Nowacka Ewa Rogi Minotaura

background image

Nowacka Ewa

Rogi Minotaura

Czy można lubić dziewczynę, która potrafi fiknąć trzy koziołki w tył albo obiec na rękach cały pokój ?
Dziewczynę, która robi mostek, szpagat albo stójkę, jakby to była najłatwiejsza na świecie rzecz?
Dziewczynę, która może stać na czubkach palców lewej lub prawej stopy przez długie minuty, bez
jednego drgnięcia, nieruchoma jak posąg? Dziewczynę, która zatańczy z taką samą łatwością rock and
rolla, paso dobie, jak wieśniaczkę z „Gi-selle" czy białego łabędzia z baletu Czajkowskiego?

Kiedy są pokazy w szkole baletowej albo zawody gimnastyczne, ciocia Janka telefonuje do mamy i
upewnia się:

Czy przyjdziesz? A Paweł też?

Oczywiście, że przyjdziemy. Oboje — zapewnia mama.

Bliźniaków, czyli Małgośki i Jasia, nie zabiera się na pokazy ani na zawody, wystarczy pół godziny
podziwiania występów i zaczynają się kręcić, głośno gadać i szeleścić papierkami od cukierków i
torebkami od chipsów. Zostają w domu, tak jest najlepiej.

c

5

- €

Czy można lubić dziewczynę, która potrafi fiknąć trzy koziołki w tył albo obiec na rękach cały pokój ?
Dziewczynę, która robi mostek, szpagat albo stójkę, jakby to była najłatwiejsza na świecie rzecz?
Dziewczynę, która może stać na czubkach palców lewej lub prawej stopy przez długie minuty, bez
jednego drgnięcia, nieruchoma jak posąg? Dziewczynę, która zatańczy z taką samą łatwością rock and
rolla, paso dobie, jak wieśniaczkę z „Gi-selle" czy białego łabędzia z baletu Czajkowskiego?

Kiedy są pokazy w szkole baletowej albo zawody gimnastyczne, ciocia Janka telefonuje do mamy i
upewnia się:

Czy przyjdziesz? A Paweł też?

Oczywiście, że przyjdziemy. Oboje — zapewnia mama.

background image

Bliźniaków, czyli Małgośki i Jasia, nie zabiera się na pokazy ani na zawody, wystarczy pół godziny
podziwiania występów i zaczynają się kręcić, głośno gadać i szeleścić papierkami od cukierków i
torebkami od chipsów. Zostają w domu, tak jest najlepiej.

ipp StÎÉ

— r

W dodatku Karolina, bo tak ma na imię, doskonale się uczy, co sprawia, że mama stawia ją za wzór
Pawłowi.

Przecież mógłbyś mieć takie same oceny jak ona. To twoja cioteczna siostra, w mojej rodzinie

wszyscy byli zawsze ambitni i pracowici. Zachodzę w głowę, po kim odziedziczyłeś lenistwo.

Po takim przynudzaniu gdzieś ulatywały resztki sympatii do Karoliny, a pozostawała tylko niechęć i coś w
rodzaju zazdrości. Paweł nie zawiści! ciotecznej siostrze cenzurek z czerwonym paskiem, ale umiejętności
chodzenia na rękach i robienia przewrotów, i owszem. Dodajmy, że Karolina nie robiła przewrotu leżąc,
tak potrafi byle patałach. Ona stojąc podnosiła ręce do góry i nagle przewijała się w tył tak szybko, że
trudno było nawet podejrzeć, jak to robi. Paweł już nie raz i nie dwa próbował dokonać tej sztuki, kiedyś
rozciął czoło o regał, innym razem ściągnął ze stołu serwetę, to znowu upadł boleśnie na plecy. To, co
Karolinie przychodziło z dziecinną łatwością, Pawłowi wcale się nie udawało.

Więc nie można się dziwić, że nie przepadał za cioteczną siostrą. Ona za nim zresztą też. Traktowała go
jak dzieciaka.

Masz już dziewczynę? — pytała i odpowiadała sama sobie: — W czwartej klasie nie chodzi się z

dziewczynami. W czwartej klasie jeździ się na deskorolce i ogląda w telewizorze Spidera i Batmana.

Wielka mi dama z szóstej klasy! Chociaż przyznać trzeba, że wyższa od Pawła i, co gorsza, silniejsza niż on.
Jak podstawił Karolinie nogę, dostał lanie, które długo pa-

7

miętał. Nie poskarżyła nikomu, sama wymierzyła sprawiedliwość.

Jak przeszedł kiedyś z Karoliną przez osiedle, to taki jeden Piotr z ósmej zaczepił go na przerwie:

Ta laska to twoja siostra?

Nie.

Szkoda. Chciałem się zapoznać. Niekiepska.

Widocznie było w Karolinie coś, co podobało się Piotrowi z ósmej klasy, a przecież ten Piotr wcale nie

background image

wiedział ani o chodzeniu na rękach, ani o kręceniu baletowych piruetów. Wyglądało na to, że Karolina
jest podobna do dziewczyn, które pokazują w filmach, tyle że to nie zmieniało niechęci Pawła w ciepłe
uczucie życzliwości. Nie lubił ciotecznej siostry i kropka.

Kiedy wróci ciocia?

Jeszcze nie zdążył zmienić butów na kapcie i pogłaskać Pusi ocierającej się o nogi, gdy zadzwoniono do
drzwi. Za drzwiami stała Karolina w śmiesznej, czerwonej czapce z klapkami na uszy.

Mama będzie koło czwartej.

Niedobrze.

O co chodzi?

O kasety do nauki francuskiego. Ciocia mi obiecała. Nie wiesz, gdzie są?

Poszukiwanie kaset do nauki francuskiego jest ostatnią rzeczą, na którą Paweł ma ochotę. Boli go głowa,
niezbyt dobrze poszło mu na przyrodzie, paskudna Kaśka z pierwszej ławki złośliwie zamknęła
podręcznik. Gdyby nie to, jakoś by sobie poradził, wzrok ma dobry. Zjadłby też coś,

8

bułkę z dżemem albo resztę kartoflanych chrupek z dużej torby stojącej na lodówce. A tu właśnie musiała
się napatoczyć Karolina!

Zobacz na regale — poleca gościowi.

Karolina przekłada papiery, szeleści, otwiera kolejne teczki, wyciąga książki ustawione karnymi
szeregami. Niech sobie szuka, przez ten czas Paweł w kuchni nasypie do ust garść chrupek. Nie ma
zamiaru dzielić się z Karoliną.

Do kuchni przychodzi Pusia i zaczyna obwąchiwać pustą miseczkę. Kotka nie gardzi chrupkami. Dużo tego
nie jest, ale dla nich obojga z biedą wystarczy.

Gośka i Jasio jeszcze w szkole? — woła zza drzwi Karolina.

W świetlicy — odpowiedź pada z opóźnieniem, najpierw trzeba przełknąć chrupki. Nim ona

skończy te poszukiwania, może Paweł zdąży zjeść także bułkę? Jest głodny jak wilk z bajki o Czerwonym
Kapturku.

—-O, jaka fajna! Mogę zobaczyć?

Niech sobie patrzy na zdrowie, byle nie wchodziła do kuchni. W lodówce są parówki i musztarda, można
je podgrzać, ale i zimne są bardzo dobre. Pusia też tak uważa, pałaszuje, aż jej się trzęsą uszka ozdobione
puszystymi kitkami.

Jak w to się gra?

background image

Mogłaby przestać nudzić przynajmniej do chwili, kiedy ostatnia parówka zostanie zjedzona. W co się niby
gra? O co biega?

Paweł, chodź tutaj i powiedz mi...

Przełknąwszy ostatni kęs, Paweł niechętnie podejmuje

rolę gospodarza. Karolina zrobiła nieludzki bałagan, na stole leży stos papierów taty, mnóstwo książek, a
na wierzchu kolorowe pudło. Paweł zna to pudło.

Zostaw to! — wrzeszczy, ile sił w płucach.

Na ekranie wiją się i przenikają wzajemnie różnobarwne korytarze, pulsują i migoczą. Karolina z
joystickiem w ręku gapi się na kolorowy galimatias. Wydaje się zbita z tropu i trochę przerażona
Pawiowym wrzaskiem.

Co ci odbiło? Nie miałam pojęcia, że jesteś takie ską-piradło. Nie ugryzę ci tej gry.

Wcale nie jestem skąpiradło! Nic nie rozumiesz. To jest...

Urywa. Nie potrafi wytłumaczyć, co to jest. Zresztą Karolina i tak mu nie uwierzy, kiedy powie prawdę.

Sama widzę, że nazywa się „Skrzydła czasu". Tego nie musisz mi mówić, ale chciałabym wiedzieć,

jak się w to gra. Możesz mi pokazać?

O, nie. Paweł wcale nie ma ochoty na dalsze eksperymenty ze „Skrzydłami czasu". Skąd ma wiedzieć,
dokąd tym razem powędruje? To niby fajna sprawa przenosić się w przeszłość, ale przecież za każdym
razem trzeba się namęczyć, nagłówkować, nim się znajdzie drogę powrotną. I jeszcze trzeba żyć tak, jak
żyli ludzie w dawno minionym czasie, a to wcale nie jest takie przyjemne, jakby się mogło komuś
wydawać. Jeżeli powie Karolinie prawdę, to ona, jak ma coś w łepetynie, odłoży joystick i zgasi telewizor,
a plansza powędruje z powrotem do pudła?

To jest gra do przenoszenia się w dawne czasy.

Oczy Karoliny robią się duże jak spodki.

10

Bujasz. Takich gier nie ma.

Nie bujam. W tych dawnych czasach trzeba się cały czas bać i w .ogóle, a potem musisz zgadnąć,

jak wrócić do domu.

Byłeś?

Byłem i więcej nie chcę.

Aleja chcę!

background image

To moja gra. Oddaj joystick.

Całkiem niegrzecznie Paweł wyrywa Karolinie ciemny prostokąt. Ona nie puszcza, szarpią się przez
moment w milczeniu, nie wiadomo, czy to jej palec, czy palec Pawła trafia na przycisk.

j|

To chyba Wyspy Kanaryjskie.

Na tle błękitnego morza i jasnych skał, gdzie w zagłębieniach tulą się plamy soczystej zieleni, Karolina
wygląda idiotycznie w czapce z klapkami na uszy, w grubym swetrze i w solidnych, sznurowanych
buciorach.

Albo Lazurowe Wybrzeże.

Mądra się znalazła! Nie ma tak dobrze, żeby „Skrzydła czasu", niczym biuro turystyczne z „Randki w
ciemno", wysyłały na atrakcyjne wczasy. Uczciwie ostrzegał, teraz sama się przekona, że nie ma łatwo.

Tu jest tak pięknie. Czego się wściekasz, Paweł? Po-będziemy chwileczkę i wracamy. Szkoda, że

nie mam kostiumu, wykąpałabym się w morzu.

Chcesz wracać?

No, nie zaraz. Podoba mi się tutaj.

Morze osnuwa błękitnawa mgiełka, fale niespiesznie oblizują podnóża ciemnych skał. Pienista grzywa
przyboju podtacza się ku brzegom i cofa. Nad tańczącą wodą pod-fruwają białe ptaki w tęczowych
rozbryzgach kropli. Tam, gdzie wiatr naniósł ziemi w skalne zagłębienia, wyrastają kępy roślin, to wygląda
jak skalny ogród. Liście są soczyście zielone, sztywne i wąskie jak ostrza. A niżej jaskraworóżo-wymi
kwiatami pyszni się jakiś krzew.

Ale zgryw! Pawciu, to jest oleander!

Kto pozwolił Karolinie nazywać Pawła Pawciem? I co z tego, że to oleander? Jakoś się przecież te kwiaty
muszą nazywać, no nie?

12

Karolina najwidoczniej wcale nie oczekuje odpowiedzi. Ciągle jeszcze w swojej czerwonej czapce na
głowie, biegnie w stronę morza, spod sznurowanych buciorów toczą się drobne kamyczki. Znika za
załomem skalnym.

Paweł!

background image

Niewyraźne jest to wołanie, miesza się z szumem biegnących fal i krzykami mew. Może udawać, że się nie
słyszało jej głosu?

Paweł, chodź tutaj!

Za kamiennym obrywem jest mała zatoczka. Woda tutaj spokojna i przejrzysta. Na dnie zasypanym
skalnym rumoszem widać czerwone rozgwiazdy i czarne, kolczaste jeżowce. I ryby uwijające się
ruchliwym stadkiem w pogoni za czymś niewidocznym dla ludzkiego oka.

Karolina rozsznurowuje buciory i wchodzi do wody. Dracznie wygląda w tym grubym swetrze i czapce,
kiedy tak stoi po kolana w morzu. Słońce podnosi się coraz wyżej, zapalając na tafli zatoczki złociste
światełka.

Ale ty jesteś poprzeczniak! — Karolina bryzga ku brzegowi wodą. —Wyglądasz jak Gargamel

zrobiony w kucyka przez Smurfy. Właź do morza!

Nie chcę.

Drugi raz taka okazja się nie trafi. Jeżeli już tutaj jesteśmy, to się wykąpmy. Woda jak ugrzana.

Sama się kąp — odwarkuje Paweł.

Patrzy we wrogim milczeniu, jak Karolina brodzi po zatoczce, jak się pochyla, starając się pochwycić
srebrne ciało ryby, jak dotyka leżących na dnie rozgwiazd, które kurczą śliskie ramiona i płasko
przywierają do kamieni.

C>

13

ä&i

'¿MC-*

Ojej! Paweł, boli!

Zapłakana Karolina, podskakując na jednej nodze, dociera do kamieni na brzegu. Kapie krew, w dziurawej
raj-stopie tkwią ciemne, połamane kolce.

—Weszłam na jeżowca — chlipie. — Musisz wyciągnąć kolce.

Paweł nie lubi patrzeć na krew i wcale nie marzy, by zostać lekarzem, ale ktoś musi usunąć te kolce.
Odwracając głowę, chwyta na ślepo palcami wystającą zadrę i ciągnie. Karolina nie krzyczy, tylko
pojękuje za każdym szarpnięciem.

Co ci się stało, dziewczyno?

Obcy chłopak zjawił się bezszelestnie, drgnęli oboje, usłyszawszy jego głos.

background image

To, co nosisz, nie chroni przed kolcami jeżowców — nieznajomy przyklęknął obok Karoliny,

odsuwając na bok Pawła. — Powinnaś mieć sandały takie jak moje, kiedy wchodzisz do morza, mocne
sandały z dobrze wyprawionej skóry.

Był o wiele zręczniejszy niż Paweł, w każdym razie Karolina przestała jęczeć. Kiedy ostatni kolec został
usunięty, nieznajomy polecił:

Skocz, mały, i poszukaj liści irysa. Opatrzymy ranę.

Mali są w przedszkolu, a w ogóle jakie prawo ma ten

nieznajomy, żeby rozkazywać Pawłowi? Niech sobie sam szuka tych liści, kiedy mu potrzebne!

No, rusz się! Twoja siostra czeka.

To nie jest moja siostra — odburkuje Paweł. Nie wiadomo, czemu jest wściekły i na tego obcego

chłopaka, i na

15

Karolinę, której się zachciało nie tylko podróżować w czasie, ale także brodzić po morskiej zatoczce.

Ściągnięte rajstopy leżą na kamieniach, Karolina zakłada na bosą stopę bucior wyłożony w środku
wąskimi liśćmi. Trudno jej będzie iść, podskakując na jednej nodze, fakt, ale to nie Pawiowe zmartwienie.

Gdzie jest wasza łódź? — chce wiedzieć nieznajomy.

Nie mamy łodzi — odpowiada Karolina.

Poznaję po strojach, że przypłynęliście z daleka, chociaż mówicie naszym językiem tak, jakbyście

się urodzili pod władzą wielkiego Minosa.

Minosa, powiedziałeś? — Karolina obraca skrzywioną z bólu twarz do Pawła. — Jesteśmy na

Krecie, Pawciu! Tutaj jest labirynt i Minotaur! Musimy go obejrzeć.

Jej się wydaje, że to taka zwyczajna wycieczka, jeszcze trochę i się przekona, że „Skrzydła czasu" nikogo
nie wysyłają na zwiedzanie zabytków i atrakcji turystycznych.

Aha, to tutaj księżniczka Ariadna dała Tezeuszowi kłębek nici, nim wszedł do labiryntu —

przypomina się Karolinie. — Księżniczka była bardzo piękna i...

Słuchający dotąd w milczeniu chłopak nagle przerywa:

Dlaczego mówisz o księżniczce jak o umarłej ? Ariadna przecież żyje! Ma chyba tyle samo lat co

ty. I kto to jest ten Tezeusz? Nie znam nikogo o takim imieniu.

background image

Karolina się płoszy. Nie bardzo wie, co ma odpowiedzieć. Czy Tezeusz był prawdziwy, czy istniał tylko w
baśni? Na szczęście nieznajomy przestał się interesować Tezeuszem, woli wypytywać o nich samych.

Czy przypłynęliście na Kretę, by obejrzeć nasze igrzy-

16

ska? Setki łodzi, dziesiątki statków przypływa ze wszystkich stron, ale nie każdy cudzoziemiec zobaczy na
własne oczy igranie ze śmiercią.

To zabrzmiało dziwnie. I groźnie.

Uhm — bąknął niewyraźnie Paweł. Niech nieznajomy chłopak uważa ich za zwyczajnych

wędrowców i niech Karolina łaskawie trzyma buzię na kłódkę. Im mniej tutejsi wiedzą o nich, tym lepiej.

Jestem Ikar, syn Dedala. A jak brzmi twoje imię, dziewczyno? — chłopak zwraca się tylko do

Karoliny, jakby nie widział wcale Pawła. — Karolina? Czy pozwolisz, żebym mówił do ciebie Karo?

Posuwali się jak ślimaki, mimo że Karolina wspierała się na ramieniu Ikara. Trudno jest kuśtykać na jednej
stopie, stawiając drugą tylko końcami palców na ziemi. Mimo marudności marszu, wyszli wreszcie poza
nadbrzeżne t skały w rozległą dolinę, na której stokach rosły drzewa o srebrnych liściach. Zbocza
przecinały murki z kamieni, niewysokie, ale bardzo długie. Wyglądało to tak, jakby jakiś wielkolud bawił
się budowaniem stopni na stromiznach. Gdzieniegdzie zamiast srebrnych liści pyszniły się plamy
błękitnawej zieleni.

Minęła ich kobieta poganiająca przed sobą objuczonego osiołka.

Dokąd to, Melanto?

Do winnicy, Ikarze. Trzeba podwiązać pędy, grona już nabrzmiewają sokiem, zbiorów tylko

patrzeć. A kogo prowadzisz do domu swego ojca?

To pielgrzymi na święto Wielkiej Bogini.

17

— Tak też myślałam — kobieta z osiołkiem ruszyła w swoją stronę, a oni w ślimaczym tempie szli ku
gardzieli doliny.

Spotykali coraz więcej ludzi z motykami i rydlami, mężczyznę niosącego na ramieniu długie wiosło i
chłopca led-

background image

wie widocznego spod rybackiej sieci, staruszkę ciągnącą nić z wrzeciona zatkniętego za pas i dzieci
dźwigające na głowach płaskie kosze pełne ryb. Wszyscy pozdrawiali Ikara i Ikar pozdrawiał wszystkich —
chyba na tej Krecie ludzie się znają.

Zaprowadzę was do mojego ojca. To najmądrzejszy człowiek na wyspie. Z pewnością słyszeliście

o nim.

Jak się nazywa tata tego Ikara? Dedal? Nie, Paweł nigdy o nim nie słyszał.

Ojciec wybudował pałac królowi Minosowi i dlatego nie możemy wyjechać z Krety, bo Minos się

boi, że tata wybuduje taki sam pałac innemu władcy. Minos jest zazdrosny o swoją sławę i swoje
bogactwo. Chce mieć najpiękniejszy pałac na świecie.

Kuśtykająca Karolina chyba nie słyszy wcale tego, co mówi Ikar. Pewnie najchętniej usiadłaby na
pierwszym lepszym kamieniu, wyciągając przed siebie obolałą stopę. Dobrze jej tak, sama tego chciała,
niech się męczy.

Pałac jest naprawdę niezwykły. Wbudowany w górskie zbocze, wznosi się wieloma tarasami ku górze.
Każde kolejne piętro wspierają pękate, czerwone kolumny. W ostrym słonecznym blasku biel ścian, czerń
fryzów i szkarłat kolumn sprawiają, że budowla wygląda jak pałac z bajki o potężnym czarowniku. Ze
wszystkich tarasów widać morze z dalekimi żaglami rybackich łodzi znikających za widnokręgiem.

Nawet Karolina zdobywa się na słaby uśmiech.

Rzeczywiście przepiękny. Zupełnie jak dekoracja w teatrze. Dla mnie bomba.

Co powiedziałaś, Karo?

Nic ważnego, Ikarze.

Pawła złości wędrówka kroczek po kroczku, a najbardziej to, że ten Ikar zwraca się tylko do Karoliny, a
jego, Pawła, traktuje jak powietrze. Ciekawe, dlaczego dziewczy-

20

Zaprowadzę was do mojego ojca. To najmądrzejszy człowiek na wyspie. Z pewnością słyszeliście

o nim.

Jak się nazywa tata tego Ikara? Dedal? Nie, Paweł nigdy o nim nie słyszał.

Ojciec wybudował pałac królowi Minosowi i dlatego nie możemy wyjechać z Krety, bo Minos się

boi, że tata wybuduje taki sam pałac innemu władcy. Minos jest zazdrosny o swoją sławę i swoje
bogactwo. Chce mieć najpiękniejszy pałac na świecie.

Kuśtykająca Karolina chyba nie słyszy wcale tego, co mówi Ikar. Pewnie najchętniej usiadłaby na
pierwszym lepszym kamieniu, wyciągając przed siebie obolałą stopę. Dobrze jej tak, sama tego chciała,
niech się męczy.

background image

Pałac jest naprawdę niezwykły. Wbudowany w górskie zbocze, wznosi się wieloma tarasami ku górze.
Każde kolejne piętro wspierają pękate, czerwone kolumny. W ostrym słonecznym blasku biel ścian, czerń
fryzów i szkarłat kolumn sprawiają, że budowla wygląda jak pałac z bajki o potężnym czarowniku. Ze
wszystkich tarasów widać morze z dalekimi żaglami rybackich łodzi znikających za widnokręgiem.

Nawet Karolina zdobywa się na słaby uśmiech.

Rzeczywiście przepiękny. Zupełnie jak dekoracja w teatrze. Dla mnie bomba.

Co powiedziałaś, Karo?

Nic ważnego, Ikarze.

Pawła złości wędrówka kroczek po kroczku, a najbardziej to, że ten Ikar zwraca się tylko do Karoliny, a
jego, Pawła, traktuje jak powietrze. Ciekawe, dlaczego dziewczy-

20

na, która poraniła sobie stopę kolcami jeżowca, ma być taka ważna?

Miasteczko, gdzie domy wzniesiono z nieobrobionych skalnych odłamów, jest widoczne spod pałacu i
wygląda jak na kolorowej pocztówce.

Minos nie lubi, kiedy rybacy, żeglarze, winogradnicy i pasterze kręcą się po pałacowych

dziedzińcach — wyjaśnia Ikar. — Do komnat mają wstęp tylko ci, których przywołuje przed swoje oblicze.

A my będziemy mogli...? — Karolina nie kończy pytania, ale i tak wiadomo, o co jej chodzi.

• — Myślę, że to się uda. Ostatecznie jestem synem De-dala i znam trochę księżniczkę Ariadnę.

Ojciec Ikara, pan Dedal, okazał się zupełnie do rzeczy, przypominał wujka Marcina. W jego domu stały i
leżały najprzeróżniejsze niezwykłe przedmioty, jakieś koła, dzwony, dźwignie, lewarki, dziwnie
pozaplatane sznury, siekierki, toporki, szczypce, kociołki i saganki. W kącie zobaczyli ogromne skrzydło
podobne do lotni — może je zgubił jakiś roztargniony anioł.

Dedal nie pytał o nic. Obłożył skaleczoną stopę Karoliny maścią, obwiązał płatem płótna.

Zagoi się, ani się obejrzysz — podniósł bucior Karoliny i trzymając za sznurowadła, obejrzał

uważnie. —Wcale sprytnie pomyślany, ale ciężki. Spójrz no, synu, czy nie mamy zapasowych sandałów.

Później obrócił się do Pawła.

Widzę, że interesujesz się wynalazkami. To, na co patrzysz, jest przyrządem do nurkowania.

Wokół wyspy za-

background image

21

tonął niejeden okręt z cennym ładunkiem pod pokładem. Król Minos ma bardzo dobrych nurków, ale im
także przyda się pomoc.

A to do czego służy?

To jest urządzenie do rozbijania kamieni. Pewnie nie wiesz, jak ciężko jest walić wielkim młotem.

Czy to jest lotnia?

Zamiast odpowiedzi pan Dedal przykrył skrzydło dużym płatem płótna.

Jeszcze nie wiadomo, co z tego będzie. To tylko projekt. Pewnie już słyszałeś, że ludzie nazywają

mnie czarodziejem i szepczą sobie na ucho, że wykradam bogom ich tajemnice. Ale opowiedzcie coś o
sobie. Wiem, że przybyliście na naszą słynną uroczystość. Czy któreś z was ma zamiar wziąć w niej udział?

Karolina najwyraźniej zakałapućkała się, jak mawiają sprawozdawcy sportowi w telewizorze, wyglądała
na zdrowo przepłoszoną i zagubioną w tym, co ją spotkało. Normalnie mądrzyła się bez przerwy; tutaj, na
tej całej Krecie, nagle zamieniła się w kompletną niemowę. Mrugała ciągle powiekami i uśmiechała się
bez sensu. Zupełnie nie interesowały jej wynalazki pana Dedala, a nawet można było przypuszczać, że
przestała jej się podobać wyprawa w przeszłość. Prawdopodobnie cały czas myślała, jak znaleźć się z
powrotem w Warszawie. Paweł wie dobrze, jak to jest, Karolina musi się o tym dowiedzieć. Żałować jej
nie ma co. Ostrzegał ją, prawda?

Ten chłopak, Ikar, wyłazi ze skóry, żeby przypodobać się Karolinie. Częstuje ją owocami i winnym
moszczem, pod-

22

kłada puszystą skórę pod obandażowaną stopę. Gada i gada bez przerwy, ciągle wypytuje, czy jeszcze
boli. A kto jej kazał włazić na tego jeżowca?

Wyczekawszy momentu, kiedy zostali sami, Karolina za-szeptała:

Paweł...

No?

Wracajmy. Mama się będzie gniewała, jak późno od was przyjdę.

Tu cię wiedli, lisie chytrusie!

Mówiłem, że nie wiem, jak wrócić.

Nie wydziczaj się.

Wcale się nie wydziczam. Trzeba zgadywać, bo tylko jak zgadniesz, to wrócisz. Jak nie zgadniesz,

background image

to klops z ćwikłą.

Policzki Karoliny pokryła bladość.

Ale ty przecież wróciłeś! Wiesz, jak to zrobić.

Nakombinowałem się, że głowa mała. Nie ma łatwo. Kombinuj i ty. Jesteś starsza.

A ty jesteś nieskrobane prosię. Nie lubisz mnie i robisz tak naumyślnie. .

Głupia zołza! Mówiłem, żebyś nie ruszała gry.

Sam jesteś głupi. Nie gadaj do mnie. I wynoś się!

Od tej chwili Karolina przestała się w ogóle odzywać nie

tylko do Pawła, ale także do Ikara. Odęła się jak żaba i milczała.

Zresztą ta Kreta była zupełnie fajna. Przybrzeżne skały i obłe garby gór. Małe poletka prosa i jęczmienia,
winnice na słonecznych stokach, sady oliwne. Stada kóz o burszty-

24

kłada puszystą skórę pod obandażowaną stopę. Gada i gada bez przerwy, ciągle wypytuje, czy jeszcze
boli. A kto jej kazał włazić na tego jeżowca?

Wyczekawszy momentu, kiedy zostali sami, Karolina za-szeptała:

Paweł...

No?

Wracajmy. Mama się będzie gniewała, jak późno od was przyjdę.

Tu cię wiedli, lisie chytrusie!

Mówiłem, że nie wiem, jak wrócić.

Nie wydziczaj się.

Wcale się nie wydziczam. Trzeba zgadywać, bo tylko jak zgadniesz, to wrócisz. Jak nie zgadniesz,

to klops z ćwikłą.

Policzki Karoliny pokryła bladość.

Ale ty przecież wróciłeś! Wiesz, jak to zrobić.

Nakombinowałem się, że głowa mała. Nie ma łatwo. Kombinuj i ty. Jesteś starsza.

background image

A ty jesteś nieskrobane prosię. Nie lubisz mnie i robisz tak naumyślnie. ,

Głupia zołza! Mówiłem, żebyś nie ruszała gry.

Sam jesteś głupi. Nie gadaj do mnie. I wynoś się! ;

Od tej chwili Karolina przestała się w ogóle odzywać nie

tylko do Pawła, ale także do Ikara. Odęła się jak żaba i milczała.

Zresztą ta Kreta była zupełnie fajna. Przybrzeżne skały i obłe garby gór. Małe poletka prosa i jęczmienia,
winnice na słonecznych stokach, sady oliwne. Stada kóz o burszty-

24

nowych oczach i bialorune owce spasające zrudziałe źdźbła trawy. Rybackie łodzie wypływające w morze
na połów i wracające z połowu, sieci suszące się na nagrzanych słońcem skałach i okręty króla Minosa, na
pokładach których wioślarze zgodnie uderzali morze piórami wioseł, podczas gdy wiatr wydymał żagle
swoim oddechem. Na Krecie było też gorąco, ale te upały, w porównaniu ze skwarem Egiptu czy
Babilonii, to pestka, zresztą zawsze lekki powiew znad morza łagodził spiekotę.

Paweł robił na własną rękę odkrycia. Za królewskim pałacem o czerwonych kolumnach wysoki mur z
kamienia krył coś tajemniczego. Uzbrojeni we włócznie strażnicy strzegli muru dniem i nocą, odpędzając
każdego przechodnia. Do pałacu też lepiej się było nie zbliżać, chociaż każdego ranka rybacy, dźwigając
kosze ryb z nocnego połowu, znikali w pałacowych dziedzińcach. Co kilka dni przypędzano z górskich
pastwisk barany lub kozy i te stada także znikały w pałacowych bramach. Ludzie zaopatrujący
mieszkańców pałacu w owoce, oliwę, warzywa czy ziarno chyba mieli jakieś przepustki, najwyraźniej
sprawdzano pozwolenia na wejście w bramy siedziby Minosa.

Podczas gdy Paweł zwiedzał wyspę, obrażona Karolina w milczeniu kurowała zranioną stopę. Odzywała
się jak z łaski, minę miała jak czarownica cierpiąca na ból zębów i wreszcie nawet Ikar miał dosyć jej
towarzystwa i pozostawiał ją w samotności na całe, długie dnie.

— Pójdziesz ze mną w góry, mały?

Niech mu będzie. Ikar jest prawie dorosły i przygarnął ich pod swój dach, to się liczy, Paweł nie będzie
odstawiał

26

takich hopków jak Karolina. Ostatecznie może być małym.

Wyruszają przed wschodem, nad morzem wisi błękitnawa mgiełka. Jest chłodno, odzywają się pierwsze
ptaki.

Mijają kolejne murki, podchodząc coraz wyżej i wyżej. Płoszą stado koziorożców, drobne kamienie sypią
się spod racic uciekających zwierząt. Długo się trzeba wspinać na szczyt; jak dobrze, że wyszli tak

background image

wcześnie. Paweł setnie się spocił, a co dopiero by było podczas wspinaczki w pełnym słonecznym blasku!

Widok z góry jest rozległy. Już opadła mgła. Daleko z morza wypiętrza się wyniosły szczyt. Jak dobrze
wytężyć wzrok, można dostrzec w błękitnej dali coś podobnego do smugi dymu. Czy to jest wulkan?

Niektórzy opowiadają, że tamtędy można dotrzeć do kuźni boga kowala, który rozpalił swoje

ognisko w głębi ziemi — Ikar wskazuje daleki szczyt. — Czy wiesz, że ta góra potrafi potrząsać morzem,
jakby to była woda w dzbanie? Czasami też wyrzuca w górę rozpalone kamienie i wylewa z krateru
ognistą lawę. By uśmierzyć jej gniew, składamy ofiary podczas każdej pełni księżyca.

Byłeś tam?

Jasne. Na jej stokach żyją ludzie i też są poddanymi króla Minosa, tak jak mieszkańcy wszystkich

okolicznych wysp.

Nie bałeś się, Ikarze?

Ten szczyt śpi, a groźny jest tylko wtedy, kiedy się budzi. Może któregoś dnia popłynę tam z tobą.

A może i z Karo, kiedy odzyska siły i uśmiech.

27

Jak Paweł podrośnie, ani mu będzie w głowie znosić fochy dziewczyn, ale jeżeli tego Ikara to bawi, proszę
bardzo, może mu się uda namówić na taką wyprawę obrażoną na cały świat Karolinę.

Długo wędrują skalistą granią, posilają się owczym serem i jęczmiennymi podpłomykami, piją wodę z
potoku, gdzie sączy się między kamieniami wąska smużka wody.

Z wysoka dolina wydaje się cienista i zielona, bezlitosny skwar nie spopielił trawy. Pasie się tam stado
wielkich zwierząt, czarnych jak najczarniejsza noc. Pochylają rogate łby ku ziemi, ryczą chrapliwie. Nawet
wysoko, na grani, słychać ten głuchy ryk.

Nie wychodź zza skał — ostrzega Ikar. — Jak nas poczują psy albo wypatrzą pasterze, będzie

niedobrze. Nie wolno przed Wielkim Świętem oglądać byków króla Minosa.

Dlaczego?

Takie są zwyczaje na Krecie.

Ale ty mnie tu przyprowadziłeś, Ikarze.

Nie jestem Kreteńczykiem, mały. Ty także nie urodziłeś się na Krecie, ale gdyby nas złapano,

podlano by ko-

rzenie Świętego Drzewa naszą krwią. Nie bój się, psy nas

nie poczują, wiatr zasnął. Pasterze też pewnie śpią, teraz

background image

słońce dociera na wierzchołek nieba.

Kiedy wracali, Ikar rozgadał się.

Niektóre byki są łagodne, trzeba je drażnić, żeby zechciały atakować. Inne są jak burza, pędzą

naprzód z pochylonymi nisko rogami, przebiją na wylot każdego, kto stanie na ich drodze, stratują i
zmiażdżą. Wszystkim bykom okuwają rogi spiżem, by nie raniły, ale zabijały. Zresztą

28

zobaczysz to sam. To wspaniałe widowisko, zapierające dech w piersiach. Kiedyś i ja chciałem spróbować,
ale ojciec zabronił. Powiedział, że nie chce, żebym zginął, ma mnie tylko jednego na świecie.

To brzmiało zagadkowo i dziwnie, byki o rogach okutych twardym metalem, byki, które zabijają — i to
jest wspaniałe widowisko? Wujek Roman był w Hiszpanii na corridzie i wcale mu się nie podobało, mówił,
że nie mógł patrzeć, jak męczą biedne zwierzęta.

Trudno jest zadawać pytania, kiedy się idzie w pełnym słońcu górskim grzbietem. Koszula przylepia się do
pleców, dżinsy ocierają w pasie, adidasy od tych wędrówek po skałach zupełnie się rozchrzaniły. Temu
Ikarowi to dobrze, nosi luźne wdzianko spięte na ramieniu i skórzane, lekkie sandały. Ciekawe, jakby się
czuł w grubej koszuli i w spodniach?

Nie można po powrocie opowiedzieć Karolinie ani o wyspie z wulkanem, ani o stadzie czarnych byków.
Karolina zniknęła. Zresztą pewnie i tak nie chciałaby słuchać. Przerwałaby w pół słowa opowieść wrogim
warknięciem: — Mnie to powiewa zieloną pietruchą.

Paweł więc zbytnio nie przejmuje się zniknięciem Karoliny, za to Ikar biega i wypytuje wszystkich
napotkanych ludzi, czy nie widzieli dziewczyny o długich, jasnych włosach, cudzoziemki, która
zamieszkała w domu czcigodnego Dedala. Nikt jej nie widział, po prostu rozpłynęła się w powietrzu.

A może Karolinie już teraz udało się odkryć sposób powrotu do domu? Jeżeli tak, to postąpiła paskudnie,
pozostawiając Pawła na Krecie. Tak robią tylko zdrajcy. Nawet

30

jeżeli się z kimś kłócisz, to nie wolno ci go pozostawiać na łasce losu. Ale dziewczyny już takie są, nie
dotrzymują słowa, skarżą i nie pomagają wtedy, kiedy trzeba pomóc. Jak chociażby ta Kaśka, która
umyślnie zamknęła książkę do przyrody!

Dopiero gdy w domowe progi powrócił pan Dedal, sprawa się wyjaśniła:

Dziewczynę zabrała ze sobą Wielka Kapłanka. Zatrzymała wóz i patrzyła, jak ta cudzoziemka robi

różne łamańce na trawie pod starą oliwką. Zapytała, czy to moja niewolnica, a ja powiedziałem, że nie.
Nie wiem, o czym rozmawiała z dziewczyną, ale wiem, że Karo podążyła za wozem z własnej woli, nikt jej
nie przymuszał, nie groził i nie straszył.

Słysząc to, Ikar pobladł.

background image

Dlaczego jej nie ostrzegłem? Kiedy próbowałem, odwracała się do ściany i udawała, że nie słyszy.

Jeśli znalazła

się wśród wybranych, chyba nie będziemy jej mogli zoba-

czyć aż do dnia Wielkiego Święta.

Co się właściwie stało? Przed czym należało ostrzec Karolinę? Co jej grozi?

Jest tylko jeden sposób — Ikar rozmyśla na glos. — Gdyby księżniczka Ariadna zechciała...

Pałac w środku jest bardziej podobny do labiryntu z komputerowych gier, takiego, gdzie wśród
pokręconych korytarzy czyhają wiedźmy na miotłach, nietoperze, trupie czaszki i widma okryte całunami,
niż do budynku kryjącego rozległe komnaty. Po prawdzie, weszli tam z najniższego poziomu i mijali
kuchnie, pomieszczenia z żarnami, prasami do

31

tłoczenia oliwy, zbiorniki z wodą, spichlerze pełne wysokich, glinianych dzbanów z ziarnem, piekarnie,
gdzie na bokach piecyków rumieniły się cienkie placki, wędzarnie i pomieszczenia wypełnione drewnem i
suszonym nawozem, przeznaczonym na opał. Ikar łatwo odnajdywał drogę wśród gmatwaniny
pomieszczeń i korytarzy, nie wahał się ani chwili, podejmując decyzję, w którą stronę skręcić.

— Ojciec z rozmysłem tak zaprojektował najniższą część pałacu — objaśnił Pawłowi, któremu wszystko
się pokręciło — dałby słowo, że już tędy kilka razy przechodzili. — Gdyby najeźdźcy dostali się do pałacu,
muszą przejść przez podziemia, a nim pokonają tę drogę, jest czas na zorganizowanie obrony albo
ucieczkę. Ludzie opowiadają, że stąd nie można wyjść, i te opowieści chronią lepiej pałac króla Miñosa niż
stu zbrojnych wojowników. Ojciec jest mądrym człowiekiem i świetnym budowniczym. Nigdy mu nie
dorównam.

Rzeczywiście bełtało się w głowie od nieustannego skręcania, a to w prawo, a to w lewo. W korytarzach
było ciemno, tylko gdzieniegdzie pełgało nikłe światło zawieszonego na ścianie kaganka. Mijani w
przejściach mieszkańcy pałacu wyglądali w mroku jak duchy, stąpali bezszelestnie bosymi stopami. Gdyby
Paweł był sam, pobiegłby chyba na oślep, krzycząc ze strachu.

Wreszcie podeszli kamiennymi schodami na wyższe piętro i znaleźli się w zupełnie innym świecie, jasnym
i barw-

a

nym. Ściany zdobiły malowidła, na których kwitły białe lilie, przebiegały zwierzęta, rozkładały szeroko
skrzydła ptaki. Na jednej ze ścian namalowano chłopaka o długich, falistych

włosach, przechadzającego się wśród łąki pełnej kwiatów. Na innej malarz przedstawił delfiny, ryby i
rozgwiazdy. Dalej można było oglądać wielkie drzewo o rozłożystej koronie i grubym pniu; pod drzewem
stała kobieta w bogatych szatach i mężczyzna trzymający dziwny topór o podwójnym ostrzu.

background image

Nie gap się, mały. Nic tu po nas. Im prędzej stąd wyjdziemy, tym lepiej dla nas.

W komnatach było przyjemnie chłodno. Paweł chętnie pooglądałby malowidła ze ścian, ale najwidoczniej
trzeba się było spieszyć.

Weszli na następne schody. Na tym piętrze też było jasno i słonecznie. W klatkach uplecionych z włosia
śpiewały ptaki, w kamiennych donicach zieleniły się rośliny. W niewielkiej komnatce przy krosnach
siedziała dziewczyna.

Bądź pozdrowiona, księżniczko Ariadno.-

Witaj, synu Dedala. Z czym przychodzisz?

Jest ze mną przybysz z dalekich stron, którego siostra podążyła za wozem Wielkiej Kapłanki -—

no, dobrze, niech i tak będzie, że Karolina jest siostrą Pawła. — Chciałby zobaczyć się z siostrą, bowiem
lęka się o nią i nie śmie wrócić do rodziców z żałobną wieścią.

O czym gada Ikar? Jaka żałobna wieść? Co to wszystko w ogóle znaczy?

Księżniczka Ariadna była niewiele starsza od Karoliny. Paweł nie miał w zwyczaju przyglądać się
dziewczynom, ale Ariadna mu się podobała. Była uczesana w jakieś, spadające po obu stronach na
policzki, loki czy pasemka, ujęte nad czołem złotą przepaską. Złotem też był haftowany czerwony
serdaczek sznurowany z przodu, zaś falbaniasta spódnica prawie sięgała ziemi, odsłaniając bose stopy.

Przecież wiesz, Ikarze, że Wielka Kapłanka otwiera uszy tylko na głos mego ojca, króla

Minosa—Ariadna wstała od krosien. —Jeżeli wybrała siostrę tego cudzoziemca, nie zmienią tego żadne
prośby.

35

Nie prosimy, Ariadno, byś uwolniła Karo. Błagamy tylko usilnie, by brat mógł zobaczyć chociaż z

daleka siostrę i dowiedzieć się, czemu poszła za wozem Wielkiej Kapłanki.

Nic wam nie obiecuję. Jeżeli spełnienie prośby będzie możliwe, przyślę wieść przez sługę.

Pozdrów ode mnie ojca, Ikarze. Czy jeszcze pragnie opuścić Kretę?

Ojciec jest daleko od rodzinnej ziemi i swoich bliskich. Jest niemłody, włosy mu posiwiały i

pragnąłby dożyć ostatnich lat tam, gdzie się urodził i wyrósł.

Nie ma piękniejszego miejsca niż Kreta — przerwała Ariadna. — Doprawdy, dziwne, że Dedal po

tylu latach spędzonych w służbie mego ojca pragnie nas opuścić. Nie chciałabym nazywać tego
niewdzięcznością, ale to określenie samo się ciśnie na wargi. — Tu księżniczka z powrotem usiadła do
krosien i ujęła w dłoń czółenko. — Czekajcie na wiadomość. Nie zapomnę o waszej prośbie.

Gdy powtórnie wyplątali się z labiryntu korytarzy w dolnym pałacu i wyszli na otwartą przestrzeń, Paweł

background image

miał na końcu języka sto pytań.

Kto to jest ta Wielka Kapłanka?

Gdzie jest teraz Karolina i co robi?

Czemu miałbym komuś przekazywać żałobną wieść?

Po co te wszystkie tajemnice?

Czy Karolinę porwano?

Ikar nie jest zbyt chętny do rozmowy ani do udzielania wyjaśnień. Odburkuje coś niezbyt wyraźnie i
wygląda na zgnębionego. Czy naprawdę coś grozi Karolinie?

Wreszcie po kolejnym pytaniu Pawła pada odpowiedź:

36

Nie prosimy, Ariadno, byś uwolniła Karo. Błagamy tylko usilnie, by brat mógł zobaczyć chociaż z

daleka siostrę i dowiedzieć się, czemu poszła za wozem Wielkiej Kapłanki.

Nic wam nie obiecuję. Jeżeli spełnienie prośby będzie możliwe, przyślę wieść przez sługę.

Pozdrów ode mnie ojca, Ikarze. Czy jeszcze pragnie opuścić Kretę?

Ojciec jest daleko od rodzinnej ziemi i swoich bliskich. Jest niemłody, włosy mu posiwiały i

pragnąłby dożyć ostatnich lat tam, gdzie się urodził i wyrósł.

Nie ma piękniejszego miejsca niż Kreta — przerwała Ariadna. — Doprawdy, dziwne, że Dedal po

tylu latach spędzonych w służbie mego ojca pragnie nas opuścić. Nie chciałabym nazywać tego
niewdzięcznością, ale to określenie samo się ciśnie na wargi. — Tu księżniczka z powrotem usiadła do
krosien i ujęła w dłoń czółenko. — Czekajcie na wiadomość. Nie zapomnę o waszej prośbie.

Gdy powtórnie wyplątali się z labiryntu korytarzy w dolnym pałacu i wyszli na otwartą przestrzeń, Paweł
miał na końcu języka sto pytań.

Kto to jest ta Wielka Kapłanka?

Gdzie jest teraz Karolina i co robi?

Czemu miałbym komuś przekazywać żałobną wieść?

Po co te wszystkie tajemnice?

Czy Karolinę porwano?

Ikar nie jest zbyt chętny do rozmowy ani do udzielania wyjaśnień. Odburkuje coś niezbyt wyraźnie i

background image

wygląda na zgnębionego. Czy naprawdę coś grozi Karolinie?

Wreszcie po kolejnym pytaniu Pawła pada odpowiedź:

36

Nie jesteś już dzieckiem, które bawi się osiołkiem ulepionym z gliny. Przybyłeś na widowisko

Wielkiego Święta i chyba masz już tyle oleju w głowie, żeby zrozumieć, że to nie jest zabawa. Tym
bardziej że twoja siostra dołączyła dopiero teraz do wybranych. Nie będzie miała czasu na ćwiczenia,
które już od prawie roku wykonują inni. Czy wreszcie zrozumiałeś, co jej grozi?

Nie można powiedzieć, żeby Paweł zrozumiał, tyle że po raz pierwszy w życiu zaniepokoił się losem
Karoliny. Dotąd było mu wszystko jedno, co się z nią dzieje. Nie jego broszka.

Nie czekał długo na posłańca księżniczki. Zdążył tylko jeszcze popłynąć łodzią na połów korali. Śniadzi
chłopcy obwiązani płachtą skakali z burty w morze. Nurkowali głęboko; czasami zniknięcie pod wodą
trwało tak długo, że Paweł myślał, że pozostali na zawsze na dnie. Gdy wreszcie wypływali, płachtę
wypełniały ułamane koralowe gałązki. Nurkowanie przerwano, gdy niedaleko wynurzyła się z wody ostra,
czarna płetwa rekina. Paweł też miał ochotę spróbować nurkowania, nie był jednak zbyt pewny swoich
umiejętności, nurkował dotąd tylko na basenie.

Macie milczeć. Jeżeli dziewczyna zwana Karo sama podejdzie do was, wysłuchajcie uważnie jej

słów. To wszystko.

Świątynia była rozległa i niska, na ofiarnym kamieniu zakrzepła krew, kamienny posąg bogini wyglądał w
półmroku groźnie i okazale, zdobiły go skrzyżowane topory o podwójnych ostrzach. W rzeźbionej misie
płonął ogień, palono wonne zioła, których aromat tłumił mdły odór krwi.

38

dl

Gdzie jest Karolina? — zaszeptał Paweł.

Zaraz zobaczysz.

To wyglądało jak stadion, otoczony ze wszystkich stron kamiennymi ławami w podnoszących się ku górze
rzędach.

a

Środek stadionu był wysypany proszkiem ze zmielonego koralu, pusty, czysty i gładki. Ominęli go i weszli
w oliwny gaj za świątynią, gdzie rozbrzmiewało wiele głosów.

Dziewczyny i chłopaki ćwiczyli razem, przeskakując przez coś podobnego do gimnastycznej skrzyni. Tyle
że ta skrzynia była bardzo wysoka i wąska, a w dodatku okryta zwierzęcą skórą i strasząca
przymocowanym z przodu potężnym byczym łbem o ostrych rogach.

background image

Ćwiczenie wcale nie było łatwe. Należało wziąć rozbieg, uchwycić oburącz bycze rogi, zrobić przewrót i
stanąć obiema nogami na wąskim szczycie skrzyni. Działo się to tak szybko, że trudno było pochwycić
okiem ruchy ćwiczących. Niektórym nie udawał się chwyt lub przewrót, ci obsuwali się na ziemię, a
potem z nisko pochyloną głową wracali do szeregu czekających na swoją kolej.

Aha, to jest Karolina, ta bosonoga dziewczyna w krótkiej spódniczce, z włosami mocno związanymi z tyłu.
Dobra jest w te klocki, ani słowa. Wśród ćwiczących z nią razem dziewczyn i chłopaków nie ma nikogo,
kto skakałby wyżej, szybciej się przewijał i pewniej stawał na zwierzęcej skórze. Dobrze ją wytrenowali w
sekcji gimnastycznej klubu, mogą być z niej dumni. Paweł też jest dumny, dobrze byłoby mieć taką siostrę
zamiast smarkatej, wiecznie skarżącej Gośki.

Karo jest jak łania koziorożca, jak młode koźlę, jak

39

delfin — szepcze Ikar. — Mogłaby nawet przejść po ostrzu miecza, gdyby tylko zechciała.

Z tym ostrzem miecza to przesada, ale Karolina naprawdę wydaje się fruwać w powietrzu. Teraz
ćwiczenie staje się trudniejsze. Nieruchoma dotąd bycza głowa zaczyna się skręcać na boki, podnosić w
górę i opadać w dół. Pewnie w skrzyni ktoś siedzi i porusza rogatym łbem.

Ale i tym razem Karolina, przewinąwszy się łukiem, staje na wąskiej poprzeczce okrytej skórą. Nie
zeskakuje, tylko robi mostek.

Gdzie się tego nauczyła? — chce wiedzieć Ikar.

W klubie sportowym — i tak Ikar nie zrozumie, o co chodzi, więc można dodać: — Ona nie chodzi

do zwyczajnej szkoły, tylko do baletowej. Tam uczą tańczyć.

Jest przeznaczona do służby bogini?

Najlepiej przytaknąć.

Jasne. Będzie tańczyła.

Rozumiem — kiwa głową Ikar. — Czemu nie wspomnieliście o tym wcześniej? Od początku

wiedziałem, że Karo nie jest taka jak inne dziewczyny.

Ciekawe, czy Karolina ich widzi, ale przecież nie kryją się, stoją widoczni ze wszystkich stron. Powinna
wreszcie podejść i powiedzieć, co ma do powiedzenia. Po to tutaj przyszli, nie po co innego.

Skok, przewrót, wyprost, zeskok. I jeszcze raz. I jeszcze. Dudnienie bosych stóp po wyschniętej ziemi,
głuchy odgłos wybicia, tupnięcie przy zeskoku. Ciała wygięte łukiem, skurczone, wyprostowane. Czasami
krzyk. Krzyczy pomarszczona, stara kobieta w dziwnym kapeluszu, podobna

40

background image

do starej wiedźmy z bajki. Ta kobieta ma w ręku długą zeschniętą trzcinę. Od czasu do czasu uderza nią
kogoś ze skaczących, mocno, wcale nie na żarty.

Karolinie ani razu się nie dostało. Czy te skoki nigdy się nie skończą? Ileż razy można chwytać bycze rogi i
stawać wysoko na byczej skórze? Ile razy można wykonywać przewrót przez byczą szyję i zeskok z
byczego karku? Nawet przed międzynarodowymi zawodami nie ćwiczy się tak długo, przynajmniej tak się
wydaje Pawłowi.

Mogliby sobie sprawić przyzwoitą skrzynię, konia z łękami, trapez i równoważnię, a nie takie coś z byczą
głową. Co strzeliło Karolinie, że zgodziła się brać udział w tych treningach? Mało jej machania nogami
przy drążku w szkole baletowej i wygibasów na równoważni w klubie?

Nagle Karolina podbiega do nich.

Ja tutaj zostaję — patrzy z gniewem na Pawła. —Jak robisz mi na złość, to i ja tobie zrobię na

złość. Możesz się teraz wypchać i pomalować na zielono. Bez łaski.

O co ci chodzi?

O nic. Prosiłam, żebyś pomógł mi wrócić do Warszawy. Prosiłam czy nie? To teraz tutaj sobie za

karę posie-dzisz. Możesz przyjść na Wielkie Święto, obejrzysz, jak występuję. Będzie na co popatrzeć,
daję słowo. A teraz już cię nie ma!

Czy wiesz, Karo, na co się narażasz? —wtrąca Ikar pytanie w gniewne słowa Karoliny. — Chociaż

wiatr i górskie kozice mogą ci zazdrościć szybkości i zwinności, jeden nieostrożny ruch wystarczy, byś już
nigdy nie ujrzała słońca.

42

—Wielka Kapłanka mówi, że jestem godna złotego wieńca, a to więcej niż olimpijski medal. Nie
przynudzaj jak żaba ze złamanym zębem, Ikarze. Nie jestem małolatą do pouczania, sama wiem, co robić.
Do zobaczenia na występach. Bye-bye.

Obróciwszy się na pięcie, Karolina odbiegła, nie zaszczycając ich nawet jednym spojrzeniem.

Nikt nie zrozumie serca dziewczyny — westchnął Ikar.

Odskoczyła jej szajba — uzupełnił to westchnienie Paweł. — Kompletnie odskoczyła.

Rzeczywiście z dziewczynami trudno dojść do ładu, o tym Paweł wie bardzo dobrze. Monika zaprosiła go
na urodziny, a kiedy przyszedł, cały czas się z niego wyśmiewała razem z Kaśką i Pauliną i w dodatku nie
chciała mu dać ani kawałka tortu, wspaniałego czekoladowego tortu przybranego wiśniową konfiturą i
bitą śmietaną. A jak Natalia prosiła go o kręcenie skakanką, to ni z tego, ni z owego nagle zaczęła ryczeć,
że Paweł umyślnie podcina jej nogi sznurem i, lepiej to paskudne wspomnienie wykreślić z pamięci,
na-pluła na niego. Nawet Gośka, durna małolata, zamknęła się kiedyś w łazience i Paweł przez dwie

background image

godziny nie mógł się tam dostać.

Najwidoczniej Ikar też ma swoje własne wspomnienia o kontaktach z dziewczynami, bo wydaje się
rozumieć gorycz Pawła.

Zobaczysz, jeszcze poprosi o pomoc — prorokuje, gdy już opuścili ciemne wnętrze świątyni. —

Przysłowie powiada, że dziewczyna ma długie włosy, ale krótki rozum.

43

Od chwili, gdy Paweł ujrzał ćwiczących, coś mu się zaczęło spracowywać. Ale to chyba niemożliwe, żeby
te sztuki wyczyniać na grzbiecie prawdziwego, żywego byka! Chyba że to będzie byczek Fernando z
książeczki dla przedszkolaków, który lubił wąchać kwiatki i patrzeć na motylki.

Nie wiesz, bo skąd miałbyś to wiedzieć, cudzoziemcze, że podczas uroczystości król Minos nosi

byczą maskę ze złotymi rogami. — Paweł siedzi sobie na górskim zboczu, mając przed oczami błękitne
morze zlewające się w jedno z błękitnym niebem. Kozy skaczą po skalnych upłazach, skubiąc wypaloną
słońcem trawę i gorzkie liście płożących się krzewów. Sam nie wie, dlaczego zaczął rozmowę ze starym
pasterzem. — Ludzie z innych wysp i z greckiej ziemi opowiadają, że w pałacu żyje Minotaur, człowiek z
byczą głową, ale to nie jest prawda. My, Kreteńczycy, szanujemy byki i one nas szanują. Czy można się
lękać przyjaciół?

Po co królowi bycza maska?

Bo jest królem.

Prawdziwi królowie noszą korony.

Może gdzie indziej, ale nie na Krecie. Statki króla Minosa dopływają do wszystkich krajów,

przewożą od portu do portu bogate ładunki. Kopiemy w górach kruszec, nasi kowale przekuwają go na
miecze, ostrza włóczni, tarcze. Rzemieślnicy wypalają piękne naczynia i wielkie dzbany do
przechowywania zboża. Nigdzie nie zobaczysz piękniejszych tkanin niż na naszej wyspie. Barwimy je na
purpurowo wyciągiem z marzanki. Złotnicy posiedli sztukę łączenia misternych ogniwek i układania
wzorów z drogich kamieni. Nasze winogrona są słodkie, jęczmienny chleb pożywny,

45

kozie mleko przywraca chorym siły, sieci rybaków śą pełne darów morza. Król Minos to wielki władca,
cudzoziemcze, i wolno mu czynić, co chce.

Z pewnością stary człowiek mówił prawdę, statki pod białymi żaglami i rybackie łodzie zwoziły zewsząd
dostatek na Kretę. W miasteczkach i osadach huczały młoty, łomotały ramy tkackich warsztatów, płonęły
piece garncarzy, szlifowano kamienne płyty, obrabiano bloki skalne przeznaczone na budowę domów i

background image

świątyń. Tym wszystkim władał zamknięty w swoim pałacu król Minos, który ukrywał twarz pod byczą
maską.

A w dalekiej dolinie pasły się wielkie, czarne byki, czekając na swój dzień.

Więc Pawłowi także nie zostawało nic innego, jak czekać na ten dzień. „Skrzydła czasu" przysłały go tutaj
z Karoliną i dlatego muszą razem wrócić, kiedy zagadka powrotu zostanie rozwiązana. Tylko co będzie,
jeżeli Pawłowi uda się rozwiązać ją wcześniej ? On wróci, Karolina zostanie. A może to on zostanie, a
Karolina wróci?

Sto razy lepiej było mieć za towarzyszkę podróży w przeszłość białą kotkę Pusię, dziesięć razy lepiej
przebywało się w minionym czasie z bliźniakami, Małgosią i Jasiem. Małolaty były walnięte w ciemię, ale
nie odstawiały takich hop-sów jak Karolina. A co będzie, kiedy jej się nie uda? Ikar powiedział: „jeden
fałszywy krok i koniec" albo coś w tym sensie.

Nie będzie nad tym myślał. Lepiej popłynie na połów z rybakami albo pomoże panu Dedalowi w klejeniu
drugiego skrzydła. Szkoda, że Paweł nic nie wie o konstrukcji lot-

46

ni, pan Dedal jest bardzo mądry, to prawda, ale sklejanie piór woskiem to nie jest dobry pomysł. Tata ma
taki klej, nazywa się butapren, ten klej przydałby się panu Dedalowi. I to bardzo.

Kreteńczycy śmiesznie liczą, prawie tak, jak przedszkolaki. Jak rozładowują statek, królewski urzędnik za
każdym zniesionym na ląd ładunkiem odkłada na bok ostrugany patyk. Mają też takie dziwne liczydła, jak
w starych filmach, albo paciorki nawleczone na sznur. Chyba wcale nie umieją pisać ani czytać, chociaż
potrafią pięknie malować. Paweł ma ochotę zapytać pana Dedala, czy zna litery, ale nie pyta. Jeszcze się
pan Dedal na niego rozgniewa.

Za to pamięć mają świetną. Znają mnóstwo wierszy, pieśni i opowieści. Każdy dobry śpiewak czy
opowiadacz jest mile widzianym gościem, sadza go się przy płonącym ogniu, jeżeli wieczór jest chłodny,
albo w najcienistszym zakątku, jeśli czas jest upalny, częstuje najlepszymi potrawami i poi najlepszym
winem. Słucha się uważnie i w takiej ciszy, że słychać szelest skrzydełek przelatującej muchy. Ciekawe, co
by było, gdyby Paweł wylądował na Krecie z telewizorem? E, nic by nie było, gapiliby się tylko na dziwne
pudło i koniec, bo przecież nie mogłoby odbierać żadnego programu.

Coraz więcej łodzi przybija do brzegu. Przybysze szukają dla siebie miejsca w gospodach i w domach
krytych kamiennym łupkiem. Ci, którzy nie znaleźli miejsca pod dachem, rozkładają się po prostu blisko
morskiego brzegu albo na stokach doliny. Rankiem i wieczorami dymią ogniska, pielgrzymi gotują strawę.

47

Wyjątkowo licznie przybywają do nas w tym roku — cieszą się mieszkańcy Krety. — Już

sprzedaliśmy zeszłoroczne zapasy oliwy i mąki. W dzbanach z winnym moszczem widać dno. Nie
wiadomo, czy wystarczy wina do dnia Wielkiego Święta.

background image

Jeszcze nie zdążymy podzielić połowu, jak wyciągają ręce z zapłatą — dodają rybacy. — Nawet

najdrobniejsza rybka się teraz nie zmarnuje.

To chwała króla Minosa ściąga obcych na nasze brzegi. Niech bogowie przedłużą jego dni w

nieskończoność.

Wiele się działo w pałacu, świątyniach, domach zwykłych ludzi. Rozkładano uprane szaty na płaskich
kamieniach przy brzegu morza, kobiety myły włosy w odwarze z jakichś korzeni i płukały je w cieczy
zagotowanej na dębowej korze, szewcom mdlały ręce od szycia nowych sandałów, wyciągano ze szkatuł
naszyjniki, bransolety na ręce i kostki nóg, przepaski i zausznice. Każdy chciał wyglądać najpiękniej i
najstrojniej podczas Wielkiego Święta, wzbudzić zazdrość w sercach sąsiadów, krewnych i gości
przybyłych na uroczystość. Od rana do wieczora słychać było także szczękanie wielkich nożyc do
strzyżenia owiec, którymi kobiety i dziewczęta przycinały fryzury, a mężczyźni zarost. Nożyce były tak
ogromne, że chyba można by nimi wycinać mniejsze drzewka.

No cóż, prowadzimy kawalerskie gospodarstwo, ale to nie powód, żebyśmy straszyli ludzi

plamami na szatach i nastroszonymi jak wronie gniazda włosami. Ty, chłopcze, zajmiesz się praniem, ja
strzyżeniem włosów, a Ikar uszyje dwie pary sandałów z mięciutkiej, jagnięcej skórki.

48

Tak zarządził pan Dedał i zaraz zabrał się do roboty. Paweł był pewny, słysząc straszliwe szczękanie, że za
chwilę zobaczy swoje uszy spadające na ziemię wraz z ostrzyżonymi włosami, ale nic takiego się nie stało.
Pranie wcale nie było łatwą sztuką. Setnie się trzeba było napocić, waląc w zamoczoną odzież płaską,
drewnianą łopatką. Nie czuł już rąk, a plamy wcale nie chciały zniknąć. Wreszcie zlitowała się nad nim
piorąca nieopodal kobieta:

Ty jesteś tym chłopakiem, który mieszka w domu czcigodnego Dedala? Pokażę ci, jak trzeba prać,

bo wydaje się, że tego nigdy w życiu nie robiłeś.

Mimo przygotowań, prawie każdego wieczoru Ikar przekradał się na plac za świątynią.

Nie idź za mną, mały — ostrzegał. — Ja znam tu każdy kamień, ty możesz ściągnąć

niebezpieczeństwo na siebie i na mnie także.

Gdyby ktoś powiedział Pawłowi, że będzie się niepokoił o Karolinę, roześmiałby się mu w nos. Też miałby
się o kogo niepokoić! Ale teraz coraz częściej łapał się na niespokojnych myślach i wcale nie chodziło o
wspólny powrót. Po prostu bal się, że Karolinie stanie się coś złego, a on, Paweł, nie będzie mógł jej w
niczym pomóc.

Wieść o niezwykłej zręczności Karo doszła do króla Minosa. Władca rozkazał, by Karo ucieszyła go

swoim tań-

s

background image

cem jeszcze przed dniem Wielkiego Święta. — Ikar był bardzo przejęty nowiną. — Biegnę do księżniczki
Ariadny. Ona nam pomoże wejść do pałacu.

Przez wieczorne niebo bezszelestnie przefruwały nietoperze, lekki wiatr znad morza uginał płomienie
kagan-

49

ków. Król Minos wcale nie nosił byczej maski, wyglądał jak zwyczajny człowiek, tyle że zdobił go ciężki
naszyjnik ze złotych płytek.

Witaj, Dedalu, mądry budowniczy — zwróci! się do wchodzących. — Moja córka, Ariadna,

twierdzi, że ta niezwykła tancerka jest twoją krewną, więc wydawało mi się stosowne zaprosić ciebie i
twoich domowników, byście też ucieszyli oczy jej sztuką.

Jesteśmy ci niezmiernie wdzięczni, królu Minosie. Korzystając z okazji, chciałbym raz jeszcze

prosić o pozwolenie opuszczenia Krety.

—A ty wkółko to samo! Powiedziałem już, że wolałbym stracić prawą rękę niż ciebie. Mów, czego ci
brakuje, a spełnię każde życzenie.

Widoku ojczystej ziemi.

Ty znowu swoje. Zamilcz wreszcie i ciesz się moją gościnnością, Dedalu. Już muzykanci stroją

instrumenty.

Na podwójnych fletach grały młodziutkie dziewczyny, jedna, trochę starsza, uderzała dłonią w płaski
bębenek z brzękadlami. Ta muzyka była dziwna, niepodobna do niczego, co Paweł dotąd słyszał.

Ariadna, moja córka, jest niedoścignioną tancerką, więc będziecie mogli porównać jej sztukę z

umiejętnościami tej cudzoziemki.

W coraz mocniej gęstniejącym mroku, rozjaśnionym tylko pełgającym światłem kaganków, gdzie paliła
się oliwa nasycona wonnościami, Ariadna płynęła jak ptak. Tańczyły nie tylko jej stopy, ale także jej
włosy, a przede wszystkim jej ręce. Te ręce kogoś przywoływały i kogoś odpychały, wzno-

51

siły się błagalnie i bezradnie opadały, załamywały się w rozpaczy i składały do klaskania. Flety prowadziły
coraz wyżej swoją melodię, a bębenek coraz ostrzej podawał rytm. Księżniczka wirowała szybciej i
szybciej, aż trudno było pochwycić wzrokiem jej ruchy.

Nagle muzyka urwała się, ustał wir tańca. Dłuższą chwilę panowała cisza, słychać było tylko szum morza i
szelest trącanych powiewem liści.

background image

Na Wielką Boginię, opiekunkę mego rodu! Nie ma tancerki godnej stanąć obok mojej córki!

Paweł omal nie krzyknął na widok Karoliny. Nosiła szaty prawie takie same jak księżniczka Ariadna.
Trudno jej będzie tańczyć w tej fałdzistej spódnicy, na pokazach w szkole baletowej zawsze nosiła coś
podobnego do wielkiego puszka mleczu.

Paweł w telewizorze widział nie raz i nie dwa popisy disco dance, nie miał wcale pojęcia, że Karolina zna
takie tań-ce-połamańce. Mostki, przewroty, szpagaty, w głowie się kręciło od wyczynianych przez nią
sztuk. Flecistki tak się zagapiły, że przestały grać, tylko bębenek dalej podawał rytm.

No, muszę powiedzieć, że jestem mile zaskoczony — pochwalił król Minos. — Chociaż mam

staroświeckie gusty i nie kryję, że niezbyt mi się podobają te nowomodne wygibasy, ale trzeba iść z
postępem, nie ma rady. Podoba mi się ta twoja krewniaczka, Dedalu. Życzę sobie, by pozostała na zawsze
między nami.

Tego tylko brakowało! Jak pan Dedal idzie samotnie nad morze, w ślad za nim podążają śledzący go
ludzie, kryjąc się za skalnymi załomami i splątanym gąszczem chasz-

52

czy. Jak podchodzi do rybackiej łódki, zaraz, niby przypadkiem, ktoś się pojawia i pilnuje, żeby pan Dedal
nie odpłynął. Nie pozwalają mu także podchodzić do statków zawijających do portu. Rozkaz króla Minosa
jest wyraźny: Dedal ma pozostać na Krecie.

A jeśli tajemnica powrotu jest związana z odpłynięciem z wyspy? To co się stanie, jeżeli i Karolina będzie
śledzona i pilnowana z królewskiego rozkazu? Lepiej o tym nie rozmyślać, głowa puchnie i odechciewa się
żyć.

W dodatku okazuje się, że księżniczka Ariadna zaprzyjaźniła się z Karoliną.

Kiedy zostanie poddana ostatecznej próbie, przyniesie zaszczyt swemu rodowi — nie bardzo

wiadomo, o czym mówi Ariadna, za to Karolina nadyma się jak paw, najwyraźniej przewróciło jej się w
głowie, zrobiła się ważna, jak nie wiem co. — Chyba sama Wielka Bogini sprawiła, że Karo przypłynęła na
naszą wyspę.

Jestem bardzo rad — cieszy się król Minos. — Myślę, że jest to dowód szczególnej opieki, jaką

bogowie otaczają moje królestwo.

Ikar wpatruje się w Karolinę, jakby pierwszy raz ją widział. Można powiedzieć, że gapi się jak sroka w gnat
i ma zupełnie nieprzytomny wyraz twarzy. Fajnie tańczyła, fakt, ale kto ma dobrze tańczyć, jak nie
uczennica szkoły baletowej ? Pawła tak w ogóle tańczenie niewiele obchodzi, będzie czas tym się zająć,
jak zda do piątej. Dla piątych klas w szkole jest dyskoteka. Zresztą kiedy wszyscy cię wychwalają pod
niebiosa, to może ci się wreszcie zawrócić w głowie. Karolinę chwali pan Dedal, księżniczka Ariadna,
Wielka Kapłanka

background image

53

(to ta wiedźma ze spiczastym nosem) i sam król Minos. A Ikar wzdycha tak, że tym wzdychaniem mógłby
dmuchać w żagle łodzi i statków nie gorzej od wiatru burzącego spokój morskiej toni. Umiejętność
chodzenia na rękach i kręcenia tanecznych piruetów jest tak wysoko ceniona na Krecie, że Pawłowi robi
się trochę żal, że tego nie potrafi, ale tylko trochę. Chociaż dobrze byłoby umieć coś takiego.

Gdy pasterze zganiają z pastwisk czarne byki, zbiegają się wszyscy mieszkańcy wyspy, nie wyłączając
bezzębnych staruszków i ledwo chodzących dzieciaków. Ze swoich obozowisk ściągają pielgrzymi,
marynarze opuszczają pokłady stojących w porcie statków. Wszyscy tłoczą się, wspinają na palce,
klaszczą i rzucają liście i kwitnące gałązki na drogę, którą idą potężne zwierzęta.

54

Byki postępują powoli, za każdym ruchem mięśnie przesuwają się pod czarną sierścią. Końce rogów
błyszczą w słońcu, pewnie już okuto je metalem. Otaczają stado ogorzali ludzie w baranich tołubach,
prowadzący na rzemieniach zziajane psy.

To byki wybrane — mówi Ikar. — Są dzikie i nieustraszone. Nie lękają się ognia, wrzawy, muzyki

ani ludzi. Nie mają żadnej skazy i ani jednego białego włosa.

Mówisz, że są dzikie, a idą tak spokojnie...

One wiedzą, dokąd są prowadzone, mały. Czasem jednak tratują tłum, chcąc pokazać swoją siłę.

Paweł przezornie usuwa się do dalszych szeregów, nie ma ochoty zostać zdeptany czy przebity rogami
przez czarne byki króla Minosa.

Widzowie obsiedli, niczym ptaki, nadmorskie skały, by nie przeoczyć dalszej części ceremonii.

Najpierw przybył wóz wiozący Wielką Kapłankę — pojazd ciągnęli mężczyźni w białych szatach, zaś stara
kobieta stała nieporuszona, z dłońmi wyciągniętymi w geście bło-

I

Byki postępują powoli, za każdym ruchem mięśnie przesuwają się pod czarną sierścią. Końce rogów
błyszczą w słońcu, pewnie już okuto je metalem. Otaczają stado ogorzali ludzie w baranich tołubach,
prowadzący na rzemieniach zziajane psy.

background image

To byki wybrane — mówi Ikar. — Są dzikie i nieustraszone. Nie lękają się ognia, wrzawy, muzyki

ani ludzi. Nie mają żadnej skazy i ani jednego białego włosa.

Mówisz, że są dzikie, a idą tak spokojnie...

One wiedzą, dokąd są prowadzone, mały. Czasem jednak tratują tłum, chcąc pokazać swoją siłę.

Paweł przezornie usuwa się do dalszych szeregów, nie ma ochoty zostać zdeptany czy przebity rogami
przez czarne byki króla Minosa.

Widzowie obsiedli, niczym ptaki, nadmorskie skały, by nie przeoczyć dalszej części ceremonii.

Najpierw przybył wóz wiozący Wielką Kapłankę — pojazd ciągnęli mężczyźni w białych szatach, zaś stara
kobieta

stała nieporuszona, z dłońmi wyciągniętymi w geście bło-

55

gosławieństwa. Potem od strony pałacu odezwała się muzyka piszczałek i na brzegu pojawił się król
Minos. Twarz okrywała mu bycza maska ze złotymi rogami.

Po kolei wprowadzano zwierzęta do morza i polewano ich czoła wodą. Gdy to już się stało, prowadzono
byki przed króla, który dotykał ich nozdrzy podwójnym toporem. Następnie przypędzano je przed wóz
Wielkiej Kapłanki. Po wymówieniu zaklęcia bykom nakładano na karki girlandy uwite ze świeżych
kwiatów. Szeregiem, w ciszy przerywanej tylko zduszonym porykiwaniem, znikały za skalnymi załomami,
pędzone ku świątyni i świątynnym ogrodom.

Rok będzie pomyślny, a żniwa obfite.

Nie czeka nas najazd z morza, wichura, susza ani ulewy.

Zła góra nie zatrzęsie ziemią i nie posypie nam głów ognistym deszczem.

Kłosy jęczmienia będą pełne ziarna, a winne grona słodkiego soku.

Każda sieć wypełni się rybami.

Tak pogadywali między sobą ludzie, rozchodząc się do domów i obozowisk. Okazało się, że wszystko było
bardzo ważne — i to, którą nogą byki wychodziły z wody, i to, czy stały nieruchomo przy dotknięciu
toporem, i to, czy broniły się przed ozdobieniem karku plecionką z kwiatów.

Król Minos wywodzi swój ród od wielkiego byka, którego fale przyniosły na brzeg wyspy. Odtąd

każdy władca uważa byki za zwierzęta wróżebne i święte.

Tu pan Dedal westchnął głęboko.

To, co się stanie, ma świadczyć, że opiekunowie kró-

background image

56

lewskiego rodu otaczają mieszkańców Krety swoją łaską. Nigdy nie pochwalałem tej uroczystości. A Ikar,
mój niemądry syn, jeszcze niedawno błagał mnie, żebym mu pozwolił stanąć na arenie. Łatwiej zobaczyć
ośmiornicę pod drzewem sykomory niż spotkać mądrego nastolatka.

Po niebie płynie już wąska łódeczka księżyca pośród gwiezdnego migotania, gdy Ikar wszeptuje w
Pawiowe ucho ostatnie nowiny:

— Wiem, że poświęcono czoła wybranych przed spożyciem wieczornego posiłku. Pilnują ich straże, bo od
tej chwili nie wolno im spotykać się ze zwykłymi ludźmi. Przepędzono mnie, ale uciekłem ścigającym.
Chyba nie zasnę tej nocy.

Paweł też nie zaśnie. Na próżno przewraca się z boku na bok, rośnie w nim lęk. Co się stanie z Karoliną?
Czy będzie można jej pomóc w niebezpieczeństwie? Czy uda się im wspólnie odnaleźć powrotną drogę?

Wymyka się z ciemnego domostwa i w nikłym świeceniu księżyca biegnie nad morze, do tej samej
zatoczki, gdzie kolce jeżowca zraniły Karolinę.

Morze jest tak gładkie, jakby na jego wody rozlano przejrzystą oliwę, wygląda jak olbrzymie lustro. Gdyby
nie dalekie pohukiwanie sowy, Pawiowi wydawałoby się, że na całym świecie nie ma nikogo poza nim
samym. Trochę się boi tej ciszy i samotności, wolałby mieć kogoś obok siebie.

Jak dziwnie układają się księżycowe promienie w lustrze śpiącej wody. Obraz jest wyraźny, kolory
przenikają się wzajemnie, drgają i pulsują. To nie może być przypadek. To musi być...

Niczym lunatyk prowadzony srebrnym świeceniem, Pa-

57

>Jt

weł powoli wchodzi w wody zatoczki. Porusza się ostrożnie, by nie zamącić migoczącego wzoru. To na
pewno jest to, na co czekał.

I już jest przed telewizorem, zza okna pada światło latarni. Na stole leżą jeszcze książki wyjęte z regału
przez Karolinę i otwarte pudło ze „Skrzydłami czasu". Za tamtymi drzwiami śpią rodzice, a tu, zaraz obok,
Małgosia z Jasiem; któreś z nich coś mówi półgłośno przez sen, ale nie można odróżnić słów.

Wrócił. Jest w domu. Udało się.

Nim Paweł zdąży się ucieszyć, nagle przypomina mu się Karolina pozostawiona w dalekim czasie i cała
radość ulatuje bez śladu. To nieważne, że jej się przewróciło w głowie i jest przekonana, że da sobie
doskonale radę. To nie ma znaczenia, że uważa Pawła za durnego małolata, który nie ma o niczym
pojęcia. Nie może zostawić jej samej. Nie wolno mu tego zrobić. Może Paweł rzeczywiście niewiele wie i
potrafi, ale mimo to powinni być razem aż do końca.

background image

Już trzyma joystick i szepcze:

Pomóż mi. Chcę wrócić tam, skąd przybyłem.

Woda zatoczki śpi srebrna i nieruchoma, obraz, wyczarowany księżycowym światłem, zniknął, jakby go
nigdy nie było. Sowa pohukuje dalej. W przyświątynnym ogrodzie zaczyna wyć pies, od tego wycia ciarki
chodzą po plecach. Tak wyją wilkołaki, ruszając na nocny żer.

Wschód słońca zastaje Pawła śpiącego na nadmorskich kamieniach.

Gdzie się podziewasz? — Ikar potrząsa go za ramię.

58

— Szukałem cię wszędzie. Już myśleliśmy, że coś ci się stało. Wstawaj, bo będziemy mieli miejsca na
samej górze.

Wystrojone odświętnie gromady ciągną na plac za świątynią. Nie dla wszystkich wystarczy miejsca, wejdą
tylko ci, którzy okażą gliniane tabliczki opatrzone królewskim znakiem. Ci, których strażnicy odpędzają,
kłócą się zawzięcie, niektórzy nawet płaczą i zaklinają zbrojnych, by okazali zrozumienie i litość.

Paweł idzie jak na ścięcie. Czy naprawdę był dzisiejszej nocy w domu? A może to tylko sen? Przecież
pamięta dobrze i ekran telewizora, i kształt joysticka w dłoni, senne mamrotanie z pokoju bliźniaków i
spokojne oddechy zza drzwi pokoju rodziców. Swoje postanowienie też bardzo dobrze pamięta: Chcę
wrócić, bo nie mogę zostawić samej Karoliny. Tak właśnie powiedział: „chcę wrócić".

No i jest tutaj w dniu Wielkiego Święta. Pewnie, że wolałby pozostać w domu, ale musiał tak postąpić. I
nic go nie obchodzi, czy to ma sens. Jeżeli się musi wypić gorzkie, paskudne lekarstwo, to się wypija i
koniec.

Koralowy piasek na arenie przytrząśnięto zielenią i płatkami kwiatów. Widzowie przekrzykują się z rzędu
do rzędu, podają sobie górą dzbanki z winnym moszczem i źródlaną wodą. Jest jeszcze bardzo wcześnie,
niektórzy ludzie okrywają plecy owczymi skórami, dokucza im poranny chłód.

Wielkiej Kapłance towarzyszy prawie tak liczny orszak jak królowi Minosowi. Modły są długie, przywołuje
się imiona bogów nieba, ziemi, morza i krainy zmarłych. Błogosławi cztery strony świata. Składa krwawą
ofiarę. To król podnosi podwójny topór nad karkiem ofiarnego zwierzęcia.

59

Ludzie wstrzymują oddechy. Każde słowo jest ważne i każdy ruch.

Wreszcie oba orszaki opuszczają arenę, na środku pozostaje plama krwi po złożonej ofierze. Wybiegają
dziewczęta z naręczami świeżej zieleni i zasypują to miejsce grubym dywanem liści i kwietnych płatków.

background image

Król Minos, z byczą maską okrywającą twarz, podnosi się i daje znak. Odzywają się piszczałki bezładnym,
rozdzierającym uszy zgiełkiem.

Pięć byków z nisko opuszczonymi łbami wkracza na arenę. Zatrzymują się, jakby na coś czekały.

I już pojawia się dziesiątka wybranych, pięć dziewcząt i pięciu chłopców, błyszczących kosztownymi
naszyjnikami i przepaskami we włosach.

Nie ma między nimi Karoliny.

Patrz!

O, Boże!

Patrz, mały!

Zaczyna się dziwny taniec, trudno jest pochwycić wzrokiem ruchy tancerzy. Spłoszone byki coraz niżej
pochylają łby, grzebią racicami, odrzucając wysoko gałązki i kwiaty. Wić koziego krzewu spada Pawiowi
na kolana.

Pierwszy chłopak decyduje się na skok. Już stoi na grzbiecie ogromnego zwierzęcia, w okamgnieniu
wygina się mostkiem do tylu i pozostaje tak wygięty, podczas gdy byk ciężkim cwałem obiega arenę. Nie
utrzyma się. Spadnie.

Nie spadł, ale zeskoczył prosto przed nastawione rogi drugiego byka. Paweł nie będzie patrzył. Nie może.
To

60

straszne. Czemu nikt nie krzyczy, nie odgania zwierzęcia przyciskającego ciało rogami, nie ratuje
chłopaka?

Pomóżcie mu!

Milcz, cudzoziemcze. Co się stało, stało się z wyroku bogów.

On zginie!

Bogowie wybrali go na ofiarę. Nam, ludziom, nie wolno krzyżować ich woli.

Uspokój się, mały—doradza Ikar. — Przecież umyślnie przybyłeś na wyspę, by to zobaczyć.

Wcale nie myślałem...

—Więc myśl teraz. Zresztą możesz wyjść. Stu ludzi czeka na twoje miejsce.

Trudno patrzeć, ale i trudno nie patrzeć. Tancerze zdają się nie dotykać ziemi, kiedy okrążają rozjuszone

background image

zwierzęta, zadające na ślepo pchnięcia rogami. Nie sposób wychwycić moment, kiedy opierając się
dłońmi na szerokim, byczym czole, zakreślają ciałem łuk i lądują na czarnym jak noc grzbiecie.
Rozgniewany buhaj próbuje strząsnąć z grzbietu intruza, podrzuca tył ciała w górę, wierzga tylnymi
nogami, skręca ostro szyję, próbując chociaż końcem rogów zaczepić to dziwne stworzenie ośmielające
się na taką zuchwałość.

Całą uwagę Paweł skupia na szczuplutkiej dziewczynce, która już kilkakrotnie przewinęła się zręcznie jak
wąż między ostrymi rogami. Ani razu nie potknęła się, nie upadła, jej skóra nie nosiła najlżejszego nawet
draśnięcia. Widocznie wierzyła w swoje szczęście — na byczym cielsku, miotającym się w prawo i lewo w
podrzutach nóg zbrojnych

ostrymi racicami, spokojnie, nawet radośnie, wykonywała wyuczone figury, stójkę na rękach, mostek do
tyłu, przewrót na szyję szalejącego zwierzęcia. Była lekka jak motyl, jak piórko, jak listek.

— To Myrto, córka Melanto — Ikar pochylił się do przodu, by lepiej widzieć. — Jej zręczność i odwaga
godna jest wieńca.

Nagle widzowie jęknęli jednym wspólnym jęknięciem. Mała Myrto zsunęła się po czarnym boku prosto
pod racice. Została uderzona tylko raz i znieruchomiała na zielonym dywanie wyściełającym arenę. Byk
poszarżował na chłopca biorącego właśnie rozbieg do skoku, uderzył szeroką tarczą czoła.

Zmęczone zwierzęta łatwo dały się zegnać z areny. Zniesiono rannych, wyniesiono martwych. Z ławy do
ławy podawano sobie wiadomość, że mała Myrto żyje, ma połamane żebra.

Nowe zwierzęta kręciły się niespokojnie po arenie, nowa dziesiątka wybranych zaczęła swój pokaz. Nie
było między nimi Karoliny. Jak to dobrze, że wycofała się w ostatniej chwili. W pierwszej dziesiątce
występujących jeden zginął, inni byli ranni. Wreszcie Karolinie spracowało się, na co się naraża, i bardzo
dobrze, że naszło jej trochę oleju do łepetyny, jak mawia dziadek. Jeżeli Karolina nie pokaże się na arenie,
wszystko w porządku.

Dlaczego tym spokojnym ludziom łowiącym ryby, pasącym owce, okopującym krzewy winorośli podoba
się takie krwawe, okrutne widowisko? Przecież znają te dziewczyny i chłopaków, wszyscy na wyspie są
jakoś ze sobą spokrew-

63

nieni, a patrzą spokojnie, jak ranią ich bycze rogi, tratują bycze racice, przyciskają do ziemi bycze czoła.
Coś takiego powinno być zabronione. Król Minos jest paskudny i Wielka Kapłanka jest paskudną
wiedźmą. Nawet mądry pan Dedal i jego syn Ikar są paskudni, bo rozsiedli się wygodnie i patrzą bez
drgnienia powieki na to, co się dzieje na arenie.

background image

Paweł odwraca twarz, nie chce patrzeć, nie chce widzieć, ma dosyć. Woli śledzić podróż obłoków po
niebie, stado skalnych gołębi krążących w przestworzu, ledwo widoczną smugę dymu z wulkanu na
samotnej wysepce.

Odwraca się jednak na każdy jęk przebiegający ławy, by zobaczyć kolejne ciało przygważdżane rogami do
areny albo tratowane racicami. Najchętniej by uciekł, ale jak się przepchać przez tłum widzów
stłoczonych niczym ryby w saku?

Znowu zganiają byki, wynoszą martwych i rannych. Ktoś za plecami Pawła mówi:

Tego roku Wielka Bogini wzięła sobie bogatą ofiarę.

Czy to znaczy, że te dziewczyny i ci chłopcy są ofiarami

dla bogini, opiekunki wyspy? Rany! W co się wpakowała Karolina, kiedy przyłączyła się do wybranych!?
Pewnie chciała się popisać tymi swoimi wygibasami, ale nie zastanowiła się ani przez moment, jak to się
może skończyć. W ostatniej chwili zrozumiała i wycofała się.

Karolina!!!

Karo!!!

Patrzcie, cudzoziemka z domu czcigodnego Dedala!

Najlepsza z wybranych!

Czy słyszeliście, że sama się ofiarowała?

Bo naprawdę Karolina jest na środku areny. Wydaje się

64

nieduża, mała jak krasnal, kiedy stoi w pustce otoczonej zewsząd koliskiem ław, nabitych, głowa przy
głowie, widzami. Jest zupełnie sama, kiedy zwraca twarz do wejścia, z którego powinien ukazać się byk.

Byk też jest tylko jeden, ale ogromny, największy ze wszystkich, przybrany wieńcami, ze złotym
amuletem na czole.

Nie!!! — krzyczy Paweł, ale ten krzyk brzmi wątło i śmiesznie. Ikar kładzie mu dłoń na ustach.

Za późno. Zamilcz.

Już Karolina jest na byczym grzbiecie. Zeskakuje. Okrąża tanecznie wielkie, czarne cielsko, błyskawicznie
chwyta oburącz rogi i przewija się przez wielki łeb. Zeskok i powtórny taniec. Tym razem przeskakuje
zwierzę, jakby to była najzwyczajniej sza treningowa skrzynia. Widzowie wstrzymują oddech.

Spokojny i nieruchawy dotąd byk ma już dosyć tych chwytów i skoków. Rusza ciężkim cwałem, na
końcach rogów błyszczy w słońcu spiż. Karolina odskakuje, byk z rozpędu biegnie dalej i zatrzymuje się

background image

dopiero przed murkiem osłaniającym ławy. Jest tak blisko, że Paweł czuje na skórze jego gorący oddech.

Karolina zbliża się z boku, trochę jak skradający się kot, uważna i skupiona. Ale i byk wyczuwa jej
obecność, aż trudno uwierzyć, że takie ciężkie, ogromne cielsko potrafi tak szybko się obrócić. Szarżuje i
Karolina musi uciekać, byk jest zbyt blisko, by mogła ryzykować skok.

Mija dłuższa chwila, nim zwierzę zaprzestaje pościgu, i Karolina znowu jest na jego grzbiecie. Mimo kilku
potęż-

66

nych wierzgnięć udaje jej się utrzymać równowagę. Sam król Minos wstaje ze swojego miejsca i wychyla
się, by lepiej widzieć to, co się dzieje na arenie. Księżniczka Ariadna wymachuje czerwonym szalem,
krzyczeć ani klaskać nie wolno.

Gdy Karolina zeskakuje, byk znowu przypuszcza atak. Nie gna już na oślep, ale sprytnie i przebiegle czeka
na zbliżenie, chce jednym pchnięciem rogów, jednym ciosem racicy zgładzić dręczące go stworzenie.

Czy długo jeszcze? — szepcze Paweł zdrętwiałymi wargami.

Aż się przesypie piasek w klepsydrze Wielkiej Kapłanki — odszeptuje Ikar. — Prędzej nie.

Skąd można wiedzieć, kiedy przesypie się ten piasek? Przecież Karolina jest bardzo zmęczona, pot
skapuje jej z czoła, urwany oddech miesza się z byczym sapaniem, już się potknęła raz i drugi. Przecież
może uciec z areny, jest niedaleko wyjścia, dlaczego tego nie robi? Pokazała już, co potrafi, i wystarczy.

Uważaj! — woła Paweł.

Ostrza rogów o cal mijają plecy Karoliny. Teraz ucieka zakosami, a byk podąża jej śladem, zmuszając do
ciągłego biegu, bez odpoczynku. Księżniczka Ariadna przestaje powiewać czerwonym szalem, zakrywa
twarz dłońmi. Król Minos siada, bycza maska upodabnia go do szamana z afrykańskiej dżungli,
widzianego przez Pawła w jakimś podróżniczym filmie.

Jeżeli Karolina nie ucieknie, zginie w tym pojedynku z wielkim zwierzęciem. Może ci wszyscy widzowie,
księż-

67

niczka Ariadna, Wielka Kapłanka, król Minos, a nawet mądry pan Dedal i jego syn Ikar chcą, żeby tak się
stało, ale Paweł na to nie pozwoli.

Chyba nie zdążą go zatrzymać, kiedy skoczy na arenę, nie spodziewają się, że ktoś mógłby to zrobić.
Teraz. Już.

Czemu ci ludzie tak wrzeszczą? Kiedy dwoje ucieka przed bykiem, zwierzę się gubi, nie wie, kogo ma

background image

ścigać. Galopuje to tu, to tam, sapie, podrzuca łbem, ryczy.

Podmuch wiatru przynosi na arenę czerwony szal Ariadny. Jest jak na prawdziwej corridzie, kiedy Paweł
powiewa barwnym płatem materiału. Ziemia grzmi pod byczymi kopytami, nie pomylić się, uskoczyć z
linii ataku. Gdzie jest Karolina? Dobrze, ma czas, żeby się przygotować i odpocząć przez okamgnienie. Czy
Paweł się boi? Boi się, nawet bardzo, ale zostanie tutaj do końca, bez względu na to, co będzie.

Wreszcie pojawiają się ludzie, którzy wyprowadzają rozwścieczone zwierzę, widocznie wyznaczony czas
dobiegł końca. Karolina nie dostanie złotego wieńca, bo w tym pojedynku nie ma ani zwycięzcy, ani
zwyciężonego. Wielka Kapłanka żąda od króla Minosa:

Panie, ukarz zuchwalca, który świętokradczo zakłócił przebieg obrzędu ku czci Bogini.

Król Minos macha ręką, jakby się opędzał od utrapionej muchy:

Bogini powinna być rada, bo wiele krwi przelano dzisiaj ku jej czci. Ale jeśli popełnił

świętokradztwo, zostanie ukarany. Brać go!

Nim strażnicy powloką Pawła, Karolina zdąży szepnąć:

68

Jesteś super, Paweł. Naprawdę super.

Na co można odpowiedzieć:

Głupstwo. Nie ma o czym gadać.

Cela w podziemiach pałacu jest maleńka, zupełnie ciemna, ciasna i duszna. Żadna przyjemność siedzieć w
mroku i rozpamiętywać to, co działo się na arenie. Paweł mógłby narysować ciemny kształt byczego
cielska i postacie dziewcząt i chłopaków przewijające się łukiem między strasznymi rogami. I Karolinę na
arenie, małą i zagubioną, w ogóle niepodobną do tej Karoliny, którą znał dotąd.

Siebie na arenie nie potrafiłby narysować. Właściwie jeszcze i teraz trudno mu było uwierzyć, że się
odważył skoczyć, ale się odważył i to tylko się liczyło. Jak się dobrze zastanowić, to tę decyzję podjął,
kiedy stał przed telewizorem w uśpionym domu mówiąc: „chcę wrócić tam, skąd przyszedłem".

Woli się nie zastanawiać, co się z nim stanie. Wie, że na Krecie łatwo przelewa się krew. Może na ten los
skazały go „Skrzydła czasu", kiedy wzgardził powrotem do domu? Ale musiał wrócić. Naprawdę musiał.
Nawet czarodziejskie moce powinny to zrozumieć.

Chyba wszyscy zapomnieli o nim. Przez grube mury niewyraźnie słychać flety, piszczałki i dudnienie

background image

bębenków, śmiechy i wołania. W pałacu, miasteczkach, pasterskich szałasach i rybackich chatkach tego
wieczora zasiada się do suto zastawionych stołów, wylewając z każdego kubka wina kilka kropel na ofiarę
dla wielkich bogów.

Niemożliwe, by Karolina pozostawiła go własnemu losowi. On, Paweł, by jej nie pozostawił samotnej w
dusznej

70

ciemności. Powiedziała: „Jesteś super". Czy sądzi, że to wystarczy?

Muzyka, gwar, śmiech nie milkną. Nie wiadomo, czy to już noc. W kącie chrobocze mysz.

Ciii...

Paweł poznaje po głosie księżniczkę Ariadnę, która bezszelestnie stąpając bosymi stopami, pojawiła się w
mroku jak duch.

Kiedy odejdę, odczekaj chwilę i idź. Strażnicy piją wino, nie pochwycą cię.

Dziękuję. Już się bałem...

Czego może się bać chłopiec o sercu lwa? Weź ten motek nici. Zaprowadzi cię prosto do wyjścia.

Ikar i Karo czekają na ciebie nad morzem.

Ariadna miała bardzo dobry pomysł z tą nicią, której koniec uwiązała przy wyjściu. Gdyby nie to, Paweł
nigdy nie wydostałby się z gmatwaniny korytarzy. Pewnie dlatego mówi się „iść jak po sznurku".

Prześlizguje się obok strażników, unikając plam księżycowego światła. Muzyka w pałacu rozbrzmiewa
dalej, król Minos ucztą czci dzień Wielkiego Święta. Teraz można już biec, nie ukrywając się i nie klucząc.

Paweł! Jesteś? Żywy i cały?

Paweł nie znosi beczenia, ale jest mu miło, że Karolina popłakuje, chyba martwiła się o niego tak, jak on
się martwił o nią. Bez sprzeciwu daje się ściskać i całować, dziewczyny lubią takie rzeczy, chociaż to wcale
niepotrzebne nikomu do szczęścia.

Nie myślałam, że jesteś taki.

71

Jaki?

Odważny. Mądry.

A gdyby jej jeszcze opowiedzieć, że był już w domu i wrócił, żeby być z nią razem? E, po co? Żeby jeszcze

background image

głośniej beczała?

Chciałbym was zatrzymać na Krecie — odzywa się milczący dotąd Ikar. — Bardzo bym chciał,

żebyście zostali, ale grozi wam niebezpieczeństwo. Wielka Kapłanka jest mściwa. Musicie uciekać.

Jak? Ze wszystkich stron morze, nie jesteśmy ptakami ani rybami.

Ojciec nie skończył nawet pierwszej pary skrzydeł, więc nie odlecicie jak ptaki. W zatoczce czeka

łódź. Przecież przypłynęliście na Kretę, umiecie wiosłować i stawiać żagiel.

My wcale nie... — zaczyna Karolina, ale to jest niepotrzebne tłumaczenie, którego Ikar nigdy nie

zrozumie.

Damy sobie radę — zapewnia Paweł. — Dziękujemy ci, Ikarze. Będę o tobie pamiętał. I o twoim

tacie też.

Przepraszam — dodaje Karolina. — Wydawało mi się, że to będzie fajny ubaw, takie tańce z

bykami. Narobiłam wam wszystkim niewąskich kłopotów i zmartwień. Łyso mi.

Bogowie trzymają na kolanach nasze losy — poważnie to powiedział, nawet bardzo poważnie. —

Czas się żegnać. Czy mogę cię, Karo, pocałować, nim odpłyniesz?

Pawła, na szczęście, całować nie chce, ściska mu tylko mocno rękę.

Pewnie będą o tobie śpiewali pieśni, mały. Może król

72

Minos rozkaże malarzom uwiecznić na ścianach swoich komnat, jak zwodzisz rozhukanego byka
czerwonym szalem? Kto wie?

Wiosłują oboje, Paweł jednym wiosłem, Karolina drugim. Mija sporo czasu, nim udaje się zegrać
zanurzenia wioseł w wodzie i łódź przestaje się kręcić w kółko. Płyną po ścieżce z księżycowego blasku po
uśpionym, spokojnym morzu.

Dokąd płyniemy?

Nie wiem.

Odczarujemy się?

Nie wiem.

Mówiłeś prawdę o tej grze, a ja nie wierzyłam.

Teraz wiesz, jak jest.

Ja się strasznie bałam, Paweł. I teraz też się boję.

background image

Jakoś będzie. Nie bój się.

Jak będzie?

Nie wiem.

Gdy wypłynęli zza skalnego cypla, ujrzeli górę osnutą dymem na zagubionej w morzu wyspie. Jeszcze nie
wzeszło słońce i w mroku wyraźnie widać było ognistą koronę nad kraterem.

To jest wulkan.

Widzę. Ale go nie ma w podręczniku do geografii. Jest Wezuwiusz, Etna i Hekla na Islandii. Tego

wulkanu nie ma.

Płyniemy do niego?

Wszystko jedno. Możemy płynąć, jak chcesz.

Spokojne dotąd morze zaczęło się marszczyć krótkimi,

73

ostrymi falami. Wschodzące słońce nie gasiło blasku ognistej korony nad kraterem. Dał się słyszeć
dziwny, stłumiony odgłos, jakby jakiś olbrzym głęboko westchnął gdzieś we wnętrzu ziemi.

Co to było?

Nie wiem.

Z głośnym skwirem przeleciało nad łodzią stado biało-skrzydłych mew.

Wracajmy. Boję się.

— Gdzie chcesz wracać? Na Kretę?

Nie przebrzmiały jeszcze ostatnie słowa, gdy ryk morza zmieszał się ze straszliwym wybuchem, jakby sto
burz naraz rozdarło gromami powietrze. Łódka wyskoczyła nad wysokie grzywacze zjeżone grzebieniem
piany i runęła w dół. Fale porwały Pawła i Karolinę, poniosły, pochłonęły.

No i proszę. Stoją sobie jakby nigdy nic przed telewizorem. Na stole bałagan, stosy powyciąganych z
regału książek, ojcowe papiery, różności. Karolina trzyma joystick, ale ekran jest pusty, pudło także
zniknęło bez śladu. Gdzie się podziały ryczące fale, ognista korona nad kraterem, rozbita w drzazgi łódka?

Słabo mi, Paweł.

Usiądź — rozkazuje, jakby to on był starszy i mą

75

background image

drzejszy. — Za chwilę nic nie będziesz pamiętała. Albo będziesz myślała, że ci się to wszystko śniło.

Karolina przewraca zupełnie niepotrzebnie papiery na stole, większego bałaganu już chyba nie zrobi. Po
co przyszła? Aha, po kasety.

Do pokoju wchodzi bezszelestnie kotka Pusia i zaczyna tak witać Pawła, jakby go ze sto lat nie widziała.
Tak, Pusia na pewno wie, skąd Paweł powrócił, i cieszy się, że i tym razem dał sobie radę. A to nie było
łatwe. Słowo honoru. Byłoby się czym pochwalić, tylko nikt nie uwierzy w jego opowieści.

Przeszło ci już?

Co mi miało przejść? — odzywa się swoim zwykłym głosem Karolina. — O co lata?

W porządku. Już wszystko w porządku.

Gdy wreszcie odeszła z odnalezionymi kasetami, Paweł odgrzał sobie ostatnią parówkę, którą podzielił się
sprawiedliwie z Pusią.

Byk Apis był sto razy milszy niż byki z Krety, takie czarne potwory. Karolinie zachciało się

występów i mało brakowało, żeby nigdy nie mogła wrócić do cioci i wujka. Trochę jej pomogłem, wiesz?
A na końcu był wybuch wulkanu i prawie się utopiliśmy.

Pusia mruczy na Pawłowych kolanach, to mruczenie przypuszczalnie znaczy, że wszystko słyszy i rozumie.

Nim zjawia się mama z bliźniakami odebranymi ze szkolnej świetlicy, Paweł przerzuca encyklopedię.
Dedal z Ikarem jednak uciekli z Krety na skrzydłach. Dedal doleciał do Grecji, Ikar spadł do morza i utonął.
Biedny Ikar.

76

W ruinach pałacu króla Minosa w Knossos są niezwykle ciekawe freski przedstawiające byki i tancerzy.
Oznaką władzy królewskiej była bycza maska i labrys, podwójny topór. Kreteńczycy, mimo bardzo
wysokiej kultury materialnej, chyba nie znali pisma, spory wokół dysku z Faj-stos i tak zwanego pisma
linearnego wciąż trwają.

Wulkan nazywał się Santoryn. Jego wybuch, około roku 1500 przed Chrystusem, zatopił nie tylko wyspę,
na której się znajdował, ale i część Krety, niszcząc potęgę tego kraju. Pyły i gazy wybuchu pogrążyły na
kilka dni w ciemności nie tylko wybrzeża Azji Przedniej, ale także i Egipt — stąd się wzięła legenda o
egipskich ciemnościach, znana z Biblii. Być może baśń o zatopionej w morzu wyspie Atlantydzie ma także
związek z erupcją wulkanu na wyspie Santoryn.

Tyle się Paweł dowiedział z encyklopedii, ale nic tam nie napisali ani o radości, ani o strachu, o drzewach
oliwnych, winorośli, rybackich łodziach, statkach pod białymi żaglami, pałacu o pomalowanych
szkarłatem kolumnach. O Wielkiej Kapłance ze spiczastym nosem, bykach poświęcanych morską wodą, o
dziewczynach i chłopakach, zamkniętych za świątynnym murem w oczekiwaniu na dzień święta.

background image

Z przyjściem mamy zaczęły się zwyczajne pretensje:

— Co ci przyszło do głowy, żeby się tak obrzydliwie ob-smyczyć? Dałabym ci pieniądze na fryzjera, co to
za pomysły, żeby się strzyc samemu!

Rzeczywiście, strzyżenie wielkimi nożycami, przeznaczonymi do ścinania owczego runa, nie było zbyt
udane. Krzywo przycięte kosmyki sterczały okropnie i, co gorsza, z jednej strony były wyraźnie krótsze niż
z drugiej.

77

p

Trzeba ci chyba będzie kupować buty z żelaza. Proszę bardzo, prawie nowe adidasy już zupełnie

zniszczone. Gdzie ty łazisz w nich, chłopaku? Wygląda na to, że razem z panem Kamińskim przechodziłeś
przez biegun południowy.

Biegun południowy to nie był, ale Kreta jest naprawdę bardzo skalista.

Potem było już zupełnie zwyczajnie. Pan fryzjer uporządkował fryzurę, spsikując na końcu Pawła jakimiś
perfumami, które bardzo nie podobały się Pusi — odwracała się, marszcząc z obrzydzeniem nosek. Buty
kupiono mu solidne, z wysoką cholewką, zapinane na rzepy.

No, tych już tak prędko nie złachasz.

Wyprawa na Kretę powoli odchodziła w niepamięć, chociaż dla wtajemniczonych pozostało po niej coś
ważnego.

Nadziwić się nie mogę — ciocia Janka zamieszała tak energicznie łyżeczką, aż zazgrzytała o dno

filiżanki. — Co się stało, że Karolina ni z tego, ni z owego zmieniła swój stosunek do Pawła? Ciągle
opowiada, jaki jest odważny, rozsądny, odpowiedzialny, a jeszcze niedawno uważała go za zupełnego
smarkacza. Czym jej zaimponował?

Pawełek ma dużo zalet — mama przy ludziach miała zwyczaj chwalić Pawła, chociaż na co dzień

nie szczędziła mu raczej nieprzyjemnych uwag. — Było mi przykro, że Karolinka traktuje go z takim
lekceważeniem. Bądź co bądź są ciotecznym rodzeństwem.

Karolina chce go osobiście zaprosić na trójmecz gimnastyczny. Nie przez telefon, ale właśnie

osobiście. Bardzo jej na tym zależy.

78

r

Myślę, że Paweł się ucieszy z tego zaproszenia. A szczególnie, kiedy to będzie osobiste

background image

zaproszenie Karoliny — podkreśliła mama. — Dorastają te nasze dzieciaki i nic dziwnego, że im wreszcie
mijają głupie grymasy i fochy.

Miau! — dokończyła Pusia, wskakując na stół i ocierając się o ramię mamy. Można przypuszczać,

że dała do zrozumienia, że wie, iż wcale nie chodzi o dorastanie. Tylko o to, że nawet podczas
czarodziejskiej wyprawy w przeszłość liczy się odwaga i odpowiedzialność.

Pusia to bardzo mądra kotka.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nowacka Ewa Jak okiełznac wronego rumaka
Nowacka Ewa Może nie może tak
Nowacka Ewa W czepku urodzony
PLACEK Z RABARBAREM I KRUSZONKÄ„, ciasta i ciasteczka Ewa Wachowicz
Pewność, Ewa Lipska - poezja
opracowanie na nowacka- na zerówkę i egzamin, PWSZ Kalisz
Maćkowiak Ewa - Ćwiczenia z Czakrami, aura, czakry,bioterapia
3 Bit, EWA WACHOWICZ - Przepisy
BABKA KOKOSOWA, ciasta i ciasteczka Ewa Wachowicz
Projekt 2 - Ewa Litwinek, Akademia Górniczo - Hutnicza, Technologia Chemiczna, Studia stacjonarne I
systemy konspekt Ewa Dadacz, systemy klasa II
Ewa Stemposz Sprawdzian 2
Recenzje artykułow, matma 2, Ewa Flaga EE i A, II rok
Ewa Stemposz Sprawdzian 3
srodowisko, Ewa Siodłowska
sprawozdanie XII 2007, sprawozdanie z dzialania zespolu klasowego I sem 2007-2008, Ewa Dadacz
Kremówka kokosowa - Ewy Wachowicz(1), Ewa Wachowicz - przepisy, Ewa Wachowicz, Ciasta Ewy Wachowicz

więcej podobnych podstron