Ostrowska Ewa Ksiezniczka i wszy

background image

Ewa Ostrowska

Księżniczka i wszy

Wydawnictwo Skrzat Kraków 2010

Copyright © by Skrzat Kraków 2010

Redakcja: Małgorzata Klich Korekta: Joanna Skóra

Opracowanie graficzne: Agnieszka Kłos

ISBN: 978-83-7437-532-0

Księgarnia Wydawnictwo Skrzat

Stanisław Porębski 31-202 Kraków, ul. Prądnicka 77 Tel. (12)414 28 51 wydawnictwo@skrzat.com.pl

Odwiedź naszą księgarnię internetową: www.skrzat.com.pl

Pani Janosik przyszła na lekcję w nowej kiecce i nowych szpilkach.

- Wygląda bosko - pomyślała Joasia. - Jedyna nauczycielka w tej koszmarnej budzie, którą da się lubić.
I szanować. Jedyna pod każdym względem: młoda, ubrana jak z żurnala. Bo cała reszta to po prostu
straszne babska, zaondulowane w baranek, z łapskami jak cepy! Tylko pani Janosik ma normalne
dłonie, zadbane, gładkie, białe, a paznokcie pomalowane delikatnym lakierem. No, ale pani Janosik
nie babrze się w ziemi, nie trzyma krów ani świń, ani nawet kur. Po niej w ogóle nie widać, że mieszka
na wsi i uczy w wiejskiej podstawówce.

Joasia ponownie zlustrowała kreację wychowawczyni. Bez zarzutu. Idealna. Z górnej półki. Musiała
sporo kosztować.

5

-

Mój Boże - westchnęła ze współczuciem. -Dlaczego ktoś taki, jak pani Janosik, godzi się na

wsiowe życie? Nie ucieknie stąd do wielkiego miasta? I po co jej ta nowa kiecka, szpilki? Dla kogo?

-

Hej, młodzi! Macie szczęście. Zamiast zapowiedzianego sprawdzianu będzie przegląd -

oznajmiła wychowawczyni, która stała przy biurku z pielęgniarką Anką Pazur. - Chłopaki! Wy na razie
w tył zwrot i za drzwi marsz! Pani woźna wyda wam worki na śmieci. Nim pani Ania sprawdzi

background image

dziewczyny, zajmiecie się oczyszczeniem szkolnych trawników. Mietek! Drabina zamknięta, więc tym
razem nie kombinuj.

Przez klasę przeleciał szmerek tłumionych chichotów. Jesienią, również podczas przeglądu, pani
Janosik wygoniła chłopaków na podwórze. Pielęgniarka, Anka Pazur, badała właśnie stan higieny
pleców Jadźki Kalisiak, gdy nagle Jadźka pisnęła dziko: „Jezu kochany, ale świnia!" i dała nura pod
stolik nauczycielski. Dziewczyny też się dziko rozpiszczały, ponieważ wyglądało na to, że Jadźka
zwyczajnie zwariowała, widząc świnię w klasie. Pani Janosik z Anką rzuciły się nieszczęsnej na

6

pomoc, usiłując ją wyciągnąć spod stolika, jednak Jadźka wyła: „Świnia! Tam! Tam! W oknie!".

Świnia w oknie? Naprawdę, Jadźka wymagała natychmiastowej pomocy lekarskiej! Najpierw świnia w
klasie, potem w oknie pierwszego piętra?

Raptem - taki łomot, jakby się ściana szczytowa zawaliła!

A pomoc lekarska okazała się niezbędna i natychmiastowa, ale nie dla Jadźki, a dla Mietka. Bo to on
był tą świnią. Podstawił do okna drabinę i podglądał dziewczyny.

-

Cóż za chamstwo - opowiadała Joasia w domu. Ten chłopak i ten przegląd. W mojej łódzkiej

budzie to nie do pomyślenia! Po pierwsze, nie wolno urządzać przeglądów, ponieważ jest to
pogwałceniem dóbr osobistych ucznia! A po drugie, w mojej łódzkiej szkole żaden z chłopców nie
ośmieliłby się wejść na drabinę, żeby podglądać!

-

W twojej wspaniałej łódzkiej szkole od czasu do czasu przydałoby się pogwałcenie osobistych

dóbr ucznia - prychnęła mama. - Nie pamiętasz już śmierdzącej Dorotki, z którą nikt nie chciał

7

siedzieć? Sama o niej opowiedziałaś ze zgrozą w głosie! A twoi dawni, dżentelmeńscy koledzy niby
przypadkiem wpadali do żeńskich toalet...

0

czym również opowiadałaś ze zgrozą w głosie.

Mietek po upadku miesiąc przeleżał w szpitalu z pękniętym stawem biodrowym. Wciąż lekko kulał.
Gdy wrócił, Jadźka pierwsza zakochała się w nim bez pamięci, a za nią z pół tuzina innych, tutejszych
idiotek. „Bohater", szeptały z uwielbieniem.

-

Po prostu pokazowe kretynki, mamo -opowiadała Joasia. - Owszem, Mietek jest nawet

całkiem, całkiem fajny I wysoki, i brunet, i niebieskie oczy, ale ubiera się w jakieś koszmarne
drelichowe spodnie, a łazi stale w jednym, aż skołtunionym od prania swetrzysku, jakby poza nim nie
miał co na grzbiet włożyć... I cóż za koszmarne imię: Mietek...

-

Rozumiem - odpowiedziała mama. - Gdyby nosił markowe dżinsy, co tydzień inny sweter

background image

1

miał na imię Krystian, zakochałabyś się i ty... W swetrach, markowych dżinsach oraz imieniu,

oczywiście.

8

-

No, chłopaki, za drzwi! - pogoniła pani Janosik. -Już was nie ma!

-

Ależ proszę pani! O co mnie pani posądza? - zamamrotał czerwony niczym burak Mietek. -

Nawet jak bym chciał, na drabinę nie wejdę...

-

Za worki i sprzątać!

-

Oj, dobra, dobra... Wynosimy się. Ale torby po chipsach to głównie rzucają dziewczyny...

Obżerają się nimi na każdej przerwie...

-

Chłopaki, bo stracę cierpliwość!

Wreszcie opuścili klasę.

-

Może jednak na wszelki wypadek wystawić warty? - zaproponowała Kasia. Nawet pani

Janosik się roześmiała.

Weszła pielęgniarka.

9

-

Co tu tak wesoło? — zapytała i też się zaśmiała.

-

Wsiowy tłumok - pomyślała Joasia. Nie znosiła Anki Pazur. Nie mogła na nią wręcz patrzeć,

chociaż była śliczna; miała wyróżniającą się spośród miejscowych tłumoków inteligentną twarz, a
przede wszystkim, podobnie jak pani Janosik, nie wyglądała na wsiową dziewoję. Kiedy Joasia
zobaczyła Annę po raz pierwszy, jeszcze we wrześniu, zaraz po wyprowadzce z Łodzi, aż się żachnęła:
- Skąd w tej koszmarnej wsi taka super dziewczyna? Modnie ostrzyżona, modnie ubrana? Spytała
babcię, babcia odpowiedziała, że to Anka, ta od Pazurów, którzy mają gospodarstwo za jeziorem.
Skończyła dwa lata temu szkołę pielęgniarską. Pracuje w gminnym ośrodku zdrowia i dodatkowo jest
na ćwierć etatu szkolną pielęgniarką. - Ale dlaczego tu? Nie dostała pracy w mieście? - Joasia poczuła
wielki przypływ sympatii połączonej z przeogromnym współczuciem do tej biednej dziewczyny, która
mimo dyplomu nie zdołała się wyrwać do innego świata.

-

Joasiu, tu jest jej dom, rodzice, tu się urodziła, wychowała i to jest jej wybór.

10

-

E tam, jej! - oburzyła się natychmiast. -Mnie również tata z mamą nie pozostawili wyboru! Po

zawale dziadka postanowili przyjechać, żeby się jakaś ojcowizna nie zmarnowała! Cóż za idiotyzm:
ojcowizna! Stary dom, obory i kilka hektarów pola! Postanowili za mnie! No, ale ja jestem nieletnia,
więc bez prawa głosu! Natomiast ta Anka jest dorosła! Widocznie ją zmusili i tyle!

background image

-

Nie musiałaś przyjeżdżać-głos babci stwardniał. - Moja druga córka proponowała ci dom,

opiekę i wspaniałe życie we wspaniałym mieście.

-

Babciu, sorki! Nie chciałam cię urazić... -zreflektowała się Joasia. Ciotka Janka od dawna przed

nikim się nie przyznaje, że pochodzi ze wsi. Noga ciotki Janki od lat nie przekroczyła progu tego
domu; olała pogrzeb dziadka, bo akurat przebywała za granicą, załatwiając sprawy swojej firmy.

-

Spróbuję w to uwierzyć, że nie chciałaś -a jednak babcia otarła łezkę, uśmiechnęła się z

wyraźnym trudem, z trudem podniosła się z zydla, z trudem ruszyła przez kuchnię do sieni, żeby zaraz
iść razem z mamą i tatą do krów, i tych ohydnie chrząkających świń w chlewie.

11

Joasia została w kuchni, dzieląc współczucie między postarzałą tak bardzo po śmierci dziadka babcią a
tą nieszczęsną Anką Pazur, którą oczywiście zmuszono do powrotu na wieś. Taka dyplomowana
pielęgniarka nieźle zarabia i na pewno ci wredni Pazurowie każą jej jeszcze oddawać całą zarobioną
kasę. No, może nie całej... Bo skąd by miała na superciuchy...?

Współczucie dla niecnie wykorzystywanej pielęgniarki trwałoby do dzisiaj, gdyby nie zdarzenie,
jakiego Joasia stała się świadkiem w drugim miesiącu pobytu na wsi. Wracając ze szkoły, zobaczyła
jadącą furę. Fura była wyładowana kopia-sto sianem. Na sianie stała w rozkroku we własnej osobie
Anka Pazur. O mój Boże, mój Boże, Anka w gumiakach, w męskiej koszuli, z głową okutaną w chustę.
Trzymała lejce, dziarsko pokrzykiwała na konie: ,Wio! Wio, maluśkie!".

Te dziarskie okrzyki to - oczywiście - stwarzanie pozorów. Musiała się, biedaczka, okropnie
zawstydzić, że w takiej sytuacji widzi ją nowa uczennica.

Podczas obiadu Joasia, płonąc wypiekami, opowiedziała o tym oburzającym zdarzeniu.

12

Joasia została w kuchni, dzieląc współczucie między postarzałą tak bardzo po śmierci dziadka babcią a
tą nieszczęsną Anką Pazur, którą oczywiście zmuszono do powrotu na wieś. Taka dyplomowana
pielęgniarka nieźle zarabia i na pewno ci wredni Pazurowie każą jej jeszcze oddawać całą zarobioną
kasę. No, może nie całej... Bo skąd by miała na superciuchy...?

Współczucie dla niecnie wykorzystywanej pielęgniarki trwałoby do dzisiaj, gdyby nie zdarzenie,
jakiego Joasia stała się świadkiem w drugim miesiącu pobytu na wsi. Wracając ze szkoły, zobaczyła
jadącą furę. Fura była wyładowana kopia-sto sianem. Na sianie stała w rozkroku we własnej osobie
Anka Pazur. O mój Boże, mój Boże, Anka w gumiakach, w męskiej koszuli, z głową okutaną w chustę.
Trzymała lejce, dziarsko pokrzykiwała na konie: ,Wio! Wio, maluśkie!".

Te dziarskie okrzyki to - oczywiście - stwarzanie pozorów. Musiała się, biedaczka, okropnie
zawstydzić, że w takiej sytuacji widzi ją nowa uczennica.

Podczas obiadu Joasia, płonąc wypiekami, opowiedziała o tym oburzającym zdarzeniu.

12

background image

-

A cóż cię tak oburza? - zdumiał się ojciec. -Ania jest dobrą córką. Mieszka u rodziców, więc im

pomaga.

-

Chyba nie po to kończyła szkołę dła pielęgniarek, żeby teraz babrać się w gnoju! - rozsierdziła

się Joasia. Aluzja ojca była prosta jak drut. - No, jeśli chodzi o mnie, niedoczekanie wasze! -
pomyślała. - W niczym wam tu nigdy nie pomogę! Nie mam zamiaru cuchnąć jak wy krowami! Ani
niszczyć sobie rąk zakichanym pieleniem warzywnika!

-

A może Ania Pazur lubi babrać się w gnoju? - odezwał się ojciec szczególnym tonem.

Zbyt podniecona Joasia jednak nie zwróciła uwagi ani na szczególny ton w głosie ojca, ani na nagle
znieruchomiałą, jakby zastygłą matkę. Wrzasnęła:

-

No, jeśli lubi, znaczy, że jest idiotką! Żaden normalny człowiek nie może lubić takiej

obrzydliwej pracy!

-

Joanna! - krzyknął ojciec.

-

Poniżającej pracy! Te wszystkie tutejsze baby śmierdzą na odległość! Gdy mnie wysyłacie do

sklepu, zatykam nos! Ohyda!

13

-

Joanna! Zamilcz!

-

Ani mi się śni milczeć! Tę Ankę jej starzy zwyczajnie wykorzystują! A babcia niech mi tu nie

wtyka kitu, że niby Anka z własnej woli...

-

Joasiu, ja ci powiedziałam prawdę. Ania chciała pracować na wsi... Pomagać ludziom...

-

No, patrzcie państwo, jaka ta Ania Pazur wspaniała. Ubóstwia pomagać wiejskim tłumo-kom

oraz swoim starym. Okej, babciu, wierzę ci. W takim razie owa Pazur jest idiotką. Proszę bardzo, jej
wybór, być idiotką, śmierdzieć gnojem. Pewno ma również godnego siebie, tutejszego narzeczonego.
Krzepkiego chłopa w gumiakach. Pewno wyjdzie za niego za mąż. Urodzi mu sześcioro debilnych
dzieci, roztyje się i powiększy szacowne grono wsiowych, tłustych bab.

-

Boże, Joasiu... - jęknęła matka.

Ojcu wypadła z ręki łyżka. Brzęknęła.

Chwila nagłej ciszy.

-

Cholera, przesadziłam - pomyślała Joasia. Opuściła głowę, oczekując gniewu ojca, płaczu

matki, jęków babci.

Lecz cisza trwała.

14

-

Nie chciałam... Poniosło mnie - bąknęła Joasia.

background image

-

Owszem, tym razem chciałaś. Byłaś szczera aż do bólu - babcia wstała. - Kochani moi,

pozwólcie, ja to ze swoją wnuczką załatwię. Chodź, Joasiu. Widzę, że powinnaś jadać nie w kuchni,
lecz w stołowym. Jakże przez ten cały czas musiałaś cierpieć, nos zatykać, siedząc koło mnie:
wiejskiej, śmierdzącej baby.

-

Babciu... Naprawdę... Uwierz mi. Mamo. Tato. Uwierzcie, błagam!

-

Wyjdź - ojca ręka silnie drżała, kiedy podnosił upuszczoną łyżkę.

-

Mamo? - Joasia spojrzała błagalnie, lecz mama milczała.

-

Wyjdź - powtórzył ojciec.

Babcia nakryła w pokoju stół serwetą dla gości.

-

Siadaj. I posłuchaj. Daję ci słowo honoru, że od dziś będę cię osobiście obsługiwać.

Zadowolona?

-

O Boże, babciu! - Joasia chciała babcię objąć.

-

Nie, wnuczko - babcia odsunęła się. - Bądź konsekwentna. Przecież śmierdzę, więc jak możesz

obejmować mnie bez wstrętu?

15

r

-

To nie tak, babciu!

-

A jak? Teraz ty mi nie wciskaj kitu. Siadaj. Zaraz podam ci obiad.

-

Mam w nosie obiad! - Joasia rozpłakała się. Okropnie głupio wyszło. Koszmarnie głupio. A

babcia jest uparta niczym osioł. Do diabła z nią! Więcej nie będzie się poniżać. Przepraszała przecież.
Nie chcą jej przeprosin, to nie! Może jadać w stołowym. Nawet dobrze, że bez nich! Ma już dość tych
ich wiecznych pogawędek o tym, że krowa ma się wycielić albo że jastrząb porwał kurę!

-

A w ogóle to zobaczymy, kto pierwszy pęknie - pomyślała już ze złością. - Jak znam życie, nie

miną dwa dni i mama przyleci do mnie w podskokach. Ty, babciu, również nie wytrzymasz bez swojej
pyskatej, lecz ukochanej wnuczki! Zwłaszcza że oleję twoje obiady! Tak, tak! Oleję! Wystarczą mi
śniadania oraz kolacje!

16

Minął tydzień.

Babcia wnosiła do stołowego zupę w wazie, drugie danie na półmisku.

-

Nie jestem głodna. Nie będę jadła - oświadczała dumnie Joasia.

-

Nie? To nie - odpowiadała ze spokojem babcia i zabierała wazę oraz półmisek.

background image

Niewzruszony, wręcz kamienny spokój babci doprowadzał Joasię do furii. Przez następny tydzień
odsyłała nietknięte żarcie, a babcia wciąż swoje: - Nie? To nie!

Zwariować można! Mama ani razu nie zajrzała, nie zapytała z niepokojem:

-

Córuchna, trzeba jeść, rozchorujesz się.

Na złość wszystkim Joasia przestała jeść i śniadania.

17

-

Nie? To nie - mówiła babcia.

Mama z ojcem w ogóle się nie odzywali.

A tu nędzne resztki z kieszonkowego w portfelu! Przez dwa tygodnie Joasia wypadała na dużej
przerwie do wsiowego sklepu, zaopatrując się w rogale, bułeczki i czekoladę. Teraz zaledwie starczało
na marną paczuszkę najtańszych chipsów! W brzuchu burczało z głodu.

-

Do diabła! Urządzę prawdziwą głodówkę! Przestanę jeść również i kolacje! No zobaczymy,

kto kogo! - postanowiła Joasia. - Gdy zemdleję, wszyscy padniecie na kolana, błagając, żebym zaczęła
jeść!

Czwartego dnia głodówki pękła. Odezwała się słabym głosem:

-

Niech babcia zostawi zupę... Troszeczkę jednak zjem...

Ledwo babcia znikła za drzwiami, Joasia rzuciła się do wazy. Ach, co za zapach! Grochówka na
wędzonce! Zapominając, że dotąd grochówką gardziła jako prostacką, wsiową zupą, siorbała ją
wprost z łyżki wazowej, nawet nie nalewając na talerz. Palcami wpychała do ust kawałki boczku.
Grochówka i tłuszcz ściekały po jej brodzie.

18

-

Jakby mnie teraz zobaczyli, mieliby ubaw po pachy! - przestraszyła się Joasia.

W tym momencie w drzwiach stanęła mama. Ze łzami w oczach, oczywiście.

-

Tak się o ciebie martwiłam, córuchno - kajała się mama.

-

Niepotrzebnie! - usiłowała postawić się Joasia, lecz jak się stawiać, kiedy człowiek ma usta

wypchane kawałkiem boczku, a nos oblepiony ziarnami grochu?

Zaraz za mamą wsunął się ojciec, za nim babcia. Spojrzeli na nią i po prostu ryknęli śmiechem. Totalna
porażka.

19

- A to wszystko przez ciebie, ty małpo - rozmyślała teraz ponuro Joasia. Obrzuciła Ankę Pazur złym
spojrzeniem. - Już ja się na tobie dziś odegram.

background image

I pomyślała z zadowoleniem, że akurat wczoraj wieczorem wzięła prysznic, zaś rano zmieniła bieliznę
na tę nową. Tę, którą razem z innymi ciuchami przysłała jej paczką ciotka Janka, wraz z liścikiem:
„Pamiętaj, Joasiu, że jakbyś nie mogła TAM wytrzymać, pokój dla ciebie u mnie czeka...". Ciuchy i
bielizna były markowe. Te wsiowe dziewuchy wybałuszą gały z zazdrości. Dlatego Joasia założyła
koronkowy staniczek, koronkowe majteczki, na to jedwabną bluzkę w perłowym kolorze i absolutnie
wystrzałową żakardową spódniczkę.

20

Dziewuchy wybałuszyły gały.

Pełen triumf.

Tylko Mietek zawołał:

-

Uwaga! Uwaga! Nasza księżniczka urządza pokaz mody!

Doskonale się więc złożyło, że od razu na pierwszej lekcji odbył się ten przegląd, chociaż niezgodny z
kodeksem praw ucznia, który powinno się oprotestować.

-

Niech Pazur zobaczy moją bieliznę. No i dziewuchy zobaczą. Na pewno nigdy takiej nie

oglądały na oczy. Wszyscy będą mnie podziwiać i zazdrościć. Odczepią się wreszcie od moich włosów.
Że niby zmałpowałam panią Janosik i tak jak ona przefarbowałam się na złocisty brąz przetykany
srebrnymi pasemkami. Pani Janosik włosów nie komentowała, lecz za wagarowanie z budy wlepiła mi
dostateczny ze sprawowania! W domu ojciec wrzeszczał, jakbym popełniła jakąś zbrodnię.
Trzynastoletnia gówniara, której poprzewracało się w głowie! Farbować włosy w tym wieku! Mama
nie powiedziała ani słowa. Swoim zwyczajem, idiotycznie sądząc, że wzbudzi u mnie wyrzuty
sumienia, płakała i płakała, powtarzając:

21

-

Och, Joasiu, Joasiu!

A babcia wrednie oznajmiła:

-

No cóż, moja wnuczka musi się wyróżniać od swoich wsiowych koleżanek CHOĆBY włosami.

Na półrocze stopnie miała poniżej średniej. Pewno to z powodu niskiego poziomu nauczania...

Och, czasami to po prostu babci nie cierpię! Starych też nie cierpię. Dobrze, że mam w odwodzie
ciotkę Jankę...

I czego się tak czepiać? No dobra, zwagarowała, pojechała autobusem do Bronowa, pofarbo-wała
modnie włosy, bo tak się jej podobało! Za swoją odkładaną z kieszonkowego kasę, którą niedawno
dostała! W końcu jak ona tutaj żyje, na tej dzikiej wsi, w której nawet komórka nie działa, ponieważ
brak zasięgu! Ani do kina. Ani na fast fooda. Ani na pizzę. Zero przyjemności. Komputer nieprzydatny,
bo Internetu nie można podłączyć, gdyż nie dotarł do tej wiochy. Rano do wsiowej budy. Z budy przez
cuchnącą wieś do domu. W domu ciągle niczym trędowata. Ledwo się do niej odzywają. Ciągle patrzą
z wyrzutem. Bo nie pomaga. Nie pomaga i nie ma zamiaru

background image

22

pomagać. W nosie ma jakieś tam buraki cukrowe, do pielenia których mama z ojcem wstają bladym
świtem. Raz mama poprosiła:

-

Joasiu, pójdź do kurnika, zbierz jajka.

-

Sama sobie idź. Z kurnika smród bije na odległość.

I znowu wrzeszczący ojciec. I tak na okrągło. Dzień po dniu. A u fryzjerki było przyjemnie. Fryzjerka
uprzejma. Potraktowała ją, Joasię, z należytym szacunkiem. Jak dorosłą. Podziękowała, kłaniając się
za dziesięciozłotowy napiwek...

W klasie znowu chichoty. Joasia podniosła głowę. Z czego te idiotki tak się cieszą?

Lecz kiedy poznała powód chichotów, zachichotała również.

Przed panią Janosik stała purpurowa, wręcz tryskająca czerwienią pyzatych policzków Hanka
Gabrysiak. A na ładnych ustach tej Pazur wy-kwitł taki dziwny półuśmieszek. Najwyraźniej drwiący.

-

Powinnaś wiedzieć - mówiła pani Janosik - że ważne jest i to, co nosisz pod swoimi pięknymi,

drogimi bluzkami. Nie wystarczy się ładnie ubierać. Należy jeszcze porządnie się myć,

23

zmieniać bieliznę. A ta agrafka! Hania, opamiętaj się! Masz drewniane rączki? Nie potrafisz przyszyć
sobie ramiączka?

Joasia zapomniała, że pani Janosik nie przestrzega praw ucznia i narusza godność osobistą Hanki,
zwracając jej uwagę w obecności koleżanek. Nie znosiła Hanki Gabrysiak. Zarozumiała purchawa. Jej
ojciec zbił koszmarną kasę na jakichś tam kurkach. Teraz w olbrzymiej hali po tych kurkach produkuje
wodę mineralną. Wybudował ogromniastą willę, otoczoną podobno wspaniałym ogrodem. Zatrudnia
ogrodnika i służącą. Ma dwa samochody. Merca i hondę. Hanka łazi po budzie w kieckach
kupowanych w Warszawie. Co roku wyjeżdża na wakacje za granicę. Bezczelna, przynosi do budy
albumy ze zdjęciami i przechwala się, gdzie była. W Paryżu i Londynie, na Wyspach Kanaryjskich. W
Egipcie jeździła na wielbłądzie. Tutejsze idiotki oczywiście wpatrują się w nią z uwielbieniem. Takim
łatwo zaimponować. Kiedy Hanka uznała, że z nią, Joasią, warto nawiązać bliższy kontakt i zaprosiła ją
do swojej willi, Joasia prychnęła:

24

-

Pochodzę z miasta, a nie ze wsi, jak ty. Bywałam w o wiele wspanialszych willach. Z basenami

- dodała zjadliwie.

-

Czyżby? - odparowała z niemniejszą zjadli-wością Hanka. - I pewno z powodu takich

znajomości twoi starzy teraz doją krowy? Ręcznie, bo tacy jesteście kasiaści, że nawet was nie stać na
elektryczne dojarki?

background image

Więc lepiej być nie może: Hanka Gabrysiak wreszcie sprowadzona do parteru. Wdeptana. Poniżona.
Halkę ma w kolorze ścierki do podłogi. Ramiączko zapięte agrafką. I na pewno -brudne uszy i jeszcze
brudniejsza szyję!

Joasia poczuła satysfakcję.

-

Poczekaj, zaraz zobaczysz, jaką noszę bieliznę, chociaż w domu babci jest tylko jedna łazienka.

Nie trzy, jak u ciebie!

-

Ewa Kowalczyk! - wywołała pani Janosik.

Ale Ewa ani drgnęła. Siedziała obok Joasi

z opuszczoną głową.

-

Pewno znowu śpi - satysfakcja w Joasi narastała - no i będzie kolejna afera.

Ewa Kowalczyk zasypiała nieomal każdego dnia. Przeważnie podczas ostatnich lekcji

25

J

i wówczas siedziała ze zwieszoną głową. Czasami nawet cichutko chrapnęła; obrzydliwość. Gdyby
Joasia aż tak nie brzydziła się swojej sąsiadki w ławce, trąciłaby ją łokciem. Ale brzydziła się jej
wyjątkowo. Ewa była niska, drobna, przeraźliwie chuda. Miała długą i cienką szyję; rzadkie, wiecznie
przepocone włosy; oczy zaczerwienione jak u królika, a co najobrzydliw-sze - w kącikach oczu często
zbierała się kapka białawej mazi. Brrr, ohyda. A dłonie Ewy! Matko święta - już nawet nie czerwone,
lecz jakieś sinawe, szorstkie straszliwie, w strupach. Gorzej niż ohyda. Poza tym Ewa regularnie
cuchnęła. Czymś podobnym do skisłego, zepsutego mleka. Tak na oko wydawała się czyściutka.
Zawsze w odprasowanej granatowej sukience, zawsze z nieskazitelnie białym kołnierzykiem. A jednak
cuchnęła ohydnie!

I było coś jeszcze, co zastanawiało Joasię. Na ostatnich lekcjach nikt nigdy Ewy nie wywoływał do
odpowiedzi. Jakby nauczyciele nie zauważali, że podpiera się nosem o ławkę. Ciekawe dlaczego?
Nagle oślepli?

- Ewa? - cicho odezwała się pani Janosik.

26

Głowa wywołanej drgnęła i Ewa zachrapała. Ale jak! Wprost klasycznie; z poświstywaniem i
bulgotaniem.

Joasia roześmiała się, myśląc, że coś podobnego może się wydarzyć wyłącznie w takiej wsiowej
budzie. W Łodzi za podobny wybryk delikwent powędrowałby do dyrektora na dywanik.

-

Co cię tak nagle rozśmieszyło, Zakrzewska?

Spojrzała na panią Janosik zdumiona. ZAKRZEWSKA? Nie JOASIA? Surowy ton, rozgniewane oczy. Co
panią Janosik ugryzło?

background image

-

Zakrzewska, proszę do przeglądu.

Joasia wzruszyła ramionami. Tę Janosik naprawdę coś ugryzło.

Wyszła na środek klasy, odprowadzana kpiącymi spojrzeniami dziewczyn.

-

A patrzcie, patrzcie. Zaraz zobaczycie MOJĄ BIELIZNĘ. Czystą. W przeciwieństwie do bielizny

Hanki Gabrysiak! - pomyślała. - Jestem. A ta, tam? - odezwała się wyzywająco, ruchem brody
wskazując na pochrapującą Ewę. -Jej przegląd nie dotyczy? Cieszy się szczególnymi przywilejami?
Nawet wolno jej chrapać na lekcji?

27

Niebieskie oczy pani Janosik zapałały gniewem. Anka Pazur jękliwie powiedziała:

-

Och, Joasiu! Jak możesz?

-

Rozbieraj się - rozkazała pani Janosik.

-

Z przyjemnością. Najpierw jednak pokażę naszej pielęgniarce Pazur swoje pazury. Moje

pazury są opiłowane. Mają wycięte skórki. Czego chyba nie da się powiedzieć o pazurach pani Pazur.

-

Joasiu... - jęknęła ponownie ta Pazur.

-

Zakrzewska!

-

A co, proszę pani? To niedobrze dbać o swoje pazury? - Joasię ogarnęła wściekłość. Każdym

słowem obrażała tę Pazur, a ona, zamiast się zdenerwować, krzyknąć, powtarzała niczym katarynka
to swoje jękliwe „Joasiu".

-

Oczywiście, bardzo dobrze, Zakrzewska. Pod warunkiem, że nie poniżasz innych. Nie

spodziewałam się takiego zachowania po panience z miasta - złośliwość wychowawczyni
spowodowała chichoty w klasie.

-

Ona nie panienka, proszę pani! Ona księżniczka! - krzyknęła Kasia.

-

Albo hrabianka! - zawołała Baśka.

28

M

Niebieskie oczy pani Janosik zapałały gniewem. Anka Pazur jękliwie powiedziała:

-

Och, Joasiu! Jak możesz?

-

Rozbieraj się - rozkazała pani Janosik.

-

Z przyjemnością. Najpierw jednak pokażę naszej pielęgniarce Pazur swoje pazury. Moje

pazury są opiłowane. Mają wycięte skórki. Czego chyba nie da się powiedzieć o pazurach pani Pazur.

background image

-

Joasiu... - jęknęła ponownie ta Pazur.

-

Zakrzewska!

-

A co, proszę pani? To niedobrze dbać o swoje pazury? - Joasię ogarnęła wściekłość. Każdym

słowem obrażała tę Pazur, a ona, zamiast się zdenerwować, krzyknąć, powtarzała niczym katarynka
to swoje jękliwe „Joasiu".

-

Oczywiście, bardzo dobrze, Zakrzewska. Pod warunkiem, że nie poniżasz innych. Nie

spodziewałam się takiego zachowania po panience z miasta - złośliwość wychowawczyni
spowodowała chichoty w klasie.

-

Ona nie panienka, proszę pani! Ona księżniczka! - krzyknęła Kasia.

-

Albo hrabianka! - zawołała Baśka.

28

Joasia wydęła pogardliwie usta. Niech sobie pokrzykują. I tak do żadnej nie odzywa się pierwsza. Na
początku zapraszały ją do siebie.

-

Dziękuję uprzejmie, nie mam czasu - odpowiadała. Były namolne, lecz w końcu obraziły się.

Wtedy po raz pierwszy usłyszała to, według tych kretynek, obraźliwe słowo: „księżniczka".

-

Dla was, tłumoki, jestem KSIĘŻNICZKĄ! -myślała wtedy, uśmiechając się z wyższością.

Spojrzała na panią Janosik. Chyba ją niepotrzebnie lubiła. A ta jej kiecka jednak nie wygląda na
markową. Raczej bazarową. Wcale nie jest modna. Szpilki też mają toporne obcasy...

Zdjęła bluzkę.

-

Proszę - myślała - podziwiajcie. Ten staniczek. Bluzeczkę z prawdziwego jedwabiu. No i jestem

domyta. Pachnę dobrym dezodorantem.

Ta Pazur nawet zajrzała w uszy. Małpa.

-

Pochyl głowę.

-

Dlaczego? - oburzyła się Joasia. - Chyba widać, że mam świeżo umyte włosy!

-

Wszystkim zawsze przeglądam głowy... -cicho, jakby się usprawiedliwiając, powiedziała

pielęgniarka.

29

-

Mnie pani NIE MUSI!

-

Proszę, pochyl.

Palce pielęgniarki łagodnie rozgarniały pasemka włosów. Joasia omal nie rozpłakała się, tak dotkliwe
poczuła się upokorzona. TEGO zabiegu i pani Janosik, i ta małpa Pazur mogłyby jej oszczędzić. Każdej
tutejszej dziewczynie pielęgniarka gmerała we włosach, lecz ona, Joanna Zakrzewska, nie jest

background image

wsiowa! Pewno tym stąd należy bezwarunkowo sprawdzać, czy nie mają łupieżu albo insektów,
jednak JEJ? To jest absolutnym naruszeniem godności osobistej ucznia! Tego nie wolno darować!

Palce pielęgniarki nagle znieruchomiały. W klasie jakaś gwałtowna, niesamowita cisza. Joasia
szarpnęła głową. Dość tego cyrku!

-

Złożę na was skargę! Takie przeglądy są niedopuszczalne! Wbrew kodeksowi ucznia! -

krzyknęła.

Na twarzy pani Janosik malowało się zmieszanie. I jakby? Jakby wielkie zaskoczenie. Na twarzy tej
świni Pazur podobnie.

-

Joasiu... Po lekcji zgłosisz się do mego gabinetu - odezwała się pielęgniarka.

30

-

Mnie pani NIE MUSI!

-

Proszę, pochyl.

Palce pielęgniarki łagodnie rozgarniały pasemka włosów. Joasia omal nie rozpłakała się, tak dotkliwe
poczuła się upokorzona. TEGO zabiegu i pani Janosik, i ta małpa Pazur mogłyby jej oszczędzić. Każdej
tutejszej dziewczynie pielęgniarka gmerała we włosach, lecz ona, Joanna Zakrzewska, nie jest
wsiowa! Pewno tym stąd należy bezwarunkowo sprawdzać, czy nie mają łupieżu albo insektów,
jednak JEJ? To jest absolutnym naruszeniem godności osobistej ucznia! Tego nie wolno darować!

Palce pielęgniarki nagle znieruchomiały. W klasie jakaś gwałtowna, niesamowita cisza. Joasia
szarpnęła głową. Dość tego cyrku!

-

Złożę na was skargę! Takie przeglądy są niedopuszczalne! Wbrew kodeksowi ucznia! -

krzyknęła.

Na twarzy pani Janosik malowało się zmieszanie. I jakby? Jakby wielkie zaskoczenie. Na twarzy tej
świni Pazur podobnie.

-

Joasiu... Po lekcji zgłosisz się do mego gabinetu - odezwała się pielęgniarka.

30

W0

Cisza zahuczała Joasi w uszach. Co ta świnia chce przez to powiedzieć? Głowę myłam wczoraj... Nie
jakimś tanim szamponem, lecz jednym z najlepszych! Łupieżu przecież nie mam! Obie, ta wredna
Janosik, która pozazdrościła mi mojej bielizny, i ta świnia Pazur, po prostu odgrywają się na mnie!
Sugerują, że mam brudną głowę? Przy tych dziewuchach? Żeby potem po całej wsi rozpowiadać,
plotkować? Żeby miały odtąd nieustającą radochę? Księżniczka z brudną głową? O, nie! Proszę mi tu
natychmiast wyłożyć kawę na ławę! Odszczekiwać swoje ohydne insynuacje!

background image

-

Skargę oczywiście możesz wnieść, Joasiu. Lecz na razie porozmawiasz z Anią Pazur w jej

gabinecie. Takie u nas obowiązują procedury -odezwała się z wyraźnym współczuciem pani Janosik.

-

Procedury? Raczej wydawanie kapturowych wyroków! - wybuchnęła Joasia. - Uważa mnie

pani za głupią? Jestem w tej budzie solą w oku od samego początku! Nie pozwolę się wrobić! Niech
szanowna pani pielęgniarka obwieści przy wszystkich to, co zamierza mi zaszeptać w zaciszu czterech
ścian!

31

r

-

Na pewno tego chcesz? - zapytała pani Janosik z coraz większym współczuciem.

-

Owszem. Jestem czysta. Jeśli szanowna pani Pazur powie coś innego, znaczy, że obrzydliwie

kłamie.

-

Przykro mi, Joasiu - powiedziała pani Janosik. - Głowę masz czystą, ale zawszoną.

Minęła bardzo, bardzo długa chwila zanim do świadomości Joasi dotarło to obelżywe słowo:
ZAWSZONA.

-

Jak pani śmie!

Pociemniało jej w oczach. Serce rozkołatało się jak szalone. Boże drogi! Czegoś podobnego nie wolno
darować! Nigdy! Przenigdy!

-

Joasiu! - usłyszała głos pani Janosik i jednocześnie dobiegł z głębi klasy taki cieniutki niczym

pyłek śmieszek, który uderzył w twarz; a zaraz za tym śmieszkiem drugi, już głośniejszy, i trzeci, i
czwarty. O, to boli! To nie pyłki, to kamienie. Lawina kamieni. Grad.

-

Cisza! - krzyknęła pani Janosik, lecz kamienie leciały, siekły.

-

Księżniczka ma wszy! Księżniczka ma wszy!

32

-

Cisza! Natychmiast! Zrozumiano?

Jeszcze czyjś ściszony szepcik:

-

Księżniczka ma...

-

Och, Joasiu. Nie przejmuj się tak... - pielęgniarka miała łzy w oczach.

Łzy tej małpy Pazur dopełniły poczucia krzywdy. Joasia wyprostowała się dumnie.

-

Wcale się nie przejmuję. Bo jeśli rzeczywiście mam wszy, to od nich! - wycelowała palcem w

klasę.

-

Joasiu!

background image

-

A tak, od nich! Od nich!

-

Wracaj na miejsce. Policz do dziesięciu i zastanów się nad sobą, żebyś nie powiedziała w

gniewie takiego słowa, które ci na długo zalegnie wyrzutem w sercu i na sumieniu.

-

Och, proszę się nie troszczyć o moje sumienie. Mówię prawdę. Niewygodną prawdę.

Powtarzam: OD NICH! A konkretnie od tej tam, która jeszcze przed chwilą chrapała w najlepsze. Do
jej głowy zajrzeć, a przedtem ją obwąchać...

-

Zakrzewska, milcz!

-

Ani myślę. Obwąchać, ponieważ śmierdzi - dokończyła Joasia w nowo zapadłej ciszy.

33

Ukłoniła się pani Janosik. Ukłoniła się Ance Pazur. Wróciła do swojej ławki. Usiadła. Ewa Kowalczyk
bardzo zbladła. Ale co tam! Nie będzie się przejmować bladością jakiejś brudaski, od której podłapała
wszy. Tylko od niej mogła. Wszystkie dziewczyny przejrzane i żadnej ta małpa Pazur nie
zaproponowała dyskretnej rozmowy. Czyli one mają głowy czyste.

-

Podejdź, Ewo.

Oczy wszystkich wbite w Ewę Kowalczyk.

Słychać każdy jej krok. Każde stąpnięcie.

Koło stolika nauczycielskiego zatrzeszczała deska podłogi.

-

Pochyl głowę.

Joasia zacisnęła spocone dłonie. Przygryzła wargę. Zaraz usłyszy... WSZY! WSZY!

-

Masz czystą głowę, Ewo. Absolutnie czystą.

Któraś z dziewczyn głęboko, z ulgą odetchnęła.

-

I nie płacz. Nie trzeba, dziecinko.

Więc to tak?

-

Kowalczyk na pewno ma wszy! - krzyknęła Joasia. - Albo szanowna pielęgniarka Pazur

powinna iść do okulisty!

34

-

A ja naiwnie sądziłam, że ty, Joasiu, jednak policzyłaś do dziesięciu. Czy nadal zamierzasz

obrażać Ewę? - zapytała ze smutkiem pani Janosik.

-

Ją? Kogoś takiego nie da się obrazić - wycedziła Joasia.

-

Mamuniu, ale świnia! - rozległ się jęk Kasi.

-

To wszystko, Joasiu, co masz nam do powiedzenia? - pani Janosik zignorowała „świnię" Kasi.

background image

-

Nie. Chcę panią uprzejmie prosić o zwolnienie z obowiązku zajmowania wspólnej ławki z tą...

Tą podobno niezawszoną Kowalczyk.

-

Bardzo słuszna prośba. Ewo, od dziś uwalniam cię od twojej sąsiadki, Joanny Zakrzewskiej.

Usiądziesz z Kasią. Dla ciebie, Zakrzewska, dostawimy oddzielną ławkę. Nie będziesz musiała znosić
towarzystwa innych dziewcząt, ponieważ one z pewnością również drażnią twoje miastowe
powonienie. Zadowolona?

-

Bardzo. Dziękuję uprzejmie - Joasia była bliska omdlenia. Ta Janosik! Co za małpa!

35

Napisać na nią... Co napisać? Och, w domu się zastanowi! Skąd bierze na przykład kasę na te swoje
markowe kiecki? Albo coś takiego...

-

Księżniczka na oślej ławce! - wrzasnęła znowu Kasia.

-

Spokój. Fakt, że Joasia nie potrafi się zachować godnie, nie upoważnia was do podobnego

zachowania! Joasiu, spakuj torbę. Zwalniam cię z lekcji. Idź do domu. Jesteś zbyt roztrzęsiona,
potrzebny ci spokój. Ochłoń z przykrych emocji... Zastanawiam się tylko...

-

Nad czym, jeśli wolno spytać!

-

Czy jesteś aż tak zła, czy po prostu aż tak głupia? Bo jeśli jesteś aż tak zła, to masz jeszcze

szansę... Niewielką, lecz ją masz. Jeśli jednak wyłącznie głupia, to bardzo ci współczuję.

-

W takim razie proszę uważać mnie za głupią! A współczucia nie potrzebuję! Zwłaszcza pani

współczucia!

-

I tu się mylisz, Joasiu, bardzo się mylisz -odpowiedziała ze smutkiem pani Janosik.

Chwyciła torbę. Uciec stąd. Szybko! Szybko! To jakiś nie do przeżycia horror!

W drzwiach zderzyła się z Mietkiem.

36

- Chłopaki! - krzyknął Mietek. - Chłopaki! Zrobić przejście! Nasza księżniczka wychodzi!

Oczywiście, świnie, podsłuchiwali pod drzwiami klasy! Poznała to po ich rozradowanych gębach, po
ironicznych spojrzeniach.

Joasia oprzytomniała w połowie drogi do domu. Nie pamiętała, jak przebiegła przez wieś ani w jaki
sposób znalazła się aż tutaj, przy dzikiej gruszy na wzgórzu. Była mokra od potu. I chyba od płaczu. Bo
dlaczego piekły ją oczy? I skąd ten słony smak w ustach? Wszy.

background image

Absolutna, totalna kompromitacja. Poniżej wzgórza pasmo zieleniejącego się pastwiska i tafla jeziora.
Gładka, bez fali i jakże błękitna.

- Jak ładnie - zdumiała się Joasia. - W taki dzień i ładnie?

Oparła się o pień gruszy. Tam, po drugiej stronie wzgórza, czaiła się wroga wieś, nienawistna szkoła.
W wiejskim sklepie babska już pewno

38

przekazują jedna drugiej: „A wiecie? Joanna Zakrzewska ma wszy! Tutaj wszyscy o wszystkich
wszystko wiedzą. Teraz dopiero będą mieli sensację!".

Oczyma wyobraźni Joasia zobaczyła w sklepie i panią Janosik, i Ankę Pazur, i tłoczące się, rechoczące
dziewczyny z klasy:

-

Słuchajcie, księżniczka ma wszy!

Świnie. Świnie.

-

Och! - krzyknęła Joasia. - Mam was w nosie! Po prostu stąd wyjadę! Do ciotki Janki!

I nagle spokój. Przecież to prościutkie - wyjechać. I już. Koszmar się skończy.

-

Wyjadę - Joasia osunęła się wzdłuż pnia, usiadła, przymknęła oczy.

Ponad głową w gałęziach gruszy zaśpiewał ptak. Słońce grzało w twarz.

-

Na wakacje i na święta będę przyjeżdżać. Do mamy. Do taty. Babci... Co to? Ja płaczę?

Dlaczego płaczę? Znowu? I coś mnie boli. Bardzo. Ale co? Nie wiem... Nie wiem... Wiem, że muszę
wyjechać. Nie mam wyboru.

Szybkim ruchem otarła łzy. Decyzja została powzięta nieodwołalnie.

39

„Pamiętaj, Joasiu, że jakbyś nie mogła TAM wytrzymać, pokój dla ciebie czeka...".

Kochana ciotka Janka. Pomysł rodziców o wyjeździe z Łodzi do babci potraktowała jako przejaw ich
szaleństwa. Okropnie się z nimi pokłóciła.

-

A Joasia? - głos ciotki brzmiał szczerą troską. - Pomyśleliście o niej?

Drzwi do pokoju, w którym rodzice z ciotką rozmawiali, były lekko uchylone. Mama kazała Joasi
siedzieć w kuchni. Ale szło o zbyt brzemienne w skutkach sprawy, żeby sobie posłusznie siedzieć w
kuchni.

background image

-

Joasia? Od kiedy stałaś się taka troskliwa, moja siostro? Jakoś do tej pory nieszczególnie się

nią interesowałaś? Owszem, pomyśleliśmy. Joasia będzie jak tysiące innych dzieci żyć na wsi, chodzić
jak tysiące innych dzieci do wiejskiej szkoły I to jej wyjdzie na dobre, bo robi się z niej wyjątkowa
snobka - odpowiedziała spokojnie mama.

-

Joasia ma styl! Nie nadaje się do takiego życia!

-

Jakiego, Janka?

40

-

W prymitywnym środowisku! Wręcz chamskim!

-

Ach, dajże ty spokój, Janka! Twoje wyobrażenie o wsi jest archaiczne! - oburzyła się mama. -

Zresztą, ty świetnie się odcięłaś od tego prymitywnego środowiska! Ograniczyłaś swoje kontakty z
własnymi rodzicami do wysyłania im kartek świątecznych! Na pogrzeb ojca nie raczyłaś przyjechać!

-

Bo nie mogłam. Prowadzę firmę. Podpisywałam ważną umowę w Kopenhadze. Ale depeszę

kondolencyjną i wieniec wysłałam przez kuriera! Jednak to prawda, nie znoszę wsi.

-

Tam również mieszkają ludzie, moja siostro.

-

Ludzie! - prychnęła ciotka. - Ale JACY? A Joasia jest mądra i bardzo wrażliwa...

-

Więc jeżeli jest mądra i wrażliwa, tym lepiej sobie poradzi!

-

Biedna, biedna Joasia - westchnęła ciotka Janka. - Jeszcze możecie się z Pawłem wycofać.

Radzę wam to ze szczerego serca. I z powodu Joasi, którą TAM zmarnujecie i ze względu na wasze
dobro, ponieważ TAM zapracujecie się na

41

n

śmierć. Mama powinna sprzedać gospodarstwo. Wzięłaby za nie niezłą sumkę. Zamieszkałaby ze
mną; mam takie duże, komfortowe mieszkanie.

-

A tobie oddałaby tę niezłą sumkę, co?

-

No wiesz! Podzieliłybyśmy się nią sprawiedliwie. Wam przydałyby się pieniądze. Nędznie

przędziecie na tych swoich posadkach.

-

Och, niczego nie rozumiesz! - wściekła się mama. - To gospodarstwo należy do naszej rodziny

od pokoleń. To jest ojcowizna! Ojcowizną się nie handluje!

-

Ojcowizna, dobre sobie! To ty jesteś głupia! Ojcowizna! To dopiero jest archaizm! Rzucać

miasto dla jakiejś ojcowizny! Żeby Paweł nie był takim pantoflarzem, miałby gdzieś twoją ojcowiznę!
Dobraliście się oboje jak w korcu maku. Dwójka wariatów - ciotka roześmiała się i dodała: -
Poczekajmy rok. Założę się, że za rok będziecie gorzko żałować swojej decyzji. A jeśli chodzi o Joasię,
to wy po prostu nie macie prawa...

background image

-

Wybacz, Janka. Koniec rozmowy - przerwała mama. Po czym pokłóciły się okrutnie.

Nie, nie mieli prawa wyprowadzać się z miasta. Najmniejszego.

42

Nie mieli. Taka jest prawda o nich. O rodzicach. O mamie. O ojcu.

- Obeszli się ze mną jak z meblem. „Po śmierci dziadka babcia nie poradzi sobie na gospodarstwie.
Przeprowadzamy się w sierpniu na wieś" - oznajmili i koniec, kropka, tylko tyle. „Przeprowadzamy się
w sierpniu, pakuj swoje rzeczy". O moje zdanie nie raczyli zapytać. Wtedy było mi tak żal babci, że się
nie sprzeciwiłam. Potem... Potem, gdy poznałam, czym jest na co dzień wiocha, olewali mnie. Te hece
z podawaniem mi obiadu... Te potępiające spojrzenia, że nie chcę w niczym pomagać. A teraz w ogóle
nie chcę z NIMI być. I nie będę. Wyjadę do cioci. A niech spróbują mi zabronić! Ciekawe, w jaki
sposób? Zwiążą? Zakneblują? - Joasia zacisnęła dłonie w pięści. - Ojciec ma mnie odwieźć jeszcze dziś
na pociąg do Łodzi.

43

Zeszła ze wzgórza. Za tym drugim jest ich pole.

- Będą się stawiać. Ojciec zacznie wrzeszczeć. Stał się ostatnio wyjątkowo nerwowy. Dobrze mu tak -
myślała Joasia z narastającą wściekłością; teraz za wszystkie swoje niepowodzenia obwiniała
rodziców. - Sprzedał naszego fiata punto po to, żeby kupić na raty ciągnik. Sprzedał wszystko, co
zostało po dawnym, dobrym życiu w mieście: samochód, mieszkanie, meble łącznie z dywanami.
Pieniądze przeznaczył na unowocześnienie gospodarstwa! Traktor popsuł się po tygodniu. Ojciec
sądzi się z producentem. Ani traktora, ani bryki! A kasy nie starczyło nawet na przebudowę starej
obory. Tak się wyszykowali! I dobrze im tak!

44

Wspinając się na to drugie wzgórze, pomyślała, że mama na pewno swoim zwyczajem się rozbeczy.
Babcia też. Zaczną ją błagać, przekonywać. ..

Ze wzgórza zobaczyła rodziców. Ojciec stał na furze zaprzęgniętej w starego, jeszcze dziadkowego
konia. Wywalał na pole kopczyki gnoju. Mama w chuścinie, w gumiakach jak najprawdziwsza wiejska
baba, atakowała te kopczyki widłami i tak komicznie roztrzepywała gnój wokół siebie.

-

Proszę: oto moja mama. Mój tata. Ależ muszą śmierdzieć!

I przypomniała się Joasi tamta MIEJSKA mama. Zadbana, z dyskretnym makijażem, pachnąca. Tata w
garniturze. W powszednie dni mama, ojciec i ona, Joasia wsiadali do punto. Ojciec odwoził najpierw
mamę do jej biura, następnie ją, Joasię, do szkoły... W niedzielę jeździli na pizzę do Manufaktury. Do
kina...

-

Nie rozczulaj się, idiotko. Wrócisz do Łodzi, do swojej dobrej budy, a tam cię zapytają: „Co

teraz robi twój stary?". A ty: „Ha ha ha, mój stary wywozi gnój na pole. A mama zasuwa po

45

background image

polu z widłami w gumiakach oblepionym tym gnojem, ha ha ha!". Jezu! Wprost nie mogę na nich
patrzeć! Skoro chcą ratować zakichaną ojcowiznę, ha ha ha, to niech ją sobie ratują, lecz nie moim
kosztem! Już ja im wygarnę!

I wygarnęła. Wykrzyczała o wszach,, o cuchnącej obrzydliwie Kowalczyk, wrednej Janosik, małpie
Pazur i o tym, że ONI nie mieli prawa jej skazywać na przebywanie wśród TAKICH ludzi. I że ani dnia
dłużej! Ze ojciec ma ją odwieźć na wieczorny pociąg, bo zamieszka z ciotka Janką!

-

Dobrze - powiedział ojciec.

Jak to? Zgadza się? Bez wrzasków? Nawet nie poprosi, żeby jednak się zastanowiła?

Spojrzała na mamę, spodziewając się sznureczka łez na jej policzkach. Łez nie było. Matka, oparta o
widły, dyszała ciężko, chrapliwie i wcale nie patrzyła na swoją ukochaną, jedyną córkę. Patrzyła ponad
głową Joasi. Gdzieś w niebo. W obłoczki prześwietlone słońcem.

-

Ale dopiero za trzy dni - odezwał się ojciec. - Dzień mi zejdzie na przeoraniu obornika. Drugi

na zbronowaniu pola. Trzeci na sadzeniu kartofli.

46

-

Może być i za trzy dni! - krzyknęła dotknięta tym brakiem sznureczka łez i tą niespodziewana

zgodą ojca. - Skoro głupie kartofle są ważniejsze ode mnie! Ale do tej obrzydliwej szkoły nie pójdę!

-

Dobrze. Nie musisz. Zresztą trzy dni zwłoki bardzo ci się przydadzą. Masz ważną sprawę do

załatwienia - przystał ze spokojem ojciec.

-

Ja? Nie mam żadnej!

-

Na pewno? Zamierzasz jechać do ciotki z zawszoną głową?

-

Och! - wrzasnęła Joasia. - Nienawidzę cię!

47

&

Popędziła do domu. Wpadła do kuchni. Na płycie bulgotał garnek. Pachniał rosołem z kury. Nikt tak
jak babcia nie potrafił ugotować równie znakomitego rosołu...

-

Nie będę jadła! - wrzasnęła Joasia.

-

To nie jedz - z łazienki dobiegł głos babci. Joasią zatrzęsło. Zmówili się czy co? Wparowała do

łazienki. Babcia segregowała

bieliznę do prania.

-

Mam wszy! Słyszysz? Wszy!

background image

-

Słyszę. Nie wrzeszcz - babcia część bielizny wrzuciła do pralki.

-

Wszy! Zawszono mnie w tej wsiowej budzie! Zaraziłam się od tej Kowalczyk, brudaski!

-

Bzdura - ucięła babcia. - Po pierwsze, wszawicą człowiek się nie zaraża, bo to nie jest

48

&

Popędziła do domu. Wpadła do kuchni. Na płycie bulgotał garnek. Pachniał rosołem z kury. Nikt tak
jak babcia nie potrafił ugotować równie znakomitego rosołu...

-

Nie będę jadła! - wrzasnęła Joasia.

-

To nie jedz - z łazienki dobiegł głos babci. Joasią zatrzęsło. Zmówili się czy co? Wparowała do

łazienki. Babcia segregowała

bieliznę do prania.

-

Mam wszy! Słyszysz? Wszy!

-

Słyszę. Nie wrzeszcz - babcia część bielizny wrzuciła do pralki.

-

Wszy! Zawszono mnie w tej wsiowej budzie! Zaraziłam się od tej Kowalczyk, brudaski!

-

Bzdura - ucięła babcia. - Po pierwsze, wszawicą człowiek się nie zaraża, bo to nie jest

48

choroba. Po drugie, Ewa Kowalczyk jest schludną dziewczynką. Po trzecie, wszawica bierze się z
niechlujstwa.

-

Ach tak? - Joasia nie panowała nad sobą. Miała ochotę tą leżącą na podłodze łazienki bielizną

obrzucić babcię. - To znaczy, że ja jestem niechluj?

-

Czyścioszek też nie - babcia pogmerała w bieliźnie, wyciągnęła kilka sztuk: - Spójrz. Oto twoje

podkoszulki, majtki... Może powiesz, że je nosiła czyścioszka?

Joasia zatrzęsło.

-

Dopisywało ci po prostu zwyczajne szczęście - ciągnęła nielitościwie babcia - że akurat

wczoraj zamarzyło ci się porządnie umyć, a dziś rano zmienić bieliznę... Pewno byś poszła w tej
mocno szarawej, gdyby nie paczka od twojej ciotki. A jeśli idzie o zawszoną głowę...

-

Myję włosy dwa razy w tygodniu! I gdyby nie ta brudaska, ta Kowalczyk...

-

Milcz. Nie zwalaj winy na Ewę. Owszem, myjesz głowę dwa razy w tygodniu, lecz nie dlatego,

że lubisz wodę oraz mydło. Myjesz, ponieważ jesteś próżna. Masz ładne włosy. Chcesz,

49

background image

żeby je podziwiano. Z Ewą siedzisz w jednej ławce od początku roku szkolnego, a ręce w głowie
zaczęłaś trzymać jakiś miesiąc temu.

-

Co takiego?!

-

A tak, tak, wnuczko. Zawzięcie się drapiesz od miesiąca. Po tym swoim fryzjerze...

-

Nienawidzę cię! - krzyknęła Joasia i uciekła do pokoju. Rzuciła się na łóżko. Oczywistość racji

wyłuszczonych przez babcię była wprost porażająca. Fryzjer! U fryzjera! O Boże! Miała na farbę i
pasemka jedynie pięć dych. Początkowo wchodziła do salonów fryzjerskich na głównej ulicy Bronowa.
Były naprawdę eleganckie. Z jednego zwyczajnie ją spławiono. „Farba? Pasemka? A ile masz lat?
Przyjdź z mamą. Bez mamy nie ma mowy o farbie!". W innym nie pytano o wiek, lecz o pieniądze.
„Kochana, za pięćdziesiąt złotych to ja cię mogę jedynie ostrzyc...". Wreszcie znalazła na bocznej ulicy
taki zapyziały, z brudną szybą, z brudną firanką w oknie i jedyną w środku fryzjerką. „Salon" był pusty.
Ani jednej klientki. „Ależ proszę, proszę! Pofarbujemy, porobimy pasemka. Śliczne, śliczne włoski!
Zazwyczaj biorę więcej, lecz

50

skoro masz tylko... Niech będzie moja strata...". O Boże! Teraz sobie przypominam, że wycierała mi
włosy jakimś zdjętym ze sznura ręcznikiem... A potem zaczęło się swędzenie... Myślałam, że to od
farby...

Joasia szlochała i szlochała. O Boże! Na-wrzeszczała na rodziców. Naubliżała im i babci. Oskarżyła
niesłusznie Ewę! Obraziła panią Janosik! Ankę Pazur! W ogóle wszystkich!

„Czy jesteś aż tak zła, czy po prostu aż tak głupia? Bo jeśli jesteś aż tak zła, to masz jeszcze szansę...
Niewielką, lecz ją masz. Jeśli jednak wyłącznie głupia..." - rykoszetem wróciły słowa wychowawczyni.

I jej odpowiedź: takim razie proszę uważać mnie za głupią! Nie potrzebuję niczyjego współczucia!
Zwłaszcza współczucia pani!".

Nawet na przeprosiny za późno.

Nawet największe poczucie winy nie zmieni tego, co się stało.

Niczego nie zmieni.

Nawet jeśli teraz chciałaby zostać, nie może. Nikt przecież jej nie wybaczy. Przecież sama nie
umiałaby wybaczyć takiej wredocie!

51

Za trzy dni znajdzie się u ciotki Janki, która powie z triumfem: „A nie mówiłam? Doskonale, że chociaż
ty, Joasiu, zmądrzałaś. Rodzicami się nie przejmuj. Gdyby cię naprawdę kochali, nie zaciągnęliby na tę
okropną wieś. Skończysz swoją dawną podstawówkę. Pójdziesz do dobrego gimnazjum. Wprost ciarki
mnie przechodzą na myśl o tym jakimś, pożal się Boże, gimnazjum w Bronowie! Do którego

background image

musiałabyś się tłuc pekaesem prawie godzinę! Tłuc z powrotem drugą godzinę! Twoi rodzice, Joasiu,
to wyjątkowi egoiści."

Zmęczona płaczem, dręczona wyrzutami sumienia, wreszcie usnęła.

Obudziła ją cisza. W pokoju panowała szarość zmierzchu. Dotknęła skroni: głowa rwała bólem.
Podpuchnięte oczy zamienione były w dwie szpareczki.

I rozżaliła się. Proszę, zmierzcha, a jej nikt nie obudził! Obiad sobie zjedli, wsunęli ten pyszny rosołek
babci, a o niej zapomnieli.

- Oni NAPRAWDĘ mnie nie kochają... Stąd taka szybka, pozbawiona gniewu zgoda ojca. Po prostu
chętnie pozbędą się niewygodnego

52

balastu imieniem Joasia. Och, ciociu! Dobrze, że mam ciebie!

W kuchni nikogo. Ogień nie palił się pod płytą.

-

Dziwne. Powinien się palić. O tej porze babcia szykuje kolację. Mama po wydojeniu krów

bierze prysznic... Ojciec nieco później, bo czyści kojce świniom... Gdzieś wyszli? Dziwne... Bo dokąd?

Stół nieuprzątnięty. W talerzach rosół. Na półmisku nietknięte kartofle i pokrojone porcje gotowanej
kury. Jakby zerwali się, nawet nie tykając obiadu...

-

Co tu się stało? Zachorował ktoś? Babcia? Babcia ma też słabe serce jak dziadek! -

zaniepokoiła się Joasia.

Wybiegła na podwórze. Z obory zaryczała krowa.

-

No, Muśka - usłyszała głos babci - nastąp. Nastąp.

Więc nie babcia? W takim razie - kto? Mama? Tak okropnie dziś dyszała na polu. To mama z ojcem
doją krowy. Babci nie wolno. Babcia ma arytmię, nadciśnienie i cukrzycę. Ojciec codziennie robi w
brzuch zastrzyki babci!

53

Zaskrzypiały drzwi obory. Ukazała się babcia. Mocno przygarbiona niosła wiadro po brzegi
wypełnione mlekiem.

-

Babciu! Daj! Pomogę!

-

Ty? Pomóc? - odezwała się babcia z bezmiernym zdumieniem.

Twarz babci, już od wczesnej wiosny brązowa od słońca, teraz była szara niczym popiół. Serce
zadrgało: „Mama... Mama zachorowała... Przeze mnie... A ojciec pewno przy niej, w szpitalu".

-

Babciu! Co z mamą? - krzyknęła Joasia, wydzierając z babcinej ręki wiadro. - O Boże! Ale

ciężkie!

background image

-

Od kiedy to, wnuczko, interesujesz się mamą? - kąśliwie zauważyła babcia. - Skoroś taka

nagle dobra, zanieś wiadro do sieni. Przykryj, żeby się mleko nie zakurzyło.

Babcia wykonała w tył zwrot, ruszyła do obory-

-

Babciu! Dokąd?

-

Zostały jeszcze trzy krowy do wydojenia.

-

Pal je diabli! Dlaczego nie powiesz, co z mamą? I gdzie ojciec? Dlaczego ty doisz krowy?

54

Dlaczego nie zjedliście obiadu? Jezu, babciu! Powiedz coś!

-

Mama z tatą są u Ewy - odpowiedziała babcia. - A ja dopiero stamtąd wróciłam.

-

U kogo? - radość, że mama zdrowa, spowodowała amnezję u Joasi. - Jakiej Ewy? Nie znam...

-

U Ewy Kowalczyk. Umarła jej mama. Dziś, w samo południe. Na polu - babcia odwróciła się,

poczłapała do obory.

-

Ewy? Kowalczyk? Która to Ewa Kowalczyk? - Joasia ciągle nie umiała sobie przypomnieć, o

kim babcia mówiła.

-

Twoja brudna, śmierdząca koleżanki z ławki - oznajmiła w drzwiach obory babcia.

-

O Boże. Tej Ewy! Ewy! A ja ją, biedną, tak zbluzgałam...

Gardło się zacisnęło.

Naprawdę, NA WSZYSTKO za późno.

Joasia zaniosła wiadro do sieni. Przykryła denkiem.

-

Nie mam najmniejszej szansy. Nie jestem zła. Jestem głupia - pomyślała.

Nie znała matki Ewy Kowalczyk. Nigdy nie była u Ewy w domu. W ogóle o Ewie niczego nie

55

wiedziała. Tylko że ten przykry zapach i te ręce takie czerwone, szorstkie i pokryte strupami po
zadrapaniach. No i że zasypiała na ostatnich lekcjach. Kazali jej siedzieć z nią, to siedziała. W końcu
było jej wszystko jedno, z kim dzieli ławkę. Dla niej przecież wszystkie dziewczyny z klasy były
wiejskimi dziewuchami.

-

Ewa chyba nie miała ojca... Ktoś tam ją kiedyś wypytywał... Nie pamiętam, kto... Wypytywał,

jak sobie daje radę tylko z matką... To dlatego nauczyciele pozwalali Ewie przysypiać na lekcjach... Bo
sama z matką? Bez ojca? Muszę wiedzieć. Natychmiast. Boże! Niczego to nie zmieni, lecz MUSZĘ
WIEDZIEĆ!

background image

Pobiegła do obory. W oborze cuchnęło krowami i czymś jeszcze. Taki specyficzny słod-kawomdlący
odór. Doskonale znajomy. Tak właśnie Ewa... Lecz to niemożliwe! Bo dlaczego Ewa miałaby doić
krowy? Taka chudziutka? Taka drobna?

-

Babciu...

-

No? - babcia uniosła głowę spod brzucha krowy. Twarz babci ociekała potem. Więc to tak

CIĘŻKO wydoić krowę?

56

-

Babciu! Czy Ewa doiła krowy?

-

Obchodzi cię Ewa? Od kiedy?

-

Babciu! Odpowiedz!

-

Odpowiem, jeśli wyjaśnisz mi, dlaczego pytasz?

-

Bo Ewa... Ona tak właśnie... Jakby to ująć? No, jakby krowami, oborą... No i takie ręce... Takie

czerwone... W strupach...

-

Rozumiem. Chcesz powiedzieć, że Ewa śmierdziała oborą i miała spracowane ręce? Strupy,

wnuczko, to po ranach. Ewę pogryzła świnia. A w jakich okolicznościach, to przecież cię nie powinno
obchodzić. Ciebie, miastową panienkę. A o to, czy Ewa doiła i dlaczego ma tak bardzo spracowane
ręce, należało ją zapytać. Miałaś mnóstwo czasu na pytania. Miałaś. Już nie masz. Już ją o nic nie
zapytasz.

-

Dlaczego? Przecież chodzimy do jednej klasy!

-

Więc nie uciekasz do Łodzi? Od Ewy właśnie? Od nas? Również cuchnących krowami i nie

tylko krowami?

-

To nie tak... - zdołała wykrztusić z siebie Joasia.

57

ś

-

Ech, ty! - powiedziała ze współczuciem babcia. - Nawet nie wiedziałaś, że tata Ewy nie żyje od

dwóch lat. Ze Ewa ma trójkę młodszego rodzeństwa. Ze jako najstarsza pomagała swojej mamie
prowadzić gospodarstwo! Ty w ogóle nie wiedziałaś o niczym!

-

Babciu...

-

Ech, ty - powtórzyła smutno babcia. - Bo nie chciałaś wiedzieć. A teraz, co ci po prawdzie?

Ewę i jej młodsze rodzeństwo zabiorą do domu dziecka. Ty sobie za trzy dni wyjedziesz do koleżanek,
które ładnie pachną. Ty lepiej idź do domu, Joasiu. Wydoję ostatnią krowę. Przyjdę do kuchni. Napalę
pod płytą. Ugotuję kolację.

background image

Jaka ta kuchnia obca i nieprzytulna. Ale zaraz wróci babcia. Pod płytą zabuzuje ogień. Zabul-gocze
czajnik z wodą na herbatę. I pewno niedługo wrócą mama i tata.

Pobiec im na spotkanie. Powiedzieć... Co powiedzieć?

Już im powiedziałam. Obrzuciłam słowami ciężkimi niczym kamienie.

Ewę też. Kamieniami.

Zabiorą Ewę do domu dziecka. Razem z jej rozpaczą i moimi kamieniami.

Rany po moich kamieniach nie zagoją się nigdy

Joasia pobiegła ku drzwiom.

-

Ja muszę do Ewy - pomyślała. - Powiedzieć...

Zobaczyła Ewę obok siebie w ławce. Skuloną. Poniżoną. Płaczącą.

Joasia zasłoniła twarz. Oparła się o framugę drzwi.

-

Ale co jej powiem? Ewo, wybacz, bo nie wiedziałam nic o tobie?

Wybaczyć? Komuś takiemu jak ja?

-

Sama sobie nie wybaczę. Nigdy. Nigdy, takim razie proszę uważać mnie za głupią!

Nie potrzebuję niczyjego współczucia! Zwłaszcza współczucia pani!"

O Boże. Potrzebuję współczucia. Myliłam się, proszę pani.

Czy jednak zasługuję na współczucie? Ja? Ja?

-

JA - powiedziała na głos. - A ty ciągle o sobie, zawszona księżniczko. Ciągle o sobie.

-

Co tam gadasz? - spytała babcia.

59

r

-

Nic, babciu - odpowiedziała Joasia. Zbyt wiele miała jeszcze spraw do przemyślenia. I

zrozumienia. Jedno wiedziała na pewno. Nie wyjedzie. Pójdzie do szkoły. To będzie jej pierwszy,
ważny krok. Jakie następne?

Tego nie wie. Na razie. <

-

Rozczesz włosy - babcia wyniosła z łazienki jakąś butelkę. - Zrobię porządek z twoją głową. Bo

jak pojedziesz do tej swojej Łodzi?

-

Po prostu nie pojadę - szepnęła Joasia.

background image

-

Co gadasz?

-

Nic takiego, babciu - odpowiedziała cichutko Joasia, ocierając napływające do oczu łzy.

Położyła głowę na kolanach babci.

Majowy

weekend

Majowy weekend — opowieść o kalectwie młodej dziewczyny, a także o potrzebie akceptacji,
przyjaźni oraz próbie pokonania własnej słabości.

i

Adam — historia zbuntowanego nastolatka, który po śmierci siostry i rozwodzie rodziców nie może
odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Głupia jak wszyscy — piękna historia o Bognie, która ma problem z zaaklimatyzowaniem się w
nowym środowisku, wśród bogatych rówieśników; to opowieść o odwadze i odpowiedzialności.

Majowy weekend — opowieść o kalectwie młodej dziewczyny, a także o potrzebie akceptacji,
przyjaźni oraz próbie pokonania własnej słabości.

Adam — historia zbuntowanego nastolatka, który po śmierci siostry i rozwodzie rodziców nie może
odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Głupia jak wszyscy — piękna historia o Bognie, która ma problem z zaaklimatyzowaniem się w
nowym środowisku, wśród bogatych rówieśników; to opowieść o odwadze i odpowiedzialności.

Uciekinierka — przejmująca i mądra opowieść dla nastolatków

0

młodzieńczym buncie, poszukiwaniu tożsamości, potrzebie akceptacji

1

problemach rodzinnych. To książka o sprawach ważnych i trudnych.

Anka — piękna i wzruszająca opowieść o trudnej walce z anoreksją, a także o młodzieńczym gniewie,
buncie, skomplikowanych relacjach rodzinnych, przyjaźni i pierwszej miłości.

Julka — historia nastolatki, która po rozwodzie rodziców próbuje poradzić sobie z samotnością,
szukając przyjaciół, a co za tym idzie także akceptacji.

Karina — przejmująca i mądra opowieść dla nastolatków o potrzebie akceptacji i szkolnych
problemach. To książka o sprawach ważnych i trudnych.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ostrowska Ewa Abonent chwilowo niedostepny
Ostrowska Ewa Głupia jak wszyscy
Ostrowska Ewa Glupia jak wszyscy
Ostrowska Ewa Owoc żywota twego
Adopcja Teoria i praktyka Krystyna Ostrowska, Ewa Milewska
EWA OSTROWSKA Bogurodzica (oprac )
Ewa Ostrowska Pod biala roza Wspomnienia Kpt Borchardt
EWA OSTROWSKA KAZANIA NA DZIEŃ ŚWIĘTEJ KATARZYNY
Ewa Ostrowska Bogurodzica
Ewa Ostrowska Sidła strachu
ewa ostrowska bogurodzica (opracowanie)
2013 10 08 Dec nr 4 Regulamin KP PSP Ostrow Wlkpid
mmgg, Studia PŁ, Ochrona Środowiska, Chemia, fizyczna, laborki, wszy, chemia fizyczna cz II sprawka
PLACEK Z RABARBAREM I KRUSZONKÄ„, ciasta i ciasteczka Ewa Wachowicz
WSZY, PRAKTYCZNE PORADY DOMOWE
Pewność, Ewa Lipska - poezja
MAŁA KSIĘŻNICZKA PLAN WYDARZEŃ
Księżna jednego dnia Waide Peggy

więcej podobnych podstron