http://dakowy.nowyekran.pl/post/27279,zamach-smolenski-wokol-hipotez
ZAMACH SMOLEŃSKI - WOKÓŁ HIPOTEZ
Zamach. Jeśli został dokonany na Siewiernym, to wszystko musiałoby być gorączkową wręcz improwizacją, wyśrubowaną w mijającym krótkim czasie. Czy jednak
decyzja o zamachu – mogła być taką improwizacją, dokonaną w ostatniej fazie lotu Tupolewa?
19.09.2011
ZAMACH SMOLEŃSKI - WOKÓŁ HIPOTEZ
[Umieszczam tekst prof. Trznadla, bo On sam nie umieszcza, a analiza jest dla Polski
bardzo ważna. Mirosław Dakowski]
...śledztwo polskie mogło mieć pełny dostęp do zwłok. Z tych własnych oględzin zwłok
jednak zrezygnowano, sugerując świadomości publicznej magiczną całkowicie zasadę, że
na terenie suwerennej Rzeczypospolitej - trumien otwierać nie wolno. Nie objaśniono
tylko, że to magiczne zaklęcie zostało nadane z Kremla.
Jacek Trznadel, 18 września 2011,
zmieniona i uzupełniona wersja artykułu z książki„Wokół zamachu
smoleńskiego”,wyd. ANTYK, 2011
Podstawowego, i na pewno, niezbywalnego stwierdzenia, dotyczącego katastrofy
smoleńskiej, nie znajduję w raporcie MAK, raporcie Millera,ale także nie ma go w Białej
księdzeMacierewicza:
Dowodu, że rozbite fragmenty wraku Tupolewa na Siewiernym są na pewno częściami
samolotu, który tego dnia rano wyleciał z delegacją prezydencką z Okęcia.
Brak więc w raportach istotnego, wstępnego dowodu - został przyjęty na wiarę. Ale tak nie
można badać nawet kraksy samochodowej - bez dokładnego oglądu wraku samochodu i
sekcji ofiar, a co dopiero katastrofy lotniczej. Brak więc autentyczności przedmiotowej
śledztwa.
Bowiem w odniesieniu do Smoleńska niektórzy internetowi analitycy nie wykluczają, że
zamach mógł zostać dokonany nie w tym miejscu. Że być może to, co znamy z Siewiernego,
było tylko inscenizacją katastrofy, na tyle kontrolowaną, aby mogła przypominać katastrofę
prawdziwą. Nazwano to „maskirowką”. Dodatkiem niejako do technicznych dokumentów i
rozważań jest „film Koli” (1,24). Można tutaj pytać, czy film Koli nie byłby swoistym
załącznikiem do raportu MAK, pełniącym może rolę „fałszywki”, dowodzącej, że Tupolew
z polskimi pasażerami doleciał jednak do Siewiernego.
Hipotezę innego miejsca zamachu przedstawiano w Internecie jako „M2” (miejsce drugie),
w przeciwieństwie do Siewiernego: „M1”(miejsce pierwsze). Najwięcej spostrzeżeń
przedstawił chyba na ten temat bloger o nicku „FYM”. Niedawno jednak ten kierunek
analizy „zaskarżono”, sugerując, że jest to podważanie osiągnięć i wyników badań komisji
Macierewicza. Po tej wypowiedzi, jak się zdaje, ukazało się mniej not na temat hipotezy
M2. Uważam jednak, że każda analiza zamachu smoleńskiego, jeśli relacjonuje fakty
(niezależnie od hipotezy)może nam dostarczyć istotnych szczegółów, ważnych i dla innych
hipotez. Nie ma więc powodu, aby z góry wyłączać hipotezę M2. Ile może zależeć od
szczegółu, świadczy przykład złamanej czy raczej przeciętej brzozy. Uderzenie w nią
skrzydłem Tupolewa miało zadecydować o rozbiciu się samolotu. A przecież ostatnio polscy
badacze z kręgu NASA zakwestionowali możliwość utracenia skrzydła przez Tupolewa w
zetknięciu z ową brzozą. Analiza „końcówki” lotu Tupolewa dotyczy właściwie tylko kilku
sekund. Tego ułamka czasu, który dzieli lot Tupolewa na wysokości zaledwo dwudziestu
metrów od roztrzaskania się na ziemi. Jak wiemy, hipotezy „końca” Tupolewa nie
ograniczają się do roli złowrogiej brzozy. Wyrażane jest także przypuszczenie, że na tym
najniższym pułapie w samolocie wybuchła zdalnie detonowana bomba lub z ziemi
dosięgnięto Tupolewa pociskiem termobarycznym.
Ale nie tylko analiza wraku mogłaby nas przybliżyć do wyjaśnienia, co zadecydowało o
ostatecznej katastrofie.
Drugim podstawowym elementem, obok wraku, może zresztą najważniejszym, a nie
przebadanym wiarygodnie, były ciała ofiar.
Tutaj jednak śledztwo polskie mogło mieć pełny dostęp do zwłok. Z tych własnych
oględzin zwłok jednak zrezygnowano, sugerując świadomości publicznej magiczną
całkowicie zasadę, że na terenie suwerennej Rzeczypospolitej – trumien otwierać nie
wolno. Nie objaśniono tylko, że to magiczne zaklęcie zostało nadane z Kremla. Ale
wiarygodność wyjaśniania katastrofy - z pominięciem dwu najważniejszych dowodów
rzeczowych - musiała w ostatecznym rachunku być wątpliwa. Bo do publicznej wiadomości
podano tylko szereg mniej istotnych szczegółów.
Hipotezy zamachu.Jeśli został dokonany na Siewiernym, to wszystko musiałoby być
gorączkową wręcz improwizacją, wyśrubowaną w mijającym krótkim czasie. Czy jednak
decyzja o zamachu – mogła być taką improwizacją, dokonaną w ostatniej fazie lotu
Tupolewa? Czy zainteresowanym służbom i zamachowcom przekazano by decyzję
dokonania improwizowanej akcji? Zauważmy, że w każdej improwizacji trudno przewidzieć
jej dokładne skutki. Czy wtedy, choćby z dużym wykorzystaniem wcześniej
przygotowanych elementów, zamachowcy nie musieliby się liczyć także z pojawieniem się
faktów przypadkowych, czy nawet – demaskujących?
Jednak ogromna część zwolenników hipotezy zamachu przyjmuje, że dokonano go na
Siewiernym. Próbują więc analizować fakty i zdarzenia, także zaszłe już po rozbiciu się
samolotu. Należy je badać, porównując to z przykładami innych katastrof lotniczych.
Niektóre fakty zaobserwowane po tej „katastrofie” nie są łatwe do analizy. Zachodzi pytanie,
czy te sytuacje trudne do interpretacji, mało wiarygodne w tej katastrofie – nie tłumaczyłyby
się lepiej w perspektywie „innego miejsca” katastrofy (M2), przy jednoczesnej
„maskirowce”, „inscenizacji” katastrofy na Siewiernym? A zapewne nie da się dobrze
zbadać faktów „maskirowki”, wykluczając jej możliwość.
Zaskakujący po katastrofie jest brak osób rannych, osób, które przeżyły - a upadek Tupolewa
nastąpił podobno z około 15 m. - Wiele osób powinno było znieść ten upadek; nie mógł on
dawać przeciążenia podanego przez MAK „na wszelki wypadek, z sufitu” - jako100g - to
niewiarygodne przy upadku z tej niewielkiej wysokości - czwartego czy piątego piętra.
Jednocześnie dziwią natychmiastowe niemal uwagi służb rosyjskich, że „wsie pogibli”.
Zastanawia widok miejsca „katastrofy” i jej realia, tak jak ukazywały je pierwsze relacje i
wczesny materiał zdjęciowy. Nie ma wielu realiów, których należałoby się spodziewać już
od pierwszej chwili na miejscu „wypadku”. Nie widać ofiar, o czym mówią relacje
bezpośrednich świadków polskich (ambasador Bahr). Brak porozrzucanych fragmentów
bagażu. Brak także podstawowych elementów wyposażenia kabiny samolotu, np. foteli (a
było ich ponad sto!).A przecież same ściany kabiny uległy rozsypce.
Budzi zdziwienie bardzo szybka akcja uprzątnięcia zwłok i umieszczenia ich w trumnach.
To, co uważano za nonszalancję służb rosyjskich – brak opisu miejsca znalezienia
poszczególnych zwłok i dokumentacji fotograficznej – mogło być efektem transportowania
zwłok spoza Siewiernego i kordonu w „miejscu” wypadku, by nie pozwolić świadkom-
intruzom na dekonspirujące spostrzeżenia. Na ujęciach z miejsca wypadku zauważamy
dużą ilość trumien. Nie przypominam sobie trumien w żadnej relacji w konkretnym miejscu
lotniczego wypadku. Normalnie przewozi się odpowiednio ochronione zwłoki, do zakładu
anatomii patologicznej. Dopiero z tego miejsca, zbadane zwłoki przekłada się do
trumien. I działo się tak w Moskwie. A to podwójne wkładanie do trumien – było może po
to, aby żałobną grozą uwiarygodnić miejsce wypadku?…
Jak relacjonowano, niektóre ciała były pozbawione ubrania – fakty podobne opisywano przy
upadkach z 9 000 czy 10 000 metrów. Nie ma ich przy skokach samobójczych z piątego
piętra. Tak przecież można zmierzyć ostatnią wysokość Tupolewa nad Siewiernym (15-20
m). Od razu powstaje zresztą pytanie o inny powód, ogołacający niektóre ciała z ubrań
(szalony podmuch, ciśnienie wybuchu bomby, jakiej mianowicie?).
Wystawianie przez lekarzy rosyjskich jednobrzmiących aktów zgonu. Po przewiezieniu
do Polski całkowity zakaz otwierania trumien, a potem ekshumacji. Komisja Millera
zdecydowanie powstrzymała się później od badania zwłok w Polsce, nie było ich jeszcze
przeszło półtora roku po wypadku. Czy nie dlatego, że wyniki śledztwa mogłyby nie
potwierdzać wszystkich zgonów z powodu upadku z 20 metrów? Nie polemizowano
zresztą z tezą, że brak ekshumacji czyni śledztwo mało wiarygodnym.
Brak na miejscu katastrofy pewnych elementów charakterystycznych dla wypadków
lotniczych. Wokół wraku nie ma śladów lotniczego paliwa (a Tupolew miał go jeszcze 11
ton!), brak wybuchu po uderzeniu samolotu w ziemię i odpowiedniej skali pożaru. Nie
badano kokpitu Tupolewa (na ewentualnie zachowanej aparaturze kontrolnej w kokpicie
najłatwiej byłoby stwierdzić autentyczność wraku). Nie ma elementów kokpitu w masie
szczątków. Podobno kokpit istniał na pierwszych zdjęciach. Jeśli go usunięto, to mógł
pochodzić z innej maszyny (wtedy łatwe byłoby stwierdzenie falsyfikatu).
Niezwyczajne, ogromne rozczłonkowanie i „rozrzut” elementów wraku samolotu wydaje się
mało prawdopodobne przy upadku z tak niewielkiej wysokości. Na przykład zdjęcia wraku z
Locerbie (upadek z 10 000m!) ukazują kabinę wprawdzie w trzech kawałkach, ale
składających się na całość. Być może w ramach „maskirowki” umieszczenie w tym miejscu
wielkich fragmentów korpusu samolotu przekraczało możliwości helikopterów, użytych do
inscenizacji? Łatwiej także ukryć nieautentyczność wraku, gdy jest „rozproszkowany”.
Dopuszczając istnienie „maskirowki” na Siewiernym, należałoby pytać o właściwe miejsce
zamachu, dokonanego być może bez katastrofy samolotu. Inaczej wtedy przebiegałaby
„eliminacja” pasażerów i załogi samolotu. Ale nawet w odosobnionym miejscu, nie byłoby
łatwo przygotować zwłoki, tak aby wyglądały jak szczątki „ofiar katastrofy”. Czy
istnieli by osobnicy potrafiący zrealizować takie nieludzkie zadanie? W tej sprawie moja
wyobraźnia wycofuje się…
Okazuje się, że łatwiej jest pisać o elementach technicznych zagłady, niż rozważać straszne
możliwości osobistego działania samych morderców. Wobec wyobrażonej tu możliwości –
wbicie się pilotowanym samolotem w wieżę na Manhattanie wydaje mi się o wiele prostsze
do opisania… Wolałbym nawet pominąć takie rozważania…