ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
Mimo że Haven uparcie nie odbierała telefonów od nas. udało nam się dodzwonić do Milesa.
Przekonaliśmy go, by wpadł po próbie, przyszedł więc z Erickiem i w czwórkę spędziliśmy bardzo
fajny wieczór — jedliśmy, pływaliśmy i oglądaliśmy kiepskie horrory. Było mi tak bezstresowo i
dobrze z przyjaciółmi, że prawie udało mi się zapomnieć o Riley, Haven, Evangeline, Drinie, plaży - i
wszystkich tych popołudniowych dramatach.
Prawie nie zwracałam uwagi na nieobecny wyraz twarzy Damena, który pojawiał się, gdy nikt nie
patrzył.
Prawie udało mi się zignorować wielką kulę nerwów, którą się staję.
Prawie. Ale nie całkiem.
I choć wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że Sabinę wyjechała z miasta i bardzo bym chciała, aby
został, Damen poczekał tylko, aż zasnę, a potem wyszedł.
Dlatego następnego ranka, kiedy pojawia się na moim progu z kawą, muffinkami i uśmiechem na
ustach, wcale nie ukrywa"". że mi ulżyło. Znów próbujemy zadzwonić do Haven, zostawiamy jedną
czy dwie wiadomości, ale nie trzeba być medium, by wiedzieć, że ona po prostu nie chce z nami
rozmawiać. Kiedy w końcu udaje mi się dodzwonić na telefon domowy i porozmawiać z jej
młodszym bratem Austinem, wiem, że i on nie kłamie, twierdząc, iż nie widział siostry. Po całym
dniu leniuchowaniu nad basenem, mam już ochotę zamówić kolejną pizzę, kiedy Damen wyrywa
mi z ręki słuchawkę i mówi:
- Myślałem, że ja robię kolację.
- Potrafisz gotować? - pytam, ale właściwie nie wiem, co mnie tak dziwi, skoro do tej pory nie
odkryłam jeszcze ani jednej rzeczy, której Damen nie potrafiłby robić.
- Sama ocenisz. - Uśmiecha się.
- Pomóc ci? - proponuję wspaniałomyślnie, choć moje umiejętności kulinarne ograniczają się do
dodawania wody lub mleka do płatków.
Damen kręci przecząco głową i rusza w kierunku kuchenki, a ja idę na górę, żeby wziąć prysznic i się
przebrać. Kiedy woła mnie na kolację, z zadziwieniem dostrzegam, że stół w jadalni nakryto
najlepszą porcelanową zastawą Sabinę, na nim leży piękny obrus, stoją świece i wielki kryształowy
wazon pełen - co za niespodzianka - czerwonych tulipanów.
- Mademoiselle. - Wita mnie Damen z idealnym, dźwięcznym francuskim akcentem, uśmiecha się i
odsuwa mi krzesło.
- Nie mogę uwierzyć, że sam to ugotowałeś. - Spoglądam na pełne jedzenia półmiski ustawione
przede mną i zaczynam się zastanawiać, czy może czekamy na jakichś gości.
- To wszystko dla ciebie - odpowiada na pytanie, którego nie zdążyłam zadać.
- Tylko dla mnie? Ty znów nic nie zjesz? - Patrzę, jak napełnia mój talerz idealnie przyrządzonymi
warzywami i świetnie upieczonym mięsem, a potem polewa sosem tak gęstym i cudownie
pachnącym, że nie mam pojęcia, co do niego dodał.
- Oczywiście, że zjem. - Damen znów się uśmiecha. - Ale przede wszystkim gotowałem dla ciebie.
Nie możesz żyć wyłącznie pizzą, wiesz?
- Zdziwiłbyś się - żartuję, zabierając się do soczystego kawałka grillowanego mięsa.
Podczas kolacji zadaję Damenowi mnóstwo pytań, korzystając z tego, że i tak tylko dziobie swoją
porcję. Pytam o wszystko, co tak bardzo chciałam wiedzieć, ale zapominałam o tym, kiedy tylko
spojrzałam w jego oczy: o rodzinę, o dzieciństwo, nieustanne przeprowadzki i jego
usamodzielnienie. Po części dlatego, że po prostu jestem ciekawa, a po części dlatego, że dziwnie
jest być w związku z kimś, o kim tak niewiele się wie. Im dłużej rozmawiamy, tym bardziej jestem
zaskoczona, jak wiele nas łączy. Oboje jesteśmy sierotami, choć on stracił rodziców dużo wcześniej
niż ja. Nie bardzo chce mówić o szczegółach, ale ja także wolałabym uniknąć roztrząsania swojej
sytuacji, więc nie naciskam.
- W którym miejscu podobało ci się najbardziej? — pytam, sprzątając z talerza ostatnie kęsy i w
końcu czując w żołądku błogą sytość.
- Tutaj. - Damen ledwie przełknął kilka kawałków, ale udało mu się zrobić niezłe przedstawienie,
przesuwając jedzenie po talerzu.
Marszczę czoło, nie całkiem mu dowierzając. No jasne, Orange County jest całkiem ładne, ale
przecież blednie w porównaniu z tymi wszystkimi ekscytującymi europejskimi miastami, prawda?
- Naprawdę. Jestem tu bardzo szczęśliwy. - Kiwa głową, patrząc mi prosto w oczy.
- A nie byłeś szczęśliwy w Rzymie, Paryżu, New Delhi czy Nowym Jorku?
Wzrusza ramionami, a w jego oczach znów pojawia się smutek - odpływa gdzieś na chwilę,
popijając swój czerwony napój.
- Co to właściwie jest? - podejrzliwie przyglądam się butelce.
- To? - uśmiecha się, podnosząc ją nieco wyżej. - Rodzinna tajemnica. — Potrząsa szkłem, a dziwny
czerwony kolor lśni i nabiera blasku, obijając się o krawędzie i rozpryskując na dnie. Płyn wygląda
jak skrzyżowanie błyskawicy, wina i krwi, z odrobiną diamentowego pyłu.
- Mogę spróbować? - pytam, choć nie jestem pewna, czy tego chcę, ale zżera mnie ciekawość.
Damen kręci głową.
- Nie spodoba ci się, smakuje jak lekarstwo. A to pewnie dlatego, że nim jest.
Mój żołądek skręca się z nerwów, bo już wyobrażam sobie mnóstwo nieuleczalnych chorób,
straszliwych schorzeń i śmiertelnych przypadłości. Wiedziałam, że to zbyt piękne, by było
prawdziwe.
Ale Damen tylko potrząsa głową i śmieje się, sięgając po moją dłoń.
- Nie martw się. Po prostu czasem brak mi energii, a to pomaga.
- Skąd je bierzesz? — zerkam, szukając jakieś etykiety, pieczątki, napisu, ale butelka jest czysta,
gładka i wydaje się zrobiona z jednego kawałka szkła.
- Mówiłem ci, przepis jest rodzinną tajemnicą - odpowiada, pociągając głęboki łyk i opróżniając
buteleczkę. Potem odsuwa się od stołu, zostawiając pełny talerz, i proponuje: - Pójdziemy
popływać?
- A nie trzeba odczekać godziny po jedzeniu? - żartuję.
- Nie martw się. Nie pozwolę ci utonąć.
Ponieważ większość dnia spędziliśmy w basenie, teraz decydujemy się posiedzieć w jacuzzi. I
dopiero gdy nasze palce zaczynają przypominać pomarszczone śliwki, owijamy się wielkimi
ręcznikami i wracamy do mojego pokoju.
Damen idzie za mną do łazienki. Upuszczam wilgotny ręcznik na podłogę, a on podchodzi z tyłu,
przyciąga mnie do siebie i trzyma tak blisko, że nasze ciała stapiają się w jedno. Kiedy muska ustami
mój kark, już wiem, że lepiej ustalić jakieś zasady, dopóki mój mózg w ogóle jeszcze pracuje.
- Hm, możesz zostać... - mamroczę, odsuwając się. Policzki płoną mi z zażenowania, kiedy
napotykam rozbawiony wzrok Damena. - To znaczy, chciałam powiedzieć, że chcę, byś został.
Naprawdę. Ale wiesz, nie jestem pewna, czy powinniśmy... No wiesz...
Boże, co ja wygaduję? Przecież on nie jest głupi, doskonałe wie, co chciałam powiedzieć.
Odepchnęłam go już w jaskini i tyle razy przedtem. Co się ze mną dzieje? Co ja wyrabiam? Każda
dziewczyna oddałaby wszystko za jedną taką chwilę, za taki długi, leniwy weekend bez rodziców i
przyzwoitek — a ja, proszę bardzo, wykładam jakieś absurdalne zasady, zupełnie bez powodu...
Damen unosi palcem moją brodę, aż zrównujemy się wzrokiem.
- Ever, proszę cię, już to przerabialiśmy - szepcze, zakładając mi włosy za ucho i całując moją szyję. -
Naprawdę potrafię czekać. Już tak długo czekałem, zanim cię odnalazłem, że mogę wytrzymać
jeszcze trochę.
Czując ciepłe ciało Damena zawinięte wokół mojego i jego spokojny oddech przy uchu, zasypiam od
razu. I choć martwiłam się, że będę zbyt podekscytowana jego obecnością, by normalnie odpocząć,
to sam fakt, że jest koło mnie, sprawia, iż czuję się bezpieczna i mogę od razu odpłynąć.
Jednak kiedy budzę się o czwartej rano, odkrywam ze zdziwieniem, że Damena nie ma obok mnie.
Odrzucam na bok kołdrę i podbiegam do okna, na nowo przeżywając ten sam niepokój co w jaskini.
Spoglądam na podjazd, ale widzę zaskoczona, że jego samochód wciąż tam stoi.
— Szukasz mnie? - słyszę nagle głos Damena. Odwracam się i widzę go stojącego w drzwiach.
Serce zaczyna bić mi mocniej, a twarz znów oblewa rumieniec.
- Ja... Przewróciłam się na bok, a ciebie tam nie było, i... -urywam, czując, że jestem śmieszna,
niepotrzebnie panikuje i robię bezsensowną scenę.
— Zszedłem na chwilę na dół, napić się wody. — Damen bierze mnie za rękę i prowadzi z
powrotem do łóżka.
Kiedy leżymy obok siebie, dotykam dłonią miejsca, gdzie przedtem leżał, a prześcieradło wydaje mi
się tak zimne, jakby Damena nie było przy mnie dużo dłużej niż tylko przez chwilę.
Kiedy znów się budzę, także jestem sama. Ale gdy słyszę, jak Damen rozbija się w kuchni na dole,
wkładam szlafrok i schodzę, by zbadać sytuację.
- O której wstałeś? - pytam zdziwiona, omiatając spojrzeniem nieskazitelnie czyste pomieszczenia -
bałagan po wczorajszej kolacji zniknął, a zamiast niego pojawiły się pączki, bajgle i płatki, których
na pewno nie było w szafkach.
- Jestem skowronkiem. - Damen wzrusza ramionami. - Pomyślałem, że trochę posprzątam, a potem
pójdę do sklepu. Może trochę przesadziłem, ale nie wiedziałem, co lubisz. - Uśmiecha się,
podchodząc bliżej i całując mnie w policzek.
Popijam świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy, który postawił przede mną i pytam:
- Napijesz się? Czy może wciąż pościsz?
- Poszczę? - spogląda na mnie i marszczy czoło. Robię równie zdziwioną minę.
- Proszę cię. Jesz mniej niż ktokolwiek ze znanych mi ludzi. Tylko popijasz to swoje... lekarstwo i
bawisz się jedzeniem. Przy tobie czuję się jak prosiak.
- Tak lepiej? - Podnosi z talerza pączek i wgryza się w niego w połowie, z trudem mieląc w ustach
ciasto i lukier.
Wzruszam ramionami i wyglądam przez okno, wciąż nie-przyzwyczajona do tej kalifornijskiej
pogody, która składa się z niekończącego się pasma ciepłych, słonecznych dni, mimo że nadeszła
już kalendarzowa zima.
- To co dzisiaj robimy? - pytam, spoglądając na Damena. Zerka na zegarek i odpowiada.
- Niedługo muszę znikać.
-Ale Sabinę wróci dopiero późnym wieczorem - przypominam, choć nie lubię, gdy mój ton staje się
taki błagalny. Gdy Damen wyciąga kluczyki do auta, czuję, jak w gardle rośnie mi wielka gula.
- Muszę jechać do domu i załatwić parę spraw. Szczególnie jeśli chcesz, żebym jutro pojawił się w
szkole - mówi, muskając ustami mój policzek, ucho i kark.
- Aaa, szkoła. To my jeszcze do niej chodzimy? - śmieję się, próbując nie myśleć o ostatnich
wagarach i ich przyszłych konsekwencjach.
- To ty twierdzisz, że jest ważna. - Damen wzrusza ramionami. - Gdyby to zależało ode mnie, tydzień
składałby się wyłącznie z sobót.
- Ale wtedy sobota nie byłaby taka wyjątkowa, a wszystkie dni wyglądałyby tak samo - zauważam,
odrywając kawałek lukrowanego pączka. - Niekończący się strumień długich, leniwych godzin; nie
byłoby na co czekać, po co pracować — jedna hedonistyczna chwila za drugą. I po jakimś czasie by
się nam znudziło.
- Nie bądź tego taka pewna. - Uśmiecha się.
- A co to za pilne i tajemnicze obowiązki, które musisz wypełnić? - pytam z nadzieją, że Damen choć
uchyli drzwi do swojego życia, do tych zwykłych dni, z których się ono składa, kiedy nie jesteśmy
razem.
- Wiesz, takie tam... — odpowiada nonszalancko. Co prawda śmieje się, mówiąc to, ale widzę, że
jest gotowy do wyjścia.
- Słuchaj, a może mogłabym... - zanim udaje mi się dokończyć zdanie, Damen już zaczyna kręcić
głową.
- Nie ma mowy. Nie będziesz robiła mi prania. - Przestępu-je z nogi na nogę, jakby zbierał się do
biegu.
- Ale chcę zobaczyć, gdzie mieszkasz. Nigdy nie byłam w domu kogoś, kto w moim wieku jest
samodzielny, więc zżera mnie ciekawość. - Próbuję zachować swobodny ton, jedni-znów wychodzi z
tego raczej błagalny jęk.
Damen uparcie kręci głową i spogląda na drzwi, jakby za nimi stała kochanka, której spotkania nie
może się doczeka: Wiem dobrze, że nadszedł czas, by się poddać i wywiesić białą flagę, ale nie
mogę się powstrzymać, aby nie spróbować raz jeszcze:
- Ale dlaczego nie? - Wbijam w niego wzrok, czekając na wyjaśnienie.
Damen spogląda na mnie i wyraźnie spięty opowiada:
- Bo mam w domu bałagan. Okropny, przerażający nieporządek. Nie chcę, żebyś go zobaczyła i
wyrobiła sobie o mnie błędną opinię. Zresztą i tak nic bym nie zrobił, gdybyś była obok. Tylko mnie
rozpraszasz. - Niby się uśmiecha, ale w jego twarzy i oczach widzę zniecierpliwienie. Staje się dla
mnie jasne, że próbuje tylko jakoś mnie zagadać, zanim w końcu wyjdzie. - Zadzwonię wieczorem -
rzuca jeszcze i rusza do drzwi.
- A jeśli pojadę za tobą? Co wtedy zrobisz? — pytam, śmiejąc się nerwowo, ale zamieram, kiedy
Damen odwraca się w moją stronę.
- Nie jedź za mną, Ever. Nie jedź.
Nie wiem sama, czy ma na myśli „teraz" czy „nigdy", ale tak czy owak, wyraził się wystarczająco
jasno.
Po odjeździe Damena znów próbuję dodzwonić się do Haven, ale gdy od razu włącza się poczta
głosowa, nie mam ochoty nagrywać kolejnej wiadomości. Bo zostawiłam ich już kilkanaście i teraz
to od Haven zależy, czy oddzwoni, czy nie. Idę na górę, by wziąć prysznic, potem siadam przy biurku
z poważnym postanowieniem odrobienia zadań, ale niestety kiepsko mi idzie, bo myśli wciąż
wracają do Damena, do jego dziwnych, tajemniczych zachowań, których nie mogę już dłużej
ignorować.
Na przykład: jak to możliwe, że zawsze wie, co w danej chwili myślę, mimo że ja nie potrafię czytać
w jego głowie? I jak w ciągu zaledwie siedemnastu krótkich lat udało mu się znaleźć czas, aby
mieszkać w tylu egzotycznych miejscach, nauczyć się malowania, gry w futbol, surfowania,
gotowania, historii literatury i świata oraz wszystkiego innego? I o co chodzi z tym poruszaniem się
w tak niesamowitym tempie, że aż rozmywa się przed oczami? A te róże, tulipany i czarodziejski
długopis? Nie wspominając o tym, że w jednej chwili mówi jak normalny nastolatek, a sekundę
później wyraża się jak Heathcliff lub pan Darcy albo inny bohater ze starej powieści. Gdy dodać do
tego, że zachowywał się, jakby widział Riley, a także to, że nie ma aury, i że Drina nie ma aury, i że
Damen ukrywa, iż naprawdę ją zna... A dzisiaj okazało się, że nie chce, bym wiedziała, gdzie
mieszka.
Po tym, jak spaliśmy ze sobą?
No dobrze, może tylko po prostu spaliśmy, ale i tak uważam, że zasługuję na to, by znać odpowiedź
na przynajmniej kilka (jeśli nie wszystkie) moich pytań. I choć sama nie jestem fanką włamywania
się do szkoły i grzebania w aktach, znam kogoś, kto mógłby to zrobić.
Tyle że nie jestem pewna, czy powinnam mieszać w to Riley. Pozostaje też jeden drobiazg - nie
wiem nawet, jak ją wezwać, bo do tej pory nie musiałam tego robić. Mam wołać ją po imieniu?
Zapalić świeczkę? Zamknąć oczy i wypowiedzieć życzenie? Palenie świecy wydaje mi się lekko
nienormalne, decyduję się więc stanąć pośrodku pokoju, zacisnąć powieki i wołać:
- Riley! Riley, jeśli mnie słyszysz, naprawdę muszę z tobą porozmawiać. Właściwie to chciałam cię
prosić o pomoc. Ale jeśli nie zechcesz tego zrobić, oczywiście to zaakceptuję i nie będę miała do
ciebie żalu, bo wiem, że to trochę dziwne. I w ogóle czuję się głupio, stojąc tak i gadając do siebie,
więc jeśli mnie słyszysz, może dałabyś mi jakiś... hm, znak?
W tej samej chwili z wieży stereo rozlega się piosenka Kelly Clarkson, którą Riley uwielbiała
śpiewać. Otwieram oczy i widzę, że stoi przede mną i zwija się ze śmiechu.
- O rany, wyglądałaś, jakbyś zaraz miała zasunąć rolety, zapalić świecę i urządzić seans
spirytystyczny! - Patrzy na mnie z niedowierzaniem.
- Kurczę, czuję się jak kompletna idiotka. - Rumienię się ze wstydu.
- Trochę wyglądałaś jak kompletna idiotka. — Riley wciąż się śmieje. - W porządku, coś sobie
wyjaśnijmy: chcesz zepsuć swoją młodszą siostrzyczkę, zmuszając ją, by szpiegowała twojego
chłopaka?
- Skąd wiesz? — pytam zadziwiona.
- Proszę cię! - Riłey wznosi oczy do nieba i rzuca się na moje łóżko. — Sądzisz, że tylko ty umiesz
czytać w myślach?
- A o tym skąd wiesz? — Ciekawe, co jeszcze wie, o czym ja nie mam pojęcia.
- Ava mi powiedziała. Tylko się nie złość, bo dzięki temu przynajmniej zrozumiałam twoje ostatnie
modowe wpadki.
- A co z twoimi modowymi wpadkami? - pytam, wskazując na jej kostium z Gwiezdnych wojen.
Riley tylko wzrusza ramionami.
- Chcesz w końcu wiedzieć, gdzie mieszka twój chłopak, czy nie?
Podchodzę do łóżka i siadam obok niej.
- Szczerze? To nie jestem pewna. Oczywiście tak, chcę wiedzieć, ale nie wiem, czy powinnam ciebie
w to mieszać.
- A co jeśli już to zrobiłam? Jeśli już wiem? - Riley marszczy czoło.
- Włamałaś się do szkoły? - Zastanawiam się, co jeszcze wydarzyło się od czasu naszej ostatniej
rozmowy.
- Zrobiłam coś lepszego. - Śmieje się. - Pojechałam za nim do domu.
- Ale kiedy? I skąd...?
- Proszę cię, Ever. - Kręci głową. - Ja naprawdę nie potrzebuję samochodu, żeby dotrzeć tam, gdzie
chcę. Zresztą wiem, że jesteś totalnie zakochana w tym chłopaku, i wcale cię za to nie winię,
rzeczywiście jest całkiem niezły. Pamiętasz ten dzień, kiedy zachowywał się tak, jakby mnie widział?
Kiwam głową. Pewnie, że pamiętam. Jak mogłabym zapomnieć?
- Nieźle mnie tym przestraszył. Dlatego postanowiłam przeprowadzić małe śledztwo.
- I? - pochylam się w jej stronę.
-I... cóż, nie wiem, jak ci to powiedzieć, i nie zrozum mnie f e. ale Damen jest... trochę dziwny. -
Rozkłada ręce. - Mieszka w wielkim domu w Newport Coast, co już jest nienormalne, biorąc pod
uwagę jego wiek. Bo niby skąd bierze na to pieniądze? Przecież nie pracuje.
Przypomina mi się tamten dzień na wyścigach, ale decyduję się milczeć.
- Tyle że to wcale nie jest najdziwniejsze - kontynuuje Riley.
- Bo totalnie odjechane jest dopiero to, że jego dom stoi zupełnie pusty. Nie ma w nim ani jednego
mebla!
- Wiesz, w końcu jest facetem. - Zastanawiam się sama, czemu czuję, że powinnam bronić
Damena.
Riley kręci głową.
- No tak, ale to już zakrawa na zupełne dziwactwo. W całym domu ma tylko bazy do wstawiania
iPoda i płaski telewizor. Poważnie. Nic więcej. A uwierz, że obejrzałam cały dom. Oprócz jednego
pokoju, który był zamknięty na klucz.
- Od kiedy zamknięte drzwi cię powstrzymują? - W końcu w ciągu ostatniego roku widziałam wiele
razy, jak Riley przenika przez ściany.
- Uwierz, że to nie drzwi mnie powstrzymały. Sama siebie powstrzymałam. Bo wiesz, to, że jestem
martwa, wcale nie znaczy, że nie mogę się przestraszyć. - Krzywi się i kręci głową.
- W końcu Damen mieszka w tym domu dopiero od niedawna. - Szukam kolejnych wymówek,
niczym uzależniona fanka.
- Może po prostu nie miał jeszcze czasu, by go umeblować? Przecież chyba właśnie dlatego nie
chce, bym tam przychodziła i widziała dom w takim stanie. - Powtarzam sobie w głowie własne
słowa i myślę: Mój Boże, jestem jeszcze gorsza, niż sądziłam.
Riley parzy na mnie takim wzrokiem, jakby za chwilę miała mi wyjawić tajemnicę świętego
Mikołaja, wielkanocnego króliczka i zębowej wróżki, najlepiej w jednym zdaniu. Ale zamiast tego
mówi tylko:
- Może powinnaś sama to zobaczyć.
- Co masz na myśli? - Dobrze wiem, że siostra coś przede mną ukrywa.
Ale Riley wstaje z łóżka i w milczeniu podchodzi do lustra, zerkając na swoje odbicie i poprawiając
kostium.
- Riley? - Zupełnie nie wiem, czemu zachowuje się tak tajemniczo.
- Posłuchaj. - W końcu odwraca się w moją stronę. - Może się mylę. W końcu co ja tam wiem,
jestem tylko dzieckiem. I może to nic takiego, ale...
-Ale...? Wzdycha głęboko.
- Ale myślę, że powinnaś sama zobaczyć.
- Jak tam dojechać? — pytam, zrywając się z łóżka i sięgając po kluczyki.
Kręci głową.
- Nie ma mowy, ja nie jadę. Jestem prawie pewna, że Da-men mnie widzi.
- Cóż, mnie widzi na pewno - przypominam. Ale Riley upiera się.
- Nie namówisz mnie. Ale narysuję ci mapę.
Jako że Riley nie najlepiej radzi sobie z rysowaniem map, godzi się zrobić dla mnie listę ulic,
zaznaczając tylko skręty w lewo i w prawo, bo strony świata i tak zawsze mi się mylą.
- Na pewno nie chcesz jechać? - pytam jeszcze, biorąc plecak i wychodząc z pokoju.
Kiwa głową i idzie ze mną na dół.
- Hej, Ever? Odwracam się.
- Mogłaś mi powiedzieć o tym wszystkim... Że czytasz w myślach. Głupio mi teraz, że naśmiewałam
się z twoich ubrań.
Otwieram frontowe drzwi i wzruszam ramionami.
- A ty naprawdę możesz czytać w moich myślach? Uśmiecha się i potrząsa głową.
- Tylko wtedy, kiedy chcesz się ze mną skontaktować. Sama się domyśliłam, że to tylko kwestia
czasu, zanim poprosisz mnie, bym śledziła Damena. - Śmieje się głośno. — Ale wiesz co? -
Spoglądam na siostrę pytająco. - Jeśli przez jakiś czas mnie nie będzie, to nie dlatego, że jestem na
ciebie zła albo że próbuję cię ukarać, ani nic takiego. Obiecuję, że będę zaglądać i sprawdzać, czy u
ciebie wszystko w porządku, ale możesz mnie nie widywać tak często. Będę trochę zajęta.
Zamieram w pól kroku, czując narastający strach.
- Ale wrócisz, prawda? Kiwa głową.
- Po prostu... No wiesz. Obiecuję, że wrócę, tylko jeszcze nie wiem kiedy. - Uśmiecha się, ale tym
razem to wymuszę r uśmiech.
- Nie zostawisz mnie chyba? - Wstrzymuję oddech i wypuszczam powietrze, dopiero gdy widzę, że
kręci głową. - Debrze, w takim razie - powodzenia. - Tak bardzo chciałabym ją uściskać, przytulić,
namówić, by została, ale wiem, że to niemożliwe. Ruszam do samochodu i zapalam silnik.