Krzyż Południa Rozdroża Jakub Ćwiek ebook

background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki

.

background image
background image
background image

KRZY POŁUDNIA. ROZDRO A

Copyright © by Jakub Ćwiek, Warszawa 2010
Copyright © by Agencja Wydawnicza RUNA, Warszawa 2010

Wszelkie prawa zastrze one / All rights reserved
Przedruk lub kopiowanie cało ci albo fragmentu ksi ki mo liwe s tylko
na podstawie pisemnej zgody wydawcy.

Grafika oraz projekt okładki: Wojciech Ostrycharz

Redaktor prowadz cy serii: Anna Brzezi ska

Redakcja: Karolina Pawlik

Korekta: Krzysztof Wójcikiewicz

Skład: Agencja Wydawnicza RUNA

Druk i oprawa: Drukarnia GS Sp. z o.o., ul. Zabłocie 43, 30–701 Kraków

Bellona SA i Agencja Wydawnicza RUNA prowadz sprzeda wysyłkow
wszystkich swoich ksi ek z rabatem:
www.ksiegarnia.bellona.pl
www.runa.pl

ISBN Bellona SA 978-83-11-11844-7
ISBN Agencja Wydawnicza RUNA 978-83-89595-63-8

Wydrukowano na papierze: Creamy Hi Bulk 53g/m

2

vol. 2.4

background image

Ani Brzezi skiej i Witkowi Siekierzy skiemu,

którzy mieli ze mn dwa wiaty, gdy pisałem t ksi k . Mam

nadziej , Kochani, e efekt ko cowy choć cz ciowo wynagrodzi
Wam trudy i nerwy.

Jakub Ćwiek

background image
background image

Prolog

Dobson, Georgia

19 pa dziernika 1863

Sier ant Reynolds nakrył dłoni skórzany kubek

i potrz sn ł nim, wsłuchuj c si w grzechot ko ci. Do-
skonale zdawał sobie spraw z tego, e z wysoko ci
swego drzewa ukrzy owany przygl da mu si z dez-
aprobat , ale wcale go to nie obeszło. W ko cu sam
si tam pchał, przekl ty zbawca ludzko ci!

– To jak, Hush, o kapelusz? – zapytał, wznosz c

kubek ku niebu niczym Moj esz swoj lask w dniu,
gdy rozst piło si morze.

Podobnie jak tamten biblijny, i ten gest zwiastował

rychły cud. A przynajmniej niezł sztuczk .

Siedz cy naprzeciw niego szeregowy Hush zerkn ł

niepewnie w stron drzewa. Ukrzy owany cierpi tnik
był jednak zbyt skupiony na walce o oddech, by posyłać
kolejne gniewne czy niech tne spojrzenia, o słownych

background image

8

9

reprymendach ju nie wspominaj c. Zreszt czy tam,
gdzie si wybierał, naprawd był mu potrzebny oi-
cerski kapelusz?

– Hush, r ka mi uschnie zaraz. Grasz czy nie?
Szeregowy pokiwał głow . Ko ci z kubka wysypały

si na rozło on na piasku chustk .

– No popatrz, Hush, jakie ja mam szcz cie – zawo-

łał Reynolds i z zadowoleniem poklepał si po udzie.
– Ale nie martw si , zaraz si odkujesz. Zreszt wiesz,
co mawiaj o tych, którzy maj szcz cie do takich za-
baw... To jak, o bluz ?

Odpowiedzi było wzruszenie ramion, ale sier ant

potraktował je jako zgod i ponownie zebrał ko ci.

– Swoj drog , Hush, nie uwa asz, e to prawdzi-

wa ironia losu? – powiedział, potrz saj c kubkiem.
– Wracamy do domu, wszyscy nas maj za bohaterów,
a nie ma ani jednej kobitki, która prawdziwie mogła-
by to okazać. Znaczy nie ebym miał co przeciwko
szanownym paniom matkom, wzi łbym si za ka d
z nich ch tnie...

Z drzewa dobiegło go stłumione chrz kni cie.
– Z wył czeniem matki pana kapitana, o ile szanow-

na matrona jeszcze yje, oczywi cie – gładko uzupełnił
sw wypowied sier ant.

Potem na chwil zamarł z kubkiem w r ku, szuka-

j c w głowie nitki urwanego w tku.

– Zreszt sam wiesz, Hush, jak to jest z m atkami

z Południa. Choćby ich chłop miał w spodniach roba-
ka jak na ryby, a s siad dom dalej dr g jak do łojenia
czarnuchów, nie przekonasz.

background image

8

9

Hush nie wiedział. Miał dopiero siedemna cie lat

i nigdy nie był z adn kobiet z Południa, czy to m -

atk , czy pann . Całe jego miłosne do wiadczenie

sprowadzało si do kilku Jankesek, które spotkali
w drodze z Rock Island. A dziw, e sier ant tego nie
pami tał – to on wszak wprowadzał Husha w miłosne
arkana. Wybrał mu nawet t pierwsz .

Ko ci znowu znalazły si na chustce i kolejny fant

pow drował do Reynoldsa. Nie licz c spodni i butów,
których kapitan nie dał sobie zdj ć, sier ant skomple-
tował ju cały jego mundur. Teraz łapczywie rozgl dał
si za kolejnym łupem.

– Kapitanie Cross – zwrócił si do ukrzy owanego

– czy na pewno tam, dok d pan zmierza, b d panu
potrzebne rewolwery?

Natychmiast po ałował pytania. Oczy dowódcy, od

dłu szej chwili t po wpatrzone w zielony horyzont, na-
gle rozjarzyły si blaskiem, a muskularne ciało drgn ło.
W jednej chwili napi ły si mi nie ramion, brzucha,
nóg, zatrzeszczały ci gna. Płuca niczym kowalskie
miechy zassały powietrze.

– Ani. Mi. Si . Wa ... Reynolds – wycharczał Cross.

– Dotknij ich, a zabij .

Gdyby powiedział to kto inny, sier ant z cał pew-

no ci parskn łby miechem, nauczony do wiadcze-
niem wiedział jednak, e Jeremiah Cross dotrzymuje
słowa. A gdy komu groził, nie powtrzymałyby go nawet
dziewi ciocalowe gwo dzie w r kach i stopach.

Reynolds wiedział o tym, dlatego natychmiast uniósł

r ce w pojednawczym ge cie.

background image

10

11

– To taki art, kapitanie, chciałem sprawdzić, czy

pan jeszcze yje – powiedział. – Pogadać z kim , bo
siedzimy ju na tych rozstajach tyle czasu, zmierzcha
prawie, a z tym tutaj to sam pan wie.

Wskazał na Husha, ale kapitan znów pogr ył si

w cierpieniu. Ciało raz jeszcze zawisło bezwładnie,
a wzrok st piał. Mogłoby si wydawać, e zaraz zej-
dzie z tego łez padołu, ale Reynolds wiedział, e to
płonne nadzieje – kapitan to twardy skurwysyn, a on
miał ostatnio pecha. Nie było mowy, by wrócili z Hu-
shem do kwatery przed zmrokiem.

Cały ten plan z ka d chwil wydawał mu si co-

raz bardziej niedorzeczny. Och, wi zał si z wykorzy-
staniem magii, wi c brak logiki, przynajmniej takiej
zwyczajnej, mieli wliczony w koszty. Tyle e teraz, gdy
kapitan ju zrobił swoje, a oni czekali na jego mierć,
graj c w ko ci, sier antowi przyszło do głowy, e to
mogło być... po prostu głupie.

Nic to, pomy lał, kciukiem przygładzaj c nastro-

szonego w sa. B dzie, co ma być. Teraz i tak trudno
byłoby si wycofać. Zwłaszcza Crossowi.

Powiódł wzrokiem po zielonej okolicy, spojrzał

na ka d z czterech dróg, czy nikt aby w ich stron
nie nadchodzi. A potem, nie widz c nikogo, pod-
niósł upuszczony wcze niej kubek i zebrał do niego
ko ci.

– To co, Hush, gramy o dzisiejsz kolacj ?

background image

10

11

Godzin pó niej, gdy sło ce powoli zaczynało ju

znikać za pobliskim pagórkiem, Jeremiah Cross pode-
rwał si nagle, zaczerpn ł tchu, po czym splun ł g st ,
lepk lin prosto na swoje przebite gwo dziem stopy.

– Reynolds? – wycharczał. – Jeste tam jeszcze?
– Jestem, jestem – mrukn ł sier ant z niech ci .

Przeszło kwadrans temu, lituj c si nad Hushem, ode-
słał chłopaka do kwatery, sam jednak nie mógł zej ć
z posterunku. – A gdzie indziej miałbym być?

– A masz rewolwer?
Sier ant natychmiast poderwał si z miejsca, si -

gaj c do kabury. Czy by kapitan dojrzał kogo nad-
chodz cego drog ? Z góry wszak było widać lepiej,
a poza tym matka setki razy mu powtarzała, e Jezus
ze swego krzy a widział wszystko. A drzewo Crossa
nie mogło wszak być wiele ni sze.

Jednak, mimo i wyt ał wzrok z całych sił, nie do-

strzegł nikogo zmierzaj cego ku rozstajom.

– Co z tym rewolwerem, Reynolds? – ponowił swoje

pytanie Cross, tym razem głosem tak cichym, e ledwie
mo na było odró nić go od szumu wzbieraj cego nagle
wiatru. – Masz czy nie? Bo moich ci nie dam.

– Mam, kapitanie. Oczywi cie, e mam, tylko nie

rozumiem, co...

Wi c odci gnij kurek i strzel mi w brzuch, chciał

powiedzieć Cross, ale słowa uwi zły mu w gardle. Bo
oto wraz z kolejnym podmuchem wiatru na drodze
pojawił si ten, na którego kapitan czekał.

Był nagi, jego ciemnobr zowa skóra l niła w ostat-

nich promieniach zachodz cego sło ca, szkielet

background image

12

namalowany na ciele skrzył si niczym diamentowy
pył, a wielki czarny cylinder przekrzywił si zawa-
diacko na bok.

– Wielkie brawa, kapitanie Cross – powiedział przy-

bysz. – Mówi c szczerze, miałem pewne w tpliwo ci,
czy pod y pan moj cie k . Skoro jednak jest pan tu-
taj, nie pozostaje mi nic innego, jak powitać pana...

Klasn ł, a wsz dzie wokoło z miejsca zapadła noc.
– ...w moim wiecie.

background image

12

Ksi ga pierwsza

BOGOWIE

POŁUDNIA

Dobson i okolice

czerwiec 1863

background image
background image

Rozdział 1

I

William Tarleton nie ustawał w swych wysiłkach,

z ka dym dniem jednak coraz bardziej utwierdzał si
w przekonaniu, e nie zdob dzie ony, nosz c jedynie
barwny mundur Gwardii Stanowej.

Okazało si bowiem, e serca wi kszo ci młodych

kobiet w wieku wła ciwym do zam pój cia dawno
ju w drowały z wybrankami po frontach, nawet je li
panny nie były jeszcze oicjalnie przyrzeczone. My li
dziewcz t, ich modły kr yły niczym kruki nad odle-
głymi polami bitew, a godziny, dni, tygodnie mijały
im na przygotowywaniu gwiazdkowych prezentów dla

ołnierzy – eleganckich szarf, nowych bluz munduro-

wych z szarego sukna, płaszczy...

Dziewcz ta z Południa – nawet je li nie sko czyły

jeszcze szesnastu lat – ju zachowywały si jak Pene-
lopy cierpliwie wygl daj ce swych Odyseuszów. adni

background image

16

17

adoratorzy czuwaj cy na lokalnym posterunku nie
mieli u nich najmniejszych szans.

A przecie Willa nie mo na było obarczyć najmniej-

sz win za to, e znalazł si w stra y, nie uczynił bo-
wiem w tym kierunku nawet kroku. Owszem, bał si
wyruszyć na wojn , zwłaszcza po tym, jak dotarły do
pierwsze wie ci spod Williamsburga – upatrywał te
swojej wielkiej szansy w tym, e nagle zmniejszy si
w hrabstwie liczba kandydatów do o enku – ale wszyst-
kie rozmowy, formalno ci i pisma podpisał za niego oj-
ciec. Twierdził przy tym, e po pierwsze, sam w Meksyku
zrobił tyle, e wystarczy dla trzech pokole , a po dru-
gie uwa ał, e wojowanie pisane jest takim ludziom jak
generał Beauregard, jego niegdysiejszy dowódca, i nie
nale y im odbierać miejsca w panteonie bohaterów.

– S wojownicy, synu, i s królowie – tłumaczył

stary Tarleton. – Twoim przeznaczeniem jest tron
Władcy Bawełny.

Chłopak przyznał wtedy ojcu racj i zgodził si wzi ć

na siebie to jak e przecie ci kie brzemi .

Tego dnia, a był to dokładnie siedemnasty czerwca

tysi c osiemset sze ćdziesi tego trzeciego roku, Wil-
liam nie my lał jednak o koronie, wszystkie jego my li
skupione były bowiem na młodziutkiej Kathy Olson
i tym, jak skra ć jej całusa.

Bawił wła nie z rodzicami na proszonym obiedzie

u jej rodziców, a e obie rodziny – mimo dziel cej je
odległo ci – lubiły si bardzo, nikt nie przeszkadzał
młodym, gdy po posiłku udali si na pobliski pagórek,
pod d b z hu tawk .

background image

16

17

– Spójrz, Williamie – zawołała Kathy w chwili, gdy

hu tawka uniosła j ku niebu.

Palcem wskazywała na odległy zagajnik czy te las,

jawi cy si w blasku sło ca jako czarna plamka, krosta
na zielonym horyzoncie.

– Czy to mo liwe, by my widzieli st d Atlant ?
Młody Tarleton zawahał si i dwukrotnie pchn ł

nadlatuj c hu tawk , zanim udzielił bezpiecznej od-
powiedzi.

– Kierunek jest wła ciwy, Kathy – stwierdził. – Wi c

całkiem mo liwe, e ty jeste w stanie j wypatrzyć. Ja
niestety nie mam a tak dobrego wzroku.

Dziewczyna odwróciła głow i spojrzała na niego

z politowaniem.

– Biedaku – powiedziała. – Czy to dlatego nie wzi li

ci do wojska?

Je eli Will nauczył si czego na własnych bł dach,

to było to z pewno ci pow ci ganie gniewu w towarzy-
stwie. Kiedy jeden z wybuchów kosztował go strzelb
i pi knego ogiera, którego ojciec kazał mu oddać ja-
ko zado ćuczynienie za nieobyczajne zachowanie. Od
tamtej pory młody Tarleton opanowywał emocje i krył
je za mask ogłady oraz dobrego wychowania.

Wrócisz do domu i wybierzesz si na przeja d -

k , powtórzył sobie w duchu, dla pewno ci dwa razy,
i pchn ł nadlatuj c hu tawk .

– Ale ja sam nie chciałem do niego i ć, moja droga

– powiedział, szczerz c si w u miechu. – Nie mogłem

background image

18

19

dopu cić, by tyle pi knych pa zostało samych bez
opieki. A bo to wiadomo, czy si jaki zdradziecki
Jankes nie przekradnie obok linii frontu? Albo czy
nie zbuntuj si Murzyni...

– Nasi na pewno nie, ojciec dobrze ich traktuje.
– Och, mój równie – dodał Will pospiesznie, besz-

taj c si w my lach za t ostatni uwag .

W całym hrabstwie mówiono o pobła liwo ci Olso-

nów dla leniwych parobków, nawet wielebny Jackson
wypomniał im to kiedy z ambony. Nie, stanowczo przy
Kathy nie powinien si le wypowiadać o czarnych.

– Chodzi o to – zacz ł wyja niać – e z Murzynami

jest jak z dziećmi i łatwo ich skusić choćby karmelkiem.
A Jankesi zawsze maj ich pełne kieszenie i...

– My te mamy cukierki. Dajemy je czasem Mu-

rzyni tkom za pilnowanie kur.

Will przejechał r k po twarzy, wzdychaj c przy tym.

Nagle zrozumiał, dlaczego istniała granica wieku, za
któr dziewczynka stawała si pann na wydaniu. Kathy
co prawda przekroczyła j niespełna miesi c wcze niej,
ale wydawać by si mogło, e jej umysł nie doganiał lat.

Nie stanowiłoby to kłopotu, gdyby chocia była

ol niewaj co ładna, ale na to miała zbyt odstaj ce uszy,
a do tego jeszcze cofni ty podbródek. Jakby si tak do-
brze zastanowić, nie była najlepsz parti w hrabstwie.

Ach, eby tylko panna Caroline Kennedy nie przy-

rzekła swego serca Thomasowi Colbertowi! Gdyby
nie zar czyli si przed samym jego wyjazdem!

Will wierzył, e miałby u niej szanse wi ksze na-

wet ni inni kawalerowie, bo pan Kennedy wci był

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki

.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jakub Ćwiek Krzyż Południa Rozdroża darmowy e book
Krzyż Południa Rozdroża ebook
cwiek krzyz poludnia
inne neuromarketing 2 0 wygraj wojne o umysl klienta jakub wozniak ebook
Egzamin z oddychania Jan Jakub Kolski ebook
869 Hannay Barbara Krzyż południa 01 Angielska róża
Podstawy pisania przekonujących tekstów Jakub Sosnowski ebook
Psychologia eventów Jakub B Bączek ebook
Egzamin z oddychania Jan Jakub Kolski ebook
879 Hannay Barbara Dwa wesela Krzyż południa3
Cornwell Patricia Krzyż Południa
Hotel na rozdrożu Debbie Macomber ebook
Patricia Cornwell Andy Brazil 02 Krzyż Południa
Jakub Ćwiek Ofensywa szulerów darmowy e book
Chlopcy Jakub Cwiek
Jakub Ćwiek Kot
Chlopcy Jakub Cwiek

więcej podobnych podstron