J
estem
T
woim
C
ieniem
Autor: basia871
Beta: PseudoFF
Prolog
Z
nowu miała ten sam sen.
Stała w tłumie ludzi a jednak czuła, że jest sama w tym wielkim zgiełku. Wiedziała, że nikt jej
przed Nim nie obroni. Czuła jego wzrok na sobie, jego zimny oddech na szyi, a jednak nie
widziała go. Był jak cień, który czaił się, aby zaatakować w odpowiednim momencie. Chciał ją
mieć tylko dla siebie. Pożądał jej, pragnął. Czuła zbliżające się niebezpieczeństwo, błagała o
pomoc, ale nikt jej nie słyszał. Uciekła, ale wiedziała, że nie umknie przed Nim. Znalazła się w
korytarzu, na którym nagle zgasły światła. Ogarnęła ją wszechogarniająca ciemność. Nic nie
widziała. Szła po ścianie. Nagle poczuła ten zapach, Jego zapach. On tu był, tuż za nią, czaił się.
– Tęskniłaś za mną? – Usłyszała dobrze znany jej głos, który przyprawił ją o dreszcze na całej
skórze. – Bo ja bardzo. Myślę o tobie dzień i noc.
Chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. Czuła jego bliskość, był blisko, osaczał ją.
Poczuła jego dłoń na policzku, próbowała ją odtrącić, ale została uwięziona w jego żelaznym
uścisku. Chwilę potem przyciskał ją do twardej ściany. Cegły uwierały ją w plecy, czuła mrowienie
wzdłuż kręgosłupa.
– Cudownie pachniesz. Uwielbiam twój zapach, całą ciebie uwielbiam.
Ich twarze dzieliły jedynie centymetry, ale nadal go nie widziała. Krył się za nim jakiś cień.
Poczuła jego ręce na swoim ciele, a z jego gardła wydobywał się zmysłowy pomruk. Nie mogła go
powstrzymać, paraliżował ją strach.
– Nie bój się mnie, nic ci przy mnie nie grozi. Nikt cię nie skrzywdzi. Jesteś tylko moja,
pamiętaj o tym.
Nachylił się, aby ją pocałować. Przeczuwała, że chce to zrobić, kiedy poczuła oddech przy
swoim ustach. Siłą wepchnął swój język do jej gardła. Ostatnimi siłami go odepchnęła.
– Zostaw mnie!
– Nie mogę, kochanie – powiedział. – Jesteśmy związani ze sobą na zawsze. Jestem Twoim
Cieniem, nie zapominaj o tym.
Obudziła się z krzykiem na ustach. Serce biło jej jak oszalałe, krew szybciej krążyła w żyłach.
Oddychała ciężko zanim zdążyła się uspokoić. Próbowała chwycić szklankę z wodą zawsze stojącą
na nocnym stoliku obok łóżka, ale nie udało jej się. Szkło wyślizgnęło się z rąk i upadło na podłogę,
a woda ochlapała jej cienką, jedwabną koszulkę. Przez cały czas drżała na całym ciele. Ale to nie
przez zimną wodą, którą niechcący na siebie wylała, tylko przez senny koszmar.
– Spokojnie, to tylko sen – powtarzała sobie próbując się uspokoić.
Ręce bez przerwy jej drżały, ale jakoś udało jej się zapalić światło. Z trudem pokonała drogę
do łazienki, gdzie odkręciła kran i ochlapała mokrą od potu twarz. Długo przyglądała się swojemu
odbiciu w lustrze. Przez te parę tygodni jej cera wyrażała oznaki zmęczenia i stresu. Zapadnięte
policzki, blada twarz, cienie pod oczami. Była cieniem człowieka, ta sytuacja zaczęła ją powoli
wykańczać. Ile to jeszcze potrwa, pytała samą siebie, ale nie potrafiła odpowiedzieć. Dlaczego
właśnie ja? Nasunęło jej się na myśl kolejne pytanie. Spojrzała na siebie. Nie była pięknością, ani
jakąś gwiazdą filmową czy estrady za którą szalałby jakiś zboczeniec. Miała pospolitą urodę.
Kasztanowe włosy nigdy nie układały się tak jak by chciała. Każdy kosmyk sterczał w inną stronę,
dlatego zawsze związywała jej w koński ogon wysoko nad karkiem. Orzechowe oczy, owalna
twarz, wąskie usta. Ot, zwykła dziewczyna. Ani piękna, ani brzydka. Po prostu zwyczajna.
Dlaczego ja? Wielu zadaje sobie to pytanie kiedy coś go spotka i nigdy nikt na nie nie odpowiada.
Bo nie ma na nie odpowiedzi.
Zakręciła wodę i wróciła do łóżka. Ledwie się położyła, a zadzwonił telefon. Minęło parę
sekund, zanim zdecydowała się odebrać. Tylko jedna osoba mogła telefonować w środku nocy.
– Halo – powiedziała, kurczowo trzymając słuchawkę w rękach.
– Śniłaś o mnie? – usłyszała dobrze znany jej głos. Jej serce znowu zamarło ze strachu. Znowu
On. – Jestem pewien, że tak. Ja o tobie śnię codziennie. Chciałbym cię mieć tutaj przy sobie, czuć
zapach twojego aksamitnego ciała. Słyszeć twój głos. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię pragnę i
marzę o tobie. O dotyku twoich drobnych dłoni, o twoich pocałunkach.
– Dlaczego mnie dręczysz? – krzyknęła do słuchawki. Odpowiedział jej tylko ciężki oddech. –
Czemu nie dasz mi spokoju.
– Nie mogę, skarbie. Jesteśmy złączeni na zawsze.
– Kim ty do diabła jesteś?
– Nie wiesz? – Roześmiał się. Ciarki przeszły jej po plecach. Zrobiło jej się zimno. Ale to nie
wpływ temperatury pokoju, tylko osoby po drugiej stronie słuchawki. – Jestem Twoim Cieniem...
Po chwili usłyszała krótki sygnał, oznaczający przerwane połączenie. Chwilę jeszcze trzymała
słuchawkę w drżących rękach. Była cała rozdygotana. W uszach brzmiały jej ostatnie słowa:
” Jestem Twoim Cieniem”.
Rozdział 1
C
zy można kogoś pokochać od pierwszego wejrzenia? Myślał, że tak. Co więcej, on głęboko
w to wierzył. Zawsze był romantykiem. Odkąd pamiętał marzył o wielkiej miłości, takiej aż po
grób. Czekał na nią i wiedział, że dane mu będzie ją spotkać. Trzeba być tylko cierpliwym. A on
potrafił to jak mało kto. Nauczył się cierpliwości i wytrwałości już w młodości.
Pamiętał jak w dzieciństwie czekał na ojca, który pracował do późna. Często nawet nie wracał
do domu. Ale on nadal czekał. Chciał, żeby jak inni ojcowie poświęcał mu swój wolny czas. Zagrał
z nim w piłkę, poczytał bajkę na dobranoc, pocałował przed snem w jego maleńkie czoło i
powiedział jak bardzo go kocha. Lecz do nigdy się nie zdarzyło. W końcu przestał czekać. Ojciec
opuścił ich jak miał dziesięć lat. Znalazł inną kobietę, dużo od niego młodszą. Zostawił swojego
jedynego syna. Teraz z biegiem czasu wiedział, że nigdy go nie kochał. Zostawił go jakby go nigdy
nie było, jakby nigdy dla niego nie istniał. Teraz i ojciec przestał dla niego istnieć. Skoro ich
zostawił to umarł, na zawsze. W jego sercu i myślach nie było już dla niego miejsca. Nie znał
takiego słowa jak ojciec, bo po prostu go nie miał. Została mu tylko ukochana matka, która dbała o
niego i chciała, żeby był szczęśliwy. I to jej się udało. Szkoda tylko, że nie dożyła chwili kiedy
podzieli się z nią swoim szczęściem, które go spotkało.
To szczęście miało na imię Sophie. Sophie, Sophie, raz po raz powtarzał jej imię. Była taka
piękna, słodka i wrażliwa. Przywołał w pamięci jej obraz. Jej długie kasztanowe włosy połyskiwały
w słońcu, a orzechowe oczy błyszczały. To spotkało go tak nagle, jak uderzenie pioruna. Miłość od
pierwszego wejrzenia. Wierzył, że będą razem już na zawsze. Ale jego marzenia rozprysły się jak
bańka mydlana, legły w gruzach. Spojrzał na jej zdjęcie oprawione w drewnianą ramkę stojące na
biurku. Już nigdy nie będą razem. Już jej nie ma. A wszystko przez jej pieprzoną rodzinkę. Nie
pozwolili im być razem, rozdzielili ich. To wszystko przez nich, przez ich zazdrość. Zazdrościli im
szczęścia i miłości. Zniszczyli ich marzenia, nadzieje na przyszłość. On ją kochał, nadal ją kocha.
Ponad życie. Nie wie jak ma dalej bez niej żyć.
Musi o niej zapomnieć. Nic ani nikt mu jej nie zwróci. Jego ukochanej, słodkiej Sophie. Jej już
nie ma. Odeszła na zawsze. Zostało mu tylko jej wspomnienie.
Zerknął na swoje mieszkanie. Wszędzie stały spakowane kartonowe pudła, w których było całe
jego dotychczasowe życie. Zostawiał je teraz za sobą, chciał zacząć wszystko od początku. Musiał
nauczyć się żyć bez niej, bez miłości swojego życia. Nie wiedział, czy będzie potrafił, ale
przynajmniej spróbuje. Nie znajdzie drugiej takiej jak ona. To wiedział na pewno. Bo w całym
świecie nie ma takiej drugiej. Spojrzał na wyświetlacz swojej komórki. Na tapecie nadal miał jej
zdjęcie. Wyobrażał sobie, że zadzwoni do niej i znowu usłyszy jej głos nagrany na automatycznej
sekretarce. Ale to było niemożliwe. A może jednak? Może jej telefon jeszcze działa, zastanowił się.
Może jeszcze nie wyrzucili jej komórki. Postanowił to sprawdzić. Wybrał odpowiedni numer.
Sophie Morgan. W tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość lub zadzwonić
później.
Tak miło było usłyszeć jej głos. Był taki dźwięczny i melodyjny. Od razu zrobiło mu się cieplej
na duszy i w sercu. Wydawało mu się tak, jakby ona nadal tu była, obok niego. Parę razy wybierał
jej numer, po to aby usłyszeć jej głos. Mógłby słuchać tego przez cały dzień i nigdy nie miałby
dość.
Sophie Morgan .W tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość lub zadzwonić
później.
Sophie Morgan .W tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość lub zadzwonić
później.
Sophie Morgan .W tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość lub zadzwonić
później.
Sophie Morgan .W tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość lub zadzwonić
później.
Sophie Morgan .W tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość lub zadzwonić
później.
Miał wobec niej wielkie plany, marzył, żeby z nią zamieszkać. Miała zostać jego żoną. Nosiłby
ją na rękach, dbał by o nią i kochał. Przede wszystkim kochał. Miłość jest najważniejsza. Kiedy jej
nie brakuje wszystko inne schodzi na dalszy plan. Nic nie jest tak ważne. Ale teraz nie ma już to
najmniejszego znaczenia. Na wszystko jest już za późno.
Otrząsnął się i zaczął znosić wszystkie pudła do samochodu. Postanowił się stąd wyprowadzić
i uciec jak najdalej. Musiał jeszcze załatwić dwie ostatnie sprawy zanim wyjedzie stąd raz na
zawsze. Po pierwsze podrzuci klucze od mieszkania do swojej agentki nieruchomości, a po drugie...
pożegna się ze swoją Sophie. Tym razem na zawsze.
Kimberly Parker zaparkowała swoje BMV, prezent do rodziców na swoje osiemnaste urodziny,
na parkingu przed wieżowcem na Madison Avenue. Szybko wyskoczyła z auta, zabierając ze sobą
laptopa i torebkę. Zawsze żyła w biegu. Musiała. Nowy York to było miasto tętniące życiem, nawet
o takiej porze jak teraz. Miało tyle możliwości, pod warunkiem, że dało się coś od siebie. A ona
dawała wszystko co najlepsze.
Spojrzała na wyświetlacz komórki, żeby sprawdzić godzinę. Była dziesięć minut przed
czasem. Punktualność to była jedna i najważniejsza z jej zalet. Nigdy jeszcze odkąd pracowała w
redakcji „Damy” nie spóźniła się nawet sekundy. Bardzo o to dbała. Wstawała wcześnie rano, brała
szybki prysznic, starannie związywała swoje niesforne włosy w koński ogon, wypijała kawę i
szykowała się do pracy. Śniadań nie jadała, gdyż nie chciała tracić na to czasu. Zresztą nigdy
rankiem nie czuła głodu. Wystarczyła jej tylko czarna, mocna kawa. Potem w pracy wyskakiwała
tylko na krótki lunch, aby zrobić sobie przerwę. Jej rodzicielka na pewno załamywała by ręce
widząc taki stan rzeczy. Nigdy, gdy jeszcze z nimi mieszkała nie wypuściła jej z domu bez posiłku.
Pamiętała jak jej matka mówiła: „Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia”. Kimberly kochała ją,
ale czasami była zbyt nadopiekuńcza. Na szczęście wyprowadziła się z domu jak osiągnęła
pełnoletność. Studiowała dziennikarstwo a w wolnym czasie pracowała, żeby zarobić na siebie i
odciążyć trochę rodziców, którzy łożyli na jej utrzymanie. Po studiach znalazła pracę w kobiecym
czasopiśmie i od tej pory żyła na własny rachunek. Bardzo lubiła, a nawet kochała swoją pracę.
Była tam fantastyczna atmosfera, a ludzie też przyjaźni. Nie zamieniłaby jej na żadną inną, mimo że
nie pracowała w takim dziale, o jakim początkowo marzyła. Ale nie można mieć wszystkiego. Z
czasem się przyzwyczaiła, polubiła, a potem pokochała tą robotę. Pisała o modzie i urodzie. Na
początku wydawało jej się to nudne. Z czasem przekonała się jak się myliła. Teraz po tylu latach,
nie chciałaby nic zmieniać.
Wchodząc do holu serdecznie przywitała się z portierem.
–
Witaj Joe. – Stanęła przy jego ladzie. Miły starszy pan uśmiechnął się do niej przyjaźnie. –
Masz coś dla mnie?
–
Cześć dziecinko. – Joe zawsze w ten sposób zwracał się do niej. Może to ze względu na jej
niski wzrost, a może na młodą twarz, która nie odzwierciedlała jej wieku (trzydziestka zbliżała się
wielkimi krokami). Nigdy się tego nie dowiedziała. Zresztą lubiła go i nie obrażała się, że ją tak
nazywał. Czuła się przy tym młodo. – Tylko parę listów – odrzekł podając jej parę kopert. – Miłego
dnia!
–
Nawzajem – odparła z uśmiechem i w ostatniej chwili wskoczyła do windy, zanim drzwi się
zasunęły.
Wcisnęła odpowiednią cyfrę. Mając czas przejrzała się w lustrze. Widząc swoje odbicie
zmełła w ustach przekleństwo. Jak zwykle jeden kosmyk wyślizgnął się i wisiał swobodnie obok
twarzy. Nie lubiła gdy coś jej wisiało przed oczami, ale nie miała już czasu na poprawianie. Nie idę
na podryw, tylko do pracy, pomyślała. Już dawno nie była na żadnej randce, nawet nie pamiętała
kiedy ostatnio. Po pierwsze, jej napięty terminarz nie pozwalał jej, żeby wygospodarować choćby
jeden wolny wieczór, a po drugie wszyscy mężczyźni którzy do tej pory się z nią umawiali
okazywali się koszmarną pomyłką. Nie miała czasu ani cierpliwości, żeby się użerać z kolejnymi
palantami, którzy nie byli warci nawet funta kłaków.
Wysiadła na piątym piętrze i przeglądając po drodze korespondencją natknęła się na Alisson,
asystentkę redaktor naczelnej jej pisma.
–
Hej Kim – przywitała się serdecznie. – Dobrze, że cię widzę. Szefowa cię wzywa .
Kimberly zmarszczyła brwi zdziwiona. Nie wiedziała o co może jej chodzić. Czyżby o artykuł,
który miała napisać? Ale do zamknięcia numeru zostało parę dni, więc bez pośpiechu zdąży go
skończyć. Miała już prawie wszystko, musiało go tylko skleić w całość.
–
Wiesz może o co chodzi? – spytała zaintrygowana.
–
Nie mam pojęcia – odrzekła Alisson. – Tiffany nie mówi mi wszystkiego. To musi być
chyba coś ważnego. Czeka na ciebie w gabinecie – odparła i szybko się zmyła.
Kimberly zostawiła swoje rzeczy przy biurku, a następnie udała się do gabinetu szefowej.
Zapukała i cicho weszła. Tiffany Wood siedziała za dębowym biurkiem, pochylona nad klawiaturą
komputera. Okulary lekko zsunęły jej się z nosa. Gdy zobaczyła Kim wstała, odłożyła szkła i
wskazała jej miejsce za stołem konferencyjnym, gdzie najczęściej odbywało się kolegium.
Dziewczyna usiadła we wskazanym miejscu i spojrzała na szefową. Była kobietą zawsze elegancką,
szykowną. Miała dokonały styl, każdego dnia wyglądała jak z żurnala. Czarne włosy były spięte w
elegancki kok. Kimberly zawsze się zastanawiała jak ona to robi, że zawsze wygląda tak
nienagannie.
–
Czekałam na ciebie – rzekła na początek i usiadła obok niej.
–
Słyszałam od Alisson – odparła Kim. – O co chodzi? Jeżeli o ten artykuł to jest prawie
gotowy.
–
Nie, nie o to chodzi. To nie jest aż takie ważne. Mam dla ciebie inne zadanie. Pojedziesz do
Jessicy Price i przeprowadzisz z nią wywiad. Chyba wiesz kto to jest?
Czy wiedziała? Kto by nie wiedział kim jest Jessica Price? Była nieomal tak sławna jak Julia
Roberts. Jej kariera nabrała tempa dziesięć lat temu, kiedy zagrała główną rolę w dramacie
„Córeczka tatusia”, filmie opowiadającym o Meredith Gray, nastoletniej dziewczynie
molestowanej przez swojego ojca. Jessica była wtedy młoda, miała niepełna dwadzieścia lat. Swoją
grą i talentem zachwyciła wszystkich. Hollywood zyskało nową gwiazdę. Potem posypały się inne
propozycje, dzięki którym zyskała sławę i rozgłos. Zawsze starannie wybierała role, nie brała byle
czego. Jej nazwisko znalazło się nawet na Hollywoodzkiej Alei Sław. „Jessica Price to gwiazda
światowego formatu”, tak rozpisywały się o niej magazyny. Ale od dwóch lat było o niej cicho.
Wycofała się z show-biznesu. Magazyny plotkarskie prześcigały się w domysłach, co mogło być
tego przyczyną. Niektórzy twierdzili, że nie poradziła sobie ze sławą i uzależniła się od narkotyków
albo alkoholu, tak jak większość gwiazd. Ale nie było na to dowodu. Wiadomo było, że zaszyła się
w swojej willi i od tamtej pory nie pokazywała się.
–
Pewnie, że tak – odparła Kimberly. – Ale jak to mam przeprowadzić z nią wywiad? Ona od
kilku lat jest nieobecna. Czyżby chciała wrócić?
–
Nie wiem. – Tiffany wzruszyła ramionami. – Zadzwoniła do nas jej agentka i
zaproponowała wywiad. Tłumaczyła, że jest to tak jakby wyjaśnienie dla fanów, dlaczego zniknęła
na tak wiele lat bez słowa. Chce tym samym uciąć plotki, jakoby leczyła się klinice odwykowej.
–
Szczerze mówiąc ja nigdy w to nie wierzyłam. Musiało się wydarzyć coś innego, coś
poważnego. Widocznie miała inny powód, żeby zniknąć.
–
I teraz się tego dowiemy – podsumowała Tiffany. – Prawda ujrzy światło dzienne.
–
Nadal jednak nie rozumiem dlaczego chcesz, żeby to ja się tym zajęła. Przecież nie mam w
tym doświadczenia. Zajmuję się czym innym.
–
Nie mam kogo posłać. Miała się tym zająć Penny, ale złapała jakiegoś okropnego wirusa i
musiała zostać w domu. Kazałam jej się kurować. – Widząc niepewność na twarzy swojej
podwładnej uśmiechnęła się lekko, aby ją uspokoić. – Nie martw się. Penny wszystko
przygotowała. – To powiedziawszy podeszła do biurka i podała jej zwój kartek. – Cały scenariusz i
notatki przesłała mi na e-maila. Więc można powiedzieć, masz wszystko podane jak na tacy. Tutaj
masz jeszcze adres. Najlepiej jakbyś pojechała tam jeszcze dzisiaj.
Kimberly spojrzała na adres. Jessica mieszkała na drugim końcu miasta.
–
Nie wiedziałam, że mieszka w Nowym Yorku. Od kiedy?
–
Nie mam pojęcia. Dobrze się ukryła. Będziesz miała okazję ją zapytać – odrzekła jej
szefowa. Usiadła za biurkiem i spojrzała w ekran komputera. – To wszystko, jesteś wolna.
Kim wolnym krokiem udała się w kierunku swojego biurka. Jeszcze nie zdążyła usiąść, gdy
obok niej nie wiadomo skąd zmaterializowała się Ellen Cooper, jej najlepsza przyjaciółka.
Trzymała w ręku papierową torebkę z logo cukierni, w której zawsze kupowała pączki. Nigdy nie
mogła sobie odmówić słodyczy.
–
Co chciała od ciebie stara? – zapytała. Zawsze tak nazywała szefową. Na szczęście ona o
tym nie wiedziała. Nie żeby dziewczyna jej nie lubiła, tylko miała taki styl bycia.
–
Ellen, przecież ktoś mógłby cię usłyszeć – Kim skarciła ją jak małą dziewczynką. – Lepiej
się pilnuj.
–
Dobrze mamusiu.
Kimberly nie mogła inaczej zareagować. Parsknęła śmiechem. Przyjaciółka była żywiołową i
zwariowaną dziewczynę. Miała głowę pełną szalonych pomysłów, nie wiadomo było co w danej
chwili wymyśli. Kiedy Kim zatrudniła się w redakcji, Ellen już tu pracowała jako grafik.
Dziewczyny od razu znalazły wspólny język i świetnie się uzupełniały. Kimberly wiele razy
musiała ją uspokajać, za co Ellen często zwracała się do niej „mamusiu”.
Przyjaciółka wgryzła się w pączka, którego przyniosła ze sobą i podniosła pytający wzrok na
Kim.
–
Więc co od ciebie chciała? – spytała ponownie i widać było, że nie odejdzie dopóki nie
uzyska odpowiedzi.
–
Chciała, żebym pojechała do Jessici Price i przeprowadziła z nią wywiad – odrzekła
Kimberly zgodnie z prawdą.
Ellen mało co nie zakrztusiła się. Wybałuszyła swoje błękitne oczy i spojrzała na nią uważnie.
–
Z tą Jessicą Price?
–
Z znasz jakąś inną?
–
Raczej nie – odparła i znowu wzięła kęs pączka do ust. – Ale dlaczego akurat ty? Może chce
cię sprawdzić?
–
Niby po co? – zapytała zdziwiona Kim, biorąc z torebki pączka, którym poczęstowała ją
przyjaciółka.
–
Awansik się szykuje. Ile czasu chcesz tracić na pisanie o szminkach i pudrach? Może
wreszcie się na tobie poznała i przydzieliła ci poważne zadanie?
Kim pokręciła przecząco głową.
–
Lubię o tym pisać. To takie relaksujące – spokojnie wyjaśniła. – A ty się tak nie rozpędzaj.
Tiffany poprosiła o to, bo nie miała kogo posłać. Wszyscy mają ważne sprawy, a mój artykuł może
poczekać. Ponadto to wywiad Penny, ale zachorowała, więc ja się tym zajmę. To wszystko.
Ellen wysłuchawszy przyjaciółki założyła za ucho pasmo swoich złocistych włosów. Była
wysoką blondynką o błękitnych oczach. Miała powodzenie u mężczyzn i wykorzystywała to. Lubiła
flirtować i dobrze się bawić. Miała jeszcze czas na ustatkowanie się. Była jeszcze zbyt młoda na
poważne związki. Jej dewizą było: „Czerp z życia całymi garściami i nie martw się co będzie
jutro”. Była wierna tej idei. Co innego Kimberly. Poważnie traktowała życie i była bardzo
odpowiedzialna. . Ellen często ją motywowała do działania, ale nie zawsze jej się to udawało. Kim
wolała siedzieć w miejscu niż zmienić coś w swoim życiu. Prowadziła ustabilizowane życie, bez
szaleństw i wariactw.
–
Chcesz tak całe życie siedzieć w jednym miejscu? – kolejny raz podjęła ten temat.
–
Mówiłam ci tyle razy, że mi się to podoba. Mam chociaż spokój. Nie dałam się opętać temu
pędowi za kasą. Wyścig szczurów to nie dla mnie. Chociaż mam pracę, a w dobie kryzysu nie warto
wybrzydzać. Zresztą spełniam się zawodowo,wiesz o tym. – Kimberly nie wiedziała który już raz
przekonywała Ellen, że nie potrzebne jej wielkie pieniądze i ten szalony pęd. Żyła w biegu, w
rozsądnych granicach i dlatego jeszcze nie dała się całkowicie zwariować. W życiu są ważniejsze
rzeczy. Chociaż kochała swoją pracę i chętnie spędzała w niej czas, nawet nadgodziny, to jeszcze
daleko jej było do tych osób, które tylko żyły pracą spędzając w niej całe dnie a nawet noce.
Zawsze uważała, że taki ktoś ma po prostu coś z głową. Nic dziwnego, że potem stali się
sfrustrowani i wypaleni zawodowo. A stąd to już niewielka droga do depresji. Ona nie chciała tak
skończyć. – Ty też jesteś od kilku lat na tym samym stanowisku i nie narzekasz. Nieźle zarabiamy
więc po co mamy coś zmieniać.
–
Jest w tym trochę racji – przyznała Ellen uśmiechając się lekko. – Może dziś gdzieś
wyskoczymy – nagle zaproponowała dziewczyna. Umiejętnie potrafiła zakończyć jeden temat, żeby
w następnej chwili zacząć następny. – Na jakiegoś drinka?
–
Nie wiem, kiedy się obrobię z tym wywiadem. Muszę się jeszcze umówić z jej agentką na
określoną godzinę.
–
Swoją drogą zawsze się zastanawiałam, dlaczego Jessica zniknęła tak nagle. I to w
momencie kiedy jej kariera nabrała tempa? Myślisz, że te wszystkie plotki o jej uzależnieniu to
prawda?
–
Szczerze wątpię – odpowiedziała szczerze Kim. – Ona nie jest z takich osób. Nie obracała
się w takim towarzystwie. Zawsze dbała o swój wizerunek medialny. Fani ją kochali. Może nadal ją
kochają. Był inny powód i mam nadzieję, że się tego dowiem.
Ellen została wezwana przez jedną z dziennikarek, więc przyjaciółki się pożegnały. Kim
zerknęła na scenariusz wywiadu i notatki pozostawione przez Penny. Musiała przyznać, że
dziewczyna odwaliła kawał dobrej roboty, ale niestety choroba przeszkodziła jej w
przeprowadzeniu wywiadu. I to dzięki temu Kimberly pozna jedną z najlepszych aktorek ostatnich
lat. W skrytości zawsze ją podziwiała i marzyła, żeby kiedyś ją poznać. I to marzenie się spełni
przez zwykły przypadek.
Zerknęła na kartkę z adresem, który dała jej Tiffany. Znała go już na pamięć, ale był tam także
zapisany numer do jej agentki. Zadzwoniła i umówiła się na spotkanie tego popołudnia. Kobieta
zdziwiła się, że to nie Penny przeprowadzi wywiad, ale Kim wszystko jej wytłumaczyła. Agentka
była jakaś nieufna, jednak gdy się dowiedziała, że sama Tiffany Wood poleciła im inną osobę
zgodziła się na spotkanie. Po skończonej rozmowie Kimberly zerknęła na zegarek na swojej
komórce. Jeśli chciała zdążyć na spotkanie musiała już wyjeżdżać. Miasto było zakorkowane, a ona
nie chciała się spóźnić. Złapała jeszcze pączka i skierowała się do wyjścia.
Szedł wolnym krokiem szeroką aleją, przy której rosły wysokie akacje, rzucające długie cienie.
Ile razy już to był? Nie wiedział. Teraz wiedział jedno: to będzie ostatni raz, kiedy tu przyjdzie.
Nadszedł czas aby zapomnieć, już dawno powinien to zrobić. Tylko to było takie trudne. Tak
cholernie trudne i ciężkie. Może jeżeli będzie daleko stąd, będzie mu łatwiej i lepiej.
Przystanął na chwilę, żeby zapalić. Wyjął z kieszeni paczkę Marlboro. Mocno się zaciągnął i
szedł dalej. Palenie to zgubny nałóg, ale on niestety nie potrafił sobie z nim poradzić. Już tyle razy
próbował rzucić i się mu to nie udawało. W końcu się poddał, już nie chciał się z tym walczyć, bo
jakby się nie starał to wiedział, że przegra.
Zatrzymał się przed jednym z nagrobków. Wyryte na nim złote litery lśniły w blasku
południowego słońca. Uważnie wpatrywał się w nazwisko zmarłej i znowu, kolejny raz ilekroć tu
przychodził, z jego oczu popłynęły łzy. Stracił ją bezpowrotnie i na zawsze. Z nienawiścią
pomyślał o osobach za to odpowiedzialnych. Spojrzał na bukiet białych kwiatów trzymanych w
rękach i powoli położył je na grobie. Zadumał się chwilę. Dlaczego to zrobiła, zadawał sobie to
pytanie. Dlaczego odebrała sobie życie? Dobrze wiedział dlaczego i przez kogo. Jej rodzinka za to
odpowiada. Dręczyli ją, więzili, nie pozwalali im ze sobą być. Ona nie mogła wytrzymać z dala od
niego. Nie mogła bez niego żyć i dlatego posunęła się do samobójstwa. Kochała go. Chociaż nigdy
tego nie powiedziała wiedział, że tak jest.
Jeszcze raz pozwolił sobie na wspomnienia. Pamiętał kiedy po raz pierwszy ją zobaczył. Była
taka niewinna, piękna. Siedziała w parku na ławce i czytała książkę. Jej uśmiech, jej orzechowe
oczy i kasztanowe włosy oczarowały go od pierwszej chwili. Nie mógł o niej zapomnieć. Ba,
nawet nie chciał. To było coś pięknego, miłość od pierwszego wejrzenia. Myślał, że takie rzeczy
zdarzają się tylko w filmach. A to jemu to się przydarzyło. Coś takiego pięknego. Sophie była taka
podobna do jego ukochanej matki. To zdecydowało, że pokochał ją bez reszty. Szkoda, że nigdy się
nie poznali. Ale teraz to jest możliwe. Spojrzał w niebo. Był pewien, że tam na górze się spotkały.
Patrzą na niego. Dwie kobiety, które kochał najbardziej na świecie.
Końcem palca obtarł samotnie spływającą łzę. Będzie ją pamiętał i nigdy nie zapomni jej
twarzy. Już na zawsze pozostanie w jego sercu. A on musi żyć dalej. Był pewien, że Sophie będzie
czuwać nad nim i nie pozwoli, żeby był sam. Ona pomoże mu znaleźć nową miłość. Głęboko
wierzył, że jego ukochana będzie czuwać nad nim z nieba. Nie pozwoli aby trafił na byle kogo. Bo
on nie zasłużył na to. Jego nowa miłość musi być podobna do Sophie i jego matki, dwóch
najważniejszych kobiet w swoim życiu. Głęboko wierzył, że tam gdzie się uda to się stanie. Znowu
się zakocha. Nie wiedział tylko ile czasu przyjdzie mu na to czekać. Parę tygodni, miesięcy? Ale to
jest nieważne. Oczekiwanie jest piękne jeżeli wiadomo, że się trafi na odpowiednią osobę. Na taką,
na którą się czekało całe swoje życie. Myślał, że to Sophie nią będzie. Mogła nią być gdyby nie...
Nie! Nie chciał już o tym myśleć. Przeszedł prawdziwe załamanie dowiadując się o jej śmierci. To
było dla niego bolesne. Czuł się tak samo jak wtedy, gdy jego matka nagle umarła. Tak samo
cierpiał, a może nawet bardziej. Opuściły go. Nie zasłużył sobie na to. Postanowił wziąć się w
garść. A uda się mu to tylko wówczas, jeśli będzie daleko stąd. Tutaj wszystko by mu przypominało
o tym co go spotkało. Nowe miejsce pomoże mu dojść do siebie.
Wyjął zza pazuchy marynarki dużą, jasną kopertę i przez chwilę trzymał ją w swoich palcach.
Zastanawiał się, czy dobrze postępuje. Na pewno, sam sobie odpowiedział na to pytanie. Powoli
otworzył kopertę i wyjął zawartość. To były zdjęcia, a raczej setki zdjęć swojej wybranki. Szybko
przeglądał je i pamiętał czas, kiedy jej robił. Sophie w kawiarni, Sophie na spacerze, Sophie na
ławce w parku, Sophie w księgarni kupująca swoje ulubione książki. Było ich całe mnóstwo. Choć
były dla niego bardzo ważne, całym jego życiem, to postanowił teraz jej to oddać.
–
To należy do ciebie, kochanie – powiedział kładąc wszystkie fotografie na pomniku, obok
kwiatów. – Mam twój obraz tutaj, w moim sercu. – Położył swoją dłoń na lewej piersi.
Powoli odszedł w kierunku bramy cmentarnej, nie zauważając, że wiatr strącił zdjęcia na
ziemię. Jeszcze raz się odwrócił ostatni raz patrząc na miejsce wiecznego spoczynku Sophie
Morgan. Już czas, aby zostawić przeszłość za sobą i rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu.
Podróż zajęła jej, tak jak przypuszczała, więcej niż godzinę. Ulice były zakorkowane, jeszcze
po drodze była jakaś kraksa i musiała pojechać objazdem. Na szczęście jej samochód wyposażony
był w GPS więc mogła łatwiej dotrzeć do domu aktorki. Kiedy skręciła w odpowiednią ulicą wolno
jechała, żeby nie przegapić numeru. Ta dzielnica była luksusowa. Domy które mijała były okazałe i
na pierwszy rzut oka było widać, że mieszkają tutaj ludzie zamożni. Kiedy podjechała pod
odpowiedni dom, zatrzymała się przy wielkiej bramie, za którą rozpościerała się posiadłość Jessici
Price. Przez chwilę podziwiała willę. Była ogromna, niczym pałac. Zawsze zastanawiało ją po co
im takie wielkie domy, jeżeli większość z tych osób mieszkają samotnie. Wyszła z samochodu i
wcisnęła przycisk przy domofonie.
–
Czym mogę służyć? – Usłyszała mocny męski głos.
–
Kimberly Parker. – Dziewczyna się przedstawiła. – Byłam umówiona.
–
Chwileczkę.
Mając chwilkę czasu mogła bardziej przyjrzeć się otoczeniu. Nigdy jeszcze nie była w tej
dzielnicy, którą zamieszkiwali bogacze i ludzie z pierwszych stron gazet. Ogromne wille od razu
rzucały się w oczy. Każda z nich była otoczona wysokim ogrodzeniem, żeby żaden niepowołany
gość nie mógł się tam dostać. W dzisiejszych czasach nie brak było złodziejaszków, którzy tylko
czyhali na nieostrożność właścicieli, żeby móc tylko okraść ich domy. Na pewno każdy z tych
domów miał zainstalowany nowoczesny system alarmowy, ale nawet to nie powstrzymywało tego
typu bandytów, którzy mieli swoje sposoby na takie zabezpieczenia i skutecznie je omijali.
Z domu naprzeciwko wyszła elegancka kobieta prowadząc na smyczy małego pieska, nie
większego od zwykłego kota. Miał sterczące uszy i szybko biegł przed swoją panią na krótkich
nóżkach. Właścicielka czworonoga spojrzała pogardliwym wzrokiem na nią i dumnie uniosła głowę
mijając ją bez słowa. Na pewno uznała Kim za jakiegoś intruza i wiedziała, że nie jest z ich klasy
społecznej, więc nie warta była jej uwagi. Kimberly spojrzała na siebie. Nie miała na sobie
oficjalnego stroju, bo takowy nie obowiązywał w pracy, więc ubierała się w to w czym czuła się
najwygodniej, czyli najczęściej w dżinsy i T-shirt, no chyba że był upał nie do wytrzymania, więc w
takim wypadku wyjątkowo wbijała się w jakąś sukienkę wygrzebaną z szafy. Kobieta uważała, że
Kim nie pasuje do tego miejsca dlatego tak na nią popatrzyła. Kimberly już wiele razy spotkała się
z takim zachowaniem bardziej majętnych ludzi. Uważają się za kogoś lepszego, tylko dlatego, że
jeżdżą nowymi samochodami prosto z salonu i mieszkają w domach za milion dolarów. Snobka,
powiedziała do siebie w myślach. Nagle zaczęła się zastanawiać, czy Jessica Price też taka jest. Nie
znała jej osobiście więc nie mogła nawet się domyślić jaką jest osobą. Często się zdarza, że sławne
aktorki tak naprawdę nie są takie za jakie chcieliby uchodzić. Ich zachowania często są na pokaz a
prywatnie dają wszystkim do zrozumienia jakie są ważne.
Jej rozmyślanie przerwało grube, metaliczne skrzypienie. Odwróciła się powoli. Brama do
posiadłości aktorki powoli się otwierała. Kim wskoczyła do samochodu, zapaliła silnik i kiedy
brama całkiem się otwarła powoli wjechała na posesję. Jechała powoli brukowaną aleję, wokół
której rosły wysokie topole i akcje. W oddali widać było duży zadbany ogród, a obok basen.
Zatrzymała samochód przed frontowymi drzwiami. Już miała zadzwonić do drzwi, gdy te nagle się
otwarły i stanęła w nich mała kobietka. Kim od razu ją rozpoznała. Była to agentka Jessicy Price.
Często widziała ich razem na zdjęciach w kolorowych magazynach. Kim miała pamięć do twarzy i
dlatego właśnie ją rozpoznała.
–
Witam panią. – Uśmiechnęła się do niej przepuszczając ją w drzwiach.
–
Dzień dobry. – Kimberly przywitała się wchodząc do środka.
Zdziwiła się widząc, że kobieta nie weszła za nią. Obejrzała się za siebie. Agentka zachowywała
się co najmniej dziwnie. Kim słyszała jak kazała przez telefon strażnikowi zamknąć bramę a sama
rozglądała się dookoła, jakby ktoś czaił się za drzewami albo w ozdobnych krzakach rosnących w
ogrodzie. Wyszła na zewnątrz, zostawiając Kim samą, która wzruszyła ramionami i rozejrzała się
po wnętrzu przechodząc się powoli. Była zdumiona. Nigdy nie widziała takiego wnętrza. Salon
był ogromny, większy od jej własnego mieszkania. W jego centralnej części znajdowała się
śnieżnobiała kanapa, przy niej szklany stolik, na którym stał bukiet świeżych kwiatów roznoszący
miły aromat, a naprzeciw dwa fotele. Nad kominkiem stały ramki ze zdjęciami. Kim domyślała się,
że to jej rodzina, ale nie wiedziała dokładnie. Jessica nigdy nie opowiadała w wywiadach o swojej
rodzinie, chroniła swojej prywatności, a nie tak jak inne gwiazdy sprzedawała ją za odpowiednią
cenę byle szmatławcom. Ona nie potrzebowała reklamy i bez tego była sławna dzięki swojej
ciężkiej pracy. Jasna, kremowa farba na ścianach i dodatki sprawiały, że wnętrze było naprawdę
przytulne. Nowoczesność mieszała się z klasyką, ale nie gryzło się między sobą, tylko doskonale ze
sobą współgrało. Zawsze wyobrażała sobie, że mieszkania czy też domy sławnych ludzie są jak
muzeum, bezosobowe. Może nie wszystkie, pomyślała. Podeszła do oszklonych drzwi
prowadzących na taras, z którego wychodziło się po schodkach do ogrodu. Przez chwilę
przyglądała się widokowi za oknem. Wielki basen był otoczony pięknymi ozdobnymi krzewami.
To na pewno w tym miejscu Jessica odpoczywała. Ona sama by chciała tak spędzać swój wolny
czas, opalając się przy basenie nie narażając się na spojrzenia wścibskich osób. Ale to było tylko jej
marzenie.
Usłyszała odgłos zamykanych drzwi, więc porzuciła swoje fantazje, bo teraz musiała się skupić
na czymś innym. Przyjechała tu do pracy. Odwróciła się słysząc szybkie kroki. Tak jak
przypuszczała była to agentka aktorki.
–
Przepraszam panią, że to tyle trwało. Trzeba zachować środki bezpieczeństwa – wyjaśniła
kobieta.
Kim kiwnęła tylko głową na znak zrozumienia, ale właściwie nie pojmowała jej zachowania.
Przecież tutaj był strażnik, który na pewno doskonale znał się na swojej robocie i nie potrzebował
jej instrukcji dotyczącej tej kwestii. Nikt nie byłby na tyle głupi, żeby napadać w biały dzień, na
dodatek wtedy kiedy w domu ktoś jest. Każdy ma jakąś obsesję, pomyślała.
–
Jessica zaraz powinna zejść – powiedziała kobieta patrząc na kręte schody prowadzące na
piętro. – Była prawie gotowa, kiedy pani przyjechała.
–
A pani jest jej agentką, prawda? Widziałam pani zdjęcia...
–
Wiedzę, że jest pani doskonale zorientowana. Ale może lepiej jak się przedstawię. Virginia
O' Connor.
–
Kimberly Parker. – Przedstawiła się, uważnie przyglądając się kobiecie. Była niskiego
wzrostu tak jak ona. Rude włosy były starannie upięte, żaden kosmyk nie wisiał obok twarzy.
Ubranie było starannie dobrane. Widać było, że ma dobry gust. – Ja jestem tutaj tylko na
zastępstwo, jak wspominałam w rozmowie. Penny, która miała przeprowadzać wywiad
zachorowała więc ja zostałam oddelegowana. Mam nadzieję, że to nie żaden problem?
–
Nie, właściwie nie – odparła kobieta, ale niezbyt przekonująco.
Pamiętała jej dziwny głos przez telefon, gdy poinformowała ją, że to ona, a nie jej koleżanka
Penny przyjedzie. Virginia z wyglądu była raczej normalna, ale jej zachowanie bynajmniej na takie
nie wskazywało. Nerwowo skubała palce, co jakiś czas wstawała i wyglądała przez okno, jakby
ktoś był na zewnątrz. Ta kobieta chyba ma jakąś obsesję, pomyślała jak kolejny raz podeszła do
okna.
Właśnie w chwili kiedy Kimberly postanowiła jakoś oderwać się od patrzenia na dziwne
zachowanie agentki i wyjęła z torebki pytania, jakie miała zadawać aktorce, po krętych schodach
zeszła Jennifer Price. Kiedy Kim podniosła wzrok po raz pierwszy ujrzała na własne oczy tą sławną
aktorkę. Zawsze widywała ją tylko na fotografiach w różnych magazynach, ale one nie
odzwierciedlały całej jej urody i powabu. Miała długie kruczoczarne włosy spadające kaskadą na
jej ramiona, a jej turkusowa suknia doskonale podkreślała jej idealną figurę. Na łabędziej szyi
wisiał skromny, ale niezwykle elegancki wisior w kształcie małej łezki. Była tylko delikatnie
umalowana, ale i tak wyglądała pięknie i szykownie.
–
Przepraszam, że musiała pani czekać. – Jessica uśmiechnęła się serdecznie do dziennikarki i
podała jej swoją smukłą dłoń.
–
Nic nie szkodzi – Kimberly przywitała się z aktorką odwzajemniając uśmiech.
–
Może się pani czegoś napije?
–
Jeżeli, to nie problem to szklankę wody.
Jessica lekko odwróciła głowę do swojej agentki wciąż stojącej przy oknie i wypatrującej nie
wiadomo czego.
–
Możesz?
–
A tak, oczywiście. – Virginia szybko się ocknęła i zniknęła.
Kim zdziwiła się. Zawsze myślała, że wielkie gwiazdy mają służbę, a tutaj nikogo nie było, kto
by im usługiwał. Może mieli wychodne.
–
Nie mam służby – powiedziała aktorka jakby odczytując jej myśli. – Wiem, że to zabrzmi
dziwnie ale nie potrzebuje jej. No może poza sprzątaczkami i ogrodnikiem. Przychodzą tutaj raz,
dwa razy w tygodniu. To wszystko. Kucharki nie potrzebuję. Sama sobie gotuję.
–
Sama? – Kim nie ukrywała zaskoczenia. Jessica Price łamała wszelkie stereotypy dotyczące
wielkich gwiazd szklanego ekranu. Zawsze wyobrażała sobie, że w ich otoczeniu kręci się wielu
ludzi, dosłownie od wszystkiego. A tutaj takie zaskoczenie. Można by było przypuszczać, że Jessica
jest zwykłą kobietą, z którą można się zaprzyjaźnić. Dziewczyną z sąsiedztwa.
–
To niespotykane, doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Gotowanie było i nadal jest moim
hobby. Zawsze wiedziałam, że jeżeli nie zostanę aktorką to zawsze wtedy mogę oddać się mojej
drugiej pasji.
–
Ale jak widać nie było to konieczne – zauważyła Kimberly.
–
Nie. – Roześmiała się. – Jednak nie mogłam z tego zrezygnować. Mimo że stać mnie na
kucharza nigdy go nie zatrudniłam. Gotowanie mnie odpręża i pozwala zapomnieć o wszystkich
złych rzeczach. – W tej chwili uśmiech zniknął z jej twarzy, a jej oczy były wpatrzone w jakiś punkt
za plecami Kim. Dziewczyna zastanawiała się co spowodowało tą nagłą zmianę w zachowaniu
aktorki. Czyżby te złe rzeczy, o których chciała zapomnieć miały wpływ na jej życie, że zniknęła ze
świata show-biznesu? Może nadal mają? Co mogło ją spotkać, zastanawiała się w myślach.
W tej chwili weszła Virginia niosąc na tacy dzbanek z wodą i trzy szklanki. Powoli postawiła ją
na stoliku. Jessica ocknęła się i znowu była tą samą osobą co wcześniej: miłą i sympatyczną. Kiedy
agentka nalała wszystkim wody, szybko wzięła swoją szklankę i upiła duży łyk jednym haustem.
Kim zdziwiła się, że się nie zakrztusiła. Chwilę później poszła za jej przykładem i także się napiła.
Wyjęła z torebki dyktafon i kartki z pytaniami, które miała zadać aktorce.
–
Możemy zaczynać? – spytała Kim, stawiając dyktafon na stoliku.
Jessica spojrzała na swoją agentkę, która usiadła obok niej. Cicho wypuściła powietrze i
zwróciła swój wzrok z powrotem na swojego gościa.
–
A nie będzie pani przeszkadzać obecność Virginii?
–
Nie, skąd – odrzekła Kim zaglądając w kartki.
–
Virginia jest nie tylko moją agentką, ale także najlepszą przyjaciółką – wyjaśniła Jessica i
oparła się wygodnie o kanapę. – Jestem gotowa.
Kimberly włączyła nagrywanie i zadała pierwsze pytanie.
–
Oficjalnie powiadomiła pani na swojej stronie internetowej, że wraca do pracy. Czy już
podjęła pani odpowiednie kroki? Gdzie najpierw panią zobaczymy?
–
Przyjęłam małą rólkę w musicalu „Grease”, który w najbliższym czasie trafi na deski
Broadwayu. Niech pani nie pyta jaką, zobowiązałam się do zachowania tajemnicy. Wkrótce mam
jeszcze zagrać epizodyczną rolę w „Chirurgach”.
–
Na brak propozycji nie może pani narzekać, mimo że wycofała się pani na jakiś czas z
aktorstwa?
–
Nie. Kiedy tylko pojawiła się wzmianka o moim powrocie, wielu scenarzystów i
producentów z którymi kiedyś miałam przyjemność pracować, złożyli mi ciekawe propozycje. Na
brak pracy nie mogę narzekać. – Roześmiała się. – Po tak długim urlopie chcę wrócić do grania, to
jest całe moje życie. Nie mogłabym z tego zrezygnować. Praca jest jednocześnie moim hobby.
–
Pojawiły się spekulacje, że zrezygnowała pani już całkowicie, że nie wróci pani na scenę.
–
O, nie. Tego nigdy bym nie zrobiła. Uwielbiam moją pracą, a moja przerwa... – Umilkła i
znowu w jej oczach pojawiła się ta pustka. Taka sama jak w oczach jej agentki, kiedy patrzyła w
okno, kiedy czekali na Jessicę. – Moja przerwa była spowodowana kłopotami osobistymi.
–
Cofnijmy się na chwilę do przeszłości. Pani wspaniała kreacja i pierwsza główna rola w
dramacie wybiła panią na szczyty. Jak przygotowywała się pani do roli Meredith?
–
Przez kilka miesięcy byłam wolontariuszką w ośrodku dla ofiar molestowania seksualnego.
Obserwowałam i pomagałam tym dziewczynom. Każda z tych dziewczyn wiele przeżyła, a mimo
to nie poddawały się. Do każdej roli przygotowuje się skrupulatnie. Tak też było tamtym razem.
–
Pani zniknięcie i wycofanie się z aktorstwa spowodowało, że pojawiło się wiele plotek i
spekulacji jakoby znajdowała się pani w klinice odwykowej. Jak pani to skomentuje?
–
Dość tego! – Virginia O' Connor podniosła się gwałtownie z kanapy i wbiła swoje ostre
spojrzenie w Kimberly. – To już chyba przesada! Proszę to wyłączyć. Natychmiast!
Chciała złapać dyktafon, ale Kim była szybsza. Ukryła go w dłoni w międzyczasie naciskając
przycisk stop. Dziewczynę zdziwił wybuch agentki. Przecież ona sama poprosiła o ten wywiad.
Wiedziała, że prędzej czy później takie pytania padnie i na pewno była na to przygotowana. Więc
skąd takie zachowanie? Spojrzała na Jessicę Price. Aktorka siedziała spokojnie ze wzrokiem
wbitym w podłogę, nie ruszając się z miejsca. Coś było na rzeczy, wywnioskowała Kim. Czyżby w
plotkach było źdźbło prawdy i Jessica naprawdę wpadła w szpony nałogu: alkoholu lub
narkotyków?
–
Czemu się pani tak unosi? – zapytała. – Przecież to od pani wyszedł pomysł zrobienia
krótkiego wywiadu a nasz magazyn tylko się dostosował – stwierdziła Kimberly. Musiała wyjaśnić
całą sytuację. Ta babka zachowywała się jak pomylona.
–
Przepraszam za Virginię. – Nagle zabrała głos Jessica, która ocknęła się i uśmiechnęła się
lekko. – Ciągle jest przewrażliwiona na moim punkcie. Możemy wrócić do rozmowy.
–
Jess, jesteś pewna? – Virginia zapytała z lekką obawą.
Miała prawo się tak zachować. Przez te dwa lata widziała co się z nią działo i pomagała jej jak
tylko mogła w tej całej chorej sytuacji. Pamiętała dobrze jak reagowała na każde słowo, każdy gest
z jej strony. Jedno niewłaściwie wypowiedziane słowo, a Jessica już była strzępkiem nerwów. Ale
ona jej nie opuściła. Trwała przy niej i zawsze będzie przy niej. Ochroni ją przed wszystkimi
dziennikarskimi hienami.
Ale ta dziennikarka nie wyglądała jakby goniła za tanią sensacją. Jej twarz wydawała się miła.
Sama powiedziała, że jest tu w zastępstwie za Penny z którą ona się umawiała na wywiad. Więc to
tamta przygotowała te pytania, a ona zaatakowała Bogu ducha winną dziewczynę. Na pewno
pomyślała, że ma do czynienia z kompletną wariatką. Dopiero teraz dotarły do niej ostatnie słowa.
Przecież to na jej prośbę, a raczej Jessicy ten wywiad. Nie powinna tak na nią napadać, nie miała
prawa. Jej zachowanie było irracjonalne.
–
Przepraszam panią – odrzekła. – To jasne, że spodziewaliśmy się takiego pytania a ja
zachowałam się skandalicznie...
–
Zrozumie pani, gdy pozna pani całą prawdę – wtrąciła się Jessica. – Czas, żeby wszyscy ją
poznali.
Virginia zamarła. Nie wiedziała, czy to był dobry pomysł, ale Jess dawno już się na to
zdecydowała. To co ją spotkało mogło spotkać każdego. A ona chciała o tym opowiedzieć, wyrzucić
to z siebie. Oczyścić duszę, a nie tłamsić to w sobie.
–
Czy jesteś już na to gotowa? – spytała. Nie chciała, żeby wspomnienia ją zraniły.
–
Tak. – Zdecydowanie potwierdziła Jessica. – A ty nie martw się już tak o mnie jak o
pięcioletnie dziecko. Poradzę sobie, już sobie z tym poradziłam.
Kimberly była zdezorientowana słuchając wymiany zdań między tymi dwoma kobietami. Były
jakieś tajemnicze, mówiły półsłówkami. Podejrzewała, że zaraz wszystkiego się dowie. Słyszała
wyraźnie jak aktorka mówiła, że chce to z siebie wyrzucić. Powiedzieć całą prawdę i niczego nie
ukrywać.
–
Może pani włączyć dyktafon – odparła Jessica.
–
Na pewno? – spytała, a kiedy aktorka potwierdziła skinieniem glowy, Kim włączyła
urządzenie. Jeszcze raz zadała ostatnie pytanie.
–
Pani zniknięcie i wycofanie się z aktorstwa spowodowało, że pojawiło się wiele plotek i
spekulacji jakoby znajdowała się pani w klinice odwykowej. Jak pani to skomentuje?
–
To zwykła plotka, nic więcej. Moje zniknięcie miało związek z pewnym fanem.
–
Fanem?
–
Tak. – W tej chwili Jessica Price wstała i podeszła do okna. Kim nie musiała iść w jej ślady.
Nie obawiała się, że jej słowa mogą się źle nagrać. Każdy dziennikarz musi mieć dobry sprzęt i ona
taki miała. Podążyła wzrokiem tylko do miejsca gdzie stała aktorka. Jej następne słowa wprawiły ją
w osłupienie. – Sława i rozgłos niosą ze sobą sympatię i uwielbienie wielu ludzi. Zarówno
mężczyzn jak i kobiet. W naszej branży często się można z tym spotkać. Nie zawsze jednak
uwielbienie jest w granicach zdrowego rozsądku. Problem się zaczyna gdy ktoś zaczyna ingerować
w twoje życie, osaczać cię na każdym kroku.
–
Co właściwie ma pani na myśli? – zapytała Kimberly.
Jessica z powrotem usiadła na kanapie, obok dziennikarki. Wzrok miała skupiony i
jednocześnie pusty. Musiało być dla niej ciężko opowiadać o tym wszystkim.
–
Ten fan, a raczej obłąkany fan, bo nie można go inaczej nazwać osaczał mnie. Wysyłał mi
kwiaty, prezenty. Pomyśli pani: a co w tym dziwnego. Otóż nic, jeżeli nie są częste. A on wysyłał
mi je codziennie. Często towarzyszył mi na każdym planie zdjęciowym, ale to nie wszystko. Zaczął
do mnie wydzwaniać. Mówił, że jesteśmy dla siebie stworzeni, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Nie
pamiętam ile razy zmieniałam numer telefonu, ale to go zniechęcało tylko na parę dni. Zawsze
zdobywał nowy, nie wiem skąd, jakim sposobem. I wszystko zaczynało się od nowa. Telefony w
środku nocy, sms-y z wyznaniami miłości. Doszło do tego, że gdziekolwiek się nie pojawiłam on
był tam ze mną. Był jak cień. Bałam się wyjść z domu, bo wiedziałam, że ona gdzieś się tam czai.
–
I nie można było z tym nic zrobić? – zapytała zszokowana Kim. Nie domyślała się, że takie
coś spotkało taką sławną aktorkę. To jakiś psychol. Aż się wzdrygnęła gdy o tym pomyślała.
–
Owszem można. Dostał sądowy zakaz zbliżania się. Ale co z tego. On i tak wykończył moją
psychikę. Mimo że już mam to za sobą do dzisiaj często spoglądam w okno myśląc, że on tam jest.
Że się czai i czeka na mnie. Nawet zakaz go nie powstrzymał. Włamał się do mojego mieszkania.
Myślał, że jestem sama. Ale ja już dawno nie mieszkałam sama. Zatrudniłam ochroniarza. Dzięki
Bogu. Tak nie wiem, jak by to się mogło skończyć. Na szczęście to już za mną i wracam do
równowagi.
–
I to prześladowanie trwało dwa lata?
–
Dokładnie.
–
Co teraz z nim się dzieje?
–
Został zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. Wyszło na jaw, że miał ciężką odmianę
schizofrenii. I że nie tylko ja byłam jego jedyną ofiarą. Podobno zachowywał się tak, jak go rzuciła
dziewczyna. Mam nadzieję, że już nigdy więcej go nie zobaczę. Ten człowiek zamienił moje życie
w prawdziwe piekło.