Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
5
Dariusz Okoń
Dariusz Okoń
Brudnopis z życia
Skład
Dariusz Okoń
Projekt okładki
Dariusz Okoń
Zdjęcie na okładce
Dariusz Okoń
Wszelkie uwagi proszę kierować na adres:
Copyright
©
2012 by Dariusz Okoń. All rights reserved.
Spis treści
Prolog..............................................................................................3
I.....................................................................................................14
II....................................................................................................32
III...................................................................................................51
IV..................................................................................................66
V....................................................................................................88
VI................................................................................................106
VII...............................................................................................122
VIII..............................................................................................135
Epilog..........................................................................................145
(...)
W końcu spotkałem jeszcze dziwnego człowieka,
Który po swych rodzicach nie nosił żałoby,
Nie rozpaczał przy ludziach, nie chodził na groby;
Lecz czasem tylko jego zapadła powieka
Przyjmowała do siebie promyczek wesela,
A ten tak blado, drżąco spod rzęsów wystrzela,
Jakby się od księżyca nauczył mrugania.
Ten człowiek od pierwszego z światem przywitania
Był bardzo nieszczęśliwy, ale się nie zrażał,
Patrzył w niebo i, pełniąc swoje obowiązki,
Na ziemię mało zważał.
On nawet w drobnych rzeczach był prześladowany,
Jakby go los trefnisiem dla siebie uczynił;
On często cierpiał potwarz, choć nic nie zawinił;
On, pragnąc zerwać różę, rwał ostre gałązki...
Ten więc człowiek, sierota, od nieszczęść ścigany,
Patrząc w górę, ze świętym uśmiechem proroctwa
Mówił do mnie, że nie ma bynajmniej sieroctwa! (...)
C.K. Norwid - ,,Sieroty"
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Prolog
- Słyszeliście o Egwinie? To smutne, co się tam wydarzyło. Jest
nam przykro, ale takie błędy się zdarzają (choć nie powinny).
Z drugiej strony to hańba! To czyste kpiny! Od tak wielu wieków
takich sytuacji nie było zbyt wiele. W naszym Zgromadzeniu do
czegoś podobnego nie powinno dojść, ba, nie może nigdy więcej
taka sytuacja się powtórzyć! Szanowni Stażyści, zapamiętajcie
sobie te słowa! Przecież ten człowiek tylko i wyłącznie dzięki łasce
Boga będzie mógł cieszyć się Rajem. Tylko dzięki Stwórcy. Nie ma
żadnego usprawiedliwienia dla tego czynu! Ale cóż poradzić? Stało
się i już nie można tego odwołać. Wszystko dobrze się skończyło
i nie ma co, jak to się mawia na planecie zbiorowych mogił, płakać
nad rozlanym mlekiem. Nasza Instytucja nie może gniewać się na
nikogo, nie wolno nam pogardzać żadną istotą, a jej uczynkami.
Jednak mam co nieco do przekazania naszemu winowajcy.
Przywołajcie Egwina na naradę! Musimy mu dać szansę na obronę.
Każda istota powinna takową dostać, czyż nie tak?
Rozległy się szumy, a młodzieniec ubrany na biało (widocznie
najmłodszy stażem w tym towarzystwie) wyruszył pewnym krokiem
ku bramie. Szedł spokojnie, majestatycznie, ale jednak pośpiesznie.
3
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Wszyscy byli w szoku, bowiem postać wypowiadająca swój
monolog nigdy nie była w takim nastroju. Od długiego czasu nikt
inny nie przemawiał tylko wysoki i postawny mędrzec jakby wyjęty
rodem z dawnych opowieści wędrujących przez pustynię ludów.
Od dłuższego czasu słychać było niekończące się rozmowy
i dyskusje Zgromadzenia Aniołów do Spraw Opieki. Tematem był
niedawny los jednego z ludzi, który za swe ziemskie życie dostąpił
Wiecznej Radości, ale udało się to tylko dzięki miłości Boga,
natomiast za złe życie człowieka oskarżono jego Stróża. Tak więc
winą obarczono Egwina – jednego z Aniołów Stróżów, mającego
długi staż (o ile można tak powiedzieć o Istocie, na którą czas nie
ma wpływu i która nie podlega ziemskim prawom). W tej chwili
zaczął panować coraz donioślejszy szmer i gwar. Właśnie zbliżał
się ,,oskarżony”.
- Młodzi! Udajcie się do swoich zajęć – odezwał się
Przewodniczący – zostawcie nas samych.
Kilku z Aniołów rzeczywiście oddaliło się o parę kroków, aby
nie być świadkami tejże rozmowy. Poprzedni głos jednak
kontynuował:
-Witaj Egwinie! Czy już odpocząłeś po ostatnich smutnych
i bolesnych przeżyciach? Bez wątpienia nie jest Ci teraz łatwo!
- Owszem, nie jest łatwo patrzeć na coś, w co włożyło się całego
siebie, swe siły, pracę i troski, a co spotkało się ostatecznie
z klęską. Nie mogłem tego przewidzieć... to wszystko działo się tak
4
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
szybko... to było TAKIE nagłe... Nie jest mi teraz łatwo o tym mówić,
nie jest łatwo mi tłumaczyć się z tego... chciałem dobrze, ja
naprawdę CHCIAŁEM dobrze! Nie byłem w stanie wszystkiego
przewidzieć. Nawet Anioł nie potrafi spojrzeć tak daleko, aby
przewidzieć konsekwencje ludzkich czynów. Nie otrzymaliśmy pełni
władzy nad ludźmi i zwierzętami, nie potrafimy przeniknąć
człowieczych myśli. Możemy tylko tyle, na ile pozwoli na Stwórca.
Może to Jego plany? Może...
Egwin był wysokim Aniołem, trochę przygarbionym,
wyglądającym na bardzo doświadczonego w opiece nad ludźmi.
Jego twarz zdobił nigdy niegasnący uśmiech (taki ciepły, pełen
optymizmu, radości, nie przypominał on ludzkich uśmiechów, nawet
nie powinien być do nich porównywany), oczy wyrażały ogromny
smutek, a zarazem radość i spokój, płynąca po policzku łza nie
wyrażała ani tęsknoty za czymś, czego ludzie ciągle pragną, ani nie
była objawem płaczu. Istota po prostu była teraz sobą, przeżywała
pewnie boleść i uczucie, które my pewnie nazwalibyśmy żalem po
utracie bliskiej osoby, a które we wszechświecie nosi zapewne inną
nazwę.
Egwin spokojnie stanął przed zgromadzonymi, wytarł rękawem
łzę, a wokół uniósł się tak słodki i tajemniczy zapach, że nasze
ludzkie zmysły nie wytrzymałyby tej radości, Aniołowie natomiast
znają ten zapach i jest on dla nich pospolity, pochodzi bowiem
z czystości i piękna Raju.
5
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Usta Anioła poczęły łagodnie drżeć i rzekł:
- Czemu zaprosiliście mnie na waszą naradę? Wszak nie
potrzebuję już pocieszania, jakoś muszę się z tą stratą pogodzić.
Nie będzie mi łatwo, ale odpocznę trochę i podejmę się kolejnej
posługi. Jest jeszcze tylu ludzi, którym trzeba pomóc. Mam zamiar...
- Widzisz mój drogi, oto właśnie chodzi, że nie będzie drugiego
Podwładnego – na te słowa Egwin wyraźnie posmutniał,
a Przewodniczący, do którego należała wypowiedź, dokończył
zdanie: – myślimy, że powinieneś odpocząć znacznie dłużej, nie
możemy dopuścić, aby kolejny człowiek nie zaznał Raju. Jesteś już
bardzo doświadczony, a przez to i zapewne zmęczony swą misją.
Swoje zadania wykonywałeś jak najlepiej, za co jesteśmy ci
wdzięczni. Nie możesz natomiast zajmować się kolejnymi ludźmi.
- W takim razie co ze mną będzie – z wyraźnym bólem w głosie
odrzekł Egwin - czym mam się zajmować? Stróżowanie było moim
powołaniem... nie mogę tak po prostu przestać.
- Będziesz musiał – rzekł Przewodniczący – zabieramy ci funkcję
Anioła Stróża, uważamy, że należy ci się zasłużony odpoczynek.
Nie chcemy cię karać, nie byłoby to w porządku, ale pragniemy,
abyś otrzymał zasłużony spokój. Od dziś możesz cieszyć się Rajem
i wiecznym oglądaniem Pana. Twoje miejsce zajmie Kandor – nasz
nowy Stróż.
- To jest dla mnie zbyt ważne, abym mógł zaniechać tej misji. Stefek
był mi bardzo bliski i jest mi go bardzo żal, nie spodziewałem się, że
6
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
takie przykrości go spotkają za życia. Mam jednak coś na jego
usprawiedliwienie...
W tym momencie Egwin wyciągnął z kieszeni swego białego
płaszcza jakiś przedmiot.
–...Oto pamiętnik człowieka, którym się opiekowałem przez
ostatnie 27 lat. Zapisywał w nim wszystkie swoje przeżycia,
wspomnienia. Podobnych dzienników prowadził o wiele więcej,
bowiem był artystą i chciał, aby po jego śmierci ludzie mogli spisać
jego dzieje i zrobić z nich biografię. Chciał być kimś sławnym,
rozpoznawalnym. Ten notes jest zapisem jego ostatniego roku
życia, który tak wpłynął na jego obecny los. Po odejściu Stefka
z ziemskiego padołu, uzupełniłem jego notatki swoimi
spostrzeżeniami i myślami. Ten chłopak był coraz bardziej chory,
toteż i notatki są chaotyczne. Nie potrafił biedak dobrze formułować
swych wypowiedzi. Większość notesu stanowią moje wersje
wydarzeń, przebieg jego życia, emocji i myśli. Uczyniłem to,
abyście Wy, droga Rado, mogli spojrzeć obiektywnie na wszelkie
wydarzenia.
Zgromadzenie natychmiast zainteresowało się słowami Anioła.
Przewodniczący wziął z rąk Egwina notes i schował go w rękaw.
- Co nam możesz powiedzieć o swym Podopiecznym? – Zwrócił się
do Stróża z pełną powagą. – Przeczytamy za chwilę twój dar,
prosimy jednak o przedstawienie nam tego człowieka, którym się
opiekowałeś.
7
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
- Mogę o nim opowiadać bardzo długo, mogę też zamilczeć na
wieki, jednak nie uczynię żadnej z tych rzeczy. Nie wiem właściwie
co was zainteresuje. Przywiązując się do drugiego człowieka,
nawet jeśli jest się tak różnym, innym, odmiennym według natury
i odległości, widzimy tę cienką nić, która łączy dwie dusze, przenika
dwa serca i wydaje plony pełne zrozumienia. Ja w swej opowieści,
a może lepiej, gdy powiem: relacji, skupię się tylko na tym, co
najważniejsze, resztę wyczytacie sami – odrzekł Egwin swoim
wcześniejszym tonem, mając w oku pewną iskierkę radości - Stefek
był osobą normalną. Po utracie bliskich (matka wraz z ojcem zginęli
w wypadku samochodowym, pędząc na jego urodziny), kiedy miał
około 26 lat, przeżył poważny wypadek. Stał się nieco dziwny.
Mówił sam do siebie, żył samotnie, odrzucał znajomych, po prostu
tracił kontakt ze światem. Miał ciągle problemy zdrowotne. Od
wielu lat gardzono nim z powodu jego odmienności, albo po prostu
dlatego, że był chory. Znikąd ten chłopak nie miał zrozumienia i nie
mnie oceniać, czy jego wcześniejsze życie nie było genezą takiego
odbioru, czy może dopiero ze stopniową utratą świadomości tracił
swą reputację. Czasami, idąc ulicą, zdarzało się, że dostawał
kamieniem w głowę, ale naprawdę dosyć rzadko. Mawiał wtedy:
Jestem tylko sam ze sobą. Nie interesowała go opinia innych ludzi,
żył jak ktoś obcy, wyobcowany. Był cudzoziemcem w swym miejscu
urodzenia, był pisklęciem, które wychowane wśród wron chciało być
pięknym słowikiem. Stefek od urodzenia nie miał tego wszystkiego,
8
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
o czym marzył. Miał jednak to, na czym najbardziej mu zależało:
talent. Od najmłodszych lat chciał być artystą. Zafascynowany
awangardą, zaczytany w klasycznej poezji i kochający książki pełne
bólu i rozkładu na łopatki ludzkiej psychiki, malarz amator, tłumacz
– samozwaniec, sam chciał być jak jego mentorowie ze środowisk
bechemy. Jako ktoś w pełni świadomy stopniowo, na własne
życzenie uciekał w sferę niedostępną przeciętnemu zjadaczowi
białego chleba. Z chorobą ta pasja nasiliła się, przejęła kontrolę nad
ludzka naturą i wyszła naprzeciw obłędowi tak podobnemu
bohaterom romantycznym. Mówiono o nim, że jest opętany. Jeśli
śmiano się, to zbiorowo, jeśli chciano dokuczyć to też nie
w pojedynkę. Stefek szedł na przekór zachowaniom ludzi i jeszcze
bardziej wnikał w sferę mroku swej osobowości, szukając ukojenia,
antycznego katharsis w sztuce, która była odtrutką na całe zło
świata. Był tajemniczym magikiem własnej sztuki, zaczarowywał
otaczającą rzeczywistość i stwarzał świat na nowo. Siał
propagandę własnych myśli i burzył utarte w podświadomości
schematy dotyczące własnej osoby. Czy jednak sam o tym
wszystkim wiedział? Oczywiście, że nie. On był po prostu chory
fizycznie i psychicznie. Miał zaburzenia osobowości i był
naznaczony przez sztukę. W początkach swych dolegliwości
korzystał z pomocy specjalistów. Leczył jednak głównie sferę
fizyczną, odrzucając ewentualne skazy psychiki. Po wielu wizytach
u lekarzy i psychologów stwierdzono, że taki już pozostanie do
9
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
końca życia. Postawiono wyrok, schowano go w ciemną kopertę
i zaplombowano. Chłopak nic na to poradzić nie potrafił. Swój ból
spisywał. Prowadził coś w rodzaju zeszytu, w którym zapisywał
swoje odczucia. Raczej nie można było nazwać tego pamiętnikiem,
tylko brudnopisem (dałem go właśnie Przewodniczącemu).
Znajdowały się tam jego zapiski, ,,twórczość’’, czasami pojedyncze
wyrazy oraz wiele rysunków. Czułem się jak jego krewny. Teraz,
gdy już odszedł z tego świata i uwolnił się z kajdan obłędu,
postanowiłem wam opowiedzieć o jego chorobie, codziennym
życiu oraz przekazać ten ,,BRUDNOPIS Z ŻYCIA”. Może uda się
jeszcze Stefka uratować, gdy poznacie jego historię.
Przewodniczący nic nie mówił, tylko słuchał z zapałem słów
Egwina. Był ciekawy wielu kwestii, jak chociażby życie Stefka, jego
funkcjonowanie z chorobą, zastanawiały go owe dzieła zmarłego
(jako anioł był bardzo otwarty na sztukę i wszelkie piękno, które
wywodzi się z dobra), najbardziej jednak chciał poznać przyczyny
wypadku. Rzekł wtem do Stróża:
- Czy mógłbyś nam opowiedzieć coś o samym wypadku. Jest to
niezwykle ważne, ponieważ w nim ma swe korzenie ta choroba,
która, jak wspomniałeś, była powodem jego prześladowania.
Stanowiła dla niego brzemię. Może uda się coś jeszcze zrobić dla
niego. Opowiedz coś więcej!
Egwin kaszlnął, po czym zaczął mówić:
- Był pochmurny dzień i zapowiadało się na burzę. Silny wiatr
10
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
targał gałęziami, ptaki umilkły. Świat jakby zatrzymał się w miejscu.
Stefek pędził samochodem, aby zdążyć do domu przed burzą. Po
deszczu nawierzchnia stałaby się śliska i musiałby zwolnić. Miał
trudny dzień, w pracy problemy, do tego zarwanie kilku nocy
i okropny ból nerek. Już wcześniej czuł, że po powrocie nie będzie
w stanie niczym się zająć, od razu położy się do łóżka, aby
złagodzić trochę ten okropny ból, to cierpienie, z którym zostanie
sam (nie posiadał bowiem rodziny). Chciał jeszcze po przybyciu do
domu zasiąść do stolika, gdzie zazwyczaj tłumaczył książki. Stefek
biegle znał kilka języków, ale uznał, że ta wiedza mu się zbytnio nie
przydaje w życiu, dlatego zajął się po godzinach tłumaczeniem
wielu dzieł. Pragnął, aby literatura mogła trafiać nawet do tych,
którzy nie potrafią czytać w oryginale.
Nagle rozległ się huk. Stefek nie zauważył nadjeżdżającego
znad przeciwka auta, które uderzyło w jego pojazd z olbrzymią
prędkością. Nie zdążył wyhamować. Kolizję było widać z daleka, co
spowodowało, że zbiegło się wiele ludzi. Wszyscy ciekawi tego, co
tu zaszło. Nie dawali Stefkowi szansy na przeżycie. Kierowca
przeciwnego pojazdu szybko wyszedł, aby sprawdzić stan
poszkodowanego. Niestety było bardzo źle. Ktoś z tłumu
zawiadomił pogotowie. Przybyło po około 15 minutach. Dwóch
rosłych mężczyzn o mocnych rysach twarzy, w białych uniformach
i z noszami podeszło do ofiary. Zabrano Stefka do szpitala, gdzie
poddano go bardzo wnikliwej obserwacji. Jego stan był bardzo
11
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
ciężki i miał wiele obrażeń na ciele. Lekarze nie dawali mu zbyt
wielu szans na życie, podjęli się jednak leczenia. Po kilku
operacjach, gdy Stefek czuł się lepiej i lekarze zauważyli poprawę,
wypuszczono go do domu na jego wyraźną prośbę.
Początkowo nie mógł się pozbierać po wypadku. Każdy
kolejny dzień był cięższy od poprzedniego, każdy dłużył się
niemiłosiernie. Budził się w nocy z krzykiem. Nie opuszczał domu,
nie podróżował autem. Dostał od szefa bardzo długi urlop. Pomimo
tego, że wszystko było w jak najlepszym porządku, nie umiał
sprostać codzienności.
Całe Zgromadzenie słuchało tej historii z zapartym tchem. Nikt
nie śmiał przeszkadzać, wtrącać się w opowieść Egwina. Aniołowie
są bardzo kulturalni i nie przerywają innym podczas rozmowy.
Każde słowo Stróża było dokładnie wychwytywane i przetwarzane
przez Przewodniczącego. Gdy Anioł skończył opowiadać,
Przewodniczący powiedział tylko kilka słów:
- To bardzo smutna historia, przepełniona samotnością i żalem...
- Jej kontynuacja jest zapisana w dzienniczku – rzekł Egwin – tylko
jego zawartość jest w stanie oddać całą historię Stefka.
Przewodniczący
wyciągnął
z
rękawa
swej
długiej,
śnieżnobiałej szaty notatnik zmarłego. Był to niewielki, brązowy
zeszyt w skóropodobnej oprawie.
Na okładce było zapisane niedbałym pismem:
12
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
,,Obłęd widzę przed oczyma,
serce ściska nagła trwoga,
w lustrze znowu widzę siebie,
ma odmienność mnie przeraża.
Strach przed życiem to pokora,
on cię będzie motywował.
Dzień zaczynasz od nadziei,
że go dzisiaj nie opuścisz.
Śmierć stanowi wyzwolenie,
z kajdan bólu cię uwalnia”.
Anioł otworzył ,,zapiski” i zaczął czytać, czasami uśmiechając
się, czasami smucąc. Jego oczy miały taki wyraz smutku
i współczucia, że zgromadzeni dziwili się jego reakcjom na tekst.
Począł czytać na głos, czasami ktoś wtrącał swoje komentarze
wykorzystując przy tym chwilę pauzy, którą czynił Przewodniczący.
*
Nie będę tu przytaczał wszystkich zapisków, dzień po dniu, ale
tylko ich część, momenty przełomowe w życiu Stefka, oraz te, które
mogłyby zaważyć o losie Egwina.
*
13
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
I
Stefek położył się dziś bardzo późno, ciągle tłumaczył Dantego
z oryginału. Biedny chłopak, tak go to pochłonęło, że nie usłyszał
cichego tykania zegara odmierzającego czas. Trzecia przybyła tak
nagle, że nim się Stefek spostrzegł – była już czwarta. Szybki
prysznic i spać. Tej nocy mimo tego, że księżyc był ukryty za
gęstymi, czarnymi chmurami, on nie mógł zasnąć. Nie po tym, co
go ostatnio spotkało. Wypadek nie dawał mu wytchnienia. Ciągłe
lęki, w głowie krzyki ludzi przechodzących akurat wtedy, gdy doszło
do kolizji.
„Głupie istoty! Akurat musieli oni wszyscy wtedy przechodzić!
Człowiek upada, to się mu rękę podaje, a nie wykrzykuje hasła
w stylu: jaki on biedny... taki młody i umarł... Szkoda mi ich.
Dostałem dar, więc go wykorzystam! Pokażę jeszcze ludziom, że
coś znaczę.” - pomyślał Stefek. Takich myśli, a nawet podobnych
jeszcze wiele pojawiło się w jego głowie tej nocy. Nie mógł zasnąć...
nie dziś. Po zamknięciu oczu widział mnóstwo krwi (pomimo tego,
że na miejscu wypadku prawie w ogóle jej nie było. Nie wiedział
skąd takie myśli). Postanowił poddać się emocjom, stać się
niewolnikiem swego umysłu i pójść wreszcie spać. Liczył ludzi
pojawiających się przed oczami. Każdy sposób na to, aby zasnąć,
14
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
był w sumie dobry. W tym tłumie przed oczyma pojawiła się kobieta
w brudnej, szarej chuście, obwiniętej niedbale wokół głowy. On sam
leżał na ziemi. Jakiś mężczyzna (widać, że już pod wpływem
alkoholu, bowiem chwiał się na nogach i mówił coś sam do siebie,
bijąc przy tym powietrze) powoli zbliżył się do Stefka i nadymając
się, po prostu go opluł. Chłopak był w szoku, ale dopiero teraz
domyślał się co się stało. Biedaczyna nagle wstał i udał się do
pobliskiego, przydrożnego lasu. Ku zdziwieniu ludzi nic mu nie było.
Była już ciemna noc. Drzewa chyliły się ku ziemi, cichy wiatr
śpiewał zimne pieśni zmroku... Stefkowi dał się słyszeć głośny,
przenikliwy śpiew sowy. Młodzieniec słyszał w nim wiele dziwnych
słów, wydawało mu się, że ptak chce coś powiedzieć. Pośród tej
ciemności jego oczom ukazał się mały fragmencik oświetlony
blaskiem księżyca (wydawał się Stefkowi najodpowiedniejszym
miejsce na postój). Nie wiedział gdzie idzie. Chciał się już wydostać
z lasu. Jego uwagę jednak szybko zwrócił czerwony kwiat. Była to
roślina barwy prawie że szkarłatnej. Jej długie płatki zawijały się na
końcach ku miodowożółtemu środkowi. Łodyga była przeobfita
w bardzo ostre kolce. Stefek podszedł nieśmiało do rośliny. Była
ona teraz piękniejsza, niż się spodziewał. Chłopak dotknął płatków
i przekonał się, że były pokryte krwią. Jego dłonie zaczęły nagle
opływać w tę czerwoną substancję. Rzucił się na ziemię i zaczął
ocierać dłonie o wilgotną rosą trawę. Krew nie chciała zejść z dłoni
i Stefek musiał coraz mocniej pocierać nimi o ziemię... nic z tego.
15
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Czerwień zaczęła przysychać i tworzyć delikatną skorupkę, trochę
krwi zostało pod paznokciami i zaczęło się już utwardzać. Stefek
zaczął krzyczeć na cały głos. Nie chciał już siedzieć w lesie. Czuł,
że jego psychika nie wytrzyma podobnego doświadczenia.
Wydawało mu się to tak nieprawdopodobne, że wręcz niemożliwe.
Oprócz strachu czuł też ból krwawiącej dłoni. Rana nie była tak
wielka, aby od razu ją bandażować, ale ostre szczypanie dawało
o sobie znać. Stefek rozejrzał się wokoło i zaniemówił. W krzakach
zaczęło się coś ruszać. Dobywał się pisk, psie ujadanie i głośne
kroki. Do uszu chłopaka dotarło zdanie:
- Stul pysk, kretynie! Co ty sobie myślisz?! Waruj, i to raz! Co mi do
łba uderzyło, żebym targał ze sobą tego dziada?! Zamknij się, i to
już! Pysk, słyszysz, stul pysk!
Stefek był zmieszany. Charczący głos nie ustępował, a wraz nim
echo niosło przeraźliwy i przyprawiający o dreszcze skowyt.
Chłopak zastanawiał się nad tym, czy jegomość, który przechadza
się nieopodal, czy wie on o tym, że ktoś jest świadkiem jego dialogu
z psem. Stefek bał się podnieść z ziemi i uciec, aby nie zostać
zauważonym. Wiedział natomiast, że nie może tak siedzieć
i czekać na niechybną śmierć. Coś musiał zrobić i jeśli chodzi już
o zgon, to wolał chyba umrzeć w biegu, niż stać się ofiarą biernie
broniącą swego żywota.
Nagle podszedł do niego tajemniczy mężczyzna w czarnym,
długim prawie do kostek płaszczu. Na mocnym, szarym sznurze
16
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
prowadził olbrzymiego psa (być może był to wilk, ważne, że: istota
była nienaturalnej wielkości, spoglądała dużymi, czarnymi
i świecącymi oczyma wprost na Stefka, a białe kły zwierzęcia
odbijały się światłem księżycowym). Mężczyzna szedł od dłuższego
czasu za Stefkiem, depcząc mu prawie po piętach. Przybysz zatem
doskonale wiedział o tym, że chłopak skrywa się za krzakami. Być
może bawił się nim i grał na zwłokę. Musiał mieć niezły ubaw
z powodu lęku chłopaka. Gdy tylko spostrzegł, że Stefek powstaje
z gleby, natychmiast zainterweniował. Póki co, drzewa stanowiły dla
niego chwilowy schron. Aż dziwne, że chłopak nie zauważył, że
ktoś za nim idzie. Przybysz bardzo cicho się zakradał. Nawet jedno
źdźbło trawy, nawet jeden patyczek się pod nim nie ugiął. Jego
kroki były bardzo dyskretne. Podszedł do Stefka i nagle rzucił się na
niego. Obwiązał swój sznur wokół szyi chłopca i zaczął zaciskać
pętlę wokół jego głowy. Stefek dusił się, ostatkiem sił próbował
krzyczeć. Nic z tego. Przybysz był silniejszy. Stefkowi spłynęły tylko
dwie, no może trzy łzy, po zimnym policzku. Wypuścił resztę
powietrza z płuc i osunął się na ziemię. Zrobiło się ciemno. Drzewa,
księżyc, wędrowiec, krew... wszystko w jednej chwili przepadło.
Odbicie białych zębów zwierzęcia stopniowo przygasało przed
oczyma Stefka. Biel rozmywała się i prysnęła w jednej chwili jak
spadająca gwiazda tonąca w odmętach oceanu. Ciemność, która
przenikała wszystko wokoło... cała masa ciemności...
Wtem otworzyły się oczy Stefka. Widział przed sobą półkę
17
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
z książkami, na której stały jego ulubione pozycje i śmieszna figurka
kupiona na jakimś festynie. Czuł się nie najlepiej, słyszał swój
dyszący oddech, głośne kołatanie serca oraz zimno przebiegające
przez całe ciało. Zapomniał widocznie zamknąć okna. Szybko
spojrzał na swoje dłonie. Były one czyste, nie można na nich
dostrzec nawet najmniejszego śladu krwi. Nerwowo chwycił swoją
szyję i nie poczuł bólu, który mogłyby wywołać siniaki
spowodowane uściskiem liny. Powoli uświadamiał sobie, że to był
tylko zły sen. Nie wiedział co miała oznaczać cała ta scena w lesie,
kwiat oraz tajemniczy mężczyzna. Chciał jeszcze chwilę poleżeć,
nie miał ochoty wychodzić spod ciepłej, puchowej kołdry. Szybko
spojrzał na zegarek, w którym przez roztargnienie poszedł spać.
Była druga w południe. Koszmar spowodował jego długi sen. Stefek
nagle pomyślał o tym, że sen może warto spisać. Otarł z czoła pot,
pokonał lenistwo i wyskoczył szybko spod przykrycia, zrzucając
śnieżnobiałą kołdrę na podłogę. Na boso podbiegł do swego biurka,
przy którym zazwyczaj pracował. Panował niedający się ogarnąć
bałagan. Spod sterty papierów, listów, karteczek z adresami
i cytatami wyciągnął swój notatnik, który miał być jego pamiętnikiem
służącym w przyszłości jako zaczynek do biografii. Chwycił
nadgryziony długopis z przerywającym wkładem i począł pisać na
stronie z napisem: ,,22 maja - kupić sałatę na obiad; oddać książki
Leokadii; tłumaczenie do wydawnictwa”. Przekreślił stare notatki
i ogryzając długopis zastanawiał się nad tym, jak sformułować
18
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
koszmar. Nic nie przychodziło mu do głowy, a to, o czym pomyślał,
wydawało się zbyt słabe. On – wielki artysta – nie może spisać snu
słowo w słowo. On jest przecież wyjątkowy, naznaczony przez
Talent, dostał od Boga dar i grzechem byłoby nie wykorzystać tego
prezentu. Stefek zamachnął ręką w powietrzu, przyłożył długopis do
białej kartki papieru i postanowił, że napisze to, co akurat
podpowiada mu wewnętrzny głos weny, a potem ewentualnie
poprawi swe zapiski. Na papierze po chwili narodziły się słowa:
,,... to było w tej krainie, gdzie najgorsze myśli mają swe spełnienie,
śnisz na jawie i nie wiesz, co się z Tobą dzieje... - układał w notesie
- ...a życie już wie, że zbliża się do niego śmierć z atrybutami
ostateczności...”
-Nie, to za głupie! Muszę wymyślić coś innego. To nie oddaje pełni
mojego bólu – pomyślał Stefek i pokreślił notatki – a może zajrzę do
Dantego, nad którym właśnie pracuję?
Stefek podszedł do swych notatek, nad którymi do późna
siedział. Przejrzał je i z uśmiechem na twarzy podbiegł do
notatnika. Był wczoraj zadowolony ze swego przekładu i tym
bardziej cieszył się, że wykorzystany będzie kiedyś w jego biografii.
Pomyślał, że badacze jego życia będą zachwyceni tym
tłumaczeniem. Nie mogło być przecież inaczej! W głowie już
zaczynał wyobrażać sobie tych badaczy, którzy będą przeszukiwać
19
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
po jego śmierci dom i natrafią na notesy i wszelkie zapiski. Wtedy
pewnie o swym odkryciu powiadomią pracę, opłacą najlepszych
pisarzy i stworzą wielostronicową biografię Stefka – Artysty. Na
chwilę obudził się z wizji i znowu wziął swój długopis. Zaczął pisać:
,,Pamiętaj tu wchodzący człowiecze, że żegnasz się z nadzieją na
zawsze...” - z tymi słowami wyrzeczonymi mi kiedyś przez autora
Komedii zwanej Boską wkroczyłem do lasu, gdzie czekała na mnie
łąka pełna krwi...
Stefek całe popołudnie spędził na spisywanie swego snu,
ubierając go w najzacniejsze słowa i tworząc z niego prawdziwy
dramat. Zawsze miał tendencję do teatralizowania swojego życia.
Tkwiła w nim niezwykła pasja literacka. Swój przekład ,,Boskiej
Komedii” opracowywał niezwykle dbale, odbiegając znacznie od
oryginalnego tekstu. Każde słowo musiało być przepełnione
tragizmem, boleścią i patetycznym brzmieniem. Charakteryzował
go typowo barokowy styl pisania. Wydawcy chętnie kupowali jego
przekłady książek, nie traktując ich poważnie i dodając na
okładkach teksty w stylu: ,,zupełnie oryginalny, jedyny w swoim
rodzaju i niepowtarzalny przekład klasyki literatury. Czytanie już nie
musi być nudne...”
Za swą pracę Stefek otrzymywał małe sumy, ale nie dla pieniędzy
tłumaczył. Literaturą zaraził go przyjaciel pracujący w bibliotece –
20
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Henryk. Mężczyzna znał Stefka jeszcze ze szkoły podstawowej,
zawsze razem się trzymali i pomagali sobie w trudnych chwilach.
Henryk zapowiadał się dobrym pisarzem, pokierował swe życie
jednak tak, że nie udało mu się rozwijać talentu. Żałował swych
wyborów, decyzji i zaprzestania pisania. Wiedział, że teraz raczej
już nie uda mu się odzyskać dawnej kondycji pisarskiej. Stanął
przed wyborem, przed którym znajdowało się wielu przed nim:
poświęcić się sobie i chcieć osiągnąć karierę, czy całą swą siłę
i zaangażowanie skierować ku bliźniemu. Henryk wybrał to drugie
i nie miał do siebie pretensji, że poświęcił swą karierę i zmarnował
szansę na sławę. Na znak zerwania z przeszłością spalił wszystkie
swoje rękopisy, wymazał z pamięci sny o potędze, zapomniał snute
opowieści i uśmiercił całą plejadę bohaterów literackich. Po
dawnym Heńku nie zostało już nic. Zabił w sobie cząstkę swego
dawnego ,,ja”. Dobrze o tym wiedział. Wiedział też i jego kolega.
Stefek zawsze wykonywał swą pracę mając nadzieję, że jego
przyjaciel będzie zaskoczony, gdy zobaczy imię i nazwisko swego
kumpla i namacalny efekt jego pracy. Z jednej strony chciał coś
udowodnić Heńkowi. Pochwalał jego heroizm, poświęcenie i chęć
pomocy innym, ale gdzieś w podświadomości tłamsił w sobie
nieprzebyte złoża żalu. Nie mógł zrozumieć tego, że tak dobrze
zapowiadający się twórca mógł wszystko tak porzucić z dnia na
dzień i zająć się życiem. Pisarstwo – to powinno wypełniać
egzystencję kumpla Stefka. Chłopak za wszelką cenę pragnął
21
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
dopiec swemu przyjacielowi i wcale nie z powódek czysto
złośliwych, czy z chęci dokuczenia. Stefek chciał tylko tego, aby
Henio przejrzał na oczy.
Chłopak nie wiedział o tym, że Henryk nie pracuje już
w bibliotece, co więcej – zachorował na rzadki nowotwór i obecnie
przebywa w szpitalu. Nikt nie mógł o tym powiedzieć Stefkowi, bo
nie posiadał on przyjaciół. Żył samotnie, nie szukał nowych
kontaktów i nawet ich nie pragnął. Ale czy to cokolwiek by zmieniło?
Czy ta wieść wniosłaby cokolwiek w życie Stefka?
Za oknem zrobiło się już niezwykle ciemno, noc wychodziła
z ukrycia i przykrywała cały otaczający świat. Stefek zmęczył się już
spisywaniem swego snu i zaczętą później pracą nad
tłumaczeniami. Zaczęły mu się plątać myśli, dobre pomysły gdzieś
nagle uciekały, wszystko ograniczało się do tych samych zwrotów.
Zaczęła go boleć głowa, nawet nie pomogła świeżo zaparzona
herbata. Nie tym razem miała go podtrzymać przy życiu. Zapragnął
odpocząć, odetchnąć świeżym powietrzem. Nie patrząc na ciemną
noc na dworze, ubrał się cieplej i wyszedł na spacer do lasu.
Przechadzał się starą, wydeptaną już ścieżką. Nie bał się o swe
życie, zapomniał już bowiem o koszmarze. Czuł w nozdrzach
świeży podmuch nocy, cisza panująca wokoło wypełniała go
i powodowała jakieś dziwne ukojenie. Zapominał już o troskach
całego dnia. Pragnął zostać w tym ciemnym lesie jak najdłużej.
Chciał najbliższy czas spędzić w miejscu całkowicie wolnym od
22
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
cywilizacji, smutków i trosk i żyjącym własnym tempem. Nagły
podmuch wiatru skłonił go do wielu myśli. Stefek poczuł na twarzy
chłód i ożywczą świeżość. Pośród tego mroku chciał te wszystkie
myśli pozbierać, uporządkować i rozkoszować się ich brzmieniem.
,,Życie jest jak mgła unosząca się nad nasiąkniętą deszczem glebą.
Podnosi nas ciągle, ucieka i nie pyta się o zgodę na odejście.
Człowiek musi pogodzić się z tym, że jest uzależniony od czasu, od
marności świata i ulotności swego ziemskiego bytu. Czy jesteś w
stanie człowiecze dać coś od siebie temu światu? Coś, czego on
już nie ma...coś, co mu jest potrzebne, niezbędne do szczęścia...?
Dlaczego są tacy ludzie, którzy potrafią zniszczyć ten panujący
spokój, zerwać tę zasłonę harmonii i zaprzepaścić szansę na
lepsze jutro?
Nawet w tej chwili dochodzi gdzieś do katastrofy. Tylu ludzi jest na
świecie, tyle istnień potrzebujących pomocy...i tyle samo różnych
historii, które wypełniają ich troski i potrzebują wysłuchania. Tak
niewiele potrzeba, żeby kogoś uszczęśliwić, uświadomić go o jego
człowieczeństwie, ważności i roli w świecie. A jednak i moje życie
jest krótkie i ulotne. Nie dałbym rady pomóc innym ludziom, nie
okradając samego siebie z niezbędnego czasu. Nie pomagając
innym okażę się egoistą zadufanym w sobie i zaangażowanym
w swoje poglądy, idee i uwięzionym w barierach wykreowanego
przez siebie świata. Poświęcając się dla innych, okradam ich ze
23
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
swych książek, które mogą posłużyć dla przyszłych pokoleń... Tylko
czy ja mam im coś do zaoferowania? Czy te moje grafomaństwa,
teorie i koncepcje wyssane z palca, a będące kwintesencją mego
światopoglądu są komuś potrzebne? Czy lepiej poddać się
i poświęcać dla innych...? O, jak mnie boli... jak mnie boli tam
gdzieś w głębi mnie, w głębi mego człowieczeństwa, w mym sercu
czuję dziwne kłucie, obciążenie. To jakiś dziwny ciężar, który
sprawia mi ból... Lepiej pomagać innym, nie boli to tak i otwiera...
Ech, to mnie już przerasta. Boli, boli, boli mnie istnienie. Jestem
kruchy jak ta gałąź na drzewie. Siądzie na niej ptak, złamie
i odfrunie...gałąź się sama nie zregeneruje, zostanie samotna na
ziemi. I ludzie będą po niej chodzić. Jestem jak to drzewo, inni na
mnie pasożytują... Jestem taki sam, sam ze sobą, ze swymi
myślami. Moje życie jest przejściowe i takie krótkie... Dobrze, że
tworzę w domu swoją biografię, dobrze, że mnie poznają ludzie.
Coś mi się przebija przez głowę, jakaś myśl mi nie daje myśleć:
Kiedy serce zacznie boleć,
kiedy ludzie mi wybaczą,
będę sobą na poważnie,
dam im coś, co jest tylko moje...
Co ja plotę? ,,Kiedy ludzie mi wybaczą...”? Co to jest? Pytam się
samego siebie: co to jest? Co mają mi wybaczyć? Prowadzę się
24
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
nienagannie, dbam o wszystko, co mnie otacza. To mnie ludzie
mają za nic, spluwają na mnie, gardzą moimi uczuciami... Każdy
czegoś ode mnie chce, a nikt nie liczy się z tym, że jestem tylko
człowiekiem. CZŁOWIEKIEM, tylko CZŁOWIEKIEM. Sam jeden,
zależny tylko od siebie... ale kogo to interesuje? Czuję się rozdarty
pomiędzy tym, co przyziemne, a tym co ponad naturalne,
natchnione sztuką. Ja chcę wzbić się na szczyt, chcę wejść na
chmurę, która pokaże innym ludziom moją doskonałość... o Stefku,
marny pyle, puste marzenie! Czego ja chcę od życia? Dlaczego
ciągle boli mnie serce z powodu tęsknoty, sens egzystencji
w poczuciu niespełnienia i głowa ranna w wypadku, dlaczego? Czy
w jednym człowieku: w artyście, może spajać się ze sobą fizyczna
część życia, przyziemne pragnienia i potrzeby z duchowymi
wartościami? Dlaczego człowiek to taka istota, która do życia
potrzebuje jedzenia, snu... potoczności? Czy nie możemy wszyscy
odżywiać się odami, sonetami, impresjonistycznym malarstwem,
kontemplacją sztuki, przeżyciami czerpanymi z muzyki? Jaki ja
marny, jaki ja podły dla swej artystycznej natury! Czego ja chcę?
Dlaczego to JA jestem artystą? To mnie boli!... Chcę być normalny,
mieć swoje przyziemne pragnienia i cele, jak naprawa samochodu,
czesanie psa, domek z ogrodem. Chcę zerwać ze sztuką, wyjść na
nowe tereny, które są tak powszednie dla większości ludzi... Ale czy
mogę okradać ludzi ze swojej twórczości?! O Paradoksie, o Ironio,
o Sztuko! Przyzywam was moje muzy, przyzywam was, Marności
25
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Mego Życia, podajcie mi dłoń, wydźwignijcie mnie, unieście!...
… Mamo, Tato, wiem, że TAM jesteście! Czuję się tak źle... tak...
źle...
Stefek zrobił się bardzo rozdrażniony, wiele myśli wciąż
krążyło mu po głowie, czuł się jak w jakimś letargu. Nie potrafił
uporządkować swoich myśli. W swoich rozmyślaniach dotarł zbyt
daleko, wypłynął na niezbadane głębiny, które nie dawały mu
szansy na dopłynięcie do brzegu. W tej wędrówce po bezdrożach
swych myśli i pragnień ciągle pozostawał sam. Znikąd pomocy,
żadnego zrozumienia... nic. Chłopak już nie miał siły. Przycisnął
swą twarz do wilgotnej gleby, zaszlochał i ciągle powtarzał tę samą
apostrofę: Mamo, Tato, wiem, że TAM jesteście! Czuję się tak źle...
tak... źle...
Nie potrafił sobie już z tym wszystkim poradzić, musiał po prostu
odpocząć na łonie przyrody. Wizje, koszmary, chęć spełnienia,
samotność – tego wszystkiego już było za dużo, a przynajmniej tak
mu się wydawało...
Schłodziło się na dworze, drzewa poszły już dawno spać.
Pogoda szybko wskazała mu dalszy plan postępowania.Stefek
postanowił pójść do domu i uporządkować swój wiersz. Czuł, że
wena go tak szybko nie opuści. Nie chciał, aby te myśli przepadły,
zostały wessane przez mroki nocy. Poczuł się teraz znowu inaczej,
26
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
pragnienia powróciły i pokonały melancholię i smutek. Czuł jeszcze
samotność, ale serce zaczęło się rozpogadzać. Nastąpiła nagła
zmiana nastroju, nie pierwsza od wypadku i zapewne nie ostatnia.
Zawsze było to samo: chwila smutku i bólu tak silnego, że topił
serce, a potem nagły przypływ optymizmu bądź stanu bierności
uczuć, całkowitego wyciszenia i głębokiego zamyślenia. Teraz było
coś na pograniczu nadziei i chęci spełniania. Stefek postawił swój
kołnierz, dopiął kurtkę, wsadził ręce do kieszeni i pewnym krokiem,
z groźną miną udał się do domu. Po drodze chuchał i przyglądał się
mieszance jego oddechu i wieczornego chłodu.
- Jakie zabawne te obłoczki pary wydobywające się z mych ust.
Jakby parował mój talent. Nie jestem dobrym literatem, więc nie
będzie mi szkoda, gdy wena sobie odejdzie. Na co komu moje
grafomaństwa? - powiedział sam do siebie – Poczułem nagłą
ochotę, aby popracować nad swymi tłumaczeniami.
*
Wśród aniołów powstał nagły gwar. Zaczęły się dyskusje na
temat zachowania Stefka. Przewodniczący przestał czytać notatki
Egwina, a młodsi stażem aniołowie zaczęli komentować
zachowanie chłopaka.
- Egwinie, Stefek był niezwykle nieszczęśliwy, ale dlaczego jego
poglądy i myśli były tak burzliwe? - powiedział nagle
Przewodniczący, wyraźnie przebijając gwar – czy to możliwe, aby
praca tak wyniszczała?
27
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
- Chłopak był zawsze ambitny i pragnął coś osiągnąć, ale coś działo
się w jego głowie (coś dziwnego). - odparł Egwin - Wysłuchajmy
dalej tej opowieści.
Przewodniczący odchrząknął i począł kontynuować czytanie
zapisków Stróża. Wszyscy Aniołowie już dawno zaniemówili
i pragnęli poznać więcej szczegółów tejże historii. Panowała
niebywała cisza, każdy był skupiony na tym, co dalej nastąpi, jak
zachowa się Stefek, gdzie się uda. Aniołów interesowały głównie
jego czyny, to one stanowią przecież cel tego zebrania.
*
Po długiej i w miarę spokojnej nocy Stefek obudził się
i poszedł do lekarza. Chciał sprawdzić, czy wszystko z nim już
dobrze po wypadku. Niechętnie wstał z łóżka, ale wiedział, że jest
to jakaś wyższa konieczność. Ludzkie zmęczenie i pragnienie
lenistwa postanowił zamienić na coś pożytecznego. Doskonale
wiedział o tym, że są czasem takie sytuacje, w których należy
kierować się wyższą koniecznością. Musiał porzucić ciepło łóżka,
sny i wypoczynek i za chwilę wyjdzie na spotkanie świata, który
wcale nie musi być dla niego przyjazny tego dnia. Pośpiesznie się
ubrał i wybiegł z domu. Szedł krótko, co chwilę przyspieszając
kroku. Na miejscu bez pukania wszedł do swego lekarza, który był
odpowiedzialny za jego badania. Ten od razu przeszedł do rzeczy:
28
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
- Musimy skierować pana na kilka badań. Trzeba sprawdzić, czy
kości po zdjęciu gipsu z ręki zrosły się prosto, koniecznie trzeba
pobrać krew i zrobić badanie głowy. Wszystko nie powinno trwać
dłużej, niż godzinkę czasu.
- Panie doktorze, bardzo się denerwuję. A jeśli wykryjecie mi przy
okazji jakiś nowotwór, albo uczulenie na coś i nie będę mógł
niczego już jeść? A jeśli... - urwał nagle Stefek – albo co gorsze
zarazicie mnie czymś poprzez brudne strzykawki? Zawsze tak jest,
że idąc do lekarza z nogą, wychodzi się z chorą ręką. Zawsze coś
znajdzie się przy okazji. No dobra, ale mus to mus. No oczywiście
nikt się nie liczy ze mną, a każdy tylko pilnuje swojej prywaty. Co za
świat, co za ludzie... dlaczego akurat ja muszę to wszystko znosić?
Panie doktorze, dlaczego? Czy aby na pewno nic mi się nie stanie?
Czy może mi pan obiecać, że nic już nie wykryjecie? Nie żebym się
bał, ale mam już dość tego chodzenia tam i z powrotem. Mam wiele
innych zajęć w swym domu do roboty. Panie doktorze, czy...
- ...Spokojnie – lekarz z uśmiechem przerwał monolog Stefka.
Wiedział, że pacjent ma prawo do dziwacznych zachowań, w końcu
widział już nie takie przypadki. Odrzekł z niegasnącym uśmiechem:
– nic się panu nie stanie. To tylko profilaktyczne badania. Wygląda
pan na okaz zdrowia, a zabiegi to tylko formalności.
Nagle weszła do pokoju pielęgniarka i zaprowadziła Stefka na
prześwietlenie ręki oraz głowy. Chłopak spokojnie przeszedł przez
te badania. Obeszło się bez komplikacji. Gorzej było przy
29
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
pobieraniu krwi. Młodzieniec na widok igły zaczął panikować,
zrobiło mu się słabo i początkowo chciał opuścić fotel. Rozmowa
z pielęgniarką utwierdziła go jednak w przekonaniu, że nic mu się
nie stanie. Ostatecznie dał sobie upuścić trochę krwi i z wyraźną
ulgą oraz uśmiechem wyszedł z gabinetu. Jego dziwne nastroje nie
minęły, ale już ich nie okazywał całe otaczającemu światu. Kłębiły
się w jego głowie i nawet wzbudzały marzenia o świecie, gdzie
każdy człowiek jest tak wszechstronnie wykształcony, że leczy się
sam. Stefek już był bliski wyrzeczenia na głos swych planów, ale
w ostatniej chwili zauważył drzwi. O mało co w nie nie uderzył.
Uświadomił sobie, że wreszcie koniec i że za chwilę będzie
w domu. W porywie euforii zapomniał, że przyłożony do miejsca po
igle wacik jest nasączony alkoholem i że rana niezwykle szczypie.
W sumie było mu już to wszystko obojętne. Gdzieś w głębi siebie
cieszył się z tego, że już po badaniach, ale mimo wszystko czuł się
nie najlepiej. Bardzo bolała go głowa i chyba pierwszy raz w życiu
poczuł aż tak silny ból. To było okropne. Nie mógł pozbierać myśli,
skupić się na drodze do domu. Stanął na ułamek sekundy na
chodniku, zamknął oczy, pochylił głowę i postanowił jak najszybciej
dotrzeć do domu i położyć się do łóżka. Droga minęła szybko, bo
nie myślał o dzielących go metrach, a jedynie szedł za wyuczonym
przez mózg tropem, którym kierował się już tyle razy w życiu. Po
kilku minutach dotarł na miejsce. W ubraniu, nawet nie zdejmując
butów, położył się do łóżka. Ból się nasilał. Ostatnią myślą przed
30
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
zaśnięciem była cicha nadzieja, że może nie pojawi się żaden
koszmar.
31
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
II
Stefek obudził się, ale ból nie minął. Nasilił się jeszcze bardziej
i powodował wewnętrzne rozdarcie. Chłopak musiał spać jak zabity,
bo leżąc całą noc na lewej ręce, stracił w niej czucie. Teraz oprócz
głowy musiał też doprowadzić do normalności swą rękę. Uderzył
z całej siły o bok łóżka, ale to nic nie dało. Postanowił, że ręka musi
chwilę po zwisać i wtedy krążenie powróci. Udało się. Jednego
problemu było teraz mniej. Chłopak jednak czuł się okropnie,
a dzień nie sprzyjał optymistycznemu nastawieniu do życia. W jego
odczuciu głowa miała za chwilę eksplodować i tylko sekundy
brakowały do tego, aby nastąpił wybuch. Stefek nie miał na nic siły
i najchętniej kontynuowałby swą drzemkę. Wiedział jednak, że coś
ze sobą musi zrobić. Przelotnie zerknął na kalendarz wiszący nad
biurkiem – jego osobistym miejscem pracy i po krótkiej chwili
uświadomił sobie, że wczorajszy dzień zapędził go do lekarza,
a dzisiejszy ma za zadanie kontynuować tę wizytę. Stefek umówił
się z doktorem, że wyniki badań otrzyma następnego dnia. Nie
trzeba chyba mówić, jak chłopakowi nie chciało się wychodzić na
dwór. Miał już dość czegokolwiek, a jego marzeniem było
leniuchowanie i powracanie do zdrowia. Nawet od spraw
zawodowych zrobił sobie wolne. Zamknął na chwilę oczy
32
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
i pomyślał: ,,Policzę do 10 i szybko, niczym błyskawica wyskoczę
spod kołdry”. Począł cicho i niezwykle powoli wymawiać:
- R...az, dwaa..., trzy, czteeery...
Im dalej zachodził w tym liczeniu, tym bardziej zastanawiał się,
jak zrobić, aby pozostać jednak w łóżku. Nagle przyszła mu do
głowy myśl, żeby jednak pójść do lekarza, wziąć te wyniki i wiedzieć
już co tak naprawdę mu dolega. Po powrocie położy się do swego
,,wyrka i tyle go będą widzieli inni”.
W sumie to dosyć zabawne, bo ludzie i tak go nie widywali na ulicy,
bo Stefek prawie nigdy nie opuszczał swego domu, z wyjątkiem
jakiś bardzo ważnych spraw do załatwienia w mieście.
Zanim doszedł do tej bolesnej dziesiątki, już był w kuchni
i w biegu się ubierał. Nie miał czasu na poranną toaletę, jego czas
był ograniczony. W pełni uzależnił się od zegarka, który strzegł go
od spóźnienia się do lekarza. Doktor i tak poszedł mu na rękę
i przyczynił się do szybszego załatwienia wyników. Stefek nie mógł
ot po prostu nie wstawić się w gabinecie.
Skutkiem pośpiechu była źle założona koszulka z krótkim
rękawem, oraz dwie inne skarpetki na stopach. Chłopak postanowił,
że na dobrą sprawę nie będzie ściągał bluzy i nikt nie dostrzeże
tego, co ma pod spodem, a na problem skarpetek będą najlepsze
wysokie trampki. Łatwiej byłoby po prostu przebrać się, ale gdy
Stefek na coś uparł się, to nie było przeproś. Poza tym denerwował
się wynikami. Los wydawał mu się niepewny, aż tak
33
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
nieprzewidywalny, że wolał cieszyć się póki co z tego, że nie zna
całej prawdy. Wrzucił pośpiesznie do mikrofali 2 kromki chleba,
kawałek bekonu, a sam pobiegł szybko do pokoju, aby zabrać
dowód osobisty.
Głośne piknięcie urządzenia oznaczało, że śniadanie jest już
gotowe. Złapał szybko obie prawie przypalone grzanki i zrobiwszy
gryza, zakładał kolejne części garderoby wyjściowej. Ciach kromkę
i prawy but na nogę, kolejny kęs posiłku i zakłada drugiego buta.
Potem kilka gryzów i w mig została założona kurtka, wokół szyi
znalazła się niedbale okręcona szara chustka oraz na nosie
pojawiły się niemodne już w tym sezonie czarne okulary
przeciwsłoneczne z grubymi i plastikowymi rączkami, ledwo
co trzymającymi się na uszach Stefka. Tak wystrojony mógł
wyruszyć ku niepewnej przyszłości.
Pospieszni wyszedł na klatkę schodową. Wokół unosiła się
niemiła woń kiszonej kapusty. Nic by pewnie nie było w tym
dziwnego, gdyby produkt piwnicznego przetwórstwa był świeży.
Zapach mieszał się z wonią stęchlizny, mokrych schodów
i odrapanego tynku. Smród był tak okropny, że Stefka wykręcało
na boki. W połączeniu z bólem głowy taka mieszanka dawała
poważny powód ku niezadowoleniu. Chłopak naciągnął spod szyi
swą arafatkę na nos, pochylił lekko głowę ku dołowi, otrzepał ręką
swe bujne, kasztanowe, kręcone włosy i zaczął zamykać drzwi.
Usłyszał trzask zamka, ale postanowił jeszcze się upewnić. Złapał
34
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
za klamkę, pociągnął ją najpierw do siebie, potem odepchnął
do tyłu. Drzwi były zamknięte. Pomyślał, że warto jeszcze
spróbować raz. Czynność tę powtórzył jeszcze 10-ciokrotnie i był
wreszcie wolny. Musiała to być parzysta i okrągła liczba. Podczas
,,szarpania” drzwi wyśpiewywał sobie pod nosem jakąś piosenkę.
Zawsze pomagało mu to później w drodze przypominać sobie
to, czy zostały aby na pewno zamknął drzwi od domu. Po wróceniu
myślą do danej melodii był pewien, że czynność wykonał.
Nieważne, że drzwi prawie zawsze były zamknięte, a chłopak
na darmo wykonywał swój całodobowy rytuał. Wiedział o tym,
że nie ma to jakiegokolwiek celu i sensu, ale szedł w zaparte.
To, co miało być dmuchaniem na zimne, okazało się pełnym
szaleństwa i bezsensu działaniem.
Stefek przyzwyczajony do swego zachowania, teraz sprawdzał
skuteczność zamknięcia drzwi. Stojący na dole sąsiad wybuchnął
nagle śmiechem. Dźwięk był tak głośny, że Stefek aż podskoczył.
Zrobiło mu się głupio i nawet zarumienił się, ale ból, ten silny ból
głowy paraliżował jego koncentrację. Jedynie rytuał przebiegał bez
komplikacji. Kątem oka chłopak jednak spojrzał w bok, ale jego
uszu dobiegł pełen śmiechu i szyderstwa śmiech.
- Ale żeś wariat, Stefek! - z poważnym politowaniem i z brzmiącą
jeszcze w głosie niechęcią odrzekł sąsiad – No proszę,
co te perełeczki – książeczki robią z ludźmi! Tłumacz dalej
chłopczyku, a skończysz w psychiatryku! ha..haha... Pan
35
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
magisterek ma marzenie: podbić rynek swymi pisadełkami. A rób
sobie co chcesz! Ten kraj już dawno przestał być dla normalnych
ludzi... no są oczywiście wyjątki! Gdyby tak każdy w zimę złapał
za łopatę i odśnieżył, jesienią wygrabił trawnik, to żylibyśmy
normalnie w Krainie Szczęścia! Ale narobiło się teraz tych
profesorków, doktorków i innych badaczy i teraz fiksu-fiksu. Haha,
jak to dobrze, że człowiek uczony nie jest i skończył tyle klas, że mu
wystarczy. Przynajmniej sobie dożyję godnie do emerytury, a nie
będę kręcił się jak ten smród po dziurawym podkoszulku...
Sąsiad spojrzał jeszcze pogardliwie na Stefka, zaśmiał mu się
prosto w twarz i wszedł po schodach na górę. Dalej sobie bełkotał
coś pod nosem, rozprawiał i prowadził swój pseudonaukowy
monolog. Nie trzeba mówić chyba, co Stefek przeszedł podczas
tych kilku sekund stania oko w oko z sąsiadem ubranym
w za krótką koszulkę na ramiączka i z papierosem w dłoni. Był
bardzo skrępowany, czuł się po prostu podle. Wziął do siebie całą
tę jednostronną rozmowę skierowaną przeciwko niemu. Podczas
drogi do lekarza, nie zważając już na ból głowy, rozmyślał o tym,
czym się zajmuje. Lekko poruszając ustami coś mówił prawie
bezgłośnie. Każda myśl znajdowała się na jego ustach, każde
słowo stawało się dopiero co narodzone i momentalnie obumierało
na wietrze.
,,A jeśli on ma rację? Taką samą rację, jak stary mędrzec dobrze
36
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
radzący swemu uczniowi? Może faktycznie robię coś, co nikomu
się nie przyda, a pochłania tylko mój cenny czas? Jestem jak ten
mitologiczny Syzyf, którego skazano na wieczne roboty, zwyczajnie
niemające sensu. Jestem Prometeuszem, który chciał dobra,
a tymczasem wszystkim wokoło sprzeciwiał się. Jam Orfeo, który
swój żal wylewa w niemej pieśni, przygrywa swym słabościom
i pragnie unieść się ponad naturę tak przecież doskonałą
i cudowną. Płaczę po swej Euridike, której nie znam. Muzy, nawet
te próżne damy, ślepe na ludzkie uczucia, nawet one mnie wykpiły,
uczyniły sobie ze mnie płochą igraszkę i bohatera na scenie teatru
świata. Każdy mnie kopie jak w farsie, od każdego dostaję bęcki...
i moja sztuka do końca nie zrozumiana. Czy to ja jestem jednostką
wybitną, czy też każdy mnie pomija jako grafomański pomiot
pragnień pustych i nic nieznaczących?...Po co to czynię? Czy ja
naprawdę wierzę w to, że będę znany? Sławny? Że ktoś poświęci
mi trochę czasu i pośmiertnie spisze mą biografię? Czytelnictwo
upada, a ja porywam się jak na coś niemożliwego. Książki...ach
wy milczące kurzem istoty! W średniowieczu warte byłyście czasem
i całą wioskę, a teraz nawet obierki na was leżące po śmietnikach
są cenniejsze niż wy same! Dokąd ja zmierzam w mej
monotonności?...”
W tej chwili wprost na Stefka nadjechał jadący z ogromną
prędkością samochód. Tylko cudowna interwencja pomogła
zachować tego biedaka przy życiu. W świecie myśli zabłądził tak,
37
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
że o mało nie stracił żywota.
*
W niebiosach zapanowała cisza. Każdy z zachwytem spojrzał
na Egwina, który nie chwaląc się i pozostając w niezwykłej pokorze
nie skomentował tego fragmentu dziennika. Wiadome było,
że to Egwin uratował swego podopiecznego. W ostatniej chwili
nadleciał i popchnął Stefka na bok. Chłopak nabił sobie siniaka, ale
poza tym nic mu nie dolegało, wszystko było w jak najlepszym
porządku. Anioł uznał widocznie, że to był jego obowiązek, a że był
istotą doskonałą, to swe obowiązki spełniał niezwykle sumiennie.
Przewodniczący spojrzał na Stróża i nie mówiąc do niego ani
słowa, kontynuował czytanie dziennika. Widać było, że na jego
twarzy zarysowuje się łagodny uśmiech mający wyrażać
zadowolenie z Egwina. Inni aniołowie byli także pod wrażeniem, ale
Stróż nic sobie z tego nie robił. Wiedział o swym heroizmie, ale nie
miał siły cieszyć się ze swego czynu. Jego głowę zaprzątało coś
innego. Wszyscy zgromadzeni tymczasem słuchali kontynuacji
zapisków.
*
Stefek po przyjściu do lekarza długo czekał w poczekalni. Było
to miejsce w miarę przytulne. W rogu stał rzeźbiony wieszak
38
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
na płaszcze wyglądający na antyk (choć w rzeczywistości mogła
to być zwyczajna podróbka z drewnopodobnego plastiku, pusta
w środku), na krzesełkach można znaleźć było różne czasopisma,
a dla dzieci stały na parapecie jakieś pluszowe maskotki, aby umilić
im czas oczekiwania. Stefek dopiero teraz wszystko zauważył,
wczoraj nie zwrócił uwagi na ten wystrój, gdyż był przejęty
badaniami. Na tle ścian koloru piaskowego siedziała matka
z dzieckiem. Chłopiec, mimo nalegań rodzica, biegał to tam,
to z powrotem. Nic sobie nie robił z tego, że to jest miejsce
publiczne, on zachowuje się karygodnie, a matka się ciągle
za niego wstydzi. To co stało się za chwilę, sprawiło Stefkowi nie
lada przykrość. Dziecko podchodziło do kobiety, uderzało ją lekko
w twarz i uciekało ze śmiechem na twarzy. Sytuacja wielokrotnie
powtarzała się. Stefek spostrzegł w jej oczach łzy. Błękitne oczy
wyglądały jak kamienie szlachetne oblane morską wodą. Stefan
poczuł nagły ścisk serca, sam nie miał zbyt dobrego kontaktu
z matką w czasach dzieciństwa, ale nigdy by tak się nie zachował.
Teraz był sierotą rzuconą na ziemski padół, nie miał matki ani
nikogo bliskiego. Tym bardziej zrobiło mu się przykro i jakoś tak
smutno. Było mu żal kobiety, co więcej – czuł się współwinny za jej
krzywdę. Poruszyła go postawa matki, jej pokora. Kochała swe
dziecko, ale to co ono wyprawiało, przekraczało wszelkie granice.
Stefek nie potrafił tego zrozumieć. Kobieta nie była zapewne jedną
z tych matek, które sumiennie karzą swe pociechy. Musiała bardzo
39
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
kochać dziecko i dlatego mu nie zwracała uwagi, nie napominała
i darowała krzywdę. Stefek poczuł się dziwnie nieswojo. Pomyślał
przez chwilę żeby podejść do chłopca i wytłumaczyć mu, że źle
czyni. Wstydził się, za chwilę znowu pomyślał, że w sumie to nie
jego sprawa. Chciał dać sobie spokój z roztrząsaniem nieswoich
problemów. Ale jeśli nawet zainterweniowałby, to co pomyśli sobie
o nim kobieta? Jak zareaguje ona, a jak dziecko? Te dwa pytania
nie dawały mu spokoju. Może to właśnie one były powodem jego
biernego zachowania? Swoją frustrację zachował wyłącznie
w myślach. Przez chwilę był mu obojętny los obojga. Coś dziwnego
zaczęło się dziać w jego głowie, niczym mieszkałby w nim jeszcze
ktoś. Jakiś głos mówił mu, żeby sobie dał spokój, że kobieta pewnie
na to zasłużyła. Jakiś krzyk w jego głowie wzbudził coraz większy
ból. Rozwarły się drzwi gabinetu i wezwano Stefka do środka.
Wstał powoli, rozejrzał się i zauważył, że kobiety z dzieckiem
już nie było. Musieli pewnie wyjść, gdy on szamotał się z myślami.
Zaczął w tej chwili żałować tego, co potem myślał o tej dziwnej
,,parze”. Skrupuły wyrzucały mu fakt nienapomnienia obojga –
dziecka za złe zachowanie, a matki za zbytnią pobłażliwość.
Powolnym, ale pewnym krokiem skierował się ku drzwiom
profesora Harolda – jego lekarza, od którego musiał odebrać
badania.
Doktor z nietęgą miną wręczył pacjentowi wyniki. Uśmiechnął
się do niego, ale gest ten był pełen bólu, powagi i żalu. Doktor
40
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
spojrzał na podłogę, potem uniósł lekko głowę ku górze, rozejrzał
się wokoło i widać było, że wstrzymuje w sobie lawinę uczuć. W oku
zakręciła się łza, usta nie potrafiły nic wypowiedzieć. Harold był
dobrym lekarzem, zależało mu na każdym pacjencie
i do wszystkich miał indywidualne podejście. Wiedział teraz,
że Stefek może wyniki odebrać boleśnie. Wiadomości były
oczywiście złe, o czym chłopak przekonał się biorąc do ręki
3 niezbyt zadbane kartki. Okazało się, że jest chory. Dzieje się coś
z jego systemem nerwowym. Lekarze nie są zgodni co do nazwy.
Wiadomo tylko, że są to jakieś zaburzenia wewnętrzne, jakiś
wstrząs będący skutkiem wypadku i mogący wywoływać zmiany
w psychice chorego. Z tych informacji Stefek prawie nic nie
zrozumiał. Lekarz mówił bardzo chaotycznie, często gubiąc się
w tym, co wykłada.
- Będą pojawiać się jeszcze silne bóle, ale jest szansa
na wyzdrowienie–odparł po chwilowej przerwie lekarz. – Musi być
pan bardzo cierpliwy, wykonać jeszcze kilka badań i czekać. Należy
także...
Stefek nie słuchał już profesora. Jego umysł zaprzątało wiele
innych myśli. Teraz było jasne, że wszystkie złe emocje, cała
frustracja, żal i wszelkie fizyczne bóle, że to wszystko teraz
wypłynie jako wrząca lawa i zaleje martwą i suchą skorupę
widniejącą na twarzy Stefka. Chłopak miał wszystkiego dość,
przestał nawet słuchać doktora. Wpadł w chwilowy nihilizm,
41
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
wyłączył przekaźnik odpowiedzialny za kontakt ze światem i uciekł
w daleką krainę swych myśli.
,,Co on wie o życiu? Jest tylko kimś, kto pomaga śmierci w jej
żniwach. Mydli oczka, żartuje, uśmiecha się, ale on wie już,
że to mój koniec. Gdzie takiego durnia znaleźli? Skąd on się
tu wziął? I kto go dopuścił do kontaktu z chorymi ludźmi?
Ja umieram, a ten doktorek tylko stara się to ukryć przede mną. Nie
może mi powiedzieć wprost, że jest ze mną źle? Dlaczego nie
powie od razu: Panie Stefanie, powoli pan zdycha jak zwierzę
na pustyni z dala od oazy? Czemu nikt nie potrafi być ze mną choć
raz w życiu szczery? Zawsze tylko puste, lukrowane słówka w stylu:
wszystko będzie dobrze, niech pan czeka i tym podobne. Ja chcę
wiedzieć tylko to, za ile umrę! Ja wiem, że umrę, ja to czuję! Ale...
ale w sumie no i bardzo dobrze... Nie będę już pisał. Jestem
samolubem! Nic już nie dam od siebie ludziom! Niech stracą na tym
całym interesie! Moja śmierć fizyczna i zgon ich umysłów! Ha! Tak...
tak... ale czemu mam się na nich wyżywać? Czego oni są winni?
Przecież to wypadek losowy, nikt mi nie uczynił tego specjalnie.
Miałem silny wypadek i żyję. Mogę jeszcze przez jakiś czas
tworzyć. Czy mam dobrze wykorzystać dany mi czas i tę drugą
szansę? Ale jak? Co więcej... dziś straciłbym życie pod kołami
samochodu i to wtedy byłby mój ostateczny koniec. Czy to dobrze,
że jeszcze żyję?...”
42
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Stefek wybiegł nagle z gabinetu, myśląc wciąż o swym
cierpieniu. Jego zdenerwowanie nie miało końca. Wszystko
wydawało mu się takie puste, przelotne i tylko chwilowo obecne.
Swą złość wyrażał w myślach, nie szczędząc ostrej krytyki
w kierunku świata, ludzi, ale i samego siebie. W tym momencie nie
miał już w sercu rezygnacji i poczucia pustki. On czuł się oszukany.
Po prostu jak ktoś, komu wykradziono cenny dar. Miał teraz ochotę
zrobić coś głupiego i tylko jakaś resztka samokontroli i racjonalnego
myślenia obroniła go przed tym. W myślach błądził, w sercu snuł
oskarżenia, a jego nerwy powodowały migawki przed oczyma
i mroczki. Nawet jeśli chciałby w tym momencie zachować pełnię
spokoju, to drżące ręce i nietęgi wyraz twarzy zdradzały burzę, jaka
przechodziła przez jego wnętrze.
Wyszeptał jakiś monolog, który w tej chwili zaczął tworzyć się
w jego głowie, nie dając spokoju. Każde słowo musiało być
po prostu wypowiedziane, wypuszczone i uniesione do krainy
zapomnienia:
W mojej głowie pojawiły się dziś słowa: ,,Oto ja, człowiek..."
Człowiek, który w oczach świata nie znaczy nic, który się ciągle
musi zmagać ze swymi problemami, dźwiga ciężkie jarzmo dnia
codziennego i ciężar siebie. I jeszcze inni ludzie... oni czasem też
nie pomagają... Są ciężarem, ale zarazem pomocną dłonią... Co ja
43
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
bredzę? Czy człowiek może być siłą destrukcyjną, a zarazem
ożywczą istotą, która podtrzymuje ten świat w mechanizmach
normalności? Już wiele razy myślałem o sensie ludzkiej
egzystencji. Chcesz uciec stąd, nagle zniknąć, ale nie ma takiej
opcji, życie nie jest snem, w którym wszystko może się zdarzyć,
w którym to Ty masz władzę nad imaginacją i pragnieniami,
w którym możesz wycofać się w chwili największego zwątpienia...
czy można w ogóle przerwać sen? Przecież w świecie iluzji wydaje
nam się, że to właśnie jest jawa, w przeciwnym wypadku jaki byłby
sens snu?.. Coś mi ostatnio kołatało w głowie... co to było? Czy t
o wtedy... czy to wtedy spojrzałem w lustro... I co? I znów ty,
człowiecze... CZY TWOJE ODBICIE NIGDY NIE ZNIKNIE?!...
Po chwili, gdy zamilkłem, odbicia już nie było, rozproszyło się
gdzieś pomiędzy mgłą problemów. Chyba to wtedy, tak, to wtedy
właśnie uświadamiasz sobie kim właściwie jesteś, po co ci ten
dzień, który zmierza ku końcowi. Jaki jest sens ciągłego
zabiegania. Zadajesz sobie pytanie: Co ja dziś zrobiłem dla innych?
Co ty człowiecze dałeś od siebie? Czy ten dzień Cię wyniósł pod
niebiosa, czy zrównał z glebą, przyczynił się do twego
upadku...Upadku, upadku... jak te słowa wybrzmiewają... upadku,
upadku... jakaś wzniosłość od nich bije, jakiś kunszt, hiperbola,
apostrofa: O, Upadku!... tak dostojne słowo, które oznacza zwykłe
spotkanie z ziemią, z pospolitością, z końcem czegoś ważnego, ale
lotnego... Dla mnie to koniec staczania się i początek marności,
44
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
a dla umarłego trawa ponad ziemią to ten inny świat, który dla
niego był tak cenny. I choć umarli przebywają ponad naszym
światem, to zadaję sobie pytanie: czy można zapomnieć
to, co ziemskie? Czy możliwe jest to, aby zapomnieć ten okres
doczesności? Czy w obliczu Wieczności można wyprzeć się cząstki
swego ziemskiego bytu, obecnego w historii ludzkiej wędrówki
ku Niebu? Nie wiem, nie wiem... za dużo tych myśli... nie wiem!
Odejdźcie ode mnie myśli! Odejdźcie... to tak boli... Odejdźcie!...
… I dziwna nostalgia dziś gra wewnątrz mnie samego...
Problemy to problemy, ale czy psychika może być aż tak słaba?
Czy to wszystko to może być prawda, czy tylko chwilowy stan
umysłu? Dlaczego cierpienie tak boli? I staram się doszukiwać
sensu w najmniejszych rzeczach, w moich problemach wyjścia
z opresji...
Boże, dopomóż mi!... mój umysł skłania się ku Przedwiecznemu
Stwórcy.
Teraz ucieczką jest dla mnie sen, więc udałem się dziś
na jawie do jego krainy. Nie pamiętam już nic. Dwie godziny
w krainie senności, w pamięci tylko ciemność... Nic mi się już nie
śni, jestem ograniczony wizualnie, sztuka już nie przemawia
do mnie tak jak kiedyś, poezja stała się niezrozumiała...
Ty człowiecze spójrz teraz na swój los. Czy dalej uważasz,
że człowiekiem jest być tak łatwo? Zastanów się, pomyśl, być może
45
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
mnie zrozumiesz... Człowiekiem być trudno, ale to najpiękniejsza
z istot żyjących. Nikt nie mówił Ci przy narodzinach, że będzie
łatwo... Teraz już możesz iść dalej tą drogą, mój drogi wędrowcze...
Nie żałuj świata, zacznij pracować nad sobą... - To ten napis
znalazłem u siebie, jakby na jakimś głazie, przed wstępem
do siebie. Nic to nie wnosi do życia? A i to wielce możliwe, a i z tym
się liczę...
Stefek miał ciągle wrażenie, że jest niepotrzebny światu
i że jego śmierć nie sprawi nikomu smutku. Został sam na ziemskim
padole – bez rodziców, nie posiadając rodzeństwa, a nawet
przyjaciół. Nie wierzył już w swoją wartość. Gdzieś zatracił dawne
idee i marzenia o zwiększeniu czytelnictwa wśród tych, którzy łakną
tej literatury. Uważał się kiedyś za kreatora innego świata i dawcę
pożywki umysłowej innym. Teraz to on, jak mu się wydawało, był jak
ci ludzie czekający na ten pokarm, uzależnieni wyłącznie od niego.
Czuł się tak, jakby świat się kończył, a on byłby na to zupełnie
nieprzygotowany. Nie zależało mu w tej chwili na niczym. Cały kłąb
różnych myśli, pytań, sformułowań. Wszystko to, nad czym dotąd
się zastanawiał w różnych okresach swego życia, teraz wylało się
na niego i całkowicie zapełniło jego umysł. Czy możliwe jest
to, że właśnie umiera i towarzyszą temu retrospekcje? Czy Stefek
czuł teraz, że właśnie odchodzi, przemija i czy wiązał
to z aktualnymi przypadłościami?
46
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Przed oczami ukazał mu się jakiś bar. Niewiele myśląc pobiegł
w jego kierunku i wszedł do środka. Było tam niezwykle brudno.
W powietrzu unosił się nadzwyczajny smród zmieszany z dymem
papierosowym i zapachem mocnej , męskiej wody kolońskiej.
Towarzystwo też było na ,,poziomie”. Wyglądali ona jak ludzie
bezdomni, mimo tego, że wielu jeszcze niedawno było ludźmi
z klasą, wysoko postawionymi. Kilku pijaczków awanturujących się
w kącie podlewało się kolejnymi kieliszkami alkoholu. Wśród
takiego klimatu znalazł się Stefek. Pomyślał, że i tak wszystko
mu jedno i zasiadł przy ladzie. Zamówił kilka drinków, zapił
to jeszcze pokaźną dawką innych napojów odbierających
świadomość. Nie przypominał człowieka. Jego wyraz twarzy był
gorszy niż jakiegoś zwierzęcia. Tak prezentował się właśnie
człowiek pokonany przez samego siebie. Nie kontaktował, nie miał
na nic ochoty, co więcej – nawet nie pojawiały się u niego żadne
myśli. To jego pierwszy raz, gdy doprowadził się do tak podłego
stanu. Z każdym kieliszkiem odchodziła mu świadomość, ale miało
to jeszcze jedną zaletę: pozbył się myśli. Stał się teraz jak
niemowlę, które umysł przypomina czystą i niezapełnioną kartkę.
Tabula rasa, tabula rasa... tak to chyba fachowo Stefek by nazwał.
Czy nazwałby? Teraz już o niczym nie myślał, skąpał się
w odmętach pustki, nieświadomości i wyrwał się z sideł świata. Już
nawet hałas, gwar i zapach tanich perfum mu nie przeszkadzały.
Teraz to już mu wszystko było obojętne.
47
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
On, człowiek niegdyś uważający się za dawcę kultury, tłumacz
myślący o sobie w samych superlatywach, ale przede wszystkim
CZŁOWIEK, teraz wyglądał gorzej niż zwierzę, które przecież zna
umiar i pije tylko wtedy, gdy czuje taką chęć. On nie znał tej granicy
pragnienia. Pił ponad normę, a teraz odbierał tego skutki. Jakże
bolesne skutki, ale jakże lekkie w odczuciu...
Po kilku wszczętych awanturach, wśród ogólnego gwaru,
opuścił lokal. Opuścił to nawet bardzo ładnie powiedziane. Stefek
wpadł w jakiś stolik, a gość siedzący przy ładnej zastawie
w ostatniej chwili usiadł na swym siedzeniu, pociągnięty przez żonę
za kurtkę. Mężczyzna przy stoliku już szykował się na pojedynek ze
Stefkiem. Tylko kobieca łagodność uratowała Stefka przed
ponowną wizytą w szpitalu, ale tym razem nie w roli osoby
odbierającej wyniki, a jako pacjenta na stole operacyjnym.
Stefek powoli zataczał się do domu. Drogę znał na pamięć, ale
gorzej było u niego z kontaktowaniem. Wielokrotne upadki
na ziemię przysporzyły mu wiele ran (na całe szczęście
niegroźnych). Do jego uszu doszedł dziwny dialog. Była to rozmowa
kilku kobiet z małymi dziećmi:
- Puśćcie tego ptaka dziewczynki!
- Zostawcie go, Abi! ...bo on jest zdechły!
- On ma zarazki!
- Kto mnie złapie, ten dostanie...ten dostanie złoto!
Stefek nie wytrzymał tego gadania. Z ogromnym
48
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
rozdrażnieniem i złością zaczął głośno krzyczeć, wyzywając
kobiety. Rzucił patykiem w stronę dzieci, ale jego stan sprawił,
że kijek wypadł mu z ręki upadł na buty. Matki oburzone zabrały
swoje dzieci do domów, a jedna z nich pokazała młodzieńcowi
grożący gest. Dla nich to było coś dziwnego, ale widziały już nie
takie rzeczy w życiu. Nadąsane i złe poszły do domów i nie
zajmowały się już zataczającym się człowiekiem. Stefek wydawał
się nie przejmować tym. Był już blisko swego domu. Teraz
to mu było wszystko obojętne, grunt, aby mógł wejść do mieszkania
i odciąć się od tego świata.
W klatce raz tylko jeszcze się przewrócił i po podniesieniu się
wszedł na drugie piętro. Niezręcznie otworzył drzwi po długim
szamotaniu. Wszedł do środka i padł na podłogę jak martwy. Zaczął
się atak poalkoholowy. Był jak opętany. Nigdy wcześniej takie coś
mu się nie przydarzało. On sam nie był w stanie zainterweniować
i przerwać ataku. Miotało nim na boki, z ust toczyła się ślina,
a mowa przestała przypominać ludzkie słowa. Coś na stan
padaczki spowodowało uderzenie głową dosyć mocno o szafkę
na buty stojącą obok. Z rozciętej głowy wypłynęła krew. Po tym
wypadku dziwny atak skończył się, a Stefek leżał jak sparaliżowany
aż do samego rana. Cud, że nie wykrwawił się na śmierć, leżąc tak
z rozciętą głową, mnóstwem krwi na posadzce i bez jakiejkolwiek
opieki.
49
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
*
Przewodniczący był wyraźnie zasmucony. Nie wiedział,
co powiedzieć. Na jego usta napłynęło tylko słowo: ,,biedak”, które
powiedział niezwykle cicho. Reszta aniołów stała jak wryta,
przeżywając ciężki los Stefka. Wiedzieli oni, że to choroba
młodzieńca była powodem jego upicia i że każdy alkoholik jest
nieszczęśliwy. Bardzo było im szkoda chłopaka dlatego,
że po upiciu nie był sobą, tylko niewolnikiem tej używki. Nie
popierali jego postawy, a nawet nią gardzili, ale współczucie było
silniejsze. Egwin tylko znał dalszą kolej rzeczy i łezka zakręciła mu
się w oku.
*
50
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
III
- Nie jestem ani biały, ani czarny... dwie natury, dwa przeciwieństwa
się we mnie biją. Raz ten dobry zwycięża, a czasami pokonuje
go zło, skryte we mnie głęboko. Walka ta trwa od pierwszej sekundy
mego żywota i skończy się wraz z mym ostatnim tchnieniem. Jest
we mnie jak gdyby dwoje ludzi i obaj chcą równocześnie mną
władać... – z takimi słowami na ustach ocknął się Stefek. Nie czuł
się dobrze. Głowa przestała chwilowo boleć, ale sam chłopak czuł
się okropnie. Był strasznie połamany, twarz zdobiły liczne
zarysowania i strupy, czuł wiele siniaków. Ale co ważniejsze –
głowa była rozbita, włosy skąpały się w kałuży krwi i były teraz
sztywne, kujące i posklejane. Stefek do tego wszystkiego czuł się
bardzo brudny – i to nie fizycznie, ale wewnętrznie. Powstał nagle
mimo swych obrażeń i niedbale, ale dając z siebie wszystkie siły,
przyklęknął. Postanowił pomodlić się i to bardzo szczerze, łącznie
z przeproszeniem za ostatnie czyny. Potrzebny był mu kontakt,
a czuł, że tylko z Bogiem może szczerze porozmawiać, zwierzyć się
i dzięki Niemu podnieść na duchu. Od dawna nie zdarzało mu się
modlić na klęcząco. Owszem, zwracał się do Stwórcy, często
kierował do Niego jakieś słowo, ale trwało to ułamek sekundy i było
przerywnikiem burzy myśli, czy codziennych czynów. Zupełnie nie
51
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
pamiętał o tym, że dzień zaczyna się świtem i kończy wieczorem
i że oba te okresy wiele ludzi rozpoczyna od rozmowy z Panem.
Stefek poczuł się teraz taki mały, skrzywdzony, a zarazem winny.
Jakaś pokora weszła do jego serca. Na te kilka chwil, dla tych kilku
słów zrzucił swą maskę i stał się sobą. Był tym, kim jest naprawdę.
Nie udawał, nie wymyślał legendy o własnej osobie. Pokazał się
Bogu tym, kim był: młodym chłopakiem zagubionym w świecie,
który właśnie dowiedział się o chorobie, nic o niej nie wie, zadaje
sobie pytanie o to, ile mu zostało jeszcze do śmierci, a wczoraj
nieźle zabalował, czego dowody ma na posadzce, we włosach
i w postaci siniaków na ciele.
Modlitwa nie trwała długo, bo Stefek nie potrafił dobrze ułożyć
słów. Mówił szczerze, wymieniając wszystko, co akurat
przychodziło mu do głowy. Siła tej rozmowy chyba tkwiła w tak
skondensowanej formie. Zamiast długich litanii i obszernych
pacierzy, Stefek milczał, czasem coś wypowiadał, gubił się
w słowach, jąkał się i zacinał. Było mu głupio, było mu źle, ale umiał
tym stanem się podzielić ze Stwórcą. Chłopak po modlitwie długo
zastanawiał się nad sobą. Jego rodzina nie była jakoś bardziej
wierząca, on sam raczej wolał stać przed kościołem, niż wejść do
środka. Musiał przejść aż tyle, stać się takim biedakiem duchowym
i fizycznym, aby powrócić do Boga.
Chłopak zamknął oczy, wypuścił powietrze i postanowił, że
posprząta bałagan i zajmie się swymi ranami. W jednej chwili
52
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
podniósł się do góry, ale nagłe powstanie sprawiło, że skrzepnięta
na głowie rana zaczęła znów krwawić. Stefek otarł ręką głowę
i szybko pobiegł do apteczki, aby zrobić sobie opatrunek. Niedbale
obwiązał głowę, przemywszy wcześniej ranę wodą, a potem
odkażając ją. Taki opatrunek musiał mu wystarczyć. Na głowę
założył czapeczkę wykonaną z cienkiego, czarnego materiału, aby
ścisnąć opatrunek. Skrzywił się, krzyknął i po wszystkim. Ucisk rany
zabolał chłopaka, ale musiał ponieść konsekwencje wczorajszego
dnia. Czuł jakąś radość z powodu tak małej szkodliwości. Zawsze
mogło być gorzej. Wyrzekł sam do siebie:
,,Czy ta wizyta u lekarza wydarzyła się naprawdę? Co ja wczoraj
robiłem? Zaraz, zaraz... co ja wczoraj...krew! Czyli to prawda! Ale
czy ja byłem do tego zdolny, aby popaść w taki stan? Przecież
ja nigdy... ja jeszcze tak nigdy, tego no... nigdy tak nisko nie
upadłem... ale wstyd! Co ludzie powiedzą?! Ludzie? Powiedzą?
A co mnie ludzie obchodzą, dlaczego nie mogę zapytać się samego
siebie, co ja powiem na takie zachowanie?! Chwila, moment!
A może to wszystko było jakimś snem, wizją na jawie? Tylko jeśli to
nieprawda, to gdzie wczoraj byłem i co robiłem?... Ale ta rana...
a co ja przed chwilą opatrywałem? Wizję?... A więc to prawda!
Stoczyłem się aż tak nisko! Znowu ta zła natura dała o sobie znać!
Jestem złym człowiekiem i zatwardziałym w swych złych
skłonnościach. Co mnie jeszcze czeka? Czy wielki upadek, czy
powstanie z tego bagna mej codzienności? Nie wiem, czas
53
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
pokaże...”
Stefek poszedł się umyć. Starannie doprowadził do ładu swe
pobrudzone krwią włosy, następnie poszedł do kuchni coś zjeść
i zająć się czynnościami uważanymi przez niego za niezwykle
ważne. Wciąż pamiętał o wyroku wydanym na niego przez lekarza.
Postanowił chwilę odpocząć przy swych tłumaczeniach. Zazwyczaj
od swych problemów uciekał w pracę, aby tam szukać ukojenia. Na
biurku panował niesamowity bałagan. Leżały tam brudne naczynia,
szklanki z herbacianymi fusami przylegającymi do ścianek, kawałki
nadgryzionego pieczywa oraz wiele pogniecionych i nadpisanych
kartek. To, jak w tym wszystkim mógł się połapać, było tajemnicą,
którą tylko on potrafił rozwiązać i żyć z jej świadomością.
Otoczenie i ciągle powracające myśli nie pozwoliły mu skupić
się na swej pracy. Przed oczami miał ciągle wczorajsze przeżycia,
a w umyśle słyszał wyrok lekarza i jego drżący śmiech mający
za zadanie pocieszyć chłopaka. To, co napisał do tej pory, było dla
niego niezadowalające. Te kilka zdań nie było według niego warte
tej męki spędzonej w towarzystwie wszechogarniającego bałaganu.
Postanowił chwilę odpocząć, zaczerpnąć świeżego powietrza
i przemyśleć jeszcze wiele spraw nachodzących go ciągle
w umyśle.
Zarzucił na siebie byle jaką kurtkę, założył buty nie
zasznurowawszy ich i wyszedł z domu. Nie przeraził się ciemności,
która nastała wraz z nocą. Udał się do pobliskiego lasu, który
54
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
w poświacie księżyca wyglądał jak jakieś miejsce znane z baśni lub
legend. Chłodny wiatr ocierał się o jego twarz, a w umyśle czuł
jakieś ochłodzenie, wystudzenie tych wszystkich nieznośnych myśli,
które go ostatnio nękały. Zaczął powoli spacerować, podziwiając ten
nocny krajobraz. Czuł się jak Dante błądzący w głębi ciemnego
lasu.
,,Lubię nocną porę...sprzyja to refleksji. W samotności można
znaleźć ukojenie, spełnienie swym pragnień, ale i trosk. Samotna
wędrówka przez życie, choć niebezpieczna, to jednak jest taka
prosta i niewymagająca. Bo któż z ludzi mnie lepiej zrozumie, jak
nie ja sam? Mam już dość tego wszystkiego, co mnie otacza. Chcę
się zamknąć w swym świecie i z niego nie wychodzić... Pragnę
stworzyć swój mały światek, wysepkę, na której Faust chciał
zbudować utopijną krainę. Nuży mnie to ciągłe zabieganie
o marność dnia, nuży mnie to wszystko, gdy wiem, że nie zostało
mi być może zbyt wiele od życia. Sam. Tak, jestem sam. Nie mam
komu powiedzieć o swych problemach, nie mam nikogo, z kim
mógłbym tak po prostu po przebywać, zmarnować nasz cenny czas
na chwilę śmiechu i radości. Czym jest to wszystko, gdy ja sam nie
wiem, kim jestem. Człowiekiem? Każdy z nas nim jest. Stefkiem-
Artystą? Nie mogę tego sam określić. Piszę, tworzę, ale czy jestem
artystą? Jakie to wszystko trudne, jakie skomplikowane... Las
i nocna pora sprzyja samotności. Czuję nieodpartą chęć trwania
55
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
pośród natury, ze świadomością swej marności. Co mi może dać
bezpieczna kupa cegieł i tynków? Co mi dziś może dać sztuka?
Sztuka, to słowo już dawno straciło swe znaczenie, gdy dopadło się
do niego kilku awanturników z piórem i kajetem i gdy zaczęli
eksperymentować z awangardą i tymi wszystkimi ruchami
i kierunkami. Nie dobrze mi, gdy o tym myślę. Gdzie ta sztuka,
która nakazuje ,,podnosić okruszynę chleba przez uszanowanie”?
Gdzie to, co klasyczne, jasne, utwierdzone na mocnym
fundamencie? Gdzie?... Sztuka, znowu o niej myślę. Nie potrafię
zająć czymś innym głowy, tylko tą służebnica grafomanów
i pyszałków... czy ja jestem chory na sztukę? Czy ja nie jestem
bliski obłędu? Stefek – bohater bajroniczny. Stefek – Kordian
na szczycie Mont Blanc. Stefek... idiota!... Sowa, wreszcie
zaczynają swe łowy sowy. Natura, jak tu pięknie!...
Ilu ludzi tu musiało kiedyś być, ilu chodziło tymi samymi ścieżkami,
patrzyło na te same drzewa i podziwiało te same gwiazdy... Tyle
dekad, wieków, a nawet tysięcy lat istnienia świata, a jest on tak
prawie niezmienny. Tam, gdzie ta topola, mogła kiedyś leżeć
kobieta umierająca na jakąś chorobę, wówczas gdy nie wiedziano
czym jest medycyna. Tu, gdzie stoję, mogła być jakaś osada, ktoś
tu mógł spędzać szczęśliwe chwile, podczas gdy ja wylewam tu me
smutne łzy. Tyle istnień, tyle smutku i radości... A ja niewdzięczny
nie potrafię iść za radą przodków, aby cieszyć się z każdej chwili,
każdego uśmiechu, dobrego gestu... po prostu z życia... Nawet
56
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
gdyby teraz coś mi się stało, jeśli padłbym na tę glebę i umarł, kogo
to zainteresuje? Co jest w oczach ludzi wart mój żywot? Czy
podobnych, a nawet jeszcze lepszych ludzi nie ma więcej na tym
świecie? Świat i tak nie odczuje mego odejścia... Jestem tyle wart,
ile mogłem dać innym ludziom, ile to oni przyjęli ode mnie, jaki
trwam w ich wspomnieniach... Tylko że ja nie potrafię tak do kogoś
podejść i pomóc. Nie umiem współczuć, pomagać, obdarowywać
i chwalić. Słowo ,,miłość” to dla mnie tabu. Bliźni to po prostu ludzie
żyjący tu obok. Czy można być człowiekiem i nie zachowywać się
po ludzku? Czy można jeszcze być człowiekiem, a być z dala
od ludzi? Czy ja jestem człowiekiem, skoro humanizm istnieje dla
mnie tylko na piśmie, na papierku w książce, w poezji, w liryce. Czy
ja mogę tak bluźnić i określać siebie człowiekiem żyjącym wśród
ludzi, a nie będącym istotą ludzką? Nie dobrze mi, coraz gorzej, nie
dobrze... Co mi po sukcesie z bycia tłumaczem, jeśli nikt mnie
pośmiertnie nie wspomni choćby na chwilę? Wiem, że umrę
w samotności. Czy tu trzeba jeszcze się nad tym więcej rozwodzić?
Czy ja przypadkiem już nie jestem martwy? Czy ranek nie zastanie
mnie trupem? Trupem... trupem... nieludzkim, wyobcowanym,
niehumanistycznym, pustym trupem...artystą! Artystą?”
Te nocne refleksje spowodowały w Stefku nastrój
melancholijny. Zaczął jakoś inaczej patrzeć na swe życie
i na otaczającą go rzeczywistość. Raz stawał się racjonalnie
57
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
myślący, by po chwili znowu rozczulać się nad swym życiem. Było
w nim coś przypominającego nagłe zmiany nastroju. Burzył w sobie
dotychczasowe obrazy samego siebie. Wmawiał jakieś
na poczekaniu wymyślone hasła, potem je burzył, by znowu dać
upust swej wyobraźni. Pogubił się w tym wszystkim i z problemami
pozostał sam. Zmienne nastroje były coraz silniejsze i przejmowały
nad nim pełną kontrolę.
Usiadł nagle na ziemi, nie patrząc na to, że trawa jest wilgotna
i że może się ubrudzić. Liczyła się dla niego tylko chwila. Pochylił
się, a jego dłonie chwyciły pokaźną grudkę gleby. Nadgarstki
zostały zabrudzone, a Stefek poczuł na nich przysychanie gleby
i skorupkę brudu, sztywno przylegającego do dłoni. Powąchał ten
kawałek ziemi i poczuł łagodny zapach, ale zarazem intensywny.
Poczuł, jak jego zmysły stają się ukojone nagłą wonią. Poczuł jakieś
dziwne uczucie w sobie, jakąś tęsknotę a zarazem wspomnienia
z dzieciństwa. Nie da się opisać tego stanu komuś, kto nigdy
w życiu nie przesiadywał na kawałku mokrej gleby w czasie
deszczu i kto nie poczuł nigdy tego, jak paruje i ożywczo pachnie
ziemia. Takim osobom będzie trudno pojąć teraźniejsze emocje
Stefka.
Trzymany w dłoniach skarb rzucił wysoko w górę. Ziarna ziemi
rozprysły się na niebie w różne strony i oczom Stefka ukazał się
pełen piękna obraz tych skrawków gleby na tle gwiazd. Takie
zachowanie mogło wydawać się śmieszne lub dziecinne, ale
58
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
emocje brały górę i nawoływały Stefka do wielu dziwnych rzeczy.
Widok piachu na tle nocnego nieba przyprawił chłopaka o dreszcze
i zachęcił do zaciągnięcia się, do zachłyśnięcia się powietrzem,
które tej nocy pomimo tego, że było chłodne, to wyróżniało się
niezwykłą świeżością. Czuł się jak człowiek pozostawiony sam
sobie na łonie natury i czerpiący z jej dobrobytu. Jego dusza
przypominała ducha romantycznego poety, który siedzi w środku
nad jeziorem i układa poematy o nieszczęśliwej miłości driady
leśnej do ubogiego młodzieńca zaczarowanego urokiem leśnej
boginki. Stefek był poniekąd tym romantykiem. Może to nie
te czasy, w których powinien żyć? Może jego dusza uciekała
ku innym epokom, mimo że żył we współczesności?Refleksje nie
opuszczały tej nocy Stefka i w dalszym ciągu uciekał gdzieś
w swych myślach.
,,Pamiętam ich jak przez mgłę... Zginęli niedawno, a ja ich już
widzę niewyraźnie, nie potrafię odczytać rysów twarzy matki,
silnego spojrzenia ojca. Nie widzę ich miłości, wzajemnego
okazywania sobie uczuć, spotkań przy śniadaniu... czułych słów...
Są mi teraz tacy odlegli. Z dzieciństwa pamiętam tylko ich łagodne
uśmiechy, wspólne zabawy i niemartwienie się o nic. Oni mieli
problemy i to większe, niż się można było spodziewać, ale nie
mówili mi o nich. Nie chcieli mnie zwyczajnie martwić. Wszystko
miało być idealne, dopięte na ostatni guzik, a problemy rodzinne
niewidoczne dla syna. Zawsze myślałem, gdy byłem mały,
59
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
że zostałem zagubiony i odnaleziony nie przez tych ludzi, których
nazywałem rodzicami. Ich dziwne zachowanie, które miało na celu
jak najlepszy byt dla mnie. Ich zbytnia troska. Uważałem, że kiedyś
na spacerze oddaliłem się daleko i poszedłem za kimś, kto
wyglądał jak oni. Jaki ja wtedy byłem głupi! Jaki ja głupi! Już
w dzieciństwie byłem samotnikiem. Nie szukałem kontaktu z innymi
ludźmi, nie szukałem znajomości. Tylko rodzice byli dla mnie ważni,
to oni kierowali mną i starali się o jak najlepszą przyszłość dla
swego Stefcia... Tyle myśli, tyle wspomnień... Pamiętam, jak kiedyś
chciałem matce wylać wrzątek na twarz. Myślałem, że będzie
piękna, że swą urodę zachowa już na zawsze. Głupi zamiar, który
zrodził się w mej głowie szybko prysł. To był cud, że nie wykonałem
swego głupiego zamiaru. Byłem wtedy jeszcze taki mały i nie
wiedziałem jakie mogą być tego skutki. To nawet śmieszne...
Wszystkie swoje głupie wybryki, skłonności i nieracjonalne
działanie tłumaczyć niewiedzą, młodym wiekiem, albo brakiem
doświadczenia... a teraz? Wszystko jest dla mnie takie realne,
jasne, wiadome... Nie oszukam samego siebie, nie wmówię sobie
nagłą niewiedzę... Po prostu ciężar, ciężar, który tkwi na sercu.
Chcę być dalej małym chłopcem, bez zmartwień, bez trosk...
i z nimi, u ich boku... Ciągle pamiętam ten dzień, w którym ostatni
raz ich widziałem. Pokłóciliśmy się ciężko i po długim nieodzywaniu
to oni pierwsi (mimo, że to awantura była spowodowana przeze
mnie), jako wyraz pokuty i zadośćuczynienia (ale chyba głównie
60
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
miłości, ogromnej miłości, która jest silniejsza niż pycha i gniew
i która potrafi złamać wszelkie bariery), chcieli się ze mną spotkać
na moich urodzinach. Gdybym wiedział, że wtedy zginą, wcześniej
pogodzilibyśmy się. Nie wiem teraz, czy mi wybaczyli. Człowiecze,
nie wiesz co cię czeka, więc żyj, jakbyś już żegnał się ze światem!
Żyj! Ale czy to coś zmieni? Pewnie tak... a przynajmniej choć trochę
zmieni i pomoże w dalszym byciu. Trudna to nauka! Za trudna dla
mnie na dziś! Wierzę, tak, ja wierzę, że oni mi wybaczyli... trudna
to nauka i trudna to wiara...”
Stefek poczuł się zmęczony. Nic dziwnego, była bowiem już
5 nad ranem. Sen zaczął go morzyć, męczyć i oddalać gdzieś
daleko. Miał przed oczyma zdjęcie ślubne swych rodziców, widział
siebie z dawnych lat. Wszystko to było takie wyraźne, wydawało się
być tak świeżym i ciepłym. Stefek zasnął na trawie, w tym miejscu,
w którym przesiedział całą noc. Nie poczuł zimna, pragnienie snu
było silniejsze od niego. Kolejną noc spędził w nie najlepszych
warunkach. To dziwne, ale taki stan zdarzał mu się niezwykle
rzadko, a być może nawet wcześniej ani razu. Za około godzinę
przechodził obok jacyś ludzie. Pani widocznie bardzo bogata,
bo zadbana, pięknie ubrana i w stylu tych, które przykładają
ogromną wagę do wyglądu. Obok niej, za rękę szedł mężczyzna
niewiele starszy od niej. Byli pewnie małżeństwem, a już na pewno
parą.
61
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Widać było, że kobieta chciała pomóc leżącemu Stefkowi, ale
najzwyczajniej w świecie wstydziła się. Miała też wewnątrz siebie
jakieś opory, o których nie mógł wiedzieć idący obok elegant. Bała
się, że inni ludzie ją zobaczą i stanie się obiektem drwin. Nie mogła
przecież sobie na to pozwolić... nie ona. Kobieta nie była jednak
pewna co do tego, czy chłopak żyje i czy to właśnie jej interwencja
nie uratuje mu życia. Mieszały się w jej wnętrzu różne wizje, umysł
podpowiadał jedno, ale serce chciało czegoś zupełnie innego.
Nagle stanęła w miejscu, co chcący iść dalej partner natychmiast
zauważył, a jej szarpnięcie, podczas gdy on stawiał kolejne kroki
w przód, wprawiło go w zdziwienie. Kobieta już puściła towarzysza
i chciała iść w stronę Stefka, ale mężczyzna począł nagle
ją odwodził od tego zamiaru.
- To alkoholik pewnie, leży taki na ziemi, brudny i zapity i tylko
czeka, żeby mu dać na więcej odurzacza. Takich to powinno się
wyłapywać i na roboty przymusowe posyłać. Zobaczyłby taki jeden
z drugim co to praca, to może staczałby się, ale prywatnie i w domu
– ze złością w głosie powiedział mężczyzna.
- A co, jeśli on potrzebuje pomocy, a nikt go nie wspomoże? –
Powiedziała cieniutkim i pokornym głosikiem kobieta. – Jeśli umrze,
to będziemy go mieli na sumieniu, kochanie...
- Ech te kobity, gdzie ci on umrze, zdrowy chłop! Wytrzeźwieje
to sam się sobą zajmie! Nic mu nie będzie... A co, jak podejdziesz,
a on złapie cię i zabije? - Z ironią i wyraźną drwiną w głosie
62
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
powiedział mężczyzna. – Wtedy to tobie ktoś będzie musiał pomóc!
-Ale...
-...ale nic, dawaj rękę i zwijamy się. Paczta ją, znalazła się
służebnica bezdomnych i matka dzieciom dla alkoholików!
To czyste kpiny, to po prostu kpiny!...
Argumenty mężczyzny widocznie przekonały kobietę,
bo postanowiła pójść dalej. Miała opory i bała się o chłopaka, ale
uległa presji partnera i dała sobie spokój z pomaganiem. Miała
potem ogromne skrupuły i wyrzuty sumienia, ale to już całkowicie
inna historia. Kobiecie przyszła ze schyłkiem dnia taka myśl
do głowy: Nie zagłuszaj głosu sumienia, bo ci się nie uda... Lepiej
pomóc i potem się nie martwić! Widzieć Boga w drugim człowieku –
to dopiero cnota!
Usiadła więc i spisała swój pogląd. Powstał bardzo ładny wiersz.
Bardzo ładny, ale nieszczery, sprzeczny z prywatnymi poglądami
poety... ale przecież poeta nie musi mówić prawdy, może przecież
pisać o tym, co ludzie chcą usłyszeć (a przynajmniej tak uważała
elegancka pani, gdy zasiadła w domu nad starym brulionem
z piórem w ręku. Myślała, ale sumienie i tak ją gryzło...).
Jak się potem okazało, Stefek wcale nie spał, tylko leżał
i rozmyślał o swych najbliższych. Czuł ogromną boleść w sercu
i tęsknotę. Odzwierciedleniem tego, co teraz przeżywał, była
ogromna łza niczym kropla rosy, która teraz spadła na ziemię.
63
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Nasączyła glebę boleścią i smutkiem Stefka. Biedny chłopak. Tyle
wydarzyło się w jego życiu, a on nadal nie potrafił odzyskać dawnej
formy. Stefek po chwili wstał i otrzepał się. Udał się do domu, aby
zacząć dalej tłumaczyć swe dzieła. Poczuł nagły przypływ weny
i chciał go twórczo wykorzystać. Miał zamiar dziś wykonać większą
część swej pracy, ponieważ zbliżał się czas oddania jej
do wydawnictwa. Czas go naglił, a serce nie dawało spokoju. Teraz
jednak nie uciekał w pracę, a zwyczajnie musiał się wywiązać
z obowiązków. Na wpół przytomny, pozbawiony sił fizycznych
i duchowych, postanowił wziąć się za swe tłumaczenie jak
najszybciej. Pragnął szybko skończyć i mieć wolne. Chociaż w jego
przypadku wolny czas był równoznaczny z udręczaniem się,
użalaniem, nostalgią, melancholią i przerwami na sen, aby
organizm mógł się zregenerować i wraz z nowym dniem mieć
świeże siły na nieustający rytuał użalania się nad sobą.
Stefek w brudnych ubraniach poszedł do domu, kilka razy
potykając się o niezawiązane buty. Pomyślał, że lepiej ich już nie
będzie sznurował. Dom już blisko, a praca na niego czeka.
*
Aniołowie długo dyskutowali nad tym fragmentem dzienników
Egwina. Myśli Stefka, pochodzące z jego dzienniczków włączonych
do notatek Anioła, wywołały w Zgromadzeniu nie lada wstrząs.
64
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Przewodniczący widział w zachowaniu Stefka elementy, które
ostatecznie mogły go nie potępiać. Nagły zwrot do Boga i jego
skrucha za złe czyny wyjaśniały sporo. Wiele jeszcze słów musiało
zostać wypowiedzianych, zanim zachowanie Stefka zostałoby
ostatecznie wyjaśnione i wybronione.
Egwin słuchał tylko cierpliwie swych notatek czytanych przez
Przewodniczącego i przeżywał jeszcze raz wszystko to, co mógł
obserwować na ziemi, podczas swej służby. Nie było mu łatwo, ale
wiedział, że stoi za tym wyższa konieczność.
*
65
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
IV
Przez kilka kolejnych dni ze Stefkiem nie było wcale lepiej.
Zdarzały mu się jeszcze nocne eskapady do lasu, na cmentarz,
a także w inne miejsca. Chodził czasami również do lekarza, ale
odwiedziny te zazwyczaj były krótkie i ograniczały się tylko
do pobierania potrzebnych leków. Stefek otrzymywał coraz
mocniejsze środki, przez co czuł się ciągle osłabiony, a także
miewał częste zawroty głowy. Z silnymi lekami, bólem i utratą sił,
przybywały niedające spokoju zmiany nastroju. Stefek sam nie
wiedział, czego chce. Raz miał ochotę coś wykonać, a za chwilę już
tracił cały entuzjazm i jego celem było położenie się na łóżku
i spoglądanie na sufit. Bez jakiś gestów, bez wykonywania
zaplanowanych prac. Po prostu: gapienie się na biały tynk.
W dalszym ciągu, gdy nabierał sił, pracował nad swą książką,
którą musiał oddać do wydawcy. Jego przekład okazał się czymś
wyjątkowym, chociaż kto wie, czy nie było to spowodowane
skutkami choroby i tłumaczeniem przez Stefka w czasie jego
ataków. Redaktor zajmujący się oceną i ofertą wydawniczą
stwierdził, że ,,jeszcze tak odważnego przekładu dzieła należącego
do klasyki nie widział w życiu i jest pełen szacunku do tego
tłumacza, który tak owocnie korzysta ze wszelakich abstrakcji,
66
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
oksymoronów i metafor...” Biedny człowiek nie wiedział, że Stefek
nie czynił tego specjalnie (ale kto wie, czy nie wyszło to w sumie
wszystkim na dobre?).
Chłopak coraz bardziej tracił świadomość – do tego stopnia,
że czasami nie wiedział, co się z nim dzieje. Zdarzały mu się stany
lękowe, albo nagłe przyćmienia umysłu. Natłok myśli i coraz
częstszy brak kontaktowania wywarzały między nim, a otoczeniem
pewną barierę, która na pierwszy rzut oka była nie
do przekroczenia. Stan na całe szczęście nie był jeszcze aż tak
ciężki i takie ,,ataki chorobowe” nie trwały ciągle, ale każdego dnia
nasilały się coraz bardziej i przychodziły znacznie częściej.
*
- W życiu Stefka w tym okresie działo się bardzo wiele – odezwał
się nagle Egwin ku zdziwieniu zebranych, a jego oczy były lekko
przymrużone i wyrażały olbrzymią głębię. Począł kontynuować:
– A może nawet zbyt wiele... Myślę, że warto opuścić tę jedną
stronę mych zapisków i zacząć czytać opis kolejnych dni.
Przewodniczący
przekręcił
kartkę
starego
notatnika
należącego do Stróża, a z papieru posypał się wonny pył: niezwykle
błyszczący, bardzo sypki i oddający piękny zapach. Anioł spojrzał
jeszcze raz na Egwina, lekko się uśmiechnął i mocnym, ale
spokojnym głosem odrzekł:
67
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
- Niech tak więc będzie. Przejdźmy zatem do właściwych wydarzeń.
W zgromadzeniu znowu zapanowała niezwykła cisza.
Wszyscy aniołowie byli ciekawi tego, co za chwilę się stanie. Wokół
wciąż unosiła się ta cudowna woń, którą my nazwalibyśmy
zapewne zapachem kwiatów, a która we Wszechświecie nosi
na pewno inne imię.
*
...tego właśnie wieczora Stefek postanowił udać się na zakupy
do marketu. Z jednej strony cieszył się z pieniędzy od wydawcy,
które otrzymał kilka dni temu, ale wyszedł z domu głównie dlatego,
że wszystko zaczęło mu się już kończyć i potrzeba było uzupełnić
zapasy. Za oknem było bardzo ciemno, ale chłopak cieszył się,
bo nocne wycieczki weszły mu już w krew i lubił je. Coraz częściej
właśnie tak spędzał swój wolny czas, jakby pragnąc poczuć pewien
strach, a zarazem chęć ucieczki od rzeczywistości w nocne mroki.
Jego twarz zdobił teraz ponury wyraz, szedł powoli, ale
za to pewnym krokiem, trzymając przez całą drogę rękę w kieszeni.
Miało to zapewnić mu pewnie groźny wygląd. Uważał, że tak się
prezentując, odstraszy potencjalnych bandytów. Dłoń w kieszeni
kurtki musiała sprawiać wrażenie posiadania broni. Na ulicy było
teraz prawie pusto, ale gdzieniegdzie dał się słyszeć krzyk i głośne
śmiechy, wydobywające się z zaułków. Dawało to wrażenie iście
dantejskich scen. Gdzieniegdzie słyszało się kocie darcie, piski i
68
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
psie poszczekiwanie. Ktoś o zdrowych zmysłach zapewne nie
zapuściłby się o tej porze w ciemne zaułki rządzone przez uliczne
gangi. Stefek także nie szedł mrocznymi alejkami, ale nie z powodu
strachu. Wszystko było mu już obojętne, ale nie miał wyraźnej
potrzeby zapuszczać się w te kąty. Właściwie to szedł przed siebie,
dawno mijając market i zataczając teraz wokół niego koła.
Groźny wyraz twarzy nie przeszkodził mu czegoś po cichu
wymawiać. Na jego ustach ciągle był obecny jakiś werset psalmu.
Stefek przed wyjściem z domu czytał psałterz i musiał mu głęboko
zachować się w pamięci któryś z fragmentów. Stefek mówił bardzo
cicho, ale był to chyba ten psalm, który opowiada o Dobrym
Pasterzu. Stefek dzięki powtarzaniu słów mógł czuć się
bezpiecznie. Idąc bowiem pośród tej ciemności i panującego wokół
hałasu myślał o tym, że Bóg go obroni przed złem i będzie miał
go w opiece.
Ta o wiele wydłużona droga do sklepu trwała koło 80 minut.
Po dotarciu na miejsce, chłopak zrobił pośpiesznie zakupy, aby
zdążyć przed zamknięciem marketu. Wziął niewiele rzeczy, chcąc
ograniczyć się tylko do tych najpotrzebniejszych. Do reszty
produktów dołączył także 2 butelki dla niemowląt, nad którymi
zastanawiał się potem długo przy kasie i ostatecznie wrzucił
je w domu do śmieci (ale nie czas teraz o tym wspominać).
Widocznie poprzez zwyczajne roztargnienie wziął te dwa artykuły
lub jeszcze z jakiś tylko sobie znanych powodów.
69
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Stojąc w kolejce do kasy zobaczył z przodu jakąś kobietę. Była
ona starsza, ale nie za bardzo. Ubrana niezwykle elegancko,
na głowie miała kapelusz ozdobiony piórem, wokół szyi futro z lisa
lub z innego zwierzęcia przypominającego go. Przypominała
przedstawicielkę XIX-wiecznej arystokracji. Widać było, że nie
chciała żyć w tak zmaterializowanym, rozwijającym się w szybkim
tempie i nieprzyjaznym świecie. Starała się nie wykraczać poza swe
idee i zamiłowanie do przepychu, wytworności i gracji. Na pierwszy
rzut oka nie pasowała do epoki, w której dane jej było żyć. Kobieta
poruszała się powoli, tym samym lekko opóźniając dojście do kasy
ludziom stojących w kolejce. Ku ogromnemu zaskoczeniu
niektórych ludzi, a nawet kasjera obsługującego ruch, wystawiła
ona na taśmę cztery butelki najtańszego szampana. Ludzie dziwili
się jej – kobiecie pełnej gracji i lubiącej luksus - tego, że kupiła coś
wcale nieekskluzywnego. Szampan ten był bardzo popularny,
a co gorsze, kupowali go tylko ci, których na nic innego nie było
stać. Każdy pewnie spodziewał się po niej jakiegoś starego wina,
albo innego drogiego trunku. Gdzieś w kolejce zabrzmiał szyderczy
śmiech. Kobieta zarumieniła się, lekko zmieszała, a jej twarz
pobladła. Wyciągnęła z kieszeni pieniądze, zapłaciła za zakupy,
butelki pośpiesznie włożyła do torby i szybkim krokiem odeszła
od kasy. Ile musiała najeść się wstydu i upokorzenia, to tylko ona
sama o tym wie. Przed obsłużeniem Stefka przewinęło się jeszcze
wiele osób. Była tam kobieta, której przeszkadzało kilka ziarenek
70
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
piasku wysypanego z jej kwiatka na taśmę. Zażyczyła sobie
pakowania towaru bezpośrednio do torby, narzekając przy tym
na wszystko, co ją otaczało. Pojawił się również mężczyzna ubrany
niechlujnie i wytwarzający nieprzyjemny zapach potu. On znowu
zabawiał wszystkich swymi żartami i zwrotami do kasjera, które
nikogo oprócz niego samego nie śmieszyły. Wśród tego tłoku było
słychać także mężczyznę, który krzyczał na swojego syna. Dziecko
źle zobaczyło cenę zabawki i teraz wytworzył się z tego problem
przy kasie. Krzyk dał się słyszeć na dużym obszarze sklepu. Kasjer
obsługujący tę nieszczęsną kolejkę ciągle się partaczył. Miał
wiecznie jakiś problem: a to taśma w drukarce mu się skończyła
i musiał pożyczać ją od swych kolegów, to znowu ktoś dał mu grube
pieniądze i nie mogąc wydać reszty, był zmuszony rozmieniać
je u innych kasjerów. Jakiś mężczyzna w innej kolejce źle chwycił
zgrzewkę mleka i upuścił ją na posadzkę, powodując ogromną
kałużę wokoło. Zrobił się nagły ruch mający na celu sprzątnięcie
bałaganu. Jak to się mówi: ,,tylko dziada i baby było brak”.
Wśród takiego gwaru i hałasu Stefek stał, czekając cierpliwie
na swoją kolej. Bardzo irytował się, ciągle narzekając pod nosem.
Nie mógł wytrzymać już, bowiem ten straszliwy dźwięk, te liczne
rozmowy ludzi, zlewające się w jeden wielki harmider, wywoływały
w nim same negatywne emocje. Gdy kasjer wreszcie przywitał
go i poprosił o wyłożenie towaru, Stefek jednak nie chciał tego
uczynić. Z groźną miną mocno ściskał zakupy. Nie chciał położyć
71
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
towaru na taśmie, tylko zaczął podejrzliwie przyglądać się
kasjerowi.
-No, śmiało! Niech położy pan zakupy, tu im się nic nie stanie –
z politowaniem i prawie przez zęby powiedział obsługujący.- Proszę
pana, wszyscy jesteśmy już zmęczeni. Ja tu siedzę kilka godzin
z rzędu, proszę nie utrudniać...
Stefek jednak począł dziwnie się zachowywać i powiedział
do obsługującego go mężczyzny, żeby ten poczekał chwilę. Kasjer
zdenerwowany usiadł na swym krześle, odchylił się do tyłu i zaczął
nerwowo dopytywać się, czy już może kontynuować. Stefan jednak
trwał w swym zamiarze. Powodem jego dziwnych odruchów była
stojąca przed nim jeszcze kobieta. Zaczęła ona pakować swe
zakupy i szło jej to powoli, ale nie przeszkadzało obsłużeniu
następnych klientów.
- Ty świnio! Na wieś do swego chłopa! Buraki kopać! - krzyczał
na biedną kobietę Stefek. – Zachciało się zakupów, wielka hrabina
od siedmiu boleści.
Starsza pani milczała. Nie miała widocznie siły kłócić się
z awanturnikiem.
Kasjer,
bojąc
się
kogokolwiek
napominać,
patrzył
z niedowierzaniem na całą sytuację. Uśmiechał się tylko lekko
do stojącej za Stefkiem ostatniej już klientki. Gest ten był sposobem
na odreagowanie, ale być może miał także komentować całe
zajście.
72
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
- Ja pana najmocniej przepraszam za tę kobietę! Ze wsi ona jest!
Z czym pan się tu musi spotykać? Z brakiem kultury
i z prostactwem! - mówił dalej Stefek, tym razem już trochę
spokojniej i kierując swą wypowiedź tym razem do kasjera. Dalej
patrzył z pogardą na panią stojącą przed nim i w dalszym ciągu się
z nią wykłócał.
W tym momencie kobieta stojąca za Stefkiem położyła
na taśmie plastik oddzielający zakupy, aby spowolnić mechanizm
i ruch taśmy. Chłopak natychmiast zareagował na to, krzycząc teraz
na tę drugą klientkę.
- Niech się pani nie rządzi tym! Nie pani jest ta taśma!
- Proszę pana, proszę się nie awanturować. Gdyby pan położył swe
zakupy na taśmę, nie zjeżdżałaby ona – ze stoickim spokojem
powiedziała kobieta.
Obsługujący cały ten ruch sprzedawca zaproponował nawet,
że skoro jego ,,trudny klient” nie decyduje się na zakupy, to można
przepuści kobietę. Stefek nie przestawał w dalszym ciągu
awanturować się, teraz już z obiema klientkami. Dostał silnego
ataku szału, zaczął krzyczeć, wyzywać niczemu niewinne klientki,
a kasjera sponiewierał z błotem. Musiała liczyć się tylko jego racja,
a inni musieli mu się podporządkować.
Kasjer nie wytrzymał już nerwowo i przyznał rację kobiecie.
Zrobił to być może przez złość do Stefka, a może chcąc wyładować
już swą frustrację. Całą sytuację zaogniło jeszcze to, że mężczyzna
73
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
obsługujący całą tę kolejkę, dał kobiecie stojącej z przodu
reklamówkę i czynił to bardzo powoli, z uśmiechem na twarzy.
Szyderczo spojrzał na Stefka i pod pozorem miłego zachowania tak
naprawdę chciał mu po części dokuczyć, a po części pokazać,
że awanturnik krzykiem tu raczej niż nie zdziała. Tym bardziej,
że w pobliżu kręciło się kilku ochroniarzy, ale nie chcieli na razie
interweniować. W końcu ,,klient nasz pan”, a oni mogli działać tylko
w skrajnych wypadkach. Podobnych do Stefka ludzi przebija się
w sklepie setki. Przyzwyczaili się już przez tyle lat swej służby.
Klientka wreszcie odeszła, a Stefek został wreszcie obsłużony.
Na zakończenie odrzekł:
- Do widzenia panu i życzę mniej tak denerwujących klientów, jak
ta wsiowa damesa.
-Dobra, dobra, daj sobie już spokój człowieku! - Pod nosem
powiedział kasjer i obsługiwał ostatnią klientkę.
-Widział pan tego gbura – powiedziała kobieta.
-Niech pani sobie da spokój z tym idiotą. Niedowartościowany
w dzieciństwie to teraz szuka kontaktu. Takich to od razu do szpitala
i o suchym chlebie i wodzie trzymać. Może wtedy zrozumie.
-Zgadzam się z panem, oj zgadzam – powiedziała klientka i zaczęła
się głupio śmiać, kierując swój wzrok w stronę Stefka.
Przy kasie toczyła się jeszcze długa konwersacja, bowiem
kasjer nie miał już klientów, a nie mógł opuścić miejsca pracy. Mógł
sobie chociaż pogadać, a i kobiecie jakoś nie chciało się iść
74
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
i cieszyła się z tego, że może sobie trochę poobmawiać
i poplotkować. Stefek tymczasem udał się do wyjścia. Przed
drzwiami jednak stanął i krzyknął na cały sklep:
- Sztuka trwa, absurdów nigdy dosyć. Maestro, graj smutnego
poloneza! Panie łapią swe peruki i pocinamy na parkiecie! Bal trwa,
dzień trwa, teatr świata zaczyna pierwszy akt. Czy wszystko gra?
Nie?! Więc się nie lenić, wszystko musi trwać.
Zaczął się śmiać bardzo głośno. Ludzie w markecie dziwnie
się na niego patrzyli, a nawet nie kryli swego naśmiewania się,
oburzenia lub pogardy. Wielu jednak nie zauważyło manifestu
chłopaka. Wiele już widzieli w życiu, media też im podobnych ludzi
czasem pokazywały. Gdyby ktoś zaczął interweniować lub gdyby
przystanął i obserwował dziwne zachowanie, musiał liczyć się
z tym, że mógł być w jakiejś ukrytej kamerze. Każdy umywał ręce
lub zwyczajnie nie interesowało go to. Stefek opuścił sklep
i wyszedł na zewnątrz, jednak nie na długo. Za kilka minut zjawił się
przy tej samej kasie, ale tym razem trzymając w ręce bułki
dostępne przy wejściu. Na jego widok kasjer aż pobladł. Wiedział,
że teraz będzie go czekała powtórka z rozrywki. Był już bardzo
zmęczony, nie chciał przeżywać tego samego powtórnie. Ale taka
praca, ryzyko i stres wpisane w CV. Kasjer zmusił się na sztuczny
uśmiech i grzecznie powiedział ,,dzień dobry”, choć Stefek wyszedł
ze sklepu raptem kilka chwil wcześniej.
- Czy miło było panu tak się wykłócać z klientami? Miło było? Lubi
75
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
pan wszczynać awantury i skłócać innych? - ponownie zaczął
Stefek – Przyjemnie tak panu? Znalazło się wielkie panisko i teraz
wyżywa się na innych.
Kasjer był już bardzo zdenerwowany i teraz poczuł się pewniej
i odważniej, niż wcześniej. Wstał i zagroził mężczyźnie:
- Jak panu coś przeszkadza, to mogę szanownego nie obsłużyć
wcale.
- Ależ pan mnie musi obsłużyć i to natychmiast! Ja tego żądam! -
powiedział z oburzeniem w głosie Stefek i dalej się awanturował.
- Jeśli pan się nie uspokoi, to wezwę ochronę i załatwimy sprawę.
Nie mam zamiaru się z panem kłócić – odrzekł już spokojniej kasjer.
Stefek na te słowa uspokoił się i dał się obsłużyć. Jeszcze coś
mówił pod nosem, ale już nie wszczynając kłótni. Po zapłaceniu
za bułki odszedł. Kasjerowi aż ulżyło, ale pomyślał sobie,
że ,,awanturnik” jeszcze się pewnie pojawi.
Po wyjściu ze sklepu Stefan czuł się nieswojo. Głupio mu było
z powodu swego zachowania, ale nie doszedł jeszcze do siebie
w pełni. Widocznie dziwne zachowanie pojawiło się z powodu tego
tłoku i hałasu. Ta ,,zła strona” jego osobowości objawiła się właśnie
tam i właśnie wtedy, gdy był wśród tylu ludzi. Już trochę ochłonął,
a nawet zrobiło mu się szkoda kasjera. Dalej nie pojmował
otaczającej go rzeczywistości.
Jego rozmyślania nagle urwały się, bowiem nadjechał
autobus. Zakurzyło się na jezdni, w powietrzu uniósł się zapach
76
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
spalin, z pojazdu wyszło mnóstwo ludzi. Stefek wsiadł do środka.
Był jednak zmuszony wysiąść na najbliższym przystanku. Zmusiły
go do tego okoliczności i nieprzyjemne wydarzenia. Wewnątrz auta
panował gwar. Dwóch młodych chłopaków zaczęło opowiadać
sobie kawały, ale tak głupie, że aż nieśmieszne. W innym miejscu
babcia do swego wnuka mówiła:
- Ależ Tadziku! Jak coś, to się przesiądź. Trudno, że koledzy obok,
ale ta dziewczyna jest nienormalna!
Do rumianej dziewczynki powiedziała natomiast:
- A ty się uspokój! Taka stara jesteś, a oni młodzi. Że to takiej nie
jest w ogóle wstyd! Znęca się znęca nad innymi. Ja pamiętam,
że za moich czasów to była ostra separacja, a takie dziewuszysko
jak ty to albo do oporządzania gospodarstwa, albo wynocha
do miasta i tam na siebie zarabiać. Ech, te czasy! Co one teraz
z ludźmi wyprawiają?! I bądź tu człowieku normalny, gdy nawet
młodzi nie tacy sami jak kiedyś.
Kobieta jeszcze wiele razy podchodziła do wnuka i ingerowała,
wzbudzając śmiech na ustach wielu pasażerów. Jej zaangażowanie
w to, aby wnusiowi nic się nie stało, było tak komiczne,
że aż żałosne. Kobieta nie miała żadnego rozeznania w tym,
co czyni. Dostało jej się kilka niemiłych słów, a nawet jakiś starszy
mężczyzna wykrzyknął:
- Ej, babinko, latasz jak fryga, a może czas na jakieś robótki ręczne
i cerowanie skarpetek rodzinie.
77
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Ton, jakim mężczyzna to powiedział, nie należał
do przyjemnych. Autobus wybuchnął śmiechem, kobieta
zaczerwieniła się i wyszła. Zabolało ją to, że starszy człowiek nie
okazał jej szacunku i że był o wiele starszy od niej. Z opinią starca
liczyła się bardziej, niż z młodzieńczymi naśmiewaniami. Dziadek
też chyba poczuł się głupio, bo widocznie powiedział na głos
to, o czym myślał. Powstał, aby kobietę przeprosić ale jej już nie
było. Za to rumiana dziewczynka uśmiechnęła się do staruszka,
a wnuk wyśmianej kobiety odwrócił twarz do okna i zaczął szlochać.
Z autobusu dodatkowo jeszcze ciekło, ale nikt na przystanku
nic nie mówił, aby nie opóźniać autobusu, który i tak już kursował
niepunktualnie. Kogo zresztą mogło obchodzić to, że z jakiegoś tam
pojazdu cieknie, gdy wokoło cały asfalt był pozalewany benzyną.
Jedna plama w tę, czy we w tę. Komu to w końcu robiło różnicę?
Po kilku minutach jazdy Stefek zaczął panicznie krzyczeć.
Ludzie w autobusie dziwnie patrzyli się na niego, a on sam
wyraźnie się zawstydził. Nie mógł znieść ich śmiechu. Tylko jedna
kobieta na jego widok zeszła z siedzenia i poprosiła go, aby usiadł.
Zrobiło jej się szkoda chłopaka i wiedziała pewnie, co jest
przyczyną tego ataku. Starsi ludzie są zazwyczaj bardziej otwarci
na otaczający świat i więcej rozumieją z tego, co trwa wokoło.
Chłopak jednak nie skorzystał z tej okazji i po wyjściu z pojazdu
znowu łapał resztki świadomości, która momentalnie uciekała.
Takiego stanu jeszcze jak dotąd nie miał i było to dla niego
78
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
ogromnym zaskoczeniem. Zaczął się błąkać po mieście. Nie był
jeszcze w tych okolicach, a przynajmniej ich nie kojarzył. Była już
naprawdę głęboka noc, światło latarni ledwo oświetlało chodnik,
a na ulicy nie można było dopatrzyć się zbyt wielu ludzi. Chłopak
zauważył w świetle ulicznej latarni nieduży domek, wokół otoczony
jakąś siatką. Obiekt był wzorowany na góralską chatę i rzeczywiście
ją częściowo przypominał. Stefek postanowił się tam zatrzymać
na te kilka godzin. Nie miał zresztą innego wyboru. Zostając
na ulicy mógł stać się ofiarą bandytów. Do świtu nie brakowało
pewnie zbyt wiele czasu, choć Stefek nie posiadał zegarka. Wszedł
do środka, trzasnął drzwiami, ale nie zwrócił tym gestem uwagi
innych ludzi.
Wewnątrz oczom chłopaka ukazało się wiele postaci, różnie
ubranych i odmiennie wyglądających. Każdy był inny,
a przynajmniej na pierwszy rzut oka sprawiał takie wrażenie. Nie
zwrócili szczególnej uwagi na chłopaka. Gwar, który tu panował,
dostawał się do uszu Stefka, ale był zupełnie inny od tego
w sklepie. Pośród zgiełku odznaczały się śmiechy, miłe słowa i duża
porcja dobrego humoru. Było to schronisko dla bezdomnych, ale
nasz wędrowiec nie wiedział o tym. Spędził tu bardzo dużo czasu,
a przynajmniej kilka ładnych godzin, czekając na nastanie nowego
dnia. Na początku z nikim nie kontaktował się, nie pragnął
nawiązywać znajomości. Chciał najzwyczajniej w świecie
przeczekać kilka godzin i udać się potem do domu. Autobus
79
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
i piesza wędrówka wyniosły go gdzieś daleko na peryferie miasta,
do mieszkania było daleko, a za oknem głucha noc. Lepiej jak już
przemęczy się trochę w tym miejscu, niż ma włóczyć się po nocy.
Lubił tę porę doby, lubił spacery w samotności, ale nie był do tego
stopnia zdesperowany, aby przemierzyć prawie całe miasto
na pieszo. Chciał, nie chciał, musiał tu pozostać na dłużej.
Nieopodal grało w karty kilku mężczyzn. Stefek podszedł do
nich i nikogo nie pytając się o zgodę, po prostu dołączył do ich
rozrywki. Nie mieli nic przeciwko, ale patrzyli na niego dziwnym
wzrokiem. Chłopak bowiem trzymał w swych dłoniach karty, ale
wcale nie umiał grać. Blokował tylko kolejkę innych mężczyzn i nie
wiedział co robić dalej. Jego umysł znalazł się jakby za mgłą. Nie
kojarzył już tych gier, w które kiedyś grywał z przyjaciółmi
i znajomymi. Teraz już pozostały tylko wspomnienia. Dawni koledzy
nie poznaliby tego Stefka z dawnych lat. Stefek nie osiągał nigdy
jakiś zbyt dobrych wyników w kartach, ale wiedział jak się nimi
posługiwać. Nie potrafił przypomnieć sobie zasad gier, ale mimo
wszystko był bardzo spokojny. Nie miał już dziwnych ataków złości,
ani nie krzyczał na cały ośrodek. Jego wcześniejsze emocje ostygły,
umysł stopniowo wyciszał się. Zdarzały mu się jeszcze
niekontrolowane ataki śmiechu lub chwile smutku i milczenia, ale
nie było to już tak niebezpieczne jak awantury w sklepie. Nie
sprawiało to takiej pożywki dla ludzkich emocji, jak w autobusie.
Bezdomni bali się chłopaka gdzieś głęboko wewnątrz siebie,
80
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
niektórzy nawet dziwnie na niego spoglądali, ale nie zadawali
mu pytań. Niejeden z nich miał dziwną historię, niejedno
na sumieniu i oni też nie chcieliby otwierać się przed innymi. Nie
wymagali zatem tego i od niego. Stefek wkrótce przekimał się
na ławce, jakaś opiekunka domu okryła go kocem. Właściwie nie
tyle okryła, co narzuciła na niego jakiś kolorowy materiał mający
chronić przed zimnem. Nikt nie zauważył tego, że Stefek położył
na stole karty i udał się na spoczynek. Grano dalej, ciągle ktoś
odchodził odpocząć, a dołączali się do rozrywki inni. To w tym domu
normalka. Odejście Stefka zatem niczym nowym nie było. Chłopak
wreszcie mógł odpocząć od nastrojów domu, od ciągłych prac
i pogrążania się w myślach, gdy oddzielała go od świata bariera
czterech ścian chroniących ciszę. Tutaj miał hałas, nie mógł zbytnio
użalać się nad sobą, a nawet zmęczył się tymi wszystkimi
przygodami. Szybko przysnął, a skoro świt, jego oczy zostały
ogrzane przez poranne promienie słońca. Wstał, ale był głodny.
Wyciągnął z tobołków bułki z marketu (zdziwiło go to, że nikt go nie
okradł podczas snu), zjadł kilka kęsów i z nieświeżym oddechem
w ustach powiedział do ludzi, którzy już nie spali, pogodne
,,do widzenia” i wyszedł z domu dla bezdomnych. Teraz dopiero
wszyscy odsapnęli. Jednego podopiecznego mniej i strachu także
mniej. Poczuli nagłą ulgę, chociaż było im go szkoda.
Chłopak całą drogę powrotną szedł pieszo i nawet nie wiedział
jak trafił do domu. Był okropnie zmęczony i ledwo czuł swoje nogi.
81
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Przespał się w ośrodku, ale drzemka na ławce nie była tym, czym
jest wypoczynek we własnym łóżku. Zakupy zostawił gdzieś
w przedpokoju i poszedł tłumaczyć kolejną książkę. Praca
nie ustawała, a po tym, jak poprzedni szef go po danym urlopie
po prostu zwolnił, teraz to stanowiło było jego jedynym źródłem
utrzymania. Postanowił nie kłaść się spać pomimo zmęczenia.
Za oknem panowała już pełnia dnia. Śpiew ptaków, ciepło, krzyki
i śmiechy dzieci... i on pogrążony w pracy. Cały czas miał wrażenie,
że wszystko już jest dobrze i że jego umysł jest wreszcie jasny
i niezachwiany tak jak dawniej. Pojawiały się jeszcze chwile,
podczas których powracał ten dziwny, chorobowy stan, ale
wydawało mu się, że tym razem w mniejszym stopniu.
W rzeczywistości stan był łagodniejszy, ale Stefek dalej trwał w tym
letargu. Nie był teraz ani na chwilę wolny od tego obłędu. Cały czas
coś pisał w zeszycie i w swoich notatkach dotyczących
tłumaczenia. Na samym początku swej pracy napisał coś takiego:
,,Wyleciał na łowy
Miłośnik Piękna,
w pięknej zielonej szacie,
z bukietem pelargonii,
z czerwoną muchą na szyi,
z uśmiechem i radością
w oczach.
82
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Szuka żony,
takiej jak on,
spokojnej,
radosnej,
kochanej.
Trzepocze skrzydłami,
aureola łagodnie na wietrze powiewa.
-Po co ci żona, Aniele – pyta słowik na drzewie
-Aby i aby, a może nie chcę odpowiadać?”
Po napisaniu tego wiersza Stefek już źle się czuł. Zaczynała
boleć go głowa, a głód coraz bardziej o sobie przypominał.
Powtarzał sobie, że jeszcze musi popracować. W rzeczywistości
poza tym krótkim utworem - który rozpoczął czując się w miarę
dobrze, a kończył z coraz poważniejszymi objawami – nie napisał
nic. Jego zapiski były pełne różnych bazgrołów, liter i koślawych
liczb. Jego zmęczenie nie miało granic. Skutkiem tego było
to, że osunął się nagle na podłogę. Biedak zasłabł z wycieńczenia.
Wszystko już go przerosło: wizyta w sklepie, jazda autobusem,
włóczęga po mieście, pobyt u bezdomnych i jeszcze ta praca.
Przede wszystkim jednak wykańczała go ta choroba. To ona
spowodowała ten jego teraźniejszy upadek. Stefek szybko
83
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
oprzytomniał, ale zmęczenie dalej nie chciało ustąpić. Nie wiedział
co chce dalej ze sobą zrobić. Stał jakby na rozstaju dróg, nie
wiedząc, gdzie dalej iść. Przesiedział tak w milczeniu cały dzień,
czasami przysypiając na siedząco i budząc się nagle na wskutek
koszmarów sennych. Bolały go siniaki, które sobie ponabijał.
Podszedł do okna, usiadł na parapecie, zamknął oczy, przyłożył
głowę do szyby i zasnął. Wreszcie zasnął. Nic nie było w stanie już
go obudzić. Zasnął, choć nie tego pragnął jego rozum. Zasnął, choć
tego domagało się ciało...
*
- To straszne, co się działo z tym chłopakiem – powiedział
Przewodniczący – widać, że bardzo musiał cierpieć. Ta choroba
bardzo go wyniszczała...
- ...i nie dawała za wygraną – wtrącił nagle Egwin – cierpienie,
pomimo tego, że go wyniszczało, to jeszcze kształtowało
go wewnętrznie, szlifowało jak diament. Pozostawał sam ze sobą,
bez przyjaciół i znajomych, ale ja zawsze przy nim byłem,
pilnowałem go i gdy tylko jego umysł już się poddawał i nie chciał
walczyć ze światem, to ja pomagałem mu zachować spokój.
Starałem się także, aby nie zapominał o Stwórcy. Stefek gubił się,
ale przecież każdy z ludzi błądzi. Nawet wielu Aniołów pogubiło się
w Początkach. Dlaczego zatem ludzie muszą być idealni? Ja nie
bronię ich błędów, ja gardzę złymi czynami, ale nie człowiekiem.
84
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Stefek był dobrym chłopakiem, szukał Boga...
- ...to się dało zauważyć w jego powtarzaniu psalmu – przerwał
Aniołowi Przewodniczący. – A mi się nawet wydaje, że musiał cię
już gdzieś widzieć. Skąd wziąłby się w jego głowie pomysł
na napisanie wiersza o aniele?
- Po prostu przyszła mu do głowy wena – zaśmiał się Egwin – ale
nie jest wykluczone, że kiedyś mogłem mu się ukazać
nieświadomie. Nie zapominajmy, że on obcował z poezją i literaturą
światową. Może to wspomnienie jakiejś książki wywołało w nim ten
obraz anioła? Widocznie w tym momencie na chwilę nie zwróciłem
na to uwagi.
- Ale ciekawi mnie jeszcze to, co było na tej kartce, którą ominąłem
na twoją prośbę, Egwinie – rzekł Przewodniczący.
- Był tam opisany między innymi jeszcze jeden z ciężarów Stefka,
ale poza tym nic aż tak bardzo istotnego dla poznania całej historii
– odpowiedział Stróż - Opisałem tam powolny przebieg jego
choroby, wiele myśli i refleksji, oraz drugie tyle samotnych
wycieczek w różne miejsca. Tu już widzimy pełniejszy rozkwit
choroby. Cała przypadłość to skomplikowany i długi proces zmian
wewnętrznych. Postanowiłem, że nie mamy aż tyle czasu, aby
wszystko rozpatrywać. Cały notes w sumie był spisany pobieżnie.
Trudno ująć tyle lat życia człowieka w jednym zeszycie,
ograniczyłem to wszystko do minimum.
- Rozumiem cię w pełni, mój Drogi. Ale zastanawia mnie jeszcze
85
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
ten drugi ciężar – z zaciekawieniem rzekł Przewodniczący –
co to było, drogi Egwinie?
- To męczące ciągle Stefka skrupuły – powiedział z powagą
w głosie Stróż – napisałem tam o jednym z dziwnych zachowań
Stefka, ale wywołanych właśnie tymi wyrzutami. Wydawać to się
może odrobinę absurdalne, dziecinne (może dlatego właśnie
to kazałem ominąć?). Otóż: Stefek kiedyś szedł wyrzucić śmieci, był
to wieczorem i na dworze już dosyć ciemno, ale jeszcze nie nastała
noc. Chłopak usłyszał, jak podczas przechylania wiaderka coś
upadło na ziemię. Po wykonaniu czynności udał się do domu.
Trochę chodził po mieszkaniu, ale myśl o tym, że zaśmiecił
środowisko i teraz tam gdzieś poniewierają się jego odpadki
(upadła tylko bardzo malutka rzecz z wiadra) nie dawała mu
spokoju. Ubrał się powtórnie i poszedł ,,posprzątać” po sobie.
Pomimo ciemności znalazł śmiecia, wyrzucił go do kontenera
i wrócił się do domu. Nikt nie mówił, że skrupuły są lekkie
i przyjemne. Nikt nie mówił, ale tym wydarzeniem ukazałem jedynie
jeden, może nie najlepszy przykład. Skrupuły dawały o sobie
czasem o wiele dosadniej znać. Chłopak wielokrotnie nie spał
w nocy, bo coś mu się przypominało. Zrywał się z łóżka, aby
sprawdzić to, czy drzwi wejściowe są zamknięte. Nie pozostawiał
nigdy otwartego okna, gdy na chwilę opuszczał mieszkanie. Nawet
najmniejszy błąd nie dawał mu spokoju. Skrupuły były bezlitosne,
i choć najlepszym na nie sposobem jest porzucenie ich, to jednak
86
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
nie jest to łatwe.
Przewodniczący już o nic więcej nie pytał Egwina. Zastanawiał
się nad znaczeniem wyrzutów sumienia będących skrupułami.
Wiedział, że są one potrzebne w umiarze, ale ciągle rozmyślał
o tym, jaki miały wpływ na chorobę Stefka.
*
87
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
V
Stefek na parapecie spał w najlepsze, bez świadomości tego,
że z drugiej strony okna może to wyglądać komicznie lub
przypominać dramat. W jego śnie był dworzec kolejowy. Wokoło
unosiła się mgła, nie było widać żadnych ludzi i chłopakowi
wydawało się, że jest jedyną osobą w tym miejscu. Z głośników
dobywało się przeraźliwe zawodzenie, przerywane piskami
i zgrzytami. Przypominało to jakiś dziwny rodzaj muzyki, mający
na celu wprowadzenie słuchaczy w trans. Stefek nie był nigdy
w tym miejscu, nie kojarzył go z prawdziwego życia. Bardzo często
ludziom śnią się rzeczy, które znają lub wydaje im się, że widzieli
w swym życiu. Tu było zupełnie inaczej. Wszystko było takie
dziwne, rozmyte, ale i obce. Chłopakowi wydawało się, że idzie
przez peron i otwiera stojące tak drewniane skrzynki. Z pudeł
wydostawał się zapach stęchlizny, wychodziły z nich różne rodzaje
robactwa. Stefek szukał w nich kasy biletowej. W niewielkich
skrzyniach miejsca sprzedaży biletów? Wydaje się to dosyć
absurdalne, ale chłopak we śnie właśnie tego poszukiwał. Kopał,
rozbijał drewniane pudła i skakał po niższych opakowaniach.
Z każdej wylatywały nietoperze – ogromna ilość tych czarnych
stworzeń. Latały wokół, ale o dziwo że Stefek nie bał się ich.
88
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Podczas spacerów po mieście i w lesie często ciarki przechodziły
mu po ciele, gdy spostrzegł nietoperza. Zawsze bał się tych
zwierząt i osłaniał głowę, aby któryś nie wplątał się w długie,
kręcone włosy. Stefek idąc przez peron nagle postanowił zostawić
jedną ze skrzynek otwartą. Właściwie to ona już była pozbawiona
pokrywki, ale chłopak darował ją sobie i nie podchodził bliżej. Coś
mu podpowiadało, aby dać sobie spokój i kontynuować swe
poszukiwania gdzieś indziej. Gdy się odwrócił, z opuszczonego
pudła zaczęła wydobywać się przeogromna ilość czarnych owadów,
nie takich samych ja te z poprzednich skrzyń, te były inne. Wzbiły
się w niebo i zakryły chmury. Zapanowała ciemność. Wokół pojawili
się nagle ludzie, których te owady także zasłoniły. Cały dworzec
został pogrążony w czerni. Nawet Stefka nie było już widać.
W mroku pojawił się wielki lew, który rzucił się na chłopaka.
Mężczyzna poczuł na swym ciele ostre pazury, a w nozdrzach
zapach wydobywający się z pyska drapieżnika.
Stefek w tej chwili obudził się z tego letargu. Przetarł oczy,
chwilę pomyślał nad snem i spojrzał na rozgwieżdżone niebo.
Po kilku takich stanach: spanie – pobudka, podczas kontemplacji
nocnych widoków przyszła mu do głowy zaskakująca myśl na temat
polepszenia świata i zmienienia go. Pomyślał, że jeśli każdą dobę
skrócić by o 1 godzinę i z 24 uczynić 23, to można by w ciągu roku
zyskać kilka dodatkowych dni. Pomysł wydał się Stefkowi tak
genialny i nowy, że rozbudził się bardziej niż gdyby napił się
89
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
mocnej kawy. Jego czoło i poliki stały się bardzo rozpalone, a myśli
skupiały się tylko wokół tego pomysłu. Chciał to opatentować
w przyszłości, ale jego teraźniejszy stan i to podekscytowanie
sprawiły, że po chwili zapomniał o swej koncepcji. Wiedział, że coś
mu przed chwilą zaprzątało głowę, ale nie mógł pojąć tego,
co to było. Czasem tak jest, że nagle w zamyśleniu znika pierwotna
fraza, nad którą zachodziło się w myślenie. Tak było i tym razem.
Stefek zeskoczył z parapetu i podszedł do biurka, przy którym
zawsze tłumaczył.
Leżały tam jakieś listy w żółtych kopertach. Stefek napisał
je kilka dni wcześniej, nie wiadomo z jakiego powodu. Była
to korespondencja anonimowa na dosyć dziwny temat,
a przynajmniej zapewne nikogo z adresatów nieinteresujący. Treść
była mniej więcej w takim stylu:
Drodzy Ludzie,
Widziałem ostatnio na bazarze kobietę, która kradła jabłka. Robiła
to tak zuchwale, że miałem ochotę przerwać jej proceder. Była
ubrana w błękitny płaszcz i szare kozaki. Pamiętajcie: w płaszcz!
Z twarzy była brzydka, a jej usta zdobiła niedbale nałożona
szminka. Niedbale – to też pamiętajcie! Kradła. Wy nie kradnijcie!
Nie wolno kraść! I właśnie dlatego Wy nie kradnijcie. Ja jestem
uczciwy i Wy też bądźcie! Pamiętajcie: bądźcie! Jeśli ją zobaczycie,
to powiedzcie jej kilka słów do słuchu i wezwijcie policję. Trzeba
90
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
tępić złodziejstwo i stworzyć lepszy świat! Jestem z Wami!
A Wy bądźcie ze mną! Razem zmienimy świat na lepsze!
Tajemniczy dobroczyńca.
PS. Jeśli chcesz mi odpowiedzieć na list, odpisz na mój tajny adres
napisany na kopercie. Tylko zrób to także tajnie. Nie wolno nam się
zdradzać!
Swoją korespondencję Stefek pośpiesznie spakował w reklamówkę
i wyszedł z nią z domu. Zbiegł po schodach, w pośpiechu
zapomniał o zamknięciu drzwi. Rozpalona twarz jakby z powodu
gorączki, ciepłe dłonie i setki planów oraz ambitnych zamiarów.
To musiało się udać! Kobietę z listu Stefek sobie wymyślił, nie był
na żadnym bazarze, ale jego kłamstwo miało mu pomóc w realizacji
postanowienia. Czuł się jak ojciec narodu, albo też twórca jakiejś
nowej ideologii, która raz na zawsze potępi zło i doprowadzi
do rządów dobra. Stefek postanowił swój nowy, ,,wzniosły” cel
rozpropagować najpierw w swoim bloku. Powrzucał listy
do wszystkich skrzynek, przez nieuwagę (a może aby stworzyć
pozory) wsadził także do swej. Resztę włożył do kieszeni i wybiegł
przed klatkę. Aby nadać autentyczności listom, postanowił złapać
złodziejkę. Wiadome było, że jego ofiarą padnie ktoś niewinny, ale
zanim wszystko się wyjaśni, on zdąży wywołać panikę i wzbudzi
91
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
,,uśpione serca ludzi”. Stefek miał przynajmniej nadzieję, że plan
nie obumrze w zarodu. Pozostaje pytanie: dlaczego jego list był tak
bezsensowny, a działanie po prostu głupie. Pewnie chłopak sam nie
wiedział co czyni. Jego czyny przypominały całkowity absurd
i wywoływały jakiś dziwny rodzaj rozdrażnienia. Dlaczego
to wszystko czynił? Z powodu głupich ambicji?
Przed drzwiami wejściowymi do bloku spotkał starą kobietę
pochodzenia cygańskiego. Nie była ona wysoka, a tym bardziej
młoda. Twarz miała jednak miłą i pogodną, widać że zadbaną,
bowiem starość nie dawała o sobie znać. Popękane usta były
niezwykle starannie pomalowane szminką, oczy podkreślone
czarnym tuszem i pomalowane na błękitno wyrażały niezwykłą
radość i spokój. Na głowie miała czerwoną chustkę ze świecącymi
cekinami. Na frędzelkach nakrycia głowy wisiały kawałeczki metalu
w kształcie kółeczek. Cała ubrana była w sukienkę z czerwonymi
i żółtymi plamkami. Na ramieniu zwisała czarna, skórzana torebka
z metalowym zatrzaskiem. Tym co ją odznaczało z daleka była
świecąca apaszka, która w promieniach słońca niezwykle się
odbijała i wpadała w oczy przechodniów. Nie wiadomo
co ją przygnało w okolice bloku Stefka, wiadomo natomiast,
że chłopak wybiegając z klatki wpadł wprost na nią. Stanął jak wryty
i zaniemówił. Powoli wyciągnął z kieszeni jeden z listów, nie
przestając spoglądać na kobietę. Nie powiedział ani słowa. Kobieta
była
trochę
zdziwiona
zachowaniem
chłopaka.
Wzięła
92
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
korespondencję, wsadziła gdzieś głęboko w torebkę, przycinając
zatrzaskiem kawałek papieru i cicho kaszlnęła. Następnie chwyciła
kawałek sukienki opadającej jej aż do kostek, podniosła go troszkę
do góry i udała się przed siebie. Ona także milczała na tym
spotkaniu. Zastanawiała się nad całą zaistniałą sytuacją, ale nie
chciała za bardzo zaprzątać sobie i tak już zapracowanej głowy. Jej
kroki były powolne, co sprawiało, że ludzie mogli dłużej się
przyglądać tej dziwnie ubranej kobiecie.
Stefek wmówił sobie w tej chwili, że cyganka go czymś
obraziła i zaczął za nią krzyczeć.
- Czarownico, poczekaj! Już uciekasz?! Myślisz, że boskim Apollo
jesteś? Że stałaś się opiekunką dziewięciu Muz? Haha...dziewięć
muz to ty masz w stodole! Bee...bee... ci krzyczą haha...
wyprowadź sobie te muzy na spacer! - Stefek zaczął krzyczeć
za kobietą, sprawiając jej wstyd. Zakrzyknął jeszcze za nią:
- Czy byłaś kiedyś w Salta Domingo na Rondo el Flamingo? Nie?
To hajda wio! Z innymi ludźmi, podległymi ci... - po czym
ze smutkiem powiedział sam do siebie: Córka Gwiazdy spada...
to nie Ikar - jej pomogą... tylko pył pozostał, taki sypki... Enoo...nie
teatralizujmy swojego życia!...to kto chce pierwszy udać głupa?!
Śmiało, wiem że tego chcecie... Wszyscy mamy obłęd w oczach,
każdemu coś dolega... Tylko czemu nikt się nie chce przyznać? Kto
jest wariatem, ręka do góry! Śmiało, ja podnoszę pierwszy! No, nie
krępujcie się, wiem, że tego chcecie!...Ech, szkoda mi was!
93
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Słyszycie? Szko – da! Powtórzcie: szko – da!
Ludzie przechodzący obok z nieukrywanym śmiechem
przypatrywali się kobiecie, która nagle nie wytrzymała. Spokój, który
wcześniej panował w jej oczach nagle się wyczerpał.
Wsadziła do torebki rękę i wyciągnęła niewielki kamień. Odwróciła
się do Stefka, zamachnęła się i rzuciła go. Tak się na szczęście
stało, że nie trafiła w chłopaka. Jej celem stał się stojący niedaleko
samochód. Wybiła szybę w pojeździe. Odezwał się alarm, który
powodował bóle głowy u osób znajdujących się nieopodal. Stefek
bojąc się, aby winą nie obciążono właśnie jego, uciekł prędko
do parku. W nogach czuł zakwasy wytworzone poprzedniego dnia,
a kondycja nie pozwalała mu na długie maratony, ale nim się
obejrzał, już był na miejscu. Widocznie strach robi swoje.
Stefek usiadł na trawie pod drzewem i zaczął wsłuchiwać się
w szum wiatru. Dzień mimo swej pięknej pogody był wietrzny.
Chłopak chciał po prostu chwilę odpocząć po wysiłku i zostać przez
chwilę całkowicie sam. Nie pragnął teraz widoku innych ludzi. Jego
marzeniem było pozostanie w samotności. Nie rozumiał
zachowania tych wszystkich ludzi. Zastanawiał się nad tym jak
to możliwe, że jego listy, przemowa i łapanie złodziejki,
że to wszystko nie porwało tłumów i nie uczyniło z niego bohatera.
Pozostał ze swymi myślami sam i nic dziwnego, że uciekał w świat
natury. Miał już dość tego gwaru. Pieśń wiatru tworzyła niezwykły
klimat i dawała ukojenie. Łagodny szum wypełniał umysł Stefka
94
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
i powodował u niego jeżenie włosów oraz gęsią skórkę.
Ta ,,medytacja” na trawie była dla chłopaka czymś wyjątkowym.
Nigdy nie czuł takiej siły i mocy płynącej ze skupieniu się na czymś,
na co wcześniej nie zwracał aż tak dużej uwagi. Pragnął wsłuchać
się w słowa wiatru. Przenikał go każdy podmuch tej siły natury. Czuł
to zjawisko wewnątrz siebie. Mroźny oddech powietrza odświeżał
jego umysł i wypełniał nozdrza. Stefek wciągał powietrze nosem,
wyobrażając sobie młodą kobietę, tańczącą na lecących liściach.
Była ona ubrana w białą suknię, a jej blond włosy były rozproszone
we wszystkie strony. To jej pieśń stanowiła głos wiatru. I nagły
wydech Stefka. Powietrze wypuszczał ustami. Postać kobiety
znikała. On nagle poczuł się jak król wiatru. Powstał z ziemi,
rozłożył ręce, podniósł do góry głowę i począł krzyczeć:
- Wietrze wiej! Zabierze mnie z tego miejsca i unieś do swej krainy...
Wiej, unieś mnie tak słabego i przygniecionego troskami! Wietrze
wiej!
Poczuł, jak z powodu uderzeń zimna z jego oczu płyną łzy.
Delikatne krople, niczym perły, ściekały po jego twarzy i opadały
na trawę. Te kamienie szlachetne stanowiły jedyne bogactwo tego
króla wiatru. Był jakby w swoim świecie. Stefek nie zdawał sobie
sprawy z tego, że gdyby ktoś tędy przechodził, mógłby się
poważnie zaniepokoić zachowaniem chłopaka, a nawet wezwać
policję.
Stefek stał tak kilka minut. Poza tymi kilkoma słowami nic
95
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
więcej nie mówił. Starał się trwać w tej absolutnej ciszy,
przerywanej tylko czasami świstem wiatru. Podmuch stawał się
coraz silniejszy i trząsł konarami drzew, czasami zwalając gałęzie
na ziemię. Wokół latało wiele liści. Gdyby Stefek był bacznym
obserwatorem, zauważyłby, że zbiera się na burzę. Natura nie
czekała na sygnały i nie liczyła się z prośbami ludzi i po chwili
z nadciągających, ciemnych chmur zaczął padać deszcz. Coraz
mocniej i mocniej, aż w końcu rozszalała się poważna ulewa. Mokli
ludzie, którzy na chwilę wyszli z mieszkań, polewani byli
przypadkowi przechodnie, którzy nie wzięli parasoli i teraz osłaniali
się czym się tylko dało. Cały świat stawał się zalany strumieniami
wody, na asfalcie tworzyły się kałuże, czuć było zapach gleby,
a niedaleko klatek schodowych chroniły się mokre i zziębnięte psy
i koty. Cała natura nagle została wyrwana z dotychczasowych zajęć
i musiała chronić się przed nieprzewidywalną ulewą.
Stefek zaczął biec do domu. Po drodze jeszcze nie skończył
delektować się naturą. Wystawił język i łapał krople deszczu, które
co jakiś czas wpuszczał do jamy ustnej. Nie miało dla niego
znaczenia to, że są w nich bakterie i może go potem boleć brzuch.
Chciał żyć chwilą i to tą teraźniejszą. Nie robił sobie nic
z racjonalnego myślenia. Był tak pochłonięty tą ekscytacją naturą,
że zapomniał o całym świecie. Ucieczka nie trwała długo, bo i nie
oddalił się zbyt daleko od domu. W klatce schodowej minął kilka
sąsiadek, które popatrzyły na niego spod byka i trzymały w dłoniach
96
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
,,anonimowe” listy. Nawet nie śmiały się z tego powodu, widać było,
że wiedziały o tym, że korespondencja ta nie miała być głupim
żartem, a jej autor, choć widocznie postradał zmysły, traktował listy
na poważnie. Słychać było szepty i szmery, ale Stefek nie zwracał
na nie uwagi.
Po wejściu do mieszkania wszedł ponownie do swego pokoju.
Zasiadł przy biurku i zaczął coś pisać. Co chwila przemawiał
na głos, czasem spoglądał w okno ogryzając swój długopis. Praca
nad tym dziwnym projektem zajęła mu całe popołudnie i wywołała
uśmiech pełen dumy. Była to coś na miarę bajki. Wielu krytyków
literacki nazwałoby to czystym grafomaństwem (i pewnie słusznie),
ale dla Stefka praca ta była niczym dziecko, które po długiej ciąży
i na dodatek zagrożonej poronieniem, przyszło na świat całe
i zdrowe. Krótki utwór stanowił dla niego powód do radości i chluby.
Przeczytał go kilka razy po cichu, po czym odczytał całość na głos
(komentując w myślach od czasu do czasu):
,,Żółta stonka ugryzła wielbłąda,
- a co? Nie mogę być ugryziony? - rzekł
- ech, no cóż, możesz,
ale ja chcę żyć,
żeby mieć chęć
potrzebny mi do szczęścia jest
jakiś znak,
97
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
- aha – odpowiedział – a mnie trzeba krzywdy,
żebym zrozumiał kim jestem
- na razie,
- żegnam”.
Stefek pomyślał teraz, że bajkę tę można by kiedyś wydać.
Cieszyłaby i bawiła kolejne pokolenia dzieci, a rodzice mieliby także
nie lada zabawę, czytając te prześmieszne przygody dwóch
zwierzątek. Uważał, że jest ona bardzo dobra i będzie stanowiła
indywidualność w jego twórczości. Plany związane z wydaniem
odłożył jednak na później, bowiem teraz był bardzo zmęczony
i pragnął chwilę odpocząć. Usiadł na swym łóżku i o niczym nie
myślał. Pogrążył się w pustce umysłu. Był jakby w jakiejś hibernacji.
Jego rozum, był jak ,,czysta kartka”, która nie jest jeszcze zapisana
żadnym doświadczeniem ani myślą. Mogło to przypominać
koncepcję pewnego bardzo znanego filozofa, którego Stefek
pewnie także kiedyś tłumaczył, w czasach przed chorobą.
Narzędzie twórcze, którym był jego mózg, teraz jakby się wyłączyło.
Myśli już go nie nękały. Z jednej strony uwolnił się od tego ciężaru
natrętnych pomysłów i wizji, ale z drugiej strony brak czegokolwiek
też nie był najlepszy. Była w jego głowie absolutna cisza, stan
pustki. Nic nie działo się wewnątrz: ani emocji, ani nowych myśli,
nawet plany go opuściły. Całkowita pustka. Stan nie trwał długo,
a ten chwilowy ubytek został naprawiony. Przypominał raczej coś,
98
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
co my nazwalibyśmy chwilowym wyłączeniem myślenia. Ludzki
organizm jednak jest tak skonstruowany, że szybko naprawia
wszystkie pojawiające się usterki. Po kilku naprawdę krótkich
chwilach Stefek wstał z posłania i podszedł do ściany. Jego szare
komórki zaczęły widocznie pracować po dawnemu. Jego droga była
bardzo powolna, a kroki wręcz flegmatyczne.
Stanął twarzą w twarz ze ścianą i począł robić coś dziwnego.
Zaczął paznokciami wydrapywać jakieś słowa i związki wyrazowe.
Ból łamanych paznokci był tak silny, że swą pracę kontynuował
wyciągniętym z kieszeni długopisem. ,,Głupie zdania mają sens
i szyfr” - taki zwrot pojawił się jako pierwszy. Stefek powiedział
na głos coś jakby monolog z tragedii greckiej:
- Enigmatyczne wpisy i wszechobecny chaos. Zaduma? Cisza?
Mnogość myśli? a to po co? czy komplikowanie życia, jego
tajemniczość coś zmienia? W smutku się mieści sens, ale komu
chce się czegokolwiek szukać, trudzić?
Stefek uśmiechnął się tajemniczo, po czym wybuchnął
śmiechem. Zabawa miała dla niego widać jakieś znaczenie
i sprawiała mu przyjemność. Każdy wyraz dawał ukojenie, ale
i wydawał się być czystym obłędem. Chłopak czuł się spełniony,
bardziej dumny niż w chwili napisania bajki zwierzęcej. Nie chciał
przerywać swego rytuału. Na ścianie powstał kolejny napis:
,,Jestem oszukany przez życie”. Ten zwrot nie był dla niego już tak
zabawny, ale nie przejmował się tymi słowami jakoś szczególniej.
99
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Zachowywał się jakby coś mu dyktowało te wyrazy i zdania.
Spoglądał na ścianę i myślał nad kolejnymi zdaniami. Teraz słowa:
,,Czy życie to tylko sen?” - zapisał to i pogrubił długopisem. Widać,
to pytanie musiało mu już kiedyś towarzyszyć i pewnie długo
zastanawiał się nad nim. Nie tak szybko nadszedł czas na kolejne
zapiski. Stefek długo myślał, budował w swej głowie coraz
to nowsze, dziwniejsze i głębsze związki wyrazowe. Zdania
te na pierwszy rzut oka były bezmyślnie spisane pod wpływem
chwili i spowodowane aktualną nudą. Stefek nie miał bowiem teraz
innego zajęcia. Gdyby jednak bliżej się przyjrzeć tym zdaniom
i pytaniom, których pojawiało się na ścianie coraz więcej, można
by śmiało rzec, że stanowiły one kwintesencję tego, co Stefek
przeżywał przez ostatnie dni przed chorobą. Wiele z tych pytań było
poruszane w literaturze, którą tłumaczył. Część z nich była tym, nad
czym myślał. Teraz one wszystkie się skumulowały w jego umyśle
i spowodowały wielki wybuch emocji. Ściany zapełniały się
stopniowo odbiciem myśli Stefka, elementem jego osobowości.
Większość z tych pytań była retoryczna, toteż musiała długo
zalegać w głowie chłopaka, czekając na odpowiedź.
Wśród tych myśli na ,,ścianie napisów” (jak można
by je nazwać) pojawiły się i takie:
,,Im mniejsze, tym większe (...)”, ,,...I chciał być wolny jak ptak...”.
Kolejne zdania były coraz bardziej dziwne. Znalazły się tam słowa
o życiu, przemijaniu, wiele refleksji, a nawet często pojawiały się
100
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
cytaty ze znanych dzieł klasyków. Ściana zapełniała się coraz
nowszymi słowami. Można nawet rzec, że Stefek tworzył
nieświadomie coś na miarę sztuki nowoczesnej. Tajemniczość,
wyjątkowość, nieprzewidywalność, odrobina absurdu – czy
to wszystko można nazwać jedynie obłędem, szałem twórczym
i skutkiem zranionej psychiki? Czy nie taka powinna być sztuka?
Przed Stefkiem tłoczyła się ogromna ilość słów spisana w sposób
chaotyczny, nie będąca ze sobą spokrewniona i tak zróżnicowana.
Nawet styl pozostawał zagadką. Wysoki poziom zapewniały
fragmenty wybitnych dzieł, a były one przeplatane zwykłymi
słowami, często wręcz kolokwialnymi. Ostatnie związki wyrazowe
i w ogóle słowa były coraz dziwniejsze. Wśród nich był następujący
zwrot: ,,Ostatecznie przegrałem dalsze życie w karty”. Czy był
to wyraz bólu, czy jedynie ciąg przypadkowo rozmieszczonych
wyrazów? Komizm, czy głęboki tragizm? Ironia, czy traktat
o ludzkim życiu? Wiele pytań, a tylko jedno niepozorne zdanie.
Prawdziwą zagadką i ostatnim zapisem, który zmieścił się
na ścianie było coś tak dziwnego, że nie dało się tego
jednoznacznie zinterpretować. Tak wyglądał ten tekst w swej pełnej
formie:
,,i tak przeżył X lat
...a była taka miła
...odejdź stąd
101
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
...ale dlaczego?”
Kto wie, co jeszcze dziś pojawiłoby się w tym kącie, gdyby nie
zabrakło już miejsca. Cała ściana była zapełniona, niektóre wyrazy
nachodziły na siebie. Czcionka była raz większa, raz mniejsza.
Niektóre zwroty były starannie napisane i czytelne, inne dały się
ledwie odszyfrować. Stefek osunął się nagle na podłogę na kolana
i klęcząc zaczął płakać. Nad jego głową wznosiła się katedra
ludzkich myśli, bólu, żalu i emocji. Wydrapał i wypisał fragmenty
swej osobowości. Przelał wszystko to, co tłoczyło się we wnętrzu
i nie dawało spokoju. Płakał, bo czuł się przegrany. Łzy miały dawać
świadectwo o tym, że on stopniowo przemija i gaśnie w oczach
świata. Ten niemy krzyk dobiegał do uszu Stefka i zapytywał
go o dalszy ciąg wydarzeń. Nasuwał wiele tragicznych rozwiązań,
dawał złudne nadzieje. Stefek jednak nie ulegał pokusom. Płakał,
bo czuł, że to go oczyści. Płakał, bo tak było teraz łatwiej. Płakał...
płakał niespełniony artysta, którego życie straciło sens...
Wiele podobnych słów pojawiało się także w innych miejscach
domu przez kolejne tygodnie i stanowiło dla Stefka jakiś
wewnętrzny szyfr dla jego umysłu. Zapiski te były najlepiej
i najpełniej widoczne w jego notatniku, w którym opisywał kiedyś
swe życie. Kontynuował prowadzenie dziennika, ale teraz był
on obfity w wiele rysunków przypominających raczej jakieś
102
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
bazgroły, niż poważne ilustracje. Pełno tam było także kresek,
wyrazów pisanych często odwrotnymi literami. Pojawiały się też
pojedyncze słowa i nonsensowne zdania. Wiele z nich można
by nazwać metaforami albo oksymoronami, ale Stefek w zupełności
nie pisał ich właśnie z tego powodu. Nie miały one najmniejszego
sensu, poza tym, że odzwierciedlały jedynie coś, co działo się
w jego głowie. Po co zapisywał to wszystko? Nie wiadomo, czy
on sam o tym wiedział. Mógł się w ten sposób wyładować i pozbyć
tych wszystkich tłoczących się myśli. Może właśnie dlatego się
temu poświęcał? Było to kolejne stadium tracenia przez niego
kontaktu z rzeczywistością i zamykanie się w swej samotności.
Stawał się coraz bardziej rozdrażniony i rozbity. Miał zachwiania
emocji i niekontrolowane wybuchy płaczu. Jego świat ograniczał się
to tych kilku ścian w materialnym otoczeniu, oraz do kilku ścian
w jego wyimaginowanym kraju gdzieś głęboko w swej
podświadomości. Napisy dawały ukryte uczucie spełnienia
i pozbycia się ciężaru twórczego, który tkwił w głowie. Chłopakowi
co jakiś czas zdarzały się jeszcze wycieczki i wyjścia z domu, ale
już bardzo rzadko. Nie czuł się bowiem bezpiecznie i miał stany
lękowe. W każdym człowieku widział potencjalnego wroga, a nawet
czasami bał się samego siebie, gdy natrafił na odbicie w lustrze
(zdarzyło mu się raz chwycić w swym domu zwierciadło i rzucić
o ziemię, wywołując tym samym ogromny hałas i rozpryskując
miliony drobnych kryształków po całym mieszkaniu).
103
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Podczas tych wycieczek po ulicy zdarzało mu się krzyczeć
do kogoś, kto pojawiał się przed jego oczyma. Opinia ludzi była
wiadoma w tej sytuacji. Uważali Stefka po prostu za opętanego
i bali się go. Zdarzało się czasem, że ktoś naśmiewał się z jego
zachowania. Dzieci zazwyczaj reagowały płaczem lub krzykiem,
gdy przechodził obok nich. Przypominał bezdomnego, bowiem
chodził w brudnych ubraniach, z nieogoloną brodą i długimi już
włosami. Niegdyś bujne, kręcone loki stały się teraz brudne i prawie
proste. Ubrania były nieświeże i wywoływały wrażenie braku
schludności. Zdarzało się także, że ktoś sobie po prostu ze Stefka
kpił, a niektórzy też drwili. On się jednak tym nie przejmował.
Przechodził obojętnie, nie zauważając tych zachowań ludzi. Był
inny, co nie znaczy, że gorszy. Łączyło go z nimi człowieczeństwo,
pochodzenie i prawo do życia. Jak oni był przedstawicielem tej
samej rasy. Większość z tych ludzi czytało niegdyś jego
tłumaczenia, co więcej: część z nich znało go osobiście. Skąd więc
u nich to zachowanie i obojętność? Skąd wzięła się bierność
w udzieleniu pomocy? Stefek się nad tym nie zastanawiał, już nie
na tym etapie swej choroby. Miał od dłuższego czasu swój świat
i to właśnie w nim czuł się najpewniej.
*
Na razie na tym zakończyła się historia czytana przez
104
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Przewodniczącego. Tym razem rozmowa aniołów nie była długa.
Każdy nie mógł się doczekać kolejnych opowieści. Przewodniczący
miał już jakiś pełniejszy pogląd na całą sytuację. Wiedział już wiele,
ale wolał się upewnić i na razie nie komentować tych wszystkich
notatek Egwina. Jedyne, co powiedział teraz i to tak cicho, że ledwo
dosłyszalnie, to słowa:
- Biedny chłopak... Jest mi go bardzo żal...
Było to jednak powiedziane z ogromnym smutkiem i z bardzo
zatroskanym wyrazem twarzy.
Egwin nie wyrażał wcale innych uczuć. Znał całą historię,
co więcej: przecież sam ją pisał i wiedział co będzie dalej. Na tym
etapie opowieści już bardzo dużo milczał i czasami spływały mu łzy
po twarzy. Ból jego podopiecznego był także i jego boleścią. Nie
umiał już komentować zachowań chłopaka (a może zwyczajnie nie
chciał, nadając całej historii należną powagę?)
Zapiski Egwina dotyczące kilku kolejnych dni urwały się
właśnie na tym ostatnim zdaniu. Pisał on w różne dni i w różnych
chwilach. Były to informacje czasami szczegółowe, nieraz tylko
ogólnie zarysowane. Styl także pozostawał różny. Kolejne notatki
były może trochę chaotyczne, ale oddawały pełnię ostatnich tygodni
życia Stefka.
*
105
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
VI
Do
Stefka
przychodziła
jeszcze
czasami
chwilowa
świadomość. Błądził gdzieś w swym umyśle, często pozostając
w tej wytworzonej przez siebie pustce. W stanach normalności
pojawiały się różne rzeczy z przeszłości, np. dawne znajomości,
konkretne wydarzenia, słowa już teraz niewiadomego pochodzenia.
Były tam różne portrety osób, które się pojawiały dawniej (nawet
jako zwykli przechodnie na ulicy). Mógł zobaczyć dawnych
znajomych, kolegów i przyjaciół. Widział nawet dwa, no może trzy
razy, swoją matkę i ojca. Bardzo był poruszony tym, ale nie kojarzył
już ich. Poznawał wygląd, ale nic poza tym. Nie kojarzył nawet
swych najbliższych, a nawet jeśli widział ich wygląd, nie kojarzył
łączących go z nimi więzi. To smutne zapomnieć o wszystkich
najbliższych, nie móc zmusić się do zobaczenia ich twarzy,
poczucia zapachu, usłyszenia w umyśle głosu, gdy oni już odeszli.
Mówi się, że zmarli wiecznie żyją w ludzkiej pamięci. Tak często jest
to tylko hasło, które zapomina się po kilku latach od odejścia
danego człowieka.
Te postaci, które ukazywały mu się w chwilach osłabienia
i w czasie porzucania kontaktu, były dla niego nieczytelne. Niemoc
przypomnienia skojarzenia ich, przypomnienia jakiś danych, była
106
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
bardzo bolesna.
Podczas jednego z takich ,,rozmyślań” Stefek widział siebie
jak zrywa wszelkie znajomości z przyjaciółmi. Było to w okresie
po wypadku rodziców. Pragnął wtedy być sam i nikogo nie
wpuszczać do swego cierpienia. Przebywał dużo sam
i to ta samotność zaczęła nim władać. To wtedy zapragnął być
sławny, pełnię swego wolnego czasu spędzał na pisaniu, a także
głębiej zainteresował się poezją. Zaczęły się nocne spacery i długie
refleksje. Pojawiło się zamiłowanie do odwiedzania grobów
i wielokrotne wyjścia na cmentarz w obrębie jednego dnia. Gdyby
wtedy skorzystał z pomocy innych ludzi, kto wie jakby się potoczyło
jego dalsze życie, w którym teraz tkwił i którego zbierał żniwa.
Gdyby nie został z całym bólem sam, może nadszarpnięta psychika
lepiej zniosłaby rozstanie z bliskimi. W obliczu samotności człowiek
zawsze jest niewielkim pyłkiem, który ma przeświadczenie o swej
wielkości. Zamyka się w wykreowanym świecie, którego jest
jedynym władcą. W obliczu samotności zawsze pozostajemy sami
ze sobą, i choć brzmi to absurdalnie, to niejeden zakochany
samotnik tego doświadczył, a osoba nie mająca nikogo poza sobą –
przeżyła. Stefek coraz częściej tkwił w innym wymiarze, a tylko
na ułamki sekund, czasem na dłuższy okres kilku godzin, powracał
do tego świata, aby przyjrzeć się jego pustce. Był jak ktoś tkwiący
na pustyni. Wolny, ale co to za wolność, gdy wokoło piasek,
wegetacja i gorąc słońca. Co to za świat, gdy każda droga prowadzi
107
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
donikąd i wybranie którejkolwiek bez odrobiny szczęścia wiąże się
ze śmiercią. Stefek powracał na tę pustynię normalnego życia, ale
wolał tkwić w krainie swych wspomnień i myśli, choć pewnie sam
o tym nie wiedział, że ma taki wybór. Odmęty psychiki były dla
niego tym, czym sen dla więźnia pustyni – ucieczką.
Innym razem Stefek miał bardzo długą wizję na jawie. Było
to jedno z bardziej świadomych rozmyślań i pamiętał je jakoś
szczególniej. Nie wiadomo do końca, dlaczego akurat ono
przetrwało tak długo w jego umyśle i czemu było tak wyraźne.
No i co najważniejsze: dlaczego akurat przyszło w chwili, gdy
Stefek bardziej był otwarty na impulsy z zewnątrz. Wizja
przedstawiała młodą, piękną kobietę o błękitnych oczach
i hebanowych włosach. Jej pogodny uśmiech rozpromieniał twarz,
a lekko różowe poliki dodawały uroku i zdobiły jej wygląd. Na imię
miała Judyta, a znalazła się w umyśle Stefka dlatego, że kiedyś
była jego pierwszą miłością. Działo się to jeszcze w czasach
całkowitej normalności chłopaka i na początku tłumaczenia
książek. Oboje spotkali się na korytarzu w wydawnictwie. Stefek
właśnie dostarczył jakieś tłumaczenie, ona natomiast przyniosła
korektę jakiegoś tandetnego romansu. Nie wykonała jej zapewne
z przyjemnością, ale lepsza taka praca, niż żadna. Oboje zaczęli
się sobie przyglądać. Judyta wpatrywała się wprost w oczy Stefka,
on natomiast podziwiał rysy jej twarzy. Widać było,
że zainteresowali się sobą (Stefek chyba jakoś bardziej), ale cała
108
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
scena nie trwała długo. Ich drogi nagle się rozdzieliły, a żywoty
minęły. Ona bowiem szła już do domu, a Stefek czekał jeszcze
na ławce na swoją kolej. Chciał nawet wybiec za dziewczyną, ale
szybko się poddał. Widok młodej piękności siedział ciągle w jego
głowie, ale z każdą sekundą coraz bardziej o niej myślał.
Zastanawiały go takie szczegóły, jak to, gdzie mieszka, jak wygląda
jej dom, co lubi a czego nie i tym podobne rzeczy. Kiedy już załatwił
swoje sprawy, w drodze powrotnej począł coraz więcej myśleć
o Judycie. Zastanawiać się nawet, czy to co teraz czuje, to nie
przypadkiem miłość. Coś go wypełniało wewnątrz, nie dawało
spokoju i nakręcało do radości. Czuł, jak krew płynąc, uderza mu
do głowy. Poczuł, że na myśl o jej imieniu i wyglądzie zaczyna się
intensywnie rumienić, robi mu się gorąco, a zimny pot spływa
po czole i dłoniach. Nawet jego kroki nie były w pełni takie, jak
zwykle. Szedł jakoś inaczej – pewniej i mocniej. Różne głupie myśli
mu teraz przychodziły do głowy, jak np. gdzie zamieszkaliby, gdyby
wzięli ślub? I czy w ogóle kiedyś się pobiorą? Umysł dawał coraz
nowsze pytania, a chłopak przeżywał coraz większe rozproszenie
myśli. Z czasem powoli zapominał o tym uczuciu. Zawsze miał
skłonność do tego, że nazywał miłością każde przywiązanie, czy
też fascynację płcią przeciwną. Nie wiedział, czy teraz nie jest
to samo. Często już miał taki stan, że to co miało być miłością,
okazało się zwykłym uczuciem zaprzyjaźnienia się i za jakiś czas
albo kontakt normował się, albo to zafascynowanie mijało.
109
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
W większości przypadków żadne z tych uczuć nie było miłością.
Zdarzyło im się jeszcze kiedyś spotkać, ale Judyta już
widocznie zapomniała o Stefku. Nie zwróciła na niego najmniejszej
uwagi (miała widocznie duże powodzenie wśród mężczyzn i nie
pamiętała każdego, kto się nią interesował). Była w typie tych
nowoczesnych kobiet, które w swoich drzewie genealogicznym
miały widocznie mitycznego Narcyza. Widać po niej było,
że interesuje się bardzo swym wyglądem i przywiązuje ogromną
wagę do tej sfery życia. Nie była chyba złą osobą, ale przytłoczoną
przez wymyślone zasady współczesnej estetyki, które zakładają
przesyt formy nad treścią, czyli strój nad wszystko inne. Ale czy
można ją za to krytykować?
Jej brak uwagi nie działał na Stefka. Pamiętał ją wciąż
i uważał, że nie zmieniła się od ich ostatniego spotkania.
W pierwszej chwili chciał do niej podlecieć, chwycić za rękę
i spoglądając dziewczynie prosto w oczy, wyznać swą miłość. Już
widział przed oczyma jej rozmarzony wyraz twarzy i to, jak rzuca
mu się w ramiona. Już widział kościół, białą suknię, potem dwoje
staruszków i w przygarbionym mężczyźnie ujrzał siebie
na emeryturze. Jego wizje poleciały aż nazbyt do przodu. Czemu
zatem nie wykonał swego postanowienia? Nakręcenie widocznie
także i jemu teraz minęło. Nie zależało już mu teraz tak bardzo,
jak przed kilkoma tygodniami. Wiedział, że widocznie się odkochał,
bo już nic nie czuł w sobie. Wszystkie objawy powoli ustępowały,
110
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
a teraz już był od nich wolny. Zastanawiał się nawet nad tym, czy
to była miłość, zauroczenia, albo czy to w ogóle miało wyrażać
jakieś uczucie. Miał nawet pogląd, że to wszystko sobie tylko
wmówił. Chciał się zakochać i w pierwszej napotkanej dziewczynie
zawarł swe pragnienie miłości. Po długim myśleniu, nie zauważając
nawet kiedy Judyta zniknęła, powiedział sobie, że nie będzie się
nad tym długo rozwodził.Niech pozostanie już tak, że to była miłość,
a on nie będzie negował tego zjawiska. Sprawiłoby to, że nie będzie
już mu smutno z powodu odrzucenia, nawet jeśli to było zwykłe
zauroczenie pozbawione jakiś większych emocji. Nawet wymyślił
krótki wierszyk, który wywołał u niego sporo radości i uśmiechu.
Coś mniej więcej takiego się pojawiło wtedy w jego głowie (ale nie
spisał tego nigdy):
Ona była jak śpiew lasu,
żółta sowa, tłusta ćma,
on ją ściska i całuje,
ona żalem darzy go.
Zakochańce, dwa świrusy,
ech...ten świat jest dziwny wręcz...
Wspomnienia przychodziły nagle i zaraz odchodziły gdzieś
daleko poza niego. Zapominał o tym, co przed chwilą zaprzątało
mu głowę. Kojarzył tylko uczucia takie jak strach, radość, smutek,
111
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
żal. To zabawne, ale mózg może przestać kontaktować,
a podstawowe emocje dalej trwają, choć są zagadką niełatwą
do odgadnięcia. W tych porywach znowu stawał się ,,sobą”, czyli
niewolnikiem swego ,,alter ego” i to na dodatek tego chorego,
osłabionego i bezwzględnego, ale przede wszystkim przejmującego
nad nim pełną kontrolę. Władza ta nie ograniczała się tylko do ciała,
ale i do wnętrza. To właśnie ten drugi typ ataków był
najniebezpieczniejszy i najbardziej bolący jego istnienie. Gdy
odłamki przeszłości opuszczały Stefka, jego umysł znowu pogrążał
się w ciszy i zasypiał na długo. Podobne stany myśli i po nich tej
pustki pojawiały się u niego bardzo często. Tylko czasem wychodził
na spacery, ale było to raczej przyzwyczajenie także gdzieś w nim
siedzące, a nie pewny i zaplanowany zamiar. Wycieczki były czymś
w rodzaju starego nawyku, tak jak u dzieci pojawia się krzyk, gdy
przebudzą się w nocy i zauważają, że są same w pomieszczeniu.
Wiedzą, że nic im nie grozi, a w głębi siebie czują strach i reagują
tak, jak w bardzo wczesnym dzieciństwie. Chłopak był niewolnikiem
dawnych gestów, które były wynikiem wyuczonych dawno
odruchów warunkowych.
Zawsze podczas tych spacerów Stefek nie wiedział, gdzie
idzie. Powracał jednak do domu, choć nawet nie miał świadomości
przemieszczania się. Jego stan można porównać do pijaka, który
nie wie co się dzieje, ale prawie zawsze wraca do domu i nawet
otwiera sobie drzwi kluczem. Stefek był właśnie takim upojonym
112
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
przez obłęd alkoholikiem. Mijający go ludzie zachowywali się wobec
niego nagannie. Z okien witał go śmiech i drwiny. Zdarzyło się
nawet kiedyś, że ktoś go oblał wodą z wielkiego wiadra. Wiedziano,
że chłopak często tamtędy przechodzi i zaczajono się na niego
na balkonie. Ludziom po prostu przeszkadzało jego dziwne
zachowanie i to, że żyje ktoś taki wokół nich – niedoskonały, chory
i zaniedbany. Stefek czasami krzyczał, albo po prostu płakał. Nieraz
nawet zaczepiał ludzi, ale nie miał złych zamiarów. Mieszkańców
miasta drażnił nawet jego wygląd. Odmienność Stefka była
nietolerowana do tego stopnia, że w sklepie po prostu go nie
obsługiwano. Wzywano zazwyczaj do niego ochronę, ponieważ
zamiast kupować, śpiewał sobie piosenki i śmiał się z rzeczy tylko
jemu wiadomych. Jedna z wizyt na poczcie była dla niego także
bolesna. Zdarzyło się, że chcąc się schronić przed deszczem,
wszedł do środka tego ,,banku listów”. Listonosz na jego widok
zdenerwował się, wypchnął go za drzwi, a nawet postraszył
paralizatorem. Nie miał lekko Stefek ze swym psychicznym
ciężarem. Nie było zbyt wielu ludzi, którzy go rozumieli w pełni
(chociaż i tacy się zdarzali). Miasto ogólnie było na niego źle
nastawione, jak i na wielu chorych, z których nie można było
czerpać żadnych korzyści materialnych i wyzyskiwać ich. Tolerancja
istniała tu tylko na papierze. Jej brak wypełniał natomiast
mentalność wielu ludzi.
113
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Dziś Stefek udał się właśnie na taki spacer, gdy tylko pustka
w głowie trochę złagodniała i wreszcie zniknęła. W głowie wreszcie
zapanował spokój (ale już nie taki płytki, tylko pełen relaksu
i wypoczynku dla ciała i umysłu). Był już wieczór, a więc ulubiona
pora Stefka. Wokół unosiło się wiele mgły, którą rozpraszało jedynie
miejscowo światło latarni ulicznych. Ciągle padał deszcz, ale
za to wiatr w ogóle się nie pojawiał. Nad drogą zwisały gałęzie
przydrożnych drzew. Konary ingerowały w gęstą substancję mgły
i stanowiły dla niej świetny kontrast. Wpływały na nastrój chłodu
i wszechogarniającej ponurości.
Chłopak szedł przed siebie, ale czuł w sobie coś dziwnego.
Przeszywało go to wewnętrznie i wypełniało cały jego nastrój. Nie
potrafił tego nazwać, ale nie było to dla niego nowe uczucie.
Pierwszy raz jednak objawiało się tak intensywnie. Czuł się jak
płynąca z biegiem rzeki kra. Nie wiedziała ona gdzie płynie,
co ją czeka, ale nie przejmowała się tym. Martwiło ją to, że jest od
czegoś oddzielona, od czegoś, przy czym tak długo trwała. Chciała
wrócić do tego ,,pragnienia”, ale już nie mogła. Stefek utożsamiał
się z tą krą. Odczuwał dawne pociągi literackie, tę pasję tworzenia.
Nie umiał tylko tego nazwać. Nawet ta pogoda powodowała w nim
coś, co znał z dawnych czasów. Była to wena i klimat tak obecny
w jego tłumaczeniach. Teraz dla niego to było tylko czymś
siedzącym w środku, czymś czego nie potrafił nazwać. Nie wiedział,
że to tęsknota za obcowaniem z literaturą. Dawne marzenia
114
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
i pragnienia gdzieś zaginęły. W ich miejsce pojawiły się jakieś
niedosyty, niedopowiedzenia i duża ilość tajemniczych odczuć.
Nawet te chwilowe odzyskiwanie świadomości było niczym. Można
je porównać z instynktem psa, który potrafi prosić o pokarm, ale nie
wie czym jest prośba. Zna tylko jakieś sztuczki i zachowania
uwarunkowane instynktem, przyzwyczajeniem i czymś, o czym wie
tylko on i jego Stwórca.
Stefek nie potrafił nadać imienia tym tęsknotom i żalowi. Jego
osłabiony umysł mówił tylko, że to serce tak boli. Nie potrafił już
odbierać swych uczuć irracjonalnie, wmawiając sobie, że wiatr
do niego przemawia lub drzewo śpiewa w deszczowy dzień.
Wszelkie te ,,klimatyczne” myśli uschły i zaginęły w nawałnicy
planów, a potem w pustce umysłu. Emocje były dosłowne
i racjonalne (a skoro racjonalne, to już chyba nie emocje?...).
To, co czuł, to był ból fizyczny, potrzeby ciała, odruchy
bezwarunkowe i wszystko to, co buduje zewnętrzną sferę
człowieka. Był pozbawiony uczuć i swej wewnętrznej formy. Stefek
był skałą – twardą, masywną, ale pustą w środku i w każdej chwili
mogącą ulec destrukcji. W ciągu ułamków sekund zdolną
obumrzeć.
Stefek w takim stanie szedł tam, gdzie go nogi poniosły. Nie
zważał na deszcz, na ból stóp i fakt, że bardzo już przemókł.
Nieświadomie, a przynajmniej nie mając takiego zamiaru, znalazł
się na cmentarzu. O tej porze wielu nie poszłoby tam. On jednak
115
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
nie bał się, przekroczył masywną, dużą bramę i udał się na grób
rodziców. Nogi go prowadziły wprost na miejsce, do którego trafiłby
nawet z zamkniętymi oczami i lunatykując. Cmentarz rozjaśniały
setki zniczy palących się w nocy. Te iskierki dla wielu były jak taki
uścisk ręki i wspomnienie zmarłego. W ciągu całego dnia zapalono
tyle lampeczek, że ich blask dawał nadzieję o tym, że tam leżący
żyją (jeśli nie fizycznie, to chociaż w pamięci najbliższych i że oni
już oglądają Boga, a my musimy się dopiero przygotować
w tę wieczną drogę, przechodząc nasze życie tu na ziemskim
padole).
Przed miejscem spoczynku jego rodziców przeszyły go nagłe
dreszcze oraz przeżył jakiś wstrząs. Powróciło wiele wspomnień,
o których można by opowiadać jeszcze bardzo długo.
Te przypomniane sceny z życia, te skrawki pamięci nie były tak
intensywne jak te myśli, które przyszły do niego w domu. Wizji nie
reprezentowała taka świeżość i widoczność, ale były one również
ważne. Coś się w jego głębi poruszyło. Czuł bardzo wiele, ale nie
wszystko potrafił nazwać. Wyprostował się, uniósł głowę ku niebu
i począł patrzeć w gwiazdy, tak po swojemu, tak jak umiał. Dumał.
Dużo myślał, starał się odzyskać dawną zdolność czucia natury
swoim sercem i umysłem. Powalało go piękno tych migoczących
na niebie iskierek. Klimat ciszy i ciągle padający deszcz napełniał
go powagą i topiły zatwardziałość serca. Spod tej twardej skorupy
jednak był jeszcze w stanie wydać jakieś emocje. Była to tęsknota,
116
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
uczucie każdej istoty uduchowionej. Myślał o śmierci i o swoim
życiu, ale w czysto przyziemnych kategoriach. Nie stać go było
na długie monologi, które kiedyś tak obficie wygłaszał. Może na tym
polegała jego teraźniejsza żałoba – na milczeniu i nieumiejętności
wyrażenia słowami swego bólu? Teraz nie używał wielu wyniosłych
słów i to było piękne w jego postawie. Pokora, która nie wymaga
wielu wyrazów, a jedynie ciche gesty, drżenie serca i spokój umysłu.
Stefek cały czas płakał. Otworzyła się w nim pewna blokada, której
nie mógł pokonać. Nic nie potrafił powiedzieć. Każdy komentarz,
który chciał mimo wszystko wypowiedzieć, który tak rzadko się
pojawiał, wszystko to pozostawało w sferze umysłu. Łzy tu wyrażały
więcej, niż jakiekolwiek treny i inne utwory żałobne. W myślach
począł mówić różne modlitwy, wyuczone na pamięć i tak samo
znane jak umiejętność mówienia, niektóre nawet kilka razy
powtarzał. Przestał myśleć o swym chwilowym zaniemówieniu
i począł, teraz już ruszając ustami lecz nie mówiąc głośno,
wypowiadać słowa tych modłów, które kierował do Boga,
Bogarodzicy i Chrystusa. Były to słowa, które znał ze swych
pacierzy. Zaczął je powtarzać i poczuł ulgę. Od razu zrobiło mu się
lepiej. Wiedział, że ze swym problemem nie jest sam i że czuwa
nad nim jego Stwórca. Stefek nie potrafił zebrać się na takie mowy.
To, co było w jego wnętrzu, właśnie te uczucia wyrażało. Trudno
powiedzieć, jak to się miało do tego, co tkwiło w głowie chłopaka.
Zadumę, która także przybyła, podkreślała para wydobywająca się
117
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
z jego ust. Przypominała mu sprawy ostateczne. Patrząc na nią
wyobrażał sobie swoje ostatnie tchnienie, które będzie musiał
z siebie wydać, opuszczając bariery tego świata. Pomyślał o życiu,
ale to dosłownie tylko w kilku słowach. Nie potrafił dużo myśleć,
a przynajmniej nie sensownie. Zaduma też ograniczała się tylko
do przypominanych z dawna zachowań pojawiających się
w podobnych okolicznościach i miejscach. Tylko ten smutek i łzy
były jak najbardziej szczere i wypływały z serca. Stefek z jednej
strony nie potrafił irracjonalnie myśleć, a z drugiej powracały dawne
refleksje. Nie mógł na głos wypowiadać swych myśli, ale one gdzieś
jeszcze w nim były. Raz myślał o życiu w kategoriach czysto
ludzkich, za chwilę na ułamek sekundy przychodziła wizja
ostatniego tchnienia. W głowie nadal toczyła się burza, wnętrze
jakby walczyło: dawna sfera z nowym stanem pozbawionym
jakichkolwiek emocji. Niestety w znacznej większości przypadków
to właśnie ten nihilizm natury Stefka zwyciężał, a śladowe sukcesy
były tak słabe, że praktycznie znikome.
Do tego doszedł ogromny ból. Przyczyniały się do niego
te wszystkie obelgi pochodzące od ludzi. Nigdy się nimi nie
przejmował, ale tak to już bywa, że w chwilach smutku i załamania
wszystko się kumuluje. Psychiki i uczuć się nie oszuka. To, co się
ukrywa i chce zatrzeć w jakiś sposób, zawsze ze zdwojoną siłą
atakuje za jakiś czas. Jeśli przed czymś się usilnie ucieka, unika
tego, to ta rzecz i tak nas kiedyś dopadnie i usidli. Najgorzej jest
118
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
oszukiwać samego siebie i kłamać sobie prosto w twarz. Bolał
Stefka aktualny stan: kiedyś nękały go natarczywe myśli, a teraz ich
całkowity brak. To stadium choroby było najgorsze. Ta pustka
go wypełniała i na swój sposób uświadamiał ją sobie dopiero
w takich chwilowych przebłyskach świadomości, jak ten teraz.
Nerwicowe przyzwyczajenia nie były lżejsze. Wszystkie te żale nie
były jego własnym studium. On tylko czuł to, boleść go ściskała
za serce i wywoływała szlochanie. Nie potrafił tego wszystkiego
ogarnąć umysłem.
Stan chwilowego kontaktu ze światem zanikał. Ulatniał się jak
ta para z ust Stefka. Chłopak przeżegnał się i opuścił cmentarz.
Droga powrotna bardzo mu się dłużyła. Jedyną ciekawą rzeczą,
jaka mu się przytrafiła, było spotkanie czarnego kota, który wybiegł
nagle z krzaków, przestraszając Stefka. Chłopak zaczął
go przywoływać, cichutko cmokając i nawołując. Zwierzę, widocznie
dzikie i nieoswojone (a może także głodne), podchodziło do Stefka,
chcąc się łasić do jego nogi i licząc na jakieś pożywienie.
Młodzieniec nagle, bez żadnych oporów i skrupułów chwycił kamień
i rzucił w kota, o mało nie wybijając mu oka. Zwierzę zaczęło
przeraźliwie miauczeć, robiąc wokół hałas i pisk. Biedna istota.
Musiało ją bardzo boleć to zaufanie człowiekowi. Stefek zaraz
po dokonaniu zamachu na futrzaku, zaczął szybko uciekać
do domu. Stawał się coraz bardziej dziwny. Nie wiedział nawet,
co przed chwilą zrobił. Jego stan nie przypominał już tego,
119
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
co objawiało się w nim na cmentarzu.
Wbiegł prędko po schodach, wszedł do mieszkania
i zatrzasnął drzwi z jakimś jękiem na ustach. W butach i kurtce udał
się do pokoju, gdzie usadowił się wygodnie w fotelu i zaczął
oglądać telewizję. Puszczany był właśnie jakiś film historyczny.
Stefek wpatrywał się pustym wzrokiem w szklany ekran. Padł w tej
chwili cytat: ,,Umieram z pomocą zbyt wielu lekarzy”, który został
wypowiedziany przez aktora grającego Aleksandra Wielkiego.
Dokument trwał dalej, aktor kontynuował swe wcielanie się w rolę
i opowiadał o przedstawianej przez siebie postaci. Na te słowa
Stefek spojrzał na swe lekarstwa stojące na stoliku, zaśmiał się
bardzo głośno i enigmatycznie i niewyraźnie rzekł, że chodził
z Aleksandrem Wielkim do szkoły. Właściwie to nie wypowiedział
tego, a wybełkotał. W sumie to dziwne, że cokolwiek powiedział.
Były to chyba jego jedyne słowa w ciągu całego dnia.Wpatrywał się
dalej w ekran. Jego oczy zaczęły się powoli mrużyć i przymykać.
W końcu zasnął, ale nic mu się nie śniło.
To, co do niego przez cały dzień mogło docierać, to fakt, że
wszyscy się od niego odsunęli i odrzucili go. Nie odczuwał jednak
tej samotności. Już nie potrafił...
*
Aniołowie nic już nie mówili. Słuchali z zapartym tchem całej
120
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
opowieści. Egwin w swym smutku nie miał siły niczego
komentować. Przewodniczący czuł w powietrzu ogrom bólu
chłopaka. Obaj uznali, że te stany półświadomości, nagle
przypominające się skrawki z życia i wspomnienia, mogą być
czymś podobnym do przebiegu życia przed oczami umierającego.
Tragizm był przeogromny i obaj to czuli. Reszta słuchających
aniołów także współczuła chłopakowi, ale ci dwaj najbardziej
przejęli się losem Stefka. Bólu dodawało Przewodniczącemu
jeszcze to, że zapiski Egwina powoli się kończyły. Zostało zaledwie
kilka kartek, w których mogło się kryć wiele nadziei i optymizmu, ale
które mogły być także jeszcze bardziej bolesne i smutne. Obaj nic
prawie nie mówili, poza tylko kilkoma zdaniami. Dużo milczeli,
rozmyślali i zastanawiali się. Jako istoty czyste, dobre ze swej
natury i oglądające Boga Wszechmogącego, czuły bardziej
i szczerzej. Ich emocje nie były przesiąknięte subiektywizmem
(co się zdarza często u ludzi). Przewodniczący zaczął coraz więcej
rozumieć i pojmować coraz to nowe fakty i okoliczności. Był bardzo
ostrożny w swych opiniach, komentarzach i osądach, toteż nie
chciał nic mówić na głos (przynajmniej jeszcze nie teraz).
*
121
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
VII
Przywitał go kolejny ranek, który zapowiadał dla wielu szansę
na lepszy los, ale dla Stefka był to kolejny dzień wewnętrznej walki
i cierpienia. Całą noc siedział przy ścianie i tylko na chwilę
przymknął powieki, aby odklepać zwyczajowy sen. Od razu
po przebudzeniu zaczął płakać. Lament nie byłby do zniesienia dla
kogoś, kto akurat siedziałby w pobliżu i nawet jeśli słuchałby głośnej
muzyki. Chłopak wrzeszczał, tupał, uderzał pięściami w ściany
i tworzył ogromny hałas. Rozległy się kołatania sąsiadów do drzwi,
ale nic to nie dawało. Stefek nie przejmował się ich interwencjami
i kontynuował swoje lamentowanie.
Płacze nie były czymś nowym. Stefek teraz coraz częściej się
im podporządkowywał. Teraz smutek nie chciał go opuszczać,
a nastrój ten mógł przypominać uczucie, które wielu nazwałoby
załamaniem lub depresją. Nie te stany wywoływały u niego taki
wybuch emocji. On sam już tego nie pojmował. Wszystko to dawno
go przerosło, a on stał się marionetką swoich lęków, bólów
i skołatanej psychiki. Nie miał innego wyjścia, jak tylko poddać się
procesom, o które błagała jego psychika. Czuł jednak głęboki,
niedający się ukryć strach. Bał się czegoś i to tak mocno, że nie
panował nad swymi emocjami. Ze łzami w oczach zaczął coś
122
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
bełkotać bardzo niewyraźnie. Każde słowo przychodziło z trudem
i stanowiło duży problem. Chłopak męczył się mówieniem, toteż
zaczął pośpiesznie wpuszczać i wydmuchiwać powietrze, zupełnie
jak jakiś sprinter po długim biegu.
To, co mu w ogóle kazało teraz przemawiać, to jakiś
prowadzony właśnie dialog. Komuś odpowiadał na liczne pytania.
Komu? Nie wiadomo. W pokoju było słychać tylko jego odpowiedzi,
ale musiał także słyszeć gdzieś w głowie te słowa, na które
reagował. Bełkotu nie dało się zrozumieć, niektóre słowa brzmiały
jakoś dziwnie. Przywodziły na myśl jakieś przerobione dialogi
aktorów telewizyjnych, którzy dubbingują zagraniczne horrory.
Stefek
wybełkotał
cały
cykl
odpowiedzi
do
swego
wyimaginowanego rozmówcy:
-Co to jest?
-Nie wiem, to mnie odwiedza co chwilę.
-i co?
-Nie wiem, ale jest fajne
-Co w tym fajnego?
-Chyba nic.
Jego głos był bardzo niski i przerywany czasami kaszlem. Kogoś
widział przed oczami i to go napełniało lękiem. Mrugał pośpiesznie
oczami i czasami spuszczał wzrok, zupełnie jakby się kogoś
123
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
wstydził. Obawiał się, że spotka go jednak krzywda. Sam dialog był
absurdalny dla kogoś, kto widział tylko odpowiedzi chłopaka. Nie
wiadomo jakie słowa, zwroty i historie słyszał od swego
wewnętrznego rozmówcy. Pomiędzy poszczególnymi
odpowiedziami mijało wiele czasu. Ten okres był bardzo bolesny dla
Stefka. Jego twarz zbielała, dłonie zsiniały z zimna, a serce mocniej
uderzało.
Na miejscu łez pojawił się teraz strach jeszcze silniejszy.
Chłopak ubrał niedbale kurtkę, założył jakieś nakrycie głowy
i wyszedł z domu. Był głodny, bowiem od dłuższego czasu nic
niczego nie jadł. Zaniedbał całkowicie odżywianie się. Kilka
ostatnich dni było naprawdę ciężkich,a człowiek głodny jest
zazwyczaj nieobliczalny. Jemu o tym nie mówiono, a przynajmniej
jeszcze nie teraz.
Stefek szedł w tylko sobie wiadomym kierunku. Jego podróż
trwała krótko, bowiem niedaleko od domu, na samym środku
chodnika, zemdlał z wycieńczenia. Może to były skutki
nieodżywiania się, może jakieś choroby słabego ciała, ale pewne
jest, że Stefek stopniowo opadał z sił. Proces ten zaszedł szybko,
ale złożyło się na niego wiele różnych przyczyn. Ciągły strach, lęki
i przywidzenia miały swój udział w tym upadku chłopaka,
w potknięciu, z którego powinien powstać i nie poddając się ruszyć
pewnym krokiem dalej. Pewnie wielu by tak uczyniło, ale Stefek nie
wiedział tego. Nie było to nawet teraz możliwe. Leżał jak martwy.
124
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Padł nagle, w ruchu, stawiając kolejne kroki. Wokół zgromadził się
pokaźny tłum. Każdy ciekawił się, wielu pod jakimś pretekstem
wyszło z domu. Ludzie nie byli jednak tak zatwardziali, jak można
by sądzić. Nie brakowało tam też dziwnie przyglądających się
Stefkowi mieszkańców miasta. Był to młody chłopak, a taki
zaniedbany, co od razu wzbudziło krytykę i całe pole osądów,
szufladkowania i kierowania się stereotypami. Dla zgromadzonych
było pewne: pijak lub narkoman, innego wyjścia nie ma. A że to jego
wina, to niektórzy nie chcieli nawet zadzwonić po pogotowie.
Niewielu sobie zdawało sprawę z tego, że mógł być chory. Pojawiły
się nawet opinie, że jest bezdomnym i może lepiej odejść, bo nie
posiada pewnie dokumentów i będą ludzie przesłuchiwani w jego
sprawie. Nie chciano objeżdżać potem kolejnych sądów.
Zwyciężała jednak w nich zwykła ludzka mentalność do unikania
wszystkiego, co może prowadzić do dodatkowych zajęć. Egoizm
po prostu pożerał ich serca jak rdza trawiąca jakiś pomnik stojący
od wielu lat w dostojnym miejscu. Takim pomnikiem człowieka
był Stefek, tylko miejsce nie było do końca dostojne.
No i okoliczności niezbyt sprzyjały.
Nikt teraz nie rozpoznał w nim tego mężczyzny, który
zazwyczaj zapuszczał się w te okolice. Przechadzał się tędy bardzo
często, a jednak mimo to, nie kojarzono go. Nikt z tych, którzy
kiedyś mu dokuczali i oczerniali, nie powiedział teraz ani jednego
złego słowa (ciekawe co zrobiliby, gdyby rozpoznali go teraz?).
125
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Słyszano wokół lamenty kobiet i pocieszanie ich przez mężczyzn.
Ogólny gwar i hałas obezwładniał przechodzących nieopodal. Jakiś
mężczyzna, którego z całego tłumu wyróżniało trzeźwe myślenie,
zadzwonił na pogotowie. Ambulans za chwilę nadjechał na sygnale.
Rozległ się krzyk syren alarmowych, które z gwarem tworzyły
mieszankę dźwięków nie do wytrzymania. Stefek już powoli otwierał
oczy, ale leżał jeszcze na ziemi. Nie czuł bólu po upadku, nic mu się
nie stało. Nawet nie rozbił sobie głowy. To dziwne, że w czasie
omdleń ciało właśnie tak się broni i chroni przed uszkodzeniem.
Stefek odczuwał tylko chłód taki, jak po zdrętwieniu ręki lub nogi,
gdy krew zaczyna już krążyć poprawnie. W głowie pojawiło się
wrażenie leżenia w karetce i jazdy. Przed oczami były jeszcze
czarne plamy i zamazane obrazy. Wszystko wokół wirowało i robiło
mu się niedobrze. Stefek ciągle myślał, że ktoś go niesie,
przypomniały mu się omdlenia z czasów dzieciństwa, gdy organizm
nie nadążał za procesem dojrzewania i uciekał w chwilowe utraty
przytomności. Chłopak panicznie bał się tego stanu od małego,
a teraz miał powtórkę z przeszłości. Jakimś sposobem sięgnął ręką
do ust i dłonią zataczał okręgi wyglądające jak jakiś skurcz albo
mechanizm, który nie potrafi zatrzymać się.
Sanitariusze
go
jeszcze
chwilę
badali,
wykonując
najpotrzebniejsze zabiegi. Po chwili dwóch mężczyzn go ostrożnie
podniosło, ułożyło na specjalnych noszach i pewnym krokiem
zabrali go do karetki. Wewnątrz było bardzo ciemno. Stefek nie
126
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
mógł się poruszyć, po prostu brakowało mu siły. Ta pustka, cisza,
czucie jakiegoś ruchu ale niezdolność do zobaczenia
go. Przeniesienie jego ciała do ambulansu przyprawiało
go o strach. Nie miał siły płakać i lamentować. Po poliku ściekło
tylko kilka pustych, słonych łez. W głowie pojawiła mu się myśl,
że to jest już ten ostateczny moment. Że to śmierć teraz go otacza,
a on właśnie przemierza tę ostatnią drogę. Zamknął oczy
i widocznie przysnął, bo nie pamiętał już nic z tej podróży i ta mu
bardzo szybko minęła.
W szpitalu przywitał go lekarz, który wykonał fachowe badania,
zajął się jego stanem zdrowia i poddał obserwacji. Nie stwierdzono
u chłopaka niczego szczególnego poza wymienionym już
wyczerpaniem i stanami lękowymi. W pełni się nim zaopiekowano.
Została mu przyłączona kroplówka, a potem sam mógł jeść posiłki
podawane przez życzliwy personel. Dano mu nowe i czyste
ubranie, zadbano o higienę. W szpitalu spędził tylko kilka dni i nie
było potrzeby przetrzymywać go dłużej. Do tej decyzji przyczynił się
brak jakichkolwiek powikłań, chorób i tym podobnych rzeczy. Stefek
zachowywał się poza tym bardzo spokojnie i to zadecydowało także
o łaskawej decyzji lekarzy. Na pożegnanie dostał kilka nowych
ubrań, które przekazał mu jeden z lekarzy lubiący chłopaka
i któremu zrobiło się szkoda losu młodzieńca. Garderobę przekazał
z własnej szafy. Stare, brudne, porwane i nieświeże ubrania
wyrzucono natomiast na śmietnik, nic sobie z tego nie robiąc.
127
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Wszyscy poczuli jakąś ulgę i życzliwość względem Stefka. Nawet
jeden z sanitariuszy podwiózł go swoim samochodem wprost pod
dom (a raczej w miejsce, z którego go zabrano przed kilkoma
dniami). Stefek całą drogę milczał kontrastując w ten sposób liczne
wypowiedzi sanitariusza, który chciał go rozbawić, pocieszyć
na duchu, ale przede wszystkim odmienić choć na te kilka minut
jego i tak ciężki los. Stefek spoglądał w lusterko i obserwował wzrok
kierowcy. Rozglądał się na boki i kurczowo ściskał w dłoniach pas
bezpieczeństwa.
Na miejscu sanitariusz wyszedł na chwilę z pojazdu, otworzył
Stefkowi drzwi, podał mu reklamówkę z rzeczami i wesoło się
uśmiechnął. Do kieszeni kurtki włożył mu czekoladę i podał
w życzliwym geście rękę. Począł kłopotliwie mrugać oczami, chcąc
ukryć wzruszenie. Coś poczęło ściskać jego serce. Wsiadł
do samochodu, pomachał do Stefka i odjechał.
Chłopak stał teraz na chodniku, wyglądając przez chwilę jak
strach na wróble. W jednej ręce trzymał reklamówkę, w drugiej
jakąś kartkę. Nie potrafił nic powiedzieć. Jego pusty wzrok
wpatrywał się w jedno miejsce, myśli ulatywały gdzieś daleko.
Poczuł jak coś kapnęło mu na twarz. Potem znowu, i jeszcze kilka
razy. Zaczęło padać. Stefek obudził się z tego odrętwienia i pobiegł
do swej klatki. Jeszcze tylko kilka kroków i już był na miejscu.
Woń kapusty mu nie przeszkadzała, nawet jakieś krzyki
w jednym z mieszkań nie robiły na nim wrażenia. To był przeraźliwy
128
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
płacz bitej dziewczynki. Kiedyś może zainterweniowałby, ale teraz
nawet go już nie słyszał (jak zresztą także wielu innych rzeczy).
Wszedł niezwykle powoli i ostrożnie po schodach, nie śpiesząc się
zbytnio i przypominał sobie o jakimś smutku, którego nie potrafiłby
teraz przelać na papier. Bolesne jest teraz to, że był kiedyś
pisarzem, a stał się kimś, kto nie potrafi już niczego. Całkowicie
zatracił zdolność pisania. Nie umiał sensownie stworzyć
czegokolwiek. Został nieumiejętnym pisarzem, zatracił zdolność
do tego, co kiedyś wypełniało jego życie. Był po prostu człowiekiem,
zwykłym człowiekiem. Nie był ani artystą, ani pracownikiem jakiejś
firmy. Jego teraźniejszą naturę cechował całkowity nihilizm, pustka
i bezradność wobec losu. Wydał z siebie tyle papierowych dzieci,
dał wiele tłumaczeń, które podobały się i mogły kogoś zadowalać.
Nie było takiej rzeczy, która po stracie najbliższych mogła
mu dawać przyjemność tu na ziemi, w swym najbliższym otoczeniu
i zarazem była prosta i taka zwyczajna, prawie że należąca
do profanum. To przez pisarstwo czuł się ważny i wyjątkowy. Nie
potrafił sobie przypomnieć wyglądu liter, sposobu trzymania pióra
w ręce, czy świeżego zapachu papieru. Na nic mu się przydał długi
warsztat pisarski, skoro nawet podpisać się nie potrafiłby. Po prostu
stracił to coś, co rozświetlało jego dni, było światełkiem w tunelu
codzienności i stanowiło jedyne zajęcie na tym świecie, w które się
angażował w pełni i które nie wymagało podniosłości. Siadał
i po prostu pisał, tak zwyczajnie. To właśnie w literaturze szukał
129
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
ukojenia. Nawet jeśli te prace były niedoskonałe, to zawsze
należały do niego. Odzwierciedlały jego aktualne uczucia
i przeżycia.
Na całe szczęście nie zdawał sobie sprawy z tego braku.
Załamałby się pewnie i nie potrafiłby wyjść z sideł tej pustki.
Po prostu nie pamiętał tej części życiorysu. Nie wiedział jak
ma na imię, kim jest i czym się kiedyś zajmował. Funkcjonował
zupełnie jak ktoś nowo narodzony lub z wyczyszczonym umysłem.
Prawda była taka, że czytać już nie potrafił, pisanie zapomniał,
a nawet mowa go opuszczała. To, co chciał jeszcze powiedzieć,
zamieniało się w zwyczajny bełkot i stękanie, które było przerywane
czasami kaszlem. Nie był teraz tym Stefkiem, który kiedyś tak
dumnie się prezentował na zewnątrz. Nie pojawiał się na jego
twarzy uśmiech ani spokój. Dawne poczucie humoru wyparły łzy,
wielkie plany zostały zastąpione jakąś pustką. Pozostało tylko
serce, które ciągle czekało na coś i które od zawsze było zranione
i czujące ciągły smutek.
To właśnie ten smutek i płacz po wejściu do domu skłoniły
go do ostateczności. Znalazł się nagle w kuchni, wyciągnął
z szuflady bardzo ostry nóż, praktycznie wcześniej nieużywany
i usiadł z nim na podłodze. Popatrzył przez chwilę na ostrą część
narzędzia, podniósł je do góry i bardzo szybkim ruchem, ale przede
wszystkim mocnym pociągnął nożem po dłoni i...
130
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
*
W tym momencie Przewodniczący urwał swoją wypowiedź. Nie
wytrzymał po prostu presji i szybkości wydarzeń. Ludzi kręcą takie
nagłe zwroty akcji, tragiczne w skutkach, ale aniołowie są bardzo
wrażliwi i delikatni. Egwin nalegał, aby zacząć kontynuować. Taki
widok nie był im obcy. Znali wiele tragiczniejszych i boleśniejszych
historii, ale postanowili właśnie na tę jedną chwilkę tylko przerwać.
Trochę im ulżyło na myśl, że nie muszą być przy tym na żywo,
a jedynie czytają to w zapiskach. Egwin był przy całym wydarzeniu,
gdy ono się odbywało i wszystko jeszcze świeżo pamiętał. Może
to właśnie jego obecność miała decydujący głos w dalszym
przebiegu akcji?...
*
...na ziemi znalazła się olbrzymia plama krwi. Chłopak na całe
szczęście skaleczył sobie (ale za to bardzo dotkliwie) 2 palce.
Gdyby nie jakiś nagły impuls w jego głowie, pewnie dążyłby do ich
odcięcia. Miał nawet zamiar tak uczynić. Bólu prawie nie odczuwał.
Fizycznie się pojawiał, ale jego umysł nie przyjmował tego
odczuwania skaleczeń. Stefek całą tę scenę odegrał po to, aby się
przekonać, czy to wszystko nie jest tylko snem. Było mu już tak
trudno we wszystko uwierzyć, a cały otaczający świat zlewał się
w jeden obraz. Nie odróżniał już jawy od nocnych snów. Nawet
131
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
ta wizyta w szpitalu wydawała mu się tak odległa, jak nauka jazdy
na rowerze. Sny, które mieszały się z jawą, a jawa będąca snem -
to mieszało się wciąż w jego głowie i nie dawało spokoju. Dziwne,
że nagle takie myśli pojawiały się w miejsce tej pustki. To bardzo
dziwne...
Atak na swe zdrowie był próbą sprawdzenia tego, co się teraz
działo. Tylko tak mógł zbadać, czy to mu się tylko śni, czy nie.
Odcinając sobie palce miałby dowód na istnienie w rzeczywistości,
a gdyby nic się nie stało – na trwanie w śnie. Było to bolesne
doświadczenie, ale według niego stanowiło sposób na poznanie
prawdy. Nieprawdopodobne i z punktu widzenia normalnego
człowieka wręcz głupie były to teorie, a sam sposób Stefka
na wyjaśnienie trwającego stanu – wręcz naiwny. Chłopak jeszcze
dopuszczał trzecią ewentualność: wizje na jawie.
Stefek siedział w dalszym ciągu na podłodze, kolana zgiął
i oparł o nie brodę. Wpatrywał się w jedno miejsce na ścianie,
trochę się kołysał na boki i coś bełkotał. Było to tak niezrozumiałe,
że nie przytoczę tego tutaj. Nie potrafił już nawet składać wyrazów.
Stał się po prostu kimś innym.
*
Egwin jednak nie wytrzymał już i poprosił o przerwę. Wyszedł
na chwilę z narady i chciał po prostu odpocząć. Bolało go teraz
132
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
to, co chciał wcześniej ukryć. Nie, to złe słowo – nie chciał
po prostu tego pokazywać, aby nie martwić innych i nie spowalniać
czytania. Przewodniczącemu także dobrze zrobiła przerwa. Czekał
na powrót Stróża i dał swemu umysłowi czas na odprężenie się. Nie
chciał poza tym czytać sam. Wolał mieć tuż obok Egwina, który
cofał się do tej bolesnej przeszłości. Lektura swego dzienniczka
czytanego przez kogoś innego na głos mogła być dla niego formą
terapii. Wiedział, że ze swym problemem nie pozostaje sam. Ktoś
wreszcie także poznał całą historię i przeżywał to samo wewnątrz
siebie.
Przewodniczący rozumiał właśnie ten ból i te przeżycia.
On także czuł się źle, patrząc na to wszystko. Mimo, że nie był przy
Stefku w te dni, to widział to przed oczami. Wiele tragicznych
historii znał i drugie tyle widział. Tak bolesnego losu jednak nie miał
jeszcze okazji poznać.
Egwin po chwili wrócił. Musiał się przejść i odetchnąć świeżym
powietrzem. Teraz już był gotów wysłuchać opowieści do samego
końca. Pragnął jak najszybciej przez to przebrnąć. Wiedział,
że im szybciej zaczną kontynuować, tym prędzej historia się
zakończy. Obaj zaoszczędzą sobie wiele bólu i cierpienia. Nawet
podczas tej krótkiej przerwy wspomnienia ożywały i los Stefka
dawał o sobie znać. Nie dało się po prostu uwolnić od tego
wszystkiego, co było zapisane w tym notesie.
Przewodniczący z lekkim drżeniem w głosie począł
133
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
kontynuować swe czytanie. Nie odrywał teraz oczu od tekstu.
Wokół zapanowała dziwna zaduma. Każdy z zaciekawieniem
słuchał ciągu dalszego. Nawet Egwin mimo wszystko pragnął
wysłuchać tej części dzienniczka, którą spisywał z ogromnym
bólem i już dokładnie nie pamiętał szczegółów zawartych tam
treści.
*
134
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
VIII
*
- Nie wiem co tu jest napisane – rzekł nagle Przewodniczący –
proszę cię, Egwinie, abyś mi pomógł.
Anioł podszedł powoli do czytającego i przeczytał rozmazane
w dzienniczku słowo.
- Wybacz mi, mój drogi, że ta część moich zapisków może być
niewyraźna, ale byłem przepełniony wtedy smutkiem, a ręka
doskonale wyłapywała ten nastrój - powiedział Egwin– ten fragment
tekstu to ostatnie chwile Stefka, zakończone bardzo tragicznie. Nie
mogłem się pogodzić z tymi bolesnymi wydarzeniami, a łzy
cieknące z oczu nie przestawały napływać i wylewać się na papier,
rozmazując tusz. Właśnie dlatego tekst może być nieczytelny
w niektórych fragmentach.
- Rozumiem cię, Mój Drogi – odrzekł ze spokojem i łagodnością
Przewodniczący – nie musisz się tłumaczyć. Ja rozumiem twój ból
i twoją boleść, to zupełnie zrozumiałe...
- ...bo widzisz, mi było bardzo trudno to pisać i dlatego tworzyłem
swe zapiski coraz szybciej, aby dojść do końca. Dziękuję
ci za wyrozumiałość. Jeśli możesz, przejdź już dalej w czytaniu, aby
oczyścić nastrój i zakończyć tę ciężką historię żywota Stefka –
135
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Egwin skończył swą wypowiedź, z litością spojrzał
na Przewodniczącego i wsłuchał się w dalszą część dzienniczka.
Atmosfera rzeczywiście wymagała oczyszczenia. Wszyscy
z ogromnym zainteresowaniem oczekiwali na dalszy ciąg historii.
Jeden z aniołów – dostojny jak inni, ubrany również w biel, ale
z odcieniem błękitu – podszedł bliżej i spokojnie, ale z ogromną
niecierpliwością, słuchał każdego słowa Przewodniczącego.
Większość z nich wiedziała, że wydarzy się pewnie coś
niesamowitego i że to, co teraz usłyszą, będzie być może
decydujące w tej historii biednego Stefka. Egwin spojrzał wokoło
i już nie odrywając wzroku od Przewodniczącego, skupił się
na historii Stefka.
*
Stefek w dalszym ciągu nic nie jadł. Wyglądał okropnie,
a organizm nie mógł normalnie funkcjonować. Chłopak czuł się
słabo i wyglądał mizernie. Nawet siły go już prawie opuściły.
Młodzieniec już nie wychodził ze swego mieszkania, a z dawnych
spacerów pozostały już tylko wspomnienia w głowach ludzi, gdyż
chłopak nic nie pamiętał z przeszłości. Sen także nie przychodził
często, a jeśli już Stefek oddawał mu się, to było to poprzedzone
omdleniami. Żył teraz w ciągłym strachu i stresie, czego nie dało się
jednoznacznie wytłumaczyć. Coraz częściej bełkotał sam do siebie,
136
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
ale bardzo niezrozumiale i te monologi przerywał głośnym
krzykiem. Sąsiedzi przechodzący przez klatkę schodową nie
reagowali już na tym etapie na te wrzaski. Przyzwyczaili się
do dziwnych zachowań Stefka. Chłopak zaniedbał nawet swą
higienę. Żył w coraz większej nieobecności dla świata. Wizje też się
nie skończyły, ale teraz były poprzedzane i zakańczane długimi
stanami ,,pustki w umyśle”. Wszystko to wyglądało strasznie, ale
dla chłopaka było czymś zwyczajnym. On sam już nie był w stanie
wiedzieć o tym. Nie męczył się psychicznie, bo brak świadomości
załatwiał to za niego. Jedyny ból pochodził z fizycznej części
człowieka, a bez wiedzy o samym sobie młodzieniec nie był
w stanie dogłębnie przeżywać swego stanu.
Wszystko to sprawiało wrażenie ciężkiej i nieubłaganej
choroby (i takie w rzeczywistości było). Stefek już nie był tą osobą,
która była kiedyś taka pogodna i ambitna. Dawny wygląd się
tragicznie odmienił, wzrok stał się mętny i pusty. Zapędy literackie
już dawno gdzieś zanikły, a słowa – niegdyś tak obfite w jego
ustach, w tej chwili już nie pojawiały się. Wielu mogłoby powiedzieć:
tak wygląda człowiek, który został pokonany, przegrał swe życie
i stał się kimś zupełnie innym. On tego jednak nie wiedział, nie
potrafił czerpać od świata nawet najcichszych dźwięków. Żył
z chwili na chwilę, nie wiedząc nawet o tym, że czas ciągle upływa,
życie przemija, a jego choroba coraz szybciej postępuje w przód.
Co teraz mógł czuć? Na tym etapie wypełniał go już tylko spokój...
137
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
i ta cisza – tak bolesna dla ucha, tak milcząca, a zarazem martwa.
W głowie nic już nie pojawiało się i być może stąd ta martwa
pustka.
Stany nie trwały już długo. Stefek gdzieś bardzo głęboko
w sobie mógł przeczuwać, że jego kres już jest tak bliski, że powoli
wygasa i zbliża się ku śmierci. Do tego nie była mu potrzebna
świadomość, czy rozum. Zwierzęta także przeczuwają, że czeka
je śmierć i właśnie takie czucie było obecne w Stefku.
Chwila nadeszła i Stefek nie miał już sił, aby się bronić. Zmarł
bezboleśnie, nie cierpiąc długo i jakoś bardziej fizycznie. Siedział
właśnie na podłodze, oparty tradycyjnie o ścianę, gdy nastąpiło
niedotlenienie mózgu - omdlał i już się nie ocknął. Jego życie
skończyło się także z powodu ciągle rosnącego wycieńczenia.
Emocji wciąż było za dużo, a wszystkie go przytłaczały. Nie miał
zwyczajnie sił, aby tak dłużej trwać. Był w końcu człowiekiem –
ze wszystkimi tego ograniczeniami i słabościami. Psychika
przestała się bronić, a organizm nie wytrzymał już tych ograniczeń
i cierpień. Ciało i psychikę tak wiele różni, ale oboje są od siebie tak
bardzo zależni i żyją we wzajemnej symbiozie.
Odszedł w takim stanie, w jakim żył, a jego jedynym
towarzyszem w domu była właśnie ta cisza. Tylko gdzieś
w mieszkaniu nad nim słychać było głośne krzyki sąsiadów. Znowu
138
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
się kłócili o jakąś przyziemną i mało istotną sprawę. Ale skąd mogli
wiedzieć, że pod nimi właśnie dokonuje się przejście z tego świata
jednego z ich sąsiadów? Ludzie nie są w stanie odczytać wielu
znaków, jakie są im dawane. Widzieli Stefka, jego choroba nie była
im obca, ale zwyczajnie nie zwracali na to najmniejszej uwagi.
Na klatce trzask drzwi, jakiś krzyk i zaraz kolejny hałas – ktoś
zbiega ze schodów, drugi trzask drzwi. Życie toczyło się dalej,
każdy żył po swojemu. Jeden zgon nie zatrzymał świata, nawet
go nie spowolnił. Ile w końcu znaczy los jednostki w oczach tej
ciągle żyjącej swym życiem planety?
Stefek leżał na podłodze dwa dni. I gdyby nie czysty
przypadek, kto wie ile by jeszcze tam spoczywał – w swym
mieszkaniu na podłodze, tuż przy wyjściu z domu. Jeden
z sąsiadów coś akurat od niego chciał (w sumie to nawet zabawne
– nigdy nikt od niego niczego nie pragnął, a teraz nagle u kogoś
zaszła taka potrzeba) i zaczął coraz głośniej pukać do drzwi.
Niestety cisza. Nie słychać było kroków do wizjera, nawet tych
cichutkich, które mają zawsze być bardzo dyskretne i ukrywać
obecność domowników. Sąsiad złapał za klamkę i ku jego
zdziwieniu drzwi były otwarte. Wszedł do środka, a jego oczom
ukazało się ciało chłopaka. Pośpiesznie podbiegł do zwłok,
sprawdził palcami tętno i nic nie poczuł. Dla upewnienia się wziął
jeszcze z szafki na buty niewielkie lustereczko i podstawił je pod
nos nieboszczyka. Na szkle nie pojawiła się para. A więc zmarł.
139
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Sąsiad odrzekł tylko jakby do nieboszczyka, patrząc się ku niebu:
,,spoczywaj w pokoju” i przeżegnał się nad zwłokami. To właśnie
ten sąsiad natrząsał się kiedyś na klatce ze Stefka. Teraz pojawił
się jako pierwszy przy zmarłym. Nawet trudno sobie wyobrazić
co musiał czuć. Oto leżała przed nim ofiara jego drwin, śmiechu
i obelg. Widział tego, do którego nie miał szacunku. Gryzły
go ogromne wyrzuty z powodu przeszłości i nawet zaczął płakać
nad nieboszczykiem. W głębi siebie wiedział, że to miała być taka
gra tylko, że na poważnie nie naśmiewał się. Chciał, aby Stefek
o tym wiedział. W rzeczywistości nie był do niego aż tak źle
nastawiony. Nie przyszedłby inaczej do chłopaka prawdopodobnie
coś pożyczyć. Rzekł sam do siebie:
- Widzisz nagle w głowie czyjąś podobiznę, wspólne chwile i nie
możesz się pogodzić z tym, że jej już nie ma, na ziemi już jej nie
zobaczysz nigdy. Najgorzej, gdy zamykasz oczy i nie potrafisz sobie
już wyobrazić tej postaci, jej oczu, włosów, ust. Tak, jakby nigdy nie
istniała, nie chodziła po tym ziemskim padole. Z drugiej strony
jednak: każdy kiedyś musi odejść, ale nie bój się o przyjaciół. Losu
nie zatrzymasz w miejscu. Zacznij czerpać garściami z przyjaźni
i wykorzystywać ją jak najlepiej, a wtedy będzie inaczej. Spojrzysz
sobie w lustro i powiesz: Zrobiłem wszystko, co się dało! Ja jestem
wygrany, już nic lepiej nie dało się zrobić. I wtedy wyciągniesz
kieliszek, nalejesz czerwonego winka, spojrzysz w niebo i powiesz
donośnie do zmarłego: twoje zdrowie, po czym sobie chlapniesz.
140
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Ja ze Stefkiem nigdy nie byłem przyjacielem, nawet się z nim nie
zadawałem, ale jeśli wiedziałbym, że chciałby teraz tego, to byłbym
gotów stać się jego najlepszym kumplem i poświęcać mu swój
bezcenny czas...
Jedynym zadośćuczynieniem sąsiada (a nawet jeśli nie,
to obowiązkiem) było zadzwonienie po pogotowie ratunkowe.
Przyjazd nie trwał długo i stwierdzono już oficjalnie zgon. Zaczęły
się teraz różne formalności.
Tylko kartka wisząca na ścianie chciała na pożegnanie coś
powiedzieć wszystkim wkoło zgromadzonym. Karteczka
ta pochodziła z kalendarza, który już dawno temu zatrzymał się
w miejscu, świętując wciąż imieniny jednej osoby. Było na niej
napisane ładnym, ozdobnym pismem:
,,Anioł zwrócił się do tych, którzy stali przed nim: Zdejmijcie z niego
brudne szaty! Do niego zaś rzekł: Patrz - zdejmuję z ciebie twoją
winę i przyodziewam cię szatą wspaniałą"
Te słowa z Księgi Zachariasza utwardziły się na ścianie
i wisiały gdzieś ponad zgromadzonymi. Chciały coś przemówić, ale
czy to dałoby coś?
*
1 Cytat za ,,Biblią Tysiąclecia"
141
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
W Niebie teraz zapanował gwar. To był już koniec opowieści
Egwina, ale anioł nigdzie nie odszedł. Został i zaczął teraz
opowiadać o wiele więcej, niż to, co w dzienniczku. To te słowa,
połączone z tekstem notatnika były teraz najistotniejsze
i najbardziej znaczące.
- Jego choroba trwała zaledwie kilka tygodni – zaczął Egwin – ale
postępowała bardzo szybko. Każdy dzień wyniszczał go dogłębnie
i sprawiał ogromny ból. Bardzo przeżywałem każdy jego atak,
każde zachowanie i słowo. Nie mogłem jednak zrobić niczego
więcej ponadto, co można było uczynić. Ataki były bezwzględne,
a cała choroba bardzo wyniszczała Stefka. Chłopak wiele grzeszył,
miał ogrom złych myśli, których starałem się nie opisywać
w dzienniczku, ale nie były one jego winą. Wszystko to odbywało
się bez jego udziału, a za przyczyną tej nieszczęsnej choroby...
- ...Ależ ja wiem o tym wszystkim, Egwinie – rzekł z łagodnym
uśmiechem Przewodniczący – wynikło to jasno z dzienniczka.
To twoje zapiski wyjaśniły wszystko, zmazały zarzuty rzucane
na Stefka i oczyściły go w naszych oczach z wszelkich win. Bóg
znał całą prawdę i dlatego był tak miłościwy dla chłopaka. Tylko
nam potrzeba było usłyszeć tę historię, abyśmy się wewnętrznie
oczyścili i inaczej spojrzeli na tego chłopaka. Stefek całe życie
dźwigał swój krzyż i przez swe ostatnie dni niósł ciężar choroby. Nie
było mu łatwo, a każdy dzień był coraz gorszy. Przeszedł jednak
te próby i Bóg się w swej Miłości nad nim zlitował. Stefek zwyciężył,
142
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
wygrał Wieczność, poświęcając doczesność.
Przewodniczący teraz uśmiechnął się jeszcze śmielej, spojrzał
prosto w oczy Stróża i rzekł:
- Ty zaś, Egwinie, możesz zachować swą zaszczytną funkcję.
Pokazałeś bowiem, że dobrze wykonujesz swe obowiązki i jesteś
dobry w swej pracy. Potrzeba wiele odwagi, aby patrzeć na takie
cierpienie. Ty sprostałeś swemu zadaniu. A kolejne czeka cię już
tej nocy. Weźmiesz w opiekę dziecko, które niedługo narodzi się
tam na Ziemi. Czeka cię ciężka praca, ale wierzę, że uda ci się
sprostać misji.
Egwin zaniemówił już od momentu, w którym usłyszał o tym,
że może zachować swą funkcję. Mimo wieku poczuł się znowu
młodo, a z oczu także i tym razem popłynęły łzy, ale tym razem
szczęścia. Podziękował serdecznie Przewodniczącemu, który już
skończył swą mowę, ale pragnął jeszcze pokazać coś Stróżowi.
- Patrz! - krzyknął Przewodniczący i na jego głos Egwin, a wraz
z nim wszyscy zgromadzeni, spojrzał w kierunku, który wskazywał
anioł.
Oczom wszystkich ukazał się piękny, biały ptak. Był
to niezwykły widok i wszyscy byli pod nie lada wrażeniem. Istota
wzbiła się jeszcze wyżej i zniknęła między chmurami.
- Co to? - zapytał się Przewodniczącego Egwin.
- To właśnie choroba Stefka – z uśmiechem odpowiedział anioł –
tu wygląda ona tak. Całe to cierpienie zamieniło się w ślicznego,
143
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
białego ptaka i zostało uwolnione od chorego.
Egwin teraz był niezwykle szczęśliwy i nie potrafił pohamować
swych łez szczęścia. Spotkało go teraz tyle szczęścia, że nie
wiedział co ma czuć. Przewodniczący schował notes do rękawa
płaszcza, ponieważ Egwin już mu go podarował. Anioł jeszcze
ogłosił, że narada już jest skończona i wszyscy się rozeszli. Egwin
poszedł, aby przygotować się do kolejnej służby, a jego radości
w dalszym ciągu nie było końca.
144
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
Epilog
Jest jeszcze coś, co nie zostało powiedziane w tej historii.
Rzeczą tą jest jedna z książek Stefka, którą tworzył bardzo długo,
a przynajmniej starał się. Był to ,,Bestiariusz”. Książka była
stylizowana na język średniowieczny i przypominała bestiariusze
pisane przez ludzi owej epoki. Warto dodać jeszcze, że swą pracę
Stefek zaczął pisać na początku choroby, gdy już pojawiały mu się
przed oczami różne istoty, a w głowie kłębiły się podobne stwory
przeganiane przez plany i wielkie ambicje.
O książce stało się niezwykle głośno w kilka tygodni po śmierci
Stefka. Będąc jeszcze chociaż częściowo przy zdolności
odczuwania rzeczywistości, zaniósł rękopis do wydawnictwa,
a potem pojawiały się coraz bardziej nasilone ataki choroby. Proces
wydawniczy trwał długo, a jego efektem była właśnie ta książka.
Od pierwszego dnia stała się bestsellerem i była rozchwytywana
przez
większość
odwiedzających
księgarnię
należącą
do
wydawnictwa.
Prezes
był
tak
podekscytowany,
że zgromadzonym ludziom wykrzyczał fragment utworu:
,,Hełpoń, który mając tułów krowy, a głowę będącą żabią
przypadłością, jest ssakiem wielkim, a zarazem płazem. Na łące się
145
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
pasie, a też odstrasza innych ludzi, którzy podchodząc, są przez
niego opluwani kwasem i umierając ciężko konają na wskutek silnej
trucizny zawartej w jadzie...”
Dla wielu bestiariusz był czymś nowym i wcześniej
niespotykanym (mimo, że w średniowieczu ta forma była czymś jak
najbardziej powszechnym i znanym), a potrzeba oderwania się
od rzeczywistości i ciągłej rutyny spowodowała, że chcieli poczuć
coś niekoniecznie racjonalnego i realnego. My wiemy, że Stefek
miał wiele dziwniejszych wizji, oni jednak tego nie mogli wiedzieć.
Dla nich autor tego utworu był kimś nowym, świeżym
i przełamującym wszelkie schematy.
Bestiariusz stał się bardzo poczytny, a autora postanowiono
zaprosić na ,,premierę specjalną”, którą zorganizował Prezes, już
licząc w głowie zyski z takiej formy reklamy. Wysłał do Stefka list,
w którym umieścił niezwykle starannie wypisane zaproszenie,
ogrom miłych słów i nowych propozycji. Pragnął, aby chłopak
napisał jeszcze wiele tomów swej książki i koniecznie wydał
je w tym samym wydawnictwie.
Nie wiedziano, że chłopaka już od ponad tygodnia nie ma
wśród żywych. Nikt nie kojarzył tego biednego chłopaka,
błąkającego się po ulicy, krzyczącego, dziwnie się zachowującego
i patrzącego z obłędem w oczach, ale także z wielką miłością
i pokorą. Autora bestsellera wyobrażano sobie jako młodego
146
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
mężczyznę, mającego swoją żonę i dzieci i żyjącego z pisarstwa.
Nawet odpowiadała im taka wizja. Zabawne jest to, że ludzie
zawsze prawie wyglądają inaczej, niż my sobie ich wyobrażamy.
I zawsze mówimy: tak sobie ciebie właśnie wyobrażałem, a w głębi
serca tkwi tęsknota za tym obrazkiem wyimaginowanym w swej
głowie. Dla większości takim obrazkiem był właśnie Stefek. Już
jednak nikt go więcej nie zobaczy – tego, z którym odeszły dawne
pasje, nadzieje, zapędy literackie i tego, który już nic więcej nie
da od siebie temu światu czekającemu wciąż na nasze gesty i dary.
Jednak ważniejsze jest to, że z tymi przymiotami odeszła także
ciężka choroba powiązana z załamaniem, nerwicą i pewnego
rodzaju obłędem. Już nikt nie wypowie jego imienia, nie rzuci
go kamieniem, nie splunie lub obleje zimną wodą z okna. Z drugiej
strony nikt już nie przeczyta książek tego pogardzanego człeka.
Co za ironia – najmniej zawsze szanujemy tych, którym tyle
zawdzięczamy. Tę prawdę niestety dopiero poznajemy po śmierci
takich ludzi pogardzonych i odrzuconych przez społeczeństwo.
Ostatnią odpowiedzią Stefka na słowa Wydawcy był zwrócony
przez pocztę list pod adres nadawcy z napisem: ,,Nie doręczono
z powodu nieobecności adresata w domu”. Promocja w księgarni
i tak się odbyła, tylko że bez Stefka, który miał być tylko dodatkiem
do całej imprezy. W kałuży przed drzwiami wejściowymi leżał tylko
ten list z napisem o niedoręczeniu - ostatnie słowo zmarłego także
zmieszane z błotem.
147
Dariusz Okoń – Brudnopis z życia
*
* *
Stefek – jednych może on śmieszyć, niektórych wzruszać,
albo po prostu denerwować. Zależy to od wielu czynników, których
nie potrzeba tu wymieniać. Ciężko jest zrozumieć ludzi chorych,
zamkniętych w sobie i żyjących zupełnie inaczej niż zwykli -
,,zdrowi”. Tym bardziej trudno opisać takiego człowieka. Nie da się
oddać jego emocji i wewnętrznych przeżyć dokładnie, bezpośrednio
i nie popełniając przy tym jakichkolwiek błędów. Można się tylko
wczuć w jego postawę.
Taki Stefek żyje w każdym, bo każdy z nas ma w sobie coś
z tej cząstki ,,inności”, coś z postawy naszego bohatera. Wszyscy
mamy swoje lęki i tajemnice, które mogą innym wydawać się
niedorzeczne. Warto dlatego starać się zrozumieć chorych
podobnych do Stefka i otworzyć się na innych, bo może ktoś taki
jak nasz bohater żyje gdzieś niedaleko i potrzebuje pomocy?
148