Wtorek i piątek Korzeniowski

background image

Wtorek i piątek

Opowiadanie zaczyna się, gdy Korzeniowski wraca do
Warszawy. Jest podenerwowany, gdyż następnego dnia mają
wystawiać jego sztukę. Gdy więc spotyka dawnego kolegę,
cieszy się ze spotkania i z możliwości zajęcia czymś myśli.
Idą do Ogrodu Saskiego. Spacerując po parku, mijają
mężczyznę, który chodzi cały czas po tej samej uliczce, od
czasu do czasu zatrzymuje się i przysiada na ławeczce,
wzdycha. Przyjaciel Korzeniowskiego mówi mu, że to jego
dawny przyjaciel, pan Michał. Prosi, by zeszli mu z drogi, bo
Michał nie lubi spotykać znajomych. Przysiadają na ławce w
bocznej alejce i przyjaciel obiecuje Korzeniowskiemu, że
opowie mu historię Michała, jeśli ten jej nie spisze.
Korzeniowski stwierdza, że nie może tego obiecać. Przyjaciel
mówi mu: :Kiedy wam, autorom, niebezpiecznie powierzać
takie rzeczy. Co tylko pochwycicie, zaraz czym prędzej
rzucacie na papier. Co najgorsza stroicie proste opowiadanie
waszymi dodatkami i… - Psujemy. – Zgadłeś. Rzadko który z
was potrafi opowiadać tak, żeby nie było widać waszych
własnych łatek, którymi szpecicie jednostajną materią,
dostarczoną wam przez naturę. Wam się zdaje, że trzeba
koniecznie rzeczy nadzwyczajnych, jakich wypadków
niespodziewanych, kiedy tymczasem Zycie jest to rzecz
niezmiernie prosta, a wszystko, co nas w jego obrazie
interesuje, zamyka się w głowie i sercu ludzi, których
malujecie.” Korzeniowski stwierdza, że powieści trzeba
ubarwiać, żeby czytelnik był zainteresowany i się nie nudził.
Ale obiecuje, że spisze historię Michała bez dodawania
czegokolwiek. Przyjaciel Korzeniowskiego i Michał znali się
z biura, gdzie razem pracowali. Przyjaciel opowiada, jak
pewnego dnia Michał spacerując po parku spostrzegł piękną
młodą brunetkę w czarnym kapeluszu. Spodobała mu się tak

background image

bardzo, że śledził ją, ale na gwarnej ulicy zgubił. Następnego
dnia nie znalazł jej w parku, ale przyszło mu do głowy, że
może spotka ją w kościele. Obszedł wszystkie warszawskie
kościoły. Znalazł. Modliła się i płakała. Śledził ją po wyjściu z
kościoła, ale uciekła mu przed podwórko pewnej kamiennicy.
Michał nie mógł jej jednak zapomnieć. Następnym razem
spotkał ją w parku, gdy spacerowała ze starym majorem.
Obserwował ich, a kiedy do majora podszedł przyjaciel i
poprosił o chwilę rozmowy na osobności, przysiadł się do
młodej kobiety. Powiedział, że jest w niej zakochany. Ona
stwierdziła, że pozwoli na spotkania, ale ma jej nie pytać, jak
się nazywa i gdzie mieszka. Zgodził się i odtąd spotykali się
na ławce w parku do wtorek i piątek. Kiedy jednak zaczęła się
zbliżać jesień, Michał obawiając się złej pogody, zaczął
nagabywać Marynię, by powiedziała mu gdzie mieszka.
Wtedy ona stwierdziła, że więcej nie przyjdzie. W tym
momencie opowieści, przyjaciel Korzeniowskiego pyta, co w
tym momencie zrobiłby jego bohater, gdyby Korzeniowski
pisał o Michale. „- Naturalnie pobiegłby za nią, odszukałby,
wyśledził jej mieszkanie, dowiedział się od sąsiadów… -
Byłoby to po francusku. Nie darmo zarzucają mi, żeś się rzucił
na francuskich pisarzów i przenosisz z nich wszystko żywcem
do swoich dramatów. Otóż, nie zgadłeś mój łaskawco,
naprzód bo Michał nie Francuz…”. Michał chodził nadal do
parku. Przyszła po tygodniu, zabrała go ze sobą do
mieszkania. Okazało się, że ma dwuletnią córkę. Kazała
Michałowi zdecydować, czy chce się z nią żenić. Miał jej
obwieścić decyzję w piątek, podczas spotkania w parku. Ale,
że Michał był melancholik, to gdy się dowiedział, że ukochana
ma nieślubne dziecko, ciężko się pochorował i przegapił
piątkowe spotkanie. Gdy się wychorował, podbiegł do jej
domu, ale tamci już się wyprowadzili. Zapłacił dług majora u
gospodyni domu, kupił meble z mieszkania. „- I nie szukał

background image

jej? – Widno, że piszesz dramata i czym prędzej dążysz do
końca, jakbyś miał przed sobą kilkuset głodnych spektaklu,
którzy nie czekając rozwiązania powstaną i wyjdą. W
opowiadaniu to co innego. Powieść czyta się zwykle do
poduszki lub po obiedzie, w ten czas czytelnik nie śpieszy i
owszem, gniewa się, gdy wszystko leci do końca piorunem.”
Ale, że pan Michał i przyjaciel pracowali w Komisji Spraw
Wewnętrznych to postawili na głowie wszystkie gminy i
dziewczynę znaleźli. Niestety, gdy Michał zajechał na
Lubelszczyznę, Marynia już nie żyła. Wywalił jej marmurowy
pomnik i co roku urządzał sobie tam pielgrzymki. Trzy lata
później, wracając właśnie z takiej pielgrzymki, usłyszał w
zajeździe, jak młody oficer chwali się zbałamuceniem Maryni
– ślicznej brunetki, którą przekonał, że ją kocha, a kiedy
nadarzyła się okazja i dziewczyna była sama w domu i do tego
źle się czuła, to… Michał zażądał satysfakcji i zabił drania w
niby-pojedynku. Żandarmi go złapali i chcieli wsadzić do
pierdla, ale przyjaciel załatwił panu Michałowi papiery, że jest
wariatem i dali go do czubków na dwa lata. A jak go
wypuścili to już był wariatem i teraz tak sobie chodzi po
parku. Opowiadanie kończy się tym, że po Michała do parku
przychodzi

młoda

dziewczyna.

Przyjaciel

mówi

Korzeniowskiemu, że to córka Maryni.

Przedmiot do powieści
Rozpoczyna się od rozważań Korzeniowskiego-narratora nad
ówczesną sytuacją powieści. Przypomina dyskusję toczącą się
na temat powieści na łamach „Gazety Warszawskiej”.
Korzeniowski wspomina, iż wziął w niej udział Kraszewski i
wygłosił pogląd, że teraz wszyscy piszą, każdy może napisać
powieść i dlatego wszystkie są na jedno kopyto. Rozważania
te przerywa wejście służącego, który oznajmia, że przybył
gość. Korzeniowski, który jest jeszcze w szlafroku, bo była

background image

dziewiąta rano, kazał poprosić, by gość przyszedł później.
Jednakże do pokoju władowuje mu się bezceremonialnie
kobieta, stwierdzając, że musi mu opowiedzieć własną
historię, gdyż jest to dobry temat na powieść. Katarzyna
stwierdza: „Pan piszesz powieści. Z tych, które znam jest kilka
wcale interesujących i przedstawiających strony naszego życia
z prawdą. Szkoda tylko, że pan sam koponujesz sobie
przedmioty, co zawsze jest źle, a nie bierzesz ich z życia i z
natury.” Korzeniowski stwierdza, że to nie tak łatwo, bo mimo
wszystko trzeba zainteresować czytelnika opowieścią.
Katarzyna zdejmuje rękawiczki i kapelusz, rzuca na pobliskie
krzesło i stwierdza, że jest wariatką. Korzeniowski z początku
nie chce wierzyć. Kobieta zaczyna opowiadać o swoich dwóch
braciach i siostrze, którzy z chciwości postanowili pozbawić ją
majątku. Przekonali matkę, że wioska, w której mieszka, a
która ma należeć do Katarzyny jest zadłużona i trzeba wziąć
na nią kredyt. Gdy Katarzyna podpisała stosowne dokumenty i
przyszły pieniądze, rodzeństwo jej je zabrało. Potem zaczęli
sprowadzać lekarzy i podawać jej lekarstwa, by przekonać
wszystkich, że jest wariatką. Ale Katarzyna się stawiała, więc
rodzeństwo przekonało matkę (o schłabym charakterze, jak
twierdzi bohaterka), że należy zamknąć ją w domu wariatów.
Matka pod pozorem spotkania się z adwokatami i dawną swą
znajomą i daleką krewną, przełożoną sióstr miłosierdzia
zabrała ją do Żytomierza. Poszły na wizytę do siostry, chwilę
gawędziły, matka poprosiła, by Katarzyna chwilę została
sama, gdyż musi porozmawiać z siostrą. Wyszły, zamknęły
Katarzynę na klucz. Kobieta wyjrzała przez okno. Zobaczyła
na podwórku ludzi w szlafrokach i domyśliła się, że to dom
wariatów. W momencie Korzeniowski zaczyna na dobre
powątpiewać w jej opowieść. Stwierdza, że musiałby być
podstawy do tego, by rodzina tak łatwo przekonała jej
otoczenie, że jest wariatką. Katarzyna opowiada mu wtedy, że

background image

istniały, gdyż zakochała się w nauczycielu muzyki, który
dawał lekcje Basi z sąsiedztwa. jeździła tam, spotykała się z
nim. Kiedy jednak rodzina zwąchała niebezpieczeństwo i
zwołała naradę, Katarzyna oświadczyła, że wyjdzie za niego
za mąż. jednak, gdy wieczorem czekała na niego w
umówionym miejscu, nie przyszedł. Zobaczyła go jakiś czas
później przez ołtarzem z inną. Po tej opowieści Katarzyna
zrywa się, stwierdza, że upał jej szkodzi i rozdrażniona
wybiega. Mimo, że obiecała, iż wróci nie wraca. Po 10 dniach
podczas rannego spaceru po parku, Korzeniowski widzi
Katarzynę, jak chodzi w tę i powrotem parkową alejką i rzuca
przed siebie kłębek włóczki. W końcu ze złością urywa nitkę i
odchodzi. narrator cieszy się, że już nie wróciła. Ma już
pewność, że ma do czynienia z wariatką. Jednakże po kilku
dniach Katarzyna znów go odwiedza. Jest rozdrażniona.
Opowiada mu historię, jak znanemu lekarzowi powybijała
kamieniami

wszystkie okna, bo podczas konsultacji

zasugerował jej kurację w szpitalu dla wariatów. Potem
wspomina jeszcze, że spotkała swą sąsiadkę Basię i jej matkę i
zaproponowały, że urządzą dla niej koncert. Odchodzi,
pośpiewując. Opowiadanie kończy się tym, iż Korzeniowski
stwierdza, iż dowiedział się, że od tamtego momentu
Katarzyna przebywa w szpitalu dla wariatów.

Instynkt
Opowiadanie zaczyna się stwierdzeniem narratora, że będzie
opowiadał prawdziwe wydarzenia z 1823 roku, bez
upiększania (usłużna BN komentuje zaraz, że w żadnej
gazecie nie ma wiadomości o takim morderstwie w roku 23,
ale że Korzeniowski mógł się zainspirować morderstwem z
53). Opowiadanie zaczyna się od tego, że Magdalena
(nazywana też Michałową, bo była żoną Michała) próbuje
nakłonić parobka, by wyszedł na śnieg i mróz i przyniósł z

background image

miasteczka owsa dla koni, bo się kończy. Bartek nie chce, ale
w końcu idzie, bo ma dosyć jej ględzenia. Michałowa, gdy
zostaje sama, oddaje się rozmyślaniom, jak to ma ciężko, że
musi prowadzić karczmę, do której prawie nikt nie zajeżdża i
że trzeba było rodziców słuchać, bo nie chcieli żeby
wychodziła za Michała, bo to nieudacznik – wydzierżawił
miasteczko to mu się spaliło, zasiał zboże to zaraza przyszła
(no ma facet pecha w życiu, no ). Wraca Michał, mówi
żonie, że szwagier nie zgodził się przedłużyć mu pożyczki i
jeśli za 15 dni nie odda mu 2600 zł. to pójdą z torbami.
Zaczynają sobie nawzajem wygadywać, ona jemu, że jest
nieudacznik, on jej, że jej rodzice ją wydziedziczyli jak za
niego poszła. Pod karczmę zajeżdżają sanie. Wysiada z nich
młoda panienka i Żyd. panienka chce się najeść i ogrzać, bo
straszna zawieja. Gdy Żyd wyjawia jej, że nie dowiezie jej w
tym dniu do Przedborza, dziewczyna decyduje się zostać na
noc w karczmie. Gdy zostają sami dziewczyna rozgaduje się,
że ma ze sobą pieniądze (2600 zł.), które wiezie dla matki, bo
dowiedziała się o jej kłopotach finansowych. Magdalena
zaprowadza ją do sąsiedniej Sali, gdzie podróżna kładzie się
spać. Potem wraca do męża, który już zastanawia się, czy
dziewczynie kasy nie gwizdnąć (bo skoro ma dokładnie tyle,
ile potrzebują to musi być znak!), żona utwierdza go w
przekonaniu. Mówi, że jak dziewczyna uśnie, ukradną jej
pieniądze (bardzo są oboje „inteligentni” tak swoją drogą).
Zabierają jej kasę, ale dziewczyna się budzi, więc Michał ją
zadusił. Ledwo udało mi się ukryć trupa w stajni, bo właśnie
zajeżdżają bogaty pan, Bartek (parobek, którego Magdalena
na początku posłała po owies) i żandarm. Magdalena i Michał
udają zaspanych, ale czujnemu oku bogatego pana nie umyka,
że coś jest nie tak. Magdalena zostawiła na soli w głównej
izbie woreczek denatki, ale mówi panu, ze to jej szczotki.
Zapytana o dziwne zachowanie męża, mówi, że jest pijany, bo

background image

było zimno i sobie wypił. Twierdzi, że jest niezdrów.
rzeczywiście, Michał zachowuje się jak lady Makbet –
wszędzie widzi zamordowaną dziewczynę, ledwo ją zabił cały
się trząsł, ciągle przeżywał, twierdził, że diabeł go podkusił.
Gdy Magdalena wychodzi nakarmić konie, pan znajduje na
ziemi bilet podróżny Marianny(zamordowanej). Wraca jego
sługa i mówi, że konie, które do tej pory zawsze były
spokojne, dziwnie się zachowują. Nie chcą wejść do boksu, a
do sąsiedniego wchodzą bez problemu. Pan, żandarm i Bartek
idą do stajni i znajdują tam trupa. Stwierdzają, że gdyby nie
koński instynkt, zbrodnia mogłaby nie wyjść na jaw.
Przesłuchują Michała, który przyznaje się do winy. W czasie,
gdy go wypytują, Magdalena się wiesza. Michał zostaje
związany i zawieziony przed sąd, a Bartek odcina Magdalenę,
zamyka się w sąsiedniej izbie na klucz. Stwierdza, że całemu
nieszczęściu winne były pieniądze, które Michał i jego żona
zbytnio lubili.


Narożna kamienica
Korzeniowski-narrator wychodzi na spacer, gdyż nie może
znaleźć w sobie weny, nie bardzo wie, o czym ma pisać.
Usłużna BN podaje, iż opisując swój stan („szukałem bajki,
która przyjść nie chciała”) odwołuje się do Krasickiego.
Wychodzi na spacer, przygląda się życiu w narożnej,
oświetlonej kamienicy – na parterze sklep z materiałami, obok
szynk, piętro wyżej bal, na drugim w oknie płacząca kobieta
ubrana na czarno, nad nią grupa szyjących kobiet. Narrator
wraca do domu. Czuje się źle, ma ataki duszności, bierze
lekarstwo. Ale chyba wziął trochę za dużo, bo odlatuje. W
śnie znów jest na spacerze. Tylko, że to jest trochę taki lepszy
świat – kobiety mają spódnice, które nie kłują swym
żelastwem (autentyk, tak jest napisane), studenci nie chodzą

background image

po chodniku po czterech pod rękę, spychając starszych, kiedy
pada wszyscy trzymają parasol nad głowami innych. Znów
widzi narożną kamienicę. Parzy w okna – sklep z materiałami,
kobiety biją się o sukienki, obok szynk – młodzi mężczyźni
piją i piszą coś zawzięcie, piętro wyżej bal, jeszcze jedno
wyżej kobieta i mężczyzna w oknie, najwyżej szyjące kobiety.
Podchodzi do niego mężczyzna, proponuje zwiedzanie od
środka. Korzeniowski zląkł się strasznie, ale czuje, że nie
może za nim nie pójść. W sklepie widzi kobiety pchające się
do kontuaru i wydzierające sobie materiały. Na ladzie siedzi
próżność. Gdy wzrok jednej z kobiet spotyka się ze wzrokiem
towarzysza Korzeniowskiego, pada zemdlona. Szynk – poeci
piją zdrowie największego z wieszczów, który napisze ponad
sto tomów, zanim w ogóle posiwieje. Wieszcz unosi puchar,
chce pić, ale gdy widzi towarzysza Korzeniowskiego, zaczyna
krzyczeć, że jeszcze nie, pada zemdlony. Piętro wyżej na balu,
podsłuchują młodzieńca, który mówi koledze, wskazując na
piękną dziewczynę siedzącą na kanapie ze starcem, że jeszcze
miesiąc temu wyznawała mu miłość, a teraz wychodzi za
starucha

żeby

być

księżną.

Wzrok

towarzysza

Korzeniowskiego spotyka się ze wzrokiem dziewczyny, pada
zemdlona. Piętro wyżej widzą dwie służące, które plotkują, że
pani natychmiast po śmierci męża wyjdzie ponownie za mąż.
W mieszkaniu kobieta i mężczyzna oraz grono lekarzy przy
łóżku umierającego. Mężczyzna mówi kobiecie, że nie może
się doczekać, aż mąż się przekręci żeby z nią być. Ona
stwierdza, że to straszne, co powiedział, ale sama nie wie, czy
chciałaby, żeby mąż wyzdrowiał, czy żeby umarł. Lekarz
oznajmia, że choremu się poprawiło. Oczy spotykają się z
oczami nieznajomego i pada zemdlona. Lekarz obwieszcza, że
umarła. Wtedy Korzeniowski ucieka, ale nieznajomy dopędza
go. Okazuje się, że i kobieta na balu i wieszcz, i kobieta ze
sklepu także umarli. Nieznajomy radzi Korzeniowskiemu, by

background image

sprawował się dobrze, bo wtedy będzie gotowy, kiedy
nieznajomy przyjdzie zatańczyć z nim swój taniec. Wtedy
Korzeniowski widzi, że nieznajomy pod ubraniem ma sam
szkielet. Rozstają się. Korzeniowski się budzi i idzie spać.
Potem wiele razy przypominał sobie widzianą we śnie narożną
kamienicę.





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Korzeniowski Józef Wtorek i piątek
3 tydzień Wielkanocy, III piątek
odkazenie kanalow korzeniowych
24 piątek
32 piątek
23 piątek
2 tydzień Wielkanocy, II piątek
03 piątek
otyłość i cukrzyca dla pielęgniarek na piątek
18 piątek
Zespoły korzeniowe 3
23 Tydzień zwykły, 23 wtorek
13 ZACHOWANIA ZDROWOTNE gr wtorek 17;00
01 piątek
22 piątek
19 piątek
02 Tydzień zwykły, 02 wtorek
17 Tydzień zwykły, 17 wtorek
11 Tydzień zwykły, 11 wtorek

więcej podobnych podstron