background image

 

JAN ŁASKI - Polski Reformator Kościoła

 

500. rocznica urodzin Jana Łaskiego  

JAN ŁASKI - Polski Reformator Kościoła 

 
W centrum zainteresowania reformatorów Kościoła leżała Ewangelia i prawda 
objawiona w Bożym Słowie, a szczególne miejsce w ich nauczaniu zajmowała doktryna 
o usprawiedliwieniu z wiary jedynie. Jednym z nich był Jan Łaski (1499-1560). Znany 
głównie ze swej działalności we Wschodniej Fryzji i założenia pierwszego 
nonkonformistycznego zboru w Londynie. Był reformowanym teologiem, humanistą i 
dyplomatą. W 500 rocznicę urodzin warto poświęcić chwilę czasu, by przypomnieć o 
życiu i dziele tego, jakże często zapominanego, sługi Bożego. 
 
Przed nawróceniem 
Jan Łaski wychował się w zamożnej szlacheckiej rodzinie. Dzięki wsparciu wuja o tym 
samym imieniu, Jana Łaskiego (1456-1531), który dzierżył tytuł kanclerza 
Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a później Arcybiskupa Gnieźnieńskiego i Prymasa 
Polski, otrzymał solidne i wszechstronne wykształcenie. Studiował w Wiedniu, Bolonii i 
Padwie, skąd wrócił do Polski w 1519 roku. Jednak perspektywa objęcia diakonatu w 
Gnieźnie nie odpowiadała Łaskiemu, który myślał o dalszych studiach teologicznych.  
Cztery lata później spotyka znanego humanistę, filozofa i teologa, 

Erazma z 

Rotterdamu

. Spędza w jego domu kilka miesięcy, wykorzystując ten czas na 

pogłębienie wiedzy o religijnym humaniźmie. Erazm nie miał powodów do narzekań na 
towarzystwo Łaskiego, który przejawiał iście polską szczodrość: nie tylko płacił za swój 
pokój, ale nawet za żywność dla całego domostwa. Przed wyjazdem zakupił zbiory 
biblioteczne zgromadzone przez Erazma, które otrzymał po jego śmierci w 1536 roku. 
Erazm był zachwycony towarzystwem młodego Polaka, co jasno wynika z tego, jak o 
nim pisał: "Będąc człowiekiem niezwykle wykształconym, pozostał nieskazitelnie czysty 
jak świeży śnieg. Jest miły i uprzejmy, tak, że każdy w jego towarzystwie odżywa na 
nowo. Jest jak prawdziwa perła, bez uprzedzeń i wolny od zarozumiałości, choć 
pewnego dnia ma zająć jeden z najwyższych urzędów w swoim kraju." 
W Bazylei Łaski poznał innego reformatora, Oecolampadiusa, który wywarł na nim 
wielki wpływ. Spotkał tam też Zwinglego. Do Polski powrócił w 1526 roku, gdzie spędził 
kilka lat, głównie w Krakowie. Miasto nie zrobiło na nim dobrego wrażenia z powodu 
atmosfery w nim panującej, w czym świadczą słowa, jakie zawarł z liście do przyjaciół w 
Bazylei: "Tu wciąż same walki, okropne walki i nic poza tym."  
W 1535 roku ponownie udał się za granicę. W maju dotarł do Lipska, gdzie pozostał 
przez kilka dni, wykorzystując czas na dyskusjach z Filipem Melanchtonem.  
Zdaje się, że w tym czasie Łaski odczuwał potrzebę poszukiwania prawdziwej religii, co 
stało się przyczyną dalszych podróży. Wpierw do Frankfurtu, gdzie spotkał Alberta 
Hardenberga, przyszłego ministra i teologa reformowanego. Razem udali się następnie 
do Louvain, gdzie Hardenberg miał wykłady z Listów apostoła Pawła. Tu Łaski spotkał 
Marcina Bucera, który w przyszłości miał zostać profesorem w Cambridge. W Louvain 
Łaski poznał prawdziwą chrześcijańską społeczność. W małej grupie zwanej "Bracia i 
Siostry Wspólnego Życia" studiował Pismo Święte. W tym czasie doświadczył 
nawrócenia, a w 1540 roku poślubił córkę miejscowego kupca. Wszystko to było dość 
niezwykłe, jak dla człowieka, który wcześniej został wyświęcony na katolickiego 
księdza. Choć trzeba przyznać, że ślub był często spotykaną manifestacją ze strony 
katolickiego duchowieństwa, które przechodziło na protestantyzm.  
Po tym, jak Hardenberg musiał opuścić Louvain i udać się do Wittembergii, łaski 

background image

 

pojechał do stolicy Wschodniej Fryzjii, Emden. 
 
Łaski w Emden 
Anna z Oldenburg, księżna Emden, wspierająca protestantyzm, zaproponowała 
Łaskiemu urząd superintendenta lokalnego kościoła, na co Łaski szybko przystał. Był 
rok 1543. 
Sytuacja w Emden nie była prosta. Nadal o wpływy walczyli Franciszkanie i 
Anabaptyści. Cesarz Karol V próbował powstrzymać rozwój protestantyzmu i 
unieszkodliwić Anabaptystów. Łaski zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie 
wiązało się z obecnością Anabaptystów w Emden, ale wierzył, że biblijne nauczanie i 
właściwe sprawowanie dyscypliny kościelnej przyczyni się do rozwiązania problemów. 
Choć nie zgadzał się z ich doktryną, to dostrzegał dobre strony w ich nauczaniu. 
Zamiast przyłączyć się do ich prześladowców, gotów był z nimi rozmawiać i prowadzić 
dyskusję teologiczną w oparciu o Pismo. Kiedy cesarz Karol V próbował uwięzić Menno 
Simonsa, anabaptystycznego przywódcę, Łaski udzielił mu pomocy. 
Reforma kościoła we Wschodniej Fryzji przyniosła oczekiwany sukces. Wykład Bożego 
Słowa zajął centralne miejsce w kościołach, a katolicyzm musiał ustąpić pola. W tym 
czasie Łaski napisał swój manifest teologiczny pt. "Epitome" oraz opracował katechizm. 
Jednak w 1548 roku musiał uciekać z Emden z powodu niezadowolenia ze strony 
Karola V, z jakim spotkała się jego działalność. Na szczęście w lipcu tego roku otrzymał 
zaproszenie od arcybiskupa Tomasza Cranmera, by przybył do Anglii. 
 
Łaski w Londynie 
Do Londynu przybył we wrześniu. Do marca 1549 roku pozostał w Lambeth i wywarł 
duży wpływa na Tomasza Cranmera. Następnie udał się w podróż do północnych 
Niemiec, Polski i Gdańska, by powrócić do Anglii w 1550 roku, gdzie pozostał przez trzy 
lata, prowadząc pracę pośród cudzoziemców żyjących w Londynie. Król Edward VI 
zezwolił Holenderskiemu Kościołowi Reformowanemu na zorganizowanie zboru w 
Austin Friars. Jan Łaski został mianowany superintendentem tzw.zborów 
cudzoziemskich.  
Struktura tych zborów wybiegała daleko naprzód w stosunku do struktury ówczesnego 
Kościoła Anglikańskiego. Ich pastorowie, z również starsi i diakoni, byli mianowani 
przez zbory. Bez wątpienia był to pierwszy nonkonformistyczny zbór w Anglii. 
Ten okres życia Łaskiego był najbardziej owocny. Najpewniej wtedy napisał swe 
najważniejsze dzieło pt. "Forma i struktura służby kościelnej w zborze cudzoziemskim 
założonym w Londynie". Zadedykował je królowi Polski, wciąż pragnąc służyć swemu 
krajowi. 
 
Znów w poniewierce 
 
Nastanie rządów królowej Marii przyniosło prześladowania, z powodu których Łaski 
musiał opuścić Londyn w 1553 roku. Po rozbiciu statku u wybrzeży Danii, Łaski przybył 
do Frankfurtu. Po krótkim pobycie w Emden w 1555 roku Łaski przybywa do Polski. W 
tym czasie był już bardzo schorowany. Jednak podejmuje próbę zreformowania 
protestanckich kościołów w kraju. To było jednak zadanie ponad jego siły. Wkrótce 
zmarł w wieku 61 lat. 

 

Jerzy Siciarz 

 
 

Kommentar [AS1]: Anabap
tyści, nowochrzczeńcy (z 
greckiego, "anabaptizein" - 
na nowo chrzcić), radykalny 
nurt reformacji XVI w. 
Obejmował odłamy 
różniące się ideologicznie. 
Wszystkie kwestionowały 
ważność chrztu niemowląt, 
żądając ponowienia tego 
aktu od przystępujących do 
wspólnoty. Łączyła je idea 
tzw. Kościoła wybranych 
jako gminy braterskiej, 
rządzonej przez Ducha Św., 
bez pośrednictwa hierarchii. 
Anabaptyści rezygnowali ze 
świątyń oraz przedmiotów 
kultu; praktykowali 
eucharystię w formie uczty 
miłości braterskiej (

agapy

), 

ważną rolę w trakcie ich 
spotkań odgrywał wspólny 
śpiew. Domagali się 
rozdziału Kościoła od 
państwa, byli przeciwnikami 
kary śmierci i wojen - 
odmawiali służby 
wojskowej. 
Ruch narodził się w kręgu 

U. Zwingliego

, jego 

twórcami byli K. Grebel i F. 
Manz, którzy przyjąwszy 
1525 ponowny chrzest 
założyli w Zöllikon k. 
Zurychu pierwszą gminę 

Kommentar [AS2]:  
Nonkonformizm, 
1) ruch religijny w łonie 

Kościoła anglikańskiego

który odrzucił akt 
uniformistyczny (Act of 
Uniformity
) ogłoszony 
w 1662 (za panowania 

Karola II

), 

podporządkowujący 
duchowieństwo władzy 
angielskich biskupów. 
W konsekwencji Kodeks 
Claredona
 z 1665 zamknął 
zwolennikom 
nonkonformizmu drogę do 
urzędów, pozbawił ich praw 
politycznych i publicznych. 
Mianem nonkonformizmu 
zaczęto także określać 
wszystkie pojawiające się 
formy 

chrześcijaństwa

 poza 

anglikanizmem

. Ruch 

nonkonformistyczny skupia 
zatem różnorodne 
ugrupowania, kościoły, 
gminy wyznaniowe (takie 
m.in., jak: baptyści, 

purytanie

, prezbiterianie, 

kwakrzy

metodyści

); 

2) w socjologii – odrzucenie 
wartości, norm i wzorów 
zachowań przyjętych przez 
grupę, nawet w sytuacji 

... [1]

... [2]

background image

 

Marcin Luter

 

 

Autor  Listu  do  Hebrajczyków  zachęca  nas,  byśmy  pamiętali  "wodzów  naszych,  którzy 
nam  głosili  Słowo  Boże"  (13:7).  Niewątpliwie  Marcin  Luter,  zwany  ojcem  Reformacji, 
należy  do  grona  najwybitniejszych  wodzów  chrześcijaństwa.  Choć,  podobnie  jak 
wszyscy  "bohaterzy  wiary"  z  11  rozdziału  Listu  do  Hebrajczyków,  Marcin  Luter  nie  był 
osobą  doskonałą,  to  jednak  był  człowiekiem,  który  gorąco  pragnął  "głosić  całą  wolę 
Bożą" (Dz. 20:27).  
Uważał  bowiem,  że  tylko  oparcie  wiary  i  praktyki  na  autorytecie Pisma św.  i  odważne 
opowiedzenie się po jego stronie może ukształtować  w  nas prawdziwie chrześcijańską 
postawę i uczynić godnymi sługami Chrystusa.  
W życiu Marcina Lutra można rozpoznać cztery główne etapy.  

Pierwszy to lata dzieciństwa

 – Luter urodził się w 10. listopada 1483 roku w Eisleben 

w środkowych Niemczech.  

Drugi etap to pobyt w zakonie

 (od roku 1505) i praca na Uniwersytecie w Wittenbergii 

(od roku 1512) – to właśnie w tym czasie Luter dochodził do lepszego poznania nauki 
Pisma św. i kształtowania swoich poglądów teologicznych.  

Trzeci etap

, chyba najbardziej znany, rozpoczął się 31. października 1517 roku, kiedy 

Luter przybił na drzwiach kościoła zamkowego w Wittenberdze swoje 95 Tez. Tę datę 
uznaje się powszechnie za początek Reformacji.  

Ostatnie lata

 Lutra charakteryzują się pewną rezygnacją, a nawet skłonnościami do 

gwałtownych wybuchów skierowanych przeciwko jego adwersarzom – być może 
spowodowane były innym obrotem spraw niż Luter tego oczekiwał, ponieważ wraz z 
Reformacją nastąpiło rozczłonkowanie Kościoła Zachodniego, a do głosu doszło wielu 
radykałów, którzy podchwycili hasła Reformacji, ale nie zawsze przysporzyli jej chwały.  
 
Początkowo Marcin Luter, zgodnie z wolą ojca, przygotowywał się do studiów 
prawniczych. W 1505 roku otrzymał tytuł magistra (były to pewnego rodzaju studia 
wstępne przygotowujące studentów do dalszej specjalizacji), jednak w tym roku miało 
miejsce wydarzenie, które zmieniło bieg jego kariery. 2. lipca złapała go burza w lesie, 
podczas której Luter ogarnięty strachem o własne życie miał przyrzec, że zostanie 
mnichem. Choć niektórzy historycy poddają w wątpliwość historyczność tego 
wydarzenia, to nie ulega wątpliwości, że właśnie w tym czasie Luter postanowił zmienić 
swoje plany na przyszłość. Było to wielkim zaskoczeniem dla jego przyjaciół, którzy 
znali Lutra jako człowieka lubiącego uciechy życia. Stało się to również powodem 
gniewu jego rodziców. Mimo wszystko w 1505 roku Marcin Luter zostaje augustianinem. 
Śluby zakonne złożył rok później.  
Życie zakonnika nie było lekkie. Wypełniały je: post, modlitwa i praca. Pobudka była o 
trzeciej nad ranem. To właśnie w tym czasie rozpoczęła się przygoda Lutra z Biblią. 
Należy chyba doszukiwać się działania Bożej opatrzności w tych wydarzeniach, gdyż 
jawią się one jako ciąg znaczących zdarzeń, które przygotowały i doprowadziły Lutra do 
dojrzałej i odważnej postawy podczas późniejszych walk i sporów teologicznych.  
W 1507 roku Marcin Luter otrzymał święcenia kapłańskie i został księdzem z Erfurcie. 
W tym też roku rozpoczął studia teologiczne na Uniwersytecie w Erfurcie. Wtedy 
właśnie przyjął zasadę głoszoną przez humanistów: "Ad Fontes", czyli "Do źródeł". Dla 
Lutra oznaczało to powrót do Pisma św. jako podstawowego źródła w studiach 
teologicznych. W przyszłości taka postawa znalazła swój wyraz w jednym z haseł 
Reformacji: "Sola Scriptura", czyli "Tylko Pismo".  

Kommentar [AS3]: adwers
arz (łc. adversarius 
‘przeciwny’) przeciwnik 
w dyskusji, osoba wrogo 
nastawiona. 
 

background image

 

W 1512 roku Luter zostaje doktorem teologii i przyjmuje posadę wykładowcy na 
Uniwersytecie w Wittenberdze. Znów musimy przyznać, że w opatrzności Bożej w tym 
czasie zajął się wykładami Psalmów, Listu do Rzymian, Galacjan i Hebrajczyków. To 
właśnie wtedy nastąpił kolejny zwrot w życiu Lutra, kiedy zrozumiał, że grzeszni ludzie 
bywają usprawiedliwieni z łaski Boga, a nie poprzez dobre uczynki: "Bo 
usprawiedliwienie Boże w [Ewangelii] bywa objawione, z wiary w wiarę, jak napisano: A 
sprawiedliwy z wiary żyć będzie" (List do Rzymian 1:17). Dlatego moglibyśmy datować 
początek Reformacji również na lata 1515-16, kiedy Luter wykładał List do Rzymian. 
Wtedy jednak jego odkrycia znane były tylko małej grupie studentów i wykładowców. 
Dopiero opublikowanie 95 Tez doprowadziło do publicznej i szerokiej debaty na temat 
usprawiedliwienia i autorytetu.  
Od 1514 roku Marcin Luter piastował również urząd kapłana z Kościele Miejskim w 
Wittenberdze. Był, więc odpowiedzialny za posługę duszpasterską dla wiernych i 
pośrednio za ich zbawienie. W tym też czasie (dokładnie wiosną 1517 roku) zauważył, 
że wiele osób zamiast przychodzić do spowiedzi, woli wykupić odpusty i w ten sposób 
skrócić swój czas przebywania w czyśćcu. Pojawił się bowiem w sąsiedniej 
Brandenburgii niejaki Johann Tetzel, którego nawoływania do kupna odpustów trafiały 
na podatny grunt. Jednym z bardziej znanych powiedzeń Tetzla było: "Gdy tylko grosz 
w skrzynce zabrzęczy, dusz z czyśćca uleci". Odpowiedzią Lutra były m.in. niektóre z 
95 Tez opublikowane 31. października 1517 roku. 65. i 66. teza brzmiały następująco: 
"Skarby Ewangelii są sieciami, w które nigdyś łowiono ludzi służących mamonie. Skarby 
odpustowe są sieciami, w które obecnie łowią mamonę ludzką." Jak widzimy, krytyka 
Lutra skierowana była nie tylko przeciwko osobie Tetzla, ale przede wszystkim 
przeciwko tzw. taniej łasce, którą symbolizowały odpusty. Odpusty zastępowały bowiem 
szczery żal i pokutę za grzechy. Przebaczenie można było kupić za pieniądze. Według 
Lutra "jest wielkim błędem, gdy ktoś sądzi, że może zadośćuczynić za swoje grzechy, 
gdyż przecież Bóg w każdym czasie odpuszcza grzechy darmo z nieograniczonej łaski i 
w zamian żąda tylko, by odtąd żyć dobrze." ("Kazanie o łasce i odpustach"). Stąd wzięło 
się drugie hasło Reformacji: "Sola Gratia", czyli "Tylko łaska".  
Nie wiemy dokładnie, czy Luter zamierzał rozpętać burzę w Kościele Zachodnim przez 
publikację 95 Tez. Tak się jednak stało zgodnie z zasadą: Uderz w stół, a nożyce się 
odezwą. Kwestia odpustów wiązała się bowiem z inną, równie ważną, a mianowicie 
zgodności orzeczeń Kościoła z Pismem św. Jeśli bowiem Kościół myli się w sprawie 
odpustów, to czy można go na podstawie Pisma św. upomnieć i wezwać do 
nawrócenia?  
Pierwszej teologicznej odpowiedzi udzielił Lutrowi papieski teolog dworski dominikanin 
Prierias, który stwierdził m.in. co następuje: "Kto nie trwa w nauce Kościoła rzymskiego i 
papieża jako nieomylnej normie wiary, z której także Pismo św. otrzymuje moc i 
autorytet, jest kacerzem." (cytat za "Marcin Luter", H. Oberman, Gdańsk 1996, str. 150).  
Dalsze wypadki, a przede wszystkim niezłomna postawa Lutra doprowadziła do jego 
ekskomuniki 3. stycznia 1521 roku.  
W międzyczasie nauczanie Lutra zyskało wielu zwolenników również wśród szlachty i 
książąt niemieckich. Dlatego cesarz Rzeszy zwołał w 1521 roku sejm w Wormacji, na 
którym miała zostać rozstrzygnięta sprawa Lutra. Oczywiście cesarz oczekiwał od Lutra 
złagodzenia stanowiska. Oskarżycielem Lutra miał być Johannes von der Ecken, 
którego argumentację można streścić w następujących słowach: Czy tylko ty, Marcinie, 
jesteś mądry? Czy Kościół przez te wszystkie wieki mógł się mylić? Jednak Luter nie 
ugiął się pod naciskiem władzy cesarza i papieża, gdyż wiedział, że jest władza jeszcze 
wyższa, której sprzeciwiać się nie można: "Powinniśmy pamiętać, że nasz Bóg jest 

Kommentar [AS4]:  
Kacerz, nazwa nadawana 
przez katolików odstępcom 
od ortodoksyjnej doktryny 
Kościoła, od XVI w. 
używana wymiennie 
z nazwą heretyk. 
 
kacerz (niem. Ketzer z gr. 
katharós ‘czysty’) 1. 
religiozn. nazwa osoby 
niezgadzającej się 
z oficjalną doktryną 
Kościoła katol., w czasie 
reformacji synonim 
heretyka. 2. sieć do połowu 
raków i ryb. 
 

background image

 

cudowny i straszliwy w swojej radzie, abyśmy właśnie nie zmierzali do zażegnania 
sporu, jeśli dokonujemy tego potępiając Słowo Boże. Przez to mógłby się raczej nad 
nami rozlać potok zła nie do wytrzymania." (tamże, str. 157). Gniew cesarza i papieża 
może być straszny, ale nic nie przewyższa gniewu Boga. I właśnie dlatego, że Marcin 
Luter bardziej bał się Boga niż cesarza i papieża, miał odwagę stawić im opór. Zdaje się 
też twierdzić, że spory i dyskusje pojawiają się wszędzie tam, gdzie głoszona jest 
Ewangelia, co wcale nie znaczy, że winniśmy zaprzestać ją głosić, by uniknąć sporów.  
Na sejmie w Wormacji padły też chyba najbardziej znane słowa Lutra: "Słowo Boże 
pochwyciło moje sumienie. Nie mogę więc odwołać i nie odwołuję niczego. Działać 
bowiem wbrew sumieniu nie jest ani słuszne, ani bezpieczne. Nie mogę inaczej. Tak oto 
stoję. Boże dopomóż. Amen." W tych słowach widać metodę Lutra – podążać za 
sumieniem związanym nauką Pisma św., a nie dekretów papieskich lub prawa 
kanonicznego. W ostateczności więc podstawową kwestią poruszoną w czasie 
Reformacji był autorytet – kto ma prawo związywać ludzkie sumienia swoimi 
przykazaniami.  
Kiedy Luter opuścił Wormację, cesarz uznał go za banitę – każdy mógł targnąć się na 
życie Lutra, nie obawiając się żadnych konsekwencji. Elektor Fryderyk Mądry 
zaopiekował się jednak Lutrem i ukrył go na zamku w Wartburgu, pozorując jego 
porwanie. Nie mając innych zajęć, Luter poświęcił cały czas na tłumaczenie Pisma św. 
na język niemiecki. Tłumaczenie Nowego Testamentu z greki zajęło mu 11 tygodni. W 
druku ukazał się w 1522 roku. Całe Pismo św. w języku niemieckim opublikowane 
zostało w roku 1534. Była to realizacja postulatu ówczesnych humanistów: "Ad Fontes", 
czyli "Do źródeł". Jednak było to przede wszystkim spełnienie postulatu samego Pisma 
św., by wiarę i postępowanie oprzeć na jego boskim autorytecie, a nie na ludzkich 
tradycjach.  
To prawda, że później Luter poróżnił się ze szwajcarskimi reformatorami, Zwinglim i 
Kalwinem, w kwestii obecności Chrystusa w chlebie i winie podczas Wieczerzy 
Pańskiej, inne też było ich spojrzenie na rolę Kościoła w życiu publicznymi jego relację 
do władz cywilnych. Należy jednak przyznać, że jego bezkompromisowa postawa w 
obronie Ewangelii, powrót do Pisma św. jako najwyższego autorytetu w sprawach wiary 
i postępowania oraz nauczanie o łasce Bożej jako jedynej przyczynie usprawiedliwienia 
i zbawienia grzeszników na powrót wyznaczyła Kościołowi właściwy kierunek działania i 
rozwoju.  
Od tych wydarzeń minęło prawie 500 lat. Wciąż jednak widzimy pozytywne skutki 
odważnego i zdecydowanego opowiedzenia się jednego człowieka pod stronie prawdy 
Bożej objawionej w Piśmie św. W jego ślady poszli inni, ryzykując nie tylko wolność, ale 
i życie w obronie wiary. Jedni "podbili królestwa i zaprowadzili sprawiedliwość (...) 
drudzy doznali szyderstw i biczowania, a nadto więzów i więzienia" (Hebrajczyków 
11:33, 36). W tym wszystkim stali się dla nas zachętą i przykładem do naśladowania. 
"Przeto i my, mając około siebie tak wielki obłok świadków, złożywszy z siebie wszelki 
ciężar i grzech, który nas usidla, biegnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed nami, 
patrząc na Jezusa, sprawcę i dokończyciela wiary." (12:1-2). Bogumił Jarmulak 

 
 

Jan Kalwin

 

 

Jan  Kalwin  to  jeden  z  najbardziej  znanych  reformatorów  Kościoła.  Wzbudza  też 
najwięcej  emocji  zarówno  ze  względu  na  swoją  teologię,  a  szczególnie  naukę  o 
predestynacji,  jak  i  działalność  w  Genewie,  a  szczególnie  jego  udział  w  straceniu 

Kommentar [AS5]:  
Predestynacja (łc. 
praedestinatio od 
praedestinare ‘z góry 
przeznaczyć’) wyznaczony 
przez siły nadprzyrodzone 
los; przeznaczenie 
 
Predestynacja, 
przeznaczenie, pojęcie 
filozoficzno-teologiczne oraz 
teoria, wg której 
pośmiertne losy człowieka, 
zbawienie lub potępienie, 
są od niego niezależne, 
ustalone przez bóstwo, 
Boga. Jej początków należy 
szukać w religiach 
antycznych (np. grecka 
Ananke, rzymskie 

Fatum

). 

W filozofii i teologii 
katolicyzmu doktryna 
predestynacji została 
sformułowana przez 

św. 

Augustyna

. Wg niego nie 

ma ludzi godnych 

łaski

przyznanie bowiem 
człowiekowi możliwości 
współdziałania w zbawieniu 
byłoby pomniejszeniem 
Boga. Ludzi dzieli na tych, 
którzy dostąpili łaski i tych, 
którym nie została ona 
dana, choć jedni i drudzy 
na nią nie zasłużyli. Ale 
przez to jedni są dobrzy, 
a drudzy źli. Dwojakie jest 
zatem przeznaczenie ludzi: 
złym należy się kara, będą 
więc ukarani i potępieni, 
dobrzy zaś będą zbawieni. 
Tak sformułowana zasada 
predestynacji była 
przedmiotem sporów 
filozoficznych 
i teologicznych, przyczyną 
rozłamów w religiach. 
Wśród wyznań 
chrześcijańskich koncepcję 
predestynacji najbardziej 
zdecydowanie głosi 

kalwinizm

 

background image

 

Michała  Serveta.  Znajomość  Kalwina  jest  wielce  przydatna,  ponieważ  należy  on  do 
ludzi, którzy wywarli wielkie  piętno na kształcie Kościoła i zachodniej cywilizacji.  To on 
zwrócił  naszą  uwagę  na  to,  że  ponieważ  Bóg  jest  suwerennym  Panem  całego 
stworzenia, dlatego Jego Słowo, Pismo św., odnosi się do każdej sfery życia.  
Jan Kalwin przyszedł na świat w 1509 roku w Noyon w północnej Francji. Jego ojciec 
był prawnikiem, a matka pochodziła z rodziny mieszczańskiej – zmarła jednak, kiedy 
Jan miał sześć lat. W roku 1521 nabył prawa do beneficjum kościelnego (pensji 
pochodzącej z dóbr kościelnych), co pozwoliło sfinansować jego edukację. W 1523 roku 
czternastoletni Kalwin udaje się na studia do Paryża. Tam spotyka Jana Majora, który 
wywarł duży wpływ na podejście Kalwina do interpretacji tekstów, a szczególnie Pisma 
św. Major ostro występował przeciwko alegorycznej metodzie, podkreślając dosłowne 
znaczenie, które jako jedyne może być podstawą dla doktryny. Od Majora przejął 
Kalwin również praktyczne, w odróżnieniu od spekulatywnego, podejście do teologii. Z 
tego powodu w późniejszych latach widzimy Kalwina tak bardzo zaangażowanego w 
kwestie praktyczne zarówno w kontekście Kościoła, jak i struktur cywilnych 
społeczeństwa. Można powiedzieć, że to zaangażowanie wynikało raczej z wyznawanej 
teologii niż z pragnienia zaistnienia w społeczeństwie. Pięć lat później, w 1528 roku, 
Kalwin zgodnie z wolą ojca udaje się na dalsze studia do Orleanu i Bourges. Ten czas 
spędza studiując prawo, choć interesuje się również teologią, a nawet pobiera lekcje 
greki u Melchiora Wolmara, który później będzie współpracował z Kalwinem w Genewie 
w tamtejszej Akademii.  
Po śmierci ojca w 1531 roku Kalwin wraca do Paryża, by studiować teologię, a w 
szczególności grekę i hebrajski. Widać w tym pragnienie "powrotu do źródeł", które 
Kalwin dzielił z wieloma ówczesnymi humanistami. 
W 1532 roku Kalwin wydaje swoje pierwsze dzieło – komentarz do "De Clementia" 
Seneki. Już w nim Kalwin zastosował nowe podejście w interpretacji tekstów. Widzimy 
jednak, że w tym czasie Kalwin wciąż chce być bardziej naukowcem klasycystą niż 
protestanckim reformatorem. Niedługo potem otrzymuje tytuł doktora z Uniwersytetu w 
Orleanie.  
Już wkrótce jego życie miało ulec wielkim zmianom. W Dniu Wszystkich Świętych 1533 
roku rektor Uniwersytetu w Paryżu, Mikołaj Cop, wygłosił przemowę, w której nie trudno 
było doszukać się luterańskich sympatii. Ponieważ Kalwin miał swój udział w tym 
przemówieniu, musiał wraz z Copem uciekać z Paryża. Rok później zrezygnował z 
kościelnego beneficjum i opuścił Francję, udając się do Bazylei. Trudno dokładnie 
umiejscowić zwrot w życiu Kalwina, który doprowadził do zerwania z Kościołem 
Rzymsko-Katolickim. Kalwin w przedmowie do "Komentarza do Psalmów" pozostawił 
nam jednak krótkie świadectwo tamtego doświadczenia: "Jakoż gdy tak uporczywie 
trwałem w zabobonach papiestwa, iż nader ciężko było mnie z tego grząskiego bagna 
wydobyć, nagłym nawróceniem Bóg poskromił i uczynił uległym serce moje."1 
Nietrudno dopatrzyć się tu podobieństw do nawrócenia ap. Pawła, który wpierw wiernie 
służył Sanhedrynowi, dopóki moc Boża nagle nie przemieniła jego serca i uczyniła z 
niego jednego z najwierniejszych sług Chrystusa. 
W Bazyeli w 1535 roku napisał pierwszą wersję swojego największego dzieła "Nauki 
religii chrześcijańskiej", która ukazała się drukiem rok później. Początkowo Kalwin 
zamierzał wydać je anonimowo, być może z powodu jego wrodzonej skromności i 
nieśmiałości, jednak bardzo szybko publikacja ta przyniosła mu wielki rozgłos i uznanie 
wśród zwolenników Reformacji. Warto zwrócić uwagę na fakt, że dzieło swoje 
zadedykował królowi Francji Franciszkowi I, który w tym czasie z powodów raczej 
politycznych niż religijnych wspierał niemieckich protestantów w ich sporze z cesarzem 

Kommentar [AS6]:  
Alegoryczny taki, który 
ma ukryty sens; pokazany 
przez alegorię. 
 
Alegoria, w literaturze 
i sztuce obraz mający, poza 
dosłownym, sens 
przenośny, jednoznacznie 
określony i ustalony 
konwencjonalnie. Zwykle 
występuje w formie 
personifikacji wyposażonej 
w określone atrybuty, np. 
alegoria sprawiedliwości - 
kobieta z przepaską na 
oczach, z mieczem i wagą. 
Jako zasada kompozycyjna 
utworów literackich 
właściwa m.in. przypowieści 
lub bajce zwierzęcej (np. lis 
w potocznym odczuciu 
kojarzy się z chytrością). 
Dominowała w  

literaturze 

średniowiecznej

, była 

popularna w  

baroku

Przedstawienia alegoryczne 
występowały już w sztuce 
antyku, rozkwit przeżywały 
od 2. połowy XVI do XVIII 
w. Wydawano wtedy 
albumy zawierające 
opatrzone komentarzami 
słownymi alegoryczne 
ilustracje poszczególnych 
cnót i występków, zmysłów 
ludzkich, pojęć 
estetycznych, politycznych 
czy teologicznych, nauk, 
sztuk, pór roku itp. 
Pierwszym wielkim zbiorem 
takich przedstawień była 
Iconologia C. Ripy (1. 
wydanie 1593, polskie 
wydanie 1998). 

 

Alegoria to motyw zawarty 
w dziele literackim 
(przedmiot, postać, 
sytuacja, zdarzenie) lub 
zespół motywów 
przedstawiający w sposób 
obrazowy 
pewne abstrakcyjne pojęcia 
lub ideę. Motyw ów oprócz 
swego znaczenia 
jawnego, dosłownego, 
danego bezpośrednio przez 
sens poszczególnych 
wyrazów, które się do niego 
odnoszą, ma także 

Kommentar [AS7]:  
Spekulatywny (p.łc. 
speculativus ‘badawczy’) 
oparty na myśleniu 
abstrakcyjnym, 
niepopartym 
doświadczeniem, 
oderwanym do życia. 
 

... [3]

background image

 

Niemiec Karolem V. W swoim kraju Franciszek I prześladował jednak protestantów, co 
rodziło wiele pytań po stronie jego niemieckich sojuszników. Król odpowiedział, że 
zwalcza tylko anarchistów i anabaptystów. Pewnie właśnie dlatego Kalwin starał się 
m.in. wyjaśnić, że protestanci nie są wichrzycielami i przeciwnikami porządku 
publicznego, ale wręcz przeciwnie – dążą do ustanowienia ładu i sprawiedliwości w 
zgodzie z wolą Boga objawioną w Piśmie św.  
Po krótkiej wizycie we włoskim księstwie Ferrery, gdzie pragnął wzmocnić Reformację, 
Kalwin zamierzał udać się do Bazylei lub Strasburga, gdzie liczba protestantów szybko 
wzrastała. Jednak niepokoje na pograniczu francusko-niemieckim sprawiły, że 
najkrótsza droga stała się nieprzejezdna i tym sposobem w sierpniu 1536 roku Kalwin 
znalazł się w Genewie. Cytując Księgę Rut, można powiedzieć, że po prostu "zdarzyło 
się, że trafił" (2:3) do Genewy. Patrząc jednak na dalszy bieg wypadków, trudno oprzeć 
się wrażeniu, że było to zdarzenie wielce opatrznościowe.  
Genewa w tym czasie była miastem-republiką, które już od 1519 roku próbowało 
uwolnić się spod protektoratu księcia Sabaudii Karola III i podległego mu kleru 
katolickiego oraz zacieśnić więzy z Konfederacją Szwajcarską. W 1526 roku miał tam 
miejsce zamach stanu, a cztery lata później na pomoc Genewie przyszły wojska 
berneńskie, które zapewniły mu pokój. Kiedy do miasta przybył Kalwin, istniała tam już 
wspólnota protestancka, choć słaba i nieliczna. Na dodatek Rada Miejska wciąż 
sprawowała znaczną kontrolę nad sprawami kościelnymi. Ponadto wielu mieszkańcom 
miasta zależało bardziej na pozbyciu się wszelkiej władzy kościelnej niż na przyjęciu 
Reformacji.  
Osobą, która w tym czasie przewodziła protestantom w Genewie, był Guillame Farel. 
Pod jego kierownictwem jeszcze przed przybyciem Kalwina spisano "Artykuły" 
przedstawiające zarys ich wiary: 

1.  Istnieje tylko jedna prawda Boża, która jest w Chrystusie, a którą objawia Pismo 

św. Dzięki niej wiadomo, że człowiek jest całkowicie skażony, a zbawiony może 
być tylko z łaski Bożej, za pośrednictwem jedynej ofiary Jego Syna i wiary w 
Niego. Uczynki są następstwem tej łaski, nie zaś jej warunkiem. 

2.  Nauka Jezusa jest doskonała i pełna. Nie godzi się ani niczego z niej ujmować, 

ani cokolwiek dodawać. W konsekwencji Kościół nie jest władny określać wedle 
swej wygody ani tego, co jest Słowem Boga, ani tego, co nim nie jest, lecz sam 
jest przez to Słowo określany. 

3.  Tylko Boga trzeba wielbić i tylko Jemu służyć. Wynika z tego, że nie godzi się 

modlić do świętych. 

4.  Nie ma innego przebłagania [za grzechy] niż to, które oferuje Jezus. 
5.  Nie Kościół jest pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, lecz sam Chrystus. 
 

Widzimy więc, że protestanccy reformatorzy w różnych zakątkach Europy dzielili te 
same przekonania. Kalwin nie był zatem twórcą nowej religii, ale podobnie jak Luter 
wyrazicielem wielowiekowej tradycji opartej na nauce Pisma św. Takie bowiem było ich 
pragnienie, by wrócić do źródeł wiary, czyli objawionego Słowa suwerennego Boga, 
którego wola rządzi całą rzeczywistością.  
26 maja 1536 roku obywatele Genewy w głosowaniu złożyli przysięgę, że "będą żyć w 
zgodzie z prawem ewangelii i Słowem Boga, i zniszczą wszystkie papieskie nadużycia". 
Zaistniała więc potrzeba nowego ułożenia życia w mieście, a w szczególności nowej 
organizacji kościelnej. Do zaangażowania w to dzieło usilnie starał się nakłonić Kalwina 
Farel. Kalwin zgodził się na jakiś czas pozostać w Genewie i szybko urósł do miary 
głównego obrońcy Reformacji w mieście i nie tylko – zwłaszcza po tzw. debacie 

background image

 

lozańskiej w 1536 roku, która miała stworzyć podstawy wyznaniowe dla Kościoła 
protestanckiego na tym terenie.  
Kalwin zgadzał się, że Kościół powinien być zorganizowany terytorialnie, tzn. 
obejmować swym działaniem mieszkańców określonego regionu. Było to wyrazem 
przekonania, że Kościół jest powszechny, a zatem ma być wszędzie obecny, aby w 
przyszłości znaleźli się w nim wszyscy ludzie. Kościół ma też współdziałać z cywilnymi 
strukturami w budowaniu pobożnego społeczeństwa. Uważał jednak, że Kościół 
powinien być niezależny od władz cywilnych w sprawach, które dotyczą sprawowania 
religii i dyscypliny kościelnej, co obejmowało również prawo do ekskomuniki. Okazało 
się jednak, że władze miasta nie były gotowe do rezygnacji z kontroli Kościoła w tych 
kwestiach. Po głosowaniu w Radzie Miejskiej w 1538, kiedy zwolennicy Kalwina znaleźli 
się po stronie przegranych, Kalwin musiał opuścić miasto. Warto przy tym wspomnieć, 
że Kalwin nigdy nie otrzymał pełnego obywatelstwa w Genewie, które było 
zarezerwowane dla rodowitych mieszkańców. Ma to duże znaczenie w ocenie tych i 
późniejszych wydarzeń w mieście, choćby w sprawie Serveta. 
Póki co, Kalwin udał się do Strasburga, gdzie spotkał Marcina Bucera i spędził trzy lata. 
Tam przygotował poprawione i rozszerzone wydanie "Nauki religii chrześcijańskiej" 
(1539) oraz inne dzieła (zwłaszcza komentarze biblijne). Zaangażował się też w 
prowadzenie kościoła dla francuskich uchodźców i wykłady na uniwersytecie. Bliższy 
kontakt Kalwina z niemieckim luteranizmem doprowadził do jego krytyki zwłaszcza w 
dwóch kwestiach.  

Po pierwsze

, Kalwin zarzucał luteranom, że ich liturgia nie została wystarczająco 

zreformowana według nauki Pisma św.  

Po drugie

, "jego wyobrażenie Kościoła, który choć nie jest całkowicie niezależny od 

władz cywilnych, ale pozostaje autonomiczny i wolny we własnych sprawach, starło się 
ze ścisłym poddaniem niemieckich kościołów politycznej władzy."3  
Podczas pobytu w Strasburgu Kalwin ożenił się z Idelette de Bure (1540). Na jakiś czas 
Kalwin mógł odsapnąć, bo nie tylko znalazł się w przyjaznym środowisku, ale i jego 
sytuacja materialna znacznie się poprawiła. Wcześniej przez jakiś czas musiał żyć 
bardzo skromnie, utrzymując się z wyprzedaży księgozbioru. Teraz jednak Rada 
Miejska Strasburga przyznała mu stałą pensję za wykłady na uczelni. Przez moment 
wyglądało na to, że Kalwin znalazł spokojną przystań, gdzie spędzi resztę swego życia.  
W 1541 roku sytuacja w Genewie zmieniła się i Kalwin otrzymał stamtąd ponowne 
zaproszenie. Bucer i Rada Strasburga próbowali zapobiec wyjazdowi Kalwina z miasta, 
a i sam Kalwin niezbyt chętnie myślał o wyjeździe. W którymś momencie odpowiedział 
na nalegania ze strony Farela następująco: "Wolałbym sto innych śmierci niż ten krzyż, 
na którym przyszło mi umierać sto razy na dzień." W końcu jednak uległ, choć jadąc do 
Genewy zastrzegł, że będzie to krótki pobyt. Został tam do swojej śmierci w 1564 roku 
(jego żona zmarła 15 lat wcześniej w 1549 roku). 
Tym razem mieszkańcy miasta przyjęli Kalwina bardziej gorąco. Oddali mu do 
dyspozycji dom i zapewnili stałą pensję (choć nierzadko spóźniali się z jej wypłatą). 
Wkrótce też Kalwin zaangażował się w opracowanie "Ustaw kościelnych", które miały 
określić strukturę organizacyjną Kościoła w Genewie. Widać w nich dążenie Kalwina do 
zapewnienia autonomiczności Kościoła, na co Rada Miejska nie do końca chciała się 
zgodzić, czego skutkiem było m.in. to, że wbrew pragnieniom Kalwina Wieczerzę 
Pańską można było sprawować tylko raz na kwartał. Zmodyfikowano także procedury 
powoływania pastorów tak, by zapewnić Radzie Miejskiej aktywny w nim udział – Kalwin 
chciał, by Rada jedynie zatwierdzała proponowane kandydatury. Potrzeba było 
kolejnych 15 lat, by wywalczyć dla genewskiego Kościoła prawo do ekskomuniki. U 

background image

 

podstaw starań Kalwina o uniezależnienie Kościoła od władz cywilnych w kwestiach 
religijnych leżało przekonanie, że władza kościelna i cywilna reprezentują dwie 
ustanowione przez Boga władze, które w swych działaniach powinny się uzupełniać – a 
zatem żadna z nich nie góruje nad drugą, obie zaś są na służbie u Boga. Dlatego też 
obowiązkiem Kościoła jest wspierać władzę cywilną, a obowiązkiem władzy cywilnej jest 
chronić Kościół i prawdziwą religię. 
W kwestii ustroju politycznego Kalwin preferował ustrój arystoktatyczno-demokratyczny, 
który pewnie moglibyśmy nazwać też republikańskim, w którym arystokracja nie jest 
dziedziczna. Jedną z głównych przesłanek myśli politycznej Kalwina było przekonanie o 
upadku człowieka i jego skłonności do gromadzenia i nadużywania władzy. Stąd bierze 
się m.in. postulat o podział władzy i wielość rządzących. Zastosowanie tych postulatów 
w praktyce widzimy szczególnie w krajach, które znalazły się pod znaczącym wpływem 
kościołów reformowanych (m.in. Holandia, Wielka Brytania i USA), a także w 
proponowanych przez niego strukturach samego Kościoła. 
W kontekście poglądów Kalwina na stosunki między Kościołem i państwem często 
przywoływane 

jest stracenie Michała Serveta. Według wielu przeciwników Kalwina

 

wydarzenie to dyskredytuje go jako teologa

. Warto zatem poświęcić temu trochę 

miejsca. Michał Servet został spalony na stosie w Genewie w 1553 głównie ze względu 
na swoją zaciekłą walkę z doktryną o Trójcy, a w szczególności za publiczne 
kwestionowanie przedwiecznego bóstwa Syna Bożego. Podstawą do przedstawienia 
tego oskarżenia był traktat Serveta pt. "De Trinitatis erroribus libri septem", a także 
korespondencja, jaką wymienił z Kalwinem na ten temat.  
Kiedy Servet przybył do Genewy i został tam aresztowany, ciążył już na nim wyrok 
skazujący za herezję, który otrzymał w Lyon dwa lata wcześniej, a także wyrok sądu w 
Vienne z 1553 roku. Widać przez to, że w owych czasach nikogo nie dziwiło wytaczanie 
spraw sądowych i skazywanie ludzi na śmierć za propagowanie herezji. Panowała dość 
powszechna zgoda, że władza świecka powinna stać w obronie prawdziwej religii. Za 
podstawę prawną służył tu Kodeks Justyniania z VI w. Jak tłumaczy to J. K. Cameron 
"Servet wystąpił przeciwko prawu cywilnemu cesarstwa, które uznawane była za 
wiążące dla władz Genewy, i w ten sposób stał się winny i zasłużył na karę." 
Oskarżyciele Serveta argumentowali, że zamach na doktrynę o Trójcy stanowi zamach 
na podstawy religii chrześcijańskiej, a tym samym jest atakiem na fundamenty porządku 
społecznego w mieście. Servet został więc potraktowany jak osoba publicznie 
wzywająca do buntu przeciwko panującemu porządkowi. Kalwin zgadzał się z 
wyrokiem, choć prosił o zastąpienie spalenia ścięciem. Należy przy tym dodać, że 
wyrok wydała raczej nieprzychylna w tym czasie Kalwinowi Rada Miejska. Sam Servet 
zaś sprowokował te wydarzenia swoim pojawieniem się w Genewie. Dlaczego to 
uczynił? Niektórzy sądzą, że spodziewał się znaleźć poparcie w kręgach 
"antykalwińskich libertynów sprawujących władzę w Genewie." 
Egzekucję zaakceptowała większość szwajcarskich kantonów. Teodor Beza, profesor 
literatury greckiej w Lozannie, tak skomentował wyrok na Servecie: "Jakąż to większą i 
bardziej obrzydliwą [od herezji] zbrodnię znaleźć można w ludzkim świecie? (...) Wydaje 
się rzeczą niemożliwą zastosowanie męki wystarczająco wielkiej, by odpowiadała 
ogromowi tego przestępstwa." Sam Kalwin wkrótce po egzekucji napisał: "Trzeba 
zapomnieć o całej ludzkości, jeśli w grę wchodzi Jego chwała. (...) Bóg nie oszczędza 
nawet całych miast i narodów, ale sprawia, na znak swojej największej odrazy i po to, 
by nie szerzyło się zepsucie, że walą się mury, ginie pamięć o mieszkańcach i wszystko 
zamienia się w ruinę."  

background image

 

10 

Czy dziwią nas te słowa? Pewnie tak. Jednak dlaczego? Być może chwała Boża jest 
dla nas tak abstrakcyjnym pojęciem, że bluźnierstwo traktujemy jako jeden z lżejszych 
grzechów. Obawiam się też, że powodem zdziwienia (a może i oburzenia) jest 
przekonanie, że kwestie religijne i cywilne należą do dwóch odrębnych dziedzin 
rzeczywistości, które nigdy się nie spotykają i nie mają sobie nic do powiedzenia, stąd 
uważamy, że państwo nie ma obowiązku stać na straży prawdziwej religii, gdyż można 
zbudować dobry i poprawny porządek cywilny nawet z pogwałceniem Bożego Prawa.  
Czy takie postawienie sprawy prowadzi do zbudowania "pseudochrze-ścijańskiej tyranii" 
podobnej do islamskich rządów talibów w Afganistanie? Jeśli jednak nie chcemy 
budować społeczeństwa opartego na Bożym Prawie, to jaką mamy alternatywę? 
Budowanie społeczeństwa w zgodzie z wolą większości? Pamiętajmy jednak, że 
Serveta skazała Rada Miasta, czyli reprezentanci mieszkańców Genewy, a zatem była 
to decyzja na wskroś demokratyczna, zaś kara śmierci za szczególnie groźną herezję 
była powszechnie stosowana w ówczesnej Europie. Czy też mamy budować 
społeczeństwo w oparciu o absolutne pojęcia dobra, prawdy i sprawiedliwości? One 
jednak istnieją tylko w Bogu, a źródłem ich poznania jest Boże Słowo. Musimy więc 
przyznać, że choć próba zbudowania chrześcijańskiego społeczeństwa w Genewie nie 
w pełni się powiodła, była jednak wyrazem przekonania o konieczności 
podporządkowania suwerennemu Bogu wszystkich dziedzin życia, co można uznać za 
jeden z filarów teologii reformowanej. 
Te słowa z powrotem przywiodły nas do tematu Bożej chwały i suwerenności, które 
odgrywają w teologii Kalwina największą rolę. Bóg wszystko czyni na swoją chwałę i 
oczekuje, że Jego stworzenie będzie Go we wszystkich uwielbiać. Bóg jest godzien tej 
chwały, bo jest Stwórcą i dlatego też Panem stworzenia. Nie ma nic, co byłoby od Niego 
niezależne i wszystko Jemu jest poddane. On wszystko czyni według zamysłu swojej 
woli, a wszystko dąży do spełnienia Jego woli. Widzimy to w dziele stworzenia, 
opatrzności i zbawienia. Lecz nie tylko to, gdyż Bóg jest też największym Dobroczyńcą i 
Dawcą Życia. Dlatego wdzięczne poddanie się Jego woli objawionej w Piśmie św. 
prowadzi do błogosławieństwa, podczas gdy sprzeciw wobec Niego oznacza 
przekleństwo. W tym kontekście bluźnierstwo przeciwko Bogu urasta do największej i 
najniebezpieczniejszej zbrodni. Z drugiej strony, Bóg jest jedynym ratunkiem dla 
upadłego człowieka, które ze swej natury jest grzeszny i ma skłonność do wybierania 
zła kosztem dobra. Bóg, choć ma wszelkie podstawy ku temu, by wykonać wyrok 
śmierci na zbuntowanej ludzkości, postanawia jednak zbawić świat – jest to akt czystej 
łaski. Bez Boga jesteśmy zgubieni. Z łaski Boga jesteśmy uratowani.  
Tu pojawia się nauka o predestynacji i wybraniu. Wbrew twierdzeniom wielu nie zajmuje 
ona jednak najważniejszego miejsca w dorobku Kalwina. Jest raczej pochodną nauki o 
Bożej suwerenności, a także wytłumaczeniem zróżnicowania ludzkich odpowiedzi na 
wezwanie Ewangelii do nawrócenia. Kalwin, idąc w ślady Augustyna i Lutra, odwołuje 
się do nauczania Pisma św., wskazując na różnicujące działanie łaski Bożej w życiu 
poszczególnych osób. Innymi słowy, Kalwin mówi, że wszyscy ludzie są zgubieni w 
grzechach i duchowo martwi. To, że niektórzy z nich pozytywnie odpowiadają na 
głoszoną Ewangelię, podczas gdy inni ją odrzucają, wytłumaczyć można tylko w ten 
sposób, że to Bóg suwerennie, a więc w sposób nieprzymuszony przez żadne 
zewnętrzne okoliczności, okazał wybranym zbawczą łaskę, podczas gdy pozostałych 
pozostawił w stanie grzechu i śmierci. Ci, którzy giną, giną z powodu własnych 
grzechów. Ci, którzy dostępują zbawienia, dostępują go z powodu łaski Bożej. 
"Predestynacją nazywamy Boże przedwieczne postanowienie, przez które Bóg sam 
wobec siebie zadecydował, jaki będzie koniec każdego człowieka. Nie wszyscy bowiem 

background image

 

11 

zostali stworzeni z tym samym uwarunkowaniem. Dla jednych Bóg przeznaczył życie 
wieczne, dla innych wieczne potępienie. Ponieważ więc każdy człowiek został 
stworzony dla jednego lub drugiego końca, mówimy o nim, że został predestynowany 
do życia lub śmierci."11 Według Baintona "dla Kalwina doktryna o wybraniu stanowiła 
niewypowiedziane pocieszenie, ponieważ usuwała strach [przez niepewną przyszłością] 
i uwalniała człowieka od obaw o własny los, w ten sposób wyzwalając jego energię dla 
służby suwerennemu Bogu. Z tego powodu kalwinizm wydał tak wielu bohaterów."12 
Paul Johson zaś konkluduje: "W tym przekonaniu kryje się zarówno siła, jak i słabość 
kalwinizmu – jeśli się nie przyjmuje potwornej tezy o podwójnej predestynacji, jest 
wstrętny; jeśli się ją przyjmuje, jest nieomal nieodparty."13 Dzieje się tak pewnie 
dlatego, że wizja Boga suwerennego także w zbawieniu przeraża tych, którzy szukają 
niezależności od Boga, a z drugiej strony z wielką siłą przyciąga tych, którzy w Bogu 
szukają ratunku. 
Doktryna o Bożej suwerenności wywarła też duży wpływ na poglądy Kalwina na temat 
pracy i powołania. Jesteśmy powołani do czynienia wszystkiego na chwałę Boga. To, 
czy będziemy to czynić jako kaznodzieja, czy jako stolarz, zależy tylko od tego, do 
czego Bóg nas powołał. Kiedy Bóg zbawia człowieka, powołuje go do swojej służby w 
konkretnych okolicznościach, w których dany człowiek ma pracować na Bożą chwałę. 
Bóg zbawia bowiem wybranych nie z powodu ich dobrych uczynków, ale aby spełniali 
dobre uczynki. Życie człowieka ma być ofiarą miłą Bogu (Rz. 12:1).  
"Nie należymy [bowiem] do siebie, lecz do Pana."14 "Pamiętajmy o tym, że Bóg wzywa 
każdego z nas, byśmy we wszystkim, co czynimy, pamiętali o Jego powołaniu. Wie 
bowiem, jak niespokojna jest ludzka natura, jak zmienna i kapryśna, jak w swej ambicji 
pragnie uchwycić wiele różnych rzeczy na raz. Dlatego każdemu wyznaczył Bóg 
powinności w jego szczególnym rodzaju życia, aby z powodu głupoty i pochopności 
wszystko nam się nie pomieszało. Aby też nikt bezmyślnie nie przekroczył 
wyznaczonych przez Boga granic, nazwał te poszczególne rodzaje życia powołaniem. 
Boga powierzył każdemu człowiekowi posterunek, aby nikt nie miotał się bez celu w 
swoim życiu. (...) Boże powołanie jest początkiem i podstawą wszelkiej pomyślności. 
(...) Żadne zadanie nie jest zbyt niskie i brudne (pod warunkiem, że jesteś w nim 
posłuszny swemu powołaniu), aby nie jaśniało i nie stanowiło wielkiej wartości w oczach 
Boga."15 
Pamiętajmy też, że służba Bogu polega na służbie bliźnim. "Wszelkie łaski, które 
otrzymujemy od Boga, otrzymujemy pod warunkiem, że spożytkujemy je dla dobra 
Kościoła. Dlatego tylko wtedy używamy ich we właściwy sposób, jeśli chętnie i życzliwie 
użyczamy ich innym."16 W tych słowach znów widzimy przekonanie Kalwina o tym, że 
wolą Boga jest odwrócenie naszej uwagi od nas samych i zwrócenie jej ku Bogu i 
bliźnim. Zatem wiara nie może być prywatną sprawą, ale przeżywana jest publicznie. 
Nie dotyka tylko duszy, ale i ciała. Nie reformuje tylko życia jednostek, ale i 
społeczeństw. Nie jest skierowana tylko na fragment rzeczywistości, ale na całość. 
Jan Kalwin rodzi tak wielkie emocje, ponieważ jest postacią nietuzinkową – w Bożej 
opatrzności pojawił się w czasie i miejscu, które sprawiły, że odegrał wielką rolę w 
historii Kościoła i zachodniej cywilizacji. Był człowiekiem zdolnym i pilnym, a przede 
wszystkim skromnym i oddanym Bogu. Nie mówił i nie czynił tego, co ludzie 
oczekiwaliby od niego, ale to, co uważał za nakaz Pisma św. Nawet jeśli ktoś nie 
zgadza się z wszystkimi jego poglądami i decyzjami, może znaleźć w nim wzór i 
zachętę do zaparcia się samego siebie i naśladowania Chrystusa we wszelkich 
okolicznościach i za każdą cenę. "Nikt nie zaparł się siebie w sposób należyty, jeśli nie 

background image

 

12 

oddał się Bogu całkowicie, pozwalając woli Bożej sprawować rządy nad wszystkimi 
dziedzinami życia."17 
Pragnienie Kalwina, by we wszystkim oddać chwałę suwerennemu Bogu, widać nie 
tylko w jego pismach i poczynaniach, ale również w jego śmierci (1564). Na własne 
życzenie został pochowany w nieoznaczonym grobie, którego lokalizacja wciąż 
pozostaje nieznana.  

1. Cytat za "Jan Kalwin", Stanisław Piwko, Warszawa 1995, s. 18.  
2. Cytat za "Five Leading Reformers", Christopher Catherwood, Fearn 2000, s. 105  
3. Cytat za "The Emergence of Liberty in the Modern World", Douglas F. Kelly, Phillipsburg 1992, s. 13  
4. Cytat za Piwko, s. 38  
5. Kelly, s. 15  
6. "Nauka religii chrześcijańskiej", 4.20.2  
7. Kelly, s. 27  
8. Piwko, s. 49  
9. Cytat za "Historia chrześcijaństwa", Paul Johnson, Gdańsk 1995, s. 322  
10. Tamże  
11. "Nauka religii chrześcijańskiej," 3.21.5  
12. Cytat za Catherwood, s. 119  
13. Johnson, s. 320  
14. "Nauka religii chrześcijańskiej," 3.7.1  
15. Tamże 3.10.6  
16. Tamże 3.7.5  
17. Tamże 3.7.1  

Autor jest pastorem Ewangelicznego Kościoła Reformowanego we Wrocławiu. 
Bogumił Jarmulak 
 

 

Maryja

 

 

Jakiś  czas  temu  jeden  z  pastorów  w  kazaniu,  które  notabene  było  transmitowane  na 
całą Polskę, powiedział, że protestanci nie mają nic przeciwko Maryi, lecz podobnie jak 
katolicy  otaczają  ją  głębokim  szacunkiem.  Wydaje  się  jednak,  że  zaszło  tutaj  pewne 
podstawowe  nieporozumienie.  Czy  rzeczywiście  Maryja  (czy:  Maria)  katolicyzmu  ma 
coś wspólnego z Marią, o której mówi Biblia - poza zbieżnością imion?  
Ktoś kto tylko pobieżnie otarł się o polski katolicyzm wie, że maj jest miesiącem Maryji. 
To właśnie w tym miesiącu przypada święto Maryji Królowej Polski, jak i codziennie 
odprawiana jest tzw. "majówka", podczas której wyśpiewuje się tytuły Maryji jak np. 
"ucieczko grzesznych" czy "Królowo apostołów". Nie trzeba dodawać, że nasz naród, 
ustawicznie zachęcany przez papieża, jest w szczególny sposób oddany Maryji. Zwykłą 
nieprawdą jest opinia wyrażana przez wielu protestantów, a nawet przez apologetów 
katolickich, iż cześć jaką otaczana jest Maryja w naszym kraju stanowi jedynie aspekt 
"religijności ludowej" - w przeciwieństwie do oficjalnego stanowiska Rzymu. Papież jak i 
oficjalne publikacje wyjaśniają i zachęcają do objawów takiej właśnie religijności.  
Kim więc jest Maryja w Kościele Katolickim

? Maryja katolicyzmu to nic innego

 jak 

tylko wszechobecne, bezgrzeszne bóstwo, które posiada potężną władzę, któremu 
oddaje się cześć, i którego różne wizerunki i figurki otacza się uwielbieniem.  
Maryja w praktyce katolicyzmu to ktoś, kto jest o wiele bardziej pełen miłości niż Bóg, 
który jest srogi i nieprzystępny. Pozwólcie, że zacytuję coś z jednej z setek książek, 
którymi karmi się ludzi w Kościele Rzymskim: "

Wielką przyjemność sprawia Jezusowi, 

jeśli idziemy do Niego przez Jego Matkę, tak jak każdemu ojcu sprawia przyjemność

gdy jego dziecko dociera do niego poprzez matkę.

 (...) Gdy bardzo czegoś chcecie, coś 

zawsze mówi wam, abyście poszli do mamy!" (Louis Kaczmarek, Maryja i moc Bożej 

Kommentar [AS8]:  
Apologeta 1. obrońca 
wiary, idei itp. 2. religiozn., 
lit.
 lm. apologeci – pisarze 
gr. i łc., którzy bronili 
w swoich pismach 
chrześcijaństwa (II w. n.e.) 
 
Apologetyka, 
1) Dział piśmiennictwa 
chrześcijańskiego 
rozwijający się II-V w., 
poświęcony obronie 
chrześcijaństwa przed 
atakami pogan 
i wyznawców judaizmu oraz 
przed herezjami. Jako 
środkiem wyrazu posługuje 
się 

apologią

, niekiedy 

dialogiem. Dzieje 
apologetyki dzieli się na 
3 gł. etapy: a) II w. - walka 
o przetrwanie 
chrześcijaństwa w dobie 
prześladowań, 
wykazywanie 
bezpodstawności zarzutów 
stawianych jego 
wyznawcom (ateizm, 
nieobyczajność, 
kanibalizm), domaganie się 
dlań równouprawnienia 
z innymi religami. B) od 
końca II w. do 313 (

edykt 

mediolański

) - wykład 

i upowszechnianie, często 
w toku polemik, zasad 
wiary chrześcijańskiej, 
odpieranie pomówień 
o działanie na szkodę 
państwa, stanowiących 
przesłankę trwających 
nadal prześladowań. C) po 
313 - polemiki z filozofią 
grecką i rzymską oraz 
kultami pogańskimi (zwł. 
misteryjnymi), próby 
pozyskania dla 
chrześcijaństwa oponentów. 
Na wszystkich etapach 
swego rozwoju apologetyka 
starała się wykazać 
prawdziwość 
poszczególnych składowych 
doktryny chrześcijańskiej - 
zwł. monoteizmu oraz nauki 
o boskości Jezusa 
Chrystusa 
i o zmartwychwstaniu ciał - 
podkreślając jej 
nadprzyrodzone 
pochodzenie. Najważniejsi 
apologeci: II w. - 
Kwadratus Marcjanus, 
Arystydes z Aten, 
Atenagoras z Aten, Aryston 
z Pelli, św. Justyn, Tacjan, 
Hermiasz, anonimowy autor 
Listu do Diogeneta; III w. - 
Klemens Aleksandryjski, 

... [4]

background image

 

13 

miłości, s. 74, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, zatwierdz. przez kościół 30.iv.1996 r., nr 
659/K/96).  
Jak już wspomniałem, Maryja katolicyzmu posiada również ogromną władzę: "Maryja 
daje łaski Ojca Przedwiecznego, cnoty Jezusa Chrystusa oraz dary Ducha Świętego 
temu, komu zechce, w sposób, w jaki zechce i tyle, ile zechce" (tamże, s. 77); oraz: 
"Kiedy Matka Boża trzymała Dzieciątko Jezus w swych ramionach, była jedyną osobą, 
która spoglądała na niebo z góry" (tamże, s. 43); oraz: "

osoba, która bierze różaniec 

do

 

ręki, ma większą władzę niż prezydent Stanów Zjednoczonych"?!?!?!?!

 (tamże, 

s. 90).  
Wreszcie Maria katolicyzmu odbiera cześć bogini. Wyniesiony na ołtarze o. 
Maksymilian Kolbe napisał: "Pozwól mi przyczynić się do Twego wyniesienia, do twego 
najwyższego wyniesienia. Pozwól, aby inni przewyższyli mój zapał w chwaleniu Ciebie, 
o Maryjo, tak, aby przez to święte współzawodnictwo Twa chwała rosła szybciej," 
(tamże, s. 80).  
Obecny papież, Jan Paweł II, stwierdził, że dokonała się w nim ogromna przemiana 
duchowa w momencie, kiedy zrozumiał, że "

to nie tylko Maryja prowadzi ludzi do

 

Jezusa, ale również Jezus prowadzi ludzi do Maryji".

 Następnie dał wyraz swojego 

pełnego poświęcenia Maryji obierając za motto swojego pontyfikatu totus tuus - "cały 
twój". Papież zdecydowanie potwierdził to oddanie Maryji w zeszłym roku podczas 
wizyty w Kalwarii Zebrzydowskiej. Co więcej, papież nie waha się używać słownictwa w 
odniesieniu do Maryji, które prawowicie odnosi się tylko do Boga: "

Przez tajemnicę

 

Chrystusa także Ona jest obecna wśród ludzi. Poprzez Syna rozjaśnia się także

 

tajemnica Matki"

 (Jan Paweł II, encyklika: Redemtoris Mater, s.37; podkreślenie autora).  

Co więcej, według papieża cytującego postanowienia Soboru Watykańskiego II, Maryja 
pełni bardzo istotną rolę w dziele zbawienia: "[Maryja] staje się matką: rodzi bowiem do 
nowego i nieśmiertelnego życia synów z Ducha Świętego poczętych i z Boga 
zrodzonych" (tamże, s. 10). Przykłady można mnożyć.  

Maria, o której mówi Pismo Święte, nie ma nic wspólnego z katolicką Maryją

Matka Jezusa była pobożną kobietą, która zaufała Bogu, pomimo narażenia na 
zniesławienie. Dlatego jest ona dla nas przykładem wiary – jak wielu, którzy biegli przed 
nią i po niej (Łuk. 1:48; Jak. 5:11). Maria żyła, wypełniła Boży plan na swoje życie i 
umarła. Ani nie była bez grzechu, ani nie została wzięta z ciałem do nieba. Jakiekolwiek 
więc próby udawania się do niej są nie tylko bezsensowne, ale i grzeszne.  
Wracając do wyżej wspomnianego pastora, oczywiście rozumiem chęć szukania 
porozumienia z jego strony. Szkoda jednak, że nie szukał go tam, gdzie powinien - w 
odwołaniu do Słowa, zamiast w jakoby podzielanym przez wszystkich szacunku do 
Marii. Maryja katolicyzmu jest kimś radykalnie różnym od Marii Biblii, dlatego nie może 
być mowy o jakiejś wspólnej "Marii", którą zarówno katolicy jak i protestanci darzą 
szacunkiem.  
Autor jest pastorem Ewangelicznego Kościoła Reformowanego we Wrocławiu. 
Marek Kmieć 

 
 

Koran a chrześcijaństwo

 

 

Islam  staje się coraz  bardziej  znaczącą  siłą kształtującą  oblicze  Ziemi,  co  nie  odbywa 
się  bez  konfliktów.  Nie  powinno  to  dziwić,  jeśli  mamy  na  uwadze  wpisane  w  islam  i 
Koran  pragnienie  ustanowienia  prymatu  jednej  religii  i  cywilizacji  na  całym  świecie. 
Wielu chrześcijan  próbując uniknąć krwawych konfliktów  z muzułmanami, wskazuje na 
rzekomo  wspólne  korzenie  chrześcijaństwa  i  islamu  (dorzucając  do  tego  judaizm)  i 

background image

 

14 

twierdzi,  że  przecież  wszyscy  wierzymy  w  tego  samego  Boga,  który  jest  jeden.  Czy 
rzeczywiście jest to słuszna droga do pokoju?  
Ponieważ islam odwołuje się do Koranu, jako czystego objawienia woli Boga i uważa go 
za najwyższy autorytet, dlatego warto udać się do źródeł i zobaczyć, czy próba syntezy 
chrześcijaństwa i islamu rokuje jakiekolwiek nadzieje na sukces.  
 
Obraz chrześcijaństwa w Koranie  
Już w II Surze spotykamy postaci znane również z Pisma Świętego i odgrywające 
znaczącą rolę w teologii i religii chrześcijańskiej. Są to m.in.: Adam, Mojżesz czy przede 
wszystkim "Jezus, syn Marii" (II, 87). Co więcej, w tej samej Surze, chrześcijaństwo 
uznane jest za religię wyznającą tego samego Boga, co islam: "Zaprawdę, ci, którzy 
uwierzyli, ci, którzy wyznają judaizm, chrześcijanie i sabejczycy, i ci, którzy wierzą w 
Boga i w Dzień Ostatni i którzy czynią dobro, wszyscy otrzymają nagrodę u swego 
Pana" (II, 62). Spośród wszystkich wymienionych tu grup to chrześcijanie uznani są za 
najbliższych islamowi: "Najbliżsi, przez swoją przyjaźń, tym, którzy wierzą, są ci, którzy 
mówią: My jesteśmy chrześcijanami" (V, 82). Zdawać by się mogło, że te wypowiedzi 
regulują relacje między chrześcijaństwem i islamem w sposób iście partnerski. Jednak 
Koran zawiera również krytykę chrześcijaństwa.  
V Sura stwierdza, że choć islam przejął od chrześcijan przymierze, to jednak 
chrześcijanie "zapomnieli część tego, co im zostało przypomniane" (w. 14). Co więcej, 
Posłaniec (Mahomet) przyszedł, aby przypomnieć chrześcijanom to, co zapomnieli, lecz 
oni nie uwierzyli mu.  
Jednym z głównych błędów chrześcijaństwa jest twierdzenie, że "Bogiem jest Mesjasz, 
syn Marii" (w. 17), a więc jeden z najważniejszych punktów chrześcijańskiego wyznania 
wiary, mówiący o boskości Jezusa. Bóg, jeśli zechce, może jednak zniszczyć Mesjasza 
(tamże). Jako świadectwo tego, że chrześcijanie tkwią w błędzie, Koran przywołuje karę 
boską, jaka dotknęła chrześcijan (w. 18). Oddawanie czci komuś innemu niż Bóg oraz 
stawianie kogoś obok Boga jest grzechem (III, 64). Zresztą w tekstach, mówiących o 
czekającej na niewiernych (w tym przypadku chrześcijan) karze, pojawia się przede 
wszystkim zarzut wielobóstwa.  

Co więcej, według Koranu Jezus nie tylko nie był Bogiem, ale i nie był Synem 
Bożym:

 "Chwała niech będzie Bogu, który nie wziął sobie żadnego Syna" (XVII, 111; 

patrz też: XIX, 35, 92). Bóg stworzył Jezusa jak Adama "z prochu, a następnie 
powiedział do niego: Bądź! - i on jest" (III, 59). Zatem Jezus jest po prostu jednym ze 
stworzeń. Ponadto, Jezus nie zyskał, np. przez adopcję, uprzywilejowanej roli wobec 
reszty stworzenia.  
Koran nie tylko zaprzecza temu, że Jezus był Synem Boga, ale także idei Boga jako 
ojca w odniesieniu do jego wyznawców. Twierdzenie o boskim synostwie Jezusa nie 
jest wg islamu tylko pomniejszym błędem, ale bardzo poważnym wypaczeniem 
objawienia. Chrześcijanie mówiąc o boskim synostwie Mesjasza, "naśladują słowa tych, 
którzy nigdy nie wierzyli" (IX, 30). Zaraz potem pojawia się życzenie: "Niech zwalczy ich 
Bóg" (tamże), oraz podsumowanie: "Jakże oni są przewrotni" (tamże). Nie powinno 
dziwić takie podejście do sprawy, skoro w Surze CXII czytamy: "Mów: On – Bóg Jeden, 
Bóg Wiekuisty! Nie zrodził i nie został zrodzony! Nikt Jemu nie jest równy!" Skoro Bóg 
jest jeden, więc, stwierdza Koran, nie ma innego, a zatem i Jezus nie może być 
Bogiem. "Nie ma Boga, jak tylko Bóg" (III, 62). Co więcej, Bóg nie może być zrodzony, a 
przecież Jezus jest synem Marii. Wynika z tego zaprzeczenie wcielenia Syna Bożego, 
bo skoro Jezus nie istniał przed poczęciem go, inkarnacja nie mogła mieć miejsca. 

background image

 

15 

Oznacza to, że transcendentny Bóg nigdy nie nawiązał takiej relacji ze stworzeniem, o 
jakiej mówi Pismo Święte – Słowo, które było Bogiem, nigdy nie stało się Ciałem.  

Koran podważa również inny bardzo istotny element chrześcijańskiej wiary, jakim 
jest

 

ukrzyżowanie Jezusa

. IV Sura, pisząc o Żydach, stwierdza: "Powiedzieli: 

Zabiliśmy Mesjasza, Jezusa, syna Marii, posłańca Boga – podczas gdy oni ani go nie 
zabili, ani go nie ukrzyżowali" (w. 157). Oczywiście, w takim wypadku nie może być też 
mowy o odkupieńczej śmierci Jezusa, który był po prostu prorokiem, choć zapewne 
jednym ze znamienitszych: "Mesjasz, Jezus, syn Marii, jest tylko posłańcem Boga" (IV, 
171). To z kolei sprawia, że i koraniczna nauka o zbawieniu zdecydowanie różni się od 
biblijnej. Skoro nie ma odkupienia grzechów na krzyżu, to musi być inny sposób 
zadośćuczynienia za nie. Sura XLVII sugeruje, że Bóg zgładzi złe uczynki wiernych ze 
względu na ich dobre dzieła (w. 2).  
Jako "Słowo pochodzące od Niego (Boga)" (III, 45) Jezus miał za zadanie "nauczyć go 
(lud Boga) Księgi i mądrości, Tory i Ewangelii" (w. 48). Zmodyfikował też część 
przepisów Tory: "Przychodzę potwierdzić prawdziwość tego, co było przede mną w 
Torze, i aby uczynić dla was dozwolonym część tego, co wam było zakazane" (w. 50).  
Według Koranu błędy chrześcijan są tym gorsze, że nie wynikają z niewiedzy, ale są 
świadomym sfałszowaniem prawdy: "Dlaczego ubieracie prawdę w fałsz i zasłaniacie 
prawdę, a przecież wy wiecie" (III, 71). Zdaje się więc, że chrześcijanie błądzą, gdyż 
odrzucili objawienie przekazane im przez Jezusa – stali się mu niewierni, co tłumaczy, 
dlaczego Koran może uznawać Jezusa za proroka jednocześnie potępiając chrześcijan 
za odstępstwo od monoteizmu.  
Głównym przedmiotem krytyki Koranu wobec chrześcijaństwa jest doktryna Boga, 

a w

 

szczególności Trójca Święta:

 "Wierzcie w Boga i jego posłańców i nie mówcie: Trzy!" 

(IV, 171). Niemniej jednak zastanawiające jest, że według Koranu osobami Trójcy 
Świętej jest Bóg, Jezus i Maria (sic!): "I oto powiedział Bóg: O Jezusie, synu Marii, czy 
ty powiedziałeś ludziom: Bierzcie mnie i moją matkę za dwa bóstwa, poza Bogiem?" (V, 
116). Jest to jeden z elementów krytyki chrześcijaństwa w Koranie, który każe zapytać 
się o jej rzetelność, a także o źródła poznania chrześcijaństwa, jakimi dysponował autor 
Koranu. Jeśli to był Allach, to jak mógł popełnić taką gafę, a jeśli Mohamet, to co to 
mówi o rzekomo boskim pochodzeniu świętej księgi islamu?!  
 
Źródła informacji o chrześcijaństwie w Koranie  
Polski tłumacz Koranu, J. Bielawski, z faktu zamienienia przez Koran Ducha Świętego 
na matkę Jezusa jako trzeciej osoby Trójcy Świętej wnioskuje, że Koran odnosi się do 
nauczania jakiejś chrześcijańskiej sekty, w której być może miejsce Marii było ponad 
miarę wyeksponowane. Najprawdopodobniej był to Kościół Abisynii, gdzie Marię 
otaczano nadmierną czcią. Pojawiające się w koranicznym obrazie chrześcijaństwa 
elementy adopcjonizmu (nauczania mówiącego o adoptowaniu Jezusa, syna Marii, 
przez Boga) może być echem licznych i zaciekłych sporów o naturę Chrystusa 
spotykanych wśród starożytnych chrześcijan.  
O małej wiarygodności koranicznych źródeł świadczy, oprócz pomieszania osób Trójcy 
Świętej, przytaczany parę razy cud dokonany przez Jezusa, jakim było ożywienie 
glinianych ptaków, który nie występuje w żadnej nowotestamentowej księdze, choć w 
Koranie stanowi jedno z ważniejszych świadectw boskiego posłannictwa Jezusa.  
Jak pisze Bielawski we wprowadzeniu do Koranu, chrześcijaństwo w Arabii miało swoje 
zaplecze w licznych państwach chrześcijańskich na północy i południu. Z jednej strony 
leżały prowincje wczesnochrześcijańskiego państwa, jakim było Bizancjum, a z drugiej 
Mezopotamia w znacznej mierze zamieszkana przez przyznającą się do 

background image

 

16 

chrześcijaństwa ludność. Należy też wspomnieć o Abisynii, graniczącej z Arabią przez 
Morze Czerwone. Co więcej, w latach 525-575 południowa Arabia stała się obszarem 
bezpośredniego panowania Abisynii.  
To jednak nie wyjaśnia tak bardzo wypaczonej wizji chrześcijaństwa, jaką znajdujemy w 
Koranie. Bielawski twierdzi, że powodem takiego stanu rzeczy było to, iż praca misyjna 
na terenie Arabii była prowadzona przede wszystkim przez przedstawicieli heretyckich 
kościołów wschodnich, zwłaszcza monofizytów i nestorian.  
Ponadto, jak sugeruje Bielawski, wśród Arabów szczególnie wielki podziw wzbudzali 
chrześcijańscy anachoreci i pustelnicy. Ma o tym świadczyć sam Koran: "Złożyliśmy w 
serca tych, którzy poszli za nim (Jezusem), łagodność i miłosierdzie, i stan zakonny, 
który oni wprowadzili" (LVII, 27).  
Widzimy więc, że źródła, jakimi dysponował autor Koranu, nie były najlepszego 
gatunku, co każe wątpić w boskie jego pochodzenie. Czy jednak stosunek Mahometa 
do chrześcijaństwa byłby inny, gdyby dysponował lepszymi informacjami? Można 
wątpić, gdyż głównym zarzutem, jaki kieruje pod adresem chrześcijan, jest zrównanie 
Jezusa z Bogiem.  
 
Stosunek Koranu do chrześcijan  
Już wspomniałem o tym, że według Koranu chrześcijanie świadomie fałszują prawdę o 
Bogu i Jezusie (III, 71). Sura V wprost nazywa chrześcijan niewiernymi (w. 72). Dalej 
grozi dotkliwą karą tym, którzy nie porzucą twierdzenia o boskości Jezusa (w. 73). Choć 
wobec zarzutu odstępstwa Żydów chrześcijanie i tak wypadają nie najgorzej (w. 82).  
Niemniej jednak w ostatecznym rozrachunku również chrześcijanie zaliczeni są w 
poczet niewiernych, których przeznaczeniem jest Gehenna. Wynika to choćby z Sury 
XVIII, w której czytamy: "Chwała niech będzie Bogu, który zesłał Księgę swojemu 
słudze i nie uczynił w niej żadnej krzywizny!" (w. 1). Ta księga, którą jest Koran, została 
dana m.in. po to, by "ostrzegała tych, którzy mówią: Bóg wziął sobie syna" (w. 4). Jest 
to wyraźne potępienie "kłamstwa" (w. 5) głoszonego przez chrześcijan, którzy twierdzą, 
że również Jezus i Maria (według Koranu) są Bogami. Potem pada najsroższe w 
Islamie oskarżenie: "Ci ludzie wzięli sobie bogów poza Nim" (w. 15), które prowadzi do 
wezwania: "Kiedy oddzielicie się od nich i od tego, co oni czczą poza Bogiem, schrońcie 
się do groty" (w. 16). Pod koniec tej Sury znajdujemy stwierdzenie, że dla niewiernych 
Bóg przygotował Gehennę (ww. 100, 102). Ostatni wiersz Sury, to polecenie dane 
Mohametowi, by ogłosił: "Zostało mi objawione, że Bóg wasz jest Bogiem jedynym. 
Przeto kto się spodziewa spotkać swego Pana, niech pełni pobożne dzieła i niech nie 
dodaje żadnego współtowarzysza, kiedy oddaje cześć swojemu Panu" (w. 110).  
Dalej w Surze XXII znów pojawia się podobne oskarżenie pod adresem chrześcijan, 
którzy tym razem występują w towarzystwie Żydów, sabejczyków i wyznawców 
zoroastrianizmu (w. 17). Bóg dla niewiernych, którzy "dodają [jedynemu Bogu] 
współtowarzyszy" (tamże), przygotował srogą karę: "Ci, którzy nie uwierzyli, będą mieli 
ubranie przykrojone z ognia, a głowy ich polewane będą wrzącą wodą, która roztopi ich 
wnętrzności i skórę, dla nich będą żelazne rózgi z hakami" (ww. 19-21).  
Niestety, pewne teksty Koranu sugerują, że nie jest tu mowa tylko o dniu sądu 
ostatecznego, kiedy sam Bóg dokona kary nad niewiernymi. Sura XLVIII stwierdza 
bowiem: "Muhammad jest posłańcem Boga. Ci, którzy są z nim, są gwałtowni wobec 
niewiernych, a miłosierni względem siebie" (w. 29). W ostateczności Koran zabrania 
zawierania przyjaźni z tym, "którzy was zwalczali z powodu religii" (LX, 9). Można więc 
wnioskować, że z nauczania Koranu wynika, iż totalna i ustawiczna wojna jest 
konieczna, by nawrócić cały świat na monoteizm (w wydaniu koranicznym).  

Kommentar [AS9]:  
monofizytyzm (ś.łc. kośc. 
Monophysita ‘monofizyta’, 
ś.gr. Monophysités od gr. 
mónos ‘jedyny’ + phýsis 
‘natura’) religiozn. doktryna 
teologiczna powstała 
w V w. na bazie nauki 
gnostyków, uznająca 
w Jezusie jedynie naturę 
boską; n.os. monofizyta. 
 
Monofizytyzm (z 
greckiego mone physis - 
"jedyna natura"), doktryna 
teologiczna powstała na 
podstawie tezy 

gnostyków

 

o zjawiskowości Chrystusa 
(

Jezusa

) i ograniczoności 

wyłącznie do natury 
boskiej. Teza ta została 
rozwinięta przez 

Eutychesa

 

w samodzielną doktrynę 
głoszącą, iż boska natura 
Chrystusa wchłonęła Jego 
naturę ludzką w ten 
sposób, że miał On już 
tylko jedną naturę - boską. 
W początkach VI w. biskupi 
monofizytyzmu zostali 
wygnani z Syrii i opozycja 
wobec postanowień soboru 
chalcedońskiego została 
zlikwidowana. Wypędzeni 
biskupi odbudowali jednak 
na wygnaniu zniszczoną 
hierarchię, która od imienia 
swego odnowiciela Jakuba 
Baradajosa przyjęła nazwę 
jakobitów. Gminy 

Kommentar [AS10]: Nestor
ianie, zwolennicy 

Nestoriusza

, którzy po jego 

śmierci utworzyli w Persji 
samodzielny 

Kościół 

nestoriańsko-chaldejski

Począwszy od VI w. 
prowadził on szeroką akcję 
misyjną w Azji Środkowej, 
Indiach, Chinach i w Afryce. 
Szczególnie wielu 
zwolenników zyskał w Syrii. 
Współcześnie nestorianie 
liczą ok. 50 tys. wiernych. 
 
Nestorianizm, 
chrześcijański ruch 
teologiczno-religijny. Jego 
twórcą stał się patriarcha 
antiocheński 

Nestoriusz

biskup Konstantynopola od 
428, który za teologami 
szkoły antiocheńskiej: 

Kommentar [AS11]:  
Anachoreta (łc. 
anachoreta z gr. 
anachoretés) religiozn. 
pustelnik; 

asceta

 

 

... [5]

... [6]

background image

 

17 

Oczywiście, istnieją różne szkoły interpretacji Koranu, podobnie jak istnieją różne szkoły 
interpretacji Pisma Świętego. Nie wszystkie interpretacje prowadzą do tych samych 
implikacji. Za przykład można wziąć czwarty wiersz Sury XLVII: "Kiedy więc spotkacie 
tych, którzy nie wierzą, to uderzcie ich mieczem po szyi, a kiedy ich całkiem rozbijecie, 
to mocno zaciśnijcie na nich pęta." Jak podaje Bielawski według szkoły hanafitów, te 
polecenia dotyczą tylko bitwy pod Badr, jednak szyici trzymają się zasady, iż 
schwytanych w czasie wojny wrogów należy zabijać. Pozostaje więc pytanie, jakimi 
środkami ma być toczona wojna w imię koranicznego monoteizmu. Zapewne 
odpowiedź na nie w znacznej mierze zależy od tego, kto z czasem zyska najwięcej 
zwolenników wśród wyznawców islamu – ortodoksi czy liberałowie.  
 
Wnioski  
Po lekturze Koranu trzeba przyznać, że na pierwszy rzut oka zachodzi pewne 
podobieństwo między nauczaniem tej księgi a nauczaniem Pisma Świętego. Jest to 
m.in. monoteizm i wiara w Dzień Sądu. Nie można jednak przeoczyć tego, na co sam 
Koran bardzo jednoznacznie wskazuje, a mianowicie odmiennego rozumienia istoty 
Boga, a w szczególności bóstwa Jezusa oraz jego wcielenia i odkupieńczej śmierci na 
krzyżu. 

Co dla chrześcijan stanowi fundament wiary, to dla muzułmanów stanowi

 

kamień obrazy

. Monoteizm Koranu nie jest tożsamy z monoteizmem Biblii. Również 

droga zbawienia przedstawiona jest w tych dwu księgach w odmienny sposób. Czy 
można zatem liczyć na syntezę islamu i chrześcijaństwa? Zdaje się, że zachodzi 
między nimi zbyt wiele istotnych różnic. Są po prostu niekompatybilne. A poza tym, jak 
traktować religię, której święta księga popełnia taki kardynalny błąd, jak zaliczenie w 
poczet Trójcy Świętej Marii, matki Jezusa, w miejsce Ducha Świętego? Jeśli więc islam 
jest fałszywą religią, to utożsamienie Jahwe z Allachem zapewne nie jest zbyt 
rozsądnym pociągnięciem.  

Bogumił Jarmulak 

 
 

Chrystus czy Mahomet

 

 

W  tym  artykule  pragnę  z  jednej  strony  wskazać  na  istotne  różnice  między 
chrześcijaństwem  a  islamem,  a  z  drugiej  zastanowić  się  nad  przyczynami  pojawienia 
się  islamu  jako  rywalizującej  z  chrześcijaństwem  religii.  Islam  bowiem  nie  tylko 
przypomina  chrześcijaństwo,  ale  próbuje  również  przedstawić  się  jako  lepsza 
alternatywa dla wyznawców monoteizmu.  
Monoteizm  chrześcijański  nie  jest  jednak  równy  monoteizmowi  mahometańskiemu. 
Chrześcijanie  bowiem  wierzą  w  Boga  Ojca,  Syna  i  Ducha  Świętego,  a  więc  w 
trójjedynego  Boga,  podczas  gdy  mahometanie  wyznają  tzw.  ścisły  monoteizm.  Nawet 
jeśli na pierwszy rzut oka nie stanowi to istotnej różnicy, śmiem twierdzić, że ta różnica 
jest  kolosalna  i  ma  bardzo  praktyczne  znaczenie,  jeśli  prawdą  jest  twierdzenie  Pisma 
Świętego,  że  człowiek  stworzony  jest  na  obraz  i  podobieństwo  Boga.  Znaczy  to,  że 
zarówno  pojedynczy  człowiek,  jak  i  ludzkie  społeczeństwo  jest  odzwierciedleniem 
Stwórcy.  
Islam zdaje się jednak przeczyć stworzeniu człowieka na obraz Stwórcy. Widzimy to na 
przykładzie  nabożeństwa.  Jak  zauważył  Ralph  A.  Smith  w  "Trynity and  Reality," kiedy 
mahometanin czci Allacha, czyni coś, czego Allach sam nigdy nie robi. Allach nigdy nie 
oddaje  czci  komuś  innemu  ani  dla  nikogo  nie  poświęca  się.  Kiedy  więc  mahometanin 
bije pokłony przed Allachem, a więc w momencie, kiedy rzekomo jest najbliżej Allacha, 
staje się do niego najbardziej niepodobny.  

background image

 

18 

Kiedy jednak  chrześcijanin czci Jahwe,  nie  tylko  zbliża się  do Boga,  ale  też  naśladuje 
Go,  czyniąc  to,  co  czyni  Ojciec,  Syn  i  Duch  wobec  siebie  nawzajem.  Nabożeństwo 
ofiarowane  Ojcu  w  imię Syna i  w  mocy  Ducha  jest  w  rzeczy  samej  uczestnictwem  we 
wspólnocie  Trójcy.  Nasz Bóg  nie  tylko  przyjmuje  cześć,  ale  również  sam  obdarza  nią 
innych: Ojciec czci  Syna i  Ducha,  a  Syn  i  Duch  odwzajemniają cześć  Ojcu.  To  z kolei 
przekłada  się  na  więzi  międzyludzkie.  Właściwe  okazywanie  szacunku  i  oddawanie 
honorów  innym  ludziom  zawiera  się  w  biblijnym  zrozumieniu  miłości  i  jest 
naśladowaniem trójjedynego Boga.  
Co  więcej, ponieważ Allach jest  w ścisłym znaczeniu jedyny w  swoim rodzaju, dlatego 
obce  jest  mu  pojęcie  międzyosobowej  więzi.  Trójca  zaś  w  swej  istocie  zawiera 
międzyosobowe  relacje  między  Ojcem,  Synem  i  Duchem.  Należy  więc  zapytać,  jaki 
wpływ  na  społeczeństwo  ma  religia,  której  bóstwo  pozostaje  w  wiecznym 
osamotnieniu?  Której  bóstwo  jest  w  swej  istocie  a-społeczne?  A  może  nawet 
bezosobowe?  Naturalną  konsekwencją  byłoby  oderwanie  spraw  społecznych  od  takiej 
religii.  Islam  nie  jest  w  tym  konsekwentny  i  odnosi  pewne  korzyści,  zapożyczając  z 
chrześcijaństwa.  Dlatego  odnajdujemy  w  nim  np.  pojęcie  dobra  i  zła  oraz  prawo 
regulujące  relacje  międzyludzkie.  Można  jednak  zadać  kolejne  pytanie,  w  jaki  sposób 
prawa  te  odzwierciedlają  naturę Allacha  i czy  w  ogóle to czynią? Należy podejrzewać, 
że  etyka  islamu  jest  raczej  konsekwencją  arbitralnych  decyzji  Allacha  niż 
odzwierciedleniem jego  natury.  Przede  wszystkim  nie  znajdujemy  w  Allachu, który  jest 
wiecznie  jeden  i  sam,  miłości  bliźniego  –  tak  fundamentalnej  w  chrześcijańskim 
rozumieniu  Boga  i  etyki.  Ponadto,  skoro  Allach  jest  wiecznie  jeden  i  sam,  można 
stwierdzić,  że  społeczeństwo  nie  jest  obrazem  Stwórcy,  a  więc  nie  nosi  znamion 
wieczności,  lecz jest  tworem  tymczasowym.  Co  to  z kolei  mówi  nam  o perspektywach 
dla ludzkości? Czy kiedyś cała ludzka rasa w swoim zróżnicowaniu zleje się w jednolitą 
i bezkształtną metafizyczną masę? Patrząc na Allacha należy się tego spodziewać. To 
zaś oznacza, że również ludzka tożsamość i osobowość jest przejściowa i tymczasowa. 
Nie powinno zatem dziwić, że ściśle mahometańskie społeczeństwa mają tendencję do 
wyradzania się w autorytarne dyktatury.  
Należałoby  jeszcze  dodać,  że  jednolitość  Allacha  każe  z  podejrzliwością  traktować 
wszelką różnorodność, podczas gdy w Trójcy jedność i wielość mają równie ostateczny 
charakter. Jeśli dodamy do tego statyczną naturę Allacha, która rzuca cień podejrzenia 
na  wszelką  zmianę,  to  dochodzimy  do  wniosku,  że  rozwój  i  postęp,  czyli  to,  co  Biblia 
nazywa przemianą z chwały w chwałę, jest islamowi obcy, a nawet wrogi. (Oczywiście, 
jak  spotykamy  niekonsekwentnych  chrześcijan,  tak  spotykamy  też  niekonsekwentnych 
mahometan,  którzy  wbrew swej  religii  zabiegają  o  rozwój  i  postęp.)  Tak  naprawdę  nie 
istnieje  więc  ani  historia  ani  biografia,  a  przynajmniej  islam  nie  dostarcza  podstaw  do 
tego, by uznać je za rzeczywiste. Stąd brak w nim akcentu, jaki chrześcijaństwo kładzie 
na  dojrzewanie.  Słuszne  zdaje  się  więc  twierdzenie  Jamesa  B.  Jordana  wyrażone  w 
"From  Bread  to  Wine",  że  islam  cierpi  na  chorobę  wspólną  wszystkim  pogańskim 
religiom, a mianowicie na infantylizm polegający na zatrzymaniu się jego wyznawców w 
rozwoju osobowym na poziomie nastolatka. Inaczej jest w chrześcijaństwie, dla którego 
podstawą  dla  historii  i  biografii  jest  wewnętrzne  życie  Trójcy,  które  charakteryzuje 
dynamika  międzyosobowych  relacji.  Stąd  przywiązanie  do  niedojrzałości  jest  według 
Biblii jednym z podstawowych grzechów.  
Niektórzy twierdzą jednak, że różnica między chrześcijaństwem a islamem wynika tylko 
lub  głównie  z  tego,  że  znajdują  się  one  na  rożnym  etapie  rozwoju.  Zapowiadają 
pojawienie  się  reformatora  islamu,  który  da  impuls  do  większego  uduchowienia  tej 
religii.  Jako  przykład  mający  potwierdzać  tę  tezę  podaje  się  chrześcijańskie  krucjaty, 

background image

 

19 

które  były  rzekomo  zjawiskiem  bardzo  podobnym  w  swym  charakterze  do 
współczesnego  mahometańskiego  terroryzmu.  Oczywiście,  można  by  prowadzić 
dyskusję  na  ten  temat  na  gruncie  ściśle  historycznym  i  przerzucać  się  faktami  i 
relacjami świadków. Można by wskazać na to, że krucjaty były reakcją chrześcijaństwa 
na wojowniczą ekspansję islamu. Na pewno krzyżowcy nie byli niewiniątkami i dokonali 
wielu  haniebnych  czynów.  Myślę  jednak,  że  lepiej  spojrzeć  na  ludzi,  których  imiona 
noszą  te  religie:  Chrystusa  i  Mahometa.  Mahomet  walczył  mieczem,  podczas  gdy 
Chrystus  szerzył  swe  Królestwo  słowem.  Choć  obie  te  religie  roszczą  sobie  prawo  do 
uniwersalności,  czyli  objęcia  i  zagospodarowania  wszystkich  zakątków  świata  i  każdej 
dziedziny  życia,  to jednak  różnią się  m.in.  w  metodzie  zdobywania  wpływów  i  nowych 
wyznawców.  Oczywiście,  nie  chodzi  tu  o  różnego  rodzaju  dewiacje  i  odchylenia  od 
normy,  lecz  o  zasadę  ustanowioną  przez  Chrystusa  z  jednej  strony  i  Mahometa  z 
drugiej. Zwróćmy uwagę  np. na to, że choć ap. Paweł uznał prawo  władzy  cywilnej do 
noszenia  miecza  i  jej  obowiązek  obrony  prawa  i  sprawiedliwości,  a  także  korzystał  z 
gwarantowanej  przez  władze  Rzymu  ochrony  własnego  życia, to jednak sam nigdy  za 
miecz  nie  chwytał.  Mówię  tu  o  okresie  po  spotkaniu  z  Jezusem  na  drodze  do 
Damaszku,  ponieważ  wcześniej,  jeszcze  jako  Saul,  chętnie  korzystał  ze  środków 
przemocy  dla  prześladowania  chrześcijan.  Tym  bardziej  wymowna  staje  się  zmiana, 
jaka zaszła w jego postawie po tym wydarzeniu. Od tej pory jedynym mieczem, za który 
chwytał, było słowo.  
Inaczej ma się sprawa z Mahometem. Wystarczy wspomnieć o masakrze na arabskich 
żydach  z  klanu  Kurajza,  o  której  czytamy  w  Hadisach,  czyli  opowieściach  o  życiu 
założyciela islamu. (Hadisy stały się podstawą tzw. prawa szariatu, a Mahomet uznany 
za  wzór do naśladowania.) Według nich Mahomet  własnoręcznie ściął co najmniej 600 
jeńców. Zaś w Hadisie pt. "Zabijajcie każdego żyda" czytamy:  

Posłaniec  Boży  powiedział:  "Zabijajcie  każdego  Żyda,  który  znajdzie  się  w 
waszej  mocy!"  Słysząc  to  Muhajjisa  ibn  Mas’ud  rzucił  się  na  ibn  Sunajnę, 
żydowskiego  kupca,  z  którym  miał  stosunki  towarzyskie  i  handlowe  i  zabił  go. 
Huwajjisa,  jego  starszy  brat,  nie  był  wtedy  jeszcze  muzułmaninem.  Kiedy 
Muhajjisa  zabił  żyda,  Huwajjisa  zaczął  go  bić,  wołając:  "Ty  bezbożniku,  jak 
mogłeś zabić swojego żywiciela!" Muhajjisa odpowiedział: "Gdyby ten, kto mi go 
kazał  zabić,  kazał  zabić  i  ciebie,  odciął  bym  ci  głowę."  (...)  Tamten  odparł:  "Na 
Boga!  Gdyby  Mahomet  kazał  ci  mnie  zabić,  ty  byś  mnie  zabił?"  Ten 
odpowiedział: "Na Boga, gdyby kazał mi obciąć ci głowę,  zrobiłbym to." Tamten 
zawołał:  "Na  Boga,  religia  która  do  tego  może  doprowadzić,  jest  wspaniała!"  i 
przyjął islam. 

Czy  wciąż  dziwi  nas  obraz  głów  ściętych  w  imię  Allacha,  jakie  od  czasu  do  czasu 
dostarczają  nam islamscy fundamentaliści? Raczej nie, jeśli  wiemy, na jakiej lekturze  i 
na  czyim  przykładzie  się  wychowali.  Czy  wciąż  czujemy  oburzenie  wobec  takiego 
okrucieństwa? Tak, ponieważ jesteśmy chrześcijanami. Albo inaczej – ponieważ naszą 
moralną wrażliwość ukształtowała Pasja, a nie Hadisy – opowiadanie o męce Pańskiej, 
a nie o okrutnych wyczynach Mahometa.  
Dzięki  Bogu  nie  wszyscy  mahometanie  wiernie  i  konsekwentnie  naśladują  założyciela 
swej religii ani też nie są w stanie żyć jako wierny obraz swego bóstwa, Allacha. Życie w 
świecie  stworzonym  przez  trójjedynego  Boga  zmusza  każdego  człowieka  do 
zachowania  przynajmniej  częściowo  praw  i  zasad  wpisanych  w  porządek  stworzenia  i 
odzwierciedlających charakter  Stwórcy. Można  by  też  powiedzieć,  że  islam  nie jest  aż 
tak  niebezpieczny,  jak  mógł  by  być,  ponieważ  w  pewnym  sensie  jest  chrześcijańską 
herezją – krzywozwierciadlanym odbiciem chrześcijaństwa.  

background image

 

20 

Nie  możemy  więc  przejść  obojętnie  obok  islamu  ani  traktować  go  jako  jedną  z  wielu 
fałszywych  religii.  Jak  zwrócił  na  to  uwagę  Peter  J.  Leithart  w  "Islam:  Mirror  of 
Christendom", wielkie odstępstwa pojawiały się w historii Bożego ludu nie bez powodu. 
Wystarczy  wspomnieć  ustanowienie  synkretystycznego  kultu  Złotego  Cielca  w 
północnym  Królestwie  Izraela  po śmierci  Salomona.  Była  to przestroga  dla Judy, który 
również "flirtował" z bałwochwalstwem.  
Zgodnie  z twierdzeniem  Leitharta Bóg  wzbudził islam jako karykaturę chrześcijaństwa, 
by ukazać nam nasze błędy i związane z nimi zagrożenia. Islam jest w pewnym sensie 
nawrotem  do  judaizmu,  przy  czym  interesuje  go  nie  tyle  doktryna,  co  rytuał  ze 
szczególnym  naciskiem  na  modlitwę,  post,  pielgrzymkę,  jałmużnę,  wyznanie  wiary  i 
dzień święty. Dla chrześcijanina przejście na islam oznaczałoby powrót do tego, co tak 
zdecydowanie krytykował Jezus w Ewangeliach oraz ap. Paweł w Listach. Muzułmanie 
podobnie  jak  tzw.  judaizujący  chrześcijanie  są  gotowi  uznać  Jezusa  za  kogoś 
wybitnego. Odmawiają Mu jednak prawa do odgrywania kluczowej roli w przełomowym 
dla  historii  świata  momencie,  który  zainicjował  nowe  stworzenie  –  kolejny  etap 
przemiany stworzenia "z chwały  w chwałę." Nic  dziwnego, bo i  Mahomet  nie widział  w 
sobie  herolda  nowego  stworzenia,  a  raczej  kolejnego  proroka  w  linii  od  Noego  przez 
Jezusa, którego głównym  zadaniem było  wezwanie żydów  i chrześcijan do porzucenia 
swych błędów i powrotu do monoteistycznej wiary Abrahama (Sura 2:135).  
Patrząc  na  islam  powinniśmy  więc  doszukiwać  się  podobieństw  do  chrześcijaństwa. 
Jednak  nie  po  to,  by  znaleźć  wspólny  mianownik,  który  pozwoliłby  urządzić  wspólne 
nabożeństwo ekumeniczne, lecz by dostrzec własne błędy. Nie bez znaczenia jest przy 
tym  miejsce  i  czas  pojawienia  się  islamu  –  na  terenach,  gdzie  kwitły  chrystologiczne 
herezje.  Przypomina  to  o  fundamentalnym  znaczeniu  doktryny  o  Trójcy  –  błędy 
pojawiające się w niej wypaczają resztę chrześcijańskiej teologii i praktyki. Pamiętajmy 
też,  że  islam  to  typowa  religia  uczynków,  co  by  wskazywało  na  braki  w  nauczaniu  o 
doskonałym zbawieniu w Chrystusie. Te dwa elementy oczywiście łączą się ze sobą, bo 
Ewangelia  jest  prawdziwa  tylko  wtedy,  gdy  Chrystus  jest  prawdziwym  Bogiem,  który 
prawdziwie stał się prawdziwym człowiekiem. Innymi słowy, nie sposób oddzielić dzieła 
od osoby Chrystusa.  
Z historii wiemy, że Bizancjum zaniedbało misję wśród Arabów. Pewnie z tego powodu 
Arabowie poznali chrześcijaństwo głównie przez kościoły heretyckich, o czym świadczy 
obraz  Trójcy,  jaki  znajdujemy  w  Koranie.  Ponadto  chrześcijanie  pojawili  się  na 
Półwyspie  Arabskim  nie  jako  misjonarze,  ale  obcy  przybysze,  często  reprezentujący 
skłócone i  rywalizujące  ze  sobą  sekty.  Wiele  daje  do  myślenia  to,  że  niektórzy  z  nich 
przyjęli  później  islam  w  nadziei  wyzwolenia  się  spod  władzy  Bizancjum.  Można  wręcz 
powiedzieć, że dla Arabów islam był bardziej obiecujący i przyjazny niż chrześcijaństwo 
i to przede wszystkim z powodu stanu kościołów, z którymi się zetknęli.  
Należy zatem zapytać, co stało się ze współczesnym chrześcijaństwem, skoro jesteśmy 
świadkami  renesansu  islamu?  Myślę,  że  wskazuje  on  na  słabość  współczesnego 
Kościoła,  który  jakby  zapomniał  o  istotnej  różnicy  między  Bogiem  Ojcem,  Synem  i 
Duchem  a  Allachem,  a  także  między  Chrystusem  a  Mahometem.  Musimy  więc  dbać 
przede wszystkim o jasne i biblijne zrozumienie osoby i dzieła Chrystusa.  
Po  drugie,  pamiętajmy,  że  islam  stanowi  zagrożenie  dla  Zachodu  właśnie  dlatego,  że 
jest  określoną  cywilizacją,  a  nie  zepchniętą  na  margines  społecznego  życia  ideologią. 
Niestety Zachód od dawna próbuje pozbyć się swego chrześcijańskiego dziedzictwa, a 
na  dodatek  sami  chrześcijanie  jakby  stracili  wizję  Kościoła  jako  czynnika 
kulturotwórczego.  Zadowalamy  się  "Jezusem  w  naszym  sercu,"  a  powinniśmy  raczej 
uczyć się od średniowiecznego chrześcijaństwa, które, podobnie jak islam, postrzegało 

background image

 

21 

siebie jako religię uniwersalną, a tym samym dostarczało wyznawcom ogólnych ram, w 
których jednostka i społeczeństwo mogło odnaleźć swą tożsamość oraz rolę w świecie i 
historii,  a  więc  sens  swojej  egzystencji.  Dzisiejsze  chrześcijaństwo  już  nie  aspiruje  do 
tej  funkcji,  tracąc  tym  samym  na  znaczeniu.  Nie  jest  już  fundamentem,  na  którym 
wyznawcy mogliby oprzeć całe swoje życie. Kościół musi na powrót stać się instytucją, 
która niesie narodom uzdrowienie.  
Czy chrześcijaństwo polegnie w starciu z islamem? Na to pytanie należy odpowiedzieć 
dwojako.  Z  jednej  strony,  jak  najbardziej  możliwa  jest  porażka  pewnego  typu 
chrześcijaństwa,  którego  pojawienie  się  na  obecnym  etapie  historii  sprowokowało 
renesans islamu.  Z  drugiej strony,  można  powiedzieć,  że  zwycięstwo  w  historii  należy 
do religii, która nosi prawdziwy obraz Stwórcy .  

Bogumił Jarmulak 

 
 

Zmartwychwstanie Piotra i nastanie Królestwa

 

 

Jednym z tematów Dziejów Apostolskich jest podążanie uczniów śladami mistrza. Kiedy 
porównujemy  życie  Jezusa  i  Pawła,  okazuje  się,  że  każdy  z  nich  spędził  kilka  lat 
podróżując  i  nauczając.  Zarówno  towarzysze  Jezusa,  jak  i  Pawła  wiedzieli,  że  ich 
przywódcy  zostaną  aresztowani  (Mat.  16:21-22;  Dz.  21:11-12).  Zarówno  Jezus,  jak  i 
Paweł  napotkali  sprzeciw  ludzi  związanych  ze  Świątynią.  Obaj  stanęli  przed  trzema 
trybunałami:  żydowskim  Sanhedrynem,  rzymskim  gubernatorem  oraz  Herodem 
Edomitą. Jednak podczas gdy Jezus milczał, Paweł głosił Ewangelię. Jezusa skazano, 
a Pawła uniewinniono. Zarówno podobieństwa, jak i różnice pełnią tu ważną rolę.  
Za  wyjątkiem  krótkiej  wzmianki  w  piętnastym  rozdziale  Dziejów  Ap.  dwunasty  rozdział 
tej  księgi  opisuje  ostatnie  wydarzenia  z  życia  Piotra.  W  pierwszych  dwóch  wersetach 
widzimy  Heroda  uśmiercającego  Jakuba,  brata  Jana.  Następnie  Herod  kazał  uwięzić 
Piotra (zob. Łuk. 22:33) podczas Dni Przaśników. Była to dokładnie ta sama pora roku, 
kiedy aresztowano Jezusa.  
Herod  chciał,  aby  proces  Piotra  miał  miejsce  po  święcie  Paschy.  Pamiętajmy,  że 
podczas Paschy zwyczajowo uwalniano jednego więźnia, lecz Herod nie chciał, aby był 
nim  Piotr  (Jana  18:39;  Łuk.  23:17).  Widzimy  tu  jednak  istotną  różnicę  –  Jezus  był 
opuszczony przez wszystkich, lecz o Piotra modlił się cały Kościół (Dz. 12:5).  
W więzieniu do Piotra przyszedł anioł. Kazał mu wstać, ubrać się i iść za nim. Następnie 
wyprowadził  Piotra  do  miasta  i  tam  go  zostawił.  Scena  ta  przywołuje  na  pamięć  inne 
wyjścia  (tzn.  exodusy)  opisane  w  Biblii  –  szczególnie  wyjście  Lota  z  Sodomy  oraz 
wyjście Izraela z Egiptu (za każdym razem pod przewodnictwem anioła Pańskiego).  
Widzimy  tu  również  analogię  z  exodusem  Jezusa  (Łuk.  9:31;  Mojżesz  i  Eliasz 
rozmawiają  z  Jezusem  o  jego  "exodusie,"  który  miał  się  dokonać  w  Jerozolimie). 
Exodusem  dla  Jezusa  było  zmartwychwstanie,  czyli  ostateczne  wybawienie  z  niewoli 
śmierci.  W  dwunastym  rozdziale  Dziejów  Ap.  widzimy  śmierć  Jakuba,  po  której 
następuje  symboliczna  śmierć  –  uwięzienie  Piotra.  Exodus  Jakuba,  zjednoczonego  z 
Chrystusem,  zaprowadził  go  do  nieba.  Exodus  Piotra,  zjednoczonego  z  Chrystusem, 
wyprowadził go z więzienia i przywrócił do służby w Kościele.  
Jak  uwolnienie  Józefa  z  więzienia  i  wyjście  Izraela  z  Egiptu  zapowiadały 
zmartwychwstanie  Jezusa,  tak  uwolnienie  Piotra  z  więzienia  przypomina  to 
zmartwychwstanie. Sługa podąża śladami Mistrza.  
Wydarzenia  opisane  w  dwunastym  rozdziale  nawiązują  do  zmartwychwstania  Jezusa. 
Pierwszymi  osobami,  które  spotkały  Jezusa  były  kobiety,  a  pierwszą  osobą,  która 
spotkała  Piotra,  była  dziewczyna  o  imieniu  Rode.  Kobiety  pośpieszyły,  aby  oznajmić 

background image

 

22 

uczniom  wieść  o  zmartwychwstaniu  Jezusa,  a  dziewczyna  pobiegła,  by  oznajmić 
chrześcijanom,  że  Piotr  stoi  pod  drzwiami.  Jak  uczniowie  nie  uwierzyli  świadectwu 
kobiet,  tak  i  Kościół  nie  dał  wiary  słowom  Rode.  Jak  uczniowie  myśleli,  że  Jezus  był 
duchem, tak i chrześcijanie twierdzili, że dziewczyna widziała anioła Piotra (czyli ducha; 
patrz Mat. 22:30) (Dz. 12:12-16).  
Jednak w końcu otworzyli Piotrowi, a on oznajmił, co się stało i polecił: "Powiadomcie o 
tym Jakuba i braci" (porównaj z Jezusem w Mat. 28:10). Następnie, ku ich zaskoczeniu, 
"wyszedł i udał się na inne miejsce" (Dz. 12:17). Nie wiemy, dokąd Piotr się udał ani po 
co,  ale  jego  pojawienie  się  i  odejście  przypomina  ukazywanie  się  Jezusa  po 
zmartwychwstaniu.  
Ostatnim wspólnym elementem jest reakcja władz. Zarówno Ewangelie, jak i Dzieje Ap. 
(12:18-19)  ukazują,  jak  te  wydarzenia  zaniepokoiły  przywódców  oraz  opisują,  co  się 
stało ze strażnikami.  
Bóg  pokierował  wydarzeniami  opisanymi  w  dwunastym  rozdziale  Dziejów  Ap.  w  taki 
sposób,  abyśmy  zrozumieli,  że i  nas  będzie wybawiał  z  Egiptu  (tzn.  więzienia, śmierci 
itp.).  Sprawił,  że  Łukasz  opisał  wydarzenia  w  taki  sposób,  abyśmy  dostrzegli 
podobieństwo  między  Jezusem  a  nami.  Zarówno  kiedy  umieramy  jak  Jakub  lub 
doświadczamy wybawienia jak Piotr, podążamy śladami naszego Mistrza.  
 
Nowy Exodus  
Wyjście z Egiptu łączy się ze zmartwychwstaniem Jezusa i stanowi  tło dla  wybawienia 
Piotra. Zarówno Jezus, jak i Piotr zostali uwięzieni podczas Dni Przaśników, tj. Paschy, 
która  była  pamiątką  wyjścia  Izraela  z  Egiptu.  Zwyczajowo  uwalniano  jednego  więźnia 
dla  upamiętnienia  wyzwolenia  Izraela  z  egipskiej  niewoli.  Podczas  tego  święta  Bóg 
wyzwolił zarówno Jezusa, jak i Piotra.  
Jednak  w  dwunastym  rozdziale  Dziejów  Ap.  chodzi  też  o  inny  exodus  o  znacznie 
szerszym  zasięgu.  Wszystko  zaczęło  się  w  Antiochii  (Dz.  11:27),  gdzie  Agabus 
przepowiedział  wielki  głód  na  całym  świecie.  Przypomina  to  głód  za  czasów  Józefa. 
Barnaba i Saul udali się do Jerozolimy, niosąc pomoc dla braci. Odpowiada to podróży 
Hebrajczyków do Egiptu. Kiedy Barnaba i Saul byli w Jerozolimie/Egipcie, Herod/faraon 
zabił  Jakuba  i  aresztował  Piotra.  Następnie  żołnierze  w  Jerozolimie/Egipcie  padli 
martwi,  podobnie  i  Herod/faraon  (Dz.  12:19-23).  Później  Barnaba  i  Saul  opuścili 
Jerozolimę/Egipt, aby udać się do Antiochii.  
Wydarzenia  opisane  w  tym  fragmencie  skłaniają  nas  do  utożsamienia  Jerozolimy  z 
Egiptem  (Obj.  11:8).  Kiedy  plaga  głodu  dotknęła  Jerozolimę,  mieszkańcy 
Kościoła/Goszenu  byli  bezpieczni  dzięki  darom  przyniesionym  przez  Barnabę  i  Saula 
(porównaj  z  siedmioma  ostatnimi  plagami  w  Egipcie;  2  Mj.  8:22).  Kiedy  Herod/faraon 
próbował  zniszczyć  Kościół,  sam  został  zniszczony.  Kościół  przeżył  exodus  w  osobie 
Saula,  który  powrócił  do  Antiochii.  Antiochia  stała  się  nową  stolicą  Kościoła  i  wnet 
wysłała  misjonarzy  (Dz.  13:1-3).  Po  wyjściu  z  Jerozolimy/Egiptu,  rozpoczął  się  podbój 
świata/Kanaanu.  
Śmierć  i  zmartwychwstanie  Jezusa,  a  następnie  jego  zniknięcie  (wniebowstąpienie) 
zapoczątkowały  misję  skierowaną  do  Jerozolimy.  Jego  exodus  zapoczątkował  podbój 
Jerozolimy  i  Judei.  Później  uwięzienie  i  zmartwychwstanie  Piotra,  a  następnie  jego 
zniknięcie,  zapoczątkowało  misję  do  całego  świata.  Exodus  Jezusa  ustanowił  Piotra 
wodzem w podboju Jerozolimy i Judei. Exodus Piotra uczynił Pawła wodzem w podboju 
całego świata.  
 
Struktura Dziejów  

background image

 

23 

Zastanówmy  się  teraz  nad  ogólną  strukturą  Dziejów  Ap.  W  pierwszym  tomie  swego 
dzieła  Łukasz  opisał  służbę  Jezusa:  zwiastowanie,  powołanie  uczniów,  cierpienie, 
śmierć  oraz  zmartwychwstanie.  To  pierwszy  mikrokosmos  Ewangelii.  Te  wydarzenia 
dotyczyły tylko jednego człowieka.  
Dzieło  Chrystusa  zostało  najpierw  ogłoszone  Żydom  ("najpierw  Żydom,  później 
Grekom").  Przewodził  temu  Piotr.  Rozdziały  2-12  Dziejów  Ap.  opisują  Piotra 
naśladującego  Jezusa  w  jego  dziele.  Widzimy,  jak  naucza  i  powołuje  uczniów 
(Szczepana  i  Filipa),  którzy  następnie  idą,  aby  zwiastować  Ewangelię  (podobie  jak 
uczniowie  wysłani przez  Jezusa). W  dwunastym  rozdziale  widzimy Piotra, który  cierpi, 
zostaje  uwięziony,  a  następnie  zmartwychwstaje.  To  drugi  mikrokosmos  Ewangelii.  W 
centrum  tego  świata  zgodnie  ze  schematem  Starego  Przymierza  stoi  Jerozolima  i 
Izrael.  
Na  tym  etapie  zwiastowania  Ewangelii  okazuje  się,  że  poganie  mają  dołączyć  do 
Bożego ludu na równi z Żydami. Wrogami Ewangelii są niewierni Żydzi.  
Jak bóle porodowe Jezusa prowadziły do narodzin żydowskiego Kościoła (a ostatecznie 
całego  Kościoła),  tak  bóle  porodowe  żydowskiego  Kościoła  prowadziły  do  narodzin 
Kościoła  pogan.  Dzieje  Apostolskie  ukazują  poszczególne  etapy  tego  przejścia: 
najpierw z Piotrem, a potem z Pawłem w roli głównej.  
Najpierw  na  czele  Kościoła  Jerozolimskiego/Izraelskiego  stał  Piotr.  Jednak  jego 
uwięzienie  i  zmartwychwstanie  doprowadziło  do  przekazania  przywództwa  Pawłowi. 
Zaraz  po  dwunastym  rozdziale  Saul stał  się  Pawłem,  Antiochia  zaś centrum  Kościoła. 
Rozpoczęła  się  misja  do  pogan.  W  dwunastym  rozdziale  Piotr  przekazał  przywództwo 
Kościoła  w  Jerozolimie  Jakubowi  (nie  apostołowi,  lecz  starszemu;  Dz.  12:17;  Dz.  15). 
Misja do pogan została powierzona Pawłowi. Piotr zniknął z pola widzenia, zupełnie jak 
Jezus po wniebowstąpieniu.  
Na tym etapie Paweł jest pierwszy, a Jakub drugi, gdyż Paweł jest apostołem, a Jakub 
starszym.  Kościół  wyszedł  z  łona  Izraela  i  zwrócił  się  do  pogan.  Głównymi 
przeciwnikami  Kościoła  na  tym  etapie  historii  byli  apostaci  –  żydowscy  chrześcijanie, 
tzw.  judaizujący, a  nie jak  wcześniej  niewierni Żydzi. Kościół miał  dwa główne ośrodki: 
pierwszy  w  Antiochii,  z  Pawłem  na  czele,  oraz  drugi  w  Jerozolimie,  z  Jakubem.  Ten 
etap to wciąż okres  przejściowy. To dlatego Paweł, gdy pojawiał się w  jakimś mieście, 
aby zwiastować Ewangelię, szedł najpierw do synagogi. Jerozolima powoli usuwała się 
na drugi plan względem świata pogan.  
Paweł  naśladował  Jezusa  w  jego  dziele.  Widzimy  go,  zwiastującego  Ewangelię  i 
powołującego  uczniów  oraz  ślącego  im  listy  (Tymoteusz  i  Tytus).  Widzimy,  jak  został 
aresztowany w Jerozolimie i trafił przed te same trybunały, przed którymi stanął Jezus i 
Piotr. Następnie został uwolniony.  
Jednoczenie  Żydów  i  pogan  w  jedno  Ciało  postępowało  do  przodu.  Dopiero  w 
dwudziestym  ósmym  rozdziale  Paweł  ostatecznie  i  definitywnie  zerwał  z  Żydami.  Jak 
Piotr stał w centrum Jerozolimskiego/Izraelskiego Kościoła, tak Paweł stanął w centrum 
Antiocheńskiego Kościoła, który wciąż zwiastował Ewangelię najpierw Żydom, a dopiero 
potem Grekom. Uwięzienie i  zmartwychwstanie Piotra prowadziły do przekazania  misji 
Pawłowi,  a  uwięzienie  i  zmartwychwstanie  Pawła  prowadziły  do  przekazania  misji 
jednemu  powszechnemu  Kościołowi,  co  prowadziło  poza  czasy  Nowego  Testamentu. 
Tak skończył się okres przejściowy.  
Powyższe  obserwacje  pozwalają  stwierdzić,  że  Królestwo  Boże  nadchodzi  w  czterech 
etapach.  Pierwszy  to  Jezus  Chrystus  i  Jego  dzieło  krzyża.  Drugi  to  Piotr  jako  głowa 
żydowskiego  Kościoła  z  Jerozolimą  jako  głównym  ośrodkiem.  Kościół  ten  zaczął 
ewangelizować  pogan.  Trzeci  etap  to  Paweł  jako  głowa  Kościoła  powszechnego. 

background image

 

24 

Kościół  ten  wciąż  zwracał  się  najpierw  do  Żydów,  a  potem  do  pogan,  starając  się 
zjednoczyć  ich  w  jedno  Ciało.  Czwarty  i  ostatni  etap,  następujący  po  zniszczeniu 
Jerozolimy  i  śmierci  Pawła,  to  etap,  w  którym  Żydzi  i  poganie  zostali  ostatecznie 
zjednoczeni w jeden Kościół bez podziałów.  
Wierzę,  że  Dzieje  Apostolskie  opisują  nie  tylko  narodziny  Kościoła,  ale  również 
wyznaczają  kierunek  jego  rozwoju.  Za  każdym  razem,  kiedy  w  historii  Kościoła 
pojawiało się  doświadczenie  "śmierci i  zmartwychwstania,"  ten  odradzał się silniejszy i 
"wychodził  z  Egiptu  z  łupami."  Śmierć  i  zmartwychwstanie  Jezusa  prowadziły  do 
podboju  Jerozolimy.  Uwięzienie  i  zmartwychwstanie  Piotra  prowadziło  do  podboju 
pogan  przez  Pawła.  Uwięzienie  i  zmartwychwstanie  Pawła  połączone  z  wydarzeniami 
roku  70.  prowadziło  do  narodzin  Kościoła  powszechnego.  Od  tamtego  czasu 
kiedykolwiek  Kościół  jest  atakowany  i  uśmiercany,  zawsze  odradza  się  z  jeszcze 
większą siłą. Krew  męczenników  to  życie Kościoła. Cierpienie chrześcijan prowadzi do 
zwycięstwa Ewangelii.  

James B. Jordan  

Artykuł ukazał się w Biblical Horizons nr 34 (Luty 1992). 

www.biblicalhorizons.com

  

 
 

Zmartwychwstanie - Czy można je udowodnić?

 

 

Jeśli  zmartwychwstanie  jest  niepewne,  niepewna  jest  też  nasza  wiara  i  przyszłość. 
Wszystko  zaczyna  wyglądać  jak  fatamorgana  i  budowanie  zamków  na  piasku,  które 
przez  chwilę  wydają  się  nawet  okazałe,  by  wkrótce  rozsypać  się  w  nieład.  Nadzieja 
chrześcijańska  to  pielgrzymowanie  przez  wiarę  ku  rzeczom,  których  jeszcze  nie 
postrzegamy  naszymi  zmysłami.  Jednak  nie  oznacza  to  zwątpienia.  "Wiara  jest 
pewnością"  (Heb.  11:1).  Ale  jakże  mogłaby  być  pewnością,  gdybyśmy  wystawili serce 
naszej wiary, wzbudzenie z martwych Jezusa, na pastwę prawdopodobieństwa? Ale że 
Jezus  został  wzbudzony  z  martwych  w  kalendarzowej  historii  jest  absolutnie  pewne. 
Stąd i pewność naszej wiary.  
Zmartwychwstanie jest fundamentem chrześcijaństwa. W tej kwestii nie ma żadnej 
wątpliwości. Zgodnie z tym, czego naucza apostoł Paweł w Liście do Koryntian, 
zmartwychwstanie wszystkiemu nadaje sens. Bez nadziei zmartwychwstania nie ma już 
żadnej innej nadziei. Nie można być chrześcijaninem, odrzucając zmartwychwstanie.  
Właśnie z powodu zmartwychwstania gromadzimy się w niedzielę na nabożeństwie, 
rozgłaszając całemu stworzeniu, że Chrystus Pan pokonał grzech i śmierć i rozpoczął 
panowanie (Mat. 28:18). Jako chrześcijanie musimy wierzyć i głosić to niezwykłe 
wydarzenie, które przeczy wszystkim naturalnym schematom stworzonego porządku. 
Normalnie ludzie umierają i pozostają w grobie. Nikt z nas nie może podać innego 
przykładu w oparciu o swoje doświadczenie.  
Niektórzy chcieliby stwierdzić, że ludziom w zamierzchłych czasach łatwiej było wierzyć 
w różne dziwne rzeczy. Podczas gdy my, żyjący pośród urządzeń napędzanych prądem 
elektrycznym, nie poddajemy się tak łatwo manipulacji religijnej. Oczywiście prawdą 
jest, iż współczesnym trudno przychodzi wiara w zmartwychwstanie. Ale w tym 
względzie nie różnimy się od starożytnych. Pamiętamy, do którego momentu wytrzymali 
słuchacze kazania Pawła w Atenach. Byli zainteresowani wszelkimi nowinkami i byli w 
stanie znieść wszelkie, w ich mniemaniu, dziwactwa. Ale kiedy Paweł wspomniał o 
zmartwychwstaniu ciała – tego było już za wiele. Wyśmiali go (Dz. 17:32).  
Dzisiaj jest podobnie. Zmartwychwstanie często obraża. Możesz mówić, że należy 
lepiej żyć, że nie można kraść i trzeba pomagać słabszym, ale daj spokój z tą 
fantastyką o zmartwychwstaniu ciała. Jak to ujął jeden z bardziej znanych 

background image

 

25 

współczesnych teologów, Rudolf Bultmann: "Nikt kto wie, jak obsługiwać lodówkę, nie 
może wierzyć w zmartwychwstanie".  
Jednak apostoł Paweł twierdzi, że wiara w zmartwychwstanie nie może być odłączona 
od chrześcijańskiego wyznania. Bez niej nie ma już chrześcijaństwa. Nie ma żadnej 
nadziei i nadal pozostajemy w naszych grzechach.  
Ponieważ prawda o zmartwychwstaniu jest tak istotna, istotne jest również to, w jaki 
sposób dowodzimy, że Jezus powstał z martwych i że nadchodzi powszechne 
zmartwychwstanie. Niestety, często dowodzi się samego faktu zmartwychwstania bez 
odwoływania się do jego znaczenia. Tak jakby można było oddzielić jedno od drugiego. 
Najpopularniejsze książki traktujące o obronie wiary zasypują nas pseudodowodami 
zmartwychwstania typu: 500 osób nie mogło być poddanych zbiorowej hipnozie; krew i 
woda, które wypłynęły z boku Jezusa były znakiem, że naprawdę nastąpił zgon; grób 
był pusty itp. Oczywiście, wszystkie te rzeczy mają ogromną wartość dowodową, ale 
tylko wtedy, gdy są przedstawione w kontekście, w jakim występują, tj. w kontekście 
autorytatywnej wypowiedzi Boga – Biblii.  
Jednak w wielu dostępnych publikacjach chrześcijańskich dowody poddane są do 
rozważenia przez rzekomo niezależny umysł niewierzącego. Zupełnie pomija się 
autorytet Słowa Bożego dlatego, że niewierzący i tak go odrzuca, a w zamian wskazuje 
się na Biblię jako jeszcze jedno zwykłe źródło historyczne. Zmartwychwstanie 
przedstawia się jako neutralne wydarzenie historyczne. "Nie, nie, nie!" powiadaliśmy, 
"Nie bój się. Nie każemy ci wierzyć, że zmartwychwstanie na pewno miało miejsce, 
tylko dlatego, że Biblia tak mówi! Nic z tych rzeczy! Sam zdecyduj, czy to nie jest 
prawdopodobne, że zmartwychwstanie to wydarzenie historyczne." W najlepszym 
przypadku niewierzący stwierdzał wtedy: "Możliwe, że Jezus powstał z martwych." 
Następnie zachęcaliśmy go, aby tak jak sam ocenił, czy zmartwychwstanie w ogóle 
miało miejsce, teraz sam domyślił się, co ono oznacza. Oczywiście, podszeptywaliśmy 
mu do ucha, że zmartwychwstanie Jezusa może oznaczać tylko jedną rzecz – Jezus 
jest Bogiem. Ale niewierzący zupełnie nie rozumiał, dlaczego miałby dojść do tak 
dziwacznej konkluzji. W końcu pamiętał jeszcze z dzieciństwa, że Biblia mówi o 
Łazarzu, który również zmartwychwstał. Czy to oznacza, że Łazarz też jest Bogiem? A 
poza tym są jeszcze inne opcje, bardziej "racjonalne" – sami go w tym upewniliśmy. 
Sami upewniliśmy go w tym, że nie potrzebuje żadnych autorytetów, ale sam może 
dojść do poprawnych wniosków.  
Ale co jeszcze powie niewierzący na tego typu starania? Po pierwsze stwierdzi, że 
Biblia nie jest dla niego żadnym autorytetem – nawet historycznym. Według niego 
Biblia, podobnie jak każda książka historyczna starożytności, zawiera wiele mitów, 
przekłamań i niehistorycznych dodatków. Następnie "znaturalizuje" nadprzyrodzony 
charakter zmartwychwstania, na modłę książek Zenona Kosidowskiego, który potrafił 
wytłumaczyć każdy biblijny cud przy pomocy zwykłych codziennych zjawisk.  
Tak więc, jeśli nawet jakoś udałoby się przekonać niewierzącego do "faktu" 
zmartwychwstania, zawsze może on wszystko skwitować stwierdzeniem, że bardzo 
dziwne rzeczy mają miejsce na tym świecie. Są rzeczy, których jeszcze nie potrafimy w 
normalny sposób wytłumaczyć, ale to tylko kwestia czasu. Kiedyś nauka będzie w 
stanie wyjaśnić, dlaczego takie dziwactwa jak jakieś zmartwychwstanie tu i tam mają 
miejsce.  
Co pozostało z naszej nadziei zmartwychwstania, o której pisał apostoł? Niewiele. 
Zmartwychwstanie, według naszych życzeń, zostało "ściągnięte" w dół i 
znaturalizowane. Stało się jedną z takich rzeczy, jak ogórki i hipopotamy. Co więcej, 
niewierzący może dorzucić: "Nigdy nie widzieliśmy jeszcze, aby przyroda wykoleiła się 

background image

 

26 

ze swoich praw, ale widzieliśmy wielu ludzi, którzy kłamią. W co łatwiej uwierzyć?!" 
Mam nadzieję, że czytający ten artykuł odczują siłę tego argumentu. Na własne 
życzenie zostaliśmy słusznie upokorzeni przez niewierzącego, co nie jest aż tak wielką 
szkodą w porównaniu z tym, że przynieśliśmy hańbę imieniu Boga!  
Nic nie możemy już dodać. Musimy się poddać. Tak głoszone zmartwychwstanie nie 
ma już żadnego znaczenia. Stało się co najwyżej ciekawostką. Historia często się 
powtarza. Już w raju Ewa postanowiła sama zinterpretować znaczenie owocu. 
Wydawało jej się, że nie potrzebuje Boga, aby autorytatywnie powiedział, jaki będzie 
skutek spożycia owocu z tego konkretnego drzewa. Uznała więc za bardziej 
prawdopodobną wersję przyszłości przedstawioną przez szatana. Podobnie uczynili 
przywódcy religijni za czasów Jezusa. Podali ludziom bardziej prawdopodobną wersję 
znaczenia pustego grobu – to uczniowie wykradli ciało. W co prędzej mogli uwierzyć 
ludzie? W to, że Jezus powstał z martwych, czy w to, że uczniowie wykradli jego ciało? 
Odpowiedź sama się nasuwa. Faryzeusze i uczeni w Piśmie byli przebiegli. W 
pośpiechu starali się zanegować autorytatywną interpretację pustego grobu. Nie chcieli 
dopuścić do tego, żeby słowa Jezusa, które wypowiedział jeszcze przed śmiercią, 
zwyciężyły (Mat. 16:21).  
Nie ma niezinterpretowanych faktów. Nie ma "po prostu faktów". Każdy fakt jest Bożym 
faktem. Nosi nadane mu przez Boga znaczenie. Nie ma więc neutralności. Jeśli nie my, 
to niewierzący natychmiast "wypełni" swoim własnym znaczeniem każdy fakt rzucony 
przez chrześcijanina w jego stronę. Wspomnijmy jeszcze raz na Kosidowskiego. Albo 
powie, że to wszystko bajki (bowiem on sam – jako bóg – określa, co jest możliwe, a co 
nie), albo przyzna, iż dziwne rzeczy istotnie mają miejsce na świecie.  
Tym bardziej niezrozumiałym jest, kiedy chrześcijanie popadają w podobny błąd, 
odwołując się do zdrowego rozsądku i prawdopodobieństwa w poszukiwaniu solidnego 
gruntu w głoszeniu zmartwychwstałego Króla! Nie łudźmy się. Jeśli nie oprzemy się na 
autorytecie Boga przemawiającego w spisanym Słowie, niczego nie udowodnimy.  
Nie możemy dowieść zmartwychwstania – ani czy na pewno miało miejsce, ani co ono 
oznacza – przez odwołanie się do historii lub archeologii jako ostatecznego autorytetu. 
Wszystkie te rzeczy same w sobie mogą dać nam jedynie prawdopodobieństwo. 
Zamiast tego, żyjmy w zgodzie z naszym wyznaniem. Nikt z nas nie pojechałby szukać 
kości Jezusa. Dlaczego więc argumentujemy w taki sposób, jakby jednak istniała jakaś 
szansa ich odnalezienia?!  
Zakładając neutralność historii, nie możemy przecież powiedzieć, że nauka nigdy nie 
wyjaśni tego, jak niektóre ciała powstają z martwych, lub że nauka nigdy nie będzie w 
stanie pokonać śmierci. Nadzieja na całkowite pokonanie cierpienia, a nawet samej 
śmierci jest bardzo żywa w świecie zeświecczonej nauki. A my nie jesteśmy w stanie 
(bez Bożego objawienia w Biblii) stwierdzić, czego nauka nigdy nie wytłumaczy lub 
czego nigdy nie osiągnie. Nie jesteśmy w stanie sami ani odgadnąć, ani pokazać, jakie 
są granice naturalnych możliwości w świecie przyrody. Aby udowodnić "cud", musimy 
najpierw zdefiniować, co jest "normalne". Aby to uczynić, musimy zostać pouczeni 
przez Boga.  
Tak więc, zmartwychwstanie jest potężnym dowodem, ale dowodem bezużytecznym, 
jeśli wyszarpniemy je z kontekstu Boga przemawiającego w swoim Słowie i 
tłumaczącego nam, co jest czym. Zaufajmy Abrahamowi. Niech nam się nie wydaje, że 
samo zmartwychwstanie rzuci kogoś na kolana. Nic podobnego! "I odrzekł mu: Jeśli 
Mojżesza i proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, też nie uwierzą" 
(Łuk. 16:31). Nie łudźmy się, że sam fakt zmartwychwstania, jest nam pomocny. Nie 
jest. Abraham miał rację. O ile najpierw nie podporządkujemy się Słowu, to nawet widok 

background image

 

27 

żyjącego nieboszczyka nic nam nie da. Musimy pozostać wierni Pismu. Musimy być 
głosicielami zmartwychwstania, które zostało nam objaśnione przez Pisma.  
Weźmy sobie do serca powyższe słowa Jezusa. Bierzmy przykład z apostoła Pawła, 
który nie głosił neutralnego i prawdopodobnego zmartwychwstania, ale 
zmartwychwstanie pewne, które jest gwarancją wyzwolenia z grzechów, pokonaniem 
śmierci i zapowiedzią nadchodzącego Sądu.  
Nikt z nas nie wybierze się na wyprawę w poszukiwaniu kości Jezusa. Wiemy na 
pewno, z absolutną pewnością, że nie można ich odnaleźć. Skąd ta pewność? Czy 
zbadaliśmy całą ziemię, w każdym wieku, tak iż wiemy na pewno, czego w niej nie ma?! 
Nie, nie zbadaliśmy, ale wiemy na pewno. Skąd więc ta pewność? Otóż opieramy się 
na świadectwie prawdomównego Boga, który zna całą rzeczywistość, co więcej, określił 
ją według swojego chwalebnego planu.  
Zwróćmy uwagę na apostoła Piotra i pójdźmy za nim. Apostoł stwierdza: "Ale Bóg go 
wzbudził, rozwiązawszy więzy śmierci, gdyż było rzeczą niemożliwą, aby przez nią był 
pokonany" (Dz. 2:24n). Skąd o tym wiedział? Pismo go pouczyło.  
Nasz Pan po zmartwychwstaniu wysłuchuje opowieści uczniów zakończonej 
powątpiewaniem i utratą ducha. Natychmiast ich gani i zarzuca im lenistwo i 
opieszałość. Ale dlaczego? Dlatego, że nie uwierzyli w pusty grób? (Co wielu 
współczesnych apologetów by im zarzuciło.) Albo że nie uwierzyli w świadectwa 
naocznych świadków, o których sami Jezusowi opowiadali? Nic podobnego! Otóż nasz 
Pan zarzuca im brak wiary i znajomości Pisma! "A On rzekł do nich: O głupi i gnuśnego 
serca, by uwierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy. Czyż Chrystus nie musiał tego 
wycierpieć, by wejść do swojej chwały? I począwszy od Mojżesza poprzez wszystkich 
proroków wykładał im, co o nim było napisane we wszystkich Pismach" (Łuk. 24:25-27). 
Zwróćmy uwagę, że Pan Jezus, zamiast natychmiast otworzyć im oczy, by mogli 
zobaczyć Jego jako zmartwychwstałego Pana, pozwolił na to, by doszli do tego 
przekonania dokładnie tak jak i my: "I rzekli do siebie: Czyż serce nasze nie pałało w 
nas, gdy mówił do nas w drodze i Pisma przed nami otwierał?" (Łuk. 24:32).  
Powyższe nie oznacza bynajmniej zwrotu ku jakiejś formie fideizmu – ślepej wiary 
wbrew wszelkim dowodom. Wręcz odwrotnie. Postępowanie w krok za Bożym 
objawieniem pozwala nam "pozyskać" wszystkie dowody. Ponieważ to jest Boży świat 
w całej swojej rozciągłości. Zmartwychwstanie tego dowodzi. Ale nie jako neutralny fakt 
w historii świata, ale fakt, o którym mówi i który tłumaczy Biblia. Tylko w oparciu o 
autorytet Pisma św. możliwe jest nie tylko udowodnienie zmartwychwstania, ale w ogóle 
jakiekolwiek dowodzenie.  
Jeśli ktoś nie jest gotów poddać się samoustanawiającemu autorytetowi Słowa Bożego, 
nic nie będzie go w stanie przekonać. Tak nam powiedział Jezus. Nawet widok 
zmartwychwstałego Pana nie był wystarczającym dowodem. Czytamy bowiem, że 
"niektórzy powątpiewali" (Mat. 28:17).  
Jeszcze raz spójrzmy na Abrahama i naśladujmy go. "Abraham wbrew nadziei, żywiąc 
nadzieję, uwierzył, aby się stać ojcem wielu narodów zgodnie z tym, co powiedziano: 
Takie będzie potomstwo twoje. I nie zachwiał się w wierze, choć widział obumarłe ciało 
swoje, mając około stu lat, oraz obumarłe łono Sary. I nie zwątpił z niedowiarstwa w 
obietnicę Bożą, lecz wzmocniony wiarą dał chwałę Bogu, mając zupełną pewność, że 
cokolwiek On obiecał, ma moc i uczynić. I dlatego poczytane mu to zostało za 
sprawiedliwość" (Rzym. 4:18-22). Nie doświadczenie, nie abstrakcyjne, niezależne 
myślenie, ale samowystarczalny, pewny i najwyższy autorytet spisanego Słowa 
prawdomównego Boga niech będzie naszą nadzieją oczyszczenia z grzechów i 

background image

 

28 

zmartwychwstania ciała. Dopiero w Jego świetle zobaczymy wszystko takim, jakie jest 
(Ps. 36:10).  

Marek Kmieć 

 
 

1. Jeroboam i Achab  
Po śmierci Salomona ludzie prosili jego syna, króla Rechaboama, o obniżenie 
podatków. Rehaboam odmówił, a nawet zapowiedział podwyższenie podatków. Wtedy, 
z Bożym błogosławieństwem, dziesięć północnych plemion Izraela odłączyło się od 
Konfederacji i utworzyło własne Królestwo (1 Krl. 11:26-40, 12:1-24).  
Pierwszym królem na północy został Jeroboam I, powołany przez Boga do tego 
zadania. Jeroboam postanowił jednak nie uczcić Boga i ustawił złote cielce w Betel i 
Dan. Swoich synóów nazwał Nadab i Abjasz (tzn. Abihu), tak jak nazywali się dwaj 
zabici przez Boga synowie Aarona (1 Krl. 12:25-32, 14:1, 20).  
Jeroboam był zdolnym politykiem. Przesłanie, jakie skierował do ludu, było następujące: 
"Moi rodacy! Jak wiecie, spędziłem wiele lat w Egipcie, gdzie skryłem się przed tym 
tyranem Salomonem. Podczas mego pobytu w tym kraju poznałem prawdę o naszej 
historii – nie te kłamstwa, którymi nas karmiono, ale autentyczną prawdę. Egipskie 
Stowarzyszenie Historyków łaskawie dopuściło mnie do swoich archiwów i oto, co w 
nich znalazłem.  
"Na początku ludzie czcili Jahwe w wolny sposób – każdy mógł składać ofiary. Tak było, 
gdy wychodziliśmy z Egiptu. Ludzie przynosili dary do złotego cielca, który, zauważcie, 
nie był schowany w żadnym namiocie. Mówiono nam, że to nie podobało się Bogu, 
który nakazał Mojżeszowi i Lewitom zabić czcicieli cielca (2Mj. 32). Ale zastanówcie się 
nad tym. Skąd wiemy, że tak rzeczywiście było?  
"Spójrzcie, co stało się później. Mojżesz i jego chłopcy na posyłki, Lewici, postawili 
namiot, do którego tylko oni mogli wchodzić. Mojżesz uzbroił tych osiłków, by zabili 
każdego, kto by próbował wejść do tej sekretnej świątyni. Czyż to nie oczywiste? 
Mojżesz i Aaron dokonali zamachu stanu. Byliśmy demokracją, a staliśmy się tyranią.  
"W Egipcie poznałem prawdziwą historię Nadaba i Abihu. Chcecie jej posłuchać? 
Wiedzcie więc, że ci dwaj stanęli po stronie ludu. Sprzeciwili się Mojżeszowi i Aaronowi, 
i ich despotycznym zapędom, a wtedy Mojżesz i Aaron postanowili ich zabić (3Mj. 10:1-
2).  
"A teraz pytam was, czy dzisiaj nie stoimy wobec takiej samej tyranii? Kto zbudował tę 
nową sekretną świątynię, do której tylko wtajemniczeni mogą wejść? Salomon! Kto 
opodatkował i ciemiężył nasz lud? Salomon! Czyj syn zmusił nas do ustanowienia 
własnego królestwa? Salomon!  
"Widzicie zatem, że im więcej zmian, tym bardziej wszystko pozostaje po staremu. 
Musimy powrócić do korzeni. Precz ze 'świętym Syjonem'! Czyż Betel nie wystarczało 
patriarchom? Cóż złego w Betel? Precz z sekretnymi świątyniami i ich kapłanami! 
Czcijmy Boga jako wolny lud, jak było przed Mojżeszem i Aaronem.  
"W końcu, jeśli Jahwe chce ofiar z krwi byków, to cóż może być lepszym ołtarzem niż 
złoty cielec? Lud początkowo przekonał o tym Aarona, ale Mojżesz zwiódł go, oferując 
mu władzę. Powróćmy do tego, co było na początku. Nie chodźcie do Jerozolimy 
składać ofiary. Zostańcie tu i czcijcie cielca.  
"  
A jeśli ktoś z was chce być kapłanem, niech złoży podanie. Po pobraniu opłaty 
manipulacyjnej, która niestety musi być dość wysoka, zważywszy na koszty związane z 
ustanowieniem nowego kultu, spośród wszystkich podań wylosujemy imiona tych, 
którzy zapełnią wolne etaty w synagogach."  

background image

 

29 

Tak przemówił Jeroboam. Jak wszyscy despoci odwołał się do demokracji, która 
zawsze służy za przykrywkę dla tyranii. Powiedział ludziom, że każdy może zostać 
kapłanem, a urzędy sprzedał tym, którzy najwięcej za nie zapłacili, zapełniając je 
swoimi poplecznikami (1Krl. 13:33). Tak powstał Państwowy Kościół Północnego 
Izraela.  
Grzechy, "do których przywiódł Izraela Jeroboam" (2Krl. 3:3, 10:29, 13:2, itd.), to 
liturgiczne bałwochwalstwo. Jeroboam i jego najemnicy utrzymywali, że czczą Jahwe, 
jednak przekroczyli drugie przykazanie. Oddawali Bogu cześć przy pomocy obrazów, 
które sobie uczynili.  
Bóg powołał proroków, którzy wypominali Jeroboamowi liturgiczne bałwochwalstwo 
(1Krl. 13:1-5). Trwało to przez 62 lata, ale sytuacja tylko pogorszyła się.  
Wtedy na tronie zasiadł Achab, który pogłębił grzech Jeroboama – całkowicie usunął 
kult Jahwe. Złamał pierwsze przykazanie. Grzechem Achaba było przymierzowe 
bałwochwalstwo – całkowite odrzucenie Pana. Większy grzech sprowokował surowszą 
reakcję Boga. Achab podbił stawkę, a Bóg postanowił go sprawdzić. Bóg powołał 
Eliasza.  
 
2. Królowa Omrilandu  
Ponieważ Jeroboam I dopuścił się liturgicznego bałwochwalstwa, Bóg przeklął jego ród. 
Jego syn, Nadab, rządził tylko dwa lata, zanim został strącony z tronu. Jego miejsce 
zajął Baasza, który całkowicie zniszczył dom Jeroboama (1Krl. 15:24-30). Jednak 
również Baasza nie słuchał proroków, którzy ostrzegali go przez 24 lata. Zachował kult 
złotego cielca jako oficjalną religię w swoim państwie. Nie rozwiązał państwowego 
kościoła Jeroboama, ale wspierał go. Dlatego Bóg ogłosił, że spotka go ten sam los, co 
Jeroboama (1Krl. 15:33-16:7).  
Syn Baaszy, Ela, zasiadał na tronie dwa lata, a potem został usunięty przez Zimriego, 
dowódcę wojsk izraelskich, który całkowicie zniszczył dom Baaszy (1Krl. 16:8-14). Lud 
jednak wolał, by na tronie zasiadł inny generał, Omri, więc zabił Zimriego po zaledwie 
tygodniu jego rządów (1Krl. 16:15-20). Było to karą Bożą za to, że i Zimri nie wyrzekł się 
grzechu Jeroboama.  
Omri odgrywa bardzo ważną rolę w historii Eliasza, gdyż był ojcem Achaba. Omri był 
doskonałym dowódcą i żołnierzem. Pod jego rządami Północny Izrael wyrósł na siłę, z 
którą musieli się liczyć okoliczni władcy. Archiwa sąsiednich królestw pokazują, że w 
tym czasie Północny Izrael nazywany był "Omrilandem."  
Omri podporządkował sobie sąsiadów i wzbogacił się ich kosztem. Zbudował nową 
stolicę, Samarię. Uczynił z niej potężną fortecę. Zawarł pokój z Południowym Izraelem 
(Judą), podbił Moab, odnowił związki z Tyrem i Sydonem. Poniósł klęskę tylko z ręki 
Syryjczyków (1Krl. 20:34). Pod jego rządami królestwo błyskawicznie wzbogaciło się. 
Wydaje się oczywiste, że to Omri zaaranżował małżeństwo swego syna, Achaba, z 
księżniczką Sydonu, Izebel.  
Tyr i Sydon były dwoma blisko powiązanymi miastami na wybrzeżu Morza 
Śródziemnego na północ od Izraela. Kilka pokoleń wcześniej książę Tyru, Chiram I, 
zaprzyjaźnił się z Dawidem i Salomonem. Pomógł zbudować świątynię w Jerozolimie. 
Wszystko w Biblii wskazuje na to, że był nawrócony, choć niektóre pogańskie źródła 
sugerują coś innego.  
W międzyczasie sytuacja się zmieniła. Izrael odstąpił od prawdziwej wiary. To samo 
stało się z Tyrem. Następca Chirama został zamordowany. To samo spotkało póóźniej 
samego zamachowca z ręki Etbaala, księcia Sydonu. W czasach Chirama Tyr panował 
nad Sydonem. Teraz role się odwróciły.  

background image

 

30 

Izebel była córką Etbaala, kapłana-króla Sydonu i Tyru (1Krl. 16:31). Jej mąż, Achab, 
był najwyraźniej słabym synem mocnego ojca. Achab chętnie wszedł żonie pod pantofel 
i zaczął czczić Baala i jego partnerkę, Aszerę (Wenus). W czasach Salomona 
Tyryjczycy poszli za Izraelem i oddawali cześć Jahwe w Jego świątyni. Teraz role się 
odwróciły.  
Achab "wzniósł ołtarz Baalowi w świątyni Baala, którą zbudował w Samarii, kazał też 
sporządzić Aszerę; czynów takich, pobudzających do gniewu Pana, Boga Izraela, 
popełnił więcej aniżeli wszyscy królowie izraelscy, jego poprzednicy" (1Krl. 16:32-33). 
Achab nie tylko dopuścił się liturgicznego bałwochwalstwa (złamania drugiego 
przykazania), ale też przymierzowego bałwochwalstwa (złamania pierwszego 
przykazania).  
Izebel najwyraźniej zdominowała Achaba, co jasno widać na przykładzie historii winnicy 
Nabota (1Krl. 21). Za cel przyjęła baalizację Izraela. Chciała, by Północny Izrael stał się 
duchowym wasalem Sydonu, jak Chiram dwa pokolenia wcześniej uczynił Tyr 
duchowym wasalem pobożnego Izraela. Importowała wielką ilość kapłanów Baala i 
Wenus, by popularyzowali nową religię, a także zabiła wszystkich pastorów (nazywano 
ich wtedy "prorokami"), którzy wpadli w jej ręce (1Krl. 18:4).  
Pozostał jednak jeden człowiek, którego królowa Omrilandu nie przejrzała. Nazywał się 
Obadiasz, co znaczy "sługa Jahwe". Był jednym z Tyryjczyków, którzy przybyli z Izebel, 
by zarządzać królestwem. Był jednak człowiekiem wiernym starej religii, której Salomon 
nauczył Chirama. Ponieważ był Tyryjczykiem, Izebel o nic go nie podejrzewała. On 
jednak okazał się być szpiegiem Jahwe.  
Nie mamy bezpośrednich dowodów na to, że Obadiasz był poganinem. Wiele jednak na 
to wskazuje. Po pierwsze, tacy królowie jak Achab mieli zwyczaj zatrudniać w 
administracji państwowej obcokrajowców, których nie łączyłyby żadne więzy krwi ani 
skrywane poczucie lojalności względem ludzi, przed którymi mieli reprezentować 
interesy króla. Po drugie, Obadiasz spotkawszy Eliasza, mówi "Pan, twój Bóg", 
podobnie jak wdowa sydońska (porównaj 1Krl. 17:12 i 18:10). Po trzecie, określenie 
"bojący się Boga" (1Krl. 18:3, Biblia Gdańska) jest typowym dla Biblii określeniem na 
wierzących pogan (patrz Dz. Ap. 10:2, 13:16). Bóg czasami ukrywa swych ludzi w 
miejscach, gdzie najmniej byśmy się tego spodziewali (patrz Flp. 4:22).  
Scena zatem ustawiona. Bogaty i potężny Omriland wstąpił na drogę niszczenia 
prawdziwej religii i mordowania niewinnych dzieci w imię baalizmu. Omriland był bogaty 
i potężny, ale coś miało się wydarzyć. Bóg postanowił wyrównać rachunki.  
 
3. Redukcja baalizmu  
Pewnego dnia, kilka lat po objęciu panowania, Achab siedział na kanapie, patrząc na 
Kanał Baala, jedząc sznycel z frytkami, popijając Chateau Sidon 880, kiedy wszedł szef 
jego rządu, Obadiasz z Tyru.  
"Znów delegacja z darami od któregoś z moich wasali?", zapytał Achab.  
"Nie," odrzekł Obadiasz. "Jakiś człowiek, którego nigdy wcześniej nie widziałem. 
Powiada, że nazywa się 'Jahwe jest moim Bogiem'. Mówi, że ma wiadomość dla 
ciebie."  
"O, na pewno," odparł Achab. "Oni wszyscy mają dla mnie jakieś niezmiernie ważne 
wiadomości. Pewnie chce pieniędzy na naprawę cielca. Dlaczego ty się tym nie 
zajmiesz?"  
"Tym razem chodzi chyba o coś innego, panie," rzekł Obadiasz.  
Achab szerzej otworzył oczy. "Czy znaczy to, że jest jednym z tych jahwistycznych 
purytan, stukniętym członkiem Kościoła Resztki? Jerozolimitą? Myślałem, że moja żona 

background image

 

31 

wszystkich ich wybiła. Wiem, że oszczędziła niektórych z kapłanów złotego cielca, o ile 
zgodzili się zapalić kadzidło w świątyni Baala. Nie wiedziałem jednak, że żyje jeszcze 
jakiś zwolennik Mojżesza."  
Obadiasz utkwił wzrok w suficie. Nie chciał, by Achab dowiedział się o tych stu 
pastorach, którym pomógł skryć się przed Izebel. W końcu, o czym wiedział król, o tym 
wiedziała też królowa. A gdyby Obadiasz pożegnał się z życiem, któż wtedy pomagałby 
pastorom?  
"Cóż," odpowiedział w końcu, "pewnie zabiła wszystkich, którzy wpadli jej w ręce, ale 
może nie wszystkich znalazła. Czy wysłuchasz, co ma do powiedzenia?" Obadiasz 
skrzętnie ukrywał podniecenie i nadzieję.  
Zanim Achab zdążył odpowiedzieć, drzwi otworzyły się z hukiem, a przed królem stanął 
obcy. "Ktoś ty?" zapytał Achab.  
Nieznajomy zignorował pytanie. Nie przedstawił ani rodowodu, ani rekomendacji. Rzucił 
tylko: "Jako żyje Jahwe, Bóg Izraela, nie spadnie ani kropla deszczu, chyba że na moje 
słowo."  
Obaj, Achab i Obadiasz, byli całkowicie zaskoczeni tym, co usłyszeli. W Obadiaszu 
umarła wszelka nadzieja. Te człowiek jest szalony! Takie słowa mogły tylko pogorszyć 
sytuację. Achab po chwili wybuchnął śmiechem. "Precz z moich oczu, zanim każę cię 
wyrzucić," krzyknął. Ale Eliasza już nie było.  
"Wy, Tyryjczycy, pewnie nigdy nie widzieliście żadnego z tych zwariowanych purytan", 
rzucił Achab do Obadiasza, mrugając okiem.  
"Tak, panie," odpowiedział Obadiasz.  
Minęło kilka miesięcy i nie spadła ani jedna kropla deszczu. Achab nie przejmował się 
tym zbytnio, bo i tak była to pora sucha. Wiedział, że w końcu zacznie padać.  
Później nastała pora deszczowa, ale niebo wciąż było zamknięte. Żadnej chmurki nad 
całym Omrilandem i sąsiednimi krajami. Achab coraz czę  
ściej myślał o słowach tego dziwnego posłańca. Nic jednak nie powiedział Izebel.  
W międzyczasie Izebel nalegała na kapłanów Baala, by sprowadzili deszcz. W końcu 
Baal był bogiem sił natury i burzy. Na pewno Baalowi spodobało się, że Izebel zdobyła 
mu nowych wyznawców. Na pewno Baal da deszcz. Ale Baal milczał mimo usilnych 
próśb kapłanów.  
Po roku sytuacja zaczęła wyglądać coraz poważniej. Teraz wszyscy już wiedzieli, jak 
się nazywał ten purystyczny wyznawca Jahwe. Wszyscy rozmawiali o Eliaszu. 
Wysłańcy dworu szukali go po całym kraju. Wszyscy podejrzani o sprzyjanie czystemu 
jahwizmowi zostali skróceni o głowę. Niestety, również w sąsiednich krajach nikt nie 
mógł wskazać miejsca pobytu Eliasza, który przepadł jak kamień w wodę.  
Oczywiście, w Omrilandzie nikt nie umarł z głodu. Omri zgromadził wystarczająco dużo 
skarbów, by można było sprowadzić zboże z Egiptu. A za rok na pewno będzie padać.  
Jednak nie padało. Tak samo następnego roku. To już nie były żarty. Skarbce Fortu 
Omri opustoszały. A ponieważ wszyscy wiedzieli, że na Omrilandzie ciąży jakaś klątwa, 
więc nikt nie był zainteresowany rządowymi obligacjami. Jakby tego było mało, 
zwasalizowane krainy zaczęły coraz odważniej napinać muskuły. Jeśli szybko nic się 
nie zmieni, to będzie koniec potęgi Omrilandu.  
Achab w końcu wezwał szefa rządu i powiedział: "Wojsko potrzebuje prowiantu. Tylko 
ono utrzymuje jedność imperium. Weź drużynę, a ja wezmę drugą i wyruszymy na 
poszukiwania wody dla koni i mułów. Mniejsza z ludźmi. Jeśli armia pójdzie w rozsypkę, 
ludzie i tak pomrą" (patrz 1Krl. 18:5-6).  
Obadiasz pomyślał o czasach, kiedy Jahwe bronił Izrael bez pomocy wojska. Pamiętał, 
że Bóg wyraźnie zakazał tworzenia machiny wojennej opartej na konnicy (5Mj. 17:16). 

background image

 

32 

Nic jednak nie powiedział. Wolał zamilknąć i utrzymać przy życiu owych stu pastorów 
ukrytych w jaskiniach. Ufał, że Eliasz był prawdziwym prorokiem, a kiedy uzna to za 
właściwe, wtedy znów się pokaże i doprowadzi sprawę do końca.  
Tego samego dnia...  
 
4. Eliasz i Obadiasz  
W trzecim roku, roku sądu i zmartwychwstania, Bóg polecił Eliaszowi ukazać się 
Achabowi. Dlatego Eliasz wybrał się z Sarepty Sydońskiej (ukrywał się na rodzinnym 
terytorium Izebel!) i przyszedł do Samarii. Tam spotkał Obadiasza, szefa rządu Achaba, 
i powiedział mu, by go zaprowadził do króla. Oto jak mogła przebiegać ich rozmowa:  
Eliasz: "Cóż, oto idzie nasz konformista! Hej, chłopcze, powiedz swemu panu, że chcę 
go widzieć."  
Obadiasz: "Słuchaj, ty fanatyku! Z twojego powodu wielu dobrych ludzi poddano 
torturom i zabito. Jak śmiesz nazywać mnie konformistą? Dzięki mnie nadal żyje stu 
pastorów. To ekstremiści tacy jak ty są sprawcami wszystkich problemów."  
E.: "Ach, tak? Gdyby wszystkie mięczaki takie jak ty odważnie wystąpiły po stronie 
prawdziwej religii, to może coś byśmy osiągnęli. Ale nie! Ty masz miłą posadkę u 
Izebel. Liczysz na dobrą emeryturę. Jak długo ludzie tacy jak ty pozostaną w swoich 
liberalnych kościołach, próbując działać w systemie, tak długo nic nie osiągniemy. 
Otwarta konfrontacja to jedyne wyjście."  
O.: "Posłuchaj! Powiem ci coś, gieroju. W zeszłym miesiącu Achab chciał zabić 500 
Izraelitów, ale zdołałem odciągnąć go od tego pomysłu. Z twojego powodu padło na 
nich podejrzenie. Ale ja ich ocaliłem. Niepotrzebnie podgrzewasz sytuację."  
Stop, stop, stop! To nie tak było, nieprawdaż? Choć w obecnych czasach pewnie tak by 
się skończyło. Eliasz wiedział, że stanowi tylko część rozwiązania. Podobnie i 
Obadiasz. Bóg chciał posłużyć się jednym i drugim – jednym z zewnątrz, a drugim od 
środka. Potrzebował zarówno proroka, jak i kanclerza. Czy to nas czegoś uczy? 
Reakcja Obadiasza wiele mówi: "Czym zgrzeszyłem, że wydajesz mnie w ręce 
Achaba? Jeśli ujawnię, że cię znam, Achab zrozumie, że jestem zakamuflowanym 
wyznawcą Jahwe i zabije mnie. Co więcej, Achab wszędzie cię szuka. Jeśli znów 
znikniesz, to na darmo ujawnię moją tożsamość. I nie chodzi tylko o moje życie. 
Dostarczam żywność dla stu pastorów ukrytych w jaskiniach. Jeśli umrę, oni też umrą. 
Pomyśl o tym, Eliaszu. Wiele żądasz. Chcesz, byśmy wyłożyli wszystkie karty na stół. 
Jeśli taka jest twoja wola, zrobię to, ale czy jesteś pewien, że tego chcesz?" (1Krl. 18:7-
15).  
Eliasz zawahał się. "Panie, ten człowiek mówi prawdę. Jeśli dzisiaj nie pokonasz Baala, 
wtedy zginie wielu niewinnych ludzi. Znikną ostatni pastorzy w kraju." Bóg jednak 
zapewnił Eliasza, że nastał dzień porachunków.  
Znacie dalsze wydarzenia. Wiecie, że kapłani Baala i Wenus nie mogli sprowadzić 
ognia na swój ołtarz, lecz Jahwe natychmiast odpowiedział na modlitwę Eliasza. Eliasz 
wcześniej oblał wodą cały ołtarz, który symbolizował wszystkie plemiona Izraela (1Krl. 
18:31), a ogień w jednej chwili wszystko pochłonął. Na ołtarz spadł sąd należny ziemi i 
ludziom, a na wodę sąd nad deszczem. Skutkiem była odnowa ludu i powrót deszczu.  
Pamiętacie, że Eliasz kazał zabić wszystkich kapłanów Baala i Wenus, a ich ciała 
zrzucić z góry Karmel do wyschniętej na popiół doliny potoku Kiszon. Kiedy zaczęło 
padać, woda zmyła ich zwłoki z ziemi świętej do morza. Kraj został oczyszczony.  
Pamiętacie, że Eliasz był tym wszystkim tak podniecony i pochwycony przez Ducha, że 
biegnąc, przegonił Achaba i Izebel (1Krl. 18).  

background image

 

33 

Pamiętacie też, że następnego dnia Izebel powiedziała Eliaszowi, że go zabije, a on 
uciekł sprzed jej oblicza w wielkim strachu. "To niechaj uczynią bogowie i niechaj to 
sprawią, że jutro o tym czasie uczynię z twoim życiem to samo, co stało się z życiem 
każdego z nich [tzn. kapłanów Baala]", powiedziała (1Krl. 19:2).  
Czy mamy winić Eliasza? A może wytłumaczyć jego zachowanie w kategoriach 
psychologicznych, jako spowodowane depresją będącą następstwem wielkiego 
sukcesu? Czy ten epizod ukazuje gliniane nogi Eliasza? Nie sądzę. Myślę, że Eliasz 
pamiętał to, o czym myśmy już zapomnieli. Eliasz zrozumiał, co spotkało Obadiasza i 
stu pastorów w jaskiniach.  
 
5. Nowe przymierze  
Kiedy Achab powrócił do Jezreel, gdzie miał pałac letni, nie mógł doczekać się okazji, 
by podzielić się najświeższymi nowinami. Zwołał dwór i opowiedział o zwycięstwie 
Eliasza na górze Karmel i o deszczu, który oczyścił ziemię. Wtedy na twarzy szefa 
rządu, Obadiasza (co znaczy "sługa Jahwe"), pojawił się radosny uśmiech, a z jego ust 
wyrwał się okrzyk wdzięczności: "Alleluja! Chwalcie Jahwe!"  
Twarz Izebel wyrażała całkowicie odmienne uczucia. Nagle okazało się, że jej zaufany 
urzędnik i doradca był przez te wszystkie lata szpiegiem Jahwe. Najwyraźniej Obadiasz 
był wyznawcą Boga Najwyższego, pozostał wierny starej religii Chirama i Salomona, 
którą jej ojciec próbował całkowicie usunąć z Tyru i Sydonu. Została zdradzona.  
"Idźcie za nim," poleciła straży, "dajcie mi znać, dokąd pójdzie."  
Obadiasz zaś udał się do jaskiń, gdzie opowiedział o ostatnich wydarzeniach. 
"Jesteście wolni. Wracajcie do swoich domów i zborów (synagog)," polecił stu 
ukrywającym się tam pastorom i ich żonom. Chwaląc Boga, wszyscy opuścili swe 
kryjówki. W ciągu następnych godzin psy Izebel dopadły ich wszystkich i wymordowały. 
Także Obadiasza.  
Pismo tego nie opisuje, ale nie sposób w to wątpić. Eliasz najwyraźniej wiedział o tym, 
gdyż uciekając, modlił się do Boga: "Twoich proroków wybili mieczem, pozostałem tylko 
ja sam" (1Krl. 19:10). Bóg nie zaprzeczył. Powiedział jednak, że pozostało w Izraelu 
7000 wiernych członków Kościoła, najwyraźniej jednak Eliasz był ostatnim z pastorów 
(1Krl. 19:18).  
Czy możecie sobie uświadomić tragedię tamtej sytuacji? Wydarzenia na górze Karmel 
zdawały się być wielkim zwycięstwem, które okazało się jednak bezowocne. W rzeczy 
samej, była to ostatnia szansa dla Izraela jako narodu. Od tej chwili Bóg przestał 
zajmować się Północnym Izraelem jako całością. Już nie wzywał do narodowej pokuty. 
Zamiast tego ustanowił nowe przymierze i stworzył Kościół Resztki.  
Eliasz opuścił terytorium Północnego Królestwa, otrząsnąwszy proch z sandałów. Udał 
się na górę Synaj, gdzie Bóg zawarł przymierze z Mojżeszem. Faraon Achab odrzucił 
prawdę i wypędził tego nowego Mojżesza na pustynię.  
Kiedy Eliasz dotarł do góry, spotkał anioła, który zapytał: "Co tu robisz, Eliaszu?" Nie 
była to wymówka, ale oficjalne zapytanie o cel wizyty: "Z jaką sprawą przychodzisz?" 
Eliasz odpowiadając, wniósł oskarżenie przeciwko Północnemu Izraelowi. Wtedy został 
wpuszczony do przedsionka, by osobiście przedstawić sprawę Bogu (1Krl. 19:9-14).  
Eliasz nie wstąpił na górę, by stanąć przed tronem Boga. Bóg zstąpił na swoim 
rydwanie do Eliasza. Pierwszą parą koni ciągnących rydwan z tronem Boga był "wicher 
potężny i silny". Drugą było trzęsienie ziemi. Trzecią był ogień. Wtedy pojawił się sam 
Bóg z "potężnym głosem" (1Krl. 19:11-12).  
Wiele tłumaczeń Biblii nie oddaje właściwie znaczenia tych słów, mówiąc o "cichym i 
łagodnym powiewie." Był to potężny głos Boga, głos, który potargał nerwy Izraelitów 

background image

 

34 

stojących pod górą Synaj, tak że błagali Boga, by już do nich nie przemawiał (2Mj. 
19:19, 20:18-19). Był to głos sądu.  
Bóg powiedział, że to już koniec Achaba i Omrilandu. Eliasz miał zapowiedzieć potrójny 
sąd, który spotka ten kraj, po czym Bóg osobiście dokończy dzieła.  
Potężnym i silnym wichrem był Chazael, którego Eliasz namaścił na króla Syrii. On miał 
być utrapieniem dla Północnego Izraela. Trzęsieniem ziemi był Jehu, którego Eliasz 
namaścił na króla Izraela. On miał zniszczyć ród Achaba. Ogniem był Elizeusz, którego 
Eliasz namaścił na swego następcę, jak Mojżesz Jozuego. Elizeusz miał sformować 
Kościół Resztki z pozostałych 7000 wyznawców Jahwe. Miał też założyć seminarium i 
wyszkolić pastorów. On miał być wielkim utrapieniem dla występnych. W końcu sam 
Bóg miał uprowadzić Północny Izrael do niewoli asyryjskiej. Jednak Kościół Resztki 
ostał się.  
 
6. Kościół Resztki  
Naród nie nawrócił się. Przegapił ostatnią szansę. Potrzebne było nowe rozwiązanie. 
Prorocy będą jeszcze napominać władców Omrilandu, ale już bez oczekiwania 
ogólnonarodowej pokuty.  
Zamiast tego zainicjowano nowe przymierze na górze Synaj – Przymierze Resztki. 
Teraz zadaniem Eliasza było wyprowadzenie Resztki z "Egiptu." Elizeusz zaś miał 
wprowadzić ten nowy lud do ziemi obiecanej. W latach następujących po bitwie na 
górze Karmel Eliasz i Elizeusz zgromadzili 7000 wiernych wyznawców Jahwe i założyli 
nowe synagogi. Izebel, być może obawiając się nowego Karmel, zostawiła ich w 
spokoju. Nie musili obawiać się nowych prześladowań.  
Eliasz i jego diakon, Elizeusz, otworzyli szkołę prorocką, seminarium kształcące 
pastorów, ponieważ Izebel wymordowała wszystkich duchownych. W końcu przyszedł 
dzień, kiedy Eliasz miał odejść do nieba (2Krl. 2). Wszystkim było wiadome, co się 
stanie, więc ludzie oczekiwali tej chwili z wielkim zainteresowaniem.  
Eliasz obszedł wcześniej cały kraj, żegnając się z wszystkimi parafianami. Potem udał 
się na miejsce śmierci Mojżesza. Tam został pochwycony do nieba. Nie znaleziono jego 
ciała. Tak jak Mojżesza.  
Elizeusz do końca towarzyszył Eliaszowi. Kiedy Eliasz oddał mu swój płaszcz, 
oznaczało to, że odtąd Elizeusz będzie doglądał lud Boży. Będzie "arcykapłanem" 
Kościoła Resztki. Jego członkowie nie mogli podróżować do Jerozolimy, ale Kościół 
Resztki miał im zastąpić świątynię.  
Jak Jozue przekroczył Jordan po śmierci Mojżesza, tak i Elizeusz. Wody rzeki rozstąpiły 
się przed nim. Pierwszym miejscem postoju było oczywiście Jerycho, które zdobył 
"nową wodą Ewangelii" (2Krl. 2:13-22). Pierwszy Jozue spalił Jerycho, ale nowy Jozue 
przyniósł mu wodę. To było lepsze przymierze.  
Następnie Elizeusz dokończył tworzenie Kościoła Resztki. Spotykamy tu wątki, które 
wcześniej widzieliśmy w Exodusie: pożyczania i ratunku z niewoli (2Krl. 4:1-7); 
przywrócenia do życia syna pierworodnego (2Krl. 4:8-37); uzdatnienia pożywienia (2Krl. 
4:38-41); i daru manny (2Krl. 4:42-44). W końcu widzimy budowę nowego domu, 
nowego Przybytku, dla Bożego ludu (2Krl. 6:1-7).  
To nowe przymierze, Przymierze Resztki, charakteryzuje pojawienie się piszących 
proroków (Izajasza, Jeremiasza, Ozeasza, Amosa itd.).  
Przymierze Królestwa odeszło w przeszłość, przynajmniej na północy. Królowie 
przestali być strażnikami Kościoła i nikt już tego od nich nie oczekiwał. Zamiast tego 
strażnikami Kościoła Resztki zostali prorocy, pastorzy. Historia Eliasza miała nauczyć 
ludzi zorganizowania się wokół Kościoła Resztki.  

background image

 

35 

Przez półtora wieku Kościół Resztki składał świadectwo swoim rodakom, mieszkańcom 
Omrilandu. Główni prorocy składali świadectwo przed królami. Nie było już jednak 
ogólnonarodowej pokuty. W końcu przyszedł czas, kiedy Bóg poddał Północny Izrael 
armii asyryjskiej.  
Co stało się z Kościołem Resztki? Czy też został zniszczony? Nie. Zaledwie kilka lat 
wcześniej Bóg wyprowadził Kościół Resztki na południe. Król Hiskiasz zaprosił 
wyznawców Jahwe z północy na święto Paschy (2Krn. 30). W ten sposób Bóg 
wprowadził swój lud do arki zanim spuścił asyryjski potop na ziemię Omriego (2Krl. 17).  
Co stało się z Omrilandem? Czy wciąż czczono tam Baala i Wenus? Nie, jako 
konserwatyści wrócili do liturgicznego bałwochwalstwa i kultu złotego cielca. Mówili, że 
czczą Jahwe, ale na prawdę oddawali cześć samym sobie i dziełom własnych rąk. W 
kategoriach kulturowych było to lepsze niż baalizm, ale w oczach Boga pozostało 
bałwochwalstwem.  
Bóg darował mieszkańcom Omrilandu 150 lat, ale nie z powodu ich kulturowego 
konserwatyzmu charakteryzującego kult złotego cielca. Nie było w nim nic, co by 
satysfakcjonowało Boga. Te 150 lat Omriland otrzymał ze względy na Kościół Resztki.  
Warto wyciągnąć jakąś lekcję z tej historii. Boga nie interesuje polityczny 
konserwatyzm, powrót do przeszłości, do stanu "sprzed wojny" ani żadne tym podobne 
półśrodki. Odpowiedzią dla współczesnego radykalnego humanizmu nie jest 
konserwatywny humanizm, ale niczym nie zmącona Ewangelia.  
Nasz kraj może ocaleć tylko na dwa sposoby. Albo przez nawrócenie się do Boga, do 
czego dążył Eliasz w Omrilandzie. Tudzież przez odnowienie w nim "zaczynu Królestwa 
Resztki," co było celem Elizeusza. Powrót do połowicznej wierności na nic się nie zda, 
bo od połowicznej wierności rozpoczęły się wszystkie kłopoty.  

dr James B. Jordan  

Artykuł ukazał się w „Biblical Horizons” nr 5. www.biblicalhorizons.com 

 
 

Piekło

 

 

Piekło  stało  się  tematem  tabu.  Trudno  o  nim  cokolwiek  usłyszeć.  I  nawet  nie  ma 
znaczenia czy  jesteśmy  w  kościele katolickim,  czy protestanckim.  Piekło jest  tematem 
niewygodnym, o którym tak naprawdę nie wiadomo, jak mówić. A najlepiej po prostu w 
ogóle nie mówić. Bo i po co? Przecież mówienie o piekle nie spełnia żadnej pożytecznej 
funkcji, czyż nie? W końcu nie należy ludzi zaganiać do nieba strachem przed piekłem. 
To nie fair. Skoro Bóg jest miłością, jak to możliwe, by istniało również piekło? Ale to, że 
Biblia  obfituje  w  opisy  piekła  jakoś  dziwnie  umyka  naszej  uwadze.  Szczególnie  w 
naszych politycznie poprawnych czasach wspominanie o karaniu (zwłaszcza wiecznym) 
jest  szczytem  niedorzeczności  i  prymitywizmu.  Dzisiaj  odchodzi  się  od  karania.  Co 
najwyżej  można  wspomnieć  o  resocjalizacji,  drugiej  szansie  i  wychowaniu.  Karanie 
trzeba odstawić do lamusa. Słynne kazanie Jonathana Edwardsa "Grzesznicy w rękach 
zagniewanego  Boga"  pewnie  uznano  by  obecnie  za  przejaw  psychologicznego 
sadyzmu.  
Oczywiście, 

powyższe 

rozumowanie 

pomimo 

swojej 

powszechności 

jest 

niedopuszczalne dla chrześcijanina, który trzyma się Bożego Słowa jako pochodni. Nie 
możemy więc pójść drogą co niektórych teologów katolickich, którzy sugerują, iż piekło 
jeśli  nawet  istnieje,  musi  być  puste.  Nie  możemy  również  pójść  drogą  co  niektórych 
kościołów  protestanckich,  które  urządzają  głosowanie  nad  kwestią  istnienia  piekła  (i 
dochodzą do wniosku, że go nie ma!). Tak jakby można było zagłosować nad istnieniem 

background image

 

36 

słońca, Afryki czy praw logiki. Chrześcijanin musi porzucić niezależność rozumowania i 
w zamian w cichości podążać za tym, co Bóg powiedział również na temat piekła.  
Czym  jest  piekło  według  Bożego  Słowa?  Piekło  to  miejsce  wiecznej  kaźni,  gdzie 
zmartwychwstali  ludzi  po  Sądzie  Ostatecznym  będą  odbierali  wieczną  karę  za  swoje 
grzechy. Piekło i męczarnie ludzi, którzy tam się dostaną, będą trwały wiecznie. Można 
zapytać,  czy  rzeczywiście  te  męczarnie  będą  wieczne?  Albo  dlaczego  muszą  być 
wieczne?  Jak  to  możliwe,  żeby  Bóg  domagał  się  aż  takiej  rekompensaty  za  obrazę 
swojego majestatu? Czyż nie jest On Bogiem łaskawym, który lubi się litować?  
W  rzeczy  samej,  powyższe  pytania  okazały  się  na  tyle  nieznośne,  iż  wielu 
renomowanych teologów wybrało inne wyjście.  
Jednym z bardziej znanych "rozwiązań" kwestii wiecznej kaźni w piekle jest wierzenie o 
zniszczeniu  dusz  ludzi  potępionych  (tzw.  anihilacja).  Nie  jest  zadaniem  tego  artykułu, 
aby w pełni przedstawić podejście tych osób i odpowiedzieć na ich argumenty. Dodajmy 
tylko, iż nauczanie o zniszczeniu duszy w rozpaczliwy sposób próbuje usunąć dręczący 
problem  rzekomego  okrucieństwa  i  sadyzmu  Boga,  tyle  że  Biblia  jasno  mówi  coś 
innego.  Zastanawiające  jest  również  to,  iż  wszystkie  sekty  odrzucają  pojęcie  wiecznej 
kaźni, podobnie jak Adwentyści (którzy wierzą w zniszczenie duszy).  
Piekło  jednak,  według  tego  co  Bóg  objawił,  nie  ma  końca  (Obj.  14:11;  20:10;  Mar. 
9:44,46,48). Obraza  majestatu nieskończonego  Boga domaga się kary,  która  musi być 
spłacana przez całą  wieczność. Nie ma innej możliwości. Albo gniew  Boży spadnie na 
Syna  Człowieczego,  albo  spadnie  w  wieczności  na  człowieka.  Każdy,  kto  chwyta  się 
nadziei  w  Chrystusie,  zostaje  ocalony.  Każdy  jednak,  kto  nie  ma  zastępczej  ofiary 
Chrystusa, sam musi ponieść konsekwencje swoich grzechów.  
Ale  czy  piekło  nie  jest  okrutne  i  "na  wyrost"?  Otóż  musimy  pamiętać,  że  Bóg  jest 
Bogiem sprawiedliwym. Oznacza to, że On ani nie karze niewinnych, ani nie pozostawia 
winnych bez kary. Bóg nigdy nie przestaje być sprawiedliwy. Nawet kiedy lituje się, nie 
przestaje  egzekwować  swoich  sprawiedliwych  wyroków  (2  Kor.  5:21).  Kiedy  więc 
czytamy  w  Psalmie,  iż  Bóg  "nie  postępuje  z  nami  według  grzechów  naszych  ani  nie 
odpłaca  nam  według  win  naszych"  (103:10),  nie  oznacza  to,  że  Bóg  "zawiesił" 
wykonanie swojej sprawiedliwości. Wręcz przeciwnie - oznacza to, że nie odpłaca nam, 
gdyż  z  całą  mocą  swojego  gniewu  uderzył  w  Syna  za  nasze  grzechy  (Iz.  53:5).  Tak 
więc,  możemy  być tego  pewni,  tak jak  pewni  jesteśmy charakteru  naszego Boga,  iż  w 
piekle  nikt  nie dostanie  ponad to, co  mu się należy.  Bóg  nigdy  nie  przymknie  oczu  na 
ludzką  nieprawość,  tak  samo  jak  Boga  nigdy  "nie  ponosi",  by  dodać  ponad  to,  co  się 
należy. Nasz Bóg jest sprawiedliwy. On  jest oddany sobie  ponad wszystko. Nie liczmy 
więc  na kompromis w  tym  względzie. On  ustawicznie szuka swojej chwały i zawsze ją 
znajduje.  
Istnieją ludzie, którzy pocieszają się, że w piekle nie będzie tak źle. W końcu będzie tam 
wielu,  którzy  lubią się zabawić (sugerując tym,  jakoby chrześcijanie nie mieli  prawa do 
zabawy).  Prowadzi  to  do  pytania:  Co  jest  najstraszniejszym  aspektem  mąk  w  piekle? 
Co  sprawia,  że  przebywanie  w  piekle  jest  tak  nieznośną  męczarnią?  Ku  zaskoczeniu 
(mam  nadzieję  tylko  nielicznych)  odpowiedź  na  powyższe  pytania  to  oczywiście:  Bóg. 
Mówiąc  niemądrze,  piekło  byłoby  całkiem  znośne,  gdyby  nie  obecność  w  nim  Boga. 
Biblia  mówi,  że  ci,  nad którymi  zapadł  wyrok  potępienia  zostają  odesłani  precz sprzed 
oblicza  Syna  Człowieczego  (Mat.  25:41),  co  oznacza  oddalenie  od  nieba  i  od 
przychylności  Bożej.  Na  pewno  nie  oznacza  to  jednak,  że  Bóg  będzie  nieobecny  w 
piekle. Wręcz odwrotnie. Biblia jasno naucza, że najstraszniejszym aspektem piekła jest 
właśnie  Boża  obecność.  W  Liście  do  Hebrajczyków  10:31  czytamy,  że  "straszna  to 
rzecz  wpaść w  ręce  Boga żywego."  Zapalczywość Bożą  opisuje wiele  urywków  Pisma 

background image

 

37 

(np.  Iz.  63:3;  Prz.  1:20-33).  Autor  Listu  do  Hebrajczyków  stwierdza:  "Albowiem  Bóg 
nasz  jest  ogniem  trawiącym"  (12:29).  W  Księdze  Objawienia  czytamy,  że  wieczne 
męczarnie  w  piekle  będą  odbywały  się  w  obecności  świętych  aniołów  i  w  obecności 
Baranka ("przed oblicznością Baranka" BG; Obj. 14:10-11; 6:14-17).  
Nie  bez  przyczyny  Apostoł  Paweł  podsumowując  dzieło  Jezusa,  stwierdza,  iż  to  On 
"ocalił  nas  przed  nadchodzącym  gniewem  Bożym"  (1  Tes.  1:10).  To  jest  największe 
zagrożenie,  to  jest  największe  nieszczęście,  które  dopadnie  każdego,  kto  nie  szuka 
ratunku  u  Jezusa.  Jeden  z  teologów  stwierdza:  "Gniew  śmiertelnika,  z  całym  jego 
zawzięciem, nie może sięgnąć poza bramy śmierci; ale Boży gniew nie jest ograniczony 
przez tak marne przeszkody."  
Oczywiście dziwnie brzmią w uszach słowa "największe zagrożenie" i "najstraszniejsza 
rzecz"  w  odniesieniu  do  Boga,  o  którym  wiemy,  że  jest  naszym  największym 
szczęściem, miłością i prawdziwym zbawieniem. Nie powinniśmy jednak zapominać, że 
w tragiczny sposób łudzą się ci, którzy oczekują Bożej przychylności, Jego zmiłowania i 
miłości w oderwaniu  od Chrystusa. Spotkanie z Bogiem bez właściwego przyodziewku 
będzie  prawdziwym  horrorem  –  przeliczą  się  ci,  którzy  liczą  na  Jego  wyrozumiałość! 
(Mat. 22:12-13).  
W  Bożej  mądrości  to  sam  Bóg  zbawia  nas  przed  największym  i  niewyobrażalnym 
zagrożeniem  -  przed  sobą  samym,  ale  zbawia  nas  dla  największego  szczęścia  i 
nieskończonej miłości,  którą  jest On sam. Bóg  zbawia  nas przed sobą  i dla  siebie.  To 
Ojciec,  powodowany  miłością,  posłał  Syna,  a  i  Syn  z  miłości  przyszedł  na  świat  (Jan. 
10:17-18).  
Ale  po co  drażnić ludzi i psuć atmosferę  tą gadaniną o piekle? Czy to aby potrzebne? 
Boża  mądrość  mówi,  że  tak.  I  bynajmniej  prawda  o  piekle  nie  jest  jedynie  dla 
niewierzących.  Bóg  powiedział  przez  Mojżesza,  że  ostrzeżenie  przed  Bożym  sądem 
jest dla nas życiem (5 Mj. 2:46-47; również: Prz. 1:23; Ez. 3:17). Bóg umacnia swój lud 
zarówno przy pomocy ostrzeżeń, jak i pocieszenia.  Dzięki tym ostrzeżeniom  trwamy w 
zbawieniu. Tak więc, według "opinii" Boga, strach nie jest złą przyczyną dla nawrócenia. 
Nie ma więc nic złego w tym, kiedy strach przed piekłem motywuje ludzi do ucieczki do 
Boga.  Kiedy  nie  wspominamy  o  zagrożeniu  piekłem,  pomniejszamy  również  potęgę  i 
chwałę zbawienia, które jest w Jezusie (Rz. 9:22-23). Kiedy nie ostrzegamy ludzi przed 
prawdziwym zagrożeniem, spada na nas ezechielowe przekleństwo i stajemy się  winni 
krwi  grzesznika.  Naśladujmy  raczej  Pawła,  który  jasno  ostrzegał  i  pisał:  "Ty  jednak 
przez  zatwardziałość  swoją  i  nieskruszone  serce  gromadzisz  sobie  gniew  na  dzień 
gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga" (Rz. 2:5).  
Jednym  z  głównych  problemów  w  czasach  poprzedzających  Reformację  XVI  w.  był 
zanik  strachu  przed  piekłem.  Ludzie  bali  się  wielu  rzeczy,  ale  ta  która  była  dla  nich 
prawdziwym zagrożeniem, wydawała się im niegroźna. Niewiele się zmieniło od czasów 
Reformacji.  I  dzisiaj  np.  kościół  katolicki  naucza,  że  ludzie  nie  muszą  bać  się  piekła. 
Jedynym  realnym  zagrożeniem,  dla  przestrzegającego  pięciu  przykazań  kościelnych 
katolika,  jest  czyściec.  Wielkie  rozczarowanie  czeka  tych,  którzy  liczą  na  czyściec,  a 
znajdą  nieskończone  męki  w  piekle.  Biada  też  "lekarzom",  którzy  pocieszają,  zamiast 
bić na alarm.  
Piekło to nie wstydliwa doktryna, której należy unikać. Piekło służy temu, byśmy się bali, 
a  bojąc  się,  badali,  a  badając,  znajdowali  pocieszenie  i  otuchę  w  krzyżu  Chrystusa. 
Piekło to zarówno pełne chwały objawienie potęgi, sprawiedliwości i świętości naszego 
Boga, jak i objawienie  rozmiarów  jego nieskończonego zmiłowania  względem nas  (Rz. 
9:22-23).  Każdy  z  nas  by  się  tam  znalazł,  gdyby  nie  Boże  zmiłowanie.  Piekło,  jako 
część  Ewangelii,  to  również  Boża  groźba  nadchodzącego kataklizmu,  który  rozszarpie 

background image

 

38 

w  kawałki  buntowników  (Ps.  50:21-22).  Wstydząc  się  piekła,  wstydzimy  się  Boga. 
Mówimy,  że  tak  naprawdę  powątpiewamy  w  sprawiedliwość  Jego  wyroków  i  w  Jego 
świętość. Potwierdzamy, iż rzeczywiście coś może być w zarzutach stawianych Bogu, o 
Jego rzekomym okrucieństwie czy sadyzmie.  
Pamiętajmy, iż nie musimy wstydzić się piekła ani teraz, ani tym bardziej w przyszłości. 
Przecież  piekło  nie  zostanie  "wymazane"  z  naszej  pamięci  w  niebie,  jak  to  niektórzy 
postulują. Pismo jasno naucza, iż widok piekła w niebie przysłuży się jeszcze  większej 
radości zbawionych, którzy oddadzą cześć Bogu bez powątpiewania czy zawahania (Iz. 
66:22-24;  Obj.  19:1-4).  Trudno  obecnie  pojąć jak  widok  np.  znajomych  w  piekle  może 
dodać  do  naszej  radości  w  niebie.  Jednak  już  teraz  poznajemy  naszymi  odnowionymi 
umysłami Tego, który sprawiedliwie sądzi, co też rozwiewa nasze wątpliwości.  

Marek Kmieć 

 
 

Jezus przyszedł w ciele

 

 

Po  tym  poznawajcie  Ducha  Bożego:  Wszelki  duch,  który  wyznaje,  że  Jezus  Chrystus 
przyszedł w ciele, z Boga jest. - 1 Jana 4:2
  
Zazwyczaj musimy przekonywać ludzi, że Jezus jest Bogiem. Ale czy wiemy, dlaczego 
stał  się  człowiekiem?  I  dlaczego  wiara  w  człowieczeństwo  Syna  Bożego  jest  miarą 
chrześcijańskiej ortodoksji?  
Kiedy  Jan  pisał  swój  list,  pojawiły  się  już  w  Kościele  pierwsze  jaskółki  nowej-starej 
herezji, która każe gardzić tym, co materialne, i czcić to, co duchowe. Stworzenie Boże 
ma  jednak  nie  tylko  duchowy  wymiar,  lecz również  materialny:  "Ukształtował  Pan  Bóg 
człowieka  z  prochu  ziemi  i  tchnął  w  nozdrza  jego  dech  życia.  Wtedy  stał  się  człowiek 
istotą  żywą"  (1Mj.  2:7).  Dlatego  duchowy  upadek  człowieka  miał  materialne  skutki. 
Zbawienie  nie  ma  więc  na  celu  wyzwolić  nas  od  ciała,  ale  od  grzechu,  który  zepsuł 
wszelkie  ciało.  Dlatego  też  przyjście  Jezusa  w  ciele  jest  ważne,  ponieważ  Jego 
zbawcze dzieło dotyczy nie tylko ludzkiej duszy, ale i materialnego świata: "Stworzenie 
z tęsknotą oczekuje objawienia synów Bożych, gdyż zostało poddane znikomości (...) w 
nadziei, że i samo stworzenie będzie wyzwolone z niewoli skażenia. (...) Nie tylko ono, 
lecz i my sami (...) wzdychamy w sobie, oczekując synostwa, odkupienia ciała naszego" 
(Rz. 8:19-23).  
Pamiętajmy, że człowiek jest nie tylko koroną stworzenia, ale i jego panem. Jako głowa 
stworzenia nie tylko zarządza nim, ale i odpowiada za nie przed Bogiem. Dlatego skutki 
jego  błędnych  decyzji  dotykają  również  resztę  stworzenia.  Dokładnie  tak,  jak  skutki 
złych  decyzji  ojca dotykają  wszystkich członków  rodziny.  Kiedy człowiek zbuntował  się 
przeciwko  Bożemu  panowaniu,  pociągnął  za  sobą  resztę  stworzenia  w  otchłań 
zniszczenia.  Wygnanie  z  Eden  było  na  swój  sposób  końcem  świata.  Bóg  mógł 
zniszczyć do końca całe stworzenie już wtedy. Miał jednak inne plany, co zapowiedział 
tuż po upadku: "Wtedy rzekł Pan Bóg do węża: (...) Ustanowię nieprzyjaźń między tobą 
a  kobietą,  między  twoim  potomstwem  a  jej  potomstwem;  ono  zdepcze  ci  głowę,  a  ty 
ukąsisz je w piętę" (1Mj. 3:14-15). Któregoś dnia miał powstać inny człowiek, który tym 
razem  nie  ściągnie  na  świat  przekleństwa,  ale  przyniesie  ratunek  i  błogosławieństwo. 
Tak też pisze Jan o dziele Chrystusa: "Syn Boży na to się objawił, aby zniweczyć dzieła 
diabelskie"  (1Jn.  3:8).  Zatem  aby  odwrócić  skutki  upadku  musiał  pojawić  się  nowy 
Adam, który stanąłby na czele nowej ludzkości i nowego stworzenia. "Jak przez upadek 
jednego  człowieka  przyszło  potępienie  na  wszystkich  ludzi,  tak  też  przez  dzieło 
usprawiedliwienia jednego przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żywotowi" 
(Rz. 5:18).  

background image

 

39 

Dlaczego jednak grzech jednego człowieka przyniósł śmierć wszystkim i śmierć jednego 
przyniosła  wszystkim  życie?  Czyżby  Bóg  karał  za  grzech  nie  tylko  konkretnego 
grzesznika? Jak już zauważyliśmy, Bóg postanowił jednak  odnosić się do ludzkości na 
zasadzie przymierza –  wyznaczył jej przedstawicieli, których postępowanie pociąga za 
sobą skutki  dla  wszystkich, których  reprezentują.  Gdyby  ta  zasada  nie  działała,  wtedy 
Chrystus  nie  mógłby  umrzeć  za  nas  na  krzyżu  –  każdy  z  nas  musiałby  umrzeć  za 
własne  grzechy.  "On  grzechy  nasze  sam  na  ciele  swoim  poniósł  na  drzewo,  abyśmy, 
obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli" (1Pt. 2:24). By odkupić grzeszne ciało, 
kara za grzech musiała dotknąć ciało. By odkupić człowieka, musiał umrzeć człowiek – 
nikt  inny  nie  mógł  być  jego  przymierzowym  reprezentantem.  Człowiek  zaś  mógł 
reprezentować resztę stworzenia – wszystko, co Bóg mu poddał.  
Jak jednak widzieliśmy, nie mógł być to zwykły człowiek, bo zwykły człowiek rodzi się w 
grzechu i sam oczekuje śmierci z powodu grzechu. Oto dylemat, którego człowiek sam 
nie  był  w  stanie  rozwiązać  –  problem  urósł  do  miary  tragedii.  Pomóc  mogła  tylko 
inkarnacja – wcielenie Syna Bożego. Dlatego Słowo stało się Ciałem – Syn Boży i Syn 
Człowieczy  poniósł  karę  za  nasze  winy  na  własnym ciele,  by  odkupić  nasze  grzeszne 
ciała,  a  wraz  z  nimi  resztę  stworzenia.  Jezus,  prawdziwy  Bóg,  musiałby  stać  się 
prawdziwym i doskonałym (bezgrzesznym) człowiekiem – naszym reprezentantem.  
Dlaczego  Syn  Boży  stał  się  człowiekiem?  Dla  zbawienia  świata,  a  nie  tylko  ludzkiej 
duszy. Ma to bardzo szerokie implikacje. Przede wszystkim pokazuje, że nowe życie w 
Chrystusie to nie życie poświęcone kontemplacji i ucieczce od materialnego świata, ale 
sprawiedliwe zaangażowanie się w sprawy tego świata. Po to Bóg stał się człowiekiem, 
byśmy  "dla  sprawiedliwości  żyli",  a  ponieważ  jesteśmy  przymierzową  głową  reszty 
stworzenia, dlatego nasze usprawiedliwienie przyniesie ratunek i jemu.  
Wiara  w  prawdziwe  człowieczeństwo  Syna  Bożego  jest  miarą  chrześcijańskiej 
ortodoksji,  ponieważ  jeśli  Jezus  nie  przyszedł  w  ciele,  to  grzech  wciąż  panuje  nad 
światem.  Dlatego  Paweł  z  całą  stanowczością  stwierdził,  że  jeśli  nie  ma 
zmartwychwstania  ciała,  to  nasza  religia  nic  nie  jest  warta  (1Kor.  15:19).  To  samo 
widzimy  w  liście  Jana.  Czytamy  w  nim,  że  ci,  którzy  zaprzeczali  przyjściu  Jezusa  w 
ciele, mieli  też  problemy  z okazywaniem  bratniej  miłości.  Dlaczego?  Ponieważ  istnieje 
analogia  między  Bożą  miłością  ku  nam,  a  naszą  miłością  ku  bliźnim:  "Na  tym  polega 
miłość,  że  nie  myśmy  umiłowali  Boga,  lecz  że  On  nas  umiłował  i  posłał  Syna  swego 
umiłowanego jako ubłaganie za grzechy nasze. Umiłowani, jeżeli Bóg nas tak umiłował, 
myśmy powinni nawzajem się miłować" (1Jn. 4:10-11). Właśnie na tym polega miłość, 
że Jezus przyszedł w ciele i na własnym ciele poniósł karę na nasze winy, aby odkupić 
nasze  grzeszne  ciała.  Jeśli  jednak  zredefiniujemy  Bożą  miłość  i  odrzucimy  pierwszy 
człon tego stwierdzenia, to odrzucimy i pozostałe, które z niego wynikają. Jeśli ciało się 
nie  liczy,  to  po  co  ponosić koszty  służenia mu?  Nie  trzeba  będzie  wtedy  znosić siebie 
nawzajem  w  cierpliwości  (Ef.  4:2)  ani  tym  bardziej  nakarmić  łaknącego,  napoić 
pragnącego,  przyjąć  przychodnia, przyodziać nagiego,  odwiedzić  chorego lub  więźnia. 
Wtedy  z  przyjemnością  będziemy  mówić  o  miłości  jako  uczuciu  po  to,  by  uciec  od 
definicji miłości jako przestrzegania Bożych przykazań (1Jn. 5:3).  
Gdyby nasze ciała miały pójść na spalenie, a dusze po śmierci ponownie złączyć się z 
Bogiem,  wtedy  Jezus  nie  musiałby  przychodzić  w  ciele,  a  służba  Bogu  polegałaby na 
kontemplacji. Skoro jednak przyszedł w ciele, to oznacza, że nie tylko dusza, ale i ciało 
jest ważne, a służba Bogu polega na sprawiedliwym postępowaniu.  

Bogumił Jarmulak 

 
 

Lewiatan i Hiob

 

background image

 

40 

Dwie  mowy  Jahwe,  które  znajdujemy  na  końcu  Księgi  Hioba  (38-41),  mają  być  jej 
konkluzją.  W  prologu  czytamy  o  wszystkich  mocach  kosmosu  sprzysiężonych 
przeciwko "nienagannemu i prawemu, bogobojnemu i stroniącemu od zła" Hiobowi (1:1, 
8; 2:3). Mowy końcowe Jahwe mają na celu potwierdzenie absolutnej kontroli Boga nad 
całym  stworzeniem,  włączając  w  to  również  szatana.  Historia  rozpoczyna  się  od 
momentu,  w  którym  Bóg  poleca  szatanowi,  jednemu  z  "synów  Bożych",  wypróbować 
wierność  Hioba.  Szatan  natychmiast  odchodzi  sprzed  oblicza  Boga  i  rzuca  przeciwko 
Hiobowi  wszystkich  ludzi  wraz  z  kosmicznymi  mocami  –  oszczędza  tylko  jego  życie. 
Sabejczycy  rabują  jego  majątek  (1:15).  Ogień  z  nieba  pochłania  jego  stada  i  sługi 
(1:16).  Chaldejczycy  porywają  jego  wielbłądy  i  masakrują  jego  sługi  (1:17).  Wicher 
uderza  w  cztery  rogi  domu  jego  dzieci,  które  giną  w  wyniku  tej  katastrofy  (1:19).  W 
końcu,  kiedy  Hiob  nie  chce  zgrzeszyć  przeciwko  Bogu,  wypowiadając  coś 
niestosownego (1:22), szatan prosi o pozwolenie uderzenia w jego skórę i kości (2:5).  
Kiedy czytamy powyższe sprawozdanie, musimy zwracać uwagę na szczegóły. Szatan 
jest narzędziem w ręku Boga. Kiedy Jahwe zwraca szatanowi uwagę na wierność Hioba 
po pierwszej fali ataków, mówi: "Trwa jeszcze w swej pobożności, chociaż ty mnie 
podburzyłeś, abym go bez przyczyny zgubił" (2:3). Podobie i szatan rozpoznaje swoją 
rolę Bożego narzędzia, kiedy mówi: "Lecz wyciągnij tylko rękę i dotknij i dotknij jego 
kości i jego ciała" (2:5). Najwyraźniej szatan jest instrumentem w dłoni Boga, by 
wypełnić Jego wolę w życiu Hioba. Również Hiob nie ma co do tego wątpliwości, gdy 
napomina żonę: "Pan dał, Pan wziął – niech będzie imię Pańskie błogosławione" (1:21).  
Musimy o tym pamiętać, bo chodzi właśnie o satysfakcjonujące wytłumaczenie udziału 
Jahwe w cierpieniu Hioba. Jahwe zgromadził cały wszechświat – rzeczy ożywione i 
nieożywione, siły anielskie i ludzkie – do walki ze swoim sługą, Hiobem! To jest główna i 
konsekwentna skarga Hioba we wszystkich monologach i dialogach. Oznacza to, że 
problemem, jakim zajmuje się Księga Hioba, jest nie tyle cierpienie jako takie, co raczej 
moralny porządek świata, a w szczególności Boże panowanie nad stworzeniem. Czy to, 
co Bóg czyni i na co zezwala, można usprawiedliwić? Już nie chodzi o pytanie: 
Dlaczego ludzie cierpią?, lub: Dlaczego pobożni ludzie jak Hiob cierpią?, ale: Czy 
człowiek, który cierpi, może ufać Bogu? Skoro oglądamy tak wiele przypadkowego (z 
naszego punktu widzenia) cierpienia, to czy wciąż możemy zakładać, że Bóg dobrze 
rządzi światem? Czy możemy na Nim polegać? Czy On wszystko kontroluje? A może 
jest zaledwie, jak mówią arminianie, dr. Bogiem, który stara się, jak może, naprawić 
zło? 
Skoro jednak zasada odpłaty (którą trzej przyjaciele Hioba w swej głupocie zaoferowali 
jako rozwiązanie problemu) nie jest kluczem do rozwiązania zagadki, to co nim jest? 
Bóg nie ukarał Hioba za jego sekretne grzechy. Jeśli jednak Bóg nie rządzi światem 
według zasady sprawiedliwości i odpłaty i jeśli cierpienie na świecie nie jest karą za 
poszczególne grzechy, to czy w ogóle może istnieć coś takiego jak uporządkowany 
świat, skoro tak wiele jest zła i cierpienia na świecie? Czy Bóg wszystko czyni dobrze? 
Jeśli tak, to czy jesteśmy w stanie poznać Jego sposób postępowania? 
Odpowiedź znajdujemy na końcu Księgi. Bóg kieruje światem w doskonały sposób i nie 
potrzebuje niczyjej pomocy ani rady. Co jednak, gdy nie jesteś w stanie poznać powodu 
lub sposobu Jego działania w konkretnej sytuacji? Pamiętaj, że jesteś tylko 
stworzeniem. Pozwól Bogu być Bogiem! Wciąż możemy ufać Bogu, nawet jeśli nie 
wiemy, dlaczego postawił nas w danej sytuacji. Nie musimy rozumieć powodów Bożego 
działania, ale możemy rozumieć powód, dla którego mamy ufać Bogu. Nie wiemy, 
dlaczego cierpimy, ale wiemy, dlaczego ufamy Bogu! 

background image

 

41 

O tym mówią ostatnie rozdziały Księgi Hioba – Bóg w mądry choć nieodgadniony 
sposób kieruje wszystkimi wydarzeniami. Z tego powodu Bóg wzywa Hioba do 
zapasów: "Przepasz jako mąż swoje biodra, będę cię pytał, a ty mnie pouczysz" (38:3). 
Przepasanie bioder oznacza zawinięcie szaty wokół pasa, by uwolnić nogi do szybkiego 
marszu lub biegu. Jest wezwaniem do skupienia się i zebrania sił przed zawodami. 
Przygotuj się do walki ze Stwórcą i Panem wszechświata. Szykuj się – Bóg pozwala ci 
zmierzyć się z Nim. Wspomnij na Jakuba. Bóg chce, by Hiob zmagał się z Nim nie jak z 
wrogiem, ale jak z Ojcem. Jeden z komentatorów zwraca uwagę na życzliwy i 
żartobliwy ton w wypowiedziach Boga, który wzbudza zainteresowanie i pozwala 
słuchaczowi odprężyć się. Bóg nie ma bowiem zamiaru przygnieść Hioba świadomością 
jego znikomości ani szydzić z niego, wskazując na własną mądrość.  
Niemniej jednak to Bóg rozpętał zawieruchę! On posłał szatana, by utrapił Hioba. Bóg 
zwrócił uwagę szatana na Hioba! (To fakt, który często umyka naszej uwadze, patrz: 
1:8.) Bóg pozwolił trzem przyjaciołom zatruć życie Hioba. Bóg oczekiwał na odpowiedź, 
jaką Hiob udzieli przyjaciołom. To Bóg siłował się z Hiobem. Na koniec Bóg wzywa 
Hioba na kolejny pojedynek, którego celem jest oświecenie go. Dlaczego to wszystko? 
Aby Hiob nauczył się bojaźni Bożej, stał się silny i mocny, posiadł mądrość i poznanie, a 
w końcu aby obdarzyć go jeszcze większą chwałą niż posiadał na początku.  
Bóg bowiem nie szuka niewolników ani nie chce, by Jego lud pozostał niedojrzały. Chce 
dojrzałych synów i córki! Wiele osób uważa, że Bóg chciał po prostu uciszyć Hioba, 
przytłaczając go swą wszechmocą. Po takiej prezentacji Hiob już nigdy nic by nie 
kwestionował. Tak jednak nie było. Bóg nie przemówił po to, by zamknąć nam usta, 
byśmy już nigdy nie zastanawiali się nam Jego drogami. To bardzo niebezpieczna 
nadinterpretacja. Bóg nie miał zamiaru upokorzyć Hioba przez okazanie swojej mocy i 
mądrości. Przynajmniej nie był to Jego główny zamiar. Bóg zaprosił Hioba do 
zastanowienia się nad tajemnicą i złożonością, a nawet niepojmowalnością Boga i Jego 
działań. "Masz powód, by mi ufać, Hiobie, nawet jeśli nie jesteś w stanie pojąć 
tajemnicy twojej sytuacji." 
 
Pierwsza mowa Boga  
W pierwszej mowie Bóg przypomina Hiobowy o tym, że nie uczestniczył w stworzeniu 
świat. Co więcej, Bóg stale podtrzymuje istnienie świata (38-39).  
1. Stworzenie (38:4-11). "Ja jestem Stwórcą i Architektem wszechświata, Hiobie, stary 
druhu. Zastanów się nad porządkiem nieożywionej materii – czy jesteś zdolny 
sformułować ogólne twierdzenia na temat natury świata? Nie było cię, gdy go 
tworzyłem! Nie masz dostępu do mojej stwórczej mądrości. Skoro więc brakuje ci 
poznania, by osądzić mnie, nie masz też powodów, by mi nie ufać. Ja, Pan, wszystko to 
dobrym uczyniłem – bez twojej pomocy ani porady. Masz wszelkie powody, by mi ufać."  
2. Podtrzymanie (38:12-39:30). Następnie Bóg koncentruje się na tajemnicy 
opatrzności. Najpierw przypomina, że całkiem dobrze radzi sobie z utrzymaniem świata 
w działaniu bez pomocy Hioba. "Ja jestem Panem – kieruję całym stworzeniem" (38:12-
38). Bóg mówi o zjawiskach niebieskich: słońcu, burzy, deszczu, gwiazdozbiorach i 
chmurach. Bóg ukazuje Hiobowi niedostępne dla niego zakątki wszechświata. To 
wszystko przerasta Hioba, lecz nad wszystkim panuje Bóg, choć Hiob z rzadka nad tym 
się zastanawia. 
Potem Bóg mówi o tym, jak mądrze kieruje światem zwierząt (38:39-39:30). Zwróćmy 
jednak uwagę na to, o jakich zwierzętach jest tu mowa: lew, kruk, kozice, dziki osioł, 
dziki bawół, struś, mustang, jastrząb i orzeł. Co łączy te zwierzęta? Są dzikie, 
nieudomowione. Wszystkie tylko sporadycznie stają na drodze człowieka. Zdają się być 

background image

 

42 

dlań bezużyteczne. Zamieszkują regiony, od których człowiek stroni: odległe stepy, 
pustkowia i niedostępne góry. Kiedy wojna dewastuje jakąś krainę, tylko takie zwierzęta 
w niej pozostają (Iz. 34; Ez. 34). 
Co oznaczają te wszystkie bezużyteczne dla człowieka zwierzęta? Dlaczego Bóg o nich 
mówi? Jak teologia dzikich zwierząt ma zachęcić Hioba do zaufania Bogu? Jahwe 
uświadamia Hiobowi, że istnieją wielkie połacie niedostępnych dla niego obszarów 
rzeczywistości. Niektóre z tych zwierząt mogą stanowić zagrożenie dla człowieka. Dziki 
osioł zagraża ziemi rolnej, lew zaś stadom pasterza. Jahwe jednak panuje nad 
wszystkim. Żaden skrawek rzeczywistości nie wymyka się spod Jego kontroli. Nie ma 
wrogich sił, które mogłyby zagrozić Jego panowaniu. Nawet to, co zdaje się być 
całkowicie pozbawione wszelkiej zwierzchności, jak dzikie zwierzęta, znajduje się pod 
Bożym okiem. Wszystko stworzył Bóg i wszystkim kieruje, ale po co i dlaczego? Oto 
schemat wszelkiego poznania Boga! Udomowione i obłaskawione zwierzęta służą 
człowiekowi i przyczyniają się do jego dzieł. Poddajemy sobie zwierzęta, udomawiając 
je. Jednak dzikie zwierzęta mają uzmysłowić człowiekowi, że nie może w pełni 
kontrolować Bożego stworzenia. Staranna obserwacja świata zwierząt pomnoży 
poznanie i przyda mądrości człowiekowi mądremu. Wspomnijmy na I Królewską 4:32-
33 i Przypowieści. Boży argument jest następujący: Tak jak Bóg może mądrze 
zarządzać światem dzikich zwierząt, który dla ludzi stanowi tajemnicę, tak też może 
kierować resztą stworzenia, włączając w to świat ludzi z wszystkimi jego tajemnicami, 
takimi jak zło i cierpienie.  
To stwierdzenie kończy pierwsze wystąpienie Boga. Problem: Czy to wystarczy? Czy 
wszystko zostało powiedziane? Hiob nie jest chyba usatysfakcjonowany (40:3-5). 
Przyznał Bogu rację, a jednak gdyby to był koniec księgi, czegoś by w nim brakowało. 
Pierwsza mowy to nie wszystko. 
Może, gdy wytężymy słuch i zbliżymy się do Hioba, usłyszymy jego szept: "Tak, Panie, 
ale... Rozumiem, Panie, nie ma powodu, dla którego miałbym Ci nie ufać, nawet jeśli 
nie pojmuję Twoich zamiarów. Bez mojej pomocy rządzisz całym stworzeniem – nawet 
tymi jego sferami, która dla mnie są całkowicie niedostępne. Ale, Panie, co z siłami 
ciemności? Co z tymi złowrogimi ludźmi i kosmicznymi siłami, które sieją spustoszenie 
w Twoim uporządkowanym i harmonijnym stworzeniu? Dobrze jest obserwować 
harmonię stworzenia, patrząc na chmury, mustangi i strusie, ale... Co z ogniem, który 
spadł z nieba i pożarł moje domostwo? Co ze wschodnim wiatrem, który powalił dom 
moich dzieci i zabił je? Co z pysznymi i zepsutymi do szpiku kości Sabejczykami i 
Chaldejczykami, którzy zrabowali moje stada i zabili moje sługi? Skoro Twój świat jest 
tak harmonijnie uporządkowany, to dlaczego dzieją się takie rzeczy? Gdzie w tym 
wszystkim sprawiedliwość? Dlaczego ja, niewinny i pobożny człowiek, cierpię z powodu 
tak wielkiej nieprawości? Te wydarzenia nie były częścią zwykłego porządku 
stworzenia. Stanowią wielkie jego pogwałcenie. Co z tym wszystkim, Panie?" 
 
Druga mowa Boga  
Jaka jest Boża odpowiedź? Bóg mówi: "A, tak Hiobie. Niemalże zapomniałem. Spójrz 
na Behemota i Lewiatana. Oto moja odpowiedź!"  
To zawsze mnie zastanawiało. I chyba nie tylko mnie. Załóżmy, że twój przyjaciel 
właśnie dowiedział się, że jest nieuleczalnie chory na raka. Albo znajomi stracili w 
wypadku dzieci. Odwiedzasz ich i starasz się ich pocieszyć. Czy przeczytałbyś im 40 i 
41 rozdział Księgi Hioba? Dlaczego nie? Czy to zakończenie księgi nie zadowala cię? 
Czy te słowa Boga nie są w twoich oczach właściwą konkluzją? A może stanowią anty-
konkluzję? Czy zmieniłbyś coś w Bożej odpowiedzi na pytanie o ludzkie cierpienie i 

background image

 

43 

rzekomy brak sprawiedliwości na świecie? Lewiatan jest kropką na "i". Jego opis jest 
zastanawiająco długi. Lecz właśnie on ostatecznie przekonuje Hioba. Dlaczego? Co tu 
się dzieje? Czym jest Lewiatan? I dlaczego staje się końcową ilustracją w kazaniu, jakie 
Bóg wygłosił przed Hiobem?  
Uważam, że Jahwe posługuje się Behemotem i Lewiatanem w celu przekonania Hioba, 
że niepodzielnie panuje nad wszystkim, a w szczególności nad dobrymi i złymi mocami. 
Te dwie bestie reprezentują zarówno najpotężniejsze z ziemskich stworzeń, jak i 
kosmiczne siły zła. Bóg jest jednak Panem nad wszelkimi siłami, które kryją się za 
cierpieniem Hioba. Bóg jest Panem nad Lewiatanem i jego kosmicznym 
odpowiednikiem – szatanem. Bóg panuje nad wszelkimi mocami: ziemskimi i 
kosmicznymi, dobrymi i złymi. Bóg panuje nad życiem Hioba. Kontroluje jego cierpienie. 
Ma władzę nad szatanem. Jest suwerennym Panem wszechświata. Nie jest wątłym 
Bogiem arminian, który stara się wpłynąć na losy świata. Jeśli Hiob nie może pojąć i 
kontrolować najpotężniejszych stworzeń na ziemi, to nie może też kontrolować 
kosmicznych sił zła. Nie ma podstaw do kwestionowania sprawiedliwych wyroków 
Bożych. Bóg sprawuje wszelką władzę i nie potrzebuje pomocy człowieka. 
Najpierw widzimy Behemota (40:15-24). Główne przesłanie związane z Behemotem 
znajdujemy w wierszach 19-24. "Jest przedniejszym z dzieł Bożych; jego Stwórca 
zaopatrzył go w miecz" (w. 19). Tylko Bóg może kontrolować to zwierzę! Jest ono Jego 
domowym zwierzakiem. (Hebrajskie behemoth to wzmocniona forma słowa behemah, 
co znaczy "bydło, udomowione zwierzę".) Bóg w pełni je kontroluje. Pan, jego Stwórca, 
poddał je sobie całkowicie. Bóg trzyma je w szachu. "Czy można go złapać za oczy? 
Przez nozdrza przesunąć pętlicę?" (w. 24, BT). "Spróbuj Hiobie. Zapanuj nad nim. 
Poddaj je sobie. Pochwyć je. Przekłuj jego nozdrza. Ja to potrafię. Czy rozumiesz tego 
implikacje, Hiobie? Jeśli tego nie potrafisz, to jak chcesz być moim sędzią? Moje myśli 
nie są twoimi myślami ani moje drogi twoimi drogami. Czy zdajesz sobie sprawę z 
konsekwencji tego wszystkiego? Czy wychodząc z tego punktu, jesteś w stanie pojąć, 
co to znaczy w twojej sytuacji? Kto kontrolował wszystkie złowrogie siły, które pozbawiły 
cię rodziny, dobytku, zdrowia i reputacji? To byłem Ja, Hiobie. Pozwól, że pomogę ci to 
pojąć. Spójrz na jeszcze jedno stworzenie, na Lewiatana." 
Lewiatan (41:1-11) stanowi punkt kulminacyjny teofanii, Bożego przemówienia. Jest 
ostateczną odpowiedzią na nieroztropne zarzuty stawiane Mu przez Hioba. Po 
przedstawieniu Lewiatana Hiob natychmiast wyraża skruchę i żal. Wyznaje: "Wiem, że 
Ty możesz wszystko i że żaden Twój zamysł nie jest dla Ciebie niewykonalny" (42:2).  
Czym jest Lawiatan? Później w Starym Testamencie pod natchnieniem Ducha św. 
Lewiatan staje się symbolem szatana i osobowych sił ciemności zwartych w szyku 
przeciwko Bożemu ludowi. Choć mówię "później", to jednak już w Księdze Hioba 
odnajdujemy te symboliczne konotacje. Spójrzmy na kilka cytatów. 
"Wszak Ty, Boże, z dawna jesteś moim Królem; Ty dokonujesz dzieł zbawienia na 
ziemi. Tyś mocą swoją rozdzielił morza, zmiażdżyłeś głowy potworów na wodach. Tyś 
rozbił głowę Lewiatana, oddałeś go na żer zwierzętom pustyni." (Ps. 74:12-14). 
"Przebudź się, przebudź! Przyoblecz się w moc, o ramię Pańskie! Przebudź się, jak za 
dni minionych, w czasie zamierzchłych pokoleń. Czyżeś nie Ty poćwiartowało Rahaba, 
przebiło Smoka?" (Iz. 51:9, BT). 
"Przemów i powiedz: Tak mówi Wszechmocny Pan: Oto Ja wystąpię przeciwko tobie, 
faraonie, królu Egiptu, ty wielki smoku, który się wylegujesz pomiędzy odnogami Nilu i 
mówisz: Mój jest Nil, ja go zrobiłem." (Ez. 29:3). 
"Synu człowieczy, zanuć pieść żałobną nad faraonem, królem egipskim i powiedz do 
niego: Do młodego lwa wśród narodów przyrównywano ciebie, a byłeś przecież 

background image

 

44 

podobny raczej do potwora w wodach morskich; burzyłeś wody swoim ryjem, mąciłeś 
wody swoimi odnóżami i dreptałeś wokoło w ich falach." (Ez. 32:2). 
"I inny znak się ukazał na niebie: Oto wielki smok barwy ognia, mający siedem głów i 
dziesięć rogów - a na głowach jego siedem diademów. I ogon jego zmiata trzecią część 
gwiazd nieba: i rzucił je na ziemię. I stanął smok przed mającą rodzić niewiastą, ażeby 
skoro porodzi, pożreć jej dziecię." (Obj. 12:3-4, BT). 
"I zrzucony został ogromny smok, wąż starodawny, zwany diabłem i szatanem, który 
zwodził cały świat; zrzucony został na ziemię, zrzuceni też zostali z nim jego aniołowie." 
(Obj. 12:9). 
Bez wątpienia późniejsi autorzy Pisma św. zidentyfikowali Lewiatana jako symbol 
szatana. Skąd zaczerpnęli ten pomysł? Z Księgi Hioba. 
 
Rozwiązanie  
Bóg może mówić, co chce, o pięknie, harmonii i złożoności stworzenia (38-39), jednak 
jak długo Lewiatan (szatan) żyje, ma się dobrze i sieje spustoszenie na prawo i lewo, 
tak długo mucha pozostaje w cudownej maści – luźny koniec nie pozwala zamknąć 
argumentacji. Bóg odpowiada na to w 41 rozdziale. Mówi o szatanie, używając 
spotykanej też gdzie indziej smoczej symboliki. Szatan to wąż. ("W owym dniu ukarze 
Pan swoim twardym, wielkim i mocnym mieczem Lewiatana, zwinnego węża, 
Lewiatana, węża skręconego, i zabije smoka morskiego" (Iz. 27:1)) Pamiętajmy o 
osobowej naturze zła. Zło nie jest metafizyczne, nie jest substancją lub rzeczą, nie jest 
też brakiem substancji. Zło to zbuntowana osoba. Szatan to zło – czysty bunt przeciwko 
Bogu. Niemniej jednak Bóg suwerennie panuje nad Złym. Dlatego możemy Go prosić, 
by "zbawił nas od Złego". Dowiedzieliśmy się tego w prologu Księgi Hioba.  
Ten sam Bóg, który stworzył dzikiego strusia, uczynił też "Króla Strachów" (18:14). 
Szatan jest stworzeniem. Zły jest całkowicie pod Bożą kontrolą. Musi stawać przed 
tronem Boga i zdawać raport ze swych poczynań (1:6; 2:1). Jahwe prowadzi szatana za 
kółko w jego nozdrzach (40:24)! Zły jest przerażającym stworzeniem, lecz tylko 
stworzeniem. "Nie ma mu równego na ziemi, uczyniono go nieustraszonym: Każde 
mocne zwierzę się lęka jego, króla wszystkich synów pychy" (41:25-26, BT).  
Niemniej jednak na końcu Księgi Hioba sam Bóg interpretuje poczynania szatana. 
Szatan musi zamilknąć. W prologu występuje jako "szatan" (dosł. oskarżyciel), starając 
się skłócić Jahwe z wiernym sługą. Jego słowa są pełne pychy: "Czy nie będzie Ci w 
oczy złorzeczył" (1:11). Dalej przemawia przez "przyjaciół" Hioba. Pierwsza mowa 
Elifaza wskazuje na ich powiązania ze światem ciemności (4:12-21). Trzej "przyjaciele" 
okazują się "szatanami", oskarżającymi go o skrywane grzechy. Na koniec szatan 
zostaje jednak uciszony. Jego przechwałki okazały się być pustym kłamstwem. Hiob nie 
złorzeczył Bogu. Nigdy nie porzucił modlitwy – lamentu, błagania, a nawet przeklinania 
dnia swoich narodzin – byle tylko nie odwrócić się od Stwórcy i Pana.  
Czy nie jest to pocieszające? Cóż z tego, że nie potrafisz założyć kółka w nozdrza 
Lewiatana i oswoić go? Bóg potrafi i to uczyni. Cóż z tego, że szatana żyje i ma się 
dobrze na planecie Ziemi? Wciąż pozostaje sługą Boga. Pismo św. nigdzie nie 
przyznaje racji manichejskiemu dualizmowi tak często obecnemu w rozmowach o 
diable. Nie ma odwiecznej walki między dobrem i złem, Bogiem i szatanem. Zło jest 
realne, ale nie wieczne ani suwerenne. Nic w Starym ani w Nowym Testamencie nie 
wskazuje na istnienie królestwa demonów znajdującego się poza Bożą kontrolą. Oto 
odpowiedź Boga na pytanie Hioba o sprawiedliwość. Potwierdza ona wszelkie powody 
do zaufania Bogu. W jaki sposób? Wskazując na Boże panowanie nad całym 

background image

 

45 

stworzeniem, włączając w to siły ciemności: Lewiatana i jego kosmicznego 
odpowiednika, szatana.  
W końcu Hiob odkrywa to, co czytelnik wiedział od początku. Bóg trzyma szatana na 
krótkiej smyczy i dlatego zło jest pod Jego kontrolą. Pamiętacie prolog? Szatana musi 
składać raporty Bogu. Wielu ludzi czyni zarzuty, że choć szatana zostaje przedstawiony 
na wstępie, to później znika ze sceny. Hiob nigdy go nie wspomina. Ani jego przyjaciele. 
Wierzę jednak, że trzej "przyjaciele" Hioba przejmują rolę szatana, gdy stają się 
oskarżycielami. Nikt w tej historii wydaje się nie zdawać sobie sprawy z obecności 
szatana. On jednak tam jest. Podobnie wielu osobom nie podoba się zakończenie – 
wciąż oczekują na skonkludowanie sprawy kusiciela. Ono też tam jest. Ogień, który 
zniszczył stada i sługi Hioba (1:16) odpowiada ognistemu oddechowi Lewiatana (41:11-
13). Bóg posługuje się szatanem dla realizacji łaskawych zamiarów wobec swego ludu. 
Oczywiście, nie mógłbym zamknąć tego artykułu, nie wspominając o Chrystusie. Jezus, 
Wielki Hiob, również cierpiał od ciosów szatana, którym Bóg posłużył się dla realizacji 
planu zbawienia ludzkości. Biedny szatan. Jest tylko pionkiem, chłopcem na posyłki. 
Przeraża nas, ale Bóg może go rozgnieść jednym palcem. 

Jeffrey J. Meyers  

Artykuł ukazał się w "Biblical Horizons" nr 87 i 88. 

www.biblicalhorizons.com

 

Autor jest pastorem Presbyterian Church in America. 

 
 

Kim jestem? Rdz 1:26-28

 

Zajmiemy się dzisiaj odpowiedzią na tytułowe pytanie. Pierwsza uwaga: każdy człowiek 
w jakiś sposób odpowiada na to pytanie. Każdy człowiek ma bowiem pewien obraz 
siebie. Istnieje więc bardzo dużo odpowiedzi. Warto chwilę zastanowić się nad tymi 
najczęstszymi. 
 
Odpowiedzi niechrześcijańskie 
Z perspektywy ewolucji człowiek jest zorganizowaną formą białka, powstałą przez 
kosmiczny przypadek. Zasadą wpływająca na rozwój jest przetrwanie najsilniejszych 
osobników. W zasadzie takie ujęcie sprawy wnioskuje brak moralności. Jedyną 
wartością z tego wynikającą jest siła, potrzebna do przetrwania; a przetrwanie - bez 
względu na wszelkie służące mu środki - jest ostatecznym, uzasadnionym i pożądanym 
celem człowieka. Egoizm jest więc słuszny i konieczny. Egoizm zarówno osobisty, jak i 
narodowy czy też przejawiany przez jakąkolwiek inną grupę. 
W oparciu o ewolucyjne podstawy różne nauki dają własne odpowiedzi. I tak 
psychologia widzi człowieka jako produkt wewnętrznych impulsów, popędów. Skoro 
istnieją, to są dobre. To jednak stwarza problem wyjaśnienia dokonywania wyborów 
moralnych. Socjologia w zasadzie twierdzi, że człowiek jest zdeterminowany 
wychowaniem, miejscem w strukturze społecznej; biologia widzi przyczyny naszego 
zachowania w pewnych uwarunkowaniach genetycznych i zachodzących w nas 
procesach chemicznych, które mają wyjaśniać odczuwanie miłości, nienawiści, 
dokonywanie takich a nie innych wyborów. 
Jeśli chodzi o filozofie Wschodu (drugi ważny nurt ludzkich przekonań), to ciężko je 
krótko podsumować. Spróbuję jednak, jednocześnie przepraszając za pewne konieczne 
uproszczenie. To, co wydaje mi się charakterystyczne dla większości z nich, to 
pojmowanie człowieka jako wędrowanie części ku pewnej całości, formy, która dąży do 
zlania się z prawdziwą substancją świata. Zlania i rozpłynięcia się. Problemem staje się 
tu wartość osobowości i jednostkowości konkretnego człowieka. Mnie takim, jakim 
jestem. Ów stan - bycia sobą, a nie kimś innym - jest raczej ograniczeniem; ewentualnie 

background image

 

46 

pewnym materiałem wyjściowym, który jednak należy doskonalić ku przeistoczeniu w 
coś zupełnie innego. 
Dzisiejszy światopogląd wielu osób w kręgu kultury Zachodu można przedstawić jako 
połączenie tych dwóch poglądów. Nasza kultura dziedziczy spuściznę racjonalizmu z 
jego naukowo-ewolucyjnym podejściem. Jednak nie jesteśmy już tak bardzo pewni 
natury świata. Nie podoba nam się naukowe wyjaśnienie z jego fatalistycznym, 
ponurym wnioskiem. Wręcz wydaje się uproszczone, a nawet prostackie. Wielu sięga 
więc po metafizyczne (poza-racjonalne) wytłumaczenie świata, często właśnie do 
filozofii Wschodu, ponieważ ta również mówi o ewolucji, która tworzy podstawę dla 
naturalnego zmieszania tych dwóch prądów.  
Wszyscy ludzie czują, że są kimś ważnym (mają "wieczność w sercach" - Kazn 3:11); 
ale jednocześnie widzą, że coś jest z człowiekiem nie tak (Bóg działa przez sumienie - 
Rz 2:15-16). I szukają odpowiedzi. Bo jej nie znają lub nie potrafią nazwać i - co jest 
znakiem naszych czasów - zazwyczaj się do tego przyznają. 
Powyższe odpowiedzi nie dają satysfakcjonujących odpowiedzi na pytania: Czym jest 
wolność? Czym jest godność? I wynikające z tego: Jaki sens ma moje postępowanie? 
Innymi słowy, nie uzdalniają do dogłębnej odpowiedzi na pytanie: Kim jestem?, ze 
względu na brak definicji podstawowych pojęć, które mogłyby ją dać.  
 
Odpowiedź chrześcijaństwa 
Co mówi o człowieku objawiony w Biblii Bóg? Oto odpowiedź: Człowiek jest stworzony 
na podobieństwo Boże (Rdz 1:27). Stąd wszystko, czym jesteśmy, oprócz grzechu, 
który w żaden sposób Boga nie obrazuje, w pewien podniosły, wspaniały sposób 
wskazuje na i uczy o naturze samego Boga. Stąd, nasze istnienie i działanie ma sens. 
Nasza wolność ma sens, bo podobna jest do wolności samego Boga. Człowiek posiada 
wartość, bo będąc stworzonym (inaczej nie może), jest podobny do Boga. 
 
Dwie uwagi wstępne 
Zanim przejdziemy do rozwinięcia powyższej odpowiedzi, trzeba podkreślić dwie 
sprawy: 
Po pierwsze człowiek, dlatego że upadł w grzech, zniekształcił stan obrazu Boga w 
sobie. Jak już wspomniałem, dzieje się tak dlatego, że grzech nie wyraża naszego 
podobieństwa do Boga. Dlatego właśnie uwolnienie się od jego wpływu jest warunkiem 
życia w sposób pierwotnie zaplanowany przez Boga dla człowieka - w 
błogosławieństwie i spełnieniu. Dlatego takie życie jest celem Bożego zbawienia, który 
chce stawić wierzących nieskalanych i czystych przed obliczem swojej chwały, jak mówi 
Juda, lub też, jak mówi Paweł, który wybrał ich przed założeniem świata, aby byli święci 
i nienaganni przed Jego obliczem. To cel Boga w działaniu w tym świecie wobec Jego 
dzieci; to również Jego cel ostateczny dla wiernego Mu ludu, który zrealizuje się wraz z 
powtórnym przyjściem Chrystusa, gdy dostaniemy nowe ciała, na podobieństwo ciała 
Chrystusa, w którym nie mieszka grzech (Rz 7:24-25; 1Kor 15:48-49). Dlatego w końcu 
życie w wierze zgodnej z Pismem daje człowiekowi świadomość sensu istnienia, radość 
wyrażania podobieństwa do Boga przez naśladowanie samego Jezusa Chrystusa i 
nieustającą satysfakcję z wartości, jaką ma jako stworzony na obraz Boży i zmieniany 
przez Ducha Bożego ku odnowieniu obrazu Bożego w nim. 
Po drugie człowiek, choć upadł w grzech, będąc człowiekiem, pozostaje stworzony na 
Boży obraz. Bo upadły człowiek jest człowiekiem, a człowiek jest stworzony na Boży 
obraz. Kiedyś ktoś mnie zapytał: "Jak to możliwe? Popatrz na upodlenie ludzi; na to, jak 
bardzo mogą być zwyrodniali." Myślę, że właśnie nasza ocena tego stanu jako złego, 

background image

 

47 

nie przystającego do człowieka, dowodzi, że człowiek jest czymś więcej; że nie takie 
jest jego powołanie. Innymi słowy, że zepsucie człowieka stoi w sprzeczności z czymś, 
co jest w nim samym. Gdyby tak nie było, nie reagowalibyśmy zdziwieniem i smutkiem 
na taki stan. Kim więc jest człowiek jako stworzony na Boży obraz? 
 
Jest stworzony 
Co to oznacza? Po pierwsze, że jest zależny od Boga. Potrzebuje Stwórcy. Bez Niego 
by żadnego z nas nie było. Nie jesteśmy samowystarczalni. Nasze istnienie zależy od 
Boga; nie jest samoistne. Powinniśmy więc być pokorni wobec Niego. I paradoksalnie 
właśnie ta pokora uzdalnia nas do dostrzeżenia naszej wartości. Wtedy dopiero 
rozumiemy naturę Tego, do którego jesteśmy podobni, a przez to swoją własną 
wartość. 
Po drugie, że jesteśmy określeni. Żaden z nas nie jest chaosem, niewiadomą 
(choćbyśmy byli niewiadomą i chaosem dla siebie). Jesteśmy czymś konkretnym. Bóg 
stwarzając mnie, stworzył mnie. I wiedział, kogo stwarza. Stworzył mnie jako człowieka, 
jako mężczyznę lub kobietę, jako konkretną jednostkę i obdarzył mnie wolnością i 
odpowiedzialnością, co oznacza, że to, co czynię, ma wartość. I dlatego kiedyś przed 
Bogiem odpowiem za to.  
Jestem również określony przez dane przez Boga zasady. Posłuszeństwo im przynosi 
mi błogosławieństwo; nieposłuszeństwo - przekleństwo.  
 
Jest stworzony na podobieństwo Boże 
Co to znaczy? Bóg w Rdz 1 przedstawił swoje dwa podstawowe cechy: jest Stwórcą i 
jest Jeden w Mnogości. Jako Stwórcę poznajemy Go przez stwórcze działanie. Jako 
Jednego w Mnogości poznajemy Go w wersecie 26: "Potem rzekł Bóg [liczba 
pojedyncza]: uczyńmy [liczba mnoga] człowieka [liczba pojedyncza] na obraz nasz 
[liczba mnoga], podobnego [liczba pojedyncza] do nas [liczba mnoga]." Poznajemy w 
tym drugim przypadku istotę/naturę Boga; to kim jest bez odniesienia do stworzenia, 
sam w sobie. W tym wersecie widzimy również, że człowiek będąc stworzonym 
podobnie - analogicznie do Boga - odzwierciedla w swym bycie te dwie zasadnicze 
cechy Boga.  
Musimy to dobrze zrozumieć. Podobieństwo do Boga nie oznacza, że człowiek w jakiś 
sposób uczestniczy w Bożej naturze. Przeciwnie, Boża natura jest nieprzekazywalna. 
Bóg jest niepowtarzalny. Ale stwarzając człowieka, Bóg zechciał stworzyć kogoś, kto w 
swym istnieniu, w pewnym zakresie będzie w szczególny sposób podobny do Niego. 
Będzie dobrym obrazem tego, kim jest Bóg (pozostając tylko obrazem, z wszystkimi 
swymi ograniczeniami). Nie jest Bogiem. Ale będąc stworzeniem posiada: (1) naturę 
podobną do Bożej i (2) działa analogicznie do Boga. Omówmy to dokładniej. 
 
Natura 
Jak nasza natura podobna jest do natury Boga? Przez unikalność: Bóg jest 
numerycznie jeden. Adam i Ewa, jako konkretni ludzie, są również jedni. I każdy z nas 
jest unikalny, jeden, jedyny taki właśnie człowiek. 
Przez należenie do pewnej klasy: Bóg Ojciec - jako Bóg Ojciec - jest Bogiem. Syn Boży 
- jako Syn Boży - jest Bogiem. Duch Święty - jako Duch Święty - jest Bogiem. Odbiciem 
tej zależności w nas jest płeć: "I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga 
stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich." Każdy mężczyzna jest 
człowiekiem (w pełni). Każda kobieta jest człowiekiem (w pełni). 
Przez istnienie w określonych więziach: Osoby Trójcy są wzajemnie ze sobą 

background image

 

48 

powiązane. Ich kontakt nie jest zimny, bezosobowy, ale dynamiczny (choć niezmienny) 
- to więź wzajemnej miłości. Podobnie z człowiekiem. Został stworzony jako istota, w 
naturze której leży odnoszenie się w bardzo osobisty, połączony z uczuciami i 
wartościowymi postawami, sposób do innych.  
 
Co z tego wynika 
Ponieważ jesteśmy stworzeni na Boży obraz, przez każdą z tych cech odnosimy się do 
Boga. Czyli, każda z tych cech wskazuje na cel, dla którego Bóg nas stworzył. Stąd 
masz znaczenie jako Ty - Zosia, Felek, itd. Choćbyś, jako osoba niewierząca, był 
przeznaczony na dzień sądu - masz znaczenie. Możesz uczynić coś wartościowego. 
Bunt wobec Boga również ma znaczenie, czego dowodzi sąd Boży - nie można sądzić 
o coś, co jest bez znaczenia. Bóg nie stworzył cię bez sensu, czy celu; przeciwnie, fakt 
stworzenia (choćby na sąd) dowodzi, że w twoim istnieniu tkwi pewien sens. 
Ponieważ każdy z nas został stworzony jako kobieta lub mężczyzna, to to że jesteśmy 
danej płci nakłada ramy na realizację mojego osobistego celu. Bóg zaplanował bowiem 
inny cel dla kobiet (bo są kobietami) niż dla mężczyzn (bo są mężczyznami). To, że 
kobiety (mężczyźni) istnieją i że ty jesteś jedną (jednym) z nich, oznacza, że macie 
pewien cel - w tym i ty. Jako kobieta (mężczyzna) posiadasz wartość; jesteś Bożym 
narzędziem w realizacji celu. Znów widzimy analogię do Trójcy - poszczególne osoby 
Trójcy w planie zbawienia, choć wszystkie mają jeden wspólny cel (wywyższenie Boga 
przez ratunek wszystkich, którym to jest dane), w ramach tego celu realizują inne 
zadania. Co innego, aby zbawić człowieka, uczynił i czyni Bóg Ojciec, co innego uczynił 
i czyni Syn Boży, co innego Duch Święty.  
Ponieważ każdy z nas (jako mężczyzna lub kobieta) jest w stanie tworzyć wartościowe 
więzi, twoja postawa wobec innych - to jak wpływasz na innych - ma znaczenie. 
Znaczenie dla ludzi - coś możesz wnieść; zmienić w ich życiu - na dobre lub na złe. 
Znaczenie dla Boga - Bóg Cię z tego rozliczy. 
 
Problem 
Tu znów widzimy ingerencję grzechu. Odbiera wartość temu, kim jesteśmy. Człowiek, 
każdy z nas, z natury, po upadku Adama, odrzucił zależność od Boga i przestał Go 
uwielbiać. Natura ludzka zaczęła wyrażać się w buncie wobec danego konkretnie 
każdemu z nas przez Boga celu w życiu, wobec danej przez Boga tożsamości kobiety i 
mężczyzny, wobec więzi, jakie Bóg dla nas zaplanował. Ludzie nie chcą służyć Bogu; 
odrzucają ramy własnej płci; odrzucają dane przez Boga więzi i związane z nimi 
funkcje.  
Zajmiemy się teraz odpowiedzią na pytanie, jak określić cel, dla którego zostaliśmy 
stworzeni w taki, a nie inny sposób. Nasze istnienie to bowiem nie tylko nasza natura, 
ale również nasze działanie - nasze czyny i trwanie. W owym trwaniu wyrażamy 
podobieństwo do Boga w drugim podstawowym wymiarze, a mianowicie podobieństwo 
do Boga, który działa - który jest Stwórcą. 
 
Nasze działanie 
Nasze działanie, które jest wyrażaniem podobieństwa do Boga Stwórcy określa werset 
26: "Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas i niech panuje nad rybami 
morskimi i nad ptactwem niebios, i nad bydłem, i nad całą ziemią, i nad wszelkim 
płazem pełzającym po ziemi", oraz 28: "I błogosławił im Bóg, i rzekł do nich Bóg: 
Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; 
panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, 

background image

 

49 

które się poruszają po ziemi!" Tym działaniem, do którego Bóg człowieka stworzył i 
wyposażył, jest panowanie nad ziemią.  
Dla realizacji tego celu Bóg błogosławi kobietę i mężczyznę w specjalny sposób, 
wskazując przez to, w jaki sposób praktycznie ma to wyglądać. Mamy się rozradzać, 
rozmnażać, napełniać ziemię i czynić ją sobie poddaną. Widzimy jakby dwa etapy: 
pierwszy to reprodukcja i macierzyństwo. Jeśli nie będzie ludzi, nie będzie komu 
panować nad ziemią. Drugi to czynienie ziemi poddaną, co widzimy w 2 rozdziale na 
przykładzie Adama, który miał pielęgnować i strzec ogrodu. A więc, panowanie oznacza 
dwie zasadnicze części. Po pierwsze, rodzenie i wychowanie dzieci. To działanie, które 
skupia się na więziach rodzinnych, nie wychodzących poza wąski krąg kilku osób. Po 
drugie pracę - działanie poza rodziną, bezpośrednio wobec stworzenia, nad którym 
człowiek ma panować; której jakość wynika właśnie z wcześniejszego etapu, 
przygotowującego do pracy.  
Mężczyzna i kobieta wspólnie są powołani do obu zadań. Jednak widzimy pewien 
podział ról, który widoczny jest nawet w fizycznym przysposobieniu do pewnych funkcji - 
to kobieta nosi ciążę, rodzi dziecko, to jej opieka jest niezbędna w okresie połogu. 
Mężczyzna znów, jako silniejszy, jest lepiej przystosowany do pracy. Podsumowując: 
panowanie poprzez zajmowanie się macierzyństwem i wychowaniem jest głównym 
zadaniem kobiet, natomiast poprzez pracę głównym zajęciem mężczyzn. 
Ów podział widać również w naturze przekleństw. Świat został przeklęty właśnie w 
sferze najbardziej bliskiej każdej z płci: dla Adama jest to obszar jego działania, czyli 
ziemia (3:17-19), dla Ewy - sposób rodzenia (3:16). 
Nie twierdzę tutaj, że kobieta nie może pracować albo mężczyzna wychowywać dzieci. 
Rodzina jest jednym ciałem, w którym małżonkowie powinni sobie pomagać w realizacji 
swoich celów. Ale właśnie - swoich celów. Innymi słowy, to obowiązkiem mężczyzny 
jest troszczyć się o finanse i ochronę rodziny; to obowiązkiem kobiety jest troszczyć się 
o atmosferę wewnątrz i stan rodziny. Co oznacza, że zazwyczaj (w odróżnieniu od 
wyjątków) właśnie tym, jako mężczyźni i kobiety w rodzinie, mamy się zajmować. Co 
więcej, oznacza to, że w realizacji danego przez Boga celu mamy szukać spełnienia, 
sensu i znaczenia.  
Gdzie, kobieto, szukasz swej wartości? Czy w domu? Czy w byciu dobrą pomocą dla 
męża tak, by silny, zdecydowany i zadowolony pracował? Gdzie szukasz, mężczyzno, 
swojej wartości? Czy w pracy, w działaniu przemieniania w jakiś sposób świata, którego 
jakiś wycinek jest twoim ogrodem? 
Oczywiście, ze względu na naszą buntowniczą naturę sprzeciwiamy się takiemu 
podziałowi ról. Krnąbrne serce popycha nas do buntu wobec sposobu, w jaki Bóg 
zaplanował nam życie. Mamy lepsze pomysły. No cóż. Nikogo do niczego nie mam 
zamiaru zmuszać. Żyjmy więc. Pamiętajmy tylko, że życie jest krótkie; zbyt krótkie na 
inwestowanie lat w sprawdzanie, kto ma rację - Bóg czy człowiek.  
 
Zastosowanie 
Jesteśmy stworzeni na Boży obraz. Obraz Boga, który jest Jeden w Mnogości - Trójcą; i 
Boga, który jest Stwórcą. Oznacza to, że każdy z nas jest unikalny, jest albo kobietą, 
albo mężczyzną, i jest zdolny do tworzenia i podtrzymywania wartościowych więzi. 
Naszym zadaniem jest panowanie, ukierunkowane dla kobiet na rodzinę, a dla 
mężczyzn na pracę. Jak praktycznie to wpływa na nasze życie? 
Nasze istnienie ma cel. Konkretna praca, którą wykonujesz, jest spełnieniem 
konkretnego celu, jaki Bóg ma dla ciebie. Ów cel to nie tylko praca w kościele, ale 
każda. Rodzina i twoje w niej miejsce - bez względu na to, kim w niej jesteś, masz 

background image

 

50 

wobec tych konkretnych ludzi obowiązki, z których spełnienia Bóg cię rozliczy i którym 
posłuszeństwo poprowadzi cię do błogosławieństwa. Ich lekceważenie popchnie pod 
wpływ przekleństwa. I w końcu uczestnictwo w konkretnym zborze, w którym Bóg cię 
umieścił (szczególnie wobec tych, którzy nie maja wierzącej naturalnej rodziny). Masz 
się okazać miłującą siostrą lub bratem. Przyjaciele, sąsiedzi, którymi Bóg Cię otoczył - 
wobec nich masz się okazać dobrym bliźnim. 
Oby Bóg dał nam dość mądrości i zmiękczył serce, byśmy nie odrzucali Jego 
błogosławieństwa i żyli w sposób przez Niego wyznaczony. Bo to sposób, który nie tylko 
będzie kiedyś wynagrodzony, ale również przynoszący radość - pomimo łez, które 
pojawią się na pewno, ponieważ wierność Bogu oznacza nieprzyjaźń świata - i 
satysfakcję - pomimo wielu chwil, gdy będziemy podobnie jak psalmiści wątpić w 
obecność Bożą i sens sytuacji, w jakich się znajdujemy. Bóg przychodzi jednak właśnie 
w takich chwilach, gdy przez wiarę trzymamy się Jego dróg. "Wzywaj mnie w dniu 
niedoli, wybawię Cię, a ty mnie uwielbisz" (Ps 50:15). Uwielbisz przez życie w zgodzie z 
Bogiem. Jako stworzony na Boży obraz. 
 
 
Mateusz Wichary 

 
 

Charakter królestwa Chrystusa

 

"Nie będzie krzyczał ani wołał , ani nie wyda na zewnątrz swojego głosu. Trzciny 
nadłamanej nie dołamie ani knota gasnącego nie dogasi, ludom ogłosi prawo
." (Iz. 
42:2,3). 
 
Głównym tematem starotestamentowych proroctw dotyczących wspaniałego królestwa 
Mesjasza jest to, w czym różni się ono od większości królestw ziemskich. Królestwa 
ludzkie powstają i trwają ze wspaniałością i pompą, dumą i siłą, niszcząc wszystkich, 
którzy ośmielają się im sprzeciwiać. Ustanawiają widzialne manifestacje chwały 
człowieka i zwykle są aroganckie zarówno wobec Boga, jak i ludzi. 
Inaczej zapowiada się powstanie królestwa Chrystusa - ma ono powstać w pokorze, z 
dala od wywyższania mocy ludzkiej (Mich.5:2). Gdy badamy Ewangelię pod względem 
narodzin i śmierci Chrystusa, odkrywamy, że starotestamentowe proroctwa zostały 
spełnione w zupełności. Chrystus urodził się w ubóstwie i poniżeniu, witany nie przez 
królewskich heroldów, ale przez uniżonych pasterzy, królowie ziemscy nie sławili Go, a 
władca ówczesnego Izraela próbował Go zamordować. Nasz Pan był wychowywany w 
pokornej, bogobojnej rodzinie w dość skromnych warunkach. Jego nauczanie i służba, 
chociaż podziwiana przez tysiące, nie nosiła charakteru ziemskiego panowania. Jego 
bolesna i odrażająca śmierć, słuszna być może dla pospolitego przestępcy, była 
najbardziej upokarzającą egzekucją w całym starożytnym świecie. 
To prawda, że jeżeli rozważymy Jego życie na ziemi, królestwo Chrystusa niewiele ma 
wspólnego z królestwami ziemskimi.  
Warto zatem zastanowić się nad nim. Królestwo Chrystusa nie jest przede wszystkim 
królestwem politycznym. Nacjonaliści żydowscy w czasie pierwszego przyjścia 
Chrystusa oczekiwali, że ten człowiek, który ogłasza, że jest królem i Mesjaszem, 
wypełni Stare Przymierze, które zapowiadało, że Wybraniec Boży złamie jarzmo 
pogańskich okupantów Izraela (Jer. 23:5-9; Ez. 34:24-31; Mich. 5:5-6) W tym założeniu 
nie mylili się. Mylili się wielce, jeśli chodzi o sposób, w jaki to uczyni. Zakładali, 
podobnie jak współcześni dyspensacjonaliści, że królestwo Chrystusa będzie 
politycznym państwem, które nadejdzie z siłą i poprzez zniszczenie innych. Jakimś 

background image

 

51 

trafem nie zauważyli tych proroctw, które zapowiadały, że król-Mesjasz ustanowi swoją 
władzę przez cichą odnowę rzeczywistości bez przymusu (Iz. 15:14-15; 42:1-7; 52:13-
53,12; Zach. 9:9) Chrystus w rzeczywistości skruszy swoich przeciwników (Ps. 2), ale 
nie w sposób, w jaki czyni to większość królów ludzkich. 
Głównym błędem amilenialistów jest utrzymywanie, że królestwo Chrystusa jest 
ograniczone do chrześcijańskiej rodziny, kościoła lub w pośrednim stopniu państwa. 
Stwierdzenie to nie bierze pod uwagę wszystkich obietnic dotyczących królestwa 
Bożego, które odnoszą się do złotego wieku Boga na całej ziemi, włączając w to 
polityków i państwa (patrz: Ps.2; 22:28; 47:3.4.8; 72; Iz. 2:2-4; 11:1-10; 42:1-4; 65:17-
25; Mich. 4:1-5). 
Centralnym błędem dyspensacjonalistów, większości premilenialistów, a nawet 
niektórych postmilenialistów jest założenie, że królestwo Chrystusa jest przede 
wszystkim fenomenem politycznym. Pierwsze dwie opcje wypatrują powrotu Chrystusa 
na ziemię w towarzystwie zmartwychwstałych świętych, wśród grzmotów i płomieni, by 
powalić Antychrysta i jego popleczników. Niektórzy postmilenialiści mylą się, 
popełniając podobny błąd. Prawdopodobnie sądzą, iż wystarczy, by chrześcijanie 
przejęli władzę w państwie, a będzie ono gotowe do przekształcenia w Tysiącletnie 
Królestwo, wprowadzenia prawa Bożego i ukarania wrogów Boga. Chociaż ich pewność 
może być budująca, ich program jest nieprzemyślany. 
Ziemskie królestwo Chrystusa zaczyna się w odrodzonych sercach ludzi (Łk 17:21; Kol. 
1:13) przez działanie mocy Ducha Św., gdy chrześcijanie odnawiają swoje życie, 
rodzinę, wszystkie inne dziedziny, na które mają wpływ na podstawie chrześcijańskiej 
wiary i prawa biblijnego. Wtedy Bóg stopniowo usuwa rezultaty zła w życiu ludzkości i 
społeczeństwach. Polityka jest jedną z tych dziedzin, ale nie jest najważniejszą. 
Fatalnym błędem tych, którzy dali się wciągnąć w herezję o ostateczności rozwiązań 
politycznych, jest twierdzenie, iż królestwo Chrystusa będzie się rozprzestrzeniało przez 
politykę. Tak nie będzie. 
Będzie wzrastało przez działanie Ducha Św. w życiu dążących do świętości, prawych 
chrześcijan, którzy praktykują swoją wiarę w rodzinach, kościele i wszędzie tam, gdzie 
mają coś do powiedzenia. 
Ojcowie wprowadzają ortodoksyjną wiarę chrześcijańską do rodzin. Pastorzy prowadzą 
swoje stada do większego posłuszeństwa Pismu. Nauczyciele nauczają uczniów 
wszechstronnie rozumianego chrześcijańskiego sposobu życia. Kościoły odnowią 
diakonat i zaopiekują się chorymi, potrzebującymi, wdowami, sierotami. Chrześcijańscy 
lekarze będą praktykować pobożną służbę przez naturalne (a czasem nawet 
ponadnaturalne) uzdrawianie przez podążanie za Bożym prawem i przejawami Bożej 
łaski. Biznesmeni stworzą dobrobyt przez zakładanie przedsiębiorstw, które przyniosą 
zyski także innym. I tak dalej we wszystkich sferach życia. 
Nie popełnijmy błędu - polityka jest ważna, ale nie bardziej niż medycyna, sztuka, 
media, ekonomia, technika. Jest tak jedną z dziedzin działalności chrześcijan. Poddanie 
polityki lub każdej innej dziedziny życia diabłu i jego uczniom jest złem. Ale władza w 
całkowicie chrześcijańskim państwie będzie efektem szeroko osadzonej 
chrześcijańskiej wierności zaczynającej się w odrodzonych sercach indywidualnych 
osób, rodzinach i zreformowanym kościele. Nie będzie ona rezultatem wyboru kilku 
chrześcjańskich polityków (chociaż są oni potrzebni) ani nawet chrześcjańskiego 
prezydenta (jakkolwiek korzystny byłby taki wybór). Wybranie chrześcjańskiego 
prezydenta i parlamentu nie rozwiąże wszystkich moralnych problemów gnębiących 
większość naszego narodu. Stanie się to przez wzrost królestwa Chrystusa w sercach 
ludzi - przez Ewangelię, osobiste poddanie się i posłuszeństwo prawu, Słowu Bożemu, 

background image

 

52 

a wtedy politycy i państwo cieszyć się będą panowaniem chrześcijaństwa. 
Królestwo Chrystusa nie rozprzestrzenia się tak spektakularnie jak królestwa ludzkie. 
Podobnie jak Jego narodziny nie były tak pełne rozgłosu jak narodziny większości 
królów ludzkich. Ale małe ziarno gorczyczne i odrobina kwasu królestwa Chrystusa nie 
zawiedzie, lecz przeniknie i przemieni wszystkie inne królestwa. 
Królestwo Chrystusa jest cicho i spokojnie następującym królestwem na ziemi. Ale 
nigdy nie upadnie. 
 

Andrew Sandlin 

 

 
 

Dedykacja dla Zygmunta Augusta zamieszczona przez Jana Kalwina w 

Komentarzu do Listu do Hebrajczyków 

 

Dedykacja dla Zygmunta Augusta 

zamieszczona przez Jana Kalwina 

w Komentarzu do Listu do Hebrajczyków  

Dedykację tę zamieszczamy ku zachęcie tym wszystkim, którym leży na sercu sprawa 
odnowy i budowy Kościoła Jezusa Chrystusa w Polsce. Choć sytuacja w kraju zmieniła 
się przez ostatnie 450 lat, to jednak nie zmieniła się ona na tyle, żeby słowa Jana 
Kalwina straciły na znaczeniu. Również dzisiaj to, co nazywa się chrześcijaństwem, jest 
często zaledwie jego karykaturą - synkretyczną religią na kształt religii Północnego 
Królestwa po podziale Izraela. Niestety również wiele kościołów, które w swej nazwie 
odwołują się do Ewangelii, zarzuciło wierne jej głoszenie na rzecz własnych wymysłów. 
Nawrócenie traktowane jest nierzadko jako cel sam w sobie. Różnice między katolikami 
a protestantami są na silę pomniejszane, a Reformację przedstawia się jako 
nieporozumienie. To wszystko w imię jedności chrześcijan, ale jedności złudnej, bo nie 
osadzonej na fundamencie Pisma Świętego, lecz na ckliwym sentymantaliźmie, za 
którym, kto wie, czy nie kryje się to samo dążenie do władzy i chęć zysku, które w XVI 
wieku charakteryzowało przeciwników Reformacji. Nie chodzi o to, by potępiać cały 
świat i tylko siebie przedstawiać jako prawdziwych chrześcijan. Chodzi raczej o to, by 
połączyć swoje głosy w modlitwie o prawdziwą jedność opartą nie na kompromisie, lecz 
na prawdzie Ewangelii - prawdzie o jedynym kapłaństwie Chrystusa, o doskonałej i 
niepowtarzalnej ofierze na krzyżu, o Jego niepodzielnym królowaniu w niebie i na ziemi. 
Nie może być mowy o innym fundamencie Kościoła chrześcijańskiego, bo gdy 
odrzucimy te prawdy, to przestaniemy budować Jego Królestwo, a zaczniemy wojnę o 
nasze królestwa. Niech Bóg obdarzy nas mądrością i niech da nam siłę, byśmy w 
pokornym poddaniu Chrystusowi wiernie głosili wieczną Ewangelię ku Jego chwale i dla 
zbawienia grzeszników.
 

Do Wielce Czcigodnego i Potężnego 

Zygmunta Augusta 

z łaski Bożej Króla Polski,  

Wielkiego Księcia Litewskiego,  

Pana na Rusi i w Prusach 

Spotykamy dzisiaj ludzi niezbyt rozumnych, którzy powodowani próżnym pragnieniem 
pisania zaprzątają błahostkami umysły niedouczonych i bezmyślnych czytelników. 
Ponadto, Wielce Znakomity Królu, dodają oni do tego inną jeszcze nikczemność - 
dedykując swoją pisaninę królom i książętom w pragnieniu zapożyczenia nieco z ich 
chwały, nie tylko bezczeszczą ich czcigodne imiona, ale też przypisują im w jakimś 
stopniu własną niesławę. Ich czelność sprawia, że nawet poważni i trzeźwi autorzy 

background image

 

53 

muszą pospieszyć z wytłumaczeniem, kiedykolwiek dedykują swoją pracę wielkim 
ludziom, nawet jeśli w ich pismach nie ma nic, co by nie korespondowało z dobrym 
imieniem tych, którym są poświęcone. Czynię tę uwagę, abym nie został zaliczony do 
grona tych, którzy pozwalają sobie, będąc zachęceni przykładem innych, na publiczne 
ogłaszanie wszystkiego, co przychodzi im do głowy, niezależnie od tego, jak to jest 
głupie. Nie umknęło to mojej uwagi, jak bardzo wygląda to na nierozumną pewność 
siebie, kiedy ja, który jestem całkowicie nieznanym i obcym człowiekiem, nie waham się 
zwrócić do Waszej Królewskiej Mości. Wysłuchaj, o Królu, moich argumentów, a jeśli 
uznasz je za stosowne, nie będę obawiał się tego, co inni o nich powiedzą. 
Po pierwsze, pamiętając o mojej znikomości oraz czci należnej Waszej Wysokości, 
wyznaję, że sława Waszej pobożności, która dotarła do niemalże wszystkich, którzy są 
szczerze oddani nauce Chrystusa, wystarczy, by rozwiać wszelkie obawy. Przynoszę 
bowiem dar, który ta pobożność na pewno nie odrzuci. List do Hebrajczyków słusznie 
zasługuje na miano bezcennego skarbu, zawiera bowiem bardzo obrazowe omówienie 
głównych punktów niebiańskiej mądrości - odwiecznej boskości Chrystusa, Jego 
panowania i kapłaństwa. Nie wątpię, że Wy, o Królu, który pragniesz, by Syn Boży 
rządził niepodzielnie i został uwielbiony, docenisz wartość tego Listu. 
Nie twierdzę, że odniosłem pełny sukces pisząc ten komentarz. Jestem jednak pewien, 
że przeczytawszy go, dostrzeżesz moje oddanie i pilność. Nie roszczę także pretensji 
do wielkiej wiedzy lub uczoności, ale nie wstydzę się wyrazić to, co otrzymałem od 
Boga w celu zrozumienia Pisma Świętego, gdyż przysparza to Jemu chwały, zwłaszcza 
jeśli w ten sposób przyczyniam się do budowania Jego Kościoła. Mam zatem nadzieję, 
że nie tylko zyskam zrozumienie w Waszych oczach, o Królu, ale także Waszą 
życzliwość. 
Niech ta praca stanie się zachętą dla Waszej Królewskiej Mości, który znany jesteś jako 
zaangażowany w dzieło restauracji Królestwa Chrystusa, a także dla tych wszystkich, 
którzy pod Waszymi rządami dążą do tego samego celu. Wasze królestwo jest rozległe 
i sławne, a także bogate w wiele cnót. Jego powodzenie tylko wtedy jednak przetrwa, 
kiedy uzna Chrystusa za swego głównego Wodza i Pana, aby mogło ostać się pod Jego 
ochroną. Wasze poddanie się, o Królu, pod Jego berło nie kłóci się z pozycją, na którą 
zostałeś wyniesiony, lecz będzie o wiele bardziej chwalebne niż wszelkie inne 
zwycięstwa. Bo skoro między ludźmi wdzięczność uważana jest za wielką cnotę 
cechującą światłe umysły, to cóż bardziej nie przystaje królom niż niewdzięczność 
Synowi, przez którego zostali wyniesieni do tak wielkich zaszczytów? Jest zatem nie 
tylko wielce pochwały godne, ale też iście królewską służbą, która podnosi nas do 
poziomu aniołów, by ustawić tron Chrystusa między nami, aby Jego niebiański głos stał 
się zasadą rządzącą naszym życiem i śmiercią zarówno dla wielkich, jak i małych. Gdyż 
choć wielu dzisiaj szczyci się służbą dla Chrystusa, to niewielu postępuje zgodnie ze 
swoimi przechwałkami.  
Nie można mówić o posłuszeństwie Chrystusowi, jeśli cała religia nie jest ukształtowana 
zgodnie z nieomylnymi regułami Jego świętej prawdy. Tu jednak pojawia się poważny 
konflikt, gdyż ludzie, nie tylko napuszeni dumą, lecz i omamieni potwornym 
szaleństwem, przypisują mniejsze znaczenie niezmiennym wyroczniom naszego 
Mistrza niż swoim własnym wymysłom. Gdyż niezależnie od tego, pod jakimi pozorami 
skrywają się ci, którzy się nam sprzeciwiają i wspierają rzymskiego antychrysta, 
źródłem wszelkiego sporu, przez które Kościół cierpi już od trzydziestu lat, jest to, że ci, 
którzy uzurpują tytuł najprzedniejszych uczniów Chrystusa, nie chcą poddać się Jego 
prawdzie. Niezdrowe ambicje i zuchwałość pokryły grubą warstwą Bożą prawdę, a 
wszelkie instytucje Kościoła są do cna skorumpowane. Nabożeństwo jest zepsute w 

background image

 

54 

każdym calu, doktryny wiary postawione na głowie, sakramenty zbezczeszczone, 
władza w Kościele zamieniona w barbarzyńską tyranię, wstrętna sprzedaż relikwii 
rozpowszechniona, moc Chrystusa używana do wzmocnienia tyranii bezbożnych, a 
miejsce chrześcijaństwa zajęła straszna profanacja pełna rażącej maskarady. A kiedy 
przedstawiamy to jedyne lekarstwo na wszystkie okropne nadużycia - słuchanie głosu 
Syna Bożego przemawiającego z nieba - stale spotykamy się ze sprzeciwem tych 
Atlasów - nie tych, którzy na swych barkach wspierają Kościół, lecz tych, którzy przez 
czcze przechwalanie się nic nie znaczącymi tytułami wynoszą bałwana wymyślonego i 
uczynionego przez siebie samych. Powołują się na swoje tytuły, by usprawiedliwić 
oskarżenia kierowane pod naszym adresem, kiedy zarzucają nam szerzenie niepokoju 
w Kościele. Jeśli jednak przypatrzymy się tym sprawom, to zobaczymy, że ci subtelni 
szalbierze obmyślili dla siebie kościół zupełnie inny od Kościoła Chrystusa! A czym jest 
to haniebne i świętokradcze postępowanie, jeśli nie próbą odłączenie Ciała od Głowy? 
Widać po tym, jak samowolne jest ich przechwalenie się chrześcijaństwem, gdyż 
niczego tak bardzo nie cierpią jak poddania się czystej nauce Ewangelii. 
Dowodem wyjątkowej mądrości jest Wasze uznanie, o Królu, że należy odrzucić wszelki 
zabobon, by Chrystus zapanował nad całym swym Królestwem. Przykładem rzadkiej 
cnoty jest zamiar i próba uczynienia tego, co w takiej sytuacji uznasz za słuszne. Jest 
wiele znaków, które pozwalają mieć niemal pewną nadzieję, że w rzeczy samej jesteś 
jak Hiskiasz lub Jozjasz, przeznaczony przez Boga do szybkiego przywrócenia w 
królestwie Polski czystego nauczania tej Ewangelii, która doznaje gwałtu przez 
działanie szatana i ludzką wiarołomność. Gdyż, nie wspominając innych przymiotów, o 
których rozprawiają nawet cudzoziemcy, a mieszkańcy Waszego królestwa z 
zadowoleniem obserwują, zawsze miałeś w sobie zainteresowanie religią, która zajmuje 
w Waszym życiu szczególne miejsce. Najważniejsze jednak jest to, że Chrystus, Słońce 
Sprawiedliwości, tak oświecił Wasz umysł światłem Ewangelii, że zrozumiałeś, że nie 
można zarządzać Kościołem inaczej, niż On sam to nakazuje, i że poznałeś różnicę 
między czystym kształtem religii, którą On ustanowił, a zwyrodniałymi wymysłami 
pewnych ludzi. Doskonale wiesz, że nabożeństwo zostało zepsute i zniekształcone, że 
wiele zabobonów znalazło w nim miejsce, że łaska Chrystusa została pomieszana z 
największą ciemnością, że zasługi Jego śmierci zostały unicestwione, że On sam 
nieomal został rozszarpany na kawałki, że zapewnienie zbawienia zostało odrzucone, 
że sumienie wielu jest podle i straszliwie wystawiane na próbę i męczone, że źli ludzie 
zostali odciągnięci od szczerego i właściwego uwielbienia Boga ku przeróżnym i 
pogmatwanym labiryntom, że Kościół doznaje gwałtu pod despotycznymi rządami 
okrutników, że, krótko mówiąc, chrześcijaństwo zostało odstawione na bok.  
Niemożnością byłoby sądzić, że, o Królu, zostałeś obdarowany tą wiedzą na darmo. 
Niewątpliwie Bóg wybrał Was do realizacji wielkiego zadania. Dzięki Jego wspaniałej 
opatrzności nie polała się niewinna krew w królestwie Polski - ani kropla, która wołając o 
pomstę, mogłaby zniweczyć wszelki trud. To dzięki łaskawości i łagodności Króla 
Zygmunta, niech spoczywa w pokoju, ojca Waszej Królewskiej Mości, nic takiego nie 
miało miejsca. Gdyż choć zaraźliwe okrucieństwo zalało niemal cały chrześcijański 
świat, on zachował swe dłonie w czystości. Teraz zaś Wasza Wysokość oraz niektórzy 
najznamienitsi z Waszych książąt nie tylko ochoczo przyjmują Chrystusa, ale też 
gorliwie Go pragną. Spotkałem też Jana Łaskiego, urodzonego w szlachetnej rodzinie, 
który niesie światło innym narodom.  
Nie należy przyjmować twierdzeń Ecka, który zadedykował Królowi Zygmuntowi, ojcu 
Waszej Królewskiej Mości, swoją książkę o ofierze mszy, gdyż w ten sposób chciał on 
w podstępny sposób zepsuć reputację Waszego znakomitego królestwa! Nie dziwi to 

background image

 

55 

jednak w tym Sylenie, który, będąc księciem pijaków, miał zwyczaj wymiotować tak na 
ołtarz, jak i na gnojowisko. Dedykując Waszej Królewskiej Mości to moje dzieło, mam 
nadzieję, że przyczyni się ono do oczyszczenia dobrego imienia Polski z brudów Ecka, 
aby nie pozostały tam, gdzie bezprawnie zostały rzucone. Czyniąc to, zrobię, jak sądzę, 
coś znaczącego, a żadna księga Pisma Świętego nie nadawałaby się bardziej do tego 
niż właśnie List do Hebrajczyków. To w nim apostoł w szczególny sposób pokazuje, że 
ofiara jakiej broni Eck nie ma nic wspólnego z kapłaństwem Chrystusa. Nie ma tam 
mowy o mszy, której szatan wtedy jeszcze nie spłodził. Nakazując, by Kościół był w 
pełni usatysfakcjonowany jedną tylko prawdziwą ofiarą złożoną przez Chrystusa na 
krzyżu, aby wszelkie składanie ofiar ustało na zawsze, bezsprzecznie zamyka drzwi dla 
wszystkich ich pokrętnych wyjaśnień. Apostoł z całą stanowczością stwierdza, że 
Chrystus umarłszy na krzyżu, złożył doskonałą ofiarę raz na zawsze, podczas gdy Eck 
zmyśla, że ta ofiara codziennie się odnawia! Apostoł oświadcza, że tylko Boży Syn 
dzięki obietnicy mógł stać się kapłanem, by złożyć Ojcu siebie w ofierze. Lecz Eck 
zaprzecza temu, że tylko On jest kapłanem i powierza Jego urząd najemnym 
ofiarnikom! Jestem świadom, w jaki sposób próbuje zbić te argumenty, ale nie ma 
obawy - uda mu się zwieść tylko tych, którzy są ślepi lub unikają światła. W tym samym 
czasie znajdował się pod tak wielkim wpływem pysznej wyniosłości, że więcej miejsca 
poświęcił przechwałkom niż rzeczowemu wywodowi. Aby się jednak nie wydawało, że 
ogłaszam zwycięstwo nad zdechłym psem, nic już nie powiem, aby mój komentarz mógł 
przyczynić się do usunięcia skazy na dobrym imieniu Polski, którą uczynił ten Szkot nie 
zachowujący żadnych zasad, i aby ci, którzy będą go czytać, nie złapali się na założoną 
przez niego przynętę.  
Ponadto, nie idzie mi tylko o to, by ofiarując to dzieło Wam, o Królu, prywatnie okazać 
Waszej Królewskiej Mości szacunek, lecz by uczynić to na oczach całego świata, i tak 
pozostaje mi jedynie błagać Waszą Królewską Mość o przyjęcie mego dzieła. A jeśli 
okaże się ono zachętą w Waszych pobożnych wysiłkach, poczytam to sobie za 
szczodre wynagrodzenie. Podejmij zatem, o to się modlę, o Wspaniałomyślny Królu, 
pod zwycięskim sztandarem Chrystusa, dzieło tak bardzo godne Waszej królewskiej 
godności oraz bohaterskiej cnoty, aby wieczna prawda Boża, która przyczynia się do 
Jego chwały i zbawienia ludzi, odzyskała w całym Waszym królestwie należne jej 
miejsce, zawłaszczone przez oszukańcze poczynania antychrysta. Jest to zaprawdę 
żmudna praca i tak wielka, że myśl o niej napawa bojaźnią i zatroskaniem nawet 
najmędrszych.  
Jednak w obliczu tak wielkiej potrzeby winniśmy radośnie stawić czoła wszelkiemu 
niebezpieczeństwu, zdecydowanie przeciwstawić każdej trudności, odważnie włączyć w 
każdy konflikt. Ponadto, ponieważ mamy do czynienia z dziełem samego Boga, 
powinniśmy nie tyle patrzeć na ludzkie siły, co na chwałę Jego mocy, abyśmy 
oczekiwali nie tylko na wzmocnienie, lecz także na prowadzenie i tym sposobem 
ośmielili przedsięwziąć to, co jest daleko ponad nasze siły. Pamiętajmy, że dzieło 
odnowy i budowania Kościoła nie bez powodu zalecane jest w całym Piśmie. Co więcej, 
jest to dzieło samo w sobie boskie, dlatego jak tylko widać jego początki, szatan od razu 
używa wszelkich dostępnych mu środków, by je zniweczyć lub zahamować. Wiemy 
przecież, że książę tego świata ma licznych agentów, którzy stale są gotowi do tego, by 
przeciwstawić się Królestwu Chrystusa. Jedni powodowani są ambicją, inni chęcią 
zysku. Przez nich poddawani jesteśmy próbie w naszym lichym stanie, ale Wasza 
Królewska Mość niewątpliwie spotka się z dużo większymi trudnościami. Dlatego 
wszyscy, którzy zamierzają głosić zbawcze nauki oraz pracować dla dobra Kościoła, 
muszą uzbroić się w niezachwianą stanowczość. Bądźmy jednak pewni, że właśnie 

background image

 

56 

dlatego, że dzieło to jest ponad nasze siły, zostaniemy wzmocnieni przez Boga. 
Ważne jest tymczasem, aby obietnice zawarte w Piśmie Świętym były wypisane na 
naszych sercach. Nasz Pan, który założył fundamenty Kościoła, nie zostawi go w tak 
opłakanym stanie, gdyż jest o niego prawdziwie zatroskany i pragnie, aby powstał z 
ruin. Możemy być zatem pewni, że On nigdy nas nie zawiedzie, kiedy będziemy 
zaangażowani w to dzieło. Nie pozwoli nam, byśmy byli jedynie obserwatorami 
działania Jego mocy, ale swoją obecnością wzmocni pracowite ręce, pokazując w ten 
sposób, że czuwa nad całokształtem pracy. On stale powtarza, nie bez powodu, byśmy 
się nie zniechęcali, niezależnie od tego, jak często musimy stawić czoła naszym 
przeciwnikom, którzy stale wzniecają niepokój. Są oni, jak już stwierdziliśmy, niemalże 
niezliczeni i przeróżnego rodzaju. Wystarczy nam jednak to zapewnienie, że mamy tak 
niezwyciężonego Pana, że im bardziej jest atakowany, tym większe będzie Jego 
zwycięstwo i tryumf.  
Żegnaj, Niezwyciężony Królu. Niech Pan Jezus obdarzy Was duchem mądrości, 
wzmocni duchem męstwa, wyleje wszelkie błogosławieństwa, zachowa w zdrowiu i 
dobrobycie oraz chroni Wasze Królestwo. Amen. 

Genewa, 23 maja 1549 

 
 

 

background image

Seite 2: [1] Kommentar [AS1] 

adam 

2006-02-15 14:53:00 

Anabaptyści, nowochrzczeńcy (z greckiego, "anabaptizein" - na 
nowo chrzcić), radykalny nurt reformacji XVI w. Obejmował odłamy 
różniące się ideologicznie. Wszystkie kwestionowały ważność chrztu 
niemowląt, żądając ponowienia tego aktu od przystępujących do 
wspólnoty. Łączyła je idea tzw. Kościoła wybranych jako gminy 
braterskiej, rządzonej przez Ducha Św., bez pośrednictwa hierarchii. 
Anabaptyści rezygnowali ze świątyń oraz przedmiotów kultu; 
praktykowali eucharystię w formie uczty miłości braterskiej (

agapy

), 

ważną rolę w trakcie ich spotkań odgrywał wspólny śpiew. Domagali się 
rozdziału Kościoła od państwa, byli przeciwnikami kary śmierci i wojen - 
odmawiali służby wojskowej. 

Ruch narodził się w kręgu 

U. Zwingliego

, jego twórcami byli K. Grebel 

i F. Manz, którzy przyjąwszy 1525 ponowny chrzest założyli w Zöllikon 
k. Zurychu pierwszą gminę anabaptystów. Mimo prześladowań i wrogiej 
postawy przywódców reformacji, anabaptyzm rozprzestrzenił się w in. 
kantonach Szwajcarii, w Tyrolu, na Morawach, w południowych 
Niemczech. Wywarł wpływ na przywódców radykalnych ruchów społ., 
m.in. 

Th. Münzera

 i Jana z Ledy. 1626 i 1527 w Augsburgu oraz 1527 

w Schleitheim odbyły się tajne synody, na których ujęto jego gł. zasady 
w 7 tzw. artykułach schleitheimskich. 

Spadkobiercami teologicznego dorobku anabaptystów są 

baptyści

 i  

mennonici

. Ich obyczajowość i sposób życia z XVIII w., tj. z czasu, gdy 

przybyli do USA, zachowują Amisze, zamieszkujący w liczbie ok. 20 tys. 
w okolicach Lancaster we wschodniej Pensylwanii oraz w kilku wsiach 
w stanach Indiana i Ohio. 

 
 

 

Seite 2: [2] Kommentar [AS2] 

adam 

2006-02-15 14:58:00 

 

Nonkonformizm, 

1) ruch religijny w łonie 

Kościoła anglikańskiego

, który odrzucił akt 

uniformistyczny (Act of Uniformity) ogłoszony w 1662 (za panowania 

Karola II

), podporządkowujący duchowieństwo władzy angielskich 

biskupów. W konsekwencji Kodeks Claredona z 1665 zamknął 
zwolennikom nonkonformizmu drogę do urzędów, pozbawił ich praw 
politycznych i publicznych. Mianem nonkonformizmu zaczęto także 
określać wszystkie pojawiające się formy 

chrześcijaństwa

 poza 

background image

anglikanizmem

. Ruch nonkonformistyczny skupia zatem różnorodne 

ugrupowania, kościoły, gminy wyznaniowe (takie m.in., jak: baptyści, 

purytanie

, prezbiterianie, 

kwakrzy

metodyści

); 

2) w socjologii – odrzucenie wartości, norm i wzorów zachowań 
przyjętych przez grupę, nawet w sytuacji zagrażającej zastosowaniem 
przez nią określonych sankcji, np.: dezaprobaty, wyśmiania, 
odrzucenia, represji psychicznych lub fizycznych. Nonkonformizm może, 
w zależności od warunków, spełniać pozytywną funkcję, np. wyzwalać 
twórcze myślenie, inicjatywę, wskazywać nowe kierunki rozwoju, ale też 
spowodować dezintegrację grupy. Nonkonformizm może więc być 
wyrazem nieprzystosowania jednostki do obowiązujących norm 
i wymogów społecznych 

 

 

Seite 6: [3] Kommentar [AS6] 

adam 

2006-02-15 15:21:00 

 

Alegoryczny taki, który ma ukryty sens; pokazany przez alegorię. 

 

Alegoria, w literaturze i sztuce obraz mający, poza dosłownym, sens 
przenośny, jednoznacznie określony i ustalony konwencjonalnie. Zwykle 
występuje w formie personifikacji wyposażonej w określone atrybuty, 
np. alegoria sprawiedliwości - kobieta z przepaską na oczach, 
z mieczem i wagą. Jako zasada kompozycyjna utworów literackich 
właściwa m.in. przypowieści lub bajce zwierzęcej (np. lis w potocznym 
odczuciu kojarzy się z chytrością). Dominowała w  

literaturze 

średniowiecznej

, była popularna w  

baroku

. Przedstawienia alegoryczne 

występowały już w sztuce antyku, rozkwit przeżywały od 2. połowy XVI 
do XVIII w. Wydawano wtedy albumy zawierające opatrzone 
komentarzami słownymi alegoryczne ilustracje poszczególnych cnót 
i występków, zmysłów ludzkich, pojęć estetycznych, politycznych czy 
teologicznych, nauk, sztuk, pór roku itp. Pierwszym wielkim zbiorem 
takich przedstawień była Iconologia C. Ripy (1. wydanie 1593, polskie 
wydanie 1998). 

 

Alegoria to motyw zawarty w dziele literackim (przedmiot, postać, 
sytuacja, zdarzenie) lub zespół motywów przedstawiający w sposób obrazowy 
pewne abstrakcyjne pojęcia lub ideę. Motyw ów oprócz swego znaczenia 
jawnego, dosłownego, danego bezpośrednio przez sens poszczególnych 
wyrazów, które się do niego odnoszą, ma także znaczenie ukryte 

background image

(alegoryczne), wymagające rozszyfrowania przez odbiorcę. Znaczenie to 
odczytuje odbiorca dzięki znajomości pewnych stałych związków o 
charakterze konwencjonalnym, przekazywanych w tradycji kulturowej, religii 
i sztuce. Znaczenie alegoryczne jest umowne i ustalone; daje się zrozumieć 
tylko w jeden sposób. 

 

 

 

Seite 12: [4] Kommentar [AS8] 

adam 

2006-02-15 15:50:00 

 

Apologeta 1. obrońca wiary, idei itp. 2. religiozn., lit. lm. apologeci 
– pisarze gr. i łc., którzy bronili w swoich pismach chrześcijaństwa (II 
w. n.e.) 

 

Apologetyka, 

1) Dział piśmiennictwa chrześcijańskiego rozwijający się II-V w., 
poświęcony obronie chrześcijaństwa przed atakami pogan i wyznawców 
judaizmu oraz przed herezjami. Jako środkiem wyrazu posługuje się 

apologią

, niekiedy dialogiem. Dzieje apologetyki dzieli się na 3 gł. 

etapy: a) II w. - walka o przetrwanie chrześcijaństwa w dobie 
prześladowań, wykazywanie bezpodstawności zarzutów stawianych jego 
wyznawcom (ateizm, nieobyczajność, kanibalizm), domaganie się dlań 
równouprawnienia z innymi religami. B) od końca II w. do 313 (

edykt 

mediolański

) - wykład i upowszechnianie, często w toku polemik, zasad 

wiary chrześcijańskiej, odpieranie pomówień o działanie na szkodę 
państwa, stanowiących przesłankę trwających nadal prześladowań. C) 
po 313 - polemiki z filozofią grecką i rzymską oraz kultami pogańskimi 
(zwł. misteryjnymi), próby pozyskania dla chrześcijaństwa oponentów. 

Na wszystkich etapach swego rozwoju apologetyka starała się wykazać 
prawdziwość poszczególnych składowych doktryny chrześcijańskiej - 
zwł. monoteizmu oraz nauki o boskości Jezusa Chrystusa 
i o zmartwychwstaniu ciał - podkreślając jej nadprzyrodzone 
pochodzenie. Najważniejsi apologeci: II w. - Kwadratus Marcjanus, 
Arystydes z Aten, Atenagoras z Aten, Aryston z Pelli, św. Justyn, 
Tacjan, Hermiasz, anonimowy autor Listu do Diogeneta; III w. - 
Klemens Aleksandryjski, Tertulian, Orygenes, św. Atanazy Wielki; IV w. 
- Euzebiusz z Cezarei, Teodoret z Cyru; V w. - św. Augustyn. 

background image

2) Dział 

teologii

, zwany też teologią fundamentalną. Niektóre tematy: 

możliwość poznania 

objawienia

 (m.in. cud, proroctwo, przesłanki 

i założenia wiary oraz gotowość jej przyjęcia, czyli tzw. praeambula 
fidei), fakt objawienia dokonanego w  

Jezusie Chrystusie

historyczność tego objawienia i dowodów za nim przemawiających, 
utrwalenie objawienia w Kościele, istota teologiczna oraz historyczno-
społeczna struktura Kościoła. 

 

 

 

Seite 16: [5] Kommentar [AS9] 

adam 

2006-02-15 16:19:00 

 

monofizytyzm (ś.łc. kośc. Monophysita ‘monofizyta’, ś.gr. 
Monophysités od gr. mónos ‘jedyny’ + phýsis ‘natura’) religiozn. 
doktryna teologiczna powstała w V w. na bazie nauki gnostyków, 
uznająca w Jezusie jedynie naturę boską; n.os. monofizyta. 

 

Monofizytyzm (z greckiego mone physis - "jedyna natura"), 
doktryna teologiczna powstała na podstawie tezy 

gnostyków

 

o zjawiskowości Chrystusa (

Jezusa

) i ograniczoności wyłącznie do 

natury boskiej. Teza ta została rozwinięta przez 

Eutychesa

 

w samodzielną doktrynę głoszącą, iż boska natura Chrystusa 
wchłonęła Jego naturę ludzką w ten sposób, że miał On już tylko 
jedną naturę - boską. 

W początkach VI w. biskupi monofizytyzmu zostali wygnani z Syrii 
i opozycja wobec postanowień soboru chalcedońskiego została 
zlikwidowana. Wypędzeni biskupi odbudowali jednak na wygnaniu 
zniszczoną hierarchię, która od imienia swego odnowiciela Jakuba 
Baradajosa przyjęła nazwę jakobitów. Gminy monofizytyzmu 
utrzymały się na perskim Wschodzie, mimo dominacji innego ruchu 
chrześcijańskiego 

nestorian

W XVII w. część jakobitów zjednoczyła się z Kościołem rzymskim, co 
oznaczało zerwanie z monofizytyzmem. Ta część jest określana 
mianem Kościoła syryjskiego. 

Monofizytyzm rozszerzył się też na teren Abisynii. Z czasem stał się 
fundamentem Kościoła abisyńskiego (

Kościół etiopski

). 

background image

 

 

 

Seite 16: [6] Kommentar [AS10] 

adam 

2006-02-15 16:23:00 

Nestorianie, zwolennicy 

Nestoriusza

, którzy po jego śmierci 

utworzyli w Persji samodzielny 

Kościół nestoriańsko-chaldejski

Począwszy od VI w. prowadził on szeroką akcję misyjną w Azji 
Środkowej, Indiach, Chinach i w Afryce. Szczególnie wielu 
zwolenników zyskał w Syrii. Współcześnie nestorianie liczą ok. 50 
tys. wiernych. 

 

Nestorianizm, chrześcijański ruch teologiczno-religijny. Jego twórcą 
stał się patriarcha antiocheński 

Nestoriusz

, biskup Konstantynopola od 

428, który za teologami szkoły antiocheńskiej: Diodorem z Antiochii 
i Teodorem z Mopesuesti głosił doktrynę o dwoistości osoby i natury 
Chrystusa. 

Zgodnie z tą doktryną w człowieku - 

Jezusie

 zamieszkał Bóg-Chrystus, 

czyli w jednym bycie zostały połączone dwie natury i dwie osoby - 
boska i ludzka. Połączenie miało charakter akcydentalny, polegało na 
tym, że Jezus miał tę samą wolę, co Chrystus. Z tych powodów 
nestorianizm odmawiał 

Marii

 godności matki Boga (Theotokos) 

i uznawał, że była ona jedynie matką Chrystusa-człowieka 
(Christotokos). 

Warto zaznaczyć, że doktryna nestorianizmu jest obecna w wielu 
wyznaniach 

chrześcijaństwa

 zreformowanego oraz u  

świadków 

Jehowy

. Nestorianizm głosił też, że zbawienie może być dziełem 

ludzkim, w którym Bóg jest oparciem i natchnieniem. Pomimo że 
nestorianizm został potępiony na soborze powszechnym w Efezie w 431, 
zyskał wielu zwolenników, szczególnie w Syrii, gdzie powstał osobny 
Kościół nestoriańsko-chalcedoński ( 

Kościół chaldejski

). 

nestorianizm (naz. Nestoriusz, biskup Konstantynopola, twórca tej 
doktryny, ok. 380–451) religiozn. chrześcijańska doktryna 
teologiczna stworzona przez Nestoriusza w V w. n.e., głosząca 
dwoistość osoby i natury Chrystusa, łączącego w sobie osobę boską 
i ludzką. 

Nestoriusz (ok. 380- ok. 451), uczeń Teodora z Mopsuestii. Mnich 
i ksiądz z  

Antiochii

. Zasłynął z pięknych kazań. W latach 428-431 

background image

patriarcha

 

Konstantynopola

. Współtwórca doktryny 

nestorianizmu

 (dwie osoby w  

Chrystusie

). Zwalczany przez 

patriarchę 

Aleksandrii

, Cyryla. Potępiony przez 

sobór

 w Efezie 

(431), skazany przez cesarza 

Teodozjusza II

 na wygnanie do 

Egiptu.