14
Rozdział 3
Vivian powiedziała pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy.
- Podobał mi się twój wiersz z gazetki.
Nie wierzę, że to głupie zdanie wyszło z moich ust, pomyślała.
- O, dzięki.- Odpowiedział chłopak, nadal wyglądając na zdziwionego.
Nie jest wilkołakiem, ze smutkiem stwierdziła Viv. Jednak inna rzecz nie dawała jej
spokoju. Jak mogła tak reagować na nie-łaka? Jego zapach, pot i mydło, były czysto ludzkie.
Weź się w garść, dziewczyno.- Kolejny raz próbowała narzucić sobie opanowanie.
- Twój wiersz umieszczono obok mojego rysunku. Ucieszyło mnie, że nie okazał się
śmieciem.
Blond chłopak towarzyszący poecie, roześmiał się.
- Zamknij się Quince.- Rzucił w jego stronę Teague, ale sam uśmiechnął się szeroko.
- To był jakiś widok lasu, prawda? - Dzieciak ze śmieszną fryzurą dołączył się do
rozmowy.- Spoko.
Ciemnowłosa dziewczyna położyła Adenowi dłoń na ramieniu.
- Bingo na nas czeka.
- Poczekaj, Kelly. - Chłopak delikatnie zdjął jej rękę, na co dziewczyna posępnie
zmarszczyła czoło.- Świetny obraz.- Odezwał się ponownie do Vivian.- Jakbyś czytała w
moich myślach.
- To samo pomyślałam o twoim utworze.- Odpowiedziała wilkołaczyca. Jej odpowiedź
była dość śmiała, ale chciała zbadać dokładniej tą kwestię. Wzięła rękę chłopaka i odwróciła
ją spodem do góry, przejechała paznokciem wzdłuż całej długości- aż do palców.
Nie wyrwał dłoni.
- Co masz zamiar zrobić? Przepowiedzieć mi fortunę?
-Tak.- Odpowiedziała. Wyciągnęła z kieszeni długopis. I gdy chłopak nadal wyglądał
na zahipnotyzowanego jej poczynaniami, zapisała mu swój numer telefonu. Pod wpływem
kaprysu dorysowała pięcioramienną gwiazdę.
15
- Co to jest?- Spytał Quince.- jesteś Żydówką, albo coś?
- Nieee.- Cicho odpowiedział Aiden.- To pentagram.
- Więc ona jest czarownicą.- Rzuciła sucho Kelly.
Nie, moi drodzy, pomyślała Vivien. Nie oglądacie dostatecznie wielu nocnych filmów.
Osoba, która znajduje na swojej dłoni pentagram staje się ofiarą wilkołaka.
- Jesteś czarownicą?- Spytał poeta, mrugając oczami.
Usłyszał odpowiedź udzieloną chropowatym głosem.
- Czemu sam się nie przekonasz? - Przez chwilę trzymała dłonie nad symbolem, który
uczynił chłopaka jej. Czuła jak w jej sercu rośnie niepokojąca odpowiedź, ale nie mogła
stracić nas sobą kontroli.
Odchodziła już od nich, gdy usłyszała z tyłu że Kelly podnosi głos, ale nie fatygowała
się słuchaniem. Czy to była jego dziewczyna? Mógł wybrać lepiej. Znacznie lepiej.
Całe popołudnie jej myśli wracały do osoby Aidena, jakby był melodią, której nie
mogła wybić sobie z głowy. Po jakimś czasie uznała to za niepokojące. Co ja jestem,
zboczeniec? Pytała samą siebie. On jest tylko człowiekiem, na litość Księżyca.
To tylko gra, zabawa. Vivien wmawiała sobie to cały czas. Chciała tylko się przekonać
czy jest w stanie go usidlić. Ale wiedziała, że to nie o to chodzi. Pragnęła dowiedzieć się, co
siedzi w głowie chłopaka, że udało mu się napisać taki wiersz i co on sam w sobie ma, że
zapiera jej dech.
Gdy dotarła po szkole do domu, drzwi były otwarte. Gabriel, powód ostatniej walki jej
matki, właśnie wychodził. Stał w drzwiach, blokując je i nie dając dziewczynie przejść. T-
shirt ściśle przylegał do smukłej klatki piersiowej.
- Cześć, Viv.- Rzucił.- Dobrze wyglądasz.- Miał huczący głos, pobrzmiewał w nim ton
leniwej burzy.
Zainteresowanie w jego oczach sprawiło, że młoda dziewczyna miała ochotę splunąć.
- Zachowaj to dla Esme.
Wilkołak potarł podbródek i uśmiechnął się szeroko. Zauważyła białe blizny na jego
palcach prawej dłoni. Fragment kolejnego znamienia widoczny był na gardle.
- Nie widujemy cię u Tooleya.- Powiedział, całkiem ignorując gniew dziewczyny.
Spojrzała na niego.
16
- Jestem za młoda, aby pić.
Zaczął wodzić wzrokiem po Vivien. Czuła, że jej szorty są za krótkie, a koszulka zbyt
obcisła. Rejestrowała kroplę potu, która spłynęła między jej piersiami.
- Prawie mnie nabrałaś.
Gapiła się na niego wyzywająco. Zachowywała pozory opanowania, wargi nawet jej
nie drżały. Przez chwile zapadła cisza, a Vivien mogła jasno czytać mu z twarzy. Sięgnął po
nią. Ona odskoczyła.
Wtedy młodzieniec zaśmiał się i odsunął na bok. Niezwłocznie wilkołaczyca wsunęła
się do domu, zatrzaskując za sobą drzwi, by nie oglądać aroganckiego męskiego oblicza.
- Mamo!- Wrzasnęła głośno.
Esme wysunęła głowę z jadalni.
- Jak długo on tu był?
- Tylko kilka minut.- Udzieliła odpowiedzi starsza kobieta. Wyglądała na zadowoloną
z siebie.- Wpadł, by mnie zaprosić na późnego drinka.
- Do cholery, mamo. On ma 24 lata.
- Więc?
- Ty masz prawie 40.
- Cóż, zgadza się.- Uśmiech na twarzy Esme nie zmniejszył się.
- Nie uważasz, że to trochę niesmaczne?
Starsza z kobiet wyrzuciła ręce w powietrze, w geście bezradności.
- Na boga, nie przyślę przecież o nim poważnie.
- Och, cudowanie. Teraz jest twoim Chłopcem Zabawką.
Esme uśmiechnęła się.
- Chłopakiem.- Zatańczyła na schodach i skierowała się na górę. Vivien podążała za
nią, po czym zatrzasnęła drzwi do swojego pokoju, w którym się schroniła.
Ruby poszedł do baru Tooleya zaraz po pracy, więc na obiedzie były tylko matka z
córką. Vivien cały czas rozmyślała o wizycie Gabriela. Wspominała ojca, którego obraz nadal
tkwił silnie w jej umyśle. Rodzice byli tacy szczęśliwi ze sobą, rozważała. Zerknęła na matkę.
Myślała, że ta dzieli jej ból i stratę. Ale Esme zachowywała się jak durna czternastolatka.
17
- Nie kochałaś taty?- Spytała w końcu.
Starsza z kobiet wyglądała na zdziwioną tym pytaniem.
- Tak, kochałam go.
- To czemu się tak zachowujesz?
- Rok to długi czas, Vivien. Jestem zmęczona płakaniem. Jestem samotna. Czasami
potrzebuję mężczyzny w łóżku.
Vivien gwałtownie złapała swój talerz i poszła do blatu kuchennego. Czy jej matka nie
może mówić do niej jak do córki? Zeskrobała resztki jedzenia do śmietnika, rysując głośno
nożem po porcelanie.
- Uważaj na naczynia!- Krzyknęła Esme.
To już brzmi bardziej matczynie, doszła do wniosku Viv.
Godzinę później Vivien leżała na łóżku w swoim pokoju, ucząc się chemii. Zadzwonił
telefon. Podniosła go z podłogi, spodziewając się że usłyszy zaraz głos kogoś z Piątki. Ale to
okazał się być Aiden.
- Na uniwersytecie będzie darmowy koncert w ten weekend.- Zaczął. - Niedzielne
popołudnie. Może chciałabyś.. jechać?
Dziewczyna zamknęła oczy i oblizała wargi.
- Być może. Kto gra?
Chłopak wymienił jakąś nieznaną jej nazwę, ale z entuzjazmu w męskim głosie
wywnioskowała, że to jedna z jego ulubionych kapel.
- Będę musiała sprawdzić, czy moja rodzina czegoś nie planuje. Powiem ci jutro.- Nie
było potrzeby pokazywać jaka jest chętna.- Nie, nie martw się. Znajdę cię.
Vivien rozłączyła się po chwili i położyła na łóżku, wyciągając się wygodnie. Czy
powinna jechać, czy powinna kontynuować tą znajomość?
Cień zasnuł jej przyjemne myśli. Jakby poszli na randkę, on mógłby ją pocałować.
Czy będzie bezpieczny, gdy podejdzie do niej blisko, a ona poczuje jego zapach?
Esme wyszła ze swojej sypialni. Ubrana była w obcisłą czarną sukienkę, która była jej
kelnerskim strojem.
- Kto dzwonił?- Spytała mimochodem, zakładając kolczyki.
18
- Chłopak ze szkoły.
Esme zatrzymała się.
- Och!
- Zaprosił mnie na koncert.
- Jeden z nich zaprosił cię?- Wyraz twarzy kobiety był kombinacją odrazy i
niedowierzania.- Nie pozwolę ci na to.
Vivien zdenerwowała się.
- Nie możesz mi mówić, z kim mam się umawiać albo nie umawiać.
Esme położyła ręce na biodrach.
- Nie umawiaj się, jeśli nie możesz się sparować- jak mówi stare porzekadło.
Człowiek i wilkołak nie są biologicznie w stanie rozmnożyć się.
- Idę z nim na koncert, nie dawać mu dziecko.- Sapnęła jej córka.- I nie mów mi, że
wilki wchodzą w związki tylko gdy chcą mieć potomstwo. Wiem lepiej jak to wygląda.
- Jesteś bardzo wygadana, dziewczyno.- Powiedziała matka i odeszła.
Teraz Vivian już była pewna, że pójdzie.
Czemu tak się tym przejmowała? Mimo wszystko był człowiekiem, niekompletnym,
niemal bezwłosym, na zawsze skazanym na życie w jednej formie.
Jaka szkoda, pomyślała i nagle zapragnęła się zmienić.
Podobnie jak wszyscy z jej gatunku, w czasie pełni księżyca zew krwi był zbyt silny
by się sprzeciwiać i musiała się wtedy zmienić. Teraz księżyc wyglądał jakby był w siódmym
miesiącu ciąży, ale dziewczyna poczuła przemożną potrzebę przemiany. Chciała biec i cieszyć
się pędem.
Przekradła się przez podwórko, potem przez wąską ścieżkę w lesie, przez strumień, w
górę na nasyp, w dół, aż do szerokiej, trawiastej łąki, rozciągającej się wzdłuż brzegu rzeki.
Trawa była już wysoka. Gdzieniegdzie na tyle wyrosła, że mogła spokojnie zakryć
dziecko. Vivian wciągnęła powietrze, nie wyczuwając w nim szczęśliwie ludzkiej woni.
Niżej na rzece był nasyp ze skał. Gigantyczne poszarpane kamienie wystawały ze
spiętrzonej wody. Za nimi też, wśród wysokiej trawy, Vivian rozebrała się powoli. Długie
19
źdźbła igrały na jej nagiej skórze, muskając pośladki i nogi. Wiatr owiał nagie sutki, które pod
wpływem chłodu stwardniały. Dziewczyna radośnie zaśmiała się, zrzucając majtki.
Śmiech zmienił się w jęk, gdy poczuła pierwsze rwanie w kościach. Napięła uda i
brzuch do przemiany, i chwyciła nocne powietrze niczym kochanka, a jej palce wydłużyły się,
podobnie jak paznokcie. Krew w żyłach wydawała się wrzeć, Vivian czuła gorąco, jak z
pożądania. Noc, słodka noc. Ekscytujący zapach królika, wilgotnej ziemi i moczu wypełnił
powietrze.
Ramiona i nogi przybierały nowy kształt. Targnął nią krótki skurcz, gdy ilość mięśni
na kobiecym ciele nagle podwoiła się, a po chwili twarz wykrzywiła się w grymasie. Szczęka
wydłużyła się i wypełniła ostrymi kłami.
Przez chwilę Vivian czuła krótki ból kręgosłupa, ale po chwili przyszedł spokój.
Przemiana dokonała się.
Była stworzeniem znacznie większym i silniejszym niż przeciętny wilk. Jej palce i
nogi były zbyt długie, jej uszy zbyt duże, a w oczach miała ogień. Wilk był tylko częściowo
dopasowanym porównaniem. Ci, którzy preferowali podejście naukowe, zamiast wilczego
mitu, mówili że rasa Vivian wywodzi się od czegoś starszego, pewnego ssaka, który chodził
po ziemi, dopóki meteoryt nie zniszczył niemal całego gatunku.
Vivian rozciągnęła się i przykucnęła na ziemi, wąchając wspaniałe powietrze. Czuła
jakby jej ogon był w stanie zmiatać gwiazdki z nieba.
Będę wyła dla ciebie, ludzki chłopcze, pomyślała. Będę polowała na ciebie w mojej
dziewczęcej formie, ale świętowała to jako wilk.
I pobiegła wzdłuż rzeki, do slumsów miasta i z powrotem, pod miłosiernym
wczesnoletnim księżycem.