118 Morgan Raye Kawaler

background image

RAYE MORGAN

Kawaler

Harlequin®

Toronto • Nowy Jork • Londyn

Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg

Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • SoHa • Sydney

Sztokholm • Tokio • Warszawa

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Telefon rozdzwonił się zupełnie nie w porę. Niewiel­

ka restauracja była już niemal pusta, ale Mia nie miała

zamiaru się pożegnać. Kusiła Dawida, rzucając na

szalę wszystkie swe wdzięki. Któż mógłby się jej

oprzeć, jest taka śliczna i uwodzicielska, pomyślał

młody mężczyzna. Pochlebiało mu zainteresowanie

uroczej dziewczyny.

Od rana krzątał się bezustannie. Praca w restauracji

była przyjemną odmianą po zwykłych całorocznych

zajęciach, ale nie należała do łatwych. Nie mógł się

doczekać przerwy. W połowie dnia zawsze zamykał

lokal. Mia, piękna dziewczyna o długich rudych

włosach i pełnych czerwonych wargach, nabrała ocho­

ty, by mu ten czas umilić.

Od razu wpadła mu w oko. Przychodziła codzien­

nie. Wiedział, że się jej podoba. Przyjechał do Puerto

Vallarta przed tygodniem i zamierzał pozostać jeszcze

siedem dni. Jeśli chciał poznać bliżej tę dziewczynę,

czas najwyższy, by uczynił pierwszy krok. Coś go

jednak powstrzymywało. Zabawne, nie znał dotąd

takiego uczucia. Lubił kobiety. Ilekroć odwiedzał to

nadmorskie meksykańskie miasteczko, romansował

na prawo i lewo. W tym roku rozchichotane dziew­

czyny, które przesiadywały w restauracji i gapiły się

trzepocąc rzęsami, wydały mu się nagle głupie i niedo­

jrzałe. Zamiast szeptać uroczym kociakom słodkie

scandalous

wykonanie - Irena

background image

słówka, gadał wieczorami z Rosą, kelnerką, która

pracowała w tym lokalu od dwudziestu pięciu lat.

Uznał, że tak dłużej być nie może. Mia to prawdzi­

wa piękność, poza tym wcale nie chichocze. Zmysłowe

zielone oczy obiecywały niebezpieczne rozkosze, a go­

rące spojrzenia, które rzucała na niego ta dziewczyna,

sprawiły, że wątpliwości zniknęły. Nie miał zamiaru

dłużej się umartwiać. Odstawił stertę brudnych na­

czyń, które niósł do kuchni, zdjął fartuch i usiadł przy

stoliku prześlicznej klientki, śmiejąc się z jej żarcików.

Dziewczyna obdarzyła go zalotnym spojrzeniem.

- Chcesz zobaczyć mój tatuaż? - zaczęła figlarnie.

Też pytanie! Dawid uśmiechnął się. Miał na to

wielką ochotę.

- Zawsze interesowałem się sztuką - oznajmił. - Za

nic w świecie nie przegapiłbym takiej okazji.

Mia położyła dłoń na elastycznym kołnierzu baweł­

nianej bluzki i wtedy rozległ się dzwonek telefonu. Dawid

zerknął na dziewczynę, która zsuwała już koszulkę

z kształtnych ramion, a potem na aparat telefoniczny.

Każdy normalny mężczyzna zlekceważyłby w takiej

chwili natarczywe buczenie, coś jednak mówiło mu, że

powinien podnieść słuchawkę. Instynktownie wyczuwał,

że to jedna z tych chwil, które mogą zmienić całe życie.

Musiał wybierać: flirt z uroczą dziewczyną albo nieznane

niebezpieczeństwo; kilka przyjemnych chwil albo głos

przeznaczenia. Nie miał pojęcia, co go skłoniło do

odebrania telefonu.

- Poczekaj moment - poprosił, wstając z krzesła.

Podszedł do lady, na której stał czarny staromodny

aparat. - Zaraz do tego wrócimy.

Mia zrobiła niezadowoloną minę. Dawid podniósł

słuchawkę.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Halo? - rzucił niecierpliwie. Kobiecy głos, który

usłyszał po chwili, był matowy, zniżony do szeptu;

przywodził na myśl miękkość jedwabiu i migotliwy

blask palących się świec. Natychmiast przyciągnął jego

uwagę.

- Dawid Coronado?

- Tak. Przy telefonie. - Mężczyzna przymknął

powieki. Tajemnicza rozmówczyni miała głos filmowej

femme fatale.

- Dawid Coronado, kolega z wojska Reeda Britt-

mana? Pamiętasz, stacjonowaliście razem w Nie­

mczech dziesięć lat temu? - Mocniej objął palcami

słuchawkę. Głos nieznajomej fascynował go. Wyczuł

w nim strach i zaczął się nagle denerwować.

- Tak, wszystko się zgadza. Kim jesteś? - zapytał

niecierpliwie.

- Tak się cieszę, że cię odnalazłam.

Dawid podzielał jej radość, ale nie mógł się do­

czekać odpowiedzi na swoje pytanie.

- Powiedz mi, kim jesteś.

- Dawidzie, nie znamy się, mimo to muszę cię

prosić o przysługę... - przerwała nagle. Usłyszał głos

jakiegoś mężczyzny. Tajemnicza rozmówczyni wstrzy­

mała oddech, a potem szepnęła: - Och, tylko nie to.

- Połączenie zostało przerwane.

Dawid stał nieruchomo ze słuchawką przyciśniętą do

ucha, jakby się spodziewał, że znowu usłyszy nieznajo­

mą, jeśli cierpliwie poczeka. Ktoś ją zaskoczył i przestra­

szył tak bardzo, że odłożyła słuchawkę, albo...

- Dawidzie! - Mia zaczynała tracić cierpliwość.

Odwrócił się i spojrzał na nią z roztargnieniem.

Rudowłosa uwodzicielka i jej ukryty tatuaż przestały

go nagle obchodzić. Rozmyślał bezustannie o prze-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

rwanej rozmowie telefonicznej. Kim była ta kobieta?

Na pewno znała Reeda, z którym przyjaźnił się

w wojsku, ale od tamtego czasu minęło dziesięć lat.

Dlaczego zadzwoniła? Co jej się przytrafiło? Nadal

brzmiał mu w uszach niewiarygodnie zmysłowy głos.

Nie wiedzieć czemu, Dawid miał pewność, że tajemni­

cza nieznajoma zadzwoni jeszcze raz. Znalazł pretekst,

by pożegnać Mię i grzecznie wyprosić ją za drzwi. Nie

interesowały go już frywolne tatuaże. Zabrał się do

przygotowywania posiłków, które miały być serwowa­

ne po południu.

Restauracja była przytulna i trochę staroświecka.

Kto znał Maję i Eduarda, dziadków Dawida i właś­

cicieli lokalu, wcale się temu nie dziwił. Wnuk przyjeż­

dżał co roku z San Diego, by zastąpić staruszków,

którzy dzięki niemu mogli sobie pozwolić na dwutygo­

dniowy urlop. Tego roku wybrali się w odwiedziny do

przyjaciół mieszkających w Guadalajarze, a Dawid

przyjechał jak zwykle do Puerto Vallarta. Restauracja

dziadków była ulubionym miejscem spotkań miesz­

kańców dzielnicy. Turyści zaglądali tu rzadko, woleli

nadmorskie bulwary. Praca w restauracji sprawiała

Dawidowi ogromną przyjemność i pozwalała zapo­

mnieć o rutynie pracowitego życia, jakie wiódł na

południu Kalifornii. Ale nie o tym teraz rozmyślał.

Z niepokojem wpatrywał się w milczący telefon.

- Zadzwoń! - krzyknął nagle. - No, zadzwoń, do

cholery!

W tej samej chwili rozległ się sygnał. Chwycił

słuchawkę.

- Halo. To ty, Dawidzie? - Dreszcz przebiegł mu

po plecach, gdy usłyszał znajomy głos. Czego chciała

ta kobieta?

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Tak, jestem przy telefonie. Co tam się dzieje? Nic

ci się nie stało?

- Wszystko w porządku - odparła szeptem. Domy­

ślił się, że nadal była w niebezpieczeństwie. Gdyby

chociaż wiedział, skąd dzwoni!

- Mogę zapytać, z kim rozmawiam? - niecierpliwił

się.

- Jestem siostrą Reeda Brittmana. Na imię mi

Shelley.

- Ach, Shelley. -Coś sobie przypominał. Słyszał już

to imię, ale twarzy nie pamiętał. - Czy my się znamy?

- Nie, ale Reed wiele mi o tobie opowiadał. Kiedy

mu oznajmiłam, że będę w Puerto Vallarta, dał mi twój

numer telefonu na wypadek...

- Na wypadek, gdybyś potrzebowała pomocy?

- Dawid ścisnął mocniej słuchawkę. Siostra Reeda

była w niebezpieczeństwie. Dla przyjaciela zrobiłby

wszystko, a zatem było zrozumiałe samo przez się, że

nie odmówi pomocy również bliskiej mu osobie.

Zresztą czy mógłby opuścić w potrzebie kobietę ob­

darzoną przez naturę tak czarującym głosem?

- Gdzie jesteś? Chcesz, żebym po ciebie przyjechał?

Czy grozi ci niebezpieczeństwo?

- Powiedzmy, że... jestem tu uwięziona.

Tego właśnie się lękał. Ktoś trzymał ją pod kluczem.

Nie ma obawy, znajdzie się jakieś wyjście.

- Gdzie jesteś? Podaj mi adres, wkrótce się tam

zjawię.

- Nie - odrzekła głośniej niż przedtem. - Lepiej nie.

To się nie uda, a może tylko pogorszyć sytuację.

- Jaką sytuację? -Dawid zmarszczył brwi. - Co ten

człowiek ci zrobił?

- Dawidzie... lepiej nie wysnuwaj pochopnych

scandalous

wykonanie - Irena

background image

wniosków. Wcale nie twierdzę, że ktoś mi zrobił coś

złego.

- Słyszałem głos mężczyzny. Przyznałaś, że zo­

stałaś uwięziona.

- Muszę się sama stąd wydostać - odparła z wes­

tchnieniem.

Dawid nie zamierzał spokojnie tego słuchać.

- Shelley, naprawdę chcę ci pomóc, lecz jeśli mi nie

zdradzisz, gdzie...

- Dawidzie, jesteś uroczy. - Roześmiała się cicho.

- Przyznam, że tego się właśnie spodziewałam.

Uroczy? Dawid podniósł wyżej głowę i wzruszył

ramionami. Wcale nie chciał być uroczy. Wolał ucho­

dzić za twardziela, który bez trudu, a nawet z pewną

nonszalancją, zabija smoki czyhające na tajemniczą

królewnę. Co za głos! Z pewnością była piękna.

Domyślił się tego, kiedy ją usłyszał.

- Gdzie jesteś? - zapytał szorstko.

- To nie ma znaczenia. Chciałam tylko wiedzieć,

czy mogę na ciebie liczyć. Przypuszczam, że zdołam

stąd umknąć, ale będzie to chyba możliwe dopiero

w środku nocy. Gdzie cię znajdę?

- Mieszkam nad restauracją. - Podał adres. - Gdy

miniesz Playa del Oro, kieruj się na wzgórze, w stronę

dzielnicy willowej.

- Na szczęście to niedaleko od przystani.

- Tylko kilka przecznic - odparł nachmurzony.

- Jesteś w porcie, zgadłem?

- Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Wkrótce się

u ciebie zjawię.

Nie tak to sobie wyobrażał, ale cóż mógł poradzić

na jej upór?

- Drzwi wejściowe zostawię otwarte - oznajmił.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- To chyba ryzykowne? - zapytała po chwili mil­

czenia.

- Wcale nie. Puerto Vallarta jest miłym, spokoj­

nym miasteczkiem.

- Nie dla mnie, niestety - odrzekła ze smutkiem.

Dawid zapragnął natychmiast pospieszyć Shelley

na ratunek. Spotkała ją krzywda i tamten nikczemnik

powinien drogo za to zapłacić. Z drugiej strony,

sytuacja była dość śmieszna. Nie widział nigdy w życiu

tej kobiety, a jednak zapragnął zostać jej obrońcą. Co

za niedorzeczność!

- Jak się tu dostaniesz? Masz samochód?

- Jakoś sobie poradzę. Nie martw się. - Zamilkła,

jakby nasłuchiwała. Gdy odezwała się znowu, jej głos

był stłumiony. Domyślił się, że osłoniła ręką słuchaw­

kę. - Dzięki, Dawidzie. To jest gra o życie.

Gdy usłyszał, jak wymawia jego imię, ugięły się pod

nim kolana.

- Shelley, powiedz mi, gdzie jesteś - nalegał. -Jeśli

coś się stanie...

- Nie mogę... - Zmysłowy szept przyprawił go

o dreszcze. - Czekaj na mnie. To może potrwać, ale

zjawię się u ciebie na pewno.

Odłożyła słuchawkę. Dawid oddychał ciężko jak po

długim biegu. Przez chwilę stał bez ruchu. Shelley

Brittman. Jak niewiele trzeba, by powróciły wspomnie­

nia. Brat Shelley, Reed, był w wojsku najlepszym

przyjacielem Dawida. Stacjonowali w Niemczech. Przed

dziesięciu laty zjeździli ten kraj wzdłuż i wszerz. Poznali

wtedy nie tylko słynne zabytki, lecz i uroki nocnego

życia. Kiedy zakończyli służbę, a ich statek przybił do

amerykańskiego wybrzeża, Reed zaprosił przyjaciela na

kilka dni do rodzinnego domu w Hamptons.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Dawid sam nie wiedział, czego się ma spodziewać.

Zdawał sobie sprawę, że rodzina przyjaciela jest zamo­

żna, ponieważ Reed był wychowankiem najlepszych

szkół i nigdy nie narzekał na brak pieniędzy, ale

rzeczywistość przeszła najśmielsze oczekiwania. W po­

siadłości Brittmanów miał okazję podziwiać konie

specjalnie do gry w polo, dowiedział się o hojnych

dotacjach na renomowane zespoły baletowe, oglądał

portrety słynnych amerykańskich patriotów na rycinie

przedstawiającej drzewo genealogiczne rodziny. Po­

tentaci przemysłowi wpadali do Hamptons na partię

tenisa, a politycy znani z telewizji bywali na obiadach.

Brittmanowie byli zamożną familią z wielkimi tradyc­

jami. Dawid nie czuł się wśród nich dobrze. Wszystko

było mu obce, jakby przyjechał do nieznanego kraju

i nie potrafił się z nikim porozumieć. Opuścił Hamp­

tons najszybciej jak mógł i nigdy nie dał się namówić

na kolejną wizytę. Przyjaźń z Reedem przetrwała tę

próbę. Dawid musiał przyznać uczciwie, że Brittman

odwiedzał go regularnie przynajmniej raz do roku,

ilekroć załatwiał interesy w Kalifornii. Na zawsze

pozostaną przyjaciółmi, ale lepiej, by spotykali się na

neutralnym gruncie. Wytworność Brittmanów przy­

prawiała go o mdłości. Jak to możliwe, że ktoś z nich

potrzebował teraz jego pomocy?

Shelley. Reed trochę mu o niej opowiadał, ale

niewiele z tego pamiętał. Poślubiła chyba jakiegoś

greckiego przemysłowca. Niejasno sobie przypominał,

że mówiło się o rozwodzie. Nigdy nie poznał Shelley,

a wszystkie rewelacje Reeda dotyczące jego siostry nie

robiły na nim żadnego wrażenia. Uchodziła podobno

za postrzeloną flirciarę. Kobieta, która do niego

zadzwoniła, nie sprawiała takiego wrażenia.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Przed czym próbowała się uchronić? Dawid miał

nadzieje, że wkrótce się dowie. Był wściekły, że nie

pozwoliła sobie pomóc w ucieczce, nie miał jednak

wyboru. Musiał czekać cierpliwie.

Rosa Sanchez pracowała jako kelnerka w restaura­

cji należącej do dziadków, odkąd Dawid sięgał pamię­

cią. Traktował ją jak ciotkę i był jej prawdziwym

oczkiem w głowie.

- Querido - zaczęła, gdy tylko wpadła do lokalu po

przerwie. - Znalazłam ci wspaniałą dziewczynę.

- Jeszcze jedna poczwara? - jęknął Dawid, pod­

nosząc głowę. Kroił właśnie łososia na cienkie plastry.

- Ależ nie. - Rosa spojrzała na niego z wyrzutem.

- To idealna kandydatka na żonę dla ciebie. Jest

wykształcona, kulturalna i bardzo, bardzo ładna.

- Pewnie to znowu twoja kuzynka? - zapytał

z uśmiechem. Już słyszał podobne zachwyty.

- Naturalnie. Mam liczną rodzinę. - Rosa wypros­

towała się z godnością. Zabrała się do przygotowywa­

nia sałatek i kontynuowała monolog nie przerywając

pracy. -Ta dziewczyna jest dyplomowaną sekretarką

w firmie zajmującej się doradztwem. Pracuje z najlep­

szymi prawnikami i przedsiębiorcami w naszym mieś­

cie. Zna doskonale trzy języki.

- I jest na pewno niewiarygodnie piękna - pod­

powiedział Dawid. Wszystkie panie, z którymi swatała

go Rosa, obdarzone były rzekomo mnóstwem zalet.

- Przysięgam na pamięć mojej drogiej matki, że to

prawdziwa piękność.

- Twój ideał urody czasem się różni od mojego.

Pamiętasz tamtą łysą akrobatkę?

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Sama dałam się nabrać, mój chłopcze. Kiedy z nią

rozmawiałam, miała na głowie perukę - przyznała

Rosa, kiwając głową ze smutkiem. - A wracając do

mojej kuzynki, to naprawdę śliczna dziewczyna. Ciało

ma jędrne, chociaż urodziła troje dzieci...

- Chwileczkę! Trójka dzieci? - przerwał jej Dawid.

- Nie rozumiesz, że to jest bezcenna zaleta? Moja

kuzynka w niczym nie przypomina tych pannic, które

przesiadują tu podczas sjesty i wodzą cię na pokusze­

nie.

- Ależ Roso! -Dawid udawał, że jest wstrząśnięty.

- Dobrze wiem, co się tu dzieje - burknęła, odgar­

niając ciemne, kręcone włosy. - Uważasz, że jestem

ślepa. Sandry nie można porównywać z tymi dziewu­

chami. Jest poważna, zna życie...

- Rozwódka?

- Niezupełnie - odparła Rosa z wahaniem. - Jej

mąż... gdzieś przepadł. Została sama z trójką uroczych

dzieciaków...

Dawid odłożył na bok rybę i zajrzał do sali jadalnej,

żeby sprawdzić, czy wszystko gotowe. Do otwarcia

lokalu zostało tylko kilka minut. Bar lśnił czystością.

Na każdym stole ustawiono koszyczki z przyprawami

i świeże kwiaty z różanego ogrodu babci. Wszystko

wyglądało tak, jak życzyliby sobie dziadkowie Dawi­

da. Od lat nic się tu nie zmieniało.

- Znasz przecież moją zasadę numer jeden - mruk­

nął podchodząc do Rosy i całując ją w policzek.

- Żadnych dzieciaków.

Rosa sięgnęła po fartuch. Gdy nadchodziła właś­

ciwa pora, nie musiała nawet spoglądać na zegar, żeby

się upewnić, czy już czas otwierać lokal.

- Mieszka z nią tylko jedno dziecko. - Rosa nie

scandalous

wykonanie - Irena

background image

dawała za wygraną. - Dwójka przebywa w zakładzie

poprawczym.

- Roso! Jak możesz mnie swatać z kobietą, której

dzieci wylądowały w zakładzie poprawczym? - Dawid

próbował stłumić śmiech.

- O Boże, jakiś ty wymagający, nieczuły i samolub­

ny - mruknęła Rosa, żałośnie kiwając głową. Oskar-

życielskim gestem wyciągnęła palec w jego kierunku.

- Typowy kawaler.

- Wymagający i nieczuły, zgoda -mruknął Dawid

bardziej do siebie niż do Rosy. - Ale obojętny...

- Uśmiechnął się na myśl o tym, jakie wrażenie zrobił

na nim piękny głos Shelley. - Nie mogę się z tobą

zgodzić.

- Zastanów się jeszcze - nie ustępowała Rosa.

- Gdybyś poślubił Sandrę, miałbyś zapewnioną przy­

szłość. Nie musiałbyś wracać do San Diego. Najlepiej

byłoby, gdybyś został tutaj i zajął się lokalem, kiedy

starsi państwo przejdą na emeryturę.

- Wydało się wreszcie, o co ci naprawdę chodzi!

- zawołał Dawid, wybuchając śmiechem. - Chcesz się

upewnić, że nie stracisz pracy. Zgadłem?

Rosa odwróciła się dumnie, nie racząc odpowie­

dzieć na bezsensowne pytanie. Spojrzała przez ramie

na Dawida, który otwierał drzwi restauracji i witał

pierwszego gościa. Żarty żartami, ale naprawdę mart­

wiła się o niego. Kochała tego chłopca jak własne

dziecko. Pamiętała, jaki był ostrożny i nieufny, gdy

zaczął przyjeżdżać do dziadków. Tylko najbliższym

okazywał ciepło i czułość. Wobec obcych stawał się

arogancki i bezczelny. Niewiele brakowało, żeby wylą­

dował w zakładzie poprawczym. Bardzo się zmienił od

tamtego czasu. Wyrósł na przystojnego ciemnookiego

scandalous

wykonanie - Irena

background image

młodzieńca o szerokich ramionach. Odnosił sukcesy,

emanowała z niego siła i pewność siebie. W jego żyłach

płynęła krew Azteków, przybyszów z Kastylii, pionie­

rów z Kansas oraz irlandzkich hodowców koni. Ich

potomek wyrósł na silnego i szlachetnego człowieka.

Rosa nie znała nikogo, kto mógłby się z nim równać.

Czasami tylko dostrzegała jakiś drobiazg, który przy­

pominał jej o tamtym nieufnym, przerażonym chłop­

czyku. Dawid nie zapomniał o trudnym dzieciństwie,

chociaż głęboko ukrył smutne wspomnienia.

- Potrzeba mu dobrej żony, ot co - mruknęła

patrząc, jak prowadzi do stolika dwie urodziwe pan­

nice i żartobliwie przekomarza się z nimi. - Biedny

chłopiec, powinien się zakochać.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Popołudnie ciągnęło się w nieskończoność. Dawid

bezustannie zerkał na ścienny zegar i niewiele uwagi

poświęcał gotowaniu. Rosa musiała mu przypomi­

nać dwukrotnie o pewnym zamówieniu. Wreszcie

ostatni goście opuścili restaurację. Wkrótce wyszła

także Rosa. Stojąc w drzwiach opowiedziała mu raz

jeszcze o zaletach kuzynki, Sandry. Dawid zabrał się

do sprzątania, przygotował wszystko, co było po­

trzebne na dzień następny, i zamknął restaurację.

Drzwi wiodące do mieszkania zostawił otwarte. Łu­

dził się nadzieją, że Shelley oczekuje go na górze, ale

nikogo tam nie było. Przez chwilę stał bez ruchu,

wpatrując się w mrok. Gdzie jest teraz Shelley? Na­

dal brzmiał mu w uszach jej głos. Była w niebez­

pieczeństwie, to pewne. Nie powinien sterczeć tu

bezczynnie. Musi coś zrobić. Gdyby tylko wiedział,

gdzie jej szukać...

W porcie! Sama o tym wspomniała. Ich rozmowę

przerywały jakieś trzaski, a więc na pewno dzwoniła

z jachtu. Dawid chwycił kurtkę, zbiegł po schodach

i wcisnął się do małego sportowego samochodu. Po

kilku minutach znalazł się na przystani. Krążył po

nabrzeżu przez kwadrans, ale nie dostrzegł ani śladu

obecności Shelley. Przyszło mu nagle do głowy, że

wymyślił sobie tę historię.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Mieszkanie nadal było puste. Przemierzał pokój

i powoli tracił cierpliwość. Przecież wcale nie znasz tej

kobiety, powtarzał sobie. Może w ogóle nie przyjdzie,

a nawet jeśli tu w końcu zawita, okaże się uderzająco

podobna do swego brata. Okularnica z rozczoch­

ranymi włosami. Skrzywił się, ale nadal czekał na

siostrę przyjaciela. Gdy zegar wybił drugą, postanowił

się wreszcie położyć. Wziął przysznic, włożył szlafrok

i nucąc jakąś melodyjkę poszedł do sypialni. Nagle

usłyszał dziwny szelest. Zatrzymał się i nasłuchiwał

przez chwilę. Nie, z pewnością to tylko złudzenie. Nikt

nie przyjdzie. Niepotrzebnie czekał tak długo. Wyszedł

na głupca. Otworzył drzwi sypialni. A jednak się mylił.

Ktoś tam był. Ujrzał dwoje małych dzieci.

- Cześć, proszę pana - przywitała go uprzejmie

jasnowłosa dziewczynka z warkoczykami i piegami na

nosku. Ona i jej braciszek siedzieli na łóżku machając

nogami i wpatrując się w niego z uwagą.

- Cześć, maluchy-odparł niepewnie, całkiem zbity

z tropu. Mrugnął do nich, nie bardzo wiedząc, co

powinien zrobić. - Jak leci?

- Mamusia kazała nam tu poczekać. Powiedziała,

żebyśmy się stąd nie ruszali - dodał chłopczyk.

- Rozumiem. - Dawid zerknął na dziewczynkę.

Wyglądała na starszą od brata. Mogła mieć sześć lub

siedem lat, a chłopiec cztery, najwyżej pięć.

- Mamusia wróci za chwilę - dodał malec. - Tak

powiedziała, za chwilę. - Dziewczynka kiwnęła głową,

ale milczała. Oboje wyczekująco patrzyli na Dawida.

Był przecież dorosły. Powinien im powiedzieć, co mają

teraz robić.

Mężczyzna nie wiedział, jak się zachować. Dzieci.

Nic nie wiedział o dzieciach, nawet z nimi nie roz-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

mawiał, odkąd sam przestał być dzieckiem. Niechętnie

wspominał tamte czasy. Nie wolno okazać strachu,

powiedział sobie w duchu. Podobno takie maluchy

wyczuwają, że ktoś się ich boi. Nie miał pojęcia, jak

postępować z dziećmi. Podobno są równie hałaśliwe

i irytujące jak zwierzaki. Prawdopodobnie matka tych

dzieciaków to siostra Reeda, przynajmniej taką miał

nadzieję. Gdyby się okazało, że przyprowadził je ktoś

inny, trudno byłoby przetrwać tę noc.

- Co wy tu właściwie robicie? - zapytał, nadal nie

mogąc ochłonąć ze zdumienia.

- Mamusia powiedziała, że się nami zaopiekujesz

- oznajmiła dziewczynka po chwili milczenia.

- Co takiego? - Dawid był wstrząśnięty. Nie, to

nieuczciwe. Miał uratować z opresji piękną dziewczynę

o zmysłowym głosie. Nikt słowem nie wspomniał

o dwójce rozwydrzonych bachorów, których pewno

nie można spuścić z oka nawet na moment. - Nic z tego

- odparł zdecydowanie. Tak zareagowałby każdy

prawdziwy mężczyzna, gdyby znalazł się w równie

nieprzyjemnej sytuacji. - Nie jestem niańką.

- Mamusia kazała - powiedziały dzieci jednocześ­

nie. Było oczywiste, że uznały dyskusję za zakończoną.

Dawida ogarnęło przerażenie. A jeśli Shelley podrzuci­

ła mu dzieci i nie zamierza wrócić?

- Gdzie jest wasza mama? - zapytał, rozglądając się

niespokojnie, jakby w każdej chwili Shelley mogła

wyskoczyć z jakiejś kryjówki, żeby go przestraszyć.

- Wróciła po walizkę - oznajmił chłopiec z godnoś­

cią. - Musieliśmy ją zostawić na rogu, bo była za

ciężka. - Dawid spojrzał na niego z niedowierzaniem.

Ta historyjka wydała mu się całkiem nieprawdopodo­

bna. Jeśli Shelley nie zjawi się tu za dziesięć minut...

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Usłyszał skrzypnięcie drzwi. Stanęła w nich dziew­

czyna trzymająca w ręku niedużą walizkę.

- Cześć - rzuciła, z trudem łapiąc oddech. - Prze­

praszam za kłopot.

Dawid odwrócił się, żeby na nią popatrzeć. Czas

zatrzymał się nagle. Przez cały wieczór powtarzał

sobie, że Shelley ma wprawdzie piękny głos, ale nie

jest pewnie zbyt urodziwa. Pomylił się. Stała nadal

w otwartych drzwiach. Światło księżyca rozświetlało

jej włosy spływające na ramiona niczym pasma

wieczornej mgły. Jasna czupryna jakby przyprószona

migotliwym srebrem, miękka niczym atłasowa przę­

dza, lekka jak powiew morskiego wiatru. Błękitne

oczy dziewczyny przypominały Dawidowi kolor

szlachetnego chińskiego jedwabiu. Shelley była drob­

na i szczupła. Poruszała się szybko, energicznie.

Wyprostowała się dumnie, a na jej pięknej twarzy

ujrzał wyraz zdecydowania i troski, chociaż w jas­

nych oczach migotały wesołe iskierki. Wcale nie była

podobna do Reeda. Dawid nie potrafił wykrztusić

słowa, niczym dziesięciolatek, który właśnie popełnił

okropną gafę. Shelley podeszła i wyciągnęła do

niego rękę ze swobodą i pewnością siebie, której nie

sposób się nauczyć.

- Nazywam się Shelley Brittman. Dzięki, jesteś

prawdziwym aniołem.

Ujął dłoń dziewczyny. Czuł się wyjątkowo głupio,

stojąc przed nią w szlafroku. Spojrzeli sobie w oczy.

Dawid pierwszy odwrócił wzrok. Wydawało mu się, że

patrzy na uroczą zjawę.

- To pewnie twoje dzieci? - zapytał, wskazując

maluchy ruchem głowy.

- Przepraszam za kłopot. Mam nadzieję, że ci się

scandalous

wykonanie - Irena

background image

nie naprzykrzały. - Uśmiechnęła się niepewnie. Dawid

był nadal pod jej urokiem.

- Ani trochę - odparł. Popatrzył z wahaniem na

dłoń, którą ściskał. Nie zauważył obrączki. Zmarsz­

czył brwi, próbując zebrać myśli. Głos i uroda Shelley

zrobiły na nim oszałamiające wrażenie. Gdy zadzwoni­

ła, zaczął marzyć o ekscytującej przygodzie, nie przy­

puszczał jednak, że widok dziewczyny całkiem od­

bierze mu rozum. To wcale nie było przyjemne. - Nie

sądziłem, że zjawisz się tu z takim bagażem.

- Nie wspomniałam ci o dzieciach, gdy rozmawialiś­

my przez telefon? - Shelley naprawdę była zdziwiona.

Uśmiechnęła się promiennie. - Wybacz. To jest Jill, a to

Chris. Jesteśmy nierozłączni. Dzieci, przedstawiam wam

Dawida Coronado, najlepszego przyjaciela wujka Reeda.

Cóż było robić? Dawid z powagą uścisnął dziecięce

łapki. Maluchy potrząsnęły kolejno jego dłonią i wsko­

czyły na łóżko. Zmarszczył brwi. Ależ wiercipięty.

- Masz tylko jedną sypialnię? - spytała dziew­

czyna, zerkając na Dawida, jakby wyczuwała jego

zakłopotanie. Skinął głową.

- Będziecie tu spać we trójkę. Na podeście nad

restauracją stoi kanapa. Prześpię się na niej.

- Wykluczone. - Shelley podniosła wąską dłoń

w geście protestu. - My będziemy spać na kanapie.

Albo na podłodze. Daj nam tylko jakieś koce, a zrobi­

my sobie wygodne posłanie. Nie możemy przecież

zająć twego łóżka.

Dawid gapił się na dziewczynę, nadal oszołomiony

jej urodą i głosem, ale coś mu mówiło, że powinien

mieć się na baczności. Shelley przypominała postaci

z jego młodzieńczych snów, a wiadomo, że senne

marzenia niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Rozumie się, że zostaniecie w sypialni -mruknął.

Nie chciał okazać się gburem, ale musiał jakoś ukryć

zmieszanie.

Zawahała się, a potem skinęła głową, jakby z jego

oczu wyczytała coś, co rozwiało jej wątpliwości.

- Zgoda. Dziękujemy - odrzekła. Spuściła wzrok

i spojrzała na bose stopy Dawida, który przypomniał

sobie nagle, że pod cienkim szlafrokiem jest zupełnie

nagi.

- Przepraszam, zaraz się ubiorę - wymamrotał

i popędził do łazienki. Przymknął drzwi, zostawiając

tylko wąską szparkę, żeby Shelley usłyszała, co mówi.

- W schowku są koce i poduszki. Czyste ręczniki leżą

w łazience, w szafce pod umywalką.

Dawid zrzucił szlafrok i naciągnął spodnie. Leżąca

na podłodze w kałuży wody koszulka nie nadawała się

do włożenia. Trudno, nie miał wyjścia. Wkroczył do

pokoju boso i z nagim torsem. Kątem oka dostrzegł,

że Shelly spojrzała z podziwem na jego muskularne

ramiona i płaski brzuch. Przez krótką chwilę nie

rozumiał, co się z nim dzieje. Potem przyszło olśnie­

nie. Po prostu się zarumienił. Rumieniec na twarzy

trzydziestoletniego mężczyzny, ulubieńca kobiet! I to

dlatego, że jedna z nich spojrzała na niego z uznaniem

i dała mu do zrozumienia, że może się podobać. Co

się z nim dzieje? Czyżby stracił rozum? Odetchnął

głęboko i spojrzał na walizkę, którą Shelley przyniosła

ze sobą.

- Jak się tu dostaliście? - zapytał. Przez krótką

chwilę obawiał się, że głos mu się załamie niczym

nastolatkowi przechodzącemu mutację.

- Piechotą.

- Piechotą? - Do najbliższego hotelu było prawie

scandalous

wykonanie - Irena

background image

półtora kilometra, a do przystani jeszcze dalej, i to

w linii prostej. A przecież restauracja dziadków stała

na zboczu wzgórza. - Weszłaś tu, na górę, z dwójką

dzieciaków?

- Nie odważyłam się wziąć taksówki - odparła po

chwili wahania. Spochmurniała. - On... mógłby od­

kryć, gdzie się schroniliśmy, i mój plan by się nie

powiódł - dodała z niepokojem. Dawid patrzył na nią

uważnie, zastanawiając się, czy ta opowieść jest praw­

dziwa. W pierwszej chwili przyszło mu do głowy, że

dziewczyna zbyt często ogląda filmy kryminalne.

- Co to za „on? - zapytał spokojnie.

Shelley spojrzała na dokazujące dzieci. Dawid na­

tychmiast zrozumiał. Nie chciała przy nich rozmawiać

o swoich kłopotach. Nie miał nic przeciwko temu. I tak

prędzej czy później będzie musiała wszystko mu powie­

dzieć.

Shelley położyła niewielką walizkę na łóżku. Dawid

przyglądał się, jak wyciąga z niej dziecięce ubranka.

Coś ścisnęło go w żołądku. Dziewczyna miała na sobie

błękitny kombinezon z delikatnej tkaniny przypomi­

nającej kaszmir, a na nogach baletki. Gdy się odwraca­

ła, jasne włosy fruwały wokół jej głowy. Przypominała

bohaterki filmów rysunkowych. Nadal miał wrażenie,

e ktoś taki nie może istnieć w rzeczywistości.

- Zabrałam trochę ubrań dla dzieci, ale nie wzięłam

prawie nic dla siebie - powiedziała, wyjmując z walizki

kolorowe piżamki. - Nie masz tu przypadkiem jakiejś

nocnej koszuli?

Na myśl, że mógłby ją zobaczyć w takim stroju,

poczuł dziwną słabość. Oparł się plecami o ścianę

udając, że zrobił to mimochodem. Próbował opano­

wać drżenie kolan.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Przykro mi, raczej nie. Jedyną osobą, która tu

czasami mieszka, jestem ja. Co roku odwiedzam

dziadków.

- Reed wspominał mi o tym - odrzekła z uśmie­

chem. - Gdy mu oznajmiłam, że wybieram się do

Meksyku, na wszelki wypadek dał mi twój adres

i numer telefonu. Miałam chyba dużo szczęścia, że cię

tu zastałam, gdy jestem w potrzebie.

Szczęście. Dawid tak by tego nie nazwał. Próbował

uśmiechnąć się do Shelley, ale daremnie. Czuł się jak

mały chłopiec, który próbuje stawić czoło potężnemu

nurtowi rzeki. Jeśli zapomni na chwilę o niebezpie­

czeństwie, zrobi z siebie kompletnego idiotę i zacznie

się umizgać do tej dziewczyny. Powinien zachować

dystans, nie zapominając jednak o gościnności.

- Jeśli chcesz, mogę ci pożyczyć jedną z moich

koszul.

- Naprawdę? - ucieszyła się Shelley. - Doskonały

pomysł.

Dawid wolałby nie oglądać jej promiennego uśmie­

chu. Dobry Boże, znów się rumienię, pomyślał. Zaklął

cicho. To po prostu śmieszne. Zawsze panował nad

sobą i trzeźwo oceniał fakty. Złościło go, że tym razem

okazał się bezsilny. Nie mógł tego znieść. Odwrócił się

do Shelley i spojrzał na nią nieprzyjaźnie. Gdyby

jeszcze udało mu się poczuć do niej prawdziwą nie­

chęć... Dziewczyna obserwowała go z ciekawością, ale

nie okazał jej zainteresowania. Przeniósł wzrok na

dzieci.

- Czy będzie wam trojgu wygodnie w takim wąs­

kim łóżku? - zapytał niezadowolony, że nie może im

zaproponować niczego lepszego.

- Na pewno - odparła. Wcale nie wydawała się

scandalous

wykonanie - Irena

background image

rozczarowana spartańskimi warunkami. - Często ra­

zem sypiamy. Maluchy przychodzą do mojej sypialni,

gdy się czegoś boją. Prawda? - Odwróciła się do Jill

i Chrisa. Dzieci podbiegły do niej natychmiast. Wszys­

cy troje zaczęli się śmiać i obejmować. -Kto pierwszy

nałoży piżamkę, opowiada bajkę na dobranoc.

Części dziecięcej garderoby fruwały po pokoju.

Dawid skorzystał z okazji i wyszedł dyskretnie.

- Gdybyś czegoś potrzebowała, będę na podeście

- rzucił przez ramię.

Shelley odruchowo pokiwała głową, nie odrywając

wzroku od dzieci. Nagle odwróciła się z uśmiechem

i pospieszyła za Dawidem.

- Dzięki raz jeszcze, że bez wahania udzieliłeś nam

gościny. Mam nadzieję, że nie zrobimy w twoim domu

zbyt wielkiego zamieszania. Pomyśl sobie, że jesteśmy

niczym rozbitkowie w czasie burzy.

- Czy mogę wiedzieć, co wam grozi? - zapytał

spokojnie Dawid, z wolna przychodząc do siebie.

- Proszę? - Shelley popatrzyła na niego, jakby nie

zrozumiała pytania.

Zmarszczył brwi. Nie lubił, gdy robiono z niego idiotę.

- Przed czym uciekasz? Co cię tak wystraszyło?

- Czy wyglądam na wystraszoną? - odparła, pa­

trząc mu prosto w oczy.

- Sądzę, że tak, moja droga - rzekł przysuwając się

bliżej. Patrzył na nią wrogo. - Przez telefon powiedzia­

łaś mi, że w pewnym sensie jesteś uwięziona. Zauważy­

łem, że czegoś się boisz. Nadal grozi ci niebezpieczeńst­

wo. Nie próbuj mnie nabierać.

Shelley oblizała wargi. W jej niebieskich oczach

błysnął gniew.

- Nie oszukuję cię, Dawidzie - odparła po chwili

scandalous

wykonanie - Irena

background image

całkiem spokojnie, modulując umiejętnie głos i używa­

jąc go niczym oręża. -To są moje prywatne sprawy i po

prostu nie chcę o nich mówić.

- Prawo do prywatności to pierwsza rzecz, którą

się traci podczas ucieczki - rzekł chłodno Dawid

z kpiącym uśmiechem. - Muszę wiedzieć, dlaczego

uciekasz. Czy przypuszczasz, że ten mężczyzna, z któ­

rym byłaś, zamierza cię ścigać?

Shelley drgnęła, usłyszawszy pogardliwe: „z którym

byłaś". Dawid żałował trochę tych słów. Złościło go, że

zadawała się z facetem, od którego musiała potem

uciekać w środku nocy. Była przecież siostrą Reeda.

Powinna lepiej dbać o siebie... i o własne dzieci.

Po chwili milczenia Shelley przyznała, że musi się

ukrywać.

- Kim jest ten facet? O co tu chodzi? - wypytywał ją

zirytowany.

- Naprawdę nie chcę o tym mówić - odparła bez

wahania.

- A ja nie położę się spać, póki się wszystkiego nie

dowiem. - Patrzył na nią z niechęcią.

Wytrzymała jego spojrzenie. Czuł na sobie chłodny,

taksujący wzrok. Nagle podjęła decyzję.

- Niejestesmytumilewidziani-rzekłasuchoiruszyła

do pokoju, z którego dochodziły głosy szykujących się do

snu dzieci. -Przepraszam zakłopot. Zaraz się spakujemy

i uwolnimy cię od swego towarzystwa.

- O czym ty mówisz?! - zawołał Dawid, chwytając

ją za ramię. Obejrzała się. Była wzburzona.

- Wyraźnie dałeś mi do zrozumienia, że nie chcesz

nas tutaj.

- Nieprawda! - zaprzeczył natychmiast. Skąd przy­

szła jej do głowy ta bezsensowna myśl?

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- W takim razie, dlaczego jesteś wściekły? - zapyta­

ła z gniewnym błyskiem w oczach. Zbity z tropu Dawid

zamrugał powiekami. Wcale nie był wściekły. Raczej...

zaniepokojony, to właściwe słowo.

- Nie, nie jestem na ciebie zły - upierał się, ale jego

słowa nie zabrzmiały przekonująco. Wiedział, że za­

chowuje się niczym gbur, ale nie miał innego wyjścia.

Musiał się przed nią bronić. Cofnął rękę, która dotyka­

ła jej ramienia, i rozchmurzył się. - Przepraszam

- dodał cicho. - Nie chciałem być taki szorstki.

- Szorstki? O, nie. - Kąciki jej ust podniosły się

w uśmiechu. - Po prostu zirytowany.

- Posłuchaj, jesteś siostrą Reeda. Czuj się tu jak

u siebie w domu - rzekł Dawid. - Nie możesz jednak

zaprzeczyć, że dzieje się coś niedobrego. Przecież

ukrywasz się w moim mieszkaniu. Sądzę, że powinie­

nem wiedzieć, przed kim mam cię chronić.

W odpowiedzi Shelley wolno pokiwała głową. W jej

spojrzeniu dostrzegł wahanie.

- Naturalnie - odrzekła. Uśmiechnęła się z trudem.

- Ale to wcale nie znaczy, że od razu wszystko ci

opowiem. Jestem zmęczona i nie mam ochoty na

poważne rozmowy, przynajmniej na razie. Musisz mi dać

trochę czasu. Powinnam najpierw wszystko przemyśleć.

- Zawahała się, a potem spojrzała mu prosto w oczy.

-1 tak już dużo wiesz. Prawdą jest, że uciekam przed

pewnym mężczyzną. Byłam z dziećmi na jego jachcie,

przycumowanym w porcie. Nie mogłam tam dłużej

pozostać. Muszę jak najprędzej wrócić do Stanów.

- A on nie powinien się o tym dowiedzieć - dokoń­

czył za nią. Shelley skinęła głową. Odgarnęła do tyłu

włosy i Dawid zrozumiał nagle, że naprawdę jest

bardzo zmęczona.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Zgadłeś, ale przed wyjazdem muszę jeszcze załat­

wić kilka spraw. Potem uwolnisz się od nas.

Patrzył, jak Shelley idzie do sypialni. Potem jęknął

cicho. Był zaniepokojony, oto właściwe słowo. Ode­

brała spokój, odarła z przyjemnych złudzeń, zawróciła

mu w głowie i rozbudziła zmysły. Czuł się jak rozna-

miętniony nastolatek. To nie do przyjęcia. Na szczęście

ta kobieta wkrótce stąd wyjedzie, powtarzał sobie,

próbując ułożyć się wygodnie na zniszczonej kanapie.

Zniknie z jego życia i wszystko wróci do normy. Teraz

trzeba spać... Ale sen nie nadchodził. Dawid wsłuchi­

wał się w szepty trójki niespodziewanych gości, zajmu­

jących jego łóżko. Głosy w końcu ucichły, a on nadal

leżał nie mogąc zasnąć i patrzył w ciemność szeroko

otwartymi oczyma. Myślał o Shelley. Jak to się stało,

że zrobiła na nim tak wielkie wrażenie? Czy dlatego, że

była siostrą Reeda? A może sprawił to cudowny głos

dziewczyny? Albo wyraz udręczenia, który dostrzegł

w jej oczach? A może jej upór i odwaga?

- Wszystko naraz - burknął, wiercąc się na niewy­

godnej kanapie. Mimochodem pomyślał, że następ­

nego ranka z pewnością obudzi się z bólem w krzyżu.

Westchnął i zamknął oczy. Skończył niedawno trzy­

dzieści lat. Może przeżywał kryzys, jak każdy mężczyz­

na w średnim wieku?

Dlaczego właśnie Shelley Brittman zawróciła mu

w głowie? Musiał przyznać, że była piękna, ale znał

wiele urodziwych kobiet. Do licha, Mia też ma śliczną

buzię. Ale z drugiej strony, Shelley była taka inna.

Przyszła tu jak zjawa w środku nocy. Wydawała się

tajemnicza i romantyczna. Zdawał sobie sprawę, że nie

potrafi zdobyć takiej dziewczyny. Dla chłopaka z jego

pochodzeniem Shelley była niczym zakazany owoc.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Powinien trzymać się od niej z daleka. Nie potrzebował

jej. Dlaczego zatem jego serce i zmysły nie chciały się

pogodzić z takim wyrokiem?

Odpowiedź była prosta: Shelley go pokonała. Nok­

aut. Nie miał w tej rozgrywce cienia szansy na zwycięs­

two. Była jak marzenie szalonego wizjonera - cudow­

na i niedotykalna. Dawid nie spotkał dotąd kobiety,

która byłaby niemal doskonałością.

Przypomniał mu się nagle rodzinny dom Shelley

w Hamptons. Minęło wiele lat, ale tamto wspomnienie

pozostało niezwykle żywe. Zaraz po przyjeidzie oprowa­

dzono go po wytwornej rezydencji Brittmanów. Sypial­

nia dziewczyny była prześliczna i doskonała w każdym

calu, urządzona w odcieniach różowości i bieli. Przypo­

minała pokoje bohaterek dziewiętnastowiecznych powie­

ści, niewiele mających wspólnego z rzeczywistością.

Dawid miał wrażenie, że znalazł się w buduarze

wytwornej damy. Trochę go to zirytowało. Odwrócił się,

chcąc wyjść, i wtedy połą marynarki zaczepił o porcela­

nową figurkę tancerki ustawioną na niskiej szafce

z książkami. Statuetka spadła na podłogę, nim zdołał ją

pochwycić, i rozbiła się na tysiąc kawałków. Matka

Reeda, która oprowadzała go po domu, zbagatelizowała

ten wypadek. Przed wyjazdem zajrzał przypadkowo do

sypialni Shelley. Na szafce ujrzał dokładnie taką samą

porcelanową figurkę. Wszystko było znowu na swoim

miejscu.

Świat Dawida był zupełnie inny. A może raczej jego

światy? Dorastał w dwu odmiennych środowiskach.

Z jednej strony wielka, kochająca, hałaśliwa rodzina

matki, prawdziwy klan ze środkowego zachodu, z dru­

giej zaś spokojne, proste życie z ojcem, który ciężko

pracował w Los Angeles, zmagając się nieustannie

scandalous

wykonanie - Irena

background image

z biedą. W żadnym z tych światów Shelley nie czułaby

się dobrze. Tam nikt nie zrozumiałby, że można żyć tak

jak ona. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że na

dorosłe już dziecko powinien zawsze czekać ślicznie

umeblowany pokój, na wypadek, gdyby chciało po­

wrócić na łono rodziny. Dawid uśmiechnął się w ciem­

ności. W jego świecie nikt nie wpadłby na taki pomysł.

Musiał jednak przyznać, że piękna Shelley Brittman

w niczym nie przypominała księżniczki z baśni Ander­

sena. Była kobietą z krwi i kości, a błękitne oczy sypały

iskry świadczące o żywym usposobieniu. Pod uroczą

powierzchownością krył się na pewno ogromny tem­

perament. Na samą myśl, że mogliby się kochać,

Dawid poczuł przyspieszone bicie serca, ale wiedział,

że nie ma prawa do takich marzeń.

Przed kim uciekała? Czy to mąż, czy kochanek?

Kobietę tak urodziwą z pewnością otaczało mnóstwo

wielbicieli.

Dawid usłyszał dobiegający z sypialni stukot okiennic.

Wzmagał się wiatr od oceanu. Łomotanie rozległo się

ponownie. Wstał z kanapy i cicho podszedł do okna. Nie

chciał przyglądać się uśpionym gościom, ale pokusa była

zbyt silna. Shelley leżała między dwójką dzieci niczym

współczesna Madonna. Oczy miała zamknięte, oddycha­

ła spokojnie. Dawid poczuł ból w sercu. Odruchowo

wyciągnął rękę, żeby dotknąć złocistych włosów. Przera­

żony śmiałym gestem cofnął się i odszedł.

Było z nim gorzej, niż przypuszczał. Ciało podstęp­

nie zdradzało jego najskrytsze pragnienia. Cała na­

dzieja w tym, że przetrwa jakoś do chwili, gdy trójka

niespodziewanych gości znajdzie się wreszcie w samo­

locie. Może nie zrobi z siebie kompletnego idioty.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Ktoś chrapał tak, aż drżało łóżko. Na wpół roz­

budzona Shelley wyciągnęła rękę, chcąc odepchnąć

mężczyznę, dzielącego z nią posłanie, i uciszyć go

w końcu. Jej dłoń dotknęła szczupłych dziecięcych

plecków. Kręgi sterczały pod cienką skórą jak u zre­

konstruowanego dinozaura. Natychmiast otworzyła

oczy.

- Chris, syneczku. - Pogłaskała chłopca i odwróci­

ła twarz ku Jill. Ledwie ją widziała w słabym świetle

poranka. Patrzyła na różowiejące niebo, widoczne

przez szpary w okiennicach. Zaczynał się nowy dzień.

- Wracamy do domu - szepnęła, chociaż nikt nie

mógł jej usłyszeć. Dzieci spały. Przeciągnęła się, ziew­

nęła i z uśmiechem popatrzyła na ciemny pokój. Dom.

Jak miło znowu usłyszeć to słowo. Po chwili uświado­

miła sobie, gdzie się znajduje. Przyjaciel Reeda udzielił

jej schronienia. Uciekła od Armanda. Znowu!

Poczuła zdenerwowanie. To było coś nowego. Do­

tąd nie obawiała się byłego męża. Teraz wiedziała, że

już nigdy nie potrafi mu zaufać. A jeśli nie uda jej się

dotrzeć z dziećmi do domu? Jeśli Armand ich wytropi?

I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu śmiałaby się

z takich obaw i nie czułaby się wcale zagrożona. Teraz

wiedziała, co ją może spotkać.

Czekało ją trudne zadanie. Musiała przekonać

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Dawida, żeby przez jakiś czas popilnował dzieci.

Uśmiechnęła się. Potrafiła już przewidzieć jego reakcje

i wiedziała, że nie będzie tym zachwycony, ale nie miała

wyboru. Nie mogła zabrać dzieci ze sobą, a w Puerto

Vallarta Dawid był jedynym człowiekiem, któremu

mogła je powierzyć.

Z restauracji na dole dobiegło jakieś postukiwanie.

Dawid był już na nogach i pracował w kuchni.

Wyślizgnęła się z łóżka ostrożnie, by nie obudzić

śpiących dzieci, i poszła do łazienki. Umyła się i zwią­

zała włosy na czubku głowy. Popatrzyła z niesmakiem

na bladoniebieski kombinezon. Musi poprosić Dawi­

da, żeby znalazł jakieś ciuchy, w których Armand jej

nie rozpozna. Powinna wtopić się w tłum.

Włożyła stare szorty i zeszła po cichu na dół. Minęła

wielkie okna, przez które wpadały złote promienie

słońca, i wkroczyła do kuchni. Dawid nie zauważył jej

w pierwszej chwili. Opasany fartuchem, pochylony

nad wielkim kotłem zupy, wpatrywał się w gęste opary,

jakby szukał czegoś na dnie. Kosmyk miękkich wło­

sów opadł mu na oczy. Koszula w zielono-niebieski

wzorek okrywała muskularny tors, na który porzed-

niej nocy Shelley patrzyła z zachwytem. Stroju dopeł­

niały wypłowiałe dżinsy opinające smukłe uda. Dawid

był przystojnym mężczyzną i fartuch zupełnie do niego

nie pasował. Trochę ją to rozśmieszyło.

- Dzień dobry - powiedziała z rozbawieniem w gło­

sie. Dawid podniósł głowę i Shelley przez moment

widziała go takim, jakim był w rzeczywistości; życz­

liwy, przyjazny, zachwycony jej widokiem. Ale w na­

stępnej chwili na jego twarz powrócił wyraz surowości.

Odwrócił wzrok. Westchnęła. Trudno, nic się nie

zmieniło. Nadal był nieufny. Musiała się z tym pogo-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

dzić. Opadła na stołek przy kuchennym blacie i uśmie­

chnęła się. Jakoś może zdoła go przekonać, że opieka

nad jej dziećmi to wspaniałe zajęcie.

Gdy Dawid ujrzał Shelley, oniemiał z zachwytu.

Dziewczyna wyglądała w jego koszuli prześlicznie,

oryginalnie, słodko i uwodzicielsko. Miała długie

smukłe nogi, a jej piersi... Litości, czy i biust tej kobiety

musi być doskonały? Czy nie wystarczyłaby ładna

buzia i zmysłowy głos, żeby go pognębić?

Stanął przy kuchennym stole i zabrał się energicznie

do przygotowywania kolejnej potrawy. Burknął coś,

odpowiadając na powitanie. Wciąż miał przed przed

oczyma jej smukłą postać.

- Wybacz, że tu wtargnęłam - rzekła stłumio­

nym głosem, świadoma wrażenia,,-jakie na nim wy­

warła.

Wyglądała jak dziewczyna z reklamy męskich ko­

szul albo postać z filmu, którego bohaterowie obudzili

się po miłosnej nocy w apartamencie z widokiem na

Manhattan. Oczy miała przymknięte, jakby była jesz­

cze trochę śpiąca. Rozchylona koszula odsłaniała

fragment biustu. Włosy związane były na czubku

głowy, a pojedyncze kosmyki opadały na twarz. Każdy

mężczyzna, który obudziłby się rankiem w łóżku takiej

kobiety...

Hola! Co to ma znaczyć? Shelley jest siostrą Reeda,

powtarzał sobie w duchu, milcząc ponuro. Wbił spo­

jrzenie w cebulę, którą właśnie zaczął kroić. Pożądanie

surowo wzbronione.

- Chyba nie utrzymujesz się z tego? - zapytała

Shelley.

- Mówisz o gotowaniu? - Dawid zmusił się, żeby

na nią nie patrzeć. Nie było to łatwe.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Shelley skinęła głową.

Ujął nóż o lśniącym cienkim ostrzu. Z zawziętą

miną posiekał mięso, a potem zabrał się do krojenia

warzyw. Czerpał z tego zajęcia ponure zadowolenie.

Ach, śmierć wam, małe, zielone paskudztwa.

- Jestem architektem terenów zielonych - odrzekł

w końcu. - Mam własną firmę w San Diego.

- Naprawdę? - Shelley przyglądała się z zacieka­

wieniem jego pracy, oparłszy pobrodek na dłoni. -Ja

również mieszkam koło San Diego, w La Jolli.

- Doprawdy? - Dawid zagłębił nóż w miąższu

dojrzałego pomidora, z którego popłynął krwistoczer­

wony sok. Zazwyczaj nie pastwił się tak nad warzywa­

mi, ale teraz musiał coś zrobić, żeby uwolnić się od

straszliwej udręki.

- Tak - odparła radośnie, jakby nie zauważyła,

jaka masakra odbywa się na jej oczach. -Zatrzymałam

się na pewien czas w letnim domu rodziców.

Dawid znał tę posiadłość Brittmanów. Willa z wido­

kiem na ocean zbudowana była na urwistym wybrzeżu

i tak się miała do skromnych siedzib przedstawicieli

klasy średniej jak równe puste pole do niedostępnych

kraterów na Księżycu. Dawid chwycił widelec i zaczął

rozgniatać składniki potrawy na miazgę, jakby pastwił

się nad śmiertelnym wrogiem, na którego czyhał od

dawna. Shelley nie próbowała podtrzymywać konwer­

sacji, co okazało się jeszcze gorsze. W milczeniu

obserwowała Dawida przygotowującego kolejne da­

nia. Zapanowała grobowa cisza. Znosił ją z trudem.

W końcu nie wytrzymał, podniósł głowę i napotkał jej

rozbawione spojrzenie. Co ją, do diabła, tak śmieszy­

ło?

- Może napijesz się kawy? - burknął.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Z największą przyjemnością. Dzięki. - Skinęła

głową i oblizała wargi, starając się nie uśmiechać.

Podał jej filiżankę, nie podnosząc wzroku. Shelley

objęła ją dłońmi i z lubością wdychała cudowny

aromat. Dawid popatrzył na nią i uderzył go wyraz

zmysłowej przyjemności na jej pięknej twarzy. Poczuł

ucisk w żołądku, cały zdrętwiał. Zacisnął palce na

rękojeści noża. Miał ochotę coś zniszczyć, ale gdyby

pociął na strzępy świeżo przygotowane tortille, Shelley

uznałaby go za wariata.

- Przyjeżdżasz tu każdego lata, by pomóc dziad­

kom? - zapytała w końcu dziewczyna, by przerwać

milczenie.

- Gdybym nie przyjechał - odparł Dawid, wrzuca­

jąc do kosza odpadki z siłą o wiele większą niż

zazwyczaj - nie mogliby wyjechać na wakacje. Tylko ja

potrafię utrzymać lokal na odpowiednim poziomie

w czasie ich nieobecności.

- Dobry z ciebie człowiek - rzekła cicho.

Dawid spłukiwał wrzątkiem kuchenny blat. Pod­

niósł wzrok.

- Robię to dla przyjemności. Czasami mam ochotę

oderwać się na pewien czas od codzienności. To

prawdziwy powód moich wizyt w Meksyku. Nie

jestem wcale altruistą.

- Och, wybacz, że podejrzewałam cię o taką słabość

- odparła z uśmiechem.

Dawid miał tego dość. Odwrócił się, oparł dłonie

na stole i spojrzał jej prosto w oczy. Czas najwyż­

szy, by wyjaśnili sobie wszystko. Nie pozwoli się

dłużej wodzić za nos. Miał dość tej pustej gadaniny.

Jeśli Shelley ma ochotę porozmawiać, proszę bar­

dzo.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Chcesz pogadać? - zapytał spokojnie. - Dosko­

nale. Powiedz mi, co ci się przytrafiło w Puerto

Vallarta, oczywiście, jeśli wszystko już sobie przemyś­

lałaś.

W błękitnych oczach zamigotały jasne iskierki.

Przez chwilę sądził, że Shelley ma wielką ochotę

odpłacić mu podobną impertynencją, ale opanowała

się i niechętnie skinęła głową.

- Zgoda, Dawidzie - odrzekła spokojnie. - Zamie­

rzam opowiedzieć ci o wszystkim. Słyszałeś o Arman­

dzie Alexiakisie?

- To ten grecki milioner, którego poślubiłaś, praw­

da? - spytał, marszcząc brwi.

- Skąd wiesz?

- Reed wspomniał mi o tym. Aksuakis był z tobą

na jachcie? - Shelley skinęła głową. Dawid odwrócił

się. Mężatka. Ta wiadomość nie poprawiła mu samo­

poczucia. - A zatem... w czym problem? Kłótnia

małżeńska?

- No cóż... - Shelley odetchnęła głęboko. - Nie

jesteśmy już małżeństwem, ale byłam z nim na jachcie.

Dawid poczuł się nagle jak balonik, z którego

wypuszczono powietrze. Miał wielką ochotę uciec i nie

patrzeć na nią dłużej. Shelley była rozwódką. Coś

podobnego!

- Rozwiedliśmy się trzy lata temu - wyjaśniła.

Dawid spojrzał na nią i zauważył, że posmutniała.

- Ale Armand jest przecież ojcem moich dzieci.

Skinął głową. Reed wspomniał mu, że małżeństwo

siostry, łagodnie mówiąc, nie należało do udanych.

Dawid nie lubił spotykać się z rozwódkami. Za­

zwyczaj były trochę zgorzkniałe. Bardzo pragnęły

udowodnić, że nadal są warte grzechu; bywały zbyt

scandalous

wykonanie - Irena

background image

natarczywe jak na jego gust. Shelley wydawała się

zupełnie inna... do diabła, co mu przychodzi do głowy?

Rozwiedziona czy nie, i tak mogła tylko mu zatruć

życie. Nie powinien o tym zapominać. Opanował się

i słuchał uważnie opowieści dziewczyny.

- Kiedy zaprosił w odwiedziny całą naszą trójkę,

pomyślałam, że to dla Jiii i Chrisa doskonała sposob­

ność lepszego poznania ojca. Nie widzieli go od lat.

- Chce, żebyś do niego wróciła - domyślił się

Dawid. Nie przyszło mu do głowy inne wyjaśnienie.

- Tak. W pewnym sensie - odparła z wahaniem.

- Ale ty nie masz na to ochoty.

- Istotnie.

- Próbował cię zmusić? - dopytywał Dawid.

- Tak. Zachowywał się jak szaleniec. Przeraził

mnie.

Dawid potrafił zrozumieć, że facet nie daje za

wygraną, ale uważał, że nie powinien jednak posuwać

się do gróźb.

- Dziś po południu wszyscy troje wsiądziecie do

samolotu i Alexiakis przestanie wam zagrażać. Przy­

puszczam, że twoja posiadłość jest dobrze strzeżona?

- Oczywiście. Ale jest pewien problem... Praw­

dopodobnie Armand będzie szukał nas na lotnisku

i w bankach. Potrzebne mi dobre przebranie.

- Słucham? - Dawid spojrzał na dziewczynę ze

zdumieniem, zastanawiając się, czy nie brak jej przypa­

dkiem piątej klepki. Był nią tak zauroczony, że mógł

tego nie zauważyć. Dostrzegła nieufność w jego spo­

jrzeniu i zmarszczyła brwi.

- Mówię poważnie. Próbowałam opuścić jacht

przedwczoraj, lecz Armand zatrzymał mnie siłą. Nie

mogę ryzykować ponownie. - Przerwała na chwilę

scandalous

wykonanie - Irena

background image

i spojrzała na niego z powagą. - Postaraj się zrozumieć!

-przekonywała rozpaczliwie. -Jeśli zdoła odebrać mi

dzieci, nigdy ich nie odzyskam. Będzie mnie... szan­

tażował.

Dawid wolno kiwał głową. Niski, gardłowy głos

Shelley działał na niego jak magiczne zaklęcie i od­

bierał mu rozum. No dobrze, gotów był jej uwierzyć.

Zresztą takie rzeczy się zdarzają. Porzucony mąż

porywa dzieci, by skłonić byłą żonę do powrotu.

Niewykluczone, że Shelley słusznie się niepokoiła.

- Właśnie z tego powodu muszę cię prosić, żebyś

znowu został z dziećmi - oznajmiła dziewczyna, z nie­

pokojem czekając na jego reakcję. Przerażony Dawid

patrzył na nią w osłupieniu. Drugi raz tego nie zniosę,

pomyślał z rozpaczą.

- Mam z nimi zostać? Wykluczone. Nie potrafię

opiekować się dziećmi. W sąsiedztwie mieszka wiele

dziewcząt, które chętnie...

Shelley energicznie pokręciła głową.

- Nie. Jesteś jedyną osobą, której mogę zaufać.

Dlatego zwróciłam się z tym do ciebie. Ludzie Arman­

da będą nas szukać wszędzie. - Przysunęła się bliżej.

- Obiecuję szybko wrócić. Muszę tylko podjąć pienią­

dze w banku i kupić nowe bilety na samolot.

Trzeba będzie zająć się tymi dziećmi, pomyślał

bezradnie Dawid.

- Nie możesz wykorzystać biletów powrotnych?

Na pewno je miałaś.

- Zostały na jachcie Armanda. Nie mogłam go

poprosić o ich zwrot, skoro planowałam ucieczkę.

W banku nie zabawię długo, ale nie mogę wziąć dzieci

ze sobą. Szpiedzy Armanda z pewnością szukają nas

po całym mieście. Potrzebne mi jakieś ubranie, muszę

scandalous

wykonanie - Irena

background image

się upodobnić do miejscowych kobiet. Przydałaby się

także peruka.

Dawid nadal miał wątpliwości. Ostrożność nie

zawadzi, ale ta dziewczyna chyba przesadza.

- Shelley, trochę się zagalopowałaś. Ten człowiek

nie może być wszędzie. - Spojrzał jej w oczy. Patrzyła

całkiem przytomnie. Nie dostrzegł oznak szaleństwa.

- Roześle po mieście swoich ludzi. Ma ich dosyć, by

przeszukać wszystkie zakątki. Zrobi, co w jego mocy,

by nas odnaleźć. Możesz mi wierzyć, Dawidzie, dobrze

poznałam tego człowieka. - Mówiła z przejęciem i czuł,

że jest z nim szczera. Nie wątpił, że sama głęboko

wierzy w to wszystko, ale cała ta historia wydawała się

nieco melodramatyczna. Zacisnął usta. Będzie musiał

popilnować dzieciaków. To było nie do uniknięcia.

Cóż za komiczna sytuacja.

- Czy i tu możemy się spodziewać szpiegów Ar­

manda? - spytał żartobliwie.

- Nie sądzę - odparła, uśmiechając się słabo.

- Armand nieprędko wpadnie na to, że mogłam ukryć

się w tej części miasta. Gdy byliśmy małżeństwem,

żyliśmy dość ekstrawagancko. Nie przyjdzie mu do

głowy, że potrafię obyć się bez luksusów. Będzie mnie

szukał przede wszystkim w czterogwiazdkowych hote­

lach.

Wystarczyło jedno zdanie, by Dawid ujrzał wszyst­

ko we właściwej proporcji. Obruszył się, ale Shelley

była zbyt zajęta swoimi problemami, aby to zauważyć.

Co go właściwie tak oburzyło? Przypomniała mu tylko

o rzeczy oczywistej. Wywodzili się z różnych środo­

wisk. Shelley była w jego świecie tylko gościem, i to nie

na długo. Im szybciej go opuści i pozwoli Dawidowi

wrócić do równowagi, tym lepiej.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Zgoda -rzekł krótko. -Przyniosę ci jakieś ciuchy

i zaopiekuję się dziećmi. Możesz wziąć mój samochód.

- Dzięki. - Uśmiechnęła się do niego promiennie.

Odwrócił się natychmiast. Proste zajęcia przy kuchni

miały być ratunkiem dla jego udręczonej duszy. Nie

tak łatwo jednak było skłonić Shelley, żeby sobie

poszła. Wstała i podeszła do Dawida. Stanęła na­

przeciw niego, tak że nie mógł się odsunąć.

- Dawidzie - zaczęła odważnie, opierając dłonie na

biodrach - dlaczego mnie nie lubisz?

Utkwił w niej spojrzenie zupełnie pozbawione wyra­

zu. Była urocza i stała tak blisko. Wystarczyło tylko

wyciągnąć rękę i...

Odsunął się.

- Czyja coś takiego powiedziałem? - rzekł ochryp­

łym głosem.

Potrząsnęła głową, przyglądając mu się uważnie.

Sama nie wiedziała, co ma o nim myśleć.

- Czytam to w twoich oczach, ilekroć na mnie

patrzysz.

Dawid zadrżał i nagle parsknął śmiechem, a potem

odwrócił się, żeby uciec przed jej badawczym spo­

jrzeniem.

- Uznajmy, że moje oczy kłamią - odparł, sięgając

po wielką patelnię. Naczynie wypadło mu z rąk.

Schylili się po niejednocześnie i chwycili z obu stron.

- Chciałabym ci pomóc - oznajmiła Shelley, nie

puszczając patelni. - Co mogę robić?

Włóż grubą puchową kurtkę, ufarbuj włosy na

zielono, zachoruj na wietrzną ospę i przestań mówić

takim głosem, a najlepiej wyjedź z miasta, pomyślał.

- Wcale nie musisz mi pomagać - oznajmił, ścis­

kając brzeg patelni.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Przeciwnie. Pozwoliłeś nam się tu ukryć. Chciała­

bym jakoś ci się odwdzięczyć. Pozwól mi pomóc.

Dawid był pewny, że Shelley nie ustąpi, póki nie

wymusi na nim zgody.

- No dobrze - odrzekł, wzruszając ramionami.

Wyrwał jej patelnię, postawił na kuchennym blacie

i zaczął starannie układać na niej kawałki sera i czer­

wonej papryki. - Pomóż mi to dokończyć.

- Chętnie. - Podeszła bliżej, gotowa do pomocy,

ale zaraz posmutniała. - Jest tylko jeden problem. Nie

umiem gotować.

- Jak to: nie umiesz gotować? - Patrzył na nią

z niedowierzaniem. Ręka, w której trzymał kawałki

papryki, zawisła w powietrzu. - W twoim wieku? Nie

żartujesz?

- Nigdy nie musiałam sama gotować. Inni robili to

za mnie - wyjaśniła. Z wyrazem zafrasowania na

twarzy wyglądała tak uroczo, że niewiele brakowało,

aby Dawid porwał ją w objęcia, zapominając o goto­

waniu.

Jeszcze raz przeanalizował jej słowa. Spokojnie

wyjaśniła, w czym rzecz; nie czuła żalu ani zażenowa­

nia. Czy to możliwe, że całe życie spędziła wśród armii

służących gotowych na każde jej skinienie? Oczywiście,

przecież widział na własne oczy, jak żyją Brittmanowie

w swojej rezydencji w Hamptons.

- Sądziłem, że choćby dla zabawy nauczyłaś się

gotować to i owo - rzucił, marszcząc brwi. Zdawał

sobie sprawę, że trochę zrzędzi, ale dlaczego miałby

tego nie robić? Bogacze patrzą na ludzi z góry,

wysługują się nimi, gardzą tymi, którzy coś potrafią.

W głowie im tylko miłostki... Cholera, dlaczego nie­

ustannie przychodzą mu do głowy takie myśli?

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Kiedyś robiłam z koleżankami karmelki - przy­

pomniała sobie dziewczyna - ale to było dawno temu.

- Karmelki, też coś. - Dawid potrząsnął głową

i zmrużył oczy. Pewnie umazała się od stóp do głów.

Lepiej byłoby, gdyby wzięła się do ubijania śmietany.

Trochę kapnie tu, trochę tam... Zakrztusił się i za­

mrugał powiekami. Z trudem wrócił do rzeczywistości.

- No dobrze, mam dla ciebie zadanie - oznajmił.

Wręczył dziewczynie miskę, do której wbił tuzin jaj.

- Świetnie - odrzekła z ożywieniem. Wzięła trzepa-

czkę i dziwnym ruchem zaczęła mieszać nią zawartość

miski. - W ten sposób?

- Mniej więcej. - Nie radziła sobie najlepiej, ale

miał nadzieję, że się wprawi. Pokazał jej, jak należy

ułożyć ręce, i cofnął się szybko, nie chcąc jej dotykać.

Shelley zabrała się do ubijania jajek. Robiła to nie­

zgrabnie, lecz z wielkim zapałem. Dawid wrzucił do

rondla pomidory i dusił je na małym ogniu.

- Jak nauczyłeś się gotować?

- Musiałem, w przeciwnym razie umarłbym z gło­

du. Jako dziecko często zostawałem w domu zupełnie

sam. Gdy chciało mi się jeść, trzeba było coś ugotować.

- Niewiarygodne. - Uśmiechnęła się. - Gdzie się

wychowywałeś?

- Głównie w Los Angeles - odparł z ponurą miną.

Jak to się stało, że zaczęli rozmawiać o jego przeszło­

ści? Zazwyczaj unikał takich tematów.

- 1 gdzie jeszcze? - Kobiety nigdy nie zadowalają

się zdawkowymi odpowiedziami.

- W Los Angeles mieszkałem z ojcem, matka

osiadła w Kansas City. Latem przyjeżdżałem tutaj, do

dziadków.

- Sporo podróżowałeś.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Miała rację. I nie stać go było na pierwszą klasę. Ale

co ona może wiedzieć o tanich nocnych lotach. Czy

jechała kiedykolwiek autokarem, żeby zaoszczędzić

kilka dolarów? Nie miała żadnych problemów, nie

musiała nawet gotować. Zerknął ukradkiem, żeby

sprawdzić, jak sobie radzi z ubijaniem jajek. Powinna

to robić energiczniej, ale i tak wydawała się zmęczona,

poprosił więc, by ułożyła w rondlu ser i paprykę, a sam

zajął się przygotowywaniem sosu pomidorowego.

- M a m włożyć fartuch? - zapytała niespodziewa­

nie.

- Nie - odparł pospiesznie. Pięknie wyglądała

w jego koszuli. Nie chciał, żeby obszerny fartuch

osłonił wspaniałą figurę dziewczyny.

- Wyjaśnij mi dokładnie, co mam robić - po­

prosiła. Zauważył, że posmutniała. - Jak się nazywa

danie, które przygotowujemy? - Zerknął na nią z nie­

dowierzaniem i omal nie wybuchnął śmiechem. Nie

spotkał dotąd osoby, która tak mało wiedziałaby

o gotowaniu.

- Chilies rellenos. Podamy je na obiad.

- Chilies rellenos - powtórzyła nazwę całkiem

poprawnie. - Jadłam to kiedyś. Pyszne.

Po chwili wzięła się znowu do ubijania jajek.

Pracowała z zapałem, przygryzając dolną wargę, ale

niewiele to pomagało. Źle trzymała trzepaczkę i gęsta

maź chlapała na boki. Dawid uśmiechnął się, odłożył

nóż i podszedł do niej.

- Tu powinnaś trzymać. W ten sposób. - Sięgając

po trzepaczkę, zbliżył się do Shelley i poczuł zapach jej

włosów. Był jak zaczarowany. Spuścił oczy i w wycię­

ciu koszuli zobaczył kształtne, jędrne, łagodnie za­

okrąglone piersi z ciemnymi sutkami, które nabrzmia-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ły przy zetknięciu z ocierającą się o nie tkaniną.

Natychmiast odwrócił wzrok, ale nadal był oszołomio­

ny. Wydawało mu się, że w jego żyłach płynie roz­

topiony metal. Stał jak skamieniały, nie mogąc ochło­

nąć z wrażenia. Shelley uniosła głowę i spojrzała na

niego ze zdziwieniem. Była tak blisko. Bardzo pragnął

ją pocałować. Nie miał pewności, czy zdoła oprzeć się

pokusie. Patrzył w błękitne oczy, które mówiły: kto

wie... Na pewno pozwoliłaby mu na pocałunek, może

by go nawet odwzajemniła.

Dawid wiedział jednak, że na tym by się nie

skończyło. Gdyby dotknął wargami jej ust, gdyby

poczuł ciepło jej ciała, wsunąłby dłonie pod ogromną

koszulę, żeby objąć piersi Shelley. Chciał, by pragnęła

go równie mocno. Obudziła w nim gwałtowne pożąda­

nie. Drżał cały, krew pulsowała mu w skroniach,

a ciało reagowało niecierpliwie na jej bliskość. Chciał

uciec, ale nie mógł złapać tchu, jakby wszystko działo

się we śnie, w którym musiał biec, ale nie był w stanie

wykonać najmniejszego ruchu. W końcu jednak zebrał

resztki sił i cofnął się. Patrzył na Shelley, jakby była

przybyszem z obcej planety, który wkroczył niespo­

dziewanie do jego kuchni.

- Później to dokończę - mruknął, zdejmując po­

spiesznie fartuch. -Muszę ci przywieźć jakieś ubrania,

żebyś mogła iść do banku.

- Co się stało, Dawidzie? - zapytała, ale nie usły­

szała odpowiedzi. Nie potrafił o tym mówić.

-Wrócę za godzinę -rzucił i wyszedł. Na ulicy oparł

się o ścianę i odetchnął głęboko, jakby się lękał, że

zabraknie mu powietrza. -Boże -mamrotał, szukając

niezdarnie kluczyków do samochodu - spraw, żeby ta

kobieta jak najszybciej wyjechała.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Gdy Dawid zjawił się w domu Rosy i poprosił

o pożyczenie ubrań oraz peruki, został zasypany

gradem pytań. Tego się właśnie spodziewał, ale tylko

do niej mógł się zwrócić. Była osobą godną zaufania.

Chociaż nie zaspokoił jej ciekawości, dostał wszystko,

o co prosił: ogromną torbę pełną ciuchów i innych

drobiazgów. Rosa dała mu także perukę, którą ostatni

raz miała na sobie dwadzieścia lat temu.

- Gdy ją noszę, swędzi mnie głowa - wyznała - ale

włosy wyglądają jak prawdziwe i dlatego żal mi było ją

wyrzucić.

- Dzięki, Roso -rzucił Dawid i popędził do drzwi.

Musiał wracać do dziewczyny, która rozpanoszyła się

w jego domu i myślach.

Shelley natychmiast przymierzyła perukę. Czarne

loki raziły nieco w zestawieniu z błękitnymi oczyma

i jasną skórą.

- Wyglądam jak handlarka bananami z osady

zagubionej w dżungli - oznajmiła, patrząc na swoje

odbicie.

- Chciałaś zmienić wygląd i to ci się udało -zauwa­

żył z uśmiechem Dawid. Shelley wydęła pogardliwie

wargi i zmarszczyła nos.

- Nie sądziłam, że przy okazji zrobię z siebie

prawdziwe straszydło. Ale trudno, nie mam wyboru.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Miała na sobie zielonkawe wąskie spodnie i obszer­

ną bluzę ozdobioną wizerunkiem papugi. Nowe ubra­

nie i peruka całkiem ją odmieniły, ale Dawid wcale nie

uważał, że wygląda karykaturalnie. Nikt by jej nie

rozpoznał w barwnym tłumie mieszkańców miasta

i odwiedzających je turystów. Poza tym przebranie

sprawiło, że Dawidowi łatwiej było z nią rozmawiać.

- O jej,jaka szkoda,żenie ubierałam się tak na jachcie

-żartowała, obrzucając krytycznym spojrzeniem swoje

odbicie w dużym lustrze. - Zrobiłabym furorę w czasie

popołudniowych przyjęć urządzanych przez Armanda.

Dawid skinął głową, zastanawiając się jednocześ­

nie, jak to możliwe, że stare łachy nie pozbawiły

dziewczyny niepokojącego uroku i pomogły mu odzys­

kać kruchą równowagę ducha i umysłu.

- Doskonały strój na karnawał w Rio - rzucił

pogodnie. Shelley odwróciła się i spojrzała na niego.

- Świetne przebranie. To zabawne. Gdyby Ar­

mand zobaczył mnie taką, na pewno straciłby ochotę

na wspólną wycieczkę po morzach południowych.

- Takie miał plany?

- Mieliśmy spędzić tydzień w Puerto Vallarta,

a potem popłynąć wzdłuż wybrzeży Ameryki Połu­

dniowej. Zaproponował, żebyśmy spędzili razem sześć

tygodni, aż do dnia świętego Walentego.

- Dzień Zakochanych jako główna atrakcja wy­

prawy, tak? Stara sztuczka - stwierdził Dawid z przyja­

cielskim uśmiechem.

- Ktoś ci kiedyś zrobił głupi kawał? - Shelley

zrozumiała go natychmiast, jakby znali się od lat.

- Trochę inny niż twój były mąż, ale czułem się

równie podle. - Z posępną miną pokiwał głową.

-Dwie dziewczyny uprowadziły mnie, przebrały w ko-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

stium amorka i zmusiły, żebym sprzedawał pocałunki

podczas festynu w dniu świętego Walentego.

- Przerażające. - Shelley wybuchnęła śmiechem.

- To musiało być straszne przeżycie, skoro wcale nie

rwiesz się do całowania.

- Dlaczego tak uważasz? - Zdziwiony Dawid

uniósł brwi, ale natychmiast przypomniał sobie, jak

postąpił w kuchni, nim pojechał po ubrania. Na pewno

się domyśliła, jak bardzo pragnął ją objąć i pocałować.

Uznała go bez wątpienia za wyjątkowego idiotę.

Spojrzał na nią. Przestała się śmiać i obserwowała go

uważnie, z głową przechyloną na bok.

- Nie twierdzę, że nie lubisz całować - odparła

z godnością - ale nie robisz tego bez zastanowienia.

Dwa razy pomyślisz, mm pocałujesz dziewczynę, pra­

wda?

- Nie, Shelley - odparł, wybuchając śmiechem

i energicznie potrząsnął głowa. - Niewłaściwie mnie

zaszufladkowałaś.

- Muszę to przemyśleć - oznajmiła po cichu,

wysuwając w zadumie dolną wargę. Jeszcze przez

chwilę przyglądała mu się, kiwając głową. Stanęła

twarzą do lustra i spojrzała na swoje odbicie. - Cał­

kiem nieźle. Nikt mnie nie pozna w tym przebraniu, ale

czegoś tu brakuje. - Zmarszczyła brwi i zamyśliła się.

-Moja twarz za bardzo rzuca się w oczy. Powinnam się

mocno umalować...

- Proszę. - Dawid podał dziewczynie przeciwsłone­

czne okulary Rosy. Shelley włożyła je i pokręciła głową

ze zdumieniem.

- Chyba kupiłeś je u handlarza starzyzną. Takie się

nosiło pod koniec lat pięćdziesiątych. - Okulary, choć

niemodne, okazały się niezwykle przydatne. Shelley

scandalous

wykonanie - Irena

background image

zmieniła się nie do poznania. - Wyglądam śmiesznie

- oświadczyła, a Dawid musiał przyznać jej rację.

Jill zachichotała, widząc matkę w przebraniu, ale

Chris trochę się przestraszył i usta wygięły mu się

w podkówkę. Młoda kobieta uklękła i przytuliła

synka. Po chwili przyzwyczaił się do niezwykłego

wyglądu matki.

- Zostaniecie z Dawidem - tłumaczyła Shelley.

- Będzie się wami opiekował przez kuka godzin.

Dzieci wlepiły w niego oczy. Przejrzały go na wylot.

Poczuł się jak oskarżony w czasie procesu o morderstwo.

- Zobaczycie, będzie fajnie - przekonywał je z fał­

szywym uśmiechem.

- Możemy... - Zabrakło mu słów. Czym najchęt­

niej zajmują się dzieci?

Shelley pospieszyła mu z pomocą nie kryjąc roz­

bawienia.

- Może pójdziecie razem do kuchni? Dawid skoń­

czy przygotowywać jedzenie. Chris, mógłbyś zabrać

książeczki i kolorować obrazki, a Jill popracuje nad

swoim dziennikiem.

- Doskonały pomysł - przytaknął skwapliwie Da­

wid. - O tym właśnie myślałem.

Shelley obdarzyła go promiennym uśmiechem i Da­

wid odważył się w końcu spojrzeć jej w twarz. Przyszło

mu to z łatwością, ponieważ dzięki ciemnym okularom

nie musiał patrzeć w jasne oczy, które tak bardzo go

onieśmielały. Wręczył jej kluczyki do samochodu

i wyszli przed dom. Wyjaśnił pokrótce, jak należy

prowadzić jego sportowe auto. Dziewczyna usiadła za

kierownicą i wysłuchała wykładu na temat biegów

i kontrolek. Gdy w końcu otworzył drzwi, chcąc

wysiąść, położyła mu rękę na ramieniu.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Dawidzie, dlaczego stałeś się nagle taki przyja­

cielski? - zapytała cicho.

- A dlaczego tak cię to obchodzi? - odciął się

i wysiadł z samochodu. Dobrze wiedział, co mu ułatwiło

przestawanie z Shelley, lecz nie chciał z nią o tym

rozmawiać. Pochylił się i dodał z uśmiechem: - Mam

nadzieję, że dasz sobie radę w banku. Wracaj szybko.

Mogę potrzebować pomocy, jeśli dzieciakom przyjdzie

do głowy wziąćmnie do niewoli i przywiązać do krzesła.

Shelley uśmiechnęła się i odjechała, a Dawid wrócił

do restauracji. Maluchy, za które ponosił teraz cał­

kowitą odpowiedzialność, nie mogły się go pewnie

doczekać. Tak mu się przynajmniej wydawało. Gdy

stanął w drzwiach, natychmiast zrozumiał, że wiele się

tu w międzyczasie wydarzyło. Pojął natychmiast, co

oznacza obecność dzieciaków. Zupełny chaos.

Chris, ciekawy z natury jak każdy chłopiec w jego

wieku, otworzył tylne drzwi, wychodzące na ulicę.

Chciał sprawdzić, co się tam znajduje i niechcący

wpuścił do środka sześć dzikich kotów, które buszo­

wały teraz po kuchennych stołach, grzebały w koszu na

śmieci i wyciągały okrawki filetów ze zlewu, walcząc

o nie zawzięcie. Jill próbowała pogłaskać jednego

z nich i została podrapana. Miała niewielką rankę na

nosku. Uklękła na podłodze i zaczęła płakać, roz­

paczając bardziej z powodu kociej niewdzięczności niż

z powodu bólu.

- Psik, koty, psik! -wrzeszczał Chris, podskakując.

Dawid doznał wstrząsu, ale nie miał czasu na

drobiazgową analizę stanu swoich uczuć. W ciągu

kilku chwil udało mu się przywrócić spokój i porządek.

Przepędził koty, pocieszył Jill i zachęcił ją, by wróciła

do pracy nad dziennikiem. Z Chrisem nie poszło mu

scandalous

wykonanie - Irena

background image

tak łatwo. Chłopczyk nie kwapił się do kolorowania

obrazków, wolał naśladować we wszystkim Dawida.

W końcu usadowił się za jego zgodą na kuchennym

blacie, skąd mógł obserwować, co się dzieje, nie plącząc

się pod nogami. Ledwo udało się Dawidowi uporać

z nadmierną ruchliwością małego, dała o sobie znać

typowa dziecięca gadatliwość. Chris zasypał go gradem

pytań. Początkowo Dawid nie miał problemów z udzie­

laniem odpowiedzi. Lecz pytań było coraz więcej

i więcej, a każda odpowiedź sprawiała, że chłopiec

domagał się dalszych wyjaśnień. Czy należało bezwzglę­

dnie zaspokajać jego ciekawość? Dawid wątpił, czyjego

odporność psychiczna zdoła przetrwać tę próbę.

- Jeśli bardzo dużo ludzi jedzie autobusem - zapy­

tał Chris, a wyraz jego buzi świadczył, że ogromnie mu

zależy na wyjaśnieniu tej kwestii - dlaczego nie wy­

fruną ha zakręcie?

Dawid pokręcił głową. Przygotowywał właśnie file­

ty z halibuta na obiad i nie w głowie mu były zagadki,

zwłaszcza jeśli nie całkiem przystawały do rzeczywisto­

ści. Mniejsza z tym. To tylko dziecko. Nie rozumie,

więc pyta.

- Pasażerowie siedzą w fotelach - wyjaśnił spokoj­

nie. - Dlaczego mieliby fruwać?

- Bo ptaki fruwają - oznajmił Chris, mrugając

powiekami. - Sam widziałem.

- To normalne - odparł Dawid, uśmiechając się

wyrozumiale.

Chris pokiwał głową wyraźnie uradowany.

- Założę się, że też potrafię fruwać. Miałem kiedyś

taki sen.

- O lataniu?

- Nie, o moim rowerku. Z czerwonymi pedałami

scandalous

wykonanie - Irena

background image

i dzwonkiem. W domu ciągle jeżdżę rowerkiem i dzwo­

nię. - Uderzył piętami o szafkę. Był z siebie ogromnie

dumny. -Przyjedziesz do nas, żeby na mnie popatrzeć?

Dawid pomyślał, że ten dzieciak go wykończy. Naj­

pierw bezsensowne pytania, a potem przeskakiwanie

z tematu na temat. Był napięty i zdenerwowany. Za

chwilę straci wątek. Z trudem odzyskał spokój.

- Chętnie popatrzyłbym, jak jeździsz rowerkiem

- rzekł z wahaniem.

- Kiedy? - dopytywał się niecierpliwie chłopczyk.

- Musimy to omówić z twoją mamą.

- Może w niedzielę? Mamusia powiedziała, że

będziemy już w domu. Przyjedziesz w niedzielę?

- To całkiem możliwe. Zobaczymy.

- Fajnie. Jesteś kowbojem?

- Ależ nie. - Dawid zmarszczył brwi. Był trochę

oszołomiony.

- To po co chodzisz w kowbojskich butach?

Dawid poczuł nieznośne napięcie. Cały zdrętwiał.

Musiał policzyć do dziesięciu i dopiero wtedy odważył

się wykrztusić odpowiedź.

- Lubię chodzić w takich butach - odparł z wymu­

szonym uśmiechem.

- Po co ci kowbojski kapelusz?

- Żeby chronić głowę przed słońcem - burknął

Dawid. Tym razem w jego głosie słychać było zniecier­

pliwienie. Ogarnęła go rozpacz, ale Chris zdawał się

tego nie dostrzegać.

- Po co gotujesz tyle jedzenia? - wypytywał dalej.

- Żeby ludzie, którzy przychodzą tu na obiad,

mogli je kupić.

- Po co oni tu przychodzą? - ciągnął Chris z miną

niewiniątka.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Ponieważ są głodni - odpowiedział z wysiłkiem

Dawid, próbując wziąć się w garść.

- A dlaczego?

Szklanka wypadła Dawidowi z ręki i rozbiła się na

kawałki o kafle podłogi.

- Żadnych pytań przez chwilę, dobrze, Chris?

- Jasne - przytaknął malec tak chętnie, że Dawid

poczuł wyrzuty sumienia. Sprzątnął szkło i uśmiechnął

się do chłopca.

- Może chciałbyś trochę porysować?

- Dlaczego nie masz telewizora? - zapytał Chris,

nie zwracając uwagi na propozycję.

Dawid popatrzył na niego niezbyt przytomnie.

Kolejne zaskakujące pytanie. Nie wiedział, jak długo

będzie w stanie to znosić.

- Nie zastanawiałem się nad tym. Moja babcia ma

przenośny telewizor, ale zabrała go ze sobą.

Dawid popatrzył z uwagą na chłopca. Wreszcie

odkrył, gdzie tkwi błąd. Ten malec owinął go sobie

wokół palca. Powinien był podsunąć mu bezpieczny

temat. Jeśli zdoła opanować sytuację, może to być

całkiem przyjemne popołudnie.

- I tak nie mógłbyś oglądać telewizji, bo nie

zrozumiałbyś ani słowa. Wszystkie programy nadawa­

ne są po hiszpańsku -rzekł, próbując znaleźć odpowie­

dni temat do rozmowy.

- Znam hiszpański -pochwalił się Chris, wybawia­

jąc go z kłopotu.

- Naprawdę? - Dawid uśmiechnął się do chłopca.

- A co umiesz powiedzieć w tym języku?

Chris skrzywił się, szukając w pamięci znanych

słów, a po chwili wrzasnął na cały głos:

-Si!

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- To bardzo ważne słowo w hiszpańskim - rzekł

śmiejąc się Dawid. - Chcesz nauczyć się czegoś więcej?

- Chris radośnie pokiwał głową. - Świetnie. Spróbuj

powtórzyć to: muchas gracias. To znaczy „dziękuję".

- Moossh graassus.

- Muchas gracias.

- Muchas grassssus.

- Nieźle. A teraz: buenos dias. To znaczy „dzień

dobry". Buenos dias.

Chris zmarszczył brwi, daremnie próbując wypo­

wiedzieć hiszpańskie słowa. Nagle twarzyczka chłopca

się rozjaśniła.

- E, znam coś lepszego - pochwalił się. Po chwili

Dawid usłyszał słowo na cztery litery, nie nadające się

do powtórzenia w dobrym towarzystwie. Wstrzymał

oddech.

- Nie, Chris. To nie jest dobry hiszpański. A poza

tym jeśli mamusia usłyszy, że mówisz takie ohydne

rzeczy, zmyje ci głowę. - Skrzywił się. Znowu to

obezwładniające poczucie bezradności. Skąd miał wie­

dzieć, jak należy rozmawiać z dziećmi? A jeśli prze­

straszył tego malca? - Chciałbym wiedzieć, kto cię tego

nauczył - dodał zirytowany. Chris wzruszył ramiona­

mi.

- Na miłość boską, nie waż się powiedzieć mamie,

że to ja nakładłem ci takich rzeczy do głowy.

- Ci panowie z jachtu go nauczyli - wtrąciła się

siedząca przy stole Jill. - Powiedziałam o wszystkim

mamusi, a ona na nich nakrzyczała.

Dawid odwrócił głowę i uśmiechnął się do dziew­

czynki. Całkiem o niej zapomniał. Chris był niezwykle

absorbujący, a Jill siedziała cichutko. Na pewno

przywykła do tego, że nie zwraca na siebie uwagi.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Dawid postanowił ją trochę rozruszać. Podszedł do

stołu i opadł ciężko na krzesło.

- Zobaczmy, co tu masz - zaczął, wskazując notes.

- To jest mój dziennik - oznajmiła i spojrzała na

niego badawczo. - Wszystko tu zapisuję.

- Naprawdę? To ciekawe - zainteresował się Da­

wid. Sprytna dziewuszka, pomyślał, podobna do Shel­

ley. Z pewnością wyrośnie na wspaniałą kobietę.

- Zrobiłam listę osób i zapisuję różne rzeczy.

- listę osób? - Dziwne zajęcie dla małej dziew­

czynki.

- Dla każdego mam osobną stronę - dodała,

obserwując go uważnie.

- Opowiedz mi o nich - zaproponował. Sądził, że

dowie się czegoś o jej koleżankach z klasy.

- Piszę o ludziach, z którymi umawia się mamusia

-wyjaśniła pogodnie.

To zabrzmiało interesująco. Dawid przysunął się

bliżej, splótł dłonie i oparł na nich podbródek.

- Masz na myśli mężczyzn?-zapytał. Dziewczynka

skinęła głową. Zerknął na dziennik. - Tylko nie bujaj.

Mama często umawia się z mężczyznami?

- Nie. -Jill energicznie potrząsnęła głową. -Musi­

my ją ciągle namawiać.

Zdziwiony Dawid spojrzał na dziewczynkę nie

wiedząc, czy wypada się roześmiać. Jill była niewątp­

liwie najdziwniejszym dzieckiem, jakie w życiu spo­

tkał. Rzecz w tym, że niewiele ich znał. Może w dzisiej­

szych czasach wszystkie dzieci są takie.

- Namawiacie ją, żeby często umawiała się z męż­

czyznami? - zapytał, aby się upewnić.

Jill skinęła główką.

- Chcielibyśmy mieć tatusia.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Jasne. Chwileczkę, coś tu się nie zgadza.

- Wydawało mi się, że macie ojca.

Jill zaprzeczyła ruchem głowy. Z pewnością dobrze

to sobie przemyślała.

- Nie lubimy go. Tatuś powinien być miły.

Mówiła równie szczerze jak jej matka. Dawid ze

zdumieniem pokręcił głową. Nie znał dotąd takich

osób jak Shelley i Jill. Dziewczynka nie spuszczała

z niego oczu. Położyła dziennik na stole i otworzyła go

na pierwszej stronie zapisanej od góry do dołu.

- Chcesz zobaczyć?

Dawid zawahał się. Wykluczone. To byłoby nie*

właściwe. Shelley mogłaby się poczuć urażona, gdyby

wtykał nos w nie swoje sprawy.

- No wiesz...

- Proszę. - Dziewczynka podsunęła mu notes.

Wcale jej o to nie prosił! Pochylił się i czytał z wielkim

zaciekawieniem. - Na tej stronie jest Cubby Van

Brinkster. Spójrz, tu jego data i miejsce urodzenia,

a tutaj opisałam, jak wygląda. A dalej różne rzeczy,

które o nim wiem. Zapytałam też Chrisa, co o nim

myśli, i wszystko zanotowałam. Przecież byłby naszym

wspólnym tatusiem.

- Bardzo to szlachetnie z twojej strony - mruknął

Dawid, czytając z zaciekawieniem. Cubby był wyso­

kim, dobrze zbudowanym blondynem, tak to przynaj­

mniej wynikało z zapisków Jill. Tenis, polo, udział

w wyścigach konnych. Dziewczynka próbowała go

narysować, ale jej umiejętności w tej dziedzinie pozo­

stawiały jeszcze wiele do życzenia, toteż Dawid niewie­

le wydedukował z obrazka.

- Gdyby mamusia wyszła za Cubby'egoVan Brink-

stera, mielibyśmy fajnego tatę - oznajmiła Jill.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Jesteś pewna? - Dawid odsunął się. Wcale nie

wiedział, czy ma ochotę dalej tego słuchać.

- Oczywiście. - Jill energicznie pokiwała głową.

- Cubby lubi się bawić z dziećmi. Kiedy przychodzi,

zawsze daje nam w prezencie maskotki. Kiedyś przy­

niósł namiot. Rozbiliśmy go w salonie i udawaliśmy, że

jesteśmy na biwaku. - Zachichotała cichutko.

Dawid miał kwaśną minę. Ten facet przyjął właś­

ciwe założenie: żeby zdobyć serce Shelley, należało

sobie zaskarbić sympatię jej dzieci. Rozumował słusz­

nie. Bardzo kochała te maluchy.

- To chyba miły facet. A z czego żyje?

- Nie wiem. - Jill zmarszczyła czoło, próbując

sobie przypomnieć. -Może pracuje w cyrku. Mamusia

powiedziała kiedyś, że to błazen.

- Rozumiem - rzekł Dawid wesoło. Cubby się nie

liczy. Przewrócił stronę.

- Tu jest Jim Stockman. Pracuje w banku. Przy­

nosi mamie kosztowne prezenty. Dał jej nawet samo­

chód, ale mamusia powiedziała, żeby go sobie za­

brał.

Bogacz, nie ma co do tego wątpliwości. Jill zanoto­

wała, że jest wysoki, ma brunatne włosy i nosi ohydne

brązowe garnitury.

- Lubi robić mamie niespodzianki - opowiadała.

- A potem mówi: Czy dzieci nie mogłyby przenocować

dzisiaj u twoich krewnych albo przyjaciół?

- Co mama na to? - zapytał szybko Dawid, nie

podnosząc oczu. Był na siebie wściekły za tę dociek­

liwość. Jul podniosła dumnie głowę. W tym również

przypominała matkę.

- Mamusia odpowiada wtedy: „To wykluczone.

Dzieci są dla mnie najważniejsze".

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Dobrze powiedziane - rzekł cicho Dawid i na­

tychmiast się odprężył. Jim ze swoimi drogimi prezen­

tami przestał go nagle obchodzić. Przewrócił kartkę.

- Ach, to jest Kyle Tanner, kierowca rajdowy.

Mamusia pojechała z nim do Francji. Byliśmy wście­

kli, bo zawiozła nas do babci, a u niej ciągle są

przyjęcia.

Pojechała z nim do Francji. Dawid poczuł chłód

w sercu. Trzeba się dowiedzieć czegoś więcej o tym

facecie. Cubby to bez wątpienia faworyt dzieciaków,

ale na towarzysza podróży Shelley wybrała Kyle'a.

A zresztą, co go to obchodzi. To zrozumiałe, że kobietę

tak piękną zawsze otaczają rzesze wielbicieli. Nie­

których lubiła wystarczająco, by... Chwileczkę, znowu

zachował się głupio. Nie miał prawa być o nią zazdros­

ny. To nie do pomyślenia! Nie była jego dziewczyną.

Nie figurował nawet na liście kandydatów w notesie

małej Jill. Shelley wkrótce wyjedzie i nigdy więcej się

nie spotkają. Nigdy jej nie spotka... Dlaczego na myśl

o tym ściska mu się serce?

- A co ty i Chris myślicie o Kyle'u Tannerze?

- Czy ja wiem? - Dziewczynka wzruszyła ramiona­

mi. - Niewiele o nim możemy powiedzieć, bo nie

zabrali nas do Francji.

Dobra odpowiedź. Ta mała rozumuje logicznie,

pomyślał Dawid. Ciekawe, kto został opisany na

następnej stronie. Odwrócił kartkę i osłupiał. Widniało

na niej nazwisko Armanda Alexiakisa. Dawid spojrzał

z ukosa na dziewczynkę.

- To wasz ojciec, prawda? - W milczeniu skinęła

głową. Nie musiała nic mówić. Wszystko widniało tu

czarno na białym. Pierwsze zapiski sporządzone pew­

ną ręką, wyraźnie, niebieskim atramentem, powstały

scandalous

wykonanie - Irena

background image

zapewne przed wyjazdem do Meksyku: „Mój praw­

dziwy tata. Przystojny. Bogaty. Ma własny jacht".

Następne zdania zanotowano innym kolorem i mniej

wyraźnie: „ Wstrętny, ciągle wrzeszczy, nie lubi dzieci.

Mamusia przez niego płacze". Dawid uniósł głowę

i napotkał utkwione w sobie jasne, poważne oczy Jill.

- Nie lubię go - wyznała cichutko. - Czy to źle?

Dlaczego zwróciła się do niego z tym pytaniem?

Dawid sam pochodził z rozbitej rodziny i wiedział, jak

cierpi dziecko rozwiedzionych rodziców. Daremnie

próbuje zadowolić ich oboje i poczuwa się do winy, gdy

okazuje się to niemożliwe, w każdym razie nie na tyle, by

znowu chcieli być razem. On przynajmniej kochał

rodziców. O ileż gorzej czuje się Jill, która nie znosi

jednego z nich! Jej mały świat zachwiał się w posadach.

Ktoś powinien z nią porozmawiać o tym, co przeżyła. Ale

dlaczego on? Nie umiał rozmawiać z dzieciakami o takich

sprawach. Rozejrzał się bezradnie, próbując uniknąć

odpowiedzi. Na szczęście w drzwiach stanęła Rosa.

- Już jesteś? - rzekł zaskoczony. Spojrzał na zega­

rek i jęknął. Dwie godziny minęły nie wiadomo kiedy.

- Za dziesięć minut otwieramy, a nic jeszcze nie jest

gotowe.

Dawid wstał i przywitał się ze swoją leciwą pomoc­

nicą.

- Co to ma znaczyć? - zapytała Rosa, rzucając

pakunki na stół, przy którym siedziała córka Shelley.

- Czyje to dziecko?

- Przedstawiam ci Jill. Ona i jej brat przyjechali

mnie odwiedzić. -Dawid odwrócił się, szukając chłop­

ca, ale go nie zobaczył. Kuchenny blat był pusty.

Zapomniane książeczki do kolorowania poniewierały

się na podłodze. - Gdzie się podział ten dzieciak?

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Jill wzruszyła ramionami. Dawid zaklął pod nosem

i pobiegł na górę, wołając głośno Chrisa. Rosa obser­

wowała wszystko z ciekawością. Przez chwilę przy­

glądała się Jill, a potem zapytała:

- Gdzie jest twoja mamusia, dziecinko?

- Poszła zabrać pieniądze z banku - odparła dziew­

czynka, podnosząc głowę znad dziennika. Spojrzenie

małej było niewinne i szczere. - Przebrała się. Wy­

glądała bardzo śmiesznie. Powinna niedługo wrócić.

- Włożyła perukę? - zpytała Rosa drżącym głosem.

Jill przytaknęła ruchem głowy.

- I bardzo śmieszne okulary.

- Chcesz powiedzieć, że poszła do banku w prze­

braniu? - upewniła się Rosa, nie kryjąc strachu.

Zamierzała wypytywać dalej, ale nie zdążyła. Dawid

pędził po schodach.

- Nie ma go na górze. Na pewno wybiegł na ulicę.

Ten dzieciak... - Ruszył w stronę drzwi. - Roso,

popilnuj Jill, dobrze? Muszę znaleźć Chrisa - rzucił

przez ramię. Kobieta pokiwała głową z chmurną miną.

Dawid wyszedł pospiesznie, nie czekając na jej od­

powiedź.

- Czy twoja mamusia od dawna zna Dawida?

- zapytała Rosa bojaźliwie. Dziewczynka pokręciła

głową.

- Przyszliśmy tu wczoraj. Dawid powiedział, że

możemy zostać. - Przysunęła się bliżej i szepnęła

tajemniczo: - Musieliśmy uciekać.

Rosa krzyknęła i załamała ręce, a potem wybuch-

nęła potokiem hiszpańskich słów, niezrozumiałych dla

Jill. Gdy w drzwiach pojawił się Dawid, ciągnący za

sobą niezadowolonego Chrisa, podążyła za nim na­

tychmiast. Perorowała bezustannie, nie dając mu dojść

scandalous

wykonanie - Irena

background image

do słowa. Jill patrzyła na nią z zachwytem. Za­

stanawiała się, o czym mówi ta dziwna kobieta. Dawid

odwrócił się nagle, wybuchnął śmiechem i objął czule

wystraszoną Rosę, próbując ją uspokoić.

- Nie ma powodu do obaw - tłumaczył. - Nikt nie

zamierza obrabować banku. Przysięgam na wszystkie

świętości. Przestań się martwić, wszystko ci wyjaśnię.

Jill obserwowała uważnie dwoje dorosłych. Starsza

kobieta wytarła oczy i powiedziała coś po hiszpańsku.

Dawid roześmiał się serdecznie. Dziewczynka otwo­

rzyła dziennik na nowej stronie. „Dawid Coronado",

napisała u góry. „Bardzo przystojny". Przerwała na

chwilę, trzymając pióro w dłoni. Ciekawe, czego

jeszcze się o nim dowie.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Dawid nie miał czasu martwić się o Shelley. Minęło

południe i w restauracji tłoczyli się klienci. Dopiero

gdy zaczęli powoli wychodzić, zorientował się, że

jeszcze jej nie ma. Czy pobranie gotówki z banku może

zająć aż tyle czasu?

Rosa już się uspokoiła, przyjęła do wiadomości,

że dzieci przyjechały w odwiedziny, i wspaniale się

nimi zaopiekowała. Zamiast posłać je na górę i za­

mknąć w sypialni, zabrała maluchy do sali jadalnej,

gdzie wraz z nią przyjmowały zamówienia i roz­

nosiły posiłki z takim wdziękiem, że goście byli za­

chwyceni.

Shelley jeszcze nie wróciła. Te słowa dudniły nie­

ustannie w głowie Dawida jak odgłos bębnów: Shelley

nie wróciła. Dochodziła druga. O tej porze zaczynała

się popołudniowa przerwa. Dzieci zaczęły kaprysić.

- Położę je spać - zaproponowała Rosa. W re­

stauracji pozostało zaledwie kilku gości, więc Dawid

chętnie się na to zgodził. Gdy cała trójka wspinała się

po schodach, u frontowych drzwi rozległ się dzwonek.

Dawid poszedł otworzyć. Na progu stał śniady męż­

czyzna w jasnym garniturze. Z pewnością nie mieszkał

w tej dzielnicy, nie wyglądał też na turystę...

Dziwny gość wszedł, ale nie usiadł przy barze ani

przy stoliku, lecz skierował się od razu do kuchni.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Skinął na Dawida i obrzucił pomieszczenie badaw­

czym spojrzeniem, jakby je poznawał.

- Szukam kogoś - wyjaśnił krótko po hiszpańsku

i pokazał Dawidowi fotografię. - Widział pan tę

kobietę albo dzieciaki?

- Nie, nigdy w życiu - skłamał Dawid, zerknąwszy

na zdjęcie.

Mężczyzna nie wydawał się zaskoczony. Obojętnie

skinął głową, schował zdjęcie i podał Dawidowi wizy­

tówkę z numerem telefonu.

- Gdyby się pan czegoś dowiedział, proszę za­

dzwonić pod ten numer. Może się pan spodziewać

nagrody.

- Jasne - wykrztusił Dawid starając się, by jego

głos zabrzmiał spokojnie. - Będę o tym pamiętał.

Musiał trzymać nerwy na wodzy. Miał wielką

ochotę rozgnieść intruza na miazgę. Mężczyzna ruszył

do wyjścia. Nagle dobiegł go z góry wesoły dziecięcy

chichot.

- Przestań mnie łaskotać! - pisnęła Jill.

Mężczyzna usłyszał, że dziecko mówiło po angiels­

ku. Dawid zdrętwiał ze strachu. Jeśli ten facet spotykał

dzieci na jachcie, może rozpoznać ich głosy. Nie­

znajomy przystanął i podniósł głowę. Dawid rozejrzał

się, szukając wzrokiem ostrego noża.

- To moje bachory - rzekł po angielsku z wyraź­

nym amerykańskim akcentem. - Ciągle się wydzierają.

- Współczuję. Na szczęście nie mam żadnych dzie­

ciaków - rzucił krótko śniady mężczyzna i wyszedł

z kuchni.

Dawid sięgnął po nóż i ścisnął go z całej siły. Jeśli ten

gość pokaże fotografię klientom pijącym kawę, ci bez

wątpienia rozpoznają dzieci, a on będzie musiał wkro-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

czyć zdecydowanie do akcji. Na szczęście nieznajomy

szedł prosto do wyjścia. Po chwili zniknął za drzwiami.

Dawid odetchnął z ulgą. Musiał przyznać, że przesad­

ne z pozoru obawy Shelley okazały się uzasadnione.

Były mąż szukał jej po całym mieście za pośrednictwem

bardzo podejrzanych osobników. To nie mieściło się

głowie!

Gdzie ta dziewczyna się podziewa, do diabła?

Najchętniej poszedłby jej szukać, ale dzieci nie mogły

przecież zostać same. Zamknął wcześniej lokal i szyko­

wał się do wyjścia, mając nadzieję, że Rosa z nimi

posiedzi. Ale okazało się to niemożliwe. Kelnerka

wybierała się do dentysty. Nie mogła przełożyć wizyty,

na którą czekała cały miesiąc. Zapewniała solennie, że

wróci najszybciej, jak to będzie możliwe, i zajmie się

maluchami, żeby mógł poszukać Shelley. Dobre i to.

Dawid poszedł do sypialni. Chodził niespokojnie po

pokoju, zerkając na śpiące rodzeństwo. Może coś złego

przydarzyło się Shelley, może dostała się w łapy

Armanda... Gdyby jednak ponownie została uwięzio­

na, uczyniłby wszystko, by przyjść jej z pomocą. Ten

łajdak nie skrzywdzi jej nigdy więcej, powtarzał w kół­

ko. Opadł na krzesło i zapatrzył się na dwie jasne

główki spoczywające na poduszce. Chciał pospieszyć

Shelley na ratunek, a tymczasem siedział tu, niańcząc

jej dzieci. Wkrótce zacznie czytać romanse!

Musiał się chyba zdrzemnąć, bo nagle ujrzał Shelley

idącą przez pokój. Zdjęła perukę i jej jasne włosy

opadły na ramiona. Przez moment wydawało mu się,

że śni, ale wnet oprzytomniał i zerwał się na równe

nogi.

- Co się stało? - rzucił niecierpliwie.

Wyglądała na zmartwioną. Położyła palec na

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ustach i wskazała dłonią śpiące dzieci. Przeszli do holu.

Shelley opadła na kanapę. Odgarnęła włosy do tyłu,

położyła głowę na oparciu i zamknęła oczy. Dawid

przysiadł ostrożnie na brzeżku sofy, starając się za­

chować bezpieczną odległość. Znów czuł znajomy

niepokój. Powinien mieć się przed nią na baczności.

- Okazało się, że dla meksykańskich banków po

prostu nie istnieję - rzekła, otwierając oczy i uśmiecha­

jąc się bezradnie.

- Co ty opowiadasz? - spytał z chmurną miną.

- Zadzwoniłam do Reeda, żeby mi przysłał trochę

pieniędzy. Odwiedziłam wszystkie banki w tym mieś­

cie. Wszędzie rozmawiałam z ważnymi urzędnikami.

Większość z nich potraktowała mnie jak wariatkę. To

przez to błazeńskie przebranie. Inni bardzo mi współ­

czuli, ale nie mogli pomóc, bo nie przedstawiłam

żadnego dowodu tożsamości.

- Nie wystarczyło im kalifornijskie prawo jazdy

i karty kredytowe? - dopytywał się zaskoczony Dawid.

- Przecież ci powiedziałam, że Armand zabrał mi

torebkę i schował do sejfu. Trzymałam w niej wszyst­

kie dokumenty. Nie mogę udowodnić, kim jestem.

To było nie do uwierzenia. Musiał istniećjakiś sposób.

- Czy jest tu oddział banku, w którym masz konto?

- Nie, ale ma tu swój oddział bank, który zajmuje

się finansami mego ojca. Niestety, oni też są bezradni.

Muszę przedstawić jakiś dowód tożsamości albo po­

prosić ojca o poręczenie.

- A konsulat?! - zawołał Dawid. - Jest przecież

w Puerto Vallarta. Na pewno ci pomogą.

- Tak sądzisz? - odparła, unosząc brwi. - Wątpię,

Armand ma tam swoje wpływy. Ktoś mu o wszystkim

donosi.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Skąd o tym wiesz? - Dawid popatrzył na nią

z niedowierzaniem. Przekonał się, że były mąż Shelley

to nikczemnik, ale ten ostatni zarzut wydał mu się

absurdalny.

- Wspomniał mi o tym, gdy chciałam wyjechać

-odparła, przesuwając dłońmi po elastycznych spod­

niach.

- Nie wierz mu. To na pewno blef. - Energicznie

potrząsnął głową.

- Możliwe, ale nie mogę ryzykować - odparła,

wzruszając ramionami. Patrzyła na niego ponuro jak

nigdy dotąd.

- W takim razie pojedźmy do konsulatu w Mazat-

lan - zaproponował. Tak bardzo pragnął ją przytulić,

wziąć za rękę. Znużona Shelley westchnęła i znowu

odgarnęła włosy.

- Nie, to zbyt daleko. Poza tym Armand polecił

zapewne obserwować budynek.

Tym razem Dawid nie szydził z jej obaw. Przekonał

się już raz, że miała rację.

- Jakiś nieznajomy był tu przed godziną - powie­

dział.

Dziewczyna wyprostowała się natychmiast. Otwo­

rzyła szeroko oczy.

- Tutaj? Jak wyglądał? Co mówił? Wymienił na­

zwisko Armanda?

Dawid opowiedział krótko o dziwnym gościu.

- Teraz wiem, że miałaś rację. Twój były mąż

naprawdę chce was schwytać.

- Och, nie mam co do tego wątpliwości. Wszystko

na to wskazuje. - Spochmurniała i zadumała się na

chwilę. - Nie rozumiem tylko, dlaczego.

- Pragnie, żebyś do niego wróciła - odparł Dawid

scandalous

wykonanie - Irena

background image

zachrypniętym głosem. Wystarczyło popatrzeć na tę

piękną dziewczynę, by wszystko zrozumieć. Starannie

unikał jej wzroku, by nie domyśliła się, jakie są jego

prawdziwe uczucia. - To przecież oczywiste.

- Miło z twojej strony, że tak mówisz-powiedziała

miękko Shelley i wzięła go za rękę - ale prawda jest

nieco inna.

Patrzyli na swoje splecione dłonie. Ręka Dawida

była duża i silna. Shelley czuła się niemal bezpieczna

w obecności tego dobrze zbudowanego, postawnego

mężczyzny. To chwilowe poczucie bezpieczeństwa

mogło jednak okazać się złudne. Nigdy jeszcze nie

spotkała człowieka, któremu mogłaby całkowicie za­

ufać. Pomyśleć tylko, że był czas, gdy naprawdę

kochała się w Armandzie. Z drugiej strony skrzyw­

dziłaby Dawida, patrząc na niego przez pryzmat

poprzednich życiowych doświadczeń. Był trochę gbu-

rowaty i dziwnie powściągliwy, lecz zarazem dobry

i uczciwy. Wzruszyła się, gdy weszła do pokoju

i ujrzała go drzemiącego na krześle obok łóżka,

w którym spały jej maluchy. Postanowiła mu zaufać

i powiedzieć o swoich troskch.

- Wcale nie jestem pewna, czy Armand chce,

żebym do niego wróciła, bo mu na mnie zależy. Mam

ogromne wątpliwości. Na jachcie była także jego

obecna dziewczyna. - Shelley spuściła oczy. Myślała

o tym z przykrością. Nie zamierzała wiązać się z Ar­

mandem, nie kochała go i wiedziała, że on również nic

do niej nie czuje. Dlaczego zatem udawał, że jest mu

bliska, a jednocześnie zaprosił tę dziewczynę? Czy

chciał ją w ten sposób upokorzyć? Nie potrafiła sobie

tego wytłumaczyć i zastanawiała się, jaką grę z nią

prowadzi.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Dawid zmarszczył brwi. On również tego nie rozu­

miał.

- Dlaczego to zrobił, skoro zarazem próbował cię

przekonać, że mu na cobie zależy?

Shelley wybuchnęła śmiechem i potrząsnęła głową.

- Jest bardzo pewny siebie i uważa, że wszystko mu

wolno. Chciał, żebym do niego wróciła, co wcale nie

oznacza, że przestałby sypiać ze swoją dziewczyną,

a więc przywiózł ją na jacht. Jest przekonany, że

potrafi każdego owinąć sobie wokół palca. Dlatego

z nikim się nie liczy.

Dawid popatrzył na nią badawczo. Im więcej

dowiadywał się o tym łotrze, tym bardziej go nienawi­

dził.

- Czemu go poślubiłaś? - zapytał cicho, zaszoko­

wany postępowaniem Armanda. Dlaczego ta cudowna

dziewczyna wyszła za mąż za takiego szubrawca?

Shelley posmutniała i wysunęła dłoń z jego ręki.

- To się zdarzyło tak dawno temu - odparła

wymijająco. - Wróćmy do naszego problemu. Wiem,

co powinnam teraz zrobić. Zadzwonię do ojca. Szybko

się upora z moimi kłopotami. Zawsze tak było.

- Skrzywiła się i mruknęła do siebie: - Właśnie z tego

powodu wcale nie mam ochoty do niego dzwonić.

- Przyśle ci pieniądze?

Oczywiście, że to zrobi... Ojciec Shelley był człowie­

kiem bogatym i wpływowym. Wystarczyło, że za­

dzwonił, a już wszyscy stawali na baczność. Ale nie to

martwiło Dawida. Przez chwilę sądził, że Shelley

zostanie trochę dłużej i choć jego sercem targały

sprzeczne uczucia, ucieszył się bardzo. Okazało się

jednak, że wkrótce jej tu nie będzie. Kto jest bogaty

i ustosunkowany, zawsze dopnie celu.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Owszem. Ojciec przyśle pieniądze albo poleci

bankowi, by mi je przekazał. - Westchnęła ciężko.

- Chodzi o to, że nie powiedziałam nikomu z rodziny

o swoich planach, o tym, że zamierzam spotkać się

z Armandem. Będą wściekli, że zrobiłam to bez ich

wiedzy. Czeka mnie przykra rozmowa. Muszę się

wytłumaczyć i wysłuchać paru dobrych rad. Cóż, nic

nie przychodzi łatwo, prawda? - Wzruszyła ramiona­

mi i spojrzała z irytacją na swój dziwaczny strój.

Postanowiła natychmiast zmienić ubranie, by poczuć

się znów sobą.

- Dawidzie, chciałabym się przebrać. Dasz mi coś

ze swoich rzeczy?

- Spodnie na pewno nie będą na ciebie pasować

- oświadczył, podnosząc się z kanapy - ale znajdziesz

jakąś bluzę lub koszulkę. - Zawahał się. Nie miał

zamiaru grzebać z nią w ciuchach i patrzeć, jak je

przymierza. To by się mogło źle skończyć. - Najlepiej

będzie, jeśli sama czegoś poszukasz. Muszę zejść na dół

i posprzątać lokal przed otwarciem.

Shelley wślizgnęła się cichutko do pokoju, w którym

spały dzieci. Dawid zszedł na dół, ale jej wizerunek stał

mu ciągle przed oczyma. Czuł nadal ciepło niewielkiej

dłoni. Łagodnie zaokrąglone policzki, odrobinę skoś­

ne oczy, pięknie wykrojone wargi, to wszystko budziło

wzruszenie, którego nie zaznał w towarzystwie innych

kobiet. Podobnie reagował, kiedy słuchał muzyki

poważnej. Chwytała go za serce tak samo jak niezwyk­

ła uroda Shelley.

Dzieci jeszcze spały. Shelley westchnęła, spogląda­

jąc na nie z zachwytem. Kochała je z głębi serca. Były

jej dumą i radością. Oto dowód, że nie zmarnowała

siedmiu lat swego życia. Gotowa była walczyć o dzieci

scandalous

wykonanie - Irena

background image

zębami i pazurami. Nie pozwoli, by dostały się w łapy

Armanda. Na samą myśl, że miałyby żyć pod jednym

dachem z taką kreaturą, cierpła jej skóra.

Pomyślała, że przez kilka ostatnich lat jakby pod­

świadomie na coś czekała. Teraz zrozumiała, co to

było. Musiała wreszcie uwolnić się od Armanda,

przekonać się, czy rzeczywiście nic ich już nie łączy, czy

też jest dla nich obojga jakaś szansa. Czekała, aż

sprawy ostatecznie się wyjaśnią, a gdy ten moment

wreszcie nastąpił, całe jej życie niespodziewanie stanę­

ło na głowie. Nareszcie uporała się ze swoim najwięk­

szym problemem. Niczego już nie żałowała. Odtąd

będzie żyła własnym życiem. Trochę się tylko obawia­

ła, jak zdoła wrócić do domu. Musiała zadzwonić do

ojca. Skrzywiła się na myśl o tym. Bała się tej

rozmowy. Na pewno nie będzie przyjemna. Zbyt

często telefonowała do niego w przeszłości, by przeka­

zać złe nowiny. Czuła się jak mała dziewczynka, jak

postrzelona głupiutka smarkula, przysparzająca wszy­

stkim zmartwień. Znów zadzwoni do tatusia, żeby

wyciągnął ją z tarapatów, w jakie sama się wpakowała.

Musiała zadzwonić, nie miała innego wyjścia, po­

stanowiła jednak najpierw się przebrać. Na dnie torby

z ciuchami znalazła czarne wąskie spodnie. Potem

zajrzała do komody i pogrzebała w ubraniach Dawida.

Nie było ich wiele. Wybrała ciemnoniebieską bluzę

z krótkimi rękawami, bez kołnierzyka. Trochę zsuwała

się z ramion i sięgała do połowy ud, ale Shelley

podobała się o wiele bardziej niż elastyczny sweterek

z papugą. Postanowiła zejść na dół i porozmawiać

z Dawidem. Jeszcze raz zerknęła w lustro. To niezwyk­

łe, że tak bardzo go polubiła. Ogromnie różnił się od

Armanda. Nie wydawał się zdolny do intryg i podłości.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

W głębi serca był zacny i uczciwy, chociaż czasami

pojawiał się w jego ciemnych oczach niebezpieczny

błysk.

Zeszła na dół. Dawid wycierał szklanki i ustawiał je

w równiutkie rzędy. Usiadła na wysokim stołku przy

barze i uśmiechnęła się do niego.

- Zapytałeś, dlaczego poślubiłam Armanda-zaczę­

ła bez żadnych wstępów - a ja ci nie odpowiedziałam,

ponieważ wspominam ten czas z przykrością. Postano­

wiłam wszystko ci wyjaśnić, bo okazałeś się prawdzi­

wym przyjacielem. Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć,

dlaczego wyszłam za tego człowieka, opowiem ci.

Dawid odwrócił się i popatrzył na nią badawczo.

Właściwie cudze sprawy nie powinny go obchodzić, ale

nie dbał o to. Oczywiście, że chciał wiedzieć. Odłożył

ścierkę i stanął przy barze naprzeciwko dziewczyny.

- Dobrze. Zaczynaj - odparł cicho. Shelley splotła

przed sobą dłonie i wpatrywała się w nie przez chwilę.

- Moi rodzice mieli tylko nas dwoje, mnie i Reeda.

Znasz dobrze mego brata. To wspaniały człowiek.

Rodzice zawsze byli z niego bardzo dumni. Trochę się

poróżnili, gdy postanowił iść do wojska, ale i tak

pozostał dla nich wzorem wszelkich cnót. - Dawid

skinął głową. Zauważył to podczas wizyty u Britt-

manów. - Uważali Reeda za chodzącą doskonałość,

natomiast mnie za życiowego nieudacznika, za czarną

owcę w rodzinie. Właściwie nie wiem, co sprawiło, że

przypadła mi taka rola.

Shelley podniosła wzrok. Uśmiechała się bardzo

smutno. Dawid poczuł, że wielki żal ścisnął mu serce.

- Wszyscy uznali, że jestem postrzelona, głupiutka,

dość ograniczona. Nikt by się nie zdziwił, gdybym

w czasie przyjęcia wpadła do basenu albo usiadła na

scandalous

wykonanie - Irena

background image

torcie podczas pikniku. -Zrobiła dziwną minę. Dawid

zagryzł wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Coś mu

mówiło, że nie wymyśliła sobie tych przykładów. -Póki

byłam w szkole średniej, nie robiłam nic, żeby zmienić ten

wizerunek. Pogodziłam się z tym, że wszyscy tak o mnie

myślą. Niewiele się po mnie spodziewano, więc nie

próbowałam nikogo przekonać, że potrafię coś osiągnąć.

- Westchnęła i pokiwała głową, zastanawiając się nad

swoją przeszłością. - Dobrze wiem, że zmarnowałam

mnóstwo czasu, ale... -Uśmiechnęła się przepraszająco.

- Oho, za dużo o tym mówię, właściwie sama byłam sobie

winna, prawda?Tak czy owak, gdy skończyłam dwadzie­

ścia lat, postanowiłam, że nie pozwolę, aby rodzina

uważała mnie dłużej za półgłówka. Próbowałam wielu

sposobów, żeby ich przekonać, kim jestem naprawdę, ale

oni już dawno mnie zaszufladkowali. Dla nich pozosta­

łam niemądrą smarkulą, koniec, kropka.

Shelley przerwała na chwilę, popatrzyła na Dawida

i wzruszyła ramionami.

- Wtedy poznałam Armanda - kontynuowała swo­

ją opowieść. -Niełatwo byłoby ci zrozumieć, co mnie

w nim pociągało. Mężczyzna dojrzały, odnoszący

sukcesy i powszechnie szanowany zakochał się we

mnie od pierwszego wejrzenia i nagle wszystko się

zmieniło. Ludzie spojrzeli na mnie inaczej. Nieoczeki­

wanie okazało się, że jestem coś warta.

- Tylko dlatego, że ten łajdak zwrócił na ciebie

uwagę? - burknął Dawid z ponurą miną. Nie mógł tego

pojąć.

- Och, nie znasz Armanda. Jest przystojny, czaru­

jący, doskonale się prezentuje.

- Czemu to jest takie ważne? - rzucił zaczepnie

Dawid, chociaż doskonale rozumiał, co Shelley miała

scandalous

wykonanie - Irena

background image

na myśli. Armand robił na ludziach wrażenie. On sam

nigdy tego nie potrafił.

- Ten człowiek jest w oczach innych bez zarzutu

- tłumaczyła. - Ma wszelkie atuty. Jest bogaty,

wykształcony, pochodzi z dobrej rodziny. Jego matka

uczęszczała do tej samej szkoły w Szwajcarii, co moja

mama. Gdy pojawialiśmy się gdzieś we dwoje, ludzie

patrzyli na mnie z podziwem, inaczej niż dawniej. To

cudowne uczucie, uderza do głowy jak szampan.

- Ale podziwiali cię tylko ze względu na niego.

- Uważasz, że zagorzałe feministki mają rację?

- zapytała Shelley, wybuchając śmiechem.

- A cóż mam powiedzieć? Mamy lata dziewięć­

dziesiąte. Jestem za równouprawnieniem - odparł

Dawid z wymuszonym uśmiechem.

- Teraz przyznaję ci rację. Wtedy nie widziałam

tego tak jasno. Armand był mi całkowicie oddany,

niezwykle czuły. Ślub i wesele były wielkim wydarze­

niem towarzyskim. Ale miesiąc miodowy... -zamilkła

na chwilę, a Dawid przyglądał się jej z uwagą. - Zbaga­

telizowałam pewien fakt, który powinnam była potra­

ktować jako ostrzeżenie - dodała stłumionym głosem.

Patrzyła znowu na splecione dłonie. - Pomyślałam

wtedy, że wszystko się ułoży, że oboje potrzebujemy

czasu, by się lepiej poznać. - Podniosła wzrok i odważ­

nie spojrzała Dawidowi w oczy. - Kochałam go. Nie

mogę dziś twierdzić, że było inaczej. Miałam nadzieję,

że będziemy dobrym małżeństwem. Mieliśmy aparta­

ment na Manhattanie i rezydencję w Grecji. Dużo

czasu spędzaliśmy na jachcie. Żeglowaliśmy od wyspy

do wyspy, Bardzo to lubiłam. Zapraszaliśmy przyja­

ciół i bawiliśmy się cudownie. Złudzenia prysły, gdy

miała urodzić się Jill.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Nie chciał dzieci?

- Nie o to chodziło. Twierdził, że powinniśmy je

mieć, ale kiedy zaszłam w ciążę, zaczął mnie... zanie­

dbywać. Potem weszło mu to w krew; nie miał ochoty

albo nie był w stanie się zmienić. Musiałam się

pogodzić z tym, żemoje małżeństwo było nieudane, ale

gdy ponownie zaszłam w ciążę, właściwie przez nie­

uwagę, próbowałam jeszcze ratować ten związek.

Niestety, coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie.

W końcu postanowiłam odejść.

- To było przed narodzinami Chrisa?

- Tak. Armand chętnie zgodził się na rozwód.

Pragnął odzyskać wolność. - Splotła ciasno ręce, jakby

poczuła chłód, i obszerna bluza zsunęła się z jej

ramienia. Poprawiła ją błyskawicznym ruchem, ale

Dawid zauważył coś, co go przeraziło.

- Ejże! - krzyknął marszcząc brwi i wyszedł zza

baru. - Co on ci zrobił?

- Nic - odparła zmieszana Shelley, zaciskając

dłonie na szyi.

- Do diabła, nie wierzę ci. - Odsunął jej ręce

zdecydowanym ruchem i delikatnie odsłonił ramię

i plecy pokryte wielkimi ciemnymi siniakami. Patrzył

na nie w milczeniu, czując, że ogarnia go furia.

- On ci to zrobił? - zapytał głucho.

- Dawidzie...

-To on, tak?

Zamknęła oczy i skinęła głową.

- Zabiję tego drania. - W głosie Dawida brzmiała

groźba. Mocno zacisnął pięści.

- Nie przejmuj się, to już nie boli, tylko wygląda

okropnie. - Pospiesznie naciągnęła bluzę na ramię.

Spojrzała Dawidowi w oczy. Na stężałej twarzy męż-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

czyzny malowała się złość. Shelley dotknęła jego dłoni

i rzekła łagodnie: - Nie powinieneś się tym prze­

jmować.

Dawid odwrócił głowę. Nie był w stanie wykrztusić

słowa. Pragnął rozerwać Armanda na strzępy. Jak

można skrzywdzić kobietę... Nie potrafił o tym myśleć

bez gniewu.

- Dawidzie... - Smukłe palce nadal obejmowały

jego dłoń. Spojrzał na Shelley niepewnie. Uśmiech­

nęła się najserdeczniej jak potrafiła. To wyjątkowy

mężczyzna! - Spotykasz się z kimś? - zapytała cichu­

tko.

- Proszę? - Osłupiały Dawid patrzył na nią, nie

rozumiejąc pytania.

- Chcę wiedzieć, czy masz dziewczynę.

- Nie. - Zmarszczył brwi, nie mogąc pojąć, jakie to

ma teraz znaczenie. Shelley uśmiechęła się złośliwie,

a jej błękitne oczy nagle pojaśniały.

- To dlaczego nie chcesz mnie pocałować?

Dawid widział dziewczynę jak przez mgłę. Złociste

włosy, czerwone usta... Wyciągnął rękę i pogłaskał ją

delikatnie po policzku, jakby dotykał bezcennego

i kruchego dzieła sztuki. Była wobec niego szczera

i uczciwa. Musiał powiedzieć jej prawdę.

- Bo na pocałunkach się nie skończy - odparł

niskim, chrapliwym głosem, nie kryjąc, jak bardzo jej

pragnie. Shelley położyła rękę na jego dłoni, nie

pozwalając mu jej cofnąć.

- Gotowa jestem zaryzykować - szepnęła.

- Shelley... -Przyciągnął ją do siebie. Krew płynęła

w jego żyłach coraz szybciej. - Nie pasuję do ciebie.

W niczym nie przypominam twoich bogatych wiel­

bicieli. Jestem nieokrzesany, dobrze o tym wiesz.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Jakoś to zniosę, Dawidzie -mruknęła, podnosząc

głowę. Jej usta prawie dotykały jego warg. -Udowod­

nię ci to.

Daremnie opierał się jej przez tyle godzin. Musiał

skapitulować. Do tej chwili chłonął jej niezwykłą

urodę, oddychał nią jak powietrzem, zachwycał się

i odkrywał wciąż na nowo, ale to było tylko marzenie.

Teraz trzymał Shelley w ramionach, a rzeczywistość

przeszła wszelkie oczekiwania.

Gdy dotknął jej ust, przytuliła się z całej siły. Była

taka delikatna i krucha. Ciepło jej ciała ogrzewało mu

serce. Całował ją coraz namiętniej, jakby z obawy, że

umknie mu i rozwieje się jak sen. Początkowo chciał

być szorstki, trochę grubiański, aby zrozumiała, że do

siebie nie pasują, lecz to mu się nie udało. Shelley była

prawdziwą damą i musiał ją należycie traktować.

Przytulił ją mocniej. Objęła go z całych sił. Miał

wrażenie, że odrywa się od ziemi i unosi w prze­

stworzach. Nagle usłyszał głos powtarzający jego imię.

Shelley próbowała uwolnić się z uścisku. Spojrzał na

nią nieprzytomnie, całkiem oszołomiony jej uwodzi­

cielską mocą.

- Dawidzie, to dzieci. Obudziły się, nie słyszysz?

Spochmurniał, próbując złapać oddech. Wracał

z innego świata, gdzie mógł słyszeć, czuć, dotykać

tylko Shelley. Niewiele brakowało, żeby przestał nad

sobą panować. Odsunął się niechętnie.

- Muszę tam iść - rzekła i wbiegła na schody.

Dawid stał oparty o bar. Co się z nim stało?

Dlaczego postąpił tak głupio? Zdarzyło mu się to po

raz pierwszy, nigdy dotąd tak się nie zapomniał.

Shelley złapała go w swoje sidła i nie wiedział, jak się

z nich uwolnić.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Ciało Dawida nie chciało słuchać rozumu. Z naj-

wyższym trudem udało mu się zapanować nad od-

dechem. Przydałby się zimny prysznic. Harakiri roz-

wiązałoby definitywnie jego problem. Właściwie, cze-

mu nie? Stracił do siebie szacunek. To byłoby przynaj-

mniej honorowe wyjście. Jęknął i przymknął oczy.

Żadnej kobiety nie pragnął tak bardzo jak Shelley. Nie

był pewny, jak długo będzie w stanie panować nad

namiętnościami, chociaż ciągle powtarzał sobie, że to

jedyny rozsądny sposób postępowania. W końcu był

tylko człowiekiem.

- Raczej bezczelnym typem, który się za niego

podaje - burknął, idąc do kuchni. Napełnił szklankę

zimną wodą, ale jej nie wypił, tylko ochlapał sobie

twarz. Wycierał się ręcznikiem, gdy usłyszał tupot na

schodach. Na widok Jill odetchnął z ulgą. Dziewczyn­

ka uśmiechnęła się radośnie i pomachała mu ręką.

- Cześć! - zawołała. - Mamusia dzwoni do dziad­

ka. Możemy z tobą posiedzieć?

Dzieci. Jak to dobrze, że przyszły. Oprzytomniał

natychmiast; zimny przysznic nie był już potrzebny.

Odetchnął głęboko i odpowiedział na powitanie wy­

muszonym uśmiechem.

- Zapraszam do kuchni. Mam pomysł: ty i Chris

pomożecie mi przygotować lemoniadę, zgoda?

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Z prawdziwych cytryn? - zerknęła na niego

z zainteresowaniem.

- Z najprawdziwszych.

- Powiesz nam, co mamy robić? - Jill zgodziła się

natychmiast. W tej samej chwili do kuchni wszedł

Chris. Zabrali się do przygotowywania lemoniady.

Dzieci wyciskały sok z cytryn przyniesionych rano

przez Rosę. Po chwili w drzwiach stanęła Shelley

i przyłączyła się do trojga zapracowanych kucharzy.

Dawid nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy, więc zaczął

dowcipkować. Po chwili maluchy turlały się ze śmie­

chu.

W końcu cytrynowy sok został przelany do szkla­

nego dzbanka. Sporo wylało się na podłogę i na

ubranka dzieci. Każde dostało po szklance lemonia­

dy, a potem Shelley posłała je na górę, żeby się

umyły i przebrały.

fc

- Ależ się upaćkały! - rzekła, odprowadzając je

wzrokiem. - Muszę cię nauczyć, jak postępować

z dziećmi - dodała z uśmiechem.

- Warto było się pomęczyć, jeśli przy okazji czegoś

się nauczyły - odparł, wzruszając ramionami. Staran­

nie wycierał zachlapany sokiem blat.

- Chyba masz rację - oznajmiła, kiwając głową.

Wzięła drugą ścierkę i zaczęła mu pomagać. Dawid

przesunął się na drugi koniec stołu, żeby jej przypad­

kiem nie dotknąć. Nie można wymagać od mężczyzny

zbyt wiele.

- No i co, ojciec zgodził się ci pomóc? - zapytał.

Ogarnęła go czarna rozpacz, gdy pomyślał, że Shelley

wkrótce wyjedzie, ale zdawał sobie sprawę, że tak

będzie najlepiej. Odwróciła się w jego stronę i ze

smutkiem pokręciła głową.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Nic nie załatwiłam. Właśnie się zastanawiałam,

jak ci o tym powiedzieć. Wygląda na to, że nadal

musimy korzystać z twojej gościny, jeśli zechcesz jej

nam udzielić. To może potrwać kilka dni. Moi rodzice

wyjechali prawdopodobnie do Paryża na pokazy mo­

dy. Będą biegać po sklepach. Reed podróżuje w inte­

resach. Adwokat ojca łowi gdzieś ryby i do poniedział­

ku będzie nieuchwytny. Dziś mamy czwartek.

- A więc musicie tu przeczekać jeszcze trzy dni.

- Przepraszam, Dawidzie, naprawdę bardzo cię

przepraszam, ale sama nie wiem, co dalej robić.

Stał odwrócony plecami i nie przerywał sprzątania;

trudno było odgadnąć, w jakim jest nastroju.

- Jeśli to dla ciebie duży kłopot, powiedz, u kogo

z twoich znajomych moglibyśmy zamieszkać - ciąg­

nęła.

- Dam ci pieniądze - rzekł krótko, odwracając się

i spoglądając na nią z nieodgadnionym wyrazem

twarzy. - Niewiele przywiozłem tu ze sobą, ale jakoś

uzbieram na bilety dla waszej trójki.

- Wykluczone - sprzeciwiła się zdecydowanie Shel­

ley i potrząsnęła głową. Jasne włosy tańczyły wokół jej

twarzy. - Nie wezmę pieniędzy twoich dziadków.

- Możesz je potem zwrócić. -Dawid przyglądał się

jej ze zdumieniem.

- Nie. Już postanowiłam. - Zerknęła na niego

nieśmiało. Gdyby miała powiedzieć całą prawdę, mu­

siałaby przyznać, że wcale jej nie martwiła perspek­

tywa spędzenia następnych kilkudziesięciu godzin

u Dawida. Im dłużej z nim przebywała, tym bardziej jej

się podobał. Powoli rozkwitało w nich nowe niezwykłe

uczucie. Nie chciała, by zwiędło, nim dojrzeje.

Bała się Armanda. Ten człowiek miał długie ręce i to

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ją przerażało. Ale z drugiej strony wysłał już do

restauracji swojego szpiega, który zbadał teren, ale nic

nie odkrył. Gdy była z Dawidem, czuła się bezpieczna.

Istniał jeszcze inny powód. Tamten pocałunek wiele

obiecywał. Potrzebowali jedynie trochę czasu, by się

do siebie zbliżyć. Zazwyczaj unikała wszelkiej poufało­

ści z mężczyznami, ale Dawid zaintrygował ją. Prag­

nęła się o nim dowiedzieć dużo więcej. Tylko jedno ją

martwiło: bywał chwilami niesympatyczny. Można by

pomyśleć, że marzy o tym, by wyjechała jak najszyb­

ciej. Nawet teraz sprawiał takie wrażenie. Odwrócił się

do niej plecami i bez słowa zabrał do sprzątania.

Dawid bił się z myślami. Pragnął Shelley. Umierał

z tęsknoty i tylko ona mogła go uratować. Ale może

chodziło o coś innego? Może fascynowały go koneksje

i bogactwo dziewczyny? Wychowała się w pięknej

rezydencji, bywała na przyjęciach, uczyła się w prywat­

nych szkołach w Europie, znała ważne osobistości.

Miała wszystko, za czym tęsknił daremnie, czego nie

mógł osiągnąć ze względu na swoje, pochodzenie.

Shelley należała do innego świata, dlatego bał się ją

pokochać. O nie, to nie jest miłość, tylko opętanie.

Zwykłe szaleństwo. Dawid postanowił dawno temu, że

nigdy się nie zakocha. To dopiero byłby prawdziwy

obłęd. Musiał się z tym uporać.

Shelley była jak anioł zabłąkany wśród zwykłych

ludzi. Nie można pokochać anioła, nie sposób go przy

sobie zatrzymać, nie można zamknąć go w uścisku.

Anioły fruwają po niebie i niewiele mają wspólnego

z mieszkańcami ziemi. Nawet miłość nie dodaje skrzy­

deł przeciętnemu śmiertelnikowi.

Dzieci zeszły na dół i ochoczo zabrały się do pracy.

Jill zamiatała podłogę w jadalni, a Chris układał

scandalous

wykonanie - Irena

background image

serwetki. Shelley uczyła się gotować. Jej zabawne

pomyłki wzbudziły ogólną wesołość. Nim Dawid się

obejrzał, znowu żartowali niczym starzy przyjaciele,

a nie para niedoszłych kochanków. Nauczył Shelley,

jak przygotować czerwony ryż i gęsty sos z chili

podawany ze smażoną rybą. Mieszała w rondlu tak

długo, aż sos był zawiesisty jak śmietana. Rozpierała ją

duma.

- To nie jest trudne - oznajmiła, wysłuchawszy

pochwał Dawida i dzieci. - Gdy wrócę do domu,

zacznę sama gotować.

- A może teraz coś przygotujesz? - zaproponował.

- Chciałbym dziś podać enchiladas rancheras na ciepło.

Tortille i kurczaki już są gotowe - dodał.

Shelley wahała się tylko przez chwilę, a potem

energicznie przystąpiła do pracy. Jill trochę jej poma­

gała, a potem wróciła do swego dziennika. Chris

klęczał na podłodze w jadalni i przesuwał stare pudeł­

ka udając, że to samochody, a Dawid mieszał sos

i zerkał na Shelley.

- Bardzo przyjemne zajęcie - oznajmiła, podając

mu rondel. Jej enchiladas prezentowały się całkiem

nieźle. - Byłaby ze mnie dobra pani domu.

- Może powinnaś ponownie wyjść za mąż - rzekł

bez zastanowienia Dawid i natychmiast tego pożało­

wał.

- Czyżby? - Spojrzała na niego i uniosła brwi, ale

nie wydawała się urażona. - Skąd ci to przyszło do

głowy?

- Słyszałem, że w San Diego uganiają się za tobą

wielbiciele - rzekł z powagą, nie odwracając wzroku.

Shelley była zaskoczona. Stała przez chwilę z otwar­

tymi ustami, szybko się jednak opanowała.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Skąd wiesz? - Utkwiła w nim badawcze spo­

jrzenie.

- Jill mi powiedziała. Odbyliśmy długą rozmowę

- wyjaśnił i obojętnie wzruszył ramionami.

Shelley przysiadła na stołku i zerknęła na Jill,

udając rozgniewaną. Dziewczynka zachichotała. Da­

wid spojrzał na nią porozumiewawczo i wytarł ręce

ścierką.

- Z tego co słyszałem, wynika, że Kyle Tanner,

ten kierowca rajdowy, to twój ulubieniec. A może

jest ktoś, o kim nie wie nawet Jill? - Obserwował

dziewczynę uważnie, ciekawy, jak przyjmie jego sło­

wa.

- Proszę? - wybąkała Shelley, wodząc spojrzeniem

od Dawida do córki. Była tak zaskoczona, że nie

potrafiła wykrztusić nic więcej, ale ta dziwna rozmowa

zaczynała ją bawić. Gotowa była uczynić wszystko,

byle Dawid zachował dobry humor.

- Nie powinniśmy jednak zapominać o młodym

człowieku imieniem Cubby, którego uwielbiają dzieci

- perorował wesoło Dawid, nie odrywając wzroku od

dziewczyny. Miał nadzieję, że dowie się czegoś o jej

sympatiach.

- Cubby! - Shelley omal nie parsknęła śmiechem.

Chris usiadł na podłodze i zaczął skandować,

klaszcząc w rączki:

- Cubby! Cubby!

Jill przyłączyła się do niego z umiarkowanym

entuzjazmem. Chciała podtrzymać dobry nastrój.

Shelley spojrzała znacząco na Dawida.

- Dzieci lubią Cubby'ego - oświadczyła z kwaśną

miną.

- Tak, domyśliłem się tego. - Podszedł bliżej i po-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

patrzył jej w oczy. - Rzecz w tym, czy ty również go

chcesz.

- Co cię to obchodzi? - odparła, rzucając mu

wyzywające spojrzenie. Uśmiechnął się i leniwym

ruchem odgarnął kosmyk włosów opadający na jej

policzek. Zrobił to odruchowo, niewiele myśląc.

- A jeśli chodzi o Jima, to drań. Lepiej o nim

zapomnij - dodał.

Shelley była innego zdania.

- Jim jest przyzwoitym człowiekiem. Dorobił się

znacznego majątku, ma poczucie humoru.

- Poczucie humoru! Powinnaś chyba w związku

z tym wyjść za niego - rzekł Dawid, parskając śmie­

chem.

- Może tak zrobię - odparła przekornie Shelley.

Odpowiedzią był żałosny jęk Jill i Chrisa.

- A widzisz, dzieci go nie lubią - zauważył Dawid

z ironicznym uśmieszkiem. - Jim sądzi, że można cię

przekupić. Przynosi drogie prezenty.

- Skąd pewność, że nie jestem na sprzedaż? - zapy­

tała stłumionym głosem.

- Istnieją skarby tak cenne, że nie da się ich

wartości przeliczyć na pieniądze - odparł cicho, by

tylko ona go słyszała. Nie mogli oderwać od siebie

wzroku. Shelley poczuła, że braknie jej tchu. Tym

razem to ona wpatrywała się zachłannie w usta

Dawida.

- Tak czy siak, nie lubię go -dobiegł ich głosik Jill.

Shelley zamrugała powiekami, próbując sobie uświa­

domić, o kim mówi córka.

- Dlaczego?

- Zawsze prosi, żebyśmy sobie poszli i przenocowa­

li u kogoś. Chce być z tobą sam - przypomniała Jill,

scandalous

wykonanie - Irena

background image

wzruszając ramionami. Zerknęła na matkę, która

pobladła i westchnęła ciężko.

- Powiedziałaś o tym Dawidowi?

- Pokazałam mu swój dziennik - oznajmiła Jill,

kiwając główką.

- Ach, te przeklęte zapiski mojej córki. - Shelley

spojrzała bezradnie na Dawida.

- Widziałaś tę listę? - zapytał, tłumiąc śmiech.

Shelley przytaknęła.

- Jill jest pedantką. Próbuje też uporządkować

moje życie. Nie znoszę tego.

- Ty pewnie nigdy nie sporządzasz notatek ani list.

- To nie jest w moim stylu. Zawsze lubiłam im­

prowizację i ryzyko - oznajmiła z uśmiechem. Dawid

podejrzewał, że chciała mu coś dać do zrozumienia.

- Nigdy w życiu nie miałam notesu.

- Muszę przyznać, że Jill zanotowała mnóstwo

ciekawych informacji - ciągnął Dawid z uśmiechem,

krzyżując ręce na piersiach. - Z jej zapisków jasno

wynika, żeTanner pokonał wszystkich rywali. Zgodzi­

łaś się pojechać z nim do Francji. - Zmrużył oczy

i obserwował ją z uwagą.

- Jesteś tego pewny? - zapytała, wybuchając śmie­

chem. -No tak, na to wygląda. Chyba postąpiłam zbyt

lekkomyślnie.

Niech to diabli... Miał nadzieję, że zaprzeczy albo

oznajmi, że z Tannerem łączy ją tylko przyjaźń.

Spochmurniał nagle.

- To jego wybrałaś, prawda? A może... jest ktoś inny?

- Chyba masz rację - odparła, nie spuszczając

z niego błękitnych oczu.

- Kto? - burknął. Sam nie wiedział, czy chce

usłyszeć odpowiedź.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- lego ci nie powiem - rzeku. uśmiechając się

leciutko.

- Zaczynam nową stronę - oznajmiła Jill i czar

prysł.

- O kim będziesz pisała? - dopytywała się Shelley

drżącym głosem.

- O Dawidzie - brzmiała rzeczowa i krótka od­

powiedź. Oboje spojrzeli na dziewczynkę w osłupieniu.

- Zanotowałam, że jest bardzo przystojny. Co

mam dalej pisać? - Jill była uszczęśliwiona niczym

poszukiwacz skarbów, dokonujący ważnego odkrycia.

Shelley zerknęła na Dawida i w jej oczach pojawiły

się złośliwe ogniki.

- Może byś tak napisała... - zawiesiła głos, wy­

stawiając na próbę jego cierpliwość - że... wspaniale

całuje.

- Mamusiu! -zawołała ze zgrozą dziewczynka.
- Shelley! - wtórował jej Dawid.

- Mamusiu, skąd wiesz? -Jill pierwsza przyszła do

siebie.

- Sam mi o tym powiedział - odparła niewinnie

Shelley i uśmiechnęła się do córki - a ja mam do niego

zaufanie.

Dawid spłonął rumieńcem, po raz trzeci w ciągu

dwudziestu czterech godzin. Nie rumienił się, nim

poznał Shelley, nie miał pojęcia, że jego organizm

może tak zareagować.

- Nic takiego nie mówiłem - oświadczył bez prze­

konania. Jill zachichotała, pochyliła głowę nad dzien­

nikiem i zaczęła pisać. Shelley z zachwytem przy­

glądała się rumieńcom na policzkach Dawida, który

wyciągnął nagle rękę i chwycił jej dłoń. Palce obojga

splotły się w mocnym uścisku. Dawid pochylił się do

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ucha dziewczyny. Poczuł delikatny zapach i zatracił

się na chwilę w połyskującej złociście gęstwinie jej

włosów.

- Poczekaj, zapłacisz mi za to - szepnął.

- Nie rozumiem. Czyżbyś zamierzał mi udowod-

nić, że się pomyliłam? - odparła cichutko. Błękitne

oczy śmiały się do niego, ale był w nich także wyraz

niepewności, może nieśmiałe pytanie.

Czego Shelley chciała się dowiedzieć? Nie dawało

mu to spokoju przez całe popołudnie. Poszedł po

zakupy i spotkał po drodze kilku znajomych, ale nie

miał ochoty z nimi rozmawiać. Nie mógł się uwolnić od

natrętnych myśli. Ta dziewczyna była powodem ciąg­

łego niepokoju. Wypełniała mu serce i myśli, działała

na zmysły. Zbytnio się ostatnio zbliżyli. Sytuacja

stawała się niebezpieczna. Czas z tym skończyć.

- Posłuchaj dobrej rady - zaczął bez żadnych

wstępów, gdy wszedł do kuchni i zaczął wyjmować

z torby warzywa. - Myślę, że nie powinnaś powtórnie

wychodzić za mąż.

- Nie? A to dlaczego? - Zdumiona Shelley podnios­

ła głowę znad garnka, w którym coś mieszała.

- Małżeństwo to pułapka - oznajmił, próbując jej

zupy. - Sama się o tym przekonałaś, prawda? To

współczesna forma dozwolonego przez prawo niewol­

nictwa. Należałoby znieść tę instytucję.

- Rozumiem, jesteś zaprzysięgłym kawalerem.

Zgadłam? - Odważnie spojrzała mu w oczy.

- Ma się rozumieć. Małżeństwo jest dobre dla

kretynów.

-Ach, ty natomiast jesteś zbyt sprytny i niezależny,

by się pakować w takie kłopoty.

- Wreszcie mnie zrozumiałaś.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Ale to chyba nic oznacza, że całkiem wyrzekasz

się towarzystwa kobiet? - zapytała podstępnie.

Nim zdążył odpowiedzieć, Jill wtrąciła się do roz­

mowy.

- Mamusiu - pisnęła, łuskając z zapałem zielony

groszek - Dawid ma mnóstwo dziewczyn.

- Coś podobnego! - zdziwiła się Shelley.

Jill z powagą skinęła głową i rzuciła na nich

badawcze spojrzenie.

- Rosa mi powiedziała, gdy kładła nas do łóżka.

- Co takiego wam opowiedziała? - Dawid czuł się

jak niewinna ofiara wzięta na tortury.

Jill uśmiechnęła się do niego.

- Dziewczyny z całego miasta przychodzą tutaj,

żeby poderwać Dawida - zawiadomiła matkę.

- Rosa powinna trzymać język za zębami - zdener­

wował się Dawid.

Shelley wpatrywała się w niego z kpiącym uśmie­

chem.

- Mów dalej, Jill. Co jeszcze powiedziała Rosa

o tych dziewczynach? - zachęcała córkę.

- Posłuchaj, lepiej będzie, jeśli ta mała... - próbo­

wał ją powstrzymać zaniepokojony Dawid.

- Och! - Shelley uniosła brwi z niedowierzaniem.

- Czyżbyś i ty postępował lekkomyślnie? - Nic nie

odpowiedział, tylko bezradnie pokiwał głową. Shelley

zlitowała się nad nim. - Nie ma obawy. Jestem

przekonana, że Rosa nie zdradziła dzieciom żadnych

pikantnych szczegółów - dodała, ujmując czule jego

dłoń. - Słuchamy, Jill.

- Rosa mówiła, że wszystkie dziewczyny z miasta

wkładają najładniejsze sukienki i przyłażą tu, żeby się

pokazać Dawidowi.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Wszystkie, powiadasz? - zapytała ironicznie

Shelley.

- Rosa zawsze przesadza - mruknął ponuro.

- Potem Dawid wybiera najładniejszą dziewczynę

i umawia się z nią na randkę.

- Rozpustnik - rzuciła półgłosem Shelley.

- Rosa opowiada głupstwa. - Dawid wtrącił się do

rozmowy i nagle odzyskał dobry humor. - Każda

dziewczyna przechodzi test na inteligencję. Słowo

honoru. Umawiam się z tą, która ma najwyższy iloraz.

Wygląd jest bez znaczenia.

Shelley pokazała mu język. Jill zamierzała kon­

tynuować opowieść.

- Dosyć, kochanie - przerwała jej matka. - Nie

będziemy dłużej znęcać się nad Dawidem. Opowiesz

mi później. Niedługo kończy się przerwa. Dawid musi

się przygotować.

- Oczywiście. - Jill zeskoczyła z krzesła i zebrała

swoje rzeczy. - Chodź, Chris, wracamy na górę.

Opowiem ci bajkę.

Chłopczyk wstał natychmiast, ogromnie zacieka­

wiony.

- O fruwających tarantulach? Zgoda, idziemy.

- Dzieci ruszyły w stronę schodów.

- Wydaje mi się, że powinnam uciąć sobie z Rosą małą

pogawędkę. - Shelley kpiła niemiłosiernie, obserwując

Dawida spod zmrużonych powiek. - Dużo o tobie wie.

- Rosa ma bujną wyobraźnię. Nie przywiązuj wagi

do tego, co od niej usłyszysz - odparł Dawid, patrząc

na nią umęczonym wzrokiem.

- Traktujesz ją jak ciotkę. Od dawna się znacie?

- Odkąd sięgam pamięcią. Zawsze przyjeżdżałem

tu latem.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Co roku? A twoi rodzice? Dlaczego nie byłeś

z nimi? Podróżowali?

Dawid mruknął coś pod nosem. A więc tak to sobie

wyobrażała. To zrozumiałe, w ten sposób żyli jej

rodzice; teraz na przykład wybrali się po zakupy do

Paryża.

- Nie. Byli rozwiedzeni.

- Wybacz mi, Dawidzie, że o to zapytałam. - Shel­

ley nagle posmutniała.

- Nic nie szkodzi. Jak widzisz, to mnie nie załamało

- odrzekł, wzruszając ramionami.

Shelley wcale nie była tego pewna. Wydawał się taki

nieufny.. Dzieci z rozbitych rodzin niełatwo odzyskują

duchową równowagę. Niektóre radzą sobie doskonale

w dorosłym życiu, ale nie zapominają nigdy o przeży­

tych cierpieniach.

- Opowiedz mi o swoich rodzicach - poprosiła,

kładąc dłoń na jego ramieniu.

Dawid był wściekły. Do licha, co ją to obchodzi?

Czemu pyta o jego rodziców, o dzieciństwo człowieka,

który nic dla niej nie znaczy? Może chce się upewnić, że

do siebie nie pasują. Nie usłyszy od niego ani słowa

o przeszłości. Popatrzył spode łba, ale zamiast kpiny

zobaczył współczucie i nagle przestał się obawiać.

Słowa popłynęły jak rzeka, która zerwała nareszcie

wszystkie tamy.

- Mój ojciec przyjechał do Stanów z Meksyku,

a matka pochodziła z Kansas i była nauczycielką

angielskiego w szkole wieczorowej dla cudzoziemców.

Tam się poznali.

- Był jej uczniem?

- Owszem. Chciał poznać dobrze język, ponieważ

miał własną firmę. Hodował sadzonki drzew i kwia-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

tów. Trudno mu było dogadać się z klientami. Matka

bardzo dużo go nauczyła. -Dziwne, dotąd nie przyszło

mu do głowy, że to niezwykle romantyczna historia.

Szkoda, że ich małżeństwo trwało tak krótko. -Poko­

chali się. Potem był ślub, moje narodziny, a w końcu

rozwód.

- Ile miałeś wtedy lat? - zapytała, próbując sobie

wyobrazić, co wtedy czuł.

- Kiedy się rozwiedli? Prawie dziesięć. - Milczał,

a Shelley czekała cierpliwie, aż się znowu odezwie.

- Mój świat nagle się zawalił. Odtąd żyłem w dwóch

różnych środowiskach. Nie wiedziałem, kim naprawdę

jestem. Matka wróciła do Kansas, gdzie mieszkała jej

rodzina. Spędzałem z nią pół roku w domu otoczonym

płotkiem z białych sztachet. W niedziele chodziłem do

kościoła, spotykałem dziesiątki kuzynek i kuzynów

podczas rodzinnych obiadów, brałem lekcje tańca,

jeździłem na pikniki do parku. Przez pozostałą część

roku mieszkałem z ojcem w Los Angeles. Tata praco­

wał po osiemnaście godzin na dobę, by nas utrzymać,

i miał oko na chłopców z naszej ulicy, którzy chcieli

sprawić mi lanie, bo odmówiłem wstąpienia do ich

gangu. Kiedy mieszkałem w Kansas, czułem się winny,

ponieważ ojciec zostawał sam w pustym domu, a gdy

do niego przyjeżdżałem, miałem wrażenie, że matce

dzieje się krzywda. Tutaj, u dziadków, mogłem od­

począć i po prostu cieszyć się życiem. Nie miałem

wyrzutów sumienia.

- Dlatego lubisz ich odwiedzać...

- To pewnie jeden z ważniejszych z powodów

- odrzekł. Rozległ się dzwonek. Rosa stała u fron­

towych drzwi. Dawid odetchnął z ulgą i postanowił

zakończyć trudną rozmowę. - Możecie sobie pogawę-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

dzić, ale proszę, nie bierz zbyt poważnie tego, co Rosa

o mnie opowiada.

- Nie licz na to, Dawidzie. - Shelley wstała i poszła

przywitać się z kelnerką. - Mamy jeszcze wiele do

omówienia. Będę na ciebie czekała - dodała na od­

chodnym.

Będzie czekała. Te słowa niczym dzwon na trwogę

dudniły w głowie Dawida. Przeczuwał, że dziś wieczo­

rem trudno będzie się oprzeć jej urokowi. Powinien

mieć się na baczności.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Shelley trzymała się dzielnie podczas rozmowy

z Dawidem i potem, gdy czytała dzieciom bajeczki.

Teraz siedziała sama po ciemku, a wspomnienia

z przeszłości nie dawały jej spokoju. Z restauracji

dobiegały odgłosy rozmów spóźnionych gości. Nie

zwracała na nie uwagi. Myślała o Armandzie.

Któż by przypuszczał, że znowu odbierze jej spokój

i niemal zrujnuje życie. Gdy zjawiła się z dziećmi na

pokładzie jachtu, był niezwykle przyjazny. Chętnie

przekomarzał się z Jill i Chrisem, żartował z Shelley,

zachwycał się jej urodą. Był czarujący, jak za dawnych

dobrych czasów. Takim go poznała, takiego Armanda

poślubiła. Pierwszego dnia wspólnych wakacji za­

stanawiała się, jak wyglądałoby ich życie, gdyby

zaczęli wszystko od początku. Wkrótce pozbyła się

złudzeń. Minęło kilka dni i Armand stał się drażliwy.

Pewnego wieczoru, gdy położyli dzieci do łóżek,

przyszedł do jej kabiny z butelką wina. Zapalili świece

i rozmawiali o przeszłości. Wtedy ją pocałował.

To nie było przyjemne. Armand wydał jej się

odrażający. Powróciły złe wspomnienia z trudnych lat

ich małżeństwa. Niełatwo zapomnieć o upokorze­

niach. Shelley próbowała odepchnąć byłego męża i to

go rozgniewało. Nawet w najgorszych latach nigdy nie

podniósł na nią ręki. Tym razem ją uderzył, pchnął na

scandalous

wykonanie - Irena

background image

kanapę i próbował jeszcze raz pocałować. Oznajmił, że

chce się z nią kochać.

Kochać się? Jak mógł to powiedzieć? Przecież byli

rozwiedzeni, nic do siebie nie czuli, od lat każde z nich

żyło po swojemu. Odmówiła. Tłumaczyła, że od

dawna go nie kocha. Teraz, gdy sobie o tym przypo­

mniała, zasłoniła dłonią usta, żeby nie krzyczeć. Tak

bardzo się bała. Nie mogła wzywać pomocy. Prócz

nich na jachcie była jedynie załoga, ludzie przez niego

opłacani. Nie chciała również obudzić dzieci. Byłyby

przerażone, ujrzawszy rodziców w takiej sytuacji.

Broniła się w ciszy, zawzięcie drapała i kopała, gdzie

popadło. W końcu Aramand puścił ją, obrzucił wy­

zwiskami i wybiegł z kabiny.

Nie tknął jej więcej, ale w jego oczach pojawił się

wyraz nienawiści. Nadal chciał, aby do niego wróciła.

Nie kochał jej, więc dlaczego tak mu na tym zależało?

Rano próbował zjednać Shelley prezentami, ale zda­

wała sobie sprawę, że to jedynie gra pozorów. Została

jeszcze jeden dzień ze względu na dzieci, lecz Armand

przestał zwracać na nie uwagę. Drażniły go tak samo

jak ich matka. Shelley uznała, że dłuższe przebywanie

w towarzystwie ojca może im tylko zaszkodzić. Po­

stanowiła wyjechać. Przechadzając się po jachcie,

zauważyła nagle młodziutką przyjaciółkę Armanda.

Dziewczyna opalała się na pokładzie. Shelley natych­

miast poszła do kabiny byłego męża i powiedziała, że

wyjeżdża. Parsknął śmiechem, ale dopiero gdy oznaj­

mił, że nie odda jej zamkniętej w sejfie torebki oraz

dokumentów, zrozumiała, co jej grozi.

- Nie wyjedziesz - oświadczył Armand, szydząc

z niej bezlitośnie. -Zrobisz, co każę. Powiedziałem, że

będziemy razem, i nic tego nie zmieni. Pobierzemy się.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Nie ma się czego bać, kochanie, Los nas znowu

połączył. Takie jest twoje przeznaczenie.

Po co to wszystko? Obojgu przecież zależało na

rozwodzie. Skąd ta nagła obsesja? Dlaczego tak nale­

gał, by się pobrali?

Powinna jak najszybciej wrócić do domu. Przybyła

tu bez zastanowienia i przeżyła koszmar. Nadal grozi­

ło jej niebezpieczeństwo. Wyjechałaby natychmiast,

gdyby nie brak pieniędzy i... Dawid. Przeciągnęła się

jak kotka. Tak, to niezwykły człowiek. Ma pewne

wady, ale któż jest ich pozbawiony? Jest uczciwy

i godny zaufania, chociaż czasami niepotrzebnie złości

się i zrzędzi. Jego słowa płyną zawsze prosto z serca.

Czy można się oprzeć takiemu mężczyźnie? Shelley

westchnęła i zwinęła się w kłębek na kanapie. Musi

porozmawiać z Dawidem. Przymknęła oczy. Postano­

wiła zdrzemnąć się, czekając na niego.

W godzinę po zamknięciu restauracji Dawid pogasił

światła i poszedł na górę. Przedtem długo krzątał się po

kuchni i jadalni. Nie miał tu już nic do roboty i nie

mógł dłużej zwlekać. W mieszkaniu panowała cisza.

Shelley na pewno zasnęła. Gdyby czuwała, zeszłaby do

niego. Miał nadzieję, że niebezpieczeństwo minęło.

Wspiął się cichutko po schodach. Gdy stanął na

podeście, ujrzał Shelley zwiniętą w kłębek na kanapie.

Miała na sobie jego koszulę. Patrzył na nią, a serce

waliło mu jak młotem. Była delikatna, krucha i nie­

rzeczywista, niczym postać ze starej fotografii albo

bezcenne dzieło sztuki. Chciał wziąć dziewczynę na

ręce i zanieść do łóżka, ale bał się, że ją przestraszy.

Potrząsnął nią delikatnie.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Shelley, wstań.

Poruszyła się. Rozpięta koszula zsunęła się z ramie­

nia, odsłaniając jędrną pierś. Dawid nie mógł złapać

tchu. Uroda dziewczyny odebrała mu rozum.

Shelley wiedziała, że Dawid jej pragnie. Była pięk­

ną, wzbudzającą pożądanie kobietą, toteż wcale się

temu nie dziwiła. Cieszyło ją, że i ona go pragnie.

Rzadko doznawała tego uczucia. Szczerze mówiąc, od

czasu gdy pokochała Armanda, żaden mężczyzna nie

wzbudził w niej podobnej namiętności. Shelley była

teraz starsza i bardziej dojrzała; potrafiła ocenić siłę

charakteru i zalety mężczyzny. Dawid był pod każdym

względem wyjątkowy. Pragnęła go. Przez całe życie

dostawała to, czego chciała. Brittmanowie potrafili

zawsze postawić na swoim.

Objęła Dawida, poddając się obezwładniającej roz­

koszy. Przesunęła się, robiąc mu miejsce na kanapie,

a kiedy położył się obok niej, dotknęła udem jego

bioder i zaczęła całować szorstkie policzki. Ich wargi

odnalazły się wreszcie. Sheljey była zachłanna i niena­

sycona. Pragnęła dotknąć jego rozgrzanej skóry, od­

dychać zapachem muskularnego ciała. Dawid rozpinał

niezdarnie koszulę. Pomagała mu, nie przerywając

pocałunków, tuliła się do niego i ponaglała nieustannie

pieszczotami, czując, jak narasta w nim podniecenie.

Roześmiała się, gdy jęknął i zaczął drżeć. Miała nad

nim ogromną władzę. Niespodziewanie zamarł w bez­

ruchu.

- A dzieci? - mruknął.

- Już śpią. Na pewno ich nie obudzimy.

Ręce Dawida znów błądziły po jej ciele. Doznawał

uczucia całkowitej satysfakcji. Święcił dziś swój

tryumf, niczym myśliwy powracający z udanego polo-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

wania. Teraz Shelley należała do niego. Miał prawo

obejmować ją i... kochać. Na krótką chwilę niebo się

przed nim otworzyło.

Shelley coś do niego szeptała. Prosiła, by uważał.

Nie wiedzieć czemu, nagle odzyskał zdrowy rozsądek.

Oczywiście, powinien uważać. Omal jej nie skrzywdził,

idąc za głosem pożądania. Powinien był pomyśleć

także o sobie. Nie może pozwolić, by złamała mu serce.

Przymknął oczy, zaklął i odsunął się zdecydowanym

ruchem.

- Co się stało? - Usiadła na kanapie, a przyćmione

światło padło na jej biust, wydobywając go z mroku.

- Zapnij się, Shelley - rzekł głucho, odwracając

głowę. - Czas spać. Porozmawiamy jutro.

- Czy zrobiłam coś złego? - zapytała cicho, otula­

jąc się koszulą.

- Nie - odparł natychmiast i spojrzał jej w oczy.

Chciał ją objąć, przekonać, że to wyłącznie jego wina,

ale nie miał odwagi. Panował nad sobą z wielkim

trudem.

- Dawidzie... - Chwyciła jego rękę i przytuliła do

swego policzka. - Dlaczego?

- Jesteś przecież... siostrą Reeda - wymamrotał.

Nie potrafił wyznać prawdy. Spojrzała na niego z nie­

dowierzaniem.

- Nie mówisz poważnie. To nie ma żadnego zna­

czenia.

- Wiem. — Niechętnie wysunął rękę z jej dłoni.

- W tym cały problem.

Odwrócił się i zniknął w łazience. Postanowił wziąć

zimny prysznic.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Poranek nie poprawił nastroju żadnemu z nich.

Deszcz dudnił po dachu. Trudno było oddychać

ciężkim, wilgotnym powietrzem.

- Muszę się stąd wydostać - szepnęła Shelley,

rozglądając się po pokoju. Nie potrafiła pogodzić się

z tym, że Dawid odtrącił ją wczorajszej nocy. Każda

kobieta czułaby się upokorzona, lecz dla Shelley ten

incydent był szczególnym wstrząsem. Nie przywykła

do takiego traktowania. Była rozżalona, a zarazem nie

potrafiła zrozumieć motywacji Dawida. Wiedziała, że

mu się podoba, że budzi w nim pożądanie. Miał to

wypisane na twarzy. Po raz pierwszy od wielu lat

chętnym okiem patrzyła na mężczyznę. Od czasu

rozstania z Armandem pocałunki nie dawały jej żadnej

radości, z nikim się nie kochała. Była zimna jak lód.

Gdyby spotkała właściwego mężczyznę, może po­

trafiłaby się zmienić, ale dotychczas nie poznała niko­

go takiego. Postanowiła całkowicie poświęcić się dzie­

ciom. Musiała kochać je za dwoje, skoro wychowywa­

ły się bez ojca.

Zerknęła na dwie potargane czuprynki. Gdyby

mogła zacząć wszystko od nowa, nie wahałaby się

przed niczym, byle mieć tę parę urwisów. Żyła tylko

dla nich.

Ubrała się w spodnie i gruby sweter. Zeszła na dół.

Z żalem myślała o tym, że nie udało jej się oczarować

Dawida. Wyraźnie dał jej do zrozumienia, że pragnie

zdusić w zarodku rodzące się między nimi uczucie.

Miał prawo, skoro było mu z tym dobrze.

Dawid czuł się podle. Zwymyślał dwóch dostawców

i niewiele brakowało, by poczęstował kopniakiem

piwnicznego kota, który próbował wślizgnąć się za

nim do restauracji. W końcu usiadł przy stole, gapiąc

scandalous

wykonanie - Irena

background image

się bezmyślnie na kubek z kawą. Najchętniej rzuciłby

się do morza z urwistej skały. Wyszedł na idiotę.

Kobieta piękna i godna pożądania otworzyła mu

ramiona, a on ją odtrącił. Dlaczego?

Zgoda, ma mnóstwo pieniędzy, należy do wyższych

sfer, kończyła drogie renomowane szkoły, obracała się

w najlepszym towarzystwie, krótko mówiąc, nie pasu­

ją do siebie. Ale czy to naprawdę znaczy, że nie mogą

być razem? Przecież oboje są Amerykanami. Tutaj

przynależność klasową określa nie urodzenie, lecz

sukces zdobyty własną pracą. Dawid radził sobie

całkiem nieźle i miał powody do dumy. Nie chodził

wprawdzie do ekskluzywnej szkoły, ale uniwersytet

stanowy skończył z wyróżnieniem. Dorobił się własnej

firmy, zatrudniał wielu pracowników i nie miał kłopo­

tów z zamówieniami. Czy to się nie liczy? Chwycił

szklankę i cisnął nią o ścianę. Chciał widzieć, jak

rozpada się na kawałki. Do cholery, przecież tak wiele

osiągnął. Nie można tego lekceważyć. A jednak nie

potrafił zapomnieć o nieudanym małżeństwie rodzi­

ców, o matce szlochającej w słuchawkę ani o ojcu.

który o piątej rano przygotowywał kanapki i w po­

śpiechu wychodził do pracy. Wywodzą się z różnych

światów. Nic z tego nie będzie.

Czy jednak koniecznie od razu musi się żenić?

Wystarczy, że zostaną kochankami. Po co im trwały

związek? Trzeba cieszyć się chwilą, póki to możliwe.

Nagle zrozumiał, co go dręczy. Bał się. Drżał ze

strachu. Wreszcie do niego dotarło, że jeśli zbliży się do

Shelley, już nigdy nie potrafi się od niej uwolnić.

- Tchórz - rzekł na głos. Miał ochotę rzucić tym

razem kubkiem o ścianę. - Nędzny tchórz - powtórzył

głośniej. Nagle spostrzegł Shelley i zrozumiał, że

scandalous

wykonanie - Irena

background image

słyszała jego słowa. Wstał, podszedł do zlewu i umył

kubek. Byle się tylko nie zarumienić.

- Dzień dobry - odezwała się spokojnym głosem.

Postanowiła nie zwracać się do niego po imieniu.

- Mogę nalać sobie kawy? - Gdy Dawid odwrócił

głowę, zauważyła, że ma podkrążone oczy. Na pewno

niewiele spał tej nocy.

- Naturalnie - przytaknął skwapliwie.

- Zrobię też parę grzanek. Muszę przygotować

dzieciom śniadanie.

- Jasne. Czuj się jak u siebie w domu.

Był wyjątkowo uprzejmy. Szkoda, że nie zachowuje

się opryskliwie, pomyślała Shelley. Mogłaby mu wtedy

zrobić awanturę. Zerkała na niego, przygotowując

grzanki. Rozbijał jajka o brzeg miski z taką pasją,

jakby to były głowy jego wrogów.

- Nie chciałabym się znowu naprzykrzać, ale nie

mam innego wyjścia - rzekła chłodno. - Czy mógłbyś

przez godzinę, może nieco dłużej, popilnować dzieci?

- Wybierasz się znowu do banku?

- Nie. Zamierzam wrócić na jacht i odzyskać

torebkę, bilety oraz dokumenty.

- Co? - Jajko wypadło mu z rąk i rozlało się na

podłodze. - Czyś ty oszalała? Nie możesz tego zrobić.

- A co mi pozostaje? Nie mogę u ciebie mieszkać

- odparła, podnosząc dumnie głowę. - Dałeś mi do

zrozumienia, że nie jestem tu mile widziana. Zawa­

dzam ci. - Zdecydowanym ruchem odgarnęła włosy.

Doskonale. Chciała go zwymyślać i zdaje się, że będzie

miała okazję. - Nie przywykłam, żeby mnie trak­

towano jak zawalidrogę. Nie zamierzam tego znosić.

Wychodzę.

- O nie. Nigdzie nie pójdziesz - odparł zdecydowa-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

nie. Nie słyszała złości w jego głosie. Podszedł i ujął ją

za ramię. Odsunęła się.

- Nie będziesz mi dyktował, co mam robić. Powo­

dzenie u kobiet przewróciło ci w głowie - oświadczyła.

W oczach Dawida pojawił się groźny błysk.

- Przynajmniej nie grzeję się w blasku cudzej

chwały.

- Wychodzę! - krzyknęła Shelley, wbiegając na

schody. Była urażona i wściekła. Zawiódł jej zaufanie.

Nie powinien wykorzystywać przeciwko niej tego, co

mu wyznała.

Dwa długie kroki wystarczyły, by ją dogonił i chwy­

cił za ramiona zmuszając, by się odwróciła.

. - Masz rację, Shelley. Nie potrafię cię powstrzymać

od zrobienia głupstwa, chociaż mógłbym zamknąć

pokój na klucz.

- Nie odważysz się - wysapała ze złością.

- Przeciwnie - rzucił lekceważąco - tyle że nigdy

bym sobie tego nie wybaczył. -Zawahał się i popatrzył

w jasne oczy dziewczyny. - Mamy tylko jedno wyjście

z tej matni, Shelley.

- Ciekawe, jakie? - zapytała przekornie.

- Jeśli naprawdę zamierzasz wrócić na jacht, pójdę

z tobą.

- Nie - odparła bez namysłu i odruchowo dotknęła

ręką jego torsu. - Och, Dawidzie, to niemożliwe. Bóg

jeden wie, co się wydarzy. A jeśli zostaniesz ranny?

- A jeśli tobie stanie się jakaś krzywda? Nie mogę

pozwolić, żebyś poszła tam sama - rzekł z wes­

tchnieniem.

- Zrozum, Dawidzie, Armand nic mi nie zrobi.

Przecież chce się ze mną ożenić. Ale tobie groziłoby

poważne niebezpieczeństwo. Na jachcie aż roi się od

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ciemnych typów. Wyglądają na płatnych morderców.

- Dawid ujrzał w jej oczach prawdziwy strach.

- I uważasz, że wiedząc o tym, pozwolę ci samej

wrócić na jacht?

- Nie mogę siedzieć tu i wiecznie się ukrywać.

W końcu Armand wpadnie na mój trop. - Shelley

czuła, że za chwilę się rozpłacze. Usiłowała powstrzy­

mać łzy.

- A jeśli cię złapie? Co się stanie z dziećmi? -Dawid

pogładził jej włosy. Mgła przesłoniła mu oczy.

- Odwieziesz je natychmiast do San Diego.

- Miałbym zostawić cię tu samą? - Dotknął ręką jej

policzka. - Nie, Shelley. Wykluczone.

- Nasza obecna sytuacja nie wygląda zbyt różowo

- argumentowała, próbując odzyskać przytomność

umysłu.

- Ale przynajmniej jesteście bezpieczni.

- Na jak długo? - Patrzyła na niego z obawą.

- Wiem, że chcesz się mnie pozbyć. Spójrz prawdzie

w oczy, Dawidzie. Sprawiam ci kłopot.

Jęknął bezradnie i przyciągnął ją do siebie.

- Przyznaję, twoja obecność przysparza mi kłopo­

tów, ale to wcale nie znaczy, że marzę o twoim

wyjeździe.

Shelley wtuliła się w jego ramiona. Całowali się,

zapominając o rozterkach i złości. Z góry dobiegł

głośny tupot. Dzieci się obudziły i w każdej chwili

mogły zbiec na dół. Odsunęli się od siebie. Shelley

z trudem chwytała powietrze. Spojrzała pytająco na

Dawida. Pocałował ją raz jeszcze.

- Shelley, nie zostawiaj mnie - poprosił cicho

łagodnym głosem. - Jeszcze nie teraz.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Po deszczu przejaśniło się i wszystko połyskiwało

w blasku słońca. Shelley nasłuchiwała głosów dobiega­

jących z restauracji. Przez całe przedpołudnie siedziała

z dziećmi w mieszkaniu Dawida. Najchętniej zeszłaby

na dół, żeby mu pomóc, ale obawiała się, że ktoś może

ją rozpoznać i powiadomić Armanda. Czytała dzie­

ciom bajeczki i wymyślała zabawy. W końcu wszyscy

troje mieli tego serdecznie dosyć. Shelley była roztarg­

niona i nie mogła skupić myśli.

Armand z pewnością kontynuował poszukiwania.

W końcu ich odnajdzie, to było nieuniknione. Kilka

osób widziało ją i dzieci w kawiarni, przechodnie mogli

ich dostrzec przez wielkie frontowe okna. Początkowo

wszyscy troje zachowywali się bardzo nieostrożnie.

Dręczyły ją ponure wizje. Najbardziej przerażająca

była ta, w której Armand i jego ludzie wpadali do

jadłodajni, a Dawid usiłował zastąpić im drogę. Za­

strzeliliby go bez wahania, nie miała co do tego

wątpliwości. Potem zabraliby ją i dzieci na jacht

i odpłynęli w nieznanym kierunku. Na samą myśl

o tym czuła chłód w sercu. Nie, nie można do tego

dopuścić.

Wzięła prysznic i już miała wyjść z łazienki, gdy

usłyszała kroki Dawida na schodach. Zaczęła się

popołudniowa przerwa. Jill i Chris mogli teraz bawić

scandalous

wykonanie - Irena

background image

się na dole. Uradowane maluchy zbiegły po schodach.

Usłyszała ciche pukanie.

- Shelley, jesteś w łazience? Muszę z tobą poroz­

mawiać.

- Chwileczkę, zaraz wyjdę. - Owinęła się miękkim

turkusowym ręcznikiem i otworzyła drzwi. Dawid był

zaskoczony. Patrzył na jej włosy związane na czubku

głowy, na ledwie osłonięte ramiona i nogi.

- O rany, Shelley -jęknął rozpaczliwie. -Dlaczego

znów mnie to spotyka?

- Nie rozumiem, o co ci chodzi - odparła, rzucając

mu niewinne spojrzenie. - Jak to: znów? Pierwszy raz

pokazałam ci się w ręczniku.

- Dobrze wiesz, co mam na myśli - rzekł, daremnie

próbując odwrócić wzrok. - Shelley... -jęknął głucho,

jakby pogrążał się w otchłani.

- Z drobnostki robisz wielki problem - ciągnęła

bezlitośnie. Uniosła wyżej głowę i przemawiała urażo­

nym głosem, chociaż w jej oczach migały wesołe

iskierki. - Pamiętasz, kiedy się u ciebie zjawiłam,

powitałeś mnie w szlafroku. Zachowałam się wtedy jak

na dorosłą osobę przystało. Ty tego nie potrafisz?

- Czyżby? Twierdzisz, że nie zrobiłem na tobie

żadnego wrażenia? - droczył się z nią Dawid. Po­

stanowił odpłacić pięknym za nadobne. Odsunął deli­

katnie kosmyk włosów przylepiony do jej policzka.

- Przecież widziałem, jak na mnie patrzyłaś. Przyznaj,

moja droga, że tamten widok odebrał ci spokój.

Nie wiedziała, czy ma się roześmiać, czy obrazić.

- Przecież to nie ja się zarumieniłam - wybrnęła

zręcznie.

- To dlatego, że jesteś bezwstydnicą- rzekł prowo­

kacyjnie. Prychnęła ze złości. Dawid wsunął palce za

scandalous

wykonanie - Irena

background image

obrębek ręcznika. - Lepiej się poddaj, bo ci go zabiorę.

-Podszedł bliżej. Czuła ciepły oddech rozwiewający jej

włosy. Przytuliła się do muskularnego torsu.

- Proszę bardzo - szepnęła. - Ciekawe, kto pierw­

szy się zaczerwieni.

Usta Dawida zbliżały się do jej warg. Podniosła

głowę, żeby poczuć znowu ich smak...

- Mamusiu! - krzyknęła z dołu Jill. - Chris stoi

w oknie i robi miny do przechodniów.

Shelley parsknęła śmiechem i potrząsnęła głową.

Dawid popatrzył na nią z nie ukrywanym żalem.

- Zejdę na dół i przywołam go do porządku.

Chciałem ci tylko powiedzieć, że dzwoniłem do kilku

dobrze poinformowanych osób i dowiedziałem się

ciekawych rzeczy o twoim eks-małżonku.

- Opowiadaj - rzekła stłumionym głosem.

- Finansowe imperium Armanda chyli się ku upad­

kowi. Grecki rząd skonfiskował jego statki i firmy

transportowe. Ten człowiek ma poważne kłopoty.

Moim zdaniem, chciał się związać ponownie z twoją

rodziną, by poprawić swoje notowania wśród finans-

jery i ukryć fakt, że jest niewypłacalny.

- Tego się właśnie spodziewałam. Wcale mu na

mnie nie zależało - odrzekła z gorzkim uśmiechem.

- Uważam, że głupiec z niego - oznajmił głucho

i pogłaskał ją ukradkiem po ramieniu. - To nie

wszystko. Wplątał się w jakieś ciemne interesy, za

które jest poszukiwany w Stanach. Grozi mu więzienie.

- To dlatego poprosił, żebyśmy się spotkali w Mek­

syku. A ja, głupia, uważałam go za romantyka - doda­

ła z ironicznym uśmiechem.

Na czole Dawida pojawiła się pionowa zmarszczka,

ale nie podjął tego tematu.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- To już wszystkie rewelacje. Idę na dół sprawdzić,;

co wyrabia twój mały urwis - oznajmił i ruszył w stronę

schodów. Nagle przystanął i odwrócił głowę. -Dobrze'

się czujesz? - zapytał.

- Oczywiście - przytaknęła i uśmiechnęła się szero­

ko. - Nie zmartwiło mnie to, o czym mówiłeś. Od J

dawna wiem, że Armand mnie nie kocha. Ja też nic do

niego nie czuję.

- To dobrze. - Dawid skinął głową i zbiegł po

schodach, przeskakując po trzy stopnie.

Shelley zastanawiała się, dlaczego ten niezwykły

mężczyzna unika bliższego kontaktu i boi się ulec

namiętności. Co go powstrzymuje? Może jest w jego

życiu kobieta, wobec której ma jakieś zobowiązania?

Shelley nie potrafiła na razie rozwikłać tego problemu,

ale miała nadzieję, że prędzej czy później pozna

prawdę.

Ubrała się i zeszła do restauracji. Dawid nauczył ją

gotować dwie nowe potrawy: tacos i burritos. Uważała

się za zdolną kucharkę. Z dumą pomyślała, że potrafi

już przygotować smaczny i zdrowy posiłek. Szkoda, że

dotąd się tym nie zajmowała. Gotowanie sprawiało jej

prawdziwą radość.

Dzieci poczuły się senne i poczłapały na górę.

Dawid musiał iść do portu po świeże ryby. Shelley

kroiła pomidory, nucąc jakąś melodyjkę. Usłyszała, że

ktoś otwiera kuchenne drzwi, i szybko się odwróciła.

Do restauracji weszła młoda dziewczyna. Shelley zno­

wu poczuła strach. W pierwszej chwili chciała umknąć

na górę, ale było już za późno.

- Cześć. Kim jesteś? -* zapytała nieznajoma, mie­

rząc ją badawczym spojrzeniem. Shelley zauważyła

natychmiast bujne rude włosy i idealną figurę, którą

scandalous

wykonanie - Irena

background image

podkreślała krótka obcisła sukienka w złocistym kolo­

rze. Dziewczyna była całkiem ładna.

- My się chyba nie znamy, prawda? W czym mogę

pani pomóc? - odparła uprzejmie Shelley.

Dziewczyna przyglądała się jej przez chwilę, potem

wzruszyła ramionami i odęła kapryśnie wargi.

- Jestem Mia - rzuciła niechętnie. - Gdzie Dawid?

Shelley domyśliła się, że to jedna z jego wielbicielek.

Na szczęście, bo już się obawiała, że jej odwiedziny to

nowy podstęp Armanda.

- Dawid wyszedł. Mam mu coś przekazać? - zapy­

tała, trochę uspokojona.

- Co tu robisz? - dopytywała się Mia. - Pracujesz

jako kelnerka?

- Nie, jestem znajomą Dawida - wyjaśniła Shelley,

kryjąc złośliwy uśmieszek. No proszę, ta pannica jest

zazdrosna; boi się, że inna zajmie jej miejsce.

- Ach, rozumiem. - Mia przyglądała się uważnie

swym długim paznokciom, jakby nie miała pewności,

czy wybrała.właściwy kolor. -Przez chwilę myślałam,

że ty i Dawid... -Wzruszyła ramionami. -Ale gdy ci się

przyjrzałam, doszłam do wniosku, że to niemożliwe

- oświadczyła złośliwie. - On lubi kobiety ogniste

i namiętne. Jesteś dla niego zbyt mdła.

Shelley oniemiała na chwilę. Okazało się, że Mia

uważa ją za rywalkę. Obie zabiegały o względy Dawi­

da, a ta ruda pannica miała się za jego wybrankę.

W końcu dziewczyna odzyskała głos i rzekła ze

złośliwym uśmieszkiem:

- Czyżbyście wy... Rozumiesz...?

- Jasne. - Mia z zapałem żuła gumę. - Pasujemy do

siebie. Wiem, jak go zadowolić.

Shelley spojrzała na nią z niedowierzaniem. Słuchała

scandalous

wykonanie - Irena

background image

jej słów z przykrością, ale prędzej by umarła, niż okazała

Mii, że cierpi. Dziewczyna patrzyła na nią nieżyczliwie.

- Czy masz tatuaż? - zapytała niespodziewanie.

- Nie. - Shelley zamrugała powiekami, całkiem zbita

z tropu tym pytaniem. - Dlaczego chcesz to wiedzieć?

- Kazałam sobie zrobić tatuaże w dwóch miejs­

cach, tu i tu - oznajmiła, wskazując rzadko odsłaniane

partie ciała. - Malutkie tygryski.

- To ciekawe. Bolało? - Miała nadzieję, że ruda

pannica porządnie się nacierpiała. Mia rzuciła jej

pogardliwe spojrzenie.

- Warto było znieść ból. Dawid lubi moje tatuaże.

Bardzo go podniecają. Powiedz, żeby do mnie za­

dzwonił, i przekaż, że dziś w nocy bardzo za nim

tęskniłam. - Odgarnęła włosy i ruszyła do wyjścia.

Shelley odprowadziła ją wzrokiem. Nigdy nie spot­

kała kobiety, która równie zawzięcie broniłaby swoich

praw. Okazało się, że trzeba będzie rywalizować z Mią

o względy Dawida. Doskonale, Shelley zawsze miała

w sobie ducha walki. Gotowa była podjąć wyzwanie.

Pogrzebała w torbie z ciuchami. Znalazła jaskrawą

szminkę i kolczyki w kształcie ogromnych pierścieni.

Z szuflady wyciągnęła cieniutki flamaster. Postanowi­

ła, że zrobi sobie pseudotatuaż. Na wewnętrznej

stronie ramienia. Miała spore zdolności plastyczne

i szybko wymalowała na skórze ślicznego kotka.

Kończyła właśnie obrysowywac pępek kunsztownym

wzorem, gdy do kuchni wszedł Dawid. Podniosła się,

kilkoma zręcznymi ruchami nastroszyła czuprynę

i złożyła do pocałunku jaskrawo umalowane usta.

- Cześć, skarbie - wyszczebiotała, dzwoniąc kol­

czykami. -Tęskniłam za tobą, podrywaczu - dodała,

zakręciła biodrami i posłała mu całusa. Dawid patrzył

scandalous

wykonanie - Irena

background image

na nią w osłupieniu. Miała wrażenie, że za chwilę

ucieknie z kuchni.

- Co to za komedia? - zapytał podejrzliwie.

- Komedia? - Shelley roześmiała się gardłowo.

- Nie, skarbie. Stoi przed tobą bardzo, bardzo zmys­

łowa kobieta. - Wspięła się na palce i uszczypnęła go

w policzek. -Miałeś gościa. Mia wpadła tu na chwilkę.

Dowiedziałam się od niej, co cię najbardziej podnieca.

- Dawid jęknął rozpaczliwie. - Niestety, jej zdaniem,

nie mam szans. Podobno jestem dla ciebie zbyt mdła.

Może powinnam ufarbować włosy na rudo, jak są­

dzisz?

- Wariatka. - Dawid oplótł jej talię ramionami

i roześmiał się cicho. - Uważam, że jesteś cudowna.

- Byłam pewna, że tatuaż pomoże - oznajmiła

figlarnie.

- Jaki tatuaż? - zapytał zdziwiony. Uniosła ramię

i pokazała mu kotka. Poruszyła mięśniami, by wyda­

wało się, że zwierzątko przebiera łapkami.

- Widzisz, jaki śliczny. I co, już się we mnie

zakochałeś?

- Shelley...

- Chwileczkę, musisz zobaczyć drugi...

Dawid objął ją mocno, nim zdążyła pokazać mu

efektownie ozdobiony pępek.

- Shelley, nie potrzebujesz żadnych tatuaży. Podo­

basz mi się taka, jaka jesteś: delikatna, zgrabna,

jasnowłosa. Pachniesz jak morski wiatr, a wyglądasz

niczym uosobienie wiosny.

- W takim razie, dlaczego wolisz kochać się z Mią

niż ze mną? - zapytała nieśmiało. Znowu była poważ­

na i spoglądała na niego smutnymi oczyma. Długo

wpatrywał się w nią bez słowa.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Shelley, nigdy z nią nie spałem.

- Chcesz powiedzieć, że kłamała?

- Komu uwierzysz, Mii czy mnie?

Nie musiała się dłużej zastanawiać. Poczuła usta

Dawida na swoich wargach. Ogarnęło ją rozkoszne

ciepło. Warto było czekać, aż Dawid wyjawi swoje

prawdziwe uczucia.

Przerwa dobiegła końca. Dzieci ukryły się w miesz­

kaniu. Rosa i Dawid witali popołudniowych gości.

Shelley wspominała niedawne spotkanie z Mią. Nagle

zrozumiała, że zazdrość tak bardzo ją zaślepiła, iż nie

dostrzegła niebezpieczeństwa. Mia też była zazdrosna.

Jeśli zobaczy fotografię Shelley, bez skrupułów sko­

rzysta z okazji, by pozbyć się rywalki, i przyprowadzi

tu szpiegów Armanda. Przez głupotę naraziła siebie

i dzieci na wielkie niebezpieczeństwo. Powinna była

zostać w mieszkaniu.

Nie, nie była w stanie znosić tego dłużej. Nie potrafiła

siedzieć tu bez końca czekając, aż ludzie Armanda

wpadną na jej trop. Czas wziąć byka za rogi i zmierzyć się

z niebezpieczeństwem. Niema innego sposobu. Zerknęła

na pogrążone we śnie dzieci i cicho wymknęła się na

schody. Skinęła na krzątającą się po lokalu Rosę. Przez

chwilę naradzały się po cichu. Shelley poczuła ulgę. Czas

skończyć tę okrutną zabawę w kotka i myszkę.

Dużo później Dawid zauważył, że co pewien czas

Rosa znika na kilka minut. Znalazł wolną chwilę

i poszedł za nią. Wchodziła po schodach do jego

mieszkania.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Po co tam idziesz? - zapytał przytłumionym

głosem.

Rosa drgnęła, złapała się za serce i zeszła na dół.

- Jak mogłeś mnie tak przestraszyć? - gderała.

- Gdybym spadła ze schodów, pogruchotałabym kości

nam obojgu. Powinieneś bardziej uważać.

- Po co idziesz na górę?

- Chciałam popatrzeć na te urocze maleństwa.

Wyglądają słodko, gdy śpią. Nie miałam nic do

roboty, więc pomyślałam, że do nich zajrzę... - traj-

kotała, wyraźnie zakłopotana. Nagle Dawid zrozu­

miał, co się stało.

- Dokąd poszła Shelley? - przerwał kobiecie, chwy­

tając ją za ramię. Udawała, że nie rozumie, o co mu

chodzi.

- Czy powiedziałam...

- Roso, nie próbuj mnie zwodzić. Wyszła, a ty

pilnujesz dzieci, prawda?

- Powiedziała, że niedługo wróci... - Rosa z wes­

tchnieniem załamała ręce.

- Dokąd poszła?

- Przysięgam, że nie wiem. Twierdziła, że musi

wyjść, ponieważ ma coś do załatwienia. Nie chciała,

żebyś o tym wiedział, bo za bardzo się zmartwisz.

- Idiotka, kompletna idiotka. - Dawid zaklął i ude­

rzył pięścią w ścianę. - Zamykamy - oznajmił po chwili.

-Musisz zostaćz dziećmi. Nie spuszczaj ich z oka, jasne?

- Co się stało, Dawidzie?-Rosa spojrzała na niego

z obawą.

- Nic - odparł, próbując się uspokoić. Nie chciał

straszyć Rosy. Wystarczyło, że sam był śmiertelnie

przerażony. - Drobne kłopoty. Dam sobie radę, a ty

zrób, o co proszę.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Skinęła głową, ale nie wyglądała na przekonaną.

Wrócił do restauracji. Przy stolikach siedziało jeszcze

kilku gości, kończących posiłek. Dawid powiedział, że

z powodu kłopotów rodzinnych musi zamknąć lokal.

Zapakował resztki jedzenia do papierowych torebek

i najszybciej jak mógł wyprosił za drzwi zdziwionych

klientów. Zdarł z siebie fartuch i sięgnął po kluczyki do

samochodu. Zniknęły. Shelley pojechała autem. To

dobrze. Dzięki temu łatwiej będzie ją odnaleźć. Wy­

biegł na ulicę, nie tracąc ani chwili. Pędził na przystań,

co sił w nogach.

Pamiętał, gdzie przycumowany był jacht Armanda.

Natychmiast rzucał się w oczy. „Księżniczka", naj­

większy jacht, jaki Dawid kiedykolwiek widział, praw­

dziwy olbrzym; ponad trzydzieści metrów długości.

Zastanawiał się, He osób mogło na nim pływać. Dawid

był w porcie dwukrotnie w ciągu ostatnich kilku dni.

Dyskretnie obserwował, co się działo na łodzi. Miał

nadzieję, że rozpozna Armanda, ale nie udało mu się

podejść dostatecznie blisko. Po nabrzeżu kręcili się

ciągle jacyś ludzie o podejrzanym wyglądzie.

Wkrótce znalazł się w porcie. Wieczór był ciemny.

Światła jachtu odbijały się w wodzie czarnej jak

atrament.

Na jej powierzchni połyskiwały świetlne refleksy.

Dawid spostrzegł swój samochód zaparkowany na

poboczu. Shelley z pewnością była w pobliżu. Podszedł

do auta, mając nadzieję, że znajdzie tam dziewczynę.

Niestety, rozczarował się. Strach dławił go za gardło.

Ruszył w stronę jachtu. Stał przez chwilę w cieniu,

mając nadzieję, że dostrzeże jakiś ślad obecności

Shelley, ale niczego nie zauważył. Nabrzeże było puste.

Zacisnął zęby i wszedł po trapie na pokład.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Zmyliłeś drogę, przyjacielu - oznajmił strażnik

gardłowym głosem, przykładając pistolet do głowy

Dawida. - Wdarłeś się na teren prywatny.

- Miły z ciebie facet. Dzięki, żerni o tym powiedzia­

łeś - rzekł Dawid, odpychając dłonią lufę pistoletu.

- Wszystkich tak witasz na pokładzie?

Strażnik odsunął się nieco, ale nie schował broni.

- Jak się nazywasz i dlaczego się tu kręcisz? - zapy­

tał chłodno. Blisko osadzone oczy połyskiwały czer­

wonym blaskiem w świetle latarni.

- Zaprowadź mnie do Armanda Alexiakisa-zażą­

dał Dawid. - Mam do niego sprawę.

- Trochę się spóźniłeś, przyjacielu. Pan Alexiakis

udał się już na spoczynek.

- Naprawdę? - Dawid obrzucił pokład spojrze­

niem. Gdzieś tutaj musiała być, Shelley. Ale gdzie, do

diabła? A jeśli została uwięziona?

- Lepiej to sprawdź, może jeszcze nie zasnął -prze­

konywał strażnika. Miał nadzieję, że przy okazji dowie

się czegoś o losie Shelley.

- Dlaczego miałbym się fatygować? - burknął

strażnik. - Nawet nie wiem, kim jesteś.

Dawid rozglądał się dyskretnie po jachcie. Chyba

dostrzegł przemykającą w ciemności postać. A może to

był tylko cień? Odwrócił wzrok, żeby podejrzany typ

nie spojrzał w tę stronę.

- Nazywam się Jesse Larimer -rzucił od nie­

chcenia. - Podobno twój szef kogoś szuka. - Dawid

pomyślał, że w ten sposób dowie się przynajmniej, czy

poszukiwania nadal trwają i czy Armand nadal po­

trzebuje informatorów.

- Co wiesz na ten temat? Gadaj, stary. Może nas to

zaciekawi.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Chwileczkę, sięgnę tylko do kieszeni.

- Po co? - zapytał podejrzliwie strażnik.

- Pokażę ci wizytówkę.

- Dobrze, ale pamiętaj, żadnych gwałownych ru­

chów - ostrzegł mężczyzna, patrząc na niego nieufnie.

Dawid wyciągnął wizytówkę, którą zostawił mu wy­

słannik Armanda.

- Jakiś facet był u mnie kilka dni temu. Twier­

dził, że kogoś szukacie, i powiedział, żeby się

zgłaszać z informacjami do pana Alexiakisa.

- Wzruszył ramionami. - Dowiedziałem się czegoś,

więc przyszedłem.

- Gadaj. Przekażę wszystko szefowi - warknął

strażnik, zerkając na wizytówkę. Chyba nabrał w koń­

cu do niego zaufania.

Dawid potrząsnął głową.

- Będę rozmawiał tylko z nim - oświadczył.

Lufa pistoletu dotknęła jego karku.

- No dalej! Mów, albo jazda stąd.

- Cavon, co tam się dzieje? - usłyszeli głos, dobie­

gający z ciemności. Strażnik znieruchomiał. Wyraźnie

bał się przybysza. W kręgu światła pojawił się wysoki

ciemnowłosy mężczyzna o siwiejących skroniach i bły­

szczących zielonych oczach. *

- Któż to nas odwiedził o tak późnej porze? Czego

pan sobie życzy?

- Mówi, że ma dla pana wiadomość, szefie. Pomyś­

lałem, że...

- Dlaczego trudzisz się myśleniem, Cavon? Zostaw

to mnie. Marnie dajesz sobie z tym radę.

Wystraszony strażnik przycichł. Dawid obserwo­

wał mężczyznę, który unieszczęśliwił Shelley. W in­

nych okolicznościach nie darowałby mu tego i zemści)

scandalous

wykonanie - Irena

background image

się za wszystkie doznane przez nią upokorzenia, ale

sytuacja nie była sprzyjająca.

Dostrzegł znów ciemną sylwetkę. To była Shelley.

Zbiegła cicho po spiralnych schodach i ukryła się

wśród łodzi ratunkowych. Miała na sobie czarne

spodnie i sweter w tym samym kolorze. Na głowę

naciągnęła czapkę. Dawid musiał za wszelką cenę

odwrócić od niej uwagę obu mężczyzn.

- Słyszałem, że chce pan odnaleźć pewną kobietę

- oświadczył.

- Kto tak twierdzi? - Armand patrzył na niego

obojętnie. Dawid pokazał wizytówkę. Armand wziął

ją do ręki i uśmiechnął się ironicznie.

- Myli się pan, drogi przyjacielu. Ta kobieta nic

mnie już nie obchodzi. - Cisnął wizytówkę do wody.

Oczy zabłysły mu gniewnie. -Zależy mi na odzyskaniu

dwójki dzieci, które uprowadziła.

Shelley z pewnością usłyszała jego słowa. Musiała

być przerażona. Uspokój się, zaklinał ją w duchu

Dawid. Zachowaj zimną krew i uciekaj. Później się nad

tym zastanowisz.

- Podobno ktoś ich widział w południowej dziel­

nicy. Znam tam kilka osób. Mógłbym popytać, jeśli

coś za to dostanę - ciągnął Dawid.

- Ile czasu to panu zajmie? - dopytywał się Ar­

mand.

- Nie więcej niż dwadzieścia cztery godziny - rzekł

Dawid, wzruszając ramionami.

- Za długo. - Armand potrząsnął głową. - Mam

pomysł. Pójdziemy tam razem. Zaprowadzi mnie pan

do swoich informatorów.

- Obawiam się, że ich nie zastaniemy. Poza tym,

jeśli przyjdę z panem, niczego się nie dowiem. Po-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

staram się wrócić tu jutro jak najwcześniej, ale nic

więcej nie obiecuję.

- Szefie, chce pan... - zaczął Cavon, unosząc

pistolet.

- Schowaj to, głupku. - Armand powstrzymał go

ruchem dłoni. - Ten pan i ja mamy ważne sprawy

do omówienia. Nie strasz naszego gościa. - Zmierzył

Dawida spojrzeniem zimnym i twardym jak stal.

- Proszę pamiętać, muszę dostać te dzieciaki. Jeśli

wskaże mi pan ich kryjówkę, hojnie pana wyna­

grodzę.

- Co to znaczy hojnie?

- Dwa tysiące. Wystarczy?

- Zgoda. - Dawid od razu się domyślił, że coś

knują, ale robił dobrą minę do złej gry. Cień przemknął

po trapie. Odetchnął z ulgą. Udało się. Reszta to

drobnostka. Postanowił zostać na pokładzie jeszcze

chwilę, żeby dać Shelley trochę czasu. Szczęśliwie dla

niego, Armand nie zamierzał kończyć rozmowy.

- Kim pan właściwie jest? - rzekł chłodno.

-Ja?

- Owszem. Mówi pan jak Amerykanin.

- Bo jestem Amerykaninem.

Armand bez przekonania skinął głową.

- Rozumiem, dlaczego nie chce pan ujawnić swego

źródła informacji, ale proszę mi chociaż powiedzieć,

kim są dla pana tamte osoby, które widziały kobietę

i dzieciaki. Powinniśmy sobie ufać, prawda?

- Mój krewny jest przewodnikiem w agencji turys­

tycznej. - Dawid wymyślał na poczekaniu historyjkę.

- Zauważył ich tam. Resztę opowiem panu jutro.

- Jak się nazywa pański krewny? Proszę mi podać

jego adres.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Nic panu nie powiem. Wolę sam dostać te

pieniądze - oznajmił Dawid obrażonym tonem.

- Teraz wiadomo, po co tu przyszedł. - Cavon

roześmiał się urągliwie.

- Posłuchaj, nic mnie nie obchodzi, komu zapłacę.

Muszę odnaleźć dzieciaki. Rozumiesz?-wycedził jego

szef, chwytając Dawida za koszulę.

- Jasne. Jasne. Nie ma obawy. Nie zwiodę pana.

- Dawid nerwowo pokiwał głową, udając że się

boi. Miał wielką ochotę spoliczkować tego drania.

Armand cofnął się i starannie obciągnął zmiętą ko­

szulę niespodziewanego gościa, który dodał skwa­

pliwie: - Wrócę tu jutro. Będzie pan ze mnie za­

dowolony.

Dawid oddalił się pospiesznie. Wiedział, że będą go

śledzić. Nie ufali mu. Szedł coraz szybciej. Minął port

i skręcił w stronę targowiska, gdzie sprzedawano ryby.

Wszystkie stragany już pozamykano. Na ulicach nie*

było żywego ducha. Na szczęście Shelley udało się

uciec. Miał nadzieję, że od razu pojechała do jego

mieszkania. Nie mógł tam wrócić, ponieważ śledzili go

ludzie Armanda. Musiał ich jakoś zgubić.

Nagle ujrzał samochód, pędzący z wielką szybko­

ścią w jego stronę. Uskoczył na bok, przerażony

i oślepiony reflektorami. To było jego auto. Shelley

zahamowała i otworzyła drzwi.

- Wsiadaj! - krzyknęła. Opadł ciężko na przednie

siedzenie, uderzając się boleśnie w głowę i łydkę. Silnik

zawył, gdy dziewczyna gwałtownie ruszyła.

- Mów, jak mam jechać - poleciła. Dawid znał

w Puerto Vallarta każdy kąt. Długo krążyli po bocz­

nych uliczkach. Wreszcie uznali, że nikt ich nie goni.

Ruszyli w stronę plaży. Zaparkowali na skraju sąsia-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

dującej z nią dżungli. Siedzieli w aucie, oddychając

z trudem. Dawid pierwszy odzyskał głos.

- Co ci przyszło do głowy? Mogli cię schwytać,

a nawet zabić! - krzyknął, chwytając ją za ramiona.

- Słyszałeś, co mówił Armand? - rzekła spokojnie.

Odchyliła głowę na oparcie i przymknęła oczy. -To nie

mnie chce schwytać, tylko dzieci. - Spojrzała bezradnie

na Dawida. - Musiałam zaryzykować. Nie mogę się

wiecznie ukrywać. Niczego nie planowałam. Pomyś­

lałam, że mogłabym pójść do Armanda i zażądać

zwrotu dokumentów, ale na wszelki wypadek włoży­

łam czarne ubranie, żeby się łatwiej ukryć. Nie miałam

odwagi stawić mu czoła, wiec zakradłam się na jacht.

Przerwała i przez chwilę oddychała głęboko. Dawid

usiadł wygodnie i milczał, patrząc w ciemność.

- Ukryłam się wśród skrzyń i czekałam na od­

powiedni moment. Pamiętałam, gdzie zamontowano '

czujniki systemu alarmowego, więc bez trudu dotar­

łam do kabiny Armanda. Niestety, był tam ze swoją <

dziewczyną. Zobaczyłam ich przez szybę w drzwiach, j

- Shelley... - dotknął współczująco jej ramienia.

Obruszyła się i strząsnęła jego dłoń.

- Nadal uważasz, że mi na nim zależy? Zrozum,

nienawidzę go. Niedobrze mi się robi, kiedy o nim

pomyślę. Byłam wściekła, że Armand i ta dziewczyna mi

przeszkodzili. Potem zajrzałam do swojej kajuty. Mia­

łam nadzieję, że tam ukrył dokumenty. Niestety,

zniknęły nawet moje ubrania. Weszłam też do pokoju

dzieci i... - Głos się jej załamał. - Wszystko było

przygotowane, jakby miały za chwilę stanąć w drzwiach.

- Go masz na myśli? - Zdziwiony Dawid zmarsz­

czył brwi. Shelley przyłożyła dłoń do czoła, próbując

się uspokoić.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Łóżeczka rozścielone, nowiutkie maskotki na

poduszkach, mnóstwo nowych ubrań w szafie.

- Chwyciła go za ramię. - Dawidzie, on jest tak

cholernie pewny siebie.

- Nie przesadzaj. Po prostu się przygotował

-uspokajał ją Dawid.

- Byłam przerażona. Z trudem dowlokłam się na

pokład. Strasznie się bałam, że mnie złapią, i wtedy

zobaczyłam ciebie. Jakoś zdołałam się wymknąć.

- Dzięki Bogu! - Głaskał ją czule po włosach.

Patrzyła na niego z lękiem.

- Dawidzie, on dopnie swego, zabierze mi dzieci.

- Nie, Shelley - odparł zdecydowanie, dotykając jej

policzka.

Uparcie potrząsała głową. Oczy miała błędne.

- Będzie nas śledził, wszędzie nas znajdzie - po­

wtarzała drżącym głosem. - Cokolwiek zrobię, gdzie­

kolwiek się udam, i tak dopnie swego. Zabierze mi

dzieci.

- Nie. - Przytulił Shelley, pragnąc uwolnić dziew­

czynę od panicznego strachu, który nie pozwalał jej

myśleć logicznie. - Nie dopuścimy do tego.

- Jesteśmy w obcym kraju. Nikt nam nie pomo­

że - jęczała, wczepiając się palcami w jego ramiona.

Patrzyła mu w oczy i daremnie próbowała uwierzyć

w te zapewnienia. Nagle wyskoczyła z samochodu.

Dawid nie był na to przygotowany. Biegła na oślep

w stronę oceanu. Chwycił kluczyki i popędził za

nią. Dogonił ją niemal na granicy białego piasku

i wody.

- Shelley, Shelley - powtarzał szeptem, tuląc ją ze

wszystkich sił. - Zrozum, nie jesteś sama. Mamy teraz

wspólnego wroga i razem będziemy z nim walczyć.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Pokonamy go, przysięgam. Wszyscy troje dotrzecie

bezpiecznie do domu.

Chciała mu wierzyć. Podniosła głowę i zaczęła go

zapamiętale całować. Jęknął z rozkoszy. Tulił ją do

siebie, oddychał jej zapachem. Pragnął jej, ale nawet

gdyby się kochali, nie zaspokoiłby tego szczególnego

pożądania. Sięgało głębiej, w rejony jego jestestwa,

których istnienia dotąd nie podejrzewał.

Wziął ją na ręce i zaniósł na skraj dżungli, gdzie

gęste zarośla dały im schronienie. Światło księżyca

połyskiwało na czarnych grzbietach fal. Wiatr znad

oceanu niósł wilgoć i ostry korzenny zapach. Złocisty

piasek skrzypiał pod stopami. Shelley przywarła do

Dawida, jakby chciała pozostać z nim przez całą

wieczność.

Wsunęła palce w jego włosy i pocałowała go w usta.

Drżał z pożądania. Pieścił jej wargi ustami i językiem,

całując do utraty tchu. Wczepiła się palcami w jego

włosy, przytulając się jeszcze mocniej.

- Dawidzie... - szepnęła, dotykając niemal jego

warg. - Dawidzie, chcę być z tobą...

Leżeli na chłodnym piasku. Pochylił się i zdjął jej

czarny sweter. Sunął dłońmi po jasnej skórze, aż jego

palce objęły miękką pierś. Tylko sutki były twarde

i nabrzmiałe. Tęsknił do Shelley każdą cząstką swej

istoty. Nie panował nad sobą. Nie potrafił opierać się

dłużej. Potrzebował jej jak powietrza.

- Shelley, naprawdę tego chcesz? - zapytał stłumio­

nym chrapliwym głosem.

- O tak, Dawidzie, chcę, bardzo chcę - odpowie­

działa z radosnym westchnieniem.

Usta i język Dawida powędrowały w ślad za

dłońmi, kreśląc na jej ramionach, brzuchu i piersiach

scandalous

wykonanie - Irena

background image

skomplikowany wzór. Krzyczała i drżała spazmatycz­

nie pod wpływem delikatnych pieszczot. Uniosła bio­

dra i Dawid zsunął z nich spodnie. Gładził rozpalone

uda, każdym gestem wzmagając w niej pożądanie,

które dorównywało jego żądzy.

Na pewno masz... - szepnęła, patrząc na niego

nieprzytomnym, wzrokiem.

- O nic się nie martw - uspokoił ją, choć był tak

rozdygotany, że nie miał pewności, czy da sobie radę.

Pogrążyli się w słodkim oszołomieniu. Westchnęła,

kiedy w nią wszedł, i spojrzała na niego szeroko

otwartymi oczyma. Krzyknęła z radością i ulgą. Unio­

sła biodra, chcąc przyjąć go w siebie głębiej, mocniej.

Ogarnęła ich szalona namiętność. Kołysali się rytmicz­

nie, wzmagając narastającą w nich rozkosz. Przywarli

ciasno do siebie, by razem przeżyć moment spełnienia,

a kiedy przeminął, opadli na piasek, z trudem łapiąc

powietrze. Wiatr chłodził rozgrzane ciała.

Dawid otworzył oczy. Minęło kilka minut, nim zdał

sobie sprawę, gdzie się znajduje.

- Shelley? - mruknął i podniósł głowę, by na nią

popatrzeć.

Była tak blisko. Leżeli obok siebie, spleceni ciasnym

uściskiem. Nagle zobaczył łzy w jej oczach.

- Shelley! - Opanowały go nagle bolesne wyrzuty

sumienia. Pogłaskał ją po policzku. - Powiedz, masz

do mnie żal?

- Niczego nie żałuję - szepnęła z uśmiechem. Jej

oczy lśniły od łez; rozświetlał je srebrny blask księżyca,

nadając dziewczynie wygląd baśniowej istoty z innego

świata. -To było takie... - Nie potrafiła znaleźć słów.

- Wybacz mi -jęknął, odsuwając się. - Nie powi­

nienem...

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Nie waż się prosić mnie o wybaczenie - rozkazała

z dzikim błyskiem w spojrzeniu. Wczepiła się palcami

we włosy Dawida i przyciągnęła go do siebie. - Za­

braniam ci mówić, że popełniliśmy błąd. To było jedno

z najcudowniejszych przeżyć i nie pozwolę ci go

zbagatelizować.

Dawid wpatrywał się w nią całkiem zbity z tropu.

Przecież rozpłakała się, więc chciał ją pocieszyć. Zaczą]

nagle podejrzewać, że były to łzy szczęścia.

Kobiety. Uwielbiał je; ale skąd miał wiedzieć, czego

pragną?

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Chcę, żeby Dawid wziął mnie na ręce - oznajmił

rozespany Chris. Uniósł nieco ciężkie powieki i wycią­

gnął rączki. - Jest silniejszy.

Shelley zerknęła na Dawida, tłumiąc śmiech. Za­

stanawiała się, czy rozumie, jak wielki spotkał go

zaszczyt. Ze wszystkich jej znajomych tylko Cubby

dostąpił kiedyś tego przywileju.

- Zgoda - odparła cichutko, rozglądając się po

niewielkim pokoju. - Jill, zejdziesz sama po schodach,

prawda, kochanie? Muszę nieść walizkę.

- Dlaczego mówisz szeptem? - zapytał nagle Da­

wid. Uśmiech rozjaśniłmu twarz. -Przecież nikt cię nie

usłyszy.

- Wymykamy się chyłkiem, w środku nocy, a więc

musimy porozumiewać się szeptem. Takie są reguły

gry - wyjaśniła zniecierpliwiona. - Powinieneś się tego

domyślić. Naprawdę, brakuje w twoim życiu kobiety,

która uświadomiłaby ci znaczenie takich drobiazgów.

- Dawid spojrzał na nią ze zdumieniem, ale odwróciła

głowę. - Nie marudź, Jill. Musimy iść, córeńko,

- Dokąd jedziemy? - dopytywała się dziewczynka,

mrugając powiekami.

- Do domu, kochanie - powiedziała Shelley, obe­

jmując małą.

Dawid zaparkował w bocznej uliczce. Walizka

scandalous

wykonanie - Irena

background image

z trudem zmieściła się w niewielkim bagażniku. Z boku

upchnął trochę swoich ubrań. Shelley spojrzała z dez­

aprobatą na tylne siedzenie, gdzie jej dzieci miały

spędzić wiele godzin podczas tej podróży.

- Strasznie tu ciasno - narzekała.

- Spodziewałaś się, że odwiozę was mikrobusem?

Jestem kawalerem. Niepotrzebny mi duży samochód

- obruszył się Dawid.

Przyglądała mu się uważnie, gdy układał dzieci na

siedzeniu i wsuwał poduszki pod ciężkie od snu główki.

Może poza zaprzysięgłego kawalera to jedynie rodzaj

kamuflażu? Uśmiechnęła się. Że też wcześniej o tym

nie pomyślała!

- Jedźmy - powiedziała cicho, gdy usadowili się

w aucie. Uśmiechnęła się i wyciągnęła do niego rękę.

- Dzięki, Dawidzie. Wpawdzie przykro mi, że narobi­

łam tyle zamieszania, ale...

Ścisnął mocno jej dłoń i uruchomił silnik. Od­

wróciła głowę i patrzyła na znikające światła Puerto

Valląrta.

Zaledwie przed godziną kochali się na plaży. Ze­

rknęła na Dawida i zadrżała mimo woli. Tak bardzo

pragnęła wiedzieć, czy tamte chwile były dla niego

równie wielkim przeżyciem. Nie potrafiła wyrazić

słowami, ile dla niej znaczyły. Czuła się całkiem

odmieniona. Jej życie nigdy już nie będzie takie jak

przedtem. Poznała wyjątkowego mężczyznę. Prawie

się w nim zakochała. Niewiele brakowało, by całkiem

zawładnął jej sercem. Nie mogła sobie na to pozwolić.

Byłaby to wielka nieostrożność, niemal szaleństwo.

Dawid uprzedził ją dawno temu, że nie interesują go

trwałe związki. Musiała przyznać, że i ona nie miała

tego w planach. Tyle chciała osiągnąć, by zaimpono-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

wać innym - a przede wszystkim sobie. Nie mogła się

teraz zakochać. Musiała wiele zmienić w swoim życiu,

a miłość pochłonęłaby wszystkie jej siły. Uwolniła się

nareszcie od Armanda i nie zamierzała od razu rzucać

się w ramiona innego mężczyzny. Musiała stanąć na

własnych nogach.

Samochód mknął przez ciemność. Reflektory drą­

żyły w niej wąski tunel. Nie było odwrotu. Dawid czuł

się jak potępieniec zmierzający prostą drogą ku bra­

mom piekielnym.

Obiecywał sobie, że nie podda się urokowi Shel­

ley, i nie dotrzymał danego sobie przyrzeczenia.

Omotała go, tak jak się obawiał. Zapach jej wło­

sów, jedwabista w dotyku skóra, żar bijący z jej

ciała, krągłość piersi pod jego dłonią, wyraz cał­

kowitego oddania na pięknej twarzy... Wszystko to

na zawsze wryło się w jego pamięć. Czy zdoła kie­

dykolwiek zapomnieć o tej kobiecie, teraz, gdy stała

się częścią niego samego? Przez całe życie będzie

żałował nierozważnego kroku.

Zerknął na jasnowłosą dziewczynę, śpiącą na przed­

nim siedzeniu, i omal nie wybuchnął śmiechem. Użalał

się nad sobą niczym bohater melodramatu. Żałować

tamtej chwili? Do diabła, też pomysł. Dni spędzone

z Shelley okażą się zapewne przełomowymi w całym

jego życiu.

Wrócił myślą do pospiesznego wyjazdu. Zamknię­

cie na kilka dni restauracji okazało się nieuniknione.

Zawiadomił Rosę, która przyrzekła zadzwonić z same­

go rana do jego dziadków i wszystko im wyjaśnić. Będą

zaniepokojeni, ale na pewno zrozumieją, że nie mógł

scandalous

wykonanie - Irena

background image

postąpić inaczej. Był przekonany, że sami nalegaliby

stanowczo, aby pomógł Shelley i jej pociechom.

Plan był prosty: jak najszybciej dotrzeć do granicy.

Jeśli tam zatrzymaliby ich samochód i domagaliby się

okazania dokumentów, Dawid mógłby zwrócić się do

znanych mu wysokich urzędników w nadgranicznym

mieście Mexicali. Może udałoby się wtedy uzyskać

nowe papiery dla Shelley i dzieci, by cała trójka mogła

wjechać do Stanów. Jeśli i ten sposób zawiedzie, będą

mogli przejść przez zieloną granicę. Jeden z kuzynów

Dawida trudnił się od lat przeprowadzaniem na ame­

rykańską stronę nielegalnych emigrantów. Uśmiech­

nął się ironicznie. To dopiero byłoby wydarzenie:

Shelley Brittman przekradająca się przez granicę z gru­

pą meksykańskich biedaków.

Noc i szybka jazda wprawiły Dawida w nastrój

szczególnego rozmarzenia. Śnił na jawie, że zabiera

Shelley i maluchy tam, gdzie wszystko będzie proste

i łatwe, a żadne problemy nie zmącą ich szczęścia.

- Gdzie jest Dawid? - rozległ się dziecięcy głosik.

To Chris się obudził. - Chcę siusiu.

Dawid parsknął śmiechem. Koniec marzeń. Trzeba

wracać do rzeczywistości.

- Nie martw się, Chris - uspokoił chłopca. - Znaj­

dziemy miejsce na postój.

Kilka godzin później słońce wyjrzało zza zielonej

ściany tropikalnego lasu. Uciekinierzy zatrzymali się,

by zjeść przygotowane wcześniej kanapki. Podziwiali

różowe flamingi brodzące po rzecznych rozlewiskach

i połyskujący w dali ocean. Shelley patrzyła z ukosa na

twarz Dawida. Był dziś niezwykle rzeczowy i oficjalny,

scandalous

wykonanie - Irena

background image

jakby próbował zapomnieć o wczorajszej nocy. Stłumi­

ła śmiech, ale miała ochotę trochę z niego pożartować.

- Meksykańskie plaże są zachwycające. Szkoda, że

nie mogę zwiedzić wszystkich - powiedziała z żalem,

wpatrując się w dal. - Mam do nich szczególny

sentyment.

Dawid spojrzał jej w oczy i dostrzegł w nich wesołe

iskierki. Po krótkim wahaniu przyciągnął ją do siebie.

Dzieci bawiły się w pobliżu i nie zwracały na nich

uwagi. Pocałował ją.

- Zachowuj się przyzwoicie - szepnął i oczy mu

pojaśniały - albo będę musiał przywołać cię do porząd­

ku.

- Oho, tak to się teraz nazywa? - spytała, wybucha­

jąc śmiechem.

Gdy wsiedli do samochodu i ruszyli w drogę,

Dawida znów opadły wątpliwości. Czas z tym skoń­

czyć, postanowił. Powinienem zapanować nad swoimi

odruchami.

Kolejny postój zrobili w Mazatlan. Dawid zdecydo­

wał się na małe ustępstwo: zabrał Shelley i dzieci na

plażę. Spacerowali wolnym krokiem po białym piasku,

a maluchy biegały wokół, goniąc fale. Jill uderzyła się

w palec i przybiegła z płaczem do Dawida. Shelley

obserwowała z rozbawieniem, jak mężczyzna pociesza

jej córkę.

- Świetnie radzisz sobie z dziećmi -zauważyła, gdy

Jill pobiegła do braciszka.

Wzruszył ramionami i wsunął ręce w kieszenie.

Unikał jej wzroku. Westchnęła, przytrzymując dłonią

rozwiewane morską bryzą włosy. Nie spotkała dotąd

mężczyzny, który tak bardzo lękałby się wszelkich

zobowiązań.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Nie zamierzasz się ożenić, prawda? - zapytała

z pozorną obojętnością.

- Zgadłaś.

- Nie założysz także rodziny. Żadnych dzieci, czy

tak?

Żadnych dzieci? Nagle zrobiło mu się przykro.

Jeszcze niedawno nie miałby wątpliwości, jak od­

powiedzieć na takie pytanie. Przypadkowe spotkanie

z Jill i Chrisem sprawiło, że polubił dzieci. Shelley

uświadomiła mu, że wyrzeka się czegoś bardzo waż­

nego. Patrzył bez uśmiechu na rozbawione maluchy.

- Po co mieć dzieci i przysparzać im cierpień, po co

je narażać na życie w rozbitej rodzinie? - oświadczył po

dłuższym milczeniu.

Shelley pokiwała głową. Potwierdziły się jej najgor­

sze przeczucia.

- Chyba cię rozumiem, ale popatrz na moje dzieci.

Wiele przeszły, ale to ich nie załamało. Uważam, że są

szczęśliwe. A jeśli usiłujesz mi wmówić, że byłoby

lepiej, gdyby się nie urodziły...

- Wcale tak nie myślę. Dobrze wiesz, że twoje

dzieci są mi bardzo bliskie.

No cóż, nie dałaby za to głowy, ale zaczynała mu

wierzyć.

- Dawidzie, czy masz jakieś marzenia? -<- zapytała

nagle. Wpatrywała się w niego poważnie, bez uśmie­

chu.

- Marzenia są dobre dla pechowców - odparł

szorstko. - Ja wyznaczam sobie cele. Marzenia nie są

mi potrzebne.

Chris zawołał Dawida, który pomachał mu ręką

i podbiegł do wesoło dokazujących dzieci. Shelley

pokiwała głową. Była przekonana, że Dawid nie ma

scandalous

wykonanie - Irena

background image

racji. Nic nie jest w życiu ważniejsze od marzeń.

Żałowała, że ma tak mało czasu, by go o tym

przekonać.

Krajobraz się zmieniał. Dżungla ustąpiła miejsca

pustyni i barwnym szachownicom pól. Po prawej

stronie widzieli na horyzoncie góry, po lewej - daleki

ocean.

Jill i Chris zaczęli kaprysić. Dziewczynka zajęła się

na krótko swoim dziennikiem, a jej braciszek grą

w literki, ale wkrótce znowu ogarnęła ich nuda.

- Daleko jeszcze? - dopytywali się raz po raz.

Shelley poprosiła, żeby zaśpiewali, potem opowie­

działa im bajkę. Wreszcie dzieci zasnęły. Uśmiechnęła

się do Dawida.

- Potrafisz je zabawić - zauważył. - Znasz mnóst­

wo sposobów, prawda?

Bardzo mu imponowała, ale nie potrafił jasno tego

wyrazić.

- Owszem, potrafię to i owo - przyznała. - Prak­

tykuję od lat, więc doszłam do pewnej wprawy.

- Lubisz przebywać z dziećmi - rzekł z przekona­

niem.

- Wspaniale jest być mamą. - Zamknęła oczy

i położyła głowę na oparciu. - Myślę jednak, że

nadszedł czas, abym zaczęła żyć trochę inaczej.

- Jak to rozumiesz? - Popatrzył na nią ze zdziwie­

niem. Dla niego nie musiała się zmieniać. Uważał ją za

doskonałość.

- Chcę zarabiać na swoje utrzymanie.

Dawid nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Ucie­

szyła się, że może z nim o tym porozmawiać. Usiadła

scandalous

wykonanie - Irena

background image

wygodnie, twarzą do zdumionego towarzysza po­

dróży, i opowiadała z zapałem.

- To naprawdę bardzo ważne. Mówiłam ci, że

jestem osobą niezależną, ale muszę przyznać, że oszu­

kiwałam samą siebie. Daleko mi do prawdziwej nieza­

leżności. Mieszkam w domu, który należy do rodzi­

ców, a teraz ta historia z Armandem. Do końca życia

będę się wstydzić. Wystarczyło, że skinął palcem,

i przybiegłam w nadziei, że znowu będzie chciał dzielić

ze mną życie. - Przez chwilę patrzyła na niego w mil­

czeniu. -Wiesz, dlaczego tak postąpiłam? Bo nie ufam

sobie. Nie potrafię żyć na własny rachunek. Ale to się

musi zmienić.

- Jakie masz plany? - zapytał, kręcąc się niespokoj­

nie w fotelu. Nie był pewny, czy zdoła polubić tę nową

Shelley, polegającą wyłącznie na sobie.

- Jedna z moich przyjaciółek ma firmę. Przygoto­

wuje dekoracje kwiatowe dla znanych restauracji, na

uroczyste śluby, wesela i przyjęcia. Chce rozszerzyć

ofertę i założyć własną hodowlę roślin, ale potrzebuje

wspólnika. Bardzo by mi odpowiadała taka praca.

Postanowiłam spróbować.

Słusznie. Cóż stało na przeszkodzie? Świetnie się do

tego nadawała. Wyobraził sobie Shelley podczas roz­

mów z klientami. W ręku aktówka, włosy skromnie

upięte w kok, na nosie okulary... Dla niego zawsze

będzie piękna i pociągająca, nawet gdyby miała na

sobie stary worek. To chyba obsesja. Albo rodzaj

choroby. Potrząsnął głową, by się uwolnić od roman­

tycznych mrzonek. Daremnie. Ta przypadłość przeszła

u niego w stan chroniczny.

- Uważam, że to dobry pomysł - przyznał niechęt­

nie, lecz po chwili rozchmurzył się. - Będziesz trochę

scandalous

wykonanie - Irena

background image

rozczarowana nudnym życiem zwykłych śmiertelni­

ków - dodał z uśmiechem.

- Uwierzyłbyś, gdybym powiedziała, że jestem cał­

kiem zwyczajna? - rzekła cicho.

Dawid zacisnął wargi. Tu właśnie tkwił problem.

Nie była zwykłą dziewczyną. Powinien to sobie po­

wtarzać bez przerwy, bo inaczej popełni wielkie głupst­

wo.

- Postanowiłam się przeprowadzić - ciągnęła Shel­

ley. - Znajdę jakiś ładny domek z ogrodem na

przedmieściu. Jill i Chris będą chodzili do państwo­

wych szkół.

- Jak dzieci zwykłych śmiertelników - podpowie­

dział, próbując ukryć narastającą irytację.

- Zgadłeś.

- Wyprzesz się także nazwiska i tradycji Brittma-

nów? - zapytał uszczypliwie.

- To oczywiste, że zawsze będę należała do rodziny,

ale jeśli zmienię styl życia, stanę się w końcu... praw­

dziwym człowiekiem, kobietą z krwi i kości.

- Przecież taka właśnie jesteś - oświadczył, ze­

rkając na nią. Oczy mu zabłysły. Zaśmiała się, pogłas­

kała go po policzku i odgarnęła włosy, opadające mu

na czoło.

- Tylko w twoich oczach. Niestety, daremnie sta­

ram się przekonać o tym samą siebie.

Dawid zacisnął zęby. Uwielbiał łagodny dotyk jej

rąk. Tego będzie mu najbardziej brakowało, gdy się

pożegnają. I ten głos, który przyprawiał go o rozkosz­

ne dreszcze. Chciał go znów usłyszeć.

- Opowiedz mi bajkę - poprosił jak dziecko.

Wybuchnęła śmiechem, nie domyślając się, że mówi

całkiem poważnie.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Późnym popołudniem Dawid zaczął się niepokoić.

Słońce prażyło niemiłosiernie. Mrużył oczy, wpat­

rzone w przednią szybę. Martwiły go dziwne odgłosy

dobiegające z silnika. Auto jechało coraz wolniej.

- Słyszysz ten dźwięk? - zapytała Shelley.

- Samochód wysiadł. - Uśmiechnął się przeprasza­

jąco i zjechał na pobocze. Droga była zupełnie pusta.

- Zobaczmy, co się popsuło.

Wysiedli. Dawid poddał silnik dokładnym oględzi­

nom i poprosił, by spróbowała włączyć stacyjkę.

Wsunął głowę pod maskę, zaklął i znów pogrzebał

w skomplikowanej maszynerii. Shelley była przekona­

na, że poradzi sobie z naprawą.

- Ugrzęźliśmy. Zepsuł się gaźnik. Nie naprawię go

przed zmrokiem. Musimy gdzieś przenocować.

Shelley czuła, że ogarnia ją panika. Przecież to

niemożliwe. Trzeba uciekać, żeby jak najprędzej do­

trzeć do domu. Była przekonana, że Armand jest na

ich tropie. Lada chwila jego samochód wyłoni się zza

najbliższego wzgórza.

- Błagam, jedźmy! - zawołała, chwytając Dawida

za rękaw. - Musimy dotrzeć do granicy.

- To niemożliwe. Samochód jest zepsuty i naprawa

trochę potrwa. - Pogłaskał ją po policzku. Chwyciła

się za głowę i spojrzała na niego błędnym wzrokiem.

Oczami wyobraźni ujrzała czarną limuzynę uwożącą

dzieci w nieznanym kierunku. Próbowała się opano­

wać. Osłoniła ręką oczy i popatrzyła wkoło. W oddali

dostrzegła jakieś budynki.

- Spójrz! - zawołała uradowana. - Na prawo,

u stóp góry. To chyba motel.

- Pomożesz mi pchać auto. Droga prowadzi w dół,

więc bez trudu dotrzemy na parking - oznajmił.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Pchanie zepsutego samochodu było dla Shelley

zupełnie nowym doświadczeniem, ale nieźle sobie radziła.

- Zatrzymamy się przy wjeździe. Sprawdzę, czy

mają wolne pokoje - rzucił Dawid, kierując się w stro­

nę budynków. Po chwili zawrócił i dodał, zerkając na

Shelley niespokojnie: - Wynajmę pokój na swoje

nazwisko.

- Dobrze - zgodziła się, nie rozumiejąc, co go tak

martwi.

- Powiem, że jesteśmy małżeństwem.

O to chodziło! Miała ochotę parsknąć śmiechem.

Jeśli sądził, że się nie zgodzi, to go rozczaruje. Nie

podzielała jego niechęci do małżeństwa.

- Lepiej uprzedź maluchy, że na jedną noc zo­

staniesz ich tatusiem - poradziła.

Skinął głową i zajrzał do auta.

- Zameldujemy się w motelu jako rodzina. Pamię­

tajcie, jeśli ktoś was spyta o nazwisko, odpowiadajcie:

Coronado. Zgoda?

Jill zachichotała, a Chris wzruszył ramionami. Było

mu wszystko jedno. Shelley nawet nie próbowała

ukryć zadowolenia.

- Państwo Coronado - powiedziała wesoło, czując

w sercu przyjemne ciepło. - Ładnie brzmi.

- Szczególny gust, droga pani - odparł z błyskiem

w oku.

- Och, co za gafa! Zapomniałam, że pan jest starym

kawalerem! - zawołała, udając przerażenie. Zakryła

dłonią usta.

Dawid zaklął cicho i uśmiechnął się rozbrajająco.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Popatrz, Shelley! - zawołał Dawid, spoglądając

za siebie. Wpychali właśnie samochód na parking.

- Zupełnie jak w filmie z lat pięćdziesiątych. - Spo­

jrzała we wskazanym kierunku.

- Na litość boską, co to...? - Zrobiła krok do

przodu. Nie mogła oderwać oczu od szeregu potęż­

nych, kolorowych motocykli, połyskujących chromem

i świeżym lakierem. Wtuliła się w ramię Dawida.

- Wynośmy się stąd. Ten motel został opanowany

przez gang motocyklistów.

- Chyba masz rację - stwierdził, spoglądająjb z za­

chwytem na wspaniałą kolekcję doskonale utrzyma­

nych maszyn.

Shelley daremnie próbowała wyrwać go ze stanu

zauroczenia. Fatalny zbieg okoliczności. Nie miała

najmniejszej ochoty nocować w sąsiedztwie bandy

motocyklistów. Oglądała filmy sensacyjne, czytała

kryminały i zdawała sobie sprawę, że mogą być

niebezpieczni.

- Nie możemy tu zostać - nalegała, szarpiąc go za

ramię. - Ci ludzie nie mają skrupułów. Gotowi są

rozerwać na strzępy napotkanych podróżnych.

- Tak uważasz, laleczko? - usłyszała dobiegający

z tyłu donośny głos. -To ci dopiero historia, prawda?

Odwróciła się i ujrzała postawną kobietę w znoszo-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

nej kurtce z czarnej skóry i ze złotym kółkiem w nosie.

Nieznajoma oparła dłonie na biodrach i wlepiała

w nich wzrok. Oczy ukryte były za ciemnymi okulara­

mi, w których odbijało się słońce.

- Cześć-wyjąkała Shelley i oparła się o samochód.

- Cześć - huknęła kobieta, podchodząc bliżej.

Wydawała się dziewczynie wielka jak stodoła. - Boisz

się, że rozerwę cię na strzępy?

- Nazywam się Dawid Coronado - wtrącił się

mężczyzna, tłumiąc śmiech. Wyciągnął rękę na powi­

tanie. - Przepraszam w imieniu Shelley. Jest bardzo

naiwna. Wierzy we wszystko, co pokazują w telewizji.

- Miło cię poznać, Dawidzie - odparła kobieta po

chwili wahania i uścisnęła mu dłoń. - Na imię mi

Marge. Nigdy nie oglądam telewizji.

- Bardzo mądrze. - Dawid wskazał na parking

wypełniony motocyklami. -Doskonałe maszyny. Nie­

które z nich są przepiękne. Gdy byłem młodszy i trochę

stuknięty, też jeździłem motocyklem.

Marge parsknęła śmiechem i poklepała go po

plecach tak mocno, aż zgiął się wpół.

- Wiesz, skarbie, muszę przyznać, że z wiekiem

staję się coraz bardziej postrzelona. Powinieneś brać ze

mnie przykład. Chcecie się tu zatrzymać, kochani?

Chodźcie ze mną. - Wyciągnęła do Shelley rękę

w czarnej rękawicy i wzięła ją za ramię. - Zaprowadzę

twoją panią do recepcji i pomogę jej wszystko załatwić.

- Och, lepiej nie, proszę nie robić sobie kłopotu.

- Dziewczyna skurczyła się i spojrzała bezradnie na

Dawida. Potrząsnęła głową i zrobiła przerażoną minę,

ale mężczyzna udawał, że tego nie dostrzega.

- Wspaniale - odparł z uśmiechem. - Dziękuję,

Marge. Zaparkuję tylko samochód tak, żebym mógł

scandalous

wykonanie - Irena

background image

go doprowadzić do porządku, i przyprowadzę dziecia­

ki.

- Ależ Dawidzie...

- Spokojnie, Marge się tobą zajmie. -Tego właśnie

Shelley najbardziej się obawiała. Nim zdołała wy­

krztusić słowo, kobieta chwyciła ją mocniej i pociąg­

nęła w stronę recepcji.

- Cześć, Gertie! - zawołała. - Przyprowadziłam ci

klientkę. Daj jej dwa pokoje. Przyjechała z dziećmi.

Gertie, chudziutka kobieta o spalonej słońcem,

pomarszczonej skórze, wyszła z sąsiedniego pokoju,

powłócząc nogami, zmierzyła wzrokiem Shelley i poki­

wała głową.

- Przykro mi. Nie mamy wolnych pokoi.

- Ojej, to straszne. Muszę powiadomić Dawida.

- Shelley odetchnęła z ulgą. Na szczęście nie mogą tu

zostać. Wyrwała ramię z uścisku Marge i ruszyła

w stronę drzwi, ale w tej samej chwili poczuła na

plecach jej rękę. Musiała się odwrócić.

- Poczekaj chwilę. Dokąd pędzisz? Mam pomysł,

Gertie. Ta milutka rodzinka mogłaby przenocować

w naszym pokoju. Charlie i ja prześpimy się u Jełopa.

Tam jest dość miejsca. - Shelley próbowała zaprotes­

tować, ale Marge nie pozwoliła jej dojść do słowa. - Do

diabła, miło jest pomóc ludziom w potrzebie, więc

przestań się wygłupiać.

Po chwili maszerowały w stronę niskiego domku.

- Nie musisz się niczego obawiać, koteczku. Two­

rzymy klub miłośników motocykli. Nazywa się „Stara

Gwardia". Prawie wszyscy mieszkamy w San Francis­

co. Nie jesteśmy żadnym gangiem. Przyjeżdżamy tu co

roku, żeby się wy szumieć, kapujesz? Uwielbiamy ten

motel. - Otworzyła szeroko drzwi. Shelley stanęła na

scandalous

wykonanie - Irena

background image

progu i zaraz cofnęła się odruchowo. W półmroku

dostrzegła jakiegoś mężczyznę.

- To Charlie, mój chłop. - Marge weszła do środka

i zdjęła ciemne okulary, odsłaniając prześliczne fiołko­

we oczy, ocienione najdłuższymi rzęsami, jakie pani

Brittman w życiu widziała. - Przedstawiam ci Shelley.

Ona i jej mąż, Dawid, mają kłopoty z samochodem

i muszą tu przenocować. Prześpimy się u Jełopa.

Charlie podniósł głowę znad książki i popatrzył na

Shelley życzliwie. Miał duże oczy i brodę, która

nadawała mu wygląd statecznego profesora.

- Witam panią - rzekł z powagą i wstał, by uścisnąć

dłoń młodej kobiety. - Co za miłe spotkanie.

- Lecę do Jełopa! - krzyknęła z werwą Marge.

- Rozpakuj się, koteczku - rzuciła i zniknęła za

drzwiami.

- Pan i Marge naprawdę... jesteście małżeństwem?

- wyjąkała Shelley z niedowierzaniem.

- Owszem. - Charlie wskazał jej krzesło. Przysiadła

na brzeżku.

- Nie wygląda pan na... - przerwała zakłopotana.

- Na zwariowanego motocyklistę? - dokończył

z uśmiechem. - Ma pani słuszność. To Marge należy

do „Starej Gwardii". Ja wykładam filozofię na uniwer­

sytecie w Marin County.

- Och! - Zaskoczona Shelley zamrugała powieka­

mi. Charlie wybuchnął śmiechem, widząc jej zdumie­

nie.

- Pobraliśmy się przed czternastu laty. Mamy

dwóch synów. Raz w roku przyjeżdżamy do Meksyku

z grupą jej przyjaciół. To doskonała zabawa. Uważam,

że trzeba się wyrwać od czasu do czasu z uniwersytec­

kiej biblioteki i nudnych posiedzeń rady wydziału.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Shelley machinalnie potrząsnęła głową. Charlie był

nadzwyczaj dobrze wychowany i sympatyczny. Ludzi

takich jak on można spotkać raczej na przedstawie­

niach operowych i zjazdach absolwentów.

r-

Powiadają, że przeciwieństwa się przyciągają, ale

wasz związek jest trochę... - Nie potrafiła znaleźć

właściwego określenia.

- Dziwaczny7 -podpowiedział z uśmiechem. -Tyl­

ko pozornie. Marge i ja bardzo się różnimy, ale to

wychodzi na dobre naszemu małżeństwu; Nie spo­

wszedniało nam wspólne życie. Uznajemy te same

wartości i mamy wspólne cele. Zaryzykowałbym twier­

dzenie, że rozmawiamy ze sobą na różne tematy

częściej niż inne pary w naszym wieku. Poza tym,

dzięki Marge, nasze auta zawsze są na chodzie - dodał

i roześmiał się, a Shelley mu zawtórowała. Powoli

odzyskiwała zdolność do logicznego myślenia.

- Ciekawe, jak sobie dajecie radę na przyjęciach?

Na pewno spotyka tam pan kolegów z uczelni.

- Marge odkłada skórzaną kurtkę i wyjmuje kol­

czyk z nosa, ale pozostaje sobą. Warto ją lepiej poznać.

Wszyscy uwielbiają moją żonę.

Shelley pokiwała głową ze zrozumieniem. Ta roz­

mowa dała jej wiele do myślenia.

- Musi pan koniecznie porozmawiać z Dawidem

- oznajmiła nagle z radosnym błyskiem w oczach.

- Proszę mi przyrzec, że powtórzy mu pan wszystko, co

przed chwilą usłyszałam.

Shelley, Dawid i dzieci rozgościli się w domku. Jełop

był zdolnym mechanikem. Wszystko wskazywało na

to, że przy jego pomocy do wieczora gaźnik zostanie

naprawiony. Jill i Chris przyłączyli się do dzieci

motocyklistów. Maluchy siedziały na motorach, na-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

siadując warkot silników. Shelley patrzyła na nie

z dumą i radością. Marge przedstawiła ją innym

dziewczynom. Awaria silnika okazała się początkiem

miłego wieczoru. Shelley wciąż zerkała na pochylone­

go nad samochodem Dawida. Gdy na niego patrzyła,

jej serce trzepotało się w piersi, a skóra cierpła ze

strachu. Czy panowała jeszcze nad swoimi uczuciami?

Czas pokaże.

Nadszedł wieczór. Dawid stał pod prysznicem,

zmywając brud i smary. Auto zostało naprawione.

Mogli wyruszyć natychmiast, ale zdecydował inaczej.

Lepiej było jechać za dnia. Gdyby znów mieli awarię,

musieliby przeczekać do rana pod gołym niebem, na

pustkowiu, w ciasnym samochodzie. Wolał spędzić tę

ostatnią wspólną noc w motelu.

Posmutniał nagle. Nie chciał myśleć o rychłym

pożegnaniu. Wyszedł z łazienki. Shelley krzątała się po

pokoju, nucąc cicho.

- Przed chwilą była tu Marge. Zaprosiła nas na

ognisko. Na pewno dostaniemy tam jakąś kolację.

Powiedziałam, że przyjdziemy.

Dawid zgodził się ochoczo i wyszedł na spacer.

Motocykliści schodzili się już na wieczorną biesia­

dę. Przyłączył się do nich, żeby pogadać o maszynach.

W chwilę później nadeszła Shelley. Za namową Marge

pożyczyła od jednej z kobiet białą sukienkę i wpięła we

włosy różowy kwiat. Na jej widok Dawid poczuł nagle

wielkie pragnienie. Chwycił butelkę piwa i wypił je do

dna. Gdy Shelley przeciskała się przez tłum, goniły ją

zachwycone spojrzenia i pełne podziwu szepty. Nie

zwracała na nie uwagi, szukając wzrokiem Dawida.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Wstał szybko. Jej twarz rozjaśniła się na jego widok.

Czuł się dumny, a zarazem nieszczęśliwy. Ostatnia

wspólna noc.

Jedzenie było doskonałe: mięso z rusztu i pieczone

ziemniaki. Podczas kolacji siedzieli razem, Jill i Chris

usadowili się u ich stóp. Później wszyscy zaczęli

wędrować z miejsca na miejsce i rozdzielili ich. Dawid

poczuł szturchnięcie w bok. Marge przysiadła się do

niego.

- Posłuchaj mojej rady, mały. Ożeń się z tą ślicznot­

ką.

- Proszę?

- Nie żartuję. Na początku była trochę spięta, ale

to fajna dziewczyna. Widzisz, nie odrywa od ciebie

oczu.

- Nieprawda - odparł zdecydowanie. Dlaczego

Marge tak się upiera? Przecież ten związek nie miałby

żadnej przyszłości. Ale niełatwo było ją zniechęcić.

Z pewnością miała romantyczne usposobienie.

- Możesz mi wierzyć - przekonywała. - Shelley ma

bzika na twoim punkcie.

- Jak się domyśliłaś, że nie jesteśmy małżeństwem?

- zapytał z uśmiechem.

- Nie robilibyście wciąż do siebie słodkich oczu.

Trudno jest oszukać starą Marge, skarbie.

- Nic z tego nie wychodzi, nie warto próbować.

- Dawid posmutniał.

- Wszystko się ułoży, jeśli naprawdę wam na tym

zależy. Wyjdź jej naprzeciw, a ona zrobi to samo, daję

słowo. Weź przykład ze mnie i Charliego. - Wybuch-

nęła śmiechem i poklepała go po plecach. Nagle

spoważniała. -Jeśli nie umiesz podjąć tego ryzyka, nie

zasługujesz na prawdziwą miłość.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Po kolacji siedzieli przy ognisku, śpiewając i roz­

mawiając. Zmęczone i senne maluchy wdrapały się

Dawidowi na kolana i drzemały. Shelley przysiadła

obok. Podniósł wzrok i zobaczył, że dziewczyna ma

oczy pełne łez. Pochyliła się i delikatnie pocałowała go

w usta.

- Trzeba położyć je do łóżka - szepnęła w końcu.

Niechętnie skinął głową. Wzięli dzieci na ręce, pożeg­

nali się i wrócili do swojej kwatery. Wkrótce Jill i Chris

spali na rozłożonej kanapie. Shelley poszła do sypialni,

a Dawid podążył za nią.

- Nasza ostatnia noc - powiedziała, odwracając się

do niego z czułym uśmiechem. Zanurzył palce w jej

włosach i wpatrywał się w nią, dokładnie studiując

twarz piękną niczym najcenniejsze dzieło sztuki.

- Powiedz mi coś miłego, Dawidzie - błagała.

Oparła dłonie na jego torsie, spoglądając mu w oczy

z tęsknotą. - Powiedz, że wszystko dobrze się skończy,

że podoba ci się zapach moich perfum, że to nie jest

tylko pożądanie.

Pragnął mówić jej o miłości. Rozumiał, że chciała

usłyszeć czułe wyznanie, ale nie potrafił kłamać. Nie

kochał jej. Nie wiedział, czym jest miłość. Odgarnął

jasne włosy i zaczął szeptać jej do ucha:

- Kiedy się z tobą kocham, czuję się tak, jakbym

wielbił słońce, jakbym składał ofiarę bogom.

Roześmiała się gardłowo, odrzucając głowę do tyłu,

a Dawid całował jej szyję.

- Wariacie, chyba rzeczywiście płynie w tobie krew

Azteków. Muszę być ostrożna, chcesz poświęcić moje

serce ich okrutnym pogańskim bożkom.

Dawid dotknął jej pleców. Rozpinał powoli zamek

błyskawiczny białej sukienki. Po chwili zsunął ją do

i

scandalous

wykonanie - Irena

background image

talii. Wstrzymał oddech, wpatrzony w wyłaniający się

spod tkaniny kształtny biust. Całował ją bez pośpiechu

i natarczywości, łagodnie i cierpliwie, jakby nigdy nie

mieli zamiaru się rozstać. Chciał jej dać tyle czułości,

na ile zasługiwała.

Położył ją na łóżku, nie przerywając pocałunku.

Wygięła się w łuk. Czuła dotyk jego dłoni, zsuwających

sukienkę coraz niżej. Pełne rozgrzane piersi mocno

przylgnęły do jego torsu. Obsypał pocałunkami jej

szyję i biust, przygryzając nabrzmiałe sutki. Poruszał

się wolno, niczym we śnie, jakby chciał utrwalić

w pamięci każdą z mijających chwil.

Po raz pierwszy w życiu pojął, czym jest poezja.

Obnażone ciało kobiety było odwiecznym źródłem

życia, hymnem ku czci natury. Zalała go fala czułości.

Pieścił Shelley z czcią, wzmagającą tylko jego pożąda­

nie. Była doskonałością, przeznaczeniem, wiecznością

i spełnieniem. Była miłością.

Pozwolił jej zdjąć z siebie ubranie i czekał cierpliwie,

aż się nasyci jego ciałem. Dłonie i usta Shelley błądziły

po nim, doprowadzając mężczyznę niemal do szaleńst­

wa. Gdy usłyszał, że dziewczyna oddycha spazmatycz­

nie, rozsunął smukłe uda i wszedł w nią. Pragnął to

zrobić powoli, odnajdując stopniowo idealny dla oboj­

ga rytm, ale jej niecierpliwość na to nie pozwoliła.

Usłyszał krzyk dziewczyny i poczuł, że obejmuje go

coraz mocniej. W odwiecznym tańcu unosiła się z nim

coraz wyżej i wyżej, aż cały świat ogarnęła jasność

i otworzyły się przed nimi niebiosa.

Ocknęli się wreszcie. Potem rozmawiali, dowcip­

kowali i co chwila wybuchali śmiechem. Zjedli w łóżku

miętowe lody, które znaleźli w lodówce. Shelley była

uszczęśliwiona, jej serce było pełne czułości, którą

scandalous

wykonanie - Irena

background image

chciała ofiarować Dawidowi. Miała ochotę tańczyć.

Jej ciało i duszę przepełniała radość, lecz rozum nie

mógł się uwolnić od czarnych myśli.

Pragnęła kochać Dawida. To cudowne uczucie

przyszło niespodziewanie. Czemu tak się dotąd upiera­

ła? Lata mijają. Niedługo dobiegnie trzydziestki. Jak

długo będzie sobie wmawiała, że ma jeszcze czas na

prawdziwą miłość? Tylko Dawid potrafił ją rozśmie­

szyć i rozczulić, tylko on miał tyle serca dla Jill i Chrisa.

Gdy na nią patrzył, czuła się naprawdę piękna, a gdy

się kochali, zapominała o całym świecie. Miałaby

z niego zrezygnować, ponieważ zjawił się nie w porę?

Przecież to szaleństwo. Nie pozwoli, by takie myśli

zawładnęły jej umysłem i sercem.

Przyznała w końcu, że jest zakochana. A wtedy

doznała wrażenia, jakby rozjarzyło się w niej tajem­

nicze światło. Nie wiedziała tylko, w jaki sposób

skłonić Dawida, by dzielił z nią radość kochania.

Rozmawiali długo o jego rodzicach. Shelley pró­

bowała go przekonać, że nie zmarnowali swego ży­

cia; przyniosło im wiele cierpienia, lecz ofiarowało

także prawdziwą miłość. Długo milczał, rozważając

jej słowa. Shelley powoli odzyskiwała spokój. Da­

wid był człowiekiem rozumnym. Sam potrafi roz­

wikłać ten problem. Wiedział, że się zmieniła, że nie

jest już tamtą bezradną dziewczyną, szukającą u in­

nych potwierdzenia swojej wartości. Nie potrzebo­

wała ogólnej aprobaty, nie chciała ulegać presji wła­

snej sfery.

- Wyjdziesz ponownie za mąż?-przerwał w końcu

milczenie. Shelley odetchnęła z ulgą. Zrozumiał.

- Kto wie?

- Kogo wybierzesz?

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Mężczyznę, którego kocham - odrzekła, pod­

nosząc dumnie głowę. Dawid skwitował jej słowa

wybuchem śmiechu.

- Raz już byłaś mężatką, prawda?

- Zaryzykuję ponownie - oznajmiła, tuląc się do

niego. Oczy Dawida pociemniały. Wziął ją za rękę.

- Kierowca rajdowy? - zapytał cicho.

- Raczej nie. - Trudno jej było zachować powagę.

Zagryzła wargi.

Dawid milczał długo.

- Pojechałaś z nim do Francji - przypomniał

stłumionym głosem.

- Tak, Dawidzie. Byliśmy razem we Francji - przy­

znała z uśmiechem, biorąc go za rękę. - Jego siostra

należy do grona moich najlepszych przyjaciółek. Cho­

dziłyśmy razem do szkoły w Anglii. Spędziliśmy we

trójkę cudowne wakacje w luksusowym hotelu. Ani

chwili nie byłam z nim sam na sam.

- Nie romansowałaś z nim? - Oczy Dawida lśniły

tak jasno, że miała uczucie, jakby patrzyła w płomie­

nie. Dotknęła jego policzka.

- Jak mogłabym z nim romansować? Przecież

czekałam na ciebie - oznajmiła pół żartem, pół serio.

Pocałował ją. Znowu wtulili się w siebie. Ich ciała

płonęły prawdziwym ogniem, któremu nie sposób się

oprzeć. Pragnęła dać mu tyle szczęścia i radości, ile on

jej ofiarował. Kto wie, może to już się stało?

scandalous

wykonanie - Irena

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Wyjechali o świcie, żegnani przez Marge, Charliego

i motocyklistów ze „Starej Gwardii". Dzieci dostały na

drogę ciasto i mnóstwo herbatników. Gdyby musieli

się zatrzymać na pustyni, na pewno nie umarliby

z głodu. Jill i Chris machali niestrudzenie do nowych

przyjaciół, aż motel zniknął za zakrętem.

- Wbrew moim obawom, to wyjątkowo mili ludzie

- przyznała Shelley, sadowiąc się wygodnie na przed­

nim siedzeniu. - Dawno nie spędziłam tak uroczego

popołudnia.

- Wyciągnij z tego wnioski i nie kieruj się w przy­

szłości uprzedzeniami - poradził z satysfakcją Dawid.

- Uznałaś, że to banda łobuzów tylko dlatego, ze

jeżdżą na motocyklach. Okazało się, że to normalni,

przyzwoici ludzie.

- Wiele się nauczyłam - przyznała Shelley. - A ty,

Dawidzie? - spytała.—Mam nadzieje, że pozbędziesz

się uprzedzeń, które mnie dotyczą.

- Nie rozumiem - burknął, patrząc na nią ze

zdziwieniem.

- Wiesz doskonale, do czego zmierzam. Przestań

zakładać, że nie potrafię zmienić swoich przyzwycza­

jeń i rozpocząć nowego życia, bo urodziłam się w boga­

tej rodzinie.

Dawid zmarszczył brwi, patrząc w słońce, które

scandalous

wykonanie - Irena

background image

wznosiło się nad horyzontem. Wiedział, o czym chciała

go przekonać, ale miał swoje zdanie. Nie mogła

zmienić natury ani życiorysu.

Wspominał minioną noc. To były wyjątkowe chwi­

le, które przeniosły ich oboje w inny świat. Żadna

kobieta nie dała mu takiej rozkoszy, żadna nie była tak

godna miłości, w każdym jej aspekcie. Zaklął na myśl

o tym, jak puste będzie jego życie bez Shelley. Nie miał

prawa jej przy sobie zatrzymywać. Wczorajsza noc

musi pozostać ostatnią. Dawid postanowił nieodwoła­

lnie, że po powrocie do kraju zacznie się znowu

kierować rozsądkiem i rzuci się w wir pracy. Musi

zapomnieć o Shelley. Warto pomyśleć o operacji

mózgu, pomyślał ironicznie. Dobrym rozwiązaniem

byłaby lobotomia czołowa. Podobno niczego się po

tym nie pamięta. Niektórzy twierdzą, że miłość to

swoiste zaburzenie równowagi umysłowej. Na szczęś­

cie jednak wcale nie był zakochany.

Późnym popołudniem przekroczyli granicę niedale­

ko Mexicali. Mieli dużo szczęścia. Widząc kalifornijs­

kie tablice rejestracyjne, straż graniczna przepuściła

samochód Dawida bez żadnej kontroli. Shelley nie

musiała starać się o nowe dokumenty. Przyjemnie było

wrócić do kraju. Cieszyła się jak dziecko, widząc

drogowskazy sygnalizujące zjazd z autostrady w stro­

nę La Jolli. Wkrótce znajdzie się w domu. Ta myśl

dodawała jej otuchy. Wreszcie ujrzała zawieszoną nad

urwistym wybrzeżem rezydencję.

- Dzięki, Dawidzie - szepnęła, biorąc go za rękę.

Drzwi otworzyła zaspana pokojówka. Na widok

dziewczyny oniemiała ze zdumienia. Nie spodziewała

się ujrzeć jej tak szybko. Zaprowadzili dzieci na górę.

Po chwili Jill leżała już w łóżku. Dawid robił złośliwe

scandalous

wykonanie - Irena

background image

uwagi o służbie, zatrudnionej w wytwornej rezydencji.

Zmęczona Shelley cierpliwie znosiła jego docinki, ale

wreszcie straciła opanowanie.

- O co ci chodzi? ~ zawołała, marszcząc brwi.

-Mam ich zwolnić i wyrzucić na bruk? Wtedy będziesz

mógł oskarżyć mnie o okrucieństwo i łamanie prawa

pracy. Dzięki mnie mają posady i nie korzystają

z zasiłku dla bezrobotnych.

- Stara śpiewka pracodawców - odciął się Dawid.

Shelley wzięła głęboki oddech i próbowała odzys­

kać spokój.

- Trzeba położyć Chrisa. Porozmawiamy później.

- To chyba niemożliwe. Muszę wracać do Mek­

syku. -Patrzył na nią, lecz jego oczy były pozbawione

wyrazu. Shelley nie kryła zdziwienia. Spodziewała

się...

- Nie chcesz tu odpocząć? - zapytała bez ogródek.

-Nie.

Powinna była to przewidzieć. Dawid ma przecież

własne życie. Weszli do pokoju Chrisa. Shelley posłała

łóżko, a Dawid położył na nim chłopca. Pochylił się

i pocałował go w czoło. Zmienił się na twarzy. Shelley

była zdziwiona. Od przyjazdu do La Jolli nie po­

znawała go. Zachowywał się inaczej niż dotąd. Gdy

wyszli z pokoju, przystanął i położył dłoń na jej

ramieniu.

- Musisz zmienić zamki - rzekł spokojnie. - Zrób

to z samego rana. Pamiętaj, że Armand ma twoje

klucze. - Pomyślała, że to dobra rada, ale coś ją

zaniepokoiło. - I jeszcze jedno - ciągnął Dawid.

- Powinien tu zamieszkać jakiś mężczyzna, który

opiekowałby się tobą i dziećmi. Byłbym o wiele

spokojniejszy, gdyby ktoś taki cię chronił.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Nie chcesz się tego podjąć? - zapytała z waha­

niem, opierając dłoń na jego piersi i zaglądając mu

w oczy. Delikatnie odsunął jej rękę.

- Nie jestem odpowiednim kandydatem. Sama

o tym wiesz.

Łamał jej serce. Nagle zrozumiała, do czego zmie­

rza.

- Już tu nie wrócisz, zgadłam?

- Zgadłaś - odparł chłodno po dłuższej chwili.

Shelley poczuła łzy pod powiekami. Opanowała się

z trudem. Nie chciała, by Dawid ujrzał ją zapłakaną.

- Szkoda - odparła z wymuszonym uśmiechem.

Zdziwiła się, że jej głos brzmi tak spokojnie. - Ładna

z nas para.

Nim zdążył odpowiedzieć, drzwi do pokoju Chrisa

otworzyły się nagle i chłopczyk podszedł do nich

chwiejnym krokiem. Podniósł rączki go góry i po­

prosił, żeby Dawid go przytulił. Po krótkim wahaniu

mężczyzna wziął go na ręce.

- Śpij dobrze, malutki - mruknął. - Położę cię do

łóżka, chcesz?

- Mamusiu, Dawid będzie miał u nas swój pokój,

prawda? - zapytał Chris, odwracając główkę.

- Nie mamy osobnego pokoju dla Dawida, synku

- rzekła. Łzy piekły ją pod powiekami.

- U mnie jest dużo miejsca - odpowiedział chłop­

czyk z powagą. - Zostań.

- Dzięki, maluszku, ale muszę wrócić do swego

domu - oznajmił Dawid dziwnie zmienionym głosem.

Przytulił mocno Chrisa, a potem ułożył go na posłaniu

i raz jeszcze pocałował.

- Przyjdziesz do nas jutro? - dopytywał się chłop­

czyk. Zakłopotany Dawid podszedł do Shelley.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Powinnaś chyba zadzwonić jutro do Cubby'ego

i poprosić, żeby odwiedził dzieciaki.

Buzia Chrisa skrzywiła się do płaczu. Małe paluszki

ściskały mocno kołdrę.

- Nie chcę, żeby Cubby tu przychodził - pisnął

drżącym głosem. - Niech Dawid u nas zostanie.

- Nagle przyszedł mu do głowy doskonały pomysł.

- Chcesz zobaczyć mój rowerek?

- Owszem. Wpadnę za kilka dni - wymamrotał

Dawid.

- Jutro rano?

- Zamknij oczka i śpij. Kiedyś o tym pogadamy.

Zgoda?

- Zgoda. Mamusiu, zrób coś, żeby Dawid u nas

został, dobrze?

Gdy Dawid wyszedł z pokoju chłopca, na jego

twarzy malowała się rozpacz. Muszę się stąd wynieść,

myślał w panice. Ale okazało się to o wiele trudniejsze,

niż przypuszczał. W korytarzu czekała na niego Jill.

Stała w drzwiach swego pokoju. Chciał ją minąć, ale

zastąpiła mu drogę. Z pewnością wszystko słyszała, ale

jej twarz wyrażała całkowitą obojętność. Shelley za­

gryzła wargi. Ta mała była do niej bardzo podobna.

Na widok dziewczynki Dawid podniósł wyżej głowę,

a jego spojrzenie świadczyło o całkowitej determinacji.

- Musisz już iść? - zagadnęła Jill, ujmując go za

rękę. - Odwiedzisz nas?

Dawid przełknął ślinę i próbował się uśmiechnąć.

- Wpadnę tu kiedyś. Wracaj do łóżka.

Dziewczynka nie puszczała jego ręki.

- A może popilnujesz nas kiedyś, gdy mamusia

będzie musiała wyjść? - zaproponowała, wpatrując się

w niego błyszczącymi niebieskimi oczyma. -Moglibyś-

scandalous

wykonanie - Irena

background image

my przyjść do ciebie. Będziemy grzeczni, daję słowo.

Nie sprawimy ci kłopotu.

- Muszę się nad tym zastanowić, Jill - mruknął

Dawid, spoglądając z rozpaczą na Shelley. Pochylił się

i pocałował małą w policzek. - Śpij dobrze. - Uwolnił

dłoń, odwrócił się i zbiegł po schodach. Shelley

odprowadziła go wzrokiem. Dławiły ją łzy, ale nie

mogła poddać się rozpaczy. Jill stała obok i obser­

wowała matkę z niepokojem.

- Wracaj do łóżka-powiedziała Shelley najczulej,

jak potrafiła. Dziewczynka patrzyła bez słowa w jej

twarz. Zdawała się wszystko rozumieć. W końcu

posłuchała i wślizgnęła się pod kołdrę.

- Odpocznij, córeńko. - Shelley zaciągnęła zasłony

i zamknęła drzwi. Długo stała w korytarzu oparta

o ścianę, próbując przywyknąć do myśli, że musi żyć

dalej bez Dawida.

Samochód uwoził go coraz dalej od nadmorskiej

rezydencji Brittmanów. Czuł się pusty i całkowicie

wypalony. Dobrze wiedział, czemu to przypisać.

W tamtym domu zostawił cząstkę własnej duszy. Ale

to bez znaczenia. Rzuci się znowu w wir życia, będzie

pracował i uprawiał sport. Wkrótce zapomni o Shelley

i jej dzieciach. Musi zająć się firmą, piąć się w górę,

odnowić dawne znajomości. Wkrótce nie będzie miał

czasu, by myśleć o tym, co go ostatnio spotkało.

Okazało się jednak, że dni zamiast mijać jak z bicza

trząsł, wloką się niemiłosiernie. Ledwo się obudził,

zaczynał rozmyślać o Shelley, a gdy zasypiał, widział ją

we śnie. Do cholery, przecież to niemożliwe, by dorosły

człowiek bezwolnie poddawał się uczuciom. Szukał

scandalous

wykonanie - Irena

background image

zapomnienia w pracy. Przychodził do biura o świcie,

opuszczał je o północy, zaniedbywał przyjaciół i nie­

ustannie krzyczał na podwładnych.

Pewnego dnia spotkał Shelley przypadkowo na

uniwersyteckim dziedzińcu. Przybył tam z dwoma

współpracownikami, by uczestniczyć w przetargu na

projekt nowych zieleńców i skwerów. Z tej okazji ubrał

się w elegancki garnitur. Dzień był słoneczny i oczy

Dawida przesłaniały ciemne okulary. Nagle ujrzał

Shelley wychodzącą z gmachu, który ufundował jeden

z jej wujów. Sunęła w asyście polityków i innych

ważnych osób. Z pewnością uczestniczyła w jakiejś

uroczystości. Patrzył na nią, gdy zbliżała się wolnym

krokiem, i serce w nim zamarło. Wyglądała przepięk­

nie w skromnym bawełnianym kostiumie i białych

rękawiczkach. Jasne włosy upięła w kok. Zachowywa­

ła się jak prawdziwa księżniczka i wszyscy okazywali

jej taki szacunek, jakby naprawdę pochodziła z króle­

wskiego rodu. Nagle podniosła wzrok i zauważyła go.

- Dawidzie! - rzekła, wyciągając rękę na powitanie.

Przez chwilę dotykał ukrytej w rękawiczce smukłej

dłoni. Po chwili Shelley dołączyła do pozostałych

osób. Nagle odwróciła głowę. - Zadzwoń do mnie

- poprosiła. W jej oczach widział cierpienie. Tak samo

patrzyła tamtej nocy w Meksyku, gdy ujrzał ją po raz

pierwszy.

A może to złudzenie? Albo tylko jego pobożne

życzenia. Bał się przyznać, że gdyby nie ciemne

okulary, Shelley wyczytałaby z jego oczu, jak bardzo

jest nieszczęśliwy. A jeśli naprawdę była smutna?

- Zadzwonię! - krzyknął za nią, jakby naprawdę

miał taki zamiar.

Pewnej nocy, około dziesiątej, zmęczony bezcelową

scandalous

wykonanie - Irena

background image

wędrówką po pokoju, patrzeniem na światła przejeżdża­

jących ulicą samochodów, na wpół pijany, zapragnął

nagle usłyszeć jej niski zmysłowy głos. Zadzwonił. Czekał

z bijącym sercem, a gdy się odezwała, odłożył słuchawkę.

Z nienawiścią popatrzył na swoje odbicie w lustrze.

- Pięknie. Nisko upadłeś, przyjacielu. Zamierzasz

ją straszyć dla własnej przyjemności?

Zbliżał się dzień świętego Walentego. Dawid nie

lubił związanego z nim zamieszania. W ubiegłych

latach drażniło go i śmieszyło zarazem. Sądził, że

obchodzone czternastego lutego święto istnieje wyłącz­

nie w interesie firm zalewających rynek okolicznościo­

wymi pocztówkami i upominkami. Tego roku zacho­

wywał się inaczej. Mimo woli wstępował do sklepów,

szukając odpowiednich prezentów. Kupił czekoladki

w eleganckim pudełku w kształcie serca, kotka z serdu­

szkiem przymocowanym do obroży, który z pewnością

spodobałby się Jill, i czerwony wóz strażacki dla

Chrisa. Innym razem wybrał puchatego króliczka

i zabawnego żółwia, mrugającego ślepkami. Kupował

ogromne pocztówki, na których były serca przebite

strzałą Amora i bzdurne życzenia. Gdy je oglądał, coś

ściskało go w dołku. Dlaczego znosił do domu te

rupiecie? To było silniejsze od niego. Maskotek i kart

ciągle przybywało. Jeśli tak dalej pójdzie, będzie

musiał wynająć dodatkowy pokój, żeby je pomieścić.

Często nadkładał drogi, żeby przejechać obok do­

mu Shelley. Musiał się upewnić, czy wszystko u niej

w porządku, chociaż na dobrą sprawę, ukradkowe

spojrzenia, rzucane na dom z ulicy, niewiele mogły mu

powiedzieć o życiu trójki jego mieszkańców. Raz udało

mu się zobaczyć dzieci. Jill wchodziła do domu z dzien­

nikiem pod pachą, a Chris biegł za nią i wrzeszczał:

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Uważaj, bo nadepniesz... -Drzwi się zatrzasnęły.

Nie usłyszał, na co miała uważać Jill. Gdy ujrzał dzieci

i usłyszał ich głosy, poczuł palące łzy pod powiekami.

Wyobrażał sobie, że dzień świętego Walentego

będzie swoistym kamieniem milowym w jego życiu.

Jeśli zdoła przetrwać to święto, upora się także ze

wspomnieniami i natłokiem czarnych myśli. Znów

zacznie normalnie funkcjonować. Tego dnia postano­

wił po raz ostatni rzucić okiem na dom Shelley.

Wczesnym rankiem wyruszył do La Jolli. Miał na­

dzieję, że uda mu się zobaczyć całą trójkę, wychodzącą

na spacer. Chciał jeszcze raz na nich popatrzeć.

W pobliżu domu zwolnił, ale nie zauważył żadnego

ruchu. Nagle rudy pasiasty kocur wyskoczył wprost

pod koła jego samochodu. Dawid zahamował, żeby go

nie przejechać. Zerknął w bok na zaparkowany po

lewej stronie samochód i poczuł nagły chłód. W czarnej

furgonetce siedzieli dwaj mężczyźni. Jednym z nich był

Armand.

Ktoś mu pomógł nielegalnie przekroczyć granicę.

Z pewnością okup za porwane dzieci był dla niego

ostatnią szansą, skoro narażał się na niebezpieczeńst­

wo aresztowania. Dawid mógł tylko mieć nadzieję, że

nie został rozpoznany. Skręcił w najbliższą przecznicę,

by zniknąć z oczu kidnaperom, i zatrzymał się z pis­

kiem opon przy budce telefonicznej. Musiał natych­

miast wezwać policję.

- Nazywam się Dawid Coronado-rzucił w słucha­

wkę. Podał nieufnym policjantom swój adres. - Zgła­

szam próbę porwania. - Podał w pośpiechu wszystkie

potrzebne informacje. Słyszał głośne uderzenia swego

serca. Denerwowała go skrupulatność dyżurnego ofi­

cera. -Muszę tam wracać. Przyjeżdżajcie natychmiast!

scandalous

wykonanie - Irena

background image

Zaparkował w pobliżu domu. Gdy wysiadał z sa­

mochodu, drzwi się otworzyły. Pierwszy wybiegł

Chris, za nim Jill, a na końcu szła Shelley. Dwaj

mężczyźni wyskoczyli z furgonetki. Dawid popędził

w ich stronę. Nie zdoła unieszkodliwić ich obu, ale

może pokrzyżować im plany.

- Shelley! - wrzasnął. - Zabierz dzieci do domu.

Już! - Minęło parę sekund, nim zrozumiała, co się

dzieje, a tymczasem Chris i Jill ruszyli biegiem w jego

stronę.

- Dawid! -wołał chłopczyk, pędząc co sił w nogach.

Jill i Shelley niemal równocześnie dostrzegły porywaczy.

- Wracaj, Chris! - zawołała dziewczynka, próbując

go dogonić, ale było już za późno. "

Dawid rzucił się na Armanda, który nadbiegł

pierwszy. Nim się na niego rzucił, dostrzegł jakiś

błyszczący metalowy przedmiot. Pistolet. Kidnaperzy

byli uzbrojeni. Chwycił Armanda za nogi. Upadli obaj

na asfalt. Dawid uderzył się w głowę i poczuł piekący

ból. Trzymał mocno wyrywającego się Armanda.

Pistolet upadł z łoskotem na jezdnię.

- Uciekaj, Shelley! Łap dzieciaki i uciekaj! - zdołał

krzyknąć, nim noga drugiego mężczyzny dosięgła jego

głowy i wszystko pochłonęła ciemność.

Zamroczenie trwało tylko chwilę. Ujrzał Shelley,

pędzącą do domu, z uczepionymi do jej rąk malucha­

mi. Westchnął z ulgą. W tej samej chwili usłyszał wycie

policyjnych syren. Doskonale. Trzeba tylko pilnować

tych drani. Zaraz zajmie się nimi policja. Wszystko

będzie dobrze.

- Nie ruszaj się. - Shelley dezynfekowała rany na

twarzy Dawida.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Au! Ostrożnie, to szczypie!-wrzasnął i odsunął się.

- Proszę, proszę! Miałeś dość odwagi, by rzucić się

na dwóch porywaczy, a lekki ból... - szydziła wesoło.

- Wszystko jest względne - gderał. - Gdy do

opatrywania ran bierze się sadystka...

- Jeśli będziesz narzekał, wsadzę cię do wanny

i wyszoruję od stóp do głów - oznajmiła sucho,

przemywając następną ranę. - Sam rozumiesz, pielęg­

niarka powinna dbać o pacjenta.

- To groźba czy obietnica? - Dawid uśmiechnął się

mimo woli.

Popatrzyli sobie w oczy i spoważnieli. Shelley

opamiętała się pierwsza. Schowała do apteczki narzę­

dzia tortur.

- Dzieci uważają, że jesteś bohaterem. Jill wynosi

cię pod niebiosa w swoim dzienniku.

Jak na zawołanie, maluchy wkroczyły do pokoju.

Chris od razu wdrapał się Dawidowi na kolana, a nieco

onieśmielona Jill przycupnęła z boku, trzymając go za

rękaw.

- Dzięki, Dawidzie, że nas uratowałeś - rzekła

cichutko.

- Chcesz popatrzeć, jak jeżdżę na rowerku? - zawo­

łał Chris.

Wkrótce Shelley odesłała dzieci na górę. Dawid

chciał ją przytulić i nigdy więcej nie wypuszczać

z objęć, ale nadal uważał, że nie ma prawa.

- Na szczęście zjawiłem się w samą porę - wymam­

rotał, odwracając wzrok.

- Skąd się wziąłeś koło mego domu? Ciągle zadaję

sobie to pytanie.

- Kto, ja? - Próbował zyskać na czasie. Odpowiedź

musi brzmieć przekonująco.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Tak, ty - odparła z uśmiechem.

- Przejeżdżałem - oznajmił, spoglądając jej prosto

w oczy.

- Jeździsz tędy do pracy?

- Czasami. - Skrzywił się, by skryć uśmiech.

- Czyżby? Musisz nadkładać wiele kilometrów.

- Kopnęła go lekko. - Gadaj. Po co tu przyjechałeś?

- Wreszcie zaświtała jej nadzieja.

- Sprawdzałem, czy u ciebie wszystko w porządku

- przyznał w końcu.

- Dawidzie - zaczęła drżącym głosem - muszę ci

o czymś powiedzieć. Nie pozwolę ci odejść, póki tego

nie wysłuchasz. Długo myślałam, że po prostu cię lubię.

Dopiero w tamtym meksykańskim motelu zrozumia­

łam, że... zakochałam się w tobie. - Chciał jej przerwać,

ale położyła mu palec na ustach. - Wiem, że mnie nie

poślubisz - dodała, a oczy zaszły jej łzami. - Nie musisz

\ mi tego wyjaśniać od nowa. Lubisz mnie, prawda?

Może przez jakiś czas moglibyśmy żyć razem? Kocham

cię, Dawidzie - szeptała, wpatrując się w jego oczy

i muskając palcami zraniony policzek.

- Kocham cię.

Dawid całował zachłannie usta Shelley. Ciało zdradzi­

ło natychmiast jego najskrytsze pragnienia. Schroniła się

wjego objęciach. Przytuliłjąmocno. Niemógłjuż bez niej

żyć. Odsunął się, żeby spojrzeć w zapłakane błękitne oczy.

- Ja też cię kocham, Shelley - oznajmił ponuro,

jakby przyznawał się do winy. - Myślę, że powinnaś

o tym wiedzieć. - Uśmiechnęła się przez łzy. Znowu ją

pocałował. - Ale miłość to nie wszystko.

- Dla mnie tak. Myślę, że zawsze będę cię kochała.

- Straciłem dla ciebie głowę już wtedy, gdy usłysza­

łem przez telefon twój głos - wyznał z uśmiechem.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Och, to ciekawe. Miłość od pierwszego... słysze­

nia? - zażartowała.

Wybuchnął śmiechem, ale wnet spochmurniał.

- Moi rodzice też byli zakochani, a wiesz, jak się

skończyło ich małżeństwo.

- Nie porównuj nas z nimi. - Shelley nie dawała za

wygraną. - Zrozum, Dawidzie. Musimy się sami

przekonać, czy potrafimy być razem. - Pocałowała go

delikatnie. - Myślę, że przyjemnie się rozczarujesz

- dodała łagodnie.

- Co za głuptas! - wymamrotał.

- Mówisz o mnie?

- O sobie. - Parsknął śmiechem. - Ogłupiałem ze

strachu, gdy cię poznałem.

- Czego się obawiałeś?

- Że się w tobie zakocham. Głuptas ze mnie

- powtórzył. - Nie rozumiałem, że miłość, przed którą

uciekam, to najcudowniejsze uczucie, jakiego w życiu

doznałem.

- Ale teraz to wiesz. Nie uciekniesz, prawda?

- Nie, z pewnością nie. - Przytulił ją mocno i wdychał

delikatny zapach jasnych włosów. Uznał wreszcie, żerna

prawo do szczęścia, i było mu z tym dobrze.

- Zabawne-szepnęła, uświadamiając sobie, że po raz

pierwszy od wielu dni odczuwa prawdziwą radość

i zadowolenie. -Założę się, że nie wiesz, jaki dziś mamy

dzień.

- Czternasty lutego. Czy to ważne? - odparł,

udając, że nie rozumie.

- Ależ nie. To tylko dzień świętego Walentego.

- Rzeczywiście.

- Niestety, nie jesteś romantykiem. - Potrząsnęła

głową, wpatrując się w niego kochającym wzrokiem.

scandalous

wykonanie - Irena

background image

- Chyba nie - westchnął. - Nie mam do tego głowy.

- Potwór! -mruknęła.

Pomyślał o stosach okolicznościowych pocztówek

i upominkach, które zgromadził w domu. Stłumił

śmiech.

- Mam pomysł. Popatrzymy, jak Chris radzi sobie

z jazdą na rowerku, a potem pojedziemy z dziećmi do

mnie. Chciałbym wam coś pokazać.

Potwór, co za niesprawiedliwość!

- Chcesz, żebyśmy spróbowali, czy potrafimy żyć

razem?

- Nie będziemy próbować. Jestem pewny, że nam

się uda, tobie i mnie.

- I dzieciom - dodała.

- I dzieciom - przytaknął z głębi serca i przypieczę­

tował umowę pocałunkiem.

Świąteczne prezenty mogły poczekać.

scandalous

wykonanie - Irena


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MORGAN, Raye Royal nights (es) Catching the crown 03
136 Morgan Raye Żona milionerów
136 Morgan Raye Żona milionerów
289 Morgan Raye Spelnione marzenia
1056 Morgan Raye Welon i korona 03 Królewski potomek
1021 Morgan Raye Randka w ciemno
Morgan Raye Pod opieką księcia
136 Morgan Raye Żona milionerów
Morgan Raye Pospieszny ślub
Morgan Raye Skradzione pocałunki
Morgan Raye Bliźniaczki
353 Morgan Raye Żona z katalogu
173 Morgan Raye Rodzina Caine ów 01 Chuligan
0926 Morgan Raye Żona dla prezesa 01 Kochany wróg
Morgan Raye Porzucona narzeczona
Morgan Raye Rodzina Caine ów 0 Bliźniaczki

więcej podobnych podstron