J. Staniszkis: książki o podróżach pomagają
zrozumieć czym był komunizm
2009-02-26 (06:00)
Trudno przekazać młodym ludziom, czym był komunizm. Nie wystarczą, podbudowane przykładami, opowieści
jak tamten reżim, gdy próbował kogoś zniszczyć, wciągał ofiarę do współudziału w tym dziele. Wszystkie te
rytuały samokrytyki, nagrody za wyparcie siebie, czy tylko – tresowanie w samoograniczeniu, które potem
stawało się drugą skórą.
Paradoksalnie, więcej można zrozumieć, gdy czyta się książki o podróżach, których autorzy na co dzień
mieszkali w komunistycznej Polsce. Zawsze są to książki o ucieczkach. Nigdy nie mówi się wprost – od czego.
Ale w większości z nich można dostrzec ten kontrapunkt.
W pięknych, iwaszkiewiczowskich opisach Włoch, w zachwytach – jest i tęsknota do siebie utraconego
(porównania z pejzażami z młodości), i – obrzydzenie – na myśl o powrocie. W opisach podróży Wojtka
Karpińskiego odnajdywaliśmy przemycone idee związane z ustrojowym modelem republikanizmu, którego
fundamentem są wolność jednostki i dobro publiczne. Podobnie w opisie Stanów Zjednoczonych Jana
Strzeleckiego, z końca lat 50. To wędrówka w poszukiwaniu instytucji gwarantujących demokrację. Ten opis, na
każdej stronie, stawał się oskarżeniem monopartyjnego komunizmu, choć na jego temat nie było tam ani słowa.
I jest też, wydany niedawno, z odnalezionych rękopisów, zbiór szkiców Herberta „Barbarzyńca w podróży”. To
też dokument ucieczki. Ale chęć autora, aby bez reszty zatopić się w podróży, tak – aby zapomnieć od czego się
ucieka, powoduje, że książkę czyta się jak pięknie napisany i całkowicie bezosobowy przewodnik. Czy dlatego,
że napisanie „ja” byłoby za trudne – bo przypominałoby o upokorzeniach starań o paszport w komunistycznych
urzędach i ambasadach, i że to „ja” było zbyt obolałe?
Ale tak czytać książki, szukając między wierszami, znajdując sens bardziej w tym, czego nie ma, niż w tym - co
jest, mogą tylko ludzie, którzy - jak ja - dorastali w czasach komunizmu.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski
(wp.pl)