Chmiel Katarzyna Karina Syn Gondoru 02 Orthank

background image

SYN

GONDORU


Część druga

Orthank





background image

Rozdział I

Orthank


Aragorn stłumił ziewnięcie i dyskretnie rozmasował kolano. Byli w drodze już od

wielu godzin, zmęczenie wszystkim dawało się we znaki. Mimo ciężkiej i w zasadzie
nieprzespanej nocy sprawnie zwinęli obóz i ruszyli dalej skoro świt, by w południe,
wśród smętnych szarych mgieł, dotrzeć do wylotu Nan Kurunir – Doliny Czarodzieja.

Powitał ich ponury widok – wszędzie wokół widniały kałuże, śmieci i błoto, jakby

dopiero co przewaliła się tędy wielka powódź. Opary bijące z szczelin w ziemi
przesłaniały widok i Aragornowi przypomniały się legendy o Angbandzie. Kiedy był
dzieckiem, tak właśnie wyobrażał sobie ową drogę, którą Beren i Luthien zmierzali ku
twierdzy Morgotha – czarny gościniec, dymy buchające w niebo, błoto i brud.

Hasufel parsknął i zadrobił w miejscu, Strażnik pochylił się w siodle, by poklepać go

uspokajająco po szyi. Koń zastrzygł uszami i ostrożnie przestąpił nad połamanymi
deskami leżącymi w poprzek drogi. Od ostatniej nocy przepełnionej dziwnymi
szeptami i odgłosami, konie były bardzo niespokojne. Hasufel niechętnie szedł do
przodu, spięty jak cięciwa łuku. Co chwila chrapał i wietrzył, na zmianę to kładąc to
stawiając uszy. Gdyby nie to, że na czele orszaku podążał z niezmąconym spokojem
Cienistogrzywy, przecierając szlak, jeźdźcy mieliby nie lada kłopoty, by zmusić swe
wierzchowce do wejścia we mgły Nan Kurunir. Na szczęście konie szły posłusznie za
przykładem nieustraszonego przywódcy stada, podobnie jak jeźdźcy, mimo wielu
obaw, ufnie podążali za Gandalfem.

Aragorn jechał jako drugi, tuż za czarodziejem. Obok Hasufela stąpał Arod z

Legolasem i Gimlim na grzbiecie. Dalej, w niewielkim odstępie, podążał Theoden bok w
bok z Eomerem i reszta Rohirrimów – wszyscy dwójkami, bo więcej koni nie mieściło
się obok siebie na gościńcu.

- Spójrzcie! - Gandalf uniósł laskę, wskazując w bok.
Z mgły wyłonił się ogromny, czarny i strzaskany słup. U jego podstawy leżał

kamień, pomalowany na biało, wykuty w kształcie dłoni z jednym palcem wysuniętym
do przodu. Kiedyś zapewne pełnił on rolę drogowskazu, teraz jednak, połamany i
zniszczony, walał się w błocie. Paznokieć owego palca, wskazującego niegdyś Orthank,
umazany był czymś czerwonym, co niepokojąco kojarzyło się z krwią.

- Drzewiec i jego Pasterze niczego nie przeoczą, jak widzę - zamruczał Gandalf.
- Co to może oznaczać? - Gimli wychylił się zza pleców Legolasa.
- Niebawem się przekonamy, mój zacny krasnoludzie - odparł czarodziej. - Dalej,

Cienistogrzywy, w drogę - i wielki mearas posłusznie ruszył przed siebie.

Aragorn odetchnął głębiej i wyprostował się w siodle. Drogowskaz. A zatem Brama

Isengardu jest już niedaleko. I jeśli Valarowie okażą się łaskawi, niebawem zobaczą
swoich towarzyszy z Drużyny.

Merry. Pippin.
I Boromir.
Opłakali już ich, tracąc nadzieję na to, że kiedykolwiek zobaczą przyjaciół żywych.

background image

Aragorn pamiętał własne osłupienie i radosne niedowierzanie, kiedy Gandalf przyniósł
im wieści, że cała trójka jest bezpieczna w Isengardzie, pod opieką entów (o ile w ogóle
można być bezpiecznym w siedzibie Sarumana).

Co też teraz porabiają, wszyscy trzej?
I co z Boromirem? Aragorna wciąż prześladowało wspomnienie spod Parth Galen -

gondorski miecz, porzucony wśród trupów orków w wydeptanej trawie, a obok
strzaskany Róg, leżący w kałuży krwi. Ludzkiej krwi, nie orkowej. Okropny widok.
Jakby to sam Róg broczył krwią ze śmiertelnej rany, jakby pękło mu serce.

Aragorn pamiętał, jakie wrażenie to na nim zrobiło. To i pokrwawiona,

porozrywana kolczuga, którą znaleźli porzuconą w lesie. Dlatego nie mógł się pozbyć
uczucia niepokoju i jak najprędzej chciał zobaczyć Boromira, by się upewnić, że
naprawdę nic mu nie jest. Co ciekawe, częściej myślał o synu Denethora niż o dwóch
hobbitach. Może dlatego, że trapiły go złe przeczucia, gdy szło o Boromira. Miał
nadzieję, że wkrótce się one rozwieją.

Cichy okrzyk Gimlego wyrwał go z zamyślenia. Z mgły zaczęły się wyłaniać stosy

połupanych głazów i potrzaskanych belek. Zamiast niezdobytych murów Isengardu
oczom ich ukazało się pobojowisko.

- Co tu się stało, na brodę Durina?- wybuchnął Gimli.
Tuż przed nimi wznosiła się Brama Orthanku. Wrota były wyważone, tunel otwarty

a mury dookoła przypominały bezładne rumowisko kamieni. Za plecami Aragorna
Rohirrimowie zaczęli szeptać między sobą w ożywieniu, ale Strażnik ich nie słuchał –
jego wzrok pomknął w górę, gdzie ponad roztrzaskaną Bramą znajdowało się coś, co
stało w jaskrawej sprzeczności z ponurym krajobrazem, a mianowicie biała płachta
obrusu zastawionego talerzami, kuflami i butelkami. Aragorn uśmiechnął się szeroko -
znał tylko jedne istoty, którym mogło przyjść do głowy, by urządzić wystawną ucztę w
tak osobliwym miejscu. Istotnie, nieco na prawo, zza stosu kamieni wyglądała
kędzierzawa, kasztanowa czupryna. Jej posiadacz, odwrócony plecami do przybyłych,
najwyraźniej drzemał, oparty plecami o głazy. Wtem jeden z koni parsknął rozgłośnie.
Czupryna podskoczyła, a pod nią ukazała się znajoma twarz.

- Witaj, Meriadoku Brandybuck - odezwał się Strażnik ciepło.
Hobbit zerwał się na równe nogi, odkładając na bok fajkę i wydmuchując smużkę

dymu. Jego wzrok przylgnął do Aragorna a twarz rozjaśniła się radosnym uśmiechem,
by zaraz spoważnieć na widok tylu znakomitych osobistości. Hobbit szybko omiótł
wzrokiem zebranych, jakby kogoś szukał, po czym uspokoił się i odchrząknął z
godnością.

- Witaj królu i wy wszyscy dostojni goście - zaczął dźwięcznym głosem, kłaniając się

zamaszyście i zaraz potem wykonując energiczny wykop w bok.

- Ała! - rozległ się oburzony głos. - Zgłupiałeś?
- Wstawaj, przyjechali - mruknął cicho Merry kątem ust, ale wyczulony słuch

Strażnika wyłowił jego słowa. Za stosem kamieni coś zaszurało i oczom zebranych
objawiła się druga kędzierzawa czupryna, nieco ciemniejsza od pierwszej. Peregrin Tuk,
podobnie jak Merry uważnie przyjrzał się zebranym, jakby ich liczył, a następnie wstał,
otrzepał się i obciągnął kubrak. Boromira jednakże, ku rosnącemu niepokojowi

background image

Aragorna, nigdzie nie było widać.

- Mamy zaszczyt powitać was w imieniu Drzewca - ciągnął tymczasem Merry

uroczyście - który teraz sprawuje pieczę nad Orthankiem. Ehkm, no tak, właśnie – rzucił
z roztargnieniem patrząc w bok, jakby na kogoś czekał. - My zaś wzięliśmy na siebie
obowiązek pilnowania Bramy.

- Między jedną butelką a drugą, jak widzę - zaśmiał się Gandalf. - Saruman zaiste

dba o swoich gości.

- Jego goście zadbali o siebie sami - wtrącił się Pippin. - Saruman, obawiam się, nie

ma teraz do tego głowy. Jest w swojej wieży, ale zajęty Smoczym Językiem. Pozwól, że
się przedstawię, miłościwy panie – dodał formalnie, zwracając się do Theodena. –
Jestem Peregrin, syn Paladina z rodu Tuków. Obaj z Merrym pochodzimy z dalekiej
północy.

- A nas, swoich druhów, nie witasz?! Nic nie powiesz Legolasowi ani mnie?! - nie

wytrzymał Gimli - O łajdaki, włóczykije, powsinogi kudłate! Aleście nam urządzili rajd
przez pół Śródziemia! O mało nóg sobie nie połamaliśmy! Gnamy za wami przez stepy i
lasy, przez bitwy i śmierć, wam na ratunek, a wy sobie tutaj uczty i zabawy urządzacie.
O, wy...! I macie ziele fajkowe, gadajcie zaraz skąd je wzięliście, bando psubratów!
Zaraz coś mi się zrobi, na młoty przodków, trzymajcie mnie, słowo daję, bo mnie
rozniesie!

- Zgadzam się z tobą w całej pełni – roześmiał się Legolas. – Choć ja raczej

spytałbym, skąd wytrzasnęliście wino?

- Jak widzę, ogłady ci nie przybyło, mój drogi Gimli - Pippin uśmiechnął się

łobuzersko. - Znajdujesz nas, zwycięskich, na polu chwały i zamiast nas podziwiać,
żałujesz nam paru skromnych łupów, na które sobie zasłużyliśmy.

- Zasłużyli sobie! - prychnął Gimli. - Zaraz mnie krew zaleje, trzymaj mnie

Legolasie, bo sam nie wiem co będzie!

Jeźdźcy Rohanu śmiali się w głos, przysłuchując tej rozmowie
- Gdzie jest Boromir?- zapytał Aragorn, podnosząc głos, by przekrzyczeć gwar za

swoimi plecami.

- Niedaleko stąd, przy zachodniej spiżarni - odparł Pippin, pokazując palcem za

siebie. - Nadzoruje przygotowania do skromnej uczty, jaką Drzewiec kazał wydać na
waszą cześć. Szczerze mówiąc, trochę nas zaskoczyliście przybywając o tak wczesnej
porze, spodziewaliśmy się was raczej bliżej wieczora - to rzekłszy, nabrał tchu w pierś -
Boroooomiiiir!!!- wrzasnął potężnie w kierunku murów, aż niektóre konie niespokojnie
poderwały łby.

- ..mir.. mir.. - odpowiedziały echa, dziwnie stłumione przez mgłę. Aragornowi

dreszcz przemknął po plecach. Złe przeczucia, mimo wyjaśnień hobbitów, nie chciały
go opuścić.

- W zasadzie to Boromir miał was oficjalnie powitać - dorzucił Merry.
- Jeśli czuwa tam tak samo, jak wy tutaj, to obawiam się, że nieprędko go

zobaczymy! - zagrzmiał Gimli.

- Niewątpliwie jesteśmy świadkami spotkania drogich sobie przyjaciół -

podsumował rozbawiony Theoden.- A więc to są wasi zaginieni towarzysze, Gandalfie?

background image

Ostatnie dni istotnie obfitują w dziwa. Tyle ich już widziałem, choć niedawno wszak
opuściłem progi Edoras, a oto przede mną stoją następne istoty z legendy. Jesteście
niziołkami, których niektórzy z nas zwą ―holbytla‖?

- Za pozwoleniem, miłościwy panie, wolimy, by nas nazywano hobbitami -

poprawił go Pippin grzecznie.

- Hobbitami? - upewnił się Theoden. - Dziwne to słowo. Ale brzmi dobrze. Hobbici.

Słyszałem różne legendy o was, ale żadna nie dorównuje rzeczywistości.

Merry i Pippin ukłonili się, biorąc te słowa za komplement.
- Jesteś aż nazbyt uprzejmy, miłościwy panie -rzekł Merry dwornie. – I dla nas jest

to osobliwe spotkanie, bowiem po raz pierwszy w czasie naszej długiej wędrówki,
napotykamy kogoś, kto wie cokolwiek o hobbitach.

- Mój lud pochodzi z północy - odparł Theoden. - Ale nie będę was zwodził, znam

niewiele legend dotyczących hobbitów. Tyle tylko, że daleko, za górami, lasami, w
norkach mieszka lud niziołków. Ale o ich czynach nic nie wiadomo, bowiem unikają
ludzi. Kiedy potrzeba potrafią znikać. I doskonale naśladują głosy ptaków. Z pewnością
można o was powiedzieć więcej.

- O, zdecydowanie tak - Pippin założył ręce na plecy.
- Nie słyszałem jednak - Theoden zmarszczył brwi - by opowiadano, że puszczają

dym ustami.

- A, to nie dziwota - zauważył Merry. - Ta sztuka jest celebrowana ledwie od kilku

pokoleń. Niejaki Tobold Hornblower, z Longbottomu w Południowej Ćwiartce
pierwszy wyhodował to ziele w swoim ogrodzie. Było to w roku 1070, wedle naszej
rachuby czasu. Tajemnicą natomiast pozostaje, w jaki sposób stary Tobby zdobył to..

- Strzeż się, królu! - rozległ się znajomy głos z lewej strony Bramy. Wszystkie głowy

zwróciły się w tamtą stronę. - Zaraz zostaniesz uraczony taką ilością nazw, dat, koligacji
i imion kuzynów, aż do dziewiątego pokolenia włącznie, że ani się obejrzysz a nastanie
zima.

- Jesteś nareszcie! - odezwał się Pippin z lekką pretensją w głosie. Wśród

Rohirrimów przeleciał szmerek.

Aragorn, który już wcześniej słyszał coraz głośniejszy chrzęst kamieni dochodzący

zza Bramy i skupił spojrzenie na tamtej części muru, pozwolił sobie na oddech ulgi.
Boromir zdrów i cały stanął na rumowisku ponad nimi. Mimo lekkiego tonu wydawał
się być spięty, ale może to było tylko takie wrażenie.

- Nie powinieneś ich więc zachęcać do snucia opowieści - ciągnął Gondorczyk,

ostrożnie stąpając po osuwających się mu spod nóg kamieniach. Na moment zniknął
zebranym z oczu, obchodząc duży głaz, ale głos jego brzmiał wyraźnie - ponieważ
ryzykujesz ból głowy. Wiem coś o tym - oznajmił, wyłaniając się na powrót. Na tle
czarnego muru, w swoim szarym, elfim płaszczu wydawał się ogromny. Trochę jak
nierealna postać, żywcem z legendy, bardziej duch niż istota z krwi i kości.

- Ha, ha. Prześmieszne - warknął Pippin z przekąsem.
- Królu - Boromir stanął przed przybyłymi i sztywno skłonił głowę. - Gandalfie. To

prawdziwy zaszczyt przyjmować was w Isengardzie. Witaj, Eomerze, długie miesiące
upłynęły od naszego ostatniego spotkania. Rad cię widzę w dobrym zdrowiu.

background image

- Witaj, lordzie Boromirze - Eomer przyłożył dłoń do czoła w geście szacunku.
Boromir odpowiedział mu uśmiechem, a następnie przeniósł wzrok na towarzyszy

z Drużyny.

- Jak się macie, przyjaciele?- zagadnął ciepło. - Mam nadzieję, że stęskniliście się za

mną równie mocno, jak ja za wami. Cali i zdrowi, mam nadzieję? Zsiądźcie i przyłączcie
się do nas - to mówiąc wskazał obrus zastawiony butelkami.

-Ten przynajmniej umie się zachować - zamruczał krasnolud.
- Gdzie jest Drzewiec, Boromirze?- zapytał Gandalf.
- W lesie na północ stąd. Powiedział, że idzie się napić czystej wody. Większość

entów mu towarzyszy, jako że mają tam jeszcze sporo pracy.

- I zostawili Orthank bez nadzoru?- Gandalf zmarszczył krzaczaste brwi.
- Ależ skąd! - zaprzeczył Boromir żywo. - Wszędzie dookoła Isengardu

porozstawiane są czujki. Mysz się nie prześlizgnie. Nawet stąd widzę jednego enta przy
tamtej skale. To chyba Żwawiec - wskazał kierunek ręką. Przy tym ruchu płaszcz, jakim
był starannie okryty rozsunął się i Aragorn zmrużył oczy, widząc bure pasma zakrzepłej
krwi na całym froncie boromirowego kaftana. Materiał był porozcinany w okolicy
lewego obojczyka. Baczny wzrok Strażnika odnotował też bandaż na udzie i wąskie
rozcięcie powyżej, ślad po cięciu mieczem. A więc nie mylił się, przypuszczając, że
Boromir został ciężko ranny pod Parth Galen. Tyle, że ktoś, kto stracił tyle krwi,
powinien dopiero zwlekać się z łoża. Nie minęło wszak jeszcze dziesięć dni od tamtej
bitwy. A Boromir nie sprawiał wrażenia człowieka osłabionego. Wprost przeciwnie,
wyglądał wyjątkowo krzepko i poruszał się bez widocznego wysiłku, jakby ten bandaż
wcale mu nie przeszkadzał. Dziwne.

- Tak, widzę tam samotnego enta - potwierdził Legolas. - Stoi nieruchomo z

opuszczonymi rękami.

- Właśnie minęło południe, a my od świtu nic nie mieliśmy w ustach - zauważył

Gandalf. - Wspominaliście coś o jakiejś uczcie...

- W rzeczy samej. Czeka na was pod północną ścianą Orthanku - Boromir ponownie

pokazał im kierunek ręką. - Drzewiec prosił, bym wam przekazał, że on sam tam was
powita.

- Dodam też, że zastaniecie tam obiad i różne przysmaki – wtrącił się Merry, który

wraz z Pippinem pofatygował się na dół. - Specjalnie wyszukane i dobrane przez wasze
pokorne sługi.

Po tych słowach, obaj hobbici, a ku zaskoczeniu przybyłych, także Boromir skłonili

się dwornie.

- Od tego trzeba było zacząć! - roześmiał się Gandalf - Czy pojedziesz ze mną,

królu? Poznasz Drzewca, a to najdostojniejszy i najstarszy z entów. Sam Fangorn. A z
jego ust usłyszysz pradawną mowę. To niedaleko, trzeba będzie tylko objechać to
jezioro.

- Pojadę chętnie - odparł Theoden. - Do widzenia, moi drodzy hobbici. Mam

nadzieję, że niedługo się spotkamy - to powiedziawszy zwrócił wzrok na Boromira. -
Znalazłeś odpowiedzi na owe twe tajemnicze pytania, które pchnęły cię w daleką
podróż, synu Denethora?

background image

- Znalazłem - odparł Boromir poważnie.
- Cieszę się. Rad bym z tobą porozmawiać, ale nie mam serca odbierać cię

przyjaciołom. Na pewno macie mnóstwo spraw do omówienia. Kiedy jednak już się
nagadacie, chciałbym cię prosić na słówko.

- Oczywiście. Jak sobie życzysz, panie - Boromir skłonił głowę.
- W drogę! - zakomenderował Gandalf.


Obieżyświat zsiadł jako pierwszy i nogi Merry’ego, jakby bez udziału woli, same

ruszyły w jego stronę. Strażnik rzucił wodze, przyklęknął i objął go serdecznie na
przywitanie i dopiero ten uścisk uzmysłowił hobbitowi w całej pełni, że to się dzieje
naprawdę, że znów są Drużyną. Przymknął oczy, wdychając znajomy zapach dymu
ogniska, skór i lasu, jaki zawsze towarzyszył Obieżyświatowi.

- Wszystko dobrze? - spytał cicho Aragorn, kiedy już się od siebie odsunęli. Oczy

mu się uśmiechały.

Merry pokiwał głową. Bo wszystko było dobrze – nie byli już sami, a ich przyjaciele

zdrowi i cali dotarli do Isengardu.

Wszystko dobrze - powtórzył sobie Merry w myślach, rozkoszując się tymi słowami.

Obieżyświat uścisnął raz jeszcze jego ramiona i musiał zająć się Pippinem, żywiołowo
okazującym radość ze spotkania. Merry odsunął się, robiąc przyjaciołom miejsce i
obejrzał się za siebie. Boromir pochylał się właśnie nad Gimlim, wymieniając solidny,
żołnierski uścisk ręki. Obok zaś stał Legolas, patrząc na człowieka z wyrazem wielkiego
zakłopotania na twarzy. Merry też się zdziwił, bo pierwszy raz widział taką minę u elfa.

- Zmieniliście się - usłyszał głos Obieżyświata i odwrócił się ku niemu. Strażnik

trzymał Pippina na wyciągnięcie ramienia i spoglądał na niego bacznie, marszcząc
czoło. Miał taki sam wyraz twarzy, jak Legolas, niepewności i zakłopotania. - Nie wiem
dokładnie, na czym to polega, ale jesteście jacyś ... inni.

- A ty za to nic się nie zmieniłeś - odparował Pippin wesoło. - Jesteś naszym

Obieżyświatem, jakiego znamy i kochamy, tylko ta zbroja ci nie pasuje.

- Aragornie? - rozległ się za nimi głos Boromira. Hobbici odsunęli się na boki.

Obieżyświat wstał i uśmiechnął się.

- Witaj, Boromirze.
Obaj mężczyźni zrobili krok ku sobie i wyciągnęli ręce, by żołnierskim, braterskim

gestem ująć się za przedramiona, gdy wtem zamarli.

Merry rozdziawił usta i zamrugał oczami.
Na twarzy Boromira odmalowało się podobne osłupienie, gdy tak patrzył na

Aragorna.... z góry. Normalnie ustępujący Strażnikowi wzrostem, Boromir był teraz od
niego wyższy.

Obaj mężczyźni, jak na komendę, spojrzeli pod nogi, upewniając się, że stoją na

równym terenie, po czym podnieśli pełen niedowierzania wzrok.

- Jak..? - zaczął Aragorn.
- Co..? – wszedł mu w słowo Boromir. Następnie obaj urwali, a Aragorn wyciągnął

ręce i położył je na ramionach przyjaciela, jakby chciał się przekonać, czy go wzrok nie

background image

myli.

- Na brodę Durina! – zdumiony okrzyk krasnoluda przykuł uwagę zebranych.

Gimli stanął obok Pippina, który niemal dorównywał mu wzrostem. - Czy to wy
urośliście, czy też ja się skurczyłem?

- To oni - zauważył Legolas. - To oni wystrzelili w górę, jak pędy po deszczu.
- Jak to zrobiliście, gadajcie zaraz!- zażądał krasnolud podpierając się pod boki.
Hobbici wymienili z Boromirem zszokowane spojrzenia.
- Nie zauważyliście, że jesteście więksi? – Legolas uśmiechnął się z rozbawieniem.
- N...nie - wyjąkał Merry.
- Niby jak? - odezwał się Pippin. - Przecież nie noszę przy sobie miarki!
- Nasze ubrania! - wykrzyknął Merry w olśnieniu. - To dlatego moje spodnie są

krótsze! Myślałem, że to po tym łażeniu w kałużach się skurczyły. To dlatego twój
kaftan cię ciśnie! - rzucił triumfalnie, oskarżycielsko celując w Boromira palcem. -
Miałem rację, że to nie moja wina!

- I to dlatego guziki od koszuli zaczynają mi się urywać - mruknął Pippin.
- Od MOJEJ koszuli?- Merry zmarszczył brwi. – Jeśli choć jeden zgubiłeś, powieszę

cię na jej rękawie!

- Uważajcie, znowu ma napad! - Pippin odskoczył i schował się za Legolasem. -

Strasznie agresywny się zrobił, odkąd ta koszula nim zawładnęła - poinformował elfa
poufnym tonem.

- O, nie! Bezczelny Tuk! Miarka się przebrała, ściągaj ją natychmiast, albo osobiście

ją z ciebie zedrę! - Merry ruszył ku Pippinowi.

- Widzisz? Widzisz? – Tuk dał nura za plecy roześmianego elfa.
- Oni tak bez przerwy - jęknął Boromir, robiąc przesadnie rozpaczliwą minę. - Jak to

dobrze, że już przyjechaliście – dorzucił z ulgą. Rozbawiony Aragorn poklepał go
pocieszająco po ramieniu.

- No, no, ładne rzeczy - krasnolud pokręcił głową, przyglądając się Boromirowi. -

Ledwo na dziesięć dni spuściliśmy was z oka i proszę! Strach pomyśleć, co by było,
gdybyśmy zostawili was bez opieki przez miesiąc! W żadne drzwi byście się nie
zmieścili!

- Aż tak źle nie jest - Merry wzruszył ramionami. - Ubrania są ciasne, ale jeszcze

pasują i da się w nich chodzić.

- Mów za siebie - mruknął Boromir. - Ja ledwie oddycham w tym kaftanie. Zaraz!

Czy to oznacza, że po powrocie nie zmieszczę się w moją paradną zbroję?! - przeraził
się.

- Co tam w zbroję, ja mam poważne obawy, że się nie zmieszczę w moim własnym

łóżku! - oznajmił Pippin dobitnie.

- Trzeba mieć pusto w głowie, żeby porównywać moją zbroję do łóżka! Gdzie tu

hierarchia wartości? – oburzył się Boromir. - Szkoda, że od napoju entów nie przybyło ci
rozumu, mości Pippinie!

- Jakiego napoju?- zainteresował się Legolas, ale ani Boromir ani Tuk nie zwrócili na

niego uwagi.

-Taa? Jak sobie pościelisz w tej swojej zbroi i się w niej prześpisz to zmienisz zdanie,

background image

mości Boromirze!

- Jakoś nie widzę sensu w tej argumentacji!
- Bo może wypiłeś za mało napoju!
- Oni tak bez przerwy - obwieścił Merry dobitnie, zwracając się do Aragorna. – Jak

to dobrze, że przyjechaliście - dodał, celowo powtarzając słowa Boromira.

Elf i krasnolud zaczęli się śmiać. Boromir łypnął na hobbita, ale darował zebranym

ripostę, jaką szykował dla Pippina.

- Nie mogę się temu nadziwić - Gimli pokręcił głową. - Bliżej wam teraz do

krasnoludów niż do hobbitów. Że już o mości Boromirze nie wspomnę, któremu
niewiele do trolla brakuje.

- Ale jak to się mogło stać?- Boromir popatrzył na Aragorna pytająco, jakby miał

nadzieję, że Strażnik wszystko mu zaraz rozsądnie wytłumaczy.

- A skąd mam wiedzieć?- Aragorn rozłożył ręce. - Piliście albo jedliście coś
dziwnego?
- Woda entów! - Merry pacnął się w czoło.
- Piliście wodę entów?! - Legolas zbliżył się żywo. - A zatem nic dziwnego, że

jesteście więksi. Dobrze, że tylko na tym się skończyło.

- Wiedziałem, że nie powinienem brać tego podejrzanego paskudztwa do ust! -

mruknął Boromir gniewnie.

- To podejrzane paskudztwo uratowało ci życie - wytknął mu Merry. - Bez niego

byłoby z tobą krucho. Lepiej chyba być większym niż martwym.

- Właśnie! Byłbym zapomniał - Aragorn rozsunął płaszcz Boromira, odsłaniając

kaftan i przyjrzał mu się uważnie. - Jesteś ranny.

- Byłem - poprawił go Boromir, sięgając po połę płaszcza, żeby się okryć z

powrotem, ale Aragorn go powstrzymał.

- Co się stało?- zapytał Strażnik dotykając rozcięcia w kaftanie. Gimli i Legolas też

się zbliżyli, by spojrzeć.

- Nic takiego - odparł Boromir niecierpliwie.
- Nic takiego?! – powtórzył Pippin z oburzeniem. – Boromira raniły trzy strzały! –

wyjaśnił Aragornowi, nie zważając na groźne spojrzenie, jakie posłał mu Gondorczyk.
Gimli gwizdnął z przejęcia i niedowierzania. - A to - hobbit wskazał kreski ponad
bandażem na udzie i na kaftanie - ślady po orkowych szablach. Na przedramionach też
takie ma.

-Trzy strzały?! – Aragorn zmarszczył brwi. - Gdzie?
- Dalibyście spokój... - zaczął Boromir niechętnie, ale nikt go nie słuchał.
- Tu, tu i tam - objaśniał Pippin, pokazując palcem. – Ta na szczęście tylko go

drasnęła, a nie wbiła się jak pozostałe.

- Kto je wyjął?- pytał dalej Aragorn, mimo protestów Boromira, spychając jego

płaszcz za ramię i oglądając ślad po strzale, która przebiła mu rękę.

- Ta przeszła na wylot - podpowiedział mu Pippin usłużnie.
- Właśnie widzę.
- Ale najbardziej krwawiła ta rana pod obojczykiem.
- Pippinie...- syknął gniewnie Boromir.

background image

- Kto je wyjął?- powtórzył Aragorn, spoglądając pytająco na hobbita.
- Ja też tutaj jestem! - warknął Boromir.
- Orkowie - odparł Tuk.
- Kiedy?
- Zaraz po tym, jak go postrzelili.
Aragorn spojrzał na Boromira ze współczuciem.
- Boli, jak tak dotykam?
- Nie!- burknął Gondorczyk.
- A teraz?- spytał, fachowo zginając jego rękę.
- Też nie. Czy moglibyśmy już...-
- Nic ci nie dokucza?
- *WY* mi dokuczacie! - wybuchnął Boromir, stanowczo wyrywając rękę z uchwytu

Aragorna i zdecydowanym gestem zawijając się płaszczem.

Aragorn uniósł dłonie ku górze w obronnym geście.
- Dobrze, już dobrze. Chciałem się tylko upewnić, że wszystko jest w porządku.
- Pod tym względem tak - odparł Boromir, spuszczając wzrok.
Aragorn zmarszczył brwi i już otwierał usta, by spytać, pod jakim względem nie,

kiedy przerwał mu Gimli.

- Brak tylko Froda i Sama, a Drużyna byłaby w komplecie - zauważył krasnolud z

westchnieniem.

Aragorn zauważył, że Pippin przysuwa się nieznacznie do Boromira. Nie uszło też

jego uwadze, że Merry blednie.

- Wiecie coś o Frodzie?- zapytał Tuk ostrożnie.
- Frodo zmierza do Mordoru - odparł Aragorn.
- Sam?! - wykrzyknął Boromir w osłupieniu.
- Nie ―sam‖ a z Samem.- poprawił go Aragorn, uśmiechając się lekko.
- We dwóch do Mordoru?! Bez żadnej eskorty? Jak mogłeś ich tak puścić?! - Boromir

rozłożył ręce.

- To była decyzja Froda, na którą nie miałem wpływu - odpowiedział Aragorn,

patrząc na Boromira uważnie. - Poza tym nie mogliśmy zostawić was w łapach orków.

- Ale to szaleństwo! Obłęd jakiś! Dwaj hobbici zdani na... - Gondorczyk urwał nagle

i spojrzał w dół. Pippin mocno ściskał jego dłoń, patrząc znacząco. Boromir rzucił
szybkie spojrzenie na Aragorna, potem znowu na Pippina, odetchnął głęboko i zamilkł
dotykając dłonią czoła.

- Tak widać miało być - podsumował Aragorn, zastanawiając się nad tą wymianą

spojrzeń. - Valarowie postawili przed nami nowe, odmienne zadania, a los Powiernika
biegnie własnym torem.

Na moment zapadła cisza. Pierwszym, który ja w końcu przerwał był krasnolud.
- Ekhm, no więc tak, właśnie. Zmieniając może temat, pozwól, mości Boromirze -

Gimli chrząknął i wysunął się do przodu – że, jako wyraz radości z naszego spotkania,
wręczę ci coś.... – to mówiąc, sięgnął po podłużny i pokaźny pakunek, który niósł
przewieszony przez plecy. – Jeśli tylko zdołam się wyplątać z tych przeklętych
rzemieni, a dziękuję mój drogi Legolasie. No więc, ekhm ekhm – ciągnął Gimli,

background image

odwijając ciemne sukno. - Myślę, że się ucieszysz.

Merry ciekawie wyciągnął szyję. Gimli odwinął kolejny pas materiału i hobbit

złowił błysk metalu.

- Mój miecz!!!!- wykrzyknął Boromir, szeroko otwierając oczy.
- Ano tak. Wziąłem go w nadziei, że będę mógł zwrócić go właścicielowi - Gimli

rzucił sukno pod nogi, oparł ostrze o ziemię i triumfalnie położył dłoń na głowicy.

- Niosłeś go przez całą drogę?! Z Parth Galen?! - Boromir wciąż jeszcze nie

dowierzał.

- Owszem. W końcu czego się nie robi dla tow... ugh!!! – zdumiony Gimli nie zdołał

dokończyć zdania; Boromir przypadł do niego, przykląkł i zamknął go w iście
niedźwiedzim uścisku.

- U... uważaj.... miecz! - stęknął krasnolud.
- Dziękuję!!!
- Mości Bo... Boromirze... khh... połamiesz mi żebra!
- Dziękuję! - dla zaakcentowania słów Gondorczyk entuzjastycznie uścisnął go raz

jeszcze, aż krasnolud zachwiał się na nogach, i w końcu uwolnił ze swych objęć.
Następnie, wciąż klęcząc, delikatnie, pieszczotliwie niemal, ujął rękojeść swego miecza.
Merry uśmiechnął się widząc wyraz jego twarzy. Oczy człowieka jaśniały. Tak
uradowanego Boromira chyba jeszcze nigdy hobbici nie widzieli.

- Pomyślałem sobie – Gimli odetchnął głębiej i odchrząknął, lekko zakłopotany - że

to będzie taki znak. Po prostu nie mogłem go tam zostawić pośród orkowego ścierwa,
by rdzewiał w zapomnieniu, bo to by było tak, jakbym przekreślał szansę, że cię jeszcze
kiedykolwiek zobaczę. Nie mieliśmy wielkiej nadziei na ocalenie waszej trójki, więc
wziąłem go, żeby no... jakby to ująć - zaczarować los. Choć niektórzy elfowie, ehm hm,
nie wskazując palcem - Gimli łypnął znacząco w bok - twierdzili, że dodatkowy ciężar
będzie mi przeszkodą w marszu.

Boromir uniósł na niego roziskrzony wzrok.
- Jestem twoim dłużnikiem, Gimli synu Gloina - oświadczył.
- Drobiazg! - krasnolud niby to niedbale machnął ręką, ale widać było po nim, że jest

bardzo zadowolony.

Boromir, uśmiechnięty od ucha do ucha, wstał i otrzepał spodnie.
- Aż chce się żyć - oznajmił, z czułością przesuwając palcami po ozdobnej rękojeści.

Zebrani też się uśmiechali, widząc jego radość.

- Na brodę Durina - dobiegł ich pomruk Gimlego. - Ten człowiek ma ramiona jak

imadło.

Legolas i Merry zaśmiali się cicho, ale Boromir nie dosłyszał tego komentarza zajęty

mieczem i Pippinem, który podszedł doń i zaczął mu wykładać, jak to miał rację, mówiąc,
że nie wszystko przepadło i nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje.

- Może wejdziemy do kordegardy?- zaproponował Merry. - Pewnie jesteście zdrożeni

i głodni, a w środku czeka na was obiad.

- Twe słowa, mój drogi hobbicie, niczym balsam spływają na mą duszę - Gimli

energicznie zatarł ręce. - Prowadź, prowadź, nie zwlekając.

Aragorn też zrobił krok we wskazanym kierunku, kiedy nagle zauważył dziwną

background image

wymianę spojrzeń między Merrym a Boromirem. Zmarszczył brwi, wyczuwając napięcie
i zawahanie. Trwało to zaledwie mgnienie oka i nikt poza nim tego nie zauważył, ale
beztroski nastrój, jaki go przed chwilą opanował, nagle się ulotnił. Atmosfera zgęstniała,
coś się zmieniło. Niby Pippin dalej wesoło paplał coś do Gimlego, Legolas śmiał się
dźwięcznie, ale Aragorn poczuł, jak wraca dawny ciężar na sercu.

- Aragornie? - Boromir, spięty i poważny, spojrzał mu prosto w oczy. – Czy mogę

zamienić z tobą słowo, na osobności?

- Teraz?
- Chciałbym mieć to już za sobą. To ważne - Boromir zacisnął palce na rękojeści

miecza. - Nie zajmę ci dużo czasu.

Aragorn rzucił dyskretne, tęskne spojrzenie na odchodzących ku kordegardzie

towarzyszy. O niczym innym nie marzył, jak zjeść coś i wyciągnąć się choć na chwilę w
spokoju. Ostatnią rzeczą, na jaką teraz miał ochotę były poważne rozmowy na osobności.
Ale mimo zmęczenia nie mógł – i nie chciał - odmówić. Po raz pierwszy Boromir zwracał
się do niego z taką prośbą i Aragorn, choćby nie wiadomo jak zmęczony, zamierzał go
wysłuchać. Nie raz próbował się zbliżyć się do dumnego Gondorczyka, chcąc go poznać i
zawsze napotykał chłodną uprzejmość i mur. Boromir wyraźnie trzymał się na dystans i
dawał mu do zrozumienia, że nie ma mowy o żadnym spoufalaniu się. Braterstwo broni
– owszem, proszę bardzo, lecz na tym koniec. Dlatego też teraz Aragorn poczuł się
zaintrygowany.

- Jak sobie życzysz - powiedział, pochylając głowę w geście zgody.
Boromir podziękował mu spojrzeniem i wskazał na pobliski zaułek wśród gruzów.
- Może tam? – zaproponował.
Aragorn zachęcił go gestem do marszu, dając do zrozumienia, że chętnie pójdzie za

nim. Ruszyli w tamtą stronę w milczeniu, kamienie chrzęściły im pod nogami. Aragorn
obejrzał się przez ramię. Merry stał przy wejściu do wieży i patrzył za nimi. Strażnik
zmarszczył brwi i przyspieszył kroku – Boromir wysforował się do przodu i właśnie
mijał wyłom w murze. Tam odwrócił się i czekał, nadal ściskając w dłoniach miecz.

- Usiądziemy? - Aragorn podszedł bliżej i zapytał, widząc, że towarzysz stoi,

niezdecydowany.

Boromir pokiwał głową. Usiedli ramię w ramię na dużym, płaskim kamieniu.

Aragorn zerknął kątem oka – palce Boromira tak mocno zaciśnięte były na rękojeści, że
aż kłykcie mu zbielały.

Milczenie przeciągało się. Strażnik czekał cierpliwie, aż Boromir zacznie mówić, lecz

jednocześnie nie mógł opędzić się od niemiłego mrowienia, jakie często nawiedzało go
w przeczuciu zbliżającego się wroga.

Dlaczego właśnie teraz udzielało mu się to przedbitewne napięcie?
Syn Denethora wziął głęboki wdech i podniósł głowę, przerywając kontemplację

rękojeści swego miecza.

- Próbowałem sobie jakoś ułożyć to co mam ci do powiedzenia - zaczął cicho - ale

wszystko mi uleciało, mam pustkę w głowie. Nie wiem, jak ci to powiedzieć, więc
zrobię to wprost. Ale najpierw... - Boromir podniósł na niego poważny i czujny wzrok -
chciałbym cię o coś spytać: czy rozmawiałeś z Frodem, po tym jak pobiegłem za

background image

hobbitami?

- Nie. Nie widziałem się z nim od czasu narady nad rzeką - odparł Aragorn

ostrożnie.

- A więc nie wiesz, co naprawdę stało się pod Amon Hen... - Boromir stwierdził

raczej, niż spytał, znowu zwracając spojrzenie na miecz i pocierając palcem małe
wyszczerbienie tuż pod rękojeścią.

Aragorn wbił w niego surowy wzrok. Była to rzecz, o którą zamierzał go wypytać,

może nie tak od razu, ale niebawem na pewno – pamiętał bowiem te zdawkowe,
wymijające zdania, jakimi ich uraczył Gondorczyk, wracający do obozu po długiej i
tajemniczej nieobecności.

- Boromirze, *co* stało się pod Amon Hen?
- Poszedłem za Frodem, żeby z nim porozmawiać o drodze do Minas Tirith - zaczął

Boromir, biorąc głęboki wdech; mimo napięcia, jakie się w nim wyczuwało, jego głos
brzmiał pewnie i bardzo spokojnie. - Nie zdołałem go przekonać, by poszedł ze mną,
więc spróbowałem odebrać mu Pierścień. Siłą.

Aragorn zamarł. Przez mgnienie oka wydawało mu się, że Boromir żartuje – może

dlatego, że powiedział to tak od niechcenia.

Ale on nie żartował.
A dla Aragorna najgorsze w tym wszystkim było uświadomienie sobie, że on się

takiego wyznania spodziewał. To okropne, ale nie był aż tak zaskoczony, jak być
powinien. Dużo wszak myślał od czasu Parth Galen, składał całości układanki i obraz
jaki zaczął mu się wyłaniać, powodował ów przypływ złych przeczuć. I oto teraz
wszystkie się potwierdzały. Podczas spływu Anduiną musiał być ślepy, że nie
zauważył, na co się zanosi. Młodsi hobbici szeptali mu w zaufaniu, że Boromir jest
―jakiś dziwny‖ – on sam widział, że ich towarzysz zmienił się od pobytu w Lorien. Ale
zakładał, że Boromirowi dają się we znaki trudy podróży i brzemię trosk...

I nic nie zrobiłem. Widziałem, że się źle dzieje i nic nie zrobiłem. Co ze mnie za przywódca?

Jestem – byłem- odpowiedzialny za całą Drużynę. Za Boromira też. I zamiast interweniować,

stałem z boku, rozmyślając o odległych sprawach, o Mordorze, o losach świata. A tymczasem
Nieprzyjaciel działał na wyciągnięcie ręki. To, co stało się pod Amon Hen to w pewnym sensie
również moja wina, moje niedopatrzenie. Tamtego nieszczęsnego dnia nawet nie zauważyłem, że

Boromir wymknął się za Frodem, zupełnie jakby jakaś zasłona spowiła mi oczy i umysł...

Ślepiec, ślepiec i jeszcze raz ślepiec. Boromir był aż nazbyt oczywistym celem dla

Pierścienia. A on, dowodzący Wyprawą od Morii, przegapił oznaki zmian,
zbagatelizował dziwne zachowanie towarzysza i nie zdołał zapobiec katastrofie. Pytanie
brzmiało teraz jak głęboko te zmiany wryły się w Boromira i co dalej.

Tymczasem Boromir ciągnął dalej, po chwili zawahania:
- Jakiś szał mnie opętał. Frodo nie chciał słuchać moich argumentów i nie zgodził się

iść ze mną do Minas Tirith. Rzuciłem się na niego, a wtedy on zniknął. Nawet nie
zdążyłem go dotknąć. Myślę, że włożył Pierścień na palec - Boromir popatrzył na niego
uważnie i ponownie wziął głęboki oddech. - I to w zasadzie wszystko, co chciałem ci
powiedzieć – dodał, spuszczając na moment wzrok ku ziemi i zaraz podnosząc go,
jakby pytająco, na Strażnika.

background image

- Jak to „wszystko‖? - Aragorn zamrugał oczami. - Nic więcej nie masz mi do

powiedzenia?!

- A co jeszcze chciałbyś wiedzieć?- zapytał Boromir spokojnie.

Aragorn, mając wrażenie, że grzęźnie w bagnie albo w jakimś koszmarnym śnie,

powolnym gestem podniósł dłoń do czoła i ucisnął nasadę nosa kciukiem i palcem
wskazującym.

Valarowie, jakże potwornie był zmęczony! Naprawdę, nie miał siły na to wszystko.
Spojrzał w bok – Boromir obserwował go bacznie.
- Czy nadal pragniesz Pierścienia? - musiał o to spytać.
- Tak - padła spokojna i szczera odpowiedź. - I nie.
Aragorn wstał i przyciskając dłoń do czoła zaczął się przechadzać, tam i z

powrotem. Boromir nie spuszczał z niego wzroku.

- Żałujesz, że ci się nie udało go zabrać, tam pod Amon Hen? - rzucił, zatrzymując

się na chwilę. Ku jego zaskoczeniu Boromir uśmiechnął się lekko.

- Oni zadali mi to samo pytanie - mruknął, przesuwając palcami wzdłuż jelca.

Aragorn pomyślał sobie nagle, że byłoby lepiej, gdyby odłożył ten miecz...

- Jacy ―oni‖?
- Hobbici. Merry i Pippin.
- Powiedziałeś im? - Aragorn uniósł brwi w zaskoczeniu.
- Powiedziałem.
- I co?
- Wybaczyli mi, wyobraź sobie - Boromir wzruszył ramionami. - Tak po prostu. I

zachowują się tak, jakby nie chowali do mnie urazy. Zwłaszcza Pippin. Żeberek nie chce
mi darować - Gondorczyk uśmiechnął się do siebie - ale Pierścień mi wybaczył.

- Jakich żeberek, na litość? - Aragorn, zdezorientowany, potrząsnął głową.
- To długa historia - mruknął Boromir, zbywając go machnięciem ręki.
Aragorn patrzył na niego z niedowierzaniem. Jak to jest, że nie miał problemów z

dogadaniem się z obcymi rasami, z Legolasem, Gimlim, a nie mógł zrozumieć
teoretycznie najbliższego mu człowieka z Drużyny?

- Możesz mi wyjawić, co zamierzałeś zrobić z Pierścieniem? - jego głos zabrzmiał

ostro, może odrobinę za ostro.

- Chciałem go zabrać do Minas Tirith - Boromir wbił wzrok w ziemię – I powierzyć

Denethorowi. Mój ojciec wiedziałby, jak go użyć dla dobra Gondoru.

- Od dawna to planowałeś?
- Co? - spytał Boromir niepewnie.
- Przejęcie Pierścienia.
- Nie planowałem tego! - odparł Boromir szybko, jakby wystraszony. - To.. to się

stało nagle, wtedy pod Amon Hen. Daję ci słowo honoru, że niczego nie planowałem.
Poszedłem za Frodem, żeby go namówić na Minas Tirith. I w trakcie tej rozmowy coś
się zaczęło ze mną dziać, przyszło mi do głowy, że nie mogę pozwolić, by Pierścień
został zniszczony i że muszę go użyć dla ratowania kraju. I nie mogłem się tej myśli
oprzeć.

background image

- Mimo iż wiesz, że Pierścienia nie można użyć?- Aragorn patrzył na niego surowo.

- To Pierścień używa tego, kto ośmieli się wyciągnąć po niego rękę! A wszystko co z
jego pomocą zostanie zdziałane, nieuchronnie, ZAWSZE, obraca się w zło! Na litość
Nienny, przecież byłeś na Naradzie! Nie słuchałeś tego, co mówili Elrond i Gandalf?

- Słuchałem.
- I co?
- Myślałem, że będę wystarczająco silny...
- Boromirze! Sam Gandalf bał się wziąć Pierścień na przechowanie, choćby tylko na

chwilę. Elfowie nie chcą go nawet dotykać! Nic ci to nie dało do myślenia?

- Myślałem... - zaczął Boromir żałośnie.
- Może mniej myśl, a bardziej słuchaj, co mówią starsi i mądrzejsi od ciebie! –

wybuchnął Aragorn gorzko. Boromir skulił się i zwiesił głowę, milknąc.

Strażnik odetchnął głęboko i przyłożył dłoń do czoła.
Spokój. Uspokój się - przykazał sobie surowo. - Krzykiem nic nie zdziałasz, pogorszysz

tylko sprawę. On potrzebuje wsparcia, a nie sędziego. Co się stało, już się nie odstanie. Pamiętaj,
że też nie jesteś bez winy. Trzeba było czuwać, a nie spać.

Biedny Frodo.
Myślałem, że jego decyzja o odejściu z Drużyny była świadoma i przemyślana. A tymczasem

on po prostu uciekał.

Niech Iluvatar ma go w swojej opiece.
Niech ma w opiece nas wszystkich.
Raz jeszcze odetchnął, dla uspokojenia i odezwał się cicho:
- Przerwałem ci, przepraszam. Co myślałeś?
- Nic - Boromir nie podniósł nawet głowy.
- Powiedz.
- To i tak już teraz bez znaczenia - odparł, wzruszając ramionami i opierając obie

dłonie na jelcu. Aragorn patrzył na niego w milczeniu, ważąc w myślach kolejne
pytanie.

- Żałujesz tego, co się stało?- zagadnął.
Boromir poderwał się na równe nogi, jakby w niego piorun strzelił.
- Oczywiście, że żałuję!!! – wybuchnął. - A co ty sobie myślisz?! Że mi dobrze ze

świadomością, że wszystkich zawiodłem? Że okazałem się najsłabszym ogniwem w
Drużynie?!

- Odłóż ten miecz, Boromirze.
Boromir wyprostował się sztywno, uniósł dumnie głowę a na twarz wypełzł mu

nieładny, krzywy uśmiech.

- Bez obaw, dziedzicu Isildura - prychnął kpiąco. - Nic ci z mojej strony nie grozi,

nie zamierzam cię zabić.

Aragorn pochwycił jego spojrzenie i wbił weń surowy wzrok, trzymając go na tej

uwięzi tak długo, aż brzydki uśmiech znikł zupełnie i Gondorczyk zawahał się, kuląc
lekko.

- Boromirze - Aragorn spytał cicho, lecz dobitnie - dlaczego to powiedziałeś?
Syn Denethora umknął spojrzeniem w bok, przygryzł wargę i nagle, zwieszając

background image

głowę, odwrócił się do niego plecami, bez słowa. Aragorn odczekał chwilę, po czym
wyciągnął dłoń i położył mu ją na ramieniu. Boromir spiął się, mięśnie pod palcami
Aragorna stwardniały niczym kamień, ale nie próbował się odsunąć.

- Usiądźmy - zaproponował Strażnik spokojnie i, lekko dociskając dłoń, pchnął

towarzysza ku kamieniom. Boromir posłuchał go i zajął swoje miejsce, ostrożnie
odstawiając miecz na bok. Westchnął ciężko i nerwowo zaplótł dłonie.

- Opowiedz mi dokładniej co stało się pod Amon Hen, jeśli możesz. Chciałbym znać

szczegóły - poprosił Aragorn.

Boromir przez chwilę wahał się, wyraźnie walcząc ze sobą, aż wreszcie skinął

głową, raz, na znak zgody. I zaczął mówić – o tym, jak poszedł śladami Froda i jak
znalazł go pod Amon Hen, o ich rozmowie i o tym, w co ta rozmowa się przerodziła. I
jak Frodo uciekł, a on szukał go, chcąc przeprosić, ale już było za późno, bo Frodo
przepadł bez śladu.

Aragorn słuchał go w skupieniu, nie przerywając. Śledził nie tylko treść

wypowiedzi, ale i jej ton, zwracając uwagę na wyraz twarzy towarzysza i na to, co kryło
się w jego oczach.

Boromir starał się mówić spokojnie i rzeczowo, ale emocje, jakie nim miotały były

łatwe do wyczytania. Wstyd i żal. Przerażenie. Niepewność. I tęsknota za Pierścieniem
też. Tyle, że wyrzuty sumienia wyraźnie górowały nad pożądaniem i Aragorn zaczął się
uspokajać – jeszcze nie jest tak źle, jak się obawiał. Boromir nie jest stracony. Teraz
trzeba mu pomóc i umiejętnie go przez ten chaos poprowadzić. I nie popełnić błędu.
Strażnik westchnął. Nawet bez problemów związanych z Pierścieniem Boromir nie był
łatwy we współpracy.

- A w jaki sposób ten szał cię opuścił? - zapytał, gdy towarzysz skończył swą

opowieść.

- Równie nagle jak przyszedł. W pogoni za Frodem potknąłem się i runąłem na

ziemię. I wtedy, jakby się obudziłem - Boromir zwiesił głowę. Przez chwilę milczał, a
potem ciągnął dalej, gorzkim, zrezygnowanym tonem. – Chciałbym powiedzieć, że to
było niezależne ode mnie, chciałbym powiedzieć, że nie pamiętam, co się przez ten czas
działo. Ale to nieprawda. Ja pamiętam wszystko, Aragornie, z bolesną dokładnością.
Każde słowo, jakie wtedy wypowiedziałem, każde przekleństwo, jakie... - urwał i
przetarł twarz dłońmi. - Był taki czas, kiedy naprawdę żałowałem, że orkowie mnie nie
zabili - szepnął.

Aragorn spojrzał na niego ze współczuciem.
- Pierścień zaiste ma straszną moc - mruknął, bardziej do siebie niż do Boromira –

Ponad nasze zrozumienie.

- A co ty niby możesz wiedzieć o mocy Pierścienia! - Boromir gniewnie poderwał się

znowu. Aragorn drgnął, zaskoczony. Nie nadążał za tą huśtawką nastrojów. - Nie masz
pojęcia przez co ja przechodzę! – ciągnął syn Denethora, gestykulując gwałtownie – Nie
widziałeś mnie pod Amon Hen! I nie widziałeś, co się ze mną działo na myśl, że Frodo
może przyjechać do Isengardu, więc mi nie opowiadaj... -

Aragorn wstał i w dwóch krokach pokonał dystans, dzielący go od ciskającego się

Boromira.

background image

- Myślisz, że tylko ty słyszysz jego zew?- zapytał, chwytając go za ramiona i

potrząsając nim solidnie. - Że tylko ciebie nęka jego głos? Mylisz się! Zapewniam cię, że
nie jesteś odosobniony w swych cierpieniach.

Boromir opanował się i jakby przygasł.
- Tak - szepnął ze smutkiem. – Może i odosobniony nie jestem, ale inni się mu

oparli. Ty się mu oparłeś. W przeciwieństwie do mnie.

Aragorn wzmocnił chwyt na jego ramionach.
- Może dlatego, że ja mam większe doświadczenie i wiem, czym mi grozi użycie

Pierścienia - odparł. - A może dlatego, że on skoncentrował całą swoją złą wolę na tobie.
Nie wiadomo. Może on ciebie po prostu wybrał - Aragorn uśmiechnął się lekko -
Możesz potraktować to jako swojego rodzaju komplement.

Boromir prychnął i odwrócił wzrok.
- Kiedy już zostaniesz namiestnikiem... - zaczął Aragorn.
- Nie zostanę namiestnikiem!- przerwał mu Boromir ostro.
- Słucham?- Aragorn puścił go ze zdumienia.
- Nie będę namiestnikiem.
- Dlaczego?- Aragorn mylnie zakładał, że nic go po pierwszej rewelacji Boromira nie

zaskoczy.

- Bo tak postanowiłem! Faramir godnie mnie zastąpi.
- Zaraz, powoli -Aragorn uniósł dłonie. - To ty jesteś dziedzicem Denethora, a

Faramir... -

- Będzie idealnym namiestnikiem! - wszedł mu w słowo Boromir. - Koniec dyskusji.

A zresztą – dorzucił z dziwnym błyskiem w oku – czyż nie tego chcieliście z
Gandalfem?

Aragorn spojrzał na niego pytająco, marszcząc brwi.
- Słyszałem! - ciągnął Boromir – Rozmawialiście o tym w Morii. O mnie i o

Faramirze. Gandalf wyraził ubolewanie, że to nie mój brat bierze udział w Wyprawie. I
powiedział coś o ironii losu, że często ci, co stoją w tle, są lepszym materiałem na
władców. Słyszałem to na własne uszy! - mówił z rosnącą irytacją.- Może i nie jestem
najmocniejszy w mowie elfów, ale zdziwiłbyś się wiedząc, jak wiele mogę zrozumieć!

- A zatem zrozumiałeś też, co odpowiedziałem Gandalfowi, prawda?- zaczął

Aragorn gniewnie i natychmiast się zganił w duchu : nie można pozwalać, by emocje
drugiej osoby zaczęły się udzielać. Zwłaszcza tak bezsensowne jak złość. – Pamiętasz
moje słowa?- spytał już łagodniejszym tonem.

Boromir nie odpowiedział.
- Skoro milczysz, przypomnę ci, że w odpowiedzi zacząłem chwalić twe zasługi dla

Drużyny. I powiedziałem, że moim zdaniem jesteś właściwą osobą na właściwym
miejscu. A może tego już nie usłyszałeś? Tak czy nie?

W odpowiedzi otrzymał niechętne, potakujące skinienie głowy.
- Usłyszałeś, tak?- upewnił się.
Znowu potaknięcie.
- A zatem, skoro znasz moje zdanie – powiedział Aragorn z naciskiem, patrząc mu

w oczy - dlaczego teraz wywlekasz tę sprawę? Dlaczego atakujesz mnie za słowa

background image

Gandalfa?

Boromir przygryzł wargę i wbił wzrok w swoje buty.
- Aż tak bardzo mnie nie znosisz?- zapytał Strażnik cicho.
- Nie, nie !- zaprzeczył Boromir szybko. - To nie tak. Dlaczego uważasz, że cię nie

znoszę?

- Bo takie sprawiasz wrażenie.
- Naprawdę? Ale ja.. cię szanuję, tylko... - Boromir zaplątał się i umilkł.
Aragorn czekał, obserwując go uważnie.
- Nie wiem, jak to powiedzieć - Boromir popchnął czubkiem buta niewielki kamyk. -

Jesteś inny, obcy, bardziej ze świata elfów niż ludzi. I często cię nie rozumiem.

- Skoro tak, to dlaczego poprosiłeś mnie o tę rozmowę? – drążył dalej Aragorn.
- Obiecałem Merry’emu - odparł Boromir szczerze. - I Pippinowi.
- Aha - Aragorn pokiwał głową. - A ja sądziłem, że w końcu zdobyłem twoje

zaufanie. Że zwracasz się do mnie z własnej, nieprzymuszonej woli.

- Bo tak jest! Nie powiedziałbym ci o Pierścieniu, gdybym ci nie ufał! - Boromir

spojrzał na niego z wielką powagą.

- Co nie zmienia faktu, że rozmawiasz ze mną niejako pod przymusem.
- Nie, nie pod przymusem - zaprzeczył Boromir żywo.
- Jesteś związany obietnicą, jeśli dobrze zrozumiałem.
- Nie złożyłbym jej, gdybym nie chciał z tobą porozmawiać! To by było bez sensu -

odparł Boromir i Aragorn wyczuł w jego głosie szczerość.

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
Boromir pierwszy odwrócił wzrok i wrócił na swoje miejsce. Usiadł i podparł głowę

rękami. Aragorn cicho usadowił się u jego boku, dyskretnie przyciskając dłonią żołądek,
który coraz natarczywiej zaczynał domagać się posiłku.

- Gondor potrzebuje silnego namiestnika - oznajmił Boromir po chwili, zduszonym

głosem. - Godnego zaufania. Takiego, który nie ulega wpływom... - przełknął głośno- ...
wpływom Nieprzyjaciela.

- Gondor potrzebuje namiestnika, który umocnił się doświadczeniem własnej

słabości - zauważył Aragorn łagodnie.

Boromir potrząsnął głową przecząco i przybrał zacięty wyraz twarzy. Aragorn znał

tę minę – oznaczała, iż można darować sobie argumenty – Boromir się zaparł i równie
dobrze można mówić do ściany.

- Pozwólmy, by Gondor sam zdecydował, kogo chce za namiestnika - podsumował

krótko, pojednawczym tonem, darowując sobie naukę o sile słabości. - Wstrzymaj się,
proszę, ze swą decyzją, zobaczymy co czas przyniesie. A tak między nami, czy możesz
mi zdradzić jak zamierzałeś tego dokonać? To znaczy jak w praktyce wyobrażasz sobie
zrzeczenie się praw i obowiązków? Staniesz przed swoimi poddanymi i powiesz im :
―Od dzisiaj waszym namiestnikiem jest Faramir. Do widzenia‖?

Boromir rzucił mu zaskoczone spojrzenie.
- W ogóle o tym nie pomyślałeś, zgadłem?- Aragorn uśmiechnął się lekko.
- Oczywiście, że pomyślałem!- oburzył się Boromir, choć jego mina świadczyła, że

raczej nie pomyślał.

background image

- I?
- I zamierzałem wyjaśnić to mojemu ojcu... - zaczął Boromir wolno, wyraźnie grając

na zwłokę.

- Nie pytam o Denethora, choć wiele bym dał, by zobaczyć jego minę, gdy mu

obwieścisz swą decyzję. Pytam o lud Gondoru, o twoich poddanych, twoich żołnierzy.
Co im powiesz?

- Że namiestnikiem będzie Faramir!- zdenerwował się Boromir. - I już!
- I już?- Aragorn uniósł brwi. - Myślisz, że dadzą ci tak po prostu odejść? Zażądają

wyjaśnień i będą mieli rację, bo to ich święte prawo, wiedzieć dlaczego ich porzucasz.

- Nie porzucam ich! - zaprotestował Boromir z mocą. - Będę im dalej służył, tylko w

inny sposób..

- To znaczy jaki? Co konkretnie zamierzasz robić?
Przez chwilę Boromir wyglądał jak uczniak przyłapany na gorącym uczynku.
- Nie wiem! - odpalił z rozpaczą. - To, co Faramir mi każe - poprawił się pospiesznie,

a potem skrzywił się, słysząc, jak to brzmi i zwiesił głowę, podpierając czoło dłonią.

Aragorn westchnął cicho.
Jak dziecko - pomyślał, kręcą głową.- Duże dziecko. Zawiódł się na sobie, więc postanowił

się ukarać ustępując ze stanowiska! Nawet nie pomyślał o praktycznych konsekwencjach takiej
decyzji. I jak tu mu wytłumaczyć, że to też jest egoizm, tyle że innego rodzaju? Wiem, że w

gruncie rzeczy on chce dobrze. I może na tym polega cały kłopot. On chce dobrze, a robi źle.
Valarowie! Jeśli taka będzie wasza wola, zasiądę na tronie Gondoru a ten człowiek będzie moją

prawą ręką. Moim zastępcą. Muszę znaleźć jakąś drogę, żeby do niego dotrzeć, muszę przebić się
przez ten mur, bo inaczej czarno widzę nasze wspólne rządy!

- Pewnie myślisz, że jestem kompletnym durniem - mruknął Boromir

nieoczekiwanie. Jego twarz była niewidoczna za zasłoną włosów. Aragorn uniósł brwi.

- Nie, mój przyjacielu - zaprzeczył. - Dlaczego tak sądzisz?
Boromir podniósł nieco głowę i zerknął na niego szacująco. A potem bez słowa zajął

się nitką sterczącą z nogawki.

Aragorn uśmiechnął się.
- Myślę natomiast, że jesteś w gorącej wodzie kąpany, o, to na pewno - oznajmił

przyjaźnie.

Boromir łypnął na niego i nagle przez jego twarz przemknęło coś na kształt

uśmiechu.

- Faramir też mi to powtarza - oświadczył. - Twierdzi, że jestem narwany.
- Może troszeczkę... - Aragorn też się uśmiechnął. - Ale to ma też swoje dobre strony

: mówisz to co myślisz i nie bawisz się przy tym w podchody. Cenię to.

- Naprawdę?- Boromir spojrzał na niego, mrużąc oczy. - Mój ojciec uważa to za

wadę.

- No cóż, pozwolę sobie się z nim nie zgodzić.
Boromir wziął głębszy oddech i nie odpowiedział, przez chwilę siedzieli w ciszy,

patrząc w zamyśleniu w dal.

- Sprujesz to sobie do końca i nogawka ci odpadnie - odezwał się wreszcie Aragorn.
Boromir spojrzał w dół na nitkę, którą od pewnego czasu bezwiednie nawijał na

background image

palec, chrząknął i urwał ją, przygładzając brzeg poszarpanego materiału.

- Potrzebuję nowego ubrania - westchnął. - Masz może coś zapasowego?
- Niestety - Aragorn rozłożył ręce. - Tylko to, co na sobie. Zostawiliśmy wszystkie

bagaże nad Anduiną, żeby nie obciążać się w biegu. Ale nie martw się - dodał, widząc,
że Boromir markotnieje. - Eomer na pewno coś znajdzie. Problem będzie natomiast ze
spodniami, obawiam się. Z nowymi może być kłopot, ale jak te pozszywasz powinny
wytrzymać jeszcze trochę.

- A masz nici?
- Porządny Strażnik zawsze ma przy sobie nici.- odparł Aragorn z uśmiechem.
- A może porządny Strażnik przypadkiem posiada również brzytwę?- Boromir też

się uśmiechnął.

-A jakże by inaczej?
- I grzebień?
- Znajdzie się i grzebień.
- I balię pełną gorącej wody?
- Jest w sakwie.
- A czy porządny Strażnik użyczyłby tych dóbr biednemu, sponiewieranemu

żołnierzowi?

- Z przyjemnością. A można wiedzieć, czym żołnierz golił się do tej pory?
- Nożykiem Samwise’a Gamgee.
- Wziąłeś Czerwony Nożyk Sama?!
- Przez pomyłkę! - Boromir rozłożył ręce, niby to kuląc się w przerażeniu. - Litości.

Tak wiem, będzie ze mną krucho. Tak, pilnuję go jak oka w głowie. I zawsze myję ręce,
nim go wezmę. I poleruję go po nocach. Już dobrze?

Aragorn roześmiał się krótko, lecz zaraz potem spoważniał widząc wyraz twarzy

Boromira.

- Powiedz mi, tak szczerze - syn Denethora badawczo patrzył mu w oczy. - czy

uważasz, że misja Froda jest wykonalna? Że dwaj hobbici mają jakiekolwiek szanse, by
przedrzeć się samotnie przez wojska Mordoru i zniszczyć Pierścień?

- Tak – odparł spokojnie.- Wierzę, że jest taka szansa.
Boromir uśmiechnął się gorzko.
- A ja nie - szepnął, patrząc w dal. - Gdyby... - mówił dalej po chwili milczenia. -

gdyby jeszcze nie byli sami. Miałem nadzieję, że ty, Gimli i Legolas im towarzyszycie.
Kiedy was zobaczyłem u bram Isengardu... - przerwał i pokręcił głową.

- Kto wie? Może tak jest najlepiej?- Aragorn też zapatrzył się przed siebie. - Może

nasza obecność stałaby się przeszkodą a nie pomocą. Dwóch hobbitów z pewnością
łatwiej zmyli straże i prześlizgnie się niezauważenie, jeśli nie będzie im nikt
towarzyszyć. Człowiek, elf i krasnolud bardzo szybko ściągnęliby na siebie uwagę. A
hobbici... zdziwiłbyś się, Boromirze, gdybyś wiedział jak bezszelestnie potrafią się
przemykać. Jak duchy. Pamiętaj też, że Frodo, Sam, Merry i Pippin we czwórkę, bez
żadnej ochrony, wymknęli się ścigającym ich Nazgulom i dotarli do Bree.

Boromir milczał.
-A poza tym - mruczał Aragorn w zadumie. - Kto wie, co by było gdybym został w

background image

towarzystwie Pierścienia na dłuższą metę? Może zamiast pomocy, stałbym się dla Froda
zagrożeniem?

- Tak sądzisz? - w oczach Boromira błysnęło nagłe ożywienie i zainteresowanie.

Jednocześnie ów dystans, jaki wciąż wyczuwalny był między nimi, jakby zmalał.

A więc to jest moja szansa - Aragorn wychwycił to natychmiast. - Tędy mogę do niego

dotrzeć. Łatwiej mu będzie nieść własną winę, jeśli zobaczy, że i ja, gdy idzie o Pierścień, mam

wątpliwości co do swojej siły. Od tego trzeba by zacząć, znaleźć wspólny język, coś co nas w
łączy.

- W końcu jestem tylko człowiekiem - odparł. - Nie wiem, czy wystarczyło by mi sił,

by dotrwać do samej Góry Przeznaczenia. Zresztą teraz nie ma co spekulować. Ta próba
została mi oszczędzona, Pierścień jest poza moim zasięgiem – przerwał na chwilę i
zamyślił się. Boromir nie spuszczał z niego wzroku. - Najgorzej było na początku. W
Bree - powiedział cicho. - I podczas podróży do Rivendell. Byłem sam z hobbitami, w
głuszy. I miałem Pierścień Władzy na wyciągnięcie ręki. Co za obrazy i sny pchały mi
się wówczas do głowy...

- Jakie obrazy?- wyszeptał Boromir zafascynowany.
- Wizje chwały, mnogich sojuszy i zwycięstw. Aragorn I, król Gondoru rzucający

Mordor na kolana, trzepoczące sztandary, Białe Wieże Minas Tirith i Minas Ithil
jaśniejące w słońcu. Kraje Północy rozkwitają, wolne od Cienia. Moja królowa u mego
boku, a rządy nasze sprawiedliwe i mądre - to rzekłszy, spojrzał na Boromira, który
wyglądał na zszokowanego. - A jakie były twoje wizje?- zagadnął.

- W zasadzie - zaczął Boromir, przełykając ślinę - były bardzo podobne. Właściwie

takie same, tylko... - urwał.

- Tylko królem był kto inny, nieprawdaż?- Aragorn uśmiechnął się lekko.
Boromir spuścił wzrok i kurczowo zacisnął dłoń na kolanie.
- Pierścień wie, czego w głębi serca pragniemy - Strażnik spojrzał na chmury

przesuwające się ponad szczerbatym murem Orthanku. - Kusi nas, mami obiecując
szybkie i łatwe zwycięstwo. Wszystko wydaje się takie proste, kiedy patrzy się na świat
przez złotą obrączkę. Ale to tylko przynęta. Wielkie kłamstwo. Bo tylko jedna wola
może zapanować nad Pierścieniem. Wola jego twórcy.

Boromir nadal milczał. Zapadła cisza. Aragorn wiele by dał, by dowiedzieć się o

czym teraz myśli.

- Trzech z nich było Numenorejczykami. Czarnymi wprawdzie, lecz w ich żyłach

płynęła krew naszych przodków - rzucił w dal, by wyrwać towarzysza z ponurego
zamyślenia.

Boromir zamrugał oczami.
- O kim mówisz?- zapytał zdezorientowany.
- Pozostali byli wielkimi królami, władcami ludzi... Sławnymi, mężnymi,

szanowanymi.

- Kto taki? – Boromir przechylił głowę.
- Nazgule - Aragorn spojrzał mu w oczy. - Upiory Pierścienia. To byli kiedyś ludzie,

tacy jak ty i ja. Wielu z nich, choć nie wszyscy, chcieli zrobić coś dobrego, dla swojego
kraju, dla poddanych, dla sławy. Dali się oszukać, przyjęli od Saurona Pierścienie.

background image

Spotkałeś jednego z nich w Osgiliath, drugiego widziałeś nad Anduiną. Miałeś więc
okazję przekonać się, co Pierścień Władzy robi z człowiekiem.

- Nie wiedziałem, że to kiedyś byli ludzie - Boromir skrzywił się nieznacznie.
- Naszej krwi, niektórzy - podkreślił Aragorn. - Gdyby któryś z nas wziął Pierścień

stalibyśmy się im podobni.

- Ale nie można zaprzeczyć, że są potężni - zauważył Boromir cicho.
- Są potężni - odparł Strażnik - bo pcha ich wola Saurona.
- Jeśli w ten sposób mógłbym zapewnić Gondorowi zwycięstwo, poświęciłbym się.

Zostałbym i Upiorem, byle tylko wrogowie pierzchali przede mną - upierał się Boromir
posępnie. - Wszyscy rzucają się do ucieczki, kiedy na polu bitwy pojawia się Nazgul.
Widziałem to na własne oczy - dodał cicho. - Niestety.

-Tyle że, to wojsko Gondoru by przed tobą pierzchało - wytknął mu Aragorn. -

Pamiętaj o tym szczególe. Sauron zrobiłby z ciebie swoją broń i wymierzył ją w Gondor.
Boromirze! - Strażnik nachylił się ku niemu i przykrywając jego dłoń swoją, ścisnął ją
mocno. - Nie ma dobrych Upiorów Pierścienia! - powiedział, z mocą akcentując każde
słowo.

Boromir westchnął głęboko i umilkł. Aragorn czuł pod palcami jego puls, mocny i

szybki. Siedzieli tak przez chwilę.

- A zatem co dalej?- Boromir podniósł głowę. - Co robić?
- Walczyć - odparł Aragorn prosto. - Bronić tego, co nam drogie.
- Jak?
- Ze wszystkich sił.
- Trzeba ją jeszcze mieć, tę siłę - oznajmił Boromir gorzko.
Aragorn zacisnął palce na jego dłoni.
- Nie poddawaj się - powiedział cicho. - Nie możesz.
Boromir przecząco pokręcił głową.
- Nie poddawaj się, bo to będzie oznaczało, że Sauron właśnie wygrał.
- Umówiliście się, czy jak? - Boromir poruszył się niecierpliwie. - Merry do

znudzenia powtarza mi to samo!

- Nie umawialiśmy się - Aragorn uśmiechnął się lekko. - Tak po prostu jest. Prawda

jest taka, że ulubioną bronią Nieprzyjaciela jest rozpacz i zwątpienie. Boromirze, spójrz
na mnie! On właśnie tego chce, nie rozumiesz? Chce, żebyś się załamał, żebyś stracił
nadzieję. I dlatego nie możesz tego zrobić. Nie pozwól mu zatriumfować.

- Ale co ja mogę zrobić?- odezwał się Boromir pękniętym głosem. - Ja naprawdę nie

mam nadziei. Nic na to nie poradzę. Nie wierzę, że misja Froda może się powieźć. To
szaleństwo, to kpina ze zdrowego rozsądku...

- I dlatego ma szansę powodzenia! - przerwał mu Aragorn stanowczo. - Sauron się

tego nie spodziewa. Będzie szukał Pierścienia wszędzie, tylko nie w Mordorze. I nasze
w tym zadanie, twoje też, by utwierdzać go w tym przekonaniu.

- Jak?
- Musimy odwrócić jego uwagę od własnego kraju. Sprawić, by pomyślał, że... -

Aragorn urwał nagle i szacująco spojrzał na Boromira.

- Czy możliwe jest, że Saruman cię widział? – zapytał, rozważając w myślach nagłe

background image

olśnienie.

- Nie wiem, chyba tak - odparł Boromir ostrożnie, zaskoczony tą zmianą tematu -

Byłem na murach podczas szturmu entów, ale... dlaczego pytasz?

- Ciekawe, czy cię rozpoznał. Pewnie tak, to w końcu potężny czarodziej, wiele wie.
- Nie rozumiem, co to ma do... -
- Gandalf twierdzi, że Orthank komunikuje się jakoś z Barad-Durem – Aragorn

puścił rękę Boromira i zmarszczył czoło, myśląc na głos. - Nie wie jak, ale władcy tych
dwóch wież przekazują sobie wiadomości. A skoro tak, Sauron wkrótce dowie się o
upadku Isengardu, o ile już nie wie. To będzie dla niego duże zaskoczenie i
nieprzewidziana okoliczność. Jego Oko zwróci się w tę stronę, gdzie w
niewytłumaczony sposób runęła druga po Mordorze potęga. Gdzie dziwnym zbiegiem
okoliczności pojawiła się armia entów prowadzona przez... Boromira z Gondoru.

- Przecież to nie ja dowodziłem!- zaprotestował syn Denethora. - W ogóle nie

miałem wpływu na to co się dzieje!

- Ale on tego nie wie! Widziano cię wśród entów. Stałeś na murach, jak mówisz, a

więc bez trudu ktoś patrzący z zewnątrz mógł cię wziąć za dowódcę.

- I co z tego?- Boromir wzruszył ramionami. - Do czego zmierzasz?
- Ciekawe, czy Saruman widział też hobbitów...
- Stali obok mnie... Smoczy Język! Smoczy Język widział nas wszystkich.

Rozmawialiśmy z nim.

- A więc tu dotarł - Aragorn przymrużył oczy.
- Tak, Drzewiec kazał go przepuścić do Sarumana. Przedtem jednak ucięliśmy z nim

sobie mała pogawędkę.

- Rozpoznał cię?
- Oczywiście.
- A zatem Saruman musi wiedzieć, że tu jesteś. Dobrze się składa - Aragorn

uśmiechnął się i pokiwał głową.

- Co się składa?- Boromir rozłożył ręce - Aragornie! Przestań mówić zagadkami, nie

jestem w nastroju, żeby... -

- Niezdobyty Orthank legł w gruzach, armia entów, o której nigdy wcześniej świat

nie słyszał, rzuciła wyzwanie Sarumanowi i wygrała. A na murach stał Boromir z
Gondoru i dwaj hobbici. Rozumiesz już? Wiesz, co sobie Sauron pomyśli?

- Nie, nic nie rozumiem...
- Sauron pomyśli, że masz Pierścień!
Oczy Boromira rozszerzyły się.
- Pomyśli, że wziąłeś go na własność i to z jego pomocą obaliłeś potęgę Sarumana.

Bo jakże by inaczej? Do głowy mu nie przyjdzie, że entowie sami postanowili
interweniować. Nie! Oto pojawia się nowy, zuchwały władca Pierścienia, który w ten
sposób rzuca mu wyzwanie. Cała jego uwaga przeniesie się tutaj, z dala od Mordoru. A
tym samym szanse Froda rosną!

Boromir zmarszczył czoło i odwrócił wzrok, rozważając te słowa.
- Tak, to ma sens - ciągnął Aragorn. - Dzięki szpiegom Sauron wiedział, że Pierścień

zmierza na południe. Wiedział ilu nas jest i do jakich plemion należymy. W każdym

background image

razie Gandalf tak twierdzi, a ja wierzę jego słowu. Zapewne Nieprzyjaciel zakładał, że
zmierzamy do Minas Tirith i czekał, aż wybuchnie między nami konflikt i pojawi się
nowy władca Pierścienia.

- I miał rację, bo bardzo niewiele brakowało, a by się pojawił - szepnął Boromir, a

jego twarz ściągnęła się w bólu.

- Ale się nie pojawił! - uciął Aragorn stanowczo. - Jest tylko jeden problem -mruknął.

- Oko odwróci się od Mordoru i Froda, to prawda, ale cała jego uwaga spocznie teraz na
Minas Tirith.

Boromir podniósł na niego niespokojny wzrok.
- Nieprzyjaciel może uderzyć szybciej i gwałtowniej niż to sobie na początku

zakładał. - Aragorn skrzywił się i zacisnął pięść. Zapadła cisza.

- Nie dość, że zawiodłem Drużynę to jeszcze nieświadomie ściągnąłem na mój lud

zgubę - odezwał się Boromir gorzko. - Jak zły omen. Wystarczy, że pojawię się na
murach Isengardu... -

- Nie lubię takich wywodów! - Aragorn przerwał mu, spoglądając surowo. - Ani to

mądre, ani zgodne z prawdą. Nie ty ściągasz zgubę na Gondor i wolałbym, żebyś
powstrzymał się przed opowiadaniem takich głupot w mojej obecności.

- Przecież sam powiedziałeś - odparł Boromir gniewnie - że Sauron uzna mnie za... -

zawahał się - za władcę Pierścienia i dlatego zaatakuje Minas Tirith!

- Powiedziałem, że możliwe jest, iż przyspieszy atak. Który i tak jest tylko kwestią

czasu. Niezależnie od tego, co zrobisz Sauron i tak zaatakuje Gondor. Przecież wiesz o
tym.

- Wiem! Ale im później atak nastąpi tym lepiej, więc kiedy powiedziałem, że

ściągam na... -

- Boromirze, przestań! - przerwał mu Aragorn ze zmęczeniem.
Syn Denethora rzucił mu urażone spojrzenie i umilkł, lecz rozdrażnienie nadal było

po nim widać.

- A co jeśli ten atak już się zaczął?- powiedział po chwili, patrząc przed siebie.
- Dlaczego miałby zaczynać się już teraz? Jeszcze na to za wcześnie, mimo wszystko.

Nawet Sauron potrzebuje czasu, by... - Aragorn urwał, widząc, że Boromir go nie
słucha.

- Siedzimy tu sobie i gadamy po próżnicy, a tymczasem Minas Tirith już nie ma... -

syn Denethora nie odrywał wzroku od horyzontu, jakby zahipnotyzowany. - Białe
Wieże padają, mury obracają się w pył... -

- Boromirze... - Aragorn poczuł dreszcz przemykający mu po plecach.
- ...Dom Namiestników staje w ogniu, jego kopuła pęka, Faramir płonie żywcem a

dym bucha w... -

- Boromirze!
Syn Denethora drgnął i zamrugał oczami, jakby budził się ze snu.
- Spójrz na mnie! - zażądał Aragorn. Boromir niechętnie uniósł wzrok.
- Kiedy to wyśniłeś?- zapytał Strażnik cicho. Boromir zamarł zaskoczony, lekko

mrużąc oczy. Aragorn drążył dalej. - Miałeś wizję, tak? Nie odwracaj się, patrz na mnie.
Kiedy?

background image

- Przedostatniej nocy - Boromir przełknął z wysiłkiem.
- Opowiedz mi o tym.
Boromir otworzył usta i zamknął je, wahając się.
- Co jeszcze widziałeś?
- Moje ręce płonące jakby za szybą - Boromir bezwiednie potarł dłonie. - I Faramira

na stosie pogrzebowym. Był nieprzytomny, ale ja słyszałem jego głos wzywający mnie
na pomoc. Ale nie mogłem nic zrobić, bo między nami było morze ognia.- urwał i
zwiesił głowę.

- Słyszałeś jeszcze jakieś słowa, poza głosem brata?
- Nie. Tylko...
- Tak?
- Śmiech. Okropny śmiech, gdzieś z dali. I wtedy się obudziłem.
Aragorn zmarszczył czoło w zadumie.
- Boję się, że już za późno - szepnął Boromir. - Że nie będę miał do czego wracać.
- Nie wolno ci tak myśleć. Takie wizje to dzieło Nieprzyjaciela, wywoływane po to,

by złamać ducha.

- A jeśli to prawda?
- To nie może być prawda. Skoro nie zawiera żadnego przesłania ani wskazówek, a

tylko wznieca strach i niepewność musi pochodzić od Nieprzyjaciela - oznajmił Aragorn
z mocą.

- Obyś miał rację - Boromir ze znużeniem potarł czoło. - Mam nadzieję, że to się

więcej nie powtórzy. W przeciwnym wypadku te sny mnie wykończą - mruknął pod
nosem.

- Sny?- Aragorn podchwycił natychmiast. - To było ich więcej?
Boromir skrzywił się, jakby zły, że mu się to wymknęło.
- Nieważne - machnął ręką.
- Wprost przeciwnie, bardzo ważne.
- Myślę, że powinniśmy wracać do kordegardy - Boromir niezdarnie spróbował się

wywinąć. - Nasi towarzysze zastanawiają się pewnie, dlaczego tak długo nas nie ma i...

- Nie ruszymy się stąd, dopóki mi nie powiesz o co chodzi.
Boromir żachnął się, spojrzał na niego spode łba, a potem westchnął, widząc, że się

nie wykręci.

- O czym są te sny?- Aragorn nie ustępował.
- Zwykle o tym samym – burknął Boromir - O upadku Gondoru. O zagładzie,

śmierci, krwi i zniszczeniu - przerwał i ze złością kopnął kamyk, który leżał przy jego
stopie. - Od pewnego czasu bardzo źle sypiam – dodał po dłuższej chwili milczenia.

- Pamiętasz, kiedy to się zaczęło?
- Nie pamiętam dokładnie, ale jeszcze w ubiegłym roku. Od tej przepowiedni chyba.

Od Osgiliath. A potem sny się wzmogły w trakcie... - Boromir urwał i niespokojnie
zerknął na Aragorna.

- W trakcie Wyprawy, tak? - domyślił się Strażnik.
- A szczególnie po Lorien - wyznał Boromir cicho.
- Jak często ci się śnią te koszmary?

background image

- Co noc - Boromir wzruszył ramionami i kopnął następny kamyk.
- Co noc?! - Aragorn szerzej otworzył oczy. - I nic mi nie powiedziałeś?!
Boromir wzruszył ramionami i nie odpowiedział.
- Czy ktoś w ogóle wie o tych twoich snach? – drążył Aragorn dalej.
- Nie. A po co miałbym komuś mówić?
- Boromirze!- jęknął Aragorn. - Choćby po to, żeby uzyskać pomoc! Powinieneś był

mi powiedzieć... -

- I co byś zrobił, ciekaw jestem! - przerwał mu Boromir niecierpliwie. - Załóżmy, że

bym ci powiedział. I co? Jak byś mi pomógł, mmm?

- Na przykład, na początek zaproponowałbym ci pewien wywar ziołowy, po

którym dobrze się śpi.

- O, niedoczekanie! Ja nie używam żadnych podejrzanych mikstur - Boromir nadął

się dumnie, zgodnie z oczekiwaniami Strażnika.

- Interesujące zdanie w ustach kogoś, kto opił się wody entów i dla kogo trzeba

będzie przebudować Białą Wieżę, bo się w nią nie zmieści - wypomniał mu Aragorn z
satysfakcją.

Boromir roześmiał się krótko.
- A to co innego. Zostałem zmuszony pod wpływem okoliczności.
- Nie opowiadaj, zrobiłeś to specjalnie, żeby na wszystkich patrzeć z góry - Aragorn

pogroził mu palcem.

- A szczególnie na pewnego Strażnika – Boromir łypnął na niego łobuzersko. - O,

tak, przejrzałeś mnie. Nie mogłem przeboleć, że ktoś jest ode mnie wyższy, w Gondorze
jedynie brat i ojciec dorównują mi wzrostem. Uknułem więc ten arcysprytny plan i pod
pretekstem przyłączenia się do Drużyny trafiłem prosto do Fangornu. Ha!

- Może ja też powinienem się napić tej wody - zamruczał Aragorn, przesuwając

dłonią po podbródku. - Celem przywrócenia właściwych proporcji.

-To wtedy ja się napiję jeszcze raz - zagroził Boromir. - Więc ty wypijesz znowu, a

potem ja... i nagle okaże się, że Minas Tirith jest za ciasne dla nas dwóch.

Roześmiali się, ale Aragorn poczuł nagły chłód. Czyżby?... Spojrzał uważniej na

towarzysza, ale oczy Boromira były przyjazne i rozbawione - to był tylko żart. Boromir
chyba nawet nie zorientował się, jak jego słowa mogły być odebrane.

- Tak po prawdzie - ciągnął syn Denethora – to miałem do wyboru wodę entów albo

śmierć głodową.

- Tak samo byłoby z moim wywarem - Aragorn uśmiechnął się nieznacznie.
- Jak to?
- Nie dostałbyś jedzenia, dopóki byś go nie wypił.
- O, ho ho – Boromir wyszczerzył zęby. - Powodzenia.
- Nie śmiej się, mój drogi. Jestem bardzo stanowczy, jeśli chodzi o zażywanie

lekarstw.

- Jestem równie stanowczy, jeśli idzie o ich nie zażywanie. Zaryzykowałbym nawet

twierdzenie, że jestem sławny pod tym względem. Poproś Faramira, żeby ci kiedyś
opowiedział, jak usiłował mnie skłonić do zjedzenia pigułek przeciw gorączce. To taka
nasza wesoła, rodzinna anegdota, rozumiesz.

background image

- Domyślam się, że mu się nie udało - Aragorn pokiwał głową.
- Oczywiście. Poległ, choć walczył dzielnie. Tobie radzę się z miejsca poddać,

oszczędzisz sobie zgryzot i nerwów. Jeszcze się taki nie trafił, co by mnie przekonał do
jakiejkolwiek kuracji.

- A twój ojciec?- zainteresował się Aragorn.
- A, nie, to co innego. Jak byłem dzieckiem i chorowałem, co, zaznaczam zdarzało

się bardzo rzadko, to od czasu do czasu musiałem coś zażyć. Kiedy nade mną stał,
rzecz jasna.

- A widzisz.
- Ale zdradzę ci pewien sekret - Boromir nachylił się ku niemu. - Kiedy tylko ojciec

wychodził, albo się odwracał, zaraz to wypluwałem - oznajmił konspiracyjnym
szeptem. - Nigdy się nie dowiedział - dodał z satysfakcją.

- Łobuz - Aragorn uśmiechnął się, kręcąc głową. - Ale ze mną ci się nie uda.
- Chcesz się założyć? - spytał Boromir wesoło.
- Nie musimy się zakładać. Wystarczy, że napuszczę na ciebie hobbitów.
- No nie, kto jak kto, ale żeby Strażnik Północy walczył niehonorowo! Tak się nie

godzi.

Roześmiali się obydwaj.
- Czasami dobrze jest też po prostu porozmawiać z kimś o takich snach - zauważył

Aragorn, poważniejąc. - To pomaga.

-No, nie wiem - Boromir nadal był rozbawiony. - Właśnie ci powiedziałem i zamiast

pomocy otrzymałem same groźby – od wizji śmierci głodowej po atak hobbitów. Teraz
do mojej kolekcji koszmarów dołączy kolejny: Peregrin Tuk usiłujący wlać mi do gardła
napój nasenny.

Aragorn parsknął śmiechem.
-Wracajmy do wieży - Boromir zdecydowanym gestem klepnął się w kolana i wstał.

- Okropny ze mnie samolub. Trzymam cię tu o głodzie, a tymczasem obiad stygnie. A
poza tym – mruknął - dostanie mi się za to, że nie pomagam przy posiłku.

Aragorn dźwignął się powoli. Miał jeszcze wiele pytań, ale zdecydował, że mogą

zaczekać. Ta rozmowa była dość wyczerpująca i im obu przyda się odpoczynek.

Boromir podniósł swój miecz i skierował się do wyłomu w murze, gdy nagle

zawahał się i odwrócił, spoglądając pytająco.

- Myślisz, że powinienem powiedzieć Legolasowi i Gimlemu?- zagadnął niepewnie.
Aragorn zmarszczył czoło.
- Nie - odparł po krótkim zastanowieniu. - Myślę, że nie ma takiej potrzeby.
- Naprawdę?- upewniał się Boromir, choć ulgę od razu było po nim widać. - Są

członkami Drużyny i chyba powinni się dowiedzieć...

- Moim zdaniem nie muszą. W każdym razie nie teraz. Zresztą jedyną osobą, która

powinna się na ten temat wypowiadać jest Frodo. Jego o to zapytaj. Jeśli on uzna, że
powinni wiedzieć, wtedy zdecydujesz.

Boromir pokiwał głową i odgarnął włosy za ucho. Aragorn przyjrzał mu się i

raptem jego wzrok zatrzymał się na długiej szramie, ciągnącej się wzdłuż szczęki.
Widział ją już wcześniej, ale nie miał okazji się przyjrzeć, jako że Boromir siedział

background image

odwrócony do niego lewym profilem. Blizna była paskudna.

- To trzeba było zszyć - mruknął. - Co najmniej w dwóch miejscach. - to mówiąc,

wyciągnął rękę i, ujmując Boromira za podbródek, obrócił mu głowę w lewo, by lepiej
widzieć.

- Niestety Ugluk zapomniał zabrać z domu nici - w oczach Boromira błysnęło

rozbawienie.

- Ugluk?
- To długa historia.
- Miecz? - Aragorn przesunął kciukiem wzdłuż blizny, upewniając się, że

opuchlizna zeszła.

- Bat - odparł krótko Boromir i wyswobodził się z jego uchwytu.
- Dobrze się goi.
- Dzięki wodzie entów. Chodźmy już, bo nawet ja słyszę, jak ci burczy w żołądku.
- Ma prawo - Aragorn ruszył ku kordegardzie. - Od świtu nic nie jadłem.
- Zaczynam mieć wyrzuty sumienia - Boromir przyspieszył kroku. - Mam nadzieję,

że lubisz grzanki z czerstwego chleba?


Już przed wejściem do kordegardy słychać było śmiech Pippina i niski głos

krasnoluda. Aragorn za Boromirem przedostał się do dużej sali przez wyłom w murze i
rozejrzał się ciekawie.

-Jadalnię urządziliśmy na pierwszym piętrze - wyjaśnił Boromir, wskazując schody.

- Trzeba patrzeć pod nogi, bo pełno tu błota, a deski są śliskie – pouczył go. Aragorn
pokiwał głową i uśmiechnął się skrycie na tę radę. Syn Denethora bardzo poważnie
traktował obowiązki gospodarza. - Korzystając z okazji, wstawię wodę na herbatę, bo
pewnie będziecie mieli ochotę napić się po obiedzie - ciągnął Boromir, odkładając miecz
i sięgając po drwa.

- Macie herbatę? - Aragorn uniósł brwi.
- Herbatę. I wino. I szynkę - Boromir zerknął przez ramię. - Był jeszcze boczek, ale

spiżarnia nie wytrzymała naporu dwóch wygłodzonych hobbitów.

- Wyobrażam sobie.
- Oj, chyba jednak nie. To trzeba było zobaczyć - Boromir dołożył drew i dolał

wody z wiadra do kociołka. - Zapasy, które zaspokoiłyby potrzeby mojego garnizonu
przez tydzień nie wytrzymały ataku dwóch niziołków. Wczoraj znaleźliśmy tę
spiżarnię, a już dziś już świeci pustkami.- to mówiąc zawiesił kociołek na haku.

- To już wiem, skąd ten czerstwy chleb. Wszystko inne pożarliście, tak?
- Oni pożarli - zaakcentował Boromir z uśmiechem, podnosząc miecz.
- Ach, tak, oczywiście. Oni. Ty żywiłeś się wodą entów, zapomniałem.

- Przez kilka dni naprawdę żywiliśmy się wyłącznie tą wodą - Boromir
zapraszającym gestem wskazał schody, puszczając Strażnika przodem. – Wodą i
okruchami sucharów. Jeśli ktoś przy mnie choćby wspomni słowo lembas, zacznę
krzyczeć -mruknął pod nosem.

- No jesteście nareszcie! - zagrzmiał Gimli na powitanie. W jadalni uczta trwała na

dobre, a biesiadnicy kończyli właśnie z dużym talerzem grzanek – na półmisku

background image

pozostały dwie kromki. - O czymż to tak długo rozprawialiście, co?

Aragorn dostrzegł kątem oka, że Boromir podnosi na niego czujny wzrok. Merry

również zamarł w napięciu.

- Ot, mamy takie swoje ... ludzkie sprawy - odparł Strażnik i uśmiechnął się do

Boromira, widząc pełne wdzięczności spojrzenie.


Merry odetchnął głęboko i dyskretnie odmrugnął Pippinowi, który szczerzył do

niego zęby. Uważnie przyjrzał się Boromirowi i ku swej wielkiej uldze dostrzegł, że ich
przyjaciel jest odprężony i spokojny. Podobnie jak Obieżyświat. A więc można zakładać,
że wszystko dobrze się ułożyło i że obaj mężczyźni doszli do porozumienia. Merry nie
wątpił w wyrozumiałość i mądrość Aragorna, bał się jednak o emocje Boromira i o to,
jak Gondorczyk poradzi sobie w tej konfrontacji. Wiele by dał, by dowiedzieć się jak
poszła rozmowa, ciekawość po prostu go zżerała i z zawstydzeniem skarcił się za
wścibstwo.

To rzeczywiście były ―ludzkie‖ sprawy.
Ale okropnie chciałby wiedzieć o czym dokładnie rozmawiali.
- Dobrze, że jesteś - Pippin zwrócił się do Boromira. - Trzeba dorobić grzanek.
- Nie mówcie mi, że wszystko zjedliście! - Obieżyświat ruszył ku wolnemu krzesłu,

które pokazywał mu Merry. Przechodząc za hobbitem położył mu rękę na ramieniu i
znacząco zacisnął palce. Merry rozpromienił się czując ten krótki, krzepiący uścisk.
Spojrzał w górę. Aragorn uśmiechnął się do niego na znak, że wszystko dobrze i usiadł
za stołem, między nim a Legolasem.

- Kto późno przychodzi, ten sam sobie szkodzi - zawyrokował Gimli, pochłaniając

przedostatnią grzankę.

- Odłożyliśmy kilka dla ciebie - Merry podniósł talerz, który przykrywał cztery

kromki i podsunął je Obieżyświatowi.

- A dla mnie oczywiście nic nie zostawiliście. Oczywiście – Boromir odprowadził

wzrokiem ostatnią grzankę, którą Pippin bezczelnie wepchnął sobie do ust i zebrał ze
stołu pusty talerz.

- Ty idziesz ze mną do spiżarni, a potem na dół robić następną partię - oznajmił Tuk,

wstając.

- Ależ Boromirze, przecież mówiłeś przed chwilą, że pijesz jedynie wodę entów. To

po co ci grzanki? - zauważył Obieżyświat ściągając płaszcz i rozplątując pas z mieczem.

- Tak mówił?- zainteresował się Pippin. - Jak możesz tak kłamać?- zwrócił się do

Boromira. - Po tym jak zjadłeś wszystkie zapasy?

- Ja zjadłem?! Ja?!
- A kto? Uważajcie moi drodzy, zaraz powie, że wino też się samo wypiło. Prawie

cały gąsiorek!

- Nie cały!
- To może jest szansa, że trochę dostanę, mmm? - zagadnął Legolas.
- Zaraz przyniesiemy - odparł Tuk.
- A co z tymi grzankami?- drążył Gimli.
- Już, już - Pippin wziął jeszcze jeden pusty talerz. - Boromir robi znakomite grzanki

background image

- oświadczył z dumą.

- Boromir z Gondoru?- upewnił się Gimli. - Ten, który za tobą stoi?
- Ten sam. Razem z Merrym wykryliśmy w nim wielkie talenty kulinarne i

wydobyliśmy je na światło dzienne z mrocznych otchłani gondorskiego lenistwa.

- Peregrinie Tuku, ty się kiedyś doigrasz... - zagroził mu Boromir.
- Świetnie robi też jajecznicę, obiecał mi, auć!...
- Zaraz z ciebie zrobię jajecznicę! - Boromir potargał go za czuprynę i popchnął

przed sobą w kierunku spiżarni.

- Dlaczego dopiero teraz ujawniłeś się ze swym talentem?- Legolas zawołał za nimi

wesoło.

- Bo wcześniej nie wiedziałem, że go mam! - dobiegło ze spiżarni. Po chwili Boromir

wrócił z gąsiorkiem, a Pippin z tacą z kubkami. - Jak mawia Peregrin Tuk : ―Uwielbiam
odkrywać coraz to nowe rzeczy, w których jestem świetny‖- dodał Boromir z
uśmiechem. - Ktoś jeszcze?- spytał, napełniając jeden i stawiając go przed Legolasem.

- Ja poproszę - Aragorn podsunął mu swój kubek.
- A ja chciałbym dolewkę piwa, jeśli wolno - oświadczył Gimli.
- I ja też - Merry skorzystał z okazji.
Boromir odstawił gąsiorek i sięgnął po beczułkę stojącą pod stołem.
- Możemy też podgrzać golonkę, osobno, jeśli ktoś ma ochotę - zaproponował.
- No, pytanie - Gimlemu zaświeciły się oczy.
- Pomożesz mi?- zwrócił się Boromir do Pippina.
- Uhm. Przecież po to wstałem.
- Jestem wzruszony.
Gimli w zamyśleniu przyglądał się Boromirowi rozlewającemu piwo do kubków.
- Zmieniłeś się - zamruczał.
- Tak, tak - Gondorczyk odstawił baryłkę na miejsce i machnął ręką. - Nie musisz

mi tego mówić, wiem. Zhobbiciałem.

Zebrani ze stołem wybuchnęli śmiechem.
- Hobbici też się zmienili - zauważył Legolas. - Czy to znaczy, że oni dla odmiany...

jakby to ująć, „zludzieli‖?

- Uczłowieczyli się, chciałeś powiedzieć - poprawił go Gimli.
- Pippin na pewno - Merry pokiwał głową. - On się silnie zboromirzył, że tak

powiem.

- A ty nie? - zagadnął Obieżyświat.
- Ja pozostałem sobą. Ktoś w końcu musi mieć na nich oko i pilnować porządku,

nieprawdaż?- Merry uśmiechnął się niewinnie.

Pippin osłonił usta dłonią i niby to poufnie oświadczył szeptem, który słyszano w

każdym zakamarku sali :

- Przytakujcie mu. Trzeba się z nim zgadzać, bo inaczej będzie miał kolejny napad.
Merry porwał ze stołu ogryzek i cisnął celnie w Tuka.
- O, właśnie - oznajmił Pippin, strząsając rozpaćkane jabłko i na wszelki wypadek

chowając się za Boromirem. Merry westchnął. Zaczynał mieć dosyć tych głupich uwag o
napadach. Raz, w porządku, dwa jeszcze ujdzie, ale ile można tego słuchać?

background image

- To miło widzieć, że niewola nie zgasiła w was humoru - zaobserwował

rozbawiony Gimli. - Nie chcę być natrętny, ale co z tym jedzeniem?

- Już idziemy - Boromir ruszył ku schodom. - Czy ktoś ma ochotę na herbatę?

Wszyscy, aha. Tego się obawiałem. W takim razie nie wystarczy kubków, muszę
pozmywać.

- Ty zmywasz? – zdumiał się Legolas. - On zmywa?- elf zwrócił się do Merry’ego.
- To kolejny z jego talentów, jaki odkryliśmy – Merry uśmiechnął się szeroko.
- Jestem okropnie zdezorientowany - oznajmił Gimli z przesadną powagą -

Myślałem, że wojownicy z Gondoru nie zmywają.

- Ci zhobbiciali owszem - oznajmił Boromir posępnie wśród śmiechów. - I to wcale

nie jest śmieszne!- zaznaczył z godnością. - A tak w ogóle – podparł się pod bok - można
wiedzieć dlaczego raptem wszyscy na mnie naskoczyliście? Uwzięliście się, czy jak?
Przerzućcie się na Pippina, z łaski swojej. Albo na Merry’ego.

- Nie uwzięliśmy się - zaprotestował Gimli. – Po prostu nie możemy nadziwić się

zmianom. I w ramach zmian ja też się ruszę na dół, żeby się włączyć do pracy, bo
inaczej nie doczekam się tych grzanek.

- Siedź, mości krasnoludzie. Jesteś ranny - Boromir spojrzał na bandaż, okalający

głowę Gimlego. - Poradzimy sobie z Pippinem – oznajmił, nie zważając na protesty
krasnoluda, twierdzącego, że to tylko draśnięcie. - Chodź, mój zludziały hobbicie.

-Tylko nie opowiadajcie niczego podczas naszej nieobecności, dobrze?- zastrzegł

Pippin, schodząc za Boromirem. - Zaczekajcie aż wrócimy.

- Muszę ci oddać sprawiedliwość, drogi Boromirze, te grzanki są naprawdę dobre -

oświadczył Gimli, chrupiąc swoją kromkę.

- Dziękuję - odparł Boromir, sadowiąc się między krasnoludem a Pippinem,

naprzeciw Obieżyświata.

Merry przysunął do siebie kubek z herbatą, a na talerz nałożył sobie od razu trzy

grzanki. Nadrabiał zaległości – wcześniej nic nie mógł przełknąć, bo denerwował się
przedłużającą nieobecnością Boromira i Strażnika. Teraz więc, kiedy napięcie go
opuściło, poczuł się dziko głodny.

- No, to opowiadajcie o bitwie - Boromir wsparł łokcie na stole i powiódł wzrokiem

od Legolasa do Gimlego.

- O, mowy nie ma - Gimli pogroził mu kawałkiem golonki nabitej na sztylet. - To my

za wami goniliśmy i to nam jako pierwszym należy się opowieść o waszych
przygodach.

- To chociaż powiedz, czy wygraliście - Boromir podpuścił go z uśmiechem.
Gimli aż podskoczył.
- Czy wygraliśmy?! - wybuchnął. - Słyszysz go, mości elfie, on pyta czy

wygraliśmy?! Czterdziestu dwóch, słyszysz?! Czterdziestu dwóch ubiłem
własnoręcznie, a ty pytasz czy wygraliśmy?!

- Czterdziestu dwóch?- Boromir z uznaniem skłonił głowę, ale w oczach błysnął mu

wesoły ognik. - Trolli, entów, czy może komarów...

background image

- Uważaj, mości Boromirze - golonka znów ostrzegawczo podjechała do góry. - Nie

drażnij głodnego krasnoluda.

- Czterdziestu dwóch - mruczał Gondorczyk. - Dość imponujący wynik, rzekłbym.
- Dwudziesty trzeci ork był dyskusyjny - zauważył Legolas znad swojego wina. -

Dostał strzałą w plecy, nim obecny tu samochwała pozbawił go głowy. Nie powinno się
go liczyć.

- Czterdziestu jeden - krasnolud znacząco trącił Boromira w bok, wskazując elfa

ruchem głowy. - Tylko tylu ma na koncie. Nie może tego przeboleć.

- Liczby są nieistotne - Legolas wzruszył ramionami. - Moralne zwycięstwo i tak

należy do mnie.

- Czterdziestu jeden! Zaledwie! Heh!- Gimli przechylił się nad stołem w jego

kierunku. - Wreszcie dowiodłem wszem i wobec, że krasnoludy są dzielniejsze w boju!
Przyznaj to, mości elfie.

- Ten cios w głowę ewidentnie ci zaszkodził, mój drogi Gimli. - Legolas spojrzał na

niego z rozbawieniem.

- Jak widzę, przyjaźń między narodami nadal kwitnie - roześmiał się Boromir. -

Przynajmniej tu się nic nie zmieniło. A swoją drogą, ciekaw jestem ilu ja narąbałem pod
Amon Hen. Nie liczyłem, a szkoda.

- No, ze dwudziestu tam leżało, jak nie więcej. Też piękna robota - pochwalił go

Gimli.

- Dziękuję. Gdybym miał więcej czasu z pewnością dobiłbym i czterdziestki -

oznajmił Boromir niedbale, sięgając po grzankę.

- O, tak, niewątpliwie dobiłbyś i setki, gdyby cię nie rozłożyli na łopatki –

zachichotał Pippin.

- Ty się kiedyś naprawdę doigrasz, mości Tuku - Boromir wbił w niego groźny

wzrok.

- Ułożyliśmy o tym pieśń - Pippin, kompletnie nie przejmując się miną człowieka,

wyszczerzył się w uśmiechu. - Ja i Merry.

- Ani mi się waż! - Boromir odłożył grzankę na stół.
- Chętnie posłuchamy - Legolas spojrzał na Obieżyświata, który, rozbawiony,

pokiwał twierdząco głową.

- Co, teraz? - Tuk wyprostował się ochoczo. - A, bardzo chętn...mmmhmmm!
- Puść go, Boromirze! - zaprotestował Legolas ze śmiechem. - Chcemy posłuchać.
- Po moim trupie - oznajmił Boromir uprzejmie, przytrzymując zakneblowanego

Tuka i jednocześnie grożąc palcem chichoczącemu Merry’emu.

- M-mm!!!
- Mości Boromirze, nie wstyd ci tak znęcać się nad słabszym i mniejszym od siebie? -

zaśmiał się Gimli.

- Nie - padła stoicka odpowiedź.
- Mmhm!
- Czy nie powinniśmy pospieszyć na pomoc temu biednemu hobbitowi?- Legolas z

troską spojrzał Gimlego.

- Poradzi sobie - Merry machnął ręką. I rzeczywiście Pippin rozpoczął zręczny

background image

kontratak za pomocą łaskotania. Boromir musiał zwolnić chwyt, żeby złapać go za ręce.

- No, dobrze - Obieżyświat uśmiechnął się znad kubka wina. - Chciałbym jednak

usłyszeć waszą historię, nie mamy dużo czasu. Merry? Opowiedz, co stało się na tej
polanie z dębem. I co było dalej.

- I tak potem zaśpiewam.
- Nie zaśpiewasz.
- A potem zaśpiewam o jarzębinie, specjalnie dla ciebie.
- Jedno słowo o jarzębinie, a naprawdę zrobię z ciebie jajecznicę.
- Ćśś, dajcie Merry’emu mówić.

- Ilu orków odłączyło się po tej kłótni, Boromirze?- chciał wiedzieć Legolas.
- Mnie nie pytaj, niewiele z tego wszystkiego pamiętam.
- Nie może tego pamiętać – wtrącił się Pippin - Był nieprzytomny z powodu

gorączki, oj, no co tak patrzysz, nie można nawet powiedzieć, że miałeś gorączkę?-
Pippin wzruszył ramionami, widząc spojrzenie Boromira. - A pamiętasz nocny atak
Rohirrimów, tak z ciekawości pytam?

- Ten, podczas którego skryliśmy się w wykrocie?
- Nie, ten po którym pojawił się Grisznak i porwał nas z obozu.
- Nie pamiętam żadnego ataku i żadnego Grisznaka.
- W sumie nic dziwnego – ciągnął Pippin, ignorując ostrzegawcze spojrzenie

Merry’ego. - Bredziłeś wtedy w gorączce, że hej.

Boromir zesztywniał. Merry też.
- Bredziłem? – Boromir przymrużył oczy. – Na głos? A co mówiłem?
- Mówiłeś o Minas Tirith, głównie - odparł Merry szybko. - Że trzeba tam koniecznie

iść - dodał, gromiąc Tuka wzrokiem. Nie wiadomo ile Boromir powiedział
Obieżyświatowi; co za pomysł, żeby wywlekać przy wszystkich tę sprawę, która
niebezpiecznie zahaczała o nieszczęsne Amon Hen? A poza tym Boromir nie musi
wiedzieć, że w malignie wziął Merry’ego za Froda i że hobbici musieli go kneblować, bo
zaczął mówić o Mordorze i Pierścieniu. Do Pippina chyba to dotarło, bo zamilkł i zajął
się piwem.

- I to wszystko?- upewniał się Boromir podejrzliwie.
- Nie, wołałeś jeszcze Faramira - odparł Merry. - I Froda - dorzucił ostrożnie, żałując

iż nie potrafi kłamać. Jeśli bowiem kręcił, usiłując coś ukryć, zaczynał się czerwienić. Jak
burak. To było jego przekleństwo, z którym od dzieciństwa nie potrafił sobie poradzić.

- Froda?- powtórzył Boromir wolno.
- Pewnie ci się wydawało, że wciąż trwają poszukiwania na zboczach Amon Hen,

co?- wtrącił się krasnolud, a Merry poczuł nagłą chęć, by kopnąć go ostrzegawczo pod
stołem. Ale, rzecz jasna, nie zrobił tego.

Boromir spuścił wzrok i objął swój kubek obiema dłońmi.
- Pewnie tak - mruknął.
- To prawdziwy cud, że zdołałeś przeżyć to wszystko, Boromirze. Rany i gorączkę...

- zauważył Gimli cicho.

- My, ludzie Gondoru, jesteśmy twardzi - odparł człowiek, uśmiechając się lekko.

background image

- Kiedy dotarliśmy na polanę i zobaczyliśmy to pobojowisko... - krasnolud pokręcił

głową - myśleliśmy, że już po was. A kiedy znaleźliśmy, a właśnie! - Gimli ożywił się. -
Byłbym zapomniał, pewnie jesteś ciekaw co zrobiliśmy z twoim Rogiem.

- Skleiliście go? – wyrwało się Merry’emu z nadzieją, równie odruchowo co

idiotycznie. Cóż, kiedy po rozmowie z Boromirem na skałach nad Źródlaną Salą hobbit
okropnie się przejął losem tego dziedzictwa.

- Niestety, mości Meriadoku – krasnolud pokręcił głową, a Boromir uśmiechnął się

smutno. - To raczej niemożliwe. Ale – zwrócił się do człowieka - zabraliśmy szczątki z
pobojowiska, wypłukaliśmy i złożyliśmy w łodzi, obok naszych bagaży, przynajmniej
tyle mogliśmy zrobić.

- Dziękuję - szepnął Boromir.- To dla mnie bardzo ważne.
- Dla nas też - zaakcentował Obieżyświat.
- Przy odrobinie szczęścia bagaże będą tam sobie leżały i czekały na nas - wtrącił się

elf - To nieuczęszczany szlak, a łodzie dobrze ukryliśmy na brzegu.

- O, rany! - poderwał się Pippin. - To jest szansa, że odzyskam moją ukochaną

fajeczkę?

- A ci tylko o jednym - westchnął Boromir. - Fajkowe ziele i fajkowe ziele. Jeśli

cokolwiek dobrego wynikło z niewoli u orków, to fakt, że nie musiałem wdychać tego
okropieństwa. Dziesięć błogosławionych dni bez fajek dymiących dookoła.

Merry uśmiechnął się, z ulgą witając zmianę tematu i lekki ton Gondorczyka.
- Jeśli chcesz być dobrym hobbitem, to musisz zacząć palić z nami - zauważył

Pippin z naciskiem.

- Nie zamierzam być dobrym hobbitem!
- Ale niedobrzy hobbici też palą - wtrącił Merry, wywołując tym wybuch śmiechu

wśród zgromadzonych przy stole.

- Jeszcze trochę nad tobą popracujemy, a nie będziesz sobie wyobrażał życia bez

fajeczki - dodał Pippin wesoło.

- O, niedoczekanie. Wystarczy już, że mnie wędzicie żywcem. Powąchaj! - Boromir

podsunął Pippinowi pod nos połę swojego płaszcza. - Czujesz? Śmierdzi zielem na milę!
Ledwo dziś w południe wyłowili beczki, a już całe moje ubranie przeszło dymem na
wylot - poinformował zebranych.

- Dużo tego jest?- Gimli spojrzał na Merry’ego. Hobbit radośnie przytaknął. - No to,

panowie, zapalimy sobie po obiedzie, hej! - krasnolud rozpromienił się. Odpowiedziały
mu pełne zadowolenia pomruki.

- Jesteście beznadziejni. Wszyscy – Boromir pokręcił głową. – „W pojedynkę odpór

stawiam nawałnicom‖ – zacytował z przesadnym uniesieniem - Samotny wśród
obłąkanych palaczy.

- Nie samotny - zaprzeczył Legolas z uśmiechem. - Łączę się z tobą w bólu.
- Jeden normalny - Boromir skłonił mu się uprzejmie. - Przywracasz mi wiarę w

świat, mości elfie.

- Oni chyba nas obrażają - zauważył Gimli od niechcenia.
- Proponuję, żebyśmy usiedli z wiatrem, kiedy kominy zaczną dymić - dorzucił elf ,

ignorując krasnoluda.

background image

- To nic nie da w moim przypadku - oznajmił Boromir ponuro.
- A dlaczegoż to?- zainteresował się Obieżyświat.
- Bo już na początku Wyprawy odkryłem pewne osobliwe prawidło - odparł

Gondorczyk. - Mianowicie, niezależnie od kierunku wiatru, dym zawsze leci prosto na
mnie.

- Nie możesz się przesiąść?- roześmiał się Merry.
- PRZESIADAM SIĘ - oświadczył Boromir z naciskiem – ale wtedy dym zakręca i

nadal wali mi prosto w twarz.

- Ale zmyślasz - zachichotał Tuk.
- Przyjrzyj się kiedyś, to sam przyznasz mi rację.
- A żebyś wiedział, że się przyjrzę. Zrobimy test. Prawda, Gimli? Gimli?
Wszyscy spojrzeli na krasnoluda, który zdawał się być nieobecny duchem.
- Wiecie co?- zamruczał nagle, gmerając w zamyśleniu w swej skłębionej brodzie. -

Pytanie Merry’ego było całkiem do rzeczy. Róg pękł na dwie równe połówki. Skleić się
nie da. To znaczy da się, ale nie ręczę za brzmienie. Ale okucia można by zespawać na
nowo, tak, że nawet śladu po pęknięciu by nie było. Bez problemu, byle krasnolud to
zrobi od ręki. Sam bym mógł, gdybym miał narzędzia. Co o tym myślisz, mości
Boromirze?

Zaskoczony Gondorczyk zamrugał oczami.
- No, nie wiem - odparł niepewnie. - To chyba nie ma większego sensu. To znaczy,

dziękuję ci bardzo za troskę, ale to już nie będzie to samo. Róg przepadł i muszę się z
tym pogodzić.

- To samo nie - zgodził się Gimli. - Ale blisko: stara dusza w nowym ciele.

Częściowo nowym, bo okucia zostaną te same. Róg Gondoru, odradzający się po
upadku, oprawiony i przekuty przez niedościgłe krasnoludzkie dłonie, brzmi nieźle,
nieprawdaż?

- Ale to nie będzie już Róg Vorondila... - zaczął Boromir z trudem.
- No, nie, to będzie Róg Boromira. Czyli, innymi słowy, nadal Róg Gondoru.
- Ciąg dalszy tej samej historii - dorzucił Legolas.
- I gdy nadejdzie odpowiedni czas, przekażesz go swemu pierworodnemu -ciągnął

Gimli.

Boromir spuścił wzrok i zacisnął palce na blacie stołu.
- Obieżyświat nosi przecież miecz Elendila, przekuty na nowo - wtrącił się Merry,

ogromnie podekscytowany tym pomysłem. - Ma nowe imię, ale to w gruncie rzeczy ten
sam miecz, prawda?

Strażnik z uśmiechem pokiwał głową.
- A Róg będzie jeszcze ładniejszy niż dotychczas, gwarantuję - oświadczył Gimli. -

Bo tamten, daruj, ale widać było po nim, że nie robiły go krasnoludy.

- Na szczęście - mruknął Legolas pod nosem.
- Ten uchwyt przy ustniku na przykład był spartaczony - Gimli zamordował elfa

spojrzeniem. - Już dawno temu chciałem zaproponować, żebyś go wymienił, tylko nie
wiedziałem jak ci to powiedzieć. A teraz jest okazja, żeby poprawić to i owo. A poza
tym, jaka to będzie piękna historia do opowiadania wnukom, nie uważasz?

background image

Boromir sprawiał wrażenie, jakby nie mógł z siebie dobyć głosu.
- No ale, nie zapominajmy, że Róg został nad Anduiną - zauważył Pippin ostrożnie.

- A co jeśli bagaże zaginą?

- Coś wymyślimy, spokojna głowa - krasnolud zrobił zdecydowaną minę, a Merry

złowił wzrokiem mrugnięcie, jakie ukradkiem przesłał Obieżyświatowi.- Poproszę o
piwo - dodał, dając do zrozumienia, że temat został zakończony. Cała Drużyna, jakby
wiedziona tajnym porozumieniem zajęła się na powrót jedzeniem. Boromir odetchnął
głębiej i też sięgnął po swój kubek.

- No, to opowiadajcie dalej, co z tym Grisznakiem - elf spojrzał na Merry’ego. - Co

było po tym, jak pokazali się Rohańczycy.

- Ja opowiem - oznajmił Pippin.
- A, proszę bardzo - zgodził się Merry łaskawie. - Ciekawe tylko jak zrelacjonujesz

nocny atak Jeźdźców, skoro go przespałeś.

- Wypraszam sobie! Oka nie zmrużyłem.
- Oczywiście.
- Bez takich min, mój drogi. Sam się przekonasz, że nie uroniłem ani jednego

zdarzenia.

- Poprawię cię w razie czego.
- Nie będziesz musiał. No więc, gdzieś tak w środku nocy usłyszeliśmy hałas i

rżenie koni...

- Wcześniej kilkudziesięciu orków próbowało się przebić, ale Jeźdźcy ich wybili

niemal co do jednego - wtrącił się Merry.

- Dziękuję ci mój drogi, ale zaraz miałem do tego dojść.
- A, ciekawe, bo to było PRZED atakiem.
- Ja, w przeciwieństwie do niektórych hobbitów opowiadam zajmująco, barwnie i z

retrospekcjami. I zwracam uwagę, że ja ci nie przerywałem. Ehkm. No więc, o czym tu
ja, aha. Orkowie w obozie zerwali się na równe nogi, zaczęli się miotać i wtedy
zorientowałem się, że nasi strażnicy zniknęli. I powiedziałem do Merry’ego -

- „SPARTACZONY‖? Co to ma niby znaczyć, że uchwyt był „spartaczony‖?-

Boromir, podpierając głowę dłonią, odwrócił się do krasnoluda.

- Ćśśśśś!!! - cała Drużyna uciszyła go zgodnie, a Gimli uśmiechnął się pod wąsem.
- No więc, powiedziałem: „Merry, strażnicy zniknęli!‖, a wtedy -
- Do twojej wiadomości, mości krasnoludzie, ten Róg to arcydzieł-
- ĆŚŚŚŚŚŚ!!!!!!!!!!!!

- Mieliście dużo szczęścia, że orkowie was nie dopadli w tym wykrocie - Legolas

pokręcił głową.

- W ogóle mieliśmy dużo szczęścia podczas całej tej przygody. Cudem znaleźliśmy

drogę do strumienia, a potem cudem trafiliśmy na Drzewca na wzgórzu - odparł Merry.
- Byłoby z nami krucho, gdyby nie entowie.

- To właśnie tam, na tym wzgórzu, urwał się nam trop - wtrącił się Obieżyświat. -

Znaleźliśmy kolczugę Boromira, a potem po śladach trafiliśmy nad rzeczkę i koniec.
Wyglądało to tak, jakbyście ulecieli w powietrze.

background image

- Bo ulecieliśmy w pewnym sensie - Merry uśmiechnął się. - Drzewiec nas zaniósł

do Źródlanej Sali, wszystkich trzech. Nic dziwnego, że nie mogliście znaleźć śladów.

- Żebyście wiedzieli jak się nad tym nagłowiliśmy - Gimli dopił swoje piwo.
- Dom Drzewca był niezwykły - opowiadał Pippin z przejęciem. - Tam były takie

wrota, które się same zaplatały i rozplatały. Z gałęzi znaczy. Dach też był z gałęzi, a
mimo to nie padało do środka. Zaraz na wstępie Drzewiec poczęstował nas wodą
entów. Mnie i Merry’emu bardzo posłużyła, natomiast Boromira ścięło z nóg. Spał
ponad dobę i nie mogliśmy go dobudzić, nieprawdaż?

- I wtedy rany zaczęły się goić?- zapytał Obieżyświat.
Hobbici pokiwali głowami.
- Zaraz, pogubiłem się w rachubach, który to był dokładnie dzień, Boromirze?-

Gimli zmarszczył brwi.

- Jak to „widać było po nim, że nie zrobiły go krasnoludy?‖ Że niby co?

Amatorszczyzna, tak? – Boromir przymrużył oczy.

Obecni za stołem jęknęli jednym głosem.
- A ten jak się nie uczepi, na Lobelię - westchnął Pippin.
- Boromirze, Gimli żartował - zaczął Merry pojednawczo. - Z pewnością... -
- Wcale nie żartowałem - sprzeciwił się krasnolud, ignorując ostrzegawcze psykania

towarzyszy. - Bez obrazy, ale wy ludzie niewiele wiecie o obróbce metali. Nie mówię, że
Róg był brzydki..-

- Ach tak, nie był? – Boromir przechylił głowę.
- ...tylko w ten sposób nie traktuje się srebra. Taki uchwyt na przykład trzeba

przyspawać w specjalny... -

- Panowie – wtrącił się Obieżyświat z uśmiechem - jeśli musicie roztrząsać to

właśnie teraz, proponuję, żebyście wyszli sobie na zewnątrz.

- Nie będę nigdzie wychodzić, bo chcę posłuchać opowieści! - zaprotestował Gimli. -

To Boromir zaczął.

- O, nie, mości krasnoludzie, to ty zacząłeś mówić o spartaczonych uchwytach i...-
- Boromirze, masz, napij się jeszcze wina - Pippin wtrącił się zdecydowanie i

podsunął przyjacielowi kubek. - Róg był najpiękniejszy na świecie, naprawdę, oj, mało
wina, zaraz dolejemy, spokojna głowa. Proszę bardzo, o. A może herbatki, co? Nie?
Śliweczkę? Też nie? Ale pierniczkiem nie pogardzisz, prawda? No weź, pierniczek
dobry. No. To co? Jak skończę ze Źródlaną Salą, opowiesz im o wiecu entów i oblężeniu
Isengardu? Teraz twoja kolej.

- Opowiem - Boromir, kryjąc rozbawienie, przełamał piernik i przysunął sobie

garnuszek z miodem.

- Skończyłeś na tym, jak nie mogliście dobudzić Boromira po wodzie entów -

podpowiedział Pippinowi Legolas.

- No, właśnie. On spał, a my w tym czasie...

Maczając sucharka w herbacie, Merry przysłuchiwał się jak Boromir relacjonuje

przebieg oblężenia Orthanku. Gondorczyk podjął wątek od miejsca, w którym pochód
entów dotarł na wzgórze nad Isengardem. Stanowczo odmówił opowiadania o wiecu,

background image

ponieważ, jak to ujął, nawet teraz coś mu się robiło na samo wspomnienie. Historia
narady entów przypadła więc Pippinowi w udziale. Dopiero przy Isengardzie Boromir
włączył się do opowieści. Mówił jasno, rzeczowo i zwięźle. Co ciekawe, wyłapał
szczegóły których oni, hobbici, nie zauważyli. Pamiętał na przykład w jakiej kolejności
oddziały Sarumana opuszczały warownię, wiedział ilu entów zginęło podczas szturmu
i ilu dokładnie ludzi służących w kordegardzie wypuścił Drzewiec. Słuchając go Merry
zastanowił się jak często Boromir składał podobne raporty podczas narad w Gondorze.
Zapewne wielokrotnie i dlatego z taką łatwością mu to przychodziło. Wspomniał o tym,
jak się nudzili na murach, jak odkryli wejście do baszty. Opowiedział o dziwnych
światłach na południu (okazało się, że były to ognie Sarumana i że w tym czasie toczyła
się bitwa o Helmowy Jar) i o powodzi. A potem streścił przebieg spotkania z
Gandalfem.

- A kiedy wy go zobaczyliście po raz pierwszy?- Merry spojrzał pytająco na

Obieżyświata.

- W Fangornie.
- Myśleliśmy, że to Saruman- wtrącił się Gimli.
- I mieliśmy ku temu powody. Bo Sarumana widzieliśmy wcześniej - dodał Legolas.
- Jak to? Kiedy?- spytał Pippin.
- Ukazał się nam w lesie – wyjaśnił Gimli. - Nie mógł się doczekać, aż orkowie

przyprowadzą mu jeńców, czyli was, więc wyszedł im na spotkanie, stary łajdak.

- Ale się nie doczekał - Legolas uśmiechnął się z satysfakcją.
- Więc kiedy straciliśmy konie – ciągnął Gimli – pomyśleliśmy, że to jego sprawka i..
- Zaraz, po kolei. Proponuję zacząć od początku - Boromir uniósł dłoń. - Skąd

mieliście konie?

- Od Eomera. Spotkaliśmy jego oddział w stepie i-
- Właśnie! Wybacz, że ci przerywam, ale już od dawna mam o to zapytać - Boromir

spojrzał na Aragorna. - Jak to się stało, że Theoden dowodzi Rohirrimami?

- Zaraz do tego dojdziemy, cierpliwości - odparł Obieżyświat.
- A gdzie w związku z tym jest Theodred? - drążył Boromir niecierpliwie. - Przecież

on powinien... - wtem urwał i pobladł widząc wyraz twarzy Strażnika. Merry
wstrzymał oddech, wodząc wzrokiem od jednego do drugiego.

Nagle zrobiło się bardzo cicho. Legolas spuścił wzrok a Gimli westchnął.
- Theodred poległ w bitwie u brodu Iseny - powiedział Obieżyświat. - Przykro mi.

Wiem, że się przyjaźniliście.

- Kiedy?- spytał Boromir siląc się na spokój.
- Jedenaście dni temu. Wpadł w zasadzkę orków.
- Dzień przed tym, jak rozpadła się Drużyna - szepnął Pippin cichutko.
- Kto jest teraz dziedzicem Theodena?- Boromir spojrzał pytająco na Obieżyświata.
- Eomer. Król mianował go swoim następcą.
Gondorczyk pokiwał głową i umilkł. Członkowie Drużyny wymienili między sobą

smutne spojrzenia. Nikt się nie odzywał.

- Przepraszam na chwilę - Boromir wstał nagle. - Przejdę się.
- Ale wróć niedługo, dobrze - Pippin ostrożnie dotknął jego dłoni.

background image

- Zaraz wrócę. Nie chcę tracić dalszego ciągu opowieści - to mówiąc, Boromir

odwrócił się i szybko wyszedł. Merry odprowadził go pełnym współczucia wzrokiem.

Czy ten nieszczęsny człowiek nie może zaznać choć odrobiny spokoju? Zwłaszcza

teraz, kiedy cieszyli się chwilą zasłużonego odpoczynku i wszystko wydawało się
układać – nie, oczywiście musiała się trafić jakaś żałobna wieść i zniszczyć ten wesoły
nastrój.

Biedny Boromir.
- Może wypalimy po fajeczce, hmm?- zapytał ostrożnie Gimli, po chwili milczenia. -

Co wy na to? Tak na poprawienie humoru?



Nie wypalili jednak. Legolas zdecydowanie wypowiedział się przeciw dymieniu w

pomieszczeniach zamkniętych, zadowolili się więc piwem i rozprawianiem o dalszych
planach na przyszłość.

Ku wielkiej uldze Merry’ego Boromir wrócił niespodziewanie szybko. Zajął na

powrót swoje miejsce za stołem i zapytał o bitwę, więc rozmowa wróciła do punktu
wyjścia. Obieżyświat z pomocą Gimlego (który, zwyczajem Pippina, przerywał mu co
chwila dodając własne spostrzeżenia i komentarze) streścił historię wizyty w Edoras, a
potem przeszedł do opisu bitwy. Boromir ogromnie się ożywił i zaczął zadawać
mnóstwo pytań, na które Obieżyświat odpowiadał z równą cierpliwością, jak na uwagi
Gimlego wcześniej. Za pomocą dwóch dużych kubków, jednego małego, kilku łyżek
oraz odwróconej do góry dnem miski Gondorczyk skonstruował imitację twierdzy i
murów w Helmowym Jarze i zażądał dokładnych wyjaśnień. Obieżyświat więc,
wskazując sztyletem poszczególne miejsca, opowiadał gdzie był wyłom, skąd wyszła
wycieczka i z której strony atakowały wojska Sarumana. Merry odrobinę się w tych
zawiłościach oblężenia pogubił, tym niemniej słuchał z fascynacją, bo opowieść była
wciągająca. A poza tym po raz pierwszy relacjonowano mu prawdziwą, wielką bitwę i
to taką, w której brali udział jego przyjaciele. Cieszył się też, bo Boromir, w swoim
żywiole, zdawał się być całkowicie pochłonięty tą rozmową i wyglądało na to, że zdołał
oderwać się od ponurych myśli. Obieżyświat też to chyba wyczuł, bo nie skąpił
szczegółów, a nawet parokrotnie spytał Boromira o zdanie, dając towarzyszowi okazję
do popisania się militarną wiedzą .

Kiedy doszli do odsieczy Gimli zdecydowanie zażądał fajki, więc Legolas

zaproponował krótką przerwę, by przenieść się na zewnątrz, na świeże powietrze.

- Wziąłbym ze sobą herbatę, ale już nie ma - Pippin markotnie zajrzał do swojego

kubka.

- Na dole jest wrzątek, możesz sobie dolać - odparł Boromir, zabierając się do

sprzątania naczyń ze stołu.

- Nie mogę, bo nie lubię gorzkiej, a nie ma czym posłodzić -oznajmił Tuk z

pretensją.

- Przecież jest pełno miodu, stoi koło ciebie.
- Tak, ale pewien człowiek, nie będę wskazywał palcem, wymoczył w nim piernika i

teraz w miodzie pływa mnóstwo okruchów.

background image

- I świetnie się składa, posłódź a będziesz miał jednocześnie i herbatę i deser w

jednym kubku - Boromir wzruszył ramionami.

- Wielkie dzięki, może w Minas Tirith pija się herbatę z paprochami, ale w Shire nie

ma takiego zwyczaju.

- Myślicie, że Gandalf przyśle kogoś po nas?- zapytał Merry Obieżyświata.
- Raczej nie. Myślę, że powinniśmy pójść pod wschodnią ścianę jeszcze przed

zachodem słońca - odpowiedział Strażnik.

- Czyli już niedługo - Gimli przeciągnął się. - Akurat sobie zapalimy, mmm.
- Czy wszyscy się najedli?- spytał jeszcze Merry.
- O tak. Możemy uznać, że część waszego długu zostaje niniejszym anulowana -

krasnolud poklepał się po brzuchu.

- A czy to wyrówna rachunek?- zagadnął Pippin, wyciągając z sakiewki swą

zapasową podróżną fajkę.

- To dla mnie?! - Gimlemu zaświeciły się oczy.
- Owszem - Tuk z dumą wręczył mu prezent. - Mówiłeś, że twoja przepadła.
- Hobbicie mój kochany! - rozczulił się Gimli. - To wyrównuje rachunek aż z

nawiązką! Na brodę Durina, nie miałem w ręku fajki... od sam nie wiem od kiedy. To
iście królewski dar, bez fajki nie ma życia!

Od strony Boromira dobiegł ich pomruk dezaprobaty i głośniejsze brzęknięcie

naczyń, które to odgłosy starannie zignorowali.

- Ale ty masz drugą, prawda?- upewnił się krasnolud.
- Niestety ma - rozległo się kolejne mruknięcie i kolejny brzęk.
- Mam, mam - Pippin poklepał się po kieszeni. - Porządny hobbit nie rozstaje się z

fajeczką i, Boromirze, jest taka zasada, żeby wkładać mniejszą miskę w większą, wiesz?
Na odwrót.

- A wypchaj się fajkowym zielem, mości hobbicie - odpowiedział Boromir

uprzejmym tonem i puszczając mimo uszu radę Tuka spiętrzył naczynia w ryzykowny
stos. Gimli zachichotał, a Obieżyświat uniósł brwi rozbawiony.

- Wiesz, dlaczego cię lubię?- zagadnął Pippin przyjaźnie.
- Nie -mruknął Boromir sięgając po kubki.
- Bo kiedy nie masz o czymś pojęcia, jak o sprzątaniu na przykład, to się tak

rozkosznie zachowujesz, jakbyś...-

- A wiesz dlaczego ja cię lubię? - przerwał mu Boromir, prostując się.
- Nie.
- Dla mnie to też jest zagadka.
- Co im jest? Oni tak od dawna?- zaintrygowany Legolas zwrócił się do Merry’ego

pokazując Tuka i Gondorczyka ruchem głowy.

- Nic im nie jest, o ile mi wiadomo - odparł Merry. - Mamy tu po prostu do

czynienia z typowym konfliktem na tle przywódczym. Zwycięzca się jeszcze nie
wyłonił, więc próba sił trwa.

- Że co?- Pippin zwrócił się w jego stronę. Boromir również spojrzał na niego

sponad naczyń. Legolas zaczął się śmiać.

- „Konflikt na tle przywódczym‖? - powtórzył elf, unosząc brew.

background image

- Innymi słowy – Merry zniżył głos i konspiracyjnie pochylił mu się do ucha. – jak w

trzyosobowej grupie trafi się dwóch przemądrzalskich ze skłonnościami
przywódczymi, to skutki...-

- Ej, ej, co to za szepty?- Pippin wyprostował się czujnie.
- Mój drogi hobbicie, jakże dobrze cię rozumiem - odparł Legolas równie cichym

głosem, a oczy mu się śmiały. - To zupełnie jak w mojej trzyosobowej grupie, jeden
przemądrzały krasnolud i jeden Strażnik, który...-

- Ej, no! - Pippin zgromił ich spojrzeniem.
- Co tam szepczesz o krasnoludach panie elfie, hmm? – Gimli podparł się pod bok.
-Nic, nic - Legolas mrugnął do Merry’ego i wyprostował się.
- Chodźmy na zewnątrz - uśmiechnięty Obieżyświat wstał i pozbierał swój płaszcz i

broń. - Niedługo stąd wyjeżdżamy, więc dobrze będzie.-

Przerwało mu głośne przekleństwo. Wszyscy spojrzeli w bok.
- Wyjeżdżamy stąd?!- Boromir zatrzymał się w połowie drogi do schodów ze stosem

naczyń w rękach...-

- Zaraz po tym, jak Gandalf rozprawi się z Sarumanem - odparł Obieżyświat lekko

zdziwiony gwałtownością, z jaką zostało zadane to pytanie.

- To znaczy, że nie będziemy tu dziś nocować, tak?- drążył Boromir.
- No, nie.
- To, na wszystkich orków świata, po co ja sprzątam te przeklęte skorupy?
- Też się dziwiłem – przyznał Pippin niewinnym tonem - ale nie miałem serca ci

przerywać, skoro tak ochoczo przystąpiłeś do pracy.

Boromir spiorunował go wzrokiem, wrócił do stołu i z hukiem odstawił naczynia.

Kilka talerzy osunęło się ze stosu i rozbiło na podłodze.

- Ej, uważaj co robisz! - Pippin spojrzał w dół.
- Saruman sobie pozmywa. I posprząta - oznajmił Gondorczyk - A koc wezmę na

pamiątkę, przyda się - to mówiąc zgarnął z ławy pled i zwinął go. - Czy ktoś ma może
zapasowy bukłak? Wziąłbym sobie wina na drogę. Aż szkoda tyle tego zostawiać.

- Weź mój - Legolas rzucił mu ponad stołem zielony bukłak. - Podzielimy się

zawartością. Aczkolwiek pozwolę sobie zauważyć, że mocno przyciężkawe to wino.

- No i o to chodzi - oznajmił Boromir autorytatywnie. - Wino ma smakować jak

wino, a nie jak owocowe popłuczyny.

- Mój drogi, wino powinno być bardziej wyrafinowane - sprzeciwił się Legolas. - Jak

to z Lorien na przykład. O, takiego trunku jak z winnic Galadrimów nie znajdzie się
nigdzie indziej w Śródziemiu.- dodał z rozmarzonym westchnieniem.

- Uhm, to prawda. Jest to trunek tak wyrafinowany, że więcej w nim tego

wyrafinowania niż samego wina. Pomożesz mi nalać?- Boromir podniósł gąsiorek.

- Nie smakowało ci wino w Lothlorien? – Legolas spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Mam być szczery czy uprzejmy?
- Ech wy, ludzie - Legolas obszedł stół, kręcąc głową. - Co wy tam wiecie o winie?
- Niech zgadnę - Boromir podał mu bukłak i podniósł gąsiorek - zapewne nic. Nic

nie wiemy, nieprawdaż? I na obróbce metali też się nie znamy, my, ludzie. Kompletnie.
I na mocowaniu uchwytów się nie znamy – ciągnął refleksyjnym tonem. - Że już o

background image

fajkowym zielu nie wspomnę, o którym to zielu w szczególności nie mamy pojęcia. Czy
my się w ogóle do czegoś nadajemy, my, ludzie?

- No jak to?! Do robienia grzanek! - wyrwał się Pippin radośnie. Rozległy się

śmiechy.

Boromir wyprostował się wolno.
- Dziś w nocy - oznajmił, celując w niego palcem - uduszę cię we śnie. Żebyś

wiedział.

- W moim śnie czy twoim?- zaciekawił się Tuk.
- Zgadnij. Przy okazji rozwiąże to nam konflikt na tle...jak to szło, Merry?
- Boromirze, nie gadaj, tylko nalewaj - ponaglił go Legolas.
- No, dobrze – Gimli ruszył ku drzwiom - Wszyscy palący proszeni są za mną. Nasi

dwaj opoje dołączą potem, jak rozumiem.

- Przynajmniej my mamy zdrowe zajęcie! – krzyknął za nim Boromir.
- I zdrowe płuca! - dorzucił Legolas.
- Tak, od wina tylko rozum tępieje, ale to jak widzę was nie odstrasza - mruknął

Gimli pod nosem, a Merry śmiejąc się w głos podążył za krasnoludem i Obieżyświatem.
Wychodząc, obejrzał się przez ramię na człowieka i elfa, którzy w skupieniu pochylali
się nad bukłakiem i pouczając się nawzajem usiłowali nie rozlać wina. Nieopodal nich
stał Pippin, pospiesznie dojadając resztki suszonych owoców i wypychając sobie
kieszenie kurtki sucharkami.

Merry pokręcił głową.
Zdecydowanie była to najbardziej osobliwa Drużyna pod słońcem.
Drugiej takiej nie było i nie będzie.


Dym rzeczywiście leciał prosto na Boromira.
Dawno się tak nie uśmieli -za każdym razem, gdy syn Denethora demonstracyjnie

się przesiadał, wiatr w czarodziejski sposób zmieniał kierunek i białe smugi podążały za
uciekinierem. Teraz też zaczynało wiać od zachodu, mimo iż chwilę wcześniej silne
podmuchy pchały dym na południe. Aragorn z rozbawieniem obserwował jak pasma
dymu z fajek hobbitów zawracają, powoli lecz nieubłaganie, i niczym macki wyciągają
się w stronę Boromira, który na próżno sadowił się w nowym miejscu. Fajka Gimlego
też już zdążyła zauważyć, że cel się przesiadł.

Było to bardzo frapujące zjawisko.
Kiedy już Boromir udowodnił zebranym, że w istocie fajkowe ziele go prześladuje,

przestał się przenosić i z rezygnacją, co jakiś czas, oganiał się tylko od co większych
kłębów. Oznajmił też ponuro, że wcale go to nie dziwi, ponieważ tak się jakoś w życiu
składa, że jeśli – przykładowo - dach przecieka to ciekawym zrządzeniem losu woda
zawsze jemu kapie na głowę. Nie ma też różnicy czy przy ognisku siedzi osób pięć czy
pięćdziesiąt, bo i tak wszystkie komary lecą wyłącznie do niego. Nie mówiąc już o tym,
że łucznicy wroga w pierwszej kolejności zawsze jego muszą brać na cel, co zaznaczył,
wskazując na swój podziurawiony kaftan. I tak dalej i tak dalej. Na to Pippin dorzucił
komentarz o blaskach i cieniach bycia pępkiem świata i w odpowiedzi doczekał się

background image

zapewnienia, że ta noc naprawdę będzie jego ostatnią.

Aragorn uśmiechnął się i układając się na plecach, szczelniej okrył się płaszczem.
Po niebie sunęły białe, postrzępione chmury, mgły rozwiały się i promienie

zachodzącego słońca muskały mury Isengardu. Było to najładniejsze popołudnie od
wielu dni. I najspokojniejsze.

Gdyby jeszcze tylko nie był tak zmordowany...
Na chwilę pozwolił sobie przymknąć oczy, słuchając paplaniny Pippina. Tuk

domagał się bowiem podwójnej porcji na kolację, dowodząc, że skoro ma zostać
wkrótce bestialsko zamordowany, ma prawo do ostatniego życzenia i obfitego posiłku.
Merry natomiast dopytywał się, czy w związku z tym będzie mógł sobie wziąć jego
przydział fajkowego ziela i czy Pip przepisze mu swój majątek w Shire. Słuchając tych
przekomarzań Aragorn uświadomił sobie jak bardzo brakowało mu hobbickich głosów
przez te ostatnie dziesięć dni i w myślach podziękował Iluvatarowi za odnalezienie
zaginionych towarzyszy.

Podłożył sobie rękę pod głowę i solidnie pociągnął z fajki, wypuszczając cienką

smugę dymu prosto w niebo.

- Patrzcie, Strażnik Obieżyświat wrócił! - usłyszał wesoły głos.
- Nigdy was nie opuszczał - odparł, uśmiechając się do Pippina. – Jestem

jednocześnie i Obieżyświatem i Dunadanem, należę i do Północy i do Południa
zarazem.

Zapadło milczenie. Drużyna powyciągała się wygodnie w leniwych pozach i przez

chwilę było słychać jedynie pykanie czterech fajek. Po pewnym czasie Legolas zaczął
cicho śpiewać. Aragorn znów przymknął oczy, napawając się spokojem i świadomością,
że przyjaciele są obok niego, bezpieczni.

Na moment jego myśl pomknęła ku Frodowi i Samowi.
Gdy pieśń Legolasa ucichła, Aragorn otworzył oczy i spojrzał po swoich

towarzyszach. Boromir zdawał się drzemać, wyciągnięty na wznak na całą swą
imponującą długość, z kocem pod głową i rękami założonymi na piersi. Pippin też leżał
na plecach, pod kątem prostym do Gondorczyka, z głową na jego ramieniu, a kolanem
wspartym o kolano Meriadoka. Gimli patrzył w dal, opierając wygasłą już fajkę na
kamieniu.

Legolas usiadł, przeciągnął się jak kot, a potem pytająco spojrzał na Strażnika.
- Myślę, że czas dokończyć naszą opowieść - zauważył. - Słońce chyli się ku

zachodowi.

- No, właśnie - odezwał się Merry. - Co było dalej?
- Właściwie nie mamy wiele do dodania - odparł Aragorn, wystukując z fajki popiół.

- Kiedy nadciągnęli Erkenbrand z Gandalfem, orkowie znaleźli się w potrzasku między
nami a siłami Fangornu. Wybiliśmy ich, a ludzie z Dunlandu ukorzyli się i złożyli
przysięgę przed Erkebrandem. Usypaliśmy poległym dwa kurhany i ruszyliśmy w
drogę. I tak oto, jesteśmy w Isengardzie.

- Ku naszej wielkiej radości - podsumował Pippin z uśmiechem. - Komuś jeszcze

fajkowego ziela?- zachęcająco pomachał wypchanym woreczkiem.

- Nie syp na mnie tym świństwem, z łaski swojej - warknął Boromir, nie otwierając

background image

oczu.

- O, myślałem, że śpisz - Tuk przekręcił się na bok i paroma ruchami otrzepał kaftan

przyjaciela.

- Nie śpię. Czuwam.
- A nie wyglądasz.
- A widzisz jak to pozory mylą.
Aragorn usiadł i włożył fajkę do sakwy.
- No, moi drodzy, trzeba się pomału zbierać, mamy kawałek do Orthanku, więc

wypadałoby się ruszyć. Czy w tej beczułce zostało jeszcze trochę tytoniu?

- I to całkiem sporo, ale nie mamy już w co zapakować - odpowiedział Merry. -

Napchaliśmy do naszych sakiewek, aż górą wychodzi. W was cała nadzieja.

- Zaraz coś wymyślimy, nie godzi się zostawiać tak wybornego ziela - Gimli zaczął

szperać w swoim pakunku.

- Boromir ma sporo miejsca w sakwie - zauważył Pippin.
- Boromir nie ma ani odrobiny wolnego miejsca. Nigdzie - oświadczył syn

Denethora ziewając i siadając.

- Akurat! Spokojnie zmieściłbyś w niej garść tytoniu.
- Nie zmieściłbym ani listka.
- Wiesz, co? – obraził się Pippin. - Następnym razem, jak ty mnie o coś poprosisz to

ja ci też odmówię!

- Naprawdę?- Boromir ożywił się nagle.
- Tak!
- Dotrzymaj mi towarzystwa i wypal jeszcze jedną fajkę, proszę - rzucił Gondorczyk

błyskawicznie.

- Niedoczekanie!
Aragorn słuchał ich nieuważnie, patrząc na beczułkę. Miała stempel z Shire, a przy

nim datę – 1417.

- Merry, co to za pieczęć?- zapytał, pukając palcem w wieko.
- To pieczęć rodu Hornblowerów. Najlepszy gatunek ziela.
- Zapasy pochodzą z ubiegłego roku, jak widzę.
- Uhm, wtedy był wyjątkowy urodzaj.
- Ciekawe jakim sposobem liście z Południowej Ćwiartki dostały się do Isengardu.

O ile mi wiadomo, od lat nie ma żadnej wymiany towarów między Shire a tą częścią
świata - w zamyśleniu potarł podbródek. - To mi się nie podoba.

- Dlaczego?- zainteresował się Pippin.
- Bo to by oznaczało, że Saruman ma jakieś kontakty w Shire, jakiegoś sojusznika

zapewne. Obawiam się, że nie tylko na dworze króla Theodena działają Smocze Języki.
No, nic. I tak teraz do tego nie dojdziemy. Ale wspomnę o tym Gandalfowi na wszelki
wypadek. No jak, Gimli? Przesypałeś już tytoń? Chodźcie. Czas na nas.

Członkowie Drużyny wstali posłusznie, zapinając płaszcze i zbierając tobołki.
- Skoczę tylko po mój koc na górę - oznajmił Merry. - Czy zapakować jeszcze trochę

jedzenia?

- Nie trzeba...- zaczął Aragorn.

background image

- Weź golonkę - Gimli wszedł mu w słowo.
- Niby w co? Wszystko będzie tłuste - sprzeciwił się Merry.
- Rohirrimowie mają zapasy prowiantu - wtrącił się Aragorn.
- Ale możemy coś sobie wziąć i nie objadać innych - zauważył Pippin. - Na przykład

suszone owoce. Albo herbatę.

- Ja mogę wziąć owoce i herbatę - odezwał się Boromir.
- Ty? Przecież ty nie masz miejsca! - zauważył Tuk z przekąsem.
- I to właśnie jest prawdziwy heroizm, mój drogi hobbicie – pouczył go syn

Denethora, przybierając wielkopańską minę - w trudzie i znoju brać na siebie
dodatkowy bagaż mimo braku miejsca. A ty, miast się tak brzydko krzywić, lepiej idź i
pomóż Merry’emu. No już, już. Bo ci się zmarszczki zrobią i twa uroda przeminie
bezpowrotnie.

Tuk prychnął i pomaszerował za Merry’m.
- Tydzień w towarzystwie hobbitów - syn Denethora odprowadził go wzrokiem. -

Bezcenne doświadczenie i niezapomniane wrażenia.

- A co, wolałbyś, żeby ci się to nie przytrafiło, mości Boromirze? – zagadnął Gimli.
Boromir odwrócił wzrok od Pippina i przez ramię obejrzał się na krasnoluda.
-Tego nie powiedziałem - odparł z uśmiechem.

background image





SYN

GONDORU


Część druga

Orthank












background image

Rozdział II


Saruman


- Jak Gandalf zamierza rozprawić się z Sarumanem? - zapytał Pippin, wykręcając

głowę, tak by spojrzeć na Strażnika, siedzącego za nim.

- Dowiemy się niebawem - odparł Aragorn, kierując Hasufela w lewo, brzegiem

rozległej kałuży.

- Będzie dużo ognia i piorunów? - dociekał niezmordowany Tuk.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział cierpliwie. - Nigdy wcześniej nie byłem

świadkiem starcia dwóch czarodziejów.

- Muszą być pioruny - oświadczył Tuk z przekonaniem.
- A ja mam nadzieję, że nie będzie żadnych piorunów! - Merry wychylił się sprzed

Legolasa. - Czego i tobie i nam wszystkim serdecznie życzę!

Aragorn otwierał usta, żeby ostrzec przyjaciół przed czarem głosu Sarumana, ale

się rozmyślił. Zrobi to za chwilę, kiedy wszyscy będą mogli go usłyszeć. Powinien też
zamienić kilka słów z Boromirem.

Obejrzał się za siebie.
Syn Denethora kroczył u boku żywo gestykulującego Gimlego. Ze słów „wytop‖

oraz „jakość kruszcu‖ można było wnioskować, że nadal rozprawiają o zawiłościach
obróbki metali. Zaczęli tę dyskusję zaraz po tym, jak hobbici poszli po jedzenie i jak
widać jeszcze się nie znudzili. A dokładniej - Gimli się nie znudził. Kiedy tylko Pippin
zniknął w kordegardzie Boromir z męczącym już nieco uporem znowu wrócił do
kwestii Rogu i zdecydowanie zażądał szczegółowych wyjaśnień, w swej naiwności
ignorując błysk w oku krasnoluda. Wbrew obawom Aragorna dysputa nie przerodziła
się w kłótnię na temat wyższości krasnoludów nad ludźmi, czy też odwrotnie, bo
Boromir, mimo najszczerszych chęci, nie miał nawet jednej dziesiątej wiedzy, jaką
dysponował Gimli i z partnera w dyskusji szybko zmienił się w biernego słuchacza.
Krasnolud, zachwycony możliwością podzielenia się z kimś swoim doświadczeniem,
rozgadał się na całego, a syn Denethora nie miał innego wyjścia, jak tylko przysłuchiwać
się i robić mądrą minę.

Aragorn uśmiechnął się; w przyszłości Boromir zapewne trzy razy się zastanowi,

zanim spyta krasnoluda o technikę obróbki metali.

- Już zapomniałem, jak wygodnie jest jechać konno, zamiast obijać stopy o

kamienie i taplać się w błocku - zauważył Pippin. - Obieżyświacie, dlaczego nie
wzięliśmy koni na Wyprawę?

- Konie nie przeszłyby przez Morię, Pippinie. A poza tym dziewięć koni to już

praktycznie stado. Jak zdołalibyśmy je ukryć przed oczami szpiegów Nieprzyjaciela?

- Pewnie masz rację - mruknął Tuk. Na chwilę zamilkł, ale Aragorn był pewien, że

cisza nie potrwa długo. I miał rację.

- Mogę przejąć wodze?- zagadnął hobbit, wiercąc się niecierpliwie.
- Możesz, proszę. Wiesz, jak je trzymać?
- Oczywiście, że wiem!- oburzył się Pippin, przejmując władzę nad koniem. -Nie

background image

urodziłem się wczoraj!

-Tylko przedwczoraj - zauważył Merry wesoło.
- A ten, jak się odezwie to nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać - odciął się Tuk. -

Pilnuj własnego konia.

-Nie muszę. Nasz Arod sam wie, jak iść.
-Jasne, typowe zachowanie Brandybucka, pozwalać, by koń myślał za ciebie.
- Bezczelny Tuk! Wiesz, co? Spytam Boromira, czy aby nie przyda mu się

pomocnik dzisiejszej nocy.

- Morderca bez skrupułów. A wszystko to dla jednej, jedynej koszuli.
Ponieważ Legolas popełnił błąd i spytał, jakiej koszuli, Aragorn pozwolił swoim

myślom odpłynąć na chwilę. Czy pozwolić Sarumanowi myśleć, że Boromir ma
Pierścień? Czy syn Denethora powinien mu się pokazać, czy też wprost przeciwnie,
lepiej będzie jeśli Boromir nie pojawi się u stóp Orthanku?

Chlupot wody przerwał mu te rozmyślania.
- Peregrinie Tuku, dlaczego musiałeś wjechać w sam środek największej kałuży?-

zapytał z westchnieniem.

Pippin oderwał się od kłótni na temat jakiś czerwonych guzików.
- Nie jest aż tak głęboka, woda nie dosięgnie ci do butów - oznajmił, kierując

Hasufela w bok.

- Jedź prosto, skoro już w nią wjechałeś, najkrótszą drogą - Aragorn przytrzymał

mu dłoń. - Pod wodą może być jakaś zatopiona dziura. A na przyszłość, omijaj takie
kałuże, proszę.

Pippin mruknął coś pod nosem, ignorując triumfalny wyraz twarzy Merry’ego.
Wydostali się z wody i wstrzymali konia, czekając, aż Boromir z Gimlim obejdą

rozlewisko i dogonią ich. Krasnolud zdawał się nie zważać na błoto sięgające powyżej
kostek, człowiek zaś czynił rozpaczliwe próby, by jak najmniej się pobrudzić,
przechodząc po kamieniach i belkach. Niestety Drużyna miała chwilowo tylko dwa
konie, więc po krótkiej naradzie Aragorn wziął przed siebie na siodło Pippina a Legolas
Meriadoka. Gimli stanowczo odmówił jazdy wierzchem, a Boromir postanowił
dotrzymać mu towarzystwa. Zresztą i tak nie miał innego wyjścia. Przy jego obecnym
wzroście i masie powinien raczej dosiadać mumakila. Arod, na przykład, będąc dość
lekkiej budowy najprawdopodobniej by się pod nim załamał. Rohańczycy będą mieli
nie lada zadanie, by znaleźć wierzchowca odpowiedniego dla syna Denethora.

- Rzecz w tym, by żelazo miało odpowiednią temperaturę, w przeciwnym

wypadku bowiem... - dobiegł ich głos Gimlego. Boromir rzucił Aragornowi spojrzenie,
w którym można było wyczytać prośbę o ratunek, ale Strażnik uśmiechnął się tylko.
Niech Gondorczyk wypije piwo, którego sobie nawarzył, w końcu to on sam zaczął tę
rozmowę. Niech to będzie dla niego nauczka. I może niniejszym sprawa Rogu zostanie
wreszcie zamknięta.

- Widzę kapelusz Gandalfa! – Merry wskazał ręką kierunek.
- A ja widzę Gandafa pod kapeluszem - dorzucił Pippin, wyciągając szyję.
Podjechali kawałek w stronę czarodzieja stojącego wśród Rohirrimów i wtedy

Aragorn się zatrzymał.

background image

- Boromirze, Gimli, chodźcie bliżej. Chcę wam wszystkim coś powiedzieć! -

przywołał Drużynę ruchem ręki. Legolas dotknął dłonią szyi Aroda i wierzchowiec
posłusznie zawrócił, zatrzymując się nieopodal Hasufela. - Nie wiem, co Gandalf
zamierza zrobić i nie wiem, czy będziemy mieli okazję, by zobaczyć Sarumana. Gdyby
się jednak tak zdarzyło, że będziemy świadkami konfrontacji czarodziejów, pamiętajcie,
że to nie w orkach, wilkach ani murach Orthanku leży moc Sarumana. Strzeżcie się jego
głosu, nawet nie próbujcie wdawać się w jakiekolwiek dyskusje. I nie patrzcie mu w
oczy.

- Będzie próbował rzucić na nas urok? - zainteresował się Pippin.
- To możliwe. Nie sądzę, by coś nam groziło w obecności Gandalfa, ale lepiej mieć

się na baczności. Saruman był najpotężniejszym z czarodziejów, nie wolno o tym
zapominać. Trzymajcie się od niego z dala i róbcie to, co Gandalf każe.

Członkowie Drużyny zgodnie pokiwali głowami. Aragorn zsiadł, przywołując

Boromira.

- Jedźcie - przykazał Legolasowi. - Gimli, pozwolisz, że zamienię parę słów z

Boromirem? Zaraz ci go oddam. O ile nie skończyliście już waszej dyskusji.

- Skończyliśmy - powiedział szybko Boromir.
- Nie skończyliśmy - zaznaczył Gimli z naciskiem. - Ale proszę bardzo - i

pomaszerował za Arodem.

- No i jak, czy wykład Gimlego rozwiał twoje wątpliwości? - Aragorn uśmiechnął

się do Gondorczyka, ujmując wodze przy pysku Hasufela, by poprowadzić konia obok
siebie.

- Nie wiem - odparł Boromir krótko.
- Jak to nie wiesz?
- Nie wiem, bo zrozumiałem tylko dwa słowa : żelazo i srebro.
Ponad ich głowami rozległ się chichot Pippina.
- No i z czego się śmiejesz, mądralo? – Boromir zgromił wzrokiem siedzącego na

siodle hobbita. - Wiesz może, co to jest gisernia?

- Nie wiem - odparł Tuk wesoło. - Kuzynka Merry’ego?
- A ciosak dziobowy?
- To gatunek dzięcioła z Shire.
- Sam jesteś gatunek dzięcioła. A aliaż?
- Nie mam pojęcia.
-A widzisz. To siedź cicho, z łaski swojej. Tak między nami, cóż to może być ten

aliaż?- Boromir zwrócił się do Aragona ze zmarszczonym czołem. - Nic tylko aliaż i
aliaż, w kółko o tym wspominał.

- O ile dobrze pamiętam, aliaż oznacza stop metali - odparł Strażnik.
-To nie można powiedzieć po prostu „stop metali‖? Czy krasnoludy muszą

wszystko udziwniać? Pewnie ciosak dziobowy to zwykła łyżka.

- Skoro cię to nurtuje, dlaczego go nie spytałeś?
- Chyba żartujesz! Wtedy wyszłoby na to, że nie wiem! - odparł Boromir z

autentycznym oburzeniem.

- No, tak - Aragorn uśmiechnął się, darowując sobie komentarz. - Dajmy na chwilę

background image

spokój ciosakom i dziobom. Chcę porozmawiać z tobą o Sarumanie. Przemyślałem sobie
wszystko jeszcze raz i myślę, że nie zaszkodzi, jeśli się mu pokażesz. W końcu i tak
widział cię na murach i wie, że tu jesteś. Pewnie będzie chciał ci się przyjrzeć z bliska,
jednocześnie obserwując Gandalfa i nas wszystkich. Im bardziej jego uwaga się
rozproszy, tym lepiej. Ale pamiętaj – jego głos jest jak trucizna. Staraj się nie dawać mu
wiary, pod żadnym pozorem nie wplątuj się w żadne dyskusje. Jeśli się do ciebie
zwróci, nie odpowiadaj. To ważne. I nie patrz-

- Tak, tak, wiem - przerwał mu Boromir niecierpliwie. - Mam nie patrzeć mu w

oczy. Nie martw się, poradzę sobie.

Mam nadzieję. Aragorn omiótł wzrokiem posępną wieżę górującą nad nimi. Z

bliska Orthank wyglądał jeszcze groźniej niż oddali. Strażnik, który nigdy wcześniej tu
nie był z ogromnym zainteresowaniem przyglądał się budowli i jej otoczeniu. Większa
cześć Isengardu została zburzona i zatopiona, ale nawet teraz, mimo zniszczeń, siedziba
Sarumana prezentowała się imponująco. Wszechobecny czarny kamień, łańcuchy,
metalowe kraty i wrota najeżone kolcami, wszystko to razem składało się na wielce
przygnębiający widok Niegdyś piękny, Isengard wyglądał teraz jak wizja z koszmarów
sennych.

Ciekawe, jakie tajemnice i niebezpieczeństwa kryła w sobie ta wieża.


Jeźdźcy Rohanu czekali na nich w cieniu skał. Gandalf uśmiechnął się na widok

nadchodzącej Drużyny i wyszedł im na spotkanie.

- Sądząc po tym, jak długo was nie było, wnoszę, iż jesteście wypoczęci i najedzeni

- zauważył.

- Jeśli o mnie chodzi – odezwał się Merry – jestem syty i szczęśliwy. Nie ma to jak

rozpocząć popołudnie od fajeczki i na fajeczce zakończyć. Ziele jest wyborne i mój
gniew na Sarumana znacznie już ostygł.

- Doprawdy? - Gandalf wciąż się uśmiechał, ale oczy zalśniły mu groźnie. - Mój

jest nadal gorący. Bardzo gorący. Naradziłem się z Drzewcem, ułożyliśmy dalsze plany.
Czas ruszać w drogę. Nim jednak stąd odjedziemy, moim obowiązkiem jest złożyć
Sarumanowi pożegnalną wizytę. Zapewne będzie to czczy wysiłek i niebezpieczny do
tego, ale nie wolno mi zaniechać tej ostatniej próby. Czy ktoś z was ma ochotę mi
towarzyszyć?

Merry uniósł brwi słysząc to pytanie. Nie spodziewał się, że czarodziej ich tak po

prostu zaprosi, nie po tym wszystkim co mówił Obieżyświat. Przez mgnienie oka
ostrożność walczyła w nim z ciekawością, ale ostatecznie ta druga zwyciężyła. Właśnie
otwierał usta, by potwierdzić swój udział, gdy ubiegł go Gimli.

- Ja pójdę! - oznajmił krasnolud. - Chcę się na własne oczy przekonać, czy

rzeczywiście jest podobny do ciebie, Gandalfie.

- A niby jak zamierzasz to ocenić? - czarodziej spojrzał na niego surowo. -

Saruman, chcąc użyć cię do swoich planów, może się do mnie upodobnić, jeśli tylko
zechce. Uważasz, że jesteś na tyle mądry, by się na nim poznać? Ano, zobaczymy. Albo i
nie zobaczymy, bo Saruman może wcale się nam nie pokazać. Uprzedzam jednak, że to

background image

nie pora na żarty.

- Widziałem Sarumana z daleka i nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia - wtrącił

się Boromir. - Pozwolę sobie nawet zauważyć, że z lekka się rozczarowałem. Tyle się o
nim nasłuchałem, a tu naraz ujrzałem, jak z zadartą kiecką sadzi przez kałuże -
roześmiał się na to wspomnienie, a Pippin mu zawtórował. - To ma być ten wielki
czarodziej? To raczej żałosna parod... –

- Byłbym ci wielce zobowiązany, gdybyś zachował swoje komentarze dla siebie,

Boromirze - przerwał mu Gandalf stanowczo. - I proponowałbym, zarówno tobie, jak i
wszystkim tu zebranym, żebyście się nie odzywali. Tak będzie najbezpieczniej. Ani
słowa. Ja będę mówił za nas wszystkich.

- Wcale nie są podobni, jeśli jesteś ciekaw - Boromir szepnął porozumiewawczo do

Gimlego. - To znaczy z wyglądu nawet tak, te brody i w ogóle, ale różnica...-

- Ćśśśś - Merry pociągnął Gondorczyka za rękaw, widząc minę czarodzieja.
- Co?- Boromir podniósł głowę i napotkał wzrok Gandalfa, delikatnie mówiąc dość

przeszywający. Odchrząknął i bezwiednie poprawił na ramieniu pas od sakwy. – Ekhm,
no właśnie - mruknął pod nosem, a ponieważ czarodziej wymownie nadal nie spuszczał
go z oka, przestąpił z nogi na nogę i zmarszczył brwi. – Mam się nie odzywać, tak? Już
teraz? – zapytał ostrożnie. - Bo kiedy powiedziałeś, że nie wolno nic mówić, to
myślałem, że dopiero przy Sarumanie.

Gandalf westchnął.
- Chwilami mam takie wrażenie, jakby przybyło nam hobbitów w Drużynie -

oznajmił czarodziej, ku wielkiej uciesze zebranych, a zwłaszcza Pippina.

- Podobno to nie pora na żarty - Boromir nadął się nieco. – Zdaje mi się, że ktoś tak

przed chwilą powiedział i głowę bym dał, że to byłeś... już nic nie mówię, nic -
dokończył pospiesznie, na powrót potulniejąc pod groźnym wzrokiem Gandalfa.

- Poleciłem entom wycofać się z zasięgu wzroku - kontynuował czarodziej. - Być

może Saruman wyjdzie do nas...-

- I będzie ciskał piorunami?- nie wytrzymał Pippin. - Na tym polega

niebezpieczeństwo? Będzie próbował nas usmażyć, czy też z daleka rzuci urok?

- Myślę, że to drugie jest bardziej prawdopodobne - odparł Gandalf cierpliwie. -

Zwłaszcza jeśli podejdziesz pod jego próg z lekkim sercem. Saruman rozporządza
władzą, o jakiej nie macie nawet pojęcia. Osaczona bestia jest zawsze groźna. Miejcie się
na baczności – to mówiąc, odwrócił się i dosiadł Cienistogrzywego. Król Theoden i jego
świta dołączyli do pochodu.

- Nie godzi się, by dziedzic Gondoru chodził na piechotę, podczas, gdy inni jadą

wierzchem.

Merry odwrócił się, słysząc ten obcy głos z dziwnym akcentem. Przed Boromirem

stał jeden z Rohirrimów, trzymając rosłego gniadego konia o białych skarpetach i
misternie plecionej grzywie. - To mój koń, panie, zwie się Lossar, pozwól, że ci go
użyczę - jeździec skłonił się głęboko, z szacunkiem. Merry nie dosłyszał już odpowiedzi
Boromira, bo Obieżyświat z Pippinem zasłonili mu widok. Usiadł więc prosto w siodle,
starając się – na ile to było możliwe – nie opierać plecami o pierś Legolasa. Było mu
trochę niezręcznie siedzieć tak w objęciach elfa, jak małe dziecko w ramionach rodzica,

background image

ale nie miał wyboru. Niegrzecznie byłoby odmawiać, skoro Legolas sam mu
zaproponował wspólną jazdę. Jednak gdyby to od niego zależało, Merry wolałby jechać
razem z Obieżyświatem, przy którym nie czuł się tak skrępowany. Ale oczywiście
miejsce na siodle Strażnika przypadło Pippinowi. Tuk zawsze potrafił się urządzić.

Gandalf poprowadził jeźdźców wzdłuż skał, a potem w górę, aż do stopni

wiodących ku wrotom Orthanku. Tam zsiadł, a pozostali poszli za jego przykładem.

Merry pierwszy raz miał okazję przyjrzeć się wrotom z bliska. Atak entów, którego

był świadkiem dwa dni temu, pozostawił na gładkiej, wypolerowanej powierzchni
ledwie kilka rys. Sama wieża była nietknięta. A przecież na własne oczy widział jakimi
ogromnymi głazami ciskali Pasterze Drzew. Widział też, z jaką siłą Żwawiec uderzył w
te drzwi.

Przeszył go dreszcz.
- Ja wejdę wyżej - oświadczył Gandalf. - Byłem już w Orthanku i wiem, jakie

niebezpieczeństwa mi tu grożą.

- Pójdę z tobą - odezwał się nieoczekiwanie Theoden. - Jestem już stary i nie lękam

się niczego. Chcę rozmówić się z wrogiem, który wyrządził tyle zła mojemu ludowi.

Merry pomyślał, że czarodziej się nie zgodzi, ale ku jego zaskoczeniu, Gandalf

skinął głową.

-Twoja wola, królu - odparł. - Ze mną pójdzie Aragorn.
Obieżyświat wysunął się z szeregu i skinął ręką na Gondorczyka.
- Chodź, Boromirze.
Gandalf lekko zmarszczył brwi i spojrzał na Obieżyświata. Merry nie wiedział, co

takiego dostrzegł w oczach Strażnika, ale po krótkiej chwili skinął nieznacznie głową na
znak zgody, tak jakby odbył z nim niemą naradę.

- W takim razie my też idziemy! - zaprotestował Gimli. - Ja i Legolas jesteśmy

jedynymi reprezentantami naszych plemion i chcemy wszystko słyszeć.

- Chodźcie więc! Nie marnujmy czasu - powiedział Gandalf i zaczął wspinać się

po schodach. Król szedł u jego boku.

Boromir cofnął się i podał swoją sakwę Merry’emu. Obieżyświat zaczekał na niego

i ruszyli razem, ramię w ramię. Za nimi szli Legolas i Gimli.

Merry wymienił niespokojne spojrzenia z Pippinem i przycupnął na pierwszym

schodku, kładąc obok sakwę Boromira. Jeźdźcy Rohanu szeptali między sobą,
niepokojąc się o swojego króla. Merry uniósł głowę i spojrzał na zasłonięte okiennicą
wysokie okno, umieszczone nad wrotami. Nieopodal, z zagłębienia utworzonego przez
dwa filary, wysuwał się niewielki taras, jakieś kilkadziesiąt stóp nad ziemią. Ponad nim
majaczyły inne okna, przypominające złowrogie ślepia. Merry spojrzał w te ciemne
otwory i nagle poczuł jak cierpnie mu skóra – obserwowały go nieżyczliwe oczy. Był
tego pewien. Patrzyły prosto na niego. Skulił się lekko i nagle rozpaczliwe zapragnął
znaleźć się w kordegardzie przy kojąco trzaskającym ogniu. Po co on się tu w ogóle
pchał? Co go podkusiło?

Był tu kompletnie niepotrzebny.
I nagle zaczął się bać.
- Sarumanie! - głos Gandalfa odbił się echem wśród ruin, a jego różdżka głucho

background image

zapukała w drzwi. - Wyjdź do nas, Sarumanie!

Przez długą chwilę panowała kompletna cisza. Wtem rozległo się przeciągłe

skrzypnięcie, od którego to dźwięku dreszcz przemknął Merry’emu po plecach i jedna z
okiennic w oknie ponad wejściem uchyliła się nieznacznie.

- Kto tam?- rozległ się lekko schrypnięty, nieprzyjemny głos. - I czego chcecie?
Theoden powiedział coś, że poznaje ten głos i przeklina go, albo jakoś podobnie –

Merry nie dosłyszał, bo król stał odwrócony do niego plecami i mówił dość cicho.
Gandalf natomiast zagrzmiał, tak, że z sąsiedniego muru poderwały się dwie wrony.

- Idź po swego pana, Grimo! I spiesz się! Nie zamierzam tu tracić czasu na

rozmowy ze sługusem Sarumana.

A więc to Smoczy Język. Dopiero teraz Merry rozpoznał ten głos. Zmrużył oczy, by

wypatrzyć cokolwiek za okiennicą, ale w środku wieży panowała ciemność absolutna i
nic nie było widać. Okno zamknęło się i znów zapadła cisza. Nie na długo jednak.

- O co chodzi? Dlaczego zakłócacie mój spoczynek? Czyż ani w dzień ani w nocy

nie mogę zaznać choć odrobiny spokoju?

Merry zamarł. Tak przepięknego głosu nie słyszał nigdy przedtem. Żaden z elfów,

ani Elrond ani Glorfindel, ani nawet pani Galadriela – nie zrobili na nim takiego
wrażenia. Ten głos był głęboki, melodyjny i kojący, choć pobrzmiewała w nim nutka
zmęczenia i wyrzutu. Ale nie gorzkiego wyrzutu, dobrotliwego raczej. Takim tonem
kochający ojciec zwykł się zwracać do swoich niesfornych dzieci. Merry poczuł ukłucie
wstydu, że swoją mizerną osobą zakłóca odpoczynek komuś tak wspaniałemu i
cierpliwemu.

Przez szeregi Rohańczyków przeleciał lekki szmer, Merry zamrugał oczami –

Saruman stał na tarasie, patrząc w dół. Wyglądał tak, jakby tkwił tam od zawsze. Nic
nie zapowiedziało jego przybycia, ani skrzypnięcie drzwi ani odgłos kroków. Po prostu
pojawił się tam, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Merry przyjrzał mu się z bijącym sercem.
Saruman był wysoki, bardzo wysoki. Miał długą brodę i włosy, w których pasma

bieli przetykane były czernią. Jego oczy były ciemne, jak agaty, ale wbrew obawom
Merry’ego nie było w nich gniewu, lecz tylko znużenie i życzliwość. Gimli mruknął coś
o podobieństwie do Gandalfa, ale hobbit zignorował krasnoluda, zajęty kontemplacją
sarumanowej szaty. Przedziwna tkanina mieniła się wszystkimi kolorami tęczy przy
najdrobniejszym ruchu właściciela, błyski pomykały po niej jak chwiejące się płomyki
świec.

- Porozmawiajmy jednak. Trzech spośród z was przynajmniej znam z imienia -

Saruman mówił dalej, opierając bladą dłoń na balustradzie. Merry wstrzymał oddech,
chłonąc jego słowa; czarodziej zwrócił się teraz do Gandalfa, łagodnie wypominając mu
brak zainteresowania jego radami, a potem spojrzał na Theodena. W słowach pełnych
bólu wyraził swą troskę i życzliwość, poskarżył się też na krzywdy jakich doznał z rąk
Rohańczyków i wreszcie zapewnił o chęci pomocy. Jego głos był jeszcze bardziej
niezwykły niż na początku i choć Merry pamiętał wszystkie ostrzeżenia Gandalfa i
Obieżyświata, złapał się na tym, że rozważa, w jaki sposób Shire powinno wynagrodzić
Sarumanowi straty. Raptem zrobiło mu się wstyd na wspomnienie ogołoconej spiżarni.

background image

Theoden, też najwyraźniej niezdecydowany, nic nie odpowiedział, przeniósł

wzrok na stojącego obok Gandalfa a potem z powrotem na Sarumana. Był w rozterce.
Jeźdźcy zaczęli szeptać między sobą. Merry nie znał ich języka, ale domyślił się bez
trudu, iż są bardzo poruszeni słowami Sarumana – kiwali ochoczo głowami, jakby
wyrażali uznanie dla tego, co przed chwilą usłyszeli.

Gandalf milczał.
Tymczasem Saruman wychylił się ze swego tarasu.
- Nie oczekuję zrozumienia, po ludziach, którzy w swej łatwowierności dali się

zwieść i wystąpili przeciwko mnie – oświadczył. - Ale ty, synu Denethora, słynący z
odwagi i szlachetności, zasmucasz mnie.

Boromir drgnął i uniósł głowę.
- Dlaczego stoisz pośród moich wrogów – ciągnął Saruman wpijając się w

Gondorczyka wzrokiem - zamiast przybyć w me progi jako przyjaciel? Zostałbyś
przyjęty z wszelkimi honorami, jak na dziedzica sławnego rodu przystało. Niczego
bardziej nie pragnę, jak przyjaźni z Gondorem. Czy jest już za późno na pokój między
nami? Nie dawaj posłuchu złym doradcom, mężny synu Denethora, mądrością
sławionego, zdecyduj sam w swoim sercu, co wolisz – siłę i pokój, jakie da Gondorowi
sojusz z Isengardem, czy też śmierć, zamęt i zniszczenie?

Boromir nie odpowiedział. Stał tak, jakby zamienił się w posąg. Aragorn zerknął

na niego czujnie, a potem poszukał wzrokiem spojrzenia Gandalfa, ale czarodziej wciąż
nie reagował. Za plecami Merry’ego Jeźdźcy znów zaczęli szemrać, ale hobbit nie
odwrócił się, wpatrzony w Boromira.

Nagle odezwał się Gimli.
- Ten czarodziej używa mowy na opak! - zawarczał. - W języku Orthanku pomoc

znaczy zguba a ratunek to śmierć. Nie przyszliśmy tu słuchać bzdur!

- Spokój! - głos Sarumana stracił na słodyczy, a jego oczy błysnęły gniewnie. – Nie

przypominam sobie, bym się do ciebie zwracał, Gimli synu Gloina. Twój kraj leży
daleko stąd i nie dotyczą cię sprawy o których mówię. Nie potępiam cię za twój udział
w tej niefortunnej kampanii, mężny krasnoludzie, bo wiem, że nie zdawałeś sobie
sprawy, w co się uwikłałeś. Nie przerywaj mi jednak, gdy rozmawiam z przyszłym
namiestnikiem Gondoru i moim, mam nadzieję, przyjacielem. Cóż mi odpowiesz,
Boromirze? Chcesz pokoju, który mogę ci zapewnić, oferując moją mądrość i
wielowiekowe doświadczenie? Czy chcesz, by nasze państwa rozkwitły? Chcesz, by
Gondor okrył się chwałą? Co mi odpowiesz, synu Denethora?

Boromir wziął głęboki wdech, Merry widział, jak unoszą się jego ramiona, ale

wciąż nie odpowiadał.

Saruman jeszcze bardziej przechylił się nad balustradą.
- Milczysz – oznajmił. – Czyż słusznie wyczuwam w twym milczeniu zgodę?
- Milczę, bo nie mam ci nic do powiedzenia - odparł Boromir z wysiłkiem. W

porównaniu z głosem Sarumana jego słowa zabrzmiały zgrzytliwie i nieprzyjemnie.

- Nie chcesz pokoju?- Saruman uniósł brwi. - Czy tak mam rozumieć twe słowa?
- Możesz je sobie rozumieć jak chcesz, twoja wola – głos Boromira brzmiał pewniej

i mocniej. – Ale wara mi od Gondoru!

background image

Od strony Jeźdźców dobiegł pomruk dezaprobaty. Merry zauważył, że

Obieżyświat rzuca Boromirowi ostrzegawcze spojrzenie. Gondorczyk, który chyba
zamierzał jeszcze coś powiedzieć, rozmyślił się i potrząsnął głową, jakby opędzał się od
niechcianych myśli. Saruman zmruży oczy i przez chwilę szacował Boromira
wzrokiem, a wyraz jego twarzy był nieodgadniony.

- A ty królu?- nieoczekiwanie zagadnął Theodena. - Czy i ty wzgardzisz moją

pomocą i przyjaźnią? Ty, przez którego nie przemawia młodzieńcza popędliwość i... –
tu urwał na chwilę, bo ponownie spojrzeć na Boromira - upojenie nowo odkrytą
władzą? – dokończył z błyskiem w oku.

Syn Denethora nie odpowiedział, nie zaprzeczył. Saruman uśmiechnął się lekko,

domyślnie i jakby nigdy nic, zwrócił się do Theodena, kontynuując swą przemowę.

Merry zasłuchał się wbrew swej woli. Saruman zaczął mówić o przymierzu, o

pokoju o wybaczaniu krzywd. Trudno było powtórzyć jego słowa, ale wszystko, co
mówił wydawało się takie rozsądne i proste. Roztoczył przed nimi wizję
odbudowanego Rohanu, piękniejszego niż kiedykolwiek przedtem, wizje dobrobytu i
chwały. A na koniec powtórzył swe pytanie o pokój. Merry dostrzegł, że Theoden
dotyka dłonią czoła, jakby był zmęczony albo senny.

- Posłuchaj mnie królu! - wykrzyknął nagle któryś z Jeźdźców. Merry odwrócił się i

dostrzegł młodego wojownika w lśniącym hełmie, ozdobionym białym końskim
ogonem. Na twarzy człowieka malowały się wypieki, a oczach kipiał gniew. -
Ostrzegano nas przed tym niebezpieczeństwem! Czy po to walczyliśmy i wygraliśmy,
żeby się teraz dać omotać temu podstępnemu kłamcy, który miodem posmarował swój
język? Tak przemawiałby osaczony wilk, gdyby tylko umiał mówić! Przecież to
morderca, panie! Jaką on pomoc może ofiarować?! On chce jedynie ocalić własną skórę.
Nie słuchaj go, królu, wspomnij na mogiłę Hamy w Helmowym Jarze!

- Jeśli mowa o jadowitych językach, cóż powiedzieć o twoim, młoda żmijo! –

Saruman zmarszczył brwi nad groźnie błyskającymi oczami. Merry wystraszył się, że
czarodziej straci panowanie nad sobą i że stanie się coś strasznego, ale nie. Saruman
złagodził swój głos, wracając do roli zmęczonego i cierpliwego ojca. Upomniał młodego
Rohańczyka, radząc mu skupić się na jego zadaniu, jakim jest wojowanie, a politykę
przykazał zostawić mędrcom. Jego wzrok był znów ciepły i życzliwy, gdy tak
przekonywał o swej dobrej woli.

- Raz jeszcze pytam, królu Theodenie, czy chcesz pokoju i przyjaźni ze mną?

Rzeknij tylko słowo, od ciebie wszystko zależy.

- Chcę pokoju! - odparł Theoden słabym głosem. Merry nerwowo przygryzł wargę,

słysząc jak kilku Rohańczyków krzyknęło radośnie. Ale okrzyki szybko umilkły, bo
Theoden mówił dalej, a jego głos był coraz donośniejszy, jakby król z wolna się budził. I
bynajmniej nie była to odpowiedź, jakiej oczekiwał Saruman. Merry słuchał jej z ulgą i
przytakiwał w duchu każdemu słowu, chcąc pozbyć się echa głosu czarodzieja
pobrzmiewającego mu w głowie. Tak, Saruman jest trucicielem serc. Tak, jest sługą
Mordoru. Nic nie zadośćuczyni za śmierć pomordowanych dzieci. Nic nie wymaże
widoku hord Uruk-hai palących Zachodnią Bruzdę.

Uruk-hai.

background image

Przed oczyma Merry’ego stanął Ugluk z namalowanym na twarzy znakiem Białej

Ręki – znakiem Sarumana - smagający Pippina batem. Ugluk brutalnie kopiący
półprzytomnego Boromira. Ugluk przemocą wlewający jemu, Merry’emu, ohydny
napój do gardła. Hobbit zacisnął pięści. Theoden ma rację. Pokój nastanie wtedy, gdy
Saruman zawiśnie na haku w oknie swojej wieży, wydany na pastwę drapieżnych
ptaków. Tych samych ptaków, które z jego polecenia tropiły i prześladowały Drużynę.

Merry obejrzał się na Jeźdźców, ale ku swemu zaskoczeniu, zamiast aprobaty

ujrzał na ich twarzach zakłopotanie. Rohańczycy spoglądali po sobie, marszcząc brwi,
jakby nie do końca rozumieli, co się dzieje i dlaczego Theoden odrzuca propozycję
Sarumana. Jedynie ów porywczy młodzian z białą kitą na hełmie patrzył na swego króla
z jawnym uwielbieniem i uśmiechał się. Pozostali sprawiali wrażenie rozczarowanych.

- Szubienice i wrony!- rozległ się okropny syk. Merry aż podskoczył i z

niedowierzaniem spojrzał w górę. Niewiarygodne, ale to był głos Sarumana. A raczej tej
istoty, która stała tam teraz na jego miejscu. Przemiana była tak nagła i porażająca, że
hobbit zamarł z rozdziawionymi ustami. Zamiast dobrotliwych oczu dostojnego
czarodzieja spoglądały teraz na nich dwie otchłanie nienawiści i furii. Piękna twarz
wykrzywiła się ohydnie, zmieniając się nie do poznania, a przypominające szpony palce
zacisnęły się na poręczy. Dopiero teraz Merry dostrzegł jak długie paznokcie ma
Saruman. – Brednie starego ramola! Czymże jest dwór Eorla? Chałupą, w której zbóje i
pijacy wędzą się w dymie- Merry kompletnie osłupiały słuchał tej powodzi obelg. Głos
Sarumana brzmiał okropnie i hobbita przeszył dreszcz, bo nie wiedzieć czemu, nagle
przypomniały mu się Upiory Kurhanów. Skulił się lekko, nie mogąc oderwać wzroku
od tej twarzy, wykrzywionej złością. Saruman groził teraz Theodenowi, ale chyba z
wolna się opanowywał, bo jego głos łagodniał. Odesławszy pogardliwie Rohańczyków
do ich chałup zwrócił się do Gandalfa, wyrażając ubolewanie dla nędznej kompanii w
jakiej czarodziej się znalazł. Pochwalił jednakże szlachetny umysł Gandalfa i zaoferował
swoją radę.

Po raz pierwszy podczas tego spotkania Gandalf poruszył się.
- A masz mi coś więcej do powiedzenia niż podczas naszej ostatniej rozmowy?-

zapytał spokojnie. - Chcesz coś odwołać?

Saruman zamilkł na chwilę, a jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.
- Odwołać?- powtórzył z wolna, jakby nie wierzył własnym uszom. - Odwołać?

Usiłowałem ci radzić dla twego własnego dobra!

Kogo on chce nabrać? zdziwił się Merry, widząc, że Saruman znów próbuje sztuczki

z odgrywaniem dobrotliwej i skrzywdzonej istoty. Przecież nikt się już na to nie nabierze.

Ale Saruman wciąż mówił. O starożytnym bractwie czarodziejów, ich mocy i

mądrości. O odbudowie świata. O wspólnym dobru i więzi z Gandalfem. A w miarę, jak
mówił, a jego głos opadał i wznosił się, Merry z przerażeniem zorientował się, że nie
może przestać go słuchać, choćby nawet chciał. Spróbował unieść dłonie, by zatkać
sobie uszy, ale jego ręce nawet nie drgnęły. Serce zaczęło bić mu szybciej i mocniej. To,
co mówił Saruman było takie mądre, takie piękne. Merry musiał, po prostu musiał
przyznać mu rację. Usiłował sobie przypomnieć ten okropny grymas Sarumana sprzed
paru chwil, kiedy czarodziej stracił panowanie nad sobą, ale... nie potrafił, bo czarne

background image

oczy znów były łagodne i życzliwe, a twarz szlachetna i pełna dostojeństwa. Merry
nagle zawstydził się, że słucha przemowy nie dla niego przeznaczonej, poczuł się jak źle
wychowane dziecko albo głupawy sługa, który podsłuchuje narady o wielkiej wadze.
Tak wielkiej, że nigdy jej nie ogarnie. Nie powinien się mieszać do spraw czarodziejów.
Oni ulepieni są z innej, lepszej gliny, co tam gliny, z drogocennego kruszcu. To on,
Merry, jest z gliny, jest prostakiem i... -

- Czy zechcesz naradzić się ze mną? - Saruman bacznie spojrzał na Gandalfa. - Weź

ze sobą Boromira i wejdź do Orthanku. We trzech naradzimy się nad losami świata.

Taka była potęga jego głosu, że wszyscy obecni wstrzymali oddech. Merry

dostrzegł, że Boromir drgnął, jakby zamierzał zrobić krok naprzód. Aragorn
natychmiast wyciągnął rękę i schwycił go za rękaw, ale syn Denethora chyba nawet tego
nie poczuł – wciąż patrzył w górę, jak zahipnotyzowany.

Gandalf wejdzie – przemknęło Merry’emu przez myśl. - Wejdzie tam z Boromirem i

zostawi nas na pastwę losu.

Obok Pippin szeptał coś cichutko.
Gdzieś daleko zakrakała wrona i wtedy właśnie wydarzyło się coś, czego nikt się

nie spodziewał.

Gandalf wybuchnął śmiechem.
Zły czar prysnął. Merry zamrugał oczami.
- Sarumanie, Sarumanie! – Gandalf kręcił głową, wciąż się zaśmiewając. -

Doprawdy! Rozminąłeś się z powołaniem, powinieneś zostać trefnisiem na królewskim
dworze. Zarobiłbyś na chleb przedrzeźniając doradców króla. Mówisz.- ciągnął dalej,
opanowując wesołość.- że my dwaj świetnie się rozumiemy. Obawiam się jednak, że ty
mnie nigdy nie zrozumiesz. Ja natomiast widzę cię teraz na wylot. Pamiętam twoje
argumenty i czyny lepiej niż ci się wydaje. Kiedy cię ostatnio odwiedziłem, byłeś
dozorcą więziennym Mordoru i tam też zamierzałeś mnie odesłać. O, nie! Gość, który
raz uciekł z twojej wieży przez dach, dobrze się namyśli, nim ponownie wejdzie do niej
przez drzwi. Nie skorzystam z twojego zaproszenia. Ale ponawiam moje : zejdź do nas!
Isengard nie jest tak bezpieczny jak sądziłeś i jak to sobie uroiłeś. Podobnie mogą cię
zawieść inne potęgi, którym dziś jeszcze ufasz. Pomyśl, czy nie warto odwrócić się od
nich, póki jeszcze czas? Zejdź do nas.

Saruman zbladł. Słowa Gandalfa do tego stopnia wybiły go z równowagi, że przez

chwilę nie zdołał zapanować nad wyrazem twarzy i Merry zobaczył w jego oczach
strach. Saruman bał się wyjść ze swojej wieży, ale jednocześnie widać było po nim
wahanie – on chciał zejść. I ta chęć walczyła w nim ze strachem. Merry miał wrażenie, że
cały świat, razem z nim, wstrzymuje oddech w oczekiwaniu na decyzję Sarumana.

Zejdź - pomyślał. - Zejdź, wykorzystaj tę szansę...

Saruman skrzywił się i wyprostował dumnie.
Pycha i nienawiść wzięły górę.

- Czy zejdę?- powtórzył szyderczym tonem. - Czy bezbronny człowiek może zejść

między zbójów, by paktować o swoje życie? Jeśli macie mi coś do powiedzenia, mówcie,
stąd słyszę was doskonale. Aż tak głupi nie jestem. Niby dlaczego miałbym wam ufać?
Myślisz, Gandalfie, że skoro odesłałeś te leśne potwory za wzgórze i przyprowadziłeś tu

background image

w zamian ich dowódcę to ja dam się nabrać na twoje gładkie słówka i otworzę przed
tobą Orthank?

- Zdrajcy zwykle bywają podejrzliwi. - głos Gandalfa pobrzmiewał zmęczeniem. -

Ale nie musisz się obawiać o swoją skórę. Nic ci z mojej strony nie grozi, nie zamierzam
cię zabić ani zranić. Gdybyś naprawdę mnie znał, tak jak twierdzisz, wiedziałbyś o tym.
Sarumanie, mam moc, by cię obronić. To twoja ostatnia szansa. Jeśli tylko zechcesz,
możesz opuścić Orthank, wolny.

Merry z niedowierzaniem zagapił się na Gandalfa? Jakże to tak? On chce puścić

Sarumana wolno? Tak po prostu? I w pierwszej chwili ucieszył się, gdy Saruman
odmówił, kpiąc z łaskawości Gandalfa i pytając z przekąsem o warunki tej obiecanej
wolności, ale zaraz potem zawstydził się swoich myśli – tu chodziło o duszę wielkiej
istoty, a on pozwala, by rządził nim strach i uprzedzenia. Skoro Gandalf tak się stara
ocalić Sarumana to znaczy, że warto. Z uwagą więc słuchał warunków, jakie miał
spełnić Saruman, by odejść w pokoju. Nie wydały mu się wygórowane. Klucze do
Orthanku i różdżka w zastaw – to chyba mała cena za odkupienie tak wielkiej zdrady.

Ale Saruman nie chciał nawet tego słuchać. W oczach rozbłysnął mu ogień, a twarz

ściągnęła się w złości. Ale tym razem, zamiast strachu, wzbudził w Merrym litość.
Hobbit słuchał wyzwisk, jakimi czarodziej miotał w odpowiedzi i serce ściskało się w
bólu. Czy to naprawdę możliwe, że Saruman pochodzi z tego samego bractwa, co
Gandalf? Czy można upaść aż tak nisko? Nagle drgnął, bo pijane wściekłością oczy
Sarumana spoczęły na nim.

- ...i nie ciągnij za sobą tej hałastry, uczepionej kurczowo twojego płaszcza! -

zasyczał czarodziej nienawistnie. Wyprostował się i raz jeszcze omiótł wzrokiem
zgromadzonych, zatrzymując się nieco dłużej na Boromirze. - Żegnam!- prychnął
pogardliwie, odwrócił się i zniknął z tarasu.

- Wracaj, Sarumanie! - rozkazał Gandalf, tonem, jakiego Merry nigdy wcześniej nie

słyszał. Zobaczył, że Theoden odwraca się do czarodzieja z niedowierzaniem. Wśród
Jeźdźców rozległy się stłumione okrzyki zdumienia – Saruman, ze ściągniętą z bólu
twarzą ponownie zbliżył się do barierki.

To wola Gandalfa go tu przywiodła! Merry w osłupieniu patrzył, jak Saruman dyszy,

opierając się całym ciężarem o poręcz, jakby za chwilę miał zemdleć.

- Nie pozwoliłem ci się oddalić - oświadczył Gandalf surowo. - Jeszcze nie

skończyłem! Oszalałeś Sarumanie, lecz wciąż budzisz we mnie litość. Nawet teraz
mógłbyś porzucić zło i oddać się dobrej sprawie, ale nie, ty wolisz przeżuwać resztki
dawnej potęgi. A więc siedź tam! Ale ostrzegam, łatwo stąd nie wyjdziesz, chyba, że
wywloką cię ręce sług Saurona. Słuchaj, Sarumanie! – Gandalf podniósł głos i Merry
zapatrzył się na niego w podziwie i bojaźni. - Nie jestem już Gandalfem Szarym, którego
zdradziłeś! Stoi przed tobą Gandalf Biały, który powrócił z krainy śmierci. Ty nie masz
już własnej barwy, więc wykluczam cię z bractwa i Rady! – tu Gandalf urwał na chwilę i
wzniósł rękę. Nagle zrobiło się potwornie cicho. Merry wstrzymał oddech i szeroko
otworzył oczy. - Sarumanie! Twoja różdżka jest złamana!

Z przejmującym trzaskiem różdżka pękła w dłoni Sarumana, a jej główka legła u

stóp Gandalfa.

background image

- Precz!- rozkazał czarodziej z mocą, choć Merry’emu zdało się, że słyszy w jego

głosie cień bólu. Saruman krzyknął przeraźliwie, zachwiał się i jakby po omacku
wycofał się z tarasu.

- Uwaga!- Głos Boromira przywołał Merry’ego do rzeczywistości. Kulisty pocisk

błysnął w locie, ciśnięty z ciemnego okna, wysoko ponad nimi. Jarząca się kula najpierw
uderzyła w kratę pod którą przed chwilę wcześniej stał Saruman, odbiła się od niej,
krzesząc skry i uderzyła o ziemię, o włos mijając głowę Gandalfa. Potoczyła się między
Boromirem i Aragornem, a potem w dół po stopniach. Merry odskoczył na bok, a kiedy
go minęła, uniósł wzrok ku górze, by upewnić się, że nic się nikomu nie stało.

- Łotr! Skrytobójca! - zawołał Boromir gromko, a któryś z jeźdźców mu

zawtórował.

- Tego pocisku nie rzucił Saruman - odparł Gandalf. - O ile mnie wzrok nie mylił,

kula spadał ze znacznie wyższego piętra. Zdaje się, że był to pożegnalny prezent
Smoczego Języka.

- Który nie mógł się zdecydować, kogo z was dwóch bardziej nienawidzi, ciebie,

czy Sarumana - Obieżyświat uśmiechnął się lekko.

- I dzięki temu na szczęście chybił - dodał Boromir. - Co to w ogóle było, na Białe

Drzewo?

- Cokolwiek to było, Grima drogo za to zapłaci - odparł czarodziej. - Obawiam się,

że co dwaj nie będą sobie ułatwiać życia. Ale zasłużyli na to i – ejże, ej, mój hobbicie! -
Gandalf odwrócił się gwałtownie. - Nie prosiłem cię, żebyś to podnosił!

Merry odwrócił się i ujrzał Pippina, który wspinał się ku niemu z kulą w dłoniach.

Najwyraźniej Tuk pobiegł za nią i złapał ją nim stoczyła się do wody. Merry zmarszczył
brwi. W sposobie, a jaki Pippin się poruszał, było coś nienaturalnego. Szedł dziwnie
wolno, jakby przytłoczony ciężarem ponad siły, kurczowo zaciskając w dłoniach jarzącą
się czerwonym ogniem kulę. Jego oczy utkwione były w tym płomyku, a ich nieco
nieprzytomny wyraz coś Merry’emu przypominał. Tylko co...

- Oddaj mi to! - Gandalf pospiesznie zbiegł po schodach i wyjął kulę z rąk Pippina.

Nie uszło uwadze Merry’ego, że musiał przy tym użyć siły. - Ja się nią zaopiekuję -
dodał, zakrywając ją połą płaszcza. - Saruman nigdy by jej z własnej woli nie wyrzucił.

- Ale może ma coś innego do wyrzucenia - zauważył Gimli, schodząc. - Jeśli już

skończyłeś rozmowę, proponuję byśmy się stąd oddalili na bezpieczną odległość.

- Skończyłem. Możemy iść.
- Pip?- szepnął Merry ostrożnie. Tuk zamrugał oczami, wciąż jeszcze nieco

błędnymi. - Wszystko dobrze?

- Ta-aak - Pippin pokiwał głową i odprowadził Gandalfa wzrokiem.
- Cóż tam? Idziecie?- Boromir stanął nad nimi i spojrzał pytająco. - Pippinie,

możesz mi podać moją sakwę?

Tuk schylił się, a kiedy uniósł głowę wyglądał już normalnie. Boromir odebrał od

niego sakwę i zarzucił sobie na ramię. We trzech zeszli na dół, dołączając do Gandalfa,
Obieżyświata i Theodena. Merry zauważył, z jak wielkim szacunkiem Jeźdźcy odnoszą
się teraz do czarodzieja i z jaką radością witają swego króla.

- Jedno zadanie wykonane - oświadczył Gandalf. - Teraz muszę odszukać Drzewca

background image

i powiadomić go o wyniku rokowań.

- Chyba nie spodziewał się innego zakończenia tej rozmowy - wtrącił się Boromir.
- Nadzieja zawsze istnieje - odparł cicho Gandalf.
- Nawet dla Sarumana?- zapytał Pippin.
- Nawet dla Sarumana. Niewielka wprawdzie, ale istnieje. Nawet włos mógł tu

przeważyć szalę. A poza tym chciałem pokazać Sarumanowi, ze siła jego głosu słabnie –
nie można być jednocześnie tyranem i doradcą. Nie sposób spiskować na parę frontów
na raz. Nieszczęsny szaleniec, mógłby naprawić błędy i oddać nam wielkie usługi, ale
on woli rządzić, nie służyć. Umiera ze strachu przed gniewem Mordoru, ale wciąż łudzi
się, ze zdoła przetrzymać nawałnicę. Naprawdę mi go żal.

-A co zrobisz z Sarumanem po wojnie?- zainteresował się Boromir. - To znaczy

zakładając, że Nieprzyjaciel nie wygra?

- Nic - odpowiedział Gandalf. - Ja nic mu nie zrobię. Nie pragnę władzy. Co zaś się

z nim stanie? Tego nie sposób przewidzieć. Boli mnie, że tyle siły, niegdyś dobrej
niszczeje w tej wieży. Dla nas jednak sprawy ułożyły się pomyślnie. Dziwne są wyroki
losu. Często nienawiść sama zadaje sobie rany. Myślę, że gdybyśmy zajęli Orthank, nie
znaleźlibyśmy skarbu cenniejszego niż ten pocisk, którym nas Smoczy Język uraczył.

Z wysokiego okna doleciał przeraźliwy krzyk.
- Oho! - Boromir uśmiechnął się z satysfakcją. - Zdaje się, że Saruman podziela

twoje zdanie.

- A zatem zostawmy wspólników samych - podsumował Gandalf i gestem wskazał

drogę powrotną. Jeźdźcy dosieli koni i za swoim królem ruszyli ku zburzonej bramie.
Drużyna została na miejscu jeszcze przez chwilę, patrząc jak Gandalf przywołuje
Cienistogrzywego.

- Niezwykłe widowisko, nieprawdaż?- zauważył Gimli. - Mam na myśli rozprawę

z Sarumanem, rzecz jasna.

- Przerażające - Merry miał wciąż w pamięci wykrzywioną wściekłością twarz

zdrajcy. - Nie przypuszczałem, że on jest aż taki...- urwał szukając w myślach
odpowiedniego słowa - taki straszny – dodał, nie znajdując właściwego określenia.

-A dla mnie najbardziej przerażające było to - odezwał się Boromir - że przez cały

ten czas, kiedy na mnie patrzył, miałem dziką ochotę, by... a, mniejsza z tym -
zamruczał, jakby zawstydzony.

- Nie no, powiedz, powiedz! - Pippin przysunął się do niego, a Gimli i Legolas

zachęcająco pokiwali głowami. Obieżyświat też uniósł brwi z zainteresowaniem.

Boromir spojrzał po nich i nieoczekiwanie, po chwili wahania, roześmiał się,

potrząsając głową.

- Miałem ochotę pokazać mu pewien, hm hm, gest, nazwijmy go żołnierskim, z

braku przyzwoitego słowa – wyznał.

- A który oznacza? – zainteresował się Pippin.
- Powiedzmy, że oznacza miejsce, gdzie może umieścić swoje argumenty oraz hm,

tak jakby niedwuznacznie sugeruje sposób aplikacji.

Cała Drużyna zgodnie zaniosła się śmiechem.
- Przypuszczam, że zrobiłoby to na Sarumanie spore wrażenie - zauważył

background image

Obieżyświat wesoło.

- Zakładając, że by zrozumiał.
- Trzeba mu było pokazać! – entuzjazmował się Tuk.
- Peregrinie Tuku, zważywszy na fakt, iż jesteś osobą niepełnoletnią, powściągnij

proszę swoje niezdrowe zainteresowanie – Boromir niby to na poważnie zgromił
hobbita wzrokiem. – I to wcale nie jest śmieszne! Ze mną naprawdę dzieje się coś
niedobrego!

- Wprost przeciwnie!- chichotał Pippin. – Masz najzupełniej zdrowe, hobbickie

odruchy. Jestem z ciebie dumny.

To wywołało nową falę wesołości.
- Z czego się tak śmiejecie?- zagadnął Gandalf, podjeżdżając ku nim.
- Ze mnie, oczywiście - Boromir wzruszył ramionami. - A z kogóż by innego. Ależ

on jest wielki! - oświadczył z podziwem i ostrożnie wyciągnął rękę, by poklepać
Cienistogrzywego po pysku. Koń pozwolił mu na to i schylił łeb, obwąchując go. -Wiele
bym dał, by się na takim przejechać.

Rozmowa zeszła na konie, ale Merry nie dosłyszał już odpowiedzi Gandalfa.

Nagle serce mu zabiło i zrobiło mu się zimno ze zgrozy – w błysku olśnienia
przypomniał sobie bowiem, z czym mu się kojarzył wyraz twarzy Pippina, tam na
schodach.

Taki sam błędny i rozogniony wzrok miał Boromir pod wpływem Pierścienia.


background image




SYN

GONDORU


Część druga

Orthank








background image

Rozdział III


Isena



Entowie ustawili się po obu stronach drogi, tworząc imponujący szpaler. W

milczeniu wznieśli ramiona w pożegnalnym geście, a zachodzące słońce oświetliło ich
pomarańczową łuną. Cienie rąk i gałęzi kładły się na drodze przed orszakiem.

I tak oto baśń staje się rzeczywistością, a sen jawą - Aragorn rzucił entom ostatnie

spojrzenie przez ramię, chcąc dobrze zapamiętać ten niezwykły widok. Chciałbym móc
kiedyś opowiedzieć o tym moim dzieciom
– pomyślał pod wpływem nagłego impulsu,
patrząc na kołyszących się dostojnie Pasterzy Drzew.

Obaj hobbici pomachali jeszcze Drzewcowi na pożegnanie i odwrócili się jako

ostatni.

Isengard został w tyle.
Czarny gościniec prowadził wzdłuż Iseny, do wylotu Nan Kurunir. Gandalf

nalegał, by mimo zachodzącego słońca ujechali jak najdalej się da, do Dol Baran najlepiej.
Czarodziej nie chciał nocować w pobliżu Orthanku, a Aragorn postanowił nie dopytywać
się dlaczego, tylko mu zaufać.

Kolumna jeźdźców rozciągnęła się na długiej linii w dziarskim stępie, dwójkami.

Dziury, błoto i gruz zalegający na gościńcu uniemożliwiały szybszą jazdę.

Gandalf jechał bok w bok z Theodenem, za nimi podążali Boromir z Eomerem.
Aragorn był trzeci z kolei, razem z Legolasem i Gimlim.
Od frontu dobiegał nieustający gwar hobbickich głosów. Ponieważ Boromir miał już

konia, Pippin zdecydował, że będzie jechał z nim i niezwłocznie przeniósł się na jego
siodło. Teraz zamęczał Eomera pytaniami na temat Rohanu i Edoras. Młody dowódca
Rohirrimów nie budził w nim onieśmielenia, prawdopodobnie obecność Boromira
dodawała hobbitowi animuszu, grunt, że obaj wojownicy nie za bardzo mogli za sobą
porozmawiać, bo na jedną odpowiedź Eomera przypadały trzy dalsze pytania
Peregrina. Boromir, wypytawszy zawczasu marszałka o najnowsze wieści, nie
protestował i nie próbował uciszać swego współpasażera. Eomer zaś sprawiał wrażenie
zafascynowanego osobą hobbita. A Tuk, jak to Tuk, zręcznie potrafił tę fascynację
wykorzystać.

Na samym przedzie kolumny natomiast Gandalf właśnie skończył tłumaczyć

Meriadokowi, jak długo będą jechać, gdzie zrobią postój i coś jeszcze o Sarumanie i
jakiejś hałastrze, czego Aragorn nie dosłyszał. Czarodziej dość nieoczekiwanie
zaproponował Merry’emu wspólną jazdę, na co hobbit skwapliwie przystał (Aragorn
podejrzewał, że Gandalf po prostu stęsknił się za niziołkami i chciał się nimi nacieszyć).
Theoden z uśmiechem powitał nowego towarzysza podróży i od czasu do czasu
dorzucał jakąś uwagę od siebie. O ile Strażnika słuch nie mylił, czarodziej i król
rozmawiali teraz o sposobach uzyskiwania najlepszej jakości fajkowego ziela, a
właściwie nie tyle rozmawiali, co słuchali wykładu Merry’ego. Co ciekawe, Theoden
zdawał się być tym naprawdę zainteresowany.

background image

Aragorn spojrzał w bok, na wody Iseny skrzące się w ostatnich promieniach

zachodzącego słońca. Wiatr ustał kompletnie i zapowiadał się wyjątkowo ciepły i
przyjemny wieczór. Od Edoras dzieliły ich jakieś dwa dni jazdy, przeorganizowanie
wojska i przygotowanie do wymarszu zajmie sporo czasu – nie ma szans, żeby dotarli
do Minas Tirith w tym tygodniu.

Minas Tirith.
Wzrok Aragorna spoczął na Boromirze, jadącym przed nim.

Jak to będzie, gdy wszyscy trzej znajdziemy się pod jednym dachem – Denethor, ja i ty. Cóż

uczynisz, Boromirze? Czy będę mógł liczyć na twoją pomoc, czy też bezwarunkowo poprzesz

ojca? Raczej to drugie, obawiam się.

Wprawdzie dzisiejszy dzień pokazał, iż z Boromirem można poważnie

porozmawiać i nie jest on zamknięty na argumenty, ale zachodziła obawa, że silna
osobowość Denethora może Aragornowi nie zostawić żadnego pola manewru. Jak
bowiem przekonać Boromira do swych racji pod czujnym okiem Namiestnika? Aragorn
znał Denethora na tyle dobrze, by wiedzieć jak zaborczy potrafi być syn Ectheliona i jak
zazdrośnie strzeże tego, co uznaje za swoje. A ponieważ w przeszłości nawet nie
próbował ukrywać się ze swą niechęcią do Thorongila, można być pewnym, że
sprzeciwi się przyjaźni onegoż z jego ukochanym synem i będzie chciał zatrzymać
Boromira wyłącznie dla siebie, po swojej stronie. W pewnym sensie Aragorn go
rozumiał – rodzina powinna trzymać się razem, to naturalne, ale na samą myśl, że być
może będzie musiał stawić czoła połączonym siłom Denethora i Boromira przeszywał
go dreszcz. Miał nadzieję, że do tego nie dojdzie.

A co, jeśli Boromir będzie innego zdania niż Namiestnik? To też doprowadzi do

konfliktu, tyle, że na innej płaszczyźnie. Ostatnią rzeczą, jaką Aragorn chciałby zrobić,
było poróżnienie ojca i syna – jego celem był pokój, a nie zamęt. Owszem, dobrze by
było mieć w Boromirze sprzymierzeńca, ale, no właśnie – sprzymierzeńca, a nie broń,
którą można wymierzyć w Denethora. To by było niehonorowe. A poza tym waśń
między namiestnikiem a jego dziedzicem nie pomoże Gondorowi w jego i tak trudnej
sytuacji.

Kłopot tkwił w tym, że Strażnik tak naprawdę nie miał okazji, by wybadać

towarzysza i zorientować się, jakie są jego prawdziwe odczucia i zamiary. Podczas
wędrówki, a zwłaszcza na jej początku, istniało między nimi coś na podobieństwo
niepisanej umowy – Aragorn nic na temat swego dziedzictwa nie mówił, a Boromir nie
zadawał żadnych pytań, zachowując się tak, jakby podróżował ze zwykłym
Strażnikiem, a nie potomkiem Isildura. Aragorn nie naciskał, dając mu czas na
oswojenie się z nową sytuacją. Zakładał bowiem, że kiedy syn Denethora trochę lepiej
go pozna, przełamie swą nieufność i rezerwę i choćby dla samej ciekawości spróbuje
nawiązać z nim kontakt. Ale tak się, niestety, nie stało - Boromir nie wzniósł się ponad
zwykłą, codzienną uprzejmość zarezerwowaną dla towarzyszy podróży, utrzymując
swój pełen respektu, lecz chłodny dystans. Jeden jedyny raz, w Lorien, Strażnik
spróbował porozmawiać o tronie Gondoru, ale napotkał na mur i wyraźną sugestię, że
to zdanie Denethora powinien usłyszeć najpierw.

Nie wróżyło to dobrze.

background image

Choć z drugiej strony – ostatnio coś drgnęło między nimi i może w paradoksalny

sposób Pierścień przysłuży się im obu i pomoże nawiązać bliższy kontakt.

A może nie.
Doświadczenie uczy, że dumni ludzie nie przepadają za osobami, którym

przytrafiło się być świadkami ich słabości. Nawet jeśli byli to świadkowie życzliwi i
oddani. Może Boromir mimo wszystko żałuje, że się Strażnikowi zwierzył? Na pewno
nie przyszło mu łatwo mówić o własnych błędach i problemach. To, że Aragorn zna
jego tajemnicę może pomóc, ale może też zaszkodzić. Trudno orzec.

Strażnik westchnął.
Gandalf twierdził, że Boromir jest niezwykle, ba, niepokojąco wręcz lojalny w

stosunku do ojca i ślepo mu posłuszny. Czarodziej zaryzykował nawet twierdzenie, że
starszy syn Namiestnika, w odróżnieniu od swego brata, darzy ojca bezkrytycznym
uwielbieniem i nie do pomyślenia jest, by sprzeciwił się jego woli -jeśli zatem Denethor
odrzuci roszczenia Aragorna, a należy się tego spodziewać, Boromir tym samym
znajdzie się po drugiej stronie barykady.

No, cóż. Strażnik nie podzielał opinii czarodzieja, pozwalając sobie na pewną dawkę

optymizmu. Starannie Boromira obserwował podczas całej wspólnej podróży i doszedł
do wniosku, że syn Denethora ma własny rozum i własną wolę, którą potrafił
przeforsować na wiele sposobów. O ile dobrze Aragorn zrozumiał – to Faramir chciał
jechać do Imladris, a Denethor popierał ten wybór. A jednak mimo to w podróż ruszył
Boromir. Wynikało z tego jasno i wyraźnie, że starszy syn Namiestnika umie postawić
na swoim i ma wpływ na decyzje ojca, mimo iż – jak twierdzi Gandalf – krew
Numenoru nie tętni w nim tak mocno jak w Denethorze i Faramirze.

Nagły ruch wyrwał go z jego zamyślenia - Eomer skinął głową Boromirowi i

zawrócił konia. Przekłusował obok i skierował się na tyły kolumny. Aragorn odetchnął
głębiej i otrząsając się z niewesołych myśli skupił się na tym, co działo się przed nim.

Boromir z Pippinem zostali sami. Strażnik dosłyszał, że hobbit o coś pyta.
- Wydaje mi się, że tak - doleciała go odpowiedź Gondorczyka. - Chyba ją zabrał.
Pippin znów o coś zapytał.
- Skąd mam wiedzieć? Przy sobie zapewne.
Pippin rozłożył ręce, coś opowiadając z przejęciem.
- Nie mam pojęcia - w głosie Boromira dało się słyszeć zmęczenie.
- Nie jesteś ciekaw? - Tuk wykręcił głowę i dopiero teraz można było go usłyszeć.
- Nie interesują mnie diabelstwa Sarumana. Spytaj Gandalfa, skoro cię to tak

frapuje.

Przez chwilę Peregrin milczał, a przez ten czas Hasufel wyrównał dystans jaki go

dzielił od Lossara, więc następne słowa hobbita były już wyraźne :

- Gandalf się na mnie rozzłościł, a ja przecież musiałem ją podnieść, żeby się nie

ufafluniła w błocie! - oznajmił Tuk z lekką pretensją.

- Żeby co się jej nie zrobiło?- Boromir przechylił się nieco w bok, by się przyjrzeć

hobbitowi, siedzącemu przed nim.

- Żeby się nie ufafluniła, mówię!
- Możesz jeszcze raz powtórzyć to słowo? Jest fascynujące.

background image

- Na Lobelię, aleś ty dziwny – zirytował się Pippin – „Faflunić‖, no, co robisz taką

minę, to znaczy uwalać się, pobrudzić.

- A w jakim języku?
- Ha ha. Bardzo zabawne.
- Bardzo. Znasz więcej takich słów?
- Bo co?
- Chętnie się z nimi zapoznam.
- Czasami jesteś męczący, wiesz?
- Męczący, ja? Faramir to dopiero dałby ci popalić. Mój mały braciszek szaleje na

punkcie słów. Ciesz się, że to ja tu jestem, a nie on. Niechby tylko usłyszał taką gwarę...

- No wiesz! Sam mówisz gwarą!
- Mój drogi, zwracam ci uwagę, że ja nie faflunię języka cudacznymi zwrotami.
- O, wypraszam sobie. Nie moja wina, że masz ubogie słownictwo!
Aragorn śledził tę rozmowę z rosnącym zainteresowaniem. Obok niego Gimli i

Legolas przerwali licytowanie się kto odwiedzi jakie miejsca Śródziemia i gdzie jest
najpiękniej i też zaczęli się przysłuchiwać.

- Tak się składa, że odebrałem bardzo staranne wykształcenie, mości hobbicie.
- Tak staranne, że nie wiedziałeś nawet co znaczy „ufaflunić‖, mości Gondorczyku.

Skoro z tym sobie nie poradziłeś, to co na przykład powiesz na „rozdyźdanie‖?

-„Rozdyźdanie‖? A niech mnie, to dopiero jest cudne!
- To znaczy...-
- Nie, czekaj! Ja sam. „Rozdyźdanie‖ to na przykład... na przykład... niech zgadnę:

wynik spotkania niewielkiego orka z bardzo dużym i rozgniewanym huornem.
Trafiłem?

- Brawo. Choć osobiście wolałbym mniej makabryczne wizje. Pozostańmy może

lepiej przy przygnieceniu pomidora na dnie torby.

- Bardzo obrazowe, muszę przyznać. „Roz-dyź-da-nie. Rozdyźdać. Rozdyździany‖.

Dobrze odmieniam? Poezja, Faramir będzie wniebowzięty. A czy obyczaje mogą być
rozdyźdane?

- Raczej nie. Rozdyźdane mogą być na przykład komary na ścianie.
- Rozumiem. I jajecznica.
- O, to, to. Łapiesz w lot, jak widzę.
- Bystry jestem i tyle.
- Ha!
- Tak sobie myślę, skoro można coś rozdyźdać, to można to też zdyźdać z

powrotem, prawda?

- Raczej nie.
- A dlaczego nie? Toż to logiczne.
Gimli zachichotał, a Legolas zaczął się otwarcie śmiać. Boromir zerknął przez ramię,

orientując się, że mają słuchaczy. Uśmiechnął się i wstrzymał konia, czekając, aż
Aragorn i Legolas się z nim zrównają.

- Droga jest już mniej rozdyźdana, więc, nie ryzykując ufaflunienia się, przyłączę się

do was - oznajmił, a kiedy jego towarzysze się śmiali, zerknął w dół na hobbita.- Czy

background image

istnieje słowo „fafluniarz‖?- drążył dalej nieustępliwie.

- Teraz już tak - mruknął Tuk.
- A, dajmy na to, „fafluny‖?
- Wiesz co - Pippin odgiął głowę do tyłu, by spojrzeć na człowieka.- Naprawdę nie

wyobrażam sobie, w jaki sposób Faramir miałby być bardziej męczący od ciebie. Ile
można się pastwić nad jednym słowem?

- Aż do samego rozdyźdania, mój zacny hobbicie.
Tuk jęknął i przewrócił oczami. Nie odpowiedział jednak i Aragorn ze zdziwieniem

uniósł brwi – Boromir przegadał Peregrina Tuka?! Koniec świata doprawdy był blisko.

- Ja wiem, gdzie można znaleźć fafluny! - oznajmił Gimli z uciechą. - W

niedogotowanym jajku.

- Myślisz chyba o farfoclach, mój drogi - Legolas usiłował zachować powagę.
- Farfocle to ja miałem w butach, po tygodniu brodzenia w błocku - sprzeciwił się

Boromir.

- A ja bym raczej powiedział, że to właśnie były fafluny - wtrącił się Tuk, szczerząc

zęby.

- Zdecydowanie nie. Zresztą skąd możesz wiedzieć, skoro nie widziałeś? Mój drogi

hobbicie, już ja dobrze wiem, co miałem w but...ekhm! – Boromir urwał nagle, bowiem
zorientował się, że jadący przed nimi A Gandalf, Theoden i Merry umilkli i z dziwnym
wyrazem twarzy oglądają się do tyłu. - I niespodziewanie bardzo piękny wieczór nam
nastał, nieprawdaż?- dokończył gładko. Theoden uśmiechnął się, Gandalf zaś uniósł
brew, przyjrzał się po kolei całej piątce, od Boromira po Legolasa i odwrócił się, by
kontynuować swą rozmowę.

Przez chwilę jechali w milczeniu, nie wracając do przerwanego tematu i obserwując

leniwy nurt Iseny. Gościniec zwężał się na tej wysokości, tak, że trzy konie nie mogły
już iść obok siebie, więc Legolas wycofał Aroda, zajmując miejsce za Aragornem. Gimli
zapytał, czy elf widział gdzieś jeszcze las podobny do Fangornu i obaj towarzysze na
powrót zagłębili się w swoich planach przyszłych wędrówek.

- Obliczyłem właśnie - odezwał się syn Denethora tonem pogawędki, spoglądając na

Strażnika - że to już prawie rok, odkąd ostatni raz siedziałem w siodle. Straciłem mojego
konia podczas przeprawy w Tharbadzie w lecie ubiegłego roku i od tego czasu chodzę
wyłącznie na piechotę Zdążyłem już prawie zapomnieć, jaka to wygoda jechać konno.
Dlaczego właściwie nie wzięliśmy koni na Wyprawę... czy powiedziałem coś
śmiesznego?- dodał lekko zdziwiony.

- Nie, nic - Aragorn z trudem stłumił wesołość i mrugnął do Pippina. - Niedawno

ktoś mnie o to pytał. No więc, Boromirze, konie nie przeszłyby przez Morię, ani przez
góry.

- Przynajmniej byśmy sobie zaoszczędzili paru odcisków i podjechali do granicy

Gór Mglistych - upierał się Boromir. - Nie musielibyśmy taszczyć tylu tobołów na
plecach i cała ta koszmarna wędrówka przez Hollin znacznie by się skróciła. A przecież
zależy nam na czasie, prawda? No więc dlaczego nie skorzystaliśmy z koni,
przynajmniej na jednym etapie?

- Ano właśnie! - poparł go Pippin. - Dlaczego? Z powodu tych szpiegów, o których

background image

wspomniałeś?

I obaj utkwili pytający wzrok w Strażniku. Aragorn zaś zamarł, bowiem dostrzegł

coś, czego nigdy wcześniej nie zauważył. Widok był tak frapujący, że na moment aż
zaniemówił z wrażenia, w milczeniu porównując ich twarze.

Boromir, syn Denethora i Peregrin Tuk byli do siebie podobni.
To nie było złudzenie. Naprawdę byli podobni.
Oczy Boromira były wprawdzie stalowe, a Pippina niebieskawe, ale z pewnej

odległości różnica ta się zacierała, zwłaszcza kiedy – tak jak teraz na przykład– obaj
spoglądali w identyczny, pytająco-wyzywający sposób. Ich włosy miały ten sam odcień,
głębokiego brązu, wpadającego w czerń. Tuk, który po trudach podróży i wodzie entów
wysmuklał i wyszlachetniał, nie był już rumianym, krągłolicym hobbitem, ale
przystojnym młodzieńcem i jakby miniaturą księcia Gondoru. Nawet ubrani byli
podobnie, w szare płaszcze elfów z identycznymi, zielonymi klamrami. Spod rozpiętego
pod szyją kaftana Boromira wyzierała czarna lniana koszula, taka sama jak ta, którą
miał na sobie Pippin. I obaj mieli pasy z Lorien, z charakterystycznym zdobieniem w
kształcie liści, z tym, że jeden był złoty, a drugi srebrny. Gdyby nie to, że włosy hobbita
się kręciły, można by było go wziąć za miniaturowego brata Boromira albo jego
pomniejszoną, nieco odmłodzoną kopię. Niesamowite.

- Co? - zapytali jednocześnie, podejrzliwym tonem, w identyczny sposób marszcząc

brwi.

- Nic, przepraszam, zamyśliłem się - Aragorn z trudem stłumił rozbawienie.

Postanowił ulitować się nad Boromirem i zachować tę obserwację dla siebie. Syn
Denethora zaczynał zdradzać objawy zniecierpliwienia z powodu komentarzy na temat
swojego ―zhobbicenia‖, więc nie najlepiej mógłby znieść uwagę, że nie tylko z
zachowania ale i z wyglądu podobny jest do Pippina.- Istnienie Drużyny i jej misja jak
najdłużej miały być utrzymywane w sekrecie. Dziewięciu koni nie ukrylibyśmy tak
łatwo przed oczami krebainów. Podróżowaliśmy pieszo i dzięki temu wytropiono nas
dopiero pod Amon Hen, przypuszczam natomiast, że gdybyśmy jechali konno
musielibyśmy odpierać ataki wroga zapewne już w Hollinie. A tak, do Morii
prześlizgnęliśmy się nie zauważeni.

- Do Caradhrasu raczej – poprawił go Boromir. - Jeszcze przed Morią dopadli nas

wargowie.

- Tak czy siak, przez pierwszy miesiąc podróży, nie mieliśmy żadnych

niespodzianek. Nie poszłoby nam tak łatwo z końmi.

- Ale kto wie, czy nie zdołalibyśmy na nich uciec przed zasadzkami i przed wilkami

- Boromir nie dawał za wygraną.

- A dokąd? Brama Rohanu była dla nas zamknięta. Jedynym wyjściem była przełęcz

Caradhrasu. Lub Moria. I o ile jeden zaprawiony w podróżach kucyk miał szanse, by
poradzić sobie wysoko w górach, to nie sądzę, by wypieszczone i delikatne
wierzchowce elfów sforsowałyby przełęcz. A poza tym, trochę to bez serca zostawiać
stado koni na pastwę wilków, nie uważasz, Boromirze?

- Czasami trzeba poświęcić konie – odparł syn Denethora - kiedy stawka jest bardzo

wysoka i gra idzie o życie ludzi. I hobbitów - poprawił się, a następnie dodał z

background image

uśmiechem – i elfów i krasnoludów. Ciężkie czasy wymagają ciężkich decyzji. I nie
zapominaj, że Billa w końcu zostawiliśmy wilkom na pożarcie.

- Biedny Bill - mruknął Pippin. - I biedny Sam.
- To prawda. Ale mimo wszystko uważam, że tyle koni przeszkadzałoby nam,

zamiast pomagać - podsumował Aragorn.

- No cóż, niech każdy pozostanie przy swoim zdaniu - Boromir wzruszył

ramionami. - I tak niczego to nie zmieni.

Aragorn pokiwał głową i lekko zmarszczył brwi. Czy to zapadający zmrok pogłębił

cienie na twarzy Boromira, czy też naprawdę Gondorczyk źle wyglądał? Syn Denethora
sprawiał wrażenie bardzo zmęczonego, a im bliżej było wieczora tym wyraźniej było to
po nim widać. Jego oczy były podkrążone, a twarz blada i coraz częściej sięgał dłonią do
czoła i skroni, tak jakby bolała go głowa. Nie dziwota, jeśli noc w noc męczą go te sny.

Aragorn schylił się i sięgnął do swojej podręcznej sakwy. Rozsznurował rzemyk i

dyskretnie dokonał przeglądu ziół. Miał w zasadzie wszystko czego potrzebował, z
wyjątkiem suszonych kwiatów głogu, ale jakoś się bez nich obędzie. No dobrze. Teraz
pozostawał drugi problem – Boromir. Aragorn zerknął na Gondorczyka, który do spółki
z Pippinem popijał właśnie z bukłaka. Podejść go podstępem, po dobroci, prośbą, czy
groźbą?

- Wystarczy ci już - Boromir zdecydowanie odebrał Tukowi bukłak.
- Ej, no!
- Żadne „ej, no‖ - Gondorczyk zatknął korek. - Jesteś niepełnoletni, mój drogi i jako

taki nie powinieneś pić ciężkiego wina. Ja w twoim wieku, to znaczy rozumiejąc wiek
metaforycznie, dostawałem wino pół na pół z wodą, w najlepszym wypadku. O czymś
mocniejszym mogłem tylko pomarzyć.

- Ale ja muszę się czegoś napić! A tak w ogóle to jestem głodny!
- Nie może być. Cóż za niespodzianka.
- Ja mam wodę - wtrącił się Aragorn. - Tu jest mój bukłak, proszę.
Pippin wymamrotał coś pod nosem, ale wziął wodę i ugasił pragnienie.

Podziękował, oddał bukłak a potem ziewnął rozgłośnie i przeciągnął się, wpierając
plecami w Boromira.

Aragorn rozważył swój pomysł i zdecydował się zaryzykować. A co tam.

- Peregrinie Tuku, chciałbym zasięgnąć twojej rady - zwrócił się do hobbita z

poważną miną. - Może ty będziesz mógł mi pomóc.

- Zamieniam się w słuch - Pippin wyprostował się ochoczo.
- Sprawa wymaga dyskrecji.
- Będę milczał jak grób, możesz na mnie polegać!
- Bo widzisz - ciągnął Aragorn, nie zważając na podejrzliwie zmrużone oczy

Boromira. - Pewien mój znajomy ma przyjaciela, który to przyjaciel cierpi z powodu,
nazwijmy to, kłopotów ze zdrowiem. Mój znajomy bardzo chciałby mu pomóc. Ma
nawet odpowiednie lekarstwo. Kłopot w tym, że ten jego przyjaciel jest bardzo uparty i
za nic na świecie nie chce tych ziół zażyć. Co mój znajomy powinien zrobić? Co ty byś
mu doradził? – Aragorn czuł, że Boromir wpija się w niego wzrokiem, ale nie podnosił
głowy, patrząc na hobbita.

background image

- Hmm - Tuk zmarszczył nos. - To lekarstwo jest pewne?
- A mnie nie pytasz o radę?- wtrącił Boromir słodkim tonem. - Nie jesteś ciekaw co

JA bym powiedział temu twojemu znajomemu?

- To sprawdzone zioła - Aragorn go zignorował, patrząc wciąż na Pippina.
-W takim razie daj je Merry’emu – oświadczył Tuk z powagą. – Z Boromirem tylko

on jeden sobie poradzi-

- Żebym ja sobie z tobą zaraz nie poradził! - syn Denethora żachnął się gniewnie, a

Aragorn uśmiechnął się rozbawiony szybkością, z jaką hobbit wyłapał sedno sprawy.

- Nie wiem, jak Merry to zrobił, ale skoro namówił go na napój entów, to z tym

lekarstwem też da sobie radę - ciągnął niewzruszony Tuk.

-Tak sądzisz?- zainteresował się Aragorn.
- Jeśli dalej chcesz jechać na tym koniu, to radzę ci zamilknąć, Peregrinie Tuku!
- Merry ma na niego dobry wpływ pod tym względem i au-...!
- Zsiadaj, ale już!
-Nie! Nie zsiądę! I będę mówił, co będę chciał, nie mam nic do stracenia skoro

zostanę dziś w nocy uduszony.

- Zostaniesz uduszony za chwilę, wiesz?
- Masz jakieś zioła, które czynią ludzi milszymi?- Pippin zwrócił się do Aragorna.
- Nie, ale mam takie, które pomogą w innej sprawie.

- Wiecie co wam powiem? - Boromir dumnie uniósł głowę, a oczy zalśniły mu

groźnie. - Myślicie, że tacy jesteście sprytni? Możecie sobie spiskować, ile tylko chcecie -
ja ze swej strony ostrzegam, że każdemu, kto zbliży się do mnie z kubkiem,
własnoręcznie wleję to świństwo do gardła! I to przez nos! Czy wyrażam się jasno?!

- Nie przejmuj się - szepnął Pippin do Aragorna. - Merry da sobie radę, no już już,

dobrze, nic nie mówię, nie krzyw się tak, mój zacny Boromirze, bo twa uroda przeminie
bezpowrotnie i zmarszczki ci się zrobią. To znaczy nowe.

- Zsiadaj! Won!!!
- Nie.
- Jazda do Aragorna! Będziecie mogli knuć sobie razem - Boromir przełożył wodze

do jednej ręki i ujął hobbita pod boki. Pippin natychmiast wczepił się w jego rękaw i
płaszcz.

- Nie mogę, nie mogę, nie mogę! - zawołał szybko Tuk. - Ja muszę jechać z tobą!
- A to dlaczego, na demony podziemnego świata?- ku zaskoczeniu Aragorna

Boromir sprawiał wrażenie naprawdę rozzłoszczonego.

- Bo cię uwielbiam - oznajmił Tuk z rozbrajającym uśmiechem.
- O, matko moja - Boromir jęknął i ręce mu opadły.
Zadowolony Pippin na powrót usadowił się wygodnie w jego objęciach i wygładził

pomięty rękaw, który przed chwilą ściskał. Na moment umilkł, a potem zadarł głowę,
by spojrzeć w górę na twarz Boromira.

- Przepraszam, jeśli cię uraziłem - powiedział poważnie, bez śladu dawnej

wesołości. - Nie chciałem cię rozgniewać.

Boromir odpowiedział krótkim pomrukiem i zapatrzył się na rzekę. Aragorn nie

wtrącał się, ubolewając nad tym, że niechcący wywołał taką burzę. Już wierzył, że

background image

Boromir nie żartował, kiedy się chwalił swą sławą w kwestii nie zażywania leków. Tyle,
że Strażnik też nie przesadzał, gdy mówił o swej stanowczości co do ich zażywania.
Aragorn nie zamierzał tak łatwo zrezygnować. W pierwszym podejściu się nie udało,
metoda „na wesoło‖ zawiodła, trzeba więc będzie zastosować inną. Może rzeczywiście
odpowiedzialny, rozważny Merry będzie tu mógł pomóc.

- Bardzo jesteś zły?- zagadnął Pippin ostrożnie, znów zerkając w górę na

Gondorczyka.

- Peregrinie Tuku, czy mógłbyś dla odmiany przez chwilę się nie odzywać?- zapytał

Boromir ze znużeniem w głosie.

- Tak, mógłbym. Ale przedtem tylko jedno, malutkie pytanko, dobrze?
- Valarowie! No, słucham.
- Przemoczyłeś buty, prawda?

Gandalf zarządził postój na dwie godziny przed północą.
Rozbili obóz u stóp wzgórza Dol Baran, w małej, trawiastej dolince, otwartej od

południa. Była pełnia. Światło księżyca omiatało wrzosy i paprocie porastające zbocza i
nadawało płynącej nieopodal Isenie srebrną, bajkową poświatę. Mgły ustąpiły, a niebo
było bezchmurne i rozgwieżdżone jak rzadko.

Wkrótce ciepły blask kilku ognisk wypełnił dolinę. Drużyna skupiła się przy

jednym z nich, nieco na uboczu. Drzewiec zezwolił podróżnym na zbieranie suchych,
leżących na ziemi gałęzi, ale jako że z wolna wyjeżdżali z Nan Kurunir na otwarte
stepy, nie mieli zbyt wiele chrustu do dyspozycji. Pozbierali drewno, jakie walało się na
gościńcu po powodzi i pościągali suche gałęzie ze zbocza Dol Baran, napędzani myślą o
ciepłym posiłku. Rohańczycy podarowali im spory połeć wędzonego mięsa (okazało się
okropnie słone), dziesięć podpłomyków i niewielki kociołek. Kiedy już płomienie
zachęcająco trzaskały, szybko pochłaniając zapasy chrustu, zaparzyli sobie herbaty i
rozlali ją do kubków, a potem w tym samym kociołku zdecydowali się
zaeksperymentować. Merry skroił połowę wędzonki (paprząc sobie ręce tłuszczem i
zastanawiając się w duchu, dlaczegoż to zawsze jemu musi przypadać brudna robota), a
kiedy mięso znalazło się już w kociołku, Legolas dolał tam wody, Boromir odrobinę
wina, Pippin wrzucił garść suszonych śliwek i innych owoców oraz–niechętnie- kilka
swoich sucharków, połamanych na kawałki. Całość została zamieszana, a Drużyna
skupiła się dookoła w oczekiwaniu. Co jakiś czas ktoś podkładał gałąź do ognia i
wreszcie w kociołku zabulgotało. Ugotowana w ten sposób mięsna potrawka okazała
się całkiem zjadliwa. Nadal była bardzo słona, ale suszone owoce złagodziły jej smak,
tak że zagryzana podpłomykami dała się zjeść. I była ciepła, co najważniejsze.

Obieżyświat skończył jako pierwszy i wstał od ogniska, by porozmawiać z

Gandalfem, który dotrzymywał towarzystwa Theodenowi, po drugiej stronie doliny.
Gimli oznajmił, że też się przejdzie, skoro został odgoniony od jedzenia (krasnolud w
imponującym tempie pochłonął swoją porcję i dwie dokładki, więc skonfiskowano mu
miskę w obawie, że dla innych nie starczy). Przy ognisku zostali hobbici, Boromir i
Legolas. Merry wrzucił do kociołka resztę pokrojonego mięsa, bo nie wszystko
zmieściło się na raz, a Pippin twierdził, że nadal jest głodny. Tuk był jedynym, poza

background image

krasnoludem, któremu nie przeszkadzała ilość soli i wcinał potrawkę tak, że aż mu się
uszy trzęsły. Pozostali jedli powściągliwiej.

- Kiedyś trzeba będzie zrobić test - Legolas z zainteresowaniem obserwował, jak

Pippin sięga po kolejną dokładkę. - Ugotujemy taki największy w świecie gar jedzenia i
pozwolimy Peregrinowi jeść do oporu. Jestem okropnie ciekaw, ile się w niego zmieści.

- Jak to ile?- mruknął Boromir, który karkołomnie usiłował wyłowić sobie śliwkę z

kociołka za pomocą sztyletu. - Wszystko. On jest przecież bez dna, mam cię, chodź tu
maleńka.

- Jeśli już mowa o istotach bez dna, to może byś tak zostawił parę owoców dla

innych, co? Ja też lubię śliwki - zauważył Pippin.

- Zjadłem dopiero dwie, mój drogi, bo ktoś tu obecny, nie będę wskazywał palcem,

wyżarł prawie wszystkie. O, a teraz zapolujemy na suszone jabłuszko. Też go dużo nie
ma, nawiasem mówiąc.

- Przypominam zebranym, że to dzięki mnie w ogóle macie jakieś owoce. To ja

pomyślałem, żeby je zabrać z kordegardy.

- Tak, a ja je niosłem - Boromir po chwili gmerania w potrawce nachylił się nad

kociołkiem. - No i klęska. Nie ma jabłuszka. Też wyżarte. Jesteś gorszy od szarańczy,
mości Peregrinie.

- Odczep się ode mnie, mości Boromirze! Przy ognisku siedziało sześć osób i

wszyscy jedli, nie wyżywaj się na mnie dlatego, że przemoczyłeś buty.

- A ty się odczep od moich butów! Ile razy mam ci to powtarzać? I przestań już z

tymi dokładkami, bo się zakonserwujesz w soli na sztywno.

Merry wymienił z Legolasem zmęczone spojrzenia.
- Chcę skończyć, żeby nie zalegało na dnie w kociołku. Żebyś go mógł pozmywać,

panie Kąśliwy.

- Naprawdę zaczynasz mi działać na nerwy - oznajmił Boromir, marszcząc brwi.-

Może byś tak poszedł na spacer, długi spacer, żebyśmy mogli od ciebie odpocząć, co?

- Jem! - odparł Pippin, wygarniając sobie z kociołka ostatnią porcję. - I nigdzie się

nie wybieram. Sam sobie idź na spacer.

- Gdzie zgubiłeś Gimlego?- zapytał nieoczekiwanie Legolas, patrząc ponad

ogniskiem. Merry podążył za jego spojrzeniem i dopiero po chwili wyłowił z mroku
sylwetkę nadchodzącego Obieżyświata.

- Gimli został z Eomerem i robi mu wykład na temat Pani ze Złotego Lasu -

uśmiechnął się Strażnik. - A ja wróciłem tylko na chwilę. Trzeba przeprowadzić nasze
konie na lepsze pastwisko, po drugiej stronie wzgórza, tam jest dużo dobrej trawy –
powiedział, opierając swój miecz o bagaże. - Kto mi pomoże? Las rąk, jak widzę.

- O, Pippin chce iść - oświadczył nagle Boromir, zdecydowanym ruchem wyjmując

Tukowi miskę z ręki. - Skończył już kolację i właśnie się zgłasza. Brawa dla hobbita.

- Tak?- Aragorn, odwrócony bokiem, nie zauważył wędrówki miski i miny

„ochotnika‖. - To świetnie. Chodź, Pippinie. Weźmiesz Lossara, jest łagodny jak
dziecko. I zabierz tamten bukłak, przyniesiemy wody.

- To bardzo uczynne z twojej strony, Peregrinie - dodał uprzejmie Boromir. -

Drużyna jest ci wielce zobowiązana, hej, tu jest jabłuszko! - ucieszył się, zaglądając do

background image

miski.

- Ghhh.. ty...
- No już, już - Boromir pchnął go lekko. - Prędziutko.
- Biedaczek, jedzenie mu wystygnie - zauważył Merry cicho, z szerokim

uśmiechem.

- Ależ skąd – Boromir ze spokojem nabrał na łyżkę sporą porcję. - Nie dopuszczę

do tego – oznajmił, pakując ją sobie do ust.

- Tyyy..
-Pippinie, idziesz?- rozległ się pytający głos Obieżyświata, dochodzący już z

pewnego oddalenia.

- Zemszczę się - syknął Tuk strasznym głosem, wstając i podążając za Strażnikiem.
- Już się boję - mruknął Boromir beznamiętnie, oblizując łyżkę.
- Powinieneś - Merry pokiwał głową z przekonaniem.- Naprawdę powinieneś.
Gondorczyk, rzecz jasna, w ogóle się tym nie przejął, tylko poświęcił uwagę

zawartości miski.

- Zobaczcie, jak cudnie Pippin wygląda przy koniu Boromira - odezwał się Legolas

po chwili.

Rzeczywiście widok hobbita prowadzącego ogromnego Lossara był jedyny w

swoim rodzaju. Przed nimi szedł Aragorn z Arodem, a Hasufel sam, przez nikogo nie
trzymany, zamykał pochód.

- Jak pchła z mumakilem - podsumował Boromir, odstawiając pustą miskę Pippina

na bok. - Wszyscy skończyli? To pójdę pozmywać, korzystając z tego, że rzeka jest
blisko.

- Pomóc ci? - zapytał Merry, przeciągając się leniwie.
- A chce ci się?
- Nie - odparł hobbit szczerze i uśmiechnął się
- To nie pomagaj - Boromir też odpowiedział uśmiechem. - Dam sobie radę – i

zaczął zbierać miski

Merry ziewnął rozgłośnie przysłaniając dłonią usta i zaraz potem skrzywił się –

jego ręce śmierdziały wędzonką. Wytarł je wprawdzie w trawę, więc nie były już aż tak
tłuste, ale dokuczliwy zapach pozostał. Powinien wybrać się nad rzekę, a skoro Boromir
właśnie tam podążał... We dwóch będzie raźniej. Hobbit wolał nie plątać się po nocy
samotnie, tak blisko Isengardu, nawet jeśli do rzeki nie było daleko.

- Po krótkim namyśle jednak przejdę się z tobą - oznajmił, wstając. - Muszę się

umyć przed spaniem.

- No to chodźmy - Boromir pozbierał wszystkie miski i ruszył ku rzece, skinąwszy

głową Legolasowi.

- Bierzesz miecz? - Merry uniósł brwi. - Myślałem, że okolica jest w miarę

bezpieczna.

- Ja zawsze biorę ze sobą miecz. Lepiej być ostrożnym niż martwym, jak mawiał

mój nauczyciel, Amras - odparł Gondorczyk, wtapiając się w ciemność poza kręgiem
ogniska.

- Jeszcze kociołek! Zapomniałeś o kociołku - zauważył Merry. - Nie, nie wracaj, ja

background image

go mogę wziąć.

Księżyc świecił jasno i bez problemu dotarli nad brzeg Iseny. Merry zostawił na

brzegu płaszcz i skwapliwie spłukał błoto ze stóp. Dno rzeki było trochę muliste, ale nie
aż na tyle, by nie dało się przyjemnie brodzić. Podwinął nogawki i zagłębił się aż do
kolan, a potem schylił się i zaczął szorować ręce. Woda była zimna, więc nie mógł tkwić
w niej długo, choć z drugiej strony zauważył, że wędrówka i tak go zahartowała.
Dawniej ledwie zanurzyłby stopę w tej lodowni, a już szczękałby zębami. A teraz stał w
niej po kolana i mył się, przyzwyczajony do zimna i drętwienia kończyn. Ochlapał
twarz, otrząsnął się i przez chwilę zagapił się na refleksy księżycowego światła
układające się na zmarszczkach fal jak srebrne esy-floresy.

Cóż za piękna noc.
Dreszcz i ból zdrętwiałych z zimna stóp wyrwał go z zamyślenia. Pluskając wodą

wydostał się na brzeg i zarzucił płaszcz na ramiona, a następnie kontrolnie powąchał
dłoń. Niestety nadal wyczuwał nikły zapach wędzonki, zdaje się, że bez porządnego
mydła się go nie pozbędzie.

Boromir zmył przez ten czas dwie miski i właśnie walczył z trzecią. Merry zawahał

się. Wracać do obozu, czy zostać? Skoro przyszli razem to wypadałoby poczekać, aż
Boromir skończy.

- Pomogę ci - zdecydował i podszedł, by wziąć miskę.
- Zostaw, poradzę sobie.
- Będzie szybciej, jak się przyłączę - Merry schylił się po naczynie.
- Ta jest umyta - oświadczył Boromir.
- To dlaczego jest cała tłusta?- Merry przesunął po niej palcem.- Czym zmywałeś?
- Rękami - odparł Boromir z irytacją. - Wodą! A czym innym?
- Trzeba je wyszorować piaskiem, inaczej tłuszcz nie zejdzie. Zobacz – Merry

zaczerpnął garść żwirku z mułem z dna. - O, tak. Samo płukanie nie wystarczy.

Boromir mruknął coś pod nosem i poszedł za jego przykładem. Przez chwilę

pracowali w ciszy. Z obozu dobiegały parsknięcia koni i przytłumione odgłosy rozmów.
Merry ukradkiem zerknął na Boromira, a potem zmarszczył brwi. Czy to tylko jego
wrażenie, czy naprawdę milczenie między nimi stawało się coraz bardziej krępujące?
Dlaczego zawsze tak jest, kiedy znajdą się sam na sam? Z każdą chwilą cisza stawała się
coraz bardziej nieznośna i Merry zaczął rozpaczliwie szukać w myślach jakiegoś tematu
do rozmowy, ale jak zwykle w takiej sytuacji nie mógł żadnego znaleźć. Wszystko
wydawało mu się głupie i naciągane. „Jaka ładna noc, nieprawdaż?‖ Bez sensu. Banał.
„Okropnie tłusta ta wędzonka‖ Idiotyczne. „O której jutro wstajemy?‖ Jakby nie było
oczywiste, że tak jak zawsze; o świcie.

Boromira też chyba zaczynało męczyć to przeciągające się milczenie, raz i drugi

zerknął na hobbita, jakby pytająco, ale też się nie odzywał.

W końcu Merry nie wytrzymał. Skoro nie umiał znaleźć żadnego tematu do

rozmowy, to równie dobrze może załatwić sprawę, o którą prosił go Obieżyświat, kiedy
razem zbierali chrust. Przynajmniej będzie to miał już za sobą.

- Rozmawiałem z Obieżyświatem... - zagadnął cicho, nie podnosząc wzroku znad

zmywania.

background image

- Hmm? – Boromir też nie odrywał się od pracy.
-...prosił mnie o pomoc w-
- Wiedziałem!- oznajmił Boromir triumfalnie. - Czekałem tylko, aż do tego

dojdziemy. Po co się tak długo czaiłeś, trzeba było od razu przejść do sedna.

- Wcale się nie czaiłem! - zaprzeczył Merry z oburzeniem. - Przypomniało mi się

teraz, więc o tym mówię.

- Akurat - Boromir rzucił mu pobłażliwe spojrzenie, które okropnie hobbita

zdenerwowało. - Mam uwierzyć, że przyszedłeś tu ze mną dla towarzystwa, tak?

- Właśnie tak, wyobraź sobie - Merry wyzywająco spojrzał mu w oczy. - I zmywam

ci też do towarzystwa. Nikt mnie nie zmusza i nie jest to część żadnego chytrego planu.
Chciałem się poza tym umyć, a nie lubię się włóczyć sam po nocy w nieznanym terenie -
wciąż patrzył Boromirowi w oczy i ku jego wielkiej satysfakcji Gondorczyk pierwszy
odwrócił wzrok.

- Jeśli tak, to przepraszam - Boromir odstawił ostatnią miskę na stos i sięgnął po

kociołek. - Ale jestem już po prostu zmęczony tymi wszystkimi podchodami.

- Jakimi podchodami?- Merry skończył ze swoją miską i z braku zajęcia przysiadł

na kamieniu, obejmując kolana ramionami.

- Najpierw Aragorn próbuje mnie namówić na jakieś podejrzane mikstury. Potem

nasyła na mnie Pippina. A potem ciebie. Ciekawe, kto będzie następny. Legolas? A
może od razu pójdzie poskarżyć się na mnie królowi?

- Nie wiedziałem, że Obieżyświat najpierw rozmawiał z Pippinem - Merry uniósł

brwi.

No jasne – pomyślał gorzko. - Meriadok Brandybuck jest zawsze drugi w kolejności.

- Owszem. A Pippin odesłał go do ciebie. Bo nie wiem, czy sobie z tego zdajesz

sprawę, ale wieść niesie, że ty sobie ze mną radzisz najlepiej - oznajmił Boromir z lekkim
przekąsem, choć w oczach zaczynało mu błyskać rozbawienie.

- Naprawdę?- zdumiał się Merry. - Ja? W życiu. Skąd w ogóle ten pomysł?
- W końcu namówiłeś mnie na napój entów, czyż nie? - tym razem Boromir się

uśmiechnął.

- Ach, to. No tak, ale to było trochę co innego. No nic, czy w takim razie...-
- Nie - przerwał mu Boromir zdecydowanie. - Oszczędzę ci zachodu, a nam obu

czasu i od razu odpowiadam : „nie‖.

- No, cóż - Merry wzruszył ramionami. - Przynajmniej mogę powiedzieć, że

próbowałem, prawda?

Uśmiechnęli się i Boromir wrócił do szorowania kociołka..
-Mam nadzieję - rzekł Merry po chwili - że się na mnie nie gniewasz, że wtrącam

się...-

- Nie, nie gniewam się - przerwał mu Boromir po raz drugi. - Jak już mówiłem,

jestem jedynie zmęczony tymi namowami.

- To dlatego, że martwimy się o ciebie i...-
- I bez powodu. Sam potrafię o siebie zadbać. Jestem w dobrej formie...-
- Nieprawda! - tym razem to Merry wszedł mu w słowo. - Wcale nie jesteś. Jesteś

szarozielony na twarzy...-

background image

- Bo jest noc, mój drogi, a w świetle księżyca każdy-
- Nie odwracaj kota ogonem, dobrze wiesz o co mi chodzi! Jesteś blady, masz

cienie pod oczami i prawie w ogóle nie sypiasz. I bardzo cię proszę, żebyś mi ciągle nie
przerywał! - zażądał, widząc, że Boromir otwiera usta. - Ile wytrzymasz bez snu?
Ostatniej nocy prawie w ogóle nie spałeś, przedostatniej też. Martwię się o ciebie -
dodał łagodniejszym tonem. - Jesteś zmęczony, a przed nami długa droga i, jeśli wierzyć
Gandalfowi, wiele bitew.

- Wyspałem się w Źródlanej Sali – mruknął Boromir, odstawiając kociołek na bok -

A ostatnie dni w ogóle były wyjątkowo ciężkie, wy też niewiele spaliście. Dziś jest nasz
pierwszy bezpieczny nocleg od niepamiętnych czasów i zamierzam to wykorzystać.

- A jeśli twoje... kłopoty będą się powtarzać, skorzystasz z pomocy Obieżyświata?
- Nie.
- On jest naprawdę dobrym uzdrowicielem. Zna się na rzeczy.
- Świetnie, niech się zna, bardzo to chwalebne. Ale ja nie chcę jego lekarstw.
-Dlaczego nie? Nie chcesz być zdrowy i w pełni sił? Nie rozumiem. Skoro jest

szansa, że te koszmary mogą cię przestać nękać, to dlaczego z niej nie skorzystać?

Boromir westchnął i usadowił się przy nim, też obejmując kolana rękami.
- Koszmary, czy nie, ale jednak są to wizje, echo daru Numenorejczyków. Muszą

mieć jakiś cel - powiedział cicho. - Nie chcę ich w sobie zagłuszać, bo boję się, że w ten
sposób przegapię coś ważnego. Jakąś wskazówkę, nie wiem, cokolwiek. W czasach,
kiedy wszystko dookoła się wali, muszę się chwytać wszelkich, choćby i desperackich
środków. Tak jak z tym proroctwem o złamanym mieczu i Imladris - Boromir uniósł
głowę i spojrzał na Merry’ego swymi surowymi, przenikliwymi oczyma. - Czyż nie było
to szaleństwo, iść za głosem ze snu? A jednak go posłuchałem i odkryłem, że to, co
uznawane było za legendę istnieje. Jeśli teraz coś grozi mojemu bratu i mojemu miastu
chcę o tym wiedzieć, rozumiesz? *Muszę* o tym wiedzieć. Dlatego nie będę się otępiał
żadnymi ziołami. Będę śnić i będę zapamiętywał każdy szczegół w nadziei, że mi się to
do czegoś przyda.

Merry pokiwał głową na znak, że rozumie. O tym nie pomyślał i zrobiło mu się

trochę głupio, że wtrąca się do tak poważnych spraw. Nie zamierzał już drążyć tematu,
ale Boromir sam do niego wrócił, po chwili milczenia.

- Te sny nie pochodzą z mojego umysłu, nie wymyśliłem ich – mówił dalej cicho. -

One są zsyłane z zewnątrz. Czuję to wyraźnie. Nie mam pojęcia przez kogo i chyba nie
chcę wiedzieć, ale nie zmienia to faktu, że one nie są „moje‖, rozumiesz, co chcę przez to
powiedzieć. Tak? No więc właśnie - skoro ich przyczyna tkwi na zewnątrz, to jaki sens
ma zażywanie lekarstw? To ich źródło trzeba zlikwidować, w przeciwnym wypadku
żadne zioła tu nie pomogą. Po co mam się otępiać, skoro to nie we mnie tkwi problem?

- A może to lekarstwo Obieżyświata wcale nie otępia, tylko wzmacnia?- zauważył

Merry ostrożnie.

- Niby jak? Mięśnie mi od niego urosną? To bujdy, Merry. Jak jakieś zielsko może

wzmocnić?

- Elrond wyleczył Froda właśnie z pomocą ziół - zaprotestował Merry. - Widziałem

na własne oczy. Frodo był umierający, a jednak mu pomogły!

background image

- To co innego. Nie przeczę, że są zioła, które pomagają w gojeniu ran. Ale nie

wierzę, by mogły cokolwiek zdziałać w sytuacji takiej jak moja. Nie wierzę w lecznicze
działanie różnych wynalazków i ziołowych wywarów! - Boromir podniósł niewielki
kamyk i z pasją cisnął go w wodę. Merry obserwował go w milczeniu, wyczuwając, że
w tych słowach kryje się coś więcej. Czekał więc cierpliwie, nie pospieszając.

- Bo widzisz - Boromir skrzywił się, patrząc w dal, na rzekę. - Miałem dziewięć lat,

kiedy moja matka zaniemogła. Byłem mały, ale pamiętam wszystko tak dokładnie,
jakby zdarzyło się wczoraj – westchnął i pochylił głowę.

Znów zapadło milczenie. Od obozowiska doleciał ich cichy śpiew Legolasa.
Merry czekał. Boromir sięgnął po kolejny kamyk.
- Chorowała przez rok, a uzdrowiciele nie potrafili jej pomóc. Znosili wciąż różne

świństwa i przyrządzali coraz to nowe mikstury, każąc jej to pić - Merry patrzył jak
kamień z rozbryzgiem ląduje w srebrnej toni. – „Spróbuj pani, to powinno pomóc‖, „A
jak nie, to może to. Albo to‖. I tak bez końca. Zamiast zostawić ją w spokoju, wmuszali
w nią te mikstury, jedną za drugą. Często miała po nich torsje. Patrzyłem na to wszystko
i zastanawiałem się, jak ojciec może się na to godzić. Uczeni wypróbowali na niej
wszystkie możliwe zioła i, jak twierdzili, zrobili wszystko, co w ludzkiej mocy. A ona i
tak umarła. Nic nie pomogło. Moim zdaniem tylko dołożyli jej cierpień. Bez sensu.
Dlatego właśnie - Boromir przeniósł wzrok na Merry’ego – nie wierzę w żadne zioła. I
najchętniej wszystkie bym wylał do latryny.

- Rozumiem - szepnął hobbit. - I bardzo mi przykro z powodu twojej mamy.
Boromir uśmiechnął się smutno i z westchnieniem spojrzał w niebo. Siedzieli tak

obok siebie, patrząc na Isenę i tym razem to dziwne napięcie, jakie im od pewnego
czasu towarzyszyło, znikło. Merry odprężył się i oparł podbródek na przegubie dłoni.

- A mojego dziadka udało się wyleczyć ziołami - mruknął, patrząc przed siebie. -

Miał straszny kaszel, bo przeziębił się po tym, jak przez pół dnia na mrozie wykłócał się
z Tukami o naszą bryczkę. Nabawił się zapalenia płuc i baliśmy się, że nam umrze, ale
na szczęście zioła mu pomogły. Zioła i duża ilość jałowcówki.

- W jałowcówkę zdecydowanie wierzę - Boromir spojrzał na hobbita przyjaźnie. - I

w wiśniową nalewkę. O, tak. Nawet w tej chwili, od ręki mógłbym poddać się kuracji z
grzanego wina. Bardzo chętnie. Możesz to przekazać Aragornowi, jako subtelną
sugestię z mojej strony.

Merry roześmiał się, spojrzał w rozbawione oczy Boromira i nagle poczuł przypływ

sympatii do Gondorczyka. Nareszcie nie przeszkadzała mu jego obecność i po raz
pierwszy ucieszył się, że ma możliwość pobyć z nim sam na sam. Dobrze się złożyło, że
się wybrali razem, może przełamią wreszcie lody i może-

- Ile czasu można zmywać sześć misek?- rozległ się znajomy głos za nimi.
Peregrin Tuk. Oczywiście.
Dokładnie w chwili, kiedy Merry zaczynał się swobodnie czuć w towarzystwie

Boromira. To by było na tyle, jeśli chodzi o chwilę prywatności.

- Z czego się śmiejecie?- drążył Pippin stając nad nimi z dłońmi wetkniętymi w

kieszenie.

- Tak ogólnie - odparł Merry z westchnieniem.

background image

-Mhm. Ogólnie. A o czym rozmawialiście tyle czasu?- dopytywał się dalej Tuk.
- O życiu - Boromir uśmiechnął się do Merry’ego.
- A konkretnie? - Pippin nie dawał za wygraną, spoglądając to na jednego to na

drugiego. Mimo niedbałego tonu, sprawiał wrażenie, jakby był trochę nieswój.

- Peregrinie Tuku, toż to wścibstwo - Merry uśmiechnął się lekko. - Nie mogę mieć z

Boromirem jakiejś wspólnej tajemnicy?

- Ależ proszę bardzo - Pippin wzruszył ramionami. - Tak tylko pytam.
- Masz jakąś sprawę do załatwienia, czy też przyszedłeś, bo się za nami stęskniłeś?-

zapytał Merry unosząc brew.

- Chciałem się przejść, bo jakoś nie mogę usiedzieć na miejscu. A poza tym

Obieżyświat pyta ile macie koców, bo Rohańczycy mogą nam dać jeszcze kilka.
Powiedziałem, że macie po jednym. Bo tak jest, prawda?

- Tak, ale rzeczywiście jeszcze parę się przyda - Boromir wstał i przeciągnął się.
Pippin czknął.
- Napiję się wody - oznajmił wchodząc do rzeki. - Okropnie mnie suszy.
- Nie dziwota po tej całej soli. Ostrzegałem cię - Boromir wypłukał kociołek i zaczął

wkładać doń miski.

- Tak w ogóle, dziwny smak miało to mięso - Pippin ugasił pragnienie i wytarł ręce

o kubrak. - Czy Rohańczycy nie znają żadnych ziół? I co to w ogóle było? Konina?

- Peregrinie Tuku! - Boromir poderwał się na równe nogi. - Niech cię ręka Eru broni

wspominać o tym przy Rohirrimach! Konina?! Życie ci nie miłe, czy co? Zapomnij
nawet, że o tym pomyślałeś! To najgorsza obraza dla Rohańczyka, jaką można
wymyślić.

- Ja tylko tak...
- Radzę ci trzy razy się zastanowić zanim wypowiesz jakąkolwiek uwagę o koniach

w tym kraju. Pod pewnymi względami Rohirrimowie nie mają poczucia humoru.

- Skoro to nie była konin...-
- Wykreśl to słowo z pamięci na jakiś czas, dobrze? Posłuchaj mojej rady.
- Dobrze, już dobrze. Ale co to było w takim razie? Wołowina tak nie smakuje, a na

zająca było za duże.

- To Aragorn wam nie powiedział?- Boromir zmarszczył brwi. - Naprawdę nie

wiecie co to za mięso?- upewnił się, a na jego twarzy odmalowało się coś na kształt
współczucia.

- Nie wiemy, a co? - zapytał podejrzliwie Merry, nagle pełen złych przeczuć.
- O czym miał nam powiedzieć?- zainteresował się Pippin.
- Nie, nic. To już teraz nieważne - rzucił Boromir szybko i udał, że sprawdza

ułożenie misek w kociołku.

- Masz nam natychmiast powiedzieć, słyszysz!- zdenerwował się Merry.
Boromir zawahał się, a potem westchnął.
- No, nie wiem...
- Mów!
- To był... udziec trolla - wyjaśnił ostrożnie.
- Co?- Pippin i Merry zbledli i spojrzeli po sobie.

background image

- Myślałem, że wiecie. To taka tradycyjna wędzonka Rohirrimów. Trolle są dość

żylaste, dlatego trzeba je długo moczyć w soli, stąd ten okropny smak. Ja osobiście wolę
nie tykać tego mięsa, dlatego jadłem głównie owoce.

- Weź, przestań. Żartujesz, prawa?- Merry spojrzał na niego błagalnie.
- Nie - Boromir spojrzał na niego ze zdziwieniem. - To by był dość głupi żart, nie

uważasz? Zresztą nie ma co popadać w paranoję, nie róbcie takich min, w końcu nic się
nie stało. To tylko mięso trolla, a nie trucizna. Ja go nie jem, ale to z powodów
osobistych uprzedzeń. Po prostu podczas mojej drugiej wizyty w Edoras, dwanaście lat
temu, zdarzyło mi się raz być świadkiem procesu patroszenia i ćwiartowania trolla i od
tego czasu jakoś nie mogę się przemóc. Ale jeśli ktoś nie widział eorthygein, bo tak się tu
zwie ceremonia uboju trolli i nie wie, jak to wygląda, że się tak wyrażę, od podszewki,
to co mu za różnica?

- Zaraz się wyrzygam - jęknął Pippin.
- Dlaczego?- Boromir wzruszył ramionami. - Bez przesady. Mięso jak mięso. Rzecz
gustu - to mówiąc, nie wytrzymał i uśmiechnął się kącikiem ust. Merry zauważył to
i niemal osłabł z ulgi.
- Pip, on się z nas nabija!
Na potwierdzenie jego słów Boromir wybuchnął śmiechem.
- Zabiję cię! - ryknął Pippin i korzystając z tego, że Gondorczyk klęczał przy

kociołku, skoczył na niego próbując złapać go za szyję.

- Faramir też dał sobie wcisnąć tę bzdurę podczas swojej pierwszej wizyty w

Rohanie - chichotał Boromir, zręcznie broniąc się przed atakami Pippina. - Nie wiem, co
takiego w tym jest, ale wszyscy po kolei się nabierają - to mówiąc, strzepnął z siebie
Tuka i wstał.

- Jesteś potworem! - wydyszał Pippin oskarżycielsko.
- Dlaczego? Nie powiedziałem, że to mięso Uruk-hai. A mogłem.
- Wtedy byśmy ci nie uwierzyli - wtrącił się Merry.
- Uwierzylibyście. Potrafię być bardzo przekonujący, jeśli tylko chcę. Skoro

wmówiłem mojemu kuzynowi, że należy się nacierać musem z jabłek dla krzepy, a on
mi uwierzył i robił to w tajemnicy przed wszystkimi przez ponad pół roku, to i Uruk-
hai bym wam wcisnął, spokojna głowa.

- Twój kuzyn smarował się jabłkami? Przez pół roku?- Merry wybałuszył oczy. - Nie

wierzę! Teraz też się z nas nabijasz, przyznaj się.

- Nie. Naprawdę tak było. Miał wtedy trzynaście lat i okropnie mu zależało, by

udowodnić wszystkim, jaki to jest dorosły i męski. Więc mu doradziłem te jabłka. Ponoć
przez pół roku woniał jak szarlotka. A potem przez dwa lata się do mnie nie odzywał.
No, chodźmy już, trzeba się upomnieć o koce.

Pippin wymownie zmierzył Boromira wzrokiem.
- I pomyśleć, że kiedy cię pierwszy raz ujrzałem, wziąłem cię za miłego i poważnego

człowieka. Jak to pozory mylą.

-Prawda? - Boromir podniósł kociołek i ruszył ku obozowisku. - Kiedy cię

zobaczyłem w Rivendell, pomyślałem sobie : „Cóż za sympatyczny i grzeczny niziołek‖.
Cóż, omylność rzecz ludzka.

background image

- Boromirze?- zagadnął Merry, kiedy już przekroczyli gościniec. - Mogę cię o coś

spytać?

- Mmm?
- Dlaczego mu to zrobiłeś, twojemu kuzynowi, znaczy się?
- Działał mi na nerwy, namolny szczeniak.
- Aha. A ile ty miałeś wtedy lat?
- Coś koło dwudziestu. A co?
- Nic. Tak tylko pytam.



- Gimli prosił, by życzyć trzem hobbitom dobrej nocy w jego imieniu, więc

niniejszym wam to przekazuję - Legolas uśmiechnął się na ich widok.

- Udam, że tego nie słyszałem - oświadczył Boromir odstawiając kociołek na bok. -

Gdzie jest Aragorn?

- Omawia szczegóły jutrzejszej podróży z Theodenem i Gandalfem - Legolas skinął

dłonią w kierunku odległego ogniska.

- Oczywiście. A mnie nikt zaprosił. Bo i po co?- mruknął Gondorczyk. - Jedni

zmywają, by inni w tym czasie mogli radzić - wyprostował się i popatrzył we wskazaną
przez elfa stronę. - W zasadzie powinienem tam pójść, ale skoro i tak życie toczy się za
moimi plecami i na nic nie mam wpływu, to równie dobrze mogę tutaj zostać i za
przykładem naszego dowcipnego krasnoluda pójść spać.

Odpowiedziało mu donośne chrapnięcie Gimlego, który nakryty kocem aż po głowę

spał jak suseł pod wielką kępą paproci.

Merry ziewnął i podrapał się po głowie.
- Ja chyba też już się wyciągnę. Która to może być godzina? Północ pewnie - zadarł

głowę i spojrzał na księżyc.

- Chyba już nawet po północy - odparł Boromir podnosząc z ziemi koc i narzucając

sobie na plecy.

- Wy na serio z tym spaniem?- Pippin spojrzał na nich z lekkim zdziwieniem. - Taka

piękna noc, pierwszy wspólny nocleg Drużyny od wielu dni, a wy już się kładziecie?

- A masz dla nas jakieś ciekawsze propozycje?- Merry rozwinął swój koc i rozejrzał

się w poszukiwaniu wygodnego miejsca.

- Myślałem, że może porozmawiamy...- Tuk wzruszył ramionami.
- Na litość Nienny, przecież od rana nic innego nie robimy - Boromir pokręcił głową

i usadowił się przy dogasającym ognisku. - Ile można?

- Nie mówię do ciebie, mości Boromirze. Z tobą w ogóle od dzisiaj nie rozmawiam.
- A to nowina - Boromir uniósł brwi. - A można wiedzieć dlaczego?
- Za karę za tego trolla!
- Świetnie! - ucieszył się syn Denethora. - Miałem natchniony pomysł, jak widzę.
- Jakiego trolla?- zainteresował się Legolas.
- Boromir powiedział nam, że to wędzone mięso jest z trolla - wyjaśnił Merry z

uśmiechem. - Pippin o mało nie zwymiotował.

background image

Elf odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się serdecznie.
- Dał się biedaczek nabrać na taki stary kawał?- spytał, opanowując wesołość, by nie

obudzić krasnoluda.

- Jak dziecko - Boromir uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Na twoim miejscu bym uważał - zagroził mu Tuk, sadowiąc się nieopodal, na

zwiniętym kocu. - Jeszcze nie zakosztowałeś mojej zemsty za niecne pozbawienie mnie
posiłku, więc nie kuś losu po raz drugi.

- Aż mnie zmroziło ze zgrozy, doprawdy, chyba dziś nie usnę - Boromir posłał mu

kpiące spojrzenie.

- Śmiej się, śmiej! Zobaczysz, co znaczy zadzierać z Tukiem...można wiedzieć, co cię

tak rozbawiło?

- A, nic. Takie nasze gondorskie przysłowie mi się przypomniało. O

przedsiębiorczym robaczku i wesołym wojaku. Nie przytoczę go tutaj, bo jest
bardzo...obrazowe.

- O robaczku, tak?- powtórzył Pippin wolno, złowrogim tonem.
- M-hm.
Tuk założył ręce na piersi, zmrużył oczy i ściągnął wargi w namyśle. Merry zamarł,

widząc ten wyraz twarzy. Znał Pippina na tyle długo, by wiedzieć, że nie wróży to
Boromirowi dobrze.

Legolas też z zainteresowaniem wodził wzrokiem od Tuka do Gondorczyka.
Wtem Pippin zachichotał leciutko, jakby właśnie podsumowywał napawanie się tą

chwilą.

- A ciosak dziobowy to jest spiczasty młot kamieniarski - oświadczył

niespodziewanie. - Taki o specjalnie dopasowanym trzonku, mniej więcej takiej
wielkości, o - to mówiąc, wyciągnął ramiona, demonstrując Boromirowi rozmiar.

- Co?- Merry i Legolas spytali jednocześnie.
Boromir przestał się uśmiechać i podejrzliwie zmarszczył brwi.
- Powiedziałem Gimlemu - ciągnął Tuk niewinnym tonem, aczkolwiek w oczach

błyskała mu pełna uciechy satysfakcja - że strasznie cię ten ciosak fascynuje, ale nie
masz odwagi spytać. Mam ci przekazać, żebyś w przyszłości się nie wstydził, tylko
śmiało pytał o co tylko zechcesz. Obiecał, że jutro z rozkoszą ci wszystko wyjaśni - Tuk
chrząknął i przesiadł się, niby to mimochodem, oddalając na bezpieczną odległość.
Wyraz twarzy Boromira był bowiem straszny. - A tak w ogóle, to tych młotów jest
kilkanaście rodzajów, wiesz?- dorzucił od niechcenia - Rozłupniaki, odbijaki, pucki.
Strasznie śmieszna nazwa: „pucki‖, nieprawdaż? Ciekawe czy to jest ten „pucek‖ czy ta
„pucka‖, tak swoją drogą. A podobno są jeszcze kamieniarskie dłuta, Gimli mówi, że to
oddzielna historia i...-

- Gołymi rękami cię uduszę! - zawarczał Boromir, podnosząc się i zaraz potem

siadając, bo rozbawiony Legolas przytrzymał go za rękaw. - Albo nie! Przywiążę cię do
tej kłody i będziesz tu siedział i słuchał ze mną. I dopiero potem cię uduszę!

- Kto tu chce kogo dusić i dlaczego?- zainteresował się Obieżyświat pojawiając się

w blasku ogniska.

- Boromir znowu mi grozi! - poskarżył się Pippin, w swoim żywiole.

background image

- Aragornie! - odezwał się Gondorczyk zdecydowanym tonem. - Jesteś przywódcą

Drużyny, więc może byś tak w końcu interweniował w obronie uciskanej mniejszości!

- Dobrze, zatem. Niech nikt nie próbuje dusić hobbitów, bo będzie miał ze mną do

czynienia - Obieżyświat przełamał na pół ostatnią gałąź i dołożył ją do ognia.

- Miałem na myśli siebie! - zdenerwował się Boromir. - To ja jestem tu uciskaną

mniejszością, na wypadek, gdybyś nie zauważył!

- Ha! - powiedział Pippin.
- Jakoś nie zauważyłem - Obieżyświat przesłał Boromirowi uśmiech ponad

ogniskiem.

- Oczywiście. Tak jest najłatwiej, przymykać oczy i udawać, że się niczego nie

widzi!

- Ćśśśś, obudzicie Gimlego - wtrącił się Legolas.
- Oj, humor coś nie bardzo dopisuje dziś wieczorem, co? - zauważył Aragorn

lekkim tonem, zerkając na Gondorczyka.

- Przemoczył buty - wtrącił się Pippin znacząco, wskazując Boromira ruchem

głowy. - To dlatego.

- To dlaczego ich nie wysuszy przy ognisku?- zapytał Obieżyświat.
- A kto ich tam wie, tych Gondorczyków.
- Nie przemoczyłem butów! - Boromir zdenerwował się na dobre.
- To zdejmij je i udowodnij, że są suche! - zażądał Pippin.
- Zgłupiałeś?! Nie będę ich zdejmował i nie zamierzam ci niczego udowadniać!

Czy wyście wszyscy na głowy upadli?!

- Ćśśśśśś!
- Rzeczywiście jest nie w humorze - Obieżyświat pokiwał głową, kryjąc uśmiech.
- Zawsze tak jest jak przemoczy buty.
- Naprawdę? To ciekawe.
- Dalibyście już spokój naszej uciskanej mniejszości - wtrącił się Legolas

pojednawczo, widząc, że Gondorczyk zaraz eksploduje. - Jesteście okropni, doprawdy.
Nie zwracaj na nich uwagi, Boromirze.

- Dziękuję - burknął Gondorczyk. Przez chwilę milczał, patrząc w płomienie, a

potem zwrócił wzrok na Obieżyświata. - Można wiedzieć, jaki jest wynik waszej narady,
jeśli to nie tajemnica, oczywiście?

- Czyjej narady?- zapytał Aragorn marszcząc czoło.
- Waszej. To znaczy twojej z Gandalfem, Theodenem i zapewne z Eomerem.
- To nie była żadna narada - Strażnik przysiadł się do niego. - Potwierdziliśmy

jedynie wcześniejsze ustalenia, że w drodze powrotnej zahaczymy o Rogaty Gród. Czyli
jutro. A skoro już o tym mówimy, dlaczego do nas nie przyszedłeś?

- Nikt mnie zaprosił - odparł Boromir chłodno. - A ja nie zwykłem się narzucać.
- Kto jak kto, ale ty nie potrzebujesz oddzielnego zaproszenia, to chyba jasne -

Aragorn spojrzał na niego ze zdziwieniem. - Boromirze, doprawdy, nie zachowuj się
jak...-

- Niech zgadnę: jak hobbit, tak?- syn Denethora przerwał mu wyzywająco.
- Chciałem powiedzieć ―jak dziecko‖.

background image

- Jeszcze lepiej - burknął Boromir ze złością, łamiąc patyk, który do tej pory obracał

w palcach. - Idę spać – oznajmił, wrzucając kawałki do ogniska i zbierając się do
wstania.

Obieżyświat położył mu dłoń na przedramieniu, zatrzymując go.
- Myślałem, że znasz nasze plany na jutro. Widziałem, że rozmawiałeś z

Theodenem, kiedy rozbijaliśmy obóz.

- Rozmawiałem o Theodredzie - odparł Boromir. - Złożyłem królowi kondolencje

w imieniu własnym i Gondoru i odpowiedziałem na parę pytań, co do mojej podróży. I
to wszystko. A teraz wybacz, jestem zmęczony - odsunął rękę Strażnika i wstał.

- Tu są dodatkowe koce - Legolas ostrożnie podsunął mu jeden.
- Dziękuję - Boromir wziął go i przeszedł na drugą stronę ogniska.
Hobbici, Legolas i Obieżyświat wymienili bezradne, zdziwione nieco spojrzenia.

Merry nie za bardzo rozumiał o co chodzi. Naprawdę, aż tak Boromira rozgniewało, że
go pominięto w naradzie? Ale przecież mógł ponoć przyjść, kiedy tylko chciał. Dopiero
co żartowali nad rzeką, a tu naraz taka zmiana nastroju.

A może chodzi o ciosak dziobowy?
A może o wszystko na raz?
- Ekhm-hm - odchrząknął Tuk i z miną „ja się tym zajmę‖ wstał, zabierając swój

koc.

Merry psyknął na niego ostrzegawczo, bo jak dla niego było jasne, że trzeba teraz

Boromira zostawić w spokoju (cokolwiek go ugryzło), ale Pippin nie zważając na miny
przyjaciela zabrał swój koc i przeniósł się na drugą stronę ogniska. Merry poszukał
wzrokiem Obieżyświata, mając nadzieję, że przywoła on Tuka z powrotem, ale Strażnik
zapatrzył się w płomienie. No cóż, pozostało mieć nadzieję, że Pippin nie pogorszy
sprawy.

Tymczasem Boromir rozpostarł na ziemi swoje koce, położył obok miecz, rozpiął

pas z Lorien i rzucił go na sakwę. Następnie usiadł na posłaniu, przymierzając się do
ściągnięcia butów, kiedy jego wzrok padł na Tuka sadowiącego się przy nim, na kocu.
Znieruchomiał i zmarszczył brwi.

Merry z niepokojem obserwował rozwój sytuacji. Przez chwilę Gondorczyk i

Pippin mierzyli się wzrokiem, nagle hobbit z poważną miną trącił go lekko łokciem.

- Wiesz, co? – zagadnął Tuk. - Jak chcesz, powiem jutro Gimlemu, że to był tylko

mój żart i że wcale o nic nie pytałeś. Wytłumaczę mu.

- Daruj sobie - westchnął Boromir, opierając łokcie na kolanach.
- Naprawdę mogę wszystko wyjaśnić. Nie będziesz musiał wysłuchiwać wykładu

o młotach.

- To kuszące, ale jakoś wytrzymam.
- I nie będziesz zły?
- Nie. Będę zmęczony i najprawdopodobniej znowu rozboli mnie głowa od tych

wszystkich nazw, ale zły nie będę - Boromir spojrzał na Tuka i uśmiechnął się krzywo. -
I wiedz, że doceniam zarówno finezję twojej zemsty jak i twoją pamięć, mości Tuku.

- Moją pamięć?
- No tak, to, że zdołałeś zapamiętać, jak się nazywa to coś.

background image

- Ciosak dziobowy?
- O, właśnie to. Jestem pełen podziwu, że zapamiętałeś tę nazwę. W

przeciwieństwie do mnie.

- Nic się nie martw - Tuk uśmiechnął się szeroko. - Jutro będziesz o nim wiedział

wszystko.

- Dziękuję ci bardzo - odparł Boromir ze zmęczeniem.
- Polecam się. Jeśli cię to pocieszy to wiedz, że ja już nigdy nie tknę tej wędzonki.

Nawet na nią nie spojrzę.

- Można spytać, o czym oni rozmawiają? – Obieżyświat pytająco spojrzał na

Merry’ego, więc hobbit szybko streścił mu całą historię.

- Ale muszę ci przyznać, niezły jesteś - odezwał się Pippin po chwili milczenia. -

Mnie nie tak łatwo nabrać, wbrew pozorom. Pocieszam się jedynie tym, że nie byłem
jedyny. Naprawdę Faramir też dał ci się podejść? To chyba do niego niepodobne.

- Uhm- Boromir uśmiechnął się do wspomnień. – Też nie sądziłem, że da sobie

wmówić taką bzdurę, ale o dziwo gładko poszło. Chyba, przez ten rytuał uboju, który
wymyśliłem ze wszystkimi możliwymi szczegółami. Nie docenił mnie, mój mały,
przemądrzały braciszek, kiedy sypnąłem opisami i nazewnictwem nie przyszło mu do
głowy, że to wszystko zmyślam. Uwierzył, że to troll i prawie do końca pobytu
stanowczo odmawiał jedzenia jakiegokolwiek mięsa w Edoras, patrząc na mnie z
obrzydzeniem, kiedy zjadałem jego przydział gulaszu. Najadłem się wtedy za wszystkie
czasy.

- A nie wydało mu się podejrzane, że ty jesz?- zainteresował się Merry.
- Wszyscy jedli, a ja nie chciałem urazić gospodarzy, rozumiesz. Ktoś musiał się

poświęcić.

- Aha. A co zrobił, jak się dowiedział, że go nabierałeś?
- Normalnie, najpierw się nadął, bo był wtedy w dość drażliwym wieku, ale zaraz

potem zaczął się śmiać. Docenił mój kunszt.

- A ile miał lat? - dociekał Merry.
- Jakieś szesnaście, siedemnaście.
- Czyli ty miałeś dwadzieścia parę - Merry pokiwał głową. - To chyba dla ciebie

jakiś szczególny wiek.

- Dlaczego?- zdziwił się Boromir
Merry nie zdążył wytknąć mu jabłkowego musu, bo wtrącił się Pippin:
- A udało ci się go jeszcze raz na coś nabrać?
- Nie, po historii z wędzonką niczego już nie wymyślałem. Nie dla Faramira, w

każdym razie.

- Rozumiem - Pippin pokiwał głową. - Braterska lojalność. Sumienie cię ruszyło,

co?

- Braterska co?- Boromir uniósł brew. - Nieee, to nie o to chodziło. Po prostu mój

brat okazał się bardzo twórczy jeśli chodzi o odwet, więc po co miałem narażać się w
przyszłości na kłopoty? Co to za frajda nabierać kogoś, kiedy wiesz, że czeka cię
wyrafinowany rewanż?

- A co zrobił?! - zapytali obaj hobbici jednocześnie, z dzikim przejęciem.

background image

Boromir zaśmiał się krótko i potrząsnął głową.
- Oj, no, powiedz!
Gondorczyk zawahał się, spoglądając na Aragorna i Merry zrozumiał, że nie chce

mówić o tym przy nim. Obieżyświat też to chyba wyłapał, bo uśmiechnął się
zachęcająco i rzekł :

- No, śmiało. Podziel się z nami. A potem ja opowiem, jakiego to kawału padłem

ofiarą, gdy byłem młody.

- O! - ucieszyli się hobbici.

-

No, dobrze - Boromir ustąpił, też zaciekawiony. - Odwet miał miejsce prawie rok

później, w Ithilien. Przyjechałem do mojego brata, zobaczyć jak mu się żyje i
mieszkałem ze Strażnikami przez jakiś tydzień. Większość oddziału była wtedy na
zwiadach, więc poza Faramirem i mną w obozie zostało z siedmiu, może ośmiu ludzi.
Było lato, obozowaliśmy nad rzeką. Nękały nas chmary komarów. Właściwie nękały
głównie mnie, mówiłem wam, że takie już moje szczęście, że wszystko do mnie leci? No
tak, więc nim minął tydzień myślałem, że oszaleję przez te komary. Doradzono mi,
żebym jadł dużo cebuli, a już najlepiej jest, ekhm, ugotować sporo i razem z paroma
ząbkami czosnku dolać ten wywar do kąpieli. I pamiętać, żeby starannie umyć w tym
włosy.

Pippin ze śmiechu przewrócił się na plecy.
- I dałeś się nabrać? Nie mów, że się wykąpałeś w cebuli! - chichotał Merry, usiłując

wyobrazić sobie przyjaciela w cebulowym wywarze.

- Owszem, wykąpałem się -oznajmił Boromir godnie. - Pamiętaj, że byłem bardzo

zdesperowany. A oni, niech ich wszystkie komary świata, bardzo starannie wszystko
zaplanowali i zorganizowali. Odegrali małe przedstawienie, że niby to przygotowują tę
cebulę dla siebie, ktoś tam udawał, że szykuje się do kąpieli, a Faramir posunął się
nawet do tego, że zjadł sporo surowej na chlebie, a obierzyny wtarł sobie w ręce, ―bo
zapach odstrasza‖, jak to ujął. Od paru z nich też tę cebulę było czuć, a ponieważ
rzeczywiście dziwnym zrządzeniem komary ich nie gryzły, pomyślałem sobie, że warto
spróbować. Nie wiem, czego oni dodali to tej balii, chyba całą cebulę z Gondoru tam
zwieźli, grunt, że nie mogłem się pozbyć tego zapachu przez ładnych parę dni. Skóra mi
przeszła na wylot, żadne kąpiele w rzece nie pomogły. A Faramir cieszył się jak dziecko.
Powiedział, że doprawił mnie cebulą, żebym szybciej skruszał i mój udziec był potem
mniej żylasty, niż ten z trolla. Tyle mojego, że starannie mu przez cały dzień
dotrzymywałem towarzystwa, więc chciał nie chciał musiał tę cebulę wdychać. I spałem
też obok niego, specjalnie sobie posłanie przyciągnąłem, żeby czuł moją krzywdę nawet
przez sen. Oczywiście, jak to w życiu bywa, następnego dnia rano wezwano mnie
pilnie do Minas Tirith na naradę starszyzny. Valarowie! Ale się wtedy wstydu najadłem.
Czuć było ode mnie tę cebulę na milę. Próbowałem usiąść z brzegu, ale ojciec przywołał
mnie do stołu. A potem kazał otworzyć okna. Miałem wrażenie, że wszyscy się na mnie
gapią... to był koszmar.

- Jest sprawiedliwość na tym świecie! - oświadczył Pippin, zanosząc się śmiechem.
- A czy przynajmniej komary przestały cię gryźć?- Merry spojrzał na Gondorczyka

ze współczuciem.

background image

- A gdzie tam! Cięły mnie jeszcze bardziej, uznały widać, ze się specjalnie

przyprawiłem na ich cześć.

- Nie mów, że się Faramirowi nie zrewanżowałeś za to wszystko - Pippin

wyszczerzył zęby.

- Oczywiście, że się zrewanżowałem. Musiałem ocalić swój honor.
- I co? I co? - Pippin wpatrzył się w niego wyczekująco.
- Może innym razem -Boromir spojrzał na Obieżyświata. - Teraz twoja kolej, o ile

dobrze pamiętam.

- Proszę bardzo, choć nie wiem, czy zdołam przebić cebulę. Była wiosna - zaczął

Strażnik z uśmiechem - a ja, chłopak we wrażliwym i pobudliwym wielu lat trzynastu,
uparłem się, że będę polował na bobry. Sam. Byłem przekonany, że to nic trudnego,
skoro strzelałem już jelenie i dziki, to i z bobrami sobie poradzę. Ale choć próbowałem
wciąż i wciąż na nowo, żadnego nie udało mi się zaskoczyć. Moja nastoletnia duma
cierpiała, zacząłem więc zanudzać moich elfich braci, by mi zdradzili sekret polowania
na bobry. Początkowo nie chcieli, opowiadali, że no owszem, jest taki sposób, ale to nie
dla mnie, jestem za mały, może jak dorosnę i tak dalej. Nie muszę wam mówić, jak to na
mnie działało. Przyczepiłem się do nich i nudziłem bez końca i wreszcie Elladan się
złamał. No więc, chodzi o to, by uśpić czujność bobra pieśnią. Bobry są wrażliwe na
dźwięk i rytm i tak dalej i tak dalej, Mój brat wyłożył mi całą skomplikowaną teorię, a ja
słuchałem z wypiekami na twarzy, przekonany, że właśnie dostępuję zaszczytu
wtajemniczenia. Ale to dość skomplikowane, twierdził, i ja na pewno tego nie ogarnę.
Uparłem się oczywiście, że ogarnę. Okazało się, że ta prastara tradycyjna pieśń w
tajnym, myśliwskim języku jest dość długa, nawet bardzo, ale Elladan był cierpliwym
nauczycielem, a ja gorliwym uczniem. Wkułem ją na pamięć, nie rozumiejąc ani słowa i
zbrojny nowym doświadczeniem pomaszerowałem do lasu. I siedziałem na tych
żeremiach wyśpiewując ją , aż zachrypłem, ale nic nie upolowałem. Więc wróciłem
rozżalony i dowiedziałem się, że błędnie intonuję. Tym razem Elrohir mnie przesłuchał,
poprawił błędy, kazał wybijać rytm, o tak – Obieżyświat zademonstrował, uderzając
dłońmi o uda, podczas, gdy hobbici, Legolas i Boromir pokładali się ze śmiechu.-
poćwiczyłem i znów pomaszerowałem do lasu, z wielką pasją, bo w międzyczasie
Elladan przyniósł parę upolowanych bobrów, co, jak rozumiecie, znacznie podgrzało
mój entuzjazm. Skoro świt usiadłem na zwalonym pniu i śpiewałem i wybijałem rytm
jak trzeba i...upolowałem mojego pierwszego bobra.

- O - zdziwił się Legolas, a Obieżyświat przytaknął.
-Wróciłem do domu w euforii, bracia mnie pochwalili i obiecali w nagrodę nauczyć

pieśni na bażanty. Bo jak się okazał prawie każde zwierzę ma swoją pieśń. I tak przez
dwa następne lata snułem się po lasach wyśpiewując- jak się potem okazało- przepisy
kulinarne w narzeczu silvańskim, tupiąc i wybijając rytm i co tam jeszcze mi wmówili,
okropnie z siebie dumny, a co najciekawsze często wracałem z tych wypraw z trofeami.
Podejrzewam, że moimi wokalnymi popisami po prostu wypłaszałem tę nieszczęsną
zwierzynę. Tak jak z tym pierwszym bobrem. Zapewne nie mógł już dłużej wytrzymać
mojego zawodzenia i w desperacji rzucił się do ucieczki.

-A ta długa pieśń na bobry to też był przepis?- Merry, który spłakał się ze śmiechu,

background image

otarł oczy rękawem.

- Tak. Na jakieś skomplikowane marynaty, z tego, co pamiętam.
- Na Białe Drzewo, to piękne - ubawiony Boromir pokręcił głową. - Ciekawe, czy jest

jakaś pieśń na orków.

- Oczywiście, że jest. Chętnie cię nauczę, Boromirze - odparł Obieżyświat z wielką

powagą. - Dość długa i z przytupem, ale warto, bo jest niezawodna.

- A mnie? Mnie też nauczysz?- dopytywał się Pippin, podczas gdy jego towarzysze

zanosili się śmiechem.

- Zapomnij o tym. Jesteś za młody.
- A ja?- zainteresował się Legolas. - Ja też chcę.
- A ty jesteś na nią za stary, mój przyjacielu. Bez obrazy.
- Czy wiecie, że jest już środek nocy? Słychać was w całym obozie - oświadczył

Gandalf, stając nad nimi. - Wszyscy już poszli spać, więc sugerowałbym wam, żebyście
też odpoczęli. Długa droga przed nami i kto wie, czy nie cięższy dzień od dzisiejszego.
No już, Drużyno, marsz spać. Zarządzam ciszę nocną.

- Nieee - zaprotestował Pippin. - Jeszcze nie. Wieczór dopiero nabiera tempa.

Przysiądź się do nas, Gandalfie, i opowiedz nam lepiej o czarodziejach i o ich...-

- Zwariowany Tuk. Jeszcze ci mało?- przerwał mu Gandalf z uśmiechem. - Ile trzeba

gadać, żebyś uznał, że masz dość?

- Do świtu w zupełności wystarczy - odparł Pippin wesoło.
- No, już - Gandalf pokazał mu koc. - Kładź się, wystarczy tego gadania na dziś.
- To chociaż opowiedz na dobranoc o szklanych, czarodziejskich kulach i...-
- Peregrinie Tuku, marsz do łóżka! Nie będę tego powtarzać dwa razy - Gandalf

nasrożył brwi.

- Ha! Nie da rady, bo tu nie ma łóżek! - oznajmił Pippin triumfalnie.
- Gandalfie, czy mógłbyś zamienić go, bo ja wiem, w żabę albo kamień na jakiś czas?

– zainteresował się Boromir.

- Owszem, mógłbym. I zaraz to zrobię.
- Lepiej w kamień, bo inaczej będzie nas budził kumkaniem - zaśmiał się Merry.
- Ale wy jesteście - skrzywił się Pippin. – Nie chcecie rozmawiać to nie. Bez łaski. – i

sięgnął po swój koc. – I nie wmawiajcie mi, że to Boromir jest uciskaną mniejszością -
mamrotał, rozkładając prowizoryczne posłanie obok Gondorczyka.

Gandalf usunął się w ciemność, nieopodal Gimlego i ułożył się okręcając płaszczem.

Aragorn wybrał sobie miejsce przy bagażach, a Merry przy dogasającym ognisku.
Legolas jak zwykle gdzieś zniknął.

Przez chwilę słychać było jedynie szelest koców, a potem:
- To naprawdę się kładziemy?- wyszeptał Pippin. Merry przez ramię zerknął na

przyjaciela.

- Peregrinie Tuku, co z tobą, na wszystkie Lobelie świata?- Boromir przerwał

roztrzepywanie płaszcza i zmarszczył brwi.

- Nie wiem - burknął Pippin siadając na swoim kocu. - Jakoś... nosi mnie i tyle.
Boromir i Merry wymienili spojrzenia. Raptem Gondorczyk uśmiechnął się krzywo.
- Ostrzegałem cię, żebyś nie jadł tyle tej wędzonki - zwrócił się do Tuka. - Nie wiem,

background image

czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale jak ktoś przeholuje z mięsem trolla to po upływie
nocy zmienia się w sępa. Nic dziwnego zatem, że cię nosi.

Merry zachichotał, Tuk natomiast wbił w Boromira srogie spojrzenie.
- A ja z kolei zastanawiam się, czy gisernia ma równie długą historię jak ciosak

dziobowy – oświadczył z satysfakcją - Gimli będzie uszczęśliwiony, kiedy go o to
spytam.

- Ani się waż! Wystarczy mi już atrakcji na jutro.
- My, sępy, nie wiemy co to litość.
-A wiecie przypadkiem co to trwoga?
- Nie.
- A chcecie się dowiedzieć, wy sępy?
- Wy dwaj! Jeśli się natychmiast nie uciszycie, to naprawdę zamienię was w żaby! -

dobiegł ich głos Gandalfa. - Obydwu!

-Widzisz?- Boromir zniżył głos do szeptu. - Będziemy mieli kłopoty przez ciebie.

Jeszcze tego mi do szczęścia brakuje, żeby tkwić w stawie i łykać muchy, w twoim
towarzystwie na dodatek. Bądźże już cicho - i wyciągnął się na posłaniu, nakrywając aż
po samą głowę. - Dobranoc wszystkim - oznajmił niewyraźnie, spod koca.

Odpowiedziały mu pomruki tych członków Drużyny, którzy jeszcze układali się do

snu.

- Dobranoc, Boromirze. Słodkich snów, Pip - uśmiechnął się Merry i z

westchnieniem zadowolenia ułożył się na plecach.

Tuk natomiast siedział na posłaniu ze zgnębioną miną.
- Na Lobelię - szepnął. - Ale mi się naprawdę w ogóle nie chce spać. Nic na to nie

poradzę.

- To oskrob mi buty z błota, skoro nie wiesz, co ze sobą zrobić - wymruczał Boromir.

- Przynajmniej będzie z ciebie jakiś pożytek.

- Może przejdę się po obozie, albo co - Pippin postanowił zignorować tę propozycję.
Merry i Boromir jednocześnie wykopali się spod koców i odwrócili się ku niemu.
- Czy coś cię boli?- Gondorczyk przyjrzał mu się uważnie.
- Nie.
- Jesteś głodny?- drążył dalej szeptem, oglądając się na Gandalfa.
- Zawsze.
- A masz jeszcze te swoje sucharki?- zapytał Merry.
- Tak, ale nie mam na nie ochoty. Zjadłbym babeczkę wiśniową. Albo nie. Dwie.
- Pippinie?- Boromir spojrzał na niego przeciągle.
- Tak?
- Połóż. Się. Proszę. Błagam.
Tuk westchnął głęboko i wsunął się pod swój koc. Boromir starannie mu się

przyjrzał, jakby chciał się upewnić, że hobbit naprawdę się kładzie, po czym skinął
głową Merry’emu i ułożył się na prawym boku, plecami do Pippina.

Merry przymknął oczy i wtulił policzek w kaptur płaszcza. Cisza jednakże nie

trwała długo. Najpierw rozległ się szelest, a potem charakterystyczne chrupanie,
denerwująco głośne i rytmiczne. Chwilę później odezwał się Boromir.

background image

-Ty to robisz specjalnie, prawda?
-Szo?- zapytał Pippin niewyraźnie.
- Chrupiesz mi nad uchem.
- Phepraham, ae szami poedzieyise, szebym szjat sucharka. Chcesz jednego?
- Postawią mi wielki pomnik, na samym Placu Fontanny. O, tak - dobiegło ponure

mamrotanie spod koca. – Ogromny, pozłacany pomnik. Wysoki jak wieża Ectheliona.
Patrzcie dziatki i podziwiajcie, będą mówić, oto Boromir II Cierpliwy.

- Chcesz czy nie?
- Ja chcę!- Merry wygrzebał się spod koca i wyciągnął rękę. Przez to całe chrupanie i

gadanie zrobił się głodny. Pippin wychylił się i podał mu jednego, a potem spojrzał na
Boromira, odwróconego plecami.

- Mam ostatniego. Chcesz całego, czy dzielmy się na trzech? Dlaczego warczysz?
Nie doczekawszy się odpowiedzi, wzruszył ramionami, przełamał sucharek na pół i

podał go Merry’emu. Zjedli i ułożyli się na nowo.

- Dobranoc - powiedział Pippin. - Mogę się tak o ciebie oprzeć?
Merry uniósł głowę, ale pytanie nie było adresowane do niego.
- Proszę bardzo. Moje plecy zaczynają mieć trwałe wgłębienie w kształcie hobbita,

nie krępuj się – odparł Boromir zmęczonym głosem. – Układaj się jak chcesz, byle byś
był cicho. Ostrzegam, że zaczynam być zły i zapewniam cię, że nie chciałbyś być
świadkiem mojego ataku furii.

- I słodkich snów nawzajem - ziewnął Pippin. - Merry, coś się tak odizolował,

przysuń się do nas.

- Tu mi dobrze - hobbit przymknął oczy i zwinął się w kłębek, twarzą do wygasłego

ogniska.

Czas płynął, gdzieś niedaleko parskały konie. Do chrapania Gimlego dołączyło

pochrapywanie czarodzieja. Noc była wyjątkowo ciepła, obozowisko bezpieczne, ale
Merry nie mógł zasnąć.

Pippin wciąż się wiercił i wzdychał cichutko.
Boromir chyba zasnął, bo nie reagował.
- Merry, śpisz?- rozległ się ostrożny szept.
- M-hm.
- Bo ja nie mogę zasnąć.
Trudno tego nie zauważyć – westchnął Merry i odwrócił się twarzą ku

przyjacielowi. - Co jest, Pip? Trafiłeś na mrowisko?

-Nie. Ale okropnie mi niewygodnie. To miejsce jest za twarde, a koc za miękki. I jest

za zimno. I za ciepło. Nie mogę sobie przypomnieć kiedy ostatnio spałem w
prawdziwym łóżku.

- Policz sobie ile czasu minęło od naszego pobytu w Lorien - wymruczał Merry,

ponownie przymykając oczy.

- E, nie. To się nie liczy. Miałem na myśli prawdziwe łóżko, takie lekko skrzypiące,

zasłane wykrochmaloną pościelą na podobieństwo czapy śniegowej. No, wiesz. Jak w
domu.

- To musisz się cofnąć pamięcią do Rivendell. Tam były prawdziwe łóżka, tyle, że

background image

nie skrzypiące i bez śniegu. Policz sobie na palcach, jeśli musisz. Ja natomiast jestem tak
zmęczony, że zasnąłbym gdziekolwiek, nawet na stojąco. Wyłapujesz mą subtelną
aluzję, mam nadzieję?

Pippin chyba ją wyłapał, bo zamilkł. Ale dokładnie w chwili, kiedy Merry zaczynał

przysypiać, odezwał się znowu :

- Szczęściarz z ciebie.
- Mmmm - Merry bez powodzenia spróbował podszyć swój pomruk nutką irytacji.
- Jechałeś z Gandalfem.
- Mmmmm? – Merry nie miał siły, by spytać „i co z tego‖.
- Może wyciągnąłeś z niego parę nowinek i wieści?
- Owszem i to sporo – wymamrotał w nadziei, że jeśli wysili się i odpowie na to

pytanie, Tuk da mu spokój. - Ale przecież jechałeś za nami, a my nie robiliśmy sekretu z
naszej rozmowy, myślałem, że słyszałeś o czym mówiliśmy. W każdym razie jeśli ci tak
zależy mogę ci ustąpić miejsca. O ile Gandalf się zgodzi na zmianę pasażera.

- Naprawdę? Chętnie skorzystam - w głosie Pippina brzmiała autentyczna radość. -

Jesteś wspaniałym kumplem, Meriadoku Brandybuck!

- Wiem. Dobranoc, Pip.
- Dobranoc. Mam tylko nadzieję, że Boromir się nie obrazi, kiedy się przesiądę.
- O tak, już widzę, jaki będzie niepocieszony. Z pewnością się załamie. Dobranoc,

Pip.

- Dobranoc, Merry. Ciekawe, czy ja zdołam naciągnąć Gandalfa na parę opowieści.

Strasznie skryty ten nasz czarodziej. Wciąż pilnie strzeże swoich tajemnic. Nic się nie
zmienił, nieprawdaż?

Merry, nagle rozbudzony, otworzył oczy i spojrzał na Pippina. Tuk leżał na wznak,

patrząc w niebo. Bawił się klamrą od płaszcza, a oczy my błyszczały w świetle księżyca.
Merry poczuł nagłe ukłucie niepokoju.

- Owszem, zmienił się – odpowiedział z namysłem. - Jakby urósł. Jest jednocześnie i

bardziej dobrotliwy i groźniejszy, bardziej uroczysty i weselszy. Tak jakby zmienił się i
nie zmienił jednocześnie. A poza tym, co my tak naprawdę o nim wiemy? Przypomnij
sobie rozprawę z Sarumanem. Przecież on był zwierzchnikiem Gandalfa, głową Białej
Rady, cokolwiek to znaczy, był Sarumanem Białym. A teraz nie ma nawet swojej
różdżki, zaś Gandalf chodzi w bieli. I Saruman musi go słuchać. Na jego wezwanie
przyszedł i na jego rozkaz musiał się wycofać.

- No tak. A z drugiej strony Gandalf się nie zmienił. Nadal jest skryty i to chyba

jeszcze bardziej niż poprzed... - Pippin przerwał, bo Boromir poruszył się i odwrócił ku
niemu, ale jak się okazało nie z powodu ich rozmowy, tylko po to, by przekręcić się na
brzuch i w nowej pozycji ułożyć wygodniej, z prawą ręką pod głową. Obaj hobbici
zamilkli i obserwowali go przez chwilę, upewniając się, że śpi. Żaden z nich nie chciał
go obudzić, zwłaszcza kiedy wyglądało na to, że jego sen jest zdrowy i głęboki. Pippin
wyciągnął rękę i ostrożnie poprawił koc, który zsunął mu się z ramion, a potem
przeniósł wzrok na Merry’ego.

- No więc, mówiłem o tym, że Gandalf jest jeszcze bardziej skryty - ciągnął szeptem,

ściszając głos tak, że Merry musiał się wysilać, by go usłyszeć. - Też to zauważyłeś,

background image

prawda? Weźmy na przykład tę szklaną kulę. Widać było, że się ucieszył z tej zdobyczy.
Na pewno coś o niej wie, albo przynajmniej się domyśla. Ale czy nam o tym
powiedział? Ani słówka. A to przecież dzięki mnie ją ma. Gdybym jej nie złapał
wpadłaby do wody. A on, zamiast mi podziękować, mówi: „Ejże, hobbicie, oddaj mi
to‖. I tyle.

Merry obserwował go ze zmarszczonymi brwiami. Tuk westchnął i podłożył ręce

pod głowę, spoglądając w niebo.

- Ciekawe, co to za kula. Wydawała się dziwnie ciężka - wymruczał, jakby do siebie.
- A więc to cię korci, mój drogi Pippinku - Merry lekkim tonem próbował

zamaskować swój niepokój. - Paluszki świerzbią, co? Przypomnij sobie co nam Gildor
powiedział „Nie wtrącaj się do spraw czarodziejów-

- „Bo są chytrzy i skorzy do gniewu‖- Pippin dokończył niecierpliwie. - Wiem,

wiem. Samwise w kółko to powtarzał. Tyle, że my od miesięcy nic innego nie robimy,
jak wtrącamy się do spraw czarodziejów. A ja chcę się czegoś o tej kuli dowiedzieć i nie
boję się gniewu Gandalfa. Zaryzykuję, a co mi tam. Chcę się jej lepiej przyjrzeć.

- Pomyślimy o tym jutro, dobrze?- Merry dał sobie spokój z odwodzeniem Pippina

od jego pomysłu, wiedząc, że nic to nie da. - Zapewniam cię, że jeszcze nigdy żaden Tuk
nie przewyższył Brandybucka pod względem ciekawości, ale sam przyznaj, iż to nie
pora na dociekania. Jutro pomęczymy czarodzieja przy śniadaniu. Może Boromir nas
wesprze.

- Raczej nie. Próbowałem go namówić, ale twierdzi, że nie jest zainteresowany.
- Na mnie w każdym razie możesz liczyć. Ale to dopiero jutro, dobrze? Wybacz, ale

jeśli raz ziewnę to mi twarz pęknie od ucha do ucha - Merry spojrzał na Pippina i z ulgą
dostrzegł, że przyjaciel układa się na boku, przykrywając się szczelniej kocem.

- Niech ci się przyśni morze babeczek wiśniowych, Pip - szepnął. - Czego i sobie

serdecznie życzę.

Pippin nie odpowiedział.



Z bijącym sercem Merry poderwał się z posłania. Sam nie wiedział co go obudziło.

Była ciemna noc, w obozie panował podejrzany ruch. Hobbit przetarł dłonią oczy,
usiłując się dobudzić. Jego wzrok padł na Boromira, który siedział na swoim posłaniu,
też najwyraźniej przed chwilą wyrwany ze snu. Trzymał miecz w dłoni, a światło
księżyca odbijało się w klindze.

- Co się stało?- zapytał Merry, wystraszony, a wyobraźnia od razu podsunęła mu

obraz bandy Uruk-hai podkradających się do obozu pod osłoną ciemności.

- Nie wiem - Boromir odrzucił koc, rozglądając się. – Wydawało mi się, że słyszę

krzyk.

Pozostali członkowie Drużyny też się pobudzili, z ciemności dobiegały

nawoływania Rohirrimów.

- Merry! - w głosie Boromira zabrzmiał popłoch. - Gdzie jest Pippin?!
Merry zamarł. Rzeczywiście, Tuk zniknął. Boromir przesunął dłonią po jego

background image

posłaniu.

- Zimne.
Zerwali się obaj na równe nogi i w tej właśnie chwili dobiegł ich głos Obieżyświata.
- Tutaj!
Merry ruszył za Boromirem w kierunku, skąd dobiegał głos. Wyprzedził ich

Gandalf. Czarodziej odsunął na boki Rohańczyków, którzy szepcząc otaczali kręgiem
ciemną, pochyloną sylwetkę. Merry przepchnął się do środka koła u boku Boromira i
zorientował się, że klęczącą osobą jest Strażnik natomiast na trawie, wyciągnięty na
wznak, z szeroko rozrzuconymi rękami, leżał...-

- Pippin?- Boromir zrobił krok do przodu, ale czarodziej zatrzymał go, gestem

nakazując zostać w miejscu. Merry natomiast wrósł w ziemię, nie był w stanie ani się
ruszyć, ani oderwać wzroku od twarzy Peregrina. Tuk miał otwarte, przerażająco
szklane oczy, i pustym wzrokiem wpatrywał się w niebo. Wyglądał jak trup. Obok coś
zaiskrzyło się w trawie. Merry nerwowo przełknął ślinę.

Czarna kula.
- Oto i nasz złodziej - mruknął Gandalf, pospiesznie nakrywając kryształ płaszczem.

- I to ty, mój Peregrinie. Co za przykra niespodzianka - mruknął, klękając przy
nieprzytomnym hobbicie. - Jaką nową biedę ściągnął na nas ten nieszczęśnik?

Merry przysunął się bliżej Boromira i z bijącym sercem patrzył, jak czarodziej

ujmuje Tuka za ręce i pochyla się nad nim nasłuchując oddechu.

Błagam, błagam, błagam, niech się okaże, że żyje..
Gandalf położył dłoń na czole Tuka. Przez chwilę nic się nie działo, aż nagle hobbit

zatrząsł się cały, zamknął oczy, a następnie zerwał się z przeraźliwym krzykiem,
odpychając ręce czarodzieja. Merry wzdrygnął się i wstrzymał oddech. Pippin omiótł
zebranych niewidzącym wzrokiem, a na koniec przyjrzał się Gandalfowi, jakby go
widział pierwszy raz w życiu.

- Pippinie?... - Boromir schylił się, odkładając miecz na ziemię i ruszył ku hobbitowi,

ale tym razem zatrzymał go Obieżyświat.

- Nie przeszkadzaj - szepnął Strażnik. Boromir rzucił mu gniewne spojrzenie i zrobił

taki ruch, jakby zamierzał odsunąć go ze swej drogi, ale w tej właśnie chwili rozległ się
przenikliwy głos:

- Nie dla ciebie, Sarumanie! - oznajmił Pippin, odsuwając się od czarodzieja z lękiem

i odrazą. - Przyślę po nią wkrótce. Zrozumiałeś? Powtórz tylko tyle.

Merry zamarł, zdjęty zgrozą. Istota, która siedziała przed nim wyglądała jak

Peregrin Tuk, ale głos należał do kogoś obcego. Podobnie jak to martwe, półprzytomne
spojrzenie. Gwałtownym szarpnięciem Pippin wyrwał się czarodziejowi i spróbował
uciec, ale czarodziej przytrzymał go zdecydowanie.

- Peregrinie Tuku! Wróć!
Przez dłużącą się niemiłosiernie chwilę, hobbit i czarodziej patrzyli sobie w oczy, a

potem, ku nieopisanej uldze Merry’ego, Tuk rozluźnił się i odetchnął głęboko, osuwając
się na trawę, obok czarodzieja.

- Gandalfie - wymamrotał, biorąc go za rękę. - Gandalfie, przebacz!
- Mam ci przebaczyć?- czarodziej nie spuszczał z niego surowego wzroku. -

background image

Najpierw powiedz, co zrobiłeś!

Tuk powiódł wzrokiem po zebranych, przez chwilę jego spojrzenie zatrzymało się

na Merrym, ale zaraz potem przeniosło się na Boromira. Gondorczyk skinął lekko
głową, zachęcając go do mówienia. Pippin zawahał się i potarł nos gestem, jaki oznaczał
u niego zakłopotanie.

- Wziąłem... wziąłem kulę - wyjąkał, kuląc się i odwracając wzrok. W niczym nie

przypominał teraz zadziornego Tuka, a raczej bezbronnego i wystraszonego chłopca.
Merry poczuł, jak serce ściska mu się w przypływie współczucia.- I... i zobaczyłem coś
przerażającego. Chciałem uciec, ale nie mogłem. Nie mogłem się ruszyć. Kula mnie
trzymała. I wtedy przyszedł...on. Zaczął zadawać mi pytania i wpijał się we mnie
wzrokiem. Patrzył i ... i nic więcej nie pamiętam - dokończył szybko, znowu podnosząc
wzrok na Boromira, jakby z prośbą o ratunek.

- Tym się nie wykręcisz! - zagrzmiał Gandalf.- Coś widział i co mu powiedziałeś?
Tuk zagryzł wargę i wbił wzrok w ziemię. Wszyscy wpatrywali się w niego w

napięciu, jedynie Merry litościwie spojrzał w bok.

- Może wystarczy na razie tego przesłuchania?- warknął Boromir niezbyt

życzliwym tonem. - Będzie lepiej, jeśli...-

- Będzie lepiej, jeśli pozostawisz to mojemu osądowi, Boromirze - oczy Gandalfa

zalśniły niebezpiecznie. - I nie przypominam sobie, bym cię prosił o radę - dorzucił ostro
i znowu spojrzał na Pippina, a jego twarz nie była bynajmniej łagodna.

- Mów! - rozkazał.
Merry z niepokojem przeniósł wzrok na Gondorczyka. Boromir zacisnął szczęki i

dumnie uniósł głowę. Obieżyświat też chyba dostrzegł, że zanosi się na wybuch, bo
szybko położył mu rękę na ramieniu i przysuwając się, zaczął mu coś szeptać do ucha.
Boromir żachnął się, ale na szczęście dalsza kłótnia została zażegnana; Pippin
zdecydował się mówić, przykuwając do siebie uwagę zebranych.

- Zobaczyłem ciemne niebo i wysokie, obronne mury - zaczął, biorąc głęboki wdech.

Jego głos brzmiał coraz pewniej w miarę jak mówił. Zaczął szczegółowo opisywać jakieś
skrzydlate stwory krążące wokół wieży, zająknął się, kiedy wspomniał o ich oczach, a
potem stwierdził, że po nich pojawił się...on. Merry zagapił się na Tuka w osłupieniu.

Nieprzyjaciel?!
Peregrin Tuk zobaczył w kuli... Saurona?
Merry spojrzał na Gandalfa w nadziei, że ten roześmieje się i zgani Tuka za

zmyślanie, ale czarodziej miał bardzo poważną i skupioną minę. Tuk tymczasem
kończył przytaczać swą rozmowę z Nieprzyjacielem. – Wpijał się we mnie wzrokiem,
miałem wrażenie, że rozsypuję się w proch. Nie, nie! Nic więcej nie pamiętam! - Pippin
zatrząsł się i pochylił głowę, składając ręce na piersiach, jakby sam chciał się osłonić,
przed otaczającym go światem. Gandalf położył mu dłoń na ramieniu.

- Spójrz na mnie - polecił, zadziwiająco łagodnym tonem.
Pippin niechętnie uniósł głowę i spojrzał mu w oczy. Czarodziej wpatrywał się w

niego przez długą chwilę i w końcu uśmiechnął się lekko, a jego dłoń uniosła się z
ramienia hobbita, by miękkim gestem spocząć na jego głowie.

- W porządku - powiedział. - Nie musisz mówić nic więcej. Nie odniosłeś

background image

poważniejszej szkody. Nie ma w twoich oczach kłamstwa, a tego najbardziej się bałem.
Za krótko tamten z tobą rozmawiał. Zawsze byłeś postrzelony – Gandalf uśmiechnął się
ciepło - ale w dalszym ciągu jesteś postrzeleńcem uczciwym, Peregrinie Tuku. Niejeden
mądrzejszy, wyszedłby z tego spotkania w gorszym stanie. Bądź jednak ostrożny.
Ocalałeś, a wraz z tobą twoi przyjaciele, dzięki szczęśliwemu trafowi. Nie licz drugi raz
na podobne szczęście. Gdyby cię naprawdę wziął na spytki z pewnością powiedziałbyś
mu wszystko co wiesz, na naszą wspólną zgubę. On jednak nie wypytywał cię zbyt
natarczywie, bo bardziej niż o wiadomości chodziło mu o ciebie. Chciał cię ściągnąć do
Czarnej Wieży i tam bez pośpiechu wydobyć z ciebie wszystko, nie drżyj, skoro
wtrącasz się do spraw czarodziejów musisz być przygotowany na wszystko. No, niech
tam. Przebaczam ci, Pippinie, głowa do góry, bądź co bądź uniknęliśmy najgorszego -
Gandalf potargał mu czuprynę. - A teraz poprosimy Boromira, by cię odeskortował na
twoje posłanie. Połóż się i odpocznij. Spróbuj zasnąć, jeśli zdołasz.

Syn Denethora zbliżył się, przyklęknął i ostrożnie wziął Pippina na ręce.
- Gdyby palce znów zaczęły cię świerzbić mój drogi hobbicie - dorzucił jeszcze

Gandalf - powiedz mi o tym. Są na to lekarstwa. I bardzo cię proszę, nie wtykaj mi już
nigdy kamieni pod łokieć.

Pippin ponownie wybąkał przeprosiny i potulnie dał się podnieść Boromirowi.
- Merry?- Gondorczyk obejrzał się przez ramię. - Weźmiesz mój miecz?
Hobbit rozejrzał się i schylił się, by podnieść broń z trawy. Była okropnie ciężka,

uniósł ją niezgrabnie oburącz, pilnując, by nie szorować ostrzem po ziemi i podążył za
przyjaciółmi, ignorując zaciekawione spojrzenia Rohirrimów.

Do ich ogniska nie było daleko. Boromir posadził Pippina na swoim posłaniu i

narzucił mu koc na ramiona, opatulając go starannie.

- Gdzie położyć twój miecz?- zapytał Merry.
- Daj, dziękuję - Boromir odebrał od niego broń i odłożył ją na bok, opierając klingę

o sakwę. Merry przysiadł na skraju boromirowego posłania. Wzdrygnął się lekko.
Dopiero teraz zorientował się, że przemarzł. W tym całym zamieszaniu zapomniał
wziąć płaszcz, kiedy rzucił się na poszukiwanie Pippina. Ku jego zaskoczeniu, Boromir
sięgnął po drugi koc i okrył go starannie, przy okazji energicznie rozmasowując mu
ramiona i plecy. Merry, zakłopotany nieco, wymamrotał pod nosem podziękowanie.

-Jesteście głodni?- Boromir spojrzał na nich uważnie. - Na pewno jesteście -

odpowiedział sam sobie, nim którykolwiek z nich zdążył się odezwać. Sięgnął do sakwy
i wydobył niewielką paczuszkę.

- Zostało mi jeszcze trochę suszonych owoców - oznajmił, rozwijając prowizoryczne

opakowanie. - I mam wino.

- Wino dla nieletnich? Nie może być – Pippin z trudem silił się na wesołość, choć z

miny sądząc wcale nie było mu do śmiechu.

- Mów za siebie. Ja jestem dorosły i mnie wolno - wtrącił się Merry.
- Parę łyków wszystkim nam dobrze zrobi na skołatane nerwy - Boromir

odkorkował swój bukłak. - Proszę.

Wino do owoców to był bardzo dobry pomysł. Kiedy nadeszła jego kolej, Merry

pociągnął solidnie z bukłaka i poczuł, jak miłe ciepełko zaczyna po nim krążyć,

background image

rozgrzewając i odprężając go jednocześnie. Ziewnął.

- Jak się czujesz? – zapytał Boromir Pippina.
- W porządku - mruknął Tuk markotnie. - A będzie zupełnie dobrze, jak dostanę

jeszcze trochę - odparł spoglądając na bukłak.

- W drodze wyjątku - Boromir uśmiechnął się i ponownie podał mu wino. Przez

chwilę w milczeniu obserwował Tuka, a potem otworzył usta, jakby chciał coś
powiedzieć, ale rozmyślił się.

- Co?- odezwał się Pippin, widząc jego zawahanie.
- Nic - Boromir odebrał swój bukłak. - Do świtu zostało jeszcze parę godzin.

Spróbujcie się położyć.

- A ty?- zapytał Merry, poprawiając swój koc.
- Ja pójdę się dowiedzieć, o czym oni tam rozmawiają - Boromir obejrzał się do tyłu,

gdzie w ciemności majaczyło parę sylwetek. Merry rozpoznał Gandalfa i Obieżyświata –
tego ostatniego po wzroście.

- Ale zaraz wrócisz, prawda?- upewnił się Pippin. - Nie pozbawisz mnie chyba

twoich pleców. Bez nich nie potrafię już zasnąć.

- Oto zgubne skutki przyzwyczajenia - podsumował Merry z uśmiechem. - Aż

strach pomyśleć, co to będzie, kiedy na przykład, uchowaj od Sackville-Bagginsów,
przyjdzie nam się rozdzielić z Boromirem na jakiś czas. I co wtedy poczniesz, mój Tuku?

- Wtedy, mój drogi Brandybucku, ładnie Boromira poproszę, a on zostawi mi swoje

plecy na tę okoliczność i kryzys zostanie zażegnany.

Boromir roześmiał się cicho i wstał.
- Nie pij już więcej, Peregrinie Tuku - przykazał i ruszył w ciemność.



- Niebezpieczeństwo zjawia się nocą i w chwili, gdy go nie oczekiwaliśmy - rzekł

Gandalf.

Aragorn odprowadził wzrokiem Boromira, niosącego Pippina. Za nimi wiernie

dreptał Merry.

- Czy myślisz, że nic mu nie będzie?- zapytał.
- Zbyt krótko był w mocy tamtego, a zresztą hobbici mają zadziwiającą odporność

Wspomnienie, a przynajmniej jego groza szybko zblednie. Może nawet za szybko -
czarodziej również obserwował, jak Boromir układa hobbita na posłaniu. - To
niewiarygodne – wymruczał - ile to już razy byliśmy o krok od zguby.

Aragorn pokiwał głową, patrząc na tych dwóch towarzyszy z Drużyny, którzy, w

różnych okolicznościach i na szczęście, na krótko, znaleźli się pod wpływem
Nieprzyjaciela. Wielokrotnie misja Froda zawisała na włosku, lecz nigdy nie była tak
bliska zagłady jak dziś.

I pod Amon Hen.
Ciekawe, czy to dzisiejsze doświadczenie jeszcze bardziej zbliży do siebie Pippina i

Boromira. Zapewne tak. Pytanie tylko, czy im się ta wieź przysłuży czy też zacznie
komplikować i tak już pogmatwany układ sił w Drużynie. Nie uszła bowiem uwadze

background image

Aragorna zaborczość, z jaką obie strony, to jest Pippin i Boromir, zaczynały traktować
siebie nawzajem. Hobbit i człowiek byli w zasadzie nierozłączni, siedzieli razem,
podróżowali razem, spali też obok siebie. Początkowo Aragorn odniósł wrażenie, że to
Tuk manifestuje w ten sposób swoją przyjaźń z człowiekiem, ale po pewnym czasie było
jasne, że Boromir odwzajemnia to przywiązanie i też szuka kontaktu. Nikt syna
Denethora nie zmuszał, żeby podczas posiłku zajmował miejsce koło Tuka. Sam je sobie
wybrał. Podobnie, jak przy odpoczynku po obiedzie. To Boromir ułożył się koło
Pippina, a nie odwrotnie.

Wzrok Aragorna spoczął na trzeciej sylwetce, przycupniętej koło tamtych dwóch.
Biedny Merry.
Aragorn widział jego wysiłki wpasowania się w ten nowy układ, widział jak bardzo

Meriadok się stara nie okazywać po sobie uczuć, ale Strażnik miał wyczulone oko i serce
i wychwytywał, to, czego inni nie potrafili dostrzec. A co najgorsze, nie za bardzo mógł
pomóc w zaistniałej sytuacji. Nawet jeśli teraz zacznie okazywać Merry’emu większe
zainteresowanie, nie zastąpi mu w ten sposób więzi z Pippinem. Może jedynie otoczyć
młodego Brandybucka staranniejszą opieką, ale dyskretnie, żeby hobbit nie odebrał
tego, jako litość i ingerencję w nie swoje sprawy.

Nie ma też sensu mieszać się w relacje między Tukiem a Gondorczykiem. Aragorn

raz już stanął między nimi - przed chwilą, gdy nie pozwolił Boromirowi podejść do
hobbita i szczerze mówiąc poczuł się tak, jakby wkroczył między niedźwiedzicę a jej
młode. Nie miał ochoty ponownie oglądać tej agresji i złości, jaka odmalowała się
wówczas na twarzy Gondorczyka.

Zwłaszcza, że dobrze znał to spojrzenie.
Wiele lat temu zobaczył ten sam gniew w oczach Denethora, kiedy ośmielił się

poprosić Finduilas do tańca. I choć nigdy więcej nie popełnił tego błędu, często
napotykał to wrogie spojrzenie. Jak choćby wtedy, gdy rozbawił Ectheliona jakąś
anegdotą. Siedzieli razem w Zachodniej Komnacie, we dwóch i dobrze im się
rozmawiało. Namiestnik czuł się tego dnia wyjątkowo dobrze, choroba dała mu nieco
wytchnienia. Nic więc dziwnego, że z natury pogodny, Ecthelion skory był do śmiechu.
I kiedy właśnie zaśmiewali się w najlepsze, skrzypnęły drzwi i w progu stanął
Denethor, a jego oczy...

O tak, jeśli chodziło o zaborczość Boromir był zdecydowanie synem swego ojca.
- Zadziwiająca jest potęga naszych wrogów i równie zadziwiające są ich słabości -

odezwał się Theoden, podchodząc. - Istnieje takie stare przysłowie : „złość często sama
siebie złością niszczy‖.

- To prawda. Nieraz tak bywało - odrzekł Gandalf. - Lecz dziś los szczególnie nam

sprzyjał. Kto wie, czy hobbit nie ustrzegł mnie przed groźnym błędem. Zastanawiałem
się bowiem, czy nie wypróbować, do czego służy ten kryształ. Gdybym to zrobił,
ujawniłbym się przed wrogiem. A nie jestem jeszcze gotowy do tej próby. I nie wiem,
czy kiedykolwiek będę. Nawet, gdyby starczyło mi sił, by się cofnąć, on by mnie
zobaczył, a to oznaczałoby dla nas klęskę. Nie powinien o mnie nic wiedzieć, póki nie
wybije godzina, gdy tajemnica nie będzie już potrzebna.

- Myślę, że ta godzina już nadeszła - zauważył Aragorn.

background image

- Jaka godzina, jeśli wolno spytać?- rozległ się głos Boromira i Gondorczyk stanął

obok nich.

Aragorn odwrócił się ku niemu, by wyjaśnić mu o czym rozmawiają, gdy

nieoczekiwanie ubiegł go Gandalf.

- Godzina, bym jawnie ukazał się Nieprzyjacielowi - odparł czarodziej. - Mówiłem

właśnie, że Peregrin Tuk uchronił mnie przed wielkim błędem. Zamierzałem sam
zajrzeć w kryształ. Kto wie, co by z tego mogło wyniknąć.

- Pippin naprawdę rozmawiał z Nieprzyjacielem?- Boromir zmarszczył brwi. - Czy

to tylko jakaś wasza ... symbolika?

- Rozmawiał z nim, tak jak ja teraz z tobą, Boromirze - odpowiedział czarodziej. -

Taka jest właśnie moc kryształu. I tak oto wyjaśniło się, w jaki sposób Orthank
komunikował się z Barad-durem. A co do twojego pytania, Aragornie – to nie, godzina
jeszcze nie nadeszła. Musimy wykorzystać ten krótki czas niepewności, gdy
Nieprzyjaciel jest w błędzie. On jest przekonany, ze kryształ jest wciąż w Orthanku,
dlaczegoż bowiem miałby sądzić inaczej? Zakłada zapewne, że Saruman schwytał
hobbita i więzi go w swej wieży, a w ramach tortur zmusił jeńca do spojrzenia w
kryształ. Teraz zapewne rozważa nowiny, skupiony na wyglądzie i głosie hobbita,
czekając na wypełnienie swoich rozkazów. Upłynie trochę czasu, nim zrozumie swoją
pomyłkę. Aragornie! Czy zgodzisz się wziąć kryształ Orthanku pod swoją opiekę?
Wiedz jednak, że to niebezpieczne zadanie.

Aragorn, który spodziewał się tego pytania, dumnie uniósł głowę.
- Niebezpieczne z pewnością -odrzekł. - Ale nie dla wszystkich. Ten palantir

pochodzi ze skarbca Elendila, a królowie Gondoru powierzyli go strażnicy Orthanku,
mam zatem do niego prawo. Zbliża się moja godzina. Tak, wezmę palantir i będę go
strzegł.

Gandalf spojrzał mu w oczy, uśmiechnął się a następnie uniósł zawinięty w płaszcz

kryształ i skłonił się głęboko, wyciągając ręce.

- Przyjmij go, dostojny panie - rzekł. - jako zadatek innych skarbów, które będą ci

zwrócone.

Aragorn wziął palantir z jego rąk, a serce biło mu szybciej i mocniej. Wyprostował

się, ważąc w dłoniach ciężar kryształu i przypadkiem wzrok jego padł na Boromira.

Syn Denethora patrzył na rozgrywającą się przed nim scenę szeroko otwartymi

oczami, zastygły w zdumieniu. Ukłon Gandalfa musiał zrobić na nim duże wrażenie.
Aragorn uśmiechnął się do niego, ale Boromir miast odpowiedzieć tym samym,
pospiesznie odwrócił wzrok, przygryzając wargę, a na jego twarzy odmalowało się coś,
czego Aragorn miał nadzieję nigdy nie zobaczyć.

Zazdrość.
Czysta, niczym nie zmącona zazdrość. Stawało się dotkliwie jasne, że Boromir,

który przywykł do skupiania uwagi na sobie i do przyjmowania wyrazów uznania, źle
znosi, gdy honory odbiera kto inny, a jego samego usuwa się w cień. Przez to mgnienie
oka widać było, że syn Denethora chciałby być na miejscu Aragorna, chciałby, żeby to
jemu Gandalf się pokłonił, ale jednocześnie ma on świadomość, iż jest to niemożliwe. A
zatem do wyboru pozostaje mu podziw lub zazdrość. I Aragorn z bólem dostrzegł, że

background image

zaczyna przeważać to drugie.

A to dopiero początek zmian i prób, które czekają syna namiestnika. Nie jest łatwo

być „tym drugim‖ , kiedy przez całe życie błyszczało się na świeczniku.

Aragornowi nagle zrobiło się go żal.
Nie miał jednak czasu, by się nad tym zastanawiać, bo Gandalf mówił dalej.
- Czy pozwolisz, bym doradził ci w sprawach twej niezaprzeczalnej własności?

Posłuchaj mnie i nie używaj go, przynajmniej jeszcze nie teraz. Bądź ostrożny.

- Czy byłem kiedykolwiek niecierpliwy i nieostrożny, ja, który czekałem i

przygotowywałem się przez tak długie lata? - odparł spokojnie, kładąc dłoń na
palantirze i poprzez tkaninę przesuwając palcami po jego gładkiej powierzchni.

- To prawda - Gandalf raz jeszcze skłonił głowę. - Uważaj tym bardziej, byś się nie

potknął u kresu drogi. Zachowaj sekret! O to proszę też wszystkich obecnych. Nikt, a
przede wszystkim Peregrin nie powinien wiedzieć, kto przechowuje kryształ. Pokusa
może wrócić, bo hobbit miał niestety kulę w ręku i zaglądał w nią, a to nie powinno się
wydarzyć. Źle się stało, ze dotknął jej wtedy w Isengardzie. Byłem jednak zaprzątnięty
myślami o Sarumanie i za późno odgadłem jaką moc ma pocisk, który zrzucono nam z
wież... Boromirze, dobrze się czujesz?- czarodziej urwał nagle, a jego głosie zabrzmiała
troska.

Aragorn natychmiast zwrócił spojrzenie na syna Denethora Boromir zaciskał dłoń

na kaftanie, jakby brakło mu tchu. Miał rozchylone usta i błędnie toczył wzrokiem
dookoła, rozglądając się nerwowo w ciemności. Wtem jęknął i zachwiał się. Aragorn w
dwóch krokach był przy nim.

- Boromirze?- Strażnik objął ramieniem jego plecy, z obawy, że Gondorczyk

zemdleje. Z bliska widać było, że jest śmiertelnie blady, a czoło skrzy się od potu.

Pewnie ma wizję. Wizję na jawie.
Aragorn słyszał o podobnych przypadkach, raz też był świadkiem takiej sytuacji,

gdy krew Numenoru odezwała się w Denethorze. Wtedy chodziło korsarzy Umbaru,
wizja ostrzegała przed zagrożeniem z południa.

Co teraz?
- On tu jest. Jest blisko - jęknął Boromir, zwracając na niego przerażony wzrok.

Trząsł się cały.

- Kto?- Aragorn wzmocnił chwyt. W lewej dłoni trzymał palantir, więc miał tylko

jedną rękę wolną. Obejrzał się na Gandalfa, chcąc oddać mu kryształ, ale czarodziej w
tej samej chwili stanął u drugiego boku Gondorczyka.

- Boromirze? - Gandalf wyciągnął rękę, by skierować jego twarz ku sobie, ale

Boromir odchylił się do tyłu, opierając o Aragorna, tak że Strażnik niemal stracił
równowagę.

- Nie.. czujesz?- oczy Boromira w popłochu otworzyły się jeszcze szerzej, a dłoń

zaczęła szarpać kaftan pod szyją. - Są.. tu.. taj...

- Gandalfie, on się dusi! - Aragorn czuł, jak pod jego ramieniem plecy Boromira

unoszą się i opadają w gwałtownych skurczach.

- ...nad...chodzą..
Aragorn zamierzał właśnie rzucić palantir w trawę, by drugą ręką pomóc

background image

Boromirowi rozsznurować kaftan, kiedy nagle przeszył go lodowaty dreszcz, znajome
uczucie wstrętu i grozy. Zamarł.

Dziwny cień padł na dolinkę. Coś zasłoniło księżyc, spowijając na mgnienie oka całe

obozowisko nieprzeniknioną nocą. Konie zaniosły się oszalałym rżeniem i kwikiem,
kilku Jeźdźców krzyknęło i przysiadło w trawie osłaniając głowy rękami, jakby obawiali
się ataku z nieba. Boromir wydał z siebie jęk do złudzenia przypominający szloch.
Aragorn wciąż podtrzymując go, szeroko otwartymi oczami patrzył, jak ogromny,
skrzydlaty kształt..

Smok?!
..zatacza nad nimi koło, przysłaniając gwiazdy, a potem z niewiarygodną

szybkością, prześcigając wiatr i myśl, mknie na północ. Jeszcze kilka uderzeń serca i nie
było po nim śladu.

Zniknął równie nagle, jak się pojawił
Boromir wziął głęboki, rozedrgany oddech. Jeźdźcy podnieśli się z ziemi i pobiegli

uspokajać konie. Jedynie Gandalf stał bez ruchu, zapatrzony w niebo.

Aragorn zacisnął rękę na ramionach Boromira.
- Już dobrze?- zapytał cicho.
Gondorczyk dotknął drżącą dłonią czoła i milcząco pokiwał głową.
- Nazgul! - Gandalf sztywno wyciągnął przed siebie ręce, jakby chciał odegnać

bezimienną grozę.—Wysłannik Mordoru. Burza jest już blisko. Nazgule przebyły
granicę Wielkiej Rzeki!

- Pippin! - Boromir nagle poderwał głowę i zdecydowanie wyswobodził się z

uchwytu Aragorna- Merry!- zawołał i pobiegł do obozu Drużyny.

- W drogę! - zagrzmiał głos czarodzieja. - Nie czekajcie świtu! Nie oglądajcie się na

maruderów! W drogę!



- Co to było?- Merry wybiegł Boromirowi na spotkanie. - Upiory, prawda? To oni?
- Jeden z nich - przytaknął Gondorczyk, kładąc mu rękę na ramieniu i zagarniając ze

sobą z powrotem do obozu. - Nic wam nie jest?

- Nie - Pippin spojrzał w niebo szeroko otwartymi oczami. - Czego on tu chciał?

Myślicie, że wróci?

Boromir nie zdążył odpowiedzieć, bo przeszkodził mu odgłos kroków.
- Pojedziesz ze mną, Pippinie - oznajmił czarodziej, stając nad nimi, u boku

Obieżyświata. - Zabieram cię do Minas Tirith.

- Co takiego?- powiedzieli Merry, Pippin i Boromir jednocześnie.
- Bierz swoją sakiewkę, koce zostaw. Nieprzyjaciel zrobił pierwszy krok, muszę

pędzić co tchu do Białego Miasta, nie ma czasu do stracenia.

- Jadę z tobą! - Boromir zerwał się na równe nogi.
- Twój koń nie dotrzyma kroku Cienistogrzywemu.
- Ale...-
- Zostań z Aragornem, Boromirze. Dojedziecie, jak tylko zdołacie najszybciej.
- Ale ja...-

background image

- Nie mogę czekać, aż twój koń nadąży - Gandalf położył mu dłoń na ramieniu. - A

nie chcę, żebyś podróżował sam. Zaufaj mi.

- Dlaczego zabierasz Pippina?- Boromir wymienił z Tukiem zszokowane spojrzenia.
- Lepiej, żeby tu nie zostawał. Wysłannik Mordoru nas widział. Wkrótce Sauron

dowie się, że Orthank padł, a jego oko zacznie wypatrywać hobbita. Ze mną Pippin
będzie bezpieczny. No dalej, mości Peregrinie, zbieraj się. Idę po moją torbę, a kiedy
wrócę masz być gotowy.

I Gandalf odwrócił się z furkotem płaszcza, gwizdem przyzywając

Cienistogrzywego.

Pippin odrzucił koc i lekko trzęsącymi się rękami zapiął płaszcz. Merry, mając

wrażenie, że to wszystko mu się śni, podał mu jego sakiewkę i mieczyk. Pip podniósł i
zapiął swój srebrny pas i przymocował broń.

- Masz - Boromir wcisnął Tukowi do ręki paczuszkę z suszonymi owocami. - Weź

na drogę.

- Gotów?- zapytał Gandalf, już z wysokości końskiego grzbietu.
- Tylko się pożegnam - Pippin zarzucił sakwę na ramię i stanął naprzeciw

Merry’ego. Przez krótką chwilę patrzyli sobie w oczy a potem gwałtownie się objęli.
Merry zagryzł zęby, czując w gardle wielką gulę.

- Trzymaj się, Meriadoku Brandybuck - Pippin zacisnął chwyt, dusząc go niemal. - I

opiekuj się nim, dobrze? – szepnął mu do ucha. Nie musiał dodawać o kogo chodzi.
Merry pokiwał głową, bo nie był w stanie dobyć z siebie głosu. Pippin klepnął go w
plecy i uwolnił ze swych objęć.

- Uważaj na siebie Pip - wykrztusił Merry z trudem. - Zabiję cię, jeśli ci się coś stanie,

wiesz o tym?

- Wiem - i Pippin odwrócił się do Boromira. Gondorczyk opadł na jedno kolano i

bez słowa objął hobbita, który w odpowiedzi uścisnął go z całej siły. Przez chwilę trwali
tak w bezruchu, żaden z nich się nie odezwał. Dopiero kiedy Pippin cofnął się o krok,
Boromir go zatrzymał.

- Czekaj, weź to! - Gondorczyk zaczął mocować się z pierścieniem, który nosił na

małym palcu lewej dłoni. Ściągnął go z trudem i wręczył hobbitowi.

- Noś go przy sobie - przykazał. - Ten pierścień to dowód mojej przyjaźni i dla

każdego Gondorczyka znak, że jesteś pod moją opieką. Wystarczy tylko, że go
pokażesz.

- Dziękuję - oczy Pippina zalśniły lekko, gdy zamykał go w dłoni.
- I przekaż mojemu ojcu, że.. że... - Boromir zawahał się bezradnie i widać było po

nim, że nie wie co powiedzieć – że.. wracam.. i... powiedz mu.. że...

- Wszystko mu powiem - zapewnił go Pippin, nie zważając na chrząknięcie

Gandalfa. - I przekażę, ze wracasz. Na pewno się ucieszy. I pozdrowię Faramira.

- Możesz zamieszkać w moich komnatach, jeśli chcesz - powiedział Boromir szybko.

- Są wygodne, a w czasie mej nieobecności na pewno mi gruntownie posprzątali, więc
bez obaw mogę cię tam zaprosić. Rozgość się tam i czuj jak u siebie.

- Dziękuję, jestem zaszczycony - odparł Pippin poważnie.
- Na wszelki wypadek jednak nie zaglądaj do szafy w sypialni - dodał Boromir

background image

ściszając głos, tak że Merry, stojący obok z trudem go słyszał. - I dla własnego
bezpieczeństwa nie otwieraj drzwiczek w moim biurku, dobrze?

- Jak sobie życzysz - Pippin uśmiechnął się szeroko.
- Peregrinie?- ponaglił go Gandalf.
Boromir wstał i ujmując hobbita pod boki, podał go Gandalfowi.
- Ale teraz, kiedy mi to powiedziałeś, strasznie mnie będzie korciło - dorzucił

Pippin wesoło, sadowiąc się w objęciach czarodzieja i poprawiając płaszcz. - Wiesz o
tym?

Boromir uśmiechnął się i pogroził mu palcem.
- Radzę wam nie czekać, tylko zaraz ruszać w drogę. Nie zostawajcie ani chwili

dłużej w tak bliskim sąsiedztwie Isengardu - polecił Gandalf.

- Do zobaczenia w Minas Tirith! - zawtórował mu Pippin i odszukał wzrokiem

Merry’ego. Skinął mu głową a potem mrugnął porozumiewawczo. Merry odmrugnął i
uniósł dłoń w pożegnalnym geście.

- Ruszaj, Cienistorzywy!- rozkazał Gandalf.
- Zaczekaj, schowam tylko mój pierścień, żeby mi się nie zgubił - powiedział Pippin,

unosząc dłoń do kieszonki kurtki.

- Bądźcie zdrowi i podążajcie za mną! - czarodziej przesunął wzrokiem po twarzach

swoich przyjaciół. Cienistogrzywy chrapnął i uderzył kopytem o ziemię.

- W drogę!
Koń przysiadł na zadzie i z miejsca poderwał się do galopu.
- Heeej ! - doleciał ich głos Pippina. - I teraz to ja jestem hobbitem z pierścieniem,

którego szuka Sauron! Kto by pomyślał!

- Głupi Tuk! - ofuknął go Gandalf i to były ostatnie słowa, jakie usłyszeli.
Cienistogrzywy wtopił się w ciemność nocy, a trawy wytłumiły odgłos jego kopyt.

Któryś z koni obozu zaniósł się tęsknym, przenikliwym rżeniem i zapadła cisza.

Pippin odjechał.
Po raz pierwszy w czasie tej wyprawy Merry został sam.
- Nawet nie dali mi czasu na napisanie listu. Choćby paru zdań – szepnął Boromir

gorzko, nad jego głową.

Hobbit westchnął ciężko i po raz ostatni spojrzał w stronę, w którą odjechał

Gandalf, ale oczywiście po Cienistogrzywym nie było już śladu. Jedynie wody Iseny
srebrzyły się w oddali, odbijając światło księżyca.







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Chmiel Katarzyna Karina Syn Gondoru 04 Minas Tirith
Chmiel Katarzyna Karina Syn Gondoru 03 Ścieżka Umarłych
Chmiel Katarzyna Karina Spotkanie w Thargelionie
Chmiel Katarzyna Karina Wydziedziczeni
Chmielewska Katarzyna Maćkowo opata Macieja Heringa Na marginesie Kroniki opatów NMP na Piasku
46 2008 02 11 02 02 21 Katarzyna Leszczynska WTS syllabus rok 2007 8 studia zaoczne, Współczesne teo
Joanna Chmielewska Cykl Przygody Joanny (02) Wszyscy jesteśmy podejrzani
Opioidy i alkohol Dr n med Karina Chmielewska
Chmielewska Joanna Janeczka i Pawełek 02 Wielkie zasługi
Chmielewska Joanna Autobiografia 02 Pierwsza młodość
Chmielewska Joanna Autobiografia 02 Pierwsza młodość
Katarzyna Chmielewska Ćwiczenia praktyczne z polityki historycznej Narracje historyczne lat sześćdzi
Orędzie Żywy Płomień Sianów 04 02 2012 Syn zatracenia wydał już odpowiednie komendy, a masoneria s
Chmielewska Joanna 02 Autobiografia Pierwsza młodość

więcej podobnych podstron