Rozdział 22
Następnego poranka odkryłam, że miałam tysiące nieodebranych połączeń od
moich przyjaciół i Nany. Wysłałam tylko krótką wiadomość do opiekunki:
Wszystko ok. Potem wyłączyłam swój telefon. Wszyscy mnie szukali, ale nie
chciała być znaleziona. W końcu będę musiała wrócić do reszty świata, ale nie w
najbliższym czasie. Byłam zmuszona zmierzyć się ze światem bez rodziców.
Wygramoliłam się z łóżka Willa i wyszłam na korytarz. Usłyszałam głosy
dobiegające z pokoju do nauki, podkradłam się do otwartych drzwi i zajrzałam
przez nie. Lauren opierała się o biurko pod dużym oknem, a Nathaniel stał koło
niej, trzymając dłoń na biurku. Twarz obojga była poważna, ale jego bardziej
wykrzywiona bólem niż jej.
-Nie wiem, co chcesz ode mnie – powiedział cicho. Nie było w jego głosie
surowości, brzmiał jakby próbował się argumentować. Tak czy inaczej, oboje
wyglądali bardzo smutno.
Lauren spojrzała na niego, jej twarz napięła się mocno. Wydawała się
emocjonalnie wyczerpana. – Nie wiem, co odpowiedzieć.
- Nie skończymy w ten sposób – powiedział. – Obiecuję.
Uśmiechnęła się lekko. – Nie możesz tego obiecać.
- Kocham cię – powiedział i dotknął jej policzka. – I to się liczy.
- Jesteś kochany – powiedziała i zakryła jego dłoń swoją. Odsunęła się. – Ale nie
o to tu chodzi i dobrze o tym wiesz. Widziałeś przez co Will przechodzi przez
wieki. Nie okłamuj mnie. Nie chcę, żebyś czuł ból przeze mnie.
Jego wzrok błądził między nią, a powietrzem, milczał. Jego kręcona, miedziana
czupryna zasłoniła czoło.
- Czy naprawdę chcesz tego dla siebie? – spytała. – Nie należę tutaj i wiesz o
tym.
- Wiem, – powiedział zdesperowany, opierając się o nią, ręce przebiegły przez
jej ciemne włosy na szczupłe ramiona – że należysz tutaj. Ze mną.
Zaczęła się uśmiechać, ale przestała, zanim usta zaczęły rozkwitać. – Nasze
zakończenie nie będzie piękne.
- Nie, jeśli ma coś wspólnego z tobą.
Uśmiechnęła się ponownie pasując do jego głupiego uśmieszku. – Nathaniel,
mówię poważnie. Będziesz ze mną co najmniej przez tysiąc lat. Czy jesteś
przygotowany na to?
Uśmiech rozjaśnił jego wyraz twarzy. – Nie obchodzi mnie to.
Skrzywiła się i dotknęła jego twarzy. – Nathaniel…
- Zostanę przy twoim boku do końca - powiedział. – Tak, rozumiem przez co
przechodzi Will i dla ciebie to zniosę.
Jej oczy błyszczały, ale zanim zdążyła się rozpłakać, ich usta spotkały się. Kiedy
odsunął się i pocałował ją w nos, zaśmiała się przez łzy.
Z dziwnym uczuciem niszczenia tej chwili, opuściłam Nathaniela, Lauren i ich
tajemniczy świat. Postanowiłam się udać na długi spacer.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wróciłam do bardzo cichego domu. Pojedyncze światło świeciło w salonie,
gdzie znalazłam Nathaniela czytającego książkę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął
się.
- Gdzie są wszyscy? – zapytałam, siadając obok niego.
- Lauren robi zakupy – odpowiedział. – Powiedziałem, żeby Will poszedł z nią.
Dobrze mu zrobi wyjście z domu i zrobienie czegoś innego.
Zaśmiałam się. – Jestem pewna, że on uważa to za tortury. Nie lubi zwykłych
rzeczy.
N athaniel wzruszył ramionami. – Nie każdy nadaję się do tego. Niektórzy z nas
na przykład Marcus i ja potrafilibyśmy dostosować się do nieco normalniejszego
ludzkiego życia. Możemy mieć normalną pracę, tworząc z ludźmi relację
przyjaźni i biznesowe, mieć hobby. Ale inni, jak Will, Ava, a nawet Sabina –
nigdy nie czuliby się dobrze w ludzkim świecie. Może czują, że nie zasługują na
integrację w społeczeństwie, albo mają wrażenie, że nie należą do niego.
Przez chwilę czułam się źle przez to, że wyciągnęłam Willa na głupie szkolne
imprezy, zwłaszcza kręgle, ale może Nathaniel miał rację. Może dobrze dla niego
jest zrobienie czegoś innego niż walka o życie jego i mojego każdej nocy. –
Potrzebuję rozproszenia.
- Chwila spokoju – powiedział Nathaniel. – To robi ogromną różnicę. Dlatego
jesteś dla niego taka ważna.
Pokręciłam głową. – Ale wszystko, co sprawia, że jego życie jest takie straszne to
przeze mnie. Jeśli nie musiałbym mnie….
- On nadal robiłby to samo – powiedział łagodnie. – Nadal polowałby na
demonicznych kosiarzy, ale z tobą ma powód do radość, powód dlaczego chce
to robić. Zapominasz, że nie jest Stróżem, dlatego że Michał dał mu miecz. Will
chciał tego, nadal chce.
Czasami o tym zapominałam. Przyjął ten obowiązek wiele lat temu. Nie był do
tego zmuszony.
Nathaniel przyglądał mi się uważnie. – Jestem jedyną żywą osobą, która znała
Willa zanim on poznał ciebie.
Przemyślałam jego słowa, zdając sobie sprawę, że Will musiał się czuć tak samo
samotny, jak ja. Relacja pomiędzy Willem, a Nathanielem była większa niż
przyjaźń. Byli rodziną.
- Nie mówię tego, żeby zabrzmieć protekcjonalnie – powiedział Nathaniel,
zmartwienie odzwierciedliło się w jego oczach.
- Nie, wiem, że nie – powiedziałam. – Po prostu to znaczy, że widziałeś innego
Willa.
- Dokładnie. Był o wiele bardziej dziki niż teraz. Lekkomyślny.
Zaśmiałam się. – Will? Dziki? Nie mogę w to uwierzyć.
- Lubił dziewczyny i wpadał w liczne kłopoty. Znalazł się w sytuacjach, które…
Nathaniel zamarł, szukając właściwych słów. – Powiedzmy, że ustatkował się,
kiedy został twoim opiekunem. Stał się bardziej poważny.
- Czasami zbyt poważny – powiedziałam. – Jak go spotkałeś?
- Znałem jego matkę – wyjaśnił -Madeleine była dość sławną myśliwą
demonicznych kosiarzy. Kiedy Will postanowił, że pójdzie w jej ślady, kazała mi
się nim opiekować. Nigdy nie poznałem ojca Willa.
- Jaka była Madeleine?
- Była potężną kobietą i podobnie do Willa była bardzo oddana służbie, a do
tego bardzo miła. -Zatrzymał się i powiedział: - Chciałbym, żebyś coś wiedziała.
Ścisnęło mnie w brzuchu, bałam się tego, co ma mi do powiedzenia. – Ok.
Wziął głęboki oddech. – Rozumiesz sens i funkcje reliktów, prawda?
- W większości tak – powiedziałam.- To są obiekty z magicznym połączeniem z
istotą z nieba lub piekła.
- Mogą być wszystkim, nawet czymś żywym – powiedział. – Od drzewa w lesie
do człowieka. Ale wszystkie potrzebują opiekuna, nawet te demoniczne.
Wszystko może być połączone z niebem lub piekłem, ale tylko najpotężniejsze
są relikwiami. Tak, jak ty, Ellie.
Moja głowa odwróciła się, opadłam bardziej na siedzenie. – Co powiedziałeś?
- Jesteś relikwią, Ellie.
- Ja?
Skinął głową. – Twoje ludzie ciało, naczynie Gabriela. Najświętszą ze wszystkich
rzeczy na ziemi, jesteś ty. Każdy relikt potrzebuje opiekuna. Will jest twoim.
- Więc Will jest stróżem reliktu. Moim Stróżem.
- Racja. Stróżem, największym ze wszystkich anielskich stróżów.
- Ale ty nie jesteś opiekunem żadnej relikwii, prawda?
- Nie – powiedział łagodnie. – Nie oficjalnie, ale mam kilka rzeczy, które
trzymam bezpiecznie. Zapisy z naszego świata, książki o dużym znaczeniu.
Zostały one mi przekazane po moim ojcu, kiedy został zabity.
- To dlaczego jesteś tak zaangażowany? Przecież nie musisz nic robić.
Uśmiechnął się lekko. – To prawda, ale Will jest, jak mój młodszy brat. Zawsze
będę dbał o niego i walczył u jego boku. Tyle można zrobić dla rodziny i dla tych,
których kochasz. Dlatego ciebie też chce chronić, Ellie. Ty też należnych do
rodziny.
To uderzyło mnie w sedno. Życzliwość jego słów sięgnęła głęboko, zaciskając
się wokół mojego serca i uniemożliwiając mi wzięcie oddechu. – Dziękuję,
Nathaniel – powiedziałam słabo. – Ty również jesteś moją rodziną. Ale
naprawdę nie rozumiem, dlaczego któreś z was przyjmują taką
odpowiedzialność. Dlaczego warto zostawić wszystko i poświęcić całe swoje
życie, aby chronić coś za wszelką cenę?
Wziął głęboki oddech. - Jaki jest sens życia wiecznego, jeśli spędza się na nic
nierobieniu? Nie ma nic. Zmarnowana wieczność.
Przypomniałam sobie, co Will mówił o nocy, kiedy Michał dał mu miecz i
odpowiedzialność, jako mój Opiekun. – Dał mi cel. Jakieś przedsięwzięcie w
mojej nieśmiertelności, koncentrując mnie na czymś. Ty mi dałaś cel.
- Są cztery rzeczy na temat wojny, które powinnaś zrozumieć, Ellie – Nathaniel
zaczął. – Pierwsza, każde działanie potrzebuje przemyślanej taktyki. Dwa, nigdy
nie wolno tracić nadziei i przestać walczyć za to, co słuszne. Trzy, być odważnym,
ale nie powstrzymywać strachu. I cztery, być w stanie się poświęcić.
Być w stanie się poświęcić. Potrafiłabym? Jak daleko będę musiała się posunąć,
ile będę musiała stracić, żeby wygrać tę wojnę? Co jeszcze miałam stracić?
Siebie, rodzinę, moich przyjaciół, Willa? Nie potrafiłabym ich poświęcić, ale czy
dałabym radę zginąć, aby ich uratować?
- Zamierzam wygrać tę wojnę – rzekłam do Nathaniela.
Uśmiechnął się łagodnie. – Wierzę, że ci się uda.
Frontowe drzwi otworzyły się i pojawił się Will wraz z Lauren, niosąc worki z
artykułami spożywczymi. Nathaniel oraz ja ponieśliśmy się i pomogliśmy im
przynieść resztę worków z samochodu Lauren. Kąpałam się w marcowym słońcu
i temperaturze pięciu stopni. Wiosna nadchodziła.
- Jak było na zakupach? – zapytałam Willa.
- Strasznie – odparł. – To była walka, żeby dostać się przez te wszystkie kobiety
do jajek. Były niebezpieczne.
Zaśmiałam się. – Nie dajesz sobie radę z mamuśkami?
- Najwyraźniej – odpowiedział, posyłając mi lekki uśmiech.
- Will daje sobie radę z kosiarzami, ale mamy… -Lauren z uśmiechem dźwigała
ostatnie torby do stołu i rozpakowała artykuły spożywcze.
- Muszę pozbyć się części tej agresji – powiedział Will. – Nathaniel, jesteś
gotowy?
Nathaniel zmarszczył brwi. – Przepuścić szansę pokonania cię? Ja zawsze jestem
w grze.
Lauren i ja, usiadłyśmy na ganku, przykryte kołdrą i oglądające, jak chłopcy
walczą na podwórzu. Topniejący śnieg zwiększał im trudność treningu,
przeszkadzając w poruszaniu się, ale to dlatego ćwiczyli. Will zaśmiał się, kiedy
Nathaniel poślizgnął się i upadł na mokry śnieg i błoto.
- Łady ruch – powiedział Will i położył miecz na ramieniu, przewracając oczami.
Nathaniel przetoczył się i podciągnął na równe nogi. Prychnął na szeroki
uśmiech Willa i pchnął go w ramie. – To nie liczy się, jako punkt. Poślizgnąłem
się.
Will zadrwił. – Daj spokój, człowieku. To było żałosne.
- Hej – powiedział Nathaniel, machając palcem. – Jestem intelektualistą, a nie
wojownikiem.
- Bądźcie mili, chłopcy – zawołała Lauren. – Może ja powinnam liczyć winniki.
Wtedy nikt by nie oszukiwał. Podciągnęła kołdrę trochę wyżej, kiedy mocniej
zawiał wiatr, wymieniliśmy uśmiechy i pokręciłam głową.
Nathaniel odwrócił miecz w ręku tak, żeby Will wiedział, że jest gotowy. Potem
zniknął , poruszał się tak szybko, że moje oczy straciły go w mgnieniu oka, ale
Will odwrócił się , zamachując się mieczem i spotykając się z ostrzem
Nathaniela, co potrafiły tylko viry. Miecz Willa był niczym w porównaniu do
Nathaniela, ale byłam zaskoczona umiejętnościami Nathaniela i łatwością z jaką
poruszał eleganckim i cienkim ostrzem. Był zdecydowanie bardziej molem
książkowym niż wojownikiem, co było jego urokiem, ale to nie znaczyło, że nie
wiedział, jak skopać tyłek. Wydawało się, że z łatwością odparowuję każde
uderzenie Willa, do czasu aż zmęczył się dawaniem forów.
Sposób w jaki walczył Will był hipnotyzujący. Jego zgrabne okrucieństwo było
najpiękniejszą zmaterializowaną rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałam. Jego
ruchy, kiedy unikał uderzeń Nathaniel były tak niewielkie, tak łatwe, że
wydawało się, że jego dusza zna ten taniec.
Śnieg nie przeszkadzał im w walce, chociaż latał wszędzie w powietrzu,
zostawiając białe smugi na ostrzach i szybując lekko, jak piórko. Nathaniel
zablokował miecz Willa swoim własnym, a Will rozbił łokciem nos Nathaniela,
przewracając go. Nathaniel uniósł miecz do góry, a Will zamachnął się w dół,
srebro uderzyło o siebie, a Nathaniel kopnął butem w pierś Willa przez co
zatoczył się do tyłu.
- Po dwa punkty dla każdego – Lauren oznajmiła. - Każdy z nich wykonał udaną
ofensywę i manewry obronne.
- Więc jak jeden z nich wygra? – zapytałam.
- Nie ma wygranego – wyjaśniła. – Po prostu dodajemy punkty. Zapomniałam
dawno temu ich wyniki, ale liczby są ogromne. Nathaniel zna swoją przeciwko
Willowi, ale to oczywiste, kto jest lepszym wojownikiem.
- Nathaniel jest genialny, ale prawie nigdy go nie widuję, kiedy walczy.
Wzruszyła ramionami. – Wolałby być przydatny dla wojny w inny sposób. Z
drugiej strony, Will nigdy nie ma dość walki. To go wykańcza fizycznie i
emocjonalnie, ale jest dla niego jak narkotyk. Nie może funkcjonować bez tego.
Coś ciężkiego osiadło na mojej piersi. – To jego życie.
Kątem oka zobaczyłam, że Lauren zerka na mnie. – Twoje też. – powiedziała. –
Ale nie jestem pewna, co zrobiłby Will, gdyby nie miał misji nawet przez pięć
minut. Chyba by zwariował.
Gdy patrzyłam, jak wywija mieczem w powietrzu, wyobrażała sobie go, jak
prowadzi spokojne życie, w którym nie stara się przetrwać i chronić mnie w tym
samym czasie.
- Nawet nie myśl o tym – Lauren ostrzegła ostro. – Znam ten wyraz twarzy.
Zgodził się na to. To jest to, czego chciał. Nie mogę opisać różnicy w nim, jaka
nastąpiła, kiedy powróciłaś do jego życia.
Popatrzyłam przez trawnik na Willa. Nasze oczy spotkały się, a ja wiedziałam, że
słyszałam naszą rozmowę z Lauren. Ale nigdy nie spudłował i nie pozwolił
Nathanielowi uzyskać przewagę.
- Ty też to wybrałaś – powiedziała Lauren. – Nie zapomnij o tym.
Miała rację. Jako Gabriel postanowiłam zostać człowiekiem i walczyć z
kosiarzami. To była moja misja, a ochrona mnie, była misją Willa.
Miecz Willa przejechał po rękawie Nathaniela i krew ukazała się w blasku
słońca. Nathaniel odwrócił się z odgłosem bólu, trzymając się za rękę. Will
wycofał swój miecz, aż zniknął całkowicie.
- Skończyłem – powiedział zdyszany.
Nathaniel studiował jego twarz. – W porządku.- Nie powiedział nic więcej.
Will kierował się do domu nieśmiało, śnieg przyczepiał się do jego ciuchów i
włosów. Wstałam, żeby pomóc mu posprzątać, kiedy wszedł do środka.
- Nie wniesiesz tego błota do domu. -Lauren skarciła Nathaniela. Kiedy
spojrzałam za siebie, zobaczyłam, jak ciągnie go za rękaw i szepcze mu do ucha:
- Czekaj.
W kuchni Will zdjął buty, ustawił je na dywanie koło szklanych drzwi do
wyschnięcia i szarpał się z długimi rękawami swetra. Wzięłam go od niego, żeby
mógł strzepać dżinsy i wygładzić T-shirt.
- Wykonałeś świetną robotę – powiedziałem, przerywając ciszę między nami.
Nie uniósł wzroku. – Tak samo, jak Nathaniel.
Moje wnętrze rozpłynęło się, kiedy przyglądałam mu się. – Mogę zająć się
twoimi mokrymi ubraniami, kiedy będziesz brał prysznic.
Tym razem spojrzał na mnie. – Nie musisz – powiedział.
- Chcę.
Skinął głową i przyglądał mi się przez kilka sekund, zanim zniknął w łazience na
piętrze. Gdy Nathaniel i Lauren wreszcie weszli do domu, wyszłam z kuchni i
zaniosłam mokre Willa ubrania do pralni. Kiedy byłam tam, moje myśli pędziły
mi przez głowę. Chciałam, żeby wszystko było dobrze między nami. Hałas
wydawany przez pralkę pomógł zagłuszyć tępy huk w mojej głowie. Poszłam na
górę do mojego pokoju, ale wpadłam na Willa w ciemnym korytarzu. Ubrany był
w spodnie dresowe i lekko pomarszczony biały T-shirt, włosy miał jeszcze
mokre.
Podeszłam do niego, owijając ręce wokół jego talii i przesuwając dłonie w górę
jego pleców. Trzymał mnie niepewnie, ale potem rozluźnił się z westchnieniem,
ramiona zgarbiły się i położył głowę w moje włosy w zagięciu mojej szyi.
Pachniał tak dobrze, że nie chciałam go puszczać, nigdy, ale niechętnie
rozluźniłam uścisk.
Uśmiechnął się delikatnie w dół do mnie. – Jak się dzisiaj czujesz? – zapytał,
poprawiając moje włosy za ucho.
Zamknęłam oczy w reakcji na jego dotyk. – Lepiej. Po prostu cały czas czuję się
zmęczona.
Nie dostałam odpowiedzi, więc przycisnęłam ręce do piersi i schowałam się w
jego ciało.
Opuścił dłonie na moje ramiona. – Marcus i Ava chcą dzisiaj z nami polować.
- Dobrze - powiedziałam. – Musimy korzystać z każdej pomocy. Chce ich
wszystkich zabić.
- Pozbędziemy się ich wszystkich po kolei – obiecał.
- Chcesz, żeby zrobiła ci obiad? – zapytałam, bawiąc się rąbkiem koszulki. –
Wiem, że potrzebujesz coś zjeść. Widziałam, że dostałeś kilka uderzeń od
Nathaniela.
Mrugnął do mnie, a mój żołądek zawirował. – Pozwoliłem mu. Zaczynałem się
źle czuć. Spędził pół walki na ziemi.
Przewróciłam oczami. – Jesteś taki miły. On nie miał o tym pojęcia.
- Nie ma szans. -Jego wzrok padł na mojej usta, zanim z powrotem wrócił do
oczu, co mnie zastanowiło, czy myślał o pocałowaniu mnie. – Dlaczego o mnie
dbasz?
Pytanie zaskoczyło mnie trochę, więc musiałam zastanowić się nad
odpowiedzią. Prawdę mówiąc nie zdawałam sobie sprawę, że to robię. Czy tylko
dbałam o niego, czy byłam dla niego miła, ponieważ było mi przykro? – Bo… -
zaczęłam mówić, ale szybko zorientowałam się, że nie mam odpowiedzi dla
niego. – Chcesz, żebym przestała?
- Nie masz żadnego powodu by być miła dla mnie - powiedział.
Nie mógł nie zauważyć, że unikałam odpowiedzi. – Mam wszelkie pobudki by
być dla ciebie dobra.
- Po tym, co zrobiłem?
Być może miał rację, ale próbowałam to jakoś naprawić. Nie chciałam być na
niego zła. Był dla mnie zbyt ważny, żeby go nienawidzić. – Po tym, co ja
zrobiłam.
Wypuścił powietrze. – Ellie…
- Przepraszam – powiedziałam cicho, wyrzucając to z ciebie. – Za wszystko. Za
uciekanie od ciebie. Za obwinianie ciebie.
- W porządku.
- Myślałam, że moja ucieczka cię ochroni – przyznałam. – Prawdopodobnie
dobrze zrobiłam zostawiając rodzinę i przyjaciół, ale nie ciebie i Nathaniela. Nie
zrobiłam tego, żeby cię ukarać, proszę zrozum to. Nie chciałam cię skrzywdzić
celowo.
Skinął głową. – Ja też nigdy nie pomyślałem o skrzywdzeniu cię.
Walczyłam ze szlochem. – Oboje się pogubiliśmy.
Uśmiechnął się. – Nie jesteśmy doskonali i nigdy nie będziemy. Pochyli się by
mnie pocałować w policzek, a jego dłonie opadły.
- Czy masz zamiar zdrzemnąć się kilka godzin przed polowaniem w nocy? –
zapytałam.
- Powinienem. Potrzebuję energii.
- Mogę się z tobą położyć?
Obserwował mnie delikatnie z wahaniem. – Jasne. Ty też potrzebujesz
odpoczynku.
- Pozwól mi najpierw zrobić ci obiad – zaoferowałam.
Wzięłam go za rękę i poprowadziłam po schodach do kuchni. Jedliśmy, mało
rozmawiając, a kiedy skończyliśmy pomógł mi posprzątać. Kiedy dotarliśmy do
pokoju Willa, zasunęłam żaluzję, ale światło słoneczne nadal wlewało się do
pokoju. Wspięłam się na łóżko, a on patrzył na mnie spokojnie. Kiedy położyłam
głowę na poduszce i podciągnęłam koc pod brodę, usadowił się koło mnie.
Przysunęłam się do jego piersi, czując jego oddech, a on pocałował mnie w
włosy. Całe napięcie roztopiło się, kiedy leżałam na późno-zimowym słońcu i
zasnęłam.