KREW Z KRWI
Argo parskała i strzygła niespokojnie uszami. Xena prowadziła ją za uzdę. Rozglądała się uważnie
naokoło.
-Wiem, wiem, koniku... -rzekła uspokajającym tonem. -Mnie też się tu nie podoba.
Potem zwróciła się do drepczącej obok Gabrieli:
-Mówią, że w tym lesie żyje demon mieszający ludziom w głowach. Podobno dzieją się tu dziwne rzeczy...
Ale Gabi była zajęta rozgarnianiem końcem kostura paproci chlastających ją po łydkach i beztroską
paplaniną:
-I wtedy ten Antis chciał zaprosić mnie to tańca. Ale obok stał mój ojciec i on się bał... Antis, oczywiście.
Nie ojciec... Mówiłaś coś?
Księżniczka machnęła ręką.
-Nie.
-No... Ale to było cielę, ten Antis... A, właśnie... Głodna jestem. Dlaczego nie zostałyśmy we wiosce na
obiad? Podobno baranina w tamtejszej karczmie nie ma sobie równych w okolicy...
Przyjrzała się Xenie uważnie, mrużąc oczka i robiąc buzię w ciup.
-Co jesteś taka nabzdyczona? Powiedziałam coś nie tak?
Xena pokręciła przecząco głową. Gabi zaśmiała się pogodnie.
-Rozchmurz się trochę. Jest piękny dzień, świeci słońce, a my idziemy przez pachnący las. Chcesz?
Narwę ci kwiatków...
Zanim księżniczka zdążyła zaprzeczyć, Gabriela pobiegła w stronę pobliskiej kępy drzew, pod którą rosły
jakieś leśne kwiaty. Xena zatrzymała się. Pomyślała, czy by nie iść za dziewczyną. Ale po chwili Gabi już
wracała, podskakując wesoło, z garstką kwiatków w dłoni. I wtedy właśnie Xena usłyszała ten dziwny głos:
-Ależ ona paple! Nie masz jeszcze tego dość?!
Głos był niski, chropawy, nieprzyjemny. Przyprawił ją o dreszcz. Wojowniczka rozejrzała się gwałtownie,
sięgając po miecz. Nie wydobyła go jednak. W pobliżu nikogo nie było. Nerwowo obtarła zimny pot z czoła.
“Mam zwidy, czy co?” -pomyślała. Gabriela, widząc zmienioną twarz Xeny, zatrzymała się. Spuściła głowę.
-Wiem. Nie powinnam się oddalać... Ale to przecież tylko kilka kroków... -bąknęła Gabi i wyciągnęła w
stronę wojowniczki dłoń z kwiatami.
Xena przybrała na twarz wymuszony uśmiech i przyjęła kwiaty. Rzekła uspokajająco:
-Nie, Gab. To nie to. Chyba jestem przemęczona...
Ruszyły dalej. Po chwili, Gabrieli powrócił dobry humor.
-Widzisz. Gdybyśmy zatrzymały się w tej gospodzie, odpoczęłabyś sobie. I zjadłybyśmy coś
porządnego...
-Gospody kosztują...
-Nie mamy już pieniędzy?
-Nie.
Gabriela westchnęła ciężko.
-Mogłaś przyjąć tę propozycję ochrony... -rzekła niepewnie.
Xena zatrzymała się.
-Nie. Nie będę więcej zarabiać na życie mieczem.
-Co było w tym złego, że bogaty człowiek chciał wynająć cię do ochrony?
-Nie przyjmuję takich zleceń -rzekła księżniczka dobitnie.
Jednak Gabriela nie ustępowała.
-Ale to przecież byłby dobry uczynek. Zapewniłabyś bezpieczeństwo uczciwemu człowiekowi. Dlaczego
się nie zgodziłaś?
-On nie potrzebował obrońcy, tylko obstawy. Niczego do tej pory nie zrozumiałaś? A gdyby doszło do
walki? I zabiłabym kogoś? Wyszłoby, że zabiłam go dla pieniędzy. Czy biedaków też stać na ochronę?
Pomagam tym, którzy naprawdę potrzebują pomocy, a nie tym, których stać na Xenę. Rozumiesz?
-Tak. Ale na razie to my jesteśmy biedakami. W poprzedniej gospodzie pół dnia zmywałam naczynia za
nasz posiłek. Jakoś ci to nie przeszkadzało. Jak myślisz? Czy ten karczmarz mógłby obejść się bez mojej
pomocy? Ja myślę, że tak.
Xenie nagle zakręciło się w głowie. Zachwiała się. Objęła dłońmi skronie. Przez sekundę wydawało jej
się, że słyszy szyderczy śmiech. Gabriela szybko podtrzymała ją pod ramię. Zapytała z troską:
-Co ci jest? Może powinnyśmy już zatrzymać się na noc? Wszystko przygotuję...
Księżniczka otrząsnęła się.
-Gabi, męczysz mnie... Nic mi nie jest. Nie chcę jeszcze się zatrzymywać. Chodźmy już.
Gabriela znowu spuściła głowę i posłusznie podreptała za Xeną. Milczała całe pięć minut. Jednak wraz z
przypływem dobrego humoru naszła ją kolejna fala gadatliwości.
-Nigdy o tym nie rozmawiałyśmy -zastrzegła na wszelki wypadek. -Jak to jest być prawdziwą
księżniczką?
-Zwariowałaś? Nigdy nie byłam prawdziwą księżniczką. Skąd mam niby wiedzieć?
-Ale miałaś władzę, bogactwa... Nie tęsknisz za tym?
-Za czym? Za zabijaniem? Wiesz przecież, skąd miałam to wszystko.
-No, nie... Za zabijaniem, nie... Ale miałaś piękne suknie, luksusową bieliznę, ludzi gotowych ci służyć na
każde skinienie. Nie brakuje ci tego?
Xena długo nie odpowiadała. W końcu rzekła:
-Tak. Czasami brakuje.
Gabi nagle zawołała:
-Patrz! Poziomki! Mogę nazbierać?! Chociaż trochę... proszę, proszę, proszę...
I, zanim Xena zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, pobiegła na poziomkowe łowy, zostawiając wojowniczkę
w stanie głębokiego zamyślenia.
Pytanie Gabrieli przywołało u niej głęboko skrywane wspomnienia. Nie tylko jedwabnych kiecek i
luksusów, ale przede wszystkim dawnego trybu życia. Pojedynków, pościgów, armii, na których czele stała,
wojen, oblężeń, pacyfikacji wiosek. A także szczęku oręża, dzikiego rżenia koni, rzężenia konających.
Niemal czuła wiatr we włosach, zapach dymów i krwi, a na twarzy blask ognia pożogi. Coś dziwnego działo
się z nią, odkąd wjechały do tego lasu. Dlaczego pojawiły się te wspomnienia? Dlaczego nagle zaczęła do
nich tęsknić? Tęskniła już nieraz i wcześniej. Dzikiego wilka niełatwo przerobić na psa łańcuchowego. Ale
nigdy tak intensywnie. Już niemal żałowała swojej decyzji o przejściu na stronę dobra. Dobra? Co ją
właściwie łączy z tymi żałosnymi ludzikami? Kiedyś skazywała takich, na śmierć, jednym gestem dłoni. Znała
wodzów, królów i cesarzy. Gabriela też zaczynała działać jej na nerwy. Mała, irytująca wieśniaczka, której
wydaje się, że jest poetką. Wiecznie niezdarna i paplająca bez przerwy. Przyprawiała już ją o ból głowy...
Otrząsnęła się nagle. Nie było to dawne życie wcale takie wspaniałe. Ciągłe zdrady i niepewność jutra. I
noce spędzane na spychaniu, gdzieś głęboko, wyrzutów sumienia. Przypomniała sobie, jak z nią postąpili jej
ludzie. Jak traktowali ją ci królowie i cesarze. Przypomniała sobie, że Herkules mógł ją zarżnąć, jak prosię, a
jednak tego nie zrobił. I że ta mała, irytująca wieśniaczka, dała jej swoją przyjaźń i miłość, niczego nie
oczekując w zamian. “Co się ze mną dzieje?” -pomyślała z rosnącym niepokojem. Coraz mniej była sobą. Z
każdą godziną stawała się coraz bardziej drażliwa, nerwowa i zamyślona. I coraz gorzej się czuła. A może to
prawda z tym demonem mieszającym ludziom w głowach? Może wziął ją na cel? Ale, dlaczego akurat ją?
Przecież Gabriela powinna być łatwiejszą ofiarą.
Czyżby? Gabriela siedzi tam teraz uśmiechnięta i zajada się poziomkami. Nie ścigają jej żadne demony.
Ani z przeszłości ani z lasu.
Znowu poczuła ten zawrót głowy. Zachwiała się. A potem usłyszała:
-Zaraza. Siedzi tam i obżera się. Tylko to potrafi robić. Żreć i paplać. Paplać i żreć. Daj jej w końcu w łeb.
Bo nigdy się nie zamknie. Niech pozna swoje miejsce. Kim jesteś? Wojowniczą Księżniczką, czy panienką
wyciągniętą z festynu?
Poczuła, jak zbiera jej się na wymioty. Rozejrzała się; ale oczywiście nikogo nie było w pobliżu. Ares?
Nie. Wyczułaby jego obecność. A teraz nie czuła nic; prócz bólu głowy, nudności i ogólnego rozdrażnienia.
-Gabi! -zawołała.
Dziewczyna podeszła szybko. Wyciągnęła ku niej dłonie pełne poziomek. Ale Xena nie miała ochoty na
leśne owoce. Poklepała Argo po karku.
-No, staruszko. Czas zapracować na swój obrok.
Wskoczyła na grzbiet klaczy i podała ramię Gabrieli.
-A co z tym? -spytała bardka wskazując wzrokiem na poziomki.
-Wyrzuć to. Musimy jechać. Już...
-Dobrze...
Gabi wepchnęła do buzi tyle poziomek, ile zdołała, po czym wgramoliła się na grzbiet Argo. Przy okazji
waląc Xenę kosturem w głowę.
-Widzisz, jaka niezdarna jest ta Macedonka? Przyłóż jej; niech ruszy to swoje grube dupsko... -powiedział
głos.
Xena nagle przebudziła się w środku nocy. Ognisko już dogasało. Gabriela tuliła głowę do jej piersi. Jak
zwykle przysunęła się do niej ze swego posłania. Księżniczka była pewna, że dziewczyna wciąż jeszcze
tęskni za domem. Zabrałaby ją tam, ale znowu usłyszałaby, że wyciągnęła im córkę na zatracenie.
Pogładziła jej jasne włosy. Dookoła nich rozciągała się biała ściana mgły. Opar był tak gęsty, że nie widać
było nawet najbliższych drzew. Wtem, do jej uszu, doszedł słaby głos, gdzieś z oddali:
-Xena...
Zimny dreszcz przeszedł jej po plecach. Szybko sięgnęła po miecz leżący u posłania.
-Xena... Córeczko...
Powoli odsunęła Gabi. Tak, żeby jej nie obudzić. Wstała z mieczem w dłoni. Przymknęła oczy,
nasłuchując.
-Xena... -usłyszała.
Ruszyła w tamtą stronę. Gdy wyszła poza zasięg światła ogniska, ogarnął ją chłód nocy. Weszła w mgłę.
Dygotała z zimna, ubrana tylko w krótką koszulkę. Czy to możliwe, aby noc była tak zimna o tej porze roku?
-Córeczko...
Szła w stronę głosu, jak zahipnotyzowana. Nie widziała prawie nic. Czuła, jak mokre liście paproci
ocierają jej nagie uda.
Mgła zaczęła się przerzedzać, aż w końcu zniknęła zupełnie. Po kilku minutach dotarła do niewielkiej
polanki oświetlonej srebrnym światłem księżyca...
-Xena. Moja córka...
Odruchowo przyjęła bojową postawę. Mężczyzna był wysoki. Wyższy nawet od niej. Nie był bardzo stary,
ale siwe włosy i zmęczona twarz, ozdobiona mizernym wąsikiem, przydawały mu lat. Miał na sobie
podniszczoną zbroję. Wyciągnął ku niej dłonie i rzekł:
-Spokojnie, córeczko. Jestem ostatnią osobą, na tym świecie, która mogłaby cię skrzywdzić.
Xena zamknęła i otworzyła oczy, jakby nie dowierzała temu, co widzi. W końcu rzekła:
-Kim ty jesteś, człowieku?
Mężczyzna uśmiechnął się smutno.
-Przecież wiesz...
Księżniczka znowu poczuła, jak ogarnia ją ta dziwna słabość i ból głowy. Jednak nie spuszczała wzroku z
nieznajomego.
-Nie pogrywaj sobie ze mną -warknęła. -Kim jesteś i co tu robisz?!
Mężczyzna zrobił krok w jej stronę. Xena ostrzegawczo uniosła miecz.
-Jesteś właśnie taka, jaką sobie zawsze ciebie wyobrażałem -rzekł. -Taka córka... Marzenie każdego
wojownika.
Miała istny mętlik w głowie. Nie mogła zebrać myśli do kupy. W pewnym momencie wydało jej się nawet,
że stoi, gdzieś, na jakimś gzymsie wysokiej budowli i za chwilę runie w dół. Zachwiała się. Mężczyzna ruszył
ku niej. Przetarła oczy dłonią.
-Stój. Stój, bo zginiesz -rzekła bez przekonania.
Nie zatrzymał się. Jej instynkt wojowniczki w końcu zadziałał. Doskoczyła i cięła go przez pierś. Jednak
ostrze przeszło przez typa, jak przez mgłę. Xena upadła na ziemię.
-Ha! Świetnie! Prawidłowa reakcja -usłyszała. -Nie dałaś mi podejść na gładkie słówka.
Próbowała się podnieść, stając na czworaka. Kołysała się, jak pijana. Poczuła na plecach jego dłoń.
-Nie rusz mnie, sukinsynu... -jęknęła.
Ale on nie posłuchał. Wziął ją pod ramiona i pomógł wstać.
-Nie bój się, Xeno... Nie zrobię ci nic złego... Moja córeczko...
Była bezsilna, jak szmaciana lalka.
-Mój ojciec nie żyje, draniu... Był takim samym bydlakiem, jak ty...
-Wiem, wiem, córeczko... Byłem głupi... Taki głupi...
Przygarnął ją do siebie.
-Nie dotykaj mnie... -powiedziała niemal z płaczem.
Objął ją i przycisnął mocno do siebie. Ale nie było w tym objęciu niczego lubieżnego. Ściskał ją, jak ojciec
ściska dawno nie widzianą córkę. Przytulał jej głowę do piersi i mierzwił dłonią włosy.
-Moja Xena... Moja krew... Krew z krwi... -powtarzał. -Jesteś moja. Tylko moja. Jesteś wszystkim tym,
czym ja chciałem być. Podbijałaś kraje; paliłaś miasta; ścierałaś w pył narody... I to wszystko moja córka...
Moja krew... Moja Xena...
-Nie jestem taka, jak ty... łajdaku... Biłeś moją matkę... draniu... -zanosiła się płaczem.
-Wiem... Biłem, gdy zasłużyła... Ty też powinnaś zdrowo dołożyć tej swojej blondynce...
-Ja... Ja... Ja nie jestem zła...
-Tak. Nie jesteś zła. Jesteś moją księżniczką. Wojowniczą Księżniczką. To ja byłem nic niewart. Ale
bogowie pobłogosławili mnie taką córką... Ech, Sauromath... Dotrzymałeś słowa... Warto było cierpieć te
wszystkie lata w twoim piekle, żeby móc ją teraz ściskać...
Xena odpływała. Leciała mu przez ręce.
-Muszę już odejść, córeczko. Dłuższy kontakt ze mną mógłby cię zabić. Ale będę tu przy następnej pełni.
Przyjdź. Błagam cię, przyjdź. To tylko dwie noce, które mogę spędzić w tym świecie... Jesteś moją córką...
Jesteś krwią z mojej krwi...
Gabriela ziewnęła i przeciągnęła się. Była zdziwiona, że Xena jej nie obudziła. Słońce stało już dosyć
wysoko. Wstała, ubrała się i zaczęła szukać Xeny. Znalazła ją nieopodal obozowiska. Księżniczka siedziała
pod jednym z drzew. Nogi miała podkurczone. Oplatała je ramionami. Wyglądała na zamyśloną. Gabi
zdziwiła się, że Xena wciąż ma na sobie koszulkę, w której się kładła. Uśmiechnęła się.
-Hej, księżniczko. Lunatykowałaś? Mój wuj Hieronimus czasami lunatykował. Raz śpiąc, doszedł aż do...
-Zamknij się -warknęła Xena.
Biedna Gabi. Nie usłyszała ostrzegawczego zgrzytu zębów i nie zwróciła uwagi na wściekle zmrużone
oczy księżniczki.
-Uśmiechnij się -zaszczebiotała wesoło. -Ładny dzień...
Cios Xeny był szybki, jak atak kobry. Pięść wylądowała nieomylnie na nasadzie nosa Gabrieli.
Dziewczyna nie zdążyła choćby przymknąć oczu. Padła jak rażona piorunem, nie wydawszy nawet jęku.
Xena wstała. Odeszła na bok i przeciągnęła się. Potem spojrzała na Gabrielę. Bardka leżała na plecach,
trzymając się obiema dłońmi za twarz. Po chwili wstała i wciąż trzymając dłonie na twarzy, ruszyła przed
siebie. Szła prosto w las, zataczając się, a jej plecami wstrząsały dreszcze.
-A ty dokąd? -spytała Xena.
Nie usłyszawszy odpowiedzi, ruszyła szybko za dziewczyną. Gabi spróbowała biec, ale nie dała rady.
Xena dogoniła ją w kilku susach. Złapała bardkę za ramię i szarpnęła, odwracając ją ku sobie.
-Słyszałaś? Dokąd się wybierasz?
Szmaragdowe oczy Gabrieli pełne były łez i strachu. I jakiegoś nieopisanego wręcz żalu.
-Ja... Ja... muszę iść... do domu... -odparła bardka szlochając.
Xena parsknęła krótkim śmiechem.
-To nie w tym kierunku.
Puściła Gabrielę. Ale gdy ta znowu ruszyła przed siebie, doskoczyła do niej. Złapała ją za włosy i
powlekła pod najbliższe drzewo. Uderzyła z całej siły jej głową o pień. Bardka krztusiła się pod wpływem
szoku. Xena przyglądała się jej ciekawie. Jak uczony badacz natury, jakiemuś rzadkiemu okazowi owada.
-Mówisz, że gdzie idziesz? -spytała.
-Pro... Proszę cię... Po... Pozwól mi... -łkała Gabi. -Ja... Ja... chcę... do domu...
Xena jeszcze raz uderzyła nią o pień. Potem pozwoliła jej osunąć się na ziemię. Gabriela leżała tak jakiś
czas. Po kilku minutach udało jej się usiąść. Dziecinnym zwyczajem wtuliła głowę między ramiona i zakryła
uszy dłońmi. Xena spytała szyderczo:
-Do domu? Do mamy? To już nie chcesz towarzyszyć Wojowniczej Księżniczce?
Gabi nie odpowiadała.
-Słyszysz, co mówię? -warknęła Xena.
-Ja... za... zaraz wrócę... Naprawdę...
Księżniczka kopnęła ją w brzuch. Bardka zwinęła się w kłębek.
-Xeno!... Przestań!... Zabijesz mnie!... -zawołała na resztce oddechu.
-Tak. Zabiję -rzekła Xena poważnie.
Złapała ją za ramiona i poderwała na równe nogi. Ale tym razem Gabi zbuntowała się. Z rozpędu walnęła
głową, Xenę w twarz, a gdy zamroczona wojowniczka upadła na kolana, uderzyła ją otwartymi dłońmi w
uszy. Xena osunęła się bezwładnie na ziemię.
Gdy nieco doszła do siebie, poczuła solidnego kopniaka w potylicę. Bardka zamierzyła się ponownie.
Xena szybkim ruchem odwróciła się. Przechwyciła nogę dziewczyny i obaliła ją na ziemię. Wskoczyła jej na
plecy. Złapała za włosy, brutalnie odciągnęła głowę na bok, przycisnęła do ziemi i uderzyła ją dwa razy
łokciem, z całej siły, w skroń. Ciałem Gabi poczęły wstrząsać drgawki, jak przy ataku padaczki. A potem
nagle znieruchomiała.
Czerwona mgła szału powoli opadała sprzed oczu Xeny. Klęczała nad zmasakrowanym ciałem ukochanej
przyjaciółki. Jedynej osoby, w beznadziejnym życiu księżniczki, która oddała jej bezinteresownie swe serce.
Miała ochotę wyć i rwać sobie włosy z głowy. Kiedy zaczęła już rozglądać się za odpowiednią gałęzią, na
której mogłaby się powiesić, mięśnie twarzy Gabrieli zadrgały. Bardka powoli dochodziła do siebie. Gdy
zobaczyła Xenę nad sobą, w jej łagodnych, szmaragdowych oczach znów pojawił się dziecięcy strach.
Szepnęła:
-Proszę cię, Xeno... Nie bij mnie już... Już mi wystarczy... Już dostałam nauczkę... Więcej ci się nie
sprzeciwię... I nie odezwę się bez pozwolenia... I nie będę tyle jeść... Przepraszam cię.
Xena znowu miała ochotę wyć, jak pies.
-Ruszamy do Potadei. Odwiozę cię do domu. Nie zasługuję na ciebie. Nie zasługuję na nic, prócz
stryczka. Jak mój ojciec...
Wstała z kolan.
-Idę przygotować Argo.
Jednak nie odeszła nawet kilku kroków, gdy usłyszała słaby głos Gabrieli:
-Xeno... Ja nie mogę wstać...
Księżniczka poczuła, jak zimny pot oblewa jej ciało. Dobrze znała te objawy. Zna je każdy, kto życie
spędził na wojnach. Zawróciła i ponownie przyklęknęła przy Gabrieli.
-Nie możesz się podnieść?
-Nie...
-Nie próbuj na siłę. A ręce? Możesz nimi poruszać?
W odpowiedzi, Gabi uniosła nieco ramiona.
-Nogi?
-Niestety...
Xena ujęła bardkę za łydkę. Uszczypnęła ją lekko.
-Poczułaś?
Patrzyły sobie głęboko w oczy. Gabi zaprzeczyła powolnym ruchem głowy. Nadrabiała miną, ale już
zaczynała rozumieć, co się stało. I co to może oznaczać. Znowu w jej oczach pojawiły się łzy. Xena wzięła ją
za rękę. Odwróciła głowę, aby ukryć własne łzy.
-To nie musi być koniecznie kręgosłup... -rzekła łamiącym się głosem. -To może przejść ci w każdej
chwili...
-Odwieziesz mnie do domu? -spytała Gabi. -Będę potrzebowała stałej opieki, prawda?
Xena nie mogła nic powiedzieć przez zaciśnięte gardło, więc tylko skinęła głową.
-Do końca życia, prawda?
Xena już nawet nie była w stanie skinąć głową.
-No cóż. Nie tak sobie wyobrażałam powrót do domu... Ojciec...
Jej również głos uwiązł w krtani.
Nagle Xena wstała.
-Nie. To się tak nie może skończyć -rzekła zdecydowanie. -Do Amphipolis jest stąd dwa dni drogi.
Przygotuję ci tobogan i zabiorę do domu mojej matki. Przywrócę ci sprawność, choćbym miała wydrzeć
bogom z gęby ambrozję! Będę się tobą zajmować. Nieważne, ile lat to potrwa. Rzucę to wszystko w cholerę.
Jeżeli będzie nam trzeba pieniędzy, zostanę nawet praczką...
Twarz Gabrieli rozjaśnił uśmiech.
-Praczką?...
Jak zwykle, mieszkańcy Amphipolis powitali ją ponurymi minami. Wszędzie było tak samo. Nienawistne
spojrzenia mężczyzn, przerażone kobiet i dzieci, czasem lubieżne jakiegoś pijaczka. Dlatego unikała osad.
Wiedziała, że nigdy nie znajdzie z tymi ludźmi wspólnego języka. Nigdy nie zdobędzie ich sympatii. Zresztą
nie dbała o to. Gdzieś w głębi duszy, wciąż czuła się lepsza od nich. Patrzyła wyzywająco w ich zmęczone
twarze, a oni po kolei spuszczali wzrok. Wprawdzie rozeszły się już wieści, że Xena porzuciła bandę i
pomaga ludziom, ale wciąż wzbudzała w nich lęk i nienawiść. Była pewna, że tylko strach powstrzymuje ich
od plucia i rzucania za nią kamieniami.
Zatrzymała się przed tawerną. Zsiadła z Argo i podeszła do ciągniętego za klaczą toboganu. Gabriela
była do niego sztywno przywiązana rzemieniami. Była nieprzytomna. Xena przyłożyła jej dłoń do czoła.
Dziewczyna gorączkowała.
Z tawerny wyszła Cyrene. Początkową radość z przyjazdu córki, szybko zastąpił smutek. Uścisnęła Xenę
i podeszła do Gabrieli. Złapała się za głowę.
-Jakim trzeba być bydlakiem, aby tak urządzić to biedne dziecko?!...
Xena odwróciła wzrok.
-Mamo...
-Tak, tak, oczywiście... Trzeba ją przenieść do środka. Dam wam tę jasną izbę na piętrze, w której
nocowałaś ostatnim razem...
-Mamo... Ona chyba ma uszkodzony kręgosłup... Trzeba ją tam wnieść razem z tym...
-Bogowie... Zaraz kogoś zawołam...
Xena zeszła do kuchni. Cyrene siedziała przy stole, z głową podpartą rękami.
-Co z nią? -spytała, nie patrząc na córkę.
-Śpi.
-Nie o tym mówię...
Księżniczka zawahała się.
-Sama nie wiem... Może mieć uszkodzony kręgosłup. Pewnie też wstrząs mózgu... Kto wie, co jeszcze?...
Będę potrzebowała różnych medykamentów...
Cyrene westchnęła ciężko.
-Wszystko znajdziesz tutaj. W tawernie wciąż ktoś się bije...
-A także jakichś opatrunków i gorącej wody...
Kobieta skinęła głową. Milczały dłuższy czas.
-To ty ją tak urządziłaś, prawda? -spytała wreszcie Cyrene.
Xena spuściła wzrok.
-Ja... nie chciałam.
Cyrene wstała gwałtownie i wymierzyła córce siarczysty policzek. Zaczęła chodzić szybko po izbie,
wykonując przy tym jakieś nieskoordynowane gesty. Potem zrezygnowana usiadła.
-Wiesz, co ja myślę?! Że zbyt łatwo się z tego wszystkiego wywinęłaś... Tak... Być może, mają rację, ci,
którzy twierdzą, że powinno się Xenę zlinczować... Powiesić, jak sukę, na suchej gałęzi...
-Mamo...
-ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Wiesz, co to oznacza?!... Nie?!... Oczywiście, że nie... Byłaś odpowiedzialna za
tę dziewczynę!... I co zrobiłaś?!... Gdybym nie była pewna, że cię tam powieszą, sama bym cię zaciągnęła
do sądu za łeb! Ale nie mogę... No, nie mogę!... Paradoks, prawda?! Popełniłaś tyle zbrodni, że nawet nie
można cię ukarać. Królowie ci odpuścili, ale w zwykłym sądzie powieszono by cię bez mrugnięcia okiem. A
przecież nie mogę domagać się śmierci własnej córki. Nie mogę domagać się sprawiedliwości. Nie mogę
nauczyć cię odpowiedzialności za czyny. Cholerny paradoks!
-Mamo... W tym lesie... Tam coś było... Coś mnie opętało... Widziałam...
Cyrene gwałtownie uniosła dłoń, przerywając córce.
-Pewnie, że opętało! Demon nieodpowiedzialności! Demon gówniarstwa i głupoty! Tak... Ty nawet nie
jesteś zła... Ty jesteś jedynie potwornie, bezdennie, głupia! Jak ten bydlak, twój ojciec!... Tłukł mnie, niemal,
co noc. A później też miał zawsze jakieś wytłumaczenie. Powinniście podać sobie dłonie. O, tak... Byłby
dumny ze swojej córeczki... Księżniczka Xena!... Poszlibyście się nachlać, rozbić parę głów, a potem on
stłukłby mnie, a ty Gabrielę. A raz na jakiś czas pojechalibyście sobie na jakąś wojnę. Dla zabicia nudy i
monotonii. To jest dopiero życie! Takie beztroskie! Takie mocne! A głupcy niech sieją, orzą, i martwią się o
dzieci...
-Mamo, dasz mi w końcu wytłumaczyć?...
-Nie! Nie ma dla ciebie wytłumaczenia! Nie w przypadku Gabrieli. Ta dziewczyna to wcielenie
wszystkiego co dobre i niewinne na tym świecie. A ty to zbrukałaś. Wlazłaś z butami. Miałaś w ręku białego
gołębia i ukręciłaś mu łeb. Wszystko w temacie.
-Masz rację. Nie ma.
Znowu milczały jakiś czas. Cyrene uspokoiła się nieco.
-I co teraz zamierzasz? -spytała w końcu.
-To zależy od ciebie...
-Pytasz, czy możecie tu zostać? Tak. A co mam zrobić? Wygnać was do lasu? Wolę już cię mieć na oku,
zanim narobisz jeszcze większych głupot. Bo przecież nie zamierzasz zabrać jej do Potadei? Mam rację?
Twoje poczucie odpowiedzialności nie pozwoli ci stanąć przed jej rodzicami i powiedzieć, co zrobiłaś ich
córce... Ech, Xeno. Masz prawie trzydziestkę. Chcesz do końca życia zachowywać się, jak mała
dziewczynka, która chowa zepsutą lalkę, żeby ciocia się nie gniewała? Przecież oni w końcu dowiedzą się,
co spotkało ich dziecko. Przyjadą tu. Co wtedy zrobisz? Schowasz się pod łóżko, czy pozabijasz ich?
-Po co miałabym tam jechać? -rzekła ponuro Xena. -Co by to dało? Wiesz, co o mnie sądzą. Nieważne,
czy słusznie. Po prostu, wezmą mnie na widły i tyle. A ja, dam się zabić, albo sama ich pozabijam. Czy
Gabrieli to pomoże? Przecież oni nie potrafią się nią zająć. Ona teraz wymaga specjalnej opieki.
Specjalnego traktowania. Zapewnią jej to? W najlepszym wypadku zrobią z niej warzywo.
-A ty jej to zapewnisz?
-Tak. Ja potrafię zająć się taką osobą.
-Racja. Znasz się na robieniu bliźnim krzywdy... Ale nie o to pytałam. Chodzi mi o to, czy będziesz ją
karmić, ubierać, myć, wysadzać za potrzebą i trzymać za rękę, gdy będzie bała się usnąć? Bo taka opieka
oznacza wszystkie te rzeczy.
-Choćby do końca życia.
-Potrafisz jej pomóc?
-Potrafię sprawić, żeby nie było gorzej. Ale czy potrafię pomóc? Naprawdę nie wiem. Nie wiem jeszcze,
co jej jest. Może to wcale nie kręgosłup. Może mieć coś z głową... Z mózgiem... Jakieś uszkodzenie...
Obrzęk... Ucisk... A może to tylko szok? Widziałam już takie przypadki.
-A, jeżeli to jednak kręgosłup?
-Znam ludzi, którzy wychodzili z takich urazów. Poruszę niebo i ziemię, żeby jej pomóc. Wiesz, że potrafię
to zrobić...
-A nie przyszło ci do głowy, że właśnie twoje zadawanie się z bogami i ciemnymi siłami, zemściło się teraz
na niej?
-Wiem, mamo. To moja wina. Ale od teraz koniec z tym. Liczy się tylko Gabriela. Zrobię dla niej wszystko.
-Ale czy ona jeszcze będzie chciała twojej opieki, po tym wszystkim? Czy będzie chciała cię jeszcze
widzieć? Mieszkać pod jednym dachem ze swoim oprawcą? Może zechce wrócić do rodziny? Być wśród
bliskich, w chwili nieszczęścia? Co zrobisz? Wykorzystasz jej słabość i odmówisz jej tego?
Xena westchnęła ciężko.
-Tego się boję najbardziej. Nie liczę na to, że mi kiedykolwiek wybaczy. Ale mam nadzieję, że chociaż
pozwoli sobie pomóc.
Cyrene pokiwała głową.
-Teraz mówisz z sensem. Ale nie raz już tak mówiłaś. I w końcu zawsze robiłaś jakąś głupotę... No dobra.
Pomogę wam, jak tylko będę mogła. Zrobię to dla Gabrieli... Ale uprzedzam, że mam już dość twoich
szaleństw. Z tym musi być koniec. Więcej żadnych bezdroży, demonów i bandytów. Odpowiedzialność.
Mówię poważnie. Jeżeli zrobisz coś głupiego; coś przeciw mnie lub Gabrieli; coś co sprawi, że znowu będę
musiała chodzić opłotkami i słuchać za sobą, że idzie matka tej suki; wtedy lepiej wyjedź i nie wracaj. Bo
poderżnę ci gardło na śnie...
-Mamo...
-Mówię poważnie. Dałam ci życie i mogę ci je odebrać. Jeżeli uznam, że nie zasługujesz na to, aby żyć.
Na razie się waham, więc nie przeciągaj struny... Tak... Zbyt wielu różnych drani chciałoby cię zabić, żebym
kazała ci wyrzekać się prawa do obrony; ale nie będziesz tutaj paradować z mieczem. I w tej cholernej zbroi.
Poszukaj sobie czegoś dyskretniejszego. Nie prowokuj ludzi, bo przyjdą po ciebie z widłami i pochodniami. A
najlepiej, nie kręć się niepotrzebnie po osadzie.
-Mamo, będę potrzebowała pieniędzy na leczenie Gabrieli. Muszę znaleźć jakąś pracę. Jak mam to
zrobić, nie wychodząc z domu?
-Możesz pracować u mnie. Tu zawsze jest dość roboty. A o żadne wydatki się nie martw. Co moje, to i
twoje. Zresztą... tutaj i tak nikt, by ci nie dał normalnej pracy.
Gdzieś na granicy światów; w miejscu przeklętym; gdzie panuje wieczny chłód, choć wokół szaleją
płomienie; stały naprzeciw siebie dwie postaci. Jedna z nich była człowiekiem. Wysokim, zwalistym
mężczyzną, o siwych włosach i zniszczonej twarzy, przyozdobionej skromnym wąsikiem. Istota, z którą
rozmawiał wojownik, z całą pewnością nie była człowiekiem, mimo człekokształtnej postury. Stwór był wysoki
i potężny. Jego ciało mieniło się wszystkimi kolorami tęczy, a odrażająca twarz, na zmianę, nabierała
bardziej ludzkiej, lub bardziej demonicznej aparycji. Wielkie, błoniaste skrzydła bestii, poruszały się
bezszelestnie. Istota kucała przyczajona, bacznie obserwując człowieka. Człowieka?
Demon nie był zadowolony. Zasyczał wężowym głosem:
-Głupcze! Obiecałeś mi duszę dziewicy! I gdzie ona jest?! Odjechała! Wraz z ciałem tej blondynki. A my
zostaliśmy z niczym. Mówiłeś, że twoja córka potrafi to zrobić... Że jest zimna, jak stal...
Mężczyzna nie okazywał lęku. Wzruszył ramionami.
-Xena potrafi zabić każdego -rzekł. -To ty się nie popisałeś.
Stwór zamachał wściekle skrzydłami.
-Zrobiłem to, co zwykle! To ona jest miękka, jak zakochana tancerka! Nie tak miało być, Atrius!
-Uważaj, co mówisz o Xenie, pokrako! Żebym ci nie musiał wtłaczać tych słów z powrotem do gęby!
-warknął wojownik.
Demon obrzucił go nienawistnym spojrzeniem, ale syknął już spokojniej:
-Mam ci przypominać, Atrius, że jedziemy na jednym wózku?! Muszę mieć tę duszę! To już ostatnia. A
czasu coraz mniej... Muszę ją mieć, rozumiesz?! Inaczej nigdy nie powrócimy do świata żywych!
-Spokojnie. Będzie jeszcze okazja...
-Mam nadzieję. Inaczej zabiorę duszę twojej córki -syknął stwór. -Będzie tutaj przy najbliższej pełni,
prawda?
Wojownik parsknął śmiechem.
-A na co ci dusza Xeny?! Nie sądzisz, chyba, że wciąż jest dziewicą?!
Ale demon spojrzał przebiegle.
-Dusza to dusza. Każda jest tak samo dobra. My, demony, nie jesteśmy wybredne. A takie hokus–pokus,
trzymamy dla durni – takich, jak ty.
Atrius już się nie śmiał. W jego lewej dłoni spoczywała miniaturowa, kryształowa czaszka. Uniósł i
zacisnął prawą pięść, okutą w bojową rękawicę.
-Tylko spróbuj... -wycedził zgrzytając zębami.
Jednak cios nie padał. Demon nie sprawiał wrażenia przestraszonego.
-No, śmiało. Stłucz ją... -kpił. -Gdy to zrobisz, obaj obrócimy się w nicość. Nie trafisz już do innego
miejsca, z którego dalej będziesz kombinował zwiać. Po prostu przestaniesz istnieć. Definitywnie. Mówiłem
ci, że jedziemy na tym samym wózku...
Wojownik milczał. Sauromath mówił dalej:
-Nie bądź głupi, Atrius. Po co jej dusza, skoro będziecie żyć wiecznie, u mego boku? Ty, swojej pozbyłeś
się bez żalu. Bogowie dali je słabeuszom, aby móc dręczyć ich w Tartarze. My będziemy rządzić tym
światem. Ja, ty i twoja mała księżniczka...
-Trzymaj od niej łapy z daleka! Moja córka ma prawo wybrać sama -przerwał mu gwałtownie Atrius. -Nie
może jej spaść włos z głowy; albo, przysięgam, rozwalę tę cholerną czaszkę o twój łeb! Zrozumiałeś?!
Demon patrzył na niego badawczo.
-Zgoda. Masz moje słowo. Ale czy jesteś pewien, że wybierze właściwie?
Xena przemywała opuchniętą twarz Gabrieli naparem z rumianku. Dziewczyna już spokojnie poddawała
się zabiegowi; ale przez pierwszych kilka dni drętwiała za każdym razem, gdy księżniczka usiłowała ją
dotknąć. Czasami traciła przytomność i dostawała nagłych drgawek. Gdy była przytomna, wciąż miała
zawroty głowy i wymiotowała. Nie mogło być mowy, aby dała radę cokolwiek zjeść. Xena wiedziała, że to
objawy wstrząsu mózgu. Potem poprawiło się. Gorączkę zbiła jej wyciągiem z kory, a powierzchowne rany
goiły się szybko. Wiedziała też, że i wstrząs mózgu z czasem przejdzie. Ale w najważniejszej sprawie nie
było żadnej poprawy. Gabi wciąż nie mogła się poruszać. Zupełnie nie miała czucia poniżej obręczy
barkowej. Xena trzy razy dziennie robiła jej masaż całego ciała, aby nie dopuścić do odleżyn.
Padała już na twarz. Oprócz opieki nad Gabrielą, pomagała też matce w prowadzeniu tawerny. A Cyrene
nie dawała jej taryfy ulgowej. Pobudka o świcie i harówka do późnego wieczora; z przerwami na wizyty u
Gabrieli. Noce także nie przynosiły odpoczynku. Spędzała je w półśnie, nasłuchując oddechu dziewczyny.
Znosiła to wszystko z niezwykłą dla siebie pokorą. Wiedziała, że Cyrene ją obserwuje. Wiedziała również, że
Gabi może teraz liczyć już tylko na nią. Może też chciała, w ten sposób, zadać sobie rodzaj pokuty, za swój
czyn? Tylko czasem, gdy patrzyła w oczy bardki, miała ochotę się rozpłakać. Tak po prostu. Po babsku.
Początkową rozpacz i strach, w oczach Gabrieli, z czasem zastąpiła niema nadzieja, a w końcu
rozczarowanie i apatia. Ileż by Xena teraz dała, żeby znowu móc zobaczyć w tych bystrych, szmaragdowych
ślepkach, dawną ufność i radość życia. Jakże chciała dać jej nadzieję; powiedzieć coś, co podniosłoby ją na
duchu. Ale nie mogła.
Nie. Gabriela nie okazywała jej urazy. Nie dawała odczuć niechęci. Czasem, gdy czuła się lepiej,
próbowała nawet się uśmiechać. A jeszcze później, zaczęła przytulać się do jej dłoni, gdy Xena gładziła ją po
włosach i buzi. Księżniczka nie mogła wtedy powstrzymać myśli, że tą samą dłonią zadawała rany
przyjaciółce. Gabi, wskutek szoku, czy jakiejś blokady psychicznej, nie odzywała się przez wiele dni.
Pojękiwała jedynie i szlochała, gdy bolało; albo, gdy śniła koszmary. Ale któregoś wieczora odezwała się
słabym głosem, patrząc na Xenę:
-Okropnie wyglądasz... jak... na księżniczkę. Powinnaś... odpocząć...
Po tych słowach, Xena, wybiegła na podwórze za tawerną. Wzywała Aresa. Zgodziłaby się teraz na
wszystko, co jej proponował, gdyby tylko uzdrowił Gabrielę. Ale Ares nie przychodził. Znienawidziła go za to
jeszcze bardziej. Gdy wróciła do tawerny, Cyrene patrzyła na nią znacząco. Nie było już gości i kobieta
odpoczywała przy jednym ze stołów. Xena przysiadła się. Milczały jakiś czas.
-Mamo, czy ja jestem przeklęta?
-O czym ty mówisz?
-Jestem taka, jak on, prawda?
-Kto?
-Mój... ojciec. Jestem zła.
Cyrene westchnęła. Wyciągnęła dłoń, aby pogłaskać córkę po twarzy. Xena odruchowo cofnęła się.
Jednak po chwili pozwoliła matce na pieszczotę.
-Nie jesteś zła. Jesteś tylko... zagubiona. To wszystko nasza wina...
Znowu chwilę pomilczały.
-Więc jest jeszcze dla mnie nadzieja?
-Jest, Xeno. Twoja nadzieja leży tam, na górze, i chlipie cichutko. Idź do niej... A potem idź spać. Jesteś
przemęczona.
Xena była nie tylko przemęczona, ale i rozdrażniona. Boleśnie przekonał się o tym, na własnej skórze,
pewien uczony lekarz z Aten. Człowiek ten, bawiąc w tawernie Cyrene, głośno przechwalał się przy dzbanie
wina, swymi, ponoć niezwykłymi, umiejętnościami leczenia wszelkich dolegliwości. Zatem Xena
zaproponowała mu zbadanie Gabrieli. A ponieważ nieszczęsny Ateńczyk potrafił doradzić jedynie puszczanie
krwi, w dodatku obchodząc się z pacjentką dość bezceremonialnie, księżniczka postanowiła zaaplikować mu
jego własną terapię. Za pomocą sporego kordelasa. Na szczęście Cyrene była w pobliżu, więc skończyło się
na wyrzuceniu za drzwi, z odciskiem buta na tyłku.
Xena rzadko używała trunków. Jakoś nigdy nie czuła do tego pociągu. Nie, żeby uważała to za
szczególnie naganne; ale nie lubiła tego stanu obniżonej sprawności, który wiązał się z działaniem alkoholu.
Teraz, jednak, uznała, że musi się napić, aby nie zwariować od napięcia i stresu. Oczywiście, skorzystanie z
zasobów tawerny Cyrene, nie wchodziło w grę, ze zrozumiałych względów. Na szczęście, matczyna oberża
nie była jedyną w Amphipolis. Księżniczka założyła jedną ze swoich lepszych kiecek, wzięła parę dinarów i
pod pretekstem załatwienia czegoś w osadzie, wymknęła się z tawerny, zanim Cyrene zdążyła
zaprotestować. Nie planowała dłuższej nieobecności, więc nawet nie mówiła Gabi, że wychodzi.
Gospoda „Dionisium” wyglądała zachęcająco. Była niemal pusta, a Xena nie szukała towarzystwa.
Stanęła przy szynkwasie i zamówiła sobie dzbanek dobrego wina. Rozejrzała się po sali. Jedynymi gośćmi
oberży, były dwie Amazonki siedzące w kącie sali. Wyglądały niezwykle malowniczo w tym miejscu. Piękne,
dzikie, półnagie. Dziewczyny ostro piły. „Co one tutaj robią? Może przyjechały sprzedać jakieś skóry
zwierząt?” -pomyślała Xena. Nie zastanawiała się, jednak, nad tym zbyt długo. Zagłębiła się myślami we
własnych, niewesołych sprawach.
-Zamówić ci coś, ślicznotko? -głupi, bezceremonialny tekst, wyrwał ją z zamyślenia.
Ku swemu zdumieniu, spostrzegła, że mówi do niej jedna z Amazonek. Dziewczyna podeszła z lewej
strony i oparła się o szynkwas, mierząc ją ciekawym spojrzeniem. Była młoda. Młodsza od Gabrieli. Miała
płomiennorude, rozpuszczone włosy i łagodne rysy twarzy.
-Nie trzeba -odrzekła Xena i odwróciła się w przeciwną stronę.
Stała tam druga Amazonka. Nieco niższa i starsza od pierwszej. Ta miała jasne włosy, związane w gruby,
sztywny warkocz. Była muskularna. Xena zauważyła kilka sporych blizn na jej ciele. Wyczuła kłopoty.
Dziewczyna miała nieprzyjazne spojrzenie i była nieźle wstawiona.
-Może ona nie pije z takimi, jak my? -rzekła szorstko. -Może mała Greczynka ma się za lepszą od nas?
Oczywiście, oberżysta zniknął gdzieś na zapleczu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Xena
poczuła narastającą złość. „Co się porobiło z tym światem? Nigdzie nie można się spokojnie napić, żeby
zaraz ktoś się nie dowalał.”
-Dajcie mi spokój, dziewczyny -rzekła księżniczka jeszcze spokojnie. -Nie mam dzisiaj ochoty na żadne
awantury.
-Co ona powiedziała? -spytała blondyna.
-Chyba, że nie ma ochoty -odparła ruda i pogładziła wierzchem dłoni, nagie ramię Xeny. -Ej, stokrotko.
Nie masz ochoty na towarzystwo wojowniczek? Może być przyjemnie...
Blondyna nawet nie próbowała niczego udawać. Mierzyła Xenę lubieżnym spojrzeniem. Wydęła wargi i
oblizała się powoli.
-To ci się opłaci. Ile bierzesz?
Xenę powoli ogarniała wściekłość. Pomyślała o Gabrieli, cierpiącej tam w samotności. „Po cholerę
wyłaziłam z domu? Trzeba było w nocy przyssać się do którejś z amfor mamuśki.” Zmrużyła oczy.
-Jesteście nieuprzejme i wkurzające. Bierzecie mnie za dziwkę? Spływajcie stąd, póki jeszcze możecie to
zrobić na własnych nogach.
Poczuła usta rudej przy swoim uchu, a jej dłoń na swoim tyłku. Amazonka szepnęła:
-Groźnie to zabrzmiało, malutka. Chcesz się droczyć z wojowniczkami?
-Skoro nie chcesz naszych pieniędzy, obsłużysz nas za darmo, suko... -warknęła blondyna i włożyła
Xenie dłoń między uda.
Teraz już wszystko potoczyło się błyskawicznie. Księżniczka walnęła tyłem głowy, w twarz stojącej za nią
Amazonki. Cios powalił ją na podłogę. Zanim ta jasnowłosa zdążyła zabrać rękę spomiędzy ud Xeny,
oberwała otwartymi dłońmi w uszy. W następnej chwili, potężne kopnięcie z półobrotu w szczękę, przewaliło
ją przez szynkwas. Xena zwróciła się ku rudej. Ta siedziała na podłodze trzymając się dłonią za rozbity nos.
Krew obficie ciekła jej spomiędzy palców. Amazonka odruchowo sięgnęła drugą dłonią po miecz, ale widząc
minę Xeny, cofnęła rękę. Księżniczka złapała ją za ramiona, poderwała z podłogi i rzuciła na najbliższy stół.
Przytrzymała ją lewą ręką za gardło, a prawą wzniosła do ciosu.
-Proszę... mam już dość... -jęknęła dziewczyna.
Pięść Xeny zatrzymała się w powietrzu.
-Nie chciałyśmy... zrobić... ci nic złego...
Xena wahała się chwilę. Potem nagle puściła Amazonkę. Poklepała ją po policzku. Uśmiechnęła się
mimo woli.
-Wy, mi?... I tak trzymać! Nie warto za to ginąć. Możesz mi wierzyć. Leż i nie ruszaj się...
Dziewczyna skinęła głową i znieruchomiała. Xena podeszła do szynkwasu i dopiła swoje wino. Pusty
dzbanek rozbiła na głowie usiłującej wstać blondynki. Amazonka upadła z powrotem na podłogę.
-A ty mnie wkurzyłaś... -syknęła księżniczka.
Miała już wyjść z oberży, ale spytała jeszcze rudej:
-A tak z ciekawości... Ile chciałyście mi zapłacić?
-I wtedy, na spienionym, ognistym rumaku, nadjechał młody, piękny książę. Książę wyłamał drzwi do
wieży i...
-Jesteś pewna, że to był książę, a nie piękna, młoda księżniczka? -uśmiechnęła się Xena.
Twarz Gabrieli również rozjaśnił uśmiech. I chyba też lekki rumieniec. Rzekła słabym głosem:
-Oj, nie przerywaj mi, Xeno. Ja chyba wiem lepiej, jak było... Księżniczka była zamknięta we wieży.
Leżała na łożu, uśpiona zaklęciem złej czarownicy...
Zapadła chwila kłopotliwego milczenia. Xena pogładziła Gabrielę po włosach.
-Nie powinnaś jeszcze tyle mówić, Gabi. To cię męczy.
-To baśń z Germanii... Niestety, tylko baśń... Xeno, czy wszystko, co w życiu dobre, zdarza się jedynie w
bajkach?
Xena odwróciła głowę.
-Nie wszystko -rzekła cicho.
-Znam tylko bajki... A w życiu... zawsze...
Gabi zamilkła. Po chwili spytała nieśmiało:
-Xeno... Mówiłaś... że będę mogła... wrócić do domu. Naprawdę?
Xena westchnęła w duchu. Wiedziała, że prędzej czy później, musi dojść do tej rozmowy; ale teraz
chciałaby ją odwlec, choćby na jakiś czas.
-Chciałabyś?
-Chciałabym zobaczyć mamę i siostrę... Potem zaraz wrócę... Przyrzekam...
Księżniczka położyła jej palce na ustach.
-Ciii... Nic nie mów, moje światełko. Oczywiście, że zawiozę cię do domu. I wrócisz kiedy zechcesz...
Jeżeli w ogóle zechcesz... Ale jesteś jeszcze taka słaba... Nie wytrzymałabyś trudów podróży. Pojedziemy,
gdy tylko nabierzesz sił, dobrze?
Gabriela potrząsnęła grzywką.
-Dobrze.
Rozległo się ciche stukanie do drzwi, a po chwili do środka zajrzała Cyrene. Rzekła:
-Xeno, ktoś chce z tobą rozmawiać.
Poważna twarz matki, w pierwszej chwili, zmroziła księżniczkę. Od razu pomyślała, że przyjechali rodzice
Gabrieli. Patrzyła w oczy Cyrene, próbując coś z nich wyczytać, ale bez skutku. Niechętnie wstała od łoża
Gabrieli i ruszyła ku wyjściu. W drzwiach zatrzymała się jeszcze i spytała Gabi:
-Jak zakończyła się ta historia?
-Która?
-Ta z księciem i rumakiem...
Gabriela uśmiechnęła się smutno.
-Książę całuje księżniczkę i zły czar pryska. Ona się budzi; po czym żyją długo i szczęśliwie... Jak to w
bajce...
Gdy wyszły na korytarz, Xena zapytała:
-Kto chce ze mną rozmawiać?
-Jakieś trzy młode kobiety.
-Jakie kobiety?
-To chyba Amazonki... Xeno, mówiłam ci...
-Oj, mamo... Nikogo tu nie ściągałam. Nie wiem, czego one chcą...
Właściwie, to Xena domyślała się, o co może chodzić. Jednak zbytnio się tym nie przejmowała. Co
najwyżej, wywali je z tawerny. Matka raczej nie powinna protestować. Nie lubiła żadnych wojowników, a
kobiet-wojowników w szczególności. Xenie i tak kamień spadł z serca, że to nikt z rodziny Gabrieli. Jednak
dobre samopoczucie księżniczki wkrótce ulotniło się bez śladu. Wprawdzie od razu rozpoznała dwie młode
Amazonki spotkane wczoraj w gospodzie „Dionisium”; a i one poderwały się z miejsc, na widok Xeny
wchodzącej do głównej sali tawerny; ale natychmiast zaczęły coś szeptać do uszu trzeciej. A tą trzecią
kobietą była... Ephiny.
Xena zaklęła pod nosem. „Co ona tu robi, do cholery?” -pomyślała. Było to pytanie czysto retoryczne,
albowiem Xena nie miała najmniejszych wątpliwości co do powodów wizyty słynnej Amazonki. Wyjaśniło się
też, przy okazji, co robiły w Amphipolis te dwie smarkule. Xena czuła, jak wzbiera w niej złość. „Że też oni
nie odczepią się wszyscy i nie pozwolą mi w spokoju zająć się Gabrielą. Włażą z buciorami w czyjeś życie.”
Uśmiechnęła się, jednak, podchodząc do Amazonek. Przyszło jej to łatwo, gdy popatrzyła na opuchnięte
twarze młodych wojowniczek. Te mierzyły ją wściekłym spojrzeniem, ale milczały.
-Witaj -rzekła Xena do Ephiny.
-Witaj, Xeno -odparła chłodno Amazonka.
Nie było w tym jeszcze nic dziwnego. Ephiny rzadko okazywała emocje. Amazońskim zwyczajem podały
sobie ramiona i usiadły przy stole. Xena wciąż się uśmiechała, ale raczej ironicznie.
-Cóż was sprowadza w nasze skromne progi? -spytała. -Szukacie noclegu, czy chcecie się znowu napić?
Mówiąc to ostatnie, spojrzała znacząco na niedoszłe podrywaczki. Ruda spuściła wzrok. Ephiny
wzruszyła ramionami.
-Podobno Gabriela tu jest...
-Naprawdę? Popatrz, jaki ten świat mały...
Młoda blondynka nie wytrzymała.
-Nie czaruj!... Ficiano cie, jak ffosisz jo do oszady!... -wysepleniła trzymając się za obolałą szczękę.
Ephiny zmierzyła ją zimnym spojrzeniem i rzekła do Xeny:
-Wiemy, że tu jest. Chciałabym z nią porozmawiać.
-Tak? A można wiedzieć o czym?
-Niepokoimy się o nią.
-Wy? A kim wy jesteście? Jej ciotkami?
-Przecież ona może być kiedyś naszą królową... -Amazonka starała się mówić spokojnie i rzeczowo. -No,
a poza tym, lubię ją.
Xena widziała wyraźnie, że Ephiny jest coraz bardziej poirytowana. Zaczynało ją to bawić.
-Ona ma już jedną wielbicielkę. A ty, lepiej pilnuj tych swoich tygrysic -rzekła zgryźliwie. -Próbują
demoralizować tutejsze stateczne kobiety. To bardzo niemile widziane w tych stronach.
Jasnowłosa Amazonka posłała jej jadowite spojrzenie. Ephiny przygryzła wargi.
-O co ci chodzi, Xeno? Dlaczego tak się zachowujesz? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami... Przecież
chcemy ją tylko zobaczyć i pogadać...
-Gabriela jest chora i nie przyjmuje gości. Przekazać jej coś?
-Na co zachorowała?
Xena już nawet nie próbowała udawać uprzejmej.
-Słuchajcie, dziewczyny. Pracuję teraz uczciwie i mam kupę roboty. Więc jeżeli nie macie nic do
przekazania...
Ephiny zapytała jeszcze raz:
-Możemy ją zobaczyć?
-Nie.
-Może chociaż...
-Nie.
Blondynka warknęła:
-Czo jej szropiaasz?!... Ty...
Księżniczka parsknęła śmiechem.
-Nicz jej nie szropiłam.
Ephiny z niesmakiem skrzywiła usta.
-Ciebie to śmieszy? -spytała.
Ale Xena powoli przestawała się uśmiechać, a zaczynała mrużyć oczy.
-Zaczyna mnie męczyć ta rozmowa. Nic do was nie dociera? Nie życzymy sobie tutaj waszego
towarzystwa. Ani niczyjego innego. Dajcie nam spokój.
-Może ona by nam to powiedziała, co?
Księżniczka westchnęła głośno.
-Wprawdzie to tawerna, ale jestem córką właścicielki, więc mam prawo was wyrzucić na zbity pysk...
Słuchaj, Ephiny. Nie wtykaj swojego długiego nochala w cudze sprawy; zabieraj swoje napalone panienki i
spływajcie stąd.
Ephiny zignorowała ostrzegawcze tony w głosie Xeny. Ona też była już nieźle wkurzona.
-Ech, Xeno... Ty naprawdę nic się nie zmieniłaś. Wciąż siedzi w tobie ten bandycki herszt. Buta, aż cię
rozpiera. Nie mam pojęcia, co ona w tobie widziała? I pomyśleć, że kiedyś nawet cię lubiłam...
Xena uśmiechnęła się paskudnie. Patrzyła w oczy Amazonki.
-Masz szczęście, że ja cię lubię wciąż -rzekła powoli. -Bo inaczej, na oczach twoich wojowniczek,
powybijałabym ci teraz wszystkie zęby, pozamiatała tobą izbę i wykopała cię przez okno. Co powiesz na
takie zakończenie tej rozmowy?
Ephiny wzruszyła ramionami, ale milczała. Chyba zaczynało do niej docierać, że następnej uwagi
mogłaby już nie ukończyć. Księżniczka patrzyła na nie ironicznie. I chyba lekko pogardliwie.
-Lubię was Amazonki -rzekła. -Z daleka czuć was świeżym mięsem. Wiele was posłałam do piachu...
Młoda, jasnowłosa, wojowniczka zacisnęła zęby. Mięśnie na jej szczęce zadrgały. Dłoń powoli
powędrowała w górę. Ku rękojeści miecza, wystającej ponad prawym barkiem. Ephiny natychmiast złapała ją
za nadgarstek i przytrzymała jej ramię. Xena wstała.
-No, śmiało... -warknęła. -Jest was trzy... I macie miecze... A ja tylko tę kieckę i fartuszek... Spróbujcie.
Ephiny z całej siły trzymała ramię swojej wojowniczki. Rzekła:
-Tylko spokojnie, dziewczyny. Idziemy stąd. Nie mamy tu czego szukać.
Xena chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się. To była
Cyrene.
-Wszystko w porządku, Xeno?
Księżniczka uśmiechnęła się.
-Tak, mamo. Panie właśnie wychodzą. Prawda?
Gdy znalazły się na podwórzu, jasnowłosa wojowniczka rzekła do Ephiny z wyrzutem:
-To szuuka!... Szemu nie poszfoiaasz mi sz nio wayczycz!?...
Ephiny popatrzyła na nią poważnie.
-Ile ty masz lat, Daria?
-Szesznaszcze... bo czo?
-Bo nie chcę przywieźć do wioski pochlastanych zwłok szesnastoletniej gówniary! Kazała wam Melosa
mnie słuchać?! No to słuchajcie! Albo odeślę was do domu, jeszcze dzisiaj! Ayla, myślałam, że chociaż ty
jesteś mądrzejsza!...
Ruda była zdziwiona.
-Ależ... ja przecież... nic...
-Po cholerę poszłyście do tej gospody?! Nachlać się i szukać zaczepki?! I to jeszcze z kim?! Z Xeną!...
-Nie wiedziałyśmy, że to ona...
-A gdyby to nie była ona, to by was w czymś usprawiedliwiało?! Wyrwałyście się z wioski i szalejecie?!
Trzymajcie żądze na wodzy, albo jazda do domu!...
Ruda spuściła głowę. Daria wysepleniła:
-Szepraszam... To sze jusz nie poftuszy... Nie otszyaaj nasz... Wyyciemy na neooffofiecialne kufniary...
-Bo takie właśnie jesteście. A zwłaszcza ty, Daria. Wiem, że potrafisz walczyć. Ale naucz się trzymać
nerwy na wodzy, albo nigdy nie zostaniesz prawdziwą wojowniczką. Nie widziałaś, że ona chciała cię
sprowokować?... Xena rozsmarowała by nas po ścianach...
-Taka jest dobra? -spytała Ayla.
-Lepiej żebyś nie musiała się przekonywać...
Milczały chwilę. W końcu ruda rzekła rozkładając ręce:
-To co zrobimy? Przecież ona nie dopuści nas do tej Gabrieli...
Ephiny machnęła ręką.
-Na razie chodźmy stąd. Wracamy na biwak.
Gdy już odeszły kawałek od tawerny, rzekła:
-To oczywiste, że Xena tak się zachowuje, bo nie chce dopuścić nas do Gabrieli. Ale dlaczego? Jeżeli jest
chora, albo ranna, może mogłabym pomóc. Nie rozumiem...
-Na pefno czosz jej szropiaa szuka... -syknęła Daria.
-Albo ją więzi -dodała Ayla.
Ephiny kręciła głową.
-Dlaczego miałaby ją więzić? Wyglądało, że świetnie się rozumieją... Że dobrze im razem... Xena była
taka troskliwa...
-Może jest zazdrosna?
Championka obrzuciła rudą gniewnym spojrzeniem.
-Nie przykładaj do każdego własnej miarki. Gabriela jest tylko jej przyjaciółką... Trzeba było zatrzymać ją
we wiosce...
-Właściwie, dlaczego ta Macedonka jest taka ważna?
-Melosa nie ma dobrej następczyni. Chcesz, żeby rządziła nami Velasca? Gabriela nie urodziła się
Amazonką, ale ma prawa klanowe. Kiedyś będzie naszą królową...
-Jeszeli jeszsze szyje... -mruknęła Daria.
Ephiny żachnęła się:
-Nawet tak nie myśl! Co właściwie mówił ten człowiek?
Ayla wzruszyła ramionami.
-Że widział, jak Xena wwozi do osady swoją towarzyszkę. Nieprzytomną, na toboganie.
Championka myślała chwilę, po czym rzekła zdecydowanie:
-Nie wiem, co kieruje Xeną, ale nie będę się z nią krygować. Musimy wiedzieć, co się dzieje z naszą
księżniczką. Jeżeli nie chce nas do niej dopuścić po dobroci, to pogadamy inaczej...
Darii zaśmiały się oczy na te słowa, ale Ephiny mówiła dalej:
-Nie mogę, jednak, podjąć tak drastycznych kroków, bez zgody Melosy. Jadę do wioski. Wrócę za kilka
dni. Z wojowniczkami, jeżeli królowa wyrazi zgodę.
-Sz foofniszkami?... -jęknęła zawiedziona Daria. -A my?
-Wy będziecie obserwować tawernę. Tylko obserwować. Nic więcej. Zrozumiano? Daria?
Blondynka niechętnie skinęła głową. Ayla zapytała:
-A jeżeli nas zauważy? Jeżeli to ona nas zaatakuje?
-Wtedy na kolanka i grzecznie oddacie miecze.
-Czo?! -zawołała Daria. -Chyaa szautujesz!?...
-Nie. Mówię poważnie. To rozkaz!
-Ale dlaczego?... -jęknęła Ayla. -Jesteśmy Amazonkami. Nie będziemy...
Ephiny zmarszczyła brwi i warknęła:
-Będziecie! Bo tak każe wam wasza przełożona! Jeżeli tego nie zrozumiecie, to zaraz wrócicie ze mną do
wioski. Jesteśmy armią, a nie zgrają bab – indywidualistek! Jasne?!
Dziewczyny posłusznie skinęły głowami. Ephiny uspokoiła się i rzekła tytułem wyjaśnienia:
-No dobra. Wiem, że nie brak wam odwagi i zapału, ale potrzebuję teraz uważnych obserwatorek, a nie
martwych bohaterek. Miejcie na wszystko oko; a gdy wrócę, zdacie mi relację. Nie wdawajcie się w żadne
pijatyki i awantury. I trzymajcie się z dala od Xeny. Znam ją. To drapieżnik. Jeżeli okażecie uległość, nic wam
nie zrobi. Ale gdy poczuje się zagrożona, będzie tłuc na oślep i bez litości. Okaleczy was, albo pozabija.
Xena, resztę dnia chodziła wściekła. Gdy jakiś pijaczek, nieopatrznie, włożył jej rękę pod spódnicę,
podczas sprzątania ze stołu, bez namysłu trzasnęła go pięścią w nasadę nosa, obaliła na ziemię i zbitym
dzbankiem próbowała poderżnąć mu gardło. Na szczęście Cyrene była w pobliżu i zdążyła powstrzymać
córkę. Odesłała ją na zaplecze i zabroniła pokazywać się na głównej sali. Xena pobiegła od razu na górę, do
izby, w której mieszkała razem z Gab. Usiadła na łóżku bardki i delikatnie położyła głowę na jej piersi. Po
chwili poczuła dłoń Gabrieli pieszczotliwie mierzwiącą jej włosy.
Chciało jej się płakać i krzyczeć na zmianę. Nienawidziła życia, które była zmuszona teraz prowadzić.
Nienawidziła tawerny; nienawidziła ludzi; nienawidziła tego, co musiała robić. A najbardziej nienawidziła
siebie, za to, że wpakowała się w tę sytuację. Tęskniła za światem, za wolnością, za przygodą. Zrozumiała,
że ci, którzy mówili, iż wcale się nie zmieniła, mieli rację. Kochała życie wojowniczki i wszystko, co się z tym
wiąże. Zmieniła stronę konfliktu, ale nie zmieniła siebie. Chciała walczyć; poczuć rękojeść miecza w garści i
wiatr we włosach. Czuła pogardę dla tego, co teraz robi; i pogardę dla ludzi, którzy ją otaczają.
Ale wyczuwała też niespokojny oddech Gabrieli pod swoim policzkiem. A mimo wieloletnich starań, w tym
względzie, nie udało jej się pozbyć sumienia. Przybrała na twarz wymuszony uśmiech.
-Xeno, czy coś się stało? -spytała Gabi słabym głosikiem.
-Nie, światełko. Skąd ten pomysł?
Gabriela westchnęła.
-Wyglądasz na rozdrażnioną...
Księżniczka pogłaskała ją po policzku.
-Pijacy awanturowali się na dole... Nie jest ci za ciemno? Może zapalę jeszcze jedną lampkę?
-Nie. Tak jest dobrze... Był ktoś u ciebie? Mama cię wołała...
Xena starała się patrzeć Gabrieli w oczy.
-To jakiś chłopiec dowiedział się, że jestem w osadzie i przyleciał w konkury...
Gabi uśmiechnęła się.
-Mam nadzieję, że odmówiłaś...
Księżniczka również się zaśmiała.
-A skąd! W przeszłą niedzielę bierzemy ślub...
Przytuliły się do siebie. Gabi oddychała już spokojniej.
-Xeno...
-Tak?
-Pocałuj mnie...
Xena położyła buziaka na policzku bardki. Ale ta rzekła:
-Nie tak...
-A... jak?
-Wiesz, jak.
Xena spojrzała uważnie w szmaragdowe oczy dziewczyny.
-Na pewno tego chcesz? -spytała.
-Tak... Teraz jestem już pewna...
Księżniczka delikatnie włożyła dłoń we włosy Gabrieli i dotknęła ustami jej ust. Poczuła przyjemne ciepło
rozlewające się po całym ciele. Usta Gabi były gorące i chętne. Powoli wpijała się w nie coraz bardziej, aż
spotkały się językami. Kontynuowały powoli to wspaniałe doświadczenie. Długo i namiętnie. A gdy skończyły,
zmęczone niewygodną pozycją, Xena położyła się ostrożnie obok przyjaciółki i przytuliła się do niej. Chociaż
nie śmiała jej dotknąć, to i tak wiedziała, że od tej pory nic już nie będzie takie samo, jak dotychczas.
Xena rozmyślała o niedawnej wizycie Amazonek. Nie łudziła się, że udało jej się na dobre przepędzić
natrętne przyjaciółki Gabrieli. Ephiny nie była głupia. Musiała wiedzieć, że coś jest na rzeczy. Nie chciała iść
na konfrontację z Xeną; nie ze strachu, ale dlatego, że nie miała pewności co się właściwie stało. Pewnie nie
chciała też narażać swoich młodziutkich towarzyszek. Ale Xena wiedziała, że championka królowej Melosy
nie odpuści. Gabriela była ich księżniczką. Ich ukochaną Gabusią. A Amazonki nie zostawiają się w
potrzebie. Ephiny będzie tu węszyć cały czas. I w końcu wszystkiego się dowie. Ludzie mają długie jęzory, a
Xeny nikt tu nie lubił. Pół biedy, gdy dowie się prawdy. Gorzej, gdy nadstawi ucha plotkom. Wtedy przyjdzie
tu z wojowniczkami i dojdzie do rzezi. Zginą Amazonki, zginie Xena, a bogowie wiedzą kto jeszcze. I Gabi
będzie musiała na to wszystko patrzeć. Zastanawiała się, czy dobrze zrobiła spławiając Ephiny? W końcu ta
Amazonka była dość otwarta, jak na swoje plemię. Może by zrozumiała, że Xena nie może teraz oddać im
Gabrieli? Może trzeba było pozwolić Ephiny na rozmowę z Gab?
Ale teraz już było na to za późno. Widziała po minie Amazonki, że już się nie dogadają. Ephiny nigdy nie
okazywała emocji, ale teraz była naprawdę wkurzona. Xena była pewna, że potrafiłaby pokonać Ephiny bez
trudu. Nawet z jej wojowniczkami przy boku. Ale gdy przyprowadzi tu amazońskie rezunki, jak Astorah, czy
Velascę, to marne szanse. I, co najgorsze, taka wizyta stawała się bardzo prawdopodobna.
Xenie, nozdrza, drgały z podniecenia, na myśl o takiej walce; ale teraz, po tym, co dała jej Gabi, już nie
było jej wszystko jedno. Chciała żyć. Chciała żyć z nią i chciała żyć dla niej. Nie chciała umierać dla Gabi, ale
chciała dla niej żyć. Nie miała pojęcia, jak rozwinie się dalej ich znajomość, ale czuła, że mogłaby dla tej
blondyneczki zrobić każdą rzecz. Choćby najbardziej podłą, aby przywołać uśmiech na jej buzi. Sama
przestraszyła się tego uczucia, ale jednocześnie ciepło oblewało jej organizm bliskością przyjaciółki.
-Xeno, będziemy dzisiaj miały szczególnie dużo roboty -powiedziała Cyrene.
-Tak? A to czemu? -spytała księżniczka. -W kopalni mają dziś wypłatę?
-To też. Ale oprócz tego, przyjeżdża dziś świta sędziego federacyjnego z Aten.
-I muszę być uprzejma dla tych wieprzy? Żeby nie przypomnieli sobie o powieszeniu mnie? Mam się
dawać obmacywać po tyłku, w zamian za przymknięcie oka na moje wyroki?
Cyrene pokręciła głową.
-Ostatniego sędziego federalnego kazałaś wlec za koniem, gdy byłaś tu kilka lat temu. Nie chcę, aby
moja córka była znana z takich zachowań. Ale masz rację... Lepiej się tu przy nich nie pokazuj. Kto wie, co
strzeli ci do głowy?
Xena chciała odejść do pracy, ale nagle zatrzymała się.
-Mamo?...
-Tak?
-Powinnam pojechać w jedno miejsce... Więc skoro teraz... No, wiesz...
Cyrene przyjrzała się córce uważnie. Xena obruszyła się.
-Oj, mamo... Nic nie kombinuję. Powinnam załatwić jedną sprawę, jeszcze przed przyjazdem tutaj, ale
zapomniałam. To nic takiego... Naprawdę... Wrócę za trzy dni. Zajmiesz się Gabi w tym czasie?
Cyrene pokręciła głową.
-Xeno, dasz mi słowo...
-Mamo, przecież obiecałam... -przerwała jej Xena. -To nic, o co miałabyś do mnie żal. Przyrzekam.
-No dobra -rzekła Cyrene po chwili namysłu. -Może i rzeczywiście tak będzie lepiej. Gabrielą zajmie się
na razie Margo. Jak długo cię nie będzie?
-Najwyżej cztery dni. Jeżeli wyruszę natychmiast...
-Sama powiesz Gabrieli?
-Tak, mamo... -rzuciła Xena już ze schodów. Nie uznała za celowe wspomnieć matce o tym, że jutro była
pełnia księżyca.
Amazonki siedziały na ganku opuszczonej chałupy. Urządziły tu sobie punkt obserwacyjny. Było stąd
nieźle widać pobliską tawernę Cyrene, samemu nie wzbudzając przy tym nadmiernego zainteresowania.
Mijały dni, a Ephiny wciąż nie wracała. Najpierw nudziły się setnie, a w końcu zaczęły niecierpliwić. Nie miały
wiele roboty. Tylko dwa razy widziały Xenę, jak wylewała jakieś pomyje.
-Ale zadanie... -mruknęła Daria, po czym syknęła, ująwszy się za szczękę.
Ayla pogłaskała ją po policzku.
-Biedactwo... Boli cię jeszcze?
Blondynka odtrąciła jej dłoń. Dziewczyna spuściła głowę.
-No co?... -bąknęła.
Daria, po chwili, uśmiechnęła się i zmierzwiła jej rudą czuprynę.
-Przepraszam. To z nerwów. Siedzimy tu i gapimy się na tę cholerną tawernę... Jeszcze trochę boli, ale
już mi lepiej.
-To dobrze. Jak myślisz, kiedy wróci Ephiny?
Amazonka wzruszyła nerwowo ramionami.
-A kto to wie? Lepiej niech się pospieszy, bo dość już mam tej bezczynności.
-Mamy rozkaz...
-Do dupy z takim rozkazem! Ephiny straciła parę. Szlag mnie trafia, gdy przypomnę sobie, jak ta suka
drwiła z nas w tawernie! A Ephiny nawet się nie odezwała...
-No, mnie to też się nie podobało -rzekła po chwili Ayla. -Ale ta Xena...
Daria warknęła:
-Suka. Żeby nie Ephiny, pokazałabym jej...
-Podobno ta Xena jest dobra... Wtedy w „Dionisium”...
-Zaskoczyła mnie!... -blondynka zacisnęła pięści, aż chrząstnęło. -Ale jeszcze dobiorę się jej do tego
ślicznego tyłeczka! Będzie wyła, jak zarzynana świnia... A potem poderżnę suce gardło.
Ayla położyła jej głowę na ramieniu. Milczały jakiś czas.
-To nie to, że się boję... Ale ja jeszcze nigdy nikogo nie zabiłam...
Daria znowu pogłaskała ją po włosach.
-W porządku, mała. Nie ma się czego wstydzić. Rozumiem to. Ja, gdy pierwszy raz byłam w bitwie,
porzygałam się ze strachu. Ale strach trzeba pokonać. Nie zostaniemy wielkimi wojowniczkami, trzymając się
spódnicy Ephiny... Ech! Dość już mam czekania!
-Zamierzasz coś?
-Powinnyśmy tam wejść, zatłuc Xenę i zabrać tę Gabrielę!...
Ayla zrobiła okrągłe oczy ze zdumienia.
-No co ty? Ephiny by nam dała...
-Gówno by nam zrobiła! Pokonałybyśmy sławną Xenę i uratowały amazońską księżniczkę z opresji. We
wiosce noszono by nas na rękach! Nawet takie wojowniczki, jak Astorah, patrzyłyby na nas z podziwem!
-Ale Ephiny...
Daria żachnęła się.
-Oj, daj już spokój z tą swoją Ephiny! Kiedyś to ja będę championką!... A ty zostaniesz moją przyboczną...
O ile nie będziesz wciąż wspominać o Ephiny. Ephiny odeślemy do kuchni. To miejsce w sam raz dla niej.
Zachichotały. Daria wyciągnęła z sakwy, sporą, glinianą butelkę. Pociągnęła spory łyk i podała
towarzyszce. Ayla również się napiła.
-Fajnie by było -rzekła. -Gdybyśmy uratowały tę Gabrielę, a ona zostałaby naszą królową, miałaby u nas
dług wdzięczności.
-Racja. Nieźle kombinujesz, mała. Chociaż i tak wolałabym, żeby królową została Astorah. Uczyła mnie i
nalegała, żeby dać mi szansę udziału w bitwie... Ale cóż... Nie pochodzi z naszego klanu i nigdy nie zostanie
królową...
Siedziały tak, rozmawiając i popijając. Gdy w końcu w butli zaczęło pokazywać się dno, Ayli świeciły się
już oczka. Pocałowała Darię w ramię i uśmiechnęła się zalotnie.
-Może... byśmy tak... weszły do tej chatki?
Blondynka potrząsnęła głową przecząco.
-Nie -rzekła zdecydowanie.
-Ale przecież... wtedy...
-To było raz. Żeby przypieczętować naszą przyjaźń. I wystarczy. Masz być moją wojowniczką, a nie
panienką. Nie chcę tak o tobie myśleć... O, żesz ty!
Daria zerwała się na równe nogi, patrząc w stronę tawerny.
-Co?... -spytała zdziwiona Ayla.
Ale teraz i ona widziała już Xenę wyprowadzającą konia na podwórze przed gospodą. Straszna
wojowniczka nie miała teraz na sobie sukienki, tylko skórzaną zbroję, bogato zdobioną w groźne ornamenty.
Nawet stąd widziała fantazyjny napierśnik, naramienniki w kształcie pazurów i pelerynę zsuniętą na ramię.
Widziała też uzbrojenie Greczynki – miecz i czakram. Od razu wytrzeźwiała. I jakoś nagle odechciało jej się
wchodzić w drogę tej kobiecie. Poczuła jak robi jej się miękko w żołądku. Tymczasem Xena zgrabnie
wskoczyła na grzbiet klaczy, szturchnęła jej boki obcasami i odjechała szybko.
Daria długo patrzyła za odjeżdżającą wojowniczką. Potem rzekła powoli:
-Nie wierzę... Taki fart... Ta suka wyjechała. Idziemy tam.
-Mmmoże... zzzaraz... wróci... -Ayla zadzwoniła zębami. -Ephiny kazała nam tylko obserwować...
Blondynka spojrzała na nią zdziwiona.
-Chyba żartujesz?! Taka okazja już się nie powtórzy. Idziemy.
Ayla złapała ją za ramię.
-Proszę cię... Zaczekajmy na Ephiny...
-Proszę... -powtórzyła niemal ze łzami w oczach.
Daria patrzyła uważnie w oczy towarzyszki. Po chwili rzekła:
-Dobra. Zaczekamy jeszcze trzy dni. I ani jednego dłużej. Nie ważne, czy Xena wróci, czy nie. Jutro jest
pełnia. Pojutrze wieczorem idziemy tam. I mam nadzieję, że ona tam będzie...
Xena bez trudu odnalazła miejsce ich tamtejszego, feralnego, noclegu. Ale nie zdobyła się już na
odwagę, aby odwiedzić miejsce, w którym wtedy tak skatowała Gabrielę. I tak wciąż miała przed oczami
tamten dzień. I Gabrielę. Była taka ufna, wesoła, szczebiotliwa. I jeszcze te poziomki... Poczuła, jak gardło
zaciska się jej z emocji. Ulała na dłonie nieco wody z bukłaka i przemyła twarz. Nie mogła teraz pozwolić
sobie na wyrzuty sumienia. Musiała mieć jasny umysł. Kto wie, z jakimi siłami przyjdzie jej się spotkać?
Pomyślała o zjawie, którą wtedy spotkała. Czy rzeczywiście była jej ojcem, jakimś sposobem przybyłym z
tamtego świata? A jeżeli to faktycznie on? Po co ją nawiedził? Niewiele wiedziała o swoim ojcu i prawie go
nie pamiętała, ale za życia, z pewnością, nie był człowiekiem, któremu można było ufać. Dlaczego teraz
miałoby być inaczej? Była pewna, że jego pojawienie się, ma bezpośredni związek ze stanem, w jaki wtedy
zapadła. Ze stanem, w jakim skrzywdziła Gabrielę.
Był już późny wieczór. Okrągła tarcza księżyca wisiała nad lasem. Xena zastanawiała się, jak odnaleźć
tamtą polanę. Była wtedy noc i mgła, a ona była półprzytomna. Ale nie musiała zastanawiać się długo.
Wkrótce zobaczyła, między drzewami, obłok mgły, szybko zbliżający się ku niej. Wzięła głęboki oddech i
ruszyła w jego stronę. Po chwili weszła we mgłę.
Znowu długo błądziła wśród drzew i paproci. Zapadła już noc i zaległy ciemności. Jednak nieco światła
rzucał księżyc. Traciła już rachubę czasu, gdy w końcu mgła zaczęła się przerzedzać. A zaraz potem, tak jak
uprzednio, ujrzała tę małą polankę oświetloną przez księżyc. I tak, jak uprzednio, w jego bladej poświacie,
ujrzała niewyraźną postać. Serce załomotało jej z emocji. Czy to on? Zbliżyła się ostrożnie. Tak. To był on.
Patrzył na nią z lekkim uśmiechem. I jakby z zakłopotaniem. Rzekł spokojnym, przyjaznym, głosem:
-Xena. Jednak przyszłaś, córeczko...
Poczuła narastającą wściekłość. Podeszła do niego, zmrużywszy oczy swoim zwyczajem.
-Tak. Przyszłam -warknęła. -Żeby z tobą skończyć, bydlaku...
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Chodzi ci o tę małą blondynkę -raczej stwierdził, niż zapytał. -Jest aż tak ważna dla ciebie?
-Tak. Aż tak...
-Ważniejsza niż rodzina?
Xena zgrzytnęła zębami.
-Słuchaj, draniu. Nie wiem po co, ani z jakiego piekła wypełzłeś, ale nawet jeżeli rzeczywiście jesteś
moim ojcem, to i tak nigdy nie byłeś moją rodziną.
Pokręcił głową.
-Tak mnie nienawidzisz? Aż tak? Mogę wiedzieć za co?
Nie odpowiedziała. Zamiast tego, spytała:
-To ty mnie wtedy omotałeś? To przez ciebie Gabriela może do końca życia pozostać kaleką? To twoja
robota?
-Nie moja. A raczej - nie tylko moja. Jest ktoś jeszcze. Muszę ci o nim...
Ale Xena nie słuchała.
-Bydlaku! Co ci zrobiła ta biedna dziewczyna!? Jak możesz być takim sukinsynem!? I ty się podajesz za
mojego ojca!?...
Uniósł dłoń. Xena błyskawicznie cofnęła się i przyczaiła do ataku, sięgając dłonią ku rękojeści miecza. Ale
on tylko rzekł z wyrzutem:
-Hola, moja panno. Przykro mi z powodu twojej przyjaciółeczki. Ona nic mnie nie obchodzi, ale nie
chciałem, żebyś przez to cierpiała. Jednak to było konieczne... Poza tym, co? Uważasz się za taką
niewinną? Pamiętaj, że to ty ją tak urządziłaś. Nie ja, ani nie Sauromath. Ty! Nie zrobiłabyś tego, gdybyś nie
była do tego zdolna. Masz te zdolności we krwi. We krwi z mojej krwi. Odziedziczyłaś to po mnie. Czy aby
nie dlatego tak mnie nienawidzisz?
Xena znowu poczuła dławienie w krtani. W głębi duszy czuła, że drań ma rację.
-Potrafisz to odwrócić? Potrafisz ją uleczyć? -spytała.
-Niestety...
Xena pokiwała głową.
-Mój własny ojciec stał się po śmierci, leśnym demonem przyprawiającym ludzi o szaleństwo. Kim stanę
się ja?... Masz rację. Jesteśmy tacy sami.
Wyciągnęła miecz. Atrius uśmiechnął się półgębkiem.
-Zbastuj, Wojownicza Księżniczko. Już to przerabialiśmy. Nie możesz mnie zabić. Lepiej posłuchaj, co
chcę ci powiedzieć. To ważne, a czasu coraz mniej.
-Co jeszcze możesz mi powiedzieć? Że to wszystko, co o nas mówią, to nieprawda, bo tak naprawdę, to
jesteśmy dobrzy? I tylko ludzie nie potrafią nas zrozumieć? -Xena spytała z ironią, ale nie zaatakowała.
-Nie. Mam gdzieś ludzi i to, co mówią. I ty też masz ich gdzieś. Wiem to. Ty także to wiesz. Możesz
oszukiwać innych, ale siebie nie oszukasz. Posłuchasz, co chcę ci powiedzieć?
Księżniczka milczała.
-Dobrze. Będę mówił krótko i zwięźle. Sama ocenisz, co z tym zrobić... Wiele lat temu, gdy byłem
najemnikiem w armii Aleksandra, szliśmy przez Persję. Nasz oddział zbłądził, gdzieś daleko na północ, aż
trafiliśmy na wielką, zimną, pustynię. Znaleźliśmy tam grobowiec, prawie całkowicie przysypany przez piach.
Nadciągała właśnie burza piaskowa, więc dowódca polecił mi wejść do środka i sprawdzić, czy nie da się
tam jej przeczekać...
Xena przerwała mu zniecierpliwiona:
-Streszczaj się. Mało czasu, pamiętasz?
-Taaak... Krótko mówiąc - znalazłem tam małą, kryształową, czaszkę. Nikomu o tym nie powiedziałem,
gdyż miałem nadzieję dostać za nią pokaźną sumę po powrocie do Grecji...
Xena prychnęła znacząco, pokręciwszy głową. Atrius rzekł ponuro:
-Masz rację. Głupi byłem. Ale idę o zakład, że ty, moja córeczka, też nie postąpiłabyś inaczej... A w
czaszce zaklęty był starożytny demon, jakiegoś nieznanego ludu. Któregoś dnia uwolniłem go nieopatrznie i
tak już pozostał w moim życiu, stając się jego przekleństwem. On nie mógł skrzywdzić mnie – swego
wybawiciela, a ja nie mogłem unicestwić jego, gdyż wtedy unicestwiłbym i siebie. Połączyła nas ta cholerna
czaszka. Zresztą, z czasem się do niego przyzwyczaiłem. Sauromath obiecał mi, po śmierci, wieczne życie
w swoim wymiarze, z dala od olimpijskich bogów, a z czasem, powrót na ziemię i nieśmiertelność...
Xena kręciła głową z niedowierzaniem.
-I pewnie władzę nad światem... -rzekła. -Głupcze! Uwierzyłeś demonowi?! Naprawdę, mamy ze sobą
jeszcze więcej wspólnego niż myślałam...
Atrius spojrzał jej głęboko w oczy.
-Sauromath dotrzymał słowa. Brakuje nam już tylko jednej ludzkiej duszy, aby uzyskać moc niezbędną do
powrotu. Uwolnimy się od tej czaszki i od swoich słabości. Nikt nam się nie oprze...
W oczach Xeny znowu zabłysła nienawiść.
-Zaczynam rozumieć... Gabriela... To ona miała być tą ostatnią duszą... Wy, chorzy dranie...
Nagle zamilkła. Serce znowu zatłukło jej młotem.
-Zaraz, zaraz... Ale przecież z Gabrielą wam nie wyszło... Ja.. Ja?... To mam być ja?!... To po to mnie tu
przywiodłeś?!... Nieee... Nie... Nie, nie, nie... Nie mógłbyś... Nie mógłbyś być, aż taką bestią... Nie
mógłbyś?... Prawda?...
Atrius zaśmiał się nerwowo.
-Xeno... Córeczko... Pomyślałaś, że mógłbym wydrzeć duszę własnej córce?... Xeno...
Rozłożył ramiona i chciał podejść, aby ją objąć, ale ona gwałtownie cofnęła się o trzy kroki i zastawiła
mieczem.
-Nie dotykaj mnie! Precz! -zawołała niemal z histerią.
Atrius zatrzymał się i rzekł poważnie:
-Xeno. Bądź rozsądna. Nic ci nie grozi. Nie skrzywdziłbym cię... Ale przyprowadź nam Gabrielę...
Potrzebujemy tej duszy... Zrozum... Dla niej też tak będzie lepiej. Gdy powrócimy do świata, będziemy mieli
moc. Uleczymy jej ciało. Damy nieśmiertelność. Wolisz, żeby pozostała kaleką?... A my... My będziemy
rządzić światem... Ty i ja. Ojciec i córka. Krew z krwi. Xeno, posłuchaj...
-Nie posłucha... -rozległ się szyderczy głos. -Dzisiejsze dzieci to już nie to, co kiedyś...
-Sauromath!...
Xena odwróciła się gwałtownie. I zdrętwiała, porażona nagłym widokiem. Na moment. Ale ten moment
wystarczył. Demon nagłym uderzeniem wytrącił jej miecz z dłoni i schwycił w swe straszliwe objęcia.
Dziewczyna szarpała się; tłukła go łokciami i głową; ale na bestii nie robiło to żadnego wrażenia. Sam
uderzył ją głową. Oszołomiona, obwisła w jego łapskach. Ziemia pod ich stopami nagle zajaśniała
zielonkawym blaskiem i zaczęli się w nią powoli zapadać, jak w ruchome piaski.
Atrius patrzył na to przerażające widowisko, jak zahipnotyzowany. Był blady i roztrzęsiony.
-Sauromath, obiecałeś... -powtarzał tylko nieprzytomnie.
Xena powoli dochodziła do siebie. Tkwiła w ziemi już po barki. Wiedziała, że już nic nie może zrobić. Jej
życie kończyło się. W tych ostatnich chwilach myślała o Gabrieli. „Jak ona sobie beze mnie poradzi? Co się z
nią stanie?”
-Atrius!... Atrius, łajdaku!... -zawołała. -Pomóż mi!...
Ale on stał tylko, niezdolny do działania. Demon zarechotał pogardliwie:
-Głowa do góry, Atrius! I tak by nic z niej nie było. Zrobisz sobie lepszą córkę...
Xena patrzyła w oczy ojca. Była w jej spojrzeniu rozpacz, ale była i nadzieja. Ostatnia nadzieja. Szeptała:
-Tato... Pomóż mi... Błagam... Ratuj mnie... Tato... Tatusiu...
Daria kończyła krępować dłonie Cyrene. Kobieta szarpała się i syczała wściekle:
-Czekajcie, gówniary! Jak wróci moja córka, powyrywa wam wątroby! Nie słyszałyście, małe dziwki, że
nie napada się na tawernę Cyrene?!
Amazonka skończyła. Wstała z kolan i rozejrzała się po gospodzie.
-Jasne, jasne. Każdy tak mówi -rzekła wesoło. -Szkoda, że nie ma tej twojej suczki. Miałam dla nie
specjalny program. Prawda, Ayla?
Ale ruda Amazonka nie podzielała dobrego humoru towarzyszki. Blada, rozglądała się nerwowo, jakby za
chwilę miał na nią spaść piorun. Daria warknęła do Cyrene:
-Gdzie ona jest?!
-Co? Kasa?
-Mam ci dokopać?!
-Daj spokój -rzekła Ayla. -Pewnie jest na górze.
Blondynka zmarszczyła brwi, co było u niej oznaką namysłu.
-No dobra. Idziemy sprawdzić. A ty, nigdzie nie odchodź -rzekła do Cyrene. I zachichotawszy ze swego
żartu, ruszyła na piętro.
Gabriela zdziwiła się na widok wchodzących dziewcząt, ale rozpoznawszy w nich Amazonki, uspokoiła
się. Dziewczyny skłoniły się nieco. Daria szturchnęła Aylę łokciem i syknęła:
-Wiedziałam... Suka pobiła ją i więzi...
A potem skłoniła się jeszcze raz i rzekła uroczyście:
-Witaj, księżniczko. Jesteśmy wojowniczkami królowej Melosy. Przybyłyśmy cię uwolnić.
Gabi, w pierwszej chwili, nie wiedziała, czy czegoś nie zrozumiała, czy to jakiś żart.
-Co? -spytała dla pewności.
-Przybyłyśmy cię uwolnić, Pani -powtórzyła Daria, starając się mówić głośno i wyraźnie. W końcu
księżniczka była Macedonką. Może czegoś nie zrozumiała?
Gabi uśmiechnęła się przebiegle.
-Robicie sobie ze mnie żarty, co? Xena was przysłała?
Amazonki gorąco zaprzeczyły.
-Ależ skąd, Pani. Właśnie z rąk tej suki chcemy cię uwolnić. Jestem Daria. A to Ayla, moja... towarzyszka.
Niczego się nie obawiaj, księżniczko. Panujemy nad wszystkim.
Gabriela wciąż nie rozumiała.
-Skąd chcecie mnie uwolnić?
-No... stąd. Z rąk Xeny.
Bardkę przestawała bawić ta sytuacja.
-O czym wy mówicie? Gdzie jest Xena?
Daria wzruszyła ramionami.
-Właściwie to wyjechała... Ale i tak dałabym jej radę... Jesteś wolna, Pani. Będziesz w stanie sama się z
nami udać, czy mamy ci pomóc?
Gabi zaczęła się niepokoić, nie na żarty. Zawołała:
-A kto wam kazał mnie uwalniać?! Skąd w ogóle pomysł, że jestem więziona?! Gdzie jest Cyrene?!
Blondynka uśmiechnęła się porozumiewawczo.
-Spokojnie, Pani. Nie musisz udawać. Jesteś bezpieczna. Przecież mówiłam, że panujemy nad
wszystkim...
Kto wie, jak długo jeszcze, trwałaby ta komedia, gdyby Gabriela nagle nie rzekła, patrząc w stronę drzwi:
-Możesz mi wyjaśnić, co tu się dzieje, Xeno?
Amazonki podskoczyły i odwróciły się gwałtownie, jakby nagle żmija ugryzła je w tyłki. W wejściu,
opierając się o framugę, stała... Xena. Była brudna, miała potargane włosy i krew na skroni, ale to była ona.
-O, słodka Artemido... -jęknęła Ayla.
-Myślę, że tym razem możemy sobie darować amazońskie powitania... -rzekła Xena.
Uśmiechnęła się paskudnie i ruszyła w ich stronę. Dziewczyny, jak na komendę wyciągnęły miecze. Ale
Ayla swój natychmiast odrzuciła. Upadła na kolana, schyliła twarz do podłogi i założyła dłonie na kark. Daria
skierowała ostrze w stronę Xeny i cofała się. Aż wyczuła ścianę za plecami. Z trudem przełknęła ślinę przez
ściśniętą krtań. Poczuła jak miękną jej nogi i robi się słabo w dołku. Xena wyminęła klęczącą Ayle i zbliżała
się do niej. Przestraszona i zdumiona Gabriela zawołała:
-Xeno, co ty robisz?! Xeno!...
Głos, który jej odpowiedział był nieprzyjemny, jak zgrzyt blachy o blachę:
-Nie wiesz, dziewczynko? Robi to co zwykle. Zabija.
Wszystkie spojrzały w stronę drzwi. Stała w nich kobieta w średnim wieku, nieco starsza od Xeny. Była
wysoka i szczupła. Miała jasne, rozpuszczone, włosy. I przepaskę na lewym oku. Xena poznała ją od razu.
To była Astorah. Amazońska renegatka i banitka, przygarnięta przez szczep Melosy. Urodzona morderczyni.
Tym razem Xena przełknęła ślinę.
Astorah weszła do izby i powoli wyciągnęła miecz.
-Pamiętasz mnie, ślicznotko? -spytała Xeny.
Księżniczka skinęła głową.
-Więc pewnie pamiętasz też, co ci obiecałam podczas naszego poprzedniego spotkania?
W tej samej chwili, do izby weszła Ephiny. Rozejrzała się szybko i rzekła:
-Hola, Astorah. Nie będzie tu żadnej rzeźni. Nie będzie? Prawda, Xeno?
-Nie będzie... -potwierdziła Xena.
-Mogę ci zaufać?
-Możesz. Nie mam zamiaru nikogo dziś zabijać. Ani tym bardziej sama zginąć...
-Słyszałyście? Astorah? Daria, schowaj miecz. Odłożymy broń i zastanowimy się, co dalej...
Daria schowała swoje ostrze i powoli wycofała się ku drzwiom. Ayla również. Astorah wahała się chwilę.
Po czym szybko włożyła miecz do pochwy. Uśmiechnęła się i odwróciła do Ephiny. Puściła zdrowe oko do
Darii. Wyglądało to upiornie. Jej cios był szybki, jak atak kobry. Uderzyła otwartą dłonią w krtań Ephiny.
Amazonka nie zdążyła nawet mrugnąć. Jęknęła tylko i upadła na kolana. Wtedy Astorah uderzyła ją jeszcze
obiema dłońmi w uszy. Ephiny upadła. Ale nim zdążyła dotknąć głową podłogi, Astorah miała już miecz w
dłoni i wyciągała go w kierunku Xeny. Drugą dłonią pogładziła Ephiny po włosach. Rzekła:
-Wybacz, seniorko. Ale obiecałam sobie kiedyś wciągnąć na swoją listę, Xenę z Amphipolis. A obietnic
trzeba dotrzymywać. Zwłaszcza tych składanych sobie...
Uśmiechnęła się do Darii, która patrzyła na nią z uwielbieniem i powoli ruszyła w stronę Xeny.
Księżniczka bała się. Tylko wariaci nigdy się nie boją. Ale Xena bała się o Gabrielę. Wiedziała, że Astorah o
tym wie. I że wykorzysta ten jej strach bez wahania. A zatem miała decydującą przewagę już na samym
starcie.
Gabi uniosła nieco głowę i zawołała odważnie:
-Nie wiem kim jesteś, kobieto, ale ja jestem księżniczką Amazonek i rozkazuję ci natychmiast odłożyć
miecz!
Zabójczyni uśmiechnęła się półgębkiem.
-Dobrze, dobrze, dziewczynko. Gdy zostaniesz królową ześlesz mnie za to do kuchni.
Spojrzała na Xenę, po czym wzrokiem wskazała Gabrielę. Powoli uniosła wolną dłoń i znaczącym gestem
przejechała sobie po szyi. Xena zrozumiała. Spytała:
-Czy jest jakiś sposób, żebyś odpuściła?
-Tak. Oddasz mi swój miecz, czakram i konia. Ale najpierw rozbierzesz się, uklękniesz i ucałujesz moje
stopy.
Xena patrzyła w oczy Gabrieli. Był w nich ból. I niema prośba: „Nie rób tego, Xeno”. Ale Gabi nie
wiedziała o Astorah, tego, co wiedziała Xena. Księżniczka odwróciła wzrok.
-Dobrze. Ale niech one wyjdą -rzekła cicho i wskazała wzrokiem młode Amazonki.
Astorah, nie odwracając się od Xeny, skinęła dłonią.
-Spadajcie. Przygotujcie mojego nowego konia. I zabierzcie te zwłoki.
Dziewczyny niechętnie wzięły Ephiny za ręce i nogi i wyszły z izby. Xena zaczęła się rozbierać. Zdjęła
zbroję; chciała też zdjąć koszulkę, ale Astorah powstrzymała ją.
-Wystarczy. Nie zależy mi na widoku twoich wątpliwych wdzięków.
Xena uklęknęła. Nie patrzyła na Gabrielę. Nachyliła się do stóp Amazonki. I wtedy spadł na nią cios. A
zaraz potem drugi. Oba głowicą miecza. Mierzone w głowę. Oszołomiona upadła na podłogę. Doszedł ją
przeraźliwy krzyk Gabrieli. Odwróciła głowę w tamtą stronę. Widziała, jak Gabi jakimś nadludzkim impulsem
podrywa się z łóżka, podbiega do Astorah i szarpie ją za uzbrojone ramię. Widziała, jak Astorah odpycha ją
na podłogę; i jak Gabi upada tuż obok niej. Odruchowo wyciągnęła dłoń w jej stronę. I nie pomyliła się.
Odnalazła tam dłoń Gabrieli. Splotły je palcami. A potem poczuła ciężki but Astorah na swojej piersi.
Zabójczyni śmiała się:
-Jakież to urocze. Niestety, będę musiała wam przerwać, chociaż szczerze wzruszyłam się. Mówiłam, że
obiecałam sobie cię zaliczyć Xeno... Ale możesz jeszcze uratować swoją przyjaciółkę...
-I tak zabijesz nas obie...
-Nie. Nie jestem głupia. Wprawdzie opuszczam szczep Melosy, ale nie chcę brać sobie na kark ich
zemsty. Jeżeli przed śmiercią zajęczysz, jak suka w rui, ta mała przeżyje. Co ty na to?
Xena zamknęła oczy. I wtedy usłyszała znajomy głos:
-Sama zajęczysz, jak suka!
I w tej samej chwili rzeczywiście rozległ się jęk, a właściwie charkot Astorah. Potem coś grzmotnęło o
podłogę. Xena otworzyła oczy. U jej stóp leżało nieruchome ciało amazońskiej renegatki. Jej twarz
wykrzywiona była w potwornym grymasie. Opaska zsunęła się odsłaniając pusty oczodół. Nad nią, z
zakrwawionym nożem kuchennym, stała Cyrene.
Stały z Ephiny przed tawerną. Kawałek dalej, ze spuszczonymi głowami, dwie młode Amazonki trzymały
konie. Przez grzbiet jednego z nich przerzucone były zwłoki zawinięte w derkę.
-Wybacz, że cię tak potraktowałam -mówiła Xena. -Teraz wiesz już wszystko.
-To ja cię przepraszam, że przywiozłam tu, tę... -wskazała wzrokiem objuczonego konia. -Wszystkie nas
nabrała. Opiekuj się naszą księżniczką. Wiem, że zostawiam ją w dobrych rękach...
Podały sobie ramiona. Po chwili Amazonki odjechały, a Xena wróciła do tawerny. Musiała podziękować
jeszcze matce.
Gabriela siedziała na łóżku i podskakiwała, nie mogąc nacieszyć się, cudem odzyskaną sprawnością. Na
widok wchodzącej Xeny, natychmiast się położyła. Księżniczka uśmiechnęła się. Jedną rękę trzymała za
plecami. Gabi rzekła z wyrzutem:
-Kiedy wreszcie pozwolisz mi wstać? Jestem już zdrowa.
-Dobra, dobra. Nie szarżuj. Odpocznij jeszcze.
Usiadła koło niej.
-Mam coś dla ciebie.
-Tak? Powiedz, powiedz...
Xena wyciągnęła dłoń zza pleców. Trzymała w niej sporą miseczkę. Gabrieli zaśmiały się oczy.
-Poziomki!... W miodzie!... Pyszota!...
Podczas gdy Gabi pałaszowała owoce, Xena otworzyła drugą dłoń. Miała tam garstkę drobno
pokruszonych, przezroczystych ułomków.
-Czo to jeszt -spytała Gab z pełną buzią. -Szkiełka?
-Kryształki. Część większej całości.
-Skąd to masz? -zaciekawiła się Gabriela.
-To pamiątka. Po... kimś z przeszłości.
-Potłuczona?
Xena westchnęła.
-Potłukł ją dla mnie...
-Dziwne. Takie rzeczy, chyba daje się w całości?
-Ta była wyjątkowa. Słuchaj, Gabi... Nie wiem, jak mam zacząć...
-Daj spokój. Przecież widziałam, co byłaś gotowa dla mnie zrobić.
-Wybaczysz mi?
-Już dawno to zrobiłam...
Xena przytuliła skroń do jej piersi.
-Nigdy już cię nie uderzę.
-Uderzysz, Xeno. Ale ja i tak ci wybaczę. I nie opuszczę cię nigdy.
Koniec