Reformacja w Polsce

background image

1

JAN ŁASKI - Polski Reformator Kościoła

500. rocznica urodzin Jana Łaskiego

JAN ŁASKI - Polski Reformator Kościoła


W centrum zainteresowania reformatorów Kościoła leżała Ewangelia i prawda
objawiona w Bożym Słowie, a szczególne miejsce w ich nauczaniu zajmowała doktryna
o usprawiedliwieniu z wiary jedynie. Jednym z nich był Jan Łaski (1499-1560). Znany
głównie ze swej działalności we Wschodniej Fryzji i założenia pierwszego
nonkonformistycznego zboru w Londynie. Był reformowanym teologiem, humanistą i
dyplomatą. W 500 rocznicę urodzin warto poświęcić chwilę czasu, by przypomnieć o
życiu i dziele tego, jakże często zapominanego, sługi Bożego.

Przed nawróceniem
Jan Łaski wychował się w zamożnej szlacheckiej rodzinie. Dzięki wsparciu wuja o tym
samym imieniu, Jana Łaskiego (1456-1531), który dzierżył tytuł kanclerza
Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a później Arcybiskupa Gnieźnieńskiego i Prymasa
Polski, otrzymał solidne i wszechstronne wykształcenie. Studiował w Wiedniu, Bolonii i
Padwie, skąd wrócił do Polski w 1519 roku. Jednak perspektywa objęcia diakonatu w
Gnieźnie nie odpowiadała Łaskiemu, który myślał o dalszych studiach teologicznych.
Cztery lata później spotyka znanego humanistę, filozofa i teologa,

Erazma z

Rotterdamu

. Spędza w jego domu kilka miesięcy, wykorzystując ten czas na

pogłębienie wiedzy o religijnym humaniźmie. Erazm nie miał powodów do narzekań na
towarzystwo Łaskiego, który przejawiał iście polską szczodrość: nie tylko płacił za swój
pokój, ale nawet za żywność dla całego domostwa. Przed wyjazdem zakupił zbiory
biblioteczne zgromadzone przez Erazma, które otrzymał po jego śmierci w 1536 roku.
Erazm był zachwycony towarzystwem młodego Polaka, co jasno wynika z tego, jak o
nim pisał: "Będąc człowiekiem niezwykle wykształconym, pozostał nieskazitelnie czysty
jak świeży śnieg. Jest miły i uprzejmy, tak, że każdy w jego towarzystwie odżywa na
nowo. Jest jak prawdziwa perła, bez uprzedzeń i wolny od zarozumiałości, choć
pewnego dnia ma zająć jeden z najwyższych urzędów w swoim kraju."
W Bazylei Łaski poznał innego reformatora, Oecolampadiusa, który wywarł na nim
wielki wpływ. Spotkał tam też Zwinglego. Do Polski powrócił w 1526 roku, gdzie spędził
kilka lat, głównie w Krakowie. Miasto nie zrobiło na nim dobrego wrażenia z powodu
atmosfery w nim panującej, w czym świadczą słowa, jakie zawarł z liście do przyjaciół w
Bazylei: "Tu wciąż same walki, okropne walki i nic poza tym."
W 1535 roku ponownie udał się za granicę. W maju dotarł do Lipska, gdzie pozostał
przez kilka dni, wykorzystując czas na dyskusjach z Filipem Melanchtonem.
Zdaje się, że w tym czasie Łaski odczuwał potrzebę poszukiwania prawdziwej religii, co
stało się przyczyną dalszych podróży. Wpierw do Frankfurtu, gdzie spotkał Alberta
Hardenberga, przyszłego ministra i teologa reformowanego. Razem udali się następnie
do Louvain, gdzie Hardenberg miał wykłady z Listów apostoła Pawła. Tu Łaski spotkał
Marcina Bucera, który w przyszłości miał zostać profesorem w Cambridge. W Louvain
Łaski poznał prawdziwą chrześcijańską społeczność. W małej grupie zwanej "Bracia i
Siostry Wspólnego Życia" studiował Pismo Święte. W tym czasie doświadczył
nawrócenia, a w 1540 roku poślubił córkę miejscowego kupca. Wszystko to było dość
niezwykłe, jak dla człowieka, który wcześniej został wyświęcony na katolickiego
księdza. Choć trzeba przyznać, że ślub był często spotykaną manifestacją ze strony
katolickiego duchowieństwa, które przechodziło na protestantyzm.
Po tym, jak Hardenberg musiał opuścić Louvain i udać się do Wittembergii, łaski

background image

2

pojechał do stolicy Wschodniej Fryzjii, Emden.

Łaski w Emden
Anna z Oldenburg, księżna Emden, wspierająca protestantyzm, zaproponowała
Łaskiemu urząd superintendenta lokalnego kościoła, na co Łaski szybko przystał. Był
rok 1543.
Sytuacja w Emden nie była prosta. Nadal o wpływy walczyli Franciszkanie i
Anabaptyści. Cesarz Karol V próbował powstrzymać rozwój protestantyzmu i
unieszkodliwić Anabaptystów. Łaski zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie
wiązało się z obecnością Anabaptystów w Emden, ale wierzył, że biblijne nauczanie i
właściwe sprawowanie dyscypliny kościelnej przyczyni się do rozwiązania problemów.
Choć nie zgadzał się z ich doktryną, to dostrzegał dobre strony w ich nauczaniu.
Zamiast przyłączyć się do ich prześladowców, gotów był z nimi rozmawiać i prowadzić
dyskusję teologiczną w oparciu o Pismo. Kiedy cesarz Karol V próbował uwięzić Menno
Simonsa, anabaptystycznego przywódcę, Łaski udzielił mu pomocy.
Reforma kościoła we Wschodniej Fryzji przyniosła oczekiwany sukces. Wykład Bożego
Słowa zajął centralne miejsce w kościołach, a katolicyzm musiał ustąpić pola. W tym
czasie Łaski napisał swój manifest teologiczny pt. "Epitome" oraz opracował katechizm.
Jednak w 1548 roku musiał uciekać z Emden z powodu niezadowolenia ze strony
Karola V, z jakim spotkała się jego działalność. Na szczęście w lipcu tego roku otrzymał
zaproszenie od arcybiskupa Tomasza Cranmera, by przybył do Anglii.

Łaski w Londynie
Do Londynu przybył we wrześniu. Do marca 1549 roku pozostał w Lambeth i wywarł
duży wpływa na Tomasza Cranmera. Następnie udał się w podróż do północnych
Niemiec, Polski i Gdańska, by powrócić do Anglii w 1550 roku, gdzie pozostał przez trzy
lata, prowadząc pracę pośród cudzoziemców żyjących w Londynie. Król Edward VI
zezwolił Holenderskiemu Kościołowi Reformowanemu na zorganizowanie zboru w
Austin Friars. Jan Łaski został mianowany superintendentem tzw.zborów
cudzoziemskich.
Struktura tych zborów wybiegała daleko naprzód w stosunku do struktury ówczesnego
Kościoła Anglikańskiego. Ich pastorowie, z również starsi i diakoni, byli mianowani
przez zbory. Bez wątpienia był to pierwszy nonkonformistyczny zbór w Anglii.
Ten okres życia Łaskiego był najbardziej owocny. Najpewniej wtedy napisał swe
najważniejsze dzieło pt. "Forma i struktura służby kościelnej w zborze cudzoziemskim
założonym w Londynie". Zadedykował je królowi Polski, wciąż pragnąc służyć swemu
krajowi.

Znów w poniewierce

Nastanie rządów królowej Marii przyniosło prześladowania, z powodu których Łaski
musiał opuścić Londyn w 1553 roku. Po rozbiciu statku u wybrzeży Danii, Łaski przybył
do Frankfurtu. Po krótkim pobycie w Emden w 1555 roku Łaski przybywa do Polski. W
tym czasie był już bardzo schorowany. Jednak podejmuje próbę zreformowania
protestanckich kościołów w kraju. To było jednak zadanie ponad jego siły. Wkrótce
zmarł w wieku 61 lat.

Jerzy Siciarz


Kommentar [AS1]: Anabap
tyści, nowochrzczeńcy (z
greckiego, "anabaptizein" -
na nowo chrzcić), radykalny
nurt reformacji XVI w.
Obejmował odłamy
różniące się ideologicznie.
Wszystkie kwestionowały
ważność chrztu niemowląt,
żądając ponowienia tego
aktu od przystępujących do
wspólnoty. Łączyła je idea
tzw. Kościoła wybranych
jako gminy braterskiej,
rządzonej przez Ducha Św.,
bez pośrednictwa hierarchii.
Anabaptyści rezygnowali ze
świątyń oraz przedmiotów
kultu; praktykowali
eucharystię w formie uczty
miłości braterskiej (

agapy

),

ważną rolę w trakcie ich
spotkań odgrywał wspólny
śpiew. Domagali się
rozdziału Kościoła od
państwa, byli przeciwnikami
kary śmierci i wojen -
odmawiali służby
wojskowej.
Ruch narodził się w kręgu

U. Zwingliego

, jego

twórcami byli K. Grebel i F.
Manz, którzy przyjąwszy
1525 ponowny chrzest
założyli w Zöllikon k.
Zurychu pierwszą gminę

Kommentar [AS2]:
Nonkonformizm,
1) ruch religijny w łonie

Kościoła anglikańskiego

,

który odrzucił akt
uniformistyczny (Act of
Uniformity
) ogłoszony
w 1662 (za panowania

Karola II

),

podporządkowujący
duchowieństwo władzy
angielskich biskupów.
W konsekwencji Kodeks
Claredona
z 1665 zamknął
zwolennikom
nonkonformizmu drogę do
urzędów, pozbawił ich praw
politycznych i publicznych.
Mianem nonkonformizmu
zaczęto także określać
wszystkie pojawiające się
formy

chrześcijaństwa

poza

anglikanizmem

. Ruch

nonkonformistyczny skupia
zatem różnorodne
ugrupowania, kościoły,
gminy wyznaniowe (takie
m.in., jak: baptyści,

purytanie

, prezbiterianie,

kwakrzy

,

metodyści

);

2) w socjologii – odrzucenie
wartości, norm i wzorów
zachowań przyjętych przez
grupę, nawet w sytuacji

... [1]

... [2]

background image

3

Marcin Luter

Autor Listu do Hebrajczyków zachęca nas, byśmy pamiętali "wodzów naszych, którzy
nam głosili Słowo Boże" (13:7). Niewątpliwie Marcin Luter, zwany ojcem Reformacji,
należy do grona najwybitniejszych wodzów chrześcijaństwa. Choć, podobnie jak
wszyscy "bohaterzy wiary" z 11 rozdziału Listu do Hebrajczyków, Marcin Luter nie był
osobą doskonałą, to jednak był człowiekiem, który gorąco pragnął "głosić całą wolę
Bożą" (Dz. 20:27).
Uważał bowiem, że tylko oparcie wiary i praktyki na autorytecie Pisma św. i odważne
opowiedzenie się po jego stronie może ukształtować w nas prawdziwie chrześcijańską
postawę i uczynić godnymi sługami Chrystusa.
W życiu Marcina Lutra można rozpoznać cztery główne etapy.

Pierwszy to lata dzieciństwa

– Luter urodził się w 10. listopada 1483 roku w Eisleben

w środkowych Niemczech.

Drugi etap to pobyt w zakonie

(od roku 1505) i praca na Uniwersytecie w Wittenbergii

(od roku 1512) – to właśnie w tym czasie Luter dochodził do lepszego poznania nauki
Pisma św. i kształtowania swoich poglądów teologicznych.

Trzeci etap

, chyba najbardziej znany, rozpoczął się 31. października 1517 roku, kiedy

Luter przybił na drzwiach kościoła zamkowego w Wittenberdze swoje 95 Tez. Tę datę
uznaje się powszechnie za początek Reformacji.

Ostatnie lata

Lutra charakteryzują się pewną rezygnacją, a nawet skłonnościami do

gwałtownych wybuchów skierowanych przeciwko jego adwersarzom – być może
spowodowane były innym obrotem spraw niż Luter tego oczekiwał, ponieważ wraz z
Reformacją nastąpiło rozczłonkowanie Kościoła Zachodniego, a do głosu doszło wielu
radykałów, którzy podchwycili hasła Reformacji, ale nie zawsze przysporzyli jej chwały.

Początkowo Marcin Luter, zgodnie z wolą ojca, przygotowywał się do studiów
prawniczych. W 1505 roku otrzymał tytuł magistra (były to pewnego rodzaju studia
wstępne przygotowujące studentów do dalszej specjalizacji), jednak w tym roku miało
miejsce wydarzenie, które zmieniło bieg jego kariery. 2. lipca złapała go burza w lesie,
podczas której Luter ogarnięty strachem o własne życie miał przyrzec, że zostanie
mnichem. Choć niektórzy historycy poddają w wątpliwość historyczność tego
wydarzenia, to nie ulega wątpliwości, że właśnie w tym czasie Luter postanowił zmienić
swoje plany na przyszłość. Było to wielkim zaskoczeniem dla jego przyjaciół, którzy
znali Lutra jako człowieka lubiącego uciechy życia. Stało się to również powodem
gniewu jego rodziców. Mimo wszystko w 1505 roku Marcin Luter zostaje augustianinem.
Śluby zakonne złożył rok później.
Życie zakonnika nie było lekkie. Wypełniały je: post, modlitwa i praca. Pobudka była o
trzeciej nad ranem. To właśnie w tym czasie rozpoczęła się przygoda Lutra z Biblią.
Należy chyba doszukiwać się działania Bożej opatrzności w tych wydarzeniach, gdyż
jawią się one jako ciąg znaczących zdarzeń, które przygotowały i doprowadziły Lutra do
dojrzałej i odważnej postawy podczas późniejszych walk i sporów teologicznych.
W 1507 roku Marcin Luter otrzymał święcenia kapłańskie i został księdzem z Erfurcie.
W tym też roku rozpoczął studia teologiczne na Uniwersytecie w Erfurcie. Wtedy
właśnie przyjął zasadę głoszoną przez humanistów: "Ad Fontes", czyli "Do źródeł". Dla
Lutra oznaczało to powrót do Pisma św. jako podstawowego źródła w studiach
teologicznych. W przyszłości taka postawa znalazła swój wyraz w jednym z haseł
Reformacji: "Sola Scriptura", czyli "Tylko Pismo".

Kommentar [AS3]: adwers
arz (łc. adversarius
‘przeciwny’) przeciwnik
w dyskusji, osoba wrogo
nastawiona.

background image

4

W 1512 roku Luter zostaje doktorem teologii i przyjmuje posadę wykładowcy na
Uniwersytecie w Wittenberdze. Znów musimy przyznać, że w opatrzności Bożej w tym
czasie zajął się wykładami Psalmów, Listu do Rzymian, Galacjan i Hebrajczyków. To
właśnie wtedy nastąpił kolejny zwrot w życiu Lutra, kiedy zrozumiał, że grzeszni ludzie
bywają usprawiedliwieni z łaski Boga, a nie poprzez dobre uczynki: "Bo
usprawiedliwienie Boże w [Ewangelii] bywa objawione, z wiary w wiarę, jak napisano: A
sprawiedliwy z wiary żyć będzie" (List do Rzymian 1:17). Dlatego moglibyśmy datować
początek Reformacji również na lata 1515-16, kiedy Luter wykładał List do Rzymian.
Wtedy jednak jego odkrycia znane były tylko małej grupie studentów i wykładowców.
Dopiero opublikowanie 95 Tez doprowadziło do publicznej i szerokiej debaty na temat
usprawiedliwienia i autorytetu.
Od 1514 roku Marcin Luter piastował również urząd kapłana z Kościele Miejskim w
Wittenberdze. Był, więc odpowiedzialny za posługę duszpasterską dla wiernych i
pośrednio za ich zbawienie. W tym też czasie (dokładnie wiosną 1517 roku) zauważył,
że wiele osób zamiast przychodzić do spowiedzi, woli wykupić odpusty i w ten sposób
skrócić swój czas przebywania w czyśćcu. Pojawił się bowiem w sąsiedniej
Brandenburgii niejaki Johann Tetzel, którego nawoływania do kupna odpustów trafiały
na podatny grunt. Jednym z bardziej znanych powiedzeń Tetzla było: "Gdy tylko grosz
w skrzynce zabrzęczy, dusz z czyśćca uleci". Odpowiedzią Lutra były m.in. niektóre z
95 Tez opublikowane 31. października 1517 roku. 65. i 66. teza brzmiały następująco:
"Skarby Ewangelii są sieciami, w które nigdyś łowiono ludzi służących mamonie. Skarby
odpustowe są sieciami, w które obecnie łowią mamonę ludzką." Jak widzimy, krytyka
Lutra skierowana była nie tylko przeciwko osobie Tetzla, ale przede wszystkim
przeciwko tzw. taniej łasce, którą symbolizowały odpusty. Odpusty zastępowały bowiem
szczery żal i pokutę za grzechy. Przebaczenie można było kupić za pieniądze. Według
Lutra "jest wielkim błędem, gdy ktoś sądzi, że może zadośćuczynić za swoje grzechy,
gdyż przecież Bóg w każdym czasie odpuszcza grzechy darmo z nieograniczonej łaski i
w zamian żąda tylko, by odtąd żyć dobrze." ("Kazanie o łasce i odpustach"). Stąd wzięło
się drugie hasło Reformacji: "Sola Gratia", czyli "Tylko łaska".
Nie wiemy dokładnie, czy Luter zamierzał rozpętać burzę w Kościele Zachodnim przez
publikację 95 Tez. Tak się jednak stało zgodnie z zasadą: Uderz w stół, a nożyce się
odezwą. Kwestia odpustów wiązała się bowiem z inną, równie ważną, a mianowicie
zgodności orzeczeń Kościoła z Pismem św. Jeśli bowiem Kościół myli się w sprawie
odpustów, to czy można go na podstawie Pisma św. upomnieć i wezwać do
nawrócenia?
Pierwszej teologicznej odpowiedzi udzielił Lutrowi papieski teolog dworski dominikanin
Prierias, który stwierdził m.in. co następuje: "Kto nie trwa w nauce Kościoła rzymskiego i
papieża jako nieomylnej normie wiary, z której także Pismo św. otrzymuje moc i
autorytet, jest kacerzem." (cytat za "Marcin Luter", H. Oberman, Gdańsk 1996, str. 150).
Dalsze wypadki, a przede wszystkim niezłomna postawa Lutra doprowadziła do jego
ekskomuniki 3. stycznia 1521 roku.
W międzyczasie nauczanie Lutra zyskało wielu zwolenników również wśród szlachty i
książąt niemieckich. Dlatego cesarz Rzeszy zwołał w 1521 roku sejm w Wormacji, na
którym miała zostać rozstrzygnięta sprawa Lutra. Oczywiście cesarz oczekiwał od Lutra
złagodzenia stanowiska. Oskarżycielem Lutra miał być Johannes von der Ecken,
którego argumentację można streścić w następujących słowach: Czy tylko ty, Marcinie,
jesteś mądry? Czy Kościół przez te wszystkie wieki mógł się mylić? Jednak Luter nie
ugiął się pod naciskiem władzy cesarza i papieża, gdyż wiedział, że jest władza jeszcze
wyższa, której sprzeciwiać się nie można: "Powinniśmy pamiętać, że nasz Bóg jest

Kommentar [AS4]:
Kacerz, nazwa nadawana
przez katolików odstępcom
od ortodoksyjnej doktryny
Kościoła, od XVI w.
używana wymiennie
z nazwą heretyk.

kacerz (niem. Ketzer z gr.
katharós ‘czysty’) 1.
religiozn. nazwa osoby
niezgadzającej się
z oficjalną doktryną
Kościoła katol., w czasie
reformacji synonim
heretyka. 2. sieć do połowu
raków i ryb.

background image

5

cudowny i straszliwy w swojej radzie, abyśmy właśnie nie zmierzali do zażegnania
sporu, jeśli dokonujemy tego potępiając Słowo Boże. Przez to mógłby się raczej nad
nami rozlać potok zła nie do wytrzymania." (tamże, str. 157). Gniew cesarza i papieża
może być straszny, ale nic nie przewyższa gniewu Boga. I właśnie dlatego, że Marcin
Luter bardziej bał się Boga niż cesarza i papieża, miał odwagę stawić im opór. Zdaje się
też twierdzić, że spory i dyskusje pojawiają się wszędzie tam, gdzie głoszona jest
Ewangelia, co wcale nie znaczy, że winniśmy zaprzestać ją głosić, by uniknąć sporów.
Na sejmie w Wormacji padły też chyba najbardziej znane słowa Lutra: "Słowo Boże
pochwyciło moje sumienie. Nie mogę więc odwołać i nie odwołuję niczego. Działać
bowiem wbrew sumieniu nie jest ani słuszne, ani bezpieczne. Nie mogę inaczej. Tak oto
stoję. Boże dopomóż. Amen." W tych słowach widać metodę Lutra – podążać za
sumieniem związanym nauką Pisma św., a nie dekretów papieskich lub prawa
kanonicznego. W ostateczności więc podstawową kwestią poruszoną w czasie
Reformacji był autorytet – kto ma prawo związywać ludzkie sumienia swoimi
przykazaniami.
Kiedy Luter opuścił Wormację, cesarz uznał go za banitę – każdy mógł targnąć się na
życie Lutra, nie obawiając się żadnych konsekwencji. Elektor Fryderyk Mądry
zaopiekował się jednak Lutrem i ukrył go na zamku w Wartburgu, pozorując jego
porwanie. Nie mając innych zajęć, Luter poświęcił cały czas na tłumaczenie Pisma św.
na język niemiecki. Tłumaczenie Nowego Testamentu z greki zajęło mu 11 tygodni. W
druku ukazał się w 1522 roku. Całe Pismo św. w języku niemieckim opublikowane
zostało w roku 1534. Była to realizacja postulatu ówczesnych humanistów: "Ad Fontes",
czyli "Do źródeł". Jednak było to przede wszystkim spełnienie postulatu samego Pisma
św., by wiarę i postępowanie oprzeć na jego boskim autorytecie, a nie na ludzkich
tradycjach.
To prawda, że później Luter poróżnił się ze szwajcarskimi reformatorami, Zwinglim i
Kalwinem, w kwestii obecności Chrystusa w chlebie i winie podczas Wieczerzy
Pańskiej, inne też było ich spojrzenie na rolę Kościoła w życiu publicznymi jego relację
do władz cywilnych. Należy jednak przyznać, że jego bezkompromisowa postawa w
obronie Ewangelii, powrót do Pisma św. jako najwyższego autorytetu w sprawach wiary
i postępowania oraz nauczanie o łasce Bożej jako jedynej przyczynie usprawiedliwienia
i zbawienia grzeszników na powrót wyznaczyła Kościołowi właściwy kierunek działania i
rozwoju.
Od tych wydarzeń minęło prawie 500 lat. Wciąż jednak widzimy pozytywne skutki
odważnego i zdecydowanego opowiedzenia się jednego człowieka pod stronie prawdy
Bożej objawionej w Piśmie św. W jego ślady poszli inni, ryzykując nie tylko wolność, ale
i życie w obronie wiary. Jedni "podbili królestwa i zaprowadzili sprawiedliwość (...)
drudzy doznali szyderstw i biczowania, a nadto więzów i więzienia" (Hebrajczyków
11:33, 36). W tym wszystkim stali się dla nas zachętą i przykładem do naśladowania.
"Przeto i my, mając około siebie tak wielki obłok świadków, złożywszy z siebie wszelki
ciężar i grzech, który nas usidla, biegnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed nami,
patrząc na Jezusa, sprawcę i dokończyciela wiary." (12:1-2). Bogumił Jarmulak


Jan Kalwin

Jan Kalwin to jeden z najbardziej znanych reformatorów Kościoła. Wzbudza też
najwięcej emocji zarówno ze względu na swoją teologię, a szczególnie naukę o
predestynacji, jak i działalność w Genewie, a szczególnie jego udział w straceniu

Kommentar [AS5]:
Predestynacja (łc.
praedestinatio od
praedestinare ‘z góry
przeznaczyć’) wyznaczony
przez siły nadprzyrodzone
los; przeznaczenie

Predestynacja,
przeznaczenie, pojęcie
filozoficzno-teologiczne oraz
teoria, wg której
pośmiertne losy człowieka,
zbawienie lub potępienie,
są od niego niezależne,
ustalone przez bóstwo,
Boga. Jej początków należy
szukać w religiach
antycznych (np. grecka
Ananke, rzymskie

Fatum

).

W filozofii i teologii
katolicyzmu doktryna
predestynacji została
sformułowana przez

św.

Augustyna

. Wg niego nie

ma ludzi godnych

łaski

,

przyznanie bowiem
człowiekowi możliwości
współdziałania w zbawieniu
byłoby pomniejszeniem
Boga. Ludzi dzieli na tych,
którzy dostąpili łaski i tych,
którym nie została ona
dana, choć jedni i drudzy
na nią nie zasłużyli. Ale
przez to jedni są dobrzy,
a drudzy źli. Dwojakie jest
zatem przeznaczenie ludzi:
złym należy się kara, będą
więc ukarani i potępieni,
dobrzy zaś będą zbawieni.
Tak sformułowana zasada
predestynacji była
przedmiotem sporów
filozoficznych
i teologicznych, przyczyną
rozłamów w religiach.
Wśród wyznań
chrześcijańskich koncepcję
predestynacji najbardziej
zdecydowanie głosi

kalwinizm

.

background image

6

Michała Serveta. Znajomość Kalwina jest wielce przydatna, ponieważ należy on do
ludzi, którzy wywarli wielkie piętno na kształcie Kościoła i zachodniej cywilizacji. To on
zwrócił naszą uwagę na to, że ponieważ Bóg jest suwerennym Panem całego
stworzenia, dlatego Jego Słowo, Pismo św., odnosi się do każdej sfery życia.
Jan Kalwin przyszedł na świat w 1509 roku w Noyon w północnej Francji. Jego ojciec
był prawnikiem, a matka pochodziła z rodziny mieszczańskiej – zmarła jednak, kiedy
Jan miał sześć lat. W roku 1521 nabył prawa do beneficjum kościelnego (pensji
pochodzącej z dóbr kościelnych), co pozwoliło sfinansować jego edukację. W 1523 roku
czternastoletni Kalwin udaje się na studia do Paryża. Tam spotyka Jana Majora, który
wywarł duży wpływ na podejście Kalwina do interpretacji tekstów, a szczególnie Pisma
św. Major ostro występował przeciwko alegorycznej metodzie, podkreślając dosłowne
znaczenie, które jako jedyne może być podstawą dla doktryny. Od Majora przejął
Kalwin również praktyczne, w odróżnieniu od spekulatywnego, podejście do teologii. Z
tego powodu w późniejszych latach widzimy Kalwina tak bardzo zaangażowanego w
kwestie praktyczne zarówno w kontekście Kościoła, jak i struktur cywilnych
społeczeństwa. Można powiedzieć, że to zaangażowanie wynikało raczej z wyznawanej
teologii niż z pragnienia zaistnienia w społeczeństwie. Pięć lat później, w 1528 roku,
Kalwin zgodnie z wolą ojca udaje się na dalsze studia do Orleanu i Bourges. Ten czas
spędza studiując prawo, choć interesuje się również teologią, a nawet pobiera lekcje
greki u Melchiora Wolmara, który później będzie współpracował z Kalwinem w Genewie
w tamtejszej Akademii.
Po śmierci ojca w 1531 roku Kalwin wraca do Paryża, by studiować teologię, a w
szczególności grekę i hebrajski. Widać w tym pragnienie "powrotu do źródeł", które
Kalwin dzielił z wieloma ówczesnymi humanistami.
W 1532 roku Kalwin wydaje swoje pierwsze dzieło – komentarz do "De Clementia"
Seneki. Już w nim Kalwin zastosował nowe podejście w interpretacji tekstów. Widzimy
jednak, że w tym czasie Kalwin wciąż chce być bardziej naukowcem klasycystą niż
protestanckim reformatorem. Niedługo potem otrzymuje tytuł doktora z Uniwersytetu w
Orleanie.
Już wkrótce jego życie miało ulec wielkim zmianom. W Dniu Wszystkich Świętych 1533
roku rektor Uniwersytetu w Paryżu, Mikołaj Cop, wygłosił przemowę, w której nie trudno
było doszukać się luterańskich sympatii. Ponieważ Kalwin miał swój udział w tym
przemówieniu, musiał wraz z Copem uciekać z Paryża. Rok później zrezygnował z
kościelnego beneficjum i opuścił Francję, udając się do Bazylei. Trudno dokładnie
umiejscowić zwrot w życiu Kalwina, który doprowadził do zerwania z Kościołem
Rzymsko-Katolickim. Kalwin w przedmowie do "Komentarza do Psalmów" pozostawił
nam jednak krótkie świadectwo tamtego doświadczenia: "Jakoż gdy tak uporczywie
trwałem w zabobonach papiestwa, iż nader ciężko było mnie z tego grząskiego bagna
wydobyć, nagłym nawróceniem Bóg poskromił i uczynił uległym serce moje."1
Nietrudno dopatrzyć się tu podobieństw do nawrócenia ap. Pawła, który wpierw wiernie
służył Sanhedrynowi, dopóki moc Boża nagle nie przemieniła jego serca i uczyniła z
niego jednego z najwierniejszych sług Chrystusa.
W Bazyeli w 1535 roku napisał pierwszą wersję swojego największego dzieła "Nauki
religii chrześcijańskiej", która ukazała się drukiem rok później. Początkowo Kalwin
zamierzał wydać je anonimowo, być może z powodu jego wrodzonej skromności i
nieśmiałości, jednak bardzo szybko publikacja ta przyniosła mu wielki rozgłos i uznanie
wśród zwolenników Reformacji. Warto zwrócić uwagę na fakt, że dzieło swoje
zadedykował królowi Francji Franciszkowi I, który w tym czasie z powodów raczej
politycznych niż religijnych wspierał niemieckich protestantów w ich sporze z cesarzem

Kommentar [AS6]:
Alegoryczny taki, który
ma ukryty sens; pokazany
przez alegorię.

Alegoria, w literaturze
i sztuce obraz mający, poza
dosłownym, sens
przenośny, jednoznacznie
określony i ustalony
konwencjonalnie. Zwykle
występuje w formie
personifikacji wyposażonej
w określone atrybuty, np.
alegoria sprawiedliwości -
kobieta z przepaską na
oczach, z mieczem i wagą.
Jako zasada kompozycyjna
utworów literackich
właściwa m.in. przypowieści
lub bajce zwierzęcej (np. lis
w potocznym odczuciu
kojarzy się z chytrością).
Dominowała w

literaturze

średniowiecznej

, była

popularna w

baroku

.

Przedstawienia alegoryczne
występowały już w sztuce
antyku, rozkwit przeżywały
od 2. połowy XVI do XVIII
w. Wydawano wtedy
albumy zawierające
opatrzone komentarzami
słownymi alegoryczne
ilustracje poszczególnych
cnót i występków, zmysłów
ludzkich, pojęć
estetycznych, politycznych
czy teologicznych, nauk,
sztuk, pór roku itp.
Pierwszym wielkim zbiorem
takich przedstawień była
Iconologia C. Ripy (1.
wydanie 1593, polskie
wydanie 1998).

Alegoria to motyw zawarty
w dziele literackim
(przedmiot, postać,
sytuacja, zdarzenie) lub
zespół motywów
przedstawiający w sposób
obrazowy
pewne abstrakcyjne pojęcia
lub ideę. Motyw ów oprócz
swego znaczenia
jawnego, dosłownego,
danego bezpośrednio przez
sens poszczególnych
wyrazów, które się do niego
odnoszą, ma także

Kommentar [AS7]:
Spekulatywny (p.łc.
speculativus ‘badawczy’)
oparty na myśleniu
abstrakcyjnym,
niepopartym
doświadczeniem,
oderwanym do życia.

... [3]

background image

7

Niemiec Karolem V. W swoim kraju Franciszek I prześladował jednak protestantów, co
rodziło wiele pytań po stronie jego niemieckich sojuszników. Król odpowiedział, że
zwalcza tylko anarchistów i anabaptystów. Pewnie właśnie dlatego Kalwin starał się
m.in. wyjaśnić, że protestanci nie są wichrzycielami i przeciwnikami porządku
publicznego, ale wręcz przeciwnie – dążą do ustanowienia ładu i sprawiedliwości w
zgodzie z wolą Boga objawioną w Piśmie św.
Po krótkiej wizycie we włoskim księstwie Ferrery, gdzie pragnął wzmocnić Reformację,
Kalwin zamierzał udać się do Bazylei lub Strasburga, gdzie liczba protestantów szybko
wzrastała. Jednak niepokoje na pograniczu francusko-niemieckim sprawiły, że
najkrótsza droga stała się nieprzejezdna i tym sposobem w sierpniu 1536 roku Kalwin
znalazł się w Genewie. Cytując Księgę Rut, można powiedzieć, że po prostu "zdarzyło
się, że trafił" (2:3) do Genewy. Patrząc jednak na dalszy bieg wypadków, trudno oprzeć
się wrażeniu, że było to zdarzenie wielce opatrznościowe.
Genewa w tym czasie była miastem-republiką, które już od 1519 roku próbowało
uwolnić się spod protektoratu księcia Sabaudii Karola III i podległego mu kleru
katolickiego oraz zacieśnić więzy z Konfederacją Szwajcarską. W 1526 roku miał tam
miejsce zamach stanu, a cztery lata później na pomoc Genewie przyszły wojska
berneńskie, które zapewniły mu pokój. Kiedy do miasta przybył Kalwin, istniała tam już
wspólnota protestancka, choć słaba i nieliczna. Na dodatek Rada Miejska wciąż
sprawowała znaczną kontrolę nad sprawami kościelnymi. Ponadto wielu mieszkańcom
miasta zależało bardziej na pozbyciu się wszelkiej władzy kościelnej niż na przyjęciu
Reformacji.
Osobą, która w tym czasie przewodziła protestantom w Genewie, był Guillame Farel.
Pod jego kierownictwem jeszcze przed przybyciem Kalwina spisano "Artykuły"
przedstawiające zarys ich wiary:

1. Istnieje tylko jedna prawda Boża, która jest w Chrystusie, a którą objawia Pismo

św. Dzięki niej wiadomo, że człowiek jest całkowicie skażony, a zbawiony może
być tylko z łaski Bożej, za pośrednictwem jedynej ofiary Jego Syna i wiary w
Niego. Uczynki są następstwem tej łaski, nie zaś jej warunkiem.

2. Nauka Jezusa jest doskonała i pełna. Nie godzi się ani niczego z niej ujmować,

ani cokolwiek dodawać. W konsekwencji Kościół nie jest władny określać wedle
swej wygody ani tego, co jest Słowem Boga, ani tego, co nim nie jest, lecz sam
jest przez to Słowo określany.

3. Tylko Boga trzeba wielbić i tylko Jemu służyć. Wynika z tego, że nie godzi się

modlić do świętych.

4. Nie ma innego przebłagania [za grzechy] niż to, które oferuje Jezus.
5. Nie Kościół jest pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, lecz sam Chrystus.

Widzimy więc, że protestanccy reformatorzy w różnych zakątkach Europy dzielili te
same przekonania. Kalwin nie był zatem twórcą nowej religii, ale podobnie jak Luter
wyrazicielem wielowiekowej tradycji opartej na nauce Pisma św. Takie bowiem było ich
pragnienie, by wrócić do źródeł wiary, czyli objawionego Słowa suwerennego Boga,
którego wola rządzi całą rzeczywistością.
26 maja 1536 roku obywatele Genewy w głosowaniu złożyli przysięgę, że "będą żyć w
zgodzie z prawem ewangelii i Słowem Boga, i zniszczą wszystkie papieskie nadużycia".
Zaistniała więc potrzeba nowego ułożenia życia w mieście, a w szczególności nowej
organizacji kościelnej. Do zaangażowania w to dzieło usilnie starał się nakłonić Kalwina
Farel. Kalwin zgodził się na jakiś czas pozostać w Genewie i szybko urósł do miary
głównego obrońcy Reformacji w mieście i nie tylko – zwłaszcza po tzw. debacie

background image

8

lozańskiej w 1536 roku, która miała stworzyć podstawy wyznaniowe dla Kościoła
protestanckiego na tym terenie.
Kalwin zgadzał się, że Kościół powinien być zorganizowany terytorialnie, tzn.
obejmować swym działaniem mieszkańców określonego regionu. Było to wyrazem
przekonania, że Kościół jest powszechny, a zatem ma być wszędzie obecny, aby w
przyszłości znaleźli się w nim wszyscy ludzie. Kościół ma też współdziałać z cywilnymi
strukturami w budowaniu pobożnego społeczeństwa. Uważał jednak, że Kościół
powinien być niezależny od władz cywilnych w sprawach, które dotyczą sprawowania
religii i dyscypliny kościelnej, co obejmowało również prawo do ekskomuniki. Okazało
się jednak, że władze miasta nie były gotowe do rezygnacji z kontroli Kościoła w tych
kwestiach. Po głosowaniu w Radzie Miejskiej w 1538, kiedy zwolennicy Kalwina znaleźli
się po stronie przegranych, Kalwin musiał opuścić miasto. Warto przy tym wspomnieć,
że Kalwin nigdy nie otrzymał pełnego obywatelstwa w Genewie, które było
zarezerwowane dla rodowitych mieszkańców. Ma to duże znaczenie w ocenie tych i
późniejszych wydarzeń w mieście, choćby w sprawie Serveta.
Póki co, Kalwin udał się do Strasburga, gdzie spotkał Marcina Bucera i spędził trzy lata.
Tam przygotował poprawione i rozszerzone wydanie "Nauki religii chrześcijańskiej"
(1539) oraz inne dzieła (zwłaszcza komentarze biblijne). Zaangażował się też w
prowadzenie kościoła dla francuskich uchodźców i wykłady na uniwersytecie. Bliższy
kontakt Kalwina z niemieckim luteranizmem doprowadził do jego krytyki zwłaszcza w
dwóch kwestiach.

Po pierwsze

, Kalwin zarzucał luteranom, że ich liturgia nie została wystarczająco

zreformowana według nauki Pisma św.

Po drugie

, "jego wyobrażenie Kościoła, który choć nie jest całkowicie niezależny od

władz cywilnych, ale pozostaje autonomiczny i wolny we własnych sprawach, starło się
ze ścisłym poddaniem niemieckich kościołów politycznej władzy."3
Podczas pobytu w Strasburgu Kalwin ożenił się z Idelette de Bure (1540). Na jakiś czas
Kalwin mógł odsapnąć, bo nie tylko znalazł się w przyjaznym środowisku, ale i jego
sytuacja materialna znacznie się poprawiła. Wcześniej przez jakiś czas musiał żyć
bardzo skromnie, utrzymując się z wyprzedaży księgozbioru. Teraz jednak Rada
Miejska Strasburga przyznała mu stałą pensję za wykłady na uczelni. Przez moment
wyglądało na to, że Kalwin znalazł spokojną przystań, gdzie spędzi resztę swego życia.
W 1541 roku sytuacja w Genewie zmieniła się i Kalwin otrzymał stamtąd ponowne
zaproszenie. Bucer i Rada Strasburga próbowali zapobiec wyjazdowi Kalwina z miasta,
a i sam Kalwin niezbyt chętnie myślał o wyjeździe. W którymś momencie odpowiedział
na nalegania ze strony Farela następująco: "Wolałbym sto innych śmierci niż ten krzyż,
na którym przyszło mi umierać sto razy na dzień." W końcu jednak uległ, choć jadąc do
Genewy zastrzegł, że będzie to krótki pobyt. Został tam do swojej śmierci w 1564 roku
(jego żona zmarła 15 lat wcześniej w 1549 roku).
Tym razem mieszkańcy miasta przyjęli Kalwina bardziej gorąco. Oddali mu do
dyspozycji dom i zapewnili stałą pensję (choć nierzadko spóźniali się z jej wypłatą).
Wkrótce też Kalwin zaangażował się w opracowanie "Ustaw kościelnych", które miały
określić strukturę organizacyjną Kościoła w Genewie. Widać w nich dążenie Kalwina do
zapewnienia autonomiczności Kościoła, na co Rada Miejska nie do końca chciała się
zgodzić, czego skutkiem było m.in. to, że wbrew pragnieniom Kalwina Wieczerzę
Pańską można było sprawować tylko raz na kwartał. Zmodyfikowano także procedury
powoływania pastorów tak, by zapewnić Radzie Miejskiej aktywny w nim udział – Kalwin
chciał, by Rada jedynie zatwierdzała proponowane kandydatury. Potrzeba było
kolejnych 15 lat, by wywalczyć dla genewskiego Kościoła prawo do ekskomuniki. U

background image

9

podstaw starań Kalwina o uniezależnienie Kościoła od władz cywilnych w kwestiach
religijnych leżało przekonanie, że władza kościelna i cywilna reprezentują dwie
ustanowione przez Boga władze, które w swych działaniach powinny się uzupełniać – a
zatem żadna z nich nie góruje nad drugą, obie zaś są na służbie u Boga. Dlatego też
obowiązkiem Kościoła jest wspierać władzę cywilną, a obowiązkiem władzy cywilnej jest
chronić Kościół i prawdziwą religię.
W kwestii ustroju politycznego Kalwin preferował ustrój arystoktatyczno-demokratyczny,
który pewnie moglibyśmy nazwać też republikańskim, w którym arystokracja nie jest
dziedziczna. Jedną z głównych przesłanek myśli politycznej Kalwina było przekonanie o
upadku człowieka i jego skłonności do gromadzenia i nadużywania władzy. Stąd bierze
się m.in. postulat o podział władzy i wielość rządzących. Zastosowanie tych postulatów
w praktyce widzimy szczególnie w krajach, które znalazły się pod znaczącym wpływem
kościołów reformowanych (m.in. Holandia, Wielka Brytania i USA), a także w
proponowanych przez niego strukturach samego Kościoła.
W kontekście poglądów Kalwina na stosunki między Kościołem i państwem często
przywoływane

jest stracenie Michała Serveta. Według wielu przeciwników Kalwina

wydarzenie to dyskredytuje go jako teologa

. Warto zatem poświęcić temu trochę

miejsca. Michał Servet został spalony na stosie w Genewie w 1553 głównie ze względu
na swoją zaciekłą walkę z doktryną o Trójcy, a w szczególności za publiczne
kwestionowanie przedwiecznego bóstwa Syna Bożego. Podstawą do przedstawienia
tego oskarżenia był traktat Serveta pt. "De Trinitatis erroribus libri septem", a także
korespondencja, jaką wymienił z Kalwinem na ten temat.
Kiedy Servet przybył do Genewy i został tam aresztowany, ciążył już na nim wyrok
skazujący za herezję, który otrzymał w Lyon dwa lata wcześniej, a także wyrok sądu w
Vienne z 1553 roku. Widać przez to, że w owych czasach nikogo nie dziwiło wytaczanie
spraw sądowych i skazywanie ludzi na śmierć za propagowanie herezji. Panowała dość
powszechna zgoda, że władza świecka powinna stać w obronie prawdziwej religii. Za
podstawę prawną służył tu Kodeks Justyniania z VI w. Jak tłumaczy to J. K. Cameron
"Servet wystąpił przeciwko prawu cywilnemu cesarstwa, które uznawane była za
wiążące dla władz Genewy, i w ten sposób stał się winny i zasłużył na karę."
Oskarżyciele Serveta argumentowali, że zamach na doktrynę o Trójcy stanowi zamach
na podstawy religii chrześcijańskiej, a tym samym jest atakiem na fundamenty porządku
społecznego w mieście. Servet został więc potraktowany jak osoba publicznie
wzywająca do buntu przeciwko panującemu porządkowi. Kalwin zgadzał się z
wyrokiem, choć prosił o zastąpienie spalenia ścięciem. Należy przy tym dodać, że
wyrok wydała raczej nieprzychylna w tym czasie Kalwinowi Rada Miejska. Sam Servet
zaś sprowokował te wydarzenia swoim pojawieniem się w Genewie. Dlaczego to
uczynił? Niektórzy sądzą, że spodziewał się znaleźć poparcie w kręgach
"antykalwińskich libertynów sprawujących władzę w Genewie."
Egzekucję zaakceptowała większość szwajcarskich kantonów. Teodor Beza, profesor
literatury greckiej w Lozannie, tak skomentował wyrok na Servecie: "Jakąż to większą i
bardziej obrzydliwą [od herezji] zbrodnię znaleźć można w ludzkim świecie? (...) Wydaje
się rzeczą niemożliwą zastosowanie męki wystarczająco wielkiej, by odpowiadała
ogromowi tego przestępstwa." Sam Kalwin wkrótce po egzekucji napisał: "Trzeba
zapomnieć o całej ludzkości, jeśli w grę wchodzi Jego chwała. (...) Bóg nie oszczędza
nawet całych miast i narodów, ale sprawia, na znak swojej największej odrazy i po to,
by nie szerzyło się zepsucie, że walą się mury, ginie pamięć o mieszkańcach i wszystko
zamienia się w ruinę."

background image

10

Czy dziwią nas te słowa? Pewnie tak. Jednak dlaczego? Być może chwała Boża jest
dla nas tak abstrakcyjnym pojęciem, że bluźnierstwo traktujemy jako jeden z lżejszych
grzechów. Obawiam się też, że powodem zdziwienia (a może i oburzenia) jest
przekonanie, że kwestie religijne i cywilne należą do dwóch odrębnych dziedzin
rzeczywistości, które nigdy się nie spotykają i nie mają sobie nic do powiedzenia, stąd
uważamy, że państwo nie ma obowiązku stać na straży prawdziwej religii, gdyż można
zbudować dobry i poprawny porządek cywilny nawet z pogwałceniem Bożego Prawa.
Czy takie postawienie sprawy prowadzi do zbudowania "pseudochrze-ścijańskiej tyranii"
podobnej do islamskich rządów talibów w Afganistanie? Jeśli jednak nie chcemy
budować społeczeństwa opartego na Bożym Prawie, to jaką mamy alternatywę?
Budowanie społeczeństwa w zgodzie z wolą większości? Pamiętajmy jednak, że
Serveta skazała Rada Miasta, czyli reprezentanci mieszkańców Genewy, a zatem była
to decyzja na wskroś demokratyczna, zaś kara śmierci za szczególnie groźną herezję
była powszechnie stosowana w ówczesnej Europie. Czy też mamy budować
społeczeństwo w oparciu o absolutne pojęcia dobra, prawdy i sprawiedliwości? One
jednak istnieją tylko w Bogu, a źródłem ich poznania jest Boże Słowo. Musimy więc
przyznać, że choć próba zbudowania chrześcijańskiego społeczeństwa w Genewie nie
w pełni się powiodła, była jednak wyrazem przekonania o konieczności
podporządkowania suwerennemu Bogu wszystkich dziedzin życia, co można uznać za
jeden z filarów teologii reformowanej.
Te słowa z powrotem przywiodły nas do tematu Bożej chwały i suwerenności, które
odgrywają w teologii Kalwina największą rolę. Bóg wszystko czyni na swoją chwałę i
oczekuje, że Jego stworzenie będzie Go we wszystkich uwielbiać. Bóg jest godzien tej
chwały, bo jest Stwórcą i dlatego też Panem stworzenia. Nie ma nic, co byłoby od Niego
niezależne i wszystko Jemu jest poddane. On wszystko czyni według zamysłu swojej
woli, a wszystko dąży do spełnienia Jego woli. Widzimy to w dziele stworzenia,
opatrzności i zbawienia. Lecz nie tylko to, gdyż Bóg jest też największym Dobroczyńcą i
Dawcą Życia. Dlatego wdzięczne poddanie się Jego woli objawionej w Piśmie św.
prowadzi do błogosławieństwa, podczas gdy sprzeciw wobec Niego oznacza
przekleństwo. W tym kontekście bluźnierstwo przeciwko Bogu urasta do największej i
najniebezpieczniejszej zbrodni. Z drugiej strony, Bóg jest jedynym ratunkiem dla
upadłego człowieka, które ze swej natury jest grzeszny i ma skłonność do wybierania
zła kosztem dobra. Bóg, choć ma wszelkie podstawy ku temu, by wykonać wyrok
śmierci na zbuntowanej ludzkości, postanawia jednak zbawić świat – jest to akt czystej
łaski. Bez Boga jesteśmy zgubieni. Z łaski Boga jesteśmy uratowani.
Tu pojawia się nauka o predestynacji i wybraniu. Wbrew twierdzeniom wielu nie zajmuje
ona jednak najważniejszego miejsca w dorobku Kalwina. Jest raczej pochodną nauki o
Bożej suwerenności, a także wytłumaczeniem zróżnicowania ludzkich odpowiedzi na
wezwanie Ewangelii do nawrócenia. Kalwin, idąc w ślady Augustyna i Lutra, odwołuje
się do nauczania Pisma św., wskazując na różnicujące działanie łaski Bożej w życiu
poszczególnych osób. Innymi słowy, Kalwin mówi, że wszyscy ludzie są zgubieni w
grzechach i duchowo martwi. To, że niektórzy z nich pozytywnie odpowiadają na
głoszoną Ewangelię, podczas gdy inni ją odrzucają, wytłumaczyć można tylko w ten
sposób, że to Bóg suwerennie, a więc w sposób nieprzymuszony przez żadne
zewnętrzne okoliczności, okazał wybranym zbawczą łaskę, podczas gdy pozostałych
pozostawił w stanie grzechu i śmierci. Ci, którzy giną, giną z powodu własnych
grzechów. Ci, którzy dostępują zbawienia, dostępują go z powodu łaski Bożej.
"Predestynacją nazywamy Boże przedwieczne postanowienie, przez które Bóg sam
wobec siebie zadecydował, jaki będzie koniec każdego człowieka. Nie wszyscy bowiem

background image

11

zostali stworzeni z tym samym uwarunkowaniem. Dla jednych Bóg przeznaczył życie
wieczne, dla innych wieczne potępienie. Ponieważ więc każdy człowiek został
stworzony dla jednego lub drugiego końca, mówimy o nim, że został predestynowany
do życia lub śmierci."11 Według Baintona "dla Kalwina doktryna o wybraniu stanowiła
niewypowiedziane pocieszenie, ponieważ usuwała strach [przez niepewną przyszłością]
i uwalniała człowieka od obaw o własny los, w ten sposób wyzwalając jego energię dla
służby suwerennemu Bogu. Z tego powodu kalwinizm wydał tak wielu bohaterów."12
Paul Johson zaś konkluduje: "W tym przekonaniu kryje się zarówno siła, jak i słabość
kalwinizmu – jeśli się nie przyjmuje potwornej tezy o podwójnej predestynacji, jest
wstrętny; jeśli się ją przyjmuje, jest nieomal nieodparty."13 Dzieje się tak pewnie
dlatego, że wizja Boga suwerennego także w zbawieniu przeraża tych, którzy szukają
niezależności od Boga, a z drugiej strony z wielką siłą przyciąga tych, którzy w Bogu
szukają ratunku.
Doktryna o Bożej suwerenności wywarła też duży wpływ na poglądy Kalwina na temat
pracy i powołania. Jesteśmy powołani do czynienia wszystkiego na chwałę Boga. To,
czy będziemy to czynić jako kaznodzieja, czy jako stolarz, zależy tylko od tego, do
czego Bóg nas powołał. Kiedy Bóg zbawia człowieka, powołuje go do swojej służby w
konkretnych okolicznościach, w których dany człowiek ma pracować na Bożą chwałę.
Bóg zbawia bowiem wybranych nie z powodu ich dobrych uczynków, ale aby spełniali
dobre uczynki. Życie człowieka ma być ofiarą miłą Bogu (Rz. 12:1).
"Nie należymy [bowiem] do siebie, lecz do Pana."14 "Pamiętajmy o tym, że Bóg wzywa
każdego z nas, byśmy we wszystkim, co czynimy, pamiętali o Jego powołaniu. Wie
bowiem, jak niespokojna jest ludzka natura, jak zmienna i kapryśna, jak w swej ambicji
pragnie uchwycić wiele różnych rzeczy na raz. Dlatego każdemu wyznaczył Bóg
powinności w jego szczególnym rodzaju życia, aby z powodu głupoty i pochopności
wszystko nam się nie pomieszało. Aby też nikt bezmyślnie nie przekroczył
wyznaczonych przez Boga granic, nazwał te poszczególne rodzaje życia powołaniem.
Boga powierzył każdemu człowiekowi posterunek, aby nikt nie miotał się bez celu w
swoim życiu. (...) Boże powołanie jest początkiem i podstawą wszelkiej pomyślności.
(...) Żadne zadanie nie jest zbyt niskie i brudne (pod warunkiem, że jesteś w nim
posłuszny swemu powołaniu), aby nie jaśniało i nie stanowiło wielkiej wartości w oczach
Boga."15
Pamiętajmy też, że służba Bogu polega na służbie bliźnim. "Wszelkie łaski, które
otrzymujemy od Boga, otrzymujemy pod warunkiem, że spożytkujemy je dla dobra
Kościoła. Dlatego tylko wtedy używamy ich we właściwy sposób, jeśli chętnie i życzliwie
użyczamy ich innym."16 W tych słowach znów widzimy przekonanie Kalwina o tym, że
wolą Boga jest odwrócenie naszej uwagi od nas samych i zwrócenie jej ku Bogu i
bliźnim. Zatem wiara nie może być prywatną sprawą, ale przeżywana jest publicznie.
Nie dotyka tylko duszy, ale i ciała. Nie reformuje tylko życia jednostek, ale i
społeczeństw. Nie jest skierowana tylko na fragment rzeczywistości, ale na całość.
Jan Kalwin rodzi tak wielkie emocje, ponieważ jest postacią nietuzinkową – w Bożej
opatrzności pojawił się w czasie i miejscu, które sprawiły, że odegrał wielką rolę w
historii Kościoła i zachodniej cywilizacji. Był człowiekiem zdolnym i pilnym, a przede
wszystkim skromnym i oddanym Bogu. Nie mówił i nie czynił tego, co ludzie
oczekiwaliby od niego, ale to, co uważał za nakaz Pisma św. Nawet jeśli ktoś nie
zgadza się z wszystkimi jego poglądami i decyzjami, może znaleźć w nim wzór i
zachętę do zaparcia się samego siebie i naśladowania Chrystusa we wszelkich
okolicznościach i za każdą cenę. "Nikt nie zaparł się siebie w sposób należyty, jeśli nie

background image

12

oddał się Bogu całkowicie, pozwalając woli Bożej sprawować rządy nad wszystkimi
dziedzinami życia."17
Pragnienie Kalwina, by we wszystkim oddać chwałę suwerennemu Bogu, widać nie
tylko w jego pismach i poczynaniach, ale również w jego śmierci (1564). Na własne
życzenie został pochowany w nieoznaczonym grobie, którego lokalizacja wciąż
pozostaje nieznana.

1. Cytat za "Jan Kalwin", Stanisław Piwko, Warszawa 1995, s. 18.
2. Cytat za "Five Leading Reformers", Christopher Catherwood, Fearn 2000, s. 105
3. Cytat za "The Emergence of Liberty in the Modern World", Douglas F. Kelly, Phillipsburg 1992, s. 13
4. Cytat za Piwko, s. 38
5. Kelly, s. 15
6. "Nauka religii chrześcijańskiej", 4.20.2
7. Kelly, s. 27
8. Piwko, s. 49
9. Cytat za "Historia chrześcijaństwa", Paul Johnson, Gdańsk 1995, s. 322
10. Tamże
11. "Nauka religii chrześcijańskiej," 3.21.5
12. Cytat za Catherwood, s. 119
13. Johnson, s. 320
14. "Nauka religii chrześcijańskiej," 3.7.1
15. Tamże 3.10.6
16. Tamże 3.7.5
17. Tamże 3.7.1

Autor jest pastorem Ewangelicznego Kościoła Reformowanego we Wrocławiu.
Bogumił Jarmulak

Maryja

Jakiś czas temu jeden z pastorów w kazaniu, które notabene było transmitowane na
całą Polskę, powiedział, że protestanci nie mają nic przeciwko Maryi, lecz podobnie jak
katolicy otaczają ją głębokim szacunkiem. Wydaje się jednak, że zaszło tutaj pewne
podstawowe nieporozumienie. Czy rzeczywiście Maryja (czy: Maria) katolicyzmu ma
coś wspólnego z Marią, o której mówi Biblia - poza zbieżnością imion?
Ktoś kto tylko pobieżnie otarł się o polski katolicyzm wie, że maj jest miesiącem Maryji.
To właśnie w tym miesiącu przypada święto Maryji Królowej Polski, jak i codziennie
odprawiana jest tzw. "majówka", podczas której wyśpiewuje się tytuły Maryji jak np.
"ucieczko grzesznych" czy "Królowo apostołów". Nie trzeba dodawać, że nasz naród,
ustawicznie zachęcany przez papieża, jest w szczególny sposób oddany Maryji. Zwykłą
nieprawdą jest opinia wyrażana przez wielu protestantów, a nawet przez apologetów
katolickich, iż cześć jaką otaczana jest Maryja w naszym kraju stanowi jedynie aspekt
"religijności ludowej" - w przeciwieństwie do oficjalnego stanowiska Rzymu. Papież jak i
oficjalne publikacje wyjaśniają i zachęcają do objawów takiej właśnie religijności.
Kim więc jest Maryja w Kościele Katolickim

? Maryja katolicyzmu to nic innego

jak

tylko wszechobecne, bezgrzeszne bóstwo, które posiada potężną władzę, któremu
oddaje się cześć, i którego różne wizerunki i figurki otacza się uwielbieniem.
Maryja w praktyce katolicyzmu to ktoś, kto jest o wiele bardziej pełen miłości niż Bóg,
który jest srogi i nieprzystępny. Pozwólcie, że zacytuję coś z jednej z setek książek,
którymi karmi się ludzi w Kościele Rzymskim: "

Wielką przyjemność sprawia Jezusowi,

jeśli idziemy do Niego przez Jego Matkę, tak jak każdemu ojcu sprawia przyjemność

,

gdy jego dziecko dociera do niego poprzez matkę.

(...) Gdy bardzo czegoś chcecie, coś

zawsze mówi wam, abyście poszli do mamy!" (Louis Kaczmarek, Maryja i moc Bożej

Kommentar [AS8]:
Apologeta 1. obrońca
wiary, idei itp. 2. religiozn.,
lit.
lm. apologeci – pisarze
gr. i łc., którzy bronili
w swoich pismach
chrześcijaństwa (II w. n.e.)

Apologetyka,
1) Dział piśmiennictwa
chrześcijańskiego
rozwijający się II-V w.,
poświęcony obronie
chrześcijaństwa przed
atakami pogan
i wyznawców judaizmu oraz
przed herezjami. Jako
środkiem wyrazu posługuje
się

apologią

, niekiedy

dialogiem. Dzieje
apologetyki dzieli się na
3 gł. etapy: a) II w. - walka
o przetrwanie
chrześcijaństwa w dobie
prześladowań,
wykazywanie
bezpodstawności zarzutów
stawianych jego
wyznawcom (ateizm,
nieobyczajność,
kanibalizm), domaganie się
dlań równouprawnienia
z innymi religami. B) od
końca II w. do 313 (

edykt

mediolański

) - wykład

i upowszechnianie, często
w toku polemik, zasad
wiary chrześcijańskiej,
odpieranie pomówień
o działanie na szkodę
państwa, stanowiących
przesłankę trwających
nadal prześladowań. C) po
313 - polemiki z filozofią
grecką i rzymską oraz
kultami pogańskimi (zwł.
misteryjnymi), próby
pozyskania dla
chrześcijaństwa oponentów.
Na wszystkich etapach
swego rozwoju apologetyka
starała się wykazać
prawdziwość
poszczególnych składowych
doktryny chrześcijańskiej -
zwł. monoteizmu oraz nauki
o boskości Jezusa
Chrystusa
i o zmartwychwstaniu ciał -
podkreślając jej
nadprzyrodzone
pochodzenie. Najważniejsi
apologeci: II w. -
Kwadratus Marcjanus,
Arystydes z Aten,
Atenagoras z Aten, Aryston
z Pelli, św. Justyn, Tacjan,
Hermiasz, anonimowy autor
Listu do Diogeneta; III w. -
Klemens Aleksandryjski,

... [4]

background image

13

miłości, s. 74, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, zatwierdz. przez kościół 30.iv.1996 r., nr
659/K/96).
Jak już wspomniałem, Maryja katolicyzmu posiada również ogromną władzę: "Maryja
daje łaski Ojca Przedwiecznego, cnoty Jezusa Chrystusa oraz dary Ducha Świętego
temu, komu zechce, w sposób, w jaki zechce i tyle, ile zechce" (tamże, s. 77); oraz:
"Kiedy Matka Boża trzymała Dzieciątko Jezus w swych ramionach, była jedyną osobą,
która spoglądała na niebo z góry" (tamże, s. 43); oraz: "

osoba, która bierze różaniec

do

ręki, ma większą władzę niż prezydent Stanów Zjednoczonych"?!?!?!?!

(tamże,

s. 90).
Wreszcie Maria katolicyzmu odbiera cześć bogini. Wyniesiony na ołtarze o.
Maksymilian Kolbe napisał: "Pozwól mi przyczynić się do Twego wyniesienia, do twego
najwyższego wyniesienia. Pozwól, aby inni przewyższyli mój zapał w chwaleniu Ciebie,
o Maryjo, tak, aby przez to święte współzawodnictwo Twa chwała rosła szybciej,"
(tamże, s. 80).
Obecny papież, Jan Paweł II, stwierdził, że dokonała się w nim ogromna przemiana
duchowa w momencie, kiedy zrozumiał, że "

to nie tylko Maryja prowadzi ludzi do

Jezusa, ale również Jezus prowadzi ludzi do Maryji".

Następnie dał wyraz swojego

pełnego poświęcenia Maryji obierając za motto swojego pontyfikatu totus tuus - "cały
twój". Papież zdecydowanie potwierdził to oddanie Maryji w zeszłym roku podczas
wizyty w Kalwarii Zebrzydowskiej. Co więcej, papież nie waha się używać słownictwa w
odniesieniu do Maryji, które prawowicie odnosi się tylko do Boga: "

Przez tajemnicę

Chrystusa także Ona jest obecna wśród ludzi. Poprzez Syna rozjaśnia się także

tajemnica Matki"

(Jan Paweł II, encyklika: Redemtoris Mater, s.37; podkreślenie autora).

Co więcej, według papieża cytującego postanowienia Soboru Watykańskiego II, Maryja
pełni bardzo istotną rolę w dziele zbawienia: "[Maryja] staje się matką: rodzi bowiem do
nowego i nieśmiertelnego życia synów z Ducha Świętego poczętych i z Boga
zrodzonych" (tamże, s. 10). Przykłady można mnożyć.

Maria, o której mówi Pismo Święte, nie ma nic wspólnego z katolicką Maryją

.

Matka Jezusa była pobożną kobietą, która zaufała Bogu, pomimo narażenia na
zniesławienie. Dlatego jest ona dla nas przykładem wiary – jak wielu, którzy biegli przed
nią i po niej (Łuk. 1:48; Jak. 5:11). Maria żyła, wypełniła Boży plan na swoje życie i
umarła. Ani nie była bez grzechu, ani nie została wzięta z ciałem do nieba. Jakiekolwiek
więc próby udawania się do niej są nie tylko bezsensowne, ale i grzeszne.
Wracając do wyżej wspomnianego pastora, oczywiście rozumiem chęć szukania
porozumienia z jego strony. Szkoda jednak, że nie szukał go tam, gdzie powinien - w
odwołaniu do Słowa, zamiast w jakoby podzielanym przez wszystkich szacunku do
Marii. Maryja katolicyzmu jest kimś radykalnie różnym od Marii Biblii, dlatego nie może
być mowy o jakiejś wspólnej "Marii", którą zarówno katolicy jak i protestanci darzą
szacunkiem.
Autor jest pastorem Ewangelicznego Kościoła Reformowanego we Wrocławiu.
Marek Kmieć


Koran a chrześcijaństwo

Islam staje się coraz bardziej znaczącą siłą kształtującą oblicze Ziemi, co nie odbywa
się bez konfliktów. Nie powinno to dziwić, jeśli mamy na uwadze wpisane w islam i
Koran pragnienie ustanowienia prymatu jednej religii i cywilizacji na całym świecie.
Wielu chrześcijan próbując uniknąć krwawych konfliktów z muzułmanami, wskazuje na
rzekomo wspólne korzenie chrześcijaństwa i islamu (dorzucając do tego judaizm) i

background image

14

twierdzi, że przecież wszyscy wierzymy w tego samego Boga, który jest jeden. Czy
rzeczywiście jest to słuszna droga do pokoju?
Ponieważ islam odwołuje się do Koranu, jako czystego objawienia woli Boga i uważa go
za najwyższy autorytet, dlatego warto udać się do źródeł i zobaczyć, czy próba syntezy
chrześcijaństwa i islamu rokuje jakiekolwiek nadzieje na sukces.

Obraz chrześcijaństwa w Koranie
Już w II Surze spotykamy postaci znane również z Pisma Świętego i odgrywające
znaczącą rolę w teologii i religii chrześcijańskiej. Są to m.in.: Adam, Mojżesz czy przede
wszystkim "Jezus, syn Marii" (II, 87). Co więcej, w tej samej Surze, chrześcijaństwo
uznane jest za religię wyznającą tego samego Boga, co islam: "Zaprawdę, ci, którzy
uwierzyli, ci, którzy wyznają judaizm, chrześcijanie i sabejczycy, i ci, którzy wierzą w
Boga i w Dzień Ostatni i którzy czynią dobro, wszyscy otrzymają nagrodę u swego
Pana" (II, 62). Spośród wszystkich wymienionych tu grup to chrześcijanie uznani są za
najbliższych islamowi: "Najbliżsi, przez swoją przyjaźń, tym, którzy wierzą, są ci, którzy
mówią: My jesteśmy chrześcijanami" (V, 82). Zdawać by się mogło, że te wypowiedzi
regulują relacje między chrześcijaństwem i islamem w sposób iście partnerski. Jednak
Koran zawiera również krytykę chrześcijaństwa.
V Sura stwierdza, że choć islam przejął od chrześcijan przymierze, to jednak
chrześcijanie "zapomnieli część tego, co im zostało przypomniane" (w. 14). Co więcej,
Posłaniec (Mahomet) przyszedł, aby przypomnieć chrześcijanom to, co zapomnieli, lecz
oni nie uwierzyli mu.
Jednym z głównych błędów chrześcijaństwa jest twierdzenie, że "Bogiem jest Mesjasz,
syn Marii" (w. 17), a więc jeden z najważniejszych punktów chrześcijańskiego wyznania
wiary, mówiący o boskości Jezusa. Bóg, jeśli zechce, może jednak zniszczyć Mesjasza
(tamże). Jako świadectwo tego, że chrześcijanie tkwią w błędzie, Koran przywołuje karę
boską, jaka dotknęła chrześcijan (w. 18). Oddawanie czci komuś innemu niż Bóg oraz
stawianie kogoś obok Boga jest grzechem (III, 64). Zresztą w tekstach, mówiących o
czekającej na niewiernych (w tym przypadku chrześcijan) karze, pojawia się przede
wszystkim zarzut wielobóstwa.

Co więcej, według Koranu Jezus nie tylko nie był Bogiem, ale i nie był Synem
Bożym:

"Chwała niech będzie Bogu, który nie wziął sobie żadnego Syna" (XVII, 111;

patrz też: XIX, 35, 92). Bóg stworzył Jezusa jak Adama "z prochu, a następnie
powiedział do niego: Bądź! - i on jest" (III, 59). Zatem Jezus jest po prostu jednym ze
stworzeń. Ponadto, Jezus nie zyskał, np. przez adopcję, uprzywilejowanej roli wobec
reszty stworzenia.
Koran nie tylko zaprzecza temu, że Jezus był Synem Boga, ale także idei Boga jako
ojca w odniesieniu do jego wyznawców. Twierdzenie o boskim synostwie Jezusa nie
jest wg islamu tylko pomniejszym błędem, ale bardzo poważnym wypaczeniem
objawienia. Chrześcijanie mówiąc o boskim synostwie Mesjasza, "naśladują słowa tych,
którzy nigdy nie wierzyli" (IX, 30). Zaraz potem pojawia się życzenie: "Niech zwalczy ich
Bóg" (tamże), oraz podsumowanie: "Jakże oni są przewrotni" (tamże). Nie powinno
dziwić takie podejście do sprawy, skoro w Surze CXII czytamy: "Mów: On – Bóg Jeden,
Bóg Wiekuisty! Nie zrodził i nie został zrodzony! Nikt Jemu nie jest równy!" Skoro Bóg
jest jeden, więc, stwierdza Koran, nie ma innego, a zatem i Jezus nie może być
Bogiem. "Nie ma Boga, jak tylko Bóg" (III, 62). Co więcej, Bóg nie może być zrodzony, a
przecież Jezus jest synem Marii. Wynika z tego zaprzeczenie wcielenia Syna Bożego,
bo skoro Jezus nie istniał przed poczęciem go, inkarnacja nie mogła mieć miejsca.

background image

15

Oznacza to, że transcendentny Bóg nigdy nie nawiązał takiej relacji ze stworzeniem, o
jakiej mówi Pismo Święte – Słowo, które było Bogiem, nigdy nie stało się Ciałem.

Koran podważa również inny bardzo istotny element chrześcijańskiej wiary, jakim
jest

ukrzyżowanie Jezusa

. IV Sura, pisząc o Żydach, stwierdza: "Powiedzieli:

Zabiliśmy Mesjasza, Jezusa, syna Marii, posłańca Boga – podczas gdy oni ani go nie
zabili, ani go nie ukrzyżowali" (w. 157). Oczywiście, w takim wypadku nie może być też
mowy o odkupieńczej śmierci Jezusa, który był po prostu prorokiem, choć zapewne
jednym ze znamienitszych: "Mesjasz, Jezus, syn Marii, jest tylko posłańcem Boga" (IV,
171). To z kolei sprawia, że i koraniczna nauka o zbawieniu zdecydowanie różni się od
biblijnej. Skoro nie ma odkupienia grzechów na krzyżu, to musi być inny sposób
zadośćuczynienia za nie. Sura XLVII sugeruje, że Bóg zgładzi złe uczynki wiernych ze
względu na ich dobre dzieła (w. 2).
Jako "Słowo pochodzące od Niego (Boga)" (III, 45) Jezus miał za zadanie "nauczyć go
(lud Boga) Księgi i mądrości, Tory i Ewangelii" (w. 48). Zmodyfikował też część
przepisów Tory: "Przychodzę potwierdzić prawdziwość tego, co było przede mną w
Torze, i aby uczynić dla was dozwolonym część tego, co wam było zakazane" (w. 50).
Według Koranu błędy chrześcijan są tym gorsze, że nie wynikają z niewiedzy, ale są
świadomym sfałszowaniem prawdy: "Dlaczego ubieracie prawdę w fałsz i zasłaniacie
prawdę, a przecież wy wiecie" (III, 71). Zdaje się więc, że chrześcijanie błądzą, gdyż
odrzucili objawienie przekazane im przez Jezusa – stali się mu niewierni, co tłumaczy,
dlaczego Koran może uznawać Jezusa za proroka jednocześnie potępiając chrześcijan
za odstępstwo od monoteizmu.
Głównym przedmiotem krytyki Koranu wobec chrześcijaństwa jest doktryna Boga,

a w

szczególności Trójca Święta:

"Wierzcie w Boga i jego posłańców i nie mówcie: Trzy!"

(IV, 171). Niemniej jednak zastanawiające jest, że według Koranu osobami Trójcy
Świętej jest Bóg, Jezus i Maria (sic!): "I oto powiedział Bóg: O Jezusie, synu Marii, czy
ty powiedziałeś ludziom: Bierzcie mnie i moją matkę za dwa bóstwa, poza Bogiem?" (V,
116). Jest to jeden z elementów krytyki chrześcijaństwa w Koranie, który każe zapytać
się o jej rzetelność, a także o źródła poznania chrześcijaństwa, jakimi dysponował autor
Koranu. Jeśli to był Allach, to jak mógł popełnić taką gafę, a jeśli Mohamet, to co to
mówi o rzekomo boskim pochodzeniu świętej księgi islamu?!

Źródła informacji o chrześcijaństwie w Koranie
Polski tłumacz Koranu, J. Bielawski, z faktu zamienienia przez Koran Ducha Świętego
na matkę Jezusa jako trzeciej osoby Trójcy Świętej wnioskuje, że Koran odnosi się do
nauczania jakiejś chrześcijańskiej sekty, w której być może miejsce Marii było ponad
miarę wyeksponowane. Najprawdopodobniej był to Kościół Abisynii, gdzie Marię
otaczano nadmierną czcią. Pojawiające się w koranicznym obrazie chrześcijaństwa
elementy adopcjonizmu (nauczania mówiącego o adoptowaniu Jezusa, syna Marii,
przez Boga) może być echem licznych i zaciekłych sporów o naturę Chrystusa
spotykanych wśród starożytnych chrześcijan.
O małej wiarygodności koranicznych źródeł świadczy, oprócz pomieszania osób Trójcy
Świętej, przytaczany parę razy cud dokonany przez Jezusa, jakim było ożywienie
glinianych ptaków, który nie występuje w żadnej nowotestamentowej księdze, choć w
Koranie stanowi jedno z ważniejszych świadectw boskiego posłannictwa Jezusa.
Jak pisze Bielawski we wprowadzeniu do Koranu, chrześcijaństwo w Arabii miało swoje
zaplecze w licznych państwach chrześcijańskich na północy i południu. Z jednej strony
leżały prowincje wczesnochrześcijańskiego państwa, jakim było Bizancjum, a z drugiej
Mezopotamia w znacznej mierze zamieszkana przez przyznającą się do

background image

16

chrześcijaństwa ludność. Należy też wspomnieć o Abisynii, graniczącej z Arabią przez
Morze Czerwone. Co więcej, w latach 525-575 południowa Arabia stała się obszarem
bezpośredniego panowania Abisynii.
To jednak nie wyjaśnia tak bardzo wypaczonej wizji chrześcijaństwa, jaką znajdujemy w
Koranie. Bielawski twierdzi, że powodem takiego stanu rzeczy było to, iż praca misyjna
na terenie Arabii była prowadzona przede wszystkim przez przedstawicieli heretyckich
kościołów wschodnich, zwłaszcza monofizytów i nestorian.
Ponadto, jak sugeruje Bielawski, wśród Arabów szczególnie wielki podziw wzbudzali
chrześcijańscy anachoreci i pustelnicy. Ma o tym świadczyć sam Koran: "Złożyliśmy w
serca tych, którzy poszli za nim (Jezusem), łagodność i miłosierdzie, i stan zakonny,
który oni wprowadzili" (LVII, 27).
Widzimy więc, że źródła, jakimi dysponował autor Koranu, nie były najlepszego
gatunku, co każe wątpić w boskie jego pochodzenie. Czy jednak stosunek Mahometa
do chrześcijaństwa byłby inny, gdyby dysponował lepszymi informacjami? Można
wątpić, gdyż głównym zarzutem, jaki kieruje pod adresem chrześcijan, jest zrównanie
Jezusa z Bogiem.

Stosunek Koranu do chrześcijan
Już wspomniałem o tym, że według Koranu chrześcijanie świadomie fałszują prawdę o
Bogu i Jezusie (III, 71). Sura V wprost nazywa chrześcijan niewiernymi (w. 72). Dalej
grozi dotkliwą karą tym, którzy nie porzucą twierdzenia o boskości Jezusa (w. 73). Choć
wobec zarzutu odstępstwa Żydów chrześcijanie i tak wypadają nie najgorzej (w. 82).
Niemniej jednak w ostatecznym rozrachunku również chrześcijanie zaliczeni są w
poczet niewiernych, których przeznaczeniem jest Gehenna. Wynika to choćby z Sury
XVIII, w której czytamy: "Chwała niech będzie Bogu, który zesłał Księgę swojemu
słudze i nie uczynił w niej żadnej krzywizny!" (w. 1). Ta księga, którą jest Koran, została
dana m.in. po to, by "ostrzegała tych, którzy mówią: Bóg wziął sobie syna" (w. 4). Jest
to wyraźne potępienie "kłamstwa" (w. 5) głoszonego przez chrześcijan, którzy twierdzą,
że również Jezus i Maria (według Koranu) są Bogami. Potem pada najsroższe w
Islamie oskarżenie: "Ci ludzie wzięli sobie bogów poza Nim" (w. 15), które prowadzi do
wezwania: "Kiedy oddzielicie się od nich i od tego, co oni czczą poza Bogiem, schrońcie
się do groty" (w. 16). Pod koniec tej Sury znajdujemy stwierdzenie, że dla niewiernych
Bóg przygotował Gehennę (ww. 100, 102). Ostatni wiersz Sury, to polecenie dane
Mohametowi, by ogłosił: "Zostało mi objawione, że Bóg wasz jest Bogiem jedynym.
Przeto kto się spodziewa spotkać swego Pana, niech pełni pobożne dzieła i niech nie
dodaje żadnego współtowarzysza, kiedy oddaje cześć swojemu Panu" (w. 110).
Dalej w Surze XXII znów pojawia się podobne oskarżenie pod adresem chrześcijan,
którzy tym razem występują w towarzystwie Żydów, sabejczyków i wyznawców
zoroastrianizmu (w. 17). Bóg dla niewiernych, którzy "dodają [jedynemu Bogu]
współtowarzyszy" (tamże), przygotował srogą karę: "Ci, którzy nie uwierzyli, będą mieli
ubranie przykrojone z ognia, a głowy ich polewane będą wrzącą wodą, która roztopi ich
wnętrzności i skórę, dla nich będą żelazne rózgi z hakami" (ww. 19-21).
Niestety, pewne teksty Koranu sugerują, że nie jest tu mowa tylko o dniu sądu
ostatecznego, kiedy sam Bóg dokona kary nad niewiernymi. Sura XLVIII stwierdza
bowiem: "Muhammad jest posłańcem Boga. Ci, którzy są z nim, są gwałtowni wobec
niewiernych, a miłosierni względem siebie" (w. 29). W ostateczności Koran zabrania
zawierania przyjaźni z tym, "którzy was zwalczali z powodu religii" (LX, 9). Można więc
wnioskować, że z nauczania Koranu wynika, iż totalna i ustawiczna wojna jest
konieczna, by nawrócić cały świat na monoteizm (w wydaniu koranicznym).

Kommentar [AS9]:
monofizytyzm (ś.łc. kośc.
Monophysita ‘monofizyta’,
ś.gr. Monophysités od gr.
mónos ‘jedyny’ + phýsis
‘natura’) religiozn. doktryna
teologiczna powstała
w V w. na bazie nauki
gnostyków, uznająca
w Jezusie jedynie naturę
boską; n.os. monofizyta.

Monofizytyzm (z
greckiego mone physis -
"jedyna natura"), doktryna
teologiczna powstała na
podstawie tezy

gnostyków

o zjawiskowości Chrystusa
(

Jezusa

) i ograniczoności

wyłącznie do natury
boskiej. Teza ta została
rozwinięta przez

Eutychesa

w samodzielną doktrynę
głoszącą, iż boska natura
Chrystusa wchłonęła Jego
naturę ludzką w ten
sposób, że miał On już
tylko jedną naturę - boską.
W początkach VI w. biskupi
monofizytyzmu zostali
wygnani z Syrii i opozycja
wobec postanowień soboru
chalcedońskiego została
zlikwidowana. Wypędzeni
biskupi odbudowali jednak
na wygnaniu zniszczoną
hierarchię, która od imienia
swego odnowiciela Jakuba
Baradajosa przyjęła nazwę
jakobitów. Gminy

Kommentar [AS10]: Nestor
ianie, zwolennicy

Nestoriusza

, którzy po jego

śmierci utworzyli w Persji
samodzielny

Kościół

nestoriańsko-chaldejski

.

Począwszy od VI w.
prowadził on szeroką akcję
misyjną w Azji Środkowej,
Indiach, Chinach i w Afryce.
Szczególnie wielu
zwolenników zyskał w Syrii.
Współcześnie nestorianie
liczą ok. 50 tys. wiernych.

Nestorianizm,
chrześcijański ruch
teologiczno-religijny. Jego
twórcą stał się patriarcha
antiocheński

Nestoriusz

,

biskup Konstantynopola od
428, który za teologami
szkoły antiocheńskiej:

Kommentar [AS11]:
Anachoreta (łc.
anachoreta z gr.
anachoretés) religiozn.
pustelnik;

asceta

... [5]

... [6]

background image

17

Oczywiście, istnieją różne szkoły interpretacji Koranu, podobnie jak istnieją różne szkoły
interpretacji Pisma Świętego. Nie wszystkie interpretacje prowadzą do tych samych
implikacji. Za przykład można wziąć czwarty wiersz Sury XLVII: "Kiedy więc spotkacie
tych, którzy nie wierzą, to uderzcie ich mieczem po szyi, a kiedy ich całkiem rozbijecie,
to mocno zaciśnijcie na nich pęta." Jak podaje Bielawski według szkoły hanafitów, te
polecenia dotyczą tylko bitwy pod Badr, jednak szyici trzymają się zasady, iż
schwytanych w czasie wojny wrogów należy zabijać. Pozostaje więc pytanie, jakimi
środkami ma być toczona wojna w imię koranicznego monoteizmu. Zapewne
odpowiedź na nie w znacznej mierze zależy od tego, kto z czasem zyska najwięcej
zwolenników wśród wyznawców islamu – ortodoksi czy liberałowie.

Wnioski
Po lekturze Koranu trzeba przyznać, że na pierwszy rzut oka zachodzi pewne
podobieństwo między nauczaniem tej księgi a nauczaniem Pisma Świętego. Jest to
m.in. monoteizm i wiara w Dzień Sądu. Nie można jednak przeoczyć tego, na co sam
Koran bardzo jednoznacznie wskazuje, a mianowicie odmiennego rozumienia istoty
Boga, a w szczególności bóstwa Jezusa oraz jego wcielenia i odkupieńczej śmierci na
krzyżu.

Co dla chrześcijan stanowi fundament wiary, to dla muzułmanów stanowi

kamień obrazy

. Monoteizm Koranu nie jest tożsamy z monoteizmem Biblii. Również

droga zbawienia przedstawiona jest w tych dwu księgach w odmienny sposób. Czy
można zatem liczyć na syntezę islamu i chrześcijaństwa? Zdaje się, że zachodzi
między nimi zbyt wiele istotnych różnic. Są po prostu niekompatybilne. A poza tym, jak
traktować religię, której święta księga popełnia taki kardynalny błąd, jak zaliczenie w
poczet Trójcy Świętej Marii, matki Jezusa, w miejsce Ducha Świętego? Jeśli więc islam
jest fałszywą religią, to utożsamienie Jahwe z Allachem zapewne nie jest zbyt
rozsądnym pociągnięciem.

Bogumił Jarmulak


Chrystus czy Mahomet

W tym artykule pragnę z jednej strony wskazać na istotne różnice między
chrześcijaństwem a islamem, a z drugiej zastanowić się nad przyczynami pojawienia
się islamu jako rywalizującej z chrześcijaństwem religii. Islam bowiem nie tylko
przypomina chrześcijaństwo, ale próbuje również przedstawić się jako lepsza
alternatywa dla wyznawców monoteizmu.
Monoteizm chrześcijański nie jest jednak równy monoteizmowi mahometańskiemu.
Chrześcijanie bowiem wierzą w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego, a więc w
trójjedynego Boga, podczas gdy mahometanie wyznają tzw. ścisły monoteizm. Nawet
jeśli na pierwszy rzut oka nie stanowi to istotnej różnicy, śmiem twierdzić, że ta różnica
jest kolosalna i ma bardzo praktyczne znaczenie, jeśli prawdą jest twierdzenie Pisma
Świętego, że człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boga. Znaczy to, że
zarówno pojedynczy człowiek, jak i ludzkie społeczeństwo jest odzwierciedleniem
Stwórcy.
Islam zdaje się jednak przeczyć stworzeniu człowieka na obraz Stwórcy. Widzimy to na
przykładzie nabożeństwa. Jak zauważył Ralph A. Smith w "Trynity and Reality," kiedy
mahometanin czci Allacha, czyni coś, czego Allach sam nigdy nie robi. Allach nigdy nie
oddaje czci komuś innemu ani dla nikogo nie poświęca się. Kiedy więc mahometanin
bije pokłony przed Allachem, a więc w momencie, kiedy rzekomo jest najbliżej Allacha,
staje się do niego najbardziej niepodobny.

background image

18

Kiedy jednak chrześcijanin czci Jahwe, nie tylko zbliża się do Boga, ale też naśladuje
Go, czyniąc to, co czyni Ojciec, Syn i Duch wobec siebie nawzajem. Nabożeństwo
ofiarowane Ojcu w imię Syna i w mocy Ducha jest w rzeczy samej uczestnictwem we
wspólnocie Trójcy. Nasz Bóg nie tylko przyjmuje cześć, ale również sam obdarza nią
innych: Ojciec czci Syna i Ducha, a Syn i Duch odwzajemniają cześć Ojcu. To z kolei
przekłada się na więzi międzyludzkie. Właściwe okazywanie szacunku i oddawanie
honorów innym ludziom zawiera się w biblijnym zrozumieniu miłości i jest
naśladowaniem trójjedynego Boga.
Co więcej, ponieważ Allach jest w ścisłym znaczeniu jedyny w swoim rodzaju, dlatego
obce jest mu pojęcie międzyosobowej więzi. Trójca zaś w swej istocie zawiera
międzyosobowe relacje między Ojcem, Synem i Duchem. Należy więc zapytać, jaki
wpływ na społeczeństwo ma religia, której bóstwo pozostaje w wiecznym
osamotnieniu? Której bóstwo jest w swej istocie a-społeczne? A może nawet
bezosobowe? Naturalną konsekwencją byłoby oderwanie spraw społecznych od takiej
religii. Islam nie jest w tym konsekwentny i odnosi pewne korzyści, zapożyczając z
chrześcijaństwa. Dlatego odnajdujemy w nim np. pojęcie dobra i zła oraz prawo
regulujące relacje międzyludzkie. Można jednak zadać kolejne pytanie, w jaki sposób
prawa te odzwierciedlają naturę Allacha i czy w ogóle to czynią? Należy podejrzewać,
że etyka islamu jest raczej konsekwencją arbitralnych decyzji Allacha niż
odzwierciedleniem jego natury. Przede wszystkim nie znajdujemy w Allachu, który jest
wiecznie jeden i sam, miłości bliźniego – tak fundamentalnej w chrześcijańskim
rozumieniu Boga i etyki. Ponadto, skoro Allach jest wiecznie jeden i sam, można
stwierdzić, że społeczeństwo nie jest obrazem Stwórcy, a więc nie nosi znamion
wieczności, lecz jest tworem tymczasowym. Co to z kolei mówi nam o perspektywach
dla ludzkości? Czy kiedyś cała ludzka rasa w swoim zróżnicowaniu zleje się w jednolitą
i bezkształtną metafizyczną masę? Patrząc na Allacha należy się tego spodziewać. To
zaś oznacza, że również ludzka tożsamość i osobowość jest przejściowa i tymczasowa.
Nie powinno zatem dziwić, że ściśle mahometańskie społeczeństwa mają tendencję do
wyradzania się w autorytarne dyktatury.
Należałoby jeszcze dodać, że jednolitość Allacha każe z podejrzliwością traktować
wszelką różnorodność, podczas gdy w Trójcy jedność i wielość mają równie ostateczny
charakter. Jeśli dodamy do tego statyczną naturę Allacha, która rzuca cień podejrzenia
na wszelką zmianę, to dochodzimy do wniosku, że rozwój i postęp, czyli to, co Biblia
nazywa przemianą z chwały w chwałę, jest islamowi obcy, a nawet wrogi. (Oczywiście,
jak spotykamy niekonsekwentnych chrześcijan, tak spotykamy też niekonsekwentnych
mahometan, którzy wbrew swej religii zabiegają o rozwój i postęp.) Tak naprawdę nie
istnieje więc ani historia ani biografia, a przynajmniej islam nie dostarcza podstaw do
tego, by uznać je za rzeczywiste. Stąd brak w nim akcentu, jaki chrześcijaństwo kładzie
na dojrzewanie. Słuszne zdaje się więc twierdzenie Jamesa B. Jordana wyrażone w
"From Bread to Wine", że islam cierpi na chorobę wspólną wszystkim pogańskim
religiom, a mianowicie na infantylizm polegający na zatrzymaniu się jego wyznawców w
rozwoju osobowym na poziomie nastolatka. Inaczej jest w chrześcijaństwie, dla którego
podstawą dla historii i biografii jest wewnętrzne życie Trójcy, które charakteryzuje
dynamika międzyosobowych relacji. Stąd przywiązanie do niedojrzałości jest według
Biblii jednym z podstawowych grzechów.
Niektórzy twierdzą jednak, że różnica między chrześcijaństwem a islamem wynika tylko
lub głównie z tego, że znajdują się one na rożnym etapie rozwoju. Zapowiadają
pojawienie się reformatora islamu, który da impuls do większego uduchowienia tej
religii. Jako przykład mający potwierdzać tę tezę podaje się chrześcijańskie krucjaty,

background image

19

które były rzekomo zjawiskiem bardzo podobnym w swym charakterze do
współczesnego mahometańskiego terroryzmu. Oczywiście, można by prowadzić
dyskusję na ten temat na gruncie ściśle historycznym i przerzucać się faktami i
relacjami świadków. Można by wskazać na to, że krucjaty były reakcją chrześcijaństwa
na wojowniczą ekspansję islamu. Na pewno krzyżowcy nie byli niewiniątkami i dokonali
wielu haniebnych czynów. Myślę jednak, że lepiej spojrzeć na ludzi, których imiona
noszą te religie: Chrystusa i Mahometa. Mahomet walczył mieczem, podczas gdy
Chrystus szerzył swe Królestwo słowem. Choć obie te religie roszczą sobie prawo do
uniwersalności, czyli objęcia i zagospodarowania wszystkich zakątków świata i każdej
dziedziny życia, to jednak różnią się m.in. w metodzie zdobywania wpływów i nowych
wyznawców. Oczywiście, nie chodzi tu o różnego rodzaju dewiacje i odchylenia od
normy, lecz o zasadę ustanowioną przez Chrystusa z jednej strony i Mahometa z
drugiej. Zwróćmy uwagę np. na to, że choć ap. Paweł uznał prawo władzy cywilnej do
noszenia miecza i jej obowiązek obrony prawa i sprawiedliwości, a także korzystał z
gwarantowanej przez władze Rzymu ochrony własnego życia, to jednak sam nigdy za
miecz nie chwytał. Mówię tu o okresie po spotkaniu z Jezusem na drodze do
Damaszku, ponieważ wcześniej, jeszcze jako Saul, chętnie korzystał ze środków
przemocy dla prześladowania chrześcijan. Tym bardziej wymowna staje się zmiana,
jaka zaszła w jego postawie po tym wydarzeniu. Od tej pory jedynym mieczem, za który
chwytał, było słowo.
Inaczej ma się sprawa z Mahometem. Wystarczy wspomnieć o masakrze na arabskich
żydach z klanu Kurajza, o której czytamy w Hadisach, czyli opowieściach o życiu
założyciela islamu. (Hadisy stały się podstawą tzw. prawa szariatu, a Mahomet uznany
za wzór do naśladowania.) Według nich Mahomet własnoręcznie ściął co najmniej 600
jeńców. Zaś w Hadisie pt. "Zabijajcie każdego żyda" czytamy:

Posłaniec Boży powiedział: "Zabijajcie każdego Żyda, który znajdzie się w
waszej mocy!" Słysząc to Muhajjisa ibn Mas’ud rzucił się na ibn Sunajnę,
żydowskiego kupca, z którym miał stosunki towarzyskie i handlowe i zabił go.
Huwajjisa, jego starszy brat, nie był wtedy jeszcze muzułmaninem. Kiedy
Muhajjisa zabił żyda, Huwajjisa zaczął go bić, wołając: "Ty bezbożniku, jak
mogłeś zabić swojego żywiciela!" Muhajjisa odpowiedział: "Gdyby ten, kto mi go
kazał zabić, kazał zabić i ciebie, odciął bym ci głowę." (...) Tamten odparł: "Na
Boga! Gdyby Mahomet kazał ci mnie zabić, ty byś mnie zabił?" Ten
odpowiedział: "Na Boga, gdyby kazał mi obciąć ci głowę, zrobiłbym to." Tamten
zawołał: "Na Boga, religia która do tego może doprowadzić, jest wspaniała!" i
przyjął islam.

Czy wciąż dziwi nas obraz głów ściętych w imię Allacha, jakie od czasu do czasu
dostarczają nam islamscy fundamentaliści? Raczej nie, jeśli wiemy, na jakiej lekturze i
na czyim przykładzie się wychowali. Czy wciąż czujemy oburzenie wobec takiego
okrucieństwa? Tak, ponieważ jesteśmy chrześcijanami. Albo inaczej – ponieważ naszą
moralną wrażliwość ukształtowała Pasja, a nie Hadisy – opowiadanie o męce Pańskiej,
a nie o okrutnych wyczynach Mahometa.
Dzięki Bogu nie wszyscy mahometanie wiernie i konsekwentnie naśladują założyciela
swej religii ani też nie są w stanie żyć jako wierny obraz swego bóstwa, Allacha. Życie w
świecie stworzonym przez trójjedynego Boga zmusza każdego człowieka do
zachowania przynajmniej częściowo praw i zasad wpisanych w porządek stworzenia i
odzwierciedlających charakter Stwórcy. Można by też powiedzieć, że islam nie jest aż
tak niebezpieczny, jak mógł by być, ponieważ w pewnym sensie jest chrześcijańską
herezją – krzywozwierciadlanym odbiciem chrześcijaństwa.

background image

20

Nie możemy więc przejść obojętnie obok islamu ani traktować go jako jedną z wielu
fałszywych religii. Jak zwrócił na to uwagę Peter J. Leithart w "Islam: Mirror of
Christendom", wielkie odstępstwa pojawiały się w historii Bożego ludu nie bez powodu.
Wystarczy wspomnieć ustanowienie synkretystycznego kultu Złotego Cielca w
północnym Królestwie Izraela po śmierci Salomona. Była to przestroga dla Judy, który
również "flirtował" z bałwochwalstwem.
Zgodnie z twierdzeniem Leitharta Bóg wzbudził islam jako karykaturę chrześcijaństwa,
by ukazać nam nasze błędy i związane z nimi zagrożenia. Islam jest w pewnym sensie
nawrotem do judaizmu, przy czym interesuje go nie tyle doktryna, co rytuał ze
szczególnym naciskiem na modlitwę, post, pielgrzymkę, jałmużnę, wyznanie wiary i
dzień święty. Dla chrześcijanina przejście na islam oznaczałoby powrót do tego, co tak
zdecydowanie krytykował Jezus w Ewangeliach oraz ap. Paweł w Listach. Muzułmanie
podobnie jak tzw. judaizujący chrześcijanie są gotowi uznać Jezusa za kogoś
wybitnego. Odmawiają Mu jednak prawa do odgrywania kluczowej roli w przełomowym
dla historii świata momencie, który zainicjował nowe stworzenie – kolejny etap
przemiany stworzenia "z chwały w chwałę." Nic dziwnego, bo i Mahomet nie widział w
sobie herolda nowego stworzenia, a raczej kolejnego proroka w linii od Noego przez
Jezusa, którego głównym zadaniem było wezwanie żydów i chrześcijan do porzucenia
swych błędów i powrotu do monoteistycznej wiary Abrahama (Sura 2:135).
Patrząc na islam powinniśmy więc doszukiwać się podobieństw do chrześcijaństwa.
Jednak nie po to, by znaleźć wspólny mianownik, który pozwoliłby urządzić wspólne
nabożeństwo ekumeniczne, lecz by dostrzec własne błędy. Nie bez znaczenia jest przy
tym miejsce i czas pojawienia się islamu – na terenach, gdzie kwitły chrystologiczne
herezje. Przypomina to o fundamentalnym znaczeniu doktryny o Trójcy – błędy
pojawiające się w niej wypaczają resztę chrześcijańskiej teologii i praktyki. Pamiętajmy
też, że islam to typowa religia uczynków, co by wskazywało na braki w nauczaniu o
doskonałym zbawieniu w Chrystusie. Te dwa elementy oczywiście łączą się ze sobą, bo
Ewangelia jest prawdziwa tylko wtedy, gdy Chrystus jest prawdziwym Bogiem, który
prawdziwie stał się prawdziwym człowiekiem. Innymi słowy, nie sposób oddzielić dzieła
od osoby Chrystusa.
Z historii wiemy, że Bizancjum zaniedbało misję wśród Arabów. Pewnie z tego powodu
Arabowie poznali chrześcijaństwo głównie przez kościoły heretyckich, o czym świadczy
obraz Trójcy, jaki znajdujemy w Koranie. Ponadto chrześcijanie pojawili się na
Półwyspie Arabskim nie jako misjonarze, ale obcy przybysze, często reprezentujący
skłócone i rywalizujące ze sobą sekty. Wiele daje do myślenia to, że niektórzy z nich
przyjęli później islam w nadziei wyzwolenia się spod władzy Bizancjum. Można wręcz
powiedzieć, że dla Arabów islam był bardziej obiecujący i przyjazny niż chrześcijaństwo
i to przede wszystkim z powodu stanu kościołów, z którymi się zetknęli.
Należy zatem zapytać, co stało się ze współczesnym chrześcijaństwem, skoro jesteśmy
świadkami renesansu islamu? Myślę, że wskazuje on na słabość współczesnego
Kościoła, który jakby zapomniał o istotnej różnicy między Bogiem Ojcem, Synem i
Duchem a Allachem, a także między Chrystusem a Mahometem. Musimy więc dbać
przede wszystkim o jasne i biblijne zrozumienie osoby i dzieła Chrystusa.
Po drugie, pamiętajmy, że islam stanowi zagrożenie dla Zachodu właśnie dlatego, że
jest określoną cywilizacją, a nie zepchniętą na margines społecznego życia ideologią.
Niestety Zachód od dawna próbuje pozbyć się swego chrześcijańskiego dziedzictwa, a
na dodatek sami chrześcijanie jakby stracili wizję Kościoła jako czynnika
kulturotwórczego. Zadowalamy się "Jezusem w naszym sercu," a powinniśmy raczej
uczyć się od średniowiecznego chrześcijaństwa, które, podobnie jak islam, postrzegało

background image

21

siebie jako religię uniwersalną, a tym samym dostarczało wyznawcom ogólnych ram, w
których jednostka i społeczeństwo mogło odnaleźć swą tożsamość oraz rolę w świecie i
historii, a więc sens swojej egzystencji. Dzisiejsze chrześcijaństwo już nie aspiruje do
tej funkcji, tracąc tym samym na znaczeniu. Nie jest już fundamentem, na którym
wyznawcy mogliby oprzeć całe swoje życie. Kościół musi na powrót stać się instytucją,
która niesie narodom uzdrowienie.
Czy chrześcijaństwo polegnie w starciu z islamem? Na to pytanie należy odpowiedzieć
dwojako. Z jednej strony, jak najbardziej możliwa jest porażka pewnego typu
chrześcijaństwa, którego pojawienie się na obecnym etapie historii sprowokowało
renesans islamu. Z drugiej strony, można powiedzieć, że zwycięstwo w historii należy
do religii, która nosi prawdziwy obraz Stwórcy .

Bogumił Jarmulak


Zmartwychwstanie Piotra i nastanie Królestwa

Jednym z tematów Dziejów Apostolskich jest podążanie uczniów śladami mistrza. Kiedy
porównujemy życie Jezusa i Pawła, okazuje się, że każdy z nich spędził kilka lat
podróżując i nauczając. Zarówno towarzysze Jezusa, jak i Pawła wiedzieli, że ich
przywódcy zostaną aresztowani (Mat. 16:21-22; Dz. 21:11-12). Zarówno Jezus, jak i
Paweł napotkali sprzeciw ludzi związanych ze Świątynią. Obaj stanęli przed trzema
trybunałami: żydowskim Sanhedrynem, rzymskim gubernatorem oraz Herodem
Edomitą. Jednak podczas gdy Jezus milczał, Paweł głosił Ewangelię. Jezusa skazano,
a Pawła uniewinniono. Zarówno podobieństwa, jak i różnice pełnią tu ważną rolę.
Za wyjątkiem krótkiej wzmianki w piętnastym rozdziale Dziejów Ap. dwunasty rozdział
tej księgi opisuje ostatnie wydarzenia z życia Piotra. W pierwszych dwóch wersetach
widzimy Heroda uśmiercającego Jakuba, brata Jana. Następnie Herod kazał uwięzić
Piotra (zob. Łuk. 22:33) podczas Dni Przaśników. Była to dokładnie ta sama pora roku,
kiedy aresztowano Jezusa.
Herod chciał, aby proces Piotra miał miejsce po święcie Paschy. Pamiętajmy, że
podczas Paschy zwyczajowo uwalniano jednego więźnia, lecz Herod nie chciał, aby był
nim Piotr (Jana 18:39; Łuk. 23:17). Widzimy tu jednak istotną różnicę – Jezus był
opuszczony przez wszystkich, lecz o Piotra modlił się cały Kościół (Dz. 12:5).
W więzieniu do Piotra przyszedł anioł. Kazał mu wstać, ubrać się i iść za nim. Następnie
wyprowadził Piotra do miasta i tam go zostawił. Scena ta przywołuje na pamięć inne
wyjścia (tzn. exodusy) opisane w Biblii – szczególnie wyjście Lota z Sodomy oraz
wyjście Izraela z Egiptu (za każdym razem pod przewodnictwem anioła Pańskiego).
Widzimy tu również analogię z exodusem Jezusa (Łuk. 9:31; Mojżesz i Eliasz
rozmawiają z Jezusem o jego "exodusie," który miał się dokonać w Jerozolimie).
Exodusem dla Jezusa było zmartwychwstanie, czyli ostateczne wybawienie z niewoli
śmierci. W dwunastym rozdziale Dziejów Ap. widzimy śmierć Jakuba, po której
następuje symboliczna śmierć – uwięzienie Piotra. Exodus Jakuba, zjednoczonego z
Chrystusem, zaprowadził go do nieba. Exodus Piotra, zjednoczonego z Chrystusem,
wyprowadził go z więzienia i przywrócił do służby w Kościele.
Jak uwolnienie Józefa z więzienia i wyjście Izraela z Egiptu zapowiadały
zmartwychwstanie Jezusa, tak uwolnienie Piotra z więzienia przypomina to
zmartwychwstanie. Sługa podąża śladami Mistrza.
Wydarzenia opisane w dwunastym rozdziale nawiązują do zmartwychwstania Jezusa.
Pierwszymi osobami, które spotkały Jezusa były kobiety, a pierwszą osobą, która
spotkała Piotra, była dziewczyna o imieniu Rode. Kobiety pośpieszyły, aby oznajmić

background image

22

uczniom wieść o zmartwychwstaniu Jezusa, a dziewczyna pobiegła, by oznajmić
chrześcijanom, że Piotr stoi pod drzwiami. Jak uczniowie nie uwierzyli świadectwu
kobiet, tak i Kościół nie dał wiary słowom Rode. Jak uczniowie myśleli, że Jezus był
duchem, tak i chrześcijanie twierdzili, że dziewczyna widziała anioła Piotra (czyli ducha;
patrz Mat. 22:30) (Dz. 12:12-16).
Jednak w końcu otworzyli Piotrowi, a on oznajmił, co się stało i polecił: "Powiadomcie o
tym Jakuba i braci" (porównaj z Jezusem w Mat. 28:10). Następnie, ku ich zaskoczeniu,
"wyszedł i udał się na inne miejsce" (Dz. 12:17). Nie wiemy, dokąd Piotr się udał ani po
co, ale jego pojawienie się i odejście przypomina ukazywanie się Jezusa po
zmartwychwstaniu.
Ostatnim wspólnym elementem jest reakcja władz. Zarówno Ewangelie, jak i Dzieje Ap.
(12:18-19) ukazują, jak te wydarzenia zaniepokoiły przywódców oraz opisują, co się
stało ze strażnikami.
Bóg pokierował wydarzeniami opisanymi w dwunastym rozdziale Dziejów Ap. w taki
sposób, abyśmy zrozumieli, że i nas będzie wybawiał z Egiptu (tzn. więzienia, śmierci
itp.). Sprawił, że Łukasz opisał wydarzenia w taki sposób, abyśmy dostrzegli
podobieństwo między Jezusem a nami. Zarówno kiedy umieramy jak Jakub lub
doświadczamy wybawienia jak Piotr, podążamy śladami naszego Mistrza.

Nowy Exodus
Wyjście z Egiptu łączy się ze zmartwychwstaniem Jezusa i stanowi tło dla wybawienia
Piotra. Zarówno Jezus, jak i Piotr zostali uwięzieni podczas Dni Przaśników, tj. Paschy,
która była pamiątką wyjścia Izraela z Egiptu. Zwyczajowo uwalniano jednego więźnia
dla upamiętnienia wyzwolenia Izraela z egipskiej niewoli. Podczas tego święta Bóg
wyzwolił zarówno Jezusa, jak i Piotra.
Jednak w dwunastym rozdziale Dziejów Ap. chodzi też o inny exodus o znacznie
szerszym zasięgu. Wszystko zaczęło się w Antiochii (Dz. 11:27), gdzie Agabus
przepowiedział wielki głód na całym świecie. Przypomina to głód za czasów Józefa.
Barnaba i Saul udali się do Jerozolimy, niosąc pomoc dla braci. Odpowiada to podróży
Hebrajczyków do Egiptu. Kiedy Barnaba i Saul byli w Jerozolimie/Egipcie, Herod/faraon
zabił Jakuba i aresztował Piotra. Następnie żołnierze w Jerozolimie/Egipcie padli
martwi, podobnie i Herod/faraon (Dz. 12:19-23). Później Barnaba i Saul opuścili
Jerozolimę/Egipt, aby udać się do Antiochii.
Wydarzenia opisane w tym fragmencie skłaniają nas do utożsamienia Jerozolimy z
Egiptem (Obj. 11:8). Kiedy plaga głodu dotknęła Jerozolimę, mieszkańcy
Kościoła/Goszenu byli bezpieczni dzięki darom przyniesionym przez Barnabę i Saula
(porównaj z siedmioma ostatnimi plagami w Egipcie; 2 Mj. 8:22). Kiedy Herod/faraon
próbował zniszczyć Kościół, sam został zniszczony. Kościół przeżył exodus w osobie
Saula, który powrócił do Antiochii. Antiochia stała się nową stolicą Kościoła i wnet
wysłała misjonarzy (Dz. 13:1-3). Po wyjściu z Jerozolimy/Egiptu, rozpoczął się podbój
świata/Kanaanu.
Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, a następnie jego zniknięcie (wniebowstąpienie)
zapoczątkowały misję skierowaną do Jerozolimy. Jego exodus zapoczątkował podbój
Jerozolimy i Judei. Później uwięzienie i zmartwychwstanie Piotra, a następnie jego
zniknięcie, zapoczątkowało misję do całego świata. Exodus Jezusa ustanowił Piotra
wodzem w podboju Jerozolimy i Judei. Exodus Piotra uczynił Pawła wodzem w podboju
całego świata.

Struktura Dziejów

background image

23

Zastanówmy się teraz nad ogólną strukturą Dziejów Ap. W pierwszym tomie swego
dzieła Łukasz opisał służbę Jezusa: zwiastowanie, powołanie uczniów, cierpienie,
śmierć oraz zmartwychwstanie. To pierwszy mikrokosmos Ewangelii. Te wydarzenia
dotyczyły tylko jednego człowieka.
Dzieło Chrystusa zostało najpierw ogłoszone Żydom ("najpierw Żydom, później
Grekom"). Przewodził temu Piotr. Rozdziały 2-12 Dziejów Ap. opisują Piotra
naśladującego Jezusa w jego dziele. Widzimy, jak naucza i powołuje uczniów
(Szczepana i Filipa), którzy następnie idą, aby zwiastować Ewangelię (podobie jak
uczniowie wysłani przez Jezusa). W dwunastym rozdziale widzimy Piotra, który cierpi,
zostaje uwięziony, a następnie zmartwychwstaje. To drugi mikrokosmos Ewangelii. W
centrum tego świata zgodnie ze schematem Starego Przymierza stoi Jerozolima i
Izrael.
Na tym etapie zwiastowania Ewangelii okazuje się, że poganie mają dołączyć do
Bożego ludu na równi z Żydami. Wrogami Ewangelii są niewierni Żydzi.
Jak bóle porodowe Jezusa prowadziły do narodzin żydowskiego Kościoła (a ostatecznie
całego Kościoła), tak bóle porodowe żydowskiego Kościoła prowadziły do narodzin
Kościoła pogan. Dzieje Apostolskie ukazują poszczególne etapy tego przejścia:
najpierw z Piotrem, a potem z Pawłem w roli głównej.
Najpierw na czele Kościoła Jerozolimskiego/Izraelskiego stał Piotr. Jednak jego
uwięzienie i zmartwychwstanie doprowadziło do przekazania przywództwa Pawłowi.
Zaraz po dwunastym rozdziale Saul stał się Pawłem, Antiochia zaś centrum Kościoła.
Rozpoczęła się misja do pogan. W dwunastym rozdziale Piotr przekazał przywództwo
Kościoła w Jerozolimie Jakubowi (nie apostołowi, lecz starszemu; Dz. 12:17; Dz. 15).
Misja do pogan została powierzona Pawłowi. Piotr zniknął z pola widzenia, zupełnie jak
Jezus po wniebowstąpieniu.
Na tym etapie Paweł jest pierwszy, a Jakub drugi, gdyż Paweł jest apostołem, a Jakub
starszym. Kościół wyszedł z łona Izraela i zwrócił się do pogan. Głównymi
przeciwnikami Kościoła na tym etapie historii byli apostaci – żydowscy chrześcijanie,
tzw. judaizujący, a nie jak wcześniej niewierni Żydzi. Kościół miał dwa główne ośrodki:
pierwszy w Antiochii, z Pawłem na czele, oraz drugi w Jerozolimie, z Jakubem. Ten
etap to wciąż okres przejściowy. To dlatego Paweł, gdy pojawiał się w jakimś mieście,
aby zwiastować Ewangelię, szedł najpierw do synagogi. Jerozolima powoli usuwała się
na drugi plan względem świata pogan.
Paweł naśladował Jezusa w jego dziele. Widzimy go, zwiastującego Ewangelię i
powołującego uczniów oraz ślącego im listy (Tymoteusz i Tytus). Widzimy, jak został
aresztowany w Jerozolimie i trafił przed te same trybunały, przed którymi stanął Jezus i
Piotr. Następnie został uwolniony.
Jednoczenie Żydów i pogan w jedno Ciało postępowało do przodu. Dopiero w
dwudziestym ósmym rozdziale Paweł ostatecznie i definitywnie zerwał z Żydami. Jak
Piotr stał w centrum Jerozolimskiego/Izraelskiego Kościoła, tak Paweł stanął w centrum
Antiocheńskiego Kościoła, który wciąż zwiastował Ewangelię najpierw Żydom, a dopiero
potem Grekom. Uwięzienie i zmartwychwstanie Piotra prowadziły do przekazania misji
Pawłowi, a uwięzienie i zmartwychwstanie Pawła prowadziły do przekazania misji
jednemu powszechnemu Kościołowi, co prowadziło poza czasy Nowego Testamentu.
Tak skończył się okres przejściowy.
Powyższe obserwacje pozwalają stwierdzić, że Królestwo Boże nadchodzi w czterech
etapach. Pierwszy to Jezus Chrystus i Jego dzieło krzyża. Drugi to Piotr jako głowa
żydowskiego Kościoła z Jerozolimą jako głównym ośrodkiem. Kościół ten zaczął
ewangelizować pogan. Trzeci etap to Paweł jako głowa Kościoła powszechnego.

background image

24

Kościół ten wciąż zwracał się najpierw do Żydów, a potem do pogan, starając się
zjednoczyć ich w jedno Ciało. Czwarty i ostatni etap, następujący po zniszczeniu
Jerozolimy i śmierci Pawła, to etap, w którym Żydzi i poganie zostali ostatecznie
zjednoczeni w jeden Kościół bez podziałów.
Wierzę, że Dzieje Apostolskie opisują nie tylko narodziny Kościoła, ale również
wyznaczają kierunek jego rozwoju. Za każdym razem, kiedy w historii Kościoła
pojawiało się doświadczenie "śmierci i zmartwychwstania," ten odradzał się silniejszy i
"wychodził z Egiptu z łupami." Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa prowadziły do
podboju Jerozolimy. Uwięzienie i zmartwychwstanie Piotra prowadziło do podboju
pogan przez Pawła. Uwięzienie i zmartwychwstanie Pawła połączone z wydarzeniami
roku 70. prowadziło do narodzin Kościoła powszechnego. Od tamtego czasu
kiedykolwiek Kościół jest atakowany i uśmiercany, zawsze odradza się z jeszcze
większą siłą. Krew męczenników to życie Kościoła. Cierpienie chrześcijan prowadzi do
zwycięstwa Ewangelii.

James B. Jordan

Artykuł ukazał się w Biblical Horizons nr 34 (Luty 1992).

www.biblicalhorizons.com


Zmartwychwstanie - Czy można je udowodnić?

Jeśli zmartwychwstanie jest niepewne, niepewna jest też nasza wiara i przyszłość.
Wszystko zaczyna wyglądać jak fatamorgana i budowanie zamków na piasku, które
przez chwilę wydają się nawet okazałe, by wkrótce rozsypać się w nieład. Nadzieja
chrześcijańska to pielgrzymowanie przez wiarę ku rzeczom, których jeszcze nie
postrzegamy naszymi zmysłami. Jednak nie oznacza to zwątpienia. "Wiara jest
pewnością" (Heb. 11:1). Ale jakże mogłaby być pewnością, gdybyśmy wystawili serce
naszej wiary, wzbudzenie z martwych Jezusa, na pastwę prawdopodobieństwa? Ale że
Jezus został wzbudzony z martwych w kalendarzowej historii jest absolutnie pewne.
Stąd i pewność naszej wiary.
Zmartwychwstanie jest fundamentem chrześcijaństwa. W tej kwestii nie ma żadnej
wątpliwości. Zgodnie z tym, czego naucza apostoł Paweł w Liście do Koryntian,
zmartwychwstanie wszystkiemu nadaje sens. Bez nadziei zmartwychwstania nie ma już
żadnej innej nadziei. Nie można być chrześcijaninem, odrzucając zmartwychwstanie.
Właśnie z powodu zmartwychwstania gromadzimy się w niedzielę na nabożeństwie,
rozgłaszając całemu stworzeniu, że Chrystus Pan pokonał grzech i śmierć i rozpoczął
panowanie (Mat. 28:18). Jako chrześcijanie musimy wierzyć i głosić to niezwykłe
wydarzenie, które przeczy wszystkim naturalnym schematom stworzonego porządku.
Normalnie ludzie umierają i pozostają w grobie. Nikt z nas nie może podać innego
przykładu w oparciu o swoje doświadczenie.
Niektórzy chcieliby stwierdzić, że ludziom w zamierzchłych czasach łatwiej było wierzyć
w różne dziwne rzeczy. Podczas gdy my, żyjący pośród urządzeń napędzanych prądem
elektrycznym, nie poddajemy się tak łatwo manipulacji religijnej. Oczywiście prawdą
jest, iż współczesnym trudno przychodzi wiara w zmartwychwstanie. Ale w tym
względzie nie różnimy się od starożytnych. Pamiętamy, do którego momentu wytrzymali
słuchacze kazania Pawła w Atenach. Byli zainteresowani wszelkimi nowinkami i byli w
stanie znieść wszelkie, w ich mniemaniu, dziwactwa. Ale kiedy Paweł wspomniał o
zmartwychwstaniu ciała – tego było już za wiele. Wyśmiali go (Dz. 17:32).
Dzisiaj jest podobnie. Zmartwychwstanie często obraża. Możesz mówić, że należy
lepiej żyć, że nie można kraść i trzeba pomagać słabszym, ale daj spokój z tą
fantastyką o zmartwychwstaniu ciała. Jak to ujął jeden z bardziej znanych

background image

25

współczesnych teologów, Rudolf Bultmann: "Nikt kto wie, jak obsługiwać lodówkę, nie
może wierzyć w zmartwychwstanie".
Jednak apostoł Paweł twierdzi, że wiara w zmartwychwstanie nie może być odłączona
od chrześcijańskiego wyznania. Bez niej nie ma już chrześcijaństwa. Nie ma żadnej
nadziei i nadal pozostajemy w naszych grzechach.
Ponieważ prawda o zmartwychwstaniu jest tak istotna, istotne jest również to, w jaki
sposób dowodzimy, że Jezus powstał z martwych i że nadchodzi powszechne
zmartwychwstanie. Niestety, często dowodzi się samego faktu zmartwychwstania bez
odwoływania się do jego znaczenia. Tak jakby można było oddzielić jedno od drugiego.
Najpopularniejsze książki traktujące o obronie wiary zasypują nas pseudodowodami
zmartwychwstania typu: 500 osób nie mogło być poddanych zbiorowej hipnozie; krew i
woda, które wypłynęły z boku Jezusa były znakiem, że naprawdę nastąpił zgon; grób
był pusty itp. Oczywiście, wszystkie te rzeczy mają ogromną wartość dowodową, ale
tylko wtedy, gdy są przedstawione w kontekście, w jakim występują, tj. w kontekście
autorytatywnej wypowiedzi Boga – Biblii.
Jednak w wielu dostępnych publikacjach chrześcijańskich dowody poddane są do
rozważenia przez rzekomo niezależny umysł niewierzącego. Zupełnie pomija się
autorytet Słowa Bożego dlatego, że niewierzący i tak go odrzuca, a w zamian wskazuje
się na Biblię jako jeszcze jedno zwykłe źródło historyczne. Zmartwychwstanie
przedstawia się jako neutralne wydarzenie historyczne. "Nie, nie, nie!" powiadaliśmy,
"Nie bój się. Nie każemy ci wierzyć, że zmartwychwstanie na pewno miało miejsce,
tylko dlatego, że Biblia tak mówi! Nic z tych rzeczy! Sam zdecyduj, czy to nie jest
prawdopodobne, że zmartwychwstanie to wydarzenie historyczne." W najlepszym
przypadku niewierzący stwierdzał wtedy: "Możliwe, że Jezus powstał z martwych."
Następnie zachęcaliśmy go, aby tak jak sam ocenił, czy zmartwychwstanie w ogóle
miało miejsce, teraz sam domyślił się, co ono oznacza. Oczywiście, podszeptywaliśmy
mu do ucha, że zmartwychwstanie Jezusa może oznaczać tylko jedną rzecz – Jezus
jest Bogiem. Ale niewierzący zupełnie nie rozumiał, dlaczego miałby dojść do tak
dziwacznej konkluzji. W końcu pamiętał jeszcze z dzieciństwa, że Biblia mówi o
Łazarzu, który również zmartwychwstał. Czy to oznacza, że Łazarz też jest Bogiem? A
poza tym są jeszcze inne opcje, bardziej "racjonalne" – sami go w tym upewniliśmy.
Sami upewniliśmy go w tym, że nie potrzebuje żadnych autorytetów, ale sam może
dojść do poprawnych wniosków.
Ale co jeszcze powie niewierzący na tego typu starania? Po pierwsze stwierdzi, że
Biblia nie jest dla niego żadnym autorytetem – nawet historycznym. Według niego
Biblia, podobnie jak każda książka historyczna starożytności, zawiera wiele mitów,
przekłamań i niehistorycznych dodatków. Następnie "znaturalizuje" nadprzyrodzony
charakter zmartwychwstania, na modłę książek Zenona Kosidowskiego, który potrafił
wytłumaczyć każdy biblijny cud przy pomocy zwykłych codziennych zjawisk.
Tak więc, jeśli nawet jakoś udałoby się przekonać niewierzącego do "faktu"
zmartwychwstania, zawsze może on wszystko skwitować stwierdzeniem, że bardzo
dziwne rzeczy mają miejsce na tym świecie. Są rzeczy, których jeszcze nie potrafimy w
normalny sposób wytłumaczyć, ale to tylko kwestia czasu. Kiedyś nauka będzie w
stanie wyjaśnić, dlaczego takie dziwactwa jak jakieś zmartwychwstanie tu i tam mają
miejsce.
Co pozostało z naszej nadziei zmartwychwstania, o której pisał apostoł? Niewiele.
Zmartwychwstanie, według naszych życzeń, zostało "ściągnięte" w dół i
znaturalizowane. Stało się jedną z takich rzeczy, jak ogórki i hipopotamy. Co więcej,
niewierzący może dorzucić: "Nigdy nie widzieliśmy jeszcze, aby przyroda wykoleiła się

background image

26

ze swoich praw, ale widzieliśmy wielu ludzi, którzy kłamią. W co łatwiej uwierzyć?!"
Mam nadzieję, że czytający ten artykuł odczują siłę tego argumentu. Na własne
życzenie zostaliśmy słusznie upokorzeni przez niewierzącego, co nie jest aż tak wielką
szkodą w porównaniu z tym, że przynieśliśmy hańbę imieniu Boga!
Nic nie możemy już dodać. Musimy się poddać. Tak głoszone zmartwychwstanie nie
ma już żadnego znaczenia. Stało się co najwyżej ciekawostką. Historia często się
powtarza. Już w raju Ewa postanowiła sama zinterpretować znaczenie owocu.
Wydawało jej się, że nie potrzebuje Boga, aby autorytatywnie powiedział, jaki będzie
skutek spożycia owocu z tego konkretnego drzewa. Uznała więc za bardziej
prawdopodobną wersję przyszłości przedstawioną przez szatana. Podobnie uczynili
przywódcy religijni za czasów Jezusa. Podali ludziom bardziej prawdopodobną wersję
znaczenia pustego grobu – to uczniowie wykradli ciało. W co prędzej mogli uwierzyć
ludzie? W to, że Jezus powstał z martwych, czy w to, że uczniowie wykradli jego ciało?
Odpowiedź sama się nasuwa. Faryzeusze i uczeni w Piśmie byli przebiegli. W
pośpiechu starali się zanegować autorytatywną interpretację pustego grobu. Nie chcieli
dopuścić do tego, żeby słowa Jezusa, które wypowiedział jeszcze przed śmiercią,
zwyciężyły (Mat. 16:21).
Nie ma niezinterpretowanych faktów. Nie ma "po prostu faktów". Każdy fakt jest Bożym
faktem. Nosi nadane mu przez Boga znaczenie. Nie ma więc neutralności. Jeśli nie my,
to niewierzący natychmiast "wypełni" swoim własnym znaczeniem każdy fakt rzucony
przez chrześcijanina w jego stronę. Wspomnijmy jeszcze raz na Kosidowskiego. Albo
powie, że to wszystko bajki (bowiem on sam – jako bóg – określa, co jest możliwe, a co
nie), albo przyzna, iż dziwne rzeczy istotnie mają miejsce na świecie.
Tym bardziej niezrozumiałym jest, kiedy chrześcijanie popadają w podobny błąd,
odwołując się do zdrowego rozsądku i prawdopodobieństwa w poszukiwaniu solidnego
gruntu w głoszeniu zmartwychwstałego Króla! Nie łudźmy się. Jeśli nie oprzemy się na
autorytecie Boga przemawiającego w spisanym Słowie, niczego nie udowodnimy.
Nie możemy dowieść zmartwychwstania – ani czy na pewno miało miejsce, ani co ono
oznacza – przez odwołanie się do historii lub archeologii jako ostatecznego autorytetu.
Wszystkie te rzeczy same w sobie mogą dać nam jedynie prawdopodobieństwo.
Zamiast tego, żyjmy w zgodzie z naszym wyznaniem. Nikt z nas nie pojechałby szukać
kości Jezusa. Dlaczego więc argumentujemy w taki sposób, jakby jednak istniała jakaś
szansa ich odnalezienia?!
Zakładając neutralność historii, nie możemy przecież powiedzieć, że nauka nigdy nie
wyjaśni tego, jak niektóre ciała powstają z martwych, lub że nauka nigdy nie będzie w
stanie pokonać śmierci. Nadzieja na całkowite pokonanie cierpienia, a nawet samej
śmierci jest bardzo żywa w świecie zeświecczonej nauki. A my nie jesteśmy w stanie
(bez Bożego objawienia w Biblii) stwierdzić, czego nauka nigdy nie wytłumaczy lub
czego nigdy nie osiągnie. Nie jesteśmy w stanie sami ani odgadnąć, ani pokazać, jakie
są granice naturalnych możliwości w świecie przyrody. Aby udowodnić "cud", musimy
najpierw zdefiniować, co jest "normalne". Aby to uczynić, musimy zostać pouczeni
przez Boga.
Tak więc, zmartwychwstanie jest potężnym dowodem, ale dowodem bezużytecznym,
jeśli wyszarpniemy je z kontekstu Boga przemawiającego w swoim Słowie i
tłumaczącego nam, co jest czym. Zaufajmy Abrahamowi. Niech nam się nie wydaje, że
samo zmartwychwstanie rzuci kogoś na kolana. Nic podobnego! "I odrzekł mu: Jeśli
Mojżesza i proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, też nie uwierzą"
(Łuk. 16:31). Nie łudźmy się, że sam fakt zmartwychwstania, jest nam pomocny. Nie
jest. Abraham miał rację. O ile najpierw nie podporządkujemy się Słowu, to nawet widok

background image

27

żyjącego nieboszczyka nic nam nie da. Musimy pozostać wierni Pismu. Musimy być
głosicielami zmartwychwstania, które zostało nam objaśnione przez Pisma.
Weźmy sobie do serca powyższe słowa Jezusa. Bierzmy przykład z apostoła Pawła,
który nie głosił neutralnego i prawdopodobnego zmartwychwstania, ale
zmartwychwstanie pewne, które jest gwarancją wyzwolenia z grzechów, pokonaniem
śmierci i zapowiedzią nadchodzącego Sądu.
Nikt z nas nie wybierze się na wyprawę w poszukiwaniu kości Jezusa. Wiemy na
pewno, z absolutną pewnością, że nie można ich odnaleźć. Skąd ta pewność? Czy
zbadaliśmy całą ziemię, w każdym wieku, tak iż wiemy na pewno, czego w niej nie ma?!
Nie, nie zbadaliśmy, ale wiemy na pewno. Skąd więc ta pewność? Otóż opieramy się
na świadectwie prawdomównego Boga, który zna całą rzeczywistość, co więcej, określił
ją według swojego chwalebnego planu.
Zwróćmy uwagę na apostoła Piotra i pójdźmy za nim. Apostoł stwierdza: "Ale Bóg go
wzbudził, rozwiązawszy więzy śmierci, gdyż było rzeczą niemożliwą, aby przez nią był
pokonany" (Dz. 2:24n). Skąd o tym wiedział? Pismo go pouczyło.
Nasz Pan po zmartwychwstaniu wysłuchuje opowieści uczniów zakończonej
powątpiewaniem i utratą ducha. Natychmiast ich gani i zarzuca im lenistwo i
opieszałość. Ale dlaczego? Dlatego, że nie uwierzyli w pusty grób? (Co wielu
współczesnych apologetów by im zarzuciło.) Albo że nie uwierzyli w świadectwa
naocznych świadków, o których sami Jezusowi opowiadali? Nic podobnego! Otóż nasz
Pan zarzuca im brak wiary i znajomości Pisma! "A On rzekł do nich: O głupi i gnuśnego
serca, by uwierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy. Czyż Chrystus nie musiał tego
wycierpieć, by wejść do swojej chwały? I począwszy od Mojżesza poprzez wszystkich
proroków wykładał im, co o nim było napisane we wszystkich Pismach" (Łuk. 24:25-27).
Zwróćmy uwagę, że Pan Jezus, zamiast natychmiast otworzyć im oczy, by mogli
zobaczyć Jego jako zmartwychwstałego Pana, pozwolił na to, by doszli do tego
przekonania dokładnie tak jak i my: "I rzekli do siebie: Czyż serce nasze nie pałało w
nas, gdy mówił do nas w drodze i Pisma przed nami otwierał?" (Łuk. 24:32).
Powyższe nie oznacza bynajmniej zwrotu ku jakiejś formie fideizmu – ślepej wiary
wbrew wszelkim dowodom. Wręcz odwrotnie. Postępowanie w krok za Bożym
objawieniem pozwala nam "pozyskać" wszystkie dowody. Ponieważ to jest Boży świat
w całej swojej rozciągłości. Zmartwychwstanie tego dowodzi. Ale nie jako neutralny fakt
w historii świata, ale fakt, o którym mówi i który tłumaczy Biblia. Tylko w oparciu o
autorytet Pisma św. możliwe jest nie tylko udowodnienie zmartwychwstania, ale w ogóle
jakiekolwiek dowodzenie.
Jeśli ktoś nie jest gotów poddać się samoustanawiającemu autorytetowi Słowa Bożego,
nic nie będzie go w stanie przekonać. Tak nam powiedział Jezus. Nawet widok
zmartwychwstałego Pana nie był wystarczającym dowodem. Czytamy bowiem, że
"niektórzy powątpiewali" (Mat. 28:17).
Jeszcze raz spójrzmy na Abrahama i naśladujmy go. "Abraham wbrew nadziei, żywiąc
nadzieję, uwierzył, aby się stać ojcem wielu narodów zgodnie z tym, co powiedziano:
Takie będzie potomstwo twoje. I nie zachwiał się w wierze, choć widział obumarłe ciało
swoje, mając około stu lat, oraz obumarłe łono Sary. I nie zwątpił z niedowiarstwa w
obietnicę Bożą, lecz wzmocniony wiarą dał chwałę Bogu, mając zupełną pewność, że
cokolwiek On obiecał, ma moc i uczynić. I dlatego poczytane mu to zostało za
sprawiedliwość" (Rzym. 4:18-22). Nie doświadczenie, nie abstrakcyjne, niezależne
myślenie, ale samowystarczalny, pewny i najwyższy autorytet spisanego Słowa
prawdomównego Boga niech będzie naszą nadzieją oczyszczenia z grzechów i

background image

28

zmartwychwstania ciała. Dopiero w Jego świetle zobaczymy wszystko takim, jakie jest
(Ps. 36:10).

Marek Kmieć


1. Jeroboam i Achab
Po śmierci Salomona ludzie prosili jego syna, króla Rechaboama, o obniżenie
podatków. Rehaboam odmówił, a nawet zapowiedział podwyższenie podatków. Wtedy,
z Bożym błogosławieństwem, dziesięć północnych plemion Izraela odłączyło się od
Konfederacji i utworzyło własne Królestwo (1 Krl. 11:26-40, 12:1-24).
Pierwszym królem na północy został Jeroboam I, powołany przez Boga do tego
zadania. Jeroboam postanowił jednak nie uczcić Boga i ustawił złote cielce w Betel i
Dan. Swoich synóów nazwał Nadab i Abjasz (tzn. Abihu), tak jak nazywali się dwaj
zabici przez Boga synowie Aarona (1 Krl. 12:25-32, 14:1, 20).
Jeroboam był zdolnym politykiem. Przesłanie, jakie skierował do ludu, było następujące:
"Moi rodacy! Jak wiecie, spędziłem wiele lat w Egipcie, gdzie skryłem się przed tym
tyranem Salomonem. Podczas mego pobytu w tym kraju poznałem prawdę o naszej
historii – nie te kłamstwa, którymi nas karmiono, ale autentyczną prawdę. Egipskie
Stowarzyszenie Historyków łaskawie dopuściło mnie do swoich archiwów i oto, co w
nich znalazłem.
"Na początku ludzie czcili Jahwe w wolny sposób – każdy mógł składać ofiary. Tak było,
gdy wychodziliśmy z Egiptu. Ludzie przynosili dary do złotego cielca, który, zauważcie,
nie był schowany w żadnym namiocie. Mówiono nam, że to nie podobało się Bogu,
który nakazał Mojżeszowi i Lewitom zabić czcicieli cielca (2Mj. 32). Ale zastanówcie się
nad tym. Skąd wiemy, że tak rzeczywiście było?
"Spójrzcie, co stało się później. Mojżesz i jego chłopcy na posyłki, Lewici, postawili
namiot, do którego tylko oni mogli wchodzić. Mojżesz uzbroił tych osiłków, by zabili
każdego, kto by próbował wejść do tej sekretnej świątyni. Czyż to nie oczywiste?
Mojżesz i Aaron dokonali zamachu stanu. Byliśmy demokracją, a staliśmy się tyranią.
"W Egipcie poznałem prawdziwą historię Nadaba i Abihu. Chcecie jej posłuchać?
Wiedzcie więc, że ci dwaj stanęli po stronie ludu. Sprzeciwili się Mojżeszowi i Aaronowi,
i ich despotycznym zapędom, a wtedy Mojżesz i Aaron postanowili ich zabić (3Mj. 10:1-
2).
"A teraz pytam was, czy dzisiaj nie stoimy wobec takiej samej tyranii? Kto zbudował tę
nową sekretną świątynię, do której tylko wtajemniczeni mogą wejść? Salomon! Kto
opodatkował i ciemiężył nasz lud? Salomon! Czyj syn zmusił nas do ustanowienia
własnego królestwa? Salomon!
"Widzicie zatem, że im więcej zmian, tym bardziej wszystko pozostaje po staremu.
Musimy powrócić do korzeni. Precz ze 'świętym Syjonem'! Czyż Betel nie wystarczało
patriarchom? Cóż złego w Betel? Precz z sekretnymi świątyniami i ich kapłanami!
Czcijmy Boga jako wolny lud, jak było przed Mojżeszem i Aaronem.
"W końcu, jeśli Jahwe chce ofiar z krwi byków, to cóż może być lepszym ołtarzem niż
złoty cielec? Lud początkowo przekonał o tym Aarona, ale Mojżesz zwiódł go, oferując
mu władzę. Powróćmy do tego, co było na początku. Nie chodźcie do Jerozolimy
składać ofiary. Zostańcie tu i czcijcie cielca.
"
A jeśli ktoś z was chce być kapłanem, niech złoży podanie. Po pobraniu opłaty
manipulacyjnej, która niestety musi być dość wysoka, zważywszy na koszty związane z
ustanowieniem nowego kultu, spośród wszystkich podań wylosujemy imiona tych,
którzy zapełnią wolne etaty w synagogach."

background image

29

Tak przemówił Jeroboam. Jak wszyscy despoci odwołał się do demokracji, która
zawsze służy za przykrywkę dla tyranii. Powiedział ludziom, że każdy może zostać
kapłanem, a urzędy sprzedał tym, którzy najwięcej za nie zapłacili, zapełniając je
swoimi poplecznikami (1Krl. 13:33). Tak powstał Państwowy Kościół Północnego
Izraela.
Grzechy, "do których przywiódł Izraela Jeroboam" (2Krl. 3:3, 10:29, 13:2, itd.), to
liturgiczne bałwochwalstwo. Jeroboam i jego najemnicy utrzymywali, że czczą Jahwe,
jednak przekroczyli drugie przykazanie. Oddawali Bogu cześć przy pomocy obrazów,
które sobie uczynili.
Bóg powołał proroków, którzy wypominali Jeroboamowi liturgiczne bałwochwalstwo
(1Krl. 13:1-5). Trwało to przez 62 lata, ale sytuacja tylko pogorszyła się.
Wtedy na tronie zasiadł Achab, który pogłębił grzech Jeroboama – całkowicie usunął
kult Jahwe. Złamał pierwsze przykazanie. Grzechem Achaba było przymierzowe
bałwochwalstwo – całkowite odrzucenie Pana. Większy grzech sprowokował surowszą
reakcję Boga. Achab podbił stawkę, a Bóg postanowił go sprawdzić. Bóg powołał
Eliasza.

2. Królowa Omrilandu
Ponieważ Jeroboam I dopuścił się liturgicznego bałwochwalstwa, Bóg przeklął jego ród.
Jego syn, Nadab, rządził tylko dwa lata, zanim został strącony z tronu. Jego miejsce
zajął Baasza, który całkowicie zniszczył dom Jeroboama (1Krl. 15:24-30). Jednak
również Baasza nie słuchał proroków, którzy ostrzegali go przez 24 lata. Zachował kult
złotego cielca jako oficjalną religię w swoim państwie. Nie rozwiązał państwowego
kościoła Jeroboama, ale wspierał go. Dlatego Bóg ogłosił, że spotka go ten sam los, co
Jeroboama (1Krl. 15:33-16:7).
Syn Baaszy, Ela, zasiadał na tronie dwa lata, a potem został usunięty przez Zimriego,
dowódcę wojsk izraelskich, który całkowicie zniszczył dom Baaszy (1Krl. 16:8-14). Lud
jednak wolał, by na tronie zasiadł inny generał, Omri, więc zabił Zimriego po zaledwie
tygodniu jego rządów (1Krl. 16:15-20). Było to karą Bożą za to, że i Zimri nie wyrzekł się
grzechu Jeroboama.
Omri odgrywa bardzo ważną rolę w historii Eliasza, gdyż był ojcem Achaba. Omri był
doskonałym dowódcą i żołnierzem. Pod jego rządami Północny Izrael wyrósł na siłę, z
którą musieli się liczyć okoliczni władcy. Archiwa sąsiednich królestw pokazują, że w
tym czasie Północny Izrael nazywany był "Omrilandem."
Omri podporządkował sobie sąsiadów i wzbogacił się ich kosztem. Zbudował nową
stolicę, Samarię. Uczynił z niej potężną fortecę. Zawarł pokój z Południowym Izraelem
(Judą), podbił Moab, odnowił związki z Tyrem i Sydonem. Poniósł klęskę tylko z ręki
Syryjczyków (1Krl. 20:34). Pod jego rządami królestwo błyskawicznie wzbogaciło się.
Wydaje się oczywiste, że to Omri zaaranżował małżeństwo swego syna, Achaba, z
księżniczką Sydonu, Izebel.
Tyr i Sydon były dwoma blisko powiązanymi miastami na wybrzeżu Morza
Śródziemnego na północ od Izraela. Kilka pokoleń wcześniej książę Tyru, Chiram I,
zaprzyjaźnił się z Dawidem i Salomonem. Pomógł zbudować świątynię w Jerozolimie.
Wszystko w Biblii wskazuje na to, że był nawrócony, choć niektóre pogańskie źródła
sugerują coś innego.
W międzyczasie sytuacja się zmieniła. Izrael odstąpił od prawdziwej wiary. To samo
stało się z Tyrem. Następca Chirama został zamordowany. To samo spotkało póóźniej
samego zamachowca z ręki Etbaala, księcia Sydonu. W czasach Chirama Tyr panował
nad Sydonem. Teraz role się odwróciły.

background image

30

Izebel była córką Etbaala, kapłana-króla Sydonu i Tyru (1Krl. 16:31). Jej mąż, Achab,
był najwyraźniej słabym synem mocnego ojca. Achab chętnie wszedł żonie pod pantofel
i zaczął czczić Baala i jego partnerkę, Aszerę (Wenus). W czasach Salomona
Tyryjczycy poszli za Izraelem i oddawali cześć Jahwe w Jego świątyni. Teraz role się
odwróciły.
Achab "wzniósł ołtarz Baalowi w świątyni Baala, którą zbudował w Samarii, kazał też
sporządzić Aszerę; czynów takich, pobudzających do gniewu Pana, Boga Izraela,
popełnił więcej aniżeli wszyscy królowie izraelscy, jego poprzednicy" (1Krl. 16:32-33).
Achab nie tylko dopuścił się liturgicznego bałwochwalstwa (złamania drugiego
przykazania), ale też przymierzowego bałwochwalstwa (złamania pierwszego
przykazania).
Izebel najwyraźniej zdominowała Achaba, co jasno widać na przykładzie historii winnicy
Nabota (1Krl. 21). Za cel przyjęła baalizację Izraela. Chciała, by Północny Izrael stał się
duchowym wasalem Sydonu, jak Chiram dwa pokolenia wcześniej uczynił Tyr
duchowym wasalem pobożnego Izraela. Importowała wielką ilość kapłanów Baala i
Wenus, by popularyzowali nową religię, a także zabiła wszystkich pastorów (nazywano
ich wtedy "prorokami"), którzy wpadli w jej ręce (1Krl. 18:4).
Pozostał jednak jeden człowiek, którego królowa Omrilandu nie przejrzała. Nazywał się
Obadiasz, co znaczy "sługa Jahwe". Był jednym z Tyryjczyków, którzy przybyli z Izebel,
by zarządzać królestwem. Był jednak człowiekiem wiernym starej religii, której Salomon
nauczył Chirama. Ponieważ był Tyryjczykiem, Izebel o nic go nie podejrzewała. On
jednak okazał się być szpiegiem Jahwe.
Nie mamy bezpośrednich dowodów na to, że Obadiasz był poganinem. Wiele jednak na
to wskazuje. Po pierwsze, tacy królowie jak Achab mieli zwyczaj zatrudniać w
administracji państwowej obcokrajowców, których nie łączyłyby żadne więzy krwi ani
skrywane poczucie lojalności względem ludzi, przed którymi mieli reprezentować
interesy króla. Po drugie, Obadiasz spotkawszy Eliasza, mówi "Pan, twój Bóg",
podobnie jak wdowa sydońska (porównaj 1Krl. 17:12 i 18:10). Po trzecie, określenie
"bojący się Boga" (1Krl. 18:3, Biblia Gdańska) jest typowym dla Biblii określeniem na
wierzących pogan (patrz Dz. Ap. 10:2, 13:16). Bóg czasami ukrywa swych ludzi w
miejscach, gdzie najmniej byśmy się tego spodziewali (patrz Flp. 4:22).
Scena zatem ustawiona. Bogaty i potężny Omriland wstąpił na drogę niszczenia
prawdziwej religii i mordowania niewinnych dzieci w imię baalizmu. Omriland był bogaty
i potężny, ale coś miało się wydarzyć. Bóg postanowił wyrównać rachunki.

3. Redukcja baalizmu
Pewnego dnia, kilka lat po objęciu panowania, Achab siedział na kanapie, patrząc na
Kanał Baala, jedząc sznycel z frytkami, popijając Chateau Sidon 880, kiedy wszedł szef
jego rządu, Obadiasz z Tyru.
"Znów delegacja z darami od któregoś z moich wasali?", zapytał Achab.
"Nie," odrzekł Obadiasz. "Jakiś człowiek, którego nigdy wcześniej nie widziałem.
Powiada, że nazywa się 'Jahwe jest moim Bogiem'. Mówi, że ma wiadomość dla
ciebie."
"O, na pewno," odparł Achab. "Oni wszyscy mają dla mnie jakieś niezmiernie ważne
wiadomości. Pewnie chce pieniędzy na naprawę cielca. Dlaczego ty się tym nie
zajmiesz?"
"Tym razem chodzi chyba o coś innego, panie," rzekł Obadiasz.
Achab szerzej otworzył oczy. "Czy znaczy to, że jest jednym z tych jahwistycznych
purytan, stukniętym członkiem Kościoła Resztki? Jerozolimitą? Myślałem, że moja żona

background image

31

wszystkich ich wybiła. Wiem, że oszczędziła niektórych z kapłanów złotego cielca, o ile
zgodzili się zapalić kadzidło w świątyni Baala. Nie wiedziałem jednak, że żyje jeszcze
jakiś zwolennik Mojżesza."
Obadiasz utkwił wzrok w suficie. Nie chciał, by Achab dowiedział się o tych stu
pastorach, którym pomógł skryć się przed Izebel. W końcu, o czym wiedział król, o tym
wiedziała też królowa. A gdyby Obadiasz pożegnał się z życiem, któż wtedy pomagałby
pastorom?
"Cóż," odpowiedział w końcu, "pewnie zabiła wszystkich, którzy wpadli jej w ręce, ale
może nie wszystkich znalazła. Czy wysłuchasz, co ma do powiedzenia?" Obadiasz
skrzętnie ukrywał podniecenie i nadzieję.
Zanim Achab zdążył odpowiedzieć, drzwi otworzyły się z hukiem, a przed królem stanął
obcy. "Ktoś ty?" zapytał Achab.
Nieznajomy zignorował pytanie. Nie przedstawił ani rodowodu, ani rekomendacji. Rzucił
tylko: "Jako żyje Jahwe, Bóg Izraela, nie spadnie ani kropla deszczu, chyba że na moje
słowo."
Obaj, Achab i Obadiasz, byli całkowicie zaskoczeni tym, co usłyszeli. W Obadiaszu
umarła wszelka nadzieja. Te człowiek jest szalony! Takie słowa mogły tylko pogorszyć
sytuację. Achab po chwili wybuchnął śmiechem. "Precz z moich oczu, zanim każę cię
wyrzucić," krzyknął. Ale Eliasza już nie było.
"Wy, Tyryjczycy, pewnie nigdy nie widzieliście żadnego z tych zwariowanych purytan",
rzucił Achab do Obadiasza, mrugając okiem.
"Tak, panie," odpowiedział Obadiasz.
Minęło kilka miesięcy i nie spadła ani jedna kropla deszczu. Achab nie przejmował się
tym zbytnio, bo i tak była to pora sucha. Wiedział, że w końcu zacznie padać.
Później nastała pora deszczowa, ale niebo wciąż było zamknięte. Żadnej chmurki nad
całym Omrilandem i sąsiednimi krajami. Achab coraz czę
ściej myślał o słowach tego dziwnego posłańca. Nic jednak nie powiedział Izebel.
W międzyczasie Izebel nalegała na kapłanów Baala, by sprowadzili deszcz. W końcu
Baal był bogiem sił natury i burzy. Na pewno Baalowi spodobało się, że Izebel zdobyła
mu nowych wyznawców. Na pewno Baal da deszcz. Ale Baal milczał mimo usilnych
próśb kapłanów.
Po roku sytuacja zaczęła wyglądać coraz poważniej. Teraz wszyscy już wiedzieli, jak
się nazywał ten purystyczny wyznawca Jahwe. Wszyscy rozmawiali o Eliaszu.
Wysłańcy dworu szukali go po całym kraju. Wszyscy podejrzani o sprzyjanie czystemu
jahwizmowi zostali skróceni o głowę. Niestety, również w sąsiednich krajach nikt nie
mógł wskazać miejsca pobytu Eliasza, który przepadł jak kamień w wodę.
Oczywiście, w Omrilandzie nikt nie umarł z głodu. Omri zgromadził wystarczająco dużo
skarbów, by można było sprowadzić zboże z Egiptu. A za rok na pewno będzie padać.
Jednak nie padało. Tak samo następnego roku. To już nie były żarty. Skarbce Fortu
Omri opustoszały. A ponieważ wszyscy wiedzieli, że na Omrilandzie ciąży jakaś klątwa,
więc nikt nie był zainteresowany rządowymi obligacjami. Jakby tego było mało,
zwasalizowane krainy zaczęły coraz odważniej napinać muskuły. Jeśli szybko nic się
nie zmieni, to będzie koniec potęgi Omrilandu.
Achab w końcu wezwał szefa rządu i powiedział: "Wojsko potrzebuje prowiantu. Tylko
ono utrzymuje jedność imperium. Weź drużynę, a ja wezmę drugą i wyruszymy na
poszukiwania wody dla koni i mułów. Mniejsza z ludźmi. Jeśli armia pójdzie w rozsypkę,
ludzie i tak pomrą" (patrz 1Krl. 18:5-6).
Obadiasz pomyślał o czasach, kiedy Jahwe bronił Izrael bez pomocy wojska. Pamiętał,
że Bóg wyraźnie zakazał tworzenia machiny wojennej opartej na konnicy (5Mj. 17:16).

background image

32

Nic jednak nie powiedział. Wolał zamilknąć i utrzymać przy życiu owych stu pastorów
ukrytych w jaskiniach. Ufał, że Eliasz był prawdziwym prorokiem, a kiedy uzna to za
właściwe, wtedy znów się pokaże i doprowadzi sprawę do końca.
Tego samego dnia...

4. Eliasz i Obadiasz
W trzecim roku, roku sądu i zmartwychwstania, Bóg polecił Eliaszowi ukazać się
Achabowi. Dlatego Eliasz wybrał się z Sarepty Sydońskiej (ukrywał się na rodzinnym
terytorium Izebel!) i przyszedł do Samarii. Tam spotkał Obadiasza, szefa rządu Achaba,
i powiedział mu, by go zaprowadził do króla. Oto jak mogła przebiegać ich rozmowa:
Eliasz: "Cóż, oto idzie nasz konformista! Hej, chłopcze, powiedz swemu panu, że chcę
go widzieć."
Obadiasz: "Słuchaj, ty fanatyku! Z twojego powodu wielu dobrych ludzi poddano
torturom i zabito. Jak śmiesz nazywać mnie konformistą? Dzięki mnie nadal żyje stu
pastorów. To ekstremiści tacy jak ty są sprawcami wszystkich problemów."
E.: "Ach, tak? Gdyby wszystkie mięczaki takie jak ty odważnie wystąpiły po stronie
prawdziwej religii, to może coś byśmy osiągnęli. Ale nie! Ty masz miłą posadkę u
Izebel. Liczysz na dobrą emeryturę. Jak długo ludzie tacy jak ty pozostaną w swoich
liberalnych kościołach, próbując działać w systemie, tak długo nic nie osiągniemy.
Otwarta konfrontacja to jedyne wyjście."
O.: "Posłuchaj! Powiem ci coś, gieroju. W zeszłym miesiącu Achab chciał zabić 500
Izraelitów, ale zdołałem odciągnąć go od tego pomysłu. Z twojego powodu padło na
nich podejrzenie. Ale ja ich ocaliłem. Niepotrzebnie podgrzewasz sytuację."
Stop, stop, stop! To nie tak było, nieprawdaż? Choć w obecnych czasach pewnie tak by
się skończyło. Eliasz wiedział, że stanowi tylko część rozwiązania. Podobnie i
Obadiasz. Bóg chciał posłużyć się jednym i drugim – jednym z zewnątrz, a drugim od
środka. Potrzebował zarówno proroka, jak i kanclerza. Czy to nas czegoś uczy?
Reakcja Obadiasza wiele mówi: "Czym zgrzeszyłem, że wydajesz mnie w ręce
Achaba? Jeśli ujawnię, że cię znam, Achab zrozumie, że jestem zakamuflowanym
wyznawcą Jahwe i zabije mnie. Co więcej, Achab wszędzie cię szuka. Jeśli znów
znikniesz, to na darmo ujawnię moją tożsamość. I nie chodzi tylko o moje życie.
Dostarczam żywność dla stu pastorów ukrytych w jaskiniach. Jeśli umrę, oni też umrą.
Pomyśl o tym, Eliaszu. Wiele żądasz. Chcesz, byśmy wyłożyli wszystkie karty na stół.
Jeśli taka jest twoja wola, zrobię to, ale czy jesteś pewien, że tego chcesz?" (1Krl. 18:7-
15).
Eliasz zawahał się. "Panie, ten człowiek mówi prawdę. Jeśli dzisiaj nie pokonasz Baala,
wtedy zginie wielu niewinnych ludzi. Znikną ostatni pastorzy w kraju." Bóg jednak
zapewnił Eliasza, że nastał dzień porachunków.
Znacie dalsze wydarzenia. Wiecie, że kapłani Baala i Wenus nie mogli sprowadzić
ognia na swój ołtarz, lecz Jahwe natychmiast odpowiedział na modlitwę Eliasza. Eliasz
wcześniej oblał wodą cały ołtarz, który symbolizował wszystkie plemiona Izraela (1Krl.
18:31), a ogień w jednej chwili wszystko pochłonął. Na ołtarz spadł sąd należny ziemi i
ludziom, a na wodę sąd nad deszczem. Skutkiem była odnowa ludu i powrót deszczu.
Pamiętacie, że Eliasz kazał zabić wszystkich kapłanów Baala i Wenus, a ich ciała
zrzucić z góry Karmel do wyschniętej na popiół doliny potoku Kiszon. Kiedy zaczęło
padać, woda zmyła ich zwłoki z ziemi świętej do morza. Kraj został oczyszczony.
Pamiętacie, że Eliasz był tym wszystkim tak podniecony i pochwycony przez Ducha, że
biegnąc, przegonił Achaba i Izebel (1Krl. 18).

background image

33

Pamiętacie też, że następnego dnia Izebel powiedziała Eliaszowi, że go zabije, a on
uciekł sprzed jej oblicza w wielkim strachu. "To niechaj uczynią bogowie i niechaj to
sprawią, że jutro o tym czasie uczynię z twoim życiem to samo, co stało się z życiem
każdego z nich [tzn. kapłanów Baala]", powiedziała (1Krl. 19:2).
Czy mamy winić Eliasza? A może wytłumaczyć jego zachowanie w kategoriach
psychologicznych, jako spowodowane depresją będącą następstwem wielkiego
sukcesu? Czy ten epizod ukazuje gliniane nogi Eliasza? Nie sądzę. Myślę, że Eliasz
pamiętał to, o czym myśmy już zapomnieli. Eliasz zrozumiał, co spotkało Obadiasza i
stu pastorów w jaskiniach.

5. Nowe przymierze
Kiedy Achab powrócił do Jezreel, gdzie miał pałac letni, nie mógł doczekać się okazji,
by podzielić się najświeższymi nowinami. Zwołał dwór i opowiedział o zwycięstwie
Eliasza na górze Karmel i o deszczu, który oczyścił ziemię. Wtedy na twarzy szefa
rządu, Obadiasza (co znaczy "sługa Jahwe"), pojawił się radosny uśmiech, a z jego ust
wyrwał się okrzyk wdzięczności: "Alleluja! Chwalcie Jahwe!"
Twarz Izebel wyrażała całkowicie odmienne uczucia. Nagle okazało się, że jej zaufany
urzędnik i doradca był przez te wszystkie lata szpiegiem Jahwe. Najwyraźniej Obadiasz
był wyznawcą Boga Najwyższego, pozostał wierny starej religii Chirama i Salomona,
którą jej ojciec próbował całkowicie usunąć z Tyru i Sydonu. Została zdradzona.
"Idźcie za nim," poleciła straży, "dajcie mi znać, dokąd pójdzie."
Obadiasz zaś udał się do jaskiń, gdzie opowiedział o ostatnich wydarzeniach.
"Jesteście wolni. Wracajcie do swoich domów i zborów (synagog)," polecił stu
ukrywającym się tam pastorom i ich żonom. Chwaląc Boga, wszyscy opuścili swe
kryjówki. W ciągu następnych godzin psy Izebel dopadły ich wszystkich i wymordowały.
Także Obadiasza.
Pismo tego nie opisuje, ale nie sposób w to wątpić. Eliasz najwyraźniej wiedział o tym,
gdyż uciekając, modlił się do Boga: "Twoich proroków wybili mieczem, pozostałem tylko
ja sam" (1Krl. 19:10). Bóg nie zaprzeczył. Powiedział jednak, że pozostało w Izraelu
7000 wiernych członków Kościoła, najwyraźniej jednak Eliasz był ostatnim z pastorów
(1Krl. 19:18).
Czy możecie sobie uświadomić tragedię tamtej sytuacji? Wydarzenia na górze Karmel
zdawały się być wielkim zwycięstwem, które okazało się jednak bezowocne. W rzeczy
samej, była to ostatnia szansa dla Izraela jako narodu. Od tej chwili Bóg przestał
zajmować się Północnym Izraelem jako całością. Już nie wzywał do narodowej pokuty.
Zamiast tego ustanowił nowe przymierze i stworzył Kościół Resztki.
Eliasz opuścił terytorium Północnego Królestwa, otrząsnąwszy proch z sandałów. Udał
się na górę Synaj, gdzie Bóg zawarł przymierze z Mojżeszem. Faraon Achab odrzucił
prawdę i wypędził tego nowego Mojżesza na pustynię.
Kiedy Eliasz dotarł do góry, spotkał anioła, który zapytał: "Co tu robisz, Eliaszu?" Nie
była to wymówka, ale oficjalne zapytanie o cel wizyty: "Z jaką sprawą przychodzisz?"
Eliasz odpowiadając, wniósł oskarżenie przeciwko Północnemu Izraelowi. Wtedy został
wpuszczony do przedsionka, by osobiście przedstawić sprawę Bogu (1Krl. 19:9-14).
Eliasz nie wstąpił na górę, by stanąć przed tronem Boga. Bóg zstąpił na swoim
rydwanie do Eliasza. Pierwszą parą koni ciągnących rydwan z tronem Boga był "wicher
potężny i silny". Drugą było trzęsienie ziemi. Trzecią był ogień. Wtedy pojawił się sam
Bóg z "potężnym głosem" (1Krl. 19:11-12).
Wiele tłumaczeń Biblii nie oddaje właściwie znaczenia tych słów, mówiąc o "cichym i
łagodnym powiewie." Był to potężny głos Boga, głos, który potargał nerwy Izraelitów

background image

34

stojących pod górą Synaj, tak że błagali Boga, by już do nich nie przemawiał (2Mj.
19:19, 20:18-19). Był to głos sądu.
Bóg powiedział, że to już koniec Achaba i Omrilandu. Eliasz miał zapowiedzieć potrójny
sąd, który spotka ten kraj, po czym Bóg osobiście dokończy dzieła.
Potężnym i silnym wichrem był Chazael, którego Eliasz namaścił na króla Syrii. On miał
być utrapieniem dla Północnego Izraela. Trzęsieniem ziemi był Jehu, którego Eliasz
namaścił na króla Izraela. On miał zniszczyć ród Achaba. Ogniem był Elizeusz, którego
Eliasz namaścił na swego następcę, jak Mojżesz Jozuego. Elizeusz miał sformować
Kościół Resztki z pozostałych 7000 wyznawców Jahwe. Miał też założyć seminarium i
wyszkolić pastorów. On miał być wielkim utrapieniem dla występnych. W końcu sam
Bóg miał uprowadzić Północny Izrael do niewoli asyryjskiej. Jednak Kościół Resztki
ostał się.

6. Kościół Resztki
Naród nie nawrócił się. Przegapił ostatnią szansę. Potrzebne było nowe rozwiązanie.
Prorocy będą jeszcze napominać władców Omrilandu, ale już bez oczekiwania
ogólnonarodowej pokuty.
Zamiast tego zainicjowano nowe przymierze na górze Synaj – Przymierze Resztki.
Teraz zadaniem Eliasza było wyprowadzenie Resztki z "Egiptu." Elizeusz zaś miał
wprowadzić ten nowy lud do ziemi obiecanej. W latach następujących po bitwie na
górze Karmel Eliasz i Elizeusz zgromadzili 7000 wiernych wyznawców Jahwe i założyli
nowe synagogi. Izebel, być może obawiając się nowego Karmel, zostawiła ich w
spokoju. Nie musili obawiać się nowych prześladowań.
Eliasz i jego diakon, Elizeusz, otworzyli szkołę prorocką, seminarium kształcące
pastorów, ponieważ Izebel wymordowała wszystkich duchownych. W końcu przyszedł
dzień, kiedy Eliasz miał odejść do nieba (2Krl. 2). Wszystkim było wiadome, co się
stanie, więc ludzie oczekiwali tej chwili z wielkim zainteresowaniem.
Eliasz obszedł wcześniej cały kraj, żegnając się z wszystkimi parafianami. Potem udał
się na miejsce śmierci Mojżesza. Tam został pochwycony do nieba. Nie znaleziono jego
ciała. Tak jak Mojżesza.
Elizeusz do końca towarzyszył Eliaszowi. Kiedy Eliasz oddał mu swój płaszcz,
oznaczało to, że odtąd Elizeusz będzie doglądał lud Boży. Będzie "arcykapłanem"
Kościoła Resztki. Jego członkowie nie mogli podróżować do Jerozolimy, ale Kościół
Resztki miał im zastąpić świątynię.
Jak Jozue przekroczył Jordan po śmierci Mojżesza, tak i Elizeusz. Wody rzeki rozstąpiły
się przed nim. Pierwszym miejscem postoju było oczywiście Jerycho, które zdobył
"nową wodą Ewangelii" (2Krl. 2:13-22). Pierwszy Jozue spalił Jerycho, ale nowy Jozue
przyniósł mu wodę. To było lepsze przymierze.
Następnie Elizeusz dokończył tworzenie Kościoła Resztki. Spotykamy tu wątki, które
wcześniej widzieliśmy w Exodusie: pożyczania i ratunku z niewoli (2Krl. 4:1-7);
przywrócenia do życia syna pierworodnego (2Krl. 4:8-37); uzdatnienia pożywienia (2Krl.
4:38-41); i daru manny (2Krl. 4:42-44). W końcu widzimy budowę nowego domu,
nowego Przybytku, dla Bożego ludu (2Krl. 6:1-7).
To nowe przymierze, Przymierze Resztki, charakteryzuje pojawienie się piszących
proroków (Izajasza, Jeremiasza, Ozeasza, Amosa itd.).
Przymierze Królestwa odeszło w przeszłość, przynajmniej na północy. Królowie
przestali być strażnikami Kościoła i nikt już tego od nich nie oczekiwał. Zamiast tego
strażnikami Kościoła Resztki zostali prorocy, pastorzy. Historia Eliasza miała nauczyć
ludzi zorganizowania się wokół Kościoła Resztki.

background image

35

Przez półtora wieku Kościół Resztki składał świadectwo swoim rodakom, mieszkańcom
Omrilandu. Główni prorocy składali świadectwo przed królami. Nie było już jednak
ogólnonarodowej pokuty. W końcu przyszedł czas, kiedy Bóg poddał Północny Izrael
armii asyryjskiej.
Co stało się z Kościołem Resztki? Czy też został zniszczony? Nie. Zaledwie kilka lat
wcześniej Bóg wyprowadził Kościół Resztki na południe. Król Hiskiasz zaprosił
wyznawców Jahwe z północy na święto Paschy (2Krn. 30). W ten sposób Bóg
wprowadził swój lud do arki zanim spuścił asyryjski potop na ziemię Omriego (2Krl. 17).
Co stało się z Omrilandem? Czy wciąż czczono tam Baala i Wenus? Nie, jako
konserwatyści wrócili do liturgicznego bałwochwalstwa i kultu złotego cielca. Mówili, że
czczą Jahwe, ale na prawdę oddawali cześć samym sobie i dziełom własnych rąk. W
kategoriach kulturowych było to lepsze niż baalizm, ale w oczach Boga pozostało
bałwochwalstwem.
Bóg darował mieszkańcom Omrilandu 150 lat, ale nie z powodu ich kulturowego
konserwatyzmu charakteryzującego kult złotego cielca. Nie było w nim nic, co by
satysfakcjonowało Boga. Te 150 lat Omriland otrzymał ze względy na Kościół Resztki.
Warto wyciągnąć jakąś lekcję z tej historii. Boga nie interesuje polityczny
konserwatyzm, powrót do przeszłości, do stanu "sprzed wojny" ani żadne tym podobne
półśrodki. Odpowiedzią dla współczesnego radykalnego humanizmu nie jest
konserwatywny humanizm, ale niczym nie zmącona Ewangelia.
Nasz kraj może ocaleć tylko na dwa sposoby. Albo przez nawrócenie się do Boga, do
czego dążył Eliasz w Omrilandzie. Tudzież przez odnowienie w nim "zaczynu Królestwa
Resztki," co było celem Elizeusza. Powrót do połowicznej wierności na nic się nie zda,
bo od połowicznej wierności rozpoczęły się wszystkie kłopoty.

dr James B. Jordan

Artykuł ukazał się w „Biblical Horizons” nr 5. www.biblicalhorizons.com


Piekło

Piekło stało się tematem tabu. Trudno o nim cokolwiek usłyszeć. I nawet nie ma
znaczenia czy jesteśmy w kościele katolickim, czy protestanckim. Piekło jest tematem
niewygodnym, o którym tak naprawdę nie wiadomo, jak mówić. A najlepiej po prostu w
ogóle nie mówić. Bo i po co? Przecież mówienie o piekle nie spełnia żadnej pożytecznej
funkcji, czyż nie? W końcu nie należy ludzi zaganiać do nieba strachem przed piekłem.
To nie fair. Skoro Bóg jest miłością, jak to możliwe, by istniało również piekło? Ale to, że
Biblia obfituje w opisy piekła jakoś dziwnie umyka naszej uwadze. Szczególnie w
naszych politycznie poprawnych czasach wspominanie o karaniu (zwłaszcza wiecznym)
jest szczytem niedorzeczności i prymitywizmu. Dzisiaj odchodzi się od karania. Co
najwyżej można wspomnieć o resocjalizacji, drugiej szansie i wychowaniu. Karanie
trzeba odstawić do lamusa. Słynne kazanie Jonathana Edwardsa "Grzesznicy w rękach
zagniewanego Boga" pewnie uznano by obecnie za przejaw psychologicznego
sadyzmu.
Oczywiście,

powyższe

rozumowanie

pomimo

swojej

powszechności

jest

niedopuszczalne dla chrześcijanina, który trzyma się Bożego Słowa jako pochodni. Nie
możemy więc pójść drogą co niektórych teologów katolickich, którzy sugerują, iż piekło
jeśli nawet istnieje, musi być puste. Nie możemy również pójść drogą co niektórych
kościołów protestanckich, które urządzają głosowanie nad kwestią istnienia piekła (i
dochodzą do wniosku, że go nie ma!). Tak jakby można było zagłosować nad istnieniem

background image

36

słońca, Afryki czy praw logiki. Chrześcijanin musi porzucić niezależność rozumowania i
w zamian w cichości podążać za tym, co Bóg powiedział również na temat piekła.
Czym jest piekło według Bożego Słowa? Piekło to miejsce wiecznej kaźni, gdzie
zmartwychwstali ludzi po Sądzie Ostatecznym będą odbierali wieczną karę za swoje
grzechy. Piekło i męczarnie ludzi, którzy tam się dostaną, będą trwały wiecznie. Można
zapytać, czy rzeczywiście te męczarnie będą wieczne? Albo dlaczego muszą być
wieczne? Jak to możliwe, żeby Bóg domagał się aż takiej rekompensaty za obrazę
swojego majestatu? Czyż nie jest On Bogiem łaskawym, który lubi się litować?
W rzeczy samej, powyższe pytania okazały się na tyle nieznośne, iż wielu
renomowanych teologów wybrało inne wyjście.
Jednym z bardziej znanych "rozwiązań" kwestii wiecznej kaźni w piekle jest wierzenie o
zniszczeniu dusz ludzi potępionych (tzw. anihilacja). Nie jest zadaniem tego artykułu,
aby w pełni przedstawić podejście tych osób i odpowiedzieć na ich argumenty. Dodajmy
tylko, iż nauczanie o zniszczeniu duszy w rozpaczliwy sposób próbuje usunąć dręczący
problem rzekomego okrucieństwa i sadyzmu Boga, tyle że Biblia jasno mówi coś
innego. Zastanawiające jest również to, iż wszystkie sekty odrzucają pojęcie wiecznej
kaźni, podobnie jak Adwentyści (którzy wierzą w zniszczenie duszy).
Piekło jednak, według tego co Bóg objawił, nie ma końca (Obj. 14:11; 20:10; Mar.
9:44,46,48). Obraza majestatu nieskończonego Boga domaga się kary, która musi być
spłacana przez całą wieczność. Nie ma innej możliwości. Albo gniew Boży spadnie na
Syna Człowieczego, albo spadnie w wieczności na człowieka. Każdy, kto chwyta się
nadziei w Chrystusie, zostaje ocalony. Każdy jednak, kto nie ma zastępczej ofiary
Chrystusa, sam musi ponieść konsekwencje swoich grzechów.
Ale czy piekło nie jest okrutne i "na wyrost"? Otóż musimy pamiętać, że Bóg jest
Bogiem sprawiedliwym. Oznacza to, że On ani nie karze niewinnych, ani nie pozostawia
winnych bez kary. Bóg nigdy nie przestaje być sprawiedliwy. Nawet kiedy lituje się, nie
przestaje egzekwować swoich sprawiedliwych wyroków (2 Kor. 5:21). Kiedy więc
czytamy w Psalmie, iż Bóg "nie postępuje z nami według grzechów naszych ani nie
odpłaca nam według win naszych" (103:10), nie oznacza to, że Bóg "zawiesił"
wykonanie swojej sprawiedliwości. Wręcz przeciwnie - oznacza to, że nie odpłaca nam,
gdyż z całą mocą swojego gniewu uderzył w Syna za nasze grzechy (Iz. 53:5). Tak
więc, możemy być tego pewni, tak jak pewni jesteśmy charakteru naszego Boga, iż w
piekle nikt nie dostanie ponad to, co mu się należy. Bóg nigdy nie przymknie oczu na
ludzką nieprawość, tak samo jak Boga nigdy "nie ponosi", by dodać ponad to, co się
należy. Nasz Bóg jest sprawiedliwy. On jest oddany sobie ponad wszystko. Nie liczmy
więc na kompromis w tym względzie. On ustawicznie szuka swojej chwały i zawsze ją
znajduje.
Istnieją ludzie, którzy pocieszają się, że w piekle nie będzie tak źle. W końcu będzie tam
wielu, którzy lubią się zabawić (sugerując tym, jakoby chrześcijanie nie mieli prawa do
zabawy). Prowadzi to do pytania: Co jest najstraszniejszym aspektem mąk w piekle?
Co sprawia, że przebywanie w piekle jest tak nieznośną męczarnią? Ku zaskoczeniu
(mam nadzieję tylko nielicznych) odpowiedź na powyższe pytania to oczywiście: Bóg.
Mówiąc niemądrze, piekło byłoby całkiem znośne, gdyby nie obecność w nim Boga.
Biblia mówi, że ci, nad którymi zapadł wyrok potępienia zostają odesłani precz sprzed
oblicza Syna Człowieczego (Mat. 25:41), co oznacza oddalenie od nieba i od
przychylności Bożej. Na pewno nie oznacza to jednak, że Bóg będzie nieobecny w
piekle. Wręcz odwrotnie. Biblia jasno naucza, że najstraszniejszym aspektem piekła jest
właśnie Boża obecność. W Liście do Hebrajczyków 10:31 czytamy, że "straszna to
rzecz wpaść w ręce Boga żywego." Zapalczywość Bożą opisuje wiele urywków Pisma

background image

37

(np. Iz. 63:3; Prz. 1:20-33). Autor Listu do Hebrajczyków stwierdza: "Albowiem Bóg
nasz jest ogniem trawiącym" (12:29). W Księdze Objawienia czytamy, że wieczne
męczarnie w piekle będą odbywały się w obecności świętych aniołów i w obecności
Baranka ("przed oblicznością Baranka" BG; Obj. 14:10-11; 6:14-17).
Nie bez przyczyny Apostoł Paweł podsumowując dzieło Jezusa, stwierdza, iż to On
"ocalił nas przed nadchodzącym gniewem Bożym" (1 Tes. 1:10). To jest największe
zagrożenie, to jest największe nieszczęście, które dopadnie każdego, kto nie szuka
ratunku u Jezusa. Jeden z teologów stwierdza: "Gniew śmiertelnika, z całym jego
zawzięciem, nie może sięgnąć poza bramy śmierci; ale Boży gniew nie jest ograniczony
przez tak marne przeszkody."
Oczywiście dziwnie brzmią w uszach słowa "największe zagrożenie" i "najstraszniejsza
rzecz" w odniesieniu do Boga, o którym wiemy, że jest naszym największym
szczęściem, miłością i prawdziwym zbawieniem. Nie powinniśmy jednak zapominać, że
w tragiczny sposób łudzą się ci, którzy oczekują Bożej przychylności, Jego zmiłowania i
miłości w oderwaniu od Chrystusa. Spotkanie z Bogiem bez właściwego przyodziewku
będzie prawdziwym horrorem – przeliczą się ci, którzy liczą na Jego wyrozumiałość!
(Mat. 22:12-13).
W Bożej mądrości to sam Bóg zbawia nas przed największym i niewyobrażalnym
zagrożeniem - przed sobą samym, ale zbawia nas dla największego szczęścia i
nieskończonej miłości, którą jest On sam. Bóg zbawia nas przed sobą i dla siebie. To
Ojciec, powodowany miłością, posłał Syna, a i Syn z miłości przyszedł na świat (Jan.
10:17-18).
Ale po co drażnić ludzi i psuć atmosferę tą gadaniną o piekle? Czy to aby potrzebne?
Boża mądrość mówi, że tak. I bynajmniej prawda o piekle nie jest jedynie dla
niewierzących. Bóg powiedział przez Mojżesza, że ostrzeżenie przed Bożym sądem
jest dla nas życiem (5 Mj. 2:46-47; również: Prz. 1:23; Ez. 3:17). Bóg umacnia swój lud
zarówno przy pomocy ostrzeżeń, jak i pocieszenia. Dzięki tym ostrzeżeniom trwamy w
zbawieniu. Tak więc, według "opinii" Boga, strach nie jest złą przyczyną dla nawrócenia.
Nie ma więc nic złego w tym, kiedy strach przed piekłem motywuje ludzi do ucieczki do
Boga. Kiedy nie wspominamy o zagrożeniu piekłem, pomniejszamy również potęgę i
chwałę zbawienia, które jest w Jezusie (Rz. 9:22-23). Kiedy nie ostrzegamy ludzi przed
prawdziwym zagrożeniem, spada na nas ezechielowe przekleństwo i stajemy się winni
krwi grzesznika. Naśladujmy raczej Pawła, który jasno ostrzegał i pisał: "Ty jednak
przez zatwardziałość swoją i nieskruszone serce gromadzisz sobie gniew na dzień
gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga" (Rz. 2:5).
Jednym z głównych problemów w czasach poprzedzających Reformację XVI w. był
zanik strachu przed piekłem. Ludzie bali się wielu rzeczy, ale ta która była dla nich
prawdziwym zagrożeniem, wydawała się im niegroźna. Niewiele się zmieniło od czasów
Reformacji. I dzisiaj np. kościół katolicki naucza, że ludzie nie muszą bać się piekła.
Jedynym realnym zagrożeniem, dla przestrzegającego pięciu przykazań kościelnych
katolika, jest czyściec. Wielkie rozczarowanie czeka tych, którzy liczą na czyściec, a
znajdą nieskończone męki w piekle. Biada też "lekarzom", którzy pocieszają, zamiast
bić na alarm.
Piekło to nie wstydliwa doktryna, której należy unikać. Piekło służy temu, byśmy się bali,
a bojąc się, badali, a badając, znajdowali pocieszenie i otuchę w krzyżu Chrystusa.
Piekło to zarówno pełne chwały objawienie potęgi, sprawiedliwości i świętości naszego
Boga, jak i objawienie rozmiarów jego nieskończonego zmiłowania względem nas (Rz.
9:22-23). Każdy z nas by się tam znalazł, gdyby nie Boże zmiłowanie. Piekło, jako
część Ewangelii, to również Boża groźba nadchodzącego kataklizmu, który rozszarpie

background image

38

w kawałki buntowników (Ps. 50:21-22). Wstydząc się piekła, wstydzimy się Boga.
Mówimy, że tak naprawdę powątpiewamy w sprawiedliwość Jego wyroków i w Jego
świętość. Potwierdzamy, iż rzeczywiście coś może być w zarzutach stawianych Bogu, o
Jego rzekomym okrucieństwie czy sadyzmie.
Pamiętajmy, iż nie musimy wstydzić się piekła ani teraz, ani tym bardziej w przyszłości.
Przecież piekło nie zostanie "wymazane" z naszej pamięci w niebie, jak to niektórzy
postulują. Pismo jasno naucza, iż widok piekła w niebie przysłuży się jeszcze większej
radości zbawionych, którzy oddadzą cześć Bogu bez powątpiewania czy zawahania (Iz.
66:22-24; Obj. 19:1-4). Trudno obecnie pojąć jak widok np. znajomych w piekle może
dodać do naszej radości w niebie. Jednak już teraz poznajemy naszymi odnowionymi
umysłami Tego, który sprawiedliwie sądzi, co też rozwiewa nasze wątpliwości.

Marek Kmieć


Jezus przyszedł w ciele

Po tym poznawajcie Ducha Bożego: Wszelki duch, który wyznaje, że Jezus Chrystus
przyszedł w ciele, z Boga jest. - 1 Jana 4:2

Zazwyczaj musimy przekonywać ludzi, że Jezus jest Bogiem. Ale czy wiemy, dlaczego
stał się człowiekiem? I dlaczego wiara w człowieczeństwo Syna Bożego jest miarą
chrześcijańskiej ortodoksji?
Kiedy Jan pisał swój list, pojawiły się już w Kościele pierwsze jaskółki nowej-starej
herezji, która każe gardzić tym, co materialne, i czcić to, co duchowe. Stworzenie Boże
ma jednak nie tylko duchowy wymiar, lecz również materialny: "Ukształtował Pan Bóg
człowieka z prochu ziemi i tchnął w nozdrza jego dech życia. Wtedy stał się człowiek
istotą żywą" (1Mj. 2:7). Dlatego duchowy upadek człowieka miał materialne skutki.
Zbawienie nie ma więc na celu wyzwolić nas od ciała, ale od grzechu, który zepsuł
wszelkie ciało. Dlatego też przyjście Jezusa w ciele jest ważne, ponieważ Jego
zbawcze dzieło dotyczy nie tylko ludzkiej duszy, ale i materialnego świata: "Stworzenie
z tęsknotą oczekuje objawienia synów Bożych, gdyż zostało poddane znikomości (...) w
nadziei, że i samo stworzenie będzie wyzwolone z niewoli skażenia. (...) Nie tylko ono,
lecz i my sami (...) wzdychamy w sobie, oczekując synostwa, odkupienia ciała naszego"
(Rz. 8:19-23).
Pamiętajmy, że człowiek jest nie tylko koroną stworzenia, ale i jego panem. Jako głowa
stworzenia nie tylko zarządza nim, ale i odpowiada za nie przed Bogiem. Dlatego skutki
jego błędnych decyzji dotykają również resztę stworzenia. Dokładnie tak, jak skutki
złych decyzji ojca dotykają wszystkich członków rodziny. Kiedy człowiek zbuntował się
przeciwko Bożemu panowaniu, pociągnął za sobą resztę stworzenia w otchłań
zniszczenia. Wygnanie z Eden było na swój sposób końcem świata. Bóg mógł
zniszczyć do końca całe stworzenie już wtedy. Miał jednak inne plany, co zapowiedział
tuż po upadku: "Wtedy rzekł Pan Bóg do węża: (...) Ustanowię nieprzyjaźń między tobą
a kobietą, między twoim potomstwem a jej potomstwem; ono zdepcze ci głowę, a ty
ukąsisz je w piętę" (1Mj. 3:14-15). Któregoś dnia miał powstać inny człowiek, który tym
razem nie ściągnie na świat przekleństwa, ale przyniesie ratunek i błogosławieństwo.
Tak też pisze Jan o dziele Chrystusa: "Syn Boży na to się objawił, aby zniweczyć dzieła
diabelskie" (1Jn. 3:8). Zatem aby odwrócić skutki upadku musiał pojawić się nowy
Adam, który stanąłby na czele nowej ludzkości i nowego stworzenia. "Jak przez upadek
jednego człowieka przyszło potępienie na wszystkich ludzi, tak też przez dzieło
usprawiedliwienia jednego przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żywotowi"
(Rz. 5:18).

background image

39

Dlaczego jednak grzech jednego człowieka przyniósł śmierć wszystkim i śmierć jednego
przyniosła wszystkim życie? Czyżby Bóg karał za grzech nie tylko konkretnego
grzesznika? Jak już zauważyliśmy, Bóg postanowił jednak odnosić się do ludzkości na
zasadzie przymierza – wyznaczył jej przedstawicieli, których postępowanie pociąga za
sobą skutki dla wszystkich, których reprezentują. Gdyby ta zasada nie działała, wtedy
Chrystus nie mógłby umrzeć za nas na krzyżu – każdy z nas musiałby umrzeć za
własne grzechy. "On grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo, abyśmy,
obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli" (1Pt. 2:24). By odkupić grzeszne ciało,
kara za grzech musiała dotknąć ciało. By odkupić człowieka, musiał umrzeć człowiek –
nikt inny nie mógł być jego przymierzowym reprezentantem. Człowiek zaś mógł
reprezentować resztę stworzenia – wszystko, co Bóg mu poddał.
Jak jednak widzieliśmy, nie mógł być to zwykły człowiek, bo zwykły człowiek rodzi się w
grzechu i sam oczekuje śmierci z powodu grzechu. Oto dylemat, którego człowiek sam
nie był w stanie rozwiązać – problem urósł do miary tragedii. Pomóc mogła tylko
inkarnacja – wcielenie Syna Bożego. Dlatego Słowo stało się Ciałem – Syn Boży i Syn
Człowieczy poniósł karę za nasze winy na własnym ciele, by odkupić nasze grzeszne
ciała, a wraz z nimi resztę stworzenia. Jezus, prawdziwy Bóg, musiałby stać się
prawdziwym i doskonałym (bezgrzesznym) człowiekiem – naszym reprezentantem.
Dlaczego Syn Boży stał się człowiekiem? Dla zbawienia świata, a nie tylko ludzkiej
duszy. Ma to bardzo szerokie implikacje. Przede wszystkim pokazuje, że nowe życie w
Chrystusie to nie życie poświęcone kontemplacji i ucieczce od materialnego świata, ale
sprawiedliwe zaangażowanie się w sprawy tego świata. Po to Bóg stał się człowiekiem,
byśmy "dla sprawiedliwości żyli", a ponieważ jesteśmy przymierzową głową reszty
stworzenia, dlatego nasze usprawiedliwienie przyniesie ratunek i jemu.
Wiara w prawdziwe człowieczeństwo Syna Bożego jest miarą chrześcijańskiej
ortodoksji, ponieważ jeśli Jezus nie przyszedł w ciele, to grzech wciąż panuje nad
światem. Dlatego Paweł z całą stanowczością stwierdził, że jeśli nie ma
zmartwychwstania ciała, to nasza religia nic nie jest warta (1Kor. 15:19). To samo
widzimy w liście Jana. Czytamy w nim, że ci, którzy zaprzeczali przyjściu Jezusa w
ciele, mieli też problemy z okazywaniem bratniej miłości. Dlaczego? Ponieważ istnieje
analogia między Bożą miłością ku nam, a naszą miłością ku bliźnim: "Na tym polega
miłość, że nie myśmy umiłowali Boga, lecz że On nas umiłował i posłał Syna swego
umiłowanego jako ubłaganie za grzechy nasze. Umiłowani, jeżeli Bóg nas tak umiłował,
i myśmy powinni nawzajem się miłować" (1Jn. 4:10-11). Właśnie na tym polega miłość,
że Jezus przyszedł w ciele i na własnym ciele poniósł karę na nasze winy, aby odkupić
nasze grzeszne ciała. Jeśli jednak zredefiniujemy Bożą miłość i odrzucimy pierwszy
człon tego stwierdzenia, to odrzucimy i pozostałe, które z niego wynikają. Jeśli ciało się
nie liczy, to po co ponosić koszty służenia mu? Nie trzeba będzie wtedy znosić siebie
nawzajem w cierpliwości (Ef. 4:2) ani tym bardziej nakarmić łaknącego, napoić
pragnącego, przyjąć przychodnia, przyodziać nagiego, odwiedzić chorego lub więźnia.
Wtedy z przyjemnością będziemy mówić o miłości jako uczuciu po to, by uciec od
definicji miłości jako przestrzegania Bożych przykazań (1Jn. 5:3).
Gdyby nasze ciała miały pójść na spalenie, a dusze po śmierci ponownie złączyć się z
Bogiem, wtedy Jezus nie musiałby przychodzić w ciele, a służba Bogu polegałaby na
kontemplacji. Skoro jednak przyszedł w ciele, to oznacza, że nie tylko dusza, ale i ciało
jest ważne, a służba Bogu polega na sprawiedliwym postępowaniu.

Bogumił Jarmulak


Lewiatan i Hiob

background image

40

Dwie mowy Jahwe, które znajdujemy na końcu Księgi Hioba (38-41), mają być jej
konkluzją. W prologu czytamy o wszystkich mocach kosmosu sprzysiężonych
przeciwko "nienagannemu i prawemu, bogobojnemu i stroniącemu od zła" Hiobowi (1:1,
8; 2:3). Mowy końcowe Jahwe mają na celu potwierdzenie absolutnej kontroli Boga nad
całym stworzeniem, włączając w to również szatana. Historia rozpoczyna się od
momentu, w którym Bóg poleca szatanowi, jednemu z "synów Bożych", wypróbować
wierność Hioba. Szatan natychmiast odchodzi sprzed oblicza Boga i rzuca przeciwko
Hiobowi wszystkich ludzi wraz z kosmicznymi mocami – oszczędza tylko jego życie.
Sabejczycy rabują jego majątek (1:15). Ogień z nieba pochłania jego stada i sługi
(1:16). Chaldejczycy porywają jego wielbłądy i masakrują jego sługi (1:17). Wicher
uderza w cztery rogi domu jego dzieci, które giną w wyniku tej katastrofy (1:19). W
końcu, kiedy Hiob nie chce zgrzeszyć przeciwko Bogu, wypowiadając coś
niestosownego (1:22), szatan prosi o pozwolenie uderzenia w jego skórę i kości (2:5).
Kiedy czytamy powyższe sprawozdanie, musimy zwracać uwagę na szczegóły. Szatan
jest narzędziem w ręku Boga. Kiedy Jahwe zwraca szatanowi uwagę na wierność Hioba
po pierwszej fali ataków, mówi: "Trwa jeszcze w swej pobożności, chociaż ty mnie
podburzyłeś, abym go bez przyczyny zgubił" (2:3). Podobie i szatan rozpoznaje swoją
rolę Bożego narzędzia, kiedy mówi: "Lecz wyciągnij tylko rękę i dotknij i dotknij jego
kości i jego ciała" (2:5). Najwyraźniej szatan jest instrumentem w dłoni Boga, by
wypełnić Jego wolę w życiu Hioba. Również Hiob nie ma co do tego wątpliwości, gdy
napomina żonę: "Pan dał, Pan wziął – niech będzie imię Pańskie błogosławione" (1:21).
Musimy o tym pamiętać, bo chodzi właśnie o satysfakcjonujące wytłumaczenie udziału
Jahwe w cierpieniu Hioba. Jahwe zgromadził cały wszechświat – rzeczy ożywione i
nieożywione, siły anielskie i ludzkie – do walki ze swoim sługą, Hiobem! To jest główna i
konsekwentna skarga Hioba we wszystkich monologach i dialogach. Oznacza to, że
problemem, jakim zajmuje się Księga Hioba, jest nie tyle cierpienie jako takie, co raczej
moralny porządek świata, a w szczególności Boże panowanie nad stworzeniem. Czy to,
co Bóg czyni i na co zezwala, można usprawiedliwić? Już nie chodzi o pytanie:
Dlaczego ludzie cierpią?, lub: Dlaczego pobożni ludzie jak Hiob cierpią?, ale: Czy
człowiek, który cierpi, może ufać Bogu? Skoro oglądamy tak wiele przypadkowego (z
naszego punktu widzenia) cierpienia, to czy wciąż możemy zakładać, że Bóg dobrze
rządzi światem? Czy możemy na Nim polegać? Czy On wszystko kontroluje? A może
jest zaledwie, jak mówią arminianie, dr. Bogiem, który stara się, jak może, naprawić
zło?
Skoro jednak zasada odpłaty (którą trzej przyjaciele Hioba w swej głupocie zaoferowali
jako rozwiązanie problemu) nie jest kluczem do rozwiązania zagadki, to co nim jest?
Bóg nie ukarał Hioba za jego sekretne grzechy. Jeśli jednak Bóg nie rządzi światem
według zasady sprawiedliwości i odpłaty i jeśli cierpienie na świecie nie jest karą za
poszczególne grzechy, to czy w ogóle może istnieć coś takiego jak uporządkowany
świat, skoro tak wiele jest zła i cierpienia na świecie? Czy Bóg wszystko czyni dobrze?
Jeśli tak, to czy jesteśmy w stanie poznać Jego sposób postępowania?
Odpowiedź znajdujemy na końcu Księgi. Bóg kieruje światem w doskonały sposób i nie
potrzebuje niczyjej pomocy ani rady. Co jednak, gdy nie jesteś w stanie poznać powodu
lub sposobu Jego działania w konkretnej sytuacji? Pamiętaj, że jesteś tylko
stworzeniem. Pozwól Bogu być Bogiem! Wciąż możemy ufać Bogu, nawet jeśli nie
wiemy, dlaczego postawił nas w danej sytuacji. Nie musimy rozumieć powodów Bożego
działania, ale możemy rozumieć powód, dla którego mamy ufać Bogu. Nie wiemy,
dlaczego cierpimy, ale wiemy, dlaczego ufamy Bogu!

background image

41

O tym mówią ostatnie rozdziały Księgi Hioba – Bóg w mądry choć nieodgadniony
sposób kieruje wszystkimi wydarzeniami. Z tego powodu Bóg wzywa Hioba do
zapasów: "Przepasz jako mąż swoje biodra, będę cię pytał, a ty mnie pouczysz" (38:3).
Przepasanie bioder oznacza zawinięcie szaty wokół pasa, by uwolnić nogi do szybkiego
marszu lub biegu. Jest wezwaniem do skupienia się i zebrania sił przed zawodami.
Przygotuj się do walki ze Stwórcą i Panem wszechświata. Szykuj się – Bóg pozwala ci
zmierzyć się z Nim. Wspomnij na Jakuba. Bóg chce, by Hiob zmagał się z Nim nie jak z
wrogiem, ale jak z Ojcem. Jeden z komentatorów zwraca uwagę na życzliwy i
żartobliwy ton w wypowiedziach Boga, który wzbudza zainteresowanie i pozwala
słuchaczowi odprężyć się. Bóg nie ma bowiem zamiaru przygnieść Hioba świadomością
jego znikomości ani szydzić z niego, wskazując na własną mądrość.
Niemniej jednak to Bóg rozpętał zawieruchę! On posłał szatana, by utrapił Hioba. Bóg
zwrócił uwagę szatana na Hioba! (To fakt, który często umyka naszej uwadze, patrz:
1:8.) Bóg pozwolił trzem przyjaciołom zatruć życie Hioba. Bóg oczekiwał na odpowiedź,
jaką Hiob udzieli przyjaciołom. To Bóg siłował się z Hiobem. Na koniec Bóg wzywa
Hioba na kolejny pojedynek, którego celem jest oświecenie go. Dlaczego to wszystko?
Aby Hiob nauczył się bojaźni Bożej, stał się silny i mocny, posiadł mądrość i poznanie, a
w końcu aby obdarzyć go jeszcze większą chwałą niż posiadał na początku.
Bóg bowiem nie szuka niewolników ani nie chce, by Jego lud pozostał niedojrzały. Chce
dojrzałych synów i córki! Wiele osób uważa, że Bóg chciał po prostu uciszyć Hioba,
przytłaczając go swą wszechmocą. Po takiej prezentacji Hiob już nigdy nic by nie
kwestionował. Tak jednak nie było. Bóg nie przemówił po to, by zamknąć nam usta,
byśmy już nigdy nie zastanawiali się nam Jego drogami. To bardzo niebezpieczna
nadinterpretacja. Bóg nie miał zamiaru upokorzyć Hioba przez okazanie swojej mocy i
mądrości. Przynajmniej nie był to Jego główny zamiar. Bóg zaprosił Hioba do
zastanowienia się nad tajemnicą i złożonością, a nawet niepojmowalnością Boga i Jego
działań. "Masz powód, by mi ufać, Hiobie, nawet jeśli nie jesteś w stanie pojąć
tajemnicy twojej sytuacji."

Pierwsza mowa Boga
W pierwszej mowie Bóg przypomina Hiobowy o tym, że nie uczestniczył w stworzeniu
świat. Co więcej, Bóg stale podtrzymuje istnienie świata (38-39).
1. Stworzenie (38:4-11). "Ja jestem Stwórcą i Architektem wszechświata, Hiobie, stary
druhu. Zastanów się nad porządkiem nieożywionej materii – czy jesteś zdolny
sformułować ogólne twierdzenia na temat natury świata? Nie było cię, gdy go
tworzyłem! Nie masz dostępu do mojej stwórczej mądrości. Skoro więc brakuje ci
poznania, by osądzić mnie, nie masz też powodów, by mi nie ufać. Ja, Pan, wszystko to
dobrym uczyniłem – bez twojej pomocy ani porady. Masz wszelkie powody, by mi ufać."
2. Podtrzymanie (38:12-39:30). Następnie Bóg koncentruje się na tajemnicy
opatrzności. Najpierw przypomina, że całkiem dobrze radzi sobie z utrzymaniem świata
w działaniu bez pomocy Hioba. "Ja jestem Panem – kieruję całym stworzeniem" (38:12-
38). Bóg mówi o zjawiskach niebieskich: słońcu, burzy, deszczu, gwiazdozbiorach i
chmurach. Bóg ukazuje Hiobowi niedostępne dla niego zakątki wszechświata. To
wszystko przerasta Hioba, lecz nad wszystkim panuje Bóg, choć Hiob z rzadka nad tym
się zastanawia.
Potem Bóg mówi o tym, jak mądrze kieruje światem zwierząt (38:39-39:30). Zwróćmy
jednak uwagę na to, o jakich zwierzętach jest tu mowa: lew, kruk, kozice, dziki osioł,
dziki bawół, struś, mustang, jastrząb i orzeł. Co łączy te zwierzęta? Są dzikie,
nieudomowione. Wszystkie tylko sporadycznie stają na drodze człowieka. Zdają się być

background image

42

dlań bezużyteczne. Zamieszkują regiony, od których człowiek stroni: odległe stepy,
pustkowia i niedostępne góry. Kiedy wojna dewastuje jakąś krainę, tylko takie zwierzęta
w niej pozostają (Iz. 34; Ez. 34).
Co oznaczają te wszystkie bezużyteczne dla człowieka zwierzęta? Dlaczego Bóg o nich
mówi? Jak teologia dzikich zwierząt ma zachęcić Hioba do zaufania Bogu? Jahwe
uświadamia Hiobowi, że istnieją wielkie połacie niedostępnych dla niego obszarów
rzeczywistości. Niektóre z tych zwierząt mogą stanowić zagrożenie dla człowieka. Dziki
osioł zagraża ziemi rolnej, lew zaś stadom pasterza. Jahwe jednak panuje nad
wszystkim. Żaden skrawek rzeczywistości nie wymyka się spod Jego kontroli. Nie ma
wrogich sił, które mogłyby zagrozić Jego panowaniu. Nawet to, co zdaje się być
całkowicie pozbawione wszelkiej zwierzchności, jak dzikie zwierzęta, znajduje się pod
Bożym okiem. Wszystko stworzył Bóg i wszystkim kieruje, ale po co i dlaczego? Oto
schemat wszelkiego poznania Boga! Udomowione i obłaskawione zwierzęta służą
człowiekowi i przyczyniają się do jego dzieł. Poddajemy sobie zwierzęta, udomawiając
je. Jednak dzikie zwierzęta mają uzmysłowić człowiekowi, że nie może w pełni
kontrolować Bożego stworzenia. Staranna obserwacja świata zwierząt pomnoży
poznanie i przyda mądrości człowiekowi mądremu. Wspomnijmy na I Królewską 4:32-
33 i Przypowieści. Boży argument jest następujący: Tak jak Bóg może mądrze
zarządzać światem dzikich zwierząt, który dla ludzi stanowi tajemnicę, tak też może
kierować resztą stworzenia, włączając w to świat ludzi z wszystkimi jego tajemnicami,
takimi jak zło i cierpienie.
To stwierdzenie kończy pierwsze wystąpienie Boga. Problem: Czy to wystarczy? Czy
wszystko zostało powiedziane? Hiob nie jest chyba usatysfakcjonowany (40:3-5).
Przyznał Bogu rację, a jednak gdyby to był koniec księgi, czegoś by w nim brakowało.
Pierwsza mowy to nie wszystko.
Może, gdy wytężymy słuch i zbliżymy się do Hioba, usłyszymy jego szept: "Tak, Panie,
ale... Rozumiem, Panie, nie ma powodu, dla którego miałbym Ci nie ufać, nawet jeśli
nie pojmuję Twoich zamiarów. Bez mojej pomocy rządzisz całym stworzeniem – nawet
tymi jego sferami, która dla mnie są całkowicie niedostępne. Ale, Panie, co z siłami
ciemności? Co z tymi złowrogimi ludźmi i kosmicznymi siłami, które sieją spustoszenie
w Twoim uporządkowanym i harmonijnym stworzeniu? Dobrze jest obserwować
harmonię stworzenia, patrząc na chmury, mustangi i strusie, ale... Co z ogniem, który
spadł z nieba i pożarł moje domostwo? Co ze wschodnim wiatrem, który powalił dom
moich dzieci i zabił je? Co z pysznymi i zepsutymi do szpiku kości Sabejczykami i
Chaldejczykami, którzy zrabowali moje stada i zabili moje sługi? Skoro Twój świat jest
tak harmonijnie uporządkowany, to dlaczego dzieją się takie rzeczy? Gdzie w tym
wszystkim sprawiedliwość? Dlaczego ja, niewinny i pobożny człowiek, cierpię z powodu
tak wielkiej nieprawości? Te wydarzenia nie były częścią zwykłego porządku
stworzenia. Stanowią wielkie jego pogwałcenie. Co z tym wszystkim, Panie?"

Druga mowa Boga
Jaka jest Boża odpowiedź? Bóg mówi: "A, tak Hiobie. Niemalże zapomniałem. Spójrz
na Behemota i Lewiatana. Oto moja odpowiedź!"
To zawsze mnie zastanawiało. I chyba nie tylko mnie. Załóżmy, że twój przyjaciel
właśnie dowiedział się, że jest nieuleczalnie chory na raka. Albo znajomi stracili w
wypadku dzieci. Odwiedzasz ich i starasz się ich pocieszyć. Czy przeczytałbyś im 40 i
41 rozdział Księgi Hioba? Dlaczego nie? Czy to zakończenie księgi nie zadowala cię?
Czy te słowa Boga nie są w twoich oczach właściwą konkluzją? A może stanowią anty-
konkluzję? Czy zmieniłbyś coś w Bożej odpowiedzi na pytanie o ludzkie cierpienie i

background image

43

rzekomy brak sprawiedliwości na świecie? Lewiatan jest kropką na "i". Jego opis jest
zastanawiająco długi. Lecz właśnie on ostatecznie przekonuje Hioba. Dlaczego? Co tu
się dzieje? Czym jest Lewiatan? I dlaczego staje się końcową ilustracją w kazaniu, jakie
Bóg wygłosił przed Hiobem?
Uważam, że Jahwe posługuje się Behemotem i Lewiatanem w celu przekonania Hioba,
że niepodzielnie panuje nad wszystkim, a w szczególności nad dobrymi i złymi mocami.
Te dwie bestie reprezentują zarówno najpotężniejsze z ziemskich stworzeń, jak i
kosmiczne siły zła. Bóg jest jednak Panem nad wszelkimi siłami, które kryją się za
cierpieniem Hioba. Bóg jest Panem nad Lewiatanem i jego kosmicznym
odpowiednikiem – szatanem. Bóg panuje nad wszelkimi mocami: ziemskimi i
kosmicznymi, dobrymi i złymi. Bóg panuje nad życiem Hioba. Kontroluje jego cierpienie.
Ma władzę nad szatanem. Jest suwerennym Panem wszechświata. Nie jest wątłym
Bogiem arminian, który stara się wpłynąć na losy świata. Jeśli Hiob nie może pojąć i
kontrolować najpotężniejszych stworzeń na ziemi, to nie może też kontrolować
kosmicznych sił zła. Nie ma podstaw do kwestionowania sprawiedliwych wyroków
Bożych. Bóg sprawuje wszelką władzę i nie potrzebuje pomocy człowieka.
Najpierw widzimy Behemota (40:15-24). Główne przesłanie związane z Behemotem
znajdujemy w wierszach 19-24. "Jest przedniejszym z dzieł Bożych; jego Stwórca
zaopatrzył go w miecz" (w. 19). Tylko Bóg może kontrolować to zwierzę! Jest ono Jego
domowym zwierzakiem. (Hebrajskie behemoth to wzmocniona forma słowa behemah,
co znaczy "bydło, udomowione zwierzę".) Bóg w pełni je kontroluje. Pan, jego Stwórca,
poddał je sobie całkowicie. Bóg trzyma je w szachu. "Czy można go złapać za oczy?
Przez nozdrza przesunąć pętlicę?" (w. 24, BT). "Spróbuj Hiobie. Zapanuj nad nim.
Poddaj je sobie. Pochwyć je. Przekłuj jego nozdrza. Ja to potrafię. Czy rozumiesz tego
implikacje, Hiobie? Jeśli tego nie potrafisz, to jak chcesz być moim sędzią? Moje myśli
nie są twoimi myślami ani moje drogi twoimi drogami. Czy zdajesz sobie sprawę z
konsekwencji tego wszystkiego? Czy wychodząc z tego punktu, jesteś w stanie pojąć,
co to znaczy w twojej sytuacji? Kto kontrolował wszystkie złowrogie siły, które pozbawiły
cię rodziny, dobytku, zdrowia i reputacji? To byłem Ja, Hiobie. Pozwól, że pomogę ci to
pojąć. Spójrz na jeszcze jedno stworzenie, na Lewiatana."
Lewiatan (41:1-11) stanowi punkt kulminacyjny teofanii, Bożego przemówienia. Jest
ostateczną odpowiedzią na nieroztropne zarzuty stawiane Mu przez Hioba. Po
przedstawieniu Lewiatana Hiob natychmiast wyraża skruchę i żal. Wyznaje: "Wiem, że
Ty możesz wszystko i że żaden Twój zamysł nie jest dla Ciebie niewykonalny" (42:2).
Czym jest Lawiatan? Później w Starym Testamencie pod natchnieniem Ducha św.
Lewiatan staje się symbolem szatana i osobowych sił ciemności zwartych w szyku
przeciwko Bożemu ludowi. Choć mówię "później", to jednak już w Księdze Hioba
odnajdujemy te symboliczne konotacje. Spójrzmy na kilka cytatów.
"Wszak Ty, Boże, z dawna jesteś moim Królem; Ty dokonujesz dzieł zbawienia na
ziemi. Tyś mocą swoją rozdzielił morza, zmiażdżyłeś głowy potworów na wodach. Tyś
rozbił głowę Lewiatana, oddałeś go na żer zwierzętom pustyni." (Ps. 74:12-14).
"Przebudź się, przebudź! Przyoblecz się w moc, o ramię Pańskie! Przebudź się, jak za
dni minionych, w czasie zamierzchłych pokoleń. Czyżeś nie Ty poćwiartowało Rahaba,
przebiło Smoka?" (Iz. 51:9, BT).
"Przemów i powiedz: Tak mówi Wszechmocny Pan: Oto Ja wystąpię przeciwko tobie,
faraonie, królu Egiptu, ty wielki smoku, który się wylegujesz pomiędzy odnogami Nilu i
mówisz: Mój jest Nil, ja go zrobiłem." (Ez. 29:3).
"Synu człowieczy, zanuć pieść żałobną nad faraonem, królem egipskim i powiedz do
niego: Do młodego lwa wśród narodów przyrównywano ciebie, a byłeś przecież

background image

44

podobny raczej do potwora w wodach morskich; burzyłeś wody swoim ryjem, mąciłeś
wody swoimi odnóżami i dreptałeś wokoło w ich falach." (Ez. 32:2).
"I inny znak się ukazał na niebie: Oto wielki smok barwy ognia, mający siedem głów i
dziesięć rogów - a na głowach jego siedem diademów. I ogon jego zmiata trzecią część
gwiazd nieba: i rzucił je na ziemię. I stanął smok przed mającą rodzić niewiastą, ażeby
skoro porodzi, pożreć jej dziecię." (Obj. 12:3-4, BT).
"I zrzucony został ogromny smok, wąż starodawny, zwany diabłem i szatanem, który
zwodził cały świat; zrzucony został na ziemię, zrzuceni też zostali z nim jego aniołowie."
(Obj. 12:9).
Bez wątpienia późniejsi autorzy Pisma św. zidentyfikowali Lewiatana jako symbol
szatana. Skąd zaczerpnęli ten pomysł? Z Księgi Hioba.

Rozwiązanie
Bóg może mówić, co chce, o pięknie, harmonii i złożoności stworzenia (38-39), jednak
jak długo Lewiatan (szatan) żyje, ma się dobrze i sieje spustoszenie na prawo i lewo,
tak długo mucha pozostaje w cudownej maści – luźny koniec nie pozwala zamknąć
argumentacji. Bóg odpowiada na to w 41 rozdziale. Mówi o szatanie, używając
spotykanej też gdzie indziej smoczej symboliki. Szatan to wąż. ("W owym dniu ukarze
Pan swoim twardym, wielkim i mocnym mieczem Lewiatana, zwinnego węża,
Lewiatana, węża skręconego, i zabije smoka morskiego" (Iz. 27:1)) Pamiętajmy o
osobowej naturze zła. Zło nie jest metafizyczne, nie jest substancją lub rzeczą, nie jest
też brakiem substancji. Zło to zbuntowana osoba. Szatan to zło – czysty bunt przeciwko
Bogu. Niemniej jednak Bóg suwerennie panuje nad Złym. Dlatego możemy Go prosić,
by "zbawił nas od Złego". Dowiedzieliśmy się tego w prologu Księgi Hioba.
Ten sam Bóg, który stworzył dzikiego strusia, uczynił też "Króla Strachów" (18:14).
Szatan jest stworzeniem. Zły jest całkowicie pod Bożą kontrolą. Musi stawać przed
tronem Boga i zdawać raport ze swych poczynań (1:6; 2:1). Jahwe prowadzi szatana za
kółko w jego nozdrzach (40:24)! Zły jest przerażającym stworzeniem, lecz tylko
stworzeniem. "Nie ma mu równego na ziemi, uczyniono go nieustraszonym: Każde
mocne zwierzę się lęka jego, króla wszystkich synów pychy" (41:25-26, BT).
Niemniej jednak na końcu Księgi Hioba sam Bóg interpretuje poczynania szatana.
Szatan musi zamilknąć. W prologu występuje jako "szatan" (dosł. oskarżyciel), starając
się skłócić Jahwe z wiernym sługą. Jego słowa są pełne pychy: "Czy nie będzie Ci w
oczy złorzeczył" (1:11). Dalej przemawia przez "przyjaciół" Hioba. Pierwsza mowa
Elifaza wskazuje na ich powiązania ze światem ciemności (4:12-21). Trzej "przyjaciele"
okazują się "szatanami", oskarżającymi go o skrywane grzechy. Na koniec szatan
zostaje jednak uciszony. Jego przechwałki okazały się być pustym kłamstwem. Hiob nie
złorzeczył Bogu. Nigdy nie porzucił modlitwy – lamentu, błagania, a nawet przeklinania
dnia swoich narodzin – byle tylko nie odwrócić się od Stwórcy i Pana.
Czy nie jest to pocieszające? Cóż z tego, że nie potrafisz założyć kółka w nozdrza
Lewiatana i oswoić go? Bóg potrafi i to uczyni. Cóż z tego, że szatana żyje i ma się
dobrze na planecie Ziemi? Wciąż pozostaje sługą Boga. Pismo św. nigdzie nie
przyznaje racji manichejskiemu dualizmowi tak często obecnemu w rozmowach o
diable. Nie ma odwiecznej walki między dobrem i złem, Bogiem i szatanem. Zło jest
realne, ale nie wieczne ani suwerenne. Nic w Starym ani w Nowym Testamencie nie
wskazuje na istnienie królestwa demonów znajdującego się poza Bożą kontrolą. Oto
odpowiedź Boga na pytanie Hioba o sprawiedliwość. Potwierdza ona wszelkie powody
do zaufania Bogu. W jaki sposób? Wskazując na Boże panowanie nad całym

background image

45

stworzeniem, włączając w to siły ciemności: Lewiatana i jego kosmicznego
odpowiednika, szatana.
W końcu Hiob odkrywa to, co czytelnik wiedział od początku. Bóg trzyma szatana na
krótkiej smyczy i dlatego zło jest pod Jego kontrolą. Pamiętacie prolog? Szatana musi
składać raporty Bogu. Wielu ludzi czyni zarzuty, że choć szatana zostaje przedstawiony
na wstępie, to później znika ze sceny. Hiob nigdy go nie wspomina. Ani jego przyjaciele.
Wierzę jednak, że trzej "przyjaciele" Hioba przejmują rolę szatana, gdy stają się
oskarżycielami. Nikt w tej historii wydaje się nie zdawać sobie sprawy z obecności
szatana. On jednak tam jest. Podobnie wielu osobom nie podoba się zakończenie –
wciąż oczekują na skonkludowanie sprawy kusiciela. Ono też tam jest. Ogień, który
zniszczył stada i sługi Hioba (1:16) odpowiada ognistemu oddechowi Lewiatana (41:11-
13). Bóg posługuje się szatanem dla realizacji łaskawych zamiarów wobec swego ludu.
Oczywiście, nie mógłbym zamknąć tego artykułu, nie wspominając o Chrystusie. Jezus,
Wielki Hiob, również cierpiał od ciosów szatana, którym Bóg posłużył się dla realizacji
planu zbawienia ludzkości. Biedny szatan. Jest tylko pionkiem, chłopcem na posyłki.
Przeraża nas, ale Bóg może go rozgnieść jednym palcem.

Jeffrey J. Meyers

Artykuł ukazał się w "Biblical Horizons" nr 87 i 88.

www.biblicalhorizons.com

Autor jest pastorem Presbyterian Church in America.


Kim jestem? Rdz 1:26-28

Zajmiemy się dzisiaj odpowiedzią na tytułowe pytanie. Pierwsza uwaga: każdy człowiek
w jakiś sposób odpowiada na to pytanie. Każdy człowiek ma bowiem pewien obraz
siebie. Istnieje więc bardzo dużo odpowiedzi. Warto chwilę zastanowić się nad tymi
najczęstszymi.

Odpowiedzi niechrześcijańskie
Z perspektywy ewolucji człowiek jest zorganizowaną formą białka, powstałą przez
kosmiczny przypadek. Zasadą wpływająca na rozwój jest przetrwanie najsilniejszych
osobników. W zasadzie takie ujęcie sprawy wnioskuje brak moralności. Jedyną
wartością z tego wynikającą jest siła, potrzebna do przetrwania; a przetrwanie - bez
względu na wszelkie służące mu środki - jest ostatecznym, uzasadnionym i pożądanym
celem człowieka. Egoizm jest więc słuszny i konieczny. Egoizm zarówno osobisty, jak i
narodowy czy też przejawiany przez jakąkolwiek inną grupę.
W oparciu o ewolucyjne podstawy różne nauki dają własne odpowiedzi. I tak
psychologia widzi człowieka jako produkt wewnętrznych impulsów, popędów. Skoro
istnieją, to są dobre. To jednak stwarza problem wyjaśnienia dokonywania wyborów
moralnych. Socjologia w zasadzie twierdzi, że człowiek jest zdeterminowany
wychowaniem, miejscem w strukturze społecznej; biologia widzi przyczyny naszego
zachowania w pewnych uwarunkowaniach genetycznych i zachodzących w nas
procesach chemicznych, które mają wyjaśniać odczuwanie miłości, nienawiści,
dokonywanie takich a nie innych wyborów.
Jeśli chodzi o filozofie Wschodu (drugi ważny nurt ludzkich przekonań), to ciężko je
krótko podsumować. Spróbuję jednak, jednocześnie przepraszając za pewne konieczne
uproszczenie. To, co wydaje mi się charakterystyczne dla większości z nich, to
pojmowanie człowieka jako wędrowanie części ku pewnej całości, formy, która dąży do
zlania się z prawdziwą substancją świata. Zlania i rozpłynięcia się. Problemem staje się
tu wartość osobowości i jednostkowości konkretnego człowieka. Mnie takim, jakim
jestem. Ów stan - bycia sobą, a nie kimś innym - jest raczej ograniczeniem; ewentualnie

background image

46

pewnym materiałem wyjściowym, który jednak należy doskonalić ku przeistoczeniu w
coś zupełnie innego.
Dzisiejszy światopogląd wielu osób w kręgu kultury Zachodu można przedstawić jako
połączenie tych dwóch poglądów. Nasza kultura dziedziczy spuściznę racjonalizmu z
jego naukowo-ewolucyjnym podejściem. Jednak nie jesteśmy już tak bardzo pewni
natury świata. Nie podoba nam się naukowe wyjaśnienie z jego fatalistycznym,
ponurym wnioskiem. Wręcz wydaje się uproszczone, a nawet prostackie. Wielu sięga
więc po metafizyczne (poza-racjonalne) wytłumaczenie świata, często właśnie do
filozofii Wschodu, ponieważ ta również mówi o ewolucji, która tworzy podstawę dla
naturalnego zmieszania tych dwóch prądów.
Wszyscy ludzie czują, że są kimś ważnym (mają "wieczność w sercach" - Kazn 3:11);
ale jednocześnie widzą, że coś jest z człowiekiem nie tak (Bóg działa przez sumienie -
Rz 2:15-16). I szukają odpowiedzi. Bo jej nie znają lub nie potrafią nazwać i - co jest
znakiem naszych czasów - zazwyczaj się do tego przyznają.
Powyższe odpowiedzi nie dają satysfakcjonujących odpowiedzi na pytania: Czym jest
wolność? Czym jest godność? I wynikające z tego: Jaki sens ma moje postępowanie?
Innymi słowy, nie uzdalniają do dogłębnej odpowiedzi na pytanie: Kim jestem?, ze
względu na brak definicji podstawowych pojęć, które mogłyby ją dać.

Odpowiedź chrześcijaństwa
Co mówi o człowieku objawiony w Biblii Bóg? Oto odpowiedź: Człowiek jest stworzony
na podobieństwo Boże (Rdz 1:27). Stąd wszystko, czym jesteśmy, oprócz grzechu,
który w żaden sposób Boga nie obrazuje, w pewien podniosły, wspaniały sposób
wskazuje na i uczy o naturze samego Boga. Stąd, nasze istnienie i działanie ma sens.
Nasza wolność ma sens, bo podobna jest do wolności samego Boga. Człowiek posiada
wartość, bo będąc stworzonym (inaczej nie może), jest podobny do Boga.

Dwie uwagi wstępne
Zanim przejdziemy do rozwinięcia powyższej odpowiedzi, trzeba podkreślić dwie
sprawy:
Po pierwsze człowiek, dlatego że upadł w grzech, zniekształcił stan obrazu Boga w
sobie. Jak już wspomniałem, dzieje się tak dlatego, że grzech nie wyraża naszego
podobieństwa do Boga. Dlatego właśnie uwolnienie się od jego wpływu jest warunkiem
życia w sposób pierwotnie zaplanowany przez Boga dla człowieka - w
błogosławieństwie i spełnieniu. Dlatego takie życie jest celem Bożego zbawienia, który
chce stawić wierzących nieskalanych i czystych przed obliczem swojej chwały, jak mówi
Juda, lub też, jak mówi Paweł, który wybrał ich przed założeniem świata, aby byli święci
i nienaganni przed Jego obliczem. To cel Boga w działaniu w tym świecie wobec Jego
dzieci; to również Jego cel ostateczny dla wiernego Mu ludu, który zrealizuje się wraz z
powtórnym przyjściem Chrystusa, gdy dostaniemy nowe ciała, na podobieństwo ciała
Chrystusa, w którym nie mieszka grzech (Rz 7:24-25; 1Kor 15:48-49). Dlatego w końcu
życie w wierze zgodnej z Pismem daje człowiekowi świadomość sensu istnienia, radość
wyrażania podobieństwa do Boga przez naśladowanie samego Jezusa Chrystusa i
nieustającą satysfakcję z wartości, jaką ma jako stworzony na obraz Boży i zmieniany
przez Ducha Bożego ku odnowieniu obrazu Bożego w nim.
Po drugie człowiek, choć upadł w grzech, będąc człowiekiem, pozostaje stworzony na
Boży obraz. Bo upadły człowiek jest człowiekiem, a człowiek jest stworzony na Boży
obraz. Kiedyś ktoś mnie zapytał: "Jak to możliwe? Popatrz na upodlenie ludzi; na to, jak
bardzo mogą być zwyrodniali." Myślę, że właśnie nasza ocena tego stanu jako złego,

background image

47

nie przystającego do człowieka, dowodzi, że człowiek jest czymś więcej; że nie takie
jest jego powołanie. Innymi słowy, że zepsucie człowieka stoi w sprzeczności z czymś,
co jest w nim samym. Gdyby tak nie było, nie reagowalibyśmy zdziwieniem i smutkiem
na taki stan. Kim więc jest człowiek jako stworzony na Boży obraz?

Jest stworzony
Co to oznacza? Po pierwsze, że jest zależny od Boga. Potrzebuje Stwórcy. Bez Niego
by żadnego z nas nie było. Nie jesteśmy samowystarczalni. Nasze istnienie zależy od
Boga; nie jest samoistne. Powinniśmy więc być pokorni wobec Niego. I paradoksalnie
właśnie ta pokora uzdalnia nas do dostrzeżenia naszej wartości. Wtedy dopiero
rozumiemy naturę Tego, do którego jesteśmy podobni, a przez to swoją własną
wartość.
Po drugie, że jesteśmy określeni. Żaden z nas nie jest chaosem, niewiadomą
(choćbyśmy byli niewiadomą i chaosem dla siebie). Jesteśmy czymś konkretnym. Bóg
stwarzając mnie, stworzył mnie. I wiedział, kogo stwarza. Stworzył mnie jako człowieka,
jako mężczyznę lub kobietę, jako konkretną jednostkę i obdarzył mnie wolnością i
odpowiedzialnością, co oznacza, że to, co czynię, ma wartość. I dlatego kiedyś przed
Bogiem odpowiem za to.
Jestem również określony przez dane przez Boga zasady. Posłuszeństwo im przynosi
mi błogosławieństwo; nieposłuszeństwo - przekleństwo.

Jest stworzony na podobieństwo Boże
Co to znaczy? Bóg w Rdz 1 przedstawił swoje dwa podstawowe cechy: jest Stwórcą i
jest Jeden w Mnogości. Jako Stwórcę poznajemy Go przez stwórcze działanie. Jako
Jednego w Mnogości poznajemy Go w wersecie 26: "Potem rzekł Bóg [liczba
pojedyncza]: uczyńmy [liczba mnoga] człowieka [liczba pojedyncza] na obraz nasz
[liczba mnoga], podobnego [liczba pojedyncza] do nas [liczba mnoga]." Poznajemy w
tym drugim przypadku istotę/naturę Boga; to kim jest bez odniesienia do stworzenia,
sam w sobie. W tym wersecie widzimy również, że człowiek będąc stworzonym
podobnie - analogicznie do Boga - odzwierciedla w swym bycie te dwie zasadnicze
cechy Boga.
Musimy to dobrze zrozumieć. Podobieństwo do Boga nie oznacza, że człowiek w jakiś
sposób uczestniczy w Bożej naturze. Przeciwnie, Boża natura jest nieprzekazywalna.
Bóg jest niepowtarzalny. Ale stwarzając człowieka, Bóg zechciał stworzyć kogoś, kto w
swym istnieniu, w pewnym zakresie będzie w szczególny sposób podobny do Niego.
Będzie dobrym obrazem tego, kim jest Bóg (pozostając tylko obrazem, z wszystkimi
swymi ograniczeniami). Nie jest Bogiem. Ale będąc stworzeniem posiada: (1) naturę
podobną do Bożej i (2) działa analogicznie do Boga. Omówmy to dokładniej.

Natura
Jak nasza natura podobna jest do natury Boga? Przez unikalność: Bóg jest
numerycznie jeden. Adam i Ewa, jako konkretni ludzie, są również jedni. I każdy z nas
jest unikalny, jeden, jedyny taki właśnie człowiek.
Przez należenie do pewnej klasy: Bóg Ojciec - jako Bóg Ojciec - jest Bogiem. Syn Boży
- jako Syn Boży - jest Bogiem. Duch Święty - jako Duch Święty - jest Bogiem. Odbiciem
tej zależności w nas jest płeć: "I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga
stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich." Każdy mężczyzna jest
człowiekiem (w pełni). Każda kobieta jest człowiekiem (w pełni).
Przez istnienie w określonych więziach: Osoby Trójcy są wzajemnie ze sobą

background image

48

powiązane. Ich kontakt nie jest zimny, bezosobowy, ale dynamiczny (choć niezmienny)
- to więź wzajemnej miłości. Podobnie z człowiekiem. Został stworzony jako istota, w
naturze której leży odnoszenie się w bardzo osobisty, połączony z uczuciami i
wartościowymi postawami, sposób do innych.

Co z tego wynika
Ponieważ jesteśmy stworzeni na Boży obraz, przez każdą z tych cech odnosimy się do
Boga. Czyli, każda z tych cech wskazuje na cel, dla którego Bóg nas stworzył. Stąd
masz znaczenie jako Ty - Zosia, Felek, itd. Choćbyś, jako osoba niewierząca, był
przeznaczony na dzień sądu - masz znaczenie. Możesz uczynić coś wartościowego.
Bunt wobec Boga również ma znaczenie, czego dowodzi sąd Boży - nie można sądzić
o coś, co jest bez znaczenia. Bóg nie stworzył cię bez sensu, czy celu; przeciwnie, fakt
stworzenia (choćby na sąd) dowodzi, że w twoim istnieniu tkwi pewien sens.
Ponieważ każdy z nas został stworzony jako kobieta lub mężczyzna, to to że jesteśmy
danej płci nakłada ramy na realizację mojego osobistego celu. Bóg zaplanował bowiem
inny cel dla kobiet (bo są kobietami) niż dla mężczyzn (bo są mężczyznami). To, że
kobiety (mężczyźni) istnieją i że ty jesteś jedną (jednym) z nich, oznacza, że macie
pewien cel - w tym i ty. Jako kobieta (mężczyzna) posiadasz wartość; jesteś Bożym
narzędziem w realizacji celu. Znów widzimy analogię do Trójcy - poszczególne osoby
Trójcy w planie zbawienia, choć wszystkie mają jeden wspólny cel (wywyższenie Boga
przez ratunek wszystkich, którym to jest dane), w ramach tego celu realizują inne
zadania. Co innego, aby zbawić człowieka, uczynił i czyni Bóg Ojciec, co innego uczynił
i czyni Syn Boży, co innego Duch Święty.
Ponieważ każdy z nas (jako mężczyzna lub kobieta) jest w stanie tworzyć wartościowe
więzi, twoja postawa wobec innych - to jak wpływasz na innych - ma znaczenie.
Znaczenie dla ludzi - coś możesz wnieść; zmienić w ich życiu - na dobre lub na złe.
Znaczenie dla Boga - Bóg Cię z tego rozliczy.

Problem
Tu znów widzimy ingerencję grzechu. Odbiera wartość temu, kim jesteśmy. Człowiek,
każdy z nas, z natury, po upadku Adama, odrzucił zależność od Boga i przestał Go
uwielbiać. Natura ludzka zaczęła wyrażać się w buncie wobec danego konkretnie
każdemu z nas przez Boga celu w życiu, wobec danej przez Boga tożsamości kobiety i
mężczyzny, wobec więzi, jakie Bóg dla nas zaplanował. Ludzie nie chcą służyć Bogu;
odrzucają ramy własnej płci; odrzucają dane przez Boga więzi i związane z nimi
funkcje.
Zajmiemy się teraz odpowiedzią na pytanie, jak określić cel, dla którego zostaliśmy
stworzeni w taki, a nie inny sposób. Nasze istnienie to bowiem nie tylko nasza natura,
ale również nasze działanie - nasze czyny i trwanie. W owym trwaniu wyrażamy
podobieństwo do Boga w drugim podstawowym wymiarze, a mianowicie podobieństwo
do Boga, który działa - który jest Stwórcą.

Nasze działanie
Nasze działanie, które jest wyrażaniem podobieństwa do Boga Stwórcy określa werset
26: "Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas i niech panuje nad rybami
morskimi i nad ptactwem niebios, i nad bydłem, i nad całą ziemią, i nad wszelkim
płazem pełzającym po ziemi", oraz 28: "I błogosławił im Bóg, i rzekł do nich Bóg:
Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną;
panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami,

background image

49

które się poruszają po ziemi!" Tym działaniem, do którego Bóg człowieka stworzył i
wyposażył, jest panowanie nad ziemią.
Dla realizacji tego celu Bóg błogosławi kobietę i mężczyznę w specjalny sposób,
wskazując przez to, w jaki sposób praktycznie ma to wyglądać. Mamy się rozradzać,
rozmnażać, napełniać ziemię i czynić ją sobie poddaną. Widzimy jakby dwa etapy:
pierwszy to reprodukcja i macierzyństwo. Jeśli nie będzie ludzi, nie będzie komu
panować nad ziemią. Drugi to czynienie ziemi poddaną, co widzimy w 2 rozdziale na
przykładzie Adama, który miał pielęgnować i strzec ogrodu. A więc, panowanie oznacza
dwie zasadnicze części. Po pierwsze, rodzenie i wychowanie dzieci. To działanie, które
skupia się na więziach rodzinnych, nie wychodzących poza wąski krąg kilku osób. Po
drugie pracę - działanie poza rodziną, bezpośrednio wobec stworzenia, nad którym
człowiek ma panować; której jakość wynika właśnie z wcześniejszego etapu,
przygotowującego do pracy.
Mężczyzna i kobieta wspólnie są powołani do obu zadań. Jednak widzimy pewien
podział ról, który widoczny jest nawet w fizycznym przysposobieniu do pewnych funkcji -
to kobieta nosi ciążę, rodzi dziecko, to jej opieka jest niezbędna w okresie połogu.
Mężczyzna znów, jako silniejszy, jest lepiej przystosowany do pracy. Podsumowując:
panowanie poprzez zajmowanie się macierzyństwem i wychowaniem jest głównym
zadaniem kobiet, natomiast poprzez pracę głównym zajęciem mężczyzn.
Ów podział widać również w naturze przekleństw. Świat został przeklęty właśnie w
sferze najbardziej bliskiej każdej z płci: dla Adama jest to obszar jego działania, czyli
ziemia (3:17-19), dla Ewy - sposób rodzenia (3:16).
Nie twierdzę tutaj, że kobieta nie może pracować albo mężczyzna wychowywać dzieci.
Rodzina jest jednym ciałem, w którym małżonkowie powinni sobie pomagać w realizacji
swoich celów. Ale właśnie - swoich celów. Innymi słowy, to obowiązkiem mężczyzny
jest troszczyć się o finanse i ochronę rodziny; to obowiązkiem kobiety jest troszczyć się
o atmosferę wewnątrz i stan rodziny. Co oznacza, że zazwyczaj (w odróżnieniu od
wyjątków) właśnie tym, jako mężczyźni i kobiety w rodzinie, mamy się zajmować. Co
więcej, oznacza to, że w realizacji danego przez Boga celu mamy szukać spełnienia,
sensu i znaczenia.
Gdzie, kobieto, szukasz swej wartości? Czy w domu? Czy w byciu dobrą pomocą dla
męża tak, by silny, zdecydowany i zadowolony pracował? Gdzie szukasz, mężczyzno,
swojej wartości? Czy w pracy, w działaniu przemieniania w jakiś sposób świata, którego
jakiś wycinek jest twoim ogrodem?
Oczywiście, ze względu na naszą buntowniczą naturę sprzeciwiamy się takiemu
podziałowi ról. Krnąbrne serce popycha nas do buntu wobec sposobu, w jaki Bóg
zaplanował nam życie. Mamy lepsze pomysły. No cóż. Nikogo do niczego nie mam
zamiaru zmuszać. Żyjmy więc. Pamiętajmy tylko, że życie jest krótkie; zbyt krótkie na
inwestowanie lat w sprawdzanie, kto ma rację - Bóg czy człowiek.

Zastosowanie
Jesteśmy stworzeni na Boży obraz. Obraz Boga, który jest Jeden w Mnogości - Trójcą; i
Boga, który jest Stwórcą. Oznacza to, że każdy z nas jest unikalny, jest albo kobietą,
albo mężczyzną, i jest zdolny do tworzenia i podtrzymywania wartościowych więzi.
Naszym zadaniem jest panowanie, ukierunkowane dla kobiet na rodzinę, a dla
mężczyzn na pracę. Jak praktycznie to wpływa na nasze życie?
Nasze istnienie ma cel. Konkretna praca, którą wykonujesz, jest spełnieniem
konkretnego celu, jaki Bóg ma dla ciebie. Ów cel to nie tylko praca w kościele, ale
każda. Rodzina i twoje w niej miejsce - bez względu na to, kim w niej jesteś, masz

background image

50

wobec tych konkretnych ludzi obowiązki, z których spełnienia Bóg cię rozliczy i którym
posłuszeństwo poprowadzi cię do błogosławieństwa. Ich lekceważenie popchnie pod
wpływ przekleństwa. I w końcu uczestnictwo w konkretnym zborze, w którym Bóg cię
umieścił (szczególnie wobec tych, którzy nie maja wierzącej naturalnej rodziny). Masz
się okazać miłującą siostrą lub bratem. Przyjaciele, sąsiedzi, którymi Bóg Cię otoczył -
wobec nich masz się okazać dobrym bliźnim.
Oby Bóg dał nam dość mądrości i zmiękczył serce, byśmy nie odrzucali Jego
błogosławieństwa i żyli w sposób przez Niego wyznaczony. Bo to sposób, który nie tylko
będzie kiedyś wynagrodzony, ale również przynoszący radość - pomimo łez, które
pojawią się na pewno, ponieważ wierność Bogu oznacza nieprzyjaźń świata - i
satysfakcję - pomimo wielu chwil, gdy będziemy podobnie jak psalmiści wątpić w
obecność Bożą i sens sytuacji, w jakich się znajdujemy. Bóg przychodzi jednak właśnie
w takich chwilach, gdy przez wiarę trzymamy się Jego dróg. "Wzywaj mnie w dniu
niedoli, wybawię Cię, a ty mnie uwielbisz" (Ps 50:15). Uwielbisz przez życie w zgodzie z
Bogiem. Jako stworzony na Boży obraz.


Mateusz Wichary


Charakter królestwa Chrystusa

"Nie będzie krzyczał ani wołał , ani nie wyda na zewnątrz swojego głosu. Trzciny
nadłamanej nie dołamie ani knota gasnącego nie dogasi, ludom ogłosi prawo
." (Iz.
42:2,3).

Głównym tematem starotestamentowych proroctw dotyczących wspaniałego królestwa
Mesjasza jest to, w czym różni się ono od większości królestw ziemskich. Królestwa
ludzkie powstają i trwają ze wspaniałością i pompą, dumą i siłą, niszcząc wszystkich,
którzy ośmielają się im sprzeciwiać. Ustanawiają widzialne manifestacje chwały
człowieka i zwykle są aroganckie zarówno wobec Boga, jak i ludzi.
Inaczej zapowiada się powstanie królestwa Chrystusa - ma ono powstać w pokorze, z
dala od wywyższania mocy ludzkiej (Mich.5:2). Gdy badamy Ewangelię pod względem
narodzin i śmierci Chrystusa, odkrywamy, że starotestamentowe proroctwa zostały
spełnione w zupełności. Chrystus urodził się w ubóstwie i poniżeniu, witany nie przez
królewskich heroldów, ale przez uniżonych pasterzy, królowie ziemscy nie sławili Go, a
władca ówczesnego Izraela próbował Go zamordować. Nasz Pan był wychowywany w
pokornej, bogobojnej rodzinie w dość skromnych warunkach. Jego nauczanie i służba,
chociaż podziwiana przez tysiące, nie nosiła charakteru ziemskiego panowania. Jego
bolesna i odrażająca śmierć, słuszna być może dla pospolitego przestępcy, była
najbardziej upokarzającą egzekucją w całym starożytnym świecie.
To prawda, że jeżeli rozważymy Jego życie na ziemi, królestwo Chrystusa niewiele ma
wspólnego z królestwami ziemskimi.
Warto zatem zastanowić się nad nim. Królestwo Chrystusa nie jest przede wszystkim
królestwem politycznym. Nacjonaliści żydowscy w czasie pierwszego przyjścia
Chrystusa oczekiwali, że ten człowiek, który ogłasza, że jest królem i Mesjaszem,
wypełni Stare Przymierze, które zapowiadało, że Wybraniec Boży złamie jarzmo
pogańskich okupantów Izraela (Jer. 23:5-9; Ez. 34:24-31; Mich. 5:5-6) W tym założeniu
nie mylili się. Mylili się wielce, jeśli chodzi o sposób, w jaki to uczyni. Zakładali,
podobnie jak współcześni dyspensacjonaliści, że królestwo Chrystusa będzie
politycznym państwem, które nadejdzie z siłą i poprzez zniszczenie innych. Jakimś

background image

51

trafem nie zauważyli tych proroctw, które zapowiadały, że król-Mesjasz ustanowi swoją
władzę przez cichą odnowę rzeczywistości bez przymusu (Iz. 15:14-15; 42:1-7; 52:13-
53,12; Zach. 9:9) Chrystus w rzeczywistości skruszy swoich przeciwników (Ps. 2), ale
nie w sposób, w jaki czyni to większość królów ludzkich.
Głównym błędem amilenialistów jest utrzymywanie, że królestwo Chrystusa jest
ograniczone do chrześcijańskiej rodziny, kościoła lub w pośrednim stopniu państwa.
Stwierdzenie to nie bierze pod uwagę wszystkich obietnic dotyczących królestwa
Bożego, które odnoszą się do złotego wieku Boga na całej ziemi, włączając w to
polityków i państwa (patrz: Ps.2; 22:28; 47:3.4.8; 72; Iz. 2:2-4; 11:1-10; 42:1-4; 65:17-
25; Mich. 4:1-5).
Centralnym błędem dyspensacjonalistów, większości premilenialistów, a nawet
niektórych postmilenialistów jest założenie, że królestwo Chrystusa jest przede
wszystkim fenomenem politycznym. Pierwsze dwie opcje wypatrują powrotu Chrystusa
na ziemię w towarzystwie zmartwychwstałych świętych, wśród grzmotów i płomieni, by
powalić Antychrysta i jego popleczników. Niektórzy postmilenialiści mylą się,
popełniając podobny błąd. Prawdopodobnie sądzą, iż wystarczy, by chrześcijanie
przejęli władzę w państwie, a będzie ono gotowe do przekształcenia w Tysiącletnie
Królestwo, wprowadzenia prawa Bożego i ukarania wrogów Boga. Chociaż ich pewność
może być budująca, ich program jest nieprzemyślany.
Ziemskie królestwo Chrystusa zaczyna się w odrodzonych sercach ludzi (Łk 17:21; Kol.
1:13) przez działanie mocy Ducha Św., gdy chrześcijanie odnawiają swoje życie,
rodzinę, wszystkie inne dziedziny, na które mają wpływ na podstawie chrześcijańskiej
wiary i prawa biblijnego. Wtedy Bóg stopniowo usuwa rezultaty zła w życiu ludzkości i
społeczeństwach. Polityka jest jedną z tych dziedzin, ale nie jest najważniejszą.
Fatalnym błędem tych, którzy dali się wciągnąć w herezję o ostateczności rozwiązań
politycznych, jest twierdzenie, iż królestwo Chrystusa będzie się rozprzestrzeniało przez
politykę. Tak nie będzie.
Będzie wzrastało przez działanie Ducha Św. w życiu dążących do świętości, prawych
chrześcijan, którzy praktykują swoją wiarę w rodzinach, kościele i wszędzie tam, gdzie
mają coś do powiedzenia.
Ojcowie wprowadzają ortodoksyjną wiarę chrześcijańską do rodzin. Pastorzy prowadzą
swoje stada do większego posłuszeństwa Pismu. Nauczyciele nauczają uczniów
wszechstronnie rozumianego chrześcijańskiego sposobu życia. Kościoły odnowią
diakonat i zaopiekują się chorymi, potrzebującymi, wdowami, sierotami. Chrześcijańscy
lekarze będą praktykować pobożną służbę przez naturalne (a czasem nawet
ponadnaturalne) uzdrawianie przez podążanie za Bożym prawem i przejawami Bożej
łaski. Biznesmeni stworzą dobrobyt przez zakładanie przedsiębiorstw, które przyniosą
zyski także innym. I tak dalej we wszystkich sferach życia.
Nie popełnijmy błędu - polityka jest ważna, ale nie bardziej niż medycyna, sztuka,
media, ekonomia, technika. Jest tak jedną z dziedzin działalności chrześcijan. Poddanie
polityki lub każdej innej dziedziny życia diabłu i jego uczniom jest złem. Ale władza w
całkowicie chrześcijańskim państwie będzie efektem szeroko osadzonej
chrześcijańskiej wierności zaczynającej się w odrodzonych sercach indywidualnych
osób, rodzinach i zreformowanym kościele. Nie będzie ona rezultatem wyboru kilku
chrześcjańskich polityków (chociaż są oni potrzebni) ani nawet chrześcjańskiego
prezydenta (jakkolwiek korzystny byłby taki wybór). Wybranie chrześcjańskiego
prezydenta i parlamentu nie rozwiąże wszystkich moralnych problemów gnębiących
większość naszego narodu. Stanie się to przez wzrost królestwa Chrystusa w sercach
ludzi - przez Ewangelię, osobiste poddanie się i posłuszeństwo prawu, Słowu Bożemu,

background image

52

a wtedy politycy i państwo cieszyć się będą panowaniem chrześcijaństwa.
Królestwo Chrystusa nie rozprzestrzenia się tak spektakularnie jak królestwa ludzkie.
Podobnie jak Jego narodziny nie były tak pełne rozgłosu jak narodziny większości
królów ludzkich. Ale małe ziarno gorczyczne i odrobina kwasu królestwa Chrystusa nie
zawiedzie, lecz przeniknie i przemieni wszystkie inne królestwa.
Królestwo Chrystusa jest cicho i spokojnie następującym królestwem na ziemi. Ale
nigdy nie upadnie.

Andrew Sandlin


Dedykacja dla Zygmunta Augusta zamieszczona przez Jana Kalwina w

Komentarzu do Listu do Hebrajczyków

Dedykacja dla Zygmunta Augusta

zamieszczona przez Jana Kalwina

w Komentarzu do Listu do Hebrajczyków

Dedykację tę zamieszczamy ku zachęcie tym wszystkim, którym leży na sercu sprawa
odnowy i budowy Kościoła Jezusa Chrystusa w Polsce. Choć sytuacja w kraju zmieniła
się przez ostatnie 450 lat, to jednak nie zmieniła się ona na tyle, żeby słowa Jana
Kalwina straciły na znaczeniu. Również dzisiaj to, co nazywa się chrześcijaństwem, jest
często zaledwie jego karykaturą - synkretyczną religią na kształt religii Północnego
Królestwa po podziale Izraela. Niestety również wiele kościołów, które w swej nazwie
odwołują się do Ewangelii, zarzuciło wierne jej głoszenie na rzecz własnych wymysłów.
Nawrócenie traktowane jest nierzadko jako cel sam w sobie. Różnice między katolikami
a protestantami są na silę pomniejszane, a Reformację przedstawia się jako
nieporozumienie. To wszystko w imię jedności chrześcijan, ale jedności złudnej, bo nie
osadzonej na fundamencie Pisma Świętego, lecz na ckliwym sentymantaliźmie, za
którym, kto wie, czy nie kryje się to samo dążenie do władzy i chęć zysku, które w XVI
wieku charakteryzowało przeciwników Reformacji. Nie chodzi o to, by potępiać cały
świat i tylko siebie przedstawiać jako prawdziwych chrześcijan. Chodzi raczej o to, by
połączyć swoje głosy w modlitwie o prawdziwą jedność opartą nie na kompromisie, lecz
na prawdzie Ewangelii - prawdzie o jedynym kapłaństwie Chrystusa, o doskonałej i
niepowtarzalnej ofierze na krzyżu, o Jego niepodzielnym królowaniu w niebie i na ziemi.
Nie może być mowy o innym fundamencie Kościoła chrześcijańskiego, bo gdy
odrzucimy te prawdy, to przestaniemy budować Jego Królestwo, a zaczniemy wojnę o
nasze królestwa. Niech Bóg obdarzy nas mądrością i niech da nam siłę, byśmy w
pokornym poddaniu Chrystusowi wiernie głosili wieczną Ewangelię ku Jego chwale i dla
zbawienia grzeszników.

Do Wielce Czcigodnego i Potężnego

Zygmunta Augusta

z łaski Bożej Króla Polski,

Wielkiego Księcia Litewskiego,

Pana na Rusi i w Prusach

Spotykamy dzisiaj ludzi niezbyt rozumnych, którzy powodowani próżnym pragnieniem
pisania zaprzątają błahostkami umysły niedouczonych i bezmyślnych czytelników.
Ponadto, Wielce Znakomity Królu, dodają oni do tego inną jeszcze nikczemność -
dedykując swoją pisaninę królom i książętom w pragnieniu zapożyczenia nieco z ich
chwały, nie tylko bezczeszczą ich czcigodne imiona, ale też przypisują im w jakimś
stopniu własną niesławę. Ich czelność sprawia, że nawet poważni i trzeźwi autorzy

background image

53

muszą pospieszyć z wytłumaczeniem, kiedykolwiek dedykują swoją pracę wielkim
ludziom, nawet jeśli w ich pismach nie ma nic, co by nie korespondowało z dobrym
imieniem tych, którym są poświęcone. Czynię tę uwagę, abym nie został zaliczony do
grona tych, którzy pozwalają sobie, będąc zachęceni przykładem innych, na publiczne
ogłaszanie wszystkiego, co przychodzi im do głowy, niezależnie od tego, jak to jest
głupie. Nie umknęło to mojej uwagi, jak bardzo wygląda to na nierozumną pewność
siebie, kiedy ja, który jestem całkowicie nieznanym i obcym człowiekiem, nie waham się
zwrócić do Waszej Królewskiej Mości. Wysłuchaj, o Królu, moich argumentów, a jeśli
uznasz je za stosowne, nie będę obawiał się tego, co inni o nich powiedzą.
Po pierwsze, pamiętając o mojej znikomości oraz czci należnej Waszej Wysokości,
wyznaję, że sława Waszej pobożności, która dotarła do niemalże wszystkich, którzy są
szczerze oddani nauce Chrystusa, wystarczy, by rozwiać wszelkie obawy. Przynoszę
bowiem dar, który ta pobożność na pewno nie odrzuci. List do Hebrajczyków słusznie
zasługuje na miano bezcennego skarbu, zawiera bowiem bardzo obrazowe omówienie
głównych punktów niebiańskiej mądrości - odwiecznej boskości Chrystusa, Jego
panowania i kapłaństwa. Nie wątpię, że Wy, o Królu, który pragniesz, by Syn Boży
rządził niepodzielnie i został uwielbiony, docenisz wartość tego Listu.
Nie twierdzę, że odniosłem pełny sukces pisząc ten komentarz. Jestem jednak pewien,
że przeczytawszy go, dostrzeżesz moje oddanie i pilność. Nie roszczę także pretensji
do wielkiej wiedzy lub uczoności, ale nie wstydzę się wyrazić to, co otrzymałem od
Boga w celu zrozumienia Pisma Świętego, gdyż przysparza to Jemu chwały, zwłaszcza
jeśli w ten sposób przyczyniam się do budowania Jego Kościoła. Mam zatem nadzieję,
że nie tylko zyskam zrozumienie w Waszych oczach, o Królu, ale także Waszą
życzliwość.
Niech ta praca stanie się zachętą dla Waszej Królewskiej Mości, który znany jesteś jako
zaangażowany w dzieło restauracji Królestwa Chrystusa, a także dla tych wszystkich,
którzy pod Waszymi rządami dążą do tego samego celu. Wasze królestwo jest rozległe
i sławne, a także bogate w wiele cnót. Jego powodzenie tylko wtedy jednak przetrwa,
kiedy uzna Chrystusa za swego głównego Wodza i Pana, aby mogło ostać się pod Jego
ochroną. Wasze poddanie się, o Królu, pod Jego berło nie kłóci się z pozycją, na którą
zostałeś wyniesiony, lecz będzie o wiele bardziej chwalebne niż wszelkie inne
zwycięstwa. Bo skoro między ludźmi wdzięczność uważana jest za wielką cnotę
cechującą światłe umysły, to cóż bardziej nie przystaje królom niż niewdzięczność
Synowi, przez którego zostali wyniesieni do tak wielkich zaszczytów? Jest zatem nie
tylko wielce pochwały godne, ale też iście królewską służbą, która podnosi nas do
poziomu aniołów, by ustawić tron Chrystusa między nami, aby Jego niebiański głos stał
się zasadą rządzącą naszym życiem i śmiercią zarówno dla wielkich, jak i małych. Gdyż
choć wielu dzisiaj szczyci się służbą dla Chrystusa, to niewielu postępuje zgodnie ze
swoimi przechwałkami.
Nie można mówić o posłuszeństwie Chrystusowi, jeśli cała religia nie jest ukształtowana
zgodnie z nieomylnymi regułami Jego świętej prawdy. Tu jednak pojawia się poważny
konflikt, gdyż ludzie, nie tylko napuszeni dumą, lecz i omamieni potwornym
szaleństwem, przypisują mniejsze znaczenie niezmiennym wyroczniom naszego
Mistrza niż swoim własnym wymysłom. Gdyż niezależnie od tego, pod jakimi pozorami
skrywają się ci, którzy się nam sprzeciwiają i wspierają rzymskiego antychrysta,
źródłem wszelkiego sporu, przez które Kościół cierpi już od trzydziestu lat, jest to, że ci,
którzy uzurpują tytuł najprzedniejszych uczniów Chrystusa, nie chcą poddać się Jego
prawdzie. Niezdrowe ambicje i zuchwałość pokryły grubą warstwą Bożą prawdę, a
wszelkie instytucje Kościoła są do cna skorumpowane. Nabożeństwo jest zepsute w

background image

54

każdym calu, doktryny wiary postawione na głowie, sakramenty zbezczeszczone,
władza w Kościele zamieniona w barbarzyńską tyranię, wstrętna sprzedaż relikwii
rozpowszechniona, moc Chrystusa używana do wzmocnienia tyranii bezbożnych, a
miejsce chrześcijaństwa zajęła straszna profanacja pełna rażącej maskarady. A kiedy
przedstawiamy to jedyne lekarstwo na wszystkie okropne nadużycia - słuchanie głosu
Syna Bożego przemawiającego z nieba - stale spotykamy się ze sprzeciwem tych
Atlasów - nie tych, którzy na swych barkach wspierają Kościół, lecz tych, którzy przez
czcze przechwalanie się nic nie znaczącymi tytułami wynoszą bałwana wymyślonego i
uczynionego przez siebie samych. Powołują się na swoje tytuły, by usprawiedliwić
oskarżenia kierowane pod naszym adresem, kiedy zarzucają nam szerzenie niepokoju
w Kościele. Jeśli jednak przypatrzymy się tym sprawom, to zobaczymy, że ci subtelni
szalbierze obmyślili dla siebie kościół zupełnie inny od Kościoła Chrystusa! A czym jest
to haniebne i świętokradcze postępowanie, jeśli nie próbą odłączenie Ciała od Głowy?
Widać po tym, jak samowolne jest ich przechwalenie się chrześcijaństwem, gdyż
niczego tak bardzo nie cierpią jak poddania się czystej nauce Ewangelii.
Dowodem wyjątkowej mądrości jest Wasze uznanie, o Królu, że należy odrzucić wszelki
zabobon, by Chrystus zapanował nad całym swym Królestwem. Przykładem rzadkiej
cnoty jest zamiar i próba uczynienia tego, co w takiej sytuacji uznasz za słuszne. Jest
wiele znaków, które pozwalają mieć niemal pewną nadzieję, że w rzeczy samej jesteś
jak Hiskiasz lub Jozjasz, przeznaczony przez Boga do szybkiego przywrócenia w
królestwie Polski czystego nauczania tej Ewangelii, która doznaje gwałtu przez
działanie szatana i ludzką wiarołomność. Gdyż, nie wspominając innych przymiotów, o
których rozprawiają nawet cudzoziemcy, a mieszkańcy Waszego królestwa z
zadowoleniem obserwują, zawsze miałeś w sobie zainteresowanie religią, która zajmuje
w Waszym życiu szczególne miejsce. Najważniejsze jednak jest to, że Chrystus, Słońce
Sprawiedliwości, tak oświecił Wasz umysł światłem Ewangelii, że zrozumiałeś, że nie
można zarządzać Kościołem inaczej, niż On sam to nakazuje, i że poznałeś różnicę
między czystym kształtem religii, którą On ustanowił, a zwyrodniałymi wymysłami
pewnych ludzi. Doskonale wiesz, że nabożeństwo zostało zepsute i zniekształcone, że
wiele zabobonów znalazło w nim miejsce, że łaska Chrystusa została pomieszana z
największą ciemnością, że zasługi Jego śmierci zostały unicestwione, że On sam
nieomal został rozszarpany na kawałki, że zapewnienie zbawienia zostało odrzucone,
że sumienie wielu jest podle i straszliwie wystawiane na próbę i męczone, że źli ludzie
zostali odciągnięci od szczerego i właściwego uwielbienia Boga ku przeróżnym i
pogmatwanym labiryntom, że Kościół doznaje gwałtu pod despotycznymi rządami
okrutników, że, krótko mówiąc, chrześcijaństwo zostało odstawione na bok.
Niemożnością byłoby sądzić, że, o Królu, zostałeś obdarowany tą wiedzą na darmo.
Niewątpliwie Bóg wybrał Was do realizacji wielkiego zadania. Dzięki Jego wspaniałej
opatrzności nie polała się niewinna krew w królestwie Polski - ani kropla, która wołając o
pomstę, mogłaby zniweczyć wszelki trud. To dzięki łaskawości i łagodności Króla
Zygmunta, niech spoczywa w pokoju, ojca Waszej Królewskiej Mości, nic takiego nie
miało miejsca. Gdyż choć zaraźliwe okrucieństwo zalało niemal cały chrześcijański
świat, on zachował swe dłonie w czystości. Teraz zaś Wasza Wysokość oraz niektórzy
najznamienitsi z Waszych książąt nie tylko ochoczo przyjmują Chrystusa, ale też
gorliwie Go pragną. Spotkałem też Jana Łaskiego, urodzonego w szlachetnej rodzinie,
który niesie światło innym narodom.
Nie należy przyjmować twierdzeń Ecka, który zadedykował Królowi Zygmuntowi, ojcu
Waszej Królewskiej Mości, swoją książkę o ofierze mszy, gdyż w ten sposób chciał on
w podstępny sposób zepsuć reputację Waszego znakomitego królestwa! Nie dziwi to

background image

55

jednak w tym Sylenie, który, będąc księciem pijaków, miał zwyczaj wymiotować tak na
ołtarz, jak i na gnojowisko. Dedykując Waszej Królewskiej Mości to moje dzieło, mam
nadzieję, że przyczyni się ono do oczyszczenia dobrego imienia Polski z brudów Ecka,
aby nie pozostały tam, gdzie bezprawnie zostały rzucone. Czyniąc to, zrobię, jak sądzę,
coś znaczącego, a żadna księga Pisma Świętego nie nadawałaby się bardziej do tego
niż właśnie List do Hebrajczyków. To w nim apostoł w szczególny sposób pokazuje, że
ofiara jakiej broni Eck nie ma nic wspólnego z kapłaństwem Chrystusa. Nie ma tam
mowy o mszy, której szatan wtedy jeszcze nie spłodził. Nakazując, by Kościół był w
pełni usatysfakcjonowany jedną tylko prawdziwą ofiarą złożoną przez Chrystusa na
krzyżu, aby wszelkie składanie ofiar ustało na zawsze, bezsprzecznie zamyka drzwi dla
wszystkich ich pokrętnych wyjaśnień. Apostoł z całą stanowczością stwierdza, że
Chrystus umarłszy na krzyżu, złożył doskonałą ofiarę raz na zawsze, podczas gdy Eck
zmyśla, że ta ofiara codziennie się odnawia! Apostoł oświadcza, że tylko Boży Syn
dzięki obietnicy mógł stać się kapłanem, by złożyć Ojcu siebie w ofierze. Lecz Eck
zaprzecza temu, że tylko On jest kapłanem i powierza Jego urząd najemnym
ofiarnikom! Jestem świadom, w jaki sposób próbuje zbić te argumenty, ale nie ma
obawy - uda mu się zwieść tylko tych, którzy są ślepi lub unikają światła. W tym samym
czasie znajdował się pod tak wielkim wpływem pysznej wyniosłości, że więcej miejsca
poświęcił przechwałkom niż rzeczowemu wywodowi. Aby się jednak nie wydawało, że
ogłaszam zwycięstwo nad zdechłym psem, nic już nie powiem, aby mój komentarz mógł
przyczynić się do usunięcia skazy na dobrym imieniu Polski, którą uczynił ten Szkot nie
zachowujący żadnych zasad, i aby ci, którzy będą go czytać, nie złapali się na założoną
przez niego przynętę.
Ponadto, nie idzie mi tylko o to, by ofiarując to dzieło Wam, o Królu, prywatnie okazać
Waszej Królewskiej Mości szacunek, lecz by uczynić to na oczach całego świata, i tak
pozostaje mi jedynie błagać Waszą Królewską Mość o przyjęcie mego dzieła. A jeśli
okaże się ono zachętą w Waszych pobożnych wysiłkach, poczytam to sobie za
szczodre wynagrodzenie. Podejmij zatem, o to się modlę, o Wspaniałomyślny Królu,
pod zwycięskim sztandarem Chrystusa, dzieło tak bardzo godne Waszej królewskiej
godności oraz bohaterskiej cnoty, aby wieczna prawda Boża, która przyczynia się do
Jego chwały i zbawienia ludzi, odzyskała w całym Waszym królestwie należne jej
miejsce, zawłaszczone przez oszukańcze poczynania antychrysta. Jest to zaprawdę
żmudna praca i tak wielka, że myśl o niej napawa bojaźnią i zatroskaniem nawet
najmędrszych.
Jednak w obliczu tak wielkiej potrzeby winniśmy radośnie stawić czoła wszelkiemu
niebezpieczeństwu, zdecydowanie przeciwstawić każdej trudności, odważnie włączyć w
każdy konflikt. Ponadto, ponieważ mamy do czynienia z dziełem samego Boga,
powinniśmy nie tyle patrzeć na ludzkie siły, co na chwałę Jego mocy, abyśmy
oczekiwali nie tylko na wzmocnienie, lecz także na prowadzenie i tym sposobem
ośmielili przedsięwziąć to, co jest daleko ponad nasze siły. Pamiętajmy, że dzieło
odnowy i budowania Kościoła nie bez powodu zalecane jest w całym Piśmie. Co więcej,
jest to dzieło samo w sobie boskie, dlatego jak tylko widać jego początki, szatan od razu
używa wszelkich dostępnych mu środków, by je zniweczyć lub zahamować. Wiemy
przecież, że książę tego świata ma licznych agentów, którzy stale są gotowi do tego, by
przeciwstawić się Królestwu Chrystusa. Jedni powodowani są ambicją, inni chęcią
zysku. Przez nich poddawani jesteśmy próbie w naszym lichym stanie, ale Wasza
Królewska Mość niewątpliwie spotka się z dużo większymi trudnościami. Dlatego
wszyscy, którzy zamierzają głosić zbawcze nauki oraz pracować dla dobra Kościoła,
muszą uzbroić się w niezachwianą stanowczość. Bądźmy jednak pewni, że właśnie

background image

56

dlatego, że dzieło to jest ponad nasze siły, zostaniemy wzmocnieni przez Boga.
Ważne jest tymczasem, aby obietnice zawarte w Piśmie Świętym były wypisane na
naszych sercach. Nasz Pan, który założył fundamenty Kościoła, nie zostawi go w tak
opłakanym stanie, gdyż jest o niego prawdziwie zatroskany i pragnie, aby powstał z
ruin. Możemy być zatem pewni, że On nigdy nas nie zawiedzie, kiedy będziemy
zaangażowani w to dzieło. Nie pozwoli nam, byśmy byli jedynie obserwatorami
działania Jego mocy, ale swoją obecnością wzmocni pracowite ręce, pokazując w ten
sposób, że czuwa nad całokształtem pracy. On stale powtarza, nie bez powodu, byśmy
się nie zniechęcali, niezależnie od tego, jak często musimy stawić czoła naszym
przeciwnikom, którzy stale wzniecają niepokój. Są oni, jak już stwierdziliśmy, niemalże
niezliczeni i przeróżnego rodzaju. Wystarczy nam jednak to zapewnienie, że mamy tak
niezwyciężonego Pana, że im bardziej jest atakowany, tym większe będzie Jego
zwycięstwo i tryumf.
Żegnaj, Niezwyciężony Królu. Niech Pan Jezus obdarzy Was duchem mądrości,
wzmocni duchem męstwa, wyleje wszelkie błogosławieństwa, zachowa w zdrowiu i
dobrobycie oraz chroni Wasze Królestwo. Amen.

Genewa, 23 maja 1549


background image

Seite 2: [1] Kommentar [AS1]

adam

2006-02-15 14:53:00

Anabaptyści, nowochrzczeńcy (z greckiego, "anabaptizein" - na
nowo chrzcić), radykalny nurt reformacji XVI w. Obejmował odłamy
różniące się ideologicznie. Wszystkie kwestionowały ważność chrztu
niemowląt, żądając ponowienia tego aktu od przystępujących do
wspólnoty. Łączyła je idea tzw. Kościoła wybranych jako gminy
braterskiej, rządzonej przez Ducha Św., bez pośrednictwa hierarchii.
Anabaptyści rezygnowali ze świątyń oraz przedmiotów kultu;
praktykowali eucharystię w formie uczty miłości braterskiej (

agapy

),

ważną rolę w trakcie ich spotkań odgrywał wspólny śpiew. Domagali się
rozdziału Kościoła od państwa, byli przeciwnikami kary śmierci i wojen -
odmawiali służby wojskowej.

Ruch narodził się w kręgu

U. Zwingliego

, jego twórcami byli K. Grebel

i F. Manz, którzy przyjąwszy 1525 ponowny chrzest założyli w Zöllikon
k. Zurychu pierwszą gminę anabaptystów. Mimo prześladowań i wrogiej
postawy przywódców reformacji, anabaptyzm rozprzestrzenił się w in.
kantonach Szwajcarii, w Tyrolu, na Morawach, w południowych
Niemczech. Wywarł wpływ na przywódców radykalnych ruchów społ.,
m.in.

Th. Münzera

i Jana z Ledy. 1626 i 1527 w Augsburgu oraz 1527

w Schleitheim odbyły się tajne synody, na których ujęto jego gł. zasady
w 7 tzw. artykułach schleitheimskich.

Spadkobiercami teologicznego dorobku anabaptystów są

baptyści

i

mennonici

. Ich obyczajowość i sposób życia z XVIII w., tj. z czasu, gdy

przybyli do USA, zachowują Amisze, zamieszkujący w liczbie ok. 20 tys.
w okolicach Lancaster we wschodniej Pensylwanii oraz w kilku wsiach
w stanach Indiana i Ohio.


Seite 2: [2] Kommentar [AS2]

adam

2006-02-15 14:58:00

Nonkonformizm,

1) ruch religijny w łonie

Kościoła anglikańskiego

, który odrzucił akt

uniformistyczny (Act of Uniformity) ogłoszony w 1662 (za panowania

Karola II

), podporządkowujący duchowieństwo władzy angielskich

biskupów. W konsekwencji Kodeks Claredona z 1665 zamknął
zwolennikom nonkonformizmu drogę do urzędów, pozbawił ich praw
politycznych i publicznych. Mianem nonkonformizmu zaczęto także
określać wszystkie pojawiające się formy

chrześcijaństwa

poza

background image

anglikanizmem

. Ruch nonkonformistyczny skupia zatem różnorodne

ugrupowania, kościoły, gminy wyznaniowe (takie m.in., jak: baptyści,

purytanie

, prezbiterianie,

kwakrzy

,

metodyści

);

2) w socjologii – odrzucenie wartości, norm i wzorów zachowań
przyjętych przez grupę, nawet w sytuacji zagrażającej zastosowaniem
przez nią określonych sankcji, np.: dezaprobaty, wyśmiania,
odrzucenia, represji psychicznych lub fizycznych. Nonkonformizm może,
w zależności od warunków, spełniać pozytywną funkcję, np. wyzwalać
twórcze myślenie, inicjatywę, wskazywać nowe kierunki rozwoju, ale też
spowodować dezintegrację grupy. Nonkonformizm może więc być
wyrazem nieprzystosowania jednostki do obowiązujących norm
i wymogów społecznych

Seite 6: [3] Kommentar [AS6]

adam

2006-02-15 15:21:00

Alegoryczny taki, który ma ukryty sens; pokazany przez alegorię.

Alegoria, w literaturze i sztuce obraz mający, poza dosłownym, sens
przenośny, jednoznacznie określony i ustalony konwencjonalnie. Zwykle
występuje w formie personifikacji wyposażonej w określone atrybuty,
np. alegoria sprawiedliwości - kobieta z przepaską na oczach,
z mieczem i wagą. Jako zasada kompozycyjna utworów literackich
właściwa m.in. przypowieści lub bajce zwierzęcej (np. lis w potocznym
odczuciu kojarzy się z chytrością). Dominowała w

literaturze

średniowiecznej

, była popularna w

baroku

. Przedstawienia alegoryczne

występowały już w sztuce antyku, rozkwit przeżywały od 2. połowy XVI
do XVIII w. Wydawano wtedy albumy zawierające opatrzone
komentarzami słownymi alegoryczne ilustracje poszczególnych cnót
i występków, zmysłów ludzkich, pojęć estetycznych, politycznych czy
teologicznych, nauk, sztuk, pór roku itp. Pierwszym wielkim zbiorem
takich przedstawień była Iconologia C. Ripy (1. wydanie 1593, polskie
wydanie 1998).

Alegoria to motyw zawarty w dziele literackim (przedmiot, postać,
sytuacja, zdarzenie) lub zespół motywów przedstawiający w sposób obrazowy
pewne abstrakcyjne pojęcia lub ideę. Motyw ów oprócz swego znaczenia
jawnego, dosłownego, danego bezpośrednio przez sens poszczególnych
wyrazów, które się do niego odnoszą, ma także znaczenie ukryte

background image

(alegoryczne), wymagające rozszyfrowania przez odbiorcę. Znaczenie to
odczytuje odbiorca dzięki znajomości pewnych stałych związków o
charakterze konwencjonalnym, przekazywanych w tradycji kulturowej, religii
i sztuce. Znaczenie alegoryczne jest umowne i ustalone; daje się zrozumieć
tylko w jeden sposób.

Seite 12: [4] Kommentar [AS8]

adam

2006-02-15 15:50:00

Apologeta 1. obrońca wiary, idei itp. 2. religiozn., lit. lm. apologeci
– pisarze gr. i łc., którzy bronili w swoich pismach chrześcijaństwa (II
w. n.e.)

Apologetyka,

1) Dział piśmiennictwa chrześcijańskiego rozwijający się II-V w.,
poświęcony obronie chrześcijaństwa przed atakami pogan i wyznawców
judaizmu oraz przed herezjami. Jako środkiem wyrazu posługuje się

apologią

, niekiedy dialogiem. Dzieje apologetyki dzieli się na 3 gł.

etapy: a) II w. - walka o przetrwanie chrześcijaństwa w dobie
prześladowań, wykazywanie bezpodstawności zarzutów stawianych jego
wyznawcom (ateizm, nieobyczajność, kanibalizm), domaganie się dlań
równouprawnienia z innymi religami. B) od końca II w. do 313 (

edykt

mediolański

) - wykład i upowszechnianie, często w toku polemik, zasad

wiary chrześcijańskiej, odpieranie pomówień o działanie na szkodę
państwa, stanowiących przesłankę trwających nadal prześladowań. C)
po 313 - polemiki z filozofią grecką i rzymską oraz kultami pogańskimi
(zwł. misteryjnymi), próby pozyskania dla chrześcijaństwa oponentów.

Na wszystkich etapach swego rozwoju apologetyka starała się wykazać
prawdziwość poszczególnych składowych doktryny chrześcijańskiej -
zwł. monoteizmu oraz nauki o boskości Jezusa Chrystusa
i o zmartwychwstaniu ciał - podkreślając jej nadprzyrodzone
pochodzenie. Najważniejsi apologeci: II w. - Kwadratus Marcjanus,
Arystydes z Aten, Atenagoras z Aten, Aryston z Pelli, św. Justyn,
Tacjan, Hermiasz, anonimowy autor Listu do Diogeneta; III w. -
Klemens Aleksandryjski, Tertulian, Orygenes, św. Atanazy Wielki; IV w.
- Euzebiusz z Cezarei, Teodoret z Cyru; V w. - św. Augustyn.

background image

2) Dział

teologii

, zwany też teologią fundamentalną. Niektóre tematy:

możliwość poznania

objawienia

(m.in. cud, proroctwo, przesłanki

i założenia wiary oraz gotowość jej przyjęcia, czyli tzw. praeambula
fidei), fakt objawienia dokonanego w

Jezusie Chrystusie

-

historyczność tego objawienia i dowodów za nim przemawiających,
utrwalenie objawienia w Kościele, istota teologiczna oraz historyczno-
społeczna struktura Kościoła.

Seite 16: [5] Kommentar [AS9]

adam

2006-02-15 16:19:00

monofizytyzm (ś.łc. kośc. Monophysita ‘monofizyta’, ś.gr.
Monophysités od gr. mónos ‘jedyny’ + phýsis ‘natura’) religiozn.
doktryna teologiczna powstała w V w. na bazie nauki gnostyków,
uznająca w Jezusie jedynie naturę boską; n.os. monofizyta.

Monofizytyzm (z greckiego mone physis - "jedyna natura"),
doktryna teologiczna powstała na podstawie tezy

gnostyków

o zjawiskowości Chrystusa (

Jezusa

) i ograniczoności wyłącznie do

natury boskiej. Teza ta została rozwinięta przez

Eutychesa

w samodzielną doktrynę głoszącą, iż boska natura Chrystusa
wchłonęła Jego naturę ludzką w ten sposób, że miał On już tylko
jedną naturę - boską.

W początkach VI w. biskupi monofizytyzmu zostali wygnani z Syrii
i opozycja wobec postanowień soboru chalcedońskiego została
zlikwidowana. Wypędzeni biskupi odbudowali jednak na wygnaniu
zniszczoną hierarchię, która od imienia swego odnowiciela Jakuba
Baradajosa przyjęła nazwę jakobitów. Gminy monofizytyzmu
utrzymały się na perskim Wschodzie, mimo dominacji innego ruchu
chrześcijańskiego

nestorian

.

W XVII w. część jakobitów zjednoczyła się z Kościołem rzymskim, co
oznaczało zerwanie z monofizytyzmem. Ta część jest określana
mianem Kościoła syryjskiego.

Monofizytyzm rozszerzył się też na teren Abisynii. Z czasem stał się
fundamentem Kościoła abisyńskiego (

Kościół etiopski

).

background image

Seite 16: [6] Kommentar [AS10]

adam

2006-02-15 16:23:00

Nestorianie, zwolennicy

Nestoriusza

, którzy po jego śmierci

utworzyli w Persji samodzielny

Kościół nestoriańsko-chaldejski

.

Począwszy od VI w. prowadził on szeroką akcję misyjną w Azji
Środkowej, Indiach, Chinach i w Afryce. Szczególnie wielu
zwolenników zyskał w Syrii. Współcześnie nestorianie liczą ok. 50
tys. wiernych.

Nestorianizm, chrześcijański ruch teologiczno-religijny. Jego twórcą
stał się patriarcha antiocheński

Nestoriusz

, biskup Konstantynopola od

428, który za teologami szkoły antiocheńskiej: Diodorem z Antiochii
i Teodorem z Mopesuesti głosił doktrynę o dwoistości osoby i natury
Chrystusa.

Zgodnie z tą doktryną w człowieku -

Jezusie

zamieszkał Bóg-Chrystus,

czyli w jednym bycie zostały połączone dwie natury i dwie osoby -
boska i ludzka. Połączenie miało charakter akcydentalny, polegało na
tym, że Jezus miał tę samą wolę, co Chrystus. Z tych powodów
nestorianizm odmawiał

Marii

godności matki Boga (Theotokos)

i uznawał, że była ona jedynie matką Chrystusa-człowieka
(Christotokos).

Warto zaznaczyć, że doktryna nestorianizmu jest obecna w wielu
wyznaniach

chrześcijaństwa

zreformowanego oraz u

świadków

Jehowy

. Nestorianizm głosił też, że zbawienie może być dziełem

ludzkim, w którym Bóg jest oparciem i natchnieniem. Pomimo że
nestorianizm został potępiony na soborze powszechnym w Efezie w 431,
zyskał wielu zwolenników, szczególnie w Syrii, gdzie powstał osobny
Kościół nestoriańsko-chalcedoński (

Kościół chaldejski

).

nestorianizm (naz. Nestoriusz, biskup Konstantynopola, twórca tej
doktryny, ok. 380–451) religiozn. chrześcijańska doktryna
teologiczna stworzona przez Nestoriusza w V w. n.e., głosząca
dwoistość osoby i natury Chrystusa, łączącego w sobie osobę boską
i ludzką.

Nestoriusz (ok. 380- ok. 451), uczeń Teodora z Mopsuestii. Mnich
i ksiądz z

Antiochii

. Zasłynął z pięknych kazań. W latach 428-431

background image

patriarcha

Konstantynopola

. Współtwórca doktryny

nestorianizmu

(dwie osoby w

Chrystusie

). Zwalczany przez

patriarchę

Aleksandrii

, Cyryla. Potępiony przez

sobór

w Efezie

(431), skazany przez cesarza

Teodozjusza II

na wygnanie do

Egiptu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Reformacja w Polsce
Egzamin Religie Polski, Religie w PL, dobre opr, Reformacja w Polsce
I. EPOKA WIELKICH ODKRYĆ GEOGRAFICZNYCH,RENESANSU I REFORMACJI, II F.Renesans i reformacja w Polsce,
Ważne wydarzenia historyczne, Reformacja w Polsce
reformacja w polsce
I. EPOKA WIELKICH ODKRYĆ GEOGRAFICZNYCH,RENESANSU I REFORMACJI, 9.Reformacja w Polsce, Marek Biesiad
Globalizm a reforma?ukacji w Polsce
REFORMACJA W POLSCE, wszystko do szkoly
Rzadowe reformy w Polsce opracowanie RDI
Historia Reformacja w polsce itp
Rzadowe reformy w Polsce cz 1 Reformy spoleczne 1
Tekst nr 31 Zygmunt August i rozkwit Reformacji w Polsce (1548 1572)
historia unia lubelska, reformacja w Polsce, demokracja szlachecka2
Wisner H Reformacja a kultura narodowa Odrodzenie i Reformacja w Polsce Nr 20 1975
Rzadowe reformy w Polsce cz 2 Gospodarka i finanse 2
Reforma rynku cukru wymusiła zamknięcie wielu cukrowni, rynek cukru w Polsce, rynek cukru
pedagogika porównawcza, reforma edukacji w polsce, Zajkowski, Waliczek

więcej podobnych podstron