a które kot, i wstydził się zapytać; chwytając kota, którego znał z dotyku, dokładnie mu się
przyglądał, a potem, stawiając go na ziemi, mówił: następnym razem już cię rozpoznam [...] Kiedy
ktoś powiedział mu, na co patrzy [...] bardzo starał się to zapamiętać na przyszłość; i (jak mówił)
codziennie zapamiętywał, a potem znów zapominał, tysiące różnych rzeczy.

Pierwsze badania pooperacyjne Virgila obejmowały sprawdzenie ostrości wzroku za
pomocą tablicy literowej. Również i my postanowiliśmy zbadać najpierw jego umiejętność
rozpoznawania liter. Nie widział dobrze gazetowego druku — ostrość wzroku wynosiła wciąż
zaledwie 20/80 — ale bez trudu odczytywał litery wielkości ośmiu milimetrów. To badanie
poszło mu stosunkowo łatwo — bez trudu rozpoznał wszystkie litery (a przynajmniej wszyst-
kie drukowane); umiejętność tę wykazywał zresztą od czasu zdjęcia opatrunku. Jak to się
działo, że miał tak wielkie problemy z rozpoznawaniem czyjejś twarzy czy własnego kota — z
odróżnianiem kształtów w ogóle, z określaniem wielkości i odległości — a tak stosunkowo
niewielkie trudności z rozpoznawaniem liter? Zapytany o to, odpowiedział, że alfabetu uczył
się za pomocą dotyku w szkole, gdzie do nauki niewidomych używano drukowanych lub
dużych liter. Wprawił mnie tym stwierdzeniem w zdumienie, ale po chwili przypomniałem
sobie, co Gregory pisał o swoim pacjencie S.B.: „ku naszemu zdziwieniu potrafił powiedzieć,
która jest godzina, patrząc na duży ścienny zegar. Byliśmy tym faktem tak zaskoczeni, że na
początku nie wierzyliśmy, iż był niewidomy przed operacją". Ale jako niewidomy, S.B. nosił
duży kopertowy zegarek bez szkiełka i określał czas, dotykając jego wskazówek;
najprawdopodobniej zaszedł tu automatyczny transfer modalny — natychmiastowe przejście
od percepcji dotykowej do wzrokowej (zgodnie z terminologią Gregory'ego).
Mimo iż Virgil z łatwością rozpoznawał poszczególne litery, nie potrafił ich jednak
połączyć — nie umiał odczytać wyrazów, a nawet nie widział ich. Zaintrygowało mnie to,
gdyż jak wcześniej wspominał, uczył się w szkole nie tylko alfabetu Braille'a, ale poznał także
wypukłe litery alfabetu angielskiego — i wówczas czytał płynnie. I rzeczywiście — dotykając
napisów na nagrobkach, potrafił je bez trudu odczytać. Ale jego oczy skupiały się na poszczególnych
literach i z trudem przesuwały się dalej, a to uniemożliwiało czytanie.
Podobnie było w przypadku pastora H.S.:

Moje pierwsze próby czytania były bardzo bolesne. Zdołałem odróżnić poszczególne
litery, ale nie całe wyrazy; udało mi się to dopiero po kilku tygodniach wyczerpujących
ć

wiczeń. Mogłem odczytać litery jedna po drugiej, ale nie mogłem zapamiętać ich wszystkich naraz.

W tych pierwszych tygodniach nie umiałem też policzyć swoich pięciu
palców: wiedziałem, że jest ich pięć, ale nie potrafiłem podczas liczenia przenieść wzroku z
jednego na drugi.

W ciągu dnia, który spędziliśmy z Virgilem, byliśmy świadkami innych problemów.
Virgil bezustannie wyłapywał z otoczenia przeróżne szczegóły: kąt nachylenia jakiegoś
przedmiotu, krawędź, kolor, ruch — ale nie umiał ich zsyntetyzować, odebrać ich wszystkich
jednocześnie. Był to najwyraźniej jeden z powodów, dla których nie potrafił rozpoznać kota:
widział jego łapy, nos, ogon, ucho, ale nie widział ich wszystkich naraz, nie widział kota jako
całości.
W swoim dzienniku Amy opisywała trud, z jakim Virgil musiał uczyć się nawet
najbardziej „oczywistych" połączeń — oczywistych z punktu widzenia logiki i wzroku.
Wspomniała, że kilka dni po operacji „powiedział, że drzewa są jakimś zupełnie
niespotykanym zjawiskiem"; jednak dwudziestego pierwszego października, miesiąc po
operacji, zapisała: „Virgilowi udało się w końcu połączyć wszystkie elementy drzewa — wie
już, że pień i liście tworzą jedną całość". Kilka dni później napisała także: „Wieżowce bardzo
go dziwią, nie może zrozumieć, dlaczego się nie przewracają".
Wielu, a może wszyscy pacjenci w sytuacji Virgila mają identyczne problemy. Jedna z

background image

9

takich pacjentek (opisana w 1891 roku przez Eduarda Raehlmanna) choć przed operacją
trochę widziała i często bawiła się z psami, „nie mogła zrozumieć, w jaki sposób głowa, nogi i uszy
łączą się z korpusem zwierzęcia". Valvo cytuje słowa swojego pacjenta T.G.:

Przed operacją miałem zupełnie inne wyobrażenie na temat przestrzeni i wiedziałem, że
przedmiot można poznać jedynie przez dotyk. Wiedziałem też... że jeśli przed wejściem do
domu znajdowała się jakaś przeszkoda lub schody, to pojawiały się one po upływie pewnego
czasu, do którego przywykłem. Po operacji przez wiele miesięcy nie mogłem skoordynować
wizualnych wrażeń z prędkością, z jaką chodziłem [...] Musiałem zharmonizować to, co
widziałem, z czasem, jakiego potrzebowałem na pokonanie danej odległości. To było bardzo trudne.
Jeśli szedłem za szybko lub za wolno, zaczynałem się potykać.

Valvo stwierdza: „Prawdziwą trudnością jest w tym przypadku brak umiejętności
jednoczesnego postrzegania wielu przedmiotów naraz, która diametralnie różni się od
percepcji dotykowej, kiedy to wrażenia odbierane są kolejno po sobie". Ci z nas, którzy
posiadają wszystkie zmysły, żyją w przestrzeni i w czasie; niewidomi żyją tylko w świecie
czasu, gdyż budują swój świat z kolejno następujących po sobie wrażeń (dotykowych,
słuchowych, węchowych) i nie mają umiejętności — w odróżnieniu od ludzi widzących —
jednoczesnej percepcji wizualnej, tworzenia natychmiastowych scen wizualnych. Jeśli ktoś nie ma
daru przestrzennego widzenia, to samo pojęcie przestrzeni staje się niezrozumiałe —
nawet dla bardzo inteligentnych ludzi, którzy stracili wzrok w stosunkowo późnym wieku (jest to
główna teza monografii von Sendena). Wspaniale opisuje to John Hull w swojej znakomitej
autobiografii Touching the Rock, kiedy określa siebie, niewidomego, jako „żyjącego w czasie", i
właściwie tylko tam. Hull pisze:

U niewidomego poczucie bycia w jakimś miejscu jest mniej ważne [...] Przestrzeń
zostaje ograniczona do własnego ciała, a jego pozycję określa czas, w jakim ciało było w
ruchu, a nie przedmioty, które przemieszczający się w przestrzeni mija. Tak więc pozycja
mierzona jest przez czas. Dla człowieka niewidomego ludzie istnieją dopiero wówczas, kiedy
mówią [...] Ludzie są w ruchu, są „czasowi", przychodzą i odchodzą. Pojawiają się znikąd i
znikają.

Choć Virgil potrafił rozpoznać litery i cyfry, a nawet umiał je zapisać, mylił je —
zwłaszcza te podobne do siebie (np. „A" z „H"), a czasem zapisywał je odwrotnie — w
odbiciu lustrzanym. (Hull opisuje, jak po pięciu latach niewidzenia był już tak niepewny swojej
pamięci wizualnej, że nie pamiętał, w którą stronę piszę się „3" i sprawdzał to, rysując cyfrę
palcem w powietrzu. Pisownię „trójki" zachowywał więc w pamięci nie dzięki pojęciom
wizualnym, ale dzięki pojęciom dotykowo-motorycznym). Niemniej, jak na człowieka, który nie
widział przez czterdzieści pięć lat, postępy Virgila były imponujące. Świat nie składa się
jednak z liter i cyfr. Jak poradzi sobie z przedmiotami i obrazkami? Jak poradzi sobie z
prawdziwym światem?
Jego pierwsze wrażenia po zdjęciu opatrunków to doświadczanie kolorów; wyglądało
na to, że kolor, który nie ma swojego odpowiednika w świecie dotyku, ekscytował go i
zachwycał. (Rozpoznawanie kolorów i ruchów jest najprawdopodobniej umiejętnością
wrodzoną). To do kolorów właśnie Virgil wciąż nawiązywał, do barwnej nieprzewidy
walności nowych obrazów. Poprzedniego wieczoru jadł sałatkę grecką i spaghetti, które, jak
powiedział, wprawiło go w osłupienie. — „Białe okrągłe paski, jak żyłka do łowienia ryb —
powiedział. — Myślałem, że spaghetti jest brązowe".
Widzenie światła, kształtów i ruchu, a przede wszystkim widzenie kolorów było
czymś całkowicie niespodziewanym i wywołało ogromne, wręcz wstrząsające wrażenie.
(„Doznania te były tak gwałtowne — napisał pacjent doktora Valva, H.S. —jakby ktoś
uderzył mnie obuchem w głowę. Gwałtowność emocji [...] była pokrewna silnemu
»wstrząsowi«, jakiego doznałem, ujrzawszy po raz pierwszy swoją żonę, a także kiedy z
okien naszego samochodu zobaczyłem budowle Rzymu").
Odkryliśmy, że Virgil z łatwością rozróżnia wiele kolorów i bez trudu je kojarzy.

background image

10

Jednak czasem mylił ich nazwy: żółty był dla niego np. różowym, ale wiedział, że tego
samego koloru jest banan. Początkowo zastanawialiśmy się, czy nie cierpi na kolorystyczną
agno-zję lub anomię — błędne rozpoznawanie i nazywanie kolorów, będące skutkiem
uszkodzenia pewnych ośrodków mózgowych. Ale jego trudności wynikały najwyraźniej z
czystego niedouczenia (lub zapomnienia) — wczesna i długa ślepota spowodowała, że
czasem nie mógł połączyć kolorów z ich nazwami lub zapominał, który kolor należy kojarzyć
z daną nazwą. Nerwowe połączenia, które stanowią podstawę tego typu skojarzeń, były u
niego bardzo słabe ze względu na ich nieużywanie, a nie z powodu uszkodzenia lub choroby.
Virgil twierdził, że zachował z dzieciństwa wizualne wspomnienia m.in. wspomnienia kolorów —
kiedy jechaliśmy z lotniska, opowiadał nam o swoim dzieciństwie na farmie w Kentucky („Widzę
rzekę płynącą między wzgórzami", „ptaki na płotach", „duży, biały stary dom") —ja jednak nie byłem
do końca przekonany, że rzeczywiście ma on pierwotną pamięć wizualną, w której zachowały się te
obrazy — sądziłem raczej, że są to opisy werbalne, którym nie towarzyszą wizualne wyobrażenia. (Jak
u Helen Keller).
Jak radził sobie z kształtami? Ta sprawa była bardziej skomplikowana, gdyż po
operacji Virgil ćwiczył rozpoznawanie kształtów, uczył się kojarzyć ich wygląd z cechami
dotykowymi. Takie ćwiczenia nie były potrzebne w przypadku koloru. Na początku nie
potrafił rozpoznać wizualnie żadnych dwuwymiarowych kształtów — nawet tak prostych jak
kwadrat czy okrąg, które bez problemu rozpoznawał dotykiem. Dotknięcie kwadratu nie
miało dla niego nic wspólnego z jego wyglądem. Taka była jego odpowiedź na pytanie
Molyneuxa. Amy kupiła więc drewnianą planszę dla dzieci, na której kwadraty, trójkąty, koła i
prostokąty należało wpasować w odpowiednie otwory. Virgil ćwiczył to codziennie. Na
początku wydawało mu się to niemożliwe do zrobienia, ale po miesiącu nauki nie sprawiało
mu już większych trudności. Wciąż jednak wolał przed włożeniem danej figury do
odpowiedniego otworu wymacać go palcami. Jednak kiedy mu tego zabranianie,
dopasowywał je swobodnie tylko na podstawie tego, co widział.
Przedmioty trójwymiarowe najwyraźniej stwarzały o wiele większe problemy; przez
ostatnie pięć tygodni Virgil badał różne przedmioty, zgłębiał ich wygląd, który zmieniał się w
zależności od kąta patrzenia, od odległości i ułożenia.
Tego dnia kiedy zdjęto mu opatrunek, nie rozpoznał domu, do którego powrócił.
Trzeba go było prowadzić za rękę dookoła budynku, wprowadzać do każdego pokoju i
pokazywać mu wszystkie sprzęty. W ciągu tygodnia dzięki pomocy Amy ustalił główną
„trasę": przejście ścieżką do drzwi frontowych, potem przez salon do kuchni, a następnie do
łazienki i sypialni. Na początku potrafił cokolwiek rozpoznać tylko z tej właśnie „trasy" —
wiele rzeczy musiał sam ustalić i wywnioskować; nauczył się np., że „biała plama po prawej
stronie", którą widział z boku przez frontowe drzwi, to stół w jadalni, choć z tego
punktu ani „stół", ani „jadalnia" nie były dobrze widoczne. Gdy schodził z wyuczonej trasy,
od razu tracił orientację. Po pewnym czasie z pomocą Amy zaczął lekko zbaczać z
wyznaczonej ścieżki — wchodził do znajdujących się po obu jej stronach pokoi, oglądał
ś

ciany i sprzęty z różnych pozycji. W ten sposób budował poczucie przestrzeni,

trójwymiarowości i perspektywy.
Kiedy Virgil badał pokoje w swoim domu, odkrywając w ten sposób wizualną
konstrukcję świata, przypomniałem sobie zachowania charakterystyczne dla małego dziecka:
przesuwanie rączki przed oczami, kiwanie główką i poruszanie nią z jednej strony w drugą. W ten
sposób dziecko odkrywa konstrukcję świata. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy, jak wielka i
skomplikowana jest to struktura, gdyż odbieramy ją jako całość, doświadczamy jej podświadomie,
każdego dnia, z każdym spojrzeniem. Inaczej jest w przypadku małego
dziecka, w przypadku Virgila, a także, powiedzmy, w przypadku artysty, który chce na nowo
zanalizować swe podstawowe procesy poznawcze. Cezanne napisał kiedyś: „Ten sam
przedmiot widziany pod różnym kątem stanowi dla mnie wielce interesujący przedmiot
analizy. Sądzę, iż ze względu na sposób, w jaki się on zmienia, mógłbym miesiącami na niego
patrzeć, przemieszczając się nieznacznie, pochylając się trochę w prawo lub w lewo".
Umiejętność wizualnej percepcji — korelację wszystkich różnorodnych widoków,
przekształceń obiektów — osiągamy bardzo wcześnie, bo już w pierwszych miesiącach
ż

ycia. Jest to olbrzymia porcja nauki, ale przyswojenie jej przebiega tak gładko, tak nieświa-

background image

11

domie, że w zasadzie nie zdajemy sobie sprawy z jej gigantycznej złożoności (choć jest to
osiągnięcie tak duże, że nieporównywalne z możliwościami nawet najlepszych komputerów
ś

wiata). Jednak od Virgila, który prawie pół wieku nie widział, odtworzenie wszystkich

wcześniej skonstruowanych wizualnych obrazów, nauczenie się ich lub przypomnienie ich
sobie, wymagało wielu godzin świadomych i systematycznych ćwiczeń każdego dnia. W
pierwszym miesiącu zbadał więc — dotykiem i wzrokiem — wszystkie mniejsze przedmioty
w domu: owoce, warzywa, butelki, puszki, sztućce,kwiaty i wszystkie stojące na kominku ozdoby —
odwracał je, patrzył na nie z bardzo bliska, potem wyciągał na odległość ramienia, próbując połączyć
ich zmieniający się wygląd w jednolity przedmiot.

7

Pomimo wszystkich tych strapień i problemów Virgil dzielnie sobie radził i pilnie się
uczył. Obecnie miał już niewielkie trudności z rozpoznaniem owoców, butelek i puszek w
kuchni, kwiatów w pokoju jadalnym czy innych znanych mu rzeczy.
Obce wizualnie przedmioty sprawiały mu więcej problemów. Kiedy wyjąłem z torby
lekarskiej aparat do mierzenia ciśnienia krwi, Virgil był całkowicie zdezorientowany i nie mógł go z
niczym skojarzyć, choć kiedy tylko pozwoliłem mu go dotknąć, natychmiast go
rozpoznał. Swoisty problem stanowiły ruchome obiekty, gdyż ich wygląd ciągle ulegał
zmianie. Nawet jego pies, jak mi powiedział, często się zmieniał i Virgil czasem zastanawiał
się, czy ciągle jest to to samo zwierzę.

8

Był kompletnie zagubiony, gdy w fizjonomii innych

zachodziły nagłe zmiany. Są to powszechne trudności wśród osób, które niedawno
odzyskały wzrok. Pacjent Gregory'ego, S.B.,rok po operacji nie potrafił rozpoznać poszczególnych
twarzy czy określić czyjegoś wyrazu twarzy, choć jego podstawowa zdolność widzenia była
doskonała.
Co z obrazkami? W tej sprawie miałem sprzeczne informacje. Podobno przepadał za
telewizją, lubił wszystko oglądać — i rzeczywiście, w pokoju stał teraz duży telewizor będący
symbolem jego nowego życia. Ale kiedy sprawdzaliśmy jego umiejętności oglądania
nieruchomych obrazków, pokazując mu zdjęcia w tygodnikach, w żaden sposób nie potrafił
ich rozpoznać. Nie widział ludzi, nie widział przedmiotów — nie rozpoznawał ogólnej treści
obrazka. Pacjent Gregory'ego, S.B., miał podobne problemy. Gregory pisał:

Kiedy pokazałem mu widokówkę Cambridge Backs, przedstawiającą rzekę i Most
Królewski, nie potrafił niczego rozpoznać. Nie miał pojęcia, że widokówka przedstawia rzekę, nie
rozpoznawał wody i mostu [...] Dotychczas na żadnym kolorowym obrazku S.B. nie potrafił określić,
które obiekty są na pierwszym planie, a które znajdują się za nimi [...]
Odnosiliśmy wrażenie, że widzi właściwie tylko kolorowe plamy.
Sytuacja ta powtórzyła się u młodego pacjenta Cheseldena:
Sądziliśmy, że wkrótce odczyta treść obrazka [...] później okazało się jednak, że
byliśmy w błędzie; dopiero dwa miesiące po zdjęciu katarakty odkrył, że na obrazkach są
bryły; do tej pory myślał, że są to kolorowe płaszczyzny lub powierzchnie pomalowane
różnymi farbami; ale nawet wtedy był bardzo zdziwiony — sądził bowiem, że obrazy będą w

7

Podobne problemy miał pacjent Gregory'ego, S.B.; był on „zaskoczony zmienianiem się kształtów

przedmiotów, które obchodził dookoła... Patrzył na latarnię uliczną, obchodził ją i stał, przyglądając się jej z
różnych pozycji, zastanawiając się, dlaczego wygląda inaczej i jednocześnie tak samo". W zasadzie wszyscy
pacjenci, którzy odzyskali wzrok, czują się w okresie pooperacyjnym, jakby weszli w świat chaosu bezustannie
zmieniających się, niestałych, efemerycznych zjawisk. Są całkowicie zagubieni w morzu obrazów, które nie są
bezpiecznie zakotwiczone w świecie przedmiotów, w świecie przestrzeni. Tych, którzy przed odzyskaniem
wzroku polegali na innych zmysłach, konfunduje nawet samo pojęcie „wyglądu", gdyż jest to określenie
optyczne i nie ma swojego odpowiednika w innych zmysłach. My, którzy urodziliśmy się w świecie zjawisk
optycznych (z jego iluzjami, mirażami i złudami), nauczyliśmy się je odbierać, ale dla tych, którzy nie widzą od
urodzenia, jest to niezwykle trudne. Filozof F.H. Bradley napisał słynną książkę pt. Appeurunce and Reality
[Wygląd i rzeczywistość] (1893) — lecz dla ludzi, którzy widzą od niedawna, słowa te nie mają początkowo
ż

adnych cech wspólnych.

8

Kiedy Virgil powiedział mi o tym, przypomniałem sobie opis w opowieści Borgesa Funes the Memorious; w

rezultacie trudności Funesa z pojęciami ogólnymi doszło do podobnej sytuacji:Nie tylko trudno było mu
zrozumieć, że ogólne pojęcie „pies" odnosi się do wielu niepodobnych do siebie ras; niepokoił go fakt, że pies o
godz. 3.14 (widziany z profilu) wabił się tak samo jak pies o 3.15 (widziany z przodu).

background image

12

dotyku takie same jak obiekty, które przedstawiają [...] i pytał, który zmysł jest zmysłem
leżenia, który dotyku, a który wzroku.


Jeśli chodzi o Virgila, to sytuacja z ruchomymi obrazami w telewizji wcale nie
przedstawiała się lepiej niż ze zwykłymi obrazkami. Mając na względzie jego zainteresowanie
baseballem, włączyliśmy program, w którym właśnie emitowano przebieg gry. Początkowo wydawało
nam się, że śledzi akcję wzrokiem — potrafił opisać, kto
walczył, kto wygrywał. Ale kiedy tylko wyłączyliśmy fonię, całkowicie się zagubił.
Stało się oczywiste, że widział niewiele więcej poza smugami światła, kolorami i ruchami, i że cała
reszta (którą zdawał się widzieć) była tylko interpretacją, najwyraźniej nieświadomą,
opartą na tym, co słyszał. Nie mieliśmy pojęcia, jak zareagowałby, gdyby oglądał grę na żywo —
wydawało nam się możliwe, że wiele mógłby zobaczyć; najtrudniejsza do przyswojenia jest bowiem
dwuwymiarowa reprezentacja rzeczywistości — obrazowa lub telewizyjna.
Minęły dwie godziny testu i Virgil zaczynał odczuwać zmęczenie — zarówno
zmęczenie wizualne, jak i percepcyjne, które zresztą często dawało mu się we znaki od czasu
operacji — a kiedy był zmęczony, widział coraz mniej i coraz trudniej było mu określić to, co
widzi.

9

My także byliśmy zmęczeni i chcieliśmy się przejść. Na koniec zapytaliśmy, czy
mógłby coś narysować. Zaproponowaliśmy, żeby to był młotek (młotek był pierwszym
przedmiotem, jaki narysował S B ). Virgil zgodził się i zaczął rysować lekko drżącą ręką. Wolną ręką
prowadził tę, w której trzymał ołówek. („Robi tak dlatego, że jest zmęczony" — powiedziała Amy).
Potem narysował samochód (bardzo duży i staromodny); samolot (bez ogona; trudno byłoby mu
latać); i dom (płaski i prosty, przypominający rysunek trzyletniego dziecka).
Kiedy w końcu wyszliśmy z domu, był piękny, słoneczny październikowy ranek.
Słońce oślepiło Virgila i musiał włożyć przeciwsłoneczne okulary. Nawet gdy nie świeci
słońce, powiedział, musi nosić okulary — światło raziło go, najlepiej widział w półmroku.
Zapytaliśmy, dokąd chciałby pójść; po chwili zastanowienia odpowiedział, że do zoo. Jak
mówił, nigdy wcześniej nie był w zoo i był bardzo ciekaw, jak wyglądają różne zwierzęta.
Kochał zwierzaki, dzieciństwo spędził przecież na farmie.
Kiedy dotarliśmy do ogrodu, zaskoczyła nas wrażliwość Virgila na ruch. Na początku
uderzył go dziwaczny dumny chód; uśmiechnął się — nigdy wcześniej czegoś takiego nie
widział.
— Co to jest? — zapytał.
— Emu.
Nie był do końca pewien, co to jest emu, więc poprosiliśmy, żeby nam go opisał.
Miał z tym trudności i powiedział tylko, że jest podobnego wzrostu co Amy — Amy i emu

9

Z powodu zmęczenia Virgila nie mogliśmy przetestować jego umiejętności widzenia złudzeń optycznych.

Szkoda, gdyż „widzenie" lub „niewidzenie" owych złudzeń jest obiektywnym i dokładnym sprawdzianem
wizualno-konstrukcyjnych zdolności mózgu. Najwięcej badań poświęcił temu Gregory i dlatego tak interesująca
jest jego szczegółowa relacja z reakcji na nie pacjenta S.B. Jeden z rysunków, którymi Gregory posługiwał się
podczas badania, przedstawiał równoległe linie, które normalnie odczytano by jako rozchodzące się, gdyż
nałożone były na nie rozchodzące się linie; jednak S.B. nie „widział" tego złudzenia: dla niego linie były
dokładnie równoległe. Podobny brak „wpływów zewnętrznych" zaobserwowano w odczytywaniu innych
złudzeń. Szczególnie interesującabyła reakcja S.B. na narysowane w perspektywie trójwymiarowe figury,
sześciany czy schody; patrząc na nie, widzimy ich głębię i często przednia ściana wydaje nam się tylną, a po
chwili jest odwrotnie; dla S.B. figury te nie miały głębi i nic się w nich nie zmieniało; nigdy też nie widział
dwuznaczności pewnych rysunków — zawsze podawał tylko jedną możliwość ich odczytania. Najwyraźniej nie
„widział" zmian odległości i wielkości; nie doświadczał też tzw. efektu kaskadowego. Złudzenia optyczne
„postrzegane są" (nawet jeśli umysł wie, że jest to percepcja iluzoryczna) przez każdego normalnie widzącego
dorosłego. Często dostrzegają je także dzieci i czasami małpy, a nawet sztuczne „stworzenie" Edelmana,
DARYIN IV. Fakt, że S.B. nie „widział" ich, śwadczy o tym, jak szczątkowe były zdolności jego mózgu do
odtwarzania wizualnych konstrukcji, co spodowaodował brak tak wczesnych doświadczeń
wizualnych.

background image

13

stali na tej samej wysokości — ale porusza się zupełnie inaczej niż ona. Chciał go dotknąć,
zbadać dotykiem. Sądził, że gdyby tak zrobił, mógłby go lepiej zobaczyć. Ale, niestety, było
to zabronione.
Kolejnym zwierzęciem, które przyciągnęło jego uwagę, był kangur. Zauważył
natychmiast jego podskoki i rozpoznał — a raczej odgadł — że jest to kangur. Przyglądał mu
się, ale bez możliwości dotyku nie potrafił go opisać. Zastanawialiśmy się, co widział — i co
tak naprawdę miał na myśli, mówiąc, że „widzi".
Zauważyliśmy pewną prawidłowość: Virgil rozpoznawał zwierzęta po ich sposobie
poruszania się bądź po charakterystycznej ich cesze — potrafił rozpoznać kangura dlatego,
ż

e skakał, żyrafę, gdyż była wysoka, zebrę, ponieważ była w paski — nie umiał zaś wyrobić

sobie ogólnego wrażenia o zwierzęciu. Poza tym zwierzę musiało ostro kontrastować z tłem; nie mógł
rozpoznać słoni, mimo iż miały trąby, ponieważ stały one w dość dużej odległości, a za nimi było
szare tło.
Na koniec poszliśmy do wybiegu małp; Virgil bardzo chciał zobaczyć goryla. Kiedy
ten był częściowo schowany wśród drzew, Virgil zupełnie go nie widział, a gdy w końcu
wyszedł na otwartą przestrzeń, stwierdził, że wygląda zupełnie jak duży człowiek, choć trochę inaczej
się porusza. Na szczęście przy wybiegu stała naturalnych rozmiarów rzeźba małpy wykonana w
brązie; zaproponowaliśmy Virgilowi, który bardzo chciał dotknąć wszystkich zwierząt, żeby ją
„obejrzał" za pomocą dotyku. Kiedy analizował jej kształty wprawnymi, szybkimi ruchami rąk, na
jego twarzy malował się wyraz pewności, który nigdy nie pojawiał się, kiedy badał coś wzrokiem.
Pomyślałem wtedy — i prawdopodobnie wszystkim nam przyszło to wówczas do głowy — że kiedy
był niewidomy, był bardzo sprawnym i samowystarczalnym człowiekiem, mógł w sposób naturalny, z
łatwością badać swój świat własnymi rękoma. Teraz popychaliśmy go na drogę, która była przeciwna
jego naturze: chcieliśmy, żeby wyrzekł się tego wszystkiego, co przychodziło mu bez trudu, żeby
odbierał świat w sposób niesłychanie dla niego trudny, w sposób mu obcy.

10

Kiedy dotykał figurki małpy, jego twarz rozświetliło uczucie zrozumienia. „Wcale nie
jest podobna do człowieka" — wymamrotał. Przeanalizowawszy rzeźbę, otworzył oczy i
odwrócił się w stronę goryla, który stał przed nim w swoim wybiegu. I dopiero teraz Virgil
mógł opisać jego postać, sposób, w jaki jego palce dotykały ziemi, małe, wygięte nogi, duże kły i
olbrzymią pręgę na głowie. Omawiając poszczególne części ciała, Virgil wskazywał na nie palcem.
Gregory opisuje zadziwiający epizod, jaki zdarzył się jego pacjentowi, S.B., od dawna interesującemu
się wszelkimi narzędziami i maszynami. Gregory zabrał go do Muzeum Nauki w Londynie, by mógł
obejrzeć tamtejszą kolekcje:

Najciekawszym wydarzeniem była jego reakcja na tokarkę Maudeslaya, umieszczoną
w specjalnej szklanej gablocie [...] Doprowadziliśmy go do zamkniętej gabloty i poprosiliśmy, żeby
opisał nam, co jest w środku. Nie potrafił właściwie nic powiedzieć poza tym, że najbliższą częścią
była korbka [...] Potem poprosiłem pracownika muzeum (co uzgodniłem wcześniej) o otworzenie
gabloty, aby S.B. mógł dotknąć tokarki. Rezultat był zadziwiający [...] Dotykał tokarki, mając przy
tym mocno zamknięte oczy. Potem cofnął się, otworzył oczy i powiedział: „Teraz, kiedy już ją
poczułem, mogę ją zobaczyć".

Tak więc Virgil zobaczył w końcu goryla. Ten spektakularny przykład, ukazujący, w
jaki sposób dotykanie może umożliwić widzenie, uświadomił mi coś jeszcze, czego
dotychczas nie rozumiałem. Od czasu operacji Virgil zaczął kupować małe zabawki: żołnie-
rzyki, samochodziki, zwierzątka i miniatury słynnych budynków — cały lilipuci świat, w

10

Wcześniej Virgil usłyszał lwy ryczące na swoim wybiegu; poderwał się i natychmiast odwrócił w ich

kierunku. „Słuchajcie! —powiedział. — To lwy, karmią lwy". Bob, Amy i ja zupełnie nie słyszeliśmy tego
odgłosu, i nawet wtedy, gdy Virgil skierował na niego naszą uwagę, był on dla nas zbyt odległy i nie byliśmy
pewni, z której strony dobiega. Byliśmy zaskoczeni ostrością słuchu Virgila, jego umiejętnością orientacji. Taka
ostrość i wrażliwość słuchu jest charakterystyczna dla wielu niewidomych, ale przede wszystkim dla tych,
którzy urodzili się niewidomi lub stracili wzrok w dzieciństwie; jest to spowodowane ciągłym skupianiem
uwagi, zdolności poznawczych i percepcyjnych na tych sferach, a także nadrozwojem systemów słuchowo-
poznawczych w mózgu.

background image

14

którym spędzał wiele godzin. To zamiłowanie nie było wynikiem jego zdziecinnienia —
dotykając tych przedmiotów i jednocześnie patrząc na nie, przygotowywał się do widzenia
prawdziwego świata. Choć były to zminiaturyzowane modele, owa dysproporcja skali nie
miała znaczenia, tak jak dla S.B. nie miała znaczenia wielkość jego ściennego zegara, którego
wygląd umiał skorelować z dotykiem tarczy swojego kieszonkowego zegarka.
Na lunch poszliśmy do miejscowego baru rybnego. Podczas jedzenia ukradkowo
zerkałem na Virgila. Na początku widział normalnie, bez trudu wyławiał z sałatki kawałki
pomidora. Po pewnym czasie jednak jego wzrok pogorszył się — widelec nie trafiał w cel, a
ręka zawisała niepewnie w powietrzu. W końcu, nie mogąc „zobaczyć" tego, co miał na
talerzu, zaczął jeść tak, jak czynią to ludzie niewidomi. Amy już wcześniej opowiadała mi o takich
pogorszeniach wzroku i opisała je w swoim dzienniku. Podobnie było podczas golenia: zaczynał je
bardzo skoncentrowany, patrząc przy tym w lustro. Potem pociągnięcia golarki były coraz wolniejsze,
zaczynał wpatrywać się niepewnie w swoje odbicie lub próbował od czasu do czasu dotykiem
sprawdzić to, co widział. W końcu odwracał się od lustra lub zamykał oczy albo gasił światło, i w ten
sposób kończył golenie.
To, że po dużym wysiłku, jaki Virgil wkładał w widzenie, jego wzrok męczył się i
pogarszał, nie było niczym dziwnym; wszyscy tego doświadczamy, jeśli za dużo wymagamy
od naszych oczu. Sam miewam takie momenty, kiedy przez trzy godziny non stop patrzę na
elektroencefalogramy: zaczynam mylić znaczenie zapisu, i wszędzie, gdziekolwiek spojrzę —
na ściany, na sufit — w oczach migają mi krzywe zapisu. Muszę wtedy zrobić przerwę i zająć
się czymś innym, lub — najlepiej — zamknąć na godzinę oczy. A przecież system wzrokowy
Virgila, w porównaniu z normalnym, musiał być w tej fazie niezwykle labilny.
Mniej zrozumiałe, niepokojące, a nawet złowieszcze były długie okresy „rozmazania"
— osłabienia wzroku — trwające przez kilka godzin lub nawet dni, pojawiające się
samorzutnie, bez żadnej widocznej przyczyny. Bob Wasserman był tymi wahaniami
zaniepokojony; od dwudziestu pięciu lat był okulistą, zdjął wiele katarakt, ale nigdy nie
zaobserwował tego typu fluktuacji.
Po lunchu udaliśmy się do gabinetu doktora Hamlina, który po operacji Virgila
dokładnie sfotografował siatkówkę prawego oka. Na szczęście Bob, który porównał obraz
fotograficzny siatkówki z jej obecnym wyglądem (używając pośrednich metod wziernikowa-
nia dna oka), nie stwierdził żadnych pooperacyjnych komplikacji. (Specjalny test —
angiografia fluorescencyjna — wykazał obecność cysty macular edema, ale była tak
niewielka, że nie mogła spowodować owych alarmujących, nagłych wahań ostrości widzenia).
Ponieważ nie było jasnej przyczyny wahań widzenia, Bob zastanawiał się, czy nie są one
konsekwencją jakiejś ukrytej choroby — kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy Virgila, uderzył
nas jego niezdrowy wygląd — lub też czy nie są one nerwową reakcją wizualnego systemu mózgu na
sensoralne i kognitywne przeciążenie. Ktoś, kto widzi normalnie, nie musi wysilać się, aby z czysto
wizualnych doznań skonstruować kształty, obiekty i sceny; wizualne konstrukcje, wizualny świat
tworzy on od momentu urodzenia, stopniowo budując ogromny, wygodny aparat kognitywny.
(Normalnie połowa kory mózgowej zajmuje się przetwarzaniem wrażeń wzrokowych). W przypadku
Virgila owe siły kognitywne nie rozwinęły się i nie mogły podołać tak przytłaczającym zadaniom.
Reakcją obronną mózgu na zbyt intensywną stymulację lub stymulację przekraczającą
punkt krytyczny może być nagłe zahamowanie funkcjonowania.

11

Tego typu reakcje są

niezależne od jednostki i jej motywów. Są one czysto lokalne i fizjologiczne i mogą pojawić
się nawet w odizolowanych płatach kory mózgowej: stanowią biologiczną ochronę przed
przeciążeniem nerwowym.
Procesy percepcyjno-kognitywne mają dwoistą naturę — zarówno fizjologiczną, jak i
osobistą — nie jest to świat, który się przyswaja lub konstruuje, ale czyjś własny świat —
prowadzący do osobniczej percepcji ,ja", powiązanej z wolą i orientacją. Owo percepcyjne
„ja" może załamać się wraz z zapaścią systemów postrzegania, zmieniając w ten sposób
orientację i tożsamość jednostki. Jeśli taka sytuacja powstanie, jednostka nie tylko staje się
niewidoma, ale przestaje się także zachowywać jak istota wyposażona we „wzrok"; nie

11

Pawłow obserwował tego typu zachowania u psów; nazywał je „transmarginalnym hamowaniem w wyniku

supramaksymalnego pobudzenia", i uważał za naturalną ochronę.

background image

15

sygnalizuje żadnych zmian zachodzących w jej psychice, jest absolutnie nieświadoma swojej
ś

lepoty lub możliwości widzenia. Całkowita ślepota psychiczna (znana jako zespół Antona),

może nastąpić w wyniku rozległego uszkodzenia kognitywnych części mózgu, które może
spowodować np. silne uderzenie. U Virgila pojawiała się ona okazjonalnie — mówi wtedy, że
„widzi", ale tak naprawdę zachowuje się jak osoba całkowicie niewidoma. Należało więc
zastanowić się, czy podstawy jego wizualnej percepcji i tożsamości nie są rzeczywiście tak
słabe, że w przypadku przeciążenia lub wyczerpania nie tylko zapada na czasową psychiczną 'ślepotę,
ale również grozi mu zespół Antona.
Zupełnie innym przypadkiem było zaprzestanie wizualnego postrzegania — wycofanie
się — co związane było raczej z sytuacjami stresującymi bądź konfliktowymi o silnym
podłożu emocjonalnym. A dla Virgila okres ten by ł z pewnością najbardziej stresującym
etapem w życiu: przeszedł operację, ożenił się; regularny rytm życia niewidomego kawalera
został całkowicie zmieniony; ciążyła na nim ogromna presja oczekiwań otoczenia; a sama
czynność widzenia była trudna i wyczerpująca. Im bliżej dnia ślubu, a tym samym przyjazdu
jego rodziny, tym silniejsza była owa presja. Jego krewni, którzy od początku sprzeciwiali się
operacji, twierdzili teraz, że nadal jest ślepy. Amy tak opisała to w swoim dzienniku:

9 października: Poszliśmy dekorować kościół na ślub. Virgil niewiele widzi —
wszystko jest zamazane. Tak jakby jego wzrok wycofał się. Znów zachowuje się jak
„niewidomy" [...] Musiałam go wszędzie prowadzić.
11 października: Dziś przyjechała rodzina Virgila. Jego wzrok najwyraźniej udał się na
wakacje [...] Oczywiście Virgil zachowuje się tak, jakby w ogóle nigdy nie widział! Nikt z jego
rodziny nie chciał uwierzyć, że wcześniej widział. Kiedy mówił, że coś widzi, odpowiadali:
„Napewno zgadujesz". Traktowali go, jakby był zupełnie niewidomy — prowadzili za rękę,
wszystko podawali [...] Jestem bardzo zdenerwowana, wzrok Virgila zniknął [...] Chciałabym
mieć pewność, że postąpiliśmy słusznie.
12 października: Dzień ślubu. Virgil jest bardzo spokojny [...] widzi trochę lepiej, ale
wszystko nadal jest zamazane [...] Widział mnie, kiedy podchodziłam do ołtarza, ale bardzo
niewyraźnie [...] Ślub był piękny. Przyjęcie odbyło się u mojej mamy. Virgila przez cały czas
otaczała rodzina. Wciąż jeszcze nie potrafą zaakceptować jego wzroku, tym bardziej że Virgil
niewiele widzi. Dziś wieczorem pożegnał się z rodziną. Kiedy tylko wyjechali, jego wzrok
zaczął się polepszać.

Rodzina traktowała Virgila jak osobę niewidomą, zaprzeczała jego nowej tożsamości lub
podważała jej prawdziwość, a Virgil ulegał temu i reagował jak niewidomy, a nawet stał się
niewidomy— było to znaczące wycofanie się lub regresja części jego ego — miażdżąca
negacja własnej tożsamości. Tego typu regresja powinna być postrzegana jako umotywowane
— aczkolwiek nieświadomie— wycofanie na grunt „funkcjonalny". Można więc rozróżnić
dwa typy zachowań: „zachowanie niewidomego" i „zachowywanie się jak niewidomy".
Pierwsze określa załamanie się procesu widzenia i wizualnej tożsamości na gruncie
organicznym (w terminologii neurologicznej bottom-up lub zaburzenie neuropsychologiczne),
a drugie — załamanie się lub inhibicję tożsamości wizualnej na gruncie funkcjonalnym („top-
down" lub zaburzenie psychoneuro-tyczne), które jest równie rzeczywiste jak to pierwsze.
Ponieważ wzrok Virgila był organicznie niezwykle słaby — co wynikało z niestabilności
systemów wizualnych oraz (w danym momencie) wizualnej tożsamości — trudno było
odróżnić to, co „fizjologiczne" od tego, co „psychologiczne". Jego wzrok był tak słaby, że
zarówno nerwowe przeciążenie, jak i konflikt tożsamości mogły wypchnąć go poza granicę
widzenia.

12

Marius von Senden, omawiając w swej klasycznej książce Space and Sight
[Przestrzeń i wzrok] (1932) wszystkie opisane w ciągu trzystu lat przypadki, konkluduje, że

12

W przypadku szczególnej słabości organicznej stres emocjonalny może z łatwością przybrać formę fizyczną;

tłumaczy to, dlaczego pod wpływem stresu astmatycy dostają ataków astmy, u osób z parkinsonizmem nasilają
się objawy chorobowe, a osoba z tak słabym wzrokiem jak Virgil przestaje (na pewien czas) widzieć. Dlatego
tak trudno ocenić, co jest słabością fizjologiczną, a co „zachowaniem umotywowanym".

background image

16

każdy dorosły człowiek, który odzyskuje wzrok, wcześniej czy później przechodzi „kryzys
motywacyjny" — i że nie każdy pacjent z tego kryzysu wychodzi, Von Senden opisał
pacjenta, w którym perspektywa odzyskania wzroku wzbudzała tak wielkie przerażenie
(oznaczała ona bowiem konieczność odejścia ze społecznego domu dla niewidomych i
opuszczenia mieszkającej tam narzeczonej), że zagroził wyłupaniem sobie oczu; przytacza on także
przypadki pacjentów, którzy po operacji często zachowywali się jak niewidomi" lub „odmawiali
widzenia", a także innych, którzy odmówili operacji, obawiając się jej następstw (jedna z takich
relacji, zatytułowana L'Aveugle qui refuse de voir, została opublikowana już w 1771 roku). Zarówno
Gregory, jak i Valvo wiele miejsca w swoich badaniach poświęcają emocjonalnym
niebezpieczeństwom, mogącym powstać w wyniku zmuszania niewidomego do posługiwania się
nowym zmysłem — po początkowej radości może nastąpić niszcząca (a nawet śmiertelna) depresja.
W depresję taką popadł pacjent Gregory'ego, S.B. Początkowa ekscytacja w wyniku
niespełnienia się oczekiwań zamieniła się w swoje zaprzeczenie. Sześć miesięcy po operacji
Gregory pisze:

Odnieśliśmy wrażenie, że jego wzrok prawie całkowicie go rozczarował. Mógł dzięki
niemu wykonywać trochę więcej czynności [...] ale nie było wątpliwości, że możliwości
widzenia były znacznie uboższe, aniżeli to sobie wyobrażał [...] Wciąż w dużym stopniu
prowadził życie niewidomego, czasem nawet nie fatygował się, żeby zapalić wieczorem
ś

wiatło [...] Nie układało mu się [teraz] z sąsiadami, którzy uważali go za „dziwaka", a jego

koledzy z pracy [którzy początkowo go podziwiali] drażnili się z nim i naśmiewali się, że nie
potrafi czytać.

Stan zniechęcenia pogłębiał się — S.B. zachorował i dwa lata po operacji zmarł. Był
całkowicie zdrów; miał dopiero pięćdziesiąt cztery lata.
W sześciu opowiadaniach, wzbogaconych wyczerpującymi komentarzami, Yalvo
omawia uczucia i zachowania ludzi, którzy utracili wzrok na początku swojego życia, a po
jego odzyskaniu musieli skonfrontować swoją nową „zdolność" z własną tożsamością, ta zaś
wraz z nabyciem nowej umiejętności, musiała się zmienić.

13

Podstawowym problemem Virgila, podobnie jak wszystkich osób, które odzyskały wzrok,
był konflikt pomiędzy zmysłem dotyku i wzroku — Virgil nie wiedział, czy powinien patrzeć,
czy dotykać. Od dnia operacji oczywiste było — a nam od razu rzuciło się to w oczy — że z
trudem powstrzymywał się on od dotykania wszystkich sprzętów, ludzi i zwierząt, od
jedzenia rękoma. Jego słownictwo, cała jego wrażliwość, jego obraz świata były nastawione
na to, co dotykowe — a przynajmniej na to, co niewizualne. Virgil — do czasu operacji —
był całkowicie osobą „dotykową".
Dowiedziono, że u osób z głuchotą dziedziczną (szczególnie jeśli jest to głuchota
wrodzona) niektóre części mózgu odpowiedzialne za funkcje słuchowe przejęły
odpowiedzialność za czynności wizualne. Stwierdzono również, że u niewidomych
czytających brajlem, palce, którymi posługują się oni przy czytaniu, są wyjątkowo silnie
reprezentowane w odpowiedzialnych za dotyk częściach kory mózgowej. Przypuszcza się
także, że odpowiadające za dotyk (i słuch) części kory są u niewidomych większe i mogą
rozszerzyć się nawet na części kontrolujące funkcje wizualne. Obszar kory mózgowej
odpowiedzialnej za wzrok bez wizualnej stymulacji ulega bardzo słabemu rozwojowi.

13

W swoim ironicznie zatytułowanym Letter on the Blind: Fur the Use of Those Who Can See [List o

niewidomych: Do tych, którzy widzą] (1749) młody Diderot wysuwa twierdzenie epistemologicznego i
kulturowego relatywizmu — utrzymuje, że niewidomi na swój własny sposób mogą skonstruować kompletny i
całościowy świat, że mają oni kompletną „tożsamość niewidomego", nie czują się ani ułomni, ani gorsi, i dlatego
„problem" ich ślepoty i chęć jej wyleczenia nie jest naszą, lecz ich sprawą.

Ponadto, zdaniem Diderota, inteligencja i kultura duchowa niewidomego mogą w sposób zasadniczy wpłynąć na
jego zrozumienie — przynajmniej formalne — zjawisk, których bezpośrednio nie może on odbierać. Do tej
konkluzji Diderot doszedł na podstawie analizy przypadku zmarłego w 1740 r. Nicholasa Saundersona, słynnego
niewidomego matematyka i zwolennika teorii Newtona. Saunderson, który nigdy nie widział światła, świetnie je
rozumiał, był wykładowcą optyki i skonstruował, na swój własny sposób, wspaniały obraz wszechświata. Fakt
ten niezmiernie Diderota fascynował.

background image

17

Prawdopodobne wydaje się więc, że wobec takiego zróżnicowania w rozwoju kory
mózgowej dojść może do wczesnej utraty reprezentacji jednego zmysłu na korzyść innych.
Czego zatem można było oczekiwać w przypadku Virgila, gdy nagle możliwe stało się
uruchomienie funkcji wizualnych? Można było sądzić, że nastąpi pewien rozwój umiejętności
widzenia, że dojdzie do utworzenia nowych ścieżek w częściach kory kontrolujących funkcje
wizualne. Nie ma jednak dowodów potwierdzających aktywizację tych części kory u osoby dorosłej.
Mieliśmy więc nadzieję, że gdy zrobimy Virgilowi specjalną scyntygrafię PET, to potwierdzi ona owo
zakładane ożywienie w miarę uczenia się widzenia.
Ale jak będzie wyglądała ta nauka, ta zwiększona aktywność? Czy będzie podobna do
aktywności dziecka, które zaczyna uczyć się widzieć? (Tak właśnie myślała na początku
Amy). Ale przecież dorośli, którzy niedawno odzyskali wzrok, nie są małymi dziećmi,
których kora mózgowa jest ekwipotencjalna — gotowa zaadaptować się do różnych form
percepcji. Kora osoby, która tak jak Virgil straciła wzrok w dzieciństwie, w znacznym stopniu
zaadaptowała się już do organizowania percepcji w czasie, a nie w przestrzeni.

14

Dziecko cały czas się uczy. Jest to olbrzymie, nigdy nie kończące się zadanie, ale nie
jest ono naznaczone niemożliwym do rozwiązania konfliktem. W przeciwieństwie do dziecka
osoba dorosła, która właśnie odzyskała wzrok, musi nagle przestawić się ze sposobu
sekwencyjnego na wizualno-przestrzenny, a to jest silnym ciosem wymierzonym w
doświadczenia całego dotychczasowego życia. Gregory kładzie na ten aspekt duży nacisk,
wskazuje, jak nieunikniony jest konflikt i kryzys, jeśli zmienić się mają „percepcyjne obyczaje i
strategie całego życia". Takie konflikty są naturalnym elementem systemu nerwowego, ponieważ
osoba dorosła, która od dziecka jest niewidoma i która przez całe życie przystosowywała i
specjalizowała swój mózg, musi go teraz poprosić, aby to wszystko odwrócił. (Co więcej, mózg
dorosłego nie jest już tak plastyczny jak mózg małego dziecka — dlatego uczenie się nowych języków
czy nowych umiejętności staje się z wiekiem coraz trudniejsze. A dla osoby, która przez całe życie
była niewidoma, uczenie się widzenia to nie to samo co uczenie się obcego języka; dla niej —jak
mówi Diderot —jest to jak uczenie się języka po raz pierwszy).
Dla ludzi, którzy dopiero co odzyskali wzrok, uczenie się oznacza konieczność
radykalnej zmiany funkcji neurologicznych, a co za tym idzie — radykalnej ewolucji
psychologicznej, zmiany osobowości, zmiany tożsamości. Zmiany tej można doświadczać w
kategoriach dosłownych życia i śmierci. Valvo cytuje swojego pacjenta: ,,Trzeba umrzeć jako
człowiek widzący, żeby narodzić się jako niewidomy". W odwrotnej sytuacji twierdzenie to
jest równie prawdziwe: trzeba umrzeć jako niewidomy, aby odrodzić się jako człowiek
widzący. Najokropniejszy jest okres przejściowy — „pomiędzy dwoma światami, z których
jeden umarł, a drugi ma się narodzić". Choć ślepotę można na początku odczuwać jako
straszliwą stratę, z biegiem czasu wrażenie to może stopniowo słabnąć, zachodzi bowiem
głęboka adaptacja lub reorientacja, dzięki której można od nowa stworzyć, od podstaw
zbudować świat oparty na niewizu-alnych kategoriach. Jest on wtedy innym stanem, inną
formą bytu, z właściwą sobie wrażliwością, z własnymi prawami, odczuciami. John Hull
nazywa ten stan „głęboką ślepotą" i postrzega ją jako „jedną z jakości ludzkiego bytu".

15

14

Kanadyjski psycholog, Donald Hebb, zajmujący się rozwojem widzenia, na podstawie prowadzonych

doświadczeń dowiódł — wbrew temu, co często przypuszczano — że u zwierząt wyższych i u człowieka
widzenie nie jest „wrodzone". Hebb był zafascynowany — co całkiem zrozumiałe — rzadkim „eksperymentem"
(jeśli można tu użyć tego terminu) przywracania w wieku dorosłym wzroku osobom z wrodzoną ślepotą. W

swojej książce The Organizuti/m ofBehaviour [Struktura zachowania] szczegółowo omawia
on zebrane przez von Sendena przypadki (sam Hebb osobiście takiego przypadku nie znał),

które w znacznym stopniu potwierdziły jego tezę, że widzenie wymaga doświadczenia i nauki; jego zdaniem
człowiek potrzebuje 15 lat nauki na osiągnięcie pełnego rozwoju.Należy tu jednak sprzeciwić się porównywaniu
(jak uczynił to Gregory) dorosłego, który właśnie odzyskał wzrok, z dzieckiem. Możliwe, że człowiek dorosły
po odzyskaniu wzroku musi przejść naukę i etapy rozwoju, jakie przechodzi się w wieku dziecięcym; niemniej
dorosły ani pod względem neurologicznym, ani psychologicznym nie przypomina dziecka — osobnik dorosły
przez całe życie poddawany jest doświadczeniom percepcyjnym — i dlatego jego doświadczenia (wbrew temu,
co przypuszczał Hebb) nie są odbiciem doświadczeń świata dziecięcego, nie stanowią furtki do niedostępnego
nam rozwoju dziecięcej percepcji.

background image

18


Trzydziestego pierwszego października zdjęto kataraktę z lewego oka Virgila,
odsłaniając równie zniszczoną jak w prawym oku siatkówkę. Było to duże rozczarowanie,
gdyż spodziewano się, że lewe oko będzie w znacznie lepszym stanie. Tymczasem widzenie
Virgila polepszyło się tylko nieznacznie: łatwiej było mu skoncentrować wzrok, ruchy jego
oczu stały się spokojniejsze, miał większe pole widzenia.
Kiedy zaćma została usunięta z obojga oczu, Virgil powrócił do pracy i szybko
odkrył, że widzenie ma też inne aspekty; że to, co widzi, często budzi jego zakłopotanie, a
czasem głęboko zaskakuje. Pracował dla YMCA przez trzydzieści lat i, jak mówił, był z tej
pracy bardzo zadowolony; zdawało mu się, że z n a ciała swoich klientów. Teraz okazało się,
ż

e widok ciał, które dotychczas znał tylko z dotyku, robił na nim wstrząsające wrażenie; był

zdumiony wielością odcieni skóry, a skazy i „plamy" na ciałach, których do tej pory nie był
ś

wiadomy, budziły w nim wręcz wstręt.

16

Dlatego podczas robienia masażu z ulgą zamykał

oczy.
W następnych tygodniach czynił dalsze postępy, szczególnie wtedy, gdy mógł sam
narzucić sobie tempo nauki. Dawał z siebie wszystko, by żyć jak człowiek widzący, ale
jednocześnie częściej dawało się we znaki jego wewnętrzne rozdarcie. Czasem odczuwał
strach, że będzie musiał bez laski wyjść na ulicę i przejść przez nią, polegając jedynie na
swoim wzroku; czasem też bał się, że będzie musiał zmienić pracę na „wzrokową". Był to więc okres
ogromnego wysiłku i prawdziwego sukcesu — ale sukces ten osiągnięty by) kosztem równowagi
psychicznej, kosztem pogłębienia się napięcia i wewnętrznego rozdarcia.
Tydzień przed świętami Bożego Narodzenia wybrali się z Amy na przedstawienie
baletowe Dziadka do orzechów, które bardzo mu się podobało: zawsze kochał muzykę, a
teraz po raz pierwszy mógł także coś zobaczyć. „Widziałem ludzi, którzy skakali po całej
scenie. Nie widziałem jednak, w co byli ubrani" — powiedział. Sądził, że obejrzenie na żywo
rozgrywki baseballowej sprawi mu dużą frajdę i nie mógł się już doczekać inauguracji
wiosennego sezonu.
Ś

więta Bożego Narodzenia były wyjątkowo uroczystym i ważnym momentem — było

to pierwsze Boże Narodzenie po ślubie, jego pierwsze Boże Narodzenie jako człowieka
widzącego. Pojechał wraz z Amy na swoją rodzinną farmę w Kentucky. Po raz pierwszy od
ponad czterdziestu lat zobaczył swoją matkę — kiedy brał ślub, nie widział jej dobrze, tak
samo zresztą jak innych osób i rzeczy. Jego zdaniem wyglądała „bardzo ładnie". Zobaczył
znów swój stary dom, płoty, rzekę, których nie widział od czasu dzieciństwa, a których obraz
zawsze pielęgnował w swoim umyśle. Pewne rzeczy, które widział po raz pierwszy, głęboko
go rozczarowywały, nie dotyczyło to jednak domu i rodziny; te sprawiły mu wielką radość.
Nie mniej ważna była pozytywna zmiana stosunku do Virgila jego rodziny. „Dobrze
teraz wygląda — powiedziała jego siostra. — Sam chodzi po całym domu, nie dotykając

15

Jeśli jednym z pozytywów ślepoty jest fakt, że staje się ona pewna jakością ludzkiego bytu, to w przypadku

głuchoty stwierdzenie to jest równie (a nawet bardziej) prawdziwe, gdyż dochodzi tu nie tylko do ulepszenia
wizualnych (i generalnie przestrzennych) zdolności, ale stworzona zostaje cała społeczność ludzi głuchych, z ich
własnym migowym językiem (znakiem) i kulturą. Podobnych do Virgila problemów mogą doświadczać osoby z
wrodzoną głuchotą lub ci, którzy ogłuchli w bardzo wczesnym dzieciństwie, a którym wszczepiono implant
słuchowy ucha wewnętrznego. Początkowo dźwięk nie ma dla nich żadnego znaczenia, z niczym się nie kojarzy
— tak więc, przynajmniej na początku, czują się, jakby wprowadzono ich do świata słuchowego chaosu lub
agnozji. Owym problemom poznawczym towarzyszą także problemy tożsamości; na swój sposób ludzie ci
muszą umrzeć jako głusi, by narodzić się jako osoby słyszące. To zaś, potencjalnie, ma bardzo znaczące i
szerokie implikacje społeczne i kulturowe, gdyż głuchota jest nie tylko osobistą tożsamością, ale także
tożsamością całej społeczności, która ma własną kulturę i język. Owe bardzo złożone problemy omawia Harlan
Lane w swojej książce pt. The Musk of Benevolence: Disabling the Deaf Community [Maska dobrodziejstwa:
Okaleczanie społeczności głuchych].

16

Gregory zaobserwował, że dla S.B. „pewne rzeczy, które dotychczas kochał, okazały się odrażające (w tym

on sam i jego żona!) i często przygnębiały go niedostatki i wady wizualnego świata".

background image

19

ś

cian, po prostu wstaje i idzie". Jej zdaniem od czasu pierwszej operacji „bardzo się zmienił",

i tak samo uważała reszta jego rodziny.
Zadzwoniłem do nich na dzień przed świętami i rozmawiałem z matką, siostrą i innymi
członkami rodziny Virgila. Prosili, żebym do nich przyjechał, i żałowałem, że nie mogę, gdyż
dla nich wszystkich był to z pewnością radosny i szczęśliwy okres. Virgil bardzo się przejął
początkową niechęcią rodziny do jego „nowego" wzroku (i prawdopodobnie także do Amy,
która nalegała na operację) i niedowierzaniem, że naprawdę coś widzi. Nastawienie to mogło
niweczyć jego widzenie, ale teraz, kiedy rodzina „zmieniła się", można było przypuszczać, że główna
blokada psychologiczna zostanie usunięta. Okres Bożego Narodzenia był punktem kulminacyjnym i
podsumowaniem tego niezwykłego roku.
Zastanawiałem się, co zdarzy się w roku następnym. Czego Virgil mógł się
spodziewać? Jak wiele z doświadczeń wizualnego świata, wizualnego życia, miał wciąż przed
sobą? Nie wiedzieliśmy. Choć historie wielu pacjentów były ponure i przerażające, to przy-
najmniej niektórym z nich udało się przezwyciężyć najgorsze chwile i ostatecznie
przystosować do nowego postrzegania świata.
Valvo, zazwyczaj ostrożny w wyrażaniu optymizmu, pozwolił sobie na opisanie
szczęśliwych chwil swoich pacjentów:

Jeśli naszym pacjentom uda się przyswoić wizualne wzory, którymi później potrafią
się posługiwać, doświadczają oni wówczas wielkiej radości z nauki [...] odrodzenia
osobowości [...] Zaczynają myśleć o zupełnie nowych obszarach doświadczenia.

„Odrodzenie osobowości" — właśnie tego Amy pragnęła dla Virgila. Trudno nam
było wyobrazić sobie jego odrodzenie, gdyż był bardzo flegmatyczny i przyzwyczajony do
swojego dawnego trybu życia. A jednak pomimo mnóstwa problemów — psychologicznych
i prawdopodobnie także medycznych — na swój sposób świetnie sobie radził i wykazywał
rosnący postęp w rozumieniu wizualnego świata. Miał pozytywną motywację i czerpał z
widzenia oczywistą radość i pożytek — najwyraźniej nie było więc powodu, dla którego
miałby nie czynić dalszych postępów. Virgil wiedział, że nie będzie miał doskonałego wzroku, ale
mógł z pewnością żywić nadzieję, że jego życie radykalnie poszerzy się o wszystko to, co daje wzrok.

Katastrofa nadeszła niespodziewanie. Ósmego lutego zadzwoniła do mnie Amy; Virgil
upadł i został zabrany do szpitala, był cały siny i wpadł w osłupienie [całkowite lub częściowe
zahamowanie aktywności ruchowej i słownej — przyp. tłum.]. Miał płatowe zapalenie płuc, rozległe
zrosty jednego płuca; leżał na oddziale intensywnej terapii, podawano mu tlen i dożylnie antybiotyki.
Pierwsze antybiotyki nie zadziałały, stan Virgila pogorszył się i przeszedł w krytyczny; przez
kilka dni Virgil oscylował pomiędzy życiem i śmiercią. Po trzech tygodniach infekcja została
zahamowana, a płuco znów zaczęło się powiększać. Virgil był jednak nadal poważnie chory
— mimo że zapalenie płuc ustąpiło, w jego wyniku powstały zaburzenia oddechowe — stan
przedporażeniowy ośrodka oddechowego w mózgu, co uniemożliwiało odpowiednie
reagowanie mózgu na poziom tlenu i dwutlenku węgla we krwi. Poziom tlenu w jego krwi
zaczął się obniżać — i opadł do połowy normalnego, natomiast poziom dwutlenku węgla
zaczął się podnosić — wzrósł prawie trzykrotnie w stosunku do normalnego. Virgil bez
przerwy potrzebował tlenu, ale ze względu na zły stan ośrodka oddechowego można mu było
podawać tylko niewielkie jego ilości. Ponieważ jego mózg został pozbawiony tlenu i uległ
zatruciu dwutlenkiem węgla, świadomość Virgila zanikała i ulegała wahaniom; kiedy miał złe
dni (gdy poziom tlenu we krwi był niższy, a dwutlenku węgla wyższy), nic nie widział: był
całkowicie ślepy.
Do złego stanu zdrowia w znacznym stopniu przyczynił się trwający kryzys
oddechowy: płuca Virgila wykazywały obrzęk i zwłóknienie; miał zaawansowane zapalenie
oskrzeli i rozedmę; skutkiem heinemediny, którą przeszedł w dzieciństwie, jedna część
przepony była nieruchoma; a do tego Virgil był niezwykle otyły — co z kolei mogło
spowodować „zespół Pickwicka" (nazwa pochodzi od ospałego grubasa imieniem Joe,
bohatera książki Klub Pickwicka). Syndrom Pickwicka charakteryzuje się poważnymi

background image

20

zaburzeniami oddechu i krążenia tlenu we krwi, wynikłymi z osłabienia ośrodka oddechowego w
mózgu.Virgil chorował prawdopodobnie już od kilku lat; od 1985 roku stopniowo przybierał na
wadze. Ale w okresie pomiędzy ślubem i Bożym Narodzeniem przytył o dalszych dwadzieścia
kilogramów — w ciągu kilku tygodni jego waga wzrosła prawie do stu trzydziestu kilogramów —
było to częściowo spowodowane zaleganiem płynów, co z kolei było wynikiem wady serca,
częściowo zaś ciągłym jedzeniem — potrzebą objawiającą się u Virgila w stanie stresu.
Musiał teraz spędzić trzy tygodnie w szpitalu; ilość tlenu we krwi wciąż utrzymywała
się na niebezpiecznie niskim poziomie; przy każdym znacznym spadku poziomu tlenu Virgil
stawał się ospały i całkowicie ślepł. Amy wystarczyło jedno spojrzenie u progu drzwi sali
szpitalnej, by wiedzieć, w jakim jest stanie, jaki ma dzień, jaki jest poziom tlenu we krwi —
jeśli był stosunkowo wysoki, Virgil posługiwał się wzrokiem, rozglądał się: jeśli niski —
wykonywał niezdarne ruchy i dotykał wszystkiego dookoła, „zachowując się jak niewidomy".
(Zastanawialiśmy się, czy dziwne zachwiania w widzeniu, które występowały u niego od dnia
operacji, mogły być spowodowane, przynajmniej częściowo, zmianami poziomu tlenu we
krwi, co w konsekwencji prowadziło do anoksji [niedobór tlenu — przyp. tłum.] siatkówki
lub mózgu. Virgil prawdopodobnie od lat cierpiał na łagodny syndrom Pickwicka i możliwe,
iż jeszcze przed atakiem choroby niewiele dzieliło go od niedomogi oddechowej i anoksji).
U Virgila pojawił się także stan pośredni, którego Amy nie mogła zrozumieć; mówił
wtedy, że nic nie widzi, ale potrafił sięgnąć po jakiś przedmiot, ominąć przeszkodę i
zachowywać się, jakby widział. Amy nie mogła pojąć tego osobliwego zachowania — Virgil
najwyraźniej widział przedmioty i reagował na nie, potrafił je zlokalizować, a jednocześnie
zaprzeczał jakiejkolwiek świadomości widzenia. Tego typu zjawisko — nazywane ślepym
wzrokiem lub nieświadomym widzeniem — powstaje, gdy odpowiedzialne za wzrok części
kory mózgowej nie funkcjonują (np. z powodu braku tlenu), natomiast ośrodki wzrokowe w
podkorzu pozostają nienaruszone. Chory dostrzega wówczas znaki wizualne i reaguje na nie,
ale percepcja ta nawet w najmniejszym stopniu nie sięga świadomości.
W końcu Virgil opuścił szpital, ale do domu wracał jako kaleka. Był przywiązany do
aparatu tlenowego i nie mógł się bez niego nigdzie ruszyć. Wydawało się mało
prawdopodobne, że kiedykolwiek wykuruje się na tyle, by powrócić do pracy, więc YMCA
rozwiązało z nim umowę. Kilka miesięcy później zmuszony był opuścić dom, w którym od
ponad dwudziestu lat mieszkał jako pracownik ośrodka. Krótko mówiąc: Virgil nie tylko stracił
zdrowie, ale stracił też pracę i dom.
W październiku czuł się już jednak na tyle dobrze, że mógł poruszać się bez
respiratora przez godzinę lub dwie. Z tego, co mówili mi Virgil i Amy, nie mogłem do końca
zrozumieć, co stało się z jego wzrokiem. Amy mówiła, że wcześniej „prawie całkiem zniknął", ale
teraz czuła, że od kiedy Virgil lepiej się poczuł, wzrok znów wraca. Kiedy zadzwoniłem do centrum
rehabilitacyjnego, gdzie badano zdolności widzenia Virgila, usłyszałem zupełnie inną wersję. Virgil
najwyraźniej prawie całkowicie stracił wzrok. Jego terapeutka, Kathy, uważała, że widzi kolory i w
zasadzie niewiele poza tym — a czasami tylko kolory: widział różowe refleksy świetlne wokół butelki
pepto-bismolu, ale nie widział samej butelki.

17

Poza

widzeniem kolorów wydawał się prawie całkowicie ślepy, nie widział otaczających go
przedmiotów, poruszał się po omacku, był zagubiony. Jego oczy błądziły jak u niewidomego.
Ale czasem zupełnie niespodziewanie miewał nawroty widzenia — dostrzegał wtedy nawet
bardzo niewielkie przedmioty. Momenty te jednak mijały równie szybko, jak się pojawiały, a
Virgil nie potrafił ich przywrócić. Kathy powiedziała mi, że z praktycznego punktu widzenia
Virgil jest niewidomy.
Byłem tą informacją bardzo zaskoczony. Nigdy jeszcze nie słyszałem o takim obrocie
sprawy. Zastanawiałem się, co działo się z oczami i mózgiem Virgila? Nie obserwując go, nie
potrafiłem tego ocenić, zwłaszcza że Amy uparcie wierzyła w poprawę. Wpadała we
wściekłość, kiedy ktoś mówił, że Virgil jest ślepy, i twierdziła, że centrum rehabilitacyjne tak
naprawdę „uczy go, jak być niewidomym". Tak więc w lutym 1993 roku, w rok po ataku

17

Semir Zeki zaobserwował, że w niektórych przypadkach korowej anoksji odpowiedzialne za konstrukcję

kolorów obszary kory mogą pozostać stosunkowo nienaruszone — pacjent może wówczas widzieć kolory i nic
poza tym—żadnej formy, żadnych zarysów, żadnego kształtu przedmiotów.

background image

21

niszczącej choroby, sprowadziliśmy Virgila i Amy do Nowego Jorku, żeby się nimi zobaczyć i
wykonać specjalistyczne testy fizjologiczne sprawdzające funkcje siatkówki i mózgu.
Gdy tylko ujrzałem Virgila przy wyjściu na lotnisku LaGuardia, zrozumiałem, że
wszystko potoczyło się fatalnie. Od czasu naszego ostatniego spotkania w Oklahomie przytył
prawie dwadzieścia pięć kilogramów. Przez ramię przewieszony miał aparat tlenowy. Szedł
po omacku; jego oczy nie zatrzymywały się na żadnym przedmiocie - wyglądał, jakby był
całkowicie niewidomy. Amy prowadziła go pod ramię. Ale kiedy wjeżdżaliśmy do miasta
przez Fiftyninth Street Bridge, czasem coś zauważał — np. światła na moście; nie zgadywał,
widział je dość wyraźnie. Ale wzrok wracał i po chwili zanikał — Virgil nie potrafił go
zatrzymać.
Kiedy przeprowadzaliśmy z nim testy w moim gabinecie — na początku używając do
tego kolorowych obrazków, dużych ruchomych przedmiotów i światła — nie widział nic.
Wydawał się całkowicie ślepy— bardziej ślepy niż przed operacją, ponieważ wtedy
dostrzegał przynajmniej cień ręki poruszającej się przed jego oczyma. Teraz nie widział nic,
wydawało się też, że nie ma światłoczułych receptorów. Wyglądało na to, że jego siatkówki
zniknęły. A jednak one nie zniknęły — i to było dziwne. Od czasu do czasu potrafił coś
dostrzec: raz np. zobaczył i opisał banana; dwukrotnie przesunął palcem za poruszającym się
na ekranie komputera świetlnym prostokątem; czasami sięgał po jakieś przedmioty lub
poprawnie je „zgadywał", choć twierdził, że nic nie widzi — było to widzenie nieświadome,
które wcześniej zaobserwowano w szpitalu.
Byliśmy przerażeni negatywnym wynikiem testu, a Virgil zapadał w stan zniechęcenia i
poczucia przegranej — należało przerwać test i zrobić przerwę na lunch. Kiedy podaliśmy mu
półmisek z owocami, brał poszczególne owoce w swoje sprawne, wrażliwe palce, a jego
twarz rozświetlała się, na powrót się ożywiał. Trzymając owoce, opisywał je na podstawie
dotyku, mówił o woskowatej, gładkiej skórce śliwki, miękkim puszku brzoskwini, o
delikatności nektarynek („jak policzki niemowlaka") i chropowatej, pełnej dziurek skórce
pomarańczy. Ważył owoce w ręku, oceniał ich wagę i konsystencję, ich ziarnka i
pestki; potem podnosił je do nosa i wąchał. Jego dotykowa (i węchowa) ocena była o wiele
lepsza niż nasza. Wśród owoców położyliśmy także doskonale podrobioną, woskową
gruszkę, która swoim realistycznym kształtem i kolorem całkowicie wprowadzała w błąd ludzi
widzących. Virgil nawet przez chwilę nie dał się nabrać: dotknąwszy jej, wybuchnął
ś

miechem.

— A to jest świeczka — powiedział natychmiast, trochę zdziwiony. — W kształcie
gruszki albo dzwonka.
Virgil mógł rzeczywiście być — mówiąc słowami von Sendena — „wygnańcem z
rzeczywistości przestrzennej", ale jeśli chodzi o dotyk, był na swoim terytorium.
Okazało się więc, że Virgil zachował bardzo silny zmysł dotyku, natomiast jego
siatkówki wydawały się w 99 procentach martwe — „działały" rzadko i krótko. Bob
Wasserman, który podobnie jak ja nie widział Virgila od czasu naszej wizyty w Oklahomie,
był zaskoczony ograniczeniem widzenia i chciał raz jeszcze zbadać siatkówki. Kiedy to zrobił,
okazało się, że wyglądają dokładnie tak samo jak przedtem — były „łaciate", z większymi i
mniejszymi skupiskami pigmentacji. Nie było oznak żadnej nowej choroby. Niemniej funkcjonowanie
nawet najlepiej zachowanych obszarów siatkówki było ograniczone prawie do zera.
Elektroretinogramy służące do zapisu aktywności elektrycznej siatkówki podczas pobudzaniajej
ś

wiatłem nie wykazały żadnej reakcji, a potencjały pobudzania wizualnego, służące do ukazania pracy

odpowiedzialnych za wzrok części mózgu, także były nieobecne.
(Mogły tu występować rzadkie, krótkie momenty aktywności, ale nawet jeśli tak było, nie
udało nam się ich zarejestrować). Nie mogliśmy przypisać tego braku reakcji zapaleniu
siatkówki, które Virgil prawdopodobnie przechodził w dzieciństwie, gdyż nie było już śladu
tej choroby. Musiała być zatem jakaś inna przyczyna, której nie potrafiliśmy odgadnąć, a
która w efekcie położyła kres i tak słabemu działaniu siatkówki.
Przypomnieliśmy sobie, że Virgil często narzekał na silne światło; nawet w szare,
pochmurne dni światło dnia często go oślepiało i musiał nosić bardzo ciemne okulary. Czy
możliwe było (jak sugewał mój kolega, Kevin Halligan), że wraz ze zdjęciem katarakt — które
najprawdopodobniej przez dziesiątki lat chroniły jego siatkówki przed światłem — siatkówki uległy

background image

22

wypaleniu? Stwierdzono, że pacjenci z innymi schorzeniami siatkówki, np. ze zwyrodnieniem
plamiastym, mogą nie tolerować światła — nie tylko na falach
ultrafioletowych, ale na wszystkich długościach fali — i że światło może przyśpieszyć
zwyrodnienie siatkówek. Czy tak właśnie było w przypadku Virgila? Była to jedna z
możliwości. Czy mogliśmy to przewidzieć i w jakiś sposób „dawkować" mu wzrok lub
ś

wiatło?

Inna przypuszczalna przyczyna — bardziej prawdopodobna — związana była z ciągłą
hipoksją, czyli z niedoborem tlenu u Virgila, z faktem, że przez prawie rok jego krew była
niedotleniona. W szpitalu przeprowadzono badania, które wykazały, że jego wzrok polepszał
się lub pogarszał w zależności od poziomu gazów we krwi. Czy powtarzający się lub
nieprzerwany niedobór tlenu w siatkówkach (i prawdopodobnie także w odpowiedzialnych za
wzrok częściach kory) mógł być czynnikiem decydującym? Zastanawiano się, czy
zwiększenie dotleniania krwi do stu procent (co wymagałoby długotrwałego sztucznego
oddychania czystym tlenem) mogłoby doprowadzić do przywrócenia funkcjonowania
siatkówki lub odpowiednich ośrodków mózgowych. Stwierdzono jednak, że byłoby to zbyt
ryzykowne i mogłoby spowodować długotrwałe lub stałe zahamowanie funkcjonowania
ośrodka oddechowego mózgu.

Oto historia Virgila, historia „cudownego" przywrócenia wzroku u niewidomego
mężczyzny, podobna do historii młodego pacjenta Cheseldena z 1728 roku i do kilkunastu
innych, które wydarzyły się w ciągu minionych trzystu lat; jednak historia Virgila ma
niespodziewane i ironiczne zakończenie. Pacjent Gregory'ego, tak dobrze radzący sobie ze
swoją ślepotą przed operacją, był początkowo zachwycony widzeniem, ale wkrótce
przygniotły go niemożliwe do zniesienia stresy i trudności. „Dar" stał się klątwą; S.B. popadł
w głęboką depresję i krótko potem zmarł. Prawie wszyscy pacjenci po początkowej euforii
zostali przygnieceni ogromnymi trudnościami, jakie sprawiało im przystosowanie się do
nowego zmysłu. Valvo odkreśla jednak, że nieliczni przystosowali się i dobrze sobie radzili. Czy
Virgil potrafił pokonać te trudności i przywyknąć do widzenia, pomimo iż tak wielu innych nie
dawało sobie z tym rady?
Nigdy się tego nie dowiemy, gdyż proces adaptacyjny — i tym samym proces życia
— został nagle przecięty przez niczym nie uzasadniony cios losu: chorobę, która jednym
silnym uderzeniem pozbawiła go pracy, domu, zdrowia i niezależności; uczyniła z niego
chorego człowieka, który nie potrafił się już sam o siebie zatroszczyć. Dla Amy, która była
inicjatorką operacji i która tak gorąco zaangażowała się w widzenie Virgila, był to cud, który
się nie urzeczywistnił, klęska. Virgil natomiast twierdził, że „takie rzeczy się zdarzają". Ale ten cios
go powalił, spowodował wybuch wściekłości: wściekłości z powodu bezradności i
choroby; wściekłości spowodowanej zaprzepaszczoną szansą i zniweczonymi marzeniami; a
także — i to było najważniejsze — wściekłości, że został zaangażowany w bitwę, której nie
mógł ani zaniechać, ani wygrać. Na początku była ciekawość, radość, zabawa. I była także
wielka odwaga. To była przygoda, wyprawa do nowego świata, której smak zna tak niewielu.
Ale potem przyszły problemy i konflikty: niemożność skonstruowania wizualnego świata, a
jednocześnie presja, żeby porzucić świat dotykowy. W ten sposób Virgil znalazł się gdzieś
pomiędzy dwoma światami — wszystko stracił, a nic nie zyskał. To było rozdarcie, z
którego, zdawało się, nie było ucieczki. Ale potem— paradoksalnie — przyszła ulga w formie
drugiej i finalnej ślepoty— ślepoty, którą otrzymał w darze. W końcu Virgil mógł wreszcie nie
widzieć, mógł uciec od jasności, od dziwnego świata obrazu i przestrzeni, i powrócić do
swojego prawdziwego bytu: do intymnego, skupionego świata innych zmysłów, który od bez
mała pięćdziesięciu lat był jego domem.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Oliver Sucks Antropolog na marsie (O malarzu który oślepł na barwy)
Sacks Oliver Antropolog na Marsie
Dom budowany na gruncie żony nie należy do męża
Znaleziono życie na Marsie, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Feniks wylądował na Marsie! 1
Recepty na piękne włosy i nie tylko, Ekologia, Dom bez chemii
Skąd się wziol metan na marsie, ASTRONOMIA
antropologia kolokwium, Antropologia, na egzamin
?na gospodarka rynkowa nie rozwija si w równym tempie
PRACA NA ZALICZENIE (RADZE NIE ŚCIĄGAĆ ŻYWCEM), Inżynieria Jakości i Zarządzania Środowiskiem
a i jakby-cie nie wchodzili na fejsa, a i jakbyście nie wchodzili na fejsa, to ktoś widział nasz egz
Matma, co na niej nikogo nie bylo
Wielkie dzieła literatury światowej nie są na ogółoptymistyczne, ale nie odbierają nadziei, ˙Wielkie
Suplementy nie pomagają na stawy, Suplementy nie pomagają na stawy
znalezione gdzies na necie opracowanie (nie Pilara!) Wstęp Ogólny do Pisma Św ale moze sie komus pr

więcej podobnych podstron