Smoleńsk – hipoteza zamachu – argumenty w pigułce V2
– to mógł być zamach
(Data aktualizacji: 10-01-2011)
Nowe teorie spiskowe nt. katastrofy pod Smoleńskiem
Polsce skrytykowano fragment tego artykułu wyrywając go z kontekstu! Riposta znajduje się w artykule
“
Walka ze spiskowymi teoriami – recepta dla półgłówków
“- zapraszam do lektury!
Czy to był zamach, czy nieszczęśliwy wypadek? Ja jestem głęboko przekonany, że to co się stało pod
Smoleńskiem, w żaden sposób nie można podciągnąć pod splot nieszczęśliwych okoliczności, czy też
. Poniżej przedstawiam zbiór argumentów w pigułce ukazujących, dlaczego wersja o
niezamierzonym wypadku jest dla mnie absolutnie nie do przyjęcia.
Spis treści:
13. Czy na pewno wszyscy zginęli na miejscu?
14. Tajemnicze zgony, tajemnicze zbiegi okoliczności
1. Motyw.
Zanim przejdziemy do konkretnych argumentów, warto zatrzymać się na chwilę nad możliwymi motywami,
dla których mogłoby się opłacać zamordować prezydenta i naszą polityczną elitę. Są one bardzo ważne i
choć nie są żadnym dowodem, to z pewnością są podstawą dalszego rozpatrywania hipotezy o celowej
ingerencji osób trzecich, która mogła doprowadzić do takiego zdarzenia.
Czy Putin miał jakieś powody, aby zabić naszego prezydenta i naszą prawicową elitę? Otóż okazuje się, że
tak i to wiele.
Fragment artykułu Leszka Misiaka i Grzegorza Wierzchołowskiego:
Rosyjscy przywódcy mieli powody, by nie kochać Lecha Kaczyńskiego. 15 listopada 2006 r. prezydent
Kaczyński zaproponował Unii Europejskiej, by wprowadziła sankcje przeciwko Rosji w odpowiedzi na zakaz
importu polskich produktów do Rosji – Polska nałożyła weto na decyzje rozpoczęcia negocjacji miedzy UE i
Rosją. Podczas rosyjsko-gruzińskiej wojny w 2008 r. prezydent Kaczyński poparł Gruzję i stał się
orędownikiem sprawy gruzińskiej w świecie, wspierał przystąpienie Gruzji do NATO. To za prezydentury
Lecha Kaczyńskiego zapadła decyzja o rozmieszczeniu amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej
na terytorium RP. Polska proponowała też alternatywne drogi pozyskania zasobów energetycznych i
uniezależnienie się europy od dostaw rosyjskiego gazu.
Warto dodać tutaj, że 3 dni wcześniej Tusk z Putinem urządzili konferencję, na której to ten drugi
zapewnił, że Polska ma zagwarantowane dostawy gazu do 2037 roku. W tym samym okresie światowe
media doniosły o ogromnych złożach gazu łupkowego w Polsce, które rząd chciał sprzedać amerykanom po
znacznie obniżonej wartości.
groził premierowi postawieniem go przed trybunałem stanu,
gdyby podpisał umowę tak bardzo godzącą w interesy naszego państwa. Tutaj widać dość poważny powód
do niepokoju Kremla. Zabijając naszego prezydenta i prawicową elitę, która była blisko niego, pozbył się
ludzi, którzy byli wstanie najgłośniej krzyczeć do opinii publicznej, aby nie podejmować kroków godzących
w nasze interesy. Zauważmy, że Lech Kaczyński za bardzo chciał być niezależnym politykiem i dążył do
uniezależnienia się od wpływów wschodniego sąsiada, za bardzo starał się hamować imperialne zapędy
Putina, za dużo mieszał na arenie międzynarodowej, tworzył wspólnotę państw bloku wschodniego i zbyt
gorliwie namawiał do obrony wobec poczynań Kremla (słynne jego zdanie, że „dziś Gruzja, jutro Ukraina,
pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę”). Za bardzo obsadzał strategiczne
stanowiska ludźmi, którzy pomagali mu w tych dążeniach. Byli to ludzie, którzy rozpracowywali wrogą
agenturę, obce wpływy, mieli dostęp do tajnych danych, zastrzeżonego zbioru dokumentów w IPN, dążyli
do niezależnej polityki finansowej, energetycznej i . To za jego kadencji i podczas rządów Jarosława
Kaczyńskiego (który też miał lecieć tym samolotem) rozwiązano WSI, oraz utworzono i upubliczniono
raport weryfikacji tych służb podporządkowanych rosyjskim wpływom. Innym motywem może być
“uświadamianie” zachodu. Może Putin chciał pokazać światu, że
“zginął nieszczęśliwie” w straszliwym wypadku. Opinia publiczna uwierzyłaby w to, ale nie koniecznie
politycy, którzy znają trochę lepiej te realia, mają dostęp do służb wywiadu. Może chodziło o dostęp do
kodów NATO, może o osłabienie prawicy (to z nią najciężej jest nawiązać współpracę). Jak pamiętamy, to
nasz Prezydent i jego otoczenie domagało się odtajnienia przez Rosję akt katyńskich. To on wystąpił z
sprzeciwem wobec rurociągu bałtyckiego Rosja-Niemcy. W tym samolocie była cała śmietanka, cała elita
wysokich stanowisk z propolskim nastawieniem, prowadząca niezależną politykę, mająca duże wpływy,
dużą wiedzę, odwrócona od Rosji, zwrócona ku NATO, całą mocą broniąca naszych narodowych interesów.
Jak widzimy możliwości jest dużo i na dobrą sprawę nie musiało chodzić o jeden motyw, ale nawet o kilka.
Niektóre motywy są bardzo ładnie zobrazowane na poniższym diagramie.
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
Putin nie należy do praworządnych przywódców. Przytoczmy fragment z powyższego artykułu:
Niedowiarkom trzeba przypomnieć udział KGB w zamachu na papieża, zatrucie dioksynami prozachodniego
kandydata na urząd prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, śmiertelne napromieniowanie izotopem polonu
Aleksandra Litwinienki, zastrzelenie opozycyjnej dziennikarki Anny Politkowskiej etc. To pokolenie KGB-
istów Putina przeprowadziło atak na pałac Tadz-Bek i zlikwidowało Hafizullah Amina, stojącego na czele
Afganistanu, a przed nim jego poprzednika Nur Mohammed Taraka. Oni zlikwidowali pierwszego
prezydenta Czeczenii Dżochara Dudajewa i przeprowadzili kilka zamachów na prezydenta Gruzji Eduarda
Szewardnadze.
Sposobność też była niebywała. Tak liczne grono wrogów podanych na talerzu, wszyscy w jednym
samolocie, rząd ochoczy do wszelkiej współpracy, a interesy gazowe opiewające na wiele miliardów
dolarów wiszą na włosku. Nie pomoże kwestia np. mgły, bo łatwo ją sztucznie wywołać (o tym słów kilka
w dalszej części). Zaproponowanie lotniska zapasowego oddalonego o 4 godziny drogi nie jest kuszącą
propozycją i łatwo można się było spodziewać, że pilot przynajmniej będzie podchodził do lądowania. A
poza tym, jak się planuje zamach, to przeważnie oprócz planu A, przygotowuje się również plan B. W tym
przypadku może nie trzeba było go używać. W każdym razie nie musiało być środowiskowych czynników
sprzyjających katastrofie, bo równie dobrze można je było samemu stworzyć. Tym samym trudno wykazać
jakiekolwiek alibi dla Rosjan.
Dlaczego zaczynam od motywu, obecności w tej całej historii Putina i od sposobności? Odpowiedź jest taka,
że zawsze w kryminalistyce w podobnych warunkach pierwszą hipotezą jaka przychodzi do głowy, to
zamach. Co prawda nie oznacza to jeszcze, że obecność motywu, sposobności i osoby która nie do końca
liczy się z praworządnością od razu implikuje jego winę, ale pierwsze podejrzenie powinno paść na niego.
Natomiast mam wrażenie, że rząd i prokuratura w ogóle nie wzięli tego pod uwagę, powierzyli śledztwo
stronie rosyjskiej, a to przecież ona mogła spowodować ten zamach. Beztrosko zrobili coś, co jest
niedopuszczalne w kryminalistyce – zostawili ich sam na sam ze wszystkimi materiałami dowodowymi. I co
ciekawe, to oni planowali przetopić maszynę, przetrzymują wrak w warunkach powodujących
przyśpieszoną degradację, ścięli drzewa, spalili znaczną część ubrań,
szabrowników, czarnych skrzynek nie zamierzają nam oddać, przechwycili wszelkie nagrania, jakie były
wówczas robione, ludzie po wielu miesiącach odnajdywali ważne części samolotu, które mają ogromne
znacznie w śledztwie…
Zadajmy sobie pytanie, co byśmy zrobili, jeśli nie mielibyśmy reputacji praworządnego obywatela, a na
naszym terenie zginął by nasz wróg. Czyż nie “rozebralibyśmy się do naga” i nie powiedzielibyśmy:
“sprawdzajcie mnie, wezwijcie śledczych, specjalistów, zróbcie specjalistyczne badania i przekonajcie się,
że to nie ja zrobiłem”. Myślę, że każdemu z nas w takiej sytuacji zależałoby na otwarciu wszystkich swoich
kart, aby uwolnić się w jak największym stopniu od podejrzeń. Natomiast my od samego początku w tym
dochodzeniu jesteśmy skazani na ślepą wiarę w rzetelność rosyjskiego śledztwa.
2. Czy mgła była prawdziwa
W Gazecie Polskiej ukazała się informacja, z których wynika, że możliwość utworzenia sztucznej mgły jest
rozważana przez polską prokuraturę:
Portal Niezależna.pl dotarł do nieznanych dotąd akt śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej. Na stronie 388
znajduje się notatka mówiąca o możliwości rozpylenia środka chemicznego przez rosyjskiego Iła-76, który
znalazł się w Smoleńsku niedługo przed Tu-154. Środek ten miał spowodować wystąpienie sztucznej mgły.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/36330
Jednakże w późniejszym wydani tego tygodnika okazało się, że redaktorzy dotarli do informacji, że na
dobrą sprawę nie było to konieczne, gdyż w niedługim czasie urządzenie produkujące sztuczną mgłę
powstanie przy jednej z niemieckich elektrowni atomowych:
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/37065
Również niedawno w mediach pojawiła się opinia ekspertów z Instytutu Geografii i Przestrzennego
Zagospodarowania Polskiej Akademii Nauk, którzy orzekli, że:
Na podstawie wyników obserwacji meteorologicznych w Smoleńsku z ostatnich 30 lat stwierdzili, że,
“warunki mgielne” w rejonie katastrofy 10 kwietnia były typowe dla tego obszaru
http://wiadomosci.onet.pl/2201373,11,mgla_nad_smolenskiem_polscy_biegli_wydali_opinie,item.html
Niestety, ale przy takiej informacji nasuwają się pewne pytania:
- Jak często pojawiają się takie warunki
- Czy te typowe warunki w Smoleńsku są również tak ekstremalne, jak te z
- Czy badano grudki ziemi z tego obszaru na obecność związków chemicznych, które mogły by uczynić
mgłę bardziej gęstą?
- Gdzie można dotrzeć do opisu metody badania, danych o autorach tej ekspertyzy
Ponadto częste występowanie mgły nie jest równoważne z jej występowaniem za każdym razem. Jeśli tego
dnia nie było jej w sposób naturalny, lub nie powodowała takich ekstremalnych warunków, to przecież
można było “dopomóc” naturze. Zauważmy, że taka ekspertyza nie odpowiada na pytanie, czy ta mgła była
wtedy prawdziwa, czy sztuczna, bo tego eksperci nie sprawdzili, a jedynie daje odpowiedź na pytanie,
“czy miała ona szansę być prawdziwa?“. Nawet gdyby okazało się, że była ona prawdziwa, to nie przeczy
to koncepcji zamachu. Do tego należałoby wykazać, że nie jest możliwe wytworzenie na masową skalę
sztucznej mgły, gdyż rozumowanie potencjalnych zamachowców mogło być następujące: „jeśli będzie
naturalna mgła, to nic nie robimy, a jeśli jej nie będzie, to robimy sztuczną”. A takiej teorii nie da się
wybronić z jednej prostej przyczyny – taką mgłę da się utworzyć, co obrazuje poniższy film:
I pomyśleć, że w zwyczaju wojska nie jest ukazywanie najnowszych nowinek, a jedynie technologii już
trochę przestarzałej.
W Gazecie Polskiej w artykule “Zagadka smoleńskiej mgły” dostępnym na
czytamy, że w tym czasie na cmentarzu w Katyniu oddalonym o ok. 15-20 km od lotniska
w Smoleńsku nie było żadnej mgły, co nawet wywołało zdziwienie u redaktora TVN 24, co można zobaczyć
na poniższym filmie. Może to świadczyć, że ta mgła była tylko lokalna.
W tym artykule czytamy, że z relacji świadków wynika, iż mgła pojawiła się nagle, z minuty na minutę,
szybko się zagęszczała, jej gęstość w szczytowym momencie była nienaturalnie duża, znacznie ograniczała
widoczność i była lokalna.
3. Czarne skrzynki.
Argumenty oparte na czarnych skrzynkach są najmocniejszymi punktami tzw. wersji “spiskowych”. Po ich
dokładnym przeanalizowaniu z uwzględnieniem raportu MAK, parametrów i właściwości samolotu,
urządzeń nawigacyjnych, najprostszych praw fizyki, nasuwa się wniosek, iż bezsprzecznie musiały być one
sfałszowane. Zanim je omówimy, warto ściągnąć sobie od dawna upublicznione stenogramy rozmów w
kokpicie (dostępne np.
) i spojrzeć na poniższe rysunki przedstawiające uproszczony schemat procesu
podejścia do lądowania.
obrazek z multimedialnej prezentacji ze strony
http://www.niezalezna.pl/artykul/smolensk_ekspercka_analiza/42287/1
Samolot prawidłowo podchodzący do lądowania znajduje się na tzw. “kursie i ścieżce”, co na powyższym
rysunku zostało przedstawione w formie błękitnej płaszczyzny z napisem “GLIDESCOPE”. Podczas takiego
podejścia samolot przelatuje nad dwiema radiolatarniami, które wysyłają w górę wiązki fal radiowych o
kształcie stożka (na rysunku są one w kolorach fioletowym i pomarańczowym). Systemy radiolatarni służą
do naprowadzania samolotu na właściwy kurs. Są one umieszczone dokładnie w linii osi lotniska, a piloci na
swoich przyrządach odczytują kierunek, na który muszą zwrócić maszynę, aby ustawić się dokładnie w tej
linii. Ich działanie przedstawia poniższy rysunek:
Na wskaźnikach mamy dwie wskazówki. Jeśli samolot jest oddalony od osi pasa na prawo, to obserwujemy
wskazanie nr 1, gdzie górna wskazówka wskazuje kierunek na bliższą radiolatarnię, a dolna na tę dalszą.
Analogicznie sytuacja wygląda, jeśli samolot jest oddalony od osi pasa na lewo (wskazanie 2). Jeśli jest
dokładnie ustawiony w tejże osi, to wskaźnik pokazuje to co na powyższym rysunku jest oznaczone jako
“wskazanie 3″. Pilot przelatując nad radiolatarnią (wlatując w ten stożek) słyszy sygnał dźwiękowy o
częstotliwości ok. 800 Hz (co jest zaznaczone na stenogramach o godz. 10:39:50,2 i o godz. 10:40:56).
Moment przelotu nad bliższą radiolatarnią jest momentem tzw. decyzji, czyli wtedy pilot decyduje, czy
samolot ma lądować, czy przerwać proces lądowania i przejść na tzw. drugi krąg.
Przyglądając się treści tych stenogramów, okazuje się, że kontrolerzy naprowadzali Tupolewa do zderzenia
się z ziemią. Pracownik wieży kontrolnej z Okęcia rozprawił się z tym zapisem i nie ma wątpliwości, że to
był zamach. Mimo iż samolot nie był na prawidłowej ścieżce od 4000 m, to kontrolerzy lotu powtarzali
niemal do końca, że samolot jest na “kursie i ścieżce”. Samolot leciał na drzewa, a ci dawali do zrozumienia,
że dobrze leci, żeby leciał tak dalej, chociaż nie mieli takich podstaw, aby wydać takie komunikaty. Można
by spytać: “a w którym to momencie samolot był na kursie i ścieżce?”.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/35709
2. Niemożliwy czas trwania sygnału bliższej radiolatarni.
Zwróćmy uwagę na te fragmenty stenogramów:
10:39:50,2 – 10:39:58,0 Sygnał dźwiękowy, F845Hz. Dalsza prowadząca” – samolot wleciał w stożek
nad dalszą radiolatarnią. Był wtedy na wysokości ok. 400m. Czas przelotu nad tym stożkiem trwa 7,8sec –
bo tyle trwa ten sygnał.
10:40:56 10:40:58,1 Sygnał dźwiękowy F=800 Hz. Bliższa prowadząca” – samolot był wtedy na
wysokości 20m. Czas przelotu nad tym stożkiem to 2,1 sec.
Otóż problem polega na tym, że stosując proste wzory matematyczne (zwykłe proporcje i trygonometria)
można policzyć, że skoro pierwszy sygnał trwał prawie 8 sek. na 400 metrach, to na 20 metrach ten sygnał
nie miał prawa trwać aż 2 sekundy! Znając wysokość i kąt stożka można obliczyć jego podstawę – czyli
długość odcinka, którego musiał przelecieć samolot gdy wlatywał w ten stożek i z niego wylatywał. Znając
prędkość samolotu (nawet zakładając jego prędkość minimalną 225 km/h – poniżej tej prędkości samolot
spada jak kamień w dół) czas przelotu nie miał prawa trwać aż 2,1 sec. Taki czas byłby prawidłowy, gdyby
samolot znajdował się na min. 80 metrach wysokości, a nie 20! Dzieląc odległość przez
czas,otrzymalibyśmy prędkość poziomą samolotu znacznie poniżej jego prędkości minimalnej. Jest to tym
bardziej dziwne, że samolot leciał wtedy na automacie, który utrzymuje stałą prędkość +/- 10% (ze
stenogramów z godz. 10:38:49 wynika, że ustawioną na 280 km/h). Ten autopilot został wyłączony dopiero
o godz. 10:40:56 (na stenogramie wyłączenie to zasygnalizowane zostało poprzez trzy sygnały ABSU o
częstotliwości 400Hz), gdy samolot znajdował się na wysokości 20 m.
Szczegółowe obliczenia można znaleźć np. tutaj:
http://wsi.cba.pl/dokumenty/raport_smolensk.pdf
3. Niemożliwa prędkość
Jeśli spojrzymy na stenogramy, to zobaczymy, że o godzinie 10:40:38,7
“2 na kursie i ścieżce”, co oznacza, że samolot znajduje się 2 km od pasa i jest na kursie i ścieżce. Natomiast
o godzinie 10:40:56-58 rozbrzmiewa sygnał minięcia bliższej radiolatarni oddalonej o 1,1 km od pasa.
Różnica czasu pomiędzy tymi zdarzeniami wynosi ok. 18 sec, a różnica odległości wynosi 2000m – 1100m
= 900m. Jeśli podzielimy drogę przez czas, to nam wyjdzie prędkość, która w tym przypadku wynosi ok,
170-180 km/h. Przy takie prędkości samolot od razu runął by na ziemie z wielkim hukiem. Przypominamy,
że prędkość minimalna wynosi 225 km/h, a oprócz tego samolot leciał wtedy na automacie, który utrzymuje
cały czas stałą prędkość i był ustawiony na 280 km/h.
http://beholder.salon24.pl/258447,tu-154-800-metrow-klamstwa
w podobnym tonie powstał swego czasu inny artykuł:
http://smolensk-2010.pl/2010-06-16-odfalszowane-zapisy-czarnych-skrzynek.html
Powyższa uwaga jest tylko przykładem takiej manipulacji. Poniższe dwa filmy przedstawiają analizę
ekspercką, w której widać, że od takich nieścisłości i przykładów ingerencji w nagranie aż się roi. W dużej
części przypadków rozważania są oparte na fakcie, że samolot leciał na automacie, który wg stenogramów
był ustawiony na 280 km/h, a którego zadaniem m.in. jest utrzymywanie stałej prędkości. Ze stenogramów
odczytujemy czas zdarzenia, informacje mówiącą o położeniu samolotu i stosując klasyczny wzór na
zależność długości drogi od czasu i prędkości można udowodnić rażące przekłamania w tym zapisie.
część pierwsza:
część druga:
4. usuwanie niewygodnych fragmentów ze stenogramu
Wieża w Smoleńsku podała pilotom Tu-154, gdy dolatywał do lotniska: “zejdźcie do 50 metrów”. Tak
wynika z zeznań pilota Jaka-40, porucznika Artura Wosztyla, złożonych w prokuraturze (karta 1165), do
których dotarli informatorzy “Gazety Polskiej”. Był to wyrok śmierci dla prezydenckiej maszyny.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/35973
To co najbardziej z tego zastanawia, to fakt, że nie znajdujemy tego w stenogramie! Proszę sprawdzić
samodzielnie! Co więcej, prokuratura rozważała wszczęcie postępowania karnego wobec dziennikarzy
Gazety Polskiej i TVP, za ujawnienie szczegółów z śledztwa, na które nie uzyskali zgody! Za taki czyn
grozi do dwóch lat pozbawienia wolności (KK, Art. 241. § 1).
http://niezalezna.pl/article/show/id/36131
Dodatkowo informacja o poleceniu zejścia do 50m została potwierdzona w rozmowie z TVN24 przez
Remigiusza Musia – technika pokładowego Jaka 40, który wylądował 10 kwietnia w Smoleńsku.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/36252
http://www.tvn24.pl/-1,1663248,0,1,dostalismy-zgode-na-50-metrow-tu_154-i-il-tez,wiadomosc.html
5. Inne przykłady manipulowania nagraniami
Wystarczyło tylko kilka godzin (może dni), aby dane z czarnych skrzynek zmanipulować, podczas gdy
Rosjanie przetrzymują je już kolejny miesiąc i dają do zrozumienia, że prędko (o ile w ogóle) ich nie
otrzymamy. Ale… trzymajmy się faktów, i jeszcze na tym etapie nie podważajmy prokuratury i załóżmy, że
są prawdziwe.
Na samym początku okazało się, że otrzymana kopia nagrań nie była kompletna, gdyż zabrakło na nich 16
sec. W środku sierpnia okazało się, że te nagrania dalej są niekompletne i brakuje w nich kolejnych
fragmentów:
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/37869
6. zagadkowa długość nagrania
Ciekawą zagadką jest również to, że stenogram trwa 38 minut, podczas gdy ten model czarnych skrzynek
MARS-BM z zasobnikiem OL4 może pomieścić maksymalnie 30 minut nagrania. Skąd się wzięły te
dodatkowe minuty.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat…d=po01.txt
http://wyborcza.pl/1,75478,7790636,Ostat…trofa.html
http://wyborcza.pl/1,75478,7817225,Co_od…RS_a_.html
7. Rażące niedbalstwo rosyjskich ekspertów
Wg stenogramów nawigator Artur Ziętek mówi dwie kwestie jednocześnie. Chodzi o końcową fazę lotu,
gdy o godz. 10:40:53,1 nawigator kończy mówić “50″ (chodzi o wysokość, na której znajduje się obecnie
maszyna), a już o 10:40:53,0 zaczyna mówić “40″ (bardzo łatwo zweryfikować tę informację samodzielnie
na podstawie stenogramu). Wynika z tego, że kiedy zaczął podawać kolejną wartość, był jeszcze w trakcie
kończenia poprzedniej.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100617&typ=po&id=po01.txt
8. Czy piloci lądowali?
Warto jeszcze podkreślić różnicę pomiędzy podchodzeniem do lądowania, a samym lądowaniem.
Podchodzenie do lądowanie jest początkowym etapem lądowania, który najpóźniej w punkcie decyzji
(przelot nad bliższą radiolatarnią) może zostać przerwany. Natomiast lądowanie jest kontynuowaniem tego
procesu po ostatecznej decyzji, o podjęciu takiego kroku. Ze stenogramów wynika, że załoga tylko
podchodziła do lądowania, a nie lądowała, gdyż pilot ostatecznie zdecydował o odejściu na tzw. drugi krąg
– o godz. 10:40:50,5 wypowiada słowa “odchodzimy”. Wtedy piloci włączają pełną moc silników i próbują
podnieść maszynę. Ale ona w tym momencie z ogromnym impetem zaczęła spadać w dół. To by świadczyło
o zablokowaniu steru wysokości. Więc na jakiej podstawie Rosjanie orzekli, że wszystko było sprawne i jest
to wina pilotów? Warto zaznaczyć, że to musiały być słowa “odchodzimy” a nie “podchodzimy”, jak
sugerują niektórzy internauci z tego powodu, że taka komenda w tej nomenklaturze nie istnieje, ot
chociażby z uwagi na to, że jest podobna do często używanej komendy “odchodzimy”, jak i na to, że jest
bezsensowna (gdyż przecież samolot już od jakiegoś czasu podchodził do lądowania).
Po komendzie drugiego pilota “odchodzimy”, Tu 154 zaczął gwałtownie tracić wysokość. Czy to oznacza,
że pierwszy pilot zignorował tę komendę i rozpoczął lądowanie? Było ich tam czterech (a może nawet z
Błasikiem jako piątym), samolot zaczął gwałtownie spadać (wysokość była głośno podawana, co utrwaliło
się na stenogramach), a mimo to załoga zachowała spokój aż do chwili zderzenia z drzewem (ja bym wtedy
wrzeszczał, że zamiast wznosić się, to my gwałtownie opadamy). Tuż przed uderzeniem pilot odebrał sygnał
z radiolatarni. Nawet amator nie lądował by, jeśli nie odebrałby tego sygnału wcześniej. Protasiuk był
pilotem, który (wg kolegów) rygorystycznie przestrzegał wszelkich procedur, a one mówią wyraźnie, że w
warunkach pogorszonej widoczności nie wolno schodzić poniżej 100m bez zgody wieży podczas
podchodzenia do lądowania. Grozi to utratą licencji.
Więcej szczegółów na stronie:
http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/57/3102
Wielu ekspertów (w tym ten na powyższych filmach) jest przekonanych o tym, że załoga została celowo
wprowadzona w błąd poprzez ustawienie fałszywych radiolatarni, ustawienie fałszywych reflektorów u
progu fikcyjnego pasa, poprzez podanie sfałszowanych kart podejścia do lądowania, fałszywymi
komunikatami. W ten sposób zostało utworzone fałszywe lotnisko w odległości 800 metrów od tego
prawdziwego progu pasa startowego. Jeśli Przyjmiemy takie założenia, to o dziwo wszystkie obliczenia o
których była tutaj mowa trzymają się kupy i nie wykazują żadnych sprzeczności. Więc w świetle
powyższego, jak to jest z wiarygodnością Rosjan, przebiegiem śledztwa i jak można wierzyć w rzetelność
tego przekazu?
4. Rozmiar katastrofy.
To co najbardziej szokuje, to rozmiar tej katastrofy. Takiego zdania są specjaliści od lotnictwa i
aerodynamiki. Zaznaczmy, że samolot podchodzący do lądowania ma ok 300km/h (czasami dużo mniej),
kilka metrów nad ziemią i poziomy kierunek ruchu. Jak to możliwe, aby ten samolot rozpadł się na kawałki,
jak miało to miejsce w Smoleńsku? Nigdy w historii nie zdarzyło się, aby samolot podchodzący do
lądowania z tak małą prędkością, który nie pikował w dół, w którym nie stwierdzono wybuchu, nie rozpadł
się w drobny mak na 700-800m! Jest to pierwszy przypadek takiej katastrofy. Tupolew był maszyną, o
której mawiało się “nie gniotsa, nie łamiotsa”, któremu nieraz zdarzało się lądować w polowych warunkach.
Oczywiście, jeśli samochód przy takiej prędkości uderzyłby w ścianę, to być może rozsypałby się w
podobny sposób. Natomiast tutaj mamy do czynienia z inną sytuacją. Samolot po uderzeniu nie zatrzymał
się w miejscu, ale sunął się po podmokłym zagajniku, oraz zahaczał o drzewa. Takie warunki znacznie
amortyzują siłę uderzenia. W poniższym artykule podane są przykłady innych katastrof, w których samoloty
spadły ze znacznej wysokości i roztrzaskały się na powierzchni o wiele mniejszym promieniu.
Zacytujmy jego fragment:
4 lipca 2001 r. pod Irkuckiem z wysokości 853 m w ciągu kilkunastu sekund runął Tu-154 będący
własnością rosyjskiej Vladivostokavii (nikt nie przeżył). Maszyna spadała bezwładnie przez kilkanaście
sekund, mimo to jej szczątki – rozrzucone na obszarze 100 na 60 m – były w niewiele gorszym stanie niż
wrak polskiego samolotu (zdjęcia na Niezależna.pl). Pięć lat później – w sierpniu 2006 r. – na terenie
wschodniej Ukrainy rozbił się inny rosyjski Tupolew 154. Choć spadał z bardzo dużej wysokości (bezradni
piloci wysyłali SOS, gdy maszyna była na 1100 i 900 m), szczątki konstrukcji i ciał rozrzucone były na
długości 400 m, a zniszczenia samolotu porównywalne ze skutkami katastrofy z 10 kwietnia 2010 r.
(zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jeszcze w powietrzu w rosyjskiej maszynie wybuchł pożar, a po upadku
nastąpiła olbrzymia eksplozja, utrwalona na filmie przez świadków).
W lutym 2009 r. trochę lżejszy i mniejszy od Tupolewa 154 boeing 737 tureckich linii lotniczych – w wyniku
usterki wysokościomierza i błędu pilotów – uderzył o ziemię z prędkością 175 km/h paręset metrów od
lotniska w Amsterdamie. Wcześniej, kilkadziesiąt metrów nad ziemią, w maszynie przestały pracować silniki
(wyłączył je autopilot, wprowadzony w błąd działaniem wysokościomierza). Po upadku na błotniste pole
samolot przełamał się na trzy części i stracił ogon, ale nie rozpadł się na kawałki (fotografia powyżej);
zginęło jedynie 9 ze 135 osób na pokładzie
Zwróćmy uwagę, jaka jest statystyka śmiertelności w tej ostatniej opisanej katastrofie. Poniżej 10%.
Natomiast w naszym tupolewie nie znalazł się ani jeden procent ocalałych, nie znalazł się nikt, kto umarłby
dopiero po godzinie lub dwóch, a dodatkowo tylko 24 ciała z 96 można było normalnie zidentyfikować.
Oczywiście zdarzały się katastrofy, które miały podobny finał, ale zawsze w takich przypadkach dochodziło
do potężnej eksplozji. Miesiąc po katastrofie smoleńskiej rozbiła się maszyna w Trypolisie (Libia).
Niektóre media skoncentrowały się na podobieństwach do katastrofy smoleńskiej (komentator nie
powiedział, jak to się stało, jaka jest wstępna przyczyna, ile osób zginęło, jakie były warunki lądowania, o
której to się stało, ale powiedział, że samolot podchodził do lądowania, rozbił się, szczątki rozrzucone na
dużej powierzchni i żadna część oprócz ogonowej się nie zachowała), tamtejsze media ogłosiły, że był to
błąd pilota. Dopiero potem okazało się, że znaleźli się świadkowie, którzy widzieli eksplozję maszyny.
http://wiadomosci.onet.pl/2168701,12,podano_wstepna_przyczyne_katastrofy_samolotu,item.html
W katastrofie w lesie kabackim samolot rozbił się przy prędkości 470km/h, z prawie pełnym zapasem
paliwa, nastąpiło kilka eksplozji, a jego szczątki zostały rozrzucone na przestrzeni 370m. W katastrofie pod
Okęciem w 1980 roku samolot lotem nurkowym przy prędkości 350 km/h uderzył w lodową fosę, a szczątki
rozsypały się na odległości ok. 200m.
Ale najciekawszą katastrofą było rozbicie się samolotu pod Moskwą 22 Marca 2010r. Też był to Tupolew,
bardzo podobny model, również podchodził do lądowania, też uderzył w drzewo i oderwała się część
skrzydła, po czym ścinał drzewa, nie było wybuchu, wylądował w podobnym zagajniku. Okazało się, że
samolot był prawie w całości i wszyscy przeżyli.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/34295
Zdjęcie z katastrofy pod Moskwą:
Dla porównania zdjęcia z katastrofy pod Smoleńskiem:
W Gazecie Polskiej ukazała się informacja, że wg ekspertów, którzy analizowali
, jakie
znalazły się w redakcji tejże gazety, najprawdopodobniej mogła to być bomba paliwowo-powietrzna, którą
Rosjanie użyli w Afganistanie i Czeczenii. Więcej na ten temat na stronie:
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/34032
Dlatego wszystkie fakty (wbrew opinii rosyjskich śledczych) wskazują na to, że w naszym tupolewie
musiało dojść do eksplozji. Oczywiście nasuwa się pytanie, w którym momencie mogłoby dojść do
podłożenia tych ładunków wybuchowych? Trudno jednoznacznie udzielić odpowiedzi na to pytanie, ale z
drugiej strony okazji do tego nie brakowało. W grudniu poprzedniego roku Tupolew był remontowany przez
Rosjan w Samarze:
http://www.tvn24.pl/0,1668296,0,1,drugi-tupolew-wroci-do-polski-pod-koniec-sierpnia,wiadomosc.html
Również ten samolot był naprawiany przez Rosjan tuż przed wylotem do Smoleńska:
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/37931
5. Autopilot
Czy możliwe, aby systemy opierające się na nawigacji GPS w wersji wojskowej (dokładność 0.3m), które
potrafiły sterować zarówno wysokością, ciągiem jak i kursem rządowej maszyny mogły zaprowadzić
samolot wprost pod drzewa? Wiadomo, że autopilot został wyłączony dopiero na 5.4 sec. przed katastrofą
(na stenogramie pomiędzy 10:40:56 a 10:40:58 mamy 3 sygnały ABSU świadczące o wyłączeniu 3 kanałów
autopilota), wg rosyjskiego raportu był sprawny (wraz z systemem TAWS), a samolot mimo tego był
znacznie oddalony od właściwej ścieżki.
Wśród zwolenników wersji z zamachem jest przekonanie, że doszło do sfałszowania sygnału GPS za
pomocą meaconingu – ten system stosuje się po zamachach z 11 września w celu ochrony ważnych
strategicznych obiektów, a polega na celowym zafałszowaniu sygnału GPS poprzez jego nagranie i
wyemitowanie z opóźnieniem czasowym i większą mocą. Ten temat jest doskonale opisany w artykule z
Gazety Polskiej “EKSPERCI OD NAWIGACJI SATELITARNEJ: TO BYŁ ZAMACH” dostępnym na:
Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na autopilocie, w 100 proc. potwierdza
tezę, że załogę wprowadzono w błąd przy użyciu tzw. meaconingu – twierdzą Marek Strassenburg Kleciak,
specjalista ds. systemów trójwymiarowej nawigacji
, i Hans Dodel, ekspert od systemów nawigacji i wojny
elektronicznej, autor książki “Satellitennavigation”.
Z raportu rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego wynika (zauważyła to telewizja TVN24), że
podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował zarówno wysokością, ciągiem,
jak i kursem rządowej maszyny. Wyłączenie autopilota nastąpiło 5,4 sekundy przed uderzeniem w pierwszą
przeszkodę.
To bardzo ważna informacja. Autopilot jest urządzeniem do automatycznego sterowania samolotem,
pobierającym do tego celu dane z GPS i innych wskazań przyrządów pokładowych. Dodajmy, że wyłącza się
go jednym ruchem ręki, a więc w ciągu sekundy można – jeśli jest taka potrzeba – przejść na sterowanie
“ręczne”.
Ostatni etap przed lądowaniem na autopilocie to przelot przez kolejne, blisko obok siebie leżące tzw.
waypoints: 10 km przed pasem / wysokość 500 m, 8 km / 400 m, 6 km / 300 m, 4 km / 200 m, 2 km / 100 m –
ten ostatni punkt to tzw punkt decyzji i wysokość decyzyjna: jeśli pilot nie widzi tutaj pasu startowego, to
MUSI zrezygnować z lądowania i polecieć na inne lotnisko. Tymczasem załoga polskiego samolotu (w tak
trudnych warunkach pogodowych) wyłączyła pilota dopiero 5 sekund przed katastrofą, mimo że – jak już
zaznaczyliśmy – można to zrobić w sekundę.
[...]
Dlaczego piloci schodzili spokojnie do lądowania na autopilocie i dopiero kilka metrów nad ziemią
zorientowali się, że samolot jest tak nisko? Wytłumaczenie jest tylko jedno: autopilot opierał się na błędnych
danych satelitarnych.
6. Amatorski film
Wersja podstawowa:
odtrzęsiona wersja (deshaked)
wersja bez wystrzałów pokazana w telewizji rosyjskiej
O filmie zrobiło się dosyć głośno 14 kwietnia. To co najbardziej zaintrygowało w tym materiale, to 4
wyraźnie strzały. Wywołało to zaciekawienie prokuratury, która obiecała przyjrzeć się mu i ustosunkować
się do niego w ciągu… 2 dni… Minęły ze 3 miesiące, a prokuratura milczy. Jedyne co zdołali na ten temat
napisać, to:
Do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wpłynęła również opinia Biura Badań
Kryminalistycznych ABW dotycząca nagrania filmowego miejsca katastrofy z dnia
opublikowanego w Internecie. Z opinii wynika, że w nagraniach znajdują się krótkie wypowiedzi mężczyzn i
kobiety w języku rosyjskim oraz wypowiedzi mężczyzn w języku polskim.
Niektórych słów nie zdołano odtworzyć ze względu na dużą ilość zakłóceń oraz mały odstęp sygnału od
szumu. W trakcie badań nie znaleziono dowodów na dokonywanie ingerencji w ciągłość zapisu, stwierdzono
jednak fakt modyfikacji formatu nagrania i powtórny zapis do pliku. Należy zauważyć, iż materiał
przekazany do badań stanowiły nagrania niskiej jakości.
Zdaniem biegłych nie można wykluczyć, że nadesłane zapisy były wielokrotnie poddawane kompresji, co
mogłoby spowodować zatarcie nawet bardzo widocznych śladów ingerencji w ich ciągłość. Odnośnie
ewentualnych odgłosów wystrzałów, biegli stwierdzili, że z uwagi na występowanie silnych zakłóceń, w tym
pochodzących prawdopodobnie od podmuchów powietrza, małym stosunkiem sygnału do szumu,
podejrzeniem modyfikacji formatu nagrania, nie była możliwa jakakolwiek pomiarowa analiza odgłosów
przypominających wystrzał. Kwestia ta będzie przedmiotem dalszych czynności procesowych.
Widać, że niewiele wiemy na temat takiej analizy. Jednakże już na podstawie takiego opisu można zadać
jedno zasadnicze pytanie: Co tam robią głosy w języku polskim??? Przy założeniu, że nie było dobijania
rannych, co to byli za ludzie mówiący po polsku. Wiemy, że po pewnym czasie dodarł tam Wiśniewski.
Przyszedł on po przyjeździe ekip ratowniczych. Jednakże ta cała akcja rozgrywała się przed tym czasem
(dopiero pod koniec filmu amatorskiego słychać syreny samochodów). Prokuratura przesłuchała wielu
świadków, ale do tej pory nie potrafi się ustosunkować do tych strzałów. Więc co to były za polskie głosy i
dlaczego nic na ich temat nie wiemy? Słyszeliśmy relację pielęgniarek uczestniczących w akcji, słyszeliśmy
sprawozdanie Gregorego Poltavchenko który również pojawił się tam w pierwszych minutach, a co z tymi
osobami, które są ukazane na tym filmie i z tymi, którzy mówią po polsku? Tam byli jacyś Polacy, którzy
musieli słyszeć te strzały, a więc powinni podzielić się tą wiedzą z prokuraturą. Więc dlaczego wszyscy
rozkładają bezradnie ręce i nie wiedzą, co to były za strzały? Od strony formalnej niewiele możemy więcej
zrobić, ani więcej pytać, bo oficjalny raport niewiele nam wyjaśnia. Na uwagę zasługuje fakt, że
autentyczność materiału z czarnych skrzynek nie budzi wątpliwości, prokuratura nie wysnuwa podejrzeń o
ingerencję w ciągłość nagrań, na dzień 28 lipca okazuje się, że dość szybko poradzili sobie z zaszumionymi
tekstami, których nie potrafili rozszyfrować Rosjanie.
Jednakże ja bym na tym nie poprzestawał. Wielu internautów zniecierpliwionych i rozczarowanych
postępem śledztwa postanowiło wziąć sprawy we własne ręce i wyręczyć prokuraturę w tym dochodzeniu.
Powstało kilka opracowań. Myślę, że warto się z nimi zapoznać:
opracowanie
opracowanie dźwięku (najlepiej wszystkie wersje tego filmu przesłuchać ze słuchawkami)
Powstało bardzo wiele wersji fonoskopii. Przyjrzyjmy się jednej z nich:
00:12 uspokój się
00:17 patrz mu w oczy
00:21 uspokój się
00:21 ku..wa
00:21 tam
00:22 zjob
00:23 o boże
00:25 już po
00:27 zostaniesz tu i zginiesz?
00:28 ta pani tu jeszcze żyje
00:28 wielki Jezu
00:29 idziesz
00:30 ubija ciebie
00:31 graj?
00:31 uwijajcie sia
00:32 święty Józefie, jak tak można
00:43 nikagda uchoda
00:47 dawaj tuda paskuda
00:50 nie ubijajtie nas
00:51 boże mój boże
00:53 ku..wa, co jest
00:53 żyje (wg mnie akcent zdecydowanie bardziej wskazuje na “co jest?”)
00:53 strielaj
00:55 kurde
01:12 wsie nazada poniał
01:19 a gdzie uchodzisz kola
01:21 nie ch..ja siebia
Oczywiście większość tych wypowiedzi ze względu na duże zakłócenia, obróbka na nieprofesjonalnym
oprogramowaniu, nie jest dokładna, ale ja osobiście jestem głęboko przekonany, że większość z nich jest
poprawna.
Dla bardziej zainteresowanych opracowaniem fonoskopijnym polecam np. tekst bloggera
Czy możliwa jest manipulacja dźwiękiem i obrazem? Teoretycznie tak, ale należy podkreślić, że wręcz
nieprawdopodobna. Zabierając się za taką manipulację, należałoby uwzględnić właściwości akustyczne
terenu, w tym echo/pogłos, dostosować głośność wypowiedzi do sytuacji, emocji, dramaturgii, do
zagłuszającej syreny (w takich sytuacjach mówi się głośniej), uwzględnić charakterystykę przenoszenia
mikrofonu w telefonie, zniekształcenia i inne jego właściwości akustyczne. Dodatkowo rosyjski autor tego
filmu musiałby zaopatrzyć się w kilka polskich głosów, których treść nie jest sprzeczna z kontekstem
sytuacyjnym. Musiałby je przygotować, zrozumieć, wyselekcjonować i wmontować.
Z manipulacją obrazem sprawa wygląda na jeszcze bardziej skomplikowaną. Domontowując obraz należy
rozebrać film na poszczególne klatki i wstawiać tam postacie dostosowując ich wysokość do elementów
otoczenia, kolorystykę do ogólnej kolorystyki tego filmu (nasycenie, balans bieli), rozmycie tych postaci do
ogólnego rozmycia każdej klatki, kąt nachylenia do zmian kątów nagrywającego aparatu telefonicznego.
Należałoby te postacie zaszumić zgodnie z szumem obecnym na tych zdjęciach. Często trzeba wziąć
również pod uwagę perspektywę, cienie, oświetlenie terenu itp.
O filmie amatorskim zrobiło się głośno 5 dni po katastrofie, więc należy przyjąć, że pojawił się w sieci
znacznie wcześniej. Czy możliwe jest tak perfekcyjne sfabrykowanie tego materiału w ciągu kilku dni i to
przez człowieka, którego o profesjonalizm nie można podejrzewać? Do tej chwili nie pojawiły się żadne
opracowania podważające autentyczność tego materiału, podczas gdy Rosjanie przez trzy miesiące
przetrzymując nasze
nie potrafili rzetelnie zmontować samego dźwięku i stenogramu! I co
ciekawe, nad nimi pracowali profesjonaliści!
Na wersji deshaked można zobaczyć kilku ludzi, którzy kręcili się tam. Jednakże dla mnie osobiście
najważniejsza jest taka jedna osoba, którą kamerzysta zauważa, podchodzi do niej, centruje komórkę na nią,
po czym kiedy zauważa zamieszanie, to odwraca się i zaczyna uciekać. Ta biała postać jak dla mnie jest
wyraźnie żywą i ruszającą się ofiarą tragedii. Niestety dla niektórych jest tylko fragmentem samolotu. Jedni
widzą i są na 100% pewni, że to ofiara i jest żywa, inni w to nie wierzą. Tu jest problem. Dla mnie i takich
jak ja jest nie do pojęcia, jak można tego nie widzieć, inni są przekonani, że to o niczym nie świadczy.
Oficjalne źródła na ten temat milczą, my nie jesteśmy wstanie przymusić nikogo do tego, aby to dostrzegł,
więc ta kwestia pozostaje do własnego rozeznania. Wiec najlepiej zobaczyć to samemu.
Na wycinku z klatki filmu biała postać
Pozwolę sobie jeszcze opisać zachowanie kamerzysty, które obrazuje atmosferę grozy, jaka tam panowała.
Wypowiada się ona dwa razy i dwa razy mówi to samo przekleństwo “nie ch..ja siebia”. Na samym
początku zaciekawiony podbiega do przodu aby sfilmować te pierwsze chwile. W pewnym momencie
zauważa białą postać. Zbliża się do niej i centruje na nią kadr. Następnie (43 sekunda) słyszy krzyk (na
podstawie powyższej fonoskopii) “nikagda uchoda”. Obraca się (a z nim jego telefon) i w tym momencie
zaczyna się wycofywać. Słyszy “co jest” i wtedy zaczyna uciekać (nie wiadomo dokładnie dlaczego wtedy –
może coś zobaczył). Pada pierwszy strzał – kamerzysta zaczyna biec (słychać to po jego krokach). Wtedy
wypowiada pierwsze przekleństwo. Chowa się za drzewo i stamtąd filmuje dalej. W tle słychać głęboki
oddech – może to ze zmęczenia, może ze strachu – nie wiadomo.. Przechodzi ostrożnie pomiędzy drzewami.
Słyszy kolejne strzały, wychodzi na drogę z której przyszedł (najwyraźniej, aby się nią ewakuować). Słyszy
od dziadka pytanie, gdzie się wybiera. Po raz drugi wypowiada z wrażenia to przekleństwo i wyłącza
telefon.
Szczerze powiedziawszy przyglądając się jego zachowaniu odnoszę wrażenie, że nie czuł się zbyt
bezpiecznie. W pierwszej chwili podbiegł do samolotu, aby jak najszybciej uchwycić te pierwsze momenty.
Drugi raz jak zaczął biec, to po to, aby się schować za drzewa. Gdybym ja w tym momencie czuł się
bezpiecznie, to podbiegłbym w jakieś ciekawsze miejsce i nagrywał ciekawsze ujęcia, niż te przez dziurę w
drzewie. Widać wyraźnie, jak podszedł do tej białej postaci, umieścił ją w centrum kadru i nagrywał.
Dziwne by to było, gdyby to była zwykła część od samolotu. Takim rzeczom nie poświęca się aż tyle uwagi.
Dopiero przestał być taki śmiały, jak usłyszał pierwszy krzyk. Wyraźnie wtedy się obrócił i zaczął
wycofywać. Usłyszał strzał – wtedy przeklął i zaczął biec, aby skryć się za drzewem, co z kolei tak
naprawdę nie było najlepszym miejscem do nagrywania filmu. Myślę, że jego zachowanie wyraźnie
potwierdza autentyczność tego nagrania i nastrój grozy, który wówczas panował.
Bardzo zdumiewający jest również fakt, że na tym filmie widać wyraźnie liny, jakieś zawiesie oraz (jak
zauważył to autor poniższego opracowania) helikopter do zadań specjalnych. Mowa tu o helikopterze
bezdźwiękowym, ultracichym (takie technologie wojskowe istnieją już od kilku lat). Pytanie, co on z tymi
zawieszonymi linami robił w tym samym czasie?
Niektóre media doniosły, że znalazł się autor tego amatorskiego filmu (po ok. 2 mies). No i tu jest problem
wiary. Ja zdecydowanie w to nie wierzę, historia uczy, że Rosjanie są doskonali w dezinformacji.
W materiale opublikowanym w Misji Specjalnej zobaczymy, że eksperci zadali sobie trudu i na podstawie
analizy i porównania głosu doszli do wniosku, że to nie jest prawdziwy autor tego filmu:
Oczywiście to, czy w ten przekaz uwierzymy, czy nie, zależy tylko od nas, jednakże osoba, która twierdzi,
że widziała mniej, niż widać i słyszała mniej, niż słychać na tym filmie, nie uwiarygadnia swojego zeznania.
http://www.onet.tv/autor-filmu-nikt-nikogo-nie-zabijal,7107127,1,klip.html#
Podsumowując kwestię filmu można powiedzieć, że pokazuje on spójną historię, która trzyma się kupy, a
która niestety w moim mniemaniu potwierdza fakt dokonania zamachu. Wszystkie elementy współgrają ze
sobą, potwierdzają się wzajemnie, a chęć stworzenia mistyfikacji wiązała by się z wręcz nieprawdopodobną
sztuką, szczegółowością, drobiazgowością, gigantycznym nakładem pracy, koniecznością wykorzystania
bardzo zaawansowanego oprogramowania i wysokiej klasy specjalistów. Sceptycy, którzy nie podzielają
takich wniosków muszą koncentrować się na obalaniu z osobna każdego szczegółu tego filmu. Muszą
wymyślić, skąd wzięły się te strzały, będą musieli przekonać, dlaczego w tak krótkim czasie było ich cztery
i były tak do siebie podobne, muszą się głowić nad pochodzeniem tych polskich głosów, muszą pokazać
nam, że treści niektórych zdań (takich jak w tej przykładowej fonoskopii) nie muszą być zgodne z naszą
intuicją, nie wspominając o tej białej postaci i innych osób widocznych “pod mikroskopem”, zachowania
kamerzysty itp. Za każdym razem muszą doszukiwać się wyjątków i wykazywać, że “przecież tak mogło
być”. Ale tak naprawdę siła argumentu leży w spójności faktów, a nie na wykazywaniu wyjątków od reguły
na każdym kroku.
7. Sekcja zwłok
Na ten temat można by pisać długo, poczynając od tego, w jaki sposób były potraktowane rodziny ofiar, że
były zmuszane do podpisania zgody na spalenie ubrań, które rzekomo stwarzały zagrożenie
epidemiologiczne, oraz zabroniono otwierać trumny. Dziwne jest to, że kokpit pilotów, w którym
zauważono 5 ciał, zachował się w najlepszym stanie, a piloci wrócili z Rosji jako ostatni. Najwyraźniej były
największe problemy z identyfikacją ciał.
Międzynarodowe standardy opisują sposób przeprowadzania sekcji zwłok. Opisane one są w amerykańskich
przepisach Medical Aspects of Army Aircraft Accident Investigation (Army Regulation 40-21, Headquarters
Department of the Army Washington, DC 23 November 1976, Unclassified).
Zgodnie z art. 3 ust.7 tej instrukcji, w ciągu 96 godzin po zakończeniu ostatniej sekcji zwłok, wszystkie
protokoły sekcji, preparaty mikroskopowe, próbki tkanek zakonserwowane w bloczkach parafinowych i
innymi sposobami, zbiór fotografii ofiar przed i po przewiezieniu z miejsca wypadku oraz zdjęcia
rentgenowskie mają zostać przekazane do dyspozycji wojskowego instytutu medycyny sądowej. Zgodnie z
załącznikiem
A, punkt 4, część E do instrukcji nr 40-21, każdy protokół sekcji każdej z osobna ofiary wypadku musi
oprócz standardowego opisu medycznego zawierać następującą informację:
1. Szacunkowy czas przeżycia od momentu uderzenia o ziemię.
2. Datę i godzinę śmierci.
3. Ślady ognia na zwłokach powstałe przed i po uderzeniu samolotu o ziemię, oraz obecność na zwłokach
błota, ziemi lub śladów paliwa.
4. Szacunkowy czas wystawienia zwłok na działanie ognia.
5. Położenie zwłok lub fragmentów zwłok na miejscu wypadku względem szczątków samolotu.
6. Obrażenia (osobno i szczegółowo opisane mają być obrażenia głowy, twarzy, szyi, krtani, barków, piersi,
korpusu, miednicy, ramion, nóg, dłoni i stóp).
7. Przyczyny doznanych poparzeń (pożar, kontakt z paliwem, płynem hydraulicznym, innymi substancjami).
8. Przyczyny obrażeń mechanicznych (uderzenie o części samolotu – szczegółowy opis, lub o inne
przedmioty – szczegółowy opis).
9. Kolejność doznanych obrażeń (opisać kolejno obrażenia odniesione przed wypadkiem, obrażenia
spowodowane podczas pierwszego zderzenia z ziemią, podczas ew. kolejnych zderzeń z ziemią lub innymi
obiektami, podczas ew. dalszego toku wypadku).
Jednakże w protokole przekazanym przez Rosjan mamy jedynie: “przyczyna śmierci: mnogie obrażenia”.
Dlaczego nie wykonano takiej sekcji zwłok, tylko spalono ubrania, wsadzono te ciała do trumien,
zaplombowano z zaleceniem, aby ich już nigdy nie otwierać? Czy jest to normalne postępowanie w
przypadku, gdy nie ma się nic do ukrycia? Wybuch bomby paliwowo-powietrznej mógłby zostawić ślad w
ofiarach widoczny na zdjęciu rentgenowskim w postaci tzw. efektu motyla na płucach. Już teraz wiemy, że
jeśli do tego doszło, to po tylu miesiącach nie ma możliwości zweryfikowania tego. Jak ważna jest
szczegółowa sekcja zwłok w śledztwie, to widać nawet na filmie „Historie lotnicze” dołączonym do Gazety
Wyborczej 11 i 12 października 2010 r. Lekarze orzekli, że pilot samolotu, który rozbiło się na Okęciu w
1980 roku, miał na jednym ręku skaleczenia – ukłucia dwóch palców, które powstały jeszcze za życia. W
ten sposób wydedukowano, że w ostatniej chwili zrywając kołpaczek próbował dobrać się do awaryjnego
przestawiania stabilizatora by móc sterować kątem wychylenia statecznika, aby zneutralizować skutek utraty
steru wysokości.
8. Konwencja chicagowska
Jedną z najbardziej szokujących kwestii w przebiegu śledztwa jest to, że rząd przyzwolił na prowadzenie
tego śledztwa w oparciu o konwencję Chicagowską. Jednakże ta konwencja ma zastosowanie tylko dla
lotnictwa cywilnego, a nie wojskowego, lub takiego, gdzie przewozi się głowy państw i czołowych
polityków. To że nie był to lot cywilny świadczy kilka faktów:
- samolot był wojskowy.
|- załoga była wojskowa
- na pokładzie znajdował się prezydent (zwierzchnik sił zbrojnych) oraz dowódcy wszystkich rodzajów sił
zbrojnych.
- na pokładzie znajdowały się urządzenia z niejawnymi danymi NATO, niejawne kody, urządzenia z
niejawnym algorytmem działania.
Dlaczego całkowicie pominięto wspólną umowę z 1993 roku o wzajemnej współpracy w sprawie ruchu
samolotów wojskowych i badania katastrof lotniczych. Poza tym, to ta konwencja nie zabraniała nam
zwrócić się z prośbą o powołaniu międzynarodowej komisji śledczej, czy chociażby o wspólnym
prowadzeniu śledztwa. Dlaczego rząd ani razu nie zwrócił się z taką prośbą do strony rosyjskiej, mimo
wielu nacisków, oczekiwaniom opinii publicznej, rodzin ofiar i zdrowego rozsądku? Coraz głośniej
zaczynało się robić o nierzetelności w śledztwie, coraz więcej podejrzeń o dokonanie zamachu, a Rosjanie
do tej pory nic sobie z tego nie zrobili, jakby im w ogóle nie zależało na prawdziwej przyjaźni polsko-
rosyjskiej i uświadomieniu opinii międzynarodowej, że oni na prawdę nie mieli z tym nic do czynienia.
Tusk mimo iż był wielokrotnie zaskarżany do prokuratury przez rodziny ofiar, nie zrobił nic, aby jednak to
zmienić i w końcu wystąpić z taką prośbą do strony rosyjskiej.
9. Spiskowa teoria dziejów?
Jeśli weźmiemy pod uwagę nieszczęśliwy wypadek, to okaże się, że na dzień dzisiejszy nie potrafimy
znaleźć podobnej katastrofy. Jeśli przyjąć, że był to zamach, to okazuje się, że nie jest to historia bez
precedensu.
W Gazecie Polskiej ukazał się artykuł “
To był zamach – mówią eksperci polski i niemiecki
” dostępny na
http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/54/3007
, a w nim czytamy:
19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z prokomunistycznym prezydentem Mozambiku
i innymi oficjelami na pokładzie (oprócz niego w samolocie znajdowały się 43 osoby, w tym kilkunastu
ministrów i innych ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod
Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37 stopni od właściwego toru lotu, a
piloci obniżali samolot, zachowując się tak, jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują.
Zignorowali też – tak jak polska załoga – sygnał ostrzegawczy GWPS, który włączył się 32 sekundy przed
upadkiem.
Po katastrofie południowoafrykańska policja zabrała wszystkie czarne skrzynki, odmawiając poddania ich
niezależnemu badaniu.
przygotowany przez śledczych RPA do złudzenia przypominał
ustalenia Rosjan ws. katastrofy pod Smoleńskiem. Jego tezy były następujące:
1) samolot prezydenta Mozambiku był w pełni sprawny,
2) wykluczono akt terroru lub sabotażu,
3) załoga nie przestrzegała procedur obowiązujących przy lądowaniu,
4) załoga zignorowała ostrzeżenia GWPS.
Rosjanie, którzy w katastrofie stracili wiernego sojusznika, gwałtownie oprotestowali raport komisji
południowoafrykańskiej. Oskarżyli władze RPA o zamach polegający na… zakłóceniu sygnału satelitarnego
samolotu. Wskazywały na to
, bardzo przypominające zresztą – jak już wspomnieliśmy
Po kilkunastu latach okazało się, że w tym akurat przypadku rację mieli komuniści. W styczniu 2003 r. Hans
Louw, były agent służb specjalnych rasistowskiego reżimu RPA, przyznał, że samolot został strącony
wskutek celowego zakłócenia sygnału satelitarnego przez południowoafrykańskich agentów. Dodał, że w
wypadku niepowodzenia ataku maszyna miała zostać zestrzelona przez jedną z dwóch specjalnych ekip.
Zauważmy, że Rosjanie oprotestowali ten
i mieli rację. Dlaczego nam odmawia się prawa
do sprzeciwu wobec oficjalnych wersji podawanych przez prokuraturę Rosyjską i dlaczego to nas próbuje
się zaszczuć posądzaniem o szerzenie spiskowych teorii? Taka historia, jaką bierzemy pod uwagę wydarzyła
się kiedyś na prawdę, nie była urojeniem i kolejną teorią spiskową. Różnica polega na tym, że wtedy to
Rosjanie byli poszkodowani, a dzisiaj to oni dla nas są podejrzani.
10. Naciski na pilotów?
Dużo się mówi o możliwości wywierania nacisków na pilotów. Wszystko za sprawą słynnego incydentu w
Gruzji, kiedy to Prezydent nakłaniał pilota (który był razem z Protasiukiem) aby mimo grożącego
niebezpieczeństwa wylądował w Tbilisi. Pilot oczywiście odmówił, za co spotkały go później szykany ze
strony posłów PiS, oraz pochwała i odznaczenie od swojego przełożonego. Czy jednak doszło do nacisków i
czy mogły one być powodem tej katastrofy? Otóż wg mnie nie.
1. Możliwość wywierania nacisków na chwilę obecną nie jest faktem, a jedynie spekulacją.
2. Nawet jeśli takie naciski miały miejsce, to niedorzecznością jest twierdzić, że przełożeni kazali mu
lądować natychmiast w miejscu, w którym się znajdowali. Jeśli taki manewr mógłby z tego powodu
skończyć się wypadkiem, to skończyłby na samym lotnisku, lub w jego najbliższym otoczeniu. Fakt
wywierania nacisków w żaden sposób nie może wytłumaczyć, dlaczego samolot rozbił się w takiej
odległości od pasa, dlaczego rozpadł się na takie kawałki i dlaczego tak bardzo zszedł z kursu i ścieżki.
3. Od strony psychologicznej jest to wyjątkowo mało prawdopodobne. Podczas tego incydentu był obecny
Protasiuk. Widział cały przebieg tej sytuacji i widział jak się ta historia skończyła – ostatecznie wygrał to
pilot, który za swoją nieuległość został odznaczony przez swojego przełożonego. Jedynie
mógł się czuć przegrany i nie widzę powodu, dla którego miałby się powtórnie pogrążać. Również w takiej
sytuacji piloci upewniają się w obowiązujących przepisach i procedurach – a one mówią wyraźnie, że nikt
nie ma prawa wywierać wpływu na pilotów.
4. Jeśli w samochodzie pasażer naciska na kierowcę, aby ten jechał 20 km/h szybciej, niż zezwalają
przepisy, a na zakręcie stoi zamachowiec i strzela w kierowcę, w wyniku czego pojazd spada w przepaść, to
w żaden sposób nie możemy obarczać winą za wypadek pasażera za wywieranie nacisków.
5. zwolennicy takiego scenariusza przywiązują dużą wagę do precedensu z Tbilisi (na zasadzie, że skoro
wcześniej tak zrobił, to i teraz mógł tak zrobić), a nie zwracają uwagi na precedensy dotyczące Putina, o
których była mowa wcześniej, a które ukazują, w jaki sposób rozprawia się on z politycznymi wrogami. Tak
samo możemy powiedzieć, że jeśli wcześniej tak robił, to i tym razem mógł to zrobić.
11. Dezinformacja
Dezinformacja jest jednym z najgłówniejszych zadań pewnych służb specjalnych. Niestety to co
obserwujemy począwszy od samego początku tej katastrofy, mrozi nam krew w żyłach. Poniżej
przedstawiam kilka wybranych epizodów (uwaga, nie są one uszeregowane chronologicznie).
Błasik za sterami Tupolewa?
Najbardziej zdumiewającą manipulacją było obciążanie generała Błasika, który rzekomo miał zająć miejsce
za sterami drugiego pilota. Media na kilka tygodni uczyniły to tematem przewodnim, a prokuratura zajęła
się na poważnie tym wątkiem szukając obecności jego DNA na tym fotelu. Wszystko to za sprawą zeznań
pilotów w 36 pułku, którzy orzekli, że Generał miał w zwyczaju zastępować jego funkcję, aby wyrobić
sobie godziny na lataniu. Nasuwa się pytanie, dlaczego nikt nie zweryfikował tego na podstawie
stenogramów, których każdy miał przed nosem? Czy ta zamiana miejscami miałaby się odbywać
bezszelestnie, czy generał Błasik dał do zrozumienia drugiemu pilotowi, aby się “usunął” posługując się
językiem migowym? Czy taka zamiana miejsc mogłaby nastąpić bez wymiany zdań w stylu: “Przepraszam,
czy mógłbym pana przeprosić, chciałbym usiąść za sterami. – Dobrze, proszę panie generale”. A może
rozmawiali oni ze sobą szeptem, przez co rozmowa ta znajduje się w stenogramie w miejscu oznaczonym
jako “niezrozumiałe”? Wręcz przeciwnie. W stenogramach zarejestrowana jest rozmowa drugiego pilota z
pilotami JAK-a – Arturem Wosztylem i Remigiuszem Musiem (np. o 10:24:37, 10:24:48, 10:25:04,
10:25:24 itp.). Oni z pewnością mogliby potwierdzić, że wtedy za sterami siedział drugi pilot. Ostatnie
słowa w stenogramie przypisane drugiemu pilotowi (idąc od końca) to: “kurwa mać”, “odchodzimy”. “w
normie”, “klapy 36″. Czy drugi pilot mógłby wydać komendę “odchodzimy”, jeśli za sterami siedziałby
Błasik? Ale nie, prokuratura musiała zbadać, czy na fotelu nie znajdował się materiał genetyczny generała
Błasika. Wtedy dopiero po kilku tygodniach mogła orzec, że to jednak nie on kierował tym samolotem.
Takie właśnie absurdy są nam serwowane.
Wina pilotów?
Już na samym początku usiłowano nam wmawiać, że była to wina pilotów. Wtedy przecież nikt nic nie
wiedział, nikt niczego nie sprawdził, wtedy na tamtym etapie nikt nie miał prawa jeszcze niczego wiedzieć,
nic nie było zbadane, sprawdzone, a mimo to Rosjanie i mainstremowe media jednym chórem obwieściły,
że najwyraźniej była to wina pilotów. Na jakiej podstawie oni to orzekli?
Nieznajomość rosyjskiego
Już w pierwszych minutach można było słyszeć, że piloci nie rozumieli komunikatów pochodzących od
rosyjskich kontrolerów, nie rozumieli liczb w języku rosyjskim. Jednakże zarówno rodzice Protasiuka
zaprzeczają takim pomówieniom, jak i przeglądając stenogramy rozmów, nasuwa się pytanie na jakiej
podstawie kontrolerzy wysnuli taki wniosek. Który wg nich fragment rozmowy mógłby wskazywać na słabą
znajomość rosyjskiego, nieznajomość liczb?
czterokrotne podchodzenie do lądowania
Również w pierwszych minutach można było usłyszeć taką informację. W filmie zatytułowanym “Mgła”
można było usłyszeć wyjaśnienie tego pomówienia – otóż świadkowie słyszeli tam komentarze w stylu “no
kto podchodzi do lądowania aż cztery razy?!?!”. Jednak każdy kto widział stenogramy, to nie miał
wątpliwości, że podejście było tylko jedno. Czy i tym razem chodziło o skompromitowanie pilotów i
ukazanie ich nieudacznictwa, którzy cztery razy podchodzą, tyle razy próbują, a mimo to na siłę chcą
wylądować?
godzina katastrofy
Przez wiele tygodni po katastrofie było wiadomo, że
Wiktor Bater znał wcześniejszą godzinę rozbicia
, była znana godzina awarii sieci elektrycznej, a mimo to przez tak długi czas obowiązywała
godzina o kilkanaście minut późniejsza. Dopiero po kilku tygodniach media ogłosiły wielkie odkrycie, o
którym kilkuset bloggerów wiedziało od dawna. Jeszcze bardziej szokujące jest to, że po wielu miesiącach
wyszło na jaw, że polscy i rosyjscy prokuratorzy już pierwszego dnia ustalili godzinę katastrofy na 10.40.
Dlaczego przez miesiąc czasu karmiono nas takimi dezinformacjami, że była to godzina 10:56? (
http://niezalezna.pl/artykul/nocny_protokol/40177/1
) Rosjanie już w pierwszych godzinach orzekli, że to
był błąd pilota. Nikt tego nie zbadał, a tam już wszystko było wiadomo.
Kompetencje Edmunda Klicha i jego biegłych
Edmund Klich twierdzi, że piloci do odczytu wysokości posługiwali się radiowysokościomierzem, a nie
wysokościomierzem ciśnieniowym.
http://kontrast.radiozet.pl/Programy/Gosc-Radia-ZET/Edmund-Klich
Zastanawiające jest to, jak oni prowadzą śledztwo. Czy chcą oni zwalić winę na pilotów, którzy popełnili
błąd odczytując z tego przyrządu, czy może ukryć niewygodne fakty dotyczące sprzeczności w
stenogramach, które wskazują na nieprawdopodobne zachowanie urządzeń pokładowych (np. takich jak
autopilot – temat poruszany podczas analizy eksperckiej w czasie przesłuchania w PE). Jak zauważył
blogger eye of the beholder, jest to totalna bzdura! Wystarczy spojrzeć na stenogramy, aby przekonać się, że
załoga ustawiła ostrzeżenie radiowysokościomierza na 100 metrów. Wg stenogramów zrobiła to o godzinie
10:10:07. I sygnał ostrzegawczy tego przyrządu włączył się pomiędzy komunikatem nawigatora o
wysokości 80 i 60 metrów. Czyli w momencie, gdy wskaźnik wysokości, który odczytywał nawigator
wskazywał ok. 70 metrów, odezwał się sygnał alarmowy radiowysokościomierza, który był ustawiony na
100 metrów. Z tego nasuwa się prosty wniosek, że to nie z radiowysokościomierza była odczytywana
wysokość, tylko z innego przyrządu. I to ma być oficjalny przekaz biegłych, na których opiera się Edmund
Klich!
Kilku autorów słynnego filmu 1:24
Ilu może być autorów tego krótkiego filmu z czterema strzałami w tle? Okazuje się, że i tutaj jest ciekawie.
Tych nazwisk pojawiło się już kilka, na temat tego autora krążą różne opowieści i historie. Pierwszym
nazwiskiem, które ujrzałem, to był
Jednakże jest to nazwisko popularne wyłącznie wśród internautów, więc nie będziemy się tym zajmować.
Najciekawsze jest to, że w mainstremowych mediach pojawiły się 2 nazwiska:
Władymir Iwanow –
http://www.fakt.pl/Tupolew-plonal-na-moich-oczach,artykuly,72526,1.html
http://www.se.pl/wydarzenia/swiat/tylko-on-widzia-jak-spad-samolot_140612.html
http://www.youtube.com/watch?v=ZuIijN8l7tw
1,1660712,0,1,nie-widzialem–by-ktos-strzelal-do-ofiar-katastrofy,wiadomosc.html
http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/autor-filmiku-z-katastrofy-pod-smolenskiem-nikt-ni_142633.html
http://fakty.interia.pl/news/nie-widzialem-by-ktos-strzelal-do-ofiar-katastrofy,1492658
W sekcji dotyczącej analizy filmu ze strzałami jest ukazany
fragment reportażu z Misji Specjalnej
, w którym
poruszona była ta kwestia i kwestia zgodności głosu tych rzekomych autorów z głosem prawdziwego autora
nagranego na tym filmie. Okazuje się, że w żadnym przypadku takiej zgodności nie ma.
Ponadto
Ewa Kopacz kłamała w żywe oczy, że podczas sekcji zwłok byli obecni
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/296830,macierewicz-co-widziala-minister-
– czy chodziło o to, że “współpraca z bradmi ze wchodu układa się wzorcowo”?
ostatnimi słowami pilotów miały byd “Jezu, Jezu”.
http://fakty.interia.pl/raport/lech-kaczynski-nie-
zyje/news/ostatnie-krzyki-pilotow-jezu-jezu,1477796
– po co ktoś rozpowszechnia takie informacje? Przecież
w stenogramach takich słów nie znajdujemy!
Sprzeczne relacje świadków. Np. Montażysta
raz relacjonuje, że Rosjanie byli bardzo
agresywni, brutalni, bał się o swoje życie, że trafi za kratki, a innym razem mówił o tej samej sytuacji, że
Rosjanie byli bardzo mili, żartowali itp.
http://www.youtube.com/watch?v=yifz6Se52kE
http://www.tvp.info/opinie/wywiady/gdybym-wiedzial-co-sie-stalo-usiadlbym-i-plakal/1658974
“Śledztwo jest wzorowe, Rosjanie wywiązują się ze swoich obietnic”. Ten szokujący materiał przedstawia
dwie sprzeczne relacje telewizyjne:
O takich wątpliwościach, takich pytań, takich spostrzeżeń nie usłyszymy w mainstreamowych mediach.
Sprytnie przemilczają niewygodne fakty, nie zobaczymy w telewizji relacji konferencji rodzin ofiar w
Parlamencie Europejskim, nie dowiemy się nic na temat filmu “List z Polski”, który był puszczony w
holenderskiej telewizji. Ale za to media sprytnie odwracają uwagę jakimiś małostkowymi aferami takimi jak
kradzież kart kredytowych Przewoźnika (wartość szkody – 6000 zł – rozumiem, że sprawa jest ważna, ale
czy na tyle, żeby ją maglować przez cały miesiąc), insynuacjami, że to Błasik mógł siedzieć za sterami, że
piloci 36 specpułku zdobywali uprawnienia z naruszeniem pewnych procedur, że prezydent mógł naciskać,
że mógł być pijany itp. Telewizja publiczna odmówiła wyemitowanie filmu “List z Polski”, natomiast
kilkakrotnie puściła “
”, w którym w sprytny sposób wymieszana została prawda z
kłamstwem, jak na przykład, że to rzekomo Prezydent postanowił zorganizować osobne uroczystości w
Katyniu, który lansuje tezę o winie pilotów, oraz wyraźnie sugeruje, że przyczyną katastrofy były
Więcej na temat medialnych kłamstw i manipulacji (nie koniecznie dotyczących katastrofy smoleńskiej)
piszę w osobnym artykule poświęconym temu zagadnieniu: “
Manipulacje TVN-u i innych mediów
12. Jakość śledztwa
Porównajmy to śledztwo ze śledztwem związanym z katastrofą lotniczą w Lockerbie w 1988 r.:
http://niezalezna.pl/article/show/id/37085
Szkoccy detektywi w ciągu roku odwiedzili 13 państw i przesłuchali 15 tys. osób.
Rosjanie przez wiele miesięcy (nie wiem, na jakim etapie jest to teraz) nie przesłuchali wszystkich
kontrolerów lotów. Chodzi o trzy osoby!
W Szkocji 11 tys. policjantów i żołnierzy brytyjskich przeszukiwało tereny o powierzchni 2 tys km kw.
Towarzyszyły im helikoptery wyposażone w specjalistyczne termowizory. Każdy drobny odłamek
pakowano i numerowano osobno celem przekazania do ekspertyzy w postaci prześwietleń, chromatografii
gazowej itp. Takich odłamków było grubo ponad 10 tys. To dzięki tej szczegółowej analizie został
znaleziony ten jeden właściwy, który doprowadził śledczych do terrorystów z komunistycznej Libii.
Maszyna z tej katastrofy została zrekonstruowana w 80% i do dziś jest przechowywana i zabezpieczona (od
1988r).
Po tamtejszej katastrofie wiele ciał przez długi czas leżała w ogródkach miasteczka i nie wynikało to z
niechlujstwa, ale ze względu na szczegółowość śledztwa. Wszystko było tam dokładnie fotografowane, aby
dokładnie zadokumentować położenie tych ciał, które miało pomóc ustalić siłę i kierunek wybuchu bomby.
W śledztwie naszego samolotu, w którym zginął prezydent i cała elita ten wrak traktowano koparkami,
ciągnięto to po ziemi, części wraku odrywały się i sypały się za tym. Po miesiącu turyści odnajdywali ważne
części samolotu, które mają zasadnicze znaczenie w śledztwie, znajdywali
. Ziemia została
zaorana, drzewa od razu ścięte, szczątki samolotu były niszczone (jak pokazuje to film w poprzedniej mojej
wypowiedzi), nie było rzetelnej sekcji zwłok (zgodnie ze standardami Army Regulation 40-21), a jedynie
orzeczenie “mnogie obrażenia”. Do nie dawna wrak naszego tupolewa był rzucony bezładnie na lotnisku,
nie przykryty, wystawiony na niszczenie. Jeszcze do niedawna mówiło się o jego przetopieniu. Pragnę
przypomnieć, że nasza prokuratura oficjalnie rozważa możliwość celowego wpływu osób trzecich. A mimo
tego nie miała dostępu do kluczowych świadków, nie ma żadnego dostępu do materiału dowodowego.
Poniższe filmy z Misji Specjalnej obrazują, jak traktowano wrak naszego samolotu:
13. Czy na pewno wszyscy zginęli na miejscu?
Jak ustaliła prokuratura, w Smoleńsku było włączonych 19 telefonów komórkowych (średnio co piąty
pasażer). Pytanie, kiedy on to włączył? Jeśli spróbujemy wyobrazić sobie tę sytuację, to zauważymy, że taką
czynność możemy wykonać w sytuacji niesłychanie ważnej, ale nie w momencie, w którym musimy działać
szybko w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Innymi słowy, nie wyjmiemy komórki, kiedy samolot
robi półbeczkę, bo wtedy musimy działać, żeby się czegoś złapać i zabezpieczyć przed upadkiem, ale
złapiemy za nią jeśli zobaczymy, że o coś się stało strasznego i chwilowo nie musimy podejmować szybkich
ruchów, aby się zabezpieczyć. Nie złapiemy za telefon, jeśli ktoś nas goni, ale zrobimy to wtedy, gdy przez
chwilę nie musimy, albo nie możemy biec. Więc w którym momencie pasażerowie sięgnęli po te telefony,
skoro z ich punktu widzenia do zderzenia z drzewem wszystko było w porządku, potem nastąpił wstrząs,
półbeczka, rozbicie samolotu i natychmiastowa śmierć? Telefonu nie włącza się w sekundę, ale w
kilkanaście sekund.
http://www.wprost.pl/ar/213507/19-telefonow-pasazerow-Tu-154M-bylo-wlaczonych-w-czasie-katastrofy/
Najbardziej szokującą informacją jest zeznanie żony posła Deptuły, który zginął w tej katastrofie. W tym
dniu odebrała ona wiadomość z automatycznej sekretarki, na którym był nagrany głos jej męża krzyczącego
“Asia, Asia”. Jak zeznała, to “w tle słychać było trzaski, a właściwie to głos mojego męża był w tle. Słychać
było też głosy ludzi, jakby głos tłumu. Nie rozpoznałam słów, był to krzyk ludzi. Nagranie trwało 2-3
sekundy. Trzaski były krótkie, ostre dźwięki. Tak jakby łamał się wafel lub plastik plus dźwięk
przypominający hałas wiatru w słuchawce telefonu”.
Przypomnijmy sobie w tym miejscu, jak wyglądał stenogram. W poniższej tabeli są trzy kolumny: w
pierwszej jest liczba sekund przed katastrofą, w drugiej jest czas zdarzenia, a w trzeciej kolumnie jest treść
nagrania.:
do kooca zapisu [s]
godzina w stenogramie
komunikat
16,7
10:40:48,7
100
16,2
10:40:49,2
W normie
15,4
10:40:50,0
80
14,9
10:40:50,5
Odchodzimy
13,9
10:40:51,5
Sygnał dźwiękowy
13,7
10:40:51,7
PULL UP PULL UP
13,6
10:40:51,8
60
13,1
10:40:52,3
50
13,0
10:40:52,4
Horyzont 101
12,4
10:40:53,0
40
11,7
10:40:53,7
PULL UP PULL UP
11,0
10:40:54,5
30
10,7
10:40:54,7
Kontrola wysokości, horyzont
10,2
10:40:55,2
20
09,4
10:40:56
Sygnał dźwiękowy
09,4
10:40:56
Sygnał dźwiękowy
08,8
10:40:56,6
Sygnał dźwiękowy
08,8
10:40:56,6
PULL UP PULL UP
07,5
10:40:57,9
Sygnał dźwiękowy
06,8
10:40:58,6
PULL UP PULL UP
06,1
10:40:59,3
05,1
10:41:00,3
Kurwa Mad
04,9
10:41:00,5
PULL UP PULL
03,4
10:41:02,0
Odejście na drugi krąg
02,7
10:41:02,7
Krzyk Kurwaaaaaa
00,0
10:41:05,4
Koniec zapisu
Zauważmy, że 16 sekund przed katastrofą było wszystko “w normie”. Potem jedyną rzeczą która mogła
zaniepokoić, to dość znaczna prędkość opadania. Jednakże to jeszcze nie powinno wywołać jakiejkolwiek
paniki. W kokpicie nie było żadnych jej oznak aż do chwili zderzenia z drzewami na 6 sekund przed
końcem zapisu.
Teraz zastanówmy się, jakie czynności składają się na zatelefonowanie i ile czasu one zajmują. Przyjąłem
następujące:
- czas reakcji i decyzji o zatelefonowaniu
- wyjęcie komórki
- na jej włączenie
- poczekanie na uruchomienie się
- poczekanie na zalogowanie się do operatora
- wykręcenie numeru
- poczekanie na odbiór
- zgłoszenie się i mowa automatycznej sekretarki
- nagranie wiadomości
- Czas reakcji – nie jest to nasz odruch bezwarunkowy. Zawsze najpierw musi się wydarzyć coś bardzo
ważnego, następuje konsternacja i wtedy przychodzi do głowy pomysł “muszę zadzwonić”. Wg mnie ten
czas to jakieś 2 sec.
- Wyjęcie komórki – spróbujmy to zrobić i przekonajmy się, ile czasu nam to zajmie. Myślę, że najlepsi
kowboje zrobią to w czasie nie krótszym, niż 1 sec.
- Włączenie komórki. spojrzenie na aparat, wcelowanie palcem w odpowiedni przycisk, przytrzymanie go –
załóżmy ok. 2 sec.
- Uruchomienie telefonu – Te zaawansowane z systemem operacyjnym włączają się w pół minuty. Te
prostsze w kilka sekund. Ale przyjmijmy najbardziej “sprzyjające” warunki i powiedzmy, ze było to 3 sec.
- Zalogowanie do operatora – po włączeniu jest to ok. 2 sec. Nie wiem jak to jest, jeśli komórka loguje się
po raz pierwszy u zagranicznego operatora
- wykręcenie numeru – 1 sec (zakładamy, że ostatnio
i wystarczy wcisnąć 2 razy zieloną
słuchawkę)
- poczekanie na odbiór – najszybciej, jeśli aparat był wyłączony, to ok. 3 sec.
- automatyczna sekretarka (najszybciej to “zostaw wiadomość” + bipnięcie) – 2 sec.
- nagranie (wg wdowy) 2 sec.
Dodajmy te czasy… 2+2+3+1+2+3+2+1+2 = ok. 18 sec. Kiedy samolot był na 100 metrach i było wszystko
w normie, to było 16,7 sec. przed katastrofą. Oczywiście można kombinować, że przed tym wszystkim
trzymał telefon w ręku i bawił się w trybie offline. Odchodzi wtedy czas na wyjęcie komórki, włączenie jej,
poczekanie na uruchomienie się, ale wtedy dochodzi czas na przełączenie z trybu offline na online (załóżmy
2 sec). Wtedy w najlepszym przypadku mielibyśmy 14 sec. To i tak nie było podstaw do niepokoju!
Zaznaczmy, że w tych założeniach przyjęliśmy najbardziej sprzyjające warunki, ale w praktyce, to sądzę, że
są one bardzo przesadzone!
był na 6 sec. przed katastrofą. Czyżby to
przyśpieszone opadanie było powodem paniki posła i pasażerów? Dziwne że żadnego takiego śladu paniki
nie słyszymy na stenogramach. Ale to co najważniejsze… Jeśli poczulibyście Państwo silny wstrząs
samolotu, to czy na pewno myślelibyście o telefonowaniu? Ja bym się złapał za siedzenie, zadbałbym o to,
aby zabezpieczyć swoje ciało. Człowiek wyciąga telefon, jeśli czuje jakąś stabilizację sytuacji, a nie wtedy,
gdy musi się skoncentrować na ratowaniu skóry. Nie wspomnę o tym, że podczas szybkiego ruchu pociągu,
bądź samolotu dochodzą dodatkowe utrudnienia z połączeniem z operatorem.
I na sam koniec przypomnijmy, że wg. MAK-a wszyscy zginęli równocześnie, na wszystkich działała siła
100g, a przyczyną śmierci były mnogie obrażenia. Wobec tego posła musiałoby coś zaniepokoić na długo
przed katastrofą. O dziwo takich oznak niepokoju nie znajdujemy na stenogramach. Widzimy, że coś się
tutaj nie zgadza. Chyba, żeby wbrew opinii MAK, ktoś jednak przeżył tę katastrofę…
Wg raportu MAK wszyscy pasażerowie zginęli na miejscu. Tak wysoka śmiertelność miała być wynikiem
ogromnego przeciążenia 100g, na które zostały poddane ofiary. W tym miejscu nasuwa się pytanie, czy
takie przeciążenie było możliwe, czy takie przeciążenie dotyczyło wszystkich pasażerów i czy takie
przeciążenie zawsze pociąga za sobą taką śmiertelność? Przeciążenie 1g jest siłą przyciągania ziemskiego,
więc przeciążenie 100g jest stokrotnością takiej siły. Aby doszło do takiego przeciążenia, samolot musiałby
wyhamować na odległości ok. 3,5m. Jest to nie możliwe, ponieważ widać to po zdjęciach satelitarnych,
błotnistym terenie, a samolot z całą pewnością nie pikował w dół. Nawet jeśli samolot uderzyłby w pionową
ścianę pod kątem 90 stopni, to i tak długość od początku do ostatnich siedzeń była znacznie większa niż
3,5m. Nawet w takiej sytuacji samolot częściowo by się zmiażdżył, fotele przyczepione do podłoża
częściowo zamortyzowałyby siłę, odrywając się, lecąc do przodu, zahaczając po drodze o różne przeszkody,
ściskając się z tym, co poleciało na przód wcześniej. W takiej sytuacji niektórzy pasażerowie z tylnych
siedzeń mieliby realne szanse na przeżycie. Jak wiemy, samolot miał prędkość poziomą, zahaczał o drzewa,
zarył w mokrym zagajniku i powinien sunąć się przez jakiś czas do przodu, co znacznie zmniejszyłoby
energię uderzenia.
14. Tajemnicze zgony, tajemnicze zbiegi okoliczności
– Wykładowca na Politechnice Śląskiej spełniał wszelkie kryteria, aby być powołanym
w skład biegłych polskiej prokuratury. Należał do nielicznego grona ekspertów, którzy doskonale orientują
się w tematyce lotniczej i są w stanie poddać merytorycznej ocenie dokument moskiewskiego
Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego. Był gotowy do polemiki z tym raportem. Ginie w
nieprawdopodobnych okolicznościach na trzy dni przed jego opublikowaniem.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101019&typ=po&id=po01.txt
http://tvp.info/informacje/polska/syn-wrobla-niepoczytalny-blisko-umorzenia/3496428
– Dyrektor Generalny Kancelarii Premiera Donalda Tuska. Zginął 23 grudnia 2009
roku. Wg oficjalnych doniesień, popełnił samobójstwo wieszając się na sznurze od odkurzacza. Niektórzy
twierdzą, że mogło to mieć związek z aferą hazardową, a inni dopatrują się związku z powrotem Tupolewa z
rosyjskiej Samary, który 10 kwietnia rozbił się pod Smoleńskiem. Samolot ten wrócił z tego zakładu w dniu
jego śmierci.
– zginął 18.04.2010 r. w godzinach nocnych w wypadku samochodowym.
Miał być nastepcą ks.Adama Pilcha – który zginął w Smoleńsku. Bp Cieślar był przewodniczącym
Kolegium Komisji Historycznej w sprawie inwigilacji luteran przez SB
– zginął 28.05.2010 r. w bardzo zagadkowych okolicznościach. Był on doktorem
historii, jedynym w Polsce skazanym za „kłamstwo oświęcimskie”. Znajdujące się w stanie znacznego
rozkładu zwłoki znaleziono w samochodzie renault kangoo, który prawdopodobnie od 28 maja stał na
parkingu pod “Karolinką”. Gwoli uczciwości trzeba dodać, że był też ofiarą nagonki w “Wyborczej”.
prof. Marek Dulinicz- zginął 06.06.2010 r. – szef “rzekomej” grupy archeo która miała wyjechać do
Smoleńska. Zginął w wypadku samochodowym.
szyfrant Zielonka – jego szczątki odnaleziono w kwietniu 2010 r. w Wiśle. Czy przypadkiem nie było tak,
że był on potrzeby Rosjanom do rozszyfrowania kodów z telefonów satelitarnych. A potem się go po prostu
pozbyli?”
Podlaskiej samochodem w mur cmentarny. W oponie znaleziono poziomo wbity gwóźdź, który ją
przedziurawił. Dziennikarz chce złożyć do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia
przestępstwa.
Uratował go fakt, że planując wyjechać do Warszawy, chcąc coś załatwić jechał jeszcze po mieście. Dzięki
temu prędkość w momencie pęknięcia opony wynosiła 60 km/h
*************************************************************
Na ten temat można by pisać jeszcze długo, przedstawiać całą listę dezinformacji, całą listę pytań, które
zostały postawione władzom i prokuraturze, a które nie doczekały się odpowiedzi, cytować “ekspertów” z
Gazety Wyborczej, których nazwiska figurują w raporcie o weryfikacji WSI, zaniedbania polskich służb
specjalnych, brak dyskrecji odnośnie listy pasażerów, naciskach na prezydenta, aby jednak nie jechał
pociągiem, tylko leciał samolotem itp.Na zakończenie należy zwrócić uwagę, że co prawda w każdej
katastrofie zdarzają się jakieś wątki, które bulwersują, dziwią, zaskakują, stawiają znaki zapytania. W
każdym takim wypadku są jakieś błędy, zaniedbania, w każdej katastrofie jest coś dziwnego, coś co nie daje
spokoju. Niestety w przypadku katastrofy smoleńskiej mamy zupełnie inną sytuację, odwróconą o 180
stopni, ponieważ za każdym razem zadaję sobie pytanie, czy jest tutaj coś normalnego, coś typowego, coś, o
czym można powiedzieć, że jest oczywiste i nie budzi wątpliwości. Jak do tej pory nie przyszło mi nic do
głowy. Im więcej pojawia się nowych wątków, tym więcej rodzi się pytań bez odpowiedzi, a próba
wyjaśniania niektórych zagadek przez Gazetę Wyborczą kończy się ich kolejną i totalną kompromitacją
wynikającą z zupełnego braku kompetencji (np. “Niskie loty Gazety Wyborczej” na
http://www.naszdziennik.pl/bpl_index.php?dat=20100709&typ=po&id=po02.txt
http://smolensk-2010.pl/2010-07-19-zarzuty-na-slepo.html
itp). Żadna inna katastrofa nie miała takiej wagi,
nie była owiana taką tajemnicą, taką dezinformacją, tak nieodpowiedzialnym i lekceważącym podejściem do
śledztwa, takim karygodnym zachowaniem władz przed i po katastrofie, nie budziła tylu niejasności, pytań
bez odpowiedzi, sprzeczności, jak ta z
roku. A ostatnio obserwujemy desperackie próby
zwalczania takich argumentów i to bynajmniej nie za pomocą merytorycznej i rzeczowej dyskusji, tylko za
pomocą ośmieszania, przeinaczania naszych myśli, wyrywania z kontekstu i polemizowania z fragmentami,
które jak im się wydaje, są najłatwiejsze do obalenia i robienia w ten sposób wrażenia, że całość nie jest
lepsza. Z mediów usuwa się niewygodnych ludzi, którzy próbują poruszać ten temat od innej strony (
, itp.) W zarządzie
TVP zostali tylko ci, którzy popierają politykę ugrupowań dążących do udaremnienia powołania
międzynarodowej komisji śledczej. Dlatego nie potrafię nadziwić się ludziom, którzy z nutą kpiny zarzucają
nam tworzenie kolejnych spiskowych teorii dziejów, nie zauważając, że tak na prawdę, to ich wersja jest w
gruncie rzeczy naiwna, łatwowierna, pozbawiona logiki i zdrowego rozsądku, opiera się na spekulacjach i
ślepym zaufaniu do mediów, od których śmierdzi agenturą, zakłamaniem i stronniczością.
http://grzesiek-z.salon24.pl/266616,smolensk-hipoteza-zamachu-argumenty-w-pigulce-v2
10 stycznia 2011 – Źródło: http://smolensk-2010.pl/2011-01-13-smolensk-hipoteza-zamachu-argumenty-w-
pigulce-v2.html