ROZDZIAŁ
21
PRZED, CZYM uciekaliśmy? Widziałam wystarczająco dużo filmów grozy, by wiedzieć, że
to wycie pochodziło od wilka i nie było żadnego dziko żyjącego w Stanie Nowy York. To
oznaczało wilkołaka.
Liam i Ramon, którzy próbowali złapać Derek innego dnia, mówili, że wszystkie stany były
terytorium Stada, wkroczeniem było polowanie i zabicie wilkołaka. Oczywiście, nie
przestrzegali tego, Derek mieszkał tu całe życie. Ale gdyby w końcu go odnaleźli?
Jeśli to nie było Stado, kto gwizdał? Andrew powiedział, że Edison Group nie zatrudnia
wilkołaków. Czy był w błędzie? Jeśli ktoś chciał śledzić brakujących obiektów, wilkołak
byłby najlepszy nadprzyrodzonym myśliwym w okolicy.
Teraz nie miało to znaczenia. Derek wiedział, kto gwizdnął, i nawet, jeśli nie mógł mi
powiedzieć, jego działanie powiedziało mi, że byliśmy w kłopotach, i jedyne, co mogliśmy
zrobić, to mieć nadzieję, że mu uciekniemy.
- Tam jest strumień - powiedziałam, wskazując. -Jeśli jest wilkołakiem, postarajmy się zgubić
go, woda ukryje nasz ślad, prawda?
Odpowiedział mi zmieniając kierunek.
Strumień nie był dużo większy niż stróżka, ale to wystarczyło do ukrycia naszego śladu. Gdy
biegliśmy, stróżka zagłębiała się bardziej w głąb ziemi, brzeg wzrastał do małych klifów z
każdej strony. Gdy będziemy szli dalej, możemy znaleźć się w pułapce.
Derek przejął prowadzenie, wspinając się w górę brzegów strumienia ze mną z tyłu, mokre
tenisówki ślizgały się w błocie wiec chwytałam, się za korzenie, by się podciągnąć. Ruszałam
się tak cicho jak to było możliwe, wiedząc, że wilkołak ma taki słuch jak Derek.
Biegaliśmy wzdłuż nasypu, dopóki nie osiągnęliśmy dużego skupiska drzew. Derek zapędził
mnie na polane. Kucnął w centrum, prostując przednie nogi, głowę i ogon zwieszając w dół.
Próbując Zmienić się z powrotem do ludzkiej formy. Po kilku minutach wysilania się i
warczenia, zrezygnował.
-Nie możemy tu zostać - powiedziałam. -Jeżeli to jest wilkołak...
Chrząknął, potwierdzając to.
-Wtedy on w końcu znajdzie nasz ślad. Ten las nie jest taki duży..
Inne chrząkniecie. Wiem.
-Myślę, że dom jest w tamta stronę.
Potrząsnął głowa i wskazał pyskiem trochę bardziej w lewo.
-W porządku, dobrze - powiedziałam. - Wiec tylko potrzebujemy...
Znów zamarł, podniósł nos, obrócił uszy. Kucnęłam obok niego. Nie przestawał węszyć,
bulgocząc głęboko z gardła, jak schwycił zapach, jakby nie mógł znów znaleźć śladu. W
końcu, szturchnął mnie pyskiem z hałasem, które znaczyło biegnij, ale kiedy ruszyłam
naprzód, chwycił tył mojej kurtki między swoje zęby.
- Iść wolno? – Cicho?
Chrząknął. Tak
Wślizgał się przede mnie i zrobił krok. Kolejny. Chmura przykryła księżyc i las poczerniał.
Zatrzymaliśmy się. Gałązka trzasnęła z naszej prawej strony. Derek obrócił się tak szybko że
wpadł na mnie, pchając mnie z powrotem, ponieważ potknąłem się, warcząc na mnie kiedy
nie ruszyłam się wystarczająco szybko.
Gdy cofałam się na polane, mogłam zobaczyć ciemny kształt na obrzeżu. Po kolejnym
trzaśnięciu gałązki, Derek pchnął tył moich nóg, pchając mnie i potrącając, dopóki nie byłam
daleko od polany, wtedy pchnął mnie w gęste krzaki.
- Nie mogę – szepnęłam
Kłapnął i warknął Tak, możesz.
Klęknęłam na czworaka i weszłam w krzaki, z rekami przed moją twarzą, by oczyścić sobie
drogą. Przeszłam tylko kilka kroków, kiedy uderzyłam drzewo. Gęste zarośla zablokowały
mnie z dwóch stron. Odwróciłam się, by powiedzieć Derekowi, że nie mogę dalej iść, ale
stał w krawędzi dziury, blokując wejście.
Chmury przerzedziły się i postać zmaterializowała się w ścieżce. To był inny wilk, tak czarny
jak Derek. Wydawało się że toczyć się do nas, cichych jak mgła, wolno, dryfując w naszą
stronę.
Chmury w końcu odkryły księżyc, ale wilk był nadal czarny jako noc od nosa do oczu.
Zauważyłam jasne pasy wzdłuż jednego boku. Kiedy zmrużyłam oczy, widziałam, że był to
pas bez grubego futra, niezakryta różowa skóra i pomarszczona od świeżej blizny. Widziała te
bliznę kilka dni wcześniej.
- Ramon – szepnęłam
Derek warknął, futro nastroszyło się, machał ogonem, błysnął kłami. Ale wilk nie przestał
zbliżać się do nas, niezachwiany i nieugięty. W końcu, z rykiem, Derek ruszył na niego.
Ramon zatrzymał się. Nie cofał. Nawet nie warknął. Tylko stał, dopóki Derek prawie nie
sięgnął niego, wtedy zmylił przeciwnika w inna stronę i pobiegł prosto na mnie.
Derek spróbował zatrzymać się, ale nałożył zbyt wiele pędu do ataku i uderzył w krzaki.
Ponieważ Ramon pruł do mnie, czołgałam się by uciec, ale krzaki były zbyt gęste. Na
szczęście było zbyt gęsto także dla niego i nie mógł przedostać się dalej niż Derek, tylko
wystarczająco blisko dla mnie by poczuć jego sierdzący oddech, ponieważ próbował
przepchnąć swoje barki głębiej w poszycie.
Wtedy zaskamlał i się cofnął z zębami Dereka wbitymi w jego pośladek. Ramon energicznie
się uwolnił i pchnął go. Derek zrobił unik i przebiegł koło Ramon, by zablokować wejście do
mojej kryjówki.
Przez chwile, wszystko, co widziałam było ogonem Dereka. Wtedy zerknęłam na Ramona,
cofał się, oglądając dookoła Dereka, jakby oceniał sytuację.
- On cie drażni, - szepnęłam – próbuję się zmiękczyć. Nie daj się na to nabrać.
Derek chrząknął. Napiął się, jakby blokował nogi. Ale to nie pomogło. Za każdym razem, gdy
Ramon robił ruch w moja stronę Derek skakał, szczękając i warcząc.
W końcu Ramon zmęczony grą i wbiegł pędem w Dereka. Zderzyli się z trzaskiem łamanych
kości i upadli, gryząc i warcząc, chrząkając i skomląc, kiedy kły wbijały się.
Moja ręka zacisnęła się dookoła noża sprężynowego. Wiedziałam, że powinnam coś zrobić.
Skoczyć do bójki. Chronić Dereka. Ale nie mogłem. Tamtego dnia, widząc walkę Dereka i
Liama w ludzkiej formie, ruszyli się zbyt szybko jak dla mnie, by się wtrącić. To było w
zwolnionym tempie w porównaniu z tym, szaloną piłka futra i furii tocząca się przez polane,
jedna nierozpoznawalną masa czarnego futra, błyskające kły i obryzgująca się krew.
Musiałam coś zrobić, ponieważ Derek miał poważną niepełnosprawność: mnie.
Najwidoczniej nie mógłby zapomnieć że byłam tam i zawsze, kiedy Ramon potoczył się moją
drogą, Derek przestał walczyć, by dostać się znów między nas.
Chciałam kazać zapomnieć mu o mnie. Nic mi nie było, ukryta głęboko w podszyciu,
uzbrojona i nie było żadnego śladu partnera Ramon'a, Liama. Ale wiedziałam, że to nie
dałoby nic dobrego. Powodem był ochronny instynkt.
Wstałam, sięgnęłam tak wysoko jak mogłam i chwyciłam się gałęzi drzewa za mną. Moja
zszyta ręka zapiekła, ale zignorowałam to. Wspięłam się na górę. Wspinanie się było łatwe.
Najważniejsze było nie spoglądać w dół za każdym razem, kiedy usłyszałem chrząkanie lub
skowyt.
W końcu byłam zbyt wysoko dla Ramon, by sięgnął mnie. Zawołałam do Dereka, mówiąc
mu, że jestem bezpieczna. Musiał sprawdzić oczywiście spoglądając w górze odsłaniając
kawałek futra wyrwanego z jego szyi. Ale, gdy tylko widział, gdzie byłam, rzucił
siebie całkowicie w walkę.
Mimo to jak duży był Derek, nie był żadnym przeciwnikiem dla doświadczonego dorosłego
wilkołaka. Kiedy stawił czoło Liamowi Derek uciekł w przeciwną stronę, przyznając, że
został przewyższony klasą. Mógłby to być ślad arogancji w, Dereku, ale nie był jakąś
zuchwałością. Jeżeli nie mógłby wygrać walki, nie miał żadnego problemu w ucieczce.
Jednak teraz nie mógł uciec.
Trzymałam kurczowo nóż i pełzłam wzdłuż gałęzi do czasu gdy byłam poza zasięgiem walki.
Mówiąc o zuchwałości …
Zatrzymałam się, czując ukłucie winy nawet myśląc o czymś tak głupim. Jeżeli spadłbym na
nich, byłabym szczęśliwa, jeżeli nie spowodowałabym togo, że Derek zostanie zabity
próbując mnie ochronić.
Nienawidziłam siebie za kulenie się tam jak bezradna bohaterka. Lecz byłam bezbronna
przeciw Ramonowi. Nie miałam siły nadczłowieka lub zmysłów nadczłowieka lub kłów,
pazurów lub magicznych mocy.
Przestań jęczeć o czymś, czego nie mas. Twój mózg nadal pracuje, nieprawdaż?
W tych okolicznościach nie byłam zbyt pewna.
Tylko użyj go. Pomyśl.
Gapiłam się na walkę, dręcząc mój mózg o plan. Ponieważ patrzyłam, zrozumiałam, że
mogłam stwierdzić, który był Ramonem przez bliznę. Jeżeli mogłam...
Blizna
Wychyliłam się na dół na ile się ośmieliłam.
.
- Derek! Jego strona! Gdzie jest pokiereszowany…
Zmagałam się, w jaki sposób wyjaśnić mu nie zdradzając planu Ramonowi, ale nie musiałam
powiedzieć nic więcej. Derek wykręcił się i uderzył w bok Ramona. Bez futra dla ochrony,
zęby Dereka łatwo się zanurzyły. Ramon zawył. Derek wywichnął głowę z powrotem,
rozpruwając duży kawałek boku Ramona.
Krew trysnęła. Derek cofnął się z powrotem z drogi i wypluł kawałek ciała. Ramon ruszył do
przodu, ale jego tylna noga osłabła. Derek skoczył dookoła Ramon i ugryzł znowu w jego
bok.
Ramon ryknął w bólu i furii i odwrócił się, i rzucił się na Dereka. Krew bryzgnęła, ponieważ
ruszył szybko i chwycił Dereka za kark. Upadli, Derek szarpał się i wymachując pazurami,
dopóki jeden z tych pazurów nie zahaczył o otwarty bok Ramona. Skowyt wydobył się od
Ramona i Derek był wolny. Derek odskoczył w stronę strumienia. To było, co najmniej
piętnaście stop w dół i zawołałam by ostrzec go, ale on nie przestawał się cofać.
Ramon wykonał pchnięcie w jego kierunku, najeżony i warcząc. Wtedy zabrzmiał krotki
gwizd. Liam Ramon wyczuł go, odrzucił do tyłu głowę i zaczął wyć. Derek skoczył na niego.
Ramon ucichł i zrzucił się na Derek'a, pchając go z powrotem w kierunku-
- Derek! Urwisko!
Tym razem, jego spojrzenie huśtało się ku górze, spotykając mój wzrok. Ale nie zatrzymał
się, tylko dalej szedł, przyglądnąć się jeszcze raz Ramonowi.
W ostatniej sekundzie, Derek skoczył na lewo, okrążając i uderzając Ramona w jego ranny
bok. Ramon upadł. Derek rzucił się na niego. Jego kły zanurzyły się w postrzępionej masie.
Ramon wypuścił nieziemskie wycie w agonii.
Ramon zdołał podnieść się, tyłem do klifu. Derek wykonał pchnięcie w niego. Ramon cofnął
się. W ostatniej sekundzie, zobaczył wynurzającą się wodę i zaczął się wycofywać z drogi, ale
głowa Dereka napierała na ranny bok, spychając go ponad krawędź nasypu.
Ześlizgnęłam się i pobiegłam do Dereka, stojącego na brzegu, patrzącego na Ramon, który
był nadal świadomy, zmagający się by wstać, jedna przednia noga wygięła się pod brzydkim
kątem.
Gwizd przyszedł znów. Derek obrócił się gwałtownie, podcinając mi nogi, szturchając mnie
nosem, mówiąc mi, bym się nie ruszała.
- To Liam? – zapytałam
Kiwnął pyskiem potakując.
Nie przestawałam się zastanawiać, dlaczego Liam był w ludzkiej postaci. Nadal był dużym
zagrożeniem. Jedyną zaletą tego było, że gdy nie był wilkiem, śledzenie nas będzie szło mu
wolniej.
-To pochodzi z pobliża domu, - szepnęłam jak biegliśmy. -Powinniśmy kierować się do
drogi. Czy wiesz, gdzie-?
Odpowiedział przez wyprzedzenie mnie. Biegliśmy przez kilka minut, ale trzymałam się w
tyle. Odwrócił się z powrotem by biec za mną.
−
Przepraszam -, szepnęłam. -Nie widzę i wciąż się potykam.
Uciszył mnie chrząknięciem. Wiem. Po prostu biegnij.
Objęłam prowadzenie, pozwalając Derek'owi żeby pukał w tył mojej nogi za każdym razem
gdy zbaczałam z kursu. Wreszcie mogłam zobaczyć światła przez drzewa. Derek szturchnął
mnie w ich kierunku i-
- Zostawiasz ogromne ślady niczym, szczenię. - Teksański akcent Liama przeszedł echem po
lesie.
Derek podciął mnie. Uderzyłam mocno w ziemię, zahaczając podbródkiem, brudna ziemia
dostała mi się do ust. Starałam się wstać, ale Derek stał nade mną. Przejechałam językiem po
zębach, upewniając się, czy żadnego nie straciłam.
Derek parsknął i szturchnął mój kark. Odczytałam to, jako przeprosiny, cokolwiek to miało
znaczyć
- Wychodź, wychodź, gdziekolwiek jesteś- zaśpiewał Liam.
Derek wepchnął mnie w krzaki tak małe, że musieliśmy się skulić razem aż miałam futro na
ustach. Kiedy próbowałam dać mu więcej miejsca, warknął na mnie abym się nie ruszała.
Usiadłam i przyciskał się do mnie, wprowadzając resztę swojego kolosalnego ciała w krzaki,
aż praktycznie był na moich kolanach.
Podniósł głowę by poczuć wiatr. Leciał z tego samego kierunku, co głos Liam'a, co
oznaczało, że może nas nie wyczuć.
Zamknęłam oczy, aby lepiej słyszeć. Czułam bicie serca Derek. Moje musiało bić równie
mocno, bo trącił mnie w ramię, dopóki nie otworzyłam oczu i nie spotkałam jego, ciemnego
zaniepokojonego wzroku.
−
W porządku, - szepnęłam.
Ruszył się, starając się zejść z moich nóg. Gdy ruszył się, moja ręka otarła się o jego mokre
futro. Cofnęłam dłoń, aby zobaczyć moje palce ubrudzone od lepkiej krwi.
−
Ty...
Uciszył mnie chrząknięciem. Jestem cały Teraz shhh.
Próbowałam zobaczyć, jak bardzo był ranny, ale przesunął się, tym razem trzymając mnie w
dole.
Siedzieliśmy tam cicho, nasłuchując. Jego uszy obracały się, w przód i w tył, a następnie
zamarł, jakby usłyszał dźwięk. Ale zamiast się spiąć, zaczął się relaksować.
−
Odchodzi? - Szepnęłam.
Pokiwał głową.
Uspokoiłam się. Trudno było się obawiać o swoje życie, gdy dwustu kilowy wilk leży na
kolanach. To było dziwnie pocieszające. Pomiędzy ciepłem jego ciała, a miękkością jego
futra, i bicia jego serca zaczynałam intensywnie mrugać, aby nie zasnąć.
-Czy on odszedł? - Szepnęłam.
Derek potrząsnął głową.
-Jak długo powinniśmy?
Derek zesztywniał. Spojrzałam w ciemność, ale kiedy spojrzałam z powrotem na Derek'a, nie
miał tego wzroku skupiającego-się-na-celu. Jego głowa nadal zwisała w dół. Oczy miał
szerokie, i był całkowicie sztywny.
Wtedy poczułam to. Jego mięśnie drgnęły.
- Jesteś gotowy, aby się przemienić - szepnęłam.
Mruknął, napięcie i niepokój błyszczały mu w oczach.
-Nie ma problemu. To zawsze zajmuje chwilę po pierwszym sygnale, prawda? Mamy czas by
wrócić do domu. Tam możesz się przemienić...
Szarpnęły nim konwulsje, jego przednie nogi miotały się. Upadł na boku, wszystkie cztery
nogi były sztywne, głowa odchyliła się do tyłu, oczy kręciły się dziko.
-Wszystko w porządku. Tak będzie lepiej. Po prostu niech się stanie .
Nie tak żeby miał jakiś wybór. Przepełzłam obok niego, schodząc z drogi, wymachującym
pazurom. Przyczaiłam się za nim, pogłaskałam go po ramionach i powiedziałam mu, że
dobrze mu idzie, że wszystko było w porządku.
Jego głowa obniżyła się jeszcze bardziej, po czym gwałtownie odgięła się z powrotem do
góry z trzaskiem łamanych kości. Zaskamlał, zakończył warcząc jakby starał się być
cicho, ale drgawki przychodziły coraz szybciej i skowyt wydobywał się z każdym nowym
skurczem. Kiedy w końcu ucichł, wszystko wokół nas milczało. Ale wiedziałam, że Liam nas
słyszał.
Pochyliłam się nad Derekiem, szepcząc na zachętę, mając nadzieję, że zagłuszę jakikolwiek
dźwięk Liama, by powstrzymać go od paniki. Wkrótce jednak, głowa Dereka wystrzeliła do
góry i wiedziałam, że Liam nadchodzi.
Derek był dobrze w trakcie przemiany, jego pysk skrócił się, uszy zsunęły się na boki,
wyrastały mu włosy a jego futro chowało się. Pochyliłam się do ucha.
-Po prostu rób to dalej, okay? Będę cie pilnować.
Zesztywniał i wydal z siebie dźwięk, który wiedziałam że znaczył nie. Wstałam. Starał się
zrobić to samo, tylko po to żeby znowu zaczęły się drgawki.
-Będzie w porządku,- powiedziałam, wyciągając nóż. -Nie zrobię nic głupiego. Już prawie
skończyłeś. Będę go rozpraszać dopóki nie skończysz.
-Nie - , jego głos był zniekształcony, gardłowy.
Odwróciłam się by iść. Chwycił mnie za nogę, ale jego palce były jeszcze guzowate i łatwo
oderwały się. Bez oglądania się za siebie, wybiegłam z zarośli.
ROZDZIAŁ
22
POBIEGŁAM, TAK DALEKO od Dereka, jak mogłam. W końcu zobaczyłam postać
wysokiego, szczupłego mężczyzny z jasnymi włosami, idącego przez las kulejąc,
podpierającego się laska. Liam. Utykanie wyjaśniało, dlaczego nie był pod postacią wilka.
Jeżeli przemienianie się było tak bolesne jak mi się wydawało, mogłam sobie wyobrazić,
jakie okropne byłoby to gdybyś był ranny. To znaczyło również, że miał rachunki do
wyrównania. Ze mną. ( w poprzedniej części Chloe wbiła nóż Limowi w udo podczas walki
Dereka z Limem. – to tak ku przypomnieniu : )
Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić moje galopujące serce. To nie pomogło. Szkoda.
Nie mogłam pozwolić mu podejść zbyt blisko by widział lub usłyszał przemieniającego się
Dereka.
Podbiegłam tak blisko jak się ośmieliłam, i wyskoczyłam na ścieżkę przed nim. Stanął i
uśmiechnął się.
- Cześć ślicznotko - wycedził słowa. – Tak mi się wydawało że cię wyczuwam.
- Jak noga?
Jego szeroki uśmiech zmienił się na trochę mniej przyjazny, bardziej pokazujący zęby. - Boli
jak sukinsyn.
- Przykro mi.
- Założę się że ci jest.
Poszedł bliżej. Cofnęłam się.
- Nie denerwuj się – powiedział. - Wybaczam ci nogę. Lubię ducha walki w młodych
klaczkach.- przeszedł mnie dreszcz pod wpływem jego spojrzenia – Sprawia że jest
zabawniej, gdy łanie je się. Teraz, gdzie jest ten duży wół twój chłopak?- powiedział głośniej.
- To jest szczenięce tchórzostwo, wysyłać dziewczynę, by mnie rozproszyła. Jednak też bym
to rozważył, przypominając sobie jak szybko uciekłaś ostatnim razem.
Nasłuchiwał, widząc, czy drwina wyciągnie Dereka z ukrycia.
- Jest zajęty- powiedziałam. -Z Ramonem. Pomyślałam, że mogę sobie z tobą poradzić.
Liam odrzucił głowę do tyłu i się zaśmiał. - Naprawdę masz jaja. Świetnie się zabawimy, gdy
tylko zajmę się twoim chłopakiem.
Ruszył w moim kierunku. Odskoczyłam w bok, uciekając przed nim.
- Chcesz pobawić się w pogoń, ślicznotko? Jestem naprawdę w tym dobry. Co powiesz na to
ż
e pozwolimy twojemu chłopakowi i Ramonowi na ich zabawę. Podczas gdy my zajmiemy
się swoja?
Coś zabrzęczało. Liam westchnął, sięgnął do kieszeni i wyjął telefon komórkowy.
- Jakby zajęty - powiedział. Zatrzymał się, słuchając. Usłyszałam głos mężczyzny na drugim
końcu i myślałem, że wychwyciłam imię Dereka. -Tak, tak. Nie przestaniesz dzwonić, nigdy
nie złapiemy go dla ciebie.
Jeżeli Liam powiedział „my”, wtedy to nie dzwonił Ramon. Ktoś ze Stada? Musiał im
obiecać Dereka i teraz musiał im go dostarczyć?
- Przestań lamentować - powiedział Liam. -Powiedziałem ci, że będziemy mieć go przed
ś
witem. Mamy tylko malutką komplikację. Jest powód, dla którego wyszedł dziś wieczorem
do lasu— poromansować ze swoja dziewczyną.
Liam patrzył na mnie. -Słodka mała rzecz. Zafarbowane czarne włosy. Duże niebieskie oczy.-
Umilkł - Chloe? Tak ona wygląda na Chloe.
Edison Grupa? To Musiało być to. Jednak, właśnie teraz, wszystko, o co troszczyłam się
teraz to było, zajęcie Liama, by dając czas Derekowi na przemianę.
- Dobrze, widzę, ze to jest problem,- Liam kontynuował. -Nie możemy rozdzielić tych dwoje,
wiec biorąc go muszę zabrać też ją - umilkł, słuchając. - Oczywiście, spróbujemy zostawiać ją
w spokoju, ale …- kolejna przerwa. -Rozumiem. Pozbycie się szczeniaka—tak czy inaczej -to
jest nasz główny cel. Więc akceptujesz ryzyko dodatkowych szkód? - Ponieważ słuchał
odpowiedzi, uśmiechnął się do mnie. - Całkowicie. Jeżeli nie będziemy mogli ich rozdzielić,
nie będziesz musiał się więcej martwic o dziewczynę. Upewnię się, co do tego. Teraz, jeżeli
będziesz miał mi coś jeszcze do powiedzenia, napiszesz do mnie? Jestem tak jakby zajęty.
Rozłączył się. -Wydaje się że niektórzy ludzie uważają, cię za zbędną, Chloe.
- Kto?
Obniżył głos do szeptu kpiny. -Źli ludzie. To jest brutalna lekcja, ale świat jest pełen ...
Daleki krzyk uciszył go na krótko. Obrócił się w stronę zarośli.
-Mówiąc o złych ludziach, wydaje mi się kogoś tu kłamie. Twój chłopak nie bawi się z
Ramonem, nieprawdaż?
Stanęłam przed nim.
Zaczął przechodzić obok mnie. -Wiem, że jesteś chętna, by się trochę zabawić, ale najpierw
muszę dorwać twojego chłopaka. Nie denerwuj się, jednak. To brzmi jakby się zmieniał i
jeżeli tak, to pójdzie szybko.
Skoczyłam znów przed niego.
Delikatnie się uśmiechnął. – Zachowaj trochę ikry dla później. Właśnie teraz jedynie możesz
mnie wkurzyć a nie chcesz tego zrobić.
Pozwoliłam mu przejść, ale szłam za nim, starając się wymyślić jakiś plan. Usłyszałam, jak
Derek skowyczał. Zmiana mogła przebiegać szybko, ale potrzebował czasu, żeby ją skończyć.
Derek jest bezbronny. Jeżeli Liam znajdzie go w tej chwili, zabije go.
Wiem, wiem.
Więc zrób coś.
Wyjęłam nóż sprężynowy, otworzyłam go i skradałam się do przodu, zmniejszając odległość
między nami, przyglądać się plecom Liama.
Spojrzał przez ramie. Schowałam nóż. Zatrzymał się.
-Co powiesz na to żebyś szła przed mną? - powiedział.
- Tu mi dobrze.
Jego twarz stwardniała. – Stawaj tu przed mną, gdzie będę cię widział.
Ponieważ minąłem go, moje spojrzenie powędrowało do jego rany. Był ranny, jak Ramon.
Użyj tego.
- P-powiedziałeś, że zabierzesz Dereka do S-stada - udając jąkałam się - To jest nadal ten
plan, racja?
Tylko machnął do mnie, przyglądnąć się bliżej odległemu miejscu, gdzie był Derek.
-P-proszę P-proszę-nie rób tego –
Rzuciłam się i chwyciłam laskę, ale machnął nią i zakręcił się wokoło, uderzając mnie w
plecy tak mocno, że od uderzenia powietrze uleciało z moich płuc, upadłam na ziemie.
Upadłam w błoto, dysząc, z palącą ranna ręką. Podnosiłam głowę, starając się skupić,
ponieważ Liam podążał do zwiniętego w zaroślach Dereka. Każdy oddech czułam jakby
rozżarzony do białości nóż dźgał moje płuca.
Zrób coś.
Jak co? Byłam bezsilna. Ja—
Nie. Nie byłam bezsilna. Było coś, co mogłam zrobić. Myśl o tym sprawiła, że żółć
podpłynęła mi do gardła, ale to było nic w porównaniu z tym, co czułam na myśl o Liamie
znajdującym Dereka zanim skończył swoja przemianę.
Musiałam kupić dla niego więcej czasu.
Zamknęłam oczy i skoncentrowałam się, ignorując ostrzegawcze alarmy. Przelałam wszystko,
co miałam do wezwania … i nic się nie wydarzyło. Wszystkie te genetycznie ulepszenia
mocy i, kiedy ich potrzebowałam, zawiodły.
Wtedy będziesz musiała zrobić to staromodnym sposób.
Spróbowałam się podnieść. Ból mnie rozpruwał i las wydawał się mnie przygniatać,
ponownie spróbowałam wstać. Zazgrzytałam zębami i popełzłam do pobliskiej odłamanej
gałęzi. Zawinęłam palce dookoła niej, przeciwstawiając się bólowi, ruszyłam do przodu. Gdy
tylko wstałam, pobiegłam do Liama. Odskoczył ze ścieżki, ale zdołałam zamachnąć się i
uderzyć go w udo w tym sam miejscu gdzie dźgnęłam go trzy noce temu.
Zawył i zatoczył się. Uderzyłam go znów. Upadł. Ponieważ upadł, chwycił po mnie, ale
odsunęłam się, i podniosłam kij. Kiedy spróbował wstać, znów się zamachnęłam. Tym razem,
chwycił kij i podciął moje nogi. Chwyciłam się gałęzi, ale już leciałam w powietrzu. Upadłam
o kilka stóp od nigo, wtedy wyczołgałam się z drogi, ponieważ wił się, aby mnie złapać.
Starałam się wstać. Ale on zaczął podnosić się, nagle się zatrzymał się, gapiąc na coś za mną.
Proszę niech to będzie Derek.
Obróciłam się, i zobaczyłam częściowo rozłożonego królika ciągającego jego poszarpane
ciało do mnie. Jego uszy były postrzępione pasami szorstkiej skóry. Jego nos był kraterem,
warg nie było, z wystającymi dużymi przednimi zębami. Jego oczy zmarszczyły się jak
rodzynki. Plecy, połowa jego ciała była spłaszczona i powykręcane, tak jak tylne nogi z jednej
strony, gdy pełzł na przód do mnie.
- Stop - powiedziałam, niesamowicie spokojnym głosem.
Królik stanął. Odwróciłam się do Liama. Patrzył na mnie, z zaciśniętymi wargami. Wolno
podniósł się, nadal się na mnie gapiąc.
- Naprzód - powiedziałam.
Królik czatował na Liama. Potknął się z powrotem.
Wstałam. Królik stał obok mnie, zgrzytając zębami.
Umysłowo nakazałam mu posuwać się do Liam. Zawahało się, wtedy obróciło głowę w jego
kierunku i zaczęło pełznąć do niego.
Wypuścił sznur przekleństw, cofając się wolno. Wtedy warczenie zabrzmiało za nim.
Liam obrócił się. Ciemny kształt ruszał się między drzewami, schowany w ich cieniu.
Widziałam tylko zarys—szpiczaste uszy, gęsty ogon i długi pysk. Czy Derek powrócił do
postaci wilka? Ponieważ zwierzę skradało się naprzód, zauważyłam, że miało to zaledwie
połowę wielkość Dereka.
Zatrzymało się pod drzewem, prawie tam schowanym, tylko jego zęby były widoczne, wargi
się cofnęły, wzrastało warczenie. Kiedy weszło w światło księżyca, spięłam się widząc
ohydne żywe zwierze. Ale był to tylko zwykły, żywy pies, prawdopodobnie z pobliskiego
domu.
Pies posuwał się do Liama, nadal warcząc. Wilkołaki i psy się nie lubiły wiedziałam, to od
Dereka.
Liam uważnie się przyglądał i również zawarczał. Pies nie przestawał zbliżać się do niego.
- Sio, kundlu.
Liam cofnął stopę, by kopnąć to. Wtedy schwycił wzrok królika podpełzającego do niego.
Cofnął się. Podszycie za nim ruszyło się w piskach popłochu. Nie widziałam, co to było, ale
Liam zaklął, prawie wracając w stronę warczącego psa.
Pies rzucił się. Liam kopnął go. Gdy leciał w powietrzu, światło księżyca pokazało bok psa i
widziałam dziurę wielkość mojej pięści, z wijącymi się larwami.
Liam także to widział, przeklął i cofnął się. Pies rzucił się na niego. Liam gwałtownie skręcił
ze ścieżki.
- Stop - , powiedziałam.
Pies zrobił to. Stał tam, obnażając zęby, z płonącymi oczyma, z nastroszonymi włosami,
warcząc w stronę Liama.
Królik nachylił się do niego. Kopnął go i poleciało w podszycia, tylko po to, by znów wrócić.
Coś jeszcze wyskoczyło, jakimś rodzaj gryzonia, głównie szkielet, grzechoczący i zgrzytający
jego małymi zębami.
- Stop - powiedziałam.
Zrobili to. Liam patrzył na mnie.
-Tak, one są martwe,- powiedziałem. -Tak, kontroluję je. I nie da się ich zabić. Możesz
próbować, ale nie zdołasz tego zrobić.
-Dobrze, więc, domyślam się, że będę musieć zwalczyć z tym, kogo mogę zabić.
Ruszył w moim kierunku.
Rozkazałam psu zaatakować, ale mój mózg jąkał się, widząc Liama biegnącego na mnie.
Rzuciłam się na bok. On chwycił moją nogę i energicznie szarpał. Spadłam na brzuch,
machając rekami po omacku, by wstać, palcami kopiąc ziemie, wbijając paznokcie. Wiłam się
i jego uścisk ześlizgnął się z mojej stopy. Z ogromnym wysiłkiem skoczyłam na przód gubiąc
jedną tenisówkę.
Gdy podnosiłam się, usłyszałem trzask. Obróciłam się, by zobaczyć Dereka—w ludzkiej
formie na plecach Liama. Liam bryknął i zrzucił go. Derek chwycił go i zaczęli walczyć.
Pies rzucił się na nich dwóch. Nakazałem mu uspokojenie się i zatrzymanie, warczał i szarpał
jak wściekły pies na łańcuchu. Zamknąłem oczy i posłałam mu inny rozkaz—opuścić ciało.
Nie przestawałem wypuszczać go i innych duchów, rozpaczliwie próbując zignorować
chrząkania i sapania walki. Kiedy otworzyłem oczy, zwierzęta zapadły się, a ich dusze
uwolniły.
Liam i Derek toczyli się na ziemi, w zamkniętym uścisku, Liam szarpał włosy Dereka,
próbując energicznie wygiąć jego głowę do tyłu, ręce Dereka były zaciśnięte na szyi Liama,
ż
aden nie poddawał się.
Energicznie chwyciłam mój nóż sprężynowy, ponieważ biegłam naprzód. Przycisnęłam guzik
… i zacięłam się, ostrze zatopiło się w mojej dłoni. Puściłam go. Nóż spadł w podszycie.
Uklękłam, aby go poszukać.
Trzaśniecie jakby złamanie gałęzi drzewa. Podskoczyłam. Derek leżał na plecach, Liam na
nim, Derek nadal z rekami dookoła jego szyi. Obydwoje się nie ruszali. Derek gapił się,
szeroko otwartymi oczami. Oczy Liama były tak samo szerokie, ale nic nie widziały, zastygły
w pustym spojrzeniu końcowego szoku.
ROZDZIAŁ
23
- JA—TEGO NIE ZROBIŁEM …- ZACZĄŁ DEREK.
Wyczołgał się z spod Liama. Ciało wilkołaka opadło, miękko, na bok, jego głowa wykręciła
się, ze złamanego karku.
Derek przełknął ślinę. Dźwięk rozbrzmiał w ciszy.
-Nie zrobiłem—ja tylko—próbowałem go zatrzymywać.
- Nie chciałeś tego,- powiedziałam miękko. -Ale on tak.
Patrzył na mnie, oczyma odmawiającymi skupienia się.
- Zabiłby cię,- powiedziałam.- Zabiłby nas dwoje, jeżeli byłoby to konieczne. Może nie
chciałeś tego zrobić, ale …
Nie skończyłam. Mogłam powiedzieć że świat był lepszy bez Liam, ale my oboje
wiedzieliśmy, że nie ważne czy Liam zasłużył na śmierć czy nie, ale czy Derek zasłużył na
winę zabijania kogoś. Nie zasłużył.
-To nie było walka na śmierci dla ciebie. Ale była dla niego.
Derek kiwał głową i potarł ręką kark, wzdragając się, ponieważ jego palce dotknęły ran.
-Jesteś cały?- Spytałem.
-Tak. Tylko kilka ran i siniaków. Szybko się leczę. Może będę potrzebować szwa lub dwóch.
Spojrzał w dół na rozmazaną krew na jego … i zauważył ze był nagi. Kłamałbym, jeżeli
powiedziałbym, że nie zauważyłam tego. Raczej to oczywiste. To nie było tak, że poszedł się
ubrać przed walką z Liamem.
Na szczęście w tych okolicznościach, nie miałam czasu, by rozwodzić się nad brakiem
odzieży. Podczas walki i, teraz, ponieważ kucnął, nie zobaczyłem nic więcej niż widziałam
kiedy był w szortach. To nie uchronił go przed zaczerwienieniem się.
Zdjęłam kurtkę i bez słowa wręczyłam mu ją i owinął ją sobie dookoła talii mamrocząc,
-Dzięki.- Wtedy -Powinniśmy iść.
Tylko ąe nie poszliśmy. Staliśmy w ciszy, z Derekiem nadal kucającym obok ciała Liama,
jego głowa pochyliła się w dół, włosy zwisały dookoła twarzy, plecy i ramiona pokryte były
potem. Zadrżał.
-Pójdę po twoje ubranie,- powiedziałam, zmuszając moje stopy do ruchu.
Chwycił mój łokieć. -Ramon.
- Racja.
Mrugnęłam mocno, czując się słabo domyślam się że od szoku. Jedno z nas musiało
rozruszać swój mózg i wydawało się że Derek jest niezdolny, by przestać gapić się na
mężczyznę, którego zabił.
-Musimy go przenieść - powiedziałem. – Przynajmniej do krzaków jak na razie, przykryć
ciało. Wrócimy jutro i pochowamy go.
Nie mogłam uwierzyć, w to, co mówiłam. Ukryć ciało? Ciało?
A jaka jest alternatywa? Odejść, i zostawić go na ścieżce i mieć nadzieję ze żaden z sąsiadów
nie będzie kiedykolwiek tędy szedł?
Usunięcie ciała mogłoby być czymś, czego nigdy nie oczekiwałam uwzględnić w scenariuszu,
ale teraz to było moje życie. Dostosuj się albo poddaj.
Stanęłam i wzięłam rękę Liama, próbując szarpnąć.
- Ja to zrobię - Derek podniósł się - Będę go nieść. Nie możemy odejść zostawiając ślady lub
cokolwiek i będziemy musieli go bezzwłocznie pochować, żeby żadne psy go nie znalazły.
- Pochować kogo?- powiedział głos obok mnie.
Podskoczyłam tak wysoko, że moje serce odbiło się od gardła.
- Chloe? – powiedział Derek.
Odwróciłam się, by zobaczyć Liama idącego do nas.
- Chloe? – znów powiedział Derek.
- To jest L-Liam. Jego duch.
Liam zatrzymał się. -Duch?- patrzył na mnie, potem na swoje ciało leżące na ziemi. Zaklął.
- Nie żyjesz - powiedziałam.
-Więc widzę. To sprawia że ty jesteś jednym z tych ludzi którzy rozmawiają ze zmarłymi, -
zerknął na ciało psa i królika, zwijając usta— wskrzeszasz umarłych.
Jego spojrzenie wróciło do jego własnych zwłok i znów zaklął.
Chrząknęłam by oczyścić gardło. – Skoro już tu jesteś, mam kilka pytań.
Patrzył na mnie, podnosząc brwi ze zdziwienia. – Żartujesz sobie, prawda?
- Nie - uklęknęłam obok jego ciała i włożyłam rękę do jego kieszeni.
-Chloe? – Derek podszedł bliżej, marszcząc brwi.
Wyjęłam telefon komórkowy Liam. -Ktoś zadzwonił do niego. Ktoś, kto wydaje się
zorganizował to, ktoś, kto znał mnie, moje imię.- Patrzyłam na ducha Liam. -Kto to jest?
Dławił się ze śmiechu. -Poważnie? Właśnie umarłem. Twój chłopak mnie zabił. Naprawdę
oczekujesz, ze zostanę tu i pogawędzę sobie z tobą? Chciałbym, ale właśnie teraz jestem w
małym szoku. Być może później.
Obrócił się, by odejść. Goniłam go ścieżką.
-Właśnie masz iść do życia pozagrobowego,- powiedziałam. -To jest twoja ostatnia szansa, by
zrobić coś dobrego.
-Hę dobrze, skoro tak mówisz …- przewrócił oczyma. – Choć z drugiej strony to nie jestem
zainteresowany. Nie zrobiłem nic, czego bym mógł żałować. Jeżeli chcesz odpowiedzi...
Podszedł bliżej, górując nade mną. Oparłam się pragnieniu ucieczki, ale musiałam
zesztywnieć, ponieważ Derek podszedł bliżej i szepnął, -nie pozwól mu cię nękać.
-Nękać ją? - powiedział Liam. - Ona jest tym, kto nie pozwala mi odejść w życie
pozagrobowe. – znów spojrzał na mnie – Jak już mówiłem, jeżeli chcesz odpowiedzi, sama je
sobie znajdź. I spróbuj, się trochę zabawić podczas poszukiwań, ponieważ mam przeczucie,
które mi mówi ze niedługo znowu się zobaczymy … po tamtej stronie.
Ręka Dereka zacisnęła się na mojej ręce. Kiedy spróbowałam się wyrwać, pochylił się w dół
i szepnął, -Pozwól mu odejść. Nie warto.
-Posłuchaj swojego chłopaka, ślicznotko,- zawołał Liam gdy był już daleko.
Powiedziała szybko. -Co myślisz o moich zombie?
Liam stanął, i obrócił się wolno.
Pomachałam na martwego psa . - Wiesz, jak to zrobiłam?
- Czy mnie to interesuje?
-Powinno. Nekromanci podnoszą umarłych przez wysyłanie ducha—ducha, jak ty—z
powrotem do zwłok, gdzie jest pod moją kontrolą, jak widziałeś. To działa tak samo na
zwierzęta i ludzi. Wiec albo odpowiesz na moje pytania lub popycham cię z powrotem tam.
Wskazałem na jego martwe ciało.
Ś
miał się. – Powiedziałbym, że masz jaja, ale to byłoby jakby niewłaściwe.
-Myślisz, że żartuje?
Odpowiedział przez odwrócenie się plecami i odejście. Zamknęłam oczy i wyobraziłem sobie
ciągnięcie go do jego zwłok, tylko lekkie pociągniecie.
- Hej, - powiedział. -Hej!
Otworzyłam oczy, by zobaczyć, jak przeciwstawia się niewidocznej sile.
- Myślisz ze blefowałam?
Posłałam to w gore i potknął się. Posłałam inne szarpnięcie. Jego duch przybliżył się o kilka
stóp do jego ciała.
- W porządku, świetnie - splunął do mnie. –Co chcesz wiedzieć?
- Kto cie wynajął ?
- Masz telefon. Rozgryź to
Powiedziałam Derekowi to, co powiedział Liam, wtedy zapytałam, -to była Edison Grup?
Jego twarz wykrzywiały wargi. - Elektryczne przedsiębiorstwo?
- To był mężczyzna, który nazywa się Marcek Davidoff?
- Kto?
- Diana Enright?
- On ma rację,- szepnął Derek - Masz telefon. Spytaj o coś innego.
- Kiedy spotkałeś nas pierwszy razy, na placu zabaw, powiedziałeś, że zjechałeś z drogi i
wyczułeś zapach Dereka. To było kłamstwo, prawda?
- Każdy kłamie, ukochanie. Przyzwyczaj się do tego.
- Ktoś wynajął cię, żeby pozbyć się Dereka.
- Domyślałaś się już. Więc nie potrzebujesz mnie—
- Dlaczego?
- Dlaczego, co?
- Dlaczego chcą, żeby zginał? – Spytałam
- Ponieważ jestem wilkołakiem, - powiedział Derek. – Tak jak powiedział Andrew, nikt nie
chce nas mieć w pobliżu.
-Bingo, szczeniaku. To jest lekcja, która warto nauczyć się jak najwcześniej. Oni wszyscy się
nas boją.- Podszedł do Dereka - Próbujesz być dobrym dzieckiem, nieprawdaż? Myślisz, że to
pokaże im że się mylą. Wiec jak to działa w twoim przypadku? Wiesz, co? Oni nie dbają o to.
Dla nich, jesteś potworem i nic, co zrobisz,—lub nie zrobisz—nie zmieni ich. Moja rada? Daj
im to, czego chcą. To jest krótkie, brutalne życie. - uśmiechnął się. -Przeżyj je.
Derek patrzył się prosto przed siebie, cierpliwie czekając.
- On nie usłyszał ani słowa, które mówiłem, nieprawdaż? - powiedział Liam.
- Nie.
Zaklął. - Próbuję przekazać życiowe mądrości następnemu pokol.....
Liam zniknął. Podskoczyłam, przestraszona, wtedy rozejrzałam się wokoło.
- Chloe?
- Zniknął.
- Odszedł?
- Nie, on tylko— nie przestawałam rozglądać się, ale nie widziałam żadnego upiornego
migotania. - On rozmawiał i nagle zniknął, jakby ktoś energicznie szarpał go w inna stronę.
- Co powiedział?- spytał Derek.
- Nic czego byśmy już…
Derek odwrócił się. Mężczyzna pojawił się dwadzieścia stóp w dół ścieżki. Ramon. Derek
stanął przede mną.
Ramon podnosił do góry, dłoń, pokazując, że nie miał broni. Jego złamana ręka wisiała
wzdłuż cała. Ponieważ szedł do nas, widziałam siniaki na jego szczęce i krew wsiąkniętą w
jego koszulkę. Z każdym krokiem, wzdragał się.
- Nie, nie jestem tu po to by walczyć, dzieciaku - powiedział. -Jeżeli będziesz nalegał dam z
siebie wszystko, ale naprawdę raczej wolałabym ogłosić remis. Zauważył ciało Liama, stanął
i potrząsnął głową.
-To był wypadek,- powiedziałam.
-Tak, cóż, jestem pewny, że musiało się tak stać.- kolejne potrząśnięcie głowy, ale był
prawdziwy smutek w jego oczach. Po chwili, oderwał spojrzenie od ciała i spojrzał na
Dereka.
- Wiec co teraz ? - powiedział Ramon.
- Jest remis, jak powiedziałeś. Ale, jeżeli kiedykolwiek przyjdziesz po nas znów …
Ramon posłał wymuszony śmiech. -Wyglądam jakbym był w stanie, zapolować na ciebie?
Nie, to był plan Liama. Szalony sukin...
- Ktoś was wynajął. Kto to było?
- Spytaj go.- wskazał palcem na Liama. - On jest facetem z planem. Zawsze był. Ja tylko
jestem na doczepkę.
- Więc nie masz żadnego pomysłu, kto mógł go wynająć?
- Jakieś siły nadprzyrodzone. Facet uzdrowiciel.
- Czarnoksiężnik?- powiedziałam - Szaman?
- Nie mam pojęcia. Nie jestem do tych rzeczy. Poza tym, ktoś dał Liamowi namiary na
faceta, który chciał, by wilkołak wyśledził cie, kiwną głową do Dereka—i przekazywał Stadu.
Tylko przypadkiem zdarzyło się że mięliśmy już problemy ze Stadem—z powodu Liama, jak
zwykle.
-I to było doskonałe rozwiązanie,- powiedziałam. – Przekazać Dereka Stadu, obwinić go za
zjedzenie człowieka i problem zostanie rozwiązany. Jeżeli nie mógłbyś go złapać żywego, to
było także w porządku.
- Z początku nie.. Facet chciał przekazać cie Stadu, wydaje mi się, że myślał, iż to byłby w
porządku. Lub udawał że tak będzie.
- I jeżeli Stado obróciłoby się, przeciw zabójcy, to nie byłaby jego wina,- powiedział Derek.
- Racja. Gdy zgubiliśmy cię za pierwszym razem, zaczął szaleć. Tylko chciał byś zniknął tak
czy inaczej. Chcesz mojej rady?- patrzył na Dereka. - Weź swoja dziewczynę i ucieknij
Cokolwiek próbujesz zrobić tu—żyć z innymi siłami nadprzyrodzonymi, udawać że jesteś
jednym z nich—to nie zadziała. Oni zawsze będą cie obserwować, oczekując że skarcisz
kontrolę.- Ramon potrząsnął głową. - Wiesz dużo o wilkach, chłopcze?
-Trochę.
-Jest powód, dla którego żyją jak najdalej od ludzi. Wieki doświadczenia. Ludzie nie lubią
innych drapieżników wokoło. Denerwują ich. A kiedy się denerwują, próbują wyeliminować
zagrożenie. Teraz powiem do widzenia i wezmę mojego kumpla.
- I właściwe go pochowasz?- Powiedziałam.
Ostry śmiech. -Nie mamy takich luksusów. Wezmę kasę za moją prace, i zabiorę jego ciało
do Stada, rozliczę się z nimi. I, tak, to jest cholernie zła rzecz, zrobić to przyjacielowi, ale
tam, to jest kwestia przetrwania najsilniejszego.- spotkał spojrzenie Dereka. -Dla nas, zawsze
chodzi o przetrwanie najsilniejszego.
Z pomocą Dereka, Ramon zdołał wrzucić ciało Liam na ramie, pod ciężarem zęby zgrzytały z
bólu. Wtedy zniknął w ciemnościach nocy.
ROZDZIAŁ 24
WRÓCILIŚMY GDZIE Derek zostawił swoje ubrania przez przemiana. Gdy się ubierał, ja
sprawdzałam telefon komórkowy Liam. Derek stanął za mną i spojrzał przez ramie.
- Użył inicjałów. RRB. Ale 212 jest kodem obszaru . To Nowy York, więc może to być nadal
Edison Grup, używają do pracy miejscowych kontaktów.
- Taak.
- Nie brzmisz za pewnie.
Patrzył w stronę domu.
- Myślisz, że to jeden z nich?- Powiedziałam. -Ale spotkaliśmy Liam po drodze do Andrewa.
- Mogli wiedzieć że jestem w drodze, i wysłali Liama według trasy autobusu.
- Jak? W tym czasie, Andrew był przetrzymywany przez Edison Grup. Nie wiedział, że
jedziemy, to oznacza, iż nikt z jego grupy również.
- Mogli obserwować jego dom, zobaczyli Simona i Tori, domyślili się że jesteśmy w drodze,
wykonali kilka telefonów do przedsiębiorstw autobusowych, dowiedzieli się że dwoje
dzieciaków wysiadło w Albanie wcześniej nocy. To tylko domysły. Ale …- Wzruszył
ramionami.
- To jest możliwe - Sprawdziłam znów inicjały - Słyszałeś nazwisko Russella? Ramon
powiedział, że kontakt jest uzdrowicielem. Szaman Russell’s. Chyba że Ramon miał na myśli
czarnoksiężnika.
- Czarnoksiężnicy nie są uzdrowicielami. Wiedźmy są, tak jakby, ale, jeżeli jest to facet, to on
jest szamanem.
- Potrzebujemy dowodu. I wiem, jak go dostać. - Podniosłam telefon komórkowy.
Derek potrząsał głowa. - Zbyt ryzykowne. Nie jestem dobrym w udawaniu głosów.
- Nie będziesz musiał. Liam powiedział, ze, jeżeli facet będzie chciał jeszcze cokolwiek, to
ma do niego napisać. A więc przypuszczam że Liam mógł również pisać do niego.
-Dobry pomysł.- Derek sięgnął po telefon komórkowy. -Powiem mu—
Wzięłam telefon z jego wyciągniętej reki. Dostał wiadomość, potarłam podbródek i kiwnęłam
głową.
- No dalej.
Gdy pisałam, on cofnął się i starał się nie zaglądać przez moje ramien. To nie było łatwe—
nie przestawał kołysać się naprzód, by zerkac. Ale zdołał oprzeć się pragnieniu, by przejąć go
i samamu zadziałac. Potem pozwoliłam mu przeczytaj to, co napisałam i on zaakceptował to.
Zgodnie z wiadomością, Liam miał Dereka a dziewczyna była unieruchomiona. Mógł być w
stanie wziąć ich żywych, ale, jeżeli spróbowałby, mógłby znow ich zgubić. Co szef chciał, by
Liam i Ramon zrobili?
Ktokolwiek był na drugim końcu musiał być pod telefonem komórkowym, czekając,
ponieważ odpowiedź przyszła po sekundzie. Pięć słów. Po prostu zajmij się nimi.
Odesłałam kolejna wiadomość, by być absolutnie pewna, mówiąc, czy on chciał, byśmy
pozbyli się ciał, co będzie kosztowało dodatkowe 10 procent. Znów, szybka odpowiedź, tym
razem jedno słowo. Świetnie.
Podniosłam wzrok, by zobaczyć Dereka gapiącego się na wiadomość. Tylko gapiącego się,
jakby nadal wierzył ze Liam i Ramon próbowali tylko nas przestraszyć a ich zadaniem było
zostawienie mnie w spokoju i dostarczenie go do Stada.
- W porządku?- Spytałam.
Kiwnął głową. Ale nie wyglądał w porządku, blada twarz, oczy wpatrujące się w ekran.
- Derek?- Telefon zadrgał. Kolejna wiadomość, od tego samego nadawcy, chcącego wyjaśnić,
ż
e dodatkowe,10 procent obejmuje usunięcie obu ciał. I, jeżeli złapaliby Dereka żywego, ja
musiałam zniknąć.
-Ponieważ, jeżeli wrócę, mogę powiedzieć Andrewowi, co się zdarzyło - powiedziałam. –
Lepiej będzie, jak znikniemy razem, będzie to wyglądało jakbyśmy uciekli razem
Zerknęłam na Dereka. Odsunął się i zzieleniał, jakby miał się pochorować.
- Tak mi przykro - w końcu powiedział, nie głosniej niż szept. -Oni mieli cie zabić, ponieważ
przyszłas tu ze mną. Aby mi pomóc. Poprosiłem cię, abys poszła ze mna.
-I jak to ma niby byc twój błąd?- Nie chciałam krzyknac, ale byłam zła. Nie na Dereka, ale na
nich—każdego, który sprawiał, że on czuł się w ten sposób. Zanim zdazyłam przeprosić, on
mrugnął mocno, szok odszedł i wiedziałam, że mój gniew zadziałał lepiej niż jakiekolwiek
zapewnienia.
- Oni wybrali cię, ponieważ jesteś wilkołakiem,- powiedziałem. - Dlatego. Nic nie zrobiłeś i,
niczego nie możesz zmienić. To jest ich problem.
-Ale, jeżeli wiem, ze to jest problem, nie powinienem zagrażać nikomu innemu.
-Więc powinieneś był przyjść tu sam? To jest—
-Nie tylko to. Postawiłem cię i Simona w niebezpieczeństwie tylko przez....
- Będąc tu? A jaka masz alternatywę? Odejść? Poddać się w poszukiwaniach twojego ojca?
Zostawić Simona?
Mrugnął. -Nie, nie odszedłbym … ale czuję się jak …
- Czujesz się, jak co?
Potrząsał głowa, odwracając, sie. Obeszłam go dookoła i stanęłam przed nim.
-Czujesz się, jak co, Derek? Jakbyś powinien odejść? Jakbyśmy byli w lepszej sytuacji
gdybyś odszedł?
Podniósł raniona w pół wzruszeniu, wtedy odwrócił wzrok. Miałam rację. On tylko nie lubił
słuchać prawdy; bo to brzmiało zbyt blisko użalania się nad soba.
-Nikt nie będzie w lepszej sytuacji, jeśli odejdziesz., - powiedziałam.
-Tak.- Wymamrotał, nieprzekonywująco.
-Simon cie potrzebuje.
Kiwał głową i patrzył się w las.
Ja cie potrzebuje. Nie powiedziałam tego, oczywiście. Jak mogłabym, bez brzmienia tego
dziwnie? Ale czułam to, serce biło jak młotem po moich zebrach i to nie był romantyczny
nonsens jak nie mogę znieść bycia bez ciebie. To było coś głębszego, bardziej
zdesperowanego.
Kiedy pomyślałam o odchodzącym Dereku, wydawało mi się ze ziemia ślizga się pod moimi
stopami. Potrzebowałam czegoś, by przytrzymać sie, czegoś mocnego i prawdziwego, kiedy
wszystko dookoła mnie zmieniało się tak szybko. Nawet, jeśli kiedyś myślałam, że byłoby
łatwiej bez Dereka, gotowego rozszarpać mnie za każdy mój błędny ruch, w jakichś sposób
zrozumiałam — zmuszał mnie do myślenia, podtrzymywał mnie bym była lepsza, schronił
mnie przed szaleństwem i modleniem się by wszystko się ułożyło.
Kiedy odwrócił się moją stronę, musiał zobaczyć to na mojej twarzy. Tak szybko jak
spróbowałam to ukryć to nie było wystarczająco szybko i kiedy patrzył na mnie, w sposób,
jaki patrzył na mnie …
Panika. Czułam panikę, i nagle chciałam być gdzieś byle nie tu, gdziekolwiek, byle nie tu i
chciałam, chciałam …
Posłałam moje spojrzenie daleko i otworzyłam usta, by powiedzieć coś, cokolwiek, ale on był
szybszy.
- Nigdzie się nie wybieram, Chloe.- Potarł tył ramienia, i ściągnął brwi, jakby nad czymś się
zastanawiał. – Nie chciałem wszystkich....
- Zmartwić?
Krótko, ostro zaśmiał się. – Tak, tak myślę. Za dużo ostatnio powodów do zmartwień.
Naprawdę jestem lepszy w działaniu.
- Rozumiem cie - Podniosłam telefon komórkowy. -I być może z tym, możemy zacząć
działanie. Gotowy iść na rozmowę do Andrewa?
Kiwał głową i ruszyliśmy do domu.
To nie było tak, ze w nocy odparliśmy pełen atak. Ktoś chciał, żeby Derek był martwy. Ten
sam ktoś był skłonny, pozwolić mi umrzeć, ponieważ … dobrze domyślam się tylko,
ponieważ to nie miało znaczenia. Ja nie miałam znaczenia. Byłam tylko przeszkodą w
dążeniu do celu.
Jak ktoś mógł patrzeć na dzieciaki, które nigdy nie zrobiły nic złego i widzieć, w nich tylko
bestie, które najlepiej wyeliminować morderstwem? Ktokolwiek to był nie lepszy, niż Edison
Grup.
Ktoś chciał, żeby Derek był martwy, ponieważ był potworem. Ale kiedy przypadkowo zabił
Liam, Derek cierpiał i dalej będzie cierpiał, jakkolwiek uzasadniony był jego czyn.
Więc kto był prawdziwym potworem?
Dom był cichy. To było dziwne. To było jakbyśmy obudzili się z koszmaru i moglibyśmy
wpełznąć z powrotem do łóżka jak gdyby nic sie nie zdarzyło.
Pozwoliłam Derekowi iść do Andrewa.
Znaleźliśmy go przy stole w kuchni. Derek powiedział, - Jest coś, co musimy, ci powiedzieć -
i przez spojrzenie Andrewa, domyślam, sie, że oczekiwał, ze Derek powie, że jestem w ciąży.
To wydawałoby się łatwiejsze do przyjęcia niż odkrycie ze polowali na nas zabójcy
wilkołaków —lub przynajmniej do czasu, gdy odkryliśmy, że nie wysłała ich Edison Grup.
Gdy tylko zobaczył, wiadomość, potwierdził ze był to numer Russella. Wszystko zmieniło się
i Andrew w końcu był facetem, którego potrzebowaliśmy.
Był wściekły, chodząc po kuchni, zionąc zemsta, z powodu ostatniej odpowiedzi. I z powodu
bezpieczeństwa. Obiecał nam, że nic takiego się nie powtórzy, nawet, jeśli to miało znaczyć,
ż
e będzie musiał zabrać nas z dala on innych i samotnie rozprawić się z Edison Grup.
Zadzwonił do Margaret i powiedział jej, by przyjechała do domu. Nie obchodziło go, ze była
czwarta nad ranem, to nie mogło poczekać do rana. Nie mógł dodzwonić się do, Gwen, ale
zostawił jej taka sama wiadomość.
Następnie, poszliśmy do Simona i Tori na górze, ja rozmawiałam z Tori, Derek z Simonem.
Byłam całkiem szczęśliwa ze nie musiałam jeszcze stanąć twarzą w twarz z Simonem.
Powiedziałam Tori, co się wydarzyło. Lub skróconą wersje tego, balansując pomiędzy
przekazywaniem jej powagi zagrożenia i nie przerażeniem jej. Derek i ja również nie
powiedzieliśmy wszystkiego Andrewowi, ponieważ nie chcieliśmy przerazić go. W
naszej wersji, Derek nie dokończył przemiany. Każdy już martwił sie wystarczająco o niego
bez naszego przyznawania się ze był teraz całkowicie rozwiniętym wilkołakiem. Również nie
przyznaliśmy się, że Liam nie żył, powiedzieliśmy, że Derek tylko go uderzył, wtedy Ramon
pojawił sie i zabrał przyjaciela daleko.
Derek chciał, byśmy spakowali nasze torby i uciekli. Wiedziałam ze to jest to, czego on chce,
ponieważ to było to, czego ja chciałam, także. Ale to nie było jednak wyjście. Jeszcze nie.
Jeżeli cokolwiek, co dziś się wydarzyło, otworzyło tylko kolejne okno na niebezpieczeństwo
czające na nas za murami domu. Sądzę, że to dramatyczne by powiedzieć ze byliśmy
oblężeni, ale tak sie czuliśmy.
W filmie, wyruszylibyśmy, stawiając czoło Ramonowi i Russellowi i morderca z Edison
Grup. Ci, którzy odmówiliby opuszczenia domu byliby nacechowani mięczakami i tchórzami.
Ale są powody, dlaczego ludzie robią głupie rzeczy w filmach— nikt chce patrzeć, jak grupa
głupich dzieciaków kłóci się i denerwuje, ponieważ czekają, aż dorośli wymyślą jakiś
plan. Nie tak miało być, ale w tej chwili, utknęliśmy tutaj.
ROZDZIAŁ 25
GDY TYLKO MARGARET PRZYJECHAŁA. Kiedy Andrew powiedział, ze Gwen musi
być u swojego chłopaka, jej telefonu komórkowego był wyłączony, mogłam stwierdzić ze nie
spodobało mu się to. Czy ona była w planach, pozbycia się Dereka? Miałem nadzieje ze nie.
Jeśli oczekiwaliśmy, ze to sam oburzy Margaret, jak Andrewa, zawiedliśmy się. Ale była
zdenerwowana i zaniepokojona. Jak na początek wystarczyło.
Kiedy wyszłam spod prysznica, znalazłam, kawałek papieru wciśniętego pod drzwi. To była
wiadomość piktogram od Simona, jak ten który zostawił w magazynie. Rozpoczynało sie od
ducha jako pozdrowienia—znaczyło mnie—i kończyło sie chmurą mgły i znakiem
błyskawicy—znaczyło jego. Jeśli chodzi o samą wiadomości, to było trochę bardziej
skomplikowane niż poprzednia i zajęło mi chwilę, by to rozszyfrować.
Pierwszy symbol był kawałkiem papieru z "znakiem zapytania ... " na górze. Druga był litera
U. Wówczas numer 4. Następnie dwie ręce, jedna ofiarujące coś w drugiej. Następnie nuta
"mi." Czy ...... mi? (po polsku to brzmi bez sensu ale miało znaczyć Will you for ..... me?)
Gapiłam się na dwie ręce, próbując zrozumieć brakujące słowo, dopóki głośne westchnienie
nie przeszło przez drzwi.
-Jedna z dwóch odpowiedzi to nie albo mój rysunek jest do bani.
- Poczekaj - Szybko ubrałam sie i otworzyłam drzwi. Simon opierał się o ścianę.
- Wiec? - powiedział.
-Mam problem z jedną częścią.- Wskazałam na dłonie.
- Dać - powiedział.
-Ach.- Przeczytałem notatkę. –Czy … przebaczysz mi?- Spojrzałam na niego. -Myślę, że to
powinna być moja kwestia.
-Nie, ty postąpiłaś słusznie. Zrozumiałaś, że to nie było to, czego chciałaś i powiedziałaś to.
Ja jestem dupkiem, który ciężko to przyjął i zostawiam cię sama w lesie. Przepraszam.
Naprawdę przepraszam – umilkł - Wiec… miedzy nami w porządku?
Ulga sprawiała, że moje kolana trzęsły się. – Miedzy nami jest w porządku. Ale ja prze—
Podniósł rękę, by uciszyć mnie. Nie mogę złościć się na ciebie za potwierdzenie czegoś, co
już podejrzewałem. Spróbowałem. Nie udało się. Nie powiem, że jest mi z tym dobrze, ale
…- wzruszył ramionami. -Lubię cię, Chloe. I to nie jest tak ze-dziewczyna-lub-nic, więc mam
nadzieję, że możemy pominąć scenę ze-poszlismy-na-randke-i-nam-nie-wyszlo i
przeskoczyć prosto z powrotem tam gdzie byliśmy wcześniej, jeżeli chcesz tego.
-Chcę.
Kiedy zeszliśmy na dół, Andrewa nie było. Domyśleliśmy się, że poszedł, by stanąć twarzą w
twarz z Russell, ale Margaret, została by się nami opiekować, nie potwierdziła tego. Było tak,
jak powinno być? Zostaliśmy odsunięci na boczny tor gdy dorośli podjęli działanie? Miałam
nadzieje ze nie..
Simon i ja znaleźli Dereka w kuchni. Simon chciał chwycić jabłko i usiąść gdzieś gdzie
moglibyśmy zaplanować nasz następny ruch, poza zasięgiem dorosłych, ale Derek wręczył
mu jego kontrolera krwi i torbę insuliny, następnie wyjął bekon i jajka z lodówki. Simon
westchnął i Derek posłał mu spojrzenie.
-Mam nadzieję, że nie oczekujesz, ze się tym zajmę - powiedziałam.
Teraz była moja kolej, by dostać to spojrzenie.
-Tylko mówię …
-Nie wszyscy mieszkali z gospodyniami - powiedział Derek.
-Nie potrzebuję śniadania,- powiedział Simon -Musimy porozmawiać.
-O czym?- zapytał Derek
-Um, o wydostaniu się stad? - powiedział. -Ktoś próbował cie zabić. Was oboje.
-I jedyna nowa rzeczą w tym jest to, że to nie była Edison Grup, - powiedział Derek - którzy
sa prawdopodobnie na naszym tropie, czekają, aż zrobimy cos głupiego i znów spróbujemy
uciec - położył pasy bekonu w patelni - Zostajemy. Przynajmniej dopóki nie dowiemy, sie, co
planują zrobić.
-Chcę wezwać Royce,- powiedziałam.
Derek szarpnął głowę do góry wystarczająco szybko, jakby został uderzony batem. -Co?
-Chcę skontaktować się z Royce. Jeżeli będę miała szczęście, dostanę jego wuja lub kuzyna
zamiast niego, ale bardziej prawdopodobne jest to, że to będzie Royce i będziemy musieli się
tym zajac. Musimy wiedzieć, co tu się zdarzyło i musimy wiedzieć to szybko.
-Ona ma rację.- Simon spotkał spojrzenie brata. -Wiesz, że ma.
Szczęka Dederka pracowała, gdy przeżuwał. W końcu powiedział, - Pod jednym warunkiem.
Bez Tori. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebujemy to ona wyskakująca z ognista kula na Royce.
-W porządku.
Poszłam na górę, po Tori by zeszła na śniadanie. Wtajemniczyłam ja w nasz plan i poprosiłam
o jej pomoc by zajęła Margaret i dała znać, gdy pokaże sie Andrew. Raczej wolałaby iść na
wzywanie, ale zgodziła sie z tym.
Po śniadaniu, zdecydowaliśmy zrobić wzywanie w piwnicy—daleko od Andrewa, bez
niebezpieczeństw dachu. I, przyznam, Simon i ja chcieliśmy, tam zejść by się rozejrzeć.
Pierwszy raz w moim życiu, wchodziłam do piwnicy i zadrżałam tylko z powodu piwnicy.
Było dokładnie tak, jak opisał to Derek—dwa duże pokoje pełne zgromadzonych rzeczy i
mały warsztat. Simon zażartował o tajnych przejściach, ale Derek stłumił ten pomysł.
Zrobiłam moją zwykłą rzecz—zamknęłam oczy i klęknęłam. Mogłam wyobrazić sobie dr
Banksa bo widziałam jego zdjęcie. Austin był trudniejszy, ponieważ nie przestawałam
widzieć jego zakrwawionego ciała i to nie pomagało mi odprężyć się. Wiec głównie skupiłem
się na dr Banksie, koncentrując się na miejscu, gdzie mogłabym wyczuć ze wewnętrzny alarm
mówił mi, bym przestała, mówiąc, że to było nie bezpiecznie by ciągnąć to dalej.
-Nic- , powiedziałam.
-Jesteś pewna?- powiedział Simon – drżałaś
- Spróbuj jeszcze raz - powiedział Derek.
Zrobiłam tak i nadal nic się nie zdarzyło, ale Simon powiedział, -Tak, to było drżenie. Twoje
powieki ruszyły się, jakbyś cos widziała.
Następny razem, gdy spróbowałam, naprawdę to poczułam, małą iskrę, która sprawiała, że się
cofnęłam. Westchnęłam i przesunęłam się.
- Daj sobie czas - szepnął Simon –Nigdzie się nie wybieramy
Wezwałem, zwalczając pragnienie, by znowu to przerwać. Był tam duchowy prezent. Czułam
ta sama hiperśiadomość, jaką robiłam to z ciałami, jak wysilałam się, by usłyszeć głos zbyt
słaby dla moich uszu, do wykrycia. Gęsia skorka przeszła przez moje rece.
-Chcę zdjąć mój naszyjnik.
Spięłam się do sprzeczki, ale Derek tylko kiwał głową. –Podnieś go wolno ponad swoja
głowę i trzymaj go w rekach. Zobacz, czy będzie jakaś różnica.
Zamknęłam oczy i chwyciłam naszyjnik.
-Nie!- Podskoczyłam, i spojrzałam od Simona do Dereka, ale wiedziałem, że to nie był żaden
z nich.
- Wróciła - powiedziałam. -Kobieta.
Kiedy znów wezwałam, uczucie wróciło, teraz silniejsze i to zajęło cała moją siłę woli by nie
poszaleć tym i energicznie szarpnąć ducha.
- Ostrożnie – szepnął głos.
Moja gęsia skorka podniosła się wyżej.
-C-czy mogę cie zobaczyć, p-proszę?- Mój głos zawahał się. Odchrząknęłam i spróbowałem
ponownie, ale nadal jąkałam się.
-Chloe? – Powiedział Derek.
Podążyłam jego spojrzeniem do moich rąk. Trzęsły sie. Zacisnęłam naszyjnik i wzięłam
głęboki oddech.
- Czy to jest twoja ciocia? - spytał Simon.
Potrząsnęłam głowę. – Nie. ja— właśnie miałam powiedzieć ze nie wiedziałam, kto to było,
ale nie mogłam wydobyć słów. Wiedziałam, kto to był. Tylko nie ośmieliłam się w to
uwierzyć.
-Posłuchaj, dziecinko … Musisz posłuchać …
Posłuchaj, dziecinko. Wiedziałam, kto tak mnie nazywał. Znałam ten głos.
-Mama?
RO
Z
DZIAŁ
26
- CO?- POWIEDZIAŁ SIMON PRZESUWAJĄC SIĘ do przodu. -Twoja mama tu jest?
- Nie – ostro potrząsnęłam głową. - Nie jest. Ja—ja—ja—- wzięłam kolejny oddech i mocniej
zacisnęłam trzęsące się ręce. -Nie wiem, dlaczego to powiedziałam.
- Jesteś wyczerpana – powiedział Derek.
- A jeśli jest?- powiedział Simon.
Schwyciłam spojrzenie Dereka mówiąc mu, by był cicho. Mimo to spytał mnie, -Jeżeli jest
tam duch, czy nie chcesz przestać próbować? - Spotkał moje spojrzenie. -To prawdopodobnie
nie jest ona.
- Wiem.- Zamknęłam oczy. Chciałam, by to była moja mama. Od dnia, gdy dowiedziała się,
ż
e mogę rozmawiać ze zmarłymi, ta możliwość zaświtała w moim umyśle tak mocno jak
mogła. Również myślenie, że mogę z nią porozmawiać sprawiało ucisk w klatce piersiowe.
Byłam także przerażona. Moja mama była dalekim, cudownym wspomnieniem. Była
przytulaniem, śmiechem i wszystkim, co było dobre w moim dzieciństwie. Myślenie o niej
było jak powrót do wieku trzech lat, zwinięta na jej kolanach, zupełnie bezpieczna i kochana.
Ale nie miałam już trzech lat i wiedziałam, że nie była doskonałą mamą jak w moich
wspomnieniach.
Moja matka wsadziła mnie w ten eksperyment. Tak bardzo chciała mieć dziecko, że zapisała
się do Edison Grup. Tak, oni powiedzieli jej, że najprawdopodobniej będą skutki uboczne,
które doprowadziły do śmierci jej brata. Ale nadal chciała, choć wiedziała, że ryzykuje.
- Chloe? – zapytał Simon.
- P-przepraszam. Spróbuje jeszcze raz.
Zamknęłam oczy i zapomniałam o wszystkim. Jeżeli to była moja matka, chciałam ją
zobaczyć, obojętnie, jaka była na prawdę, obojętnie, co zrobiła.
Wiec, kiedy wezwałem, pozwoliłam sobie, na zobrazowanie mojej matki, wezwać ją z
imienia.
-... słyszysz mnie? - Jej głos znów nadszedł, tak miękki że mogłabym schwycić go tylko
kiedy mocno koncentrowałam się. Pociągnęłam trochę mocniej.
- Nie!… wystarczająco … nie bezpiecznie.
- Co jest nie bezpieczne? Wzywanie cię?
Jej odpowiedź była zbyt słaba, by ją rozumieć. Otworzyłem oczy i rozejrzałam się wokoło,
szukając jakiegoś znaku ducha. Po mojej lewej stronie, uchwyciłam migotanie, jak gorące
powietrze unoszące się nad podłoga. Podałam mój naszyjnik Derekowi.
-Nie!- Powiedział głos -… załóż go … nie bezpiecznie.
- Ale chcę cię zobaczyć.
-… nie możesz … Przepraszam, dziecinko.
Moja klatka piersiowa zakuła. -P-proszę. Tylko chcę cie zobaczyć.
-… wiem … nie możesz … naszyjnik … bezpiecznie.
Derek oddał go. Pochylając głowę założyłam go, ale wznowiłam wzywanie, teraz mocniej,
ciągnąc—
- Chloe!- Jej głos był tak szorstki, że otworzyłam oczy. -Nie tak mocno … przywołasz go.
- Royce? Zajęłam się nim wcześniej. Chcę porozmawiać z tobą.- znów wezwałam.
- Chloe!… przestań … odejdę … nie powinnam tu być… nie dozwolone.
- Co nie jest dozwolone?
- Tobie nie wolno z nią rozmawiać – szepnął Derek - Nekromanci nie powinni być w stanie
kontaktować się ze swoimi martwymi krewnymi. Słyszałem o tym. Nie chciałem
czegokolwiek, mówić, ponieważ nie byłem pewny. Najwidoczniej ty możesz skontaktować
się z nią, tylko że to bardzo złe. I ona nie chce, byś próbowała mocniej, bo możesz przywołać
Royce.
- Ale ja potrzebuję -
Nawet nie dokończyłam zdania, gdy powietrze zaczęło migotać, kształt nabierał formy.
Kształt mojej matki, tak słaby że ledwie go widziałam, ale wystarczający by widzieć.
Widziałam. Łzy zaczęły zbierać się w oczach. Mrugnęłam i znów zniknęła.
- To byłaś ty tamtej nocy u Andrewa,- powiedziałem. -W lesie. Kiedy ścigali nas. Próbowałaś
pomoc. Podążasz za mną.
- Nie zawsze … nie mogę … próbuje ostrzec … och, dziecko … uciekaj …
- Uciekaj?
-… nie bezpiecznie … nigdzie nie jest bezpiecznie … nie dla ciebie … tyle kłamstw …
odejdź …
- Nie możemy uciec - powiedziałam. -Edison Grupa znalazła nas, tamtej nocy w—
- nie … to jest … spróbuje powiedzieć …- Jej głos zaczął się zaniknąć. Wysiliłam się, by
usłyszeć, ale oddalała się. Sięgnęłam po mój naszyjnik.
- Um, Chloe?- Powiedział Simon - Jeżeli twoja mama mówi, żeby go nie ruszać
- Próbowała mi coś powiedzieć i zniknęła.
- Znów ją wezwij – powiedział Derek, biorąc naszyjnik, - ale ostrożnie.
Delikatnie pociągnęłam, wołając ja. Derek stał sztywno obok mnie, naszyjnik rozciągnął
między rękami, gotowy, by wsunąć go na moją głowę, jeśli pojawi się jakikolwiek problem.
- Odeszła,- w końcu powiedziałam. Łzy znów ukłuły w oczy. Mrugałam by je cofnąć i
chrząknęłam by oczyścić gardło.
- Co powiedziała? - spytał Simon.
- Że nigdzie nie jest dla nas bezpiecznie, co już wiemy. Ale było coś jeszcze. Coś, co
chciała powiedzieć mi o tej nocy u Andrewa.
- Jeżeli nie chcesz przestać próbować, to rób to dalej – powiedział Derek - -Jeżeli
przyciągniesz Royce, możesz go odesłać, racja?
Kiwnęłam głową. Margaret mówiła, że jest to niebezpieczne, ale nie czułbym się źle
wypychając tego konkretnego ducha do innego złego wymiaru. Tak, więc nadal klękając,
podkręciłam moc, próbując wezwać—
- Szukasz kogoś, mała nekro?
Skoczyłam, tracą równowagę. Simon i Derek, obaj chwycili mnie, Derek niezgrabnie
chwycił mnie jedną ręką, gdy druga próbował założyć wstążkę od amuletu na moja głowę.
Ś
ciągnęłam ją i rozejrzałam się dookoła.
- Royce- , powiedziałem. – Czy mogę cie zobaczyć? Proszę?
Zachichotał i wydał się być zadowolonym, tak jak wcześniej. –Spodobało ci się to, co
zobaczyłaś, hę?
Mówi się, że można udać zakłopotanie, ale nawet nie spróbowałam. To był sposób by
poradzić sobie z tym palantem. Pochlebstwo, tak bolesne jak tylko było możliwe.
- Miałeś rację,- powiedziałam. -Potrzebujemy twojej pomocy. Źle się dzieje.
- Niespodzianka, niespodzianka.
- Byłeś … jednym z nas? Częścią projektu Geneza?
- Jestem genetycznie zmodyfikowany, ale nie jestem jedna z waszych imitacji.
- Imitacje?- Powiedziałam.
- Oryginalnego modelu. Mnie. Dobrze, Austina i mnie.
- Myślałam, że my byliśmy pierwszymi obiektami.
- Nazwali to Genezą Dwa,- szepnął Derek - Myślałem, że nazwali to dwa po pierwszej
biblijnej. Stworzyli druga grupę. Musieli to zrobić przed naszą.
Royce śmiał się. - Wy dzieciaki naprawdę jesteście idiotami. Czy naprawdę myślicie, że jest
to ich jedyny eksperyment? Tak jesteście drugą falą … projektu Geneza. Jest jeszcze projekt
Ikar, Feniks ...
Dr Davidoff sugerował, że Edison Grupa została włączona w inne eksperymenty, ale
sugerował również, że wszystko było nowe. – Skąd to wszystko wiesz?
- Jestem mądry.
I jego wuj był jednym z liderów grupy.
- Co poszło źle?- Spytałam.
- Źle?
- Nie żyjesz. Austin nie żyje. Dr Banks nie żyje …. Czy to miało cokolwiek wspólnego, z
tobą? Z tobą i Austinem?
Gniew przemknął przez jego twarz.
- Coś poszło nie tak,- ciągnęłam – Z wami dwoma. I on wiedział...
Udał ziewnięcie. -Ktoś inny uznał tą rozmowę za naprawdę nudna? Ożywmy trochę te grę?
Podszedł do Simona. – Wcześniej żartowałeś o tajnym przejściu.
- On cie nie usłyszy, pamiętasz?- Powiedziałam.
- Chcesz uszczęśliwić swojego chłopaka, mała dziewczynko? Powiem ci, gdzie jest tajne
przejście. Wiesz, że jest. W tak dużym domu, Piwnica musi być tak samo duża.
Powiedziałam chłopakom, to, co powiedział Royce.
- Niekoniecznie- powiedział Derek. - Dobudowali to w miedzy czasie, nie jako całkowita
piwnica...
- Nudy. Jest przejście do innego pokoju—oni nie cha byś je znalazła. Specjalnie ty, mały
nekromanto. Oni nie chcieliby, byś wskrzesiła te ciała z powrotem, usłyszała ich historie.
Zawahałam się. Simon spytał, co powiedział i powiedziałam im.
- Myślę, że oszukuje - powiedział Derek -Ale mogę spróbować. Gdzie jest przejście?
Royce wskazał a ja przekazałam im.
- Warsztat? - powiedział Derek – Nic tam nie ma. Już sprawdziłem.
- Myślisz że dlaczego drzwi są zamknięte?- powiedział Royce.
- Ponieważ jesteś genetycznie zmienionym pół demonem z telekinetycznymi mocami -
powiedziałam. -Jako prototyp, chcieli cię mieć pod stałym nadzorem, ale w normalnym
ś
rodowisku. Wiec zamiast w laboratorium, żyłeś tu z twoim wujkiem dr Banks.
- Naprawdę znudzony...
-… I twoja moc, mam na myśli telekinezę, może przesunąć przedmioty tylko twoim
umysłem, racja?
- Um, tak. Czy chcesz kolejna demonstracje.
- Nie, tylko zbieram fakty. Mieszkałeś tu. Możesz przesuwać przedmioty umysłem. Tam –
Wskazałam na warsztat - pokój jest wypełniony narzędziami. Dlaczego jest zamknięty?
Myślę, że to jest oczywiste.
Simon się zaśmiał. Duch obrócił się do niego, ale przerażenie przemknęło przez twarz
Simona.
-Otwórz te drzwi- , powiedział Royce.
-Dlaczego? Żebyś mógł wziąć kilka zabawek? Nie wydaje mi się.
Simon parsknął.
Miotła oderwała się od ściany, lecąc prosto we mnie jak oszczep. Nieporęczny oszczep,
mogłabym dodać. Łatwo zrobiłam unik a Derek przechwycił ja w locie.
- Dobry refleks, wielkoludzie - powiedział duch.
Przespacerował koło plastikowych pudeł ustawionych w stóg po przeciwnej ścianie i otworzył
jeden z wierzchu.
-Och, spójrz, Wuj Todd zatrzymał moje stare rzeczy. To takie słodkie, spakować moje rzeczy
po tym, jak mnie zamordował.
- Zamordował cie? - Powiedziałam wbrew siebie.
Grzebał w pudle.
- Przygotuj się aby go odesłać- szepnął Derek, potem do Simona, - Idź na gore.
Simon potrząsnął głowa. - Ja—
Royce obrócił się jak kulomiot, miotając coś w nas. Zanurkowałam z drogi. Derek schwycił
kulę do kręgli— wtedy warknął do Simona, - Na górę!
-Oooh, dobry chwyt, siła nadczłowieka i bardzo przekonujące warczenie. Myślę, że mamy tu
Wilkołaka. - Spojrzał prosto w twarz Dereka - Co powiesz na małe jeden-na-jednego, wilczy
chłopcze? Bitwa super mocy?
Zamknąłem oczy i zobrazowałam sobie Royce odpływającego wstecz. Ale on nie przestawał
szydzić z Dereka.
- Może powinniśmy wszyscy iść na górę,- powiedział Simon -Odejdź od tego świra.
- Pójdzie za nami - powiedział Derek.
- Och, nie słuchaj go,- powiedział Royce - Pewnie. Idź na gore. Tam jest dużo fajnych rzeczy,
którymi można się pobawić. Brzytwy. Nożyce. Noże.- Uśmiechnął się i szepnął mi do ucha. -
Naprawdę lubię noże. Tak dużo możesz nimi zrobić.
Zerknęłam na Dereka.. Wyglądał na zaniepokojonego, rzucając spojrzenie ode mnie do
Simona, jakby nie mógł zdecydować się pomiędzy pozwoleniem mi dokończenia wygnania
Royce a wydostaniem nas stad zanim zostaniemy zranieni.
-Próbuję,- powiedziałam. –Naprawdę...
- Wiem. Daj sobie czas - Rzucił aroganckie spojrzenie w kierunku ducha. -On nie jest
niebezpieczny. Chyba że możesz zagadać kogoś na śmierci.
Duch obrócił się i rzucił sztangę. To zbliżało się do nas, ale niezgrabnie, spartaczył rzut.
Derek kpiąco przesunął się wolno i schwyci przed tym zanim rozbiło się o podłogę.
Kontynuowałam wygnanie Royce.
Royce zaczął znów kręcić się dookoła pudła. -Gdzie są inne hantle?… Och, racja. Użyłem ich
już. – Znów spojrzał w twarz Dereka - Rozłupałem mózg mojego brata kiedy spał. Sypiasz,
wilczy chłopcze?
Mój mózg jąkał się, błyskając obrazami ciała Austin, krew, wszędzie krew …
- Chloe?- powiedział Derek.
- J-ja mam to.
- Nie ma niczego,- powiedział Royce –Wypycha mnie a ja nie mam zamiaru wrócić.
- Simon?- szepnął Derek. – Do góry, teraz – Musiałam tu zostać, by wygnać Royce, a Derek
musiał zostać, by mnie ochronić, ale Simon był obserwatorem, jednym, w którego Royce w
końcu by celował.
Simon odszedł. Usłyszałam, jak stanął na schodach, niechętny, by pójść zbyt daleko w
przypadku gdybyśmy go potrzebowali.
Trzask. Moje oczy otworzyły się, by zobaczyć stojącego Dereka, Royce sięgał po kawałek
rozbitego talerza z rogu podłogi.
- Och, spójrz - powiedział Royce, przebiegając palcem wzdłuż rozerwanej krawędzi. -Ostre.
Lubię ostre.
Derek stanął przede mną. Gapiłam się na jego plecy i opróżniłam mój umysł z wszystkiego
oprócz obrazu Royce, żeglując wstecz przez wymiary, przez jakieś wymiary.
Skoncentrowałem się, dopóki moje zmysły nie zaczęły szaleć. Nadal nic.
Nie możesz tego zrobić. Przestań próbować i znajdź bezpieczne miejsce.
Ale nie było żadnego bezpiecznego miejsca. Nie od tego ducha. Musiałam się go pozbyć.
- Jak dużo wiesz o wilkołakach?- mówił Royce, krocząc, trzymając kawałek w rękach. -
Dorośliśmy w tym ścieku, Austin i ja. Cała część naszego kulturalnego treningu, mawiał mój
wuj.
-Co mówi?- spytał Derek.
- Staram się nie słuchać.
- No dalej – powiedział Derek – powiedz mi.
Royce wykonał pchnięcie w stronę Dereka, machając kawałkiem jak ostrzem. Derek
odskoczył w bok z drogi, nie przestając się poruszać, zakreślał szerokie koło dookoła Royce,
próbując odciągnąć go daleko ode mnie, skinął do mnie, bym wznowiła wygnanie.
Royce zaatakował. Kawałek porcelany przyszedł trochę zbyt blisko Dereka, dając mojemu
umysłowemu pchnięcie panicznej energii i na pół zmaterializowana forma Roycea zachwiała
się.
Znowu Royce zamachnął, tym razem zbyt mocno. Tym razem kawałek wypadł z jego ręki.
Schylił się po niego. Ale Derek był tam pierwszy, Stając tenisówką na nim.
Royce sięgnął po resztę rozbitego talerza. Derek zdołał stanąć na największej części, ale
Royce wyrwał się w górę z innym. Dałam mu kolejne duże pchniecie. Znów się zatrząsł.
Royce cofnął się, patrząc na Dereka. Spojrzenie Dereka było utkwione w kolejnym kawału -
—śledząc Royce.
- Lubisz naukę, nieprawdaż?- Powiedział Royce -Dobrze, będę próbował eksperymentu na
własną rękę. Jak pytałem już wcześniej, jak dużo wiesz o legendach wilkołaków?
Znów, powtórzyłam jego słowa. Derek nadal nie odpowiedział, tylko cofnął się, pozwalając
Royce skupić się na nim. Pozwalając mi pracować przy wygnaniu ducha.
-Nie pamiętam ich zbyt dużo - kontynuował. -Była to dość nudna cześć, przynajmniej ta
którą Wuj Todd powiedział nam. Ale miał inne—książki, których nie chciał, byśmy
przeczytali. Jedna była o problemach wilkołaków. Wydaje się każdy średniowieczny seryjny
zabójca spróbował pozbyć się wilkołaków. Była jedna świetna historia o facecie, który
powiedział przed sądem, że był wilkołakiem. Jedyny problem polegał na tym, że widzieli, jak
zabijał kogoś—i wyglądał wtedy jak człowiek. Wiec wiesz, co powiedział?
Derek skinął do mnie, by przekazać mu wiadomość. Zrobiłam, to jak najlepiej mogłam.
- Powiedział, że moje futro jest po wewnętrznej stronie - odpowiedział Derek.
Royce zaśmiał się. -Domyślam się ze nie tylko ja lubię krwawe stare historie. W porządku
wiec, powiedz mały nekro, jak to się skończyło. Co zrobił sąd?
Zawahałam się przed odpowiedzeniem na to pytanie, ale Derek nalegałbym odpowiedziała,
wtedy powiedział, - Odcięli jego ręce i nogi i przeanalizowali je, by sprawdzić czy futro było
wewnątrz.
Royce patrzył na mnie. -Niestety, nie było tam żadnego. Ale uspokoili zamieszanie i nie
przejmowali się całym zdarzeniem
Odwrócił się i pobiegł do Dereka. Ręce Dereka poleciały ku górze, by osłonić się. Kawałek
rozciął wierzchnią strona dłoni, krew trysnęła.
Royce cofnął się z powrotem. -Nie widzę żadnego futra, nieprawdaż? Domyślam się, że
będziemy musieć dalej iść tym śladem, poprowadzić gruntowny eksperyment.
Widziałam, jak krew kapała w dół po ręce Dereka, zamknęłam oczy i posłałam pełne
wściekłość pchnięcie. Kawałek upadł na podłogę. Royce nadal tam był, słaby, zgrzytający
zębami, rozciągając ścięgna, zmagając by się utrzymać.
Wyszłam naprzeciw niemu, umysłowo popychając go, obserwując go, jak zanika, dopóki nie
był tylko migotliwym światłem i wtedy—
-Co zrobiłaś?- ryknął głos za mną.
R
O
Z
D
Z
I
A
Ł
2
7
OBRÓCIŁAM
SIĘ, OCZEKUJĄC za zobaczę Andrewa, ale nikogo tam nie było.
Duch wyskoczył przed mną tak blisko, że się cofnęłam.
Derek chwycił moją rękę, by mnie ustabilizować.
- Myślę, że on odszedł,- powiedział Derek. - Słyszysz coś?
Spojrzałam w gore na brodata twarz Todd Banksa, wykrzywioną z furii, z dzikimi oczyami z
czerwonymi oprawkami.
- T-to dr Banks.
- Myślisz, że to jest gra?- krzyknął Dr Banks - Kto powiedział ci o Royce? Czy myślałaś, że
to będzie zabawne? Wywołasz go i zobaczysz, czy jest tak szalony jak o nim opowiadali?
Derek pochylił się w dół do mojego ucha.
- Wypuść go. Cokolwiek może nam powiedzieć, nie warto.
Potrząsnąłam głowę. Derikowi nie spodobało się to, ale zadowolił się naciągnięciem brwi i
ś
ciskaniem mojej ręki, żeby energicznie wyszarpnąć mnie z pomieszczenia, jeżeli rzeczy
poszłyby w złą strunę.
Trochę gniewu przesączyło się z oczu dr Banksa, gdy studiował mnie.
- Chloe Saunders - szepnął. -Musisz być Chloe Saunders.- patrzył na Dereka. -Chłopiec
wilkołak.
- Tak- , powiedziałam. – Derek. To jest Derek.
Wściekłość znów napłynęła, jego oczy stawały się szalone, puste. -Nie powinnaś tu wzywać,
dziewczyno. Zostaw mich siostrzeńców w spokoju. Jednak zapamiętaj go, ponieważ to jest
twoje przeznaczenie. Moc rośnie, dopóki nie zużyje cię i nie zostawi potwora na twoim
miejscu. To sprawi, że będziesz robić rzeczy, o których nigdy nie wyobrażałaś sobie, rzeczy
tak okropne, że—
Zachwiał się, jak gdyby zwalczał z wspomnieniami. Ręce zamknęły się bliżej obu moich rąk i
zrozumiałam, że Derek stanął za mną. Mogłam czuć go tam, silnego i pewnego, jego ciepłe
ręce trące gęsia skórkę na moich rękach.
- Pozwól mu odejść, Chloe- szepnął Derek - Cokolwiek mówi, nie musisz tego słuchać.
- Tak - powiedział dr Banks -Tak, musisz. Nie rozumiesz. Wszystko poszło źle. Zrobiliśmy
pomyłkę. Błąd w obliczeniach…
- Z genetyczną modyfikacją?
-Tak, tak.- Machając na moje wtrącenie się - Powiedziałem im. Powiedziałem im. Ale oni
zrobili testy i wszystko wydawało się świetnie. Tylko nie było. Oni zmanipulowali danymi.
-Zmanipulowali danymi?- Powiedziałam.
To przykuło uwagę Dereka - Które dane?
- Z modyfikacja - powiedziałam. -Co to znaczy?
- Zmienili dane by dało to właściwe wyniki - powiedział Derek.
- Tak- powiedział dr Banks – Dokładnie. Widzisz? Nawet dziecko może to zrozumieć. Ale
oni nie mogli.
- Więc dr Davidoff manipulował danymi...- zaczęłam.
- Davidoff?- Dr Banks parsknął - Nadskakujące szczenię, które robi wszystko co mu każą.
-Więc kto manipulował danymi?
Dr Banks kontynuował jakby nie usłyszał. -Eksperymenty. Och Bosze, eksperymenty. Testują
to i testują tamto, przepychają granice, by odkryć, co mogą stworzyć i to, co on można
sprzedać. Takie marzenia. Szalone i wspaniałe marzenia o wiedzy, władzy i fantazje lepszego
ż
ycia dla naszego rodzaju. Głupcy, którymi byliśmy, uwierzyliśmy i daliśmy mu wolne pole.
Nie troszczył się o nas. I nie troszczy się o ciebie. To jest powód dlaczego to jest bardzo
ważne, że ty— zaczął zaniknąć. -Magia w tym miejscu. Musisz mnie wciągną.
Zrobiłam to, najpierw delikatnie, ale on nie przestawał znikać.
- Mocniej. Chloe. Muszę ci powiedzieć ...
Zanikł zanim mogłam usłyszeć resztę. Wezwałam znów. Migotał i i schwyciłam tylko słowa,
Bez żadnego znaczącego cokolwiek z kontekstu.
- Został wypchany - powiedziałam.
- Pozwól mu odejść - powiedział Derek - Mamy wystarczająco dużo.
- Próbował mi coś powiedzieć.
Derek parsknął. – Jak oni wszyscy? Musi być zasada w podręczniku o duchach —jeżeli jesteś
w niebezpieczeństwie wyparowania, upewnij się, że jesteś w środku strasznej wypowiedzi.
Ś
ciągnęłam mój naszyjnik. Wręczyłam go Derekowi, ale schował go do mojej kieszeni.
-Trzymaj go przy sobie, w porządku?
Dr Banks przybył teraz łatwiej, jednak nie pozostał. Kiedy pchnęłam moc w górę,
powiedział, - Nie, Chloe. Przyciągniesz Royce.- zanikał, jego głos pulsował - ...jeszcze …
spróbuj … Oczyść swój umysł … skup się na mnie … nie ciągnij … tylko skup się.
Zrobiłam tak. On nie przestawał mówić, mówiąc mi, bym się odprężyła, skupiać się nie na
energicznym szarpaniu, ale wpuszczeniu go.
Tył mojej czaszki zaczął bolec. Nie przestawałam, dopóki ostry, nagły ból nie sprawił, że
dyszałam. Czekałam, aż Derek spyta, co było nie tak, ale on tylko siedział tam, obserwując
mnie.
Kolejne pchnięcie przez tył mojej czaszki. Wtedy powódź lodowatej wody przepłynęła przez
moje żyły, próbowałam wrzeszczeć, ale nie mogłam. Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam
wydać dźwięku.
-Chloe?- Usłyszałam Dereka, ale nawet nie spojrzałam na niego.
-Chcesz mojej pomocy?- szepnął Dr Banks -Musisz mnie wpuścić.
Wpuścić go? Gdzie? Ledwie przemyślałam pytanie kiedy zrozumiałam odpowiedź.
Próbował dostać się do mojego wnętrza.
Walczyłam, umysłowo próbując go popchnąć, zamknąć mój mózg, zablokować go, ale ten
lód nie przestawał rozpościerać się przeze mnie. Ręka Dereka zamknęła się na moim
ramieniu, ponieważ wyciągnął rękę, by wyjąc naszyjnik z mojej kieszeni. Przewróciłam się
wstecz jak posąg.
Wyłapałam znikomy ruch, gdy Derek podskoczył do mnie, ale wszystko było zamazane.
Nawet jego głos był daleki i stłumiony. Jedyne słowa, które słyszałam były dr Banksa,
brzęczące wewnątrz mojej głowy.
-Tylko się odpręż - szepnął. -Nie zranię cię. Tylko pożyczę twoje ciało. Muszę to naprawić.
Wybrałem łatwiejsza drogę, zabijając się zanim położyłem kres koszmarowi, który zacząłem.
Moja matka ostrzegała mnie przed dr Banksem, że mógł wpaść w obłęd przez to co zrobił
Royce, przez jego rolę w tym. I teraz on był wewnątrz mnie.
Czułam, jak podłoga dotknęła moich pleców, zobaczyłam, jak sufit świsnął mi przed oczami,
jakby Derek pociągnął mnie za moje kostki. Pokój migotał i nagle pociemniał. Kiedy znów
zrobiło się jasno, gapiłam się na sufit.
-Co-co się stało? - Czułam się, że moje wargi ruszają się i usłyszałam mój głos, ale nikt nie
odpowiedział. Wstałam.
-Chloe, no dalej - Derek powiedział za mną. -Powiedz coś.
-Powiedz co?- Obróciłam się. Kucał w drugim końcu pokoju. Wyciągnięta para nóg,
tenisówki skierowane na sufitu. Moje tenisówki. Moje nogi.
Podeszłam. Byłam tam, leżąc na podłodze, gdy Derek starał się, założyć naszyjnik na moją
głową. Podnosiłam rękę. To była moja ręka— nadal pokryta zadrapaniami z lasu z zeszłej
nocy.
- Derek?
Nie odpowiedział. Sięgnęłam po jego ramię.
Moje palce przeszły przez niego.
Byłam duchem.
Wtedy moje oczy otworzyły się —oczy w moim ciele, lezącym na podłodze. Wargi
wykrzywiły się w małym uśmiechu, który nie był w ogóle jak mój.
-Hej, tam.- Głos pochodzący z moich warg był moim, ale ton, akcent, były złe.
Derek zmarszczył brwi i spróbował znów nałożyć mi naszyjnik.
Inna ja odepchnęłam jego rękę daleko. -Nie potrzebuję tego.
- Tak, potrzebujesz
- Nie, nie potrzebuje.
Derek odepchnął moją rękę daleko i energicznie szarpał naszyjnik na moją głową. Wisiorek
uderzył o moja skórze i poczułam klepnięcie, piekące gorąco, dyszałam— ja i moje ciało,
dyszeliśmy zgodnie. Błysk ciemności. Wtedy znów gapiłam się na sufit.
Pojawiła się twarz Dereka, zielone oczy pociemniały z za niepokoju.
- Chloe?
Oddychałam. To było wszystko, co mogłam zrobić. Wdech. Wydech. Czułam ręce Dekera
dookoła mnie i na tym się skupiłam.
- Co się stało ? - spytał.
- Ja—ja—ja—
Głos za Derekiem zaśmiał się. -Myślisz, że nie mogę wrócić do ciebie? Mogę. Wtedy
pomogę twoim przyjaciołom zatrzymywać Edison Grup.- Dr Banks wynurzył się ponad mnie,
twarzą w twarz, oczy błyskały z obłędem. - Zapolujemy na inne obiekty i skończę ich
cierpienie, wtedy zabije twoich przyjaciół. Gdy tylko oni odejdą, pójdziesz za mną i będziemy
mogli być wszyscy razem … w życiu pozagrobowym. Skończę to.
−
Nie, nie zrobisz tego - powiedziałam, wstając.
Uśmiechnął się. -Może masz moce, Chloe, ale nie masz żadnego pojęcia jak ich użyć.
-Och, tak, mam.
Wyciągnęłam rękę i popchnęłam go— moim umysłem i moimi rękami, wlewając cała moją
wściekłość w to i przez sekundę, przysięgam, właśnie to czułam. Wtedy on poderwał swoje
stopy, i poleciał wstecz, wrzeszcząc, aż zniknął.
-Chloe?
Derek dotknął mojego ramienia i chciałam obrócić się, usiąść na przeciw niemu i powiedzieć
mu wszystko. Przeciwstawiłam się temu pragnieniu i wzięłam głęboki oddech.
-Musimy stad wyjść.- powiedziałam. - Tak szybko jak możemy.
Okazało się, że odchodzimy szybciej niż którekolwiek z nas ośmieliło się mieć nadzieję.
Andrew wrócił, sam. Russell odszedł. Spakował się i opuścił apartament zanim Andrew dotarł
tam..
Usłyszeliśmy Margaret i Andrewa rozmawiających z innymi członkami grupy. To było
oczywiste, powiedziała Margaret, że jesteśmy czymś więcej niż mogą sobie poradzić i
najlepszym sposobem ściągnięcia z nich ciężaru było przekazanie nas komuś innemu —
mianowicie Cioci Lauren i, jeżeli mogliby znaleźć, to tacie Simona.
Nie obchodziło mnie to, że motywacja Margaret była czysto samolubna —byłam w stanie
pobiec tam i ją uściskać.
Odchodziliśmy jutro, zmierzając do Buffalo. To znaczony że nadszedł czas, żeby zacząć to
planować na poważnie. Andrew poprosił mnie, żebym dostarczyła szczegółowy plan
laboratorium. Spróbowałam— to był moment, o którym marzyłam —ale każde słowo
było walką. To było jakby ktoś uciął mój dopływ energii. Byłam zupełnie wypompowana i
zdrętwiała.
Chłopcy pomogli. Simon narysował plan laboratorium, podczas gdy ja mówiłam. Derek
przyniósł mi szklankę wody z lodem. Również Tori szeptała – Czy wszystko w porządku?- w
przerwie w rozmowie. Tylko Margaret wydawała się nieświadoma, naciskając na mnie,
dopóki w końcu nie miała wystarczająco i nie odprawiła nas. Poszłam do salonu, idąc tylko,
dopóki nie chwyciłam oparcia fotela, wtedy zwinęłam się na nim. Spałam w ciągu sekundy, w
której moje oczy zamknęły się.
Kiedy się obudziłam, byłam nadal w fotelu, zawinięta w koc, moja szklanka z wodą czekała
na mnie na stole.
Derek siedział kilka stóp dalej na kanapie, zagubiony w myślach , wpatrzony w zegarek. Nie
rozumiałam dlaczego wpatruje się w zegarek. To nie miało znaczenia. Zagrożona lub nie,
czułam się dobrze, budząc się i widząc go tam.
I, gdy obserwowałam go, zrozumiałam, jakie mile to było. Wszystkie moje zaprzeczenia były
tylko tym —zaprzeczeniami —ponieważ łatwiejsze byłoby, jeżeli bylibyśmy tylko
przyjaciółmi. Ale to nie było prawda, przynajmniej nie dla mnie.
Chciałam iść tam. Chciałam usiąść obok niego, oprzeć się o niego, rozmawiać z nim.
Chciałam wiedzieć,co myśli. Chciałam powiedzieć mu ze wszystko będzie w porządku. I
chciałam, by on powiedział mi to samo. Nie obchodziło mnie to, czy to była prawda czy nie
—tylko chciałam by to powiedział, usłyszeć to, czuć jego ręce dookoła mnie, usłyszeć
dźwięk jego głosu, głęboki chichot, który sprawiał, że mój puls przyspieszał.
Obrócił się w moją stronę ale byłam tak pochłonięta w moich myślami, że nie zauważyłam
tego przez kilka sekund. Wtedy zrozumiałam, że gapie się na niego i odwróciłam się szybko,
z płonącym policzkami. Mogłam czuć jego spojrzenie na mnie. Nieznaczne zmarszczenie
brwi jakby próbował coś zrozumieć. Zanim mógłby to zrobić, łyknęłam ciepłą wodę i
powiedziałam, -Musi być prawie pora obiadu - co było najgłupsza rzeczą jaka mogłam,
powiedzieć, ale było wszystkim, co mogłam w tej chwili wymyślić. Zajęło go to przez chwile
zanim odpowiedział, wzruszając ramionami -, -Być może.- potem, - Czy ty dobrze się
czujesz?
Kiwnęłam głową.
-Chcesz porozmawiać o tym co zdarzyło się na dole? Z Banksem?
Znów kiwnęłam głową.
-Powinienem pójść po Simona, -powiedział. -On będzie chciał wiedzieć.
Kolejne kiwnięcie głowa, ale nie ruszył się, tylko mnie obserwował, gdy nie przestawałam
sączyć ciepłej wody.
-Chloe.
Dałam mu czas by zanim spojrzę w gore, rozumiejąc, że domyślił się, co myślałam i właśnie
miał delikatnie mnie odprawić. Nie powiedziałby “Przepraszam, nie jestem zainteresowany,”
ponieważ to nie byłby Derek— zbyt aroganckie— ale znajdzie jakimś delikatniejszy sposób
przekazania tej samej wiadomości, jak ja z Simonem. Lubię cię. Tylko nie lubię cię tę sposób.
-Chloe?
Spojrzałam w gore i to, co widziałam w jego oczach— Moje dłonie zatrzęsły się i upuściłam
szklankę, woda ochlapała mnie, mocząc moje dżinsy. Wygrzebałam się by chwycić szklankę
zanim uderzy o podłogę, opadając, na jedno kolano, mocno chwytając ją w mojej ręce. I nadal
byłam tam kiedy poczułam wyciąganie szklanki z moich palców. Spojrzałam w gore, by
zobaczyć Dereka kucającego przede mną, jego twarz o cal od mojej. Nachylił się i...
-Co zgubiłaś?
Głos Simona nadchodził z korytarza i podskoczyliśmy do góry tak szybko że się
zderzyliśmy.
-Czego szukałaś ?- powiedział Simon, wchodząc. - Mam nadzieje, że nie twój naszyjnik.
-N-nie. J-ja tylko upuściłam szklankę - powiedziałam wskazując na moje mokre dżinsy.
Wtedy zerknąłem na Dereka, który stał, z rekami wepchniętymi w kieszenie.
- Miałam właśnie zamiar …- miałam właśnie powiedzieć że chciałam wyjaśnić, co zdarzyło
się z dr Banks. Tylko że nie chciałam. Nie teraz. Chciałam cofnąć taśmę, wrócić do tego
momentu na podłodze, modlić się by Simon nie wszedł w tej minucie, tylko wystarczająco
późno by dowiedzieć się, czy miało wydarzyć się to co myślałam że się wydarzy.
Ale tak się nie stało. Nie teraz. Moment przeszedł.
-J-ja powinnam zmienić spodnie.
- Jasne - Simon klapnął na kanapę.
Poszłam w kierunku drzwi, wtedy Derek powiedział, -Chloe?- obróciłam się, wyglądał jakby
próbował wymyślić coś co powiedzieć, by znaleźć jakąś wymówkę, by pójść ze mną i
chciałam mu pomóc, podsunąć mu coś i zastanawiałam się czy jestem stanie coś wymyślić,
on by to przyjął, ale nie mogłam. Bóg jeden wie, próbowałam, ale nie mogłam i on nie mógł,
więc tylko wymamrotał, -Chcesz jabłko lub coś? Skocze po to kiedy będziesz się przebierać?
Powiedziałam pewnie i to było na tyle.