Pora na
romans
Debbie Macomber
Tytuł oryginału: Ready For Romance
Przekład: Ludwik Stawowy
PROLOG
Jessica Kellerman rozejrzała się na wszystkie strony i przemknęła za róg gara-
żu Drydenów. Przyciśnięta do ściany, posuwała się ostrożnie, maleńkimi kroczka-
mi. Absolutnie nikt nie powinien jej zobaczyć.
Samochód Evana, modne sportowe auto, stał przed garażem i było go widać z
okien domu. Musiała zrobić to szybko.
Przykucnęła przy bocznym lusterku, wyjęła z kieszeni jaskrawoczerwoną
szminkę i grubo pomalowała sobie wargi. Przetarła lusterko białą chusteczką i po-
całowała je kilkakrotnie. Na szkle pozostały wyraźne czerwone ślady ust.
Jessica westchnęła z zadowoleniem, ostrożnie otworzyła drzwi samochodu i
wczołgała się na przednie siedzenie po stronie kierowcy. Tutaj też było lusterko.
Serce jej waliło nie tylko ze strachu, że zostanie zauważona. Jej serce miało skłon-
ność do przyspieszania, kiedy tylko pomyślała o Evanie.
W całym Bostonie nie było mężczyzny, który mógłby się równać z Evanem
Drydenem. I pomyśleć, że przez te wszystkie lata mieszkała po sąsiedzku, a do-
piero niedawno zauważyła, jaki jest wspaniały! Dla Jessiki Evan był najprzystoj-
niejszym mężczyzną na świecie.
Dokładnie pamiętała moment, kiedy odkryła swoje przeznaczenie. Od tamtej
chwili nie była już sobą.
Szepczące Wierzby, posiadłość Drydenów, sąsiadowały z posesją jej rodzi-
ców. Jessica często przesiadywała na potężnym dębie, obserwując synów sąsiadów.
Damian studiował prawo, Evan chodził do college'u. Dla Jessiki, która jako jedy-
naczka była skazana na wymyślanie sobie własnych rozrywek, obserwowanie braci
Drydenów stało się wspaniałą zabawą.
Gdy pewnego dnia jak zwykle siedziała na dębie, nad staw tuż obok przyszedł
Evan, stanął na kładce i zaczaj wrzucać kamyki do wody. Choć był do niej odwró-
cony plecami, Jessica wstrzymała oddech, zastanawiając się, czy ją zauważył,
ukrytą wśród gęstych liści.
Widocznie coś usłyszał, bo odwrócił się gwałtownie i wlepił wzrok w drzewo.
– Jessica?
Nie miała odwagi poruszyć się ani zaczerpnąć powietrza.
Spojrzał w górę i słońce oświetliło jego przystojną twarz. Właśnie wtedy
Jessica zrozumiała, że Evan nie jest takim sobie zwyczajnym chłopcem. Był piękny
jak Apollo. Doskonały pod każdym względem.
Od tej chwili zaczęły się jej marzenia. Cudowne marzenia o Evanie zakocha-
nym w niej po uszy. O ich małżeństwie, o dzieciach. Wydawało się to takie... takie
oczywiste, dobre. Tydzień później miała już pewność, że los ich zetknął, że są
stworzeni dla siebie. Był tylko jeden problem – żeby i Evan dokonał tego odkrycia.
Jessica niedawno skończyła czternaście lat, a Evan był dużo starszy. O całe
sześć lat. Ponieważ jednak wcale się nią nie interesował, równie dobrze mogło to
być i sto lat.
Właśnie wtedy postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Była przecież dziew-
czyną światową, która wie, czego chce, i stara się to uzyskać. Tym razem miał to
być Evan Dryden.
Szybko przekonała się, że nie jest tak odważna, jak by chciała. Telefonowała
do niego co najmniej dziesięć razy i gdy podnosił słuchawkę, zawsze brakowało jej
odwagi, by w ogóle się odezwać, a co dopiero wyznać swą nieustającą miłość. Po
każdym takim telefonie wpadała w coraz większą frustrację.
Ponieważ zawsze potrafiła ładnie pisać, zaczęła układać liściki do Evana, wy-
rażając w nich swoje oddanie. Jeden pozwoliła nawet przeczytać najlepszej przyja-
ciółce, a ta oznajmiła, że tak pięknego listu miłosnego jeszcze nigdy nie czytała.
Niestety, Jessica nie odważyła się na podpisywanie swych listów.
Była pewna, że jej najnowszy pomysł, całowanie lusterek samochodu, da naj-
lepszy rezultat. Evan domyśli się, że to Jessica, przyjdzie wreszcie po nią i pojadą
jego sportowym autem ku zachodzącemu słońcu.
Pokryła wargi świeżą warstwą jaskrawej czerwieni i właśnie miała zacząć ca-
łować wewnętrzne lusterko, kiedy ktoś nagle otworzył drzwi samochodu.
–A więc to ty!
Serce podskoczyło jej do gardła. Powoli podniosła oczy i zobaczyła Damiana
Drydena. Był wyższy od młodszego brata, opalony i na swój sposób przystojny.
Jessica była pewna, że nadejdzie dzień, kiedy jakaś dziewczyna pokocha go tak
mocno jak ona Evana.
– Cześć – powiedziała, jakby nie było w tym nic niezwykłego, że siedzi w
samochodzie jego brata i całuje lusterka.
– Założę się, że to ty dzwonisz w nocy co godzina.
– Nigdy nie dzwoniłam po dziesiątej – zaprzeczyła gwałtownie, po czym zda-
ła sobie sprawę, że właśnie się przyznała. Chyba najlepiej byłoby udawać, że nie
wie, o czym on mówi.
– Karteczki za wycieraczką też były od ciebie, prawda?
Zaprzeczanie nie miało sensu. Czując się w samochodzie Evana jak w pułap-
ce, obróciła się na siedzeniu i powoli wysiadła.
– Powiesz mu, że to ja?
– Nie wiem. – Damian zamyślił się. – Ile masz łat?
– Czternaście – odparła z dumą. – Wiem, że Evan jest starszy, ale mam na-
dzieję, że zechce poczekać, aż dorosnę, żebyśmy mogli się pobrać.
– Pobrać! – W głosie Damiana zabrzmiała kpina, a Jessica nastroszyła się.
– Poczekaj, aż sam się zakochasz! – wykrzyknęła. – Wtedy się przekonasz,
jak to jest.
– Nie jesteś zakochana w Evanie – powiedział łagodnie. – Jesteś za młoda,
żeby rozumieć te sprawy. Zawróciłaś sobie nim głowę, bo jest starszy i...
– To więcej niż pewne, że kocham Evana! – wybuchnęła.
Wepchnęła szminkę do kieszeni. Nie zamierzała sterczeć tu i pozwalać mu na
kpiny. Miała co prawda tylko czternaście lat, ale posiadała serce dojrzałej kobiety i
podjęła już decyzję. Damian może sobie mówić lub robić co zechce, a ona i tak
pewnego dnia poślubi Evana Drydena.
– Mojego brata na pewno cieszy twoje oddanie.
– No pewnie. Mężczyzna, który się ze mną ożeni, stanie się najszczęśliwszy
na świecie – szarżowała, niewiele się namyślając. Damian roześmiał się.
Jessica już zamierzała darować mu to, co mówił przedtem, ale teraz zmieniła
zdanie. Trzymając się pod boki, przeszyła go wzrokiem z takim oburzeniem, na
jakie tylko było ją stać.
–Możesz być starszy od Evana, ale i tak nic nie wiesz o miłości.
Wyglądał na rozbawionego, a to rozzłościło ją jeszcze bardziej.
– Kiedy kobieta wybierze mężczyznę, nic nie może zmienić jej uczuć. Zdecy-
dowałam się poślubić twojego brata, i cokolwiek byś powiedział lub zrobił, nie
wpłynie to na moją decyzję. Więc szkoda twoich słów. Evan jest moim przezna-
czeniem.
– Jesteś tego pewna?
Był przynajmniej na tyle uprzejmy, że przestał się śmiać.
– Oczywiście – odparła z przeświadczeniem w głosie. – Zapamiętaj moje sło-
wa, Damianie Drydenie. Czas pokaże, że się nie mylę.
– Czy mój brat też może mieć coś do powiedzenia w tej sprawie?
– Naturalnie.
– A co będzie, jeśli zechce się ożenić z kimś innym?
– Nie... nie wiem.
Damian jakby wyczuł, czego obawiała się najbardziej – że Evan ożeni się, za-
nim Jessica zdoła pokazać, co jest warta.
– Jest jeszcze coś, czego nie wzięłaś pod uwagę – dodał.
– Co takiego?
– Że to ja mogę chcieć się z tobą ożenić – uśmiechnął się szeroko Damian.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dla Jessiki Kellerman nadszedł czas rozrachunku. Po raz pierwszy od ośmiu
lat miała stanąć przed braćmi Drydenami. Nie czuła niepokoju na myśl o Evanie.
Przypuszczała, że nawet nie będzie pamiętał, jaka była nieznośna. Chociaż właści-
wie mógłby. Bardziej obawiała się Damiana. To on złapał ją na gorącym uczynku.
On się z niej wyśmiewał i twierdził, że jej uczucie do Evana to przemijający ka-
prys. Teraz była zmuszona przyznać mu rację. Miała nadzieję, że Damian nie bę-
dzie miał ochoty wracać do przeszłości.
Pokonując lęk, Jessica weszła do wysokiego biurowca w najekskluzywniejszej
części śródmieścia Bostonu. Był to nowy budynek, o połyskującej czernią lustrza-
nej fasadzie, wznoszący się na trzydzieści pięter w górę. Firma prawnicza Dryde-
nów należała do najlepszych w mieście.
Pantofelki Jessiki zastukotały na marmurowej posadzce holu. Bywała w tej
części miasta często – uniwersytet leżał w pobliżu dzielnicy biurowej – ale po raz
pierwszy znalazła się w tym imponującym budynku.
Była zdenerwowana, i nie bez powodu. Przecież ostatni raz miała do czynie-
nia z braćmi Drydenami, gdy została przyłapana na całowaniu lusterka samochodu
jednego z nich.
Kiedy wracała myślami do przeszłości, musiała przyznać, że bezustannie do-
starczała rozrywki zarówno braciom, jak i rodzicom – ich i jej. Jednak nie mogłaby
wyprzeć się młodzieńczej miłości. Narażając się na krytykę rodziny, przez całą
szkołę średnią wytrwale starała się pozyskać serce Evana. Dopiero gdy Benny Wil-
cox zaprosił ją na bal maturalny, zauważyła, że są jeszcze inni chłopcy, równie mi-
li, grzeczni, przystojni. Evan był mężczyzną jej marzeń, tym, który rozbudził w niej
poczucie kobiecości. Dla miłości do niego zarezerwowała specjalne miejsce w ser-
cu, lecz z chęcią zapomniałaby, jak mu się naprzykrzała, i wiele by dała, żeby on
też o tym nie pamiętał.
Chociaż Jessica pozwoliła, by jej zauroczenie Evanem łagodnie przeminęło,
ich rodzice ciągle do tego wracali, zwłaszcza Lois i Walter Drydenowie. Uważali,
że jej sposób wyrażania uczuć do Evana był „oryginalny”, i wspominali o tym od
czasu do czasu, wprawiając ją na nowo w zakłopotanie.
Gdy Walter Dryden dowiedział się, że Jessica właśnie ukończyła szkołę biz-
nesu i ma dyplom asystentki prawnej, zaczął nalegać, by podjęła starania o posadę
w firmie należącej do ich rodziny. Początkowo Jessica wzbraniała się, ale o pracę
było wtedy trudno, więc po bezowocnych poszukiwaniach na własną rękę zdecy-
dowała się zapomnieć o dumie i stawić czoło braciom.
Recepcjonistka przywitała ją serdecznym uśmiechem. Jessica odwzajemniła
uśmiech, mając nadzieję, że wygląda na opanowaną i dojrzałą.
–Jestem umówiona z Damianem Drydenem – powiedziała.
Recepcjonistka, kobieta około trzydziestki, o dużych niebieskich oczach i
gładkiej cerze, zerknęła do rejestru spotkań.
–Pani Kellerman?
– Tak.
– Proszę usiąść, powiem panu Drydenowi, że już pani jest.
– Dziękuję.
Jessica usiadła na jednym z miękkich krzeseł i sięgnęła po kolorowy magazyn.
Przed tą rozmową ubrała się szczególnie starannie. Miała na sobie jasnoszary ko-
stium; dwurzędowy żakiet był zapięty na perłowe guziki wielkości srebrnych dola-
rówek, połyskujące ciemnoniebiesko i biało. Na nogach miała szpilki. Spodziewała
się, że wygląda nie tylko na profesjonalistkę, ale także na kobietę o wyrafinowa-
nym smaku. Jej lśniące kasztanowate włosy były ostrzyżone na pazia, co miało po-
głębić to wrażenie. Była już dorosła i Damian powinien o tym wiedzieć.
Nie zdążyła przeczytać nawet spisu treści, kiedy w drzwiach naprzeciwko po-
jawił się starszy z braci Drydenów. Często widywała Damiana z daleka, lecz nie
rozmawiała z nim od miesięcy, a może nawet lat. Zapomniała już, że miał szerokie
ramiona i szczupłe biodra. Pamiętała, jak bardzo lubił grać w piłkę jako chłopiec i
jak skutecznie potrafił zaatakować przeciwnika; równie dobrze umiał przeciwsta-
wiać się trudnościom. Znała go jako człowieka energicznego, pracowitego i ambit-
nego. Kiedy przed trzema laty Walter Dryden przeszedł na emeryturę, Damian
przejął po nim firmę, która specjalizowała się w obsłudze prawnej spółek akcyj-
nych. Pod jego kierownictwem firma kwitła.
– Witaj, Jessico. Cieszę się, że znów cię widzę – odezwał się Damian, idąc ku
niej.
–Ja też się cieszę. – Wstała i podała mu rękę. Był średniego wzrostu, lecz jej
dłoń zginęła w jego dłoniach. Uścisk jego ręki był twardy i silny, taki jak on sam.
– Przyszłam, żeby porozmawiać z tobą o posadzie asystentki prawnej – po-
wiedziała. Czuła, że bezpośredniość zrobi na Damianie najlepsze wrażenie.
–Świetnie. Chodźmy do mojego gabinetu, dobrze?
Uderzyła ją szorstkość jego głębokiego, mocnego głosu, w którym brzmiała
pewność siebie. Nic dziwnego, że Damian należał do najbardziej poszukiwanych
adwokatów w Bostonie.
Gestem zaprosił ją do zajęcia miejsca w fotelu, a sam obszedł szerokie maho-
niowe biurko i usiadł na krześle obitym czarną skórą. Lekko odchylił się do tyłu,
sprawiając wrażenie spokojnego i odprężonego.
Jessica nie dała się oszukać. Nie wierzyła, by Damian potrafił się odprężyć.
Lois, jego matka, często wyrażała niepokój o swego starszego syna, żaląc się, że
Damian za dużo pracuje.
– Dziękuję, że tak szybko znalazłeś czas na rozmowę ze mną – powiedziała,
zakładając nogę na nogę.
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Damian bawił się piórem, obracając je
w dłoniach. – Słyszałem, że niedawno skończyłaś studia.
Jessica skinęła głową.
–Mam stopień naukowy w dziedzinie historii Ameryki.
Pióro przestało się poruszać w dłoniach Damiana, a na jego czole pojawiła się
zmarszczka.
– Niestety, w naszej firmie nie mamy dużego zapotrzebowania na historyków.
– Wiem o tym – powiedziała pospiesznie. – W połowie ostatniego roku do-
szłam do wniosku, że chociaż bardzo lubię historię, nie jestem całkiem pewna, co
chciałabym robić po studiach. Zastanawiałam się, czy nie zostać nauczycielką, a
potem zmieniłam zdanie.
– I teraz chcesz być asystentką prawną?
–Tak. Miałam chłopaka, który studiował prawo; często razem się uczyliśmy, i
wtedy przekonałam się, jak bardzo mi ono odpowiada. Ale zamiast zapisać się na
prawo i poświęcić mu cały swój czas i wszystkie siły, zdecydowałam, że najpierw
powinnam podjąć pracę jako asystentka prawna, żeby się przekonać, czy naprawdę
chciałabym zostać adwokatem. Dlatego poszłam do szkoły biznesu i skończyłam
ją. – Powiedziała to wszystko jednym tchem. – Twój ojciec nakłonił mnie do roz-
mowy z tobą – dodała. Wyjęła z torebki dyplom i pokazała go Damianowi.
–Dziękuję. – Pióro znów zaczęło się obracać.
– Potrafię ciężko pracować.
– Nie mam wątpliwości. – Na jego twarzy na chwilę pojawił się uśmiech.
– Mogę pracować, kiedy tylko będzie potrzeba, nawet w weekendy. Jeśli
chcesz, przyjmij mnie na okres próbny. – Zamierzała nie dać po sobie poznać, jak
bardzo jej zależy na tej pracy, lecz zdradzała ją niecierpliwość w głosie.
–Ta praca dużo dla ciebie znaczy, prawda?
Jessica kiwnęła twierdząco głową.
–Myślę – rzucił od niechcenia Damian – że ciągle jesteś zadurzona w moim
bracie.
Powiedział to tak, jakby minęło zaledwie kilka dni od chwili, gdy omal nie
rzuciła się Evanowi na szyję. Jessica poczuła gorący rumieniec na policzkach.
–Nie wydaje mi się, żeby tak było.
Damian uśmiechnął się, patrząc na nią badawczo.
– Od lat jesteś pod jego urokiem.
– Być może, lecz nie ma to nic wspólnego z moimi staraniami o pracę. – Zaci-
snęła wargi i próbowała odzyskać zimną krew. Powinna była się domyślić, że Da-
mian nie zapomni tak łatwo ich spotkania sprzed lat.
–A więc to prawda? – Damian sprawiał wrażenie, jakby dokuczał jej z zado-
woleniem, a Jessicę doprowadzało to do wściekłości. Wolała jednak milczeć, za-
miast spierać się z człowiekiem, który, jak oczekiwała, da jej pracę. – Byłem przy
tym, jak obcałowywałaś lusterka jego samochodu, pamiętasz?
Skinęła głową, bojąc się odezwać.
–Widziałem, jak patrzyłaś na niego swoimi wielkimi, pełnymi uwielbienia
oczami. I widziałem, jak wiele innych kobiet robiło to samo, wszystkie wpatrzone
w mojego brata, jakby był Apollem.
Jessica zdumiała się, kiedy usłyszała to słowo. Właśnie tak wyglądał w jej
oczach Evan. Jak grecki bóg.
–Więc to prawda czy nieprawda?
Usta Jessiki odmówiły posłuszeństwa. W zakłopotaniu otworzyła i zamknęła
je kilka razy, nie wiedząc jak zareagować, ani czy w ogóle próbować coś powie-
dzieć.
Cathy Hudson, jej najbliższa przyjaciółka, uważała, że to nie jest najlepszy
pomysł starać się o pracę u ludzi, którzy znali ją tak dobrze. I chyba miała rację.
–Rzeczywiście, Evan był kiedyś moją szkolną miłością – przyznała – ale mi-
nęło już tyle lat. Nie rozmawiałam z nim od... mój Boże, nie pamiętam. Na pewno
równie dawno jak z tobą. Jeśli przypuszczasz, że moje stare uczucie do Evana prze-
szkadzałoby mi w pracy, to mogę zrobić tylko jedno... podziękować ci za czas po-
święcony na rozmowę ze mną.
Na twarzy Damiana pojawił się niewyraźny uśmiech, a w oczach zdziwienie,
jakby wbrew samemu sobie podziwiał ją za to, co powiedziała. Z wolna miejsce
uśmiechu zajął smutek.
– Wiesz, Evan się zmienił. To nie jest ten sam człowiek, którego znałaś.
– Słyszałam od mojej matki, że nie jest szczęśliwy. – Jessica nie znała szcze-
gółów i miała nadzieję, że dowie się czegoś więcej od Damiana.
– Czy wiesz dlaczego?
– Nie.
Damian westchnął z ubolewaniem.
– Powiem ci, bo wkrótce i tak sama byś się dowiedziała. Zakochał się, przy-
puszczalnie po raz pierwszy, ale nic z tego nie wyszło. Nie wiem dlaczego, i nikt
nie wie, ale nie to jest najważniejsze. Evan, niestety, nie może się otrząsnąć z de-
presji.
– Musiał ją bardzo kochać – wyszeptała, obserwując Damiana. Widać było, że
naprawdę niepokoi się o brata.
– Jestem pewien, że tak. – Damian zmarszczył brwi, najwyraźniej nie wie-
dząc, jak pomóc Evanowi, i pokiwał głową. – Odeszliśmy daleko od tematu, praw-
da?
Jessica wyprostowała się i położyła splecione dłonie na kolanach, zastanawia-
jąc się, czy Damian zaryzykuje i przyjmie ją do pracy mimo jej braku doświad-
czenia.
– Czy na pewno chcesz tu pracować? – zapytał, przyglądając się jej badawczo.
– Bardzo.
Damian początkowo nic na to nie odpowiedział. Z powodu jego milczenia po-
czuła się tak nieswojo, że zapragnęła wypełnić czymś tę ciszę, choćby nawet niepo-
trzebną paplaniną.
–Wiem, co myślisz – wyrzuciła z siebie. – W twoich oczach nadal jestem za-
kochaną po uszy czternastolatką, pewną, że Evan i ja jesteśmy stworzeni dla siebie.
– Potrząsnęła głową. – Nie wiem, co powiedzieć, żeby cię przekonać, że jestem
dorosła i mam już te głupstwa za sobą.
–Sam to widzę. – W oczach Damiana błysnęło uznanie. – Wygląda na to, że
masz szczęście, bo jeszcze nie zatrudniliśmy asystentki prawnej. Jeśli chcesz tę po-
sadę, jest twoja.
Jessica ledwie się powstrzymała, by nie zerwać się z fotela i nie rzucić Da-
mianowi na szyję.
– Nie sprawię ci zawodu – obiecała.
– Będziesz pracować z Evanem – odpowiedział, znów patrząc na nią badaw-
czo.
– Z Evanem?
– Czy to problem?
– Nie... oczywiście, że nie.
– Pamiętaj o jednym. Nie ma znaczenia, od jak dawna przyjaźnią się nasi ro-
dzice. Jeśli nie będziesz dobrze pracować, nie będzie tu dla ciebie miejsca.
– Nie oczekuję, że zostanę, jeśli nie podołam zadaniom – powiedziała, starając
się, by nie zabrzmiało to jak próba obrony.
– Świetnie. – Sięgnął do telefonu i spojrzał na nią.
–Kiedy chciałabyś zacząć?
–Już, jeśli można.
– Doskonale. Powiem pani Sterling, sekretarce Evana, żeby cię zapoznała ze
wszystkim.
Jessica wstała i wyciągnęła rękę.
–Obiecuję, że nie będziesz żałował. – Z entuzjazmem potrząsała jego ręką, aż
zdała sobie sprawę, że robi to dłużej, niżby wypadało.
Damian wyszedł zza biurka z uśmiechem na twarzy.
– Jeśli będziesz potrzebowała mojej pomocy, daj mi znać.
– Zrobię to na pewno. Dziękuję, Damianie.
Mimo że zwracała się do niego po imieniu, wiedziała, że łączą ich teraz sto-
sunki służbowe; ale trudno jej było myśleć o Damianie jako o szefie. Istniała mię-
dzy nimi osobista więź, lecz uświadomiła to sobie dopiero w czasie tej rozmowy.
Ku swemu zdziwieniu odkryła, że nie ma tego problemu, jeśli chodzi o Evana.
Jessica i Damian wyszli z gabinetu na korytarz i podeszli do drzwi, na których
była złota tabliczka z imieniem i nazwiskiem Evana.
Damian otworzył drzwi i przepuścił ją przodem. Jessica zobaczyła sekretarkę
Evana. Była to kobieta w średnim wieku, o ostrych, lecz sympatycznych rysach
twarzy. Emanowała z niej energia i kompetencja. Wystarczyło na nią spojrzeć, by
dojść do wniosku, że w razie potrzeby na pewno poradziłaby sobie nie tylko z biu-
rem Evana, lecz z całą firmą.
– Pani Sterling – odezwał się Damian – to jest Jessica Kellerman, nowa asy-
stentka prawna Evana. Czy mogłaby pani pokazać jej wszystko, żeby czuła się u
nas jak u siebie w domu?
–Naturalnie.
Damian zwrócił się do Jessiki.
– Pamiętaj, w razie jakichkolwiek problemów przychodź do mnie.
– Dziękuję ci.
–Nie, Jessico – powiedział tajemniczo Damian, wychodząc – to ja dziękuję
tobie. – Drzwi zamknęły się za nim z lekkim trzaskiem.
Pani Sterling podniosła się z krzesła. Była niska w porównaniu z wysoką i
szczupłą Jessicą. Jej szpakowate włosy były krótko przycięte, miała na sobie prostą
spódnicę i cienki sweter.
–Pokażę pani bibliotekę – powiedziała. Jessica zerknęła w kierunku zamknię-
tych drzwi, zastanawiając się, czy jest tam Evan. Widocznie jednak go nie było, w
przeciwnym razie Damian nie omieszkałby zawiadomić brata, że Jessica będzie
jego pracownicą.
Sekretarka poprowadziła ją przez hol do biblioteki, gdzie rząd za rzędem stały
grube, zakurzone tomy. Duże pomieszczenie wypełnione było wąskimi stołami i
krzesłami. Jessica z zadowoleniem stwierdziła, że jest tu przytulnie i miło. Wie-
działa, że właśnie w tym miejscu będzie spędzać większość czasu pracy. Poczuła
delikatny zapach olejku cytrynowego i uśmiechnęła się, widząc tu i ówdzie rośliny
w doniczkach, a wśród nich bluszcz o szerokich cętkowanych liściach, zwieszający
się z jednego z regałów.
–Ale tu ładnie...
– Pan Dryden bardzo się stara, żebyśmy pracowali w miłym otoczeniu – wyja-
śniła z emfazą sekretarka.
– Taki właśnie jest Damian – powiedziała półgłosem Jessica.
– Miałam na myśli młodszego pana Drydena. – Usłyszała zdziwiony głos.
–Ach tak, oczywiście – przytaknęła szybko.
Zanim dobiegł końca jej pierwszy dzień w firmie, Jessica czuła się, jakby mia-
ła za sobą czterdziestogodzinny tydzień pracy. Dostała małe biurko w rogu pokoju i
własny telefon. Pani Sterling sprawiała wrażenie, że poczytuje sobie za obowiązek,
by Jessica miała różnorodne zajęcia, na przykład zbieranie zamówień na lunch, po-
rządkowanie szaf z aktami i przekazywanie wiadomości na terenie biura.
Kiedy już myślała, że widocznie tego dnia nawet nie rzuci na Evana okiem, on
nagle wpadł do biura i zatrzymał się gwałtownie, gdy ją zobaczył. Był wzrostu
Damiana, miał jasne włosy i uduchowione oczy. Zdaniem Jessiki to było po prostu
niesprawiedliwe, że mężczyzna mógł być tak oszałamiająco przystojny.
– Julia – wyszeptał takim tonem, jakby znalazł kufer pełen skarbów. Oczy ja-
śniały mu radością. – Co tu robisz?
– Jessica – poprawiła, starając się nie czuć urazy o to, że nie pamiętał jej
imienia. – Jestem tutaj, ponieważ od dziś pracuję dla ciebie.
– Pana brat zatrudnił panią Kellerman jako nową asystentkę prawną – wyja-
śniła sekretarka.
Evan podszedł bliżej i ujął dłoń Jessiki.
– No to mamy Gwiazdkę w lipcu! Bo inaczej Damian nie obdarowałby mnie
tak niezwykłym prezentem.
– Gwiazdka w lipcu – powtórzyła Jessica, z trudem hamując śmiech. A więc
to prawda, co słyszała o Evanie. Był flirciarzem, lecz tak miłym i beztroskim, że
wydawało się to bez znaczenia. Wiedziała, że nie mówi poważnie.
– Jest kilka spraw, którymi powinien się pan zająć – odezwała się sztywno pa-
ni Sterling zza pleców Evana.
– Przyjdę do pani za parę minut – powiedział.
– Wiem, że pan przyjdzie. Tylko proszę nie wyjechać, zanim nie podpisze pan
tych pism. A skoro już o tym mowa, to trzeba przedyskutować niektóre punkty...
jeśli znajdzie pan czas.
– Obiecuję, że zaraz zajmę się tymi pismami. – Powiedział to tak, jakby nie
interesowało go nic, oprócz wpatrywania się w stojącą przed nim młodą kobietę.
–Proszę położyć wszystko na moim biurku; przejrzę, zanim wyjdę.
– Nie zapomni pan?
Evan stłumił śmiech.
– Jakbym słyszał swoją matkę.
– Ktoś musi się panem opiekować. – Sekretarka Evana zmrużyła oczy w pro-
miennym uśmiechu.
Jessica ze zdumieniem obserwowała, jak Evan oczarował starszą panią. Zanim
pokazał się w drzwiach, pani Sterling była wzorem chłodnego profesjonalizmu. W
chwilę potem przeobraziła się w kwokę niespokojną o swoje pisklę. Nim Jessice
udało się zastanowić nad jej reakcją, Evan odezwał się ze śmiechem.
– Kochasz mnie, Mary, i dobrze o tym wiesz.
– Po prostu jest pan ostatnio trochę zapominalski – odparła pani Sterling,
marszcząc brwi z troską. Nachyliła się nad stosem pism i przerzuciła je jeszcze raz.
– Czy to źle, że od czasu do czasu o czymś panu przypomnę?
– Myślę, że nie. – Evan zabrał pisma i wszedł do swego gabinetu.
– Czy pracuje pan nad sprawą Korporacji Portera? – zapytała pani Sterling,
depcząc mu po piętach.
– Korporacja Portera – powtórzył Evan, jakby nigdy przedtem nie słyszał tej
nazwy. – To chyba nie jest jeszcze pilne, prawda?
– Ależ jest – odrzekła sekretarka, a Jessica usłyszała w jej głosie nutę paniki. –
To pierwsza sprawa w piątek rano.
– Będę gotów na czas. A jaki dzień mamy dzisiaj?
– Panie Dryden, musi pan zacząć przychodzić do biura przed zamknięciem!
– Niech się pani nie niepokoi. Przygotuję wszystko tak jak zawsze – powie-
dział, odprowadzając sekretarkę do drzwi. Zatrzymał się na moment, kiedy jego
wzrok napotkał Jessicę, i mrugnął do niej. Potem zniknął za zamkniętymi drzwia-
mi.
Pani Sterling pokręciła głową i zerknęła w kierunku Jessiki. – Pan Dryden
miał ostatnio ciężkie przeżycia – wyjaśniła.
– Od kiedy nie ma asystentki?
– Już od dawna. Wyglądało na to, że nie będzie mu potrzebna. Damian ogra-
niczył jego obowiązki i, jak by to powiedzieć, wszystko tu po prostu wygląda już
inaczej.
Wychodząc z pracy, Jessica natknęła się na Damiana, który rozmawiał z se-
kretarką. Sprawiał wrażenie człowieka poważnego i solidnego, a kilka siwych wło-
sów na skroniach nadawało mu dystyngowany wygląd. Był nietuzinkową postacią i
Jessica przez chwilę pomyślała, że to dziwne, iż się nie ożenił. Ta myśl pociągnęła
za sobą następną, zaskakującą dla niej samej. Poczuła, że jest szczęśliwa, bo Da-
mian się nie ożenił.
Widocznie zauważył ją kątem oka, ponieważ wyprostował się, uśmiechnął i
podszedł do niej.
– Jak ci minął pierwszy dzień, Jessico?
– Naprawdę dobrze.
– Czy Mary nie wykorzystuje cię za bardzo?
– Skądże, jest wspaniała.
– Mary to jedna z najlepszych sekretarek, z jakimi dotychczas pracowałem.
Może być nieco szorstka, ale przyzwyczaisz się do tego. – Szedł teraz obok Jessiki,
z rękami założonymi do tyłu. Być może Mary była szorstka, zamyśliła się Jessica,
ale nie dla Evana.
– Zawsze będę ci wdzięczna za to, że zechciałeś zaryzykować i przyjąłeś mnie
– powiedziała swobodnym tonem.
Damian uśmiechnął się ze smutkiem.
–Kto wie, czy później też będziesz mi dziękować. Mój brat może być nieprzy-
jemny, lecz jeśli jest ktoś, kto mógłby zawrócić go ze złej drogi, to właśnie ty.
–Ja? – zapytała, niczego nie rozumiejąc. Damian oderwał wzrok od jej oczu i
spojrzał przed siebie.
– Każdy potrzebuje, by od czasu do czasu ktoś popatrzył na niego dużymi,
pełnymi uwielbienia oczami, jak myślisz?
– Ale... – Jessica nie wiedziała, co odpowiedzieć. Jedno stało się jasne: Da-
mian nie zatrudnił jej z powodu dobrych stopni w college'u.
ROZDZIAŁ DRUGI
–Naprawdę dostałaś tę pracę? – Cathy Hudson pytała przez telefon głosem
pełnym zaskoczenia.
–Tak po prostu przyjęła cię do pracy jedna z najbardziej znanych firm prawni-
czych w mieście?
– Przyjaciele pomogli. – Radość Jessiki mąciła świadomość, że została przyję-
ta, ponieważ ich rodziny były tak bardzo zaprzyjaźnione. Chociaż Damian nie
ukrywał, że będzie musiała dobrze wywiązywać się ze swoich obowiązków, Jessica
sama była zdecydowana dowieść swej wartości; zostanie najlepszą asystentką
prawną, jaka kiedykolwiek pracowała w tej firmie. To sprawa honoru.
– Dlaczego wszystko przychodzi ci tak łatwo? –
biadoliła Cathy. – Mie-
rzysz wysoko i...
– Ja? To ty starasz się o główną rolę w „Chłopakach i dziewczynach”. I kto tu
mierzy wysoko?
– Już dobrze, dobrze – powiedziała Cathy z dramatycznym westchnieniem. –
Niech ci będzie.
– A jak było na dzisiejszej próbie?
– Czy ja wiem? To tak trudno ocenić. Wszystko bym oddała za rolę Adelajdy,
ale patrzę na innych i widzę, jacy są dobrzy. Dziś wracałam do domu z myślą, że
nie mam szans. David, reżyser, jest wspaniały. Praca z nim dałaby mi bardzo dużo,
ale boję się, że nie dostanę tej roli.
– A ja w ciebie wierzę. Masz wrodzony talent, Cath. – Jessica mówiła prawdę.
Jej przyjaciółka zawsze była uzdolniona aktorsko, dzięki czemu ich przyjaźń była
tak interesująca.
Cathy zaśmiała się cicho.
– Jak może mi się nie udać, skoro i ty, i moja matka jesteście przekonane, że
moim przeznaczeniem jest być gwiazdą? A teraz powiedz, jak przebiegła rozmowa
z Damianem.
– Uważam, że naprawdę dobrze. – Przez całe popołudnie nie mogła przestać
myśleć o Damianie. Doszła do wniosku, że się zmienił. A może to ona była inna?
Wszystko jedno, w każdym razie oczarował ją. Myśl o pracy z nim była podnieca-
jąca.
– A jak tam młodszy z braci?
– Właśnie z nim mam pracować.
Cathy widocznie usłyszała niepewność w głosie Jessiki, bo zapytała:
–Czy to cię niepokoi? Dlaczego? Myślisz, że znowu zgłupiejesz na jego
punkcie?
Tego już było za wiele.
–Nie ma mowy. Na litość boską, przecież wtedy miałam czternaście lat.
Kiedy odłożyła słuchawkę, znalazła płytę z przebojami jazzowymi, wsunęła ją
do odtwarzacza i zabrała się do obiadu. Przyrządzała kurczaka ze szpinakiem, sto-
jąc boso w kuchni i mrucząc w takt muzyki, a jej serce śpiewało swą własną melo-
dię.
Wieczorem odpoczywała, próbując czytać gazetę. Mimo wysiłków jej myśli
błądziły wokół Damiana. Na pewno nie chciałaby stracić głowy dla jeszcze jedne-
go Drydena.
Według informacji, których dostarczyła jej matka, Damian obecnie nie był z
nikim związany. Joyce Kellerman powiedziała, że Lois Dryden skarżyła się, iż jej
starszy syn zbyt mało czasu przeznacza na rozrywki. Zakochać się w kobiecie, któ-
ra oderwałaby go od pracy – oto, czego potrzeba Damianowi, zdecydowała Jessica.
W kimś wesołym. W kimś, kto skłoniłby go do śmiechu i cieszenia się życiem. W
kimś, kto go ceni.
Godzinę później, kiedy kładła się spać, zdała sobie sprawę, że prawie przez
cały wieczór myślała o Damianie. Ale to zrozumiałe, wyjaśniła sama sobie. Prze-
cież to szef firmy, w której jestem zatrudniona.
Następnego dnia Evan pokazał się w biurze dopiero po jedenastej. Gdy tylko
tanecznym krokiem wszedł do sekretariatu, pani Sterling zaczęła mu nadskakiwać.
–Dzień dobry, panie Dryden – przywitała go wylewnie, niemal zrywając się z
krzesła. – Prawda, że mamy dziś piękny dzień?
Widać było, że Evan musi to przez chwilę przemyśleć.
–Nie zwróciłem uwagi, ale ma pani rację, to wspaniały dzień – odpowiedział i
zaczaj wertować plik czekających na niego kopert.
Kiedy szedł do gabinetu, zauważył Jessicę siedzącą przy biurku. Poczuła na
sobie jego badawczy wzrok.
– Dzień dobry, panie Dryden – powiedziała.
– Evan – poprawił ją z naciskiem. – Jeśli koniecznie chcesz, panem Drydenem
możesz nazywać Damiana, ale ja jestem Evan.
– Zgoda. Dzień dobry, Evanie.
– Prawda, że mamy dziś dobry dzień? – zapytał, posyłając jej łobuzerski
uśmiech, którego nie mogła nie odwzajemnić. Dopiero teraz zauważyła, jakie przez
te lata zaszły w nim zmiany. Wyszczuplał, a w jego uśmiechach rzadko brały
udział oczy. Trudno było również nie zauważyć, że wszyscy chodzą wokół niego
na paluszkach. Pani Sterling nie omieszkała jej poinformować, że Evan ma ostatnio
mniej pracy, a Damian powiedział, że jego brat nie przyszedł jeszcze do siebie po
zerwanym romansie. To musiało być coś poważnego, zamyśliła się Jessica.
– Już dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać, prawda? – Podszedł i siadł na
krawędzi jej biurka.
– Bardzo dawno – przyznała, modląc się w duchu, by nie zaczaj wspominać
jej dziewczęcych błazeństw. Czuła się dostatecznie zakłopotana, kiedy zrobił to
Damian.
– Myślę, że powinniśmy nadrobić zaległości, co ty na to? Zapraszam cię na
lunch. – Spojrzał na zegarek i zrobił zdziwioną minę. – Pojedziemy za pół godziny.
To wystarczy, żebym uporał się z papierami, które mam na biurku.
– Chcesz mnie zabrać na lunch? Dzisiaj?
– To drobiazg. – Wzruszył ramionami. – Poproszę Mary, żeby zarezerwowała
stolik.
– Ale...
– Świetny pomysł – wtrąciła pani Sterling, wyraźnie zadowolona.
– Ale przecież ja dopiero zaczęłam tu pracować. Chętnie poszłabym na lunch
powiedzmy za tydzień, kiedy już się ze wszystkim zapoznam. – Bardzo nie chciała,
by Damian odniósł wrażenie, że zaniedbuje swoje obowiązki.
Evan dotknął palcem czubka nosa Jessiki i zajrzał jej głęboko w oczy.
–Żadnych ale. Jedziemy na lunch i będziesz mogła zdać mi sprawozdanie ze
wszystkiego, co robiłaś przez ostatnie pięć czy sześć lat.
Pani Sterling, która wyglądała na niezmiernie zadowoloną z takiego obrotu
rzeczy, weszła za Evanem do jego gabinetu. Po paru minutach wróciła. Rzucając na
Jessicę radosne spojrzenie, podniosła słuchawkę, żeby zarezerwować stolik w re-
stauracji „U Henriego”, jednej z najlepszych w Bostonie, słynącej z elegancji. Na
dojazd do niej potrzebny był co najmniej kwadrans, a to znaczyło, że ich lunch po-
trwa znacznie dłużej niż zwykle.
– Wątpię, czy będziemy z powrotem za godzinę, jeśli to ma być lunch „U
Henriego” – odezwała się Jessica.
– Proszę się nie martwić. Jestem pewna, że odrobi to pani przy najbliższej
okazji.
– Pracuję tu dopiero drugi dzień i nie chciałabym sprawiać złego wrażenia.
– Moja droga, pan Dryden jest pani szefem. Jeśli chce bez pośpiechu zjeść z
panią lunch, to zamiast mieć wątpliwości, powinna pani raczej uznać to za sukces.
– To prawda, ale...
– Z tego, co wiem, jesteście od dawna zaprzyjaźnieni – przerwała pani Ster-
ling. – Więc to przecież zupełnie naturalne z jego strony, że chce w ten sposób
osobiście powitać panią w firmie.
Ledwie pani Sterling zdążyła odłożyć słuchawkę, pojawił się Evan.
– Czy jesteś gotowa?
– Tak, już za chwilę. – Zaskoczona Jessica skończyła wpisywanie notatek do
komputera i wstała zza biurka.
Evan ujął ją za ramię.
–Wrócimy za kilka godzin – zwrócił się do sekretarki.
Szli korytarzem w kierunku wyjścia, gdy pojawił się Damian.
– Właśnie wybieramy się na lunch – wyjaśnił Evan. – Czy jestem ci potrzeb-
ny?
– Nie. Idźcie, idźcie. Porozmawiamy później.
Damian skinął głową, a Jessica ledwie powstrzymała się, by nie zacząć tłuma-
czyć, że to nie był jej pomysł. Uznała jednak, że już jest za późno, a zresztą nie by-
ła pewna, czy to w ogóle potrzebne. Damian chyba wie, że nie wprosiła się na ten
lunch. Jednak nie chciała, żeby myślał o niej źle.
–Chyba wrócimy późno – powiedział Evan do brata.
Do restauracji pojechali taksówką. Stolik już czekał. Uroczystą atmosferę
podkreślała dyskretna muzyka. Kelnerzy, ubrani jak dyplomaci, byli nadzwyczaj
uprzejmi, a potrawy podawano ze specjalnym ceremoniałem.
Evan wyraźnie nie miał ochoty mówić o sobie, za to wypytywał Jessicę o
szkołę, przyjaciół, zainteresowania. Sprawiał wrażenie troskliwego, lecz przypusz-
czała, że myślami był daleko od niej i ich lunchu. Nie wracał do przeszłości, nie
wspominał, jak była w nim zakochana. Chętnie by go za to ucałowała.
Kiedy talerze zostały sprzątnięte, wyjął notatnik i ołówek.
– Mam zamiar zająć się pewną sprawą cywilną, co będzie wymagało wielu
poszukiwań w aktach – powiedział z entuzjazmem, jakiego do tej pory Jessica u
niego nie widziała. – Sprawa dotyczy Earla Kressa, pewnie o nim czytałaś.
– Oczywiście. – Lokalne gazety od tygodni były pełne niezwykłych szczegó-
łów tej sprawy. Dwudziestoletni były sportowiec pozwał do sądu okręg szkolny w
Spring Valley.
Jessica z zainteresowaniem słuchała wyjaśnień Evana. Earl był utalentowa-
nym sportowcem, podporą reprezentacji szkoły w futbolu, koszykówce i trójboju
lekkoatletycznym. Aby mógł uprawiać sport, musiał jednak mieć odpowiednie wy-
niki w nauce. Niestety, nigdy nie opanował umiejętności czytania i pisania. Cho-
ciaż skończył szkołę średnią, a nawet dostawał stypendium, w praktyce był analfa-
betą.
Władze okręgu szkolnego zmuszały nauczycieli Earla do wystawiania mu po-
zytywnych ocen. Po szkole średniej poszedł do college'u. Na obozie treningowym
odniósł poważną kontuzję kolana i na tym skończyła się jego kariera. Nie minęły
dwa miesiące pierwszego roku nauki, kiedy Earl został wyrzucony ze szkoły.
– Jakie to niesprawiedliwe – powiedziała Jessica, gdy Evan skończył. Pomy-
ślała, że Damian, niespokojny o brata, dobrze zrobił, powierzając mu tę niezwykłą
sprawę. Na pewno oderwie go ona od innych problemów. Teraz Evan będzie miał
cel, powód, by przyjść do pracy rano, by nie myśleć o osobistych kłopotach.
– Były już podobne sprawy – ciągnął Evan. – Chciałbym, żebyś sprawdziła,
jak się skończyły.
– Będę szczęśliwa, jeśli okażę się pomocna.
Evan uśmiechnął się z uznaniem.
–Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
A więc to był prawdziwy powód ich lunchu we dwoje, ta sprawa najwidocz-
niej wiele znaczyła dla Evana, musiała więc być ważna również dla niej. Jessica
była zadowolona, że ma okazję się wykazać.
Godzinna przerwa na lunch wydłużyła się do trzech godzin. Gdy wrócili do
biura, Jessice wydawało się, że wszyscy na nich patrzą i czuła się bardzo nieswojo.
Chciała już siedzieć za biurkiem. Przechodząc obok gabinetu Damiana, od-
wróciła głowę. Jednak zobaczył ją, gdyż drzwi były otwarte. Wstał i zawołał ją po
imieniu, a potem chyba spojrzał na zegarek. Jessica ledwie powstrzymała się, by
nie powiedzieć, że był to służbowy lunch.
Damian od początku stawiał sprawę jasno: oczekiwał, że będzie robić, co do
niej należy. Nie płacił jej przecież za romansowanie z bratem podczas trzy-
godzinnych lunchów, a Jessica nie chciałaby, by odniósł takie wrażenie. Pragnęła
się wytłumaczyć, lecz wyglądałoby to dziwnie w obecności Evana. Jedyne co mo-
gła zrobić, to zostać dłużej tego wieczora, żeby odpracować czas spędzony na lun-
chu.
Kiedy wychodziła, było już po siódmej. Mimo to kilka osób jeszcze pracowa-
ło. Szła korytarzem ze swetrem przerzuconym przez ramię, gdy usłyszała głos Da-
miana.
- Jessica.
– Cześć, Damianie – odezwała się. Stał w drzwiach swego biura, w swobodnej
pozie, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach.
– Jak się udał lunch z moim bratem?
– Dobrze, ale...
– Ale? – zapytał, gdy zawahała się i nie od razu dokończyła.
– Chcę, żebyś wiedział, że to był służbowy lunch – powiedziała pospiesznie,
pragnąc się czym prędzej wytłumaczyć. – Omawialiśmy sprawę Earla Kressa. Nie
chciałabym, żebyś sądził, że spędziliśmy tam trzy godziny tylko dla przyjemności.
–Nic by się nie stało.
– Ale tak nie było! – nie ustępowała. – Evan zaprosił mnie na lunch w związ-
ku z procesem. Nie chodziło mu o odnowienie starej przyjaźni.
– Czy wydawał się zadowolony, że jemu przypadła ta sprawa? – zapytał Da-
mian z troską.
– Bardzo zadowolony. – Przypomniała sobie panią Sterling, która wyjaśniła,
że „wszystko tu po prostu wygląda już inaczej”, dając do zrozumienia, że to Evan
był inny. Ciekawa była, czy Damian zdaje sobie sprawę, jak głęboko nieszczęśliwy
jest jego brat.
Damian uśmiechnął się; Jessica wiedziała, że nie robi tego często. Bardzo po-
dobały się jej iskierki w jego szarych oczach.
–Pomyślałem sobie, że dobrze mu zrobi zmiana tempa życia. A czy powspo-
minaliście dawne czasy?
Domyśliła się, że Damian chciałby wiedzieć, czy dostrzegła zmiany w jego
bracie.
– Troszkę. Wydaje mi się, że Evan naprawdę cierpi.
Damian skinął głową.
– Stara się z tym nie zdradzać. Ciekaw jestem, czy zauważyłaś, jak się zmie-
nił.
– Trudno tego nie zauważyć. – Już od pierwszej chwili zdawała sobie sprawę,
że jest inny niż kiedyś. Mimo że nie widzieli się tak dawno, zauważyła, jak wiele
go kosztuje, żeby ukryć cierpienie. Nic dziwnego, że jego rodzice i brat tak się o
niego martwili.
Damian zerknął na zegarek i podniósł brwi ze zdziwienia.
– Późno już. Porozmawiamy kiedy indziej. Dobranoc, Jessico.
– Dobranoc, Damianie.
Kiedy czekała na pociąg na stacji metra, zrozumiała nareszcie, co Damian
miał na myśli, mówiąc, że każdy potrzebuje, by czasem ktoś na niego spojrzał
wielkimi, pełnymi uwielbienia oczami. Damian ciągle uważał ją za nastolatkę za-
durzoną w jego młodszym bracie. A Evan nigdy bardziej niż teraz nie potrzebował
kobiety, dla której byłby idolem. Została zatrudniona nie dzięki umiejętnościom
prawniczym, lecz by pomóc Evanowi zapomnieć o tej, którą kochał i utracił. Da-
mian liczył na to, że Jessica uleczy ból jego brata.
Następnego dnia około dziesiątej Evan wbiegł do biura promiennie uśmiech-
nięty i wręczył Jessice tuzin purpurowych róż. Ich zapach natychmiast wypełnił
pokój.
Jessica zaniemówiła.
– To dla mnie? – Była zaskoczona, a po minie pani Sterling widać było, że
ona też.
– Proszę cię o przysługę – powiedział Evan, pochylając się nad biurkiem, tak
że jego twarz znalazła się o centymetry od twarzy Jessiki.
– Dobrze. – Obejmowała bukiet jak królowa piękności, wdychając upajający
zapach.
Evan sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął złożony arkusz żółtego papieru.
– Chcę, żebyś pilnie coś dla mnie znalazła.
– Proszę bardzo.
– Chodzi o pewne przepisy... odszukaj je i dostarcz mi jak najszybciej. Przy-
kro mi, ale to nudne zajęcie.
– Nic nie szkodzi. – Jessica spojrzała na spis, który przyniósł Evan i przestra-
szyła się widząc, ile zawiera punktów. – Na kiedy ci to potrzebne?
–Na jutro – odpowiedział zupełnie poważnie. Pani Sterling syknęła znacząco
zza pleców Evana, wywołując tym uśmiech na twarzy Jessiki. Evan zmrużył oczy i
wyszeptał:
–Nie ma nic gorszego niż kobieta, która nie może się powstrzymać, by nie
powiedzieć: „A nie mówiłam?”. Pamiętaj o tym, Jessico.
– Dobrze – odpowiedziała z uśmiechem. – Zabieram się do roboty. Informacje
dla ciebie będą gotowe, zanim wyjdę z pracy wieczorem.
– Grzeczna dziewczynka.
Umieściła róże w wazonie, który dała jej pani Sterling, ustawiła go na biurku i
zaszyła się w bibliotece. Nawet nie zauważyła, kiedy minęła pora lunchu. Spojrzała
na zegar dopiero o trzeciej, gdy jej żołądek zaczął upominać się o swoje prawa. Ale
i wtedy, zamiast tracić czas na jedzenie, przyniosła sobie jabłko, i chrupiąc je, szu-
kała dalej.
Kiedy znowu podniosła oczy znad notatek, zegar na ścianie wskazywał siód-
mą czterdzieści pięć. Słyszała wcześniej, jak inni wychodzili, lecz wydawało jej
się, że było to zaledwie przed paroma minutami. Wstała, wyprostowała zesztywnia-
ły kręgosłup i głęboko odetchnęła. Bolały ją oczy i plecy.
Zebrała papiery i poszła do swego pokoju. Zatrzymała się w progu, zdziwiona,
że jest w nim ciemno. Zapaliła światło i rozejrzała się, pewna, że Evan zostawił dla
niej wiadomość.
Nie zostawił.
Wyjęła z wazonu jedną różę, podniosła do nosa i zamknęła oczy, starając się
pokonać zmęczenie i rozczarowanie.
– Jessico, co tu robisz?
– Damian? – To samo pytanie mogła zadać jemu.
– Jest prawie ósma.
– Wiem. – Poruszyła obolałymi ramionami. – Straciłam poczucie czasu.
– Właśnie widzę. Odrabiałem zaległości w czytaniu, ale nie przypuszczałem,
że jest tu ktoś jeszcze. Nie ma powodu, żebyś zostawała tak długo.
Zerknęła w stronę gabinetu Evana.
– O której wyszedł Evan? – zapytała obojętnie, nie chcąc pokazać, jak czuje
się urażona.
– Kilka godzin temu. A dlaczego pytasz?
– Powiedział, że bardzo pilnie potrzebuje tych informacji. – Pracowała jak
szalona, starając się skończyć robotę jak najszybciej. Była pewna, że Evan pocze-
ka, aż ona znajdzie to, czego podobno potrzebował bezzwłocznie.
– Zdaje mi się, że był umówiony na kolację – wyjaśnił Damian.
– Rozumiem – mruknęła. Jednym słowem, beztrosko o niej zapomniał.
– Mam wrażenie, że jesteś zła – rzekł Damian.
– Jestem. Nawet nie zrobiłam sobie przerwy na lunch, żeby miał to, o co pro-
sił. – Ani na kolację, pomyślała, czując, jak złość w niej narasta. Poniewczasie
uświadomiła sobie, że pewnie sprawia wrażenie również zazdrosnej.
– Przykro mi, Jessico.
Damian nie był winien bezmyślności Evana. Powiedziała mu to, a potem za-
pytała wprost:
– Czy jest tu coś do zjedzenia? – Zamrugała oczami, chcąc ukryć niespodzie-
wane łzy. Głód zawsze wpływał na jej emocje. Była zakłopotana, bojąc się, że Da-
mian coś zauważy.
– To znaczy, że od lunchu nic nie jadłaś?
– Od śniadania, nie licząc jabłka. I jeśli zaraz czegoś nie zjem, to się rozpła-
czę, a naprawdę byłoby lepiej, żebyś tego nie widział. – Wyrzuciła z siebie te słowa
i zaczęła pociągać nosem. – Nie zwracaj na mnie uwagi. – Odwróciła się, wytarła
nos rękawem i wróciła do biblioteki. Na stołach leżało kilka otwartych opasłych
tomów. Zamknęła je i zaczęła taszczyć na półkę.
– Znalazłem pudełko krakersów – powiedział Damian, wchodząc do bibliote-
ki.
– Dziękuję. – Rozerwała celofan i znów zaczęła pociągać nosem. – Przepra-
szam za moje zachowanie. – Zjadła szybko krakersa i udało jej się powstrzymać
szloch. – Nie przejmuj się. Po prostu musiałam coś zjeść.
– Pozwól, że zabiorę cię na kolację. – Damian wziął ze stołu kilka tomów i
ustawił je na półce.
– Nie trzeba. – Włożyła do ust drugiego krakersa i poczuła, że zaczyna przy-
chodzić do siebie.
– Zasłużyłaś na to – odparł. – A poza tym, ja też umieram z głodu.
– Mógł chociaż poczekać – warknęła nagle.
Damian zignorował tę uwagę, a po chwili zaproponował pobliską popularną
restaurację z potrawami z ryb morskich.
– Tak o tym mówił, jakby to była sprawa życia lub śmierci, a potem nawet nie
chciało mu się powiedzieć mi, że wychodzi. – Jessica dalej się wyładowywała. –
Masz rację – powiedziała, kiedy Damian wziął ją pod rękę i poprowadził do wyj-
ścia. – Evan się zmienił.
Na tę uwagę Damian również nie zareagował.
Do restauracji poszli piechotą. Nie była zatłoczona, więc od razu dostali stolik
w pobliżu okna. Kelnerka przyniosła zupę rybną i gorące kromki chleba w minutę
po przyjęciu zamówienia. Damian musi być tu stałym gościem, pomyślała Jessica,
odzyskując dobry humor na myśl o tym, że zaraz zje coś ciepłego.
–To było pyszne – powiedziała. – Dziękuję. – Westchnęła z zadowoleniem,
wyskrobując talerz.
Damian uśmiechnął się, skończył swoją zupę i sięgnął po jeszcze jedną krom-
kę chleba.
–Z czego się śmiejesz? – zapytała.
– Wydaje mi się, że właśnie zapobiegłem procesowi. Nie słyszałaś o tym?
„Pracownica oskarża szefa o stratę posiłków”.
–Uzyskałam dostateczną rekompensatę. – Kąciki jej ust podniosły się. Spoj-
rzeli sobie w oczy i po chwili wybuchnęli śmiechem.
Ma bardzo ładne oczy, pomyślała Jessica. Ciemnoszare, zdradzające głęboką
inteligencję i przenikliwość.
Chciała przekonać Damiana, że jego mniemanie o Evanie i o niej jest od daw-
na błędne, lecz nie wiedziała, jak to zrobić. Zastanawiała się, kogo Damian widzi,
kiedy na nią patrzy. Czy widzi kobietę, którą się stała, czy nieznośną dziewczynę z
sąsiedztwa, twierdzącą uparcie, że Evan to jej przeznaczenie?
Kelnerka przyniosła drugie danie: dla Damiana ostrygi, dla Jessiki pieczonego
dorsza, który jej bardzo smakował. Kiedy skończyli, czuła się jak nowo narodzona.
– Zanim wyszliśmy z biura, powiedziałam coś, czego nie powinnam była
mówić – zaczęła nieśmiało. – Chciałabym...
– Nie martw się tym. Pracowałaś tak długo, a na dodatek byłaś głodna jak
wilk – przerwał jej Damian.
– Chciałam się tylko upewnić, czy z tego powodu nie zamierzasz mnie zwol-
nić.
– Samo domaganie się jedzenia nie wystarczy, żebym to zrobił – zapewnił, z
trudem kryjąc rozbawienie.
Kiedy wyszli na ulicę, poczuli chłód. Czerwcowe niebo było ciemne i zasnute
chmurami.
–Zanosi się na deszcz. – Ledwie to powiedział, spadły pierwsze grube krople.
Żadne z nich nie miało parasola, więc Damian wziął Jessicę pod rękę i pobiegli
przez ulicę w kierunku księgarni. Wprawdzie była już dawno zamknięta, lecz za-
opatrzone w daszek wejście stanowiło dobre miejsce do przeczekania ulewy.
Zdyszana Jessica zadygotała z zimna i zaczęła energicznie rozcierać sobie ra-
miona. Po chwili jego duże ręce zastąpiły jej drobne dłonie, a potem Damian okrył
ją swą marynarką.
– Nie trzeba – zaprotestowała, bojąc się, by sam się nie przeziębił.
– Przecież cała drżysz.
Ciepło jego marynarki było przyjemniejsze, niż chciała się do tego przyznać.
Damian był bez wątpienia dżentelmenem w każdym calu.
Ulewa trwała ponad dziesięć minut. Jessica była zaskoczona – jak szybko mi-
nął ten czas! Gdy deszcz przeszedł w mżawkę, a potem ustał, poczuła, że jest jej
niemal przykro. Rozmawiała z Damianem o książkach i okazało się, że oboje lubią
kryminały i mogą bez zastanowienia wymieniać dziesiątki tytułów i nazwisk auto-
rów.
–Czy dziś rano przyjechałaś do pracy samochodem? – zapytał.
Potrząsnęła głową, ponieważ przyjechała metrem.
– W takim razie odwiozę cię do domu.
– To naprawdę nie jest konieczne, Damianie. Nie mam nic przeciwko komu-
nikacji miejskiej.
– A ja mam – powiedział stanowczo. – Jest za późno, żebym mógł cię zosta-
wić samą na ulicy. Jak to miło, że się o mnie martwi, pomyślała.
– Ale i tak mam ci za co dziękować.
– Co masz na myśli?
– Bezustannie jestem twoją dłużniczką. Masz złote serce.
Zaśmiał się cicho.
– Nie jestem pewien, miła Jessico.
– Przyjąłeś mnie do pracy, mimo że nie mam przecież doświadczenia, zaprosi-
łeś na kolację, a teraz chcesz mnie odwieźć do domu.
Wrócili do biurowca i weszli do garażu w podziemiach. Damian otworzył
drzwi samochodu i Jessica usadowiła się wygodnie na pokrytym skórą siedzeniu.
Podczas rozmów z Damianem nabrała przekonania, że stara się on chronić
brata, choć nie była pewna, czy Evan to docenia.
– Niepokoisz się o niego, prawda? – zapytała bez żadnych wstępów, lecz Da-
mian wiedział, co miała na myśli.
– Tak – przyznał.
– I to on jest prawdziwym powodem, dla którego mnie zatrudniłeś. Myślisz,
że mogłabym może pomóc mu w tym... trudnym okresie. – To nie były obowiązki,
których by sobie życzyła. Chciała to właśnie wytłumaczyć, ale gdy zauważyła jego
rozbawioną minę, odezwała się ostro: – Nie jestem głupią czternastolatką, która
straciła głowę dla dorosłego mężczyzny. To było po prostu zauroczenie. I dawno
się skończyło.
Damian lekko wzruszył ramionami.
–Więc jednak przyjąłeś mnie z powodu Evana? – nie dawała za wygraną.
Przez długą chwilę w samochodzie panowała cisza.
–Czasem sam nie wiem – powiedział wreszcie. – Czasem sam nie wiem.
ROZDZIAŁ TRZECI
Następnego dnia Jessica przyjechała do pracy wcześnie. Chciała jeszcze raz
podziękować Damianowi za kolację, a przede wszystkim dać mu do zrozumienia,
jak przyjemne były spędzone z nim chwile. Lecz drzwi jego gabinetu były za-
mknięte, a sekretarka gorączkowo szukała czegoś w szafie z segregatorami. To nie
był dobry moment, by wpaść do niego niespodziewanie.
Evana nigdzie nie zauważyła, co nie było zaskakujące. Pani Sterling zjawiła
się dziesięć minut po Jessice, przywitała ją pełnym aprobaty uśmiechem i zabrała
się do rozdzielania poczty.
Połowę przedpołudnia Jessica spędziła na porządkowaniu materiałów, które
wyszukała poprzedniego dnia, i na przepisywaniu ich do komputera, by Evan nie
musiał tracić czasu na odcyfrowywanie jej pospiesznie robionych notatek.
Właśnie skończyła składanie wydruku, gdy zdyszany wpadł do biura. Widać
było, że biegł przez całą drogę z parkingu. Pomaszerował prosto do jej biurka.
– Czy to już jest gotowe? – zapytał, po czym chwycił plik zadrukowanego pa-
pieru, zanim zdążyła mu go podać. Wstała, chcąc omówić z nim kilka punktów,
lecz minął ją szybko i bez słowa wszedł do gabinetu. Chciała pójść za nim, ale za-
mknął drzwi.
Jessica była zaskoczona. Patrzyła na panią Sterling i nie wiedziała, co zrobić.
Sekretarka westchnęła i rozłożyła ręce.
Po chwili Evan wyszedł z gabinetu, na pozór opanowany i pewny siebie. Był
już bez płaszcza, w ręku trzymał wydruk, bez celu przerzucając jego arkusze. Spoj-
rzał na Jessicę i szeroko się uśmiechnął.
– Jesteś aniołem – powiedział. Przechodząc obok, pocałował ją w policzek.
Zauważyła, że równie czule pocałował panią Sterling.
– Będę u Damiana na posiedzeniu – powiedział wychodząc.
Poranne godziny mijały, a Jessica zastanawiała się, jaka jest właściwie jej rola
w biurze. Wprawdzie Evan dostał teraz sprawę Earla Kressa, lecz przedtem przez
kilka miesięcy nie był zbyt obciążony. Wyszukała to, o co prosił, i niewiele miała
do roboty.
Zorientowała się, że ostatnio Evan przestał się interesować przepisami doty-
czącymi spółek akcyjnych. Chyba Damian nie spodziewał się cudów, przyjmując ją
do pracy! Ponieważ tak niechętnie mówił o kłopotach Evana, Jessica pomyślała, że
może dowie się szczegółów od pani Sterling. Nie chciała pytać wprost, bo mogłoby
to być niebezpieczne; niewątpliwie sekretarka była bardzo oddana swemu pra-
codawcy.
– Evan jest naprawdę czarujący, prawda? – zaczęła swobodnym tonem.
– Zawsze był taki – odparła pani Sterling z dumą.
– Jednak jest teraz inny niż przed laty. Bardziej... napięty.
Sekretarka Evana kiwnęła głową.
–Chętnie bym zastrzeliła tę kobietę – powiedziała pod nosem.
Serce Jessiki zabiło mocniej.
–Jaką kobietę? – zapytała, starając się ukryć niecierpliwość. Za chwilę się
dowie, co spowodowało, że Evan tak bardzo się zmienił.
Pani Sterling podniosła oczy, zdziwiona, że jej pomruki zostały dosłyszane.
– Och, nie... nie ma o czym mówić.
– Ależ musi być o czym. Evan jest zupełnie inny niż przed kilku laty, oczywi-
ście czarujący i miły, lecz jest w nim teraz coś szorstkiego, ostrego. Coś, czego nie
potrafię określić. – Spojrzała z oczekiwaniem na sekretarkę.
–To prawda – zgodziła się pani Sterling niechętnie.
– Twierdzi pani, że to kobieta jest przyczyną zmian, jakie zaszły w Evanie?
–A czy nie jest tak zawsze?
– Co się właściwie stało? – Jessica doszła do wniosku, że delikatnością nic tu
nie wskóra.
– To przykre, naprawdę przykre.
– Tak, Evan już nie jest taki jak kiedyś – powiedziała Jessica, z nadzieją, że
zachęci panią Sterling do dalszych wynurzeń.
– To, co się stało, nie powinno właściwie nikogo dziwić. A jednak dziwi, po-
nieważ pan Dryden jest taki uroczy. Zakochał się szczerze i prostodusznie w kimś,
kto nie darzył go podobnym uczuciem. – Pani Sterling nagle zacisnęła usta, jakby
już powiedziała znacznie więcej, niż powinna, znacznie więcej, niż wypadało po-
wiedzieć sekretarce na temat szefa.
Tyle Jessica wiedziała już wcześniej. Chodziło jej o szczegóły. Kim była ko-
bieta, która tak bardzo zmieniła Evana? To nie do wiary, że ktoś dał mu kosza. Jej
idolowi z czasów, gdy była nastolatką. Kimkolwiek była ta kobieta, musiała być
niespełna rozumu.
Koło jedenastej Evan wrócił. Z uśmiechem podszedł do jej biurka.
–Wspaniale to zrobiłaś, Jessico. Dziękuję.
Ta pochwała zaskoczyła ją. Zaczęła się zastanawiać, czy Damian coś mu po-
wiedział.
– Doceniam twój wysiłek – ciągnął. – Bardzo dobrze pracujesz.
– Ja... ja to robiłam z przyjemnością. To... to należy do moich obowiązków –
wykrztusiła jąkając się. Ze zdumieniem stwierdziła, jak bardzo wzburzyła ją jego
pochwała. Czuła się teraz zawstydzona swą przesadną reakcją poprzedniego dnia,
gdy zauważyła, że Evana już nie ma w biurze. Sama sobie winna, że nie zjadła lun-
chu. Wcale by się nie przejęła zniknięciem Evana, gdyby...
–Dowiedziałem się od Damiana, że byłaś tu prawie do ósmej wieczór.
Więc Damian jednak wspomniał o tym.
– Powiedziałam już, że po prostu wykonywałam swoje obowiązki.
– W sobotę moi rodzice urządzają przyjęcie na świeżym powietrzu – ciągnął
Evan. – Zacznie się o czwartej. Chciałbym, żebyś poszła ze mną.
Zaproszenie Evana zbiło ją z tropu. Nie wiedziała, co powiedzieć. Chociaż nie
miała doświadczenia, zdawała sobie sprawę, że umawianie się z szefem może do-
prowadzić do kłopotów.
–To nie powinna być trudna decyzja – powiedział ze śmiechem.
Jego duma już raz została zraniona. Jessica doszła do wniosku, że nie chce, by
i ona była tego przyczyną.
– Będzie mi bardzo przyjemnie – odparła. – Cieszę się, że pomyślałeś o mnie.
– Zawsze byłaś miłą dziewczyną – uśmiechnął się czule.
Jako nastolatka Jessica marzyła właśnie o tym. Zamykała oczy i wyobrażała
sobie, że Evan ją gdzieś zaprasza. Teraz, gdy jej marzenie się spełniło, wolałaby,
żeby to był Damian.
–Przyjadę po ciebie. Mieszkasz w śródmieściu, prawda?
Skinęła głową.
–A czy nie będzie prościej, jeśli spotkamy się na przyjęciu? Tak się składa, że
spędzam ten weekend u rodziców i mogłabym przyjść z nimi.
Evan wyglądał na nieco zdziwionego jej propozycją.
– Jesteś pewna?
– Oczywiście.
– W takim razie spotkamy się na miejscu.
Był w jej życiu taki okres, że bez wahania poszłaby z Evanem na każde przy-
jęcie. Wszędzie. Czy Damian nie na to liczył, kiedy ją przyjmował – nawet jeśli
twierdził, iż wie, że jej zauroczenie dawno minęło?
– Przyjęcie jest urządzane na cześć pewnego dygnitarza – ciągnął Evan. –
Mama wychodzi z siebie, żeby wszystko się udało. Gwarantuję, że to będzie takie
party, jakiego Boston jeszcze nie widział. Ostatnio słyszałem, że mama wynajęła
zespół country.
– Zanosi się na niezłą zabawę.
– Jestem pewien, że tak będzie. Chyba umiesz tańczyć polkę?
–Naturalnie. – Prawdę mówiąc, dotychczas tańczyła polkę najwyżej dwa razy.
– Ale dawno tego nie robiłam – dodała na wszelki wypadek.
– Ja też. Zostawimy te wymyślne kroki Damianowi.
Westchnęła na myśl o Damianie, a potem pomyślała, że najwyraźniej dzieje
się z nią coś niedobrego, pewnie mającego początki w dzieciństwie – jeśli może
spotykać się z jednym z braci i równocześnie tęsknić do drugiego.
Godziny mijały i zanim się obejrzała, skończył się dzień pracy. Pani Sterling
właśnie wyszła na chwilę, a wtedy zjawił się Damian.
– Evana już nie ma – powiedziała Jessica. Była nieco podekscytowana wido-
kiem Damiana stojącego przed biurkiem, zwłaszcza że znów zaczęła myśleć o tym,
jak bardzo chciałaby pójść na przyjęcie właśnie z nim.
– Nie przyszedłem do brata.
–Pani Sterling wróci za chwilę.
– Przyszedłem do ciebie – wyjaśnił Damian, patrząc na nią z uwagą ciemnymi
oczami.
Jessica czekała w napięciu. Czyżby miał zastrzeżenia do jej pracy?
–Niepotrzebnie się niepokoisz. Przyszedłem ci powiedzieć, że moi rodzice
wydają w sobotę przyjęcie. Będzie rożen na świeżym powietrzu.
–Tak, wiem. Evan już o tym wspominał.
Jessica przysięgłaby, że w oczach Damiana zabłysło zainteresowanie. Skrzy-
żował ramiona i oparł się o biurko.
– Co powiedział?
– Niewiele. Podobno jest to przyjęcie na cześć jakiegoś dygnitarza.
– Aha. – Zawahał się, jakby stracił pewność siebie, co przecież, pomyślała,
byłoby zupełnie niezgodne z jego charakterem. – Zastanawiałem się... – zaczął, po
czym wyprostował się i wsunął ręce głęboko w kieszenie. – Czy zechciałabyś pójść
na to przyjęcie ze mną?
Ramiona jej opadły i już otwierała usta, by wyjaśnić, że zaprosił ją Evan, lecz
zanim zdążyła to zrobić, Damian dodał:
–Wiem, że późno ci o tym mówię, ale sam dowiedziałem się szczegółów do-
piero dziś rano. – Uśmiechnął się. – Mama telefonowała, chciała się upewnić, że
tam będę. Wygląda na to, że bardzo poważnie traktuje swoje obowiązki.
– Ale...
– Nie możesz – domyślił się.
Ponuro skinęła głową.
– Już zaprosił mnie Evan... jako swoją partnerkę. – Chciała powiedzieć Da-
mianowi, że o wiele bardziej wolałaby pójść z nim, ale nie odważyła się. – Prze-
praszam – dodała.
–Zaprosił cię? – Zamiast wyglądać na niezadowolonego, Damian wydawał się
wprost zachwycony.
–Nie przepraszaj.
Jego reakcja zirytowała ją.
–To nie jest prywatna randka. – Chciała, żeby to było jasne. – A przynajmniej
Evan tak tego nie przedstawił. On chce mi w ten sposób podziękować za ciężką
pracę przy wyszukiwaniu potrzebnych mu informacji.
– Mój brat nie zaprosiłby cię, gdyby mu nie zależało na twoim towarzystwie.
A poza tym nie chciałbym, żeby myślał, że wkraczam na jego terytorium.
Jego terytorium.
Widocznie domyślał się, co czuła, bo dodał:
–Evan był pierwszy.
Co do tego ma rację, pomyślała, ale tylko co do tego.
Damian odwrócił się ku wyjściu, a Jessica poczuła, że musi się wytłumaczyć.
– Myślę, że nie powinieneś przywiązywać zbytniej wagi do tego, że mnie za-
prosił. To naprawdę było tylko podziękowanie.
– Ale to początek, nie sądzisz? – powiedział przez ramię. – Dobry początek. –
Wyszedł, zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
W domu Jessica doszła do wniosku, że Damian zaprosił ją na przyjęcie nie
dlatego, że pragnął jej towarzystwa. Założył, że Evan tego nie zrobił – i szukał
okazji, by zbliżyć ich do siebie.
Jessica przyjechała do rodziców wczesnym sobotnim popołudniem. Całe rano
spędziła, chodząc po sklepach w poszukiwaniu najodpowiedniejszego stroju. Cathy
dodawała jej odwagi i służyła radą.
Chociaż nie będzie na przyjęciu w towarzystwie Damiana, to jeśli zjawi się
wyglądając jak gwiazda filmowa, powinien żałować, że nie są razem. Taki był jej
plan – jasny i prosty.
Evan wspomniał o zespole country, ale powiedział też, że przyjęcie ma być na
cześć pewnego dostojnika. Te nieco nie pasujące do siebie informacje spowodo-
wały, że zupełnie nie wiedziała, jak się ubrać. W szafie nie znalazła nic odpowied-
niego, w sklepach też było niewiele.
W jednym stroju wyglądała jak Annie Oakley, w innym jak Jackie Kennedy.
Już myślała, że nie znajdzie nic pośredniego, gdy zauważyła długą dżinsową spód-
nicę, czerwoną bluzkę z karczkiem obszytym tęczowymi frędzlami i białe kowboj-
skie buty. Elegancji temu zestawowi dodawał biały jedwabny szal.
Gdy przymierzyła nowy strój, w oczach matki zobaczyła aprobatę.
– Szkoda, że też nie poszłam po zakupy i nie kupiłam sobie czegoś nowego.
Wyglądasz świetnie.
– Dziękuję. – Matczyna pochwała dodała Jessice pewności. Cathy, która zwy-
kle ubierała się jak postać z filmu science–fiction, powiedziała to samo, ale Jessica
nie była pewna, czy może ufać jej poczuciu dobrego smaku.
– Jak to miło ze strony Evana, że cię zaprosił – kontynuowała Joyce Keller-
man. – Wcale nie jestem zaskoczona, choć jest twoim szefem. W życiu wszystko
może się zmienić, nieprawdaż?
– Masz rację – powiedziała Jessica sucho.
– Bardzo jestem zadowolona, że pracujesz z Evanem.
– Jest miły.
– Jest wspaniały. Zawsze marzyłam... wiem, że to głupie, ale przecież tak
dawno się przyjaźnimy z Drydenami... Miałam nadzieję, że jak dorośniesz, wy-
jdziesz za któregoś z chłopców Lois.
– Pod żadnym pozorem – powiedziała Jessica szybko – nie mów tego przy
Damianie lub Evanie.
– Dlaczego, moja droga?
– Mamo, to mnie strasznie peszy!
– Ale przecież kilka lat temu byłaś taka zakochana w Evanie, więc myślałam...
spodziewałam się...
– Miałam wtedy czternaście lat! – Dawne zauroczenie Evanem zaczynało być
dla niej balastem... przez Damiana i matkę. Gdyby nie oni, nikt by już o tym nie
pamiętał.
– Będzie z ciebie śliczna panna młoda – powiedziała Joyce Kellerman, wpro-
wadzając ostatnie poprawki do własnego ubioru.
Nagle zmieniła temat.
– Lois jest chora ze zdenerwowania w związku z tym party.
– Ale dlaczego? – Pani Dryden wydawała już setki nie mniej wystawnych
przyjęć.
– Myślę, że nie ma powodu, aby trzymać to w tajemnicy. Walter dostał propo-
zycję kandydowania do senatu.
Walter Dryden od lat aktywnie zajmował się sprawami społecznymi. Chociaż
sam nigdy nie piastował żadnej publicznej funkcji, wielokrotnie z powodzeniem
kierował kampaniami wyborczymi innych. Wcześnie przeszedł na emeryturę i – jak
Jessica słyszała – bardzo doskwierała mu bezczynność. Na pewno z zadowoleniem
podjąłby taką próbę sił.
– Czy już się zdecydował?
– Ojciec i ja myślimy, że tak. Jeszcze nie zgłosił swej kandydatury, ale jeste-
śmy pewni, że to zrobi. Dzisiejsze party to badanie gruntu. Ma być kilku polity-
ków. Nic dziwnego, że Lois jest kłębkiem nerwów.
Zanim Jessica i jej rodzice przyszli na przyjęcie, zza ogrodzenia już dolatywał
intensywny zapach sosu pomidorowego, przypraw i pieczonego mięsa.
Kiedy witali się przy wejściu, serdeczne uściski Lois i jej matki przypomniały
Jessice o ich wielkiej przyjaźni. Od dwudziestu lat były jak siostry. Podobne uczu-
cie łączyło ją z Cathy. Poznały się w college'u, gdzie przez trzy lata mieszkały w
tym samym pokoju.
Nie zauważyła żadnego z braci, więc wyszła przed dom. Na bujnym trawniku
stały okrągłe stoły przykryte kraciastymi obrusami. Dzień był przepiękny, ciepły,
lecz nie upalny, niebo bezchmurne. Łagodny wietrzyk szeleścił liśćmi wysokich
drzew, którymi obsadzono posiadłość, by dawały cień. Lato w Nowej Anglii było
w pełni. Smakowite zapachy przypomniały Jessice o głodzie. Z powodu zakupów i
przygotowań do przyjęcia zabrakło jej czasu na lunch.
Wśród tłumu gości zauważyła Evana, który stał obok ślicznej blondynki w
eleganckiej białej sukni obszytej frędzlami. Jej zgrabną sylwetkę podkreślał turku-
sowy pasek ze srebrną klamrą. Dyskretne próby zasięgnięcia informacji o niezna-
jomej nie dały rezultatów, co jeszcze bardziej wzmogło ciekawość Jessiki. Spró-
bowała podejść do Evana – swego oficjalnego partnera. W gruncie rzeczy chciała
poznać śliczną blondynkę. Może to nowy obiekt jego romantycznych zaintereso-
wań, pomyślała z nadzieją. Zanim jednak do niego dotarła, zatrzymała ją grupa
przyjaciół rodziny. Jak większość zaproszonych gości, byli to starsi ludzie o zna-
nych nazwiskach, z którymi stykała się od dziecka.
–Witaj, Jessico. – Usłyszała głos Damiana i odwróciła się. Stał przed nią,
ubrany w garnitur podobny do tego, jaki nosił w pracy. Jedyną próbą dostosowania
stroju do okazji był czarny kowbojski kapelusz, który, zdaniem Jessiki, zupełnie
nie pasował do jego bardzo bostońskiej głowy.
W jego oczach dojrzała uznanie.
–Wyglądasz... – zawahał się, jakby nie wiedział, co powiedzieć – ...dobrze.
Była pewna, że nieczęsto się zdarza, by mu brakowało słów. Tym bardziej ją
to podniosło na duchu.
–Pewnie jesteś ciekawa, kim jest ta blondynka; ta, która nie odstępuje mojego
brata – rzucił obojętnym tonem.
Prawdę mówiąc, była wdzięczna nieznajomej za absorbowanie Evana. Gdyby
nie ta kobieta, mógłby się czuć zobowiązany do zajmowania się Jessicą, a ona
znacznie bardziej wolała towarzystwo Damiana.
– Kto to jest?
– Czyżbym słyszał zazdrość w twoim głosie?
– Nic podobnego. – Pytanie Damiana zirytowało ją.
– Nazywa się Romilda Sidonie. Jest córką dygnitarza z Europy.
To wyjaśniało wszystko. Naturalnie Evan uznał za swój obowiązek okazanie
Romildzie gościnności. Jessica była zadowolona, widząc, że robi to z radością.
– Czy chciałabyś, żebym cię przedstawił? – spytał Damian.
– Nie – odpowiedziała. Evan i Romilda szli właśnie w kierunku miejsca do
tańca. – Evan dobrze się bawi. Nie widzę powodu, żeby mu przeszkadzać.
– Jesteś przez niego zaproszona.
– Tylko dlatego, że go do tego namówiłeś.
Damian zmrużył oczy.
– Dlaczego tak uważasz?
–Nie myśl, że jestem naiwna. Sądzę, że chciałeś mnie zaprosić, bo nie przy-
puszczałeś, by zrobił to Evan. Chciałeś mieć pewność, że spotkam się z nim na to-
warzyskim gruncie, i móc obserwować, co z tego wyniknie. Czy mam rację?
Założył ręce za siebie i odszedł dwa kroki, po czym odwrócił się i znów przed
nią stanął. W jego oczach zauważyła błysk uśmiechu.
–Jeśli masz rację, choć nie twierdzę, że ją masz, nigdy się do tego nie przy-
znam.
– Ława przysięgłych musi mieć z tobą niełatwe zadanie.
– Za to właśnie klienci mi płacą.
Jessica popatrzyła na tańczących i nie dostrzegła wśród nich Evana i Europej-
ki. Rozejrzała się i zauważyła ich na ławce, w cieniu rozłożystego wiązu. Jedli z
apetytem kanapki przełożone mięsem z rusztu.
–Jest śliczna – mruknęła Jessica. – Nic dziwnego, że Evan o mnie zapomniał.
– Możliwe, że Romilda jest śliczna, ale ty też – powiedział szybko Damian, a
potem spojrzał na nią tak, jakby żałował wypowiedzianych słów.
– Dziękuję.
– Nie powinienem tego mówić.
– Dlaczego? Czy to znaczy, że myślisz coś innego?
– To nie ja powinienem mówić ci takie rzeczy – odparł Damian. – Zaprosił cię
tu Evan.
– Widocznie zapomniał. Nic nie szkodzi. Wolę ten czas spędzić z tobą.
– Ze mną? – Damian wydawał się przestraszony na samą myśl o tym. – Jadłaś
już coś? – zapytał szybko. Na stole obok piętrzył się tort cytrynowy, który skusiłby
świętego, leżało czekoladowe ciasto, przybrane świeżymi truskawkami, stał dzba-
nek z zimnym napojem z jagód.
– Jeszcze nie jestem głodna – odparła, bojąc się, że chęć zjedzenia czegoś
mogłaby być dla Damiana pretekstem do zostawienia jej przy którymś ze stołów.
Damian spojrzał na nią podejrzliwie.
– Jesteś pewna? Nie chciałbym, by znów zdarzyło się to, co wieczorem w biu-
rze.
– No więc dobrze, może zjadłabym kawałek... Ale może usiądziemy razem?
– Jeśli bardzo chcesz.
Chciała. Damian podał jej talerz i przeszli wzdłuż stołu–bufetu. Wybrała sa-
łatkę z ziemniaków, prażony bób i kotlet schabowy.
Orkiestra zaczęła grać popularną melodię. Jessica jadła z apetytem, wystuku-
jąc stopą rytm, zadowolona, że siedzą na uboczu. Okazało się, że Evan o niej za-
pomniał, lecz wcale nie była urażona, przeciwnie – czuła ulgę.
Zaproszenie do tańca zaskoczyło ją.
– Dlaczego chcesz ze mną tańczyć? – zapytała Damiana. Podejrzewała, że
może to mieć jakiś związek z jego bratem.
–Czy muszę mieć powód?
Po chwili wahania przytaknęła.
–Jeśli myślisz, że to jest sposób, by Evan mnie zauważył, wolałabym nie
wstawać z miejsca.
– A gdybym powiedział, że chcę sprawdzić, jak będziesz się czuła w moich
ramionach?
Serce zabiło jej mocniej.
–Wtedy bym się zgodziła. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Więc jak to bę-
dzie, Damianie?
Długo się zastanawiał, znacznie dłużej, niż było to konieczne. Powoli odsunął
krzesło i wstał.
–Dlaczego nie mielibyśmy sprawdzić? – Wziął ją za rękę i poprowadził w
stronę tańczących.
Zabawa rozkręciła się na dobre. Wiele par tańczyło polkę. Po drodze Jessicę i
Damiana zatrzymywali na chwilę pogawędki starzy znajomi. Czuła, że go to irytu-
je.
Wreszcie dotarli na miejsce i Damian otoczył Jessicę ramieniem. Tańczył
świetnie, płynnie i pewnie. Trzymał ją lekko w talii i spoglądał na nią tak, jakby
tańczyli razem od zawsze.
– Dobrze tańczysz. – Jej zaskoczenie było tak widoczne, że odrzucił głowę w
tył i zaczaj się śmiać. Nie pamiętała, by kiedykolwiek przedtem śmiał się tak ser-
decznie.
– Dziwi cię to, prawda?
– Tak. – Zaprzeczanie nie miałoby sensu. Odkrywam w nim coraz więcej nie-
spodzianek, pomyślała i w tym momencie poczuła, że ktoś delikatnie dotyka jej
ramienia. Odwróciła głowę i zobaczyła Evana w towarzystwie córki europejskiego
dostojnika.
– Patrzcie, patrzcie, czy to nie Damian i Jessica? – odezwał się Evan, bez cie-
nia zazdrości w głosie.
Szybko nas zauważył, jęknęła w duchu, zastanawiając się, czy Damian tak to
zaplanował.
–Chyba nie znasz jeszcze Romildy? – Nie czekając na odpowiedź, Evan
przedstawił je sobie.
Widać było, że piękna blondynka jest pod urokiem Evana, jak większość ko-
biet, które postanowił oczarować. Jego wdzięk był nieprzeparty. Jessice było trochę
żal niczego nie podejrzewającej kobiety. Evan przecież zaczynał mieć reputację
playboya.
Cała czwórka udała się na poszukiwanie czegoś do picia. Gawędzili, popijając
poncz, gdy Damian nagle poprosił Romildę do tańca. Ta spojrzała z niepokojem na
Evana i widać było, że nie ma ochoty go opuścić. Jessica uśmiechnęła się do siebie,
domyślając się, że Damian dąży do tego, by została sama z Evanem.
Damian i Romilda przyłączyli się do tańczących.
–Wspaniałe przyjęcie – powiedziała do Evana. –
Świetnie się bawię.
–Cieszę się – odparł z roztargnieniem, wodząc oczami za tańczącą parą. – Czy
mogę cię prosić? – zapytał i wyciągnął ku niej rękę.
Wiedziała, że Evanowi chodzi o to, by nie stracić z oczu Romildy. Prowadzili
uprzejmą konwersację, lecz oboje myśleli o czymś innym. I oboje nie mogli się do-
czekać końca tańca.
Kiedy orkiestra przestała grać, ucieszyła się, że Damian i Romilda są daleko,
ponieważ potrzebowała czasu na uporządkowanie myśli. Do Evana podeszli jacyś
starsi państwo i poprosili o chwilę rozmowy. Rzucił Jessice przepraszające spoj-
rzenie i zostawił ją samą.
Noga za nogą poszła na sam koniec ogrodu, w pobliże płotu okalającego dom
jej rodziców. Stanęła na środku białej kładki łączącej brzegi stawu i zaczęła wrzu-
cać kamyki do wody, obserwując rozchodzące się kręgi.
Pochłonięta tym zajęciem, nie zauważyła zbliżającego się Damiana, była więc
zaskoczona, gdy usłyszała jego głos:
– Zastanawiałem się, czy cię tu znajdę.
– Często tu przychodziłam jako dziecko – przyznała. – Mogliście oskarżyć
mnie o wtargnięcie na cudzy teren.
–Nikomu by to nie przyszło do głowy.
– Wiem, dlatego właśnie tu przychodziłam. Tu było tak spokojnie, bezpiecz-
nie.
Po chwili milczenia odezwał się Damian:
–Jesteś zniechęcona, prawda?
– Czym?
–To się już skończyło – zapewnił cichym głosem. – Już dawno, ponad pół ro-
ku temu. Myślałem, że Evan zapomni o niej, ale się myliłem.
O, mój Boże, pomyślała Jessica. Widocznie Damian myśli, że przyszła nad
staw rozmyślać o Evanie. Nic bardziej błędnego. Stała na kładce, zastanawiając się,
jak ułożą się jej stosunki z Damianem.
– Kto to był? – Jessica była nadal ciekawa.
– Jakaś dziewczyna, którą poznał na plaży. Nikt z nas przedtem o niej nie sły-
szał. Mary Jo Summerhill.
– I co się stało?
– Tego chyba nikt naprawdę nie wie. W każdym razie zniszczyło to Evana.
Od tamtej pory nie przyszedł do siebie. Mój brat nie należy do tych, którzy obar-
czają innych swoimi kłopotami. Wydaje się, że wszystko spływa po nim niczym
woda, jak po tej kaczce... o, tam. Nawiązał i zerwał niejedną znajomość. Już myśla-
łem, że nigdy nie zainteresuje się poważnie żadną kobietą. Ale nie miałem racji.
– Nie domyślasz się, co zaszło między nim i tą dziewczyną?
– Nie. Po zerwaniu zmienił się nagle, zaczął pracować po godzinach. Ale robił
wszystko bez przekonania, więc ograniczyłem jego obowiązki. To na trochę pomo-
gło, ale teraz nie mam pewności, czy dobrze zrobiłem. Nie pamiętam, żeby był kie-
dyś bardziej przygnębiony.
– Próbowałeś z nim porozmawiać?
– Dziesiątki razy, ale to nic nie dało. Tylko złościło go moje wścibstwo. Ten
zerwany romans zranił go chyba głębiej, niż sam chce przyznać.
– Zapomni o niej – powiedziała Jessica uspokajająco. – To tylko kwestia cza-
su.
– Ja też tak myślałem. – Damian wzruszył ramionami. – Ale teraz w to wątpię.
Minęło już ponad sześć miesięcy. – Przerwał i spojrzał w wodę. – On potrzebuje
ciebie, Jessico. Chyba tylko ty mogłabyś do niego dotrzeć.
– Ja?
–Kiedy ojciec wspomniał, że masz zamiar przyjść w sprawie pracy, od razu
wiedziałem, że możesz być dla nas wybawieniem. – Chciała coś powiedzieć, ale
nie dopuścił jej do głosu. – Musisz być tylko bardzo cierpliwa.
Jessica westchnęła ze złością.
–Jeśli potrzebna mi cierpliwość, to wyłącznie do ciebie. Ty i twoi rodzice cią-
gle myślicie, że nadal jestem dziewczynką zadurzoną w Evanie.
Oczy Damiana pociemniały.
– W porządku, nie miałem zamiaru cię urazić. Jesteś wystarczająco dorosła,
by decydować o sobie.
– Dziękuję – odpowiedziała. Odwróciła się, oparła dłonie o poręcz i spojrzała
na spokojną wodę. – Pamiętam, jak kiedyś... miałam wtedy chyba sześć lat, przy-
biegłam na tę kładkę i wypłakiwałam oczy z żalu.
– Kto cię wtedy tak bardzo zranił?
– Ty – odrzekła, odwracając się, i uderzyła go palcem w pierś.
– Ja? – Jessica nigdy jeszcze nie widziała twarzy tak pełnej urażonej niewin-
ności. – Cóż ja takiego zrobiłem?
– Wasz ojciec wybierał się z tobą i Evanem na diabelską kolejkę na Cannon
Beach. Mój pojechał do miasta w interesach, a nasze matki poprawiały sobie hu-
mory zakupami. Nie miały ochoty ciągnąć mnie ze sobą, więc któraś z nich zapro-
ponowała, żebyście zabrali mnie do wesołego miasteczka.
– A ja nie chciałem się na to zgodzić – dokończył Damian.
– Nie mam ci tego za złe. Żaden piętnastolatek nie chciałby, żeby pętała się za
nim sześcioletnia dziewczynka.
Damian roześmiał się.
– Wszystko się zmieniło, prawda? – Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
– Dokąd idziemy? – zapytała zaskoczona.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem, że jeszcze nie odgadła.
– A gdzieżby, jeśli nie na Cannon Beach? O ile wiem, ta kolejka jest tam
nadal. Nasze przyjęcie zbliża się do końca, więc chyba nikt nie będzie nas szukał.
Jak myślisz?
Musiała przyznać mu rację.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Nie spiesząc się, szli po molo. Jessica w jednej ręce niosła lepką kulę różowej
cukrowej waty, w drugiej ściskała czerwonego pluszowego słonia. Od strony karu-
zeli dobiegały metaliczne dźwięki muzyki, mieszając się z dziecięcym śmiechem.
Zapach morza i świeżo prażonej kukurydzy spowijał ich jak dym z dogasającego
ogniska. Wieczór był piękny. Słońce już zaszło, a roje jasnych gwiazd mrugały do
nich z aprobatą.
– Chyba nigdy nie bawiłam się lepiej – powiedziała Jessica do Damiana.
– Jeszcze nie jeździliśmy diabelską kolejką – przypomniał.
– Bo straciłeś tyle czasu, żeby wygrać głupiego wypchanego słonia. – Przytu-
liła zabawkę, zadając kłam własnym słowom.
– Nie boisz się? – zapytał i spojrzał w kierunku wielkiej stalowej konstrukcji.
Jessica nie okazała entuzjazmu.
– Nie... nie wiem, czy to dobry pomysł po tym wszystkim, co zjedliśmy.
– Zaufaj mi. – Objął ją ramieniem i pociągnął za sobą, nie pytając o zgodę.
– Wspaniale, najpierw karmisz mnie prażoną kukurydzą i watą z cukru, a po-
tem każesz jeździć jedną z największych diabelskich kolejek w Stanach. To wcale
nie jest rozsądne, Damianie, ani trochę.
Tłum był większy niż zwykle. Damian wziął ją za rękę i zaprowadził na ko-
niec długiego rzędu oczekujących. Mieli przed sobą co najmniej pół godziny.
Jessice kłębiła się w głowie cała lista argumentów, ale wiedziała, ze nic nie
wskóra.
–Co mam zrobić z tym słoniem? – zapytała, przyciskając go kurczowo do sie-
bie.
– Trzymaj go.
–Jeśli mam trzymać słonia, to kto będzie trzymał mnie?
– J a – zapewnił spokojnie. – Przestań się tak denerwować.
– Damianie Drydenie, muszę ci powiedzieć, że gdy ostatni raz jechałam tym
piekielnym urządzeniem, omal nie umarłam. Nie przypuszczam, żebyś wiedział,
kiedy była tu kontrola bezpieczeństwa.
– W czwartek.
–Przecież ty tego nie wiesz!
Roześmiał się.
– Masz rację, ale zabrzmiało to nieźle. Posłuchaj, ta kolejka jeździ od dwu-
dziestu lat bez żadnego wypadku. No, może z wyjątkiem tego jednego razu...
–Damianie!
– Żartowałem.
– Nie drażnij się ze mną – mruknęła z wściekłością. Przyłożyła dłoń do brzu-
cha i westchnęła głośno. – Mój żołądek nie czuje się najlepiej.
– Nic ci nie będzie.
– Skąd ta pewność?
– Z doświadczenia. Najgorsze jest oczekiwanie. Sama jazda to uciecha. Jedy-
ny problem polega na tym, że trwa za krótko. Cała zabawa kończy się w mgnieniu
oka.
Mimo obaw niecierpliwie czekała na ich kolej. Wreszcie srebrzysty wagonik
zatrzymał się gwałtownie tuż przed nimi.
– Przyrzeknij mi tylko, że nie będziesz podnosił rąk do nieba tym dziwacznym
rytualnym gestem, gdy będziemy opadać – poprosiła.
– Nigdy bym się na to nie odważył, przecież obiecałem, że cię nie puszczę.
Jessica zaczerwieniła się, lecz nic nie powiedziała. Wolała nie patrzeć w dół.
Zawsze unikała wysokości, skazując się na zamykanie oczu. Wypchany słoń spo-
czywał w jej ramionach, zupełnie jak ona w ramionach Damiana.
Wagonik powoli ruszył, wspinając się z mozołem stromo do góry i wydając
dźwięki, jakby był za bardzo obciążony. Osiągnął najwyższy punkt i zaczął gwał-
townie opadać. Okrzyk emocji zamarł jej w gardle. Damian objął ją mocniej. Wol-
ną ręką chwyciła jego dłoń i wbiła w nią paznokcie. Kiedy już myślała, że zaraz
przekroczą prędkość dźwięku, wagonik stracił rozpęd i znów zaczął się wspinać, by
za chwilę jeszcze raz runąć w dół. Wydawało jej się, że żołądek ma w gardle. Po-
wieki zacisnęła tak mocno, że zaczęły ją boleć.
Kiedy wagonik się zatrzymał i Jessica zdała sobie sprawę, że to już koniec
jazdy, poczuła jednak rozczarowanie.
–No i jak? – zapytał Damian, pomagając jej wysiąść. – Jesteś zadowolona?
Pierwsze kroki zrobiła na drżących nogach.
–Daj mi chwilę na zastanowienie się... jeszcze nie wiem, co czuję.
Damian roześmiał się.
– Przyznaj się. Dobrze się bawiłaś, prawda?
– Tak – odpowiedziała ociągając się.
Zaśmiał się znowu i objął ją ramieniem. Wyglądało to zupełnie naturalnie,
zwłaszcza że jeszcze nie całkiem mogła stać o własnych siłach, co wyraźnie było
widać. Choć zrobił to bezwiednie, sprawiło jej przyjemność dotknięcie Damiana,
bliskość jego ciała. Podobnego uczucia doznała, gdy tańczyli.
–Chcesz już wracać? – zapytał.
Skinęła głową, choć w gruncie rzeczy chciała, żeby ten wieczór trwał wiecz-
nie. To były wspaniałe chwile. Może teraz Damian zrozumie, że to jego towarzy-
stwa szukała, nie jego brata. Może dojrzy w niej kobietę, a nie dokuczliwą dziew-
czynkę z sąsiedztwa.
A może wyraźne zainteresowanie Evana Romildą przerodzi się w coś więcej i
rodzina Drydenów przestanie szukać pomocy u niej. Miała szczerą nadzieję, że tak
będzie.
Damian i Jessica szli w stronę samochodu przez wysypany trocinami parking.
Wesołe miasteczko huczało za ich plecami, a jego światła rozjaśniały nocne niebo.
– Cudownie się bawiłam – powiedziała, gdy już siedzieli w samochodzie.
– Ja też – odparł. – Od lat nie byłem na Cannon Beach. Od lat... – przerwał
nagle.
Jessica wiedziała, że Damian jest przepracowany i nie umie cieszyć się ży-
ciem. Tym bardziej więc było jej przyjemnie, że dobrze się bawił w jej towarzy-
stwie. Na myśl o tym, jak śmiał się radośnie, sama się uśmiechnęła. To się zdarzało
rzadko, więc czuła się wtedy, jakby ją obdarowywał bezcennym prezentem.
Damian zawiózł Jessicę przed dom, w którym mieszkała. Było już po jedena-
stej, ale podekscytowanie dodało jej odwagi. Czuła, że wszystko się skończy, kiedy
Damian odjedzie, i nie chciała się z tym pogodzić.
–Chcesz wjechać na górę? – zapytała, właściwie nie spodziewając się, by
chciał, lecz z nadzieją, że może zmieni zdanie.
Spojrzał na nią, jakby oceniał szczerość zaproszenia.
–Chętnie.
– Zaparzę kawę, a ty możesz się napawać moją radością z jazdy diabelską ko-
lejką.
–Będę się napawał, nawet bez kawy. – Znalazł miejsce do zaparkowania, wy-
siadł i otworzył drzwi po jej stronie. Prawdziwy dżentelmen, pomyślała nie po raz
pierwszy.
Śmiejąc się i żartując weszli do budynku. Odźwierny uśmiechnął się na widok
Jessiki z czerwonym słoniem.
Śmiali się i przekomarzali, wsiadając do windy, którą mieli wjechać na dzie-
siąte piętro. Drzwi kabiny zamknęły się, a Jessica osunęła się na lustrzaną ścianę,
udając wyczerpanie.
– Na pewno nie chcesz zamknąć oczu? – zapytał.
– Po co?
– Ta winda jedzie ze straszliwą prędkością. A kto wie, kiedy po raz ostatni by-
ła sprawdzana.
–W czwartek – odpowiedziała bez namysłu. Damian roześmiał się, zachwy-
cony.
–Nie wiem, czy masz rację – przekomarzała się. Z żartobliwą miną mrużyła
oczy i wreszcie je zamknęła. Wtedy Damian ją pocałował.
Dopiero po chwili uświadomiła sobie, co się stało. Damian naprawdę ją poca-
łował. To był zwyczajny pocałunek, jak kiedy brat całuje siostrę. Wargi dotknęły
warg.
Tylko że to, co czuła, nie było zwyczajne. Pocałunek wzbudził w niej ochotę
na coś więcej, znacznie więcej. Patrzyła na Damiana oniemiała, nie wiedząc, jak
zareagować.
–Nie bądź taka zaskoczona – powiedział cicho.
– Ja... – Zamknęła usta, by nie poprosić, żeby pocałował ją jeszcze raz.
–To był po prostu pocałunek.
–Wiem – szepnęła. Zdała sobie sprawę, że to był impuls, którego Damian ża-
łuje. Chciała dać mu do zrozumienia, jak bardzo jej było przyjemnie, ale, zanim
znalazła właściwe słowa, winda zatrzymała się.
Weszli do mieszkania i Jessica skierowała pierwsze kroki do swej wesołej,
pomalowanej na żółto kuchni, by jak zwykle przełączyć automatyczną sekretarkę.
Przywitał ją głos Cathy Hudson.
–Cześć, Jess. To ja. Nie dzwoniłaś do mnie od paru dni, a ja, oczywiście, chcę
wiedzieć, jak było na dzisiejszym przyjęciu w towarzystwie tego kochasia. Za-
dzwoń, jak tylko będziesz mogła.
– Więc twoja przyjaciółka wie o Evanie? – zapytał Damian od niechcenia.
Usiadł za okrągłym dębowym stołem i zaczął przeglądać gazetę, którą Jessica czy-
tała rano.
– Możliwe, że o nim wspomniałam, ale, rzecz jasna, nie nazwałam go kocha-
siem, jeśli to masz na myśli.
– Ona tego nie powiedziała.
– Chce mi dokuczyć – wyjaśniła Jessica. Nie rozmawiała z nią o swym uczu-
ciu do Damiana i teraz tego żałowała. Cathy, podobnie jak inni, była bardzo zainte-
resowana stosunkami między nią a Evanem. – Popełniłam błąd, opowiadając jej o
dziewczęcej miłości do Evana, i teraz myśli... Sam słyszałeś. – Jessica nasypała
kawy do ekspresu. Przyjemny mocny zapach wypełnił pokój. – To potrwa tylko
chwilę – obiecała.
– Wiesz, nie rób sobie kłopotu. Jest później, niż myślałem.
– Na pewno? – zapytała rozczarowana.
– Na pewno. – Odłożył gazetę, wstał i podszedł do niej. Wyciągnął rękę i po-
gładził ją po policzku. –Dziękuję ci za wspaniały dzień, Jessico.
– To ja dziękuję – odszepnęła.
Kiedy wyszedł, mieszkanie wydało jej się nienaturalnie puste. Spodziewała
się, że ją pocałuje, zanim wyjdzie. Miał na to ochotę, widziała to w jego oczach, ale
powstrzymał się, pragnąc najwidoczniej, by pozostał uczuciowy dystans między
nimi.
Nie czuła się wcale zmęczona, więc wykręciła numer przyjaciółki.
Zaspany głos odezwał się w słuchawce dopiero po długiej chwili.
– Prawda, że cię nie obudziłam? – Jessica zachichotała, zachwycona, że może
odpłacić Cathy za wszystkie telefony w środku nocy.
– Spałam jak zabita. Co się stało, że dzwonisz tak późno, taka wesolutka? To
powinno być ustawowo zabronione. Spróbuję zgadnąć. Byłaś z Evanem...
– Nie! Damian i ja poszliśmy...
– Damian? Umówiłaś się z Damianem? – W głosie Cathy nie było już senno-
ści, lecz zainteresowanie. Duże zainteresowanie.
– Wiem, że twoje głupie romantyczne serce podpowiadało ci, że skoro pracuję
z Evanem, to ta cała nie odwzajemniona miłość nagle rozkwitnie.
– Właśnie tak myślałam – powiedziała Cathy.
– Posłuchaj. Evan Dryden jest wspaniałym chłopakiem, ale to mężczyzna nie
dla mnie.
– Dlaczego?
– Bo... – Nawet teraz było jej trudno mówić o tym, co czuła do Damiana. Nie
wiedziała, jak to opisać. – Po pierwsze, Evan nie jest emocjonalnie gotów do na-
stępnego romansu, co mi odpowiada.
– Co się stało? – zapytała Cathy. – Myślałam, że cię zaprosił na przyjęcie zor-
ganizowane przez jego rodzinę.
– Zaprosił, ale tylko dlatego, że namówił go Damian. Zanim tam przyszłam,
poznał piękną Europejkę i potem byli nierozłączni.
– To świństwo!
– Wcale nie.
– Nie jesteś rozczarowana?
Najwidoczniej Cathy nie całkiem jeszcze się obudziła, jak sądziła Jessica.
– Ani trochę. Pojechałam z Damianem na Cannon Beach i jeździłam diabelską
kolejką.
– Ty, taka delikatna i ta potworna jazda? To nieprawda, przyznaj się.
– To prawda – stwierdziła Jessica z dumą. – I było świetnie. – Przez następne
pięć minut relacjonowała najważniejsze wydarzenia wieczoru: wygranie przez
Damiana wypchanego słonia, spacer po molo, wspólne jedzenie cukrowej waty.
Kiedy skończyła, w słuchawce przez chwilę panowała cisza.
– Hmm – odezwała się wreszcie przyjaciółka zatroskanym głosem. – To mo-
gło być bardzo interesujące.
W poniedziałek rano zadowolona Jessica zjawiła się w biurze pierwsza. Evan
był widocznie w pracy podczas weekendu, bo znalazła kartkę z poleceniami od
niego, w tym cały spis ustaw, które miała przeanalizować. Od razu zabrała się do
pracy.
Damian znalazł ją w bibliotece.
–Więc jesteś – powiedział ze zdziwieniem. – Pani Sterling myślała, że dzisiaj
nie przyszłaś. Zadzwoniłem do ciebie do domu i usłyszałem automatyczną se-
kretarkę.
Jessica wyprostowała się na krześle i przeciągnęła, chcąc rozruszać zmęczone
mięśnie. Rzuciła okiem na zegarek – była już prawie jedenasta. Czytała tak zapa-
miętale, że zapomniała o czasie.
–Jestem tu od rana – wyjaśniła, pocierając grzbiet nosa. Litery zaczęły jej się
zamazywać przed oczami. Niektóre teksty były nudne, lecz kilka ją zainteresowało.
Damian wyszedł i za chwilę wrócił z parującą filiżanką kawy.
– Proszę – powiedział. – Zrób sobie przerwę, bo oślepniesz.
– Czy Evan już jest? – Kawa smakowała jej jak ambrozja.
Damian westchnął.
– Jeszcze nie. Ale on od kilku miesięcy przychodzi i wychodzi, kiedy chce.
– Zostawił dla mnie kartkę z poleceniami, więc musiał być tu wczoraj. – Prze-
rwała. – A co z nim i Romildą? – Szczerze pragnęła, by zainteresowali się sobą.
– Jeszcze trudno powiedzieć, ale kto wie, czy nie można się czegoś spodzie-
wać.
Dobrze. Wyglądało na to, że Damian naprawdę tak myśli.
– Chciałabym, żeby Evan był szczęśliwy – powiedziała. Czuła, że Damian
powinien o tym wiedzieć.
– Właśnie. – Damian uśmiechnął się, wstał i podszedł do półki z książkami.
Wziął z niej zniszczony tom.
– Posłuchaj mojej rady – powiedział i włożył książkę pod pachę.
– Słucham?
– Nie przegap lunchu.
– Dobrze – obiecała.
Wyszedł, a Jessica uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Po chwili zaczęła czytać,
ale uśmiech na długo pozostał na jej twarzy.
Zgodnie z obietnicą poszła na lunch. Po powrocie zastała w bibliotece Evana.
Usiadł obok i przeglądał jej notatki. Zadawał dużo inteligentnych pytań, kilka razy
ją pochwalił. Sam zrobił parę notatek, a potem prawie przez godzinę omawiali róż-
ne aspekty sprawy Earla Kressa.
Po wyjściu Evana Jessica ożywiła się. Damian wykazał dobrą znajomość oso-
bowości brata, powierzając mu tę sprawę. Reprezentowanie Earla Kressa stało się
dla Evana wyzwaniem, którego potrzebował, stanowiło cel godny walki. Evan
znów był dynamiczny, skoncentrowany, gotów do wykorzystania wszystkich
swych umiejętności i możliwości, jakie dawało prawo.
Zostało jej jeszcze roboty na kilka godzin. Było już późno, lecz postanowiła
pracować, dopóki nie skończy.
– Jest szósta, pora, żebyś poszła do domu – powiedział za jej plecami Damian,
tonem, który już znała. Mówił tak wtedy, gdy nie przekonywały go żadne argumen-
ty. Ten ton wpływał na decyzje ławy przysięgłych.
– Za moment skończę.
–Już skończyłaś.
– Damianie...
–Nie sprzeczaj się ze mną, Jessico. Nie warto.
Zamknęła książkę, którą właśnie czytała, i podniosła się z krzesła. Każdym
ruchem giętkiego ciała pokazywała, że robi to niechętnie.
–Czy jadłaś lunch?
– Zaczynasz się zachowywać, jakbym była pod twoją opieką!
– Pewnie nie jadłaś, skoro tak się odgryzasz.
– Jadłam... i wcale się nie odgryzam!
– Właśnie to robisz!
A może ją zwolni za niesubordynację? Spojrzała na Damiana i zaczęła się za-
stanawiać, co teraz będzie.
– Idziemy na kolację – mruknął.
– Na kolację! Ale przecież już...
– Na specjalną pizzę. Za rogiem jest mała włoska restauracja. To jedna z naj-
większych tajemnic Bostonu, przysięgam.
– Pizza – powiedziała Jessica powoli i poczuła, że burczy jej w brzuchu. –
Zgoda, jeśli koniecznie chcesz. – Sięgnęła po torebkę.
Restauracja mieściła się w suterenie starego domu, którego architektura
świadczyła o tym, że pochodzi z początku lat trzydziestych. Marmurowe posadzki
były mocno zniszczone. Jessica mijała ten budynek setki razy, ale nie zwracała na
niego uwagi.
– Skąd wiedziałeś o tej restauracji? – zapytała.
– Od strażnika. Polecił mi ją, bo często tam jada. Włoskie potrawy nigdzie mi
bardziej nie smakowały.
Właściciel powitał Damiana jak długo oczekiwanego kuzyna. Pocałował go w
oba policzki i mówił coś po włosku, spoglądając z aprobatą na Jessicę.
– Co on powiedział? – zapytała, kiedy usiedli przy stole nakrytym obrusem w
czerwono–białą kratę. W czerwonej miseczce stała migocąca świeca, rzucająca na
ścianę tańczące cienie. .
– Nie jestem pewien. Znam tylko kilka włoskich słów.
– W takim razie nieźle potrafisz to ukryć.
– No dobrze. Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, Antonio myśli, że jesteśmy
kochankami – powiedział swobodnie i otworzył menu.
– Wyprowadziłeś go z błędu, prawda? – zapytała, przykładając rękę do piersi.
Czuła, że się czerwieni.
– Nie.
– Damianie, nie możesz pozwolić, żeby ten człowiek przypuszczał, że ty i ja...
– Chyba masz rację. Nie powinienem. Zwłaszcza dlatego, że kochasz mojego
brata, nie mnie.
Jessica odłożyła menu i pochyliła się w jego stronę. Powinni to sobie wyjaśnić
raz na zawsze.
– Nie kocham Evana – powiedziała gniewnym szeptem.
– No, dobrze, dobrze.
–Wydaje mi się, że nie jesteś o tym przekonany.
– Jestem – odpowiedział, nie patrząc na nią.
Całą jego uwagę zdawał się teraz pochłaniać spis potraw.
– W porządku – powiedziała i też sięgnęła po menu. Właśnie chciała poprosić
o pizzę z kiełbasą, gdy miła ciemnowłosa kobieta postawiła na stole koszyczek z
gorącym chlebem, a potem ujęła twarz Damiana w dłonie i głośno pocałowała go w
oba policzki. Jessica musiała wyglądać na bardzo zaskoczoną, bo starsza pani roze-
śmiała się głośno.
– Nie musisz się niepokoić, nie ukradnę ci Damiana – powiedziała i dodała
coś po włosku.
Jessice wydawało się, że Damian zbladł. Nie znała włoskiego, ale wiedziała,
co znaczy bambino.
–Damianie, co ona powiedziała?
Czekał, aż Włoszka naleje im wina i przyniesie talerze z przystawkami. Potem
westchnął.
– Nona mówi, że wyglądasz na uczciwą i silną dziewczynę.
– Co? Na pewno powiedziała więcej.
– Jessico, już ci tłumaczyłem, że znam tylko kilka włoskich słów.
– Znasz więcej niż ja. Powiedziała bambino. Czy to nie znaczy dziecko?
Damian znów westchnął.
–Tak. Jeśli musisz wiedzieć, Nona powiedziała, że będziesz dobrą matką mo-
ich dzieci.
– Och. – Jessica zerknęła na kobietę, która w drugim końcu sali łyżką wazową
nalewała minestrone do fajansowych miseczek. Po chwili postawiła je przed nimi.
– Przypuszczam, że nie dadzą nam pizzy – mruknął Damian, gdy odeszła.
Antonio przyniósł butelkę włoskiego wina i znów napełnił kieliszki, wydając
przy tym okrzyk zadowolenia. Damian podziękował mu po włosku, a potem roz-
mawiali przez kilka minut.
–Kiedy nauczyłeś się mówić po włosku? – zapytała.
– Nigdy się nie uczyłem. Liznąłem odrobinę tu i ówdzie. Przed pójściem na
studia spędziłem kilka miesięcy we Włoszech. To wszystko.
–Jesteś wszechstronnie uzdolniony – powiedziała. Zjadła łyżkę zupy. Była gę-
sta i pachnąca. Prawdę mówiąc, wszystko było wyśmienite – i łagodne czerwone
wino, i deser, i kawa cappuccino. Za każdym razem, gdy myślała, że nie przełknie
już ani kęsa, Nona przynosiła coś nowego i namawiała, by spróbowali. – Albo już
wyjdziemy, albo będziesz musiał mnie stąd wyturlać – powiedziała.
Damian zaśmiał się, zapłacił rachunek i wrócili do biurowca. Wieczór był
piękny, a Jessica czuła się wspaniale. Nie była pewna, czy dzięki pogodzie, smacz-
nemu jedzeniu i winu, czy towarzystwu – a może wszystkiemu naraz.
– Dziękuję – powiedziała w windzie.
– Proszę bardzo. – Damian był dziwnie milczący, gdy szli do biblioteki. Przed
wyjściem Jessica chciała ustawić na półkach książki, z których korzystała. Pomagał
jej bez słowa. Kiedy skończyli, pierwszy poszedł w stronę drzwi i bezwiednie zga-
sił światło.
W pokoju nagle zrobiło się ciemno i Jessica uderzyła w stół.
– Jessico.
– Wszystko dobrze – zapewniła, idąc do światła wpadającego z holu.
– Rzecz w tym... – wyciągnął ku niej ręce i, zanim zdała sobie z tego sprawę,
znalazła się w jego ramionach – ...że ze mną nie. – W tym momencie ich usta się
spotkały.
ROZDZIAŁ PIĄTY
To nie był niewinny pocałunek. Gorące wargi Damiana przywarły do jej ust.
Jessica westchnęła i przytuliła się do niego, oddając się bez reszty doznaniom. Było
jej dobrze w jego ramionach.
Zacisnęła dłonie, gniotąc mu klapy marynarki, gdy całował ją coraz namięt-
niej. Na szyi poczuła dotyk jego palców, tak delikatny, jakby obawiał się, że może
zrobić jej krzywdę.
Jeszcze żaden pocałunek nie dostarczył jej takich przeżyć. Każdym nerwem
czuła jego zmysłowość – zapierającą dech w piersiach, wyzwalającą u obojga po-
mruk rozkoszy. Kiedy wreszcie oderwali się od siebie, żadne nie odezwało się ani
słowem. Chciała, żeby coś powiedział, cokolwiek, byle przerwać tę ciszę. Oczeki-
wała, że wytłumaczy jej, co się stało, bo czuła się zagubiona i zaskoczona – a jed-
nocześnie bezgranicznie zadowolona.
Damian odwrócił się i odszedł.
Nie mogła w to uwierzyć. Łza spłynęła jej po policzku i spadła na bluzkę, po-
zostawiając na jedwabiu wilgotne kółeczko. Podniosła rękę i ze zdziwieniem do-
tknęła twarzy.
Ta łza mówiła bardzo dużo, lecz Jessica nie do końca rozumiała jej znaczenie.
Nagle poczuła przemożną chęć ucieczki. Chwyciła torebkę, wyszła z bibliote-
ki i szybkim krokiem podążyła przez hol. Przystanęła obok otwartych drzwi gabi-
netu Damiana. Stał przy oknie z rękami założonymi za siebie i patrzył w noc.
– Dobranoc – powiedziała cicho.
Odwrócił się i lekko uśmiechnął.
–Dobranoc, Jessico. Do zobaczenia jutro rano.
Chętnie usiadłaby i porozmawiała o tym, co się zdarzyło, ale wystarczył jeden
rzut oka, by spostrzegła, że Damian jest zakłopotany i bez porównania mniej za-
dowolony niż ona. Wyglądał na zmartwionego, nawet przybitego. Zaczęła się za-
stanawiać, czy czasem nie żałuje, że ją pocałował.
– Dziękuję ci za kolację – powiedziała. – Miałeś rację. Nigdzie nie jadłam tak
dobrych włoskich potraw. – Nie chciała odejść, ale nie miała pretekstu, żeby zo-
stać.
– Cieszę się, że ci smakowało.
Poszła do windy. Jadąc metrem do domu, w głowie miała zamęt. Omal nie
przegapiła przystanku, na którym powinna wysiąść. Zanim cokolwiek zrobiła po
wejściu do mieszkania, odnalazła czerwonego słonia, którego wygrał dla niej Da-
mian. Otoczyła go ramionami i mocno przytuliła. Dzięki temu czuła, że jest bliżej
Damiana. Wystarczyło, że zamknęła oczy, i znów była z nim na Cannon Beach.
Niemal słyszała hałas karuzeli, własny śmiech, gdy pytał, czy chce słonia. Słyszała
krzyki pasażerów kolejki, czuła zapach prażonej kukurydzy, kandyzowanych ja-
błek i hot–dogów.
Ciągle obejmując słonia, usadowiła się wygodnie w miękkim fotelu, sięgnęła
po telefon i wykręciła numer. W tych sprawach Cathy miała znacznie lepszą intu-
icję, więc Jessica spodziewała się, że pomoże jej wyjaśnić sens pocałunku Damia-
na.
– Cześć – powiedziała, kiedy przyjaciółka podniosła słuchawkę.
– Co się stało?
– A dlaczego myślisz, że coś się stało?
– Słyszę to w twoim głosie.
Jessica uśmiechnęła się, podciągnęła kolana pod brodę i zebrała myśli. Nie
wiedziała, jak opowiedzieć, co się przydarzyło. Chyba im prościej, tym lepiej.
–Damian pocałował mnie dziś wieczorem.
– A tobie to sprawiło przyjemność, prawda? – W głosie Cathy brzmiała ra-
dość, jakby za moment miała zaśpiewać.
– No, tak... ale jestem zupełnie zdezorientowana – przyznała Jessica cicho.
– Zaskoczył cię, co? – zapytała Cathy, a potem zachichotała, nie kryjąc zado-
wolenia. – Przeczuwałam to, od kiedy wspomniałaś o nim w sobotę. Wydaje mi
się, że on świetnie do ciebie pasuje.
– Nie bądź śmieszna.
– A co w tym śmiesznego?
– Nigdy o nim nie myślałam... w ten sposób. A właściwie ostatnio tak, ale,
mówiąc szczerze, bardzo się tego boję. Już raz zrobiłam z siebie wariatkę z powodu
jednego z Drydenów. Nie mam ochoty powtórzyć tego błędu z powodu drugiego.
– Wtedy byłaś dzieckiem. Jest ogromna różnica między tym, co było wtedy, a
co dzieje się teraz.
– Być może – zgodziła się Jessica bez przekonania.
– Myśl, kobieto – powiedziała Cathy dramatycznie. –
On na pewno coś
do ciebie czuje. Inaczej by cię nie całował.
– Tego nie wiem, i ty też nie. Całowaliśmy się, a potem zachował się tak, jak-
by już nic gorszego nie mógł zrobić. Nie powiedział ani słowa i po prostu poszedł
sobie. Nie wiem, co o tym sądzić. – Przycisnęła dłoń do czoła.
– Myślisz, że żałował?
– Na pewno. W przeciwnym razie... wszystko potoczyłoby się inaczej. Patrzył
na mnie, jakbym była obca, jakby nie chciał mnie więcej widzieć.
– A czego się spodziewałaś? Że ci wyzna miłość do grobowej deski? Przecież
mi mówiłaś, jak oceniasz tę całą sytuację. Damian zatrudnił cię przede wszystkim
po to, żebyś podtrzymywała na duchu jego brata. Przemyśl to, Jess. On jest uczci-
wy. Nie bardzo może zacząć spotykać się z tobą, jeśli uważa, że nadal wzdychasz
do Evana.
– Wściekła jestem, że tak myśli!
– Wiem, ale musisz spojrzeć na to z jego punktu widzenia.
– Wbrew sobie?
– Przynajmniej na razie – powiedziała Cathy patetycznie.
–Nie wiem, co robić! – wykrzyknęła Jessica.
– To nie wszystko – powiedziała Cathy, coraz bardziej się zapalając. – Jeśli
jesteś zainteresowana Damianem, to, logicznie rzecz biorąc, do ciebie należy
pierwszy krok. Damian ma związane ręce, dopóki istnieje cień podejrzenia, że inte-
resujesz się jego bratem. Chłopak nie ma wyjścia.
–Akurat! Ta cała sprawa z Evanem to przesada. Biedak dusi się od cudzej tro-
skliwości. Naprawdę mi go żal. Został skrzywdzony, ale czas byłby dla niego naj-
lepszym lekarstwem. Nic więcej mu nie było potrzebne. A tu Damian ograniczył
mu obowiązki, jakby chciał, żeby się zanudził na śmierć. Rodzice, zwłaszcza mat-
ka, bez umiaru demonstrują współczucie.
Zaczerpnęła powietrza i mówiła dalej.
– Damian dał mi pracę tylko dlatego, że sądził, iż wyciągnę Evana z depresji.
Nie rozmawiałam o tym z Evanem, ale jestem pewna, że złości go to wszystko. I
wcale mu się nie dziwię.
– A co z tobą i Damianem?
– Sama chciałabym wiedzieć. Jeśli jest mną zainteresowany, to właśnie on
powinien coś powiedzieć, coś zrobić. Bez względu na to, co sądzi o mnie i Evanie.
– Ejże...
– Znam Damiana.
– Hmm... Podobno znasz też E vana.
– Tak myślę, a raczej myślałam. – Z minuty na minutę rozmowa stawała się
coraz bardziej denerwująca. – Poza tym powiedziałam ci już, że nie zamierzam
zrobić z siebie wariatki dla jeszcze jednego Drydena. Już miałam nauczkę. Do dia-
bła, tyle lat minęło, a moi rodzice ciągle o tym mówią. Nie dalej jak w zeszłym ty-
godniu mama napomknęła, jaka byłaby zadowolona, gdybym wyszła za Evana!
– Mam pomysł – powiedziała Cathy powoli, jakby właśnie teraz rodził się w
jej głowie. – Przedstaw mnie Damianowi.
– A dlaczegóż to chciałabyś go poznać? – Jessica nie była zachwycona.
– Tak sobie. Z Davidem nie układa mi się dobrze...
– Z Davidem? – wykrzyknęła Jessica. – Kto to jest David?
– Reżyser „Chłopaków i dziewczyn”. A teraz posłuchaj. Wiem, że to wygląda
na zwariowany pomysł, ale może być skuteczne.
– Co może być skuteczne? – Jessica zaczęła tracić resztki cierpliwości.
– Nasze spotkanie. Będę czarująca, zrobię, co potrafię, żeby wpadł w zachwyt,
i wtedy...
– Chwileczkę, Cath, mówisz o mężczyźnie, którym ja jestem zainteresowana.
– Wiem – odparła, jakby to wszystko było całkiem logiczne. – Ale chcesz się
przekonać, jak poważne są jego zamiary względem ciebie, prawda? Oprócz tego,
może obserwowanie go w towarzystwie innej kobiety pomoże ci zrozumieć własne
uczucia.
– Tak, ale...
– Słuchaj, Jess. Sama powiedziałaś, że nie masz ochoty zrobić z siebie wariat-
ki po raz drugi. W ten sposób przekonasz się...
– To mi się wydaje bez sensu.
– A poza tym – ciągnęła Cathy, jakby Jessica nic nie powiedziała – będę miała
okazję do wypróbowania paru moich najlepszych ról. Przedstaw nas tylko sobie, a
ja obiecuję, że nie zrobię nic, co mogłoby być dla ciebie kłopotliwe.
– No, dobrze – zgodziła się Jessica bez entuzjazmu. – Jak to mamy zrobić?
–Mogłabym za parę dni wpaść do ciebie do pracy i zaproponować ci lunch. A
ty zwyczajnie przedstawiłabyś mnie wszystkim. Co ty na to?
– Bo ja wiem... Czy to nie będzie szyte zbyt grubymi nićmi?
– Możliwe. Masz lepszy pomysł?
– Nie. – Westchnęła. – W porządku. Czy chcesz, żebym zaprosiła Damiana,
żeby poszedł z nami? Idę do pracy w sobotę, muszę przygotować jeszcze coś dla
Evana na jego wielką rozprawę, która zaczyna się w przyszłym tygodniu. Przy-
puszczam, że Damian też będzie w biurze.
– To jeszcze lepiej. Do zobaczenia w sobotę koło południa.
Jessica miała wątpliwości.
– Jesteś pewna, że się uda?
– Absolutnie! Mam swoje sposoby, żeby nakłonić mężczyznę do mówienia.
– To brzmi jak zdanie z filmu.
Cathy roześmiała się.
– Bo tak jest.
– Tego się spodziewałam – mruknęła Jessica.
Punktualnie o dwunastej Cathy wkroczyła do biura. Jessica zazdrościła przy-
jaciółce figlarnego wyglądu, krótkich ciemnych włosów i wielkich niebieskich
oczu. Cathy wyglądała frapująco w czarnych spodniach w wielkie białe grochy i
pasiastych różnokolorowych szelkach. Oprócz tego miała na sobie białą bluzkę w
czarne groszki i czarne szpilki. Na ulicy z pewnością nie umknęła niczyjej uwagi.
Gdyby Evan był w biurze, bez wątpienia bardzo chciałby ją poznać.
–Chyba zapomniałaś o naszym lunchu – powiedziała głośno, stając w
drzwiach pokoju Jessiki. Tak głośno, żeby usłyszał ją Damian.
Fortel się udał, ponieważ za chwilę wyszedł z gabinetu.
–Damianie, to moja przyjaciółka, Cathy Hudson. Chyba ci o niej wspomina-
łam.
Damian i Cathy uścisnęli sobie ręce.
– Jessica zapomniała, że miałyśmy się spotkać dzisiaj na lunchu.
–Kto jak kto, ale Jessica powinna jadać regularnie – powiedział. Oczy mu bły-
snęły, a kąciki ust zadrgały, kiedy starał się ukryć uśmiech.
– Więc już wie pan, co się dzieje, kiedy jej burczy w brzuchu. Łatwiej się do-
gadać z rannym niedźwiedziem niż z głodną Jessicą.
– Hej, to nieprawda! – rozzłościła się Jessica. Rozmawiali, jakby jej tam nie
było. Wzięła się pod boki i patrzyła na tych dwoje. Od początku nie była przekona-
na do pomysłu Cathy i okazało się, że przeczucie jej nie myliło.
Cathy przysunęła się do Damiana i zalotnie patrzyła mu w oczy. Nie wygląda-
ło na to, żeby miał cokolwiek przeciwko temu; prawdę mówiąc, sprawiał wrażenie
zadowolonego.
–Pójdę po torebkę – powiedziała Jessica sucho. Zostawiła ich wpatrzonych w
siebie i wróciła za biurko. Ta cała gra irytowała ją; była wściekła, że pozwoliła się
w nią wciągnąć.
Cathy udało się oderwać oczy od Damiana i posłać przyjaciółce znaczące
spojrzenie. Dopiero po chwili Jessica zrozumiała sygnał. Prawda – miała poprosić,
by poszedł z nimi.
–Czy masz ochotę wybrać się z nami na lunch? – zapytała uprzejmie, lecz bez
entuzjazmu.
–Bardzo proszę – powiedziała Cathy słodkim głosem.
Damian spojrzał na Jessicę, jakby szukał potwierdzenia. Udało się jej
uśmiechnąć, choć sama nie wiedziała, dlaczego się na to godzi.
– Z przyjemnością się do was przyłączę. – Odpowiedź Damiana zaskoczyła
ją. Ten człowiek ciągle sprawiał jej niespodzianki.
– Wspaniale, po prostu świetnie – powiedziała półgłosem.
– Fantastycznie. – Usłyszała melodyjny głos Cathy.
Jessica wzniosła oczy do nieba. Po chwili cała trójka wyszła z biura. Damian
zaproponował znaną, drogą restaurację i zanim Jessica zdołała cokolwiek powie-
dzieć, Cathy się zgodziła. Jessica zacisnęła mocno usta, bojąc się, że powie coś,
czego mogłaby żałować. Było jej przykro, że Damian tak łatwo dał się usidlić jej
przyjaciółce. Nawet jeśli była to tylko gra.
Damian przywołał taksówkę i Cathy udało się zająć miejsce na tylnym sie-
dzeniu, obok niego. Jessica siedziała obok kierowcy, a jej najlepsza przyjaciółka
chichotała, kiedy jechali ulicami Bostonu.
Nagle Jessica uświadomiła sobie, że zachowuje się jak zazdrosna idiotka. Za-
zdrosna o Damiana i Cathy? Mgła, która od paru dni zaciemniała jej myśli, zniknę-
ła.
Była coraz bardziej zakochana w Damianie Drydenie. Nic bardziej oczywiste-
go. Właśnie to postanowiła udowodnić Cathy – i dopięła swego.
Kochała Damiana. Od chwili gdy weszła do jego gabinetu i poprosiła o pracę.
Gdy zabrał ją do wesołego miasteczka. Gdy ją pocałował.
Właśnie o tym Cathy starała się ją przekonać.
W restauracji przeprosiła Damiana i zaciągnęła Jessicę do toalety.
Zanim Jessica zdołała otworzyć usta, Cathy wykrzyknęła:
– Damian jest wspaniały!
– Wiem.
– Nie znam Evana, ale mówię ci od razu, że jeśli nie jesteś zainteresowana je-
go starszym bratem, to ja owszem. Jest bardzo inteligentny, jest piękny, jest...
– Wszystko to wiem. – I jeszcze więcej, pomyślała.
– Słuchaj – powiedziała Cathy. – Chcę, żebyś znalazła jakąś wymówkę i po-
szła.
Jessica nie wierzyła własnym uszom.
–Co mam zrobić?
Cathy stanęła przed lustrem i zaczęła poprawiać makijaż.
–Przypomnij sobie pilne spotkanie, coś, co zmusi cię do wyjścia, żebyśmy
mogli być sami, we dwoje. Tylko zrób to przekonywająco, żeby się nie domyślił, o
co chodzi.
– Sama nie wiem, o co chodzi.
– Chcę, żebyś mi pozwoliła zostać z nim trochę sam na sam.
– Dlaczego? Posłuchaj, już dowiodłaś, że miałaś rację. Zależy mi na Damia-
nie. I nie zamierzam dzielić się nim z tobą.
– Wiem, co czujesz – powiedziała Cathy powoli, jakby to było oczywiste od
samego początku. – Ale nasze sam na sam pokaże, kim jesteś dla niego, a to prze-
cież był główny cel mojego planu.
– Jesteś tego pewna?
– Ile razy będziesz mnie o to pytać? Oczywiście, że jestem pewna.
– Mam wrażenie, że obie powinnyśmy pójść do psychoanalityka!
Cathy roześmiała się.
– Nie martw się, nie ukradnę ci go, chociaż słowo daję, że miałabym ochotę.
Ten chłopak to łakomy kąsek. Dlaczego się nie ożenił?
– Skąd miałabym wiedzieć?
– A próbowałaś zapytać? – Dla Cathy wszystko było proste. – Nie szkodzi.
Sama się tego dowiem. I całej reszty też.
Jessica zawahała się. Ufała Cathy – na ogół. Wiedziała też, że jej najlepszą
przyjaciółkę stać na nierozważny krok. To ją właśnie niepokoiło.
– Wracaj do domu – wydała polecenie Cathy i przystąpiła do nakładania na
swe pełne usta nowej warstwy błyszczącej szminki.
–Nadal nie rozumiem, co robisz.
Cathy spokojnie schowała szminkę do torebki i potrząsnęła głową, co miało
chyba znaczyć, że odpowiedź jest oczywista.
– Nie musisz. Kiedy Damian i ja skończymy lunch, zdam ci sprawozdanie.
Czy już wszystko jest jasne?
– Ani trochę.
Cathy wzniosła oczy do góry.
– Staram się być pomocna. A ty mogłabyś chociaż mi w tym nie przeszka-
dzać.
– Dobrze, już dobrze – mruknęła Jessica, choć to wszystko coraz mniej jej się
podobało.
– Nie każmy naszemu księciu czekać dłużej – powiedziała Cathy i wzięła
przyjaciółkę pod rękę. – Pamiętaj, że musisz mieć jakieś inteligentne usprawied-
liwienie.
Wróciły do stołu. Jessica postawiła torebkę na podłodze. Po chwili torebka
przewróciła się, więc nachyliła się i z jej zewnętrznej kieszeni wyjęła karteczkę.
Wyprostowała się i zaczęła ją czytać.
– Którego dziś mamy?
– Dwunastego. A dlaczego pytasz? – Oczy Cathy nigdy nie były bardziej
okrągłe i niewinne.
– Tu jest napisane, że mam dzisiaj wizytę u dentysty. – Ostentacyjnie spojrza-
ła na zegarek. – Za pół godziny.
– W sobotę? – spytał Damian.
– Wielu dentystów przyjmuje w soboty – wyjaśniła Cathy, rozkładając ser-
wetkę na kolanach. – Nie dalej jak miesiąc temu sama byłam u dentysty właśnie w
sobotę.
–Już za późno, żeby zadzwonić i odwołać wizytę – powiedziała Jessica z za-
wiedzioną miną. – A poza tym, wyznaczono mi ją przed paroma miesiącami. W
sobotę zawsze jest dużo chętnych.
– Nic dziwnego, że zapomniałaś, skoro to było kilka miesięcy temu. – Cathy
starała się usprawiedliwić przyjaciółkę.
– Spróbuję złapać taksówkę – powiedziała pod nosem Jessica. Czuła, że już
dłużej nie jest w stanie ciągnąć tego przedstawienia. To byłby cud, gdyby Damian
się nie zorientował.
–Szkoda, że musisz iść. – Cathy powiedziała to w taki sposób, że można było
uwierzyć w szczerość jej słów.
Damian się nie odezwał. Gdyby teoria Cathy była prawdziwa, powinien po-
wiedzieć, że mu przykro, pomyślała. Zamiast tego uśmiechnął się i skinął głową,
jakby był zadowolony, że będzie sam z jej przyjaciółką. Jessica zacisnęła dłonie na
pasku torebki, wstała i pożegnała się.
Portier przywołał taksówkę. Usiadła na tylnym siedzeniu, podała kierowcy ad-
res swego mieszkania i pomyślała, że czeka ją pewnie najdłuższe popołudnie w ży-
ciu.
Miała rację.
Przez dwie godziny krążyła po pokoju i nerwowo gryzła precle. Wielka torba
była prawie pusta, gdy odezwał się dzwonek. Cathy! Pobiegła do drzwi, chcąc
czym prędzej usłyszeć, czego się dowiedziała.
Za drzwiami stał Damian. Jej osłupienie musiało rzucać się w oczy, bo roze-
śmiał się i wszedł do mieszkania, nie poczekawszy na zaproszenie.
– Jak tam wizyta u dentysty?
– Ja... ja nie miałam wizyty.
– Wiem. – Podszedł do szafy z książkami i zaczął studiować tytuły, jakby
właśnie w tym celu przyjechał.
– Wiedziałeś?
– Ani trochę nie dorównujesz przyjaciółce zdolnościami aktorskimi – powie-
dział i odwrócił się do niej.
Powinna była się domyślić, że przejrzy ich grę.
– To był głupi pomysł – przyznała. Czuła żal i skruchę. Pozwoliła się namó-
wić na udział w tym zwariowanym planie i poprowadzić jak owca na rzeź. – Ja...
my nie chciałyśmy cię urazić. Nie gniewasz się, prawda?
–Nie, to było przemiłe, ale niepotrzebne. – Na jego twarzy na chwilę pojawił
się uśmiech.
Mrugała oczami, nie wiedząc, co powiedzieć, gdyż nie była pewna, czy go
dobrze rozumie.
Damian podszedł bliżej, wyciągnął rękę i delikatnie dotknął jej policzka. Pa-
trzył na nią poważnie szarymi oczami.
– Doceniam twoje starania, ale sam sobie potrafię znaleźć dziewczynę. – Mó-
wił, jakby słowa sprawiały mu ból. Potem pochylił się i lekko dotknął ustami jej
warg. Kiedy podniósł głowę, poczuła, jak bardzo pragnie, żeby całował ją jeszcze.
– Do zobaczenia w poniedziałek. – Odwrócił się i poszedł do drzwi.
Chciała poprosić, żeby został, ale zanim zdołała wykrztusić słowo, już go nie
było. Najwyraźniej sądził, że próbuje związać go z Cathy. I nic dziwnego, bo prze-
cież wszystko właśnie na to wskazywało. Dlaczego nie pomyślała o tym przedtem?
Jessica osunęła się na sofę, zakryła twarz rękami i ledwie powstrzymała się od pła-
czu.
Nie minęło pięć minut od wyjścia Damiana, kiedy zjawiła się Cathy. Rzuciła
się na kanapę i zsunęła z nóg szpilki.
– To twardy orzech do zgryzienia.
– Co to znaczy?
– Myślę, że jest tylko jeden możliwy wniosek z tego, że nic na twój temat nie
chciał powiedzieć.
– Jaki?
Cathy przerwała rozcieranie dużych palców u nóg i zwróciła swe wielkie nie-
bieskie oczy na Jessicę.
– Pytasz poważnie? Naprawdę nie wiesz?
– Nie pytałabym, gdybym wiedziała!
– Jest w tobie zakochany.
– To niemożliwe.
– Dlaczego? Czy jest gdzieś napisane, że zakochać się w Jessice Kellerman to
przestępstwo?
– No, nie...
– Mną nie jest zainteresowany, a możesz mi wierzyć, że się starałam.
Jessica zesztywniała. Nie podobały jej się próby nawiązania przez Cathy flirtu
z Damianem. Jeszcze nigdy żaden z jej zwariowanych pomysłów nie zagroził ich
przyjaźni, lecz teraz mogło się tak stać. Damian był nie dla niej i Jessica chciała się
upewnić, że Cathy zdaje sobie z tego sprawę.
– On myśli, że próbowałam zbliżyć go do ciebie.
– Nie rób z tego tragedii. Przecież właśnie o to chodziło, żeby tak myślał.
– Ale dlaczego?
Na twarzy Cathy powoli pojawił się pewny siebie uśmiech.
–Bo jestem twoją najlepszą przyjaciółką. Dzięki mojemu dzisiejszemu przed-
stawieniu odniosłaś podwójną korzyść: poznałaś nie tylko jego, ale i swoje uczucia.
Chyba się nie mylę?
Jessica niechętnie przytaknęła. Musiała przyznać, że plan Cathy się powiódł.
Ale pozostał pewien problem.
– Damian uważa, że zaaranżowałam wasze spotkanie, ponieważ nie jestem
nim zainteresowana.
– Dlaczego tak myślisz?
– On właśnie to powiedział.
– Kiedy?
– Kilka minut temu. Był tutaj. Ten cały eksperyment ma nie przewidziane
skutki.
– Wyprowadziłaś go z błędu?
– Nie... Nie zdążyłam. – Jessica czuła się coraz gorzej. Za wszystko mogła
winić tylko siebie. To ona pozwoliła wciągnąć się do tej idiotycznej gry i teraz po-
nosiła konsekwencje.
Cathy niespodziewanie ucichła.
– Ale myślę, że z nim porozmawiasz, prawda? – zapytała powoli.
– Nie... nie wiem. Chyba tak.
– To dobrze. Powiedz mu, co czujesz, bo inaczej będzie myślał, że ci na nim
nie zależy.
Jessica zamknęła oczy i jęknęła.
–To nie będzie trudne – zapewniła Cathy. – On za tobą szaleje, Jess.
Kiedy po paru minutach wyszła, Jessica uświadomiła sobie, że zawsze miała
w niej oddaną przyjaciółkę –
mimo jej skłonności do przedstawień.
Rozmyślała nad radą Cathy przez resztę weekendu. W poniedziałek przyszła
do pracy wcześnie i ze zdziwieniem ujrzała, że Evan już siedzi przy biurku. Przy-
witał ją szerokim uśmiechem.
–Dzień dobry, miła Jessico. – Był w świetnym humorze. – Właśnie ciebie
chciałem zobaczyć.
Postawiła torebkę na biurku i weszła do jego gabinetu z notatnikiem pod pa-
chą, spodziewając się kolejnego czasochłonnego zadania.
– Siadaj, proszę – wskazał krzesło. – A teraz powiedz mi coś.
– Chętnie. – Próbowała się domyślić, o co mu chodzi.
– Ostatnio jestem tutaj kimś w rodzaju niegrzecznego chłopca, nie robię tego,
co powinienem, i tak dalej. Wiesz o tym, prawda?
– Ja... ja pracuję tu niedługo – powiedziała, chcąc zyskać na czasie. – I nie do
mnie należy ocenianie, czy się wywiązujesz ze swoich obowiązków.
– Jess, naprawdę nie musisz się krępować.
– No, dobrze – powiedziała, niezadowolona, że się znalazła w takiej sytuacji.
– Wiem, że doznałeś zawodu, ale wszystkich spotykają w życiu rozczarowania.
Pora, żebyś wziął się w garść.
Evan roześmiał się. Nie był urażony, przeciwnie – sprawiał wrażenie ucieszo-
nego.
– Jak ja lubię kobiety, które mówią to, co myślą.
Jessica poczuła odprężenie.
– Czy to już wszystko?
– Nie. – Odchylił się do tyłu, potarł policzek i przyjrzał się jej uważnie. – Kie-
dyś byłaś zakochana we mnie, prawda?
– Tak. – Zaczerwieniła się. – Dawno.
– Masz rację, przeżyłem zawód – ciągnął. – Czułem potrzebę sprawdzenia się.
Kiedy teraz spoglądam wstecz, widzę, jaki byłem powierzchowny. Nie mogę się
szczycić moim postępowaniem w ciągu ostatnich miesięcy, ale mam nadzieję, że
zrehabilituję się dzięki sprawie Earla Kressa.
Jessica nie wiedziała, co na to powiedzieć, ani czy w ogóle powinna cokol-
wiek mówić.
– W niedzielę miałem długą rozmowę z ojcem – dodał.
– Słyszałam, że zastanawia się nad kandydowaniem do senatu.
– Już się zdecydował. Damian i ja włączymy się do jego kampanii. Wniosek z
naszej rozmowy był prosty. Mam sobie uporządkować życie i kogoś znaleźć.
– Nic bardziej słusznego – zgodziła się bez wahania, sądząc, że Evan ma na
myśli córkę europejskiego dyplomaty.
– Wspaniale. – Posłał jej zabójczy uśmiech. – Miałem nadzieję, że tak po-
wiesz.
– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Ponieważ, droga Jessie, postanowiłem poznać cię lepiej. Jesteś bardzo miła i
szalenie pracowita. Ojciec przypomniał mi, że byłaś we mnie zakochana przed paru
laty, a ja mam nadzieję, że uda mi się to wykorzystać.
– Ale... – To nie był chyba odpowiedni moment, by mówić o uczuciu do Da-
miana. A z drugiej strony lepiej to zrobić, zanim sprawy znów wymkną jej się z
rąk.
– Nie muszę ci mówić – dodał, nim zdążyła się odezwać – jak to wszystko
nadwerężyło moją pewność siebie. Z tobą czuję się bezpieczny. Szczerze mówiąc,
nie wiem, jak bym teraz dał sobie radę z jeszcze jedną odmową.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
– Czy nie widujesz Romildy? – zapytała Jessica, ogarnięta nagłym przygnę-
bieniem. Powinna coś powiedzieć, wyjaśnić wszystko, ale Evan przyglądał się jej
badawczo z niecierpliwym oczekiwaniem, i nie potrafiła się na to zdobyć. – Wyda-
je mi się, że dobrze się z nią bawiłeś na przyjęciu, a jej polityczne koneksje mogły-
by się przydać w kampanii twojego ojca.
– Już wróciła do Europy.
– Aha...
– Zrozum mnie dobrze. Romilda jest sympatyczna, ale mi nie odpowiada –
wyjaśnił. – Ja chcę mieć zwyczajną, trochę staroświecką dziewczynę, która ceni to
co ja: mamę, dom, ciasto z jabłkami. Kobietę, która wie, co naprawdę się liczy w
życiu. Kogoś takiego jak ty, Jessico.
Ani przez chwilę nie miała wątpliwości, że słyszy echo słów ojca Evana. Mo-
że rzeczywiście opisana kobieta byłaby dla niego odpowiednia, ale Jessica nią nie
była. Właśnie miała dyplomatycznie wytłumaczyć mu, że już jest ktoś w jej życiu –
nie mówiąc kto – gdy znów się odezwał.
– Dzisiaj mam jeszcze mnóstwo roboty, ale rodzice prosili, żebym się z nimi
spotkał, więc myślę, że moglibyśmy zjeść lunch w piątkę.
– W piątkę?
– Będzie też Damian. Czy dwunasta ci odpowiada?
– Świetnie. – Zajął się leżącymi przed nim papierami.
Poczekała chwilę, potem wstała i wyszła z gabinetu. Blada jak ściana, dotarła
do biurka i opadła na krzesło.
–Czy jest tu pan Dryden? – Jessica nie zauważyła wejścia pani Sterling.
Podniosła oczy i skinęła głową.
– Ale przecież dopiero dziewiąta.
– Wiem – mruknęła.
– Co mu się stało? – Sekretarka nie mogła ukryć zdziwienia. – Wszystko jed-
no, nie ma co się zastanawiać. Ważne, że coś się zaczyna zmieniać. Już niewiele
brakowało, żebym się do niego zniechęciła. Bałam się, że Damian za bardzo mu
popuścił.
Jessica zdobyła się na niewyraźny uśmiech. Pani Sterling krzątała się po poko-
ju z właściwą sobie energią. Zapach świeżo zaparzonej kawy ożywił Jessicę. Pani
Sterling napełniła filiżankę i zaniosła Evanowi. Wróciła radośnie uśmiechnięta –
widocznie Evan był w dobrym humorze.
Jessica siedziała za biurkiem w odrętwieniu. Straciła okazję, by powiedzieć
Evanowi, że kocha Damiana. Ale czy nie byłoby nieuczciwie wyznać to jego bratu,
jeśli jemu samemu nie powiedziała ani słowa? Nie była też przekonana co do uczuć
Damiana. Pozostawało jej tylko polegać na opinii Cathy.
Jej przyjaciółka miała skłonność do teatralnej przesady, do poszerzania praw-
dy, nadawania jej znaczenia, jakiego wcale nie musiała mieć. Jessica nie wątpiła,
że Damian ją lubi. Ale czy jest w niej zakochany?
Powinna uzbroić się w cierpliwość i czekać na rozwój wydarzeń. Evan postę-
pował zgodnie z wolą ojca, ale nie oznaczało to, że chciałby, aby ich związek był
czymś więcej niż tylko grą na pokaz. Na pewno nie zabiegał o jej względy.
Zwłaszcza że był tak mocno związany z ową nie znaną Mary Jo.
Przedpołudnie minęło im szybko na przygotowaniach do sprawy Earla Kressa,
która miała się rozpocząć następnego dnia. Zwróciła ona uwagę lokalnych stacji
telewizyjnych, było więc pewne, że wzbudzi zainteresowanie firmą Drydenów i
kandydowaniem ojca Evana do senatu. Mogła mieć też wpływ na jakość kształce-
nia w okręgach szkolnych w całym kraju.
Na kwadrans przed południem Evan wyszedł z gabinetu, posłał Jessice ciepły
uśmiech i powiedział do sekretarki:
–Zabieram pani tę śliczną dziewczynę na kilka godzin.
Pani Sterling z aprobatą skinęła głową. Jessica wstała i sięgnęła po torebkę.
Spodziewała się, że podczas lunchu będzie mogła choć przez chwilę porozmawiać
tylko z Damianem. Bardzo chciała wszystko mu wytłumaczyć i poprosić o radę.
Niestety, ku jej rozczarowaniu okazja do takiej rozmowy się nie nadarzyła.
Lunch w restauracji hotelu „Hilton” był bardzo smaczny, atmosfera serdeczna,
wszyscy sprawiali wrażenie zadowolonych. Damian ignorował Jessicę, prawie
wcale nie zwracał na nią uwagi.
Postanowiła spróbować ujawnić swoje uczucia dla starszego z braci.
–Damian i ja byliśmy niedawno na Cannon Beach – obwieściła radośnie, gdy
konwersacja przy stole na chwilę ucichła. Lois i Walter wymienili znaczące spoj-
rzenia.
– Od dzisiaj to Evan będzie cię tam zabierał, prawda? – odezwał się Damian
do brata.
– Szkoda, że nie powiedziałaś nic wcześniej, Jess – podchwycił Evan. – Bar-
dzo lubię Cannon Beach. Będziemy tam czasem chodzić, dobrze? Jak tylko zakoń-
czy się sprawa Earla Kressa.
–Dobrze – zgodziła się Jessica ze ściśniętym sercem. Spojrzała na Damiana,
który z apetytem jadł sałatkę. Wszystko świadczyło o tym, że było mu obojętne, z
kim ona będzie się spotykać. Najwidoczniej myśl o Evanie, przytulającym ją w
wagoniku diabelskiej kolejki, nie sprawiała mu przykrości. Najmniejszej.
Po lunchu przeszli do sali na piętrze. Rozpoczęła się konferencja prasowa.
Walter Dryden, w otoczeniu rodziny, ogłosił zamiar ubiegania się o fotel senatora.
Jessica wmieszała się w tłum dziennikarzy, sympatyków i członków partii po-
litycznej, i z daleka przyglądała się czwórce Drydenów. Stanowili wspaniałą rodzi-
nę, pełną wiary w amerykańskie ideały. Czuła dla nich podziw i życzyła Walterowi
Drydenowi sukcesu.
Rozbłysły flesze, Jessica wycofała się na koniec sali. Evan nalegał, żeby po-
szła z nimi na konferencję; chyba tylko po to, by przekonać ojca, że wziął sobie ich
rozmowę do serca.
Zdawała sobie sprawę, że życie często bywa powikłane, lecz dlaczego właśnie
ona musiała być narażona na takie frustracje? Była niemal pewna, że to ojciec pod-
sunął Evanowi pomysł, by zaczął się z nią spotykać. Właściwie trudno się temu
dziwić. Przecież wszyscy wiedzieli, że kiedyś była w nim zakochana. A ich rodziny
są blisko zaprzyjaźnione. To był rozsądny wybór, zwłaszcza że teraz pracowała z
Evanem.
Młodszy z braci Drydenów pragnął poprawić swój wizerunek, pomóc ojcu w
kampanii wyborczej i dowieść, że już otrząsnął się z miłosnej porażki. Cóż prost-
szego, jak przystąpić do tego z kobietą, dla której kiedyś był idolem?
Tyle tylko, że teraz jego miejsce zajął ktoś inny. Jego starszy brat, który jed-
nak, powodowany szlachetnością, postanowił się usunąć.
Po raz pierwszy od wielu miesięcy Evan okazał chęć, by zapomnieć o prze-
szłości i żyć normalnie. Damian uważał, że była tego powodem. Dlatego nic nie
zrobi, by to się zmieniło – nawet jeśli sam ją kocha.
Przez następny tydzień nazwisko Dryden pojawiało się codziennie we wszyst-
kich środkach masowego przekazu. Stacje radiowe i telewizyjne relacjonowały
rozprawę na bieżąco, a popołudniówki zamieszczały sprawozdania z sali sądowej.
Tam właśnie Jessica spotkała po raz pierwszy Earla Kressa, który zrobił na niej do-
bre wrażenie swą szczerością. Młody człowiek nie dążył do uzyskania wysokiego
odszkodowania; jego celem były zmiany w systemie szkolnym, pomocne dla in-
nych sportowców. Dzięki staraniom Evana, Earl miał prywatnego nauczyciela.
Spodziewał się, że za rok wróci do college'u.
Ława przysięgłych zebrała się w piątek. Na wynik rozprawy Jessica wolała
czekać w biurze. Mimo pewności co do wygranej Earla, oczekiwanie na werdykt
było udręką.
W biurze był hałas, jak zwykle po południu. Szumiały komputery, telefaksy i
fotokopiarki, gońcy biegali z pokoju do pokoju. Panowała atmosfera oczekiwania.
Jessica podeszła do biurka, zsunęła z nóg pantofelki i zaczęła przebierać obo-
lałymi palcami. Bolały ją mięśnie, czuła się psychicznie wyczerpana. To był bardzo
pracowity tydzień. Miała zamiar od razu po powrocie do domu zrobić sobie gorącą
kąpiel, trochę poczytać dobrą książkę, a potem spać aż do południa następnego
dnia.
Pani Sterling wyszła po coś do miasta, a Jessica właśnie z ulgą osunęła się na
krzesło, gdy do biura wszedł Damian. Zatrzymał się gwałtownie, zobaczywszy, że
jest sama.
Jessica zamarła.
– Dzień dobry, Jessico – powiedział sztywno.
– Dzień dobry – wykrztusiła.
– Gdzie jest pani Sterling? – zapytał, odzyskawszy równowagę. Był ożywio-
ny, lecz poważny, jakby nigdy nie trzymał jej w ramionach, jakby nigdy nie była
dla niego niczym więcej niż tylko znajomą, w dodatku mało ważną.
– Wyszła w jakiejś sprawie – odparła, a po chwili dodała: – Przysięgli jeszcze
obradują.
– Domyślam się. – Podszedł do biurka pani Sterling i położył na nim stos do-
kumentów.
– Czy byłeś ostatnio we włoskiej restauracji? – zapytała, pragnąc za wszelką
cenę podtrzymać rozmowę. Bardzo chciała przypomnieć mu razem spędzone chwi-
le i wytłumaczyć, co stało się potem. Pragnęła, żeby zrozumiał, co te chwile dla
niej znaczyły, i że ma nadzieję, iż dla niego też są ważne. Żeby zdał sobie sprawę,
jak bardzo za nim tęskni.
– Ostatnio nie jadam na mieście. – Odwrócił się nagle i szybko wyszedł z po-
koju.
Obrażona i zła, Jessica miała ochotę krzyknąć, żeby wrócił. Ale wiedziała, że
to by nic nie pomogło. Bez namysłu i chyba bez żalu wyłączył ją ze swego życia.
Godzinę później wpadł do biura Evan. Zatrzymał się w progu, odrzucił głowę
do tyłu i wydał ogłuszający okrzyk.
–Udało się!
Wstała, żeby mu pogratulować, a on podbiegł, uniósł ją do góry i zawirował z
nią po pokoju.
– Wygraliśmy! – krzyknął.
- Evan! – śmiała się, obejmując go za ramiona. Wirował tak szybko, że poczu-
ła zawrót głowy.
Jego triumfalne okrzyki zwróciły uwagę obecnych w biurze, lecz ani myślał
puścić Jessicę. Postawił ją ostrożnie, objął ramieniem i przyciągnął do siebie.
Wszyscy z entuzjazmem składali mu gratulacje.
–To byłoby niemożliwe bez Jessiki – oświadczył. – I bez Damiana – dodał,
wyciągając ku niemu wolną rękę. – Trudno sobie wyobrazić lepszego brata.
Jessica patrzyła na Damiana, on spojrzał w jej kierunku – przypuszczała, że
przypadkiem – i ich oczy się spotkały. Już nie był taki nieprzystępny, a jego twarz
wyrażała tak intensywne uczucia, że nie mogła oderwać od niego wzroku. Były to
duma, lojalność i oddanie. Widać było, że nie zrobiłby niczego, co mogłoby zranić
brata, nawet gdyby musiał poświęcić własne szczęście.
Łzy napłynęły jej do oczu. Jak przez mgłę widziała otaczające ją twarze, lecz
zmusiła się do uśmiechu. Starała się wyglądać tak, jakby to była najszczęśliwsza
chwila w jej życiu, choć naprawdę nigdy nie była bardziej przygnębiona.
Evan uparł się, że wieczorem zabierze ją na uroczystą kolację dla uczczenia
zwycięstwa. Wybrał restaurację znaną z doskonałego jedzenia i świetnej obsługi.
Gdy usiedli przy stole, Jessica zorientowała się, że zazdroszczą jej wszystkie ko-
biety wokół. Evan nigdy nie był bardziej przystojny i pełen uroku.
Kiedy wyszli z restauracji i czekali, aż podjedzie taksówka, zatrzymał ich fo-
tograf z agencji prasowej i zrobił zdjęcie. Jessica zaprotestowała, lecz Evan powie-
dział, że to cena sławy i powinna się uśmiechnąć.
Następnego dnia obudził ją wcześnie rano telefon od matki, choć zamierzała
wstać dopiero w południe. Czuła się strasznie przygnębiona i sen był dla niej ra-
tunkiem.
– Widziałaś? – zapytała Joyce Kellerman podekscytowanym głosem. – Już
zadzwoniłam do redakcji i zrobią odbitki dla mnie i dla Lois. Oboje wyglądacie
świetnie.
– Czy co widziałam, mamo? – odezwała się zaspanym głosem Jessica.
– Zdjęcie w gazecie, kochanie. Twoje i Evana. Z miłym podpisem. A może
nie wiesz, że w czwartek twoje nazwisko było wymienione w kronice towarzyskiej,
w związku z Evanem. Och, kochanie, tak się cieszę.
– O Boże – wyszeptała Jessica. – Już sobie przypomniałam. Wczoraj wieczo-
rem zaczepił nas fotograf.
– Wiem, właśnie o tym mówię. Zdjęcie jest w porannym wydaniu. Oboje z oj-
cem jesteśmy wzruszeni, o Lois i Walterze nawet nie wspominam. Jessice daleko
było do wzruszenia.
–To tylko zdjęcie, mamo.
– To coś więcej, Jessico. To marzenie, które się ziszcza, twoje i moje także.
Twoje uczucie do Evana zawsze było tak silne i nareszcie, po tylu latach, on je od-
wzajemnia.
– Mamo, ty nic nie rozumiesz. Ja i Evan...
– Nie wyobrażasz sobie, jak się cieszymy... Lois i ja. Zdajemy sobie sprawę,
że jest jeszcze dużo za wcześnie na plany związane ze ślubem, ale przyjaciółki
przepadają za tym, kiedy ich dzieci są sobą zainteresowane. Jesteś naszą jedyną
córką i już teraz mogę powiedzieć, że to będzie ślub roku. Twojemu ojcu i mnie
bardzo na tym zależy. – Przerwała na chwilę, żeby nabrać oddechu, i ciągnęła da-
lej. – Bylibyśmy bardzo zadowoleni, gdybyście się zdecydowali na ślub jesienią.
Lois jest moją przyjaciółką od tylu lat, i pomyśleć, że kiedyś będziemy miały
wspólne wnuki!
Jessica tarła oczy, starając się powstrzymać płacz.
– Mamo...
– Naturalnie nie chcę wywierać na ciebie nacisku.
– Wiem, że nie chcesz.
– To dobrze. Przepraszam, że cię obudziłam, kochanie. Powinnam była się
domyślić, że jesteś zmęczona tym pracowitym tygodniem. Spij sobie dalej. Poroz-
mawiamy później.
O śnie nie było już mowy. Jessica powędrowała boso do kuchni, zaparzyła
kawę, wlała ją do kubka i obejmując go dłońmi usiadła na kuchennym stole.
Oparła stopy na krawędzi krzesła, kolana podciągnęła pod brodę i czekała, aż
kawa wystygnie na tyle, że będzie mogła wypić pierwszy łyk. Kawa niewiele po-
prawiła jej nastrój, który stawał się coraz gorszy, gdy zastanawiała się, co robić da-
lej.
Czuła się jak w pułapce, skrępowana tym, co wszyscy uznali za najlepsze,
przekonani, że ona tego chce. A Jessica kochała przecież Damiana, nie Evana.
Podskoczyła, gdy nagle zadzwonił telefon, i oblała sobie dłonie kawą.
– Halo – mruknęła do słuchawki.
– Co się dzieje, do diabła? – W głosie Cathy brzmiało oburzenie.
– Przepraszam! – Jeszcze tylko tego brakowało, by naraziła się swej najlepszej
przyjaciółce.
– Biorę rano gazetę do ręki, a tu wita mnie twoja buźka, cała w promiennym
uśmiechu.
– No, właśnie...
– Tylko że coś tu się nie zgadza. Jesteś nie z tym bratem, co trzeba. Czy była-
byś łaskawa to wytłumaczyć?
– Nie.
– Czemu nie?
Jessica westchnęła.
– To długa historia.
– To ją streść.
Westchnęła jeszcze raz.
– Evan postanowił wydobyć się z depresji...
– W samą porę, jak myślisz?
– Tak, oczywiście, ale nie robi tego dla siebie. Jego ojciec ubiega się o stano-
wisko senatora, więc Evan stara się być uśmiechnięty i mieć zadowoloną minę.
– Dzięki spotkaniom z tobą.
– Na to wygląda.
– Wiem wszystko o jego ojcu. Nazwisko Walter Dryden było przez cały ty-
dzień na pierwszych stronach gazet, obok Evana i Earla Kressa – powiedziała Ca-
thy niecierpliwie. – Wytłumacz mi lepiej, dlaczego byłaś tam z Evanem, a nie z
Damianem.
Jessica nie potrafiła wyjaśnić tego w prosty sposób. To było najbardziej
skomplikowane niepowodzenie w jej życiu.
– Nie miałaś racji, Cath – odezwała się nieszczęśliwym głosem. – Damian
wcale nie jest mną tak zainteresowany, jak myślałaś. Inaczej już dawno coś by po-
wiedział.
– Co miałby powiedzieć? – jęknęła Cathy.
– Że mu na mnie zależy – wyszeptała. Czuła się tak, jakby była po pachy za-
nurzona w grzęzawisku, bez szans na wydostanie się.
– No dobrze. Widzę, że nie ma mowy, żeby ci się udało skrócić tę smętną hi-
storię. Zacznij od początku i staraj się opowiedzieć wszystko.
Cathy uważnie wysłuchała sprawozdania z minionego tygodnia, o wszystkim,
co się wydarzyło po rozmowie Jessiki i Evana w poniedziałkowy ranek. Gdy Jessi-
ca skończyła, w słuchawce niespodziewanie długo panowała cisza.
– Teraz już rozumiem – odezwała się wreszcie Cathy, bynajmniej nie weso-
łym głosem. – Damian jest między młotem a kowadłem. Szaleje za tobą, Jess.
Wiem to od czasu naszego wspólnego lunchu.
– Widać jeszcze za mało. – Myśl o tym była tak bolesna, że Jessica zamknęła
oczy.
– Mylisz się. Damian ma tak silne poczucie więzi rodzinnej i obowiązku, że
gotów jest poświęcić własne szczęście. Nie o to chodzi, że kocha cię za mało, moja
droga. Chodzi o to, że kocha cię, i Evana, za bardzo.
– Jeśli tak, to dlaczego chętnie skoczyłabym z mostu? Moja matka i Lois Dry-
den już rozmawiają o ślubie i wnukach.
Cathy puściła to mimo uszu.
–Jak często spotykasz Evana? – spytała.
– Codziennie. Nie pamiętasz, że pracujemy razem?
– Chodzi mi o spotkania we dwoje.
To nie było uczciwe pytanie. W związku z rozprawą byli razem każdego wie-
czoru, nie tylko każdego dnia. W czasie lunchów i kolacji omawiali szczegóły,
dyskutowali nad strategią. To były służbowe spotkania, nic więcej.
– Widujemy się często – odparła, i wyjaśniła, co to znaczy.
– Rozumiem. I co teraz sądzisz o Evanie?
– Cieszę się, że próbuje uporządkować swoje życie. Ale nie jest we mnie za-
kochany ani nie stara się tego udawać.
– W takim razie, dlaczego nic nie powiedziałaś Damianowi? Nie wyjaśniłaś?
– Nie mogłam – odpowiedziała z goryczą, bo sama myślała dziesiątki razy,
żeby to zrobić. – Oboje byliśmy bardzo zaabsorbowani sprawą Earla Kressa, więc
to nie byłby dobry moment. Może bym coś powiedziała w czasie ostatniej kolacji,
gdyby Damian choć trochę dodał mi odwagi, ale nie zrobił tego. Nic na to nie po-
radzę, ale myślę, że mylisz się co do nas.
– O tym już nie będziemy dyskutować – przerwała jej Cathy głosem pełnym
zniecierpliwienia.
– Wiem, że Evan spotyka się ze mną na pokaz. Nie byłabym zdziwiona, gdy-
by to on zamówił tego fotografa. To do niego podobne.
– Czy się nie boisz, że się w tobie zakocha?
– Nie. Jego serce zostało tak zranione, że dużo czasu upłynie, nim znów od-
waży się kochać.
– Pilnuj się, Jess – powiedziała Cathy niespodziewanie łagodnym tonem. – On
jest teraz wrażliwszy niż zwykle i łatwo może się w tobie rozkochać. A to byłaby
katastrofa.
Jessica niepokoiła się tym już wcześniej i poczuła wielką ulgę, gdy okazało
się, że ich związek jest czysto platoniczny.
– Widzę, że nie brak ci wesołych pomysłów – odparła.
– Kiedy się z nim spotkasz? – Cathy pominęła jej uwagę milczeniem.
– Jutro po południu. Zabiera mnie na piknik, gdzie będą zbierane pieniądze na
fundusz wyborczy jego ojca. – Nie miała na to ochoty. Gdyby nie chęć spotkania
Damiana, znalazłaby wymówkę, żeby się wycofać.
– Baw się dobrze.
– Dziękuję – odpowiedziała, choć była przekonana, że to wcale nie będzie za-
bawne.
Odłożyła słuchawkę i poszła do łazienki. Stanęła pod prysznicem i poddała się
kłującym strumyczkom wody. Kiedy skończyła, czuła się lepiej – i wiedziała, co
zrobi.
Następnego dnia Evan przyjechał wcześnie. Gdy zobaczył Jessicę w wesołej
letniej sukience i białym żakiecie, oczy mu zabłysły.
–Nie mogę wyjść z podziwu, wyrosłaś na piękną dziewczynę. – Miał świetny
humor.
– A ty zawsze byłeś niepoprawnym komplemen–ciarzem – próbowała mu
dokuczyć.
Sportowy samochód Evana stał pod domem. Otworzył przed nią drzwi i po-
mógł wsiąść. Droga do Szepczących Wierzb, gdzie odbywał się piknik, minęła im
na uprzejmej wymianie zdań. Cała posiadłość została udekorowana transparentami
i flagami, była też mała trybuna i orkiestra.
Postanowiła, że znajdzie okazję do rozmowy z Damianem, aby wyjawić mu
swoje uczucia. Nie może przecież bezustannie mnie unikać, pomyślała.
Rodzice Jessiki byli tam już wcześniej. Teraz wręczali nadchodzącym go-
ściom małe amerykańskie flagi. Przed trybuną, z której miał przemówić Walter
Dryden, stały rzędy składanych krzeseł.
Wszyscy byli czymś zajęci. Jessica pomagała, rozglądając się za Damianem.
Właśnie nakładała na talerz sałatkę ziemniaczaną, gdy go zobaczyła. Z kimś
rozmawiał i przypadkowo spojrzał w jej kierunku. Ich oczy spotkały się na ułamek
sekundy, a potem szybko odwrócił wzrok. Sprawiło jej to ból.
Kiedy jedzenie zostało już podane, podszedł do niej Walter Dryden. Był to
mężczyzna wysoki i silny, o równie silnym charakterze. Uścisnął ją i podziękował
za pomoc.
– Wyrosłaś na piękną młodą kobietę, Jessico. – Głębokim głosem powtórzył
to, co wcześniej usłyszała od Evana.
– Dziękuję. Jeszcze nie miałam okazji, żeby powiedzieć, jak się cieszę, że
zdecydował się pan kandydować do senatu.
– Żałuję, że nie rozpocząłem kampanii dużo wcześniej. Muszę to nadrobić
przez najbliższe miesiące i czeka mnie w związku z tym mnóstwo ciężkiej pracy.
– Ten stan potrzebuje właśnie kogoś takiego jak pan – powiedziała Jessica
szczerze.
– Twoje zaufanie bardzo mnie cieszy. – Szli powoli obok siebie. – A ja ostat-
nio dużo myślałem o tym, że jesteś właśnie taką kobietą, jakiej potrzebuje mój syn.
– Słucham?
– Myślę o tobie i Evanie.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Powinna od razu wyjaśnić, że kocha Damiana,
ale gardło miała ściśnięte, a język jakby jej przyrósł do podniebienia.
– Jesteś mu potrzebna – powtórzył Walter Dryden.
– On już wraca do siebie, proszę pana. Myślę, że nie powinien się pan niepo-
koić.
– Lois i ja uważamy, że dzięki tobie.
– Jestem pewna, że to nieprawda. – Zaczynała wpadać w popłoch.
–Nic podobnego. Musisz się nauczyć przyjmowania pochwał, młoda damo.
To ci się później przyda w życiu. I Evanowi też, jeśli już o tym mowa. – Przerwał i
zamyślił się na chwilę. – Sądzę, że mój syn też się kiedyś zajmie polityką. To uro-
dzony polityk, ale trzeba jeszcze kilku lat, żeby nabrał doświadczenia. Muszę się
gryźć w język, żeby zbytnio na niego nie wpływać. Lois nigdy by mi nie wybaczy-
ła, gdybym go popchnął do czegoś, czego sam nie chce.
Jessica miała nadzieję, że Walter Dryden podobnie myśli o nakłanianiu Evana
do nie chcianego związku z kobietą.
– Odeszliśmy od tematu – powiedział. – Chcę ci podziękować, moja droga. Za
to, że pomogłaś Evanowi.
– Ależ ja mu w niczym nie pomogłam.
– Mylisz się. W ciągu kilku tygodni mój syn dzięki tobie zmienił się nie do
poznania. Jak to dobrze, że Damian cię zatrudnił. Sam nie wpadłbym na lepszy
pomysł.
– Mam Damianowi dużo do zawdzięczenia – powiedziała tak cicho, że nie by-
ła pewna, czy ją usłyszał.
– A, tu jesteście – odezwał się zza ich pleców Evan. – Czyżby własny ojciec
podrywał moją dziewczynę?
–Nie ma obawy, synu – zaśmiał się Walter Dryden. – Nacieszcie się teraz so-
bą. Pracowaliście przez całe popołudnie, więc zróbcie sobie przerwę, wymknijcie
się stąd i bawcie się dobrze.
– Ale pana przemówienie... – zaprotestowała Jessica.
– To nieważne. Możesz mnie usłyszeć każdego dnia. Idźcie już sobie.
Evan wziął ją za rękę i, omijając trybunę, poszli w kierunku kępy wierzb pła-
czących. Jessica zauważyła, że nastrój Evana nieco się zmienił. Wyglądał na za-
kłopotanego. Czekała, aż sam coś powie.
– Czy chcesz porozmawiać ze mną trochę? – zapytał po chwili.
– Bardzo chętnie. – Jej serce wezbrało poczuciem ulgi. Właśnie tego potrze-
bowali – szczerej rozmowy.
Przystanęła i oparła się o pień drzewa. Byli tu prawie ukryci przed ludzkim
wzrokiem.
– Nie czuję, żebyśmy byli ze sobą związani, Jessico.
– Wiem. – Pomyślała o matce, o tym, co mówiła na temat ślubu i wnuków.
Przypomniała sobie rozmowę z ojcem Evana przed paroma minutami. To wszystko
zaszło za daleko.
– Już od tygodnia chcę z tobą porozmawiać, ale to były takie gorączkowe dni;
sprawa Earla Kressa, zgłoszenie kandydatury ojca.
– To był wyjątkowy tydzień – zgodziła się Jessica.
– Gazeta napisała o nas obojgu.
– Twoje nazwisko często pojawia się w gazetach. – Nie na darmo pochodził z
jednej z najsłynniejszych bostońskich rodzin.
Evan roześmiał się.
–To prawda. – Ujął jej rękę w dłonie. – Chciałbym, żeby skończyły się te
wszystkie domysły na nasz temat. Jestem gotów związać się z jedną kobietą.
Serce w niej zamarło. Jeśli zaproponuje jej małżeństwo, nie wytrzyma i wy-
buchnie płaczem. Wszyscy się sprzysięgli przeciwko niej, nawet rodzice.
– Ja... ja cię zawsze lubiłam, Evanie, ale myślę, że powinieneś wiedzieć...
– „Lubić” to zbyt zwyczajne słowo – przerwał jej, marszcząc brwi.
Nie chciała deptać jego i tak poranionego ja.
– Wiem, ale...
– Czy zdajesz sobie sprawę, że nawet się nie pocałowaliśmy? – Uśmiechnął
się, patrząc na nią oczami iskrzącymi się chłopięcym zapałem. – Zaraz to na-
prawimy, moja miła Jessico. – Ujął jej twarz w dłonie i, zanim zdążyła zaprotesto-
wać, dotknął ustami jej ust.
To był delikatny pocałunek, i nienatarczywy. Jessica nie czuła nic prócz coraz
większej ochoty do płaczu. Jak zresztą mogłaby czuć cokolwiek, skoro tak jej zale-
żało na Damianie? Skoro kochała Damiana?
Evan podniósł głowę i spojrzał na nią ciemnymi oczami, z których teraz nic
nie mogła wyczytać. Przyglądał jej się przez chwilę.
– Nie będę nalegał, Jessico. Nie musimy się spieszyć. – Odsunął loczek z jej
policzka i pocałował ją. Wargi miał wilgotne i ciepłe.
W tym momencie Jessica zobaczyła Damiana. Stał wśród tłumu słuchających
przemówienia Waltera Drydena. Jego oczy były utkwione w Jessicę i Evana. Kiedy
dostrzegł, że go zauważyła, odwrócił się i odszedł szybkim krokiem.
Przez chwilę Jessica zastanawiała się, czy za nim nie pobiec, lecz Evan objął
ją władczo i poprowadził w kierunku trybuny.
Już było za późno.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
– No i co? – zapytała Cathy bez słowa przywitania, stojąc w niedzielny wie-
czór na progu mieszkania przyjaciółki. Zsunęła z ramion plecak i niedbale rzuciła
go w kąt przedpokoju. – Jak się udał piknik?
– To był polityczny sukces. Słyszałam, że fundusz wyborczy pana Drydena
bardzo się powiększył. – Wiedziała, że nie to interesuje Cathy, lecz temat Evana i
Damiana stał się zbyt bolesny, żeby chciała o nim choćby myśleć.
Cathy znała ją za dobrze, by nie rozpoznać niepokojących objawów.
–Siadaj – wydała polecenie, wskazując miękki fotel, najulubieńsze miejsce
Jessiki w całym mieszkaniu. Cathy potrafiła zachowywać się wręcz po dyktatorsku,
jeśli tylko była czegoś pewna; najwidoczniej teraz była.
Jessica potulnie posłuchała. Brak jej było siły woli, by się sprzeciwić. Usado-
wiła się w fotelu i czekała, a Cathy nerwowo przemierzała pokój.
– Trochę zastanawiałam się nad tą sprawą – zaczęła.
– To widać – odparła Jessica, próbując się domyślić, co też tym razem wy-
koncypowała jej rozgorączkowana przyjaciółka.
– Chcę, żebyś zaczęła kuleć – zakomunikowała takim tonem, jakby to był
pomysł godny geniusza.
– Chyba żartujesz?
– Mówię najpoważniej w świecie. Ale chcę, żebyś kulała tylko w obecności
Damiana, nie przy Evanie.
Jessica potrząsnęła głową, jakby to miało poprawić jej słuch.
– A w jakim, do licha, celu miałabym robić coś tak idiotycznego, jak udawa-
nie kulawej?
– Tylko pamiętaj, żebyś utykała na tę samą nogę. – Cathy zignorowała pytanie
Jessiki. – Najlepiej zrób znak na czubku buta, wtedy się nie pogubisz.
Jessica podniosła ręce do góry.
– Cathy, czy ty aby na pewno dobrze się czujesz? To najbardziej zwariowany
z twoich dotychczasowych pomysłów.
– Zaufaj mi – powiedziała Cathy z niecierpliwością. – Pracuję w teatrze, więc
wiem, co robię.
– Twoja pewność siebie wcale mnie nie przekonuje.
– Powinna. Znam się na tym.
– Czy nie będę zbyt wymagająca, jeśli poproszę, żebyś mi wyjaśniła, co się
kryje za twoim nowym planem?
– Ani trochę. – Cathy lekkim krokiem podeszła do sofy, usiadła i założyła no-
gę na nogę. – Współczucie. Chcę, żeby Damian myślał, że coś ci się stało: skręcona
kostka, zwichnięte kolano, coś z tych rzeczy. Jeśli kocha cię choć w połowie tak
mocno, jak przypuszczam, to nie będzie mógł pozostać obojętny. Pospieszy z po-
mocą, a kiedy tylko cię dotknie, nie będzie w stanie ukryć swoich uczuć. – Nagle
przerwała. – Ale pilnuj się. Musisz być przygotowana...
– Na co?
– On może być na ciebie po prostu wściekły. Złość u mężczyzny to coś
znacznie bardziej skomplikowanego niż u nas, kobiet. Będzie myślał, że nie dbasz
o siebie, i będzie się poczuwał do odpowiedzialności za to. Z mężczyznami tak
bywa. Może nawet dojść do wniosku, że to wina Evana. Weź to wszystko pod
uwagę.
– Pewnie, że Damian będzie zły! – wykrzyknęła Jessica. – Będzie miał pełne
prawo, by się wściec, kiedy odkryje, że udaję, aby wywołać w nim współczucie.
– Nie może o tym wiedzieć – stwierdziła po prostu Cathy.
– Słuchaj – Jessica głęboko westchnęła – doceniam twoją pomysłowość, na-
prawdę, ale nie potrafię udawać. Damian od razu by się zorientował. Nie jestem tak
dobrą aktorką jak ty, więc przejrzałby mój podstęp w jednej chwili. Zapominasz, że
jest doświadczonym adwokatem.
Cathy zmarszczyła brwi, przygryzła dolną wargę i zamyśliła się.
–Zgoda – powiedziała po minucie. – Nie myśl już o skręconej nodze. Jedyne,
co mogę ci zaproponować, to całkowita szczerość. Nie masz pojęcia, jak to czasem
dobrze działa. Może teraz właśnie tak będzie.
– Tak się składa, że zgadzam się z tobą w zupełności. Ta cała sytuacja stała
się bezsensowna. Ani trochę nie umiem grać. Chciałabym pomóc Evanowi, lecz nie
kosztem mojego dobrego samopoczucia.
– Co zamierzasz powiedzieć Damianowi?
– Jeszcze nie wiem. – Myśl o tym przygnębiła ją. – Najbardziej się boję, że
Damian uśmiechnie się czule i powie, że moje wyznanie mu pochlebia i że czuje
się zaszczycony...
– A jego głos będzie pełen smutku – dokończyła Cathy, demonstrując właści-
wą sobie skłonność do dramatyzowania.
– Właśnie. Potem westchnie i doda, że niestety nie może odwzajemnić moich
uczuć.
– To do niego podobne – zgodziła się Cathy.
–Oczywiście będzie łgał jak najęty... przez wzgląd na brata. Po prostu go nie
słuchaj. Uwierz mi, Jess, on cię kocha.
Jessica całym sercem pragnęła, żeby to była prawda. Spojrzała na przyjaciół-
kę, uświadomiła sobie, jak bardzo ceni jej wsparcie, i podniosła kciuki w geście
uznania. Cathy roześmiała się i zrobiła to samo.
Evan był już w swoim gabinecie, kiedy Jessica weszła do biura w poniedzia-
łek rano.
– Dzień dobry – zawołał wesoło. – Cieszę się, że już jesteś.
– Czy chcesz, żebym zaparzyła kawę? – zapytała. Spojrzała na ekspres i za-
uważyła, że Evan już to zrobił.
Wyszedł z gabinetu z kubkiem w ręku i przysiadł na rogu jej biurka. Patrzył
na nią iskrzącymi się oczami.
–Czy jesteś wypoczęta i gotowa stawić czoło światu?
Jessica uśmiechnęła się. Tego nie mogłaby powiedzieć nawet w najlepszy z
poniedziałkowych poranków.
– Niezupełnie. Zapytaj mnie o to w środę albo w czwartek.
– W takim razie może to poprawi ci humor – powiedział. Podał jej dwa bilety,
które wyjął z kieszeni marynarki. – Dwa miejsca w loży na mecz drużyny Red Sox
dziś wieczorem.
– Moja ulubiona drużyna! – wykrzyknęła.
– To właśnie powiedziała mi twoja mama. Przygotuj się, moja śliczna Jessico.
Zaplanowałem sobie, że cię usidlę.
Spojrzała na niego badawczo. Tego ranka obudziła się z postanowieniem, że
raz na zawsze wyjaśni wszystko między sobą i braćmi Drydenami, a tu Evan krzy-
żuje jej szyki. Na domiar złego, wspomagany przez matkę.
– Evanie, musimy porozmawiać – powiedziała, nie patrząc mu w oczy. Przez
całą drogę do biura powtarzała w myślach to, co zamierzała mu oznajmić.
– Teraz nie mogę, Jess. Przepraszam. Zaraz muszę być w sądzie w związku ze
sprawą Portera. Ale nie martw się, później będzie dużo czasu na rozmowę. Przyja-
dę po ciebie o wpół do siódmej, dobrze?
– Dobrze. – Zmusiła się do uśmiechu.
Kiedy Evan zjawił się wieczorem, była już zdecydowana – po meczu powie
mu, co jej leży na sercu.
Mieli bardzo dobre miejsca, wszystko widzieli doskonale. Jedli parujące hot–
dogi i słone orzeszki, pili piwo z kufli. Evan już dawno nie był w tak dobrym na-
stroju. Dopingował swoją drużynę, krzyczał na sędziego. Kiedy Red Sox uzyskali
przewagę, przeraźliwie zagwizdał.
W pewnej chwili wziął ją za rękę i ścisnął jej drobne palce. Zawsze lubiła
Evana i nie potrafiła dłużej się na niego złościć. Na tym polegał jego czar. To było
to, o czym mówił jego ojciec na pikniku. Evan miał dar zjednywania sobie ludzi,
był urodzonym liderem. Zawsze był mile widziany, podziwiany, szanowany. W
trudnych sytuacjach u niego szukano rozwiązania.
Nagle wyczuła w nim zmianę. Puścił je dłoń i zamarł w bezruchu. Wydawało
się, że nie oddycha.
– Evan?
Próbował się uśmiechnąć. W tym momencie trybuny ryknęły, a kibice wstali z
miejsc, lecz Jessica nie wiedziała, co się dzieje na boisku. Patrzyła na Evana.
– Co ci jest? – zapytała, kiedy okrzyki ucichły.
– Nic. – Próbował przekonać ją o tym uśmiechem, lecz mu się nie udało. Na
pewno zdarzyło się coś złego; musiała się dowiedzieć, co.
– Chodź – powiedziała, i wstała, nie czekając na niego. – Idziemy.
– Jessico, nie trzeba, nic mi nie jest.
– To nieprawda i nawet nie próbuj mnie przekonywać, że nie mam racji.
– Nic się nie stało – powtórzył.
Nie zwracając na niego uwagi, wzięła torebkę i wyszła z loży. Nie miał inne-
go wyjścia, musiał pójść za nią.
–Czy ktoś ci kiedykolwiek powiedział, jaka jesteś uparta? – zapytał, kiedy ją
dogonił. Ich kroki dźwięczały na betonowych stopniach, prowadzących ku wyjściu
ze stadionu. Od czasu do czasu słyszeli za plecami okrzyki kibiców. Evan obejrzał
się z żalem kilka razy.
– No, teraz powiedz, co się tam z tobą działo – zażądała Jessica, kiedy byli już
blisko parkingu.
– Nic się nie działo.
– Jeśli jeszcze raz powiesz „nic”, zacznę krzyczeć. Kogo zobaczyłeś? – zapy-
tała, choć już znała odpowiedź. Tylko jedna osoba mogła wywołać tak pełną bólu
reakcję Evana – kobieta, którą kochał i którą utracił.
– Dlaczego myślisz, że kogoś zobaczyłem? – żachnął się. Był zdenerwowany i
nie próbował tego ukryć.
– Czy to była Mary Jo?
Zatrzymał się tak gwałtownie, że zrobiła kilka kroków, zanim się zorientowa-
ła, że nie ma go obok.
–Kto ci powiedział o Mary Jo? – zapytał ochrypłym głosem.
– Jeszcze nikt, lecz zaraz ty to zrobisz.
– Przykro mi, Jess, ale...
– Posłuchaj mnie, Evanie Drydenie. Musisz zrzucić z siebie ten ciężar raz na
zawsze. Już dostatecznie długo starasz się ukryć ból, jaki ci sprawiła. Najwyższy
czas się go pozbyć! – Włożyła mu rękę pod ramię i zaczęli kluczyć po parkingu w
poszukiwaniu samochodu.
Kiedy wchodzili do jej mieszkania, Evan był ponury i zamyślony. Nie była
pewna, czy dobrze zrobiła, nalegając, by opowiedział jej o kobiecie, którą kiedyś
kochał. Bała się, że jej upór mógł otworzyć na wpół zagojoną ranę, ale wiedziała
też, że nie powinien dłużej tłumić tego w sobie.
Poszła od razu do kuchni i zaczęła parzyć kawę. Evan usiadł przy kuchennym
stole, lecz prawie natychmiast wstał i zaczął krążyć niecierpliwie po jej małym
mieszkaniu.
Z filiżanką kawy w ręku usiadła w swym ulubionym fotelu i obserwowała
Evana. Czekała, aż zacznie mówić.
–Spotkaliśmy się przypadkowo – zaczął przytłumionym, pełnym napięcia gło-
sem – chociaż nie jestem pewien, czy to naprawdę był przypadek.
–Przypuszczasz, że zaaranżowała spotkanie?
Evan spojrzał na nią zdumionym wzrokiem.
– Nie... nie to. Myślę, że w życiu niewiele się zdarza naprawdę przez przypa-
dek.
–Rozumiem – powiedziała cichym głosem.
–Byłem na plaży z przyjaciółmi. Graliśmy w piłkę, piliśmy piwo i było nam
dobrze. Wyrwaliśmy się z kieratu codziennych obowiązków. Chłonęliśmy słońce i
pozbywaliśmy się nadmiaru energii.
Zatrzymał się przed Jessicą i mówił dalej.
–Większość moich przyjaciół już poszła, a ja szedłem brzegiem plaży i wtedy
spotkałem Mary Jo. Wyszła na spacer z psem i on jej się wyrwał. Goniła go po pla-
ży, a ja, jak przystało na dżentelmena, złapałem smycz. Podziękowała mi i zaczęli-
śmy rozmawiać. Ona jest mała i ładna, ma brązowe oczy, które... Ale to wszystko
już nieważne.
–Od razu ją polubiłeś?
Evan skinął głową.
–Była w niej jakaś świeżość, entuzjazm, który aż kipiał. Od pierwszej chwili
wiedziałem, że chcę ją lepiej poznać, więc zaproponowałem jej kolację. Odmowa
zaskoczyła mnie.
Dla Evana to rzeczywiście musiała być nowość, pomyślała Jessica.
– Czy podała ci powód odmowy?
– Niejeden, ale udało mi się ją przekonać, że niepotrzebnie ma obiekcje. Cu-
downie się śmiała. Łapałem się na tym, że mówię różne absurdalne rzeczy tylko po
to, żeby usłyszeć jej śmiech. Jej bliskość mnie samego skłaniała do śmiechu. To
był mój najweselszy dzień od wielu lat.
– Więc umówiła się z tobą?
– Niezupełnie. – Evan zatopił się we wspomnieniach i milczał przez długą
chwilę. – Spędziłem z nią resztę dnia i prawie całą noc. Rozpaliliśmy na plaży
ognisko i rozmawialiśmy do rana. Potem zaczęliśmy się regularnie spotykać. Przy-
nosiła ze sobą ożywienie i wesołość. Żyliśmy w zupełnie innych warunkach. Mary
Jo jest najmłodsza z całej sześcioosobowej rodziny, i jest jedyną córką. Którejś so-
boty jej matka zaprosiła mnie na obiad. Jeszcze nigdy nie widziałem takiej groma-
dy pod jednym dachem. Wszędzie biegały dzieci. Kilka szwagierek Mary Jo było
w ciąży. Wcześniej nie znałem takiej rodziny, tych przekomarzań, żartów, wesoło-
ści. Zrozum mnie dobrze. Sam mam dużą rodzinę, lecz tamta jest inna. Czułem się
wśród nich naprawdę dobrze.
– A oni na pewno czuli się dobrze z tobą.
Spojrzał na nią z powątpiewaniem.
– Chciałbym, żeby tak było.
– Co się wydarzyło potem? – ponagliła Jessica, gdy zamilkł na chwilę. Była
ciekawa szczegółów.
– Już pierwszego dnia, na plaży, wiedziałem, że się w niej zakocham. – Mówił
tak cicho, że z trudem odróżniała słowa. – Nie traktuję miłości lekko, ale wtedy
czułem się jak porażony... dlatego wiedziałem.
– Doskonale to rozumiem – powiedziała. Tak samo się czuła przy Damianie.
– Kiedy poznałem jej rodzinę, zdałem sobie sprawę, jak bardzo chcę się z nią
ożenić, jak bardzo chcę, żebyśmy mieli pięcioro albo sześcioro dzieci. Dom Sum-
merhillów był pełen miłości i chciałem, żeby kiedyś moje dzieci też wyrosły w ta-
kiej szczęśliwej, swobodnej atmosferze.
– Zdaje się, że Mary Jo to niezwykła kobieta – powiedziała Jessica łagodnie.
–Niezwykła – wyszeptał.
–Poprosiłeś, żeby została twoją żoną, prawda?
– Tak. – Na twarzy Evana pojawił się bolesny uśmiech. – Potem przedstawi-
łem ją rodzicom. Była onieśmielona bogactwem mojej rodziny, od razu to zauwa-
żyłem. Kto by nie był, zobaczywszy po raz pierwszy Szepczące Wierzby. Moi ro-
dzice mieli wątpliwości, czy pasujemy do siebie, ale kiedy poznali Mary Jo, zmie-
nili zdanie.
– Nie przypominam sobie, żebym słyszała o zaręczynach – powiedziała Jessi-
ca.
– Chciałem dać jej pierścionek z brylantem, ale wybrała z perłą. Właśnie
skończyła praktykę po studiach i zaczęła pracować jako nauczycielka. Wołała od-
wlec formalne ogłoszenie zaręczyn, do czasu gdy zaaklimatyzuje się w pracy, a
przede wszystkim, gdy minie czterdziesta rocznica ślubu jej rodziców, która przy-
padała w październiku. Nie miałem specjalnej ochoty na czekanie – przyznał Evan
– ale zgodziłem się, ponieważ... no cóż... ponieważ byłem gotów zrobić wszystko,
czego chciała Mary Jo. – Przerwał i nabrał głęboko powietrza. – Po raz pierwszy
zacząłem coś podejrzewać na początku października. Wynajdywała coraz to inne
usprawiedliwienia, żeby się ze mną nie zobaczyć. Początkowo je akceptowałem, bo
sam byłem zajęty, i choć tęskniłem, nie robiłem z tego problemu. Oczywiście nie
byłem z tego zadowolony, ale rozumiałem, że jest pochłonięta pracą i obowiązkami
rodzinnymi. Kilka razy zajrzałem do jej rodziców. Wydawało mi się, że cieszą ich
moje odwiedziny, a jej matka zawsze zapraszała mnie na obiad, jakby była przeko-
nana, że głoduję. – Uśmiechnął się.
– To chyba bardzo mili ludzie.
Evan mówił dalej, jakby jej w ogóle nie słyszał.
–Kiedy Mary Jo odesłała mi pierścionek pocztą, czułem się ogłuszony. Mia-
łem już kilka niespodzianek w życiu, przyjemnych i nieprzyjemnych, ale żadna nie
była dla mnie takim szokiem.
Jessica poczuła złość do Mary Jo za brak odwagi, by spotkać się z Evanem
twarzą w twarz. Jeśli chciała zerwać zaręczyny, nawet nieformalne, to mogłaby
przynajmniej powiedzieć mu to osobiście. Odsyłanie pierścionka pocztą było
tchórzliwe i okrutne.
– Pojechałem do niej wściekły – ciągnął Evan.
– Miałeś pełne prawo być wściekły.
Pokręcił głową.
–Powinienem był odczekać, ochłonąć. Żałuję, że tak nie zrobiłem. Kiedy sta-
nąłem przed nią, powiedziała, że jest ktoś inny – wyszeptał. – Początkowo jej nie
uwierzyłem. Broniłem się przed myślą, że kobieta, której podstawową zasadą była
uczciwość, mogłaby spotykać się z kimś za moimi plecami. To mi się nie mieściło
w głowie. Ale myliłem się. – Znów zniżył głos do szeptu. – Widocznie spotykali
się w szkole, gdzie ona uczy. On też jest nauczycielem. Być zaręczoną ze mną i
jednocześnie kochać innego, to musiała być dla niej udręka.
Jessica spuściła oczy. Wprawdzie nie była zaręczona z Evanem, lecz spotyka-
ła się z nim – a jednocześnie kochała Damiana. Słuchając Evana, w myślach potę-
piała Mary Jo, a sama robiła właściwie to, co tamta.
–Zobaczyłeś ją na meczu?
Evan skinął głową.
–Była z nim... Sądzę, że to był on. – W jego oczach znów pojawił się ból i
Jessica miała ochotę się rozpłakać. Nad Evanem, ale i nad samą sobą. Ładna z nich
para... każde zakochane w kimś innym, każde nieszczęśliwe. – Mary Jo to niezwy-
kła kobieta – wyszeptał. – Szczęśliwy ten, kto się z nią ożeni... – przerwał, a na je-
go twarz powrócił dziwny uśmiech, będący połączeniem zachwytu i bólu. – Będzie
wspaniałą żoną i matką.
–To wielkoduszne, co mówisz. W twojej sytuacji...
– Gdybyś znała Mary Jo, mówiłabyś to samo. Podczas tych miesięcy, które
upłynęły od naszego rozstania, doszedłem do wniosku, że w tym wszystkim istotną
rolę odgrywała moja osobowość. Mary Jo była pierwszą kobietą, która ze mną ze-
rwała. – Uśmiechnął się, jakby chciał powiedzieć, że wcześniej dobrze na to zasłu-
żył. – Myślę, że stałem się trochę zbyt pewny siebie.
– Wszyscy jesteśmy temu w jakiś sposób winni.
Spojrzał na Jessicę i twarz mu spoważniała.
– Zepsułem cały nasz wieczór, prawda?
–Wcale nie – odparła, spodziewając się, że wyczuje szczerość w jej głosie.
Zrozumiała, jak żarliwie Evan kochał i jak głęboko tkwił w nim ciągle ból rozsta-
nia.
Po wysłuchaniu opowieści Evana o utracie ukochanej kobiety, utwierdziła się
w przekonaniu, że nie może dopuścić, by teraz przez nią stało się to samo. Nie mo-
że dalej wprowadzać go w błąd, pozwalając mu wierzyć, że ich znajomość przero-
dzi się w coś, czym nigdy nie mogłaby być.
Minął tydzień. Przy każdej okazji Evan opowiadał jej coraz więcej o swym
związku z Mary Jo. Doszła do wniosku, że każde zaproszenie, na kolację czy do
teatru, to tylko pretekst do dalszych opowieści. Było to tak, jakby pękła w nim ta-
ma, jakby potrzeba, by dać ujście długo tłumionym emocjom, była zbyt silna, żeby
mógł się jej przeciwstawić.
Ich spotkania przestały Jessicę niepokoić. Byli przyjaciółmi, nic więcej. Dzię-
ki częstym rozmowom jej też udało się trochę przed nim otworzyć.
– Czy jesteś zakochana? – spytał niespodziewanie któregoś wieczora, gdy szli
przez Boston Common.
– Chyba tak – odparła niepewnie. – Tak – potwierdziła szybko. – Ale to nie to,
o czym myślisz.
– To znaczy...?
– Nie w tobie, więc niech ci się nie przewraca w głowie. – Zdała sobie sprawę,
że to zabrzmiało obraźliwie, więc natychmiast przeprosiła.
Evan roześmiał się.
Wieczór był piękny. Gwiazdy przypominały iskrzące się cekiny, zawieszone
tak nisko, że wydawały się przyczepione do gałęzi drzew.
– Wiesz, że to miłość, prawda?
– O, tak – szepnęła.
– Czy ten tajemniczy mężczyzna też cię kocha?
–Nie... nie wiem. Chciałabym, żeby tak było. Prawdę mówiąc, nic na to nie
wskazywało.
Damian nadal jej unikał. Od czasu gdy przez chwilę spotkali się w biurze, nie
rozmawiała z nim ani razu.
Codziennie przychodził do biura punktualnie o ósmej i wychodził o piątej po
południu. Przypuszczała, że jego rozkład dnia jest związany z zaangażowaniem w
kampanię wyborczą ojca, więc jeśli chciała się z nim spotkać, musiała szukać oka-
zji w czasie pracy. Okazało się, że chyba łatwiej uzyskałaby audiencję u papieża.
Nie mogła pojąć, jak to możliwe, żeby ktoś potrafił tyle zrobić w ciągu jednego
dnia. Próbowała z nim porozmawiać, lecz zawsze ktoś był w pobliżu.
Zaczęła tracić cierpliwość. I gdy już była gotowa podnieść ręce do nieba i
krzyczeć ze złości, nadarzyła się okazja. Zupełnie przypadkowo, kiedy najmniej się
tego spodziewała.
Szepczące Wierzby. Jego dom rodzinny.
Evan dowiedział się od jej matki, że Jessica grała w college'u w tenisa. Zain-
trygowany, zaproponował jej mecz. Uznała, że to może być miły sposób spędzenia
sobotniego popołudnia, i zgodziła się. Ponieważ zapomniał zarezerwować kort w
klubie tenisowym, pojechali do Szepczących Wierzb.
Odbijali piłkę przez całą godzinę i Evan zdecydowanie wygrywał. Jessica nie
była zaskoczona jego sportowymi umiejętnościami, ale chciała mu zaimponować i
nadwerężyła sobie kolano. To nie było nic poważnego, ale nalegał, by przerwali
grę.
Poszli roześmiani w kierunku domu. Szybko zapomnieli o kolanie. Z daleka
zauważyli matkę Evana, która siedziała w samochodzie i bezskutecznie próbowała
go uruchomić. Za godzinę musiała być w sztabie wyborczym, więc denerwowała
się coraz bardziej.
– Nie martw się, mamo – powiedział Evan i pocałował ją czule w policzek. –
Zawiozę cię.
– Nie ma mowy – zaprotestowała Lois Dryden i spojrzała na jego dwuosobo-
we sportowe auto.
– Przecież mówiłaś, że dałaś Richmondowi wolny dzień – powiedział i otwo-
rzył drzwi swego samochodu. – Wsiadaj, mamo, nie ma rady.
– A co będzie z Jessicą?
– Doskonale potrafię zająć się sama sobą – zapewniła Jessica. Poczekała, aż
samochód odjechał, otarła ramieniem pot z czoła i weszła do domu. W lodówce w
kuchni znalazła zimną wodę mineralną.
Nuciła pod nosem popularną melodię, gdy drzwi kuchni nagle się otworzyły.
– Mamo, co ty tu jeszcze robisz? Powinnaś już być... – Damian stanął jak wry-
ty. – Jessica?
– Twoja mama nie mogła uruchomić samochodu, więc pojechała z Evanem –
wyjaśniła.
– Pojechała z Evanem... W takim razie zobaczę, co się stało z jej samocho-
dem. – Już chciał być od niej daleko.
–Damianie... – Nagle przypomniała sobie pomysł Cathy: bolące kolano. Wła-
śnie ją bolało, co prawda lekko, ale trudno byłoby o lepszy moment, by to wyko-
rzystać.
Skupiła się na swej prawej nodze i pokuśtykała w jego stronę. Nienawidziła
uciekania się do tego rodzaju podstępnych metod, lecz za wszelką cenę chciała z
nim porozmawiać. Na pewno jej wybaczy, jeśli pozna prawdę.
Spojrzał na jej kolano z wyraźnym niepokojem. Miała na sobie białą koszulkę
i krótką tenisową spódniczkę.
– Co z twoim kolanem? – zapytał i podszedł do niej.
– Nic mi nie jest – szepnęła.
– Usiądź. – W jego głosie bynajmniej nie było czułości. – Czy Evan o tym
wie?
– Tak, ale to nic wielkiego – wykrztusiła. Przysunął taboret i posadził ją. Za-
mknęła oczy, poczuwszy dotknięcie jego rąk. Boże, jak za nim tęskniła! Od wielu
dni czekała na okazję, żeby być z nim sam na sam, i teraz nie miała zamiaru jej
stracić. – Musimy porozmawiać – powiedziała. – Słuchaj, ja...
– Porozmawiamy, jak obejrzę twoje kolano. Co u licha opętało mojego brata,
że cię zostawił w takim stanie?
– Damianie, posłuchaj, proszę.
– Później. – Zaczął wkładać lód do plastikowej torebki.
Zdenerwowana, wstała i, kulejąc, poszła w jego stronę.
– Nic mi nie będzie. To pewnie tylko naciągnięty mięsień.
– Powinien cię zbadać lekarz – powiedział stanowczo. Jeszcze raz posadził ją
na taborecie, a na drugim oparł jej nogę. Do kolana przyłożył torebkę z lodem.
– Muszę z tobą porozmawiać o Evanie i o mnie. Nie kocham Evana, a on nie
kocha mnie. Jesteśmy przyjaciółmi, nic więcej. On kocha Mary Jo, a ja kocham...
– Masz trzymać lód na kolanie co najmniej przez dwadzieścia minut, rozu-
miesz?
Jessica podniosła się z taboretu i wrzuciła lód do zlewu. Była wściekła.
– Musisz mnie wysłuchać, Damianie! Wiem, że sama wszystko komplikuję.
Nie powinnam była wykorzystywać kolana, żeby cię tu zatrzymać, ale wydawało
mi się, że to jedyny sposób.
– Więc skręciłaś nogę, czy nie?
– Tak, ale tylko trochę. Chcę porozmawiać o nas. O tobie i o mnie.
– Jessico – odparł, z trudem ukrywając zniecierpliwienie – spotykasz się z
moim bratem.
– Twój brat i ja jesteśmy przyjaciółmi, to wszystko. Ile razy muszę ci to po-
wtarzać?
– Evan się zmienił – stwierdził stanowczo. – Sądzisz, że tego nie zauważy-
łem? Po wielu miesiącach jest wreszcie sobą. Odzyskaliśmy Evana dzięki tobie.
–Być może, ale nie w taki sposób, jak myślisz.
–Nieważne, co myślę – powiedział ze złością. –
Spotykasz się z moim
bratem, więc nie może być żadnego „ty i ja”. Rozumiesz?
– Nie! – krzyknęła. – Nie rozumiem!
– Musi tak być, Jessico.
– Ale dlaczego? – Ledwie go widziała przez łzy. Nie odpowiadał przez kilka
długich jak wieczność sekund.
– Bo już tak jest.
– Czy... czy to znaczy, że chcesz, żeby tak było? – Gardło miała ściśnięte.
Dłonie zwinęła w pięści.
–Tak – odparł po chwili, która wydawała się najdłuższą chwilą w jej życiu. –
Chcę, żeby tak było.
Odwróciła się do niego plecami. Jak to dobrze, że nie wyznała mu swej miło-
ści! I bez tego czuła się upokorzona.
– Jessico... – W jego ustach zabrzmiało to jak wymówka.
Zwiesiła głowę. Była pewna, że zaraz odejdzie, tak jak zwykle – ale nie zrobił
tego. Odwrócił ją ku sobie i objął, jakby musiał poczuć jej bliskość, jakby tylko
dzięki temu mógł się uchronić przed szaleństwem. A potem przycisnął wargi do jej
ust.
Ten pocałunek był gwałtowny i pełen pożądania, zupełnie inny niż poprzed-
nie. Przywarła do niego i zapomniała o wszystkim. Był tylko on i radość, że jest w
jego ramionach. Pieściła twarz Damiana rozbieganymi palcami. Odchyliła głowę, a
on pokrywał pocałunkami jej policzki i szyję.
– Dość – jęknął i spróbował uwolnić się z jej ramion. Nie puściła go. Objęła
za szyję i ukryła twarz na jego piersi. – Jessico, proszę. – Kiedy rozrywał jej sple-
cione ręce, czuła, że drży podobnie jak ona. Objął jej dłonie i pochylił się ku niej.
Dźwięk zamykanych frontowych drzwi zabrzmiał jak grzmot. Damian odsu-
nął się i stał już do niej tyłem, gdy do kuchni wszedł Evan, pogwizdując. Zobaczył
brata i zatrzymał się.
– Cześć, Damianie. Cieszę się, że dotrzymałeś towarzystwa mojej dziewczy-
nie.
Damian mruknął coś na temat samochodu matki i wyszedł z kuchni, ledwie
skinąwszy bratu głową.
Jessica myślała, że pęknie jej serce.
ROZDZIAŁ ÓSMY
–Dziękuję ci – powiedział Evan, gdy pół godziny później wysiadali z samo-
chodu pod jej domem. – Wiesz, w poniedziałek będzie uroczysta kolacja, na którą
mój ojciec zaprasza trzystu najbliższych znajomych. Chciałbym, żebyś poszła na
nią ze mną.
Jessica spojrzała na Evana i uświadomiła sobie, że nie wie, co powiedział. By-
ła pełna bólu. Damian nie kochał jej, nie chciał. Prawie wyznała mu miłość, a on ją
odtrącił i odszedł.
– Jessico, nic ci nie jest?
– Czuję się świetnie – skłamała, choć była bliska płaczu.
– Mówiłem ci o kolacji.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Kolacja?
– W poniedziałek wieczorem – powiedział powoli i pomachał jej ręką przed
oczami. – Może jednak mi powiesz, co się z tobą dzieje?
– Czy mogę już pójść na górę? – zapytała, zamiast mu odpowiedzieć. Nie
miała nastroju do wyjaśniania czegokolwiek, a zwłaszcza tego, co się wydarzyło
między nią a Damianem.
– Proszę bardzo.
Odprowadził ją do mieszkania, wyjął jej z rąk rakietę tenisową i schował do
szafki w przedpokoju, a potem poszedł za nią do kuchni i podał jej szklankę wody
z lodem.
Jessica usiadła przy stole i uśmiechnęła się.
–Czuję się świetnie – powiedziała, i tym razem kłamała już nieco mniej.
Owszem, została zraniona, lecz było to precyzyjne ciecie, głębokie i szybkie.
Wiedziała teraz to, czego się spodziewała od początku. Damian jej nie kochał.
– Dziękuję, Jess – powiedział jeszcze raz Evan, i choć były to zwykłe słowa,
wyczuła w nich głębsze znaczenie.
– Za to, że pozwoliłam się pokonać w tenisa? – zapytała, choć wiedziała, że
miał na myśli coś znacznie więcej.
Uśmiech zniknął z jego oczu.
–Za to również, lecz przede wszystkim za cierpliwe wysłuchiwanie mnie
przez kilka dni. Rozmowa o Mary Jo rozjaśniła mi w głowie. Uświadomiłem sobie,
co było złego między nami i jak bardzo ciągle ją kocham. – Westchnął z bólem.
– To nie grzech, Evanie.
– Pomogła mi rozmowa. Może więc warto, żebyś i ty mi opowiedziała, co cię
gnębi? Nie oszukasz mnie, widzę łzy w twoich oczach.
Spuściła wzrok i zaczęła się wpatrywać w szklankę.
– Nie... nie jestem jeszcze przygotowana, żeby o tym mówić. Nie złość się na
mnie. Muszę najpierw uporządkować swoje uczucia.
– Rozumiem. – Ujął jej dłoń. – Czy pójdziesz ze mną na poniedziałkową ko-
lację?
– Dobrze – zgodziła się, choć początkowo chciała odmówić. Doszła do wnio-
sku, że siedzenie w domu i użalanie się nad sobą nic nie pomoże. Od tej chwili
miała zamiar bawić się i cieszyć życiem.
– Damian też tam będzie – zawiesił głos, jakby spodziewał się komentarza.
Skinęła głową. Po dzisiejszym popołudniu to nie robiło jej różnicy.
– Ma kogoś przyprowadzić – dodał. – Czy masz coś przeciwko temu, żeby-
śmy siedzieli przy jednym stole?
– Ani trochę – odparła pogodnie. – Im nas będzie więcej, tym będzie weselej.
– Pomyślałam sobie, że przejrzymy twoją szafę, zanim pojedziesz na tę kola-
cję – powiedziała Cathy, wchodząc do mieszkania Jessiki. Jessica zrozumiała swój
błąd już w chwilę po tym, gdy powiedziała przyjaciółce o zaproszeniu. Cathy od
razu uparła się, że to ona wybierze jej sukienkę.
–Od wielu lat bez problemów sama sobie radzę z ubieraniem się – podjęła
próbę obrony.
Cathy już buszowała wśród sukienek, przesuwając je to w tę, to w drugą stro-
nę, jakby to było zadanie o pierwszorzędnym znaczeniu. Przerwała na chwilę i nie-
cierpliwie tupnęła nogą.
– Nie masz pojęcia, jak się zawiodłam na Damianie. Czy jesteś pewna, że go
dobrze zrozumiałaś? – Mówiła takim tonem, jakby wszystkiemu była winna Jessi-
ca.
– Nie ma mowy o nieporozumieniu – odparła stanowczo. Żałowała, że w ogó-
le cokolwiek powiedziała przyjaciółce. Nie zrobiłaby tego, gdyby Cathy nie była
we wszystko wtajemniczona. – On nie chce mieć ze mną do czynienia. Nie mógłby
tego wyrazić w sposób bardziej oczywisty.
– Ja w to nie wierzę. Coś tu jest nie w porządku i ty to powinnaś wyjaśnić.
– Wiem, co to jest – zaoponowała Jessica. Nie trzeba było dzielić włosa na
czworo, skoro odpowiedź była taka prosta. Gdyby Damianowi naprawdę na niej
zależało, znalazłby sposób, żeby wszystko uporządkować. Nie znalazł, bo mu nie
zależało.
Cathy dalej badała zawartość szafy.
– Chyba przyjdziesz na premierę, prawda? – zapytała.
– Nic by mnie nie mogło zatrzymać. – Jessica była dumna z sukcesu Cathy,
która dostała świetną rolę Adelajdy w sztuce „Chłopaki i dziewczyny”, wystawia-
nej przez bostońskiego producenta. Domyślała się też, że Cathy jest zakochana w
reżyserze, Davidzie Carsonie. Wspominała o nim ostatnio kilkakrotnie i za każdym
razem jej głos jakby lekko się załamywał.
– Myślę, że zaproszę też Damiana – rzuciła nonszalancko Cathy. – Przecież
go już znam. – Spojrzała na Jessicę. – Nic nie masz do powiedzenia?
–Rób, co chcesz, Cathy.
Cathy zaśmiała się krótko, ale wymownie.
– Nie oszukasz mnie, Jess, za dobrze cię znam. Nie wiem, co się stało Damia-
nowi, ale możesz mi wierzyć, że wkrótce powróci.
– Szczerze w to wątpię. – Nie potrafiła ukryć pesymizmu.
Cathy wyjęła z szafy trzy sukienki i rozłożyła je na łóżku. Wzięła się pod bo-
ki, obeszła łóżko dookoła, a potem dwie z nich schowała z powrotem.
Pozostała długa czarna suknia, gładka i połyskująca, ze srebrnymi ozdobami.
–Przymierz ją.
Jessica niechętnie zdjęła ubranie i włożyła sukienkę wybraną przez Cathy.
Odgarnęła włosy, żeby przyjaciółka mogła zapiąć suwak do końca. Potem podeszła
do lustra i wydała pełne zawodu westchnienie.
– Przypominam Natashę ze szpiegowskiej kreskówki.
– Nic podobnego. Sukienka jest świetna.
– Chyba tylko wśród szpiegów. – A z drugiej strony, może to właśnie dobrze?
Jeśli ma siedzieć przy jednym stole z Damianem i jego towarzyszką, to chciałaby
mieć pewność, że zwróci na siebie jego uwagę, i że będzie wiedział, co traci.
Evan przyjechał po nią pięć minut przed czasem, kiedy właśnie kończyła ma-
kijaż.
–Jesteś piękna – powiedział. – Naprawdę piękna.
Po tych słowach uznania czuła się pewniej – do czasu gdy znaleźli się przy
stole, gdzie siedzieli już Damian i towarzysząca mu kobieta, wysoka blondynka,
piękna i wyniosła.
–Nadine Powell – przedstawił ją Damian. – Mój brat Evan i Jessica Keller-
man.
Jessica zerknęła na Damiana i z zadowoleniem zauważyła, że patrzy na nią jak
dziecko na choinkę w dniu Bożego Narodzenia. Cathy miała rację – suknia była
świetna. Damian nagle odwrócił wzrok, jakby zły na samego siebie, że nie potrafił
zachować się obojętnie.
–Nadine. – Evan ujął jej dłoń i przytrzymał nieco dłużej, niż było to koniecz-
ne.
Kolacja trwała bardzo długo, głównie z powodu przemówień wielu gadatli-
wych polityków. Jessica straciła rachubę co do liczby mówców i liczby poda-
wanych potraw. Przemówienia prawie uniemożliwiały prowadzenie konwersacji
przy stole, lecz zdołała się dowiedzieć, że Nadine i Damian byli od dawna przyja-
ciółmi. Przyjaciółmi i niczym więcej, zaczęła wyjaśniać Nadine, oceniwszy sytu-
ację zadziwiająco trafnie. Damian natomiast zachowywał się tak, jakby Jessiki tam
nie było. Przez cały wieczór nie odezwał się do niej ani słowem.
Kiedy talerzyki po deserze zostały uprzątnięte, na niskiej estradzie, obok dę-
bowego wypolerowanego parkietu do tańca, zaczęła grać dziesięcioosobowa orkie-
stra.
–Zatańczymy? – zapytał Evan i wyciągnął rękę do Jessiki. Orkiestra grała jej
ulubione bigbandowe melodie z lat czterdziestych. Evan wystukiwał rytm i kołysał
się do taktu.
Odmówiła. Nie lubiła być pierwsza na parkiecie.
– Wolałabym przeczekać pierwsze tańce, jeśli pozwolisz.
– Ani myślę. – Poderwał ją z krzesła, zaprowadził na parkiet i, choć taniec był
szybki, otoczył ramieniem i przytulił do siebie.
– Evanie – syknęła, zdając sobie sprawę, jakie muszą robić wrażenie. Wyglą-
dali jak para zakochana do szaleństwa.
– Ciii... – szepnął jej do ucha.
– Co ci się stało?
– Mnie? – zapytał, po czym odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się, jakby po-
wiedziała coś bardzo zabawnego. – Nic. Po prostu dobrze się bawię.
– Moim kosztem – szepnęła ze złością. – Niedługo wszyscy będą o nas mó-
wić.
– Niech sobie mówią.
–Z tobą naprawdę jest niedobrze – stwierdziła. Znów się roześmiał.
–Niekoniecznie. Ale zaraz wszystko powinno być w porządku.
Nie miała pojęcia, co Evan ma na myśli, ale nie chciała ciągnąć tej farsy. Gdy
tylko melodia się skończyła, wysunęła się z jego objęć i wróciła do stołu.
– Jessice dokucza kolano – wyjaśnił Evan, po czym bez żadnych wstępów po-
prosił Nadine i poszedł z nią na parkiet. Damian wyglądał na wyprowadzonego z
równowagi.
– No cóż – powiedziała Jessica z poważną miną. – Do odważnych świat nale-
ży.
Damian zmarszczył brwi.
– Mógł poprosić kogoś innego. – Zacisnął palce wokół szklanki i skupił się na
obserwowaniu tańczących par. Dobrze, że nie chce ze mną rozmawiać, pomyślała
Jessica. Bardzo dobrze. Uważała, że wszystko już zostało powiedziane; Damian
widocznie był tego samego zdania. – Jak twoje kolano? – zapytał niespodziewanie.
– Zupełnie dobrze. To tylko Evan znalazł sobie pretekst, żeby zatańczyć z Na-
dine.
Spowiły ich nastrojowe dźwięki muzyki. Po chwili Jessica zaczęła wystuki-
wać rytm nogą. Żałowała, że nie chciała zostać dłużej na parkiecie.
–Chodźmy – powiedział Damian, wyraźnie bez entuzjazmu. Wstał i podał jej
rękę.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
–Nie ma nic gorszego, niż siedzieć obok kobiety, która najwidoczniej chce
tańczyć.
– Ja... – Zamierzała powiedzieć, że nie ma nic gorszego, niż tańczyć z kimś,
kto najwidoczniej nie chce być jej partnerem. Ale zanim zdążyła się odezwać,
wziął ją za rękę i poprowadził na parkiet. Po drodze mruczał coś pod nosem niewy-
raźnie. Zrozumiała tylko, że chodziło o Evana i że nie był z niego zadowolony.
Chętnie udusiłaby Evana za to, że zostawił ją samą z Damianem. Orkiestra
grała szybkie melodie, lecz kiedy weszli na parkiet, rozpoczęła wolny, ro-
mantyczny utwór. Światła przygasły, a Jessica w duchu jęknęła.
– Poczekajmy na następny – zaproponowała.
– Nie ma mowy – odparł i wziął ją w ramiona. Nie rozumiała, dlaczego po-
czuwał się do obowiązku zatańczenia z nią. Obejmował ją sztywno, jakby bał się
jej bliskości. Był wyprostowany, patrzył wprost przed siebie. – Rozluźnij się –
szepnął niecierpliwie. – Przecież nie gryzę.
– Ja? – zapytała ze zdziwieniem. – Czuję się, jakbym tańczyła z manekinem.
– No dobrze, spróbujmy oboje.
Nie zdawała sobie sprawy, że była tak spięta. Zamknęła oczy i głęboko wes-
tchnęła. Czuła, jak opada napięcie z Damiana. Kiedy otworzyła oczy, objął ją moc-
niej. Oparła głowę o jego policzek. Ich ciała poruszały się łagodnie w rytm muzyki.
Ulga, jaką jej to przyniosło, była warta każdej minuty oczekiwania, by znaleźć się
w jego ramionach.
To jest moje miejsce, pomyślała ze smutkiem; to zawsze było moje miejsce.
Damian na pewno też to czuje. Gdyby było inaczej, czy obejmowałby mnie tak,
jakbym była czymś najcenniejszym na świecie? Dlaczego dotykałby ustami moich
włosów, jakby nie mógł się doczekać pocałunku?
Oboje milczeli; obawiali się, że słowa zepsują nastrój. Muzyka ucichła, a ona
nadal tuliła się do Damiana, nie chcąc, by minęły te chwile błogości.
– Powinniśmy wrócić do stołu – odezwał się Damian. Brak przekonania w je-
go głosie dał jej nadzieję.
– Nie widzę Evana ani Nadine. Czy chcesz zatańczyć jeszcze raz? – zapytała.
Milczał przez długą chwilę, a potem powiedział ochryple: – Tak.
– Ja też chcę.
– Jessico, posłuchaj...
Nieśmiało podniosła głowę i spojrzała na niego. W oczach miała tęsknotę tak
wielką, że nie potrafiła jej ukryć.
–Nie teraz, Damianie, proszę.
Zamknął na moment oczy, westchnął i kiwnął głową.
Straciła poczucie czasu. Wiedziała, że tańczą dużo dłużej niż powinni. Spo-
glądała w kierunku stołu, lecz nie było tam ani Nadine, ani Evana.
Damian zaczął zdradzać oznaki zdenerwowania dopiero wtedy, gdy orkiestra
zagrała szybciej. Wiedziała, że coś jest nie w porządku, kiedy tylko wypuścił ją z
ramion. Patrzyła na jego zaciętą minę i niczego nie rozumiała.
– Braciszek zapłaci mi za to – mruknął.
– Za co? – zapytała cichym głosem.
Zamiast odpowiedzieć, zacisnął zęby. Widać było, że stara się opanować.
Usiedli przy stole jak obcy. Jessica nie mogła tego znieść. Wstała, przeprosiła
i obeszła sąsiednie stoliki, witając się ze znajomymi. Gdy wróciła, obok Damiana
siedział Evan. Nadine nigdzie nie było widać. Bracia rozmawiali ze sobą gwałtow-
nie, lecz na jej widok Damian zamilkł i zaczął patrzeć w innym kierunku.
– Zaniedbuję cię – powiedział Evan ze skruchą, ująwszy jej rękę w swoje dło-
nie. – Przepraszam, Jessico. Czy możesz mi wybaczyć?
–Oczywiście. – Cóż innego mogłaby zrobić? Zażądać, żeby ją natychmiast
odwiózł do domu? To byłoby idiotyczne. Zwłaszcza że uważała go tylko za przyja-
ciela. A poza tym, dzięki niemu mogła być długo z Damianem.
Kilka minut później wróciła Nadine, zdyszana i roześmiana. Cała czwórka
zamówiła drinki. Kelnerka właśnie je przyniosła, gdy do stołu podeszli Walter i
Lois Drydenowie.
–Mamy nadzieję, że się dobrze bawicie.
Evan powiedział, że oczywiście tak.
Lois uśmiechnęła się życzliwie do Jessiki, a potem delikatnie położyła dłonie
na jej ramionach, pochyliła się i zbliżyła twarz do jej twarzy.
– Tyle ci zawdzięczamy – powiedziała i pocałowała ją w policzek.
– Ależ nie. – Słowa pani Dryden wprawiły ją w zakłopotanie.
– To prawda. Powiedz sam, Walterze. Już niemal wpadliśmy w rozpacz w
związku z tym, co się działo z Evanem, i nagle wszystko się zmieniło, gdy tylko
zaczęłaś pracować w firmie.
– Mamo... – Evan też nie wyglądał na zachwyconego.
– To prawda. Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteśmy zadowolone, Joyce i ja, że
się tak często oboje widujecie – ciągnęła Lois Dryden.
– Muszę przyznać rację twojej matce – powiedział Walter Dryden głębokim,
dźwięcznym głosem. – Jesteś zdolnym człowiekiem, Evanie, i przed tobą wspa-
niała przyszłość. To było diabelnie przykre patrzeć, jak marnujesz życie z powodu
kobiety, która nie może być twoja. Wszystko się zmieniło, od kiedy spotykasz się z
Jessicą.
Po tych słowach przy stole zapanowała nienaturalna cisza. W kilka minut po
odejściu państwa Drydenów pożegnali się pod jakimś pretekstem Damian i Nadine.
Evan też nie miał ochoty zostać dłużej. Jessica z przyjemnością znalazła się w do-
mu. Miała już tego dość.
Prawie przez całą noc, zamiast spać, rozmyślała. O świcie podjęła decyzję.
Rano weszła do biura stanowczym krokiem, z oczami piekącymi z niewyspania.
–Muszę się zobaczyć na chwilę z panem Drydenem – powiedziała sekretarce
Damiana.
W jej głosie było tyle determinacji, że młoda kobieta natychmiast sięgnęła po
słuchawkę, aby ją zapowiedzieć.
Wkroczyła do gabinetu Damiana, który siedział za biurkiem i coś czytał. Pod-
niósł oczy i spojrzał na nią, jak zawsze z nieodgadniona miną.
– Czym mogę ci służyć, Jessico?
– Rezygnuję z pracy w tej firmie, od zaraz – powiedziała kategorycznie. Serce
jej waliło. Wiedziała, że ryzykuje, bo o pracę było trudno. Ale ważniejsza była jej
psychika. Gdy będzie trzeba, znajdzie sobie pracę dorywczą. Albo w innej dziedzi-
nie.
Jeśli Damiana zaskoczyło jej oświadczenie, to nie pokazał tego po sobie. Był
zupełnie spokojny.
– To nagła decyzja, prawda?
– Tak... ale konieczna.
– Czy Evan już wie?
– Jeszcze nie – odparła. – Ponieważ to ty mnie przyjmowałeś, czułam się w
obowiązku powiedzieć najpierw tobie.
–Byłbym ci wdzięczny, gdybyś mogła przepracować dwutygodniowy okres
wypowiedzenia.
Jessica nie była pewna, czego oczekiwała. Niczego, powiedziała sobie, ale te-
raz wiedziała, że to nieprawda. W skrytości ducha modliła się, by Damian poprosił,
żeby powtórnie wszystko przemyślała, by chociaż spróbował ją nakłonić do zmiany
decyzji. Zamiast tego spokojnie przyjął jej rezygnację, jakby był zadowolony, że
odejdzie.
To było bolesne. Kiedy poczuła, że nie jest w stanie dłużej ukrywać cierpie-
nia, odwróciła się i poszła w kierunku drzwi.
– Jessico.
Przystanęła, lecz już się nie odwróciła.
–Byłaś wartościowym pracownikiem naszej firmy. Będzie nam ciebie brako-
wało.
Tylko tyle miał jej do powiedzenia. Diabelnie mało.
–Dziękuję – szepnęła, a potem wyszła z gabinetu. Rozdygotana usiadła przy
biurku. Odczekała chwilę, żeby się uspokoić, a potem sięgnęła po słuchawkę i wy-
kręciła numer Cathy.
–Co takiego?! – wrzasnęła jej przyjaciółka. Jessica nigdy przedtem nie pro-
wadziła prywatnych rozmów przez służbowy telefon, ale tego dnia zrobiła wyjątek.
– Przecież słyszysz. Zwolniłam się.
– Ale dlaczego?
– To długa historia – mruknęła. – Powiem ci tylko, że mam dość tej całej bez-
sensownej gry.
– Damian cię kocha.
Dała się zwieść opiniom Cathy i własnemu głupiemu sercu, bo bardzo pragnę-
ła, żeby tak było.
– Nie – wyszeptała. – Nie kocha.
– Jessico, Jessico, Jessico – powiedziała Cathy zniecierpliwionym głosem –
nie bądź taka w gorącej wodzie kąpana.
Miała do wyboru: zwolnić się albo oszaleć. Telefon do Cathy to był błąd; jej
przyjaciółka po prostu nic nie rozumiała.
–Co powiedział Evan?
– Jeszcze nie wie – odparła niechętnie. Choć to i tak niczego by nie zmieniło.
Evan nie miał takich argumentów, które mogłyby wpłynąć na jej decyzję.
–Informuj mnie o wszystkim, dobrze? Śledzenie tego, co się dzieje w twoim
życiu, jest ciekawsze niż moje melodramatyczne seriale.
Do pokoju weszła pani Sterling. Patrzyła na Jessicę, jakby miała wybuchnąć
płaczem.
–Odchodzi pani!
To biuro miało siatkę informacyjną, której i CIA mogłoby pozazdrościć.
Jessica nie zadała sobie trudu, żeby zapytać, skąd sekretarka Evana wie; to nie mia-
ło znaczenia.
– Ale nie może pani tego zrobić teraz, kiedy pan Dryden znów jest sobą.
– Przykro mi, że opuszczam was w potrzebie.
–Może pani przemyśli to jeszcze? – Jessica potrząsnęła głową. – Jeśli o mnie
chodzi – powiedziała pani Sterling – to jestem zdania, że to niedobrze, kiedy męż-
czyźni i kobiety z tego samego biura są sobą zainteresowani. To się zwykle kończy
źle.
– Co się kończy źle? – spytał Evan, wchodząc do pokoju. Zatrzymał się przy
biurku sekretarki i sięgnął po czekające na niego pisma.
– Jessica odchodzi – powiedziała pani Sterling otwarcie.
Evan rzucił pisma i odwrócił się w stronę Jessiki. Utkwił w niej wzrok i z nie-
dowierzaniem otworzył usta.
–Czy to prawda?
Kiwnęła głową. Nie wierzyła, by żywił do niej choć trochę prawdziwego
uczucia, dopóki teraz nie zobaczyła żalu na jego twarzy.
–Chodź do gabinetu – powiedział rozkazująco. Kiedy byli już w środku, za-
mknął drzwi. – O co tu chodzi?
Nie mogła sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek Evan był taki. Wyglądał i
zachowywał się jak Damian.
–Pora ruszyć dalej – odparła niepewnie.
Nie wiedziała, czy powiedzieć – i ile – o prawdziwych przyczynach.
– Po niecałych dwóch miesiącach?
Skrzyżowała ręce na piersi i wzruszyła ramionami.
– Czy dzień pracy jest za długi?
– Nie.
– Płacimy ci za mało?
–Mam dobrą pensję. – Nie podobało jej się, że zmusza ją do obrony, więc za-
częła odzyskiwać stanowczość. A poza tym Evan jeszcze nie znał pewnej jej cechy
– uporu.
– Musi być jakiś powód, że praca ze mną stała się dla ciebie taka okropna.
– Nigdy nie powiedziałam, że praca z tobą jest okropna. – Opuściła ręce i za-
cisnęła pięści. Evan zachowywał się jak typowy prawnik.
– Więc nie podoba ci się firma. Czy cię czymś obraziliśmy?
– Nie! – krzyknęła. Miała już dość tego przesłuchania. Evan zareagował zu-
pełnie inaczej niż Damian. Był wyraźnie zdenerwowany myślą o tym, że ją straci.
– W takim razie, dlaczego? Musisz mi to wyjaśnić – nalegał.
– Nie czuję się na siłach...
– Czy to ja coś zrobiłem? – Mówił teraz łagodniejszym tonem, jakby chciał ją
uspokoić, pozyskać jej zaufanie.
– Nie – zapewniła. – Jesteś wspaniały... jak prawdziwy przyjaciel. Zachowam
w pamięci spędzone z tobą chwile, Evanie, ale nie kochasz mnie ani ja ciebie nie
kocham. Wydaje mi się, że powinniśmy cieszyć się tym, co nas łączy, ale nie mo-
żemy doszukiwać się czegoś, czego nie ma. – Ani pozwalać na to rodzicom, dodała
w myślach.
Wyglądał na zaskoczonego.
– To nie powód, żeby rzucać pracę w firmie.
– Być może, ale ja uważam, że tak trzeba. Damian prosił, żebym przepraco-
wała jeszcze dwa tygodnie, co oczywiście zrobię, ale nie zamierzam zmienić zda-
nia.
– Trudno – zgodził się niechętnie. – A tymczasem, czy masz coś przeciwko
temu, żebyśmy się nadal spotykali?
–Nie jestem pewna, czy to byłoby rozsądne.
Odrzucił gwałtownie głowę, zdumiony jej odpowiedzią.
–Chyba nie mówisz poważnie?
– Najzupełniej, Evanie. Czuję się dobrze w twoim towarzystwie i uważam cię
za przyjaciela, ale...
– To może umówimy się na kawę, żeby porozmawiać o dawnych czasach?
–Może – odpowiedziała, a na twarzy Evana pojawił się uśmiech, ten zniewala-
jący uśmiech, któremu nie potrafiła się oprzeć żadna kobieta.
– Mimo wszystko nie zgadzam się, żebyś zrezygnowała z naszego spotkania
na żaglówce. Bardzo na nie liczę. Chyba mnie nie zawiedziesz?
–Nie zawiodę. – Poczuła przygnębienie, przypomniawszy sobie, że już dawno
obiecała Evanowi, że popływa z nim na żaglówce. Umówili się jeszcze przed
ostatnią uroczystą kolacją, zanim nabrała przekonania, że chce się uwolnić od Dry-
denów.
Uśmiechnął się do niej promiennie.
Jessica została w pracy trochę dłużej, żeby zrobić porządek w biurku. Evan,
nie zrażony jej niechęcią do dalszych spotkań, zaproponował kolację, lecz odmówi-
ła. Również dlatego, że po ostatniej nocy była niewyspana i chciała jak najszybciej
znaleźć się w domu.
Właśnie wychodziła, gdy w drzwiach swego gabinetu stanął Damian.
–Dobranoc – powiedziała uprzejmie i poszła korytarzem do windy.
Przez chwilę czekali razem i razem weszli do kabiny. Stali obok siebie jak ob-
cy. Jessica obserwowała zapalające się kolejno numerki nad drzwiami. Zaledwie
tydzień wcześniej byłaby podekscytowana takim kilkusekundowym sam na sam z
Damianem; teraz dałaby wiele, żeby tego uniknąć. Być tak blisko niego fizycznie, a
tak daleko emocjonalnie – to była udręka w najczystszej postaci.
Drzwi windy rozsunęły się bezszelestnie i Jessica z ulgą znalazła się w holu.
Teraz każde pójdzie w swoją stronę.
–Jessico. – W głosie Damiana słychać było irytację; nie wiedziała, czy na nią,
czy na samego siebie. – Wracasz metrem?
– Tak. Stacja jest za rogiem. – Ruszyła ku wyjściu.
– Zawiozę cię do domu.
– Nie, dziękuję.
– Musisz się zgodzić – powiedział twardym tonem. –
Pora, żebyśmy po-
rozmawiali.
Gdy rano wchodziła do jego gabinetu, serce biło jej mocno, teraz waliło jak
oszalałe.
Bez słowa zaprowadził ją do podziemnego garażu. Kiedy już siedzieli w sa-
mochodzie, zapytał:
– Czy rozmawiałaś z Evanem o swojej rezygnacji?
– Tak.
– Co powiedział?
Wykonała kilka niepewnych gestów.
–Poprosił, żebym się zastanowiła.
– I co?
–Nic. Przepracuję jeszcze dwa tygodnie, bo mnie o to prosiłeś, ale decyzji nie
zmienię.
Damian zacisnął ręce na kierownicy.
– Dlaczego, Jessico?
– A dlaczego miałoby cię to obchodzić, Damianie? – odparła, wyprowadzona
z równowagi. – Dziś rano nie mogłeś się doczekać, kiedy się mnie pozbędziesz.
– To nieprawda – powiedział ostro.
– Nie sądzę, żeby ta dyskusja cokolwiek rozwiązała. – Położyła rękę na klam-
ce, zamierzając wysiąść.
Atmosfera była jak naładowana elektrycznością.
–Jessico, zostań na kilka minut. Proszę. – Mówił cicho, pozornie bez emocji.
Zawahała się.
– Dobrze. – Cofnęła rękę.
– Czy złożyłaś rezygnację z powodu tego, co zaszło podczas kolacji? – zapy-
tał.
Popatrzyła na niego zmieszana.
–Wczoraj wieczorem?
– Evan cię po prostu zostawił. Wiem, że twoje uczucia zostały zranione, ale...
–Poczekaj – powiedziała i odwróciła się do niego, spoglądając mu prosto w
oczy. – Szczerze mówiąc, sam w to nie wierzysz, prawda?
Na jego twarzy malował się wyraz zakłopotania.
–Mój brat, zostawiając cię w ten sposób, zachował się jak grubianin.
Od niepamiętnych czasów nie była tak wściekła. Rozsadzająca ją złość, gdy
dała jej upust, przybrała postać czkawki.
– Myślisz... hik... że jestem tak płytka, że rzuciłabym... hik... pracę w napa-
dzie... hik... zazdrości? Czy to... hik... chciałeś powiedzieć, Damianie?
Wysiadła z samochodu i trzasnęła drzwiami.
–Uważam... hik... że ta rozmowa... hik... prowadzi donikąd.
To powiedziawszy, pomaszerowała do domu. Wydawało jej się, że słyszy od-
głos zamykania drzwi samochodu, ale nie zadała sobie trudu, żeby się obejrzeć.
–Jessica! – zawołał, wpadając do pustego holu. Zawahała się. Czkawka nie
ustąpiła i trudno jej było normalnie oddychać.
– Przykro mi – powiedział po chwili pełnej napięcia.
Wtedy zrozumiała. Przepraszał za coś więcej niż ich sprzeczka w samocho-
dzie. Chciał jej powiedzieć, jak bardzo żałuje, że jej nie kocha.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Przez następne dwa tygodnie Jessica widywała Damiana tylko przelotnie.
Firma zatrudniła nowego asystenta prawnego, Petera McNicholsa, więc pomagała
w szkoleniu tego sumiennego młodego człowieka.
Ostatniego dnia pani Sterling przyniosła wiadomość, że Damian chce rozma-
wiać z Jessicą.
–Mam nadzieję, że zmieni pani zdanie – powiedziała smutnym głosem. –
Świetnie pani pracuje i bardzo mi przykro, że pani odchodzi. – Rzuciła domyślne
spojrzenie w kierunku drzwi gabinetu Evana. – Jestem pewna, że panu Drydenowi
też będzie pani brakowało.
W ciągu minionych dwu tygodni Evan kilkakrotnie próbował ją przekupić,
lecz pozostała nieugięta. Jej decyzja, choć podjęta nagle, była słuszna.
Z przyzwyczajenia wzięła notatnik i pióro i poszła do Damiana. Sekretarka od
razu ją wpuściła.
Stał przy oknie, odwrócony do niej tyłem. Ręce założył za siebie, jak zwykle,
gdy był zamyślony lub czymś się martwił. Zaczęła się zastanawiać, czy zmartwiło
go jej odejście, lecz doszła do wniosku, że gdyby tak było, dawno by o tym powie-
dział.
–Chciałeś mnie widzieć? – zapytała spokojnie. Odwrócił się i uśmiechnął
uspokajająco.
–Tak. Siadaj, proszę. – Wskazał jej krzesło, a sam zajął miejsce za biurkiem.
Wziął do ręki leżącą na środku kopertę i wręczył ją Jessice. – To dla ciebie – wyja-
śnił. – Pozwoliłem sobie dodać niewielką premię.
–To nie było konieczne – powiedziała zaskoczona.
– Być może, lecz chciałem, żebyś wiedziała, iż nasza firma wysoko ocenia
twoją pełną poświęcenia pracę nad sprawą Earla Kressa.
– Zostawałam dłużej, bo to było potrzebne.
– Wiem. – Odchylił się do tyłu i spojrzał na nią z ciekawością. – Czy znala-
złaś już inną pracę?
– Nie. – Dopiero teraz będzie na to dość czasu, w ciągu następnych dni i tygo-
dni, pomyślała smutno.
– Jeśli chcesz, z przyjemnością napiszę ci list polecający.
To była cenna propozycja, tym bardziej że pracowała w firmie tak krótko.
– Będę bardzo zobowiązana. – List polecający na pewno się przyda.
– Znam dużo firm, które mogą być zainteresowane tak dobrą asystentką praw-
ną. Mógłbym do kilku zadzwonić w twoim imieniu.
Damian jest naprawdę wielkoduszny, pomyślała.
–Dziękuję. Będę ci wdzięczna.
Skinął głową. Jessica podniosła się z krzesła. Pożegnanie z Damianem okaza-
ło się o wiele trudniejsze, niż przypuszczała. Nie wiedziała, ile czasu upłynie, za-
nim znów go zobaczy. Ich rodziny są zaprzyjaźnione, lecz oni żyją własnym ży-
ciem. Mogą minąć miesiące, a nawet lata, zanim się spotkają. Lecz może tak będzie
najlepiej. Nerwowo bawiła się żółtym notatnikiem.
–Chcę, żebyś wiedział, że bardzo ceniłam sobie pracę z tobą i Evanem – po-
wiedziała łamiącym się głosem. – Daliście mi szansę, mimo że nie miałam żadnego
doświadczenia.
–Przez ten czas sprawdziłaś się wielokrotnie.
Cofała się małymi krokami, aż plecami dotknęła drzwi.
–Dziękuję ci też – powiedziała zduszonym głosem – za wszystko inne.
Podniósł brwi z wyrazem zdziwienia.
–Za wspólne kolacje i nasz wieczór na Cannon Beach – dodała. Więcej nie
odważyła się powiedzieć.
Była pewna, że gdyby teraz otworzyła przed nim serce, oboje czuliby się za-
żenowani. W oczach Damiana odbijał się smutek.
–Żegnaj, Jessico.
Odwróciła się i nacisnęła klamkę, lecz zanim odeszła z jego życia, zanim zro-
biła ten pierwszy krok, spojrzała przez ramię, żeby zobaczyć go jeszcze raz, żeby
zatrzymać w pamięci ostatnie wspomnienie o nim.
Damian stał tam, gdzie go widziała, gdy zjawiła się tu po raz pierwszy. Patrzył
przez okno, ręce założył za siebie.
– Nie mogę uwierzyć, że tak się to odbyło. – Cathy, pełna oburzenia, chodziła
po pokoju jak lew w klatce. Nie była w stanie usiedzieć na miejscu, od chwili gdy
Jessica opowiedziała jej o swoim ostatnim spotkaniu z Damianem.
– A spodziewałaś się, że co mu powiem? – zapytała Jessica z irytacją. Siedzą-
ca w niej romantyczka miała nadzieję, że Damian pobiegnie za nią, ale nic takiego
się nie stało. Nawet Evan zdawał się podporządkować jej życzeniu. To był dla niej
jeden z najbardziej emocjonalnie wyczerpujących dni w życiu, i czego jak czego,
ale zarzutów przyjaciółki teraz nie potrzebowała. – Gdyby miał dla mnie choćby
odrobinę uczucia, to byłaby to dla niego najlepsza okazja, żeby coś powiedzieć. Jak
myślisz?
– Lepiej, żebyś nie wiedziała, co myślę o tym człowieku – odparła ponuro Ca-
thy.
– List polecający... na nic więcej nie było go stać. Damianowi Drydenowi po
prostu na mnie nie zależy. – Klęczała na dywanie przy stoliku. Wyszarpnęła kawa-
łek pizzy z pudełka. Ser spadł na podłogę.
– Czy on wie, że nie widujesz się z Evanem?
– Oczywiście.
–Jesteś pewna? Powiedziałaś mu o tym?
– Nie.
Cathy podniosła ręce w geście rozczarowania.
–No, to już wszystko jasne. On myśli, że spotykasz się z jego bratem.
–W tym tygodniu Evan dwa razy umówił się z Nadine Powell. Damian o tym
wie. A poza tym, Evan i ja zawsze byliśmy tylko przyjaciółmi. Powiedziałam to
Damianowi. Jak by na to nie patrzeć, nie jest mną zainteresowany, więc nie ma o
czym mówić.
Cathy usiadła na dywanie i wzięła sobie kawałek pizzy.
–Jestem naprawdę zawiedziona.
– Ja też. – To było przesadnie lakoniczne, ale Jessica nigdy nie należała do
ludzi, którzy rozwodzą się nad popełnionymi błędami. I jeszcze dużo czasu musia-
łoby upłynąć, żeby mogła uznać miłość do Damiana za błąd. Tymczasem dobrze
poznała siebie i dużo się dowiedziała o miłości.
– Czy mi się zdaje, że mówiłaś, że podczas najbliższego weekendu masz za-
miar pływać z Evanem żaglówką? – zapytała Cathy z wyraźną ciekawością.
– Nie. W czasie następnego.
– Aha! – Cathy wolną ręką uderzyła w stolik. – Więc jednak nadal widujesz
się z Evanem. Niemożliwe, żeby Damian o tym nie wiedział. Nic dziwnego, że...
–Cathy – przerwała jej Jessica – daj spokój. Prawdopodobnie już nie będę wi-
dywała Damiana, a on najwidoczniej też chce, żeby tak było. Bóg mi świadkiem,
że nie mogłam jaśniej wyrazić tego, co czułam.
Cathy ze smutkiem potrząsnęła głową.
– Jestem chyba większą romantyczką, niż myślałam. Byłam taka pewna, że on
cię kocha. Przekonana, że mam rację. Chyba dlatego, że chciałam ją mieć. Tyle lat
czekałam, żebyś się zakochała, a teraz, kiedy masz... – Jej głos cichł w miarę, jak
robiła się coraz smutniejsza. – Taka byłam pewna – wyszeptała, a jej twarz przy-
brała wyraz zdziwienia, jakby miała ochotę zapytać, co u diabła było przyczyną
niepowodzenia.
–Tu jest naprawdę przyjemnie – powiedziała Jessica. Siedziała naprzeciw
matki w ich ulubionej restauracji morskiej, przy stole z widokiem na Back Bay.
Zielone wody zatoki były spokojne, w oddali, jak korki, podskakiwały rybackie
łodzie.
Joyce Kellerman rozłożyła na kolanach płócienną serwetkę i uśmiechnęła się
łagodnie.
Jessica w duchu jęknęła. Dobrze znała to spojrzenie, pełne bolesnego zawodu.
Właśnie tak patrzyła na nią matka, kiedy dowiedziała się, że Jessica zrezygnowała
z lekcji gry na fortepianie. Albo gdy jako dwunastolatka nie chciała pojechać na
obóz skautowski, chociaż matka była drużynową. To był matczyny sposób wyraża-
nia całkowitego rozczarowania postępowaniem córki. Jessica nie próbowała uda-
wać, że nie wie, jaki jest powód tego wspólnego lunchu.
–Uważasz, że popełniłam błąd, zwalniając się z pracy, prawda, mamo?
Joyce Kellerman wyglądała na nieco zaskoczoną, że to Jessica zaczęła mówić
na ten temat.
– Po prostu nie rozumiem, dlaczego. Nic więcej. To była dla ciebie wymarzo-
na posada, u zaprzyjaźnionej rodziny. Wydawało się, że współpraca między tobą a
Evanem układa się bardzo dobrze. I nagle, bez widocznej przyczyny, zwalniasz się.
– Przyszła pora na zmianę – powiedziała Jessica niepewnie.
– Ależ przepracowałaś zaledwie dwa miesiące – zaprotestowała Joyce. –
Zmienianie pracy jak rękawiczek nie wygląda dobrze w życiorysie zawodowym.
Wiesz, co o takim postępowaniu sądzi twój ojciec.
No tak, to było do przewidzenia. Zawiodła ojca, człowieka, który przez całe
życie poświęca się, aby zapewnić jej szczęście.
– Praca u Drydenów stała się... nieprzyjemna, mamo. – Cóż mogła więcej po-
wiedzieć?
– Muszę ci się przyznać, że Lois i ja same się za to winimy. Byłyśmy obie tak
podekscytowane, kiedy ty i Evan zaprzyjaźniliście się, że poniosła nas wyobraźnia.
My już rozmawiałyśmy o ślubie i wnukach, a wy przecież dopiero zaczęliście się
spotykać.
– Mamo, to nie było tak.
Joyce kurczowo zacisnęła dłonie na blacie stołu i nachyliła się do Jessiki.
– Tak mi przykro z powodu tego wszystkiego. Mam nadzieję, że przyjmiesz
moje przeprosiny, Jessico.
–Mamo, posłuchaj. Między mną i Evanem nigdy nie było żadnych roman-
tycznych uniesień. On kocha kogoś innego. Mieliśmy kilka długich rozmów, i
wiem, że on po prostu nie ma ochoty na zaangażowanie się w nowy romans. To
zupełnie zrozumiałe.
– Och, kochanie. Przepraszam, że się spóźniłam. – Do stołu podeszła podnie-
cona Lois Dryden.
Jessica była zaskoczona. To był jej pierwszy tydzień po rezygnacji z posady w
firmie Drydenów. Kiedy matka zaproponowała jej lunch, potraktowała to jako
świetny sposób spędzenia kilku godzin między rozmowami w sprawie pracy, na
które umówił ją Damian. Nie wiedziała, że jej matka zaprosiła też Lois Dryden.
–Chyba jeszcze nigdy nie byłam taka zajęta! Prawybory za niecałe trzy tygo-
dnie. – Lois odsunęła krzesło i usiadła obok przyjaciółki.
– Mama nic nie mówiła, że pani też tu będzie. – Jessica zerknęła na matkę z
łagodnym wyrzutem. Jeszcze tylko brakowało następnego śledztwa.
– Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza – powiedziała Lois skruszonym to-
nem. – To rzeczywiście wygląda, jakbyśmy spiskowały przeciwko tobie, prawda?
Nie mamy zamiaru, kochanie. Po prostu jesteśmy bardzo ciekawe, co się dzieje
między tobą a Evanem.
Więc nie tylko jej matka szukała odpowiedzi. Pani Dryden także. I ta para coś
knuła przeciwko niej.
– Obie jesteśmy za bardzo wścibskie – ciągnęła Lois – ale tak to już jest z
matkami.
– Jessica mi powiedziała, że Evan nadal kocha kogoś innego – wyjaśniła Joy-
ce.
– Mój Boże – odezwała się smutnym głosem Lois. – Tego się właśnie obawia-
łam. Czy to ta Mary Jo, w której był taki zakochany kilka miesięcy temu?
Jessica spojrzała na zalane słońcem wody zatoki i westchnęła.
–Nie chciałabym, żeby to zabrzmiało nieprzyjemnie, ale proszę zrozumieć, że
Evan i ja jesteśmy przyjaciółmi i niezręcznie mi mówić o tym, czego dowiedziałam
się od niego w zaufaniu.
Joyce Kellerman spojrzała z dumą na przyjaciółkę.
– Mówi zupełnie jak adwokat, prawda?
– To skutek zbyt długiego przebywania w towarzystwie moich synów. – Lois
pochyliła się nad stołem z miną pełną ubolewania. – Obawiam się, że popełniłam
straszny błąd, gdy Evan przyprowadził Mary Jo do naszego domu, żeby ją przed-
stawić.
– To przecież nie do pomyślenia, żebyś ty zrobiła cokolwiek, co mogłoby ko-
goś obrazić – powiedziała lojalnie Joyce.
– Nietrudno było zauważyć, że to nieśmiałe biedactwo czuje się strasznie
skrępowane w naszej obecności. Próbowałam ją przekonać, że powinna być swo-
bodniejsza, ale zdaje się, że kiepsko mi to poszło. Widzicie, to bardzo ważne, żeby
Evan ożenił się z... odpowiednią kobietą...
– Z odpowiednią kobietą? – zdziwiła się nieco Jessica. Znała państwa Dryde-
nów od dawna. Nie byli snobami. Tak wielkodusznych i prawych ludzi jeszcze nie
spotkała.
– W przyszłości czeka Evana kariera polityczna – wyjaśniła Lois. – Być żoną
polityka to być osobą publiczną. Wiem coś o tym. Przez ostatnie tygodnie czułam
się tak, jakbym to ja kandydowała do senatu, nie Walter.
Jessica miała zdziwioną minę.
– Evan nigdy nic nie mówił o swoim zainteresowaniu polityką.
– Ostatnio może nie, ale dawniej był bardzo zainteresowany i dużo na ten te-
mat rozmawialiśmy.
– Powiedziałaś to wszystko Mary Jo? – spytała Joyce.
Lois skinęła głową. Jej spojrzenie zdradzało wyrzuty sumienia.
– Wiele razy myślałam o tamtej naszej rozmowie i teraz widzę, że zrobiłam
więcej złego niż dobrego.
– Czy Evan wie, co jej pani powiedziała? – zapytała Jessica.
– Jestem przekonana, że mu nie powtórzyła. Potem zastanawiałam się, czy się
z nią nie skontaktować. Może gdybym ją przeprosiła, potrafiłaby mi wybaczyć
okropną pewność siebie.
Teraz już pewnie można by wyjaśnić, co zaszło między Mary Jo a Evanem,
pomyślała z bólem Jessica. Niestety, za późno. Mary Jo prawdopodobnie wyszła za
mąż. Pewnie za tego nauczyciela.
–Czuję się również odpowiedzialna za popsucie stosunków między tobą a
Evanem – ciągnęła Lois. – Naprawdę staram się nie wtrącać do życia moich synów,
słowo daję, ale nie zawsze mi się to udaje. Mam nadzieję, że wybaczysz mnie i
Walterowi, że próbowaliśmy wywierać na was nacisk.
– Ależ proszę pani, niczemu nie jest pani winna.
– Jesteś taką kochaną dziewczyną, mieliśmy z Walterem nadzieję, że między
wami wszystko będzie dobrze. –
Przerwała i sięgnęła po menu. – Piękna z
was para.
–Dziękuję.
Podszedł kelner i przyjął zamówienie. Z Lois Dryden opadło napięcie.
–Coś gnębi Damiana – napomknęła. – Próbowałam go podpytywać, ale wie-
cie, jaki jest Damian. Skryty jak jego ojciec. Evan, dzięki Bogu, bardziej przypo-
mina mnie. Zawsze... no, powiedzmy, do niedawna... wiedziałam, co myśli, bo nie
kryje się ze swoimi uczuciami.
– I co z Damianem? – zapytała Jessica, starając się, żeby zabrzmiało to jak
najbardziej zdawkowo.
–Kochanie, prawdopodobnie ty mogłabyś mi wyjaśnić więcej niż ja tobie –
odparła Lois. – Widywałaś go znacznie częściej niż ja.
–Damian nie miał zwyczaju mi się zwierzać.
Lois westchnęła głośno.
–Domyślam się. Wspomnicie moje słowa, za tym się kryje kobieta. Może so-
bie być skryty jak jego ojciec, ale znam swego syna. Myślę, że chyba się zakochał.
Jessica spojrzała na zatokę. Wiedziała, że jeśli matka Damiana mą rację, to
chodzi tu o inną kobietę. Nie o nią.
–Jak już będziemy na łodzi, idź od razu na dół i rozpakuj jedzenie – pouczył
ją Evan. Szli przez teren przystani, obok pływającego doku. Gdy dotarli na miejsce,
pomógł Jessice wejść na pokład.
Zeszła na dół, a on zajął się żaglami. Postawił kliwer i zaczął przygotowywać
spinaker.
– Wydaje mi się, że tego jedzenia wystarczyłoby na tydzień – krzyknęła spod
pokładu. Dzień był piękny, wiatr jak wymarzony do żeglowania. Chociaż Evan od-
grażał się wcześniej, że będzie kapitanem, a ona załogą, sam zajął się prawie
wszystkim.
– Zaraz odbijamy – krzyknął. – Nie przestrasz się, kiedy poczujesz, że łódź się
porusza.
Jessica miała niewielkie pojęcie o żeglarstwie. Evan już przed kilkoma tygo-
dniami oświadczył, że musi to zmienić. Wystarczy jeden dzień, twierdził, i będzie
pierwszorzędną żeglarką. Widocznie naukę trzeba zacząć od kuchni, pomyślała.
Podśpiewując, wypakowała zawartość trzech dużych toreb. Wyglądało na to,
że nie będą musieli żałować sobie jedzenia podczas tego weekendu. Właśnie myła
rzodkiewki, gdy z góry dobiegły ją głosy. Próbowała zobaczyć, z kim Evan roz-
mawia, ale nie mogła dojrzeć nikogo. Pewnie z kimś, kto stoi na brzegu, doszła do
wniosku.
Po minucie rozległ się szum silnika. Evan postawił żagle i łódź zanurzyła się
nieco. Gdy silnik ucichł, domyśliła się, że są już w bezpiecznej odległości od przy-
stani.
Uporała się ze swoim zadaniem, wzięła kilka puszek z zimną wodą sodową i
wspięła się na pokład. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest tam ktoś oprócz
nich.
To był Damian.
Rzuciła Evanowi oskarżycielskie spojrzenie, które jednak było niczym w po-
równaniu z tym, co wyrażał wzrok Damiana.
– Nie wiedziałam, że Evan cię zaprosił – odezwała się pierwsza.
– Nie wiedziałem, że zaprosił ciebie – odparł Damian.
Evan śmiał się od ucha do ucha, najwyraźniej zachwycony własnym sprytem.
– Czy nie wspomniałem, że wybiera się z nami Damian? – zapytał niewinnie.
– Nie – odpowiedziała. Wręczyła każdemu z braci puszkę i wycofała się do
kuchni. Evan udawał, że ta sytuacja była wynikiem nieporozumienia, lecz wiedzia-
ła, że doprowadzi do niej celowo.
Po kilku minutach Damian poszedł w jej ślady. Siedziała oparta o burtę, z no-
gami wyciągniętymi wzdłuż miękkiej ławki. Otworzył lodówkę i wstawił do niej
puszkę, jakby tylko w tym celu zszedł na dół.
–Chcę ci powiedzieć, że nie ja zaaranżowałem to spotkanie, jeśli tak myślisz.
Jessica nie miała mu nic do powiedzenia. Nie była na niego zła; on też został
w to wmanewrowany. Nie wiedziała, jaką grę prowadzi Evan, ale nie chciała w niej
uczestniczyć.
– Przypuszczam, że przez moją obecność masz zepsuty dzień, który zamierza-
łaś spędzić z Evanem – powiedział tonem usprawiedliwienia. Zajrzał do szafki,
jakby szukał czegoś do zjedzenia. Wyjął torebkę chipsów. – Czy znalazłaś już pra-
cę?
– Jeszcze nie, ale jestem umówiona na rozmowę. – Przypuszczała, że Damian
o tym wie. Zorientowała się, że w nowej firmie zarekomendował ją niczym zesłaną
przez niebiosa gwiazdę prawniczej profesji. Taka opinia bardzo zobowiązuje. –
Czy mogę cię o coś zapytać?
– Oczywiście. – Usiadł naprzeciwko niej.
– Jeśli masz o mnie takie dobre zdanie, to dlaczego przyjąłeś moją rezygna-
cję? – To niezupełnie uczciwe pytanie, uświadomiła sobie. Przecież sama chciała
odejść.
–Czy chciałaś, żebym poprosił, byś została?
Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
– Myślę, że trochę tak, chociaż trudno mi się teraz do tego przyznać.
– Dlaczego zdecydowałaś się odejść? – Otworzył torebkę i podał jej. Jessica
wyjęła garść chipsów i położyła je na stole, zadowolona, że może czymś zająć ręce.
– Dlaczego zdecydowałam się odejść? – powtórzyła w zamyśleniu pytanie. –
Przede wszystkim z powodu tego, co zaszło na kolacji.
W oczach Damiana zabłysło oburzenie.
– Więc to jednak miało coś wspólnego z zainteresowaniem Evana Nadine?
– Nie – wybuchnęła. – Zwolniłam się z powodu presji ze strony rodziców. Oni
właściwie zaręczyli Evana i mnie.
– Małżeństwo z moim bratem nie byłoby taką złą rzeczą.
– Jak możesz choćby sugerować coś takiego? – zapytała drżącym głosem.
Nigdy nie wyszłaby za człowieka, którego by nie kochała. – Co się z tobą dzieje,
Damianie?
– Ze mną?
– Słyszałeś czy nie, co powiedziałam w kuchni, w domu twoich rodziców,
niecałe trzy tygodnie temu?
Zmarszczył czoło.
–Tak – odpowiedział ze złością.
–Więc jak mogłeś powiedzieć coś tak głupiego?
W oczach Damiana widać było wściekłość. Nie należał do mężczyzn, którzy
tolerują obelgi.
Jessica chwyciła kilka chipsów i wszystkie naraz włożyła do ust. Chrupanie
czegoś kruchego i słonego pomagało jej rozładować napięcie.
– Ale Evan...
–Jeśli ośmielisz się sugerować, że Evan mnie kocha – przerwała mu w pół
słowa – to nie odpowiadam za siebie, przysięgam.
Damian wyglądał na zaskoczonego jej pełną złości ripostą. Zacisnął usta i
zmarszczył czoło, a potem sięgnął do torebki z chipsami. Przez chwilę w ciasnej
kuchni słychać było jedynie chrzęst ziemniaczanych płatków.
–Wiesz na czym polega mój problem?
–Czyżbyś miała tylko jeden? – zapytał z sarkazmem. Jessica pominęła jego
pytanie milczeniem.
– Założyłam, iż mężczyzna, który jest adwokatem i jednym z najlepszych w
Bostonie specjalistów od prawa spółek, będzie...
– Co tam u was na dole słychać? – dobiegł ich okrzyk Evana. – Czy już ze so-
bą rozmawiacie?
Jessica spojrzała w górę. Evan otworzył drzwi do kuchni i siedział teraz pra-
wie prosto nad nimi, z ręką na sterze. Wiatr wichrzył mu włosy i opinał kurtkę na
piersiach.
– Wymieniamy obelgi! – odkrzyknął Damian.
– To dobry początek. – Głos Evana był irytująco wesoły. – Jedno musicie
wiedzieć – dodał. – Nie zamierzam zawrócić, dopóki nie dojdziecie do porozu-
mienia.
– W sprawie czego? – zapytała Jessica.
– Zaraz do tego dojdziemy. A teraz, Damianie, przyznaj się, że jesteś zako-
chany w Jessice, i miej to już za sobą. Przestań grać tę bezsensowną grę.
– Damian zakochany we mnie? – powtórzyła z niedowierzaniem. – To nie-
prawdopodobne.
– Więc już wiecie, co was czeka – zawołał Evan z góry. – Nie martwcie się,
jedzenia mamy dość na trzy albo i cztery dni.
– Nie pleć głupstw. – Damian zaczynał tracić cierpliwość.
– Posłuchaj, braciszku – krzyknął Evan. – Myślałeś, że nie widziałem, jak ca-
łowałeś Jessicę w kuchni u mamy, ale ja widziałem. Szalejesz za nią. Jednego nie
rozumiem: dlaczego uparłeś się, żeby to ukryć.
– To ty się z nią spotykałeś.
– No to co?
– Nie wiążę się z kobietami, z którymi się spotykasz.
– Zawsze może się zdarzyć wyjątek od reguły. Jessica jest wolną kobietą. Jeśli
ją kochasz, jak podejrzewam, to dlaczego nic nie powiedziałeś?
– Nie zrozumiałbyś.
– Sprawdź – zażądał Evan.
– Słuchajcie no – przerwała im Jessica. – Jeśli nie macie nic przeciwko temu,
wolałabym, żebyście nie rozmawiali o mnie tak, jakby mnie tu nie było.
Bracia nie zwracali na nią uwagi.
– Jessica kochała się w tobie od dziecka – oznajmił Damian.
– No to co? – odparł Evan. – Dorosła i zakochała się w tobie. Kobiety potrafią
zmieniać zdanie, jeśli chcą. One są z tego znane.
– Ale ty ją kochasz! – upierał się Damian.
– Masz rację, ale jak siostrę. Byłaby z niej wspaniała bratowa. Świetnie się
zgadzamy.
Damian wpatrywał się w Jessicę. Jego pociemniałe oczy były pełne napięcia.
–Czy chciałaś mi powiedzieć, że mnie kochasz? – zapytał ochrypłym szeptem.
– I to nie jeden raz, ty idioto! Ale tak się przed tym broniłeś!
– Nie chciałbym ci dawać rad, braciszku – krzyknął Evan z góry – ale teraz
jest chyba dobry moment, żebyś ją pocałował.
– Doceniam twoją pomoc, braciszku, ale już sobie poradzę sam – odkrzyknął
Damian i wstał. Zamknął i zaryglował drzwi, a potem odwrócił się do Jessiki. – Na
pewno myślałaś, że jestem upartym głupcem – powiedział. Chwycił ją za kostki i
pociągnął wzdłuż ławki, na której siedziała. Potem objął, podniósł i wziął w ramio-
na.
–Czy mnie kochasz, Damianie? – spytała.
–Całym sercem – wyznał i ujął jej twarz w dłonie.
– Przecież mogłeś powiedzieć o tym wcześniej –
szepnęła.
–Nie miałem odwagi. Sądziłem, że Evan cię kocha i potrzebuje. Ale w ciągu
ostatnich tygodni przekonałem się, jak bardzo ja cię kocham i potrzebuję. – Po-
głaskał jej włosy, jakby nawet teraz nie mógł uwierzyć, że jest z nim.
Poszukał ustami jej warg. Oplotła go ramionami i przywarła do niego całym
ciałem. Całował ją raz po raz, aż do utraty tchu. Nie mogła pojąć, jak potrafiła tak
długo żyć bez jego miłości. Oboje nie mogli się sobą nasycić.
– To nie do uwierzenia, że jesteś tak blisko – szepnął między pocałunkami.
– Byłeś głupi, Damianie Drydenie.
– Wiem. Już nie będę. Sądziłem, że postępuję szlachetnie, usuwając się z dro-
gi Evanowi. Po tej uroczystej kolacji byłem na niego wściekły, ale jeszcze bardziej
na samego siebie.
– Dlaczego?
– Ponieważ nie potrafiłem się powstrzymać od przytulania cię. – Objął ją
mocniej. Poczuła, jak jego pierś miarowo podnosi się i opada, i wtuliła się w niego
jeszcze bardziej.
– Pozwoliłeś, żebym odeszła z twego życia. – Przypomniała sobie, z jakim bó-
lem opuszczała firmę.
– Pozwoliłem ci odejść z mojego biura – przytulił policzek do jej włosów –
ale nie z mojego życia. Niecierpliwie czekałem, co wyniknie z twoich spotkań z
Evanem.
Przerwało mu dobiegające z góry głośne pukanie. Nie wypuszczając Jessiki z
objęć, Damian jedną ręką odciągnął zasuwę i otworzył drzwi.
– Słucham? – zapytał.
– Czy możemy już zawracać?
– Jeszcze nie! – krzyknęła Jessica.
– Daj nam jeszcze kilka minut – poprosił Damian. Evan zaśmiał się cicho.
– Obiecaj mi jedną... nie, dwie rzeczy.
– Dobrze – odpowiedział Damian bez namysłu.
– Po pierwsze, muszę być drużbą na ślubie.
– Na ślubie... – powtórzyła powoli Jessica. Damian stanowczo kiwnął głową.
– Im szybciej, tym lepiej. Już za długo na ciebie czekam.
– Będę drużbą, czy nie? – spytał Evan.
– Nigdy nikogo innego nie brałem pod uwagę, braciszku.
–A po drugie, chcę być przy tym, gdy oznajmisz mamie i tacie, że Jessica wy-
chodzi za ciebie, a nie za mnie.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
– Uspokoję się, jak mnie pocałujesz. – Jessica spojrzała na Damiana. Z przy-
stani zatelefonowali do jego rodziców i powiedzieli Lois, że chcą się z nimi zoba-
czyć i żeby zaprosiła też państwa Kellermanów.
–Jeśli nie chcesz, to ja to zrobię – zażartował Evan, przyglądając się spod oka
bratu.
– Nie tym razem, braciszku. – Damian otoczył Jessicę ramieniem i delikatnie
ją pocałował. Gdyby to się nie działo na środku przystani, oboje chętnie prze-
dłużyliby tę chwilę.
– Sama nie wiem, czemu jestem taka zdenerwowana – powiedziała Jessica,
wsuwając dłoń w rękę Damiana. Szli w kierunku parkingu.
– Ja wiem. – Wyglądało na to, że ostatnio tylko Evan ma na wszystko odpo-
wiedź. – Nasi rodzice, wszyscy czworo, myślą, że wychodzisz za mnie. – Evan ro-
ześmiał się wesoło. Widać było, że cieszy go myśl o tym spotkaniu.
To właśnie Evan nalegał, żeby od razu porozmawiali z rodzicami. Zgodzili
się, lecz Jessica teraz żałowała, że nie poprosiła, by najpierw pojechali do niej. Po-
winna się przebrać, uczesać potargane przez wiatr włosy, przypudrować zaczer-
wienioną od słońca twarz.
Damian podniósł jej dłoń do ust.
–Nie martw się. Mama i tata będą zachwyceni.
Nie obawiała się reakcji rodziców. Nie będą przeciwni ich małżeństwu. Pew-
nie się rozczulą. Po prostu sama myśl o tym, że Damian ją kocha, była wciąż jesz-
cze tak nowa, że aż niewiarygodna.
Wsiadła do samochodu Damiana, Evan jechał za nimi. Na autostradzie stracili
go z oczu. Kiedy skręcili w długą krętą aleję prowadzącą do Szepczących Wierzb,
Jessica z daleka zauważyła, że auto Evana już stoi na podjeździe.
–Demon szybkości – rzucił ze śmiechem Damian. Zaparkował obok samo-
chodu brata i wyłączył silnik. Pochylił się ku Jessice i ostentacyjnie ją pocałował. –
Czy nie boisz się wejść tam ze mną?
Uśmiechnęła się i pokręciła głową. Poszłabym za tobą wszędzie, pomyślała.
Pomógł jej wysiąść z samochodu, Jessica wzięła go pod ramię i razem weszli
do jego rodzinnego domu. W salonie przywitały ich pełne ciekawości i niepokoju
spojrzenia rodziców.
– Dzień dobry – powiedział Damian i podprowadził Jessicę do krzesła. Stanął
za oparciem i położył dłonie na jej ramionach. Podniosła ręce i nakryła jego pałce
swoimi.
– Przypuszczam, że się zastanawiacie, dlaczego was tutaj poprosiliśmy –
zwróciła się Jessica do swoich rodziców.
– Poczekaj! – krzyknął Evan z kuchni. – Nie mów ani słowa więcej, dopóki
nie przyjdę.
– Synu – Walter Dryden posłał Damianowi zdziwione spojrzenie – co to
wszystko znaczy?
– No, to zaczynajcie – wydał polecenie Evan, wnosząc na srebrnej tacy sie-
dem kryształowych kieliszków i dwie butelki szampana.
Damian skłonił się w stronę rodziców Jessiki i powiedział oficjalnym tonem:
–Mam zaszczyt prosić o rękę państwa córki.
Hamilton Kellerman spojrzał na żonę. Był wyraźnie zdezorientowany.
–Powiedziałaś, że wychodzi za Evana.
– To znaczy... spodziewaliśmy się... – wyjąkała Joyce.
–Kocham Damiana – oznajmiła Jessica.
Jej ojciec podrapał się po głowie.
– Pamiętam, że było inaczej. Przez całe lata szalałaś za Evanem. Słyszałem, że
byłaś diablo dokuczliwa.
– Tatusiu, to było tak dawno.
– Ona teraz szaleje za mną – wtrącił Damian i lekko ścisnął jej ramiona. – A
ja za nią.
– Och, Damianie. – Lois Dryden zakryła usta dłonią. – Tak się cieszymy. Joy-
ce, pomyśl tylko, jednak będziemy mieć wspólne wnuki!
Obie panie objęły się i prawie tańczyły z radości. Evan podał kieliszki milczą-
cym, nadal zaskoczonym ojcom.
– Czy coś z tego rozumiesz, Walterze?
– Nie jestem pewien, Ham.
– Jesteś przeciwny?
– Skądże znowu. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz widziałem Lois
tak pełną życia. A ty? Wolałbyś, żeby Jessica wyszła za kogoś innego?
– Ależ nie. – Hamilton potrząsnął głową. – Joyce przez całe lato mówiła o
związku między naszymi rodzinami, tylko myślała, że to będzie związek Jessiki i
Evana. A ja na to patrzę tak: związek to związek, a ci dwoje tutaj rzeczywiście wy-
glądają na zakochanych.
– Tak, nie mam co do tego wątpliwości – powiedział Walter i uśmiechnął się
do nich.
Rozległ się dźwięk korka wystrzelającego z butelki.
– Chciałbym wznieść toast – powiedział Evan, napełniając kieliszki – za
Jessicę i Damiana. – Odstawił butelkę i podniósł swój kieliszek do góry. – Niech
będą zawsze szczęśliwi, niech ich miłość trwa wiecznie.
– Jak pięknie, Evanie – powiedziała Lois, wycierając chusteczką kąciki oczu.
–Niech trwa wiecznie – powtórzyła Joyce. Wszyscy podnieśli kieliszki i napili
się szampana.
–Teraz porozmawiajmy o ślubie. – Lois usiadła na sofie obok męża. Była go-
towa od razu uzgadniać szczegóły.
–Powinien się odbyć po listopadowych wyborach – powiedziała Joyce w za-
myśleniu.
–Poczekajmy na wynik prawyborów we wrześniu – odparła Lois. – Po co
opóźniać ślub, kiedy nie wiemy, czy Walter na pewno uzyska nominację.
– Ależ Lois, nie wątpię, że znajdzie się na liście.
– Czy to wszystko ma dla ciebie znaczenie? – zapytał Damian Jessicę. Nachy-
lił się i zbliżył usta do jej ucha. Gorący dreszcz przebiegł jej po plecach.
Uśmiechnęła się łagodnie i potrząsnęła głową. Nic nie miało znaczenia oprócz
Damiana i jego miłości.
– Wyszłabym za ciebie choćby jutro.
– Nie kuś mnie, kochanie.
– Albo za pół roku, jeśli to konieczne. Czekałam na ciebie całe życie, Damia-
nie, więc jeszcze trochę też mogę poczekać.
Rodzice pogrążyli się w rozmowie. Rozważali terminy, ustalali szczegóły.
Obie rodziny znały się od dawna, przeżyły w przyjaźni wiele lat – lepszych i gor-
szych. Jessica była przekonana, że ich miłość – jej i Damiana – też przetrwa lata i
pokona przeciwności losu, które może przynieść czas.
Wiedziała teraz, że dotarła do kresu swej długiej podróży. Nareszcie czuła się
bezpieczna, pewna jego miłości.
EPILOG
Ktoś zapukał do drzwi. Evan z ulgą odłożył pióro i potarł zmęczone oczy.
–Proszę wejść – zawołał.
Wszedł Damian. Przez kilka miesięcy, które minęły od ślubu z Jessicą, znacz-
nie się zmienił. Evan pamiętał okres, gdy jego życie było zdominowane przez prak-
tykę adwokacką. Pracował wieczorami i w czasie weekendów, rzadko odpoczywał.
Teraz wyglądał na młodszego, szczęśliwszego i tak zakochanego, że Evan poczuł
ukłucie zazdrości.
Obserwując zmiany zachodzące w Damianie, zastanawiał się, jak potoczyłoby
się jego życie, gdyby poślubił Mary Jo. Do tej pory pewnie mieliby już dziecko.
Przypomniał sobie, że zobaczył ją przelotnie na meczu, prawie przed rokiem.
Sprawiło mu to ból.
Starał się nie myśleć o Mary Jo, próbował wspomnienie o niej umieścić w ja-
kiejś odległej komórce pamięci, lecz od czasu do czasu wymykało się ono i szydzi-
ło z niego za pomocą takich właśnie „co by było, gdyby”.
Od ich rozstania minęło prawie półtora roku, a ona wciąż miała nad nim wła-
dzę. Czasem z kimś się spotkał, lecz nigdy nie było to nic poważnego. Nie mógł o
niej zapomnieć.
Zazdrościł bratu szczęścia i nie spodziewał się, by sam mógł być kiedyś taki
szczęśliwy. Oczyma wyobraźni widział siebie za lat trzydzieści, posiwiałego, sie-
dzącego w bonżurce przed kominkiem, z fajką w zębach, z czarnym nowofundlan-
dem, drzemiącym u stóp.
–Wyglądasz na zamyślonego – powiedział Damian i przysunął sobie krzesło.
– To tylko roztargnienie.
– Pamiętasz, jak w zeszłym miesiącu Jessica zadzwoniła od lekarza?
Evan roześmiał się.
–Jak mógłbym zapomnieć? – Całe biuro to pamiętało. Damian rzadko bywał
taki podekscytowany, wręcz pełen uniesienia. Do wszystkich szczerzył zęby w
uśmiechu, jakby był niespełna rozumu. Mężczyzna niecodziennie się dowiaduje, że
będzie ojcem, powiedział wtedy.
To zabawne, pomyślał Evan, ale mój brat znowu ma na twarzy podobny
uśmiech.
– Co się stało? Czyżby Jessica miała urodzić bliźnięta?
– Niezupełnie. Rada adwokacka zwróciła się do mnie z propozycją objęcia
stanowiska sędziego.
– Damianie! – Evan wyszedł zza biurka i bracia się uściskali. – Przyjmiesz ją.
– To nie było pytanie. Nie mogło być inaczej.
– Jeśli Jessica się zgodzi.
– Na pewno. – Evan co do tego też nie miał wątpliwości. – Czy wybieracie się
gdzieś, żeby to uczcić?
– Tak. Cathy Hudson, przyjaciółka Jessiki, gra główną rolę w nowej sztuce,
która ma dzisiaj premierę. Mówiłem ci chyba, że Cathy niedawno zaręczyła się ze
swym przyjacielem reżyserem?
Zanim Evan zdążył odpowiedzieć, odezwał się dzwonek. Pani Sterling poin-
formowała Evana, że chce się z nim widzieć Earl Kress.
– Earl? – zdziwił się Evan. Nie miał z nim kontaktu od pół roku. – Niech wej-
dzie.
– Porozmawiamy później – powiedział Damian od progu. – Pozdrów go ode
mnie.
Po chwili w drzwiach pojawił się Earl. Evan wyszedł mu naprzeciw. Serdecz-
nie uścisnęli sobie ręce.
– Cieszę się, że cię widzę. Siadaj, proszę.
– Mam mało czasu. – Earl przysiadł na brzegu krzesła. – Powinienem się
wcześniej zapowiedzieć, ale byłem w pobliżu...
– Dobrze, że przyszedłeś. Jak tam szkoła?
– W porządku. Niedawno zdałem egzamin komisyjny – oświadczył z dumą.
– Gratuluję. – Evan też czuł się dumny z jego postępów.
– Jest dużo ludzi, którym powinienem za to dziękować, ale wszystko zaczęło
się od pana. Myślę, że nigdy nie zdawał pan sobie sprawy, jak bardzo się bałem
powiedzieć przed całym światem, że nie umiem czytać ani pisać.
–Wiedziałem, że to było dla ciebie bardzo trudne.
– Myślę, że bez pana pomocy nie przebrnąłbym przez sprawę sądową.
–Naprawdę się cieszę, że ci się udało.
– Ja też. Jeszcze jak – zaśmiał się głośno Earl. – Bez tego moje życie byłoby
na pewno inne. Wie pan, nie chcę zabierać panu czasu, ale musiałem powiedzieć,
jaki jestem za wszystko wdzięczny.
– Nie ma o czym mówić.
– Sam teraz pracuję w szkole, społecznie. Pomagam dzieciom, które mają
kłopoty z czytaniem. Nie wyrósłbym na analfabetę, gdyby mi ktoś pomógł od razu
w pierwszej klasie.
Evan uśmiechnął się szeroko.
– To wspaniale, Earl.
– Byłbym zapomniał. Spotkałem kogoś z pana znajomych. Też pracuje tak jak
ja.
– Tak?
–Nazywa się Mary Jo Summerhill.
–Mary Jo. – Evan wyszeptał jej imię z przejęciem.
– Dziwne, ale ona zareagowała tak samo, kiedy wspomniałem o panu.
–Myślałem, że wyszła za mąż.
– O ile wiem, nie. – Earl wstał i wyciągnął do Evana rękę. – Już nie zabieram
panu czasu. Chciałem tylko wpaść na chwilę, żeby pan wiedział, co u mnie.
– Dobrze zrobiłeś. – Evan odprowadził swego dawnego klienta do drzwi. Stał
tam przez chwilę. W głowie miał zamęt.
Kilka minut później znów przyszedł do niego Damian.
– Co Earl miał do powiedzenia? – zapytał.
– Mary Jo nie wyszła za mąż. – Specjalnie powiedział to głośno. Chciał usły-
szeć brzmienie własnych słów. Damian nie zrozumie w pełni ich wagi, ale to nie
jest ważne.
– Rozumiem. I co masz zamiar w związku z tym zrobić?
Evan długo się zastanawiał. Wreszcie na jego twarzy pojawił się uśmiech.