na przekor zlym mocom jadwiga courths mahler

background image
background image

JadwigaCourths-Mahler

Naprzekórzłymmocom

PrzełożyłaIzabellaKorsak

I

LoraDarlandprzymocowałajeszczejedenkwiatzesrebrnegobrokatudosukni,którąwłaśnieskończyła
szyćdlaswojejurodziwejsiostryprzyrodniej.

—Nojuż,Hildo,gotowe!Jakcisiępodoba?

HildaHartungokręciłasięprzedlustrem,patrzączzadowoleniemnaswojeodbicie.PytanieLoryzbyła
milczeniem.Niepodziękowałajejteżanisłowemzaciężkąpracęnadkolejnąkreacją.Rzucającsiostrze

background image

zalotnespojrzenie,odezwałasięwkońcu:

—Powiedz,jestemładna?

Loracichutkowestchnęła,aleniemogłapowstrzymaćuśmiechu.

—Przecieżdobrzewiesz,żejesteśładna.Aletymusiszkokietowaćwszystkichdookoła,nawetwłasną
siostrę.Pytałam,czypodobacisiętasuknia.

— Tak, Loro! Wszystko, do czego się bierzesz, robisz dobrze. A suknia wygląda jak z salonu mód.
Zresztąinaczejbymjejniewłożyła.Alepowiedzwreszcie:jestemładna?

— Dobrze już, Hildo. Jesteś bardzo, bardzo ładna. I wyglądasz prześlicznie jak zawsze — przyznała
Loraszczerzeibezcieniazawiści.

TLR

Hilda pociągnęła ją ku sobie, tak że obie znalazły się przed lustrem. Lora również wyglądała bardzo
powabniewskromnej,alewytwornejbiałejsukni,którąoczywiściewłasnoręcznieuszyła.Otymjednak
nikt nie wiedział. Żywa dusza nie powinna domyślić się, że córka profesora Darlanda szyje sobie
wszystkiesukniesamaiżeobszywatakżeprzyrodniąsiostręimacochę.Hildabowiemspaliłabysięze
wstydu,gdybyludziewiedzieli,żenosisuknieszytewłasnymisiłamiwdomu.

Owszem,Lorateżbyłaładnaielegancka—białasukniaspływającawdół

miękkimifałdamizwysokowszytegostanu,podkreślającdziewczęcąsmukłośćsylwetki;delikatną,miłą
twarz otaczały włosy o osobliwym orzechowym odcieniu, a ciemne, brunatne oczy były wręcz
prześliczne.Niktjednakniebyłwstanietegodocenić,kiedystałaobokswejfascynującopięknejsiostry
przyrodniej.

Wtedy cały subtelny, spokojny urok Lory gasł. Hilda wiedziała o tym i w swej bezmiernej próżności
lubiłaużywaćsiostryjakotładlaswejurodynawetwtedy,kiedybyłyzupełniesame.

Lora znała ją na wylot. Wiedziała, że jak zwykle syci się teraz swoją przewagą, znajdując się o wiele
piękniejszą i bardziej ponętną niż siostra. Lora nie czuła się tym jednak dotknięta. Uśmiechała się
pobłażliwie.

—Ijak,Hildo?Stwierdziłaśrazjeszcze,żeanisiędociebieumywam?

Hildaroześmiałasię.

—Ach,wiesz!Dzisiajzależymiszczególnienatym,żebywszystkieinnezakasować!

—Dlaczegowłaśniedzisiaj?—spytałaLora,starającsięukryćlekkiniepokój.

Hildaskubnęłabrokatowykwiatprzysukni.

—Bodzisiajwszystkosięrozstrzygnie;dzisiajRichardSundheimmusinareszcieoświadczyćsię.

background image

Loraszybkoodwróciłapobladłąnagletwarz.

—Czytygokochasz,Hildo?—spytałagłosemochrypłymodtłumionegowzburzenia.

Hildawybuchnęłaostrym,zimnymśmiechem.

TLR

—Nonsens!Napewnonieumrę,jeślitegonieuczyni.AleSundheimjestdystyngowanym,interesującym
mężczyznąiwszystkiekobietynaniegolecą.Tooczywiściemniepodnieca,alerzeczązasadnicząjestto,
żeonmadziedziczyćposwoimbogatymstryju.Itylkotoliczysięnaprawdę.

—Och,tylkoto?Rzeczywiścietylkoto,Hildo?—westchnęłaLora.

—Tak,cielaczku!Chcęwydobyćsięztejcałejmizeriiizrobićwspaniałąpartię,którejwszyscybędąmi
zazdrościli.Towszystko.Sundheimmusisięjednakdziśzdeklarować;niemogędłużejzwodzićtamtego.

—Hildo!

Hildaparsknęłaśmiechemnatenrozpaczliwyokrzykispojrzałanabladątwarzsiostry.

—Wyglądasznaprzerażoną.Jesteśrzeczywiściecielątkiem,którenigdynienauczysię,jakpostępować
wżyciu.Cociętakbulwersuje?

Loraodgarnęładrżącąrękąwłosyzczoła.

—Dlaczegoniewybierzeszodrazutamtegodrugiego?MiałaśnamyśliFrankensteina,prawda?Onjuż
jestbogaty,niemusiczekaćnaspadekiniekryjesięztym,żeciękocha.

Hildaponownieokręciłasięzzadowolonąminąprzedlustrem.

—Trzymamgowodwodzie,nawypadek,gdybySundheimnieoświadczył

mi się. Jeśli chodzi o Frankensteina, to wiem, że wystarczyłoby moje skinienie, ale on budzi we mnie
odrazę, a Sundheim mi się podoba. No i jego wszystkie by mi zazdrościły. Gdybym wybrała
Frankensteina, też by mi zazdrościły, ale tylko jego bogactwa, nie zaś osoby. Dlatego wolę Richarda,
chociażondopierokiedyśotrzymaspadek.Adotegoczasu,toznaczy,dopókistarynieumrze,itakbę-

dziemywieśćdostatnieżyciewGorin.Sundheimświetniesięprezentujeijestdżentelmenemwkażdym
calu. Tylko za długo zwleka z oświadczynami. Pewnie ze względu na stryja. Żeby ten stary wreszcie
umarł!

Loraspojrzałazdumiona.

—Cotymówisz,Hildo?Jakmożeszkomuśżyczyćśmierci!

TLR

Hildawzruszyłaramionami.

background image

—Nieumrzeodtego.Tenstaryjestprzecieżtylkozawadą.Dzisiajzresztąmaprzyjśćnabal;Richard
mówił o tym. Myślę, że to z mojego powodu — stary pewnie chce poznać mnie osobiście. Richard
wyznał już wszystko stryjowi: że mnie kocha i chce ożenić się ze mną; wywnioskowałam to z jego
napomknięć.

Więconpostanowiłmnieobejrzeć,zanimdaswojebłogosławieństwo.Terazjużrozumiesz,czemuchcę
byćdzisiajszczególniepiękna.Trzymajzamniekciuki,Loro,bodziśrozstrzygniesię,czyzostanępanią
Sundheim,czyteżpaniąFrankenstein.Izapamiętajsobie,żenależyzawszetrzymaćdwiesrokizaogon.

Loraopuściłabezsilnieramiona,powstrzymującgorzkiełzy.Wiedziała,biedaczka,żeRichardSundheim
niestety właśnie w Hildzie upatruje swoje szczęście, choć na pewno nie będzie szczęśliwy u jej boku.
Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, do pokoju weszła pani profesorowa Darlandowa — matka Hildy, a
macochaLory.

—Jesteściegotowe?—zapytała.

—Tak,mamo—odparłaLora.—Aojciec?

—Jużnanasczeka.Pospieszciesię,weźciepłaszcze.

—Alewpierwobejrzyjmnie,mamo!Jakwyglądam?—powiedziałaHilda,okręcającsięprzedmatką.

Profesorowazdumąpopatrzyłanacórkę.

—Prześlicznie,Hildo.Sukniajestwspaniała.Tenświetlistybłękitpodkre-

ślatwojąurodęblondynki.

Zadowolona Hilda zarzuciła na siebie jedwabny, uszyty również przez Lorę, płaszcz dobrany świetnie
odcieniem błękitu do sukni. Profesorowa, wiedziona poczuciem obowiązku, spojrzała teraz taksującym
wzrokiemnaLorę.

—O,Boże!Czyniemogłabyśprzypiąćczegośkolorowego?Choćbyjakiegośkwiatka?Maszbladącerę,
a do tego ta jednolicie biała suknia! Powinnaś ożywić tę bezbarwną całość czymś kolorowym. Żywe
kolorysąterazmodne.

—Nietrzeba,mamo.Itakniktniezwrócinamnieuwagi.

—Ibędzieszsamasobiewinna,Loro.Jesteśprzecieżładnądziewczyną,TLR

elegancką i szykowną. A jeśli nawet nie dorównujesz Hildzie urodą, to i tak mo-głabyś mieć wielkie
powodzenieupanów,gdybyśtylkobyłatrochębardziejprzystępna,odrobinęwychodzącanaprzeciw...

Lorauśmiechnęłasięcierpko.

—Takiewychodzenienaprzeciwnieleżywmojejnaturze,mamo.

—MójBoże,wdzisiejszychczasachnigdytegozawiele,jeślidziewczynaniechcezostaćstarąpanną.Z
Hildą nie możesz się porównywać. Ona ma w sobie to coś, co pociąga mężczyzn, więc nic nie musi

background image

robić,żebyichzdobywać.

Aletypowinnaśdołożyćstarań,jeślichceszwyjśćzamąż.

Na twarzy Lory odmalował się wyraz udręki. Tego rodzaju uwagi macochy były jej niewymownie
przykre.

—Niespieszymisię,mamo—odparłaniecoszorstko.

—Wybacz,Loro,alemającdwadzieściadwalataniemasięjużzbytwieleczasudonamysłu.

Niedoczekawszysięodpowiedzi,profesorowawyszłazpokojurazemzHildą.Loraszybkonarzuciłana
siebie ciemny płaszcz i podążyła za nimi. Ojciec czekał już w wąskim przedpokoju. Wyglądał na
zmęczonegoiprzepracowanego,aletylkoLoratozauważyła.

—Jesteścienareszciegotowe?Autoczekajużoddawna,atoprzecieżkosztuje.

—Ojej,papajestzawszewzłymhumorze,kiedygdzieśmusiznamiwyjść

—powiedziałaHildakpiąco.

Lorapołożyłaojcudłońnaramieniu.

—Wybacz,ojcze,żemusiałeśnanasczekać.Pewniepracowałeśdoostatniejchwili,bowyglądaszna
bardzozmęczonego.

ProfesorDarlandspojrzałnaniąijakbysięuspokoił.Pośmiercipierwszejżonyożeniłsiębyłpowtórnie
—zwdowąmającącórkęprawiewtymsamymwiekucoLora.Dwunastoletniadziewczynkaodsamego
początkuustosunkowałasiębardzoprzyjaźniedomacochyiprzyrodniejsiostry,chcącutrzymaćwdomu
TLR

spokójiżyczliwąatmosferę.Niktjednakniepodejrzewał,jakbardzojejuczu-ciowaidelikatnanatura
cierpiwzetknięciuzchłodnym,zdawkowymtraktowa-niemjejprzezHildęijejmatkę.Loraznikimnie
rozmawiałanatentemat,zwłaszczazojcem,któregobardzokochała.

ProfesorDarland,jaktyluinnych,straciłwwynikuinflacjicałykapitał,któ-

ry w swoim czasie skusił jego drugą żonę do poślubienia go. Razem z utratą ma-jątku stracił również
bardzo na znaczeniu w oczach żony i Hildy, chociaż troszczył się o ich byt ze wszystkich sił. Obecnie
skazanybyłwyłącznienaswojąpensjęprofesoragimnazjum,aponieważmiałjużpięćdziesiątosiemlat,
czekała go w niedługim czasie emerytura i związane z nią dalsze zmniejszenie dochodów. To
przysparzało mu wiele trosk, gdyż żona i pasierbica były bardzo wymagające. Profesor Darland szukał
dodatkowych źródeł zarobku, publikując pod pseudonimem artykuły w czasopismach naukowych. Nie
chcączaniedbywaćswoichpodstawowychobowiązkówwgimnazjum,pracowałbezwytchnieniaiponad
siły.Loramartwiłasiętymipróbowałamupomagaćwszędzietam,gdzietobyłomożliwe.

Przeddwomalatyodziedziczyłaposwejciotce—rodzonejsiostrzematki

—niewielkispadek.Okazałosiębowiem,żeciotka,którawyszłazamążwHolandiiitamzmarła,nie

background image

pozostawiła po sobie potomstwa. Tak więc Lora weszła w posiadanie dwudziestu pięciu tysięcy
guldenów,czyliokołoczterdziestutysię-

cymarek,iilekroćwidziała,żeojciecborykasięzbrakiemgotówki,proponowa-

łamupomocfinansową.ProfesorDarlandzawszejednakzdecydowanieodmawiał:

—Totwojepieniądze,dziecko.Ajajestemzadowolony,żemasznaczarnągodzinęjakąśsumkę.Może
będzieszkiedyśbardzojejpotrzebowała,boobecnietrudnojestdziewczynieomęża,któryjestwstanie
zapewnić rodzinie byt. Po-czytywałbym sobie za ujmę przyjęcie choćby feniga z twojego spadku. I tak
bardzo mnie odciążasz, pokrywając z odsetek wszelkie wydatki na swoją garderobę i inne potrzeby.
DziękitemumogęterazmyślećwyłącznieopotrzebachmamyiHildy,chociażtymiałabyświększeprawa
domojejtroskiniżHilda,którajestwkońcutylkomojąpasierbicą.

Nie mogąc skłonić ojca do przyjęcia pieniędzy i bolejąc nad jego uciążliwą walką o to, by sprostać
wymaganiomżonyijejcórki,Lorastarałasięnaróżnesposobyodjąćmubodajczęśćtrosk.Robiławięc
użytekzeswoichtalentówTLR

krawieckich, szyjąc piękne suknie według najnowszej mody, przepisywała na maszynie rękopisy ojca i
pomagałamuwewszystkim;pilnowałateż,abyprzytejwytężonejpracyniezapominałoposiłkach.Jej
dni wypełnione były szczelnie różnego rodzaju obowiązkami, nie wyłączając krzątaniny wokół
domowegogospodarstwa.MacochaiHildaniekwapiłysiędotychzajęćinieustannieobarcza-

łyLorędodatkowymisprawami,zamiaststaraćsięjejpomóc.

Lorawzięłaojcapodramięizczułościąpodprowadziładoauta,wktórymsiedziałyjużprofesorowai
Hilda. Wkrótce potem taksówka zajechała przed bu-dynek „Zgody". Do klubu tego należały wszystkie
liczącesięwmieścierodziny,awielkibal,który„Zgoda"urządzałacorokuobokinnychuroczystościi
spotkań, był bez wątpienia najdonioślejszym wydarzeniem towarzyskim sezonu zi-mowego. Jeśli ktoś
chciałcokolwiekznaczyć,musiałpokazaćsięnabalu„Zgody".

Na szerokich, marmurowych schodach panował już ożywiony ruch. Kiedy po oddaniu okryć w szatni
profesor Darland wkroczył ze swoimi paniami do wielkiego westybulu, Hildę otoczyło od razu grono
młodychludzi.Prymwodził

międzynimiwysoki,postawnymężczyznaokołoczterdziestki,oczerwonawej,niecopospolitejtwarzyi
głośnym, jowialnym sposobie bycia. Był to Ernst Frankenstein, bogaty fabrykant jeżdżący wyłącznie
własnym samochodem, posiadacz pięknej, krytej piaskowcem willi stojącej tuż przy miejskim parku,
najbardziejpożądanykandydatnamężawcałymmieście.Jakdotądżadnejdamienieudałosięzagrozić
poważniejegowolności—żadnej,opróczHildyHartung.

Loraginęławcałymtymzamieszaniuprawieniezauważana.Stałaubokuojcaispokojnieobserwowała
ruchwokółHildy.WśródwielbicielisiostryniebyłojeszczeRichardaSundheima,októrymwiedziała,
żeprzyjdziewtowarzystwiestryjaznaczniepóźniej.StarypanSundheim,bogatywłaścicielziemski,był
oryginałemizzasadyniebrałudziałuwtłumnychspotkaniachtowarzyskich.

Zapowiedziałteżbratankowizgóry,żepojawisięnabalujużpobankiecieiżezasiądziewbalkoniena
galerii,gdzieniejesttłoczno,boniemanajmniejszejochotynudzićsięwbalowymrozgardiaszu.

background image

Lorę zabolałoby, gdyby wśród tłoczących się wokół Hildy adoratorów zobaczyła teraz Richarda
Sundheima,alewiedziała,żeitaknicniezostaniejejoszczędzone,nawetjeślimłodyczłowiekzjawisię
dopieropokolacji.PokochałaTLR

Richardazewszystkichsiłodchwili,kiedyujrzałagoporazpierwszy.Otymjednakniewiedziałnikt,
bozamknęłatęmiłośćnadnieserca.Jejuczućniedo-myślałsięnawetonsam,ledwiezauważającLorę
kołojejpięknejsiostry,którawzbudziławnimgwałtownąnamiętność.

Wielbiciele Hildy zaczęli teraz na wyprzódki prosić o przywilej poprowa-dzenia jej do stołu, ale ona
rzuciłapełnekokieteriispojrzeniewstronępostawne-gofabrykantaipowiedziała:

—Jeślidobrzepamiętam,obiecałamtojużpanuFrankensteinowi...

Był to wprawdzie zwykły wybieg, ale Ernst Frankenstein nie należał do mężczyzn marnujących szanse.
Potoczyłwięcdokołazwycięskimspojrzeniemiskwapliwieprzytaknął:

—Wrzeczysamej,pannaHartungwyświadczyłamitenzaszczyt.

Hildaudawała,żewierzywewłasnesłowa.Toposunięciedoniczegojejniezobowiązywało,pozwalało
natomiastprzystolezarzucaćspokojniesiecinaFrankensteina,gdyżRichardaitakwtedyniebędzie.W
tympostanowieniubyławiernaswejzasadzietrzymaniadwóchsrokwgarści.Wszakpokolacjibędzie
mogłazająćsięniepodejrzewającymniczegoSundheimem,niedajączarazemFrankensteinowipowodu
doutyskiwań,żegozaniedbuje.Wkażdymraziejednegoznichmusiupolować!Resztaadoratorównie
wchodziła w rachubę — żaden nie był dostatecznie bogaty. Byli jednak pożyteczni jako efektowny
sztafaż.

PodczaskiedyHildakokietowałaprzystoleErnstaFrankensteina,ipozba-wiającgoresztekrozsądku,a
przytymniewiążącsiężadnymnieopatrznymsłowem,Lorasiedziałabladaispokojnanaswoimmiejscu
i prowadziła mimo roztargnienia uprzejmą rozmowę z pewnym młodym inżynierem, który przywiódł ją
do stołu. Spoglądając niespokojnie to na Hildę, to na drzwi wejściowe ujrzała nareszcie, tuż przed
zakończeniem kolacji, Richarda Sundheima w towarzystwie stryja. Obaj panowie weszli do sali
niepostrzeżenie,jedynieHildaiLoraodnotowałyichprzybycieizauważyły,żeRichardskierowałstryja
niezwłoczniewstronęznajdującychsiętużprzywejściuschodównabalkon.Starszypanwspierałsięna
lasce,abratanekpodtrzymywałgotroskliwiezdrugiejstrony.

Lorapoczułakołaczącewgardleserce,aleniktniezauważyłjejpodniece-nia.

Kiedybiesiadnicywstawaliodstołu,alicznasłużbasprawnieprzygotowy-TLR

wałasalębalową,RichardSundheimpodszedłdoHildyzrozjaśnionątwarzą.

Lorauchwyciłajegospojrzenieiuśmiechsiostry.PochwiliRichardpodałHildzieramięipoprowadził
jądobocznegopomieszczenia.StojącywpobliżuErnstFrankensteinobserwowałtęscenęzminąkogoś,
ktospadłzobłokównaziemię.

Lorawiedziała,żeterazdojdziedodecydującejrozmowymiędzyRichardemaHildą.Zciężkim,bijącym
gwałtowniesercemzebraławszystkiesiły,żebyzapanowaćnadsobąimócdalejprowadzićrozmowęz
obojętnymijejludźmi.

background image

II

Przezsalęsunęływtaktmuzykiparytaneczne,anapodwyższeniupodścia-namisiedziałymatkiikilku
ojców, przyglądając się tańcom młodzieży. Przyległe do sali boczne pomieszczenia były również pełne
gości. Jedynie w górze, na balkonie, było pustawo; czasem tylko ktoś tam wszedł, aby rzucić okiem na
tańczą-

cych.

Panu Sundheimowi seniorowi nikt zatem nie przeszkadzał. Mógł w całkowi-tym spokoju obserwować
toczące się na dole ruchliwe życie, ale jego oczy nie mogły oderwać się od pewnej szczególnie go
interesującejmłodejpary,zwłaszczaodtańczącejdziewczyny.PięknątancerkąbyłaHildaHartung,ajej
świetnie prezentującym się partnerem — Richard Sundheim, który miał tak rozpromienioną szczęściem
twarz,żestarszypanuśmiechnąłsiędrwiąco,obserwującgozgóry.

Sam przekroczył już dawno wiek, w którym kobieta może być dla mężczyzny niebezpieczna. Dla niego
zresztąnigdyniestanowiłyoneniebezpieczeństwa

—byćmożedlatego,żeniemiałdonichzbytniegoszczęścia.Chorobliwieżół-

tawa twarz starszego pana wzdrygała się nerwowo od czasu do czasu, a ręce wspierały się mocno na
lasce nawet teraz, kiedy siedział. W sumie Sundheim senior sprawiał wrażenie kostycznego pedanta o
małożyczliwymusposobieniu.

Wstronęmłodejpary,zktórejniespuszczałoczu,biegłytakżespojrzeniainnychuczestnikówbalu.Jego
uwagi nie uszło, że Hilda Hartung rzucała zalotne spojrzenia i uśmiechy również innym młodym
mężczyznom. Na twarzy starszego pana pojawiła się złośliwa satysfakcja, a wąskie wargi, opadające
kącikamiwTLR

dół,zacisnęłysięjeszczemocniej.

Ernst Frankenstein stał w drzwiach prowadzących do bocznego pomieszczenia i śledził wzrokiem
Richarda Sundheima tańczącego z Hildą. W jego sercu szalała wściekła zazdrość. Hilda rzucała mu w
przelocieuwodzicielskiespojrzenia,aletoniebyłodlaniegożadnąpociechą.Wiedział,żeRichardma
większe szanse. Powędrował spojrzeniem ku górze, w stronę starego Sundheima, którego zauważył
wchodzącegozbratankiem.

„Aotoibogatystryjaszek!"—pomyślałzezłością.

Inaglewjegooczachbłysnęładecyzja.Hildapowiedziałamuześmiechemprzystole,żestarySundheim
— pan na Gorin — przybędzie jeszcze tego wieczoru na bal, gdyż Richard pragnie przedstawić ją
stryjowi.Powiedzianetobyłolekkimtonem,aleFrankensteinwiedział,wczymrzecz.Wiedziałteż,że
niebę-

dziemógłżywićnadzieinazdobycieHildy,dopókiRichardSundheimniezostanieunieszkodliwionyjako
rywal.Terazzdecydowałsiętouczynić,gdyżbyłzakochanywHildziedoszaleństwa—zakochanytak
bardzo,żechciałzłożyćjejwofierzeswojątakdługobronionąwolność.

Tajemnicą poliszynela było, że Richard Sundheim będzie jedynym spadkobiercą swego stryja i że jest

background image

całkowicie od niego zależny. Dzięki takim widokom na przyszłość stanowił świetną partię. I tylko on
mógł równać się z Frankensteinem, który zdawał sobie sprawę z tego, że Hilda chce sprzedać się jak
najdrożej.

Tojednakwniczymnieumniejszyłosiłyjegouczuć.Samnależałdonaturmałosubtelnychidelikatnych,
więcnawettrudnobyłobymupojąć,żetakpięknadziewczynajakHildanierozglądasięzaodpowiednią
oprawą dla swej urody. A w tym mieście oprawę taką mógł jej zaofiarować tylko on — lub Richard
Sundheim,jeżeliotrzymaspadekpostryju.

Jeżeli!

To „jeżeli" było niczym nagła światłość i natchnienie. Ernst Frankenstein ułożył błyskawicznie plan
unieszkodliwieniarywala.NieznałstaregoSundheima

—zobaczyłgodziśporazpierwszy—tamtenrównieżgonieznał,inatymwłaśnieoparłswójplan.

Bezdalszegozastanawianiasięprzemierzyłchyłkiemsalęidotarłdoschodówprowadzącychnabalkon.
TamusiadłnibyprzypadkiemwlożyzajętejprzezHeinrichaSundheima,alewpewnejodległościzanim,
takżebyniktzdołunieTLR

mógłgozauważyć.

HeinrichSundheimzminąmałozachęcającąobejrzałsięzanatrętemzakłó-

cającymmusamotność.ErnstFrankensteinzłożyłukłon,wymamrotałniewyraź-

niejakieśnazwiskoizagadnąłwnajbardziejujmującysposóbjakpotrafił:

—Czypozwolipan,żeprzysiądęsięnachwilęipopatrzęnatańce?

Starszypanodsunąłsiętrochę.

—Proszę,talożajestdlakażdego,taksamojakwszystkiepozostałeodparł

zrzędliwymtonem,myślącprzytym,żeintruzmógłbyrówniedobrzeusiąśćgdzieindziej.

ErnstFrankensteinprzybrałminęniefrasobliwieprzyjacielską.

—Nagórzesątakiepustki,żepozwoliłemsobieusiąśćobokpana.Człowiekchciałbyczasemzamienićz
kimśsłowo,kiedynacośpatrzy.

HeinrichSundheimburknąłsobiewbrodęcośniezrozumiałego.Niepototuprzyszedł,żebygawędzićz
jakimś nieznajomym, ale po to, żeby nareszcie zobaczyć tę pannę Hartung, którą jego bratanek tak
urzekająco barwnie opisywał. Richard miał przedstawić mu tę pannę w trakcie balu, ale dopiero po
przyjrzeniu się jej na odległość. Dlatego Richard powiedział stryjowi, że Hilda wystąpi w niebieskiej
toalecie,ipodał,naktóretańcejestzniąumówiony.

Ernst Frankenstein nie dał się odstraszyć szorstkim zachowaniem starego i konsekwentnie trzymał się
swojegoplanu.

background image

—Wiepan,tkwiąctam,nasali,widzisięniewiele;stądmożnalepiejwszystkoobserwować.

—Panprzecieżjestzamłody,żebyzadowalaćsięsamątylkoobserwacją.

— Ale dostatecznie stary, żeby nie musieć cały czas brać w tym udział. Wo-lę raczej przyglądać się,
zwłaszczajeśliktośdobrzetańczy.Atutajjestkilkapar,któretańcząznakomicie.

—Ach,temodnetańce!Zaczasówmojejmłodościtańczonoinaczej—

rzuciłstarszypanzirytacją.

Frankensteinroześmiałsięzpozornąbeztroską.

—Jateżcoprawdawolęwalca,aleczasemprzyjemniejestpopatrzyć,jakTLR

tańczą inni. O, proszę! Niech pan zwróci uwagę na tę piękną młodą parę: damę w niebieskiej sukni
ozdobionejsrebrzystymkwiatemtańczącązeszczupłym,ele-ganckimmłodzieńcem.Pięknapara!Itańczą
znakomicie,nieuważapan?

—Hm,tak,bardzoładnie—mruknąłstarszypan,niewyjaśniającanisłowem,żeówszczupłyelegancki
młodzieniec to jego bratanek, a dama w niebieskiej sukni to panna Hartung, którą tenże bratanek ma
zamiarpoślubić.

Frankenstein nie oczekiwał wyjaśnień — pokrzyżowałoby mu to plany, gdyby starszy pan dał coś po
sobiepoznać.Ciągnąłwięczudawanąobojętnościądalej:

—Towogólejestciekawapara.Chcąsiępobrać,alebogatystryjaszektegomłodegoczłowieka,jakiś
okropnystaruch,ciąglejeszczeżyje,aoniobojeniemogądoczekaćsięjegośmierci.

Heinrich Sundheim drgnął lekko. Gdyby nawet miał zamiar wtrącić, kim jest dla niego ów młody
człowiek, to teraz zachowałby ten szczegół przy sobie. Na jego twarzy pójawił się wyraz dziwnego
napięcia;skrzywiłsięjeszczebardziej,alespytałzesztucznąswobodą:

—Ach,tak!Toznaczy,żetenbogatystryjaszekstoimunaprzeszkodzie?

Frankensteinzauważyłzulgą,żestarySundheimnastawiłuszu.

— Właśnie! Ten młody człowiek, niejaki pan Sundheim, jest moim znajomym i sam mi o wszystkim
opowiadał.Jegostryjtostarygłupieciabsolutnymizantrop,aprzytymdespotaizrzęda.Trzymabratanka
żelaznąrękąistraszniegotyranizuje,więctrudnomiećmłodemuzazłe,żeczekanaśmierćstryjaszka.
Dopiero wtedy będzie mógł wprowadzić do domu tę piękną młodą damę. Inaczej ona się od tego
wymówi, żeby uniknąć kurateli starego. Na pewno będzie wolała od razu sama zostać panią całego
majątku. Rzecz w tym, że wszystko należy do stryja. On ma również duże kapitały, ale bratankowi
okropnieskąpipieniędzy.

No cóż, bogaci krewni mają to do siebie, że siedzą na workach złota, a swoim spadkobiercom każą
czekać do Sądnego Dnia. W tym wypadku jednak stryjaszek ciągle niedomaga, więc młodzi mają
nadzieję,żedługojużniepociągnie.NaprawdęniemożnamiećzazłeRichardowi,żemarzyośmierci
stryja,boprzecieżtenstarystoinadrodzejegoszczęścia.

background image

TLR

W oczach Heinricha Sundheima zamigotał niedobry błysk. Postanowił wy-słuchać nieznajomego do
końca,żebyzgłębićcałąnikczemnośćbratanka.

— Czy to jednak nie dowodzi zupełnego braku serca u tego młodzieńca, że pragnie śmierci starego
człowieka?

Frankensteinzauważyłzzadowoleniem,żerybapołknęłahaczyk.Terazbę-

dziemożnapodjudzaćSundheimaseniorajeszczebardziej.

—Aczegóżmożnaoczekiwać,jeżeliktośjestzakochanyimusiwybieraćmiędzypięknądziewczynąa
starym, przykrym stryjem? Ja rozumiem Richarda, że chciałby jak najszybciej ożenić się i nie narażać
młodejżonynażyciepodwspólnymdachemzestarymdespotą.

—Hm-hm,itenmłodyczłowiektakpoprostuzwierzyłsiępanuzeswychspraw?

—Tylkownajgłębszejtajemnicy,rzeczjasna.Właściwieniepowinienemotymmówić...Alepanjest
obcywnaszymmieście,inaczejbympanaznał;mytuwszyscyznamysięmiędzysobą.Apanteżchyba
niematunikogo,skorosiedzipantaksamotnie.

— Ma pan rację, jestem tu tylko przejazdem. Mieszkam w pobliskim hotelu i przyszedłem popatrzyć
chwilęnazabawę.

Frankensteintriumfowałpocichu.

— Tak właśnie myślałem. Nie powinien pan jednak zbyt surowo osądzać mojego znajomego. On jest
pozatymczarującymmłodymczłowiekiem,ato,żenienawidziswojegostryja,możnazrozumieć,bogo
dotegodoprowadzono.Jeślizaśnienawidzisiękogoścałymsercem,toiżyczymusięodpowiednio.Tak
tojużjestnatymświecie,żestarzysądlamłodychzawadą,aświatniebardzowie,cozestarymipocząć.

Twarzstarszegopanazadrgałakonwulsyjnie.

—Awięctenbogatystryj,któremucimłodzitakgorącożycząśmierci,jestcałkowiciezbyteczny?

—Całkowicie!Niemożeniclepszegozrobić,jakprzenieśćsiędowieczno-

ści,zostawiającbratankowicałymajątek.OstateczniepotoistniejąnaświecieTLR

bogacistryjaszkowie.

Starszypanbłysnąłponurymspojrzeniemwstronęrozmówcy.

—Proszęniezapomnieć,żepanrównieżkiedyśsięzestarzejeibyćmożezostaniebogatymstryjaszkiem.

—Wykluczone!Postaramsięmiećdzieci,którymbędęmógłzostawićma-jątek.

Obajpanowietakbylipogrążeniwrozmowie,corazżywszejigorętszej,żeniespostrzegliwchodzącej

background image

poschodachmłodej,smukłejdamywbiałejsukni.

Lora Darland stwierdziła ze zdumieniem, że Ernst Frankenstein dotrzymuje towarzystwa staremu panu
Sundheimowi.SpotkanietutajFrankensteinaniesprawiłojejprzyjemności—uważałagozaczłowieka
wyjątkowoniesympatyczne-go—natychmiastwięczawróciłaizeszłazpowrotemdosalibalowej.

Lora nie należała do dziewcząt, o które panowie dobijają się, prosząc je do tańca. Jej spokojny i
powściągliwysposóbbycianiezachęcałzbytniomłodychmężczyzn,ajejteżniezależało,żebykręcićsię
wtańcuzkimśobojętnym.

Przywykłaprzytymoddawna,żemusizawszetrzymaćsięskromnieztyłu,zaswojąpiękną,atrakcyjną
siostrą przyrodnią. A na balkon poszła, skoro tylko zorientowała się, że chronią się tam ci nieliczni,
którzytakjakonaniesąspragnienitańców.

Marzyła o jakimś spokojnym kącie, gdzie będzie mogła bez przeszkód po-grążyć się w swoich
niewesołych rozmyślaniach. Było jej bardzo ciężko na sercu. Musiała patrzyć, jak Richard tonie
spojrzeniem w oczach Hildy, jak niemal pijany szczęściem całuje ją w rękę. Wielki Boże, jak on ją
kochał! A ona? Ona łaskawie pozwalała się uwielbiać, nie odwzajemniając jego uczuć. Zimna i bez
serca, pochlebiona jedynie w swojej próżności, stała na wprost niego i nawet w tej chwili biła się z
myślami,komuoddaćsięnawłasność:jemuczyFrankensteinowi?

Lora była ostatecznie zgnębiona. Życzyłaby siostrze szczęścia u boku Richarda, gdyby wiedziała, że
Hilda rzeczywiście go kocha. Nawet gdyby miała bardzo cierpieć, pociechą byłaby myśl, że Hilda da
Richardowiszczęście.Onpowinienbyćszczęśliwy,ategoprzyHildzienieosiągnie—natylezdążyła
gojużpoznać.Hildabyłatakbezgranicznieinteresowna,kochającatylkosiebie,pa-TLR

trzącanakażdąsprawęwyłącznieodstronywłasnychkorzyściitakbardzozimna,żeRichardSundheim
któregośdniająprzejrzy,alewtedybędziejużzapóź-

no. Lora była tego całkowicie pewna i to legło jej ciężarem na sercu, ponieważ nie mogła uchronić
Richardaprzedfałszywymkrokiem.

Nie zastanawiając się dłużej, o czym obaj panowie debatują tak żywo, wycofała się pospiesznie w
obawie,żeFrankensteinjązagadnie,amożenawetzapoznazestryjemRicharda.AtozpewnościąHilda
miałabyjejzazłe.

Zadowolona,żezdołaławymknąćsięniepostrzeżenie,poszładomacochy,któranaszczęściezajętabyła
rozmowązkilkomastarszymipaniami.TozaoszczędziłoLorzewysłuchiwaniacierpkichrad,copowinna
robić,abypanowiepro-silijądotańca.PoszukaławzrokiemHildyiRicharda:właśnieszliprzezsalę,
pogrążeniwrozmowieibardzosobązajęci.

Orkiestrazaczęłaznowugrać.Lorazobaczyła,żeFrankensteinwynurzyłsięnagletużprzynichipoprosił
Hildędotańca,zapewnejużwcześniejobiecanego,boHildapożegnałaRichardauśmiechemiposzłaz
Frankensteinem,któryzdążył

już tymczasem wsączyć jad w duszę starszego pana i opuścić go pod pretekstem obowiązków
towarzyskich.

background image

Richard zniknął gdzieś w tłumie, a kiedy Lora próbowała wytropić go wśród gości, stanął przed nią
nieoczekiwanieipoprosiłdotańca.Dziewczynadrgnęłazaskoczona,alenatychmiastpodniosłasię,już
opanowana i spokojna. Wiedziała, iż Richard podszedł do niej tylko dlatego, że była siostrą Hildy;
inaczejwogólebyjejniezauważył.Bolesnyuśmiechprzemkąłpojejtwarzy.Richarddostrzegł

go i po raz pierwszy przyjrzał się Lorze baczniej. Instynktownie uważał ją za osobę bardzo miłą, ale
uczucie do Hildy pochłaniało go bez reszty, usuwając z pola widzenia wszystkie inne kobiety i nie
pozwalając poświęcić im nic poza przelotnym spojrzeniem. Jednakże myśl, że będzie miał tak uroczą
szwagierkę,sprawiłamuprzyjemnośćiskłoniładozwierzeń.

—Widziałam,jakwchodziłpannasalęwtowarzystwiestarszegopana;to,zdajesię,pańskistryj?Nie
widujesięgounaswmieście,więcstądmojedomysły—powiedziałaLora,zmuszającsiędorozmowy
naobojętnytemat.

—Imapanirację.Nareszcieudałomisięwyciągnąćstryjazjegotwierdzy.

Niebędętaiłprzedpanią,żeprzyświecałmiprzytymokreślonycel.Powiedzia-

łem mu, że kocham Hildę i pragnę ją poślubić. Ale ponieważ jestem od stryja za-leżny, nie chciałem
zaręczyćsięoficjalnie,zanimchoćbyrazniezobaczymojejTLR

przyszłejżonyizanimbędziemiwolnoprzedstawićjąstryjowi.PoślubiezamieszkamyzHildąwGorin,
wdomustryja,więcjestemmuwinienwszelkiewzględy.

—Tooczywiste—odparłaLora,usiłujączachowaćspokój.

— No właśnie. Hilda dała mi dzisiaj swoje słowo i jestem bardzo szczęśli-wy. Po tym tańcu, który
obiecała panu Frankensteinowi, chcę ją zaprowadzić do stryja i przedstawić mu ją jako swoją
narzeczoną. Stryj siedzi na balkonie, bo nie mógł zdecydować się na przebywanie w tłumie gości. On
prawie stale trochę niedomaga i żyje w odosobnieniu, więc to z jego strony wielkie poświęcenie, że
przyszedłtuzemną.

— Nie wątpię, że to rzeczywiście była ofiara. Dla starszych ludzi taki bal jest mniejszą lub większą
mordęgą.Mójojciecteżsiępoświęca,kiedymusinamgdzieśtowarzyszyć.

— A więc rozumie pani mojego stryja. To dziwak, aleja mam wobec niego długi wdzięczności. Stryj
wyświadczyłmiwieledobrego.Żalmi,żestałsiętakimzgorzkniałymodludkiem.Niestetyniejestemw
staniemupomóc.

—Należymuwspółczuć,żemimocałegobogactwamatakniewielerado-

ściwżyciu.

Łagodny, ciepły głos Lory podziałał dziwnie uspokajająco na Richarda trochę spiętego i
zdenerwowanego,gdyżtenwieczórmiałzadecydowaćojegoszczęściuidalszychlosach.

— Ma pani rację; stryjowi należy tylko współczuć. Na jego życiu położyły się cieniem jakieś ciężkie
doświadczenia w młodości. Ale ja głęboko wierzę, że stryj odżyje, kiedy Hilda zamieszka ze mną w
Gorin. Jej urokowi nikt się nie oprze. Jest przecież takim zachwycającym, serdecznym stworzeniem,

background image

pogodnymiradosnym.Wierzę,żeuczynistryjainnymczłowiekiem.Jeśliofiarujemuchoć-

bycząstkęswegouczuciowegobogactwa,niebędziemógłsięoprzeć.

Lorzebyłocorazciężejnasercu.Niemiaławątpliwości,żeRichardwbardzoniedługimczasieprzeżyje
gorzkierozczarowaniecodocharakteruHildy.

Teraz odgrywała przed nim urokliwą komedię, jak zawsze, kiedy chciała kogoś zdobyć, ale wkrótce
odłożyswojegierkidolamusajakozbyteczneinużącere-TLR

kwizyty.

—Miejmynadzieję,żeHildaspełniwszystkiepanapragnienia—odparłaLora;nawięcejniepotrafiła
sięzdobyć.

—Och,zcałąpewnością!Stryjbędziesiępoczątkowotrzymałnauboczu.

HildaijazamieszkamywbocznymbardzoprzestronnymskrzydledworuwGorin,astryjpozostaniew
częściśrodkowej.Będziemysięznimwidywaćtylkowtedy,kiedyontegozechce.DlaHildybędzietak
chybanajlepiej,boniepowinnamiećuczucia,żejestzależnaodhumorustryja.Onazresztązgodziłasię
na wszystko. Boi się trochę stryja, ale to minie, kiedy przekona się, że nie jest on człowiekiem
niedobrym, tylko zgorzkniałym. Ja zawdzięczam mu nieskończenie wiele. Zaopiekował się mną, kiedy
zostałem sierotą; wyznaczył mnie nawet na swego spadkobiercę. Myślę, że Hilda zdobędzie się bez
większegowysiłkunatrochęcierpliwościwstosunkudoniego.Iżeprzyjdziejejtołatwiejzewzględu
namnie,niesądzipani?

Lorapowstrzymaławestchnienie,wiedzącdobrze,jakniewielecierpliwościwykazujeHildawstosunku
doinnychludzi.

—Hildanapewnobędzierozsądna—powiedziałaLoraoględnie,żebyniemartwićRicharda,ajednak
miałatakieuczucie,jakbygookłamała,jakbydopu-

ściłasięfałszu,zamiastgoostrzeciotworzyćmuoczynaprawdziwycharakterHildy.

Aleczymogłatouczynić?Czyniezdradziłabysięprzytymzeswoimuczuciem?Nie,zjejustniemoże
paśćanijednosłowo,któreściągnęłobygozobło-ków.Musispokojniepatrzyć,jakczłowiek,któremu
oddanajestcałąduszą,bę-

dzieokrutnieokłamanyioszukany.

TaniecskończyłsięiRichardSundheimodprowadziłLorędomacochy,doktórejpodeszłarównieżHilda
ze swym partnerem. Frankenstein przez cały czas gorliwie nadskakiwał Hildzie i składał jej wyraźne
deklaracje,nacoonapozwalała,aczkolwiekbyłajużposłowiezRichardem.Wdalszymciąguuważała
bowiem za słuszne trzymać dwie sroki za ogon, skoro nie wiadomo było, jak odnie-sie się do niej
siedzącynabalkoniestarszypan,kiedyRichardmująprzedstawi.

Hildaniemiałazamiarudaćsiętyranizować.ZanimwięcodprawiFrankensteina,musizdobyćpewność,
żeżyciepodjednymdachemzHeinrichemSundheimembędziedlaniejdoprzyjęcia.TLR

background image

Dlatego kiedy po skończonym tańcu Frankenstein odprowadził ją do matki, pożegnała go uśmiechem
bardziej niż obiecującym. On zaś odszedł pozornie spokojny, chociaż robiło mu się gorąco na myśl o
skutkach,jakieniechybniewywołatruciznawsączonawuszystaregoSundheima.

RichardzłożyłukłonLorzeiprzysunąłsiędonarzeczonej.

—Czychceszterazpójśćzemnąnagórędostryja,Hildo?—zapytałszep-tem,gdyżniktniepowinien
usłyszeć,żezwracasiędoniejper„ty".

Hildawestchnęłalekko,alespojrzałazalotnienaRicharda.

—Nocóż,razwkońcumusidotegodojść.

—Nieobawiajsięniczego,Hildo.Iniechcięniezwiedziesposóbbyciastryja.Nawetjeślibędziemało
uprzejmyiniezbytwylewny,tonieoznacza,żejestzły.Myślotym,żenaszaprzyszłośćspoczywawjego
rękach,ibądźdlaniegobardzomiła.

TozupełnieniebyłopomyśliHildy.Czyrzeczywiściemusiprzypochlebiaćsiętemustaremuzrzędzie?
FrankensteinbyłnapewnorówniebogatyjakstarySundheim,awystarczyłotylkoskinąć,byleżałujej
stópzcałymswymmajątkiem.JeślizaśskłonnabyłapoświęcićsięiwybraćRicharda,totylkodlatego,
żenieskończeniegórowałnadtamtymwytwornąprezencją.

Hilda wmawiała sobie całkiem serio, że poświęca się dla Richarda — warunki małżeństwa z
Frankensteinem znacznie bardziej jej odpowiadały. Gdybyż on tylko nie Wyglądał tak pospolicie!
Oczywiście,przyjemniejbędziezostaćżo-nąRichardaniżFrankensteina,aleztymwszystkimnienależy
oczekiwaćodniejzbytnichpoświęceńiwysiłków.

Wniezbytróżowymnastroju,żałującpotrosze,żezwiązałasięjużsłowem,przeszłazRichardemprzez
salęischodywiodącenabalkon.Lorapowiodłazaniminiespokojnym,smutnymspojrzeniem.

FrankensteinpozostawiłbyłHeinrichaSundheimawnastrojutrudnymdoopisania.Starszypanuwierzył
bezzastrzeżeńwewszystko,comutamtenpowiedział.Możedlatego,żezawszegotówbyłdostrzegaćw
ludziachraczejzłoniżdobro.

TLR

Richardausynowił,kiedychłopiecmiałdwanaścielat.Jegorodzicezginęliwkatastrofiekolejowej.Nie
pozostawili po sobie żadnej schedy, ale stryj zapewnił Richardowi porządne wykształcenie i nie
ukrywał, że kiedyś przekaże mu swój majątek. Richard poświęcił się zatem rolnictwu. Po ukończeniu
studiów prowadził na życzenie stryja przez dłuższy czas — w celu doskonalenia zdoby-tego
wykształcenia — wzorcowe gospodarstwo jako wolontariusz, a od dwóch lat pomagał stryjowi
gospodarowaćwGorin.Porazpierwszymiałuczucie,żeniekorzystazjałmużnyidobrodziejstwastryja,
leczżeuczciwiepracujenaswojeutrzymanie.

Dziwnarzecz,aleodkądRichardstałsiędorosłymmężczyzną,któryenergiąipracowitościąprzyczyniał
siędorozwojumajątkuGorin,wstarszympanuza-częłokiełkowaćcośwrodzajuniechęci.Terazpatrzył
na Richarda omal jak na szczęśliwszego rywala, któremu zazdrościł młodości, doskonałej prezencji i
licznych dowodów ludzkiej sympatii. Widział w nim reprezentanta zwycięskiej przyszłości, podczas

background image

kiedy on sam coraz bardziej i bardziej odchodził w zużytą przeszłość. To przeświadczenie męczyło go
równie mocno jak lęk przed śmiercią. Myśl, że tuż za nim stoi następca odsuwający go w cień,
przyprawiałaHeinrichaSundheimaokatusze,akwitnąceobokżycietylkowzmagałogorycz.

Nie opuszczająca go nigdy podejrzliwość często podsuwała wtedy myśl, że Richard czeka być może
niecierpliwienaśmierćstryja.Niewiedział,jakbardzosięmyli,jakzupełnienieznaswegobratankai
niewyczuwaanijegodelikatno-

ści, ani głębokiej wdzięczności. Czasem oczywiście ogarniał starszego pana wstyd za te małostkowe
odczucia,alepotemzwyciężałazastarzałanieufnośćdoludziigórębrałorozgoryczenie.

KiedyniedawnoRichardzwierzyłsięstryjowizeswoichsprawsercowych,jegopodejrzliwośćwzrosła
zeszczególnąmocą.BonibynaczymRichardbudu-jeswojemałżeńskieplany?Oczywiścienatym,że
jestspadkobiercąHeinrichaSundheima!Wkońcujednakwyraziłzgodę,atakżeobiecał,żeprzyjdziena
bal,abyRichardmógłprzedstawićmuswojąwybrankę.

I teraz w niezbyt dobrym nastroju obserwował z wysokości balkonu tańczącą Hildę. Dziewczyna nie
wzbudzaławnimabsolutnieżadnejsympatii,więctylkouznałRichardazagłupca,którydałsięomamić
ładnejbuzi.

Ernst Frankenstein wtargnął w ten nastrój i swoją gadaniną ugodził go w samp serce. Starszy pan zbyt
łatwowprawdziedałintrygantowiwiarę,aleto,coTLR

usłyszał,tylkopotwierdziłonurtującegooddawnapodejrzenia.Duszącsięniemalzwściekłości,czekał
zgorączkowąniecierpliwościąnachwilę,kiedyRichardprzyjdzieprzedstawićmunarzeczoną.Będąsię
miećzpyszna!Zniweczyjednymsłowemichszczęścieiwyjaśni,żenapróżnoczekająnajegośmierć.

Rozsierdzonycorazbardziej,zwybałuszonymigniewemoczami,rozkoszował

się z góry swoją zemstą. Richard nie będzie po nim dziedziczył — rzuci mu to zaraz prosto w twarz.
Wygnagozdomuiodmówiwszelkiejpomocy.Niechsięprzekona,doczegodoprowadził.

Osobliwą koleją rzeczy rozmyślania te przyniosły staremu dziwakowi uczucie jakiegoś wyzwolenia,
wiarę, że zdoła przedłużyć swoje życie, skoro odtąd nie będzie przy nim nikogo, kto czekałby na jego
śmierć.PozaRichardemmiałnaświecietylkojednegojaszczekrewnego:KarlaSundheima,któryprzed
wielula-tywywędrowałdoAustralii.KarlbyłchybaokilkalatstarszyodRicharda.Wie-dzianoonim
tyle tylko, że założył w Melbourne czy też w Sydney niewielką, kiepsko prosperującą firmę, i że —
wedleostatnichwiadomości—nadalniejestżonaty.Toonzostaniespadkobiercą—przynajmniejnie
będzieczyhałnaśmierćstryja,bowie,żewszystkodziedziczyćmiałRichard.Jutroranotrzebabędzie
zniszczyć stary testament i sporządzić nowy — na rzecz Karla. A z Richardem koniec po wsze czasy!
Niech spróbuje przejść przez życie bez pomocy bogatego stryja! O żeniaczce raczej nie będzie myślał,
jakożetapannaHartungjestpodobnobiedna.

Tymczasem Richard, nie przeczuwając burzy zbierającej się nad jego niewinną głową, wszedł
uśmiechnięty do loży. W kilku ciepłych słowach przedstawił stryjowi swoją ukochaną,- Hilda zaś
przyoblekła twarz w zalotny uśmiech, całkowicie pewna, że podbije nim „starego" bez reszty. Ale
Heinrich Sundheim szybko wstał, podpierając się laską, i obrzucił młodych lodowatym, szyderczym
spojrzeniem.

background image

— Cieszy mnie, że mogłem panią poznać, piękna panienko, bo dzięki temu mam możność powiedzieć
wprost, iż nadzieje pani, a także mojego lubego bratanka na moją rychłą śmierć są płonne. Muszę pani
wyjaśnić,żeRichardnieodziedziczypomnieanizłamanegoszelągaiżewogóleniemamznimjużnic
wspólnego. Stary tyran będzie umiał zrobić lepszy użytek ze swojego majątku niż przekazać go
niewdzięcznemuhultajowi.Iniemaochotyznosićoboksiebieludzi,którzytylkoczyhająnajegośmierć.
A między nami wszystko skończone, Richardzie Sundheim! Nie licz więcej na jakąkolwiek pomoc z
mojejstrony.W

TLR

moimdomuniemadlaciebiemiejsca,zrozumiałeś?

Heinrich Sundheim wszystko to powiedział ostrym i podniesionym tonem, w czasie kiedy orkiestra
zaczęła od nowa przygrywać do tańca, po czym, podpierając się laską, ruszył porywczo w stronę
schodówizszedłnimitakszybko,jaktylkomógł.

Richard stał jak sparaliżowany, nie wiedząc, co stryja wprawiło w teki gniew. Do głowy mu nie
przyszło, że ktoś mógłby podstępnie i kłamliwie oczernić go przed stryjem. Co prawda, stary pan
Sundheim nigdy nie był zbyt miły, a w ciągu ostatnich lat bywał właściwie bardzo często chmurny i
nieprzyjazny, ale Richard kładł to na karb pogłębiającego się zdziwaczenia i był mimo wszystko
przekonany, że stryj odwzajemnia jego przywiązanie. Ten wybuch był jednak czymś zupełnie
nieoczekiwanym.Richardstałprzezchwilękompletniezaskoczonyipatrzyłwśladzastryjem,ciąglenie
pojmując,cosięstało.

Hilda zbladła jak płótno. Ze słów starszego pana zrozumiała przede wszystkim to, że Richard został
wydziedziczonyiżestryjcofamuwszelkąpomoc.

Mimo konsternacji zdziwiła się w duchu, skąd „stary" wie, że ona tak liczy na jego rychły zgon. Nie
miałaoczywiściepojęcia,żetorobotaFrankensteina,którypostanowiłwkroczyćwjejiRichardażycie.
Szybko jednak rozejrzała się w sytuacji i uznała, że musi teraz za wszelką cenę wymigać się od
zobowiązańwobecRichardaizręczniewydobyćsięzmatni.NobojeśliRichardzostałwydziedziczony,
totymsamymprzestajebyćdobrąpartią.

Wzburzonaodsunęłasięodniegookrok.

— Że też muszę znosić podobne impertynencje! To niesłychane! Przecież pan powiedział mi, że stryj
wyraził na wszystko zgodę! A teraz taki afront! Jak mam to rozumieć? — powiedziała ostrym,
zirytowanymtonem.

Richard uniósł bezradnie ramiona. Wyglądał jak człowiek wyrwany z głębo-kiego snu. Słowa Hildy
ocuciłygozodrętwienia.Spojrzałnaniąrozgorzałymnaglewzrokiem.

—NamiłyBóg,uspokójsię,Hildo!Jasamnicztegonierozumiem.Muszęcięterazpożegnaćipójść
zapytać stryja, co to wszystko ma znaczyć. Proszę cię, bądź spokojna; musiało zajść jakieś
nieporozumienie. Zapewniam cię, że słowa stryja zaskoczyły mnie jeszcze bardziej niż ciebie. Wybacz
mi,żenaraziłemcięTLR

natakąsytuację,aleniemogłemprzecieżjejprzewidzieć.Nierozumiemstryja;jegozachowaniejestdla

background image

mniecałkowitązagadką.Proszęcię,wróćterazdomatkiibądźdobrejmyśli;sprawamusisięwyjaśnić.
Jeśli nie zdołam wrócić jeszcze dzisiaj, przyjdę do ciebie jutro koło jedenastej przed południem, żeby
porozmawiaćztwoimirodzicami.Mamnadzieję,żeprzyniosęjużdobrewiadomości.

Przykromi,żemuszęcięterazzostawić.Bardzoproszę,niegniewajsię.Dobranoc,kochanie!Zaręczam
ci,żewszystkobędziedobrze.

Porywczym gestem podniósł jej dłonie do ust i szybko zbiegł po schodach, nie zauważywszy
Frankensteina,którystałnieopodaliukradkiemobserwował

całą scenę. Plan najwidoczniej powiódł się! Teraz należało urobić Hildę, przekonać ją, że on,
Frankenstein,mawięcejdozaofiarowanianiżtamtenmłodyczłowiekzależnywewszystkimodstryja.Bo
jeśli nawet zdoła się z nim pogodzić, stary będzie cholernie skąpił młodej parze. I to trzeba Hildzie
uświadomić.

FrankensteinzupełnieniezastanawiałsięnadtymcowyrządziłRichardowi.

NiechRichardpostarasięprzebłagaćstryjaszka,aledopieropotem—kiedyonjużzdobędzieHildędla
siebie!Bowto,żebystarySundheimwyrzekłsięswegobratankanazawsze,Frankensteinniewierzył.

Tymczasem Richard ruszył na poszukiwanie stryja do szatni, ale tam powie-dziano mu, że, owszem,
starszypanolasceodebrałpłaszczidopierocowyszedł.

Richardwybiegłprzedportalizobaczyłodjeżdżającysamochódstryja.Wzburzonychciałwpierwszym
odruchupobieczaautem,aletobyłoprzecieżbezcelowe.Przezchwilęstałwniepewności,coczynić,
potemotrząsnąłsięispojrzał

nazegarek.OstatnipociągdoGorinodchodziłzakwadrans.Zawróciłspieszniedoszatni,odebrałswoje
rzeczyitaksówkąpojechałnadworzec.

Jeślimiałjeszczedziśporozmawiaćzestryjemidowiedziećsię,cowłaściwiezaszło,czasbyłpotemu
najwyższy.

III

Richardowiudałosięzłapaćpociąg.Wysiadłnapierwszejstacji—Gorin,oddalonejopiętnaścieminut
drogiodmajątkustryja.ZpociąguwysiadłoopróczTLR

Richardajeszczekilkumiejscowychchłopów,którzypozdrowiligozszacun-kiemjakoprzyszłegopana
dóbr Gorin. Richard odpowiedział im z roztargnie-niem, gdyż myślami błądził ustawicznie wokół
zagadkowejscenynabalu.

Idącterazwciemnościachnocy,rozpamiętywałbezkońcakażdesłowo,któ-

restryjwyrzucałzsiebietonemzimnymiostrym,azarazempełnymniepoha-mowanegogniewu.Richard
zadawałsobieciągleodnowatosamopytanie:jakstryjmógłcośtakiegopowiedzieć?Przecieżnigdynie
wyczekiwałjegośmierci;naodwrót—troszczyłsięozdrowieswegodobrodzieja.Cowogóleprzyszło
stryjowidogłowy?

background image

Otworzyłbramęgorinowskiegodworu,doktórejmiałwłasnyklucz,ijużzdalekazobaczył,żewoknie
gabinetu stryja pali się światło — znak, że starszy pan nie poszedł jeszcze spać. A więc można będzie
poprosićgoorozmowęiwy-jaśnienieniezrozumiałegozachowania.

Friedrich,zaufanysłużącystryja,wyszedłRichardowinaprzeciwzzafraso-wanąminą.

—Friedrich,zameldujmnie,proszę,stryjowi.Muszęznimkonieczniejeszczedzisiajporozmawiać.

Starysługapotrząsnąłgłowązmartwiony.

— Przykro mi, panie Richardzie, ale otrzymałem wyraźny rozkaz, aby pana nie wpuszczać. Jaśnie pan
zamknął się teraz w gabinecie, ale przedtem strasznie się złościł. Wygłosił całą mowę, wyciągnął z
biurka testament i podarł go na drobne kawałki. A mnie kazał panu powiedzieć, że widziałem to na
własneoczyiżeniemasensu,żebypanstarałsięznimzobaczyć.Bowszystkosięskończyłoionnie
chcemiećzpanemdoczynienia.AjeślipanpojawisięwGorinjeszczedziś,tomampanupowiedzieć,
żebypanspakowałswojerzeczyirankiemopu-

ścił ten dom. Na miłość boską, co się wydarzyło, panie Richardzie? Mnie po prostu ścięło z nóg, bo
nigdyjeszczeniewidziałem,żebyjaśniepanbyłtakwzburzonyirozgniewany.

Richard,bardzobladyiprzygnębiony,wzruszyłramionami.

—Samchciałbymtowiedzieć.Niztego,nizowegozrobiłmipiekielnąscenę.Powiedział,żenapróżno
czekamnajegośmierć,boonitakmniewydziedziczy,żeniedostanęodniegoanizłamanegoszelągaiże
mamopuścićjegoTLR

dom. Nie mam pojęcia, co mu się stało. Przecież ty wiesz, Friedrich, że nie mam sobie nic do
wyrzucenia,jeślichodziostryja.

— O, Boże! Wiem, oczywiście, że wiem, bo znam pana od dziecka. Coś jednak musiało jaśnie pana
wytrącićzrównowagi,alemnieteżnicnatentematniepowiedział.Myślałem,żedostanieapopleksji,
kiedy zaczął wykrzykiwać, jakim to pan jest niewdzięcznikiem. Próbowałem coś wtrącić, że to
nieprawda, że pan na pewno nie jest niewdzięczny, to zaczął krzyczeć na mnie: „Milcz, bo i do ciebie
stracę zaufanie! Pewnie masz z nim konszachty i też dybiesz na moją śmierć!" Więc zmilczałem, bo
dopókijaśniepanjestwgniewie,dopótyniemoż-

naznimrozmawiać.

Starysłużącyspojrzałzatroskanynapobladłątwarzmłodegoczłowieka.

—Rozumiem,żedzisiajjużniezdołamwedrzećsiędostryja;niechciał-

bym go od nowa zirytować, bo to mu szkodzi. Ale spróbuj, proszę, nakłonić go jutro rano, żeby mnie
przyjął.Niemogęprzecieżtakpoprostuodejśćnazawsze.

Chciałbymchociażwiedzieć,czymmusięnaraziłem.

— Zrobię wszystko, co będę mógł, panie Richardzie. Niech pan idzie teraz odpocząć. Wygląda pan
bardzokiepsko.Wtakimstanienigdyjeszczepananiewidziałem.

background image

Richarduśmiechnąłsięgorzko.

—Runąłemdziśbardzogwałtowniezniebiosnaziemię.Nieudamisięza-snąć,boodłaskilubniełaski
stryjazależywmoimżyciuwięcej,niżmożeszsobiewyobrazić.Pójdęterazispakujęswojerzeczy.

—Niechpanjeszczesięztymwstrzyma;jutro,byćmoże,jaśniepanbędzieinnejmyśli—próbowałgo
pocieszyćsłużący.

Richardpotrząsnąłgłową.

— Nie, Friedrich! Nie mogę zostać, jeśli on wszystkiego nie odwoła, a wiesz, jaki jest zawzięty.
Dobranoc,Friedrich.Jeślistryjzechcemniewidzieć,zawołajmnienatychmiast.

Służący popatrzył ze smutkiem: jeśli pan Richard będzie musiał stąd odejść, zabierze ze sobą także
cząstkęjegoserca.

—Obywszystkoobróciłosięnadobre,proszępana.

TLR

Richardudałsiędoswegopokoju.Przezchwilęzastanawiałsię,czyniepowinienwrócićdoklubu,żeby
uspokoićHildę,aleprzypomniałsobie,żepociągniechodzijużotejporzedomiasta,aniemiałodwagi
wziąćsamochodupotym,cozaszło.Gdybyzaśwyruszyłdomiastapiechotą,zpewnościądotarłbytam
po zakończeniu balu. Zupełnie bez sensu. Hilda musi uzbroić się w cierpliwość do południa. Może
będziejużwtedywięcejwiedziałniżteraz.

Rzuciłsięnafotelizapatrzyłprzedsiebie,medytującnadtym,cosięwydarzyło,iprzypominającsobie
każde słowo stryja po kolei. Ale roztrząsanie wszystkiego od nowa nie dało żadnego rezultatu. Dla
Richardajednotylkostałosięjasne—żenależynatychmiastspakowaćrzeczy.

Cobędziepóźniej,kiedyrzeczywiścieopuścitendom,kiedystryjnaprawdęgowydziedziczyiodmówi
wszelkiej pomocy — tego jeszcze nie wiedział. Dzisiaj z pewnością niczego nie wymyśli. Pewne było
tylkoto,żepotemtrzebabę-

dziezbudowaćswojeżycienazupełnienowychpodstawach.

Kiedyileślattemustanąłprzedproblememwyboruzawodu,pragnąłzostaćinżynierem.Zrezygnowałz
tegowyłączniezewzględunastryja,któryprzekonał

go, że dla przyszłego właściciela majątku ziemskiego w Gorin nie wchodzi w rachubę żaden inny
kierunek wykształcenia poza agronomią. Ale wykształcenie przygotowujące do pracy na roli było
przydatne tylko wtedy, jeśli posiadało się własną ziemię. Tak więc widoki na zbudowanie sobie
egzystencji przy zmianie roli życiowej przedstawiały się źle. Pozostawała jeszcze jedna możliwość:
posa-darządcymajątku,aletobyłoprawienieosiągalne.Większośćwłaścicieliziem-skichobywałasię
bez rządcy, tam zaś, gdzie był on konieczny, pracował już za-zwyczaj ktoś zasiedziały i wypróbowany.
Dlaagronomówbyłoniewielemiejscpracy,zatowieluchętnychdoichobjęcia.Pozatym,gdybynawet
jakimścudemRichardotrzymałtakąposadę,zarabiałbyniewiele,tyleconawłasnepotrzeby.

Utrzymanieztegożony,niemówiącjużorodzinie,byłobyniemożliwością.

background image

Zwłaszcza żony takiej jak Hilda — bez własnego majątku, za to wymagającej i przyzwyczajonej do
wygód.

Przypomniałmusięnaglećiawnyprzyjacielzestudiów,HeinzMartens.Ontakżeuznał,żejakorolnikbez
ziemi nie ma w Niemczech żadnej przyszłości i wywędrował do Afryki Południowo-Zachodniej. Jego
listybyłybardzointeresująceirozbudzaływRichardzieżądzęprzygódtkwiącąwkażdymmężczyźnie.

TLR

Richard postanowił zabrać je ze sobą i w wolnej chwili jeszcze raz uważnie przeczytać. Może w nich
znajdziepomocnąwskazówkę,copowiniendalejczynić.

Wstał,poszukałlistówHeinzaiwłożyłdopodręcznegoneseserujakopierwsząrzeczdozabrania.Alepo
chwiliprzeciągnąłrękąpoczoleznagłymuczuciemgorąca.Afryka?AcozHildą?

Poprosiłjąorękę,alebyłwtedyprzekonany,żejestspadkobiercąstryja.Ateraz?WielkiBoże,cobędzie
teraz?Przecieżbezwsparciastryjajestnędzarzem.

Wiedziałażzadobrze,żeczekajągociężkie,pełnetroskczasy,jeślistryjrzeczywiściegowydziedziczyi
odmówiwszelkiejpomocy.OsiebiemartwiłsięjednakznaczniemniejniżoHildę.Świadomość,żejest
zniąposłowie,wezbraławnimsłodkimupojeniemmimozmartwień.Wszystkojednakwskazywałona
to,żeterazniebędziemógłzapewnićjejprzyszłości.Abyszybciejdoczegośdojść,należałowyjechać
zagranicęitamwalczyćobyt.Nawetwnajlepszymwypadkuupłynąlata,zanimbędziemógłpomyślećo
sprowadzeniu żony. Czy Hilda zechce tak długo czekać? I czy on ma prawo wymagać tego od niej, a
potemnara-

żaćjąnapełnetroskżycieujegoboku?Nie,tegomuniewolno.

Richardukryłtwarzwdłoniach,tłumiącjęk.Gdziepodziałosięjegoszczę-

ście,wktóretakgorącowierzył?PrzecieżjeszczetegowieczoruHildasamadałamuustadopocałunku,
kiedy zostali na chwilę sami w pomieszczeniu obok sali balowej... Biedna Hilda! Co ona teraz czuje?
Musiał ją zostawić właśnie wtedy, kiedy go potrzebowała, kiedy nie mogła się strząsnąć po szorstkim
potraktowa-niujejprzezstryja.„Mojasłodyczy,żeteżniemogłemcitegozaoszczędzić.Czymyśliszo
mnie teraz, tak jak ja myślę o tobie? Pewnie siedzisz w swoim pokoju i zadręczasz się myślami. Czy
będzieszdzielna,kochanie?Czytwojamiłośćbę-

dzienatylemocna,żebywytrwaćdodnia,wktórymwprowadzęciędonaszegodomu?"

Tak rozmawiając w myślach z ukochaną, poczuł przypływ nieśmiałej nadziei, że wszystko, być może,
jeszcze się ułoży. Choćby tylko ze względu na Hildę stryj powinien złagodzić swoje surowe
postępowanie. Może był to tylko wybuch złego humoru, może wynik złego samopoczucia, może rano
wycofasięzewszystkiego.Musiprzecieżzrozumieć,żewyrządzaimciężkąkrzywdę.

Richardwstałipoleciłjednemuzesłużącychprzynieśćswojedwadużekufry,którychużywałjeszczew
czasaclj,studenckich.Doneseseru,wktórymTLR

znajdowały się już listy Heinza Martensa, zapakował najpotrzebniejsze rzeczy na najbliższe dni. Miał
zamiar przenieść się na razie do hotelu. Wyciągnął w westchnieniem portfel i przeliczył pieniądze:

background image

niecałe trzysta marek. Daleko z tym nie zajedzie, ale w razie potrzeby może jeszcze sprzedać złoty
zegarek, kilka innych wartościowych drobiazgów i w ten sposób przetrwać jakiś czas. I tu zadał sobie
pytanie,czymaprawozabraćjezesobą,bowszystkoprzecieżpochodziłoodstryja.Wprawdzieprzez
ostatnielataintensywniedlaniegopracował,aletonierównoważyłotegowszystkiego,cobyłstryjowi
winien.Wkońcuuspokoiłswojesumienieprzypomnieniem,żestryjnakazałmuzabraćswojerzeczy.

Zgromadził więc wszystko, co do niego należało: ubrania, bieliznę, książki, i wkrótce oba kufry były
pełne. Stryj nigdy mu nie skąpił pieniędzy, dzięki czemu mógł się elegancko ubierać. Dobrze
przynajmniej,żejestzaopatrzonywodzieżibieliznę,bobędziemutomusiałostarczyćnadługiczas.

Skończyłpakowanieirzuciłsięnałóżko,żebychoćtrochęsięprzespać.

Długo nie mógł zasnąć, zmorzyło go dopiero o świtaniu. Ocknął się, kiedy stary Friedrich stanął przy
posłaniuizezmartwionąminąpodałmulist.

—Dzieńdobrypanu.

—Dzieńdobry,Friedrich.Jednaktrochępospałem.Czystryjjużsięobudził?

—O,tak,dawno.Zdążyłjużposłaćdomiastasamochódponotariusza,pa-naWeidlicha.Wyglądanato,
żeonrzeczywiściechcespisaćnowytestament.

Nadaljestzłynapana,amnieniepozwoliłwtrącićanisłowawpańskiejobronie.

Tojestlistodniego.Kazałmipowiedzieć,żeniechcepanawidziećnigdywię-

cej.

Richardzerwałsięzposłania,wziąłlist.

—Dziękuję,Friedrich.Nieróbsobiekłopotówzmegopowodu.Przyjdź,proszę,domniezakwadrans.
Przeczytamlistinapiszękilkasłówpożegnania,skorostryjniechcedopuścićmniedosiebie.

—DrogipanieRichardzie,cobędziezpanemdalej?

—TowietylkoBógnaniebie;janiemampojęcia.Jakośbędęprzebijałsięprzezżycie.Niemartwsięo
mnie.

TLR

Starysługa,którybyłprzywiązanydoRichardajakdowłasnegosyna,wyszedłzpokojuprzygnębiony.

Richardotworzyłlist,rozłożyłarkusikpapieru—napodłogęsfrunąłczek.

Podniósłgoiobejrzał.Opiewałnatysiącmarek.Listniemiałnagłówkaibrzmiał

następująco:

Załączamczeknasumętysiącamarek.Tojestostatniewsparcieod

background image

,,bogategostryjka".PieniądzetewystarcząCinajakiśczas,potembędzieszmusiałradzićsobiesam.
Między nami wszystko skończone. Testament, który niegdyś
sporządziłem na Twoją korzyść,
zniszczyłem,coFriedrichmożepotwierdzić.

Jeszcze dziś spiszę nowy, w którym moim jedynym spadkobiercą uczynię Karla Sundheima. On nie
będzie czatował na moją śmierć, bo nie ma pojęcia, że będzie
po mnie dziedziczył; dowie się o tym
dopiero po mojej śmierci. W ten sposób zamknę schyłek mojego życia bez przeświadczenia, że ktoś
chciwieUczyostatnie
godziny,któremijeszczepozostały.

NiemamzamiaruwyrzucaćCiTwojejbezgranicznejniewdzięczności,wogóleniechcęwięcejmówićo
tym,cosięstało.Dostatecznąkarąjestto,że

„starytyran"Cięwydziedziczył,usunąłzeswegodomuicofnąłwszelkąpomoc.

NiewolnoCinigdywięcejstanąćprzedemnąaniUczyćnacokolwiek,boniedostanieszodemnieani
feniga.PociechąwtejstraciebędzieCipięknanarzeczona;dlamniezadośćuczynieniemjestmyśl,że
ominie Was czekanie ma moją
śmierć. Żądam, abyś natychmiast opuścił Gorin i wyjechał jeszcze
rannympo-ciągiem.KazałemodwieźćCięnadworzecwrazzbagażami.

HeinrichSundheim

CzołoRichardapokryłrumieniec.Cóżontakiegouczynił,żestryjprzemawiałdoniegotymtonem?

Najchętniejzwróciłbymunatychmiastprzysłanyczek,alekiedypomyślał,żezatetrzystamarek,którymi
dysponuje,nawetniemożewyjechaćzagranicę,zacisnąłzęby.Musiprzyjąćtępogardliwieofiarowaną
jałmużnę, choćby nie wiedzieć jak było mu ciężko. Oby mógł kiedyś zwrócić te pieniądze razem ze
wszystkim,cojeststryjowiwinien.

Zrezygnowałzdalszychstarańorozmowęzestryjem.Przyswoimobecnymnastawieniustryjuznałbyto
jedyniezapróbęnakłanianiagodozmianydecyzjiTLR

wsprawiespadku.Adotegoniewolnodopuścić.Należyjaknajszybciejopuścićtendom.Wpośpiechu
skreśliłkrótkilist.

DrogiStryju!

Niewiem,czymściągnąłemnasiebieTwójgniew.NieczujęsięwniczymwinnyinierozumiemTwoich
napomknięć.Alenigdy—inatodajęCisłowo
honoru—nieprzyszłominamyśl,żebyczatowaćna
Twoją śmierć. Nie besztaj
mnie jako niewdzięcznika, bo nim nie jestem. Nawet teraz, kiedy z taką
pogardą
wyrzucaszmniezeswegodomu,mampełnąświadomość,jakwieleCizawdzię-

czam.

Niemuszępodkreślać,żeprzeztęnagląbanicjęstawiaszmniewciężkimpo-

łożeniu. Wyczuwam, że to jest właśnie Twoim zamiarem. Dałbym jednak wiele, żeby przynajmniej
wiedzieć,dlaczegotakpostępujesz.Niemogęuczynićnicinnego,jakzastosowaćsiędoTwejwoliijak
najszybciejopuścićGorin.

background image

DziękujęCi,żeprzeztylelatTwójdombyłosieroconemudomemrodzinnym.

Moimnajgorętszymżyczeniemjest,abymktóregośdniamógłspłacićCizacią-

gniętydługwdzięczności,dług,któryterazbardzomiciąży.

Proszę Cię — także ze względu na Twoje dobro — uwolnij się od błędnego urojenia, które
najwidoczniejTobąowładnęło,żewyczekujęTwojejśmierci.Jestemzbytdumny,żebybronićsięprzed
takimiposądzeniami.

Żegnaj,Stryju,iniechniebiosaobdarząCięwielomajeszczelatamiwspokojuizdrowiu.

TwójmimowszystkoCiękochający,wdzięcznybratanekRichard

Friedrichpojawiłsię,kiedytylkoRichardskończyłpisać.

— Oddaj, proszę list stryjowi, ale dopiero wtedy, kiedy mnie już tutaj nie będzie. Każ teraz, żeby
zajechałpomniesamochód.Alezanimwyjdziesz,podajmirękę,mójdrogi,ipozwól,żecipodziękuję
zawszystkiezwiązanezemnątrudy,zadobresłowa,którychminieszczędziłeś.Niestetyniemogęcisię
terazniczymodwdzięczyć.

TLR

Starysłużącymocnouścisnąłmudłoń,apotempowiedziałzwahaniem:

—Proszęminiewziąćzazłe,jeśliniezbytzręczniecośpanuzaproponuję,alejestmipankimśbliskim,
jakgdybykimśzrodziny.Otóżwiem,żezostałpannaglepozbawionywszelkichśrodków.Aja...jamam
wkasieoszczędnościponadtrzytysiącemarek.Więcchciałbympomócpanuchoćwtensposób;proszę
jewziąćodemnie.

Richardznajwiększymwysiłkiemopanowałwzruszenie.

—Mójdobry,kochany...nawetniewiesz,jakbardzomnieporuszyłatwojapropozycja.Todowódserca
idobrychuczuć.Aleniebędęciępozbawiałtwoichoszczędności,niechmnieBógbroni!Tobyłbydla
mniewielkiwstyd.

—Kiedyjaichniepotrzebuję,panieRichardzie.Mamprzecieżtutajwszystko,comipotrzeba.

Richarduśmiechnąłsięzgoryczą.

— Ale nie wiesz, czy pewnego dnia kaprys mojego stryja nie pozbawi cię dachu nad głową. Nie, mój
drogi, nie wezmę twoich pieniędzy. Jestem młody i zdrowy, dam sobie radę. Ale dziękuję ci z całego
serca.Nigdyniezapomnę,żechciałeśmiprzyjśćzpomocą.

Starysłużącybyłwyraźniezmartwiony.

—Czybędęmiałodczasudoczasujakieświadomościodpana?

Richardzastanowiłsię.

background image

—Niechcę,żebyśzmojegopowodumiałnieprzyjemności,Friedrich.Dlategoumówmysię,żecotrzy
miesiące, pod koniec każdego kwartału, napiszę do ciebie na poste restante. W ten sposób będziesz
zawszewiedział,gdziejestemijakmisiępowodzi.Atyteżbędzieszmógłczasemnapisaćdomnie,cou
ciebiesłychać...ijaksięmiewastryj.Onjednakniepowinienwiedzieć,żesięoniegotroszczę.

— Dobrze, panie Richardzie, będę pisał o wszystkim ważnym. Cieszę się, że chce pan utrzymywać ze
mnąkontakt.Mojenajlepszemyślibędąpanustaletowarzyszyć.Bógpanupomoże.Jawiem,żepannie
uczyniłinigdynieuczyniniczegozłego.

TLR

Richardklepnąłgoporamieniu.

— Nie martw się, stary! Przecież muszę przynieść ci chlubę jako twój wy-chowanek. Niech ci się
wiedzie.Aterazzałatw,proszę,samochód,boinaczejspóźnięsięnapociąg.

Friedrich wyszedł, a Richard polecił znieść kufry do auta. Stryj nie oddał mu jednak do dyspozycji
swojegoeleganckiegoauta,leczkazałodwieźćRichardastarym,zdezelowanymlandem,zaprzężonymw
parę szkap. Richard wyczuł w tej dyspozycji chęć upokorzenia go . i twarz mu drgnęła. Powiódł
spojrzeniem po oknach pokojów stryja, ale nigdzie go nie odkrył. Nie wiedział, że starszy pan
obserwowałjegoodjazdukrytyzazasłoną.

WyrazzaspokojonejzemstyrozlałsięnatwarzyHeinrichaSundheima.

PrzyniesionyprzezFriedrichalistRichardaskwitowałpoprzeczytaniujednymostrymsłowem:

—Komedia!

StaryFriedrich,którycośporządkowałwpokoju,popatrzyłsmutno.

—Jaśniepanie,nawetgdybymmiałzatozarazstracićmiejsce,muszępowiedzieć,żepanRichardzcałą
pewnościąniezrobiłniczegozłego.

—Zamknijsię,staryośle!Jesteśtaksamogłupi,jakjadoniedawnabyłem!

—Ach,jaśniepanie!JakciężkobyłopanuRichardowistądodjeżdżać...

—Niewątpię!Takikoniecztylomatłustymilatami!

—Tonieto,jaśniepanie,tonaprawdęnieto.

— Spokój, do diabła! Nie chcę już więcej słuchać o tym, jasne? Wynoś się, chcę zostać sam! A jak
przyjdzienotariusz,przyprowadźgozarazdomnie.

Friedrich musiał usłuchać rozkazu, ale w jego oczach można było wyczytać, że jeszcze nieraz będzie
ryzykował,mówiącswojewobronieRicharda.

IV

background image

TLR

KiedyRichardposzedłzzamiaremodszukaniastryja,HildaHartungzatrzymałasięnachwilęprzedlożą
starego Sundheima. Patrząc ponuro przed siebie, stukała ze złością obcasem w podłogę. Jej gniew
kierował się zarówno w stronę stryja, jak i bratanka. Była wściekła, że Richard ruszył za „starym",
pozostawiając ją na balu samą. Porywczo oskarżała go o wyłudzenie podstępem jej zgody na
małżeństwo.Wszakzapewniał,żestryjzaakceptowałjegowybóriżemogązamieszkaćwGorin,gdzie
nie będzie jej na niczym zbywało. W różowych barwach odmalował przyszłość: jako jego żona miała
miećdodyspozycjiauto,ilerazyzechcepojechaćdomiasta,wogólemiałabyćotoczonakomfortemna-
leżnymjejelegancji.

Ateraz?Cozostałoztychwszystkichobietnic,ztejwspaniałejpartii,którąmiałanadziejęzrobić?Nic
—poprostunic.RichardSundheimstałsięnędzarzemwyzutymzewszystkiegoiwypędzonym.Wtych
okolicznościach nikt nie może od niej wymagać, żeby podtrzymywała narzeczeństwo z Richardem. To
byłoby czystym szaleństwem. Oczywiście, nawet przez myśl jej nie przeszło, że-by jednak mimo
wszystko związać z nim swój los. Nie, scena ze stryjaszkiem całkowicie uwalniała ją ze zobowiązań.
Przyjęłaoświadczynywcałkowicieodmiennychwarunkach.Teraznależytylkozręczniewydobyćsięz
sidełispróbo-waćinnejszansy.

W oczach Hildy błysnęła twarda decyzja. Musi uwolnić się od Richarda, a także jeszcze dziś
sprowokować Frankensteina do oświadczyn. To nie powinno nastręczać szczególnych trudności —
zadałasobieprzecieżwieletrudu,żebygoprzysobieutrzymać.

OsobowośćFrankensteinabyłajejwprawdziewstrętna—Hildęprzeszył

przelotny dreszcz niepokoju — ale on był bogaty, bardzo bogaty. Miał piękną willę, wielkie fabryki,
wspaniałeauto—wszystko,czegotakgorącopragnęła.

Alerazemzjegobogactwemtrzebabyłoniestetywziąćtakżejegoosobę.

Wyprostowała się energicznie, otworzyła torebkę i patrząc w lusterko, które zawsze nosiła ze sobą,
przeciągnęła puszkiem po twarzy. Dobrze! Teraz jeszcze tylko pogodna mina — nikt nie powinien
domyślićsię,jakbardzozirytowałasięprzedchwilą.

Zeszłapowoliposchodachprowadzącychdosalibalowej.Zauważyłastoją-

TLR

cegonieopodalFrankensteina,któryjakgdybynaniączatował,patrzącwyczekującymwzrokiem.Hilda
wyglądała już na spokojną; nie było po niej poznać wzburzenia. Frankenstein podszedł skwapliwie,
zachęconyjejuśmiechem.

— Widziałem, jak pani szła przed chwilą w towarzystwie pana Sundheima na balkon. Ale on wkrótce
potempobiegłgdzieśszybko,więcpostanowiłemtupoczekać,abypoprosićpaniąojeszczejedentaniec.

Hildarzuciłamutakiespojrzenie,jakiegojeszczenigdynieotrzymałodniej.

Frankenstein poczuł bicie serca i wzmożona namiętność do tej pięknej dziewczyny ogarnęła go ze
zdwojonąsiłą.

background image

—PanSundheimchciałmnieprzedstawićswojemustryjowi,którysiedział

na balkonie. Ale niech Bóg broni każdego przed równie nieznośnym starszym panem! Mnie ledwo
zauważył,zatoswegobratankapowitałgniewemizarazsobieposzedł.PanSundheimjuniorpoleciałza
nimciężkowystraszony,boowzględybogategostryjanależyprzecieżdbać.Zostałamwięcpozostawiona
samejsobieiprzyglądałamsiętańcom,żebytrochęodpocząć.

—Toniesłychane!Jakmożnabyłotakzachowaćsięwstosunkudopani!

Hildaroześmiałasię,udającrozbawienie.

—Samazadajęsobietopytanie.Szczerzemówiąc,uważam,żetaprośba,abyiśćażnabalkonwcelu
poznania kapryśnego starszego pana, była zbyt wy-górowana. Ale czasem nie sposób komuś odmówić.
NierozumiempanaSundheima,dlaczegotakbardzochciałmnieprzedstawićswemustryjowi.

Frankensteintakmanewrował,żebyniepostrzeżeniemócprzejśćzHildądopustawychpomieszczeńobok
głównejsali.

— Naprawdę nie zorientowała się pani, o co mu chodzi? — spytał, patrząc na nią badawczo. — Nie
zauważyłapani,jakbardzojestpaniązainteresowany?

Hildaobojętniewzruszyłaramionami.

—Nieonjeden.Cóżmożnanatoporadzić?

—PanSundheimjednaknapewnochciałprzedstawićstryjowikobietę,któ-

rąmiałzamiarwprowadzićktóregośdniapodswójdach.

—Mógłsobietegozaoszczędzić.Byłbytozupełniebeznadziejnyprzypa-TLR

dek...mojesercejużoddawnanależydoinnego.

Spojrzenie towarzyszące tym słowom nie pozwalało Frankensteinowi wąt-pić, że to on jest tym, który
posiadłserceHildy.

Przystanąłiująłjejdłoń.

— Panno Hildo, ukochana panno Hildo, czy mogę żywić nadzieję, że ofiaruje mi pani swe serce i
odwzajemnimojągorącąmiłość?

Spojrzała na niego tęsknym spojrzeniem, które zawsze miała na podorędziu, kiedy sytuacja tego
wymagała.

— Czy może pan w to wątpić? Czy nie zdradzałam się z tym od czasu do czasu, nie bacząc na żadne
względy?

Ucałowałgorącojejręce.Wtejchwiliniechciałzastanawiaćsię,czyHildarzeczywiściegokocha,czy

background image

też popchnęła ją w jego ramiona wykoncypowana przez niego na zimno katastrofa między stryjem a
bratankiem.Terazpragnąłtylkozdobyćzawszelkącenętoślicznestworzenie.

—Hildonajdroższa,nieśmiałemmyśleć,żepanidodawałamiwtensposóbodwagi.Czyzechcepani
zostaćmojąuwielbianążoną,którejbędęmógłzło-

żyćustópwszystko,coposiadam?

Spojrzała w czerwonawą, prostacką twarz z małymi oczkami, w tej chwili jeszcze brzydszą i bardziej
pospolitąpodwpływemwzburzenia,iprzywołałama-rzycielskiuśmiech.Zwystudiowanąnieśmiałością
podałamudłoń.

—Wiemtylko,żepanakochamiżebędęszczęśliwa,zostającpańskążoną

—powiedziałazeskromnąminką.

Niepanującdłużejnadogarniającągonamiętnością,wziąłjąwramionaigorącopocałował.

—Hildo,mojajedyna!

Wzdrygnęła się z odrazą, myśląc, o ile było przyjemniej zaledwie przed godziną, kiedy całował ją
Richard.WyrwałasięgwałtowniezobjęćFrankensteina,alenatychmiastposkromiłaswójodruch.

—Gdybytakktośnaszobaczył...—szepnęła.

UszczęśliwionyFrankensteinroześmiałsięgłośno.

TLR

—Notoco,Hildo?Przecieżjesteśmyparąnarzeczonych.Całyświatmożepatrzyć,jaksięcałujemy.Ale
chodźmyterazdotwoichrodziców.Będęchybamilewidzianyjakozięć,co?Jakmyślisz?

Wjegopytaniupobrzmiewałapycha.Hildziewydałsięodstręczającywswoimsytymsamozadowoleniu.
Tylkożeonbyłbogaty,takbardzobogaty,żebędziemogłazaspokoićkażdąswojązachciankę.

—Mamnadzieję—powiedziałachłodno.

— Nawet nie wiesz, ilu rodziców dałoby mi chętnie błogosławieństwo, by-lebym tylko zapragnął
poślubićichcórkę!Ależadnejnieudałosięmniezłowić.

Jedynie tobie, mała czarodziejko. Właściwie to nie musimy tak bardzo zabiegać o pozwolenie twoich
rodziców.Przecieżty,Hildo,jesteśpełnoletnia,apozatymprofesorDarlandjesttylkotwoimojczymem,
więcwgruncierzeczyjedynietwojamatkamiałabytucośdopowiedzenia.

— A mama i tak chce tego, czego chcę ja, więc nie musisz się niczym trapić, Ernst — odparła Hilda
trochęprotekcjonalnie,chcącjużnawstępiezazna-czyć,żejejwolajestważna.Odnadmiarupewności
siebiepostanowiłagood-zwyczaićdopieropoślubie.

Frankensteinpocałowałjąjeszczeraz,chociażsięwzbraniała,apotemposzlidorodzicówHildy.Starsi

background image

państwosiedzielisami,jedyniewtowarzystwieLory.

Dziewczyna wyglądała bardzo mizernie. Co jakiś czas rzucała pełne niepokoju spojrzenia w stronę
balkonu,niewidzącaniHildy,aniRicharda.TeraznaglezobaczyłasiostręidącązFrankensteinempod
rękę. Zdumiona spojrzała w twarz Hildy, jakby nieco bledszą niż przedtem. Tamci właśnie nadeszli i
Lora,gubiącsięwdomysłach,usłyszała,jakFrankensteinzwracasiędoojca:

— Łaskawy panie profesorze, pańska córka Hilda wyświadczyła mi ten zaszczyt i zgodziła się zostać
moją żoną. Zwracamy się zatem do pana i do pańskiej małżonki z prośbą o pobłogosławienie naszego
związku.Niechcieliśmyzwlekaćażdojutrazzawiadomieniempaństwaonaszychzaręczynach.

Loramiałauczucie,żezamierawniejserce.Śmiertelniebladawpatrzyłasięznerwowymnapięciemw
uśmiechniętątwarzHildy.Cosięstało?Hildazarę-

TLR

czonazFrankensteinem?Toniemożliwe!PrzecieżwczasietańcaRichardSundheimpowiedziałcałkiem
jasnoiwyraźnie,żeHildazgodziłasięzostaćjegożo-ną.WięcskądnagleFrankensteinwystępujewroli
narzeczonego Hildy? Niejasna obawa przeniknęła jej duszę. Miała chęć potrząsnąć Hildą i zapytać, co
bę-

dzieterazzRichardem.Niebyławstaniecieszyćsięztego,żejestwolnyiżeHilda,kobietaozimnym
sercu,niezostaniejegożoną.Wiedziałaprzecież,jakstraszliwiebędziecierpiał.

Dojejświadomościniedotarłoanijednosłowoztego,oczymrodzicerozmawializparąnarzeczonych.
Z tych przytłaczających myśli wyrwała ją dopiero Hilda, która przysiadła się do niej i zapytała z
uśmiechem:

—Noico,Loro,nieżyczyszmiszczęścia?

Lora z trudem dochodziła do siebie. Frankenstein zauważył jej bladość i po-myślał z łaskawym
współczuciem: ,,To biedne stworzenie jest zupełnie ogłuszo-ne szczęściem siostry". Dziewczyna
wyjąkałakilkasłów,ledwieprzechodzącychjejprzezgardło.Własnygłosdochodziłjąjakbyzdaleka.
Na szczęście rodzice całkowicie zaanektowali Frankensteina, dzięki czemu mogła szepnąć Hildzie
roztrzęsionymgłosem:

—Czytomożliwe,Hildo?GdziejestRichardSundheim?Cosięwogólestało?

Hildamocnościsnęłajązaramięi,przesyłającnarzeczonemuczarującyuśmiech,syknęła:

—Anisłowaonim!Wdomudowieszsięwszystkiego,aterazmilcz!

Ijużpochwiliśmiałasięztrochęnadmiernąwesołością,żartujączrodzicamiiFrankensteinem.Profesor
był w doskonałym humorze, zadowolony, że Hildzie tak się powiodło i że nie będzie musiał dłużej
troszczyćsięonią.Profesorowapromieniała—bogatyzięćijegowspaniaławillaprzyparkumiejskim
bardzojejimponowały.Zawszewiedziała,żeHildajest„rozsądna"idrogosprzedaswojąurodę.

—Możemyogłosićwaszezaręczynyjeszczedziś—powiedziałażywo—

background image

boprawiewszyscynasiznajomiprzyszlinabal.

Hildagwałtowniezaprotestowała:

TLR

—Wżadnymwypadku,mamo!Zbytwieletuzamieszania.

Frankensteinroześmiałsiętriumfalnie.

—Hildamamiękkieserce:chceoszczędzićswychlicznychadoratorówtakdługo,jaksięda.

Hildapomyślałazniechęciąojegozarozumiałej,zwycięskiejpewnościsiebie.

— Nie o to mi chodzi, tylko że to musi być okropne, kiedy człowiek staje się nagle ośrodkiem
zainteresowaniadużegotowarzystwaiwszyscyopadajągozżyczeniami.

W istocie byłaby mile pochlebiona w swej próżności, gdyby fetowano ją tutaj jako narzeczoną
Frankensteina i gdyby mogła zobaczyć zazdrość na wszystkich twarzach. Rzecz w tym, że nie miała
całkowitej pewności, czy Richard Sundheim nie wróci na bal. Wolała, żeby nie dowiedział się ojej
zaręczynachzFrankensteinem,zanimsamaznimnieporozmawiainieudowodnimu,żeniemożerościć
sobiedoniejżadnychpraw.Postarasięprzedstawićsprawęoględnie,wsposóbdlasiebiekorzystny,że
międzynimiwszystkoskończone.Onaniepowinnamiećztegotytułużadnychprzykrości.

Idlategozaręczynyniezostałyogłoszone.

V

LoraciąglejeszczewypatrywałaRichardaSundheima.Wpewnymmomenciezostawiłarodzinnegronoi
weszłanabalkonsprawdzić,czymożeRichardtowarzyszynadalstryjowi.Alewlożyniebyłonikogo,a
ponieważnieznalazłagorównieżnadole,uznała,żenajwidoczniejwyszedłzklubu.

Jaktosięstało,żeHildazaręczyłasięzFrankensteinem,skorozaledwiegodzinętemubyłaposłowiez
Richardem?Cośmusiałosiętymczasemwydarzyć

—wskazywałynatorównieżsłowaHildy—aleco?

TLR

Lorze wydawało się, że bal trwa nieznośnie długo. Odetchnęła z ulgą, kiedy nareszcie się skończył.
Frankenstein,którytowarzyszyłimcałyczas,zaproponowałodwiezieniepaństwaswoimsamochodemdo
domu.Otulonywfutrousiadłobokszofera,Hildazaśwjedynejwswoimrodzajupozieusadowiłasięna
wyściełanymsiedzeniueleganckiegoauta.Czułasięjużjegowłaścicielką.

Lorę rozbolała głowa. Nie mogła już znieść nie kończącej się rozmowy macochy z ojcem na temat
niebywałego szczęścia Hildy, która przysłuchiwała się temu z uśmiechem wyższości. Ojciec głaskał
ukradkiemrękęLory,jakgdybychcącpocieszyćcórkę,żetoniejąspotkałotoprzeogromneszczęście.
Domyśla-

background image

ła się jego intencji i słaby uśmiech / przemknął po jej twarzy. Żeby wiedział, jak mało zazdrościła
Hildziejej„szczęścia"!SerceLorytoczyłjedynieniepokójoRicharda.

Samochód zajechał wreszcie na miejsce. Frankenstein pomógł wysiąść z jasno oświetlonego wozu
najpierwmacosze,potemLorze,anakońcuHildzie,któ-

rąpocałowałnapożegnaniezradosnądumąposiadacza.

—Jutroprzedpołudniemprzyjdęzwizytą,jeślipaństwopozwolą—

oznajmił.

Profesorijegożonazapewnili,żebardzobędąradzi,Hildajednakpowiedziałaspokojnieistanowczo:

— Nie przychodź jednak, proszę, przed dwunastą. Muszę się dobrze wyspać po dzisiejszym
wyczerpującymwieczorze.

Frankensteinuśmiechnąłsięzczułością.

—Śpijsłodko,mojakochana,iśnijomnie—szepnął.

Hildawodpowiedziskinęłatylkoblondgłówkąirzuciłamupowłóczystespojrzenie.

Półgodzinypóźniejsiostryzostałynareszciesamewewspólniedzielonejsypialni.Loraosunęłasiębez
siłnafotel,podczaskiedyHildakokieteryjniekrę-

ciłasięprzedlustrem,rzucającsamasobiezabójczespojrzenia.

—Jakmyślisz,Loro,jakiklejnotpodarujemiFrankensteinnazaręczyny?

Czyzdobędziesięnaperły?

Loraspojrzałananiąniespokojnie.

TLR

— Jest dla mnie rzeczą niepojętą, że w takiej chwili interesuje cię właśnie to. Powiedz wreszcie, na
miłośćboską,jaktosięstało,żejesteśzaręczonazFrankensteinem,skorogodzinęwcześniejprzyjęłaś
oświadczynyRichardaSundheima?

Hildarównieżrzuciłasięnafotelizłożyładłonieczubkamipalców.

—Mówiącnajkrócej,Loro,doszłodoawantury.Sundheimpoprosiłmnieorękęijaprzyrzekłamwyjść
zaniego,aleonwyłudziłodemniesłowowsposóbpodstępny,składającfałszyweobietnice.

Lorazerwałasięoburzona,jakgdybytojąosobiściektośśmiertelnieobraził.

—RichardSundheim?Toniemożliwe!

—Ajednakmożliwe.Powiedziałmi,żestryjzaakceptowałjegowybór,żebędziemymiećwGorincałe

background image

skrzydło dworu dla siebie, że będę miała samochód do dyspozycji i że będziemy żyć w komforcie.
Powiedziałteż,żejestjedynymspadkobiercąswegostryjaiżeniebędzieminaniczymzbywało.Jego
stryjprzyjśćmiałnabaljakobyjedyniepoto,żebypoznaćmnieosobiścieitakdalej,itakdalej.Apotem
zaprowadził mnie na górę do tego okropnego starucha. Boże, jestem szczęśliwa, że nie będę musiała
przebywaćwjegopobliżu!Tenstrasznydziadygarzuciłsięnanasjakwściekłyizapewniłmnie,żejego
brataneknieodziedziczyponimanizłamanegoszelągaiżenaszeczekanienajegośmierćjestbezcelowe,
boonodmawiaRichardowiwszelkiejpomocyikażemunazawszeopuścićswójdom—idalejwtym
sensie. Ten stary był po prostu obrzydliwy w swoim gniewie. Bóg raczy wiedzieć, co go tak
rozwścieczyło. A kiedy całkowicie ulżył swojej wątrobie, po prostu się wyniósł. Richard był tak
zmieszany, że nie wydobył z siebie ani słowa i całkiem zwyczajnie zostawił mnie samą, zapew-niając
łaskawie,żeprzyjdziejutroojedenastejprzedpołudniemjeśliniezdoławrócićnabal.Aterazpowiedz,
czy ja muszę znosić coś podobnego? Czy mam być tak szalona i wiązać się z człowiekiem, który nie
będziemiałcodoustwło-

żyć,jeślistryjgowygnaiwydziedziczy?

Lorawestchnęłaciężko;jejsercedrżałoolosRicharda.

—MójBoże,cowprawiłostarszegopanaażwtakigniew?—spytałabladazprzejęcia.

Hildawzruszyłaramionami.

TLR

—Któżtowie!Alejawcaleniechcęwiedzieć,tomniejużnieobchodzi.

MiędzymnąaSundheimemwszystkoskończone.Nieczujęsięznimzwiązanaitowłaśniepowiemmu
jutro. Oczywiście, muszę się z nim rozmówić, zanim przyjdzie Frankenstein i zanim zostaną ogłoszone
naszezaręczyny.DlategopowiedziałamFrankensteinowi,żebyprzyszedłdopieronadwunastą.Sundheim
niemożewymagaćodemnie,żebymdotrzymywałasłowa,którewyłudziłwpodstępnysposób.

—Hildo!Jakmożesztakmówić!Onjestczłowiekiemhonoruinigdybyniewyłudzałczegoś,stwarzając
fałszywepozory.

Hildaspojrzałazironią.

—MójBoże,takgorącozanimprzemawiasz,Loro...Czyniejesteśwnimtrochęzakochana?

Lorazmarszczyłabrwi.Wżadnymwypadkuniezdradzisięzeswymuczuciemprzedwścibskimioczami
Hildy.

—Niemówgłupstw,Hildo.Jatylkowiem,żeRichardSundheimjestczłowiekiemhonoruiżekochacię
bezpamięci.Jeślizaręczyszsięzinnym,będziemiałzłamaneserce.

—Niewierzwto!Niebędzietakźle.Onzrozumieprzecież,żedziewczynatakajakjaniewychodziza
mążzakogoś,ktomusizaczynaćodzera,awper-spektywiematylkobiedęznędzą.Jawkażdymrazie
piękniedziękuję!

—Aleniewolnocimyśleć,żeoncięoszukiwał.To,copowiedział,byłonapewnoprawdą.Ajegostryj

background image

z całą pewnością musiał wiedzieć o wszystkim i wyrazić zgodę, bo przecież przyszedł po to, żeby cię
poznać.Cośmusiałozajść,cowzbudziłownimtakigniewnabratanka.

—Alecomogłozajść?

Lorapatrzyłaprzezchwilęwskupieniuprzedsiebie,jakbyzgłębiającjakąśmyśl,poczymzerwałasię
podniecona.Przypomniałojejsię,żewidziałaFrankensteinasiedzącegowlożystarszegopanaiżeobaj
pochłonięcibyliżywąrozmową.

—Cosięstało,Loro?TLR

Lorazmusiłasiędozachowaniaspokoju.

—Opowiedzmirazjeszcze,możliwiewiernie,comówiłstryjRicharda—

poprosiłazałamującymsięgłosem.

Hildapotrząsnęłagłowązdumiona.

—Dziwnajesteś,Loro.Dlaczegotociętakwzburza?Jajestemcałkiemspokojna,jakwidzisz.

—Potemciwyjaśnię,aterazpowtórz,proszę,dokładniejeszczeraz,coonpowiedział.

Hilda odtworzyła wiernie scenę na balkonie. Lora słuchała z napiętą uwagą, a kiedy skończyła,
powiedziałazdecydowanie:

—Terazcipowiem,comnietakwzburzyło.ZatymwszystkimkryjesięFrankenstein.TojemuRichard
zawdzięczaćbędzieniełaskęstryjaiwydziedzi-czenie.

Hildaniekryłaswegozdumienia.

—AlecoFrankensteinmaztymwspólnego?

—Posłuchaj.Krótkoprzedtem,zanimposzłaśzRichardemnagórę,widzia-

łamFrankensteinasiedzącegowłożystaregopanaSundheimaiprowadzącegoznimrozmowę.Apotem,
kiedyjużbyliścienabalkonie,Frankensteinzdziwnąminąwarowałprzyschodach,takjakbywnapięciu
czegoś wyczekiwał. Frankenstein jest bez pamięci w tobie zakochany i zazdrosny o Richarda, bo go w
pew-niensposóbwyróżniłaś.Widaćwpadłnapomysł,jakwysadzićRichardazsiodła,iuznał,żejeśli
stryjwydziedziczyrywala,wtedyonbędziemiałszansęnapo-

ślubienieciebie.Prawdopodobniepodburzyłstarszegopanaprzeciwkobratankowi;możemupowiedział,
żewyobojeczekacienajegośmierć,abywejśćwposiadaniespadku.Jestemprzekonana,żetoonjest
przyczynąkatastrofy.

Hildawyglądałanazaskoczoną.

—IstnySherlockHolmeszciebie,Loro—powiedziaładrwiącymtonem.

background image

—Poskładanietegowcałośćniebyłotrudne.StarypanSundheimzpewno-

ścią przystał na wasz związek i poczynił różne koncesje na rzecz Richarda, zanim przyjechał na bal. I
naglewpadawstrasznygniewzpowoduniewdzięczno-

ścibratanka.Skądtaraptownazmiana?WklubienierozmawiałznikimopróczTLR

Frankensteina,bonagórzepozanimidwomaniebyłożywegoducha.Wszystkojestjasnejaknadłoni.

Hildaprzechyliłagłowęnaoparciefotela,przezchwilęmedytowała,jakgdybyrozważającwszystkieza
iprzeciw,apotemwyprostowałasię.

—Tojestniewątpliwiejakieśwyjaśnienie,aleonoitakniczegoniezmieni.

NiewyjdęzamążzaRichardaSundheima,wykluczone!Jeślistryjgowydziedziczy,będzienędzarzem;a
gdybysięznimpojednał,musiałabymżyćztymokropnymstaruchempodjednymdachemigodzićsięna
wszystko.Piękniedzię-

kuję za jedno i za drugie. Nie, nie! Dobrze jest jak jest. Warunki Frankensteina dają mi większe
gwarancjenaprzyszłość.Jeślinawetdopomógłlosowi,tocotomnieobchodzi?Nic

tym nie wiem i nie chcę wiedzieć. Zresztą zrobił to z miłości do mnie, a w ostatecznym rozrachunku
uzyskałrównieżdlamnieto,conajlepsze,powstrzymałmnieodszaleńczegokroku.

Lorapatrzyłanasiostręzdumiona.

— A na razie Richard Sundheim odpokutuje za wszystko: Czy nie jest ci żal, że zadasz mu tyle bólu i
cierpienia?

Hildaznówwzruszyłaramionami.

—Nicnatonieporadzę.Wkońcutuchodziomojeszczęścieionojestdlamnienajważniejsze.

Loramiałaochotępotrząsnąćniązcałychsił.

—Wierzyszwto,żebędzieszszczęśliwazkimśtakimjakFrankenstein,zczłowiekiem,którywgruncie
rzeczywcalecisięniepodoba?

—Będziespełniałwszystkiemojeżyczenia.Wydostanęsięnareszcieztychwszystkichcodziennychtrosk
ibędężyławluksusie.Tonapewnouczynimnieszczęśliwą.Proszęcię,niebądźbardziejsentymentalna,
niżtojestkonieczne.

Sundheim się nie załamie z mojego powodu, a ja mam coś, do czego warto było dążyć. Muszę jutro
porozmawiać z Richardem Sundheimem — pomóż mi, proszę, zaaranżować półgodzinną rozmowę bez
świadków.Powiemmupoprostu,żepotejsceniezestryjemczujęsięzwolnionazprzyrzeczenia,które
mudałamwinnychwarunkach,iżezaręczyłamsięzFrankensteinem.BędziemusiałsięzTLR

tympogodzić.

background image

Lorazacisnęłakurczowodłonie.

—Jeślimojedomysłysąsłuszne,toczynieciążycinasumieniufakt,żeFrankensteinpozbawiłRicharda
spadku,oczerniającgoprzedstryjem?

—Pogodząsięzajakiśczas.

—Ajeślinie?

—O,Boże!Towtedyjateżnicnatonieporadzę.Przecieżniczegoniezrobiłam,żebydotegodoszło.

—Niczegopozatym,żeprowadziłaśpodwójnągrę,robiącdoFrankensteinasłodkieoczyibudzącjego
zazdrośćoRicharda.

Hildawstała,nietajączłegohumoru.

—Bądźtakdobrainieróbmiwiecznychwymówek.Zrobiłamto,couzna-

łam za najlepsze dla siebie, w pierwszej kolejności. Ostrzegam cię, żebyś swoich podejrzeń co do
Frankensteina nie przyoblekała w słowa i z nikim o tym nie rozmawiała. Na mglistych domysłach nie
można budować oskarżeń. Zwłaszcza niech ci nie przyjdzie do głowy, żeby cokolwiek powiedzieć
Sundheimowi,bomogłobyztegowyniknąćwielezłego.Gdybydoszłodopojedynkuiktóryśznichby
zginął, tylko ty byłabyś temu winna. Ja nie chcę już więcej o tym słuchać; pozwoliłam ci mówić, bo
jesteśmysame.AlekażdenastępnesłowoprzeciwkoFrankensteinowipoczytamsobiezaobrazę.Bądźna
toprzygotowana.

Siostry nie zamieniły już ani słowa więcej i ułożyły się do snu. Lecz kiedy miarowy, spokojny oddech
Hildy dał wkrótce znać, że zasnęła, Lora leżała wpa-trzona płonącymi oczami w ciemność. Czuła się
współwinnanieszczęściuRicharda,gdyżniestarczyłojejodwagi,byostrzecgoprzedHildą.Zobawy,
byniedomyśliłsię,jakbardzogokocha,milczałaipozwoliłamubrnąćwnieszczęście.

Trzebabyłoraczejzaryzykowaćswojątajemnicęiostrzecgo.Możebysięock-nął,otrząsnąłzeswego
oczarowania,aFrankenstein,niemającpowodudozazdrości,nieoczerniłbygoprzedstryjem?

ItakprzycałejbezgranicznejmiłościdoRichardastałasięwspółwinnajegoniedoli.Jakuporaćsięztą
świadomością?Zsercempełnymobawiżalurozwa-TLR

żała, jak naprawić zło, które wyrządziła mu Hilda, lecz za które również ona ponosiła i nadał ponosić
będzieczęśćwiny.

VI

Richard Sundheim pozostawił oba wielkie kufry w przechowalni dworcowej; do hotelu zabrał tylko
neseser.Ciąglejeszczeniezdecydował,coczynićdalej.

WpierwjednakpowinienporozmawiaćzHildą.Whotelowympokojuusiadłiwpatrzyłsięwprzestrzeń
za oknem. Było jeszcze za wcześnie, żeby pójść do Darlandów. Hilda oczekiwać go będzie dopiero o
jedenastej.Próbowałuporządkowaćmyśliichoćbyłomuniezmiernieciężko,doszedłdowniosku,żew
obec-nejsytuacjipowinienzwrócićHildziesłowo.Tak,musizwrócićjejwolność,tojegoobowiązek.

background image

Wgłębiduszymiałjednaknadzieję,żeHildanieprzyjmiejegogestuipowie:„Kochamcięibędęczekać
na ciebie; cokolwiek los nam zgotuje, pójdziemy dalej razem". Wierzył w Hildę i postanowił dołożyć
wszystkichsił,abywkrótkimczasiemóczaofiarowaćjejznośnąegzystencjębezmaterialnychtrosk.

Łamałsobiegłowę,conależałozrobić,żebyswojążyciowąłódźprzeprowa-dzićprzezburzęizawinąć
dobezpiecznegoportu.Byłmłody,zdrowy,miałparęmocnychrąkdopracyisilnąwolę,żebyniepójść
nadno.Naprzekórzłymmocom—wytrwać.

Słowa poety*1 wydały mu się nagle wskazówką, wyzwoliły w nim silną wiarę w siebie i niezłomną
wolę życia, sprawiły, że Richard zdecydowanym ruchem podniósł głowę. Nie wolno mu poddać się
zwątpieniu,musiwziąćloswewłasneręce,jeślichcenadnimpanować.

Tkwiący w portfelu czek palił go niczym ogień. Jakże chętnie zwróciłby go stryjowi i jak bardzo go
upokarzało, że nie mógł sobie pozwolić na ten luksus w obecnym położeniu, choć w istocie na
rozpoczynanienowegożyciabyłotychpieniędzyowielezamało.

Znówzaczęłagonurtowaćmyślowyjeździe.Dysponującsumątysiącatrzystumarek,mógłbypokusićsię
owyjazdzagranicę—alecopotem?IdokądsięTLR

udać?

PrzypomniałsobieolistachHeinzaMartensa,którywyjechałdoAfrykiPo-

łudniowo-Zachodniej i tam dorobił się całkiem możliwych warunków egzystencji. Ale Heinz Martens
miał jednak pewne skromne zasoby pieniężne, z którymi w Niemczech niewiele mógłby zwojować, w
AfrycenatomiastpozwoliłymuonewziąćwdzierżawęfarmęodpewnychAnglików.Heinzkupiłtakże
bydłoidobrzenatymwyszedł.IlewłaściwiepieniędzymiałHeinz,kiedywyjeżdżałdoAfryki?

1MowaoznanymwierszuJ.W.GoethegoBeherzigung,EinGleiches(Podrozwagę,Przestrogawtóra),
któregokoń-

cowazwrotkabrzminastępująco:Naprzekórzłymmocom/Wytrwaćmimoklęski,/Nieulecsłabości/I
z Bożą pomocą, / Silny i zwycięski, / Zwalczyć przeciwności, (przyp. tłum.), Richard zerwał się,
wydobyłzneseserupliklistówHeinzaizgorączkowąciekawościązacząłjewertować.Wjednymznich
przeczytał: Człowiek rzutki może tu wyjść na swoje, chociaż warunki są ciężkie. Anglicy chętnie
wypuszczają w dzierżawę dawne posiadłości niemieckie także Niemcom,
bo wydają im się godni
zaufania.Jednakżenienależyprzyjeżdżaćtuzgołymirę-

kami; trzeba mieć coś jako poręczenie. Życie farmera nie jest tu z pewnością łatwe, ale nie tak
deprymujące jak w Niemczech położenie rolnika bez kawałka
własnego gruntu. Kiedy tu przybyłem,
miałem zaledwie dwadzieścia tysięcy marek. Za tę sumę nie kupiłbym w kraju nawet najbardziej
nędznegofolwarczku.

Tutaj wystarczyło mi na zapłacenie pierwszej raty dzierżawy oraz na kupno bydła i niezbędnych
narzędzi. Na początku było bardzo dużo pracy, ale z czasem
wszystko zaczęło sprawnie posuwać się
naprzód.

Teraz mam już kilku ludzi do pomocy. Nie mają wielkich wymagań i zadowa-lają się zapasem

background image

prowiantu,któryotrzymującosobotęnacałytydzień,orazpa-romaszylingaminaekstrawydatki.

WinnymliścieHeinzpisał:

Ty, drogi Richardzie, będziesz się litościwie uśmiechał, czytając moje opisy życia w Afryce. Siedzisz
sobie zadowolony we wspaniałym stryjows- kim majątku
i radujesz się obfitymi plonami. Tutaj nie
można o tym marzyć. Dobrze jest, jeśli
bydło ma paszę, a wodopój nie wysechł. Ale w końcu można
sobiezewszystkim
poradzić.Właściwienależywspółczućtym,którympieczonegołąbkisamewlatu-ją
dogąbki,bomężczyznajakTymógłbytutajlepiejwypróbowaćswesiły.Życie
TLR

bardziejcieszy,jeśliczłowieksamwszystkowywalczyizdobędziewłasnąpracą.

W Twoim ostatnim liście było jednak tyle tęsknoty za wolnością i przygodą, że nie chciałbym
powiększać tego ucisku serca. No, ale dość już o tym! Szczęśliwy,
kto nie odczuwa potrzeby walki z
przeciwnościami życia. Człowiek _się tylko pociesza takimi panegirykami ku chwale tutejszego
prymitywnego życia, czasem zaś
ogarnia cholerna tęsknota za wykrochmalonym gorsem fraka i
lakierkami.Czegośtakiegotubowiemnieuświadczysz.

Richardprzeczytałwszystkielistypokolei,akiedyjezebrałiposkładał,zamyśliłsięgłęboko,Awięc
Heinz miał dwadzieścia tysięcy marek, kiedy wyru-szał do Afryki. No, tak. Jeśli ma się taką sumę lub
przynajmniej można ją od ko-goś pożyczyć... Ale kto jemu, wydziedziczonemu, mógłby zawierzyć tyle
pienię-

dzy?Oczywiście,gdybyjeszczebyłspadkobiercąmajątkuGorin,mógłbybeztrudupożyczyćtakąsumę,
aleteraz?

Trzebawięcbędzieobyćsiębezpieniędzy;nawiązaćkontaktzHeinzemizapytaćgo,czytam,wAfryce,
można gdzieś zaczepić się, nie dysponując go-tówką. Przecież są tam olbrzymie farmy, w których z
pewnościąpotrzebujązdolnychpracowników.

Ale teraz najpierw do Hildy. Jeśli ma zjawić się punktualnie o jedenastej, powinien zaraz wyjść. Nie
chciał,żebyHildaczekała;napewnoniepokoisięoniego.

Szybkozebrałsiędowyjścia.Iznowuwszystkiejegomyślibyłyprzyniej.

Nadaluważał,żemusizwrócićHildziewolność,alenieopuszczałagonadzieja,iżHildapozostanieprzy
nimnadolęiniedolę,nadobreinazłe.

KwadranspóźniejstanąłprzedmieszkaniemDarlandówipociągnąłzadzwonek.Drzwiotworzyłamłoda
służąca.

—Czypaństwoprzyjmują?

—Proszębardzo.

Służącawzięłaodniegowizytówkęizaniosładobawialni,gdziesiedziałyjużHilda,LoraimatkaHildy
—profesorbyłjeszczewgimnazjum.Profesorowaspojrzałanawizytówkęizrobiłarozczarowanąminę
—oczekiwałanarzeczonegoHildy.

background image

TLR

—TotylkomłodySundheim—powiedziała,patrzącnacórkępytająco.

Loradrgnęłaisilniezbladła,zatoHildapodniosłasięspokojniezmiejsca.

—Proszęwprowadzićpanadosalonu—poleciłasłużącej,apotemzwróci-

ła się do matki: — Mamo, muszę pomówić z panem Sundheimem tylko w cztery oczy; mam mu coś do
zakomunikowania.

—Ależ,Hildo,cobędzie,jeślizjawisiętwójnarzeczony?—sprzeciwiłasięmatkaniepewnie,myśląc
zapewneotym,żeHildaflirtowałazSundheimem.

— Frankenstein przyjdzie dopiero o dwunastej. Muszę pomówić z panem Sundheimem na osobności.
Proszęcię,zatrzymajpapę,jeśliwróciwcześniej,aty,Loro,dopilnuj,żebyniktminieprzeszkadzał.

Topowiedziawszy,Hildawyszłazpokoju.

Lorapopatrzyłazaniąprzerażonaizcałejsiłyzacisnęłausta.Niemogłaniczegozażegnać;wiedziała,że
Richard Sundheim zobaczy w całkiem innym świetle kobietę, którą kocha, i że sprawi mu to
niewysłowionyból.Tegoniemo-głamuzaoszczędzić,alegotowado'pomocyzawszelkącenę,skłonna
do każdej ofiary obmyśliła podczas bezsennej nocy, jak mogłaby pomóc Richardowi przejść przez to
najgorsze.

—Czywiesz,oczymHildachcerozmawiaćzSundheimem?—spytałaprofesorowa.

—Niepytajmnieoto,mamo—odparłaLorabezdźwięcznieiruszyławstronędrzwi.

—Dokądidziesz,Loro?

—Wyjdętrochęnapowietrze;głowamnieboli.

Wkorytarzuwłożyłakapeluszipłaszcz,poczymopuściłamieszkanie.Blada,alestanowcza,postanowiła
wziąćnasiebieczęśćwinyzato,coterazspotkaRicharda.

KiedyHildaweszładosalonu,Richardpoderwałsięwjejstronę.

—Hildo,mojakochana,jakdobrze,żenareszciemogęztobąporozmawiać!

TLR

Hildacofnęłasię,wyprostowałaispojrzałazimno.

—Jestemzmuszonaprosić,abypanzaniechałtejpoufałejformyzwracaniasiędomnie.Zanimzabierze
pangłos,proszęwysłuchać,comampanudopowiedzenia.

Richardmiałuczucie,żechluśniętonaniegokubłemzimnejwody.Spojrzał

background image

naHildęzaskoczony—jejoczypatrzyłydumnieiodpychająco,byłyobceizimne,agłosbrzmiałinaczej
niżzwykle.

—Hildo,cotomaznaczyć?—spytałochryple.

Hildauniosłaostrzegawczodłoń.

— Jeszcze raz proszę o zaniechanie tych poufałości. Nie ma pan do nich prawa. To, co wczoraj
wydarzyło się między nami, musi zostać zapomniane. Pan wyłudził podstępnie moje przyrzeczenie,
podając nieprawdziwe fakty. Dobitne słowa pańskiego stryja nie pozostawiają co do tego cienia
wątpliwości.Wycią-

gnęłamznichodpowiedniewnioskiiuznałamsięzazwolnionąodwszystkiegowchwili,kiedymniepan
wczorajwieczoremopuścił.

Richardzbladł,patrzącnaniązprzerażeniem.

—Hildo,zastanówsię!Przecieżniewierzyszchybawto,żecięwczym-kolwiekoszukiwałem!Niktnie
byłby bardziej zaskoczony niż ja wczorajszym zachowaniem mojego stryja. Daję ci słowo honoru, że
zgodziłsięnanaszemał-

żeństwoiżeprzyznałmiwszystkoto,coupoważniłomniedozaofiarowaniaciżyciawdobrobycie,bez
troskmaterialnych.Tacałkowitazmianajestdlamnieciąglejeszczeniezrozumiała,gdyżniebyłomidane
porozmawiaćznim.Niewiem,cosięstało,cogoskłoniłodotakiegoagresywnegozachowaniawobec
mnie,aniestetyrównieżwobecciebie.

Hildaodrzuciłahardogłowędotyłu.

— Ja w każdym razie nie mam zamiaru zmuszać się do związku, w którym nie przyjmują mnie z
otwartymiramionami.Ijeszczerazwypraszamsobiezwra-caniesiędomniepoimieniu.Sprawamasię
tak,żejestemwolna—absolutniewolnaodobietnicy,którązłożyłampodzupełnieinnymiwarunkami.W
każdym razie odzyskałam wolność... i zaręczyłam się wczoraj z panem Ernstem Frankensteinem. To
powinnopanaprzekonaćobrakujakichkolwiekwidokównaprzy-TLR

kuciemniedosiebieiswejtakniepewnejegzystencji.

RichardcofnąłsięokrokispojrzałnaHildętakimwzrokiem,jakgdybyzobaczyłjąporazpierwszyw
życiu.Bardziejniżsamesłowazraniłgoton,wjakimzostaływypowiedziane.PobladłatwarzRicharda
zmieniłasię,zwiotczała.

Nie, ta młoda kobieta, tak twardo i bezlitośnie odrzucająca jego miłość, nie była tamtą Hildą — bez
pamięci kochaną. I To jakaś okrutna, pozbawiona serca istota, która bez drgnienia powieką zraniła go
śmiertelnie.Niepowinnajednaknigdydomyślićsię,jakbardzogougodziła.

—ŁaskawapannoHartung—powiedziałschrypniętymgłosem,alezzimnąukładnością—przyszedłem
tudzisiaj,żebyzwrócićpaniwolność,ponieważmojażyciowasytuacjazmieniłasięwistotnysposób.
Wierzyłem jednak, że pani nie zechce tej wolności przyjąć i powie, że cokolwiek los nam zgotuje,
pójdziemydalejrazem.Byłemszalony,niemogącstłumićwsobietejnadziei.Dopieroterazwidzę,jaki
byłemgłupi.Panisamazwróciłasobiewolnośćiszybkopocieszyłasiękimś,ktomożepanizaofiarować

background image

nieporównaniewięcejniżja,którymamtylkoparęrąkdopracyimocnepostanowienie,byniezginąć.
Pozwolipa-ni,żezłożęjejżyczeniaszczęściaipożegnamsię.

Skłoniłsięeleganckoiopuściłpokój,zanimzdążyłacokolwiekodpowiedzieć.

Hildastałaprzezchwilęjakskamieniała.Drgnęłowniejcośjakbywstyd,poczułasięupokorzona.Ale
szybkojejtoprzeszłoiznówhardouniosłagłowę.

Niemiałanajmniejszejochotynaspartaczeniesobieżycia.Preczzsentymentali-zmem!

Richard Sundheim przemierzył mały korytarz i wyszedł na klatkę schodową nie zauważony. Kiedy
zatrzaskiwałzasobądrzwimieszkania,zaczerpnąłgłębo-kotchu,takjakbyjegopiersiomzrobiłosięza
ciasno. Tylko on wiedział, co przeżył i przecierpiał w ciągu tych niewielu minut. Jego miłość została
brutalniepodeptana.Hildatylkoznimigrała,nigdy,aniprzezchwilęgoniekochała;inaczejniemogłaby
tak postąpić. Widziała w nim jedynie dobrą partię. Bez majątku był jej całkowicie obojętny. Ten
Frankenstein, z którego często stroiła sobie żar-ty, znaczył teraz dla niej więcej, bo był bogaty. I jak
szybkopostarałasięona-stępcę,nieczekającchwili,kiedyonzwrócijejwolność.Adlazamaskowania
własnegochłodusercaniecofnęłasięnawetprzedoskarżeniemgoopodstępneTLR

wyłudzeniejejzgodynamałżeństwo.

Richard jęknął głucho i zacisnął szczęki. A więc nic nie ocalało z jego wielkiej miłości — nic poza
dręczącymuczuciempogardy.Dojmującybóluciskał

muserce.Aletomusisięzmienić,itoszybko,najszybciejjaksięda.Wjegopo-

łożeniu nie można pozwalać sobie na obezwładnienie z powodu nieszczęśliwej miłości. Należy z tym
walczyćjakzczymś,copodkopujeżywotnesiły.

Schodziłposchodachciężkim,twardymkrokiem—nietak,jaknaniewbiegał:elastycznieilekko.Musi
pokonaćto,cosprawiamutakiból.

Naulicyruszyłprzedsiebiebezoglądaniasię.Wbladejtwarzysilniedrgałymięśnieodwewnętrznego
wzburzenia.Pochłoniętymyślaminiezauważył,żetowarzysząmuczyjeślekkiekroki.Dopierokiedyw
cichej bocznej uliczce usłyszał łagodny, o ciemnej barwie głos wołający go po nawisku, drgnął
zaskoczony.

PrzednimstałaLoraDarland,bardzoblada,zudrękączającąsięwwilgotnychodłezoczach.Richard
Sundheimzmusiłsiędospokojnego,towarzyskiegozaga-jeniarozmowy:

—Czymmogępanisłużyć,pannoDarland?

Loraprzywołałanapomoccałąodwagę,najakąbyłojąstać.

— Proszę pana, ja... chciałabym w miarę swoich możliwości naprawić zło, które panu wyrządzono.
Wiem wszystko. Wiem, co zaszło wczoraj między panem a Hildą. I wiem również, że... że Hilda pana
zdradziła.Domyślamsię,ilejestterazwpanugoryczyirozpaczy.Tobardzoryzykownezmojejstrony,
żewtakimmomenciewdzieramsięwpańskiesprawy,alemusiałamtouczynić.Niemogłampozwolić
panuodejść,niepróbującpowiedziećchoćbykilkusłówpo-cieszenia,nieusiłującnaprawićchoćbyw

background image

częścitego,doczegorównieżjasięprzyczyniłam.

Richardporazpierwszypatrzyłzrosnącymzainteresowaniemwpołyskują-

ce łzami oczy Lory, słuchał słów, w których trzepotało jej serce. Zwrócił też uwagę na zauważony już
wczorajbolesnyuśmiechdziewczyny.

—Jeślipanitakwielewie,tozapewnezrozumierównież,żeniestaćmniewtejchwilinakonwersację
—rzuciłszorstko.

Lorauniosłaręcewgeścieprzerażenia.

TLR

—O,Boże!Niepowinienpanmyśleć,żezaczepiłampana,ot,taksobie.

Mam najgłębszą potrzebę, aby panu choć trochę pomóc, dopóki pan sam nie nabierze otuchy. Proszę,
bardzo proszę, niech pan nie bierze tego za natręctwo czy jakiś kaprys; to tylko zwykła chęć pomocy i
zadośćuczynienia.Wiem,żeodczuwapanbólzpowoduHildy...Alejaobawiamsięrównież,żepański
stryjmożespełnićswojewczorajszegroźby.

Richardroześmiałsięgorzko.

—Och,jużjespełnił.ZostałemwygnanyzGorin,wyrzuconynabrukistojęwobliczużyciowejruiny.
Na Boga! To wszystko razem tak mnie zdruzgotało, że muszę zebrać wszystkie siły, aby się całkowicie
nie załamać. Panna Hartung miała rację, że się ze mną rozstała. Nie należy się wiązać z kimś
naznaczonymprzeznieszczęście.Takżepaniradzęnietroszczyćsięomniewięcej.Proszępozwolićmi
odejść;jestemdziśkiepskimtowarzyszem.

Lorapotrząsnęłaenergiczniegłową.

—Niepozwolępanutakpoprostuodejść.Potrzebujepanterazczłowieka,którybypanarozumiałibył
bezresztyoddany.

Spojrzałnaniązuwagą.

—Copaniąskłoniłodopójściazamnąiokazaniamiażtakwielkiegowspółczucia?

Westchnęłaciężkoiuśmiechnęłasiętymsamymsmutnymuśmiechem,cowczorajszegowieczoru,aletym
razemnieumknęłaspojrzeniem,popatrzyłamuwoczyprostoiszczerze.

—Jużpanumówiłam:czujęsięwspółwinnatemu,copanaspotkało.

—Współwinna?Pani?—zdumiałsię.—Wjakisposób?

Splotłamocnodłonie,jakgdybychcącdodaćsobieodwagi.

—To,coterazwyznam,traktujęjakopokutę.Jestemwspółwinna,gdyżnieostrzegłampanawporę,że
Hildaprowadzioszukańczągrę;żeto,codopanaodczuwa,toniemiłość,leczchęćwydaniasiębogato

background image

zamąż.Hildarozważałazzimnąkrwią,ktomożezaofiarowaćjejwięcejbogactwailuksusów:panczy
Frankenstein.Panmiałpewnąprzewagęzracjieleganckiejprezencjiidlatego,żeTLR

pana można jej było bardziej zazdrościć. Frankenstein jest jej wprost niesympatyczny, ale szybko, już
wczorajwieczorem,zaręczyłasięznim,kiedypańskistryjzagroził,żepanawydziedziczy.Mówięotym
wszystkimzapóźno.Byłamzbytmałostkowa;obawiałamsię,żesięodsłonię,ilepandlamnieznaczy...
Tak

— kocham pana. .Niech to wyznanie będzie pokutą za moje tchórzostwo. To dlatego czuję się
współwinna.Gdybymostrzegłapanadostateczniewcześnie,zanimoświadczyłsiępanHildzieizwierzył
stryjowizeswychplanów,niedo-szłobydotejscenywydziedziczenia,jestemotymgłębokoprzekonana.
Przecieżstryjzacząłpodejrzewaćpanaoczekanienajegośmierćdopierowtedy,kiedydowiedziałsięo
pańskich zamiarach poślubienia Hildy. Powiedziałam już wszystko, ostatecznie upokorzyłam się,
wyznającswojeuczucie,alemamnadzieję,żenieuznamniepanzawyzutązkobiecejgodności.Może
zdołam dodać panu choć trochę otuchy, a także udowodnić, że nie umiera się z nieszczęśliwej miłości.
Mojaodwaganiepowinnawprawiaćpanawzakłopotanie.Ażewpędzi-

łampanawbiedę,chciałabymwmiaręmożnościpomóc.Musipanuwierzyć,żejestobokpanaktoś,kto
zcałegosercachcepanupomóc.

Richard słuchał tego zbity z tropu. Głęboko poruszony patrzył w rozedrganą twarz dziewczyny i pełne
poświęceniaoczy.

—Panimniezawstydza,drogapannoLoro.Pojmuję,czymdlapanibyłouczynićmitowyznanie.Ioto
stojęprzedpaniązpustymirękami,niemogącniczymodpłacićpanizadobroć.

Uśmiechającsięprzezłzy,potrząsnęłagłową.

—Chciałamtylkonaprawićto,cojaiinniwyrządziliśmypanu.

—Proszęniemówićoswojejwinie;niemogłapaniniczrobić.Chciałbymtylkomócodwdzięczyćsięza
to,żepanitakujęłasięzamną.

—Namiłośćboską,tylkoanisłowaowdzięczności,bardzootoproszę.Iproszęmitakżewierzyć,że
nie pragnę niczego poza tym, żeby pomóc panu przetrwać ten najgorszy moment. Jeśli taka słaba
dziewczynajakjamożeuporaćsięznieszczęśliwąmiłością,toipandasobieradę,prawda?

Richardgłębokowestchnął.

—Niechpanisiętymniemartwi.Jeślimusisiękimśgardzić,toimiłośćszybkosiękończy.Tylkożeto
wszystko jest jeszcze zbyt świeże. Rana, którą mi zadano, jeszcze pali. Pani wzruszyła mnie głęboko
swojąszlachetnością,pełnąTLR

dumyodwagą.Żałuję,żeniemogępodziękowaćpanitak,jakbymchciał.

—Żadnychpodziękowań!Niechpanzapomni,proszę,copanuwyznałam.

Przyszłomitobardzociężko,ale...inaczejniebyłobypokuty.

background image

— Nie, nigdy nie zapomnę i będę zawsze o pani myślał ze wzruszeniem i wdzięcznością. Muszę pani
podziękować.

Spojrzałananiegoprosząco.

—Jeślirzeczywiściechcemipanpodziękować,toproszęmiobiecać,żeniedasiępanzniechęcićtym
wszystkim,coterazpanaczeka.Proszęmipowiedzieć,czyStryjrzeczywiścieodmówiłpanuwszelkiej
pomocy?

— Tak, dziś rano musiałem opuścić jego dom na zawsze. Stryj kazał też niezwłocznie sprowadzić
notariusza, żeby sporządzić nowy testament, w którym jedynym spadkobiercą majątku uczyni swego
dalekiego krewnego. Na pożegnanie napisał do mnie tym samym raniącym tonem tylko kilka linijek i
załączył

czeknatysiącmarek.Dręczymnie,żemuszęgoprzyjąć,alesprawymająsiętak,żeniepozostajeminic
innego,jakwyjechaćzagranicę.ChcęudaćsiędoAfryki,chociażwidokidlakogoś,ktoniedysponuje
odpowiednią sumą na zagospodarowanie, są właściwie żadne. Ale tu, w Niemczech, prędzej umrę z
głodu,nimdostanęjakąśposadę.Tychpieniędzypotrzebujęnapodróż;gdybynieto,chętniebymzwrócił
czek,gdyżofiarowanomigowubliżającysposób.

Loraspojrzałananiegorozgorzałymioczami.

TLR

— Więc niech pan zwróci ten czek; wierzę, że pan chętnie to uczyni. Proszę jednak pozwolić sobie
pomóc,żebyrzeczstałasięmożliwa.

Richardwzruszyłramionami.

—Chciałbympaniąprosić...—zacząłchłodnoizniechęcią.

Uniosłaręcebłagalnymgestem.

—Proszę,niechpannierozumiemnieźle.Wiem,żemężczyznatakijakpannigdynieprzyjmiepieniędzy
od kobiety; ja ich zresztą nie mam. Ale pan powiedział, że bez pieniędzy trudno w Afryce cokolwiek
zaczynać.Dlaczegoniepożyczywięcpantakiejsumy,jakiejpanpotrzebuje?

—Ponieważniktminiepożyczypotym,jakzostałemwydziedziczony.

Chociażnie...jestczłowiek,którypożyczyłbymiwszystko,coposiada:starysłużącyzGorin,którymnie
wychował.Jestdomnietakprzywiązany,żeprze-

żywa moją banicję równie mocno jak ja. Ofiarował mi trzy tysiące marek, które zdołał uciułać.
Oczywiście,niewziąłemich,botopieniądzeprzeznaczonenaczarnągodzinę,niemniejstaryzrobiłmi
ogromną przyjemność i nigdy mu tego nie zapomnę. Ale poza tym służącym nikt nie pożyczy mi ani
szeląga,jeślipowiem,wjakimjestempołożeniu.

Lorażywopodniosłagłowę.

background image

— A ja znam kogoś, kto pożyczy panu bez trudności. Mam przyjaciół. Moja szkolna koleżanka, której
kiedyś wyświadczyłam przysługę, wyszła za mąż za bogatego fabrykanta. On pożycza różnym
przyzwoitymludziomnaumiarkowanyprocent.Jeśligopoproszę,napewnopożyczypanu.Ilebędziepan
potrzebował?

JejoczyzawisłyniespokojnienatwarzyRicharda.Czyniewielkifundusikpociotcewystarczy,żebymu
pomóc? Lora nie mówiła prawdy: to nie jej przyjaciele, lecz ona sama chciała pożyczyć Richardowi
pieniędzy—zzachowaniempozorów,takżebyonotymniewiedział.

Richard dziwił się sobie, że stoi i rozmawia z tą młodą dziewczyną o swoich najskrytszych
zmartwieniachjakgdybynigdyr.ic.Poważnespojrzenieślicznychbrązowychoczusprawiało,żesłowa
przechodziłymutakłatwoprzezusta,jakgdybyLorabyłajegonajlepszymprzyjacielem.

TLR

Spojrzałnaniązuwagą.

—Ipanichciałabymipomócwtejtransakcji?No,nie!Paniprzyjacieleniezawierząmipieniędzy;nie
mamprzecieżżadnegozabezpieczeniafinansowego.

—Pansamjestnajlepszymzabezpieczeniem.

Spojrzałnaniąrozrzewniony.

—Możepanitowystarcza,aleludzieinteresusąostrożni.

— Wiem, jednakże moje wstawiennictwo jest dla moich przyjaciół wystarczającą poręką. Wierzę, że
otrzymapan,jeślisumaniebędziezbytwysoka.Ilepanpotrzebuje?

Richardpotrząsnąłgłową.

— To przyszło tak nagle, tak nieoczekiwanie... ale na Boga, nie mogę pozwolić sobie na luksus
zaprzepaszczenia takiej okazji! Jeśli pani znajomi rzeczywiście mogliby mi pożyczyć... otóż mój
przyjacielwywędrowałdoAfrykizdwudziestomatysiącamimarekiztymzdołałtamstanąćnanogi.

Loraodetchnęłazulgą,oczyjejpojaśniały.

— Och, tyle otrzyma pan na pewno; może nawet trochę więcej... Poproszę w pańskim imieniu o
trzydzieścitysięcymarek,żebypanmiałswobodęruchówimógłodrazuzacząćcoświększego.

Lorabyłarozgorączkowana,oczyjejbłyszczały.Richardspoglądałnanią,dziwiącsięwduchuróżnicy
międzyniąaHildą.Potemjednakznówogarnęłygowątpliwości:czypowinienzgodzićsię,żebyLora
zabiegaławokółjegospraw?

Kochagoijużdowiodłaswejgotowościdoponoszeniaofiar.Możenakłonienieowychprzyjaciółdotak
niepewnegointeresuwcaleniebyłotakiełatwe,jaktoprzedstawiała?

Dziewczynazauważyłajegorozterkęiwahania.Spojrzałazlękiem,kiedyRichardgwałtowniepotrząsnął
głową,mówiąc:

background image

—Nie!Niemogęzgodzićsię,żebypaniwstawiałasięzamnąuswychprzyjaciół.Niemogęprzyjąćtak
wielkiejprzysługiodmłodejdamy.

OczyLorypociemniały.

TLR

— Czy jest pan rzeczywiście tak małostkowy? Nie uważa pan, że poniosłam znacznie większą ofiarę,
mówiąc głośno to wszystko, co w pańskich oczach musiało obedrzeć mnie z kobiecej godności? —
rzuciławzburzona.

Richardzaprzeczyłruchemgłowy.

—Kobiecagodność?Nie,niewyobrażamsobie,żebyjakakolwiekkobietamogławrówniedoskonały
sposóbprzekonaćoswejgodności,jakpanitouczyniła.Proszęmiwierzyć,żepodziwiampaniąiszanuję
właśniezajejdumnąodwagę.Doprawdy,wporównaniuzpaniąwydajęsięsobiemałyzmoimilękli-
wymi skrupułami, czy wolno mi przyjąć od pani taką przysługę. Niemniej jest dla mnie rzeczą
przygnębiającą,żemamprzyjąćpomocodkobiety.

Lorarzuciłamuniemalgniewnespojrzenie.

— Gdybym przypadkowo była o trzydzieści lat starsza, to nie czułby się pan aż tak przygnębiony,
prawda?Niechżepanodłożynabokmójwiekiprzestanietraktowaćmniejakmłodądamę.MójBoże,
niech pan nareszcie wyzbędzie się małostkowości i nie utrudnia mi zrobienia czegoś, co zmniejszyłoby
niecomojąimojejsiostrywinę.Przecieżtunaprawdęchodziozwykłyinteresimojaosobajakokobiety
niemaztymnicwspólnego.Moiprzyjacielepożyczająpieniądzeróżnymludziom,niezaryzykująniczym
równieżwpańskimprzypadku,wiemtonapewno.Niezrobięwtejsprawienicpozatym,żezaprowadzę
panadonichizaświadczę,żejestpanuczciwym,przyzwoitymczłowiekiem.

Pojegoustachprzemknąłgorzkiuśmiech.

— Pani ufa mi tak wspaniałomyślnie, a pani siostra zarzuciła mi, że wyłudziłem od niej słowo,
stwarzającfałszywepozory.

TwarzLoryoblałciemnyrumieniec.

—Więcjednakodważyłasię?Toniesłychane!Pewniesamawtoniewierzy.Chciałatylkozawszelką
cenę znaleźć pretekst do zerwania z panem, bo za-ręczyła się z Frankensteinem. W rzeczywistości nie
wątpiwpańskiepoczuciehonorutaksamojakja.

— A więc dobrze, odkładam na bok wszelkie skrupuły i przyjmuję pani wspaniałomyślną ofertę. Jeśli
pani przyjaciele zechcą mi pożyczyć dwadzieścia do trzydziestu tysięcy marek, zrobię wszystko, co w
mejmocy,abyzwrócićdługwmożliwienajkrótszymczasieiprzysyłaćregularnieodsetki.Gdybymmiał
ja-TLR

kąś inną drogę wyjścia, nie wykorzystywałbym pani dobroci, ale w mojej sytuacji jestem poniekąd
skazanynaczyjąśpomoc.Kamieńspadniemizserca,jeślibędęmógłzwrócićstryjowiofiarowanymi
czek. Oby Bóg dopomógł mi zwrócić mu kiedyś wszystko, co na mnie wydał, kiedy żyłem pod jego
"dachem. Wrogi wpływ, którego źródła nie znam, nastawił stryja przeciwko mnie, oczernił w jego

background image

oczach.Alestałosiętodopierowczorajwieczorem,bokiedyprzyjechaliśmyrazemdoklubu,miałemjuż
przecieżjegozgodęnamojeplanymałżeńskie,anawetróżneobietnicewzwiązkuzbliskimślubem,iw
ogólewszystkobyłomię-

dzynąmijakzwykle.Jestdlamniezagadką,cowpłynęłonatakgwałtownązmianę.Mogłemprzyjmować
odniegowszystko,kiedypłynęłotozdobroci,alewziąćcokolwiekteraz,wśródgniewuipodejrzeń,jest
czymśokropnym.Będęszczęśliwy,mogączwrócićmutenczek.

Lora nie miała odwagi spojrzeć Richardowi w oczy — wiedziała przecież, kto go oczernił. Wszystko
byłooczywiste.AlepamiętałasłowaHildy,żejeślipowieRichardowioswychdomysłach,możedojść
do tragedii. Tak, Richard w żadnym wypadku nie powinien o niczym wiedzieć. Nie wolno jej także z
nikiminnymotymrozmawiać.Musimilczeć.Dobrechoćto,żeRichardnieodrzucił

jejpomocy.

—Niechpanpójdziezemnąodrazudomoichprzyjaciół.Mieszkająnieda-lekostąd.Jeślizaczekapan
kilka minut na zewnątrz, pójdę pierwsza i porozma-wiam z nimi. Zawołam pana tylko wtedy, jeśli się
zgodzą; w przeciwnym razie nie muszą wiedzieć, o kogo chodziło. Ale jestem pewna, że będę miała
dobrewiadomościdlapana.

Richardruszyłzmiejsca,jakgdybyposłusznyjakiejśwewnętrznejpresji.

Idąc,coraztozerkałzbokunaślicznyprofilLory.Jakaciąglejeszczebyłabladairoztrzęsiona!Nigdy
dotądniespotkałkobiety,którejuczuciełączyłobysięztakwielkimsamozaparciem.Szczerewyznanie
miłości nie pozbawiło jej ani kobiecej godności, ani czystości, jemu zaś wydało* się czynem wręcz
heroicznym.

Szlioboksiebiewmilczeniu.Richardwidział,żedziewczynaciąglejeszczewalczyzonieśmieleniem,i
chciał jej dać trochę czasu na odzyskanie duchowej równowagi. Po raz pierwszy zauważył delikatne,
miłerysytwarzyLory,włosyopięknymodcieniu,smukłą,dziewczęcąsylwetkęiśliczneoczy.Tamłoda
istota była z całą pewnością stworzona do tego, aby dać komuś szczęście. Zabolało go, że nie może
odwzajemnićjejuczucia.Jegoserce,udręczoneinieszczęśliwe,biloTLR

jednakciąglejeszczedotej,którąmusiałgardzić.

Lorazatrzymałasięnagleprzeddomemzbudowanymnakształtczegośwrodzajuwilli.Zadomemwidać
byłodużyogród.Adalej—ażdosamejrzeki—

ciągnęłysięterenyfabryczne.

—Jesteśmynamiejscu.Proszę,niechpanzaczekakilkaminut.

Pochyliłsięwukłonieispojrzałnaniąpoważnie.

—Obypaninigdynieżałowałatego,cochcepanidlamnieuczynić—

powiedział,uścisnąwszygorącojejdłoń.

Zaczerpnęłagłębokotchu;jejoczypojaśniałyzeszczęścia.

background image

— Nie, nigdy! I niech pan nie wyolbrzymia zwykłej drobnostki. Tych kilka słów wstawiennictwa
przejdziemiłatwiejprzezustaniżto,comusiałampanuwyznać.

Spojrzałnaniągłębokoporuszony.

—Zawszebędępamiętałopaniheroicznejodwadze.

Uśmiechnęłasięblado.

—Toistotniebyłaktbohaterstwa—rzuciłałamiącymsięgłosem.

—Wiemotymlepiejniżpan.Aleproszęzapomniećjaknajprędzejotymmoimbohaterstwie.

—Tegoniemogęobiecać,botowspomnieniebędęprzechowywaćjakświętość.Kiedybyłomistrasznie
ciężko i źle na duszy, dzięki pani nagle zobaczyłem światło. Będę się krzepił tym wspomnieniem w
trudnychigorzkichchwi-lach,którenamnieczekają.Zawszebędziemipociechąmyśl,żepewnakobieta
zachowałasiętakniezwykledzielnie—dlamnie.

Lorazarumieniłasięzmieszanaiszybkootworzyłafurtkę.Richard,spacerująctamizpowrotem,patrzył
za nią, jak szła przez ogród i wchodziła do domu wpuszczona przez służącego. Kiedy znikła, odczul
znowu, jak bardzo jest samotny i opuszczony na tym świecie, jak uszło z jego życia wszystko, co było
piękneidobre.Zacisnąłzęby.Tylkoniedaćsięsłabości!Naprzekórzłymmocom—

wytrwać!Potrzebamubędziejeszczewieleuporu.InaglewydałomusięwielceTLR

wątpliwe,żebymógłotrzymaćtępożyczkę—człowiekinteresubędziechciał

przecieżinnegozabezpieczenianiżsłowazakochanejkobiety.

VII

Służący zaprowadził Lorę jak zwykle, bez meldowania, do pokoju pani Grety Heims. Lora była tu
częstymimilewidzianymgościem.Kiedyś,gdyGretabyłajeszczezaręczonazeswymobecnymmężem,
Lorauratowałająodniechyb-nejśmierci.Tamtegokrytycznegodniapływałynawezbranejrzece,kiedy
Gretęchwyciłnaglesilnyskurcz.Lora,doskonałapływaczka,zauważyła,cosiędzieje.

Niebaczącnawłasnebezpieczeństwo,rzuciłasięprzyjaciółcenaratunekiodho-lowałająażnabrzeg.
Kiedy obydwie były już bezpieczne, Lorę opuściły nagle siły i straciła przytomność. Greta natomiast
szybkodoszładosiebie.Zgromadze-niwokółnichludziewnieśliLorędobudynkuwypożyczalniłódeki
udzielilijejpierwszejpomocy.Przygodaniemiałanaszczęścieżadnychnastępstwdlaobumłodychdam,
ale Greta Heims oraz jej narzeczony, którego wkrótce poślubiła, nigdy nie zapomnieli, że Greta
zawdzięczaswejprzyjaciółceżycie.

TerazuradowanaGretaHeimswyszłaLorzenaprzeciw.

—Nareszciesiępokazałaś!Takdługocięunasniebyło.

— Musisz mi wybaczyć, kochanie. Byłam ostatnio bardzo zajęta w związku z tym balem w „Zgodzie".
Szyłamnowesuknie:dlaHildy,mamyidlamnie,adlaHildyjeszczedodatkowopłaszcz.

background image

—Notak,twojasiostraznówcięzeszczętemwykorzystała.Podziwiałamwczorajtwojedzieła,Loro;
waszesuknienależałydonajpiękniejszychnabalu.

Nikomunieprzyszłobydogłowy,żeniepochodzązpierwszorzędnegosalonumody.

—Iniktpozatobąniepowiniensiętegodomyślać.Hildawyszłabyzsiebie,gdybyjąktośpodejrzewało
noszeniesukienszytychwdomu.

—Och,twojąpięknąsiostręmożnabypodejrzewaćoniejedno,itowsprawachmałochlubnych.Chodź,
siadaj,Loro.Czypozostaniesztrochędłużej?

TLR

—Teraznie,Greto.Przyjdęktóregośdniapopołudniunadłuższąpogawędkę.Dziśsprowadziłamniedo
wasszczególnaprośba.Chcęprosićciebieitwojegomężaoprzysługę.

—Naprawdę?Czydasznamnareszcieokazjędochoćbyczęściowegospłacenianaszegowielkiegodługu
wdzięczności?

Lorauśmiechnęłasię.

—Nicniewiemodługuwdzięczności.

—Och,Loro,przecieżuratowałaśmiżycie!

—Proszęcię,niemówmyotymwięcej.Tyzrobiłabyśtosamowpodob-nymwypadku.

—Byćmoże.Przynajmniejpróbowałabym,aleprawdopodobnieobieby-

śmy utonęły, bo ja nie pływam tak dobrze jak ty. Jest mi przykro, że nigdy nie dałaś mi okazji do
odwdzięczeniacisięispłaceniadługu.

—Nowięcdobrze,dziśchcędaćtęokazjętobieitwemumężowi,alepóź-

niejjużnigdyniebędziemowyodługachwdzięczności,dobrze?

—Comamzrobić,Loro?

—Pomóżminakłonićtwojegomęża,żebywyświadczyłmiwielkągrzecz-ność.

—Niebędęmusiałagodoniczegonakłaniać.

—Czytwójmążjestwdomu?

—Jestnatereniefabryki.Zarazgotutajściągnę.

—Bardzocięotoproszę.

Gretazadzwoniładomężaipoprosiłaoniezwłoczneprzyjście.

background image

—Georgzaraztubędzie,Loro.Aterazpowiedz,comamydlaciebiezrobić.

—Poczekajmy,ażzjawisiętwójmąż.Niechciałabymmówićdwarazyte-gosamego.

WkrótcepotemprzyszedłGeorgHeims.

TLR

—Dzieńdobry,pannoLoro!—powiedziałzuśmiechem,przysiadającsiędopań.—Gretapowiedziała,
żepanimniepotrzebuje,więcjestem.

Lorazaczerpnęłagłębokotchuimocnozacisnęładłonie.

— Chodzi, moi drodzy, o to, że chciałabym naprawić zło, które moja siostra wyrządziła pewnemu
człowiekowi.Wammogęjakzwyklezwierzyćsięwza-ufaniuzcałejtejhistorii.

I Lora opowiedziała, jak Hilda kokietowała Richarda Sundheima, jak wczorajszego wieczoru przyjęła
jegooświadczynyicopotemnastąpiło.

— Przed wami nie będę robić tajemnicy z moich domysłów, a mianowicie, że to Frankenstein, chcąc
zdobyć Hildę, naopowiadał staremu Sundheimowi jakichś oszczerstw i w ten sposób nastawił go
przeciwkobratankowi.Starszypan,jaksięwydaje,ibeztegojestznaturypodejrzliwy.Wkażdymrazie
wyrzekł się bratanka i wydziedziczył go, a Hilda w szorstki sposób zerwała z nim. Ja zaś jestem tym
przygnębionaiczujęsięwspółwinna,bonieostrzegłamgowewłaściwymczasie.Hildatymczasemnie
mażadnychwyrzutówsumienia.

—Toostatniarzecz,jakiejmożnabysięspodziewaćpotwojejsiostrze.

Hilda jest zimna i wyrachowana, wiemy o tym od dawna. Jej zachowanie w tej sprawie jest tylko
dowodem,żeoceniałamjąwłaściwie—podsumowałaGretazoburzeniem.

—AFrankensteinjestkrętaczemioszustem,aleHildatakmuzatrujeżycie,żebędziemiałzaswoje—
orzekłGeorgHeims.—Alecodalej,pannoLoro,comożemywtejsprawiezdziałać?

Loraprzesunęładłoniąpoczole,jakgdybynaglezrobiłosięjejgorąco.

—ChcępomócRichardowiSundheimowi.Zostałcałkowiciebezśrodkówdożyciaichcewyjechaćdo
Afryki, gdzie ma przyjaciela. Potrzebuje jednak pieniędzy, żeby tam coś zacząć... trzydziestu tysięcy
marek... i ja postanowiłam mu pożyczyć. Jak wiecie, odziedziczyłam po ciotce z Holandii około
czterdziestuty-sięcymarek,którymimogędysponować.Wszystkojedno,czytepieniądzebędąleżaływ
banku,czyteżpożyczęjetemunieszczęśnikowi,żebymógłstworzyćsobieodnowaegzystencję.Tylkoże
RichardSundheimnigdyizażadnącenęnieprzyjmiepieniędzyodkobiety.Dlategopowiedziałammu,że
mamprzyjaciół,uktórychmojesłowocośznaczy,aktórzyobracająkapitałami,pożyczającTLR

odczasudoczasuniewielkiesumyrzetelnymiprzyzwoitymludziom.Przypro-wadziłamSundheimatutaj;
stoinadoleiczeka,czymoiprzyjacielepożycząmutrzydzieścitysięcymarekwyłącznienajegouczciwą
twarz.Onzresztąwtoniewierzy.Chodzimiwięcoto,żebypan,drogipanieHeims,nibytopożyczyłmu
tę sumę. Co do mnie, nie potrzebuję żadnego zabezpieczenia, gdyż znam pana Sundheima dostatecznie
dobrzeiwiem,żepieniądzeuniegoulokowanesąpewne.

background image

—Ajeślispotkagojakieśnieszczęście,pannoLoro?Jeśliniepowiedziemusię?—spytałGeorgHeims
jakoprzezornyczłowiekinteresu.

—Napewnomusiępowiedzie,agdybynie,tozawszejeszczepozostaniemidziesięćtysięcymarekna
czarną godzinę. W końcu umiem pracować i mogę zarabiać na siebie, jeśli zabraknie mi kiedyś ojca.
Wystawiępanuczeknatrzydzieścitysięcymarek,apanwypłacitęsumęRichardowiSundheimowi.Ale
onwżadnymrazieniepowinienwiedzieć,żetepieniądzepochodząodemnie.

—Aconatępożyczkępowiepaniojciec?

—Ojciecwogólenieinteresujesiętymipieniędzmi,dysponujęnimisama.

Proszę,niechpannieodwodzimnieodtegozamiaru.Mojąpowinnościąjestpo-mócpanuSundheimowi
wjegoprzejściowychtarapatach.Wiem,żeniczymnieryzykuję,alejestemgotowapodjąćkażderyzyko.

—Dobrze,zrobięto,ocopaniprosi,bowidzę,żeniezdołampaniprzekonać.Aleproszęmipozwolić
załatwić przynajmniej sprawę w taki sposób pod względem formalnym, żeby zabezpieczyć panią przed
ewentualnąstratąnatyle,nailesięda.

Loraprzytaknęłaiuśmiechnęłasięzuczuciemulgi.

— Dobrze, proszę zrobić, co uzna pan za stosowne. Im bardziej formalnie będzie pan tę sprawę
przeprowadzał,tymbardziejbędziesięwydawałanatural-na.Onniepowinienmiećcieniapodejrzeń,że
mogłabymbyćpożyczkodawcą.

Proszętylko,żebypanniepoliczyłmuwięcejniżczteryprocentodsetek.

—Toowielezamałoprzytakryzykownymprzedsięwzięciu.

—Dlamnietożadneryzyko.Wbankuteżniedostanęwiększychodsetek.

Niechcęwżadnejmierzezbijaćnanimpieniędzyiutrudniaćmudorabianiasię.

TLR

Omówionojeszczekilkaszczegółównależącychdosprawy,poczymLorapodniosłasię.

—Niechcępozostawiaćgodłużejwniepewności.Pójdęterazisprowadzęgotutaj.

GeorgHeimspowstrzymałLorę.

—Niechpanipoczeka,pannoLoro;poślęsłużącego.

Loraopadłazpowrotemnafotel,aGeorgHeimszadzwoniłnasłużącegoipoleciłmupoprosićdośrodka
pana spacerującego przed domem. Lora pokazała Richarda służącemu przez okno i w chwilę potem
Richard Sundheim wszedł do pokoju. Heimsowie nie znali go osobiście, gdyż rzadko udzielali się w
miejscowym towarzystwie, a Richard równie rzadko przyjeżdżał z Gorin. Lora przedstawiła go, a
gospodarzepowitalibardzożyczliwie.

background image

—PannaLoraDarlandpowiedziała,żepotrzebujepantrzydziestutysięcymareknazagospodarowaniew
Afryce.Wprawdzienieznaliśmysiędotądosobi-

ście,alesłyszałemjużopanu,apańskistryjnależydomoichklientów.Takwięcwstawiennictwopanny
Darland nie było konieczne. Ale nie będziemy rozmawiać o formalnościach w obecności pań — może
przejdziemynachwilędomojegogabinetu.

Richardowikamieńspadłzserca.Złożyłpaniomukłonipodążyłzagospo-darzem.

Przyjaciółkipozostałysame.GretazauważyłarozjaśnioneoczyLory.

— Jesteś dobrym człowiekiem, Loro — powiedziała ujmując serdecznie jej dłoń. — Młody Sundheim
powiniencibyćwdzięczny.Teraz,kiedystryjgowydziedziczył,niktnieudzieliłbymupożyczki.

— Właśnie tego się obawiałam i dlatego musiałam mu pomóc. Tu nie chodzi o dobroć, Greto.
Powiedziałamciprzecież,żemusiałamnaprawićto,doczegoprzyczyniłamsięswoimmilczeniem.

—Niemówwtymwypadkuoswojejwinie.Niemiałaśprzecieżobowiąz-kuostrzegaćgoprzedswoją
siostrą. Ona zresztą poniesie karę, bo Frankenstein jest wręcz odrażający — głośny i nachalny, typowy
dorobkiewicz.Jestemrzeczywiścieciekawa,jakHilda,lubiącaodgrywaćroledystyngowanejdamy,bę-

TLR

dziegoznosićoboksiebie.

Lorawyglądałanazatroskaną.

—Onaniezdajesobiesprawyztego,conasiebiewzięła.Wiem,żeFrankensteinjąmierzi.MójBoże,
wiązaćsięmałżeństwemzkimś,ktojesttakiodpychający!Tomusibyćokropne.Obawiamsię,żeHilda
będziejeszczeżałowaćswejdecyzji.

— Nie zamartwiaj się, Loro. Twoja siostra jest człowiekiem, dla którego sprawy majątkowe są
najważniejsze,więcpogodzisięzewszystkimzacenężyciawluksusie.Ajeślibędziejejczasemtrudno,
tonietrzebajejżałować,bopostokroćzasłużyłanakarę.Zawszebardzobrzydkoodnosiłasiędociebie
inie-prawdopodobniecięwykorzystywała.

Przyjaciółkigawędziłyjeszczeprzezchwilę,zanimpandomuiRichardSundheimniewrócili.Richard
miał już w kieszeni czek na trzydzieści tysięcy marek, na które wystawił Heimsowi rewers. Cała
transakcja przebiegała gładko i sprawnie. Richard przejęty był uczuciem wdzięczności, a ponadto
zaskoczonyniskimoprocentowaniem,aleGeorgHeimspowiedziałześmiechem,żeniejestlichwiarzem
i dlatego odsetki wynosić będą tylko cztery procent. Panowie ustalili przy tym, że Richard będzie
przekazywałnakontoGeorgaHeimsaodsetkicokwartał,akolejneratydługu—corok.

Richard zapewnił, że dołoży wszelkich starań, żeby spłacić swój dług jak najszybciej, ale pan Heims
radziłmupozostawićtrochęczasunarozruch.Najważniejsząrzecząjestpunktualnepłacenieodsetek,co
Richardprzyrzekłbardzosolennie.Uścisnąłzwdzięcznościąrękęgospodarza,którypoczułsiętymnieco
zażenowany,wiedząc,żepodziękowanianiejemusięnależą.Pomyślałjednakzhumorem,żezewzględu
naLorębędziemusiałjakośznieśćteniezasłużonelau-ryjeszczeprzezparęminut.

background image

Richard dziękował potem bardzo serdecznie Lorze za wstawiennictwo, ale dziewczyna odparła ze
śmiechem:

—JużsłyszeliśmyodpanaHeimsa,żeudzieliłbypanupożyczkitakżebezmojejprotekcji.

— Ale ja nigdy nie wpadłbym na pomysł, żeby zwrócić się z tym do pana Heimsa. Jestem bardzo
poruszony,żeotrzymałemznacznąpożyczkęprzytakdalekoidącychułatwieniach.Terazmamtylkojedno
gorąceżyczenie:abymmógł

TLR

jąjaknajszybciejspłacić.

Po krótkiej pogawędce Lora zaczęła się żegnać, Richard zaś postanowił ją odprowadzić, gdyż czuł
potrzebęzamienieniazniąparusłówbezświadków.

PoichwyjściuGeorgiGretawymienilispojrzenia.

— Wiesz co, Gretel? Gdyby pan Sundheim był mądrzejszy, to zakochałby się w Lorze, a nie w tej jej
nadętejsiostrze.

ZamyślonaGretaskinęłagłową.

— Szkoda, że on wyjeżdża tak daleko i że nie jest spadkobiercą swego stryja. Może pokochałby Lorę,
gdybyprzekonałsię,żeHildajesttylkopozerką.ŻyczyłabymtegoLorzezcałegoserca,bocośmimówi,
żeonniejestjejobojętny.

GeorgHeimswziąłżonęwobjęcia.

— Mnie też się tak wydaje, Gretel. Szkoda! Lora jest wspaniała i zasługuje na szczęście. Miejmy
nadzieję,żejeszczejespotkawżyciu.Ajeżelitakjestsą-

dzone,totychdwojeodnajdziesię,nawetjeślibędąichdzieliłylądyimorza.

NaulicyLorapodałaRichardowirękęipowiedziała:

—Chciałabymterazpanapożegnać.Mojamisjazakończyłasiępomyślnie,apanmanarazienajgorszeza
sobą. Widzimy się chyba po raz ostatni, więc chcę powiedzieć, że będą panu towarzyszyć moje
najserdeczniejszeżyczenia.NiechpanjedziezBogieminiechsiępanuszczęści.

Richardprzytrzymałjąniemalsiłą.

— Pani nie wyobraża sobie, ile dobrego mi pani wyświadczyła. Zwierzyłem się pani ze swoich
kłopotówizgryzot,apaniznalazłanawszystkoradęjakwy-próbowany,wiernyprzyjaciel.Dlategonie
mogę pogodzić się z tym, że chce pa-ni teraz całkowicie zniknąć z mojego życia. Chciałbym mieć
możność okazać pani wdzięczność za tę wielką dobroć. Muszę wywędrować w świat, który jest mi
zupełnie obcy. Byłem zawsze sam, także w Gorin, bo między mną a stryjem nie było prawdziwej
bliskości.Starysłużącystryjabyłmisercembliższyniżmójjedynykrewny.Tomożewyjaśnia,dlaczego
wswymosamotnieniutakprzylgną-

background image

łemdopanisiostry.Terazznówzostałemsam.Niemamnikogo,dokogomógł-

bym wracać myślą, kiedy będę już na obczyźnie. Czy dopełni pani miary swej dobroci i pozwoli mi
przesłaćodczasudoczasujakiśznakżycia,napisać,jakmiTLR

się wiedzie? Czy mógłbym zarazem liczyć na parę słów od pani o tym, co dzieje się w kraju? Będę
wprawdzie dostawał co jakiś czas krótkie wiadomości od tego starego służącego, o którym
wspominałem, ale to człowiek samotny i niezbyt obyty z piórem. Wiem, że moja prośba jest dalszym
wykorzystywaniempanidobroci,aleprzyjąłemodpanitakwiele,więcmożejeszczeotrzymamito.

Loraspłonęłaciemnymrumieńcemispojrzałasmutno.Teraz,kiedywiedziała,żeRichardnajakiśczas
jest zabezpieczony przed biedą i kłopotami, ogarnęła ją dręcząca pewność, że chyba go już nigdy nie
zobaczy,aświadomość,żeonwieojejuczuciu,działałaparaliżująco.

—Zawszebędęsięcieszyć,kiedyotrzymamjakąświadomośćodpana,iwierzę,żebędątotylkodobre
wiadomości. Ale czy będę w stanie odpisać panu, dziś jeszcze nie wiem. Zbyt się przed panem
odsłoniłam.Jednakstałosięiteraz,kiedypanmajużchybanajgorszezasobą,ogarnąłmniewstyd.Ja...
japragnęteraztylkojednego—ukryćsięprzedpanem,zostaćsama.Powinienpantozrozumieć.Niech
pannienaleganamnie.Kiedypewnegodniadojdędorównowagi,odzyskamtakżesiły,byodpowiedzieć
napańskielisty,jeślidotegoczasunieznużysiępanichpisaniem.

—Rozumiempanią,pannoLoro,rozumiemdoskonale.AleBógjedenwie,jakmnieboli,żepanisiętak
zadręcza.Itotym,żezrobiłapanicośpięknego,mi-

łego i dobrego. Proszę mi jednak uwierzyć: podziwiam panią i szanuję tak bardzo, jak nigdy nie
szanowałem żadnej kobiety. To właśnie chciałem powiedzieć pani na pożegnanie. Czy mogę wysyłać
listydopaninaadresdomurodziców,czyteżbędzietodlapanikrępujące?

—Nie,możepanspokojniepisaćnaadresdomowy.Niemam...niczegodoukrycia.Aterazczasnanas;
niechpanaBógprowadziistrzeże.

Jeszcze raz ujął oburącz jej dłonie mocnym, ciepłym gestem, jeszcze raz spojrzał w smutne oczy
dziewczyny.Lorazmusiłasiędobolesnegouśmiechu,któryjużznał.Skinęławmilczeniugłową,apotem
oderwałasięodniegoiszybkoodeszła,ztrudempowstrzymującłzy.Richardstałwmiejscuipatrzyłza
nią głęboko wzruszony. Czuł, że odchodzi od niego człowiek bardzo miły, dumny i czysty; ktoś kto
ofiarował mu bardzo wiele, a komu nie mógł odpłacić tak, jak by chciał. Wiedział, że zaciągnął u tej
dziewczyny wielki dług, lecz nie przeczuwał, jak wiele jej zawdzięcza. To, co dla niego uczyniła,
niwelowałowjakiśsposóbzło,któremuwyrządziłatamta.Moralnawartośćjednejrównabyłanicości
dru-TLR

giej.

Powolizawróciłiposzedłdohotelu,gdzienapisałdostryjakrótkilist.

DrogiStryju!

ZuczuciemogromnejulgizwracamCiczeknasumętysiącamarek.Dotknę-

ło mnie boleśnie, że dałeś mi go w sposób tak bardzo uwłaczający. Czerpałem wiele z Twej dobroci,

background image

lecztenczek,danymiwgniewie,byłzbytwielkimupoko-rzeniem.Chciałeśokazaćmiswojąpogardę,
niewiemjednak,coCiędotego
upoważniło.ObyBógpomógłmispłacićCipewnegodniacodofeniga
wszystkie
koszty,któreponiosłeśnamojąrzecz.

Wyjeżdżam do Afryki, gdyż w Niemczech nie mógłbym znaleźć odpowiedniej dla siebie pracy w
rolnictwie.Ufam,żezdołamwybićsiętamowłasnychsiłach,
amyśl,żeterazcałkowicieodpowiadam
samzasiebie,jestdlamniewyzwole-niem.Zwracamsiędociebieporazostatni—niemogęiniechcę
błagać o zaufanie, którego mi odmawiasz, pragnę tylko zapewnić, że nie poczuwam się do
żadnej
względemciebiewiny.NiechBógobdarzyCięzdrowiemidługimżyciem.

TwójwdzięcznybratanekRichard

Heinrich Sundheim po otrzymaniu tego listu przeżył chwilę rozterki. Zwyciężyła jednak jego zawsze
czujna podejrzliwość. „To blef! Chce mnie wzruszyć, ale nic z tego! Zmieniłem testament na korzyść
KarlaSundheimaikoniec!"

Richardowizrobiłosięnaserculżej,kiedyodesłałstryjowiczek.Potemudał

siędourzędu,żebywyrobićsobiepaszportdoAfryki,anakoniecposzedłzasię-

gnąć informacji co do samej podróży. Paszport miał otrzymać w ciągu czterech dni, jeśli zaś chodzi o
podróż, dowiedział się, że parowiec „Usambara" odpływa do Afryki Południowo-Zachodniej za sześć
dnizHamburga.Natychmiastwięczarezerwowałjednomiejscewdrugiejklasie,gdyżpierwszabyładla
niegozadroga.1takzapłaciłzabiletokołoośmiusetmarek.Trzeciaklasakosztowaławprawdzietylko
pięćsetmarek,aleodradzonomuzdecydowanietęoszczędność.

KufrypozostawionewprzechowalnidworcowejpostanowiłnadaćnabagażdoHamburgawprzeddzień
wyjazdu.Kiedywszystkobyłojużzałatwione,zade-TLR

peszowałdoHeinzaMartensa:

PrzybywamtrzeciegomarcastatkiemUsambaradoWahisbaai.

RichardSundheim

Szerzej nie chciał niczego wyjaśniać ze względu na koszty. Miał nadzieję, że Heinz Martens będzie
oczekiwałgowporcieZatokiWielorybiej,inaczejmusiał-

bygoszukaćnaodległejfarmie.Richardchciałporadzićsięprzyjaciela,gdzienajlepiejbyłobyosiedlić
się i jak najkorzystniej zainwestować pieniądze. Pisać w tej sprawie nie chciał, gdyż czekanie na
odpowiedźtrwałobyzadługo.Tutajkaż-

dy dzień drogo kosztował, a możliwości zarobku nie miał żadnych. Richard nie zastanawiał się dłużej,
czyAfrykajestdlaniegoodpowiednimmiejscem,tylkoskoczyłodrazunagłębokąwodę—gdybyzaczął
roztrząsaćsprawę,pewniezabrakłobymuodwagi.

ZlistówHienzaMartensawiedziałowarunkachżyciawAfrycePołudniowo-Zachodniejwystarczająco
dużo,bywierzyć,żemożemusiętampowieść.Ato,żeczekagopraca,ciężkapracaiwalka,byłomu
akuratpomyśli.Dotychczaswszystkoprzychodziłomutakłatwo,żeniemiałokazjiwypróbowaćswych

background image

sił.

Dlategocieszyłsięnatonoweżycie.Zarazemporazpierwszyczułsięniezależ-

ny. Tego rodzaju zadowolenia jeszcze nie zaznał. Miał wrażenie, że teraz dopiero będzie mógł
spożytkowaćswesiły,leżącedotądodłogiem.

Uwinął się szybko z przygotowaniami i już czwartego dnia wieczorem wyruszył do Hamburga. Ale na
krótkoprzedwyjazdemodczułprzemożnąchęćna-pisaniadoLoryDarlandzpożegnaniem.Dziwnarzecz,
ale tego ostatniego dnia niemal zapomniał o istnieniu Hildy, a za to myślał nieustannie o Lorze. Ciągle
widziałjejbolesnyuśmiechidzielnespojrzeniesmutnychoczu.Wuszachbrzmiałmujejniski,łagodny
głos:„Tak—kochampana".Itesłowaogarniałygozakażdymprzypomnieniemjakciepłafala.Nieczuł
sięjużaniosamotniony,aniopuszczony—LoraDarlandwyznałamumiłośćidowiodłaprawdziwości
tegouczuciaswympostępowaniem.

Jakimbyłgłupcem,oddającsercezimnej,wyrachowanejHildzie!Jakmógł

niedostrzecprawdziwegoklejnotu,kogośtakwartościowegojakLoraDarland!

Zanimpojechałnadworzec,napisałdoniejlist:

WielceSzanowna,ŁaskawaPannoLoro!

TLR

Jeszcze dziś wieczorem wyjeżdżam do Hamburga, gdzie natychmiast wsiądę na pokład parowca
,,Usambara",który3marcazawiniedoportuWahisbaai.

TammamnadziejęspotkaćmegoprzyjacielaHeinzaMartensa.Liczęnato,żebędziesłużyłmiradąi
pomocą w jak nakorzystniejszym ulokowaniu powierzone-go mi kapitału. Próbując różnych
możliwości,muszębardzouważać,abynie
marnowaćpieniędzy.

NiemogłemwyjechaćbezpodziękowaniaPanirazjeszczezacałedobro,jakiemiPaniwyświadczyła.
Jeżeli przetrzymałem w jakim takim nastroju te ostatnie przykre dni, to zawdzięczam to wyłącznie
Pani.ObyBógpozwoliłmiokazać
kiedyśPanimojągłębokąwdzięczność.

Teraz, kiedy przezwyciężyłem to, co najcięższe, jest we mnie jakaś radość, że mogę swobodnie
wyzwolićswojesiły—niewiem,czyrozumiePanimojeodczucia.Byłemijestemwdzięcznystryjowi,
zawsze jednak czułem się trochę przytłoczony, zależny od jego łaskawości. Nawet jeśli w ostatnich
latach mogłem zacząć
spłacać mój dług wdzięczności poprzez wytężoną pracę w Gorin, nigdy nie
byłem
człowiekiem wolnym, i tak pewnie pozostałoby do końca, gdyby stryj nie pozbawił mnie
nieoczekiwanie swych łask. Nie boleję już nad tym, że zostałem wydziedziczony — w gruncie rzeczy
bolałemprzedewszystkimzpowodukobiety,która
miaładzielićzemnążycie.

Kiedydotręjużnamiejsce,pozwolęsobieprzesłaćPaniwiadomość.Bardzosięcieszę,żebędęmógł
do Pani pisać. Może pewnego dnia zdoła się Pani przezwyciężyć i odpisze mi. Już teraz myśl o tym
sprawiamiradość.Wiemiczuję,że
wPaniosobiepozostawiamwojczyźniewiernegoprzyjaciela.

Proszę, aby zechciała Pani przekazać Państwu Heims moje najserdeczniejsze podziękowania.

background image

Postaramsiębyćgodnymokazanegomizaufania.

Jeszcze raz gorące dzięki za wszystko. Niech Pani pozostaje w zdrowiu i zachowa mnie w dobrej
pamięci.Wyczujętoiniebędęjużtakiosamotnionynaobczyźnie.

WdzięcznyioddanyRichardSundheim

Listtenwrzuciłdoskrzynkipocztowejwdrodzenadworzeckolejowy.

Apotemodjechał.

TLR

Szeroko rozwartymi oczami patrzył na mijane okolice Gorin. Pociąg miał tu krótki postój i Richard
zobaczył dach stryjowskiego dworu prześwitujący przez korony drzew. Tam żył człowiek zapiekły w
gorzkiejuraziedoniego,onzaśniemiałpojęcia,cojąwywołało.

RichardnapisałnaposterestantedostaregoFriedrichaoswoimwyjeździe.

Prosił,żebysięoniegoniemartwić,gdyżnapewnodasobieradę,anawypadekgdybyFriedrichchciał
mu coś przekazać, podał adres Heinza Martensa. Adres ten podał również Georgowi Heimsowi
obiecując,żedaosobieznać,jaktylkoosiądziegdzieśnastałe.

PociągruszyłiRichardskinąłrękąnapożegnaniewstronęGorin,gdziekiedyśmiałbyćpanem.Myślo
tymniesprawiałamujużbólu.

Lora przebyła drogę powrotną w nastroju nie dającym się opisać. W domu panowała już odświętna
atmosfera. Frankenstein wypełniał całe mieszkanie Darl-landów hałaśliwym manifestowaniem swego
szczęścia.

HildaprzywitałaLoręwyrzutamidopytując,gdziepodziewałasiętakdługo

—właśnieteraz,kiedypowinnapićzewszystkimiwinoispełnićtoastzapo-myślnośćmłodejpary.Lora
wyjaśniłaspokojnie,żebyłauGretyHeims,żebyzawiadomićjąozaręczynachHildy,poczymsięgnęła
pokieliszekitrąciłasięznarzeczonymi.Upiłatylkomałyłykiprzypierwszejsposobnościwycofałasię
doswegopokoju.Ztrudemudałojejsięopanowaćiuspokoić.Odwczorajszegowieczoruspadłonanią
zbyt wiele. Dręczyła ją myśl, że tak impulsywnie, powo-dowana lękiem o Richarda, zdradziła mu
tajemnicęswegoserca.Niemogłaterazpojąć,jakzdobyłasięnatakąodwagę.

DonośnygłosFrankensteina,jegohałaśliwyśmiechdocierałnawetdocichegopokojuLory,sprawiając
jej niemal fizyczny ból. Poczuła w sercu coś jakby nienawiść do tego człowieka, w którym widziała
sprawcę wydziedziczenia i wypędzenia Richarda. Są sprawy, co do których ma się niezbitą pewność,
chociażniedysponujesiężadnymidowodami.Właśniedlatego,żebrakowałojejdowodów,niemogła
oskarżyćFrankensteinawprost,chociażniewątpiławjegowinę.

Wjakiejśchwiliprzyszłojejnamyśl,żebypójśćdostaregopanaSundheimaipowiedzieć:„JeśliErnst
Frankensteinpowiedział,żeRichardczekanapanaTLR

śmierć,topoprostukłamał.Chodziłomubowiemoto,żebypanwydziedziczył

background image

swegobratanka,atymsamymusunąłgozdrogijakorywaladorękiHildyHartung.Mylisiępansądząc,
żepańskibratanekjestzdolnydojakiejkolwieknikczemności".

Och, jak chętnie by to powiedziała, żeby zrehabilitować Richarda w oczach stryja! Ale jak cokolwiek
udowodnić komuś tak podejrzliwemu? Nie, natura Lo-ry wzdragała się przed rzucaniem podejrzeń bez
dowodów, ale męczyła ją świadomość, że nie była w stanie niczego uczynić. Jej gniew skierował się
teraznastaregoSundheima,żetakłatwodałsiępodburzyć.PowinienprzecieżlepiejznaćRicharda.

Pogrążonawmyślachsiedziaładługowswoimpokoju,ażwkońcuweszładoniejHilda.

—Muszęcipowiedzieć,Loro,żeniezachowujeszsięzbytmiłowstosunkudomnie.Najpierwdługocię
niema,apotemwycofujeszsiędoswegopokojuniczymobrażonakrólowa.Frankensteinciągleociebie
dopytywał.Musiałamcięusprawiedliwićnagłymbólemgłowy.

—Kiedymnierzeczywiścieboligłowa,Hildo,idlategosobieposzłam,że-byniepsućwamnastroju.

— Obejrzyj nareszcie moje perły. To prezent zaręczynowy od Frankensteina. Czy to nie książęcy
podarunek?

OtwarłaetuiipokazałaLorzejegozawartość.Namatowoszarymaksamiciespoczywałkosztownysznur
pereł.Loramiałaniechętnąminę.

— Są przepiękne i bardzo cenne... i życzę ci wszystkiego dobrego, Hildo, ale nie pojmuję, jak możesz
byćtakazadowolonaibeztroska.Przecieżwiesz,żeśmiertelniedziśkogośzraniłaś...

Hildaodrzuciładotyługłowę.

— Śmiertelnie zraniłam? Nie bądź śmieszna, Loro. Coś takiego istnieje tylko w powieściach. W
dzisiejszych czasach nikt nie umiera z powodu złamanego serca; jesteśmy na to odporni. I nie sądź, że
Sundheimbyłstraszliwieprzybity.

Onprzyszedłwłaśnieztym,żebymizwrócićsłowo,bouznał,żeobecnienieTLR

możemyślećożeniaczce.Dlaniegorównieżnajlepszymwyjściemzsytuacjiby-

łozerwanie.

Loraodgarnęławłosyzczoła.

—Tak,oczywiście,maszrację.Ztobąbyłbytaksamonieszczęśliwyjakbezciebie.Aleonwtejchwili
jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. A ty nie powinnaś zapominać, że stracił nie tylko ciebie, ale
równieżswojedziedzictwo,iżemusiruszyćwświat,gdyżstryjrzeczywiściegowydziedziczyłiwygnał.

Hildagwałtowniezwróciłasiędosiostry:

—Skądwiesz?

— Spotkałam go zaraz po wyjściu z domu. Powiedział mi, że wyjeżdża do Afryki Południowo-
Zachodniej,doprzyjacielazestudiów,któryjesttamfarmerem.

background image

—Aha,więcrozmawialiściezesobą?

—Tak.Powiedziałammu,żeubolewamnadtym,comuwyrządziłaś.

—Noizauważyłaśchyba,żebyłcałkowiciespokojny.

Loraspojrzałazwyrzutem.

—Nacmentarzuteżjestspokojnie,Hildo.

—O,Boże!Jegoosobajakośdziwniecięwzrusza.

WoczachHildymignąłniedobrybłysk.Lorazachowałaspokój.

— Ciebie niestety ani trochę, Czy powiedziałaś Frankensteinowi, że Richard Sundheim został
wydziedziczonyprzezstryja?

— Jak mogłam to zrobić? Wykluczone! Nie mogłam mu przecież powiedzieć, że tamten był tu już dziś
rano.Ibędęsiępilnować,żebysięztymniewygadać.Tomniejużzresztąnieobchodzi.

—Powiemmuotym,jeśligospotkam.

—Jeśliomniechodzi,niemamnicprzeciwkotemu.

—WszystkiemujestwinienFrankenstein.RichardSundheimpowiedział

TLR

mi,żektoś,ktogooczernił,mógłtozrobićtylkowtymczasie,kiedyjegostryjsiedziałnabalkonie.Aja
wiem,żewtedybyłprzynimtylkoFrankenstein.

— Wbiłaś to sobie w głowę; zupełna idee fixe. Mam nadzieję, że nie byłaś tak niemądra i nie
powiedziałaśotymSundheimowi?

—Nie,nieodważyłamsię.Bałamsię,żebytoniedoprowadziłodojakiejśkatastrofy.

—Będzieteżlepiej,jeśliwogóleprzestanieszrozmawiaćnatentemat.

Chybaniewygadałaśsięprzedkimś?

—Nie!—odparłaLoraostro.

— To dobrze. I nic nie daj poznać po sobie Frankensteinowi. Strzeż się! To mogłoby się skończyć dla
ciebiebardzonieprzyjemnie.

— Dla mnie? Nie obawiam się tego. Ale uspokój się. Nie będę mówić o swoich podejrzeniach, gdyż
niczego'bytoniezmieniło.Niemogęjednakpogodzićsięztym,żechceszzwiązaćsięnacałeżyciez
człowiekiem,któryjestcitakniesympatyczny.Dlamniebyłobytoniemożliwe.

Hildaspojrzałananiąszyderczo.

background image

—Powiedz,Loro,znaszbajkęolisieikwaśnychwinogronach?

Loraspojrzałanasiostręzpowagą.

—Owszem,alechybiłaś;tomnieniedotknęło.

Hildawyjęłaperłyzetuiiprzepuściłasznurprzezpalce.

— Czy rzeczywiście nie chciałabyś otrzymać kiedyś takiego prezentu na za-ręczyny? — spytała z
naciskiem.

Lorapotrząsnęłagłowąiuśmiechnęłasiędziwnie.

—Jaktymałomnieznasz.

—Zróbmijednaktęprzyjemnośćiniesiedźjużdłużejzkwaśnąminą.

Ostateczniejasamadobrzewiem,jakpowinnampostępować,atyuczynisznajlepiej,jeślipogodziszsię
nareszciezfaktamidokonanymi.

TLR

—Maszrację,Hildo.Niebędziemywięcejotymrozmawiać.Toprowadzidonikąd.

ZaręczynyHildyzFrankensteinemwzbudziłyzrozumiałąsensacjęispowodowałyniekończącysięciąg
wizyt z gratulacjami. Frankenstein wydał dla licz-nego grona zaproszonych wspaniałe przyjęcie w
najelegantszymhotelu.Loraniemogłatrzymaćsięcałkowicienauboczu,couczyniłabynajchętniej,ale
była szczęśliwa, kiedy przyjęcie się skończyło. Wszystko, co w czasie tej fety czynio-no i mówiono,
wydałojejsięfałszyweizakłamane.Prawdziwebyłotylkohała-

śliwezadowolenieFrankensteina.

Krótko przed przyjściem gości Lora powiedziała mu, że Richard Sundheim został wypędzony i
wydziedziczony przez stryja i że z tego względu musi pójść w świat na tułaczkę. Mówiąc to, pilnie i
badawczo patrzyła w twarz Frankensteina, który przez krótką, bardzo krótką chwilę wyglądał na
zakłopotanego,alerównieszybkowróciłdorównowagi.

—Ach,starszypanjeszczesięrozmyśli;ludziewiekowimająróżnedzi-wactwa,aletonietrwadługo.
Założęsię,żezajakiśczasRichardSundheimznówosiądziewGoriniwszystkobędziepodawnemu.On
jestprzecież,jaksłyszałem,jedynymkrewnymswegostryja.

Lorawiedziała,żedalszeciągnięcietematuniemasensu,alenabrałapewnościcodoswychpodejrzeń,
mimo że Frankenstein szybko się opanował. Jej przekonanie w niczym jednak nie mogło pomóc
Richardowi.Frankensteinitakbysiędoniczegonieprzyznał.

Lora otrzymała list od Richarda nazajutrz po jego wyjeździe. Hilda i jej matka były zaintrygowane —
Lorabardzorzadkodostawałacośzpoczty.Tymrazemodebrałalist,aleczytanieodłożyłanapóźniej,po
wspólnym śniadaniu. Serce podeszło jej do gardła, gdyż przeczuwała, kim jest nadawca, i właśnie
dlategoniechciałamiećświadkówpodczasczytania.

background image

Później,kiedybyłajużsama,prysłnagleuciskającyjejduszęprzymus—

nareszciemogłasięwypłakać.Tełzybyłybolesneipalące,aleprzyniosłyulgę,uwolniłyjąoduczucia
wstydu. Słowa Richarda były dowodem, że jej szczere wyznanie zaowocowało czymś dobrym. Warto
więcbyłowziąćnasiebietamtoupokorzenie.

TLR

VIII

Podróż Richarda na pokładzie „Usambara" przebiegała dość spokojnie. Pogoda sprzyjała nad wyraz,
niemniej Richard był zadowolony, że wziął drugą klasę — w trzeciej roiło się od awanturniczych i
dziwacznychpostaci,takmęż-

czyzn, jak kobiet. Towarzystwo w drugiej klasie było na poziomie: farmerzy z żonami powracający z
podróży po Europie, kupcy mający widoki na robienie interesów w Afryce Południowo-Zachodniej,
urzędnicyizamożniejsirzemieślnicy

—zdamskimdodatkiemlubbez.

Richard przez pierwsze dni trzymał się możliwie na uboczu, ale przy stole poznał się nieco bliżej z
pewnymmałżeństwem,którepoodwiedzinachukrewnychwNiemczechwracałonaswojąfarmę,orazz
niejakąpaniąLind,równieżwracającązNiemiec.PaniLind,taksamojakowaparamałżeńska,przeżyła
podczas wojny wiele ciężkich chwil w Afryce. Rząd angielski skonfiskował farmę jej zmarłego w tym
czasiemęża.WdowawysłaładzieciisiostrędoswychrodzicówwNiemczech,asamapodjęłażmudną
walkę o byt w nadziei odzyska-nia farmy albo przynajmniej otrzymania godziwego' odszkodowania.
Ponieważ dotychczas nie udało jej się niczego w tej materii osiągnąć, postarała się na razie o posadę
zarządzającej na dużej farmie należącej do pewnych Anglików. Teraz miała nadzieję, że po powrocie
nareszciezostaniejejwypłaconeodszkodowanie.

Potem zamierzała wziąć w dzierżawę jakąś farmę, żeby zapewnić dzieciom dom, skoro tylko ukończą
szkoły.Atymczasemwracaładojużoczekującychjąchlebodawców.

Tadzielna,dobrzeobznajmionazmiejscowymiwarunkamikobietaorazmałżeństwofarmerówstanowili
dlaRichardaźródłowielupożytecznychrad.Ca-

ła czwórka najczęściej separowała się do reszty pasażerów, aby porozmawiać o swoich nadziejach i
troskachszczerzeizzaufaniemjakstarzyprzyjaciele.

Po wszystkim, czego się dowiedział, Richard doszedł do wniosku, że życie, które go czeka, nie będzie
lekkie,alerównieżniepozbawionepewnychuroków.

PaniLinduśmiechnęłasię,kiedyjejwyjawiłswojąmyśl.

— Oczywiście, życie w Afryce ma swój urok, jeśli człowiek już się jakoś przebije. Mimo wszystkich
złych chwil, które tam przeżyłam, jakaś wszechwład-na siła ciągnie mnie z powrotem. Ktoś, kto
przyzwyczaiłsiędoAfryki,możeTLR

znaleźć w kraju jaką taką satysfakcję tylko w warunkach na szeroką skalę; w cia-snocie będzie się

background image

nieustannie o coś boleśnie rozbijał. W Afryce przywykliśmy do większej swobody, no i — większej
przestrzeni.Wkrajuwszędzienabijamysobieguza.

RicharddowiedziałsiętakżeodpaniLind,dlaczegostatkiniezawijająobecniedoSwakopmund,tylko
do Walvisbaai. W Swakopmund wysadzanie pa-sażerów na ląd było zawsze bardzo uciążliwe i
czasochłonne,gdyżzpowodusil-negoprzybojutrzebaichbyłotransportowaćwkoszachprzenoszonych
przezportoweżurawie.TerazstatkiprzybijająwygodniedonabrzeżaportuwZatoceWielorybiej.

—Tak,tak,drogipanie!AfrykaPołudniowo-Zachodniarozwinęłasięwsposóbimponujący.Będziepan
zdumionynaszympostępemcywilizacyjnym.

Natkniesiępanprzynabrzeżunawielkidomtowarowyzprawdziwegozdarze-nia.Możnawnimkupić
wszystko, czego dusza zapragnie. A wewnątrz zainsta-lował się nawet fryzjer. Będzie więc pan mógł
wyekwipować się od stóp do głów i zrobić na eleganta, kiedy na wpół zdziczały przybędzie pan do
Walvisbaaizeswojejfarmy.AwSwakopmundmamywspaniałysklepdelikatesowy.Komumieszeknato
pozwala,możenabyćtamnawetkawior.Kiedynaszegofarmeranajdzieochotanajakieśfrykasy,piszedo
sklepu, każąc sobie przysłać, co mu serce dyktuje i co jego portfel wytrzyma. Z Walvisbaai jeżdżą
regularniepociągidointerioru.JeślizechcesiępanwybraćdoKeetmanshoop,czekapanaładnapodróż
pociągiem równie wygodnym jak w kraju, tylko trochę bardziej gorącym i zakurzonym. Mówię to,
ponieważ pański przyjaciel Martens, którego zresztą znam osobiście, osiedlił się w pobliżu
Keetmanshoop, więc pewnie i pan będzie chciał właśnie tam coś nabyć lub wydzierżawić. Na pewno
znajdziepantamcośodpowiedniego.Jasamarównieżchciałabymzczasemzarzucićwtamtychstro-nach
kotwicę.Klimatjesttamowielezdrowszyniżgdzieindziejzewzględunawysokośćpołożeniaibliskość
gór.Chodzimizwłaszczaodzieci,jeślisprawytaksięułożą,żebędęmogłaurzeczywistnićswojeplany.

— Więc życzę bardzo gorąco, żeby władze jak najszybciej załatwiły po-myślnie pani sprawę —
powiedziałRichardserdecznie.

Tadzielnakobietabudziławnimgłębokiszacunekisympatię.Richardprzedstawiłjejszczerzeswójstan
majątkowy,onazaśzcałążyczliwościąradziłamu,jakpowinienulokowaćswójniewielkikapitał.Jej
zdaniem należało wziąć w dzierżawę dość dużą farmę, którą z czasem będzie można powiększyć o
przyle-TLR

gające do niej tereny. Przede wszystkim jednak powinien Richard odłożyć część pieniędzy na zakup
możliwiewielusztukbydła.Opłacalnajestrównieżzakrojo-nanaszersząskalęhodowlajagniąt.Skóry
jagniątafrykańskichsąobecnierównieposzukiwanejakperskie.Używasięichnafutrakarakułowe.Za
skórę jagnięcą można bez trudu dostać dwadzieścia pięć do trzydziestu marek. Należy zatem zakupić
odpowiedniąliczbęowiecikilkatryków.Dobrytrykkosztujeokołotrzystumarek.

I tu pani Lind wdała się z Richardem w fachową rozmowę o kwestiach ho-dowlanych ze szczególnym
uwzględnieniemhodowlijagniąt.

—Jeślichodziopołożeniefarmy,tonajważniejsząsprawą,naktórąpowinienpanzwrócićuwagę,jest
zaopatrzenie w wodę. W pobliżu musi znajdować się odpowiednio duży wodopój dla bydła. W porze
deszczowejniemaztymkło-potu,alewtedytrzebauważać,żebystadonierozproszyłosiępostepiei
buszu.

Bydło lubi rozbiegać się daleko, kiedy wszędzie są kałuże, w których gasi pragnienie. W porze suchej

background image

można oszczędzać na dozorowaniu bydła, bo zwierzęta same wracają do wodopoju. Najlepiej, jeśli
farmajestpołożonawpobliżurzeki,alenależyzawczasuzwrócićuwagęnazabezpieczeniebrzegów.W
porze suchej koryta rzeczne są puste i wyschnięte, ale z nastaniem pory deszczowej woda wzbiera i
zamienia je w rwące rzeki. Przy naszej dawnej farmie też jest taka rzeka, z której odprowadzaliśmy
wodę, gromadząc ją w różnych poiskach. Ale jedno miejsce na brzegu tej rzeki sprawiało nam zawsze
kłopot.Musieliśmyjenieustannieumacniaćkamieniamiiworkamizpiaskiem.Czasempracowaliśmytam
wszyscydnieminocą.Potrzebnabyłakażdapararąk;mężczyźni,kobietyidziecitaszczylipełneworki,
kamienieigałęziedobudowywałuochronnego,któryciąglepodmywaławzburzonawoda.Jeślitakiwał
zostanieprzerwany,zwierzętasiępotopią,amogąteżpowstaćróżneinneszkody.Mójmążmiałzamiar
zbudować w tym miejscu prawdziwe nabrzeże. Ale odcinek musiałby mieć odpowiednią długość, a to
kosztowałoby mnóstwo pieniędzy. W rezultacie zanim przystąpił do wykonania tego planu, Anglicy nas
stamtąd wyrzucili. Tak więc jeśli w pobliżu pańskiej farmy będzie rzeka, proszę dokładnie obejrzeć
brzeg.

Niechpanniełudzisię,żewyschniętekorytorzekijestbezpieczne.

Richardsłuchałtychobjaśnieńznajwiększymzaciekawieniem.PaniLindbyłainteresującąkobietą.Nie
odznaczała się urodą; chyba nigdy nie była szczególnie ładna. Smagające twarz wiatry i burze
zahartowałyjejcerę,czyniącjąma-TLR

łodelikatną.Jedyniepiękneszareoczynadawałytwardym,wyrazistymrysomtwarzyniecokobiecości.

Wychodząc na pokład przy chłodniejszej pogodzie, pani Lind wkładała ład-ne popielate futro. Kiedy
Richardpewnegodniawyraziłuznaniedlaelegancjitegookrycia,roześmiałasię,ukazującrządmocnych,
białychzębówwopalonejnabrąztwarzy.

—Każdaskórkapochodzizmojejhodowli.WysłałamjedoNiemiec,żebytamuszylimifutro.Jestemz
niegobardzodumna.

—Mapanidotegopełneprawo.

—Kiedyś,gdyznówbędęmiećwłasnestadaizałożęhodowlę,każęsobieuszyćfutrokarakułowe.Ale
zanimtonastąpi,upłyniejeszczesporoczasu.

—Życzęwięc,żebypanijaknajszybciejdoczekałasiętegofutra.

—Nauczonomnieczekać—odparławzruszającramionami.—Będęcierpliwa,doczasu,kiedywrócą
mojedzieci.Wtedymojacierpliwośćsięskoń-

czy.

Richard podziwiał tę kobietę i mówił sobie w duchu, że jeśli ona podjęła w tamtejszych warunkach
walkęobyt,toidlaniegoniepowinnotobyćzatrudne.

Wyprostowałsię,oczymubłyszczały.Płonąłchęciądopracyiżądzączynu,niemogącdoczekaćchwili,
kiedybędziemógłwypróbowaćswesiły.

Wnocy,leżącwkajucie,którądzieliłzpewnymniemieckimkupcem,równieżchcącymszukaćszczęścia
wAfryce,niemógłzasnąćodnatłokuwrażeń.

background image

RozmyślałtakżeoLorzeDarland.Wyobraźniapodsuwałamujejobraz,widział

znówjejsmutne,pełnemiłościoczy.Loramogłabyzostaćrówniedzielnąiod-ważnążonąfarmerajak
paniLind.Apochwiliogarnęłagotęsknota:najpierwlekka,potemcorazbardziejnarastająca—alenie
za złotowłosą Hildą, której uroda omroczyła mu zmysły gorączkowym odurzeniem, lecz za subtelnym,
spokojnymurokiemLory,zajejkobiecymoddaniem,zadumnym,choćtakstrwo-

żonymspojrzeniemoczu,wktórychjakwlustrzeodbijałasięjejnieugiętadusza.

Podróż upływała Richardowi nadspodziewanie szybko. Na parę dni przed jej końcem zerwał się silny
sztorm. Wszyscy niemal pasażerowie cierpieli na morską chorobę. Wybladli, ledwie trzymający się na
nogach,snulisiępopokłądzie,składająccochwilaofiaręmorskimżywiołom.

TLR

Richard, pani Lind i zaledwie kilku mężczyzn byli jedynymi pasażerami, którzy okazali się odporni na
morskieprzypadłościitrzymalisiędobrzenaświe-

żym powietrzu. Kiedy po dwóch dniach i dwóch nocach sztorm ustąpił, pasażerowie zaczęli jeden po
drugimpokazywaćsięwsalijadalnej.Pojawiłosięrównieżznajomemałżeństwofarmerów.Obojejuż
przydobrymapetycie—nadra-bialito,costraciliwczasiesztormu,kiedynawyścigiprzechylalisięza
burtę.

Takwięczanim„Usambara"zawinęładoZatokiWielorybiej,pasażerowiezdą-

żylidobrzewypocząć.

IX

HeinzMartensdługoiwzdumieniupatrzyłnatelegramRicharda.Comustrzeliłodogłowy,żebyjechać
tutaj, do Afryki Południowo-Zachodniej? Wybie-rając się w podróż dla przyjemności, można było
poszukać na mapie innego miejsca. Niemniej Heinz bardzo się ucieszył, że zobaczy przyjaciela, i
postanowiłpowitaćgowporcie.

W tym celu musiał najpierw jechać kilka godzin samochodem ze swojej farmy do Keetmanshoop, a
stamtądpokonaćjeszczeopętanykawałdrogidoWalvisbaai,alezdecydowałsięnatęmordęgęzwielką
ochotą.Pomyślałteż,żewykorzystaokazjęipozałatwiaróżnesprawywSwakopmundiwWalvisbaai.

Kiedy „Usambara" stanęła przy nabrzeżu, Heinz Martens był punktualnie na miejscu. I wkrótce potem
obajprzyjacielepadlisobiewobjęcia.Przezchwilępatrzylisobiewoczywniemejradościpowitania,
aleHeinznaglezobaczyłnad-chodzącąpaniąLindizacząłsięzniąwitać.

—Halo,paniLind!Wróciłapani?Czywdomuwszystkowporządku?

— Tak, dziękuję, drogi panie Martens. Cieszę się, że mogłam kogoś panu przywieźć. Bardzo
zaprzyjaźniliśmy się z panem Sundheimem w czasie przepra-wy. Musimy koniecznie pogadać wszyscy
razemdziświeczorem.Możespotkamysięwklubie?Chybaniejedziepanzarazdalej?

background image

—Mamzamiarzostaćjeszczeprzezdwadni.Zprzyjemnościąumówięsięnapogaduszkę.Tomiło,że
zaprzyjaźniłasiępanizRichardem.Fajnyzniegochłop,szkodatylko,żematakiegookropniebogatego
stryjka.

TLR

PaniLindpodałaRichardowirękę.

— A więc dziś wieczorem o ósmej. Teraz już muszę się pożegnać; czeka na mnie chyba z tuzin ludzi.
Wiadomo,jaktojest,kiedysięwracapodłuższejnie-obecności.

Skinęłaobupanomiposzła.HeinzMartenswziąłRichardapodramię.

—PaniLindjestwspaniałąkobietą—powiedział.

— Nauczyłem się ją podziwiać, Heinz. Ale teraz pozwól, niech ci się wreszcie przyjrzę. Wyglądasz
świetnie.Zeszczuplałeś,opalonyjesteśnabrązitrochęjakby...zdziczały.

Heinzwybuchnąłgłośnymśmiechem.

—Ciekawe,jakbyśmnieocenił,gdybymniespędziłdziścałejgodzinyugolarzaifryzjera!Tozdziczenie
dokonuje się samo, kiedy przez całe tygodnie jest się odciętym od cywilizacji. W tej chwili wyglądam
bardzocywilizowanie,booporządziłemsięspecjalnienatweprzybycie.Aleteraz,mójdrogi,powiedz,
jakiedobrewiatryprzywiałycięażtutaj.

Ruszylizmiejsca,idącramięwramięwtłumieprzybyłychiwitających.

—Mówiącnajkrócej,Heinz,ztymokropniebogatymstryjkiem,któregomiprzedchwiląwyrzucałeś,jest
wszystko skończone. Zostałem wydziedziczony i wygnany z Gorin. A dlaczego — sam nie wiem.
Dokładniejopowiemciotympóźniej.Wkażdymraziezostałemnaglezniczym.Ażerolnikbezrolima
jeszczeciąglewNiemczechtwardyorzechdozgryzienia,wsiadłem,nienamyślającsiędługo,nastatek
płynącydoAfryki.

HeinzMartensspojrzałnaprzyjacielazpowagą.

— Chłopie drogi, rolnik bez pieniędzy i tutaj ma twardy orzech do zgryzienia. Chciałbym cię jednak
najpierw powitać u siebie w domu. Miejsca jest dosyć, starczy i dla ciebie, jeśli masz skromne
wymagania.

— Dziękuję ci, Heinz. To wielkoduszne z twojej strony, że ofiarowujesz mi gościnę o nic nie pytając,
niczego nie dociekając, ale nie chcę tego wykorzystywać. Przybyłem tu, żeby od podstaw zbudować
swojąegzystencję,takjaktyzbudowałeśswoją.

Heinzbyłwyraźniezatroskany.

TLR

—Tylkożebezpieniędzynicsięniestetyniedazrobić.

background image

—Toteżnieprzyjechałemzpustymirękami.Przywiozłemprawietrzydzie-

ścitysięcypożyczonychmarek.Iniktnieprzynaglamniedozwrotutegodługu.

Myślę,żejeślisięchceiumiepracować,tomożnacośztakąsumązacząć.

— Och, to zupełnie co innego. Z trzydziestoma tysiącami rzeczywiście można tutaj coś zrobić. Tam do
licha!Więcchceszzostaćfarmeremtakjakja?

— Właśnie! I chcę cię prosić, żebyś mi w tym trochę pomógł. Ty wiesz, co należy załatwić i gdzie
mógłbymznaleźćcośodpowiedniego.

HeinzMartensprzystanąłzpromieniejącąminą.

— Do stu piorunów! Ty, niegdyś taki bogaty panicz, taki zadbany, bogo-bojny i niezależny, chcesz
wskoczyćnaglewżycieafrykańskiegofarmera?Tocidopiero!Ataknaprawdę,toszkoda,żebytakifacet
jak ty potulnie czekał, aż mu manna spadnie z nieba. Jesteś przecież odważny i masz wszelkie
kwalifikacje, które tutaj bardzo się przydadzą. Mogę ci od razu coś poradzić. Otóż w pobliżu
Keetmanshoopjestjeszczewielemiejscdowydzierżawienialubdokupienia.

Nawetbliskomniemożnacośznaleźć.Coprawda,jeślijamówię:blisko,topowinieneśzastosowaćinną
miaręniżwkraju.Myjesteśmytuprzyzwyczajenidoodległości—jednodniowapodróżtotyleconic,w
ogóle się nie liczy. Omówi-my wszystko w hotelu, siedząc przy kuflu. Teraz musimy się rozejrzeć za
twoimbagażem.Chodź,przejdźmytam!

Wziąłprzyjacielapodramięipoprowadził.Zmitrężylidłuższąchwilę,zanimRichardodzyskałbagażi
załatwiłwszystkieformalności.Kiedynareszcieskoń-

czyli,zobaczylipaniąLind,któraminęłaich,jadącautemwtowarzystwiekilkupańipanów.Roześmiana
pomachałaimręką,ajejtowarzystwozciekawościąobejrzałosięzaRichardem.

Poszli do hotelu, w którym Heinz Martens zawsze się zatrzymywał. Richard trochę się odświeżył, a
potem obaj zaczęli opowiadać sobie wszystko, co było do opowiedzenia. Richard mówił o niełasce
stryja,oHildzieijejzdradzie.TylkooLorzeanisięzająknął.Wydawałomusię,żepowinnotopozostać
tajemnicą,któ-

rejnależystrzecjakczegośdrogocennego,czegoniewolnozbrukaćnieostroż-

nymsłowem.Powiedziałwięctylko,żeotrzymałodpewnegoprotektorapo-

życzkęnaumiarkowanyprocent,alistyHeinzaponiekądwskazywałymudrogęTLR

doAfrykiPołudniowo-Zachodniej.

— Postąpiłeś rozsądnie, Richardzie, że wyruszyłeś nie namyślając się dłu-go. Tutaj można szybciej do
czegoś dojść niż w kraju. Ja zdołałem już sporo osiągnąć i jestem bardzo zadowolony. Mam
doświadczenie, więc chciałbym ci poradzić, jak możesz najlepiej, najkorzystniej ulokować pieniądze.
Samwłaśnietakzrobiłem,kiedyzaczynałemtuprzedlaty.Musiszpodzielićswójkapitałnatrzyczęści:
za jedną kupisz kawał gruntu jako ziemię osadniczą, drugą część przeznaczysz na czynsz za dzierżawę

background image

farmy,atrzeciązużyjesznazakupbydłaiinneniezbędnesprawunki.Farmamusigraniczyćbezpośrednio
zosadąimusimiećdużowolnegoterenuobok,żebyśmógłdokupićziemi.

—PaniLindteżmitomówiła.

—Nowięcwidzisz.Aonajestdzielnąkobietąidobrzeznatutejszewarunki.Kupnonawetniewielkiego
terenudajeciprawodomałejojczyzny,zktórejniktniemożecięwypędzić.Musiszteżodrazuzgłosić
prawo pierwokupu farmy, którą wziąłeś w dzierżawę, za co później, przy kupnie, dostaniesz małą
bonifika-tę.Wtensposóbzdobędzieszpewnygruntpodnogamiibędzieszmógłwysuwaćswojemacki
dalejidalej,wewszystkichkierunkach.Ludzidopracyjesttutajdużoitozamałąopłatą.Oczywiście
powinieneś od razu zrobić zapasy żywności, żeby mieć wszystko w domu dla siebie i dla robotników.
Punktemciężkościwtwoimgospodarstwiebędziehodowlabydła,któretujesttanie.

Richardwtrącił,żepaniLinddoradzałamuhodowlęjagniątnaskóry.HeinzMartensskinąłgłową.

— Całkiem słusznie. Ja też je hoduję i to z bardzo dobrymi rezultatami. Ale powinieneś mieć również
krowyidobregobyka,atakżedróbinierogaciznę.

Wszystko przyjdzie samo z siebie. Jesteś rolnikiem i to jest bardzo cenne. Wielu osiedla się tutaj, nie
mającpojęciaohodowliirolnictwie.Jeślinawetniewyko-rzystaszwszystkiego,czegosięnauczyłeś—
bomamytuprawiewyłączniestep,gdziewypasamybydło—towszystkoto,cowieszohodowli,bardzo
ci się przyda. Ja poza hodowlą prowadzę także serowarnię, co również tobie bardzo bym doradzał.
Zajmuję się przetwórstwem na dużą skalę i mam z tego niezły zysk. Sery, masło i jaja wysyłam za
granicę, na Diamentowe Wybrzeże. Nasze wyroby są rozchwytywane przez kopaczy. Na Diamentowe
Wybrzeżeprzybywająciąglenowiludzie,awszyscymusząjeść.Tojestbardzoopłacalne.

TLR

PochwilimilczeniaHeinzciągnął:

—Jużwiem,gdziepowinieneśsięosiedlić!Dodiabła!Tak,tobyłobycośwsamrazdlaciebie.Wiemo
pewnej farmie położonej nad rzeką, oddalonej mniej więcej o sześć godzin drogi od Keetmanshoop.
Moja farma jest tyle samo oddalona od miasta, ale w kierunku wschodnim, a ta, o której mówię, leży
bardziejnapołudnie,bliżejgór.Gdybybyładowzięciawtedy,kiedytuprzyjecha-

łem, wziąłbym ją bez namysłu. Później zastanawiałem się całkiem poważnie, czyby jej nie kupić,
powiększając w ten sposób gospodarstwo, ale to jednak zbyt duża odległość. Ta farma nazywa się
Ovamba. Należała do pewnego Niemca, ale ten nieszczęśnik wyjechał trzy lata temu do Niemiec, żeby
poddaćsięoperacji.

Byłojużjednakzapóźnoizmarłomusię.Jegospadkobiercyprzekazaliposiadłośćrządowi,bosaminie
byliwstaniesięniązająć.Najejterenieznajdujesięcałkiemładnydommieszkalny,nieduży,akuratdla
ciebie. Całość jest trochę za-niedbana, ale to można szybko doprowadzić do ładu. Są tam również
niezbędnemeble,więcniebędzieszmusiałnarazieniczegokupować,cojestistotne.

Wszystko,naczymzdołaszzaoszczędzić,musiszprzeznaczyćnazakupbydła.

Im więcej będziesz miał bydła, tym szybciej wyjdziesz na swoje. Z tego, co powiedziałem, wynika, że

background image

Ovambajestjakbydlaciebiestworzona.Iwcaleniebę-

dziemyodsiebietakdaleko.Ovambaniejestduża,aleprzytykajądoniejrozległetereny,którebędziesz
mógł dokupić, powiększając posiadłość. Najpierw jednak musisz kupić kawałek ziemi pod przyszłą
osadę.Robotnikówrolnychmo-

żesz mieć, ilu zapragniesz; mieszkają naokoło w swoich chatach. Pracowali już u poprzedniego
właściciela i chętnie najmą się do roboty u ciebie. I to by było wszystko! Szczegóły omówimy jeszcze
dokładnie,aterazzaczniemydziałać.

—Heinz,jestemcibardzowdzięczny.

—Przecieżtozrozumiałe,żewszyscypomagamytusobiewmiaręmożno-

ści, bo każdy z nas może znaleźć się w potrzebie. Muszę ci jeszcze coś powiedzieć: w przyszłym
miesiącu żenię się. Mam już dość samotnego życia. To córka niemieckiego farmera, z którym często
spotykam-sięwKeetmanshoop,wklubie.Jestładna,zdrowa,dzielna...ibardzojąkocham,aonamnie.
Chcemy dalej razem pracować, dopóki nie dorobimy się na tyle, żeby móc wrócić do Niemiec i tam
kupićjakiśładnymajątek.Aletooczywiściejestjeszczebardzoodległe.

Cieszęsięjednak,żebędziesztańczyłnamoimweselu.Bógmiświadkiem,jakbardzosięztegocieszę.
TLR

Richardściskającwmilczeniudłońprzyjaciela,zapatrzyłsięprzedsiebie.

Zabolałogocośwsercu.Poczułsięosamotniony,całkowicieosamotniony.Aprzecieżzostawiłwkraju
kogoś bardzo miłego i dzielnego, dziewczynę, która go kocha i dowiodła mu, do jakiego poświęcenia
zdolnajestjejmiłość.

Przestraszyłsięnagleiodsunąłodsiebiemyśli,któreopadłygoznienackajakniejasnatęsknota.Żadnej
słabości, żadnych marzeń! Teraz należało walczyć i postawić na swoim. Na przekór złym mocom —
wytrwać!Dlategoniepowiniendawaćprzystępumyślomłagodnym,miłymipięknym.

Razjeszczeuścisnąłdłońprzyjaciela.

—Najserdeczniejszeżyczenia,Heinz.Obyśznalazłwswojejżonieprawdziwego,oddanegoprzyjaciela,
którybędziestałutwegoboku.

Heinzrozjaśniłsięwładnym,ufnymuśmiechu.

— Z tym nie będzie źle; Lena jest wypróbowanym przyjacielem. Będzie ze mną na dobre i na złe. Jest
mądra.Poznaszjąwkrótce.

Obajprzyjacielerozmawializesobąodserca,powracającznówdorozwa-

żań,jaknajlepiejurządzićRichardawAfryce.

Heinzzaprowadziłgopotemdoróżnychmiarodajnychurzędników.Jegowstawiennictwojakoczłowieka
dobrzenotowanegomiałodużeznaczenie.Władzebyłyprzychylneprzybywającymtunastałerolnikomi

background image

nierobiłyżadnychtrudności,jeślichcielisięosiedlić.Idączaradąprzyjaciela,Richardodrazupo-

łożyłrękęnafarmieOvambaijasnowyłożyłswojezamiary.Zwlekanieniemia-

łosensu;równieżtutajkażdybezużytecznyibezczynnydzieńkosztowałpieniądze.

Heinzzrobiłpodrodzezakupyizłożyłróżnezamówienia,radzącprzyjacielowiuczynićtosamo,gdyżw
Keetmanshoopbyłodrożej.

—Możemytozałatwićjutro.Terazwracajmydohotelu,apotemidziemynarandkęzpaniąLind.

Punktualnie o ośmej spotkali się z panią Lind, która zrobiła sobie godzinę wolnego. Omówiono raz
jeszcze plan osiedlenia się Richarda, przy czym pani Lind poparła wszystkie propozycje Heinza. Ona
równieżznałaOvambęiradziłaRichardowiszybkołapaćokazję.

TLR

—Martensmarację:należykupićdobrykawałgruntujakoziemięosadniczą,aterenyOvambywziąćw
dzierżawę. Reszta przyjdzie z czasem. Niech pan tylko nie zniechęca się, panie Sundheim, wszystko
będziedobrze.Pomagamytusobienawzajem,kiedyzajdziepotrzeba.Czekapanakilkatrudnychlat,jak
każ-

dego farmera, ale potem szybko pójdzie pan naprzód. Gdybym wcześniej dostała odszkodowanie,
wzięłabymOvambębezwahania.Aleniechpanniezapomina,comówiłamorzece.Poradeszczowajuż
minęła,więcbędziepanmiałczasobejrzećbrzegi.Tobardzoważne.

X

Minęłymiesiące.RichardwydzierżawiłfarmęOvambaikupiłprzyległydoniejkawałgruntu.Ovamba
leżałanapołudnieodKeetmanshoop,wkierunkugórKaraś.Richardpracowałjakwgorączceiniemiał
czasunaponurerozmyślaniaoprzeszłości.Pierwsząidrugąratęzadzierżawęuiściłodrazuzgóry,aza
grunt zapłacił około dziesięciu tysięcy marek. Heinz Martens pomógł mu korzystnie kupić bydło i
wynająćdopracyludzi,którzyzadomowilisięjużwswoichsło-mianychchatachnatereniefarmy.

Heinznamawiałprzyjacielausilnienakupnomotocykla.

—Nasamochódcięniestać,adopókiniemaszżony,wystarczycimotocykl.Musiszgokupić,boinaczej
będzieszodciętyodświata.Motocyklemmo-

żesz szybko dostać się do Keetmanshoop czy też złożyć wizytę swemu przyjacielowi Martensowi. W
końcutrzebamiećjakieśtowarzystwo.WprowadzęciędoklubuwKeetmanshoopibędziemymiećstały
dzieńspotkań.Jaoczywiścieteżbędęcięodwiedzałodczasudoczasu,akiedysięożenię,będzieszmiał
swojemiejsceprzynaszymdomowymognisku.Kupnaraziejakiśużywanymotor,bę-

dzieciętaniokosztowałinieobciążyzbytniotwojegokonta.Późniejkupiszsobienowy,staryzaśoddasz
zaczęśćceny.Azadwalatabędzieszmiałauto.

—Powoli,mójdrogi.Niezapominaj,żejaobracampożyczonymipieniędzmi.

background image

— Nie zapominam, mówiłeś jednak, że nie będą cię naciskać ze zwrotem długu. Motocykl to tutaj nie
luksus, lecz niezbędny środek lokomocji. Przecież będziesz miał często coś do załatwienia w
Keetmanshoop,awózzaprzężonywTLR

wołycholerniesięwlecze.Używamyichwprawdzie,aletylkodoprzewozuła-dunkównapociąg.

Tak więc Richard kupił w końcu motocykl, a Heinz wprowadził go do klubu i zapoznał ze swoją
narzeczonąijejrodzicami.LenaHollmannokazałasięsympatycznądziewczynąoświeżymwyglądziei
miłym,naturalnymsposobiebycia.

Niewielki dom w Ovambie był dość zapuszczony. Richard musiał zaraz na wstępie urządzić wielkie
szorowanie, do którego odważnie przystąpił razem ze swoimi ludźmi. Przy tej okazji zwrócił uwagę, z
jaką dziecięcą wesołością za-bierają się oni do pracy. Robili wprawdzie niewiele, zużywając na
wszystko bardzo dużo czasu, ale nigdy nie byli w złym humorze. Wszystko ich bawiło, a żar-tobliwe
słowobyłonajlepszązachętą.

Naszczęściewdomuniebyłopoważniejszychszkódipokilkudniachpo-rządkówzapachniałownim
świeżością,mydłemiwodą.Potem,niezapowiadającsięwcześniej,zajechałyautemLenaHolłmannz
matkąibezzbędnychcere-gielizabrałysiędoupiększaniawnętrz.Wciągukilkugodzindomzmieniłsię,
nabrał miłego i przytulnego charakteru. Obie panie odjeżdżały zadowolone, broniąc się ze śmiechem
przedpodziękowaniamijąkającegosięzewzruszeniaRicharda.

— Żadnych podziękowań! Dopóki się pan nie ożeni, dopóty będziemy tu od czasu do czasu zaglądać,
żebypancałkiemniezmarniałwtejkawalerskiejmizerii—przekomarzałasięLena.

PodpewnymiwzględamiprzypominałaonaRichardowidzielnąpaniąLind.

Takiejtowarzyszkiżyciamożnabyłoprzyjacielowitylkogratulować.

Richard jeszcze w WaMsbaai wysłał do Lory Darland list, w którym zrelacjonował podróż statkiem i
doniósłodalszychplanach.Listbyłbardzodługi,azadziwiającebyłoto,żemożnośćzwierzeniasięjej
ze wszystkiego dawała mu tyle zadowolenia. W ciągu następnych miesięcy napisał jeszcze kilka
wyczerpujących listów — w tym jeden o weselu Heinza Martensa — bo chciał, żeby Lora mogła brać
udziałwjego.sprawach.Wjednymzlistówpisał:Proszęmiwybaczyć,żenarzucamsięPanizeswoimi
drobnymikłopotamii
radościami.KiedyjednakoPanimyślę,atodziejesiębardzoczęsto,mamwe-
TLR

wnętrzneprzekonanie,żejestPanimoimnajlepszymiwiernymprzyjacielem,któremu mogę wszystko
powiedziećizwierzyćsięzewszystkiego,comnienurtu-je.Gdybymtylkootrzymałnareszciejakiśznak
życiaodPani!Czaserhogarnia
mnieobawa,żenaprzykrzamsięPaniswojąpisaniną.Mamnadzieję,
żeniema
Paniwdomuprzykrościzpowodutejkorespondencji,którąPaniązasypuję—

jeślitak,proszęzarazdaćmiznać.Oczywiście,nieprzestanędoPanipisać—

wieczory są tu bardzo długie i samotne — ale znalazłbym sposób przesyłania li-stów, który nie
sprawiałbyPanikłopotów.

Dwa tygodnie temu otrzymałem list z kraju — tutaj jest to wielkie, radosne wydarzenie. Napisał do

background image

mnie służący stryja, stary Friedrich, o którym Pani wspominałem. Doniósł mi, że stryj rzeczywiście
sporządził testament na korzyść
Karla Sundheima, naszego jedynego żyjącego krewnego. Friedrich
dodałteż,że
ciąglejeszczeniezgłębił,dlaczegostryjtakraptownienapadłnamnieiwydziedziczył.
Doszedłemdowniosku,żeniemogęjużpatrzyćnatojaknanieszczęście.

To, że starszy pan tak się ze mną obszedł, uchroniło mnie być może od życiowej klęski. Boli mnie
jednak,żestryjjestprzekonanyomojejniewdzięczności.Należy
mubardziejwspółczućniżmnie,gdyż
pozostał z Gorin całkiem sam, zgorzkniały
i dręczony podejrzeniami, a w tym wieku osamotnienie
odczuwasięszczególnie
mocno.ChwałaBogu,żemogęzczystymsumieniempowiedzieć,iżniejestem
temuwinien.Gdybymtylkomógłwyjaśnićmu,żeniezależałomiażtaknajego
majątku,jaksądzi,iże
terazjestemznaczniebardziejzadowolony,mogącsamemuwalczyćobyt.Czujęsięlżejszyiwolniejszy
wmoimskromnym,leczsamo-dzielnymżyciuniżwluksusowejzależnościminionegożycia.CzyPani
mnierozumie,ŁaskawaiDrogaPannoLoro?Zpewnościątak.PrzekonałasięPaniteraz,iledobrego
zdziałałotamtowstawiennictwo,dziękiktóremustałemsięczłowiekiemwolnyminiezależnym.

Procenty wpłacę punktualnie. Zdałem panu Heimsowi dokładne sprawozda-nie z tego, jak
rozporządziłem kapitałem i zaproponowałem mu, że przepiszę na
jego nazwisko mój kawał gruntu i
bydłojakozabezpieczeniepożyczonejmisumy,
aleodmówiłinapisał,żeniemartwisięotepieniądze.
Widać rzeczywiście mi
ufa, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Rozejrzałem się tu dobrze we
wszystkimijestemprzekonany,żepodkonieckażdegorokubędęmógłspłacić
pięćtysięcymarek,gdyż
wszystko, co wygospodaruję z mojej farmy, mogę prawie
w całości zużyć na spłatę długu. Na
utrzymanie wydaję tyle co nic, a innych okazji do wydawania pieniędzy nie ma właściwie żadnych.
Mamwięcnadzieję,że
TLR

wkrótce odbiję się od dna. A teraz nie chcę już dłużej zaprzątać Pani moją pisaniną. Przesyłam
najserdeczniejszepozdrowieniaiproszętakcałkiemniezapominaćomnie.

SzczerzeoddanyRichardSundheim

Dzień mijał za dniem na ciężkiej i wyczerpującej, ale przynoszącej zadowolenie pracy. Richard coraz
lepiejwdrażałsiędoswychzajęćipracowałcorazsprawniej.

Co drugą sobotę jeździł motocyklem do klubu w Keetmanshoop na spotkanie z Heinzem Martensem,
któremu czasem towarzyszyła żona, a od czasu do czasu spędzał niedzielę na farmie przyjaciela. Jego
dom był oczywiście znacznie bardziej zadbany niż siedziba Richarda w Ovambie ,— znać tu było
kobiecąrę-

kę.RichardzprzyjemnościąpozwalałsobieiecodogadzaćimówiłHeinzowi,żemuzazdrości.

—Poczekaj,chłopie:zadwa-trzylatarównieżuciebiebędzie'naczejwy-glądało.Powolutkusprawisz
sobiekilkawygodniejszychmebli...

Richard,energiczniepotrząsnąłgłową.

—Tonaostatku,Heinz.Najpierwmuszęspłacićdługimiećwięcejbydła.

Zdomemjakośsobieporadzę.

background image

Pora deszczowa już minęła. Richard przeżył chwilę zdumienia widząc, jak niemal w ciągu jednej nocy
wodawrzecezmieniłasięwrwącyżywioł.Pamięta-jącoradachpaniLind,obejrzałzawczasubrzegi.
W całości uznał je za bezpieczne, ale jedno miejsce budziło jego niepokój. W zakolu rzeki brzeg od
stronyfarmywyglądałpodejrzanie.Richardzauważył,żejegopoprzedniknajwidoczniejwtymwłaśnie
miejscu próbował wznieść umocnienie. Ale worki były zbu-twiałe i rozpadały się w rękach, kiedy
usiłował je ułożyć w stos. Heinz Martens radził zabezpieczyć brzeg koniecznie przed nastaniem pory
deszczowej. Richard kazał najpierw umocnić niebezpieczne miejsce kamieniami i gałęziami, a potem
ułożyćponadstonowychworkówzpiaskiem.Wtensposóbnakrótkoprzeddeszczamiwałochronnybył
gotów.

Richard uznał, że zrobił, co zrobić należało, i że umocnienia wytrzymają na-pór wody, choć Heinz
przestrzegał,żeostatniokresdeszczówbyłbardzoumiar-TLR

kowany,alezdarzająsięlata,kiedywodajestznaczniewyższa.Tymrazemwodaniesięgnęładokorony
wału i Richard sądził, że przy odpowiedniej konserwacji utrzyma on także silniejszy przybór wody.
Mimotokiedytylkomógł,odrywał

ludziodbieżącejrobotyikierowałichdodalszegoumacnianiawału.

Poniżej owego zagrożonego miejsca znajdowały się rowy odprowadzające wodę z rzeki do stawu, a
stamtąd do różnych zbiorników i wodopojów dla bydła, które gasiło tam pragnienie w okresie suszy.
Rowytezamykanoprymitywnymiśluzami,żebywodaniemogławrócićdokorytarzeki,kiedydeszczi
przypływustają.Stawusytuowanybyłwpobliżudomu,Richardmógłwięcpodniucięż-

kiejpracybraćorzeźwiającąkąpielipływać,cobyłodlaniegodobrodziejstwem,abiorącpoduwagę
warunkiafrykańskie—luksusem.

Hodowla jagniąt rozwijała się pomyślnie, a bydło dawało obfitość mleka, które Richard przerabiał na
masłoisery.Swojeproduktywysyłałpozagranicękraju,naDiamentoweWybrzeże,gdziehandlarzeje
rozchwytywalipłacącdobreceny.

Richardpróbowałteżzpowodzeniemrobićkonserwymięsne,naktóremiał

zapewniony zbyt. Zadowolony z rezultatów swej pracy, przynoszącej większe zyski niż przewidywał,
obliczył,żejużpoupływiepierwszegorokubędziemógł

spłacić siedem, a może nawet osiem tysięcy marek ze swego długu, chociaż znów powiększył trochę
stadobydła.Jeślizdołapóźniejdokupićjeszczewięcej,zarobkiwzrosną.Wpierwjednakmusispłacić
dług,akiedytoosiągnie,zacznieoszczędzać,żebypewnegodniamóckupićOvambę.

Jużwpierwszymrokuswegofarmerskiegożyciastwierdził,żetutajidzieznacznieszybciejdoprzodu,
niż byłoby to możliwe w Niemczech. Ze szczególnym upodobaniem pracował na niewielkim,
stanowiącym jego własność kawałku gruntu. Próbował tam ulepszyć glebę, gdyż podjął ryzykowny
zamiarwyhodo-waniawarzyw.Pracabyłaciężka,alewkońcuposzczęściłomusię.Richardmiał

ambicję,żebyuczynićzeswejposiadłościwzorowąosadę.

background image

I wszystko mu się udawało. Wyhodowane warzywa wystarczały na razie tylko na własne potrzeby i na
przesłanie od czasu do czasu pani Martensowej ko-szyka jarzyn w prezencie. Pani Lena cieszyła się z
urozmaiceniajadłospisuiza-chęcałamężadopodjęciatakichsamychprób.

Zupływemczasuimjaśniejwidziałswojąprzyszłośćpodwzględemmate-TLR

rialnym,tymciężejodczuwałsamotność.Kiedywieczoramiprzesiadywałnawerandziedomu,jegopełne
tęsknotymyślibiegłydalekoiuparciekrążyływokół

LoryDarland.Wjasnychbarwachwyobrażałsobiebezkońca,jakbytobyło,gdybyLorabyłatuznim
jakojego żona, witałago w domupo zakończonej pracy ipatrzyła na niegoswymi ślicznymi oczami. I
wtedywydawałomusię,żesłyszyjejłagodny,niskigłoswyznającymumiłość.Aleterazniebyłojużw
jejgłosiepowstrzymywanychłez,leczpełnaszczęściaradość.

„Kochamcię,Loro,itęsknięzatobą."Richardzrozumiałjuż,żeto,czymdarzyLorę,tomiłośćiżeLora
stopniowozajęławjegosercumiejsceHildy.Ażnadszedłdzień,kiedyzadałsobiepytanie:„Dlaczego
nieprzywołamjejdosiebie?Przecieżonamniekocha!Dlaczegoniebioręjejzażonę?"

Zrobiło mu się od tych myśli gorąco, ale odrzucił je od siebie z westchnieniem. Nie, o tym nie
powinienemmarzyć.Jakmógłbyterazwiązaćzesobąkobietę,wyrywającjązprzyzwyczajeńwygodnego
życia,wciągaćjąwswojącią-

gle jeszcze niepewną przyszłość, przenosić w prymitywne warunki i pozbawiać wszelkiego komfortu?
Nie.niepowinienoddawaćsiętakimmyślom.Jegoma-rzenianigdyniepowinnysięspełnić.Niemoże
odpłacaćLorzezłemzajejmi-

łośćidobroć,wciągającjąwsuroweiciężkieżycie.

Mimowszystkopisywałdoniejnadal,chociażniezdradzałsięztym,jakbardzoprzeobraziłysięjego
uczucia.Tylkowponawianychprośbachoodpowiedźpobrzmiewałgorącyitęsknyton.

Nie wiedział, jak bardzo Lorze było ciężko, że pozostawia jego listy bez odpowiedzi, ale przyrzekła
sobiemilczećprzezrok,abymógłoniejzapomnieć,aodpowiedziećdopieropoupływietegoterminu,
jeślinieprzestaniedoniejpisywać.

I dotrzymała danego sobie słowa, chociaż przychodziło jej z największym trudem opierać się pełnym
tęsknotynaleganiomRicharda.

MinąłjednakrokipewnegodniaRichardotrzymałlist,któregonadawcąby-

łaLoraDarland.NadejściejakiejkolwiekpocztybyłodlaRichardawielkimprze-

życiem, ale list od Lory wzburzył go do głębi. Pospiesznie odprawił swoich ludzi, którym właśnie
klarował,coijakmająrobić.Zostałsam.Usiadłnajednymzwiklinowychfotelistojącychnawerandzie
iprzezchwilęwpatrywałsięwkopertę.Tęchwilęspełnieniamarzeńnależałopowolismakować.List
odLory—toTLR

byłocoświelkiego,pięknegoicudownego.

background image

Odetchnął pełną piersią, a potem otworzył kopertę i wydobył dwa ciasno zapisane arkusiki. Pijany
radościąroześmiałsięiwykrzyknąłnacałygłosjejimię.

Zacząłczytać:

DrogiPanieSundheim!

Napisał Pan do mnie już tyle miłych listów i z pewnością myśli Pan, że jestem bardzo nieuprzejma,
pozostawiającjebezodpowiedzi.Aletonietak—

powstrzymywałomniecoścałkieminnego.

Bałamsię,żebędziePanpisałdomnietylkozobowiązku—dlategożepoczuwasięPanwobecmniedo
długu wdzięczności. Sądziłam, że jeśli odpowiem
na list, to tym samym zobowiążę Pana do dalszej
korespondencji.Dałamwięc
sobiesłowo,iżpozostawiępańskielistybezodpowiedzi,dopókinieminie
rok.

U nas zmieniło się w tym czasie niejedno. Hilda jest już od trzech kwartałów zamężna. Moim
zmartwieniemjeststanzdrowiaojca,któryciągleniedomaga.

Usiłujępomagaćmuwpracybardziejwydatnieniżdotychczas.Jestemzadowolona,żeojciecniemusi
jużtroszczyćsięobytHildy,któraponadtoczyniobecnie
wieledlaswojejmatki.Alejapiszęwkółkoo
Hildzieniewiedząc,czyniespra-wiamtymPanubólu.Chciałabymwspominaćoniejjaknajmniej.

Przezprzypadekdowiedziałamsię,żePańskistryjbardzochorował,ateraz pojechał na wypoczynek
do Włoch, nad jezioro Garda. Ale o tym zapewne do-niósł Panu Friedrich, który towarzyszy swemu
panuwpodróży.

OdpanaHeimsazezdumieniemusłyszałam,żejużteraz,poupływieroku,wpłaciPansiedemtysięcy
mareknapoczetdługu.PanHeimsprosiłpowiadomić
Pana,żetonadalnicpilnego.Jeślitylkobędzie
Panpunktualniepłaciłodsetki,
tamtasumamożebyćdoPańskiejdyspozycjitakdługo,jaktobędzie
potrzebne.

Cieszęsiębardzo,żestoiPanjużmocnonaafrykańskiejziemiiżehodujePanwswojejosadzienawet
warzywa. Czytam zawsze z wielkim zainteresowaniem Pańskie listy; dzięki Pana opisom wiem, jak
wyglądaOvamba.Cieszęsię
też, że Państwo Martensowie są tak oddanymi przyjaciółmi — bez nich
czułby
sięPantambardzoosamotniony.

ZcałegosercażyczęPanuniezmienniewszystkiegodobrego.Będęterazod-TLR

pisywać na Pańskie listy, jeśli mi Pan przyrzeknie, że nie oglądając się na mnie, poniecha Pan tej
korespondencji,kiedyzacznieonabyćdlaPanauciążliwa.

Niech Ovamba stanie się dla Pana spokojną i szczęśliwą drugą ojczyzną. Będę się cieszyć z oddali.
Nawet jeśli nigdy się nie zobaczymy więcej, będę zawsze
wspominać Pana z przyjaźnią i wielką
życzliwością.

Przesyłamserdecznepozdrowienia.

background image

LoraDarland

Richardskończyłczytaćiznówzaczerpnąłgłębokotchu.Pochwilizaczął

odpoczątkuzgłębiaćtreśćlistu,usiłującdoczytaćsięczegośrównieżmiędzywierszami.Zadawałsobie
niespokojnepytanie,czytaokazywananadalżyczliwośćjestzasłoną,zaktórąkryjesięgłębszeuczucie,
czyteżtouczucieuległojużzmianie.Amożejejmiłośćdoniegoumarła?Lorabyłatakdaleko;napewno
mawokółsiebieróżnychadoratorów,odkądbłędnyognikHildyniepogrążajejjużwcieniu.

Serce biło mu niespokojnie. Ogarniało go na przemian zimno i gorąco, kiedy przyszło mu na myśl, że
pewnegodniaLoramożezwiązaćsięzkimśinnym.

Analizował każde słowo jej listu, badając, czy nie znajdzie w nim czegoś z jej dawnego uczucia. Ale
kiedyjednozdaniedawałomujakąśnadzieję,innepozbawiałogoresztekpewności.

Poderwałsię,żebynatychmiastdoniejnapisać.Chciałprzekazaćswojąra-dość,żenareszcienapisała
doniegoiżeobiecałaodtądodpowiadaćnalisty;chciałrównieżprosićLorę,abynigdyprzezmyśljej
nieprzeszło,żeichkorespondencjamożekiedykolwiekstaćsiędlaniegociężarem.

XI

OdtądRichardotrzymywałodwrotnąpocztąodpowiedźnakażdylist,ażeLoraprzezwyciężyłajużswoje
zahamowania,pisanieszłojejłatwiej,niżprzypuszczała.Takorespondencjabyładlaniejnieustającym
źródłemradości,którejbardzoterazpotrzebowała,gdyżojciecprzysparzałjejcorazwięcejzmartwieńi
niepokoju.Pielęgnowaniechoregospadłowyłącznienanią.Macochabardzoma-TLR

ło przebywała w domu — Hilda prawie codziennie przysyłała po nią samochód, a pani profesorowa
czuła się oczywiście bez porównania lepiej w eleganckiej willi córki niż w ciasnym mieszkaniu
czynszowym.Wtensposóboddalałasięcorazbardziejodmężaipasierbicy;najchętniejprzeniosłabysię
całkowicie do córki, ale powstrzymywało ją poczucie obowiązku i obawa przed tym, „co ludzie na to
powiedzą".

Hildapowtarzałamatcewielokrotnie,żeprzyjmiejądosiebie,skorotylkozdecydujesięnaprzenosiny.
W domu wszystko działo się bowiem wedle woli Hildy. Zakochany bez pamięci mąż zgadywał jej
życzenia i przy każdej nadarza-jącej się okazji, a także bez żadnej okazji, obdarowywał ją biżuterią.
Hildamiałateżwłasneniewielkieauto—elegancką,bardzoładnąlimuzynę,którąjeździłapomieście,
robiączakupyiskładającwizytyprzyjaciółkomzazdroszczącymjejluksusowegożycia.

Matkatowarzyszyłajejwtychobjazdach,dumnazeswejcórki.ZtymwszystkimHildajużnieczułasię
bezgranicznieszczęśliwa,odkądpierwszyokresupajaniasiębogactwemiluksusemprzeminąłiwszystko
zdążyłojejspo-wszednieć.

Mążbyłipozostałwjejodczuciuosobnikiemodrażającym,ato,żemusiałaukrywaćprzednimswoją
niechęć, było istną torturą. Starała się więc uprzyjem-nić sobie życie w inny sposób. Kokietowała i
flirtowała więcej niż przedtem, nie traktując małżeńskiej przysięgi wierności zbyt serio. Zaślepiony w
swym zako-chaniu Frankenstein niczego nie zauważał, zwłaszcza że Hilda utrzymywała go w
przekonaniu,iżnigdyniewychodzizdomusama.Kiedyzpowoduważnychinteresówmążnaogółnie
mógł jej towarzyszyć, brała ze sobą matkę. Profesorowa — równie oschła uczuciowo jak córka —

background image

przymykałaoczynajejdrobneprzygody,bylezachowanezostałypozory.

PorokumałżeństwaHildadoszładowniosku,żejejżyciejestbardzonudne.

Niekochającwgruncierzeczyniczegoinikogopozasobą,nieznajdowaławniczymzadowolenia.Jeśli
kiedykolwiekżywiładokogościeńuczucia,totylkodoRichardaSundheima—przynajmniejtaktosobie
terazwmawiała.Ogarniałająpiekącazazdrość,odkądzorientowałasię,żeLoraregularnieotrzymujeod
niegolisty.Dałabywielezato,żebymócjeprzeczytać,aleLorastrzegłaichpilnieniczymbezcennego
skarbu.TLR

I tak przeminął rok, odkąd Hilda została panią Frankenstein. Nadal była oszałamiająco piękna, ale jej
oczypatrzyłynaświatzimnoizwyrazemprzesytu.

Wtymteżczasiepoczuła,żezostaniematką.Odkrycietoprzeraziłoją—

nie chciała mieć dziecka. Za to Frankenstein nie posiadał się z radości i obchodził się z Hildą jak z
jajkiem.Jeślidotychczasspełniałwszelkiejejżyczenia,toterazbyłwprostniewyczerpanywpomysłach,
jak zrobić jej przyjemność. Kiedy Hilda, markotna i niechętna, płakała i kaprysiła jak źle wychowane
dziecko, znosił to z anielską cierpliwością, próbując na wszelkie sposoby ją rozweselić. Ten przedtem
takmałosubtelnyczłowiekbyłterazwzruszającywswejpieczołowitejdelikatności.

Nawieść,żeHildazostaniematką,Lorapospieszyłazgratulacjami.

—Życienabierzedlaciebieprawdziwejradości—powiedziałaserdecznie.

—Dopieroteraz,kiedybędzieszmiaładziecko,stanieszsięnaprawdęszczęśli-wa.

Hildazaśmiałasięszyderczo.

—Nielubiędzieci.Myślodzieckuprzerażamnie.

Lora potrząsnęła głową niedowierzająco. Macocha wymogła na niej obietnicę, że w niczym nie będzie
sprzeciwiać się Hildzie, żeby jej nie denerwować, więc nie zdobyła się na żadną odpowiedź. W jej
duszyobudziłosięcośjakbyuczuciegłębokiejlitościdlaHildy.Jeślinawetmisteriummacierzyństwanie
wyzwoliłowniejcieplejszychuczuć,tonajwidoczniejjestdonichniezdolna.Czynienależyjejzatem
współczuć z całego serca? Skoro nadzieja na dziecko nie odnlieniła jej charakteru, nie uczyniła go
głębszymiwartościowszym,towidaćpozostaniejużnazawszekimścałkowiciebezdusznym.

KtóregośdniaHildaprzyszłazkrótkąwizytądoojczyma,któregostanpo-garszałsięzdnianadzień.Do
tychodwiedzinnieskłoniłojejbynajmniejwspół-

czucieczyzainteresowanie,tylkomyśl,żewypadaodczasudoczasudoniegozaglądać,boinaczej,„co
ludzienatopowiedzą".

Przypadekzrządził,żewczasietejwizytynadszedłkolejnylistodRicharda.

HildawlepiławzrokwtrzymanąprzezLorękopertę.

— Wygląda na to, że prowadzisz niezwykle ożywioną korespondencję z Richardem Sundheimem —

background image

rzekła,nieumiejącukryćzawiści.

TLR

—Dostajęodniegolistmniejwięcejcomiesiąc—odparłaLoraspokojnie.

—Asamapisujeszdoniegorównieczęsto?

—Owszem.

—Jakimasenstakapisanina?Chceszgowtensposóbusidlić?—spytałaHildarozdygotana,ciskając
złespojrzenie.

Loralekkoprzybladła,aleodpowiedziałaspokojnieistanowczo:

— Chcę mu pomóc przetrwać ten trudny dla niego okres, dodać mu trochę otuchy po doznanych
przykrościach.

WoczachHildymignąłdziwnybłysk.

—Achtak!Więconpotrzebujejeszczepociechy?Czypiszeomnieczęsto?

— Prawie wcale. Ale to nie dowodzi, że wszystko przebolał, choć nigdy nie wymknęło mu się nawet
słowoskargi.

—Widoczniebardzogolubisz,skorodoniegopisujeszinieustanniegopo-cieszasz.Nieprzywiązujsię
tylkoniepotrzebnie,bomożeszstracićprzeztowidokinajakąśdobrąpartię.

—Niemyślęozrobieniudobrejpartii.

Hildaroześmiałasięostro.

—BouwzięłaśsięnaSundheima.Tylkożeonanimyśliżenićsięztobą.

TwarzLorypokryłciemnyrumieniec.Wyprostowanadumnie,odparła:

—Prowadzimyczystoprzyjacielskąkorespondencję.Towszystko.

—Wtakimwypadkunieotaczałabyśtejkorespondencjitajemnicą.Nigdyniepokazałaśżadnegoztych
listów.

—Czasemczytamojcutefragmenty,któresądlaniegociekawe.Mamanieinteresujesiętymisprawami,
atobieniedamnigdyżadnegoztychlistówdorąk;tobyłobyzdradąnaszejprzyjaźni.Zresztąoneniesą
dociebiepisane.

—Jesteśtegocałkiempewna?—szydziłaHilda.

—Owszem,jestempewna.

TLR

background image

—Obyśsięniemyliła.Ajajestemprzekonana,żeonkorespondujeztobątylkopoto,żebyodczasudo
czasuczegośsięomniedowiedzieć,amniezkoleiprzekazaćjakąświadomośćosobie.

TesłowaHildysprawiłyLorzeból.CzyżbyRichardrzeczywiściepisywał

takczęstotylkozpowoduHildy?Tobyznaczyło,żedotądniezdołałwyrwaćjejzserca.Lorapokryła
bóldzielnymuśmiechem.

— Może istotnie pisuje tylko z tego względu, wszystko jest możliwe, ale to nie upoważnia mnie do
pokazywaniacijegolistówiniedyskrecji.

—Jesteścieważtakzażyłychstosunkach?

—Nie wiem, conazywasz zażyłością. Onpisze o ciężkiej walce,którą toczy, żebydo czegoś dojść, o
swoichplanachikłopotach.

—Aoczymtymupiszesz?

Loraspojrzałazezdumieniem.

—Niemaszprawastawiaćmipytańjaknaprzesłuchaniu.Alemogęcipowiedzieć,żepiszędoniegoo
wszystkim, co może go zainteresować i co może dodać mu otuchy, żeby nie czuł się całkiem samotny i
opuszczony.

—O,Boże,cozaszlachetność!Itowszystkobezubocznychmyśli?

Lorawstała.

—Pozostawiamtobezodpowiedzi,Hildo.Aterazmuszęjużpójśćdoojca.

I z tymi słowami wyszła z pokoju. Hilda odprowadziła ją wściekłym spojrzeniem i tupnęła nogą
zirytowana.

Potejrozmowiestosunkimiędzyprzyrodnimisiostramipozostałybardzonapięte.

Czasmijałszybko,ażwreszcienadszedłdzień,wktórymHildaobdarowałamężapotomkiem.Dziecko
byłozdroweisilne,aHildawkrótcedoszładosiebie.

Byłaterazjeszczepiękniejszaniżdawniej,choćkuswemuzmartwieniuniecotęższa.

UszczęśliwionyFrankensteinciągleodnowastwierdzałzgłośnąradością,żeTLR

chłopiecjestjegożywąkopią.Innirównieżkonstatowaliuderzającepodobień-

stwo,leczniktniemiałpojęcia,żeHildajesttymwręczprzerażona.Rzeczywi-

ście,trudnobyłozaprzeczyć:chłopiecmiałoczy,włosyizarystwarzyErnstaFrankensteina.

To wystarczyło, żeby Hilda odsunęła się od dziecka, powierzając je całkowicie opiece niańki i ojca,

background image

który mógł całymi godzinami siedzieć przy kołysce i wpatrywać się w synka. Lora po raz pierwszy
odkryłajakąśsympatycznącechęwcharakterzeszwagra,którywewzruszającysposóbkochałmalca.Na
tym tle jeszcze bardziej przerażająca wydała się jej obojętność Hildy. Atmosfera willi Frankensteinów
zawsze była przygniatająca, ale teraz przygnębiała Lorę jeszcze silniej, toteż bardzo rzadko zdobywała
sięnaodwiedziny.

Lorę pochłaniało całkowicie pielęgnowanie ojca. Pozostali teraz sami, co im zresztą najbardziej
odpowiadało.

LeczpewnegodniaLora,siedzącprzyłożuśmierciswegoojca,zostałazu-pełniesama.ProfesorDarland
zasnąłcicho,wyczerpanydługimicierpieniami.

Jegosiłyżyciowe,nigdyzbytwielkie,podkopałaciągnącasięlatamiwytężonapraca.

Lora była do głębi wstrząśnięta śmiercią jedynego człowieka, który do niej należał. Po jego pogrzebie
poczułasiękompletnieosamotniona.MacochaprzeniosłasięnatychmiastdowilliFrankensteinów,gdzie
zajmowałasięgłównieopiekąnadwnukiem,dlaktóregorodzonamatkanigdyniemiałaczasu.

Lora zlikwidowała mieszkanie, zatrzymując niewielką część mebli, tyle żeby móc urządzić sobie małe
mieszkanie, a resztę sprzedała. Uzyskaną w ten sposób kwotę podzieliła między siebie i macochę.
Profesorniezostawiłmajątku,ajegopoboryustałyzchwiląśmierci.

WkażdymrazieLoraniemiałateraznicpozasumąokołotrzechtysięcymarekzasprzedanemebleoraz
odsetkami od niewielkiego kapitału, płaconymi w przeważającej części przez Richarda, o czym jednak
pozaHeimsaminiktniewiedział.DochodyzapowiadałysięwięcniezwykleskromnieiLorauznała,że
musikonieczniezacząćdorabiać.Tojejniemartwiło—byłamłoda,zdrowailubiłapracować—nie
wiedziała jednak, od czego zacząć. Rozważała między innymi, czy by nie spożytkować swych talentów
krawieckich,szyjącsuknieiko-stiumy.

TLR

Naszczęścieniemusiałasięspieszyćzpodjęciemdecyzji.KiedywszczęłazHildąijejmatkąrozmowę
oswoimzamiarzeotwarciasalonukrawieckiego,obiedamynieposiadałysięzoburzenia.

— To niemożliwe, Loro! Jak ty to sobie wyobrażasz? Co ludzie na to powiedzą? Nie możesz przecież
pracowaćjakokrawcowatutaj,gdziewszyscycięznają—powiedziałaHilda.

Lorauśmiechnęłasię.

—Właśniedlatego,żetutajtyluludzimniezna,będziemiłatwiejznaleźćklientelę.Możezczasemity
daszmizarobić,Hildo...

Hildaimpertynenckowzruszyłaramionami.

—JazamawiamgarderobęwrenomowanychatelierWiedniaiParyża.

—Cóż,kiedyśnosiłaśsuknieszyteprzezemnie,aniedawnosamaipowiedziałaś,żetedrogietoalety,
któreobecnienosisz,wcalenieprezentująsięlepiejniżtamte,szyteprzezemnie.

background image

—Owszem,aleniktniepowinienwiedzieć,żeumieszszyć.

—Czytohańba?

—O,Boże!Oczywiście,żenie,alewieszprzecież,żetonieuchodzi.Twójojciecteżniezniósłbytego,
żebyśszyłasukniedlazarobku.

Loraprzesunęładłoniąpoczole.

—Ojciecmusiałbraćpoduwagęswojąpozycję.

—Więcteraztymusiszwziąćpoduwagępozycjęmegomęża.

—Przedewszystkimmuszęzarabiać,bozsamychprocentówodmojegokapitałuniewyżyję.

—Aleniejakokrawcowa,nalitośćboską!Znaszprzecieżjęzykiobce.Czyniemogłabyśwjakiśsposób
tegowykorzystać?

i—Ach,Hildo!Pracaumysłowajesttakźlepłatna!Mójbiednyojciecwpełnitegodoświadczył.

—Wżadnymwypadkuniezgodzęsię,żebyśzałożyłatutajpracowniękra-TLR

wiecką.Raczejpoproszęmęża,żebyciwypłacałmiesięcznyzasiłek.

Lora wyprostowała się dumnie. — Niczego takiego nie przyjmę, w żadnym wypadku. — Nie zniosę,
żebyśzostałatukrawcową!PowargachLoryprzemknąłgorzkiuśmiech.

—Niepozostaniemiwięcnicinnego,jakzmienićmiejscezamieszkania.

Mogłabym przenieść się do Berlina, co chyba nawet nie byłoby od rzeczy. Uspokójcie się zatem;
obiecuję, że nie skompromituję was. Ale muszę wszystko dobrze rozważyć. Na razie znalazłam przy
Saumstrasseodpowiedniemieszkanko.

Spróbujęnajpierwdojśćdoładuzesobą.

Lorawynajęładwupokojowemieszkanko,starającsięurządzićjemożliwieprzytulnie.Wjegościanach
zamykałosiębowiemjejobecnesamotniczeżycie.

A kiedy wszystko było już na swoim miejscu, a ona sama doszła do równowagi i osiągnęła spokój,
zasiadłaprzybiurkuinapisaładoRichardaSundheima.

XII

Richard siedział na werandzie swego domu i palił cygaro, śledząc wzrokiem wijący się dymek. Ciszę
niedzielnegoprzedpołudniaprzerwałnaglewarkotsamochodu.Poderwałsięispojrzałnadrogę:poznał
samochódHeinzaMartensa,którywchwilępotemzajechałprzeddom.

Heinz i Lena śmiejąc się pomachali mu na powitanie. Richard w dwóch su-sach zbiegł ze schodków
werandyiotworzyłdrzwiczkiauta.

background image

—Jakamiłaniespodzianka!Witamserdecznie!Nastawiłemsięjużnacał-

kiemsamotnąniedzielę.Towspaniale,żeścieprzyjechali!

PomógłwysiąśćLenie,którazaczęłaotrzepywaćzkurzuswójszarypro-chowiec.

—No,czyniejesteśmymili?

—Militozasłabesłowo,paniLeno!Ogromniesięcieszę.Właśnietaksobiemyślałem,żeteniedziele,
których nie spędzam u was, są dla mnie katorgą, bo wtedy mam czas, żeby rozżalać się nad swoim
osamotnieniem.Niemogęprze-TLR

cieżwkażdąniedzielęsterczećuwas.

—PodziękujLenie—powiedziałHeinz,ściskającdłońprzyjaciela.—

Siedziałem sobie spokojnie, nie przeczuwając nic złego, przy niedzielnym śniadaniu, kiedy nagle Lena
zaczęła mnie poganiać, abym się pospieszył, bo zaraz jedziemy do Ovamby, żeby cię rozruszać. Ona
uważa,żejesteśostatniowzłymnastroju.

LenapopatrzyłanaRichardabadawczo.

—Właśnie!Niepodobamisiępan,drogiprzyjacielu!Tożyciewpojedynkę,jakiepantutajprowadzi,
jestniedozniesienianadłuższąmetę.Dlategopostanowiłam,żemusisiępanożenić.

Richarduśmiechnąłsięsłabo.

— Niech pani wpierw wejdzie do domu i trochę się odświeży po tej jeździe w obłokach kurzu, pani
Leno.Apotemzasiądziemydostołu.Mójczarnykucharzzapędziłbywkozirógniejednegofrancuskiego
mistrzapatelni.Naobiadbędąkurczakiisałatazwłasnegoogrodu,zczegojestemniebywaledumny.

—I ma pando tego prawo!Nie mogę wyjść zpodziwu, że wyhodowałpan takie wspaniałe warzywa.
Heinzjestbardzootozazdrosny,bojemunieudająsiętakdobrze.

Weszli do domu, podczas kiedy czarni służący Richarda wśród żartów i śmiechów otoczyli auto ze
wszystkich stron, oglądając je z zaciekawieniem i re-spektem. Pani Lena zdjęła kapelusz i płaszcz,
ogarnęłasiętrochę,apotemzaczę-

łachodzićpownętrzu.

Pół godziny później wszyscy troje zasiedli w cieniu na werandzie. Richard kazał podać napoje
chłodzące,aLenapodjęłaodnowatematleżącyjejnasercu.

—Rozejrzałamsiętrochęiwidzęzmianynalepsze,bosprawiłpansobiefotelipółkę,naktórejstoją
różnepiękneksiążki.Domwyglądawięcładniej,ale,jakjużmówiłam,brakujewnimkobiety.

Richardroześmiałsię.

—Uwzięłasiępanidziśnatentemat,paniLeno.Skądkobietatutaj?Przecieżniemógłbymwprowadzić

background image

żonydotakiegoprymitywu.

—Adlaczegonie?Właśniekobietaozręcznychrękachmogłabyprzeobra-TLR

zićtendomwmgnieniuoka;zarazpoczułbysiępaninaczej.

Richardwestchnął.

—Nieodważyłbymsięwiązaćżadnejkobietyzmoimsamotniczymżyciemfarmera.

— Samotniczym? Jeśli się pan ożeni, to nie będzie pan sam. Nie ma rady: musi się pan ożenić. Będę
nękaćtakdługo,ażsiępanzdecyduje.Niemogędłu-

żejpatrzyć,jakpansięmęczywtejpustelni.Czymogęzacząćszukaćkandydat-kinażonędlapana?

RichardspojrzałnaprzedsiębiorcząminęLenyimimowoliroześmiałsię.

—Jestpanibardzomiłaiuczynna,ależonętrzebasobieznaleźćsamemu.

Jazresztąchciałbymtuwidziećtylkotęjednąjedyną,którąjużznam.Nawetniewiepani,jakchciałbym,
żebybyłatuzemną.

—Możnasiębyłodomyślić.Awięczostawiłpanwkrajukogośkochanego?—badałaLena,podczas
gdyjejmążspojrzałpytająco.

Richardskinąłgłową,

—Kogośbardzokochanego,paniLeno.

—Chłopiedrogi,przecieżchybaniemówisz,nalitośćboską,otej,któracięzdradziła?

—Och,nie!Mówięotej,którejniezauważałem,bowsercuigłowiemia-

łemwtedyinną.Aonamniekochała,aleczytouczuciewniejprzetrwało,tego,rzeczjasna,niewiem.

— Jeśli kochała pana rzeczywiście, to kocha nadal. Teraz wiem, że kiedy wpada pan w zadumę, to
myślamijestpanprzyniej.Aledlaczegoniesprowadzijejpantutaj?

—Niemogęjejprosić,żebyzrezygnowaładlamniezespokojnego,bezpiecznegożyciaiprzeniosłasię
natoodludzie,dzielącmojąniepewnąitrudnąegzystencję.

Lenapotrząsnęłagłową.

TLR

— Już nie jest taka niepewna i trudna. Czegóż pan jeszcze chce? W ciągu dwóch lat spłacił pan
piętnaścietysięcymarekdługu;Heinzmówił,żewłaśniezwróciłpanosiemtysięcyswoimwierzycielom.
Pozostałą część ureguluje pan z pewnością w ciągu następnych dwóch lat. Wszystko idzie dobrze,
powiększył

background image

panswojestadobydłaizawarłnanastępnelatakorzystnekontraktynadostawęswoichproduktów.Czy
tadziewczyna,októrejpanmówi,jestbardzowymagającaiwybredna?

—Niesądzę.Jejojciecjestprofesorem,niemażadnegomajątku.Wiem,żeichrodzinamusiliczyćsięz
groszem,żyjejednaknapewnympoziomie,któregojaniemogęjejtutajzaofiarować.

—Tak?Apańskaosobawogólesięwtymwszystkimnieliczy?Czytomałomiećzamężaczłowieka
uczciwego,zdolnegoiambitnego,któryofiarujeserceistwarzadom?

Richardzamyśliłsię.Widziałznówsmutne,niespokojneoczyLory,słyszał

jejgłoswyznającymumiłość.Sercewaliłomuwpiersiachjakmłot.

—Myślę,żewNiemczechumiałabymniedocenić.Aletostrasznaodpo-wiedzialnośćprzenosićkogoś
nazupełnieobcygrunt.

—Mójdrogi—wmieszałsiędorozmowyHeinz—możenajprościejby-

łobyjąspytać,czyniemiałabyochotynatakieprzenosiny.Prawdziwąkobietęmałoobchodzi,dokądma
sięprzenieść;ważne,żebymogłabyćobokmężczyzny,któregokocha.Mojażonamarację—musiszsię
ożenić.Mężczyzna,któryodczasudoczasuwysłuchareprymendy,stajesięinnymczłowiekiem.Wiemto
zdoświadczenia

Heinzłypnąłokiemwstronężony,którazmierzwiłamublondczuprynęipowiedziałakarcąco:

—Takzniechęcasznaszegoprzyjacieladożeniaczki,żechybachceszpozbawićmnieszansynaprofitze
swatów.

Heinzzatrząsłsięześmiechu.

—Terazwidzisz,Richardzie;totakamałapróbka.Alenajgłupszejestto,żeczłowiekcałkiemnieźlesię
ztymczuje.Lenaprzyjechaładziśzmocnymposta-TLR

nowieniem nawrócenia cię na małżeństwo. Lepiej od razu złóż broń, zanim naprawdę zacznie cię
przekonywać,boitaknicciniepomoże—zakończyłHeinzwesoło.

AleRichardspojrzałnaLenępoważnieiuścisnąłjejdłoń.

—Dziękuję,Leno!Dodałamipaniodwagi.Oświadczęsię,aprzynajmniejpostaramsięwybadać...

— Brawo! Tylko niech pan zbytnio nie dyplomatyzuje. Ona ma prawo do-kładnie wiedzieć, co pan
zamierza.Kobietylubiąwtychsprawachjasnąiwyraź-

nądeklarację,bochcąwiedzieć,czegosięodnichoczekuje.NiechpanniebierzeprzykładuzHeinza,
którykiedyśprzezcałąniedzielęopowiadałmi,jaktojestpouszyzakochanywpewnejdziewczynie,ale
niewie,czyonaodwzajemniaje-gouczucia,więcmożejabymjąotozapytała.Nocóż,obiecałammuto
zwy-muszonymuśmiechem,apotemwypłakiwałamoczy,bouwierzyłam,żeonmó-

wi o innej. Dopiero znacznie później, kiedy już opanowałam lodowatą rezerwę, dowiedziałam się, że

background image

chodziłomuomnie.Jeśliwięcmapanzamiartylkowystawićczułki,toniechtobędziewyraźne.

Richardroześmiałsię,słuchająctychrad.

—Zabioręsiędotegowewłaściwysposób,paniLeno.

— To dobrze. Kiedy sprawa dojrzeje, przyjadę tu na cały dzień i przygotuję wszystko na przyjęcie
młodejdamy.Trzebabędziecośniecośdokupić,alepostaramsię,żebytoniewypadłozbytdrogo.

—Jestpanianiołem,paniLeno!

—Hola!Niewbijajmojejżoniedogłowytakichporównań!Anioł?Dzięku-ję,niechcęanioła,któryw
każdejchwilimożeodfrunąć—zaprotestowałHeinzipocałowałżonę.

—Tybarbarzyńco!ObcałowujeszmniebezżenadywobecnościRicharda.

Coonsobiepomyśli?

—Jatylkowspieramtwójplanściągnięciagonaślubnykobierzec.Jeślibędziesięnamprzyglądał,sam
nabierzeapetytu.

— Och, kochani! Nawet nie wiecie, jak zaostrzyliście mi apetyt! A mówiąc szczerze, właśnie dlatego
brakmiczasemodwagijechaćdowas.Pokilkugodzi-TLR

nach spędzonych w waszym domu wracam do siebie w okropnym nastroju. Bóg wie, że nie jestem z
naturyzawistny,alewtedyodczuwamcośpodobnegodozawiści.

—Wspaniale!Toznaczy,żedojrzałeśdomałżeństwa,mójdrogi!Tylkoniezastanawiajsięzbytdługo.

Rozmowapotoczyłasiędalej,alewkrótceRicharddałhasłodoobiadu.

Czarny kucharz okazał się perłą. Najpierw podał esencjonalną zupę ogonową, a na drugie danie —
smażone kurczaki, delikatne i soczyste, sałatę przyprawioną według wskazówek Richarda kwaśną
śmietaną z dodatkiem cytryny i cukru oraz upieczone na brązowo ziemniaki. Na deser był ryż z bitą
śmietaną i kawałkami ananasa. Po tym znakomitym posiłku podano jeszcze dobrze zaparzoną czarną
kawę.

— Jedzenie nie pozostawia nic do życzenia. Może to pan dać swojej przyszłej pod rozwagę, żeby
potraktowałaprzychylniepańskieoświadczyny—za-

żartowałaLena.

Heinzjęknąłzudawanymoburzeniem.

—Cozaobrzydliwymaterializm,Leno!Duszyczkacisięzmienia!

Lenawstałaodstołu,śmiejącsię.

—Przeżyjeszjeszczeniejednąniespodziankę,kochanie.Bądźnatoprzygo-towany.Zostawiamwasteraz

background image

przycygarachiidętrochępobuszowaćpodomu.

Muszęzobaczyć,czywszystkojestwporządku.

Lenazniknęła,aobajpanowiepopatrzylizaniązuśmiechem.

—Możnaciszczerzezazdrościć,Heinz.Twojażonajestniezwykła—powiedziałRichardgorąco.

HeinzMartensprzytaknął.

—Wiem.Jestemszczęściarzem.Iżyczęci,żebyśteżwyciągnąłswójwielkilos.

Richardpotarłwzamyśleniuczoło.

TLR

—Jeślionatuprzyjedzie,tobędzietomojanajwiększawygrana.Tegojestempewien.

Rozmowaprzeszłanainnetory—należałoomówićinteresyinaradzićsięcodosprawgospodarskich.

HeinziLenaodjechalipóźnympopołudniem.Richardzostałsam.SłowaLenyciągledźwięczałymuw
uszach.Zacząłzastanawiaćsię,jakpowinienwyrazićswojepragnieniawliściedoLory.Chciałnapisać
doniejzsamegorana.

Onapowinnawreszciedowiedziećsię,jakznimjestnaprawdę,jakieuczuciażywidoniej—itojużod
dawna—chociażnicotymniemówił.

Alenazajutrz,zanimzabrałsiędopisania,nadszedłlistodLory,awnimwiadomośćośmiercijejojca,a
takżeonarodzinachsynaHildy.ListzrobiłnaRichardzieogromnewrażenie.Okazałosię,żeLorazostała
terazzupełniesamaiżebędziezmuszonazarabiaćnażycie,wegetującwdwóchciasnychpokoikach.

Poczuł przypływ odwagi. Jeśli skłoni ją do przyjazdu tutaj, to nie będzie to już równoznaczne z
wyrywaniemjejzdobrychwarunków.Zasiadłwięcprzybiurkuinapisał,conastępuje:

DrogaPannoLoro!Dziśotrzymałemlist,wktórymdonosimiPanioutracieOjca. Wiem, jak bardzo
GoPanikochałaijakbardzotroszczyłasięPanioNiego,dlategorozumiemwpełniPaniból.

Z listu wynika też, że została Pani teraz całkiem sama, bez żadnego oparcia w bliskim człowieku,
zmuszona do podjęcia walki o byt. To , ośmiela mnie do wyznania czegoś, co przez cały ten czas
pomijałem.milczeniem.PytałamniePaniz
obawą,czynieboląmniewzmiankioHildzie,ajaprzecież
usunąłemjązserca
jużbardzodawno—kiedypojąłem,żeobiektemmoichuczućbyłanietylesama
Hilda, ile projekcja moich marzeń, jakiś fantom. Loro, odkąd zrozumiałem tę
omyłkę, moje serce
zwróciło się w inną stronę. Dotychczas nie odważyłem się
mówić Pani o tym, jak zmieniły się moje
uczucia, zdając sobie sprawę z odpo-wiedzialności, którą tym samym wezmę na siebie. Wydawało mi
się zuchwałością
wciągać w niepewną egzystencję kobietę, którą pokochałem miłością mocniejszą i
gorętsząniżkiedykolwiekmogłomisiętozdarzyć.

Ale jestem chory z tęsknoty. Kocham Panią z całego serca, silnie i głęboko; tak jak Pani na to
zasługuje.Możeteraz,kiedyjestPanisamaiczekaPaniąw
krajutrudneżycie,wolnomispytać,czy

background image

zechcePanipodzielićzemnąlos.Tutej-TLR

sze warunki nie są już takie zle. Myślę, że w Ovambie niejedno mogłoby spodobać się Pani. Połowę
długujużspłaciłem,jakPaniwie;drugąpołowęmamzamiarspłacićwciągudwóchnajbliższychlat.
Moja sytuacja życiowa zaczyna się
powoli poprawiać. Będę najszczęśliwszym człowiekiem, jeśli
zdobędzie się Pani
na odwagę i podzieli ze mną życie. Czy mogę mieć nadzieję, że któregoś dnia
przybędziePanitudomnie?Wolałbymcoprawdaspłacićprzedtemdokońca
swójdługistanąćprzed
Paniąjakoktośwolnyodwszelkichzobowiązań,ale
czasemogarniamnielęk,żemogęPaniąstracić,
bozwiążesięPanizkimśinnym.Dlategopytam,nieoglądającsięnanic:czyzechcePanizostaćmoją
żoną?

Och,Loro,kochanamoja!Byłobycudownie,gdybyzdecydowałasięPanina przyjazd! Czekałbym na
PaniąwWalvisbaai.Moglibyśmyodrazuwziąćślubw
Swakopmund.Niestety,niemogęprzyjechaćpo
PaniądoNiemiec,gdyżmusiał-

bympozostawićnieokrzepłejeszczegospodarstwonadłuższyczasbezdozoru.

Loro,czekambardzostęsknionynaPaniodpowiedź.Proszę,niechPaniniekażemiczekaćzbytdługo.
Teraz,kiedywyznałemjużwszystko,każdagodzina
będziemisiępodwójniedłużyła.

Proszę do mnie zadepeszować — choćby jedno tylko słowo — czy mogę mieć nadzieję. Wtedy będę
cierpliwiejczekałnaPanilistownąodpowiedź.

GorącokochającyRichardSundheim

XIII

Listdotarłdoadresatkipewnegopięknegomarcowegodnia.Lorawróciławłaśniezcodziennegospaceru
porannegodoswegocichegomieszkanka.ListodRichardaSundheimajużnaniączekał.

Zdjęła kapelusz i płaszcz, odgarnęła włosy z zaróżowionej od wiatru twarzy i usiadła wygodnie koło
okna,przystolikudoszycia,żebyzradościązagłębićsięwtreśćlistu.

Alejużpoprzeczytaniukilkupierwszychlinijekpoderwałasięgwałtownie.

Trzymająclistwdrżącychpalcach,czytaładalejbeztchu,zcorazwiększymTLR

zdumieniemwoczachicorazbardziejzaróżowionymipoliczkami.Ręcezaczęłyjejdygotać,azbierające
sięwoczachłzytakprzyćmiewaływzrok,żechwilamimusiałaprzerywaćczytanie.Sercepodeszłojejaż
dogardła.Niebyławstaniepojąćaniogarnąćmyśląszczęścia,którespłynęłodojejpokoiku,takjakby
nagle otworzyło się przed nią niebo, pozwalając wejrzeć w niepojętą szczęśliwość. Richard ją kocha?
Tęskni za nią? Mój Boże, czy to możliwe? Czytała list jak w go-rączce, a kiedy doszła do końcowych
słów, usiadła, wyciągnęła ramiona na stoliku i skryła w nich rozpaloną twarz. Zastygła w bezruchu i
trwałatakjakiśczas,ciąglejeszczenieogarniającwpełnitego,cosięstało.

Richard wzywa ją do siebie, potrzebuje jej, tęskni za nią — i to już od dawna. Nie miała więc racji
myśląc,żeonnadalkochaHildę.Terazjużwie,żejegosercenależydoniej.

Nagle opuściły ją siły. Musiała odczekać, pozwolić, aby ta burza doznań przewaliła się i ucichła. Nie

background image

zdawała sobie sprawy, jatę długo trwała w tym stanie odrętwienia. W końcu wyprostowała się i
rozejrzaławokołorozjaśnionymioczami.Czytotasamaizdebka,wktórejspędzałaostatnioswojedni?
Terazwy-dałajejsięprzedziwnieodświętna,rozsłoneczniona.OczyLorybłyszczałyszczęściem.

JeszczerazprzeczytałalistRicharda—uważnie,powoli,czerpiącradośćzkażdegosłowa.Wjejsercu
robiło się coraz jaśniej, weselej od tego przesłania, które dało jej ogrom szczęścia. Och, jak on mógł
wątpić w to, że przybędzie z największą radością! Dlaczego tak długo i niepotrzebnie dręczył się
obawami?

Cóżznaczątrudnewarunkiitamtejszeotoczenie,skorobędziemogłabyćprzynim!

Zerwałasięzmiejsca—Richardprosiłprzecieżodepeszęzesłowemnadziei.Niepowinienczekaćani
trochę dłużej niż to jest konieczne. Przez chwilę zastanawiała się, jak najlepiej sformułować treść
depeszy,apotemzfiglarnąmi-nąnapisała:Przyjeżdżam.Listwdrodze.Lora.

To brzmiało krótko, zwięźle i nie stwarzało nieporozumień. Roześmiała się w duchu i z pośpiechem
wyruszyłanapocztę,żebynadaćdepeszę.Apotemwró-

ciładodomuinatychmiastzabrałasiędopisanialistu.

ZaledwieRichardSundheimwyekspediowałlistdoLory,jakruszyłacałaseriamniejszychiwiększych
nieszczęść.

TLR

Zaczęłosięodbardziejniżkiedykolwiekopóźnionegonadejściaporydeszczowej.Wprzeciągającychsię
tygodniachsuszywodadlabydłabyłaniedobraibyłojejzamało.Tospowodowałowybuchzarazy,od
której w krótkim czasie padło wiele cennych sztuk. Straty były duże i dotknęły wielu okolicznych
farmerów, ale Richarda przygnębiły szczególnie, gdyż właśnie w tym czasie jego list powinien był
dotrzeć,jakobliczyłdorąkLory.

Właśnie teraz, kiedy odważył się na szczere wyznanie, zaczęły się niepowo-dzenia. Richard nie
załamywał się, powtarzając sobie starą dewizę: Na przekór złym mocom — wytrwać. I nie tracić
nadziei,nieustępować!ZłapassabyłanietylkoudziałemRicharda;innifarmerzy

— a wśród nich także Heinz Martens — również ponieśli straty. Należało przetrzymać klęskę i podjąć
walkęnanowo.

Wkrótce jednak Richard otrzymał telegram od Lory i wszystko inne straciło na znaczeniu wobec
dominującegouczuciaszczęścia.Zaczął"terazgorączkowoitęskniewypatrywaćlistuodniej.

Iwtedyspotkałgokolejnycios.Długooczekiwanaporadeszczowanadeszłanagleibardzogwałtownie.
Spływającewdółogromnemasywodynapełniłybłyskawiczniekorytarzekistawy,którezaczęłyszybko
wzbierać.

Richard umocnił jak poprzedniego roku niebezpieczne miejsce w zakolu rzeki, ale napór wody był tak
silnyinieustępliwy,żeobwałowanieniewytrzymało.Potężnyprądporwałworkizpiaskiemikamienie,
awnocywodawdarłasięprzezwyrwę,zalewającteren,naktóryspędzonobydłodlawiększego—jak
sądzono — bezpieczeństwa. Część zwierząt utonęła, zanim zorganizowano ratunek. Woda wystąpiła

background image

nawetznieckistawu,wktórymRichardlubiłsiękąpać,idotarłapodsamdom.

Tobyłociężkiedoświadczenie.Wodawprawdzieniebawemopadła,aobwa-

łowaniezostałojaknajstaranniejzabezpieczone,aleRichardwiedziałjuż,żewtymkrytycznymmiejscu
musi koniecznie zbudować solidne murowane nabrzeże, żeby katastrofa nie powtórzyła się więcej.
Przedsięwzięciebyłokosztowne.Skądwziąćnatopieniądze?Klęskiżywiołowezahamowałyicofnęły
rozwójfarmy.

Jegosytuacjaniebyłaterazowielelepszaniżnapoczątku,kiedyprzybyłdoAfryki.Znówmusiałpatrzyć
zobawąwprzyszłość,cobyłotymdotkliwsze,żegodziłorównieżwLorę.

Niewolnomujednaktracićodwagi.Naprzekórzłymmocom—wytrwać!

TLR

Byłjednakprzygnębiony,gdyżterazmiałjeszczemniejpodstaw,abyprosićLo-ręoprzyjazd.Teraznie
mógłprzeznaczyćżadnychpieniędzynawygodniejszeurządzeniedomu.Jegodochodyskurczyłysię,gdyż
stanpogłowiazmniejszyłsięoponadpołowę.

Richard pracował dniami i nocami, żeby usunąć ślady powodzi i naprawić szkody. I właśnie w tym
okresiewytężonejpracynadszedłlistodLory.Richardowizwilgotniałyoczypodczasczytania.Gładząc
delikatniezapisaneciasnoarkusiki,zastanawiałsię,comożeicopowinienuczynić,apotemzciężkim
sercemnapisałodpowiedź:

Moja kochana, droga, dzielna! Twój list uczynił mnie szczęśliwym. A obecnie bardzo mi potrzeba
odrobinyszczęścia.NajchętniejnapisałbymCi:

,,Przyjeżdżaj! Przyjeżdżaj tak prędko jak możesz. Potrzebuję Cię koniecznie, bo ostatnio spadło na
mnie wiele klęsk". Od czasu, kiedy wysłałem do Ciebie ostatni
list, jedno nieszczęście goniło za
drugim.Straciłempołowębydła—częściowo
naskutekzarazy,częściowowwynikupowodziwporze
deszczowej.Wspomnia-

łemCiotymniebezpiecznymmiejscunabrzegurzeki.Umocnienietymrazemniewytrzymało i część
terenu znalazła się pod wodą. Powódź sama w sobie nie jest
tutaj nieszczęściem, bo ziemia szybko
wchłania wodę i pasza dla bydła rośnie
wtedy szybciej. Mógłbym wypasać drugie tyle bydła, ile
przedtem posiadałem, a
mam go o połowę mniej. Jest mi gorzko, że owoce mojej pracy poszły na
marne, i
pewnie jeszcze długo nie będę mógł tego przeboleć. Muszę koniecznie zbudować murowane
nabrzeżenazakręcierzeki,żebyuniknąćpowtórnegonieszczęścia.

Będzietojednakbardzokosztowne.

Nie wiem, jak tego wszystkiego dokonam, gdyż moje finanse przedstawiają się teraz gorzej niż na
początku.Niebędęteżmiałprzezdłuższyczasanigrosza
nawyposażeniedomu.Powinienemprzecież
kupićkilkamebliitrochęróżnych
rzeczy,żebyCibyłowygodnie,anatoobecnieniestaćmnie.

Ach,Loro,tymrazembędziemibardzociężkoniepoddaćsiężalom,żeniemogęprosićCięoprzyjazd.
Moja gorycz jest tym większa, że Ty ucierpisz z powodu tych życiowych klęsk, które na mnie spadły.
Kochana moja, proszę Cię, pozostań mi wierna i poczekaj cierpliwie jeszcze trochę, dopóki nie będę

background image

mógłCidaćhasładoprzyjazdu.Powiedz,złaskiswojej,panuHeimsowi,cosięstałoipoprośgo,żeby
zechciałtrochępoczekaćnaspłatękolejnejratydługu.Wpierw
muszęzwiększyćpogłowiebydłaboim
mniejgomam,tymmojedochodysą
TLR

mniejsze.

Ach, Loro! Byłoby cudownie, gdybym mógł prosić Cię o natychmiastowy przyjazd. Moja tęsknota
wzrosłajeszczebardziej,odkądotrzymałemTwójlist.

Niemamjednakodwagi,byponaglaćCięterazdoprzyjazduiżyciawśródnie-wygódikłopotów.

TwójbardzozmartwionyRichard

Lorześcisnęłosięzżalusercepoprzeczytaniutegolistu.Niedlatego,żejejwłasneszczęścieodsuwało
sięwniewiadomąprzyszłość.ChodziłojejoRicharda.Wyczytałamiędzylinijkamiwięcej,niżRichard
wyraziłsłowami:jegoogromneprzygnębieniezpowoduostatnichniepowodzeńiuczuciezawodu,żenie
możenatychmiastsprowadzićjejdosiebie.

Zaczęła rozważać, jak mogłaby mu pomóc, i nagle rozpromieniła się. Nie ma powodu do rozpaczy!
Przecieżma,dziękiBogu,pieniądze,któreRichardprzekazał,napoczetdługu.Apozatympozostałojej
jeszczedziesięćtysięcymarekiponaddwatysiącemarekspuściznypoojcu.Żyłabardzooszczędnie,nie
wydającprawienicponadto,coprzynosiłyodsetkiodkapitału.Ach,jaktodobrze,żematepieniądze!
Dwatysiącepoojcumusizatrzymaćnapodróżidrobnewydatki,alepozostałedwadzieściapięćtysięcy
pozwoliRichardowipokryćstratyiuzupełnićbraki.

Roześmiała się w duchu. Richard nie ma pojęcia o tym, że jest wyłącznie jej dłużnikiem i że ten dług
zostanieskreślonyzchwilą,kiedyzostaniejegożoną.

Wcześniejjednakniepowinienoniczymwiedzieć;prawdęusłyszećmożejedyniezustżony.

Przezchwilęzastanawiałasię,jakjeszczerazzaaranżowaćsprawęwtakisposób,żebyniezorientował
się, od kogo pochodzi pomoc. Zerwała się ożywio-na, z błyszczącymi oczami, i — jak ostatnio —
najpierw pobiegła na pocztę, gdzie nadała do Richarda depeszę następującej treści: Przybędę mimo
wszystko.Listzdobrąwiadomościąwdrodze.Lora

—apotemszybkowróciładodomuinapisaładoniegolist.

DrogiRichardzie!Zapewneotrzymałeśjużmojądepeszęidziwiszsię,żepo-TLR

stanowiłam do Ciebie przyjechać, chociaż uważasz to za nie wskazane. Teraz, kiedy wiem, że mnie
kochaszizamnątęsknisz,nicniemożemniepowstrzymać.

Nie trać nadziei, mój kochany! Będziemy wspólnie dźwigać to, co jest nam przeznaczone, a wtedy
będzie nam lżej. Wszystko da się odrobić! Georg Heims pożyczy Ci raz jeszcze, na tych samych
dogodnychwarunkach,sumę,którąjużzwró-

ciłeś.JeszczedziśzostanieonaprzekazanadobankunaTwojenazwisko.

Niemogęsiędoczekaćchwili,kiedyjakoskrzętnażonafarmerastanęuTwego boku. Niezależnie od

background image

tego,czymniechcesz,czyteżnie,zaczynamprzygotowaniadopodróży.Wyruszęnajpóźniejzacztery
tygodnie. Wyślę do Ciebie depeszę z wiadomością, kiedy i którym statkiem przypłynę do Walvisbaai.
Niebędę
jużwięcejdoCiebiepisać,alegdybyśTyzechciałwysłaćdomnietelegram,żesięzgadzasz,
byłabymwdzięczna.

Lora

Sercebiłojejmocno,kiedylistwśliznąłsiędoskrzynkipocztowej.Dumnazwłasnejodwagiwróciłado
domuizaczęłaukładaćplanprzygotowańdopodró-

ży.Przyszłojejdogłowy,żepowinnazawiadomićHildęimacochęozaręczynachzRichardem.Zdawała
sobie przy tym sprawę z tego, że Hilda będzie jej zazdrościć szczęścia, z którego sama zrezygnowała,
odrzucającRicharda.

W willi Frankensteinów służący wprowadził ją do eleganckiej bawialni, gdzie przyjęły ją Hilda i jej
matka.

KiedyLorazajęłamiejsce,Hildazwróciłasiędoniejzprzekąsem:

—Czemuzawdzięczamyzaszczyttwojejtakrzadkiejwizyty?Zjawiaszsięunascorazrzadziej,Loro.

Lora popatrzyła na nią spokojnie. Zauważyła, że tylko macocha nosiła jeszcze żałobę po ojcu. Hilda
odmówiłanoszeniażałobnychubiorów—pozacere-moniąpogrzebu—ponieważnielubiłaczerni.

— Miałam wrażenie, Hildo, że moje wizyty nie sprawiały przyjemności ani tobie, ani mamie. Kiedy
byłamtuostatniraz,niepotraktowałyściemniezbytżyczliwie.

—Niepowinnociętodziwić.Tebezsensowneplany,októrychnammówi-

łaś,mogłyzirytować.Mamnadzieję,żewymyśliłaścośrozsądniejszego.

TLR

Lorauśmiechnęłasię.

—Jeśliotochodzi,możeciesięzmamąuspokoić,nieotworzęsalonumo-dyanitu,aniwBerlinie.

—ChwałaBogu!Teraznaprawdęcieszęsię,żeprzyszłaś.Zostanieszoczywiścienaśniadaniu.Mójmąż
wyjechałnadwadni,więcbędziemymogłyswobodniepogadać.

—Chętnieprzyjmujęzaproszenie,Hildo,bosamotneposiłkisąmałoza-bawne.

— Możesz częściej przychodzić, Loro. Nam doprawdy nie czyni różnicy, jeśli do stołu zasiada jedna
osobawięcej,atybędzieszmogławtensposóbtrochęzaoszczędzić.

Lorazaczerwieniłasię.Tołaskaweprzyzwolenienadorywczekorzystaniezdarmowychposiłkówbyło
nietaktem,aleLoraniedałasięwyprowadzićzrównowagiiodparłaspokojnie:

— To uprzejme z twojej strony, ale nie miej mi za złe, że odmówię. Wiesz przecież, co myślę o tego

background image

rodzajudobroczynności.

—O,Boże!Jesteśprzewrażliwiona,Loro.Wtwojejsytuacjipowinnaśsiętegooduczyć.

— Są rzeczy, których człowiek nigdy się nie nauczy, Hildo. Mówmy jednak o czym innym. Przyszłam
powiadomićwasoważnejsprawie.

Hilda i jej matka wymieniły niepewne spojrzenia przekonane, że Lora przyszła z jakimś nowym,
dziwacznympomysłemzarobkowania.

—Jesteśmybardzociekawe,Loro.Oczymchcesznaspowiadomić?—

spytałamacochazachęcająco.

—Chciałamwampowiedzieć,żesięzaręczyłam.

Matkaicórkawyglądałynacałkowiciezaskoczone.

—Zaręczyłaśsię?

TLR

—Taknagle,Loro?Niemiałyśmypojęcia,żenawiązałaśznajomośćzjakimśmężczyzną—rzekłaHilda,
równiezdumionajakjejmatka.

—Azkimsięzaręczyłaś?—spytałastarszapanizaciekawiona.

—ZRichardemSundheimem-—oznajmiłaLoraspokojnieiwyraźnie.

HildaniemalpodskoczyłaispojrzałanaLoręztrudnymdoopisaniawyrazemoczu.

—Zkim?!

Lorauśmiechnęłasięlekko.

—Dobrzeusłyszałaś,Hildo:zRichardemSundheimem.

Hildazerwałasięzmiejscaizaczęłakrążyćpopokoju,zupełnieniepanującnadsobą.Naglezatrzymała
sięprzedLorązwściekłymwyrazemtwarzy.

—Słuchaj!Todlamnieafront!—rzuciławzburzona.

Matkaspojrzałananiąztroską—Hildabywałaodczasudoczasuokropnieporywcza.

—Skądcitoprzyszłodogłowy,Hildo?Zastanówsię—powiedziałaproszącymtonem.

Hildazwróciłasiędoniejzezłością:

—Przestań,mamo!Niewiesz,ocotuchodzi.LorazaręczyłasięzRichardemSundheimem,żebyzrobić
minazłość.Ikorespondowałaznimprzezcałyczasteżtylkomnienazłość.

background image

LoraspojrzałakustojącejnadniąHildzie.

— Chyba nie wiesz, co mówisz. Dlaczego tobie na złość? Przecież Richard Sundheim był ci obojętny.
Obojętnytakdalece,żerzuciłaśgobezwahania,kiedystryjgowydziedziczył.

Hildę ogarniała coraz większa złość. Nagle poczuła się oszukana i zdradzo-na, wmówiwszy sobie, że
zrezygnowałazRichardaznajwiększymbólem.

—Obojętny?Uważasz,żebyłmiobojętny?Acóżtywieszotym,jakstraszniecierpiałamwgłębiduszy,
jakmusiałamwalczyćzesobą.KochałamgoTLR

ikochamnadal.Sprzedałamsięczłowiekowi,którymniemierzi,boRichardSundheimbyłzbytbiedny,
żebymócutrzymaćżonę.Atyprzychodziszterazdomnieizfałszywą,świętoszkowatąminąoznajmiasz
mi,żesięznimzaręczyłaś.

Zjedynymmężczyzną,któregokochałam!Niezniosętego,słyszysz,niezniosętego!

Hildazgłośnymszlochemrzuciłasięnakrzesło.Jejmatkapatrzyłananiąskonsternowana,aLorabyła
wręcz przerażona tym wybuchem. Wiedziała wprawdzie, że Hilda odgrywa nie tylko przed nią, ale i
przed samą sobą komedię, niemniej było jej nieprzyjemnie, że uczestniczy w swego rodzaju scenie
zazdro-

ści.

WstałaipodeszładoHildy.Uznała,żemusizachowaćsięstanowczoienergicznie,abydoprowadzićją
doopamiętania.

— Twoje pretensje to urojenia, Hildo. Richard Sundheim bardzo mało dla ciebie znaczył; może tylko
jego powierzchowność podobała ci się bardziej od wyglądu twojego męża. Ale czym jest miłość, nie
wiesz.Touczuciejestcicał-

kowicieobceiniezrozumiałe.Miłośćtotakżezdolnośćdopoświęceniasiędlakochanegoczłowieka,a
ty nigdy nikogo nie kochałaś oprócz siebie. I stale pragnęłaś tylko tego, co akurat było dla ciebie
nieosiągalne. Teraz masz bogactwo i splendory, których zawsze byłaś złakniona, ale już odczuwasz
przesyt. Nie, ty nie wiesz, biedactwo, co to jest miłość! Za to ja wiem. Kochałam Richarda już wtedy,
kiedywcaleniezwracałnamnieuwagi,wpatrzonytylkowciebie.Zamknęłamwtedytęmiłośćwsobiei
prędzejbymumarłaniżsiędoniejprzyznała.

Byłomijednakciężkozeświadomością,żetynieuczyniszgoszczęśliwym.Akiedytakbezskrupułówgo
odtrąciłaś,wyznałammumiłość,nieliczącnanic,jedyniepoto,żebygopocieszyć.Terazjednak,kiedy
jegosercezwróciłosiędomnie,nicinikt,anajmniejty,niepowstrzymamnie,żebysięznimzwiązać.

Hildaopanowałasięztrudem.Zjejoczuwyzierałazimnanienawiść.

— Idź sobie! Zejdź mi z oczu, nie chcę cię więcej widzieć! Opuść mój dom i nigdy nie wracaj!
Nienawidzę cię! Tak, nienawidzę, bo mi ukradłaś miłość Richarda Sundheima. Idź, nie zniosę dłużej
twojegowidoku!

—Jakchcesz,Hildo.Mimowszystkichprzykrychsłów,jakimimnieobrzuciłaś,jestmiciebieserdecznie

background image

żal.Nigdynieznajdzieszspokojuizadowolenia,bodlaciebieurokmatylkoto,czegoniemożeszmieć.
RichardSundheimbyłcidotądobojętny.Dopieroteraz,kiedywybrałinną,itonadobitekmnie,nabrał
dlaTLR

ciebieceny.Bądźzdrowa,Hildo.Obyśwreszcienauczyłasięcieszyćtym,coprzeznaczyłcilos.Masz
mężaidziecko;uczyńichszczęśliwymi,awtedysamabędzieszszczęśliwa.

Hildazatkałasobieuszy,tupnęłanogąmałosalonowymgestemiwściekławypadłazpokoju.

Lorazwróciłasiędomacochy:

—Pozwól,żeciępożegnam,mamo.Prawdopodobnieniezobaczymysięjużnigdywięcej.

PaniDarlandowadotknęładłoniLoryzimnymiczubkamipalców.

—Bądźzdrowa,Loro.Życzęci,żebyśnieżałowałaswegokroku.Hildajestodczasuurodzeniadziecka
nerwowa i stale podniecona, więc nie bierz tego wszystkiego zbyt serio. Wiem, że nie byłaby z
Sundheimem szczęśliwa, bo on był zbyt biedny. Ale i twoje życie z nim nie będzie usłane różami.
Uważam,żetozwariowanypomysłzaręczaćsięztakimgolcem.Chybaniemaszzamiarujechaćzanim
doAfrykiPołudniowo-Zachodniej?

—Ależtak,mamo.Robiętozpełnymprzekonanieminiczegosięnieboję.

Będziemyramięwramięwalczyćrazemobyt.Jakośsięprzebijemy.

—Nocóż,życzęszczęścia.Niemamprawazatrzymywaćcię.

— Chwała Bogu! Zresztą nie dałabym się zatrzymać. Życzę ci wszystkiego dobrego. Mam nadzieję, że
udacisięprzemówićHildziedorozsądku,zanimwrócijejmąż.Bądźzdrowa!

ItakLorarozstałasięzmacochą.PożegnanieanizHildą,anizjejmatkąniebyłobolesne.Żadnaznich
niebyłabliskajejsercu.Wtensposóbzerwanezosta-

łyostatniewięzy,którewprawdzieluźno,aledotądjeszczełączyłyjąznimi.

Odetchnęła pełną piersią, kiedy znalazła się na dworze. Właściwie to dobrze, że nie ma nikogo, z kim
rozstaniebyłobytrudneiczyniłopożegnaniezojczyznąjeszczecięższym.

XIV

TLR

Lora czyniła przygotowania do podróży. Sprawdziła dokładne terminy kur-sowania statków do Afryki
Południowo-Zachodniejiwybrałaodpływającąrów-nozamiesiąc„Usambarę",ponieważtymstatkiem
wyruszył przed dwoma laty Richard. Natychmiast zarezerwowała dla siebie kajutę w pierwszej klasie,
gdyżjakosamotniepodróżującakobietawolałanieryzykowaćdrugiej.Wypowiedzia-

łanajemmieszkaniaisprzedałatenielicznemeble,którejejjeszczepozostały.

background image

Najchętniejzabrałabyjezesobą,bobardzobysięprzydałynamiejscu,aletransportbyłzbytkosztowny.

WokresietejprzedwyjazdowejkrzątaninyspędzaławieleczasuwżyczliwymdomuHeimsów,gdSiez
całego serca cieszono się jej szczęściem. Georg Heims omówił i pozałatwiał zgodnie z jej życzeniem
wszelkiekwestiefinansowe,wyręczającjąwróżnychuciążliwychsprawach.Lorazwierzyłasięobojgu
przyjaciołom,żemazamiarpowiedziećRichardowioprawdziwymźródlepo-

życzkidopieropoślubie.

Ulegałaterazbardzozmiennymnastrojom:razbyładobrejmyśliipełnaoptymizmu,toznówogarniałają
niepewność, jak Richard przyjmie jej śmiałą decyzję. Wiedziała przy tym, że wypatrywany tęsknie
telegrammożedotrzećdoniejdopieronakrótkoprzedwyjazdem.

Tygodnie minęły szybko, kiedy nareszcie, na kilka dni przed wyruszeniem w drogę, nadeszła długo
wyczekiwanadepesza.Lorarozerwałablankiettrzęsącymisięzezdenerwowaniarękamiiprzeczytała:

BardzoszczęśliwyczekamwWalvisbaai.RichardLorzespadłkamieńzsercaipojaśniałyoczy.

Na dwa dni przed wyjazdem musiała jeszcze pójść na policję w sprawie paszportu. Traf chciał, że tuż
przedwejściemdobudynkupolicjispostrzegłaprzejeżdżającegoautemErnstaFrankensteina,którynajej
widokwyskoczyłzsamochodu,podszedłiprzywitałsięnaswójhałaśliwysposób,mocnościskającjej
dłoń.

—Witaj,Loro!Cieszęsię,żejeszczecięzobaczyłem.SłyszałemodHildy,żejedzieszdoAfrykiiżez
tego powodu moje panie trochę się z tobą posprzeczały. Widzisz, szwagiereczko, one troszczą się o
ciebie,alewyraziłyto,zdajeTLR

się,wzbytzapalczywysposób.Tychybawykażeszwięcejrozsądkuiprzyje-dzieszjeszczepożegnaćsię
znami?

Lorapotrząsnęłagłową.

—Nie,Ernst,nigdynieprzestąpięproguwaszegodomu.Hildawyprosiłamniebardzozdecydowaniei
zabroniłakontaktównaprzyszłość.

—Tononsens!Aletyprzecieżwiesz,Loro,żeodkądmamydziecko,Hildałatwosięunosiidenerwuje.
Napewnotakniemyślałainiechciałaźle.

— Zostawmy to już. Będzie lepiej, jeśli więcej nie przyjdę. Pożegnałyśmy się już i to powinno
wystarczyć.

—CzytyrzeczywiściewybieraszsiędoAfrykiPołudniowo-Zachodniej?

—Tak.Jutrowyjeżdżam.

—Czymogęcośdlaciebiezrobić,Loro?Zpewnościąpotrzebujeszpienię-

dzy.Widzisz,ja...jachciałbymjakośwynagrodzićRichardowiSundheimowi...

background image

jakośnaprawić...gdybymwięcmógłtrochęcipomóc...Parętysięcymareknieczynimiróżnicy.

Loraspojrzałazezdumieniem.Naglebłysnęłajejpewnamyśl.

—Nie,Ernst,dziękujęci;niepotrzebamipieniędzy.Aleskorosamzaczą-

łeśotymmówić,towiedz,żepieniędzminienaprawisztego,cowyrządziłeśRichardowi.Przecieżon
zostałwydziedziczonywyłącznieztwojejwiny.

Frankensteinpoczerwieniał,alenatychmiastopanowałsięiodparłszybko:

—Wybacz,Loro,alejaktozmojejwiny?

—Wieszdobrzejak,ijateżwiem,chociażdotychczasotymniemówiłam.

Chciałeś przeszkodzić Richardowi w zdobyciu Hildy i dlatego czerniłeś go przed stryjem, żeby go
wydziedziczyłiuczyniłbiedakiem.

Frankensteinzmieszałsię,alezarazembyłzdumiony.

—Jaknatowpadłaś,Loro?

Spojrzałamutwardowoczywiedząc,żetylkoprzezzaskoczeniemożezmusićgodoprzyznaniasię.TLR

—ByłamświadkiemtwojejrozmowyzestarympanemSundheimem,kiedyobajsiedzieliściewlożyna
balkonie.

—Wjakisposób?Przecieżbyliśmytamsami!—stropiłsięFrankenstein,mimowolniezdradzającswoją
tajemnicę.

—Takcisięwydawało,alejastałamwpobliżuiwszystkowidziałam,chociażsamabyłamniewidoczna
—stwierdziłaLorazdecydowanymtonem.

—Dolicha!Itakdługozachowałaśtodlasiebie?Nowięc,skorojużwiesz...byłotak,jakmówisz.Ale
namiłośćboską,niezdradźmnieprzedHildą.

Lorapomyślała,iżjeśliterazwyzna,żetylkogopodpytałaiżeHildawieosprawietylecoona,alenie
ma mu tego za złe — Frankenstein zyska przewagę, ona zaś nie osiągnie tego, co przez przypadek, w
ostatnichgodzinachprzedwyjazdem,miałanadziejęosiągnąć.

Powiedziaławięctylko:

—Czyzdajeszsobiesprawę,żezrujnowałeśRichardowiżycie?

Frankensteinoddychałzwysiłkiem.

—DobryBoże,toniemiałobyćażtak.Jatylkowpuściłemstaremukomaradogłowy,żebygopodjudzić.
Powiedziałem,żeoniobojeczekająnajegośmierć,żebysiępobrać...noi...żesłyszałem,jakRichard
Sundheimnarzekałnaskąp-stwoityranięstryja.Ipowiedziałem,żeniemożnamiećzazłemłodemu,jeśli

background image

czekanaśmierćbogategostryjaszka,bopotosąbogacikrewni,żebyponichdziedziczyć.Staryniemiał
pojęcia, że ja go znam; udawałem, że nie wiem, kim on jest. No i on dał się na to złapać, zaraz to
zauważyłem. Bóg mi świadkiem, Loro, ja naprawdę myślałem, że oni wkrótce się pogodzą. Chciałem
tylkozyskaćnaczasie,dopókiniebędępewnyHildy.Dlategooświadczyłemsięjejjeszczetegosamego
wieczora.Potembyłominaprawdęprzykro,żetenstaryokazałsiętakinieugięty.Myślę,żeonsięjednak
wkońcuopamięta;niemaprzecieżinnychkrewnychpozatymbratankiem.

— Owszem, ma. Jest jeszcze jakiś daleki krewny, któremu wszystko zapisał. Ale Richarda boli przede
wszystkimto,żestryjuważagozaniewdzięcznikaiżeciąglejeszczegniewasięnaniego.

—O,Boże!Jestmirzeczywiściebardzoprzykro.

TLR

—Sądzisz,żetocośnaprawi?

—Więccomamzrobić?

—Posłuchaj.Jeślichcesz,żebyHildaoniczymsięniedowiedziała,musiszzrobićdokładnieto,coci
powiem.

—Comasznamyśli,Loro?—spytałFrankensteinniepewnie.

— Pojedź jeszcze dziś do Gorin, zgłoś się do pana Heinricha Sundheima i wyspowiadaj się z całej
historii.Jeślichceszuważaćsięzaczłowiekahonoru,jestrzecząoczywistą,żemusisznaprawićkrzywdę
wyrządzonączłowiekowi,którynigdyniezrobiłciniczegozłego!InaczejBógmożecięwkońcupokarać
iloszemścisięnatwoimdziecku.

Tobyłnajcięższyiostatecznyargument.Frankensteinzbladł.

—NamiłyBóg,ależtyumieszkogośudręczyć,Loro!Taknaprawdęwszystkotozrobiłemtylkodlatego,
żebardzokochałemHildę.Nieoddałbymjejinnemuzażadnącenę.Anawojnieiwmiłościwszystkie
środkisądozwolone.

Postaramsięrzecznaprawić,jeśliobiecaszmi,żenigdyniepowieszHildzieonaszejrozmowie.

Loraodetchnęła—tomogłaśmiałoobiecać.

—Dajęcisłowo,żejeślijeszczedzisiajpojedzieszdoGoriniopowieszwszystko,jakbyło,Hildanie
dowiesięanisłowaztego,oczymturozmawiali-

śmy.

—No,dobrze.PojadędoGorindziśpopołudniu.

Lorapodałamurękę.

—Izrobiszsłusznie,Ernst.Dziękujęci.

background image

—Niemazaco.Jasampoczujęsięlepiej,kiedysprawasięwyprostuje.

Nieraz już o tym myślałem, ale nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Teraz wydaje mi się to proste.
Starymniezgromiizbeszta,alejazmilczęiwszystkobędziedobrze.No,namniejużczas,spieszęsięna
konferencję.Wszystkiegodobrego!Jesteścholernieprzyzwoitąfacetką,Loro.Zawszeotymwiedziałem.

Lora uśmiechnęła się blado. Właśnie dziś zdarzyło jej się po raz pierwszy w życiu celowo trochę
pobujać.AleotymFrankensteinniemożesiędowiedzieć,TLR

bogotówpożałowaćswojejobietnicy.

—Niezatrzymujęciędłużej,Ernst.Bądźzdrów!

—Bądźzdrowa,Loro!Iniechcisięwiedzie.Szczęśliwejpodróży!

Porazpierwszyuścisnęłamuserdecznierękę.

Frankenstein podszedł do auta, wsiadł i odjechał. Lora skierowała się w stronę wejścia do budynku
policji,gdynaglestanęłajakwryta.Przywejściustał

starszypanpodpierającysięlaską.WpatrzonywErnstaFrankensteinauczynił

ruch,jakgdybychciałzanimpodążyć,akiedytamtenszybkoodjechał,zwrócił

spojrzenienaLorę.ByłtoHeinrichSundheim,stryjRicharda.

Starszy pan odczuł po wyjeździe bratanka coś w rodzaju ulgi, że nikt już nie czyha na jego śmierć. Z
zadowoleniem kazał sporządzić nowy testament na rzecz żyjącego w Australii Karla Sundheima,
umacniając się coraz bardziej i bardziej w gniewie na Richarda. Ale potem poczuł się dziwnie. Kiedy
miesiącupływałzamiesiącembezjakiegokolwiekznakużyciaodbratanka,świadomość,żeniemagow
domu, już nie przynosiła mu ulgi. Teraz odczuwał tylko jego brak, co starszego pana irytowało jeszcze
bardziej.PrzecieżtoRichardswoimzachowaniemdoprowadziłdotego,żemusiałgowypędzić!

Wiedział,żeRichardwyjechałdoAfrykiPołudniowo-Zachodniej,iciągleoczekiwał,żemłodyczłowiek
zwrócisiędoniegoopomoc.

Gdyby mu tej pomocy udzielił, byłby jeszcze bardziej zły, ale drażniło go, że Richard odesłał czek na
tysiącmarekiwięcejsięnieodezwał.

W kilka dni po wypędzeniu Richarda z domu przeczytał w gazecie, że Hilda Hartung zaręczyła się z
właścicielemfabryki,ErnstemFrankensteinem.W

oczach starszego pana błysnął triumf. Nie mając pojęcia, że ów fabrykant to ten sam człowiek, który
siedziałznimwtedywlożyitakgonastawiłprzeciwkoRichardowi,niewyciągałztychfaktówżadnych
wniosków.Cieszyłogotylko,żewłaściwieoceniłHildę,którawidaćdoszładowniosku,żeczekaniena
jego śmierć jest bezcelowe. To był typ zimnej kokietki, zmieniającej adoratorów jak rękawiczki.
Prawdopodobnie rozejrzała się szybko za innym bogatym konkuren-tem, kiedy Richard nie mógł jej już
niczegozaofiarować.

background image

Częstozastanawiałsię,kimbyłtenpanzloży,któryotworzyłmuoczynieTLR

wiedząc, że „bogatym stryjaszkiem" jest właśnie jego rozmówca. Chętnie wybadałby go jeszcze
dokładniej w tej sprawie, ale nigdy więcej nie spotkał nieznajomego, zwłaszcza że sam rzadko bywał
międzyludźmi.

StarszypanwyładowałterazcałązłośćnaFriedrichu,niechcącsłuchaćstaregosługi,któryniezmiennie
stawał w obronie Richarda. A potem ciężko zacho-rował. Miesiącami nie opuszczał łóżka, na koniec
spędziłczterymiesiącenaku-racjinadjezioremGarda,aledozdrowiajużniewrócił.Sercesprawiało
mukło-poty,zdziwaczałizrzędziłwięcejniżkiedykolwiek,staleubywałomusił.

Tego dnia pojechał do miasta w jakiejś spornej kwestii podatkowej, mimo że nie czuł się najlepiej.
Kiedy po załatwieniu sprawy schodził po schodach do westybulu, zobaczył nagle przy wejściu owego
pana,którynabaluwklubie„Zgoda"siedziałznimwloży.HeinrichSundheimruszyłcotchu,żebygo
zatrzymać,alezanimzszedł,Frankensteinodjechał.Młodadama,któraznimprzedchwiląrozmawiała,
patrzyłateraznastarszegopanawniemymzdumieniu.Wjejoczachbyłjakiśdziwnywyraz,którykazał
mupodejśćdoniej.

— Proszę łaskawie mi wybaczyć, ale widziałem panią rozmawiającą z kimś, kogo chciałem zapytać o
cośważnego.Rozmawiałemztympanemkiedyś,aleniewiem,jaksięnazywa.Czymogłabypanipodać
mijegonazwisko?

Lorawzięłasięwgarść,mówiącsobiewduchu,żetospotkanietonieprzypadek,alezrządzenielosu,
które należy wykorzystać. Może Frankenstein nie spełni swej obietnicy — wtedy dobrze byłoby złapać
przynajmniejtęokazjęipowiedziećparęsłówwobronieRicharda.Teraz,kiedyFrankensteinprzyznał

sięikiedywiedziałajużnapewno,żeoczerniłRicharda,nicniemogłojejpowstrzymaćodwystąpienia
wjegosprawie.

—Bardzochętnie,panieSundheim—powiedziałazdecydowanymtonem.

Starszypanbyłwyraźniezaskoczony.

—Panimniezna?—zdziwiłsię.

— Tylko z widzenia. Widziałam pana na ostatnim balu w klubie „Zgoda", jak siedział pan w loży i
rozmawiałztympanem,którydopierocomniepożegnał.

HeinrichSundheimgorliwieprzytaknął.

TLR

—Zgadzasię!Właśnietegowieczorurozmawiałemznimpierwszyiostatnirazosprawie,którabyła
dlamniebardzoważnaiwzwiązkuzktórąchętniezadałbymmujeszczekilkapytań.Aleontaksamonie
wienicomniejakjaonim.

— Jest pan w błędzie. Tamten pan, a mój szwagier, wiedział dokładnie, z kim rozmawia. On tylko
stwarzałpozory,żeniewie,kimpanjest.

background image

Natwarzystarszegopanaodmalowałosięzdziwienie.

—Jakto?Onmnieznał?

— Właśnie! On zresztą ma zamiar złożyć panu dziś po południu wizytę w Gorin. A nazywa się
Frankenstein.

Starszypanbyłzupełnieskonsternowany.

—Frankenstein?Skądśznamtonazwisko.Aczegoonchceodemnie?

— Chce wyznać, że okłamał pana wtedy. On był bardzo zakochany w tej samej młodej damie, którą
kochałpańskibratanek:wHildzieHartung,mojejsiostrzeprzyrodniej.JanazywamsięLoraDarland.

OtóżżebyuniemożliwićmałżeństwoRichardaSundheimazHildą,oczernił

goprzedpanem,liczącnato,żewporywiegniewuwydziedziczypanswegobratanka.Zakładałprzytym,
że wkrótce przywróci go pan do łask. Chodziło mu tylko o to, żeby unieszkodliwić rywala i zyskać na
czasie, dopóki Hilda nie przyjmie jego oświadczyn. I jego plan powiódł się: zrozpaczony Richard
opuścił salę balową, a on jeszcze tego samego wieczoru zaręczył się z Hildą. Podejrzewałam, że to z
jegowinywpadłpanwgniewnaRicharda,bowidziałamgosiedzącegowpańskiejloży,alepewności
nie miałam, dlatego nic nie mogłam zrobić. Dopiero dziś, przed chwilą, mój szwagier przyznał się do
wszystkiego,potwierdzającmo-jedomysły.Przemówiłammudosumieniainakłoniłamgo,żebypojechał
popo-

łudniudoGoriniwszystkopanuwyznał.

Starszypanzachwiałsięnagle,siłyodmówiłymuposłuszeństwa.Loraszybkogopodtrzymała.Zarazteż
pojawiłsięsłużący,stojącydotądprzydrzwiczkacheleganckiegosamochodu.

—Proszęmiwybaczyć,żetakpanazaskoczyłam,alechciałamnawszelkiwypadekopowiedziećpanuo
tymwszystkim.Istniejeprzecieżmożliwość,żeTLR

panaFrankensteinaopuściodwaga,aRichardSundheimzaznałtylezłegoiodniego,iodmojejsiostry,
żewolałamsamawyjaśnićsprawę.

Starszypanwytarłztwarzykroplistypot.

—MójBoże...więcskrzywdziłemRicharda...

— Tak, ale został pan wprowadzony w błąd. Niestety dopiero dziś nabrałam co do tego pewności;
inaczejwyjaśniłabymtopanuwcześniej.

Starszemupanuzrobiłosięsłabo.

—Proszęmniezaprowadzićdosamochodu—rzuciłgorączkowosłużące-mu.

Lorapodtrzymałagozdrugiejstronyipomogładojśćnamiejsce,akiedyznalazłsięjużwsamochodzie,
powiedziałaznaciskiem:

background image

—Pańskibratanekjestcałkowicieniewinny.Jestdopanaserdecznieprzywiązanyibardzocierpiałnad
tym,żeutraciłpańskiezaufanie.

—Skądpaniwie,żecierpiałztegopowodu?

Lora nie chciała mu zdradzić, że jest z Richardem zaręczona. Starszy pan ro-bił wrażenie człowieka z
natury podejrzliwego, który po ochłonięciu mógłby nie dać wiary jej słowom. Powiedziała zatem
dyplomatycznie:

— Spotkałam go przed jego wyjazdem do Afryki. Wtedy właśnie mówił o tym, jak mu jest ciężko, że
przestał pan mu ufać. Jemu nie chodziło o spadek, bo należy do tych mężczyzn, którzy sami potrafią
kształtowaćswójlos,aleniemógł

przeboleć,żeżywipandoniegourazę.

Starszypanbyłbladyjakpłótno.

—Niemógłprzeboleć...ajagotakpotraktowałem...Dziękujępani,bardzodziękuję...chciałbymbyćz
paniąwkontakcie...JeślitenFrankensteinniepojawisię...wkażdymrazieproszęsięodezwać...teraz
jużniemogę...jestemchoryiosłabiony...proszęwybaczyć...

Całkowiciewyczerpanyosunąłsięnaoparciesamochodu.Loraskinęłagło-wąnapożegnanieiodsunęła
się.Służącywsiadłidałszoferowiznakdoodjazdu.

Lorapopatrzyławśladzaoddalającymsięsamochodem.Wiedziała,żejużTLR

nigdy więcej nie spotka się z Heinrichem Sundheimem. ale przynajmniej zdołała mu powiedzieć, że
Richardwniczymniezawinił.Zalałajągorąca,głębokara-dość:przywiezieRichardowiwiadomość,że
jegostryjjużzdajesobiesprawęzkrzywdy,jakąmuwyrządził.

XV

HeinrichSundheimwypocząłtrochępodczasjazdysamochodemdoGorin.

W myślach powtarzał sobie nieustannie to, co usłyszał od nieznanej młodej da-my. Potrząsając w
oszołomieniugłową,mamrotał:

—Wtakimraziebyłemniesprawiedliwy;wypędziłemRicharda,choćnatoniezasłużył.

Niemógłsięztymuporaćidługotrwało,zanimwyjaśniłsobiewszystkodokońca.

W Gorin stary Friedrich wyszedł swemu panu naprzeciw i zatroskany spojrzał w jego pobladłą,
zmęczonątwarz.

— Jaśnie pan z pewnością zirytował się w urzędzie podatkowym, bo bardzo kiepsko wygląda —
powiedział.

HeinrichSundheimspojrzałprzeciąglenastaregosługę,któryzajmowałwjegodomumiejsceszczególne
icieszyłsięzaufaniem.

background image

—Friedrich,totymiałeśrację,ajabyłemstarymosłem!MójbratanekRichardniezrobiłniczegozłego!

Ipodekscytowanyzrelacjonowałwszystko,czegosiędowiedział,podczaskiedyFriedrichprowadziłgo
dopokoju.

—Zasłabłemzezwykłegozdenerwowania—powiedziałnazakończenie.

— Ledwie stałem na nogach i dlatego nie zatrzymałem panny Lory Darland. A przecież z pewnością
mogłabymijeszczeniejednoopowiedzieć.Czytoniedziwne,żeakuratzobaczyłemtychdwojestojących
podratuszem?Tyniewiesz,comitenFrankensteinnałgałpewnegowieczorunatematRicharda.Teraz
muszępójśćdołóżka,bobardzomarniesięczuję,alejaksiępołożę,opowiemci,dla-TLR

czegowpadłemwtedywtakąszewskąpasję.

Friedrich był równie mocno podniecony jak jego pan, a kiedy pomagał mu ułożyć się do odpoczynku,
trochędrżałymuręce.

—...Więcrozumiesz,kiedytousłyszałem,poprostuwyszedłemzsiebie.

Gdybyśbyłnamoimmiejscu,teżbycięponiosło.Skądmogłemwiedzieć,żetenFrankensteinmnieznai
żejestzazdrosnyoRicharda?Cozaoszust!Ajatakpotraktowałemmojegobiednegochłopca!Friedrich,
czyonnaprawdębyłdomnieprzywiązany?

— Z całą pewnością, jaśnie panie! Gdyby pan widział, jak on wyglądał tamtego wieczoru i na drugi
dzieńrano!Jakibyłprzygnębiony!Niemógłzrozumieć,dlaczegojaśniepantaksięnaniegorozgniewał.
Ciąglepowtarzał,żenieczujesięwinnyiniewie,czemustryjuważagozaniewdzięcznika.Muszęsię
teraz przyznać jaśnie panu, że przez cały ten czas pisywałem do pana Richarda, bo on bardzo prosił o
wiadomości, jak jest z pańskim zdrowiem, choć mu napisałem, że jaśnie pan go rzeczywiście
wydziedziczył. Kiedy doniosłem mu o pańskiej cho-robie, kładł mi na sercu sprawę troskliwej
pielęgnacji. Pisał też w tych listach, że pracuje ciężko, ale już zaczyna wychodzić na swoje, że nie
martwisięutratąspadku,męczygojednak,żestryjtakźleonimmyśliiniemadoniegozaufania.

HeinrichSundheimspojrzałbadawczonastaregoFriedricha.

—Toznaczy,żeonteżdociebiepisywał?

—Tak,jaśniepanie.

—Zachowałeśtelisty?

— Oczywiście. Przecież ja kocham pana Richarda jak własnego syna. Pilnuję tych listów jak jakiejś
świętości.Wciągutychdwóchlatotrzymałemichsześć.PanRichardmabardzodużopracy,więcczasu
napisanieniepozostajewiele.

—Aczypiszeosobie:oswoimzdrowiu,otym,coporabia,jaksobiedajeradę?

—Tak,jaśniepanie.Piszeowszystkimbardzodokładnie,bowie,żesięoniegotroszczę.

—Czy...jeśliciępoproszę,daszmitelistydoprzeczytania?

background image

TLR

—Oczywiście,jaśniepanie.Animnie,anipanuRichardowinieprzyniesieujmy,jeślijepanprzeczyta.
Przekonasięjaśniepan,jakjegobratanekkochagoiszanuje,jakwspominazwdzięcznością,mimoże
zostałprzecieżodtrącony.

—Przynieśmitelisty,Friedrich,terazzaraz.

Friedrich przyniósł i starszy pan zabrał się niezwłocznie do lektury. To, co przeczytał, wstrząsnęło do
głębijegostarym,zawziętymsercem.Zobaczył,jakdzielnieiodważnieRichardwalczyłoswójbyt—
bez oskarżeń czy gniewu pod jego adresem, jedynie z żalem, że stryj uważa go za winnego, on zaś nie
wie,ocosięgooskarża.

Kiedyskończyłczytanie,powiedziałmatowymzezmęczeniagłosem:

—Zostawmijeszczenatrochętelisty,Friedrich;chciałbymjeszczerazjeprzeczytać.Iprzynieśmicoś
dojedzenia:trochęesencjonalnejzupy,kawałekkury.Potemzdrzemnęsię;jestemśmiertelniezmęczony.

Zjadłjakzwyklebardzoniewiele,apoposiłkuzapowiedziałFriedrichowi:

—Dopilnuj,żebymmógłspokojnieprzespaćsię,dopókinieprzyjedzietenpanFrankenstein.

Friedrichwyszedłzpokoju,astarszypanprzeniósłsięnatychmiast,myślamibardzodaleko,doAfryki,i
tamodszukałRicharda.DotknąłprzyniesionychprzezFriedrichalistów,jakgdybychciałsprawdzić,czy
jeszcze są. Postanowił, że powróci do nich po odpoczynku. W końcu zasnął i spał do chwili, kiedy
Friedrichstanąłprzyłóżkuizameldował,żeprzyjechałpanFrankensteiniprosiochwilęrozmowy.

HeinrichSundheimczułsięterazznacznielepiej.Podpierającsięlaską,ruszyłdosaloniku.Oczekujący
goFrankensteinusiłowałpokryćzakłopotaniehała-

śliwąjowialnością.

— Proszę mi wybaczyć, że zjawiam się tak niespodziewanie. Nie wiem, czy pan mnie sobie
przypomina...

— Tak, znam nawet pańskie nazwisko. Proszę, niech pan spocznie. Ja nie mogę długo stać, a trudno,
żebymsiadałpierwszy.

—Ależproszę,proszę!

TLR

Frankensteinzająłmiejsceizaczął:

— Od dawna leży mi na sercu pewna sprawa... Przed dwoma laty, kiedy spotkaliśmy się w klubie
„Zgoda",pozwoliłemsobiewstosunkudopananagłu-piżart.

Starszypanspojrzałnaniegodziwnie.

background image

—Ach,tak.Uważapantotylkozagłupiżart?

—No,możebyłotocoświęcej...Znałempanazwidzenia,wiedziałem,żejestpanwłaścicielemGorin.
Ale muszę zacząć od początku. Otóż ja kochałem pewną młodą damę... Kochałem ją do szaleństwa i
byłem gotów na wszystko, żeby ją zdobyć. Miałem jednak groźnego rywala — pańskiego bratanka
Richarda. Wiedziałem, że mam szansę pokonać go tylko wtedy, jeśli z tych czy innych powodów
przestanie być pana spadkobiercą. Należało zatem dopomóc losowi i usunąć rywala z drogi...
Przysiadłem się do pana i nakłamałem niestworzonych rzeczy, w które pan uwierzył. Teraz bomba
musiałaeksplodowaćladachwila.Irzeczywiście—wszystkopotoczyłosiętak,jakprzewidywałem,ja
zaś jeszcze tego wieczoru zaręczyłem się z kobietą, którą kochałem, a wkrótce potem poślu-biłem ją.
Żona obdarzyła mnie niedawno wspaniałym synem, moją żywą podobi-zną. Zostałem najszczęśliwszym
ojcemnaświecieiwtymmoimszczęściucał-

kiemzapomniałemoRichardzieSundheimie.Wtedymyślałemzresztą,żepopewnymczasieochłoniepan
zgniewuipojednasięznim.Aledziśspotkałemmojąszwagierkę,pannęLoręDarland.Ostatniojakoś
nieprzychodziładonas,bomojażonazrobiłasiębardzonerwowapourodzeniudzieckaipanietrochę
się posprzeczały. Ucieszyłem się z tego spotkania, gdyż mówiąc między nami, jest to wspaniała
dziewczyna,niezwykleprawyczłowiek.Aledziśzmiejscanapadłanamnieipowiedziałamiprostow
oczy,żejestemwinienwydziedziczeniaRichardaSundheima.Cóż,musiałemjejprzyznaćrację.Dopiekła
midożywegoiwymogłanamnieobietnicę,żejeszczedziśpojadędoGoriniszczerzewyspo-wiadam
sięzewszystkiego.

Frankensteinzamilkł,astarszypanrzuciłmuostrespojrzenieispytał:

—Więcgdybynieto,żeszwagierkatakdałasiępanuweznaki,tonieprzyjechałbypandomnie?

—Szczerzemówiąc—nie.Niewiedziałem,jaknaprawićto,cozrobiłem.

TLR

To ona wskazała mi właściwą drogę, powiedziała, co powinienem uczynić. I teraz jestem u pana, i
przysięgam, że w tym, co panu wtedy naopowiadałem, nie było cienia prawdy. Nigdy z pańskim
bratankiemnierozmawiałemopanu;wogólezamieniliśmyzesobąmożezdziesięćsłów.Ale,jaktojuż
dziśpowiedzia-

łemmojejszwagierce:nawojnieiwmiłościwszystkieśrodkisądozwolone.Onajednakodparłami,że
jeśli nie naprawię wyrządzonego Richardowi zła, los może mnie pokarać na moim dziecku. Niech Bóg
broni, żeby mojego chłopca miało spotkać coś złego! Wyznałem panu wszystko i proszę gorąco o
wybaczenie.

Wtedyniewidziałeminnegosposobu,żebyzatrzymaćprzysobieHildę.

Frankensteinzaczerpnąłtchuichusteczkąotarłpotzczoła,patrzącnaswegorozmówcęjakuczeń,który
musiałprzyznaćsiędojakiegośwybryku.

HeinrichSundheimniemaltonąłwgłębokimfotelu.Wychudzonądłoniąujął

laskętak,jakbychciałzamierzyćsięniąnaFrankensteina,ispojrzałnaniegociężkimwzrokiem.

background image

—Isądzipan,żezłozostanietymsamymnaprawione?

— No, jeśli sprowadzi pan bratanka do Gorin i przywróci mu dawne prawa, wszystko będzie w
porządku.

— Tak pan myśli? A te stracone dwa lata, kiedy on żył na obczyźnie, a ja tutaj, samotny jak palec,
pozbawionypociechynastarość?

Heinrich Sundheim mówiąc to całkiem zapomniał o uczuciu ulgi, której doznał po pozbyciu się
uciążliwegodziedzica.

IledlaniegoznaczyłRichard,przekonałsiędopieropóźniej,kiedygojużniebyło.

—Jestmibardzoprzykroztegopowodu.Jeszczerazproszęowybaczenie.

Alenaprawdęwszystkomożesięjeszczeułożyć.

Starszypanciężkowestchnąłiprzesunąłrękąpopomarszczonymczole.

—Niemasensudłużejnadtymdebatować.Stałosięinieodstanie,awkońcu...ijaniejestembezwiny.
Powinienembardziejufaćswemubratankowiniżobcemuczłowiekowi,którymówiłonimwyłącznieźle.
Dobrzewięc,wyba-czampanu,zewzględunapańskąwspaniałąszwagierkę.Aterazmuszępanapo-

żegnać,boczujęsiębardzokiepsko.PrzebytezapaleniepłucciąglejeszczedajeTLR

osobieznać.

Frankensteinpodniósłsięzuczuciemniebywałejulgi.

—Bardzopanudziękuję.

— Mówiłem już: ze względu na pańską szwagierkę. Ta młoda dama sprawia niezwykle korzystne
wrażenie.

ErnstFrankensteinjużchciałwyjaśnić,żeLorajestzaręczonazRichardemSundheimem,alewostatniej
chwili ugryzł się w język, żeby nie palnąć jakiegoś głupstwa. Ten starszy pan był nieobliczalny, a
FrankensteinniechciałbyzanicwświeciezaszkodzićLorze;Richardowiteżzresztąnie.Przełknąłwięc
wiadomośćipowiedziałszybko:

—Lora?O,tak!Toniezwykładziewczyna,godnanajwyższegoszacunku.

— Niech pan pozdrowi ją ode mnie i powie, że jestem jej bardzo wdzięczny za namówienie pana do
przyjazdututaj.Byłbymrad,mogącjąkiedyśznowuspotkać.

—Przekażęjejpańskiesłowa.Zdajęsobiesprawę,żepotraktowałmniepanoględnietylkozewzględu
naLorę.NiemniejBógjedenwie,jakmiulżyło.Mamznowuczystesumienie.

PoodjeździeFrankensteinastarszypanpodniósłsięiwolnowróciłdoswegopokoju,gdzieoczekiwałgo
Friedrich.

background image

— Wszystko się zgadza, stary. Dałem się strasznie oszukać, a Richard ni-czemu nie jest winien. Pan
Frankenstein nie przyznałby się zresztą do kłamstwa, gdyby nie panna Darland. W gruncie rzeczy
wszystkiemujestwinnataHildaHartung,obecnapaniFrankenstein.Niemogłemjejznieśćodpierwszej
chwili.

DlaczegoRichardniezakochałsięwjejprzyrodniejsiostrze,którajesttakauro-cza!Mężczyźnizawsze
wpadają z takimi kokietkami jak pani Frankenstein. Jej mąż jeszcze będzie miał za swoje! Jutro z rana
poślęponotariuszaiuczynięRichardaznowuswoimspadkobiercą.Niechcęztymzwlekać,boczujęsię
bardzoźle.JutroranonapiszęteżdoRichardaiwezwęgodopowrotu.Miejmynadzieję,żedoczekam
tegodnia.

Położyłsięnaotomaniei,zwyczajemstarychludzi,rozprawiałjeszczeprzezdłuższąchwilę,anazwisko
Lorypowtarzałosięwielokrotnie,dziękiczemuFrie-TLR

drichdobrzejesobiewbiłwpamięć.

—TojejRichardzawdzięcza,żeznowubędziemoimspadkobiercą.Mo-

żeszmiwierzyć,Friedrich,żezwłasnegoimpulsuFrankensteinnigdybytunieprzyjechał.Ajakieona
mapiękneoczy!Człowiekowirobisięciepłokołoserca,jakwniepopatrzy.Szkoda,żesiętakfatalnie
czułem,chętniebymzniądłużejporozmawiał.

W końcu pozwolił staremu służącemu odejść. Friedrich miał teraz czas, żeby napisać do Richarda
wyczerpujący list, w którym powtórzył wiernie, słowo w słowo, co mu dziś jaśnie pan powiedział —
równieżwszystko,codotyczyłopannyLoryDarland.ListtenFriedrichwysłałnatychmiast,boRichard
powinienjaknajszybciejdowiedziećsię,żestryjprzywróciłgodołaskimajątku.

ErnstFrankensteinteżnapisałlist—wczasiedrogipowrotnejdodomu,nakartcewyrwanejznotatnika.

Droga Loro! Byłem w Gorin i wyznałem moje przewinienia. Jestem głęboko przekonany, że wszystko
znów będzie dobrze. Mam przekazać Ci pozdrowienia
od starego pana Sundheima. Powiedział on
również,żechętniepoznałbyCiębli-

żej. Zrobiłaś na nim bardzo korzystne wrażenie, w czym zresztą ma rację. Nie powiedziałem mu ani
słowa o tym, że jesteś zaręczona z Richardem. Wołałem nie
wyrywać się z tą wiadomością, bo nie
sposóbbyłoprzewidzieć,jakbyjąprzyjął.

Wierzęjednak,żepewnegodniapowitaCięiprzyjmiebardzoserdecznie.

Jeszcze raz życzę Ci szczęśliwej drogi i w ogółe szczęścia.. Postaraj się, proszę, wyjednać dla mnie
przebaczenieuRichardaSundheima—Tobiezpewno-

ścią nie odmówi. Dotrzymaj słowa i nie zdradź Hildzie nic z tego, o czym dzisiaj rozmawialiśmy.
PozdrawiamCiębardzoserdecznie.

TwójszwagierErnstFrankenstein

Włożył kartkę do koperty i wysłał z nią szofera, gdyż żona wymogła na nim, że nie będzie odwiedzał
Lory.

background image

OdjeżdżającąnatrzecidzieńLorężegnalinadworcujedynieHeimsowie.

Pociąg ruszył i Lora opadła na wyściełane siedzenie z westchnieniem ulgi, gdyż niemal do ostatniego
momentuobawiałasię,żenaglewydarzysięcoś,cojązatrzyma.

TLR

Pierwszą stacją, na której pociąg miał krótki postój, był Gorin. Lora z ciekawością wyglądała przez
okno, nie wiedząc jednak, po której stronie leżą dobra rodowe Sundheimów. Do przedziału wsiadło
dwóch mężczyzn, najwyraźniej okolicznych ziemian. Panowie znali się widać dobrze, bo z miejsca
zaczęlirozmawiaćoceluipowodachpodjętejpodróży,atakżeosprawachpolitycznych.

Lora usiadła z powrotem w swoim kącie i zajęła się książką, ale w pewnej chwili z zapartym tchem
zaczęłaprzysłuchiwaćsięrozmowie,któraprzeszłanamiej-scowetematy.

—Czysłyszałpan,panieLudolfie,żestarySundheimzmarłwczorajszejnocy?

Zagadniętyskinąłgłową.

—Słyszałem.Podobnozmarłweśnienaatakserca.Kamerdynerznalazłgoranomartwegowłóżku.Po
tymciężkimzapaleniupłuc,któreprzeszedł,sercebyłoniewydolne.

— Też to słyszałem. Wyjazd do Włoch niewiele mu pomógł; płuca może i podleczył, ale serce nie
wytrzymało.

—Onnigdyniebyłokazemzdrowia.Możedlategotrzymałsięzawszenauboczu.

— Był trochę dziwakiem i mizantropem. Jego bratanek Richard nie miał z nim łatwego życia. Pewnie
wróciterazdodworu,żebyobjąćspadek.Dlatakiegotłustegokąskaopłaciłosięznosićzłehumory.

— No to jestem, jak sie okazuje, lepiej poinformowany. Spotkałem notariusza, który załatwiał różne
sprawy staremu Sundheimowi, i dowiedziałem się, że Richard został wydziedziczony, a spadkobiercą
miał zostać jakiś daleki krewny żyjący w Australii, bo między stryjem a bratankiem doszło do jakichś
nieporozumień. Jednak ostatnio konflikt podobno załagodził się. W każdym razie notariusz miał zostać
wezwany do stawienia się wczoraj rano w Gorin. Stary służący Sundheima jest strasznie wzburzony i
przysięga, że jego pan miał szczery zamiar sporządzić nowy testament na korzyść swego bratanka
Richarda,ponieważprzekonałsię,żegoskrzywdził.Alezanimanulowałpoprzednitestament,asporzą-

dził nowy, zaskoczyła go śmierć. Ten stary służący jest zrozpaczony. Tak czy owak panem na Gorin
zostanieteraztenAustralijczyk,abiednyRichardodejdziezkwitkiem.

TLR

—Szkoda,bobyłmiłymchłopakiem.

— Hm, podobno od czasu zerwania ze starym siedzi gdzieś w Afryce Południowo-Zachodniej. Ma,
biedaczysko,pecha.Gdybystarypociągnąłjeszczeparędni,byłbyznówpanemnaGorin.

—Rzeczywiście,strasznypech!Aletotwardyfacet;itakdasobieradę.

background image

—Miejmynadzieję.Aterazzinnejbeczki:copansądzionowejkonferen-cjigenewskiej?

Obajpanowieprzeszlidosprawwielkiejpolityki.Przezcałyczas,kiedymówilioGorin,Lorasiedziała
spięta,łowiąckażdesłowozpalącąciekawością.

Terazponowniewcisnęłasięwswójkątprzyoknie.AwięcstarypanSundheimzmarł!Astałosiętow
niewielegodzinpoichprzypadkowymspotkaniuwmie-

ścieipojegorozmowiezFrankensteinem.PragnąłspisaćswojąostatniąwolęnarzeczRicharda.Jakto
dobrze, że nie odszedł z tego świata, żywiąc w sercu urazę do bratanka. Dla Richarda ta okoliczność
będziezpewnościąnajważniejsza.

„Czyż nie jestem pechowcem?" — pytał w ostatnim liście. Przypominając to sobie, Lora nie mogła
powstrzymać uśmiechu. Rzeczywiście, jak pech, to pech. Ale to nic, wszystko w życiu można jeszcze
osiągnąć. Grunt nie poddawać się, a szczęście któregoś dnia znowu się uśmiechnie. Na przekór złym
mocom—

wytrwać!Odwagi,mójkochany!Będziemywalczyćrazemipokonamytrudno-

ści.Napewnosięnamposzczęści!—myślałazufnością.

Przez chwilę jeszcze jej uwagę zaprzątały zasłyszane nowiny. Czy Friedrich zawiadomi Richarda o
śmierci stryja? Jeśli nie zadepeszuje, Richard dowie się o wszystkim dopiero od niej. Jak dobrze, że
będziemogłapowiedziećmurównieżotym,żestryjprzedśmierciązmieniłzdanie,uznał,żesięmylił.

LoraprzyjechaładoHamburgaowłaściwymczasie.Pozostałogojejakurattyle,żebypunktualniestawić
sięnapokładzie„Usambary",zczegobyłarada,gdyżniemusiałabraćhotelu.

Podróżstatkiemprzebiegałapomyślnie,pogodaprzezcałyczasdopisywała.

MniejspokojniedziałosięnatomiastwduszyLory.Imbliżejbyłacelu,tymwiększyogarniałjąniepokój.
To,coprzedsięwzięła,byłojednakryzykowne.

DepeszaRichardatrochęwprawdzierozproszyła,jejobawy,alewielemiędzynimipozostałojeszczedo
wyjaśnienia.Chwilamiodwagaopuszczałającałkowi-TLR

cie. Była teraz tylko niepewną, kochającą kobietą, pełną obaw i niepokoju, czekającą na spotkanie z
obiektem swych uczuć. Trochę bała się również całkowicie odmiennych warunków. Czy będzie dla
Richarda dobrą, pomocną towarzyszką życia? Nie miała przecież pojęcia o gospodarce na farmie,
żadnegoprzygotowaniawtymkierunku—niczegopozadobrymichęciami,żebydowszystkiegonagiąć
sięiprzystosować,nauczyćsięwszystkiego,czegonieumiała.

Chwilami zaś, pod wpływem zgoła odmiennego nastroju, wyrzucała wszystkie czarne myśli za burtę i
poddawała sie uczuciu gorącego, młodzieńczego szczęścia, że Richard ją kocha, że za nią tęskni i jej
pragnie.Atoprzecieżbyłonajważniejsze.Resztasięjakośułoży.Musisięułożyć.

KapitanroztoczyłnadLorąopiekęnaczastrwaniapodróżyizapoznałjązinnymipasażerami,aleonanie
nawiązała z nikim bliższego kontaktu. Zawsze należała do natur powściągliwych, trzymających się na
dystans,cowwarunkachżycianastatkuuwydatniałosięszczególnie.Zostawianojązresztąwspokojuż

background image

uwaginanoszonąprzezniążałobę.

Dopiero ostatniego dnia podróży zrezygnowała z czarnej sukni, przekonana, że byłoby to zgodne z
życzeniem ojca. Przybywała do kraju, w którym nikt poza Richardem nie znał ani jej, ani jej ojca, nie
chciaławięc,cozrozumiałe,wystę-

powaćwczerniprzypierwszymspotkaniu.

Ostatniegodzinyprzedosiągnięciemcelupodróżybyłydlaniejszczególniemęczące.Walizkispakowała
już znacznie wcześniej i była całkowicie przygotowana do opuszczenia statku. W blasku słońca
afrykańskibrzegzarysowałsięwoddalijasną,jakgdybyutworzonązchmurlinią.Odtądtambędziejej
ojczyzna.

Czy znajdzie na nowym miejscu szczęście? A czy musi go szukać? Czy nie nosi go w sobie jak coś
niezniszczalnego? Richard kocha ją i tęskni do niej — i to stanowi o jej szczęściu; niczego więcej nie
potrzebuje,żebybyćszczęśliwą.

Statekwziąłostrykurswstronęwybrzeża.Lądstawałsięcorazbliższy.Go-

łymokiemmożnajużbyłodostrzecnabrzeżeportoweWalvisbaai,budynki,awkońcu—sylwetkiludzi
przypracyiczekającychnazawinięcie„Usambary".

DoLorypodszedłkapitan.

—Naszapodróżdobiegakońca,pannoDarland.Mamnadzieję,żepanina-TLR

rzeczony jest już na miejscu. Najlepiej będzie, jeśli zatrzyma się pani na pokładzie i poczeka, aż tłum
trochęsięprzerzedzi.PanSundheimzpewnościąwejdzienastatek,żebytupaniąpowitać.

Lora wzięła głęboki oddech. Gdyby kapitan wiedział, z jaką obawą i niepewnością oczekiwała
zawinięciadoportu,nienazywałbyjejtakczęstowczasiepodróżydzielnąiodważnąosóbką.

—Posłuchampańskiejrady,paniekapitanie.Aprzyokazjichciałabymserdeczniepodziękowaćpanuza
troskliwośćiopiekę.

— Nie ma za co, spełniłem tylko swój obowiązek. Z wielką przyjemnością zresztą. Życzę pani wiele
szczęścia.ObyAfrykaPołudniowo-Zachodniastałasiędlapaniszczęśliwymnowymdomem.

—Dziękujęzażyczenia,paniekapitanie.

—Chciałbymsięterazzpaniąpożegnać,bopotem,jakprzybijemy,niebę-

dęmiałnatoczasu.Powodzenia,pannoDarland!AjeślizaparęlatzechcepaniodwiedzićNiemcy,to
mamnadzieję,żenapokładzie„Usambary"izemnąjakojejkapitanem.

—ObyBógpozwolił.Niechpanpozostajewzdrowiu,paniekapitanie.

Jeszczerazserdecznedziękiipomyślnychwiatrów!

background image

Uścisnęlisobiedłonie,apotemLorastanęłaprzyrelinguizaczęławpatrywaćsiępłonącymioczamiw
nabrzeże,zaktórymwidaćbyłojakieśbudynkizdachamipokrytymifalistąblachą.

Zsercemtłukącymsięniespokojniewpiersiachpatrzyłateraznazbitytłumoczekujących.Czyjestwśród
nichRichard?

XIV

Richardszalałzradościpootrzymaniudepeszy,wktórejLorazapowiadała,żeitakprzyjedzieorazże
prześlewliściedobrąwiadomość.WtymbyłącałaLora—dzielna,odważna,nielękającasiętrudówi
przeciwności.Richardza-cząłczynićprzygotowanianajejprzyjazd.

TLR

Kiedyzajakiśczasnadszedłzapowiadanylist,wktórymLoradonosiła,żeGeorgHeimsprzekazujedo
jegodyspozycjipiętnaścietysięcymareknatychsamychdogodnychwarunkach,Richardowizwilgotniały
oczy. Kochana, tro-skliwa Lora, pomyślała o wszystkim! Miał więc znowu pieniądze, mógł dokupić
bydła, którego tak potrzebował, a także urządzić trochę dom, żeby Lora dobrze się w nim poczuła.
Należałorównieżzabraćsiędobudowymurowanegonabrze-

ża na rzece, które powinno być gotowe przed nadejściem kolejnej pory deszczowej. A więc do dzieła!
Richarddwoiłsięitroiłprzynaprawianiuszkód.Swoichludzi,niemającychterazwielepracyprzytak
ograniczonejliczbiebydła,zapę-

dziłdokopaniajeszczejednegowielkiegozbiornikanawodę,chcącuniknąćwokresiesuszykłopotówz
wodą dla stada. Mądry farmer po szkodzie! Richard wyciągnął z ostatnich klęsk właściwe wnioski.
Chciałby tylko mieć dziesięć razy więcej sił, żeby jak najszybciej doprowadzić gospodarstwo do
poprzedniegostanu.

Następnejniedzieli,jużpouporaniusięzzakupembydła,wsiadłnamotocyklipojechałdoMartensów.
Musiał przecież opowiedzieć przyjaciołom o swoim szczęściu. Jego relacja spotkała się z
najserdeczniejszymzainteresowaniem.

Pani Lena chciała, żeby opowiedział jej o wszystkim szczegółowo, a potem wy-ciągnęła notes i
zapisywała gorliwie, co Richard musi koniecznie uporządkować, a co kupić, żeby dom stał się nieco
bardziejwygodny.

Martensowie mieli już za sobą dni pełne kłopotów i trosk związanych z ostatnimi klęskami, ponieśli
również duże straty, ale powoli zaczynali o nich zapominać. Teraz cieszyli się szczęściem Richarda, a
paniLenatakżywiołowotraktowałasprawęurządzeniadomu,żeobajpanowieśmialisiedorozpukuz
jejzapału.Obstawałazatemprzyładnychfirankach,dwóchemaliowanychnabiałołóżkach,umywalce,
matach kokosowych, kilku wyplatanych meblach do pokojów i meblach wiklinowych na werandę.
Domagała się również nowego urządzenia spiżarni i wielu innych rzeczy. Lista potrzeb była długa, ale
kiedywpodsu-mowaniukosztorysuwyszłojejtylkostomarek,zażądałajeszczekilkumetrówmateriału
napokryciaizasłonędotoaletkiprzyszłejpanidomu.

—Przecieżwdomuniemażadnejtoaletki—zaprotestowałRichardześmiechem.

background image

Pani Lena bez słowa zaprowadziła go do swej sypialni i pokazała zgrabną toaletkę, po czym uniosła
udrapowanąładniezasłonkę.ZdumionymoczomRi-TLR

chardaukazałasiędużaskrzyniabezprzedniejściany.Wewnątrzstałyustawionerzędamipantofleibuty.

—JakąśtakąskrzynięznajdziepanchybawOvambie,prawda?

Richardkiwnąłgłową.

—Tak,mamichnawetwiększąilość.

— No to dobrze! Widzi pan więc, co można zrobić ze zwykłej skrzyni, paru metrów materiału i kilku
kokard.ZrobiętakąsamątoaletkędlapaniLory,jakprzyjadędoOvamby,żebywszystkoprzygotowaćna
jejprzyjęcie.Dombędziewyglądałwspaniale,zobaczypan!

Richardzwierzyłsięrównież,żemazamiarwziąćzLorąślubzarazpojejprzyjeździe,wSwakopmund,
leczpaniLenaenergiczniesietemusprzeciwiła.

— Stanowczo protestuję! Przecież my chcemy przy tym być. Niech pan przywiezie narzeczoną do
Keetmanshoop,gdziebędziemywasoczekiwać.Chcębyćnaweseluiniemamzamiarupozbawiaćsiętej
przyjemności!

Richardteżniechciałjejtegopozbawiać.

— Dobrze, pani Leno! Moja narzeczona z pewnością również będzie za tym. Urządzimy wesele w
Keetmanshoop.

— Świetnie! Pożyczymy wam potem samochód. Nasz czarny szofer odwiezie was do Ovamby, a my
zaczekamywKeetmanshoop,dopókiniewróci.

—MimoprotestówHeinzamuszęjednakstwierdzić,żejestpanianiołem,paniLeno.

Richard odjechał późnym popołudniem do domu z długą listą sprawunków i całą masą dobrych rad.
TrzymającsięściślewskazówekpaniLeny,zamówił

wszystko,cowynotowała,izabrałsiędoroboty.Zaopatrzonywwielkikubeł

zielonejfarbyolejnejipędzlepomalowałwrazzkilkorgiempomocnikówwerandęiokiennice.Apotem
zaczęłosięgeneralneszorowanie,odktóregojegoludziombrakowałotchuwpiersiach—terazwidzieli
jużnapewno,żewkrótceprzyjedziemłodapanidomu.

Czasminąłbardzoszybko,choćciąglejeszczezawolno,jaknaniecierpli-TLR

wośćRicharda.

Tymczasem nadeszły wszystkie zamówione rzeczy. Na krótko przed datą przyjazdu Lory pojawiła się
wczesnymrankiempaniLenaizaczęłaodnowaprzewracaćdomdogórynogami.Richardzostałztego
poprostuwyłączony.

background image

Wolnomubyłoprzebywaćtylkowjegopokoiku,doktóregomógłwchodzićwy-

łącznie przez okno i tą samą drogą z niego wychodzić, ponieważ pani Lena chciała mu zrobić
niespodziankę,kiedywszystkobędziejużgotowe.Posilałsięzatemnawerandzieicierpliwieczekał.W
samymśrodkutychprzygotowańnadszedłtelegramodFriedricha:

Jaśniepanzmarłtejnocy.Pańskaniewinnośćudowodniona.Niestetytestamentniezmieniony.Listw
drodze.Friedrich.

Richardowizrobiłosięgorącozwrażenia.StryjHeinrichnieżyje!Wmiejscedawnejurazypojawiłosię
wzruszenie—przecieżmimowszystkokochałgoibyłmuwinienwdzięczność.AlecoFriedrichmiałna
myśli, pisząc o udowod-nieniu niewinności Richarda? W jaki sposób prawda ujrzała światło dzienne?
To,żestryjniezmieniłswegotestamentu,niezdziwiłogo.Dawnojużzresztąpogodziłsięztym,żezostał
wydziedziczony.Przyszłomujednaknamyśl,żejakieśdwadzieścia-trzydzieścitysięcymarekbardzoby
muułatwiłożycie.ChodziłomutylkooLorę.Dlastryjabyłabytodrobnostka,akuzynzAustraliiteżby
nie zbiedniał... Ale nie należy żałować spraw nieodwracalnych. Tak będzie i tak mu-si być, a głowę
należytrzymaćwysoko.NiemniejRichardoczekiwałwnapięciunazapowiedzianyprzezFriedrichalist.
Sprawytejednakblakłyischodziłynadalszyplan,kiedymyślałoLorze.

Pani Lena uporała się wreszcie z przygotowaniami i z dumą oprowadzała Richarda po pokojach. Jego
radosnypodziwwynagrodziłjejwszelkietrudy.To,cozdołaławyczarować,graniczyłowjegooczachz
cudem.Domwyraźniesięucywilizował.WprzypływiegorącejradościobjąłpaniąLenęizacząłznią
wy-wijać w kółko ku uciesze przyglądających się temu tubylców, którzy zaraz poszli w jego ślady i
rozpoczęlitany.

Richardprzepędziłichześmiechem.

— Pani Leno, jest pani istną czarodziejką! Teraz wygląda tu nareszcie po ludzku. Lora z pewnością
będziesiętudobrzeczuła—powiedziałrozpromie-niony.

TLR

Najpiękniej prezentowały się sypialnia i jadalnia. W sypialni stały dwa białe łóżka z pikowanymi
kołdramiwbarwnekwiatyiśnieżnobiałą,lnianąpościelą.

Woknachwisiałybiałemuślinowefirankiprzewiązanekolorowymiwstążkami.

Po bokach łóżek stały dwie duże szafy — na ubrania i na bieliznę. Była także ładna umywalka i — o,
dziwo!—toaletka:zbudowanazeskrzyniniewidocznejpodwzorzystym,lekkimmateriałem,zestojącym
nagórzelustremwbiałychramach.Całośćsprawiałaniezwyklemiłewrażenie.

Wjadalninaświeżoodnowionymkredensie—któryRichardzastałjuż,wprowadzającsiędodomu—
pyszniły się różne piękne szkła, ustawione na ta-cy z serwetką własnej roboty pani Leny. W kredensie
znajdowały się naczynia porcelanowe i serwis do kawy. Wokół okrągłego stołu, nakrytego kolorową
serwetą,stałyczterykrzesła.Napodłodzeleżałyczerwonematy.Itutajwisiaływoknachładnefirankiz
etaminy, ozdobione koronką. Nad stołem wisiała lampa, a przy oknie urządzono przytulny kącik
śniadaniowyzniewielkimstolikiemidwomabambusowymikrzesełkami.Wszystkowyglądałotakmiłoi
ładnie,żeRichardwniemejpodzięcecojakiśczascałowałpaniąLenęwrękę.Onazaśprzyjmowałato

background image

ześmiechem,gdyżpodobnegestyniebyłyprzyjętenaafrykań-

skichfarmach.

Wszystko było więc w największym porządku i tylko czekało na przybycie pani domu. Richardowi
surowo nakazano, żeby do chwili przyjazdu Lory przebywał wyłącznie w swoim dotychczasowym
pokoikuiżebynierobiłbałaganu.

Lena musztrowała służbę, przyuczając ją do różnych obowiązków, a na koniec zamknęła dobrze
zaopatrzoną spiżarnię i wręczyła Richardowi klucz — zapasów nie wolno było ruszyć, dopóki nie
zadecyduje o tym pani domu. Na półkach stały konserwy i przetwory. Mleko, jajka, masło, sery i
warzywapochodziłyzwłasnegogospodarstwaibyłoichpoddostatkiem.

ZadowolonazsiebieLenamogłanareszciespokojniewrócićdosiebie.

Richard z lżejszym już znacznie sercem wybrał się do Walvisbaai na dzień przed przybyciem
„Usambary".Zanocowałwhotelu,nanastępną:noczamówił

takżepokójdlaLory.Statekmiałbowiemzawinąćwciągudnia,więcpodróżdoKeetmanshoopmożna
byłokontynuowaćdopieronadrugidzień.

Wstałwcześnieranoiprzedewszystkimudałsiędofryzjera,żebypozbyćsięznamion„dzikusa".Golił
się wprawdzie codziennie, ale włosy były stanowczo za długie i wymagały ostrzyżenia. Czas, który
pozostawałmudoprzybyciaTLR

„Usambary",spędziłnazałatwianiuróżnychinteresów—swoichiHeinzaMartensa.

Wkońcujednaknadszedłmoment,kiedymożnajużbyłoudaćsiędoportu.

Richardstałnanabrzeżubardzozdenerwowanyiczekał—czekał—czekał.

Minutywlokłysięjakwieczność.Oczymugorzały,amięśnietwarzydrgaływhamowanymwzburzeniu,
choć poza tym stał spokojnie. Ubrany w krótkie spodnie, beżową koszulę i przewiewną marynarkę,
wyglądałzdrowoienergicznie.Kapeluszzsunąłzczoła,gdyżzrobiłomusięzbytgorąco.

„Usambara" nareszcie wpłynęła do portu, ale minął dłuższy czas, zanim przycumowała do nabrzeża.
Richardwytężałwzrok,wpatrującsięwtwarzestło-czonychprzyrelingupasażerów,którzyjużzaczęli
przepychać się w kierunku wyjścia, ale nigdzie nie dostrzegł Lory. Przeleciał spojrzeniem pokład — i
nagle serce mu ustało. Zobaczył stojącą na uboczu smukłą kobiecą postać. I zanim roz-poznały ją oczy,
sercepodpowiedziało,żetoona.Ruszyłszybkowzdłużburtystatkuażdomiejsca,gdziestałasamotna
kobieta.Terazjużwiedziałnapewno.

Głośnyokrzykwzbiłsięradośniewgórę:

—Lora!

Drgnęłaioderwałaoczyodtłumuczekających.Spojrzaławdół,namężczyznę,którytaksamojakona
stał z dala od ludzkiej ciżby i wyciągał do niej ramiona. W oczach Lory rozbłysły łzy. Najchętniej
sfrunęłabyzpokładuprostowjegoobjęcia.Impulsywniepowtórzyłajegogestzwyciągnięciemramion.

background image

SpojrzenieRichardazagarniałojąjakfala.Staliprzezchwilęwgłębokimwzruszeniu,wiedzącosobie
jednonapewno:ototwojeprzeznaczenie,twójlos!

Trzebajednakbyłopoczekać,ażpasażerowiewysiądą.Itaniewielkazwło-ka,kiedypatrzącnasiebie,
niemoglipokonaćdzielącejichprzestrzeni,wydałaimsiędłuższaniżminionedwalatarozłąki.

Wkońcudrogabyławolna.Richardwbiegłnatrapiwchwilępotemstanął

przedLorą,otwierającramiona.

—Kochana!

Wtymjednymsłowiezawarłasięjegocałaprzeogromnaradość.ObjąłLorętakmocno,żezabrakłojej
tchu,apotemutonęliwsobiespojrzeniem.

TLR

Tak, to była ta sama dziewczyna o nieśmiałym, a zarazem odważnym wyra-zie oczu — nieopisanie
ciepłym,świadczącymomocnymigłębokimuczuciu.

—Lora,kochaniemoje!

Ichustaspotkałysięwpocałunkuażbolesnymwswymoddaniu;pocałunkubędącymspełnieniemdługiej
tęsknoty,najwyższegoupojeniaszczęściem.

—Loro!

Powtórzyłrazjeszczejejimię—cicho,spokojnie,zwewnętrznymwzruszeniem—ispojrzałwśliczne
oczydziewczyny.

—Richard,kochanymój!

I znowu ich usta połączyły się w pocałunku, a potem Richard odsunął ją tro-szeczkę od siebie, łapiąc
oddech.

— Nareszcie cię mam, nareszcie jesteś tu. Te ostatnie tygodnie były okropne; nie mogłem już znieść
tęsknotyzatobą.

—Ajamusiałamnajpierwznaleźćsiętutaj,żebybezresztyuwierzyćwto,żemniekochasz.

—Aleterazjużwierzysz?

Wsparłaczołonajegoramieniu—zjejpiersiwyrwałsiękrótkiszloch.

—Tak,terazwierzę.

—Jesteśtakapiękna,Loro!Gdziejawtedymiałemoczy?Jesteśzbyturo-czaiowielezapięknajakna
żonębiednego,prostegofarmera.

background image

—Aletotynimjesteś!—odparłazrozjaśnionątwarzą.

Przyciągnął ją znowu do siebie i pocałował. Na pokładzie nie było już nikogo — nikt im nie
przeszkadzał, nikt na nich nie patrzył. Nic nie zakłócało ich pierwszych chwil spotkania, pierwszego
upojeniaszczęściem.Richardoprzy-tomniałwreszcie.

—Chodź,Loro!Chybaniemaszzamiaruzostaćnapokładzie?

Roześmiałasięcicho.TLR

—Och,będęszczęśliwa,kiedyznówpoczujętwardygruntpodstopami.

—Czymorzebyłoniespokojne?

—Nie,alepodróżtrwałazbytdługojaknamojątęsknotę.

—Obycisiętylkospodobałotutaj,przyszłafarmerko!—zaśmiałsięuszczęśliwiony.

—Tam,gdzietyjesteś,tambędziemójraj.Zapamiętajtosobieiniczymsięniemartw.

—Maszrację,martwieniesiębyłobyczymśwręczobraźliwymwtejsytuacji.Mojedzielnestworzonko!

Dogłosudoszływkońcurealia:trzebabyłozałatwićformalnościprzyjaz-dowe,atakżeodebraćbagaż.

— Nadamy walizki od razu na dworzec kolejowy. Czy masz przy sobie najpotrzebniejsze rzeczy, żeby
móczanocowaćwhotelu?JeślinadamybagażjeszczedziśnakolejdoKeetmanshoop,będzienamiejscu,
kiedytamzajedziemy.

Lorawskazałananiewielkineseser.

—Tamjestwszystko,czegomogępotrzebować,Richardzie.

— Dobrze, kochanie! Musimy dziś zanocować w Walvisbaai, a rano poje-dziemy dalej. Nasz ślub
odbędziesięwKeetmanshoop,bopaniLenaMartenschcekonieczniebyćprzytymobecnaimazamiar
urządzić nam wesele. Nie chciałem jej tego odmawiać. Wiesz, ona bardzo dużo dla nas zrobiła.
Przygotowaładomnatwojeprzyjęcie,żebycibyło.wmiaręwygodnie.Czyzgadzaszsięnatenprojekt,
Loro?

—Zgadzamsięnawszystko,copostanowiłeś.

Po nadaniu bagażu na kolej pojechali do hotelu. Tuż przed wejściem minęła ich na ulicy jakaś dama.
Richardspojrzałizawołał:

—Dzieńdobrypani!

PaniLindzatrzymałasięipodałamurękę.

—Ach,panSundheim!Jaksiępanmiewa?

background image

TLR

—Wspaniale!Właśnieprzyjechałamojanarzeczona;przybyłana„Usambarze",apojutrzeodbędziesię
naszślubwKeetmanshoop.

PaniLindobrzuciłaLoręuważnymspojrzeniem,poczymżywymgestempodałajejrękę.

—Serdeczniewitamunasiżyczęszczęściawamobojgu.Szkoda,żeniemogębyćnawaszymślubie,ale
obecnienigdzieniemogęsięruszyć.

—Jakstojąpanisprawy?

PaniLindwestchnęła.

—Złożonomikolejnąobietnicę,żenajdalejzapółrokusprawabędziezała-twiona.Prawdziwaszkoła
cierpliwości.Mojajestjużzresztąnawyczerpaniu.

Alejeśliwciąguośmiumiesięcyrzeczsięsfinalizuje,mojedziecimogąprzyjeż-

dżać.

—Życzęzcałegoserca,żebyosiągnęłapaniwreszciespokój.

— Wszystko w mocy Boga. No, ale dość już o mnie. Czy znajdziecie dziś państwo godzinę czasu dla
mnie?Chciałabympoznaćtrochębliżejpańskąnarzeczoną.Czymożemipanizdradzićswojeimię?

—NazywamsięLoraDarland.

—Lora?Tobrzmiprostoimiło,idobrzepasujedożonyfarmera,cieszęsię,żepaniąspotkałam.Pani
narzeczonyijajesteśmystarymiprzyjaciółmi.

— Wierno tym. Pani nazwisko jest mi dobrze znane. Mój narzeczony wiele mi pisał o pani. Wiem, że
zawdzięczapaniwielecennychrad.

—Pięknie!Awięcwiemyjużosobienawzajem.Aterazproszęmipowiedzieć,októrejmoglibyśmysię
spotkać?

Umówiono się co do miejsca i godziny, i pani Lind poszła dalej, pożegnaw-szy się na swój
powściągliwy,amimotoserdecznysposób.Lorapopatrzyłazanią.

—Bardzointeresującapani,Richardzie.

—Niewielejesttakichjakona.Madużociężkichprzeżyćzasobą,aprawdopodobnieiprzedsobą.Ale
niedasiępokonać.

TLR

Lorauśmiechnęłasię.

background image

—Możeteżtrzymasiętwojejdewizy:Naprzekórzłymmocom—wytrwać!

Richardwziąłjąpodrękę.

—Ach,kochanie!Żebyświedziała,cotozaszczęścieiśćtakbliskoobokciebie.

WeszlidohoteluiLorazarazpodążyładoswegopokoju,żebyodświeżyćsiętrochę.Richardpatrzyłza
nią,jakidzieschodaminagórę.Byłomuprzyjemnie,żejesttakaeleganckaiwytworna,alejednocześnie
targnąłnimniepokój:czytakaelegancka,wytwornadamapasujedoOvamby?Cotobędzie?

TęwątpliwośćprzedłożyłLorzeniebawem,kiedyzasiedlidoposiłku.

— Jestem całkowicie na to przygotowana, Richardzie, że jako farmerka odłożę elegancję na bok. Ale
farmerkawAfrycePołudniowo-Zachodniejrównieżmożesprawiaćmiłewrażenie,sądzącpopaniLind.

—Niebędzieszjednakmogłakupowaćtakichtoalet,jakienosiszidojakichprzywykłaś.Takiesuknie,
jeśliwogólemożnajetudostać,sąpiekielniedrogie.

Loraroześmiałasięnawidokjegostrapionejminy.

—Och,mójdrogi!Niechcę,żebyśsięzamartwiał,więcciwyznam,żewszystkiemojesukniepochodzą
z mojego własnego atelier. Uszyłam sama również to wszystko, co nosiła Hilda, dopóki nie wyszła za
mąż.

—Naprawdę?Masztakiezręczneręce?—spytałzdumiony.—Torzeczywiścietrochęmnieuspokaja.
Niewiedziałem,żemasztakietalenty.

—Mamnadzieję,żeodkryjeszwemniejeszczeinnetalenty.Obawiamsiętylkojednego,Richardzie...

Ująłjejdłońispojrzałzczułościąwoczy.

—Czegosięobawiasz,kochanie?

—Żeniebędęzbytpomocnawgospodarowaniunafarmie.Zgotowaniemiprowadzeniemdomuradzę
sobiedobrze,aleogospodarcehodowlanejniemamTLR

pojęcia.Będzieszmusiałuzbroićsięwcierpliwość.

— Ależ Loro, o czym ty mówisz! Od tego przecież jestem ja. A gotować też nie musisz; mam bardzo
sprawnego kucharza. Ty będziesz tylko dbać o porządek w domu i zarządzać ludźmi. Wpierw jednak
musisznauczyćsiępostępowaćznimi,coczasembywatrudne.Alebędęciwtympomagał,apaniLena
poradziciodczasudoczasu.Tylkobezobaw,Loro.Jestemprzekonany,żewszystkiemupodołasz.

—Wkażdymraziemamnajlepsząwolęnauczeniasięwszystkiego,cotrzeba.Aterazchciałabymprzejść
do spraw poważniejszych. Czy otrzymałeś już jakąś wiadomość od tego starego służącego twojego
stryja?

— Tylko depeszę z wiadomością o jego śmierci i o tym, że udowodniona została moja niewinność.
Myślę, że zapowiedziany w depeszy list nadszedł razem z „Usambarą" i wkrótce dotrze do mnie do

background image

domu.Jestemjednakbardzociekaw,wjakisposóbprawdaotym,żenieponoszętużadnejwiny,ujrzała
światłodzienne,atakżecotakiegoprzeskrobałem,żepopadłemwniełaskę.

Loraspojrzałananiegozmiłością.

—Mogęcitowyjaśnić,alemusiszpogodzićsięztym,żestryjnieunie-ważniłtegotestamentu,wktórym
cięwydziedziczył,chociażmiałnapewnotakizamiar.Przeszkodziłamuwtymzamiarzenagłaśmierć.

Richardspojrzałzdumiony.

—Znaszbliższeszczegóły,Loro?

— Tak, Richardzie. Rozmawiałam osobiście z twoim stryjem; nie poinformowałam go tylko, jak jest
międzynami.

Lora opowiedziała teraz szczegółowo o swoich podejrzeniach w stosunku do Frankensteina,
zrelacjonowaławsposóbmożliwieoględnywybuchHildynawieśćoichzaręczynachorazrozmowęz
Frankensteinem,spotkanymprzypadkowonadwadniprzedwyjazdem.

—Wykorzystałamtęostatniąszansęjakbywprzypływienatchnienia.Wydarłamzniegoprzyznaniesiędo
winy,choćmusiałamtrochękoloryzować,żebyosiągnąćcel.

TLR

Z kolei Lora opowiedziała, jak przymusiła Frankensteina do tego, żeby pojechał do Gorin i odwołał
swoje kłamstwa, jak nagle natknęła się na stryja Heinricha i o czym z nim rozmawiała. Pokazała też
Richardowi kartkę przesłaną przez Frankensteina. Richard słuchał z uwagą, a potem przeczytał kartkę i
twarzmusięzasępiła.

—Cozałajdak!—rzuciłwzburzony.

Lorazłapałagozarękę.

— Richardzie, proszę cię, zapomnij o tym, co Frankenstein ci wyrządził. I uwierz mi, że nie byłbyś z
Hildąszczęśliwy.

Richardprzycisnąłjejdłońdoserca.

—CotamHilda!Dawnooniejzapomniałem,aleto,żeprzedstawiłmniestryjowijakoniewdzięcznikai
kłamcę,dopiekłomidożywego.

— Rozumiem to i wiem, ile ci złego wyrządził. Ale, tego już nie można zmienić. On spróbował
wprawdziecośnaprawić,alezabrałsiędotegozbytpóź-

no.

— Wiem, że nic już nie można zmienić. Zresztą pogodziłem się z utratą praw spadkowych, a w
ostatecznym rachunku jestem Frankensteinowi wdzięczny za to, że znalazłem ciebie. I dlatego mu
przebaczam.Gdybymprzynajmniejusłyszałodstryjajakieśdobresłowonaostatek.

background image

—MożeFriedrichbędziemógłprzekazaćcicośpocieszającego.Aterazposłuchaj,czegodowiedziałam
sięprzezprzypadekwczasiejazdypociągiemdoHamburga.

Richardsłuchał,gładzącjejręce,anakoniecpowiedział:

— W każdym razie zawdzięczam ci to, że stryj zmarł w przeświadczeniu, iż nie zasłużyłem na jego
gniew.Todlamniedużapociecha.Nieżałujętakbardzotegospadku,bodlamężczyznynajcenniejszajest
świadomość,żeumiesamradzićsobiewżyciu.Ategocudownegouczucianigdybymniezaznał,gdybym
pozostałwGorin.Zewzględuna.ciebiewolałbymcoprawdaodziedziczyćchoćparętysięcymarek,bo
wtedymógłbymzapewnićciwięcejwygód.

Loraspojrzałazfiluternąminą,jakiejjeszczeuniejniewidział.

TLR

—Owygodachbędziemymyślećnastarość.Terazmamochotęstanąćprzytobiedowytężonejwalkio
byt.Chcęudowodnićsamasobie,żemogębyćprawdziwąfarmerką.

Richardprzytuliłpoliczekdojejdłoni.

—Tak,kochanie,maszrację.Damysobieradę.Naprzekórzłym.mocom!

Ztobąudamisięwszystkiegodokonać.Czuję,żerazemztwoimprzybyciemwróciłodomnieszczęście.
O, Boże! Że też muszę siedzieć tak przy tobie sztyw-no i oficjalnie, a nie wolno mi ani razu cię
pocałować!Wierzlubniewierz,aletutaj,wAfryce,teżsięplotkuje,,itojak!PaniLindbędziemogła
niejedno opowiedzieć ci na ten temat, jak się dziś spotkamy. Musimy więc zachowywać się godnie i
przyzwoicie.

—Toniepowinnoprzecieżnastręczaćnamtrudności,Richardzie—przekomarzałasięznimLora.

Richardazachwyciłjejprzekornyuśmieszek.

— Loro, jesteś kobietą przewrotną! Nabieram jeszcze większej ochoty na to, żeby cię pocałować.
Najchętniejwyrzuciłbymwszystkichludziztejjadalniizostałztobąsamnasam.

Lorazarumieniłasię,alepotemwybuchnęłaśmiechem,widzącjegowojow-nicząminę.

—Rzeczywiściezrobiłsięzciebiedzikus.

— Jest z tym gorzej niż myślisz, Loro. Tylko ze względu na ciebie prze-dzierzgnąłem się dziś w
cywilizowanegoczłowieka.Naprzykładniestrzygęwłosówcałymitygodniami,amojeręcezapominają,
żenaświecieistniejecośtakiegojakmanikiur.

Roześmieli się, a potem znów opowiadali sobie i opowiadali bez końca, do-póki nie nadeszła pora
spotkania z panią Lind, która już była na umówionym miejscu i czekała na nich. W trakcie ożywionej
pogawędkipaniLindudzieliłaLorzenaprędcewieludobrychrad,aprzedpożegnaniempodałajejtakże
swójadres.

— Jeśli nie będzie mogła pani poradzić sobie z czymś, proszę spokojnie zwrócić się do mnie. Jestem

background image

przyzwyczajonadotego,żepołowaAfrykiPołu-TLR

dniowo-Zachodniejzasięgaumnieporad.

— Jest pani bardzo dobra, ale ja chciałabym sama się we wszystkim połapać i nie nadużywać pani
uprzejmości.Nigdyjednakniezapomnę,jakżyczliwiemniepaniprzyjęła.

—Brawo!DrogipanieSundheim,pańskanarzeczonabędzieprawdziwąfarmerką.Mapotemuwszelkie
dane, a ja mam dobre oko. A teraz zostańcie z Bogiem, moi drodzy! Wszystkiego dobrego w waszym
związku!Jeszczesięzobaczymy.AfrykaPołudniowo-Zachodniatotakawiększawioska,gdziewszyscy
ciąglesięspotykają.IniechpanpozdrowiHeinzaMartensaijegomłodążonę.

Pożegnaniebyłobardzoserdeczne,apaniLindzupełnieoczarowałaLorę.

Przyszła farmerka wbijała sobie w pamięć wszystkie jej rady, a niektóre nawet zanotowała, żeby nie
zapomnieć.Richardśmiałsięzjejgorliwości,alezarazembyłwzruszony.

TLR

XVII

Nazajutrz narzeczeni wyruszyli bardzo wcześnie w drogę. Na dworcu kole-jowym w Keetmanshoop
powitali ich Martensowie. Lora z miejsca polubiła pa-nią Lenę, a Heinz zrobił na niej bardzo
sympatycznewrażenie;LenazaśbyławręczoczarowanaLorą.

Paranarzeczonychprzenocowaławpomieszczeniachklubowych,anadrugidzieńRichardudałsięzaraz
dourzęduwceluprzedłożeniapapierówLory.Zamiarzawarciazwiązkumałżeńskiegozgłosiłjużdużo
wcześniej,przedwyjazdemdoWalvisbaai,więcodtejstronywszystkobyłowporządku.Zresztąnigdy
nierobionotuwielukorowodów,boniekiedyjakąśparętrzebabyłobardzoszybkopołączyć.

Lena zaaranżowała miłe, nastrojowe przyjęcie weselne z udziałem wielu okolicznych farmerów. Lora
poczuła żywą sympatię do tych dzielnych, prostych ludzi, których twarde życie oduczyło wszelkich
zdawkowych i wymuszonych form zachowania. Między Leną i Lorą zadzierzgnęła się już teraz nić
przyjaźni,zgatunkutych,cototrwająprzezcależycie.Dopieropóźnympopołudniemmłodaparazdołała
wyrwać się gościom. Auto Martensów stało gotowe do drogi. Lora i Richard, obsypani życzeniami,
wsiedliiruszylidoOvamby.Teraznależelijużnazawszedosiebie,odtądmielirazemprzeżywaćradość
icierpienie,dzielićbiedęiTLR

dostatek.

WOvambieRichardwyniósłLoręzautaiprzeniósłprzezprógdomu.

—NiechBógpobłogosławitwojewejściepodtendach,ukochanażono—

powiedziałgorąco.

—ObyBógpozwoliłmiwnieśćpodtendachjedynieszczęście,ukochanymężu.

Richard oprowadzał Lorę po całym domu, obserwując ją z niepokojem. Ale ona rozglądała się po

background image

wszystkichpomieszczeniachroześmianaiszczęśliwa.

—Och,Richardzie!Naopowiadałeśminiestworzonychrzeczytylkopotochyba,żebymnieprzestraszyć.
Przecieżtojestpiękny,wygodnydom.

Richardodetchnąłzulgą.

—Tojednakgłówniezasługadobrejwróżki,czylipaniLeny;niezapominajotym.Alenaprawdępodoba
cisięmójskromnydom?

LoraprzytuliłasiędoRicharda.Zjejoczupopłynęłystrugiłez.

— Kochany mój, nareszcie znalazłam swoje miejsce na ziemi: w twoim sercu i w twoim domu. To
więcejszczęścianiżczłowiekmożewsobiepomieścić.

Objąłjąmocnoizacząłcałować.Samochódodjechałiwokółzapanowałyciszaispokój.Służbaspała
już w swoich położonych nie opodal chatach. Tak jak Richard sobie życzył, nikogo nie było widać ani
słychać.

Bylisami,całkowicieodizolowaniodświata.Przytulenimocnodosiebie—

serceprzysercu,ustaprzyustach.Iświatwokółtychdwojgaszczęśliwychutonąłiznikł.

Kiedy rano Lora i Richard wyszli na werandę, Ovamba pławiła się w jasnych promieniach słońca.
Wokół, jak okiem sięgnąć, był step. Richard sygnałem srebrnego gwizdka — którym, gromadził
pracownikówrolnychjeszczewGorin

—zawołałsłużbęiprzedstawiłimnową„missis",nakazującprzytejokazjiwy-konywanienaprzyszłość
jej poleceń. Lora powiedziała po angielsku kilka przy-jaznych słów i obdarowała kobiety sznurkami
szklanychpaciorków,amężczyzn

— kolorowymi chusteczkami (wszystko to Richard zakupił przewidująco w do-mu towarowym w
Walvisbaai). Te skromne prezenty wzbudziły, ku zdumieniu Lory, ogromny entuzjazm. Tak więc nowa
„missis"zostałaodrazudobrzeprzy-TLR

jęta.

Młoda para dopiero teraz zasiadła do śniadania. Lora obsługiwała Richarda jak przystało młodej
gospodyniipromieniałazadowoleniem,bowszystkojejsiębardzopodobało.

PośniadaniuRichardzaprowadziłjąnajpierwnadrzekę,gdzietrwałapracaprzybudowienabrzeżnego
muru,apotemposzliprzejśćsiępoterenieosady.

—Musiszprzecieżzobaczyć,cohoduję.Tosąraczejżmudne,pracochłon-nepróby,aleniektóreuprawy
udałymisięnadpodziwdobrze.Posadziłemnawettrochękwiatówdlaciebie.

Spojrzałananiegociepło.

—Jesteśtakidobry,Richardzie.

background image

Objąłmocnymuściskiemjejramiona.

—Najchętniejwykrzyczałbymswojeszczęścieażpodniebo.Jesteśzemną,Loro.Ijesteśmojążoną!To
brzmiwręczcudownie.Aty...jesteśszczęśliwa?

SpojrzałananiegowymownieiRichardjużznałodpowiedź.

—CzyOvambapodobacisię?

— Tu jest przepięknie. Nie przypuszczałam, że jest taka duża. Nawet ta osada, która do ciebie należy,
stanowi całkiem sporą posiadłość, a Ovamba była-by na nasze stosunki w kraju wielkim majątkiem
ziemskim.

Richardroześmiałsię.

—Owszem,kochanie.Jeślichodziorozległość,tomogęporównywaćOvambęzGorin,aleOvambanie
jestnawetwdziesiątejczęścitakdochodowa.

Tutajniemożnaniczegobudować,ziemiadajetylkotrawęnastepie.Dlategoinwestowaćmożnajedynie
whodowlębydła.To,coztakimtrudemuprawiamnaterenieosady,totylkopoletkadoświadczalnena
całkowiciejałowymgruncie,nastawionewyłącznienadomowyużytek.Alenajważniejsze,żeniejesteś
zbytrozczarowana.

— Wręcz przeciwnie! Tutaj jest o wiele piękniej niż w ciasnym miejskim mieszkaniu, w którym
musiałabymwegetować.

TLR

—Alenaokołojestpustkowie.

—Przecieżmamciebie.

NatakąodpowiedźRichardniewytrzymał:musiałobjąćiucałowaćżonę.

W takim błogostanie pozostawali przez następne dni; codzienność ledwie do nich docierała. Bardzo
powolioswajalisięzotaczającąichrzeczywistością,alewkońcuLorazabrałasiędodziałaniaitotak
gorliwie,żeRichardmusiałjąhamować.

PoparudniachnadeszłyodFriedrichadwalistyjednocześnie.Pierwszyzostałnapisanybezpośredniopo
bytności Frankensteina w Gorin. Friedrich zrelacjonował wiernie wszystko to, co się tego dnia
wydarzyło,atakżepoświęciłwielemiejscapannieLorzeDarland.

Richardprzeczytałlistipodałgożonie.

—Przeczytajity,czarodziejko.Udałocisiępodbićnawetskostniałesercemegostryja.

Podczas kiedy Lora zaczęła czytać, Richard zabrał się do lektury drugiego listu, napisanego w dzień
później.Friedrichopisywał,jakznalazłranostaregopanaSundheimamartwego;rozwodziłsięnadtym,
że stryj nie zdołał niestety sporządzić nowego testamentu, w związku z czym „Australijczyk" stał się

background image

jedynymspadkobiercącałegomajątku.

TenAustralijczykmapowóddoradości,alemniebolidusza,żetoniePan odziedziczy Gorin, Panie
Richardzie. I tak jak ja jestem pewien stanu swego
umysłu, tak Pan może być pewien intencji i
ostatniej,najostatniejszejwoliPań-

skiegostryja.Całkiemwyraźniepowiedziałmiwieczorem,kiedymupomagałempołożyćsiędołóżka:
,,Friedrich,napisałemdonotariuszalist,żebyprzyjechał

jutro do Gorin. Niech szofer pojedzie po niego do miasta wcześnie rano. Chcę anulować ten głupi
testament, który kazałem sporządzić w chwili gniewu. Moim
spadkobiercą ma być mój bratanek
Richard i nikt więcej". Ale panowie z sądu i
pan notariusz powiedzieli, że ważne jest tylko to, co
napisanoczarnonabiałym.

Gdybyjaśniepanżyłchoćbyojedendzieńdłużej,toPanodziedziczyłbyponimGoriniresztęmajątku.
Byłemuradowany,żejaśniepanzrozumiałswojąomyłkę,
iwduchuwidziałemjużPanatutaj.Ateraz
wszystko skończone! Jestem z tego
powodu bardzo nieszczęśliwy, mój drogi, bardzo drogi Panie
Richardzie.Moim
zdaniemstałasięwielkaniesprawiedliwość,żeodejdziePanterazzpustymirę-

TLR

kami.

Mniejaśniepanzapisałdziesięćtysięcymarek.Zgodniezjegowoląmogępozostaćdokońcażyciaw
Gorin,gdziemamzapewnioneutrzymanie.Dlatego
jeszczerazproszę,PanieRichardzie,żebyzechciał
Panprzyjąćodemnieprzynajmniejtedziesięćtysięcy.Mnieoneniecieszą,kiedypomyślę,jakciężko
musi
sięPanborykać.Proszęwięcnapisaćmi,czyprzyjmiePantepieniądze.Notariusznapisałjużdo
Australii,boniewiadomoprzecieżdokładnie,gdzietenpan
KarlSundheinobecnieprzebywa.Alesię
ucieszy! Jak przyjedzie, to z pewnością
powiem mu, że w gruncie rzeczy nie jest właściwym
spadkobiercą. W ogóle nie
mogę sypiać z powodu tej sprawy. Ma Pan niesamowitego pecha, Panie
Richardzie!

Richarda głęboko wzruszyła propozycja Friedricha, chociaż oczywiście nigdy by nie przyjął owych
dziesięciu tysięcy marek, które stryj zapisał staremu słudze. Podsunął Lorze również ten list, a kiedy
przeczytała,przezchwilępatrzylinasiebiewmilczeniu,poczymRichardpowiedziałzwestchnieniem:

—Friedrichmarację:wtejsprawiemiałemwyjątkowegopecha.Możnarzeczywiściewpaśćwrozpacz.
Nawet taka suma, jaką stryj zapisał Friedrichowi, byłaby dla mnie wielką pomocą. O tym, że
odziedziczyłbym Gorin, gdyby stryj żył o bodaj dzień dłużej, nie chcę nawet myśleć. Pojechalibyśmy
razemdokrajuizostałabyśpaniąnaGorin.

—Wiem,Richardzie,żepragnąłbyśtegogłówniezewzględunamnie.Aledajęcisłowo,żejakopanina
Gorinniebyłabymanitrochęszczęśliwaniżjestemteraz,jakopaninaOvambie.

Richardwziąłjąwobjęcia.

—Jakbardzoróżniszsięodinnychkobiet!Każdanatwoimmiejscuzapłakiwałabysięzpowoduutraty
spadku.Alegdybymodziedziczyłchoćparętysię-

background image

cymarek,mógłbymuczynićtwojeżycietrochęprzyjemniejszym.

Lora uznała, że teraz wybiła godzina, kiedy powinna wyznać mężowi całą prawdę o pochodzeniu
zaciąganychprzezniegopożyczek.Richardwziąłjąnakolana,onazaśobjęłagozaszyję.

—Czybardzobyśsięcieszył,Richardzie,gdybyśmógłjużterazcałkowiciespłacićswójdług?

TLR

Roześmiałsięniepewnie.

— Tak, przede wszystkim ze względu na ciebie. Mógłbym wtedy pomyśleć o kupnie jakiegoś małego
auta,żebyśmogłarobićwypadytuczytam.Terazjesteśwłaściwieodciętaodświata,chybażewpadną
donasMartensowiealboza-biorącięgdzieśswoimsamochodem.

—Ilekosztujesamochód?

Pocałowałją,zsadziłzkolaniłagodnieusadowiłnafotelu.

—Najmniejsześćtysięcymarek,jeślichcielibyśmykupićdobrąmaszynę.

—Więckuptakieauto,Richardzie!—powiedziałazprzekornymuśmiechem.

Zadarłjejbródkędogóryispojrzałnawpółrozbawiony,nawpółstrapiony.

—Złotko,janiestetyniemamnatopieniędzy!

—Alejamam!

Popatrzyłnaniązbityztropu.

—Ty?Ależkochanie,niemożeszmiećprzecieżtakiejsumy.

—Ajednaktak,Richardzie!Mamdziesięćtysięcy,anawettrochęwięcej.

Pokiwałsmutnogłowąiwziąłjązarękę,badającpuls.

—Namiłośćboską,niejesteśchybachora?

Loraroześmiałasię,alezarazspoważniałaiujęłaoburączjegodłoń.

—Niemarady.Będęmusiałacościwyznać.Aleobiecaj,żeniepognie-waszsięnamnie...

—Ja?Naciebie?Niepotrafię;zbytmocnociękocham.Więccotozastraszliwewyznanie?

Spojrzenieślicznychoczuprzenikłojegosercedogłębi.

—Richardzie,tepieniądze...tetrzydzieścitysięcymarekpożyczki...pochodziłyodemnie.GeorgHeims
byłtylkopośrednikiem.Wiedziałam,żeodeTLR

background image

mnienieprzyjmieszichwżadnymwypadku,więcpoprosiłamgo,żebywystąpił

wrolipożyczkodawcy.

Richardpobladłicofnąłsięokilkakroków.Spojrzałananiegozobawąiwyciągnęłabłagalnymgestem
ręce.Richardodwróciłsięistanąłwotwartychdrzwiachwerandy.Niepowiedziałanisłowa,alewidać
było,jakbardzojestwzburzony.

—Richardzie!—powiedziałaprosząco.

—No,wiesz!—rzuciłprzedsiebieobezwładnionyipokonany.

Przytuliłasiędoniego.

—Niegniewajsięnamnie...

Pocałowałznabożeństwemjejpochylonągłowinę.

—Poprostubrakmisłów,Loro.Cośtakiegonawetprzezmyślminieprzeszło.Jesteśistnymskarbem,a
japrzeszedłemkiedyśobokciebiejakślepiec!

Powiedzmijednak,kochanie,skądmasztepieniądze?Wiemprzecież,żetwójojciecstraciłwszystko,co
posiadał.

Loraspojrzaławilgotnymijeszczeoczamiilekkozadrżała,apotemopowiedziałaoswoimspadku.

—Boże!Dostałamisiężonawspaniała,ofiarnai...straszliwienierozsąd-na...lokującawszystkieswoje
pieniądzewbeznadziejneprzedsięwzięcie.Kochanie,cojamamterazztobązrobić?—spytał,patrząc
jejwoczyzgłębokimwzruszeniem.

Nie odpowiedziała, tylko podała mu usta do pocałunku, a Richard zaczął ją całować z takim
zapamiętaniem,żeobojguzabrakłotchu.Wkońcujednakpowiedział,ztrudemdochodzącdosiebie:

— Obym mógł wynagrodzić ci to wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Jak się okazuje, poślubiłem kobietę
zamożną,nicotymniewiedzącinanicnielicząc.

—Tak,Richardzie!Jestembardzozamożna—zażartowałaLora,aledalejciągnęłajużpoważnie:—W
każdym razie przynajmniej pozbyłeś się długów, a samochód możesz kupić zaraz. Mam dokładnie
jedenaście tysięcy trzysta dziesięć marek. To, co pozostanie po kupnie auta, złożymy do banku na
szczęścieibędziemydodawaćdotegowszystko,cozarobisz.Apewnegodnia—zaśmiałaTLR

się—staniemysięniespodziewaniebogatymiludźmi.

Richardniemaludusiłjąpocałunkami.

— I to słodkie, kochane stworzenie jest moje! To jasne, że w innych sprawach nawet trzeba być
pechowcem,boinaczejzawieleszczęściaspadłobynajednegoczłowieka.O,Boże!Zyskaćtakążonęi
jednocześniepozbyćsiędługów.

background image

Kochanie,tozawielenajedenraz.Totak,jakbyubićjedendobryintereszadrugim.

XVIII

Samochódzostałkupiony,apierwszajazdaodbyłasięnatrasieprowadzącejdofarmyMartensów.Pani
Lena zdziwiła się niemało, kiedy z ładnego auta za-jeżdżającego przed dom wysiedli Lora i Richard.
Zarazteżprzywołałamęża,którywłaśniezajętybyłpracąwoborze.

Richardopowiedziałzmłodzieńcząwerwą,jakbardzo„korzystnie"ożenił

się,chociażoczekającychgoprofitachniemiałpojęcia.

—Pozaautemkupiliśmyjeszczemnóstwoinnychrzeczy:bieliznępościelową,kilkabrakującychmebli,
naczynia,jakieśniezbędnedrobiazgi.Mamyterazbardzozasobnegospodarstwodomoweiżyjemywręcz
wykwintnie.Musiciekoniecznieprzyjechaćdonaswniedzielęizobaczyćwszystkonawłasneoczy.A
nabrzeżejestprawiegotowe.Deszczmożepadać,ilechce;mniejużotogłowaniebędziebolała.

Lora przywiozła w prezencie piękną jasną suknię — na wzór tej, którą Martensowie kiedyś na niej
podziwiali.PaniLenazniepewnąminą,aleoczamiiskrzącymisięodradościoglądaławspaniałydar.

— Nie, nie mogę tego przyjąć. Suknia jest prześliczna, ale nie uchodzi, żebym przyjmowała takie
prezenty.

— Nie pozwala mi pani na wyrażenie wdzięczności choćby w formie nie-wielkiej przysługi, a sama
włożyłapanitakwielepracywmójdom!Chybaniezechcemipanizrobićprzykrościodmową?

Lenabyłaszczerzeuradowana.

TLR

—O,Boże!Jaktuodmawiać,kiedysukniajestprześliczna!Jestpanimi-strzynią,paniLoro!Niemogę
wyjśćzpodziwu,żeumiepanitakpięknieszyć,doczegojaniemamnajmniejszychzdolności.

—Zatojazawdzięczampaniprześlicznątoaletkę.Wjakiśsposóbchciałamsięzaniąodwdzięczyć,aże
mojasukniapodobałasiępani,postanowiłamzrobićpaniprzyjemnośćiuszyćpodobną.

—Więcnaprawdęmogęjąprzyjąć?

— Oczywiście! Myślę, że będzie na panią w sam raz, bo mamy prawie takie same figury. Niech pani
zarazprzymierzy.

Lenaustąpiła.Włożyłasuknięitaksięsobąwniejzachwyciła,żezradościrzuciłasięLorzenaszyję.

—Taksięcieszę,żepanitujest!Chciałabymmiećwpaniprawdziwąprzyjaciółkę,zwłaszczażenasi
mężowiesątakbardzozesobązaprzyjaźnieni.

Lorachętnienatoprzystałaiprzyjacielskizwiązekzostałprzypieczętowanyserdecznymcałusem.Obie
młodeparymałżeńskiespędziłyzesobąbardzoprzyjemniejeszczewielegodzin.Sundheimowiedopiero
podwieczórpojechalidodomuswoimnowymautem,zktóregobyliniezmierniedumni.

background image

Lora zżyła się z nowym otoczeniem szybciej, niż mogła przypuszczać. Pracy miała dużo, wiele spraw
było dla niej całkowicie obcych, jednak przy dobrej woli człowiek inteligentny poradzi sobie ze
wszystkim.Kłopotówitrudpwniebrakowało,aleLoraiRichardpracowalirękawrękę,aichgłęboka,
mocna miłość była źródłem wciąż nowych sił. Mimo trosk i przeciwności wiedzieli, że jest to
najszczęśliwszyokresichżycia.

WniedzielespotykalisięzMartensami—unichlubusiebienazmianę.

CzasamiumawialisięwklubiewKeetmanshoop,gdziespotykanosięwszer-szymgronie,aodczasudo
czasuurządzanopotańcówki.

MinęłojużpółrokuodchwiliprzybyciaLorydoAfryki,akażdydzieńwy-pełnionybyłszczęściem.

Hodowlajagniątprosperowałacorazlepiej.Richardodnosiłsukcesy,którewartebyłyjegowysiłku.Tak
jakprzedtemwysyłałswojeproduktyżywnościoweTLR

naDiamentoweWybrzeże,askóryjagnięcedoEuropy,gdzieprzerabianojena

„perskie futra" rozchwytywane przez eleganckie panie. Z kilku szczególnie pięk-nych skór kazał uszyć
futro dla Lory i był niesłychanie dumny i szczęśliwy, że może ofiarować swej ślicznej żonie tak
drogocenneokrycie.

Boże Narodzenie spędzili razem z Martensami oraz z rodzicami Leny. Było bardzo nastrojowo i wtedy
naglenadszedłtenmoment,kiedyopanowałoichdziwnewzruszenie.BożeNarodzenienaobczyźniejest
zawszeogromnymprze-

życiem;uczucierozrzewnieniasprawia,żeoczyzachodząłzami,austaintonują-

ce kolędę drżą. Jednak surowe warunki życia czynią farmera człowiekiem twardym, który stara się
opanowaćwzruszenieipokryćjedemonstracyjnąwesoło-

ścią.Wszyscyciludzieskrywająjednakwgłębisercajednożyczenie:powrócićktóregośdniadokraju.
Czasemotymmówią,aczasemtoprzemilczają,aletęsknotazastronamirodzinnymiwnichżyje.

Na Boże Narodzenie zjechał do Ovamby jeszcze jeden gość: pani Elly Lind, która zapragnęła spędzić
święta w gronie przyjaciół. Uzyskawszy u swych an-gielskich chlebodawców trzy dni urlopu,
zawiadomiłaMartensówiSundheimów,którzyprzyjęlijązniekłamanąradością.Wwigilijnywieczór,
kiedy wszystkich zebranych ogarnął już całkowicie świąteczny nastrój, pani Lind wyszła z domu na
werandę, żeby spokojnie wypłakać tęsknotę za dziećmi. Wróciła z zaczerwie-nionymi oczami dopiero
wtedy,kiedycałkowiciesięuspokoiła.LoraiLenaob-jęłyjąserdecznie.

—Niechsiępaniniemartwi.Dzieciwrócąniedługo,ajeśliciąglejeszczeniebędziepanimiaładlanich
dachunadgłową,przywieziejepanidonas.Chętniejeprzyjmiemy.Będziepaniprzyjeżdżaćtudonich,
dopókisiępaninieurzą-

dzinawłasnym—powiedziałaLora,którajużprzedtemomówiłacałąsprawęzmężem.

ZoczupaniLindpuściłysięznowułzy,alepochwilidzielnaniewiastaopanowałasięirzekła:

background image

— Wszyscy powinni uczyć się od afrykańskich farmerów tej wspaniało-myślnej gościnności. Gdzie
indziejtrudnospotkaćcośtakiego.Dziękujęwam,kochani.Byćmożebędęzmuszonaskorzystaćzwaszej
propozycji, jeśli moja sprawa nie zostanie w najbliższym czasie rozstrzygnięta. Najgorsze jest to, że
wszystkielepszefarmyznajdąjużwkrótcenabywców,ajaniebędęmiałażad-TLR

negowyboru.Terazjednakprzynajmniejpodanomidokładnytermin:mająmiwypłacićodszkodowanie
pierwszegokwietnia.NaWielkanocmójnajmłodszysynkończyszkołę,więcnajwyższyczaszakrzątnąć
się wokół jakiegoś domu dla dzieci. Jeśli więc okaże się to konieczne, trzymam panią za słowo, pani
Loro.

Obarczę panią na pewien czas opieką nad moją gromadką. Będą pani pomagać w gospodarstwie, co
wyjdzieimtylkonadobre,gdyżzawczasunaucząsięczegoś.

OdBożegoNarodzeniaminęłokilkamiesięcy.RichardiLorasiedzieliktó-

regośdnianadksiążkamigospodarskimi,notującwszystkiedochodyiwydatki,kiedyprzeddomzajechał
zaprzężony w woły wóz z Keetmanshoop, transportu-jący na dworzec kolejowy produkty wysyłane na
DiamentoweWybrzeże.Woź-

nica zaś przywoził zawsze przy tej okazji pocztę — głównie gazety, gdyż listy z Niemiec przychodziły
rzadko,jedyniewtedy,kiedynapisałFriedrich.Starysługadoniósłniedawno,że„Australijczyka"ciągle
jeszczeniemawGorin;wogóleniezgłosiłsię.Takwięcporządkupilnujenadalnotariusz,azarządca
trzymawszystkomocnowgarści.

Poza tym żadna poczta nie przychodziła, jako się rzekło, więc tego dnia Richard zdumiał się wielce,
kiedy wręczono mu list wyglądający na urzędowe pi-smo. Obejrzał kopertę ze wszystkich stron i
powiedział:

—Zkraju,Loro.Zzarządunaszegorodzinnegomiasta.Ciekawe,czegoonimogąchciećodemnie.

Loraspojrzałazzainteresowaniem.

—Będzieszmusiałotworzyć,żebysiędowiedzieć—zażartowałasobiezmęża.

Richardroześmiałsię.

—JakamądraLora!Notozobaczmy!

Otworzyłkopertęirozłożyłduży,uroczyściewyglądającyarkusz.Przeleciał

po nim wzrokiem i zbladł. Twarz mu zadrgała. Lora, która poznała już dobrze reakcje męża, spojrzała
niespokojnie,aleonicniezapytała.

Richardzerwałsięnagleiwydałjakiśnawpółzduszonyokrzyk,popatrzył

naLoręnieprzytomnymwzrokiem.

—Cosięstało,Richardzie?Jakieśzłewiadomości?

background image

TLR

—Loro!—zaczerpnąłgłębokotchu.—JednakzostanieszpaniąnaGorin!

—wyrzuciłzsiebie.

Popatrzyłazaskoczona.

—Żartujeszsobiezemnie?

— Nie, kochanie! — potrząsnął głową energicznie. — Wyobraź sobie, że ten Karl Sundheim, któremu
stryjwszystkozapisał,nieżyje!SzukanogodługowAustralii,akiedywreszcienatrafiononajegoślad,
okazało się, że zmarł na dwa miesiące przed stryjem, nie pozostawiwszy po sobie potomstwa. Z całej
naszej rodziny żyję więc tylko ja i w ten sposób zostałem spadkobiercą stryja Heinricha, a jego
ostatecznawolazostałaspełniona.Tenlisttowezwaniedoprzyjazduwceluobjęciaspadku.

Lorabyłapoczątkowo,takjakmąż,bardziejzaskoczonaniżuradowana.

Wszystkowydarzyłosięzbytszybkoinieoczekiwanie.Przezchwilęstali,patrzącnasiebiewzdumieniu,
alepotemgóręwzięłaradość.Richardobjąłżonęipowiedział:

—Okazujesię,kochanie,żebędziemygospodarowaćwojczyźniewcze-

śniejniżmyśleliśmy,zanimzdążymyosiwieć.

Lorabyławzruszona.Obojeznosiliciężkiewarunkiżyciabezsłowa-skargi,pracującniezmordowanie
przez cały ten czas; teraz błysnęła im nadzieja na życie w kraju ojczystym — pokusa życia pogodnego,
beztroskmaterialnych.

Richardpocałowałjąimocniejprzytuliłdosiebie.

— Widzisz, teraz mogę stworzyć ci inne, łatwiejsze życie. I to cieszy mnie najbardziej. Nie myśl, że
przekreślamlataspędzonetutaj,wAfryce;zażadneskarbyświataniewymazałbymichzeswegożycia.
Mimowszystkichtrudnościtegookresumiałemjednakuczucie,żemojesiłyrosnąikrzepną.Wielesię
tutajnauczyłem.Apozatymobojeprzekonaliśmysięwśródtychprzeciwności,żemożemynawzajemna
siebie liczyć. Ale teraz, kochanie, będę mógł wynagrodzić ci wszystkie ofiary i wyrzeczenia, i to jest
cudowne.Powinnonareszciebyćciwżyciulepiej,mojakochana,najmilszażono.

Loramiaławoczachłzy.

—Cieszęsięzewzględunaciebie,Richardzie.Uwierzmijednak,żeijaniechciałabymwykreślićze
swojegożyciatychprzeżytychtutajlat.PracowaćiTLR

walczyćramięwramięztobąbyłoczymśpięknymiwspaniałym.

Długo jeszcze siedzieli razem i rozmawiali o tym, co jakby spadło na nich z nieba, a co od dawna
uważalizastracone.

—ChybajednaknajbardziejcieszyćsiębędziestaryFriedrich—powiedziałwkońcuRichard.

background image

Loraprzytaknęłaidodała:

—Musimygootoczyćstaraniem,takżebymubyłounasdobrze.

Pochwili Lora lekkosposępniała, gdyż przypomniałajej się Hilda, arazem z tąmyślą naszła ją wizja
nieuniknionegospotkania.Richarduchwyciłspojrzenieżony—znałjądobrze,więcwiedział,żejakaś
niemiłamyślprzemknęłajejprzezgłowę.

—Cosięstało,kochanie?

—NiebędzieszmógłuniknąćspotkaniazHildą—powiedziałacicho.

Roześmiałsięnacałygłosiprzyciągnąłjądosiebie.

—Słodki,kochanygłuptas!Myślisz,żeHildajestjeszczedlamnieniebezpieczna?Hilda,którąpoznałem
takdobrzezjejnajgorszejstrony?Teraz,kiedymamciebie?Jakwogólemożeszmyślećoczymśtakim?

Loraroześmiałasię,alepochwilipowiedziałazwestchnieniem:

— Przyznam ci się, że jak pomyślałam o Hildzie, to niemal pożałowałam, że odziedziczyłeś Gorin.
Widzisz,jakajestemgłupia...

Potrząsnąłjąłagodniezaramiona.

—Toprawda:mały,słodkigłuptas!Żadnakobietaniezdołałabyodebraćcimnie.

Objęli się i zaczęli całować, zapominając na dłuższą chwilę o wielkim spadku. Kiedy potem znów
wrócilidorzeczowychrozważań,Lorazapytałaznienacka:

—AcozrobimyzOvambą?

TLR

Richardpotarłczołowzamyśleniu.

— Musimy z niej zrezygnować, a bydło i osadę sprzedać. Uwierz, że przyjdzie mi to z największym
trudem.

— Mnie też. Boli mnie myśl, że jacyś obcy, obojętni ludzie będą mieszkać tu, gdzie byliśmy tacy
szczęśliwi.Chociaż...Richardzie,wpadłomiwtejchwilidogłowy...

—Cotakiego,Loro?

— Pani Lind! Że też nie pomyśleliśmy o niej od razu! Kiedy była u nas na święta, martwiła się, że
wszystkielepszefarmymająjużwłaścicieli.Mogliby-

śmy jej sprzedać naszą osadę i bydło, a także mógłbyś przekazać jej swoje uprawnienia dzierżawy z
chwiląwyjazdu.Niepotrzebujemyprzecieżtakgwał-

background image

townie pieniędzy, mogłaby nas spłacić później, kiedy będzie miała z czego, a jest przecież bardzo
gospodarna. W ten sposób pani Lind miałaby dom dla swoich dzieci. Pierwszego kwietnia ma dostać
odszkodowanie,więcmogłabyspłacićwiększączęśćnależności,ajeślinie,niemiałabymnicprzeciwko
temu,żebypoczekać.Cootymsądzisz?

Richarducałowałjągorąco.

—Sądzę,żejesteścudownążonąiżemaszserceigłowęnawłaściwymmiejscu.Towspaniałypomysł!
Napisz do niej jeszcze dzisiaj. Należy ci się ta chwila radości. Ovamba dostanie się w dobre ręce, a
wszystko, co tu zdziałałem, pomoże komuś, kto na to w pełni zasługuje. Także nabrzeże, które
zbudowałem, przyniesie pożytek. Wspaniale, Loro! Jedźmy teraz do Martensów. Oczywiście, nie
obejdziesiębezłez,kiedypaniLenadowiesię,żecięstraci,alewsumieobojebędąnapewnocieszyć
sięrazemznami.ApaniLindbędzieteżmiłąsą-

siadką.

PaniLenarzeczywiścierozpłakałasię,słysząc,żeLoraijejmążpowracajądoNiemiec.

—Och,Loro!Znalazłamwtobietakądobrąprzyjaciółkę,aHeinzbył

szczęśliwy,żeRichardmieszkabliskonas,atymczasemobojewyjeżdżacie.

Loraobjęłająizaczęłapocieszać.

—Niepłacz,kochanie.ZaprzyjaźniszsięzpaniąLindrówniemocnojakzeTLR

mną.PostanowiliśmyoddaćOvambęwjejręce.

ILorawtajemniczyłaMartensówwplanosadzeniapaniLindwOvambie.

—Toznakomitypomysł.Nikomutaktegonieżyczęjakjej

—powiedziałHeinzMartensżywo,chcączwalczyćogarniającegowzruszenie.

Lora i Richard długo jeszcze rozmawiali ze swymi wiernymi przyjaciółmi, a kiedy ich w końcu
pożegnali,mieliprzedsmakrozstaniaowieleboleśniejszego,kiedybędąwyjeżdżalidoNiemiec.

Zacząłsiędlanichterazokresintensywnychprzygotowańinarad.LoranapisałalistdopaniLind,która
pojawiła się w Ovambie w kilka dni później bez zapowiedzi. Po prostu wsiadła w Keetmanshoop na
zaprzężonywwoływóz.

—Trzebabyłodaćnamznać,towyjechałbympopaniąsamochodem—

czyniłjejwyrzutyRichard.

PaniLindpotrząsnęłagłowąnitośmiejącsię,nitopłacząc.

—NiemogłamsobieznaleźćmiejscapoprzeczytaniulistupaniLory;listubardzopięknego.Wyruszyłam
wdrogębezdługichnamysłów,noijestem.

background image

Chciałamusłyszećodwas,moikochani,czytorzeczywiścieprawda;czyrzeczywiściechceciemizaufać
izostawićwszystko,nawetjeśliniebędęmogłaodrazuwasspłacić?

—Ależtak,paniLind!Mojażonanatychmiastopanipomyślała.Wyjeż-

dżamyoddziśzatrzytygodnie.JeśliprzybędziepanidoOvambynakilkadniprzedtymterminem,będę
mógł spokojnie wszystko pani przekazać. Chcemy też zostawić pani auto, żeby dzieci nie były zupełnie
odcięte od świata. A spłatą na-leżności niech się pani nie przejmuje. Poczekamy. Pani osoba jest
najlepszągwarancją.

PaniLindobjęłaLorę.

—NiechpaniBógwynagrodzizato,żepaniomniepomyślała.Ovambatodlamniewymarzonyraj,a
wszystko,czegotudokonaliście,będziejakznalazł.

TLR

— Cieszymy się, że Ovamba pójdzie w dobre ręce. Mam nadzieję, że tutaj będzie pani nieco lżej, niż
gdzieindziejzaczynaćwszystkoodnowa—powiedziałRichardserdecznie.

PaniLinduścisnęłamudłoń.

—Nieznajdujędostatecznychsłówpodzięki.

—Amyjesteśmyszczęśliwi,mogącpodziękowaćzatylecennychrad,jakichnampaninieszczędziła.

Richard zarezerwował — znowu na „Usambarze" — miejsca na powrót do Niemiec. Wysłał wiele
telegramówdoodpowiednichurzędówwrodzinnymmie-

ście,żebyniejechaćwciemno.Zgłosiłtakżedatęswegoprzybycia.

KiedypaniLindzjechałajużdoOvambynastałe,zdałjejcałegodpodar-stwowewzorowymporządku.
Nowy,opiewającynaniąkontraktdzierżawyfarmyzostałprzeprowadzonyurzędowo,aprawowłasności
do osady przepisane na jej nazwisko. Pani Lind wysłała już do dzieci list ze szczegółowymi
wskazówkamidotyczącymipodróży.

Lora i Richard spędzili jeszcze kilka dni w towarzystwie uszczęśliwionej pa-ni Lind i pojechali z
ostatniąwizytądoMartensów.Itymrazemnieobyłosiębezłez,przyczympłakałanietylkopaniLena,
aletakżeLora.

—JeżeliwybierzeciesięnaurlopdoNiemiec,topamiętajcie,żebędziecienaszymigośćmiwGorin—
powiedziaławkońcuLora.

Richardzaśdodał:

—Ajeślinazbieraciedośćpieniędzy,towracajciedokrajunazawsze.

—Tylkowtedy,Richardzie,jeślistarczynamnazakupwłasnegomajątku.

background image

BeztegobyłobynamwojczyźniezbytciasnopotylulatachspędzonychwAfryce.Alezanimbędziemy
mogliwrócić,upłyniejeszczesporowody.

Lora i Lena objęły się po raz ostatni. Richard i Heinz uścisnęli sobie raz jeszcze ręce, po czym
Sundheimowieodjechali.

Również rozstanie z panią Lind było ciężkie. Trzeba było wszystko przetrzymać, także pożegnanie z
Ovambą,coobojguprzyszłoztrudem.

PaniLindodwiozłaichdoKeetmanshoopautem,którympotemwróciładoTLR

Ovamby. A ponieważ farmerka musi. umieć wszystko — pani Lind radziła sobie świetnie i z
samochodem.SundheimowiepojechalipociągiemdoWalvisbaai,gdziewsiedlinapokład„Usambary".
Znajomykapitanucieszyłsięszczerzezpomyślnejodmianylosówmłodejpary.

Podróż wydała się obojgu jednym wielkim świętem, bo po raz pierwszy mieli tyle czasu, żeby móc
spokojnie zastanowić się nad sobą i bez przeszkód od ra-na do późna rozmawiać. Oboje byli przy tym
nadwyrazszczęśliwi,żerozumiejąsięcorazlepiejisąsobiecorazbliżsi.

XIX

Znowu w kraju! Lora i Richard zamieszkali tymczasowo w jednym z hoteli w mieście, oczekując na
załatwienie wszelkich formalności i przekazanie Richardowi dziedzictwa. Młoda para trzymała się
bardzo na uboczu i nie utrzymywała z nikim stosunków, wyjąwszy Georga i Gretę Heimsów. Mimo to
mówionoonichwielenamieście.Frankensteinrównieżsłyszałotym,żeGorinmajednakprzypaśćw
udziale Richardowi, i szczerze się z tego cieszył. Inaczej niż Hilda, która dostała niemal ataku szału,
dowiedziawszysięonieoczekiwanymobrociesprawy.Jejmatkazdołałaznajwiększymtrudemuspokoić
ją na tyle, żeby zięć nie zorientował się, iż Hildzie chodzi w gruncie rzeczy tylko o osobę Richarda
Sundheima.

— Jak myślisz, Hildo — powiedział któregoś dnia do żony — czy nie powinniśmy złożyć wizyty
RichardowiiLorze?Ostatecznienależądonaszejrodziny.

ErnstFrankensteinnigdyniegrzeszyłsubtelnością,więcniewysub-telniał

również teraz, gdyż inaczej musiałby sam dojść do wniosku, że jest ostatnim człowiekiem, który ma
prawopowoływaćsięnarodzinnezwiązkizRichardem.

Teraz już nie był ani trochę zazdrosny o Richarda. Należał do tych szczęśliwych natur tak głęboko
przekonanychowłasnejwartości,żeuważałzawręczniemoż-

liwe,abyktośmógłprzedkładaćnadniegojakiegośinnegoosobnika.

TLR

Hilda chciała w pierwszym odruchu energicznie zaprotestować, ale potem jej oczy rozjarzyły się złym
blaskiem. Odżyło w niej nagle pragnienie, żeby w jaki-kolwiek sposób zniszczyć lub przynajmniej
zmącićszczęścieLory.Niewiedziałaoczywiście,żeLoraspotkałajejmężaprzedswoimwyjazdemdo
AfrykiiżeskłoniłagodowyznaniaswejwinystaremupanuSundheimowi.

background image

—Maszrację,Ernst!Musimyzłożyćimwizytęipogratulować,aleodłóż-

mytodochwili,kiedyzamieszkająwGorin.

— Jak chcesz, Hildo! Może rzeczywiście będzie lepiej, jeśli zaczekamy, dopóki się tam nie przeniosą.
Loranieżywijużchybaurazydociebie,żeponiekądwymówiłaśjejkiedyśdom.Takjakjąznam,dawno
otymzapomniała.

Wizytępostanowionowięcodłożyćdostosowniejszegomomentu.

Richard i Lora wprowadzili się do dworu w Gorin, gdzie Friedrich ze łzami w oczach powitał swego
ukochanegopaniczaniewiedząc,jakwyrazićprzepeł-

niającągoradość.

— Nie mogło stać się inaczej, panie Richardzie, jeśli jest sprawiedliwy Bóg na niebie. Jaśnie pan
nieboszczyk z pewnością nie zaznałby spokoju w grobie, gdyby w Gorin miał nastać ktoś inny —
oświadczyłstarysługa.

Namłodąpaniąpatrzyłciepłoizwielkąsympatią.Richardnapisałmuswegoczasuwjednymzeswoich
listów,ilezawdzięczapannieLorzeDarland,októrejmówiłstryj,atakżepowiadomiłgo,żewłaśniesię
z nią ożenił. Lora zajmowała więc od dawna poczesne miejsce w sercu Friedricha. Richard za nic nie
chciał,żebyFriedrichnadalpracowałiprzemęczałsię,alestaruszekgorącoprosiłoprawousługiwania
Richardowidopóty,dopókibędziewstanietemupodo-

łać.RichardwkońcuustąpiłiFriedrichzostałjegoosobistymsłużącym.

Minąłpewienczas,zanimmłodaparaprzyzwyczaiłasiędoodmiennychwarunkówżycia.Początkowona
przykładbyłoimdziwnie,żeniewidząwokółsiebieciemnychtwarzy,alewkrótceprzywykli.Lorabyła
nawstępiezdumionadrogocennymumeblowaniemdworuwGorin.Richardtozauważyłipewnegorazu
powiedziałześmiechem:

—Zdajesię,żedopieroterazuświadomiłaśsobie,wjakimprymitywieżyli-

śmywOvambie,prawda?

—NiepsiocznaOvambę,Richardzie.To,cotamprzeżyliśmy,byłopiękneTLR

iwspaniałe.

—WięcjednakniepodobacisięwGorin?—przekomarzałsiędalejRichard.

—Ależtak!—roześmiałasię.—Bardzomisiępodoba.Ibędęuczyćsię,jakgodniereprezentowaćtę
rodową posiadłość. Obawiam się tylko, że rola far-merki z Ovamby leżała mi lepiej niż rola pani na
Gorin.

— Na jakimkolwiek miejscu się znajdziesz, zawsze staniesz na wysokości zadania. To jest podziwu
godne,żeumiesztakszybkodostosowaćsiędokażdejnowejsytuacjiżyciowej.Jestemzciebiebardzo
dumny,Loro.

background image

Lorarzeczywiściebardzoszybkoodnalazłasięwnowychwarunkach,aOvambazewszystkim,cobyło
tammiłeiniemiłe,zblakłaistałasięzczasemtylkodrogimwspomnieniem.Lorazdawałasobiesprawę,
że jako właścicielka Gorin zajmuje znacznie bardziej odpowiedzialną pozycję i że czeka ją wiele po-
ważnych obowiązków; wiedziała też, że pomyślność wielu ludzi zależy w dużej mierze od niej i od
Richarda, o czym nie wolno im było ani na chwilę zapominać. Im więcej jednak miała pracy i
obowiązków,tymbardziejczułasięzadowolonaiwolna.Zradościąstwierdziłateż,żejejmążdopiero
tuznalazłsięnawła-

ściwym stanowisku, a jego praca i działalność przynosiły dobroczynne skutki o wiele większej liczbie
ludziniżwOvambie.

Minęły już prawie trzy tygodnie, kiedy pewnego dnia przed dwór w Gorin zajechało auto, a po chwili
służący przyniósł kartę wizytową. Lora przesunęła po niej wzrokiem i serce zabiło jej mocno.
Niepewnym gestem podała mężowi wizytówkę zapowiadającą przybycie państwa Frankensteinów.
Richardspojrzałinachmurzyłsię.

—Niemamzamiaruichprzyjąć—powiedziałcichozewzględunasłużą-

cegoczekającegoprzydrzwiach.—PanFrankensteinmógłbyjeszczeusłyszećodemnieparęprzykrych
słów,anaspotkaniezpaniąHildąniemamżadnejochoty.

Loraspojrzałanamężaniespokojnie.

—Boiszsięspotkaniaznią?—spytałarówniecicho,takżebysłużącyjejnieusłyszał.

Richardzuśmiechempotrząsnąłgłową.

TLR

—Nie,niebojęsię,aleabsolutnieniemamochotyjejwidzieć.

—Przyjmijmyichjednak,Richardzie.PlotkujesięnietylkowAfrycePo-

łudniowo-Zachodniej.Miastobędzietrzęsłosięodplotek,jeślizrobimyimafront.

— No, dobrze! — zgodził się Richard i zwróciwszy się w stronę służącego, dodał głośno: — Proszę
wprowadzićtychpaństwadosaloniku.

Frankensteinowieznaleźlisięwtymsamympokoju,wktórymErnstwyznał

kiedyś Heinrichowi Sundheimowi swoje przewinienia. Teraz więc rozejrzał się wokół z niemiłym
uczuciem i nagle obleciał go strach. Richard mógł przecież oskarżyć go w obecności Hildy o dawne
sprawy.AlepotempomyślałoLorze.

Nie, Lora nie dopuści do tego, żeby Hilda dowiedziała się czegokolwiek. Mimo to nie czuł się dobrze
przeztychkilkaminut,kiedywrazzżonączekałnaSundheimów.Postanowiłchwycićbykazarogiinie
dopuścićdotego,żebyRichardcokolwiekzdradziłHildzie.

Richard i Lora weszli do saloniku. Hilda była zdumiona, gdyż Lora bardzo zmieniła się na korzyść —

background image

szczęście dodało jej urody. Wyglądała bardzo wy-twornie w popielatej sukni z matowego jedwabiu, z
długimi rękawami i zapiętej aż pod szyję. Lora prezentowała się niezwykle miło i czarująco w tej
prostej,amimotoeleganckiejsukni.DziśmogłazpowodzeniemwytrzymaćporównaniezHildą;dziśjuż
Hildanieprzyćmiewałajejinieusuwaławcień.IoileLorazmieniłasięnakorzyść,otyleHilda—
przeciwnie. Wiecznie złe humory, porywczość i niezadowolenie z życia mimo bogactwa odbiły sie
bardzoniekorzyst-nienajejurodzie.

Na tę wizytę Hilda włożyła szczególnie efektowną toaletę mającą podkreślić jej urodę i ukazać ją w
najkorzystniejszym świetle. Hilda postanowiła bowiem za wszelką cenę zawładnąć Richardem i
odstręczyćgoodLory.Itobyłoterazjejnajgorętszympragnieniem.

Ale już przy pierwszym zalotnym spojrzeniu mu w oczy, które patrzyły na nią zimno i — co gorsza —
szyderczo,poczuła,żetęgręprzegrała,zanimjeszczejązaczęła.

ZobłudnąserdecznościąpodeszłazatemdoLoryiobjęłają.

—Kochana,kochanaLoro!Jestemtakaszczęśliwa,żewróciłaś.BardzomiTLR

ciebie brakowało i szczerze bolałam nad tym, że rozstałyśmy się po małej sprzeczce. Zapomnij o tym,
Loro, tak jak ja już zapomniałam. Powinnyśmy teraz dużo przebywać razem; musicie oboje często nas
odwiedzać.

Lora zniosła cierpliwie tę fałszywą serdeczność, ale nie była w stanie odpowiedzieć jej prawdziwą
życzliwościąwiedząc,żestosunkimiędzyniąaHildązawszebędąpowierzchowne.

TymczasemFrankensteinpodszedłdoRichardaizproszącymspojrzeniemwyciągnąłdoniegorękę.

—Chciałbym,jeślipanpozwoli,drogiszwagrze,złożyćserdecznegratula-cjezpowoduodziedziczenia
Gorin.Bógmiświadkiem,żeniemaczłowieka,którybytaksięztegocieszyłjakja.

W słowach tych zabrzmiało tyle prawdziwego przekonania i tak wyraźna prośba o przebaczenie, że
Richarda opuściły gniew i uraza. Uśmiechnął się, po-dał Frankensteinowi rękę i zamienił z nim parę
słów,nieporuszając,kujegoogromnejuldze,przeszłości.TakżeLorapodeszładoniegozuśmiechem,a
wkońcurównieżRichardmusiałprzywitaćsięzHildą,którarazjeszczespróbowa-

łaoczarowaćgospojrzeniem.NatrafiłajednaknatakironicznywyrazoczuRicharda,żeciarkiprzeszły
jejpoplecach.Podałamurękę,onzaśpochyliłsięwukłonie,alenienatyległębokim,żebyucałowaćjej
dłoń.

— Serdecznie witam pana w ojczyźnie, szwagrze — powiedziała, zbierając wszystkie siły i próbując
uśmiechu,któryprześliznąłsięponimbezwrażenia.

—Tomiłezpanistrony,szwagierko.Cieszęsię,żewidzępaniązdrowąizadowoloną—odparłRichard
tak spokojnie i chłodno, że Hilda straciła resztki nadziei na przykucie go do swego zwycięskiego
rydwanu.

FrankensteinzwróciłsiędoLory:

—Czygniewaszsięjeszczenamnie?

background image

Lorazaprzeczyłaruchemgłowyiuśmiechnęłasię.

—Jaksięmiewawaszsynek,Ernst?

TwarzFrankensteinarozjaśniłasięojcowskądumą.

— Ach, Loro! Zobaczysz sama, jaki to wspaniały chłopak. Jest ruchliwy jak łasiczka i zawsze
rozbawiony;JaknawymaganiaHildy,zbytrozbawiony.OnaTLR

dostaje teraz napadów nerwowych, kiedy mały bryka. Mnie to nie przeszkadza, bo uważam, że
rozbrykanedziecisązdrowe.Samnigdynienależałemdospo-kojnych,amałyjestipodtymwzględem
moimodbiciem.Przyjdźdonaskoniecznie,Loro,zobaczyćgo.

—Dobrze,Ernst,przyjdę.

Lora rzuciła okiem w stronę męża i niemal przeraziła się, widząc jego lodo-wate, ironiczne spojrzenie
skierowanenaHildę.Wjegooczachmożnabyłowyczytaćbeznamiętnąniechęć,choćprowadzilijedynie
zdawkowąwymianęzdańnatematAfrykiPołudniowo-Zachodniej.Pochwilirozmowazrobiłasięogólna
iLorazapytałaHildęozdrowiejejmatki,coHildaskwitowałalekkimszyder-stwem:

—Mamaniemyślioniczyminnyminicjejnieinteresujepozapokojemdziecinnym.Wprostubóstwia
swegownuka.

Wtychsłowachbyłotylezimnejniechęcidowłasnegodziecka,żeRichardwduchudziękowałBogui
FrankensteinowizaocaleniegoprzedmałżeństwemzHildą.

Frankensteinroześmiałsięnaswójdobroduszny,hałaśliwysposób.

—Naszababuniajestzakochanawswoimwnukuniemaltaksamojakja,atomówisamozasiebie.

— Oboje rozpieszczacie go do granic ostateczności — powiedziała Hilda takim tonem, jakby chciała
podkreślić,żenierozumie,jakmożnarozpieszczaćtakiedziecko.

—Myślę,żewaszsynekjestbardzomiłym,zabawnymchłopcem.Przyjdęgowkrótcezobaczyć.Muszę
przecieżtakżeodwiedzićmamę—zauważyłaLo-ra.

Rozmowa toczyła się jeszcze mniej więcej kwadrans. Hilda przez cały ten czas usiłowała zajrzeć w
zimne oczy Richarda, które jej nie miały nic do powiedzenia, natomiast spoglądały ciągle ku Lorze z
wyrazembezgranicznejmiłości.

W Hildzie wszystko się gotowało z wściekłości. W jej sercu narastała nienawiść do Lory, ale
towarzyszyło temu poczucie bezsilności, świadomość, że nawet nie może tej nienawiści okazać.
SzczęścieLorybyłotakwidoczneitakniewzruszo-ne,żezamącićgoniebyławstanie.

TLR

Z przeświadczeniem, że przegrała ostatnią bitwę, wsiadła do auta. Przez całą drogę do domu milczała
wciśnięta w kąt samochodu, przygryzając wargi, żeby nie wybuchnąć płaczem. Musiała przy tym
wysłuchiwać zachwytów męża, który rozwodził się nad tym, jak bardzo Lora zmieniła się na korzyść,

background image

jakazrobiłasięzniejczarująca,pięknapani,atakżejakimsympatycznymchłopemokazałsięRichardi
jakajestznichobojgadobrana,szczęśliwapara.

— Oni są ze sobą tak szczęśliwi, jak my, słodziutka — podsumował Frankenstein obejmując Hildę
ramieniem.

Hilda poddała się temu, ale nie powiedziała ani słowa, wiedząc, że straci pa-nowanie nad sobą, jeśli
tylkootworzyusta.Czułasięwtejchwilinajnieszczę-

śliwsząkobietąnaświecie—cierpiącąbezjakiejkolwiekwłasnejwiny.NaturytakiejakHildaniesą
nigdyszczęśliweizadowolone.

KiedySundheimowiezostalisami,Richardobjąłżonęispojrzałgłębokowjejpiękne,poważneoczy.

— Ach, Loro! Chyba byłem ślepy i głuchy, kiedy zakochałem się w twojej przyrodniej siostrze. Nie
mogłemdziśdoszukaćsięwniejniczegopięknego,ajejprzenikliwygłosrobiłmiwręczprzykrość.O,
Boże!Oileżjesteśodniejmilszaibardziejpociągająca!OsobaHildyniemożecięjużniepokoić;onaci
wniczymniezagraża.Żadnaniemożemiciebiezastąpićiżadnasiędociebienieumywa.Oilebardziej
dystyngowaniewyglądaszwporównaniuzHildą!Jestwniejniewątpliwiecośprostackiego,czegoalbo
przedtem nie zauważałem, albo czego nabyła dopiero jako żona Frankensteina. Najmilsza, chcę tylko
ciebie!

Ucałowałjągorąco,aLorapozbyłasięnazawszewszelkichobaw.Jejszczęściebyłopewneitrwałe—
wierzyławtoterazmocniejniżkiedykolwiek.

Przepełniłojąuczuciegorącejwdzięcznościdolosu.

— Mój jedyny, byłabym do głębi nieszczęśliwa, gdyby Hilda jeszcze coś dla ciebie znaczyła. Chwała
Bogu,żetakniejest.Teraz...teraznieumiałabymstanąćnauboczuiwmilczeniuzrezygnowaćzciebie.

Pogładziłzczułościąjejwłosy.

— Chyba nie myślałaś poważnie, że mógłbym wyrzec się ciebie choćby tylko w myślach? Musiałbym
wtedywykreślićzmojegożyciawszystkoto,coTLR

było w Ovambie! Moje złote, słodkie, kochane stworzenie! Kocham cię z całego serca i z całej duszy.
Nigdyżadnejkobietyniemógłbymkochaćtakjakciebie!

Loraspojrzałananiegorozjaśnionymioczami.

Szczęście, o które oboje tak ciężko walczyli, pozostało im wierne. Nadal mieli dużo pracy, ale to ich
tylko cieszyło. Nad biurkiem Richarda wisiała opra-wiona w proste ramy wyhaftowana przez Lorę
dewiza:Naprzekórzłymmocom

—wytrwać!

Wręczającmężowitenpodarunek,Lorapowiedziałazuśmiechem:

— Wprawdzie wieszanie takich sentencji dowodzi złego gustu, ale dla nas była ona ważna. Dlatego

background image

powinieneśmiećjąstaleprzedoczami.Niechciprzypomina,ileczłowiekmożezdziałać,jeśliszczerze
tegopragnie.

— I jeśli ma przy sobie takiego wspaniałego towarzysza życia jak ty. O tym nie wolno zapominać! —
odparłRichardSundheim,biorącżonęwobjęciaiob-sypującjągorącymipocałunkami.

TLR

background image

DocumentOutline

background image

TableofContents

Rozpocznij


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jadwiga Courths Mahler Cierniowy szlak
Jadwiga Courths Mahler Trzy miłości Martiny
Córka szulera Jadwiga Courths Mahler 2
Jadwiga Courths Mahler Zachowaj w sercu
Jadwiga Courths Mahler Dzieci szczescia
Courths Mahler Jadwiga Tajemnica rubinowego pierścienia (Zbrodnia na zamku Truenfelds)(Gryzelda)
Courths Mahler Jadwiga Wojenna zona
Courths Mahler Jadwiga Dzieci szczęścia
Courths Mahler Jadwiga Gdyby życzenia zabijały
Courths Mahler Jadwiga I będę ci wierna aż do śmierci
Courths Mahler Jadwiga Zagadka w jej życiu
Courths Mahler Jadwiga Odzyskany Klejnot
Courths Mahler Jadwiga Sprzedane dusze
Courths Mahler Jadwiga Zareczynowy naszyjnik
Courths Mahler Jadwiga Zakładniczka

więcej podobnych podstron