CHARLOTTE LAMB
Zabawa w chowanego
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Po raz pierwszy Donna zdała sobie sprawę z tego, że jest śledzona, dopiero na rogu bulwaru
Malesherbes. Zaczęła iść szybciej i usłyszała, że ktoś tuż za nią wyraźnie przyspieszył kroku.
Dochodziło wpół do drugiej w nocy. Na ulicy było niewielu przechodniów, a ruch samochodowy
stopniowo za
mierał. Donna poczuła się niepewnie.
Odmówiła beztrosko Marie-Louise, która zaproponowała, że odwiezie ją do domu.
Piękne dzięki, ale mam ochotę się przejść. Taka cudowna noc! - powiedziała do przyjaciółki.
Nie boisz s
ię chodzić po Paryżu w środku nocy? - Marie-Louise nie była zachwycona pomysłem Donny. -
Powin
nam cię odwieźć - powtórzyła.
Po butelce chablis, którą wypiłyśmy? - spytała rozbawiona Donna. - Z pewnością będę bezpieczniejsza,
idąc na własnych nogach. Na szczęście, zawianych pieszych policja nie aresztuje.
Marie-
Louise roześmiała się wesoło.
Będzie mi ciebie brak. Musisz koniecznie odwiedzić nas w Lyonie.
Obiecuję. - Donna uścisnęła przyjaciółkę. - Dobrej nocy.
Jej także będzie brak Marie-Louise. Bez tej miłej dziew-
6
czyny Paryż straci wiele ze swego uroku. Przez całe dwa lata Donna oglądała to miasto oczyma
przyjaciółki i nauczyła sie je kochać.
Czuła się w Paryżu niemal tak dobrze, jak w rodzinnym Londynie. Teraz jednak, nocą, słyszała za
plecami kroki idącego za nią mężczyzny i miasto wydawało się jej mniej przyjazne.
Po raz pierwszy żałowała, że mieszka w tak spokojnej dzielnicy. Bulwar Malesherbes spodobał się jej od
razu, gdy tylko go zobaczyła w upalne, sierpniowe, niedzielne popołudnie. Na jezdni panował mały ruch,
a sklepy i większość mieszkań były zamknięte. Ich właściciele opuścili rozpalone mury miasta, udając się
na urlopy nad morze lub na wieś.
Tego pierwszego dnia, kiedy Donna znalazła się na bulwarze Malesherbes, nie zdawała sobie sprawy,
jak opusto
szała jest w lecie cała dzielnica. Stanęła wówczas pod jednym z platanów i przyglądała się
lekko drgającym liściom. Wysokie domy, których okna ocieniały zamknięte okiennice, zdawały się
drzema
ć w słońcu jak wielkie szare koty zauroczone ciepłem.
Mimo że komorne było zbyt duże jak na jej ówczesne możliwości finansowe, zdecydowała się wynająć tu
aparta
ment. I nigdy potem swego kroku nie żałowała, zwłaszcza wtedy, kiedy poznała bliżej dzielnicę i
zżyła się z sąsiadami.
Teraz, w środku nocy, ciszę przerywało tylko stukanie obcasów Donny o chodnik i dochodzące z tyłu,
coraz bliższe odgłosy kroków mężczyzny, który podążał jej śladem.
Bulwar Malesherbes był szeroki, zwłaszcza tam, gdzie po obu stronach rosły rozłożyste drzewa. Donna
popatrzyła na skryte za nimi okna. Dziś już wiedziała, że tej parnej,
7
letniej nocy w większości mieszkań nie ma nikogo. Paryż w sierpniu należy do turystów. Przed ich
zalewem uciekli mieszkańcy.
Gdyby napadł mnie mężczyzna, który idzie z tyłu, czy znalazłby się tutaj ktoś, kto usłyszałby mój krzyk? -
zapy
tywała samą siebie. Skręciła nagle i niemal biegiem przecięła jezdnię. Była o parę kroków od
wejścia do domu, w którym mieszkała. W półmroku ujrzała mosiężną klamkę. Z ulgą zatrzymała się przy
drzwiach frontowych i w tym momencie uprzytomniła sobie, że mężczyzna, który ją śledził, nagle
rozpłynął się w ciemnościach nocy. Rozejrzała się wokoło. Wszędzie panowała cisza. Bulwar opustoszał.
Oprócz niej nie było tu nikogo.
Wystraszona wpadła do holu. W kantorku za firanką drzemała konsjerżka. Usłyszawszy kroki podniosła
głowę. Lokatorka uspokoiła ją gestem i powiedziała:
- Cest moi, madame. Bonne nuit.
Pod czujnym okiem madame Lebrun poczuła się spokojniejsza. Konsjerżka zawsze pilnie obserwowała,
kto wcho
dzi do domu. A kiedy opuszczała swoje miejsce, na posterunku zjawiał się monsieur Lebrun.
Mieszkanie Donny znajdowało się na trzecim piętrze. W domu nie było windy, musiała więc wchodzić
wysoko po stromych, wąskich schodach. Od chwili sprowadzenia się tutaj, dzięki tym wspinaczkom
straciła na wadze dwa kilogramy. Teraz, idąc na górę, była świadoma, że niemal wszystkie mieszkania
na klatce
schodowej są zamknięte na cztery spusty i nie ma w nich nikogo. Przed dwoma tygodniami
lokatorzy rozjechali się na urlopy i wrócą, podobnie jak większość paryżan, w pierwszy weekend
września.
Donna bardzo lubiła paryskie lato. W okolicy bulwaru Malesherbes nawet w sierpniu było cicho i
spokojnie. Tu-
8
ryści tutaj nie docierali. Widywało się ich dopiero na bulwarze Haussmanna i w pobliżu dużych domów
towarowych, takich jak Au Printemps, Galeries Lafayette i C&A. Z tych ruchliwych miejsc do bulwaru
Malesherbes szło się zaledwie kilka minut. Był to już jednak zupełnie inny świat.
W rzeczywistości Paryż stanowi zlepek różnorodnych miasteczek i każde z nich zachowało do dziś swój
odrębny, niepowtarzalny charakter.
Donna otworzyła drzwi i szybko zapaliła światło w przedpokoju. Nadal była niespokojna. Przeszła przez
ca
łe mieszkanie. Nie zauważyła niczego podejrzanego. Odprężona poszła do kuchni. Miała ochotę na
f
iliżankę gorącej czekolady.
Wlewała właśnie mleko do kubka, gdy zadzwonił telefon.
Aż drgnęła, kiedy ostry dzwonek rozdarł nocną ciszę. Pobiegła do saloniku i szybko podniosła
słuchawkę.
To ty, Donno? -
usłyszała męski głos.
Tak. Słucham - odrzekła zdenerwowana.
Mówi Gavin.
To ty? Skąd dzwonisz? I dlaczego w środku nocy? Czy coś się stało? - pytała zaniepokojona.
Jesteś sama? - Głos Gavina przeszedł w gardłowy szept.
-
Tak. Oczywiście.
Czy miałaś telefon z Londynu? Czy dzisiaj ktoś się z tobą stamtąd kontaktował?
O co chodzi? Powiedz mi wreszcie, co się stało. Dlaczego ktoś z Londynu miałby się ze mną
kontaktować?
Nieważne. Zaraz będę u ciebie. Uprzedź konsjerżkę, żeby mnie wpuściła.
-
Jesteś w Paryżu?! - wykrzyknęła zdumiona Donna.
9
- W budce telefonicznej po drugiej stronie ulicy. Mu
siałem się upewnić, czy wszystko jest w porządku. Za pięć
minut będę u ciebie.
Donna odłożyła słuchawkę i po chwili znów ją podniosła, żeby zadzwonić do konsjerżki. Madame Lebrun
odma
wiała wpuszczenia na górę gości płci męskiej po dziesiątej wieczorem nawet wówczas, gdy byli to
tak dystyngowani panowie jak szef Donny, i kiedy przybywali w towarzystwie równie nobliwie
wyglądających żon. „To jest przyzwoity dom" - niezmiennie oświadczała konsjerżka.
- Votre frere, mademoiselle? -
powtórzyła, nie dowie
rzając słowom młodej lokatorki.
- Qui, vraiment! C est mon jumeau.
- Ah, oui. -
Z wyraźną niechęcią madame Lebrun przy
pomniała sobie, że Donna rzeczywiście ma brata bliźniaka,
który ją odwiedzał. Donna i Gavin nie byli identyczni, lecz
na tyle do siebie podobni, że już na pierwszy rzut oka każdy
mógł się przekonać, iż są rodzeństwem.
Wreszcie, po dłuższych namowach, konsjerżka łaskawie zgodziła się wpuścić mężczyznę do domu.
Donna szybko wypiła gorącą czekoladę i czekała na brata. Dlaczego zjawia się bez uprzedzenia, i do
tego w środku nocy? Wprawdzie cały wieczór była poza domem, na kolacji u Marie--Louise, ale mógł
przecież zadzwonić w dzień.
Gavin znał dobrze zwyczaje siostry. Wiedział, że wieczorami niemal zawsze wychodzi z domu - do kina,
do restauracji na kolację ze znajomymi lub na jakieś domowe przyjęcie. Miała w Paryżu sporo przyjaciół.
Całą grupą zamierzali jechać za tydzień do Lyonu na ślub Marie--Louise i zatrzymać się na weekend w
motelu pod miastem.
Marie-
Louise wychodziła za mąż za człowieka, którego znała niemal całe życie. Obie rodziny były z sobą
zaprzy-
10
jaźnione. Można by sądzić, że jest to małżeństwo zaaranżowane, gdyby nie fakt, że Marie-Louise i Jean-
Paul po pro
stu się kochali. Gdy Donna dowiedziała się, jak bardzo rodzina dziewczyny pragnie tego
mariażu, była poruszona.
-
Nie pozwól w nic się wrobić - ostrzegała przyjaciół
kę. - Tego typu małżeństwa z reguły są nieudane. O mały
włos, a mnie by spotkał taki los. Ojciec bardzo chciał,
żebym wyszła za mąż za jego kandydata. Dopiero w ostat
niej chwili się opamiętałam. Nie poddawaj się żadnym
naciskom rodziny. Prz
ecież chodzi wyłącznie o twoją przy
szłość!
Marie-
Louise uśmiechnęła się do Donny.
-
Jestem zadowolona, że moi rodzice pragną tego
małżeństwa. Gdyby go nie chcieli, i tak wyszłabym za
Jean-
Paula. Tylko on się liczy i jestem przekonana, że
w pełni odwzajemnia moje uczucia.
O prawdziwości tych słów przyjaciółki Donna przekonała się dopiero wówczas, gdy poznała Jean-Paula i
zoba
czyła, jak odnosi się do Marie-Louise. Już na pierwszy rzut oka było widać, jak bardzo są w sobie
zakochani. Na tę myśl serce Donny aż się ścisnęło. Westchnęła głęboko z nutą żalu, a nawet zazdrości.
Umyła kubek po czekoladzie. Czekała na Gavina pełna niepokoju. Brat z pewnością nie przywoził
dobrych wieści.
Usłyszała wreszcie dzwonek do drzwi.
Gavinie! Wybrałeś przedziwną porę na składanie wizyt! - przywitała wymówką nocnego gościa.
Przepraszam. -
Uśmiechnął się lekko, oparty o framugę drzwi. - Czy jesteś zmęczona tak jak ja?
W rozchełstanej koszuli wyglądał fatalnie. Miał w ręku niewielki neseser i Donnie wydało się nagle, że
brat
przed czymś ucieka. Przed czym?
11
-
Wchodź. Wiesz przecież, że jesteś mile widziany. Za
wsze. Niezależnie od pory dnia czy nocy. - Niepokój Donny
wzmógł się jeszcze bardziej. Czyżby Gavin pokłócił się z oj
cem? Czy tym razem ojciec na dobre wyrzucił go z domu?
Weszli do saloniku. Młody człowiek opadł ciężko na fotel, westchnął głęboko i zamknął oczy.
-
O Boże! Czuję się koszmarnie! -jęknął.
-
I wyglądasz nie najlepiej. - Donna obserwowała ścią
gniętą twarz brata.
Oboje mieli delikatne rysy, mleczną cerę i jasne włosy. Donna była prześliczną dziewczyną,
przyciągającą spojrzenia mężczyzn. Gavin, bardzo podobny do siostry, nie robił wrażenia na kobietach.
Był bezbarwny, a rysy jego twarzy zdradzały słabość charakteru.
-
Czy stało się coś złego? - spytała Donna. Z bratem
łączyły ją wręcz telepatyczne więzy. Byli przecież bliź
niakami.
Tym razem nie miała żadnych złych przeczuć aż do chwili, w której usłyszała w słuchawce jego napięty
głos. Wyczuła, że jest przerażony.
-
Zachowałem się jak ostatni kretyn - odparł, unosząc
opadające powieki.
- To nic nowego. -
Donna uśmiechnęła się do brata.
-
Jestem piekielnie zmęczony! -jęknął w odpowiedzi.
-
Przyjechałem promem z Dover, a potem zgubiłem się na
drodze z Calais.
-
To prawie niemożliwe!
-
Zjechałem z autostrady, żeby zadzwonić do ciebie.
Zapomniałem, jaki jest numer twojego telefonu i nie umia
łem sobie poradzić. Sama wiesz, że kiepsko mówię po
francusku. Tak więc ruszyłem wprost do Paryża, a tutaj
twoja konsjerżka nie wpuściła mnie do mieszkania i nie
12
pozwoliła poczekać, aż wrócisz. Włóczyłem się trochę, ale wpadłem w oko jakiemuś policjantowi i
musiałem zamelinować się w bistrze.
-
Czy zanim zatelefonowałeś, spacerowałeś pod okna
mi? -
spytała Donna. - Dochodząc do domu miałam wra
żenie, że ktoś za mną idzie, ale kiedy się obejrzałam, nie
zobaczyłam nikogo.
Gavin wyprostował się błyskawicznie w fotelu. Jego dolna warga zadrgała nerwowo.
Ktoś cię śledził? - spytał z niepokojem.
Chyba tak. Powiedz mi wreszcie, czego się boisz.
-
Wpadłem w tarapaty. I on dowiedział się o wszy
stkim. Dlatego musiałem uciekać, zanim rozpęta się piekło.
- Mówisz o ojcu?
-
Nie, o Brodim. Ale on natychmiast powie ojcu, więc
na jedno wychodzi.
Donna zbladła jak papier.
-
Co zrobiłeś? - spytała brata.
Spojrzał na nią z ukosa i zagryzł wargę.
Potrzebowałem pieniędzy. Ostatnio miałem złą passę, ale nie mogła przecież trwać w nieskończoność.
Musiałem mieć szansę odegrania tego, co straciłem.
Ochf -
jęknęła Donna. - Znów zacząłeś grać! Jak mogłeś?! Przecież obiecałeś...
Nie masz pojęcia, jak koszmarne jest moje życie -wybuchnął Gavin. - Tobie to dobrze. Wyjechałaś sobie,
ale ja jestem uziemiony. Dzień po dniu chodzę do firmy i ślęczę przy biurku, a głupi ludzie przez cały
czas nie dają mi spokoju. I do tego jeszcze ojciec. Patrzy na mnie tak, jakby żałował, że w ogóle się
urodziłem.
Gavin skrył twarz w dłoniach i zaczął drżeć na całym ciele.
13
-
Uspokój się, proszę. - Donna uklękła na podłodze
obok fotela. Ten dorosły brat zachowywał się jak bezradny
mały chłopak. Przyjechał do niej, bo potrzebował opieki.
-
Donno, pomóż mi.
Ileż to razy słyszała te słowa z jego ust?
Oczywiście, pomogę - przyrzekła, głaszcząc Gavina po głowie. Mimo że byli bliźniakami, zawsze czuła
się starsza. Urodził się pól godziny później i długo przebywał w inkubatorze pod ścisłą kontrolą. W
pewnym sensie od tamtej pory aż do dziś wymagał opieki.
Skąd Brodie dowiedział się, że grałeś? - spytała Donna.
Musiałem wziąć forsę z prywatnego konta - odrzekł, nie odrywając rąk od twarzy.
-
O Boże! Z konta ojca? Ale skąd Brodie...
On teraz kieruje interesami. Od wiosny. Ojciec prze
kazał mu nadzór nad firmą, z chwilą gdy poczuł się
gorzej.
Co jest ojcu? -
Donna nie miała pojęcia, że choruje i że przestał prowadzić firmę.
Lekarz stwierdził dusznicę bolesną - odrzekł Gavin. - Nie miej takiej przerażonej miny. Musi po prostu
zwolnić tempo życia i bardzo na siebie uważać. Tylko zdenerwowanie lub przemęczenie wywołuje atak.
Zalecono mu natych
miastowe przejście na emeryturę, lecz ojciec nie poddał się do końca. Mianował
Brodie'ego dyrektorem, ale sam zo
stał prezesem. Przychodzi na zebrania zarządu i z daleka czuwa nad
wszystkim, co dzieje się w firmie.
A więc rządzi Brodie Fox! - Ma, czego chciał, mimo że nie udało mu się zostać zięciem szefa, pomyślała
z gory
czą.
Cz
y to cię dziwi?
Nic a nic -
spokojnie odparła Donna.
14
Brodie zawsze o tym marzył. Ostatni atak ojca stworzył mu ogromną szansę.
Dlaczego nic nie powiedziałeś? - spojrzała z wyrzutem na brata. - Przecież odwiedzałeś mnie wiosną.
Nie chciałem cię martwić. - Gavin nie patrzył siostrze w oczy.
Nie uwierzyła w jego słowa.
-
Ile wziąłeś z konta ojca? - spytała po chwili.
Nadal unikał jej wzroku. Językiem zwilżył nerwowo
wargi.
-
Ja te pieniądze tylko pożyczyłem. Przecież wreszcie
musiało dopisać mi szczęście.
Ile? -
powtórzyła Donna.
Tysiąc funtów.
Szybko przeliczyła w myślach swe oszczędności.
Może uda mi się zdobyć dla ciebie te pieniądze.
Słuchaj, ale to nie wszystko...
Wzi
ąłeś więcej? - niemal wykrzyknęła. - Mów wreszcie. Ile?
Tylko się nie złość. Sama wiesz, że ojciec traktuje mnie jak szczeniaka i od czasu do czasu odpala parę
fun
tów. Gdybym pracował dla kogoś obcego, zarabiałbym lepiej. No, ale i tak firma będzie moja. Nasza -
poprawił się i spojrzał na siostrę. - Znasz chyba testament ojca. Oboje dziedziczymy po połowie. Gdyby
stary nie miał węża w kieszeni, nie miałbym teraz kłopotów finansowych. Przecież i tak te pieniądze będą
moje...
Słysząc słowa brata Donna aż zaniemówiła. To, co po-wiedział, zabrzmiało prawie tak, jakby nie mógł
doczekać się śmierci ojca.
- Gavinie... -
zaczęła po chwili, ale szybko urwała na
widok jego naburmuszonej miny. Nie znosił, gdy usiłowała
15
prawić mu kazania. Zamykał się wówczas nawet przed nią. - Ile ci trzeba? - spytała z westchnieniem.
-
Szesnaście tysięcy.
Z chwilą ukończenia dwudziestu jeden lat oboje z Gavi-nem otrzymali pieniądze zapisane im przez
zmarłą matkę. Swoją część Donna wydała na urządzenie się w Paryżu i kursy językowe. Opanowała
dobrze francuski i dostała pracę tłumaczki. Gavin zaś swoje pieniądze przepuścił. Po prostu przegrał.
Nie mam takiej sumy! Spojrzał błagalnie na siostrę.
Wobec tego pogadaj z Brodim.
Nie! -
krzyknęła. Przyrzekła sobie nigdy więcej się z nim nie zobaczyć.
Zrozum wreszcie, że jeśli Brodie powie ojcu, będę skończony. Stary mnie wydziedziczy. Już to
zapowiedział. Wiem, że mną pogardzasz. Bez przerwy gnębi mnie to, że nigdy nie jestem w stanie
dogodzić ojcu, bez względu na to, jak bardzo się staram. Hazard jest dla mnie ucieczką od
rzeczywistości!
Donna popatrzyła na brata zdumiona. Po raz pierwszy się przed nią otworzył. Nigdy przedtem nie
rozmawia
ł tak szczerze. Z pewnością część winy spoczywała na ojcu. Był człowiekiem zimnym,
nadzwyczaj surowym i wymagającym. Nigdy nie ukrywał, że pogardza Gavinem, gdyż syn nie spełnił
pokładanych w nim nadziei. Nic więc dziwnego, że chłopak z rozpaczy zaczął zwalczać swe smutki przy
ruletce!
Donna podniosła się i pogładziła brata po głowie.
-
Jest bardzo późno. Idź teraz do łóżka. Jutro spokojnie
pomyślimy, co robić dalej. Nie martw się, pomogę ci.
Westchnął z ulgą, podniósł się z fotela i uścisnął Donnę.
16
-
Dzięki, siostrzyczko. Nie wiem, co bym zrobił bez
ciebie.
Może wówczas nauczyłby się polegać wyłącznie na sobie, pomyślała Donna. Teraz jednak na taki
eksperyment w żadnym razie by się nie zdobyła. Ryzyko było zbyt duże. Od chwili śmierci matki zawsze
mu pomagała i musi zrobić to teraz. Kto wie, co mógłby uczynić, gdyby zostawiła go samemu sobie.
-
Dostanę kubek gorącego mleka? - zapytał ziewając.
Oczywiście. Kładź się, przyniosę ci do łóżka. Uśmiechnął się lekko.
Dolej trochę brandy. Dobrze mi zrobi.
Kiwnęła głową i patrzyła, jak brat idzie do małego pokoju, który służył za pokój gościnny. Kiedy podgrzała
mleko, Gavin już leżał.
Spróbuj zasnąć, braciszku. Jutro sobota, nie idę do pracy. Mam cię ściągnąć z łóżka o świcie, czy chcesz
dłużej pospać?
Jeśli sam wcześniej nie wstanę, obudź mnie o dziewiątej. Słuchaj. - Zasępił się. - Wspominałaś, że ktoś
cię dziś śledził. Zauważyłaś, kto to był? - zapytał zaniepokojony.
N
ie. Wiem tylko, że szedł za mną mężczyzna. Ale to przecież nie może mieć z tobą nic wspólnego. Jakiś
przy
padkowy facet, łazęga. Więc się nie przejmuj.
Pewnie masz rację. Jestem przeczulony. Dziś rano Brodie oznajmił mi, że odkrył brak pieniędzy na
koncie.
Miał czelność nazwać mnie złodziejem! Powiedział, że jeśli przez weekend sam nie przyznam się
ojcu do tego, co zrobiłem, on go poinformuje w poniedziałek przed posiedzeniem zarządu. Patrzył na
mnie tak pogardliwie, jak zwykł to czynić stary. Wiedziałem, że muszę zwiewać
17
i Brodie, jak sądzę, domyślił się, co mam zamiar zrobić. Przez całą drogę do Paryża wydawało mi się, że
mnie ściga. Donna popatrzyła na brata. Jego twarz nabrała niepokojąco zielonej barwy. Tak wyglądał
zawsze, już jako dziecko, kiedy bał się gniewu ojca.
-
Przestań się denerwować, bo nie zaśniesz.
-
Nie martw się o mnie. Wszystko będzie w porządku.
-
Gavin pił powoli gorące mleko. - Dobranoc.
Zrzucił swe kłopoty na barki siostry i poczuł się lepiej.
-
Śpij spokojnie.
Donna położyła się do łóżka. Po chwili rozbolała ją głowa. Nie mogła zasnąć.
Jak Brodie Fox śmiał nazwać Gavina złodziejem?! Brat nie powinien zabierać pieniędzy, ale bądź co
bądź są to fundusze rodziny. Brodie zaczął pracować w firmie przed pięciu laty z niezłomnym
postanowieniem wzięcia jej pod kontrolę. I, jak widać, to mu się udało. Ale jakim prawem wtrąca się w
sprawy rodzinne i grozi Gavinowi?
Obiecała pomóc bratu, ale nie miała pojęcia, jak to zrobić. Przecież nie padnie na kolana przed
mianowanym przez ojca dyrektorem firmy i nie będzie go o nic błagać!
Przed dwoma laty, zanim opuściła Londyn, powiedziała Brodie'emu, co o nim myśli. Wygarnęła mu
wszystko. By
ła górą. Teraz, gdyby zdecydowała się prosić go o pobłażanie bratu, oddałaby się w ręce
tego bezkompromisowego i wyrachowanego mężczyzny. Muszę przestać o tym myśleć, postanowiła.
Przed jutrzejszym ciężkim dniem potrzebny mi jest odpoczynek.
Męczyła się długo, zanim wreszcie zasnęła.
Gdy Donna obudziła się rano, pokój był zalany słońcem, a wokół rozchodził się apetyczny aromat kawy.
Ziewając,
18
niechętnie wstała z łóżka. Była niewyspana. Włożyła bawełniany szlafrok i poszła do kuchni.
Gavin nastawił właśnie kawę i wyciskał sok z pomarańczy.
-
Witaj. Jak spałaś?-zapytał.
Kiepsko. A ty? -
Popatrzyła na brata. - Wyglądasz lepiej niż wczoraj.
Spałem jak zabity - przyznał. - A teraz umieram z głodu. Gdzie trzymasz chleb? Nie mogę go znaleźć.
Skończył się wczoraj. Muszę zejść do boulangerie, żeby kupić bułki na śniadanie.
-
Powiedz mi dokąd, to sam pójdę.
-
Na następnym rogu skręć w lewo. Piekarnię zoba
czysz od razu, po przeciwnej stronie ulicy. Kup croissanty,
bułeczki i bagietkę. Czy masz jakieś franki? - spytała Don
na widząc, że Gavin szykuje się do wyjścia.
Mam. Zrób kawę. Wrócę na jednej nodze.
Świetnie.
Po wyjściu brata Donna poszła do łazienki. Przemyła twarz zimną wodą, uczesała się i z niesmakiem
przyjrzała się sobie w lustrze. Oczy miała podkrążone, twarz bladą, a włosy bez połysku. Wyglądam
okropnie, pomyślała.
Zadźwięczał dzwonek u drzwi. Westchnęła ciężko. Ga-vin wrócił wcześniej, niż przypuszczała.
-
Jesteś szybki - powiedziała, otwierając szeroko
drzwi.
Zamarła na widok stojącego przed nią mężczyzny. Zatrzasnęłaby mu drzwi przed nosem, gdyby nie
skorzystał z jej zaskoczenia i pewnym krokiem nie wszedł do mieszkania.
Po chwili odzyskała głos.
-
Co sobie właściwie myślisz? - zwróciła się ostro do
gościa.
19
- Gdzie Gavin? -
zapytał mężczyzna. Wszedł do poko
ju i rozejrzał się wokoło. Salonik był urządzony w staro
świeckim stylu. Donna kupowała meble na wyprzedażach
i w komisach. Nie były to wprawdzie antyki, lecz solidne,
ręcznej roboty sprzęty z okresu międzywojennego. Two
rzyły interesującą, sympatyczną całość.
- Gavin? -
powtórzyła Donna.
-
Tylko nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi. To nie
w twoim stylu.
Gość miał przenikliwe, zimne, niebieskie oczy, lekko przysłonięte ciężkimi powiekami. Z jego potężnej
sylwetki biła pewność siebie.
-
Wiem, że jest tutaj - ciągnął dalej. - Wyjechał z An
glii wczoraj po południu. Paryska agencja detektywistycz
na potwierdziła moje przypuszczenia, że zameldował się
u ciebie.
-
Obserwowali mieszkanie? Jak śmiałeś to zlecić?!
Uspokój się, nie histeryzuj. Gdybym nie wiedział, że Gavin jest w Paryżu, w ogóle bym tutaj nie
przyjeżdżał. Za bardzo cenię własny czas.
Czy to jakiś twój detektyw szedł za mną aż do domu wczoraj w nocy? Miał szczęście, że nie wezwałam
policji!
W odpowiedzi Brodie wzruszył tylko ramionami. Popatrzył wymownie na stół.
-
Śniadanie na dwoje - skomentował, widząc przygo
towane nakrycia. -
Gavin jeszcze śpi? A może ukrywasz
w sypialni kochanka?
Donna poczuła nagle nieprzepartą chęć wyprowadzenia go z równowagi.
- Tak -
odrzekła. W oczach gościa dojrzała wyraz za
skoczenia.
20
-
Kłamiesz - powiedział szorstkim głosem przez zaciś
nięte zęby.
Uśmiechnęła się, rzucając wzrokiem wyzwanie.
-
I nie radzę ci sprawdzać, bo możesz otrzymać na
uczkę.
Z satysfakcją obserwowała złość malującą się na twarzy Brodie'ego.
Odwrócił się nagle i opuścił pokój, kierując kroki w głąb mieszkania. Donna szybko otworzyła drzwi na
balkon wy
chodzący na ulicę. Chciała ostrzec brata. Właśnie wracał, obładowany torbą z jedzeniem.
Przechyliła się przez balustradę, ale zanim zdążyła zawołać, poczuła, jak dłoń Bro-die'ego zaciska się na
jej wargach. Bez słowa wciągnął ją do pokoju.
-
Jesteś sprytniejsza niż ten twój braciszek - rzucił ze
złością. - O mały włos, a dałbym się nabrać.
Dziewczyna na próżno usiłowała się wyrwać z jego żelaznego uścisku.
Po chwili oboje usłyszeli dzwonek.
-
Już jest - z satysfakcją rzekł Brodie. Popchnął Donnę
w stronę drzwi wejściowych, nadal zatykając jej usta ręką.
-
Wchodź - powiedział szorstko do Gavina.
Donna zobaczyła pobladłą twarz brata.
ROZDZIAŁ DRUGI
Gavin schronił się w kuchni. Brodie ruszył za nim. Nie mogę dopuścić do ich rozmowy w cztery oczy,
pomyślała zdesperowana Donna. Usłyszała koniec zdania wypowiadanego przez Brodie'ego:
- ... bo tym razem nie ujdzie ci to na sucho. Poniesiesz
wszystkie konsekwencje swego czynu.
Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała do gościa.
Później.
Teraz! -
wykrzyknęła rozzłoszczona.
- Teraz rozmawiam z twoim bratem -
odrzekł Brodie
tonem wyklucz
ającym wszelką dyskusję.
Jego arogancja oburzyła Donnę.
Co ty sobie, do diabła, wyobrażasz? - wybuchnęła. - Mnie i memu bratu nie będziesz rozkazywał. Jesteś
wyłącznie pracownikiem naszego ojca. Jakim prawem ścigasz Gavina przez całą drogę do Paryża,
wdzi
erasz się do mego mieszkania, grozisz i używasz przemocy w stosunku do mnie?!
Czy coś ci zrobił, siostrzyczko? - zapytał zaniepokojony Gavin.
-
Użył siły fizycznej.
-
Uniemożliwiłem ci tylko ostrzeżenie brata, że tutaj
jestem -
wyjaśnił Brodie. - Trudno nazwać to przemocą.
22
-
Trzymaj się z dala od mojej siostry! - wykrzyknął
rozzłoszczony Gavin, zrywając się z miejsca.
Brodie bez słowa położył dłoń na jego ramieniu. Nacisk ręki był tak silny, że Gavin opadł z powrotem na
kr
zesło. Zrobił się blady jak ściana. Poczuł się poniżony.
Nawet nie próbuj bić się ze mną - ostrzegł go Brodie. - Nie masz szans. - Głos mężczyzny brzmiał
spokojnie, niemal łagodnie. - Zupełnie inaczej zamierzałem spędzić ten weekend. Proszę mi wierzyć,
ściganie brata pani, panno Cowley, nie sprawia mi żadnej przyjemności. - Brodie z rozmysłem zwrócił się
tak oficjalnie do Donny. -
Oszczędziłbym sobie tej podróży, gdybym powiedział pani ojcu, że Gavin podjął
dużą sumę z konta lub, nie bawiąc się w żadne takie ceregiele, od razu zawiadomiłbym policję o
dokonanej kradzieży pieniędzy. Zrobiłbym tak, gdyby nie chodziło o syna mego szefa. Skoro jednak
Gavin opu
ścił kraj, musiałem tu za nim przyjechać.
Jestem przekonana, że ojciec będzie ci za to wdzięczny - odezwała się Donna. - Gdybyś jednak nie
zagroził memu bratu, z pewnością pozostałby w Londynie. Przecież próbowałeś go zmusić, żeby sam się
przyznał. Jeśli wówczas mój ojciec dostałby ataku serca, nie ciebie by za to obwiniano.
Nie zależy mi na tym, żeby pan Cowley miał następny atak - odrzekł Brodie ze ściągniętą twarzą.
Sądzisz, że w to uwierzę? - Donna roześmiała mu się prosto w nos. - Zrobisz wszystko, żeby ojciec
dowiedział się o tym, że Gavin wziął te pieniądze! Chcesz ich skłócić. Zależy ci, aby mój brat został
wydziedziczony. Marzysz tylko o tym, żeby objąć pełny nadzór nad naszą firmą!
To zdumiewające, co pani sobie wymyśliła, panno Cowley.
23
Przestań wreszcie zwracać się do mnie w taki kretyński sposób! - wykrzyczała zirytowana Donna.
Przepraszam. Sądziłem, że nie wolno mi mówić do ciebie po imieniu.
Dziewczyna, ignorując jego słowa, zwróciła się do brata:
Zjedz śniadanie, a ja porozmawiam z nim na osobności. - Nalała kawy do filiżanki i podała ją Gavinowi,
po czym, nie patrząc na gościa, wyszła z kuchni i skierowała się do saloniku. Po chwili usłyszała za sobą
kroki. Brodie wszedł do pokoju i zamknął drzwi. Odwrócił się w stronę Donny. Przypominał jej groźne,
dzikie
zwierzę, gotujące się do skoku na upatrzoną ofiarę. Donna bała się go, ale starała się tego nie
okazywać. Popatrzyła Brodie'emu prosto w oczy.
Gdybyś rzeczywiście troszczył się o zdrowie mego ojca, nie mówiłbyś mu nic o Gavinie - zaczęła.
Na koncie braku
je szesnastu tysięcy funtów. Jak sądzisz, w jaki spoób mam to wyjaśnić?
Daj mi trochę czasu, kilka dni, a dopilnuję, żeby te pieniądze zostały zwrócone - odrzekła Donna.
Wiedziała, że poruszy niebo i ziemię, żeby je zdobyć.
Dysponujesz tak dużą sumą gotówki? - spytał spokojnie Brodie.
Zdobędę ją.
Pożyczysz?
Czy to ma jakieś znaczenie, skoro ją wpłacę?
-
Tak, bo pieniądze muszą znaleźć się na koncie jeszcze
przed wtorkiem.
- Tak szybko? -
Donna cała zdrętwiała.
- Na wtorek jest zapowiedziana oficjalna rew
izja ksiąg
i konto musi być w całkowitym porządku.
24
-
Czy mógłbyś jakoś wytłumaczyć, że... - Głos młodej
kobiety nagle się załamał.
Brodie, ironicznie uśmiechnięty, pochylił się w jej stronę.
W jaki sposób? -
spytał.
Nie mam pojęcia. Wymyśl coś.
Mam skłamać dla ciebie?
Twarz młodej kobiety oblał rumieniec.
Czy musisz tak stawiać sprawę?
Chcę wiedzieć, o co mnie konkretnie prosisz.
-
Wizytę rewidentów możesz przecież odroczyć o kilka
dni.
Brodie usiadł na kanapie. Dopiero teraz Donna zwróciła uwagę na to, jak elegancko jest ubrany.
Miał na sobie wytworny jasnoszary garnitur, który musiał kosztować majątek, jedwabną koszulę i równie
dobrze dobrany krawat. Brodie był zawsze obdarzony świetnym gustem, a teraz miał już wystarczające
środki, by kupować sobie to, co najlepsze. Osiągnął szczyt kariery i zrobi wszystko, by swą pozycję
umocnić jeszcze bardziej.
-
Przypuśćmy, że to załatwię - powiedział po chwili,
a jego głos zabrzmiał dziwnie łagodnie. - Wiesz przecież
jednak, że Gavin nigdy ci tych pieniędzy nie zwróci. Przez
kilka dni będzie wyrażał swą głęboką wdzięczność, po
czym nad całą tą sprawą przejdzie do porządku dziennego.
Po prostu uzna ją za niebyłą. Nie lubi pamiętać o niczym,
co przywodzi mu na myśl własne niepowodzenia.
-
To wyłącznie mój problem!
-
Niezupełnie. Za kilka miesięcy Gavin znów zacznie
stawiać na wyścigach lub grać w ruletkę. Hazard stał się już
jego drugą naturą. To choroba, lecz twój ojciec sobie tego
nie uświadamia. Woli wierzyć, że syn w każdej chwili jest
w stanie zerwać z nałogiem.
25
Skąd Brodie tak dobrze zna Gavina? - zastanawiała się zaskoczona Donna.
Gość odczekał chwilę i ciągnął dalej:
Wcześniej czy później twój brat znajdzie się znów w przymusowej sytuacji. Z konta firmy więcej już nie
weźmie, moja w tym głowa. Jeśli jednak zdefrauduje jakieś inne pieniądze, nie będzie łatwo wyciągnąć
go z opresji.
Gavin
już nigdy nie zrobi nic takiego - oświadczyła Donna. - Czy rzeczywiście sądzisz, że uda ci się
pozbyć się go z firmy? Nie zapominaj o tym, że pewnego dnia on stanie się jej właścicielem.
Nie mówiłem, że chcę usunąć Gavina. Nie dopuszczę jednak do tego, by miał dostęp do firmowych
funduszy.
Jak śmiesz w ogóle tak mówić?! Chodzi o wyłączną własność mojej rodziny! Ile razy mam ci powtarzać,
że ty jesteś jedynie pracownikiem ojca?! Jakim prawem traktujesz mego brata jak zwykłego, byle jakiego
urzędnika, przyłapanego na gorącym uczynku?!
Nie traktuję tak Gavina. Gdyby chodziło o kogoś innego, od razu zawiadomiłbym policję o popełnionym
prze
stępstwie. Sama widzisz, że z twym bratem obchodzę się zupełnie inaczej...
Gavin właściwie nie przywłaszczył sobie tych pieniędzy, przecież są one własnością... - zaczęła
niepewnie Donna.
Ojca? -
dopowiedział Brodie. - Uważasz, że Gavin postąpił uczciwie?
Nie. -
Podeszła do okna. Była świadoma, że gość uważnie taksuje ją wzrokiem, co ponownie ją
rozzłościło. Odwróciła się szybko i spojrzała na Brodie'ego. - Chcesz odsunąć Gavina od prowadzenia
spraw firmy - powiedzia-
26
ła z wyrzutem. - Dasz mu jakieś podrzędne zajęcie, a sam nadal będziesz rządził w najlepsze.
Sądzisz, że potrafiłby pokierować firmą? - Gość wzruszył ramionami. - W ciągu najdalej dwóch lat dopro-
wadziłby ją do bankructwa, a pracownicy straciliby zatrudnienie. Czy nie ma dla ciebie żadnego
znaczenia, że ci ludzie zostaną wówczas na lodzie, bez pracy i środków do życia?
Jesteś sprytny. - Donna roześmiała się gorzko. - Muszę oddać ci sprawiedliwość. I masz szczęście.
Gavin wpadł ci po prostu w ręce. Co za gratka! Nie musisz pozbywać się go z firmy, bo sam o to zadbał.
J
eśli już przelałaś na mnie całą żółć, to może przejdźmy do najważniejszej sprawy - rzekł Brodie przez
zaciśnięte zęby. - Co zrobimy z Gavinem?
- My? -
powtórzyła za nim ze złością.
Nagle mężczyzna znalazł się tuż przy niej. Cofnęła się odruchowo.
- Donno
, nie walcz ze mną - powiedział opanowanym
głosem.
-
Chciałbyś, abym zmiękła w twoich rękach.
-
Nie ukrywam, że to byłoby interesujące. - Uśmiech
nął się lekko. Widząc złość w oczach dziewczyny, zapytał
nagle: -
Co się stało? Dlaczego traktujesz mnie tak wrogo?
Czy zrobiłem ci coś złego?
Serce Donny zaczęło bić urywanym rytmem. Dlaczego nadal była pod przemożnym wpływem tego
mężczyzny? Sądziła, że czas zrobił swoje, że Brodie jest teraz dla niej tylko wrogiem, którego trzeba się
strzec. Dziś okazało się jednak, że jest inaczej. Reagowała na jego bliskość. Pamiętała rzeczy, o których
pragnęła zapomnieć.
27
-
Nie zamierzam rozmawiać o tym, co było - odrzekła,
unikając jego wzroku.
-
Ale ja chcę.
Stał tak blisko, że niemal fizycznie czuła jego dotyk.
Nic mnie to nie obchodzi. -
Zapach wody kolońskiej podziałał na nią odurzająco.
Czyżby? - Zmysłowy głos Brodie'ego sprawił, że serce Donny zaczęło bić jak szalone.
- Tracisz czas.
-
Przy tej opaleniźnie twoje włosy wyglądają jak sre
brzysty jedwab. -
Musnął lekko dłonią głowę dziewczyny.
Drgnęła jak oparzona.
- Nie dotykaj mnie!
-
Kiedyś to lubiłaś - powiedział aksamitnym głosem.
Na samo wspomnienie tego, co działo się kiedyś, serce
podeszło jej do gardła. Jakże łatwo było wierzyć czułym słowom i gestom Brodie'ego, a przecież
zachowywał się tak tylko z czystego wyrachowania.
-
Donno, czego się obawiasz? - zapytał półgłosem.
Niczego i nikogo. Nie zmieniaj tematu. Mówimy przecież o moim bracie. - Jednym zwinnym ruchem
odsu
nęła się i przeszła szybko na drugą stronę pokoju. Uginały się pod nią nogi, oddychała nierówno.
Gavin wymaga leczenia -
powiedział Brodie spokojnym głosem, gdy usiadła na krześle. - Powinien iść do
psychiatry.
Skłonność do hazardu może być objawem jakiegoś głębszego problemu.
Ma rację, pomyślała Donna. Takie rozwiązanie przychodziło jej już do głowy.
-
Kilka razy usiłowałem uprzytomnić to twemu ojcu,
ale jeśli chodzi o leczenie psychiatryczne, ma on dzie
więtnastowieczne poglądy. W żaden sposób nie dał się
28
przekonać i nasze rozmowy na ten temat za każdym razem kończyły się kłótnią. On nie uważa depresji
psychicznej za choro
bę. Może fakt, że Gavin zabrał pieniądze, wreszcie go przekona, iż mam rację.
Zwłaszcza w sytuacji, w której będzie musiał uznać syna albo za kryminalistę, albo za człowieka
chorego, wymagającego leczenia. To miałeś na myśli?
Tak. -
Brodie podszedł bliżej i usiadł na kanapie na wprost Donny. - Byłoby nalepiej, gdybyś to sama
powie
działa ojcu.
- Nie! -
wykrzyknęła odruchowo.
Jeśli oboje z nim porozmawiamy, może uda się go przekonać - ciągnął Brodie.
Dobrze wiesz, że od dwóch lat nie widziałam ojca. Nigdy nie liczył się z moim zdaniem, więc i teraz nie
będzie. Twoja opinia ma dla niego znacznie większą wartość niż moja. - Pełen goryczy głos dziewczyny
zaczął lekko drżeć. Dwa lata temu ojciec zranił ją głęboko i od tamtej pory mu tego nie wybaczyła. Jego
także omamił Brodie Fox, ale kiedy jej samej otworzyły się oczy, nie była w stanie przekonać ojca o
niegodziwości tego człowieka.
Gdyby rzeczywiście zależało ci na Gavinie, wówczas wróciłabyś ze mną do Londynu i pomogła
przekonać pana Cowleya. Niedawno miał jeszcze jeden atak i bardzo się zmienił. Staram się go nie
denerwować. Uważam, że trzeba jak najłagodniej przedstawić mu całą sprawę. Do tego ty jesteś
potrzebna.
Kamienny spokój, z jakim Brodie mówił te słowa, zaniepokoił Donnę. Wiedziała, że nigdy nie potrafił
okazy
wać żadnych uczuć i jest zdolny do najgorszych rzeczy.
-
Ojciec mnie nie posłucha!
29
-
Tak czy inaczej, powinnaś niebawem wrócić do Lon
dynu. Wygląda na to, że twój ojciec długo nie pożyje.
Ta wiadomość wstrząsnęła Donną.
Nie wiedziałam, że jest aż tak chory! Gavin nic mi wcześniej nie mówił.
Może w ogóle o tym nie wie. Pan Cowley ukrywa swój stan.
No to skąd wiesz, że źle się czuje?
Lekarz mnie ostrzegł. Po ostatnim ataku choroby.
I nie powiedziałeś o tym Gavinowi?
-
Obawiałem się, że nie udźwignie tej wiadomości
-
odrzekł spokojnie.
Donna popatrzyła na niego zaskoczona. Zdawała sobie sprawę z tego, że Brodie może mieć rację. Jak
zareagowałby Gavin? Pewnie by się załamał.
Powinieneś mnie poinformować, a ja porozmawiałabym z bratem.
Nie utrzymywaliśmy przecież żadnych kontaktów. List ode mnie podarłabyś zapewne bez czytania. A
gdybym zadzwonił, odłożyłabyś słuchawkę. Mam rację?
Och, nie bądź śmieszny! O tym, że ojciec może w każdej chwili umrzeć, powinieneś mnie zawiadomić!
Gdybym był o tym przekonany, z pewnością wezwałbym cię od razu do Londynu - odrzekł Brodie z
typową dla niego arogancją, która tak bardzo drażniła Donnę. - A więc co zamierzasz zdziałać w sprawie
Gavina? -
spytał już spokojnie. - Wracasz z nami czy też mnie pozostawiasz załatwienie tej sprawy z
waszym ojcem?
Pojadę - odrzekła niechętnie. - Ale najwcześniej w poniedziałek. Muszę uprzedzić szefa i pozałatwiać
różne sprawy.
-
Dobrze. Chętnie spędzę weekend w Paryżu. To może
30
być przyjemne. - Mężczyzna podniósł się i spojrzał na zegarek. - Zarezerwowałem pokój u Ritza, bagaże
wysłałem tam taksówką. Czas, żebym sam się pokazał.
Kiedy znaleźli się w przedpokoju, z kuchni wysunęła się głowa Gavina.
-
Zjedzmy dziś kolację we trójkę - zaproponował Brodie.
Donna rzuciła bratu niespokojne spojrzenie. Sama u-
znała, że należy przyjąć zaproszenie. Brodie będzie im potrzebny w Londynie. Nie powinna go teraz do
siebie zrażać.
-
Dziękujemy.
-
Wobec tego spotykamy się u Ritza o siódmej trzy
dzieści. Zgoda?
- Przyjdziemy -
odrzekła.
-
Nie pójdę z nim na żadną kolację! - wybuchnął Ga-
vin, gdy tylko drzwi zamknęły się za gościem. - Jedzenie
ugrzęźnie mi w gardle! O czym tak długo rozmawialiście?
Co Brodie mówił o mnie? Co chce zrobić?
Powiedział mi, że ojciec jest ciężko chory.
Przecież ci to mówiłem.
-
Brodie uważa, że w tej sytuacji powinnam wrócić do
Londynu.
Usłyszawszy te słowa, Gavin aż się rozpromienił.
-
Świetnie! Porozmawiasz z ojcem. Zawsze lepiej ci to
wychodziło niż mnie!
Gavinowi brakowało pewności siebie. Łatwo dawał się zranić. Był słaby, poddawał się wpływom, a
równocześnie nie miał poczucia własnej wartości.
Nie powinnam opuszczać Londynu, pomyślała Donna. Nie należało zostawiać Gavina zdanego na siebie.
Postąpiłam wówczas egoistycznie, ale byłam przekonana, że to jedyne wyjście.
31
Dwa lata te
mu dowiedziała się, że człowiek, którego pokochała, pragnął tylko zdobyć pozycję w firmie jej
ojca. Był to dla niej prawdziwy cios. Musiała opuścić Londyn, by ukoić ból i leczyć zranione serce.
Wyjeżdżając z domu, nie pomyślała o Gavinie, za co teraz miała do siebie pretensję. Gdyby była na
miejscu, może udałoby się odciągnąć go od hazardu.
Kiedy jedziesz? -
zapytał brat znad filiżanki świeżej kawy.
W poniedziałek. Dziś spróbuję skontaktować się z szefem i go uprzedzić.
Po rozmowie z Brodim Donna straciła apetyt. Wstała od stołu i poszła do łazienki, żeby wziąć prysznic.
Kiedy wró
ciła do kuchni, Gavin był w znacznie lepszym nastroju.
-
Pójdę nad Sekwanę i posiedzę przy kawie w okolicy
Notre Damę - oświadczył.
Donna uśmiechnęła się do brata.
- Zjemy razem l
unch? Gdzie się spotkamy?
Umówili się w Dzielnicy Łacińskiej.
Miała dużo szczęścia. Złapała telefonicznie szefa w ostatniej chwili, bo wyjeżdżał na weekend z Paryża.
Dał jej tydzień urlopu i współczuł z powodu choroby ojca.
W Paryżu Donna pracowała jako tłumaczka. Robiła przekłady artykułów z francuskiego na angielski dla
jedne
go z poczytnych międzynarodowych czasopism. Pracowała dużo, chętnie i dobrze zarabiała.
Otrzymywała także zlecenia od innych wydawców. Miała już wyrobioną markę. Wiedziała, że jej
tłumaczenia się podobają.
Szybko sprzątnęła mieszkanie, zrobiła niezbędne zakupy w pobliskich sklepikach i pojechała metrem na
spotkanie z bratem.
Gavin siedział wśród turystów, obserwując uliczne wy-
32
stępy mima. W Dzielnicy Łacińskiej jest wiele miejsc, w których można zjeść szybki lunch. Są bistra
greckie, tureckie i algierskie. Zdecydowali się na coś egzotycznego. Zjedli kus-kus i algierską słodką
potrawę z orzechów, ziarna sezamowego i miodu.
-
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego mieszkasz tak dale
ko od Dzielnicy Łacińskiej. Tutaj jest wspaniale, ciągle coś
się dzieje - powiedział Gavin podczas spaceru wzdłuż Se
kwany.
-
Bo chcę mieć spokój.
- W twojej dzielnicy jest okropnie. Nudy na pudy.
-
Skrzywił się z dezaprobatą.
-
Mamy różne gusta.
Brat nagle spoważniał i zmienił temat.
-
Źle się stało, że w ogóle wyjeżdżałaś z Londynu.
Gdybyś została w domu, moje sprawy ułożyłyby się lepiej.
Donna wsunęła rękę pod jego ramię.
Zobaczysz, wszystko się ułoży. Pod warunkiem, że przestaniesz grać.
Obiecuję - odrzekł z przekonaniem. Niestety, przyrzekał nie pierwszy raz. Poprzednio złamał słowo.
Do domu wrócili taksówką.
Gavin wyraźnie wyglądał na zmęczonego. Zaczął ziewać.
Ostatnie
dwie noce fatalnie spałem. Jestem wykończony. - Rzucił siostrze niepewne spojrzenie. - Nie
pójdę na kolację z Brodim Foxem. Dlaczego się zgodziłaś? Wiesz przecież, że ten człowiek jest naszym
wrogiem!
Wiem -
z uśmiechem odrzekła Donna. - Ale gdy wrócimy do Londynu, będzie nam potrzebna jego
pomoc.
No to idź sama - upierał się Gavin. - Muszę się wreszcie wyspać.
- Tchórzysz?
33
Brat zawsze jak ognia unikał rzeczy nieprzyjemnych. Nie odezwał się ani słowem.
Dobrze już, dobrze. - Donna westchnęła głęboko. - Idź spać. Pójdę sama.
Wytworna kolacja u Ritza osłodzi ci tę gorzką pigułkę. - Gavin wyraźnie się odprężył. Nie miał pojęcia, jak
ciężko będzie siostrze spędzić ten wieczór w towarzystwie Brodie'ego i udawać, że wykwintne potrawy
nie stają jej w gardle.
Zawsze był egoistą. Po prostu nie zwracał uwagi na to, co odczuwa jego otoczenie. Dwa lata temu na
szczęście nie zauważył, jak bardzo Donna była zakochana w Brodim. Wiedział oczywiście, że do ich
zwi
ązku dąży ojciec, ale nie miał pojęcia, co dzieje się między młodymi.
Donna włożyła koktajlową czarną sukienkę. Wiedziała, że wieczorem u Ritza zastanie wiele wytwornie
ubranych pań. Nie był to strój kosztowny, lecz wyróżniał się prostotą i elegancją. Uszyła go przyjaciółka
Marie-
Louise, która w Paryżu uczyła się haute couture. Marie-Louise pracowała jako pielęgniarka w
jednej z prywatnych klinik. Z racji tego zajęcia znała wielu ciekawych i wpływowych ludzi. Ci z nich, którzy
stali się jej przyjaciółmi, przypadli do gustu także Donnie.
Poznała Marie-Louise wkrótce po przyjeździe do Paryża w poczekalni u dentysty. Zaczęły rozmawiać.
Następnego dnia wpadły na siebie przypadkowo przed Galeries Lafa-yette. Rozbawione tym zbiegiem
okoliczności, poszły na kawę i od tamtej pory datowała się ich zażyła znajomość.
Dzięki Marie-Louise Donna szybko zaklimatyzowała się w obcym środowisku. Przyjaciółka przyjechała
do Pa
ryża do szkoły pielęgniarskiej, aby znaleźć się w pobliżu narzeczonego, który w tym czasie był
zatrudniony w jed-
34
nym z paryskich szpitali. Potem Jean-
Paul wrócił do rodzinnego Lyonu, gdzie dostał dobrą pracę, ale
Marie--
Louise pozostała nadal w stolicy, widując się z nim tylko od czasu do czasu.
Z pokoju Gavina nie dochodziły żadne odgłosy. Widocznie od razu położył się spać, pomyślała Donna.
Wzięła taksówkę, która zawiozła ją do hotelu Ritza, snobistycznego i ulubionego miejsca spotkań
majętnej śmietanki paryskiej. Brodie miał czekać w barze.
Weszła do zatłoczonego wnętrza. Na jej widok od jednego ze stolików poderwał się jakiś mężczyzna.
Zaczął machać ręką, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Donna! -
wykrzyknął. - Ca va, cherie?
- Alain! Comment allez-vous? -
Donna podeszła do
jego stolika.
Alain Roche był niskim, dość brzydkim ciemnowłosym mężczyzną o nieco wyłupiastych oczach.
Pracował jako dziennikarz w jednej z paryskich lewicujących gazet. Dzięki ogromnemu urokowi
osobistemu miał zawsze mnóstwo wielbicielek. Flirtował zapamiętale, miał ciągle nowe damy serca, ale
kiedy romans się kończył, pozostawał nadal w dobrych stosunkach ze swymi przyjaciółkami. Donna nie
była dziewczyną Alaina, lecz bardzo sobie ceniła tę znajomość. Sympatyczny dziennikarz był świetnym
kom
panem i miał zawsze ogromne poczucie humoru.
Spytał ją, co robi u Ritza. Skrzywił się słysząc, że umówiła się na kolację z innym mężczyzną i, nie
bacząc na zawistne spojrzenie siedzącej obok niego kobiety, zaprosił Donnę na szybkiego drinka.
Wymówiła się jednak i ruszyła dalej na poszukiwanie Brodie'ego. Alain poderwał się od stolika i jeszcze
przez chwilę towarzyszył jej, żartując jak zwykle. Na pożegnanie Donna ucałowała go w oba
35
policzki
i dopiero wtedy ujrzała Brodie'ego, który z wyraźną dezaprobatą obserwował całą scenę.
-
Skąd wytrzasnęłaś takiego typa? - spytał na powitanie. - Jeśli tak wyglądają wszyscy twoi francuscy
amanci, to gratuluję doskonałego gustu - dodał kąśliwie. - Choćbyś nie wiem jak go całowała, i tak nie
przemieni się w księcia z bajki.
ROZDZIAŁ TRZECI
Kolację jedli w słynnej restauracji ogrodowej Ritza. Z baru docierały dźwięki muzyki, a z sali jadalnej gwar
ożywionych rozmów. Sceneria ogrodu była nadzwyczaj romantyczna. Wśród ukwieconych klombów
wznosiły się bladoróżowe sfinksy. Wokół świec palących się na stolikach krążyły ćmy. Niebo nad
głowami rozświetlały gwiazdy. Mimo tego bajecznego wręcz otoczenia, Donna czuła się nieswojo.
- Alain jest moim serdecznym przyjacielem -
wyjaśni
ła, gdy Brodie skierował rozmowę na jej sprawy.
Wypytywał Donnę o lata spędzone w Paryżu. Starała się mówić jak najmniej. Obawiała się, że każdy,
nawet najdrobniejszy
strzępek informacji mógłby wykorzystać przeciwko niej.
- Nie masz tu nikogo? -
spytał, przyglądając się dziew
czynie uważnie.
Tego nie powiedziałam.
W ogóle niewiele powiedziałaś mi o sobie.
Czemu chcesz znać moje życie prywatne? Ty o swoim nie wspomniałeś dotychczas ani słowa.
Nie pytałaś. - Jego uśmiech napotkał kamienne spojrzenie młodej kobiety.
- Bo to mnie nie interesuje.
Kelner podał suflet. Zaczęli jeść. Okazał się wyśmienity,
37
wprost rozpływał się w ustach. Brodie sam zamówił wino. Ku zdumieniu Donny zrobił to jak prawdziwy
koneser. Wybrał gatunek doskonale nadający się do sufletu. Za to go jednak, oczywiście, nie pochwaliła.
Widzę, że Gavin nie miał ochoty na tę kolację - rzekł po chwili milczenia.
Nie miał ochoty ciebie oglądać. To precyzyjniejsze wyjaśnienie.
Wiem, że czuje do mnie urazę. Nic w tym zresztą dziwnego.
Kiedy kelner dolał wina i ponownie zostali sami przy stole, Donna uśmiechnęła się z przymusem.
-
Wiem, że ojciec ma o tobie doskonałe mniemanie.
-
I dlatego Gavin mnie nie znosi? Przecież w firmie
o nic nie rywalizujemy, chyba że jemu tak się wydaje.
Robię tylko to, co do mnie należy.
I masz wygórowane ambicje -
dodała Donna.
Czy ambicje to coś złego?
Tak, jeśli są skierowane w niewłaściwym kierunku.
Co masz na myśli? Kwestionujesz moją uczciwość?
Och, jesteś zbyt przebiegły na to, żeby pozwolić sobie na jakąkolwiek niesolidność. Nie robisz błędów.
Masz zbyt mało czysto ludzkich cech.
Co ty, do licha, chcesz przez t
o powiedzieć? Uważasz, że powinienem defraudować pieniądze, zapijać
się i zażywać narkotyki?
Nie bądź śmieszny! Doskonale wiesz, że nie o to chodzi.
A więc o co? Wolisz, jeśli mężczyzna ma słaby charakter, daje się podporządkować i pada przed tobą na
kolana?
Ponowna obecność kelnera przy stoliku sprawiła, iż Donna więcej się nie odezwała. Żałowała tylko, że jej
38 '
pierwsza w życiu kolacja u Ritza odbywała się w tak napiętej atmosferze. Jedzenie, trzeba przyznać
wyborne, musiało tu kosztować majątek. W menu cen nie było. No cóż, Brodie żył jak król, na prawo i
lewo wydając firmowe pieniądze.
Gdy pili kawę, do ogrodu wszedł Alain. Jego towarzyszka, rzuciwszy Donnie wrogie spojrzenie,
skierowała się wprost do stolika wskazanego im przez kelnera. Alain zatrzymał się jednak obok nich.
Dziewczyna przedstawiła nawzajem obu panów.
-
Czy będziesz jutro na przyjęciu? - zapytał.
Ach, u Olgi! Zupełnie o nim zapomniałam. Nie, chyba nie. W poniedziałek wyjeżdżam do Londynu.
Cest affreux! -
wykrzyknął Alain, robiąc zrozpaczoną minę. Na długo?
Chyba nie. W każdym razie przyjadę do Lyonu i tam się zobaczymy.
Alain spojrzał jej czule w oczy. Już wcześniej zauważył lodowaty wzrok Brodie'ego, więc umyślnie
zachowywał się jak amant. Z przesadną galanterią podniósł do ust dłoń dziewczyny i złożył na niej
przeciągły pocałunek.
-
Na nasz wspólny weekend będę czekał z prawdzi
wym utęsknieniem - szepnął czule. - Au revoir, moja ko
chana.
a widok grobowej m
iny Brodie'ego Donna miała ochotę roześmiać się głośno, ale w porę się
powstrzymała.
Hotel opuścili w milczeniu. Dopiero gdy portier szukał taksówki dla Donny, jej ponury towarzysz zapytał:
-
Wybierasz się na weekend z tym Francuzem?
- Tak. - Dziewczyna ob
rzuciła go niewinnym spojrze
niem. -
Na następny.
39
-
Lepiej od razu odwołaj, bo nie pojedziesz - niemal
warknął.
-
Oczywiście, że pojadę.
Właśnie w tym momencie zatrzymała się przed nimi taksówka. Portier otworzył przed Donną drzwi
samochodu. Gdy znalazła się w środku, Brodie nachylił się w jej stronę.
-
Następny weekend spędzisz w Londynie - powie
dział z naciskiem.
Udała, że nie słyszy.
-
Dziękuję za kolację - odezwała się słodkim głosem.
-
Była doskonała. Dobranoc.
Gdy taksówka ruszyła sprzed hotelu, dziewczyna zamknęła oczy. Alain specjalnie zachowywał się jak jej
amant, gdyż widział, że złości to jej towarzysza.
W Paryżu nie spotykała się z nikim szczególnym. W jej oczach żaden z poznanych tu mężczyzn nawet
się nie umywał do Brodie'ego. Nienawidziła go, lecz równocześnie nie mogła wymazać go z pamięci. Nie
potrafiła także zakochać się w nikim innym.
Następnego dnia Donna i Gavin wybrali się na lunch do małej restauracji na nabrzeżu Voltaire'a. Usiedli
przy jednym ze stolików ustawionych wprost na chodniku i obser
wowali ludzi przechadzających się nad
Sekwaną.
W tym domu zmarł Voltaire - powiedziała Donna, wskazując wzrokiem fasadę budynku, przed którym się
znajdowali.
Chciałbym mieszkać w Paryżu - odezwał się Gavin, nie zwracając uwagi na słowa siostry. - Odpowiada
mi ta atmosfera i ten rytm życia.
Och, ale przecież jest sierpień, miesiąc całkiem nietypowy. Przyjedź w listopadzie. Sam się wtedy
przekonasz, jak może być tu ponuro.
40
Ale tobie się podoba.
Tak. Uwielbiam atmosferę Paryża.
Wrócili spacerem do domu, zatrzymując się po drodze na kawę i wodę sodową. Gavin się odprężył.
Czy masz jakąś dziewczynę? - spytała Donna.
Całe stado. - Mrugnął łobuzersko do siostry.
Mam na myśli kogoś, o kim myślisz poważnie.
Wiem. Nie. W zasadzie nie. A ty? Potrząsnęła przecząco głową.
Nie zamierzam się żenić - ciągnął brat. - To okropna odpowiedzialność. Na samą myśl aż dostaję
dreszczy. Związać się na stałe z jedną kobietą? I mieć dzieci? Brr!
Szkoda, że nie odpowiada ci praca w firmie. - Donna westchnęła głęboko. - Co cię najbardziej męczy?
Czuję się tam jak w klatce - powiedział ponurym głosem. - Potwornie się nudzę. Całymi dniami siedzę
przy biurku i dyktuję listy beznadziejnej sekretarce, którą przydzielił mi Brodie. Powinnaś ją zobaczyć. Ma
mięśnie jak zapaśnik, a pod nosem małe wąsiki. Czekam, aż wyrośnie jej broda. Wkracza do mego
pok
oju jak sierżant, z notesem w ręku i pokrzykuje tak, że boję się powiedzieć, aby sobie! poszła i
zostawiła mnie w spokoju.
Biedaczka. -
Donna się roześmiała. - Wcale jej nie zazdroszczę. Nie ma z tobą łatwego życia. Mam
propozy
cję. Zainteresuj się produkcją szkła. Może to będzie ci bardziej odpowiadało.
Miałbym zacząć pracę w fabryce? Na tym pewnie zakończy się cała moja kariera. - Westchnął głośno. -
Bro
die posadzi mnie na stołku przy taśmie produkcyjnej i będzie bacznie obserwował, czy nie
wypuszczam braków. -
Przez twarz Gavina przemknął uśmiech. - Kiedy byłem
41
mały, chciałem koniecznie zostać facetem, który rozbija młotkiem odrzucone sztuki.
Firma Cowleyów była jednym z największych brytyjskich producentów wyrobów ze szkła. Należały do
niej trzy fabryki w różnych częściach kraju. Biura koordynujące wszystkie prace mieściły się w Londynie,
w nowoczes
nym, okazałym budynku w samym centrum miasta.
Niegdyś firma w całości należała do Cowleyów, ale przed sześciu laty ojciec Donny i Gavina zdecydował
się przekształcić przedsiębiorstwo w spółkę akcyjną, żeby zdobyć większy kapitał na modernizację i
rozwój produ
kcji. Otwarto wówczas następną fabrykę. Pakiet kontrolny akcji pozostał w rękach Jamesa
Cowleya. To posunięcie bardzo się opłaciło, przyniosło duże zyski. Wzrosły znacznie kapitał firmy i jej
notowania na giełdzie.
Donna popatrzyła na brata.
Od samego początku powinieneś pracować w fabryce. Masz zdolności manualne. Pamiętam modele
latawców, które kiedyś robiłeś. Były świetne.
Produkcja szkła to nie zabawa, a nawet najnowocześniejsza fabryka nie jest przyjemnym miejscem
pracy. Jedy
ne szkło, jakie chciałbym wytwarzać, to... - Gavin wzruszył ramionami. - Kogo to zresztą
może obchodzić?
-
Mnie! Co chciałeś powiedzieć? - zapytała.
Wchodzili już do domu. Gavin zatrzymał się na scho
dach w połowie drogi. Był zadyszany.
-
Jak możesz mieszkać tak wysoko!
-
Na niższych piętrach lokale są droższe. Z moich okien
mam za to ładniejszy widok. I większy spokój w nocy.
Przy herbacie Donna wróciła do przerwanej rozmowy.
-
Gdy wchodziliśmy do domu, zacząłeś coś mówić
o szkle, jakie chciałbyś robić.
42
Zabawa w chowanego
-
Nie znoszę zautomatyzowanej produkcji, ale zawsze
fascynowało mnie ręczne dmuchanie szkła.
-
Mówiłeś ojcu, że to cię interesuje?
-
Tak. Już jako szczeniak, kiedy miałem czternaście lat.
Ale z miejsca mnie obrugał. Powiedział, że ręczne wytwa
rzanie szkła to zabawa dla amatorów, a ja mam się nauczyć
zarządzania firmą i nie myśleć o żadnych głupotach.
No i co? Poddałeś się od razu?
Na pewno nic by z tego nie wyszło.
Jesteś urodzonym pesymistą.
Raczej realistą.
Zadzwonił telefon. Donna podniosła słuchawkę i usłyszała głos Brodie'ego:
-
Mamy samolot jutro o dziesiątej. Cały dzień nie było
cię w domu. Co robiłaś?
-
Pokazywałam Gavinowi Paryż.
Pokaż mi go dziś wieczorem. Pójdźmy na spacer nad Sekwanę. Jest piękny księżyc.
Powinnam wc
ześniej się położyć przed jutrzejszym wyjazdem.
Tchórzysz -
powiedział miękkim głosem i nie usiłował dłużej jej namawiać.
Gdy odłożyła słuchawkę, zaczęła żałować swojej decyzji. Wieczór był upojny. Wsiedliby na stateczek i
popłynęli Sekwaną pod mostami, obserwując srebrzystą wodę, nabrzeża i światła Paryża. Westchnęła.
Może jednak lepiej się stało, że odmówiła. Jutro czeka ją ciężki dzień. Od dwóch lat po raz pierwszy
zobaczy się z ojcem.
Następnego ranka Brodie podjechał po nich taksówką i w trójkę udali się na lotnisko. Po odprawie celnej
usie
dli przy kawie. Rozmowa jakoś się nie kleiła. Gavin był ponury. Wracał do domu pod eskortą, jak
chłopak przyła-
43
pany na wagarach. Zły nastrój brata udzielił się także Donnie.
Padało, kiedy wylądowali na Heathrow. Wsiedli do samochodu zostawionego przez Brodie'ego na
lotnisku i ru
szyli na północny wschód. James Cowley mieszkał w pobliżu Saffiron Walden. Miał także
apartament w centrum Londynu, z którego czasami korzystał, gdy w mieście zatrzymywały go do późna
jakieś sprawy i nie chciał po nocy wracać do Essex.
Minęli ostatnie przedmieścia Londynu. Wokół drogi roztaczał się teraz typowo wiejski krajobraz. Deszcz
ustał, a na niebie ukazała się przepiękna tęcza.
Brodie przerwał milczenie.
-
Jak się czujesz, wracając do domu? - zapytał Donnę.
Dziwnie. Tak, jakbym szła do dentysty. Czy ojciec wie, że przyjeżdżamy?
Nie. Nic mu nie mówiłem, bo nie wiedziałem, czy uda mi się sprowadzić Gavina do domu.
Bałeś się, że wymknie się po drodze?
Przeszło mi to przez myśl.
Dlatego chciałeś, abym wracała z wami?
To jeden z powodów.
A inny?
Powiem ci, gdy będziemy sami.
-
Nie zostanę długo. Słyszałeś przecież, że za tydzień
muszę już być w Lyonie.
Brodie spoważniał i zacisnął usta.
Nie wierzę, że romansujesz z tym okropnym Francuzem.
Dopiero mam zamiar. -
Kłamstwo przyszło Donnie z dużą trudnością.
- Nie zrobisz tego -
warknął w odpowiedzi.
44
Ostry ton jego głosu sprawił, że dziewczyna się najeżyła.
-
Ja o tym decyduję - odparła kategorycznie.
To się jeszcze okaże. - Skręcił w podjazd pod dom. - Nie pozwolę ci wyjechać.
Jakim prawem? Mam ciebie prosić o zezwolenie? To, z kim sypiam, jest wyłącznie moją sprawą.
Ze zgrzytem opon zahamował przed domem. Na jego twarzy malowała się wściekłość. W takim stanie
Donna jeszcze nigdy go nie widziała. Przez chwilę miała wrażenie, iż zaraz ją uderzy.
Wysiadł z wozu i trzasnął drzwiami, aż zadźwięczały szyby.
-
Co go ugryzło? - zapytał zaskoczony Gavin.
Dziewczyna zauważyła, że brat jest bardzo blady.
Uśmiechnęła się, próbując go uspokoić.
Wysiadaj, wejdziemy razem. Brodie powiedział mi, że ojciec o niczym nie wie. Ty milcz, ja sama
wszystko mu wyjaśnię.
Nie potrafiłbym, nawet gdybym chciał - jęknął Ga-vin. - Całą drogę z Heathrow zastanawiałem się, co
mam mówić.
Zostaw to mnie. -
Bała się, że nawet teraz brat może zrejterować.
Dogonili Brodie'ego, który właśnie dzwonił do drzwi. Otworzyła je pani Eyre, gospodyni ojca. Popatrzyła
zdu
miona na Donnę.
Wielkie nieba! -
wykrzyknęła.
Dzień dobry pani - przywitała ją dziewczyna.
-
Twój ojciec nic nie mówił, że przyjedziesz. Widocz
nie zapomniał mnie poinformować. Jesteś opalona i zjaś-
niały ci włosy. We Francji musi być gorąco. Zmieniłaś się.
Tyle czasu... Miło widzieć cię znowu. Wchodź, nie może-
45
my przecież stać tu w nieskończoność. Ojciec z pewnością niecierpliwi się i chce cię zobaczyć.
Donna wcale nie była tego pewna. Brodie zdążył przynieść bagaże z samochodu. Napotkała jego
ironiczny wzrok.
Słysząc ożywiony ruch w holu, James Cowley wyszedł z gabinetu.
-
Pani Eyre! A cóż to za hałasy?! Ile razy mówiłem
pani, że w takich warunkach nie mogę pracować! - Jego
wzrok zatrzymał się nagle na postaci córki. - Donna? - po
wiedział zduszonym głosem, jakby nie wierząc własnym
oczom.
Dziewczyna popatrzyła na ojca ze ściśniętym gardłem. Ogromnie się postarzał. Miał zupełnie siwe włosy,
a na wychudłej i pooranej zmarszczkami twarzy zapadnięte głęboko oczy. Wyglądał na ciężko chorego.
Tak bardzo się zmienił, że na pewno nie rozpoznałaby ojca od razu, widząc go z daleka.
-
Dzień dobry - powiedziała cicho i podeszła bliżej.
-
Wróciłaś do domu? - zapytał drżącym głosem, a oczy
mu zwilgotniały.
Nigdy jeszcze nie widziała, by ojciec okazywał jakieś uczucia. Bardzo się zmienił. Brodie mówił prawdę.
Ten chory człowiek nie ma przed sobą zbyt długiego życia, pomyślała ze ściśniętym sercem. Wzruszona
serdecznym powitaniem, zagryzła wargi. Nie wiedziała, jak się zachować. Do tej pory ojciec był dla niej
kimś zupełnie obcym. Spojrzała mimo woli na Brodie'ego, jakby u niego szukając wsparcia.
-
Przywiozłem Donnę z Paryża - powiedział, od
czytując jej myśli i postawił na podłodze przyniesione wa
lizki.
46
James Cowley popatrzył na niego.
-
Ty ją przywiozłeś? - Nagle na jego wymizerowanej
twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Objął mocno córkę
i przytulil do siebie. Nigdy przedtem tak się nie zachowy
wał. - To wspaniała wiadomość! Czemu trzymałeś ją w se
krecie? Zresztą nieważne. Jestem taki szczęśliwy, mogąc
widzieć w razem!
Donna zesztywniała. Ojciec wyciągał fałszywe wnioski. Spojrzała surowo na Brodie'ego, nakłaniając go
wzrokiem, żeby wyjaśnił powstałe nieporozumienie.
A więc kiedy... - zaczął Cowley, lecz gwałtownie urwał, niemogąc złapać oddechu. Brodie podbiegł do
nie
go i podtrzymał w ostatniej chwili, gdyż starszy pan osuwał się nazietnię. Wziął bezwładnego na ręce,
zaniósł do salonu i ułożył na kanapie.
Pani Eyre, proszę wezwać karetkę. Donno, w górnej szufladziebiurka ojca są tabletki. Gavinie, przynieś
szklan
kę wody. Czego jeszcze stoisz? Szybciej! Szybciej!
Trzymając fiolkę w ręku i zamykając szufladę, Donna zobaczyła na biurku swoje oprawione zdjęcie.
Miała na nim jedenaście lat, piegi na nosie i szczerbę między zębami. Jeszczeraz coś ścisnęło ją za
gardło. Wróciła szybko do ojca.
Brodiewyjął dwie tabletki, delikatnie uniósł głowę leżącego i podsunął szklankę z wodą, by chory mógł je
prze
łknąć. Wiedział, co robić. Nie stracił głowy. Donna nienawidziła go, lecz instynktownie wyczuwają, że
w krytycz
nych chwilach może na nim polegać.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Donna spędziła całą noc w poczekalni szpitalnej. Dopiero nad ranem zmożył ją sen. Kiedy Brodie dotknął
lekko jej ramienia, obudziła się i nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała wokoło. W pierwszej chwili nie
wiedziała, gdzie się znajduje. Nie pamiętała wydarzeń ostatniego wieczoru. Oprzytomniała po kilku
sekundach. Na myśl o ojcu krew odpłynęła jej z twarzy.
- Co z nim? -
spytała zbielałymi wargami.
-
Zasnął - szybko uspokoił ją Brodie. - Lekarz twier
dzi, że sytuacja jest opanowana.
Odetchnęła z prawdziwą ulgą. Przez wiele godzin była w pełni świadoma, że tuż obok toczy się walka o
życie ojca.
-
Nie ma sensu dłużej tu czekać. I tak nie pozwolą go
zobaczyć. Odwiozę cię do domu - powiedział Brodie.
- Do domu? -
powtórzyła niezbyt przytomnie.
- Tak. -
Mężczyzna spojrzał na nią uważnie. - Musisz
zjeść jakieś śniadanie, a potem się przespać. Już robi się dzień.
Donna nawet nie zauważyła, kiedy pokój wypełnił się szarym światłem wczesnego poranka. Musiałam
zasnąć, pomyślała. Nagle przypomniała sobie o bracie.
Gdzie Gavin? -
Zaniepokojona rozejrzała się po poczekalni. Przesiedział tu z nią całą noc, ale teraz go
nie było.
Wyszedł przed godziną, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Powiedział, że wróci do domu taksówką.
48
-
Pozwoliłeś mu wyjść? - spytała dziewczyna. Ogarnął
ją niepokój.
Nie jestem jego strażnikiem - odrzekł Brodie.
Co będzie, jeśli znów zwieje?
Gdy ojciec jest chory? Sądzę, że teraz nie ucieknie. Donna wcale nie była tego pewna. Dobrze znała
brata
i wiedziała, że zdenerwowany potrafi robić różne dziwne rzeczy.
-
Gavina stać na wszystko - odrzekła, kiedy oboje wy
chodzili z poczekalni.
Szpital zaczynał powoli tętnić życiem. Słychać było brzęk naczyń, odgłosy przejeżdżających wózków i
szybkie kroki pielęgniarek na korytarzach. Z otwartych pokoi dochodziły głosy budzących się pacjentów.
Gdy Donna i Bro-
die, kierując się do wyjścia, znaleźli się na parterze, owionęły ich intensywne kuchenne
zapachy.
Dziewczyna poczuła skurcz żołądka. Była głodna, mimo to jednak na myśl o jedzeniu zrobiło się jej
niedobrze.
Dopiero w samochodzie, gdy opuścili teren szpitala, spojrzała na Brodie'ego. Na twarzy miał widoczny
zarost. Nie golił się od poprzedniego ranka.
-
Wyglądasz jak ponury drab - powiedziała z nutką
złośliwości.
Dlaczego?
Nie jesteś ogolony.
Spojrzał we wsteczne lusterko, skrzywił się na widok swej twarzy i przeciągnął dłonią po szorstkiej
brodzie.
Fakt -
uśmiechnął się. - A wiesz, jak ty wyglądasz?
Nie i wolę nie wiedzieć.
-
Słusznie. Oboje jesteśmy wykończeni i wyglądamy
okropnie po nie przespanej nocy.
W odpowiedzi westchnęła. Brodie dotknął lekko ręką jej
49
kolana. Skrzywiła się z niechęcią. Widząc to cofnął szybko dłoń.
Resztę drogi przejechali w zupełnym milczeniu.
Zatrzymali się przed domem.
Drzwi otworzyła pani Eyre.
-
Jak się czuje pan James? - zapytała nerwowo.
Jakoś się trzyma, tak mówią lekarze. Na szczęście, tym razem atak nie był bardzo groźny.
Dzięki Bogu. - Gospodyni spojrzała na Donnę. - Jesteś zmęczona. Powinnaś od razu się położyć.
-
Najpierw musimy zjeść śniadanie - wtrącił Brodie.
-
Nie jestem głodna - zaprotestowała Donna.
Nie zważał na jej słowa.
-
Prosimy o kawę, grzanki i jajka na miękko. Może
jeszcze sok lub pomarańcze.
Gdy pani Eyre wyszła do kuchni, Donna zwróciła się do niego:
Nie zamierzam jeść. Nie będę w stanie nic przełknąć po takiej nocy.
Spróbuj. Może lepiej się poczujesz. Napij się przynajmniej mleka i zjedz ze dwa plasterki pomarańczy.
Przesta
niesz mieć wówczas to okropne ssanie w żołądku.
Skąd wie tak dobrze, jak ja się czuję? Donna popatrzyła na niego spod oka. Zbyt dobrze wyczuwał, co
się z nią dzieje, a to napawało niepokojem.
-
Jeśli coś przegryziesz, będzie ci łatwiej zasnąć. - Ru
chem ręki Brodie wskazał drzwi łazienki znajdującej się na
parterze. -
Umyj twarz i ręce, a potem przyjdź do saloniku.
Spojrzała na niego i spokojnie spytała:
-
Puszczasz mnie samą? Nie chcesz dopilnować, czy
porządnie myję uszy?
Nie czekając na odpowiedź poszła do łazienki i odkręci-
50
ła kurki. Przemyła twarz i oczy. Chłodna woda trochę ją orzeźwiła. Donna machnęła ręką na makijaż.
Przeczesała tylko włosy.
Brodie czekał na nią w saloniku. Było to niewielkie pomieszczenie. Promienie porannego słońca
tańczące na jasnozielonych ścianach sprawiały, że wyglądało ono wesoło i sympatycznie.
Mężczyzna stał przy oknie i patrzył na zieleń otaczającą dom.
Donna wzięła do ręki poranną gazetę i bez większego zainteresowania przejrzała nagłówki. Nic jej nie
ciekawiło. Obawa o ojca i fizyczne wyczerpanie zrobiły swoje. Czuła się fatalnie. Wyobcowana, jakby
odizolowana od otoczenia.
-
Obawiałam się, że umrze -powiedziała nagle.
Brodie spojrzał na nią i uśmiechnął się ciepło.
- Wiem. Ale twój ojciec jest urodzonym wojownikiem.
Nie chce umierać. Najważniejsze to mieć po co żyć. On
teraz ma.
Dziewczyna prawie nie słyszała jego słów. Zauważyła tylko, że musiał się ogolić, gdy była w łazience.
Miał gładką skórę. Wpadające do pokoju promienie słońca oświetlały czoło, uwypuklały kości policzkowe
i mocno zarysowa
ną szczękę. Widok ten poruszył zmysły Donny. Własna reakcja na jego bliskość
wprawiła ją w zakłopotanie.
O czym mówisz? Co masz na myśli? - rzuciła wyzywająco.
Walczy o życie, bo chce się doczekać pierwszego wnuka - odrzekł żartobliwym tonem. Wydawał się
rozbawiony.
Och! -
Donna poczuła nagle, jak krew uderza jej do głowy. Zupełnie zapomniała o tym, co działo się w
do-
i
ZABAWA W CHOWANEGO 51
mu tuż przed atakiem ojca. Teraz wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Purpurowa na twarzy, zacisnęła
kurczowo dłonie.
Skąd przyszedł ojcu do głowy taki idiotyzm? Powiedziałeś mu, że mnie przywieziesz? A może także to, iż
zamierzamy się pobrać?
Nie byliśmy w kontakcie od chwili mego wyjazdu do Paryża. Widocznie James po prostu tak sobie
wyobraził twą przyszłość. Że stanie się to, na czym tak bardzo od dawna mu zależało. - Brodie nadal
wydawał się nieco ubawiony całą tą rozmową.
Dziewczyna poczuła się urażona.
Czemu nie powiedziałeś ojcu, że to nie jest prawda?
A dlaczego s
ama tego nie zrobiłaś?
Bo aż mnie zatkało!
-
Mnie też - odparł, przybierając niezwykle poważny
wyraz twarzy.
Donna wpadła w prawdziwą furię.
-
Kłamiesz! Uważałeś to za świetny żart! - Popatrzyła
na niego złym wzrokiem i wycedziła przez zaciśnięte zęby:
- R
obiąc ten idiotyczny dowcip, wprowadziłeś ojca
w błąd. Jak, na Boga, teraz mu powiemy, że to, co sobie
wymyślił, jest nieprawdą?
- Nie powiemy -
odrzekł stanowczym głosem.
Dziewczyna zamilkła. Zastanawiała się nad ostatnimi
słowami Brodie'ego.
Do pokoju we
szła pani Eyre. Postawiła na stole śniadanie.
-
Jajka będą za chwilę - powiedziała wychodząc.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za gospodynią, Donna
wybuchnęła:
-
Co to ma znaczyć? Oczywiście, wszystko od razu
52
wyjaśnimy! Przecież wcześniej czy później ojciec dowie się prawdy.
-
Taka wiadomość mogłaby wywołać następny atak
-
oświadczył spokojnie Brodie zasiadając do stołu. Nalał
z dzbanka soku pomarańczowego z lodem do dwóch szkla
nek.
-
Musimy ojcu powiedzieć - nalegała Donna.
-
I wziąć na siebie odpowiedzialność za jego samopo
czucie? -
Wziął grzankę, posmarował starannie masłem
i upił łyk soku.
Całe zmęczenie podróżą i przeżyciami ostatnich dwudziestu czterech godzin spowodowało, że dopiero
teraz do świadomości dziewczyny zaczęła docierać myśl, iż znalazła się w sytuacji bez wyjścia. W
prawdziwej pułapce.
Opatia się plecami na krześle i zagryzła wargi.
Ale wcześniej czy później i tak się dowie... - powtórzyła powoli.
Później, bo w żadnym razie nie teraz. - Brodie zabrał się spokojnie do jedzenia grzanki. Wyglądało na to,
że uznał dyskusję za wyczerpaną.
Jego niewzruszona mina doprowadzała Donnę do szaleństwa. Nie brał wcale pod uwagę tego, co ona
czuje. Pod wpływem zdenerwowania pojawiły się jej przed oczyma czerwone plamy.
-
Jeśli myślisz, że będę cokolwiek udawała, to się grubo
mylisz! -
wycedziła. Wstała od stołu i ruszyła do wyjścia.
W drzwiach ukazała się właśnie pani Eyre z tacą w ręku. Zdumiona popatrzyła na Donnę.
-
Przyniosłam ci jajka - powiedziała łagodnym, uspo
kajającym głosem. Takim, jakim mówi się do dziecka.
Dziewczyna usiadła przy stole i podziękowała.
Do chwili wyjścia gospodyni w pokoju panowało mil-
53
czenie. Donna nie podnosiła wzroku znad talerza. Ścięła czubek jajka i jadła je machinalnie, nie czując
smaku-
Po chwili, z nadal opuszczoną głową, zapytała:
-
Co zamierzasz zrobić w sprawie tych pieniędzy, które
zabrał Gavin? Mówiłeś, że zanim zjawią się rewidenci, cała
suma musi być już w banku.
- I tam jest.
-
Jak to się stało? Skąd się wzięła? - spytała zdumiona,
podnosząc wzrok na Brodie'ego.
Dolał kawy do obu filiżanek i oświadczył beznamiętnym głosem:
-
Uzupełniłem konto jeszcze przed wyjazdem do Pary
ża. - Mówił tak spokojnie, jakby relacjonował prognozę
pogody.
Oczy Donny zrobiły się ogromne, a jej twarz poczerwie-niała ze złości.
-
Coś nie tak? - zapytał z udanym zainteresowaniem.
Mówis
z, że włożyłeś pieniądze na konto przed wyjazdem do Francji?
Zacznij jeść drugie jajko, bo wystygnie - poradził spokojnie.
-
A więc kłamałeś!
Zrobisz dużą przykrość pani Eyre, jeśli zostawisz na talerzu to, co ci przygotowała.
Dlaczego nie powiedziałeś o tym Gavinowi? Dlaczego przez cały czas udawałeś? Utrzymywałeś nas w
przeko
naniu, że pieniędzy nie ma na koncie! Dlaczego?
Jest już zupełnie zimne - stwierdził Brodie, smarując masłem drugą grzankę.
Donna zerwała się z krzesła.
-
Przestań wreszcie bawić się ze mną w kotka i mysz
kę! Odpowiedz na moje pytanie! - wykrzyknęła.
54
Mężczyzna powoli odłożył grzankę na talerzyk i, nie spiesząc się, wytarł palce w serwetkę.
-
Lepiej idź do łóżka i dobrze się wyśpij. Jesteś wykoń
czona.
- Odpowiadaj!
Poprawił się na krześle i bez cienia uśmiechu popatrzył na dziewczynę.
Kiedy tylko się zorientowałem, że Gavin zdefraudo-wał pieniądze, z mojego prywatnego rachunku
przelałem na konto twego ojca identyczną sumę. Gdybym od razu powiedział o tym Gavinowi, myślisz,
że by się w ogóle przejął tą całą sprawą? Trzeba było dać mu nauczkę. Chciałem nim potrząsnąć,
zmusić do zastanowienia się nad tym, co robi. Musi wreszcie zacząć ponosić odpowiedzialność za swoje
czyny. A właściwie dlaczego miałby bezkarnie brać cudze pieniądze? Dopuszczenie do tego byłoby z
mo
jej strony dalszą demoralizacją tego niepoważnego człowieka.
A więc dlaczego brakujące pieniądze zastąpiłeś na koncie swoimi? - zapytała Donna.
Nie chciałem dopuścić do tego, by James został uwikłany w publiczny skandal.
Nie masz żadnego prawa wtrącać się do życia mojej rodziny ani nami dyrygować! Tu i tam załatwiasz za
nas różne sprawy, wydajesz polecenia Gavinowi, a mnie zmuszasz do działań, na które nie mam ochoty.
Dlaczego uzur
pujesz sobie prawo do takiej ingerencji w nasze życie? Co ty sobie, do diabła, właściwie
wyobrażasz? Za kogo się masz?
Jesteś zmęczona, połóż się do łóżka. - Brodie wstał od stołu. Z jego okazałej postaci oprócz pewności
siebie emanował autorytet.
55
-
Przestań mi wreszcie rozkazywać! - Donna nie posia
dała się ze złości.
-
Nie bądź uparta.
-
Zrobię to, co mi się podoba. Nie będę tańczyć, jak ty
mi zagrasz.
-
Czyżby?
Brodie podszedł bliżej. Dziewczyna poczuła się nagle bardzo niepewnie. Czasami ten mężczyzna za
bardzo przy
pominał jej ojca. Miał jego upór, chłód i pewność siebie.
Wszystko ma być natychmiast wyjaśnione! - Popatrzyła na Brodie'ego rozszerzonymi ze złości oczami. -
Nawet nie próbuj mną manipulować! Nie będę udawała, że do siebie wróciliśmy. W to mnie nie
wmanewrujesz!
Jaka jest więc twoja propozycja? Mamy iść do szpitala i uświadomić Jamesowi, że opacznie zrozumiał
twój przyjazd do do
mu i że się nie pogodziliśmy? - zapytał rzeczowym tonem.
Donna wiedziała, że Brodie ma rację. Takie rozwiązanie było, oczywiście, nie do przyjęcia ze względu na
ciężki stan zdrowia ojca. Ryzyko byłoby zbyt duże.
-
Chętnie udusiłabym cię teraz gołymi rękami! - wy
krzyknęła zdławionym głosem.
Niebieskie oczy Brodie'ego nagle ożyły. Jedną ręką objął ją wpół i przerzucił sobie przez plecy.
-
Puść mnie!
Nie zwracając uwagi na dalsze krzyki, wyniósł szybko dziewczynę z pokoju.
W holu natknęli się na panią Eyre. Patrzyła skonsternowana na szamocącą się Donnę.
-
Niosę ją do łóżka, bo kiepsko się czuje - wyjaśnił
śmiejąc się Brodie.
-
Czy przynieść do łóżka butelkę z gorącą wodą? - spy-
5(5
tała gospodyni. - A może szklankę ciepłego mleka? Czy mogę w czymś pomóc?
-
Dziękuję, dam sobie radę - odrzekł, wchodząc na
schody. Z zainteresowaniem obserwował zaciętą minę
Donny.
Kiedy znaleźli się poza zasięgiem wzroku i słuchu gospodyni, dziewczyna wycedziła przez zaciśnięte
zęby:
-
Przysięgam, że pewnego dnia zapłacisz mi za to.
- Tak. Pewnego dnia -
powiedział niemal szeptem.
Odniosła nieprzeparte wrażenie, że Brodie ma na myśli
zupełnie coś innego niż ona.
Położył Donnę na łóżku w jej dawnej sypialni. Usiadł tuż obok, nachylił się i przycisnął rozłożone ramiona
dziewczyny do poduszki. Zbliżył głowę do jej twarzy.
Zostaw mnie i natychmiast stąd wyjdź - poleciła szorstkim tonem, unikając jego wzroku.
Nie chcesz, żebym pomógł ci się rozebrać? - zapytał z kpiną w głosie.
Dotknij mnie choć jednym palcem, a popamiętasz. - Spostrzegła ironiczny Uśmiech na jego twarzy.
Postano
wiła zamilknąć.
Donno, o co chodzi? Dlaczego tak bardzo niepokoi cię moja obecność w sypialni? - Utkwił wzrok w jej
szyi.
Próbowała powstrzymać gwałtowne bicie serca. Jej reakcja na bliskość tego mężczyzny nie byłaby tak
groźna, gdyby tylko potrafiła opanować się dostatecznie.
Pani Eyre byłaby zgorszona - odrzekła, siląc się na spokój.
Bardzo w to wątpię. Oboje jesteśmy przecież dorosłymi ludźmi. A ponadto pani Eyre odniosła identyczne
wra
żenie jak twój ojciec.
-
Zaraz powiem jej prawdę!
57
Nie powiesz. Prawdę najpierw musi poznać James. Pani Eyre mogłaby się przy nim wygadać, a do tego
prze
cież nie możemy dopuścić.
To wszystko posunęło się już stanowczo za daleko - powiedziała rozgoryczona Donna. Usiłowała
podnieść się z łóżka, ale siedzący obok Brodie nadal ją przytrzymywał. - Zostaw mnie wreszcie w
spokoju! -
wykrzyknęła.
Jego obecność była odurzająca. Usta Brodie'ego znajdowały się zbyt blisko jej twarzy. Jeden rzut oka na
jego wargi sprawił, że serce Donny zaczęło znów bić jak szalone.
Pani Eyre opowie
o tym sąsiadom i znajomym. Ani się obejrzę, a anons o ślubie znajdzie się w gazetach.
Masz zbyt bujną wyobraźnię - uspokajał ją, ale wesołe błyski w jego oczach dobitnie świadczyły o tym, że
po
wstała sytuacja niezmiernie go bawi.
Dziewczyna zaczęła się denerwować.
Czy możesz mnie wreszcie puścić? - spytała, ponownie próbując uwolnić ramiona z silnego uścisku. - To
boli. Zrobiłeś mi siniaki.
Gdzie? Niech zobaczę. - Z zafrasowaną miną zaczął odpinać guziki jej bluzki.
Miała już tego dość.
-
Wychodź stąd. Natychmiast!
Wyprostował się, lecz nadal siedział na łóżku. Przeczesał ręką zwichrzone włosy.
-
Nie denerwuj się. Już sobie idę. Powiem pani Eyre,
żeby cię nie budziła. O ojca się nie martw. Będę w stałym
kontakcie ze szpitalem. Jeśli usłyszę coś nowego, zjawię się
i sam ci przekażę wiadomość.
-
Nie pójdziesz spać? - spytała.
58
Wiedziała, że całą noc był na nogach. Trzymał się doskonale, znacznie lepiej niż ona. Nie okazywał
zmęczenia.
-
Trochę się teraz zdrzemnę, ale za jakąś godzinę muszę
jechać do biura. Dzisiaj zaczyna się doroczna rewizja ksiąg.
Donna nagle pobladła.
Och, zupełnie o tym zapomniałam! Jesteś pewny, że wszystko będzie w porządku?
Tak. Podjęcia pieniędzy z konta twego ojca na tak krótki czas z pewnością nikt nie zakwestionuje.
Prywatne rachunki bankowe są właśnie po to, żeby móc szybko dysponować niezbędnymi funduszami,
bez formalności, które towarzyszą operacjom dokonywanym z konta firmy. Bądź spokojna. Tak długo, jak
sałdo się zgadza, a wpływy i wydatki są poprawnie zaksięgowane, nie będzie żadnych problemów.
Zachowałeś się okropnie. Mogłeś mi o tym wszystkim powiedzieć w Paryżu. A tak zamartwiałam się
przez cały czas o Gavina - warknęła Donna.
-
Gdybym to zrobił, czy wróciłabyś ze mną do domu?
Leżała na łóżku z włosami rozrzuconymi na poduszce.
Z ponurą miną popatrzyła na niego.
- Nie!
Wzruszył ramionami.
-
Tak właśnie przypuszczałem.
Jesteś nikczemnikiem - cicho powiedziała drżącym głosem.
Miałem ważne powody, by ściągnąć cię tutaj. - Rozluźnił krawat. Donna zesztywniała. Obserwowała go
uważnie.
Byłam potrzebna po to, aby namówić ojca, żeby wysłał Gavina do psychiatry? Mówiłeś, że na tym ci
zależy.
Dlaczego rozwiązuje krawat i rozpina kołnierzyk? - za-
59
stanawiała się Donna. Nie miała odwagi go o to zapytać, bo gdyby tylko dotknął ją znów choćby jednym
palcem, pod
niosłaby taki krzyk, że nie tylko pani Eyre, lecz także wszyscy sąsiedzi przybiegliby
zobaczyć, co się dzieje.
Tak. To był jeden z ważnych powodów - przytaknął. Rozpiął do końca koszulę.
Co robisz?! -
wykrzyknęła, gotowa w każdej chwili wyskoczyć z łóżka, gdyby tylko zbliżył się do niej.
Zaraz zrobię sobie kąpiel - wyjaśnił. Wstał i dopiero teraz zauważył przerażone spojrzenie dziewczyny. -
Co ci przyszło do głowy? Sądziłaś, że co zrobię?
Och, wynoś się wreszcie! - Rzuciła w niego poduszką.
Brodie opuścił pokój z uśmiechem na twarzy. Donna szybko wyskoczyła z łóżka, podbiegła do drzwi i
zamknęła je na klucz.
Rozbierając się dyszała ze złości. Powinna się domyślić, że on coś kombinuje. Okłamał zarówno ją, jak i
brata. Z premedytacją rozgrywał własne sprawy i posłużył się Gawinem, żeby zaciągnąć ją w pułapkę.
Od pierwszej chwili, gdy zobacz
yła go w Paryżu, miała się na baczności. Wiedziała, że Brodie'emu ufać
nie można. Na nic to się jednak nie zdało. Dała się mu omotać, uwierzyła w kłamstwa.
Jota w jotę powtórzyła się sytuacja sprzed dwóch lat. Wówczas też ją oszukał, w taki sam sposób.
Al
e o co teraz mogło mu chodzić? Donna nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. I nagle przyszła
jej do głowy ta niedorzeczna myśl.
- Och, nie, tylko nie to! -
szepnęła. - Nie mógłby...
Czyżby nadal chciał namówić ją, żeby wyszła za niego
za mąż? Nie, to nieprawdopodobne!
60
Dwa lata temu dała Brodie'emu wyraźnie do zrozumienia, że nigdy nie zostanie jego żoną. W żaden
sposób nie mógł przecież zapomnieć o tym, co mu powiedziała. Tak ostre słowa, jakie wówczas usłyszał,
pamięta się do końca życia! Po tym, co stało się między nimi, musiał przecież wiedzieć, że wszystko
skończone i że ona nigdy do niego nie wróci.
Podeszła do wysokiej staroświeckiej komody, żeby wyjąć nocną koszulę. Pani Eyre zdążyła już
rozpakować jej bagaże. Ubrania powiesiła w szafie, a bieliznę ułożyła w szufladach. Donna wyciągnęła
białą bawełnianą koszulkę. Zaczęła wkładać ją przez głowę, gdy nagle w wysokim lustrze stojącym w
kącie pokoju ujrzała swoje odbicie.
Zobaczyła stwardniałe, sterczące sutki. Odcinały się wyraźnie od jasnej skóry piersi. Z westchnieniem
zamknęła oczy. Była podniecona. Przenikał ją dreszcz pożądania.
Brodie dobrze wiedział, co robi. Musiał dostrzec, jakie wywarł na niej wrażenie, kiedy tak siedział obok na
łóżku, przytrzymując za ramiona. Zimnymi, niebieskimi oczyma uważnie ją obserwował. Zauważył jej
reakcję.
Nienawidziła go i pogardzała nim, ale nie potrafiła się wyzwolić spod wpływu tego mężczyzny.
Przekonywała samą siebie, że wyleczyła się z miłości, że były narzeczony nic już dla niej nie znaczy.
Wreszcie, po dwóch latach, w to uwierzyła. I co? Okazało się, że oszukiwała samą siebie. Bo kiedy tylko
ujrzała Brodie'ego w drzwiach swego mieszkania w Paryżu, w okamgnieniu wróciło całe uczucie, a lata
rozstania przestały się liczyć.
Kilka minut temu, gdy siedział tak blisko, usiłowała ukryć wrażenie, jakie na niej wywierał. Był jednak zbyt
spostrzegawczy, by nie zauważyć, że nadal ją podnieca. Z pewnością odkrył jej tajone emocje.
61
Kiedy rozmawiali, dał jej jednoznacznie do zrozumienia, że Gavin nigdy nie stanie na czele firmy Jamesa
Cow-
leya. Było jednak oczywiste, że udziały ojca odziedziczy rodzeństwo i w jego rękach znajdzie się
pakiet kontrolny akcji. Akcji, na których Brodie'emu tak bardzo zależy. Bez nich jego pozycja w firmie
miałaby niezmiernie kruche podstawy. Gdyby ojca zabrakło, Gavin i Donna w każdej chwili mogliby się
go bez trudu poz
być.
Wciągnęła nocną koszulę i objęła dłońmi rozpaloną twarz. Była niemal tak zrozpaczona powstałą
sytuacją, jak dwa lata temu, kiedy to odkryła, jak złym i przewrotnym człowiekiem jest Brodie Fox.
Mieli się właśnie zaręczyć, gdy na przyjęciu wydawanym przez starych przyjaciół Brodie'ego spotkała
obcą dziewczynę.
Tego pamiętnego wieczoru do domu Toma Reeda i jego żony, Jinny, Donna przyszła sama. Brodie
uprzedził, że się spóźni. W jednej z fabryk należących do firmy powstało zagrożenie strajkowe i musiał
t
am jechać, by rozładować sytuację.
Tom Reed, przyjaciel Brodie'ego, u którego odbywało się przyjęcie, był zamożnym maklerem giełdowym.
Wraz z żoną i dziećmi mieszkał w okazałym, luksusowym domu w Virginia Water.
Gospodarze zajęli się Donną niezwykle serdecznie. Oprowadzili ją po całym domu i przedstawili innym
go
ściom.
Kiedy z kieliszkiem szampana krążyła wśród zebranych, zobaczyła uderzająco piękną dziewczynę, która
trzy
mała się z daleka od Donny, lecz cały czas nie spuszczała z niej wzroku. Uroda dziewczyny i jej ubiór
bardzo rzucały się w oczy. Była wysoka, zgrabna, ubrana w seksowną suk-
62
nię ze szkarłatnego jedwabiu. Miała piękne, czarne, lśniące włosy i ciemne oczy. Poruszała się z
wdziękiem, a jej doskonała figura przyciągała wzrok mężczyzn. Nie zwracała jednak na nich uwagi i
obojętnie traktowała tych, którzy próbowali nawiązać z nią rozmowę.
Donna zmęczyła się ciągłym krążeniem wśród gości. Przysiadła na ławeczce w wykuszu okiennym. Po
chwili podeszła do niej czarnowłosa piękność.
-
Czy ty jesteś Donna Cowley? - zapytała.
- Tak. -
Donna uśmiechnęła się zdawkowo. - Skąd zna
pani moje nazwisko?
-
Widziałam cię na fotografii. Jestem Chnstabel Clair.
W tym momencie D
onna uprzytomniła sobie, dlaczego
twarz tej dziewczyny wydawała się jej znajoma. Christabel Clair była znaną fotomodelką.
-
Powinnam od razu cię rozpoznać. - Wyciągnęła rękę
do nieznajomej. -
Byłam przekonana, że już gdzieś cię
widziałam. Ale skąd znasz moje zdjęcie? Nie jestem prze
cież sławna.
Po chwili wahania Christabel lodowatymi palcami ujęła jej dłoń.
-
Brodie mi pokazywał - powiedziała z taką goryczą
w głosie, że Donna poczuła się nieswojo. Ogarnęła ją nagle
niewytłumaczalna chęć ucieczki z przyjęcia i uwolnienia
się od modelki. Opanowała się z trudem.
-
Brodie? Jesteś jego znajomą?
Christabel Clair roześmiała się chrapliwie.
-
Znajomą? Tak bym siebie w żadnym razie nie nazwa
ła. - Podniosła nagle do góry prawą rękę, ukazując pier
ścionek na palcu. Ogromny diament okolony wianuszkiem
drobniutkich drogocennych kamieni. Połyskiwał zimnym,
63
niesamowitym wręcz blaskiem. - Ten pierścionek dostałam od niego.
Z wrażenia Donnie aż zaschło w gardle. Oderwała wzrok od klejnotu i popatrzyła na piękną twarz
dziewczy
ny. Dopiero teraz pod zdawkowym uśmiechem nieznajomej dojrzała źle skrywaną wrogość.
-
Zamierzałam odesłać pierścionek z chwilą, gdy zer
wał zaręczyny - ciągnęła Chnstabel - ale byłam tak
wściekła na niego, że tego nie zrobiłam.
Słowa dziewczyny wstrząsnęły Donną.
-
Byłaś narzeczoną Brodie'ego? - spytała.
-
Przez sześć miesięcy. Zanim nie spotkał ciebie. Mie
liśmy się pobrać tydzień temu. Kupiłam nawet suknię ślub
ną. Ale Brodie wówczas już uznał, że jesteś dla niego dużo
lepszą partią. - Otworzyła zameczek srebrnej torebki wie
czorowej i wyciągnęła z niej złożoną kartkę papieru. -
Przysłał mi to zaraz po poznaniu ciebie. Obejrzyj sobie.
Christabel wetknęła kartkę w rękę Donny.
-
No, czytaj! Czytaj! Powinnaś się dowiedzieć, jakim
człowiekiem jest naprawdę Brodie. Jestem pewna, że cie
bie też oszuka. Tak samo jak mnie!
Z pobladłą twarzą Donna drżącymi palcami rozwinęła kartkę. Był to papier firmowy jej ojca. Rozpoznała
chara
kter pisma Brodie'ego. Co do autorstwa listu nie miała więc żadnych wątpliwości. Data zgadzała się
z tym, co powiedziała Christabel. Brodie musiał napisać go następnego dnia po tym, gdy się poznali.
Była to przełomowa chwila w jej życiu. Dobrze zapamiętała datę. Przeniosła wzrok niżej. Tekst był krótki:
„Christabel, nie będzie ślubu. Między nami wszystko skończone. Więcej się nie zobaczymy. Nie próbuj
żadnych
64
sztuczek, bo to nic nie da. Zamierzam ożenić się z kimś innym".
Pod tym lakonicznym, brutalnym listem widniał naniesiony w pośpiechu, biegnący skosem, podpis
Brodie'ego.
Christabel wyrwała kartkę z rąk Donny, która patrzyła na nią zszokowana.
-
Miałaś to wszystko, czego ja mu dać nie mogłam
powiedziała z goryczą modelka. - Pieniądze i wysoką pozycję społeczną, a więc świetne perspektywy.
Po mnie niczego wówczas spodziewać się nie mógł. Dopiero startowałam w zawodzie i miałam kłopoty
ze zdobyciem stałej pracy. A Brodie był niecierpliwy. I ostrożny. Nie chciał stawiać na niepewnego konia.
Zawsze pożerała go ambicja. Zależało mu na tym, by jak najszybciej zrobić karierę i zdobyć wysoką
pozycję społeczną. Do tego celu ty świetnie się nadawałaś. Gdybym miała pieniądze, Brodie zostałby ze
mną. Jestem o tym przekonana. W łóżku było nam ze sobą wręcz doskonale. Takiej partnerki jak ja w
życiu już nie znajdzie. Nie masz się co łudzić, nigdy mi nie dorównasz, nie zaspokoisz zmysłów
Brodie
'ego. Nie podniecisz go tak jak ja. Nie staniesz się obiektem jego pożądania. Za żadne pieniądze. -
Christabel zmierzyła Donnę od stóp do głów.
Jest pani godna litości, panno Cowley. Kochając Brodie'ego, będziesz miała z nim bardzo ciężkie życie.
Na twoim
miejscu jeszcze raz przemyślałabym swoją decyzję. Póki nie jest za późno. Kupisz go sobie za
duże pieniądze, ale nigdy nie będzie do ciebie należał.
Christabel roześmiała się nieprzyjemnie, obróciła na pięcie i odeszła.
Donna została sama. Kredowobiała, siedziała przez chwilę bez ruchu. Wreszcie zebrała siły. Wstała i
wróciła
65
do pozostałych gości. Odnalazła panią domu i z uśmiechem na twarzy, jakby nic się nie stało, zaczęła się
żegnać.
Powiedzia
ła, że boli ją głowa, na przyjście Brodie'ego dłużej czekać już nie może i jedzie do domu. Jinny
wyglądała na zaniepokojoną. Pytała, czy może w czymś pomóc. Być może zauważyła rozmowę
Christabel z Donną. Przecież wszyscy przyjaciele i znajomi Brodie'ego musieli wiedzieć, że piękna
modelka jeszcze tak niedawno była jego stałą dziewczyną! Z pewnością szeptali na ten temat za plecami
Donny i zastanawiali się, ile czasu jeszcze upłynie, zanim dowie się o swej tak bardzo atrakcyjnej
poprzedniczce.
Z wymuszon
ym uśmiechem przylepionym do warg podziękowała Jinny za uroczy wieczór. Oświadczyła,
że świetnie się bawiła, ale że już naprawdę musi wracać, bo ból głowy stał się bardzo silny.
Półprzytomna dotarła do domu i położyła się do łóżka. Następnego ranka wyjechała. Musiała mieć spokój
i czas, żeby wszystko przemyśleć i zastanowić się, co robić dalej.
W każdym razie jednej rzeczy była zupełnie pewna. Nie może poślubić Brodie'ego po tym, co uczynił.
Brutalnie zerwał zaręczyny z jedną dziewczyną tylko dlatego, że trafiła się inna, bogatsza. Decyzję o
zerwaniu z narzeczo
nym Donna powzięła od razu, musiała jednak przemyśleć w samotności związane z
tym sprawy.
Zastanawiała się, w jaki sposób oświadczyć mu, że go nie poślubi. Mogła powiedzieć wprost, że wie o
jego związku z Christabel i że czytała list, w którym zrywał zaręczyny. Jednym słowem, musiałaby
przyznać się do tego, że zna całą historię. Nie uznała jednak takiego rozwiązania za najlepsze.
Byłoby poniżające wyznać Brodie'emu, jak bardzo ją
66
zranił. Ujawniłaby przecież przed nim swoją zazdrość. Za bardzo by się odsłoniła. Wiedząc o tym Brodie
prawdopo
dobnie nie przejąłby się zbytnio. Jest przecież tak pewny siebie. Uznałby, że musi tylko
udobruchać majętną narzeczoną, zapewnić o dozgonnym uczuciu i sprawa zostanie załatwiona. Znów by
ją owinął wokół małego palca.
Donna doszła więc do wniosku, że szczerze rozmawiać z nim nie może. Jeśli nie szczerze, to wobec
tego jak? Przecież musi wyjaśnić, dlaczego zrywa zaręczyny. A jak powie ojcu, że nie zdecyduje się na
małżeństwo, na którym tak bardzo mu zależy?
Po dwóch dniach i bezsennych nocach, pełnych łez, rozpaczy i rozważania różnych możliwości, Donna
nadal nie
wiedziała, jak najlepiej rozwiązać tę nieszczęsną sprawę.
Wróciła do domu, gdzie zastała Brodie'ego. Był właśnie z wizytą u jej ojca.
Powstała sytuacja ułatwiła jej dalsze postępowanie. Zaczęło się od tego, że Brodie zażądał wyjaśnienia,
gdzie i z kim by
ła przez ostatnie dwa dni. Pienił się ze złości. Po jego stronie stał James Cowley. Nie
ukrywał niezadowolenia z nagłego wyjazdu córki.
Donna oświadczyła kategorycznie, że nie udzieli żad-nych wyjaśnień.
James Cowley zwrócił się do Brodie'ego:
-
Zostawiam was. Będzie lepiej, jeżeli sam z nią porozmawiasz. Wbij mojej córce trochę rozumu do
głowy.
Po wyjściu ojca dziewczyna nadal odmawiała jakichkolwiek odpowiedzi. Zsunęła z palca pierścionek
zaręczynowy i cisnęła nim w Brodie'ego. A potem wygarnęła, co o nim myśli. Nie miała pojęcia, że potrafi
zrobić coś takiego, i to ją zaskoczyło. Jej słowa płynęły nieprzerwanym potokiem. Na głowę Brodie'ego
wylała całą swoją wście-
67
kłość. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo ją zranił.
Mężczyzna sztywniał w miarę słuchania. Jego początkowo blada twarz przybrała odcień purpury. Patrzył
na Donnę takim wzrokiem, jakby nie dowierzał własnym oczom i uszom.
Nie pozwoliła sobie przerwać. Nie dała mu szansy zadania żadnych pytań i nie dopuściła do protestów. A
kiedy wyczerpała wszelkie możliwe obelgi, obróciła się na pięcie i szybko wyszła z pokoju, głośno
trzaskając drzwiami.
Jak można było się spodziewać, cała sprawa na tym się nie skończyła. Ojciec i Brodie nie traktowali
poważnie ani słów, ani zamiarów Donny. Jej wybuch uznali za przejaw babskiej histerii. Na różne
sposoby próbowali ją uspokoić i udobruchać. Chcieli dowiedzieć się, co się właściwie stało. Nie mieli
pojęcia, jaka jest prawdziwa przyczyna tak ostrej reakcji i nagłego zerwania przez nią zaręczyn.
Przestała się odzywać. Milczała uparcie. Po kryjomu czyniła przygotowania do opuszczenia
rodzicielskiego domu.
I pewnego pięknego dnia, nic nikomu nie mówiąc, przeniosła się do Paryża.
Wiedziała, że w Londynie zostać nie może. W każdej bowiem chwili byłaby narażona na spotkanie
Brodie'ego. Aby wymazać go na zawsze z pamięci, musiała wyjechać. I to daleko. Od dziecka uczyła się
francuskiego. Postanowi
ła udoskonalić znajomość tego języka i załatwić sobie jakąś pracę w Paryżu. Do
Francji jeździła już wcześniej. Ten kraj bardzo się jej podobał. Czuła się tam jak w domu.
Jakże była wówczas naiwna myśląc, że za granicą uda się jej szybko zapomnieć o człowieku, którego
tak bardzo kochała! Dopiero dwa lata pobytu poza krajem utwierdziły
68
ją w przekonaniu, że Brodie jest już tylko cieniem z przeszłości. Przykrym wspomnieniem, w znacznym
stopniu za
tartym, i niczym więcej.
Teraz już była pewna, że się myliła. Jej miłość do Bro-die'ego przerodziła się w fizyczne pożądanie. Cień
z prze
szłości stał się rzeczywistością, mężczyzną z krwi i kości. Donna straciła poczucie
bezpieczeństwa.
Jeśli Brodie domyśli się, jakie miotają nią uczucia, zagrożenie będzie jeszcze większe. Gdyby tym razem
ją omotał, mogłaby ulec i zostad jego żoną. Żoną mężczyzny, którego nie lubiła i do którego nie miała
zaufania.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Donna obudziła się dopiero późnym popołudniem. Wzięła chłodny prysznic. Włożyła białe, bawełniane
spod
nie i niebieską bluzę. Uczesała się, zrobiła lekki makijaż i zeszła na dół.
Gavina znalazła w ogrodzie. Przechadzał się zamyślony, z rękami w kieszeniach. Na jego twarzy
malował się niepokój.
-
Cześć! - powiedział na widok zbliżającej się siostry.
-
Wyspałaś się?
-
Tak. A co się z tobą działo przez całe przedpołudnie?
Gdzie byłeś?
Wzruszył ramionami.
Łaziłem bez celu po mieście. Musiałem przemyśleć w spokoju różne sprawy. W obecności Brodie'ego
Foxa nie byłoby to możliwe.
Masz rację - przyznała zaciskając wargi. - Ale niepokoiłam się o ciebie.
Przykro mi, siostrzyczko. -
Gavin uśmiechnął się przepraszająco.
-
Czy po powrocie do domu widziałeś się z Brodim?
-
zapytała.
Tak -
skinął głową. - Odbyliśmy rozmowę.
O tych nieszczęsnych pieniądzach?
Aha. Powiedział, że o całej sprawie nie ma sensu
70
informo
wać ojca. Postawił jednak warunek, że mam zostać w firmie i nie robić następnych numerów. -
Podniósł wzrok na siostrę i popatrzył jej głęboko w oczy. - Słuchaj, nie jestem w stanie wrócić za to
przeklęte biurko! Na samą myśl o firmie robi mi się niedobrze. Nienawidzę tej kretyńskiej, ogłupiającej
roboty! Donno, poradź, co mam robić!
Czy mówiłeś Brodie'emu, jak bardzo męczy cię ta praca? - Jeszcze przed zadaniem tego pytania Donna
znała odpowiedź. Wiedziała, że brat nie potrafi szczerze rozmawiać ani z ojcem, ani z Brodim.
Co by to dało? Czy istnieje inne wyjście? Przecież nic nie umiem, nie zdobyłem żadnego zawodu.
Powinienem zrobić to samo co ty. Wyjechać stąd i zacząć czegoś się uczyć. - Gavin czułym gestem objął
ją ramieniem. - Ty jesteś dzielna, siostrzyczko. Szanuję cię za to, co zrobiłaś. Opuściłaś dom, zdobyłaś
kwalifikacje. Stanęłaś mocno na własnych nogach. Zdobyłaś zawód i dobrą pracę. Wiem, jaki to był
ogromny wysiłek. Masz silny charakter i jesteś stanowcza. Ja nigdy nie byłbym w stanie przeciwstawić
się ojcu.
- Ojca teraz nie ma -
powiedziała Donna.
Na twarzy Gavina odmalowało się zaskoczenie. Spojrzał na nią uważnie.
Wiem -
odrzekł. - Ale jeśli tym razem atak serca był lekki, niebawem wróci do domu. Brodie mówił, że za
jakieś dziesięć dni wypiszą go ze szpitala i że potem, oczywiście, będzie musiał prowadzić spokojny tryb
życia i bardzo się oszczędzać.
Dziesięć dni to sporo. Przez ten czas można wiele zrobić. Zacznij od wizyty u lekarza specjalisty. Ktoś
musi ci pomóc zwalczyć pociąg do hazardu. - Donna spostrzegła, że Gavin sztywnieje i zaczyna się od
niej odsuwać.
71
Przytrzymała jego rękę na swym ramieniu i ciągnęła dalej: - Będziesz miał także czas, żeby uzyskać
bliższe informacje na temat nauki ręcznego formowania szkła. Dowiedz się, gdzie prowadzi się szkolenia
w tym zawodzie.
Żarty sobie stroisz? - Skrzywił się i z niechęcią wzruszył ramionami. - Jestem za stary na naukę od
podstaw i terminowanie. Przecież nic nie wiem o tej robocie. Wszystkiego musiałbym uczyć się od
początku, zaczynać od zera. W moim wieku?
Nie jesteś za stary. Są przecież różne szkoły zawodowe dla dorosłych. Trzeba jakąś znaleźć.
Załamywanie rąk i narzekanie nic tu nie pomoże. Trzeba zacząć działać. Na własne oczy musisz się
przekonać, czy praca przy ręcznym formowaniu szkła naprawdę będzie ci odpowiadać. Jeśli okaże się,
że nie, to przynajmniej będziesz wiedział, na czym stoisz. Ale najpierw musisz skończyć z hazardem, bo
zrujnuje ci życie. To nałóg, podobnie jak alkoholizm. Nie twoja wina, że zapadłeś na tę chorobę, ale
musisz się leczyć. A do tego jest potrzebna pomoc specjalisty.
Donna zauważyła, jak kąciki ust Gavina nagle opadły, a na jego twarzy pojawił się upór.
Uważasz mnie za psychicznego? Nie jestem wariatem. Chcę tylko zmienić swoją egzystencję,
uatrakcyjnić życie, mieć trochę frajdy.
Wiesz świetnie, że chodzi nie tylko o to. Sprawa jest poważniejsza.
Brat wyraźnie się zdenerwował. Miał już po dziurki w nosie tej rozmowy.
- Och, daj mi wreszcie
święty spokój! Zajmij się włas
nymi sprawami. O moich nie masz zielonego pojęcia.
Odsunął się od niej, zostawiając ją samą na ścieżce i zawrócił w stronę domu.
72
Dziewczy
na patrzyła na odchodzącego brata. Westchnęła głęboko. Kiepsko rozegrała tę rundę. Chyba
za bardzo przypierała Gavina do muru. Nie będzie łatwo namówić go, by poszedł do psychiatry i poddał
się leczeniu.
Zatopiona w smętnych myślach ruszyła w stronę domu i nagle znalazła się twarzą w twarz z Brodim.
Pani Eyre powiedziała, że tutaj cię znajdę - rzekł, stając w ogrodowej furtce, przez którą dopiero co
wyszedł Gavin. - Właśnie wróciłem ze szpitala. Stan twego ojca się poprawił. Lekarze są zadowoleni.
Wiem - o
dparła sztywno. - Kiedy tylko się obudziłam, zadzwoniłam do szpitala.
Podniosła wzrok na stojącego przed nią mężczyznę. Miał na sobie szyty na miarę, kosztowny jasnoszary
garni
tur i elegancką koszulę w delikatne prążki, z usztywnionym białym kołnierzykiem. Był, jak zwykle,
ubrany wy
twornie i bezbłędnie. Zaczęła się zastanawiać, skąd on bierze na to pieniądze. Prawdę
mówiąc, o Brodim wiedziała niewiele. Skąd pochodził? Co robił, zanim zaczął pracować w firmie Jamesa
Cowleya? Kiedyś obiło się jej o uszy, że przedtem był zatrudniony w podobnym przedsiębiorstwie, gdzieś
na północy kraju. Nigdy jednak nie mówił nic o sobie i własnej rodzinie ani o swej przeszłości. Z
pewnością ma po temu ważne powody, pomyślała z nieufnością.
-
Powiedzieli mi, że dopiero jutro będzie można go
odwiedzić - mówił dalej Brodie.
-
Wiem. Też to słyszałam - odrzekła cierpko.
Popatrzył uważnie na jej napiętą, poważną twarz i zapy
tał:
-
O co tym razem chodzi? Jakieś nowe pretensje?
- Nie. Po prostu nie mam ci nic do powiedzenia. - Pró
bowała go ominąć, lecz znów zastąpił jej drogę.
73
-
Jest jedna sprawa, o której chętnie bym porozmawiał.
-
Głos Brodie'ego brzmiał beznamiętnie i sucho.
- Jaka?
- Chc
ę wiedzieć, dlaczego dwa lata temu tak nagle
mnie opuściłaś - wyjaśnił spokojnie.
Donna odniosła wrażenie, że odpowiedź na to pytanie interesuje Brodie'ego wyłącznie teoretycznie.
Przecież nigdy nie darzył jej uczuciem. Nie mogła więc wówczas go zranić, gdyż była mu całkowicie
obojętna. Małżeństwo, które aranżował, miało być z jego strony posunięciem czysto strategicznym.
Chodziło mu przecież tylko i wyłącznie o pieniądze i własną karierę. Plan jednak zawiódł, a jego twórca
chce teraz poznać przyczyny niepowodzenia po to, by w przyszłości nie powtórzyć podobnego błędu.
Donna była o tym głęboko przekonana.
Brodie był sprytny, a zarazem bardzo inteligentny. Uczył się na błędach, wyciągał z nich wnioski.
Postępował inaczej niż Gavin i ona sama. Rodzeństwo kierowało się w życiu tym, co dyktowało serce,
podczas gdy on z powo
dzeniem opierał się wszelkim emocjom. W porównaniu z nim jesteśmy z
Gavinem okropnie niemądrzy, pomyślała z westchnieniem Donna. Łatwo dajemy się zranić, zwłaszcza
takim ludziom, jak Brodie Fox.
-
Uprzytomniłam sobie, jaki zrobiłam błąd - odparła
oschle. -
Sądzę, że dokładnie to ci wtedy wyjaśniłam.
-
Zależało jej na tym, by do chwili powrotu do Francji jak
najmniej widywać Brodie'ego. Obawiała się, że dziś w sy
pialni bezbłędnie odczytał jej reakcję. Jest bystry, aż za
bardzo. Prawdopodobnie już się domyślił, co teraz przeży
wam w jego obecności, pomyślała z niepokojem.
-
Tak, bardzo dokładnie - odrzekł zaciskając usta.
Postanowiła skończyć tę rozmowę. Usiłowała go wymi-
74
nąć, ale przytrzymał ją za ramię. Popatrzyła z niesmakiem na jego wyciągniętą rękę i powiedziała
opanowanym, po
zornie beznamiętnym głosem:
-
Odsuń się.
Swego czasu Brod
ie potrafił doskonale udawać, że ją kocha. Dlaczego teraz miałaby dać po sobie
poznać, że on ją obchodzi?
Zaskoczyłaś mnie wówczas tak bardzo, że zupełnie zgłupiałem. Nie mogłem zebrać myśli - odezwał się
po chwili, nie puszczając ramienia Donny. - Dopiero później uprzytomniłem sobie, że wcale nie
wyjaśniłaś, o co masz do mnie pretensję i dlaczego tak nagle uznałaś mnie za wroga. Co takiego ci
zrobiłem?
Nic szczególnego. Byłeś po prostu sobą - odparła dziewczyna z kwaśnym uśmiechem. - A ja, niestety,
dość późno się przekonałam, jaki jesteś naprawdę.
Nie -
szybko zaprzeczył, potrząsając głową. - To żadne wyjaśnienie. Musiało się wtedy coś stać. Jestem
o tym przekonany. Ale co? -
Ścisnął mocno jej ramię. Z bólu aż się skrzywiła. Wyswobodziła rękę i
ruszyła szybko przed siebie, nie zdając sobie sprawy, że idzie w głąb ogrodu.
Nie dając za wygraną podążył za nią.
-
Tygodniami łamałem sobie głowę zastanawiając się,
co mogło spowodować twoje tak zaskakujące zachowanie.
Tysiące razy wracałem do każdego szczegółu, do najdrob
niejszego nawet incydentu, który wydarzył się przed tą
twoją pamiętną tyradą. Musiała powstać jakaś konkretna
przyczyna tego, że ze mną zerwałaś. Był jakiś punkt zwrot
ny, od którego wszystko zaczęło się psuć. Jestem przekona
ny, że tamtej wiosny było nam ze sobą bardzo dobrze.
Sprawy układały się doskonale. A więc co się stało? Upły-
75
nęło wiele czasu, zanim sobie uprzytomniłem, że twój wyjazd poprzedziło bezpośrednio jedno
wydarzenie: przy
jęcie u Toma Reeda i jego żony.
Słysząc ostatnie słowa, Donna aż pobladła. Powinna wcześniej zdać sobie sprawę z tego, że Brodie
będzie dociekał przyczyny zerwania. Potrafił świetnie analizować każdą sytuację, nie pomijając nawet
najdrobniejszych sz
czegółów. Tego zdania był również James Cowley. Mawiał często, że Brodie jest
człowiekiem niezwykle dociekliwym i nie spasuje, zanim nie rozwiąże nurtującego go problemu. Czy tym
razem odkrył prawdę? Czy wie lub się domyśla, dlaczego z nim zerwała?
Z zam
yślenia wyrwały ją następne słowa Brodie'ego:
-
Na tamtym przyjęciu byłaś beze mnie. Mimo obietnic, nie zjawiłem się u Reedów. Wezwano mnie nagle
do jednej z fabryk, gdzie robotnicy zagrozili strajkiem i mu
siałem łagodzić powstałe napięcia. Pamiętam,
że zadzwoniłem wówczas do Reedów, żeby cię uprzedzić, że nie przyjadę, ale już cię tam nie było. Od
Toma dowiedziałem się, że właśnie wyszłaś. Śmiejąc się ostrzegał, że jeśli będę cię zaniedbywał, to
mogę stracić narzeczoną. Początkowo nie przywiązywałem żadnego znaczenia do tych słów. Było
oczywiste, że żartował, ale tego dnia, kiedy opuściłaś dom i po kryjomu wyjechałaś do Paryża,
przypomniałem sobie, co mówił. Zacząłem się wtedy zastanawiać, czy nie miał jednak racji i może
właśnie tutaj należy szukać przyczyny twojego postępowania.
Odwróciła się, by nie dostrzegł ulgi, która odmalowała się na jej twarzy. Nie dowiedział się więc o tym, że
pamiętnego wieczoru zetknęła się z Christabel. Widocznie Tom nie zauważył, że rozmawiały, bądź też
rozmyślnie nie wspomniał o tym Brodie'emu. Reedowie musieli przecież
76
wiedzieć o jego zaręczynach z Donną. Jeśli jednak byli jego prawdziwymi przyjaciółmi, to dlaczego na
przyjęcie zaprosili także jego byłą narzeczoną?
-
Mam rację? Czy o to chodziło? - zapytał szorstkim,
gardłowym głosem. - Sądziłaś, że za mało się tobą zajmu
ję? Podejrzewałaś, że bardziej interesuję się firmą niż przy
szłą żoną?
Słuchając tych słów Donna zastanawiała się, czy Reedowie mieli coś wspólnego z incydentem na
przyjęciu. Czy maczali w nim palce i rozmyślnie ukartowali spotkanie obu kobiet? Jeśli tak, to jaki mieli w
tym cel?
-
Nie podejrzewałam, lecz wiedziałam - odparła lodo
watym tonem. -
Postanowiłeś ożenić się ze mną, żeby zo
stać zięciem mego ojca i wkraść się w jego łaski. To było
oczywiste. Zerwałam nasze zaręczyny i wyjechałam z An
glii z innego powodu. Bo nagle sobie uprzytomniłam, że
nie mogę zostać twoją żoną. Sama myśl o tym była dla
mnie nie do zniesienia.
Brodie zmarszczył czoło. Ze ściągniętą twarzą popatrzył na Donnę.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? -
zapytał.
-
Początkowo byłam gotowa cię poślubić, żeby zado
wolić ojca - kłamała i w pośpiechu brnęła dalej. - Ale
pewnego dnia przejrzałam na oczy i uświadomiłam sobie,
że nie mogę dopuścić do tego, by on zawsze kierował mym
życiem. Wiedziałam, że chcesz ożenić się wyłącznie dla
kariery. Jesteś wystarczająco ambitny i wyrachowany.
Działasz zawsze z premedytacją, jesteś zimny i pozbawio
ny lu
dzkich odruchów. Dlatego było ci łatwo zdecydować
się na takie posunięcie. Mnie jednak to rozwiązanie nie
odpowiadało. I z chwilą gdy sobie uprzytomniłam, że nie
77
potrafię żyć z tobą na takich zasadach, musiałam jak najszybciej wyplątać się z całej sprawy.
Zacisnął zęby. Jego oddech stał się krótki i urywany.
-
Nie mam ludzkich uczuć? Uważasz, że taki właśnie
jestem? Chyba nadszedł już czas przekonać cię o tym, jak
bardzo się mylisz! - Złapał Donnę za ramiona i przyciągnął
ku sobie.
Nie potrafiła uwolnić się z żelaznego uścisku.
-
Puść mnie! - krzyknęła. Była przerażona. Bała się
własnej reakcji na jego bliskość. Nie, nie może dopuścić do
tego, by zaczął ją całować! Kopnęła go z całej siły. Zasko
c
zony, na chwilę rozluźnił uścisk. Wyswobodziła się z jego
ramion, szybko odsunęła go i rzuciła się pędem w stronę
domu.
Starał się ją dogonić. Gdy przez otwarte drzwi z tarasu wbiegła do salonu, wpadła wprost na Gavina.
Popatrzył ze zdumieniem na siostrę.
-
Czy coś się pali? - spytał zaskoczony jej zachowa
niem.
Gdy kilka sekund później do pokoju wtargnął Brodie, Gavin zorientował się w sytuacji. Zmierzył intruza
wrogim spojrzeniem.
Muszę porozmawiać z twoją siostrą. Zostaw nas samych - poprosił Brodie.
A
ni mi się śni. Zostaw Donnę w spokoju. Widzisz przecież, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego. - W
oczach Gavina ukazały się złe błyski. - Ile razy mam ci to jeszcze powtórzyć? A może potrzebujesz
oświadczenia na piśmie?
Twarz Brodie'ego spurpurowiała. Malowała się na niej prawdziwa wściekłość.
-
Jak śmiesz tak się odzywać! - wybuchnął. - To spra
wa między mną a Donną. Nie ma z tobą nic wspólnego.
78
- Daj spokój moje
j siostrze. Nie pozwolę ci jej nękać.
-
Gavin był w wojowniczym nastroju. - Nie boimy się cie
bie. Być może masz duży wpływ na ojca, manipulujesz
nim, ale z nami nie wygrasz! Dla nas jesteś nikim!
Donna wzięła brata za rękę. Uścisnął ją mocno.
- Nie przej
muj się, siostrzyczko. Już ja się sam z nim
rozprawię. - Na jego twarzy Donna dostrzegła buńczuczny
uśmiech. Było widać, że jest zadowolony z siebie. Po raz
pierwszy komuś się przeciwstawił. Do tej pory nigdy tak się
nie zachowywał.
Brodie, z twarzą wykrzywioną złością, przez chwilę obserwował ich spod oka, a potem ruszył do drzwi i
bez słowa opuścił pokój.
-
Zrejterował! I co na to powiesz? - wykrzykiwał
z tryumfem Gavin.
-
Dziękuję za pomoc. - Donna uśmiechnęła się do brata.
Jeśli znów zacznie cię nagabywać, daj mi od razu znać. - Podniósł z dumą głowę i wyprostował szczupłe
ra
miona. Odzyskiwał pewność siebie. - Już ja go nauczę, jak należy obchodzić się z kobietami. Od tej
pory ze mną będzie miał do czynienia!
Postaram się trzymać od niego z daleka - Donna na głos wypowiedziała swe myśli.
Nie będzie to proste. Brodie przeniósł się do nas. Zaraz po tym, jak ojca zabrali do szpitala.
Zamieszkał w naszym domu?! - z przerażeniem wykrzyknęła dziewczyna.
Gavin bezradnie wzruszył ramionami.
- Kiedy ojciec mia
ł poprzedni atak, postąpił tak samo.
Powiedział, że gdyby działo się coś złego, z naszego domu
będzie miał znacznie bliżej do szpitala. Dojazd z Londynu
zabrałby zbyt wiele czasu.
79
-
I ty się na to zgodziłeś? - spytała marszcząc czoło.
Myślisz, że mnie pytał? - odrzekł z westchnieniem. - Wprowadził się bez słowa uprzedzenia. Wiedziałem,
że ojciec to zaaprobuje, więc nie było sensu protestować. I tak Brodie często spędza u nas całe
weekendy. Zamykają się wówczas z ojcem w gabinecie i godzinami rozprawiają o interesach. Ten facet
rządzi się tutaj jak u siebie. Traktuje nasz dom jak swój.
Lub jak hotel -
dodała Donna. Na myśl o tym, że będzie musiała przebywać z Brodim pod jednym
dachem, wstrząsnęły ją dreszcze. - A co z biurem firmy? Czy codziennie będzie stąd dojeżdżał do
Londynu?
Nie mam pojęcia. Sądzisz, że cokolwiek mi mówi? Kiedy był poprzedni atak, Brodie wybrał się do firmy
po dwóch dniach, dopiero kiedy się upewnił, że ojcu nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Cały czas wisiał
przy telefonie. Stąd wydawał polecenia i załatwiał wszystkie sprawy.
Robi, co mu się żywnie podoba. Jeździ ojcu po głowie, a on mu na to pozwala - dodała Donna ze
zmarszczo
nym czołem.
Brodie zastępuje mu syna. Takiego, o jakim zawsze marzył.
W głosie brata Donna wyczuła smutek i zniechęcenie. Popatrzyła na niego wzrokiem pełnym czułości.
Ojciec cię kocha, Gavinie. Na pewno. Pod niektórymi względami jesteście do siebie podobni.
Kpisz sobie czy co? -
Roześmiał się z goryczą. - W niczym go nie przypominam.
Nie zdajesz sobie z tego sprawy, bo nie umiesz spoj
rzeć na siebie. Macie podobne charaktery i być
może dlatego często się nie zgadzacie. Ojca drażnią w tobie jego
80
własne słabości. Dlatego tak ciągle cię musztruje. Chce, abyś się zmienił na lepsze.
- Pleciesz trzy po trzy -
odrzekł z niedowierzaniem.
Było jednak widać, że słowa siostry zrobiły na nim
wrażenie. Podświadomie pewnie zawsze zdawał sobie sprawę z istniejących podobieństw miedzy nim a
ojcem, ale nigdy nie miał odwagi się do tego przyznać.
Rzucił siostrze ukradkowe spojrzenie i uśmiechnął się rozbrajająco.
-
Przemyślałem sobie to, co mówiłaś o nauce ręcznego
formowania szkła. Chyba sprawdzę, czy są jakieś kursy.
Może to niegłupi pomysł, żeby się czegoś pouczyć - po
wiedział pozornie obojętnym tonem.
Donna postanowiła zachowywać się powściągliwie i nie okazać zbytniego entuzjazmu.
To dobrze -
odparła spokojnie. Uznała, że nie należy więcej poruszać tego tematu. Podsunęła pomysł, a
Gavin go podjął, i to musi wystarczyć. Powinien wreszcie zacząć działać samodzielnie i kierować
własnymi sprawami, a nie poddawać się woli ojca i Brodie'ego. Kiedy się tego nauczy, może zda sobie
sprawę, że jego kompleksy w stosunku do ojca nie są w pełni uzasadnione i że James Cowley nie jest
niedoścignionym ideałem.
Ale do żadnych konowałów nie pójdę - oświadczył tonem wykluczającym jakąkolwiek dyskusję.
Donna się nie odezwała. Zanim wróci do tej sprawy, musi wymyślić jakiś sposób namówienia Gavina na
lecze
nie. Miał w sobie upór charakterystyczny dla ludzi o słabym charakterze. A może były to wady
cechujące człowieka o silnej osobowości? Może dlatego pozwalał ojcu kierować sobą?
Nie ulega wątpliwości, że pragnął prowadzić zupełnie
81
inne życie niż to, na które dotychczas się godził. Było coś, co go naprawdę interesowało. Mówiąc Donnie
o
ręcznym formowaniu szkła, przyznał się do tego. A może hazardem starał się zrekompensować nie
zaspokojone ambicje i ma
rzenia? Ojciec wyżywał się w prowadzeniu rodzinnych interesów i ta praca
stała się sensem jego życia. Gavin miał także wiele energii, lecz jego zainteresowania były od początku
niewłaściwie ukierunkowane. Poddał się tyranii ojca. Został przy nim i pozwolił sobą kierować. Dlaczego?
Czemu godził się przez lata z taką sytuacją, mimo że widział ciągłą dezaprobatę w jego oczach i sam był
zawsze niezadowolony z siebie? Dlaczego?
Donna popatrzyła uważnie na brata. Przyszła jej nagle do głowy zaskakująca, niemal niedorzeczna myśl.
A może przyczyna postępowania Gavina tkwi w tym, że za bardzo kocha ojca, by mu się otwarcie
przeciwstawić i opuścić dom, podobnie jak ona to uczyniła?
Jestem głodna - powiedziała. - Czy już coś jadłeś? Przespałeś się?
Trochę. Zjadłem kanapkę i wypiłem kawę. Ale chętnie jeszcze coś przegryzę.
Chodźmy do kuchni - zaproponowała Donna. - Pani Eyre nie weźmie mi chyba za złe, jeśli wkroczę na jej
terytorium. Pamiętasz moje próby gotowania pod okiem naszej gospodyni?
Do końca życia nie zapomnę twardych jak kamień ciastek twojej produkcji - drażnił się z nią Gavin.
-
Jak możesz tak mówić?! Ciastka były świetne!
- Tamten twój
eksperyment kulinarny jakoś udało mi
się przeżyć. Będzie jednak bezpieczniej, jeśli zjemy dziś
coś prostego. Może bób z grzankami?
W kuchni nie było nikogo. Donna tak długo myszkowa-
82
ła, aż wreszcie znalazła puszkę bobu. Podała ją Gavinowi, żeby otworzył, a sama pokroiła chleb i włożyła
do tostera.
Brat wyłożył bób na miseczkę. Wyciągnęli sztućce. Od dawna nie czuli się tak swobodnie. Jako dzieci
trzymali się razem i byli bardzo zżyci, ale w miarę upływu czasu i dorastania każdemu z nich przybywało
sekretów, które ich co
raz bardziej rozdzielały.
Właśnie kończyli jeść, gdy do kuchni weszła pani Eyre. Trzymała w ręku koszyk pełen owoców z sadu
znajdującego się w głębi ogrodu.
Zrobiliśmy sobie mały posiłek - wyjaśniła Donna przepraszającym tonem. Kuchnia była domeną
gospodyni.
Gdybym wiedziała, że jesteście głodni, sama przygotowałabym coś do jedzenia - odrzekła sztywno pani
Eyre. -
Trzeba mi było tylko powiedzieć.
To była dla nas frajda, że sami mogliśmy sobie coś upitrasić - powiedział uśmiechając się Gavin.
Wzrok pani Eyre wyraźnie złagodniał. Młody Cowley był zawsze jej ulubieńcem.
-
Czy chcecie czegoś jeszcze? - spytała zbierając stoją
ce przed nimi talerze.
Donna i Gavin potrząsnęli głowami, podnieśli się od stołu i wyszli z kuchni, nie chcąc dłużej narażać się
gospodyni.
-
Na obiad będzie pudding z owocami - powiedziała
pani Eyre widząc, że Donna wpatruje się w koszyk.
Czy życzy pani sobie, żebym pomogła?
Dziękuję. Sama sobie poradzę.
Gospodyni zawsze niechętnym okiem patrzyła na Donnę krzątającą się w kuchni. Nie lubiła, gdy ktoś
plątał się jej pod nogami. Od czasu do czasu wspaniałomyślnie poświęcała godzinę, by uczyć
dziewczynę gotowania jakiejś po-
83
trawy. Najczęściej jednak wymawiała się twierdząc, że ma dużo własnej roboty i w ten sposób pozbywała
się intruza. Tak więc dopiero w Paryżu Donna zaczęła na serio zajmować się gotowaniem i domowymi
sprawami. Sama musiała uczyć się wszystkiego.
Gdy znaleźli się w holu, Gavin spojrzał na zegarek.
O której zamykają bibliotekę? Przejadę się i zobaczę, czy nie mają jakiejś literatury na temat ręcznego
formowa
nia szkła. - Wyglądał teraz jak uczniak. Miał zaaferowaną minę i zaróżowione koniuszki uszu.
Świetnie. Jeśli nic tam nie znajdziesz, zajrzyj do księgarni. Aha, przy okazji zapytaj w bibliotece, czy
przypad
kiem nie mają wykazu organizowanych szkoleń i kursów. Gdy panią Eyre interesował przed laty
kurs wieczorowy na temat garncarstwa, poprosiła mnie, żebym właśnie z biblioteki przywiozła jej
informator. O tej porze roku rozkładają tam na stołach różne materiały, bo zajęcia na kursach
rozpoczynają się przeważnie w połowie września.
Gavin bez słowa kiwnął głową. W kilka minut później Donna usłyszała, jak uruchamia samochód.
Bez celu przechadzała się po mieszkaniu, wszędzie napotykając wzrokiem znajome przedmioty. Od
dwóch lat nic nie uległo zmianie. Wszystko zastała po staremu.
Pani Eyre znalazła ją w salonie.
Jadę po zakupy. Może masz jakieś życzenia? Donna potrząsnęła głową.
Nie mam, dziękuję - odrzekła grzecznie.
-
Wrócę za niecałą godzinę - powiedziała gospodyni.
-
Pan Brodie jest w domu. Gdyby był ci potrzebny, poszu
kaj go na górze. Widziałam, jak szedł po schodach.
Brodie nadal jest tutaj? Donna nie zdawała sobie z tego sprawy. Była przekonana, że dawno już
wyjechał. Uprzyto-
84
mniła sobie nagle, że poza nimi w domu nie ma nikogo. Na myśl o tym, że w każdej chwili może natknąć
się na niego, przeszły ją dreszcze.
Na palcach wyszła po cichu do holu. Stanęła nadsłuchując, czy z głębi domu nie dochodzą jakieś
odgłosy. Postanowiła wymknąć się do sadu i tam poczekać na powrót Gavina lub pani Eyre.
Kiedy ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, zadzwonił telefon. Zamarła. Stojąc bez ruchu, spojrzała mimo
woli w kierunku schodów. Co będzie, jeśli Brodie zechce odebrać telefon na dole? W tym momencie
usłyszała jego głos:
-
Pani Eyre, czy byłaby pani uprzejma odebrać ten
telefon? Pewnie dzwonią z firmy. Zaraz zejdę do holu,
muszę tylko zabrać z pokoju potrzebne papiery.
Donna zagryzła wargi. Jeśli sama nie podniesie słuchawki, Brodie pewnie zbiegnie zaraz na dół, żeby
sprawdzić, dlaczego telefon nadal dzwoni. Podbiegła cicho do aparatu.
-
Czy mogę mówić z panem Foxem? - zapytała jakaś
kobieta.
Jego sekretarka? -
zastanawiała się Donna. Głos kobiety miał uwodzicielskie brzmienie. Być może stałe
uwodzenie, tak
że przez telefon, należy do obowiązków służbowych sekretarki Brodie'ego, pomyślała z
niechęcią.
-
Pan Fox nie może w tej chwili podejść - odrzekła
lodowatym tonem. -
Proszę zadzwonić później.
W słuchawce zaległa cisza, lecz po chwili kobieta znów się odezwała:
-
Proszę mu powiedzieć, żeby jak najszybciej zadzwo
nił do Christabel.
Słysząc to imię, Donna aż ścierpła. Nabrała głęboko powietrza. Nienaturalnym głosem powtórzyła:
- Christabel?
85
- Tak. Pan Fox zna numer mojego telefonu -
odrzekła rozmówczyni głosem przypominającym mruczenie
przy-
milającej się kotki i się rozłączyła.
Donna powoli odłożyła słuchawkę, wpatrując się w nią z niekłamanym obrzydzeniem. A więc tak mają się
sprawy! Brodie
znów spotyka się z tą kobietą. Romans trwa nadal. Gdy tylko ona zniknęła z pola
widzenia, wrócił do swej kochanki.
Zaczęła gorączkowo myśleć. Przez głowę przebiegały jej różne pytania. Czy Christabel natychmiast mu
wybaczy
ła? Z pewnością! Powitała ukochanego z otwartymi ramionami. Być może pamiętnego wieczoru
z góry ukartowała spotkanie z Donną u Reedów. Czy liczyła na to, że jeśli do uszu nowej narzeczonej
Brodie'ego wsączy porcję jadu, to odzyska swego amanta?
Tak. O to z pewnością chodziło! Christabel, sprytna i przewrotna, dobrze wiedziała, że po takiej
rozmowie żadna kobieta nie będzie w stanie oprzeć się uczuciu zazdrości!
Słowa Christabel wyryły się Donnie na zawsze w pamięci. Przez wiele tygodni po przyjęciu u Reedów
budziła się w nocy, naychmiast je sobie przypominając.
„W łóżku było nam ze sobą wręcz doskonale. Takiej partnerki, jak ja, w życiu już nie znajdzie. Nie masz
się co łudzić, nigdy mi nie dorównasz. Nie zaspokoisz zmysłów Brodie'ego. Nie podniecisz go tak jak ja."
Donna aż jęknęła. Zamknęła oczy i zacisnęła zęby. Od pierwszej chwili nie chciała uwierzyć tej
przewrotnej ko
biecie, ale jej zmysłowy uśmiech w pełni potwierdzał to, co mówiła. Miała niezwykłą siłę
przekonywania.
Oczy Christabel, błyszczące jak gwiazdy, były oczyma kobiety, która wie wszystko o pożądaniu i
zaspokajaniu
86
potrzeb mężczyzny, a jej ponętne ciało eksponowało tę wiedzę. Miała pełne, zmysłowe wargi i bujne,
czarne włosy opadające falami wokół twarzy. Emanowała seksem. Spoglądając na tę stuprocentową
kobietę, Donna poczuła się nikim. Wzrok modelki dawał jej to jednoznacznie do zrozumienia.
Wyjeżdżając do Paryża, zabrała ze sobą przygnębiający wizerunek własnej osoby odbity w oczach
Christabel. Obraz ten męczył ją miesiącami i sprawił, że Donna poczuła się nijaka i pozbawiona
jakichkolwiek kobiecych powabów.
Z tych ponurych rozmyślań wyrwał ją odgłos szybkich kroków na schodach. Próbowała schronić się w
kuchni, ale Brodie był szybszy. Błyskawicznie znalazł się obok niej w holu.
-
Czy to ty odebrałaś telefon? - zapytał.
Kiwnęła głową, niezdolna wykrztusić ani jednego słowa.
Był do mnie?
Tak.
Czekają przy telefonie? - Spojrzał w stronę aparatu.
Nie.
-
A więc kto dzwonił? - Dopiero teraz Brodie zauwa
żył, że z Donną dzieje się coś dziwnego.
- Christabel -
wyrzuciła z siebie jednym tchem.
W zwykle spokojnych oczach Brodie'ego dojrzała nagły błysk niepokoju. Szybko się jednak opanował.
Musiał mieć w tym dużą wprawę. Przecież ciągle kłamał. Był mistrzem w tej dziedzinie.
-
Czego chciała? - spytał obojętnym tonem.
Dziewczyna nabrała głęboko powietrza. Musiała się
opanować. Zachowa się godnie i nie wybuchnie. Nie zrobi żadnej sceny zazdrości, nie powie, że wie
świetnie, czego naprawdę chce od niego ta wyuzdana kobieta i co on jej
87
daje -
od czasu do czasu, tylko w wolnych chwilach, gdy nie ma zbyt wielu spraw firmy na głowie.
Christabel godzi się bez protestów na takie traktowanie? Ponowne zaręczyny, jeśli do nich doszło, Brodie
trzyma w tajemnicy. Gdyby poślubił tę kobietę, James Cowley natychmiast by się o tym dowiedział. A
więc romans trwa nadal w ukryciu.
Chciała, żebyś zadzwonił - odrzekła lodowatym głosem. - Mówiła, że znasz numer jej telefonu.
Nie sądzę, aby to było coś pilnego. - Nie zauważył pełnego nienawiści wzroku Donny. - Gdzie pani Eyre?
-
zapytał.
Wyszła.
AGavin?
Po błysku w jego oczach poznała, że wie świetnie o nieobecności jej brata. Czyżby zauważył, jak Gavin
odjeżdża samochodem sprzed domu?
Też go nie ma. - Jeśli Brodie sądzi, pomyślała, że uda mu się mnie dopaść, to głęboko się myli. Jeszcze
pięć minut temu drżała na samą myśl, że natknie się na niego, ale teraz, po telefonie Christabel, nie
będzie z tym żadnego problemu. Nawet na bezludnej wyspie nie dałaby Brodie'emu zbliżyć się do siebie!
A więc jesteśmy sami. - Głos mężczyzny brzmiał ciepło i łagodnie. Podszedł bliżej i z uśmiechem
popatrzył na Donnę.
Rzuciła mu lodowate spojrzenie.
- To co z tego?
W odpowiedzi tylko się roześmiał. Był pewnie przekonany, że się z nim droczy.
-
Obiecałem, że coś ci udowodnię - powiedział z kpią
cym wyrazem twarzy. Stał tak blisko, że niemal jej dotykał.
88
W pierwszej chwili nie zorientowała się, o czym on mówi, gdyż ciągle jeszcze myślała o Christabel.
Co? -
Była przekonana, że Brodie powie jej zaraz o tej kobiecie, zaprzeczy jej słowom i wszystko
w
yjaśni. Ona, oczywiście, nie uwierzy mu do końca, ale usłyszy jakieś wytłumaczenie i to przyniesie
upragnioną ulgę.
Że nie jestem zimny i pozbawiony ludzkich odruchów - wyszeptał wprost do jej ucha.
Dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, o co chodzi, lecz było już za późno.
Objął Donnę wpół i, gdy skręciła głowę, by się wyswobodzić, przycisnął gorące wargi do jej szyi.
Zadrżała. Serce zaczęło bić zwariowanym, nierównym rytmem. Traciła oddech. Ogarnęła ją fala
podniecenia. Czy uda jej si
ę zachować panowanie nad sobą? Czy z chwilą gdy znalazła się w objęciach
Brodie'ego, zapomni, z jakie
go pokroju człowiekiem ma do czynienia?
Przytulając Donnę jedną ręką, drugą uniósł do góry jej podbródek i przyciągnął do siebie twarz
dziewczyny. Za
mknęła oczy. Przez chwilę patrzył na nią spod półprzy-mkniętych powiek, a potem
przywarł wargami do lekko rozchylonych ust.
Poddała się. Zarzuciła mu ręce na szyję i z zapamiętaniem zaczęła oddawać pocałunki.
Uchyliła wreszcie przymknięte powieki. Wokół zrobiło się szaro. Zapadał zmierzch. Nadal obejmowała
Brodie'e-
go. Nie potrafiła myśleć, tkwiła jakby w półśnie.
-
No i co, udowodniłem? - zapytał, spoglądając
z uśmiechem na dziewczynę.
Słowa nie w pełni do niej docierały. To, co działo się przed pocałunkami, wydawało się teraz odległe o
miliony lat świetlnych.
89
-
Że nie jestem zimny i pozbawiony ludzkich odru
chów -
przypomniał. Pochylił się i pocałował ją w kark,
wywołując w ciele Donny nowe dreszcze pożądania. - Pra
gnę cię - wyszeptał, przytulając ją jeszcze mocniej do sie
bie.
Jej umysł zaczynał powoli pracować. Z nagłym bólem serca przypomniała sobie telefon Christabel. Jak
mogłam się tak poddać? - ubolewała zawstydzona własnym zachowaniem. Dlaczego mam tak słabą
wolę? Czemu jestem aż tak głupia? Jeden pocałunek Brodie'ego wystarczył, żeby poszły w niepamięć
wszelkie postanowienia. Przecież dwa lata temu ten mężczyzna tak bardzo ją zranił. Czy sama się teraz
doprasza, by zrobił to raz jeszcze?
Z
imny i nieuczciwy. Jak inaczej można by scharakteryzować człowieka, który żyje zjedna kobietą, a
zaręcza się z inną?
- Daj mi wreszcie spokój! -
wybuchnęła nagle. Szarp
nęła się i wyrwała z jego objęć.
Popatrzył na nią zaskoczony i urażony.
-
Chciałam się tylko przekonać, czy robisz jeszcze na
mnie jakieś wrażenie - powiedziała lodowatym tonem.
- Nie robisz -
dodała jadowicie. - Trzymaj się więc z da
leka!
Brodie zrobił krok w jej kierunku. W niebieskich oczach dostrzegła gniewne błyski.
-
Jeśli jeszcze raz spróbujesz mnie dotknąć choćby jed
nym palcem -
ciągnęła dalej - będziesz musiał natych
miast opuścić nasz dom. Pod tym dachem możesz pozostać
pod warunkiem, że przestaniesz się do mnie zbliżać. Jesteś
jedynie gościem. W moim domu. I dobrze to sobie zapa
miętaj.
Patrzył na nią bez słowa. Odwróciła się i zaczęła biec po
90
schodach na górę. Powinna iść powoli, spokojnie, lecz nie potrafiła się opanować.
Stojąc już na podeście pierwszego piętra, spojrzała w dół. Jej wzrok był pełen nienawiści.
-
A teraz będzie lepiej, jeśli zadzwonisz do kochanki, zanim się zdenerwuje. Swego romansu nie musisz
już dłużej utrzymywać w tajemnicy. Zapewniam cię, że ojciec o wszystkim się dowie!
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Ze zmienioną twarzą i zaciśniętymi wargami Brodie przeszył Donnę wzrokiem.
- O czym ty mówisz? -
syknął, a w jego głosie dało się
słyszeć taką wściekłość, że dziewczyna mimo woli aż za
drżała.
Odwróciła się i puściła pędem w stronę własnego pokoju. Biegnąc słyszała jego szybkie kroki na
schodach. Gonił ją. Zdążyła jednak wpaść do sypialni i zaniknąć drzwi na klucz. Ciężko dysząc oparła się
o framugę. Po co mu to w ogóle powiedziałam? - pomyślała z rozpaczą.
Od uderzenia pięścią drzwi aż zadrżały.
- Otwieraj! Donno, natychmiast mi otwórz! -
krzyczał
Brodie.
Była wściekła na siebie. Nie powinna zdradzić się z tym, że wie o jego sekretnym romansie. Znając
dociekliwo
ść byłego narzeczonego, obawiała się, że mógłby się domyślić prawdziwego powodu, dla
którego przed dwoma laty tak nagle zerwała zaręczyny i wyjechała do Francji. Co gorsza, znajomość
tego faktu Brodie z pewnością wykorzysta przeciwko niej.
Ktoś kiedyś słusznie powiedział, że wiedza to potęga. Nieujawnianie motywów własnego postępowania
było znacznie bezpieczniejsze. Gdyby nadal żył w nieświadomości, nie miałby podstaw do
wyperswadowania jej po-
92
w
ziętej niegdyś decyzji. Swoim ostatnim, bezsensownym wybuchem dała mu oręż do ręki.
-
Wpuść mnie! Nie wolno rzucać w twarz takich oskar
żeń i uciekać! Musisz wyjaśnić, o co chodzi. Donno,
otwórz wreszcie drzwi. Nie mogę przecież tak z tobą roz
mawiać!
Głos Brodie'ego brzmiał gniewnie i ostro. Donna nie miała jednak najmniejszego zamiaru reagować na
jego nalegania.
Usiadła na łóżku i zaczęła rozglądać się po pokoju. Od chwili wyjazdu z domu nic się tutaj nie zmieniło.
Półki po obu stronach łóżka były nadal wypełnione jej książkami. Na toaletce stały flakony perfum,
których nigdy nie używała. Obok nich leżał komplet srebrnych szczotek i grzebieni. Otrzymała go od
matki chrzestnej na dwudzie
ste pierwsze urodziny. Na ścianach nadal wisiały dobrze znane obrazy.
Przez dwadzieścia lat co rano zatrzymywała na nich wzrok.
-
Donno, wcześniej czy później będziesz musiała ze
mną porozmawiać. - Brodie nie dawał za wygraną. -Jesteś
w błędzie sądząc, że tym razem uda ci się uniknąć wyjaś
nień. - Jego głos zabrzmiał jeszcze ostrzej. - Do diabła,
powiedz, co właściwie miałaś na myśli?!
Od strony okna dobiegł warkot silnika. To Gavin. Zatrzymał samochód na podjeździe, wysiadł i głośno
zatrzas
nął za sobą drzwi.
Do Donny dotarły następne słowa Brodie'ego:
- Porozmawiamy pó
źniej. Nie łudź się, że się wykrę
cisz. Zmuszę cię do rozmowy.
Usłyszała oddalające się kroki. Po chwili ucichły na schodach. Odetchnęła z ulgą. Wiedziała jednak, że
Brodie nie daruje i zmusi ją do wyjaśnień. Ach, czemu zachowała
93
się tak głupio! Tyle czasu milczała. Dlaczego więc nagle dzisiaj poniosły ją nerwy?
Podeszła do okna. Chciała zaczerpnąć świeżego powietrza. Wieczór był ciepły i parny, przesycony
zapachem róż i kapryfolium.
Jakże wiele letnich wieczorów spędziła tutaj, w tym pokoju, wdychając te odurzające aromaty i
wsłuchując się w odgłosy nadchodzącej nocy! Od Saffron Walden dzieliły siedzibę Cowleyów rozległe
zielone pola i
łąki. W dali widać było światła. Paliły się w domach stojących wzdłuż drogi.
Donna popatrzyła na zegarek. Było jeszcze dość wcześnie.
Pomyślała o ojcu leżącym w szpitalu. Jak się teraz czuje? Zagryzła wargi. Nigdy nie potrafili się do siebie
zbliżyć. Właściwie go nie znała. Miała mu za złe postępowanie z Gavinem. Od najwcześniejszych lat
stale okazywał synowi swoje niezadowolenie i rozczarowanie. Gdyby bardziej go kochał, może życie
Gavina ułożyłoby się lepiej?
Usłyszała trzaśniecie frontowych drzwi. Zobaczyła przez okno, że Brodie wychodzi z domu i wsiada do
samo
chodu. Miał zgrabną sylwetkę i lekki, sprężysty chód. Donnę znów ogarnęło podniecenie. Kiedy
wreszcie przestanie pożądać tego mężczyzny? Czy nie dość już z jego powodu wycierpiała?
Ruszył ostro, ze zgrzytem opon. Spod kół wyprysnął żwir. Dokąd mu tak śpieszno?
To przecież oczywiste. Donna skrzywiła wargi we wzgardliwym uśmiechu. Pędzi do Christabel. Musi ją
prze
cież ułagodzić. Wyjaśnić, że Donna nic dla niego nie znaczy. A może w ogóle się nie przyznał, że
wróciła do domu? Ta kobieta chyba nie poznała jej głosu przez telefon.
94
Pewnie Brodie zataił przed kochanką swój wypad do Paryża i miał nadzieję, że uda mu się utrzymać
przyjazd Donny w tajemnicy.
Kiedy samochód zniknął w oddali, rozejrzała się wokoło. Ogród był pięknie utrzymany, a trawniki
wystrzyżone bardzo starannie. Po obu stronach bramy wjazdowej rosły cyprysy, a trochę dalej róże.
Biała, marmurowa fontanna była wkomponowana w ozdobne krzewy. Dom i całe otoczenie podkreślały
wysoką pozycję Jamesa Cowleya. Były symbolem tego, czego Brodie pragnął tak bardzo, że w zamian
był gotów poświęcić nie tylko swoją godność, lecz także najgłębsze uczucia.
Jak m
ożna aż tak pożądać dóbr doczesnych, przyziemnych rzeczy? - zastanawiała się Donna. Przecież
więcej radości może dać sam widok kępki rozkwitających fiołków. O ile więcej szczęścia można znaleźć
w małym mieszkanku, dzieląc je z kochanym człowiekiem. Jak wiele znaczy wówczas zwykły spacer w
deszczu i hot-dog zjedzony na ulicy.
Można wyliczyć tysiące różnych rzeczy, które mają wartość znacznie większą niż pieniądze i kariera. Ale
dla
czego tylko do tego sprowadzają się pragnienia Brodie'e-go?
Jedno jest pewne. Kocha Christabel, w przeciwnym bo
wiem razie nie wróciłby do niej po wyjeździe
Donny.
Od kiedy datowała się ich znajomość? Z pewnością od dawna. Dlaczego więc tak długo ociąga się z
poślubieniem tej kobiety? Dlaczego traktuje ją tak lekko? Musiała być nieprzytomnie zakochana w
Brodim, jeśli wybaczyła mu zerwanie. Donna dobrze pamiętała treść napisanej przez niego kartki, którą
pokazała jej Christabel. A potem co? Wystarczyło, że kiwnął palcem, a już padła do jego stóp!
95
Jaka kobieta mogłaby zrobić coś podobnego, godzić się z rolą, którą jej Brodie wyznaczył w swym życiu?
Donna odeszła od okna. Nie, nie miała prawa oskarżać Christabel o to, że była gotowa mu wszystko
przebaczyć. Przecież sama dopiero co była w jego ramionach, obejmowała go i całowała z własnej woli...
-
Donno? Czy śpisz? - zapytał cicho Gavin.
Otworzyła drzwi.
-
Zdobyłem trzy książki - oświadczył z przejęciem.
-
Dwie w bibliotece, a jedną w księgarni w Saffron Wal-
den. Są napisane trudnym językiem, bardzo fachowe, ale
w jednej z nich jest sporo ciekawych ilustracji. Mam też
materiały informacyjne o kursach. Zajęcia rozpoczynają
się już na początku września. Muszę się szybko zapisać, bo
potem może nie być żadnego wolnego miejsca.
Donna roześmiała się wesoło.
Zejdźmy na dół. Jest jeszcze trochę czasu do kolacji, więc spokojnie sobie porozmawiamy. Czy pani
Eyre jest już w domu?
Tak. Z kuchni rozchodzą się smakowite zapachy. Wpadłem także do szpitala. Ojciec spał, ale przez
okienko w drzwiach pozwolono mi popatrzeć na niego. Wygląda lepiej, niż sądziłem. Będę mógł
odwiedzić go jutro po południu.
Nie przestając się uśmiechać, Donna objęła brata.
-
Czy wolno zanosić kwiaty? - spytała.
Chyba tak. Wiem, p
owinienem kupić. - Zrzedła mu mina. Miał poczucie winy. Znów nie zrobił tego, co
trzeba.
Głuptasie, chodzi o naszą jutrzejszą wizytę. Dlatego napytałam.
Odetchnął z ulgą.
-
Fajnie. Przed pójściem załatwimy kwiaty. Teraz prze-
96
studiujmy broszurę z programem kursów, którą przyniosłem. Trzeba sprawdzić, jakie formalne warunki
muszę spełniać, żeby mnie przyjęli.
Czy zamierzasz poinformować Brodie'ego o swojej decyzji? - zapytała Donna, gdy siedli do kolacji.
Od razu powie ojcu. -
Twarz Gavina spochmurniała. -1 zaraz coś wykombinują, żeby mi przeszkodzić.
Zostaw mnie całą sprawę, sama ją załatwię - stanowczym głosem odrzekła Donna. Uprzytomniła sobie
nagle, że ma broń przeciwko Brodie'emu. Bardzo mu przecież zależy, by James Cowley nie dowiedział
się o romansie z Christabel. Gdyby nie obawiał się gniewu szefa, z pewnością tak skrzętnie nie
ukrywałby swych długotrwałych stosunków z tą kobietą.
Gavin popatrzył na siostrę.
Myślisz, że Brodie w ogóle zechce cię słuchać? - zapytał z powątpiewaniem w głosie.
Tak -
odparła siostra. - Odetchnie z ulgą, gdy zejdziesz mu z drogi. Zaczniesz się uczyć, więc
przestaniesz bywać w firmie i interesować się jej sprawami.
Fakt -
przyznał Gavin. - Donno, jesteś mądra. Sprytniejsza, niż myślałem.
Każdym człowiekiem kierują zawsze jakieś ukryte, osobiste motywy działania - odrzekła z cyniczną nutą
w głosie.
-
W tym Paryżu zrobiłaś się twarda.
Raczej dorosła. - Wzruszyła ramionami. - Każdy się zmienia po opuszczeniu rodzinnego domu. Trochę
nieza
leżności jeszcze nikomu nie zaszkodziło. - Uśmiechęła się do brata.
Nigdy nie potrafiłem przeciwstawić się ojcu. Nie wiem, dlaczego - powiedział Gavin z ponurą miną. - A co
97
dopiero teraz, gdy jestem winien Brodie'emu te koszmarne szesnaście tysięcy funtów, które za mnie
założył. Będę musiał przyznać się ojcu do całej sprawy i znów znajdę się w sytuacji bez wyjścia. Donno,
ale schrzaniłem swoje życie!
- Ojcu na razie nic nie mów.
-
Masz mnie za idiotę? - obruszył się brat. Ziewnął
i spojrzał na zegarek. - Idę do łóżka. Jestem potwornie
śpiący.
Po chwili Donna znalazła się u siebie w sypialni. Nie mogła zasnąć. Brodie nie wracał, nie słyszała jego
samochodu.
Czy całą noc spędzi z Christabel? Czy pieści się z nią teraz? Na samą myśl o tym Donna poczuła się
okropnie. Przecież nie mogę być zazdrosna, upomniała samą siebie. Nie będzie się zadręczała
wizerunkiem Brodie'ego w objęciach innej kobiety!
Ni
enawidziła zarówno jego, jak i Christabel. Przysięgła sobie, że nie dopuści do tego, by zakłócili jej
spokój. Od jutra wszystko się zmieni. Teraz ona trzyma go w garści. Brodie zatańczy, jak mu zagra.
Jeśli chce nadal trzymać swój romans w sekrecie przed Jamesem Cowleyem, będzie musiał za to
zapłacić. Ojciec ma bardzo staroświeckie poglądy i kieruje się sztywnym kodeksem moralnym. Jeżeli
dowie się, że Brodie sypiał z inną kobietą udając miłość do jego córki, nigdy mu tego nie wybaczy.
Poczyta to za osobistą zniewagę.
Tak więc Brodie Fox, jeśli zależy mu na tym, by Donna trzymała język za zębami, będzie musiał przystać
na jej warunki i pomóc Gavinowi.
W chwilę później zmorzył ją sen. Obudziła się, kiedy
98
W pokoju było już widno. Tuż obok siebie poczuła mocny aromat kawy.
Otworzyła oczy i zobaczyła Brodie'ego z filiżanką w ręku.
-
Co robisz w moim pokoju? Wyjdź stąd natychmiast,
bo będę krzyczeć! - Usiadła na łóżku i podciągnęła aż pod
brodę prześcieradło, pod którym spała.
Postawił kawę na stoliku nocnym i, nie zważając na protesty Donny, rozsiadł się obok niej.
- A krzycz sobie do woli. Oprócz nas w domu nie ma
nikogo. -
Wyprostował plecy, splótł dłonie za głową i roz
bawion
ym wzrokiem zaczął przyglądać się dziewczynie.
- Gavinie! -
zawołała. - Gavinie, chodź tutaj!
Odpowiedzi nie było. W domu panowała cisza. Brodie
uśmiechnął się złośliwie.
-
Wyjechał. Jakieś dziesięć minut temu. A pani Eyre
jest na samym końcu sadu. Zrywa agrest na przetwory.
Musiałabyś użyć megafonu, żeby cię usłyszała.
Donna zacisnęła drżące palce na brzegu okrywającego ją prześcieradła.
-
Posuwasz się za daleko - syknęła ze złością. - Jestem
już zmęczona twoimi dowcipami. Wcale nie są zabawne.
Wynoś się wreszcie z mojej sypialni! Gdyby pani Eyre
wróciła i zobaczyła cię tutaj, mogłaby sobie pomyśleć,
że... - urwała nagle.
-
Że co? - zapytał łagodnym tonem.
Donna poczuła, jak fala gorąca uderza jej do głowy. Nie mogła podnieść wzroku i spojrzeć Brodie'emu w
oczy. Sposób, w jaki się uśmiechał, i miękkie brzmienie jego głosu pogarszały jeszcze sytuację. Z trudem
wzięła się w garść. Brodie myśli, że ją osaczył? Zaraz się przekona, jak bardzo się myli!
99
-
Chcę z. tobą porozmawiać - zaczęła.
Rozplótł ręce i oparł obok nóg Donny, przygważdżąjąc ją do łóżka.
-
To dobrze się składa - odparł. - Bo ja też.
Zaniepokoiły ją podejrzane błyski w niebieskich oczach
Brodie'ego. Zauważyła, że niedawno się ogolił. Odwróciła wzrok od jego twarzy. Od gładkiej, śniadej
skóry, mocno zarysowanej szczęki i wyrazistych, zmysłowych ust. Nie chciała na niego patrzeć.
Postanowiła, że już nigdy więcej nie podda się urokowi tego człowieka.
-
Rozmowa będzie dotyczyła Gavina - oznajmiła sta
nowczym głosem. - Mierzi go praca w biurze i zamierzają
rzucić. Chce się nauczyć ręcznego formowania szkła i po
znać historię tego procesu. Nowoczesne przemysłowe me
tody stosowane w nas
zych fabrykach go nie interesują.
Wiem, że zamiary Gavina ojcu się nie spodobają, ale jeśli
je poprzesz, łatwiej będzie mu się z tym pogodzić. A ja
w zamian...
Zgoda -
rzekł szybko Brodie. Donna popatrzyła na niego zdumiona.
Jeszcze nie skończyłam - podjęła przerwane zdanie.
Nie musisz. To sensowny pomysł. W biurze z Gavina pożytek jest mały. Albo w ogóle nie zjawia się w
pracy, albo plącze pod nogami, co jest jeszcze gorsze.
A więc będziesz zadowolony, jeśli się go pozbędziesz?
Kiwnął głową.
- Kiedy Gavi
n nauczy się czegoś mądrego na temat
formowania szkła, będzie mógł wrócić do firmy jako do
radca. Osobiście uważam ten pomysł za dobry i namówię
Jamesa, żeby wyraził zgodę, ale stawiam jeden warunek.
Gavin musi iść do psychiatry. Znam jednego dobrego lęka-
100
rza. Twój brat nie przestanie uprawiać hazardu, dopóki nie zrozumie przyczyn, które sprawiły, że wpadł w
nałóg. Taka pomoc jest mu potrzebna.
-
Może się nie zgodzić.
-
Musisz go namówić. Tylko ty masz wpływ na Gavina.
-
Brodie spojrzał na filiżankę kawy, którą przed chwilą posta
wił na stoliku przy łóżku. - Wypij, póki jeszcze ciepła.
Wzięła ją do jednej ręki, nie puszczając prześcieradła, które ciągle jeszcze trzymała pod brodą.
- Wczoraj wiec
zorem widziałem się z Christabel - po
wiedział jakby od niechcenia.
Kilka kropli kawy znalazło się na spodku.
-
Sądzę, że ojciec nie będzie zachwycony twoim potaje
mnym flirtem -
odezwała się Donna przez zaciśnięte zęby.
Wyraz twarzy Brodie'ego zmienił się w okamgnieniu. Zobaczyła malującą się na niej wściekłość.
-
Mów wreszcie, co to wszystko ma znaczyć! - wark
nął groźnie.
-
Zapytaj swą przyjaciółkę - odparła z goryczą.
- Co wiesz o mnie i o Christabel? -
Brodie aż poczer
wieniał. - Kto ci o tym powiedział?
-
Ona sama. We własnej osobie.
Wczoraj przez telefon? -
Złość na jego twarzy powoli ustępowała miejsca niedowierzaniu. - Niemożliwe!
Prze
cież w ogóle się nie znacie! - Musiał zauważyć, że twarz Donny lekko pobladła. - Poznałaś ją? -
zapytał z naciskiem. - Gdzie i kiedy?
Czy to ważne? Wiem, co was łączy, i sądzę, że memu ojcu to się nie spodoba. Mam rację?
Zastanawiał się przez chwilę. Zmarszczył brwi.
Zamierzasz mnie szantażować? - zapytał zdumiony.
Chcesz, aby ojciec dowiedział się o tej niesmacznej
101
historii? -
spytała Donna. - Z pewnością przestanie wówczas mieć o tobie tak dobre mniemanie jak
dotychczas -
dodała cierpkim głosem.
Brodie popatrzył na nią tępym wzrokiem.
-
Każdy inny mężczyzna na twoim miejscu byłby teraz
speszony i zawstydzony. A ty co? Potwierdzasz swoim za
chowaniem, że jesteś zimny i wyrachowany. Nic nie jest
W stanie cię poruszyć - ciągnęła dalej. - Jeśli kombinujesz,
jak wykpić się z całej tej sprawy, oszczędź sobie trudu.
Drugi raz mnie nie nabierzesz!
-
A kiedy oszukałem cię po raz pierwszy? - zapytał.
Chce się przekonać, ile wiem o jego romansie, pomyśla
ła Donna.
Nieważne - odparła szybko. Nie powinien poznać przyczyny, dla której dwa lata temu z nim zerwała.
Ale dla mnie jest to istotne. I to bardzo. -
Pochylił się ku niej. - Muszę dokładnie wiedzieć, o czym mówisz
i skąd znasz tę całą historię.
Daj mi święty spokój! Czy chcesz, żebym od razu poszła do ojca?
A więc szantaż. - Brodie roześmiał się głośno. - Miałem rację.
Nie.
Wobec tego jak nazwiesz takie postępowanie?
A jak ty określisz sposób, w jaki ściągnąłeś mnie tutaj z Paryża?
Powiedzmy apelem do lojalności w stosunku do rodziny.
A jak nazwiesz to, że dałeś ojcu do zrozumienia, iż się pogodziliśmy?
Już ci mówiłem. Czystą rozrywką. To było bardzo zabawne. Obawiałem się, że wybuchnę śmiechem.
H02
Mam uwierzyć? Zdobyłam oręż przeciwko tobie i do-brze o tym pamiętaj.
Wprost umieram ze strachu -
zakpił Brodie. W jego oczach Donna dojrzała rozbawienie. - Nadal jednak
nie powiedziałaś, co ma być właściwie przedmiotem szantażu.
To oczywiste. Ty i Christabel. Byłeś z nią zaręczony, zanim mnie poznałeś! - wykrzyknęła.
Twarz Brodie'ego nagle spochmumiała.
-
Skąd wiesz? Od tej dziewczyny?
-
Nieważne. Liczy się tylko to, że nie od ciebie. Prze
milczałeś przede mną ten drobny fakt w twoim życiorysie.
-
Nie było o czym mówić - odparł krótko.
W odpowiedzi Donna tylko p
ogardliwie się roześmiała.
-
Czy Christabel mówiła, dlaczego z nią zerwałem? -
napytał ostrym tonem.
- Tak.
-
A więc sama wiesz, dlaczego nic ci o niej nie wspo
mniałem na początku naszej znajomości. Byłem zbyt roz
goryczony. Pragnąłem szybko zapomnieć o tej kobiecie.
W jego głosie Donna wyczuła tylko złość. Nie miał Zamiaru się bronić.
A więc sam mi opowiedz. Powinnam chyba poznać tę historię także z drugiej strony. - Reakcja
Brodie'ego była inna, niż Donna się spodziewała, i to ją zaskoczyło.
Dowiedziałem się, że Christabel spędziła weekend z moim żonatym przyjacielem. Czy ci to mówiła?
Nie. Ale pokazała kartkę, którą jej wysłałeś. Zapamiętałam datę i to, że zamierzasz poślubić inną kobietę.
Mnie miałeś na myśli? Już wtedy, drugiego dnia naszej znajomości, postanowiłeś się ze mną ożenić?
W pokoju zapanowała cisza.
- Nie -
odrzekł po chwili. - W dniu, w którym po raz
103
pierwszy cię ujrzałem, byłem tak zły, że nie zwróciłbym uwagi na żadną kobietę. Dopiero co odkryłem
sprawki Christabel i tylko one naprawdę mnie wówczas obchodziły.
-
Zdecydowałeś się jednak mnie poślubić ze względu
na pozycję ojca i pieniądze. - Donnie łzy cisnęły się do
oczu.
To nieprawda -
zaprzeczył ostro.
Przecież napisałeś Christabel...
-
Chciałem zachować twarz! - warknął. - Zrobiła ze
mnie ostatniego idiotę! Zdradziła z moim najlepszym przy
jacielem. Natychmiast wszystko mu wygarnąłem. Doszło
do dzikiej awantury, podczas której się pobiliśmy. Straci
łem panowanie nad sobą. Złamałem mu nos. Kilka dni
przeleżał w szpitalu. O mały włos, a policja wszczęłaby
dochodzenie. Ale on nie powiedział prawdy. Chronił włas
ną skórę i moją. Żona tego człowieka do dzisiaj w ogóle
o niczym nie wie. Wszystko prze
milczałem i jestem prze
konany, że i on będzie trzymał język za zębami. Z mężczy
zną mogłem walczyć na pięści, ale z kobietą to inna spra
wa. Dlatego napisałem do Christabel, że zrywam, bo się
żenię. Nie chciałem, aby myślała, że złamała mi serce.
- A z
łamała? - spytała cicho Donna.
-
Przez parę tygodni byłem o tym przekonany. Szybko
jednak dotarło do mnie, że przede wszystkim ucierpiała
moja miłość własna. Christabel to piękna kobieta. Najład
niejsza, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Donna zagryzła wargi. To była prawda, ale dla niej bardzo bolesna.
-
Przypomina jedną z tych roślin tropikalnych, które
mają niemal nieziemskie kwiaty - ciągnął Brodie. - Na
pierwszy rzut oka człowiek się nimi zachwyca, lecz zaraz
potem zaczyna sobie uprzytamniać, jak bardzo są niereal-
104
ne. Mają krótkie korzenie i szybko więdną. Piękno angielskiej róży trwa znacznie dłużej. - Przesunął
wzrok na jej pobladłe oblicze, pieszcząc je spojrzeniem.
Mimo to jednak wróciłeś do Christabel - powiedziała lodowatym tonem. - Nie udawaj niewiniątka, bo ci z
tym nie do twarzy. Wystarczyło, że do ciebie zadzwoniła, i natychmiast do niej pojechałeś. Na całą noc.
Skąd wiesz, ile czasu spędziłem u Christabel? - zapytał.
Dziewczyna poczerwieniała.
Wiem, i to powinno ci wystarczyć. Nie jestem aż tak naiwna, żeby nie zdawać sobie sprawy z tego, jak
się zabawiacie. Przestań więc wmawiać we mnie, że z nią zerwałeś, bo nigdy w to nie uwierzę.
Masz bujną wyobraźnię. - Brodie przysunął się bliżej.
Puść moje okrycie! Wyjdź stąd natychmiast, bo zaraz oberwiesz! - warknęła Donna.
Ze strachu trzęsę się jak galareta - odrzekł śmiejąc się. Nadal przytrzymywał brzeg zsuwającego się
prześcieradła. Z niezwykłą pieczołowitością zaczął owijać nim Donnę. Powolne ruchy jego rąk sprawiły,
że zadrżała, a serce zaczęło bić przyspieszonym rytmem. Traciła oddech.
-
Przestań - szepnęła.
Patrzył teraz na nią uważnie. Pod wpływem przenikliwego wzroku Brodie'ego zaczęła palić ją twarz.
-
Kiedy dowiedziałaś się o Christabel? - zapytał mięk
kim głosem.
Zesztywniała. Na szczęście w tej właśnie chwili usłyszała szybkie kroki Gavina na schodach. Byli tak
sobą
105
zajęci, że żadne z nich nie zwróciło uwagi na zajeżdżający pod dom samochód.
Brodie skrzywił się i podniósł leniwym ruchem. Usłyszał westchnienie ulgi, które wyrwało się z ust Donny.
-
Na razie jesteś uratowana. Porozmawiamy później.
-
Wychodząc z pokoju niemal zderzył się z Gavinem.
Chłopak popatrzył na siostrę ze zmarszczonym czołem.
-
Co się dzieje? Dlaczego Brodie był tutaj?
-
Rozmawialiśmy o tobie - odrzekła przytomnie. -
Obiecał, że pomoże namówić ojca, aby zgodził się na twoją
naukę. Pod warunkiem jednak, że pójdziesz do jakiegoś
znanego mu psychiatry.
-
Nic z tego. Nie pójdę. Na umyśle jestem zdrowy.
-
Hazard to nałóg, braciszku - tłumaczyła łagodnie
Donna. -
Jak picie i zażywanie narkotyków. Można się
z tego wyleczyć z pomocą specjalisty.
-
W każdej chwili jestem w stanie przestać grać.
-
Co ci szkodzi pójść do lekarza? Jeśli zgodzisz się
przynajmniej na jedną wizytę, to Brodie ci pomoże.
Gavin wzruszył niechętnie ramionami.
-
No dobrze. Ale pamiętaj, tylko raz. Nie zamierzam
kłaść się na kozetce dla czubków i rozmawiać z jakimś
kretynem o moim dzieciństwie i o tym, co mi się przyśniło.
Donna uśmiechnęła się do brata. To był już pewien postęp.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Tw
arz Jamesa Cowleya była blada. Miał półprzymknię-te oczy i sine wargi. Pielęgniarka uprzedziła
Donnę i Gavi-na, że ich ojciec otrzymał dużą dawkę środków uspokajających i że wizyta musi być krótka.
Jego zły wygląd przeraził Donnę. Usiadła przy łóżku i wzięła go za rękę.
Czy czegoś potrzebujesz? - spytała łagodnym głosem. Nawet się nie poruszył Po chwili usłyszała cichy
szept:
Nie, dziękuję.
Gavin z nieszczęśliwą miną stał obok łóżka. Nie znosił szpitalnej atmosfery. Był zaniepokojony ciężkim
stanem ojca.
- A Brodie? -
cicho zapytał chory.
-
Wejdzie za chwilę - wyjaśniła Donna. Tylko dwóm
osobom pozwalano jednocześnie odwiedzać pacjentów. -
Czeka na korytarzu. Gavin i ja chcieliśmy być u ciebie
razem.
Palce Jamesa Cowleya zacisnęły się lekko na dłoni córki.
-
Ty i Brodie. Wspaniała wiadomość. Zawsze tego pra
gnąłem. On jest dla mnie jak syn.
Wiem. -
Donna uśmiechnęła się z wysiłkiem. W oczach Gavina pojawił się żal.
Pójdę po Brodie'ego - powiedział. James Cowley przeniósł wzrok na syna.
Nie widziałem cię jeszcze - szepnął.
107
Gavin nachylił się i niezdarnie pocałował leżącego.
Ojcze, dzisiaj wyglądasz dużo lepiej niż wczoraj.
Wczoraj? Byłeś tu? Nie pamiętam.
Spałeś. Rzuciłem tylko okiem na ciebie. Ojciec uśmiechnął się słabo.
-
Ach tak. Dziękuję, że przyszedłeś. - Aż do drzwi
pokoju śledził wzrokiem wychodzącego syna. Donna usły
szała, jak westchnął.
-
Gavin studiuje historię ręcznego formowania szkła
-
zaczęła. - Nie miałam pojęcia, że jest tak długa i cieka
wa. Bardzo się nią zainteresował. Szkło wyrabiane przez
Rzymian miało niebieskawy, mętny odcień, bo proces wy
tapiania nie był przez nich jeszcze w pełni opanowany.
W roztopionej masie pozostawało wiele zanieczyszczeń.
Wiem to od Gavina.
James Cowley popatrzył na córkę.
-
Ten chłopak zawsze chodzi z głową w chmurach
-
westchnął.
Drzwi do pokoju otworzyły się bezszelestnie. Na widok Brodie'ego oczy chorego nieco się ożywiły.
-
Dobrze, że jesteś. Co z zamówieniami?
Bardzo proszę, żadnych rozmów o interesach - włączyła się Donna.
Chciałem tylko usłyszeć, co... - zaczął nieśmiało James Cowley. Był potulny jak baranek.
Żadnych rozmów o interesach - z uśmiechem na twarzy powtórzył Brodie słowa Donny. - Słyszałeś, co
mówi
ła? Chcesz, żeby mi potem natarła uszu?
Chory uśmiechnął się ze zrozumieniem.
-
Nie pozwól, żeby zaczęła ciosać ci kołki na głowie.
Donna z trudem udawała, że bawi ją ta rozmowa. Brodie
rzucił jej wesołe spojrzenie.
108
-
Nie martw się, nie dopuszczę do tego. Wezmę ją
w karby -
odrzekł żartobliwym tonem.
Policzki chorego lekko się zaróżowiły. Wyglądał na zadowolonego.
Gdy wyszli z pokoju, Donna odezwała się ostro do Bro-die'ego:
Nie rób tego więcej!
Czego? -
Udawał, że nie wie, o co chodzi.
Nie rób do mnie takich czułych min. I nie wygaduj, że weźmiesz mnie w karby. Milczałam tylko ze
względu na ojca. - Brodie ją rozzłościł.
Nie przejmuj się tak bardzo. Twój ojciec uważa, że miejsce żony jest w domu. Mówiłem, żeby go
roz
bawić.
Czyżbyś był innego zdania? - spytała cierpkim tonem.
Tak. Uważam, że miejsce żony jest w łóżku męża.
Typowo męska odzywka! - prychnęła.
Wyszli z budynku szpitala i skierowali się na parking. Gavin czekał w samochodzie. Donna spojrzała na
niego i ni
epokojem. Czy bardzo przejął się tym, że ojciec znów Wyróżnił Brodie'ego?
-
Mam ochotę pójść dziś do kina - oświadczył normal
nym tonem.
-
Zabierzesz mnie z sobą? - zapytała szybko.
-
Lepiej, żeby jedno z nas zostało w domu, w razie
gdyby dzwonili ze szpi
tala, że ojcu się pogorszyło.
Brodie w milczeniu prowadził samochód. Kiedy dojechali na miejsce, zatrzymał wóz i spojrzał przez
ramię na Gavina.
-
Zostań w domu. Jesteś wykończony. Do kina możesz
pójść jutro. Będziesz w lepszej formie.
Słowa Brodie'ego podziałały na Gavina jak czerwona płachta na byka.
109
-
Znów chcesz mi rozkazywać? Odczep się wreszcie
ode mnie! -
krzyknął i jak oparzony wyskoczył z samo
chodu.
Donna pospieszyła za bratem, który zdążył już otworzyć drzwi swego małego sportowego wozu. Zanim
dobiegła, ruszył z piskiem opon.
Och! -
jęknęła. Chciało się jej płakać. - Pojedzie do jakiegoś klubu i znów będzie grał - powiedziała ze
złością do Brodie'ego. - Dlaczego nie próbowałeś go zatrzymać?
Mam pomysł. Biegnij szybko na górę i włóż na siebie coś ładnego. Objedziemy lokale, w których zwykle
bywa. Otwierają je dopiero około dziewiątej. On najpierw pójdzie do kina, a potem zje kolację. Będziemy
więc mieli wystarczająco dużo czasu, żeby go odnaleźć.
Donna spojrzała podejrzliwie na Brodie'ego.
-
Skąd wiesz, gdzie szukać Gavina? - zapytała.
Musiałem regulować jego długi. Gdyby nie zapłacił, wierzyciele skontaktowaliby się z Jamesem, a temu
chcia
łem zapobiec.
Wiedziałeś, że mój brat gra, i nie próbowałeś go powstrzymać? - urwała na widok jego zimnego
spojrzenia.
Co, twoim zdaniem, powinienem uczynić? Związać go? Zbić? A może powiedzieć Jamesowi, żeby
przestał dawać Gavinowi kieszonkowe? Zrobiłem, co mogłem. Rozmawiałem z twoim bratem. Obiecywał
poprawę, ale po jakimś czasie znów siadał do gry. Sądzisz, że nie wiem, dokąd dziś się wypuścił?
Hazard stał się jego stałą ucieczką przed zmartwieniami. Widok chorego ojca sprawił mu przykrość. I to
wystarczyło. Można by powiedzieć, że Ga-vin ma swoisty rodzaj alergii na Jamesa. Kocha ojca, ale ta
miłość niszczy jego samego.
110
Donna w milczeniu słuchała słów Brodie'ego. Miał rację. Wiedział, na czym polegają problemy jej brata.
-
Przepraszam, nie powinnam mieć do ciebie pretensji. W tym, co dzieje się z Gavinem, nie ma twojej
winy. Je
stem wdzięczna za to, co dla niego zrobiłeś.
Weszła do domu. Wybrała sukienkę odpowiednią na wieczorny wypad do Londynu. Głęboko
wydekoltowaną, z połyskującego, mięsistego jedwabiu w morelowym odcieniu, uwydatniającym jej jasną
karnację. Zrobiła lekki makijaż.
Nie miała ochoty jechać z Brodim i zwiedzać nocnych lokali w poszukiwaniu Gavina. Jeszcze gorszą
perspekty
wą było jednak pozwolić na to, by brat znów się zgrał, nie mając ani grosza.
Już był zadłużony po uszy. Jak uda mu się spłacić Bro-die'ego, jeśli nie dostanie od ojca pieniędzy?
Dlaczego Brodie regulował jego długi? - pomyślała zaniepokojona i podejrzliwa. Co knuł? A w ogóle skąd
miał pieniądze na kosztowny samochód, eleganckie ubrania, luksusowe hotele i kolacje w wytwornych
restauracjach? Skąd brał na to wszystko? Lekką ręką spłacił ostatni dług Gavina, ogromną przecież
sumę, mimo iż wiedział, że wiele czasu upłynie, zanim otrzyma z powrotem swoje pieniądze.
Czekał na nią w holu. Na widok tego przystojnego, czarnowłosego mężczyzny pod Donną ugięły się nogi.
Także się przebrał. Miał na sobie wieczorowy garnitur, białą, usztywnioną koszulę i czarny krawat.
Patrzył, jak Donna ostrożnie schodzi ze schodów, podtrzymując plączącą się długą suknię.
Czuła na sobie jego spojrzenie. Bardzo pragnęła wiedzieć, co w głębi serca myśli o niej. Czasami
wydawało się
111
jej, że mu się podoba. Najczęściej jednak odnosiła wrażenie, że każdy przejaw zainteresowania jej osobą
jest tylko zwykłym udawaniem. Twarz miał nieprzeniknioną. Nie sposób było z niej odczytać, co
naprawdę odczuwa i myśli.
-
Trzeba uprzedzić panią Eyre, że nie będziemy na
kolacji -
powiedziała nerwowo.
-
Już to zrobiłem. Zaproponowałem jej wolny wieczór.
Donna rzuciła mu ostre spojrzenie. Rządził się w tym
domu, jakby był właścicielem.
Brodie z
auważył, że spochmuniała i spokojnie wyjaśnił:
Zobaczyła mnie tak ubranego, więc powiedziałem, że jedziemy potańczyć. - W jego oczach pojawiły się
figlarne błyski. - Uznała to za świetny pomysł, że we dwójkę spędzimy dzisiejszy wieczór. Pani Eyre ma
roman
tyczną duszę.
Nie powinieneś sugerować takich rzeczy - upomniała go sucho Donna. - Gdy się potem dowie, że
wystrychnęliśmy ją na dudka, poczuje się urażona. Zaraz pójdę do niej i wszystko wyjaśnię.
Lekko, a zarazem stanowczo Brodie wziął Donnę za ramię i obrócił w stronę drzwi wyjściowych.
-
Jeśli chcemy złapać w porę Gavina, musimy już je
chać.
Wyszli z domu i wsiedli do samochodu. Brodie włączył silnik.
-
Masz ładną sukienkę - powiedział miękkim głosem
nie patrząc na dziewczynę. - Ma kolor pięknego owocu,
dojrzałego i bardzo apetycznego.
-
Dziękuję. - Oblała się rumieńcem.
Ruszyli. Donna siedziała nieruchomo. Wyglądała przez okno.
Skierował wzrok na jej poważną twarz.
102
-
Wielu mężczyzn chętnie rozebrałoby cię z tej sukni
-
dodał z lekkim uśmiechem.
-
Możemy włączyć jakąś muzykę? Nie mam ochoty na
rozmowę, zwłaszcza w stylu, w którym zacząłeś ją prowa
dza -
odparła oschle.
-
Znajdź coś. Kasety są w schowku.
Wybrała muzykę fortepianową Gershwina. Słuchając obserwowała poczerwieniałe niebo. Brodie
prowadził w milczeniu.
Kiedy znaleźli się w Londynie, zaparkował wóz na prywatnym parkingu przed jednym z nocnych klubów,
który mieścił się na najwyższym piętrze hotelu. Wsiedli do windy i wjechali na górę.
- Dobry wieczór -
powitał ich szef sali. - Stolik dla
państwa? Mamy dziś dużo gości. Ale zaraz zobaczę, może
znajdzie się jeszcze coś wolnego.
Brodie wszedł do środka i od progu zaczął rozglądać się po zatłoczonej sali. Na małej scenie, przy
przygaszon
ych światłach, występowała kabaretowa śpiewaczka. Publiczność nagradzała ją brawami.
Donna z zainteresowaniem przyglądała się występowi.
Wolny stolik znalazł się niemal natychmiast, mimo czekających na miejsce innych gości. Jak Brodie to
załatwił?
- zast
anawiała się dziewczyna. Dał dyskretnie napiwek?
Kiedy już usiedli, zamówił kawior i szampana w sposób tak naturalny, jakby ciągle to robił. Skąd ma
pieniądze, że stać go na takie ekstrawagancje? Czy jest stałym gościem nocnych lokali?
-
Nie liczyłeś chyba na to, że tutaj zastaniemy Gavina
-
Powiedziała z dużą dozą podejrzliwości.
Brodie pochylił się ku niej i szepnął prawie do ucha:
- Spójrz w tamten róg sali -
wskazał wzrokiem kiera-
113
nek -
a zobaczysz kilku jego przyjaciół. Widzisz to hałaśliwe towarzystwo w wieczorowych strojach?
Donna ujrzała dwóch młodych mężczyzn z dziewczynami. Byli lekko podpici. Wyglądali na złotą
młodzież.
-
Gavin obraca się w takim towarzystwie?
Z niesmakiem patr
zyła, jak jeden z nich, bardzo dobrze ubrany, wzywa głośno kelnera i aroganckim
głosem zamawia szampana.
-
Tak. Od pewnego czasu. Oni grają także. Wyłącznie
dla zabawy. Dość kosztownej w wypadku Gavina.
Trzymając kieliszek w ręku Donna popatrzyła uważnie naBrodie'ego.
Szampan i kawior kosztują majątek. Czy takie wydatki idą na rachunek firmy?
Nie -
odrzekł krótko. Widząc jednak jej podejrzliwy wzrok, zapytał: - O co teraz ci chodzi? O co tym
razem mnie oskarżasz?
Nie oskarżam. Jestem po prostu ciekawa. Sprawiasz wrażenie człowieka, który żyje na wysokiej stopie i
stać go na wszystko. Masz kosztowny samochód i eleganckie ubrania. Czy to wszystko z pensji?
Aha. Rozumiem, co masz na myśli. O to chodzi - powiedział powoli. - Sądzisz, że oszukuję twego ojca i,
podo
bnie jak Gavin, defrauduję w firmie pieniądze?
-
Nic takiego nie mówiłam.
-
Ale tak myślisz. Twoja uwaga była jednoznaczna - do
dał suchym tonem.
Zastanawiałam się tylko... - zaczęła z wahaniem.
Moja odpowiedź brzmi: nie - odrzekł krótko.
Donna była zla na siebie. Po co w ogóle zaczynała rozmowę na ten temat? Być może wyjaśnienie
zamożności Brodie'ego jest bardzo proste. Ma jakieś własne pieniądze.
114
Nigdy nic nie mówił ani o swej rodzinie, ani o przeszłości. Zdała sobie z tego sprawę dopiero po
pamiętnym spotkaniu z Christabel. Przedtem była tak nieprzytomnie zakochana, że inne rzeczy się nie
liczyły.
Czy pochodzisz z bogatej rodziny? -
spytała z lekkim rumieńcem na twarzy, spuszczając wzrok.
Weź trochę kawioru - powiedział chłodnym tonem, podsuwając jej srebrny półmisek.
Jeśli sądzi, że przestanę go wypytywać, to grubo się myli, pomyślała.
-
Czy twoi rodzice żyją? - Wzięła łyżkę kawioru i od
sunęła półmisek.
- Nie.
- Och, przykro mi. Od kiedy? -
spytała łagodniejszym
głosem.
Nigdy ich nie znałem. Podniosła głowę zaskoczona.
Zmarli, gdy byłeś małym dzieckiem?
- Tak -
odrzekł ze ściągniętą twarzą. Zmienił temat. -Je
śli Gavin nie zjawi się tutaj w ciągu pół godziny, będziemy
musieli pojechać do następnego lokalu. Proponuję Rambouil-
let. Tam grają w karty znacznie częściej niż w innych klubach.
Znów się wymigał od rozmowy na tematy osobiste. Nie chciał nic więcej powiedzieć o sobie. Donna nie
dawała jednak za wygraną.
Ile miałeś lat, gdy umarli twoi rodzice? - zapytała.
Byłem niemowlęciem. Chcesz jeszcze kawioru?
Nie, dziękuję.
Była wstrząśnięta jego odpowiedzią. Musiał mieć okropne dzieciństwo! Na tę myśl aż się wzdrygnęła.
Sama jako dziecko była bardzo szczęśliwa. Aż do śmierci matki, kiedy to ochłodły uczucia ojca w
stosunku do dzieci.
115
-
Kto się tobą zajmował? - A może Brodie wychowy
wał się w sierocińcu, pomyślała.
Brat ojca. Stryj.
Lubiłeś go?
-
Nie bardzo. On też niezbyt mnie lubił. Mieszkaliśmy
pod jednym dachem i tolerowaliśmy się nawzajem.
-
Czy był żonaty? - zadała kolejne pytanie.
-
Nie. Nie znosił kobiet. Chyba nawet żadna nigdy nie
przestąpiła progu jego domu. Był trudnym człowiekiem.
Ponurym, porywczym i bardzo podejrzliwym. Kiedy tylko
skończyłem osiem lat, wysłał mnie do szkoły z internatem
i zapomniał, że w ogóle istnieję.
-
Musiałeś być bardzo samotny. Lubiłeś szkołę?
-
Nie było mi w niej najgorzej. Pozyskałem przyjaciół
i już nie byłem sam.
- Czy twój stryj...
-
Zmarł, kiedy miałem piętnaście lat. - Brodie przerwał
i spojrzał na zegarek. - Robi się późno. Ruszajmy dalej.
Zapłacił rachunek. Wstali od stolika.
Gdy opuszczali klub, w holu natknęli się na grupę nowo przybyłych gości. Wśród nich Donna ujrzała
Christabel Clair.
Na widok modelki natychmiast ścierpła, lecz na jej twarzy szybko pojawił się wymuszony uśmiech.
Postanowiła głęboko ukryć przykre doznania i nie dać po sobie poznać, jak bardzo nienawidzi tej kobiety.
Christabel dojrzała Brodie'ego. Donna zauważyła, jak wymieniają znaczące spojrzenia. Wydawało się jej,
że piękna modelka nieco się speszyła. Była jednak świetną aktorką. Z promiennym uśmiechem
wyciągnęła ręce w jego stronę.
-
Jak miło cię zobaczyć! Całe lata się nie widzieliśmy!
116
Brodie zesztywniał. Nie zareagował na to spontaniczne i głośne powitanie. Zbliżyła się do niego i
pocałowała lekko w policzek. Nadal stał napięty i milczący.
Kochany! Wyglądasz jak zawsze niezwykle przystojnie! Przyszedłeś się zabawić? - wykrzykiwała nadal
Chri-
stabel. I dopiero w tym momencie spostrzegła, że nie jest sam. Zaskoczona, spojrzała na Donnę.
Nagle jej wzrok zrobił się lodowaty. Poznała, kogo ma przed sobą.
Toż to chyba Donna Cowley! - powiedziała nieswo-im głosem.
Znajomi pięknej modelki stali roześmiani tuż obok niej. Donna zobaczyła, jak jeden z mężczyzn lekko
skinął głową w ich kierunku. Brodie grzecznie, lecz chłodno odwzajemnił powitanie.
Christabel kokieteryjnie odrzuciła w tył głowę. W jej uszach zabłysły brylantowe kolczyki. Uśmiechnęła
się sztucznie i zwróciła do Donny:
-
Byłam przekonana, że mieszkasz za granicą.
Tak. -
Donna nie była w stanie prowadzić z tą kobietą żadnej kurtuazyjnej rozmowy. Za bardzo jej
nienawidziła. Brodie musiał być nieprzytomnie zakochany w Christabel, w przeciwnym bowiem razie nie
wybaczyłby niewierności i zerwał znajomość. Modelka przed chwilą powiedziała, że od dawna się nie
widzieli. A przecież spędzili razem ostatnią noc! Donna już wcześniej wiedziała, że ta kobieta nie
postępuje uczciwie, ale ostatnie kłamstwo, tak gładko przed chwilą wypowiedziane, wprost ją
zaszokowało.
Sama myślę o tym, żeby gdzieś wyjechać - mówiła Christabel, rzucając okiem na napiętą twarz
Brodie'ego. -
Najchętniej wybrałabym się do Stanów. Do Nowego Jorku. Tam jest wspaniale, prawda? -
Przez ramię uśmiechnę-
117
la się zalotnie do jednego ze stojących obok mężczyzn. Odpowiedział radosnym, pełnym zachwytu
spojrzeniem.
Donna czuła, że słowa Christabel są skierowane wyłącznie do Brodie'ego. Czy wspominając o Stanach
groziła, że go porzuci, jeśli się z nią nie ożeni? A co on na to? Jak się zachowa? - zastanawiała się.
- Nadal pracujesz jako modelka? -
zwróciła się do
Christabel. - Krótka to kariera, prawda? -
W głosie Donny
pobrzmiewał złośliwy ton. Zaskoczony Brodie rzucił jej
ukradkowe spojrzenie.
Christabel otworzyła szeroko usta i ukazała w uśmiechu komplet przepięknych, śnieżnobiałych zębów.
- Kochana, praca modelki to zaledwie krok na drodze
do lepszego świata - odrzekła znacząco.
Raczej do łóżek bogatych mężczyzn, pomyślała Donna. Miała nieprzepartą ochotę wymierzyć policzek
tej przewrotnej kobieci
e, ale w porę się powstrzymała.
Brodie wsunął rękę pod ramię dziewczyny.
-
Na nas już czas. Musimy iść. Miło było was zoba
czyć. - Jego grzeczny uśmiech był przeznaczony dla osób,
z którymi przyszła Christabel. Na nią nawet nie spojrzał.
Wsiedli do windy.
Między Brodim a Christabel powstał jakiś konflikt. Coś jest nie w porządku, skonstatowała Donna.
Czyżby tym razem rozstali się na dobre? A może w obecności innych ludzi grali w jakiegoś swoistego
pokera o im tylko znaną Stawkę? Kto był lepszy? Kto w tym pojedynku zwyciężał? Na te pytania nie
potrafiła sobie odpowiedzieć.
Gdy wysiedli z windy, Brodie zapytał:
Czemu jesteś zła?
Nie jestem -
zaprzeczyła gwałtownie.
Czyżby?
118
Zignorowała tę uwagę i szybkim krokiem przemierzyła parking. Mężczyzna szedł tuż za nią. Nie
wytrzymała i wy-buchnęła:
Dlaczego ta kobieta powiedziała, że od dawna się nie widzieliście? To było przecież grubymi nićmi szyte
kłamstwo!
Aha, więc zezłościła cię Christabel. Tak właśnie przypuszczałem.
O co wam chodziło? Znów się pokłóciliście? - spytała Donna.
Brodie otworzył samochód, przytrzymał jej drzwi i usiadł za kierownicą. Dopiero gdy wyjeżdżali z
parkingu, odezwał się spokojnym, opanowanym głosem:
N
ie da się tego łatwo wytłumaczyć. Pamiętaj, że mamy teraz inne sprawy na głowie. Przyjechaliśmy
przecież po to, żeby znaleźć Gavina.
Szukamy igły w stogu siana! - wybuchnęła. - Trzeba było od razu wyjechać z domu w ślad za nim. Masz
szybszy samochód. Móg
łbyś na szosie siedzieć Gavinowi tak długo na ogonie, aż by się zatrzymał.
-
Lub rozbił - uzupełnił Brodie.
Donna popatrzyła na niego, zaskoczona.
-
Nie przyszło ci do głowy, że gdybym wyruszył za nim
w pościg, wcisnąłby gaz do deski i zaczął jechać jak szale
niec? Potrafi zachowywać się nieodpowiedzialnie, kiedy
bywa w tak podłym nastroju jak dzisiaj. Zastanawiam się,
na ile dobrze znasz swego brata.
Zaparkował w pobliżu St James's Club.
-
Może poczekasz w samochodzie, a ja tymczasem zaj
rzę do środka - zaproponował.
-
Wolę iść z tobą - odrzekła. - Wątpię, czy Gavin zech-
119
ce opuścić lokal na twoją prośbę. Ja więcej u niego wskóram.
-
Wyjdzie, gdy go o to poproszę. - W glosie Brodie'e-go wyczuła upór. - Zostań tutaj, Donno. Postąpisz
sensowniej.
Niechętnie posłuchała jego rady. Jeśli Gavin już zdążył sobie popić, może dojść do scysji. Lepiej, żeby
nie była świadkiem awantury.
Nie czekała długo. Siedząc w samochodzie zobaczyła w lusterku, jak Brodie wyciąga z klubu
szamocącego się, podpitego Gavina. Brat klął i głośno wymyślał, używając słów, jakich wolałaby nie
słyszeć.
Brodie wykręcił mu ręce i poprowadził w stronę wozu.
Roztrzęsiona Donna szybko otworzyła tylne drzwi. Ga-vin został brutalnie wepchnięty do środka.
Popatrzył na siostrę z taką furią, że aż pobladła. Szarpał klamkę, lecz Brodie włączył automatyczną
blokadę drzwi i uruchomił silnik. Ruszyli.
Jechali tak szybko, że przerażona Donna przez całą drogę trzymała się kurczowo siedzenia.
Kiedy dotarli szczęśliwie na miejsce, Brodie wyłączył blokadę zamka. Gavin wygramolił się niezdarnie z
samo
chodu i, nie zważając na nich, sztywnym krokiem, lekko się zataczając, wszedł do domu.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Kiedy następnego dnia Donna weszła do szpitalnego pokoju, zobaczyła, że ojciec nie leży już w łóżku.
Zasko
czona, zatrzymała się w drzwiach, obładowana kwiatami i książkami.
Na widok zdumienia malującego się na twarzy córki James Cowley uśmiechnął się z zadowoleniem.
-
Nie mylą cię oczy! - powiedział z dumą.
-
Lekarze pozwolili ci wstać z łóżka? - zapytała, zbli
żając się do niego powoli.
-
Oczywiście.
Siedział w fotelu. Był ubrany w gruby szlafrok. Na kolanach trzymał rozłożoną gazetę.
Donna pochyliła się i ucałowała ojca w policzek.
Wyglądasz znacznie lepiej. Coś mi się zdaje, że niedługo wrócisz do domu.
Obiecują, że wypuszczą mnie stąd za tydzień. Podobno poprawa jest znaczna. Lekarze uważają, że
pacjent po
winien jak najwcześniej zacząć podnosić się z łóżka. Wtedy podobno szybciej dochodzi do
siebie.
Donna położyła bukiet róż na stoliku przy łóżku i pokazała ojcu kryminały, które przyniosła.
-
Lekka lektura. W sam raz dla ciebie. Żeby mózg się
nie wysilał, a równocześnie nie rdzewiał.
Słysząc słowa córki James Cowley skrzywił się wyraźnie.
121
-
Miałem atak serca. To nie choroba umysłu. Moja
głowa jest w porządku.
Dziewczyna wzięła krzesło z kąta pokoju, postawiła je obok fotela i usiadła.
-
Kiedy wstałeś z łóżka? - zapytała.
Pięć minut przed twoim przyjściem! - odrzekł z uśmiechem. -I wrócę tam zaraz po skończonej wizycie.
Lekarze chcą mnie szybko usprawnić. Potrzebne im wolne łóżko. Wprost mi to powiedzieli. Śliczne róże.
Sama je zrywałaś?
Tak. Na dowód mogę pokazać rankę po kolcu. - Wyciągnęła rękę.
Wypatrzył mały, czerwony punkcik na palcu. Przyciągnął dłoń córki i pocałował.
Donna była zaskoczona zachowaniem ojca. Zaczerwieniła się po korzonki włosów. Po raz pierwszy od
wczesnego dzieciństwa okazał jej dowód sympatii.
Oboje poczuli się speszeni. James Cowley przerwał milczenie.
Gdzie jest Brodie? -
spytał.
W biurze -
odparła dziewczyna. Z aprobatą kiwnął głową.
- To dobrze. Bardzo dobrze.
Kieruje przecież firmą.
Spoczywa na nim teraz duża odpowiedzialność. Mówił ci
chyba o tym.
Donna postanowiła zmienić temat. Ojciec nie pytał o Gavina. Zaczęła więc sama mówić o bracie.
-
Gavin nie przyjechał, bo źle się czuje. Jest przeziębio
ny. Pomyśleliśmy oboje, że będzie lepiej, jeśli zostanie
w domu i dziś cię nie odwiedzi.
Kiedy Brodie wyciągnął go z klubu, Gavin był bardzo
122
pijany. Rano musiał więc mieć potężnego kaca. Donna nie miała najmniejszej ochoty oglądać brata. Z
pewnością był w okropnym humorze.
Już sam nie wiem, co robić z tym chłopakiem - powiedział James Cowley ze zmarszczonym czołem. -
Prze
cież nie jest głupi. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak źle radzi sobie w firmie.
Ojcze, czy chciałeś kiedyś zostać malarzem? - ni stąd, ni zowąd spytała Donna.
Skąd ci coś takiego w ogóle przyszło do głowy? Oczywiście, że nie. Nie mam pojęcia o rysowaniu.
Donna widziała, że ojciec jest zaskoczony. Mówiła dalej:
Gavin ma talent.
Czyżby chciał zostać malarzem?
Nie,
Zobaczyła, że odetchnął z ulgą.
Dzięki Bogu! Ale mnie przestraszyłaś! Artyści to jedna wielka banda. Na bakier z moralnością.
Gavin ma większe aspiracje - ciągnęła Donna. - Uważam, że jest bardzo zdolny.
Do czego? Do hazardu? Do picia? -
W podniesionym głosie Jamesa Cowleya przebijał gniew.
Postanowiła szybko go ułagodzić.
-
Zobaczysz, że z tego wyrośnie.
-
Wolałbym, żeby bardziej przypominał ciebie. Ty wy
rosłaś na dzielną kobietę. Przeniosłaś się do obcego kraju,
zdobyłaś zawód i niezłą pozycję. Początkowo byłem zły, że
opuściłaś dom i wyjechałaś. Ale Brodie miał rację. Przeko
nał mnie, że powinnaś zdobyć trochę samodzielności i zo
baczyć, jak wygląda świat, zanim założysz rodzinę. Byłob)
dobrze, gdyby Gavin postąpił podobnie. Przecież ten chło
pak ma już prawie dwadzieścia cztery lata!
123
Donna w milczeniu trawiła słowa ojca. Czyżby Brodie od samego początku myślał o tym, by wcześniej
czy później ściągnąć ją z powrotem do domu?
Skąd wiedział, co się z nią dzieje? Od Gavina? Brat odwiedzał ją w Paryży i pisywali do siebie. A może
Brodie korzystał z usług agencji detektywistycznej, tej samej, która ostatnio śledziła jej brata we Francji?
-
A propos Paryża - powiedziała spokojnie do ojca.
-
W najbliższy weekend wracam do siebie. Moja najlepsza
przyjaciółka wychodzi za mąż. Obiecałam być na jej ślu
bie.
Kiedy się zobaczymy?
Chyba dopiero w następny wtorek.
Czy Brodie jedzie z tobą? - zapytał James Cowley, marszcząc czoło.
Nie. Będzie ciebie odwiedzał, podobnie jak Gavin. Wrócę najwcześniej, jak to będzie możliwe.
Przyrzekam.
Donna nie wyjeżdżałaby do Francji, gdyby ojciec czuł się gorzej. Dziś rano, przed przyjściem do szpitala,
postano
wiła, że zadzwoni do Alaina Roche'a, a także do Marie--Louise i powie im, że musi pozostać w
Londynie i na ślub nie przyjedzie.
Teraz, widząc tak dużą poprawę zdrowia ojca, zdecydowała się jednak pojechać do Lyonu. Z Londynu
wyleci w sobotę, tak że poza domem będzie tylko dwa dni. Nic złego w tym czasie stać się nie powinno.
Usłyszała dzwonek oznajmiający zakończenie wizyt. Wstała i pocałowała ojca.
Postaram się wrócić już w poniedziałek - obiecała.
To bardzo dobrze. -
Cowley uśmiechnął się do córki. Do domu dotarła dopiero wpół do piątej. Po drodze
124
zatrzymała się w Saffron Walden, żeby zrobić zakupy i spokojnie wypić herbatę w kawiarni. W holu
zastała panią Eyre.
Jak czuje się dziś twój ojciec? - zapytała gospodyni.
Znacznie lepiej.
-
To wspaniała wiadomość. Kiedy poprzednim razem
pan Cowley miał atak, Gavin był zrozpaczony. Sądził, że
stało się to z jego powodu. Zawsze okropnie się sprzeczali.
Żyli jak pies z kotem.
-
Bardzo się wtedy pokłócili? - spytała Donna.
- Tak -
potwierdziła pani Eyre. - Pan Cowley stracił
przytomność i zabrali go do szpitala, a Gavin tak się tym
przejął, że przez kilka dni prawie nic nie jadł.
Czy dlatego nic mi nie powiedział o chorobie ojca?
-
zastanawiała się Donna, wchodząc po schodach na górę.
Nie chciał mówić o tym, bo czuł się winny?
Zajrzała do jego sypialni. Była pusta. Nigdzie ani śladu brata. Gdzie się podział? Właśnie zamierzała
zejść na dół i zapytać o to panią Eyre, gdy na piętrze otworzyły się drzwi i ze swego pokoju wyszedł
Brodie.
-
Wróciłeś wcześniej - stwierdziła Donna.
Spodziewała się go znacznie później. Biuro firmy było
czynne do wpół do szóstej, a dojazd z Londynu w godzinach szczytu zabierał wiele czasu.
- Prz
yjechałem bezpośrednio po lunchu z klientem
-
wyjaśnił. - Chciałem porozmawiać z Gavinem.
-
Gdzie jest? Nigdzie nie mogę go znaleźć.
-
Wyjechał - odrzekł krótko Brodie i zawrócił do po
koju.
Donna poszła za nim.
-
Wyjechał? Dokąd? Wyjaśnij mi, proszę.
Zac
zął rozpinać koszulę.
125
Idę pod prysznic. Zgrzałem się w samochodzie wracając z Londynu.
Powiesz mi wreszcie, gdzie jest Gavin? -
nalegała zniecierpliwiona.
-
Pojechał do Midlands na dwa dni.
Mężczyzna ściągnął koszulę.
Dopiero teraz Donna zwróciła uwagę, że rozbiera się przy niej bez skrępowania. Spojrzała na gładkie,
umięśnione ramiona i opalony tors pokryty gęstym owłosieniem. Mimo że Brodie tak wiele czasu spędzał
w
firmie, miał ciało i sylwetkę sportowca.
Przełknęła ślinę.
- Po co? -
pytała natarczywie, już nieco schrypniętym
głosem.
Dotknął ręką suwaka w spodniach.
-
Czy nie moglibyśmy porozmawiać później? Marzę
o tym, żeby się wreszcie umyć.
Z zarumienioną twarzą dziewczyna obróciła się na pięcie i zwrócona twarzą do wyjścia spytała jeszcze
raz:
-
Po co tam pojechał? Przecież chyba uzgodniliśmy, że
nie pozostawimy Gavina samemu sobie, dopóki nie zasięg
nie porady twojego znajomego psychiatry!
Za plecami usłyszała odgłos rozpinanego suwaka u spodni. Szybko podeszła do drzwi.
-
Donno, nie możesz traktować brata jak dziecko - po
wiedział Brodie. - Jeśli chce uprawiać hazard, nic go nie
powstrzyma. Dziś po południu wyjeżdżał do Midlands je
den z naszych handlowców
i Gavin z nim się zabrał. Geor-
ge ma głowę na karku. Wie, w czym rzecz, jeśli chodzi
o twego brata, i będzie miał go na oku. Ma syna niewiele
młodszego niż Gavin i umie z nim postępować.
Słysząc za plecami szelest zdejmowanych spodni, otwo-
126
rzyła drzwi na korytarz. Była już na progu, gdy dobiegł ją głos Brodie'ego:
W Midlands załatwiłem twemu bratu wizytę w dyrekcji małej, prywatnej wytwórni szkła. Jeśli go
zaaprobują, będzie mógł u nich odbyć praktykę. To właściwie nie fabryczka, lecz warsztat. Nauczy się
tam znacznie więcej niż na najlepszych kursach zawodowych.
To ładnie z twojej strony. Czy Gavin był zadowolony?
Donna odruchowo chciała się odwrócić, ale w porę uprzytomniła sobie, że Brodie jest już pewnie nagi.
-
Tak. Jutro wieczorem dowiemy się, czy go przyjęli
-
odpowiedział.
W tym momencie poczuła jego ręce na swoich ramionach. Przycisnął ją do siebie.
- Co robisz? -
wyjąkała.
Zaczął całować jej kark, oddechem lekko rozdmuchując włosy na szyi.
-
A gdzie nagroda za to, że tak troszczę się o twego
brata?
Chciałeś wziąć prysznic - przypomniała. Czuła dotyk umięśnionych nóg.
Mam czas.
Przesunął dłonie w dół i objął ją w talii. W chwilę potem, gdy lekko dotknął palcami jej piersi, zaczęła się
gwałtownie wyrywać. Puścił ją od razu.
Biegnąc do swego pokoju, słyszała jeszcze głośny śmiech Brodie'ego.
Zadyszana oparła się o framugę. Jak śmiał tak się zachowywać! Przecież nadal był zainteresowany
Christabel!
Wciąż nie chciał nic mówić na jej temat. Milczał jak zaklęty. Swój romans ukrywał przed wszystkimi.
Nawet
127
James Cawley nie wiedział, że zanim się poznali, Brodie był zaręczony z inną kobietą!
Trochę się uspokoiła. Wróciła pamięcią do dawnych czasów.
Brodie'ego poznała na przyjęciu. Właśnie skończyła college i na początek podjęła pracę w dziale kadr
firmy ojca. Poinformowała go od razu, że to zajęcie traktuje jako tymczasowe i że zamierza robić karierę
zawodową.
James Cowley miał staroświeckie poglądy. W przeciwieństwie do córki uważał, że miejsce kobiety jest w
do
mu, przy mężu i dzieciach. Od samego początku kojarzył Donnę z Brodim Foxem i wcale się z tym nie
krył.
Czysty przypadek zrządził, że zakochała się nieprzytomnie w tym samym człowieku, którego wybrał dla
niej ojciec.
Dopiero po kilku miesiącach znajomości Brodie zaczął czynić drobne aluzje co do ich ewentualnego
związku. Pewnego dnia zapytał Donnę, gdzie chciałaby mieszkać.
- Wolisz w
ieś czy miasto? W Londynie byłoby nam
wygodniej. - Po raz pierwszy wówczas konkretnie poru
szył temat ich wspólnej przyszłości.
Kilka dni potem, gdy byli na Bond Street, zatrzymał się przed wystawą jubilera. Przyglądał się leżącym
pierścionkom.
- Jaki ka
mień podoba ci się najbardziej? - zapytał.
Była w siódmym niebie! Marzyła o tym, żeby wyjść za
Brodie'ego. Nie miała wtedy pojęcia, że niedawno rozstał się ze swoją dziewczyną i natychmiast chwytał
to, co najle
psze: nową, bogatą narzeczoną, otwierającą mu drogę do kariery.
Byłam tak nieprzytomnie zakochana! Sama wpadłam mu w ręce! - myślała teraz zrozpaczona.
128
Zaczęła zastanawiać się nad przyszłością.
Jedno było pewne. Ojciec nie może zostać sam, jeśli Gavin przeniesie się do Midlands. Musi zlikwidować
więc mieszkanie w Paryżu, rzucić pracę i wrócić do domu.
Ale tutaj, niestety, ciągle będzie się natykała na Bro-die'ego. Westchnęła ciężko. To poważna
przeszkoda. Taka sy
tuacja oznaczała stałe kłopoty.
Wzięła prysznic i przebrała się. W chwilę później usłyszała pukanie do drzwi, a potem znajomy głos:
-
Pani Eyre chce dziś wcześniej podać kolację. Wybiera
się w odwiedziny do siostry.
Donna zeszła na dół.
Siedli do stołu. Nie miała apetytu.
-
Jeśli Gavin wyjedzie, twój ojciec zostanie tu sam.
Trzeba temu zaradzić - powiedział Brodie.
Nie odezwała się ani słowem.
-
Będziesz musiała wrócić do domu - dodał po chwili
miękkim głosem, lekko się przy tym uśmiechając. - Do
brze wiesz, że James nie może mieszkać sam. Jeśli nie
wrócisz, Gavin zostanie. Odbierzesz bratu szansę wyrwa
nia się z domu.
A więc dlatego wypchnął Gavina do Midlands! Dopiero teraz zrozumiała jego intencje. Miał w tym własny
interes!
Postanowiła nic nie mówić o planowanym wyjeździe do Lyonu. Obawiała się, że Brodie wymyśli coś, aby
jej w tym przeszkodzić. Jutro, zaraz po jego wyjściu do biura, poprosi panią Eyre o podwiezienie na
stację, do pociągu, i z Londynu najbliższym samolotem odleci do Paryża.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Marie-
Louise promienieje, pomyślała Donna, wodząc za nią wzrokiem na przyjęciu weselnym. Jej
przyjaciółka przechodziła od grupy do grupy gości zgromadzonych w obszernej hotelowej sali balowej.
Witała się z nimi i całowała na sposób francuski: po razie w oba policzki dalekich krewnych, dwukrotnie
najlepszych przyjaciół. Aż trzykrotnie Marie-Louise ucałowała babcię.
Ona to pożyczyła dzisiejszej pannie młodej przepiękny miękki welon. Liczył sobie ponad dwieście lat, a
koronka z czysto białej przybrała odcień kremowy. W fałdach welonu połyskiwały naszyte nań perły i
drobniutkie małe różyczki.
Uroczystości zaślubin trwały długo i były wspaniałe. Spod sklepienia średniowiecznego kościoła płynęły
śpiewy chóralne. Przez stare okienne witraże przebijały do wnętrza promienie słońca. Panna młoda
wyglądała niezwykle efektownie.
-
Jesteś zadumana, moja droga - powiedział Alain,
uśmiechając się ciepło do Donny. - Dlaczego?
-
Rzeczywiście tak wyglądam?
Na jej twarzy musiały odbijać się mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyła się bardzo szczęściem
Marie--
Louise, z drugiej zaś zazdrościła przyjaciółce. Miłości i kochanego męża. Szczęśliwej i
bezpiecznej przyszłości.
130
Chciałabyś wyjść za mąż? - pytał nadal Alain.
Czy to oświadczyny?
Roześmiał się i z udawanym przerażeniem podniósł obie ręce do góry.
Ależ nie, moja droga! Ja do małżeństwa się nie nadaję! W przeciwieństwie do ciebie. - Przyjrzał się jej
uważ-nie. - Ty się nadajesz. Tak sądzę.
Większość ludzi się pobiera. Wcześniej czy później - odrzekła spokojnie Donna.
Ja do nich nie należę - z pełnym przekonaniem powiedział Alain.
Godzinę później tańczyli razem i na parkiecie niemal zderzyli się z Marie-Louise wirującą w ramionach
Jean--Paula.
-
Dobrze się bawicie? - spytała świeżo upieczona mał
żonka.
- Znakomicie!-
odrzekli jednocześnie.
Donna uprzytomniła sobie nagle, że od dziś jej stosunki z przyjaciółką z konieczności będą musiały ulec
zmianie. Nadal zapewne pozostaną w kontakcie, ale ich życie potoczy się różnymi torami.
Marie-
Louise będzie miała wiele zajęć, nowych znajomych i przyjaciół, zaabsorbują ją sprawy inne niż
dotych
czas. Ślub jest zarówno początkiem, jak i końcem. Punktem zwrotnym w życiu.
Trochę później miały okazję porozmawiać przez chwilę same.
- Co z ojcem? -
spytała Marie-Louise.
-
Lepiej, ale serce ma słabe - odparła Donna.
Opowiedziała pokrótce przyjaciółce wydarzenia z ostat
niego tygodnia.
-
Zostawiłam naszej gospodyni - ciągnęła - adres i nu-
131
mer telefonu hotelu, w którym się zatrzymałam. Gdyby ojcu się pogorszyło, w każdej chwili będzie mogła
się ze mną skontaktować. Przykro mi, że nie mogę zostać na imprezie, którą Alain i reszta naszej paczki
organizują na jutro. Muszę wracać do Londynu.
-
To jednak miło, że w takiej sytuacji w ogóle zdecydo
wałaś się przyjechać do Lyonu. Dziękuję ci bardzo. - Ma
rie-Louise nach
yliła się w stronę Donny i ucałowała ją ser
decznie w oba policzki. -
Dzięki za prezent ślubny. Ta
srebrna patera do owoców jest przepiękna. Bardzo się nam
podoba.
Odezwiesz się do mnie? - spytała Donna.
Oczywiście. Zostajesz w Paryżu?
-
Nie. Zdecydowałam się wrócić na stałe do domu - od
rzekła z westchnieniem. Nie zwierzyła się Marie-Louise ze
wszystkich swych trosk. Nie miały czasu dla siebie, a i mo
ment nie był odpowiedni.
-
Alain będzie niepocieszony.
-
Jakoś to przeżyje. - Donna się roześmiała.
Państwo młodzi wcześnie opuścili gości. Wyjeżdżali
w podróż poślubną. Przyjęcie jednak trwało nadal. Wszyscy świetnie się bawili.
-
Powinniśmy już iść - zwróciła się Donna do Alaina.
Spojrzała na zegarek. Dochodziła dziesiąta. - Jeśli jutro
rano mam zdążyć na samolot do Londynu, powinnam po
łożyć się wcześnie.
Przyjaciel zrobił zmartwioną minę.
-
Przecież jest dziecinna pora! Sądziłem, że wybierze
my się jeszcze gdzieś potańczyć.
Reszta towarzystwa z radością podchwyciła jego propozycję.
-
Świetnie! Idziemy!
132
-
Nie mogę - odrzekła Donna.
Chodź - prosił Alain. - Śluby sprawiają, że od razu wpadam w depresję. Musisz mnie rozruszać.
Z pewnością zrobi to któraś z twoich licznych wielbicielek - powiedziała dziewczyna ze śmiechem. -
Napra
wdę powinnam już wracać do hotelu. Bardzo proszę, idźcie beze mnie.
Mówi się trudno - odparł zrezygnowany Alain. - Proponuję klub disco. Odprowadzę Donnę do hotelu i
później do was dołączę - rzucił w kierunku przyjaciół.
-
O ile później? - zapytał ktoś nieco złośliwie.
Kiedy wyszli na ulicę, Alain zachowywał się, jak zawsze, normalnie, po przyjacielsku. Nie próbował
uwodzić Donny. Flirtował z nią tylko publicznie, przy znajomych, żeby podtrzymać reputację donżuana.
W hotelu wsiedli do windy. Ich pokoje znajdowały się na tym samym piętrze. Alain poczekał, aż Donna
otworzy drzwi do siebie i zapali światło. Ucałował ją kordialnie w oba policzki.
-
Nie zapomnij o nas. Będę tęsknił za tobą. Napiszesz?
Oczywiście. - Roześmiała się wesoło. Stała w otwartych drzwiach. - Ale obiecaj, że mi odpowiesz.
Nie mam twojego adresu w Anglii. Możesz mi go teraz dać?
Weszła do pokoju i otworzyła torebkę, żeby wyciągnąć ołówek i kartkę papieru.
Alai
n wszedł za nią do środka i nogą przymknął za sobą drzwi. Czekał spokojnie, aż zapisze swój adres.
Przyjaciele nigdy w to nie uwierzą, że jego znajomość z tą atrakcyjną kobietą jest wyłącznie platoniczna.
Miał reputację uwodziciela, z pewnością zasłużoną, lecz teraz,
133
gdy zdążył się w życiu już wyszumieć, zaczynała mu niekiedy ciążyć jak kula u nogi.
Donna podała mu kartkę z adresem. Przeczytał, złożył starannie na pół i wsunął do portfela.
- Dobrego lotu do Londynu -
powiedział na pożegna
nie.
Hotel był opustoszały. Wszędzie panowała cisza. Nieliczni goście przebywali jeszcze na mieście lub już
spali. Alain i Donna rozmawiali półgłosem. Oczywiście po francusku.
- Dobranoc. -
Donna pocałowała go w policzek. - Baw
się dobrze.
Stał tyłem do drzwi na korytarz. Przez cały czas ich rozmowy były uchylone.
-
Nie mam ochoty na zabawę. Ale muszę iść, bo pomy
ślą sobie nie wiadomo co. - Uśmiechnął się lekko. - A ty
kładź się od razu do łóżka.
W tym momencie od strony korytarza ktoś tak silnie popchnął przymknięte drzwi, że Alain aż się zatoczył,
po
ciągając ją za sobą. Chroniąc się przed upadkiem, złapała go odruchowo. Całym ciałem głucho
uderzył w ścianę, równocześnie obejmując dziewczynę.
Nic ci nie jest? -
zapytał.
Co się dzieje? - Donna spojrzała na otwarte drzwi.
-
Pewnie jakiś pijak - z niesmakiem odparł po francu
sku.
Nie odrywała wzroku od drzwi. Ukazała się w nich sylwetka rosłego mężczyzny. Na jego widok
dziewczynie zro
biło się słabo.
-
Pozwól, że ja sam to załatwię. - Alain odsunął ją na
bok i stanął twarzą w twarz z intruzem. Wydawało mu się,
że gdzieś już widział tego człowieka.
134
Donna stanęła jak wryta.
Skąd wziął się tutaj Brodie? Co on tu robi?
Była przerażona.
Monsieur, proszę opuścić ten pokój, zanim wezwę policję hotelową - powiedział Alain po francusku,
cedząc z osobna każde słowo.
Muszę z tobą porozmawiać, Donno - odezwał się gość po angielsku, a jego głos był lodowaty.
-
Znasz tego mężczyznę? - spytał Alain.
Tak. To... -
zaczęła, a na jej policzki wystąpił szkarłatny rumieniec.
Każ wyjść stąd temu facetowi, zanim rozkwaszę mu gębę! - ostro przerwał jej Brodie.
Aha, już wiem, skąd znam tę twarz - stwierdził flegmatycznie Alain, przyglądając się gościowi zwężonymi
oczyma. -
Paryż. Ritz. Czy to z tym panem jadłaś tam kolację?
Alainie, przepraszam cię bardzo, ale bądź tak dobry i zostaw nas samych. Muszę z nim porozmawiać.
-
Czy rzeczywiście chcesz tego, cherie?
Chce czy nie chce, to bez znaczenia -
oświadczył Brodie arogancko, tym razem dobrą francuszczyzną. -
Wyrzuć go stąd wreszcie! - z wściekłością zwrócił się do Donny.
Pańskie maniery pozostawiają wiele do życzenia - z niesmakiem odparł Alain.
Brodie zamierzył się na niego pięścią.
-
Zostaw go! Mam już tego dość! - wykrzyknęła Don
na. -
Jak śmiesz wdzierać się do mojego pokoju i tak za
chowywać! Masz się uspokoić, i to natychmiast!
Błyskawicznie stanęła między mężczyznami.
-
Idź już - ponownie poprosiła Alaina. - O mnie się nie
martw. Ja sobie z nim poradzę.
135
-
Nie jestem o tym w pełni przekonany, ale jeśli
chcesz... -
Z rezygnacją wzruszył ramionami.
-
Dziękuję ci za wszystko.
Spojrzał przeciągle na Brodie'ego.
-
Jeśli zrobi pan przykrość Donnie, ze mną będzie pan
miał do czynienia.
Brodie całkowicie zignorował tę uwagę. Pokazał Alai-nowi drzwi i głośno je za nim zatrzasnął.
-
Jak śmiesz tak postępować w stosunku do mego przy
jaciela! -
wy buchnęła Donna.
Trzęsła się ze złości.
Powiadasz, przyjaciela? Czy to twój kochanek?
To moja sprawa!
Moja także.
Nie.
Powtarzam. Moja.
Mów ciszej! -
Obawiała się, że Alain ich usłyszy. Brodie zbliżył się do niej.
Sypiasz z tym Francuzem? -
zapytał złowrogo. Podniosła rękę i bez słowa uderzyła go w twarz. Złapał
Donnę za ramiona i zaczął nią silnie potrząsać.
Mów prawdę!
- Nic nie powiem! To moja sprawa, nie twoja. A czy ty
mi opowiadasz o swoim bujnym życiu? Jedno mogę ci
zdradzić. Moje jest znacznie spokojniejsze.
Nadal trzymał ją mocno.
-
Mów prawdę! - powtórzył. - Odpowiedz! Pozwoli
łaś mu zbliżyć się do siebie? Jeśli tak, zamorduję tego
faceta!
Brodie nie panował już nad sobą. Po chwili jednak oprzytomniał.
-
Przestań wreszcie mnie dręczyć - dodał nieco łagod-
136
niejszym tonem. -
Przecież nie jesteś zakochana w tym mydłku. To niemożliwe.
-
Skąd wiesz?
Bo... -
Głos Brodie'ego lekko się załamał. - Bo należysz tylko do mnie.
Nie! -
Donna aż pobladła. - Nie należę! Ciebie nienawidzę!
- Nieprawda.
Przyciągnął ją mocniej do siebie i pocałował w usta z taką pasją, że poczuła, jak słabnie.
Odchylił głowę i popatrzył na nią z tryumfem.
-
Pobieramy się. Zaraz. Zanim twój ojciec wyjdzie ze
szpitala. Nie można go narażać na emocje związane ze
ślubem. Dowie się, gdy będzie po wszystkim. Tak będzie
sensowniej.
- Nie -
wyszeptała Donna zbielałymi wargami.
Jak on w ogóle śmie mówić coś takiego?! Zależy mu na firmie, nie na mnie. Niedoczekanie! Tym razem
nie wygra.
-
Nie traćmy więcej czasu na kłótnie - powiedział Bro-
die pojednawczo.
Nadal był bardzo pewny siebie.
-
Czy uważasz mnie za ostatnią idiotkę? - wybuchnęła
Donna. -
Sądzisz, że zapomniałam o twojej stałej kochan
ce? O romansie z Christabel Clair? Ponownie oszukać się
nie dam. I nie zostanę twoją żoną. Nigdy!
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Brodie popatrzył uważnie na Donnę.
- Christabel? -
powtórzył.
Zauważyła, że j'est zaskoczony i zdezorientowany.
-
Nie udawaj, dobrze wiesz, co mam na myśli! Wasz
romans nadal kwitnie. Przyznałeś się przecież do tego.
Kiedy zatelefonowała, pojechałeś do niej natychmiast.
Spędziliście razem całą noc. A gdy ci o tym powiedziałam,
nawet nie zaprzeczyłeś!
-
Nie mówiłem, że całą noc spędziłem z Christabel.
-
To ona dzwoniła. Przecież sama odebrałam telefon.
Brodie ciężkim krokiem podszedł do krzesła. Usiadł,
wyciągnął przed siebie długie nogi i westchnął głęboko.
Usiądź! - powiedział do Donny.
Nie.
- Siadaj wreszcie! -
zażądał kategorycznie. - Kiedy
mówiłem o zerwaniu z Christabel, przemilczałem jedną
ważną rzecz.
-
Zdążyłam zauważyć-odparła jadowicie.
- Nie p
rzerywaj. Chcesz usłyszeć całą historię? Co to ja
mówiłem? - Przeciągnął palcami po zwichrzonych wło
sach. -
Aha. Przemilczałem nazwisko mężczyzny, z któ
rym mnie zdradzała. Znasz go.
Ja? -
W głosie Donny pojawiło się niedowierzanie.
Tym mężczyzną był Tom Reed.
138
-
Co? To niemożliwe!
Nie mogła uwierzyć. Przecież miał tak miłą i śliczną żonę, i dwójkę wspaniałych dzieci! Donna zawsze
wolała Jinny od jej męża. Tom wydawał się nudny, nieco nadęty i egoistyczny. Interesowała go tylko
własna kariera. To, że mógł mieć romans, było wręcz nieprawdopodobne. I to z taką kobietą jak
Christabel.
Chyba już ci mówiłem, że wtedy, w bójce, temu mężczyźnie złamałem nos. Pozostał krzywy. Źle mu go
złożyli.
Za
stanawiałam się nawet, w jakich okolicznościach Tom go złamał - powiedziała Donna. - No dobrze, ale
jeśli to wszystko, co mi tu opowiadasz, jest prawdą, to dlaczego nadal się z nim przyjaźnisz? Nigdy nie
powiedziałeś złego słowa na temat Toma. Byłam przekonana, że jest twoim najlepszym przyjacielem.
Był - odparł Brodie. - Trzymałem do chrztu jego synka. Bardzo lubię Jinny. To miła i dobra dziewczyna.
Po tym, jak pobiłem się z Tomem, w zasadzie przestaliśmy się widywać. Wiązały nas jednak wspólne
interesy,
należeliśmy do tego samego klubu. Gdy szedłem grać w golfa, natykałem się na Toma. Kiedy
wstępowałem na drinka, zastawałem go przy barze. Nie mogłem zerwać naszej znajomości bez
niepotrzebnych plotek i wzbudzenia podejrzeń Jinny. Stopniowo zaczęło do mnie zresztą docierać, że
należało winić przede wszystkim Christabel, a nie Toma. Nie należy do tego typu mężczyzn, którzy
zdecydowaliby się zniszczyć własne małżeństwo romansując z inną kobietą. Ponadto bardzo kocha
dzieci. Spotkaliśmy się któregoś dnia, wypiliśmy po parę kieliszków i Tom obiecał mi solennie, że z
Christabel nigdy więcej się nie zobaczy.
Była przecież u Reedów na przyjęciu! - wykrzyknęła Donna.
139
Brodie po
dniósł wzrok i popatrzył na nią uważnie.
-
I tam się poznałyście? Mam rację? - zapytał.
Bez słowa skinęła głową.
-
Dopiero co dowiedziałem się o tym od Toma - wes
tchnął. - Pamiętasz chyba wieczorny telefon Christabel.
Dzwoniła, bo potrzebowała mojej natychmiastowej pomo
cy. Tom Reed, który był wówczas u niej, nagle zasłabł.
Chwilami tracił przytomność, majaczył i Christabel nie
wiedziała, co począć. Było oczywiste, że jej kochanek nie
jest w stanie wsiąść do samochodu i wrócić do własnego
domu. Była przerażona. Wydawało się jej, że on umiera.
Dlatego właśnie zatelefonowała po mnie.
Zamilkł na chwilę, wziął głęboki oddech i ciągnął dalej:
-
Pojechałem na miejsce. Tom był w okropnym stanie.
Miał bardzo wysoką gorączkę. Bez przerwy bredził. Do
tego jeszcze b
ył naguteńki jak święty turecki, a Christabel
nie dala rady go ubrać. Owinąłem go więc w koc, wsadzi
łem do samochodu i najszybciej, jak tylko mogłem, zawio
złem do szpitala. Żeby jakoś wytłumaczyć jego nagość,
powiedziałem lekarzowi, że zasłabł w klubie podczas ką
pieli, którą brał po grze w squasha. Wyglądało na to, że
uwierzył. Starałem się, żeby moja historyjka wyglądała
przekonująco. Zależało mi jednak przede wszystkim na
tym, aby chronić Jinny.
Znów przerwał. Nabrał powietrza.
-
Zostałem w szpitalu i czekałem na wyniki badań
-
kontynuował. - Sporo czasu upłynęło, zanim mi powie
dzieli, że Tom ma wirusowe zapalenie płuc. Taka infekcja
nagle ścina człowieka z nóg. Musiał się od kogoś zarazić.
Oświadczono, że jego stan jest ciężki. Grozi mu zapalenie
opłucnej. Gdy tylko się upewniłem, że nie ma bezpośred
niego zagrożenia życia, pojechałem do domu Reedów.
140
Chciałem być przy Jinny w chwili, gdy dowie się o nagłej chorobie męża. Na szczęście, zachowała się
dzielnie i spo
kojnie, ale postanowiła jak naszybciej znaleźć się przy Tomie. Uparła się, że w szpitalu
pozostanie przez całą noc. Zawiadomiła telefonicznie matkę, prosząc, by przyjechała zająć się dziećmi.
Zanim jedn
ak starsza pani, mieszkająca na drugim końcu Londynu, była w stanie zjawić się w do-niu
Reedów, musiało upłynąć sporo czasu. Do szpitala Jinny chciała jechać natychmiast, więc zgodziłem się
zo
stać z dziećmi aż do przyjazdu jej matki. Dotarła dobrze po północy. Dlatego, kiedy wróciłem do
twojego domu, zrobi
ła się trzecia nad ranem.
Brodie zamilkł.
Donna słuchała uważnie jego słów. Opowiadanie brzmiało prawdopodobnie. Uwierzyła w nie. Zawierało
konkretne fakty, łatwe do sprawdzenia. A ponadto w całą tę historię było zamieszane zbyt wiele osób.
Gdyby mówił nieprawdę, z pewnością na poparcie swych słów nie namówiłby ani personelu szpitala, ani
matki Jinny.
-
A więc Tom Reed, mimo przyrzeczeń, nadal widywał
się z Christabel - powiedziała powoli.
Na twarzy
Brodie'ego odmalowała się złość.
-
Oszukiwał mnie. Kiedy zobaczyłem go u Christabel,
majaczył i wygadywał przeróżne rzeczy. Niektóre z nich
były nawet interesujące. Między innymi dowiedziałem się,
gdzie i w jakich okolicznościach poznałaś Christabel. To
o
na tak długo męczyła Toma, aż zgodził się zaprosić ją na
przyjęcie we własnym domu. Bardzo się opierał, był temu
przeciwny. Obawiał się, że Jinny zorientuje się, co łączy go
z tą dziewczyną i wszystko się wyda. Był przerażony taką
perspektywą. Ustąpił w końcu kochance, gdyż go szanta
żowała. Podpowiedziała mu, żeby przedstawił ją żonie jako
141
jedną z klientek swojej firmy. I tak zrobił. Jinny była jedynie trochę zaskoczona tym, że tej klasy modelka
inwestuje, korzystając z pomocy Toma. Oczywiście, męża o nic nie podejrzewała. Była go pewna. Swoje
małżeństwo uważała za niezwykle udane i szczęśliwe.
Donna usłyszała w głosie Brodie'ego gorycz.
-
Żal mi Jinny! - powiedziała z głębokim westchnie
niem.
-
Mnie też - przytaknął.
Usiadł obok na łóżku.
-
Tego wieczoru, kiedy zachorował Tom, zobaczyłem
Christabel po raz pierwszy od dwóch lat -
powiedział po
woli.
Donna odruchowo odsunęła się od niego i oparła na poduszce.
I przez c
ały ten czas Tom miał romans z Christabel. Okropność. Jak mógł tak zdradzać żonę?! - Na
moment zapomniała, że Brodie siedzi tuż obok. Ogarnęła ją złość. A co by się stało, gdyby Jinny
dowiedziała się o całej tej koszmarnej sprawie? Tom zrujnowałby jej szczęście. - Jak mógł zrobić coś
podobnego?! -
dodała po chwili głośno.
Sam nie jestem w stanie tego pojąć - odparł z zadumą. - Byłem tak wściekły, że miałem ochotę o
wszystkim opowiedzieć Jinny. Ten nędzny facet nie jest jej wart. Jest za dobra dla niego. Ale taka
wiadomość by ją zniszczyła. Więc nic nie powiedziałem. Po prostu nie potrafiłem.
I dobrze, że tego nie zrobiłeś. Ale Tom powinien ponieść zasłużoną karę. Przez całe lata oszukiwał i
okłamywał. Żonę, przyjaciela i całe otoczenie. A na domiar złego wiedział doskonale, że to Christabel
rozbiła z premedytacją nasz... - urwała nagle. Jej oczy napotkały wzrok Brodie'ego.
142
- Tak -
powiedział pozornie spokojnym głosem. -
Wreszcie, po dwóch latach, Tom mimo woli zdradził się
przede mną, że to jemu i Christabel zawdzięczam, Donno,
nasze rozstanie i zerwane zaręczyny. Musiał mieć jednak
wyrzuty sumienia, bo majacząc w gorączce bez przerwy do
tego wracał. Ten facet jest pod całkowitym wpływem Chri
stabel. Gdyby mu kazała, wskoczyłby dla niej w ogień.
Zamilkł, lecz po chwili znów zaczął mówić:
-
Ta kobieta go omotała. Sam Tom jest człowiekiem
bardzo przeciętnym. Niezbyt bystrym. Brak polotu nadra
bia sumiennością i pracowitością. W życiu, zanim zainte
resował się Christabel, zawsze postępował w sposób wła
ściwy. Ciężko pracował, był dobrym mężem i troskliwym
ojcem, prawdziwą podporą rodziny. Prowadził uporządko
wane, spokojne życie. Na początku zaczął flirtować z Chri
stab
el, jak sądzę, po prostu z nudów. Chciał nieco urozmai
cić swą jednostajną egzystencję, mieć trochę dodatkowych
emocji, zakosztować zakazanego owocu. Spróbował
i wpadł z kretesem. Tak, że nie potrafił się uwolnić z sideł
tej kobiety. Stosunku Toma do Chri
stabel nie nazwałbym
miłością. To było raczej opętanie. Całkowicie zwariował na
jej punkcie.
Brodie skończył swą opowieść. Popatrzył na Donnę. Pod wpływem jego przenikliwego wzroku znów
poczu
ła się nieswojo i niepewnie. Przełknęła ślinę.
Będzie lepiej, jeśli sobie teraz pójdziesz - powiedziała nerwowo. - Zrobiło się bardzo późno. A ja muszę
wstać wcześnie, by zdążyć na ranny samolot do Londynu.
Usłyszałaś ode mnie całą prawdę - powiedział poważnym tonem, nie zważając na jej słowa. - Sądzę, że
należy mi się teraz rewanż. Powiedz wreszcie, co łączy cię z tym Francuzem?
143
Nie podnosząc wzroku odrzekła spokojnie:
-
Jesteśmy przyjaciółmi. I to wszystko.
Czyżby? - syknął ze złością. Wyraźnie nie był przekonany.
Tak, to wszystko! -
Podniosła gniewnie głowę. - Do Lyonu przyjechała nas cała paczka. Osiem osób.
Byliśmy zaproszeni na ślub mojej przyjaciółki. Po weselu całe towarzystwo postanowiło iść jeszcze do
dyskoteki. Odmówi
łam, bo jutro muszę wstać wcześnie. Dlatego Alain odprowadził mnie do hotelu. Zaraz
potem miał dołączyć do reszty znajomych.
Nie flirtuje z tobą? - zapytał Brodie z niedowierzaniem.
Jeśli zechce, może mieć codziennie inną kobietę. Ma wręcz nieprawdopodobne powodzenie. Zaczyna go
to jed
nak męczyć. Biedny Alain.
Ten facet jest pociągający dla kobiet? - prychnął. -Wolne żarty!
A co ty możesz wiedzieć na ten temat? - cierpkim głosem spytała Donna. - Nie jesteś przecież kobietą.
- Fakt -
mruknął i zaraz potem uśmiechnął się szeroko.
- C
hcesz, żebym ci tego dowiódł?
Szybko się od niego odsunęła.
-
Chcę, żebyś wstał z mego łóżka i natychmiast stąd
wyszedł!
Nawet się nie poruszył.
-
Pozostało nam jeszcze kilka spraw do wyjaśnienia
-
oświadczył sucho.
-
Nie mamy o czym mówić!
- Dlaczego mi n
ie powiedziałaś, że jedziesz do Lyonu
na ślub przyjaciółki? Ni stąd, ni zowąd opuściłaś dom.
Dlaczego w tajemnicy przede mną?
144
-
Mówiłam ojcu i pani Eyre. Na wszelki wypadek zo
stawiłam nawet adres hotelu.
-
Ale ukrywałaś ten wyjazd przede mną. Czemu?
-
Z jakiego powodu miałabym informować cię o moich
sprawach? Jestem wolnym człowiekiem. Mogę robić wszy
stko, co mi się podoba. Nikomu nie muszę się tłumaczyć!
Uwierzyła Brodie'emu, że nie miał romansu z inną kobietą. Nie było to jednak równoznaczne z tym, że
wobec niej samej postępuje fair. Pragnie ją poślubić, aby zdobyć firmę. To jasne jak słońce.
-
Chciałaś wzbudzić moją zazdrość - powiedział
oskarżycielskim tonem.
Donna się zarumieniła.
Ni
eprawda! Nic takiego nie przyszło mi nawet do głowy. Wyjazd do Francji trzymałam przed tobą w
sekrecie z zupełnie innego powodu. Bałam się, że jeśli się dowiesz, to mi go w jakiś sposób
uniemożliwisz.
Dobrze wiedziałaś, że twój weekend z tym Francuzem wcale mi się nie spodoba! - nie dawał za wygraną.
Dobrze wiedziałam, jak zareagujesz, gdy tylko usłyszysz, że wracam do Francji. Chciałam mieć święty
spokój.
Na jedno wychodzi. Świetnie zdawałaś sobie sprawę z tego, że nie pochwalam twych spotkań z innymi
mężczyznami!
Bez twojej wiedzy robiłam tak przez pełne dwa lata. Skąd więc to nagłe zainteresowanie? - odcięła się
Donna. -
Skąd taka zmiana frontu?
Zesztywniał, wpił w nią wzrok, a w jego oczach ukazały sie gniewne błyski.
-
Miałaś kogoś? - zapytał ostro.
Nie mogła znieść jego przenikliwego spojrzenia. Spuściła głowę. Chciała ukryć przed nim prawdę.
145
Wyciągnął rękę, ujął jej podbródek i zmusił, by spojrzała mu prosto w twarz.
-
Kocham cię - powiedział zduszonym głosem.
Poczuła nagły ból w okolicy serca.
Jak śmiesz tak kłamać?! Zależy ci tylko na firmie ojca, a nie na mnie! - wykrzyknęła z rozpaczą.
Firma twego ojca już do mnie należy - odrzekł szorstko.
Donna drgnęła. Popatrzyła na Brodie'ego zdumiona. Miał ponury wyraz twarzy, napięte rysy i mocno
zaciśnięte usta. Nie spuszczał z niej wzroku.
-
Należy do mnie od prawie trzech lat - dodał. - Zanim
zacząłem pracować u twego ojca, byłem już właścicielem
sporej liczby udzi
ałów. W miarę upływu czasu dokupywa
łem nowe akcje. Kiedy postanowiłem, że się z tobą ożenię,
zaproponowałem Jamesowi, żeby sprzedał mi pakiet kon
trolny. To, że Gavin stanie kiedyś na czele firmy i nią
pokieruje, nigdy nie wchodziło w grę. Nie ma do tego
predyspozycji. Po prostu się nie nadaje. Brakuje mu cech
niezbędnych menedżerowi. Twój ojciec świetnie zdawał
sobie z tego sprawę.
Brodie zrobił krótką przerwę.
-
A więc gdy się dowiedział - ciągnął - że zamierzam
cię poślubić, zgodził się sprzedać mi te udziały, które ty,
Donno, miałaś po nim odziedziczyć. James nie rozumiał
motywów mojego postępowania. Wytłumaczyłem mu
więc, że robię tak dlatego, żeby uniknąć pomówienia o oże
nek dla pieniędzy, dla zdobycia tych właśnie udziałów.
Dziewczyna zagryzła wargi.
-
Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałeś?
-
Z tych akcji zamierzałem zrobić ci prezent ślubny
-
wyjaśnił krótko.
146
Zamknęła oczy.
-
Och, Brodie, jaki byłeś głupi!
Tak, byłem bardzo głupi sądząc, że mi wierzysz - powiedział ze złością. - Byłem przekonany, że mnie
kochasz i obdarzasz pełnym zaufaniem. I nie wątpiłaś w moje uczciwe zamiary dopóty, dopóki nie
poznałaś Chństabel. Donno, między nami przecież wszystko układało się doskonale. Twoje
oświadczenie, że zrywasz, spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Zanim się pozbierałem, po tobie już
nie było śladu. Zniknęłaś.
Mogłeś przyjechać do Paryża, żeby wyjaśnić tę sytuację - powiedziała Donna z wyrzutem.
Co wyjaśnić? Przecież nie miałem pojęcia, że dowiedziałaś się o moim związku z Christabel. Nie
wyjawiłaś mi przyczyny tak nagłego rozstania. Oświadczyłaś tylko, że jestem wstrętny, nie możesz na
mnie patrzeć, i zaraz wyjechałaś. Po tym, co od ciebie usłyszałem, byłem w takim szoku, że musiało
upłynąć sporo czasu, żebym się otrząsnął i zaczął logicznie myśleć.
Chyba zastanawiałeś się jednak się nad tym, dlaczego cię zostawiłam.
A co ty, do diabła, sobie myślisz? Oczywiście, że tak! Sjawałem na głowie, by wyjaśnić, co właściwie się
stało. Wielokrotnie rozmawiałem na ten temat z twoim ojcem. Powiedział mi, że prawdopodobnie nie
dojrzałaś jeszcze do małżeństwa. Radził, bym poczekał spokojnie rok lub nieco dłużej i dał ci trochę
czasu na usamodzielnienie się i posmakowanie życia.
Brodie zrobił krótką przerwę i po chwili zapytał:
No i co? Zrobiłaś to? Skosztowałaś życia?
W pewnym sensie -
odparła nie patrząc mu w oczy.
W jakim? -
Jego głos zabrzmiał chrapliwie.
147
Donna popatrzyła na niego spod półprzymkhiętych powiek.
Podciągnęłam znajomość francuskiego, nauczyłam się gotować i bardzo dobrze poznałam Paryż -
odrzekła spokojnie, z góry wiedząc, że jej wyjaśnienia nie zadowolą Brodie'ego.
Przestań wreszcie bawić się ze mną w kotka i myszkę! Świetnie wiesz, o co mi chodzi! - wybuchnął.
Podniósł wzrok i popatrzył na nią z napięciem. - Miałaś kogoś?
- Nie -
odrzekła, lekko się przy tym uśmiechając.
To wcale nie jest zabawne! -
Brodie aż zgrzytnął zębami. Złapał dziewczynę za ramiona. - Do diabla,
prze
stań się śmiać!
Dwa lata to szmat czasu -
nadal mówiła spokojnie. Uśmiech nie schodził z jej twarzy. - Dlaczego nie
przyje
chałeś do mnie do Paryża?
Nie dawałaś przecież żadnego znaku życia - powiedział szorstko. - Pytasz, czemu się nie zjawiłem?
Przecież to oczywiste. Ze względów czysto ambicjonalnych. Dlaczego miałem się za tobą uganiać, skoro
ty tego nie chcia
łaś? Pomyślałem sobie wówczas, że jeśli będzie ci na mnie zależało, prędzej czy później
wrócisz do domu. I wtedy będę mógł cię zapytać.
- O co?
-
Czy mam jeszcze u ciebie jakieś szanse. Czy warto,
żebym ponowił oświadczyny. Kiedy James zaczął choro
wać, zamierzałem nawiązać z tobą kontakt, ale on się temu
sprzeciwił. Nie chciał, żebyś wracała do domu tylko ze
względu na niego. Gdyby ataki serca twojego ojca były
wtedy groźniejsze, z pewnością bym go nie posłuchał. Do
piero gdy Gavin zdefraudował pieniądze i uciekł - domy-
148
śliłem się, że pojechał do Paryża - miałem wreszcie dobry pretekst, żeby cię zobaczyć.
Donna popatrzyła na niego kokieteryjnie.
-
Pretekst? Naprawdę był ci potrzebny?
Oczywiście! W przeciwnym razie mogłabyś sobie pomyśleć, że dlatego zjawiłem się w Paryżu, bo nie
mogę bez ciebie żyć!
Jesteś skończonym idiotą - powiedziała czule, zarzucając mu ręce na szyję.
Popatrzył w jej półprzymknięte, roześmiane oczy.
-
Tak sądzisz?
Skąd mogłam wiedzieć, czy jeszcze mnie kochasz, skoro byłeś tak daleko?
Aha. O to chodzi. -
Objął ją w talii i przyciągnął do siebie. - Nie zapominaj, że to samo odnosiło się także
do drugiej strony. Skąd mogłem wiedzieć, czy jeszcze czujesz coś do mnie? Przeniosłaś się na dobre do
Paryża i wyglądało na to, że w ogóle zapomniałaś o moim istnieniu.
Dobrze pamiętałam - odrzekła łagodnym głosem, przyglądając się jednocześnie zarysowi jego
zmysłowych ust.
- Tak?
Ujął w dłonie twarz Donny.
-
Chciałam zapomnieć, ale nie potrafiłam - zdążyła
wyszeptać, zanim pocałunkiem zamknął jej usta.
- N
ajdroższa - wyszeptał.
Całował z pasją, która zapierała jej dech w piersiach. Pociągnął ją na łóżko.
- Och! -
westchnęła cicho.
-
Bardzo cię kocham! - Pokrywał teraz pocałunkami
jej kark i szyję. - Zastanawiałem się, czy gdy cię zobaczę,
będziesz mi tak droga, jak poprzednio. Przez długie dwa
149
lata, które wydawały się być nieskończonością, wielbiłem twój obraz zapisany głęboko w pamięci, a nie
żywą dziewczynę. Ale kiedy stanęłaś przede mną w drzwiach swego paryskiego mieszkania, od razu
wiedziałem, że moje uczucia do ciebie się nie zmieniły!
Donna roześmiała się i czule dotknęła ręką policzka Brodie'ego.
Nie do wiary! I pomyśleć, że pod tym stalowym pancerzem kryje się romantyczna dusza! A ja sądziłam,
że jesteś tylko racjonalnie myślącym, stąpającym mocno po ziemi człowiekiem interesu!
W biznesie też kryje się romantyzm - odparł uśmiechając się z zadowoleniem. - Gavin jest jeszcze zbyt
niedojrzały, by to zrozumieć, ale ty od razu pojmiesz, co mam na myśli, jestem tego pewny. Za każdym
razem, gdy przejeżdżam obok dopiero co wybudowanego domu, patrzę na nowe okna o lśniących
szybach i z dumą myślę sobie: te szyby to być może jest nasza robota! Efekt naszej pracy!
Pocałowała go lekko.
-
Nic dziwnego, że ojciec ma o tobie tak doskonałe
mniemanie. Jesteście do siebie podobni. Przychodną wam
do głowy identyczne myśli!
Zwichrzył ręką jej włosy. I nagle spoważniał.
- Wyjdziesz za mnie, Donno?
- Tak -
odpowiedziała wprost, bez fałszywej skromno
ści.
Całował ją teraz powoli i bardzo mocno.
Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.
Ja też. Oboje się o to postaramy. Roześmiał się wesoło.
To właśnie miałem na myśli. Jest jeszcze jedna spra-
150
wa, która nie daje mi spokoju. Jeśli Gavinowi uda się załatwić pracę w Midlands, James zostanie sam w
swym wielkim, opustoszałym domu.
Zupełnie zapomniałam o Gavinie! - wykrzyknęła Donna. - Jak poszła mu rozmowa?
Na kierownictwu fabryczki zrobił chyba dobre wrażenie. A on sam zachwyca się tym, co w niej produkują.
Zaproponowano mu odbycie praktyki. W poniedziałek ma powiadomić o swej decyzji. Przed podjęciem
pracy w Midlands powstrzymuje go tylko
jedna sprawa. Niepokoi się, co będzie z ojcem. Nie chce
zostawiać go samego. - Brodie niepewnie popatrzył na Donnę i z wahaniem zapytał: -Może po ślubie
zamieszkamy razem z nim? Co na to powiesz?
Ważne jest tylko to, byśmy mogli być razem. Reszta się nie liczy. Masz rację, nie mogę zostawić ojca
samego. Postanowiłam, że jeśli Gavin wyjedzie, wrócę do domu. Mam rezerwację na jutrzejszy samolot
do Londynu. Moje sprawy w Paryżu zlikwiduję później.
Chcesz powiedzieć, że niepotrzebnie marnowałem czas i energię, gnając tu za tobą, skoro i tak
zamierzałaś wracać jutro do domu?
Wiedziała, że się z nią przekomarza. Zobaczyła jego rozjaśnioną twarz i szczęście malujące się w
oczach.
To rozumiem. Mówisz to, co naprawdę myślisz. Wreszcie. Czy ukrywasz przede mną jeszcze jakieś
sekrety?
Może jeden, najwyżej dwa - powiedział żartobliwym tonem, ponownie pociągając ją za sobą na łóżko. -
Od tej pory nie będzie między nami żadnych tajemnic. Nie będziemy już nic przed sobą ukrywać. Koniec
z zabawą w chowanego.
151
Donnie nagle przypomniała się sprawa, która nurtowała ją od dawna.
Powiedz mi, skąd wziąłeś pieniądze, żeby wykupić nasze rodzinne udziały? - zapytała bez ogródek.
Jeszcze ci nie mówiłem? Po śmierci stryja odziedziczyłem po nim majątek. Nie zostawił testamentu. Sam
z pewnością nic by mi nie zapisał, ale, jako jego jedynemu żyjącemu krewnemu, wszystko automatycznie
przypadło mnie. W jakimś sensie, wbrew swojej woli, stryj sprawił, że jesteśmy razem. - Brodie roześmiał
się cierpko. - Byłby wściekły, gdyby się dowiedział, że przyczynił się do naszego szczęścia.
Skąd wiesz? A może byłby zadowolony z tego, co się stało? - zaprotestowała dziewczyna. - Jeśli nie
masz dowo
dów, nie przesądzaj sprawy na niekorzyść drugiej strony.
Brodie spojrzał na nią.
Gdybyś ty tak postępowała, nie stracilibyśmy dwóch lat wspólnego życia.
Przykro mi, kochany. Przepraszam -
wyszeptała. Pocałowała go lekko w ucho, a potem zaczęła drażnić
zębami skórę na jego karku.
Ręce Brodie'ego błądziły po jej ciele. Zamknęła oczy. Każdym nerwem chłonęła doznawane pieszczoty.
Teraz już wiedziała, że wkrótce nie będzie między nimi żadnych tajemnic. Dokładnie poznają się
nawzajem. Nie będą nic przed sobą ukrywali. Skończy się wreszcie zabawa w chowanego, a zacznie
prawdziwa miłość, oparta na wzajemnym pożądaniu, uczciwości i lojalności.