Krew jak czekolada Annette Curtis Klause(1)


Tłumaczenie: Dori1703

Poprawki: Averil

Rozdział 2

Poranek był ciepły i słoneczny, a nad ogródkiem sąsiadów unosił się zapach róż. Vivian była zadowolona, że ubrała szorty, bo po południu na pewno będzie gorąco. „Nie zostało już wiele szkoły. Ciekawe, co będę robić latem? - pomyślała - Miejmy nadzieję, że wyprowadzać się. Wyniosę się z tego miejsca”.

- Cześć Viv.

Smukła, muskularna postać ukazała się nagle zza kamiennego słupa zaskakując Vivian. „Rafe” Odpowiedziała w ich zwyczajowym powitaniu, nie zatrzymując się. Gdyby nie bujała w obłokach, wyczułaby go.

Rafe dołączył do niej. Zauważyła, że zapuścił wąsy i bródkę. Przeczesał dłonią długie, brązowe włosy i wlepił wzrok w pakunek zawinięty w gazetę, którą trzymał pod ramieniem.

- Idziesz do szkoły? - zapytał.

- Wyobraź sobie, że niektórzy tak robią.

Piątka najczęściej włóczyła się w okolicy szkoły lub rzeki aż do obiadu.

- Łuuuu!!!!

Dwaj nastolatkowie zeskoczyli z przydrożnego drzewa. Przeklęła w duchu swoją nieostrożność - powinna była wiedzieć, ze pozostali są w pobliżu. Bliźniacy, Willem i Finn, wyglądali na zadowolonych z siebie. Willem objął ja w pasie i uścisnął po przyjacielsku.

- Chyba cię nie wystraszyliśmy? - zapytał, najwidoczniej mając nadzieję, że tak.

- Ale z ciebie szczeniak - powiedziała Vivian odsuwając jego rękę. Lubiła go bardziej niż Finna. Był bardziej uroczy i przewidywalny niż jego brat, ale jego gesty straciły swoją niewinność w czasie ostatnich kilku lat.

Finn uśmiechnął się sardonicznie. Teraz już spodziewała się reszty, nie była więc zaskoczona widokiem Gregory'ego - kościstego, jasnowłosego kuzyna bliźniaków - wychodzącego zza kolejnego drzewa, i Ulfa przeskakującego biały płot. Trząsł się ze śmiechu wykonując jakieś dziwne gesty dopóki Rafe nie przywołał go kuksańcem do porządku.

Wszyscy ubrani byli w swoje codzienne „uniformy”, czyli ciężkie buty, ciemne jeansy, t-shirty ukazujące ich tatuaże.. Rafe podwinął rękawy koszulki, żeby szpanować bicepsami. Moi ochroniarze - pomyślała Vivian.

- Widziałem twoją matkę zeszłej nocy. Wchodziła z Gabrielem do Tooley'a. Chyba miała na niego ochotę- powiedział Rafe uśmiechając się złośliwie.

Vivian zjeżyła się, ale nie zamierzała mu odpowiedzieć.

- Astrid była niedaleko i wyglądała na nieźle wkurzoną - dodał.

- Hej! Odczep się od mojej mamy - wykrzyknął Ulf.

„Więc to o niego walczyły- pomyślała Vivian. O Gabriela. To obrzydliwe. On ma 24 lata!” Ale z tego co zauważyła ma o sobie niezmiernie wysokie mniemanie.

Rafe wyciągnął spod ramienia pakunek, a Ulf zaczął chichotać. Rafe pociągnął za sznurek przy paczce. Gdy zerknął na Vivian jego oczy były barwy bardziej czerwonej niż brązowej, a wredny uśmieszek tylko upewnił ją w przekonaniu, że Rafe coś knuje.

- Vivian, chciałbym ci podarować moje serce - powiedział całkiem poważnie, ale niemal natychmiast zaczął się śmiać. - jednakże, ponieważ byłoby to dla mnie wielce niewygodne, przyniosłem ci czyjeś.

Rozwinął gazetę i coś zakrwawionego potoczyło się po chodniku.

- Rafe! - rozejrzała się gwałtownie, czy żaden z sąsiadów tego nie widział. - Co ty do diabła robisz?!

Piątka zanosiła się śmiechem. Vivian wyrwała Rafe'owi gazetę i próbowała sprzątnąć ten „bajzel”.

- Oddaję ci moje serce… - wysapał, krztusząc się ze śmiechu.

Gdzie mogłaby to schować? Gdzie jest ciało? Przyjrzała się sercu i nagle…

- Rafe, ty kretynie! To owcze serce!

Piątka wyła ze śmiechu. Vivian nie wiedziała czy przepełnia ja złość, czy ulga.

- Byliście w magazynie wujka Rudy'ego, tak?

Wujek Rudy był właścicielem rzeźni przy Safeway.Nie doczekawszy się odpowiedzi cisnęła pakunek prosto w twarz Rafe'a. Tylko pogorszyła sytuacje - teraz mieli już łzy w oczach.

Odwróciła się i odeszła, ale oni i tak podążali kilkadziesiąt metrów za nią i co chwilę słyszała wybuchy śmiechu.

Mama uważa, że Piątka dostała nauczkę. Ta, jasne. - pomyślała Vivian.

Gdy Axel wrócił z więzienia jej ojciec szybko wymierzył sprawiedliwość. Karą za narażenie stada jest śmierć. Vivian nie mogła uratować Axel, ale wybłagała życie dla Piątki - To tylko dzieci. Zabili, aby chronić sekret stada. Nigdy więcej już tego nie zrobią.

Ivan Gandillion jako karę wyznaczył im przejście Próby Kłów, czyli otrzymanie fizycznej kary udzielonej im przez przemienionych członków stada - zostali przez nich mocno pogryzieni, i mimo że leczyli rany przez kilka tygodni, niektórzy uważali, że kara była zbyt łagodna. Może mieli rację. Od tamtej pory Vivian już nigdy nie zaufała Piątce.

Dochodziła pora lunchu, gdy przypomniała sobie, że miała odnaleźć Aidena Teague'a. „Muszę sobie obejrzeć tego pisarzynę- pomyślała. - Sprawdzić, dlaczego pisze o rzeczach, o których nie powinien wiedzieć. To i tak będzie lepsze niż siedzenie przy pustym stoliku. Od czego powinnam zacząć?” Zdecydowała, że zapyta nauczyciela sztuki, który był jednym z opiekunów gazetki.

-A tak, znam go. Jest z dziesiątej klasy- powiedział pan Anthony, strzepując z rąk pył kredowy.

- Gdzie mogę go znaleźć?

- Musiałabyś zaczekać jeszcze pół godziny, aż druga część uczniów przyjdzie na lunch. Zazwyczaj kręci się z przyjaciółmi przy drugim końcu boiska pod tymi łukami.

- Jak wygląda?

- Ehh, no nie wiem. Wysoki, o cygańskich rysach.

Cokolwiek by to znaczyło - pomyślała. Nauczyciel musiał dostrzec wyraz jej twarzy.

- No wiesz, miłośnik lat 60-tych, jeansy i dużo koralików. Wygląda jak hipis z MTV.

O czym ten facet bredzi???

- Już wiem! - dodał - Dziś ma ubraną niebiesko-żółtą koszulę w kwiaty. Rozbawiła mnie. Posłuchaj, muszę coś przegryźć, więc wychodząc zamknij drzwi.

- Oczywiście.

Dobrze, że zabrała ze sobą jedzenie. Relaksowała się jedząc kanapkę na parapecie okiennym. I czekała… Dzieciaki rozmawiały ze sobą, wygłupiały się i opalały. Niektórzy faceci zdjęli koszulki. Złociste torsy na widoku - było na co popatrzeć…

Gdy zabrzmiał dzwonek pierwsza grupa uczniów niechętnie pozbierała swoje rzeczy i udała się do klas, by ustąpić miejsca drugiej.

Spóźnię się na francuski - pomyślała Vivian. Nieważne. Nauczyciel mnie uwielbia - mam idealny akcent.

Zgniotła w dłoniach puste torebkę po jedzeniu i uważnie obserwowała arkady zakończone zdobionymi łukami. Zauważyła dwóch młodych mężczyzn. Jeden z nich miał ciemne włosy do ramion i nosił kwiecistą koszulę. To musi być on. Po chwili dołączył do nich inny chłopak, potem dziewczyna. Śmiali się stojąc pod daszkiem - ich twarze skrywał cień.

W takim razie, to musisz być ty, pisarzyno - pomyślała Vivian, ale nie widziała go wyraźnie. Musiała podejść, by przyjrzeć mu się lepiej.

„Dlaczego w ogóle mnie to obchodzi? - myślała, idąc w kierunku wyjścia na boisko - Bo chcę wiedzieć kto wkracza na moje terytorium”. Może ten chłopak był jednym z loup-garou, lecz z innego stada? A może po prostu wie zbyt wiele? Zaśmiała się w głos na tę jakże melodramatyczną myśl. Jakiś pryszczaty dziesiątoklasista spojrzał na nią podejrzliwie. Na zewnątrz było gorąco, więc zdjęła koszulkę ukazując bluzkę na ramiączkach.

„Powinnam tylko na niego zerknąć czy coś powiedzieć? - zastanawiała się. „Och, uwielbiam twoje wiersze!”. Poczuła się jakby grała w jakieś niecne gierki. Dodała trochę kołysania do swojego kroku. „Może sprawię, że to on się odezwie”.

Pierwszy spojrzał na nią chłopak po lewej- krzepki blondyn o poczciwej twarzy. Jego oczy nieznacznie pojaśniały, gdy zauważył, że Vivian idzie w ich kierunku. Nie mogła się oprzeć- mrugnęła, a on natychmiast się zaczerwienił. Jakież to proste… Drugi chłopak o asymetrycznej fryzurze nadal „nadawał”, ale dziewczyna spojrzała na nią i zmarszczyła nos. Miała krótkie ciemne włosy i była dosyć drobna. Dziewczyny jej podobne ubierały czarne pończochy nawet w tak upalne dni. Jeśli spojrzy na mnie w ten sposób jeszcze raz, pożałuje - obiecała sobie Vivian.

I wtedy właśnie Aiden Teague odwrócił się, aby spojrzeć, co przyciągnęło uwagę jego znajomych. Promienie słońca stworzyły refleksy tęczy przez kryształowy kolczyk w jego uchu. Aiden powoli uśmiechnął się, a Vivian zatrzymała się niczym porażona piorunem.

Wiedziała, że się gapi, ale nie mogła na to nic poradzić. Jego twarz była cudowna, a oczy jednocześnie rozmarzone i rozbawione, jak gdyby obserwowanie życia sprawiało mu niemałą przyjemność. Wydawał się spokojny, nie krzykliwy jak Piątka - te wieczne podminowane, jazgoczące, podenerwowane, kłócące się, sapiące i walczące stworzenia, które tak wiele od niej wymagały. Dostrzegła jego wysoką sylwetkę i długie palce u dłoni, i przeszło jej przez myśl, że spodobałby się jej ich dotyk.

- Czy ja cię znam? - zapytał zdezorientowany czekając na odpowiedź.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Krew jak czekolada Annette Curtis Klause prolog PL
Krew jak czekolada Annette Curtis Klause
Anette Curtis Klause Krew jak czekolada rozdział 3
Anette Curtis Klause Krew jak czekolada rozdziały 1 2 by Dori1703
Annette Curtis Klause Blood and Chocolate
Annette Curtis Klause Blood And Chocolate0
Annette Curtis Klause Blood and Chocolate
Curtis Klause Annette Blood and Chocolate
Curtis Klause Anette The Silver Kiss (całość)
cz jak czekolada
Jak zrobić sztuczną krew
Katyń, Charków, Miednoje Rdza jak krew Polityka pl
Jak zrobić sos czekoladowy
Czerwone jak krew Simukka Salla
Salla Simukka Lumikki Anderson 01 Czerwone jak krew
1990 Jak krew może ocalić twoje życie
Petra NeoMillner Słodka jak krew [rozdz 1]
Jak król czekolady kupił sobie prezydenturę

więcej podobnych podstron