0542 Winston Anne Marie Klan Fortune'ów 01 Marzenie Allison

background image

Anne Marie Winston

Marzenia Allison

Tytuł oryginału

A Most Desirable M.D.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY


Doktor Kane Fortune trzasnął drzwiami miejskiego

szpitala w San Antonio. Czuł frustrację i gniew. Nie
mógł pogodzić się z faktem, że nie udało się uratować
pacjenta.

Tak jest przecież ze wszystkimi lekarzami. Najgo-

rzej, kiedy chodzi o niemowlęta. A ten przypadek był
wyjątkowo ciężki. Ojciec maleństwa załamał się i pła-
kał, dopóki jego lekarz domowy nie podał mu środka
uspokajającego. Ten młody mężczyzna tak bardzo pra-
gnął tego dziecka. Szkoda, że nie wszyscy ojcowie
czują podobnie. Jeśli kiedykolwiek będzie miał własne
dzieci, nigdy ich nie opuści. Skręcił w lewo na parking.
Ze spuszczoną głową i rękami w kieszeniach szedł
szybko w kierunku swojego forda.

Wpadł na stojącą na ścieżce kobietę.
- Przepraszam - przytrzymał ją odruchowo, żeby

nie straciła równowagi. Wtedy dopiero zauważył, kto to
jest. - Allison - powiedział zdziwiony.

Allison Preston była pielęgniarką na oddziale pedia-

trycznym. Była poważna, rozsądna i można było na niej
polegać. Bardzo ją lubił. Dwa razy w tygodniu spoty-

R

S

background image

kali się na kawie w szpitalnej stołówce. Sam się temu
dziwił, ale była jedyną osobą, której się zwierzał ze
stresów, jakie przynosiła mu praca. Ostatnio starał się,
żeby jego przerwy w pracy wypadały w tych samych
porach, kiedy i ona była wolna.

Jednak Allison, która teraz przed nim stała, nie była

tą samą co zwykle bladą pielęgniarką, uczesaną w su-
rowy kok. Ta Allison miała burzę gęstych, kręconych,
połyskujących włosów. Pukle rozsypały jej się na ra-
miona, błyszcząc w porannym słońcu. Patrzył zauro-
czony, jak odgarniała je z czoła.

- Panie doktorze... Kane - dodała, kiedy pogroził

jej palcem, przypominając milcząco, że poza pracą ma
się do niego zwracać po imieniu. - Ja też przepraszam,
powinnam bardziej uważać.

- Byłem roztargniony. Nigdy nie widziałem cię

z rozpuszczonymi włosami - powiedział powoli. -
Masz ogromną czuprynę.

Lekki rumieniec zabarwił jej policzki. Pochyliła gło-

wę w charakterystyczny dla siebie sposób.

- Właśnie. O wiele za dużą - stwierdziła. - Zastana-

wiałam się, czy jej nie skrócić, ale w końcu się nie
zdecydowałam.

Nic nie powiedział. Chciał ją błagać, żeby tego nie

robiła, powiedzieć, że o takich włosach marzy każdy
mężczyzna. Wyobrażał sobie, jak te wspaniałe włosy
spływają na niego, gdy...

R

S

background image

O czym myśli, u diabła? To przecież Allison. Jego

przyjaciółka i powiernik.

- Kane? - patrzyła na niego z zaciekawieniem. Jej

piękne szmaragdowe oczy były szeroko otwarte. - Do-
brze się czujesz? - położyła mu rękę na ramieniu i po-
głaskała go, delikatnie i pocieszająco. - Dziecko Si-
mondów nie przeżyło, prawda?

Pokręcił smutno głową. Znów powróciły wszystkie

wątpliwości.

- Zrobiłeś, co mogłeś. Wiedziałam, że to będzie cud,

jeśli dziecko przeżyje ten tydzień. A jak ma się do czy-
nienia z taką liczbą wcześniaków z poważnymi wadami
wrodzonymi, nie można zbyt często liczyć na cuda.

- Jestem zupełnie rozbity - przyznał cicho.

Uniosła głowę i uśmiechnęła się ze współczuciem.

- To jeden z powodów, dla których jesteś naj-

lepszym lekarzem na oddziale. Tobie zależy na pacjen-
tach.

- Czasem za bardzo. Jestem wykończony. Prawie

całą noc zajmowałem się tym przypadkiem, a za kilka
godzin mam obchód. Postaram się trochę przespać.

- Mój dyżur skończył się o siódmej. Też jadę do

domu - zawahała się, ale potem uścisnęła go, dodając
mu otuchy. - Odpocznij. Nie przejmuj się tak bardzo.
Miała szczęście, że to ty byłeś jej lekarzem.

Uśmiechnęła się po raz ostatni, wsiadając do małej

czerwonej mazdy. Pomachała mu i odjechała. Kane pa-
trzył za nią, póki nie znikła mu z oczu. Czerwony spor-

R

S

background image

towy samochód? To było dla niego szokiem, chociaż
nie wiedział dlaczego. Tak jak i jej włosy. Może Allison
nie jest tak rozsądna i zrównoważona, jak się wydaje?

Kiedy się zorientował, że nadal pociera miejsce na

ramieniu, gdzie go pogłaskała, skrzywił się. Chyba na-
prawdę jest przemęczony. Nigdy nie uganiał się za spód-
niczkami. Nie snuł też fantazji na temat pielęgniarek.
Jednak teraz zastanawiał się, jaka naprawdę jest Allison.

Na pewno jest wspaniała. W końcu był przecież męż-

czyzną i od czasu do czasu przyglądał się jej zgrabnej
sylwetce, ukrytej pod mundurkiem. Zawsze jednak opa-
miętywał się. Allison należała do nielicznych kobiet,
które niczego od niego nie oczekiwały. Większość ko-
biet, nawet nie znając jego powiązań rodzinnych, liczyła
na seks albo małżeństwo.

Lecz Allison najwyraźniej nie oczekiwała niczego.

Poczuł, jak rośnie jego zainteresowanie. Była delikatna
i łagodna. Zastanawiał się, jaka byłaby w łóżku. Łagod-
na czy namiętna?

Przestań, powiedział sobie, Allison czułaby się za-

wstydzona, gdyby wiedziała, o czym myślisz.

Wyrzucając z myśli niepokojące obrazy, wsiadł do

samochodu i pojechał do domu matki, który był nieda-
leko od szpitala. Dom był zbudowany na nowym osied-
lu w San Antonio. Widok rozłożystej willi w stylu śród-
ziemnomorskim zawsze zapierał mu dech w piersiach.

Wychował się w skromnych warunkach. Matka

z trudem zapewniała dzieciom dach nad głową.

R

S

background image

W szkole ciężko pracował, żeby mieć dobre stopnie.

Wiedział, że jedyną szansą na studia medyczne będzie
stypendium i pożyczki. Sześć lat temu jego siostra od-
kryła, że matka nie powiedziała im całej prawdy.

On i Gabriela zawsze uważali, że matka nie ma ro-

dziny... co teraz, kiedy znali prawdę, wydawało się
wręcz śmieszne. Miranda miała ogromną rodzinę, ale
odeszła z domu po kłótni z ojcem, wiele lat przed uro-
dzeniem Kane'a.

Matka z początku odrzucała myśl o pojednaniu, Ga-

briela jednak tak długo naciskała, że w końcu uległa.
Ojciec, z którym zawsze była w konflikcie, już nie żył,
a brat chętnie przyjął ją na łono rodziny, która okazała
się jedną z najbogatszych w Teksasie.

Kiedy matka Kane'a zdecydowała się wrócić do pa-

nieńskiego nazwiska - Fortune, wszystko się zmieniło.
Przestali być trzyosobową rodziną, a stali się członkami
ogromnego klanu.

Ku zaskoczeniu i zdziwieniu Kane'a to członkostwo

obejmowało również udział w rozległej posiadłości
dziadka. Jego matka, która stała się mistrzynią w o-
szczędzaniu, teraz była jedną z najbogatszych kobiet
w kraju.

Kane nadal nie wiedział, jaki jest jego stosunek do

pieniędzy Fortune'ow. Nie zazdrościł matce powrotu do
życia, do którego była kiedyś przyzwyczajona. Po tylu
latach wyrzeczeń zasługiwała na dobrobyt.

Jednego był pewien — on nie potrzebował tych pie-

R

S

background image

niędzy. Przyzwyczaił się do decydowania o sobie i nie
zamierzał pozwolić, by teraz robił to za niego ktoś inny.
Zarabiał na własne potrzeby i nie zamierzał tego zmie-
niać. Był jeszcze jeden powód, dla którego wzbraniał
się przed tym dziedzictwem. Wiązało się ono z licznymi
zobowiązaniami w stosunku do krewnych matki.
Wcześnie nauczył się, że ludzie, dając coś, oczekują
czegoś w zamian. Podejrzewał, że Fortune'owie nie sta-
nowili wyjątku, chociaż jak na razie żadne z nich nie
potwierdziło jego teorii.

Na razie przyjął jedynie ich nazwisko. A to dlatego,

że jeszcze mniej lubił nosić nazwisko drania, który po-
rzucił jego matkę wiele lat temu.

Kiedy zatrzymał samochód na okrągłym podjeździe,

melancholia, którą tak dotkliwie odczuwał, ogarnęła go
na nowo. Wszedł do chłodnego domu i skierował się
w stronę kuchni.

- Kane! - Kiedy przechodził koło jadalni, matka

uniosła głowę. Jej niebieskie oczy rozbłysły i uśmiech-
nęła się ciepło. - Nie spodziewałam się ciebie.

- Za kilka godzin mam obchód, a do domu dość

daleko.
Nawet tak wcześnie rano i bez makijażu, z luźno

związanymi jasnymi włosami, Miranda Fortune była

bardzo piękna.

Uzmysłowił sobie, jak strasznie jest zmęczony.
- Mogę zostać?
- Oczywiście - pocałowała go. - Idź, poszukaj ja-

R

S

background image

kiegoś łóżka. Wyglądasz na wykończonego.

R

S

background image

Nałożył sobie na talerz kawałek pieczonego kurczaka

i sałatkę z ogórków. Wdychał przyjemne zapachy, pod-
czas gdy meksykańska kucharka ostrzegała go po hisz-
pańsku przed konsekwencjami zbyt szybkiego jedzenia.
Pięć minut później ściągnął buty i rzucił się na miękkie,
olbrzymie łóżko.

Spał głęboko, kiedy obudził go dzwonek telefonu.

Zaskoczony i rozespany, nie zastanawiając się, podniósł
słuchawkę. Przez chwilę zbierał myśli. To na pewno ze
szpitala.

Lecz zanim się odezwał, usłyszał męski głos.
- Sądziłem, że się ucieszysz, kochanie. W końcu je-

stem ojcem twoich dzieci. Przynajmniej niektórych.

- Dopiero jest ósma trzydzieści. Gzego chcesz? -

Głos matki brzmiał piskliwie i niepewnie.

- Chciałem cię złapać, zanim wyruszysz na te swoje

spotkania towarzyskie.

Doszedł do wniosku, że mężczyzna będzie próbował

coś wyłudzić.

- Chcę tylko trochę tego, czego masz w nadmiarze.
- Pieniędzy. - Teraz głos Mirandy brzmiał pewniej

i był przepełniony obrzydzeniem. - Powinnam była
wiedzieć, że tylko pieniądze mogą cię wykurzyć, Lloyd.

Lloyd! To był jego ojciec. Lloyd Wayne Carter. Męż-

czyzna, którego nazwisko nosił przez większą część
swojego życia, chociaż facet wyniósł się, jeszcze zanim
urodziło się jego drugie dziecko.

- Dostałem list od naszej córeczki, Gabrieli. Odszu-

R

S

background image

kała mnie i powiedziała, że zostałem dziadkiem. Byłem
zaskoczony, że moja mała Randi tarza się w forsie. Dla-
czego nie podzieliłaś się tą forsą, kiedy byliśmy małżeń-
stwem?

- To nie twój interes. - Miranda starała się mówić

stanowczo. - Wyniosłeś się z mojego życia prawie trzy-
dzieści lat temu. Teraz nie przyjmę cię z powrotem.

- To wielka szkoda, bo nasza mała dziewczynka

mnie potrzebuje. Zaprosiła mnie, żebym zobaczył swoją
wnuczkę. Czy to nie miłe? - Carter powiedział to tak
przesłodzonym tonem, że Kane aż zacisnął zęby. Od-
głos w tle zwrócił jego uwagę. To brzmiało jak głos
kobiety, ale nie mógł rozróżnić słów.

- Nie ośmielaj się tu przychodzić! Trzymaj się z dala

ode mnie i moich dzieci! Nie wychowywałeś ich, nie
możesz...

- Uspokój się, Randi.
- Nie ma mowy.
- To pójdę do...
- Proszę, nie mów mu.
- To się uspokój, kochanie. On mieszka w San Anto-

nio. - Tym razem Kane usłyszał wyraźnie głos kobiety,
ale zagłuszył go przez przyśpieszony oddech jego matki.

- Bardzo długo trzymałem twoją tajemnicę w sekre-

cie. Coś mi się za to należy.

- Ile? - Kane nigdy nie słyszał, żeby głos matki

brzmiał tak ponuro. - Ile chcesz, żeby odejść na dobre
z życia mojej rodziny?

R

S

background image

- Nie jestem pazerny. Co powiesz na dwadzieścia

pięć tysięcy za każdego bliźniaka? To mi umożliwi wyj-
ście z kłopotów.

- Pięćdziesiąt tysięcy? - Miranda wydawała się na-

prawdę zaszokowana. - Chyba nie mówisz poważnie?

- Jak najbardziej, kochanie - Carter uśmiał się

z własnego dowcipu. - Nawet nie odczujesz braku tych
pięćdziesięciu tysięcy, bo teraz, kiedy po śmierci ojca
powróciłaś na łono kochającej rodziny, masz kupę forsy.

- Nie wymawiaj imienia mojego ojca, ty draniu.

- Głos Mirandy drżał. - Mój ojciec był...

- Wiem, że to szok dla ciebie - przerwał jej Carter.
- Dam ci trochę czasu do namysłu. Za kilka tygodni

przyjadę do San Antonio zobaczyć się z córką i wnucz-
ką. Może odwiedzę też swojego wspaniałego syna. Wte-
dy się spotkamy i sfinalizujemy umowę.

- Nie ma żadnej umowy - powiedziała bez przeko-

nania.

- Na pewno dojdziemy do porozumienia - obiecał.

- Albo odwiedzę pewnego nafciarza i zapytam, jak się
czują jego bliźniaki.

Miranda wydała dziwny dźwięk.
- Wkrótce się zobaczymy, Randi. Będziemy mieli

prawdziwy zjazd rodzinny - rozłączył się.

- Mój Boże.
Kane zorientował się, że matka nie odłożyła słucha-

wki. Pobiegł na górę, przeskakując po dwa schody na
raz, ciężko oddychał i mocno zaciskał pięści. Gwałtów-

R

S

background image

nie wpadł do jadalni, gdzie matka ciągle jeszcze siedzia-
ła Trzymała w dłoni słuchawkę i miała zaszokowany,
nieobecny wyraz twarzy.

- Podsłuchiwałem. Czego chciał ten łobuz? Co za

bliźniaki, do diabła?

- Nie przeklinaj, kochanie - powiedziała matka. Na-

gle załamał się jej głos i rozpłakała się.


Allison Preston weszła do pokoju dla personelu

o dziewiętnastej trzydzieści. Poszła prosto do swojej
szafki. Na szczęście jej czterodniowy tydzień pracy
kończył się jutro. Dwunastogodzinne dyżury były wy-
starczająco trudne, ale ledwo zdążyła wrócić do domu,
kiedy otrzymała gorączkowy telefon od przełożonej.
Jedna z pielęgniarek zachorowała na grypę.

Ponieważ Allison mieszkała niedaleko szpitala, zwy-

kle do niej jako pierwszej zwracano się w nagłych przy-
padkach. Zazwyczaj jej to nie przeszkadzało. Nie pro-
wadziła bujnego życia towarzyskiego.

Więc kiedy zadzwonił telefon, szybko wróciła do

szpi-
tala i odbyła kolejny dwunastogodzinny dyżur. Praca
przez całą dobę zawsze siała spustoszenie w jej organi-
zmie. Teraz chciała tylko wrócić do domu i paść na łóżko.

Zdała sobie nagle sprawę, że nie jest sama. Kane

Fortune siedział na krześle i patrzył w przestrzeń, a je-
go przystojna twarz była mizerna i blada. Wyglądał jak
człowiek głęboko czymś poruszony. Allison nie była

R

S

background image

pewna, czy zdawał sobie sprawę z jej obecności.

R

S

background image

Cicho podeszła i usiadła obok,
- Dobrze się czujesz?
Zamrugał oczami i zauważyła, że stara się wrócić do

teraźniejszości. Przez chwilę zastanawiał się, a potem
wzruszył ramionami.

- Nie za bardzo.
- Ciągle przejmujesz się dzieckiem Simondów?
- To coś więcej - powiedział.
- Chcesz porozmawiać?
Kane odwrócił głowę i spojrzał na nią. Za każdym

razem, kiedy patrzył na nią zielono-orzechowymi oczy-
ma, czuła przypływ podniecenia. Ależ był piękny. Wie-
działa, że nie zdawał sobie z tego sprawy.

Pierwszy raz zobaczyła go cztery lata temu, kiedy

rozpoczęła pracę w tym szpitalu. Przyszedł na obchód
i przełożona pielęgniarek przedstawiła ich sobie. Popa-
trzył na nią tymi swoimi oczyma, uśmiechnął się i podał
jej rękę. Była szczęśliwa, że udało jej się wyjąkać po-
witanie.

Miał na nią taki silny wpływ. Pomyślała smutno,

że zawsze będzie miał. Przez pierwszy rok tłumaczyła
sobie, że to tylko zadurzenie. Młoda, niedoświadczo-
na pielęgniarka i przystojny, zamożny lekarz. Typo-
wy przypadek. Ale pod koniec drugiego roku, kiedy
zauważyła, że kocha go bez względu na to, czy jest
przemęczony, czy też złości się na niekompetentny
personel, zaczęła martwić się o siebie. Pod koniec
trzeciego, kiedy stwierdziła, że mógłby być bez pie-

R

S

background image

niędzy i bez pracy, zaakceptowała swoje uczucie do
niego.

Kane Fortune był jedynym mężczyzną, któremu od-

dałaby serce. A szansa na to była taka jak zdobycie
Oscara.

To się nie wydarzy. Ani teraz, ani nigdy. Mężczyźni

tacy jak Kane nie interesowali się dziewczynami, które
źle się czuły w bluzkach z głębokimi dekoltami i w ma-
kijażu.

- Opowiadanie zajęłoby pół nocy - powiedział.

Chociaż była zmęczona, natychmiast wyparowały
wszelkie myśli o łóżku i śnie. Wyglądało na to, że Kane
potrzebuje przyjaciela, i nie zamierzała go zawieść.

- Następne dwanaście godzin mam wolne i jestem

dobrym słuchaczem - powiedziała. Nie naciskała, ale
dała mu do zrozumienia, że będzie przy nim, jeśli jej
potrzebuje.

Uśmiechnął się delikatnie, pocierając ręką zarost.
- To prawda, jesteś. - Raptem podjął decyzję. -

Chcesz coś zjeść?

- Jasne. - Była uszczęśliwiona. Starała się, żeby nie

usłyszał w jej głosie tej oszałamiającej radości. Nieraz
rozmawiali, popijając kawę. Wyglądało na to, że Kane
przy niej czuł się swobodnie, a Allison zawsze chętnie
go słuchała. Ale kolacja po pracy to coś zupełnie innego.

- Chodźmy na kolację do Diner - powiedział.
- Zgoda. - Była to restauracja niedaleko szpitala,

czynna przez całą noc.

R

S

background image

Wstała i zaczęła podnosić ciężką torbę, w której no-

siła zapasowe ubranie, ale Kane jej ją odebrał i prze-
wiesił przez ramię razem ze swoim workiem marynar-
skim.

- Dziękuję - powiedziała trochę zdziwiona. Ilu męż-

czyzn w dzisiejszych czasach było tak dobrze wycho-
wanych?

- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Twoja mama wychowała dżentelmena.
- To prawda. Była samotną matką, ale starała się,

żeby jej dzieci były dobrze wychowane i obdarzone
rozsądkiem.

- Nie miałeś ojca? - to było bardzo osobiste pytanie.
- Nie. Porzucił nas, kiedy mama była w ciąży z mo-

ją siostrą. Ja miałem rok.

- To przykre. Tyle stracił. Całe szczęście, że twoja

mama miała pieniądze, inaczej byłoby wam bardzo
ciężko.

Uśmiechnął się gorzko.
- Wtedy nie mieliśmy pieniędzy. Dopiero sześć lat

temu dowiedziałem się, że pochodzi z rodziny Fortu-
ne'ów.

- Ale twoje nazwisko...
- Przybrałem je dobrowolnie, kiedy się zorientowa-

łem, że nie mam ochoty nosić nazwiska mężczyzny,
który porzucił swoją rodzinę.

Zastanowiła się, czy zdawał sobie sprawę, ile smutku

zawierało to stwierdzenie.

R

S

background image

- Mój ojciec też porzucił moją matkę - powiedziała

miękko, chcąc, by dowiedział się, że ona rozumie jego
ból. - Aleja go pamiętam, miałam dwanaście lat, kiedy
odszedł.

- Ty przynajmniej znałaś swojego ojca.
- Tak. - Chociaż nie była pewna, czy to coś zmienia,

bo tak naprawdę wcale nie znała ojca. Ogarnął ją dobrze
znany ból i żal. Nie żył już i nie miała szans, żeby
znowu z nim porozmawiać. Przepaść, która ich rozdzie-
liła, nigdy nie zostanie zmniejszona. Straciła szansę,
a raczej sama z niej zrezygnowała. Teraz było za późno.

Kiedy dotarli do restauracji, Kane zajrzał do środka.
- Dzisiaj jest tu tłum - powiedział, marszcząc brwi.
- Przyjęcie urodzinowe - stwierdziła. - Jeden

z techników z radiologii skończył czterdziestkę.

Zauważyła ich szczupła, ciemnowłosa pielęgniarka

z onkologii. Wirowała na parkiecie z grupą osób. Po-
machała, nie spuszczając wzroku z Kane'a.

Allison patrzyła na rozbawiony, hałaśliwy tłum, któ-

ry słychać było na ulicy. Dziewczyna była energiczna
i pewna siebie. Poczuła, jak jej serce zamiera. Ale kiedy
zerknęła na Kane'a, zobaczyła, że nie miał ochoty
wchodzić, pomimo ewidentnego zaproszenia.

Ucieszyła się, że nie był w nastroju do zabawy. Nie

chciała się nim z nikim dzielić.

- Jeśli nie jesteś zachwycony przebywaniem w tłu-

mie - powiedziała wolno - możemy pójść do mnie,
a po drodze kupimy chińskie jedzenie na wynos.

R

S

background image

Kane nadal przyglądał się bawiącemu się tłumowi.
- Ale może cię to nie interesuje - powiedziała szyb-

ko, czując, jak się rumieni ze wstydu. Oczywiście Kane
Fortune nie był zainteresowany spędzeniem cichego
wieczoru w towarzystwie nieładnej Allison Preston.

Potem Kane odwrócił się i zauważyła w jego oczach

aprobatę.

- Świetny pomysł - powiedział z zadowoleniem. -

Doceniam twoją propozycję. Może pojadę za tobą swo-
im samochodem?


Ciągle nie mogła uwierzyć, że Kane tu jest. Kane

Fortune zjadł z nią kolację. W tej chwili bawił się jej
włosami.

- Lubię, kiedy są rozpuszczone - powiedział i to jej

wystarczyło.

Podniósł butelkę wina i wskazał na jej kieliszek, ale

ona zasłoniła go dłonią.

- Nie mogę za dużo pić.

Uśmiechnął się szelmowsko.

- To wspaniale. Napij się jeszcze.

Roześmiała się, odwracając się w jego stronę.

- Chyba jednak nie. - To było cudowne uczucie, móc

tak sobie z nim siedzieć, żartować i flirtować.
Ale teraz powinna mu pomóc. Nie zapomniała o pod-
stawowym celu jego wizyty. To w końcu nie była randka.

- Może popsuję atmosferę, ale naprawdę chciałabym

R

S

background image

się dowiedzieć, co cię gnębi. Oczywiście, jeśli chcesz
o tym rozmawiać.

Natychmiast spoważniał, złociste błyski w jego

oczach zgasły i zniknął uśmiech.

- Nie będę zaczynał. To długa i paskudna historia.
- Potrafię słuchać, pamiętasz? Po to właśnie są przy-

jaciele, żeby dzielić się kłopotami.

- Jesteś skarbem, Allison. Cenię sobie naszą

przyjaźń.
Te słowa były balsamem dla jej spragnionego serca,
najsłodsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszała i jakich
nie spodziewała się usłyszeć od niego. Niczego nie
oczekiwała. Nigdy nie marzyła o miłości Kane'a, ale
była wdzięczna, że ma jego przyjaźń.

- Dzisiaj rano zapytałaś mnie o dziecko Simondów.

Miałaś rację, byłem zdenerwowany i zły. Przez wiele lat
uczyłem się ratować wcześniaki i jeśli mi się to nie
udaje, załamuję się - próbował się uśmiechnąć. - Chyba
chciałem być Panem Bogiem.

Nie skomentowała tego, ale nadal gładziła go deli-

katnie po ramieniu, wyczuwając w nim napięcie.

- W każdym razie - kontynuował. - Zdecydowałem

się zdrzemnąć w domu mojej mamy. Obudził mnie te-
lefon. - W jego głosie słychać było gniew.

- Ten ktoś cię zdenerwował - zasugerowała.
- Ten ktoś mnie wkurzył - poprawił. - Nie wiedział,

że słyszałem rozmowę. Rozmawiał z matką. To był mój
ojciec. Raptem ten łobuz, którego nie było przez trzy

R

S

background image

dekady, nie może się doczekać, żeby nas zobaczyć.

R

S

background image

- Czemu?
- To przez moją siostrę. - Odwrócił głowę i spotka-

ły się ich oczy. Rysy jego twarzy złagodniały, a ton
głosu stał się odrobinę drwiący. - Gabriela zawsze była
wrażliwa. A teraz kiedy ma własną córkę, postanowiła
powiadomić ojca. Nie wiem, jak go znalazła, ale zapro-
siła go tutaj. Udusiłbym ją gołymi rękoma, gdybym
wiedział, że zdaje sobie sprawę, co rozpętała. Ale wiem,
że poszła za głosem serca.

- Więc twój ojciec przyjedzie do San Antonio? -

Rozumiała, dlaczego jest zdenerwowany. Jednak Kane
nigdy nie reagował tak mocno. Wiedziała o tym, bo
pracowali razem.

- To nie było najgorsze. - Kane zaczął nerwowo prze-

mierzać pokój, jakby był tygrysem zamkniętym w klatce.
- Groził mojej matce. W zasadzie to ją szantażował.

- Szantażował? Jaką tajemnicę ma twoja matka, że

można ją szantażować?

Okręcił się i popatrzył na nią dzikim wzrokiem.
- Moja matka - powiedział wolno, starannie wyma-

wiając każdą sylabę - uciekła z domu, kiedy miała sie-
demnaście lat. Powiedziała nam, że nie mogła dogadać
się
z ojcem, ale okazało się, że była w ciąży. Zmierzała do
Kalifornii, ale zatrzymała się w Nevadzie, gdzie urodziła
bliźniaki - dziewczynkę i chłopca - i oddała je do adopcji.
W zasadzie to zostawiła je na schodach biura szeryfa
z przyczepionymi do kocyków karteczkami.

R

S

background image

- Biedactwo... - Allison miała miękkie serce. Ła-

R

S

background image

two mogła sobie wyobrazić rozpacz młodej kobiety
w ciąży.

- Tak. Była młoda, nie skończyła jeszcze dwudzie-

stu lat i przypuszczam, że nie miała pieniędzy. A była
za dumna, by wrócić do domu.

- Na pewno jej poczucie własnej wartości było bar-

dzo niskie - wtrąciła Allison łagodnie.

- Prawdopodobnie - zgodził się. - Wkrótce potem

spotkała mojego ojca. Lloyd Carter jeździł na rodeo.
Pobrali się, urodziłem się dziewięć miesięcy później.
Zanim ukończyłem rok, była znowu w ciąży. Mój nic-
poń ojciec, jak się tylko o tym dowiedział, wyruszył
w siną dal.

Myśl o młodej kobiecie, zaledwie dwudziestoletniej,

w kolejnej ciąży, rozpaczającej po stracie swoich dzieci,
zasmuciła Allison. Instynktownie wyciągnęła rękę do
Kane'a. Chwycił ją na moment, ale potem opadł na
kanapę i złapał się za głowę.

- Carter zagroził, że jeśli moja matka mu nie zapłaci,

powie o bliźniakach ich biologicznemu ojcu.

- Skąd ona weźmie... - potem przypomniała sobie,

do kogo mówi. - Ma pieniądze?

Kane skinął głową.
- Ale oboje sądzimy, że to nie zakończy tej sprawy.

- Jego głos drżał od powstrzymywanego gniewu. - Je-
stem wściekły, że nic nie mogę poradzić! Przez całe
życie starałem się ułatwić matce życie. Tym razem nic
nie mogę zrobić.

R

S

background image

- Sama twoja obecność pomaga matce. - Allison

objęła go i oparła czoło o jego plecy. Gdyby tylko mog-
ła zrobić coś, co zmniejszyłoby jego cierpienie!

- Nie potrafię ci wyjaśnić, jak dziwnie się czuję,

wiedząc, że gdzieś mam brata i siostrę, których nie
znam. Nigdy nie będziemy dzielili się wspomnieniami
z dzieciństwa. Dla mojej matki to tak, jakby to wszystko
wydarzyło się wczoraj. Musiałem jej podać środki uspo-
kajające. To było okropne.

Allison przytuliła go mocno i kołysała w ramionach.

Wtulił twarz w zagłębienie jej szyi i objął ją tak mocno,
że nie mogła złapać tchu. Przez dłuższą chwilę po prostu
go przytulała, rozkoszując się jego ciepłym oddechem
na szyi i mocnym uściskiem ramion. Zapamięta tę chwi-
lę do końca życia, będzie osłodą jej samotnych chwil.

Wtedy Kane się poruszył i Allison zaczęła się od

niego odsuwać. Miała świadomość, że dała mu więcej
ukojenia, niżby sobie życzył. Lecz zanim się poruszyła,
odwrócił się do niej i objął jej twarz swoją dużą ręką.

- Dziękuję - wyszeptał - że mnie wysłuchałaś.
- Zrobiłam to z przyjemnością. - Jej głos także zni-

żył się do szeptu. Kane przyglądał się jej ustom. Nie
poruszyła się, kiedy przesunął kciukiem po jej dolnej
wardze. Kiedy zaczął pochylać głowę, zorientowała się,
że zamierza ją pocałować.

R

S

background image

ROZDZIAŁ DRUGI


Allison znieruchomiała jak przerażona łania. Jej usta

drżały pod jego wargami. Kane pragnął pożreć każdy
centymetr jej ponętnego ciała. Musiał się powstrzymy-
wać, żeby nie poddać się dzikiej fali namiętności, jaka
go ogarnęła.

Wiedział, że źle postępuje, wykorzystując jej

przyjaźń. Ale wiedział też, że jeśli teraz zrezygnuje,
będzie tego żałował przez całe życie. Nie potrafił się
powstrzymać od całowania jej.

Była słodka i pełna ciepła, którego on tak bardzo

potrzebował, żeby zmniejszyć trawiący go ból. Pocało-
wał ją delikatnie i ku jego zachwytowi rozchyliła zapra-
szająco usta.

Była niepewna i nieśmiała. Nadal nie rozumiał, co

go skłoniło do wyciągania przed nią rodzinnych taje-
mnic, ale czuł, że powinien zwierzyć się jej ze swoich
wątpliwości i lęków. Pozwolić, żeby otuliła go tak
charakterystycznym dla siebie ciepłem. Nie kwestiono-
wał tego impulsu. Nie zastanawiał się również, dokąd
to wszystko zmierza.

- Allison - wymruczał. - Potrzebuję ciebie. - Objął ją

R

S

background image

i trzymał w mocnym uścisku, nie przestając całować. Po-
czuł, jak go obejmuje i zanurza palce w jego włosach i to
sprawiło mu rozkosz. Wtedy pocałował ją namiętniej.

- Jesteś taka piękna - wyszeptał ochryple. Rzeczy-

wistość przerosła jego najśmielsze marzenia. Była do-
skonała. Oddychała głęboko i zaczęła odpowiadać na
jego pieszczoty.

Kiedy zaczął ją rozbierać, miał wrażenie, że

delikatnie
się wycofuje. Inni mężczyźni nie dostrzegliby tego, ale on
pragnął i potrzebował Allison w każdy możliwy sposób.
Chciał jej szczodrości i namiętności, które w niej wyczu-
wał. Zaczaj ją nękać i kusić leciutkimi pocałunkami.
Przy-
tulił ją mocno i zaczął pieścić coraz śmielej.

Kiedy poczuła go w sobie, zadrżała mimo woli, a

z jej ust wyrwał się zduszony jęk, ale go nie odepchnęła.

Zamarł. Czy była dziewicą? Nigdy nie uwzględniał

takiej możliwości.

- Czy zadałem ci ból? - zapytał.
Co za głupie pytanie. Oczywiście, że musiało ją

boleć.
Ale wtedy poruszyła się pod nim. Jej ręce zaczęły go
delikatnie pieścić.

- Wszystko w porządku, nie chcę, żebyś przerywał

- Te słowa były zaledwie szeptem. Zauważył, że nie
odpowiedziała na jego pytanie. Jego samokontrola,
z której był taki dumny, gdzieś znikła. Czuł, że nad sobą

R

S

background image

nie panuje. Chciał ją przeprosić, ale nagle ogarnęła ich
gwałtowna burza namiętności.

R

S

background image

- Allison. - Kane był oszołomiony. Leżał ociężały,

a ona mocno i czule obejmowała go ramionami. Miała
zamknięte oczy i przytulała się do jego ciepłego ciała,
rozkoszując się przeżytą chwilą. Nagle się od niej od-
sunął i wstał, a ona, mimo że bardzo chciała, nie potra-
fiła go zatrzymać. Stał, trzymając ręce na biodrach,
i przyglądał się jej. Jedyne, co mogła zrobić, to leżeć
w ciszy i podziwiać jego pięknie ukształtowane ciało.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś dziewicą?

- warknął. Spojrzała na niego i skuliła się na widok
ciemnych błysków w jego złocistych oczach.

- Nie pomyślałam o tym - odparła cicho. - Dałam

się ponieść emocjom.

Parsknął, ale srogi wyraz jego twarzy nieco

złagodniał.

- Wiem, o czym mówisz. - Wierzchem dłoni pogła-

skał ją po policzku. - Gdybym wiedział o tym, byłbym
bardziej delikatny.

- Byłeś doskonały - powiedziała gwałtownie. -

Przestań się tym martwić, dobrze?

- Nie. - Ku jej zdziwieniu pochylił się i uniósł ją

w ramionach, pozwalając, by jej włosy spłynęły mu po
ramieniu. Był rozgrzany, spocony i tak podniecający, że
poczuła mrowienie w całym ciele.

Trzymał ją tak przez chwilę, dokładnie przyglądając

się jej twarzy, potem pochylił głowę i znowu ją po-
całował.

- Następnym razem pokażę ci, jak powinno być.

R

S

background image

Nie mogła powstrzymać uśmiechu, kiedy wyciągnęła

R

S

background image

ramiona i objęła go za szyję. Kiedy wreszcie pozwolił
jej złapać oddech, zapytała:

- Teraz?
Kane głośno się roześmiał i zaczął iść w kierunku

holu.

- Jak na kogoś, kto nigdy nie pozwolił mężczyźnie...
- Przestań! - Zakryła mu usta. - Jeszcze kilka minut

temu byłam dziewicą, pamiętasz?

Przestał się śmiać, a jego głos zabrzmiał prawie su-

rowo.

- Nigdy tego nie zapomnę.
Zaniósł ją do sypialni, którą mu wskazała. Był za-

skoczony, że jest urządzona tak bardzo po kobiecemu.
Nie wiedział, dlaczego go to zdziwiło. Przypomniał
sobie, że kiedy ją zobaczył z rozpuszczonymi włosami,
poczuł się zawstydzony, że ją źle rozumiał. W pracy
była opanowana, cicha, ale zawsze kompetentna. Są-
dził, że w życiu jest taka sama. Podczas ich nielicznych
spotkań zauważył, że rzadko rozmawia o sobie. Zawsze
zachęcała go, by to on opowiadał. A on skwapliwie
korzystał z jej wspaniałomyślności.

Teraz rozglądał się z zainteresowaniem, chłonąc at-

mosferę. Starał się dowiedzieć czegoś o kobiecie, którą
trzymał w ramionach. Leżała potulnie, opierając mu
głowę na ramieniu. Kiedy patrzył na jej szczupłe ciało,
chciał, by ta noc nigdy się nie skończyła. Nie chciał
myśleć o niczym innym.

Ale powinien pomyśleć o czymś jeszcze. Była dzie-

R

S

background image

wicą. Wiedział, że się nie zabezpieczyła. A on sobie
o tym przypomniał, kiedy było już za późno. Mogli dać
początek nowemu życiu.

Dziecko. Nie wiedział, co o tym myśleć. Zdawał so-

bie sprawę, że chce mieć dzieci, którym zapewniłby
takie dzieciństwo, jakiego sam nie miał. Był człowie-
kiem honoru. A odkąd poznał pozostałych członków
rodziny Fortune'ów, wiedział, skąd się bierze to silnie
rozwinięte poczucie obowiązku. Rzadko się zdarzało,
by któryś Fortune odwracał się od odpowiedzialności.

Pomyślał o swojej matce, nastolatce z bliźniakami,

zagubionej i samotnej w obcym mieście. Uważała, że
ojciec nie przyjmie jej z powrotem, skoro jest w ciąży.
Może ktoś mógłby potraktować to jako brak odpowie-
dzialności, ale on uważał, że matka postąpiła bardzo
honorowo, rezygnując z dzieci. Nie była w stanie ich
utrzymać i miała nadzieję, że zostaną zaadoptowane
przez kochające, dobrze sytuowane rodziny.

On miał odpowiednie środki. Żadne z jego dzieci

nigdy nie zostanie oddane. Może kobieta, którą trzymał
w ramionach, nosi jego dziecko, więc się z nią ożeni.
Ożeni się z nią!

Rozwiązanie było takie proste! Pobiorą się, jak tylko

załatwi formalności.

Nie pozwoli, by ludzie liczyli wstecz i żeby im się

nie zgadzały rachunki. Przez większość swojego życia
był obiektem plotek. Żadne z jego dzieci nie będzie tak
cierpiało.

R

S

background image

Ty naprawdę nie masz taty? Twoja matka pewnie

nigdy
nie wyszła za mąż. Odsunął od siebie te przykre myśli.
Jego dziecko nie będzie musiało czegoś takiego znosić.

Doszedł do wniosku, że to było dobre rozwiązanie

z wielu powodów. Nie zamierzał zastanawiać się, dla-
czego tak długo pozostała dziewicą. Na pewno on nie
był przypadkowym wyborem. Jeśli Allison po tylu la-
tach życia w cnocie oddała mu się, miał obowiązek
traktować jej dar jako skarb.

Poza tym miał już trzydzieści lat. Nic tak nie uszczę-

śliwi jego matki jak obdarowanie jej wnukami, które
będzie rozpieszczała.

Polubi Allison. Nie, na pewno ją pokocha. Spojrzy

raz i zauważy jej delikatność, bezinteresowność, uczci-
wość, prawość i życzliwość. Dostrzeże to, co on wi-
dział. Idealną towarzyszkę życia. Już teraz mógł wyob-
razić sobie jej kojącą obecność w swoim domu. Ten
obraz bardzo mu się spodobał.

Allison będzie wspaniałą matką. Widział, jak świet-

nie opiekuje się noworodkami. Była delikatna i miła,
opanowana, kompetentna. Nie mógł znaleźć lepszej
kandydatki.

Przesunęła się w jego ramionach. Powrócił myślami

do teraźniejszości, widząc niepokój w jej spojrzeniu.

- Dziękuję- powiedziała, unosząc rękę i delikatnie

gładząc go po policzku. - Niczego nie oczekuję. Nie
chcę, żebyś czuł się do czegoś zobowiązany.

R

S

background image

Uniósł brwi.

R

S

background image

- Naprawdę?
- Tak - powiedziała pośpiesznie. - Nie chcę, żebyś...
- Allison.
Zamilkła i spojrzała mu w oczy.
- To niedobrze, że nie chcesz, żebym czuł się zobo-

wiązany.

- To znaczy?
- Wyjdź za mnie.
- Co?
- Wyjdź za mnie.
Zaczęła wyrywać się z jego objęć, więc obrócił się

dookoła, usiadł na brzegu łóżka i tulił ją w ramionach.
W końcu udało mu się ją uspokoić. Teraz leżała spokoj-
nie, patrzyła na niego zdezorientowana i czekała, co
powie.

- Nie traktujesz seksu przygodnie. Nie korzystali-

śmy z żadnego zabezpieczenia. Może będziesz w cią-
ży.

- Ale ty nie musisz się ze mną żenić! - Wyglądała

na kompletnie przerażoną.

- Wiem, że nie muszę, ale chcę. - Pochylił się i ca-

łował ją, póki nie objęła go ramionami. Wtedy uniósł
głowę. - Zgódź się.

Przyglądała mu się przez długą chwilę, zanim za-

mknęła oczy.

- Zwariowałeś. Będziesz tego żałował.

Stanowczość w jej głosie całkowicie go zaskoczyła,

R

S

background image

ale zauważył, że nie powiedziała, że ona żałowałaby, że
została jego żoną.

- Przemyślałem to - powiedział. - Pasujemy do sie-

bie. Dobrze było nam w łóżku i dogadujemy się poza
nim.

Zaczerwieniła się.
- To nie są solidne podstawy dla małżeństwa.
- Są lepsze od niejednych. Zastanów się - nalegał.

- Przekonasz się, że mam rację. Z iloma mężczyznami
rozmawia ci się tak dobrze jak ze mną?

Przyszedł mu do głowy nowy pomysł. Czy byli jacyś

mężczyźni, których traktowała tak miło i delikatnie jak
jego w czasie trwania ich przyjaźni? Ta myśl nie spo-
dobała mu się.

- Ilu innych mężczyzn...? - zaczął, ale przerwała

mu.

- Żadnych - powiedziała. - Nie uważasz, że powin-

niśmy to przemyśleć? Należysz do rodziny Fortune'ów.

- Kogo interesuje moje nazwisko? - O co jej cho-

dzi? Musi wyjść za niego. - Zgódź się. Będzie nam
dobrze razem. Jeśli zaszłaś w ciążę, będę zachwycony.

Zamknęła oczy. Zawahała się, a potem, biorąc głę-

boki oddech, odpowiedziała:

- Dobrze.
Pomyślał, że powiedziała to tak, jakby zgadzała się

nie na ślub, tylko na egzekucję. Ale fala ulgi, jaka go
zalała, była tak silna i niespodziewana, że nie skomen-
tował jej odpowiedzi. Co się dzieje? Poprosił o jej rękę

R

S

background image

dlatego, że była idealną kandydatką. Musiałby długo
szukać, żeby znaleźć inną kobietę, która pasowałaby tak
bardzo do jego życia.

Rozbawiło go, że przykryła się szczelnie prześcierad-

łem.

- Już niedługo będę patrzył na ciebie każdego dnia.

Pora zapomnieć o skromności.

- Nie potrafię - powiedziała, zakrywając twarz

dłońmi, a on zachichotał.

- Te włosy - wymruczał, kładąc się obok niej na

łóżku i zatapiając twarz w pachnących włosach. - Nie
mogę uwierzyć, że przez całe cztery lata ukrywałaś je
przede mną.

Allison nie odezwała się, chociaż wyczuł, że się

uśmiecha. Mówiła niewiele od czasu, kiedy wstali z ka-
napy. Przez chwilę ogarnął go strach, że zrobił jej
krzywdę.

- Na pewno dobrze się czujesz? Nie uważałem do-

statecznie.

- Nic mi nie jest - powiedziała, czerwieniąc się.
- Jak możesz nadal się wstydzić?
- Nie wiem - powiedziała bezradnie, unikając jego

wzroku.

- Możemy zrobić jeszcze wiele innych rzeczy, wte-

dy będziesz miała powód, żeby się rumienić.

Spodziewał się, że ukryje twarz na jego ramieniu,

zamiast tego patrzyła na niego z zainteresowaniem
i rosnącą namiętnością.

R

S

background image

- Pokaż mi.
Natychmiast całe jego ciało zareagowało na jej sło-

wa. Poczuł ulgę, kiedy uświadomił sobie, że naprawdę
nie zrobił jej krzywdy. Tym razem postara się, żeby było
inaczej. Wszystko zrobi z myślą o niej.

Pocałował ją bez pośpiechu, a potem kochał długo,

powoli i namiętnie.

Kiedy się wreszcie uspokoiła, wziął ją w ramiona

i mocno przytulił.

- Tak powinno być za pierwszym razem - żałował,

że nie mógł tego zmienić. Ale do jego umysłu zakradła
się pewność, że po ślubie ta słodka, namiętna kobieta
będzie w jego łóżku co noc. Ta myśl sprawiła mu wielką
przyjemność.

- Było wspaniale - wyszeptała. - Ale ty nie miałeś...
- Mężczyzna, który twierdzi, że zawsze musi, jest

kłamcą.

Rozbawił ją, tak jak zamierzał. Ale potem spoważ-

niała i powiedziała:

- Teraz twoja kolej.

Głęboko odetchnął.

- Nie mogę - powiedział. - Nie należę do męż-

czyzn, którzy noszą przy sobie zabezpieczenie. Już
zaryzykowaliśmy raz...

- Teraz jest bezpieczny okres. Poza tym jeśli będę

w ciąży, to dobrze.

- Naprawdę nie muszę.
- A jeśli ja chcę? - Jej głos brzmiał nieśmiało.

R

S

background image

- Moja matka wychowała dżentelmena - przypo-

mniał jej. - Nie mogę odmówić damie.

Powstrzymała chichot. Zaczęła go pieścić.

Tym razem to on poczuł się jak w raju.


Budzik zadzwonił o świcie. Przez całą noc spała

w jego ramionach i za każdym razem, kiedy się budził,
rozkoszował się tym. Było zadziwiająco przyjemnie,
chociaż nie był do tego przyzwyczajony. Jako prakty-
kujący lekarz nie miał czasu na zbyt wiele snu, a co
dopiero powiedzieć o seksie.

Ale w tej chwili właśnie o tym myślał.
Allison poruszyła się, kiedy zadzwonił budzik. Na

wpół uśpiony przyciągnął ją do siebie, a ona z przyje-
mnością wtuliła się w jego ramiona.

- Dzień dobry - szepnął jej do ucha.
- Dzień dobry - jej głos brzmiał melodyjnie.
- Od dzisiaj zacznę używać zabezpieczenia - po-

wiedział surowo, kiedy wystarczająco się rozbudził, by
przypomnieć sobie, o czym wczoraj zapomniał.

Uśmiechnęła się do niego, jej oczy błyszczały, kiedy

masowała mu napięte mięśnie szyi.

- Musztarda po obiedzie. - Odwróciła głowę, zerk-

nęła na budzik i natychmiast zaczęła go odpychać. -
Wstawaj! Muszę się ruszyć, inaczej się spóźnię. Dzisiaj
rano mam dyżur.

Przesunął się na drugą stronę łóżka. Poczekał, aż

wyjdzie spod prysznica. Szybko się umył, a kiedy wró-

R

S

background image

cił do sypialni, była już ubrana i szczotkowała włosy
szybkimi i mocnymi pociągnięciami. Zaczesała je do
tyłu i zaczęła upinać w kok. Podszedł i stanął za nią,
kładąc ręce na jej ramionach.

- Gotowa do wyjścia?
Przytaknęła i wpięła jeszcze kilka szpilek w kok.
- Prawie.
Rozproszył go ten drobny kobiecy rytuał.
- Cieszę się, że masz je spięte w pracy. Nie

chciałbym,
żeby ktoś inny na nie patrzył i coś sobie wyobrażał.

Jej dłonie znieruchomiały i odwróciła się, patrząc na

niego z wyrazem niedowierzania na twarzy. Dokładnie
wiedział, jak ona się teraz czuje. Powiedział coś, czego
wcale nie zamierzał.

- Chodźmy.

Allison przedryfowała przez swój dyżur jak we śnie,

wykonywała sprawnie codzienne obowiązki, ale myśla-
mi była w swojej sypialni.

Wyjdź za mnie.
Kiedy poszła po coś do magazynu, uszczypnęła się.

To zdarzyło się naprawdę.

Wczoraj była nieładną samotną pielęgniarką zadu-

rzoną w najprzystojniejszym lekarzu w szpitalu. Dzisiaj
wychodziła za niego za mąż. I nie była już dziewicą.

Przez wiele lat żyła w cnocie ze świadomego wybo-

ru. Lecz mijały lata i miłość jej nie znalazła. Aż pojawił

R

S

background image

się Kane. I chociaż nie wiedziała, że będzie chciał się

R

S

background image

z nią ożenić, kiedy tylko jej dotknie, zdała sobie sprawę,
że czekała przez wszystkie te lata na tego mężczyznę
i na tę chwilę. Kane kochał się z nią. Sprawił jej tyle
rozkoszy, że zapamięta to do końca życia.

Świat był zwariowanym miejscem. A ona była równie

szalona, skoro marzyła o ślubie i życiu z takim mężczy-
zną jak Kane Fortune. Członek tak znamienitej rodziny.

Kane na pewno się z nią nie ożeni. Kiedy dojechali

do szpitala, stał się oschły i oficjalny. Prawdopodobnie
już żałował swojej propozycji.

Będzie łaskawa. Uzna, że tylko żartował. Wtedy mo-

że nie straci go jako przyjaciela. Nie zniosłaby, gdyby
odrzucił jej przyjaźń. Nie po tym, kiedy byli tak blisko.

Była w kuchni. Sprawdzała właśnie, czy w lodówce

nie ma jakichś starych produktów, kiedy wszedł Kane.
Zmęczony i udręczony. Nie wyspał się i to była jej wina.

- Kończysz o dziewiętnastej? - Krzątał się, nalewa-

jąc sobie kawę.

- Tak. - Zebrała siły. Teraz to się stanie, pomyślała.

Z jego zachowania wywnioskowała, że czuje się nie-
zręcznie. Poczuła w sercu ukłucie bólu.

- Dzisiaj będzie za późno, ale jutro wybierzemy

pierścionki. - Powiedział to swobodnie, ale przyglądał
się jej bacznie znad brzegu filiżanki.

- Mam wolny weekend - zaczęła mówić. Nagle do-

tarły do niej jego słowa. - Pierścionki? Jesteś pewien,
że chcesz to zrobić? Nie chcę, żebyś żenił się ze mną
tylko dlatego, że mogłam zajść w ciążę. Może pocze-

R

S

background image

kamy kilka tygodni i zobaczymy? Może nie będzie po-
wodu, żeby się pobierać.

- Istnieje powód. - Odstawił filiżankę i podszedł do

niej. Położył ręce na jej biodrach i przyciągnął do sie-
bie. - Dobrze cię znam, jeśli byłaś dziewicą do... wła-
ściwie to ile masz lat?

- Dwadzieścia sześć - powiedziała.
- Dwadzieścia sześć, więc miałaś powód. Nie oddałaś

mi się przypadkowo. - Przytulił ją mocniej, a jego głos
nabrał głębi. - Przypieczętowałaś swój los. Teraz możesz
jedynie zdecydować, czy chcesz od razu mieć dzieci.

Był bardzo poważny. I chociaż wiedziała, że sam

wychowywał się bez ojca i był zdecydowany nie nara-
żać na taki los własnego dziecka, i tak nie mogła złapać
tchu. To ją wzruszyło. Naprawdę chciał się z nią ożenić.
Właśnie z nią!

Popatrzyła w jego piękne, złociste oczy i odważyła

się pieszczotliwie położyć dłonie na jego szerokiej klat-
ce piersiowej.

- Zgoda. - Wzięła głęboki oddech. - Może na począt-

ku powinniśmy używać zabezpieczenia. Później zdecydu-
jemy, kiedy chcemy mieć dzieci. Jeśli ta decyzja nie zo-
stała już podjęta za nas przez bogów płodności.

- Zgadzam się - pochylił głowę, żeby ją pocałować.

Właśnie w tym momencie otworzyły się drzwi i do
kuchni weszły dwie pielęgniarki.

- O mój Boże! - zawołała jedna z nich, zbyt zaszo-

kowana, żeby okazać takt.

R

S

background image

Wyższa z kobiet po prostu szeroko się uśmiechnęła.
- Doktorze Fortune, czy mamy ustawić się w kolejce?
- Przykro mi - odpowiedział Kane, uśmiechając się

do nich. Przytulił mocno Allison, kiedy próbowała dys-
kretnie się od niego odsunąć. - Ale możecie jako pierw-
sze pogratulować nam - pobieramy się.

Gdyby Allison nie była tak zażenowana, roześmiała-

by się na widok osłupienia na twarzach kobiet.

- Kane!
- Słucham? - Miał wygląd niewiniątka. - Kiedy

przyjdziesz z pierścionkiem, da to ludziom do myślenia.

Obie kobiety były zaskoczone. Allison wiedziała,

o czym myślą. Bo ona też się nad tym zastanawiała. Co
taki przystojniak, jak doktor Fortune, robi z taką szarą
myszką?

Zanim wyszły, złożyły im gratulacje. Kane poczekał,

aż zamkną się drzwi, i dopiero ją uwolnił.

- Sądzę, że to nie czas i nie miejsce na romans - po-

wiedział, biorąc swoją kawę.

- Przyjdę po ciebie po dyżurze i pojedziemy do

mnie. Chcę, żebyś zobaczyła, czy ci odpowiada dom,
czy mamy poszukać czegoś innego.

Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, podszedł do

niej
i swobodnie pocałował ją w nos. Patrzyła za nim, bez-
wiednie dotykając nosa. Czy ona zwariowała, czy on?

R

S

background image

ROZDZIAŁ TRZECI


- Co zamierzasz? - brwi jego matki uniosły się ze

zdziwienia.

Kane uśmiechnął się lekko.
- Żenię się. Jesteś zdziwiona?
Miranda uśmiechnęła się drwiąco i pokręciła głową.
- Niezupełnie. Zawsze zachowywałeś w tajemnicy

najważniejsze sprawy swojego życia, póki wszystkiego
dokładnie nie zaplanowałeś.

- Czy to prawda? Co na przykład?

Jego matka uniosła palec.

- Mając czternaście lat, kosiłeś trawniki, żeby odło-

żyć pieniądze na studia. Zdecydowałeś, że zostamesz
lekarzem. Dowiedziałam się, kiedy bank zwrócił się do
mnie o dane twojego opiekuna - uniosła drugi palec.
- Kiedy miałeś szesnaście lat, zgłosiłeś się jako wolon-
tariusz do szpitala, bo było ci to potrzebne do życiorysu.
Powiedziałeś mi o tym, kiedy zostałeś przyjęty. - Do
dwóch wyciągniętych palców dołączył trzeci. - Kiedy
zdawałeś na medycynę, nikt o tym nie wiedział, póki
się nie dostałeś.

- Zrozumiałem. - Kane uniósł rękę. Poczuł niespo-

R

S

background image

dziewane poczucie winy. Nigdy nie patrzył na to z pun-
ktu widzenia matki. Po prostu nie znosił porażek, więc
wolał nie opowiadać o swoich marzeniach i planach.

Nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby się komuś

zwierzać. Z wyjątkiem Allison. Nadal był zdziwiony, że
tak doskonale wpasowała się w jego życie. Nie mógł się
doczekać, aż się pobiorą.

- Opowiedz mi o niej - zachęcała matka.
- Jest blondynką i ma zielone oczy.

Matka wzniosła oczy do nieba.

- Czasami zastanawiam się, czy to ja cię wychowa-

łam! Gdzie się spotkaliście? Jak długo się znacie?

- Nazywa się Allison Preston. Jest pielęgniarką.

Spotkałem ją cztery lata temu, kiedy zaczęła pracować
na oddziale pediatrycznym. Od tego czasu jesteśmy
przyjaciółmi, ale dopiero niedawno zmądrzałem i się
oświadczyłem. Jest spokojna, bardzo miła, trochę nie-
śmiała. Będziesz chciała jej matkować.

- Pochodzi z San Antonio?
- Chyba tak.
- Ma tu rodzinę?
- Nie - przynajmniej tak mu się wydawało. Tak na-

prawdę to nigdy nie opowiadała o swojej rodzinie. Mo-
że dlatego, że wiecznie opowiadałeś o sobie? - Posłu-
chaj, Allison kończy pracę o dziewiętnastej i zjemy ko-
lację u mnie. Może przywiozę ją tu na chwilę, żebyś ją
poznała?

R

S

background image

Kane stał we własnej kuchni, trzymając kieliszek

wina. Po wizycie u matki pojechał po Allison i przy-
wiózł ją od razu do siebie. Teraz się przebierała. Zasta-
nawiał się, czy rozpuści włosy.

Jeśli tego nie zrobi, on sam się tym zajmie.
Pokręcił głową. Jak do tego doszło, że w ciągu zale-

dwie dwóch dni ogarnęła go obsesja na punkcie tej
kobiety i jej seksownych włosów? Przez cały dzień miał
trudności z koncentracją.

Kuchnia zdecydowanie nie była odpowiednim miej-

scem, żeby snuć takie fantazje.

To na pewno wkrótce się skończy. Kiedy tylko zbled-

nie zauroczenie.

Dlaczego miała na niego tak duży wpływ? Nie była

przecież olśniewającą pięknością. Jednak roztaczała
wokół siebie spokojną słodycz, delikatny powiew ciepła
i poczucie humoru, które ujawniało się dopiero przy
bliższym poznaniu. Myśląc o niej, doszedł do wniosku,
że miała ten typ urody, którego nie doceniał w prze-
szłości.

Ale przez cały dzień myślał nie tylko o jej wspania-

łych włosach i o seksie. Miała delikatny profil, jej nosek
był taki śliczny, że nie mógł się powstrzymać od cało-
wania go. Miała piękną aksamitną cerę, brwi zadziwia-
jąco czarne i ładnie ukształtowane, równie czarne rzęsy
były kokieteryjnie zawinięte i często skrywały jej my-
śli. Nie była kokietką i chyba umarłaby, gdyby się przy-
znał, jaki wywiera na niego wpływ. Oprócz pięknych

R

S

background image

włosów, także jej oczy zwracały uwagę. Duże, zielone,
wokół tęczówek miały obwódkę, która podkreślała ich
niezwykły kolor. A kiedy się uśmiechała...

Naprawdę nie wiedział, dlaczego wcześniej nie zwró-

cił na nią uwagi.

Wtedy weszła do pokoju i już wiedział.
Starała się być niewidoczna. Cicha, usuwająca się

w cień, skromna, takie słowa przyszły mu do głowy.
Najpierw to właśnie te cechy przyciągnęły go do niej,
bo sama jej obecność wywierała na niego kojący wpływ.
Nawet po krótkim spotkaniu w kawiarence czuł się
mniej spięty i był w lepszym nastroju.

Do diabła, nadal miał na jej punkcie obsesję!
- Ładnie wyglądasz - powiedział, zachwycając się

jej zgrabnymi nogami, widocznymi spod krótkiej spód-
niczki. - Pomyślałem, że najpierw zjemy kolację, a po-
tem chciałbym cię przedstawić matce.

- Matce! - Już się nie chowała. Jego słowa ją zasko-

czyły. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma.
- Nie jestem odpowiednio ubrana. Czy to konieczne?

- Tak. Przestań się martwić, wyglądasz świetnie.

Wpadłem do niej dzisiaj i powiedziałem, że zamierza-
my się pobrać. Nie da mi spokoju, jeśli natychmiast cię
nie przestawię.

- A na pewno tego nie chcemy - rozejrzała się po

kuchni, nie wiedząc, co powiedzieć.

- Co sądzisz o moim domu? Jest mało mebli, ale to

tylko kwestia czasu. Wreszcie spłaciłem kredyt zaciąg-

R

S

background image

nięty na studiach. Teraz mam jedynie pożyczkę hipo-
teczną. - Czekał, nie pokazując po sobie, jak bardzo jest
zainteresowany jej reakcją.

Może nie będzie się jej podobało. Panowały tu spar-

tańskie warunki i to nie tylko z powodu braku funduszy,
po prostu nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby zmiemć
wystrój. W końcu tylko on tu mieszkał.

Allison rozejrzała się po kuchni. Podeszła do oszklo-

nych drzwi, które wychodziły na patio. W oddali poły-
skiwał w słońcu błękitny basen. Potem odwróciła się do
niego, a jej oczy błyszczały.

- Uwielbiam go. Twój dom jest piękny z meblami

czy bez.

- To dobrze - zignorował falę ulgi, jaka go zalała po

usłyszeniu jej słów. - Współpracowałem z architektem
i jestem zadowolony z efektu. Oprócz mojej sypialni
jest tu pięć dodatkowych pokoi, więc będzie dużo miej-
sca dla dzieci.

Na wzmiankę o dzieciach jej policzki znowu delikat-

nie się zaróżowiły. Pomyślał, że to było wyjątkowo
urocze i wzruszające.

- Dzieci - powiedziała, a on zastanowił się, czy zda-

je sobie sprawę, że jej głos przepełniony jest tęsknotą.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć.

- Może będzie ci łatwiej za dziewięć miesięcy.
- Dziwnie byłoby trzymać w ramionach zdrowe

i donoszone niemowlę - powiedziała. - Jestem przy-
zwyczajona do wcześniaków.

R

S

background image

- Wiem - powiedział i żeby odciągnąć ją od poważ-

nych myśli, zapytał: - Zastanawiałaś się, ile chciałabyś
mieć dzieci?

W odpowiedzi uśmiechnęła się łagodnie i marzyciel-

sko. Oczyma wyobraźni dostrzegła coś, czego on nie
mógł zobaczyć.

- Przynajmniej po jednym do każdego pokoju.

Jego ciało zareagowało natychmiast na myśl o tym,

ile przyjemności będą mieli. Podszedł do niej i

odebrał
jej kieliszek. Potem wplótł palce we wspaniałe włosy
i pociągnął delikatnie, unosząc jej twarz.

- To dużo dzieci.
Zmarszczyła czoło i popatrzyła mu w oczy.
- Za dużo? - zmartwiła się. - Masz rację. Ja...
Pocałunkiem zatrzymał potok słów. Oparła się o nie-

go bezwładnie i objęła go ramionami. Natychmiast
przygarnął ją do siebie, obrysowując dłońmi jej ponętne
ciało. Oboje jęknęli, czując intymność tej chwili.

- Nie powiedziałem, że nie chcę mieć dużo dzieci

- uściślił. - Uważam, że dom pełen dzieci to wspaniała
rzecz.

Oczy jej rozbłysły, świeciły ze szczęścia jak szma-

ragdy.

- Jutro nie idziesz do pracy?
Z uśmiechem pokręciła głową, patrząc na niego

z uwagą.

- Mam wolne przez następne trzy dni.

R

S

background image

- Wspaniale - pocałował ją jeszcze raz, a potem

R

S

background image

wypuścił z objęć. - Przenocujesz tu, a jutro zaczniemy
przewozić twoje rzeczy i będziesz mogła zrezygnować
z wynajmu mieszkania.

- Po co ten pośpiech?
- Nie ma powodu, żeby czekać.
- Nie potrafisz też prosić. - Mimo to się uśmie-

chała.

- Przepraszam. Przyzwyczaiłem się do wydawania

poleceń.

- Mnie nie oszukasz. Urodziłeś się z tym.
- Dogadasz się z moją siostrą.

Znów wyglądała na przerażoną.

- Czy ona też tam będzie?
- Nie, tylko moja matka. Siostrę zostawimy na inny

dzień.

Jednak nadal wyglądała na zmartwioną.
- Jak to wytłumaczysz?
- Co? - przyglądała mu się tak smutnym wzrokiem,

że zapragnął ją przytulić

- Wiesz, o co mi chodzi - mówiła powoli, jakby

tłumaczyła dziecku. - To... nas.

Nie wiedział, o co jej chodzi.
- O czym ty mówisz?

Nagle jej twarz spoważniała.

- Naprawdę jesteś taki niepojętny? - westchnęła.

- Jesteś przystojnym, czarującym mężczyzną, a do te-
go lekarzem. Należysz do rodziny Fortune'ow. Nikt
nie uwierzy, że jestem typem kobiety, z którą chcesz

R

S

background image

się ożenić. Jestem... - bezradnie machnęła ręką. - Nie
jestem ani modelką, ani aktorką czy osobą z towa-
rzystwa. Nikim szczególnym - próbowała odwró-
cić się, ale objął ją w pasie i przytrzymał. Unikała
jego wzroku.

Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć.
- Sądzisz, że skoro nazywam się Fortune, to muszę

ożenić się z jakąś znaną kobietą?

- Wiesz, o co mi chodzi.
- Nie wiem. - Ton jego głosu nie zachęcał do prze-

rwania mu. - Moja matka chciała zostać aktorką, ale
przez dwadzieścia lat była kelnerką. Mój kuzyn ożenił
się z córką gospodyni. Moja siostra wyszła za gliniarza.
To znaczy za szeryfa, ale to prawie to samo. Wydaje mi
się, że jesteś snobką.

- Nie jestem!
Zachichotał, słysząc w jej głosie złość.
- To prawda. Widzę kobietę, w której pali się we-

wnętrzne światło. Kobietę z pięknymi oczyma i uśmie-
chem, który sprawia, że mężczyzna uważa, że jest dla
niej najważniejszy na świecie.

- Przez cztery lata prawie mnie nie zauważałeś.
- To prawda, ale teraz uważam, że byłem ślepy -

mruknął, czując frustrację, bo miał wrażenie, że trudno
będzie ją przekonać.

Ale na ten pośredni komplement jej oczy rozbłysły

i uśmiechnęła się z wahaniem.

R

S

background image

- To jest Melrose Manor - oznajmił Kane.
- Melrose Manor? Chyba żartujesz. Tak jak w tym

serialu telewizyjnym?

- Moja mama ma specyficzne poczucie humoru.

Poszli w kierunku domu żwirowaną alejką. Zanim

Kane'owi udało się sięgnąć do klamki, podwójne

drzwi
otworzyły się szeroko.

- Nie mogłam się już doczekać!
Powiedziała to szczupła, zgrabna blondynka, która

wyglądała zbyt młodo na matkę Kane'a. Ale rodzinne
podobieństwo było bardzo widoczne, pomimo odmien-
nej karnacji.

- To jest Allison Preston, moja narzeczona, mamo.
- Witaj, Allison. Miło cię poznać. Jestem Miranda.

Wchodźcie.

Poprowadziła ich do elegancko umeblowanego salo-

nu i odwracając się, uścisnęła Kane'a.

- Dziękuję, że ją przyprowadziłeś. Teraz odejdź, że-

byśmy mogły porozmawiać.

- Żebyś mogła ją przesłuchać - uśmiechnął się

z wdziękiem. - Nie ma mowy. - Chwycił Allison za
rękę. - Ma dwadzieścia sześć lat i własne zęby. Ożenię
się z nią, zanim zdołasz ją wystraszyć. Nic więcej nie
musisz wiedzieć.

Roześmieli się i usiedli. Miranda zaproponowała im

coś do picia. Była czarująca i bezpretensjonalna. Allison
nie mogła uwierzyć, że jest jedną z najzamożniejszych

R

S

background image

kobiet w kraju.

R

S

background image

Po kilku minutach niezobowiązującej rozmowy Kane

odchrząknął. Kiedy obie kobiety przestały mówić i popa-
trzyły się na niego, zwrócił się do matki.

- Czy Carter ponownie się odzywał?
- Ja... nie - Miranda wyglądała na zaskoczoną. Al-

lison zrozumiała, że to dlatego, że Kane omawia tak
osobistą sprawę w obecności kogoś obcego.

- Pokaż mi, gdzie jest toaleta - zaczęła się podnosić,

ale
Kane chwycił ją za rękę i ponownie posadził na kanapie.

- Mamo, ona wie o twoim... o telefonie.

Miranda była zaskoczona, potem zwróciła się do Al-
lison.

- Musisz zrozumieć, jakie to jest istotne, żeby niko-

mu tego nie mówić.

- Gdyby była plotkarką, nie opowiedziałbym jej -

Kane wstał i położył rękę na ramieniu Allison. - Mię-
dzy nami nie ma żadnych tajemnic. A ty nie musisz się
obawiać, że ktoś pozna twoją tajemnicę.

Allison spuściła oczy. To prawda, nie mieli przed

sobą żadnych sekretów.

- Musicie być sobie bliscy - Miranda pogroziła mu

palcem. - Nie mogę uwierzyć, że ukrywałeś tę dziew-
czynę! Mogłyśmy się lepiej poznać.

Allison poczuła się niezręcznie. Lecz zanim się ode-

zwała, Kane powiedział.

- Wiesz, że nie potrafię się zwierzać. Mamy mało

wolnego czasu. A kiedy zdarza się nam wolny dzień,

R

S

background image

chcę być tylko z nią.

R

S

background image

Zanim rozkręcił się na dobre, Allison położyła mu

rękę na ramieniu, żeby go powstrzymać. Zwróciła się
do Mirandy Fortune.

- Współczuję ci z powodu kłopotów. Zdecydowałaś

już, co zrobisz?

Twarz Mirandy zachmurzyła się. Westchnęła, splata-

jąc wypielęgnowane dłonie.

- Ciągle mam nadzieję, że jeśli nie będę o tym my-

ślała, sprawa przestanie istnieć - przerwała i popatrzyła
Allison prosto w oczy. - Czy Kane opowiedział ci-
o wszystkim?

Przytaknął, zanim zdołała odpowiedzieć.

Pojedyncza łza spłynęła po policzku Mirandy.

- Nie chciałam, żeby ktokolwiek dowiedział się

o tym.

- Wątpię, czy ignorowanie tego problemu spowodu-

je, że przestanie on istnieć. - Mówiąc to surowym to-
nem, Kane mocno zacisnął rękę na dłoni Allison. - Po-
wiedziałaś już o tym wujkowi Ryanowi?

- Nie. - Miranda zaczęła cicho płakać. - Nie mogę

o tym nawet myśleć, a co dopiero mówić. Jestem pew-
na, że Ryan spotyka się towarzysko z ojcem bliźniaków.
Będzie zaszokowany.

- Będziesz musiała mu powiedzieć - powiedział

Kane stanowczo, chociaż również był zaniepokojony.
- Potem musisz zawiadomić policję. Szantaż jest niele-
galny.

- Nie! Nie możemy mieszać w to policji. W swoim

R

S

background image

życiu zrobiłam już wystarczająco dużo, żeby splamić
nazwisko Fortune'ow. Nie mogę dopuścić, żebyście zo-
stali w to wmieszani. - Uniosła ręce w bezradnym ge-
ście. - Będę musiała zapłacić Lloydowi. Jeśli odmówię,
pójdzie prosto do... - jej głos zadrżał i Allison odru-
chowo ją objęła. - Poza tym nie mogę stawić mu czoła.
Nigdy mi nie wybaczył.


Chwilę później, kiedy jechali do domu, Kane powie-

dział:

- Jeśli nie chcesz, żeby moja matka mieszała się do

planów dotyczących ślubu, to powiedz teraz.

- Nie.- odparła szybko. - Chcę, żeby twoja matka

mi pomogła.

- Czy twoja matka też pomoże?

To pytanie ją zaskoczyło.

- Moja matka nie żyje - powiedziała w końcu.
- Przykro mi -powiedział po chwili.-Nie wiedziałem.
- Nie szkodzi. - Starała się opanować drżenie głosu.

- Miała kłopoty ze zdrowiem. Będąc w szpitalu, zacho-
rowała na zapalenie płuc.

Skrzywił się.
- Ludzie idą do szpitala, żeby wyzdrowieć, a łapią

zapalenie płuc.

Przytaknęła.
- Właśnie. - Nastąpiła chwila ciszy, ale zanim zdołał

zapytać o jej rodzinę, powiedziała. - Chętnie przyjmę
pomoc twojej mamy.

R

S

background image

- Pomoc - powiedział sarkastycznie. - To tak jak-

byśmy byli asfaltem, a ona walcem. Wypowiemy sakra-
mentalne „tak", zanim się zorientujemy.

- Wypowiemy „tak"... - Allison wciąż nie mogła

uwierzyć, że Kane chce, żeby się pobrali. To nie działo
się naprawdę.

Ale się działo. Jak tylko dowiózł ją do domu, zade-

monstrował jej to, zabierając ją prosto do łóżka. Wy-
ciągnął spinki z jej włosów i zanurzył dłonie w schlud-
nym koku, uwalniając ciężkie pukle. Najpierw rozebrał
ją, a potem siebie. Odrzucił narzutę i szczelnie przykrył
ją swoim ciałem.

Allison objęła go mocno. Zdumienie szybko prze-

mieniło się w uniesienie. Jego namiętność w niej także
rozpaliła ogień. W ciągu kilku wspaniałych chwil
znaleźli zaspokojenie. Ale potem, w odróżnieniu od
pierwszej nocy, Kane natychmiast się od niej odsunął.
Położył się na wznak i zasłonił ręką oczy.

Jego zachowanie zaskoczyło ją i napełniło

niepokojem.
Wydawało jej się, że wysyła sygnał: „Nie przeszkadzać".
Poczuła się nagle obnażona, więc przykryła się przeście-
radłem. Leżała cichutko przy nim, zastanawiając się, jak
się zachować, co powiedzieć. Czy zrobiła coś złego?
Może
już się nią znudził? Chciała zapytać, co się stało, ale było
jasne, że on nie chce rozmawiać. Jej niepokój narastał.
Jeśli cisza nie zostanie przerwana, zacznie krzyczeć.

R

S

background image

W końcu Kane z ciężkim westchnieniem odsłonił

oczy i wziął ją w ramiona.

R

S

background image

- Idź spać - powiedział szorstko.
Nadal coś było nie w porządku, lecz obejmował ją

i przytulał, więc od razu poczuła się lepiej. Była zmę-
czona, więc po chwili już spała.


Kane leżał w ciemności. Ogarnął go rodzaj despera-

cji. Ta drobna kobieta w jego ramionach doprowadzała
go do szaleństwa. Co w niej było takiego, że nie mógł
przestać o niej myśleć? Zabrał ją w pośpiechu z domu
matki, bo nie mógł doczekać się chwili, kiedy znajdą
się w łóżku, żeby znów się kochać. Jak tylko przekro-
czyli próg, rzucił się na nią jak wygłodzony wilk. Nigdy
przedtem nie doświadczył takiego niezaspokojonego
głodu i potrzeby bliskości. To nie było wygodne uczu-
cie i nie podobało mu się. Wcale. Gdyby byli w jej
domu, po prostu by wyszedł. Odzyskałby część wolno-
ści, którą utracił ubiegłej nocy, kiedy zaskoczyła go
w chwili słabości.

Popatrzył na nią, śpiącą w jego ramionach z rozrzu-

conymi włosami. Wokół rozchodziła się delikatna woń
jej mydła, zmieszana z charakterystycznym dla niej lek-
kim zapachem piżmowym. Znowu poczuł się pobu-
dzony.

Ale nie poruszył się i nie pieścił jej, tak jak pragnął.

Mówiono, że wyrzeczenie wzbogaca duszę, więc on
może już teraz zacząć ulepszać własną. Nie pozwoli, by
rządziły nim hormony. Od dzieciństwa był silny. Pozo-
stali członkowie rodziny zawsze mogli na nim polegać.

R

S

background image

Opiekował się Gabrielą. Znalazł sobie pracę, żeby

matka nie musiała się martwić, kiedy będzie szedł na
studia. Nawet kiedy matka zdecydowała się wrócić do
San Antonio, żeby być bliżej Gabrieli, jej męża i nowo
narodzonej córeczki, nie chciała podjąć tej decyzji
bez niego. I nie dlatego, że nie potrafiła się o siebie
troszczyć, ale dlatego, że była przyzwyczajona radzić
się Kane'a przed podjęciem każdej ważnej decyzji. Zna-
lazł więc pracę w miejscowym szpitalu i dołączył do
niej.

Nigdy nie potrzebował, żeby ktoś go niańczył. I cho-

ciaż łatwo mógłby się przyzwyczaić do opieki Allison,
nie dopuści do tego. Gardził sobą za okazaną słabość,
kiedy opowiadał jej o kłopotach rodzinnych. Był zde-
cydowany nigdy więcej tego nie robić.

Rano poszedł na obchód i pozwolił jej spać.
To było dziwne uczucie - wychodzić z domu, wie-

dząc, że ona tam śpi. Wszedł do sypialni, żeby się z nią
pożegnać. Ale kiedy usiadł na brzegu łóżka, wyciągnęła
do niego ręce. Zanim się zorientował, leżał obok niej
i całował ją czule.

Przez chwilę walczył ze sobą, czy kochać się z nią,

czy iść do pracy. Ale przypomniał sobie swoje postano-
wienie. Wstał i szybko się wyniósł. Nie będzie się
ośmieszał.

W szpitalu nic się tego dnia nie wydarzyło. Skończył

wczesnym popołudniem i wrócił do domu. Allison
przygotowała mu lunch, a potem zabrał ją do jubilera.

R

S

background image

Wahała się przy wyborze pierścionka, ale kiedy on

położył przed nią kilka, zdecydowała się na nowoczesny
komplet, składający się ze skromnej obrączki i pier-
ścionka z brylantem. Wyglądał elegancko na jej długim,
szczupłym palcu.

Kupiła mu prostą złotą obrączkę. Potem pojechali do

jej mieszkania i zaczęli pakować rzeczy. Z początku
niechętnie patrzyła na jego pomoc, ale kiedy jej uświa-
domił, że nie zamierza wyjść, powiedziała, żeby zaczął
od salonu, podczas gdy ona zajmie się ubraniami.

Kane zapakował płyty i wieżę hi-fi, uśmiechając się

na widok klasyki muzyki rockandrollowej. Potem prze-
niósł się do półki z książkami. Był zdziwiony jej wybo-
rem. Okazało się, że lubi fantastykę. Miała pokaźny
zbiór książek z dziedziny pielęgniarstwa oraz sporo
książek historycznych, w większości dotyczących woj-
ny secesyjnej.

Dlaczego tak się starała nie ujawniać swojej prawdzi-

wej osobowości? Grzeczny pielęgniarski mundurek ma-
skował kobietę, która uwielbiała mieć rozpuszczone
włosy, jeździła jaskrawoczerwonym samochodem, ko-
chała muzykę rockową i fantastykę. Kobietę, która re-
agowała tak namiętnie na jego dotyk, że nie mógł sobie
wyobrazić, jak udało jej się ukryć przed nim swoją
zmysłowość.

Ostrożnie pakował piękną kolekcję miniaturowych

kryształowych figurek kotów, wykonanych przez zna-
nego jubilera.

R

S

background image

Kiedy przyszła po picie, uniósł jedną figurkę i po-

wiedział:

- Niezła kolekcja. Zbierasz je od dawna?
- Tak. Po jednym kotku na każdy rok mojego życia.
- Prezenty?
Przytaknęła, koncentrując się na nalewaniu wody.

Potem podeszła do niego i podała mu szklankę.

- Mój ojciec zapoczątkował to, kiedy kupił pierwszą

figurkę w dniu moich narodzin. Potem każdego roku
dawał mi jedną na urodziny.

Wróciła do pakowania.
Mówiła, że jej rodzice byli rozwiedzeni, i miał wra-

żenie, że ojciec zniknął z jej życia. Ale chyba się mylił.
Jej ojcu musiało bardzo na niej zależeć, skoro konty-
nuował ten zwyczaj przez tyle lat.

Nagle znalazł fotografie. W kredensie, za kompletem

zabytkowych kieliszków do wina, stało pudełko po bu-
tach. Wyciągnął je, żeby zapakować do skrzyni. Otwo-
rzył, żeby sprawdzić, co jest w środku.

Zdjęcia. Były schludnie poukładane i ułożone chro-

nologicznie. Zbiór rozpoczynał się od jej narodzin. Nie
mógł się powstrzymać od wyciągnięcia i obejrzenia
chociaż kilku.

Była pucołowatym niemowlakiem. Siedziała w ko-

szyku, ze zmrużonymi od śmiechu oczkami. Czy tak
będą wyglądały ich dzieci?

Na następnym zdjęciu trzymała ją na ręku uśmiech-

nięta kobieta, wyglądająca na jej matkę. Podobieństwo

R

S

background image

było zadziwiające. Sprawiała wrażenie osoby beztro-
skiej i pociągającej. Odwrócił zdjęcie i przeczytał opis:
Nesta z Allison.

Na innej fotografii jej matka stała z przystojnym

kowbojem w jasnym kapeluszu. Spoglądała na niego
z uwielbieniem. Mężczyzna patrzył w obiektyw z pew-
nym siebie uśmiechem. Kane zastanawiał się, czy ten
kowboj był ojcem Allison.

Kolejne zdjęcia ukazywały okres dorastania Allison.

Pokazywały, jak piękne dziecko przemienia się w ładną
młodą kobietę. Raptem zdjęcia amatorskie się skończy-
ły. Były tam już tylko fotografie szkolne oraz kilka
pożółkłych wycinków z gazet, dowód na to, że znalazła
się na honorowej liście w szkole.

Nawet wtedy nosiła spięte włosy. Stała w drugim

rzędzie, częściowo zasłonięta przez innych uczniów.
Podczas gdy inne dzieci patrzyły prosto w obiektyw,
Allison miała pochyloną głowę. Starała się być niewi-
doczna.

Co wydarzyło się pomiędzy jej rodzicami, że zmie-

niła się ze szczęśliwej, roześmianej dziewczynki w po-
ważną, usuwającą się w cień kobietę?

Był tak pochłonięty zdjęciami, że nie usłyszał, kiedy

weszła do pokoju, póki się nie odezwała.

- Ale dużo...
Zdanie raptem się urwało, kiedy zauważyła, czemu

się przygląda. Usiłowała się uśmiechnąć.

- Odkryłeś moją burzliwą przeszłość? - Uśmiech

R

S

background image

nie sięgnął jej oczu, a głos był nienaturalny. Podeszła
szybko i zaczęła upychać na chybił trafił zdjęcia z po-
wrotem do pudełka.

- Czy to twoi rodzice? - pokazał jej zdjęcie mężczy-

zny i kobiety.

- Tak - nawet nie spojrzała.
- Więc coś nas łączy - powiedział. - Mój ojciec tak-

że był kowbojem.

- Mój ojciec był robotnikiem na dużej farmie nieda-

leko Abilene.

- Gdzie jest teraz? - zapytał.

Wzruszyła ramionami, nie patrząc na niego.

- Zmarł osiem miesięcy temu.
Osiem miesięcy temu. A jej matka zmarła kilka lat

temu... prawdopodobnie w czasie, kiedy oni już się
znali. A jednak nawet nie wspomniała, że straciła ich
oboje.

Odebrał jej pudełko, dołączył do innych zapakowa-

nych rzeczy i starając się, by jego głos zabrzmiał swo-
bodnie, zapytał:

- Powiedziałaś, że rozwiedli się, kiedy miałaś dwa-

naście lat?

- Coś koło tego. To było bardzo dawno. - Teraz jej

głos drżał. Miał chęć ją przytulić.

- Musiało ci być ciężko - powiedział cicho. Tu le-

żało rozwiązanie zagadki. Nie chciał jej niepokoić, żeby
się od niego nie odsunęła. Jeśli będzie za bardzo nacis-
kał, mogłaby nawet odwołać ich ślub.

R

S

background image

Szybko zapieczętował skrzynię i ustawił ją z pozo-

stałymi paczkami.

Allison stała odwrócona do niego plecami. Podszedł

do niej i pocałował w szyję.

- Jesteś gotowa do przewiezienia tych rzeczy do

swojego nowego domu?

- Chyba tak...

R

S

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY


Kolejne dni minęły bardzo szybko. Gdy tylko Ka-

ne'owi udało się wytłumaczyć matce, że chcieliby wziąć
cichy ślub, Allison była zdziwiona, jak szybko wszystko
się toczy. Ceremonia miała się odbyć za tydzień, w nie-
dzielne popołudnie.

Podczas kilku lunchów, w których uczestniczył rów-

nież Kane, Miranda starała się dowiedzieć, jakie Allison
ma upodobania i życzenia.

- Cokolwiek uznasz za właściwe, będzie mi odpo-

wiadało - powtarzała kilkakrotnie Allison.

- To twój ślub - powiedziała Miranda. - Chcę, że-

byś się dobrze czuła i była zadowolona.

- Poza tym - dodał Kane - jeśli dasz jej wolną rękę,

to okaże się, że jest orkiestra i lodowe rzeźby.

Chciał, żeby się uśmiechnęła, i to mu się udało. Ale

ona naprawdę uważała, że Miranda wie lepiej. Czuła się
tak szczęśliwa, że ceremonia i suknia nie były ważne.

Kane powiedział matce, że uroczystość ma być ka-

meralna, wyłącznie w obecności rodziny. Mimo to Al-
lison była podekscytowana i zdumiona, kiedy Miranda
oświadczyła, że ceremonia odbędzie się w małym ko-

R

S

background image

ściółku La Villita. Właściwie to podejrzewała nawet, że
Miranda kogoś przekupiła. Ślub w małym kościółku
w zabytkowej części miasta, niedaleko rzeki, był jedy-
nym marzeniem, o którym odważyła się powiedzieć.
Teraz miało się spełnić.

Skończyła przeprowadzkę do domu Kane'a. Wyna-

jęli firmę przewozową do przetransportowania jej meb-
li, z których zamierzali korzystać, zanim zabiorą się
poważnie do urządzenia domu. Meble należały do jej
matki i chociaż miały już swoje lata, były ładne i za-
dbane, a poza tym Allison je lubiła.

Przez kolejne cztery dni miała dyżury i była zasko-

czona, kiedy koleżanki z pracy wyprawiły jej wieczór
panieński. Chociaż Kane nie został zaproszony, to jed-
nak pojawił się, kiedy podawano tort.

- Mam doskonałe wyczucie czasu - powiedział, kie-

dy ktoś wręczył mu duży kawałek.

- Dziewczyno - zaszczebiotała jedna z pielęgnia-

rek, siadając na oparciu krzesła Allison -jeśli będziesz
chciała się dowiedzieć, jak radzić sobie z tym facetem,
to zadzwoń.

Allison musiała się roześmiać.
- Będę o tym pamiętała - odparła nieco cierpkim

tonem.

- Niech pan popatrzy, doktorze Kane! - zawołała

inna pielęgniarka. Pokazała czarną halkę, podwiązki
i koronkowe pończochy. - My też kupiłyśmy panu pre-
zent!

R

S

background image

Kane uśmiechnął się szeroko, obrzucił Allison czu-
łym spojrzeniem.

- Sprawi mi wielką przyjemność rozpakowanie go.

Sytuacja na chwilę zrobiła się niezręczna. Allison
poczuła, jak się czerwieni z zażenowania. Któraś z pań
powiedziała:

- Gdzie on był, kiedy szukałam męża? - Wszyscy

się roześmiali i konsternacja minęła.

Ale ja nie szukałam męża, pomyślała Allison. To

wszystko było jak fantastyczny sen... żyła w strachu,
że się obudzi.


Zanim Allison się obejrzała, nadeszła wigilia jej ślu-

bu. Nie odbywali żadnych prób, ponieważ miał to być
ślub skromny. Zaproszeni byli jedynie członkowie naj-
bliższej rodziny: matka Kane'a, jego wuj Ryan z żoną,
jego siostra z mężem i córeczką. Miranda jednak nale-
gała, żeby w wieczór poprzedzający ceremonię wydać
przyjęcie. Namawiała Allison do zaproszenia swoich
przyjaciół, ona jednak grzecznie odmówiła. Po rozwo-
dzie rodziców tak bardzo zżyła się z matką, że nie od-
czuwała potrzeby posiadania bliskich przyjaciółek. Po
śmierci matki wolała zachować lekki dystans wobec
znajomych.

Oprócz siostry Kane'a i jej męża, których poznała

w ubiegłym tygodniu, na przyjęciu miał jeszcze być wuj
Ryan z żoną Lily. Allison robiło się niedobrze na samą
myśl, że pozna kolejnych członków rodziny Kane'a.

R

S

background image

W szczególności Ryana, patriarchę rodziny. Czuła się

winna wobec Mirandy, która była w stosunku do niej
urocza. Jeśli nawet uważała, że narzeczona syna ma
jakieś braki, nie zdradzała się z tym zupełnie. Allison
miała uczucie, że ją oszukuje.

Miranda najwyraźniej sądziła, że oboje z Kane'em

są w sobie wzajemnie bardzo zakochani. Allison podej-
rzewała, że dla doświadczonego oka matki jej uczucia
są oczywiste, ale zastanawiała się, dlaczego Miranda nie
zauważyła, że w tym, co Kane do niej czuł, nie było
miłości.

Zachowywał się dziwnie od czasu, gdy pomagał jej

przeprowadzić się do siebie. Czasem wydawał się
chłodny i roztargniony. Chciała wmówić sobie, że to
chodzi o pracę, ale była zbyt uczciwa, żeby się oszuki-
wać. Miała pewność, iż Kane żałuje, że rozpętał całe to
zamieszanie. Żałowała, że nie chciał poczekać i spraw-
dzić, czy zaszła w ciążę. Ale był nieugięty w tej spra-
wie, ona zaś, ponieważ tak bardzo go kochała, nie spie-
rała się. Marzyła o tym, żeby być z Kane'em, więc nie
chciała zaprzepaścić jedynej szansy. Nie kochał jej, ale
bardzo pragnął, więc będzie musiała tym się zadowolić.

W wieczór przyjęcia Kane zadzwonił około czwartej

i powiedział, że się spóźni. Mieli się spotkać dopiero
u jego matki. Stremowana Allison pojechała więc do
Mirandy sama.

Nigdzie nie było widać sportowego samochodu Ka-

ne'a. Westchnęła ciężko, wysiadając ze swojego auta.

R

S

background image

Zauważyła na podjeździe zaparkowane eleganckie

gra-
natowe ferrari i złotego lexusa, który należał do siostry
Kane'a. Niech już rozpocznie się ta gehenna, pomyślała
ponuro. Właśnie w tej chwili pojawiła się w drzwiach
Miranda. W długiej szyfonowej tunice i wąskich spod-
niach wyglądała jak egzotyczny ptak.

- Witaj, kochanie - powiedziała. - Kane zadzwonił

i powiedział, że się spóźni, a ja nie chciałam, żebyś
musiała wchodzić sama.

Allison poczuła przypływ ogromnego uczucia do

swojej przyszłej teściowej.

- Dziękuję - powiedziała. - Jestem trochę zdener-

wowana.

- Bez powodu. Wyglądasz ślicznie.
Allison miała na sobie jedwabny seledynowy żakiet,

który włożyła na wąską sukienkę w identycznym kolo-
rze. Kane przywiózł jej ten komplet dwa dni temu i po-
prosił, żeby się w niego ubrała na przyjęcie.

- To Kane wybierał. Normalnie nie noszę takich ja-

skrawych kolorów.

- Ale na tobie wygląda to oszałamiająco. Powinnaś

częściej nosić ten odcień. - Miranda otworzyła drzwi
i wprowadziła Allison do dużego holu, ale zamiast
wejść do niewielkiego saloniku, gdzie zawsze siedzieli
podczas swoich wizyt, zaprowadziła ją do kremowobia-
łej jadalni z marmurowym kominkiem, pięknymi orien-
talnymi dywanami w pastelowych kolorach i eleganc-

R

S

background image

kimi krzesłami obitymi grubym jedwabiem.

R

S

background image

Wysoki ciemnowłosy mężczyzna w lnianym garni-

turze stał obok kominka. Był pogrążony w rozmowie
z Wyattem Grayhawkiem, szwagrem Kane'a. Nieopo-
dal na kanapie siedziała elegancka, wytworna kobieta.
Rozmawiała z Gabrielą.

Wszyscy odwrócili się, kiedy weszły do pokoju. Star-

szy mężczyzna pochwycił spojrzenie Allison. Przez
chwilę była wstrząśnięta jego niezwykłym podobień-
stwem do Kane'a. Pomimo ciemniejszych włosów
i równie ciemnych oczu był, podobnie jak Kane, ude-
rzająco przystojny.

- Przyszła Allison - powiedziała Miranda. Podeszła

z Allison do mężczyzn. Zwróciła się do starszego.

- To mój brat, Ryan Fortune. Wyatta już znasz. To

narzeczona Kane'a, Allison Preston.

Wyatt kiwnął głową, a na jego zazwyczaj surowo

zaciśniętych wargach pojawił się uśmiech. Ryan For-
tune, podając jej rękę, uśmiechnął się. Jego ciemne oczy
patrzyły ciepło.

- Miło cię poznać, Allison. Od tygodnia Miranda wy-

chwala cię pod niebiosa. Teraz widzę, że nie przesadzała.

Uśmiechnęła się, ale poczuła się speszona. Ten przy-

stojny mężczyzna był spadkobiercą jednego z najwię-
kszych majątków w Teksasie. Przez prawie całe swoje
życie czytywała o tych ludziach i oglądała ich w telewizji.

Miranda odciągnęła Allison od mężczyzn i zaprowa-

dziła ją do Gabrieli i żony Ryana.

- To jest Allison, Lily.

R

S

background image

Obie kobiety wstały. Lily podeszła do Allison i przy-

tuliła swój gładki policzek do policzka dziewczyny.

- Witaj w rodzinie, kochanie - powiedziała.
- Dziękuję.
- Miranda nam mówiła, że Kane został zatrzymany

w pracy. - Lily patrzyła bacznym wzrokiem. - To chy-
ba częste w pracy lekarza.

Allison uśmiechnęła się.
- Takie jest życie lekarza.

Trzasnęły drzwi w samochodzie.

- To na pewno on - ucieszyła się Allison. - Przepra-

szam. - Szybkim krokiem przemierzyła pokój. Akurat
podchodziła do drzwi, kiedy wszedł Kane. Wiązał kra-
wat i wyglądał na bardzo zmęczonego. Wtedy podniósł
wzrok.

Zamurowało go, kiedy ją zobaczył. Szybko zlustro-

wał jej sukienkę.

- Wyglądasz tak świetnie, jak przypuszczałem - po-

wiedział głębokim, niskim głosem. - Jedna rzecz tylko
nie pasuje.

- Co takiego? - Przyjemność, jaką poczuła na jego

widok, szybko ustąpiła miejsca niepewności.

Przebył hol trzema krokami.
- To - odparł i szybkim ruchem zaczaj wyciągać

z jej włosów spinki.

- Przestań! - Chwyciła go za nadgarstki, ale był dla

niej za silny. Nie przestał, póki nie wyswobodził jej
włosów ze sztywnego węzła.

R

S

background image

Kiedy włosy opadały kaskadami, zagłębił w nich

dłonie, pieszcząc jej głowę.

- Teraz jest dużo lepiej - powiedział.
Jego usta szukały jej warg. Zapomniała o wszystkim

oprócz mężczyzny, który ją trzymał w ramionach. Ko-
chała go tak bardzo, aż do bólu. Objęła go w pasie
i mocno się przytuliła. Pogłębił pocałunek, w końcu od-
sunął się na odległość ramienia i przyglądał się jej bły-
szczącymi, rozradowanymi oczyma.

- Musimy odłożyć to na później — powiedział pół-

głosem.

Wtedy zorientowała się, że wszyscy stoją w drzwiach

i przyglądają się im rozbawionym wzrokiem.

Wyatt nie mógł oderwać oczu od falujących włosów

Allison.

- To... niebywałe - bąknął zaskoczony. Dostał od

żony lekkiego kuksańca.

- Przestań się jąkać, kochanie - powiedziała. Ryan

zaczął głośno chichotać, podczas gdy Allison oblała się
rumieńcem.


Kane popatrzył na swoją rodzinę. Ponad głową

Allison
zauważył, jak jego siostra wymienia zadowolone spojrze-
nie z mężem. Patrzył na nią przez zmrużone powieki,
dopóki nie odwróciła się ponownie w jego stronę. Kiedy
zauważyła wyraz jego twarzy, głośno się roześmiała.

- Witaj, Kane! Teraz, kiedy skończyłeś witać się z

R

S

background image

Al-
lison, może poświęcisz trochę czasu reszcie rodziny?

R

S

background image

Kane zrobił zabawną minę. Objął Allison i podszedł

do siostry.

- Cześć, szkrabie. Bądź grzeczna, bo cofnę ci zapro-

szenie na ślub.

- Jeśli mnie nie zaprosisz, to nie zobaczysz Patience

- powiedziała zadowolona z siebie. Mówiła o swojej
córeczce.

Słowa Gabrieli nie dotarły do Kane'a, bo patrzył na

śmiejącą się Allison. Czy przedtem widział ją taką roze-
śmianą? Była piękna, kiedy zapominała ukryć swoją
niezwykłą osobowość pod pancerzem. Boże, nie może
doczekać się końca przyjęcia. Przede wszystkim nie
może doczekać się jutra, kiedy to będzie oficjalnie z nim
związana i nikt mu jej nie odbierze.

Kiedy zdał sobie sprawę, o czym myśli, odruchowo

cofnął się o krok. W żadnym wypadku nie wolno mu
dopuścić do tego, żeby nie mógł żyć bez Allison. Nie
potrzebował nikogo i życie z pewnością okaże się pro-
stsze, jeśli dalej tak będzie.

- Co się stało? - Allison podeszła do niego i pogła-

dziła po dłoni. - Czy poród był bardzo trudny?

- Nie, był w porządku. - Czuł, jak opuszcza go na-

pięcie i zły nastrój.

Trudno mu było odsunąć się od jej magicznego do-

tyku. Ponieważ to wymagało tak dużego wysiłku, po-
czuł, jak powraca zły nastrój. Po ślubie wyjaśni jej, że
do życia potrzebna mu jest przestrzeń.
Allison rzuciła mu zdziwione spojrzenie, ale nie pró-

R

S

background image

bowala go dotknąć ponownie. Poczuł, jak się wycofuje.
Jej reakcja zdenerwowała go, więc chwycił ją za rękę.
Co tam. Później będzie się martwił o przestrzeń życio-
wą. Miał okropny dzień, a skoro samo trzymanie ją za
rękę mu pomagało... Cóż było w tym złego?

Matka poprosiła ich na kolację i całe towarzystwo

przeszło do jadalni. Miranda popatrzyła na ich złączone
ręce i uśmiechnęła się.

- Sama bym jej poszukała już wiele lat temu, gdy-

bym wiedziała, że istnieje ktoś, kto ma na ciebie taki
wpływ - oświadczyła.

Odruchowo skrzywił się na stwierdzenie o wpływie

Allison na niego, ale zanim zdołał zaprzeczyć, Miranda
zajęła się kieliszkami z szampanem.

- Wzniesiesz toast, Ryanie?
Podczas kolacji Allison odprężyła się i wyglądało na

to, że rodzina jest nią oczarowana. Na końcu stołu jego
matka prowadziła ożywioną rozmowę z Lily na temat
ostatnich planów dotyczących wesela. Żywo gestykulo-
wała. Poczuł powracające napięcie, kiedy zauważył, że
jej ożywienie zawiera element histerii.

Miranda rzuciła się wir organizowania ślubu ze

swoją zwykłą energią. Zdawał sobie sprawę, że w tym
czasie musi się czymś zająć. A jeśli Allison jest w cią-
ży, odciągnie to myśli matki od jej własnych proble-
mów.

Poczuł delikatny dreszcz podniecenia. Jakie to uczu-

cie trzymać własne dziecko w ramionach? Przysiągł so-

R

S

background image

bie, że jego dziecko nigdy nie będzie musiało wycho-
wywać się bez ojca.

Jeśli Allison będzie w ciąży, to nie odejdzie od niego.

Znał ją wystarczająco dobrze, żeby być pewnym, że
jeśli urodzi dziecko, to nigdy nie odejdzie.

To nie znaczyło wcale, że jej potrzebował, przypo-

mniał sobie, gładząc ją po włosach. Po prostu polubił
to, że jego dom stał się taki przytulny, odkąd w nim
zamieszkała. Podobało mu się, jak swoją kojącą obe-
cnością i spokojną rozmową odpędzała jego troski. Lu-
bił sposób, w jaki unosiła twarz do pocałunku i jak się
do niego przytulała.

W tym momencie odwróciła twarz i uśmiechnęła się

do niego. Delikatnie powędrowała dłonią po jego udzie,
a on ją pociągnął za włosy.

- Nie zaczynaj niczego, czego nie jesteś gotowa

skończyć - szepnął jej do ucha.

Jej policzki gwałtownie się zaczerwieniły, ale oczy

patrzyły na niego figlarnie.

- Nie zamierzam niczego zaczynać. Już wystarcza-

jąco mnie zawstydziłeś przed swoją rodziną.

Poczuł, że się idiotycznie uśmiecha, więc szybko się

rozejrzał. Przybrał nonszalancki wyraz twarzy. Oczywi-
ście, że nie potrzebował Allison. Ale przecież nie było
nic złego w tym, że podobał mu się sposób, w jaki
wprowadziła czar do jego życia.

Kolacja okazała się wielkim sukcesem. Jego siostra,

matka i ciotka wciągnęły Allison do rozmowy. Pytały

R

S

background image

o pracę i szpital. Zauważył, że wyszła ze swojej skoru-
py i rozkwitła. Wyatt znowu patrzył się na jej włosy,
więc posłał mu ostre jak brzytwa spojrzenie.

- Przyglądaj się pożądliwie własnej żonie, szeryfie.

Ta należy do mnie.

Kiedy Ryan zachichotał, Wyatt tylko się uśmiechnął.
- Uwielbiam własną żonę, ale nie jestem ślepy -

uniósł brwi. - Ale ty chyba jesteś. Czy dobrze mi się
wydawało, że powiedziałeś, że znasz ją od czterech lat?

- Nie wszyscy są tacy szybcy jak ty i Gabriela - po-

wiedział Ryan. - Mnie zajęło sporo czasu, zanim zorien-
towałem się, że to właśnie Lily brakuje w moim życiu.

Rozmowa toczyła się dalej, ale Kane milczał. Rze-

czywiście, znał Allison długo, zanim zdecydował się
oświadczyć. A zrobił to, ponieważ w chwili słabości nie
mógł zapanować nad namiętnością. Ale teraz, kiedy się
nad tym zastanawiał, doszedł do wniosku, że cenił ją
już od bardzo dawna. Wmawiał sobie, że to tylko luźna
znajomość z pracy, ale coraz częściej szukał jej towa-
rzystwa. Wiedział, że nigdy nie odmówi mu spotkań.
Wykorzystał to i uniemożliwił jej zawieranie innych
przyjaźni i związków.


Poranek w dniu ślubu Allison był pogodny i słone-

czny, wkrótce zrobiło się zadziwiająco ciepło jak na
styczeń. Idealny dzień na ślub.

Tuż przed jedenastą wyruszyli do historycznej

dzielnicy

R

S

background image

La Villitia. Mały kościółek był usytuowany tuż nad rzeką.

R

S

background image

Kiedy dotarli, Miranda, Ryan i Lily już tam byli.

Miranda i Lily dołączyły do Allison na zewnątrz, pod-
czas gdy Kane przemierzył schody prowadzące do wą-
skiego, sklepionego wejścia. Witraż nad ołtarzem lśnił
bogatymi barwami w promieniach słońca.

- Proszę, kochanie. - Lily podała jej wiązankę z lilii

i bladoróżowych róż, umoszczonych w delikatnych
listkach paproci. Do sukni Mirandy przypięła podobny
miniaturowy bukiecik i wyruszyła w poszukiwaniu
mężczyzn, żeby zatknąć im róże w butonierkach.

- Wyglądasz przepięknie. - Do oczu Mirandy na-

płynęły łzy.

- To zasługa tej ślicznej sukni. - Allison pogładziła

prostą, jedwabną suknię. - Bez twojej pomocy nigdy
nie znalazłabym czegoś tak wspaniałego. - Miranda za-
brała ją na zakupy, ignorując jej protesty i twierdzenie,
że kostium w zupełności wystarczy. Oświadczyła, że
Kane chce zobaczyć Allison w bieli, i to przesądziło
sprawę.

- To nie suknia. - Miranda uśmiechnęła się. - Chociaż

to wspaniała kreacja. To ty, kochanie. Ty błyszczysz. -
Spojrzała w kierunku ołtarza. Na tle gładkiej powierzchni
stały wazony z pięknymi różowymi i białymi gladiolami,
różami i liliami. Smukłe świece w świecznikach były
przystrojone bluszczem i maleńkimi różyczkami. Ten
sam
motyw był widoczny na balustradzie otaczającej ołtarz.
- Czy ten kościół nie jest przepiękny?

R

S

background image

- Jest - powiedziała z czcią Allison. - Nadal nie

R

S

background image

mogę uwierzyć, że bierzemy tu ślub - roześmiała się
skrępowana. - Nie mogę uwierzyć, że się pobieramy.

- To uwierz - odpowiedziała Miranda stanowczo.

- Kane nie może sobie pozwolić na to, żebyś od niego
odeszła. - Jej wzrok złagodniał. - Zawsze się o niego
martwiłam. Te nieliczne dziewczyny, które poznałam,
były płytkie i egocentryczne. Zaczynałam się martwić,
że celowo zwiąże się z taką kobietą. Mój syn jest samot-
nikiem, a ten typ kobiety nie zagroziłby jego samotno-
ści - zawahała się. - Ale ty jesteś zupełnie inna. Kane
stał się bardziej otwarty. Dziękuję, że go kochasz.

- Kocham go, odkąd się poznaliśmy - uśmiechnęła

się. - Ale nie wydawało mi się, że mnie zauważy.

- Dzięki Bogu, że to zrobił!
Miranda odwróciła się i wyciągnęła z torby zwój hi-

szpańskiej koronki.

- Oto welon, który ci obiecałam. - Uniosła delikat-

ny materiał. - Należał do Rosity Perez, gospodyni, któ-
ra mnie wychowała. Kilka panien młodych z rodziny
Fortune'ów i Perezów go nosiło. To będzie wiele zna-
czyło dla Ryana.

- Jest przepiękny. - Allison stała bez ruchu, podczas

gdy Miranda go upinała i rozkładała na jej rozpuszczo-
nych włosach. - Dziękuję, że mi go pożyczyłaś.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Ja go nigdy

nie nosiłam - powiedziała Miranda ze smutkiem.

- Masz jeszcze czas - powiedziała Allison. - Może

twój książę z bajki stoi tuż za rogiem.

R

S

background image

Lecz Miranda nie uśmiechnęła się.
- Spotkałam swojego księcia z bajki wiele lat temu

i zmarnowałam okazję. Od tej pory nie mam złudzeń.
Jeśli uda mi się przeżyć resztę życia, nie marnując go
bardziej, niż robiłam to do tej pory, będę zadowolona.

- Zadowolona to nie to samo co szczęśliwa. - Alli-

son objęła Mirandę i taktownie zmieniła temat. - Chcę
ci podziękować za wszystko, co zrobiłaś, by uczynić ten
dzień wyjątkowym. Szkoda, że nie ma mojej mamy.

- Ja też bym tego chciała. Kane mnie zabije, jeśli

przeze mnie się rozpłaczesz.

- Wszystko gotowe! - Lily podeszła pośpiesznie do

bocznej nawy. - Właśnie przyszli Gabriela i Wyatt. -
Zatrzymała się kilka kroków przed Allison. - Wyglą-
dasz pięknie, kochanie. Twoje włosy i ten welon...
i twoja suknia... - Jej ciemne oczy błyszczały. - Rzu-
cisz Kane'a na kolana! - podeszła i delikatnie uścisnęła
Allison, całując ją w policzek. - Powodzenia.

Ryan podszedł do nich, szeroko się uśmiechając.
- Jesteś gotowa, Allison? Kane powiedział, że pora

zaczynać to przedstawienie. - Przerwał, w jego oczach
pojawił się błysk męskiego uznania. - Wyglądasz bar-
dzo ponętnie. - Potem zwrócił się do siostry: - Chodź,
Mirando, pora zająć miejsca w pierwszym rzędzie.

Wrócił za chwilę i podał Allison ramię.
- Dziękuję, że mnie poprowadzisz - powiedziała

z szacunkiem. Jak to możliwe, że Ryan Fortune prowa-
dzi ją do ołtarza? Potem ogarnął ją smutek i żal. Pra-

R

S

background image

wdopodobnie jej ojca nie byłoby tu nawet, gdyby żył.
Nie była gotowa, żeby mu przebaczyć osiem miesięcy
temu. Na tę myśl poczuła wzbierające łzy.

- Cała przyjemność po mojej stronie.
Odwrócił się i skinął na organistę, który przez cały

czas cicho grał, tworząc nastrój. Przy pierwszych ta-
ktach marsza weselnego pochylił się i delikatnie poca-
łował Allison w czoło.

- Witaj w rodzinie, kochanie.
Ceremonia była krótka i konwencjonalna, ale dzięki

Mirandzie miała piękną oprawę. Kiedy szła w kierunku
ołtarza u boku Ryana, całkowicie skupiła się na Kanie.
Jego twarz była poważna, ale błysk uznania, który po-
jawił się w jego oczach, upewnił ją, że podoba mu się
jej strój. Poczuła gwałtowny przypływ szczęścia, kiedy
Kane przejął jej dłoń od Ryana. Gabriela i Wyatt razem
z Patience stali po drugiej stronie ołtarza.

Zanim się zorientowała, powtarzała słowa przysięgi

małżeńskiej pewnym i cichym głosem. Potem on wy-
powiedział sakramentalne słowa, patrząc jej cały czas
w oczy. Mgliście uświadomiła sobie, że Miranda płacze.
Wymienili się obrączkami i po krótkim błogosławień-
stwie ksiądz oznajmił, że została panią Fortune.

Po uroczystości Miranda poprowadziła ich dookoła

niskiego, kamiennego muru na dziedziniec, gdzie cze-
kał fotograf. Allison zastanawiała się, czy po wywołaniu
zdjęć na jej twarzy będzie widoczna miłość, którą darzy
tego wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę.

R

S

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY


Obiad weselny w pobliskim hotelu, przygotowany

przez jego matkę, wydawał się ciągnąć w nieskończo-
ność. Kane ledwo powstrzymywał niecierpliwość. Ma-
rzył, żeby to wszystko wreszcie się skończyło. Chciał
zacząć normalne życie ze swoją żoną.

Jego żona. Nie spodziewał się, że tak będzie mu się

podobało brzmienie tych słów. Kiedy podszedł kelner,
żeby zaproponować kawę, doszedł do wniosku, że ma
dość wesela. Pora na tę dobrą część.

Podniósł się, wyciągając rękę do Allison. Wstała i po-

dała mu dłoń z wyrazem zdziwienia na ślicznej twarzy.

- Musimy już iść - poinformował ją.

Wydawała się trochę zaniepokojona.

- Mamy gości...
- Zabawią się sami - oświadczył. - Czeka na nas

apartament dla nowożeńców.

- Apartament? - Wyglądała na oszołomioną. Potem

jej twarz rozświetlił spontaniczny uśmiech. - Powie-
działeś, że nie mamy czasu na miesiąc miodowy.

Uśmiechnął się, zadowolony, że udało mu sieją za-

skoczyć.

R

S

background image

- Bo nie mamy. Ale pomyślałem sobie, że w naszą

noc poślubną zrobimy coś wyjątkowego. Zarezerwowa-
łem apartament w La Mansion del Rio.

- La Mansion! - Głos Allison odzwierciedlał szok,

jakiego doznała.

La Mansion był jednym z najlepszych hoteli w San

Antonio, mieścił się w dawnej szkole i szczycił się naj-
piękniejszym widokiem na rzekę. Kane nie mógł sobie
wyobrazić lepszego miejsca na ich noc poślubną. A ze
sposobu, w jaki zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowa-
ła, wywnioskował, że jego żona też tak uważa.

- Jesteś pewny? - zapytała. - Wiem, że masz dyżur.
- Tak - powiedział swobodnie, obejmując ją wpół.

- Zadzwoniłem do doktor Ankary, obiecała mnie dzisiaj
zastąpić. Była zachwycona, że może pomóc.

- Musimy najpierw pojechać do domu, żebym mog-

ła się spakować.

- To już załatwione - powiedział. - Dzisiaj rano da-

łem listę gospodyni. Torba jest w bagażniku. Idziemy,
moja żono. Czeka nas noc poślubna.


Podróż minęła bardzo szybko. Wkrótce zameldowali

się w luksusowym hotelu. Ponieważ Allison nadał była
w sukni ślubnej, wszyscy wiedzieli, że są nowożeń-
cami.

Apartament urządzony w stylu kolonialnym był cza-

rujący. Przyniesiono ich bagaże i wreszcie zostali sami.
Doktor i pani Kane Fortune. To mu się bardzo podobało.

R

S

background image

Lubił sobie wyobrażać, że Allison będzie z nim już na

zawsze.

Wyszła na balkon, z którego rozciągał się widok na

rzekę. Wkrótce do niej dołączył. Oparł się o balustradę,
przyglądając się wspaniałemu krajobrazowi.

- Dziękuję - powiedziała.
- Proszę bardzo. - Samo stanie przy niej spowodowa-

ło, że jej zapragnął. Chwycił ją za rękę i wciągnął do
pokoju, obejmując ramionami. - Co muszę zrobić, żebyś
zdjęła suknię? - zapytał, zamykając drzwi balkonowe.

Uśmiechnęła się.
- To proste. Z tyłu jest zamek błyskawiczny. Twoja

matka chciała go zastąpić setką małych guziczków. To
był jedyny raz, kiedy się z nią nie zgodziłam.

Już rozpinał zamek, sukienka opadła jak biały obłok.

Kiedy na nią popatrzył, szeroko otworzył usta ze zdzi-
wienia.

- Skąd to masz?
Miała na sobie jaskrawoczerwone body, które ledwie

osłaniało jej piersi, koronka szczelnie opinała wąską
talię i rozszerzała się ku dołowi, sięgając do bioder. Jego
oczom ukazał się mały trójkącik majteczek. Do body
przyczepione były koronkowe podwiązki, które pod-
trzymywały beżowe jedwabne pończochy. Nadal miała
na nogach białe sandałki na wysokich obcasach. Nie
mógł się powstrzymać od klęknięcia przed nią i ucało-
wania aksamitnej skóry.

- Dostałam to od twojej siostry. - Położyła mu ręce

R

S

background image

na głowie, przeczesując palcami włosy. - Wymusiła na
mnie obietnicę, że dzisiaj to włożę.

- Przypomnij, żebym jej podziękował. Dobrze, że

nie wiedziałem, że masz to pod sukienką. - Przesuwał
ustami po koronce i ciele. - Nie doszlibyśmy do ołtarza.

Głośne pukanie do drzwi przestraszyło ją. Kto to

może być?

Kane wstał z westchnieniem.
- Nie ruszaj się nawet o centymetr. - Podszedł do

drzwi, wyciągając z kieszeni napiwek. Podpisał rachu-
nek i podziękował kelnerowi. Sam wprowadził do po-
koju mały barek na kółkach. - Szampan i tartinki - po-
wiedział. - Chcę, żebyśmy rozpoczęli nasze życie jak
należy.

- Jesteś bardzo... troskliwy. - Jej oczy były ogrom-

ne i podejrzanie błyszczały. Przez chwilę miał poczucie
winy. Od chwili, kiedy postanowili się pobrać, nie miała
wielu powodów, żeby spodziewać się po nim roman-
tycznych zachowań.

- Chciałem, żeby ten dzień był dla ciebie wyjątko-

wy. - Nie ruszyła się, więc podszedł do niej, chwycił
za ręce i podprowadził do barku.

Spojrzała na siebie.
- Nie mogę chodzić tak ubrana - zaczerwieniła się.
- Dlaczego? Oprócz mnie nikt cię nie widzi. Jest na

co popatrzeć. - Objął ją i szybko pocałował. Potem za-
brał rękę, chichocząc cicho. - Może zamówienie szam-
pana nie było najlepszym pomysłem. Nie wiem, czy uda

R

S

background image

mi się utrzymać ręce przy sobie na tyle długo, żeby
otworzyć butelkę.

- To był wspaniały pomysł - wyszeptała. - Nie

oczekiwałam, że weźmiesz sobie wolne, ale jestem
szczęśliwa, że to zrobiłeś.

Jej wdzięczność zaniepokoiła go. Dlaczego tak bar-

dzo sprzeciwiał się pomysłowi podróży poślubnej?
Wmawiał sobie i jej, że nie może wziąć tygodniowego
urlopu, ale prawda była taka, że od czterech lat nie był
na żadnych wakacjach. Już dawno powinien mieć prze-
rwę w pracy.

Lecz Allison oczekiwała tak niewiele, więc nie kwe-

stionowała jego decyzji. Uznał, że Allison dostosuje się
do jego życia. Nieustannie go wspierała, była ciepła
i chętna.

Poczuł się winny i zawstydzony. Obiecał, że to zmie-

ni. Zrobił niewiele, żeby jej pokazać, że mu się podoba
i że zmieniła jego życie. Miał nadzieję, że czekający na
nich posiłek uświadomi jej to.

Ominął stojący przed nim kobiecy skarb i podszedł

do barku. Z wprawą otworzył półwytrawnego szampa-
na; uważał, że będzie odpowiedni do przekąsek.

- Zrobiłeś to jak profesjonalista - zauważyła

z uśmiechem.

- Lubię wino - odpowiedział, podając jej kieliszek.
- Wszystko, co wiem o winie, może się zmieścić

tutaj - wskazała na opuszkę małego palca.

- To dobrze, że teraz masz mnie.

R

S

background image

- Nadal nie mogę uwierzyć, że się pobraliśmy.
- No to uwierz. - Podszedł do niej i objął ją. Zamy-

kając oczy, rozkoszował się tą chwilą. Uniósł kieliszek.
- Proponuję toast.

W odpowiedzi uniosła swój, patrząc mężowi w oczy.
- Za radości związane z małżeństwem. - Trącił się

z nią kieliszkiem.

- Za radości - powtórzyła miękko.
Dałby sobie spokój, gdyby toast nie wydał mu się

płytki i mało osobisty. Nie mógł się zmusić, żeby odejść
od niej. Jeszcze raz podniósł swój kieliszek.

- I za moją piękną żonę i lata, które przeżyjemy

szczęśliwie.

Natychmiast napłynęły jej do oczu łzy.
- Za wiele szczęśliwych lat - wyszeptała.

Odstawił kieliszki.

- Doprowadzasz mnie to szaleństwa - mruknął. -

Zamierzałem zabrać cię na River Walk, zanim pójdzie-
my na kolację, ale...

- Ale... - znowu przytuliła się do niego. - Zawsze

możemy przyjechać na River Walk. Tutaj spędzimy tyl-
ko jedną noc - przyciszyła głos. - Może powinniśmy
zmienić nasze priorytety.

Roześmiał się.
- Wypiję za to - powiedział, pochylając głowę do

pocałunku. Odpowiedziała natychmiast ze słodką na-
miętnością. Prawie spaliła go żywcem, kiedy objęła go
za szyję i zanurzyła palce w jego włosach.

R

S

background image

Czuł przyśpieszone bicie serca, na chwilę przestał ją

całować i powiedział:

- Jesteś moja.
Wydała cichy okrzyk i mocniej się przytuliła. Zaczę-

ła go namiętnie pieścić. W pewnym momencie przerwał
jej, chwytając ją za rękę. Tylko się uśmiechnęła.

- Spójrz.
Zerknął w dół i poczuł kolejny przypływ pożądania.

Jej czerwone majteczki były związane z boku jedwab-
nym sznureczkiem. Kiedy pociągnęła za jeden koniec,
opadły lekko na podłogę.

Gwałtownie wciągnął powietrze.
- Jeśli chcesz mnie doprowadzić do szaleństwa, to

ci się udało. - Zaczął powoli całować każdy centymetr
jej ciała. I już przez jakiś czas nie rozmawiali.

Przerywając pieszczoty, rozejrzał się i zaczął śmiać.
- Łóżko stoi tam.

Ona też się roześmiała.

- Wypróbujemy je później.
- A dlaczego nie teraz?
- Teraz? - Była zaskoczona. - Myślałam, że mu-

sisz...

Pokazał jej, że wcale nie potrzebuje odpoczynku.
Uśmiechnęła się odrobinę drwiąco.
Wziął ją na ręce i skierował się w stronę łóżka.
- Chociaż po zastanowieniu się... - powiedział, kie-

dy przechodzili obok toaletki.

- Łóżko jest bardzo daleko. Czy uda ci się tam dojść?

R

S

background image

Odwrócił się i posadził ją na toaletce.
- Oczywiście, że mi się uda - powiedział. - Ale nie

tym razem.


Reszta dnia okazała się doskonała. Zanim poszli na

kolację, spacerowali nad rzeką. Kane trzymał ją za rękę,
delikatnie przesuwając kciukiem po jej obrączce. Nie
rozmawiali wiele.

Kolację jedli u Boudro przy River Walk. Kane spe-

cjalnie zamówił stolik z widokiem na rzekę. W srebr-
nym kubełku chłodziła się butelka szampana. Stolik, do
którego zaprowadził ich szef sali, był ozdobiony bukie-
tem białych róż. Poczuła, jak napływają jej do oczu łzy.
Odwróciła się do niego i wspinając się na palce, poca-
łowała go w świeżo ogolony podbródek.

- Dziękuję - powiedziała - że uczyniłeś ten dzień

tak wyjątkowym.

- Chciałem, żeby był niezapomniany - odparł. - To

pierwszy dzień naszego wspólnego życia. Powinien być
wyjątkowy, coś, o czym będziemy mogli opowiedzieć
naszym dzieciom - uśmiechnął się szeroko. - Co pra-
wda, będziemy musieli ocenzurować to, co im powiemy
o naszym pierwszym spotkaniu.

Zrobiła zabawną minę.
- Razem pracowaliśmy - podsumowała. - Któregoś

dnia zrozumieliśmy, że chcemy się pobrać.

- Trochę okrojone ze szczegółów, prawda? - Kane

zachichotał. - Miejmy nadzieję, że będziemy mieli sy-

R

S

background image

na, a nie córkę. Nie mogę sobie wyobrazić, żeby dziew-
czynkę zadowoliło takie skąpe wyjaśnienie.

Syn... córka. Czuła się ociężale, jak zawsze przed

okresem. Wątpiła, czy będą musieli się martwić nieza-
planowaną ciążą i chociaż powinna być zadowolona, to
tak bardzo pragnęła dziecka Kane'a...

- Co się stało? - ujął ją za ręce.
- Nic - udało jej się uśmiechnąć. - Myślałam o tym,

jaki piękny był nasz ślub.

Przyjął jej słowa za dobrą monetę. Podziękował, że

pozwoliła jego matce pomóc w zorganizowaniu uroczy-
stości, a potem podszedł do nich kelner.

Ich gra miłosna trwała przez cały wieczór. Zdjęła

sandałek i przesunęła stopą po jego udzie. Prawie spadł
z krzesła.

- Przestań - mruknął, usiłując wyglądać groźnie. -

Pozostali goście przeżyją szok, kiedy wstanę.

Uśmiechnęła się kusząco.
Kiedy posiłek dobiegł końca, ten sam kelner przy-

niósł im jeden kawałek cytrynowego ciasta. Kane do-
wiedział się, że Allison uwielbia to ciasto. Jak na męż-
czyznę, który nie miał czasu wyjechać w podróż po-
ślubną, zadał sobie bardzo dużo trudu, żeby uczynić ten
dzień wyjątkowym.

Zanim opuścili restaurację, poprosił o zawinięcie

róż, które jej wręczył.

Ale wieczór jeszcze się nie skończył. Przywołał jedną

z malowniczych łódek i pomógł jej wsiąść. Zapłacił

R

S

background image

przewoźnikowi, żeby nie zabierał dodatkowych pasaże-
rów. Zaprowadził ją na tył łódki, gdzie usiedli na ła-
weczce. Pozwolili, żeby ukołysały ich fale. Kane objął
ją, a ona oparła głowę na jego ramieniu.

Nieważne, co przyniesie przyszłość, pomyślała, za-

wsze będę miała te wspomnienia.

Cofnął ramię, więc popatrzyła na niego pytająco.
W odpowiedzi wsunął rękę do kieszeni i położył jej

na
kolanach małe, zapakowane w srebrny papier pudełeczko.

- Co to jest? - Dotknęła błyszczącej wstążki nie-

pewnym palcem.

- Prezent dla mojej żony. - Jego oczy patrzyły na

nią cieplej niż kiedykolwiek przedtem. Dłonią gładził
ją po ramieniu.

- Ale ja ci niczego nie kupiłam! - Była zrozpaczona.

Nie spodziewała się tego.

- Allison - ujął ją za podbródek, unosząc jej twarz,

żeby spojrzała mu w oczy. - Zmieniłaś moje życie na
lepsze. Nie wiesz, że dałaś mi więcej darów, niż mogę
policzyć?

Uśmiechnęła się smutno.
Wzięła od niego pudełko i potrząsnęła delikatnie,

potem wolno i ostrożnie rozwiązała wstążkę. Odkleiła
taśmę, nie uszkadzając papieru, który następnie złożyła.

- Nie mów mi, że jesteś jedną z tych pedantek. -

Kane westchnął z przesadną niecierpliwością. - Nie
mogę znieść tego napięcia. Po prostu otwórz.

R

S

background image

- Nie lubię się śpieszyć - pogłaskała go po policzku.
- Gdy się otworzy, mija element oczekiwania. -

Powoli
uniosła wieczko. W środku, na granatowym aksamicie,
leżał drobiazg grubo owinięty bibułką, którą ostrożnie
odsunęła...

Był to miniaturowy kryształowy kotek, bawiący się

kłębkiem złotej włóczki.

Gwałtownie wciągnęła powietrze i wybuchnęła pła-

czem.

- Co... - Kane wyprostował się, odebrał jej kryszta-

łową figurkę i wziął ją w ramiona. - Nie podoba ci się?

- W jego zazwyczaj opanowanym głosie

pobrzmiewała
panika.

- Nie chodzi o to - powstrzymała szloch. - Jest

piękny.

- Więc o co chodzi?

Pociągnęła nosem i zamknęła oczy.

- To dlatego, że pamiętałeś o mojej kolekcji. W tym

roku po raz pierwszy nie otrzymałam na urodziny kota.
Bez względu na to gdzie był, mój ojciec zawsze pamię-
tał o moich urodzinach - westchnęła gładząc maleńkie-
go kotka. - To wspaniały gest. Nigdy nie wyobrazisz
sobie, ile dla mnie znaczy. Dziękuję.

Pocałował ją w czoło.
- Cieszę się. Spójrz na to w ten sposób: twój ojciec

przekazał pochodnię twojemu mężowi. Twoje kryszta-

R

S

background image

łowe koty są tradycją kontynuowaną przez mężczyzn
w twoim życiu.

Wyczuwając jej wewnętrzną udrękę, Kane przyciąg-

nął ją do siebie, gładząc ją po plecach.

R

S

background image

- Chociaż nie ma go tu, jestem pewien, że wie, że

ci na nim zależy.

Przytaknęła.
- Mam taką nadzieję.
Zapanowała między nimi długa, przynosząca od-

prężenie cisza. Łódka sunęła po spokojnej rzece. Od-
łożyła prezent do pudełeczka i Kane schował je do
kieszeni.

Po długiej chwili powiedziała:
- Kiedy byłam mała, bawiłam się tymi kotkami.

Matka
zawsze mnie pilnowała. Chyba bała się, że stłukę
któregoś.
Ale po odejściu ojca już nie zwracała na to uwagi.

- Była za bardzo zajęta wiązaniem końca z końcem?
- Nie - Allison pokręciła głową. - Co prawda nie-

często mnie odwiedzał, ale punktualnie płacił alimenty
- wzruszyła ramionami. - Po jego odejściu mama nie
wstawała z łóżka.

- Wcale?
- Leżała w łóżku, kiedy wychodziłam do szkoły,

a kiedy wracałam, też leżała. Czasami wstała i przygo-
towała kolację, ale zazwyczaj zapominała. Teraz wiem,
że była w depresji, ale wtedy uważałam, że ojciec jej to
zrobił. I mnie.

Kane gładził ją po włosach.
- Brzmi przerażająco.
- Bo takie było. Stopniowo matce się polepszyło, ale

R

S

background image

już nigdy nie była jak przedtem. - Usiłowała odpędzić
od siebie zły nastrój, nie chcąc popsuć tego wspaniałego

R

S

background image

wieczoru. - Wygląda na to, że oboje mieliśmy bezna-
dziejnych ojców.
Zgodził się z nią.

- Ale to było dawno temu. Popatrz na nas - z uśmie-

chem odwróciła się do niego. - Uczyniłeś mnie szczę-
śliwszą, niż kiedykolwiek byłam.

- To dobrze. Chcę, żebyś była szczęśliwa.

Wysiedli w tym samym miejscu, w którym zatrzymali

łódkę. Szli wzdłuż rzeki milcząc i trzymając się za

ręce.
Kiedy weszli na luksusowy teren hotelu, przyciągnął ją
do
siebie i całował, póki nie zakręciło jej się w głowie. Mu-
siała złapać go za ramiona, żeby odzyskać równowagę.

Wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju. Zawstydzona,

ukryła twarz na jego ramieniu. Nie mogła nikomu spoj-
rzeć w oczy.

Kiedy już znaleźli się w pokoju, kochał się z nią bez

końca, pieszcząc ją i całując, jak gdyby robili to po raz
pierwszy.

Później Allison przespała całą noc w ramionach mę-

ża. Rano wzięli wspólny prysznic i zamówili śniadanie.
Potem pojechali do domu.


Dwa dni później zjawili się u Mirandy, żeby oddać

welon. Allison poczuła znajome uczucie podniecenia,
kiedy uświadomiła sobie, że teraz należy do rodziny
Fortune'ów.

R

S

background image

Miranda powitała ich serdecznie.
- Zostaniecie na kolacji? Nie musicie, jeśli macie

R

S

background image

inne plany. Obiecuję, że nie będę jedną z tych wiecznie
wtrącających się teściowych.
Allison roześmiała się.

- Jakoś ten opis nie pasuje do ciebie.
Zjedli kolację w kuchni, a jego matka zarzucała ich

pytaniami. Allison zostawiła opowiadanie Kane'owi, bo
wiedziała, że bez przerwy by się czerwieniła, wspomi-
nając tamte magiczne dwadzieścia cztery godziny. Wte-
dy Kane wydawał się zupełnie innym mężczyzną, takim
który kocha swoją żonę.

Właśnie kończyli kolację, kiedy odezwał się majesta-

tyczny dźwięk dzwonka. Miranda wyglądała na zdzi-
wioną.

- Nikogo się nie spodziewałam - podniosła się, ale

Kane skinął na nią, by usiadła. Wstał i odłożył serwetkę.

- Zostań, mamo, ja otworzę.
Przeszedł przez salon do holu. Mocnym pociągnię-

ciem otworzył ciężkie drzwi.

- Dobry wieczór. Czym mogę służyć?
Stały tam dwie osoby; mężczyzna mniej więcej jego

wzrostu w eleganckim kremowym kapeluszu kowboj-
skim i kobieta w za ciasnej i za krótkiej różowej su-
kience.

- Przyszedłem się spotkać z Mirandą Fortune. -

Głos mężczyzny był niski. Lekko drżał ze zdenerwowa-
nia i często odwracał wzrok. Kane zastanowił się, czy
mu kogoś nie przypomina. Prawdopodobnie był po-
dobny to kogoś, z kim ostatnio rozmawiał. Jako lekarz

R

S

background image

wiedział, że nie należy wyciągać pochopnych wnio-
sków. Ale coś w tym mężczyźnie go irytowało.

- W tej chwili pani Fortune jest zajęta - powie-

dział gładko Kane. - Niech pan zadzwoni jutro, by się
umówić.

Zaczął zamykać drzwi, ale kobieta zrobiła krok do

przodu i chwyciła go za rękę.

- Pani Fortune na pewno będzie chciała się z nami

spotkać.

- Bądź cicho, Leeza. - Mężczyzna gwałtownie ją

odciągnął, ale włożył nogę między drzwi. - Niech pan
przyprowadzi, Mirandę. To zajmie jej tylko chwilę.

- Posłuchaj, kowboju - powiedział Kane niebez-

piecznie cichym głosem - możesz odejść spokojnie
albo ci pomogę. Obiecuję, że ci się nie spodoba. - Ce-
lowo naprężył mięśnie, patrząc mężczyźnie w oczy.

- Kane? Kto to jest?
Zauważywszy Mirandę, mężczyzna rozluźnił się.
- Randi! Waśnie przyjechałem do miasta i przyszed-

łem się przywitać. - Potem popatrzył na Kane'a taksu-
jącym wzrokiem. - Zawsze zastanawiałem się, na jakie-
go mężczyznę wyrośniesz.

- Lloyd... - Kiedy matka się cofnęła, Kane instynk-

townie otoczył ją ramieniem.

Ten mężczyzna ze zniszczoną twarzą i zadziwiająco

czarującym uśmiechem był jego ojcem. Człowiekiem,
który przez trzydzieści lat nie zadał sobie trudu, by
skontaktować się z własną rodziną.

R

S

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY


- Czy to nie wspaniałe? - Lloyd skierował miły

uśmiech w stronę syna. - Wyrosłeś na świetnego chło-
paka.

- Dla ciebie jestem doktor Fortune.
- Jesteś lekarzem? Niebywałe! - Jego twarz spo-

chmurniała. - Zmieniłeś nazwisko na Fortune?

Kane zignorował to pytanie. Opierał się o drzwi, le-

dwo się powstrzymując, by ich nie zatrzasnąć.

- Domyślam się, czego chcesz.
- Liczę na to - odezwała się ponownie kobieta w ró-

żowej sukience. - Taki sprytny facet jak ty...

- To moja żona, Leeza. - Lloyd wtrącił się. - My...

my... - przerwał, zdjął kapelusz i wytarł nim błyszczą-
ce od potu czoło. - Przyszliśmy porozmawiać z twoją
matką o pewnej sprawie.

- Masz na myśli szantaż - wycedził przez zaciśnięte

zęby Kane.

- To nie dotyczy ciebie, synu - powiedział Lloyd.

- To prywatna sprawa między twoją matką i mną.

- Nie mam tajemnic przed synem. - Miranda po-

ciągnęła go za rękaw koszuli, sygnalizując, by otworzył

R

S

background image

drzwi. - Chodźmy do mojego gabinetu i podajcie nam
swoje żądania.

- Kane? - Odwrócił się, kiedy matka prowadziła do

gabinetu nieproszonych gości.

- Długo cię nie było. Czy coś się stało?
- Przyszedł mój ojciec. - Chwycił Allison za ramio-

na i odwrócił ją w kierunku jadalni. - Na pewno nie
chcesz go poznać. Matce i mnie zajmie to tylko kilka
minut. - Westchnął. - Jeśli usłyszysz krzyki, to znaczy,
że duszę tego drania.

Allison zaczęła gładzić go uspokajająco po ręce. Jej

oczy były zatroskane i szeroko otwarte.

- Nie rób niczego pochopnie - poprosiła i wróciła,

skąd przyszła.

Odwrócił się na pięcie i wszedł do gabinetu. Matka

siedziała za swoim eleganckim biurkiem. Pozostawiła
przybyszów stojących niezręcznie na środku pokoju. Jej
taktyka go nawet trochę rozbawiła, mimo powagi sytu-
acji. Szybko stanął tuż za nią.

- Czy ta mała blondynka jest twoją żoną? - Lloyd

nieproszony usadowił się w jednym z foteli, a jego żona
zrobiła to samo.

- Czemu chcesz wiedzieć? - Kane rzucił mu

wściekłe spojrzenie.

- Bez powodu - odparł. - Chciałem wiedzieć, czy

jesteś szczęśliwy.

- Twoja troska przyszła trochę za późno.

Miranda odchrząknęła.

R

S

background image

- Powiedz nam, czego chcesz.
- Przecież wiesz, czego chcemy! - przenikliwy głos

Leezy Carter działał mu na nerwy.

- Mam tu pewne informacje... - zaczął Lloyd.
- Nawet nie myśl, żeby jej to pokazać, zanim dosta-

niesz pieniądze! - wrzasnęła jego żona.

Lloyd przestał mocować się z kieszenią. Zapanowała

niezręczna cisza.

- Dlaczego mi to robisz, Lloyd? - Miranda nie spu-

szczała wzroku z mężczyzny, który kiedyś był jej mę-
żem.

- No cóż...
- Masz kupę forsy, damulko. Nie zbiedniejesz. -

Leeza pochyliła się agresywnie.

Miranda nawet na nią nie spojrzała.
- Rozmawiam z Lloydem - powiedziała cicho, ale

chłodno i stanowczo, tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Wzburzona Leeza zamilkła.

- Życie obeszło się z tobą łaskawie, Randi. - Głos

Lloyda był przytłumiony. - Kiedyś zarobiłem jakąś for-
sę, ale teraz jest mi trochę ciężko. - Zmarszczył brwi, a
w jego głosie zabrzmiały wojownicze tony. - Kilka lat
temu zainwestowałem w firmę hodowlaną, ale potem
twój brat dostał kontrakt, o który my się staraliśmy,
i straciłem wszystko. Znowu musiałem wyruszyć w tra-
sę, by oddać długi. Jeszcze ich nie spłaciłem.

- Mamy prawo żyć jak inni - wtrąciła jego żona.

- Pięćdziesiąt tysięcy to kropla w morzu. - Popatrzyła

R

S

background image

pogardliwie na męża. - Mówiłam ci, że powinniśmy
zażądać miliona.

- Potrzebujemy tylko pięćdziesięciu tysięcy - odpo-

wiedział Lloyd, zaciskając zęby.

- Szantaż i wymuszenie nie są powszechnie akcep-

towaną formą zarabiania pieniędzy. - Miranda spojrzała
na byłego męża. - Jeśli zapłacę ci teraz, skąd będę miała
pewność, że w przyszłym miesiącu nie pojawisz się na
moim progu, żądając kolejnej jałmużny za milczenie?

Lloyd uniósł prawą rękę.
- Dam ci swoje słowo.
Kane nawet nie próbował ukryć kpiącego uśmiechu.
- A my wiemy, jak bardzo jest godne zaufania. Po-

patrz, jak wiernie dotrzymałeś przysięgi małżeńskiej.

Jego ojciec gwałtownie się zaczerwienił. Odwrócił

się w stronę Kane'a.

- Nie wiesz, jak było naprawdę, chłopcze, więc nie

bądź taki prawy. Żałuję, Randi, że nie mogę cofnąć tych
lat. Nie stać mnie było na utrzymanie ciebie i dziecka.
Musiałem jeździć na rodeo. To nie moja wina, że nie
wyszło tak, jak chciałem.

- Nie musisz ich przepraszać. - Głos Leezy za-

brzmiał ostro. - Weźmy to, po co przyszliśmy, i wynoś-
my się.

Kane obserwował, jak jego ojciec zareagował na ten

komentarz. Skurczył się w sobie.

- Musisz uwierzyć mi na słowo - powiedział Miran-

dzie. - Nic innego nie mogę zrobić.

R

S

background image

Miranda usiadła wygodniej i skrzyżowała ramiona.
- Dobrze. Powiedz mi, co masz.
Kane, choć słuchał z niechęcią, poczuł się zafascy-

nowany szczegółami, jakie ujawniła rozmowa rodzi-
ców. Zdał sobie sprawę, że jego ojciec jest słabym czło-
wiekiem. Przystojny, czarujący mężczyzna, który przez
całe życie nie miał szczęścia. Był zdominowany przez
obecną żonę. I na pewno uważał, że Miranda ma równie
silną osobowość. Chociaż nie była tak cwana jak Leeza,
na pewno nie pozwalała sobą pomiatać. Na poparcie
tego spostrzeżenia Lloyd posłusznie zaczął podawać
informacje.

- Wynająłem prywatnego detektywa, żeby odszukał

bliźniaki. Nazywa się Hynn Sinclair. Kiedyś twój ojciec
pomógł jego ojcu. Chętnie wyświadczył przysługę two-
jej rodzinie. Spłata długu.

- On uważa, że działasz na prośbę mojej rodziny?
- Wykombinowałem, że nie chcesz, by ktokolwiek

się o tym dowiedział. Powiedziałem mu, że reprezentuję
twoją rodzinę.

- I co?
- Odnalazł je.
Miranda czekała, a jedyną oznaką jej zdenerwowania

były kurczowo zaciśnięte na oparciach fotela palce.
Kane był z niej dumny. Wtedy załamała się, ale od
tamtej pory trzymała się dzielnie.

- Wychowywały się osobno. W rodzinach zastęp-

czych, ponieważ nie mogły być oddane do adopcji.

R

S

background image

- Dlaczego? - Ta wiadomość wyraźnie zdenerwo-

wała Mirandę i Kane, w uspokajającym geście, położył
rękę na jej ramieniu, zdając sobie sprawę, że stosuje
metodę Allison.

- Władze stanowe stwierdziły, że nigdy się ich ofi-

cjalnie nie zrzekłaś. Więc nie mogły zostać adoptowane.
Chłopak nazywa się Justin Bond, a dziewczyna...

- Emma - wyszeptała Miranda. - Zachowali imio-

na, które im dałam.

- Zgadza się. Emma Michaels.
- Dlaczego nie noszą tego samego nazwiska?

Lloyd wzruszył ramionami.

- Pracownicy społeczni. Kto tam może wiedzieć,

o co im chodziło. - Położył na biurku teczkę. - Aktu-
alne zdjęcia.

- Czy ich poznałeś? - Kane wyczuł drżenie matki,

chociaż jej głos brzmiał pewnie.

Lloyd zaprzeczył.
- Nie widziałem takiej potrzeby. - Wyciągnął z kie-

szeni następny świstek. - Tutaj jest numer telefonu
Sinclaira. Obiecał się z nimi skontaktować. Czeka tylko
na mój sygnał. Kiedy do niego zadzwonię, podam twój
numer.

Miranda otworzyła szufladę i wyjęła czek.
- Oto twoje pieniądze. A teraz wynoś się z mojego

domu. - Wstała od biurka i z podniesioną głową wyszła
z pokoju.

- Miło było cię znowu zobaczyć...

R

S

background image

- Wynoś się. - Kane wskazał na drzwi. -I nie wra-

caj, bo osobiście dopilnuję, żebyś żałował.

Lloyd i Leeza szybko wstali, słysząc w głosie Ka-

ne'a wściekłość i groźbę. Zmierzający za żoną do wyj-
ścia Lloyd nagle się odwrócił.

- Żałuję, że potraktowałeś to tak osobiście. To

był tylko interes - w jego głosie zabrzmiał błagal-
ny ton. - Zawsze marzyłem, że kiedyś poznamy się le-
piej.

- Wynoś się!

Allison stała przed kominkiem, obejmując się ramio-

nami. Chociaż na zewnątrz nie było wcale zimno, ona
czuła chłód.

Drzwi wejściowe otworzyły się i gwałtownie za-

mknęły. Słyszała ostry głos Kane'a.

Nie mogła dużej wytrzymać, ale kiedy skierowała się

w stronę drzwi, do pokoju weszła Miranda.

Jej widok zaszokował synową. Twarz Mirandy była

blada i mizerna, a po policzkach płynęły łzy. Allison
instynktownie wzięła ją w ramiona.

W drzwiach pojawił się Kane. Miał ściągnięte rysy

twarzy. Pragnęła do niego podejść i jego także przytu-
lić, ale teraz była bardziej potrzebna Mirandzie.

Jego wzrok spochmurniał, kiedy zauważył, w jakim

stanie jest matka. Podszedł do barku i nalał hojną ręką
dwie porcje bursztynowego płynu. Uniósł jedną i wypił
duszkiem.

R

S

background image

W końcu westchnął ciężko i podszedł z drugą
szklanką do kobiet.

Miranda zapanowała nad szlochem i otarła oczy. Al-

lison posadziła ją na fotelu przy kominku, a Kane wło-
żył szklankę w jej bezwładną rękę.

- Wypij - powiedział szorstko.
Lecz matka szybko odzyskiwała spokój. Powąchała

alkohol i wzdrygnęła się.

- Whisky - odstawiła szklankę. - Nie jestem aż tak

zdenerwowana. - Spróbowała się uśmiechnąć.

Allison przyciągnęła podnóżek i usiadła obok.
- Dobrze się czujesz?
- Czuję się na tyle dobrze, na ile potrafię. Mam

zdjęcia dzieci, które oddałam, i nazwisko detektywa,
który ma się z nimi spotkać.

- Wtedy sama byłaś prawie dzieckiem. Oddanie ich

niekoniecznie było złą decyzją. Może ich życie było
lepsze.

- Może było gorsze - powiedziała Miranda. - Nie zo-

stali adoptowani, bo nie zrzekłam się praw rodzicielskich.

- Skontaktujesz się z nimi?
- Tak. Należą do rodziny Fortune'ow i mają prawo

do mojej części posiadłości - spojrzała przepraszająco
na Kane'a. - Mam nadzieję, że to nie będzie...

Kane przerwał jej szorstkim gestem.
- Przecież wiesz, że nigdy nie chciałem tych pienię-

dzy. Możesz je podzielić między Gabrielę i bliźnięta.

Miranda uśmiechnęła się łagodnie.

R

S

background image

- Ale pewnego dnia będziesz miał własne dzieci

i wtedy może zmienisz zdanie. Oni muszą zdecydować,
czy po tych wszystkich łatach chcą nas w swoim życiu.
Po tym, jak ten detektyw spotka się z nimi i opowie im
o naszej rodzinie, chciałabym zaprosić ich tutaj. Zamie-
rzam szanować ich decyzję, jeśli zdecydują nie spotykać
się z nami.

- Co powiesz wujkowi Ryanowi?
- Nie wiem. Jeśli żadne z dzieci nie będzie chciało

mnie poznać, wtedy nic mu nie powiem. Ryanem będę
się martwiła później.


Chwilę później Kane i Allison pojechali do domu.

Pokrótce opowiedział jej o wydarzeniach, które miały
miejsce podczas wizyty jego ojca.

Potem kochał się z nią z tą samą niecierpliwością,

jaką
zawsze okazywał. Wyczuła, że częściowo jest nieobecny
duchem, przeżywając od nowa spotkanie z ojcem.

Potem po raz pierwszy, odkąd dzielili łóżko, odsunął

się od niej. Tym razem nie wziął jej w ramiona, tylko
wstał.

- Przez jakiś czas pobędę na dole.
- Dobrze się czujesz?
- Jestem tylko wściekły. Żałuję, że ten łobuz nie

umarł wiele lat temu.

- Nie - powiedziała z przekonaniem. - Na pewno

tak nie uważasz.

R

S

background image

- Uważam - odparł niewzruszonym tonem. - Nie

R

S

background image

wiesz, jak było, kiedy moja matka musiała radzić sobie
z tą parą.

- Ale śmierć jest ostateczna. Jeśli ktoś umiera, nigdy

już nie wróci.

- Właśnie - wyszedł z pokoju, a ona w końcu za-

padła w niespokojny sen. Obudziła się kilka godzin
później, kiedy wrócił do łóżka. Przygarnął ją do siebie.
Westchnęła, czując się bezpiecznie, mimo jego dziwne-
go nastroju.


Późnym popołudniem następnego dnia dostała okres.
Wcześnie rano Kane pojechał do szpitala i Allison

była sama w domu. Sortowała rzeczy do prania, kiedy
przeszył ją znajomy skurcz.

Wolno wyszła z łazienki i usiadła na brzegu łóżka.

Powinna odczuwać ulgę, że nie jest w ciąży. Ale... nie
czuła. Do oczu napłynęły jej piekące łzy. Gdyby była
w ciąży, coś by ją wiązało z Kane'em. Znała go i wie-
działa, że nigdy nie opuściłby swojej rodziny, jak to
zrobił jego ojciec.

Gdyby była w ciąży, nie zadawałaby sobie pytania,

czy jej małżeństwo przetrwa. Teraz dziecka nie będzie,
a ona zacznie używać środków antykoncepcyjnych. Nie
ma powodu, żeby byli razem. Co prawda powtórzył
kilka razy, że małżeństwo jest na zawsze. Ale ona zda-
wała sobie sprawę, że nie ma w sobie nic, co by zain-
teresowało Kane'a.

Chociaż był nią oczarowany w łóżku, poza nim za-

R

S

background image

chowywał się chłodno. Kiedy minie fizyczne zaurocze-
nie, ten związek się skończy.

Jesteś melodramatyczna i głupia, tłumaczyła sobie.

To, że twój własny ojciec tak postąpił, nie znaczy, że
Kane zrobi to samo.

Ale chociaż bardzo się starała myśleć pozytywnie,

nie mogła pozbyć się tej wątpliwości. Jeśli jej piękna
i czarująca matka nie zdołała utrzymać zainteresowania
mężczyzny, jak może się to udać nieładnej i cichej Al-
lison?

Dzwonek telefonu przerwał jej chwilowe załamanie,

Wstała i podniosła słuchawkę.

- Słucham, tu Allison Fortune.
- Dzień dobry. Mówi Lloyd Carter. Czy mogę roz-

mawiać z Kane'em?

- Przykro mi. Nie ma Kane'a.
- Jesteś jego żoną?
- Tak. Zostawi pan wiadomość?
- Powiedz mu, że dzwoniłem. Niech oddzwoni. Chcę

zaprosić go na kolację, żeby porozmawiać.

- Na pewno mu przekażę wiadomość.
- Możesz się przyłączyć - jego głos zabrzmiał cie-

plej. - Chcę poznać żonę swojego syna.

- Powiem mu. Czy zostawi pan swój numer?
Mężczyzna podał jej miejscowy numer, a ona, zapi-

sując go automatycznie, zastanawiała się, czy istnieje
jakakolwiek szansa, że Kane będzie chciał rozmawiać
z ojcem. Pan Carter wydawał się szczery. I chociaż

R

S

background image

brzydziła się szantażem, do którego się uciekł, zastana-
wiała się, czy Lloyd Carter nie był manipulowany?

Wiedziała lepiej od innych, jak wyczerpujące jest

pielęgnowanie złości i bólu, zamiast zgody na za-
pomnienie przeszłości. Kierowana impulsem wyciąg-
nęła pudełko z rodzinnymi fotografiami. Dokładnie
przyjrzała się zdjęciu swojego ojca. Wiele razy próbo-
wał rozmawiać z nią na temat swojego odejścia,
a ona za każdym razem to ucinała. Umarł, starając się
uzyskać jej przebaczenie. A ona, kiedy było już za
późno, zdała sobie sprawę, jak bardzo tego potrzebo-
wała.


Kane wszedł cicho, wiedząc, że Allison na pewno

położyła się już kilka godzin temu. Nie musiał tak
długo siedzieć w szpitalu, ale nie chciał się z nią spot-
kać.

Była za bardzo kusząca.
To było śmieszne, że tak bardzo jej pragnął. Czuł jej

perfumy, słyszał jej głos przez cały czas.

Krew mu tętniła w żyłach, kiedy szedł po schodach

do sypialni. Wchodząc do pokoju, był zły na siebie i nie
spojrzał na łóżko. Opróżnił kieszenie, rozebrał się i po-
szedł do łazienki.

Kilka minut później wśliznął się do łóżka. Jego żona

była niewyraźną plamą w ciemności, a poduszki prze-
sycone były jej zapachem.

- Późno wróciłeś.

R

S

background image

Jej cichy głos przestraszył go. Wydawało mu się, że

wyczuł w nim oskarżenie. Warknął:

- Jestem lekarzem. Pracuję tak długo, jak długo są

pacjenci potrzebujący mojej pomocy. Wiedziałaś, kiedy
wychodziłaś za mnie, że nie pracuję od dziewiątej do
siedemnastej.

W sypialni zapanowała cisza. Allison nie poruszała

się. W końcu się odezwała.

- Przepraszam - jej głos drżał. - Martwiłam się, że

miałeś ciężki dzień i myślałam, że chcesz porozmawiać.

To diabła, źle zrozumiał jej słowa. Co powinien po-

wiedzieć? Usłyszał, jak pociągnęła nosem, i poczuł się
winny. Wzdychając, powiedział.

- To ja przepraszam. Miałem ciężki dzień. Ale to nie

powód, by wyżywać się na tobie. - Zmusił się, by od-
wrócić się do niej plecami. - Dobranoc.

- Dobranoc.
Leżał sztywno w ciemności, dopóki jej oddech się

nie wyrównał. Zapadła w niespokojny sen. Musiał się
powstrzymać, żeby nie wziąć jej w ramiona. Nie wie-
dział, czego dokładnie spodziewał się po tym małżeń-
stwie. Jednak na pewno nie przypuszczał, że będzie
wiecznie ze sobą walczył.

Kiedy obudził się następnego dnia, ona była na no-

gach już od paru godzin. Wciągnął spodenki, umył
twarz i przeczesał swoje niesforne włosy grzebieniem.
Pomaszerował do kuchni.

- Dzień dobry. - Allison siedziała przy kuchennym

R

S

background image

stole. Podnosząc wzrok, uśmiechnęła się niepewnie. -
Usmażyć ci omlet?

Przypominając sobie swój podły nastrój z ubiegłego

wieczoru, zdziwił się, że w ogóle się do niego odzywa.

- Byłoby cudownie. - Dopiero kiedy nalał sobie ka-

wę do kubka, zauważył, że wyjęła pudełko z rodzinny-
mi fotografiami. - Co robisz?

- Porządkuję zdjęcia. Muszę je ułożyć w albumach.

Kane?

- Słucham? - Podniósł jedno ze zdjęć i zerknął na

datę na odwrocie.

- Wczoraj dostałam okres. Nie zostaniemy rodzica-

mi.

- To dobra wiadomość. - Starał się, by jego głos

brzmiał radośnie. Bo to przecież była dobra wiadomość,
prawda? Najlepsze wyjście. Potrzebowali czasu, by
małżeństwo się ułożyło. Pomimo to poczuł drobne ukłu-
cie żalu i to go zaskoczyło. Czy chciał, żeby Allison
była w ciąży? Odpowiedź wydała mu się zbyt trudna,
by zajmować się nią z samego rana.

- Mogę zacząć brać pigułki - nadal nie patrzyła na

niego.

Przez chwilę milczał, zastanawiając się nad tym. Ro-

zumując logicznie, tak należało zrobić. Ale...

- Zastanowię się. Na razie nic nie rób. Później po-

rozmawiamy o dzieciach, dobrze?

- Na stoliku jest dla ciebie wiadomość. - Szybko

porzuciła temat ciąży, więc uznał, że odczuła ulgę.

R

S

background image

- Od kogo? - sięgnął po żółtą karteczkę.
- Od twojego ojca.
- Co? - rzucił kartkę, jakby go parzyła. - Czego

chciał ten drań?

Allison odwróciła się, patrząc na niego z troską.
- Chciał tylko porozmawiać. Zaprosił cię... nas...

na kolację. Chce cię poznać.

- Nie spotkamy się z nim. Nie wiadomo, co jeszcze

planuje.

- Powiedziałeś, że nie jesteś pewien, czy pomysł

szantażu wypłynął od niego - przypomniała mu Alli-
son. - Nie zaszkodzi, jeśli spotkasz się z nim raz. Jest
jedynym ojcem, jakiego masz.

- Nie. - To nie podlegało dyskusji. - Wychowałem

się bez niego. Ten padalec nie będzie nigdy miał miejsca
w moim życiu. Jeśli znowu zadzwoni, rozłącz się. Nie
chcę, żebyś z nim rozmawiała. - Podniósł na chybił
trafił jedno ze zdjęć. - To twój tata, ale to nie jest twoja
mama. Ożenił się ponownie?

- Tak. To była druga z jego żon. - Nałożyła mu na

talerz omlet i bekon.

Kane był zaskoczony sposobem, w jaki to powie-

działa.

- Ile miał żon?
- Kiedy umarł, był z numerem czwartym. - Głos Al-

lison był bez wyrazu. Rzadko bywała taka stonowana.

- Powiedz mi jeszcze raz, kiedy rozstali się twoi

rodzice?

R

S

background image

- Opuścił nas, kiedy miałam dwanaście lat.
Nas. A nie „mnie", nie „moją matkę", ale „nas". Po

chwili zapytał:

- Co sądziłaś o pozostałych żonach?
- Nie poznałam żadnej oprócz ostatniej. Po tym jak

ojciec odszedł, rzadko się z nim kontaktowałam. Z jego
ostatnią żoną rozmawiałam przelotnie na pogrzebie.
Prosiła, żebym ją czasem odwiedzała. Chciała, żebym
wzięła sobie jakieś pamiątki po nim.

- Dlaczego nie spotkałaś się z pozostałymi? Czy by-

łaś już sama, kiedy się ponownie ożenił?

- Ożenił się z numerem dwa tydzień po uprawomoc-

nieniu się rozwodu z mamą. Małżeństwo trwało rok,
potem ją rzucił dla numeru trzy. To trwało dłużej, ale
jakieś osiem lat temu numer trzy poszedł w zapomnie-
nie. - Uśmiechnęła się bez humoru. - Zabawne,
prawda?

- Smutne. Kiedy spotkał ostatnią?
- Nie jestem pewna. Dała mi do zrozumienia, że nie

byli długo małżeństwem. Przypuszczam, że była czwar-
tą żoną. Mogły jednak być i inne kobiety. Założyłam,
że przez cały czas mieszkał w San Antonio, ale mogę
się mylić.

- Nie utrzymywałaś z nim kontaktu? - Wiedział,

jakie to przykre nie utrzymywać kontaktów z rodzi-
ną. Pamiętał radość swojej matki, kiedy jej brat powi-
tał ją w rodzinie. Co czuła Allison i o czym myślała
przez te wszystkie lata? Porzucona. Zaniedbana. Zapo-

R

S

background image

mniana. Uczucia, jakich żadne dziecko nie powinno
doznać.

On ich doznał i do tej pory nosił blizny. Chociaż o ile

ciężej musiało być jej. Ojciec nigdy nie był częścią jego
życia, więc Kane nie wiedział, co stracił. Jej ojciec
natomiast był z nią przez dwanaście lat, zanim nagle
zniknął bez słowa wyjaśnienia.

- Na początku nie kontaktowaliśmy się.
Jej głos był tak przepełniony smutkiem i bezsilno-

ścią, że ujął ją za rękę, pomimo wcześniejszego posta-
nowienia, żeby jej nie dotykać.

- Ale chciałaś.
- Nie od razu. Przez te wszystkie lata kontaktował

się ze mną kilka razy. Nie chciałam z nim rozmawiać.
Spróbował jeszcze raz, kiedy skończyłam szkołę śred-
nią. Chciał mnie poznać, przeprosić i wyjaśnić. Ale ja
odmówiłam. Nigdy nie dałam mu szansy.

Mimo to przechowywała te wszystkie kryształowe

kotki, które podarował jej ojciec. Może i nie potrafiła
mu wybaczyć, ale bardzo jej na nim zależało.

- Teraz żałuję, że byłam taka uparta.
- Dlaczego?
- Był jedynym ojcem, jakiego miałam. Nie wiem,

czym się kierował, dokonując wyborów w życiu. Szcze-
rze chciał odbudować dzielącą nas przepaść. Ale ja nie
mogłam pozbyć się złości. Zanim mi się udało, umarł.

- Jak to się stało?
- Nagle. Miał rozległy zawał serca.

R

S

background image

- Przykro mi. — Poczuł się niezręcznie. Jak powinien

zareagować?

Podniósł widelec i zaczął jeść puszysty omlet, uni-

kając jej wzroku. Kiedy w końcu na nią spojrzał, nie
powiedziała nic więcej. Cisza stała się przytłaczająca
i czuł jej milczącą dezaprobatę. Rozczarował ją.

Niepokojące było, jak bardzo potrzebował jej akcep-

tacji.

R

S

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY


Trochę później zabrał ją na zakupy. Allison protesto-

wała, twierdząc, że niczego nie potrzebuje. Ale on wie-
dział lepiej. Rzadko się spotykał towarzysko z całą ro-
dziną Fortune'ow, ale były okazje, kiedy jego obecność
była obowiązkowa. Chciał, żeby się wtedy pewnie
czuła.

Kiedy dojeżdżali do centrum handlowego, Allison

pstryknęła palcami.

- Zapomniałam ci powiedzieć. Twoja mama dzwo-

niła wczoraj. Powiedziała, że to nic ważnego, ale wy-
dawała mi się dziwna. Powinieneś ją dzisiaj odwiedzić.

- Może potem do niej pojedziemy? Powinniśmy

skończyć za dwie godziny, chyba że ubóstwiasz robić
zakupy.

Miał rację. Kupiła suknię wieczorową, dwa kostiu-

my, dwie pary spodni i pasujące do nich marynarki
i bardzo seksowną wąską sukienkę. Kupiła też szaliki,
spinki, naszyjniki i kolczyki.

Potem pojechali do jego matki. Miranda była najsil-

niejszą kobietą, jaką Kane znał, nadal jednak martwił

R

S

background image

się skutkami, jakie to poruszające spotkanie mogło wy-
wrzeć na jej psychice.

Przywitała ich w drzwiach. Od razu zauważył, że

martwił się bez powodu. Miała zaróżowione policzki,
a jej oczy błyszczały. I chociaż wciąż było po niej wi-
dać, że ma problemy, poczuł się uspokojony.

- Zostaniecie?

Kane zaprzeczył.

- Wpadliśmy na krótko. Oboje dzisiaj pracujemy.
- Oboje pracujecie ciężej niż wszyscy, których

znam. Medycyna jest bardzo wymagająca.

- Kocham swoją pracę. Ale kilkudniowe nocne dy-

żury są wyczerpujące.

- Poczekaj, aż będziesz miała własne dzieci. Wtedy

będziesz na dyżurze przez dwadzieścia cztery godziny.
To dopiero jest wyczerpujące. Ale ty będziesz miała
Kane'a do pomocy.

- Allison mówiła mi, że dzwoniłaś wczoraj?

Uśmiech Mirandy natychmiast zbladł.

- Mam wiadomości o bliźniakach - przerwała

i wzięła głęboki oddech. - Detektyw przywiezie ich
w przyszły weekend. Zaprosiłam ich tutaj.

Kane poczuł skurcz w żołądku. Dowiedzieć się

o swoim przyrodnim rodzeństwie było jedną sprawą,
ale spotkać się z nimi to już zupełnie co innego.
W pierwszym odruchu chciał się sprzeciwić. Ja nie
chcę! Potem roześmiał się w duchu.

- Skontaktowali się z tobą? - Allison powiedziała to

R

S

background image

szybko, tuszując jego niezręczne milczenie. Zauważył
z wdzięcznością, że tak jak zwykle chroniła go.

- Pan Sinclair zadzwoni do mnie później. Zawiado-

mię was, kiedy ustalimy datę. Wiem, że będziecie chcie-
li ich poznać. Prawie bym zapomniała. Powiedziałam
wujkowi Ryanowi o bliźniakach i ich spodziewanej wi-
zycie.

- Jak zareagował? - Raz jeszcze Kane miał wraże-

nie, jakby wydarzenia wymykały mu się spod kontroli.
Teraz na pewno te dwie osoby wkroczą w jego życie.
Czy mu się to podoba, czy nie.

- Chciał mi pomóc. Nie powie nic reszcie rodziny,

dopóki się z nimi nie spotkamy. W zależności od wyni-
ku tego spotkania - może nie będzie musiał nic mówić.


Następny tydzień minął wyjątkowo szybko. W sobo-

tę Kane obudził się przed świtem. Ćwiczył na sprzęcie
przez godzinę, a potem wziął prysznic. Allison nadal
spała.

Pracowała dzisiaj, więc podczas ich wizyty będzie

sam. W pierwszym odruchu chciał uciekać, schować
głowę w piasek i udawać, że wszystko jest jak dawniej.

Tylko że nie jest. Nigdy już nie będzie. Dla niego

,jak dawniej" oznaczało matkę, siostrę i jego samego.
Przeżyli dużo dobrych chwil, pomimo ciągłego braku
pieniędzy. Chyba powinien potraktować ze spokojem
nagłe pojawienie się brata i siostry. Ale tych dwoje nie
było zwykłymi krewnymi. Byli jego przyrodnim ro-

R

S

background image

dzeństwem. Dziećmi jego matki. Był po prostu zazdros-
ny. Martwił się, że matka przeniesie swoje uczucia na
kogoś innego. Zachowywał się jak rozkapryszone
dziecko.

Czemu miałby się martwić? Już dawno odciął pępo-

winę. Nawet miał żonę. Ta myśl natychmiast odciągnęła
go od rozważań o matce.

Nie potrzebował Allison, powtarzał sobie po raz set-

ny. Oczywiście, pragnął jej, ale na pewno potrafił bez
niej żyć.

Jeśli jesteś tego taki pewien, dlaczego się powstrzy-

mujesz? Bo pragniesz jej tak bardzo, że nie możesz
sobie z tym poradzić.

Czysto fizyczne zauroczenie, przekonywał sam sie-

bie. To prawda, że silniejsze niż wszystko, co czuł wo-
bec jakiejkolwiek innej kobiety, ale nadal to tylko che-
mia. Nic, nad czym nie mógłby zapanować.

Znowu skrzywił się do swojego odbicia. Kogo pró-

buje oszukiwać?

Jakby przyciągnięta jego myślami, w drzwiach ła-

zienki stanęła Allison. Włosy tworzyły złotą aureolę
wokół jej twarzy i opadały falami na czarną, kusą ko-
szulę nocną.

- Przepraszam - powiedziała. - Dzień dobry. My-

ślałam, że jesteś na dole. - Uśmiechnęła się sennie, się-
gając po myjkę i szorując twarz. - Chcę wziąć prysznic,
ale poczekam, aż skończysz.

Ale jej senny uśmiech zniweczył jego samokontrolę.

R

S

background image

- Allison - złapał ją, zanim zdołała wyjść.

Odwróciła się do niego, unosząc brwi.

Jednym szybkim ruchem przyciągnął ją do siebie.

Potykając się wpadła na niego, a on szybko objął ją
i pociągnął za sobą.

- Możesz wziąć prysznic ze mną -jego głos brzmiał

ochryple.

Promienny uśmiech, który sprawiał mu taką przy-

jemność, rozjaśnił jej twarz. Objęła go ramionami za
szyję.

- Ubiłeś interes, doktorku.
Woda lecąca z prysznica przyjemnie rozgrzewała.

Allison wiła się w jego ramionach, przyciśnięta do
chłodnych kafelków. Opóźniał własne spełnienie, póki
nie poczuł, że ona odleciała do gwiazd.

- Do diabła! - powiedział. - Zgadnij, co właśnie

zrobiliśmy?

Zachichotała.
- Chyba nie muszę zgadywać.
- Bardzo śmieszne. Chodzi mi o zabezpieczenie.

Uniosła głowę z jego ramienia i dostrzegł w jej

oczach ślady przeżytej rozkoszy.
- Na pewno nic się nie stanie - otarła się o niego,

a on wciągnął gwałtownie powietrze. - W ten sposób
jest bardzo przyjemnie, prawda?

- Bardzo - sięgnął po dwa ręczniki kąpielowe. -

Proponuję udać się do sypialni.

- Chętnie.

R

S

background image

- Do diabła - powiedział nagle. - Spóźnisz się do

pracy.

- Nie spóźnię się. Wczoraj w ostatniej chwili zamie-

niłam się dyżurami. Dzisiaj pracuję na noc. Sądziłam,
że dzisiaj przyda ci się moralne wsparcie.

Stał nieruchomo, przyswajając sobie jej słowa.

Cofnęła się i popatrzyła na niego. W jej wyrazistych
oczach pojawiła się wątpliwość.

- Ale jeśli wolisz się z nimi spotkać sam, zrozu-

miem. Po prostu pomyślałam, że...

- Dziękuję. Chcę, żebyś była ze mną.

Kiedy ciemny wynajęty samochód podjechał pod

drzwi Melrose Manor, Allison doszła do wniosku, że
panujące napięcie sięgnęło zenitu. Bezwiednie cała ich
czwórka wyszła na kamienny ganek, żeby powitać go-
ści. Panowała niezbyt zachęcająca cisza.

Zerknęła na Mirandę. Była wyraźnie zdenerwowana,

zaciskała i prostowała palce i przygryzała dolną wargę.
W przeciwieństwie do niej Kane i jego siostra stali nie-
ruchomo. Oboje byli poważni. Na pewno czuli się od-
robinę zagrożeni przez całą tę sytuację.

Otworzyły się drzwi od strony kierowcy i wysiadł

ciemnowłosy mężczyzna. Podszedł z wyciągniętą ręką.

- Pani Fortune? Jestem Flynn Sinclair. Cieszę się, że

pomogłem w tym spotkaniu.

Miranda podała mu rękę, ale cała jej uwaga skupiona

była na drugim wysiadającym mężczyźnie, wysokim

R

S

background image

i ciemnowłosym. Ubrany był w ciemny, tradycyjny
garnitur. Wszystko w nim, poczynając od dobrze obcię-
tych włosów, a kończąc na drogich butach, wskazywa-
ło, że odniósł sukces. Rzucił szybkie, taksujące spojrze-
nie na zgromadzonych ludzi, a potem całą swoją uwagę
skupił na kobiecie, której pomagał wysiąść. Była dużo
niższa od niego. Miała ciemne sięgające do ramion wło-
sy, które otaczały jej twarz burzą loczków. Ubrała się
w luźną, przewiewną sukienkę i w sandały.

Kiedy wyszła z samochodu, Allison usłyszała, jak

Miranda gwałtownie wciąga powietrze. Dziewczyna
była w ciąży.

Detektyw, którego Lloyd zatrudnił, położył opiekuń-

czą dłoń na plecach młodej kobiety.

- Pani Fortune, to Emma Michaels.
Kobieta w ciąży podeszła bliżej. Miranda sponta-

nicznie otworzyła ramiona, ale Emma wyciągnęła tylko
dłoń na przywitanie

- To jest... - zawahała się - bardzo interesujące, po-

znać panią, pani Fortune - powiedziała ze słabym
uśmiechem, który ukazał dołek w policzku.

To chyba po ojcu, pomyślała Allison. Bliźniaki były

do siebie bardzo podobne. Chociaż Justin był znacznie
wyższy od siostry, istniało podobieństwo w ich karnacji
i rysach twarzy.

- Mów do mnie Miranda - oczy kobiety błyszczały

od łez.

- To Justin Bond - Emma odwróciła się i wskazała

R

S

background image

na poważnego, ciemnowłosego mężczyznę, stojącego
krok za nią.

Miranda odzyskała swoją maskę damy z towarzy-

stwa. Z nienagannymi manierami, które zawsze okazy-
wała, wyciągnęła rękę do Justina i wymieniła z nim
stosowny, krótki uścisk.

- Miło was spotkać - powiedziała. Odwróciła się

i objęła gestem dłoni stojącą za nią trójkę. - To moja
córka Gabriela Grayhawk, syn Kane Fortune i jego żona
Allison.

Nastąpiła kolejna ugrzeczniona wymiana uścisków

dłoni i nic nie znaczących słów. Kiedy wszyscy się
przywitali, ponownie popatrzyli na Mirandę.

Przygryzła wargę.
- Może wejdziemy do środka i będziemy kontynuo-

wali spotkanie przy zimnych napojach i lunchu.

Cała grupa weszła do środka w całkowitej ciszy. Kie-

dy przemierzali dom, Allison zauważyła, że Emma roz-
glądała się z respektem, najwidoczniej nie była przy-
zwyczajona do takiego bogactwa, z którego tak swo-
bodnie korzystała jej matka. Z kolei na Justinie nie zro-
biło to żadnego wrażenia. Miranda zaprowadziła ich na
zacieniony taras, gdzie przygotowano lekkie przekąski.
Nieopodal błękitne wody stawu połyskiwały w teksań-
skim słońcu, które przyjemnie grzało, chociaż był do-
piero początek lutego.

Miranda nalewała drinki i rozdawała je, podczas gdy

Flynn Sinclair coś do niej cicho mówił. Gabriela przez

R

S

background image

cały czas kręciła się opiekuńczo wokół matki. Allison
zauważyła, że bliźniaki trzymały się razem. Poszli obej-
rzeć staw. Najwidoczniej poznali się wcześniej, bo czuli
się stosunkowo dobrze ze sobą. I najwidoczniej nie mie-
li ochoty uścisnąć nowych członków rodziny.

- Witajcie w San Antonio - powiedziała. - O tej po-

rze roku potrafi tu być gorąco.

- To z pewnością odmiana po Pensylwanii.
- Wyobrażam sobie. Powinniście pojechać do cen-

trum. San Antonio jest uroczym miastem.

- Wątpię, czy będę dużo zwiedzał. Jutro odlatuję.
- To strasznie szybko. - Kane podszedł do nich. -

Mieliśmy nadzieję, że zostaniecie przez kilka dni.

- Interesy wzywają.
Ma dobrą wymówkę, pomyślała Allison. Nie mogła

go za to winić.

- Musiało być dla was dużym szokiem odnaleźć nie

tylko swoją biologiczną matkę, ale i rodzeństwo,
i krewnych.

- A do tego sławnych - dodała Emma.
- Jeśli to może być pocieszeniem. To ja jestem w po-

dobnej sytuacji. Od niedawna jesteśmy małżeństwem.
Nadal jestem odrobinę przytłoczona przez rodzinę For-
tune'ów.

- Potrafi być przytłaczająca - stwierdził Kane.
- Ale ty jesteś to tego przyzwyczajony. Jesteś jed-

nym z nich - powiedziała Emma.

- Ty też teraz do niej należysz - Kane zachichotał.

R

S

background image

Allison była zdumiona, z jaką łatwością potrafił być

czarujący. Ale jej nie oszukał. Stała blisko niego, więc
wyczuwała wibrujące w nim napięcie. - Dopiero kilka
lat temu dowiedziałem się, że należę do tej rodziny.

- Co to znaczy? - zapytał podejrzliwie Justin.
- Dokładnie jak brzmi - powiedział Kane lekkim

tonem. - Mama rozdzieliła się z rodziną jako nastolat-
ka. Wychowywaliśmy się, nie wiedząc nic o powiąza-
niach rodzinnych. Dopiero sześć lat temu powróciliśmy
na łono rodziny - uśmiechnął się ponownie. - To niezła
zabawa - obserwować, jak ktoś inny usiłuje rozgryźć
ten zwariowany klan.

- Zakładając, że będziemy chcieli zostać zaakcepto-

wani przez rodzinę - powiedział Justin.

- To prawda - uśmiech Kane'a zniknął. Popatrzył

wprost na swojego brata przyrodniego. - Mam nadzieję,
że dasz mamie szansę. Pozwól jej wyjaśnić okoliczności
towarzyszące waszym narodzinom.

Justin przytaknął wymijająco. Wyraz jego twarzy był

nieodgadniony.

- Nie mogę się doczekać.
- Więc - powiedziała Allison, usiłując zmniejszyć

panujące napięcie. - Justin jest z Pensylwanii. A ty
skąd przyjechałaś, Emmo? - W ich kierunku zmierza-
ła Miranda, za nią podążał detektyw. Allison nie chcia-
ła, żeby teściowa usłyszała, jak mówią o niej za jej
plecami.

- Mieszkałam w Nowym Meksyku - filigranowa

R

S

background image

brunetka położyła rękę na brzuchu i poruszyła się nie-
spokojnie. - Ale tam nie wrócę.

- Dokąd pojedziesz? - zapytała Miranda. Sposób,

w jaki patrzyła na bliźniaki, chwytał za serce.

Emma zawahała się przez chwilę.
- Jeszcze nie wiem.
- Ale chyba masz jakieś plany. Co zamierza twój

mąż?
- Miranda była zaskoczona. - Chyba niedługo rodzisz?

- Nie mam męża - powiedziała Emma - Jeszcze

mam czas, żeby coś postanowić.

- To znakomita recepta na poród przed terminem.

Naprawdę nie zwlekaj za długo. Dzieci są nieprzewidy-
walne.

Emma była zaskoczona, że tak dobrze zna się na

rzeczy.

- Kane jest lekarzem. Zajmuje się wcześniakami.

Emma uśmiechnęła się szeroko.

- Więc gdybym zaczęła rodzić dzisiaj, znalazłabym

się w dobrych rękach, prawda?

Kane zrobił minę, udając przerażenie.
- Mam nadzieję, że to się nie stanie. Ale w razie

czego, będziesz naprawdę w dobrych rękach. Allison
jest pielęgniarką na wydziale pediatrycznym. Poznali-
śmy się w szpitalu.

- To musiało być bardzo romantyczne.
Kane popatrzył z rozbawieniem na Allison. A ona się

uśmiechnęła, zastanawiając się, czy on też myśli o in-

R

S

background image

kubatorach i kroplówkach.

R

S

background image

Miranda błądziła gdzieś myślami. Po chwili powie-

działa.

- Więc nie masz określonych planów? Jeśli masz

czas i lubisz składać wizyty, to chciałabym, żebyś zo-
stała tu tak długo, jak zechcesz.

Allison zauważyła, że młoda kobieta chce natych-

miast odmówić, więc szybko powiedziała:

- Nie decyduj teraz. Zastanów się. - Zwróciła się do

Mirandy. - Emma powinna zejść z tego słońca. Może
teraz zjemy?

Posiłek przebiegł lepiej, niż się spodziewała. Kane

wychodził z siebie, żeby jego rodzeństwo dobrze się
czuło. Opowiadał historie z życia szpitala. Gabriela po-
kazała zdjęcia swojej córeczki, a Flynn z zapałem opo-
wiadał o swojej pracy.

Wreszcie Kane wstał. Zerknął na drzwi, a Allison

natychmiast to podchwyciła. Odłożyła serwetkę i także
się podniosła.

- Dziękuję, mamo - powiedział, całując ją w po-

liczek. - Musimy już iść. Rzadko mamy te same
wolne dni, więc teraz możemy załatwić razem kilka
spraw.

Justin i Flynn wstali. Emma też zaczęła wstawać, ale

Kane położył jej ręce na ramionach i zmusił, by ponow-
nie usiadła.

- Nie wstawaj - powiedział. Pochylił się i pocało-

wał ją w policzek. - Wspaniale było cię poznać.

Emma przykryła jego dłonie swoimi.

R

S

background image

- Dziękuję. Uczyniłeś to wszystko łatwiejszym, niż

się spodziewałam.

Kane okrążył stół i pożegnał się z mężczyznami,

podczas gdy Allison żegnała się z kobietami. Chwilę
później pomógł jej wsiąść do samochodu i pojechali do
domu.

Podczas jazdy nie miał ochoty rozmawiać, więc usza-

nowała jego prywatność. Był zdenerwowany.

Jak tylko weszli do domu, usiadł w fotelu.
Allison poszła do kuchni i zrobiła kawę. Posta-

wiła swój kubek na bocznym stoliku i cicho pode-
szła do niego. Położyła ręce na jego napiętych mięś-
niach ramion. Zamruczała, niezadowolona z tego, co
odkryła.

- Przypominają w dotyku beton.
Spokojnie zaczęła ugniatać mięśnie, wbijając kciuki

w napięte miejsca i zwiększając nacisk, dopóki skurcze
nie ustąpiły. Kane westchnął, poddając się jej.

Usiadła na oparciu fotela, kontynuując masaż. Zanu-

rzyła palce w jego włosach i zaczęła delikatnie maso-
wać czaszkę. Potem kolistymi ruchami przesuwała
palce po jego skroniach. Następnie znowu zajęła się
plecami.

Czuł się doskonale pod jej wprawnymi dłońmi. Nie

mogła się powstrzymać i zaczęła obsypywać go delikat-
nymi pocałunkami.

Kane usiadł jak porażony prądem. Jęknął głęboko

i zerwał się na nogi. Gwałtownie chwycił ją w ramiona.

R

S

background image

- Dziękuję. To było wspaniałe. A to jest jeszcze lep-

sze - i zaczął ją pieścić.

Kilka minut później leżeli na kanapie, spleceni cias-

nym uciskiem.

Przytuliła twarz do jego szyi, podczas gdy on oparł

podbródek na czubku jej głowy. Zanurzył palce w jej
włosach i uniósł jej twarz.

Pocałował ją. Pocałunek był niespodziewanie słodki

i szczery jak nigdy dotąd. Nie mogła tego określić, ale
był inny. Potem uniósł lekko głowę i powiedział z wa-
haniem:

- Allison...
- Słucham? - poczuła się, jakby była na krawędzi

jakiegoś oszałamiającego odkrycia.

- Kochasz mnie, prawda? - Jego oczy płonęły zie-

lonym blaskiem.

Spadła w przepaść, nad którą stała. Zamknęła oczy.

Czy będzie zły, jeśli potwierdzi? Zastanawiała się, jak
z tego wybrnąć. Czy powiedziała to na głos, kiedy się
kochali? Nie pamiętała.

- Allison? - potrząsnął nią delikatnie. Uśmiechał

się, odrobinę nieśmiało. - Kochasz mnie?

- Ja... - ten jego uśmiech przesądził o jej losie. Od-

rzucając na bok zdrowy rozsądek, szepnęła: - Tak.

- Powiedz to.
- Kocham cię - popatrzyła mu w oczy.
- Świetnie - powiedział z satysfakcją. - Tak właś-

nie myślałem. - Ziewnął. - Cieszę się.

R

S

background image

Przez chwilę się nie odzywali. Nie spodziewała się,

że usłyszy od niego, że ją kocha, więc nie była rozcza-
rowana. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyła. Musi jej
wystarczyć, że przyjął jej miłość. W końcu nigdy nie
ośmieliła się marzyć, że wyjdzie za niego. Więc ta ich
nowa bliskość była jak lukier na cieście.


Kane drzemał. Przynajmniej tak mu się wydawało.

Kiedy ponownie otworzył oczy, Allison nadal leżała
przytulona do niego.

Roześmiał się. Nie mógł się powstrzymać. Naprawdę

go uszczęśliwiała. Czemu nie ożenił się z nią wiele lat
temu? I czemu tak bardzo z tym walczył?

- Zastanawiam się, czy będę w stanie pracować ju-

tro. Jeśli nogi odmówią mi posłuszeństwa, powiedzą, że
to na widok krwi.

- Lepiej, żeby tak myśleli - odpowiedziała prude-

ryjnie.

Uśmiechnął się szeroko i przejechał ręką po jej lo-

kach.

- Nie podziękowałem ci za dzisiejszy dzień. Napra-

wdę masz talent. Przy tobie ludzie przestają być spięci.
Twoja obecność w znacznym stopniu przyczyniła się do
tego, że to pierwsze spotkanie się udało.

- Mam nadzieję, że było udane. Wiem, że ta cała

sprawa była dla ciebie bardzo trudna.

- Na początku byłem zazdrosny - przyznał się. -

Odrobinę. Ona jest moją matką. Wiem, że to jest nielo-

R

S

background image

giczne. W końcu też są jej dziećmi, ale mimo wszyst-
ko...

- Nie byłbyś człowiekiem, gdybyś nie czuł się trochę

zagrożony. Co o nich sądzisz?

- Polubiłem ich - powiedział powoli. - Nie byłem

pewien, czy potrafię, ale kiedy ich poznałem, wszystko
było w porządku.

- Są bardzo różni - mówiła w zamyśleniu. - Emma

wydaje się bardziej beztroska. Justin nawet na chwilę
się nie odprężył.

- Był spięty - zgodził się Kane. - Chciałem poroz-

mawiać o jego pracy, ale był nieprzystępny.

- Daj mu trochę czasu. Mam nadzieję, że Emma

zdecyduje się pozostać z Mirandą. Twoja matka byłaby
zachwycona.

- Moja matka - powiedział oschle - marzy, żeby

mieć kolejnego wnuka lub wnuczkę. Mam nadzieję, że
dadzą jej szansę.

Przytuliła się do niego, a on otoczył ją luźno ramio-

nami.

Tak jak trzeba. Wiedział o tym już dawniej. Ale

walczył z tym. Teraz miał trudności z przypomnie-
niem sobie, czemu było tak istotne, żeby utrzymać
dystans. Miał matkę i siostrę i wydawało mu się, że
miłość do nich wystarczy. Nie ma miłości, nie ma
bólu.

Ale przy Allison stał się inną osobą. Opowiedział jej

rzeczy, o których nie mówił nawet siostrze, chociaż byli

R

S

background image

bardzo blisko. Mógł na niej polegać. Ona go nie skrzyw-
dzi. Kocha go.

Nie, Allison nigdy go nie skrzywdzi. Mógł się przy-

znać przed sobą, że jej potrzebuje. Przyjmie jej miłość
i będzie ją pieczołowicie przechowywał w sercu. Zrobi
wszystko, żeby nigdy nie żałowała, że za niego wyszła.

Wezbrało w nim uczucie strachu na myśl o wypo-

wiedzeniu tych słów. Od początku miłość nie była czę-
ścią ich umowy. Kochanie jej było dużo bardziej prze-
rażające niż przyznanie się, że jej potrzebuje. I chociaż
bardzo żałował, wiedział, że nie wypowie tych słów.

R

S

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY


W trzecim tygodniu ich małżeństwa Kane został

wezwany do szpitala kilka minut po tym, jak Allison
stamtąd wróciła. Rozczarowana zasiadła przed telewi-
zorem i bezmyślnie patrzyła w ekran.

Planowali spokojny wieczór. Ponieważ Kane miał

dyżur i musiał być pod telefonem, zrezygnowali
z otwarcia butelki wina. Z winem czy bez wina, wie-
czór i tak zakończyłby się doskonale. Znalazłaby się
tam, gdzie najbardziej chciała być. W ramionach męża.

Kiedy mu powiedziała, że go kocha, Kane stał się

zupełnie innym mężczyzną, mniej powściągliwym, cie-
plejszym i okazującym czułość. Trzymał ją za rękę, ba-
wił się jej włosami, całował ją na pożegnanie. Częściej
też kochał się z nią.

Ale nigdy w żaden sposób nie zasygnalizował, że

odwzajemnia jej uczucia. To nieuczciwe oczekiwać
więcej, wiedziała, co dostanie, wychodząc za niego.
A jednak...

Zadzwonił telefon. Niecierpliwie podniosła słucha-

wkę. Za każdym razem, kiedy nie było Kane'a i dzwo-

R

S

background image

nil telefon, zawsze liczyła, że to on. Ale to rzadko był
on. Pewne rzeczy się nie zmieniły. Najwidoczniej nie
myślał o niej, kiedy był z dala.

- Allison? Mówi Miranda.
- Cześć. Jak się czujesz? - jej teściowa od czasu,

gdy Emma zgodziła się z nią zamieszkać, była w siód-
mym niebie.

- Świetnie. Emma też, chociaż jest wykończona.

Wybrałyśmy się dzisiaj na zakupy. Wszystkie jej ubra-
nia zrobiły się za ciasne.

- Czy była już u lekarza? - Oboje z Kane'em uwa-

żali, że natychmiast powinna skontaktować się z jakimś
miejscowym położnikiem. Widzieli wiele wcześnia-
ków, których zły stan zdrowia wynikał z niedostatecz-
nej opieki rodzicielskiej.

- Umówiła się na jutro. Jeśli mi pozwoli, pojadę

z nią. Wtedy będę wiedziała, co powiedział.

- To dobrze - Allison poczuła ulgę.
- Czy Kane jest w domu? Muszę z nim porozma-

wiać.

Allison powiedziała o nagłym wezwaniu.
- Coś mu przekazać?
- Nie. Powiedz, żeby do mnie wpadł.
Allison była zamyślona. Teściowa była wyraźnie

zmartwiona.

Zanim zdołała odłożyć przenośny telefon, zadzwonił

ponownie.

- Mówi Allison Fortune.

R

S

background image

- Dzień dobry, Allison. Mówi Lloyd. Przypominasz

sobie? Ojciec Kane'a.

- Pamiętam. Przykro mi, ale nie ma Kane'a. Coś

przekazać?

- Mówiłaś mu, że dzwoniłem? Co powiedział?
Allison zawahała się. Podniecenie w głosie mężczy-

zny było żałosne. Nie zamierzała dokładnie powtarzać
tego, co powiedział Kane.

- Mówiłam mu. Ale Kane nie chce teraz z panem

rozmawiać.

- Wiem. - Głos mężczyzny był przytłumiony. - Na-

prawdę chciałbym mu wyjaśnić, czemu odszedłem.
Wiem, że to źle wygląda, ale chciałbym, żeby dał mi
szansę.

- Jest również ta sprawa z bliźniakami i pieniędzmi.

- Nie mogła się zmusić, żeby wypowiedzieć słowo
szantaż. - Jest tym zdenerwowany.

- Mówiłem Leezie, że to zły pomysł. Dla mnie te

pieniądze nie były aż takie ważne. Nieraz już miałem
pecha i jakoś sobie radziłem. Musisz mi pomóc.

- Ja? - była zaskoczona i zaniepokojona.
- Jesteś jego żoną. Znasz go lepiej niż inni. Ciebie

na pewno posłucha. Możesz się ze mną spotkać? Wy-
tłumaczę wszystko tobie, wtedy ty porozmawiasz z nim.
Nie chcę przeżyć reszty życia, nie znając swojego syna.

Milczała. Rozsądek jej podpowiadał, żeby się do tego

nie mieszała.

- Proszę... - W jego głosie brzmiała tęsknota.

R

S

background image

- Zgoda - zgodziła się niechętnie. Nie chciała nic

robić za plecami Kane'a, ale to był jego ojciec. - Tylko
na kilka minut. Niedaleko od szpitala jest restauracja.
Możemy się tam spotkać pojutrze.

- Dziękuję - słowo to płynęło z głębi serca.

Szybko podała mu nazwę restauracji i wskazówki,

jak tam dotrzeć. Uzgodnili godzinę spotkania i

Allison
odłożyła słuchawkę.


Następnego dnia Allison wróciła do domu dwie go-

dziny później. Kane otworzył jej drzwi i spojrzał pyta-
jąco.

- U jednego z czworaczków Viegerow wykryto

przepuklinę przepony. Cooper wykonał operację. Kiedy
wychodziłam, jeszcze nie skończył.

Czworaczki nie były pacjentami Kane'a. Jednak znał

ten przypadek. Westchnął i pokiwał głową.

- Biedny maluch. Mam nadzieję, że przeżyje.

Odebrał od niej torbę i żakiet i rzucił je na krzesło.

Zaprowadził ją do kuchni.
- Jesteś głodna? Ja zjadłem taco. Odgrzać ci kilka?
- Kilka godzin temu zjadłam kanapkę...
- Dobrze - Kane miał dziwny wyraz twarzy. Nagle

zrozumiała, że czekał na coś.

- Co się dzieje?
- Czemu uważasz, że coś się dzieje?
- Masz dziwną minę. Nie wiedziałam, że tak trudno

R

S

background image

ci utrzymać tajemnicę.

R

S

background image

- Ale tobie nie udało się poznać moich sekretów.
- Będziesz mnie trzymał w napięciu?
- Już niedługo - wyciągnął białą serwetkę z szufla-

dy i złożył ją w trójkąt. - Muszę zasłonić ci oczy. Po-
czekaj tu przez chwilę.

- Chwilę? - słyszała, jak szybko przemierzył kuch-

nię i otworzył drzwi do pralni. - To żadna niespodzian-
ka, skoro przygotowanie jej zajmie tylko chwilę.

- Gotowa?

Przytaknęła.

- Spróbujesz zgadnąć?
- Biżuteria?
- Nie.
- Ubrania.
- Nawet nie jesteś blisko. Wystaw ręce.

Posłusznie wyciągnęła ręce.

Wtedy ostrożnie położył jej na dłoniach małą, wier-

cącą się futrzaną kuleczkę. Pisnęła.

- Kane! Zdejmij mi tę opaskę! Co to jest?
W jej dłoniach siedział maleńki kotek, długie, mięk-

kie, szare futerko, duże szaroniebieskie oczy. Raptem
kotek wstał i przeciągnął się.

Nie wiedziała, co powiedzieć. Jej oczy wypełniły się

łzami.

Kane spojrzał na nią, przerażony.
- Co się stało? Nie lubisz kotów? Mogę go oddać.

Pomyślałem, że skoro masz tę kryształową kolekcję,
może zechcesz prawdziwego.

R

S

background image

- Nie! - powiedziała szybko. - Bardzo mi się po-

doba. Czy to on czy ona?

- To samiczka. Ma rodowód. Była najsłabsza z mio-

tu, ale najbardziej przyjacielska. - Wyciągnął palec
i delikatnie pogładził kotkę po główce.

- Jest piękna. Dziękuję. Nigdy nie miałam własnego

zwierzątka.

- Proszę bardzo. Kiedy dorastałem, zawsze mieli-

śmy kilka kotów. Mama nie pozwoliła na psa.

- Zawsze chciałam mieć prawdziwego kota, ale ma-

ma się nie godziła. Może wolałbyś psa?

- Zawsze myślisz o innych. Może kiedy będziemy

mieli dzieci, pomyślimy o psie. Ale teraz, przy naszych
zwariowanych rozkładach zajęć, kot będzie lepszy.

- Masz rację. Chcesz jej dać imię?
- Ja? Jest twoja. Ty to zrób.
- Może Lady Luck?
- Dobre imię. Może przyniesie nam szczęście.

Miała taką nadzieję, przypominając sobie rozmowę

z jego ojcem. Musi jakoś powiedzieć mężowi, że roz-

mawiała z jego ojcem i zamierza się z nim spotkać.

Robiło się późno, a jej nie udało się poruszyć tego

tematu. Bawili się z kotką, potem wybrali się do sklepu
po jedzenie dla niej. Wreszcie przyszła porą położyć się
do łóżka.

Allison zasnęła w ramionach Kane'a, z mruczącym

kotkiem zwiniętym na poduszce.

Nie powiedziała Kane'owi o ojcu. Zasypiając pomy-

R

S

background image

słała, że powie mu jutro z rana. Ale jego pager zadzwo-
nił o czwartej - został wezwany do szpitala.

Obiecała sobie, że powie mu po powrocie z pracy.

Allison zauważyła Cartera, jak tylko weszła do re-

stauracji. Kane trochę był podobny do ojca. Gdyby mu
to uświadomić, na pewno nie byłby z tego powodu
szczęśliwy.

Wstał, kiedy podchodziła, i uprzejmie pomógł jej

usiąść.

- Doceniam to, że przyszłaś. Napijesz się czegoś?
- Napiję się kawy.
Carter złożył zamówienie i usiadł. Rozmowa była

sztywna i niezręczna. Zerknęła na zegarek, zastanawia-
jąc się, jak mu przerwać. Raptem ojciec Kane'a zaczaj
opowiadać o tym, co się wydarzyło trzydzieści lat temu.

- Porzuciłem szkołę średnią. Zacząłem jeździć na

rodeo, bo tylko to potrafiłem. Nie chciałem pracować
na ranczu. Wszyscy kowboje marzą o odniesieniu suk-
cesu na rodeo.

Lloyd potrafił być czarujący, musiała przyznać. Jeśli

byłby młodszy, a ona nie znałaby jego przeszłości, pra-
wdopodobnie stwierdziłaby, że jest przystojny.

- Jest tam pełno kurzu i brudu. Jesteś wiecznie po-

tłuczony i masz połamane kości albo zwichnięte stawy.
Prawie nie zarabiasz pieniędzy, chyba że wyrobiłeś so-
bie nazwisko. Przez pewien czas dobrze mi się powo-
dziło. To było wtedy, kiedy poznałem Randi. Była pięk-

R

S

background image

na. Przyszła na rodeo, a ja raz na nią spojrzałem i wpad-
łem.

- Więc się pobraliście?
- Właśnie oddała bliźnięta. Ale o tym powiedziała

mi później. Kiedy myślała, że nikt nie widzi, była smut-
na i przybita. Chciałem, żeby znowu była szczęśliwa.
Więc się pobraliśmy.

- Podróżowała z tobą? - chciała, żeby wrócił do te-

matu.

- Przez jakiś czas radziliśmy sobie. A potem zaszła

w ciążę. Właśnie miałem wypadek, więc nie pracowa-
łem. Akurat byliśmy w Kalifornii, więc tam zostaliśmy.
Pracowała jako kelnerka. Po urodzeniu chłopca szybko
wróciła do pracy.

- Co robiła z Kane'em, kiedy pracowała?
- Ja się nim zajmowałem. Był dobrym dzieckiem.

Zabierałem go na aukcje bydła. Moje kolano zagoiło się
i byłem gotów wrócić na rodeo. Ale wtedy Randi znowu
zaszła w ciążę.

- Zrobiła to bez niczyjej pomocy? - zapytała iro-

nicznie Allison.

- Wtedy się zmieniła - powiedział ze smutkiem. -

Chciała, żebym znalazł pracę. Nie była szczęśliwa, kie-
dy wspomniałem o powrocie na rodeo. Chciała się
ustatkować. Wiecznie się kłóciliśmy. W końcu powie-
działa, że mnie nie potrzebuje i mam się wynieść. I na-
prawdę nie potrzebowała. Świetnie sobie poradziła
sama.

R

S

background image

Allison zauważyła, że drżą mu ręce. Poczuła przy-

pływ litości, pomimo rozdrażnienia, jakie czuła.

- Więc odszedłem - powiedział cicho. - Nie jestem

z tego dumny. Zawsze zamierzałem wrócić. Ale minął
rok, potem dragi, a kiedy wróciłem, okazało się, że
wyjechali. Nawet nie wiedziałem, jakiej płci było drugie
dziecko, póki nie otrzymałem listu od Gabrieli.

- A potem odkryłeś, że Miranda należy do rodziny

Fortune'ow.

- Nie powinienem być taki zdziwiony. Zawsze na-

zywałem ją swoją księżniczką, z powodu jej manier
i sposobu wysławiania się.

- Jeśli chciałeś spotkać się z dziećmi, czemu szanta-

żowałeś Mirandę? Chyba zdawałeś sobie sprawę, że
Kane i Gabriela nie zaakceptują tego.

- To nie był mój pomysł. Jak jakiś tępak, opowie-

działem Leezie o bliźniętach Randi. To ona wpadła na
pomysł, żeby je odszukać.

Chciała mu powiedzieć, że mógł się nie zgodzić,

ale to byłoby małostkowe. Ten facet nie miał w sobie
ikry.

- Dziękuję, że mi to opowiedziałeś - powiedziała.

- Ale nie mogę niczego obiecać.

- Wiem, że spróbujesz - Lloyd znowu się uśmie-

chał. Kiedy mu to odpowiadało, potrafił ignorować rze-
czywistość.

Wstała, zerkając na zegarek.
- Naprawdę muszę już iść.

R

S

background image

- Raz jeszcze dziękuję, że mnie wysłuchałaś. Gdy-

bym tylko potrafił przekonać Kane'a...

Tylko skinęła głową. Kiedy wyszła, zerknęła jeszcze

raz przez okno. Ojciec Kane'a siedział ze spuszczoną
głową i wzrokiem wbitym w filiżankę. Wyglądał tak
smutno, że musiała zwalczyć impuls, by do niego nie
wrócić.

R

S

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY


Kane pragnął znaleźć się w domu. Potrzebował Alli-

son. Było już ciemno, kiedy wyłączył alarm i wszedł do
holu.

- Allison?
Jego żona szła korytarzem. Była ubrana w jaskrawo-

błękitny peniuar i krótką jedwabną koszulkę do kom-
pletu.

- Witaj w domu - niosła kieliszek wina, który mu

zaproponowała. - Czuję się, jakbym nie widziała cię
całe wieki.

Bez słowa odebrał od niej kieliszek i postawił go na

stoliku. Wziął ją w ramiona i przytulił.

- Potrzebuję cię - powiedział i pocałował ją.
Zanim zamknęła oczy, dostrzegł w nich zadowole-

nie. Znał jego powód. Nigdy przedtem tak do niej nie
mówił.

- Powiedz, że mnie kochasz - wyszeptał.
- Kocham cię - zamruczała ochryple. - Kocham

cię.

Całował ją łapczywie. Pachniała słodko i świeżo. Jej

R

S

background image

skóra była wilgotna, jakby dopiero co wyszła spod pry-
sznica.

- Chodźmy na górę - wziął ją na ręce. Chociaż za-

wsze protestowała, lubił ją nosić.

Ale dzisiaj nie protestowała. Objęła go za szyję i po-

wiedziała.

- Nie musimy iść na górę. Na dole też jest kilka

pokoi.

Poczuł przyśpieszone tętno. Zamiast iść na górę,

skierował się do kuchni.

- Masz rację - powiedział i posadził ją na kuchen-

nym blacie. Przytulił ją mocno i namiętnie pocałował.
Po chwili wydawało im się, że cały świat przestał ist-
nieć.

Tak bardzo ją kochał, tę drobną, spokojną kobietę,

która nigdy go o nic nie prosiła, była szczęśliwa zosta-
jąc jego żoną i mieszkając z nim. Uczyniła jego życie
lepszym, niż kiedykolwiek było.

Wtedy uzmysłowił sobie to, do czego się przed sobą

przyznał. Kochał ją! Jasne, że ją kochał. Walczył i po-
woli przegrywał bitwę.

Jak tylko złapie oddech, powie jej.
- Gdzie kotka? - zapytał.
- Na górze, śpi na mojej poduszce.
- To miło - znowu ją pocałował. - Gdyby widziała,

co robiliśmy, spowodowałoby to nieodwracalne zmiany
w jej psychice.

W tym momencie zadzwonił telefon.

R

S

background image

Kane szeroko się uśmiechnął.
- Lepiej ty odbierz. Bo jeśli ktoś usłyszy, jak oddy-

cham, od razu się domyśli, co robiliśmy.

- Rezydencja Fortune'ów. Mówi Allison.
- Cześć, Allison -jowialny męski głos wypełnił po-

kój. Allison ogarnęło przerażenie. - Chciałem ci po-
dziękować za spotkanie. Wiem, że zrobisz wszystko, by
Kane zrozumiał.


Już przy pierwszym słowie ciało Allison znierucho-

miało. Kane zdał sobie sprawę, że ona od razu poznała,
kto dzwonił. Patrzył na nią płonącym wzrokiem. Naj-
pierw zbladła, a potem gwałtownie się zaczerwieniła.

- Ja...
- Chętnie się z tobą jeszcze kiedyś spotkam. Następ-

nym razem to ja będę słuchał. Jesteś moją jedyną na-
dzieją na pojednanie z synem.

- Nie, Carter. - Głos Kane'a brzmiał chłodno

i wściekle. - Nie ma nadziei, że ty i ja kiedykolwiek się
pojednamy. Odczep się od mojej żony. Nie próbuj kon-
taktować się z żadnym z nas.

- Kane? - głos Cartera brzmiał niepewnie. - Kane,

ja...

Jednym gwałtownym ruchem odłożył słuchawkę

i popatrzył na żonę.

- Do diabła z tobą - powiedział ochryple. - Od jak

dawna spotykasz się z nim za moimi plecami?

- Tylko raz - powiedziała cicho. Wiedziała, że źle

R

S

background image

postąpiła. Poczuł, jak rośnie w nim gniew. Ufał jej.
Zaczął na niej polegać, potrzebował jej i wierzył w jej
umiejętność uczynienia jego życia szczęśliwym. Zamie-
rzał jej powiedzieć, że ją kocha!

- Zadzwonił dwa razy. Za pierwszym razem chciał

rozmawiać z tobą. A za drugim...

- Nie obchodzi mnie drugi raz - odwrócił się od

niej, zbyt zdenerwowany i zły, żeby na nią patrzeć.

- Wiesz, co o nim myślę. Wiedziałaś, że nie chciałem,

żeby spotykał się z moją rodziną. Wiedziałaś! - ryknął.

- Ufałem ci, a ty potajemnie spotkałaś się z tym czło-

wiekiem.

Allison zbladła jeszcze bardziej.
- Przykładasz to tego zbyt wielką wagę. A zobacz,

co z tego wynikło. Nawet jeśli zrobił to z egoistycznych
pobudek, dzięki temu znaleźli się Emma i Justin.

- Wiedziałaś, że nie chcę go znać.
- Wiem, że ma wady. Ale wierzę, że jest szczery.
- Akurat! - wrzasnął. - Teraz należę do rodziny

Fortune'ow. Nabrałem wartości w jego oczach. Uważa,
że może na tym skorzystać. Wiedziałaś, że nie chcę mieć
z nim nic wspólnego!

- Wiedziałam, ale sądziłam, że się mylisz -jej głos

drżał, ale starała się nad nim panować.

Zaskoczyło go, że mu się przeciwstawiła. Przyzwy-

czaił się myśleć o Allison jak o osobie ugodowej, oazie
spokoju. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że pod
delikatną osobowością kryje się stalowa wola. Doszedł

R

S

background image

do wniosku, że jego żona nie jest tak uległa, jak sądził.
Kiedy to sobie uświadomił, jeszcze bardziej się zdener-
wował.

- Nie obchodzi mnie, co uważasz - powiedział bru-

talnie.

Lecz ona kontynuowała tym samym spokojnym

tonem.

- Nie cierpisz go. I nie dajesz mu żadnej szansy.
- Miał szansę! - krzyknął Kane. - Ale zajmował się

wtedy szantażowaniem mojej rodziny! Zachęcał moją
żonę, żeby kłamała.

- Nigdy nie kłamałam!
- Przemilczenie też jest kłamstwem. Jeśli o mnie

chodzi, to pomagałaś mu przy jego brudnych intrygach.

- To absurdalne.
- Czyżby? - Wiedział, że to prawda. Ale chciał ją

zranić! - Czego mi jeszcze nie powiedziałaś o jego pla-
nach względem mojej rodziny?

- On też należy do twojej rodziny -jej oczy pocie-

mniały z bólu, ale głos był stanowczy. - Któregoś dnia
będzie za późno, żeby z nim porozmawiać. Ja straciłam
tę szansę i będę tego żałowała przez całe życie.

Nie mógł na nią spojrzeć. Był za bardzo wściekły.
- Nigdy ci tego nie wybaczę.

Godzinę później Kane siedział na brzegu basenu

i ciągle rozmyślał nad tym, co się wydarzyło.

Minął już szok. Teraz przypomniał sobie swoje ostre

R

S

background image

słowa i wyraz jej twarzy.

R

S

background image

Nie patrzył na nią, kiedy wypowiedział te złośliwe

słowa: Nigdy ci tego nie wybaczę.

Ale usłyszał, jak zaskoczona gwałtownie wciągnęła

powietrze. Potem wymknęła się z kuchni i poszła na
górę. Właśnie wtedy wybiegł na zewnątrz.

Teraz wyczerpany po fizycznym wysiłku, poczuł

się... pusty.

I winny. No dobrze, był wściekły, że Allison rozma-

wiała z jego ojcem. Dobrze wiedział, że nie potrafiła
odmówić niczyjej prośbie, jeśli uznała ją za uczciwą.
Na ogół uważał, że doskonale potrafi ocenić ludzi.

Zmarnowałam swoją szansę na pojednanie się z oj-

cem i będę tego żałowała do końca życia.

Boże. Czyżby miała rację? Nie wiedział. W tej chwil

nie mógł współczuć Lloydowi. Ale kto wie...

Ważniejsze wydawało mu się, żeby pogodzić się

z Allison. Rzadko tracił panowanie nad sobą, bo potem
zawsze tego żałował. Złość go oślepiła i zachował się
niewybaczalnie. Allison nigdy nie spiskowałaby prze-
ciwko niemu. Kochała go. Co mógłby powiedzieć, żeby
zmniejszyć ból, który spowodował?

Niewiele, zdał sobie sprawę. Mógł tylko błagać

o wybaczenie.

Kilka minut później otworzył drzwi do garażu i jęk-

nął. Jej samochód zniknął,

Poszedł szybko na górę. Rozglądając się, zauważył

brak kilku drobiazgów: kosmetyków, szczotki do wło-
sów, książki, którą czytała. Zostawiła kotkę, śpiącą spo-

R

S

background image

kojnie na poduszce. I wtedy poczuł pierwsze ukłucie
strachu.

Zostawiła go. Nigdy nie wyobrażał sobie, że może

to zrobić. Tylko się pokłócili. Ale widocznie dla niej
było to czymś więcej.

Musiała odejść, kiedy pływał. Plusk wody zagłuszył

dźwięk silnika mazdy i odgłos otwieranych drzwi gara-
żowych.

Nagle przypomniał sobie, że miał jej powiedzieć, że

ją kocha. Nawet nie mogła pocieszyć się tą świadomo-
ścią. Nic dziwnego, że pomyślała, że już jej nie chce.

Nigdy ci tego nie wybaczę. Wiedział, jak jej życie

zmieniło się po odejściu ojca. Wyobrażał sobie, jak cięż-
ko było mieszkać z kimś, kto był w depresji.

Ukryła się za nijaką powierzchownością, bo widzia-

ła, jak niewiele znaczy uroda. Jak mało znaczyła w ży-
ciu jej rodziców. Przez lata unikała angażowania się
w związki, które mogłyby ją zniszczyć.

Ale on ją przejrzał. Była piękna. Miał wielkie szczę-

ście, że ją dostrzegł, zanim ktoś inny odkrył, jakim była
skarbem.

Lecz dla niej nawet małżeństwo nie gwarantowało

zobowiązania na całe życie. Dorastała w przekonaniu,
że żaden związek nie trwa wiecznie.

Sięgnął po telefon. Najpierw zadzwonił do szpitala.

Dowiedział się, że dzisiaj nie pracuje. Potem zadzwonił
do siostry. Gabriela kilka razy zabrała Allison na lunch.
Zaczynały się przyjaźnić. Może pojechała do niej.

R

S

background image

Lecz Gabriela z troską w głosie oznajmiła, że Allison

się nie odzywała.

Wreszcie zadzwonił do matki. Wstydził się jej mó-

wić, jak się zachował, ale to nie było ważne, jeśli Allison
wróci do domu. Przez całe życie starał się być dosko-
nały. Ale jego duma będzie marnym towarzyszem, jeśli
nie przekona Allison, żeby do niego wróciła.

Kiedy Miranda odebrała, zaczął szybko mówić.
- Lloyd poprosił Allison, żeby ze mną porozmawia-

ła. Chciał się ze mną spotkać. Kiedy się o tym dowie-
działem, nie przyjąłem tego zbyt dobrze. Ponieważ wie-
działa, co o nim myślę, jej postępowanie było dla mnie
bezmyślne.

- Wcale takie nie było - odpowiedziała matka cierp-

ko. - Allison lubi spokój. Musiała się tym bardzo prze-
jąć. Ta dziewczyna żyje i oddycha tylko po to, by cię
uszczęśliwić.

- Jej ojciec odszedł - wyjaśnił Kane. - Zanim mu

wybaczyła, zmarł. Nie chce, żebym czuł taki sam żal.

Zapanowała krótka chwila ciszy. Potem jego matka

powiedziała cicho.

- Ona cię naprawdę kocha.
- Powiedziałem jej, że ojciec nie jest szczery - przy-

znał. - Oskarżyłem go, że chce się do mnie zbliżyć
z powodu moich powiązań rodzinnych.

- Może jest szczery. Chyba naprawdę żałuje

tych wszystkich straconych lat. Przynajmniej go wy-
słuchaj.

R

S

background image

- Nie wiem, czy potrafię to zrobić. Jeśli ma choć

odrobinę przyzwoitości, jak mógł cię szantażować?

- Kiedy się poznaliśmy, Lloyd był miłym i przy-

zwoitym człowiekiem. Bez względu na to, co się stało
potem, był dla mnie dobry w najtrudniejszym momen-
cie mojego życia. Kiedy go spotkałam, nie byłam taka
jak teraz. Byłam przerażoną, nieszczęśliwą nastolatką,
która potrzebowała się na kimś oprzeć. Potem dzięki
niemu odzyskałam pewność siebie. Teraz się zmienił.
Wydaje się... - zawahała się - pod dużym wpływem
swojej obecnej żony.

- Nie musisz mi tego mówić - samo wspomnienie

tamtej kobiety wywoływało dreszcze. Pomyślał, że
przebywanie z nią dzień w dzień musiało być rodzajem
kary. I poczuł dla ojca coś... prawie jak współczucie.

Ale szczera rozmowa z ojcem nie była najważniejsza

w tej akurat chwili. Poprosił matkę o natychmiastową
wiadomość, gdyby Allison się z nią skontaktowała. By-
ło wiele rzeczy, które wolałby zrobić, lecz...

Niechętnie wyciągnął portfel i wyjął skrawek papie-

ru z numerem telefonu ojca. Zabrał go z biurka matki,
był pewien, że będzie im jeszcze potrzebny. Teraz mod-
lił się, żeby ojciec jeszcze nie wyjechał.

- Halo?
- Mówi Kane Fortune.
- Kane? Cieszę się, że zadzwoniłeś. Mam nadzieję,

że nie spowodowałem kłopotów pomiędzy tobą i Alli-
son? Jest wyjątkowa.

R

S

background image

- To prawda - Kane odchrząknął. - Czy przypad-

kiem jej nie widziałeś?

W słuchawce zapadła cisza. Po chwili Carter odezwał

się:

- To moja wina. Jeśli ją spotkam, dam ci znać.
- Dziękuję - nie wiedział, co jeszcze powiedzieć.
- Kane... przepraszam, że wpakowałem się w twoje

życie i zmuszałem cię, żebyś mnie zaakceptował. - Oj-
ciec głęboko odetchnął. - Obiecuję, że więcej tego nie
zrobię. Nigdy już nie poproszę o pieniądze.

- Chciałbym w to wierzyć. - Zawahał się i w końcu

powiedział: - Może pewnego dnia zadzwonię do ciebie.
- Nie wiedział, czy będzie wstanie wybaczyć ojcu. Ale
spróbuje, ponieważ zobaczył, jakie to ważne dla Alli-
son.

- Byłoby wspaniale. Teraz szukaj swojej dziewczy-

ny.

Problem w tym, że nie wiedział, gdzie jej szukać. Nie

skontaktowała się z nikim z ich... z jego rodziny. Nie
była w szpitalu. Jeśli miała jakieś przyjaciółki, to nigdy
o nich nie słyszał.

Z drugiej strony nigdy też nie zachęcał jej do zwie-

rzeń w czasie ich krótkiego małżeństwa. Jedną połowę .
ich wspólnego czasu spędził walcząc ze swoimi uczu-
ciami do niej, a drugą kochając się z nią.

Usiadł na stołku i zapatrzył się w telefon. Gdzie była

i kiedy do niego zadzwoni?

R

S

background image

Za żadne skarby nie zadzwoni do Kane'a, myślała

Allison następnego dnia, rozglądając się po przygnębia-
jącym pokoju. Kilka razy w nocy prawie poddała się
pragnieniu, żeby do niego zadzwonić, tylko po to, by
usłyszeć jego ukochany głos.

Nie zadzwoni do niego. Jej małżeństwo okazało się

pomyłką. Sztuczny twór, do którego tylko ona wnosiła
miłość.

Niezupełnie tak było, przypomniało jej sumienie.

Przez ostatnie tygodnie Kane otwarcie okazywał uczu-
cia. Wydawało się, że potrzebuje jej tak bardzo, jak ona
jego. Ale potrzeba i miłość były zupełnie czymś innym.
Nie będzie mieszkała z nim bez miłości.

Nie wiedziała, kiedy doszła do takiego wniosku, ale

to była prawda. Kochała go tak bardzo, że mogła zrobić
dla niego prawie wszystko. Ale w zamian potrzebowała
jego miłości.

Zasługiwała na tę miłość.
Kochanie Kane'a i mieszkanie z nim było wspaniałe.

Jej życie zmieniło się pod wieloma względami. Ale od
czasu, kiedy wyznała mu miłość, czuła, że czegoś jej
brakuje. Wiedziała czego. Chciała usłyszeć te słowa.

Marzyła, że kiedyś jej to powie. Była gotowa pocze-

kać.

Ale jego wczorajsza reakcja pokazała jej dokładnie,

jak złudna była ta nadzieja. Kane jej nie kochał. Nigdy
jej nie pokocha. Dlatego odeszła. Zacznie sama od po-
czątku. Tym razem nie będzie oczekiwała miłości.

R

S

background image

Może pewnego dnia, kiedy ból zelżeje, poszuka

przyjaźni i takiego związku, który przetrwa całe życie.
Może i nie znajdzie miłości, ale jej małżeństwo z Ka-
ne'em uzmysłowiło jej, że nie chce być sama przez
resztę życia. Chciała mieć rodzinę. Kogoś, z kim mo-
głaby się śmiać i dzielić codzienne życie. Chciała przy-
tulać i wychowywać własne dzieci.

Postanowiła wyjechać z San Antonio, tego była pew-

na. Nie miała tu rodziny, nic jej tu nie trzymało. Z bólem
pomyślała o Mirandzie, Emmie, Gabrieli, Ryanie i Lily.
To rodzina Kane'a, a nie twoja.

Więc wyjedzie z miasta. Nie mogła pracować

w szpitalu i wiecznie wpadać na Kane'a. Ta myśl spo-
wodowała, że poczuła pod powiekami piekące łzy.

R

S

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY


Allison bez trudu przyzwyczaiła się do maleńkiego

mieszkanka. Zabrała niewiele rzeczy. Dwa następne dni
miała wolne. Sporo czasu spędziła w bibliotece. Spraw-
dzała w Internecie oferty pracy.

Trzeciego dnia, po kolejnej nieprzespanej nocy, po-

jechała do szpitala.

Była kłębkiem nerwów. Czy spotka Kane'a? Jak on

się zachowa? Co powie? Na pewno będzie zadowolony,
że wyjeżdża.

Właśnie odłożyła swoje rzeczy i szła w kierunku

biurka, kiedy wysiadł z windy. Rozejrzał się dokoła,
a kiedy ją zobaczył, uśmiechnął się ponuro.

- Żono.
Wyglądał na zmęczonego, może miał dyżur w nocy.

Ale dla niej wyglądał wspaniale jak zawsze.

- Gdzie byłaś? - Zatrzymał się przed nią. Jego oczy

patrzyły groźnie, a głos brzmiał agresywnie.

Zawahała się przez chwilę.
- Wynajęłam mieszkanie.
- Na wypadek, gdybyś zapomniała - już masz gdzie

R

S

background image

mieszkać. - Zniżył głos, bo obok przechodziła pielęg-
niarka. - Musimy porozmawiać.

Pokręciła głową, unikając jego skupionego spojrze-

nia i starając się zachować spokój.

- Nie teraz.
- Kiedy?
- Doktor Kane proszony na urazówkę. - Głos

z głośnika zabrzmiał tuż nad uchem Allison. Podsko-
czyła przestraszona.

- Cholera! - Sprawdził pager. - Muszę iść. Nie opu-

szczaj szpitala beze mnie, chyba że jedziesz do domu.

Patrzyła na niego z osłupieniem. Ma pojechać do

domu?

Przełożona pielęgniarek przybiegła korytarzem,

przerywając tę chwilę napięcia.

- Idź z doktorem Kane'em na urazówkę. Zaraz

przywiozą kobietę w ciąży z trojaczkami. Rodzi przed-
wcześnie i ma krwotok.

W Allison odezwała się wyszkolona pielęgniarka.

Kłopoty osobiste ustąpiły miejsca sprawom zawodo-
wym. Bez słowa odwróciła się i skierowała do windy,
ale Kane wskazał na podświetlony znak: wyjście.

- Schodami będzie szybciej.
Przytaknęła i poszła za nim. Szybko zeszli po scho-

dach i przebiegli resztę drogi na ostry dyżur. Kiedy
zakładali fartuchy i maski, przywieziono kobietę.
W ciągu kilku chwil zapanowała atmosfera profesjo-
nalizmu.

R

S

background image

Położnik przybył kilka chwil przed nimi. Kiedy wy-

kryto nieprawidłowe tętno płodów, zarządzono cesar-
skie cięcie. Serce Allison zamarto, kiedy dowiedziała
się, że to dopiero dwudziesty siódmy tydzień ciąży.
Zaczął się poród. Bardzo mały chłopiec, który nie od-
dychał, trochę większa dziewczynka, oddychająca, i ko-
lejna dziewczynka, nawet mniejsza od chłopca, również
z problemami oddechowymi. Kane zajął się chłopczy-
kiem i nadzorował pracę dwóch innych pediatrów. Za-
kładali cewniki, kroplówki i podłączali noworodki do
monitorów. Stan największej dziewczynki był stabilny
i została zabrana na oddział noworodków. O życie po-
zostałej dwójki toczyła się walka.

Stan najmniejszej dziewczynki ustabilizował się po

dwóch godzinach. Ale była słaba... Kane nie przestawał
walczyć o życie chłopca. Trzy godziny później stan
dziecka był stabilny.

Allison wymknęła się do swojej szafki, umyła się

i zebrała swoje rzeczy. Była wykończona.

Poszła do kadr. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo

okropny i to nie tylko dlatego, że o mało nie stracili
dwójki dzieci. Dzisiaj uzmysłowiła sobie, że nie potra-
fiłaby pracować razem z Kane'em. Nie zniosłaby tego:
przebywać tak blisko niego i nie móc mu pomóc.

Dyrektorka zdziwiła się, kiedy Allison zapytała ją,

czy nie może przenieść jej na inny oddział. Jedna z pie-
lęgniarek z dziecięcego oddziału onkologicznego wy-
bierała się na urlop macierzyński. I chociaż to było tylko

R

S

background image

tymczasowe rozwiązanie, odpowiadało jej. Istnieje
szansa, że w ciągu sześciu tygodni znajdzie pracę gdzie
indziej. I tak wyjedzie z San Antonio.

Po pożegnaniu się z dyrektorką powlokła się do sa-

mochodu. Słońce zachodziło. Wkrótce będzie ciemno.
Jej nastrój pasował do zimowego nieba.

Zauważyła Kane'a opierającego się o jej mały spor-

towy samochód. Nie podnosił oczu, czekał z opuszczo-
ną głową. Bez względu na to, jak wolno będzie szła,
i tak w końcu dojdzie do niego.

- Cześć - powiedziała miękko.
- Cześć - nadal nie podniósł głowy. Wyczerpanie

i troska wyrzeźbiły głębokie zmarszczki na jego przy-
stojnej twarzy.

Znała go, wiedziała, jak się czuje po tym katastrofal-

nym dniu. Nie mogła się powstrzymać, podeszła do
niego i położyła mu rękę na ramieniu. Może nie chce
jej jako żony, ale kiedyś byli przyjaciółmi. Potrafili
rozmawiać o pracy, którą oboje kochali, a czasami nie-
nawidzili. Kochała go tak bardzo, że bolało ją serce,
kiedy cierpiał.

- Dobrze się czujesz?
- Nie - wtedy na nią spojrzał. - Nie czuję się dobrze.

Dwa razy musiałem powiedzieć tym ludziom, że ich
dzieci są ciężko chore. Nawet jeśli przeżyją, mogą być
ciężko upośledzone. To było... piekło. Zastanawiałem
się, jak bym się czuł, gdyby to było nasze dziecko.

Gładziła go po ręce.

R

S

background image

- Ale nie było...
- Zaraz powiesz, że to nie moja wina. I będziesz

miała rację. Ale to moja wina, że mnie opuściłaś. Prze-
praszam cię. Wróć do domu.

- Kane, ja...
- Nic nie mów. - Stłumił jej słowa, przytulając ją do

siebie. Przez chwilę stawiała opór, ale szybko przestała
z nim walczyć. Jego ramiona były silne i mocne. Kiedy
ją przytulił, dotarł do niej delikatny zapach wody po
goleniu. W jednej i tej samej chwili czuła się jak w nie-
bie i jak w piekle. Jak zniesie rozstanie z nim?

- Przepraszam - powtórzył. - Nie powinienem mó-

wić ci takich rzeczy o swoim ojcu.

- Ale miałeś rację. Nie powinnam z nim rozmawiać.
- Nie miałem racji - mocniej ją przytulił. - Zadzwo-

niłem do niego, kiedy zorientowałem się, że odeszłaś.
Rozmawialiśmy ze sobą uprzejmie.

- Cieszę się. - Jej głos brzmiał niepewnie. Próbowała

opanować emocje. Nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że
Kane zadzwoni do ojca. Odetchnęła głęboko, wdychając
jeszcze raz znajomy męski zapach. Czuła bolesną rozter-
kę. Jego ramiona były takie silne i bezpieczne, jego serce
biło równomiernie. Nie chciała odchodzić.

- Nie odpowiedziałaś mi.
- Tak?
- Prosiłem, żebyś wróciła do domu.
Czy może zostać z nim, kochając go tak bardzo?

Wiedząc, że on jej nie kocha?

R

S

background image

Odsunął się trochę, unosząc jej twarz. Była zaskoczo-

na, widząc w jego oczach strach, jakby obawiał się jej
odmowy.

Czy zostanie z nim, wiedząc, że on jej nie kocha?

Odpowiedź była prosta. Kochała go. Nieważne, czy on
ją kocha, czy nie, nie odejdzie od niego, tak jak nie
przestanie go kochać. Może miłość z jego strony jest
niemożliwa? Ale ona nie mogła odmówić mu niczego.
A on jej potrzebował.

Uśmiechnęła się, czując wielką ulgę. Nadal tkwił

w niej smutek, ale został zepchnięty głęboko przez
przekonanie, że to było dobre dla niej, dla nich.

- Nie poprosiłeś, tylko rozkazałeś.
- Teraz proszę. - Ujął jej twarz w dłonie. - Kocham

cię, Allison. Powinien powiedzieć ci wcześniej. Czy
wrócisz ze mną do domu?

- Ja... ja - głos jej się załamał i zamilkła. - Co po-

wiedziałeś?

- Kocham cię - powiedział. - Nie chcę już spędzić

żadnej nocy bez ciebie w moich ramionach. Będę cię
błagał. Zbyt późno uświadomiłem sobie, że cię kocham.

- Ty mnie kochasz! - Kolana się pod nią ugięły.

Chwyciła go za ręce, żeby nie upaść.

- Kocham cię - powtórzył, patrząc jej w oczy. -

Chciałem ci powiedzieć wcześniej, ale zadzwonił mój
ojciec. Potem odeszłaś ode mnie i myślałem, że już
nigdy nie będę miał okazji. Mówiłaś, że mnie kochasz.
Czy nadal to czujesz?

R

S

background image

- Czy nadal...? - pokręciła głową. Kręciło jej się

w głowie, kiedy dotarło do niej, że on ją kocha. - Ty
nic nie rozumiesz, prawda?

- Czego? - nie uwolnił jej z ramion, ale poczuła, jak

zamyka się w sobie.

- Zakochałam się w tobie już pierwszego dnia, kie-

dy się do mnie uśmiechnąłeś. Ty ślepy człowieku! Ko-
chałam cię nawet wtedy, kiedy byłeś zbyt roztargniony,
żeby pamiętać moje imię. Kiedy traktowałeś mnie jak...
jak stary, wygodny kapeć. Dobra, stara Allison. Marzy-
łam o tobie od lat.

- Dlaczego mi nigdy nie powiedziałaś? - Kane nie

uśmiechał się, ale w jego oczach płonęło światło, któ-
rego przedtem nie widziała.

- Co miałam powiedzieć? - rozłożyła ręce. - Oto

narzędzie, o które pan prosił, a tak przy okazji, kocham
pana - potem spoważniała. - Nie wiedziałam, że ci się
podobam.

- Skąd mogłem wiedzieć. Bardzo się starałaś, żeby

nikt cię nie zauważył. Ciągle pamiętam, jak się po-
czułem, kiedy zobaczyłem cię z rozpuszczonymi
włosami.

- Wtedy mnie dostrzegłeś? Jak się czułeś? - Przy-

ciągnął ją bliżej i uniósł jej twarz do pocałunku.

Tracąc równowagę, szybko objęła go za szyję. Poca-

łował ją głęboko,

- Byłem przerażony, że odeszłaś ode mnie na zawsze

- wyszeptał.

R

S

background image

- Bo odeszłam - spoważniała. - Myślałam, że nigdy

nie będę dla ciebie tyle znaczyła, ile ty dla mnie.

- Znaczysz więcej, niż potrafię wyrazić słowami.
- Czy to darmowe przedstawienie? - rozbawiony

głos należał do tej samej pielęgniarki, która już raz im
przeszkodziła. - Lepiej idźcie do domu, gdzie możecie
to robić bez świadków - poradziła im roześmiana ko-
bieta. - Bo inaczej przeczytacie w gazecie, że pewni
członkowie rodziny Fortune'ów zostali aresztowani za
nieprzyzwoite zachowanie.

- Bardzo prawdopodobne - roześmiał się Kane.

W końcu uwolnił Allison z objęć. Złapał ją za rękę i po-
ciągnął w kierunku samochodu.

- Jedźmy do domu, żono. Jutro zabierzemy twój

samochód.

- Może zabierzemy go jeszcze dzisiaj - powiedziała.

Ale Kane pokręcił głową, kiedy pomagał jej wsiąść.

Nachylił się i mocno ją pocałował.
- Mam plany na resztę dnia. Zapewniam cię, że nie

obejmują odebrania samochodu.

R

S


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
GR0520 Winston Anne Marie Wymarzony dom
0678 Winston Anne Marie Niespodziewane oświadczyny
211 Winston Anne Marie Żona potrzebna od zaraz
Winston Anne Marie Żona potrzebna od zaraz
211 Winston Anne Marie Żona potrzebna od zaraz
476 Winston Anne Marie Spotkanie po latach
0650 Winston Anne Marie Wybór serca
0838 Winston Anne Marie Marzenia modelki
520 Winston Anne Marie Wymarzony dom
Żona potrzebna od zaraz Winston Anne Marie
D211 Winston Anne Marie Żona potrzebna od zaraz
368 Winston Anne Marie Zdobyć córkę pastora
0496 Winston Anne Marie Jak ogień i woda
174 Winston Anne Marie Nowe życie
Piramida kłamstw Winston Anne Marie

więcej podobnych podstron