Śmierć wizjonera. Jak Raspail przewidział
upadek Europy
W wieku 94 lat, kilka dni przed swoimi kolejnymi urodzinami, zmarł
w Paryżu Jean Raspail; pisarz, podróżnik i... prorok. Sławę
przyniosła mu przede wszystkim powieść „Obóz świętych”, w której
wieszczył zniszczenie zachodniej cywilizacji poprzez masową
imigrację. Książka ukazała się w 1973 roku.
– „Obóz świętych" pisałem w latach 1971-1972 w Boulouris, w
wypożyczonej mi wielkiej willi pochodzącej z końca XIX wieku,
nazywanej „Zamkiem”. Z okna biblioteki, gdzie
pracowałem, rozpościerał się widok na piękną, ogromną plażę.
Pewnego ranka, patrząc przez okno, zadałem sobie pytanie: a jeśli oni
przybędą? – mówił w wywiadzie udzielonym red. Franciszkowi L.
Ćwikowi w 2011 roku. – Nie wiedziałem, kim mają być ci „oni”, ale
wydawało mi się czymś oczywistym, że będą to biedni ludzie z
Południa, którzy pewnego dnia ruszą w drogę ku bogatym brzegom –
otwartym granicom naszych państw. Tak to się zaczęło – wspominał.
Pisarz zmarł w paryskim szpitalu Henry Dunant , gdzie był leczony od
grudnia 2019 roku. Ze względu na pandemię koronawirusa, rodzina
mogła go odwiedzać dopiero od niedawna. Syn pisarza Quentin
poinformował, że Jean przyjął ostatnie sakramenty i zmarł w
otoczeniu bliskich.
Raspail był głęboko wierzącym, tradycyjnym katolikiem, rojalistą,
konserwatystą, ale też wymykał się politycznym kalkom i
klasyfikacjom. Wpływ jego pióra, a właściwie częściej ołówka, którym
zaczynał pisać swoje książki, jest zauważalny nie tylko we Francji. Do
grona jego czytelników należeli przykładowo: prezydent USA Ronald
Reagan, teoretyk „zderzenia cywilizacji” Samuel Huntington czy były
doradca Donalda Trumpa, Steve Bannon.
Francuskie media o pisarzu
Dziennik „Le Figaro” wspominał go jako pisarza, odkrywcę i
poszukiwacza przygód: „(...) odcisnął ślad w literaturze francuskiej XX
wieku. Zanim stał się eksploratorem słów, podróżował przez nieznane
zakątki. Gęste wąsy, krzaczaste brwi, wyostrzone rysy twarzy. Jean
Raspail był uparty i dumny. Przyjmował swymi ciemnoniebieskimi
oczami swoją wiarę katolicką i przywiązanie do monarchii.
Rojalistyczny ekolog, utopista, poszukiwacz przygód i romantyk”.
Publicysta gazety Ivan Rioufol napisał: „Raspail nie żyje, Francja nie
może oddychać”, czyniąc w ten sposób aluzję do
„antyrasistowskiego” hasła „Nie mogę oddychać”, według słów
wypowiedzianych przez zmarłego w USA Murzyna George'a Floyda,
nowego „świętego” lewicy. Śmierć Raspaila w momencie rozbudzenia
konfliktów rasowych przybiera znamiona kolejnego symbolu.
Tygodnik „Le Point” napisał o nim: „przez niektórych podziwiany,
przez innych potępiany, pisarz, który ogłosił się konsulem generalnym
Patagonii i swoim „rojalizmem”, jako „wolny człowiek, który nigdy nie
był podporządkowany żadnej partii, bronił się przed zaliczeniem do
skrajnej prawicy”. Tygodnik jednak dodał, że twórca był
„ultrareakcyjny” oraz „przywiązany do idei tożsamości i terytorium
ojczystego”, a przy tym był przeciwnikiem tzw. metyzacji
społeczeństwa.
„Le Monde” podał komunikat o śmierci Raspaila za AFP i dodał, że
jego słowa były „przywoływane przez media nacjonalistyczne”.
„Liberation” nazwał śmierć Jeana Raspaila, odejściem „proroka
wielkiej podmiany”. Chodzi o teorię „wymiany społeczeństwa” na
nowy, bardziej plastyczny konglomerat ludzi, dzięki popieraniu
imigracji. Dla tej lewicowej gazety Raspail to „kultowy pisarz skrajnej
prawicy”. „Dla wielu jego wielbicieli, śmierć pisarza w czasie czarnej
rewolty na świecie to przerażający znak czasów” – dodali autorzy
dziennika.
Prawicowy tygodnik „Valeurs Actuelles” napisał, że Raspail to „pisarz i
poszukiwacz przygód, katolik i monarchista, który stworzył wyjątkowy
wszechświat literacki. Schronił się w nim, by uciec z tego świata, który
biegnie do zagłady”. „Większość swojego życia spędził na
wędrówkach z kontynentu na kontynent i po stuleciach historii”.
„Raspail nie rozpoznawał bowiem już Francji, której naród
przekształcił się w bezkształtną masę”. Niejako sam się
„naturalizował” w fikcyjnym kraju, który był monarchią, co stanowi
echo jego osobistej nominacji na „konsula Patagonii”.
Na naszym podwórku stacja TVP Info przywołała słowa Zmarłego:
– Mój ojciec zawsze bronił sprawy polskiej, w domu często opowiadał
o Polsce. Dla mnie podziw dla Polaków jest więc sprawą niemal
organiczną. Podziwiam Polaków tak mocno, jak żarliwie modlę się do
Maryi Dziewicy. To część mnie samego. Polacy są moją rodziną, choć
nie w sensie pokrewieństwa, stanowią część mojej wewnętrznej
rodziny. To naród uczciwych ludzi.
Kariera pisarska
Jego pierwsza książka to De Terre de feu-Alaska, napisana w 1952
roku. Rok wcześniej przemierzył całą Amerykę samochodem. We
wspomnianej rozmowie z Franciszkiem Ćwikiem mówił: – Miałem 19
lat kiedy skończyła się druga wojna światowa. Przez 6 lat jej trwania
nie można było nigdzie wyjechać. Byłem też bardzo złym uczniem:
zdolnym, ale z kiepskimi ocenami. Nie chciałem iść na uniwersytet, to
mnie nie pociągało. W latach 1946-1947 napisałem książkę, uważając
się za pisarza. Okazało się, że była zła i żaden paryski wydawca nie
chciał jej wydrukować, mimo usilnych starań mojego ojca, mającego
przyjaciół wśród członków Akademii Francuskiej. Przekonywali mnie,
że do pisania się nie nadaję. Powiedziałem sobie wtedy: trudno, nie
jestem pisarzem, w końcu niby dlaczego muszę nim być?
Postanowiłem podróżować. W czasie pierwszej z wypraw, w roku
1949, wraz z moimi przyjaciółmi przepłynęliśmy kajakami z Quebecu
do Nowego Orleanu trasą, którą w XVIII wieku pokonywali francuscy
imigranci. Tak to się zaczęło, ale nie wiedziałem, co z tego wyniknie.
(...). Potem była kolejna podróż, również w trudnych warunkach: na
Alaskę w latach 1951–1952. Pisałem coraz więcej reportaży, które
pozwalały mi na samodzielne utrzymanie. Uświadomiłem sobie, że
mogę jednak pisać; może nie powieści, ale przynajmniej reportaże.
Napisałem też cztery książki z moich podróży i powróciłem do
powieści (…). Tak naprawdę zacząłem pisać w 1970 roku.
Chodzi oczywiście o „Obóz świętych”. Po wydaniu tego dzieła Raspail
napisał jeszcze dwadzieścia książek. Zdobył główną nagrodę Akademii
Francuskiej w 1981 r. za Moi, Antoine de Tounens, roi de Patagonie
(„Ja, Antoni de Tounens, król Patagonii”), a w 2003 uhonorowano go
nagrodą za całokształt twórczości. W 2000 r. zabrakło mu dziewięciu
głosów, aby dołączył do członków Akademii. Był zbyt „prawicowy”.
Monarchista
Jean Raspail mówił, że stał się monarchistą dzięki ojcu. Jako
zwolennika idei rojalistycznej uznał się jednak już jako dojrzały, 40-
letni człowiek. Wyraził to tak: – Rojalizm wypełnił we mnie wielką
pustkę. Zastąpił z narastającą we mnie niechęcią do sposobu, w jaki
Francja była rządzona.
Pisarz był zwolennikiem idei monarchistycznej, a nie konkretnego
dworu i króla. Realistycznie twierdził, że współczesne Królestwo
Francji przypominałoby zapewne współczesne monarchie
europejskie. – Król to dziedziczenie tronu, obecność Boga we władzy,
sens historii, los narodu ucieleśniony przez władcę, który wymyka się
kaprysom powszechnego głosowania. Obecnie ta idea jest czymś
obcym dla 99,5 procenta moich rodaków. Francja jest najbardziej
zlaicyzowanym krajem europejskim. Nie ma Boga, nie ma króla! –
opisywał.
Był monarchistą utopijnym, ale nie przeszkadzało to stanięciu przezeń
na czele komitetu, który zorganizował 21 stycznia 1993 roku obchody
200. rocznicy zamordowania Ludwika XVI na Place de la Concorde.
Kontrrewolucyjne wydarzenie nie wzbudziło zainteresowania władz.
Jednak gościem tych uroczystości był np. ambasador Stanów
Zjednoczonych Walter Curley.
Po latach pisarz wspominał, że „nawet w dwusetną rocznicę śmierci
Ludwika XVI, 21 stycznia 1993 roku żadna z ważnych osobistości
Republiki nie zabrała głosu i nie pofatygowała się odwiedzić
grobowca Ludwika XVI. Jedynym, który na swój sposób jakoś uczcił
monarchę był François Mitterrand, który zezwolił na wiec, który
zorganizowałem na Place de la Concorde”. Trzeba tu dodać, że
wcześniej takie demonstracje były we Francji po prostu zakazane.
Nie było dla niego miejsca w świecie „postępu”
Jean Raspail był realistycznym rojalistą. Przemiany zachodzące w
ojczyźnie uświadomiły mu, że świat wartości został utracony. Zresztą
ten nowy świat upomniał się kilkukrotnie o pisarza. W 2004 r. Raspail
opublikował w „Le Figaro” artykuł zatytułowany „Ojczyzna zdradzona
przez Republikę”. Krytykował w nim politykę imigracyjną Francji.
Został wówczas pozwany przez stowarzyszenie „antyrasistowskie”
LICRA za „prowokowanie nienawiści rasowej”. Sąd oskarżenie oddalił.
Pisarz wieszczył wówczas, że „trwa ostateczna wymiana społeczna”.
Rdzenni Francuzi „będą liczyli tylko połowę, i to najstarszej populacji
kraju, a resztę uzupełnią Afrykanie, przybysze z Maghrebu, czy Azjaci
(. ..), z silną dominacją islamu, w tym dżihadystów”.
„Przewrót demograficzny” w jego ocenie miał nastąpić w latach 2045-
2050, ale wydarzenia mocno tu przyspieszyły. Starzejąca się Europa i
demografia dopełnią reszty. Pisarz uważał, że tej tendencji nie uda się
już odwrócić, a konsekwencje prowadzą do upadku naszej cywilizacji.
Pesymizm i katastrofizm Raspaila przypomina poniekąd wizje
polskiego uczonego, prof. Mariana Zdziechowskiego. Rektor
Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie dostrzegł konsekwencje
nadciągających z Rosji i Niemiec totalitaryzmów, Raspail był
„prorokiem” konsekwencji „miękkiego neototalizmu politycznej
poprawności” oraz niszczenia narodów Europy.
To z tego powodu przyklejano mu łatkę rasisty. Sam Raspail oskarżał
elity o „uległość” na długo przed Michelem Houellebecqiem: „W
obliczu hałastry medialnej, artystycznej, uniwersyteckiej, literackiej,
prawniczej, naukowej, nauczycielskiej, stowarzyszeniowej ludzie boją
się być skazani na śmierć cywilną, bo mają jako przeciwnika groźną
falangę wyrosłą na naszym własnym narodzie i zaangażowaną
dobrowolnie w służbie Wielkiego Innego” – diagnozował.
„Wielki Inny”
Orwellowski „Wielki Brat”, który tropi „myślozbrodnie”, jest obecny i
u Raspaila: „On was widzi, kontroluje. Dysponuje wszędzie tysiącami
głosów, oczu i uszu. Wkrada się do sumień”. Opanowuje idee
dobroczynności, zasiewa wątpliwości u najbardziej prostolinijnych.
Hipnotyzuje naród, znieczula go, wszystko tłumaczy…”.
Pisarz przypominał słowa ministra ds. imigracji i integracji Erica
Bessona z 2010 roku: „Francja
to nie naród, nie język, nie terytorium, nie religia – to konglomerat
ludzi, którzy chcą żyć razem. Nie ma rdzennych Francuzów, jest tylko
jedna Francja pomieszanych ras”. Z kolei socjalistyczny minister
oświaty Claude Allégre twierdził, że „wyrażenie rdzenni Francuzi nic
nie oznacza”. Raspail podkreślał, że nikt nie zdobył się wówczas na
„żadną polemikę z tymi obłędnymi tezami”.
Już w powieści „Obóz świętych” opisywał kolejne zdrady elit
moralnych, intelektualnych, politycznych i wojskowych. Od tego
czasu było tylko gorzej. Dzisiaj książka zostałaby pewnie
ocenzurowana lub zmarginalizowana. Sam Raspail na pytanie, czy
„Obóz świętych” mógłby się ukazać obecnie, odpowiadał: „Nie, bo w
czasie ostatnich czterdziestu lat uchwalono kilka ustaw znacznie
ograniczających wolność słowa: Wielki Inny zrobił swoje”.
W ostatnich wydaniach tej książki we Francji pojawiło się zastrzeżenie
wydawcy, „że nie podziela poglądów autora”. Raspail zadał sobie
trud, aby na końcu książki zamieścić listę 87 jej fragmentów, za które,
według obecnych przepisów prawnych, można by go podać do sądu.
Ostatni wywiad – testament
Rozmowa Anne-Laure Debaecker z pisarzem w tygodniku „Valeurs
Actuelles” to chyba ostatni duży wywiad, jakiego udzielił Raspail.
Dlatego można go potraktować jako rodzaj testamentu pisarza.
Wrócił tam do tematu monarchizmu. Padło pytanie, czy „cnoty
królewskie” byłyby rozwiązaniem stagnacji, która ogarnęła obecnie
Francję? Chodziło o książkę „Umarł Król, niech żyje król”, w której
Raspail stawiał tezę, że republika rozbiła rodzinę, zniszczyła pojęcia:
ojca, honoru, autorytetu, a nawet zakwestionowała historię i jej
ciągłość.
Jean Raspail odpowiedział, że to tylko powody, dla których nie lubi
Republiki, ale to nie one są tu najważniejsze. Główny zarzut dotyczy
bowiem „nieprawego pochodzenia” Republiki, która ma na rękach
krew rodziny królewskiej. Autor „Obozu świętych” doradzał wizytę w
nekropolii królów, w bazylice Saint-Denis. Puste i zniszczone
kamienne pozostałości sarkofagów mówią tam wszystko. To
Republika w październiku 1793 roku zbezcześciła te groby,
sprofanowała królewskie szczątki i wrzuciła je do masowego grobu,
jak śmieci. Był to symboliczny pogrzeb wielkiej przeszłości Francji, od
króla Dagoberta I, po Burbonów.
Raspail mówił, że nie będzie służył Republice, której tego typu
okropności były aktem założycielskim. – Nie sądzę, aby przy takiej
przeszłości i na takich podstawach Republika mogła być źródłem
szczęścia – dodawał. Dla niego narodowa zgoda jest iluzją.
Mówił też o „obumieraniu duszy Francuzów, które wynika ze
stopniowego zanikania sacrum w życiu prawie całej populacji”. – Bez
Boga nie ma rojalizmu, chociaż ta idea oznacza ciągłość: od czasów
Hugo Kapeta, a nawet wcześniej, wartości te były przekazywane przez
rodzinę i zawierane małżeństwa. Nie tylko przekazywano królewskie
obowiązki, do których następcy byli wychowywani od dzieciństwa, ale
można również przypuszczać, że towarzyszyła im pewna Boża łaska
(…). Władcy byli suwerenami przygotowanymi do swojej roli od
najmłodszych lat, trochę pomagali niebiosom w pracach na rzecz
wspólnego dobra Francji. Nie służyli różnym interesom przez pięć czy
siedem lat. Poza tym król nie musiał mieć programu, ponieważ sam
nie rządził, a jedynie dawał pewne wskazówki. (…) Kiedy będziemy
mieli króla Francji, wtedy znowu zostanę stuprocentowym
Francuzem! – stwierdził z żalem.
Nawiązując do sytuacji współczesnej, dodał: – Król ucieleśnia kraj, a
my mamy przywódców, którzy w ogóle niczego nie ucieleśniają… Nie
bawię się w politykę, ale myślę, że tylko król może przynieść
rozwiązanie, dać nadzieję na rozwiązanie problemów naszych czasów.
Idea rojalistyczna zbudowała wspaniały kręgosłup naszego kraju i
musi zostać przywrócona. Chociaż prezydenci w pewien sposób
przejmują zachowania i ceremoniały niemal królewskie, to jednak
„laicki król nie może istnieć”.
Nie ma jednak wątpliwości, że bez religii żadnego powrotu królestwa
nie będzie. Idea rojalistyczna jest nierozerwalnie związana z religią
chrześcijańską i jej wartościami. Towarzyszą jej pewne wartości
transcendentalne. Dlatego bardzo trudno przywrócić królestwo
Francji, kiedy jej obywatele przestają być chrześcijanami – konstatuje
pisarz. Pozostaje więc pozycja obserwatora: – Jestem buntownikiem,
który się nie buntuje. Nie nienawidzę Francuzów, ale nie czuję
solidarności z obecnymi modami i obyczajami, z postępem, który
chcemy rozwijać w nieskończoność. Wolę sytuować się na marginesie,
jako obserwator.
Jest i konserwatywna tęsknota za przeszłością: – Społeczeństwo
naszych rodziców było znacznie zdrowsze niż to dzisiejsze. Jest pewne,
że maj 1968 roku wyrządził ogromne szkody francuskiemu
społeczeństwu. Była to jedna z tych histerycznych epidemii w Paryżu,
która oszpeciła stolicę i zatruła Francję. Od rewolucji francuskiej do
Maja '68, Paryż wyrządził krajowi wiele szkód i dlatego nie głosuję w
wyborach lokalnych – wyznał.
W wywiadzie padło też pytanie o możliwość insurekcji w obliczu
narzucania nowego ładu „postępowego świata”. Autor „Obozu
świętych” pozostał konserwatystą: – Nie wzywam do rewolucji,
protestu, który przybiera brutalne formy. Możemy zmienić
społeczeństwo tylko wtedy, gdy istnieje wola zmiany, którą możemy
oszacować jako powstanie ducha. Wewnętrzny bunt, który prowadzi
do protestu przeciwko temu, co atakuje nasze wartości –
dopowiedział Raspail. – Serce i dusza buntują się, a ‘La Manif pour
tous’ jest ilustracją tego nowego powstania. Przypomnijmy, że ruch
„Manifa dla wszystkich” to odpowiedź społeczna na narzucanie
Francuzom homoseksualnych pseudoślubów i degradację idei
rodziny.
Co dalej?
Raspail widział dwa scenariusze przyszłości dla Francji: – Być może
będzie mogła funkcjonować w sytuacji demograficznej mniejszości
rdzennych Francuzów, którzy odseparują się od imigracyjnej, obcej
większości. Będziemy mieli do czynienia z komunitaryzmem
(gettoizacją). Powstaje tylko pytanie, czy to będzie jeszcze Francja. Ja
w każdym razie nie chciałbym w niej mieszkać. Zresztą już teraz
obserwuje się zjawisko uciekania Francuzów z dzielnic
opanowywanych przez imigrantów.
Druga możliwość: postęp przestanie funkcjonować. Powstanie rodzaj
oporu rdzennych mieszkańców Europy wobec imigrantów, walka (nie
wiem, w jaki sposób) o ich prawa, obronę korzeni, religii, tradycji. Od
pewnego czasu przestałem być pesymistą, bo mniejszość katolicka
się mobilizuje. Liczba wiernych nie spada, a wręcz odwrotnie –
zwiększa się. Młodzi księża są wprawdzie nieliczni, ale bardzo
zmotywowani w swojej misji. Tak jak w średniowieczu w klasztorach
czuwają zakonnicy, modlą się i mają coraz więcej powołań. Jeżeli
wierzy się w łaskę Bożą, wzajemność wstawiennictwa w obcowaniu
świętych, to można stwierdzić, że chrześcijaństwo we Francji
przeżywa świt swojego odrodzenia. Raspail optymistycznie dodawał:
korzenie chrześcijańskie Europy, których zapisu w preambule
konstytucji unijnej odmówił Jacques Chirac, nie są jeszcze wytępione.
Ta nuta optymizmu w wypowiedziach pisarza była nowym
elementem. Wcześniej skłaniał się raczej ku „wewnętrznej
emigracji”. Dostrzegł więc w końcu nadzieję na zmianę przyszłości.
Trzeba jednak pamiętać o wcześniejszej wizji pisarza, wizji
„prawdziwej Francji”, zamkniętej w pewnym rodzaju bogatych gett.
Grupy takie miałyby korzystać z ekskluzywnego wychowania dzieci w
prywatnych szkołach, być wierne tradycjom i wierze, ale w swoim
kraju byłyby już mniejszością. Raspail dodawał, że oparta m.in. na
znacznej niezależności majątkowe egzystencja takiej „alternatywnej
Francji” nie byłaby zagrożona. No chyba, że w końcu władzy przyjdzie
do głowy tychże majątków… nacjonalizacja. Historyczna Francja
wtedy umrze. Jednak dopóki kraj ten wydaje takich pisarzy jak
Raspail, nawet z pesymizmu można czerpać nadzieję.
Źródło: VA / Radio Maryja
Bogdan Dobosz