TaksiążkajestdlamoichdziewczynzFP.
Wiecie,okimmówięiwiecie,jakzawamiszaleję.
Sąrzeczy,któremożeszpowiedziećtylkokomuś,kto
jezrozumie…Awy,dziewczyny,rozumiecie.
–Prolog–
–Twojamamaprzyniosłamidzisiajlist.–Bólwklatce
piersiowejbyłtaksilny,żemusiałamwalczyćzchęciąskulenia
sięizawycia.–Przeczytałamkażdesłowo.Kilkakrotnie.
Jesiennywiatrpieściłmojątwarz,aleniebyłwystarczająco
silny,byosuszyćłzynapoliczkach.Atenigdysięniekończyły.
Nieprzestawałypłynąć.Przełykającciężkoślinę,zmusiłamsię
dokontynuowania.Musiałmniewysłuchać.
–Toniefair,wiesz…Listniejestdobrymsposobemna
pożegnanie.Tojestdobani,Josh.Totakcholernietrudne.–Z
ustwyrwałmisięjękrozpaczy.Przycisnęłamdopiersizaciśnięte
pięści.Jakwielecierpieniajestwstaniewytrzymaćserce,zanim
rozpadniesięnamilionkawałków?
–Zawszemipowtarzałeś,żerazemsięzestarzejemy.
Będziemysiedziećnahuśtawcenagankuitrzymającsięzaręce,
obserwowaćnaszebawiącesięnapodwórkuwnuki.Obiecałeś–
wykrztusiłam,dotykająckciukiemmaleńkiegodiamentuna
pierścionku,którysześćmiesięcywcześniejwłożyłminapalec.
–Złamałeśdanąmiobietnicę.Nigdywcześniejcisiętonie
zdarzyło.Tymrazemmniezawiodłeśizostawiłeśzasobątylkolist.
Jakmamsobieterazztymporadzić,co?Spodziewałeśsię,żego
przeczytamitakpoprostuwszystkobędzielepiej?Oczekiwałeś,że
chwilępopłaczęizapomnę?–Nieuzyskamżadnejodpowiedzi.Nic
pozalistemciążącymmiterazwtylnejkieszeni.Byłtak
przemoczonyłzami,żekilkasłówbyłowtymmomencie
kompletnienieczytelnych.Tojednakniemiałożadnegoznaczenia.
Znałamgonapamięć.Każde.Kolejne.Słowo.
–Zaczęłamnawetpisaćodpowiedź,żebycijądzisiaj
przynieść.Mojaostatniaszansanakilkasłówpożegnania,alenie
potrafiłam.Wliścieniedasiękrzyczeć.Słowaprzelanena
papiernieoddadząkłębiącychsięwemnieemocji.–Sięgnęłam
dokieszenispodniiwyciągnęłamzdezelowanylist,któryjużdo
końcażyciabędziemniedręczył.
–Zamiastpisać,postanowiłamodpowiedziećcitwarząw
twarz.Tylkotakbędziefair.Nie…toniebędziefair–dodałam
gniewnie–ponieważnicztego,cosięwydarzyło,niejestfair,
ajednaktylkotyledostałam.Tylkonatylemipozwoliłeś.
Ostrożnieotworzyłamjednostronicowylist.Niechciałam
gopodrzeć,bozawartewnimsłowabyływszystkim,comi
pozostało.Zaczęłamczytaćnagłos:
–MojaEvoBlue.–Łzypociekłymipopoliczkach.
Wypowiedzenieprzezwiska,jakienadałmiJosh,gdymiałam
zaledwiedziewięćlat,byłobolesne.Jakmamprzeczytać
całośćbezzałamaniasię?
–To,żepiszętenlist,bolimniebardziej,niżjesteśtosobie
wstaniewyobrazić.Niechciałem,żebyśkiedykolwiekmusiałago
czytać,alewierzę,żezasługujesznasłowapożegnania.
ZasługujesznaowielewięcejiBógmiświadkiem,żekiedyś
będzieszmiałażycie,jakiegodzinamiplanowaliśmyrazem.–
Zamilkłamipodniosłamwzrokznadkartkipapieru.
–Tobyłynaszeplany,Josh.Mojeitwoje.Nienależałytylko
domnie.Byłynasze,docholery!Jakmogłeśmnietakzostawić?Już
wszystkomieliśmyzaplanowane.Tewszystkienocepod
gwiazdami,kiedywybieraliśmyimionanaszychdzieci,kolor
sypialni,kwiaty,jakieposadzimywdoniczkachnaganku,
naszdomeknaplaży,TOWSZYSTKOBYŁONASZE!
Kolejnełzyspływałymipopoliczkach.Szybkootarłamjez
twarzy,zanimzdołałyspaśćnapapier.Musiałamtodokończyć.
Choćbyłotopotwornietrudne,musiałamdoprowadzićsprawę
dokońca.Toniebyłozamknięcie.Ononigdyniebędziemidane.
Będzietojedyniecośnajbliższegopożegnaniu.
–Kochałemcięodmomentu,kiedyspojrzałemwtetwoje
niebieskieoczy.Nawetwwiekupięciulatbyłempewien,żeżadna
innadziewczynaniezajmiejużmiejscawmoimsercu.Niktnie
mógłsięztobąrównać.Dlamniezawszebyłaśtylkoty,Evo
Brooks.Zawsze.Proszęcię,pamiętajotym.Byłaśjedynąosobą,
którasiędlamnieliczyła.Niktniezdobyłmojegosercatakjakty.
Mojeżyciebyłonaznaczonekażdymkolejnymrokiem,kiedycoraz
bardziejzakochiwałemsięwszalonej,dzikiej,pięknej
dziewczyniezsąsiedztwa.Żyłemwpodziwie,żetenideał,ten
anioł,chciałwłaśniemnie,żetawspaniałakobietazostaniemoją
żoną.Przyszłość,jakąsobiezaplanowaliśmy,ojakiejmarzyliśmy,
byłaczymś,cotrzymałomnieprzyżyciu.–Opadłamnaziemięi
przyciągnęłamkolanadopiersi.Ciąglepłacząc,zmusiłamsiędo
skupieniawzrokunasłowach,któremusiałamprzeczytać.
Musiałam.Musiałam.
–ModlęsiędoBoga,byśnigdyniemusiałaczytaćtegolistu.
Chcę,żebybyłonczymś,cowyciągnęzsekretnejskrzyni,kiedy
będziemyjużstarzyisiwi.Wtedyuśmiechniemysiędosiebiei
zrozumiemy,jakbardzopowinniśmybyćwdzięcznizato,żetenlist
nigdyniezostałprzeczytany.Ale,Evo,jeślikiedykolwiek
otrzymaszgoodmojejmatki,wiedzjedno:kochałemciędo
ostatniegooddechu.Byłaśjedynąosobą,októrejmyślałem,
zapadającwwiecznysen.Danynamwspólnyczasbyłlepszy,niż
człowiekmożeoczekiwać.Mojeżyciebyłorajemnaziemi,
ponieważspędziłemjeztobą.
–MójBoże,Josh.Niedamsobieradybezciebie!Nie
damrady.Takbardzociękocham.Proszęcię,proszę,Boże–
łkałamgłośno.Niktmnieniesłyszał.Cmentarzbyłpusty.
Ostatnichkilkalinijeklistubyłonajtrudniejszychdo
zaakceptowania.Jakwogólemógłmyśleć,żecośtakiego
jestmożliwe?
–Pewnegodniabólminie.Życiepotoczysięswoimi
torami.Innyszczęśliwiecznajdziemiejscewtwoimsercu.Kiedy
taksięstanie,kochajgo.Żyjdalej.Żyjtymszczęśliwymżyciem,
naktórezasługujesz.Wiedzotym,żeciękocham.Wiedz,że
dziękitobiemojeżyciebyłokompletne.Ależyjdalej,Evo.
Kochaj.Żyjwłasnymżyciem.Kocham,Josh.
–RozdziałI–
Osiemnaściemiesięcypóźniej…
Cage
–Dziękizapodwiezienie–powiedziałem,sięgającpo
torbę,wktórejznajdowałasięcałamojaletniagarderoba.
–ZrobiłemtodlaLow–przypomniałmijużporazdrugi
MarcusHardy.Mojanajlepszaprzyjaciółka,Willow,byłalaską,
nieziemskogorącąlaską.Marcus,jejnarzeczony,zachowywałsię
czasamijakelitarnydupek,alejakośsobieznimradziłem.
Musiałem,jeślimiałemzamiarnadalgościćwjejżyciu.
Najważniejsze,żefacetmiałświadomość,jakcholernieniezwykła
jestLow.Ijeślitakzostanie,będęwstaniegoakceptować.
–Nigdytegoniekwestionowałem–odparłem
zuśmieszkiem,zakładającnaramiępasektorby.
Swojąuwagęprzeniosłemnawielki,biało-beżowywiejski
dom.Otoczonybyłhektaramitrawników,drzewicałąmasąkrów
–takwłaśniewyglądałmójletniczyściec.
OdwróciłemsiędoMarcusa,skinąłemmugłowąna
pożegnanieizamierzałemwłaśniezatrzasnąćzasobądrzwi.
Wiedziałem,żechciałjaknajszybciejwrócićdoSeaBreeze,
gdzieczekałananiegoLow.Niktniechciałbyutknąćwtym
krowimmieście.
–Cage,poczekaj–zawołał,zanimcałkowiciezamknąłem
drzwisamochodu.Powoliznówjeotworzyłemiuniosłem
pytającobrew.Czegoonmógłodemniechcieć?Przezcałądrogę
tutajprawiewcalesięnieodzywał.
–Niezawaltego,dobrze?Zostańtrzeźwy.Nieprowadź
samochodu,dopókinieodzyskaszzpowrotemprawkaipostaraj
sięniewkurzyćswojegogospodarza.Tolatozadecydujeotwojej
przyszłości,Lowbardzosiętymprzejmuje.Niechcę,żebysięo
ciebiemartwiła.Takdlaodmianypomyślterazokimśinnym,a
nietylkoosobie.–Nocholera,właśniedostałemrodzicielską
uwagęodpieprzonegoMarcusaHardy’ego.Czyżtonieurocze?
–Marcusie,doskonalewiem,cosięstanie,jeślito
zawalę.Aledziękizaprzypomnienie.–Pozwoliłem,bykażde
wypowiedzianeprzezemniesłowoociekałosarkazmem.
Markusskrzywiłsięiewidentniemiałzamiarpowiedzieć
cośjeszcze,alenajwyraźniejzmieniłzdanie.Pokręciłtylkogłową
iwrzuciłwstecznybieg.Koniecrozmowy.Gośćpowiniensię
nauczyćniewtykaćnosawnieswojesprawy.
Trzasnąłemdrzwiamisamochoduiponownieskupiłem
wzroknabudynku.Zasobąusłyszałemchrzęstoponwozu
Marcusaodjeżdżającegożwirowanąścieżką.Lepiejpójdę
przywitaćsięzeswoimwakacyjnymstróżemirozpocznętęcałą
szopkę.Uszczęśliwienietegogościabyłomoimnajważniejszym
zadaniem.Przeznajbliższedwaipółmiesiącabędęsię
zajmowałjegokrowamiiwykonywałinnegospodarskieprace
fizyczne,comaprzekonaćmojegotrenera,żebyniewyrzucał
mniezzespołu.Jazdapopijaku,zaktórąmusiałwyciągaćmnie
zpaki,zostaniezapomniana,ajawciążbędędostawał
stypendium.Wtymplaniebyłyjedynietrzysłabepunkty:
1.Żadnychdziewczyn.
2.Nienawidzępracyfizycznej.
3.Żadnychdziewczyn.
Pozatymniebyłoażtakźle.Niedzielemiałemmiećwolne.
Wtedyteżbędęmógłzaspokajaćswójgłódseksownymi
studentkamiwmikroskopijnychkostiumachkąpielowych.
Dotarłemdodrzwiwejściowych.Niepowiem,ganek
okalającycałybudynekbyłcałkiemniezły.Niekręciły
mniewiejskieklimaty,aletomiejsceniebyłoażtakie
tragiczne.Obstawiałem,żewszystkiesypialniewtym
domubyłyodpowiednioprzestronne.
–Pewniejesteśtymgościem,któregoWilsonzatrudniłna
wakacje–powiedziałstojącynaschodachgankuchłopakw
przetartychdżinsachiodjechanychbutach.Uśmiechałsię,jakby
naprawdęcieszyłsięztego,żesięzjawiłem.Tomusiałbyćsyn
gospodarza.Aodteraztojabędęprzerzucałkrowiełajno.To
zapewnewystarczającypowód,bygośćzapałałdomniesympatią.
–Taa–odparłem.–CageYork.PrzysłałmnietrenerMack.
Facetuśmiechnąłsięszerokoiskinąłgłową,wciskającobie
dłoniewprzedniekieszenieswoichspodni.Jedynym,czego
mubrakowałodowyglądustereotypowegochłopakazewsi,
byłowiszącezustźdźbłotrawy.
–Ach,racja.Słyszałemconiecootobie.Jazdapopijaku.
Człowieku,dobani.ZwłaszczażeWilsonjestniczym
poganiaczniewolników.Jaimójbratpracowaliśmydlaniego
prawieprzezcałeliceum.Przysięgam,żejużnigdynie
wsiądzieszpijanyzakierownicę.
Wyglądałonato,żegośćniebyłjednaksynemgospodarza.
Przytakując,odwróciłemsię,żebyzapukaćdodrzwi.
–Wilsonniewróciłjeszczezzagrody.Będzietuzajakąś
godzinę.–Chłopakwyciągnąłdomnierękę.–Atakwogóleto
jestemJeremyBeasley.Sądzę,żeczęstobędziemysięwidywać
tegolata,skorozostaliśmysąsiadami.A,ijestjeszczeEva.–
Zamilkł,ajegowzrokskierowałsięwstronędrzwi.Już
chciałemgozapytać,kimjesttacałaEva,alepodążyłemzajego
spojrzeniemimoimoczomukazałosięstojąceprzydrzwiach
światełkowtunelu.
Długie,brązowewłosy,delikatniezakręconeiprzerzucone
przeznagieramię.Najczystszebłękitneoczy,jakiekiedykolwiek
widziałem,woprawieczarnych,gęstychrzęs.Noiteczerwone
usta–dopełniałydziełasztuki,jakimbyłajejtwarz.Opuściłem
powoliwzrok,bynapawaćsięwidokiemgładkiej,opalonejskóry,
którątylkowniewielkimstopniuzasłaniałyskąpagóraodbikini
orazniewielkie,opiętenakształtnychbiodrach,szorty.Potem
skupiłemsięnanogach.Ciągnęłysięwnieskończoność,ażdo
miejsca,gdziemalutkie,nagiestopyzczerwonymipaznokciami
domykałystojącyprzedemnąpakietidealny.Cholera.Może
powinienembyłczęściejodwiedzaćwieś.Niewiedziałem,że
majątutakielaski.
–Evo,niejesteśjeszczegotowa?Myślałem,żezdążymyna
osiemnastątrzydzieści–powiedziałzzamoichplecówJeremy.
Ach,dodiabła.Niemożebyć.Taboginiztymgościem?Znów
spojrzałemnajejtwarz.Błękitneoczywpatrywałysięwemnie.
Poważnie,nigdywcześniejniewidziałemtakniebieskichoczu.
–Kimjesteś?–Jejoschłytonniecomniezaskoczył.
–Spokojnie,mała.Zachowujsię.Tojestfacet,którytego
latabędziepomagałtwojemuojcu.–Wjejoczachpojawiłosię
coś,coprzypominałoodrazę.Serio?Widywałemjużulasektaki
wyraztwarzy,alebywałotodopieropotym,jakktórąśznich
wykorzystałemiodrzuciłem.Interesujące.
–Jesteśpijakiem–zaczęła.
Toniebyłopytanie.Więcnieodpowiedziałem.Popatrzyłem
naniązeswoimpopisowymuśmieszkiem,któryzazwyczaj
natychmiastowotopiłkobiecąbieliznę,ipodszedłembliżej.
–Mamwieleimion,skarbie–odpowiedziałemwkońcu.
Zdziwionauniosłabrwi,zarazjednakwyprostowałasięi
posłałaminajzimniejszespojrzenie,jakiego
kiedykolwiekdoświadczyłem.Ocotejlascechodziło?
–Zapewne.Pozwól,żezgadnę:Weneryk,Frajer,Dupek,
Pijakijeszczeparęinnych–zripostowała,poczymodeszłaod
drzwi,przyokazjitrzaskającnimiościanę.Spojrzałana
Jeremy’ego,który,jaksłowodaję,zachichotał,oglądająctęscenę.
–Niemogęiśćdokina,Jer.Musiszpojechaćzemnądo
paniMabelipomócwnaprawiejejstudni.
–Znowu?
–Tak,znowu.Onanaprawdępotrzebujenowejstudni.
Evaminęłamnie,złapałaJeremy’egozaramięi
pociągnęłagowstronęschodów.Najwyraźniejnaszarozmowa
dobiegłakońca.
–Czytwójtatadzwoniłjużdojejsynów?Powinnitu
wrócićipomócmatce–powiedziałJeremy,podążajączaniąbez
oporów.Żadneznichnawetnieobejrzałosięzasiebie.
Coto,dodiabła,było?Ktoodchodzibezsłowa,
zostawiającnieznajomegonaganku?Evabyłaniezwyklepiękną,
aletotalniewalniętąlaską.
–Hej,czymogęwejśćdośrodka?–zawołałem.
Evazatrzymałasięiodwróciłanapięcie.Najejtwarzyznów
pojawiłsiętenzniesmaczonygrymas.
–Dodomu?Och,nie–odparła,kręcącgłową,jakbymtoja
byłwariatem.Podniosładłońiwskazaławstronędwupiętrowej,
czerwonejstodoły,któraznajdowałasięzadomem.–Twójpokój
jestnatyłachstodoły.Jesttamłóżkoiprysznic.
Nocóż,czyżtoniecudowne…?
Eva
Nienawidziłamtakichgości.Dlaniegożyciebyłożartem.
Niemiałamwątpliwości,żedziewczyny,bezwzględunawiek,
leżałymuustóp,zapewneśliniącsięprzytymobficie.Był
zdrowy,pełenżyciaizachowywałsiętak,jakbywszystkobyło
dlaniegotylkogrą.
–Schowajpazurki,skarbie.Postawiłaśnaswoim.Już
niebędziewokółciebiewęszył.–Jeremyścisnąłdelikatnie
mojekolano,poczymwłączyłradio.
–Onjestdupkiem–wycedziłamprzezzaciśniętezęby.
Jeremyzaśmiałsiędonośnieipoprawiłniecoswojąpozycję
nasiedzeniu.Czułam,żeniejestpewien,jakpowinien
zareagować.Jedynąosobą,któraznałamnierówniedobrze,alboi
lepiej,byłJosh–jegobratbliźniakimójnarzeczony.
Dorastaliśmyrazem,wetrójkę.Jeremyzawszebyłtym,którego
uznawanozaswegorodzajudziwaka,alezarównoja,jakiJosh
robiliśmycownaszejmocy,żebyangażowaćgownaszeżycie.
KiedyosiemnaściemiesięcytemuJoshzginąłod
wybuchubombywBagdadzie,jedynąosobą,której
towarzystwotolerowałam,byłwłaśnieJeremy.Ichmama
twierdziła,żetodlatego,botylkoonmógłzrozumiećmójból.
Wjakimśsensieobojestraciliśmynasządrugąpołówkę.
–Jakimcudemudałocisięwywnioskowaćtozezwykłej,
krótkiejrozmowyztymgościem?Jakdlamniewydajesię
całkiemmiły.
Jeremyzawszebyłoptymistą.Wludziachwidziałto,co
najlepsze.Moimzadaniembyłochronieniegoprzedtymi,którzy
chcieliwykorzystaćjegozaufanie.Joshjużniemógłtegorobić.
–Znalazłsiętutaj,boprowadziłpopijaku,Jer.Toniejest
jakieśtammałewykroczenie.Mógłwjechaćwjakąśrodzinę.
Mógłzabićczyjeśdziecko.Toegoistycznydupek.–Cholernie
dobrzeprzytymwyglądający,jeślimambyćszczera.Ztym
będęmusiałajakośsobieporadzić.Ładnatwarznieprzysłonimi
tego,kimnaprawdęjest.
–Evo,jestwielutakichludzi.Pewnieprzejechałtylko
kawałekzbarudodomu.Wątpię,żewybrałsięna
wycieczkę.Możewypiłtylkokilkapiw.
SłodkiJeremy.Poczciweserduszko.Niemapojęcia,jak
zepsucisąniektórzyludzie.Tobyłajednaztychrzeczy,którew
nimkochałam.Ataksięskładało,żeowystępkuCage’aYorka
wiedziałamniecowięcej.Otymjakwybuchnął,kiedyzostał
zatrzymany.Słyszałam,jakwujekMackopowiadał,jakim
rzezimieszkiemjestCageiżebaseballjestjedynąrzeczą,jaką
sięinteresuje.
–Zaufajmi,Jer,tengośćtochodzącekłopoty.
Jeremynieodpowiedział.Oparłłokiećnaotwartymokniei
pozwolił,bybryzaochłodziłajegotwarz.Wewnętrzusamochodu
tatyotejporzerokuupałdawałsięodczućwyjątkowomocno,ale
byłtojedynysamochód,którymjeździłam.Mójstałwgarażu,
nieużywany.Niepotrafiłamsięzmusićdojeżdżenianim,atym
bardziejdopozbyciasięgo.Piękny,srebrnyjeep–prezentodtaty
–stałnietkniętyodmomentu,kiedyotrzymałamtelefonod
mamyJoshazinformacjąojegośmierci.Wtymwłaśniejeepie,
zaparkowanymwtedyprzyHollowsGrove,misięoświadczył.A
chwilępóźniejwłączyłgłośnomuzykęitańczyłzemnąpod
gwiazdami.Niespojrzałamnatensamochódodpółtoraroku.Od
tamtejporyjeżdżęfurgonetkątaty.Takjestłatwiej.
–Evo?–Jeremywyrwałmniezzamyślenia.Zawsze
zdawałsięwiedzieć,kiedypotrzebowałamkogoś,kto
powstrzymanatarczywewspomnienia.
–Tak?
–Wiesz,żeciękocham,prawda?
Ścisnęłammocniejkierownicę.KiedyJeremyrozpoczynał
wypowiedźtymisłowami,wiedziałamjuż,żekolejnemisięnie
spodobają.Ostatnimrazem,gdyotozapytał,powiedział,że
powinnamzacząćjeździćjeepem,ponieważtegowłaśnie
chciałbyJosh.
–Przestań,Jer–ostrzegłam.
–Jużczas,żebyśściągnęłazpalcapierścionek,Evo.Dłonie
piekłymnieoduścisku,wjakimzamknęłamkółko
kierownicy.Złotaobrączkawrzynałamisięwpalec,
przypominającoswoimistnieniu.Nigdyjejnieściągałam.I
nigdytegoniezrobię.
–Jeremy,wystarczy.
Westchnąłdramatycznieipokręciłgłową.Czekałam
cierpliwienakolejnesłowa,alewduchucieszyłamsięztego,że
dotarliśmyjużnapodjazdpaniMabel.Pospieszniewyskoczyłam
zwozu,chcącuciec,zanimzdążydodaćcośjeszcze.Niemogłam
zdjąćpierścionkazaręczynowegoodJosha.Totak,jakbymonim
zapominała.Jakbymżyładalej,ajegozostawiałazasobą.Atego
nigdyniezrobię.
–RozdziałII–
Cage
Toniemógłbyćmójpokój.Pomieszczeniebyłowielkości
mojejszafy.Rzuciłemtorbęnapodwójnełóżkowciśniętewkąt
pokoiku.Obokniegostałstolik,ledwosiętamzresztą
mieszczący.Poprzeciwnejstroniewąskiegopomieszczeniastała
kabinaprysznicowa.Wrogucementowegobrodzikabyłodpływ,
aześcianywystawałamałasłuchawkaprysznicowa.Jedyną
barieręmiędzyłóżkiemakabinąstanowiłaciemnoniebieska
zasłonawiszącanaprostymdrążku.Byłempewien,żejeśli
poniesiemnieniecopodprysznicem,tozalejęsobiewyro.Mój
telefonzacząłdzwonić,anawyświetlaczupojawiłosięimięLow.
–Cześć,kotku–przywitałemsię,siadającnałóżku.Materac,
odziwo,niebyłnajgorszy.
–Jaktamuciebie?Gospodarzesąmili?–Samdźwiękjej
głosusprawiał,żeczułemsięlepiej.Mniejsamotny.
–Poznałemtylkocórkęwłaścicielaisąsiadazdomuobok.
–Och,tofarmermacórkę?–Rozbawiłmnietonjejgłosu.
Ewidentniedroczyłasięzemną.Taa,farmermiałcóreczkę,ale
toniebyłoto,oczymmyślałaLow.
–Tak,macórkę,alelaskaznienawidziłamniejużod
pierwszegospojrzenia.Szaleństwo,wiem.Ajamyślałem,że
toniemożliwe,nochybażepannębzyknę,aranozapomnęjej
imienia.
–Nienawidzicię?To…dziwne.–Lownieco
przycichła,jakbysięnadczymśzastanawiała.
Pochwilimojąuwagęprzykułogłośne
skrzypienieotwieranychdrzwistodoły.
–Low,muszęlecieć,skarbie.Chybazjawiłsięwłaściciel.
–Okej,zachowujsię.
–Zawsze–odparłem,poczymschowałemtelefon
dokieszeni.
–Halo?–usłyszałemniski,chrapliwygłos.
Wyszedłemztegoschowkanaszczotki,wktórymzostałem
ulokowanyiruszyłemwstronędolatującychmniedźwięków.
Kiedywyszedłemzaróg,stanąłemjakwryty.Facetbyłogromny.
Miałconajmniejdwametrywysokościistotrzydzieścikilo
mięśni.Jegosłomkowykowbojskikapeluszbyłtrochęodchylony
dotyłu,dziękiczemuzauważyłem,żegośćbyłkompletniełysy.
–CageYork?–zapytał.Jegopoważnywyraztwarzy
przypominałminiecotrenera,alenatympodobieństwa
siękończyły.Trenerniebyłażtakmasywny.
–Tak–odparłem,agrymasnajegotwarzypogłębiłsię.
Zrobiłkrokwmojąstronę.Siłąwolipowstrzymałemsięprzed
odepchnięciemgoodsiebie.
–Chłopcze,czytwójtatuśniemówiłci,żetonieładnie
nieszanowaćstarszych?Spodziewamsięodpowiedzi„Tak,
proszępana”.Czytozrozumiałe?
Serio?Oczym,docholery,myślałtrener,przysyłając
mnietutaj?Niemaszans,żebytowypaliło.
–Kiedyzadajęcipytanie,oczekujęodpowiedzi–
warknąłgigant.
Jasne.Zarazudzielęmupieprzonejodpowiedzi.
–Nie.
Wjegooczachpojawiłsięcieńirytacji.Wielezależałood
tejpracy,aleniezamierzałempozwalaćmunatakiezachowanie.
–Nie,co?–zapytałprzeciągle.
–Nie,tatuśnienauczyłmnieniczegopozatym,żejego
pięścisąwiększeniżmamyitego,jakopuścićrodzinę–
odparłemszyderczo.
Grymaszłościnajegotwarzyanitrochęnieosłabł.Co
prawdaniespodziewałemsiętego,aleniepodejrzewałemteż,że
podzielęsięznimmoimiprywatnymisprawami.Takjakoś
wyszło.OmojejrodzinierozmawiałemtylkozLow.Towszystko
zdarzyłosiętakdawno,amimotowciążmiałonamniewpływ.
Obserwowałem,jakdrapiezarostnaszczęce,niespuszczając
zemniewzroku.Byłemgotowyzakończyćtospotkaniei
dowiedziećsięwreszcie,cotakwłaściwiemamturobić.
–Mackchcecipomóc.Polegamnajegoosądzie.Ale
posłuchajmniedobrze.Niezawahamsięwykopaćcięzdomu,
jeślibędzieszbrałnarkotykilubjeździłpopijanemu.Tobyło
głupie,dzieciaku.Idiotyczne.A,inajważniejsze,trzymajsięz
dalaodmojejcóreczki.Jestdlaciebiecałkowiciezakazana.
Rozumiemysię?
Zważywszynato,żeEvaznienawidziłamnieod
pierwszegospojrzenia,niemasięocomartwić.Pozatymżadna
dziewczynaniebyławartapoświęceniadlaniejmojej
przyszłości.Nie,jeśliwokółbyłotyleinnych,chętnych,
dostępnychlasek,którymimógłbymsięnacieszyć.
–Rozumiemy.Niechcęstracićstypendium
–odpowiedziałemszczerze.
Skinąłgłowąiwyciągnąłdomniedłoń.
–WtakimraziejestemWilsonBrooks.Ateraz
zabierajmysiędoroboty.
Eva
–Chłopakniemaojca.Odtakiegotypamusiszsiętrzymaćz
daleka–powiedziałtatanaprzywitanie,wchodzącdokuchni.
Wywróciłamoczami,poczymwróciłamdotłuczeniapiersiz
kurczaka,któremiałamzamiarusmażyćnakolację.–Mówię
poważnie,Evo.Onniebyłwychowanytakjakty.Jestzbytpewny
siebieinieszanujewładzy.Mamcodoniegozłeprzeczucia.–
Położyłkapelusznastoleiposzedłnalaćsobiemrożonejherbaty.
–Niezrobiłnamnieżadnegowrażenia.Darujsobiete
kazania.Niepolujęnafaceta.–Nidyjużniebędęsięumawiaćna
randki.MiałamJeremy’egoidopókionniepoznajakiejś
dziewczynyisięniezakocha,dopótybędęmiałakompana.Nagle,
gdypomyślałamotym,żeodciągamgoodjegożycia,pojawiło
siędoskonaleznanemijużuczuciebeznadziei.Niepodobałomi
sięto,żezewzględunamniewszystkieswojesprawyodkładana
później,tylkopoto,bysięmnąopiekować.Zawszebardzosięo
mniemartwił.Wiedziałam,żeChelseaJacobsonsięwnim
podkochuje.Musiałamzrobićcoś,copopchniegowjejkierunku.
–Hmm–wymamrotałiusiadłprzykuchennymstole.–
Wiem,żenieszukaszchłopaka,Evo,dziecko,alekochanie,
jesteśkobietą.Pewnegodniabędzieszmusiałaznówotworzyć
przedkimśswojeserce.
–Tatusiu,proszę,przestań.Chcęusmażyćtegokurczaka,
upieccitwójulubionyplacekzjagodamiicieszyćsiękolacją.
Nierozmawiajmyotym.Dobrze?
Wzdychającciężko,wkońcuprzystałnamojąprośbę.
Sięgnąłpokapeluszinakryłnimswojąłysinę.
–Wtakichwłaśniemomentachżałuję,żenieożeniłemsię
ponownie.Może,mimowszystko,potrzebowałaśmamy.A
terazniemampojęcia,jakcipomóc,mojamała.
Położyłamostatnikawałekkurczakanatalerzuipodeszłam
dozlewuumyćręce.Dłuższąchwilępoświęciłamnadokładne
wyszorowaniepalcówmydłem,agdyskończyłam,odwróciłam
siędotaty.
–Zawszemiwystarczałeś.Inadalwystarczasz.Nigdy
więcejtakniemów.Jestemzadowolonaztego,jakjest.Nie
potrzebujęnikogo,ktozająłbymiejsceJosha.Niechcę,żeby
ktokolwiekjezajął.Okej?
Tatapodszedłdomnieiuścisnąłmniemocno,poczym
wyszedłzkuchni.Wiedziałam,żemójbrakzainteresowania
randkamiiniechęćdozostawieniaprzeszłościzasobąbardzo
goniepokoiły,alenieumiałaminaczej.Iniezamierzałamtego
zmieniać.Joshbyłmojąprzyszłością.Aterazjużgoniema.
Drzwizamoimiplecamiotworzyłysięniespodziewanie.Nie
oczekiwałamJeremy’egodziśnakolacji,alemiałam
przygotowanądodatkowąporcję,taknawszelkiwypadek.
AletoniebyłJeremy.Tobyłon.
Cageuniósłręcewgeściepoddania.Luzackiuśmieszek,
którywcześniejgościłnajegotwarzy,zniknął.Niepatrzyłteż
jużnamnietak,jakbychciałmnieskosztować.Wyglądałna
niezainteresowanego.
–Chciałemsiętylkonapić.Twójtataprzysłałmnieztymdo
ciebie.Alewidzę,żejesteśzajęta,więcjeślipokażeszmi,gdziesą
szklanki,tosamsięobsłużę.
Czytobyłtensamgość,któregopoznałamdziśrano?
Zmusiłamsiędoodwróceniawzrokuiwyciągnęłamszklankę
zszafki.Podałammują.
–Wlodówcetrzymamdzbanekzwodą.Mamytu
dobrąwodę,atazestudnismakujelepiejzmrożona.
Przytaknął.
–Dzięki.
Odwróciłamsię,bysprawdzićtemperaturęolejunapatelni.
Gdyusłyszałam,jakCagepijewodę,wmojejgłowie
pojawiłysięobrazyjegoporuszającychsięmięśniprzełyku.
Zacisnęłampowieki,starającsięprzystopowaćniecoswoją
wyobraźnię.Nasłuchiwałam,jaksięgadolodówkiinalewasobie
jeszczejednąszklankę,poczymszybkojąopróżnia.Panującaw
kuchniciszatylkozintensyfikowałaodgłosyjegoprzełykania.
–Taklepiej.Byłemkur…hmm…bardzospragniony.
Dziękizaszklankęizawodę–westchnąłipodszedłdo
zlewozmywaka.–Mamumyćczytywolisztozrobić?
–Mogęumyć–wyjąkałam,wciążzszokowana
jegozachowaniem.
–Dzięki.Alesammogętozrobić.
–Nie,naprawdę,zrobięto.Itaktylkojąopłuczęiwłożę
dozmywarki–wydukałam.
Drzwiponowniesięotworzyły.Ktokolwieknamteraz
przeszkodził,byłammuzatowdzięczna.Wkażdymraziedopóki
niezobaczyłamwchodzącejdokuchniBekkiLynn.
Uśmiechniętejizblondlokami.Normalniecieszyłabymsięzjej
wizyty,aleniedziś.NiekiedystałtuzemnąCage.Becca
zmieniałasięwsłodkąidiotkę,jeśliwgręwchodziliatrakcyjni
kolesie.ACagezdecydowanieprzebijałtękategorię.
Jejwielkie,brązoweoczytaksowałygodokładnie.
Odchrząknęłam,starającsięzwrócićnasiebiejejuwagę,ale
skupionabyłatylkonajednejosobie.Obcisłakoszulka,krótkie
szortyikowbojki–jejletnistyl.Tylkotonosiłaotejporzeroku
itrzebaprzyznać,żewyglądaławtymdoskonale.Spojrzałamna
Cage’a,naktóregotwarzyznówzagościłtenseksowny
uśmieszek.NapawałsięwidokiemrównieostentacyjniejakBecca.
Niemogłamjejnazwaćswojąnajlepsząprzyjaciółką–tarola
zawszenależaładoJosha–niemniejjednakbyłanajbliższąmi
dziewczyną.Naszafarmamiaładwóchsąsiadów.JoshiJeremyz
jednejstrony,Beccazdrugiej.Gdypotrzebowałamwięc
wspólnika,któryniebyłfacetem,mójwybórtrafiałnaBeccę.
Kiedyś,wliceum,onaiJeremychodzilizesobą.Jestemprawie
pewna,żetoonagorozdziewiczyła.Związeknietrwałjednak
długo.Jeremyzakończyłgobezsłowawyjaśnienia,aBecca
płakałanamoimramieniuprzezkilkadni,poczymprzerzuciłasię
naBenjiegoFitza.
–Niemówiłaś,żemasztowarzystwo–zaszczebiotała
Becca,nawijającnapalecpukieljasnychwłosówitrzepocząc
rzęsami.DobryBoże,zachowywałasiępoprostuśmiesznie.
–Niemamtowarzystwa,Becco–odparłamwnadziei,żeto
skupinamniejejuwagę,aleniezadziałało.–Towakacyjny
pomocniktaty.Zajmujesiękrowami.Jechałpopijakuiteraz
musiodpracowaćkarę.–Możetowyrwiejąztransu.Błąd.
–Och,więcspędzisztucałelato?–zapytała,wciąż
uśmiechającsiędoCage’a,jakbybyłjakąśgwiazdąrocka.
–Natowygląda–odparłrozbawiony.Wspaniale,nawet
tamęskadziwkamyślała,żeBeccarobizsiebieidiotkę.
–Nocóż,jakbędzieszmiałprzerwęizacznieszsię
nudzić,mogędotrzymaćcitowarzystwa…
–BeccoLynn–podniosłamgłos,bypowstrzymaćjąod
zaproszeniagodowspólnegogrzaniajegołóżkawstodole.
Wreszcienamniespojrzała.Błyskwjejoczachprzekonał
mnie,żedobrzewiedziała,jakiwydźwiękmiałyjejsłowa,ale
poprostumiałatogdzieś.
–Dziękuję.Jestempewien,żebędępotrzebowałkogoś,kto
pokażemi,jaksięzabawićpotygodniuciężkiejpracy.Nie
wyobrażamsobienikogoinnego,ktomógłbymnielepiej
nauczyć,cosięrobituuwasnawsi.
Seksownysposób,wjakiprzeciągałwyrazy,tylkopotęgował
mojązłość.Ijeszczepowodowałgęsiąskórkę.Iszaleństwo
wsercu.
BeccaLynnznówpożerałagowzrokiem.
–Brzmidoskonale–zaszczebiotała,zbliżającsiędoniegoi
podającmuswojąidealniezadbanądłoń.Byłampewna,że
różowepaznokcie,którymimachaławjegostronę,pasowałydo
tychujejstóp.Beccabyłabardzozadbana.–BeccaLynnBlevins.
Cagezrobiłkrokwprzódiuścisnąłjejdłoń.CzyBecca
właśniezadrżała?
–CageYork,miłociępoznać,Becco.
–Och–wystękała,ewidentnienapawającsięjego
dotykiem.Przysięgam,żejeślipocałujejąwmojejkuchni,rzucę
wniegoplackiem.
–Muszęwracaćdopracy.Będęczekał,żebyśmnietrochę
rozerwała,BeccoLynn–wyszeptał,poczymminąłjąiruszył
dowyjścia,niespoglądającjużanirazuzasiebie.
Gdytylkozamknąłzasobądrzwi,Beccaprzyciągnęła
krzesłoiklapnęłananiegozgłośnymhukiem.
–OMÓJBOŻE!–zapiszczała.–Przysięgam,że
chybawłaśniezmoczyłammajtki.
Namyślotakiejmożliwościażsięwzdrygnęłam.
Potrząsnęłamgłowąiudałamodgłoswymiotów.
–Byłampewna,żezarazpołożyszsięnastoleirozłożysz
dlaniegonogi.Naserio,musiszsięuspokoić,Becco.Bo
wychodzisznadziwkę.
Westchnęłatylkogłośno.
–Och,noicoztego!Tobyłnajwspanialszyokazmęskiego
gatunku,jakikiedykolwiekwidziałam.Chcęzaniegowyjść,
urodzićmudzieci,obmywaćjegociało,odziewaćgoicholera,
Evo,chcęgodotykaćcałymidniami.Mogłabymtorobićdo
końcażyciainigdybymisięnieznudziło.
Zanimzdołałamwymyślićjakąśripostę,która,miałam
nadzieję,byłabydlaniejpouczająca,znówotworzyłysiędrzwido
kuchni.DopomieszczeniawszedłJeremy.Jegoobecnośćprzyniosła
miulgę.Samwidokjegoznajomejtwarzy,takpodobnej
dotwarzyJosha,przypominałmi,żekiedyśmiałam
wszystko.WzrokJeremy’egoskupiłsięnasiedzącejprzy
stoleiwciążrozmarzonejBecce.Uśmiechnąłsię.Dobrze
wiedział,cojestgrane.
–Widzę,zeBeccaLynnpoznałaCage’a.
Przytaknęłamiwrzuciłampierśzkurczakanarozgrzanyolej.
–Założęsię,żezjadłcięwcałości.Biednychłopak
doświadczyłniezbytmiłegoprzywitaniazestronyEvy.To,
żejakaśinnadziewczynapraktycznieśliniłasięnajego
widok,musiałozdziałaćcudadlajegoego.
Oczywiściemusiałotymwspomnieć.
–Byłaśniemiładlategoadonisa?–zapytałaz
niedowierzaniemBeccaLynn.
Skupiłamsięnasmażeniumięsa.Niemiałamzamiaruo
tymrozmawiać.
–Zostajecienakolację?–zapytałam,usiłujączmienićtemat.
–Czyonjeztobą?–spytałapełnanadzieiBecca.
–Oczywiście,żenie.Onjesttutylkopomocą.Pozatym
tataniejestjegofanem.Przygotujęmutalerzizaniosędostajni.
–JAJAJAJA!Czyjamogętozrobić?–zapytała.
Niemusiałamsięodwracać,bywiedzieć,żezpodniecenia
ażpodskoczyłanakrześle.
ObrazpółnagiegoCage’aYorkanapierającegonaBeccę
idotykającegojejsprawił,żepokręciłamgłową.
–Taciebysiętoniespodobało.PoproszęotoJeremy’ego.–
Byłampewna,żetatamiałbygdzieś,ktozaniesiekolację
Cage’owi,jeślitylkoniebędętoja.Jednakzjakiegośpowodu
myślotym,żeBeccamogłabygodotykać,mnieprzygnębiała.
Niewiedziałamdlaczego,aletakwłaśniebyło.Pewniegłównie
dlatego,żeniechciałam,byskończyławciążyzkimśtakimjak
on.
–RozdziałIII–
Cage
Techolernekrowyprzybiegłydomnie,jaktylkozjawiłem
sięzżarciem.Dobrzewiedziały,żetoczaskarmieniaiżemamdla
nichsmakołyki.Niecoprzerażającebyłoto,żesukinsynybiegły
domnietak,jakbychciałymniestratować.Wycierającczoło
ręcznikiem,któryzostawiłmiranoWilson–mówiącprzytym,że
wkrótcebędęgopotrzebował–usiadłemnapacewozuisięgnąłem
potermoszzimnąwodą–torównieżbyłajegosprawka.Zostało
zaledwiekilkakropli.Byłojużokołotrzydziestupięciustopni,a
nawetnieminęłopołudnie.Miałemnadzieję,żezjawisiętamała
blondynkawkowbojskichbutachioderwiemnienachwilęod
pracy.Wyglądałanałatwą.Nataką,zktórąnietrzebasięwiązać.
Ajapotrzebowałemniecosobieulżyć.Zwłaszczajeślimiałem
całydzieńoglądaćEvęBrooksparadującąwgórzeodbikiniiw
króciutkichszortach.Ciągłeprzypominaniesobie,żejestpoza
moimzasięgiem,byłosporymwyzwaniem.
Evaniebyłapierwsządziewczyną,którąmusiałemsobie
odpuścić.ZLowbyłopodobnie,choćzzupełnieinnych
powodów.Onabyłamojąnajlepsząprzyjaciółką.Szanowałemją.
Chciałemmiećpewność,żejeśliwejdęzniąwzwiązek,wktórym
pojawiłbysięseks,tobędzietąjedyną.Taksięjednaknigdynie
stało.Szczerzewątpiłem,bybyłynatojakiekolwiekszanse.
NawetgdybyniepojawiłsięMarcus.Japoprostuniebyłem
typem,któremuwystarczałajednakobieta.
ZEvąbyłoinaczej–gdybymośmieliłsięjejdotknąć,tatuś
Wilsonpowiesiłbymniezajajaiwyrzuciłzroboty,cowiązałoby
sięzestratąstypendium.Pozatymlaskaniepałaładomnie
przesadnąsympatią.Jachciałemjejjednakskosztować.Bardzo.
Cholerniebardzo.Miałagorącytemperamentibyłemciekaw,czy
przekładałosiętorównieżnałóżko.Pokręciłemgłową,wstałemi
wcisnąłemręcznikdotylnejkieszenispodni.Zastanawiałemsię,
czygdybybyłabardziejdostępna,towciążbymoniej
fantazjował?Tocałe„gonieniekróliczka”zawszemniekręciło.
–Jesteśgotowybelowaćsiano?–zapytałprzechodzący
obokwozuJeremy.
–Niebardzo,alechybaniemamwyboru–odparłemz
uśmiechem.Jeremybyłmiłymgościem.Evapewniewodziłago
zanos.Jakdlaniejbyłnawetzbytmiły.Onapotrzebowałasilnej
ręki.Kogoś,kimniebędziemogłapomiatać.Kogoś,ktoniebałby
siętrzymaćjąkrótkoi…stop!Musiałemprzestaćoniejmyśleć.
Tobyłazabawkaznapisem„niedotykać”.
–Toniejestażtakiezłe.Pozatymzawszemożemy
wskoczyćdojeziora,żebysięochłodzić.Tojedynysposób,
bywytrzymaćcałydzieńwtymupale.
Widziałemjeziorowczoraj,gdyWilsonobwoziłmniepo
swoichwłościach.Zbiornikbyłsztucznyibiegłwzdłużtrzech
posiadłości:Beasleyów,którzybylirodzicamiJeremy’ego,
WilsonóworazBlevinsów,rodzinygorącejBekkiLynn.Do
głowyprzychodziłomikilkaaktywności,jakierazemmogliśmy
wtymjeziorzeuprawiać.
–Kończymisięwoda.Muszęuzupełnićtermos,
zanimpojedziemy.
Jeremyspojrzałnadom,apotemnamnie.
–Maszcośprzeciwko,żebymwybrałsięztobą?
Wjegogłosieusłyszałemprzepraszającyton.Tobyło
dziwne.Byłomuprzykro,żetadziewczynaażtakmnie
nieznosiła?Większośćfacetówbyłabytymzachwycona.
–Ależskąd.Jestempewien,żeEvawolałaby,żebyśto
typrzyszedłpowodę.
Jeremywestchnął.
–Teżtakmyślę.
Ciwieśniacybylidoprawdybardzodziwnieprzyjaźni.
Amyślałem,żewczorajwkuchniporadziłemjużsobiezEvą
nadobre.
Jeremyzachichotał,cooderwałomnieodmyśliopannie
Wilson.
–Wyglądanato,żemasztowarzystwo.
WnasząstronędumniekroczyłaBeccaLynnwobcisłej
koszulce.Tymrazemróżowej.Jasnoróżowej.Iniemiałana
sobiestanika.Wow.Nieowijaławbawełnę.Taa,BeccaLynni
jaświetniesiędogadamy.
–Zarazwracam–powiedziałJeremy,poczymruszył
wstronędomu.
BeccaLynnstanęłaprzedemnąiwypięłalekkojedno
biodrowbok.Ręcewłożyładokieszenimocnowyciętych
dżinsowychszortów.Tapozapozwoliłajejnawyeksponowanie
cycków,akumojejprzyjemnościmoimoczomukazałysię
piękniezarysowanesutki.
–Nowięc,możeniebawemzrobiszsobiechwilęprzerwy?–
zapytała,gapiącsięnamniezuśmieszkiemwyraźniemówiącym
„weźmnieteraz”.Kusiłamnie.Niezajęłobymiwieleczasu
zerwaniezniejtychszortówirzuceniejejnałóżko.Cośmnie
jednakprzedtympowstrzymywało.Możetaniewinność,zjaką
jejblondlokipodskakiwałytużprzybrązowychoczach,amoże
moralnośćwcaleniemiałatunicdorzeczy.Możechodziłoo
przeczucie,żetrudnobędziesięjejpozbyć,jakjużzniąskończę.
–Jadębelowaćsiano.Jeremyposzedłtylkopowodę–
wyjaśniłem,upewniającsię,żerozumie,jakzawiedziony
jestemfaktem,żeniezobaczętychjędrnychcyckównago.
–Och…nocóż,możedziświeczorembędzieszmiał
ochotęprzyjśćnadjezioro?Rozpalimyognisko,mamzamiar
zaprosićkilkuznajomych.Moirodzicesąpozamiastem…–
zamilkłaznacząco.Ciężkobyłobymisięoprzećtejseksownej
istotce.Naszczęścieniezamierzałemjejodmawiać.Itakjuż
nudziłemsiętutajjakcholera.
–Odczuwamogromnąpotrzebęwypiciazimnegopiwa.
Sąnatojakieśszanse?–zapytałem.
Beccaprzytaknęła,przygryzająckuszącowargę.Taa,
liczyładziśnacoświęcej.Możegdybymmógłchoćprzezchwilę
cieszyćsiękobiecymciałemwmoichramionach…Ależadnego
seksu,tylkoodrobinazabawy.Potrzebowałemczegokolwiek.
Rozejrzałemsię,chcącsięupewnić,czywpobliżuniema
Evylubjejojca,poczymzbliżyłemsiędoBekkiLynn.
–Tobrzminaprawdękusząco–obniżyłemniecogłos,a
dłoniądotknąłemjejbiodra.Kiedyprzyciągnąłemjądosiebie,jej
ustaułożyłysięwliterę„O”.–Myślisz,żejestszansa,byś
usiadłaminakolanach,kiedybędępiłtopiwo?
Jejoddechprzyspieszył,acycki,któretakbardzochciałami
pokazać,ocierałysięterazomójtors.Dotknąłemdłoniąjejżeber,
akciukiemdelikatnieprzesunąłempodciężkąpiersią.Tak,to
byłomiłe.Musiałemkogośbzyknąć.Beccazdołałatylkoskinąć
głową,wbijającwemniewzrok.Miałaładne,brązoweoczy,ale
nienatylekuszące,byużeraćsiędokońcalatazprzylepionądo
bokulaską,wktórązpewnościąbysięzmieniła.Natęmyśl
oderwałemodniejdłońizrobiłemkrokwtył.
–Widzimysięwięcwieczorem–odparłemi
niespodziewaniepoczułemwdzięcznośćnawidok
zmierzającegownasząstronęJeremy’ego.
–Okej–westchnęłaiposłałamitenswójuśmiech,poczym
odwróciłasięipobiegławstronędomu.Cholera.Zastanawiałem
się,czywypaplawszystkoEvie.Niezrobiłemniczłego.Może
Evaniepobiegniedotatusianaskarżyć,żebawiłemsięcyckami
BekkiLynn.Alejakoś…poważniewtowątpiłem.
Eva
Mojatwarzpłonęła.Odeszłamodoknawłaziencei
zacisnęłammocnopowieki.Kiedyzobaczyłamzbliżającąsiędo
Cage’aBeccę,powinnambyłaprzestaćmyćręceiodwrócićsięod
okna.Alenie.Kiedyzauważyłam,żeCageniemanasobie
koszulkiiostatniekroplewodywylewanaswójnagitors,
powinnambyłaodwrócićwzrok.Ajednaktegoniezrobiłam.Nie
mogłam.Tobyłofascynujące.Nigdywcześniejniewidziałam
takichramionitakiegotorsu.Byłytak…tak…takumięśnione,
wyrzeźbione.Powachlowałamtwarz,szczęśliwa,żemamchwilę
naodzyskanierównowagi,zanimzjawisiętuBecca.
Beccabyłabardzobliskotegonagiegotorsu.Tewielkie,
opalonedłoniedotykałyjejtalii,iztego,cozauważyłam,dotykały
teżczegośjeszcze.Byłamzaskoczona,żeBeccaniepadłaz
wrażenia.Dziewczynaniemiałanasobienawetstanika!Czyona
niemazagroszwstydu?Byłamrozdartapomiędzyobrzydzeniem
azazdrością.Tak,mogętopoprostuprzyznać:byłamzazdrosna.
Facetbyłboski,aBeccabyławolnaimogłanapawaćsiętym
jegopięknem.Zazdrościłamjejtego.Bowiedziałam,żezemną
jestinaczej.Jajużnigdyniebędęwolna.
Nawetjeślitatuśpobłogosławiłbytenzwiązek,janigdynie
mogłabymżyćzkimś,ktoanitrochęniedorównywałJoshowi.
Joshchciał,żebymułożyłasobieżycie,aleniebyłampewna,czy
kiedykolwiekbędęnatogotowa.Ajeślitaksięstanie…Jeśli
kiedyśpodejmępróbę,będziemusiałtobyćktoś,kogoJosh
mógłbyzaakceptować.CageYorkdotakichludzizpewnością
nienależał.
–EVA!GDZIEJESTEŚ?!–usłyszałamgłosBekkiLynn
nakorytarzuiwiedziałam,żeladamomentzaczniewalićw
drzwiłazienki.Wzięłamgłębokioddechiwytarłamdłoniew
ręcznik.Otworzyłamdrzwi.
Beccastałatużprzedemnązdłoniągotowądouderzenia
wdrewnianąframugę.
–Tujesteś!OmójBoże,Evo!Chybaucałujętwojegowujka
Macka,jaktylkogospotkam.Przysięgam,żejeszczeżaden
chłopaktaknamnieniedziałał.Onsprawia,żeczuję,jakbym
przeżyłanajlepszyorgazmnaświecie,ajedyne,cozrobił,to
uśmiechnąłsiędomnietymiswoimipełnymiustami.Osłodki
Jezu,zlitujsięnademną.Jegokciukdotknąłmojejpiersiijestem
więcejniżpewna,żemiałamorgazmnatwoimpodwórku.–Becca
ominęłamnie,zamknęłaklapętoaletyiusiadłananiej,wachlując
siędłonią.–Nabankgodzisiajzaliczę.Mamgdzieś,żedopiero
cogopoznałam.Chcęgowidziećnago!Widziałaś,jakstałtam
bezkoszulki?
Tak,widziałam.
–Niekochajsięznim,Becco.Onpewniemajakąśchorobę
weneryczną.Dziściębzyknie,ajużjutrozainteresujesiękimś
innym.Nieoddawajmutejczęścisiebie.–Ponieważjestem
pewna,żeumręzzazdrości,jeślibędęmusiaławkółkootym
słuchać.
BeccaLynnwywróciłaoczami.
–Nieważne,Evo.Onniemażadnejwenery.Togłupie.To
niejestgość,którypieprzysięzprostytutkami.Chłopakumie
wybieraćiprzebierać.Zadbamoto,żebysięzabezpieczył.A
pozatym,kiminnymmógłbysiętutajzainteresować?Spędzitu
całelato.Pozatobąimnąniemażadnegowyboru.
Pomyślałamchwilęodziewczynach,którezjawiąsiędziśna
imprezieibyłamciekawa,czytowogóleprzeszłojejprzezmyśl.
–AczynieprzychodządziśDeedeeiFarrah?–
zapytałam,opierającsiębiodremoumywalkę.
Beccaskrzywiłasięnamoment,apochwilispojrzałana
mnie.
–DeedeezeszłasięzBrettem,aFarrahspotykasięz
HaydenemMorrisem,wiesz,tymchłopakiem,którygrałw
drużyniezSeaBreeze.Joshpokonałgopodczasmeczuo
mistrzostwo,amy…–Zamilkła,jakzwykle,gdyzdarzyłojejsię
wypowiedziećimięJosha.Jakbysiębała,żezarazwybuchnę
płaczemipadnęwrozpaczynapodłogę.Niemogłamjejzato
winić.PrzezosiemmiesięcypośmierciJoshaodcinałamsięod
wszystkich.Odwróciłamsięodrodzinyiznajomych,od
wszystkichpozaJeremym.WiększośćtegookresuBeccaspędziła
nastudiach,niebyłowięcażtaktrudnoukryćprzednią,żenie
chcęsięznikimwidzieć.Jeremywtamtymczasieopuścił
semestrwszkole,ajabyłamtakskupionanawłasnymbólu,że
nawetniepomyślałamotym,jakiwpływmiałananiegota
sytuacja.Kiedypewnejnocypodsłuchałamjegorozmowęzmoim
ojcem,zrozumiałam,jakąkrzywdęmuwyrządzałam.Tatastarał
sięwytłumaczyćmu,żejesieniąpowinienwrócićnastudia.Nie
mógłprzecieżzostaćtuzemną.Jeremyjednakniezgodziłsię
mnieopuścić.
Robiłamwszystko,cowmojejmocy,byudowodnićmu,
żezemnąjestjużznacznielepiej.Żeporadzęsobiebezniego.
Konieckońców,niemiałotoznaczenia.Przeniósłsięnalokalną
uczelnięidojeżdżałdoszkoły.Wsemestrzezimowymija
sięprzeniosłam.Dojeżdżaliśmywięcrazem.Daliśmyradę.
Tomiałobyćnaszeostatniewspólnelato.Wszystkosię
zmieniało.JeremyzamierzałzacząćnaukęnaUniwersyteciew
Luizjanie.Miałwtamtychstronachrodzinęichciałwynająć
mieszkaniewspólniezkuzynem.Niemiałpojęcia,żeotymwiem.
Alewiedziałam.Robiłamwszystko,bypoczuł,żemożepodzielić
sięzemnątymiplanami.Żesobieporadzę.Nadszedłczas,by
zacząłżyćwłasnymżyciemiprzestałwciążtrzymaćmniezarękę.
–Niechciałam…–głosBekkiwyrwałmniezzamyślenia.
Sądziła,żemilczęzpowoduwspomnieniaoJoshu.
Uśmiechnęłamsiędoniej.
–Możeszwypowiadaćjegoimię.Niechcęudawać,żenie
istniał.Jestemwstanieznieśćto,żektośwypowiadajegoimię.
Joshprzezosiemnaścielatbyłogromnączęściąmojegożycia.
Lubięprzypominaćsobieróżnerzeczyonim–zapewniłamją,
poczymwyciągnęłamdłoń,byuścisnąćjejramię.–Byłświetny
natamtymmeczu.Mieliśmyprzegrać,aonzdominowałboisko.
Pokazałwszystkimdzieciakom,żeHaydenMorrisniebyłaż
takwielkiigroźny.
Beccauśmiechnęłasięsmutno.
–Tak,takwłaśniezrobił.Dlaczegozrezygnowałz
tegostypendiumsportowegowKaroliniePołudniowej?
Ścisnęłomniewpiersi.Natoniebyłamjeszcze
gotowa.Kręcącgłową,wyprostowałamsięiodparłam:
–Ponieważmówił,żeżycietocoświęcejniżfootball.
Chciał,byjegożycieznaczyłocoświęcej.
Tylkotylebyłamwstaniezsiebiewydusić.Odwróciłamsięi
wyszłamzłazienki.Potrzebowałamchwilidlasiebie.Przypomniał
misiędzień,wktórymJoshmiałwyjechaćnaobózdlarekrutów,a
jabłagałamgo,żebyniewstępowałdoarmii.Obiecałwtedy,że
zabierzemniedoKarolinyPołudniowej.Żeniebędziemymusieli
żyćosobno,aonbędziebezpieczny.Zdalaodbombikarabinów.
–RozdziałIV–
Cage
Omuzycecountrywiedziałemtyle,bykojarzyć,żez
głośnikówleciGeorgeStrait.BeccaLynnścisnęłamojądłoń,
gdyszliśmywstronęogromnegoogniska.Pozanimjedynym
źródłemświatławlesiebyłksiężyc.Niewielkaprzestrzeńprzy
ogniuzatłoczonabyłaprzeznieznanychmiludzi.Kilkuznich
chętniepoznałbymbliżej.Niskabrunetkaposłałamikuszący
uśmiech,bypochwiliwtulićsięprzyjemnejwielkościpiersiami
wgościa,zktórympewnietuprzyszła.
Omiotłemwzrokiemresztętowarzystwa.Wciążniebyłem
pewien,czydziśmiędzymnąaBeccąLynndoczegośdojdzie.
Niemogłemsięzdecydować.Odniosłemwrażenie,żebyłatypem
laski,odktórejpóźniejniebędęmógłsięopędzić.Dzisiejszy
wieczórniósłzesobąjeszczekilkaopcji.Namyślprzyszłami
Eva.Byłemciekaw,czypojawisiętutaj.Takieimprezyniebyły
pewniewjejstylu.Wątpiłem,byEvaBrookschodziławieczorami
naogniska.Aleniechmniewszyscydiabli,jeślimyślojej
snobistycznymtyłku,odpowiednioprzyciśniętymdodrzewa,
mnieniepodniecała.Możeibyłasuką,alezjejseksapilemwcale
mitonieprzeszkadzało.Wciążmusiałemsobiepowtarzać,że
laskajestdlamniezakazanymowocem.Zbytwieleczasu
spędzałemnatym,byprzypodobaćsięjejojcu,żebyteraz
wprowadzićwżycieplandobraniasięjejdomajtek.
–Pozwól,żeprzyniosęcitopiwo,októrymtakmarzyłeś–
powiedziałaBecca,przypominającmitymsamymoswojej
obecności.
–Dzięki–odparłem,uśmiechającsiędoniej.
–SąJeremyiEva.Możeszznimipogadaćpodczasmojej
nieobecności.–Uśmiechnęłasiędomniepromiennie,poczymw
pośpiechuruszyławstronęstojącejzdalaodognialodówki.
Evaoczywiściepojawiłasięzchłopakiem,któryanitrochę
doniejniepasował.Tadziewczynapotrzebowałakogoś,kto
pokażejej,jaksięwyluzować.StarydobryJeremy
zdecydowanieniebyłkimśtakim.
–Hej,Beccaciętuzaciągnęła?–przywitałsiężartobliwym
tonem.
–Taa.Pomyślałem,żezobaczę,jakwyglądauwasnocne
życie–powiedziałem,spoglądającnaEvę.Niepatrzyłanamnie,
alewidziałem,żezesobąwalczy.Jejsztywnapostawa
zdradzała,żebyławpełniświadomatego,żenaniąspoglądam.
Cholera,dlaczegoażtakmnietocieszyło?
–Dziękizapodesłanienamdzisiajtychchłodnych
ręczników.Bardzosięprzydały–powiedziałem,wiedząc,że
niebędziemogładłużejmnieignorować.
Wzięłagłębokioddech,cozresztąusiłowałazawszelkącenę
przedemnąukryć,jednakzbytuważniejąobserwowałem,bytego
niezauważyć.Pochwilispojrzałanamnie,agdyświatłoogniska
rozjaśniłojejtwarz,poczułemsiętak,jakbyktośwłaśniekopnął
mniewbrzuch.Byłemzwielomapięknymidziewczynami,ale
jeszczenigdywidokżadnejznichtaknamnieniedziałał.Cośwjej
oczachmniedoniejprzyciągało.Chciałem,byból,którytak
skrzętniechciałaukryć,zniknąłzjejtwarzy.CośgnębiłoEvę
Brooks,amojeopiekuńczeinstynktyzaczęłydawaćosobieznać.
–Niemazaco–wydusiłazsiebiewreszcie.
–Domyślamsię,żepewniebyłyprzeznaczonedla
Jeremy’ego,aleonpodzieliłsięzemną,cobyłobardzomiłezjego
strony.
Najejtwarzypojawiłsięlekkigrymas.
–Przecieżprzysłałamwamdwaręczniki.Pojednym
dlakażdego,czyżnie?
Ach,właśnieprzyznała,żeteżczasemomnie
myśli.Podobałomisięto.
–Serio?Nocóż,dziękuję.Odniosłemwrażenie,żenawet
byśnamnieniesplunęła,gdybymstanąłwpłomieniach.
Jeremyznówzachichotał,cozaczęłojużlekkodziałaćmi
nanerwy.Częstotorobił.
–Jeślitylkobędzieszwykonywałpolecaniatatyipostarasz
sięciężkopracować,jazradościądostarczęciwodęiręczniki–
odparłajakbyodniechcenia.Czyonakiedykolwiekrobicośz
pasją,wkładającwtoprawdziweemocje?Byłobyprzykro,
gdybyokazałasięrówniezimnawłóżku.Cośwjejoczach
mówiłomijednak,żeniebezpowoduzachowujedystans.
Zdecydowaniecośmitutajumykało.
Założyłazauchokosmykwłosów,aprzedoczamimignął
midiamenciknajejpalcu.Gapiłemsięnaniego,powoli
pojmując,cojestgrane.
Evabyłazaręczona.
Stałemjakwryty.Ziemiazatrzęsłasiępodmoimi
stopami.Oderwałemwzrokodpierścionkaispojrzałemna
Jeremy’ego,którybaczniemnieobserwował.Tonibyonbyłjej
pieprzonymnarzeczonym?
–Proszę.–BeccaLynnwręczyłamizimnąpuszkę.
Wziąłempiwoiupiłemdużyłyk.Musiałemuporządkowaćmyśli.
Tegosięniespodziewałem.WizjaEvyiJeremy’egojakopary
byławystarczającoabsurdalna,alenarzeczeństwo?Jaktosię,do
ciężkiejcholery,stało?
–Pójdziemypopływać?–zapytałasłodkoBecca.Musiałem
pamiętać,żetozniątutajprzyszedłem.Musiałemskupićsięna
czymśinnymniżpierścioneknapalcuEvy.
–Jasne–zdołałemwydukać.
–Becco,nieróbtego.–WyraźneniezadowolenieEvy
niecomniezaskoczyło.Cobyłonietakwpływaniu?Temuteż
byłaprzeciwna?
–Dlaczegonie?–zapytałaBeccaLynn,ściągającz
siebiekoszulkę.Wow.
–Tochociażidźsięrozebraćzdalaodtychwszystkichludzi.
ZwłaszczaodJeremy’ego.Przezciebiebędzieczułsięnieswojo.
Rozebrać?Mieliśmypływaćnago?
–PrzecieżJeremywidziałmniejużnago.
Co?
–Ugh,poprostuidźsięrozbieraćgdzieśindziej–burknęła
Eva.
–Janienarzekam.BeccaLynnmacałkiemniezłysprzęt
–wtrąciłJeremy.
Inaglepoczułemzalewającąmniefalęzłości.
ChwyciłemJeremy’egozakołnierziszarpnąłemnim
mocno,unoszącgoprzytymnadziemię.
–Natychmiastmaszjąprzeprosić,typieprzonygnoju.
Jegominazdradzałacałkowiteprzerażenie.Miałemto
gdzieś.Byłzaręczony.ZEvą.Dlaczego,dodiabła,gapiłsię
nacyckiinnychlasek,kiedyonastałaobok?Cozadupek.
–Przepraszam,Becco–wydusiłzsiebie.
–Nieją,idioto.Evę!Przeproś.Evę.
Dlaczego,docholery,miałtakizdziwionywyraztwarzy?
–Przepraszam,Evo.Niechciałemtego…powiedzieć–
wyjąkałnerwowo.
Poczułem,żektościągniemniezaramię,alekrewuderzająca
midogłowyzagłuszaławszystkowokół.SpojrzałemnaEvę.
PrzerażonakrzyczałaistarałasięodciągnąćmnieodJeremy’ego.
Skupiłemsięnajejsłowachiwziąłemgłębokioddech,
byniecosięuspokoić.
–USPOKÓJSIĘ!NATYCHMIASTSIĘUSPOKÓJ,CAGE!
PowolipuściłemJeremy’egoipatrzyłem,jakEva,po
odepchnięciumnienabok,zajmujesięchłopakiem,zupełnie
jakjegopieprzonamatka.
–Wszystkookej?Onjestnienormalny.Comyślał
sobiewujek,przysyłającgotutaj?Takmiprzykro,Jer.
Jeremypokręciłgłowąidelikatnieodepchnąłjejdłonie.
–Evo,wszystkookej.Niezrobiłmikrzywdy.Poczułsię
obrażonymoimkomentarzeminajwyraźniejmyślał,żeciebie
teżtodotknęło.
Nojasne.LowzabiłabyMarcusagołymirękami,gdyby
powiedziałcośtakiegooinnejkobiecie.Evaniezachowywałasię
tak,jakpowinna.Byłazłanamnie.Namnie.NienaJeremy’ego.
–Bojestwariatem.Jestpijany,zadużowypił.
Koniec,wystarczy.
–Przepraszam,MatkoTereso,aletomojepierwszepiwood
trzechdni,aitakwypiłemtylkopołowę.Nieznaczyto,że
jestempijakiem.
Otworzyłausta,byodpowiedzieć,aleszybkojezamknęła.
PotemodwróciłasięwstronęJeremy’ego.
–Chodźmy.Nadziśmamdosyć,jużsięwybawiłam.Nie
mogłemsiępowstrzymaćodkolejnegokomentarza.
–Tyniewiesz,cotoznaczynaprawdęsiębawić,ale,
skarbie,mógłbympokazaćci,jakwyglądadobrazabawa,gdybyś
choćtrochęsięwyluzowała.
Jejpoliczkizalałrumieniec.Wyprostowałasięiruszyła
wstronęlasu.Jeremypokiwałtylkogłowąiru-szyłzanią.
Dlaczegoznówjawyszedłemnategozłego?
Eva
–Niemogęwtouwierzyć!Czyonjestnormalny?Sam
powiedz.Podniósłcięzakołnierz,atymunatopozwoliłeś.
Musiszsiębronić,Jer.–Byłamwściekła,imożedelikatnie
podniecona.RamionaCage’abyłyniezwykleumięśnione.
–Onmyśli,żejesteśmyzaręczeni–odparł
Jeremy.Zamarłam.
–Co?–Skądprzyszłomucośtakiegodogłowy?
Podniósłmojąlewądłoń.
–Nosiszpierścionekzaręczynowy,ajedynymgościem,z
jakimcięwiduje,jestemja.Tocałkiemprawdopodobna
pomyłka.Onwziąłtwojąstronę.Czego,powiemszczerze,
początkowoniezrozumiałem.Potemdomniedotarło,żenie
atakujemniezpowoduBekki,aledlatego,żetwójnarzeczony
sugestywnieskomentowałinnąkobietę.Onciębronił.
Mnie?
Odtworzyłamwpamięciwydarzeniategowieczoru.Becca
miałazamiarsięprzednamirozebrać.Niechciałampatrzeć,jak
Cagegapisięnakażdyskrawekjejciała.Tomniedenerwowało.
Ażzabardzo.PotemJeremyskomentowałjejpiersi.Które,jak
doskonalewiedziałam,bardzolubił.Wielokrotniewspominałmi
otym.Potem…potem…Cagewybuchnął.
Ponieważmyślał,żejestemzaręczonazJeremym.W
dziwacznyiniepokojącysposóbpróbowałbronićmojego
honoru.Tobyło…urocze.Niechtoszlag.Niepotrzebowałam,
żebyrobiłdlamnietakierzeczy.Zwłaszczadziwne,niepokojące,
słodkierzeczy.MógłskrzywdzićJeremy’ego.
–Terazjużrozumiesz?–zapytał,przypominającmio
swojejobecności.
–Tak.Rozumiem.Aleniechcę,żebyciękrzywdziłza
każdymrazem,gdyzobaczycięzinnądziewczyną.Muszęmu
towytłumaczyć.
Jeremyprzytaknął.
–Byłbymwdzięczny.Botengośćjesttwardzielem.To
żadenrozpieszczonypiękniś.Nieźlebymiprzyłożył,gdyby
stwierdził,żenatozasłużyłem.
–Okej.Wrócętam.Możesziśćalbotuzostać.Wrócę
dodomusamochodem,jaktylkoznimporozmawiam.
–Jesteśpewna?Toznaczy…onmożezrezygnowaćz
nagiejkąpielizBeccąispędzićtenczasztobą.
Nie.Cagemożeiniejestcałkiemzepsuty,aleniejestteż
dlamnieanitrochęodpowiedni.
–Pogadamznimtylkoprzezchwilę,apotemsobie
pójdę.Jeremywestchnął.
–Dobrze.
Wiedziałam,żeniecałkiemmnierozumie.Podeszłamdo
niegoiprzytuliłamgoszybko,zanimruszyłamwstronęjeziora.
Blaskogniskaniecoułatwiałmizadanie.Tłumznaczniesię
jużprzerzedził,aleitakniedostrzegłamCage’awśródgości.A
tooznaczało,żebyłnadjeziorem.Możliwe,że…nago.
MożeiCageniebyłwystarczającodobry,byzbudowaćz
nimto,codzieliłamzJoshem,alenieznaczyłoto,żenie
potrafiłamdocenićpięknajegonagiegociała.Nigdytak
naprawdęniewidziałamJoshacałkiemnagiego.Anijego,ani
żadnegoinnegofaceta.
Ruszyłamwstronęjeziora,trzymającsięzdalaodblasku
ogniska,byniktmnieniezauważył.Niechciałam,byktoś
rozpuściłplotkę,żeEvaBrooksposzłapopływaćnagow
jeziorze.Nietakibyłmójplan.
Kiedydrogazakręciłaprzystarymdębie,zatrzymałamsię,
żebyspojrzeć,coteżdziejesięnadjeziorem.Dźwiękipluskania
iśmiechówprzybierałynasile.CzyCagebyłtamzBeccą?
–Idziesz,Cage?–usłyszałamjejgłosdosyćbliskosiebie,
więcwycofałamsięniecobardziejwcieńdrzew.
Starałamsięskupićwzrok.Cagewyszedłzciemności.
Swojedżinsyrzuciłnapobliskąławkę.Światłoksiężyca
rozświetliłojegopośladki.Przykryłamustadłonią,powstrzymując
sięprzedwydaniemzsiebiejakiegokolwiekdźwięku.Dobry
Boże!Jegotyłekbyłniesamowity.Mięśnienajegoplecach
poruszałysięprzykażdymkroku.Itojakiemięśnie!.
–Wejdę,jeśliprzyjdziesztupomnie–odparłpewnymsiebie
głosem.Nagusieńkistałzwróconywstronęjeziora,Bekkiikażdego,
ktochciałbynaniegospojrzeć.Anitrochęniebyłtymzawstydzony.
Wiedział,żejestobserwowany,alemiałtogdzieś.Jeślitwojeciało
wyglądawtensposób,maszgdzieś,ktojeogląda.
BeccaLynnpodeszładoniegopowoli.Kropelkiwody
ślizgałysiępojejnagichpiersiachibrzuchu.Niepozwoliłam
sobiespojrzećniżej.DłonieCage’apochwyciłyjejtalię,ajego
ustazbliżyłysiędojejwarg.Tylkotylebyłamwstanieznieść.
Wmoimsercupojawiłsięnowy,nieznanyból.Zrobiłomisię
niedobrze.Chciałamwrócićdodomu.Innymrazemwyjaśnię
wszystkoCage’owi.
–RozdziałV–
Cage
Dzisiejszywieczórbyłkompletnąporażką.Niemiałemw
zwyczajubzykaćniewiniątek,którenastępnegorankaniebyłyby
wstanieiśćprosto.JakdobrzebyniewyglądałaBeccaLynn,cała
mokraichętna,niebyłemwstaniesiędoniejdobrać.Jej
wymiotypomogłymipodjąćdecyzję,gdyprzezmoment
zapomniałem,jaknieznośnepotrafiąbyćlaskinadrugidzień.
Zdjąłemspodnieizrzuciłemnakryciezłóżka,żeby
wślizgnąćsiędośrodka.Prześcieradłoniebyłoznowutakie
najgorsze.Spodziewałemsiętaniegobadziewia,skoro–jakbyna
toniepatrzeć–spałemwstodole,alepościelbyłaniczegosobie.
Delikatna.Zamknąłemoczyiwyobraziłemsobie,jakEvazakłada
nałóżkoświeżeprześcieradło.Czyjedłoniebyłydelikatne,czy
możeszorstkie?Wkońcugotowałaizajmowałasiędomem.
Moment.Jeszczeniepoznałemjejmamy.Evabyłajedyną
kobietą,jakąwidywałemwtymdomu.Czyjejmatkazmarła?
Możejązostawiła?Jejojciecbardzojąkochał.Tobyłooczywiste.
Zadzwoniłmójtelefon.NaekraniepojawiłsięnumerLow.
–Hej,mojaulubionadziewczyno–przywitałemsię.
–Hej,jaktamuciebie?–odparłaradośnie.
–Gorąco.Krowysąbardziejprzerażające,niżmyślałem,
alemojeprześcieradłaniesąnajgorsze.
–Acoztądziewczyną?
Low,jaktoLow,nieowijaławbawełnę.
–Jestemprawiepewien,żeteraznienawidzimniejeszcze
bardziejniżwtedy,gdyzobaczyłamnieporazpierwszy.
–Dlaczego?Cośtyjejzrobił?
–Nicniezrobiłem,docholery.Tylkogroziłemjej
narzeczonemuipotraktowałemgoniecoszorstko.Nicpoważnego.
AlegośćmówiłprzyEvieocyckachjakiejślaski.Znieważyłją.
Lowucichłanachwilę.Wiedziałem,żeprzetwarzato,
cowłaśniejejpowiedziałemiżeszukarozwiązaniamojego
problemu.
–Jestzaręczona?–zapytaławkońcu.
–Tak,jest,alegośćdoniejniepasuje.Lubięgo,alenie
sądopasowani,rozumiesz?
–Hmmm…natowygląda.Alesązaręczeni,Cage.A
tosprawia,żedziewczynajestniedoruszenia.
Wjejgłosiedosłyszałemzmartwienie.
–Niemiałemnawetzamiarudoniejstartować.Onajestpoza
moimzasięgiem,zwielupowodów.Popierwsze,jejojciec
zwolniłbymniebezmrugnięciaokiem,ajastraciłbymstypendium.
–Wporządku.Tęsknięzatobą.Wniedzielęzsamegorana
przyjadępociebie.Marcusdanamtrochęczasutylkodlasiebie.
Potemodwiezieciędomieszkania,żebyśmógłsięspotkaćzresztą
ekipy.Podwieczórbędziejednakmusiałzawieźćcięzpowrotem.
NaweekendjestunasLarissa,ajaitakspędzęwiększośćdniabez
niej.Pozatym,chociażMarcusjąuwielbia,będziepotrzebował
chwiliprzerwy.
–Dzięki,Low.Niemogęsiędoczekać,kiedycię
zobaczę.Jeszczeczterydniidostanęprzepustkęztegopiekła.
Zaśmiałasięipożegnaliśmysięserdecznie.
Dwadnipóźniej.ŻadnegośladupoBecceLynn,izaledwie
kilkaspojrzeńEvy.Upałstawałsięniedozniesienia,aJeremy
niebyłjużtakchętnydopomocy.Kiedychłopakwracałnaswoją
farmę,musiałemradzićsobiesam.
Termoszzimnąwodąwmagicznysposóbpozostawałpełny,
azimneręcznikipojawiałysiękilkarazydziennieizawszena
pacewozu,gdziespędzałemprzerwy.Zakażdymrazem,gdyto
siędziało,jastałemodwróconytyłemalbobyłemwłazience.Czy
onamnieobserwowała?Skąd,docholery,wiedziała,żeakuratnie
patrzę?Niechmnieszlag,jeślimyślotym,żeEvamnie
obserwuje,niesprawiałamiradości.
ŚciągnąłemzsiebieprzemoczonypotemT-shirtiwrzuciłem
gonapakę.Wylewającnasiebieostatniekroplewody,starałem
sięnieuśmiechać.Jeślimnieobserwowała,dawałemjejwłaśnie
niezłyshow.Chwyciłemzimnyręcznikiruszyłemwstronę
najbliższegocienia.Moimzadaniembyłanaprawaogrodzeniaw
miejscach,którewskazałmiWilson,alenajpierwmusiałemsię
niecoochłodzić.
Opierającsięodrzewo,upiłemtrochęwody,aręcznik
oplotłemsobiewokółszyi.Wietrzykbyłznacznie
przyjemniejszy,gdyniepaliłocięsłońce.
–CozrobiłeśBecceLynn?
Gwałtownieodwracającgłowę,spojrzałemnaEvę,którą
widziałemporazpierwszyodtamtegowieczorunadjeziorem.
Długie,brązowewłosymiałazwiązanewkucyk.Ubranabyław
krótką,białąsukienkęijaponki.Próbowałateżwyglądać
groźnie.Niebyłanamniezła.Byłaciekawa.Podobałomisięto.
–Ciebieteżmiłowidzieć,Evo–odparłem,niemogąc
powstrzymaćuśmiechu.
Przechyliłagłowę,wciążzmuszającsiędosrogiegogrymasu.
Jajednakjużwidziałemjąwakcji.Toniebyłaprawdziwa„zła
Eva”.
–Niewidziałamjejoddwóchdni.Toniejest
normalne.Zwłaszczażebyłanaciebietakanapalona.Więc
pytamrazjeszcze,cojejzrobiłeś?
–Myślę,żechodziraczejoto,czegojejniezrobiłem.–Nie
spuszczajączniejwzroku,upiłempowoliłykwodyi
pozwoliłem,byprzetrawiłamojesłowa.
Przestępującznoginanogę,oparładłonienabiodrach.
–Cotowłaściwieznaczy?
–Dokładnieto,copowiedziałem.Niebzyknąłemjej.
Ipodejrzewam,żetuwłaśnieleżyproblem.
Jejudawanygrymaszniknął,terazzmarszczyłabrwi.
–Aleprzecieżwidziałamwasnago…–Zamilkłai
wybałuszyłaoczy.Najejpoliczkachpojawiłysięrumieńce.
CzyliEvaBrookswróciłatamtejnocynadjezioro.Iwidziała
mnienago.Taa,terazniecowięcejpieprzonegoczasubędęmusiał
spędzaćpodprysznicem.Wizjatego,jakskradasięwśróddrzewi
widzimnienagiego,byłapodniecająca,itobardzo.
–CzyEvaBrookswróciłanadjezioro,żebysobiepopatrzeć?
–zażartowałem.
Byłempewien,żeodwrócisięnapięcieiucieknie,tak
sięjednakniestało.
–Niemiałamzamiaruwaspodglądać.Wróciłam,żebyztobą
porozmawiać…Byłam…–Nieumiałasięwysłowić.Chciałem,by
dokończyłatęmyśl.Wróciła,żebyzemnąporozmawiać?
Dlaczego?
–Byłempewien,żetamtejnocychciałaśprzejechaćmnie
swoimwozem.Pocomiałabyśwracać,żebyzemnąpogadać?
Evazaczęłanerwowozaciskaćdłonie.Nigdywcześniej
niewidziałem,byzachowywałasięwtakisposób.
–ChodziomnieiJeremy’ego–zaczęła.Czekałemw
nadziei,żerzuciniecoświatłanatenichnieco
popieprzonyzwiązek.
Kątemokazauważyłemjakiśruch.ŁapiącEvęzaramię,
pociągnąłemjązasiebie.Kilkametrówodnasstałokilkanaście
ogromnychkrów.Byłypozapastwiskiem.Jak,docholery,
przeszłyprzezogrodzenie?
–Cotyrobisz?–pisnęłaEva,uderzającmniewplecy,gdy
przyparłemjąciałemdodrzewa.Niebyłatozbytznaczącabariera
międzyniąakrowami,alewtymmomenciebyłtonajlepszy
pomysł,jakiwpadłmidogłowy.
–Przestańmniebić!–zażądałem.–Powiedzlepiej,jak
przeprowadzićzpowrotemprzezbramętewielkieskurczybyki.
Evaprzestałasięmiotać,apochwiliprzesunęłamniez
całejsiływbok.
–Nalitośćboską,Cage.Onenasniezaatakują.–Utorowała
sobiedrogęzzamoichplecówiuśmiechnęłasięrozbawiona.–
Toniesąbyki.
Akogoto,docholery,obchodziło?Byłyogromne.
Evapodeszładonichbezcieniastrachuizaczęłaje
przepędzać.Tupałanogami,powodująctymsamym,żezwierzęta
powolizaczęłysięwycofywaćikierowaćwstronęotwartej
bramy.Zerknęłanamnieprzezramięiwywróciłaoczami.
–Aleznichdzikiebestie,co?
Byłemrozdarty:zjednejstronyczułemsięjakkompletny
idiota,zdrugiejchciałomisięśmiaćnawidokEvy
poganiającejstado.
Kiedyostatniezwierzęprzeszłoprzezbramę,Eva
zamknęłająizabezpieczyłazamek.
–Pomogłoby,gdybyśnastępnymrazemjązamknął
–zaszczebiotałażartobliwymtonem.
–Chybatrochęzabardzociętobawi–odparłem.
Wzruszyłaramionamiiskrzyżowałaręcenapiersi.
–Muszęprzyznać,żetwojawalecznapostawaichęć,
bybronićmnieprzedwielkimi,złymikrowami,była,w
trochęidiotycznysposób,szlachetna.
–Idiotyczny,co?–podobałmisięwidokrozbawionej
Evy.Dotejporywidziałemjedyniejejsztywnąwersję.
–Niemożeszbyćdobrymoborowym,jeśliboiszsię
krów.Westchnąłemdramatycznie.
–Nocóż,tobybyłonatylezmoichplanównaprzyszłość.Na
jejtwarzynachwilępojawiłosięcośnakształtuśmiechu,
aleszybkozniknęło.Błyskrozbawieniawjejoczachrównież
wygasł.Cotakiegozrobiłem,żeznówmiałazłyhumor?
PodobałamisięEva,jakądzisiajmiałemszansępoznać,anieta
smutna,złośliwa,któraznówstałaprzedemną.
–Niejesteśmyzaręczeni.Jeremyijajesteśmy
tylkoprzyjaciółmi.Bardzodobrymiprzyjaciółmi.
Zdezorientowanyspojrzałemnapierścioneknajejlewej
dłoni,byupewnićsię,czyniemamzwidów.Wciążmiałana
palcudiament,któryoznajmiałcałemuświatu,żejestkobietą
zaręczoną.Zkim,docholery,byławięczwiązana?Jedynym
gościem,zktórymjąwidywałem,byłJeremy.
–Nosiszwięcpierścionektakdlazgrywy?–zażartowałem
wnadziei,żewrócijeszczerozbawionaEva,alezamiasttegona
jejtwarzypojawiłsięgrymas.
–Nie.Nienoszęgodlazgrywy.Niejestemzaręczona
zJeremym,tylkozjegobratem.
Eva
Jestemzaręczonazjegobratem?Dlaczegomu
powiedziałam,żewciążjestemzaręczonazJoshem?Itakprzecież
dowiesięprawdy.Uciekłamstamtądtakszybko,żenawetnie
miałszansyzapytaćmnieocokolwiek.Kogośjednakzpewnością
zapyta.Nieżebymmyślała,żejestmnązainteresowany,ale
dlatego,żejestzdezorientowany.Niechciałam,byinteresowałsię
Joshem.Niechciałam,bydowiedziałsięotym,cosięwydarzyło.
Chciałamnatomiast,żebywciążpatrzyłnamnietym
seksownymwzrokiem.Wzrokiem,któryjanadalmogłabym
ignorować.Podobałomisięto,żektośpatrzynamnieinaczejniżz
politowaniem.Alejaktylkopoznaprawdę,seksowneuśmieszkii
rozbieranki,takiejaktadzisiejsza,szybkosięskończą.Będzieczuł
wyłącznielitośćdlabiednejEvy.
Zanimsięunaspojawił,niebyłamświadomatego,jakinni
mniepostrzegają.Wszyscypostępowalizemnąbardzoostrożnie.
Cageniepatrzyłnamniejaknakogośkruchego.Dziesięć
miesięcytemuniebyłamgotowanato,byktośspoglądałna
mnieinaczej.Chciałam,bywidzącmnie,przypominalisobie
Josha.Terazpotrzebowałamkogoś,kogokolwiek,ktowkońcu
dostrzegłbywtymwszystkimmnie.Nietragedię,jakamnie
spotkała.Poprostumnie.
Cagenieznałmojejprzeszłości.Nieznałbólu,jaki
odczuwałam.Niezważałnasłowa,któredomniewypowiadał,
niepowstrzymywałskierowanychwemnieciosów.Traktował
mnietaksamojakwszystkichinnych.Znimczułamsięznów
normalnie.Nadszedłczas,bymznówpoczułasięjak
pełnowartościowyczłowiek.
Ażpodskoczyłamzprzerażenianadźwięk
trzaskającychdrzwi.
–PieprzonyCharlesNorthmyśli,żemożepolowaćna
mojejziemi,kiedytylkojemuibandziejegokoleżkówbankierów
sięzechce–wymamrotałtata,wchodzącdokuchni.
CharlesNorthbyłmężemsiostrymojejmatki,amojamama
zmarła,gdymiałamzaledwiesiedemlat.Nigdywięcniepoznałam
anijejsiostry,animężajejsiostry.Wiedziałamtylko,żetataza
niminieprzepadał.Mojaciocia,Kim,dzwoniłatylkowtedy,
kiedyczegośpotrzebowała.Zachowywałasiętak,jakbytatabył
jejcoświnien,bomojamamazginęławwypadku.Tatanawet
wtedynieprowadził,aletozdawałosięniemiećdlaniejżadnego
znaczenia.Wciążobwiniałagoojejśmierć.
–Cosięstało?–zapytałam,sięgającposzklankędlaniego.
Wziąłjązmojejrękiiposzedłnalaćsobielemoniady.
–Twojaciotkazadzwoniła,bypoinformowaćmnieotym,że
Charleswtenweekendwybierasięnarybydomojejchaty.Zabiera
zesobąkolegów.Niepytającmnieozdanie.Ustalilitomiędzysobą.
Nocóż,jużpowiedziałemJosiahowi,żemożezabraćtam
Jeremy’egowtenweekendnaryby.Niemamzamiarutegoodkręcać.
–Tatuśpokręciłgłowąipociągnąłsporyłyklemoniady.
–Pojedziesztam?–zapytałam,gdyskończyłpići
postawiłszklankęprzedsobąnastole.
–Taa,muszę.Wyjadęzsamegorana.Cagewie,coma
robić,awniedzielęwyjeżdża.Tojegodzieńwolny.Jużmi
mówił,żemusipojechaćwtedydodomu.
Cage’aniebędziecałąniedzielę?Cóż…niebędęmusiała
sięprzejmowaćtym,czynieugotujesiętam,nazewnątrz,więcw
zasadziepowinnamodczućulgę,taksięjednakniestało.Nie
chciałam,żebyjechał.Zostałabymtucałkiemsama.
–Okej–wydukałam.
–Jadędomiastakupićdrutkolczastynaogrodzenie.Ten
cholernybykwciążrozwalakawałekpłotuprzyjeziorze.Wygląda
nato,żemaochotępopływać–wymamrotał,kierującsięwstronę
drzwi.
Zaczekałamdomomentu,ażtataodjechałswoim
wozem.Niebyłamdokońcapewna,cowłaściwiezrobię.
Decyzjępodjęłampodwpływemchwili.Wiedziałam,żekilka
minutwcześniejCagewszedłdostodoły.Obserwowałamgo
przezkuchenneokno.
Ruszyłamwtamtąstronę.
Otworzyłamdrzwiiweszłamdośrodka.Musiałamzmrużyć
oczy,bywidziećwyraźniewpanującymwewnątrzpółmroku.
Jedynymźródłemświatłabyłypromieniesłońcawdzierającesiędo
stodołyprzezdach.Przywitałmnieznajomyzapachsianai
drewna.Gdytatawpadłnachwilędokuchni,musiałamnakilka
minutzaniechaćobserwacji,możliwewięc,żeCagejużstąd
wyszedł,żesięznimminęłam.
–Szukaszczegoś?–zapytałniespodziewaniezza
moichpleców.
Obróciłamsię,bynaniegospojrzećiomalnie
połknęłamjęzyka,gdymójwzrokzatrzymałsięnajegonagim
torsie.Podziwiałamgojużcoprawdazdaleka,alenigdyz
takiejodległości.Zbliskabyłozdecydowanielepiej.
–Zaręczonadamaniepowinnapatrzećnainnegofacetatak,
jakbychciałagopolizać.–Żartobliwytontylkopotwierdzał,że
mojegapieniesięwcalemunieprzeszkadza.Dobrzesiębawił.
–Aktopowiedział,żechcęciępolizać?–odparłam
zaskoczonawłasnąśmiałością.Czyjawłaśnieflirtowałam?
Niebyłampewna,czykiedykolwiekwcześniejtorobiłam.
Cageprzeczesałdłońmiwłosyizaśmiałsięnisko.
–Możepowinniśmyzmienićtemat?–Wyraźnie
byłzdenerwowany.Czytoprzezmójkomentarz?
–Totymówiłeścośolizaniu,Cage,nieja.–
Czekałamciekawajegoreakcji.
–Tak,chybatakwłaśniebyło–odparłprzeciągleizrobił
krokwmojąstronę.Okej,możejednakgonieonieśmieliłam.
Facetatakiegojakonniejestłatwozawstydzić.–Cóż,jeśli
naprawdęchceszporozmawiaćolizaniu,chętniedotrzymam
citowarzystwa.
Och.Teraztojasiędenerwowałam.Cagesięgnąłichwycił
mniezalewąrękę.Ciepłojegoszorstkiejdłonisprawiło,że
przezmojeciałoprzeszedłdreszcz.
–Jedynymproblemem,jakidostrzegamwrozmowieztobą
natentemat,jestto,żeprzychodząminamyślpewnerzeczy.
Zaczynamzastanawiaćsięnadczymś,oczymniepowinienem
nawetmyśleć.Orzeczach,którebędąmniedręczyć,ponieważ
nigdysięniedowiem,jakajesteśsłodka.Mogębyćróżnymi
osobami,Evo,mogęnawetbyćtym,zakogomnieuważasz,ale
nigdyniedotknękobiety,któranależydoinnegofaceta.
Otworzyłamusta,chcąccośpowiedzieć,aleCageuniósł
mojądłońipocałowałmniewserdecznypalec.Pochwili
wysunąłniecojęzykidelikatniemusnąłnimwierzchmojejdłoni.
Uśmiechnąłsięzawadiacko.
Nawetniewiedziałam,żeprzestałamoddychać.Kiedy
płucazaczęłymniepalić,wzięłamgłębokioddech,aCage
pozwoliłopaśćswobodniemojejręce.
–Przepraszam,musiałemskosztować,choćbyodrobinę.
Puściłmioczkoiodwróciłsięwstronędrzwi.
Stałamwciszy,patrząc,jakwychodziwrozedrgane,
upalnepowietrze.
–RozdziałVI–
Cage
Jechałemprzedsiebie,bylejaknajdalejodtejpieprzonej
stodoły.Kiedynahoryzonciepojawiłosięjezioro,zatrzymałem
sięiwyskoczyłemzauta.Ruszyłemwstronęwody.Musiałemsię
niecouspokoić.ChciałempowstrzymaćEvęodjejflirciarskich
uwagi,jasnacholera,natknąłemsięnaminę.Głupi.Głupi.Głupi.
Zacząłemrozpinaćspodnie.
–Hej,jeślimaszzamiarsięrozbierać,dajmichwilęna
zmyciesięstąd.–Odwróciłemsięizobaczyłemidącego
wzdłużogrodzeniaJeremy’ego.Wtymmomencieniespecjalnie
miałemochotęgooglądać.Wmojejgłowiepanowałchaos,
któregopowodembyłajegoprzyszłabratowa.
–Jestgorąco–odparłem.Nieumiałemzapanowaćnad
irytacjąwgłosie.Byłemwkurzony.Niemiałemkutemużadnego
konkretnegopowodu,aletakwłaśniesięczułem.Dlaczegopo
prostuniebzyknąłemBekkiLynn,dlaczegosobienieulżyłem?
TozaspokoiłobymojefizycznepotrzebyiwkurzyłobyEvę.A
jeśliznówmnieznienawidzi,przestaniezamnąłazićigadać
rzeczy,którychniepowinna.
–Taa,fakt.Niemamytutakchłodzącejbryzyjakwy
nawybrzeżu.
Niebyłemwhumorzenarozmowyopogodzie.
–Pracujesz?–zapytałem.Zarazmiałempowiedziećmu,
żebyspieprzałipozwoliłmiwreszciewskoczyćdowody.
–Niee,jużskończyłem.Wtenweekendjadęztatąna
ryby.Pomyślałem,żezanimwyjedziemy,sprawdzęogrodzenie
potejstronieposiadłości.
Tylkozojcem?Wsumienigdyniewspominałobracie.
Anirazu.Tobyłodziwne.
–Twójbratteżjedzie?
UśmiechzniknąłztwarzyJeremy’ego.
–Hmm…nie.
–Niemieszkatutaj?NigdyniewidziałemgouEvy.Wcisnął
dłoniewkieszeniedżinsów.Grymasnajegotwarzy
siępogłębił.
–Cowieszomoimbracie?
–Nicpozatym,żejestzaręczonyzEvą.–Ocowtym
wszystkimchodziło?Skądtacaładziwnasytuacjazjego
bratem?Tobyłoprzecieżzwykłepytanie.
–Evaciotympowiedziała?–zapytałciągle
skwaszonyJeremy.
–Tak.
Westchnąłipokręciłgłową.Cośtuewidentniebyłonietak.
–Naprawdęniepowinienemotymmówić,botohistoria
Evy.Jednakmaszprawoznaćprawdę.Evabyłazaręczonaz
moimbratem.
Czyżbyzerwalizaręczyny?Aleonaprzecieżwciąż
nosiłapierścionek.Miałaproblemypsychiczne?Czyotow
tymwszystkimchodziło?
–Cage,mójbratnieżyje.
Tegosięniespodziewałem.Prawieuwierzyłemwto,że
Evajestniecosfiksowana.Zpewnościąniespodziewałemsię
tego,żenosipierścionekodzmarłegonarzeczonego.
–Byłwwojsku.Osiemnaściemiesięcytemuzabiłago
bomba.WpobliżuBagdadu.Jegoiczterechinnychżołnierzy.
PodczasswojejostatniejprzepustkioświadczyłsięEvie.
Ocholera.
–Onawciążnosipierścionek–odparłem,starającsię
jakośzrozumiećtowszystko.
–Tak,nosi.Dorastalirazem.Wszyscydorastaliśmyrazem.
Byłmoimbliźniakiem.AleoniEvabylinierozłączni.Tak
bardzodosiebiepodobni.
Niemiałemnatożadnejodpowiedzi.Cóżmogłem
powiedzieć?Żebyłomiprzykro?Tozdawałosięzbyt
płytkie.Facetstraciłbrata.Evanarzeczonego.Stwierdzenie,
żejestmiprzykro,niebyłowystarczającodosadne.
–Wyświadczmiprzysługęiniewspominajjej,żeciotym
powiedziałem.Onajeszczesięztymniepogodziła.Jak
widzisz,wciążnosipierścionek,niemówiącotymszpanerskim
jeepie,którymniechcejeździć.–Zamilkł,wjegooczach
dostrzegłemzmartwienie.Niechciał,żebyEvasięsmuciła.
–Niepowiemjej–zapewniłemgo.
–Dzięki,stary.
Odchodząc,zatrzymałsięjeszczenachwilęispojrzałna
mnieprzezramię.
–Pamiętajotymnastępnymrazem,kiedybędziesię
zachowywałajakkompletnasuka.Niedałaciżadnejszansy,ale
wydajemisię,żetodlatego,żesiętobąinteresuje,itojąprzeraża.
Wątpię,bykiedykolwiekciodpuściła.Poprostutoignoruj.
Cóż,wcześniej,wstodole,chybaniecomiodpuściła.Teraz,
gdyjużowszystkimwiedziałem,żałowałem,żeniezostałemz
niądłużej,byprzekonaćsię,jakrozwiniesięsytuacja.Uciekłem,
ponieważbyłemcholerniebliskipocałowaniajejpięknychust.
To,żebyłazaręczona,dawałomiczerwoneświatło.Noijest
jeszczestypendium,októrympowinienemmyśleć.Aleprawda
byłataka,żegdybyEvapostarałasięniecobardziej,zpewnością
złamałabymójopór.
–Hej,Jeremy–zawołałem,aonznówprzystanął.–Czyona
kiedykolwieksięuśmiecha?
Czekałemnachwilę,wktórejzobaczęjejuśmiech.
Myślałem,żemożetylkoprzymnietegonierobi.Popoznaniu
prawdyzastanawiałemsięjednak,czywogólepamięta
jeszcze,jaktojest.
–Niewidziałemjejuśmiechuoddniapoprzedzającego
informacjęośmierciJosha.Tobyłweekend,ajapostanowiłem
zaskoczyćwszystkich,przyjeżdżającwodwiedzinyzuczelni.
Pamiętam,jakwszedłemdokuchni,gdzieEvaimama
przeglądałymagazynyślubne.Obiezapiszczałyiprzybiegłymnie
przytulić.Następnegorankazadzwoniłtelefon.
Zabolałomniewpiersi.Niebyłemzbytemocjonalny.Przez
wielelatmojeżyciebyłonaprawdędodupy.Ajednakobraz
cieszącejsięzżyciaEvy,którejszczęściezostałoodebrane…
bolał.
–Jakwyglądajejuśmiech?–zapytałem.
PrzezmomentJeremywyglądałnazadumanego.Po
chwiliodpowiedział:
–Niesamowicie.
Eva
Tatajużwyjechałnaweekend,aCage’aniebędzieod
jutra.NawetJeremymiałswojeplany.Pomyślałam,że
zadzwoniępoBeccęLynn,alestwierdziłam,żeniechcęjej
widzieć,jeszczenieteraz.Cokolwiekwydarzyłosięmiędzynią
aCage’em,najwyraźniejniebyłodlaniejzbytprzyjemne–od
tegoczasuaniniezadzwoniła,aniniewpadławodwiedziny.
Zapakowałamwfoliędwiekanapkizindykiem,które
przygotowałamCage’owinakolację.Dzisiajniegotowałam,a
onmusiałprzecieżcośzjeść.Sięgnęłampodblatiwyciągnęłam
bidon.Pewniemajużdośćpiciawody.Wypełniłambutelkę
lemoniadą,którąwcześniejzrobiłamdlataty.
Niemogącsiępowstrzymać,położyłamjedzenienablaciei
podeszłamdolustra,bysprawdzićstanswoichwłosówitwarzy.
Niezamierzałamzbytdługozastanawiaćsięnadtym,dlaczego
takmizależy,bydobrzewyglądaćdlaCage’a.Jeślizacznęotym
rozmyślać,wnioskizapewnenieprzypadnąmidogustu.
Kiedyjużupewniłamsię,żewyglądamwystarczająco
dobrze,wróciłamdokuchni,zabrałamtalerzzjedzeniem,paczkę
chipsówilemoniadę,poczymruszyłamwstronęstodoły.
Słońcejużzachodziło,dzisiajposiłekdlaniego
przygotowałamniecopóźniejniżzazwyczaj.Zwykleudawałomi
sięzdążyć,zanimCagekończyłpracę,akolacjęzostawiałammu
nastolikuprzyłóżku.Aledziśchciałamgozobaczyć.Chciałam,
żebyznówdotknąłmojejdłoniisprawił,bymojeciałozadrżało.
Minęłojużtyleczasu,odkądktośdotykałmniewtakisposób,
bymczuła,żenaprawdężyję.Tobyłoekscytujące.Tegomi
właśniebrakowało.
Weszłamdostodoły.Spoglądającwprawo,zauważyłam,że
drzwidojegosypialnisązamknięte.Jedynąszansąnaodrobinę
świeżego,chłodnegopowietrzabyłotutajoknoznajdującesięw
jegopokoju.Zamykaniedrzwibyłozaśjedynymsposobemna
utrzymanietemperaturywtympomieszczeniu,więczawszeje
zamykał.Zwykleniemusiałamsięzastanawiać,czyCagejestu
siebie,ponieważwiedziałam,żejeszczepracuje.Tymrazem
jednakniebyłampewna.Niewidziałam,bywchodziłdośrodka,
wiedziałamtylko,żewóz,którymjeździł,stałzaparkowany
przedbudynkiem.
Chwytającmocnotalerz,podeszłamdodrzwijegopokoju.
Zapukałam.Możebyłpodprysznicemalborozmawiałprzez
telefon.Przybliżyłamuchodociepłegodrewna.Nicniesłyszałam.
Schyliłamsięipołożyłambidonnaziemi,poczymprzyłożyłam
dłońdoucha,żebysprawdzić,czydziękitemubędęsłyszećchoć
trochęlepiej.
–Cosiętamdzieje?Chybaniewiele.Natojest
zdecydowaniezbytciasno.–RozbawionygłosCage’a
przestraszyłmnienatyle,żeledwoutrzymałamwdłonitalerz.
–Uważaj,dziewczyno.Nieupuśćmojejkolacji.–
Zaśmiałsię,poczymsięgnąłiwziąłodemnienaczynie.
Przyłapałmnienapróbiepodsłuchiwania.Niebyłochyba
nicbardziejżenującego.Wpełznięciepodłóżkoipozostanietam
przeznajbliższytydzieńbrzmiałoteraznaprawdękusząco.
–Zanimjąkopniesz,czymogędostaćbutelkęznapojem?–
Wskazałnalemoniadę,którąpołożyłamnaziemicelem
zwiększeniaefektywnościpodsłuchiwania.Schyliłamsię,byją
podnieść.Możeudałobymisiępodaćmubutelkę,apotemrzucić
siędoucieczki,takbymniemusiałaspojrzećmuwoczy?Podałam
mubidon,uparcienaniegoniepatrząc.Czułam,żejest
rozbawiony.Niemusiałamgowidzieć,żebydoskonalezdawać
sobieztegosprawę.
–Nodalej,Evo.Niemożeszwiecznienamnieniepatrzeć.
Niemiałaśproblemuzpodsłuchiwaniempoddrzwiami.Kto
wie,comogłaśusłyszeć,gdybymfaktyczniebyłwśrodku.
Droczyłsięzemnąimiałdotegopełneprawo.Nie
potrafiłampowstrzymaćsięoduśmiechu.Podniosłamoczy
inapotkałamjegowzrok.
–Niewierzę,żemnieprzyłapałeś–odparłamszczerze.
Spodziewałamsię,żeznówzażartuje,alenajegotwarzynie
byłojużwidaćrozbawienia.Przyglądałmisięuważnie.
Uśmiechnąłsię,wskazującnatrzymanyprzezsiebietalerzz
kanapkami.
–Tusądwiekanapki.Zjeszzemną?
Och.Wow.Hmm.Nie.Jużchciałampokręcićgłową,
kiedypochyliłsięwmojąstronę,abijąceodniegociepło
przyprawiłomnieodreszcze.
–Atodlaczego?–zapytałzachrypniętymszeptem,
gdydrzwizamnązaczęłysiępowoliotwierać.
–Jużjadłam–wydukałam.
–Więcdotrzymajmitowarzystwa,gdyjabędęjadł–odparł,
odsuwającsięodemnieiwskazującnaotwartedrzwidoswojego
pokoju.–Nodalej,wejdź,Evo.Tujestprzyjemniechłodno.
Tobyłmoment,wktórympowinnambyła
grzecznieodmówićiwrócićdodomu.Tylkożetegonie
zrobiłam.Odwróciłamsięiweszłamdomałego
pomieszczeniazajmowanegoprzezCage’a.
Łóżkobyłoniepościelone,jakzwykle,gdyprzychodziłam
tu,byzostawićmuposiłek.Zdajesię,żenigdygonieścielił.W
rogusypialnipiętrzyłasięstertaciuchówdoprania.Jedynym
schludnymnawykiem,jakiposiadał,byłoto,żeconocrozwieszał
swójręczniknadrzwiach.Pamiętam,żeprzygotowującdlaniego
pokój,zostawiłammujedenręcznikijednąmyjkę.Czywciąż
używałtejsamej?Źlemibyłozeświadomością,żenapoczątku
tygodniazachowywałamsięwobecniegojakrozpieszczony
bachor.Całytydzieńciężkopracował.Zasłużyłsobienato,byco
wieczórmiećczystyręcznik.
Jakożeprzystanęłamnasamymśrodkupokoju,Cageominął
mnieiusiadłnałóżku.Zabrałsięzakanapki,jakbyniejadłco
najmniejodkilkudni.Spoglądającnazegar,zorientowałamsię,że
jestjużpoósmej.Minęłowięcsześćgodzinodchwili,gdy
przyniosłammuświeżąwodąikawałekcytrynowejbabkiod
paniMabel.Znówpoczułamukłuciewiny.
–Jeślitoniewystarczy,mogęzrobićwięcej–zaoferowałam,
patrząc,jakodgryzaogromnykawałekswojejkanapki.
Uśmiechnąłsię,przeżuwając,poczymskosztował
lemoniady.
–Tojestpyszne.Dzięki.Umierałemzgłodu.Ato
cytrynoweciasto,którewcześniejprzyniosłaminiewidzialna
wróżkabyłokur…niesamowite.
Co?
–
Niewidzialna
wróżka?
–
zapytałam
zdezorientowana.Cagewyglądałzupełniepoważnie.
–Nowiesz,ta,któraprzynosimiwodęizimne
ręczniki,kiedyniepatrzę.
Chciałzgrywaćmądralę,tak?Nocóż,dobrze,oboje
możemysięwtozabawić.
–Ach,tawróżka.Tak,onamaawersjędozbytpewnych
siebiegości,którzymyślą,żecałyświatleżyuichstóp.
Cageodłożyłkanapkęnatalerzizmrużyłoczy.
–Czyżby?Hmm…ajajużmiałemnadzieję,żewkońcu
zjawisięktóregośdniainiecoodwrócimojąuwagęodpracy.
–Toraczejwątpliwe–odparłam,niemogąc
powstrzymaćuśmiechu.
–Cholera.Następnymrazem,kiedybędępotrzebował
przerwy,muszęwięcwymyślićcośinnegoniżfantazjao
półnagiejwróżce.
Och,dobryBoże,czyonmiałnamyśli…?
–Jesteśchory–wydukałam,chichoczącnerwowo.
–Kto,ja?Totypodsłuchiwałaśpodmoimidrzwiami.Co
miałaśnadziejęusłyszeć,Evo?Gdybymwiedział,żeprzyjdzieszw
nadzieinashow,byłbymznacznielepiejprzygotowany.
–RozdziałVII–
Cage
Niechmnieszlag,jeślijejuśmiechniebyłkurewskopiękny.
Ośmiechuniewspominając.Chciałemzapakowaćgowjakieś
pudełeczkoizostawićsobienapóźniej.Samaświadomośćtego,
żetojawywołałemuśmiechnajejtwarzy,sprawiła,żewszystko
innewydawałosięmniejważne.
–Chciałamsiętylkoupewnić,żeniejesteśpod
prysznicemalbożenierozmawiaszprzeztelefon–wyjaśniła.
Jasne.Towłaśnierobiła,kiedystałemwcieniui
obserwowałem,jakzawszelkącenępróbujedosłyszećcoś
przezzamkniętedrzwi.Musiałemzmobilizowaćcałąsiłęwoli,
bynieparsknąćwtedyśmiechem.
–Miałaśzamiarwejść,gdybymbyłpodprysznicem?
Wkońcujużwidziałaśmójgołytyłek.
Evaznówsięzarumieniła.Tamtegowieczorumusiała
miećcałkiemniezływidok.
–Muszęwracaćdodomu–odparła,wycofującsięw
stronędrzwi.
–Proszę,nieidźjeszcze.Jużniebędęsiędroczył,obiecuję–
chciałem,żebyzostała.Chciałemjąlepiejpoznać.Pragnąłem,by
zaufałaminatyle,żebywyznaćprawdęopierścionkunaswoim
palcu.
Najejtwarzywidaćbyłoniezdecydowanie.Tobył
dobryznak.Jakaśjejczęśćchciałazostaćtuzemną.
–Niejesteśzmęczony?–zapytała.
Byłempiekielniezmęczony,aleniemiałem
zamiaruzrezygnowaćzjejtowarzystwa.
–Niebardzo.Tylkosamotny.Wszyscymoiprzyjaciele
sągodzinędrogistąd.Ajapotrzebujękogośtutaj,namiejscu.
Evapodeszłabliżejiusiadłanaskrajułóżka.Znak,że
zostajezemną.
–Cage’uYorku,czytymnieprosisz,żebymzostałatwoją
przyjaciółką?
Niecałkiemtomiałemnamyśli.Alenaraziewystarczy.
–Chybatak.
–Dlaczegochceszsięzemnąprzyjaźnić?Odkąd
tuprzyjechałeś,jestemdlaciebietylkowredna.
Ponieważmniefascynujesz.Tegoniebyłajednak
jeszczegotowausłyszeć.
–Podejrzewam,żetotykontrolujeszstanczystościmojej
pościeli.Myślę,żejeślibędziemysiękumplować,częściej
będędostawałczystyzestaw.
–Nie,totykontrolujeszswojąpościel.Pozatym
dobrzewiesz,gdzieznaleźćmydłoiwodę–odparła.
Jeślitylkochciała,umiałazachowywaćsięjakdzieciak.
–Wtakimwypadkubędęmusiałsprowadzićtusobie
jakąśkobietę,któralubimnienatyle,żebymipomóc.
Pojejminiewidaćbyło,żeuznałamojesłowazażart.Ale
jawcalenieżartowałem.Seriomyślałemotym,żebyzadzwonić
doLow,byzajrzaładomojegomieszkaniaiprzywiozłami
stamtądjakąśczystąpościel,kilkamyjekiręczników.
Potrzebowałemteższamponuimydła.Miałemdośćmyciasięw
płyniedonaczyń,któryznalazłempodzlewemwstajni.
–Wtakimrazieżyczępowodzenia–wypaliła.
Skończyłemdrugąkanapkęiotworzyłempaczkęchipsów,
poczymoparłemsięościanę,nogikładącnałóżku.
–Możeszsięzdziwić,widząc,nacomniestać.
Evawywróciłaoczamiiodwróciłasięwmojąstronę.
–Twojeegoniemażadnychgranic,prawda?Wrzuciłem
doustkilkachipsówizacząłempowoliżuć,
delektującsięnimi.Evaobserwowałamnieuważnie.Jejwzrok
zatrzymałsięnamojejszyi.Dlaczegotaksięwnią
wpatrywała?Koniuszekjejróżowegojęzykaprzejechałpowoli
podolnejwardze.Aniechmnie…
Niebyłemażtaksilny.Położyłempaczkęchipsównałóżkui
wstałem.Jejoczyrozszerzyłysięwzdziwieniu,apochwiliznów
spojrzałamiwoczy.Zatrzymałemsięprzednią,sięgnąłempojej
dłońiprzyciągnąłemjądosiebie.Zanimzdążyła
zareagować,pocałowałemjejpełne,czerwoneusta.
Byłasztywnatylkoprzezmoment.Wkońcurozluźniłasię
nieco,apochwilizaczęłamnienamiętniecałować.Przygryzłem
delikatniejejgórnąwargę,potemzłożyłemdelikatne,lekkie
pocałunkinadolnejipolizałemkażdyzdwóchciepłych
kącików.Kiedywestchnęła,skorzystałemzokazjiiwślizgnąłem
sięjęzykiemwjejusta.Byłasłodsza,niżsobiewyobrażałem.
Smakowałalemoniadąiletnimsłońcem.Jejjęzykdołączyłdo
zabawyiporazpierwszywżyciuugięłysiępodemnąkolana.
Objąłemjąwtalii,dłonieopierającnajejbiodrach.Chciałem
poznaćjejciałotak,jakpoznawałemwłaśniejedwabistewnętrzejej
ust,aleniebyłempewien,czyjestgotowanawięcej.Jednakjej
dłoniepowoliwspinałysiępomoimtorsie.Jejkciukiprzezkoszulkę
pocierałymojesutki,ścisnąłemwięcmocniejjejtalię,zmuszając
tymsamymswojedłonie,bypozostaływbezpiecznymrejonie.
Kurwa,czyjakiedykolwiektrzymałemdłoniewbezpiecznym
rejonie?Jak,docholery,mampoznać,którytorejon?
Delikatnyjęk,którywyrwałsięjejzust,zgubiłmnie
całkowicie.Mojeręcepowędrowaływgóręipochwyciłyjej
piersi.Twardesutkiprzebijałysięwyraźnieprzezmateriałjej
stanikaikoszulki.Tominiewystarczało.Potrzebowałemwięcej.
PochwilizacząłempodciągaćjejT-shirt,całującprzytym
łapczywiejejszczękęikąsającucho.
–Cage,nie.
Zamarłem.Niechtoszlag.
Pozwoliłemopaśćpodniesionejprzezemniekoszulcei
odsunąłemsięnabezpiecznąodległość.Wciążczułemzapach
jejskóryismakjejust,zupełniejakbydomnieprzywarły.
Zamknąłemoczyiwziąłemgłębokioddech.Toniewystarczyło.
Potrzebowałemwięcejdystansu.
–Więcidźsobie–powiedziałemszorstko.
–Przepraszam…
–Nieprzepraszaj.Niemazaco.Chcętylko,żebyśwyszła
–zdołałemwydukać.
Kiedyzamknęłysięzaniądrzwi,wszedłempodprysznici
puściłemzimnąwodę.
Eva
Tejnocysenomijałmnieszerokimłukiem.Zakażdym
razem,gdyzamykałamoczy,widziałamnaszpocałunek.Potem
obrazsięzmieniałizamiastCage’acałowałamJosha.Niebyłow
tymjużtakiejpasjianiszaleństwa.Znimnieczułamsięażtak
niesamowicie.Pochwilidałyosobieznaćwyrzutysumienia.Josh
byłidealnyidobry.Joshmniekochał,tylkomnie.Cagetakinie
był.Niebyłownimnicidealnegopozawyglądem
zewnętrznym.Onpoprostukochałkobiety.Niemnie.Nigdy
nikogonieobdarzyłprawdziwąmiłością.Byłamchybanajgorszym
człowiekiemnaświecie,przyznając,żejedenpocałunekCage’a
Yorkabyłnajwspanialsząrzeczą,jakąkiedykolwiekprzeżyłam,
choćJoshcałowałmnieprzecieżwielerazy.Trzymałmniew
ramionachitańczyłzemnąwblaskuksiężyca.Jakmogłam
pomyśleć,żetennicnieznaczącypocałunekCage’abyłlepszyniż
chociażmomentspędzonywobecnościJosha?
Zrzucajączsiebiekołdrę,zrezygnowałamzdalszychprób
zaśnięcia.Itakbyłjużprawieporanek.Zabrałamzszafyszortyi
koszulkęzkrótkimirękawami,poczymposzłamdołazienki.
Cagemiałdzisiajwyjechać.Czypowinnampuścićgotakbez
słowawyjaśnienianatematmojejwczorajszejucieczki,amoże
powinnamiśćdoniegoiwszystkomuwytłumaczyć?
Postanowiłamzałatwićsprawę,zamiastrozmyślaćoniejprzez
całydzień.
Umytaiubranawyszłamnazewnątrz.Napodjeździestał
srebrnyhatchback.Zdajesię,żektośprzyjechałpoCage’a.
Ruszyłamwstronęstodołyizobaczyłam,żeniemaprzyniej
wozu,któregoużywałpodczaspracy.Czyżbypojechałcoś
jeszczezrobićprzedwyjazdem?
Drzwistodołyotworzyłysię,azbudynkuwyszłakształtna
dziewczynaorudychwłosach.Niosłacoś,cowyglądałojak
pościeliręczniki.Kiedymniespostrzegła,uśmiechnęłasię
przyjaźnieiruszyławmojąstronę.Krótkaspódniczka,którą
miałanasobie,odsłaniałaparęniesamowitychnóg.Jużjej
nienawidziłam.Wtedypodeszławystarczającoblisko,bym
dojrzałajejkrystaliczniezieloneoczy.Tak,naprawdę
nienawidziłamtejpanny.Kimbyłaicorobiławmojejstodole?
–Hej,jestemWillow,przyjaciółkaCage’a.Przywiozłam
muświeżąpościel,trochęręcznikówimyjek.Pomyślałam,że
brudnewezmęzesobąiupioręjewdomu.Możejezwrócićdziś
popołudniu.Dziękitemubędziemiałdodatkowyzestaw.
Nieżartowałztymsprowadzeniempomocy.Aleja
żartowałam,mówiąc,żeniewypioręmupościeli.Dziśmiałam
zamiarsiętymzająćiupewnićsięprzyokazji,żema
wystarczającąilośćręcznikównacałytydzień.Irytowałomnie,że
tadziewczynamnieuprzedziła.Jasnasprawa,żeCagemana
telefonniejednąsuperlaskę.Kogochciałamoszukać?Jago
odrzuciłam,alewkolejcejużstałyinneczekającenaswoją
szansę.Otym,żewczorajodniegouciekłam,zapewnejużdawno
zapomniał.Tylkosięcałowaliśmy.Japrzeztoniemogłamzasnąć,
aCagezadzwoniłposwoją„przyjaciółkę”,żebyprzywiozłamu
świeżąpościeliręczniki.UGH!
–Wezmęto.Niemaproblemu,żebymjajewyprała.I
takmiałamtozrobićpojegowyjeździe.–Zirytowanyton
mojegogłosunieumknąłjejuwadze.
Najejtwarzypojawiłsięgrymaszmartwienia.
–Och.Przepraszam.Chybapoprostuniechciałsprawiać
wamkłopotu.Zadzwoniłdomnieizapytał,czynie
przywiozłabymmuparurzeczyiwspomniałcośopościeli.
Pomyślałam,żeskoroitakczekam,ażnakarmikrowy,tow
tymczasieprześcielęmułóżko.
Byłazbytatrakcyjna,żebybyćnakażdezawołaniefaceta.Czy
onaniemiaładlasiebiezagroszszacunku?Tatapowinienbyłją
nauczyć,żejestkimświęcej,niżczyimśpopychadłem.Twarzi
ciałoCage’asprawiały,żedziewczynyrobiływszystko,cotylko
chciał.Alenieja.Niebędęjednązwielu.Miałamswojągodność.
–Jestempewna,żeCagedałbysobieztymradę–ucięłam,
poczymzabrałampraniezjejrąk.
Willowzaśmiałasięgłośno.
–Takmyślisz?Niestety,dorastałwśródkobiet,któresię
nimopiekowały.Pobyttutajtrochęgowzmocni.Przydamusię,
jeśliktośporządnienimpotrząśnie.Wszystko,bylebyniejeździł
jużwięcejpopijaku.
Dużoonimwiedziała.Czytobyłajegoregularna
dziewczyna?Cageniewyglądałminafaceta,którymatylko
jednąkobietę.Amożeonaznałazasadygryigodziłasięnanie?
Mimowszystkoojciecmógłjąniecolepiejwychować.
Wóz,którymporuszałsięCage,zagrzechotał,wjeżdżając
napodjazd.Willowuśmiechnęłasiędomnie,poczympomachała
doCage’a,gdytenwysiadałzsamochodu.Dlaczegoznowubył
bezkoszulki?Byładopieroósmarano.Apojechałtylkonakarmić
krowy.
–Low,przywiozłaśmojerzeczy?–zawołał,ruszającw
nasząstronę.
–Tak,położyłamjewtwoimpokoju.Nawetpościeliłam
ciłóżko.Terazjestładnieiczysto.
–Acozkoszulą?
Willowprzytaknęła.
–Jest,leżynatwoimłóżku.
Zatrzymałsięprzydziewczynieiwtuliłsięwnią,
przyciskającgłowędojejszyi.Tapoklepałagopoplecachi
zaśmiałasięnacoś,cowymamrotałprostowburzęjejloków.Nie
miałamochotyoglądać,jaksiędosiebiedobierają,więcwłaśniesię
obracałam,bywrócićdodomuzrękomapełnymiprania.
–Evo,poczekaj.PoznałaśLow?
Świetnie,chciałnassobieprzedstawić.Jabyłamtą,którą
wczorajpocałował,onazaśtą,któracałowaćgobędziedzisiaj,
ipewnienietylko.
–Tak,poznałam–odpowiedziałamnajchłodniejszym
tonem,jakiumiałamzsiebiewykrzesać.
CageskrzywiłsięispojrzałnaLow,jakbytoona
miaławiedzieć,dlaczegojestempoirytowana.
–Okej,będziemyjużjechać.Widzimysięwieczorem.
Nakarmiłemkrowy.Wszystkopowinnobyćwporządku.
Skinęłambeznamiętnieiobróciłamsię,byjaknajszybciej
wrócićdodomu.Chciałamzostaćsamaiwspokojuzebrać
myśli.Tengośćtylkomniepocałował.Dlaczegozachowywałam
siętak,jakbymiędzynamibyłocoświęcej?Międzynaminicnie
było.Byłtakniedostępny,jaktylkobyłotomożliwe.
Wrzucającpraniedopralki,krzywiłamsiędopościeli,jakby
tobyłajejwina.Tagłupiarudamusiałasiętutajzjawić.Przebrała
jegopościel,przywiozłamuwięcejręcznikówimyjek,ponieważja
odmówiłammupodstawowychrzeczy.Świetnarobota,Evo.
–RozdziałVIII–
Cage
–Coty,docholery,jejzrobiłaś?–zapytałem,siadającna
miejscupasażerawvolvienależącymdoLow.Przedwyjazdem,
miałemnadziejęchoćtrochęzałagodzićsytuacjęzEvą,alew
trakciespotkaniabyłaniecoopryskliwa,dlategoteż
postanowiłemzachowaćdystans.
–Więctyteżtozauważyłeś?Myślałam,żemamomamy.
Niemampojęcia,cojątakrozwścieczyło,alemamnieodparte
wrażenie,żeniepodobałojejsięto,żeprzynoszęciczystąpościel
iżeścielętwojełóżko.–Lowrzuciłamiostrzegawczespojrzenie.
–Niczniąnierobiłeś,prawda,Cage?Onajestzaręczona.
Pozwoliłemopaśćswojejgłowienazagłówekiwestchnąłem.
Czułem,żezdradąwobecEvybyłobywyznanieLowprawdy.
Ale,cholerajasna,musiałemtokomuśpowiedzieć.Lowbyła
mojąnajlepsząprzyjaciółką,noibyłakobietą.Możepomożemi
jakośrozgryźćtęsytuację.
–Takwłaściwietoonaniejestzaręczona–zacząłem.
–Owszem,jest.Napalcujejlewejrękiwidziałamdiament.
–Tak,wiemotym,alefacet,któryjejgodał,
osiemnaściemiesięcytemuzginąłwBagdadzie.
Nagłezachłyśnięciesiępowietrzempoprzedziłociche
„Omójboże”.
–Gość,zktórymmyślałem,żejestzaręczona,okazałsię
byćbliźniakiemjejnarzeczonego.Sąpoprostubardzodobrymi
przyjaciółmi.
–Aleonawciążnosipierścionek–wyszeptałaLow.–
Totakiesmutne.Kiedyciotympowiedziała?
Zastanawiałemsię,czysamakiedykolwiekwyznałabymi
prawdę.Zeszłejnocy,choćzakończyłasięonajejucieczką,
doświadczyliśmyniesamowitegopocałunku.Aprzed
pocałunkiem,kiedyrozmawialiśmy,śmiałasię.Toniebyłtylko
uśmiech–onafaktyczniesięśmiała.
–Nieona,Jeremy.
–Jeremy?Bliźniakjejnarzeczonego?
–Taa.
–Tomiłamieserce,Cage.
Ból,któryodczuwałemnamyśloEvieiotym,costraciła,
powrócił.
–Onawcaleniejestzimnąsuką,zajakąuchodzi.Jest
całkiemrozrywkowa,jeślijużudacisięprzebićprzezten
stalowypancerz,którymsięchroni.
Lowodchrząknęłaipoprawiłasięnasiedzeniu.
–Jakrozumiem,oznaczato,żetysięprzezów
pancerzprzebiłeś?
–Odrobinę.Sprawiłem,żesięuśmiechnęła,anawetżesię
śmiała.Jeremymówił,żenierobiłategoodśmierciJosha.
Lowsięgnęładłoniąwmojąstronęipoklepałamnie
pokolanie.
–Jeślijestwystarczającobystra,żebyotworzyćsię
przedtobą,przedprawdziwymtobą,anietym,którego
zgrywaszdlapanienek,którymchceszsiędobraćdomajtek,
wtedydokonasłusznegowyboru.
–Tuniechodziodobraniesiędojejmajtek–
odparłem,ściskającjejdłoń.
–Nie,Cage,wtwoimwypadkuzawszechodziodobranie
siędokobiecychmajtek.Alemożetymrazemchceszteżczegoś
więcej?
–Tak,maszrację.Majtkizawszesąnamojej
liściepriorytetów.
Lowpokręciłagłowąisięzaśmiała.
–Brakowałomiciebiewtymtygodniu.BezciebieLiveBay
niejesttakiesamo.Myślę,żenawetPrestonotarłłezkę,gdyw
przerwiekoncertuleciałoPictureKidRockainiebyłociebie,
żebyśodśpiewałswojąpartię.
–CzywzwiązkuztymodśpiewałpartieSherylCrowi
KidRockazupełniesam?–zapytałem.
–Tak,niestetytakwłaśniebyło.Zrobiłto,stojącnastolei
trzymającczyjąśszczotkędowłosówjakmikrofon.
–Mogęsięzałożyć,żebyłotocholerniezabawne–odparłem.
–Albotragiczniekoszmarne.Zależyjaknatospojrzysz.
GodzinnapodróżzMarcusemprzebiegłazdecydowanie
milejniżpoprzednio.Tymrazemniebyłwkurzonyprzezcałą
drogę.PewniezewzględunaLow,któracholerniecieszyłasięz
tego,żejeszczemnieniezwolnili.Kiedywysadziłmniez
samochodupodotarciunafarmęWilsonów,pomyślałem,że
zajrzędodomuipogadamzEvą.Wozujejtatyjeszczeniebyło.
Alepewnieniebyłabyzbytzadowolona,gdybympojawiłsię
przedjejdrzwiamiodziewiątejwieczorem.Możepowinienem
zaczekać,ażsamadomnieprzyjdzie.
Zanimzdążyłemoddalićsięoddomu,usłyszałemdźwięk
zatrzymującegosięnażwirzesamochodu.Odwróciłemsię,chcąc
sięupewnić,żetoWilson.Niechciałem,żebyktokolwieksię
tutajkręcił,zwłaszczakiedyEvabyłasamawdomu.
DrzwisamochoduJeremy’egootworzyłysię,az
miejscapasażerawyskoczyłaEva.
–Cagewrócił!–wybełkotaławesolutka.Ściskała
mocnodrzwi,byutrzymaćsięnanogach.
–Eva!Cholerajasna,powiedziałem,żebyśnamnie
zaczekała.Upadniesznażwirzeizrobiszsobiekrzywdę.–
Jeremyprzebiegłprzedmaskąiszybkoprzytrzymałjąwtalii.
–Jestpijana?–zapytałemosłupiały,poczymzbliżyłemsię
doauta,wciążniepewny,czyprzypadkiemniemamomamów.
–Raczejnawalona.PoszładocholernegobaruzBeccą
Lynn.DostałemtelefonodNelly,właścicielki,jakąśgodzinę
temu.Powiedziała,żemuszęprzyjechaćpoEvę.BeccaLynn
padłanabarze.Nellyjużzadzwoniłapojejojca.
–Byłofajnie–oświadczyłaEvazzadowolonym
uśmieszkiem,poczymuwolniłasięodJeremy’egoirunęła
prostowmojeramiona.Objąłemjąszybko,byzapobiecjej
upadkowitwarząwżwir.
–Tak,właśniewyglądasz,jakbyśsięnieźlebawiła–
odparłem,podczasgdyjejdłoniewędrowaływgórępomoim
torsie,ażzaplotłysięwokółmojejszyi.
–Teżmogłeśtambyć.
Przytakując,przeniosłemwzrokzjejuroczopijanejtwarzy
naJeremy’ego.Stałtużobok,czekającnajejkolejnyruch.
–Musimypołożyćjądołóżka.Jejtatawrócidopiero
jutrorano.Wciążmamasęludziwtejswojejchatcełowieckiej.
–Czyonamożebyćwtakimstaniesamawdomu?–
zapytałem,aEvazawiesiłasięnamniecałymciężarem.
–Prawdopodobnienie.–Jeremyprzeczesałwłosydłoniąi
porazkolejnyzerknąłnaswójsamochód.Miałinneplany.
Widziałem,jakbardzostarasięzdecydować,cowtejsytuacji
powinienzrobić.
–Muszęspakowaćjeszczetrochęrzeczy,azsamegorana
jadęsprawdzićmieszkanie.Jesieniąmamzamiarprzeprowadzić
siędokuzyna.Myślisz,żemógłbyśjejpopilnować?
WięcJeremybyłgotowyżyćdalej.Czypowiedziałjużo
tymEvie?Czytoztegopowodutaksięnawaliła?
–Zajmęsięnią.Tyuciekaj.Poradzimysobie.
Chłopakbyłwyraźnieniezdecydowany.Pomyślałemnawet,
żejednakzniązostanie.Rozumiałemjegopotrzebęchronieniajej.
MiałemtosamozWillow.Evapołożyłagłowęnamojejklatce
piersiowej.
–Pasujecito?–Jeremyzwróciłsięterazbezpośredniodo
niej.
–Mmmmmmmm-hmmmmmm–odparła,apochwili
zaczęławąchaćmojąkoszulkę.
Jeremypokręciłgłowąiznówspojrzałnamnie.
–Starasięradzićsobiezżyciem.Terazdoniejdociera,
żemusiporadzićsobiebezJosha.Bądźdlaniejdobry.
–Oczywiście–odparłemiucałowałemjejpachnące
papierosamiwłosy.Zdecydowanieniebyłtozapach,
któregokiedykolwiekbymsięponiejspodziewał.
Jeremypopatrzyłnamniebadawczo,poczymprzytaknął
iwsiadłdoswojegosamochodu.Zaczekałem,ażodjedziez
podjazdu.
–Musimyciępołożyć,skarbie.Chcesz,żebymcięza-niósł,
czywolisziśćsama?Amożechceszzwymiotować?
Evazachichotała,odchyliłagłowęiuśmiechnęłasiędo
mnieospale.
–Weźmniedoswojegołóżka–wybełkotała.
–Myślę,żetokiepskipomysł,ślicznotko.Widzisz,taksię
składa,żekiedyjesteśtrzeźwa,mojełóżkojestostatnim
miejscem,wktórymchciałabyśsięznaleźć.
Pokręciłagłowąistojącnapalcach,pocałowała
mnie.Smakowałatequilą.
–Chcęspaćwtwoimłóżku,proszę–tymrazemudałojej
sięoddzielićodsiebieposzczególnewyrazy.
Jakmiałemjejodmówić,kiedybyłatakasłodkai
zabawna?Byłacoprawdanawalonajakstodoła,alenierobiła
przecieżniczłego.
–Tylkospać?
–Tykospać.
Pochyliłemsięiwziąłemjąnaręce,poczymprzytuliłemją
mocnodosiebieizaniosłemdostodoły.Możeniebyłoto
szczególnieinteligentnezmojejstrony,aleniemiałemzamiaru
rezygnowaćzczegoś,comogłookazaćsięmojąjedynąszansą
naspędzenienocyzEvąBrooks.
Eva
–Niezasypiajjeszcze.Musiszwypićodrobinęwodyi
połknąćaspirynę–głosCage’a,nawettakiwładczy,był
niesamowicieseksowny.
Zachichotałamispojrzałamnaniego,gdypochylałsięnade
mną.Jegołóżkobyłomiękkieiprzyjemne,naprawdębardzo
chciałamzamknąćoczy.Alejakdziewczynamożenieposłuchać
faceta,którytakwygląda?Wyciągnęłamrękęwjegokierunku.
–Pomóżmiwstać–poprosiłam.Uśmiechnąłsięisięgnął
pomojądłoń.Niestetyniemogłamnapawaćsięjegodotykiem,
jakożeręcemiałampraktyczniebezczucia.
Kiedyjużpomógłmiusiąśćnabrzegułóżka,kucnąłprzede
mnątak,żenaszeoczyznalazłysięnajednympoziomie.Szklankę
wody,poktórąspecjalniepobiegłdodomu,trzymałwjednejręce,
wdrugiejzaśznienawidzonąprzezemniebiałątabletkę.
–Niemogętylkowypićwody?–zapytałam,grymasząc.
Nienawidziłampołykaćtabletek.Robiłamtotylkowtedy,gdy
byłotoabsolutniekonieczne.Nieznosiłamsmaku,jaki
pozostawiaływustachitego,jakprzechodziłyprzezmójprzełyk.
–Jeślijejnieweźmiesz,ranobędzieszmiała
gigantycznegokaca.Wypijcałąszklankęwodyizażyjtabletkę.
Jegogłosbyłgłębokiihipnotyczny.Zastanawiałamsię,czy
będzietakdomniemówił,kiedyjużzasnę.Muszęgooto
zapytać.Alenajpierwtrzebasięnapićwody.
–Nienawidzępołykaćtabletek–wymamrotałam,sięgając
poszklankę.
NatwarzyCage’aznówzawitałuśmiech,sięgnąłdłoniąw
mojąstronęizałożyłmizauchokosmykwłosów.Wcześniej
samapróbowałamtozrobić,alerękaodmówiłamiposłuszeństwa.
Poprostuniemogłamtrafićzaucho.
–Daszradę.Jestemblisko,gdybyśmniepotrzebowała.Mogę
nawetpotrzymaćcięzarękę.Tylkoproszę,połknijtętabletkę.
Jegooczybyłyabsurdalniepięknejaknafaceta.
Szczególnietakiegozsześciopakiemimięśniaminaplecach…
Och,tejegomięśnie.
–Toniefair,żetwojerzęsysątakdługiei
podkręcone.Dziewczynypoświęcająwieleczasuimnóstwo
pieniędzy,próbującosiągnąćtakiefekt.
Zaśmiałsięiprzejechałkciukiempomoimlewympoliczku.
–Tak,nocóż,mojerzęsyitakmająsięnijakdotwoich
oczu.Sąnaprawdęniesamowite.
Och.Wow.
–Żałuję,żewczorajuciekłam–przyznałam,gdy
delikatniepieściłmójpoliczekiszczękę.
–Dobrzezrobiłaś.Jeszczechwila,acałkowicie
straciłbymnadsobąkontrolę.–Jegogłoszmieniłsięw
zachrypniętyszept,którysprawił,żecałazadrżałam.
–Możechciałam,żebyśstraciłnadsobąkontrolę.
Najegotwarzpowróciłłobuzerskiuśmieszek.
–Jesteśpijana.Mogęcięzapewnić,żetrzeźwaEvaniechce,
bymtraciłnadsobąkontrolę.Onachce,żebymzachowałdystans.
Czynaprawdętakbyło?Nie.TrzeźwaEvabyłapo
prostuzdeterminowana,żebyżyćwedługwłasnychzasad.
–Napijsięwody–powiedział,przystawiającmiszklankędo
ust.
Upiłamodrobinę.Smakzimnejwodynamoimjęzykubył
bardzoorzeźwiający.Niezdawałamsobiesprawyztego,jak
suchomiałamwustach.Pociągnęłamjeszczetrochę,zanimCage
zabrałmiszklankę.
–Terazweźaspirynę–rozkazał,podającmitabletkę.
Otworzyłamposłusznieusta,aonpołożyłpastylkęnamoim
języku.Ponownieprzyłożyłmiszklankędoust,ajazłatwością
przełknęłamlek.Nawetjejniepoczułam.Możenastępnymrazem,
gdysięrozchorujęibędęzmuszonapołykaćtabletki,też
powinnamsięwcześniejupić.AlbomożetoCagepowinienmije
podawać.
–Dobradziewczynka–powiedział,gdywypiłamostatnie
kroplewody.–Terazsiępołóż,aleprzesuńtenswójsłodkityłek
wstronęściany.Jateżmuszęsiętutajzmieścić.
Patrzącnajegoszerokieramionaidługienogi,zaczęłamsię
zastanawiać,czytojestwogólemożliwe.Naprawdęnie
chciałamspaćdzisiajsamawdomu.ChciałambyćzCage’em.
Aleczynieprzeszkadzałammuwodpoczynku?
–Damyradę.Taksięskłada,żedoskonalewiem,jak
wygodniespaćzdziewczynąwłóżku–zapewnił.Przesunęłam
siętak,żelewymbokiemdotykałamściany.–Terazobróćsię
twarząwstronęściany.
Zrobiłamto,ocoprosił.Pochwilipoczułam,jakłóżko
delikatniezapadasiępodjegociężarem,aonkładziesięzamną.
Ciepłymramieniemobjąłmniewtaliiiwtuliłsięwmojeplecy.
Tobyłoprzyjemne.Nawetbardzo.
–Cage?
–Tak?
Chciałamsiędoniegozbliżyć.Niechciałam,żebymiędzy
namibyłyjakieśkłamstwa.AlemyślorozmowienatematJosha,
kiedyjestempijanaiwtulonawCage’a,wydałamisiębardzo
niewłaściwa.Niemogłamtegozrobić,więcpoprostu
zamknęłamoczy.
–RozdziałIX–
Cage
Potygodniuwstawaniawrazzpierwszymipromieniami
słońca,bezproblemuotworzyłemoczy,zanimjeszczecałkiemsię
rozwidniło.Evadelikatniemruczałaprzezsen.Jejnogiw
którymśmomencienocyzaplotłysięzmoimi.
Gładkijedwabjejskóryocierającysięomojełydkisprawiał,
żeztrudemnadsobąpanowałem.Aledałemradę.No,prawie.
Kiedychwyciłamojąrękęiprzyciągnęłamniebliżej,mojadłoń
wylądowałanajejlewejpiersi.Więctak,trochępomacałem.Ale,
cholerajasna,wkońcujestemtylkofacetem.Jejpiersibyły
bardzomiłewdotyku.Delikatne,alejędrne,asutkipozostawały
twardenawetwnocy.
Wzwód,którymdotykałemjejtyłka,prawdopodobnienie
spotkałbysięzuznaniemtrzeźwejEvy.Choćbardzotegonie
chciałem,musiałemwkońcuwstaćzłóżka.Najciszejjakumiałem,
wyślizgnąłemsięzjejobjęć.Chwyciłemdżinsy,robocząkoszulkę
ibuty,poczymwyszedłemzpokoju,żebysięprzebrać.Nie
chciałemjejobudzić.Musiałatoodespać.Mogłemsięzałożyć,że
tobyłojejpierwszedoświadczeniezalkoholem.Byłatakcholernie
urocza.GdybytylkotrzeźwaEvalubiłamnietakjakjejpijana
wersja.Wzdychając,włożyłemdżinsyizawiązałembuty.
Najwyższapora,bywziąćsiędoroboty.
WidokJeremy’egowcalemnieniezaskoczył.
Zastanawiałemsię,czywogóleudałomusięzasnąćtejnocy.Na
pewnomartwiłsiętym,żezostawiłEvęzemnąsamnasam.Nie
powiem,niecokwestionowałemjegozdrowyrozsądek.Janigdy
niezostawiłbympijanejiniezdolnejdologicznegomyśleniaLow
zfacetemtakimjakja.
Jeremykrążyłnerwowokołodrzwidostodoły.Natwarzy
wymalowanemiałzmartwienie.Jegowłosywyglądałytak,
jakbyzapomniałsięuczesaćalbojakbyzbytczęsto
przeczesywałjepalcami,porządniejeprzytymkołtuniąc.
–Myślałem,żemusiszwyjechaćdziśzsamegorana
–powiedziałemnapowitanie.
Jeremyprzestałłazićwtęiwewtęizbliżyłsiędomnie.
Prawiewyglądałnadośćodważnego,żebymisiępostawić.
–Stary,proszę,powiedz,żetynie…
–Dałemjejtylkoaspirynę,trochęwodyizasnąłemobok.
–Dobrzesięczuje?Zrobiłeśjejcoś?Jestchora?Cholera,
niepowinienembyłjejzostawiać.Joshbyłbynamniewściekły.
Byłabezbronna,ajajązostawiłem.Niemogęjejopuścić.–
Zakończyłswójmonologiznówzacząłkrążyćbezcelu.
–Wszystkouniejdobrze.Zająłemsięnią.Jest
bezpieczna.Nicsięjejniestało.
Jeremykręciłgłową,nieprzestającdreptaćwkółko.
–Nie.Nie,niejestokej.Nigdyniebędzieokej.Przezostatnie
osiemnaściemiesięcyczekałem,ażjejsiępoprawi.Wiem,żeJosh
chciałby,żebymzostałisięniązaopiekował.Przezpółtoraroku
robiłemto,czegochciał.Zrezygnowałemzestypendiumna
Vanderbilt.Straciłemsemestrnauczelni.Poszedłemdotego
durnego,kowbojskiegocollege’utylkopoto,bybyćbliskoniej.Ale
niemogętakdłużej.Chcęznówżyćwłasnymżyciem.Zawszebędę
tęsknićzaJoshem,aleniechcęjużdłużejgoopłakiwać.–
Zatrzymałsięioparłdłonienabiodrach.Oczymiałszkliste,jakby
powstrzymywałłzy.–Niemogęjużdłużejrezygnowaćdlaniejz
własnegożycia.Alebojęsię,żejeślimnietutajniebędzie,bysię
niązająćipowtórzysiętakanocjakwczoraj,tozrobisobie
krzywdę.Jeślicośjejsięstanie,nigdysobieniewybaczę.Ona
zawszemiałaJosha.Byłjejnajlepszymprzyjacielem,jej
opiekunem,uzupełnialisię.AlejaniejestemJoshem.
Domknąłemporządniestodołę,upewniającsięwcześniej,
czydrzwidomojejsypialninadalsązamknięte.Niechciałem,
byEvausłyszałato,cozamie-rzałemmuterazpowiedzieć.
Rozumiałem,żefacetpotrzebowałtowreszciezsiebiewyrzucić,
aleEvyniemusiałoprzytymbyć.
–
Może
pójdziemy
gdzieś
porozmawiać?
–
zasugerowałem,idącwstronędomu.
–Maszrację.Przepraszam.Cholera,onawciążśpi,prawda?
Przytaknąłemizaprowadziłemgonawerandę,skąd
mieliśmydobrywidoknadrzwistodoły,odległośćbyłajednak
wystarczającodaleka,byEvaniemiałaszansnasusłyszeć.
Jeremywszedłposchodachiznówprzeczesałwłosy
palcami.Szarpnąłnimiwreszcie,jakbychciałzadaćsobieból.
–Muszętozrobić–powiedziałpochwili.–Muszęjechaćdo
Luizjanyiprzygotowaćwszystkonajesień.Alezakażdymrazem,
gdymyślęotym,żemuszępowiedziećEvieoswoimsierpniowym
wyjeździedoszkoły,czuję,jakbymmiałzwymiotować.
Biedaksamsięzadręczał.Miałjednakrację,niemógłdłużej
przedkładaćżyciaEvyponadswojewłasne.Onniebyłzanią
odpowiedzialny.To,żebyładziewczynąjegobrata,nie
oznaczało,żepojegośmiercistałasiępodopiecznąJeremy’ego.
Dlaczegoniktwcześniejmutegonieuświadomił?
–Taksięskłada,żemoimnajlepszymprzyjacielemjest
dziewczyna.Rozumiemwięc,coczujesz.Wiem,żejeśliLow
będziemniepotrzebowała,tozawszeprzybędęjejzpomocą.
Rzucędlaniejwszystko.Alebyłteżczas,kiedyżałowałem,żemam
nagłowietakąodpowiedzialność.Różnicajesttaka,żeEvaniejest
twojąnajlepsząprzyjaciółką.Byłaniądlatwojegobrata.Tunie
chodzioEvę.Aleoto,żeprzezopiekęnadniąchceszspełnićcoś,
comyślisz,żebyłobyostatnimżyczeniemtwojegobrata.Moim
zdaniemjużtegodokonałeś.Nieznałemgościa,alemyślę,że
wykonałeśjużswojezadanie.Niesądzę,bykiedykolwiekchciał,
żebyśzrezygnowałdlaEvyzeswojegożycia.
Jeremyopadłnastary,drewniany,bujanyfotel,wktórym
częstowidywałempijącąherbatęipoprostupatrzącąwprzestrzeń
Evę.
–Widziałeśjąwczoraj.Co,jeślitosiępowtórzy,kiedy
niebędziemniewpobliżu?
Dodiabła,przecieżniebyłempieprzonympsychiatrą.
Czegoonodemnieoczekiwał?Prosiłomądrościfaceta,który
całelatospędzi,pracującnafarmiezakarę,żejeździłpopijaku.
–Onajestdużądziewczynką.Dasobieradę.Matatę,który
sięniązaopiekuje.Mateżinnychprzyjaciół.
Jeremypotarłnerwowokark.
–Acoztobą?Będziemogłanaciebieliczyć,dopóki
tujesteś?
Namnie?Coto,docholery,zapytanie?Onamnieprzecieżnie
chce.Cowięcej,jestemzupełniepewien,żeprzezwiększośćczasu
mnienienawidzi.Alejasne,jeślibędziemniepotrzebowała,wiem,
żebezwahaniajejpomogę.Nieźlenamieszałamiwgłowie.
–Tak,możenamnieliczyć.Jakdługotubędę,zawsze
możezwrócićsiędomniepopomoc.Nawetjeślimnieniechce.
Jeremyzaśmiałsięiwstałzfotela.
–Rzeczwtym,żeonacięchce.Tylkoniechcecięchcieć.
Aprzynajmniejtakmiwczorajpowiedziała.
PowiedziałaJeremy’emu,żeniechcemniechcieć.
Podobałomisięto.Mogłemztymżyć.
–PijanaEvatoniezływidok–odparłempoprostu.
Jeremypodszedłiwyciągnąłdomnierękę.Wpatrywałem
sięwniąprzezchwilę,nimzrozumiałem,ocomuchodzi.
Wymieniliśmyporządnyuścisk.
–Opiekujsięnią,kiedymnienie
będzie.Przytaknąłem.
–Takzrobię.
Eva
Niemogłamsobieprzypomnieć,cowłaściwie
naopowiadałamwczorajCage’owi.Byłampewnatylkotego,że
byłuroczy,ajapołożyłamsięspaćwjegołóżkuśmierdząca
papierochamiitequilą.KiedyCagepracował,przebrałami
pościeliłammułóżko.Niechciałam,byprzezcałytydzieńspał
wpościeliśmierdzącejjakwnętrzebaru.
Tobyłajedynaformakontaktu,jakąodtegoczasuznim
miałam.Unikałamgo.Byłampewna,żedoskonalezdajesobiez
tegosprawę.Czułamsięwinna,żenieprzynoszęmuwodyi
świeżychręczników,aleniepotrafiłamjeszczespojrzećmuw
twarz.Czychrapałam?DobryBoże,pewnietak.Nawetniebyłam
tegoświadoma.Pozatymmójporannyoddechmusiałbyć
naprawdęokropny.Aonitakpozwoliłmispaćwswoim
łóżku.Jakjednaosobamożezrobićzsiebieażtakiegogłupka?
Serio,powinnamnapisaćotymksiążkę.
Cageteżmniedzisiajnieszukał.Pewniemartwiłsiętym,
żepoostatniejnocybędęsobiewyobrażałajakieśniestworzone
historie.Założęsię,żetenwredny,pięknyrudzielecnigdynie
przyszedłdojegołóżka,paplającjakidiotkaiśmierdząc
papierosami.Niewyglądałanataką.
Kiedyskończyłymisięjużopcjezabijaniaczasuwmieście,a
żadenzfilmówgranychdzisiajwkinieniewydawałmisię
wyjątkowozachęcający,pozostałomijedynieukryćsięwdomu.
Podźwiękuhamowanianażwirzedomyśliłamsię,żekilka
samochodówzaparkowałowłaśnienapodjeździe.Podeszłamdo
okna,byspojrzeć,cosiętamdzieje.Przeddomemstałwóz
pełenfacetów.Itowięcejniżjeden.Całamasafacetów.Co,do
diabła?Wybiegłamnawerandę.
Usłyszałamgłośneprzekleństwa,apotemmęskiśmiechi
sprośnekomentarze.Cageprzeskoczyłprzezpłot,anajego
twarzypojawiłsięuśmiech,kiedytłumchłopakówruszyłwstronę
stodoły.
Jegoprzyjaciele.Tobyłocałkowiciejasne.Zniektórymi
przybiłżółwikaizłobuzerskimuśmieszkiempuściłkilka
komentarzy,które,jaksądzę,byłydosyćnieprzyzwoite.
–Przezkilkakolejnychgodzinzostańlepiejwdomu
–powiedziałtata,wchodzącposchodachnawerandę.
–Kimonisą?–zapytałamzdziwiona,żeCagepozwolił
tuprzyjechaćswoimkumplom.
–TodrużynabaseballowawujkaMacka.Przysłałichtutaj,
żebyzobaczylisięzchłopakiem.Niechce,byzapomniałocelu,
wjakimsiętutajzjawił.Powiedziałem,żemogątupobyćprzez
kilkagodzin.Mająpojechaćdomiastazjeśćcoś,apotem
odstawićgozpowrotem.
–Amogęposiedziećnawerandzie?–zapytałam,chcącich
trochępoobserwować.TociekawewidziećCage’azchłopakamiz
drużyny.
–Takmyślę,alekiedybędąwracaćdosamochodu,
maszwejśćdośrodka.Słyszysz?
–Takjest–odparłam.Wciążtraktowałmnie,jakbymmiała
szesnaście,aniedwadzieścialat.Poczęścibyłatomojawina.Tak
bardzopolegałamnaJoshu,żekiedyumarł,całkowiciesię
załamałam.Tatamusiałsięmnąopiekować,zupełniejakbym
znówbyładzieckiem.Niepamiętałamnawetotym,żebyjeść.Nie
odbierałamtelefonów.Nigdzieniewychodziłam.Pozwoliłam,by
całkowiciekontrolowałmojeżycie.Terazmójwieknicdlaniego
nieznaczy.Wciążmyśli,zemusisięmnąopiekować.Dopókisię
stądniewyprowadzę,zawszebędzietakczuł.
Zzamyśleniawyrwałmniegłośnygwizd.Spojrzałamw
stronęstodołyizobaczyłamtrzechgapiącychsięnamnie
chłopakówsiedzącychnapacesamochodu.
Blondynzwłosamizwiązanymiwkucykbyłprzystojniejszy
odpozostałejdwójkiidobrzeotymwiedział.Naprawdęmyślał,że
jegoflirciarskiuśmiechilekkoprzechylonawbokgłowasprawią,
żepodejdędoniego,gdytylkonamniegwizdnie.Możewszyscy
baseballiścibylitacypewnisiebie.
GdyCagewyszedłzestodoły,jegooczyodrazunapotkały
mójwzrok.Pochwilispojrzałnachłopakówipokiwałdonich
głową.Odpowiedzielimucoś,przezconiewyglądałna
szczególniezadowolonego.Cijednaknieodwrócilisięjużwięcej
wmojąstronę.Byłamciekawa,czyodstraszyłichdlatego,że
jestembratanicątreneraMacka,czymożepoprostuniechciał,by
zemnąflirtowali.
Jakośniewierzyłamwto,żeinteresujego,ktomnie
podrywa.Sambyłprzecieżflirciarzem.Niebyłowięcwsumie
zaskoczeniem,żejegoprzyjacielesątacysami.
KiedyCagesięprzebrał,wszyscyruszyliwstronędomu.
Tatabyłwswoimbiurze,ajazastanawiałamsię,czyujdziemi
nasucho,jeślizostanęwbujanymfotelu,gdybędąpakowaćsię
dosamochodu.
Cageszedłnaczeleekipy,którazbliżałasięwstronędomu.
Przeskanowałamwzrokiemgrupę,poczymskupiłamnanim
wzrok.Obserwowałmnie.Momentalnieoblałamsię
rumieńcem.Co,jeślibędziechciałporozmawiaćzemnąprzy
kolegach,ajapalnęjakąśgłupotęimniewyśmieją?Lepiej
chyba,bymzrobiłajednakto,ocoprosiłmnietata.Odwróciłam
się,otworzyłamdrzwiiszybkoweszłamdodomu.
Podeszłamdolodówkiposzklankęwody.Nienawidziłam
tego,żekilkuzwyczajnychkolesipotrafiłodotegostopnia
wyprowadzićmniezrównowagi.Pochwiliusłyszałampukaniedo
drzwi,którezarazuchyliłysięodrobinę,awszczeliniepojawiła
sięgłowaCage’a.
–Hej,wszystkookej?–zapytałwidoczniezmartwiony.
–Tak,okej–odparłam,czującsięgłupiozpowodu
swojejucieczkizwerandy.
–Przepraszamzanich.Niechcielicięonieśmielić.
Brałemprysznic,więcniewiedziałem,żecięzaczepiają.
Martwiłsiętym,żemniezaczepiają?Tobyło…urocze.
–Och,nie.Wszystkookej.Nawetniewiem,co
powiedzieli.Najegoustachpojawiłsiękrzywyuśmieszek.
–Tonawetlepiej.Stojącanagankuwtychszortach
stanowisznaprawdęniezływidok.Niemogęichwinićza
gapieniesięnaciebie.
Poczułam,żetwarzzalewamirumieniec.Nazewnątrz
ktośzatrąbił.
–Muszęjużiść.Chciałemsiętylkoupewnić,czywszystko
wporządku–dodał.
Przytaknęłam,aonodszedłoddrzwi,pozwalającim
zamknąćsięzasobą.Zanimjednaktozrobił,puściłdo
mnieoczko.
–RozdziałX–
Eva
Zaparkowałamwózprzyjeziorzeizabrałamzesobą
ręcznikoraziPoda.Miałamzamiarpoleżećprzezkilkagodzin,a
możenawetsięwykąpać.Robiłamwszystko,cowmojejmocy,
żebyuniknąćspotkaniazCage’em.Ostatnieczterdzieściosiem
godzinbyłobardzomęczące.
Rozłożyłamręcznikwmiejscuporośniętymnajgęstszątrawą.
Wcześniejsprawdziłam,czywpobliżuniemażadnychwęży.
Dorastającnawsi,jużdawnonauczyłamsię,żemogączaićsię
wszędzie.Kiedyjużbyłampewnaswojegobezpieczeństwa,
położyłamsięiwłączyłamplaylistę„poJoshu”.Nienazwałamjej
takwprawdzie,aletakwłaśnieoniejmyślałam.Wszystkielisty,
któremiałamwcześniej,przypominałymionim.Znalazłamwięc
piosenkiartystów,którychnigdyniesłuchaliśmyrazemi
stworzyłamlistęutworów,któremionimnieprzypominały.
Tylkotakbyłamwstanieznówsłuchaćmuzyki.
Wiedziałam,żezarównotata,jakiJeremymielinadzieję,
żewrócędogrynagitarze,jajednakbyłampewna,żetaksię
nigdyniestanie.Wdzień,wktórympostanowiłamjąwkońcu
wyciągnąćzszafyipostawićwkąciepokoju,gdziezazwyczaj
miałaswojemiejsce,Jeremybyłprzeszczęśliwy.Dopókinie
zrozumiał,żewcaleniemamzamiarunaniejgrać.Każda
piosenka,jakąkiedykolwieknapisałam,związanabyłazJoshem.
Nawetwtych,któreniebyłyomiłości,pojawiałsięJosh.On
zawszebyłmojąinspiracją.Niemogłamznówzacząćgrać.Nie,
kiedyjegojużniema.
Cóż,przynajmniejwjakimśstopniupozwoliłammuzyce
wrócićdomojegożycia.Abyłprzecieżczas,gdymyślałam,że
tegokrokunigdyniezdołamwykonać.Dorastajączmuzyką
jakomojądrugąmiłością–pozaJoshemoczywiście–zawsze
wierzyłam,żetobędziemojaprzyszłość.Żezrobięcośzmoimi
piosenkamiimożliwościami.Terazjednakwiedziałam,żetę
miłośćrównieżstraciłam.Muzykabyłatylkobolesnym
wspomnieniem.
Twardymateriałmusnąłmojąnogę.Poderwałamsiędo
pozycjisiedzącejgotowakrzyczeć,kiedyzobaczyłamstojącego
nademnąibardzorozbawionegoCage’a.Szybkowyciągnęłam
zuszusłuchawkiispojrzałamnaniegokrzywo.
–Przestraszyłeśmnie!
Widziałam,żepróbujepowstrzymaćsięodśmiechu,ale
jegooczywszystkozdradzały.
–Tak,przepraszamzato.Mówiłemdociebie,alekiedynie
odpowiadałaś,zrozumiałem,żealbośpisz,albotamuzyka,
którejsłuchasz,lecicholerniegłośno.
–Cotyturobisz?–warknęłam.Byłamzirytowana.
Najbardziejcoprawdasobą,aleonotymniewiedział.
–Nocóż,przyjechałemtu,żebysięwykąpać,bojaksama
wiesz,jestpiekielniegorąco.Inatrafiłemnaciebieleżącątuw
tymmaleńkimróżowymbikini.Jestemfacetem,cukiereczku,nie
mogłemsięoprzećpokusie.
Spojrzałamnajpierwnasiebie,apotemnaniego.
Podobałomusięto,cowidzi?Niemogęsięuśmiechnąć.Nie
mogęsięuśmiechnąć.Wyglądałabymjaktotalnaidiotka.
–Amożepopływamyrazem?Zostanęnawetw
bokserkach,jeślisięzgodzisz.
PływaćzCage’em.Umm.Topewnieniebył
najlepszypomysł.
–Samaniewiem…
Podniósłsięizacząłściągaćkoszulkę.Wtedyopuściły
mniewszelkielogiczneargumenty.Czytokolczykwjegosutku?
–Cotojest?–zapytałam,niemogącoderwaćwzrokuod
małejsrebrnejsztangiprzyczepionejdojegociemnejbrodawki.
–Tokolczyk,słodkaEvo.Terazpodnośtenswój
seksownytyłekichodźzemnąpopływać.Pewniejestcigorąco.
Pokręciłamgłową,wciążpróbujączrozumieć,kiedyprzekłuł
tensutek.
–Nigdywcześniejgoniewidziałam–powiedziałamw
końcu.
Cagezaśmiałsięcichoibardzoseksownie.
–Taa,wiem.Wątpię,żebytwójtatuśbyłszczęśliwy,
gdybywiedział,żemamkolczykwsutku.Będąctutaj,
zazwyczajgowyciągam.Założyłemgowczorajwieczoremi
zapomniałemściągnąćdziśrano.
Noproszę,ajazawszemyślałam,żeprzebitysuteku
kolesiajestobleśny.Tenjakośwcalemnienieobrzydzał,wręcz
przeciwnie.
Patrzyłam,jakCagerozwiązujeiściągabuty.Kiedyjego
dłoniesięgnęłydżinsów,wiedziałam,żenajwyższaporawstać
iudawać,żetowcaleniestriptiz,aleodwróceniewzrokuod
rozbierającegosięCage’aYorkabyłowręczniemożliwe.
–Wstanieszwreszcieidołączyszdomnieczymam
ciępodnieśćiwrzucićdojeziora?
Kiedyspodniezsunęłymusięzbioder,amoimoczom
ukazałysięgranatowebokserki,podskoczyłamjakoparzona
iodwróciłamwzrokwstronęwody.
Cageuznałtozacoświelcezabawnego.Jegoniskiśmiech
sprawił,żecałasięzarumieniłam.Pochwiliruszyłamwstronę
jeziora,niepatrzącnajegorozbawionąminę.Pozatymbyłam
pewna,żeutrzymaniekontaktuwzrokowegobyłobydosyć
trudnewsytuacji,gdytenkolczykwjegosutkutakbardzomnie
interesował.Notak,jeszczejedenpowód,bygapićsięnajego
klatę.
–Powieszmi,dlaczegoprzezostatniednitak
skrupulatniemnieunikałaś?
Zanurzyłampalcewwodzie,sprawdzająctemperaturę.
Zcieniem,jakirzucałypobliskiedrzewa,naszastronajeziora
pozostawałaprzyjemniechłodna.
Starałamsięskupićnawodzie,ignorująctymsamymjego
pytanie.Pozatymjaknibymiałamnanieodpowiedzieć?Nie
chciałamwyznaćmuprawdy.Niechciałamprzyznać,żeczułam
sięstraszniezażenowanatym,żeśmierdzącaspałamwjegołóżku,
ipewniecałąnocpotworniechrapałam.
Wzruszyłamramionamiiweszłamdowodyażpopas.
Potemodwróciłamsięispojrzałamnaniego.Stałnabrzegu,a
jegowzrokskupionybyłnamnie.Granatowebokserkiotulały
jegokształtnebiodra,anawidokciemnejścieżkiwłosów
biegnącychodpępkaprawiepołknęłamjęzyk.
–Rozumiem,żeniebyłabyśszczególniechętna,aby
wyjśćnabrzegipozwolićmizlustrowaćswojeciało,prawda?
–Co?–zapytałam,aontylkosięuśmiechnąłi
rozbawionypokręciłgłową.
–Nieważne.
Kiedywchodziłdochłodnejwody,aninamomentnie
spuściłzemniewzroku.Znówmiałamochotęspojrzećnajego
kolczyk,aleszybkoprzegoniłamtęmyśl.Todałobymukolejny
powód,żebysięzemnądroczyć.
–Ach,słodkaulga.Mojaniewidzialnawróżkazostawiła
mniebezwodyprzezostatniedwadni.Musiałemsobiejakoś
radzić,zajedynąochłodęmającjezioro.Zastanawiamsię,co
takiegozrobiłem,żetaksięnamniewkurzyła?
Śmiech,którywyrwałsięzmojegogardła,zaskoczyłmnie
samą.Takdługowogólesięnieśmiałam.Ostatniojeszcze
przedCage’em.Onzawszewiedział,jakmnierozbawić.Jak
sprawić,bymzapomniała.
–Niewidzialnawróżkabyłazażenowanaswoim
zachowaniem–wymamrotałamiweszłamgłębiejwwodę.
–Dlaczego?Cotakiegozrobiła?–zapytał,podążającza
mną.
–Trochęzadużowypiła–przyznałam.
OczyCage’arozszerzyłysięwzdumieniu.
–Serio?Towróżkipiją?Aniechmnie.Niemiałem
pojęcia.Czymogłabyśjejprzekazać,żeniemamjejtegozazłe?
Taksięskłada,żeteżnierazdokonałemzłegowyboru,gdyw
gręwchodziłatequila.
Jegoakceptacjamojegogłupiegozachowaniasprawiła,żecoś
wemniepękło.Czykiedykolwiekpoznałamkogośtakiegojakon?
Popełniałbłędyiumiałsiędonichprzyznać.Niewymyślał
żadnychwymówek.Radziłsobieztymiżyłdalej.
Zazdrościłammuisamachciałambyćtakzdeterminowana,by
poprostupozwolićsobieżyć.
–Chciałabymbyćbardziejpodobnadociebie–wypaliłam.
TymrazemoczyCage’arozszerzyłysięwprawdziwym
szoku.
–Cotakiego?–zapytał.
Wzruszyłamramionami,poczymodchyliłamgłowę,żeby
zamoczyćiwygładzićwłosy,byniespadałymiciąglenaoczy.
–Słyszałeś.Akceptujeszżycie,swojepomyłkiiidziesz
dalej.Jasobieztymnieradzę.
–Niemówtak.Naprawdęniechceszbyćanitrochę
podobnadomnie.Zrobiłemwżyciuwielezłychrzeczy.Podjąłem
wielezłychdecyzji.GdybymniemiałprzysobieLow,która
zawszetrzymałamniewryzach,toktowie,cobysięzemną
stało?Pewniesiedziałbymterazwwięzieniu.
Low?CzylirudaWillow?Czylionajednakbyłajego
dziewczyną?JeśliLowbyłatą,którapowstrzymywałagoprzed
całkowitymspieprzeniemsobieżycia,todlaczego,docholery,
flirtowałzBeccąLynnizemną?DawnaEvauciekłabystąd
oburzona.Janiechciałamjednaktegozrobić.Wtakiejsytuacji
Joshpobiegłbyzamnąipróbowałbywszystkonaprawić.Cage
zpewnościąbytakniezrobił.Oczekiwałbyodemnie
szczerości,chciałby,żebympowiedziała,cojestnietak.Onby
zamnąniepobiegł.CageYorknieuganiałsięzakobietami.
–AczyLowwie,żeflirtujeszzkażdąatrakcyjnąkobietą,
którąspotkasznaswojejdrodze?–zapytałam,starającsięnie
zabrzmiećjakzazdrośnica.Wcaleniebyłamzazdrosna.
–Nojasne,żewie–odparł.Zmieszaniewidocznewjego
oczachpochwiliprzeszłowzrozumienie.–Poczekaj,myślisz,
żejaiLowjesteśmyrazem?–Zaśmiałsięgłośno.–Nocośty.
Lowjestzaręczona,idodam,żeniezemną.
Dlaczego
więc
zaręczonakobietaprzyjeżdżałatu
wymieniaćmupościeliprzywozićmuświeżeręczniki?
–Jestniezwyklepomocna,kiedyjejpotrzebujesz.Czyjej
narzeczonyotymwie?
Cageuśmiechnąłsięszeroko.
–Tak,wie.KiedyzwiązałsięzLow,wpakieciedostałteż
jejnajlepszegoprzyjaciela.Lowijadorastaliśmyrazem.Obojew
fatalnychrodzinach,wfatalnejczęścimiasta.Opiekowaliśmysię
sobąnawzajem.Byliśmydlasiebierodziną.Tojedynabliskami
osoba.
Zakłułomniewsercunamyślotym,comiwłaśniew
tychkilkusłowachprzekazał.Dwojedzieci,któremiałytylko
siebie.Żadnychrodziców,rodzeństwa,nikogo,ktobyjekochał.
PamiętamuroczyuśmiechLowijejzmieszanie,gdybyłamdla
niejopryskliwa.Terazpewniemyślała,żejestemstrasznąsuką.
–Och–odparłam.–Niezdawałamsobieztego
sprawy.Myślałam,żejestjednąztwoichlaseknatelefon.
Cagezaryczałześmiechu.
–Proszę,nigdyniemówotymLow.Bozacznieplućjadem.
–Podszedłdomnie,anaustapowróciłmuszerokiuśmiech.
–Myślisz,żemamjakieślaskinatelefon?–zapytał.
Podniosłambrew,aonrzuciłmigłupiuśmieszek.
–Wiemotym.Facecitacyjaktymająichzazwyczaj
caływianuszek.
Podszedłjeszczeokrok.
–Myślisz,żemnierozgryzłaś,prawda?
Przytaknęłamizacisnęłampięści,byniesięgnąćdłonią
dojegoprzebitegosutka.Byłtakikuszący.
–Owielurzeczachniemaszpojęcia.
–Naprzykład?–zapytałam,szukającczegoś,coodwróci
mojąuwagęodsutka,którybyłtakbliskomoichdłoni.
–Naprzykładotym,żemasznajpiękniejszeoczy,jakie
kiedykolwiekwidziałem.Iżezaczęstoonichmyślę.Alboo
tym,żepowiedziałemotobieLow.Anigdyniemówięjejo
dziewczynach.Nigdyniebyływystarczającoważne.Iotym,że
niedzielnanocbyłanajlepsząwmoimżyciu,nawetjeślityjej
prawieniepamiętasz.
–Och–tobyłamojajedynaodpowiedź.Mojesercebiłotak
głośno,żezastanawiałamsię,czyjesłyszy.
–Àproposzaręczonychkobiet…–Cagepodniósłmojąlewą
dłoń,gdzieniebyłojużpierścionka.Zdjęłamgo,gdybyłampijana
ischowałamwtorebce.NoszeniepierścionkaodJoshapodczas
piciatequiliitańczenianastolewydawałomisięnienamiejscu.
Dotejporygoniezałożyłam.
–Jestwielerzeczy,którychtyteżomnieniewiesz
–wymamrotałam.
Większośćfacetównaciskałabyteraz,żebymdodałacoś
więcej.AlenieCage.Onzaakceptowałto,cochciałammu
powiedzieć,aleniepytałorzeczy,októrychniebyłam
jeszczegotowaopowiadać.
Jegoklatkapiersiowabyłaniebezpieczniebliskomojej,
otarłasięnawetomojąpierś.Poddałamsię.Niemogłamsię
powstrzymać.Właśniepowiedział,żemamnajpiękniejszeoczy,
jakiekiedykolwiekwidziałiżenocspędzonazemnąbyła
najlepsząwjegożyciu.Wyciągnęłamdłońikciukiemmusnęłam
srebrnąsztangę.Zadrżałgwałtownie.Wzięłamtozazachętę.
Palcamidelikatniedotknęłambrodawkiwokółsutka.Jegooddech
przyspieszałzkażdymmoimmuśnięciem.Widząc,jakreagujena
mnieCage,poczułamdziwnąmoc.Jegodotykzawszemocnona
mniedziałał.Miło,żeterazrolesięodwróciły.
–Podobacisiętenkolczyk,prawda?–zapytał,
niemalwarcząc.
–Mm-hmm,nigdywcześniejczegośtakiegonie
widziałam.Bardzomisiępodoba.
–Nienarzekam.Jeśliażtakcięfascynuje,zrobięsobiedrugi.
–Jegooddechznówprzyspieszył.
NiegrzecznaEva–októrejażdodzisiajniemiałam
zielonegopojęcia–pochyliłalekkogłowę,zerknęłana
Cage’aspodrzęsipolizałakolczyk.
–Ach,cholera–jęknął.
Zachęconajegoreakcją,lizałamwgóręiwdółjego
twardysutek.
Cage
Nic.Absolutnienic,czegowżyciudoświadczyłem,niebyło
takpodniecającejakEvaliżącamójsutekniczymjakiśpieprzony
lizak.Przezniąbyłamtaktwardy,żeniemiałeminnegowyjścia,
jaktylkosobieulżyć.Nanictymrazemzdasięzimnawoda.
Będępotrzebowałchwilidlasiebieitojaknajszybciej.
–Będęmogłapatrzeć,jakbędzieszprzebijałsobiedrugi
sutek?–zapytała,wpatrującsięwemniespodciężkich
powiek.Cholera.Coonapowiedziała?Nieumiałemujarzmić
gonitwymyśliwswojejgłowie.
–Hmm?–tylebyłemwstaniezsiebiewydusić.
Zaczęładelikatniecałowaćmojąklatkępiersiową.
–Czymogęiśćztobą,kiedybędzieszsobierobił
kolejnykolczyk?–zapytałazustamitużprzymojejpiersi.
–Kotku,jeślitylkozechcesz,topozwolęcinawetsiedzieć
namoichkolanach–odparłem.
Zachichotała,ajejseksownyjęzykwróciłdopieszczenia
sztangi.Zasługiwałemnajakąśpieprzonąnagrodęzato,że
jeszczeniezrzuciłemzniejstanikaodbikiniinieodwzajemniłem
pieszczot.
–Chciałabym–wyszeptała.
–Cieszęsię,żedobrzesiębawisz,alewątpię,czyjestem
wstaniedłużejtoznieść.
Znieruchomiałaipodniosławzrok.
–Czytosprawiaciból?
Kurwa,byłatakaniewinna.
–Nie,skarbie,czujęsięniesamowicie,aleterazchcęmieć
wustachtwojeślicznemałesutki.
Zamarła.Czekałem,ażsięwycofaipobiegniew
stronębrzegu,tam,gdziebyłabybezpieczna.
Gdybymnietuterazzostawiła,zwaliłbymkoniabez
żadnychoporów.Itakniebyłbymwstanieodejśćzadalekoztą
pulsującąmiędzynogamierekcją.
–Okej–odpowiedziałatakcichutko,żezastanawiałemsię,
czydobrzeusłyszałem.Wpatrywałemsięwniąintensywnie,kiedy
sięgnęłazasiebieipociągnęłazasznureczekprzytrzymujący
góręjejbikini.Miałempoważneobawy,żezarazobudzęsięw
swoimłóżkunapalonyjakcholera.
Pociągnęławdółmateriałprzykrywającyjejcyc-kii
położyłamigonaramieniu.Byłyidealne:okrągłeijędrne,nieco
większeniżmojeręce.Przykryłemobadłońmiizważyłemich
ciężar.Tomogłosięjużnigdyniepowtórzyćijeślitylkonatyle
mipozwoli,będęsięnapawałkażdąsekundą.
Evastęknęła,gdydelikatnieścisnąłemjejpiersi,bypo
chwiliuszczypnąćjejwiśniowesutki.
–Terazwłożęjesobiedoust–ostrzegłem,pochylając
głowęwstronęprawejpiersi,poczymwziąłemdoustjejsutek.
Kurwa,smakowałjakcukierek.Jejpalceprzeczesywały
mojewłosy,bypochwilizacisnąćsięwpięści,przytrzymując
mnieblisko,gdyjassałemipieściłemjejpiersi.
–Achhhh–jęknęła,unieruchamiającmniewmiejscu.Siła,
zjakąciągnęłamniezawłosy,byławystarczająca,bysprawićmi
przyjemność.Delikatniezacząłemcałowaćjejmostek,apotem
wygłodnialelizaćrowekmiędzypiersiami.Mógłbymtorobićcały
dzieńinigdybymisięnieznudziło.
Evapodniosłanogęioplotłająwokółmojejtalii,przezco
przywarłaciałemdomojegopotężnienabrzmiałegoczłonka.
Nonie,tylkonieto.
–Evo,cotyrobisz,skarbie?–zapytałem,zaciskając
powiekiipróbującjeszczemocniejotrzećsięojejkrocze.
–Chcęwięcej–wyjęczała,zakładającminabiodrodrugą
nogęizaciskającnamnieuda.Terazjużcałkowicieprzywarłado
mniełonem.Kolanaażzadrżałypodemnąznadmiarudoznań.
–Okurwa–wymamrotałem,gdyzaczęładelikatniekołysać
biodrami.Kiedywreszcieznalazłaidealnąpozycję,zaczęła
ocieraćsięomniezwiększąsiłą.
Dokurwynędzy.Jejcyckizaczęłypodskakiwać,gdytak
mnieujeżdżała.Słyszałemjużobzykaniunasucho,alenigdy
wcześniejtegoniedoświadczyłem.Dodiabła,tobyłonaprawdę
przyjemne.Zkażdymjejruchemdrżałem.Głowęmiała
odchyloną,całkowiciezatraciłasięwrozkoszy.Chciałemznów
miećtecyckiwswoichustach,aleobserwowaniejejbyłozbyt
fascynujące.Nabrzmiałeustamiałaniecorozchylone,ajej
twarzwyrażałaczystąekstazę.
–Omójbożeomójbożeomójboże–zaczęłapowtarzać,apo
chwilipodniosłagłowęijejprzymrużoneoczynapotkałymój
wzrok.Potrzebowałemtychust.Nachylającsię,przykryłemje
wargami,wpychającprzytymdośrodkajęzykikochającsięz
jejustamitak,jakrobiłbymtozjejciałem.
Kiedytakkołysałasięnamnie,wpewnymmomencie
wślizgnąłemręcepodjejtyłekiprzyciągnąłemjąmocniejdo
siebie.Wchwili,gdypoczułem,jaknapinaciało,wiedziałem,że
jestblisko.Odsuwającsięodrobinę,bymócwidziećjejoczy,gdy
będzieszczytowała,złożyłemnajejustachostatnipocałunek.
Potemdoszławmoichramionach.
Eva
OsunęłamsiępocieleCage’a,aleontrzymałmniemocnow
talii.Myślał,żebędępróbowałamuuciec.Częśćmniefaktycznie
chciałazwiaćizaszyćsięgdzieśdalekoodniego,aleznacznie
większaczęśćpragnęłazostaćtuzniminapawaćsięwciąż
przepływającymiprzezmojeciałofalamirozkoszy.
Cagepochyliłgłowę,ażnaszeczołasięzetknęły.Nicnie
mówiliśmy.Toniebyłaniezręcznacisza,wręczprzeciwnie,
byłomiło.Żadnesłowaniebyłynampotrzebne.
Sięgnąłpogóręmojegobikini,którajakimścudemskończyła
zawiązanawokółjegoramienia,izacząłmijązpowrotem
zakładać.
–Muszęcięprzykryć–wyszeptał.Zaczęłammu
pomagać,aleodepchnąłmojedłonie.–Nie,samchcętozrobić.
Przypomnieniesobie,żeCagetakświetniepotrafił
obchodzićsięzkobietami,ponieważbyłzichcałąmasą,byłodla
mnienaprawdętrudne.Chciałamwierzyć,żetylkodlamniebył
takiuroczyiromantyczny.Cóż,naraziemogłamudawać.
Kiedysznurkibyłyjużzawiązane,poprawiłjeszczemateriał
namoichpiersiachidelikatniemusnąłkciukamiichkrągłości,a
pochwilipowoliopuściłdłonie.
–Muszęwracaćdopracy,zanimtwójtatuśprzyjdzie
mnieszukać.–Wjegogłosiesłychaćbyłonutężalu,co
wywołałouśmiechnamojejtwarzy.Niechciałmniezostawiać.
–Okej,todobrypomysł–zgodziłamsięiruszyłamw
stronębrzegu.
Odwróciłamsięizobaczyłam,żenadalstoiwmiejscu,
obserwującmnietylko.
Uśmiechnąłsięzawadiacko.
–Jeszczenie.
Pokręciłamgłowązdezorientowana,uśmiechnęłamsięi
wyszłamnabrzeg.Jużniemusiałamsięprzednimukrywać,
zabrałamwięcręcznikiwróciłamdosamochodu.Wsiadającdo
środka,zauważyłam,żeCagewciążbyłwwodzieiwciążmnie
obserwował.Coonwłaściwierobił?Najegotwarzypojawiłsię
seksownyuśmiech,podniósłrękęizasalutował,ajaodjechałam
dodomu.
Wyciągnęłamzzamrażarkizimnyręcznikizabrałamtermos
ześwieżąlemoniadą,którąprzygotowałamdlaCage’a.Wrócił
godzinętemu,ajaczekałam,ażzajmiesiępracą,bypodrzucić
muterzeczy.Niechodziłojużoto,żechciałamgounikać.Po
prostuspodobałamisięgra,wjakąsiętozmieniło.Onbardzo
chciałprzyłapaćmnienazostawianiumuręcznikówiświeżego
picia.Jawolałampozostaćniewidzialnąwróżką.Zuśmiechem
ruszyłamwstronędrzwi.Tejednakotworzyłysięprzedemnąido
środkawszedłtata.
–Todlamnie?–zapytał,wpatrującsięwręcznik,który
zawszetrzymałprzygotowanydlasiebiewlodówce.Nigdynic
munieprzynosiłam.Jeśliczegośpotrzebował,poprostu
przychodziłpotododomu.Cagetegonierobił.Onzostawałna
zewnątrz,wtymupale.
–Hmm…–Niebardzowiedziałam,jakmamodpowiedzieć.
Niechciałamkłamać,główniedlatego,żebyłamprawiepewna,
żezaraztowychwyciizrobiniepotrzebnąaferę.
Tatanadalstał,patrzącnamniekrzywo,wiedziałamwięc,
żemuszęodpowiedzieć,zanimsamwpadnienanajgorszyz
możliwychscenariuszy.
–Cageniechcewejśćdośrodka,nawetjeślijestspragniony
lubprzegrzany.Kiedyprzyjechał,niebyłamdlaniegozbyt
uprzejma.Więc,gdyjestzajęty,zostawiammuręcznikipicie,
bymniemusiałaznimrozmawiać.
Takabyłaprawda,przynajmniejdosytuacjinad
jeziorem.Tatawestchnąłiprzytaknął.
–Jesteśdobrądziewczyną,Evo.Tenchłopakniezaznał
zbytwiele,oilewogóle,opieki.Ciężkopracuje,tooczywiste.To
chybajapowinienembyłprzejąćsiętym,czyniejestczasem
odwodnionyiczysięnieprzegrzał.–Ominąłmnie,klepiącpo
plecach.
Najwyraźniejniemiałzamiaruwkurzaćsięztegopowodu.
Niecosięzrelaksowałam,westchnęłamcichozulgąizrobiłam
krokwstronędrzwi.
–Nieoznaczato,żejestciebiewart.Musiszzachować
dystans.To,żejestdobrympracownikiem,nieoznaczajeszcze,
żeniejestniebezpiecznydlapięknych,młodychpanien.
Zwłaszczatychniewinnych.
Niemogłamsięznimzgodzić.Wiedziałamlepiej.Cage
wcaleniebyłniebezpieczny.Niebyłtaki,zajakiegobrałgo
tata.Przytaknięciebyłojednakjedynąsłusznądecyzjąwtej
sytuacji.Wyszłamnaupałiskierowałamsięwstronęstodoły.
Cagewyszedłzzawozu,półnagi,niosącłopatę.Omaływłos
sięniepotknęłam.Wjegosutkuniebyłojużkolczyka.Chociaż
uwielbiałamnaniegopatrzeć,wtejkwestiimiałrację.Tacieby
sięonniespodobał.Cagezatrzymałsię,gdytylkozobaczył,żeidę
wjegostronę,anajegotwarzymomentalniepojawiłsięuśmiech.
Pamiętając,żetatapewnieobserwujenasprzezokno,wiedziałam,
żemuszęrozegraćtonaspokojnie.
–Cóżto?EvaBrooksprzynosimizimnyręcznikitermos
zwodą?Lepiejuważaj,mojaniewidzialnawróżkazrobisię
zazdrosna.Jesttrochęwładcza.
Bypowstrzymaćuśmiech,musiałammocnougryźćsięw
wargę.
–Poradzisobie.Atoniejestwoda,tylkolemoniada
–odparłam,kładącrzeczynapacewozu.
Jegooczyskanowałypodwórze.Szukałtaty.
–Obserwujenaszkuchennegookna.Weźto.Zobaczymysię
później.–Uśmiechnęłamsiędoniegonieśmiało,poczymposzłam
prostododomu.Miałamnadzieję,żeCagenieobserwujemnie,
jakodchodzę.Toteżniespodobałobysiętacie.
–Dzięki!–zawołałjeszcze,alenieobejrzałamsięzasiebie.
–RozdziałXI–
Cage
Niebyłojejprzeztrzydni.Trzybardzodługiedni.Gdy,
budzącsię,znalazłemlistzostawionyprzymoimłóżku,miałem
nadziejęnakilkaseksownychsłówotym,kiedybędęmógłpobyć
zniąsamnasam.Zamiasttegoprzeczytałemwnim,że
przyjeżdżaponiąJeremy,któryzabierajądoswojejrodzinyw
Luizjanieiżewrócizakilkadni.
Odkądwyjechała,byłembardzoniespokojny.
Podejrzewałem,żechłopakpowiejejtamoswoichplanach,i
właśnietotakbardzomnieniepokoiło.Niepodobałamisięmyślo
tym,żeEvajestgdzieśdaleko,zdenerwowanaismutna.Ciężko
mibyłowmówićsobie,żeJeremydoskonaleumiesobieradzićz
jejemocjami.
Lowmiałazjawićsiętutajzsamegorana,byzabraćmnie
dodomu,alejaniechciałemwyjeżdżać,niezobaczywszysięz
Evą.Nieumiałbymcieszyćsięwolnymdniem,niemając
pewności,żewszystkouniejwporządku.Jakimcudemnie
miałemjeszczejejnumerutelefonu?Całąnocspędziłemzniąw
jednymłóżku,awjeziorzedoprowadziłemjądoorgazmu.
Zwyklepoczymśtakimnieplanowałemkolejnegospotkaniaz
dziewczyną,ajeślinawet,totylkowtedy,gdygodziłasięnamoje
zasady.Evaniepasowaładożadnejztychkategorii.Onabyła…
kimświęcej.Potrzebowałemjejpieprzonegonumerutelefonu.
Wyszedłemspodprysznicaiowinąłemsięręcznikiem.Może
mógłbymzadzwonićdoLowizapytać,czyniemaochoty
posiedziećtuzemnąprzezkilkagodzin.Taknaprawdęwcalenie
musiałemsprawdzać,cozmoimmieszkaniem.Amyślospędzaniu
czasuzPrestonemipodrywaniulaseknaplażyniecieszyłamniejuż
takjakkiedyś.EvaBrooksnieźlenamieszałamiwgłowie.
ZadzwoniłemdoLow.
–Cage?
–Tak,wszystkookej?
WtleusłyszałempiskLarissy,któraklaskaławdłonie,
wciążpowtarzającmojeimię.Niewidziałemjej,odkądtu
przyjechałem.LarissabyłasiostrzenicąLow.Zanimojciecmałej
zdecydowałsiębraćczynnyudziałwjejżyciu,pomagałemLow
sięniąopiekować,podczasgdymatkadziewczynkimiała
„ważniejsze”sprawynagłowie.Czasamiwyglądałototak,jakby
toLowbyłamamąLarissy.Wszystkosięjednakzmieniło,kiedy
Marcus,obecnynarzeczonyWillow,pojawiłsięwjejżyciu.Teraz
małaprzyjeżdżaodwiedzaćciotkętylkowtedy,gdyLowoto
poprosi.Willowniemusijużzastępowaćjejrodziców.
–Hej,Cage–zaszczebiotaładotelefonuLarissa.
–Hej,maleńka.DobrzesiębawiszzLow?
–Tak!Martustuteż!–krzyknęładoaparatu.Jeszczesięnie
zorientowała,żemożemówićnormalnie,aitakbędęjąsłyszał.
–Więcpewniewszyscysiętobązajmują?Jakmająsię
twojeksiężniczki?
–Mamnową!MartuskupiłMedia.JejwłosysąLowLow.
Szczerzepowiedziawszy,niemiałempojęcia,comałachciała
miprzekazać,aleniezamierzałemsięztymzdradzić.
–Następnymrazemmusiszmijąkonieczniepokazać.Low
najwyraźniejuznała,żenajwyższyczaskończyćnaszą
pogawędkę,więcLarissapożegnałasięzemnąkrótkim„Pa,pa”.
–Zrozumiałeś,ocochodziłozwłosamitejnowej
księżniczki?–zapytałamnierozbawionymtonem.
–Nicanic.
–Takteżmyślałam.Disneymanowąksiężniczkę.Mana
imięMerida,ajejwłosysądługie,rudeikręcone.Izdecydowanie
bardziejpotarganeniżmoje.Marcusmaztegozdecydowanie
zbytdużyubaw.KupiłLarissiekilkarzeczyzwiązanychzMeridą
inazywająksiężniczkąLow.
Szczęście,któresłyszałemwjejgłosie,sprawiało,żeto,co
złe,przestawałomiećznaczenie.Miałazasobąciężkieżycie.
TerazwszystkosięzmieniłoiLowmogławreszcieodsapnąć.
–Niemogęsiędoczekać,kiedyzobaczętęnowąrudowłosą
księżniczkę.
–Hmmm,aleniepotozadzwoniłeś.Ocochodzi?
–Potrzebuję…–Odwróciłemsięizobaczyłemstojącąw
drzwiachEvę.Miaładziwnąminę.–Pozwól,żedociebie
oddzwonię.–Rozłączyłemsięipodszedłemdoniej,by
wciągnąćjądośrodkaizamknąćdrzwiswojejsypialni.
–Hej,wróciłaś.
Patrzyłanamniezrozczuleniem,któregosięnie
spodziewałem.
–Czyjawłaśniesłyszałam,jakrozmawiaszz
małądziewczynkąojejksiężniczkach?
Jakdługotutajstała?
–Tak,tobyłaLarissa,siostrzenicaLow.
–Irozmawiaszzniąprzeztelefonolalkach?Wogólecię
nieznam,Cage’uYorku.
Nawinąłemsobiejedenzjejdługichlokówna
palec.Musiałemjejdotknąć.
–Wróciłaś–powtórzyłem.
Starałasięuśmiechnąć,aleniebardzojejsięto
udało.Zauważyłem,żejejdolnawargalekkodrży.
–Cosięstało?–zapytałem,wiedząc,żechodzio
Jeremy’ego.
Pojejpoliczkuspłynęłapojedynczałza,którąszybkootarłem
kciukiem.
–Jeremysięwyprowadza–powiedziaławreszcie.–Musi.
Chcę,żebytozrobił.Toznaczy…onmusizacząćżyćwłasnym
życiem.–Przełknęłaztrudemślinę,zaciskającmocnopowieki.
–Wiedziałamotym,jeszczezanimmipowiedział.Ale
zobaczenienawłasneoczyjegonowegomieszkaniaiżycia
trochęmnieprzerosło.Cieszęsięjegoszczęściem,alebędęza
nimpotwornietęsknić.Bezniegoniedamsobierady.
Wziąłemjąwramiona,aEvawtuliławemnietwarz.
Ciepłełzykapałynamojąskórę,akażdakolejnakroplałamała
miserce.Pomógłbymjej,gdybymtylkopotrafił.Nie
wiedziałem,comogęwtejsytuacjizrobić.Jeremybyłdlaniej
synonimembezpieczeństwa.
–Chodzioto–wydusiłazsiebie–żeonzaczynażyćdalej.
Zaczynazapominać.–Zamilkłaiwyrwałasięzmoichramion.
WjejoczachwidziałembólichęćwyznaniamiprawdyoJoshu.
Chciałem,żebytozrobiła.Chciałemmóczniąotym
porozmawiać.Nieznosiłemmyśliotym,żetylkoJeremy’ego
traktujejakkogoś,dokogomożesięzwrócićpopomoc.
–Oczymzapomina,Evo?–zapytałem.Dotejporyunikała
rozmowynatentemat.Niechciałapowiedzieć,dlaczegozdjęłaz
palcapierścionekzaręczynowy.Zcałychsiłstarałemsięzapobiec
temu,byprzedemnąuciekała.Terazjednakpotrzebowałem
czegoświęcej.
–Oprzeszłości–odpowiedziaławreszcie.Pochwili
odwróciłasięisięgnęłapoklamkę.Cholera.Ona
faktyczniechciałazwiać.
–Nieróbtego–błagałem.–Zostań.Porozmawiajze
mną.Nieposłuchała.Otworzyładrzwiiwyszła.
Eva
Cagewróciłdopieropopółnocywniedzielę.Wiedziałam
totylkodlatego,żesamazasnęłamchwilępodwunastej.Kiedy
wstałamwponiedziałekrano,Cagezdążyłjużwyprowadzić
krowy.Tatakazałmuoznaczyćtesztuki,któremiałyiśćdo
zagrody.Poszłamnadjeziorownadziei,żeprzyjdziemnietutaj
szukać,aletrzygodzinypóźniejzrozumiałam,żetymrazem
przesadziłam.
Onodsamegopoczątkubyłzemnąszczery,zawszegrałw
otwartekarty.Niemigałsięododpowiedzi,gdyocośpytałam.
Wiedziałamonimzdecydowaniewięcej,niżonwiedziałomnie.I
tobyłamojawina.AlejakmogłabympowiedziećmuoJoshu?
Jakmiałabymwyjaśnićinnemufacetowi,żeśmierćnarzeczonego
kompletniemniezałamała?Jakmiałabymznieśćwspółczucie
widocznewjegooczach?Niesądziłam,bymbyławstaniesobiez
tymporadzić.Jeremychciałżyćdalej,janie.
WróciłamdoanonimowegoprzynoszeniaCage’owi
ręcznikówiwody.Onnajwyraźniejniechciałmniewidzieć.
Wyszłam,gdyprosił,bymtegonierobiła.Jegobłagalnyton
ciąglenawiedzałmniewsnach.
Niebyłtwardym,egoistycznymplayboyem,zajakiegogo
uważałamponaszympierwszymspotkaniu.Jeślitylkochciał,
umiałbyćdelikatny.Naprzykładwtedy,gdyrozmawiałztamtą
dziewczynkąprzeztelefonalbogdybezpytaniawziąłmniew
ramiona,zorientowawszysię,żepotrzebujępocieszenia.
Kiedyzobaczył,żezmojegopalcazniknąłpierścionek,od
razuotozapytał,ajagozignorowałamizmieniłamtemat.Nie
naciskał.Cagegodziłsięnawiele,jeślichodziłoomnie.
Ewidentniemiałjużtegodosyć.
Przyciągnęłamkolanadoklatkipiersiowejioparłamnanich
głowę.Przezostatniekilkadnistałamsiętakażałosna,starającsię
zobaczyćchoćprzezchwilęCage’a,żewięcejczasuspędzałamw
bujanymfotelunawerandzieniżgdziekolwiekindziej.
Usłyszałamchrzęstżwiruizobaczyłampodjeżdżającypod
domczerwonysamochódBekkiLynn.Zachowaładystans
zdecydowaniedłużej,niżsiętegospodziewałam.Tejnocy,
kiedyposzłyśmysięupić,tylkoprzezkrótkąchwilę
rozmawiałyśmyoCage’u.
Dziśjejbutymiałykolorczerwonegojabłka.Prawie
idealniepasowałydosamochodu.Podejrzewałam,żekupującje,
byłategozupełnieświadoma.Znającją,pewniezapytała
sprzedawcy,czymożewyjśćzniminazewnątrz,bywdobrym
świetleporównaćkolory.
–Noproszę,proszę,siedziszsobiewbujanymfotelujak
jakaśsześćdziesięciolatka–zażartowała,maszerującpodjazdem
iwchodzącnaschodywerandy.
–Tomiłemiejsce–odparłam.Takie,zktórego
mogłamobserwowaćCage’a.
BeccaLynnwydęłaczerwoneusta,którezresztąrównież
pasowałydojejbutów,iomiotławzrokiempodwórko.
–Niewidzęnigdzietwojegomachopomocnika–
powiedziała.
–ManaimięCage.Idobrzeotymwiesz–warknęłam.
Zwróciławzrokwmojąstronę.
–Ooooch,zgryźliwa.Czyżbyśprzekonałasiędo
tegorezydującegotusłodziaka?
–Jaksięokazuje,niejestażtakizły.Niewykorzystał
cię,prawda?
Beccazesztywniała,poczymwzruszyłaramionami,
jakbywcalejejtonieobchodziło.
–Prawdopodobniejestjednymztychseksownych,ale
bardzogejowskichtypów.Zwykle,gdykoleśjesttakładny,jest
tozbytpiękne,bymogłobyćprawdziwe.Zgaduję,żewdomuma
równiepięknegopartnera.Niezrozummnieźle.Niejestem
homofobką.Myślę,żetakishowbyłbysuperseksowny.Poprostu
szkoda,żektośtakidealnygrawinnejdrużynie.
Czyonawłaśniezasugerowała,żeCagejestgejem,tylko
dlatego,żeniebzyknąłjejzarazpoichpierwszymspotkaniu?
Chciałamwykrzyczećjejprostowtwarz,jakbardzosięmyli,
alejakośsiępowstrzymałam.
–Widziałamkobietywjegożyciu.Onniejestgejem.–
Poinformowałamją.Niemusiałaprzecieżwiedzieć,żeWillow
jestzaręczonazkimśinnym.
Beccazmarszczyłabrwi.
–Madziewczynę?–zapytała,podciągającsię,byusiąść
naporęczy.
Technicznierzeczbiorąc,tak.Miałdziewczynę,która
byłajegoprzyjaciółką.
–Wspólniedorastali.Sąrazemodlat.
TwarzBekkiposmutniała,adomniedotarło,cotak
właściwieprzedchwiląpowiedziałam.Onamyślałaomnieio
Joshu.Tobyłowspółczucie,któregonigdyniechciałam
zobaczyćnatwarzyCage’a.Miałamgojużwystarczającood
innychludzi.Jeremybyłjedynym,któryminiewspółczuł.Stał
przymnie,byłzemnąwżałobie,alenigdyminiewspółczuł.
–JesieniąJeremywyjeżdżanaUniwersytetwLuizjanie–
wypaplałam,chcącpodzielićsięzkimśtąinformacją,aprzyokazji
zmienićtemat.Niemiałamnajmniejszejochotydyskutować
zniąterazoJoshu.
–Och,wow–Beccaobserwowałamnieuważnie.Czekała,aż
sięzałamięizalejęłzami.Alemiałamtojużzasobą.Przezcałedwa
dnipłakałamzakażdymrazem,gdyprzypominałamsobie,że
Jeremywyjeżdża.Miałamjużdośćłez.Toniebyłyłzysmutkuz
powoduutratyprzyjaciela.Tobyłyłzysmutku,ponieważonznalazł
sposób,żebyżyćdalej,ajawciążtkwiłamwprzeszłości.
–Kiedysiędowiedziałaś?–zapytała.
–Wzeszłymtygodniu.Zabrałmniezesobą,bypokazaćmi
nowemieszkanie.WynajmujejezeswoimkuzynemodJeffersona
Parisha.Wprzyszłymtygodniuwyjeżdżanadobre.Musijeszcze
znaleźćpracęijakośsięurządzić,zanimzaczniesięszkoła.
–Daciesobieradę,będącosobno?
Adokładniejchodziłojejoto,czytojadamsobieradębez
niego.Każdyzdawałsięrozumieć,żeJeremygotówbyłżyćdalej.
–Poradzimysobie.Jeremymusitrochę
pożyć.Beccaprzytaknęła.
–Tak,toprawda,musi–zamilkła.–Tyteż
musisz.Gdybymtylkowiedziałajak.
Przeszkodziłnamgłośnywarkotsamochodu.Becca
odwróciłasię,byzobaczyćpodjeżdżającegopoddomCage’a.
–Boże,marzęotym,żebybyłterazbezkoszulki–
wyszeptała.
Zgadzałamsięzniącałkowicie.
Kiedywyszedłzsamochodu,spojrzałwnasząstronę,ale
szybkoodwróciłwzrokiwszedłdostodoły.Miałnasobiebiałą
koszulkę,którawyglądałanaodrobinęzamałą.Zastanawiałam
się,czymanasobieswójkolczyk.
–Pójdęznimpogadać.Zarazwrócę–oświadczyłaBecca,
poczymzeskoczyłazporęczyizbiegłaposchodach.
Aco,jeśliCagewłaśniesięprzebierał?Co,jeślizobaczy
jegoprzebitysutek?Tegozpewnościąniechciałam.Tobyłmój
sekret.Otworzyłamusta,byjąpowstrzymać,aleniemiałam
żadnejwymówkidodziałania.Poprostuniechciałamsięnimznią
dzielić.Czyżtonieidiotyczne?Patrzyłambezradnie,jakBecca
Lynnidziewstronęstodoły.Ajaniemogłamnicnatoporadzić,no,
możepozapodbiegnięciemdoniejipowaleniemjejnaziemię.
–RozdziałXII–
Cage
Wytrzymałemcałetrzydni,żebydoniejniepoleźć.Nie
byłempewien,jakdługojeszczemamjątrzymaćnadystans.To
onauciekłaichciałem,żebytoonaprzyszładomniepierwsza.
Ale,dodiabła,widokEvysiedzącejnawerandzie,wdodatkuz
tymismutnymioczymaskierowanymiwmojąstronę,tobyło
zdecydowaniewięcej,niżfacetjestwstanieznieść.
Zatrzasnąłemzasobądrzwisypialniipodszedłemdościany,
żebyporządniewalnąćwniąpięścią.Musiałemjakośdaćupust
swojejfrustracji.Zabardzosiętymwszystkimprzejmowałem.
Zdecydowaniezabardzo.Sprawawyglądałainaczej,niżbyłoz
Low.Całkieminaczej.Evamiałanamnieogromnywpływ.Nie
byłemtypemnastałe.Niebyłemfacetem,któremuwystarczała
jednalaska.Lubiłemróżnorodność.Lubiłemniczymsięnie
przejmować.Tocałezamartwianiesiębyłonaprawdędodupy.
Niepotrzebowałemtego.
Niespodziewanepukaniedodrzwitrochęmniewystraszyło,
alewpiersinatychmiastzakiełkowałanadzieja.Wreszcieprzyszła.
Dwadługiekrokipóźniejbyłemjużpoddrzwiami.Otworzyłem
je,gotowyupaśćnakolanaiprzysięgać,żezrobięwszystko,co
tylkozechce,bylebymtylkozdołałjąuszczęśliwić.
–Hej,Cage–powiedziaławesołoBeccaLynn,a
mojaekscytacjaszybkozmieniłasięwgorycz.
–Becca–odparłem.
–Hmm,czymogęwejść?–zapytała.Zerknąłemzanią,
bymiećpewność,żeEvaniestoigdzieśztyłu,gotowa,byze
mnąporozmawiać.SkądBeccasiętutajwzięła?Byłana
werandzierazemzEvą?
–Nodobrze–odsunąłemsię,bymogławejść.Miałem
nadzieję,żesłyszalnywmoimgłosiebrakentuzjazmu
powstrzymająprzezpopełnieniemjakiejśgłupoty.
–Hmm,więc,jaksięmasz?–zapytała,wchodzącdomojej
sypialni.
–Dobrze.
Podeszładołóżkaiusiadłanajegobrzegu.To,wjakisposób
wypinaławmojąstronęcycki,mówiłomi,żejestgotowana
wszystko,nacotylkomiałbymochotę.Parętygodnitemu,zanimtu
przyjechałemipozwoliłemEvienamieszaćmiwgłowie,pewnie
bymnatoposzedł.Alenieteraz.Terazwszystkosięzmieniło.
–Przepraszam,żeniepokazywałamsięodtamtejnocy
nadjeziorem.Chybaniepotrafięporadzićsobiezodrzuceniem
–gruchała.
–Natowygląda–warknąłem,zachowującmiędzynami
dystans.
BeccaLynndłońmichwyciłabrzegswojejkoszulkii
zaczęłapowoliściągaćjązsiebie.
–Nie,Becco.Niejestemzainteresowany.Jużci
mówiłem,jesteśmiłąinaprawdęładnądziewczyną,alenie
jesteśwmoimtypie.
Beccaitakzdarłazsiebiebluzkęirzuciłająnałóżko.Jej
nagiecyckibyłyniczegosobie,alewporównaniuzpiersiami
Evybledły.
–Wiemotwojejdziewczynie.Nikomuniepowiem
–zamruczała,bawiącsięswoimisutkami.
–Jakiejdziewczynie?–zapytałemzdezorientowany.
BeccaLynnuśmiechnęłasiępromiennie.
–Tej,zktórądorastałeś.Evamioniejpowiedziała.
EvapowiedziałaBecce,żemamdziewczynę?Posłużyłasię
Low,byniemusiećkłamać.Niemogłempowstrzymać
uśmiechu.Niechciała,byBeccatuprzyłaziła.Byłazazdrosna.
Niemiałemzamiarudłużejczekać,ażspasujeisamado
mnieprzyjdzie.Tujużniechodziłoożadnągręmiędzynami.
Chciałemzniąporozmawiać,teraz,natychmiast.Potrzebowałem,
żebymiwszystkowytłumaczyła.Chociażznałemjużprawdę,
chciałemusłyszećtoodniej.Nadszedłczas,byprzestałauciekaći
zmierzyłasięzeswoimilękami.
–Gdzietysięwybierasz?–zapytałaBeccaLynn.Spojrzałem
nanią,półnagąizdezorientowaną.
–Załóżbluzkę,Becco,izmykajstąd.
Nieczekałem,ażzaczniewemnierzucaćrzeczamibądź
obelgami.Jużnieraztoprzerabiałem.ChciałemtylkoznaleźćEvę.
Otworzyłemdrzwiodstodołyispojrzałemwstronę
werandy,naktórejwciążsiedziała.Kiedynaszespojrzeniasię
spotkały,skinieniemgłowywskazałemnajezioro.Odczekałem,aż
przytaknie,poczymwsiadłemdosamochodu.Nadeszłapora,
żebyśmywreszciesobietowszystkowyjaśnili.
Eva
GdytylkoCageodjechał,zestodoływybiegłarozwścieczona
BeccaLynn.Poczułamogromnąulgę.Kiedydoniegoposzła,w
głowieodtwarzałamkolejnescenariuszeichspotkania,jeden
gorszyoddrugiego,domomentu,ażzestodoływyszedłCage.
Wyglądał,jakbymiałjakieśważnezadaniedowykonania.
Widząc,żechcesięzemnąspotkaćnadjeziorem,poczułam
motylewbrzuchu.
–Tokompletnydupek.Nawetniewiem,pocotracęna
niegoczas.–BeccaLynnprzeszłaobokwerandyiudałasięw
stronęswojegosamochodu.
–Jużjedziesz?–zapytałam,żebymiećcodotego
pewność,zanimpójdęszukaćCage’a.
–Tak,mamdużoroboty.Zdzwonimysię–odparła.
Kiedyruszyłazpodjazdu,wstałamipobiegłamdoauta.
Zatrzymałamsięjednak,zanimchwyciłamzaklamkę.
Odwróciłamsięispojrzałamwstronęgarażu.Mójnieużywany
jeep.Pierścionekjużściągnęłam.Teraznadszedłczas,byzacząć
jeździćtymsamochodem.Powoliruszyłamwjegostronę.Nie
byłampewna,czybędęwstanietozrobić.Wklepałamkoddo
garażu.Jeepbyłczyściutkiilśniący.Wiedziałam,żetatapłacił
Jeremy’emu,żebycojakiśczasgowypucowałisprawdził,czy
wszystkodziałajaknależy.Udawałam,żeotymniewiem,bo
konfrontacjawywołałabytylkobolesnewspomnienia.
Potrzebapołożeniasięnaziemiizalaniasięłzamiminęła.
Zamiastniejrzeczywiściepojawiłysięwspomnienia,dobre
wspomnienia,októrychchciałampamiętać.Obeszłamwóz
iotworzyłamdrzwiodstronykierowcy.
–Chybanadeszłapora,żebymznówzaczęłatobąjeździć
–wyszeptałam,wślizgującsięzakierownicęiodpalającsilnik.
Zgłośnikówpopłynęłamuzykacountry,ajauśmiechnęłamsię
namyśloJeremympuszczającymradionacałyregulator,by
mógłsłyszećmuzykępodczassprzątania.
Wycofałamsamochódzgarażuiruszyłamwstronęjeziora.
Uczuciabóluistratytymrazemsięniepojawiły.Byłamtylkoja
imójjeep.
WózCage’azauważyłam,jaktylkowyjechałamzzaklonów.
Siedziałnapaceiczekałnamnie.Jegooczyrozszerzyłysięw
zdumieniu,kiedyzaparkowałamkołoniego.Nigdyniewidział
mojegoauta.Dotejporyoglądałmniejedyniezakółkiemstarego
wozutaty.Uśmiechnęłamsięnawidokjegominy.Wyskoczyłam
zsamochoduiruszyłamwjegostronę.
–Niezłabryka–powiedział,gdybyłamjużblisko.
–Dzięki–odpowiedziałam,poczymusiadłamobokniego.
–Gdybyciętointeresowało,toBeccaLynnzdjęłaprzede
mnąbluzkę,choćprosiłem,bytegonierobiła.Niezbliżyłemsię
doniej,anawetwyszedłemzpokoju.Pewniejestteraznieźle
wkurzona.
Niemogłampowstrzymaćśmiechu.
–Tak,jestbardzowkurzona.
–Myślisz,żetozabawne?–zapytałCage,starającsię
brzmiećsrogo,aletonjegogłosuzdradzał,żetylkosięze
mnądroczy.
–Owszem,takwłaśniemyślę.
Uśmiechnąłsięszeroko,poczymwbiłwzrokwziemię.
Wiedziałam,żeczeka,ażzacznęrozmowęnapoważnetematy.
Możeipoprosił,bymtuprzyszła,alezrobiłtodlatego,że
wciążoczekiwałodemnieodpowiedzi.Zasłużyłsobienanie.
–Byłamzaręczona…–zaczęłam.Nieumiałam
znaleźćodpowiednichsłów.
Cagenienaciskał.Poprostusiedziałbliskomnie.
–JoshzginąłwBagdadziepółtorarokutemu–udałomi
sięwreszciepowiedzieć.
Nieodwróciłsię,bynamniespojrzeć.Niebyłolitościani
żadnychpustychkondolencji.Samaniewiem,czegotakwłaściwie
odniegooczekiwałam,alespokójnapewnoniebyłtymczymś.
–Wiem.Jeremywspomniałmiotymwpiątek,przed
twojąpijackąeskapadą.
Jeremymupowiedział?Aledlaczego?
–Nigdynicniewspomniałeś–odparłam,starającsię
zrozumiećto,żeJeremymniezdradził.Przecieżdoskonale
wiedział,żeniechcę,byCageoczymkolwiekwiedział.
–Chciałem,żebyśtotymiotympowiedziała.–Wkońcu
spojrzałmiwoczy.Nadalniebyłownichżadnejlitości,tylko
zrozumienie.–Tobyłatwojahistoria.Gdybyśchciała,żebym
wiedział,samabyśmipowiedziała.Kiedyniezrobiłaśtegopo
naszympamiętnymspotkaniunadjeziorem,byłemzły.Zraniony.
Miałemnadzieję,żezrozumiesz,żedlamnietoniejestżadnagra.
Wiedziałowszystkimjużodjakiegośczasu,amimoto
anirazuniepotraktowałmnieinaczej.Nieobchodziłsięzemną
zprzesadnąostrożnością.Przykryłamjegodłońswoją.Obrócił
ją,splótłnaszepalceiuścisnąłmojąrękę.
–Kiedyprzyszłaśostatniodomojegopokoju,taka
zasmucona,wiedziałemdlaczego.Chciałembyćtym,którycię
przytuli,gdybędzieszpłakałaistarałasięporadzićsobieztą
zmianą.Aleniedałaśmisiędosiebiezbliżyć.Nigdy
wcześniejtegoniepragnąłem,Evo.Ażpojawiłaśsięty.
Przełknęłamślinęprzezściśniętegardło.Musiałam
powiedziećmuniecowięcej.Jeślizamierzaliśmymiećletni
romans,zostaćprzyjaciółmi,czyjakkolwiekrozwiniesięta
znajomośćprzezkolejnedwamiesiące,chciałam,żebywiedział.
–Onbyłmoimnajlepszymprzyjacielem.Odpiątegoroku
życiabyliśmynierozłączni.Toznimcałowałamsięporaz
pierwszy.Znimbyłamnapierwszejrandce.–Poczułamznajome
pieczeniewnosie,aoczywypełniłymiłzy.Musiałamtozrobić.
Musiałamsięznimtympodzielić.–Mieliśmysięrazem
zestarzeć.Aleonniewróciłjużdodomu.–Cagezwolniłuściski
objąłmnieramieniem,przyciągającdosiebie.Oparłamgłowęna
jegopiersiipozwoliłamprzeznaczonymdlaJoshaBeasleyałzom
popłynąćswobodnie.
Nierozmawialiśmy.Niepytałowięcej,niżbyłammuw
staniepowiedzieć.Poprostutuliłmniewswoichramionach.
Jegodłońdelikatniegłaskałamojeramię.Odczasudoczasu
składałlekkiepocałunkinamojejgłowie.Pozatymsiedzieliśmy
wcałkowitejciszy.
KiedywreszciezostawiłamCage’anadjeziorem,wróciłamdo
domu,doswojegopokoju.Wrogu,spakowanawfuterał,stałamoja
gitara,codziennieprzypominającamiotym,żeniegdyśteżbyła
częściąmnie.Zdołałamjużzdjąćpierścionek.Udałomisięwsiąść
dojeepa.Chciałamznówzacząćgrać.Zamknęłamzasobądrzwi
sypialniipodeszłamdołóżkaznajdującegosiędokładnienawprost
gitary.Czarnyfuterałozdobionybyłwielomanaklejkami,któreJosh
kupiłmiprzeztewszystkielata.Kiedytataporazpierwszypokazał
mimojągitarę,etuiwcalemisięniespodobało.Chciałammieć
znaczniefajniejsze.Zwykłe,czarnebyłozbytnudne.Tamtejnocy
przyszedłdomnieJosh,żebyzobaczyćgitarę.Podzieliłamsięznim
tym,żeniepodobamisiętenbrzydkifuterał.Następnegodnia
zjawiłsięzkilkomazabawnyminaklejkaminazderzakiprzykleiłje
naczarnejskrzyni.Uśmiałamsięwtedyipowiedziałammu,żetak
jestidealnie.Przezkolejnychkilkalatprzywoziłminaklejkiz
miejsc,którezwiedziłlubtakie,którestwierdził,żeprzypadnąmi
dogustu.
Tobędzienajcięższapróba.WrazześmierciąJosha
straciłamtakwiele.Chciałamchociażczęśćztegoodzyskać.
Mojamuzykabyłaczymś,zaczymbardzotęskniłam.Sięgnęłam
pofuterałipołożyłamgonałóżku.Powoliotworzyłamwieko.Na
widokgładkiegodrewnaiznajomychstrunmojesercegwałtownie
przyspieszyło.Notatnikzmoimipiosenkamileżałbezpiecznieza
gryfem.Niebyłabymwstaniezagraćtychpiosenek.Jeszczenie
teraz.Małekroczki.
Zszacunkiemwyciągnęłammojegostaregoprzyjacielaz
wyściełanegoaksamitemfuterału.Dziśtylkojąnastroję.Tyle
powinnonaraziewystarczyć.Trzymającgitaręwramionach,
przymknęłampowieki,napawającsięznajomymuczuciem.
Jakbymwróciładodomu.Zapiekłymnieoczy,gdy
zrozumiałam,żeznówjestemwstanietrzymaćjąwdłoniach.
Uderzającwkażdąstrunę,zaczęłamstroićinstrument.
Zatraciłamsięwtychprostychdźwiękach.Światwokółprzestał
istnieć.Takjakkiedyś,byłamtylkojaimojamuzyka.Każda
emocja,którątłumiłamgdzieśwśrodkuprzezostatniepółtora
roku,zaczynałapowoliprzelewaćsięwmuzykę.Grałampomimo
smutku,złości,żalu,przebaczenia,jednocześnieliczącnato,że
znówzakiełkujewemnienadzieja.
Palce,którewyszłyjużzwprawy,zaczynałymidrętwieć.
Zwalniałamstopniowo,bywkońcucałkiemprzestaćgrać.
Zdziwiłymniemojemokrepoliczki.Toniebyłyłzysmutku.
Nietymrazem.Terazbyłytołzyradości.Możejednak,mimo
wszystko,nadejdzielepszejutro.
Oklaskizupełniemniezaskoczyłyiniecoprzestraszyły.
Otworzyłamoczyizobaczyłamstojącegowdrzwiachtatę.
Jegooczybyłymokre,aleuśmiechałsięradośnie.
–Mojadziewczynka–powiedziałzachrypniętymzemocji
głosem.–Nawetniewiesz,jakdobrzebyłowejśćdodomui
usłyszećtendźwięk.–Zacisnąłmocnoustaiwziąłgłębokioddech.
–Niemogęsiędoczekać,ażusłyszęniecowięcej.–Przytaknąłz
aprobatą,poczymposzedłwstronęswojegopokoju.
–RozdziałXIII–
Cage
PodjechałemkozackimjeepemEvynaswojemiejsce
parkingowe.Jejojciecwypłynąłnaweekendwmorzenapołów,
więczabrałemjązesobądodomu.Kiedytylkoskończyłem
pracę,poszedłemsięumyćiprzebrać,poczymszybko
wyruszyliśmywdrogę.Chciałem,żebydziświeczoremwyszłaze
mnąnamiastoipoznałamoichprzyjaciół.Pragnąłemteż,by
spaławmoimłóżku.Moimwielkim,królewskimłożu.Nagle
stałosiędlamniecholernieważne,bymiećjąbliskosiebie.
–Twójdomjestnadsamymbrzegiem?–zapytała
zaskoczona,kiedysięgałemzajejsiedzenie,bywyciągnąć
małąwalizkę.
–Takjest,mamwięczamiarzabraćcięnaplażęw
tymtwoimmaleńkimbikini,skorojużtujesteśmy.
Uśmiechnęłasiędomnie,poczymwysiadłazsamochodu.
Obszedłemwózodtyłu,bymóczłapaćjązarękę.
Świadomośćtego,żejesttutajzemną,sprawiała,że
byłemabsurdalnieszczęśliwy.
–Jużprawiedziewiąta.Czytwoiznajomisąjeszczena
mieście?Amożejużwszystkopozamykane?–zapytała,gdy
prowadziłemjąwstronęschodów.Taniewinnadziewczynkaze
wsibyłaprzyzwyczajonadotego,żewszystkozamykanejest
zarazpozachodziesłońca.
–Jesteśmynadmorzem,Evo.Tutajkrólujenocne
życie.Wątpię,byktokolwiekbyłwLiveBaytakwcześnie.
Zespółzwykleniezaczynagraćprzeddziesiątą.
–Och–tobyłajejcałaodpowiedź.
Kiedydotarliśmydodrzwiwejściowych,modliłemsię,żeby
Lowwynajęłakogośdosprzątania.Wiedziałem,żewzeszłym
tygodniuzmieszkaniakilkarazykorzystałPreston,alenie
miałempojęcia,wjakimstaniejezostawił.Kiedypootwarciu
drzwiuderzyłmniezapachdetergentów,odetchnąłemzulgą.
–Jestogromne–powiedziałazdumiona.Rozejrzałemsię
wokół.Dlamnieniebyłoażtakwielkie,aleniemiałemzamiaru
sięzniąwykłócać.–Och,imaszwidoknamorze–zapiszczała
ipodbiegładooknawychodzącegonazatokę.
Odstawiłemjejbagażnanowąskórzanąsofę,której
prawienieużywałem.Potrzebowałemcałusa.Evabyłatutaj,w
mojejprzestrzeniosobistej,ichciałemtojakośuczcić.
–Chodźdomnie–wyszeptałem,podchodzącdoniej
iodwracającją,bynamniespojrzała.
Pochyliłemgłowę,żebyzłożyćnajejustachkilkalekkich
pocałunków.Dotknąłemjejtwarzyobiemadłońmiipogłębiłem
pocałunek.Jejspragnioneustaotworzyłysięochoczo.Jejsmak
natychmiastzawróciłmiwgłowie.Zawszetakbyło.Przebywanie
takbliskoniejstawałosięzkażdymdniemprzyjemniejsze.Jej
dłonieślizgałysiępomojejkoszulce,ażwyczułapodpalcami
sztangę,którąspecjalniedlaniejwłożyłemdziśranopokąpieli.
Zastanawiałemsięwłaśnie,jakdługozajmiejejznalezienie
tejbłyskotki.
Uśmiechnąłemsię,wciążdotykającwargamijejust,a
Evazaśmiałasięcichutko.Dlaniejmójkolczykbyłczymś
niegrzecznym,cośwnimwyraźniejąfascynowało.
Evaprzerwałapocałunekispojrzałanamnie.
–Októrejmusimywyjść?–zapytała,wciążpocierając
kciukiemmójsutek.Wtymmomenciemiałemsporyproblem
zlogicznymmyśleniem.
–Zajakieśtrzydzieściminut–odparłem.
Wzdychając,wyślizgnęłasięzmoichramion.
–Więcmusiszmipowiedzieć,gdziejestłazienka,
bymmogłasięodświeżyćiprzebrać.
–Możesztozrobićwmojejsypialni.Nawetcipomogę.
Mamtupełnyserwis–odparłem,chwytającjazarękęiznów
przyciągającdosiebie.
Pokręciłagłowąioswobodziłasięzmoichobjęć.
–Jeślichceszzabraćmniedzisiajdoswoichprzyjaciół,
tomuszęsięprzygotować.
–Wyglądaszniesamowicie,alejeślinaprawdęmusisz
sięprzebrać,toskorzystajzłazienkiobokkuchni.
Patrzyłem,jachwytaswojątorbęiwchodzidomojego
pokoju.Nigdywcześniejnieprzyprowadziłemtudziewczynyw
takichokolicznościach.Lowsięnieliczyła,akażdąinnąlaskę,
jakakiedykolwiektubyła,sprowadzałemwkonkretnymcelu.Nie
przychodziłytupoto,żebyprzebieraćsięwmoimpokojuczyspać
wmoimłóżku.Nigdynawetnierozważałemtakiejopcji.
Wprowadzanielasekdomojejprywatnejprzestrzenijakoś
niespecjalniemiodpowiadało.
Eva
Parkingprzedbarembyłpobrzegiwypchany
samochodami.Pociągnęłamwdółbrzegmojejczarnejkoszulki.
Niebyłampewna,jakpowinnamsięubraćnadzisiejszywieczór,
aCageniebyłzbytpomocnywwyborzekreacji.Podobałomusię
wszystko,coprzymierzyłam.Jegowłasnystrójskładałsięz
dżinsówidopasowanejjasnoniebieskiejkoszulki,któraczyniła
cudazkoloremjegooczu.
Pojechaliśmymoimjeepem.Cageprowadził,ponieważ
konieczniesamchciałzaparkować.Terazjużrozumiałam
dlaczego.Podjechałnaparkingprzeznaczonywyłączniedla
pracowników.
–Cotyrobisz?–zapytałamprzerażona.Niemiałam
zamiaruzostawiaćwozutam,skądmógłbyzostaćodholowany.
Cageścisnąłmojekolano.
–Spokojnie,skarbie.Upewnięsię,żewiedzą,czyj
tosamochód.Wszystkobędziedobrze.
Niebyłamtegotakapewna.Cageotworzyłdrzwii
wysiadł.Janadalsięwahałam.Obszedłsamochódzprzodui
otworzyłmidrzwi.
–Wyciągajzwozuswójślicznymałytyłek.–Podszedł
bliżejidotknąłdłońmimoichud.–Albomożemyzostaćtu
chwilkędłużej,ajanacieszęsiętąspódniczką,którą
zdecydowałaśsięzałożyć.
Śmiejącsię,pacnęłamgopodłoniach.
–Chcęwejśćdośrodka,alebojęsięoswojegojeepa.
Zaskoczyłmniegłośnypisk,podniosłamwięcgłowęi
zobaczyłambiegnącąwnasząstronęskąpoubraną,chudą
blondynkęzwielkimipiersiami.Miałampoważneobawy,
czycyckiniewyskocząjejzarazzbluzki.Coonawyrabiała?
–Caaaage!–zaćwierkaładonośnie.Niepewnakimjest,
czekałam.Cageodwróciłsięnadźwiękswojegoimienia.
–Pris–sapnął,gdytawpadławjegoramiona.–Spokojnie,
dziewczyno.
Złapałjąwtalii.Niebyłampewna,czyzrobiłto,ponieważ
chciałjejdotknąć,czymożepoto,bypowstrzymaćjąod
powaleniagonaziemię.Niewyglądałazbytstabilnienatych
różowychpiętnastocentymetrowychszpilkach.
–Gdziesiępodziewałeś?–zapytała,macającgopoklatce
piersiowej,jakbybyłagotowarozebraćgoodrazudorosołu.
–Wtewakacjepracujępozamiastem–wyjaśnił,
zdejmujączsiebiejejdłonie.
Nadąsałasię,kiedyCageodsunąłsięokrokdotyłu.Onatak
naserio?Jejdolnawargabyławysuniętatakmocno,żebez
problemumogłabyjąnadepnąćtymiabsurdalnymiobcasami.
–Aledzisiajwróciłeś?
–Tak,tylkonajednąnoc–odparł,przesuwającsięznów
tak,żejegoplecydotykałymoichnóg.
BlondynkawkońcuoderwaławzrokodCage’aiskupiła
sięnamnie.
–Och,widzę,żejużmaszkogośnatęjednąnoc.–Znów
zaczęłasiędąsać,alepochwilinajejustachpojawiłsięleniwy
uśmiech.NachyliłasiędoCage’a,upewniającsię,żeocierasię
piersiamiojegoklatę.–Wiesz,żeniemamnicprzeciwko
dzieleniusię.Moglibyśmymiećtrójkącik.Wiem,jaklubisz,
kiedyjednadziewczyna…
–Hmm,nie.Bardzozłypomysł–przerwałjejwpół
zdania,poczympodniósłmniezsiedzenia,chwytającmocnoza
talię,ipostawiłoboksiebie.Troskliwieobejmowałmnieciepłym
ramieniem,jakbychciałmnieprzedczymśobronić.
–Dlaczegonie?Czyonaniejest…
–Ponieważtojużniemojabajka.Alemożeszcośdlamnie
zrobić.Upewnijsię,żewbarzewiedzą,dokogonależytenjeep.
Dziewczynaskrzywiłasięlekkozdezorientowana,po
czymprzytaknęła.
–Okej.Przekażę.Zadzwońdomnie!–rzuciłajeszcze,
alemyjuższliśmywstronętylnegowejściadobaru.
–Ktotobył?Iseriobrałeśudziałwtrójkącie?Dwie
dziewczynyity?–Niemogłamuwierzyćwto,cousłyszałam.
Toznaczy,wiedziałam,żeludzieotymgadają,aleniesądziłam,
żefaktycznietorobią.Fuj.
–TobyłaPriscilla.Jesttukelnerką.Iproszę,nie
rozmawiajmyomojejseksualnejprzeszłości.Popełniłem
wielebłędówinatymzakończmy.
Szczękamiopadła.
–Czylijednakrobiłeśtowtrójkącie.OmójBoże–
wydyszałam,aCagewestchnął,widzącmojąreakcję.Po
chwiliotworzyłdrzwiigestemzaprosiłmniedośrodka.
Cage,któregoznałamjaiCage,któregoznałata
dziewczyna,zdawalisiębyćdwomaróżnymifacetami.
–Tędy–powiedział,kładącmidłońnaplecach,poczym
poprowadziłmniekorytarzemwstronęgłośnejmuzyki.–Dziś
graJackdown.Wzespolesąmoiprzyjaciele.Niesąjacyś
szczególniesuper,aledająradę.
–Maszprzyjaciółwzespole?Niedziwiwięc,żekochałeś
sięwtrójkącie.–Niepotrafiłammutegoodpuścić.Ziloma
dziewczynamitakwłaściwiebył?
–Otooni–odparłznieukrywanymentuzjazmemwgłosiei
zawołałgłośno:–Przynieściemidwapiwa.–Spojrzałnamnie.
–Poczekaj.Atyczegosięnapijesz?
–Coli–odpowiedziałam.Przyglądałmisięprzezchwilę,po
czymprzytaknąłiznówspojrzałnabarmana,który,mimosporej
odległości,obserwowałnas,czekającnazamówienieCage’a.
–Tobędziejednakjednoicola–krzyknął.
Jakimścudemfacetusłyszałgomimohałasu.Mijaliśmy
tańczącychludzi.Niewiedziałam,czegomamsięspodziewać
poprzyjaciołachCage’a,zwłaszczapospotkaniuprzedbarem
tejblondynki.Czyoniwszyscybędątacyszaleni?Czy
popełniłambłąd,przychodząctuznimdzisiaj?
–Cageprzyjechał–oświadczyłzłobuzerskim
uśmieszkiemwyglądającyjaksurferblondyn.–Ijużznalazł
sobielaskę,niechmnieszlag,dobrzetrafił.–Puściłmioczko.
–Evo,tenidiota,którypotrzebujefryzjera,toPreston.To
tensamkretyn,którynaciebiegwizdał,kiedyprzyjechałado
mniedrużyna–poinformowałmnieCage,nachylającsię,żebynie
musiećkrzyczeć.
–Eva–powtórzyłPreston.–Terazjużpamiętam.
Niemogłemcisięprzyjrzećtamtegodnia,aleinstynkt
mnieniezawiódł.
–Jakodzieckospadłnagłowę.Ignorujgo–wyszeptał
Cage,czymszczerzemnierozbawił.
–Hej,Evo,jestemTrisha–przedstawiłasię
zgrabnablondynkaznajpełniejszymiustami,jakie
kiedykolwiekwidziałam.Wyglądałanacałkiemmiłą.
–Hej,miłociępoznać–odparłam.Stałosięjużpewnym,
żekażdakobieta,którąznałCage,byłablondynkązmiseczkąco
najmniejDD.
–Tomójmąż,Rock–dodała,ajaspojrzałamwrozbawione
oczywielkiego,muskularnego,wytatuowanego,łysegofaceta.
Niewyglądałźle,jeśliktośgustujewmotocyklistach.
–LowiMarcusbędą?–zapytałCage,omiatając
wzrokiemnapakowanygośćmibar.
–Niedzisiaj–odpowiedziałaTrisha.–Marcusma
jakieśzajęciaonline,aLowdotrzymujemutowarzystwa.
–Maszochotęzatańczyć?–UstaCage’abyłybliskomojego
ucha,aciepłojegooddechusprawiło,żezadrżałam.Spojrzałam
naparkiet.Ruchy,jakiewykonywalinanimludzie,niecomnie
onieśmielały.Nigdywcześniejczegośtakiegoniewidziałam.
–Niekoniecznie–odparłam,patrzącmuwoczy.Widziałam,
żebyłzawiedziony.Tozdecydowanieniebyłmójklimat.
Obawiałamsię,żezanimnocdobiegniekońca,pożałuje,że
wogólemnietuprzyprowadził.
–Okej–powiedziałzwymuszonymuśmiechem.
–Chodź.Usiądźsobie.Właśniezobaczyłemkogoś
znajomego.–Prestonwstałipodsunąłmiswojekrzesło.
SpojrzałamnaCage’a,atenprzytaknął.Pewniepomyślał,żejeśli
niemamzamiarutańczyć,tomogęchociażwygodniesięrozsiąść.
–Myślałam,żeCagepracujecałelatonafarmie.Gdzie
ciępoderwał?–zapytałaTrisha,nachylającsięwmojąstronę,
bymmogłająlepiejsłyszeć.
–Pracujenafarmiemojegotaty–wyjaśniłam.
Otworzyłaszerokooczy,poczymspojrzałanaCage’a.
–Dajspokój,Trisha.Tymrazemjestinaczej.–
Jegoodpowiedźnajejpytającywzrokbyłakrótkaijasna.
–Serio…?–Zamilkła,znówpatrzącnamnie.
Pomyślałam,żeparkietbyłjednakbezpieczniejsząopcją.
–Przepraszam,gdzieznajdętoaletę?–zapytałam,szukając
jakiejśwymówki,bychoćnachwilęwyjśćiodetchnąćświeżym
powietrzem.Podejrzewałam,żemójwyglądzdradzał,jak
bardzobyłamspięta.
–Chodź,pokażęci–zaproponowałaTrisha,poczym
wstałazeswojegokrzesła.
–Zachwilęwrócę–powiedziałamdoCage’airuszyłamza
niąpospiesznie.
–RozdziałXIV–
Cage
Miałemnadzieję,żeTrishabędzietrzymałajęzykzazębami.
Jamogłemprzecieżzaoferowaćswojąpomocwdotarciudo
toalety.Ostatniąrzeczą,jakiejpotrzebowałem,byłaTrisha
dzielącasięzEvąwszystkimimoimibrudami.Myślałem,że
przyprowadzeniejejtutaj,bywszystkichpoznała,byłosłuszną
decyzją.Alezamiastsięrozluźnić,siedziałemcałyspięty.Priscilla
naparkingubyłatylkoflagąostrzegawczą.Evanieznała
prawdziwegomnie,agdybydowiedziałasię,jakpopieprzony
naprawdębyłem,uciekłaby,tymrazemnadobre.
–Muszętowiedzieć,chłopie.Czytynaprawdęspotykasz
sięzniąregularnie?–zapytałRock.–Toznaczy,onajest
pieprzonącórkąfarmera.Wątpię,żemożeszjąbzyknąćitakpo
prostuodejść.Więcoco,docholery,wtymchodzi?
Marszczyłbrwi.Niewiedziałem,czytodlatego,żeEva
byłatakniewinna,czymożebałsię,żeschrzanięswojąszansęna
stypendium.
–Pracujęnadtym–warknąłem,marząc,byzająłsię
swoimisprawami.
–Nadczympracujesz?Nadbzyknięciemjej?
Głowazaczęłamipulsować,adłoniezacisnęłysięw
pięści.SpojrzałemzukosanaRocka.
–Tonietak–wycedziłemprzezzaciśniętezęby.
Rockoparłsięnakrześleipatrzyłnamniebadawczo.
Pochwilipokręciłwolnogłowąigwizdnął.
–Aniechmnie.Myślałem,żenigdytegoniedoczekam.
–Czego?–zapytałPrestonipołożyłnastolepiwoicolę.
–Todlawas,takprzyokazji–odparł,przesuwającnapojew
mojąstronę.
–NaszCagechybapoczułcośdodziewczyny,któranie
jestLow–odparłwyraźnierozbawionyRock.
Prestonszybkoobróciłgłowęwmojąstronę.
–Co?Więcztąbrunetkątotaknaserio?Notrudno.
Miałemnadzieję,żesiępodzielisz.
–Przestań–warknąłemostrzegawczo.NaszczęściePreston
zamknąłdziób,zanimzdążyłpowiedziećcoś,cotylko
wytrąciłobymniezrównowagi.
–CAGE!Wróciłeś!–AmandaHardy,siostraMarcusa,
podeszładonaszegostolikacaławuśmiechachizlekko
przeszklonymioczami.Świetnie.Marcusbyłbynieźlewkurzony,
gdybywiedział,żeAmandapije.Będęmusiałzadzwonićdo
Low,zanimstądwyjdziemy.
–Zatańczzemną,Cage–zażądała,chwytającmniezarękę
iciągnącwstronęparkietu.OdkiedyAmandastałasię
imprezowiczką?Zawszeuznawałemjązaklasycznądobrą
dziewczynkę.
–Onajestnawalona–powiedziałem,patrzącprzezramię
naPrestona.
Skrzywiłsięipokręciłgłową.
–Zatańczznią.Ztobąprzynajmniejbędziebezpieczna.
Całypieprzonywieczórodpędzamodniejkrążącesępy.Zaraz
zadzwonięchybapoMarcusa.Niańczeniejejniejestmoim
obowiązkiem.
Cośmituewidentnieumknęło,alepoddałemsięiposzedłem
zAmandąnaparkiet.Pociągnęłamnienasamśrodek,poczym
otuliłaramionamimojąszyję.Potemzaczęłatańczyćtak,że
gdybybyłtujejbrat,jużbyłbymmartwy.
Tak,zdecydowaniemuszęzadzwonićdoLow.Jeśliw
takisposóbbędzietańczyłazobcymifacetami,jutroobudzisię
wczyimśmieszkaniu.
–Stęskniłamsięzatobą–wybełkotała,poczymwybuchnęła
śmiechem,zrobiłaobrótiznówzarzuciłamiramionanaszyję.
–Jeślidobrzepamiętam,ostatnimiczasyniebyłaś
mojąnajwiększąfanką–odparłem.
–Ochnie!Zawszebyłamtwojąfanką.–Przejechała
paznokciamipomojejtwarzyidolnejwardze.Jejoczyskupiły
sięnamoichustach.Cholera.
–Tysięnieupijasz,Amando.Cosięztobądzisiajstało?–
Musiałemodwrócićjejuwagę,bo,jakBogakocham,nie
zamierzałempozwolićjejsiępocałować.Tozdecydowanie
ostatniarzecz,jakiejterazpotrzebowałem.Evajużzaczyna
rozmyślaćnadtym,żeuprawiałemsekswtrójkącie.Jeśli
zobaczy,żecałujęsięzjakąślaską,stracęszansęnato,by
dostrzegławemniekogoświęcejniżtylkozwykłegobabiarza.
–Wiesz,nadczymsięzawszezastanawiałam,Cage?–
zapytała,pochylającsięwmojąstronę.Zrobiłemkrokw
tył.Zachwiałasię,więczłapałemjązatalię.
–Nadczym?–Wzrokiemzacząłemskanowaćtłum
wposzukiwaniukogoś,ktowyciągnąłbymniezopresji.
–JaktojestpocałowaćsłynnegoCage’aYorka.Laskipadają
cidostóp.Musiszwięcrobićtodobrze.–Stanęłanapalcach,aja
szybkosięcofnąłem.Jeśliupadnienatenswójpijanytyłek,to
będziewyłączniejejwina.Dziewczynazdecydowanieniepowinna
byćterazpozostawionabezopieki.
–NiepowiemMarcusowi–mruknęła,wpatrującsięwemnie
wymownie.–Możemyiśćdomojegoauta.Niktnasniezobaczy.
Spojrzałemwstronęnaszegostolika.Potrzebowałem
pomocyPrestona,itonatychmiast.Obserwowałnas,ajego
minazdradzała,żewyraźnieniejestzadowolony.
Pomóżmi–wyszeptałem.
RęceAmandyznówobjęłymojąszyję.
–Wiem,żechcesz.Źlichłopcy,tacyjaty,chcąto
robić,gdzietylkomogą.
Jasnacholera!Cowniąwstąpiło?
RozejrzałemsięponownieizobaczyłemPrestona
przedzierającegosięprzeztłum.Kiedydonaspodszedł,
momentalnieowinąłręcewokółtaliiAmandy.
–Chodź,Amando.Zabieramciędodomu.
–Nieeeee.Niejesteśmoimtatusiem.Idźstąd,Preston.–
Sięgnęłaramionamiwmojąstronę,ajazrobiłemkrokdotyłu.
–Onmarację.Musisziśćdodomu.
–Niechceszmniezabraćnazewnątrz?Bylibyśmycałkiem
sami–zapytałazawiedzionymgłosem.
Prestonspojrzałnamniespodełba.Morderczywzrok
zdecydowanieniebyłczymś,codoniegopasowało.Tenfacet
nigdysięniezłościł.Cosiędzisiajdziejezewszystkimi?
–Jejpomysł.Niemój.Jamamrandkę–przypomniałemmu.
Prestonuśmiechnąłsiętajemniczoiwskazałgłowązasiebie.
–Ituchybasięmylisz.Jakwidać,onaradzisobiebez
ciebiecałkiemdobrze.
Evatańczyłazjakimśfacetem.Zjakimśobcym
facetem.Kiedyjapoprosiłemjądotańca,odmówiła,ażtu
nagleznikądzjawiasiętengość,aonaznimtańczy?
Eva
–Wciążniemogęuwierzyćwto,żetujesteś.Kiedy
odwróciłemsięodbaruizobaczyłem,jaksiedziszprzy
stoliku,pomyślałem,żewyobraźniapłatamifigle.
BrettCortwrightbył,możnapowiedzieć,najbliższym
przyjacielemJoshazliceum.Kiedypodszedłdonaszegostolika,
ucieszyłamsięnawidokznajomejtwarzy.Cageposzedłtańczyć
zkolejnąblondynką.Niepowinnambyćnaniegozła,wkońcu
gdytomniepoprosiłdotańca,zestrachuodmówiłam.Ajednak
byłamwkurzona.Izraniona.Izazdrosna.
–Powolizaczynamwychodzićdoludzi.Jeremywprzyszłym
miesiącuwyjeżdżanastudia.
Brettzmarszczyłbrwi.
–Serio?Radziszsobieztymjakoś?
Dlaczegokażdyreagujetaksamo?Czyoniwszyscy
myśleli,żebezJeremy’egonieprzetrwam?
–Cieszęsięjegoszczęściem.Najwyższapora,byzająłsię
swoimżyciem.Obojeprzezostatniczaszniegozrezygnowaliśmy.
Brett
przytaknął
twierdząco.Zgłośników
popłynęławolniejszapiosenka.
–Maszochotęnataniec?Niegryzę–zażartował.
DotejporywolnetańcetańczyłamtylkozJoshem.Już
chciałamsięzgodzić,kiedyBrettniespodziewanieodsunąłsięode
mnieokrok.Zdezorientowanaspojrzałamnaniego,aleon
skupionybyłnaczymś,coznajdowałosięzamoimiplecami.
–Słusznie.Zmykaj.Odejdźodniej.
PrzestraszyłmniegłośnywarkCage’a.Obróciłamsięi
zobaczyłam,jakwbijamorderczywzrokwBretta.Coon
wyrabiał?
–Cage!Uspokójsię–zażądałam.–Nigdzienieodchodź,
Brett.
Cagespojrzałnamnieznieukrywanąfurią.
–Co,jużjesteściezesobąpoimieniu?Tegowłaś-
nieszukasz?Eleganckiegomaminsynkazzajebiście
dobrymimanierami?
Krewsięwemniegotowała.Nigdywżyciuniebyłamtaka
zła.PodeszłamdoCage’atakblisko,jaktylkomogłam.
–To,zkimtańczę,niejesttwojąsprawą.Albo
przeprosiszterazBretta,albostądwyjdę–krzyknęłam.
Cagerzuciłmikrzywyuśmieszek,alewjegooczach
wciążwidaćbyłozłość.
–Nikogoniebędęprzepraszał,skarbie.
Chciałamwrzeszczeć,przywalićmuwklatęipłakać,
ponieważniebyłtym,zakogogouważałam.Niebyłtymuroczym
facetem,któregoprzezostatniekilkatygodnistopniowo
poznawałam.PowinnambyłapożegnaćsięzBrettem,alepo
prostuniemogłam.Byłamzbytbliskałez.Więcnajzwyczajniejw
świecieuciekłam.
Przeciskającsięprzeztłum,słyszałamCage’awołającego
mojeimię,alenieodwróciłamsię.Dziśpokazałmiswoją
prawdziwątwarz.Dałamsięnabraćnajegogrę,alenatym
koniec.Ściskałomniewpiersi,auczuciesamotności,które
powoliznikało,wróciłozpełnąsiłą.Otworzyłamdrzwii
wybiegłamnaparking.Tonietubyłzaparkowanymójsamochód.
Łzy,któretakbardzostarałamsiępowstrzymać,zaczęłypłynąć
mipopoliczkach.Widziałamjakprzezmgłę.Nienawidziłamtego.
Chciałamwrócićdodomu.Wtulićsięwpościeliznówpoczućsię
bezpiecznie.Nieczućbólu.Anizawodu.
Ruszyłamprzedsiebie.Postanowiłamobejśćbudynek
dookołaiwtensposóbznaleźćswójwóz.Możeudamisięgo
namierzyć,zanimktokolwiekznajdziemnietutajwtakim
stanie.Nienawidziłamwychodzićnasłabą.
–EVA!–usłyszałamzamnągłosCage’a.Chciałambiec,
alemiałamnasobieszpilkiiszłampożwirze.Skończyłabymz
twarząwziemi.Niezamierzałamsięteżjednakzatrzymać.Jeśli
chciałzemnąporozmawiać,równiedobrzemógłtozrobić,idąc.
Wtensposóbbyłobymiznaczniełatwiejgoignorować.
–Eva–powtórzył,doganiającmnie.Nawetnieodwróciłam
głowywjegostronę.–Przepraszam.Zobaczyłemcięzjakimś
faceteminiewytrzymałem.Niepomyślałemotwoichuczuciach,
widziałemtylko,żeciędotykał.Niechciałem,żebytorobił.
Popełniłembłąd.–Jegobłagalnytonzrobiłnamnieniecowiększe
wrażenie,niżsięspodziewałam.Zatrzymałamsię,alewciąż
patrzyłamprzedsiebie.Nadalbałamsięspojrzećmuwoczy.Jeśli
naprawdężałował,dostrzegłabymtowjegooczach,awtedy
pewniebymodpuściła.Dodiabłazjegoślicznąbuźką.
–BrettbyłprzyjacielemJosha.Niejestjakimśtam
obcymgościempoznanymprzybarze.
Cagewestchnąłciężko.
–Kurrrwa.
–Tańczyłeśzjakąśdziewczyną.Nierozumiem,dlaczego
to,żejatańczyłamzkimśinnym,stanowidlaciebieproblem.
Jegopalceowinęłysięwokółmojegoramienia.
–Proszę,spójrznamnie,Evo.
Byłnaprawdędobrywbłaganiu.Jegogłoszniżyłsię
doseksownegopomruku.Aniechto.
Odwróciłamsiętak,bystanąćznimtwarząwtwarz.W
jegojasnoniebieskichoczachwidziałamdesperację.
–Jestemdupkiem.Wiemotym.Przepraszam.
Niepowinienembyłciętakpotraktować.
–Mnie?AcozbiednymBrettem?
Cagezmarszczyłbrwi.
–Nawetgoniedotknąłem.
–Alebyłeśdlaniegoniemiły.
Delikatnieprzyciągnąłmniedosiebie.
–Dziewczyna,zktórątańczyłem,toAmandaHardy.Jest
młodsząsiostrąnarzeczonegoLow,Marcusa.Byłakompletnie
nawalona,atoniejestdlaniejnorma.Tańczyłemznią,bo
bałemsię,żetrafinakogośgorszego,jeślijejodmówię.
Więczrobiłtozuprzejmości.Nietegosięspodziewałam.
–Okej,rozumiem–odparłam.
–Wróciszzemnądośrodka?–zapytał,pieszcząc
dłoniąmojątwarz.
–PrzeprosiszBretta?
Jegospojrzeniespoważniałonamoment.Pochwili
kącikijegoustpodniosłysiędogóry.
–Pewnienie.
–Więcjaniemamzamiarutam
wracać.Cageposmutniał.
–Alenawetniemiałemszansyztobązatańczyć.
Teraz,kiedyBrettowiudałosięnamówićmniedotańca
wtymtłumie,byłamniecozawiedziona,żeniezatańczyłamz
Cage’em.
–Okej,aletylkojedentaniec.
–RozdziałXV–
Cage
KiedyzdołałemnamówićEvędopowrotudoLiveBay,ucisk
wmojejpiersiniecozelżał.Widokjejzapłakanejtwarzytylko
pogłębiłogarniającemnieuczuciepaniki.Jeślinalegałabynieco
dłużej,wróciłbymtam,znalazłtegogościaizapewneprzeprosił.
Byłemgotówzrobićwszystko,byletylkomiwybaczyła.
Zaprowadziłemjądojeepa,żebymogłazabraćtorebkęi
ogarnąćsięniecoprzedpowrotemdobaru.Zadbałemteżoto,by
dostaćodpowiedniodługipocałunek.Największąulgąbyłomieć
jąbezpiecznąwswoichramionach.To,żesmakowałajak
cukierkowybłyszczykdoust,byłotylkoprzyjemnymbonusem.
Będącjużzpowrotemwknajpie,zauważyłemidącąwnaszą
stronędziewczynę,którą,byłemprawiepewien,kiedyś
bzyknąłem.Niechciałem,żebykolejnyfragmentmojej
przeszłościzostałdziśodkrytyprzedEvą.Wystarczytegogówna
jaknajedendzień.Toitakcud,żejeszczenienalegała,bym
odwiózłjądodomu.Sięgnąłempojejdłońisplotłemnaszepalce.
Jejprzyzwolenienatenprostygestsprawiło,żepoczułemsięjak
pieprzonyszczęściarz.
Podniosłemnaszesplecionedłonie,obróciłemnią,
ażzachichotała,iprzyciągnąłemjądosiebie.
–Mmmm…piękniepachniesz–szepnąłemjejdoucha,
tulącjąmocnodosiebie.Wodziłarękamipomojejklatce
piersiowej,ażjejlewadłońnatrafiłanasztangę.Uśmiechającsię
domnie,przejechałaponiejkciukiem,poczymzaplotłaramiona
namo-jejszyi.
–Czytylkokolczykitakcięnakręcają,amożelubiszteż
tatuaże?Taksięskłada,żepodbokserkamimamjedenzabójczy,
którypozwolęciobejrzeć,jeślizechcesz–zażartowałem.
Zszokowanapodniosłagwałtowniegłowę,zarazjednakdojrzała
uśmieszekwymalowanynamojejtwarzy.Jejśmiechbyłtym,
czegopotrzebowałem,bytanocprzestałabyćażtaktragiczna.
–Jesteśbardzoniegrzeczny.–Pociągnęłamnieza
włosy,któreopadałyminakołnierzykkoszulki.
–Dopieromogębyćnaprawdęniegrzeczny.Jeszczenic
niewidziałaś–zamruczałem,pochylającgłowętak,bymóc
lekkougryźćdelikatnąskóręnajejszyi.
–Niejestempewna,czybyłabymwstaniezatobąnadążyć.
Jestemwielceniedoświadczona.Jeślichodziodoświadczenie
seksualne,pochodzimyzzupełnieróżnychplanet.–Jejoddech
stawałsięcorazcięższyzkażdymliźnięciemipocałunkiem,
jakimiobdarowywałemcoraztonowemiejscanajejramieniui
obojczyku.
–Janiemówiłemnicoseksie,Evo–uśmiechnąłemsię,po
czymzacząłemcałowaćjejszczękę.–Totyjesteśtą
niegrzeczną,którazaczęłatentemat.
Jejszybkopodnoszącasięiopadającaklatkapiersiowa
sprawiała,żepozwalałemsobienacorazwięcej.Owszem,
chciałemzniązatańczyć,aleniechmnieszlag,jeślinie
chciałemteżwidziećjejtyłkawswoimłóżku.
Kiedyzmieniłsięrytmgranejwklubiemuzyki,odwróciłem
jąplecamidosiebieimocnoprzyciągnąłem.Podniosłemjejręce
ioplotłemnimiswojąszyję.
–Mamterazdoskonaływidok–wyszeptałemjejdoucha.
Spięłasię.Tobyłodlaniejcośnowego.Przeciągnąłem
dłońmipojejżebrach,abiodramiporuszałemwrytm
muzyki.Powolutkuzaczęławczuwaćsięwmuzykę.
Zamknęłaoczy,pozwalającmichwycićsięzabiodrai
poruszaćnaszymisplecionymiciałami.
Jejgłowaopadłanajednąstroną,ajawykorzystałemokazję,
atakującpieszczotamijejodsłoniętąszyję.Napawałemsięnią,
poddanąmojemuprowadzeniu,zapominającotym,żejesteśmyw
pomieszczeniupełnymludzi,azespółgramojeulubioneutwory.
Żadnychmyśli,zerorozwagi.Tobyłocośpięknego.
Evamyślała,żejestniedoświadczona,aletowcaleniebyła
prawda.Tojabyłemniedoświadczony.Onadoskonalewiedziała,
jaktojesttrzymaćwramionachkogoś,nakimcizależy.
Wiedziała,jaktojestbyćdotykanąicałowanąprzezkogoś,kto
niejestztobątylkonajednąnoc.
Sekszniąniebędzietylkoaktemfizycznym.Nigdy
wcześniejczegośtakiegonieczułem.Tobędziecoś…
znacznieważniejszego.Znaczniewiększego,niżkiedykolwiek
sobiewyobrażałem.Czybyłemnatogotowy?
Muzykaznówsięzmieniła.Evaodwróciłasiętwarzą
domnie,stanęłanapalcachipocałowałamniewusta,po
czymsplotłarazemnaszepalceipowiedziała:
–Fajniebyło.
Pochyliłemgłowę,bypogłębićpocałunek.Nawetta
prostaczynnośćzniąbyładlamnieczymśnowym.
–Tak,byłofajnie–odparłem,jaktylkoskończyłem
smakowaćjejusta.–Chciałabyśpoznaćzespół?
Evaspojrzałanascenę.ChłopakizJackdownwłaś-
nieogłaszalichwilęprzerwy.
–Jasne,żechcę.
–Muszęcięostrzec.Kritjesttypowymgwiazdorem.
Myśli,żewystarczysiętylkouśmiechnąć,alaskizarazzaczną
ściągaćmajtki.Upewnięsię,żewie,żejesteśpozajego
zasięgiem,alemimowszystkomożerzucaćwtwojąstronę
sugestywnekomentarze.Jeślibędzietakapotrzeba,wyprowadzę
gonazewnątrzizłojęmudupsko.
Evatylkosięzaśmiała.Myślała,żeżartuję.Widać,że
nigdyniepoznałażadnegofrontmana.Miałemtylkonadzieję,że
Kritmnieniewkurzy.Atozależyodtego,jakbardzojestdzisiaj
zjarany.
Eva
Cagezaprowadziłmniezpowrotemdostolika,przyktórym
wcześniejsiedzieliśmy.Terazbyłoprzynimzdecydowaniewięcej
ludzi.Dołączonoteżkolejnystolik.Członkowiezespołu,których
wcześniejwidziałamnascenie,usadowilisięprzydodatkowym
stolikuiwykrzykiwalizamówieniawstronębarmana.Trishaśmiała
sięiodpychałaodsiebiepółnagiegofrontmana.Ten
siedziałnajejkolanach,otrzepującnadniąswojespoconewłosy.
Byłamniecozdziwiona,żejejmążtwardzielniemanic
przeciwko.Potemchłopakspojrzałwmojąstronę.Odrazu
dostrzegłampodobieństwo.Jegooczybyłytakiegosamego
koloruikształtucooczyTrishy.Mieliteżbardzopodobneusta.
–Mógłbymgozlaćtylkodlatego,żetaknaniegopatrzysz
–warknąłmidouchaCage.Zaskoczonajegoagresywnymtonem
skupiłamnanimswojąuwagę.
–Słucham?
Cagewarczałwłaśnienapółnagiegofacetaze
spoconymiwłosami.
–Cage?
Wkońcuoderwałswojeintensywnespojrzenieodchłopaka
ispojrzałnamnie.
–Tak?
–Patrzyłamnaniego,ponieważbyłamzaskoczonatym,
żesiedzinakolanachTrishy,alepotemzobaczyłamjegotwarzi
zauważyłamichpodobieństwo.Totyle.
Niecosięrozchmurzył.
–Okej.Dobrze.
–Wró-ó-ciłskazaniec–zagruchałmelodyjnym
głosemfrontman.
–Evo,tenkretynnakolanachTrishytojejbrat,Krit.Krit,
tojestEva.Trzymajsięodniejzdaleka–powiedziałCage,
zapoznającnaszesobą.
JasnebrwiKritauniosłysięwzdziwieniu,po
czymzeskoczyłzkolansiostry,gapiącsięnamnie.
–Chooollleerra.CageYorkzostałzaobrączkowany?No,
spróbujzaprzeczyć.Tylko,kurwa,spróbuj–zaskoczeniewgłosie
Kritabyłonieconiepokojące.Czytobyłonaprawdęażtak
dziwne,żeCagemożebyćnanormalnejrandce?Zdziewczyną,
którąniechciałsiędzielić?
–Cojasłyszę?–półnagibasista,któryrównieżzaśpiewał
kilkautworów,pochyliłsięnadnaszymstolikiemzkieliszkiem
czegośwdłoni.Całajegoklatkapiersiowairęcepokrytebyły
tatuażami.
–Tatutaj–odparłKrit,wskazującwnasząstronębutelką
piwa.–Cagesięniąniepodzieli.Twójobrzydliwyryjnie
skorzystadziśnapięknejbuźceCage’a.Onjużmaswoją
kobietę.Niebędziewyrywałinnych,żebysięztobądzielić.
Cagewyraźniesięspiął.Inawetniemusiałam
pytaćdlaczego.
–Evo,tenidiotatoGreen.Granabasieiczasemmaokazję
cośtamzaśpiewać,jeśliKritpostanowiakuratpodzielićsięz
nimsceną.
Zauważyłamgojużwcześniej,kiedysiedziałamprzytym
stolikuporazpierwszy.Obserwowaniekogoś,ktofaktycznie
umiegraćnabasie,zawszemnieintrygowało.
–Dobryjesteś.Jestempodwrażeniem,żetakdobrze
umieszzagraćpartięFlea.
KritiGreenznieruchomiali.
–Wiesz,ktojestbasistąRedHotChiliPeppers?–zapytał
Green.Szokwymalowanynajegotwarzynieźlemnierozbawił.
–Tak,wiem.Fleajestmoimzdaniemjednymznajlepszych.
AlemoimulubieńcemjestzdecydowanieJohnPaulJones.
Greenuderzyłpełnymkieliszkiemostół,rozlewając
przytymczęśćtrunku.
–Noniechmnie!OnaznabasistęLed
Zeppelinów.ZdumionyspojrzałnaCage’a.
–Zrobięwszystko,człowieku.Tylkopozwólmiją
mieć,proszę?
Cageobjąłmnieramieniemiprzyciągnąłbliżejsiebie.
–Niemamowy.Odwalsię.
–Kurwa,człowieku,czytywiesz,iledziewczyn,które
poznałem,wiedziało,kimwogólejestbasista?Żadna.
Kurwa,żadna!Gdzietyjąznalazłeś?Jateżchcę.
Cagezaśmiałsięgłośno.
–Sorry,człowieku.Niemamowy.
–Możepowinieneśiśćdoszkołymuzycznej.Tampoznałbyś
dziewczyny,któregrająnabasie.Te,którepoznajeszprzybarze,
zwyklewiedzątylkojakrozpiąćrozporek–poinformowałam
go.Całystolikbuchnąłśmiechem.Cagepocałowałmniew
czubekgłowyiuścisnąłmocniejramieniem.
–Okej,dodiabła,teraztoijachcęjedną–wtrąciłKrit.
–Przyprowadzajjątuczęściej,Cage.Podobamisię–
dodałazuśmiechemTrisha.
–Cowłaściwierozumieszprzez„częściej”?–zapytał
Green,poczymopróżniłswójkieliszek.–Niebyłojeszczetakiej,
zktórąbyłbydłużejniżkilkagodzin.
–Wystarczy,wydwoje,uspokójciesię–Rockodezwałsiępo
razpierwszy.–Niejestemwnastroju,bychronićwaszetyłkiprzed
Cage’em.Jeślizdecydujesięwasuciszyć,pozwolęmunato.
–Onwie,żetylkożartujemy–odparłzuśmiechemKriti
puściłmioczko.
–Kuuurwa,janieżartuję.Jająchcę–wymamrotałGreen,
poczymodwróciłsię,byzamówićkolejnykieliszekwódki.
–Matty!–zawołałniespodziewanieKritdokogośwtłumie.
Zauważyłamstojącenadnaminiczymsępy,nadmiernie
wymalowaneizdecydowaniezbytskąpoubranedziewczyny.
Czyżbyczekały,ażktóryśzczłonkówzespołujezauważy?
Dostolikapodszedłchłopakwbardzoobcisłychspodniach
izdługimiwłosamiułożonymiwirokeza.Ujegobokustały
dwiedziewczyny,zktórychżadnaniewyglądałanawięcejniż
siedemnaścielat.Byłambardziejniżpewna,żesąnieletnie.
–Proszę,powiedz,żesprawdziłeśimdowody–wyjęczał
poirytowanyGreen.
–Ufamim.Obiemająpoosiemnaścielat,prawda,
dziewczyny?
Laskizgodnieprzytaknęły.
–No,napewno–wymamrotałCage.
Chłopakwkońcuspojrzałwnasząstronę,ajego
wzrokprzeskakiwałprzezchwilępomiędzymnąaCage’em.
–Jużwybrałeśsobiejednąna
wieczór?Cagewarknąłgroźnie.
–Evo,tojestMatty,perkusista.Matty,tojestEva,moja
dziewczyna.–Zauważyłamostrzegawczespojrzenie,jakie
rzuciłchłopakowi.
Zaskoczonamina,tymrazemMatty’ego,byłaczymś,do
czegozaczynałamsięjużpowoliprzyzwyczajać.Jeślitonaprawdę
ażtakniebywałe,żeCageumawiasiętylkozjednądziewczyną,
toczemuwogólezemnąprzyszedł?Gdybymsięznimprzespała,
czytooznaczałobykoniecnaszejznajomości?Miałbymniedość?
Czyoszukujęsamąsiebie,myśląc,żejestmiłymfacetem?
Przecieżdoskonalewiedziałam,żeżadenzniegoaniołek.
–Aniechmniewszyscydiabli–powiedziałwreszcieMatty.
–Akuratotwojejznajomościznimijużwiedzieliśmy.
Nawetzanimzjawiłeśsiętuzdwomakociakamiprostozliceum–
odparłKritżartobliwymtonem.
–Mówiłemprzecież,żemająpoosiemnaścielat–
nalegałperkusista.
–Wracamynascenęzadwieminuty–przerwałimGreen,
poczymopróżniłkolejnykieliszek.Jakdużoichwypiłpodczas
pięciominutowejprzerwy?
–Przyprowadźjąjeszcze–krzyknąłdoCage’a
naodchodnymipuściłmioczko.
–Przepraszamzaniego,alewykazałaśsięsporąwiedzą
natematznanychbasistów.Todlaniegojakpornol–
powiedziałzuśmiechemCage.
–Bylicałkiemzabawni–zapewniłamgo.
Przyciągnąłmniedosiebieiobserwowałprzezmoment.
–Możemipowiesz,skądtakdobrzeznaszznanych
basistów?
Czybyłamgotowa,nato,byopowiedziećmuwięcejo
swoimżyciu?Jakdotądtylkorazudałomisięzagraćnagitarze.
DzieleniesięwspomnieniamioJoshuzCage’emnadalwydawało
misięczymśbardzoniewłaściwym.Ajeślitomiałbyćtylkoletni
romans,toczychciałamoddaćmutakdużączęśćsiebie?Cóż,
jeśliwyobrażałamsobiewcześniej,żemiędzynamimożebyćcoś
więcej,todzisiejszywieczórzabiłtomarzenie.Cageniebawiłsię
wzobowiązania.Ajabyłamdlaniegotylkowakacyjnymflirtem.
Wzruszyłamramionami.
–Poprostulubięgitary.
Nieprzekonałamgo.Widziałamtowyraźniewjego
oczach.Jednaknienalegał.
–Jesteśgotowadowyjścia?
–Tak,myślę,żetak.
–RozdziałXVI–
Cage
Wdrodzepowrotnejdomojegomieszkanianiemówiłem
zbytwiele.Evabyłabardzoostrożna.Wiedziałemotym.
Wiedziałemotymodpierwszegodnia,kiedytopraktycznie
nazwałamniemęskądziwką.Tobyłajednazrzeczy,któremisię
wniejspodobały.Dodzisiajrobiłemsystematycznepostępy.
OpowiedziałamioJoshu.Miałemokazjętrzymaćjąwramionach,
gdypłakała.Myślałem,żedziękitemunarodziłasięmiędzynami
więźzaufania.
Zabraniejejnawycieczkędomojegoświatazniweczyło
wszystko,nadczymtakciężkopracowałem,wszystko,co
chciałemjejudowodnić.Jaknielaskirzucającesięnamniei
gadająceotrójkątach,toprzyjacielezachowującysiętak,jakbym
wykorzystywałpannyiporzucałjejakjakieśprzedmioty.
Chciałem,byjąpoznali.Chciałem,żebyonamiałaokazję
poznaćmnie–wkażdymraziedopókinascenęniewkroczyło
mojeprawdziweżycie.Terazmarzyłemwyłącznieotym,by
zabraćjąnawieś,gdziemoglibyśmyspokojnieżyćwnaszym
małymkokonieigdzienienawiedzałabymnieprzeszłość.
–Jesteśnamniezły?–jejpytaniewyrwałomniez
zamyślenia.Podniosłemwzrokzpodłogi,wktórąsię
wpatrywałemizobaczyłemstojącąwdrzwiachEvę.Miałana
sobiekrótkieróżoweszortywkropkiipasującądonichróżową
koszulkę.Tobyłnajseksowniejszyobrazek,jakiwżyciu
widziałem.
–Hmm?–zdołałemwydukaćmimopożądania,jakie
przyćmiłomiumysł.Niemiałanasobiestanika.Przełknąłemślinę,
gdyjejsutkistwardniałyiwyraźnienapierałynadelikatny
jedwabnymateriał.
–Wdrodzezbaruniepowiedziałeśanisłowa.
Pomyślałam,żemożejesteśnamnieocośzły.
Złynanią?Co?
Oderwałemwzrokodcyckówispojrzałemnajej
zmartwionątwarz.
–Nie,niejestemnaciebiezły.Mamteraztrochęnagłowie.
Przebierałanogami,gryzącnerwowowewnętrznąstronę
policzka.
–Chodźdomnie–poprosiłem,klepiącmiejsceobok
siebienaskrajułóżka.
Podeszłaochoczo.Starałemsięskupićnajejtwarzyina
tym,żebyjąniecorozluźnić.Niechmnieszlag,jeśliteledwo
przykrywającejejtyłekszortyniebyłycholernierozpraszające.
Usiadłaobokmnie,dłoniezaciskającwpięści.Sięgnąłemi
przykryłemjeswoimidłońmi.
–Zrelaksujsię.Niejestemnaciebiezły.Jestemsfrustrowany
sobą.
Odchyliłaniecogłowęispojrzałamiprostowoczy.
Jedwabistebrązowelokiześlizgnęłysięjejzramienia.Czy
kiedykolwiekzauważyłem,żecośtakzwykłegojaknagieramię
możebyćseksowne?
–Dlaczegojesteśsobąsfrustrowany?
Ponieważjestempopieprzonyidobrzeotymwiesz.
–Dzisiejszywieczórniebyłtaki,jaksobiezaplanowałem.
Niemamzbytdobrejreputacjiizdajesię,żekażdy,ktomnie
zna,chciałmiećpewność,żewieszomojejprzeszłości.
Evaniebyłajużtakspięta.Przysunęłasiędomniei
szturchnęłamnielekkoramieniem.
–Zdajeszsobiechybasprawęztego,żenigdynie
wpadłabymnato,żemaszświetnąreputację.–Jejrozbawiony
tonwywołałuśmiechnamojejtwarzy.
–Co?Toniesądziłaś,żejestemdrugimczłowiekiem
popapieżu?Cholera,ajużmyślałem,żecięoszukałem.
Evazaśmiałasięipodkuliłanogipodsiebie,poczym
odwróciłasięwmojąstronę.
–Nocóż,tocałeprowadzeniepodwpływemnieco
mnienakierowało.
–Myślisz,żejesteśzabawna?–oparłemsięnałokciach.
Główniepoto,bymócspojrzećjejwoczy.Aleteżdlatego,że
stądmiałemniezływidoknajejtyłek,zwłaszczażespodenki
podjechałyjejtrochędogóryiwidaćbyłoidealniezaokrąglony
pośladek.
–Dobrzesiędzisiajbawiłam.Twoiprzyjacielesą
bardzorozrywkowi.
Ajagroziłemjejjedynemuprzyjacielowiwtamtymmiejscu.
–Bardzocięprzepraszamzaakcjęztwoimkumplem.
Niewytrzymałem.
Zmarszczyłaniecobrwi,poczymwzruszyłaramionami.
–Jużzatoprzepraszałeśiwybaczyłamci,aletakna
przyszłość,jakbyśmógłsięniecopohamować,byłobymiło.
Nieodpowiedziałem,bopewnienigdynieudamisię
wyluzować.Jeślizobaczęjązjakimśinnymgościem,wpadnęw
szał.Niebyłowięcsensuskładaćjejobietnic,którychniebyłem
wstaniedotrzymać.
–Naprawdępodobamisiętwojapidżama–zmieniłemtemati
przejechałempalcempobrzegujejszortów.Niemogłemdłużej
tylkopatrzećnajejtyłek.Musiałemgoprzynajmniejdotknąć.
Zadrżałaimocnozacisnęławargi.Jakbardzobyłaniewinna?
ChodziłaprzecieżzJoshemprzezcałąwieczność.Bylizaręczeni.
Napewnoniebyłajużdziewicą.Żadenfacetniewytrzymałbybez
seksuprzezcałeliceum.Niechciałemwiedzieć,coznimrobiła.
Chociażgośćbyłmartwy,niemogłemznieśćmyśliotym,że
dotykałjejinnyfacet.Zupełniepopieprzonebyłoto,żetakbardzo
obchodziłomnie,żezkimśjużspała,chociażsamniebyłem
nawetwstaniepoliczyć,ilepanienekzaliczyłem.Ależadnejz
nichniekochałem.AonakochałaJosha.Todużaróżnica.
Przynajmniejwmojejgłowie.
–Chcę…Chcędzisiajczegośspróbować.To-toznaczy…
chciałabymrobićcoświęcejniżdotejpory–wyjąkała,ajejtwarz
zarumieniłasięmocno.–Aleniejestempewna,czyjestemjuż
gotowana…nowiesz…seks.
Usiadłem,zbliżającsiędoniej.Prawdabyłataka,żesamnie
byłempewien,czyjestemgotównasekszEvą.Tymrazembyłoby
inaczej.Itomniecholernieprzerażało.Wmoimprzypadkuseksi
emocjenigdywcześniejnieszłyzesobąwparze,alejużtak
dawnoznikimniebyłem,żemiałemwątpliwości,czynie
poszedłbymzaciosem,gdybynasponiosło.Niebyłem
przyzwyczajonydopowstrzymywaniasię,ajużnapewnonikt
minigdynieodmówił.
AletobyłaEva.Dlaniejmógłbymtozrobić.
Jednąrękąobjąłemjąwtalii,drugązaśzabłądziłemw
jejburzywłosów.
–Zrobimytylkoto,nacobędzieszmiałaochotę.
Zatrzymamysię,kiedypowiesz„stop”–wyszeptałem,
zbliżającustadojejwarg.Evaodchyliłagłowęipocałowała
mniezachłannie.
Eva
ChoćjużkilkarazycałowałamsięzCage’em,wciążbyłam
niecooszołomiona,kiedyjegodelikatne,pełneustadotykały
moich.Jegopocałunkinieodmienniegładkopieściłymojewargii
zawszemnieczymśzaskakiwał.Całowałiprzygryzał,delikatnie
lizałjęzykiem.Bardzolubiłssaćmojądolnąwargęidużoczasu
spędzałnakosztowaniumnie.Aprzynajmniejtaktowyglądałoz
mojejperspektywy.Wycałowywałścieżkęodmojejszczękiażpo
szyję.Chciałam,żebyzszedłjeszczeniżej.Kiedyzatrzymałsię,
bypieścićmojegardło,musiałamzacisnąćzęby,byniebłagaćgo
owięcej.Zustwyrwałmisięjękipewniepowinnambyć
zażenowana,aleonzbliżyłsiędomoichpiersi,zamiast
zażenowaniaczułamwięcwdzięczność.Cokolwiek,byletylko
ruszyłdalej.Mojepiersijużwiedziały,cosięzarazznimistanie.
Zaczęłymrowić.
Jegodłońniespodziewaniewylądowałanamoimbrzuchu,
przyprawiającmnieprawieozawałserca.Podniósłgłowę,by
namniespojrzeć.Onicniepytał,alewjegooczachwidziałam
niezdecydowanie.Przytaknęłam,aonzdjąłzemniegóręod
pidżamy.
Wygłodniałespojrzenie,jakimlustrowałmojenagiepiersi,
zintensyfikowałotylkomrowienie.Chciałam,żebyściągnął
koszulkę.Chciałampoczućnasobiejegociepłąskórę.
Zanimudałomusięrozproszyćmnieswoimiustami,
sięgnęłampojegobluzkęipodciągnęłamjądogóry,aon
podniósłręce,byułatwićmizadanie.Sztanga,którąmiałwsutku,
iktórąjużwcześniejwyczułamprzezkoszulkę,tykowzmogła
mojepodniecenie.Chciałamsięnadniąpochylić,alepodniósłsię,
zmuszającmnieprzytym,bymsiępołożyła,poczymprzykrył
mojeciałoswoim.
–Choćuwielbiampatrzeć,jaktwójjęzyczekliżemoje
sutki,terazjachcęzacząć.–Jegogłosbyłniskiizachrypnięty.
Przeczesałamjegowłosypalcami,kiedypochylałsięnad
mojąpiersią,bypoświęcićsutkowiniecouwagi.Wziąłgodousti
ssałnamiętnie.Zkażdympociągnięciemcorazbardziej
odchodziłamodzmysłów.Ciepłomiędzymoiminogami
zaczynałobyćniedozniesienia.Potarłamosiebieudami,chcąc
choćodrobinęsobieulżyć.Cageprzejechałmidłoniąpobrzuchu,
poczymwślizgnąłsięniąwmojeszorty.Jegopalceporuszałysię
wgóręiwdół,powodująctymsamym,żemojepożądaniestawało
sięjeszczesilniejsze.Byłambliskabłaganiagooto,byzrobiłcoś
więcej.Pochwiliprzestałsiębawićmoimiszortamiiodsunąłode
mnierękę.Mójcichyjękfrustracjitylkogorozbawił.
Przeniósłciężarciałanajednąstronę,poczymjego
dłońwylądowałanamoimkolanie,rozwierającminogii
sunącpodelikatnejskórzeuda,ażjegokciukdotknął
krawędzimoichmajtek.Czekającnajegokolejnyruch,
słyszałamswójprzyspieszonyoddech.
Kiedyprzeciągnąłpalcempokrawędzimoich
majtek,przepadłam.
–Proszę–błagałam.Podniósłgłowę,anaszespojrzenia
sięskrzyżowały.Wciążwpatrywałamsięwjegolekko
przymrużoneoczy,gdywłożyłpalecwmojemajtkiidelikatnie
musnąłnimpomojejmokrejkobiecości.
–OmójBoże–jęknęłambeztchu,zamykającoczyw
ekstaziewywołanejjegoprzejmującymdotykiem.Byłamna
granicy.Nadalchciałamgobłagaćowięcej.
Poruszyłsię,całująckażdyzmoichsutkówiliżącmój
dekolt,poczymskupiłsięnaszyi.Jegopalecpozostałwe
mnie.Ledwo,ledwo.Odrobinkę.
–Mamzamiarwłożyćwtęciasnądziurkęswójpalec–
powiedziałzachrypniętymgłosem.Jegogorącyoddechtuż
przymoimuchuwywołałciarkinacałymmoimciele.
–Okej–wydusiłamzsiebie.
Rytmicznieporuszałdłonią.Jegopalecwysuwałsię
delikatnie,bypochwiliznówwemniewejść.Myślałam,żeumręz
rozkoszy.
–Przyjemnieci,skarbie?–zapytał,całującmiejsce
kołomojegoucha.
–Mmmmm-hmmmm–udałomisięwyjęczeć.
Czubkiemnosaprzejechałpomoimpoliczku.
–Jesteśtakamokra.Takaseksowna–wyszeptałw
mojewłosy.
Lubiłamto,żedotykającmnie,mówiłdomnie.
Wszystkostawałosięlepsze,gdysłyszałamwjegogłosie,jak
naniegodziałam.
–Cage–jęknęłam,gdyzacząłpieścićmnieszybciej.
–Tak,skarbie?–zapytał,wciążcałującmojąszyję.
–Chcę,żebyśzdjąłdżinsy–zdołałamwymamrotać.Jego
dłońzwolniła,aonspojrzałnamniezaciekawiony.
–Dlaczego?
–Chcęciępoczućbliskosiebie–szepnęłam.
Opuściłgłowęiwziąłgłębokioddech.Nieporuszyłsię
przezdobrychkilkanaściesekund.Wkońcuspojrzałnamniez
umęczonąminą.
–Muszęzostawićchociażmajtki.Niemogę…
potrzebuję,żebybyłamiędzynamijakaśbariera.
Przytaknęłam.Kiedywyciągałdłońzmoichmajtek,
chciałamzaprotestować.Alewkońcusamapoprosiłamgooto,
żebysięrozebrał.Araczejniemógłtegozrobićzjednym
palcemwemnie.
Wstałipowolizacząłodpinaćguzikiswoichspodni.Albo
sięzemnądroczył,albodawałmiczas,bymmogłazmienić
zdanie.Kiedyskończył,spojrzałnamniewymownie,nacotylko
sięuśmiechnęłam.PotymsygnaleCageYorkzdjąłzbioder
spodnieipozwoliłimopaśćnaziemię.Jegobiałebokserkinie
pozostawiaływielemiejscadlawyobraźni.
Obserwowałam,jakjegopiękneciałoznówsięnamnie
wdrapuje.Pozwoliłamswoimkolanomopaśćnaboki,takbyjego
twardyczłonekznalazłsiędokładnietam,gdziechciałam.
Wmomencie,gdyprzykryłmnieswoimciałem,krzyknęłam
rozkoszy.
–Cholera,Evo–jegooddechbyłnierówny.Pochylał
sięnademnąbezruchu.Uniosłambiodra,byotrzećsięojego
męskość,nacojegoramionazadrżałygwałtownie.
–Niechcęstracićnadsobąkontroli–
wyznałzdesperowanymtonem.
–Wszystkowporządku–przeczesałampalcamijegowłosy
iponownieuniosłambiodra.Międzynamiwciążbyłozbytdużo
ubrań.Chciałampozbyćsięswoichszortów.
–Chcębyćwtobie.Toniejestwporządku–wycedził
przezzaciśniętezęby.
Sięgnęłamdłońmiwdółizaczęłampowoliściągaćzsiebie
szorty.Cagejęknąłgłośno,gdywreszcieudałomisięopuścić
spodenkidokostek,apotemzrzucićjezsiebiecałkowicie.Teraz
dzieliłanastylkobielizna:mojekoronkowemajtkiijegobokserki.
–Pocałujmnie–powiedziałam,unoszącgłowę,byodnaleźć
jegousta.Głód,jakiwyczuwałamwjegopocałunku,byłbardzo
podniecający.Razporazdobiegałymniejegocichewarknięcia.
Powolutkuoparłsięnamnieprawiecałymciężaremswojego
ciała.Byliśmyteraztakbliskosiebie,żewystarczyło,bym
poruszyłaniecobiodrami,bywywołaćtarcie.
Cageoderwałodemnieusta,poczymsamzaczął
lekkokołysaćbiodrami.Takbyłozdecydowanielepiej.
–Tak,proszę–zachęcałamgo.
Jegoramionanapięłysięmocno,gdytakwpatrywałsięwe
mniewtejpozycji.Gdyzaczęłampieścićjegoklatkępiersiową,
natrafiłamnasztangę,którątakkochałam.
–ACH!–krzyknął,gdydelikatniepociągnęłamza
kolczyk.Jegowidocznaprzyjemnośćtylkospotęgowałamoje
doznania.Uniosłambiodra,dopasowującsiędojegorytmu.
Jęknął,zaciskającmocnopowieki.
–Chcębyćwśrodku,Evo.Takcholerniechcębyćwśrodku.
Desperacjawymalowananajegotwarzyiżądzawjego
głosiesprawiły,żeosunęłamsięwotchłańrozkoszy.Mój
świateksplodował.Krzyknęłam,kiedymojeciałozapłonęło
żywymogniem.
–RozdziałXVII–
Cage
Głowęmiałalekkoodchylonądotyłu,adługie,ciemne
włosyrozrzuconepopoduszce,gdykrzyczałamojeimię.
Dreszcz,jakiprzebiegłprzezjejciało,sprawił,żejeszczemocniej
napierałanamojegogotowego-do-wystrzałuwacka.
Jakimścudemudałomisiępowstrzymaćprzedzerwaniemz
niejmajtekiściągnięciembokserek,bymmógłwreszciewnią
wejśćiznaleźćzaspokojenie.Nigdywcześniejnieznalazłemsię
wtakiejsytuacjiimuszęprzyznać,żebyłotocholerniebolesne.
Powoliotworzyłaoczy,ajejciałozaczęłosiępodemną
rozluźniać.Najejustachpojawiłsiędelikatnyuśmieszekito
wystarczyło,bymmomentalniepoczułsięjakjakaśpieprzona
gwiazdarocka.Możeibyłemtwardszyniżpieprzonycement,
alejązaspokoiłem.Taświadomośćwywołałauśmiechna
mojejtwarzy.
–Wow–szepnęłabeztchu.Powiekiwyraźniejejopadały.
Dziśzapewnebędziejejsięświetniespało.Niemiałbymnic
przeciwkotemu,bycowieczórkłaśćjądołóżkawtakisposób.
–Zawszejesteśśliczna,alekiedydochodzisz,jesttocoś
niezwyklepięknego–wyszeptałem,odgarniającjejwłosyz
twarzy.
–Zpewnościąwiesz,copowiedziećdziewczynie–
odparłaniskim,zachrypniętymgłosem.
Jakaśczęśćmniechciałasięnieźlewkurzyćnatę
lekceważącąuwagęiczającąsięzaniąetykietkę,ale
rozumiałem,żewietylkotyle,ilejejomniepowiedziano.
–Żebyśmniedobrzezrozumiała.Nigdyniezostałemna
tyledługo,bypowiedziećchociażdziękuję.Acodopiero,żeby
mówićdziewczynie,żejestpiękna,gdydochodzi.Nigdynie
zależałominatym,bykogośobserwować.
Jejczerwone,nabrzmiałeustaułożyłysięwmałe„o”.
Pochyliłemsięipocałowałemjąlekko,apotemwstałem
spomiędzyjejnóg.Musiałemdokończyćwłazience.Nie
byłonajmniejszejszansynato,bymzasnąłwtakimstanie.
–Gdziesięwybierasz?–zapytałazaspana.
–Mamsprawędozałatwienia.Wrócęzakilkaminut.
–Puściłemjejoczkoiruszyłemwstronęłazienki.
Wchodzącdośrodka,spojrzałemnakabinęprysznicową.
Próbowałemwłaśniezdecydować,czywystarczymizimny
prysznic,czymożenatojestjużzdecydowaniezapóźnoi
powinienemodrazuchwycićzaoliwkędladzieci.
–Cage–zawołałaEva.
–Tak?
–Czymogęwejść?
Kurwa.Czyonanaprawdęniezdawałasobiesprawyz
tego,pocotutajprzyszedłem?
Pochwiliuchyliłalekkodrzwiiwślizgnęłasiędośrodka.
Byłatylkowgórzeodpidżamyitychkoronkowychmajteczkach,
które,mogłemsięzałożyć,byłyprzesiąkniętejejsokami.Mój
peniszapulsowałjeszczemocniejnadźwiękjejsłów:
–Czyjamogętozrobić?–zapytałanerwowo.
–Cozrobić?
Podeszłabliżejistanęłaprzedemną.Pochwili
sięgnęładłoniąpomojąerekcjęzpiekłarodem.
–Chcęciulżyć–szepnęła.
Błyskawiczniecałąswojąuwagęprzeniosłemzjejślicznej
buzinajejdłońzaciśniętąnamoimptaku.Powoliporuszała
ręką,ściskającgo,przezcobardzoszybkougięłysiępodemną
kolana.Och,taaak.
–Tak–wystękałemioparłemsięościanędla
zachowaniarównowagi.
Evadelikatnieprzejechałapaznokciamipomojejklatce
piersiowej,poczymchwyciłazagumkęmoichboksereki
pociągnęłajewdół.Patrzyłemzafascynowany,jakklęka
przedmną,opuszczającmimajtkiażdokostek.Kopnąłemje
wkątłazienki,aEva,wstając,złożyłapocałuneknamojej
klatcepiersiowej.
Jeślimiałazamiarnadaltakrobić,wybuchnę,zanim
zdążyporządniemniedotknąć.
–Maszjakiśbalsam?–zapytała,patrzącnamniespodrzęs.
–Oliwkędladzieci.Wdolnejszufladzie.
Odwróciłasięiznalazłarzadkoużywanąbuteleczkę.
Wylałatrochęolejkunaswojedłonieipotarłanimi,żebyjenieco
rozgrzać.Obserwowałemjąznieukrywanąfascynacją.Byłem
naprawdębliskitego,byzacząćjąbłagaćowięcej.
Stanęłaprzedemną,ajejrozgrzane,naoliwionedłonie
zaczęłysięporuszaćwgóręiwdółmojegonabrzmiałegopenisa.
–Jasnacholera–jęknąłem,pozwalającswojejgłowie
opaśćnaścianę.
Jejciepłeustadotknęłymojegoprzebitegosutka,aja
poczułem,żekolanaznówzaczęłymidrżeć.Toniepotrwadługo.
Otworzyłemoczyipatrzyłem,jakjejjęzykwędrujepo
moimsutku,którypochwiliznikawjejustach.Kiedyprzerwała
tęsłodkątorturęispojrzaławdół,podążyłemzajejwzrokiem.
Widokjejdrobnychdłoniporuszającychsięnamoimpenisie
ostateczniezałatwiłsprawę.
–Cholera,zarazdojdę.Odsuńsię–rozkazałem,prostując
się.Nieposłuchała.Przyparłamniemocniejdościanyi
zwiększyłaucisk.Eksplodowałemwjejdłoniach.
–Achhhh!–krzyknąłem,aonawciążdelikatnie
poruszaładłońmi.Spojrzałemwdółnabałagan,wjakim
zdecydowałasięuczestniczyć.
Niemogłemuwierzyćwto,cowłaśniezrobiła.Dodiabła,nie
mogłemuwierzyćwto,żejejnatopozwoliłem.Kiedyostatnio
laskadotykałamniewtakisposób?Wliceum?Prawdopodobnie.
Aleniechmnieszlag,jeślitoniebyłnajseksowniejszyobrazek,jaki
kiedykolwiekwidziałem.Czyzniąwszystkobędzietakwłaśnie
wyglądało?Czywszystkobędziebardziej…intensywne?
–Och–stęknęła,uśmiechającsiędomnie.–Tomi
siępodobało.
Śmiejącsię,sięgnąłemporęcznikizacząłemjąwycierać.
–Nietakjakmnie–odparłem.–Tak,chybamaszrację.
Wyglądałeś,jakbyśsięnaprawdędobrzebawił–
żartowała,pozwalającmiwytrzećswojedłonie.
Eva
Kiedynastępnegorankaotworzyłamoczy,Cagespał
wtulonywemnie.Ramieniemprzytrzymywałmniebliskoswojej
piersi,anogęwcisnąłpomiędzymojekolana.Wtuliłamsięw
niegojeszczebardziej.Tobyłobardzoprzyjemne.Nigdy
wcześniejniespałamzfacetem.Nieliczącnocy,gdynawalona
zasnęłamwłóżkuCage’awstodole.
Wczorajszanocbyłanaprawdęniesamowita.Już
zapomniałam,jakietoprzyjemne,byćzkimśtakblisko.Joshija
nigdyzesobąniespaliśmy,choćparęrazyzabawialiśmysiędosyć
niegrzecznie.Wkażdymrazienigdynieocieraliśmysięosiebieaż
takintensywnie.Natomiastwielerazypomogłammudojść,kiedy
naszepocałunkiipieszczotymocnogopodnieciły.Nigdyjednaknie
doszedłwmoichdłoniach.Zawszesięodsuwałizasłaniał.Z
Cage’emchciałamwięcej.Możedlatego,żebyłamstarsza.
Pragnęłamterazrzeczy,októrychwcześniejnawetniemyślałam.
GdybymniebyładlaCage’atylkojednązwielu,pewnie
poszłabymnacałość.Mojeciałoewidentnietegopragnęło,ajego
deklaracja,żechcebyćwemnie,byładlamnieogromnąpokusą.
Niemogłamjednakpozwolić,byto,cojestmiędzynami,
przerodziłosięwcośpoważnego.Gdylatodobiegniekońca,on
odejdzie.Muszęzacząćtraktowaćnaszwspólnyczasjakoetap
procesuzdrowienia.Powinnamsięnimcieszyć,dopókitrwa.
–Mmmmm,jakmidobrze–wymamrotałtym
swoimseksownym,zachrypniętymgłosem.
Jegodłońprzesunęłasięniecowdółizacząłgilgotać
mniepobrzuchu.Zachichotałam,wiercącsięnałóżku.
–Tylkobezwiercenia–ostrzegł,odsuwającswoją
porannąerekcjąodmojegotyłka.
–Okej,wporządku.Jużbędęgrzeczna.
Odwróciłamsięispojrzałamnaniego.Cageuniósł
głowę,oparłjąnadłoniiuśmiechnąłsiędomnieszelmowsko.
–Takdlatwojejinformacji,zmacałemcięwnocy–przyznał.
–Słucham?–zapytałam,podnoszącsiędopozycjisiedzącej.
–Żartuję.No,możeniecałkiem.Włożyłemcirękępod
bluzkęipobawiłemsięchwilętymitwoiminiesamowitymi
piersiami.Alepodobałocisię.Wiem,boprzytymbyłem.
Śmiejącsię,rzuciłamwniegoswojąpoduszką
iwygrzebałamsięzłóżka.
–Hej!Dokądsięwybierasz?
Zarzuciłamwłosyzaramięispojrzałamnaniego.
–Umieramzgłodu.Pójdęzobaczyć,czywtymdomu
jestcośdojedzenia.
Cagejęknąłniezadowolony.
–Jedzenie.Zapomniałemojedzeniu.
Wygramoliłsięzłóżka.Gdysięprzeciągał,zauważyłam,
jaknapinasiękażdywyraźniezarysowanymięsieńnajegociele.
Naglejedzenieprzestałobyćażtakistotne.
Kończącgimnastykę,przyłapałmnienabezczelnym
gapieniusięnaniego.
–Zwyklepobieramopłatyzatakishow,aletymaszgo
zadarmo–puściłmioczkoiwyciągnąłparędżinsówzszafy.
Właśniechciałamzasugerować,żebyniezakładałjeszcze
spodniibykontynuowałporannągimnastykę,kiedyrozległo
siępukaniedodrzwi.
Ktotomógłbyćtakwcześnierano?Zaczęłamgrzebać
wtorbie,żebyznaleźćcośdoubrania.
Cageniezałożyłnawetkoszulki.Dżinsywisiałyapetycznie
najegobiodrach,odkrywającdwadołeczkinajegokrzyżu.
Następnymrazemchcęjepolizać.
–TopewnieLow–powiedział,wychodzączsypialni
izamykajączasobądrzwi,bymmogłasięprzebrać.
Niebyłampewna,czyteraz,kiedywiedziałamjuż,kim
naprawdęjestLow,chciałamoficjalniejąpoznać.Wyciągnęłam
ztorbykrótką,żółtąsukienkęipospieszniezałożyłamjąna
siebie.Ubiegłejnocyzostawiłamkosmetyczkęwłazience
Cage’a.Amusiałamprzecieżumyćzębyiuczesaćwłosy.
Postarałamsię,bywyglądaćmożliwiejaknajlepiejbez
makijażu.Przerzuciłamwłosyprzezramięispięłamjegumką.
Alezanimgdziekolwiekpójdziemy,zdecydowaniebędę
potrzebowałaprysznica.
Kiedywyszłamzsypialni,poczułamzapachświeżo
parzonejkawy.DziękiBogu.
–Aotoiona–zaanonsowałmnieCage,posyłającmi
uśmiech.Siedziałnablaciezkubkiemkawywręce.Wciąż
półnagiiwyglądającyzdecydowaniezbytdobrzejaknatak
wczesnąporędnia.–Lowprzyniosłajedzenie.–Zeskoczyłzlady
ipodszedłdomnie.
–Evo,pamiętaszLow.Toonawyrządziłaciwielką
zniewagę,zmieniającmipościel.–Cageuśmiechnąłsięjakmały
łobuziak.
Lowrównieżzachichotała,isłowodaję,żedźwiękten
byłniemaljakmuzyka.
–Zostawjąwspokoju,Cage.Toniemiłe
przedrzeźniaćkobiety.Dobrzeotymwiesz–pouczyłago.
Wdłoniachtrzymaładwiewielkiepapierowetorby.
–Wiedziałam,żeniebędziemiałtuaniokruszkainie
spodobałamisięmyślotym,żeobudziciesię
głodni.Kupiłamwięcciastka,kiełbaski,jajka,noipączki,na
wypadekgdybyśwolałacośsłodkiegonaśniadanie.
Głośnozaburczałomiwbrzuchu.Przycisnęłamdo
niegodłoń,nacoCagezachichotałradośnie.
–Chodź,dziewczynko,nakarmimycię.
ZabrałodLowtorby,wypakowałje,poczymsięgnąłdo
szafki,bywyciągnąćtalerze.Jatymczasemskupiłamswoją
uwagęnaWillow.
–Bardzomiprzykro,żebyłamdlaciebietakaniemiła,kiedy
spotkałyśmysięporazpierwszy.Niewiem,dlaczegozachowałam
siętakabsurdalnie,jeślichodzioteręcznikiipościel…
Zamilkłamwnadziei,żezrozumieiwybaczymito
głupiezachowanie.
UśmiechnęłasiędomniepromiennieizerknęłanaCage’a.
–Nieprzejmujsiętym.Całkowiciecięrozumiem.
Niepowinnambyłasięwtrącać.
Próbydalszychwyjaśnieńzwiększyłybytylkomójpoziom
zażenowania,zdecydowałamwięc,żelepiejbędzieodpuścićten
temat.Możekiedyśotymzapomni.
–Podanodostołu–powiedziałCage,przynoszącmitalerz
zjedzeniem.–Usiądźsobie,ajapodamcikawę.
–Dziękuję–odparłam.
Natalerzupołożyłpotrochuwszystkiego.Nie
miałamzamiarunarzekać.Umierałamzgłodu.
–Kawaześmietankąicukrem,tak?–zapytał,
podchodzącdoekspresu.
Właśniemiałamodpowiedzieć,gdyuderzyłamnie
pewnamyśl.Skądontowiedział?Nigdywcześniejniepiliśmy
razemkawy.
Nadalmilczałam,więczerknąłnamniepytająco.Zauważył
mojezdziwienie,akącikijegoustpodniosłysiędogóry.
–Kiedyś,gdysiedziałaśnawerandzie,poprosiłaśJeremy’ego
okawę.Byłwśrodku,więcmusiałaśprawiekrzyczeć.Usłyszałem
cięwtrakciewyładowywaniawozu–wyjaśnił.
Wow.
–Och–odparłam,czującnasobiewzrokLow.
Przyglądałamisięuważnie.
–Awięcudałocisięwczorajwszystkichpoznać?Jesteś
przerażona?–zapytaławesołymtonem,kiedyusiadłamprzy
stolenaprzeciwkoniej.
–Bylibardzomili.Ibardzorozrywkowi.
Cagezaśmiałsięgłośno.
–Wtensposóbchcepowiedzieć,żemoiprzyjacieleto
bandadziwaków.
–Tonieprawda.Serioichpolubiłam.
Cagepodszedłdomnieipostawiłkubekzkawąkołomojego
talerza,poczymmusnąłustamiczubekmojejgłowy.Odszedł
przygotowaćsobiejedzenie.Ciekawośćwymalowananatwarzy
Lowprawiesprowokowałamniedośmiechu.Czytonieonaznała
golepiejniżktokolwiekinnynaświecie?Zpewnością
niepowinnabyćzszokowanajegozachowaniem.
–Októrejmusiciedzisiajwracać?–zapytała.
Właśniezaczęłamjeść,niemogłamjejwięcodpowiedzieć.
–Pomyślałem,żewyjedziemygdzieśkołopiątej.Chcęją
odwieźćdodomu,zanimwrócijejtata.Muszęteżzajrzećdo
krów,zanimpołożęsięspać.
LowprzeniosłaswójzaciekawionywzroknaCage’a.Nie
musiałamnaniegopatrzeć,bywiedzieć,żeprowadząterazjakąś
niemąkonwersację.KiedyśrobiłamtosamozJoshem.
Rozumiałamich.Ścisnęłomniewpiersinamyślotym,żebyć
możejużnigdytegoniedoświadczę.Bóljednakniebyłażtak
dotkliwyjakkiedyś.Byłocorazlepiej.Możektóregośdniauda
misięjednakpoukładaćsobieżycienanowo.
Cageodchrząknąłiwiedziałam,żetymsamymdaje
Lowznać,żeichniemarozmowadobiegłakońca.Tensam
sygnałużywanybyłprzezemnieiJosha.
–Tojakiemacieplanynadzisiaj?–zapytałaWillow.
SpojrzałamwymownienaCage’a.Niemiałampojęcia,co
chciałrobićprzezcałydzień.
–Pomyślałem,żepobędziemykilkagodzinnaplażyi,
hmm,tobybyłonatylezmoichplanów–powiedział.
–Brzmidobrze–Lowwłaśniezamierzałacośdodać,alew
tymmomenciezadzwoniłjejtelefon.Spojrzałanawyświetlaczi
zmarszczyłaczołowgrymasie.
–Ktoto?–zapytałCage,obserwującjąuważnie.
Lowwestchnęłaiwstałaodstołu.
–Mojasiostra.
Cageskrzywiłsiębrzydko.
–Chcesz,żebymsięjejpozbył?
Pokręciłagłowąiwyszładodrugiegopokoju,odbierając
podrodzetelefon.
Cageobserwowałdrzwi,stojącwdziwnejpozycji.
Wyglądałprawietak,jakbymiałzamiarzabraćLowtelefon,
gdybysiostrapowiedziałajejcośprzykrego.
–Czyjejrelacjazsiostrąjestażtakzła?–zapytałam,
chcączająćczymśjegomyśli.Odwróciłgłowęwmojąstronę,a
jegoramionaniecosięrozluźniły,kiedynapotkałmójwzrok.
–Tak.Toprawdziwasuka.Lowwieleprzezniąwycierpiała.
AlemiałaprzynajmniejbardzolojalnegoCage’a,który
zawszebyłgotówruszyćjejzodsieczą.
–Jeślimusiszsprawdzić,czywszystkouniejdobrze,to
wporządku.Naprawdę.
Obserwowałmnieprzezchwilę.Najegotwarzypojawił
sięzadowolonyuśmiech.
–Jeślibędziemniepotrzebowała,todomnieprzyjdzie.
Wolęposiedziećtutajztobąidelektowaćsięśniadaniem.
–RozdziałXVIII–
Cage
Evazasnęła,kiedyrozłożenipodwielkąplażowąparasolką
podziwialiśmyfale.Martwiłemsięoteczęścijejciała,którenie
byłyukrytewcieniu.Obudziłemją,wcierająckremdoopalania
wjejstopy.
Jejwielkieniebieskieoczyobserwowałymnieuważnie,
gdyznacieraniaprzeszedłemdomasowania.
–Mmmm,jakietoprzyjemne.Mamnadzieję,żenieliczysz
nanapiwek–powiedziałazaspanymgłosem.
–Janiepracujęzadarmo.
–Ażbojęsięzapytać,jakąformęzapłatyprzyjmujesz.
Przyszłominamyślikilkaniezłychodpowiedzi,ale
uznałem,żejeślichodzioEvę,muszęsięliczyćzesłowami.
Wczorajwidziałaisłyszałajużwystarczającodużo.Nie
chciałem,bypomyślała,żemówiępoważnie.
–Jesteśgłodna?–zdecydowałemsięzmienićtemat.
Uniosłasięodrobinęiposłałaminieśmiałyuśmiech.
–Tak,wsumietotak.
Podniosłemjejstopęipołożyłemjąnaswojejnodze,bypo
chwiliodstawićjązpowrotemnakrzesło.
–Chodźmywięccośzjeść–powiedziałem,wyciągając
doniejdłoń.
–Wracamydośrodka?Mamzebraćnaszerzeczy?
–Nie,możemyjetutajzostawić.Niktichnieruszy.
Znamodpowiedniegogościa–zapewniłemją.
Najejtwarzypojawiłsięgrymas.Dodiabła.Jeślionamoże
robićteswojeseksowneminki,tojamogęreagowaćnanietak,jak
tylkomamochotę.
Pochyliłemgłowęiprzywarłemustamidojejwarg,po
czymwessałemdoustjejsłodkądolnąwargę.Wpiłasięwemnie
dłońmi,azjejgardławyrwałsięzaskoczonyjęk.Uśmiechającsię
szeroko,odsunąłemsięodniej,puściłemoczkoizłapałemjąza
rękę.
–Atozaco?–zapytałabeztchu.
–Jakbędzieszrobiłatakieseksowneminki,niebędęwstanie
ichignorować.
Leniwyuśmiechpojawiłsięnajejtwarzy,polizałausta.
–Och.
PoprowadziłemnaswstronęBeachShack,lokalnegobaru
zkanapkamiiowocamimorza.Mielitamteżnajlepszefrytki
domowejroboty,jakiekiedykolwiekjadłem.
–Cage,itymsposobemmójdzieństałsięowielelepszy–
zawołałaJess,kuzynkaRocka,któraszławłaśniewnasząstronę
wskąpymbikiniozdobionymamerykańskąflagą.
Jessoznaczaładlamniejedno.Kłopoty.Kiedyśpopełniłem
sporybłąd,zabawiającsięznią,żebyoderwaćjąodMarcusa.
DenerwowałaLow.Aletakobietanierozumiałaideiseksuna
jednąnoc.ZjejpowoduRockijaposzliśmynapięści.Pokilku
ciosachpoczuliśmysięjużznacznielepiejiuznaliśmy,żemożemy
daćsobieztymspokój.PozatymRockdoskonalewiedział,że
Jessnależyraczejdotychłatwych.
–Jess–odparłem,zaplatającswojepalcezpalcamiEvy.
Jessbyłaabsolutnienieprzewidywalna.
–Słyszałam,żezostałeśwygnanynawieśza
bycieniegrzecznymchłopcem.
Podeszładomnieipocałowałamniewpoliczek.
Odsunąłemgłowęodjejust.
–Tak.Mamtylkowolneniedziele.
Jessnielubiłabyćlekceważona.Jeślicośnieszłopo
jejmyśli,zachowywałasięjakzwykłasmarkula.
–Konieczniemusiszdomniezadzwonić,jakbędziesztutaj
wnastępnąniedzielę.Mamysporodonadrobienia.Stęskniłam
sięzatobą.–Zniżyłagłosdoszeptu,jakbyśmymielijakąś
wspólnątajemnicę.
–Niemammowy,Jess.Niemamzamiaruwdaćsięw
kolejnąbijatykęzRockiem.–Pozatymjesteśszalonąsuką.
Przejechałapalcempomoimramieniu.
–Obiecuję,żenicmuniepowiem.
PuściłemdłońEvy,byzamiasttegoobjąćjąramieniem.
–Jess,tojestEva.Evo,tojestJess,kuzynkaRocka.
Evawydawałasiębardzospięta,itoznówprzezemnie
czułasięnieswojo.Czykiedykolwiekbędęmiałszansęzabrania
jejgdzieś,gdzieniezjawisięktóraśzmoichbyłychlasek?To
byłototalniedodupy.
Musnąłemustamijejczoło.Rozluźniłasięniecoi
przylgnęładomniemocniej.Taklepiej.
–Towyjesteście,nowiesz,wzwiązku?–zapytała
zniedowierzaniemJess.
Ijakmam,dodiabła,odpowiedziećnatopytanie?Evanie
byłapierwsząlepsząlaską,którąwyrwałemnawieczór.Alew
prawdziwymzwiązkuteżraczejniebyliśmy.
–Spotykamysię–wtrąciłaEva.
Jessskrzywiłasięwyraźnie.
–Cageniespotykasięzlaskami.
Jużmiałemotworzyćusta,bypowstrzymaćJess
przedpalnięciemczegośnatematmojejmizernejetyki.
–Możenieumawiałsięztobą,alezemnązdecydowanie
sięspotyka–odparłaEva,zanimzdążyłemwtrącićchoćsłowo.
Zmorderczegospojrzenia,jakimobdarzyłamnieJess,biły
irytacja,iwściekłość.Czułemnasobiejejwzrok,aleniemogłem
oderwaćoczuodEvy.Poradziłasobiepoprostuśpiewająco,az
mojejtwarzyniemógłzniknąćtenidiotycznyuśmieszek.
Cholera,byłanieziemskoseksowna,kiedypokazywałapazurki.
Evaodchyliłalekkogłowę,bynamniespojrzeć.Pochyliłem
sięipocałowałemjejułożonewpewnysiebieuśmiechusta.
–Niewiarygodne–sapnęłazniedowierzaniemJess.
–Tak,jestniewiarygodna–odparłem,puszczając
Evieoczko.
–Tożyczępowodzenia–dodałazsarkazmem,po
czymodeszła.
Pakowaniesięiświadomośćkoniecznościrychłegopowrotu
nafarmę,gdzieEvaprzezwiększośćczasubędziezdalaodemnie,
niebyłyzbytporywające.Chciałemjąusiebiezatrzymać.
Ostatnianocmożeizaczęłasięfatalnie,alepodkoniecnastąpił
zajebistyzwrotakcji.
Wrzuciłemnaszetorbydobagażnikaiwróciłemnagórę,
bypomócEvie,którazdecydowała,żeprzedwyjazdem
posprzątamieszkanie.
Przekroczywszyprógswojegomieszkania,usłyszałemdźwięki
gitary.Pochwilidomelodiidołączyłdelikatnygłos.ToEvaumiała
graćnagitarze?Cichutkozamknąłemzasobądrzwi.Nieznałem
tegoutworu,alepotrafiłemocenić,żekawałeknienależydo
najłatwiejszych.Samumiałemzagraćparęnumerów,alenatymmój
talentsiękończył.Gitaręakustyczną,którąznalazławkąciemojego
pokoju,wygrałemwzakładzie.Kritbyłkosmiczniewkurzony,gdy
musiałmijąoddać.Alejachciałemmiećgitarę,więcnie
pozwoliłemjegożałosnejdupiewymigaćsięodzakładu.
Jejmelodyjnygłosmiałwsobiecośzcountry,aletylko
trochę.Evabyłautalentowanamuzycznie.Codotegoniebyło
wątpliwości.GdybyKritjąterazusłyszał,zpewnością
przeżyłbyorgazmnamiejscu.Niechciałem,bymniezauważyła
iprzeztoprzestałagrać,aleniemogłemopanowaćchęci
zobaczeniajej,zakradłemsięwięcpoddrzwisypialni.
Miałapochylonągłowę,akurtynazjejwłosównie
pozwalałamidostrzecjejtwarzy.Emocjewjejgłosie
przemawiałydomniejednaklepiejniżobraz.Oparłemsięo
drzwi,skrzyżowałemręcenapiersiipatrzyłem,jakjejpalce
dotykająstrun.Wjejgrzeniebyłomiejscanapomyłkę.Nie
przeoczyłaanijednegoakordu.Jejgłosbyłtakniski,żeniebyłem
wstaniewyłapaćniektórychsłów,aleto,cozdołałemzrozumieć,
rozdzierałomiduszę.
Kiedypiosenkadobiegłakońca,podniosłagłowę
iwestchnęłaciężko.
–TodopierodrugirazodśmierciJosha,gdysięgnęłampo
gitarę–powiedziałagłośno,poczymodwróciłagłowęispojrzała
namnie.Uśmiechnajejbuziniebyłwymuszony,choćtego
właśniesięspodziewałem.Byłaszczęśliwa.Odzyskałacoś,czego
pozbawiłająśmierćJosha.
–Odjakdawnagrasz?–zapytałem.
–Odkądskończyłampięćlat.Gitarazawszemnie
fascynowała.Zresztątakjakiwszystkieinneinstrumenty,ale
tylkonagitarzenauczyłamsięgrać.Zawszechciałamgraćna
fortepianie,aletobyładomenamojejmamy.Niechciałam
zasmucaćtaty,nigdyniewyraziłamwięcgłośnotegożyczenia.
Kupięfortepian.Będzietutaj,kiedyznówprzyjedziemy.
–Jesteśniesamowita–przyznałemiusiadłemobokniej.–
Zagraszcośjeszcze?Tymrazemchcęposłuchaćtwojegogłosu.
Przechyliłagłowęisięzarumieniła.
–Niemogę.Wiedziałamwprawdzie,żetamstoisz,ale
cięniewidziałam.Jeślibędzieszsiedziałobokmnie,niedam
radyzagrać.Stresujemnietwojaobecność.
–Hmmm–wślizgnąłemdłońmiędzyjejciepłeuda.–Aco
tynato,żebymcięprzekupił?
Zachichotałaipokręciłagłową.
–Żadnailośćpocałunkówniesprawi,żeprzedtobą
zaśpiewam.Niepotrafię.Możekiedyś,alenieteraz.
–Jesteśtegopewna?–zapytałem,pochylającsięicałując
jąwkącikust.
–Tak–odparłaniemalbeztchu.
–Mmmmm…itakspróbuję–dodałem,całującdrugikącik.
–Okej.
Zabrałemgitaręzjejrąkipołożyłemjąoboknas,nałóżku.
Evęposadziłemnaswoichkolanach.Zatapiającpalcewgęstych
lokach,zacząłemkosztowaćjejust.
Eva
Cage:Comasznasobie?
Zaśmiałamsięgłośno,czytająctęwiadomość.Przedpowrotem
dodomuCagezadbałoto,bymiećmójnumertelefonu.
Ja:Nic.
Uśmiechającsię,czekałamnajegoodpowiedź.
Cage:Kurwa.Jezioro,natychmiast.
Zakryłamustadłonią,żebynieparsknąćśmiechem.Tata
byłgdzieśwpobliżu.Niewidziałamgoodkolacji.
Ja:Wiesz,żeniemogę.Tatawciążnie
śpi.Cage:Tomożestodoła?
Podeszłamdooknaispojrzałamnajedyneświecącesięw
stodoleokno.
Ja:Złypomysł.
Cage:Itusięniezgodzę.
Ja:Atozaskoczenie.Dobranoc.
Cage:Mogłabybyćznacznielepsza.
Ostatnimiczasyuśmiechnamojejtwarzyzdawałsiębyć
permanentny.Nawettatazwróciłnatouwagęprzydzisiejszej
kolacji.ChciałamopowiedziećmuoCage’u,aleniemogłamtego
zrobić.Nigdybygoniezaakceptował,ipewniebygozwolnił.Nie
chciałam,byprzezemnieCagestraciłstypendium.Pozatymza
niecałymiesiącwyjedziestądnadobre.Latodobiegniekońca,a
naszwspólniespędzonyczasstaniesiętylkowspomnieniem.Coraz
częściejmusiałamtosobiepowtarzać.PrzywiązaniesiędoCage’a
byłobłędem.Onbyłkluczemdomojegouzdrowienia.Zmusiłmnie,
bymwreszciezapomniałaopewnychsprawach.Niktwcześniejtego
niezrobił.Jużzawszebędęmuzatowdzięczna.
Opadłamnałóżkoiszczęście,którewcześniejczułam,
zniknęło.JeślichodziłooCage’a,wcaleniechciałamspojrzeć
prawdziewoczy.IchoćLowbyłabardzourocza,wtym
momencienienawidziłamjejzato,żeonanigdygoniestraci.
Jeślibędziegopotrzebowała,Cagezawszebędziewpobliżu.
Zazdrościłamjejtego.
Pukaniedodrzwiprzerwałomite
melancholijnerozmyślania.
–Evo,nieśpiszjeszcze?–zawołałtata.
–Nieśpię,wchodź–odparłam.
Otworzyłdrzwiiwszedłdomojegopokoju.Zawsze
wyglądałtunienamiejscu.Idosyćrzadkotuzaglądał.
–Chciałbymztobąoczymśporozmawiać–odparł,
krzyżującramionanaswoimszerokimtorsie.
–Okej–nielubiłam,kiedywtensposóbzaczynałnasze
rozmowy.Zwykleoznaczałoto,żeniespodobamisięciągdalszy.
–WkrótceJeremywyjedzienastudia.Zanimtosięjednak
stanie,chciałemzaprosićgorazemzrodzicaminakolację.
Chłopakpomógłciprzejśćprzeztowszystko.Sąprawiejak
rodzina,choćsprawypotoczyłysiętak,anieinaczej…
Niepomyślałamotymwcześniej,aletatamiałrację.
Powinniśmyzaprosićichnakolację.Przezwielelattooni
zawszenasgościli.
–Dobrypomysł.Zadzwonięzsamegoranaiwszystkoustalę.
Tataprzytaknął.
–Dobrze.Todobranoc.
–Dobranoc.
Niewidzialnawróżkazniknęła.Terazupewniałamsię,żeCage
jestwpobliżu,gdychciałamzanieśćmulemoniadę,zimnyręcznik
czyprzekąskę.Zaczęłamrobićtoprzykażdejnadarzającejsię
okazji,znacznieczęściejniżtylkokilkarazydziennie.
Wiedząc,żetatapojechałdomiasta,ukroiłamwielki
kawałekczekoladowegociasta,któreprzygotowałamnakolacjęz
Beasleyami,izgarnęłamkilkarzeczy,którychCagemógł
potrzebować.Właśnieprzerzucałsiano–tobyłnaprawdębardzo
kuszącywidok.Usiadłamnatylnejklapiewozu,gotowajak
najdłużejnapawaćsiętymprzedstawieniem.Itakwkrótcemnie
zauważy.
Promieniesłońcaodbijałysięodjegospoconychramion.
Roboczedżinsywisiałymuniskonabiodrach,odsłaniającprzy
tymdołeczkinadoleplecówigumkęodbokserek.Schyliłsię,by
podnieśćbelęsianaizamarłwbezruchu.Pochwiliwyprostował
sięispojrzałprzezramię.Kiedyjegooczynapotkałymójwzrok,
naustachpojawiłmusięzawadiackiuśmieszek.
–Widziszcoś,cocięinteresuje,skarbie?
–Może.Tylkosprawdzam.Badam,czyjestem
zainteresowana–wystrzeliłam,równieżuśmiechając
siębuńczucznie.
Zaskoczonyuniósłlekkobrwi,poczymodwróciłsiędomnie
przodem,dającmitymsamymdoskonaływidokswojego
spoconegotorsu.Och,wow.Tenobrazekchybanigdymisię
nieznudzi.
–Jawidzęcoś,cobudzimojezainteresowanie–odparł
przeciągle,idącwmojąstronę.Mojesercezaczęłoszaleć,jak
zakażdymzresztąrazem,kiedybyłbliskomnie.
–Naprawdę?–zapytałam,gdypodszedłipochyliłsię
wmojąstronę.
–Itojak–wymamrotał.–Uwielbiamczekoladę.
Co?Mojaekscytacjazmieniłasięwzakłopotanie.Sięgnął
pociasto,któremuprzyniosłam.
–Alejesteśzłośliwy–nadąsałam
się.Cageusiadłobokmnie.
–Ja?Totyprzyszłaśtuwtychswoichkróciutkichszortachi
odciągaszmnieodroboty.Dodiabła,dziewczyno.Myślisz,że
facetmożepracować,gdywie,żepatrzysznaniego,jakbyś
chciałagozjeść?
Nadźwiękjegosłówwypełniłomnieprzyjemne,ciepłe
uczucie.Ugryzłkawałekczekoladowegociasta,zamknąłoczy
imruknąłzadowolony.Och,mójBoże.
–Cholera,skarbie,tojestboskie.
Tak,tobyłoboskie.Sposób,wjakimięśniejegoszczęki
napinałysię,gdyprzeżuwałito,jakporuszałosięjegogardło,
gdypołykał.Tobyłonaprawdęboskie.
–Evo–powiedziałCage,wyrywającmniezzamyślenia
ojegomuskularnymkarku.
–Hmmm?–odparłam.
–Jeślimamzjeśćtociasto,musiszprzestaćpatrzećna
mniewtensposób.Jeślitegoniezrobisz,tociebiebędęzaraz
jadłigdzieśbędęmiałto,ktonasobserwuje.
Niemogłamsiępowstrzymać.Wybuchnęłamśmiechem.
–Nieśmiejsię.Toniebyłżart–skarciłmnie,
podnoszącbrew,poczymwróciłdojedzeniaciasta.
Zmusiłamsiędoodwróceniaodniegowzroku.Minęłydwa
dni,odkądmieliśmymożliwośćdotknięciasięwjakikolwiek
sposób.Bardzołatwosięnakręcałam.
–Masztowarzystwo–oznajmiłCage,wstająci
odsuwającsięodemnie.
Towarzystwo?Kogo?Zeskoczyłamzpakiiodwróciłam
sięwstronępodjazdu.Ścisnęłomniewżołądku.Dobrzeznałam
tensamochód.Widziałanas?PowinnamodsunąćsięodCage’a.
–Muszęiść–powiedziałam,nieodwracającsięzasiebie.
Niechciałam,bywmoichoczachdostrzegłzmartwienie.
Gdybymwdałasięterazwwyjaśnienia,niezrozumiałbytego.Nie
byłamnawetpewna,czyumiałabymmutowytłumaczyć.Po
prostuniechciałam,byElaineBeasleyprzyłapałamniezkimś
takimjakCage.Byłabybardzozawiedziona.
Ruszyłamwstronęniewielkiegopagórka,modlącsię
wduchuoto,bypodjeżdżająctutaj,nieobserwowałanas
zbytuważnie.
Elainejużzdążyławysiąśćzeswojegolincolnaizmierzaław
mojąstronę.Jejprzyjaznyuśmiechprzypomniałmiotylu
rzeczach.Byłajedynąmatką,jakąkiedykolwiekmiałam.Swoją
własnąstraciłam,będącjeszczemałądziewczynką.Elainemijąw
pewiensposóbzastąpiła.Kiedypotrzebowałammatki,Josh
zawszezabierałmniedoswojej.
–Witaj,Evo–powiedziała,wyciągającramionado
uścisku.Podeszłamdoniejochoczo.Kiedymnieprzytulała,
czułamsiębezpieczna.Pachniaławiosnąiciasteczkami.
–PaniElaine,miłopaniąwidzieć–odparłam,
odwzajemniającuścisk,poczymzrobiłamkrokwtył.
–Nieodwiedziłaśnasprzezkilkaostatnichtygodni.To,że
Jeremywyjeżdża,nieznaczy,żeniemożeszmnieodwiedzać.
Ukłułomniepoczuciewiny.Niewidziałamsięzniąod
dnia,wktórymzaczęłamlataćzaCage’emYorkiem.Bywaniew
domuJoshasprawiało,żezabawazCage’emzdawałasięczymś
złym.Ajaniechciałamtakczuć.Zachowałamwięcdystans.
Sięgnęławdółichwyciłamojąlewądłoń,naktórejnie
byłojużpierścionka.
–Jeremypowiedział,żewkońcugozdjęłaś.Chcę,byś
wiedziała,żemnietocieszy.Teżgokochałam,Evo,ale,
skarbie,nadszedłwkońcuczas,żebyzdjąćpierścionek.
Jejgłosbyłdelikatnyimatczyny.Toprzecieżjejsyna
zostawiałamzasobą,ściągającpierścionek,ajątocieszyło?Jak
tomożliwe?
–Wciążbywajądni,kiedychcęzpowrotemzałożyćgo
napalec–przyznałam.
–Wiem.Bywajądni,żemamochotęposprzątaćwjegopokoju
ipościelićmułóżko,jakbymiałdoniegowrócić.–Emocjewjej
głosienaprawdęmnierozczuliły.Jejbólwciążtambył.
Elaineodwróciławzrokwstronęstodoły.Zauważyłam,że
najejtwarzypojawiłsięlekkigrymaszaniepokojenia.
–Evo,czytochłopak,któregoprzysłałtwójwujek,
żebyzrehabilitowałsięzaproblemy,którychbyłsprawcą?
Czylijednaknaswidziała.
–Tak,proszępani–wydusiłamzsiebie.Niechciałamtego
przyznawać,alecoinnegomogłamzrobić?Widziałamniecałąw
uśmiechach,gdysiedziałamznimnapacesamochodu.Cosobie
pomyślała?Czyuważała,żeznieważampamięćoJoshu,
spędzającczaszkimś,ktoniejesttakdobryjakon?
–Wiesz,żekochamcięjakcórkę.Jesteśmoja,jakJoshi
Jeremy.Zawszesięociebiemartwiłam,izawszemodliłamsięza
ciebie,jakoswoichchłopców.Iwciążtorobię.Joshtakbardzo
ciękochał.Byłaśjegoświatem,itojużodkiedybyłmałym
chłopcem.Chciał,żebyśmiaławspaniałeżycie,takie,którerazem
sobiewymarzyliście.Ale,skarbie,mówięci,żeJoshniechciałby,
byśspędzałaczasztymchłopakiem–skinęławstronęstodoły.–
Onniejestciebiewart.Joshchciałby,żebyśznalazłasobiekogoś
dobregoigodnegozaufania.Kogoś,ktobysiętobązaopiekowałi
ktotrwałbyprzytobie,gdybędzieszmierzyćsięzprawdziwymi
problemami.–Jejzimnadłońpochwyciłaiścisnęłamojąrękę.–
Zasługujesznawięcejniżbycieczyimśletnimromansem.Nie
pozwól,bybólismutekzawiodłycięnadrogę,zktórejniema
powrotu.
Poczułamciężarwpiersi.Poczuciewiny.Ból.Smutek.
Strata.Wszystkotozmieszałosięzesobą,sprawiając,żeztrudem
mogłamzaczerpnąćpowietrza.Czymiałarację?Czy
zapominałamoJoshutylkodlatego,żeCageYorkmiał
niesamowiteciałoiseksownyuśmiech?Czynaprawdęstałamsię
takapłytka?Och,Boże.Dooczunapłynęłymiłzy,nawidok
którychElainewzięłamnieznówwramiona.
–Niechciałamcięzasmucić,skarbie–kontynuowała.–
Czasamimatkamusipomócwznalezieniuwłaściwejdrogi.To
wszystko.–Pogładziłamniepowłosach.–Terazporozmawiajmy
oczymśinnym.Oczymśbardziejpozytywnym.Naprzykłado
tym,jakiesątwojeplanyteraz,kiedywkońcuzdecydowałaśsię
znówzacząćżyć.Chcęotymusłyszeć.Maszzamiarwrócićna
studia,prawda?Chodzimioto,żeniemożeszprzecieżzostać
tutajiwciążchodzićdolokalnejszkoły.Jesteśnatozamądra,
Evo.Och,itagitara.Twójtataopowiadał,żenakryłciępodczas
gry.Jestemzciebietakadumna.
PodążyłamzaElainedodomu,alenieczułamsięnasiłach,
byrozmawiaćoktórejkolwiekztychrzeczy.Chciałamtylko
schowaćsięwswoimpokojuipłakać.JeślichęćbyciazCage’em
byłatakazła,todlaczegowytknięciemitegobyłoażtakbolesne?
Onbyłpowodem,dlaktóregoznówzaczęłamżyć.Czytosięnie
liczyło?
–RozdziałXIX–
Cage
WysłałemEviedwaSMS-y,raznawetzadzwoniłem.
Wciążnieodpowiadała.Niewidzialnawróżkawróciła,alenie
przynosiłamijużżadnychdodatkowychpyszności,jakna
przykładciastoczekoladowe.Dostawałemtylkotermoszwodąi
zimneręczniki.Cośsięewidentniespieprzyło.
Niemogłemtakpoprostudoniejpójśćizażądać,byze
mnąporozmawiała.Jejtatawywaliłbymniezatozposiadłości.
StraciłbymstypendiuminiemiałbymEvy.Co,dodiabła,
mogłemzrobić?Niechciałamniewidzieć.Naszaostatnia
rozmowamiałamiejscewtedy,gdyprzyniosłamikawałekciasta
czekoladowego.Jedynymwyjaśnieniem,jakieprzychodziłomi
dogłowy,byłoto,żecośzaszłopomiędzyEvąatąkobietą,która
wtedydoniejprzyjechała.Aledlaczegonieodpisywałanawetna
mojewiadomości?
ItakmusiałempogadaćzWilsonem.Lowmogłaprzyjechać
pomniedzisiajwieczorem.Dokońcadnianiemiałemjużżadnych
obowiązków,ajutrobyłmójdzieńwolny.Niechciałemzostawiać
Evy,niewyjaśniwszycałejsytuacji,alepozostanietutajchoć
przezchwilędłużejgroziłomicałkowitymszaleństwem.
Założyłemnasiebieczystąkoszulkęispakowałemtorbę,
wrzucającdoniejkilkaniezbędnychrzeczy.
OtejporzeWilsonpowinienbyćjużwdomu.Możeto
Evaotworzymidrzwi.Będęmiałszansęzobaczyćjejtwarz,
nawetjeślinadalniechcezemnąrozmawiać.
Ruszyłemwstronęgłównegobudynku.
Wszystkieświatłabyłyzapalone,nawetzewnętrzne
reflektory,któreoświetlałyterazpodwórze.Ponadtopodjazd
zapełnionybyłsamochodami.Czyżbymielidzisiajjakaśimprezę?
Zatrzymałemsięnawerandzie,usłyszawszydobiegający
ześrodkaśmiechconajmniejkilkuosób.
Drzwiotworzyłysięniespodziewanieistanąłwnich
uśmiechniętyJeremy.
–Hej,stary.Cosłychać?
–MuszęporozmawiaćzWilsonem–wyjaśniłem,
zaglądającmuzaplecywnadziei,żezobaczęEvę.
–Wchodź.Jestprzystolezrodziną.
Rodziną?Czyjąrodziną?
Jeremywprowadziłmniedośrodkaprzezniewielki
przedpokój.Niemogłemsiępowstrzymaćprzedoglądaniem
wiszącychtamzdjęćmłodejEvy.Zawszebyłaniezwyklepiękna.
Izdajesię,żekucykiodlatbyłyjejulubionąfryzurą.
–Natymzdjęciumiaładziesięćlat.Dopierocozałożylijej
aparat,niebyłaztegozbytzadowolona.Jejtataniemógłzmusić
jejdouśmiechu,więczadzwoniłpomnieiJosha.Kiedytu
dotarliśmy,Evasiedziałanahuśtawcezapłakanaiponura.Josh
stanąłzafotografemizacząłopowiadaćżartytypu„Puk,puk,
ktotam?”irobićśmieszneminy.
Nazdjęciujejgłowabyłalekkoprzechylonawboki
wyglądałatak,jakbywłaśnieprzedchwiląprzestałasięśmiać.
Zakłułomniewpiersinamyślotym,jakwielerzeczy,takich
jaktozdjęcie,codziennieprzypominałojejotym,costraciła.
Jeremyruszyłprzedsiebie,więcpodążyłemzanimwstronę
wielkiego,łukowategoprzejścia,skąddochodziłydźwiękirozmówi
śmiechu.Ktokolwiektambył,najwyraźniejświetniesiębawił.
Jeremywszedłpierwszy.
–Mamo,tato,Chad.TojestCageYork.Przezcałewakacje
pracujeuWilsona.Cage,tomojarodzina.Chadtomójkuzynz
Luizjany,októrymciopowiadałemizktórymbędęmieszkał.
Niespodziewałemsiępełnejprezentacji.Oninajwyraźniej
teżnie.Nieskupiłemsięodpowiednionaprzedstawionychmi
osobach.Kiedyjednakspojrzałemwstronęstołu,odrazu
poznałemmatkęJeremy’ego.Tobyłatakobieta,którakilkadni
temuzłożyłaEviewizytę.Przeraziłemsięnamyślotym,cotak
naprawdęmogłyoznaczaćjejodwiedziny.Takobietabyłateż
matkąJosha.Bardzoniepodobałymisięmyśli,którewtym
momencieprzychodziłymidogłowy.
ZerknąłemnaEvę.Niepatrzyłanamnie.Głowę
miałaspuszczonąinerwowobawiłasięserwetką.
Kurwamać.
–Cage?Czyjestjakiśproblem?–zapytał
Wilson.Zmusiłem,siębynaniegospojrzeć.
–Niezamierzałemprzeszkadzaćwkolacji.Chciałem
tylkozapytać,czymógłbymjużdzisiajwrócićdodomu.
Wilsonwzruszyłramionamiiprzytaknął.
–Niewidzępowodu,dlaktóregobyśniemógł.Jasne,
chłopcze,zmykaj.Zobaczymysięwponiedziałekrano.
–Dziękuję–odparłemiznówzerknąłemnaEvę.Wciążnie
podniosłagłowy.Niechciałemodchodzićwtakisposób.–Bardzo
miłobyłowaspoznać.–Nieczekałemnaodpowiedź.Odwróciłem
sięiruszyłemwstronędrzwi.Musiałemzaczerpnąćświeżego
powietrzaizapanowaćnadnarastającąwemniepaniką.
Drzwizatrzasnęłysięzamną,alenawetniezwróciłemnato
uwagi.Poprostuszedłemprzedsiebie.Wyciągnąłemtelefoni
napisałemdoLow,byprzyjechałapomniejaknajszybciej.
Będzietuzajakąśgodzinę.Zamiastwracaćdoswojej
ciasnejsypialni,udałemsięwstronęwiszącejnawielkimdębie
huśtawki.Rzadkokogokolwiektuwidywałem.Byłojużdosyć
ciemno,mogłemwięcpozostaćwukryciu,zbierającmyślii
czekającnaLow.
MatkaJoshaprzyjechałazwizytąiodtamtegoczasuEvanie
zamieniłazemnąanisłowa.Jakiesłowapadłypodczasich
spotkania?CzyEvazobaczyłająiuznała,żezbytobniżyła
wymagania?Joshmiałmiłą,typowoamerykańskąrodzinę.Jazaś
miałemtylkoLow.Mojamamusianieprzygotowywałami
posiłkówinieprałamiubrań.Dodiabła,onanawetniezabierała
mniedolekarza,gdybyłemchory.Ledworozmawiałemzmoją
przyszywanąsiostrą.Ostanie,cooniejsłyszałem,tożeposzła
siedzieć,kiedyzłapalijązjejchłopakiemwlaboratorium
metamfetaminy.
Tak,miałemkurewskowspaniałąrodzinkę,którąmogłem
przedstawićEvie.Skorojużterazuznała,żeniejestemjejwart,to
gdybydowiedziałasiętegowszystkiego,przegrałbymzkretesem.
Schowałemtwarzwdłoniach.Dlaczegopozwoliłemsobienato,
żebymizależało?Dlaczegopozwoliłem,żebymitakkurewsko
zależałonakimś,ktobyłcałkowiciepozamoimzasięgiem?
DziewczynytakiejakEvaniezadawałysięzemnąpoto,bymnie
przysobiezatrzymać.Chciałysięmnąprzezjakiśczaspobawić,a
potemposzukaćchłopaka,któregozaakceptowalibyichrodzice.
Jazdecydowanieniebyłemtakimtypem.Dosyćszybko
zrozumiałem,żekobietywcaleniepróbująmnieprzysobie
zatrzymać.Jeśliniechciałacięwłasnamatka,todlaczego
ktokolwiekinnymmiałbycięchcieć?Cośbyłozemnąnietak.Ito
odzawsze.KiedyznalazłemLow,trzymałemsięjejkurczowo.
Myślałem,żeskoroonachciałamiećmnieprzysobie,towłaśniez
niąspędzęresztęswojegożycia.Wiedziałem,żeonanigdymnie
nieopuści.Mojebłędynigdyjejnieodstraszą.Alepotemznalazła
Marcusa,którypokochałjątak,jakjanigdyniebyłemwstanie.
Owszem,kochałemją,alenietak,bypozostaćjejwiernym.
PotempojawiłasięEva.Onapokazałami,żemogępragnąć
tylkojednejkobietyibyćszczęśliwym.Wielkaszkoda,żeona
również–jakcałareszta–niechciałamnieprzysobiezatrzymać.
Zazwyczajpozbywałemsiębabki,zanimtazdążyłasię
zorientować,żeniejestemjejwart.Tymrazemniezdołałemtego
zrobić.Zbytwielechciałem.Miałemcholernąnadziejęnazbyt
wiele.
Usłyszałemgłosyniosącesiępotrawnikuizobaczyłem,
jakEvawychodzifrontowymidrzwiamizJeremymijego
kuzynem.Słyszałemichśmiech.Całatrójkapodeszładojeepa
Evy,Chadotworzyłjejdrzwiizanimwsiadła,szepnąłjejcośdo
ucha.Mojeciałoprzeszyłból.
Jeremyzająłmiejsceztyłu,ajegokuzynusiadłnamiejscu
dlapasażera.Evazamierzałaspędzićznimiwieczórpozadomem.
Azatempostanowiłażyćdalej.Byłemdlaniejtylkochwilową
rozrywką.
Piekłymnieoczy.Nienawidziłemsłabości,którejwyrazem
byłyłzy.Pieprzyćto.Niebędępłakał.Nigdyniepłakałem.Nigdy
teżniebłagałem.Wiem,jaktojestbłagaćkogoś,żebycię
chciał.Kiedymiałempięćlat,zostałemnazwany
bezwartościowymśmieciemprzezwłasnegoojca.Potem,jako
buntującysięnastolatek,usłyszałemtosamoodmatki.
Jużdawnozdecydowałem,zejeślifaktyczniejestem
bezwartościowy,toniemuszężyćzgodniezzasadami
innych.Stworzęwłasne.
Eva
Mójtelefonzasygnalizowałprzychodzącąwiadomość.
Chwyciłamgoszybkownadziei,żetoCage.Jeszczenie
wrócił,choćbyłjużwtorek.Tataniewydawałsiętym
specjalniezmartwiony,ajabałamsięzapytaćgo,czywie,
gdziejestCage.Niemogłamprzecieżzdradzićswojegonim
zainteresowania.Musiałamsięjednakdowiedzieć,gdzieonsię
podziewa.Poostatniejniedzieliprzestałdomniepisać.Przestał
dzwonić.Zignorowałamgo.Musiałam.Byłamtakazagubiona.
SMSbyłodChada.Doprowadzałmniedoszaleństwa.W
sobotęwieczorem,zarazpowyjeździeCage’a,poszliśmywe
trójkęnatańce.TataiElaineuznalitozadoskonałypomysł.
Byłamwpotrzasku.PełennadzieiwzrokElaine,kiedyChad
odsunąłmikrzesłoprzykolacji,byłtrudnydoprzeoczenia.
Zaprosiłago,bochciałanaszesobązeswatać.
Chadchciałwiedzieć,jakiemamdzisiajplany.Zatoja
chciałamwiedzieć,kiedywrócidoLuizjanyizostawimnie
wreszciewspokoju.Odpisałam,żedziśniemamnanicochoty.
ObserwowaniestodoływoczekiwaniunapowrótCage’a
wywoływałowemnieniepokójiprzyprawiałoomdłości,z
każdąminutącorazbardziej.Amożezrezygnował?Napewno
nie.Musiprzecieżutrzymaćstypendium.Spojrzałamnatelefoni
pomyślałamotym,żebydoniegonapisać.Jazignorowałamjego
próbykontaktuzemną.Czywogóleodpowie?
Musiałamsięotymprzekonać.
Ja:Czywszystkouciebieokej?Gdziejesteś?
Trzymająctelefonwdłoni,czekałamniecierpliwiena
odpowiedź.
Panującawpokojuciszabyłaprzytłaczająca.Słyszałambicie
własnegoserca.Zkażdąsekundązwiększałsięucisk,który
czułamwklatcepiersiowej,odkądElainepowiedziała,jakbardzo
zawiedzionybyłbymnąJosh.Niechciałamsprawićmuzawodu.
Niechciałampopełnićbłędu.
Cagebyłmojądrogądouzdrowienia.Byłrozrywkowyi
ekscytujący.Kiedybyliśmyrazem,wszystkowydawałomisię
znacznieprostsze,lepsze.Wiedziałam,żewkrótceznikniez
mojegożycia.Niełudziłamsię,żeto,cobyłomiędzynami,mogło
trwaćdłużej.
Pokilkuminutachbezodpowiedzirzuciłamtelefonnałóżko
ipołożyłamsięnaswojejulubionejpoduszce.Czymiałzamiartak
poprostuzniknąćzmojegożycia?Bezpożegnania?
Ciepłałzapopłynęłamipopoliczku.Porazpierwszyod
osiemnastumiesięcymojełzyniebyłyprzeznaczonedla
JoshaBeasleya.
Wśrodowyporanekzdecydowałamsięupraćpościel
Cage’a.Dawałomitodostatecznąwymówkę,byzapytaćtaty,czy
wiecokolwiekojegospodziewanympowrocie–musiałam
przecieżprzygotowaćdlaniegoświeżyzestaw.
Kiedywyszłamzdomu,drzwidostodołybyłyotwarte.
Chciałampobiectamjaknajszybciej,aleniemogłam.Gdzieś
wpobliżumógłbyćtata.
Zbliżywszysięwreszciedowejścia,wzięłamgłęboki
oddech.Jeślirzeczywiściejestwśrodku,będęmusiaławyjaśnić
muparęrzeczy.Niebyłampewna,cowłaściwiemammu
powiedzieć.WyznanieCage’owi,żematkaJoshagonie
akceptuje,niebyłopewniezbytdobrympomysłem.Onniebył
typemfaceta,któryzewzruszeniemramionprzyjmiedo
wiadomościfakt,żektośuznajegozabezwartościowego.
Gdybymchciałasięgopozbyć,takitekstzpewnościązałatwiłby
sprawę.Problemwtym,żewcaleniechciałamsięgopozbywać.
Cagewymaszerowałzestodołyzgrymasemniezadowolenia
natwarzy.Naczubkugłowymiałlekkoprzechylonydotyłu
słomkowykapelusz,ajegokoszulkawciążbyłaświeża.Był
zachwycający.
Namójwidokzatrzymałsięgwałtowanie,ajegotwarz
zmieniłasięwnieruchomąmaskę.Pochwiliminąłmniejednaki
zacząłwrzucaćnapakęwozułopatęiinnenarzędzia.
Próbowałamcośzsiebiewydusić,alesłowagrzęzłymiwgardle.
NiewiedziałamjakrozmawiaćztąwersjąCage’a.Uśmiechniętyi
seksownychłopak,któregoznałam,zniknął.
Znówprzeszedłobokmnie,wracającdostodoły.
Zamarłam.Comiałampowiedzieć?Czyzacząłbynamnie
wrzeszczeć,gdybymusiłowałasiętłumaczyć?Czywogólemu
zależało?Amożespisałmniejużnastraty?DobryBoże.Czy
byłamterazjednązwieludziewczyn,którewyrzuciłzeswojego
życiaioktórychzapomniał?
Ponowniewyszedłzestodoły,tymrazemzworkamikarmy
iolejemsilnikowym.Nawetniespojrzałwmoimkierunku.
Czułamsięniewidzialna.
Kiedyjużzaładowałbagażnik,podszedłdodrzwiod
stronykierowcyiotworzyłjezimpetem.Miałzamiarodjechać.
Musiałamdziałać,itoszybko.
–Cage?–zawołałamzachrypniętymgłosem.
Jedynymdowodemnato,żemnieusłyszał,byłogwałtowane
napięcieramion,niespojrzałnamniejednak,nicteżnie
powiedział.
–Cage,proszę–błagałamwnadziei,żechociażna
mniezerknie.
Ściskałklamkętakmocno,żezbielałymukostki.
–Przestań–odparłpłaskim,pozbawionymemocjigłosem,
poczymwsiadłdosamochodu,zatrzaskujączasobądrzwi.
Wycofałzpodjazduiruszyłnapołudnie,niespoglądając
namnieanirazu.Miałamwrażenie,żemojesercezaraz
eksploduje.Chciałampłakać.Chciałamkrzyczeć.Chciałamza
nimpobiecizażądaćrozmowy.
Awięctaktojest,kiedyzależycinakimś,kto
nieodwzajemniatwoichuczuć.
Dotejporywiedziałamtylko,jaktojestkochaćkogoś,kto
kochacięrównieżarliwie.Nieznałamodrzucenia.Nigdynie
pragnęłamkogoś,ktomnieniechciał.Okazujesię,żetęsknota
niemijawcalewrazzodrzuceniem.
Otępiaławeszłamdostodołyiruszyłamwstronęjego
sypialni.Wciążchciałamupraćmupościeliręczniki.
Potrzebowałczystychrzeczy.
OtworzyłamdrzwidopokojuCage’a.Materacbył
odsłonięty,leżałananimposkładana,czystapościel.Obokniej
spoczywałstosikświeżychręcznikówimyjek.Zabrałwszystko
doLow.Onazajęłasięjegorzeczami.
Smutekstałsięjeszczebardziejdotkliwy.Onanigdyniezazna
odrzuceniazestronyCage’a.Kochałją.Izawszebędzie.Takjak
Joshkochałmnie,bezwarunkowo.NienawidziłamWillow,
ponieważmiałacoś,czegojanigdymiećniebędę:bezwarunkową
miłośćCage’aYorka.Czykogośinnegoteżtymobdarzył?Byłam
pewna,żenie.Nigdyniemówiłoswojejrodzinie.Lowbyłajego
rodziną.Tylkoonasiędlaniegoliczyła.Ciekawejakietobyło
uczucie?Podniosłamstertęręcznikówipołożyłamnamałej
półeczceobokprysznica.Potemzabrałamsięzaścieleniełóżka.
Przynajmniejtylemogłamdlaniegozrobić.Anaprawdęchciałam
zrobićdlaniegocokolwiek.Nawetjeślijużmnieniechciał.
–RozdziałXX–
Cage
Pościeliłamiłóżko.Cholera.Dlaczegotorobiła?Przeztrzy
długiedniciężkopracowałem,bywyrzucićjązeswojejgłowy.
Naniczdałysięlitrywhiskyitabunykobiet.Kochaćsiębyłemw
stanietylkowtedy,kiedyzamykałemoczyiudawałem,żejestem
zEvą.Wykrzykiwaniejejimienianiebyłonajlepszympomysłem,
jeślilaska,zktórąsiębzykałem,byławystarczającotrzeźwa,by
załapać,żemyślamijestemzkimśinnym.
Rógpościelibyłlekkozagięty.Nastolikuprzyłóżkuleżał
zawiniętywfoliętalerz,byjedzenienieostygło.Muszę
wytrzymaćdosobotniegowieczoru.Potemzniknęnakolejnetrzy
dni.Trenerzdecydował,żemamćwiczyćzdrużynąodniedzieli
dowtorku.Tumiałempracowaćprzezpozostałedni.Wilson
złożyłtrenerowiMackowipozytywnyraportitobyłamoja
nagrodazadobresprawowanie.
KiedyEvabłagałamnieorozmowę,prawiesiępoddałem.Nie
odwróciłemsiętylkodlatego,żeświetniepamiętałemjąztamtym
gościem.Pozwoliłamusiędotknąć.Pozwoliła,bypomógłjejwsiąść
dosamochodu.Onniezostałzlekceważony.Byłdlaniej
wystarczającodobry.Niebyłemwstanietegoprzełknąć.Ażdo
teraznieprzeszkadzałomibycieczyjąśwstydliwątajemnicą.Ale
niechciałembyćsekretemEvy.Zniąsprawywyglądałyzupełnie
inaczej.Wkońcucośpoczułem.Cośprawdziwego.Coświęcejniż
kiedykolwiekwcześniej.Owielewięcej.
Zdjąłemfolięztalerzaipoczułemzapachpieczenii
kukurydzy.Byłempotworniegłodny.Ścisnęłomniewsercu,gdy
pomyślałemoEvieprzygotowującejmijedzenieipakującejje
staranniewfolię.Niechmnieszlag,jeślitoniebędziecholernie
trudne.Naszczęściejużwmłodymwiekunauczyłemsię,że
instynktsamozachowawczyjestjedynymsposobemnaprzetrwanie
znieokaleczonąduszą.
Chybażejużstraciłemduszę.Wzasadziewątpiłemwto,czy
Bógpozwoliłbykomuśtakiemujakjanazachowanietakiegodaru.
Istniałodużeprawdopodobieństwo,żeurodziłemsiębezniej.
Wodawjeziorzezkażdymdniemnagrzewałasięcoraz
bardziej.Wciążjednakbyłaznaczniechłodniejszaniż
rozgrzanedoczterdziestustopnipowietrze,którymztrudemsię
nawetoddychało.Zanurzyłemtwarzwwodzieizmoczyłem
włosy,zaczesującjedotyłu,zdalaodtwarzy.
Dźwiękzatrzaskującychsiędrzwisamochoduzwróciłmoją
uwagę.Wyciągnąłemgłowęzwody.Odwróciłemsięi
zobaczyłemidącąwmojąstronęEvę.Cholera.Coonaturobiła?
Zrobiłemwszystko,byzostawiłamniewspokoju.Długie,ciemne
włosyzwisałyjejluźnonaplecach,aopalony,płaskibrzuchmiała
odsłonięty.Króciutka,czerwonakoszulkaicholerniekuseszorty,
któremiałanasobie,sprawiły,żekrewuderzyłamidogłowy.
Powinienembyłodwrócićgłowęijązignorować,alebyła
zbytpiękna.Przezcałytydzieńniepozwalałemsobienapatrzenie
nanią.Zatrzymałasięnabrzeguizaczęłasięrozbierać.Co,do
cholery?Jejcyckiprzykrywałczerwony,koronkowystanik.Nie
ulżyłomijednak,ponieważniebyłtomniejpodniecającywidok
niżjejnagiepiersi.Byłacholernieseksowna.Kiedyjejdłonie
sięgnęłyszortów,otworzyłemusta,żebyjąpowstrzymać,alejuż
zaczęłazsuwaćjezbioder.Widzącpasującedostanikaczerwone
majtki,któreniewielezakrywały,prawiepołknąłemjęzyk.
–Terazzemnąporozmawiasz–oznajmiła,wchodząc
dowody.Chciałemsięzniąkłócić,alewchodziładowodyw
pieprzonychczerwonychmajteczkach.Wtymmomencienie
potrafiłemniczsiebiewydusić.
–Gdzietysiępodziewałeś?–zapytała,
zmniejszającodległośćmiędzynami.
Niemogłemzapomnieć.Niemogłempęknąć.Choćona
mogłazłamaćmójopór.Niktnigdyniemiałnamnietakiego
wpływu.Nigdy.Tak,Evamogłamniezłamać.Jeślipozwolę,bysię
domniezbliżyła,zniszczymnie.GdywgręwchodziłaEva,byłem
słaby.Niemogłembyćsłabeuszem.Jużrazmnieodtrąciła.
Dlaczegoterazbyłatakcholerniezdeterminowana,żebyzemną
rozmawiać?Janiebywamodtrącany.Tojazawszeodsuwałem
odsiebieludzi.Niedawałemnikomuszansynadecydowanieo
tym,czyjestemdlaniegodośćdobry.
–Nieprzypominamsobie,żebytobyłatwojapieprzona
sprawa,nieprawdaż,skarbie?–odparłemznudzonymtonem.
Zamarłaizatrzymałasięwmiejscu.Dobrze.Jeśliza
bardzosiędomniezbliży,towezmęjąwramionaizapomnęo
tym,żejestemdlaniejniewystarczającodobry.Wstydziłasię
mnie.Desperackotrzymałemsiętejmyśli,kiedyjejkształtne
piersicorusznurkowałypodwodą,kuszącmnieniemiłosiernie.
–Dlaczegotakijesteś?–zapytała.Bólwjejgłosienieco
osłabiłmojezacietrzewienie.Musiałemstądodejść,zanim
popełnięjakiśgłupibłąd.
–Jestemsobą.
Skrzywiłasię.
–Toniety.Niejesteśzimnymiwrednymtypem.Zacisnąłem
podwodądłoniewpięści,żebypowstrzymaćsię
odsięgnięciaipochwyceniajejsłodkiegociała.Zanimodejdę,
chciałemskosztowaćjejporazostatni.Odtrąciłamnie.Izrobitopo
razkolejny.
–Czegochcesz,słonko?Chcesz,żebymzająłsiętwoim
boskimciałem,któretutakreklamujesz?Boniemamnic
przeciwkotemu,żebyjezaspokoić.Możeszdojśćnamoich
palcach.Amożejesteśgotowa,bymwciebiewszedł?Chceszsię
przekonać,jaktojestpieprzyćsięzezłymchłopcem?Jestem
całkiemniezły,przynajmniejtakmimówiono.Zawsze
wracająpowięcej.
–Cage,nieróbtego–wydukała.
–Czegomamnierobić?Niemówićciprawdyosobie?Już
dawnomnierozgryzłaś.Dlategochcesz,żebymbyłtwoim
wstydliwymsekretem.Jestemdotegoprzyzwyczajony.Byłem
chwiląszaleństwadlawielukobiet.
–Przestań.Toniejesteśty.
Podszedłemdoniej,asercewaliłomijakmłotem.Nie
mogłemznieśćwidokujejłez.Nienawidziłemsię,wylewającna
niątewszystkiebrudy.
–Tak,skarbie,toja.Aleniemartwsię.Niccisięniestanie.
Odrzuciłaśmnie,alesetkiinnychprzybiegłyzająćtwojemiejsce.
Kilkagorącychstudentekzaopiekowałosięmnąwtenweekend.
Zanimzdążyłemodejść,odwróciłasięipognaławstronę
brzegu.Ruszyłemzanią.Bólstawałsięniedozniesienia.Zgiąłem
sięwpółipołożyłemdłonienakolanach.KURRRWA.Tobolało.
Jeepodpalił,apochwiliusłyszałem,żeodjeżdża.Znów
uciekła,aletymrazemtojajądotegozmusiłem.Wyprostowałem
się,odchyliłemgłowędotyłuikrzyknąłem:
–KURWAMAĆ!
Słońcepaliłomojeplecy.Drażniącmnie.Śmiejącsię
zmojegożycia.
Eva
NiemiałamjużprzysobieJosha.NiemiałamJeremy’ego.Był
sobotniwieczór.Cagewyjechał.Ajaniemiałamnikogo.Nie
mogłamtegoznieść.Musiałamzrobićcoś,abybólzniknął.Byłam
takmocnozraniona,żetrzymaniebezpiecznegodystansuodCage’a
byłojedynymsposobemnaporadzeniesobieztąsytuacją.Aitak
byłamwstaniejedyniepłakać.Spałzinnymikobietami.Chciałam
wierzyćwto,żekłamie,bymniezranić,alewiedziałam,żemówił
prawdę.Wjegooczachdostrzegłamszczerość.
Myślotym,żektośinnygodotykałibyłprzezniego
dotykany,wywoływaławemniemdłości.Niemogłamtego
znieść.Musiałamzapomnieć.Musiałampozbyćsiętegoobrazuz
mojejgłowy.Ontylkowzmagałból.Cagemyślał,żego
odrzuciłamiwpewnymsensietakwłaśniebyło.Miałrację.
Zasłużyłamnato.Alestraszniebolało…
PodjechałamjeepempodwejściedobaruNelly.Tobyła
jedynataniaknajpawmieście.Byłototeżjedynemiejsce,w
którymdwudziestolatkamogłanapićsiędrinka.Musiałamsię
znieczulić.Alkoholbyłjedynąopcją,jakaprzyszłaminamyśl.
Nellynieoszukiwałanadrinkach,jeślitylkomiałeśkasę.
Właśniedlategojejbiznestaksięrozwijał.Tu,nawsi,niktnawet
niepomyślałbyotym,żebyjąsprawdzać.Wielerzeczy
uchodziłojejnasucho,bobyłapozaradarem.
Włożyłamnasiebiedżinsowąspódniczkę,którąJoshtak
bardzolubił,liczącnato,żeprzyniesieniemiukojenie.Strój
dopełniłamkowbojkamiipołyskliwą,czarnąbluzeczką.Miałam
zamiartańczyćzprzystojniakamiiwypićdośćtequili,by
zapomniećobólu.MożeiCagemnieodrzucił,kiedyjużsię
mnąznudził,aletonieoznaczało,żeinnimnieniepożądali.
Wielufacetówbyłobyzachwyconych,gdybymzainteresowała
sięniminiecobardziej.
Zimpetemotworzyłamdrzwi.Wchodzącdozadymionego
baru,starałamsięwyszukaćwzrokiemBeccęLynn.Napisałami
dzisiaj,żebymspotkałasięzniątutaj,jeślimamochotęnadobrą
zabawę.Wypatrzyłamjąnaparkiecie,tańczącązjakimś
przystojniakiemwStetsonie*iobcisłychdżinsach.Beccaocierała
sięoniegokażdączęściąswojegociała,awtleleciałagranana
żywoprzezzespółstarapiosenkacountry,przypominającąmi
zresztąpłytyHankaWilliamsaJuniorazkolekcjimojegotaty.
*Amerykańskafirmaprodukującam.in.
kapeluszekowbojskie(przyp.tłum.).
Nellystałaprzybarze,kiedyzamawiałampierwszego
tejnocydrinka.
–Niespodziewałamsięciebietutajpoostatnimrazie,kiedy
Jeremymusiałcięzbieraćzpodłogi.–Zmartwieniewymalowane
najejtwarzymocnomniezirytowało.Czywszyscywtym
mieściemielizamiarwpieprzaćsięwmojeżycie?
–Muszęsięnapić,Nelly–powiedziałam,siadającna
wolnymkrześle.
Westchnęła.
–Dobrze,dziewczyno,jesteśjużdorosła.
Chwyciłakieliszek,nalaładoniegosrebrnego
JoseCuervo**,poczympodałamidrinka.
**Markatequili(przyp.tłum.).
–Chceszlimonkęisól?
–Nie.Tequilawystarczy–odparłamiwypiłamdodna.
Alkoholpaliłmiprzełyk.Odstawiłamkieliszekipopchnęłamgo
wstronęNelly.
–Spokojnie,cukiereczku–zbeształamnie,nalewająckolejną
porcjęipodsuwającmiją.
–Potrzebujędwóch,żebysiętrochęrozluźnić.
Podniosłamkieliszekiwypiłamszybkojegozawartość.
Ogieńwgardlebyłmniejintensywny,alewciążobecny.
–Todlatego,żeJeremywyjechałdoszkoły?–zapytała
Nelly,pochylającsięwmojąstronęiobserwującmnie
uważnie.Jejdługieczarnewłosybyłyprzyprószonesiwiznąi
spiętewkucyk.Ciężkieżyciedałosięjejweznakiichoćmiała
jakieśczterdzieścipięćlat,wyglądałastarzej.
Najejskórzewidaćbyłoupływlat.
–Nie.TymrazemniechodziożadnegozBeasleyów–
poinformowałamją,znówprzesuwająckieliszekwjejstronę.–
Jeszczejeden–dodałam.
–Dokogomamzadzwonić,jeśliskończysznawalona,
skoroniemaJeremy’ego?
–Nieupijęsię,obiecuję.Potrzebujętylkoniecosię
znieczulić,Nelly.
Jejpomarszczoneustawydęłysięwgrymasie,pochwili
jednaknalałamikolejnegodrinka.Nieczekałam,ażmigopoda.
Sięgnęłampokieliszekiopróżniłamgojednymhaustem.Powoli
zaczynałamsięznieczulać,aCageYokzdawałsięjużniecomniej
ważny.Doskonale.UśmiechnęłamsiędoNellyigdybymbyław
staniedosięgnąć,ucałowałabympewniejejopadającypoliczek.
Onajakopierwszaprzyniosłamiulgę,odkądzostawiłmnieCage.
Wstałam,alepomieszczeniezaczęłoniecowirować,
musiałamwięcodczekaćchwilę.Kiedywreszcieodzyskałam
równowagę,ruszyłamwkierunkuparkietu.Samazatańczę.Nie
potrzebujędotegofaceta.
–EvoBrooks,jestempewien,żepiłaśdziśalkohol
–powiedziałznajomygłos.
Podniosłamwzrokzpodłogi,wktórąwpatrywałamsię,żeby
nieupaść,inapotkałamwesołespojrzenieMarkaGannera.W
liceumgrałnapozycjiskrzydłowego.Joshzawszemówił,że
Markjestodpowiedniąosobąnaodpowiednimmiejscu.Zawsze
potrafiłzłapaćpiłkę,niezależnieodtegojakźlebyłarzucona.
–Mark–uśmiechnęłamsięszczęśliwa,żespotkałam
kogośzeswojejprzeszłości.
–Wyglądaszniesamowicie,Evo.
Wyciągnęłamdłońichwyciłamgozaramię,przyokazji
opierającsięniecooniego.Nogiwciążmiałamlekkoospałe.
–Dziękuję–odparłam.
–Maszochotęzatańczyć?–zapytał.
–TAK!
Zaśmiałsięiprzyciągnąłmniewswojeramiona.
Byłamwdzięcznazatomałewsparcie.
–Cokombinujesz?–zapytał,gdyporuszaliśmysię
wspólniewrytmmuzyki.
–Nictakiego.Staramsięzdecydowaćcodalej.
Kiwnąłgłową.
–Taa.
Zmieniłasiępiosenka,ajaodzyskałamniecokontrolęnad
własnymciałem.Zarzuciłamgłowędotyłuizaśmiałamsię
głośno,poczymzaczęłamuwodzicielskoruszaćbiodrami.
Zainteresowaniewjegooczachwydawałomisiędziwniepuste.
Alewsumiejateżczułamsiępustawśrodku.Równiedobrze
mogłamkorzystaćzokazji.
–EVA!–zapiszczałaBeccaLynn,kiedykowboj,zktórym
tańczyła,obróciłjątak,żeznalazłasięobokmnieiMarka.
–Nopopatrzciepaństwo,jużjestnafazieitańczyz
Markiem.Jestemzciebietakadumna,żechybamnierozsadzi
–wiwatowała.–Bądźdlaniejdobry,Mark.
–Jestwdobrychrękach–zapewnił.
Beccazachichotałaipuściładoniegooczko,po
czymwróciładotańca.
–Awięcwciążutrzymujeciekontakt?–zapytałMark.
–Tak,BeccaLynnciąglekrążywpobliżu.Jestjedyną
opróczJeremy’ego,osobą,któramaodwagęmnieodwiedzać.
Markzmarszczyłbrwi,awjegooczachdostrzegłam
współczucie.Nienawidziłamtego.Cagenigdyniepatrzyłna
mniewtakisposób.
–Potrzebujęjeszczejednegodrinka.Przyniesieszmi?
Nellyjestdzisiajdlamniebardzoskąpa.
Współczuciezniknęło,azamiastniegonajego
twarzypojawiłasięekscytacja.
–Tak,jasne.Zarazwracam.
–Amogępoprosićodwa?
–Oczywiście.
–RozdziałXXI–
Cage
–Podnieśswójżałosnytyłek,kiwnijtymswoimcholernym
palcemizałatwnamjakieśgorącelaski.Dziśchcęrudąz
wielkimibalonami.Takwielkimi,żeażnienaturalnymi.–Preston
starałsięprzekrzyczećmuzykę.
–Przyszedłemsiętylkonapić–odparłem.Jużrazmuto
powiedziałem.Niemogłemdłużejwykorzystywaćnic
nieznaczącegoseksu.Próbowałem,alewcaleminiepomógł.
Stałemsiętylkojeszczewiększymłajdakiem,niżbyłemdo
tejpory.
–Nodalej,człowieku.Mogęwyrwaćjakieśsztuki,aleto
tyzałatwiasznajlepszytowar.Zwłaszczatakizcycuszkami.
Laskizwielkimibalonamilgnądociebiecałymistadami.
Proszę,załatwmidziśparęjędrnych,wielkichcycków,w
którychmógłbymsiędziśzatracić.
LubiłemPrestona,alezaczynałmniepowoliwkurzać.Nie
miałemochotyzałatwiaćmużadnychpieprzonychcycków.Czy
onwogólezdawałsobiesprawęztego,jakpłytkijest,mówiącw
tensposób?
–Jużmówiłem,żeniepototutajprzyszedłem.
Prestonodłożyłswojepiwonastolikizająłwolne
miejsceobokmnie.
–Proszę,niemówmi,żechodziotędziewczynę,którą
przyprowadziłeśtukilkatygodnitemu.Myślałem,żejużjąsobie
odpuściłeś.Niemogęprzechodzićtegoterazporazdrugi,tym
razemztobą.NajpierwMarcus,terazty.Dodiabła,cosięstałoz
różnorodnościąwwyborzecipek?Dlaczegoktokolwiekchciałby
ztegorezygnować?
Właśniemiałemmuodpowiedzieć,gdypoczułem,jaktelefon
wibrujemiwkieszenispodni.Nawyświetlaczuwidniałjakiś
nieznanynumer.Odebrałem,zakrywającdrugieucho,by
cokolwiekusłyszeć.
–Halo?
–Cage.Hej,stary,tuJeremy.Gdziejesteś?
Pocoon,docholery,domniedzwonił?
–WSeaBreeze.Aczemu?
–Potrzebuję,żebyśmiwyświadczyłpewną
przysługę.ChodzioEvę.
Wstałemiszybkimkrokiemruszyłemwstronędrzwi.
–Coznią?
–JestemwLuizjanie,aonaznówposzłasięupić.
WłaśniedostałemtelefonodNelly.Mówi,żeEvatańczyna
cholernymbarze.
–Kurrrwa–warknąłem,biegnącdosamochodu.Stojąc
przyswoimmustangu,sięgnąłemdokieszeniwposzukiwani
kluczyków.Gdywkońcujezlokalizowałem,wcisnąłemjedo
zamka.Niepowinienemdzisiajprowadzić,alepieprzyćto.
Musiałemdoniejpojechać.Aco,jeśliktośjejdotknął?Serce
waliłomijakoszalałe.
–Nellymananiąoko,alemówi,żektośmusiponią
przyjechać,aniechcedzwonićpoWilsona.Wpadłbywfurię.
Pozatymitakwyjechałnaryby.
–ZadzwońdoNellyipowiedzjej,żebyściągnęłajązbarui
upewniłasię,żeniktjejnietknie,albobędziemiałanakarku
piekielnąbijatykę,kiedytamdotrę–warknąłem.
Jeremymilczałprzezmoment,poczymodparł:
–Okej.Takzrobię.Czymogęcięjeszczeocośzapytać?
Nie.
–Co?
–Czyonajestdlaciebietylkokolejnąlaską?Czymoże
jestjednakkimświęcej?
Zacisnąłemręcenakierownicy,starającsięzapanować
nademocjami.
–Evazawszebyłakimświęcej–dodałemprzezzaciśnięte
zęby.
–Dobrzewięc–westchnął.–DzwoniędoNelly.
Rzuciłemtelefonnamiejscepasażera.Tobyłamojawina.
Jeśliwpadniewczyjeśłapska,tobędziemojapieprzona
wina.Mojąwinąbędzieteżobitatwarztegosukinsyna.
Wyskoczyłemzwozu,zanimautoporządniesięzatrzymało
przedknajpąNelly.Trasę,którazwyklezajmowałagodzinę,
pokonałemwpół.Tocud,żejeszczeniesiedziałemzakratkami.
Nagleciężkiedrewnianedrzwiotworzyłysię,azbaru
wygramoliłasięBeccaLynnuwieszonanaramieniu
jakiegośkowboja.
Gdyjejprzeszkloneoczynapotkałymójwzrok,rzuciła
mipijackiuśmieszek.
–CageYork,cotyturobisz?
–GdziejestEva?
Zaśmiałasię,poczymwzruszyłaramionami.
–Ostatniowidziałamją,jaktańczyłanabarze.
Minąłemjąiwszedłemdośrodka.Wzrokiem
skanowałemtłumwposzukiwaniuEvy.
–PrzyjechałeśpoEvę?–zawołałabarmanka.
–Tak–odpowiedziałem,podchodzącdobaru.–Gdzieona
jest?
Kobietazarzuciłasobieręczniknaramięiwyszłazzalady.
–Chodźzemną.
Otworzyładrzwipolewejstroniebaruiweszładociemnego
holu.
–Tujązostawiłam.Nieprzepadamzbytniozabójkami
wbarze.Jeremyprzekazałmi,żeprzybywakawaleria,iże
jeślizobaczyszjątańczącąnabarze,zrównasztomiejscez
ziemią.Zaprowadziłamjąwięcdoswojegobiura.
Nellyotworzyładrzwinakońcukorytarzaiustąpiła
mimiejsca.
–Proszębardzo.Muszęwracać.Niespieszsię–dodała
iruszyłazpowrotemdobaru.
Wszedłemdopomieszczenia.Wśrodkuświeciłasiętylko
jednalampka.Evależałaskulonanawypłowiałejsofiestojącej
wrogupokoju.Miałazamknięteoczyiwyglądałatakspokojnie.
Boże,alesięzaniąstęskniłem.Kiedyś,gdytakspała,trzymałem
jąwramionach.
Zamknąłemzasobądrzwiipodszedłemdoniej.Nachyliłem
sięnadniąiodgarnąłemzjejtwarzykosmykwłosów.Jejpowieki
poruszyłysięlekko.Przejechałempalcempodelikatnejskórze
podjejuchem.Obawiałemsię,żejeślipozwolęjejsiędosiebie
zbliżyć,przełamiemojeopory.Niestety,zacząłemsięoto
martwićzbytpóźno.Jużtozrobiła.Cage,którybyłprzedEvą,już
nieistniał.Choćcholernieniechciałemtegoprzyznać,
zakochałemsięwniej.Pozwoliłemsobiewpuścićjądoswojego
serca,aonamnieniechciała.Niebyłemdlaniejwystarczająco
dobry.Nigdyniebędę.
Widokjejsłodkiej,idealnej,niewinnejtwarzybyłjak
gwóźdźdotrumny.Niebyłemdlaniejdośćdobry.Zasługiwała
nakolejnegoJosha.Zasługiwałanafaceta,któryniemiałtak
popieprzonegożycia.Nagościa,którybyłbyjejwart.Zbliżyłem
sięniebanatyle,bymócgozasmakować.Piekło,wktórymdotej
poryżyłem,straciłodlamniecałyurok.
Wstałemiwziąłemjąwramiona.Wtuliłasięwemnie.
–Cage?–wyszeptałaniewyraźnieprzymojejpiersi.
–Tak,jestemtu,skarbie.Śpijsobie.Zabioręciędo
domu.Eva
Otworzyłamoczyispojrzałamnasufit.Byłamwdomu.
Leżałamwswoimłóżku.Niepamiętałamjednak,jaksiętutaj
znalazłam.Nazewnątrzwciążbyłociemno.Byłaczwartarano.
Nastolikuobokłóżkastałyszklankazwodąorazopakowanie
aspirynywrazzliścikiem.
Kiedysięobudzisz,będzieszmusiałazażyćjeszczejedną
aspirynę.Wypijteżwodę.Dodna.
Cage.Czułamjegozapachnamojejkoszulce.
Wyskoczyłamzłóżka,podbiegłamdooknaispojrzałamna
stodołę.Byłwśrodku?
Zbiegałamwłaśnieposchodach,kiedypoczułamodsiebie
wońpapierosów.Pędemwróciłamdopokoju,rozebrałamsięi
wskoczyłampodprysznic.Musiałamzmyćzsiebiesmródbaru.
Czystaiprzebranaruszyłamwkierunkustodoły.Nie
zapukałamdojegodrzwi.Powolijeotworzyłam.Wpadająceprzez
oknopromienieksiężycaoświetlałyjegopogrążoneweśnieciało.
Wsercupoczułammiłeciepło.Przyjechałpomnie.Zabrałmnie
zesobądodomu.
Cageotworzyłniespodziewanieoczy.Wpatrywałsięwe
mnieintensywnie.Powinnamszybkocośpowiedzieć,alewidząc
gotutajiwiedząc,żeprzyjechałspecjalniepomnie,ścisnęło
mniewgardleznadmiaruemocji.
–Cotyrobisz?–niewydawałsięzły,raczejzrezygnowany.
–Obudziłamsięwdomu.Potemzobaczyłamtwójliściki
przyszłamdociebie–zdołałamwydukać.Niechciałam,by
mniewyprosił.
–Jestem.Terazwracajdołóżka–odparł.
–Cage,porozmawiajzemną,proszę.Tęskniłamzatobą.–
Niezamierzałambrzmiećtakżałośnie,alecóżmogłamnato
poradzić.Przyjechałpomnie.Chciałamwiedziećdlaczego.
Musiałcośdomnieczuć.Niechciałambyćpierwsząlepsząlaską,
którąsięnacieszyłiodstawiłwkąt.Bycieznimznaczyłodlamnie
wiele.Onznaczyłdlamniewiele.
Westchnąłznużonyiusiadł.Opadającapościelodsłoniła
jegonagitors,sprawiając,żeniemalzapomniałamotym,co
chciałammupowiedzieć.
–Niemożeszmówićdomnietakichrzeczy.Toniefair.
–Niefairjestpowiedziećci,coczuję?Niefairjestto,że
olałeśmnie,gdytylkosięmnąznudziłeś.Chwilępóźniej
poszedłeśsiębzykaćzjakąśdziwką.
GłowaCage’awystrzeliładogóry.Przestraszył
mniegniewnywyrazjegotwarzy.
–Co?Nieolałemcię,bosiętobąznudziłem.TY.
ODRZUCIŁAŚ.MNIE.I,docholery,totwojątwarzwidziałem,
będącztamtymikobietami.Zamykałemoczyiwyobrażałem
sobieciebie.Tylkociebie.
Myślałomnie.Czymiałamnierównopodsufitem,jeśli
słysząctowyznanie,poczułamsięodrobinęlepiej?Niepodobało
misięto,żespałzinnymidziewczynami,aleświadomośćtego,
żeniebyłomulekkoiżemyślałomnie,niecołagodziłamójból.
Jatozaczęłam.Jaimojaidiotycznapotrzebazadowoleniamatki
Josha.Onnigdyniezrobiłbyczegośtakiego,gdybymgonie
odtrąciła.Całetozamieszaniepowstałotylkodlatego,żeElaine
wywołaławemniepoczuciewiny.
–Byłamzdezorientowana–przyznałam.
Cagezaśmiałsięponuro.
–Taa,nocóż,janiebyłem.
Zrobiłamkrokwjegostronę,aleonpokręciłtylkogłową.
–Niepodchodźbliżej.
–Proszę,wysłuchajmnie.Pozwólmiwyjaśnić.
Przeczesałdłoniąswojeciemnewłosy,apojegominie
poznałam,żetoczyzesobąwewnętrznąwalkę.Musiałam
mówić,pókijeszczesięwahał.
–Popełniłambłąd.Posłuchałamkogoś,ktonicotobienie
wie.Pozwoliłam,bymojewątpliwościwzięłygóręi
popełniłamfatalnywskutkachbłąd.
Cageoparłręcenakolanach,ajegosmutneoczy
napotkałymójwzrok.
–Alemimowszystkojejposłuchałaś.Coś,copowiedziała
matkaJosha,miałodlaciebiesens.Choćtrudnomitoprzyznać,
prawdopodobniemiałarację.Miałaśprawosięwycofać.
Awięczorientowałsię,zkimrozmawiałam.Nazwałją
matkąJosha,nieJeremy’ego.ToJoshadopasowywałterazdo
tejukładanki.
–Nie,Cage.Niemiałam.
–Owszem,miałaś.Niejestemdobrymczłowiekiem.Nie
jestemfacetem,którymmogłabyśsiępochwalićprzedojcem.
Byłabyśzażenowana,gdybyludziewtejmałejmieścinie
dowiedzielisię,żezamieniłaśwspaniałegoJoshaBeasleyana
nieudacznikaCage’aYorka.ZasługujesznakogośtakiegojakJosh.
Sercepękłominawidokwstrętudosamegosiebie
wymalowanegonatwarzyCage’a.Nienawidziłamsięzato,żetoja
wywołałamwnimtouczucie.NiebyłJoshem.Wniczymgonie
przypominał.Dlamniebyłkimśzdecydowanieważniejszym.
–Cage,proszę,niemówtak–błagałam,zmniejszając
dystansmiędzynami.
Odsunąłsięodemnie,alejachwyciłamjegotwarzi
przywarłamustamidojegowarg.Napoczątkuniezareagował.
Kiedywdrapałamsięnajegokolanaiusiadłamnanimokrakiem,
poddałsię.Jegodłoniezacisnęłysięnamoichudach,kiedy
językiemwślizgnąłsiędomoichust.Odwzajemniłpocałunek.
Jęk,jakiwyrwałsięzjegogardła,sprawił,żecałkowicie
puściłymihamulce.Takbardzotegopragnęłam.Chciałamznów
poczućjegobliskość.Chwyciłamzabrzegswojejkoszulkii
ściągnęłamjąjednympłynnymruchem,ignorującprotestyCage’a.
Objęłamjegotwarzdłońmiiprzylgnęłamnagimipiersiamido
jegotorsu.Zimnasztangazałaskotałamniewsutek,ażzadrżałam.
Smakowałamgotak,jakonzawszesmakowałmnie.
Wycałowałamkażdyskrawekjegoust,przygryzłammudolną
wargę,poczymzaczęłamssaćjegojęzyk.Gdyjegodłoniezłapały
zamojepiersi,krzyknęłamzpodnieceniaiwtuliłamsięwniego
jeszczemocniej.Jegoerekcjanapierałanamojełono.Jednakdziś
mitoniewystarczało.Potrzebowałambyćjeszczebliżej.Prawiego
straciłam.Zdecydowaniepotrzebowałamdzisiajczegoświęcej.
Popchnęłamgo,ażupadłplecaminamiękkimaterac.
Widzącwjegooczachodbiciewłasnychuczuć,pozbyłamsię
wszelkichwątpliwości.Wstałamizaczęłamściągaćszorty.
–Eva,nie…Ach,kurwa–wyjęczałCage,kiedy
zrzuciłammajteczkiiponowniesięnanimusiadłam.
Odrzuciłamnabokpościel,którąnadalbyłowinięty,żeby
łatwiejpozbyćsięjegobokserek,alegdytylkotozrobiłam,
moimoczomukazałsięjegonagiczłonek.Spałnago.Sięgającw
dół,wzięłamgodorąkizaczęłampieścićjegojedwabistą,ciepłą
powierzchnię.
Cagejęknąłprzeciągle.
–Achhhh,Evo,naprawdętegoniechcesz–
błagałdesperackozachrypłymgłosem.
Owszem,chciałam.Pragnęłamtegobardziejniżkolejnego
oddechu.
–Zakładajgumkę.
Obserwowałam,jakprzechylasięwbokiwyciągaz
kieszenispodnikondom.Zębamirozerwałopakowaniei
delikatniewłożyłgonasiebie.Przejechałamdłońmiwgóręjego
klatkipiersiowejipowoliopuszczałamswojeciało.Trzymając
kolanaszerokorozwarte,zamknęłamoczyzrozkoszy,gdyjego
nabrzmiałyczłonekporuszyłsiętużprzymoimmokrymwejściu.
Nigdywcześniejtegonierobiłam,aleprzeczytałam
wystarczającodużo,bywiedzieć,żeniebędziełatwozrobićto
porazpierwszyzemnąnagórze.Musiałamprzekazaćmu
pałeczkę.Kilkakrotnieotarłamsięoniegoswoimciałem,naco
głośnoprzekląłizłapałmocnoprześcieradłopodsobą.
–Cage,chcę,żebyśwemniewszedł.Żebyśsięzemną
kochał–wyszeptałammudoucha,aonzadrżałpodemną.
Czułamsięsilna,ipodobałomisięto.
Cagejęknąłizłapałmniezatalię.Przyciągnąłmojepiersi
bliżejswoichust.Gdymójsutekznalazłsiętużprzednim,
zbliżyłsięinakryłgoswoimiwargami.Krzyczączrozkoszy,
przyciągałamgomocnodosiebie.Chciałamwięcej.
Delikatnieprzygryzłmójsutek,ajapoczułam,jakby
całemojeciałowypełniłanowaenergia.
–Tak,proszę–błagałam.Pozwoliłmuwyskoczyćze
swoichust,poczymzpodobnymzaangażowaniemzająłsiędrugą
piersią.Zaczęłamsięlekkokołysaćwprzódiwtył.Immocniej
ssał,tymlepiejmibyło.
Cageporuszyłbiodrami,ajazamarłam,gdygłówkajego
penisawślizgnęłasięwemnie.Zamknęłamoczy.Chciałam
jakośzareagować,alebyłomitakdobrze,żeniepotrafiłam
znaleźćodpowiednichsłów.
–Kurwa,skarbie,jesteśtakcholernieciasna–wyjęczał,
łapiącmniezabiodraiprzytrzymującwmiejscu.Naparłamna
niego,aból,którysiępojawił,wydałmisiębardzoekscytujący.
–Stop.Przestań.Zrobięcikrzywdę.Proszę.Dajmiminutę.
Muszętozrobićpowoli.–Jegooddechbyłciężki,asłowa
urywane.
Pozwoliłammuwejśćwsiebiegłębiejikrzyknęłam,gdy
bólsięzintensyfikował.Cagezamarł.
–Evo?–zapytałdziwnym,stłumionymgłosem.Czyja
teżsprawiałammuból?Byłamzbytciasna?
–Tak?–Boże,niechonnieprzestaje.
–Jesteśdziewicą.
Przełknęłamnerwowoślinę.
–Tak.
–Ocholera–wyjęczał,poczymzacząłsięze
mniewysuwać.
–Nie,proszę,przestań–błagałam,gdyusiłowałmnie
zsiebiezrzucić.
Przewróciłmnienaplecyiwpatrywałsięwemnie
przezchwilę.
–Pragnętego.Bógjedenwie,żenatoniezasługuję,ale
takcholernietegopragnę.Jesteś.Tego.Pewna?–Widaćbyło,że
sięwaha.
Dotknęłamjegotwarzyikciukiemprzejechałampojego
kościpoliczkowej.
–Jestem.Proszę,Cage.Tegowłaśniepragnę–
odparłam.Zamknąłoczyiwypuściłzustpowietrze.
–Wporządku.–Ułożyłsięmiędzymoiminogami,
utrzymującciężarciałanaramionach.–Nigdywcześniejniebyłem
zdziewicą.Będęsiębardzostarał,żebycięnieskrzywdzić.
–Czytocięzaboli?–zapytałam,przypominającsobie
jegospojrzenie,kiedyzorientowałsię,żejestemdziewicą.
Uśmiechnąłsiędomnie.
–Dziękitemubędębliżejniebaniżkiedykolwiek
wcześniej.Och.Wow.
Obserwowałamjegotwarz,gdywemniewchodził.Ból,jaki
odczuwałam,gdymojeciałodopasowywałosiędojegorozmiarów,
zupełnieminieprzeszkadzał.Widzącwymalowanąnajegotwarzy
przyjemność,corazwiększą,gdywchodziłwemniegłębiej,
chciałamoderwaćbiodraodłóżka.Podobałomisięto,że
umiałamsprawić,bybyłomutakdobrze.
Przestałsięruszaćiwbiłwemniewzrok.
–Tojestczęść,wktórejmożecięzaboleć.Zrobiętoszybko
izatrzymamsię,byśmogłasiędomnieprzyzwyczaić.
–Okej.
Zacisnąłpowiekiijednymszybkimruchemwszedłwe
mniecały.Ostrybólzaparłmidechwpiersiach.Cagewtulił
twarzwmojąszyjęizacząłobsypywaćmniepocałunkami,
szepczącprzytym,jakbardzojestmudobrze.
–Jestemwtobiecały.Jesteśtakaciepłaiciasna.Pasujesz
jakcholernarękawiczka.
Jegosłowasprawiły,żeprzyjemność,którąodczuwałam
wcześniej,wróciłazpełnąsiłą.Chciałam,byzacząłsię
poruszać.Uniosłambiodra,aonwszedłwemniejeszczegłębiej.
–OmójBoże,Evo–wyjęczał,gdywysuwałsięzemnie
tylkopoto,bypochwiliwsunąćsięzpowrotem.
Podniosłamnogi,byzapleśćjewokółjegobioder,a
onodwdzięczyłsięjękiemrozkoszy.
–Takjestidealnie.Poprostuidealnie–dyszał.
Niechciałam,bytosiękiedykolwiekskończyło.
Jegooddechstałsięnierówny,aramionanapinałymu
sięcorazmocniejprzykażdympchnięciu.
–Kurwa,skarbie,jesteśtakcholernieciasna–jęczał.
Wychodziłammubiodraminaprzeciw,chcącpoczućwięcej.
Doświadczyćwięcej.Niemogłamsięnimnasycić.
Cagejęknął,poczymwysunąłsięzemnie.
–Nie,proszę–pisnęłam,kiedyrozchyliłminogii
zatopiłmiędzynimiswojątwarz.
Pierwszydotykjegojęzykawystarczył,bymzaczęła
dochodzić.Usłyszałamswójwłasnykrzyk,jegoimięwyrwało
misięzpiersi,gdywierciłamsiędzikoprzedjegotwarzą.Jęknął
głośno,poczymkontynuowałtorturę.
Pochwiliniecozwolniłiwkońcuwyciągnąłgłowę
spomiędzymoichud.Choćbyłotowyjątkowo
przyjemne,uwielbiałam,kiedybyłwemnie.
–Dlaczegoprzestałeś?
Wytarłustaipołożyłsiękołomnie.
–Gumkapękła.Tomisięnigdywcześniejnieprzydarzyło.
Poczułemtoimusiałemzciebiewyjść,zanimbyłobyzapóźno.
–Więctynie…–zamilkłam.Niepodobałamisięmyśl
otym,żeznówniedoszedł.
Zaśmiałsię.
–Owszem,doszedłem.Itojeszczejak.
Krzywiącsięspojrzałamnaniego.
–Będęmusiałzmienićprześcieradło–wyjaśnił.
–Och–odparłam.Chciałamtopowtórzyć,chciałamteż,
żebyskończyłwemnie.–Maszmożejeszczejednągumkę?–
zapytałam,zmieniającpozycję,bymócdotknąćjego
przebitegosutka.
–Jazawszemamkondomy–odpowiedział.
Uśmiechającsię,ucałowałamjegosztangę.
–Jakdużoczasupotrzebujesz,byśmymogliznów
zacząć?Cageuniósłbrwiwzaskoczeniu.
–Tuniechodziomnie.Jamogęzacząćchoćbynatychmiast,
tyzatobędziesztrochęobolała–przejechałkciukiempomojej
dolnejwardze–ponieważjesteśtakniesamowiciecholernieciasna.
Przysięgam,żenicsięztobąnierówna.
–Niejestemobolała–zapewniłam,podnoszącsię,by
usiąśćnanimokrakiem.
–Owszem,jesteś.Tylkopoczekaj,ranopoczujesz.
Wydęłamustawgrymasie,usiadłamobokniegoi
skrzyżowałamramionapodpiersiami.Cagerzuciłnanieokiem,
ajaztrudempowstrzymałamsięodśmiechu.
–Wtakimraziekiedynibybędziemymoglitopowtórzyć?
Cagenachyliłsięwmojąstronęiwbiłwemniewzrok.
–Kiedytylkobędzieszchciała.Jestemcałytwój–posłałmi
łobuzerskiuśmieszek.–Jeślinieprzestanieszrobićtakiejminki,
stwierdzę,żeztwoimdyskomfortemmożemysobieporadzić
niecoinaczej.
Zaciekawionazbliżyłamsiędoniego.
–Comasznamyśli?
Ucałowałmojąpierś.
–Toznaczy,żemogęsobieztymporadzić
samymipocałunkami.
–RozdziałXXII–
Cage
Evaobudziłamnieoświcie,całującmójtorsiporuszając
dłoniąwgóręiwdółmojegogotowegojużczłonka.
–Mmmm–jęknąłem,sięgającponią,byucałowaćjej
spuchnięteodpocałunkówusta.–Takąpobudkę,tojarozumiem–
wyszeptałem,poczymwsunąłemjęzykpomiędzyjejchętnewargi.
Usiadłanamnieokrakiem.
–Corobisz,kotku?–zapytałem,kiedyobniżyłasięna
tyle,żegłówkamojegopenisabyłajużwniej.–Chwila!
Poczekaj.–Sięgnąłempogumkę,którąnawszelkiwypadek
zostawiłemnastolikuprzyłóżku.–Musimysięzabezpieczyć.
–Mogęja?–zapytałazzawadiackimuśmieszkiem.
–Otak–odparłem,podającjejniewielkipakunek.
Rozerwałagozębami,cobyłoniezwykleseksowne,poczym
delikatniewsunęłamigumkęnaczłonek,którypodwpływemjej
dotykuzadrżałniebezpiecznie.Kiedywszystkobyłojużna
swoimmiejscu,usiadłanamniejednymsprawnymruchem.
Obojekrzyknęliśmyzrozkoszy.
Patrzyłemzafascynowany,jakEvapowoliotwieraoczyi
spoglądanamniezczystąrozkosząwymalowanąnatwarzy.
Tenwidoknigdymisięnieznudzi.Aniona.Nigdyniebędę
miałdosyć.Chwyciłemjejtalięikierowałemnią,gdyujeżdżała
mnienamiętnie,prowadzącnasnieuchronnienaskrajprzepaści.
Zanimcałkowiciesięwniejzatraciłem,otworzyłemusta,
niemogącjużdłużejpowstrzymaćsłów,którezkażdym
uderzeniemsercacorazgłośniejłomotaływmojejgłowie.
–Kochamcię.
Kiedywyszedłemspodprysznica,prześcieradłajużniebyło.
Gdybymsięnanieniespuścił,topewniezatrzymałbymjejako
pamiątkę.PachniałoseksemiEvą.Podniosłemręcznikizacząłem
wycieraćnimwłosy.Obawiałemsię,żeprzezemniebędziedzisiaj
trochęobolała,aleniechmnieszlag,jeśliionaniedałamisię
nieźleweznaki.
PowczorajszejnocyEvamiałamniejużcałegotylkodla
siebie.Odepchnąłemodsiebiestrach,jakiwiązałsięztąmyślą.
Wcześniejwydawałomisię,żemniezłamała,aleterazmamoc,
bycałkowiciemniezniszczyć.Sekszawszebyłdlamnie
sposobemnaulżeniesobie.Niczymwięcejjaktylkoprzyjemnym
hobby.To,cozrobiliśmywczoraj,byłoczymśznaczniewięcej.
Intensywnewaleniedodrzwiwyrwałomniez
tychszczęśliwychrozmyślań.
–Tak?–zawołałem.
DrzwiotworzyłsięgwałtownieidopokojuwszedłWilson.Od
razubyłowidać,żefacetchcekogośzamordować.Szybko
zorientowałemsię,żetymkimśbyłemwłaśnieja.Wilsonwiedział.
Wskazałnamniepalcem.
–Dotknąłeśczegoś,czegoniepowinieneś.Onaniejestjednąz
twoichdziwek.Todobradziewczyna,któraprzeżyłaniedawno
bardzotrudnyokres.Powinieneśdostaćkulkęwłeb,ajachętnie
zakopałbymcięwogrodzie–atakował,machającprzytymręką.–
Aletaksięniestanie.ZadzwoniłemjużdoMacka.Powiedziałem
mu,żeciężkopracowałeśtegolataiżepowinienzawiesićcikaręi
pozwolićwrócićdodrużyny.Nieinformowałemgo,żepieprzysz
mojącóreczkę.Wielesamokontrolikosztowałomnieto,żebynie
złapaćzastrzelbęinieodstrzelićcijaj,kiedypodjeżdżającpoddom,
zobaczyłemwychodzącąodciebieowschodziesłońcaEvęniosącą
wrękachTWOJEPRZEŚCIERADŁO!
CzyEvagowidziała?Czywszystkobyłouniejdobrze?
Dlaczegoniezadzwoniłaaninienapisała,żebymnieostrzec?
–Terazspakujeszswojemanatki,pójdzieszdotegotwojego
małegoautkaiodjedzieszstądnazawsze.Niepożegnaszsięznią.
Nawetniespojrzyszwjejkierunku.Jeślichociażbymrugnieszw
jejstronę,upewnięsię,żestraciszwszystko.Wiemdobrzeo
twojejsytuacji.Chceszprzyszłości?Niemożeszwięcpoświęcić
swojejedukacji.Jeślichceszjąkontynuować,odejdziesz.Inie
łudźsię,dzieciaku.Jeślimyślisz,żemożeszwybraćEvęzamiast
przyszłości,lepiejprzemyśltoponownie.Chwycęzabrońitakto
zakończę.Słyszyszmnie?
Chciał,żebymodniejodszedł?Jakim,docholery,sposobem
miałemtonibyzrobić?Niemogłemjejtakpoprostuzostawić.
–Niezostawięjej.
–Pewnie,żenie,bonigdyniebędzieszjejnawetmiał.
Wtymmomenciemogęzłapaćzatelefonizniszczyćciżycie.
Baseballbyłjedynymsposobem,żebymdostałsięna
studia.Kolejnejszansyniebędzie.Bezwykształceniadokońca
życiabędętyrałwjakimśbarzezaminimalnąstawkęinapiwki.
Evazasługiwałanacoświęcej.Zasługiwałanafaceta,który
będziewstaniesięniązaopiekować.Alegośćchybaśni,myśląc,
żetakpoprostujązostawię.Niemógłbymtegozrobić.Możei
niejestemdlaniejwystarczającodobry,alezrobięwszystko,że
siętakimstać.
–Nieskrzywdzęjejijejnieopuszczę.
–Jużjąskrzywdziłeś,chłopcze.Tojużsięstało.Była
niestabilnaemocjonalnie,atytowykorzystałeś.Evanigdynie
poślubikogośtakiegojakty.OnakochałaJoshaBeasleya.
Uwielbiałago.Inigdyniebędzieszczęśliwa,jeślinieznajdzie
kogośtakiegojakon.Obajwiemy,żetodlaciebiezawysokie
progi.Jesteśdlaniejtylkoepizodem.Nicdlaniejnie
znaczysz,chłopcze.Terazsiępakuj,zanimzmienięzdanie.
Wychodząc,trzasnąłdrzwiami.
Opadłemnałóżkoizakryłemtwarzdłońmi.Poślubi?Coon,
docholery,miałnamyśli?Niemogłemsięożenić.Evanigdynie
pomyślałabyomniewtensposób.Niebyłemtypemfaceta,za
któregowychodziłydziewczynytakiejakona.Wilsonmiałrację.
Byłemdlaniejtylkochwilowąrozrywką.Nigdyniedoścignę
ideału,jakimbyłJosh,aonachciaławłaśniekogośtakiego.
Kiedyjużzdecydujesięnaślub,będzieszukaćkogośbez
popieprzonejprzeszłościinazwiskawpolicyjnychaktach.
Zeszłejnocyporazpierwszyiostatninaprawdękochałemsię
zkobietą.Byłoniesamowicie.Terazmiałemwspomnienie,który
ukształtujeresztęmojegożycia.Evaspróbowałaprzezmoment
czegośszalonego.Wkrótcezacznieżyćodnowa.Wcalenie
łamałemjejserca.Wyrywałemsobiewłasne.
Spakowałemtorbęiruszyłemdosamochodu.Szedłem
prostoprzedsiebie,nierozglądającsięwokół.Gdybymjąteraz
zobaczył,niemógłbymtakpoprostuodejść.Możeionawcale
mnieniekochała,alejakochałemjątakmocno,żeniemiałobyto
dlamnienajmniejszegoznaczenia.Zkażdymstawianymkrokiem
izkażdąsekundą,wktórejniesłyszałemjejwołającegomnie
głosu,cośwemnieumierało.
Otworzyłemdrzwiiwrzuciłembagażdośrodka.Poraz
ostatniwycofałemzichpodjazdu.Sercezostawiałemzasobą.
Eva
Gdzieonsiępodziewał?Pokąpielipoświęciłamdłuższą
chwilęnato,żebysięumalowaćiwybraćciuchy,nawidok
którychCageoszaleje.Potemzeszłamdokuchniprzygotować
muśniadanie.
Przeddomemniebyłojegosamochodu.Wyszłamna
zewnątrz,żebysięrozejrzeć.Mojesercezaczęłowalićjakszalone,
kiedystrachprzypomniałmioswoimistnieniu.Czycośsięstało?
Czyuniegobyłowszystkowporządku?Amożemakłopotyz
powoduwczorajszejjazdy?Pobiegłamdostodołyiwpadłamdo
jegosypialni.Byłapusta.Żadnegośladu,żekiedykolwiektubył.
Odwróciłamsię,byzobaczyćtatęstojącegow
otwartychdrzwiach.
–Cotyrobisz,Evo?
Miałamtogdzieś.Najwyższyczas,żebytatasobieodpuścił.
Miałamdwadzieścialat.
–SzukamCage’a–odparłam,czekając,ażzapytadlaczego.
–Wyjechał.
Mojesercestanęło.
–Jakto?–Musiałodwieźćsamochód?Pojechałnatrening?
–Mackchciał,żebywrócił.Powiedział,żejużodbył
swojąkaręimożewracaćdodomu.Uciekłstąd,jakbysiępaliło.
Nie.Nie.Cageniezrobiłbytego.Nieodjechałby,nie
zobaczywszysięzemną.Mójtelefon.Czydomniedzwonił?
Przebiegłamoboktatyiruszyłamwstronędomu.Musiałam
znaleźćswójtelefon.Zostawiłamgowpokoju,bysięładował.
Możemiałamwyłączonygłosiprzegapiłampołączenieodniego.
Tomusibyćto,boCagenigdybymnieniezostawił.Niepo
wczorajszejnocy.Niezrobiłbytego.Będącwemnieiprawie
szczytując,wyznałmiprzecież,żemniekocha.
Niezostawiłbymnie.
Żadnegonieodebranegopołączenia.Żadnejwiadomości.
Nic.Cagewyjechałbezsłowa.
Dlaczego?Cozrobiłamnietak?Czydlaniegotobyłtylko
seks?Czywszystkietesłodkiesłówkamówiłkażdej
dziewczynie,zktórąsiękochał?Boże,nie.Upuściłamtelefonna
podłogęipozwoliłam,byzawładnąłmnąból.Oddałamswoje
sercekomuś,ktogoniechciał.Nawetmająctegoświadomość,
nieżałowałamjednak,żetaksięstało.Chciałamtylko,żebymnie
pragnął.Iżebymniekochał.
Wyciągnęłamgitaręiposzłamdostodoły.Tobyłmój
codziennyrytuał.Tacietowprawdzieprzeszkadzało,ale
powiedziałammu,żebyzostawiłmniewspokojuipozwoliłmi
poradzićsobieztymposwojemu.Niebyłamjużniewinna,pełna
marzeńifantazji.WszystkotoumarłorazemzJoshem.
Rozumiałam,żetenbóljestprawdziwy,iżeniektórerzeczynie
trwająwiecznie.Czasamimusiszpoprostucieszyćsię,pókito
cośtrwaidoceniaćto,gdytegozabraknie.
OtworzyłamdrzwidopokojuCage’a,usiadłamnałóżkui
położyłamgitaręnaswoichkolanach.Zrezygnowałamzmuzyki,
gdystraciłamJosha.Terazjejpotrzebowałam.Takwiele
chciałamwyrazićitylkowtensposóbumiałamtozrobić.
Otworzyłamswójnowynotes.Pierwszastronapokrytabyła
słowamipiosenki,nadktórąpracowałam.Zaczęłamgraćmelodię,
którazrodziłasięwmojejgło-wieizapisywaćnuty,które
oddawałybyjejbrzmienieicharakter.
MójczaszCage’emniebyłczymś,oczymchciałabym
kiedykolwiekzapomnieć.Pragnęłamprzelaćnapapierkażdą
odczuwanąprzynimemocję.Jaksięczułam,zakochującsięw
nim.Jaktojestzatracićsięwkimśbezpamięci.Tobyły
momenty,którejużzawszebędąmibliskie.
Joshzawszebyłwmoimżyciu.Niepamiętałamwięcmomentu,w
którymsięwnimzakochałam.Poprostuzawszegokochałam.On
byłbezpieczny.Zawszemogłamnaniegoliczyćidobrzeotym
wiedziałam.Każdeznasbyłocząstkątegodrugiego.Cagebył
całkieminny.Onpokazałmi,jaktojestczegoś
pragnąć,potrzebować,poddaćsięczemuśizatracićsięwkimś.
Zachęciłmnie,bympozbyłasięniepewnościibyłasobą.Cage
byłwolnyniczymwiatr.Byłjakpięknyptak,któregoniemożna
posiąśćnastałe.
Słowasamezemniewypływały.Zignorowałamłzy,
którepopłynęłypomoichpoliczkach.
–RozdziałXXIII–
Cage
–Niechciałeśiśćnaimprezę,więcimprezaprzyszłado
ciebie–zawołał,wchodzącdomojegomieszkania,Preston.
Zanimweszłyczterychichoczącedziewczyny.Cholera.
Odstawiłemzimpetempiwonablatispojrzałemnaniego
zzalady.
–Mówiłemcijuż,żeniejestemzainteresowany.
Prestonobjąłramieniemrudzielca,adłoniądosięgnął
jejcycka,któregozarazścisnął.
–Alespójrznateślicznoty–puściłmioczko.–
Toniegrzecznestudentki.Twojeulubione.
Tobyłochore.Wyskoczyłemzzastołuiwskazałem
palcemdrzwi.
–Weźjegdzieindziej,Preston.Niejestemwnas-troju.
Blondynkapodeszładomnieniespodziewanieinaparłana
mnieswoimiwielkimi,sztucznymicyckami.
–Awww,niebądźtaki.Potrafięsprawić,żepoczujeszsię
oniebolepiej.
Gdyjejdłońprzejechałapomoimniezainteresowanym
penisie,niewytrzymałem.
–Wynochazmojegomieszkania.Już!
–Dodiabła,Cage.Ztobąjużwogóleniedasięzabawić.
Nieczekałem,ażPrestonjewyprowadzi.Poszedłemdo
swojegopokoju,trzasnąłemdrzwiami,poczymzamknąłemjena
klucz.Spotykałemjużtakiedziewczyny.Onenierozumiały
słowa„nie”.
–Czymogęchociażzająćgościnnąsypialnię?Samzajmę
sięcałączwórką–zawołałPreston.
–NIE!
Słyszałempomrukiniezadowolenia,gdyopuszczali
mieszkanie.Kiedydrzwiwreszciesięzanimizamknęły,
położyłemsięnałóżkuizamknąłemoczy.
Eva.Boże,jakjazaniątęskniłem.Codzienniekładłemsię
spać,marząconiej,icodzienniebudziłemsięwrzeczywistości,w
którejmiałemjużnigdynietrzymaćjejwswoichramionach.
Czymyślała,żetakpoprostujązostawiłem?Czymyślała,
żewziąłemto,cochciałemiwróciłemdodomu?Onaoddałami
swojedziewictwo,ajajązostawiłem.Kurwa.Jakmiałemżyć,
wiedząc,żeonamyślała,żejązostawiłem?Niezadzwoniłado
mnie,niewysłałażadnejwiadomości.Możejejulżyło.Możew
świetledniazrozumiałaswójbłąd.Wyznałemjejmiłość.Nie
mogłemsiępowstrzymać.PozaLownikomujeszczetegonie
powiedziałem.
Chwyciłemzatelefon.Wilsonostrzegał,żebymsięznią
niekontaktował,alemusiałemsięupewnić,żewszystkouniejw
porządku.
Ja:Przepraszam.Musiałemwyjechać.Chciałemsiętylko
upewnić,żeuciebieokej.
Wątpiłem,bymiodpisała.Alemusiałemspróbować.
Eva:Jateżżałuję.
Coonamiałanamyśli?Żałowała,żeodszedłem?Żejej
ojciecdałmiwybór?Amożetego,żesięzemnąprzespała?
Ja:Czegożałujesz?
Eva:Wszystkiego.
Pozwoliłem,bytelefonwypadłmizrękiprostonałóżkoi
zamknąłemoczy,próbującochronićsięprzedbólem.
–Natychmiastwychodźztegopokoju–zawołałaz
salonuLow.Naprawdępowinienempomyślećnadnową
kryjówkądlazapasowegoklucza.
Wstałemizawlokłemsiędokuchni.
–Cotyturobisz,Low?
Spojrzałanamnieipokręciłagłową.
–Wyglądaszfatalnie.Musisziśćpodpryszniciwreszcie
sięogolić.
–Dzięki.Jeślitylechciałaśmipowiedzieć,towracam
dołóżka–wymamrotałem.
–Awłaśnieżenie.Przyjechałamtu,ponieważmusimy
porozmawiać.
Oparłemsięoblatiskrzyżowałemramionanapiersi.
–Mów.
Lowusiadłanabarze.
–Dlaczegotosobierobisz?Dlaczegoodszedłeś,skoro
zamierzałeśjedyniemarnowaćczaswswoimmieszkaniu?
Westchnąłem
i
przeczesałem
palcami
swoje
rozczochranewłosy.
–Jużcimówiłem,Low.Jejtatamniezmusił.
–Aodkiedytoktokolwiekzmuszaciebiedo
czegokolwiek?Hmm?PonieważCage,któregoznamcałeżycie,
robi,comusiępodobaipieprzyzasady.
–Nawetgdybymzostał,toitakbymnieniechciała.
Pragnęłatylkoletniegoromansu.Jabyłemjejsposobemna
rozpoczęciewszystkiegoodnowa.
Lowpokręciłagłową.
–Niewierzęwto.Poznałamją.Widziałam,jaknaciebie
patrzy.Toniejesttypdziewczyny,którachcesiętylkozabawić.
–Onamnieodtrąciła,Low.Kiedyprzyszłodowyboru
międzyjejrodzinąiprzyjaciółmiamną,wybrałaich.Tak,
wybaczyłemiprzyjąłemjązpowrotem,bobyłabardzo
przekonująca.Jużrazmnieodtrąciła.Izrobitoponownie.Kiedy
sprawysięskomplikują,niebędętym,któregowybierze.
–Iwiesztonapewno,ponieważdokonałajednejzłej
decyzji?Zostałaprzypartadomuruispanikowała,Cage.
Odsunąłemsięodblatu.Niechciałemsięzłościćna
Low.Nigdywżyciuniebyłemnaniązły,aleteraznaprawdę
przesadzała.Zarazniebędęwstanienadsobązapanować.
–Kocham.Ją–odparłemtwardo.
–Więcweźsobiedosercaswojąwłasnąradę.Zaryzykuj.
Zaryzykować.Takjejpowiedziałem,gdychodziłoo
Marcusa.Martwiłasię,żepewnegodniajązostawi.Takjakja
bałasięodrzucenia.Powiedziałemwtedy,żebyzaryzykowałai
dałamuszansę.
–Wiedziałem,żeonciękocha–powiedziałem.
Lowzrobiłakrokwmojąstronę.
–Ajawiem,żenikt,kogowpuściszdoswojegoserca,tak
jakzrobiłeśtozEvą,niebędziewstaniecięniekochać.To
niemożliwe.Niemaszpojęcia,jakwyjątkowyjesteś.Widzisz
tylkoswojenegatywnecechy.Zawszetakbyło.Alejawidzęto,co
dobre.Jestwtobietakwieledobrychicudownychcech.
Pozwoliłeś,byjedostrzegła.Pozamnąnikomuinnemuichnie
ujawniałeś.Aleprzedniąsięotworzyłeś.Iwiem,żeniemiała
innegowyjścia,jaktylkozakochaćsięwtym,cotamzobaczyła.
GdyLowskończyłamówić,łzyspływałyjejpo
policzkach.Wziąłemjąwramiona.
–Dziękuję–wyszeptałem,opierającpodbródekojejgłowę.
–Niedziękujmi.Jedźdoniej.
Eva
Wychodziłamwłaśniezestodoły,kiedypoddompodjechała
paniElaine.Niespodziewałamsięjej,aletoniemiałoznaczenia.
Ostatniodosyćczęstowpadaławodwiedziny.Jeremywyjechał
doszkoły,więcpewniepotrzebowałazkimśonimporozmawiać.
–Jaktodobrzeznówzobaczyćcięzgitarą–uśmiechnęła
siędomniepromiennie.
Weszłamposchodachprowadzącychnawerandę
iotworzyłamjejdrzwi.
–Toprzyjemneznówgrać.Wejdziepanidośrodka?
–Tak,przyjechałam,bochciałamztobąporozmawiać.
Wspaniale.Kolejnapogawędka.Ostatniaskończyłasię
złamanymsercem.Tymrazembędęjednakpamiętać,żenie
jestemdzieckiem,którepotrzebujeopiekuna,aledorosłąkobietąz
własnymrozumem.
–Oczywiście,proszęwejść.
Odłożyłamgitaręnastółipodeszłamdokuchennegoblatu,
byprzygotowaćdwieszklankimrożonejherbaty.PaniElaineją
uwielbiała.
–Słyszałamodtaty,żechłopak,którymupomagał,wyjechał
–powiedziałazamoimiplecami.
Ścisnęłomniewżołądku.Niechciałamrozmawiaćzniąo
Cage’u.Niepotrafiłam.Onategonierozumiała.Niktnierozumiał.
–Toprawda.
–Todobrze.Toniebyłktoś,wczyimtowarzystwie
powinnaśprzebywać.Jesttylupoczciwychchłopców.Takich,
zktórychbędąświetnimężowieiporządnimężczyźni.
GdybyniebyłamatkąJoshaiJeremy’egoigdybymnienie
wychowała,pokazałabymjejterazdrzwi.Zaokazaneserce
należałjejsięjednakmójszacunek,ugryzieniesięwjęzykbyło
więcnajlepszymrozwiązaniem.Będęprzytakiwaćipozbędęsię
jejstądjaknajszybciej.
–Wiesz,Chadostatnioczęstoociebiewypytuje.
Rozmawiazemnączasem,gdyJeremywracadodomu.Myślę,
żewpadłaśmuwoko.
Uśmiechnęłasięszeroko,jakbywłaśniezdradziłamiwielki
sekret.Byłamświadomatego,żeChadmnielubi.Nieukrywał
sięztymzbytnio.Wiadomościodniegozaczynałyjużdziałaćmi
nanerwy.PowiedziałamJeremy’emu,bymuprzekazał,żesobie
tegonieżyczę.
–Wiesz,żeodziedziczypoojcucałąziemięi
firmębudowlaną.Towspaniałapartia.
Byłteżmaminsynkiem,którysięfoszył,jeślitylkocoś
poszłoniepojegomyśli.Miałteżwątłąklatkępiersiową.
KiedyjużrazdotkniesztorsuCage’aYorka,niebędzieszw
staniezadowolićsiębyleczym.
–Hmmm–odparłam,upijającniecoherbaty.Proszę,niech
tarozmowajużsięskończy.
–ChadijegorodziceprzyjeżdżajądonaswŚwięto
Pracy.Jeremyteżbędziewtedywdomu.Pomyślałam,żemoże
wpadnieszdonaspoświętować.Będziejakcoroku.Żeberkaz
grilla.Mojasałatkaziemniaczana,którątakbardzolubisz,i
zapiekankazzielonejfasolki.
–Hmm,nocóż,dziękuję,aleniejestempewna,jakie
planymatata…
–Och,onoczywiścieteżjestzaproszony.OdśmierciJosha
niespędzamyjużrazemświąt.Towszystkimnamwyjdzie
nadobre.
Nasząrozmowęprzerwałykrzykiidźwiękzatrzaskiwanych
drzwi.Podskoczyłamipobiegłamwstronęwerandy.Tata
blokowałmiwidok.Niewidziałam,nakogokrzyczy,aledobrze
znałamsamochód,którystałnanaszympodjeździe.
–Jejku.Cotenchłopakturobi?Powinnamzadzwonićpo
policję?
–Ciiii,nie.Proszędonikogoniedzwonić–parsknęłami
ponownieskupiłamsięnarozgrywającejsięprzedemnąscenie.
–Mówiłem,chłopcze,żebyśtuniewracał–warknąłtata.
–Niepowinienembyłwogólewyjeżdżać.Chcę
porozmawiaćzEvą.Niepowinienbyłpanzmuszaćmnie
dowyjazdubezrozmowyznią–odparłCage.
Cotakiego?
–Dałemciwybór,atywybrałeśkarieręsportową.Żaden
chłopak,dlaktóregocokolwiekjestważniejszeniżona,niejest
jejwart.
Cageuderzyłpięściąwmaskęsamochodu.
–Niczegoniewybierałem.Zagroziłeś,żezniszczysz
miżycie,żepozbawiszmniemożliwościedukacji.Tunigdy
niechodziłoobaseball.Pieprzyćbaseball.
–Wsiądźdosamochoduiodjedźstąd.Iniewracaj.
Następnymrazemzadzwoniępopolicjęiwsadzącięzatodo
pierdla.Niepogrywajsobiezemną.Jachronięto,cojestmoje.
Cageodwróciłwzrokinaszeoczysięspotkały.Nie
całkiemrozumiałamto,cowłaśnieusłyszałam.Niewiedziałam,
cosięmiędzynimiwydarzyło.Wtymmomencieniemiałoto
jednakżadnegoznaczenia.Terazznówmogłamnaniegopatrzeć.
Byłtutaj,widziałamgonawłasneoczy.Niewyglądałnakogoś,
ktochciałmnieodrzucić.
–Kochamcię,EvoBrooks.Nieważne,cocio
mniepowiedzieli.Kochamcię!
Wszystkoiwszyscygdzieśsięrozpłynęli.Cagekrzyczał,że
mniekocha,głośno,tak,żebywszyscymogligousłyszeć.Nawet
tata,którygroźniemierzyłgowzrokiem.Niemogłamsięruszyć.
Niewiedziałam,comamzrobić.Zostawiłmnie.Bezpożegnania.
Terazwróciłimówi,żemniekocha.Jakabyłaprawda?Miłość
nieuciekatakpoprostu,bezsłowa.Onzłamałmiserce.
Cageotworzyłdrzwiswojegosamochoduiwszedłdośrodka.
Odrętwiałapatrzyłam,jakwycofujezpodjazduiodjeżdża.
Pozwoliłammuodejść.Dlaczegopozwoliłammuodejść?
–RozdziałXXIV–
Cage
PrzesiadywaniewLiveBayzdawałomisięcałkowicie
bezsensowne.Ostatniowszystkozdawałosięniemiećżadnego
sensu.Myślałem,żepojechaniedoEvyiwyznaniejejmojej
miłościcośzmieni.Lowzmusiłamnie,bymuwierzył,żektoś
takijakEvamożemniepokochać.Myliłasię.Evaznówwybrała
rodzinę.Itakbędziejużzawsze.
–Uśmiechnijsię.Jesteśdepresyjnyjakcholera–
wymamrotałRock,poczympostawiłprzedemnąbutelkępiwa.
–Dzięki–odparłem.
–Nigdyniesądziłem,żekiedykolwiekzobaczęcięze
złamanymsercem.Właśnieciebie,spośródwszystkichgości,
którychznam.Totak,jakbymwszedłdojakiejśpieprzonej
strefycieniainiemógłzniejwyjść.
Odburknąłemcośniewyraźnieiupiłemdużyłykpiwa.
–Cage,chceszzatańczyć?
Nawetniepróbowałemprzypomniećsobiejejimienia.To
byłajednazmoichpomyłek.Apopełniłemichnaprawdęwiele.
Pokręciłemtylkoprzeczącogłowąiznówpociągnąłemzbutelki.
–Sorry,kotku,aleniejestdziśdobrymkompanem–
Trishazaczęłazamnieprzepraszać.
–Jeślizmieniszzdanie…–zaczęłatamta.
–Niezmienię–przerwałemjejszorstko.
Zrozumiałaaluzjęiodeszła.Nawetniespojrzałemnajej
twarz.Wszystkieonewyglądałydlamnietaksamo.NiebyłyEvą.
–Możemógłbyśbyćchoćtrochęmniejprzerażający?
–zapytałaTrisha.
–Nie.
Rockzachichotał.
–Chodź,skarbie.Onmazłamaneserce,ajaksamawiesz,
nigdywcześniejczegośtakiegonieprzeżył.Todlaniego
zupełnienowedoświadczenie.
–PowinniśmyostrzecKrita,zanimzejdzienaprzerwę.
Niechcę,żebysiępobilitylkodlatego,żemójbratnieumie
trzymaćgębynakłódkę.
Toniebyłomiejscedlamnie.Niepasowałemjuż
tutaj.Położyłemnastolikukilkadwudziestekiwstałem.
–Itakwychodzę.Tylezabawyjaknajeden
wieczórwystarczy.
–Niechcęzostawiaćcięsamego.Chcesz,
żebyśmyzadzwonilidoLow?
Lowbyłaostatniąosobą,zktórąchciałemterazrozmawiać.
Onanierozumiała,żetegoniedałosięwłatwysposóbnaprawić.
–Nie.Chcęwrócićdodomuiiśćspać.Ranomuszębyć
nasiłowni.
–Narazie–dodałRock,kiwającgłową,ajaodwróciłem
sięnapięcieiruszyłemwstronędrzwi.
–Witajcie–głosEvyzabrzmiałzgłośników.Co,docholery?
–Zwykle…niegrywamprzedpublicznością.Awłaściwie,
tojeszczenigdyniegrałamprzedkimś,ktonienależałdo
mojejrodziny.
Zacząłemiśćwkierunku,skąddobiegałjejgłos.Przedzierałem
sięprzeztłum,całyczaswypatrującsceny,ażwreszciepodszedłem
natyleblisko,żemogłemjązobaczyć.Stałanasamymśrodku,z
włosamispiętymiwkucykigitarąprzewieszonąprzezpierś.
Niebieskieoczy,którepodczasnaszegopierwszegospotkania
zatrzymałynamomentmojeserce,odnalazłymniewtłumie.Najej
ustachpojawiłsięnieśmiałyuśmiech.
–Alemampiosenkę,którąnapisałamdlapewnego
niesamowitegofaceta,którycałkowicieodmieniłmojeżycie
ichciałam,żebyjejwysłuchał.
Zamierzałazagraćizaśpiewaćprzedcałymbarem
ludzi.Zrobiłemkrokdoprzodu,aonazaczęłagrać.
Niechciałamcięzauważyć,aletypodbiłeśmójświat.
Każdyciemnykąt,któryznalazłeś,
wypełniłeśkolorem.
Miejscazagubioneibezżycia.
Niechciałamciędotknąć,aletotysięgnąłeśdo
mojegownętrza.
Każdezapomnianewspomnienie,które
znalazłeś,umiałeśroztopić.
Ażmójmały,zamkniętyświatotworzyłsięnabezkres
oceanu.Sprawiłeś,żeciępokochałamprzeztwójuśmiech,
dobroćwtwoichochachiciepłotwejskóry.
Jedenpocałuneksprawił,żewszystko,cobolesne,zniknęło.
Sprawiłeś,żepokochałamczłowieka,któryjestwtobie.Tego,
któregoniktniewidzi,tylkoja.
Człowieka,którysłucha,comojesercemado
powiedzenia.Niechciałamciękochać,aletoniemożliwe.
Każdyidealnymomentspędzonywtwoichramionach
jeszczebardziejmniedociebiezbliża.
Pokazujeszmi,żeżycieniekończysiętylkodlatego,że
nagleobierainnądrogę.
Niezauważyłam,kiedysiępojawiłeś.
Nicnieprzygotowałomnienadardrugiej
szansy.Byłamjużkochana,alejedyne,
comaterazznaczenie,toto,żetymniekochasz.
Sprawiłeś,żeciępokochałamprzeztwójuśmiech,
dobroćwtwoichochachiciepłotwejskóry.
Jedenpocałuneksprawił,żewszystko,cobolesne,zniknęło.
Sprawiłeś,żepokochałamczłowieka,któryjestwtobie.Tego,
któregoniktniewidzi,tylkoja.
Człowieka,którysłucha,comojesercemadopowiedzenia.
Rykwidowniniemiałżadnegoznaczenia,gdy
wskoczyłemnascenęiwziąłemjąwramiona.
Eva
Cagepodniósłmnieizniósłzesceny,podczasgdytłum
skandowałiwykrzykiwałwjegostronęróżnesugestie.Zaniósł
mnieażdotylnychdrzwi.Otworzyłjeiweszliśmydo
pomieszczenia,którewyglądałojakgarderoba.Byływniej
czerwone,aksamitnekanapyiwielkielustrastojącewzdłużścian.
Zamknąłzasobądrzwinazamek,poczymprzyparłmnie
donichswoimciałem.Jegoustapokryłydzikimipocałunkami
mojewargi,ajaoplotłamnogamijegobiodraizacisnęłamdłonie
najegopotężnych,umięśnionychramionach.
Jegowygłodniałeustaprzywarłydomnienamiętnie.
Kiedywreszciezabrakłomitchu,przerwałpocałuneki
wtuliłtwarzwmojąszyję.
–Takcholernieciękocham.
Zachichotałam.CałyCage.
–Naprawdę.Przysięgam.Niepowinienembyłodchodzić.
Bałemsię.Byłemgłupi.Dokońcażyciabędęcitowynagradzał.
–Aczymogęwybraćsposób,wjakibędziesztorobił?–
zażartowałamipoczułam,jakuśmiechasiętużprzymojejszyi.
–Oilebędzietocośniegrzecznego–odparł.
Przeczesałammupalcamiwłosy,nieprzestającjednocześnie
pieścićjegoramion.Całyczasbyliśmywsiebiemocnowtuleni.
–Zagrałaśdlamnie–powiedział,podnoszącgłowę,bymóc
spojrzećmiwoczy.
–Zagrałam.
–Tobyłoniesamowite–pocałowałmnie.–Zaśpiewaszmi
jąjeszczekiedyś?
–Tak–odparłam,niemogącpowstrzymaćsięodśmiechu.
–Podobamisiętaspódniczka–wyszeptał,gdyjegodłonie
pieściłycorazwyższepartiemoichud,ażwkońcusięgnęłytyłka.
–Bardzomisiępodoba.
Włożyłdłońpodmojemajtki.Krzyknęłamzrozkoszy,kiedy
jegopalecwślizgnąłsięwemnie.Cageuciszyłmniepocałunkiem.
Odwzajemniłamgozcałympragnieniemipożądaniem,jakie
odczuwałam.Porwananamiętnością,zaczęłamszarpaćjego
koszulkę.Pozwoliłminiecoodsunąćsięodsiebie,bymmogła
łatwiejpomócmusięjejpozbyć.
Jęknąłzrokoszy,gdymójjęzykodnalazłdrogędo
jegoprzebitegosutka.
–Kurwa,jutrojadęprzebićdrugi–obiecał.Samamyślo
tympodnieciłamniejeszczebardziej.
Każdejnocyodtwarzałamsobiewgłowieniesamowityseks
zCage’em.Ateraznaprawdęmiałamgoprzysobie.Byłcały
mój.Upadłamnakolanaizaczęłamrozpinaćmuspodnie,po
czymściągnęłamjewdół.Cagewyciągnąłgumkęztylnej
kieszenidżinsówiotworzyłopakowanie.Szybkonałożył
prezerwatywę.Pomógłmiwstać,popychającmnieprzytym
lekkonadrzwi.Sięgnąłpodmojąspódniczkęizerwałzemnie
majtki.Następnawkolejnościbyłakoszulka.Gdywreszciesięjej
pozbył,jegoustazaatakowałymójsutek.Pochwiliprzyparłmnie
mocnododrzwiiwszedłwemniejednymruchem.
Krzyknęłam,aCagepocałowałmnieagresywnie,wpychając
mijęzykdoustipenetrującjetaksamojakmojąkobiecość.Po
chwiliodsunąłsięodrobinęispojrzałmiprostowoczy.
–Kurrrwa–wyjęczał,ajauniosłamniecobiodra,by
naprzećnaniegotrochęmocniej.–Spokojnie,kotku–sapnął
przezzaciśniętezęby.
–Proszę,Cage,chcęmocniej.
Jegooczyzalśniły.Wchodziłwemniecorazgłębiej,do
czegozresztązachęcałamgociągleokrzykamirozkoszy.
Każdymójjęknakręcałgojeszczebardziej.Chciałam,by
zwolniłwszelkiehamulce.
–OmójBoże,Evo–jęknął,zwiększająctempo.
–Tak,tak,TAK!
–Ocholera,skarbie–krzyknął,wprawiającwdrżenie
drzwi,doktórychmnieprzypierał.
–Mocniej,Cage.Mocniej–błagałam.
–ACHHHH!
Naszeciałazlanebyłypotem.Szalonażądzaprzejęła
nadnamicałkowitąkontrolę.
Żadneznasnieprzejmowałosiętym,żeniepróbowaliśmy
nawetzachowywaćsięciszej.Potrzebowaliśmytego.
–CHOLERA!Chybaznowupękłanamgumka–warknął
Cage,napinającsiępodemną.
–Nieobchodzimnieto,nieprzestawaj–
wydyszałamzdesperowana.
–Muszę–jegociałozadrżałowmoichdłoniach.
–Proszę,BOŻE,tylkonieprzestawaj.
Cagezawyłiznówzacząłsięwemnie
poruszać,doprowadzającmnietymdoekstazy.
Poczułam,żepospieszniewysuwasięzemnieiusłyszałam
jegojękrozkoszy.
–Wpadłemwpanikę.Wcaleniepękła–powiedział,gdy
byłjużwstaniezłapaćoddech.
Uśmiechnęłamsię.
Nadobrezamieniłamstatustegozłegochłopcanazajęty.
–RozdziałXXV–
Eva
–Jaknieprzestanieszsięwiercićnamoichkolanach,to
niezrobiętegopieprzonegokolczyka–warknąłmidoucha
Cage,wywołującumnieprzytymatakśmiechu.
–Przepraszam,jużbędęgrzeczna–obiecałam.
–Nigdyniepowiedziałem,żechcęcięgrzeczną,kotku.
Lubię,jakjesteśzłainiegrzeczna.–Ucałowałmojeramię,
wsuwającpalecpodmojemajtki.–Imokra.
Odepchnęłamjegodłońispojrzałamwstronędrzwi,by
upewnićsię,czynieobserwujenasdziewczyna,któramiała
sięzająćsutkiemCage’a.
–Jeśliniechcesz,żebymsiękręciła,toprzestańświntuszyć
–syknęłam.
Posłałmiuśmieszek.
–Tonieświntuszenie,skarbie.Totylkoniewinne
czarowanie.Alejeślichcesz,żebymświntuszył,powiedz
tylkosłowo.
–Chcę,żebyśprzekłułsobiedrugisutek.Przestań
mnierozpraszać.
Cagezacząłkąsaćmojeucho.
–Wiem,żetegochcesziszalejęnamyślotym
twoimróżowymjęzykuliżącymgojakcukierek.
–Tycałyjesteśjakdużycukierek.Mamochotęwylizać
cięcałego.Nawettedołeczkinatwoimkrzyżu.
Powolijegouśmiechstawałsięcorazszerszy.
–Lubię,jakjeliżesz.Założęsię,żeudostępniąnampokój,
jeślibędzieszchciałapokazaćmidokładnie,któreczęści
mojegociałalubiszlizaćnajbardziej.
Nagledrzwisięotworzyły,adopokojuweszładziewczynaod
kolczyków.Miałanasobiekilkawidocznychtatuaży,awiększa
częśćjejtwarzypokrytabyłakolczykami.Zlustrowałaszybko
Cage’a.Cotylkopotwierdziłotezęotym,żejestjaksłodki
cukierek.Onateżtozauważyła.
–Okej,czylichceszprzebićsobiedrugisutek–
powiedziała,przyciągająckrzesłoiprzygotowującnarzędzia.
–Toonachce,żebymprzebiłsobiedrugisutek–
uzupełnił,puszczającmioczko.
Dziewczynaspojrzałanamnie.Wjejoczach
dostrzegłamzazdrość,iniemiałamjejtegozazłe.
–Zdejmijkoszulkę–poinstruowałago.
SięgnęłamwdółizdjęłamzniegoT-shirt.Pomógłmiw
tym,posłuszniepodnoszącręcedogóry.
Zerknęłamnadziewczynęizobaczyłam,żenapawasię
odsłoniętymwidokiem.Trochęmnietozirytowało,alewtuliłam
sięmocniejwCage’a,onzaśobjąłmnieramieniem,adłoń
włożyłmiędzymojenogi.
–Gotowy?–zapytała.
–Nawetniemaszpojęcia–odparłrozbawionymtonem.
Ugryzłamsięwjęzyk,żebypowstrzymaćsięodśmiechu.
Dziewczynazdezynfekowałaalkoholemskóręwokółjego
sutka,sprawiająctymsamym,żestwardniał.Potemwyciągnęła
coś,cowyglądałojakszczypcezdziurkami.Wreszcieprzyszedł
czasnaigłę.Znieruchomiałamnajegokolanach,aonzaśmiałsię
tylko,dotykającdłoniąwnętrzamoichud.Zupełnienieprzejął
siętym,coczekałogozamoment.
Kiedyigłaprzebiłajegoskórę,niezareagował.Jaza
topisnęłamcicho,alenicwięcej.
Wkońcupojawiłasięmała,srebrnasztanga.
–Gotowe–oznajmiładziewczyna,ajaodetchnęłamzulgą.
–Musiszprzypilnować,żebybyłczysty,iżadnychobcych
substancjizanimsięniezagoi.–Spojrzałanamnie,aja
zaczęłamsięzastanawiać,czymówiomojejślinie.
–Jasne–odparłCage,poczymwstałizłapałmniezarękę.
–Chcesz,żebymzałożyłkoszulkę?
Pomyślałamotychwszystkichkobietachznajdujących
sięmiędzystudiemasamochodemiprzytaknęłam.
Sięgnąłponiąizałożyłjąszybkimruchemprzezgłowę.
–Chodź.Jestemgotówsprawdzić,jakbardzocisię
topodoba–uśmiechnąłsięzawadiacko.
–Czymojaślinaniejestprzypadkiemobcąsubstancją?
Niebędzieciębolało?
Pochyliłsięiwyszeptałmidoucha:
–Ztwojąślinąwszystkojestwporządku,acodobólu,
nigdynastoniepowstrzymywało.
Cage
Evanerwowowykręcałaręce,kiedywracaliśmy
samochodemzjejdomudomojegomieszkania.Ztatąporadziła
sobiepomistrzowsku,cozaowocowałotym,żeniemiałażadnego
problemuzespakowaniemwszystkichswoichrzeczy.Teraz
jednakbyłojasne,żecośjądręczy.Nielubiłem,kiedysięczymś
takprzejmowała.
–Cotakwykręcaszteręce?
Evamomentalnieprzestałasiębawićdłońmiizaśmiała
sięcicho.
–Niezdawałamsobiesprawy,żetorobię.
–Iwłaśniedlategomnietozmartwiło.Dlaczego
jesteśzdenerwowana?
Przygryzłanerwowownętrzepoliczka,cobyłotylko
kolejnymdowodemnato,żemamrację,poczymspojrzała
miprostowoczy.
–Jesteśpewien,żechceszznaćodpowiedź?
Przezmomentspanikowałem,aleprzypomniałemsobie,
żewłaśnieoświadczyłatacie,żejestwemniezakochana.
–Tak,chcę–odparłemostrożnie.
Wzruszyłaramionamiiwestchnęła.
–Bojęsię,żetozawcześnie.Aco,jeślizmęczycięto,
żebędzieszmiałmnieoboksiebieprzezcałyczas?Cojeśli
zjemtwojeukochanepłatkiWheatiesalbozostawięwłazience
kosmetyczkę?Aco,jeślichrapię?
Poczułemulgę.Ztymmogłemsobieporadzić.Nie
zamierzałamizwiać.
Zaparkowałemnamiejscupodnaszymmieszkaniem,
zgasiłemsilnikiodwróciłemsięwjejstronę.
–NiejemWheatiesów.Mamnadzieję,żepozostawiasz
wszędzietetwojekobiecegraty,żebymmógłnaniepatrzeć,
kiedyciebieniebędziewpobliżu,wiedząc,żewrócisz.Inie
chrapiesz.Tycichomruczysz,cojesttakseksowne,żemam
ochotęleżećicięsłuchać.
Evanachyliłasięwmojąstronęidałamiszybkiegobuziaka.
–Kochamcię.
Niemogłempowstrzymaćgłupkowategouśmiechu,który
pojawiałsięnamojejtwarzyzakażdymrazem,gdytomówiła.
–Więcchodźnagóręipokażmi,jakbardzomnie
kochasz.Mamjużnawetkilkapomysłów.
Wodpowiedziuszczypnęłamnielekkowświeżo
przebitysutek.
–Aczyonemogąsięprzyłączyć?–zapytałaniskim
głosem,przezktórymomentalniestałemsiętwardy.
–Nojasne,żemogą.
ZaprowadzenieEvynagórępoto,żebysiędoniejdobrać,
brzmiałobardzozachęcająco,alenietymbyłemażtak
podekscytowany.Czekałatamnaniąniespodziankaijużnie
mogłemdoczekaćsięchwili,kiedyjąwkońcuzobaczy.Niosłem
dwapudłazjejrzeczami,któremusiałemodstawićnapodłogę,
byotworzyćmieszkanie.Niechciałemteż,żebycośzasłaniałomi
widokjejtwarzy,kiedywejdziedomieszkania.
Nacisnąłempowoliklamkęiotworzyłemdrzwi.
–Paniemająpierwszeństwo–powiedziałem,odsuwając
się,bymogławejśćjakopierwsza.
Evaobdarzyłamnieniepewnymuśmiechemiweszłado
pokoju.Ruszyłemzanią,niespuszczającoczuzjejtwarzy.
Zamarła,gdynaśrodkusalonuzobaczyłafortepian,naktórym
leżałodwanaścieczerwonychróż.
Zotwartąbuziąpodeszłapowolidoinstrumentu.
Wstrzymałemoddech.Chciałem,bycośpowiedziała.Czy
źlezrobiłem,kupującgo?
Evadotknęłapalcamikremowychklawiszyisięgnęłapo
karteczkę,którązostawiłemjejobokbukietu.Napisałemnaniej
poprostu„Kochamcię”.
Kiedypodniosłanamniewzrok,zobaczyłem,żejejoczy
sąpełnełez.Pięściązasłoniłaustaipokręciłagłową.Ach,
cholera.Doprowadziłemjądołez.Nietegochciałem.
–Niewierzę,żekupiłeśmifortepian–
wydyszała,odsłaniającwreszcieusta.
–Jeśligoniechcesz,niemusimygo
zatrzymywać.Pomyślałemtylko,żeskoromówiłaś…
–Nigdzieniebędzieszzabierałmojegofortepianu–
przerwałamiwpółzdania.Jejtwarzrozświetliłuśmiech,azust
wyrwałsięradosnyśmiech.–Kupiłeśmifortepian–
powtórzyła,kręcącgłową,jakbyniemogławtouwierzyć.
–Przecieżchciałaś–odparłem.
Evaodłożyłakarteczkęnainstrumentipodeszładomnie
powoli.Obiedłoniepołożyłanamojejklatcepiersioweji
spojrzałanamojątwarz.
–Cage,jeszczewielurzeczybędęchciała,alenieoczekuję,
żemijewszystkiedostarczysz.Tym,czegopragnęnajbardziej,
jesteśty.Ijesteśmój.Jakimścudemudałomisięprzywiązaćdo
siebiesławnegoplayboyaCage’aYorkainiemamzamiaru
nikomugooddać.
Uśmiechającsię,dotknąłemkciukiemjejdolnejwargi.
–Toznaczy,żeniemusiałemkupowaćtegofortepianu,
żebycięprzekupić?Aniechto,skarbie.Gdybymwiedział,
zaoszczędziłbymkupękasy.
Evawybuchnęłaśmiechemipacnęłamniewklatę.
–Jatustaramsiębyćsłodka,atysięzemnienabijasz.
–Przepraszam.Niezorientowałemsię,żepróbujeszbyć
słodka.Mampomysł.Chodźmypodprysznic.Tampozwolisz
miskosztowaćswojejsłodyczy.
–Niepozwoliszminajpierwzagraćnamoimfortepianie?
–zapytała,patrzączutęsknieniemnaswójprezent.
–Niemamnicprzeciwkoskosztowaniucięnafortepianie.
Jakdlamnieokej.Założęsię,żewyglądaszniesamowicie
seksownie,siedzącwrozkrokunatejławeczce.
–Epilog–
–RozmawiałamdziśzJeremym.Świetniesobieradziw
szkoleimyślę,żekogośpoznał.Większaczęśćnaszej
rozmowybyłaotym,jakaonajestmądra,jakazabawnaijakie
pięknemawłosy–zaśmiałamsięcicho,pozwalającjesiennej
bryzienieśćmójgłos.
–Byłprzymnie,kiedygopotrzebowałam.Byłbyśdumny
ztego,jakibyłdzielny,choćwiedziałam,żewewnątrzledwosię
trzyma.Zawszemówiłeś,żejesttwardzielem.
Uśmiechnęłamsięnawspomnienieotym,jakobajmieli
usuwaneósemki,wwynikuczegoJoshspędziłkilkadniwłóżku,
podczasgdyJeremycodzienniechodziłnatreningipiłkinożnej.
–Ostatnimrazemkiedycięodwiedziłam,niebyłozemną
najlepiej.Ztwojegopowoduzawaliłmisięświat.Niemogłam
sobiewyobrazić,jakbezciebiewezmęchoćbykolejnyoddech,
niemówiącnawetodalszymżyciuwpojedynkę.Wtedynie
rozumiałamtwojegolistu.Sądziłam,żenierozumiesz,jakwielki
wpływbędziemiałonamnieto,cosięwydarzyło.Jakmogłeśmi
powiedzieć,żeżyciepotoczysiędalej,iżejateżmuszęruszyć
przedsiebie,żyćswoimżyciem.Tobyłodlamnie
niewyobrażalne.Byłeśmoimświatem,Josh.Odkiedybyłammałą
dziewczynkąażdomoichosiemnastychurodzin.Każdemoje
wspomnienieztegookresuwiążesięztobą.
Sięgnęłamdokieszeniiwyciągnęłamlist,którynapisałam
wczorajdonocy.Niemogłamspać,bowiedziałam,żedziśtutaj
wrócę.Miałamtyledopowiedzeniaichciałam,byzabrzmiało
totak,jakpowinno.
–Tymrazemtojanapisałamcilist–wyjaśniłam.
Rozkładającsztywnąkartkę,którąwyrwałamznotatnika,
uświadomiłamsobie,żeniemananiejśladówłez.Wszystkie
jużwypłakałam.Iznalazłamwreszcieupragnionyspokój.
DrogiJoshu,
dziękujęzapodarowanieminajwspanialszychwspomnień.
Kiedydorastałam,mojeżyciebyłotakbogate,ponieważbyłeśw
nimty.Kochaniecięibycieprzezciebiekochanązawszebyłodla
mnieczymśnaturalnym.Miałotosens.Byłeśmoimdomem.
Będącztobą,wiedziałam,żewszystkobędziedobrze.
Kiedybyłamsmutna,osuszałeśmojełzy.Kiedypochowaliśmy
mojąmamę,tytrzymałeśmniezarękę.Kiedyczułam,żeświatwalił
misięnagłowę,tymnierozśmieszałeś.Stworzyłeśdlamnie
wspaniałewspomnienia,iwkażdymznichbyłeśobecny.Ten
pierwszypocałunek–zabawnyiuroczyzarazem
–jużnazawszepozostaniewmojejpamięci.
Naszeżycierazemukształtowałowemniekobietę,którąsię
stałam.Rozumiem,jaktojestbyćkochanąiuwielbianą–
doświadczyłamtegodziękitobie.Nigdyniewątpiłamwswoją
wartość,ponieważtymnietegonauczyłeś.
Kiedynapisałeś,żepewnegodniaranysięzagoją,nie
sądziłam,żetonaprawdęmożliwe.Życieniemogłotoczyćsiędalej
bezmojegonajlepszegoprzyjaciela.Wmoimsercuniebyłomiejsca
dlanikogoinnego.Okazałosięjednak,żemiałeśrację.Zawszeją
miałeś.Odnalazłamgo.Jestniesamowity.Zupełnienieprzypomina
kogoś,kogospodziewałabymsięzastaćuswegoboku.Niewpisuje
sięwramyideału.Jednakzanimsięzorientowałam,podbiłmoje
sercenadobre.Znalazłamszczęście,októrympisałeś.Terazmam
zamiardobrzeprzeżyćswojeżycie.Podejrzewam,żebędzieto
szalonajazda,którejsamanigdybymsobieniewyśniła,ijużnie
mogęsięjejdoczekać.Terazonjestmoimdomem.Zawszebędęcię
kochać.Nigdycięniezapomnę.Aletojestmojepożegnanie.
Wcześniejniebyłamnatogotowa.Terazmogężyćdalej.
Wspomnienieotobiezawszebędzieżyłowmoimsercu.
Kocham,
TwojaEvaBlue
–Podziękowania–
MuszęzacząćodpodziękowańdlaKeitha,mojegomęża,
który,gdypisałamtęksiążkę,tolerowałnieposprzątanydom,
brakczystychubrańimojeczęstezmianynastrojów(gdypisałam
poprzednie,teżzresztądzielnieznosiłtowszystko).
Trójcemoichwspaniałychdzieciaków,któredosyćdługo
żywiłysięniemalwyłączniecorndogami,pizząipłatkami
FrostedFlakes,ponieważjabyłamzajętapisaniem.Słowodaję,że
ugotowałamimmnóstwopysznych,ciepłychposiłkówpo
zakończeniutejpowieści.
TammarzeWebber,ElizabethReyesiLizReinhardt,moim
osobistymkrytyczkomliterackim.Jakimśsposobemudałomisię
namówićtepanie,żebynimizostały.Terazmamszansęczytać
ichksiążkijakopierwsza!Wrzuciłabymteraz„żartuję”,alecóż…
nieżartuję.Kochamichdzieła.Togłównazaletanaszegoukładu.
Wszystkiebardzomipomogły,gdytworzyłamtępowieść.Ich
pomysły,sugestieizachętysprawiły,żecałyprocespisaniastał
sięowieleprzyjemniejszy.Sąniesamowiteiniewiem,jak
skończyłabymtęksiążkębeznich.
MoimdziewczynomzFP.Postanowiłamniedzielićsięz
wamitym,coowoFPoznacza,bogdybyprzeczytałatomojamama,
mogłabydostaćzawału.Żartuję…chyba.Wy,dziewczyny,zawsze
umieciemnierozśmieszyć,wysłuchaćmojegobiadoleniaiw
odpowiednimmomenciepodesłaćmijakieściacho,bypoprawićmi
humor.Jesteściemojąniezastąpionądrużyną.Cosięwydarzyłow
NowymJorku,niechpozostaniewNowymJorku,prawda?