Redakcja
stylistyczna
Anna
Książek
Korekt
a
Barbara
Cywińska
Anna
AgataFeliga
Projekt
graficznyokładki
MałgorzataCebo-Foniok
Zdjęcie
na
okładce
©solominviktor/Shutterstock
Tytułoryginału
Nash:
AMarkedMenNovel
Copyright
©2014byJenniferM.Voorhees
Published
byarrangementwithHarperCollinsPublishers.
All
rightsreserved.
For
thePolishedition
Copyright
©2014byWydawnictwoAmberSp.zo.o.
ISBN
978-83-241-5365-7
Warszawa
2014.WydanieI
Wydawnictwo
AMBERSp.zo.o.
02-952
Warszawa,ul.Wiertnicza63
tel.620
4013,6208162
Konwersja
dowydaniaelektronicznego
P.U.OPCJ
A
juras@evbox.p
l
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
SANTA:
N
ie
miałam czasu zastanawiać się nad tym, jakie konsekwencje będzie miało to, że
Nash został na noc, ani nad tym wszystkim, na co mu pozwoliłam – i na co ja
pozwoliłam sobie wobec niego, jeśli chodzi o ścisłość. Nie wiedziałam, gdzie
podziały się wszystkie zwykłe obawy i cała ta niepewność, które zazwyczaj mi
towarzyszyły,gdywgręwchodziłseks.AlekiedymójtelefonzadzwoniłwNowyRok
przed szóstą rano, nadal byłam bardzo naga i bardzo mocno wtulona w bardzo
wielkiego i gołego faceta. Nie miałam wyjścia, bo dzwonili ze szpitala, a kiedy coś
dotyczyło pracy, wszystko inne schodziło na dalszy plan. Włącznie z niesamowicie
apetycznym,wytatuowanymciałemNashawmoimłóżku–nieważne,jakkuszącebyło
zostaćprzynim.
Sunny
byławściekła.Dwieosobyodwołałydyżuryimusiałasamawziąćdodatkową
zmianę, a do obsadzenia drugiej potrzebowała mnie. Tego dnia byłam wpisana w
grafik na wieczór, co oznaczało, że spędzę cały dzień w pracy. Nie brzmiało to zbyt
zachęcająco – tym bardziej że Nash nie dał mi spać prawie do białego rana – ale
wiedziałamteż,że dziękipracyuniknę całejtejdziwnej, niezręcznejatmosfery, która
pojawiasięzwyklewtakichsytuacjach,więcsięzgodziłam.
Kiedy
skończyłam rozmawiać przez telefon, Nash wygramolił się półprzytomnie z
łóżka,ubrałsię,apotemdałmiszybkiegobuziakaipoprosił,żebymwwolnejchwili
doniegozadzwoniła.Nierobiłmiwyrzutówaniniemiałdomniepretensji.Wyszedł
bez zbędnych wymówek i zawracania głowy dociekaniem, czy w końcu jesteśmy ze
sobą,czynie.Iczyjeszczetokiedyśpowtórzymy.Wyszedł,dającmidozrozumienia,
żedecyzja należy domnie – iże ode mnie zależy,czy chcę todalej ciągnąć, czynie.
Dałmiwolnąrękę–todlamniecośniecodziennegopozapracą–imusiałamprzyznać,
żemożliwośćwyborusprawiała,żecałatasytuacjabyłaowieleprostsza.Niemówiąc
jużotym,żebyłamcorazbliższaprzyznaniasięprzedsobą,żejeślichcębrnąćdalejw
to,comiędzynamikiełkowało,będęmusiaławybaczyćmustaregrzechy.
Kiedy
dotarłam do pracy, zastałam nieopisany chaos. Na dyżurze aż kłębiło się od
rannych ubiegłej nocy pacjentów. Był ktoś, kto obciął sobie dłoń piłą łańcuchową;
gliniarz wezwany do domowej kłótni, który skończył z raną od noża; maluch, który
dobrał się do środka czyszczącego w łazience, i dwie kobiety w ciąży – jedna z
ułożeniem pośladkowym płodu, a druga z przedwczesnymi skurczami. Nie miałam
czasu zawracać sobie głowy czymkolwiek innym ani zastanawiać się nad dziwnymi
spojrzeniami, które rzucała mi Sunny za każdym razem, kiedy znalazłyśmy się w tej
samejsalialbomijałyśmysięnakorytarzu.
W
chwili,w którejpowinnamzaczynać swojązwykłązmianę, podpierałamsię już
nosem.Siedziałamakuratwświetlicy,siorbiąckawę,jakbytobyłeliksirżycia,kiedy
wkońcumojadrobnaszefowamniedorwała:
–
No-o
i-i…?
Ażpodskoczyłam
i
oblałamsięgorącymnapojem.SpojrzałamnaSunnyspodełbai
rozejrzałamzapapierowymręcznikiem.
–„No-oi-i”co?
Przewróciła
oczami
itrzepnęłamnieżartobliwiewramię.
–
I
jaktamrandkazdoktorkiem?Gdyzadzwoniłamdociebierano,wydawałaśsię
nieprzytomna,więczakładam,żesięudała?Byłabyzwaspięknapara!
Próbowałam
nie
daćnicposobiepoznać,aleniemogłamspojrzećjejwoczy–nie
po tym, jak spławiłam strasznego konowała i spędziłam resztę upojnej nocy w
ramionachNasha.
–
Nie
zostałamnaimpreziezbytdługo…
Wybałuszyła
na
mnieoczyizmarszczyłaśmiesznienos.
–Wylądowaliście
od
razuuniego?
Westchnęłam
i
wyrzuciłampapierowykubekzresztkąletniejkawydokosza.
–
To
egoistyczny dupek. Jego przyjaciele byli straszni, a przyjęcie okazało się
niewypałem. Miałam wrażenie, że cała ekipa spotkała się tylko po to, żeby
przechwalaćsięijedenprzezdrugiegolicytowaćwswoichosiągnięciach.Czułamsię
tam beznadziejnie i nudziłam się jak mops, więc zadzwoniłam po kumpla i wyszłam
wcześniej.DoktorBennetija…Cóż,chybaniejesteśmydlasiebiestworzeni.
Sunny
przyjrzałamisięuważnie.
–Mówisz
o
tymgościuzkółkiemwnosie?
–
A
coznimnietak?
–
Do
niegozadzwoniłaś?
Uznałam,że
nie
mamnajmniejszegopowoduwstydzićsięanitłumaczyć.Nashbyłw
porządku.Takbardzowporządku,żeteraztrudnomibyłosobieprzypomnieć,dlaczego
wogóleażtakstarałamsięprzynimpilnować.
–Tak.
Sunny
prychnęłaiwyszłazamnązpokoju.Jedenzpielęgniarzypodałminowąkartę
ipoinformował,żewpoczekalnimamkolejnegopacjenta.
– Wiem, że
na
pierwszy rzut oka może się wydać dziwny, ale to naprawdę fajny
facet–zapewniłamszefową.
Wzruszyła
ramionami
iruszyławprzeciwnymkierunku.
–
Moje
zdaniechybaniemaznaczenia–rzuciłaprzezramię.–Wiedziałaśwogóle,
że cały dzień szczerzysz się jak głupia? Nigdy wcześniej cię takiej nie widziałam.
Zawsze jesteś poważna i skupiona bez reszty na pracy, ale dziś… – Obejrzała się na
mnieidotknęłapalcemwskazującymkącikaust.–Dziśbyłaśradosnajakskowronek!I
cieszy mnie to. Nie obchodzi mnie, kto cię uszczęśliwił, Santa. Po prostu cieszę się
tym.
Rzeczywiście, uśmiechałam się
od
ucha do ucha, zdałam sobie z tego sprawę
dopiero teraz. Byłam zdechła i czułam się wypluta, miałam na obojczyku malinkę, a
mojeulubioneczarnemajtkitrafiłydokosza.Wiedziałamteż,żenigdywięcejniebędę
mogła założyć wysokich butów, nie rumieniąc się na wspomnienie ostatniej nocy. A
jednakwciążniebyłamstuprocentowopewna,czymogębyćzfacetem,któryzawiódł
mniewprzeszłościtylerazy.Czymogęuwierzyćwto,żewszystkieuczucia,którewe
mnie wzbudzał, są szczere i prawdziwe. Nie mogłam jednak zaprzeczyć, że dzięki
niemu było mi ze sobą lepiej i spokojniej. Jakbym pogodziła się ze sobą. Stałam się
bardziejpewnasiebie.Bardziejniżkiedykolwiekiprzykimkolwiekinnym.
Pierwszy
raz czułam się przy kimś tak cudownie, zmysłowo – i pragnęłam więcej,
jeśli tylko Nash zechce mi na to pozwolić. Nie tylko go pożądałam – naprawdę go
lubiłam, podobał mi się i musiałam niechętnie przyznać, że zależy mi na nim. To
wszystkobyłotakskomplikowaneizagmatwane,żeniewiedziałam,czyktórekolwiekz
nas zdoła się z tego w razie konieczności wykręcić, nie cierpiąc przy tym i nie
krzywdzącjednocześniedrugiego.
Ale
nie było mi dane się nad tym zastanowić. Druga zmiana okazała się tak samo
pracowitajakpierwsza.Kiedydowlokłamsiędodomu,byłamzbytpadnięta,żebyw
cokolwiek włożyć ręce, nie mówiąc już o rozmyślaniu nad kontynuacją – albo nie –
mojej przygody z Nashem. Kolejne dwa dni upłynęły równie pracowicie. Chociaż
chciałam napisać do niego albo przynajmniej zadzwonić, żeby dać mu znać, że o nim
pamiętam,niemogłamsięnatozdobyć.Trzeciegodniauznałamwreszcie,żeczascoś
zrobić. Wysłałam mu do salonu tatuażu kwiaty – śliczny bukiet czerwonych, żółtych i
pomarańczowychróż,wkolorachpłomieni,którymiprzyozdobionebyłojegociało.To
byłtrafnydobórbarwtakżezinnegowzględu–czerwieńsymbolizowałapożądanie…
a może nawet miłość? Żółć – przyjaźń i sympatię, zaś pomarańcz – zaangażowanie i
uwielbienie.Cóż,przynajmniejtedwaostatniekolorydonaspasowały.Zrobiłamtopo
części dlatego, że sam pomysł wysłania wielkiemu, wytatuowanemu gościowi
kwiatkówwydawałmisięzabawny,aczęściowodlatego,żechciałam,żebywiedział,
żeonimmyślę.
Nie
pomyślałam ani przez chwilę, że uzna ten gest za głupi. Nie czułam się z tego
powoduniepewnieaniniemartwiłamsiętym,jaktoprzyjmie.Poprostuwysłałammu
bukiet z liścikiem, w którym napisałam tylko: „Dzięki!” Byłam mu wdzięczna za
wspólnie spędzone chwile, za to, że został ze mną na noc, a także za to, że był po
prostu,jakibył.Miałamnadzieję,żetozrozumie.
Pod
koniec dnia otrzymałam od niego MMS ze zdjęciem wielkiego bukietu
ustawionegonabiurkuwbardzotwardzielskimsalonietatuażu.Wtleniebyłonikogo,
aleniemogłamniezauważyćwytatuowanychpalcówułożonychwgestaprobaty.Ten
widok sprawił, że parsknęłam śmiechem. Podpis do zdjęcia był krótki, ale słodki:
„Nigdywcześniejniedostałemkwiatów…Sąrówniepiękne,jakty.Dziękuję!”
Nie
wiedziałam, co odpowiedzieć. Ale ta wiadomość sprawiła, że zaczęłam się
zastanawiać,czydotejporynieoceniałamsiebiezbytsurowo.Odesłałamuśmieszeki
wróciłamdoroboty.Pracabyładlamnieodzawszeodskoczniąwmomentach,kiedyw
moimżyciudziałysięrzeczy,zktórymitrudnobyłomisobieporadzić.
Kiedy
wieczorem wróciłam do domu, miałam zamiar zadzwonić do Nasha, ale
konieckońcówplanypokrzyżowałmitelefonodFaith.Wyglądałonato,żemojamama
wpadławsklepiespożywczymnanowąlaskętatyikiepskosiętoskończyło–między
innymizniszczeniemparupółek,atakżezłożeniemoficjalnychzarzutówwobecmojej
matki. Faith błagała ojca, żeby odwiódł swoją dziewczynę od oskarżenia mamy.
Wiedziałprzecież,żepokryjewszystkiestraty.Aletonicniedało.Tataupierałsię,że
mamapowinnaposzukaćkogoś,ktopomógłbysięjejztymwszystkimpozbierać–inie
mogłam się z nim nie zgodzić. Potrzebowała pomocy. Cała ta sytuacja była
niedorzeczna i zupełnie niepotrzebna, ale wyglądało na to, że sprawy wymknęły się
spodkontroli.Mojamatkaposunęłasięstanowczozbytdalekoiwróciłydomniemoje
słowaotym,żeniechcę,żebywcośsięznowuwpakowała.
Miałam
do
wyboru: albo zmusić ciężarną Faith do zapakowania dzieciaków do
samochodu i pojechania do Brookside, żeby wyciągnąć mamę z kicia, albo zrobić to
sama. Oczywiście, w grę wchodziła tylko ta druga opcja – nawet jeśli absolutnie nie
miałam na to ochoty. Tak więc wyszłam z pracy, pojechałam do miasta i zajęłam się
wyciąganiemmamyzpaki.Towszystkobyłojakimśkoszmaremimiałamwrażenie,że
biorę udział w kretyńskim telewizyjnym show. Naprawdę żałowałam, że nie ma przy
mnieNasha.Zjakiegośpowodumiałamwrażenie,żedziękiniemuwszystkostałobysię
łatwiejszedozniesienia.
Moja
mamanieprzywitałamniezotwartymiramionami.Możedlatego,żeczułasię
zawstydzona? A może dlatego, że cała była upaćkana jakąś bliżej niezidentyfikowaną
substancją, miała rozmazany makijaż i podbite oko? A może po prostu dlatego, że do
pokoju przesłuchań wprowadził ją – zakutą w kajdanki i wyglądającą zdecydowanie
żałośnie–policjantnaokomłodszyodemnie?Możliweteż,żesprawiłtofakt,iżów
policjantprzypominałjejwłaśnie,żebyniezapomniałaodacierozprawyiżepowinna
rozważyćkurspanowanianademocjami,bosędziazpewnościąbędzienatonalegał.
Na
mójwidokspuściławzrok.Wzięłamjąpodramięiwyprowadziłamnazewnątrz,
dosamochodu.Nieodezwałasięanisłowem.Kątemokazauważyłam,żełkałacicho,
bezgłośnie.Byłamrozdartamiędzychęciąprzytuleniajejiuduszenia,aletowszystko
zabardzomnieprzytłaczało.Nadziśmiałamdosyćwzruszeń.
Wypuściłamgłośno
powietrze
izerknęłamnaniąspodełba.
–
No
dobra, mamo. Muszę wiedzieć, co planujesz z tym wszystkim zrobić.
Naprawdę zamierzasz popijać każdą pigułkę butelką wina i potem zasłaniać się taką
głupiąwymówką?Naprawdęchceszrobićdurnerzeczy,dopókikogośnieskrzywdzisz
–możenawetsiebiesamej?Ażtakbardzozatraciłaśsięwgniewieibólu,żechcesz
stracić kontakt ze swoimi wnukami – także tym nienarodzonym – bo twoja córka boi
się,conastępnymrazemodwalisz?Przykromi,żemuszęcitomówić,mamo,alejeśli
nadalbędziesztakpostępować,nikt…itonaprawdęniktniewyciągniecięnastępnym
razem z tarapatów. W końcu będziesz musiała ponieść konsekwencje swojego
zachowania.
Nie
odezwałasię.Zamiasttegołkałatylkocichonasiedzeniupasażera,całkowicie
mnie ignorując. Nie wiedziałam, co więcej mogłabym powiedzieć. To wszystko
wymknęło się spod kontroli już dawno temu, a ja nie miałam pojęcia, jak to z
powrotem poskładać. Kiedy dotarłyśmy do jej domu, wjechałam na podjazd i
odwróciłam się, żeby na nią spojrzeć. Pociągnęła nosem i spojrzała na mnie z ukosa
przekrwionymioczami.
–Twój
ojciec
byłmojąpierwsząmiłością.Chodziliśmyzesobąprzezcałąszkołęi
poświęciłam wszystko, żeby tylko mógł iść na stomatologię. Dałam mu cudowną
rodzinęisądziłam,żejesteśmyszczęśliwi.Kiedyotymmyślę…Znaczniebardziejniż
fakt, że się przeprowadził, boli mnie świadomość, że się tak po prostu odkochał. Jak
możnaprzestaćcokolwiekdokogośczuć,ot,tak,Santa?Potymwszystkim?
Jej
słowasprawiały,żeściskałomisięserce.
–
Nie
wiem,mamo,iniemogęudawać,żerozumiem,jakbardzozraniłciętata.Ale
wiem jedno, że to, co robisz, wcale nie przynosi ani tobie, ani nikomu innemu nic
dobrego.Możeitatasięodkochał,alenadalmaszdwiecórki,którecięuwielbiają,a
także wnuki, które tęsknią za szczęśliwą, zdrową babcią, by mogłyby spędzać z nią
czas. My także się liczymy, mamo. I przykro nam jest patrzeć na to, co ze sobą
wyprawiasz.
–Chciałabym
po
prostu,żebycierpiałtaksamojakja.
–Cóż,
chyba
nicztego.
–
To
niewporządku.
Pokręciłamgłową.
–
Nie,pewnie
nie.Alewierzmi,żewżyciusągorszerzeczyodrozwodzeniasięi
zaczynania wszystkiego od nowa. Musiałam patrzeć, jak do rodziców stanowczo zbyt
młodej dziewczyny dociera, że ich córka odebrała sobie życie tylko dlatego, że jej
koledzy nie potrafili być dla niej mili. To nie jest wcale takie trudne być dla kogoś
miłym.Ludzieniemusząbezsensowniecierpieć,aleniestety,takjużjest,żeżyjemyw
świecie,wktórymmłodeosobyginąniepotrzebnie.Toteżniejestwporządku,mamo.
Fakt,żeludziesięodkochują,jestokropnyiniefajny,alesągorszerzeczy,któremogą
nasspotkaćwżyciu.Wiem,żetobrzmibrutalnie,ale…poprostutakjużjest.
Cośsięzmieniło
w
jejspojrzeniu.Odwróciłaodemniewzrok.
– Zapomniałam,
jak
niezwykłą ścieżkę kariery sobie wybrałaś, Santa. Jesteś taka
silna… Całkiem możliwe, że w tym chaosie zwyczajnie przestałam o tym pamiętać.
Mamnadzieję,żewiesz,jakbardzojestemzciebiedumna…
Rany,musiałamprzyznać,że
tego
sięniespodziewałam.
–Dzięki,mamo.
– Gdybyś się umalowała, założyła
push-upa
i zakręciła się za którymś z tych
doktorkówzpracy,byłabymwniebowzięta.
No
cóż,jesteśmywdomu,pomyślałam.Takitekstbyłzdecydowaniebardziejwjej
stylu.Wróciłyśmydopunktuwyjścia.
–
Postaraj
siętrzymaćzdalaodkłopotów,dobrze?–poprosiłam.–Imożeprzestań
brać te prochy… – Starałam się, żeby zabrzmiało to naturalnie, ale jednocześnie
zależałomi,żebydostrzegławmoimspojrzeniutroskę.Chciałamdlaniejdobrze,ale
wiedziałam,żejeślimasiępozbierać,będziemusiałasamapodjąćwłaściwedecyzje.
Gdy
wysiadłazsamochoduiruszyładodrzwi,odczekałam,ażwejdziedośrodka,i
sięgnęłam po telefon. Nie zastanawiałam się właściwie, co robię. Po prostu
wyszukałam jego imię w książce adresowej i wybrałam numer. Odebrał po drugim
sygnale.
–Cześć!
–Cześć.–Przywitałamsię
lekko
zachrypniętymgłosem.
–
Co
tam?
–Zajęty?
– Taaa, właśnie
mam
klienta, a potem jeszcze jednego. Dlaczego pytasz? Coś się
stało?
Przygryzłamdolnąwargę
i
zabębniłamnerwowopalcamiwkolano.
–
Nie, nic
takiego. Po prostu miałam szalony dzień i pomyślałam, że może
poczułabymsięlepiej,gdybyśmysięspotkali…
Nash
milczał przez długą chwilę. Już, już myślałam, że powie mi, że przegapiłam
swoją szansę albo, że może by na to przystał… gdybym tylko zadzwoniła do niego
wcześniej. Cóż, właśnie dlatego byłam taka kiepska w stosunkach damsko-męskich.
Zakładanie, że rzuci wszystko natychmiast, byle się tylko ze mną spotkać, było…
głupie. Niedorzeczne. I niegrzeczne. Wiedziałam, że jest zajęty. Że ma mnóstwo
przyjaciół i ludzi zabiegających o jego uwagę i czas. Kim byłam, żeby prosić go o
poświęceniemigo,kiedywkońcułaskawiezdecydowałamsięodłożyćpracęnabok?
– Jasne, możemy się spotkać – usłyszałam
wreszcie
w słuchawce. – Czy to nie
będzieproblem,jeślizobaczymysiętrochępóźniej?ChciałbymwpaśćdoPhila.Gdy
wczoraj u niego byłem, nie wyglądał najlepiej. Nie wyrwę się z roboty przed ósmą,
więcumówmysięjakośbliżejdziesiątej,czycośkołotego?
Nazajutrz
miałam wolne, więc jak dla mnie, mógł się zjawić nawet i o północy –
jeślitylkozechciałmipoświęcićniecoswojegocennegoczasu.
–Spoko.Będzieszchciałcośprzegryźć?
Roześmiałsię
i
usłyszałam,żemówicośdokogoś.
–
Nie.Zrobimy
cośfajnego.Załóżcoś,czegoniebędzieszsiębałapobrudzić.
To
było…intrygująceiwzbudziłomojąciekawość.Odziwo,bonieprzepadałamza
niespodziankami.
–
Co
masznamyśli,mówiąc„fajnego”,Nash?
–
Sama
sięprzekonasz.Dozobaczeniawieczorem,Santa.
Rozłączył się,
a
ja gapiłam się w telefon jak sroka w gnat. Nie wiedziałam, co w
ogóle robię. Nie wiedziałam, co on ze mną wyczynia. Ale nie miałam żadnej
wątpliwości, że moje życie staje się lepsze dzięki temu, że Nash po prostu istnieje.
Przeszukałam playlistę, nastawiłam The Vines i wyruszyłam w drogę powrotną do
miasta.
Zadzwoniłam
do
Faith i zdałam jej relację z mojego spotkania z mamą. Wydawała
się taka zdenerwowana i smutna! Było mi z tego powodu nieskończenie przykro, ale
nasza matka dorosła dawno temu i wiedziałam, że musi sama dokonać własnych
wyborów i ponieść ich konsekwencje. Nie mogłyśmy jej w tym pomóc.
Rozmawiałyśmy przez większość mojej drogi do domu. Faith nie mogła uwierzyć, że
spławiłamdoktorka.Niezdradziłamjej,zkimspędziłamresztęnocy–wiedziałam,że
by tego nie pochwaliła. Nie po tym, czego – jak wiedziała – doświadczyłam dawno
temuzestronymłodszegoalteregoNasha.
Nadal
niemogłamuwierzyćwto,żetaknaprawdęniechodziłomuwtedywcaleo
mnie. Że po prostu gadał, byle gadać. Porywczość w jego głosie, kiedy mnie o tym
przekonywał, ogień w jego oczach… wszystko to sprawiało, że chciałam mu
wierzyć…Aleniebyłampewna,czymogę.Nawetjeśliwówczasmówiłokimśinnym,
jego słowa bolały. Gdybym odpuściła wspomnieniom, przyznała, że istnieje odległa
szansanato,żetomojesponiewierane,dawnejaimojestłamszonepoczuciewłasnej
wartości sprawiło, że usłyszałam wtedy to, co chciałam usłyszeć… Musiałabym
przyznać sama przed sobą, że sama ponosiłam odpowiedzialność za wszystko, co się
potemwydarzyło.Tobyłabardzogorzkapigułkadoprzełknięcia.
Posprzątałamtrochę
w
mieszkaniu,wzięłamprysznic,uczesałamsięizjadłampłatki
–bomójżołądekbezpardonowodomagałsięposiłku–apotemprzegrzebałamszafęw
poszukiwaniu czegoś, co mogłabym pobrudzić, ale w czym nie wyglądałabym jak
ostatnimenel.Stanęłonaparzelegginsów,flanelowejkoszuliibawełnianejkoszulce.
Niewyglądałammożejakgwiazdafilmowa,aleuznałam,żenamójwidokNashraczej
nie powinien uciec z krzykiem. Minęła dobra chwila, zanim zdałam sobie sprawę z
tego, że nie świruję na myśl o tym, że pokażę mu się w takim stroju. Może było tak
dlatego, że zdawałam sobie sprawę z tego, jak często widział mnie w roboczych
ciuchach i bez makijażu? A może sprawił to fakt, że w łóżku nie wydawał się mieć
żadnych zastrzeżeń co do mojego wyglądu? Sądzę, że gdyby na moim miejscu znalazł
się ktoś inny, taka pozawerbalna forma akceptacji – i aprobaty! – mile połechtałaby
jegoego.Alejakożebyłamdziwaczką,cieszyłamsiępoprostu,żezachowałwszelkie
uwaginatentematdlasiebie.
Nash
zjawił się parę minut po dziesiątej i obrzucił mnie taksującym spojrzeniem.
Dałmiszybkiegobuziaka,którysprawił,żezakręciłomisięwgłowie,izaprowadził
mniedosamochodu.Miałnasobieubranie,które–jakzakładałam–byłojegostrojem
roboczym.Dostrzegłamteż,żemapodkrążoneoczyijesttrochęzarośnięty,inaczejniż
zwykle.Wyglądałnawyczerpanegoizmęczonego.Najegowidokogarnęłomnieznów
poczuciewiny,żemolestujęgootejporze,alestarałamsięjeodsiebieodegnać.
–Długitydzień
w
pracy?–zagadnęłam.
Otworzył
mi
drzwisamochoduizaprosiłgestemdośrodka.Wśrodkubyłociepło,a
wnętrze wypełniały dźwięki The Tossers. Za każdym razem, kiedy jechałam jego
autem,zgłośnikówryczałceltyckipunkrock.
Nash
zająłfotelkierowcyispojrzałnamniezkrzywymuśmieszkiem.
– Cóż, muszę przyznać, że ucieszyłem się,
gdy
się odezwałaś… Nie mówiąc już o
kwiatach!Wsalonieażwrzałoodplotek.Pewniejeszczedługobędąmisuszyćgłowę.
Ale mniejsza o to. Phil nie czuje się najlepiej, a ja cały czas próbuję wyciągnąć z
niego,dlaczegodopieroterazprzyznał,żejestmoimojcem…Nacoonodsyłamniedo
matki.Wolałbymsiępochlastać,niżjechaćzniąrozmawiać.Adotegoteraz,gdyRule
wróciłjużzmiesiącamiodowego,powinniśmyzacząćustalać,coznowymsalonem…
Wszystkonaraz.Zadużotego.
–
Przykro
mizpowoduPhila.Idobrzerozumiemprzejściazmatką–powiedziałam.
–Dopierocowyciągnęłamwłasnązkicia.
Nash
parsknąłśmiechemizerknąłnamniespodoka.
–Żartujeszsobie?
–Nie.–Opowiedziałam
mu
odzisiejszymdniu,coskończyłosiętym,żepaplałam
bez ustanku przez pełny kwadrans, aż dotarliśmy do dzielnicy magazynów za Coors
Field.
Nash
wypytywałmnieoróżnerzeczy,aleanirazuniewszedłmiwsłowo,ajanie
mogłam się nadziwić temu, z jaką łatwością mu się zwierzam. Nigdy wcześniej nie
czułamsiępodobnie.
Wreszcie
zatrzymaliśmysięprzedwielkimgarażem;Nashwpisałkodwpanelprzy
wielkich, metalowych wrotach i wjechał do środka. Nie miałam najmniejszego
pojęcia,coturobimy,więcrzuciłammupytającespojrzenie.
–
Jak
grzebaniewsamochodachmożebyćfajne?
Przyłożył
tylko
palecdoustiwprowadziłswójwózwjednązbramek.
– Złożyłem
tego
potwora praktycznie od podstaw. Wiele mu zawdzięczam. W
dawnychczasachtobyłamojaodskocznia.TenwóziPhiltopraktyczniejedynerzeczy
wmoimżyciu,któreutrzymałymniezdalaodwięzienia.Towłaśniedziękitemucacku
utwierdziłem się w przekonaniu, że istnieją znacznie bardziej produktywne sposoby
spędzania czasu niż pakowanie się w kłopoty i próby zwrócenia na siebie uwagi
własnejmatki.Philtwierdził,żebędępotrzebowałczegośklasycznego.Czegoś,co…
przetrwa. Powiedział mi, że jeśli się nim zajmę, będę o niego dbał i się o niego
troszczył… odwzajemni mi się tym samym. Teraz wiem, że starał mi się przekazać
wiedzę o czymś więcej niż tylko o samochodach. Pomógł mi ściągnąć to cacko z
wysypiska i spędziliśmy mnóstwo czasu, chuchając na nie i dmuchając. – Wysiadł z
samochoduiwklepałwnastępnąklawiaturęnowykod.Pochwilizaczęłysięotwierać
inne, ciężkie wrota. Początkowo wnętrze garażu wydawało się mroczne i ponure, ale
pochwilizapaliłysięświatła,oblewającpoświatąkilkastarychwozów–naróżnych
etapachnaprawy.Toniebyłzwykływarsztat,tylkomiejscedopieszczaniastarychaut.
–
To
miejsce należy do mojego kumpla, Wheelera – wyjaśnił Nash. – Pomaga mi
przymoimwozie,ajaodwdzięczammusię,jakmogę.Cojakiśczaskorzystamzjego
warsztatu.
Podniosłampytającobrew.
–Gość
zajmuje
sięczteremakółkamiimanaimięWheeler?Poważnie?
Nash
roześmiałsięiwysiadłzwozu,apotemwyjąłzzasiedzeniaczarnątorbęicoś,
czegowcześniejniezauważyłam.
–
Ma
na imię Hudsen. A poza tym – hej! – dziwisz się? Ty jesteś pielęgniarką o
imieniu Santa! – Podał mi zwitek wyjęty zza siedzenia, to była rolka papieru. Nie
miałampojęcia,ocochodzi,ipowiedziałammuotym.
Nash
wziąłmnietylkozarękęipoprowadziłmiędzysamochodamidosalinatyłach
warsztatu.Włączyłświatłoiuśmiechnąłsiędomniekrzywo.Oczylśniłymudziwnie
psotnie. Westchnęłam w duchu, zachwycona. Serio. Mogłam po prostu gapić się na
niegocałydzień,itowystarczyłobymidoszczęścia.
–
W
tamtych czasach bawiłem się w sprayowanie, żeby się wyżyć. Wydawało mi
się,żełamanieprawajestczymśfajnym.Zostawianiewłasnychpodpisówwszędziena
mieście… Dopóki mnie nie złapali i Phil nie musiał zapłacić cholernie wysokiej
kaucji,żebywyciągnąćmniezwięzienia.Towłaśniewtakisposóbwkręciłemsięw
grafikę,wprojektowanie.Taknaprawdęwydajemisię,żechciałemzostaćprzyłapany
na robieniu czegoś nielegalnego, żeby moja matka zwróciła na mnie uwagę… Ale to
staredzieje,ajanadallubięmalowaćsprayami.
Weszliśmy
do
pomalowanego na biało pomieszczenia o skomplikowanym systemie
wentylacyjnym; na ścianie wisiały maski na twarz, a pod nią stało mnóstwo sprzętu,
służącego chyba do lakierowania samochodów. Nash rzucił torbę na ziemię;
usłyszałamgrzechotpuszekfarby.Potemwziąłodemniepapieripodszedłdojednejze
ścian.Zwieszałsięzniejkabelikilkametalowychzacisków.
–
Nie
mogę już włóczyć się po mieście, mażąc po budynkach, murach i pociągach.
Chybażektośmizatozapłaci…Alegraffititofajnasprawa.Jestwnimcośdzikiego,
nieokiełznanego…Iteżywebarwy!Wmalowaniunaścianachniemażadnychzasadi
czasem, po dziaraniu ludzi przez cały dzień, potrzebuję zmiany. Fajnie jest wyjść i
robić coś po swojemu, przypomnieć sobie własny styl. Wheeler pozwolił mi się tu
rządzić.Nierozrabiam,nienarażamsięnakaucjezawandalizm,adotegoświetniesię
bawię.
Przyglądałam się,
jak
wiesza na ścianie dwa kawałki papieru dorównujące
długością mojemu wzrostowi i prawie tak szerokie, jak drzwi. Potem przykucnął i
zacząłszperaćpośródpuszekwtorbie.Byłytamchybawszystkiekolorytęczy.Nigdy
niespotkałamkogoś,ktodopuściłbymniedoswoichmałychrytuałów.Nigdyniebyłam
znikimażtakblisko.Znowupoczułamtendziwnymagnetyzm,jakbycośmniedoniego
przyciągało.
–
Nie
umiem namalować nawet prostej kreski, Nash. – Na miłość boską, był
profesjonalnym artystą! Jak miałam w ogóle próbować popisywać się swoim
beztalenciempodokiemkogośtakuzdolnionego?
Nash
mruknął coś pod nosem i włożył czapeczkę bejsbolową, którą miał w torbie,
daszkiemdotyłu.Dobrzewniejwyglądał.
–
Santa, nie
we wszystkim chodzi o to, żeby być najlepszym. To nie jest konkurs.
Zabrałem cię tu, żebyśmy spędzili razem fajnie trochę czasu, w ciszy i spokoju. Po
prostuodprężsięi…spróbuj.
Cóż miałam zrobić? Posłuchałam
go, bo
tak naprawdę nie miałam wyboru.
Tęskniłamzanimichciałamznimpobyć.Czułamsię,jakbydałminamomentzajrzeć
do swojej głowy. Staliśmy ramię w ramię i patrzyliśmy na wielkie płótno. Zaczął
pierwszy.Zanimzdążyłamsięgnąćpopuszkęfarby,wypełniłjużcałetłorozedrganymi,
żywymi barwami – intensywnymi i przyciągającymi wzrok. Nie wiedziałam, co robi,
aleobserwowałamgozzafascynowaniem,jakzaczarowana…
A
potem przygryzłam czubek języka i zaczęłam bazgrolić zielone drzewka i białe
obłoczki. Zanim się spostrzegłam, zapomniałam o Nashu, zapomniałam, że jestem w
warsztaciesamochodowymirzeczywiściezaczęłamsiędobrzebawić.Dodałamtęczę,
a potem na jej końcu garnek ze złotem. Oczywiście, skoro już pojawił się krzywy i
koślawy rondel ze złotem, trzeba było uzupełnić obrazek o karła. Kiedy skończyłam,
śmiałam się tak mocno, że zgięłam się wpół. Papierowe płachty były pokryte
niechlujnymi, pełnymi zacieków bazgrołami, na widok których można było dostać
oczopląsu.Niemogłamprzestać,akiedyzobaczyłam,jakNashzaglądamiprzezramię,
przechyla głowę na bok i mruży oczy, żeby lepiej przyjrzeć się mojemu dziełu,
wybuchnęłam jeszcze głośniejszym śmiechem. To właśnie dlatego ludzie powtarzają
mi, że powinnam częściej wychodzić z domu – nie pamiętam, kiedy ostatnio śmiałam
siętakniepohamowanie,niemalhisterycznie.
Obeszłamgo,żebyprzyjrzećsię
efektom
jego pracy, i śmiech zamarł mi na ustach.
Opadłamiszczękaiwybałuszyłamnaniegooczy.
–Czy…
czy
toja?–Ledwiezdołałamwykrztusić.
–
Serio, jeszcze
się pytasz? – Jego głos brzmiał żartobliwie, ale było w nim coś
jeszcze.
Postać, którą namalował, była
w
kreskówkowym stylu – nieco przesadzona i
przejaskrawiona.Barwywydawałysięażtryskaćztła.Przedstawiłmniewagresywnie
seksownym stroju pielęgniarki, z rodzaju tych, jakie zakładają wyruszające na
halloweenowe podboje napalone laski. Miałam jaskraworude włosy, w jednej ręce
trzymałam wielką strzykawę, a w drugiej – serce. Pomimo zaburzonych proporcji i
wyolbrzymionych „walorów”, mających uczynić postać maksymalnie seksowną, nie
byłowątpliwości.Tobyłamja.Włosy,oczy,twarz…wykapanaja.Jak,ulicha,zdążył
stworzyćcośtakiegowciągudwudziestuminut?
–Jest…niesamowita.
–Zupełnie
jak
ty.Całyczascitopowtarzam.Poprostuniesłuchasz.–Podszedłdo
graffiti,chcącjezerwaćześciany,alegopowstrzymałam.
–Mogę
to
zatrzymać?
Podniósłbrew.
–Jasne!
Dziełobyło
ogromne
i nie miałam pojęcia, co z nim zrobię… Ale świadomość, że
właśnie tak mnie postrzegał: seksowną, piękną, profesjonalną… Nie chciałam tego
stracić.
–Nash,chodźmygdzieś–poprosiłam.
–
Co
masz na myśli? Sądziłem, że wrócimy do ciebie. Oczywiście, jeśli będziesz
miałaochotę…
Wzięłampłachtę
papieru
iprzycisnęłamjądopiersi.
–
W
szkoleniechodziłamnarandki.Nigdyniemiałamfaceta,któryzabierałbymnie
gdzieśibyłtakiniecierpliwy,żebymmogłamudaćpołapach.Pierwszyrazcałowałam
siętużprzedtym,jakstuknęłamidwudziestka.Chciałabym,żebyśzabrałmniewjakieś
miejsce,wktórechodządzieciaki,żebysięzabawić.Malowaniebyłonaprawdęfajne.
A wierz mi, że rzadko mi się zdarza zapomnieć i po prostu cieszyć tym, co robię.
Sądzę, że randka w samochodzie to niezły pomysł… – Chciałam, żeby to zabrzmiało
seksownie i pikantnie, bo było ucieleśnieniem najśmielszych fantazji, jakie miałam z
nimwroligłównej.
–
Santa,jest
zimno–upomniałmniełagodnie.–Mamysięgdziepodziać…Apoza
tymjesteśmywysocy.Niejestemjużtakimkurduplem,jakimbyłemwszkole.Możeito
brzmifajnie,alewierzmi,skończysięnatym,żezmarzniemynakośćibędziemycali
połamani. – Mówiąc to, uśmiechał się jednak lekko i wiedziałam, że trzeba go po
prostutrochęmocniejnamówić.
Położyłam
mu
dłonie płasko na piersi; czułam jak pod moim dotykiem jego serce
bijerówno,mocno.Spojrzałammubłagalniewoczy.
–Pro-oszę,Nash.
Westchnął
i
wsunąłmirękępodwarkocz,nakark.
– Jeśli
tylko
zdajesz sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie nie skończy się
jedynienazdobywaniudrugiejbazy,cooznacza,żetotwójtyłekbędzienawierzchui
zmarznie…Wchodzęwto,żetaktoujmę.
Roześmiałam się – beztrosko, radośnie,
tak
jak nie śmiałam się od nie wiem jak
dawna.Iucałowałamgowzarośniętypoliczek.
–
Umowa
stoi.
Wrzucił
akcesoria
malarskie do bagażnika – miałam nadzieję, że po to, żebyśmy
mieli wolną tylną kanapę, och, tak! – i wyjechaliśmy za miasto, kierując się ku
Brookside.
–
Gdzie
jedziemy?
–
Na
LookoutMountain.
Wzgórze
Lookout
MountainleżałopodGoldenimieściłsiętamgróbBuffaloBilla
Cody’ego. Słyszałam o tym miejscu, ale nigdy tam nie byłam. Podobno widziało się
stamtądcałemiasto.
–
Czy
towłaśnietamzabierałeśswojedziewczyny?
– Hm…
Nie. W
okresie, kiedy zorientowałem się, że dziewczyny mają do
zaoferowaniacoświęcejpozatym,żemiłopachnąiodrobiązamniepracędomową,
jeśli tylko powiem którejś, że jest ładna, mieszkałem już z Philem. Gość lubił dobrą
zabawę – i to znacznie bardziej niż ja czy kiedyś Rule. Prawie codziennie miałem
wolnąchatę,więcjaktylkonadarzyłasięokazja,zabierałemjedodomu.
–
Co
masz na myśli mówiąc „jak tylko nadarzyła się okazja”? – Pamiętałam, że w
szkole był wiecznie obwieszony laskami. Nie wyglądał jak ktoś, kto musi się bardzo
starać,żebywyrwaćsobiepierwsząlepsząniunięnanoc.
– Obijałem się
z
gościem z kapeli, typem zbuntowanego rockmana, chodzącym
ideałem i kapitanem drużyny futbolowej. Byłem po prostu zwykłym, niegrzecznym
chłopcem, który wciąż musiał wysłuchiwać w domu, że jest chodzącą pomyłką. Nie
wiedziałem, ile znaczy rozmawianie z dziewczynami. Wokół kręciło się mnóstwo
łatwych panienek, których tak naprawdę nie obchodziło, z kim się prześpią. A to
oznaczało, że wylądują w łóżku Jeta albo Rule’a. Wierz mi, to czy nadarzyła się
okazja,czynie,owszystkimwówczasprzesądzało.
To
byłotakiedziwne!Mojaszkolnarzeczywistośćtakbardzoróżniłasięodtego,co
teraz mówił! Miałam ochotę poprosić go, żeby opowiedział mi o tych czasach coś
więcej,alewłaśniedotarliśmydopłaskiej,wysuniętejskały–dośćprzestronnej,żeby
mócnaniejzaparkować.Nashzgasiłsilnik,otoczyłmójfotelramieniemispojrzałna
mniewpółmroku.
–Jeślichcesz,możemywrócić
do
miasta.Wystarczyjednotwojesłowo.
Nie
odpowiedziałam. Zamiast tego podniosłam się z siedzenia i wgramoliłam na
kanapę z tyłu, po drodze ściągając flanelową koszulę. Nash zostawił włączone
ogrzewanie,alebyliśmywKolorado,byłstyczeń,adotegoparkowaliśmywysokow
górach,więcpanowałrześkichłódiszybyzaczynałyjużparować.Nashprzyglądałmi
się przez chwilę, a potem wysiadł z samochodu. Nie było szans, żeby zdołał przejść
przez fotel jak ja. Wyciągnął portfel, podał mi foliowe zawiniątko, a potem zamknął
drzwi.Zdjąłbluzęzkapturemiusiedliśmyzwrócenitwarzamidosiebie.
Sądziłam,żeprzyciągnie
mnie
dosiebie,alepatrzyłnamnietylko,apoustachbłąkał
musiędziwnyuśmieszek.Oparłsięłokciamiooparciasiedzeńipowiedział:
–
To
twojagra,Santa.Jakchceszjąrozegrać?
Za
każdym razem oddawał mi inicjatywę, zmuszając do przekraczania granic i do
mówienia mu, na co mam ochotę. Może to właśnie dlatego między nami zawsze
iskrzyłoiniekwestionowałamniczego,corobiliśmy,bosamawszystkoinicjowałam?
Dziękitemuniebyłomiejscanaosądaniodrzucenie.
Zadrżałam.
I
tonietylkozzimna.
–Chcę,żebyś
mnie
pocałował.
Sięgnął
po
mój warkocz i przyciągnął mnie za niego do siebie. Kiedy nasze wargi
sięzetknęły…Tobyłocośznaczniewięcejniżtylkozwykłypocałunek.Smakowałjak
przyszłośćiprzeszłośćzarazem,jak„teraz”i„kiedyś”.Nashbyłtakisilnyitwardy…
A jednocześnie jego wargi były tak miękkie… I spragnione mnie! Jego skóra była
bardziej szorstka niż zazwyczaj, ale kiedy przyciągnął mnie bliżej i nasze nosy otarły
się o siebie, poczułam gładki dotyk metalowego kolczyka. Nasze języki splotły się, a
jegozębyprzygryzłylekkownętrzemojejwargi.Jęknęłamcichoipoczułam,żeNash
dygocze–wstrząsanimcichyśmiech.Kiedyśodruchowouznałabym,żenaśmiewasię
zemnie–terazjednakwiedziałam,żecieszysiępoprostu,bowie,żejestmidobrzei
podobamisięto,corobimy.
Oparłam dłonie
o
jego pierś i zaczęłam podnosić mu koszulkę, odsłaniając płaski
brzuch. Pomógł mi, podnosząc ręce do góry – na tyle, na ile zdołał. Zważywszy na
ciasnotęwwozieigabarytyNasha,rozebraniesięwymagałoniezłejgimnastyki.Jego
złotąskórępokryłagęsiaskórkaipochyliłamgłowę,żebyprzesunąćjęzykiempojego
obojczyku.Odpowiedziałnapieszczotęzadowolonymmruknięciem.
–
Teraz
jachcęcałowaćciebie.
Nadal
trzymałmój warkocz,alemusiał gopuścić,kiedy przejechałamjęzykiem po
jegosutku,apóźniejdrugim.
Zakląłłagodnie
pod
nosemiwymamrotał:
–Obrałaśzły
kierunek,moja
piękna.
Powiodłam
palcami
po wypukłościach – twardych mięśniach jego brzucha – i
patrzyłamzrozkoszą,jaktężejąinapinająsiępodmoimdotykiem.Wyglądałoto,jakby
wytatuowanenajegobrzuchuskrzydłatrzepotaływnocnympowietrzu.
–
Nie, wcale
nie. Może i odrobinę się martwię, jak poradzę sobie z całym tym
żelastwemnadole,alejestempewna,żekierujęsięwdobrąstronę.
Zaklął znów
pod
nosem, a ja zajęłam się rozpinaniem klamry paska. Nie miałam
okazjirobićtegozbytczęsto,niemówiącjużotym,żeNashlubowałsięwprawdziwie
pancernym sprzęcie, ale byłam nim zafascynowana i chciałam, żeby poczuł się tak
dobrze,jakjazawszeczułamsięprzynim.
–
Po
prostuudawaj,żetegotamwcaleniema.
–
Dlaczego?
Skądwiesz,żetoniemojeulubionezabawki?
Roześmiałsię
znowu,ale
jegośmiechprzerodziłsięwjęk,natychmiastgdypoczuł
na swoim gorącym, twardym penisie moje dłonie. Jego fiut pulsował, gruby i
zniecierpliwiony, gdy pochyliłam się nisko nad nim. Potarłam delikatnie kciukiem
kółeczko na jego główce, a Nash odpowiedział gwałtownym drżeniem ciała. Gdy
wypuściłampowietrzeiwilgotnyoddechmusnąłwrażliwą,nagąskórę,wydyszałcicho
mojeimię.
Pochyliłamgłowę
jeszcze
niżejiwsunęłamozdobionąkolczykiemgłówkępenisado
ust.Najwyraźniejniebyłnatoprzygotowany,bowyprężyłcałeciałoiszarpnąłmnie
zawłosynatylemocno,żebyodrobinęmniezabolało.
–Jezu…–Cóż,
tym
razemniebyłotomojeimię,alewzięłamtozadobrąmonetęi
uznałam,żemusiępodoba.
Przesunęłam
po
kółeczku językiem, a potem prześliznęłam nim po ukrytej niżej
sztandzeidalejwdół,dopókistarczyłomimiejscawustach.Przesunęłamwargamiz
powrotemwgórę,apotemznowuwłożyłamgosobiedoust–ztąmałąróżnicą,żetym
razem otoczyłam podstawę jego penisa dłonią i zaczęłam nią poruszać rytmicznie, w
miaręjakmojagłowaopadałasięipodnosiła–całyjegokogutwżyciuniezmieściłby
mi się do ust! Nash wymruczał jeszcze raz moje imię i poczułam, że jego nogi
sztywnieją, a mięśnie brzucha stają się twarde jak skała. Jednak ledwie zdążyłam
poczuć na języku lepką słoność, która potwierdziłaby, że odwaliłam kawał dobrej
roboty, pociągnął mnie za włosy – jeszcze mocniej niż poprzednio – i zmusił do
podniesieniagłowy.
Dyszałciężko,
a
jegooczyprzybrałykolorindygo.
– Jeśli
natychmiast
nie przestaniesz, jedno z nas skończy niedopieszczone i bardzo
zaniedbane. Mała podpowiedź, to nie będę ja. – Mówiąc to, zaczął ściągać mi
legginsy. Cieszyłam się, że włożyłam coś, co dawało się łatwo zdjąć w takiej
ciasnocieitakimzniecierpliwieniuipośpiechu.Kiedyuporałsięzlegginsami,zabrał
się do zdejmowania mi przez głowę koszulki. Musiałam przyznać, że miło było czuć,
jakmocnonaniegodziałam,jakbardzomniepragnie.Tonaprawdębardzopoprawiało
mi nastrój. Jak tylko pozbyłam się spodni, bez zdejmowania tenisówek, a Nash
naciągnął gumkę, przyciągnął mnie do siebie, wszedł we mnie i oboje wydaliśmy z
siebieodgłosy,którychniemożnabynazwaćinaczejjaktylkozwierzęcymi–głębokie,
gardłowe,połączonewjedenochrypłyjęk,gdynaszeciałapołączyłysięwjedno.
Pochyliłam
nieco
głowę i skorzystałam z nowej pozycji, aby possać jego sutek.
Poczułam elektryzujący dreszcz, pełznący mi wzdłuż kręgosłupa, kiedy jego kolczyki
podrażniły mój punkt G. Poruszyłam się w górę i w dół i przyspieszyłam tempa, bo
było zimno, a poza tym wiedziałam, że jest już na skraju spełnienia. To było
niesamowite – za każdym razem wiedział dokładnie, jak doprowadzić mnie na skraj
rozkoszy,sprawić,żebymbyłasobąiskupiłasięnatym,coczuję.Ciasnotasprawiała,
żeledwiemogliśmysięruszać,widziałam,żeNashsięhamuje–widziałamnaprężone
ścięgnanajegoszyi,podczasgdyczekał,żebymdotrzymałamukroku.
–Nash…
– Ci-i, Santa, będziesz musiała
mi
pomóc. Daj tu rękę. – Obie dłonie miał zajęte
pomaganiem mi w utrzymaniu tempa, podczas gdy podskakiwałam w górę i w dół,
ostrożnie,takżebynierąbnąćgłowąwsufitsamochodu.Zerknęłamnaniegoiodrazu
domyśliłam się, o co mu chodzi. Jasne, mógł sam dokonać tego jedną ręką, ale
wiedziałam,żepoprostuznowutorobi.Przesuwagranice,które–jaksądziłam–jasno
wytyczyliśmy.
Nie
lubiłam się nawet sama przed sobą przyznawać do tego, że się dotykam. A on
chciał,żebymzrobiłatonietylkonajegooczach,aleisiedzącnanim,wtrakcieseksu!
Tobyłoprawdziwewyzwanie.Coś,copowinnomniewytrącićzrównowagiwsamym
środkujazdy,któramiałabyćnastrojowaifajna,alechciałamdojśćichciałam,żeby
ontakżeskończył,boczułam,żepowstrzymujesięostatkiemsił.Cudowniebyłoczuć
gowśrodku,pulsującegoisztywnego,alewidziałam,żepragnie,abymposunęłasięo
krokdalej,przekroczyłapewnągranicęizapomniałaozasadach,którymikierowałam
siędotejpory.
Nie
myślałam. Po prostu zanurzyłam wolną rękę między nasze splecione ciała,
wsunęłam ją między moje śliskie, rozchylone wargi w dole, dopóki nie natrafiłam na
najczulszypunkt,pobudzonyinabrzmiały.
–Och…–
Jego
szeptprzerodziłsięwjękspełnienianasamwidokmnierobiącejto,
ocomniepoprosił.
Nie
trzebamibyłowiele–zaledwielekkiemuśnięcie,nieskończeniedelikatnydotyk
i odpłynęłam. Zanim zdążyłam ochłonąć, pociągnął mnie na swoją falującą pierś i
wycisnął na moich ustach mocny pocałunek. Smakował spełnieniem i zadowoleniem,
jakzwykle.
–
To
była chyba najseksowniejsza, najpiękniejsza rzecz, jaką widziałem
kiedykolwiekwżyciu.–Jegogłosbyłlekkozachrypniętyizdyszany.
Nie
wiedziałam, co odpowiedzieć. Nigdy nie wiedziałam, co mówić w takich
sytuacjach,więctylkoprzytuliłamsiędojegopiersiimruknęłam:
–
Coraz
lepiejwychodzicipieprzeniesięzemnąbezzdejmowaniaspodni.
Roześmiałsię
chrapliwie
i przejechał pieszczotliwie dłońmi po moim kręgosłupie.
Nie skomentował tego, ale wiedziałam, że martwi go, że nigdy nie odpowiadam na
jego komplementy. Nie miałam pojęcia, czy kiedykolwiek zdołam się tego nauczyć i
czykiedykolwiekzobaczęwsobietęosobę,którąonwidział,gdynamniepatrzył.
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
NASH:
R
any, człowieku, to miejsce… jest niesamowite! – Rule zagwizdał z uznaniem,
spacerując po przestronnym pomieszczeniu, które już wkrótce miało się stać naszym
nowymsalonemtatuażu.Czasmijałnieubłaganieizanimsięspostrzegłem,upłynęłojuż
kilkaładnychmiesięcy,podczasktórychniezajrzałemtuaninachwilę.Terazczułem
sięjakskończonydupek,bolokalnaprawdębyłniesamowity,anadodatekwciśnięty
między dwie najpopularniejsze knajpy w tej dzielnicy, naprzeciwko znanego baru
sportowego,rzutberetem odkafejeki sklepików,któreprzyciągały ludzijakmagnes.
To było praktycznie samo centrum tętniącego życiem miasta, a na dodatek okolica
znacznie modniejsza i bardziej stylowa niż rejon, w którym usytuowany był Marked.
Czułemsiętu…hm,szczerzepowiedziawszy,naprawdęnienamiejscu.
Potarłem z zakłopotaniem kark i zerknąłem kątem oka na Rule’a. Trochę tu nie
pasowaliśmy i nie miałem pojęcia, jak tacy wychowani na skrzydełkach i browarze
kolesie jak my mają rozkręcić biznes w miejscu kojarzącym się z mimozami i
kawiorem.Czułemsię,jakbyśmyurażalimiejscowychsamąnasząobecnością.Apoza
tymczekałonasjeszczetyleroboty!Wszystkototrochęmnieprzytłaczało.
ZanimPhilzaklepałlokal,mieściłsiętujakiśfrymuśnysklepzkawąiherbatą.Nie
miałemzielonegopojęcia,jaksięzabraćdoprzerabianiategomiejscanasalontatuażu.
I to właśnie dlatego wzięliśmy razem z Rule’em wolne popołudnie – żeby rozpoznać
teren i spotkać się z kumplem Rowdy’ego, który miał rzucić na wszystko okiem i
powiedziećnam,cootymmyśli.Sądziłem,żetoryzykowneprzedsięwzięcie,aleRule
byłzaintrygowanyizgadzałsięzpomysłemRowdy’egonatematpójściaokrokdaleji
założenia sklepu na górze. Poza tym miałem u Phila dług i zamierzałem go spłacić,
wcielającjegomarzeniawżycie.
–Zmienimytomiejscewzajebistysalon!–WgłosieRule’abrzmiałaniezachwiana
pewność.
Chciałbymbyćnastawionyrównieoptymistyczniecoon.Całkiemmożliwe,żemój
brak entuzjazmu był częściowo spowodowany faktem, że Phil czuł się coraz gorzej.
Patrzyłem, jak marnieje w oczach, i nie mogłem nic na to poradzić. Właśnie dlatego
inwestowanie w salon i cieszenie się tym tak jak Rule wydawało mi się dziwnie
niestosowne.CałkiemjakbymchciałprzyspieszyćśmierćPhila.Niemówiącjużotym,
że mój ojciec nadal nalegał, żebym zmusił matkę do udzielenia mi odpowiedzi na
wszystkie nurtujące mnie pytania. A ja nie chciałem marnować czasu, jaki mu został,
wykłócającsięznimoto.
–Mamwrażenie,żewtakiejmodnejokolicybędziemymusieliproponowaćnaszym
klientomprzydziaraniuciepłeręcznikiiperfumowanąwodę.
Rule parsknął śmiechem i podszedł do przeszklonych drzwi, żeby wpuścić
dobijającegosiędośrodkakolesia.Uścisnęlisobiedłonie–teraz,kiedydopasowałem
nazwiskodotwarzy, przypominałemsobie,że widziałemgościawięcej niżparęrazy
na fotelu Rowdy’ego. Zeb Fuller był dużym facetem o ciemnych włosach i poważnej
twarzy, na której rzadko gościł uśmiech. Nie wyglądał na kogoś, kto miał często z
górki. Boki jego szyi ozdabiały charakterystyczne tatuaże w oldskulowym stylu
Rowdy’ego.Takiesamewyzierałytakżespoddługichrękawówjegobluzy.
Podszedł do mnie, uścisnął mi dłoń i rozejrzał się po pustym pomieszczeniu.
Wyglądałwypiszwymalujjakktoś,ktomógłbyzrobićwtymmiejscudemolkęgołymi
rękami, a potem poskładać wszystko z powrotem w ułamku sekundy. Teraz już
rozumiałem,dlaczegoRowdynamgopolecił.
–Fikuśnylokalik.
Parsknąłemśmiechem,słysząc,jakwyjmujemitozust.
–Taaa.
–Czyli…chcecietowszystkowybebeszyćiurządzićpodobniedoinnychsalonów?
Naczymkonkretniewamzależy?
Ruleijaspojrzeliśmynasiebie,wzruszyłemramionami.
–Niemampojęcia.Chcemymiećtypowysalon,zmiejscemdlasześciutatuażystów
i pomieszczeniem do piercingu wydzielonym z otwartej przestrzeni. Musimy gdzieś
zainstalować biurko dla recepcjonistki i poczekalnię. A na górze najlepiej by było
urządzićbiuro,alemyślimyootworzeniutamsklepu.
Nieodpowiedział;rozglądałsiętylkowmilczeniupownętrzu.ZerknąłemnaRule’a,
który odpowiedział mi podobnie skonsternowanym spojrzeniem i pokręcił głową.
Parsknąłemkrótkimśmiechem.
– Naprawdę aż tak bardzo widać, że nie mamy pojęcia, jak się do tego zabrać? –
Czułempotrzebępowiedzeniatego,niemogłemnicnatoporadzić.
Zebuśmiechnąłsię,dziękiczemuwydałsięniecomniejonieśmielający.
– Cóż, z taką miodną miejscówką w zasadzie nie musicie robić zbyt wiele. Ludzie
będą tu przychodzić, chociażby dlatego, że salon będzie akurat w tej okolicy. A jeśli
dacie im coś, co będą mogli kupować… – Gwizdnął przez zęby. – Zbijecie na nim
fortunę.
Przeszliśmy się z nim po reszcie lokalu i z zaskoczeniem spostrzegłem, jaki jest
przestronny. Marked był dość dużym salonem – nigdy nie wpadaliśmy na siebie, a w
poczekalni spokojnie mieściło się z dziesięć osób – jednak tu było dwa razy więcej
miejsca. Nie miałem pojęcia, jak miałbym zagospodarować coś tak wielkiego –
począwszy od przeprojektowania i obsadzenia personelem. Czułem, jak z wolna
czerwieniejemikark.
Pod koniec spaceru znaleźliśmy się z powrotem na parterze i Zeb skrobał coś w
notesie,któryskądśwyciągnął.Rulezadawałmupytania,ajastałempoprostuzboku,
czującsiębezużyteczny.Zebpodniósłnamniewreszciewzrokizauważyłmojąminę.
–Naszkicowałemwstępnyprojektispisałemkilkauwag.Kiedychcecieruszyć?
Westchnąłem.
–Cóż,zazatrudnienieizawiadywaniebiuremmaodpowiadaćCora,aonawkrótce
rodzi, więc może… maj, powiedzmy? – Nie miałem nawet pojęcia, kiedy mamy
otwierać.Kiepskibyłzemniebiznesmen.–Dziękitemubędziemogłapobyćtrochęw
domuzdzieckiem,gdymybędziemyodnawiaćtomiejsce.
Rulepokiwałgłową.
–Taaa,sądzę,żemajbrzminieźle.Będziemymieliwtedynapływturystów.
Zeb zapisał jeszcze w notesie parę uwag i wymamrotał coś pod nosem, a potem
kiwnąłkrótkogłowąiwsunąłołówekzaucho.
–Niebędęwamściemniał:czekanastrochęroboty.Aletamiejscówkajestświetna
isądzę,żeprzyodrobiniewysiłkumogęwamdostarczyćprojekt,którynietylkowam
podpasuje,aleibędziestrzałemwdziesiątkę.Wiem,nacolecątłumywcentrum.
–Brzmizajebiście.–ZgodziliśmysięrazemzRule’em.
–Damwamznać,jaktylkoustalętrochękonkretów.Wtedybędziemymoglipogadać
o terminach i kosztach. Wiedziałem, że Rowdy rzucił mnie na głęboką wodę, ale
doceniamto.
Rulepodniósłprzekłutąbrewiprzesunąłjęzykiempokolczykuwwardze.
–Każdy,ktojestprzyjacielemRowdy’ego…–zaczął.
Zebparsknąłśmiechem.
– Taaa, Rowdy to dobry facet – przerwał mu bez ogródek – i doceniam, że nie
roztrząsamojejprzeszłości,taksamojakWheeler.–Kiedywymieniłimięmechanika,
który–wyglądałonato–byłnaszymwspólnymznajomym,przechyliłemgłowęnabok,
zaciekawiony.
–Przeszłości?–zapytałem.
Westchnął głęboko. Jego szeroka pierś, sprawiająca wrażenie, jakby co dzień
podnosiłzamiastciężarówciężarówki,podniosłasięiopadła.
– Nie powinienem o tym wspominać, bo kosztowało mnie to już więcej niż jedną
pracę, ale skoro mamy razem pracować, równie dobrze mogę wam powiedzieć, że
siedziałem.Wyszedłemdwalatatemu,ale…Mamkartotekę.
– Za co cię posadzili? – spytał Rule ostro, ale obaj wiedzieliśmy, że Rowdy nie
podesłałby nam nikogo, kto mógłby narazić interesy salonu ani czyjekolwiek
bezpieczeństwo.
–Zanapaść–wyjaśniłkrótko.–Dokonałemzłegowyboru…Ijużzatozapłaciłem.
Cóż, nie byliśmy zbytnio zachwyceni, ale też każdy z nas miał na sumieniu jakieś
ciemne sprawki. Szlag, niecały rok temu Jet trafił do pudła na dwadzieścia cztery za
pobicie na kwaśne jabłko własnego starego! Trzeba jednak przyznać, że ten gnój
zasługiwałbyłnacośznaczniegorszego,więcwiększośćznasstarałasięnieferować
wyroków,jeślichodziozaszłości.
–Dopókidaszradęzrobić,cotrzeba,zaprzyzwoitącenę,nieinteresujemnietwoja
przeszłość – powiedziałem po prostu. – Obchodzą mnie tylko interesy. To, co się
będziedziałotuiteraz.
Najwyraźniej wziął moje słowa za dobrą monetę, bo wymieniliśmy wizytówki. A
gdywyszedł,zatrzymaliśmysięnachwilęzRule’emprzedbudynkiem.
–Icootymmyślisz?–zapytałRule,podczasgdyzamykałemdrzwi.Wjegogłosie
brzmiałaautentycznaciekawość.
–Chybamuszęzapalić.
Posłał mi obraźliwe spojrzenie i ruszył za mną do miejsca, w którym
zaparkowaliśmysamochody.
–Poważnie?Ocochodzi?
– Mam nieodparte wrażenie, że nie wiem, co robię. Oglądałem ten lokal,
oglądałem… I nie umiem sobie nawet wyobrazić siebie w nim pracującego, nie
mówiąc już o klientach, którzy by tam przychodzili. Nie mam pojęcia, jak prowadzić
biznes ani jak zmusić Phila do powiedzenia mi prawdy. A poza tym chyba właśnie
zakochujęsięwlasce,któradokońcaminieufa,przezconiechcedopuścićmnietak
blisko siebie, jakbym chciał. Wiesz, jakie to wszystko jest gówniane i frustrujące?
Nigdywcześniejnanikimtakminiezależało.
– Och… – Roześmiał się krótko, a potem położył mi pokrzepiająco dłoń na
ramieniu.–Spokojnie,brachu.Niepanikuj.
Zakląłem pod nosem, oparłem się o zderzak mojego chargera i skrzyżowałem
ramionanapiersi.
–Poważnie,Rule.Czujęsię,jakbymtraciłnadwszystkimkontrolę.Tomożesięw
każdejchwiliskończyć.Izostanęnalodzie.Byciezadurzonymtogównianystan.
Podniósłwysokobrwiistanąłobokmnie,przyjmującniemalidentycznąpozę.
– Posłuchaj, Nash, musisz trochę odetchnąć. Wiele się dzieje i próbowanie
stawienia czoła wszystkiemu naraz może sprawić, że ześwirujesz. Z Phila nic nie
wyciągniesz,więcpowinieneśpogadaćzwłasnąmatką.Poważnie,tojedynewyjście,
ajeśliWielkaRubyniepowiecitego,cochceszusłyszeć,będzieszmusiałzaczekać,
aż zjawi się tu ojciec Cory po narodzinach jej dziecka. Wtedy spróbuj pociągnąć za
językjego.
To brzmiało rozsądnie. Nie podobała mi się tylko ta część planu, która dotyczyła
rozmowyzmojąmatką.
– A jeśli chodzi o salon i jego prowadzenie… nie jesteś w tym sam. Masz mnie,
Corę, a także Rowdy’ego, nie mówiąc już o wsparciu Phila. Porażka czy sukces tego
salonu nie będzie zależeć tylko od ciebie, Nash. Wszyscy chcemy, żeby to wypaliło.
Wszyscy chcemy, żeby Phil był z nas dumny, niezależnie od tego, czy będzie tego
świadkiem,czynie.
Miałrację.Tuchodziłoocoświęcejniżtylkoomojąprzyszłość.Powinienemotym
pamiętać.
– A skoro mowa o tej lasce… – Uderzył mnie żartobliwie w ramię. – Nie ma
„właśnie zakochiwania się”. Już wpadłeś. Usidliła cię i się od tego nie uwolnisz.
Mówisz,żesiępilnuje,żetrudnocijąrozgryźć…Aczyzastanowiłeśsięchociażprzez
chwilęnadtym,żemożepodobacisię,żecinaniejzależy,właśniedlatego,żeniejest
tak łatwa jak reszta? Łatwe laski łatwo zapomnieć, stary. Skomplikowane i trudne
zapisują ci się w pamięci na zawsze. Możesz mi wierzyć, bo ożeniłem się z takim
jednymtrudnymprzypadkiem.
Spojrzałemnaniego,szukającwmyśliczegoś,coobaliłobyjegoteorię,alenicnie
przyszłomidogłowy.
– Każdy z nas był kiedyś dupkiem – dodał. – Trzeba właściwej osoby, żebyśmy
przestali chcieć się już tak zachowywać. Ty… cóż, ty zawsze byłeś tym miłym, ale
nawetmiłykoleśmożemiećzłydzień.Onawkońcuprzestanieroztrząsaćprzeszłość,a
jeśli tak się nie stanie, będziesz musiał jakoś się z tym pogodzić, bo to będzie
oznaczało,żeniejesteściedlasiebiestworzeni.
Wypuściłem z sykiem powietrze z płuc i patrzyłem, jak zamienia się w parę na
mrozie.
–Odkiedystałeśsiętakimspecemodzwiązkówdamsko-męskich?–zażartowałem.
– Wszyscy moi przyjaciele i najbliżsi ostatnio zakochują się masowo, więc po
prostustaramsięichuchronićodbłędów,któresampopełniłemwobecShaw.Gdybym
mógłcofnąćczas,niemarnowałbymczasu,niezwlekałbymtyle.
Zabawniebyłobyżartowaćsobiezjegosentymentalnego,ckliwegonastawienia,ale
wiedziałem,przezcoprzeszedł,żebybyćztądziewczyną.Niezawszebyłoróżowoi
oboje zranili się nawzajem więcej razy niż to konieczne, żeby dojść do punktu, w
którymterazbyli.Więcnabijaniesięzjegodoświadczenianiebyłofair.
– No dobra. Chyba wybiorę się na małą wycieczkę i sprawdzę, czy uda mi się
pogadaćzmatkąbezpróbyuduszeniajejalbopochlastaniasię.
– Powodzenia. A, właśnie… Wybierasz się może w ten weekend ze swoją
siostrzyczkądobaru?
Cały tydzień przekonywania, namawiania i przekupywania seksem zabrało mi
wymożenienaSanciezgody,żebywyszłazemnąispotkałasięzmoimiprzyjaciółmi.
Ayden i Shaw przodowały w namawianiu mnie do sprowadzenia jej, żeby wreszcie
mogłyjązobaczyćbezszpitalnegofartucha.
–Oilemnieniewystawi.Wnowymśrodowiskubywanieśmiałaiwstydliwa.
– Lepiej jej powiedz, że jeśli chce się wkręcić w towarzystwo, musi się przemóc,
boinaczejCorazastawinaniąpułapkęipewnegodnialaskazobaczynaswoimprogu
całą bandę dziewczyn, a ciebie nie będzie w pobliżu, żebyś mógł ją przed nimi
uratować.
Cóż,niemiałemzłudzeń,żetakwłaśniemożesiętoskończyć,więcnakazałemsobie
w myśli następnym razem jej o tym przypomnieć. Tak naprawdę nie miałem nic
przeciwko, bo zazwyczaj próby przekonania jej do czegoś kończyły się tak, że oboje
lądowaliśmynadzywłóżku.Aleteżniebyłemdokońcapewien,jakdalekomogęsię
posunąć,żebyjejniespłoszyć.Szczerze,niewiedziałemteż,czywogólepowinienem
naciskać.Naprawdęjąlubiłemizależałominaniej,niezależnieodtego,żełączyłnas
naprawdędobryseks.Jednakonawciążtrzymałamnienadystans.Byłatwardąsztuką
–musiałatakabyć,choćbyzewzględunaswójzawód.Jednakpozapracąotaczałają
aura wrażliwości, delikatności, a także pewnej niepewności. Kiedy byliśmy razem,
widziałem niemal jak nieustannie toczy walkę ze sobą. Chciała ze mną być, chciała,
żebyśmy spędzali razem czas, ale trybiki w jej głowie nieustannie się obracały i
dostrzegałem,żecałyczassiępilnuje–sprawdza,nailemożesobiezemnąpozwolić,
takabyjednocześniedalejczućsiębezpiecznie.
Ja ze swojej strony dawałem z siebie wszystko, byle tylko dobrze się bawiła, gdy
byliśmy razem. Od czasu spotkania, które zakończyło się akcją na tylnym siedzeniu
mojego samochodu, cały czas starałem się pamiętać o tym, że minęły ją wszystkie te
jazdy, jakie zazwyczaj towarzyszyły szczenięcemu okresowi randek z napalonymi
gówniarzami.Dlategowłaśniezabierałemjądokina–właśnietak,dokina,nienafilm
– i podczas seansów starałem się robić wszystko, żeby poczuła się jak na macanej
randce. Zabierałem ją na pizzę i całowaliśmy się, kiedy ją odwoziłem do domu.
Próbowałem ją namówić na podwójną randkę z Rule’em i Shaw, ale wykręciła się,
argumentując, że nie jest jeszcze gotowa tak się zaangażować. Co nieuchronnie
prowadziłodopytania,gdzietaknaprawdęzmierzamy.
Nigdywcześniejniezdarzyłomisięspędzićwięcejniżjednejnocyczyweekenduz
tąsamąlaską,więcjakdlamnienaszaznajomośćprzeradzałasięzdecydowaniewcoś
na kształt związku, jednak czym była dla niej… Nie miałem pojęcia. Pisała do mnie,
dzwoniła,jaktylkomiaławolne,jednaknigdynieprzenocowałaumnieaninieprosiła
mnie, żebym został po wszystkim u niej. Co prawda nigdy też mnie otwarcie nie
wyprosiła,alemiędzynamiistniałozbytwieleniedopowiedzeń,niedomówieńiczułem
się,jakbymżeglowałdonieznanegolądu.Taknaprawdęniewiedziałem,aninaczym
stoję,anidoczegodążę.Wiedziałemtylko,żejestniezwykłąosobą.Niemiałemtylko
pojęcia, jak dać jej to do zrozumienia – poza tym, co do tej pory zrobiłem w tym
kierunku.
Jazda do Brookside minęła szybko. Głównie dlatego, że myśli miałem zajęte
roztrząsaniem ostatnich zagwozdek, co nie dawało mi ani chwili na zajmowanie się
głupotami. Wjechałem na podjazd mojego rodzinnego domu i odetchnąłem z ulgą,
widząc,żeprzynajmniejnigdziewpobliżuniewidaćSUV-amojegogłupiegoojczyma.
No,chybażebyłwgarażu.Tojednakbyłobardzomałoprawdopodobne,botenstary
debilzbytlubiłsięchełpićswoimwozem,żebychowaćgoprzedoczamisąsiadóww
garażu. Dupek. Nigdy w życiu nie nienawidziłem nikogo bardziej i – jeśli Bóg był
sprawiedliwy – modliłem się o okazję, żeby kiedyś moja pięść spotkała się z jego
zakazanymryjem.
Całe swoje dzieciństwo spędziłem pod jego pełnym dezaprobaty wzrokiem. Nigdy
nie zdarzyło mi się zrobić czegokolwiek, jak trzeba. Zawsze czułem na sobie jego
karcące spojrzenie. Jedno z moich najwcześniejszych wspomnień związanych z jego
dupkowatością pochodziło z okresu, kiedy miałem cztery, no, może pięć lat. Właśnie
zacząłem odkrywać potencjał świecowych kredek. Zakochałem się w kolorach,
uwielbiałemmazaćfantazyjnewzorynawszystkim,comisięnawinęłopodmojemałe,
niewprawnedłonie,włącznieześcianami.Tobyłytylkokredki.Comożeniminamazać
gówniarz na ścianie? Jednak dla Granta bazgranie na ścianach było przestępstwem
równoznacznymzmorderstwem.Dodziświdzę,jakłamiewszystkiekredkiikażemi
na to patrzeć. Pamiętam jak dziś ostry odór wybielacza, którym kazał mi szorować
wszystkiewysmarowaneprzezemnieścianywdomu.Byłemtylkodzieciakiem,jednak
dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Podobnie jak teraz, uważał, że cokolwiek
robię,robięźle.
Wszystkopogarszałjeszczefakt,żeuwielbiałmojąmatkę,traktowałjąjakkrólowąi
dawałjejwszystko,czegotylkozapragnęła.Dlamnienigdyniemiałczasu.Uważał,że
niejestemwartjegouwagi.Ajanigdy,przenigdyniezamierzałemmuwybaczyćtego,
żekazałjejwybieraćmiędzynami.Oczywistewydawałosię,żemojamatkapowinna
byławybraćmnie–wkońcubyłemjejdzieckiem,jejsynem–powinnamniekochać
bezwarunkowo,aletegoniezrobiła,itoprzezGranta.
Byłczłowiekiem,któremuzawszezależałotylkonapozorach,naprestiżuipoklasku,
więc fakt, iż wyglądałem, jak wyglądałem, i zachowywałem się, jak mi się żywnie
podobało, działał mu na nerwy. Gdy dorosłem… za każdym razem, kiedy na mnie
patrzył,gdywydymałustawpogardzienawidokmojegowygląduczynadźwiękmoich
słów… Ledwie nad sobą panowałem, żeby nie wybić mu tych jego perfekcyjnie
wypolerowanychząbków.
Podbiegłem pokrytym cieniutką warstwą śniegu chodnikiem do drzwi i zapukałem.
Pomyślałem, że to strasznie smutne – być obcą osobą w miejscu, które powinno być
moim rodzinnym domem. Zobaczyłem przez okno ciemną głowę mojej mamy, ale
musiałem odczekać pełne cztery minuty, zanim zdecydowała się mi otworzyć.
Patrzyliśmy na siebie przez szklane drzwi.Wyraz dezaprobaty w jej oczach na widok
mojej czarnej bluzy z kapturem, czapeczki bejsbolowej i dżinsów trudno było mylnie
zinterpretować. Ubierałem się tak na co dzień, ale dla niej zawsze wyglądałem
nieodpowiednio, źle. To nie powinno mnie aż tak boleć. Byłem dorosły i radziłem
sobie sam zdecydowanie dłużej, niż ona sama była skłonna przyznać. Ale jakaś mała
cząstka mnie nadal chciała dostrzec w jej oczach chociaż cień aprobaty. Nawet jeśli
naszakonfrontacjazawszekończyłasiętymsamymbolesnymrozczarowaniem.
–Coturobisz?Niezadzwoniłeś,Nashville–warknęłanapowitanie.
Pełne imię? Na litość boską! Byłem przekonany, że zwraca się do mnie w taki
sposóbtylkodlatego,żewie,jakbardzomnietodrażni.
– Nie, nie zadzwoniłem. Ale chciałbym z tobą chwilę porozmawiać i pomyślałem,
żemożezastanęcięwdomu.
Bawiąc się rubinowym wisiorkiem, wpuściła mnie do domu. Moja matka była
drobną,szczupłąkobietą.Odziedziczyłempojejprzodkachciemnąkarnacjęiwłosy–
mogłem się tylko domyślać, że całą resztę mam po Philu. Bogu niech będą dzięki za
takiedrobnełaski!
–Grantniedługowróci.Niebędziezadowolony,żewpadłeśbezzapowiedzi.
I tak do usranej śmierci. Znowu to samo – nieważne, czy coś wypadało, czy nie,
ostatniesłowozawszenależałodoGranta.Ważnebyłoto,czycośmusiępodoba.
–Toniezajmiedługo,mamo.Serio,dajmitylkopięćminut.
– Jechałeś tu dwie godziny tylko po to, żeby porozmawiać ze mną pięć minut,
Nashville? To idiotyczne! – Jak zwykle, dezaprobata i niechęć. Cud, że wychowany
przeztakąmatkęwyrosłemnawmiaręnormalnąosobę.
–Mamo…–Westchnąłemispojrzałemnaniąspodwpółprzymkniętychpowiek.–Z
Philemjestcorazgorzej.Całyczasjestprzynimktośdopomocy,aleonledwocojei
cały czas śpi. Jestem u niego codziennie i co dzień proszę, żeby mi wyjaśnił, co, u
diabła,sięwydarzyło.Ktośmusimitowkońcuwyjawić.Nigdziesięstądnieruszę,
dopóki tego nie zrobisz. Jeśli chcesz się mnie pozbyć przed powrotem Granta, lepiej
zacznij mówić już teraz, bo inaczej zostanę i chętnie na niego zaczekam, czego, jak
mniemam,wszyscywolelibyśmyuniknąć.Copomyślelibysąsiedzi?–dodałemkpiąco.
Wyglądała, jakby zastanawiała się nad najlepszym rozwiązaniem. A gdy z garażu
wyjrzałjaknakomendęjedenzsąsiadów,parsknąłemrozbawionyironiąsytuacji,zaś
onaotworzyławreszciedrzwiiwpuściłamniedośrodka.
Ruszyłem za nią do kuchni, gdzie niechętnie zaproponowała mi coś do picia.
Odmówiłemioparłemsięokuchennyblat,podczasgdyonanalewałasobiefiliżankę
kawy.
– Chcę wiedzieć, dlaczego nie powiedzieliście mi, że Phil jest moim ojcem. Chcę
wiedzieć,dlaczegokazaliściemimyśleć,żemójojciecjestjakimśostatnimdupkiem,
który nas zostawił. Przez całe dzieciństwo byłem przekonany, że nie możesz mnie
znieść i mnie nie kochasz, bo przypominam ci tego obcego, który cię rozczarował. –
Spiorunowałem ją wzrokiem. Miałem do niej pretensję o te wszystkie lata, podczas
którychbyłemzmuszonydźwigaćnadziecięcych,zbytmłodychbarkachcałetobrzemię
niepotrzebnego poczucia winy i wyrzutów sumienia. – Phil był przez cały czas obok.
Troszczyłsięomnie,atakżeociebie.Byłobecnywżyciunasobojga.Chybazasługuję
nato,żebywiedzieć,cosięstałoidlaczegodopierowobliczuśmiercipostanowiłmi
owszystkimpowiedzieć–dodałem.
Splotładłonienakubkuizbladłaniecopodgrubąwarstwąmakijażu.
– Czy naprawdę teraz ma to jakieś znaczenie, Nashville? – zapytała. – Co ci
przyjdziezrozgrzebywaniategowszystkiego?
– Przestań mnie tak nazywać! – warknąłem. – Wiesz, że tego nie lubię i wszyscy
mówią mi Nash. Pytasz dlaczego? Wystarczy, że chcę wiedzieć, dlaczego nigdy nie
byłemdośćdobry.Dlaczegotraktowałaśmnie,jakbymbyłtwojąnajwiększąporażką.
Zanim Phil odejdzie, chcę wiedzieć, dlaczego tak ważne było dla niego utrzymanie
wszystkiegoprzedemnąwsekrecie.
Przygarbiłasięlekkoiwestchnęła,całkiemjakbymdrażniłjąbardziejniżcokolwiek
innego,ispojrzałanamnieznadbrzegukubka.
–PoznałamPhila,kiedybyłnaprzepustcewmarynarce.ByłamwNowymJorkuna
wakacjach w tym samym czasie, kiedy on trafił tam podczas obchodów Fleet Week.
Byłprzystojnym,czarującyminiebezpiecznymmłodzieńcemwmundurze.Uznałam,że
nikomu nie stanie się krzywda, jeśli wdamy się w mały, niezobowiązujący romans.
Sądziłam,żetoprzelotnaznajomość.Byłampoprostumłodądziewczyną,którachciała
się dobrze zabawić. Ale… cóż, wyszło inaczej. Wróciłam tu, do domu, a kiedy Phil
skończyłsłużbę,przeprowadziłsiędomnie.Zawszebyłrycerski…Alepoprostunie
widziałam w nim partnera na całe życie. – Odchrząknęła i odstawiła kubek na blat.
Cały czas unikała mojego wzroku. – Phil mi się podobał, świetnie się w jego
towarzystwie bawiłam i chociaż dobrze nam było razem… kiedy przyszło do
ustatkowaniasię,niechciałamżyćzkimś,ktojeździmotocyklemiuważa,żezarobina
życie tatuowaniem. Nie takie miałam plany. Rozstałam się z nim, kiedy poznałam
Granta. Grant był kimś, kto potrafił mi zapewnić odpowiednią przyszłość, dać dom,
którego zawsze pragnęłam. Wiedziałam, że to dla mnie odpowiednia partia, dobry
wybór.Niemusiałamsięnadtymzastanawiać.
Skrzywiłem się, bo wysłuchiwanie, jak mówi w ten sposób o Philu i swoich
życiowych wyborach, było równoznaczne z umniejszaniem mojego znaczenia w jej
życiu. Moja matka znów sięgnęła do zawieszonego na szyi rubinowego wisiorka i
zaczęłasięnimbawić.
–KiedyzaczęłamsięwidywaćzGrantemniewiedziałam,żejestemwciąży.Gdy
sięotymdowiedziałam,założyłampoprostu,żetojegodziecko.
Prawiesięzakrztusiłem.
– Rany boskie, mamo, spałaś z nimi obydwoma naraz? – Zbyt późno zdałem sobie
sprawę,żewzasadziewcaleniechciałemznaćodpowiedzi.
Zmrużyłaoczyirzuciłamidziwnespojrzenie.
– Byłam młoda i nie wiedziałam, czego chcę od życia, Nashville. Tak czy owak,
przedtwoiminarodzinamizaręczyliśmysięzGrantemipobraliśmy.Cieszyliśmysięna
myślotym,żebędziemymielisyna.APhil…Philotworzyłstudiotatuażuizacząłod
nowa.Wszystkozapowiadałosięidealnie…–Przeszłanadrugąstronękuchniizdałem
sobie sprawę z tego, że odeszła ode mnie najdalej, jak mogła, nie opuszczając
pomieszczenia. – Jak tylko przyszedłeś na świat, stało się jasne, że to nie Grant jest
ojcem.Byłeśśniadypomnie,alemiałeśwłosyPhila,ateoczy…Nawetjakodziecko
trudno było nie zauważyć, że odziedziczyłeś po nim jego żywe, jasne oczy. Oczy
Donovana.Grantbyłwściekły,oskarżałmnieoromansipowiedział…Powiedziałmi,
że mam wybrać: albo on, albo bękart. Nie mógł pozwolić na to, żeby ludzie w
Brookside plotkowali na temat tego, że dziecko nie jest jego. Byłam pewna, że mnie
zostawi.
Itakjużnienawidziłemgościazcałegoserca,aleterazzapragnąłemmupowyrywać
wszystkiezębyzardzewiałymiobcęgami.
–Niechciałamgostracić…WięcpowiedziałammuoPhiluionaszymzwiązku.Do
Grantawkońcudotarło,żeniktniebędziegoobwiniałowzięciepodswojeskrzydła
dziecka osieroconego przez ojca. Mimo to odmówił podpisu na akcie urodzenia i
nadaniaciswojegonazwiska.
Czułem, jak krew zaczyna mi niebezpiecznie szybko pulsować w skroniach i
zacisnąłemodruchowodłoniewpięści.
–AleprzecieżPhilniezniknął!–zaprotestowałem.–Poprostuniewiedziałomoim
istnieniu!
–Nie,niewiedział.Ilepiejbybyło,gdybynigdysięniedowiedział.–Westchnęła.
–Grantsięonasobojezatroszczyłipostanowiliśmytrzymaćsięwersji,żetwójojciec
mnieporzucił.Jednakwmiaręupływuczasustawałeśsięcorazbardziejpodobnydo
ojca.Miałeśmożezeczterylatka,kiedyjedenzeznajomychPhilazobaczyłmnieztobą
w markecie Cherry Creek Mall i powiedział mu o tym. Wściekł się i zagroził, że
zaciągnie mnie do sądu, że będzie walczył o prawa ojcowskie. Grant nie chciał
rozgłosuaniproblemów,niechciał,żebyskończyłosiępublicznąawanturą,ajakopara
nie potrzebowaliśmy wsparcia finansowego, więc stanęło na niepisanej umowie.
Ubłagałam Phila, żeby zachował w tajemnicy ojcostwo i pokrewieństwo, dopóki nie
podrośniesz.Chociażniechętnie,zgodziłsięnatowkońcuzzastrzeżeniem,żebędzie
cię mógł widywać i będziecie w kontakcie, o ile zgodzę się, żebyś zachował jego
nazwisko.Wakcieurodzenianiefigurowałonazwiskoojca,więcniebyłoproblemu,
żebynadaćcijeoficjalnie.–Splotłapalceirzuciłaminerwowespojrzenie,całkiem
jakbyobwiniałamnieowszystko.–Agdypodrosłeś…Cóż,niebyłomilekko.Byłeś
dzikim,głośnymdzieckiem,trudnymdookiełznania.Niechciałeśsięładnieubieraćani
bawićsięzgrzecznymidziećmi,aGrantitakmiałdomniepretensjęoto,żepodjego
dachem wyrasta dziecko Phila… Jednak fakt, że byłeś tak podobny do ojca, przelał
czarę goryczy. Łatwiej było nam powierzyć opiekę nad tobą twojemu biologicznemu
ojcu,daćmuwolnąrękęwwychowywaniuciebie,boanija,aniGrantniemieliśmyna
ciebieżadnegowpływu.Zawszebyłeśbardziejpodobnydoniegoniżdomnie.
Zacisnąłemszczękiipoczułem,jakgniewdosłowniewrzemiwżyłach.
– Byłem dzieckiem! Może gdybyś nie próbowała cały czas zmienić we mnie
wszystkiego,odkoloruoczupocząwszy,byłbyminny.Niedałaśmiszansy.Byłaśzbyt
zajęta próbą zadowolenia Granta, żeby zawracać sobie głowę tym całym kwasem,
którynamniewylewał.
–Odzawszebyłeśkubekwkubekjaktwójojciec.Nawetwtedy,gdyniewiedziałeś
jeszcze,kimbył.
–Onciękocha.Nadal.Wieszotym.
Zacisnęłaustatakmocno,żezbielaływkącikach.
–Byłzapatrzonywwizję,jakąsobiestworzył.Nigdytaknaprawdęmnienieznał.
– Ale dlaczego nie powiedziałaś mi o wszystkim, kiedy byłem starszy? Kiedy już
trafiłempodjegoopiekę?
–Niechciałtego.
–Gównoprawda!
–Nodobrze,niechcibędzie.Chciał,żebymtojaciowszystkimpowiedziała.Aja
odmówiłam. Nie chciałam… Nie sądziłam, żebyśmy razem z Grantem chcieli się
mierzyć z konsekwencjami. Przeprowadziłeś się i wiedziałam, że Phil będzie dla
ciebielepszymrodzicem,niżjakiedykolwiekbymzdołała.Kościzostałyrzucone.
Miałem ochotę rzucić w nią czymś ciężkim. Chciałem potłuc całą pieprzoną
elegancką zastawę w jej wymuskanej kuchni. Zaciskałem dłonie w pięści i
rozwierałemje,dyszącciężko.
– Ale ja jestem tutaj, mamo! – wykrztusiłem wreszcie przez zaciśnięte gardło. –
Próbuję żyć własnym życiem, a teraz ojciec, którego nigdy nie miałem, umiera. I nie
mogę nic na to poradzić. Odebrałaś mi wszystko, co miałem… Odarłaś mnie z
rodzinnych więzi, bo nie chciałaś ponosić konsekwencji? – spytałem z
niedowierzaniem.–Boniechciałaś,żebyzdenerwowałsięnaciebietentwójgówno
wartymężulek?!Naprawdęsądzisz,żetobyławłaściwadecyzja?!
– Była właściwa dla mnie, nawet jeśli nie dla ciebie, Nashville. Nigdy nawet nie
używałeśpełnegoimienia,którecinadałam…
–Bojestkretyńskie!Towszystkotoczystyidiotyzm!To,cojestdobredlamnie,nie
musibyćdobredlaciebie,bojajestemzwykłą,ludzkąistotą,zludzkimiuczuciami.A
ty,mamo–bezurazy–jesteśpieprzonympotworem.
Od zawsze byłem spragniony jej uwagi, głodny akceptacji i miłości, jednak teraz,
mającświadomośćjejabsolutnegobrakuskruchyiżalu,dziękowałemBogu,żedałami
odejść.Gdybymstarałsięmocniej,robiłwięcej,bymniepokochała…ktowie,jakim
nieczułym, godnym pożałowania robotem bym się stał. Teraz byłem jednak dorosły –
nadalnaniąwściekły,wciążmiałemdoniejpretensjęoto,jaklekkomnietraktowała,
jednakbyłemteżniepomierniewdzięcznyzato,żeniestałemsiętakijakona.Anijak
ludzie,którymisięotaczała.
–Niejestempotworem,Nash.–Och,wreszciezdecydowałasiędomniezwrócićpo
imieniu.Naprawdę!–Jestem…Poprostuniejestemmatką,którejpotrzebowałeś.Tak
samo jak ty nie jesteś synem, którego bym sobie życzyła. A skoro już ująłeś to w ten
sposób, chyba po prostu nie jestem stworzona do bycia matką. Czy kiedykolwiek
zastanawiałeś się nad tym, dlaczego z Grantem nie zdecydowaliśmy się na kolejne
dziecko?Niechcieliśmypoprostuichmieć.
– I Bogu niech będą za to dzięki! – Odepchnąłem się od kuchennego blatu i
skierowałem do drzwi. Wiedziałem, że jeśli teraz stąd wyjdę, nie będę miał już
powodów,żebytuwracać.Towszystko,terewelacje,tylkoutwierdziłomniewracji
Phila. I wyjaśniło mi przy okazji, dlaczego sam nie chciał mi o tym powiedzieć i
nalegał,żebymdowiedziałsięotymodwłasnejmatki.Wreszcieoswobodziłemsięz
więzów przeszłości, które mnie pętały. Nie potrzebowałem jej akceptacji. Byłem
dobrymczłowiekiem,żyłemdobrymżyciem,miałemwspaniałychprzyjaciółirobiłem
wszystko, co w mojej mocy, żeby zdobyć kobietę, na której mi zależało. Nie
potrzebowałem już udowadniać matce, że powinna być ze mnie dumna za to, kim
jestem.Bosambyłemzsiebiedumny.AtowszystkodziękiPhilowi.
Niemiałoznaczenia,żeniebardzowiem,jakogarnąćnowysalon,iżeSantabierze
mnienaprzetrzymanie.Wiedziałem,żeprędzejczypóźniejdamsobieztymwszystkim
radę–iniezamierzałempozwolićnato,żebyktośmniepowstrzymał.Itoniedlatego,
żepotrzebowałempotwierdzeniawłasnejwartościczypoparcia–wystarczy,żebyłem
tym,kimbyłem.Byłemtakąosobą,najakąwychowałmniemójojciec.
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
SANTA:
W
iedziałam,żespotkaniezmatkąwpędzigowpodłynastrój.Nieopowiadałoniej
zbytwiele–aniotym,dlaczegotoPhilgowychował–isamotopowiedziałomiotym
wszystkim więcej, niż gdyby próbował osobiście mi to wyjaśniać. Wspominał
niejednokrotnie, że jako dziecko wybuchał raz po raz, bo za wszelką cenę chciał
zadowolić swoją matkę i zwrócić na siebie jej uwagę. Dlatego podejrzewałam, że
wizyta u niej rozdrapie stare rany. Byłam gotowa zrobić wszystko, byle tylko poczuł
sięniecolepiej.
Wcześniejdawałzsiebiewiele,żebyzapewnićmidobrązabawę,żebyśmyspędzali
fajnie czas, a jednocześnie cały czas starał się, żebym zrozumiała, że mnie pragnie i
pożąda. Żebym wiedziała, że nie jestem mu obojętna. Czułam, że powinnam mu się
jakośodwzajemnić.
Gdy zjawił się u mnie, był w podłym nastroju, cały nachmurzony i smutny. Oczy
spowijałmumglistycieńinieważne,jakmocnostarałamsięzniegowyciągnąćcośna
temat tej nieszczęsnej wizyty, otrzymywałam tylko zdawkowe bąknięcia i skrzywione
miny. Bez żadnego konkretnego powodu. Nie potrafiłam go rozchmurzyć, a kiedy
zaproponowałam, żebyśmy wyszli, posłał mi spojrzenie sugerujące, że chyba
postradałamzmysły.Serio–dziśzanicwświecienienadawałsiędoprzebywaniaw
towarzystwie,aleniemogłampozwolićnato,żebymiałcałyczastakihumor,ibyłam
gotowazrobićdosłowniewszystko,żebygozniegowyciągnąć.
Samfakt,żewkońcuzgodziłsięgdzieśzemnąwyjść,świadczyłotym,jakbardzo
munamniezależy–chociażwidaćbyłogołymokiem,żenajchętniejzostałbynacały
wieczór w domu, zagrzebany po uszy w pościeli. Miałam ochotę zacałować go na
śmierć za to, że w ogóle zgodził się dać gdzieś wyciągnąć. Gdy już wsiadł do mojej
jettybezzadawaniazbędnychpytańiruszyliśmyprzedsiebie,mogłamsiętylkomodlić
o to, żeby mój plan nie spalił na panewce i żeby Nash nie wpadł w jeszcze gorszy
nastrój.
Kiedy szukałam miejsca do zaparkowania, spojrzał na mnie pytająco, ale nic nie
powiedział, gdy poprowadziłam go w stronę lodowiska w Skyline Park w pobliżu
centrumDenver.Byłootwartetylkoprzezkilkazimowychmiesięcyimożnananiebyło
wejśćzadarmo,jeślitylkomiałosięwłasnełyżwy.Odmałegouwielbiałamjeździćna
łyżwach – to jedna z zalet dorastania w zimnym stanie. Nie było nic lepszego od
pędzeniapolodziewmroku,zmigającyminadgłowąświatłami.Byłocośzabawnego
wrobieniuczegośtakniezwykłegowsamymśrodkumiasta.Imiałamnadzieję,żeNash
takżetodostrzeże.
Spojrzałnamnieipodniósłkruczoczarnąbrew.
–Poważnie?
Wzruszyłamramionamiiprzygryzłamwargę.
–Noco?Zobaczysz,żebędziefajnie.
– Jeżeli przez „fajnie” masz na myśli nabijanie się z tego, jak obijam sobie dupę,
to…Jasne,możebyćfajnie.
Uderzyłamgożartobliwiewramię,aonobjąłmnieiprzyciągnąłdosiebie.
– Jeździłeś kiedyś na desce. Jestem pewna, że zdołasz utrzymać równowagę dość
długo,żebyzrobićkilkaokrążeńbezzaliczeniagleby–stwierdziłam.
Pamiętałam, jak Nash pomykał w szkole na deskorolce, więc byłam pewna, że
pomimozbolałejminyświetniesobieporadzi.
–Tobyłodawnotemuinieprawda,Santa.
Przekonałamgo,żebypozwoliłmizapłacićzawypożyczeniełyżew,ipoczułammiły
dreszcz,kiedyusiedliśmy,żebyjewłożyć.Nashuklęknąłprzedemną,żebypomócmi
zasznurowaćmoje.Niemogłamoprzećsięchęcipochyleniasięnadnimiucałowania
gowczubekgłowy.Podobałomisię,jakjegokróciutkiewłosyłaskocząmojewargi.
Podniosłamwzroknadźwiękchichotówgrupkiobserwującychnasdziewczyn.
–Skupsięnatym,żebysięnieprzewrócić,ajazajmęsięresztą.
Mruknąłcośpodnosemipodniósłsiętakzgrabnymruchem,żeażzałaskotałomnie
w brzuchu, a stojące w pobliżu laski westchnęły. Niechętnie włożył swoje łyżwy i
razempotruchtaliśmynalód.
Pierwszedziesięćminutbyłoprawdziwąudręką.Nashbyłwielkiichociażporuszał
sięzgracjąiwrodzonymwdziękiem,obutywłyżwyipchniętynataflęloduzamieniał
się w taran, który wymknął się spod kontroli. Chciałam coś dla niego zrobić, ale nie
miałam dość siły, żeby utrzymać go w pionie. W dodatku fakt, że rzucał mięsem na
lewoiprawo,krzywiącsięprzytymniemiłosiernie,sprawiał,żeztrudemhamowałam
sięodśmiechuiledwieudawałomisięutrzymaćrównowagę.
Dookoła nas śmigały dzieci. Nastolatki kręciły piruety, starając się zwrócić na
siebie jego uwagę. Obok przemykali kolesie na hokejówkach, starając się mu
zaimponować,aleNashskupiałsiębezresztynautrzymaniupionu.Inamnie.Wreszcie
udałomusięutrzymaćrównowagędośćdługo,żebyokrążyćcałelodowisko.Złapałam
gozarękę,aonuśmiechnąłsiępodnosemiuścisnąłmojezmarzniętepalce.
–Nigdywcześniejniebyłemzdziewczynąnałyżwach!
Jego słowa sprawiły, że ramiona pokryła mi gęsia skórka. Był dla mnie „tym
pierwszym”podtylomawzględami,żenigdynieprzeszłomiprzezmyśl,żemogłabym
sięmuwjakiśsposóbodwzajemnić.
–Tofajnie.
Jechałam obok niego i przyglądałam mu się kątem oka. Napięcie widoczne
wcześniejwkącikachustniecozelżało,aoczyniebyłyjużtakpociemniałeodgniewu.
– Wiesz, że możesz o tym ze mną porozmawiać? O tym, co zaszło między mamą a
tobą…–bąknęłam.
Całkiemnieźleradziłamsobiezniewtykaniemzbytnachalnienosawjegoprywatne
sprawy, ale w razie potrzeby byłam skłonna go wysłuchać. Chciałam dać mu do
zrozumienia,żejeślitylkozechce,możemisięzwierzyć.Jasne,międzynamiistniałoto
piorunujące seksualne przyciąganie, magnetyczna więź, która nas łączyła, ale jeśli
miałoztegowyjśćcośpoważnego,powinniśmyumiećzesobąrozmawiaćnapoważne
tematy.
Nash przesunął kciukiem po wierzchu mojej dłoni i zmyliłam krok, nieomal
pociągającnasobojenalód.Byłstanowczozbytdobrywrozpraszaniumnie.
– Szkoda gadać. Była równie niemiła jak zawsze. Za każdym razem, gdy z nią
rozmawiam, czuję się podle. Wyszedłem dziś od niej przekonany, że nie mam już o
czym z nią rozmawiać. Teraz już wiem, że ona nie jest moją rodziną. Nigdy nią nie
była.
Wciągnęłamzimnepowietrzewpłucatakgwałtownie,żeażzabolałymniezęby.
–Tonaprawdęsmutne…
–Chybatak,aletakajestprawda.
Miałammnóstwożaludowłasnegoojcazpowodusposobu,wjakisięzachowałi
postanowił opuścić moją matkę. Jednak nawet mimo iż nie pochwalałam jego
zachowaniaibyłamnaniegowściekłazacałyból,któregonamprzysporzył,izamęt,
któryspowodował,niewyobrażałamsobie,żemogłabymzerwaćznimkontakt.Nigdy
nie przeszłoby mi przez myśl, że mogłabym go wyrzucić z pamięci i wykluczyć z
rodziny. Serce ściskało mi się z bólu na myśl, że Nash został zmuszony podjąć taką
decyzjęwczasie,kiedyjegoojciecborykałsięzpoważnąchorobą.
Pisnęłam,zaskoczona,kiedypotężnasylwetkaumojegobokunaglerunęłanaprzódi
wdół,wwidowiskowejplątaniniewymachującychgorączkowokończyn.ZanimNash
rąbnął o lód, zdołał nas jakimś cudem przekręcić, więc plasnęłam o jego pierś z
impetem, który wydarł dech z piersi nam obojgu. Otoczył mnie w talii ramionami i
pokręciłgłową,śmiejącsięcicho.
–Nodobra,Santa.Wygrałaś.Toidiotyczne!Niemogębyćwściekłyzpogruchotaną
miednicą!
Potarłamzmarzniętymnosemojegoszczękę.
–Cóż,wkońcujestempielęgniarką.Jaktylkowrócimydodomu,zajmęsiękażdym
twoim„aua”najlepiejjakpotrafię.
Usłyszałam,jakwzdychazrozmarzeniem.
–Aczymogłabyśtozrobićnago?
Roześmiałamsię–bocoinnegomiałamzrobić?–agdyzapewniłamgo,żeowszem,
mogęzrobićtonago,obojewiedzieliśmyjuż,żeniemamyczegoszukaćnalodowisku.
Czułam się świetnie. Cieszyłam się z tego, że było mi przy nim dobrze i że nie tylko
udałomisięwyciągnąćgozponuregonastroju,aleiskłonićdośmiechuidomyślenia
oczymśinnymniżscysjazmatką.Chciałammyśleć,żeniktnaświecieopróczmnienie
jest do tego zdolny, a kiedy dotarliśmy do domu i zaczęliśmy pracować nad naszą
nagościąiwprowadzaniemsięwjaknajlepszynastrój,zaczęłamsięzastanawiać,czy
byciezemnąbyłodlaniegotaksamoniezwykłeiodmiennejakdlamniebycieznim–
botaksięwłaśnieprzynimczułam.
Następnego ranka robiłam w mojej maleńkiej kuchni kawę i przeczesywałam
palcami wciąż mokre po prysznicu włosy. Czułam się leniwie, beztrosko i cudownie
spełniona, bo pod prysznic poszliśmy wspólnie i wciąż jeszcze pławiłam się we
wspaniałym poorgazmowym błogostanie, kiedy drzwi się otworzyły i do środka
wpadłabezzapowiedzimojasiostra.Wyglądałanazdenerwowaną,zmęczonąibardzo,
bardzowciąży.Byłasama,bezżadnegozdzieciakówimiałazarumienionepoliczki.
– Mama dzwoniła – oznajmiła bez ogródek, przechodząc przez salon i zaglądając
nerwowodopokojunatyłach,gdziezostawiłamNasha,żebysięubrał(obiecującmu,
że kiedy skończy, będę na niego czekać z kawą). Nie chciałam, żeby Faith go tu
zobaczyła. Nie chciałam, żeby próbowała dociekać, co mnie z nim łączy, bo tak
naprawdę sama jeszcze do końca nie wiedziałam, a poza tym z pewnością trudno
byłobymitojejwytłumaczyć.
–Noi…?Cośsięstało?
Wypuściła głośno powietrze z płuc i klapnęła na jedno z krzeseł przy stole w
jadalni.
–Przeprowadzasię.
Obciągnęłamnerwowoszlafrokizerknęłamukradkiemdoprzedpokoju.
– Aha… – Powinnam była zapytać, gdzie się przeprowadza. Ale byłam zbyt zajęta
modleniem się, żeby Nash nie wymaszerował nagle zza rogu w całej swej
wytatuowanejinagiejokazałości,żebyskupiaćsięnatym,comówimojasiostra.
Faithrzuciłamikarcącespojrzenieiopadłanaoparciekrzesła.
– Co masz na myśli, mówiąc „aha”? Ona wyjeżdża z Kolorado! Nic cię to nie
obchodzi?
–Cóż,jestdorosła,aprzezostatniedwalatazachowywałasięjakobłąkana.Może
wyrwanie się z Brookside, przeprowadzka gdzieś, gdzie nie będzie jej groziło, że
wpadnienatatę,inicniebędziejejonimprzypominało,dobrzejejzrobi?
–Aleprzecieżmytujesteśmy!Matuwnuki!Niemożeottakzawinąćsię,doinnego
stanuizniknąćnamzoczu!Totatapowinientozrobić!Toonnamieszał!
Niemogłamodmówićjejracji.Totatanarozrabiałiwinazato,żewnaszejrodzinie
nastąpił rozłam, leżała po jego stronie. Mama nigdy nie zachowywałaby się tak
irracjonalnie, tak skrajnie nierozważnie, gdyby jej do tego nie sprowokował. Mimo
wszystko, jeśli miałam być szczera, byłam dumna z tego, że podjęła taką decyzję. Że
spróbowała wziąć sprawy w swoje ręce i zrobić coś z własnym życiem. Obwinianie
tatyobyciedupkiem,nieprzyjmowaniedowiadomościfaktu,żejestbabiarzem,raczej
niemogłoprzynieśćmamienicdobrego,alenaprawdęsądziłam,żezmianaotoczeniai
spojrzenienawszystkozdystansubardzojejsięprzyda.Aprzynajmniejzadziałałoto
wmoimprzypadku,kiedypotrzebowałamzłapaćoddechposzkole.Faithmiałarację,
żetoniemamapowinnasięprzeprowadzić.Alesamfakt,żewkońcupoczyniłajakiś
ruch ku temu, żeby wziąć sprawy w swoje ręce i ponosić konsekwencje własnych
czynów,byłdlamniepozytywnymzaskoczeniem.Niemogliśmynicporadzićnato,że
naszą rodzinę spotkało coś takiego, i musieliśmy się z tym pogodzić. A próba
przekonania Faith, że na jedno by wyszło, gdyby to tata się przeprowadził, że
tęskniłabytaksamozatym,żeniemożebyćznamiizjejdziećmi,musiałapoczekać…
bowłaśnieusłyszałamwsypialnijakiśhałas.
Westchnęłam–itobardziejdlatego,żezzadrzwiwłaśniewynurzyłsięNash,niżw
związku z tym, co mówiła moja siostra. Mój nie-do-końca chłopak wybierał się
właśnie na spotkanie z Rome’em na siłowni, więc miał na sobie tylko czarny
podkoszuleknaramiączkachiczarno-białespodenki,anagłowieczapeczkęwswojej
ukochanej czerni, którą tak lubił nosić. Na jego widok z trudem powstrzymałam
rozmarzone westchnienie. Wyglądał bardzo, cholernie, idiotycznie seksownie – nie
było co do tego dwóch zdań. Wkładał właśnie czarną bluzę z kapturem i pisał
jednocześnieSMS,więcwątpię,czywogólezauważyłFaith,kiedypodszedłdomniei
otoczył mnie ramieniem, a potem przyciągnął do siebie i wycisnął na moich ustach
namiętnego całusa. Pachniał świeżością i lekkim, kwiatowym aromatem mojego żelu
podprysznic.Niechybnietowszystkosprawiłoby,żemojewargirozciągnąłbyszeroki
uśmiech… gdyby nie widok osłupiałego i gniewnego spojrzenia Faith, które
podchwyciłamnadjegoramieniem.
– Nie zapomnij, że widzimy się dziś koło dziewiątej. Bar łatwo przeoczyć, bo nie
mawłaściwieżadnegoszyldu,aletobliskoBroadwayu,anaparkingubędziestałmój
charger, więc powinnaś trafić bez problemu. – Mówiąc to, podniósł wysoko ciemną
brew.–Jeślimniewystawisz,nieodpowiadamzato,cozrobiądziewczyny,byletylko
lepiejciępoznać.
Wiedziałam, że jego przyjaciele chcieli mnie spotkać – i to nie na szpitalnym
korytarzu,alenaprawdępoznać–inasamąmyślotymogarniałamniepanika.To,że
miałamsięznimizobaczyć,nadawałonaszemuzwiązkowipoważniejszegocharakteru,
niż byłam skłonna przyznać, ale nie miałam pomysłu, jak się z tego wszystkiego
wykręcić.Zresztąwiedziałam,żemunatymzależy,iniechciałamgorozczarować.
Odchrząknęłam i położyłam mu dłoń na brzuchu. Był taki twardy… natychmiast
nabrałamochoty,żebyzacząćgopieścić.
– Nash… – Jego druga brew powędrowała do góry. – Poznaj moją siostrę, Faith.
Nie wiem, czy ją pamiętasz, była od nas o rok wyżej. – Wiedziałam, że Faith nie
przeoczy zawartej w moich słowach sugestii. Pamiętała wszystkie rany, które ten
wielkigośćzadałwmłodościmojemuniewinnemusercu.
Patrzyła na niego, jakby miała ochotę mu przylać. Ale Nash uśmiechnął się tylko
krzywoiruszyłdodrzwi.
– Cześć, Faith. Miło mi cię oficjalnie poznać. Mówię poważnie, Santa. – Obniżył
głosopółtonu.–Jeślinieprzyjdziesz…złamieszmiserce.
Westchnęłamznowuioparłamsięoburącznablaciekuchennym.
–Przyjdę,przyjdę,niemartwsię.Obiecuję.
Uśmiechnął się do mnie i zniknął za drzwiami, zostawiając mnie w towarzystwie
ziejącejnienawiściąsiostry.
Kiedyotworzyłausta,podniosłamrękę,niedającjejdojśćdosłowa.
–Nawetniezaczynaj–ostrzegłamją.
Wstała, opierając o stół, i podeszła do mnie, zatrzymując się po drugiej stronie
blatu.
–Czyśtyoszalała?!
Wolałabym, żeby zaczęła się na mnie drzeć, ale fakt, że wypowiedziała te słowa
niemalszeptem,sprawił,żeserceprzeszyłmiból.
– Niewykluczone. – Sięgnęłam po kubek z kawą głównie po to, żeby zająć czymś
ręce. – On się zmienił. I nie mówię tylko o tym, co się działo w szkole. Jest miły,
zabawny i… cudowny… Nie mówiąc już o tym, że przy nim czuję się świetnie.
Naprawdę wspaniale. Lubię przebywać w jego towarzystwie, a poza tym Nash
przechodziteraznaprawdęciężkiokresichciałabymmujakośpomóc.Wydajemisię,
żemnieterazwpewnymsensiepotrzebuje.
– To ten sam facet, przez którego zwiałaś na Zachodnie Wybrzeże, Santa! –
przypomniałami,oburzona.–Zraniłciętakmocno,żeukryłaśsięprzezwszystkimii
przezcałeżyciebroniłaśsięprzedzwiązkiem.Toniejestdobrypomysł…
Machnęłamręką.
–Wiem.Zcałejsiłystaramsięotymzapomnieć.Oprzeszłości.Twierdzi,żetobyło
nieporozumienie–żeniemówiłwtedyomnie.Naprawdęchcęmuwierzyć,ato,cosię
wydarzyłonaprzyjęciu…–Wzruszyłamramionami.–Możeoczekiwałamwięcej,niż
powinnam była. Nastoletni chłopcy myślą tym, co noszą w spodniach. Wątpię, żeby
mnie zignorował, gdyby wiedział, że przyszłam tam specjalnie dla niego. Nawet nie
pamięta,żetambyłam.
Faithskrzywiłasiękwaśno.
–Noacomiałnibypowiedzieć?!Jakinaczejmiałcisiędobraćdomajtek?Rusztą
swoją cholerną ryżą głową, Santa! To nie facet dla ciebie! Czas skończyć z tą
idiotyczną chętką na niegrzecznego chłopca, czy co tam ci do łba strzeliło! Dorośnij
wreszcie!
–Ontakiniejest,Faith–zaoponowałam.–Tonaprawdęmiłychłopak.Troszczysię
o przyjaciół prawie tak mocno jak ja o rodzinę i przez ostatnie miesiące naprawdę
dzielnie znosił wszystkie moje humory. Nie obchodzi go, że jestem dziwna i czasami
trudno mi się wysłowić. Nie wkurza się na mnie, kiedy świruję i go wystawiam do
wiatru, a poza tym… – Zmusiłam ją, żeby spojrzała mi w oczy. Chciałam, żeby
dostrzegła,jakietodlamnieważne,cozamierzamjejpowiedzieć.–Sprawia,żeczuję
sięnormalna.Itozarównowłóżku,jakipozanim.
–Staćcięnakogoślepszego!
Jej słowa tak mnie rozwścieczyły, że z hukiem postawiłam kubek na blacie i
skrzyżowałamręcenapiersi.
– Lepszego według czyich standardów? To pierwszy facet, który mi się spodobał.
Pierwszy! I to także pierwszy mężczyzna, któremu chcę wierzyć, kiedy mówi mi, że
jestempiękna.Topierwszyfacet,któregomamochotęrozebraćdonagaiprzywiązać
dołóżka.Nigdywcześniejprzynikimtaksięnieczułam,Faith!
Prychnęłaiprzyjrzałamisiękrytycznie.
– Oczywiście, że twierdzi, że jesteś piękna. Bo jesteś cholerną ślicznotką i tylko
ślepiecbytegoniezauważył!Alecoztymwszystkim,cobyłokiedyś?Cozokresem,
kiedynieuważałcięzapiękność?Czynaprawdęchceszbyćzkimśtakpłytkim?Ajeśli
chodzi o jego nagłą zmianę nastawienia… I to, że stał się miły… Co, jeśli to tylko
wyrachowane zachowanie, mające na celu zaciągnięcie cię do łóżka, bo akurat teraz
jesteśmupotrzebna?Cobędzie,kiedyjużmusięznudzisz,Santa?Cowtedy?
Przygryzłam wargę, bo utrafiła w samo sedno moich lęków związanych z Nashem.
Wiedziałam,żechcemniepoprostuchronićprzedpowtórnymzłamaniemserca,alejej
ostre słowa trawiły w czuły punkt i podsyciły obawy co do tego, co rozwijało się
międzymnąaNashem.
–Powiedziałmi,żezawszeuważał,żejestemładna.Żebyłamdlaniegozbytmądra
i zbyt nieśmiała, żeby próbował do mnie wystartować, ale… ale zawsze mu się
podobałam.
– Mniejsza o to, Santa. Nawet jeśli nie mówił źle o tobie, powiedział te słowa o
kimśinnym.Atonadalczynizniegopieprzonegodupka.
Z tym właśnie nie potrafiłam się uporać. Podczas tych rzadkich wieczorów, które
spędzałam u niego, to właśnie świadomość tego faktu powstrzymywała mnie od
zostania u niego na noc, przed poproszeniem otwarcie, żeby został ze mną, i tak
naprawdębyłatogłównaprzyczyna,którapowstrzymywałamnieprzedzaufaniemmu
wpełni.Wciążjeszczeniebyłamdokońcapewna,czywiem,kimjesttaknaprawdę.
Ten Nash, z którym sypiałam, ten chłopak, który za każdym razem, kiedy wracał od
swojegoojcamiałnajsmutniejsze,fioletoweoczynaświecie…Ten,którysprawiał,że
wciążprzesuwałamgranicewłasnychpragnieńizktórymtakcudownieczułamsięw
łóżku…Byłamnadobrejdrodzedozakochaniasięznim.Jednakoprócztegomęczyły
mnie paskudne, powracające wątpliwości, uwierające jak kamień w bucie pytania,
swędzenie pod skórą, podświadomy lęk, że jest w nim coś złego i okrutnego i że nie
powinnam mu ufać. Byłam niezachwianie przekonana, że mężczyzna – nawet taki,
którego nie posądzałam o skłonność do popełniania czynów podobnych do tych,
których dopuścił się mój ojciec – może się wycofać i uciec, nieważne jak wspaniały
wydaje się związek, do czegoś, co uzna za lepsze dla siebie. Z tą świadomością,
krążącą gdzieś z tyłu głowy, nie mogłam sobie pozwolić na zaufanie mu bez reszty –
główniedlatego,żebyłampewna,iżjeśliznowumnierozczarujeizawiedzie,jużnigdy
nie zdołam się pozbierać. Tamten pierwszy raz… wówczas, gdy tylko skrycie o nim
marzyłam, i tak był już wystarczająco mocnym ciosem. Teraz, kiedy sny o nim się
ziściły, wiedziałam, że jeśli okaże się kimś, kogo nie będę szanować czy
akceptować…zabijemnieto.
–Niewiem,cocinatoodpowiedzieć,Faith.Staramsiębyćostrożna,niezamierzam
podejmować ryzyka, które mogłoby sprawić, że skończę ze złamanym sercem, ale…
lubięprzebywaćw jegotowarzystwie.Czy mogłybyśmyterazzmienić tematiwrócić
dorozmowyomamie,żebyśmyniemusiałysiękłócić?
Niesprawiaławrażeniazbytniozachwyconejtympomysłem,alewiedziała,żemam
dwadzieścia pięć lat, nie siedemnaście. I że sama powinnam ponosić konsekwencje
własnychdecyzji.
– Mama chce sprzedać dom. Wynajęła już mieszkanie w Phoenix. Ma tam
przyjaciółkę, która także niedawno się rozwiodła. Prosiłam ją, żeby przemyślała
wszystko jeszcze raz i została chociaż do porodu, ale podobno ma już umówionych
ludziodprzeprowadzkiiagentanieruchomości.Domszybkosięsprzeda.
–Naprawdęsądzę,żetojejwyjdzienadobre.
Irzeczywiścietakmyślałam.Przebywaniewtymdomu,wtymmieście…czyniłoją
niewolnicą wspomnień związanych z tatą, ich nieudanym małżeństwem i złamanym
sercem.MożewPhoenixdojdziedosiebie…
– Przeprowadziłaś się tutaj, żeby jej pomóc, żeby być bliżej niej i nas. Ona nawet
nie zdaje sobie z tego sprawy, a teraz, patrząc na to, co się dzieje, żałuję, że nie
zostałaś w Kalifornii. – Nadąsała się lekko i przewróciłam oczami na widok jej
dramatyzowania.
– Ty nadal tu jesteś. Dzieci są tutaj. Uwielbiam swoją pracę i moją szefową.
Gdybym chciała wrócić do szkoły i się bronić, mam tutaj mnóstwo szkół, w których
mogę wybierać i przebierać. Nie żałuję, że wróciłam do Denver. Lubię swoje życie,
Faith.
I tak było. Naprawdę lubiłam to, co robię, a teraz, kiedy w tym życiu pojawił się
Nash, wraz z tymi wszystkimi nowymi i podniecającymi sposobami, dzięki którym
zmuszałmniedoopuszczeniamojejbezpiecznejstrefy,zaczynałampatrzećnawszystko
inaczej–icieszyćsiętym.
–Czypowiedziałabyśtokilkamiesięcytemu?Zanim…przednim?–zagadnęła.
To było podchwytliwe pytanie. Nigdy nie narzekałam na swój los. Robiłam to, co
planowałamrobić–coodzawszechciałamrobić–więcczułamsięspełniona.Alenie
dokońcapewna,czyjestemszczęśliwa.
–Niewiem.–Byłamzniąszczera,najlepiejjakpotrafiłam.
– Cóż, muszę już lecieć i uratować Justina przed dziećmi. Pracuje dziś. – W jej
głosieznaćbyłozmęczenieirozdrażnienie.
Obeszłamblatiobjęłamją,aonasztywnoodwzajemniłagest.
–Niemartwsięomnieaniomamę.Poradzimysobie.
Uśmiechnęłasiędomniesmutnoiruszyładodrzwi.
–Chciałabymwtowierzyć.Widziałam,ilewtejrodziniewycierpiałysiękobietyz
powoduzłamanychserc.Tosięnigdyniekończydobrze.
Miała rację, więc po prostu odprowadziłam ją bez słowa wzrokiem, dopóki nie
zamknęłysięzaniądrzwi.
Miałamdziśwolneitaknaprawdęniewiedziałam,coztymzrobić.Ostatnio,kiedy
niepracowałam,spędzałamczaszNashem.Wcześniej,zanimzaczęliśmysięspotykać,
spędziłabymcałydzieńnaczytaniualbopoprostukręceniusiępodomu,lubzFaithi
dzieciakami. Czy to nie brzmiało nudno? Nie miałam w zasadzie żadnych przyjaciół,
życia towarzyskiego, miejsca, do którego mogłabym wrócić. Nikogo, kto by za mną
tęsknił.MożeSunnymiałarację–poprostuzaczynałamsięprzekonywaćwreszcie,co
znaczyżyćpełniążycia?
Ubrałam się i zamiast siedzieć w domu i smęcić, postanowiłam wyjść na zakupy i
poszukać czegoś fajnego i modnego na dzisiejszy wieczór w barze, żebym podczas
spotkaniazekipąNashaczułasiępewnieiwygodnie.Niezamierzałampozwolić,żeby
moja nerwowość i brak pewności siebie zepsuły coś, co w zamyśle miało być mile
spędzonym wieczorem – nawet jeśli znajdę się w centrum zainteresowania. Jego
przyjaciele chcieli mnie poznać, bo ostatnio spędzał ze mną mnóstwo czasu. A ja
wiedziałam, że w jego przypadku kręcenie się wokół tej samej dziewczyny tak długo
jest dość niezwykłe. Miałam tylko nadzieję, że zareagują na nasz związek inaczej niż
Faith. Nie chciałam, żeby tłumaczyli mu, że stać go na kogoś lepszego, bo w głębi
duszychciałambyćnajlepsząrzeczą,jakakiedykolwiekgospotkała.
–Niewkurzacięto?–Byłamtrochęwcięta,lekkorozkojarzonaibardziejgadatliwa
niżzwykle.Ktośpostawiłkolejkętequilii,żebyuspokoićskołatanenerwy,dziabnęłam
niecowięcej,niżzamierzałamsobiepozwolić.
Shaw była naprawdę słodka i prześliczna. Była piękna jako panna młoda, ale przy
bezpośrednimkontakcieemanowałatakąłagodnościąisłodyczą,żetrudnobyłooprzeć
sięjejurokowi.Studiowałamedycynęiwkrótcemiałasiębronić,więcmiaładomnie
sto tysięcy pytań, jak wygląda praca na oddziale ratunkowym. A to oznaczało, że
miałamszansęporozmawiaćnamójulubionytemat–opracy.Mogłamsięprzytymw
zasadzieobyćbeztequili.
Pokręciłagłowąiuśmiechnęłasiędomniezodrobinąironii.
–Gdybymwściekałasięzakażdymrazem,kiedyjakaślaskapróbujegopoderwać
alboznimflirtować,czychociażrobidoniegomaślaneoczy,niemiałabymczasuna
nicinnego.Cóż,takiejużdobrodziejstwoinwentarza.
RuleiNashposzligraćwbilardnatyłachbaruzmężeminnejsiedzącejznamilaski,
rockmanem, a także blondynkiem o szopie jasnych włosów z wielką kotwicą
wytatuowaną z boku szyi. Ayden była chyba najpiękniejszą kobietą, którą miałam
okazjępoznaćosobiście.Miałaniesamowiteoczyichociażwydawałamisięodrobinę
onieśmielającailekkozdystansowana,mówiłazuroczymakcentemicechowałasiętak
zaraźliwym poczuciem humoru, że pomimo mojej początkowej irytacji i złości na
Nasha,żezostawiłmnienapożarcieswoimkoleżankom,bardzodobrzemisięznimi
rozmawiało.
– Ale one to robią tak ostentacyjnie! – zaprotestowałam bełkotliwie. – Miałam na
myśli grupkę siks, które zbiły się w ciasne stadko dookoła chłopców grających w
bilard.Wydałyzsiebiegrupowewestchnienie,kiedyJet,mążAyden,pochyliłsięnad
stołem, żeby przymierzyć się do strzału. Trzeba było przyznać, że ciasne spodnie nie
pozostawiały zbyt dużego pola dla wyobraźni. Ale tak czy siak, gdybym była na
miejscuAyden,zalałabymniekrew.Itakjużmniezresztązalewała,chociażnawetnie
byłamdokońcapewna,jakmamtraktowaćNasha.Toznaczy,eee…chybazaczynałam
dochodzić do pewnych wniosków, ale nie byłam dość odważna, żeby nazwać pewne
rzeczypoimieniu.
Ayden roześmiała się cicho i zlizała z wierzchu dłoni kryształki soli, pozostałe po
ostatniejkolejcetequili.
– Normalka. Musisz po prostu pamiętać, że nawet jeśli laski obmacują ich
wzrokiem,tonanichnierobitospecjalnegowrażenia.Niemożeszbyćzkimś,komuw
pełninieufasz.Tosięniesprawdza.
Zważywszynafakt,żeJetbyłnietylkocholernieprzystojny,aleteżczęstowyjeżdżał
w trasę ze swoim zespołem, przypuszczałam, że musi mu naprawdę, stuprocentowo
ufać.
Skrzywiłamsięiwypaliłamznapędzanątequiląszczerością:
– Ale pamiętam ich ze szkoły! Chcieli przelecieć wszystko, co nie uciekło na
drzewo.Skądmożeciewiedzieć,żeterazsięzmienili?–Jaktylkotowyartykułowałam,
zamrugałam, osłupiała, bo natychmiast dotarło do mnie, że po trzeźwemu nigdy nie
powiedziałabym czegoś tak nieodpowiedniego. Poczułam, że policzki mi płoną, ale
Shaw wyciągnęła rękę i położyła mi dłoń na ramieniu. Miałam ochotę wpełznąć pod
stolikijużnigdyspodniegoniewyjść.
–Byłamkilkaklasniżejodciebie,Santa,więcsamadoskonaleotymwiem.Wiem,
jakibyłRule.Pamiętamdoskonale,jakikawałskurwysynabyłzkażdegoznich,ale…
wierzmi,ludziesięzmieniają.Zczasemdorastają.Przytrafiająsięnamróżnerzeczy,
dobreizłe,alewgruncierzeczychodziotego,kogokochasz.Oczłowiekawtymkimś,
bezktóregoniemożeszżyć,aniesumętego,cozrobiłczyczegoniezrobił,kiedybył
młodszyipróbowałznaleźćswojemiejscewewszechświecie.
Aydensięgnęłaposwojepiwoipokiwałapoważniegłową.
– Zmarnowałam wiele, naprawdę wiele lat, starając się zapomnieć o paskudnych
wydarzeniachzprzeszłości.Myślałam,żezamieniłymniewzłegoczłowieka.Osoba,
którąterazjestem,nieprzypominadawnejmnie,aleniebyłabymtakajakteraz,gdyby
nietamtedoświadczenia.
Przygryzłam dolną wargę – smakowała cierpko od limonki i alkoholu. Z piersi
wydarło mi się głębokie westchnienie i powiodłam wzrokiem od jednej laski do
drugiej. Były wspaniałymi młodymi kobietami. Na tyle silnymi, żeby nie przejmować
siętym,żeichmężczyźniprzyciągająuwagęinnychkobiet,idośćmiłymi,żebyprzyjąć
mnie do swojego grona, nie oceniając mnie – bo chciały, żeby Nash był szczęśliwy.
Niewiedziałam,czykiedykolwiekudamisiępogodzićzprzeszłościąwtakimstopniu,
zjakąpogodzonewydawałymisięone.
Postawiłamłokiećnastoleiwsparłampodbródeknadłoni.
–Byłamwtedygruba.
Spojrzałynasiebieizamrugałyzniedowierzaniem.
–Noi…?–spytałamnie,zaciągającuroczo,Ayden.
– Zrobiłam się przez to nieśmiała i zamknięta w sobie. I nigdy jakoś z tego nie
wyrosłam.Wszkolewieleprzeszłam.Ludziesięnademnąznęcali.Tobolało.Nawet
jeśliniejestemjużtamtąmałątłuściochązewnętrznie,towciążjestemniąwśrodku…
Iprzeztozachowujęsięjakkretynka.
Shawodrzuciładługiewłosyzaramięiposłałamipytającespojrzenie.
–AcotomawspólnegozNashem?
Machnęłamchwiejnierękąwnieokreślonymkierunku.
–UfaszRule’owi.AydenufaJetowi…aleja…Dlaczegomiałabymufaćkomuś,do
kogo laski lecą jak muchy do miodu? Faceci lubią ładne laski, których nie trzeba
urabiać.–Wypowiedziałamtotakimtonem,jakbymrzeczywiściemiaławtejsprawie
cośdopowiedzenia.
Dziewczyny spojrzały po sobie jeszcze raz, a potem Shaw powiedziała prosto z
mostu.
–Nashtakiniejest.Popierwsze,jestostatniąosobąnaświecie,którąposądziłabym
obyciekrytycznym,apodrugie,nigdy,przenigdyniespędziłzżadnądziewczynątyle
czasu,coztobą.
Aydenparsknęłaipoklepałamniepokolanie.
– Przykro mi ci to mówić, słonko, ale ci chłopcy mają do wyboru, do koloru
laseczek, które chciałyby z nimi spędzać czas: chudych, pulchnych, blondynek,
brunetek… każdych, o jakich tylko można zamarzyć. Do czego zmierzam? Mam
wrażenie, że umknęło ci, że nasz przystojniak postanowił spędzać wolny czas z tobą.
Tociebiewybrałijakdotądniezmieniłzdania.–Odsunęłazczołaciemnekosmykii
spojrzała na mnie, podnosząc brew. – A wierz mi, że te wydry stają na głowie, żeby
tylkozwrócićnasiebiejegouwagę.
Słuchałamjejsłów,alejednocześniebyłamświadkiem,jakjednazlaseczekodłącza
sięodgrupyipodchodzitanecznymkrokiemdostołu.Nashopierałwłaśniesięnakiju
bilardowymichociażdziewczynakierowałasięwprostnaniego,patrzyłtylkonamnie.
Przyglądał mi się, nie spuszczając ze mnie wzroku, i mogłam tylko odwzajemnić to
spojrzenie. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że można kochać kogoś i ufać komuś tak
bezgranicznie, że obiekt tych uczuć po prostu wiedział, że jest jedyną osobą w życiu
ukochanejlubukochanego–jedyną,októrejtenktośmyśli,ijedyną,którejonpragnie.
Tobyłodlamniejak…czystaabstrakcja.Cośtakiegoniemiałoprawasięwydarzyćw
prawdziwymżyciu…czyżnie?
–Niewiem,czypowinnamsięztegopowoduczućlepiej,czygorzej.
Obie zaczęły mówić jedna przez drugą, starając się mnie zapewnić, że Nash jest
lojalny, że to wspaniały facet, że był w grupie swoich kolegów tym miłym i że
zazwyczaj stanowił głos rozsądku, bo Rule był w gorącej wodzie kąpany, a Jet miał
tendencjedohumorówidąsów.Słuchałamichjednymuchem,przyglądającsiękątem
oka,jakdziewczynapodchodzidoNasha,opieramudłońnapiersiiuśmiechasiędo
niegonieśmiało.Niewiedziałam,comniebardziejprzeraża–to,żelaskaotwarciez
nimflirtuje,czyto,żetaksiętymprzejmuję.Przyglądającsięcałejtejscenie,czułam
sięniezręcznie.
Nashpokręciłwytatuowanągłową,cofnąłsięokrokioddałswójkijRowdy’emu,a
potemzacząłsięprzeciskaćprzeztłumeksiks.Przezcałytenczasniespuszczałzemnie
wzroku. Chyba widział, że jestem podenerwowana – i to nie z powodu rozmowy z
dziewczynami, tylko uwagi, jaką na siebie zwracał. Nie był mój. Nie mogłam rościć
sobiedoniegożadnychpraw,więcniepowinnamsiętymprzejmować…Ajednaktak
było.
Kiedy dotarł do naszego stolika, położył mi dłonie na ramionach i poczułam, jak
całuje mnie w czubek głowy. To było to. Jeden z tych prostych gestów, które
rozluźniaływęzłykrępującychmnie,nawarstwiającychsięproblemów.
–Wszystkowporządku?–zapytałczule.
ShawiAydenpokiwałygłową,ajawestchnęłamiobróciłamsięnakrześle,także
byliśmy teraz zwróceni twarzami do siebie. Nash wsparł ręce na podłokietnikach
krzesła,takżezablokowałmidrogęodwrotu,izmusiłmniedospojrzeniamuwoczy.
–Serio,wporządku?Możemystądzaraziść,jeślitylkozechcesz.
Dosłownie zaparło mi dech w piersi. To byłby już drugi raz, kiedy zostawiłby
swoichprzyjaciółtylkodlatego,żeniepotrafiłamsięwziąćwgarść.Otworzyłamusta,
żebycośmuodpowiedzieć.Żebyzapewnićgo,żejestOK.Jegoprzyjacieleokazalisię
naprawdę wspaniali, a ja byłam dość wcięta, żeby udało mi się przetrwać kolejną
godzinęczycośkołotego,aleniedanemibyłodojśćdosłowa,bonagleprzystoliku
wyrósłjakspodziemiRule.Jegojasnoniebieskieoczybyływielkiejakspodki.
–Romewłaśniedzwonił.Corarodzi.
Nagle wszyscy zerwali się na równe nogi. Jet i Ayden, Rule i Shaw – wszyscy
wybiegli z baru, nie zawracając sobie nawet głowy płaceniem rachunku. Spojrzałam,
zaskoczona,naNasha,którystrzeliłpalcaminazabójczoprzystojnegobarmana.
–Dlaczegowszyscynagleuciekli?
ObokzmaterializowałsięRowdyiwyciągnąłzprzypiętegodokieszeniłańcuchem
portfelaplikrachunków,którepodałbarmanowi.
Nashpodałmidłońipomógłwstać.Chwiałamsiętrochęnanogach,więcotoczyłam
gowpasieramieniem.
–Corarodzizawcześnie.Miałaterminbliżejkońcamiesiąca.Rany,wściekniesię,
żeniemaprzyniejjejojca…
WyciągnąłtelefonizacząłpisaćSMS.
–Którytotydzień?–Złatwościąwcieliłamsięwlekarkę.Rolazazdrosnej,lekko
dziabniętejnie-do-końca-dziewczynyniezbytmipasowała.
Nashspojrzałnamnie,jakbymnaglezaczęłamówićwobcymjęzyku.
–Sądzę,żenicjejniebędzie–dodałam.–Poprostujestdrobnejpostury,adziecko
prawdopodobnie jest całkiem spore, zważywszy na gabaryty tatusia. Jeżeli wasza
przyjaciółka jest w przynajmniej trzydziestym siódmym miesiącu ciąży, ona i dziecko
powinnymiećsiędobrze.
Wyprowadził mnie w pośpiechu z baru, a gdy zatrzymałam się przy jetcie, nie
chargerze,przemówiłmidorozsądku:
–PiłaśshotyzAyden,więcwiem,żewypiłaświęcejniżzazwyczaj.Niechcę,żebyś
prowadziła,więczawiozęciędodomu,apotwójwózwrócimyjutro.
Wsunął w zamek kluczyki i spojrzałam na niego z mieszanką uznania i strachu.
Naprawdę chciałam, żeby z taką łatwością przychodziło mi lubienie go… Cóż, w
zasadziecoświęcejniżlubienie.
– Wiem, że martwisz się o przyjaciół. Zadzwonię po taksówkę… – Oczy
pociemniały mu lekko od kłębiących się w nim uczuć. Było widać na pierwszy rzut
oka,żejestwzburzony.
– Santa… – Bąknął zachrypniętym, nabrzmiałym napięciem głosem i przesunął
kciukiempomoimpodbródku,przyprawiającmnieodreszcz.–Taksamomartwięsię
ociebie.Niewiem,jak–anikiedy–tosięstało,aletofakt.Zawiozęciędodomu,a
potempojadędoszpitala.
Przełknęłam ślinę i pokiwałam w milczeniu głową. Nash pomógł mi wsiąść do
samochoduiruszyliśmywnoc,przedsiebie.Czułam,żejestspięty.Ichociażmogłam
musprzedaćkilkagłodnychkawałkównatemattego,żezmedycznegopunktuwidzenia
wszystko powinno być w porządku, wiedziałam, że nie poczuje się przez to wcale
lepiej. Tracił już jedną osobę, którą kochał. Byłam pewna, że sama myśl o tym, że
mógłbystracićkolejną,byładlaniegonieopisanąudręką.Wyciągnęłamdrżącądłońi
odnalazłam w mroku jego ściskającą kurczowo drążek zmiany biegów rękę. Czułam,
jakjegonapiętemięśniedrżą.
– Nash… – Gdy na mnie spojrzał, zobaczyłam, że usta wykrzywia mu grymas. –
Czy…chcesz,żebympojechałaztobądoszpitala?
Oni wszyscy byli dla niego jak rodzina. Darzyli się bezwarunkową miłością i
polegalinasobienawzajem.Aja–jabyłamkimśzzewnątrz.Szpitalbyłtaknaprawdę
moimdrugimdomemiczułamsiętambardziejnamiejscuniżgdziekolwiekindziej…
niż w tym samochodzie, starając się pocieszyć pogrążonego w rozpaczy człowieka.
Wiedziałam, co powinnam zrobić. Widziałam, jak jego oczy zmieniają z powrotem
barwęnajaśniejszą,aramię,któregodotykam,niecosięrozluźnia.
–Tak.Chciałbym.
–Wporządku.Wtakimraziejedźmy.
Koła potężnego wozu zapiszczały i wcisnęło mnie w fotel, kiedy na środku ulicy
Nash zawrócił i skierował samochód w stronę szpitala. To otrzeźwiło mnie znacznie
skuteczniej,niżpowrótdodomuiprzespaniesięwewłasnymłóżku.
Nash zaparkował, a gdy wysiadł, musiałam dosłownie biec, żeby dotrzymać mu
kroku,kiedypopędziłdowejścia.Całeszczęście,żebyłamwysoka–inaczejmusiałby
mnie dosłownie za sobą wlec. Trzymał mnie mocno za rękę i czułam, że dłoń ma
wilgotną ze zdenerwowania. Kierował się na ostry dyżur, więc musiałam użyć całej
siły,żebyzmusićgodozatrzymaniasię.
–Porodówkajesttam.Pewniewłaśnietamjązawieźli.
Mruknął coś pod nosem i niechętnie pozwolił, żebym prowadziła. Widziałam
pytającespojrzenia,rzucanemiprzezpersonel,podczasgdypędziłamprzezkorytarze,
ciągnąc za sobą Nasha. Ktoś taki jak on zwracał na siebie uwagę. A zważywszy, że
wszyscywciążplotkowaliomojejzakończonejfiaskiemrandcezdoktoremBennetem,
toniewróżyłomizbytdobrze.Wiedziałam,żepersonelzyskakolejnytematdoplotek.
Wszyscy z paczki Nasha – poza Rule’em – zgromadzili się w poczekalni. Nash
skinąłgłowąprzechadzającymsięnerwowowtęiwewtęfacetom,apotempodszedł
dodziewczyn.
–Ijak?–zapytał.
Shaw,wyraźniezdenerwowana,nawijałapasmajasnychwłosównaszczupłepalce.
Jejzieloneoczybyływielkiejakspodki.
–Wcześniak,aleniejestźle.Trzydziestyszóstytydzień.Romewariujeidosłownie
łazipościanach.Chybaprzesadza,więcRuleiichmatkapróbujągotrochęuspokoić.
Lekarzsięgoprzestraszył…
Nash prychnął, a ja wyobraziłam sobie scenę rozgrywającą się między Rome’em i
lekarzem.Wystarczyłosobieprzypomnieć,jakwyglądaprzyszłyojciecieksżołnierz.
–CzyktośdzwoniłdoJoego?–Nashzerknąłnamnieiwyjaśnił:–ToojciecCory.
Shawkiwnęłagłową.
–Rometozrobiłpodrodze.MożepowinieneśdryndnąćdoPhila…?
Nash zamarł na krótką chwilę i oczy z powrotem mu pociemniały. Wiedziałam, że
jegotatabyłdlaresztyludzizjegopaczkijakdrugiojciec.Salontatuażu,któryzałożył,
byłdlanichdrugimdomem.Samaświadomość,żenaświeciepojawiasięnowaistota,
podczas gdy on powoli z niego odchodzi, musiała być gorzka i bolesna. Gdy Nash
spojrzałmiwoczy,ścisnęłammocnojegodłoń.
– Porozmawiam z personelem i zobaczę, czy uda mi się od nich wyciągnąć jakieś
szczegóły–obiecałam.–Dobra?
Nashprzełknąłgłośnoślinęiwykrzywiłustawpodkówkę.
–Idęzadzwonić.
Wyglądał tak żałośnie, wydawał się taki rozdarty, że serce ścisnęło mi się bez
porównania mocniej niż na widok tamtej laski, która próbowała go poderwać.
Podniosłamdłońipogładziłamgopopoliczku.Ściągnięterysysprawiły,żeobudziłsię
wemnieinstynktpielęgniarki.Pragnęłammupomóc,ulżyćwcierpieniu…atakżecoś
więcej.Toniewróżyłodobrze.Chciałammiećwięcejprywatności,przestrzeni,która
dałabymigwarancję,żeniezostanęznówzraniona.Mojareakcjabyłaoznakątego,że
padłkolejnybastionbroniącymojegobezpieczeństwa.
Odeszłam spiesznie, żeby wypytać personel o wieści na temat Cory i dziecka.
Wykorzystałam swoją pozycję, żeby uzyskać więcej informacji, niż udzielono by ich
bandziedomniemanychnieznajomych,zgromadzonychwpoczekalni.Kiedywróciłam,
wszyscysiędenerwowali,byliśmiertelniepoważni.Dziecirzadkogorliwieprosiłysię
natenświat,więctanocmiałabyćdlanichdługa.
– Świetnie sobie radzi – poinformowałam ich. – Potrwa, zanim zacznie się
prawdziwy poród. Dziecko jest zdrowe i silne, więc wszystko wskazuje na to, że
wszystko się dobrze skończy. Musimy czekać. I trochę się uspokoić. Mała sama wie,
kiedyprzyjdzienaniączas,iwątpię,żebyktokolwiekmógłwpłynąćwjakiśsposóbna
jejdecyzję.
–Brzmicałkiem,jakbytopowiedziałjejwujaszek.Widać,żemłodatonieodrodna
Archerówna. – Żartobliwy komentarz Shaw sprawił, że napięcie zelżało, a pełne
wdzięczności spojrzenia i pełne ulgi uśmiechy tylko to potwierdziły. Prawie się
zachłysnęłam,kiedyNashobjąłmniebezzapowiedziiprzytuliłtakmocno,żeledwie
mogłamzłapaćoddech.Przycisnąłustadomojejskroni.Czułam,jakpierśpodnosimu
sięiopadawpełnymulgiwestchnieniu.
– Tak bardzo się cieszę, że tu jesteś! – wymruczał w moje ucho. – Rzygam już
szpitalem,aledziękitobiepotrafiętojakośznieść.
Nie wiedziałam za bardzo, co mu na to odpowiedzieć, więc tylko wtuliłam się w
niego i pozwoliłam, żeby przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Wiedziałam, że
muszę jak najszybciej dowiedzieć się, na jak wiele mogę sobie z nim pozwolić.
Świadomość,żepragniemniemiećprzysobie–itonietylkodlatego,żewiedziałam,
jak poruszać się na terenie szpitala, ale że chce, abym była przy nim, zwyczajnie mu
towarzyszyła–byłaczymś,cododawałomiskrzydeł.
Niechciałam,żebymniezranił.Aledotejporynigdy,przenigdynieprzyszłomido
głowy,żegdybymopaczniegozrozumiała,skończyłobysiętak,żetojabymgozraniła.
Iświadomośćtegofaktuwcalemisięniepodobała.
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
NASH:
C
oraurodziła.Niemogęuwierzyć,żetakazniejdrobina!
Pokiwałem głową i podałem Philowi szklankę z wodą. Wyglądał naprawdę
paskudnie.Przykrobyłogooglądaćwtakimstanie–choregoiumęczonego;sypialnia
w jego mieszkaniu została praktycznie przekształcona w szpitalną salę. W miarę
upływu czasu coraz więcej tracił na wadze, stawał się coraz bledszy, a każdy jego
rzężącyicharczącyoddechbrzmiałcorazgorzej.Pochyliłemgłowęiwbiłemwzrokw
dywanmiędzymoimivansami.Niechciałem,żebywidział,jakciężkoznoszęwizytyu
niego.
– Gdy Rome ją przytula, wygląda jak szmaciana lala. Czasami mam wrażenie, że
zdołałby ją podnieść w tej swojej niedźwiedziej łapie! Jest taka drobna i krucha, a
owijasobiewszystkichfacetówbeztrududookołapalca.Inawettegoniezauważa.–
Tobyłżart,alejakżeprawdziwy!
Remy Josephine Archer była małą, jasnowłosą idealną miniaturką swojej
wyszczekanej mamy. Chociaż jej oczy miały nadal ciemny, niebieski kolor – jak u
wszystkich niemowlaków – nietrudno było dostrzec w nich błysk firmowego błękitu
oczu Archerów. Pewne, że gdy podrośnie, będzie miała oczy Rule’a i Remy’ego.
Wszyscybędązniejdumni.OjciecCorybyłjużtakzakochanywswojejwnuczce,że
zaczynał przebąkiwać o przeprowadzce z Brooklynu do Denver. Mała R.J. była
pierwszymdzieckiemwnaszejpaczce,naszejbarwnejrodzinie,inastoprocentbędzie
cholernierozpieszczanaitraktowanamaksymalnienadopiekuńczo.Zasługiwałanato.
–JaksobieradziciewsaloniebezCory?–Philzacząłkasłaćispojrzałemnaniego
spod ściągniętych z troską brwi. Brzmiało to tak okropnie, że serce ścisnęło mi się z
bóluimiałemwrażenie,żenamomentsięzatrzymało.
– Mogłoby być lepiej. Przyjmuję teraz mniej klientów. Cora ogarniała tak wiele
rzeczy! Przez pół dnia załatwiam nowych, zajmuję się całym tym netowym gównem i
płaceniem rachunków. To kijowa robota. Zaczęliśmy prace renowacyjne w nowym
salonie, więc kiedy nie załatwiam spraw w Marked, jestem zajęty robotą w mieście.
RuleiRowdyznaleźlikilkudobrychartystów,którzysąskłonnipodjąćsięrobotyunas
i podłubać trochę w nowym salonie, ale musimy znaleźć kogoś na recepcję, do
ogarnianiarobotypapierkowej.–Pokręciłemgłową.
Philznowuzakasłał,takgwałtownie,żeażcałysięzatrząsł.
–NieznajdzieszdrugiejCory.Jestjedynawswoimrodzaju,akiedybędziegotowa,
wróci. Chciałbym, żebyś zadzwonił do tej dziewczyny, którą spotkałem ostatnio w
Vegas. Byłem tam na konwencie. Przyjechała jako jedna z pin-upowych modelek, z
którąkolesierobilisobiezdjęcia.
Parsknąłemkrótkimśmiechem.
–Potrzebujękogośdoprowadzeniainteresu,niemodelki.
– Potrzebujesz kogoś, kto zdoła okiełznać ten cały bajzel i złą atmosferę, którą
rozsiewacie,anadodatek,ktobędziepasowałdosalonu.Kogoś,ktomadotegoserce
i nie da sobie w kaszę dmuchać. A ona jest rozgarnięta. I piękna. Ale nie wziąłem
namiarów tylko dlatego, że miała ładną kieckę. Zadzwoń do niej, a jeśli okaże się
zainteresowanarobotą,umówjąnarozmowę.
Chciałemgouszczęśliwić,więcsięzgodziłem:
–Skorotakmówisz…
–Mówię.Możeijestemchory,alenadalwiem,conapędzamójinteres.Sądzę,że
nadajesiędotejrobotyibędziewamskłonnapomócbardziejniżktokolwiek,nakogo
byścieterazmogliliczyć.
–Dlaczegotakmyślisz?
–Bowszystkichnasłączyprzeszłość,Nash.Żadenznasniebyłbywtymmiejscu,
gdzieterazjest,bezrzeczy,którekiedyśnamsięprzydarzyły.NazywasięSalemCruz.
Powiedz jej, że to ja dałem ci namiary… I wspomnij może, że powinna zajrzeć na
stronęsalonu,żebyprzejrzećpracenaszychtatuażystów.
Jegosłowabrzmiałyenigmatycznieidziwnietajemniczo,alezdrugiejstronytobył
właśniecałyPhil,więcniedrążyłemtematu.Azresztąmójojcieczarazgozmienił:
–Atakprzyokazji,jaksięmiewaślicznapielęgniareczka?
Cóż,tobyłodobrepytanie.Niemiałembladegopojęcia,coostatniouniejsłychać.
Odkądspędziłaznaminocwszpitalu,czekając,ażCoraurodzi,miałemwrażenie,że
mnie unika. Nadal się widywaliśmy, nadal sypialiśmy ze sobą – tak często, jak się
dało, i tak często, jak pozwalały na to nasze napięte grafiki – ale od jakiegoś czasu
Santa zachowywała się dziwnie. Zbudowała jakiś osobliwy dystans, całkiem jakby
wzniosła ochronny mur. I chociaż nie chciałem się przed sobą do tego przyznać, bo
byłemostatniozarobionypopachy,miałemwrażenie,żesięodsiebieoddalamy.
Chciałemjąotozapytać.Pragnąłem,żebypotwierdziła,żenadalzesobąjesteśmy,
żenaszzwiązekprzeradzasięwcośpoważnegoipoprawietrzechmiesiącach,które
spędziliśmy ze sobą, powinna być przekonana, że chcę być tylko z nią i z nikim
innym… Jednak zamiast się do siebie zbliżyć, wyglądało na to, że dzieli nas coraz
większy dystans. Nie pozwoliła mi nawet uczcić w żaden specjalny sposób
walentynek.Tobyładziwna,trudnasytuacja.Niemiałemproblemuzzaciągnięciemjej
dołóżka,przekonaniem,zajakcudownąiatrakcyjnądziewczynęjąuważam.Alepoza
łóżkiemmiałemwrażenie,żejeślispróbujęjąprzycisnąć,nakłonićdonazwaniarzeczy
poimieniuiprzyznania,żeobchodzęjąbardziejniżgośćnajednąnoc,zostawimniena
lodzie.
Domyślałemsię,żestarasiępoprostubyćostrożnainiejestdokońcapewna,czy
może mi stuprocentowo zaufać – w ogóle zaufać jakiemukolwiek facetowi. I tak
naprawdęniemogłemmiećdoniejotopretensji.Opowiadałamioswoimojcuijego
dziewczynie,atakżeojakimśkolesiu,zktórymspotykałasięnastudiach.Obajbardzo
ją zawiedli. Chciałem z całych sił przekonać ją, że nie może mierzyć wszystkich tą
samąmiarką.Robiłemwszystko,cowmojejmocy,żebysiędoniejzbliżyć,iniebyło
opcji, żebym to wszystko spieprzył, przesypiając się z pierwszą lepszą, która się
nawinie,alemiałemwrażenie,żeSantaniepotrafimizaufać.
Nie mogła się pogodzić ze wspomnieniami ze studiów, ale kiedy mówiła o swoim
ojcu,otym,żejejrodzinabyłataksobiebliska,otym,jakjejmatkaprawiepostradała
zmysły po tym, jak ojciec ją zdradził… Słyszałem w jej głosie ból, który był nie do
zniesienia. Jego niewierność nie tylko złamała serce matce, ale pozostawiła też
głębokie blizny w sercach wszystkich kobiet w rodzinie Fordów. Santa mówiła co
prawda dużo o tym, jak to stara się pogodzić z wyborami, których dokonał, o
nadstawieniudrugiegopoliczka,byletylkonietracićznimkontaktu,ionieżywieniudo
niego urazy, ale z każdego jej słowa wyzierał żal i ból, które trudno było przeoczyć.
Rozumiałemją,bonawetjakoosobabezpośrednioniezaangażowanawto,cospotkało
jej rodzinę, byłem przekonany, że jej ojciec zachował się jak ostatni gnojek,
wystawiającswojąrodzinędowiatru.Niewiedziałemtylko,czySantakiedykolwiek
się z tym wszystkim pogodzi i zda sobie sprawę z tego, że nie powinna mnie
porównywać do ojca… A jeśli nie zechce przyjąć do siebie tego, że ludzie potrafią
zawodzić–itonawetci,zktórymiwiążemynasząprzyszłość?Rozumiałemżaliurazę,
jakie do niego żywiła, jednak wiedziałem też, że jeśli sama sobie z tym nie poradzi,
naszzwiązekmożeutknąćwmartwympunkcie.
Ojciec ją rozczarował i utwierdził w przekonaniu, że nie powinna ufać facetom –
przekonaniu, którego nabrała wcześniej z mojego powodu. Nie miałem pojęcia, jak
skłonićjądotego,żebyzauważyła,żerobięwszystko,cowmojejmocy,żebyznowu
jejniezawieść.Niebyłemjejojceminigdybymiprzezmyślnieprzeszło,żemógłbym
zamienićkochającąrodzinęnałatwy,szybkiłup.
–Jest…trudna.
Phil roześmiał się – naprawdę, szczerze – co sprawiło, że i ja się uśmiechnąłem i
wbiłemwzrokwpodłogę.Poczułem,jakkładziemidłońnagłowieimierzwimiczule
włosy.Przymknąłemoczyiwstrząsnąłmnąnagłydreszcz.
– To właśnie chyba obecnie motto twojego życia, Nash. Trudności. Przeszkody.
Jesteśsilnymfacetem,dobrymczłowiekiem…poradziszsobiezewszystkimikłodami,
któreżycierzucicipodnogi,nieważne,jaktrudnymidoominięciaczyprzeskoczenia.
Chciałbym,żebyświedział,żetenczłowiek…taosoba,którąjesteś…toktoś,zkogo
możesz być dumny. Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła. Nie
zapominajotym.Inigdywtoniewątp.
Jasna cholera! Miałem ochotę się rozwrzeszczeć, tu i teraz! Zwinąłem dłonie w
pięści,byletylkostłumićkłębiącesięwemnieemocje.
–Odzawszechciałemusłyszećtoodmatki…Ateraz…kiedysłyszętoodciebie–
osoby, bez której nigdy nie stałbym się tym, kim jestem – to dla mnie milion razy
cenniejsze.Dzięki,Phil.
Wciąż miałem problem ze zwracaniem się do niego per „tato”. Poklepał mnie po
krótkoostrzyżonychwłosach.
–Powinienem…powinienembyłbyćodważniejszy.Niepowinienembyłtakbardzo
baćsię,żemnieznienawidziszdlatego,żeciowszystkimniepowiedziałem.Chciałem,
żeby twoja matka wzięła na siebie odpowiedzialność za to, co zrobiła. Ale kiedy
trafiłeśpodmojąopiekę…powinienembyłciwyznaćprawdę.
–Żałuję,żeniedowiedziałemsięowszystkimwcześniej.–Westchnąłem.–Żałuję,
że nie mogłem docenić tego, że chociaż jeden rodzic jest ze mnie dumny. Potrafię
pogodzić się z tym, że mama dokonała takich, a nie innych wyborów. W końcu
zdecydowałasięmnieurodzić.Ale…nigdyniebyładlamnieprawdziwąmatką.
–Byłemzciebiedumnynadługoprzedtym,zanimdowiedziałeśsię,żejesteśmoim
synem,Nash.Twojamatka…toskomplikowanaosoba.Odzawszemiałajasnyobraz
tego,jakpowinnowyglądaćjejżycie.Ianity,anijaniepasowaliśmydotejwizji.–
Zabrał dłoń i w końcu podniosłem wzrok, żeby spojrzeć mu w oczy. Nadal jeszcze
próbowałem to wszystko przetrawić – targające mną uczucia, stracony czas…
Widziałemwjegooczach,żeontakżepróbujeopanowaćwzruszenie.
– Powinna była po prostu pozwolić ci zabrać mnie ze sobą… To oszczędziłoby
wszystkimniepotrzebnegocierpienia.
– Nie możemy cofnąć czasu, synu. Możemy tylko żyć dalej, mądrzejsi o nowe
doświadczenia i bardziej ostrożni. – Przerwał, zanosząc się kolejnym paskudnym
atakiem kaszlu, tak silnym, że musiałem mu podać tlen i pokaźną dawkę środków
przeciwbólowych.Dotarłodomnie,żewizytadobieganieuchronnegokońca.
Otuliłemgokołdrąistarałemsięzcałejsiłyodpędzićodsiebiemyśl,żezakażdym
razem,gdygowidzę,mamwrażenie,żetomożebyćnaszeostatniespotkanie.
– Zadzwoń do Salem – poprosił na odchodnym. – Jest dokładnie tą osobą, jakiej
wampotrzeba…Isądzę,żeszybkosięotymprzekonacie.
–Dlaczegomamwrażenie,żeopowiadającmioniej,cośkręcisz?
Uśmiechnąłsięsłaboizamknąłoczy.
– Znasz mnie. Lubię pomagać osobom, na których mi zależy: ty, Rule, Jet, Rowdy,
Cora…Stworzyłemsobierodzinęzzagubionychduszyczek.Mamnadzieję,żewmiarę
upływu czasu będziecie kontynuowali tę tradycję. Nauczyłem cię wszystkiego, co
potrzebne,abyżyćdobrymżyciem,synu.
I tak właśnie było. Phil przekazał mi mnóstwo wiedzy, która przydała mi się w
dorosłym życiu. To on nauczył mnie wszystkiego, co teraz umiałem. Wróciłem do
swojegochargera,wsiadłemzakierownicęiwłączyłemnamaksaradio.Zgłośników
ryknęły dźwięki kawałka Flatfoot 56 i pomyślałem przelotnie, że chyba tracę zmysły.
Niemogłemsiępogodzićzbólem,któryściskałmisercenamyślotym,żePhilniknie
w oczach. Odchodził bezpowrotnie, kiedy przy nim czuwałem. Wysłałem wiadomość
do Santy – bo tak naprawdę nie było nic innego, co mogłoby mi w tym momencie
poprawićhumor.
Jasne,mogłemiśćsięnabzdryngolićzAsąwbarze.MogłemzadzwonićdoRome’ai
pójść wyciskać z siebie siódme poty na siłowni… Wiedziałem, że wystarczy jedno
słowo,żebyRulerzuciłwszystkoizjawiłsię,żebywysłuchaćmoichskarg,aRowdy
porzucił laskę, którą akurat obracał i przybył mi na ratunek, a Jet… cóż, Jet i tak
przeważnie był w trasie, ale wiedziałem, że w razie czego mogę mu postękać przez
telefon. Miałem przyjaciół – ludzi, którzy mnie kochali i cierpieli z powodu straty
dobrego człowieka tak samo jak ja – a jednak tylko ona, tylko Santa była zdolna
uśmierzyćbólipalącepoczucieżalu,któretrawiłomniepotejwizycie.
Ja:„Mamochotęnapizzę.Wpadnieszdomniepopracy?”
Santa:„Jestemzajętadopóźna”.
Ja:„Wporządku.Możezostanieszumnietymrazemnanoc?”
Wiedziałem, że to była żałosna, szczeniacka zagrywka, w pewnym sensie
emocjonalny szantaż, ale czułem się jak gówno, więc w kolejnej wiadomości
spróbowałemsięwytłumaczyć:
Ja:„ByłemuPhila.Kiepskoznim.Mamwrażenie,żeledwozipie.Chciałbymsięz
Tobązobaczyć…ichciałbym,żebyśzostałaprzymnienanoc”.
Długą chwilę czekałem na odpowiedź, aż wreszcie odpaliłem silnik i ruszyłem w
stronę domu. Wnętrzności skręcały mi się w ciasny węzeł i czułem podchodzącą do
gardła żółć. Miałem ochotę w coś rąbnąć pięścią… zniszczyć coś… zanim pozwolę,
żebytowszystkomnieprzytłoczyło.
Zawijałem właśnie przed Victorian, kiedy w końcu nadeszła wiadomość zwrotna.
Byłemcałyspięty.NigdywcześniejztakąniecierpliwościąniewyczekiwałemnaSMS
od laski – a już na pewno nie od laski, której w zasadzie nie znałem, a na której
zależałomitakbardzo,jak…cóż,miałemnadzieję,żejejnamnie.Takabyłaprawda:
zależałominaniejjakcholeraiztrudemprzyznawałemsięsamprzedsobądotego,że
zcałejsiłychcę,żebyjejtaksamozależałonamnie.
Santa:„Sorry,właśniemamnatapeciegościapostrzelonegotuckerem.Przyjadędo
ciebie,jeśliniemasznicprzeciwkotemu,żetrochęsięspóźnię.Zjedzbezemnie”.
Ja:„Azostaniesz?”
Musiałem,musiałemjąotozapytać.Czułemsięzbytskołowanyirozżalony.Bólbył
zbytdotkliwy,zbytświeżyiniepotrafiłemwżadensposóbsiępohamować.
Santa:„Czymożemyobgadaćtopóźniej?Mamjeszczedwóchpacjentów”.
Ja:„Wracajdopracy–dozobaczenia”.
Westchnąłemżałośnie;czułemsięsmutnyiopuszczony,kiedyprzeczytałemkolejny
SMSodniej:
Santa: „Przykro mi z powodu Phila. To nie w porządku… i przykro mi, że tak
cierpisz…”
To właśnie było sedno tego wszystkiego – nieważne, jak bardzo była wycofana,
zawszeistniałamiędzynamijakaświęź,którasprawiała,żejakimścudemwierzyłem
w to, że w końcu mury runą i ona da się przekonać, że możemy zbudować razem coś
wspaniałegoiniepowtarzalnego.
Wysiadłem z samochodu i zadzwoniłem do pizzerii, w której już mnie kojarzyli.
Zamówiłemjedzenieiwkładałemwłaśnietelefondokieszeni,kiedyusłyszałemserię
wypowiadanychdamskimgłosemimponującychprzekleństwijakiśrumor.
Pod drzwiami stała moja sąsiadka, kopiąc w nie żarówiaście różowym butem na
wysokim obcasie. Klęła tak siarczyście, że nie mogłem się nie uśmiechnąć, a gdy
zapytałem,czymógłbymjejwczymśpomóc,skrzywiłasiękwaśno.Odrzuciłanaramię
szopę ciemnoczerwonych włosów i wsparła dłonie na biodrach. Wyglądała, jakby
dopierocowróciłazjakiegośpokazumody.No,możepozaskrzywionąminą.
–Zawszezamykamzasobądrzwi!–poskarżyłasię.–Każde,cozazwyczajpopłaca.
Ale nie, kiedy zatrzaskuję w środku własne klucze. Zostawiłam komórkę w
samochodzieibyłamjużwkorytarzu,kiedyuświadomiłamsobie,żeniezabrałamtych
pieprzonych kluczy! – Jęknęła teatralnie i wyrzuciła ramiona nad głowę. – I tak oto
zatrzasnęłam sobie komórkę w samochodzie, klucze – w mieszkaniu – i zrobiłam z
siebieostatniąidiotkę.
Podniosłembrewispojrzałemnaniąpytającymwzrokiem,aonawarknęłagniewnie
iprzeczesaładłoniąwłosy.
– Możesz zadzwonić do właściciela z mojej komórki… Chociaż pewnie szybciej
będzie, jeśli zadzwonisz po ślusarza. Zamówiłem dopiero co pizzę. Możesz u mnie
przeczekać.
Onatakżepodniosłabrwiiprzyjrzałamisiępodejrzliwie.
–Aczytwojadziewczynaniewydrapiemiztegopowoduoczu?
Cóż,prawdabyłataka,żeniemiałembladegopojęcia.
–Niewiem–przyznałemotwarcie.
–Masznamyślireakcjędziewczynyczywydrapanieoczu?
–Ito,ito.Chceszskorzystaćzmojegotelefonuczynie?
Westchnęła i podreptała za mną do środka. Podałem jej telefon i wyszukałem w
Internecie namiar na ślusarza, który zdołałby dotrzeć tu w ciągu godziny. Royal zaś
klapnęłazimpetemnamojąkanapęiwbiławzrokwsufit.
– Gdybym tylko zdołała dostać się do mojego samochodu… mam tam zestaw
wytrychów.Napewnoudałobymisięwłamaćdomieszkania.
Podałemjejpiwoiusiadłempodrugiejstronienakanapie.
–Pocogozesobąwozisz?
Olałamnie,całkiemjakbynieusłyszałamojegopytania.
– A mój partner… Rany, jak tylko o tym usłyszy, nie da mi żyć! Zaledwie dwa
tygodnietemuuwolniłamnaszsuki!
Żeconiby?!
–Royal?
Kiedynamniespojrzała,niemogłemniezauważyć,jakbardzojestwzburzona.
–Cotakiego?
–Czymsięwogóle…noo,eee…zajmujesz?
Wypuściłagłośnopowietrzeiprzetoczyłapuszkępiwamiędzydłońmi.
–Jestemgliną.
Żeco?!
–Poważnie?–Niemogłemukryćzdumienia.
– Taaa. Mówiłam ci już kiedyś, że nie uwierzysz, kiedy ci powiem, czym się
zajmuję. Nikt mi nie chce wierzyć. Skończyłam akademię w ubiegłym roku, więc
jestemświeżakiem,alemimotojestemgliną.
Niemogłemsiępowstrzymać,żebynieobrzucićpełnymniedowierzaniaspojrzeniem
jejbutówicałejresztyeleganckiegostroju.
–Serio?–Zanicniepotrafiłemwyobrazićjejsobiezodznakąpolicyjnąnapiersii
gnatem,stającąwobronieuciśnionych.
–Taaa,wiem,jestemlaską,alepracujęwpolicyjnympatrolu.Mamposranygrafiki
potrafięzłatwościąprzejrzećinnych.
Przerwało nam pukanie do drzwi i wstałem, żeby odebrać pizzę. Położyłem karton
na stole i nie zawracałem sobie nawet głowy pójściem po talerze. Nie, żebym chciał
jejzaimponowaćczycoś…Royalprzewróciłaoczamiisięgnęłapokawałekpizzy.
– Cóż, twoje przeczucia co do Santy niezbyt się sprawdziły – parsknąłem. –
Twierdziłaś, że ona na mnie leci, że chce, żebyśmy byli razem, ale ostatnio mam
wrażenie,żegonięwpiętkę.
Royal roześmiała się i przeszło mi nagle przez myśl, że naprawdę wcale, ale to
wcalemnieniepociąga.ByłemtakbardzoskupionynaSancie,żenawetmimoiżmoja
sąsiadka była bez dwóch zdań piękna, seksowna i zabawna… po prostu na mnie nie
działała.
– Nash, widziałam ją, wierz mi! Kiedy do ciebie przychodzi… kiedy odchodzi…
patrzy na ciebie zawsze w ten sam sposób. Uwielbia przy tobie być, wprost za tobą
przepada, ale… czegoś się boi, coś ją hamuje. Nie wiem, o co chodzi, ale skoro
sprawia,żegoniszwpiętkę…Wierzmi,onataksamogoniwłasnyogon,nieświadoma,
żetaknaprawdęchce,żebyśjąusidlił.
Rany boskie! Miałem taką nadzieję, bo jeśli byłem jedyną osobą w tym związku,
której rzygać już się chciało od tej pokręconej jazdy… to, Bóg mi świadkiem, byłem
gotówzniejzrezygnować.
– Chodziliśmy razem do szkoły, ale obracaliśmy się w zupełnie różnych kręgach –
wyjaśniłem. – Wpadłem na nią na ostrym dyżurze w zeszłym roku, po tym, jak mój
znajomy wdał się w bójkę. Wtedy, w czasach szkolnych, podobałem się jej… W
którymś momencie utwierdziła się w przekonaniu, że opowiadam o niej straszne
rzeczy. To ją bardzo zabolało. Wygadywałem głupoty, bo byłem narwańcem i
głupkiem,aleniechodziłoonią…Ajednakonaniepotrafitegoprzyjąć,nawetjeślito
byłowiekitemu.
Royalposłałamisurowespojrzenieisięgnęłapokolejnykawałekpizzy.
–Pierwszamiłośćtoulasektrudnasprawa.Nigdytaknaprawdędokońcaotymnie
zapominamy.
–Wątpię,żebybyławemniezakochana.
Wycelowaławemnieszyjkęswojejbutelkiizmrużyłaciemneoczy.
–Sądzę,żemożeszbyćwbłędzie.Jeżelitakkurczowotrzymasiętychwspomnień,
nadal bojąc się, że wystawisz ją do wiatru i znowu ją zranisz. Nawet jeśli to
oczywiste,żesięzmieniłeśicinaniejzależy…Tomusiałabyćpierwszamiłość.
Chciałemzniąpolemizować,alesamdobrzewiedziałem,jaksilnymuczuciemmoże
być pierwsza miłość. Shaw zakochała się w Rule’em od pierwszego wejrzenia i
chociażdostrzegłtodopieropowielu,wielulatach,onacałyczascierpliwienaniego
czekałaianiprzezchwilęniezainteresowałasiękimśinnym.Pierwszyfacet,któremu
Coraoddałaserce,zraniłjąswojąniewiernościąiporzucił,coniemalkosztowałoją
ideał, którego szukała, kiedy w jej życie wparował jak taran Rome. Pierwsza miłość
byłapotężną,nieokiełznanąsiłą…IjeślinaprawdętozmojegopowoduSantatakźle
jąwspominała,istniałapoważnaobawa,żenigdyjużniedopuścimniedosiebieinie
będziewstaniemistuprocentowozaufać.
Właśnie zamierzałem powiedzieć mojej ślicznej sąsiadce, że to słabo, jeśli tak to
wszystko wygląda, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Przekonany, że to
ślusarz,wstałemi otworzyłem…Idosłownie opadłamiszczęka, kiedyznalazłemsię
oko w oko z kobietą, która tak mocno zawróciła mi w głowie. Wyglądała, jakby
dopiero co wyszła z pracy – włosy miała ściągnięte na czubku głowy w kok i wciąż
byłaubranawfartuch.Zamierzałemjązapytać,jakimcudemudałojejsięwyrwaćtak
wcześnie,alenawidokwzroku,jakimspiorunowałaRoyal,isposobu,wjakizacisnęła
ustawcienkąlinię,zrezygnowałem.Niezaszczyciłamnienawetjednymspojrzeniem.
–Cześć–powiedziałem.
Oczy w kolorze skłębionych, burzowych chmur odnalazły moje i na jej twarz
wystąpiłlekkirumieniec.
–Cześć.
–Wcześnieskończyłaś.
SantazerknęłaznowunaRoyal,którawłaśniewstałaiszłaterazwstronędrzwi.
–Tak.Okazałosię,żejednazmoichkoleżanekprzyszławcześniej,ajamartwiłam
się o ciebie. O to, jak się czujesz po wizycie u taty. – W jej głosie nie dało się nie
zauważyćoskarżycielskiejnuty.
Zmarszczyłemczoło.Byłemurażonymyślą,żewogólemogłojejprzyjśćdogłowy,
żemógłbympoświęcićczas,którychciałemzniąspędzić,komukolwiekinnemu.Była
jedyną osobą zdolną poprawić mi samopoczucie po spotkaniu z Philem. Z całej siły
chciałem, żeby w to uwierzyła. Royal wyjrzała ponad naszymi głowami – frontowe
drzwi awaryjne otworzyły się i do środka zajrzał gość w roboczym kombinezonie,
trzymającywdłoniskrzynkęznarzędziami.
–Ktośsiętuzatrzasnął?
Santa przestąpiła nerwowo z nogi na nogę, przepuszczając Royal. Mijając mnie,
sąsiadka mrugnęła do mnie, poklepała Santę po ramieniu i ruszyła w stronę swoich
drzwi.
–Dziękizapomoc,Nash–rzuciłanapożegnanie,apodadresemSantydodała:–To
dobrychłopak,słonko.Niedajmuodejść.
Cofnąłem się o krok i przyglądałem się Sancie, która najwyraźniej toczyła ze sobą
walkę o to, czy wejść do środka, czy nie. Niezdecydowanie i strach wyzierały z jej
bladej twarzy, widoczne jak na dłoni. Ten widok sprawiał, że aż mnie mdliło.
Postanowiłem, że jeśli nie wejdzie, koniec z nami. Nie byłem w stanie dłużej tego
znosić. Lubiłem ją, podobała mi się – i to bardziej niż ktokolwiek inny – ale cała ta
niepewność,pogońzaniedoścignionym…Byłapoprostukolejnąrzecząwmoimżyciu,
którasiępaskudniekomplikowała.Chociażzcałejsiłychciałemutrzymaćtenzwiązek,
pragnąłemjej,oczekiwałemtakżejakiejśpewności,oparcia,czegośsolidnego.
Santa podniosła rękę i zaczęła rozplątywać ściągnięte w kok włosy. Uciekła
wzrokiem w bok i prześliznęła się koło mnie, ocierając się przy tym lekko o moją
pierś. Zamknąłem za nią drzwi i podszedłem do niej. Przycupnęła na podłokietniku
kanapy.
–Dzięki,żeprzyjechałaś.
Ledwiezauważalneskinięciepodbródka.
–Napewnojestciciężko.KiedyPhilopuszczałszpital,niedawalimuzbytdobrych
rokowań…
Stanąłem przed nią i podniosłem palcem jej podbródek, zmuszając, żeby spojrzała
miwoczy.Podperłowąszarościąjejtęczówekczaiłysięciemniejsze,łupkowecienie.
–Poprostupomogłemsąsiadce.Wieszotym,prawda?
Przymknęła oczy, ukrywając przede mną kłębiące się w nich uczucia,
odzwierciedlającemyśli.
–Nieważne.Niczegosobienieobiecywaliśmy.
Noimasz.Jachciałemwięcejiwięcej,aona…Onanajwyraźniejnieoczekiwała
ode mnie niczego. Poczułem, jak żołądek wypełnia mi chłód, i cofnąłem się o krok.
Widzącto,zerknęłanamnie,marszczącniepewnieczoło.
–Szkoda,Santa.–Westchnąłem,zrezygnowany.–Chciałbym,żebybyłoinaczej.Nie
wiem,ocowtym–wskazałemrękąnasiebieinanią–wszystkimchodzi,aleto,co
nas łączy, wiele dla mnie znaczy… Jeśli jesteś innego zdania, nie chciałbym być po
prostugościem,któregotrzymaszsiękurczowo,bouważasz,żeniktinnycięniezechce.
Niewystarczamito.Cowięcej,czujęsięztegopowodunaprawdęgównianie,wierz
mi.
Podszedłem do drzwi, gotów je otworzyć i poprosić ją, żeby wyszła. Byłem
wściekły i rozdrażniony. Nie zawracałem sobie nawet głowy ukrywaniem tego. Nie
byłem w stanie rozdzielić gniewu i żalu, które czułem z powodu Phila, od pretensji i
goryczy,któreprzepełniałymniewzwiązkuzsytuacjąmiędzymnąaSantą.
– Chciałem, żebyś została dziś u mnie, bo jedyna osoba, której na mnie w życiu
zależało i która uważała, że jestem coś wart, umiera. A ja muszę na to patrzeć i nie
mogęniczrobić.Nicniejestwstanietegozmienić.Nictegonienaprawi,jednakkiedy
jestem z tobą… – potarłem twarz dłonią i pomasowałem sobie napięty kark – boli
trochęmniej.Sprawiasz,żechcęsięskupiaćnatym,cojestdobre,nawspomnieniach,
które czyniły mnie szczęśliwym. Ale mam wrażenie, że dla ciebie to zupełnie co
innego. Nie chcesz nawet zostać u mnie na noc, Santa. Rozumiem to – nie chcesz się
angażowaćtakjakja.Niemasprawy.Niebędęcięzatrzymywał.–Trzymałemdłońna
klamce, czując pod skórą pulsujący żar. Na samą myśl o tym, że mogłaby odejść,
krajało mi się serce, ale wiedziałem też, że taka decyzja jest słuszna, jeśli chciałem
pozostaćprzyzdrowychzmysłachizachowaćspokójumysłu.Już,jużmiałemotworzyć
drzwi,kiedynagleSantaznalazłasięmiędzymnąanimi.Położyłamidłonienapiersi,
rozcapierzającpalce.Sercezaczęłomibićszybciej,walićjakbychciałomiwyskoczyć
zpiersi,prostowjejdłonie.
–Nash…–szepnęła.
–Niemogęjużtakdłużej,Santa.Niewiemnawet,jaknazwaćto,cosięmiędzynami
dzieje.
– Przykro mi. Naprawdę. Nie chcę cię odtrącać, umniejszać tego, co nas łączy. Po
prostu nie wiem… jak mam się zachować. Nie chcę być zazdrosna ani strachliwa,
ale…aletakajestem.NawidokRoyalmiałamochotęodwrócićsięnapięcieinigdy
nie wrócić. – Przesunęła ręce wyżej i ujęła w dłonie moją twarz. – Czułabym się
lepiej, myśląc, że nieważne czy robiliście coś… podejrzanego… Nieważne, bo nie
znaczymynicdlasiebie.Jeśliniedarzyszkogośuczuciem,tenktośniemożecięzranić.
Rany,takiemyśleniebyło…niedorzeczne!Oczywiście,żetonadalmogłoboleć,bo
nawet jeśli Santa próbowała się utwierdzić w przekonaniu, że nic do mnie nie czuje,
jejreakcjawciążmnieraniła,bojaczułemcośdoniej–itoczułemjakjasnacholera!
– Świata poza tobą nie widzę! Dlaczego to do ciebie nie dociera? Nikt nie znaczy
dla mnie więcej niż ty. Nie ma dla mnie słońca, księżyca ani gwiazd na niebie, tylko
nieskończonemorzeburzowychchmurwnajpiękniejszejnaświecieszarościwtwoich
oczach.
Przesunęładłoniejeszczewyżejipowiodłapalcamipopłomieniachwytatuowanych
nad moimi uszami. Starała się mnie uspokoić, próbowała poskładać razem
pogruchotane fragmenty mojego zbolałego ego i uleczyć rany, które bezwiednie mi
zadała.
– Tak bardzo chciałabym w to uwierzyć, Nash… – szepnęła. – Nie umiem ci tego
wytłumaczyć, ale jakaś cząstka mnie z całej siły pragnie postrzegać siebie w taki
sposób,wjakiwidziszmniety…Jednakwiększa,silniejszaczęśćniechceuwierzyćw
to,żetowogólemożliwe.
Zamknąłem jej szczupłe nadgarstki w moich dłoniach. Czułem puls tętniący pod
bladąskórą.
–Czegotaknaprawdęchcesz,Santa?Czegopragniesz?
Zsunęła dłonie z mojej głowy i opuściła je na ramiona. W oczach kłębiły jej się
emocje, chmury barwy wszystkich odcieni szarości. Widziałem, jak walczy z
miotającyminiąuczuciami.
– Chciałabym, żeby twój tata wyzdrowiał i żebyś nie musiał patrzeć, jak cierpi.
Chciałabymsięcieszyćczasem,któryspędzamyrazem,jaknormalna,zwyczajnaosoba,
a nie czekać nieustannie i zastanawiać się z lękiem, kiedy świat zawali mi się na
głowę.Chciałabymdostaćawanswpracy.Chciałabym,żebymojamamazapomniałao
tacieiprzestałarozdrapywaćstarerany.Aprzedewszystkimchciałabym,żebyto,co
sięmiędzynamidzieje,niesprawiało,żejednoznasjestsmutneipełneżalu.
Tak naprawdę nie mogłem mieć do niej pretensji, ale i nie mogłem dać jej żadnej
gwarancji ani zapewnienia, że którakolwiek z rzeczy, których pragnęła, jest możliwa.
Jeśli miałem być szczery, wiedziałem, że niektóre z nich nigdy nie mają szans się
ziścić.
– A czego oczekujesz ode mnie? Czego ode mnie chcesz? – wykrztusiłem przez
ściśniętegardło.Przekroczyłemjużdawkęsilnychemocjinatendzień–miałemwnim
aż nadto wzruszeń. Ta rozmowa była ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłem czy
potrzebowałem.
Santa westchnęła i zobaczyłem, że burzowe chmury w jej oczach rozchodzą się,
ustępującczystej,spokojnejszarości.
–Chcęciebie,Nash.Zawszeciępragnęłam.Wiemtylko,żeczujęsięztobądobrze.
– Ale dlaczego jesteś tak głęboko przekonana, że cię skrzywdzę? Że wszystko
spieprzęicięrozczaruję?
Uśmiechnęłasiędomniekrzywoiwsunęłaręcezakołnierzykmojejkoszulki,żeby
pogładzićmójkark.
– Bo tak się pewnie stanie, wcześniej czy później. Ale wcześniej naprawdę
chciałabymsięnacieszyćwszystkim,cosięmiędzynamiwydarzy.
Jakmiałemztymwalczyć?Jakmiałemjązapewnić,żejestinaczej,skorowydawała
się taka pewna, że jeśli pozwoli sobie na więcej, jeśli zaufa temu, co między nami
rozkwitało,zamiastzamartwiaćsięnieustannietym,comożesięwydarzyćczycosię
wydarzyło,możemyuczynićto,cosięmiędzynamidziejeczymśtrwałymipewnym?
Miałemochotęsięzniąwykłócaćiprowokowaćją,żebyzmusićdodostrzeżenia,iż
tocoświęcejniżromans,coświęcejniżcudownyseksdwojgastworzonychdlasiebie
ludzi.Chciałem,żebyczuła,wiedziała,żeniezdołałbymprzejśćprzeztopiekło,które
rozpętało się w związku z Philem i nowym salonem, bez jej łagodności, troski i
cierpliwości. Niestety, jej dłonie wędrowały po moim ciele, a jej usta znalazły się
nagle na moich. I chociaż wiedziałem, że celowo stara się mnie odwieść od
kontynuacjitejrozmowy,uznałem,żeniebędęjejpowstrzymywał.
Jeżelitobyłjedynysposób,żebyśmymoglibyćrazem–musiałemsięztympogodzić
ichwilowotymzadowolić.Wkońcubyłemtylkofacetem…awżyciubywałygorsze
rzeczy niż wspaniała, napalona na ciebie dziewczyna, próbująca zaciągnąć cię do
łóżka.Niemówiącjużotym,żeSantanaprawdęmniepragnęła–wiedziałemotym–i
udowadniałatorazzarazem.Uznałem,żemuszępoprostuzdecydowaćwreszcie,czy
powód,dlaktóregomniepożądała,wystarczy,podczasgdysampragnąłemofiarować
jejwszystko,comiałem.
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
SANTA:
M
ało brakowało, a wszystko bym schrzaniła. Sama myśl o tym sprawiała, że krew
ścinała mi się w żyłach. Musiałam go dotknąć. Musiałam złagodzić ból, który mu
zadałam, sprawić, żeby rany przestały krwawić. Przecież widziałam, jak moje
wahanie,mójopórsprawiały,żeciemniałymuoczy,austawykrzywiałgorzkigrymas.
Nawetpomimoiżbyłwyraźnierozczarowany,nigdynieprzestawałsiękontrolować–
nigdy nie pozwolił sobie na ostre słowo, co jeszcze bardziej to wszystko
komplikowało. Znalazłam się w kropce… zrobiłam więc jedyną rzecz, co do której
byłam pewna, że na chwilę rozwieje jego ponure myśli i odwróci jego uwagę:
pocałowałam go, wsunęłam mu dłonie pod ubranie i przywarłam do niego całym
ciałem.Byłcałyspiętyiniechętniereagowałnamojepieszczoty–zpoczątku,alejak
zwykle,kiedybyliśmyrazem,wkrótcepojegooporzeniebyłośladu.
Widok Royal, siedzącej jakby nigdy nic na jego kanapie, obudził moje wszystkie
lęki, wszystkie obawy, zabrał całą pewność siebie i sprawił, że nabrałam ochoty, by
dać nogę i nigdy już nie wrócić. Przez głowę przewalały mi się niczym fale
wzburzonego oceanu setki pytań. Dlaczego chce ze mną być i ile czasu minie, zanim
znajdzie sobie kogoś normalnego, kogoś bez moich jazd, niewracającego co rusz do
przeszłości. Gdyby nie widok prawdziwej radości i ulgi, które zalśniły w jego
fioletowychoczach,kiedyzobaczyłmniewdrzwiach…uciekłabyminigdywżyciujuż
siędoniegonieodezwała.Nienawidziłamsiebiesamejzato,żetakzareagowałamiże
byłamtakasłaba.Miałamprzeztowrażenie,żeutknęłamnadobrewprzeszłości.Nie
mogłam tego znieść, więc kiedy spróbował drążyć temat, zbyłam go. Próbowałam
chronićsamąsiebie,strzecwłasnegoserca,niewiedziałamjednak,żemojesłowatak
bardzogoporusząiżejegosercejesttaksamokrucheiwrażliwejakmoje.
Kiedykazałmiwyjśćipodeszłamdodrzwi,jakbytowszystkonaprawdęmiałosię
zakończyć…czułam,jakkrewprzestajemikrążyćwżyłach,serceścinalód,azpłuc
ucieka mi całe powietrze. Nie mogłam dać mu wszystkiego, czego pragnął – gdybym
się na to zdecydowała, zbyt mocno bym się obnażyła – jednak musiałam jakoś
utwierdzić go w przekonaniu, że jest dla mnie równie ważny jak ja dla niego. A
jedynymsposobem,żebymutoudowodnićbezsłów,byłseks.Jasne,pragnęłamNasha
ionotymwiedział,alewątpię,żebydomyślałsię,żetooznaczacośznaczniewięcej.
Nie miałam po prostu pojęcia, jak mu to wszystko wyjaśnić, żeby nie wziął mnie za
świruskęczyniedojrzałąemocjonalniegówniarę.
Wydałam z siebie zaskoczony okrzyk, kiedy przycisnął mnie nagle do drzwi i
zanurzyłpalcewmoichwłosach.Jegooczyzalewałymniefalamirozpalonegobłękitui
fioletu.
–Wiesz,żekiedyśbędziemymusieliskończyćtęrozmowę,Santa?
Wsunęłammudłoniepodkoszulkęiprzejechałampalcamipożebrach.
Miałzawszetakąciepłąskórę!Zawszewydawałsiętakisilnyipełenżycia,czułam
sięprzynimtakabezpieczna…Samfakt,żepozwoliłmidecydować,narzucaćtempo,
wjakimnaszzwiązeksięrozwijał,sprawiał,żeczułamsięnajsilniejsząinajmocniej
pożądanąkobietąnaświecie.Tobyło…odurzające.Niemogłamtakpoprostuztego
wszystkiego zrezygnować – nawet jeśli miało to być wszystko, na co obydwoje
mogliśmykiedykolwiekliczyć.
–Aletomożezaczekać,Nash.
Przesunęłam wargami w górę po jego szyi. Czułam, jak przełyka ślinę.
Nienawidziłam myśli, że w tak trudnym okresie życia, mając na głowie tyle spraw –
nie mówiąc już o umierającym ojcu – musi jeszcze użerać się ze mną i moimi
fanaberiami.
Ucałowałmojąskrońiprzejechałjęzykiempomoimuchu,sprawiając,żezadrżałam.
–Nieteraz–usłyszałamjegoszept.–Alewkrótce.
Przylgnął do mnie całym ciałem jeszcze mocniej, zmuszając do rozsunięcia nóg, a
potemopuściłdłonienamojepośladki.Zaczerpnęłamgłośnotchu,kiedypodniósłmnie
iprzycisnąłdosiebie,takżemusiałamzarzucićmunoginabiodra.Byłamwysokainie
należałam do chudzielców – nie byłam typem delikatnego kwiatuszka – ale w
porównaniu z nim wydawałam się kruszyną, więc gdy trzymając mnie w objęciach,
skierował kroki do swojej sypialni, zdawał się nawet nie zauważać mojego ciężaru.
Zarzuciłammuramionanaszyjęiprzycisnęłamustadojegoust.Wspanialebyłoczuć
jegociałoocierającesięomojewrytmjegokroków.Nawetpodszpitalnymfartuchem
iubraniemczułam,jakmojebrodawkitwardnieją,ajegociałoreagujenabliskośćpod
grubym materiałem dżinsów. Owinęłam język wokół jego języka i splotłam je w
zapierającymdechwpiersipocałunku,który–gdyjużdotarliśmydosypialni–zmusił
nasobojedozaczerpnięciagłębokopowietrza.
Nashpochyliłsię,położyłmniedelikatnienałóżku,iciągnąłprzezgłowękoszulkę.
Wiedziałam,żewidokjegonagiegociałanigdymisięnieznudzi.Wszystkietemięśnie
podzłocistąskórązakażdymrazemsprawiały,żedoustnapływałamiślinka,apalce
zaczynały mnie swędzieć, naelektryzowane pragnieniem dotykania go… Rysunki,
symbolezdobiącejegoskórę,będącenierozłącznączęściątego,kimbył,iczyniącez
niego chodzącą galerię sztuki tylko dodawały mu uroku. Jego ramiona pokrywały
wirująceirozwibrowanewszystkimikoloramitęczytatuaże,przyciągającewzrok,ale
to smoka, innego obrazka na jego skórze, chciałam zawsze dotykać. Skrzydła, ogień i
łuski,którezasłaniaływiększośćjegopotężnegociała…Tobyłotak,jakbymiałdrugą
skórę, którą w całej okazałości dane było oglądać tylko nielicznym wybrańcom. A ja
byłamjednąznich.
Nashzacząłrozpinaćpasekodspodniispojrzałnamnie,unoszącbrew.Usiadłamna
łóżkuizdjęłambluzę.Szpitalneubranianienależałydozbytseksownychstrojów,ale
najwyraźniejniemiałnicprzeciwkonim.Oczyrozbłysłymu,kiedyznalazłamsięprzed
nimnałóżkuwsamejbieliźnie.Dosłowniepożerałmniewzrokiem.Wreszciesięgnął
kumniepalcemipowiódłnimodmojegoobojczykadorowkamiędzypiersiami.
–Uwielbiamtwojepiegi–wymruczał.
Zadrżałam, ale już po chwili, na widok jego spojrzenia i miny, moje ciało ogarnął
żar;miałamwrażenie,żeroztapiamsiępodjegowzrokiem.Wyciągnęłamrękę,żebygo
dosiebieprzyciągnąć,aleNashzamiasttegopochyliłsięitymsamympalcemodsunął
jednązmiseczekmojegostanika.Obnażonabrodawkawyprężyłasięwgotowościpod
jego językiem. Wiłam się i wierciłam pod jego pieszczotą, podczas gdy on ssał ją,
lizał, przygryzał i zataczał dookoła niej malutkie kółka językiem. Sięgałam
spazmatycznie ku jego króciutkim włosom i odrzucałam głowę na kołdrę – był taki
skrupulatny,takbezresztyskupiałsięnapieszczeniumnie!Wkońcuniewytrzymałam–
podniosłamgłowę,żebymupowiedzieć,żebyściągałwtejchwilimajtkiizabrałsię
dorzeczy,alewtejsamejsekundzieprzesunąłustanamojądrugąpierś,poświęcając
jejniemniejuwaginiżpierwszej.
Kiedy skończył ją pieścić, dyszałam i miałam wrażenie, że za chwilę eksploduję.
Nash zdjął mi stanik i przesunął się wyżej na łóżku. Sądziłam, że teraz wreszcie
ściągnie mi majtki i przejdziemy do głównej części rozrywkowej – pragnęłam go tak
desperacko,żemojeciałodrżałoodwyczekiwania,gotowenajegoprzyjęcie…Jednak
wydawał się wcale nie spieszyć i najwyraźniej nie zamierzał zakończyć swoich
słodkichtortur.Ściągnąłdżinsyiprzezchwilęnapawałamsięwidokiemimponującego
wybrzuszenia na przedzie jego bokserek. W tym facecie nie było ani jednej rzeczy,
którą chciałabym zmienić, a kiedy głęboko zaczerpnął tchu i wypuścił powoli
powietrze,pozbawiałmnieostatniejczęścigarderoby.Skrzydławytatuowanenajego
żebrachzdawałysiętrzepotać.
Oczymupociemniały,anajegolśniącąskóręwystąpiłrumieniec.Cośsiędziałow
tej ostrzyżonej na jeża głowie. Coś, czego nie mogłam rozgryźć. Ale kiedy ułożył się
międzymoiminogamiipocałowałwnętrzejednegozud,przygryzającskórę,apotem
podniósłtęnogęipołożyłsobienaramieniu–jużwiedziałam.
Wciąguostatnichkilkumiesięcybardzoczęstosiękochaliśmy–całkiemmożliwe,
żenawetwięcejniżczęsto–iterazseksoralnyniebyłjużdlamnieczymśnowymani
przerażającym.Nashbyłwtymdobry,ajazawszeczerpałamzjegopieszczotogromną
przyjemność, jednak tym razem… Tym razem było inaczej. Tym razem to nie był
zwykłyseks.Tobyłocoświęcej.Nashniepróbowałpodkręcićtemperaturyczymnie
podniecić.Oddawałmihołd.Starałsięmipokazać–wjeszczejeden,nowysposób–
zajakpięknąiidealnąkobietęmnieuważa.
– Nash…? – Na wpół wydyszałam, na wpół wyszeptałam jego imię. Jego usta i
dłonie robiły rzeczy, które sprawiały, że traciłam przytomność. Kiedy przesunął
powolijęzykiemponajwrażliwszympunkciemiędzymoiminogami,zacisnęłamdłonie
kurczowonakołdrze.
– Mmm? – wymamrotał, a ja krzyknęłam, bo zrobił to, przygryzając jednocześnie
mojąłechtaczkę,iwibracjesprawiły,żeniemalodleciałam.
Moje nogi spoczywały na jego szerokich ramionach, dłońmi przytrzymywał moje
biodra, a jego ciemna głowa spoczywała między moimi udami. Jego zaangażowanie
sprawiało, że czułam się perwersyjna i rozpustna. Zamarłam, czując wzbierające u
podstawy kręgosłupa lekkie dreszcze, a kiedy usta Nasha ustąpiły miejsca zgrabnym,
czułym palcom, wystarczyło jedno delikatne muśnięcie i było już po mnie. Jak przez
mgłę czułam, że obsypuje pocałunkami mój drżący brzuch, czułam jego dłonie,
błądzącepomoimcielewoczekiwaniunaodwzajemnieniepieszczot,aletojegooczy
–takciemne,takbardzonamnieskupione–sprawiły,żemojeserceuspokoiłosię,a
natrętnegłosywmojejgłowiewreszcieucichły.
Pozwolił, żeby moje nogi zsunęły się z jego ramion, i pogładził palcami skórę tuż
podmoimbiustem.
– Jesteś taka słodka. W środku i na zewnątrz. – Miał zachrypnięty głos, więc
wyciągnęłamdoniegoręceiprzyciągnęłamdosiebie.Zawszemówiłmitakierzeczy:
żejestempiękna,żejestmuzemnącudownie.Czasamizapewniałmnie,żeznikimnie
byłomuwłóżkutakdobrzejakzemną.Nigdymunatonicnieodpowiadałam,aletym
razemniemogłamniezareagować.
– Dziękuję – wymamrotałam, ale nawet w moich uszach zabrzmiało to słabo i
banalnie.Przyjmowaniekomplementówniepowinnobyćtakietrudne!Sposób,wjaki
Nash mnie postrzegał, odbicie mnie samej w tych fiołkowych oczach było
najpiękniejsząrzecząnaświecieicoraztrudniejbyłomiudawać,żeniewidzę,iledla
niegoznaczę.
A jednak jedno moje proste słowo wystarczyło, żeby w tych oczach zatańczyły
blaskiicieniewewszystkichodcieniachbłękitu.Podźwignąłsięnaramionachjakdo
niezgrabnejpompki,żebymmogłaoswobodzićzbokserekjegopulsującąerekcję.Jego
penis wysunął się z nich, nabrzmiały i gotowy… I przystrojony nową ozdóbką.
Zamrugałamispojrzałamnaniegopytająco.
–Dlaczegomaszwczłonkukółeczko?
Parsknął śmiechem – chyba bardziej z powodu użytego przeze mnie medycznego
terminuniżsamegopytania.
–Poprostuzamieniłemsztangę.
Tuż pod krawędzią główki jego imponującego fiuta widniała obręcz z cienkiego
metalu, opasująca niemal cały jego obwód. Srebrna biżuteria była fascynująca. Nie
byłam specjalistką od piercingu, ale nigdy nie widziałam nic podobnego – a już tym
bardziejwpołączeniuzkolczykiemnaczubkujegofiuta,któregobyłamwielkąfankąi
którypotrafiłpodczasseksuzdziałaćcuda.
–Maszklejnotywklejnotach!
Moje słowa sprawiły, że roześmiał się w głos, otoczył mnie ramieniem i obrócił
nas,takżeterazsiedziałamnanimokrakiem.Założyłręcezagłowęiuśmiechnąłsiędo
mnieszeroko.
–Lubięjezmieniać.Będziefajnie,zaufajmi.
Niewątpiłamwtoaniprzezchwilę.Pierwszyraz,odkądzaczęliśmyzesobąsypiać,
naprawdę żałowałam, że jestem zbyt zahukana i przerażona, żebym odważyła się
rozmawiać o tym, co nas łączy. Jeżeli to był związek, relacja partnerska, mogłabym
przejśćnatabletkiiczućgojużzachwilęwsobie,twardegoigorącego,zcałymtym
gładkimmetalem,bezrozdzielającejnaswarstwylateksu.Samamyślotymwydawała
sięcudownaibyłamnasiebiewściekła,żesamasobieutrudniamżycieiniepotrafię
sięzdecydować,comniełączyztymwspaniałym,niesamowitymmężczyzną.
Sięgnęłamdoszafkiwposzukiwaniupaczkiprezerwatyw,którątamtrzymałam.Gdy
ja byłam zajęta szperaniem za kondomami, on przeciągnął opuszkami kciuków po
moich żebrach. Zawsze, kiedy mnie dotykał, był taki pełen szacunku, taki delikatny…
Nawet taka prosta pieszczota sprawiała, że serce zaczynało mi bić mocniej, a puls
przyspieszałwoczekiwaniutego,comiałozachwilęnastąpić.
Zanim nałożyłam mu prezerwatywę, poświęciłam chwilę, żeby zapoznać się z jego
nowąozdóbką.Jejkształtpodmoimipalcami,gładkośćisposób,wjakiprzyjmowała
żarjegorozpalonegociała,obiecywałydobrązabawę.Chciałamgopieścićustami,ale
powstrzymałmnie,zanurzającmidłoniewewłosy.
–Nietymrazem…
Podniosłam brew, ale wziął ode mnie prezerwatywę i naciągnął ją na
wzwiedzionego penisa, a potem podciągnął mnie wyżej i nakierował wprost na
koniuszekswojejpulsującejerekcji.Zrozumiałam,żechcemiwtensposóbdaćcośdo
zrozumienia. Że próbuje pokazać mi coś, czego nie chciałam usłyszeć z jego ust.
Ponieważ jednak byliśmy w to zaangażowani oboje, pragnęłam, żeby on także
zrozumiał,żeniejestmiobojętny.Niewiedziałampoprostu,jaksiędotegozabraći
próbowałam być realistką – ukrywać wszystkie uczucia, dzięki czemu czułam się
bezpieczna.
Niemiałamszansypokazaćmu,coczuję,anisięodwzajemnić,bozanimzdążyłam
pomyśleć,wdarłsięgłębokowemnieistraciłamzdolnośćmyślenia.Nashbyłwielki–
itopodkażdymwzględem.Wielkabyłakażdaczęśćjegociała.Jegopenisbyłgrubyi
nabrzmiały,więcdodatekwpostacikolczykajeszczemocniejnaparłnamojewrażliwe
wnętrze,agdypoczułam,jakgładki,ciepłymetalprzesuwasięwemnie…mogłamsię
skupić tylko na obezwładniającej przyjemności. Nacisk był większy niż zazwyczaj,
doznania głębsze. Miałam wrażenie, że dojdę, zanim jeszcze wsunie się we mnie
cały…
–Orany…
Nashroześmiałsię,cotylkospotęgowałodoznania.Otworzyłamoczy,żebyspojrzeć
na niego, podczas gdy był we mnie zanurzony. Przypuszczałam, że najbardziej lubi,
kiedyjestemnagórze,bowówczasbyłamzmuszonapatrzećmuwoczy.Wtejchwili
wyglądałnabardzozadowolonegozsiebie.
– Będzie jeszcze lepiej, ale musisz się poruszać, Santa. – Podniósł dłonie i nakrył
nimimojepiersi.
Odrzuciłamgłowęnaplecyijęknęłam,alezarazposzłamzajegoradąizrobiłamto,
o co prosił. Zaczęłam go ujeżdżać, poruszać się w górę i w dół, a kółeczko w
połączeniu z kolczykiem księcia Alberta ocierały się o mnie, doprowadzając do
szaleństwa.Zwinęłamdłoniewpięści,wsparłamnajegopiersiiobserwowałam,jak
misięprzygląda.Oiletowogólemożliwe,jegooczyciemniałyzkażdąchwilą,która
zbliżałamniedospełnienia.Zmieniłamniecopozycjęiprzyszpiliłamgodoposłania,
wsłuchując się w jego coraz szybszy oddech, napawając się coraz gwałtowniejszym
falowaniem jego piersi. Byłam już blisko – tak bliziutko! – i wiedziałam, że jeśli
poproszę, żeby mnie dotknął albo sama sięgnę między własne nogi, żeby to zrobić,
zatracę się. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, żeby błagać go o dotyk, który
zakończymojesłodkietortury,alezanimzdążyłampomyśleć,Nashnagleusiadłprosto
iprzekręciłmnienaplecy.
Pochylał się teraz nade mną, trzymając moją twarz w dłoniach. W oczach lśnił mu
dzikiblask,akiedyspróbowałamgozapytać,cowyprawia,zamknąłmiustanamiętnym
pocałunkiemizacząłporuszaćsięwemniegwałtownie,wchodzącwemnietakmocno
iszybko,jakbynagleopętałgojakiśdemon.Mogłamtylkoprzyjmowaćtobezsłowa,
bo i tak już zaledwie cienka jak włos granica dzieliła mnie od orgazmu. Wpiłam mu
paznokciewramionaipoczułam,jakskórapodnimiustępuje.Wystarczyłjedenruch
jegojęzykawmoichustach,jednoukąszeniewwargęipoddałamsiędreszczowi,który
wydawałsięwywracaćmnienanice.Trzymałamsięgokurczowoipozwoliłam,żeby
wchodził we mnie i wycofywał się raz za razem, dopóki nie wtulił twarzy w moje
ramięiniejęknął,kiedysamdotarłnaszczyt.Toniebyłzwyczajnyseks.Tymrazem
Nashdałmicząstkęsiebie,chcąc,żebymzachowałająnazawsze.
Przestał gładzić mnie po twarzy. Nie poruszał się. W uchu dźwięczał mi jego
urywanyoddech,anapiersiczułamdudnieniejegoserca.Przesunęłamczulepalcami
po kręgosłupie wytatuowanego smoka i poczułam, jak ciałem Nasha pod moim
dotykiemwstrząsadreszcz.
– Przy tobie czuję się, jakbym rozpadał się na milion kawałków, wiesz, Santa? –
wychrypiał.
–Przykromi.
Westchnąłiprzekręciłsięnaplecy,takżeterazleżałamznowunanim.
– Po prostu nie zapomnij poskładać mnie do kupy, kiedy już ze mną skończysz,
dobra?
Nie wiedziałam, co mu na to odpowiedzieć – nie mogłam mu tego obiecać.
Wsunęłam mu dłonie pod ramiona i ukryłam twarz na jego piersi. Nie był zbyt
wygodnymsubstytutempoduszki,alemiałamochotętakleżećileżeć,dokońcaświata.
–Czymogęzostaćnanoc,Nash?–spytałamcicho.Niemogłammudaćwszystkiego,
czegoodemniepragnął,więctomusiałochwilowowystarczyć.
Westchnąłizmierzwiłmiwłosynaczubkugłowy.
–Chciałbym,żebyśkiedyśdałasięprzekonać,żenawetniemusiszotopytać.
Niewiedziałam,czytowogólemożliwe,alemiałamnadzieję,żejeślitakachwila
nastąpi,staniesiętowjednymztakichcudownychmomentów,kiedyleżeliśmywtuleni
wsiebie,acałyświatprzestawałistnieć.
NastępnegoporankaNashwyskoczyłzłóżka,klnącpodnosem,żesięspóźni–cona
pewno miało wiele wspólnego z faktem, że obudziłam się pierwsza i nie mogłam się
oprzećchęcibliższegozapoznaniasięztymjegomałymkółeczkiem.Byłampewna,że
takaformapobudkimusięspodobała,alekiedybyłojużpowszystkim,poderwałsię
jakoparzony,mamrocząccośotym,żemusizadzwonićdojakiejślaski,którazdaniem
Phila mogła im pomóc w salonie, a także zajrzeć do niego i spotkać się z gościem,
którypomagałimwnowymsalonie.Załatwiałostatniotakwielespraw,októrychnie
miałam pojęcia, że byłam zdziwiona, że w ogóle ma jeszcze ochotę zawracać sobie
mnągłowę.
Dałmisłodkiegobuziaka,powiedział,żebymzrobiłasobieśniadanie–czycotam
zechcę – i wypadł przez drzwi niczym wytatuowane tornado. Nieraz zdarzało się, że
zostawał u mnie rano, kiedy musiałam wyjść wcześnie do pracy, ale dziwnie było
znaleźćsiępodrugiejstroniebarykady.Robiłamsobiewłaśniekawę,ubranawjedenz
jego stanowczo na mnie za dużych T-shirtów, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
Początkowozamierzałamjezignorować–wkońcuniebyłamusiebie,więcnieczułam
się zobligowana otwierać – ale usłyszałam, jak ktoś po drugiej stronie drzwi woła
mniepoimieniu:
–Santa?TuRoyal.Czymożemyprzezchwilkępogadać?Wiem,żetamjesteś,bona
parkingustoitwojajetta…
Uhm… Nie miałam najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. Tym bardziej po tym, co
wydarzyłosięwczoraj.Niechciałam,żebydomyśliłasię,jakzazdrosnabyłamoto,że
spędziławczorajczęśćwieczoruzNashem,alemimotopodeszłamdodrzwi,żebyjej
otworzyć.
Na jej widok zamrugałam gwałtownie i dosłownie opadła mi szczęka.
Ciemnoczerwone włosy miała ściągnięte w ciasny kok, była nieumalowana, a na
dodatekubranawgranatowo-czarnypolicyjnymundurgliniarzyzdenverskiegopatrolu.
Pod pachą miała policyjną czapkę, a u pasa – pistolet w kaburze. Nie mogłam
uwierzyć,żetotasamadziewczyna,którąwidziałamtuwczorajwróżowychszpilkach
iobcisłychdżinsach.
–Eee…jesteśgliną?
Prześlizgnęła się obok mnie i weszła do kuchni, w której parzyłam właśnie kawę.
Czuła się tu najwyraźniej jak u siebie, bo zaczęła szperać w szafkach, dopóki nie
znalazła kubka. Powinnam była zaprotestować, ale nadal byłam w szoku
spowodowanymwidokiembroniujejboku.
– Taaa – mruknęła i podała mi kubek z kawą, a potem sama poczęstowała się bez
pytania.
–Słuchaj,chciałabymcicośwyjaśnić.Chodziotwojegofaceta.
Jużmiałamzaprotestowaćipoinformowaćją,żeNashwcaleniejestmoimfacetem,
aleuciszyłamnieskrzywieniemust.
– Mam kiepski humor i jestem uzbrojona, więc lepiej ze mną nie zaczynaj, młoda.
Wczoraj wieczorem zatrzasnęłam w swoim mieszkaniu klucze. Zostawiłam telefon w
aucie, więc zostałam na lodzie. Nash pozwolił mi u siebie poczekać na ślusarza i
pogadaliśmysobieprzyokazjiotobie.Czywiesz,jakwielupalantówwykorzystałoby
taką sytuację, żeby spróbować ze mną jakichś sztuczek? Albo ilu zrobiłoby coś
gorszego,tylkodlatego,żeniemiałamkontaktuzeświatemigdziesiępodziać?
Cóż,niemogłamnieprzyznaćjejracji,więcskinęłamtylkowmilczeniugłową.
– Większość kolesi to dupki. Mówię serio, Santa. Ale Nash na pewno nie jest
jednym z nich. Wiem, że między wami coś się dzieje. I cokolwiek to jest, powinnaś
otworzyć wreszcie oczy, złotko. Ten facet oszalał na twoim punkcie, a to naprawdę
kawałsolidnego,dobregochłopa.Superseksownego,anadodatekmiłegociacha.Czy
wiesz,jakrzadkosiętacytrafiają?Tocholerny,jednorożec!
Sięgnęłam po swoją kawę i nadal wybałuszałam na nią oczy, jakby była jakimś
rzadkimokazemwzoo.
–Atakprzyokazji…mojamatkabyłatądrugą.Jestemdzieckiemlistonosza…cóż,
taknaprawdęmaklera,jeślichodziościsłość,aletoniemanajmniejszegoznaczenia.
Nigdy, przenigdy nie wpakowałabym się w czyjś związek. Wystarczy, że byłam
świadkiemkatuszy,jakiemojamamaprzeżywała,czekając,ażtamtenkutafonzostawi
swoją żonę. Nic nie poradzę na to, że mam fajne cycki i natura pobłogosławiła mnie
zajebistymiwłosami.Niejestemtypemfemmefatale,którapodkradalaskomfacetów.
Jejsłowabrzmiały,jakbyzdradzałamibolesnysekret,więcodchrząknęłamtylkoi
spróbowałamsięjakośwytłumaczyć.
–Natwojąniekorzyśćprzemawia,żejesteśślicznaimieszkasznaprzeciwko,ale…
tomogłabyćjakakolwiekinnafajnalaska,Royal.Wtakimtowarzystwiefaceciłatwo
sięzapominają.
Poczęstowałamnieseriąniecenzuralnychsłów,któresprawiły,żeażcofnęłamsięo
krok. Bez dwóch zdań była ucieleśnieniem sprzeczności – prawdziwa ślicznotka z
odznakąpolicyjną…iniewyparzonągębą.Klęłajakszewc!
–Naprawdęniezdajeszsobiesprawyztego,żeprzeginasz?Żadnalaskaniejestw
staniezawrócićmuterazwgłowie!Światapozatobąniewidzi!Niejesteśmyklockami
Lego, które można sobie dowolnie wymieniać i łączyć w różne kombinacje tylko
dlatego,żedosiebiepasujemy!Jeżelioncimówi,żeciępragnie,żezależymunatobie
–jakinaczejmacięotymprzekonać?Jeżeliniewierzyszmuzpowodutego,przezco
przeszłaś, skup się na tym, co chce ci pokazać! Czyny zawsze przemawiają lepiej od
słów. – Sięgnęła po czapkę i nasunęła ją sobie na czoło, a ja przechyliłam głowę na
ramięiprzyglądałamjejsięwmilczeniuprzezdługąchwilę.–Zdajeszsobiewogólez
tegowszystkiegosprawę?Docieratodociebie?–Odstawiłakubekdozlewu.–Nash
jestsuperfacetem,atywydajeszsięsuperlaską.Natymłezpadoleniemazbytwielu
dobrych ludzi, którzy znajdują swoje drugie połówki. A poza tym, chciałabym się z
tobązaprzyjaźnić.
Cóż,tegosięniespodziewałam.
–Cotakiego?Aledlaczego?–Trzebaprzyznać,żetrochęmnieprzytkało.
– Bo dziewczyny przeważnie mnie nie lubią. Wszystkie co do jednej uważają, że
mam zamiar poderwać im faceta, albo świrują, kiedy dowiadują się, że jestem gliną.
Mam dwadzieścia trzy lata, Santa, i nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz
przyjaźniłam się z kimś innym niż chłopak. Mój najlepszy przyjaciel to mój partner,
Dominic.Chodziliśmyrazemdoszkołyiwspólnieprzetrwaliśmyakademię.Gdybynie
on,byłabymnaprawdęsamotnajakpies.Aniechcęsiętakczuć.
Gapiłam się na nią w milczeniu, starając się przetrawić słowa, które właśnie
usłyszałam.
–Gdybymbyłanatwoimmiejscu…GdybymmiałatakiegofacetajakNash–podjęła
– skłonnego dać ci wszystko, co ma, nie ryzykowałabym utraty tego tylko dlatego, że
bojęsię,coztegowyjdzie.Ateraz,wybacz,muszęsięzająćłapaniemzłoczyńców.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, zabrałam swoją kawę i klapnęłam na kanapę.
Przed wyjściem chciałam jeszcze skoczyć po zakupy, żeby zaopatrzyć Nasha w
podstawowe produkty spożywcze. Ile można jechać na samej pizzy i piwie? I to w
takimtrudnymokresieżycia,kiedywszystkowalicisięnagłowę?Naprawdę,wgłębi
duszy czułam palącą potrzebę zatroszczenia się o niego, ale w tej chwili nie
zamierzałamtegoroztrząsać.
W ciągu ostatnich kilku dni wiele się wydarzyło i byłam rozedrganym kłębkiem
emocji.Royalmiałarację.Nashprzezcałąnocpróbowałpokazaćmiwszystko,czego
niechciałamsłuchaćzjegoust,isprawił,żeniemogłamjużdłużejchowaćgłowyw
piasek.Byłnietylkojedynymmężczyzną,którynaprawdębyłgotówprzyjąćodemnie
więcej,niżkiedykolwiekbyłabymskłonnaprzypuszczać,żepotrafiędać,alemiałteż
wyszczekaną i emanującą aurą „nie zadzieraj ze mną” sąsiadkę, która była gliną
wyglądającą jak gwiazda filmowa i chciała się ze mną zaprzyjaźnić. Nie miałam
pojęcia,dojakiejalternatywnejrzeczywistościtrafiłamiczyimżyciemzaczęłamnagle
żyć, ale byłam stuprocentowo pewna, że znalazłam się w zupełnie innej bajce niż ta,
którą znałam. I nie wiedziałam, czy to najlepsza rzecz, jaka mnie dotąd w życiu
spotkała,czymożenajgorsza.
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
NASH:
W
salonie szło lepiej, niż mógłbym sobie wymarzyć w najdzikszych snach. Zeb był
istnym czarodziejem i najprawdziwszym wizjonerem. Ostateczny projekt, który nam
przedstawił, był ucieleśnieniem oldskulowego straganu z cudami, przeniesionego
wprostznadmorskiejpromenady,aponieważmojeżycieprzypominałoostatniojeden
wielkicyrk,bardzomitopodpasowało.Wystrójbyłtrochęstaroświeckiikiczowaty,
ale sam pomysł okazał się naprawdę zajebisty i wszystkim nam spodobało się, jak
odmienny jest od uporządkowanego chaosu panującego w naszym macierzystym
salonie. Każde ze stanowisk sześciu artystów, którzy mieli tu pracować, było
stylizowane na atrakcję z gabinetu osobliwości z lat trzydziestych. Mieliśmy
wymalowanych na ścianach siłacza, kobietę z brodą, wytatuowaną damę, wróżkę,
pogromcę lwów, połykacza mieczy i cudacznego wilkołaka. Zeb chciał to wszystko
okrasićstaroświeckąmachinądosprawdzaniasiły,vintage’owąbudkądozdjęćijedną
zprzyprawiającychogęsiąskórkęmaszynprzepowiadającychprzyszłość,któramoim
zdaniemstanowiłabywisienkęnatorcie.Zadbaliśmyteżospecjalnedotykoweekrany,
na których potencjalni klienci mogli oglądać w wysokiej rozdzielczości prace i
projektynaszychartystów.
Całość stanowiła fantastyczne połączenie staroci i nowoczesności. Chociaż
dopieszczenie samego salonu miało zająć jeszcze jakieś trzy tygodnie – czy coś koło
tego–Zebniezabrałsięjeszczewogóledogóry.Zamysłbyłtaki,żebyurządzićjąw
nieco nowocześniejszym klimacie, bardziej w stylu butiku. Jak dotąd nie zdołaliśmy
jeszczedojśćdoporozumienia,jeślichodziopołączeniejednegozdrugim.Sądzę,że
dlatego, iż był to dla nas swego rodzaju nieznany ląd, i wszyscy baliśmy się, że coś
spieprzymyalbosięośmieszymy.Ategooczywiścieniktniechciał,zważywszynafakt,
jak ciężko pracowaliśmy na nasze reputacje jako najlepszego salonu tatuażu w
metropolitalnejdzielnicyDenver.Tutajotoczeniebyłodlanascałkiemnoweiosoby,
dla których Marked było wcześniej jak drugi dom, musiały się dopiero ze wszystkim
oswajać.
Zadzwoniłem do laski, na którą tak upierał się Phil. Rozmowa była… dość
osobliwa.Dziewczynazpewnościąbyłabystraidowcipna.Kiedyzapytałem,czyma
jakieśdoświadczeniewpracywsalonietatuażu,roześmiałasięwgłosipowiedziała,
że nie ma rzeczy, której by nie potrafiła. Właściwie nie wydawała się zbytnio
zainteresowana rozmową o pracę, dopóki nie wspomniałem, że salon mieści się w
Denver. Powtórzyłem jej to, co Phil kazał mi powiedzieć o przejrzeniu strony
internetowej,ipoprosiłem,żebywrazieczegosiędomnieodezwała.Rozłączyłasię
ze śmiechem i pomyślałem, że skończy się na skreśleniu jej z listy jako zwykłej,
rozkapryszonejmodelki.
Czekała mnie dziś jeszcze zwykła praca, ale przed Marked chciałem się gdzieś
zatrzymać,zrobićsobieprzerwę.Potrzebowałemwskazówkiwsprawieradzeniasobie
z widmem przeszłości i jedyną osobą, która przychodziła mi do głowy, kiedy
zastanawiałemsięnadtym,ktomógłbymipomóc,byłAsa.Prowadziłdawniejstraszne
życie. Nadużywał chyba wszystkiego, co się dało, dopóki nie otarł się o śmierć,
narażając także życie własnej siostry. Tamte wydarzenia zmusiły go do całkowitego
przewartościowaniaiprzemyśleniawłasnegożycia.Terazpowolistarałsięnaprawić
wszystkoizacząćodnowa.ChociażjegostosunkizAydenbyłynadalnapięteiczęsto
chłodne, cały czas starali się mozolnie, krok po kroku, iść ku lepszemu. Asa robił
wszystko,cowjegomocy,żebynieokreślałagojegoprzeszłość.
Parkowałem właśnie swojego chargera, kiedy rozdzwonił się mój telefon
komórkowy. Na ekranie widniał numer z Vegas, pod który dopiero co dzwoniłem.
Zaintrygowany,odebrałem:
–Taaak?
–Czyinformacjenastroniewaszegosalonusąaktualne?
Podczas gdy wcześniej nasza potencjalna recepcjonistka wydawała się znudzona i
lekko rozbawiona moją propozycją, teraz w jej głosie brzmiało autentyczne
zainteresowanie i dziwne podekscytowanie. Na linii prawie dało się wyczuć
wyładowaniaspowodowaneciekawościąioczekiwaniem.
–Owszem.
–Tedotyczącepracującychuwasartystówtakże?
Rany,ocojejchodziło?
Zrobiłemgłupiąminęiprzewróciłemoczami.
–Taaa.Zakilkamiesięcyplanujemyzatrudnićdodatkowokilkaosób.
– Phil to szaleniec. Ten człowiek uwielbia manipulować losami innych! –
Roześmiała się lekko i zastanowiłem się, o co Philowi mogło chodzić z tą laską.
Zdawałasięmiećnierównopodsufitem,alewiedziałemteż,żestaruszekzawszemiał
słabośćdoślicznotek.
–Słuchaj,Salem,musimykogośzatrudnić,itoszybko.Otwieramynowysalonpod
koniecmaja,awstarymmamycałyczaspracypopachy.Albowtowchodzisz,albo
nie. Nie mam czasu na pogaduszki, jeżeli ci na tej robocie nie zależy. To był pomysł
Phila, nie mój. – Nie dodałem, że zrobiłbym dla niego wszystko, byle tylko go
uszczęśliwićiwywołaćnajegotwarzyuśmiech,pókijeszczeżyje.
– Och, teraz jestem znacznie bardziej zainteresowana! – zapewniła mnie słodko. –
Słuchaj, kochaniutki, do końca kwietnia jestem zawalona robotą. W świąteczny
weekend mam imprezę Viva Las Vegas, potem sesję dla magazynu tatuażu w Nowym
Jorku, a poza tym muszę złożyć wypowiedzenie w starym salonie. W Kolorado teraz
padaśnieg,prawda?
Miałem mały problem z nadążaniem za jej szybkimi zmianami tematu –
zafiksowałemsięnafestiwaluViva.Jakomiłośnikstarychautwiedziałem,żewjego
trakcie odbywa się zjazd, na który ściągają amatorzy starych samochodów i kapele z
całego świata. Zaczynałem podejrzewać, że Phil zataił przede mną kwalifikacje tej
laski.
–Taaak,otejporzerokujesttuzimno.
–Och,wtakimraziemuszędopisaćcośdolistyzakupów!Umówmysięnapierwszy
majowyweekend,OK?Będęuwas,zwartaigotowa!
Mówiła,jakbyjużmiałatępracęwkieszeni!
– Najpierw musimy się umówić na rozmowę – zacząłem wyjaśniać, lekko
skołowany. – Zanim cokolwiek ustalimy, musisz porozmawiać z moim partnerem
biznesowymimenedżerem…
Roześmiała się chrapliwym, głębokim seksownym śmiechem. Nawet przez telefon
niedałosięniezauważyć,żebyła…wyjątkowa.
–Idealnienadajęsiędotejpracy,złotko,apozatymnigdyniebyłamwKolorado.
Tobędziefajnaprzygoda.
– Skąd to nagłe zainteresowanie? – Musiałem o to zapytać. – Podczas naszej
ostatniejrozmowywydawałaśsię…hm,niecoznudzonaizupełnieniezainteresowana.
– Salonów tatuażu jest co prawda na pęczki, ale wy, chłopaki, odwalacie kawał
świetnej roboty, a poza tym podoba mi się perspektywa pracy w salonie o dobrej
reputacji,którymyśliorozwoju.Ajeślichodziozainteresowanie…–Zawiesiłagłos,
akiedypodjęła,brzmiaławnimjakaśdziwnanuta.–Poprostutakmniejakośnaszło.
Dozobaczeniawmaju,NashuDonovan!–Rozłączyłasię,ajagapiłemsięwtelefon
jak sroka w gnat, starając się dojść, co właściwie przed chwilą się wydarzyło. Nie
żartowałem z tą rozmową o pracę i oczyma duszy widziałem już, jak żrą się obie z
Corą.Cóż,toprzynajmniejbyłobyzabawne,westchnąłemwduchu.
Wsunąłem telefon do kieszeni i wszedłem przez niewyróżniające się niczym
szczególnymdrzwidobaru;chwilęzajęło,zanimmojeoczyprzywykłydopanującego
wśrodkupółmroku.Jakożebyłowcześnie,przedjedenastąrano,niebyłotuzbytwielu
gości–jedynymiklientamiusadowionymiprzykontuarzebyliposiwialiweterani,dla
którychtenlokalbyłdomemnadługoprzedtym,zanimprzejęligoRomeiAsa.Nikt
nie zwrócił na mnie uwagi. Ale Asa zauważył mnie – wychodził właśnie zza baru,
dźwigającskrzynkipiwa.
Na mój widok podniósł jasne brwi, a ja podszedłem, żeby mu pomóc. Asa nie
trzymałtaknaprawdęspecjalnieznasząpaczką.Kierowałsiędziwacznymizasadami,
wydawałsięzbytułożonyigrzeczny,żebyobijaćsięzresztągrupy.JednakAydengo
uwielbiała, a Rome miał jakąś słabość do tego przystojniaka z południa, więc nawet
jeśli był w najlepszym razie niepewny, na dobre dołączył do naszej radosnej grupki
nieprzystosowanych społecznie wykolejeńców. Jet patrzył na niego wiecznie spode
łba, ale ja byłem zdania, że dopóki nie odwali czegoś głupiego, jest całkiem w
porządku.
Nie mówiąc już o tym, że laski lgnęły do niego jak muchy do miodu. Nie
wiedziałem, czy to jego południowy akcent, złote oczy, czy poza skromnisia, którą
zazwyczaj przyjmował, ale był dyplomowanym magnesem na niunie. Zanim Santa
przesłoniła mi cały świat, bardzo podziwiałem jego talent do wyrywania lasek bez
żadnegowysiłku.
–Coturobisztakwcześnie?–zapytał.
Pomogłem mu postawić piwo na barze, a on przeszedł wzdłuż długiego,
drewnianego blatu, który Rome niedawno odnowił, i stanął przede mną po drugiej
stronie lady. Może i teoretycznie właścicielem tego miejsca był Rome, ale ponieważ
właśnie został ojcem, a bar był otwarty praktycznie dwadzieścia cztery godziny na
dobę,toAsaostatniowszystkiegopilnował.Byłtakżetysiącrazysympatyczniejszyod
mrukliwegobyłegożołnierza,więcrazemtworzylizgranyzespół.
–Chciałemzadaćciprzedrobotąkilkapytań.Maszchwilkę?
Przechylił głowę na ramię i przyjrzał mi się w milczeniu. Nie było tajemnicą, że
wybory, których Asa całkiem niedawno dokonał, nieomal kosztowały go życie. Jego
siostraprawiesięgowyparła.Raczejniebyłkimś,dokogomożnaprzyjśćporadę.
–Taaak,mamtrochęczasu.Toostatniapartiazdostawy,więcterazczekamtylkona
Brite’a.Zadzwoniłipowiedział,żetrochęsięspóźniiżechciałbymnieprosićojakąś
przysługę.MampoprosićDarcy,żebyzrobiłacicośdojedzenia?
Pokręciłemgłową.
–Możepóźniej,wziąłbymcośnawynos.Dlawszystkichzsalonu.
Skinąłgłowąiwskazałniąsalęzestołamidobilardunatyłachbaru.
–ZajrzętylkodokuchniipoproszęDarcy,żebymiałaokonasalę.
Poszedłem na tyły i usiadłem na brzegu jednego ze stołów. Splotłem dłonie i
przyglądałemsię,jakAsaidziewmoimkierunku,wycierającręcewścierkę.
–Zrobiwamkanapki–poinformowałmnie.
Skinąłemgłową.DarcybyłaeksżonąBrite’a–no,właściwietojednązeksżon–i
teraz prowadziła w barze kuchnię. Była miłą, starszą panią, a jej kanapki z sałatą,
bekonemipomidorembyłynieziemskie.
–Noto…ocochodzi,Nash?
Westchnąłemiskrzywiłemsięlekko.
– Może to zabrzmi dziwnie, ale jesteś jedyną osobą, która przyszła mi do głowy,
kiedyzastanawiałemsię,kogomogęotospytać…
Jego jasne brwi powędrowały do góry. Skrzyżował muskularne ramiona na piersi.
Asawyglądałjakfacet,którycałydzieńnictylkołapienalassokonieirzucakłodami.
Oczywiście, nie zajmował się niczym takim, ale trudno było nie zauważyć w jego
zachowaniuśladówwychowanianawsi.
–Toznaczyoco?
–O…hm,zmianyipostrzeganieprzeszłości.–Potarłemkark.–Ztądziewczyną,z
którąsięspotykam…łącząmniepewnewspomnienia.Niezbytchlubne…inaprawdę
niewiem,jaksobieztymporadzić.
Jedna ze złotych brwi uniosła się i poczułem się zupełnie jak jedna z tych
zauroczonych nim siks, które wiecznie próbowały go poderwać. Faceci nie powinni
prowadzićszczerychrozmówouczuciach.Alenaprawdębyłemwkropceiniemiałem
wyjścia.
–Santabardzokiepskowspominaszkolneczasy.Byławówczasskrytainieśmiała,
ludziewyśmiewalisięzniejiwciążsięnaniejwyżywali.Chybatrochęsięwemnie
zadurzyła… A ja zraniłem ją. Niechcący. To było całe wieki temu, ale ona nadal nie
może o tym zapomnieć. A co gorsza, zdarzało mi się wygadywać wówczas różne
głupoty.Byłaprzekonana,żemówiłemwtedyoniej.–Westchnąłem.–Nadodatekjej
ojciecokazałsięoszustemidupkiem,afacetnastudiachzostawiłją,boniechciałaz
nim pójść do łóżka. Skutek jest taki, że za cholerę nie mogę jej do siebie przekonać.
Wiem,żemojaniewyparzonagębaigłupotaznaczącowpłynęłynaobniżeniejejitak
jużkiepskiejsamooceny,aleniemampojęcia,jakjąprzekonać,żesięzmieniłem.Że
naprawdę jestem przyzwoitym gościem, który jako dzieciak popełnił po prostu kilka
głupichbłędów.Jakcisiętoudało?JakudałocisięprzekonaćAyden,żejesteśinny?
Po tym wszystkim, co się wydarzyło? Jakim cudem zdołałeś ją namówić, żeby
zapomniałaoprzeszłości,izapewnić,żewięcejjejniezawiedziesz?
Asaprzyglądałmisięwmilczeniuprzezdługąchwilęiprzeszłomiprzezmyśl,że
może w jakiś sposób go uraziłem. Ale nagle parsknął i pokręcił blond czupryną,
wsuwająckciukizapatkiswoichdżinsów.
–Niezrobiłemtego.Aydenmniekocha,chcewemniewierzyć,coczynijąnajlepszą
istotą na świecie. Fakt, wykorzystałem ją i popsułem wszystko między nami kilka lat
temu…Musiszwiedzieć,żewówczasniebyłempoprostuzłymczłowiekiem,Nash–
byłem czymś znacznie gorszym: przestępcą i oszustem. I nie przeszło mi nawet przez
myśl, że to, co robię, może zaszkodzić Ayden. Tak naprawdę zwyczajnie, podle ją
wykorzystałem. Ale zdałem sobie z tego sprawę dopiero po czasie. Jeśli mam być
szczery, Ayden miała wszelkie prawo mnie znienawidzić. I nie miałbym jej za złe,
gdyby zostawiła mnie w szpitalu i postawiła na mnie krzyżyk. Teraz jednak… –
Skrzywiłsięiprzełknąłgłośnoślinę.–Nigdyniezdołamprzekonaćjejwpełni–ani
Jeta,skorojużotymmowa–żestałemsięinnymczłowiekiem.Kiedykilkamiesięcy
temu doszło do napadu na bar, była pewna, że to moja sprawka. Nawet mimo to, że
lubię Rome’a i podoba mi się ta praca. Założyła odruchowo, że miałem z tym coś
wspólnego. Wiem, że już zawsze tak będzie. I nie mam do niej o to pretensji. Nie
byłem godny zaufania ani troskliwy… wtedy. Jedyną osobą, o którą się troszczyłem,
byłemjasam.Iniemogęotymzapomnieć.Nigdy.
Niemiałemcoprawdabladegopojęciaoichrelacjachrodzinnych,alejegosłowa
wyjaśniałyby, dlaczego Jet był w stosunku do niego taki podejrzliwy. I dlaczego
między nim a Ayden panowało takie napięcie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że
zaangażowanym w to wszystko osobom trudno było przejść nad przeszłością do
porządkudziennego.
Podniosłemramionaiopuściłemjebezradnie.
– Nie ma na to żadnej rady? Że zawsze już będę kojarzył jej się z tymi
wspomnieniamiinigdyniebędziewstaniewpełnimizaufać?Brzmisłabo…
– Nash… – Wypowiedział moje imię z naciskiem, którego nie mogłem złożyć na
karb jego charakterystycznego południowego zaciągania. – Dobry z ciebie człowiek.
Mam wrażenie, że hodują ich tutaj w Kolorado w szklarniach na pęczki. Nie musisz
robić nic poza byciem tym, kim jesteś. Ona w końcu zobaczy, że to nie poza, tylko
prawdziwy ty. I że to, co się wydarzyło, nie jest warte wspomnień. Jesteś tylko
człowiekiem.Każdyznaspopełniabłędy,tonormalne.Gdybyniktznasniedostawał
drugiejszansy…jużbymnietuniebyło.
– Lubię ją. I zależy mi na niej bardziej niż na jakiejkolwiek lasce przed nią –
powiedziałem.–Mampoprostuwrażenie,żeSantanigdyniezapomnioprzeszłości…
Tooznacza,żenaszzwiązekutknąłwmartwympunkcie.
–Niechciałbymciopowiadaćswojegożyciorysu,alewierzmi,skoromojasiostra
jest w stanie nadal spojrzeć mi w oczy i wciąż ją obchodzę, ty także nie powinieneś
miećproblemuzdotarciemdosercatejdziewczyny.
Rany, może nie powinienem był tak pochopnie szufladkować Asy jako w porzo
gościa?Imwięcejonimwiedziałem,tymbardziejmiałemochotęwybićmuwimieniu
jegosiostryteśliczne,równeząbki.
–Acoztobą?–spytałemzaczepnie.–Byłeśprawdziwymkutafonem,aterazjesteś
chodzącymideałem?Jakzdołałeśprzekonaćwszystkich,żenaprawdęsięzmieniłeś?
Kiedy obdarzył mnie tajemniczym, złośliwym uśmieszkiem, pomyślałem, że chyba
niechcęznaćodpowiedzinatopytanie.
–Niezmieniłemsię.Niejestemkimśinnym.Każdegodniatoczęzesobąwalkęoto,
żebynieiśćnałatwiznę,niedaćsięstarymnawykom.Jestem,kimjestem.Iniejestmi
z tym lekko. Wiem, że żaden ze mnie chodzący ideał. Różnica jest taka, że teraz żyję
życiem,którymchcężyć.Chcęmiećdobryukładzsiostrą.Chcę,żebyJet,patrzącna
mnie, nie zastanawiał się, czy mi za chwilę nie odbije. Chciałbym pomóc Rome’owi
prowadzićtenbartak,żebydziękiniemumógłutrzymaćswojąrodzinę.Podobamisię
tu.Dziękitejpracymamcoś,czegonigdyniemiałemwKentucky,izrobię,cowmojej
mocy, żeby tak zostało. Może i na to nie zasługuję, ale skoro dostałem tę szansę,
zamierzamjąwykorzystać.
Rany…NieprzyszedłemtuzzamiaremwysłuchiwaniahistoriiżyciaAsy,aleto,co
mówił… Cóż, nie mogłem zaprzeczyć, że mnie to poruszyło. Starałem się zrobić
wszystko, żeby przekonać Santę, że nie jestem tym samym gościem, którego
zapamiętałazczasówszkolnych…Jednaktoniebyładokońcaprawda.Owszem,nie
byłemjużtakimmłodymgniewnym,niepragnąłemtakrozpaczliwieakceptacjiwłasnej
matki, ale tak naprawdę nigdy nie byłem dupkiem. Byłem tak bardzo skupiony na
próbiepokazaniajejwłasnychzalet,żezapomniałem,iżodzawszejemiałem–nawet
jeśli po drodze trzepałem językiem jak najęty i zachowywałem się jak typowy
zakręcony nastolatek. Może powinienem był zapytać sam siebie, dlaczego sama nie
dostrzegaswojejwartości?
Bez dwóch zdań była niesamowita – mądra i zabawna. Była łagodna i absolutnie,
nieskończenie cudowna. Było nam świetnie w łóżku i wiedziałem, że gdybym tylko
zdołał przekonać ją, żeby zapomniała o tym, co było między nami wcześniej,
wpadłbympouszy.Zdawałemsobiesprawęztego,żejestemnagranicyzakochaniasię
w niej. Może powinienem przestać starać się jej udowodnić, że w gruncie rzeczy
jestem dobrym człowiekiem, a zamiast tego spróbować pokazać jej, jaka jest
wspaniała?
Zeskoczyłemzestołu,uderzającciężkobucioramiodrewnianąpodłogę.
–Dzięki,Asa.
Roześmiałsię,ajaruszyłemzanimdobaru.
– Popełniłem dość błędów w swoim życiu, żeby starczyło na nauczkę dla was
wszystkich.Chociażtyleztegodobrego–parsknął.
–Naprawdęmamnadzieję,żetodlaciebiezamkniętyrozdział–rzuciłem.–Bojeśli
nie…ucierpinatymwięcejosóbniżtylkoAyden.
Znowutendenerwującyuśmiech–jednaktymrazemzabarwionysmutkiem.
–Wiem,żeodwalamtukawałdobrejroboty.Niemamnajmniejszegozamiarutego
spieprzyć.Nawetjeślimojeplanydotądniezawszeszłypomojejmyśli.
Zgarnąłempojemnikinawynoszkanapkami,którezrobiłanamDarcy,ipozwoliłem,
żeby dała mi pożegnalnego buziaka w policzek. Wychodziłem już, kiedy usłyszałem,
jak pyta Asę, czy widział się już z jej córką. Miałem dziwne wrażenie, że to nie
skończy się dobrze. Z tego, co słyszałem od Rome’a, córeczka Brite’a i Darcy była
niezłymziółkiem…
Do końca tygodnia nie widziałem się z Santą ani razu. W salonie mieliśmy kupę
roboty. Na dodatek Rowdy się przeziębił i musiał wziąć kilka dni wolnego, zaś stan
Philawciążsiępogarszał.Podkoniectygodniabyłojużznimtakkiepsko,żechciałem
przenieśćgozpowrotemdoszpitala,aleminatoniepozwolił.Niebyłwstanienic
przełknąć i pielęgniarka zaczęła wspominać o konieczności podłączenia go do
kroplówki. Zżerały mnie nerwy. Czułem się, jakbym spacerował po cienkim lodzie,
któryladachwilamógłsięzałamaćpodmoimciężarem.Dokońcatygodnianocowałem
u niego, co oznaczało, że nie widywałem się praktycznie z nikim. Gdy tak patrzyłem,
jakmarniejezdnianadzieńnamoichoczach,jakośautomatycznieprzestawiłemsięz
myślenia o nim jako o Philu na traktowanie go jak swojego ojca. To mój ojciec
umierał, to mój ojciec starał się zgrywać w obliczu śmierci twardziela. To mój tata
patrzyłnamnietymismutnymi,błękitnymioczami,bowiedział,żeniezostałomuwiele
czasu,którymógłspędzićzemną.
Nie chciałem, żeby ktokolwiek oglądał go w tym stanie. Wszyscy z naszej paczki
chcielimuzłożyćwizytę,alePhilniezamierzałnatopozwolić.Musiałemzrezygnować
zplanów,jakiemiałemwzględemSanty,jeślichodziosobotę–coniepomierniemnie
wkurzało – ale wiedziałem też, że są sprawy ważne i ważniejsze. Kiedy usłyszałem
pukanie do drzwi i zobaczyłem ją w progu, prawie ścięło mnie z nóg. Nie zapytała
wcześniej, czy może zajrzeć. Na mój widok tylko wręczyła mi proteinowy koktajl i
poprosiła, żebym namówił Phila, aby go wypił. Wyjaśniła, że zapytała zespół z
onkologii,czyjestcoś,comogłobyopóźnićkoniecznośćpodłączeniagodokroplówki.
Gapiłem się tylko na nią w milczeniu, niezdolny wykrztusić słowa. Przepełniała
mnienieopisanawdzięczność.Icośjeszcze,czegonieumiałemnazwać.Santaotoczyła
mnie ramionami i przytuliła mocno, sprawiając, że poczułem się choć przez krótką
chwilęlepiej.Dałamiszybkiegobuziakaipoprosiła,żebym–podczasgdytroszczęsię
o Phila – nie zapomniał zatroszczyć się o siebie samego. Byłem zmęczony i
wyczerpanyemocjonalnie,alejejkrótkawizyta,świadomość,żepamiętaotym,przez
coprzechodzę,naprawdęmnieporuszyła.
Może dlatego, że moja matka zawsze była taka oziębła i apodyktyczna… może
dlatego,żezawszeszukałemwoczachSantyaprobatyiwdzięczności.Nieważne.Tym
razem dostrzegłem w nich współczucie i troskę, na których tak mi zależało. Była
wszystkim, czego kiedykolwiek pragnąłem, czego potrzebowałem. Gdy tak na mnie
patrzyła, wszelkie wątpliwości na temat tego, czy mógłbym ją pokochać, znikały jak
mgła w promieniach słońca. Pytanie brzmiało teraz inaczej: jak mógłbym jej nie
kochać?Niemożliwebyłojejniewielbić.
Ucałowałemjątysiącrazymocniej,niżmiałemzamiar–alechciałem,żebypoczuła
wszystkieterzeczy,które,gdybyusłyszałajezmoichust,sprawiłyby,żezamknęłaby
się w sobie. Poprosiła mnie, żebym zadzwonił do niej w ciągu weekendu, jeśli tylko
będęmiałwolnąchwilę.Iodeszła…zabierajączesobąmojeserce.
KiedywróciłemdoPhilazmiksturą,którąmiwręczyła,mójojciecspojrzałtylkona
mnie porozumiewawczo znad maski tlenowej. Pomogłem mu się podnieść i opadłem,
wyczerpany,nafotel,któryprzysunąłemsobiejakiśczastemudojegołóżka.Niebyłem
jeszczegotówotymrozmawiać–szczególniewiedząc,żeSantamogłabysięspłoszyć,
gdybym spróbował jej wyjaśnić wprost, ile dla mnie znaczy. Nieodwzajemnione
uczucie było koszmarem mojego dzieciństwa. Nie wiedziałem, czy zdołam znieść to
powtórnie.
Zostałem u Phila na cały weekend. Mikstura od Santy zdziałała prawdziwe cuda,
więc poprosiłem ją o przepis i zakupiłem potrzebne składniki, aby móc ją w razie
potrzeby przyrządzić samemu. Phil codziennie przesypiał większość dnia i w sobotę
zacząłemsięjużzastanawiaćnadwyskoczeniemnachwilędoroboty,żebyspróbować
cośogarnąć,kiedywdrzwiachzjawiłasiębezzapowiedziCora.
Nie chciałem, żeby widziała go w takim stanie, żeby było jej przykro. Ale
bezpardonowo przepchnęła się obok mnie i kazała mi się zmywać. Phil był dla niej
równieważnyjakdlamnie,aRomemiałsiedziećdowieczorazdzieckiemwdomu.
Zakomunikowała mi bez ogródek, że mam się zająć własnymi sprawami, i
bezceremonialnie wyrzuciła mnie z mieszkania mojego ojca. Chciałem być na nią
wkurzony – ktoś tak drobny nie powinien być taki pyskaty i nieustępliwy! – ale
musiałemprzyznać,żeprzydamisięchwilawytchnienia.
Wróciłem do Marked i zacząłem się przedzierać przez stertę papierkowej roboty,
któranagromadziłasięwciągutygodnia.Umówiłemponowniewszystkiesesje,które
odwołałemwciąguostatnichkilkutygodni.Kiedynadeszłaporazamknąćsalon,Rule
poprosił,żebymwpadłdobaru,gdzieumówiłsięnakolacjęzShawiAyden.Ostatnio
nie mieliśmy okazji spędzać razem zbyt wiele czasu poza pracą, więc korciło mnie,
żebysięzgodzić.JednakchociażlubiłemwychodzićzRule’em,brakowałomiSantyi
tęskniłemzanią,więcprzeprosiłemgoizadzwoniłemdoniej.
– Cześć! – musiała mówić głośno, żeby przekrzyczeć harmider dziecięcych
chichotówwtle.
– Cześć. Cora jest z Philem, więc mam wolny wieczór. Miałem nadzieję, że może
niepracujeszimoglibyśmysięspotkać…
–Zaczekajchwilę.–Powiedziaładokogoścoś,czegoniedosłyszałem,poczymze
słuchawki dobiegło więcej krzyków, podczas gdy Santa przechodziła w cichsze
miejsce, w którym mogła spokojnie porozmawiać. – Przepraszam. Faith musiała
pojechaćdoszpitalaipoprosiłamnieozajęciesiędziećmi.MiałaskurczeBraxtona-
Hicksaizaczęłamsiętrochęmartwić.Niewiem,iletojeszczepotrwa…
Skrzywiłemsię.Naprawdęchciałemsięzniąspotkać,aniewiedziałem,kiedybędę
miałkutemunastępnąokazję.
–Mamnadzieję,żewszystkobędzieOK.
–Będziedobrze.Maszmożeochotęwpaść?Robięsmażonysernakolację,apotem
planujemyobejrzećGdziejestNemo?Możetotrochęuspokoitychmałychwariatów.
Nie miałem zbyt często do czynienia z dziećmi i, szczerze powiedziawszy,
specjalniezaniminieprzepadałem.Toznaczy,teraz,kiedyRome’owiiCorzeurodziła
się córeczka, pewnie to się zmieni. Tak naprawdę jednak byłem gotów na wszystko,
byletylkospędzićzniąchoćtrochęczasu,więcwłaściwiedlaczegoniemiałbymsię
poświęcićipoznosićprzezjakiśczasichtowarzystwo?
–Jasne.Jakiśadres?
Podała mi namiary na dom gdzieś w okolicy Littleton i odpaliłem silnik. Nie
zastanawiałemsięnadtym,żejejsiostradałamijasnodozrozumienia,żemnienielubi
ani że nie mam zielonego pojęcia, jak się zajmować dziećmi. Liczyło się tylko, że
będzietamSanta.Atosprawiało,żeijachciałemtambyć.
Santa otworzyła mi drzwi zdyszana i zarumieniona. Wyglądała cudownie. Na
biodrze trzymała jednego berbecia, a zza jej kolan wyglądała ciekawie nieco starsza
dziewuszka. Santa uśmiechnęła się do mnie i dmuchnięciem usunęła sprzed oczu
niesfornyrudykosmyk.
–Dobrzecięwidzieć.
Rany, a niech mnie! To była najlepsza wiadomość, jaką usłyszałem od długiego
czasu.
–TojestZoe.–Ucałowałabobasawpoliczek.–ZamnąchowasięBrea,achłopcy,
OweniKyle,grająwsalonienakomputerze.
Ruszyłem za nią do środka i mrugnąłem do dziewczynki, która przyglądała mi się
szerokootwartymioczami.
–Twojasiostrawyglądanazbytmłodą,żebymiećtyledzieci–zauważyłem.
Parsknęła i zaprowadziła mnie do kuchni. Unoszący się w niej zapach zupy
pomidorowejsprawił,żedoustnapłynęłamiślinka.
–Młodozaczęłainiezanosisięnato,żebywkrótcezamierzałaprzestać.Onaijej
mąż,Justin,odzawszechcielimiećdużąrodzinę.
Zerknęłanakuchenkę, potemnamnie ibezzapowiedzi wepchnęłamizdziwionego
bobasawramiona.Przyglądaliśmysięsobiedłuższąchwilę–mała,zastanawiającsię,
czy powinna zacząć krzyczeć, a ja, starając się wykombinować, jak najlepiej ją
trzymać, nie zgniatając jej. Chyba uznała, że jestem w porządku, bo nie wybuchnęła
płaczem. Zamiast tego z uporem zaczęła sięgać pulchnymi paluszkami do mojego
kolczyka w nosie, co zaowocowało idiotyczną zabawą w „nie dotykaj!” Stojąca przy
kuchniSantaroześmiałasiętylkoizabraładorobieniakanapek.
Druga latorośl jej siostry, licząca na oko jakieś cztery albo pięć lat, obeszła stół i
stanęła obok mnie, zadzierając głowę, żeby mi się przyjrzeć. Santa obdarzyła ją
ciepłymuśmiechem.
–Tokolegacioci,Nash.Przywitajsięznim!
Mała nie odezwała się ani słowem, więc uśmiechnąłem się do niej i zmełłem w
ustachprzekleństwo,kiedymaleństwo,któretrzymałemnarękachwykorzystałochwilę
mojej nieuwagi i szarpnęło za kółko w nosie. Oczy zaszły mi łzami, ale kiedy
usłyszałem,jakśmiejesięradośnie,niemogłembyćnaniązły.
– Gorące. – Młoda była nieśmiała. Widać to było na pierwszy rzut oka i byłem
pewien, że wdała się w Santę. Podniosłem brew, a ona wskazała paluszkiem moją
głowęipowtórzyła:–Gorące.
Miała na myśli płomienie wytatuowane na mojej głowie i ogniste jęzory,
wypełzającezzakołnierzykamojejkoszulki,którywłaśnieszarpałomaleństwo.
Santa odwróciła się i spojrzała na mnie; w jej szarych oczach migotały srebrne
ogniki. Podeszła do małej, przyklękła przy niej i pacnęła ją czule palcem w perkaty
nosek.
–Maszdobrygust,Breo.Rzeczywiście,wujekjestbardzo,bardzogorący.
Całatrójkawybuchnęłaśmiechem,podczasgdyjaprzyglądałemsięSancie.Wstałai
ucałowałamalutkąwpoliczek,amniewusta,apotemzawołałachłopcównakolację.
Bylistarsioddziewczynek,więcmielimnóstwopytańomojetatuaże,plugiwuszach,
oto, czym sięzajmuję i jakpoznałem Santę. Byli pełnienergii – ażich nosiło! – ale
zabawniinaprawdęfajni.
Zjedliśmy wspólnie kolację, a po wszystkim, gdy Santa zabrała się do ich
uspokajania,wziąłemsiędozmywanianaczyńisprzątaniekuchni.Gdyuśmiechałasię
domnie,wjejuśmiechubyłocoś…niewiedziałemdokładnie,cotakiego,alejakieś
ciepło,słodycz.Uwielbiałemtenuśmiechbardziejniżwszystkoicieszyłemsiękażdą
spędzoną z nią chwilą, nawet jeśli była to najmniej romantyczna randka, na której
zdarzyłomisiębyć.
Starsze dzieci rozłożyły się na podłodze, a ja i Santa usiedliśmy na kanapie, z
młodszymi dziewczynkami usadowionymi między nami. Nie miałem tak naprawdę
zamiaru zostawać dłużej – chciałem się zmyć przed powrotem siostry Santy – ale po
pięciu minutach Brea zasnęła, opierając główkę o moje ramię. Młodsza dziewuszka,
Zoe, wspięła mi się na kolana, zwinęła w kłębek jak kotek i po chwili zapadła w
głęboki sen. Nie chciałem budzić żadnej z nich, więc tylko usiadłem wygodniej i
śledziłem przygody rybki wracającej do domu. Upór Nemo i to, że nigdy się nie
poddawałianinachwilęniestraciłnadziei,sprawił,żezacząłemmyślećowłasnym
życiu,apotemoPhilu.
Kiedy zerknąłem na Santę, zauważyłem, że przygląda mi się szeroko otwartymi
oczami,zwypiekaminapoliczkach.
–Cojest?
Pokręciłatylkolekkogłowąiskupiłasięzpowrotemnafilmie.
–Całyczasmniezaskakujesz.
Wypuściłem głośno powietrze, bo nie mogłem się oprzeć myśli, jak mocno jest to
związanezmoimiostatnimiprzemyśleniaminatematnaszegozwiązkuiniejsamej.
– Tym, kto powinien cię zaskakiwać, jesteś ty sama, Santa. Uwierz mi, jesteś
niezwykłaiwyjątkowa.Jeślizechcesztozaakceptować,zmienisięcałetwojeżycie.
Spojrzałanamnietylko,jakbyniemiałapojęcia,oczymmówię,aledziękitemu,że
topowiedziałem,poczułemsięzdecydowanielepiej.Gdybytylkominatopozwoliła,
pokochałbym ją bezwarunkowo. Jednak aby tak się stało, musiała najpierw w pełni
zaakceptowaćsiebiesamą.
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
SANTA:
I
takjużmiałamproblemzkontrolowaniemsię,takmocnodziałałnamnieNash.Ale
widok wielkiego, wytatuowanego faceta, trzymającego w ramionach małą, kruchą
dziewczynkę – jakby była czymś nieskończenie cennym i delikatnym – sprawił, że
wszystkiebarykady,któretakpieczołowiciewznosiłam,legływgruzach.
Kiedy Faith i Justin wrócili, dzieciaki leżały już w łóżkach, a Nash zbierał się
właśniedowyjścia.Minamojejsiostry,kiedysiężegnał,niewróżyłaniczegodobrego.
Była zmęczona i nie chciała się awanturować. Wiedziałam, że tylko dlatego nie
nakładła mi do uszu. Następnego dnia, gdy byłam w pracy, zostawiła mi na poczcie
głosowej wiadomość – dobre dwadzieścia minut utyskiwania z powodu faktu, że
chłopcyuparlisię,żejakpodrosną,wytatuująsobiegłowy.Niepowinnambyłasięz
tegośmiać,alenaprawdęmnietorozbawiło.PróbowałamwziąćsobietroskęFaithdo
serca. Wiedziałam, że się po prostu o mnie martwi – o to, co się stanie, jeśli Nash
znowumniezrani–jednakwsłowach,którewypowiedziałwczorajwieczorem,było
coś,comnieuderzyło.
Jakaścząstkamnieniechciałazanicwświecieuwierzyć,żepostrzegamniewtaki
sposób. Nigdy nie uważałam siebie za osobę ładną, kogoś, kogo można pożądać – i
kiedy prawił mi komplementy, nigdy tak naprawdę mu do końca nie wierzyłam. W
pracy byłam pewna siebie i zdecydowana – wiedziałam, co robię i że właśnie tym
chciałamsięzajmowaćodzawsze,żezostałamwręczdotegostworzona.Jednakkiedy
Nashpatrzyłnamnietak,jakbynaświecienieistniałonicpozamną…Poprostunie
mogłam uwierzyć w to, że Nash Donovan coś do mnie czuje. Nadal brakowało mi
pewności siebie, i to wszędzie, w każdej dziedzinie poza sferą zawodową.
Wiedziałam, że nie zachowuję się fair wobec niego, czekając tylko, aż okaże się
typowymfacetem.Taknaprawdęcałyczasstrojęchimery,niemogącsięzdecydować,
ocomichodzi,iniepozwalając,żebynaszzwiązekrozkwitł.Ażwkońcuonbyćmoże
zadowolisiępierwsząlepsząbezproblemowąlaską.
Nigdy nie narzekałam na swoją pracę – napięty grafik czy natłok obowiązków.
Zawsze najwięcej radości i spokoju dawało mi troszczenie się o innych, ale ostatnio
chciałam mieć też czas na spotykania z Nashem. Wiedziałam, że stan Phila wciąż się
pogarszaiżeniemożnanicnatoporadzić,aNashspędzaprzynimprawiecałyswój
czas. Jednocześnie starał się mieć pod kontrolą postępy prac w nowym salonie i
wszystko inne. W efekcie wciąż tracił na wadze i za każdym razem, kiedy go
widziałam, miał podkrążone oczy, a jego silna szczęka często była porośnięta
kilkudniowymzarostem.
Niebyłojużzostawaniananoc,zabawnychrandek,naktórychpotrafiłamsięśmiać
do rozpuku. Jedyne chwile, które dane nam było spędzać razem, trafiały się podczas
szybkichlunchów;naniewykradaliśmysięodczasudoczasu.Zakażdymrazembyło
świetnie, ale naszym krótkim spotkaniom brakowało intensywności i głębi uczuć
towarzyszących seksowi. Jak na kogoś, kto zazwyczaj czuł się paskudnie nago i
nienawidził wszystkiego, co się normalnie z tym wiązało, nie mogłam się doczekać
chwil,którebędęmogłaspędzićbezubrania,podnim–lubnadnim–bezróżnicy.Nie
miałamwtymzakresiespecjalnychwymagań.
Szykowałamsięwłaśniedowyjściazpracy,kiedyzłapałamnieSunnyipoprosiła,
żebym zajrzała do jej biura. Ostatnio byłyśmy zbyt zajęte, żeby móc swobodnie
pogadać; brakowało mi jej pogody ducha i tego, jak nieustannie próbowała mnie
wybadać. Zajęłam miejsce naprzeciwko niej za jej zagraconym biurkiem i
uśmiechnęłamsiępodnosem.
–Zamierzaszmnieumówićzkolejnymdoktorkiem?
Po mojej nieszczęsnej randce plotki szybko się rozeszły wśród szpitalnego
personelu.Byłamlesbijką,miałamatakpadaczkiimusiałamuciekać,byłampotajemnie
mężatką z pięciorgiem dzieci… Nikogo nie interesowała prawda. Co zaskakujące,
bycieprzedmiotemplotek–nieważne,jakiegłupotyomnieniewygadywano–wcale
mnieniepeszyło.ZbytsięskupiłamnaNashuinapróbiezrozumienia,cotaknaprawdę
dziejesięmiędzynami,żebysięprzejmowaćgłupotami.
Sunnyprzewróciłaciemnymioczamiiuśmiechnęłasiędomnieszeroko.
–Nie.Odnoszęwrażenie,żewolisztypy…niecobarwniejszeniżwiększośćlekarzy
wtychmurach.
Cóż,tobyłaprawda.Toznaczy,znałamparulekarzyukrywającychpodfartuchamii
kitlamitatuaże,alenicniemogłosięrównaćzesmokiem,którystrzegłciałaNasha.
– Pewnie masz rację. Co się stało? Nigdy nie zapraszałaś mnie na pogawędkę do
biura.Zwyklepróbowałaśmnieprzydybaćnakorytarzu.
Nieprzestającsięuśmiechać,opadłanaoparciefotela.
–Cóż,toniecooficjalniejszarozmowaniżmolestowaniecięnakorytarzuopostępy
wtwoimżyciuerotycznym.
Zmarszczyłam czoło i natychmiast zaczęłam szukać w myśli czegoś, co w ciągu
ostatnich kilku tygodni mogłam zrobić nie tak. Byłam rozkojarzona, bo cały czas
skupiałamsięnaswoimżyciuprywatnym,cobyłodomnieniepodobne.
–Cotakiegoprzeskrobałam?
Pokręciłagłowąizacmokałazdezaprobatą.
–Dlaczegoodrazuzakładasznajgorsze?Całyczascipowtarzam,żeświetniesobie
radzisz w pracy. Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że kazałam ci tu przyjść, żeby
opieprzyć cię za to, że zrobiłaś coś źle? Powinnam czuć się urażona. To obraża nas
obydwie.
PrzełknęłamślinęiprzypomniałamsobiewczorajszesłowaNasha.
–Wybacz.Tozprzyzwyczajenia.
–Któregopowinnaśsięwyzbyć.Słuchaj,Santa…Heidiprzenosisiędoszpitalana
Florydzie, bo jej mąż dostał nową pracę. Chciałabym, żebyś przejęła jej obowiązki
przełożonejpielęgniarek.Wiem, żemyślałaśo dalszejnauce,ale samachybazdajesz
sobiesprawęztego,żetoświetnaszansanaawansizdobyciedoświadczenia.Zgódź
się,proszę.Nadajeszsiędotegojakniktinny.
– Mówisz poważnie? – Dosłownie mnie zamurowało. To było moje marzenie od
zawsze. Potwierdzenie moich umiejętności, szacunek, na który zasługiwałam, będący
świadectwem, że jestem dobra w czymś, co kocham. Nie mogłam prosić o więcej…
Poza tym, że z jakiegoś powodu, chociaż perspektywa awansu cieszyła mnie bardzo,
najwięcej radości dawała mi myśl o tym, że podzielę się tą nowiną z Faith, mamą, a
najbardziej–zNashem.
– Cóż, tak naprawdę czeka cię jeszcze rozmowa z szefową, ale ona wie, że zależy
mi,żebyśobjęłatostanowisko.
Serce waliło mi w piersi jak oszalałe i miałam ochotę zerwać się z krzesła i
odtańczyćzwycięskitaniec.
–Toświetnawiadomość!Takbardzocidziękuję!
–Niktniezasługujenatenawansbardziejniżty.
Wstałam,akiedySunnyobeszłabiurko,uścisnęłamjąmocno.Wiedziałam,żenato
zasługuję… I pomyślałam, że całkiem możliwe, że zasługuję też na to, żeby mój
związekzNashemstałsięczymśpoważniejszym.
Byłpierwsząosobą,doktórejzadzwoniłampowyjściuzeszpitala.
Padało.Właściwietolałojakzcebra,asądzącpokałużachnaulicach,ulewatrochę
jużtrwała.Zesłuchawkąprzyuchupognałamcotchuwdeszczudosamochodu.Nash
nie odbierał. Zgłosiła się poczta głosowa, co ostudziło trochę mój entuzjazm i
podekscytowanie. W samochodzie pokręciłam głową, żeby odgarnąć z twarzy mokre
kosmyki,iuznałam,żeniezaszkodzi,jeślipodrodzezaczepięoVictorianisprawdzę,
czy jest w domu. Chciałam, żeby mnie objął, dał mi mocnego, soczystego buziaka i
powiedział, jak bardzo jest ze mnie dumny. Byłam zaskoczona, jak bardzo mi na tym
zależy.
Włączyłam radio i słuchając Her Space Holiday pomknęłam przez Colfax do
Victorian.Pogodaniecosiępoprawiła,alekiedydotarłamdodrzwikamienicyNasha,
mijającpodrodzeznajomegochargeranaswoimstałymmiejscuparkingowym,byłam
przemoczona do suchej nitki i szczękałam zębami. Nie dość, że padało, to było
lodowato.Zatrzymałamsięprzeddrzwiamiizapukałam.
Rozplatałam właśnie warkocz i próbowałam przeczesać palcami mokre, splątane
włosy,kiedydrzwisięotworzyły…Icałymójświatrunąłwgruzach.Serceprzestało
mi bić na ułamek sekundy. Krew w żyłach stała się nagle dziwnie gęsta i zimna i
poczułamsięjakliśćporwanywiatrem.Wszystkiemojenadziejeimarzeniajużdrugi
raz w moim życiu prysły w ułamku sekundy jak bańka mydlana… przez tego samego
mężczyznę.
W drzwiach Nasha stała Royal z taką samą osłupiałą miną, jaką, jak sądziłam,
miałam w tym momencie. Przypuszczam, że jakoś bym zniosła jej obecność w
mieszkaniu Nasha – w końcu dała mi jasno do zrozumienia, że nie jest nim
zainteresowana – a przynajmniej nie w ten sposób, jednak nijak nie mogłam
zignorować faktu, który pogruchotał moje serce na milion kawałków, raniących mnie
niczymostrza.Miałanasobietylkoręcznik.
–Santa…
Wyciągnęłam przed siebie rękę i prawie się zachłysnęłam, kiedy zza rogu, ze
swojego pokoju, wyszedł Nash… Także na golasa, z wyjątkiem czerwonego ręcznika
nabiodrach.
–Czyktośpukał?
Wycierał sobie głowę drugim ręcznikiem. Ten widok tak bardzo poruszył moje
serce, był tak intymny, że nagle przestraszyłam się, że za chwilę zemdleję. Musiałam
sięzłapaćfutryny,bodosłownieugięłysiępodemnąkolana.Kiedyprzestałwycierać
głowęipodniósłją,naszespojrzeniasięspotkały.Spodziewałamsiędostrzecwjego
oczach poczucie winy czy wstyd, jednak on tylko wpatrywał się we mnie spokojnie,
jakbynigdynic.
–Ee…–Royalsprawiaławrażenie,jakbychciałamniezłapaćzarękęiwciągnąć
dośrodka,więccofnęłamsię,zanimzdołałamniedotknąć.
– Czy właśnie na tym według ciebie polega przyjaźń? – Ból, niedowierzanie i
wściekłość ściskały mi żołądek tak bardzo, że niemal czułam gorycz przepełnionych
żaleminienawiściąsłów,którewycedziłamdoniej:–Chybaniedalekopadajabłkood
jabłoni.
Miałamochotęrąbnąćjąpięściąwbrzuch,alejeszczebardziejchciałamcofnąćsię
w czasie i nigdy, przenigdy nie wpuścić Nasha Donovana do swojego życia. Jeżeli
wydawało mi się, że poprzednio zranił mnie, każąc patrzeć, jak całuje Ashley
Maxwell, to nie miałam pojęcia, jak mocno może we mnie ugodzić świadomość, że
pieprzysięztakimchodzącymideałemjakRoyal.Toniebyłpoliczekaninóżwbityw
plecy. To był dowód, że miałam rację i że facetom nigdy, przenigdy nie można ufać,
jeśli chodzi o ładne laski. Powinnam była wiedzieć lepiej. Powinnam była odpuścić,
kiedy jeszcze miałam na to szansę – kiedy miałam pewność, że jeśli się wycofam,
uniknę prawdopodobieństwa, że ktoś mnie zrani. Wyglądało na to, że los raz po raz
sobie ze mnie drwił i znowu postanowił udowodnić mi, że nie mogę liczyć na nic
więcejniżnazranioneserce.
Odwróciłamsięnapięcieiruszyłamwdeszczudojetty,kiedyzaramięschwyciła
mnie czyjaś silna dłoń, odwracając mnie ku drzwiom. Nash nadal miał na sobie sam
ręcznik;deszczspływałmupoczoleikapałznastroszonychwłosów.Potrząsnąłmną,
ażzaszczękałymizęby.
–Coty,docholery,wyprawiasz?!Znowuzatrzasnęłaklucze!Byłanasiłowni,aw
drodzepowrotnejcałaprzemokła!Dałemjejręcznikipozwoliłemwysuszyćubraniew
suszarce. Gdybym wiedział, że zamierzasz przyjechać, zadzwoniłbym, żeby cię
uprzedzić,cosiędziejeiżeRoyaljestumnie.
Dyszałamciężko,askórapaliłamniepodjegodotykiem.Miałamzłamaneserce,coś
we mnie umierało. A on miał czelność przyglądać się, jak rozpadam się na milion
kawałeczków!
– Gdybyś wiedział, że zamierzam przyjechać, pewnie nie przyłapałabym cię na
gorącym uczynku. – Wiedziałam, że to wszystko jest zbyt piękne, żeby mogło być
prawdziwe.–Jestpięknaizawszepodręką.Dlaczegomiałbyśinwestowaćwcoś,co
możenigdycisięnieopłacić?Prawda?Zawszewiedziałam,żekiedyzjawisięlepsza,
łatwiejsza… skorzystasz z okazji. Nie mogłeś się powstrzymać przed złamaniem mi
sercaporazkolejny,co,NashuDonovan?
Kropledeszczuściekałymupopiersiispływałypoumięśnionymbrzuchu.Sposób,
wjakidygotał,jakciężkooddychał,sprawiał,żewyglądał,jakbysmokwytatuowany
na jego skórze chciał się spod niej wydostać, wyrwać na wolność, uciec spod
chłoszczącegobiczamoichpełnychjadusłów.Nashcofnąłsięokrokipołożyłdłońna
ręczniku. Pokręcił głową i zobaczyłam, jak usta wykrzywia mu gorzki grymas. Stał
przedemną,nagi–itonietylkofizycznie.Widziałamwtychfioletowychoczachczysty
ból,alezagryzłamzębyiudawałamprzedsobą,żegoniedostrzegam.
–Właśnieotochodzi.Zrobiłbymwszystko,niezawahałbymsięprzedniczym–czy
by to coś dało, czy nie – byleby tylko cię zdobyć. I nie udałoby mi się tym razem
złamać ci serca, Santa, bo nie dopuściłaś mnie dość blisko, żebym mógł go dotknąć.
Mówiłemci,żeświatapozatobąniewidzę,żejesteśdlamniejednąjedynąiżenikt
niemożesięztobąrównać.Czytowyglądaźle?Owszem,wygląda.Niejestemślepy
aniniejestemidiotą,alegdybyświedziała…–wypuściłpowietrzeispojrzałwniebo,
jakby skrywało odpowiedzi na wszystkie pytania – jak cholernie, piekielnie cię
kocham… Nigdy byś nawet nie pomyślała, nie przyszłoby ci do głowy, że mógłbym
spojrzećchociażnainnąlaskę.Jesteśdlamniewszystkim,Santa.Nigdyniezrobiłbym
nic, co mogłoby cię zranić. Bo to zabolałoby mnie równie mocno. – Pokręcił
gwałtowniegłową,posyłającwewszystkiestronykropelkideszczu.–Niejestemjak
twójojciec.Nigdyniezrobiłbymnic,żebyśmusiałaznowuprzeztoprzechodzić.
Zaczerpnęłampowietrza;miałamochotęgospoliczkować.
– Nie musisz mi tego mówić. Jak mógłbyś mnie kochać, skoro zapraszasz do
mieszkaniagołelaski?Wmoichoczachwyglądaszdokładniejakon,Nash.
–Nie.Niemuszęciudowadniać,żeciękocham.Nigdyniebędęwstaniepokochać
cię tak mocno, żebyś zrozumiała, że nie potrafisz pokochać samej siebie. Kochasz
swojąpracę.Kochaszswojąrodzinę.Pewnie,dojasnejcholery,zdołałabyśpokochać
także i mnie, ale dopóki nie przejrzysz na oczy i nie dotrze do ciebie, jak cholernie
idealnajesteśiżeniktniemożesięztobąrównać…Niemanatoszans.Sądziłem,że
toczę przegraną walkę z jakimś wyimaginowanym obrazem mojego młodszego ja,
próbujęwalczyćzinnymczłowiekiem,którycięjużrazzawiódł,aleterazwiem,żeto
walka z tobą. I tylko z tobą. Kocham cię, całym sercem. Ale jeśli sama w to nie
uwierzysz,niewidzędlanasszansy.Niewiem,gdzietonasdoprowadzi.
Płakałam. Szlochałam, wstrząsana spazmami. Łzy zamazywały mi obraz i miałam
skrytąnadzieję,żedeszczchociażczęściowojemaskuje.
–Odchodzę.Oto,gdziemnietodoprowadziło.NiemaszpojęciaomiłościNash.
Wzdrygnąłsięnadźwiękmoichsłów,ajegooczypociemniałytak,jakkiedybywał
wściekły.
– Może nie wiedziałem o niej wiele wcześniej, ale możesz mi wierzyć, że po tym
wszystkim, co przeszedłem z tobą… Po tym wszystkim, przez co przeszedłem z
Philem…Zpewnościącośnatentematwiem.Wiem,żezasługujesznamiłośćbardziej
niż ktokolwiek inny na tym świecie, chociażby z powodu tego wszystkiego, co robisz
dla innych. Wiem także, że jestem dobrym człowiekiem, Santa. Ja także zasługuję na
odwzajemnioneuczucie,ajeślityniechceszmigodać,wtakimraziecieszęsię,żejuż
po wszystkim. Byłem gotów ofiarować ci wszystko. – Odwrócił się na pięcie i
mogłabymprzysiąc,żetenjegosmok,zwykłyrysuneknaskórze,zbroja,któramiałago
chronić,odwzajemniamojespojrzenie,łypiącnamnieponuro,oskarżycielsko.Wtym
wzrokubyłoteżcośjeszcze…czułamsię,jakbymnieosądzał.
Wsiadłamzakółkoi,nieprzestającszlochać,zaczęłamgorączkowoszukaćtelefonu.
Jakaścząstkamniechciaławrócićpędemdomieszkaniaistawićimczoło–stanąćz
nimi twarzą w twarz i nie dać im zasmakować mojego gniewu i żalu… jednak jakaś
inna część mojego ja czuła się znowu jak niepewna nastolatka, która chciała uciec i
udawać,żetowszystkoprzydarzyłosiękomuśinnemu.
Najpierw zadzwoniłam do Sunny. Słyszała, że jestem cała roztrzęsiona, zadała mi
milion pytań, ale byłam jedynie w stanie poprosić ją o kilka dni wolnego. Miałam
mnóstwo niewykorzystanego urlopu, więc to nie powinien być żaden problem. No,
możepozafaktem,żezostawiałamjąnalodzieiżebędziemusiałaprzełożyćrozmowę
z szefową, jednak w tej chwili nie miało to dla mnie znaczenia. Nic się nie liczyło.
Czułamsię,jakbymzamieniłasięwkamień.
Potem zadzwoniłam do mamy. Powinnam była zatelefonować do Faith, ale
wiedziałam, że będzie na mnie wściekła, kiedy się dowie, że Nash znowu złamał mi
serce. Nie miałam pojęcia, czy moja mama zrozumiała choć jedno słowo z tego
bełkotu,którywyrzuciłamzsiebieprzezsłuchawkę,szlochającaicaławspazmach,ale
zapewniła mnie, że jeśli tylko mam ochotę, znajdzie u siebie w Phoenix więcej niż
dośćmiejscadlaswojejcórki.
OpółnocybyłamwpołowiedrogidoNowegoMeksyku,aoświciedojeżdżałamjuż
do Phoenix. Jechałam całą noc bez przerwy. Po tym jak zadzwoniłam do Faith, żeby
poinformować ją, że wyjeżdżam na kilka dni z miasta, wyłączyłam telefon. Kiedy
usłyszała, co się wydarzyło, była wściekła. Chciała zmusić męża, żeby pojechał do
Nasha i stłukł go na kwaśne jabłko, ale wiedziałam, że to nierealne, bo Justin był o
połowęniższy,apozatym–chociażniechciałamtegomówićFaith–wiedziałam,że
Nashitakjużdośćsięwycierpiał.
Jakimś cudem, w którymś momencie pędzenia przez bezkresną autostradę, serce
przestało mnie boleć, a na języku nie czułam już gorzkiego posmaku zdrady. Nadal
byłam roztrzęsiona, bezgranicznie wściekła, ale nieco ochłonęłam i już nie miałam
wciąż przed oczami obrazu Royal i Nasha w samych ręcznikach. Byłam na siebie
wkurzona i bałam się, że znowu popełniłam błąd i kolejny raz wyciągnęłam zbyt
pochopnie wnioski, wiedziona instynktem samozachowawczym i tchórzostwem.
Uciekłam, zanim zdołałam wszystko dobrze przemyśleć. Teraz jednak, mając przed
sobą tylko szmat drogi i zastanawiając się nad tym, wsłuchana w dźwięki Sea Wolf
płynącezradia,zaczęłamdostrzegaćwszystkowyraźniej,aświadomośćizrozumienie
spłynęłynamnieniczymtumanciężkiej,gęstejmgły.
Słyszałam dźwięczące natrętnie w uszach słowa „kocham cię”. Najgorsze w tym
wszystkim nie było jednak to, że zostawiłam Nasha. Nawet nie fakt, że Royal była
ładniejszaodemnie.Nie,najgorszebyłoto,żetakrozpaczliwiechciałammuwierzyć.
Chciałam mu ufać, chciałam brać na poważnie wszystko, co mi mówił, i przyjąć
wszystko,cochciałmidać,alebyłamtakbardzoskupionanamyśli,żewkońcumito
zabierze i zawiedzie mnie – tak jak wielu innych wcześniej – że koniec końców
wybrałamnajłatwiejszedostępnewyjście.Takbardzochciałamwierzyćwto,żeNash
mnie kocha, że widzi naszą wspólną przyszłość. I nawet mimo tego, co się dzisiaj
wydarzyło, po prostu, najzwyczajniej w świecie pragnęłam go, chciałam go mieć na
własność. I to łamało mi serce. Dlatego że zdawałam sobie sprawę, jak bardzo go
potrzebuję.Przerażałomnieto.
Niemogłamznimbyć,skorosamastałamsobienadrodzedoszczęścia–aleteraz
potrzebowałam czasu i przestrzeni, żeby się nad tym wszystkim zastanowić.
Powiedział,żechciałbydaćmiwszystko.Miałamnadzieję,żeoznaczatorównieżczas
na przemyślenie tego wszystkiego i próbę ustalenia, ile jestem zdolna dla niego
zaryzykować.
Kiedy o szóstej trzydzieści rano dotarłam do eleganckiego domu mojej mamy,
spojrzałanamnietylko,przytuliłamnieizapakowaładołóżka.Leciałamznógibyłam
wyczerpanaemocjonalnie.Przespałamprawiecałydzień,awieczoremwstałamtylko
na chwilę, żeby dać się nakarmić kanapką z galaretką i masłem orzechowym.
Następnego ranka wzięłam prysznic i odważyłam się włączyć telefon. Nie miałam
żadnych nieodebranych połączeń ani wiadomości od Nasha i nie wiedziałam, czy
powinnamsięztegopowoducieszyć,czysmucić.
Zeszłam do kuchni i poczęstowałam się muffinką, którą zostawiła dla mnie mama.
Widziałam,żesiedzinabalkoniewychodzącymnapolegolfowe,przyktórymstałjej
dom.Nalałamsobiefiliżankękawyiposzłamdotrzymaćjejtowarzystwa.Spojrzałana
mnieznadokularówiuśmiechnęłasięszeroko.
–Paskudniewyglądasz.
Westchnęłamciężkoiklapnęłamnakrzesłoobokniej.
–Mamzłamaneserce.Wyglądamdokładnietak,jaksięczuję.
–Niemiałamnawetpojęcia,żezkimśsięspotykasz.
Odsunęłamwłosyztwarzyispojrzałamwdół,napustynnykrajobraz.
–Niewiemnawet,jaknazwaćto,comiędzynamibyło.Alewiedziałam,żetosię
takskończy.
–Skąd?
–Co„skąd”,mamo?
–Skądwiedziałaś,żetosięźleskończy?
Popatrzyłam jej prosto w oczy i z zaskoczeniem spostrzegłam, że patrzy na mnie
mojadawnamatka.Tasama,cokiedyś.WyjazdzBrooksidezdziałałcuda.Wyglądała
zdrowo i przytomnie, i dałabym sobie rękę uciąć, że nie zakrapia już porannej kawy
pokaźnądawkąwhisky.
–Boonjużrazzłamałmiserce.Zpowoduciebieitaty.Bo…spójrznamnietylko.
Jestemtakapokręcona!Jakinaczejmogłobysiętoskończyć?
–Cosięwłaściwiestało,Santa?
Naprawdęniechciałamjeszczeraztegowszystkiegoprzeżywać,alekiedyzaczęłam
mówić, nie potrafiłam powstrzymać potoku słów – począwszy od naszego spotkania
tamtejnocy,kiedyRometrafiłdoszpitala.Kiedydotarłamdowydarzeńwczorajszego
dnia, moja matka marszczyła czoło, ale gdy opowiedziałam, jak Nash wyznał mi
miłość, uśmiechnęła się znowu szeroko. Zdziwiła mnie jej reakcja, ale ona tylko
pochyliłasięipoklepałamniepokolanie.
–Kochanie,jeślicinanimzależy,musiszmupozwolićciękochać.
Nastroszyłamsięiodstawiłamswojąkawęzhukiemnastolik.
–Czyżbyśprzeoczyłaczęść,wktórejwspomniałamotym,żeuniegowmieszkaniu
zastałampiękną,gołąlaskę?Jaktwoimzdaniemmamotymzapomnieć?
Podniosłabrewispojrzałanamnieznacząco.
–Czynaprawdęwierzysz,żebycięoszukał?Zrobiłcoś,żebyzniweczyćcałąciężką
pracę,którąwłożyłwprzekonanieciebie,żemunatobiezależy?
–Adlaczegonie?
– Santa, pytanie brzmi: dlaczego miałby to zrobić? Po co? Po co miałby cię
oszukiwać,skorotwierdzi,żetylkonatobiemuzależy?Dlaczegotakbardzosięstarał,
żebyciędosiebieprzekonać,tolerowałtwojeniezdecydowanieidziwactwa,znalazł
dla ciebie czas w swoim i tak już wypełnionym do granic obowiązkami życiu. I to
wszystko, żeby spieprzyć wszystko przy pierwszej lepszej okazji? Czy to jakiś
skończonypalant?
–Nie,jestnaprawdęrozgarnięty.Aletatateżtakijest,ajednakcięoszukiwał.
Skrzywiłasięmimowolnie,ajaotwierałamjużusta,żebyjąprzeprosić.
–Twójojciecmnieoszukiwał,bojużmnieniekochałibyłznudzony.Wieleczasu
zabrało mi pogodzenie się z tym i spojrzenie na to z dystansu. Był tchórzem. Zamiast
powiedziećwprost,żejużnieczujedomnietego,cokiedyś,wdałsięwromans.Ten
twój młody człowiek nie wygląda mi na tchórza, Santa. Sprawia wrażenie takiego,
któryjestskłonnyzaryzykowaćdlaciebiewszystko.
Prychnęłam,poirytowana,iopadłamnaoparciekrzesła,krzyżującobronnymgestem
ramionanapiersi.
–Dlaczegogobronisz,mamo?
– Bo kocham cię i dociera do mnie, że mogę ci pomóc w pewnych sprawach, z
którymisięborykasziprzezktóreniejesteśszczęśliwa.Gdybyłaśmłodsza,bywałam
dlaciebiesurowa.Niemogłamsiępogodzićztym,jakskrytajesteś,idocinałamcina
temat twojego wyglądu i braku życia towarzyskiego, bo zdawało mi się, że w ten
sposóbcipomogę.Sądziłam,żejeślizacznieszzachowywaćsięnieconormalniej,jak
Faith,jeślibędzieszbardziej…ułożona,będzieciłatwiej.Dziecipotrafiąbyćokrutne.
Żałuję, że nie zdołałam cię przed tym uchronić. Powinnam była docenić cudowne
dziecko,jakimbyłaś–aniepróbowaćzmienićcięwkogośinnego.
–Ranyboskie,mamo…
Zdjęłaokularyispojrzałamiprostowoczy.
– Posłuchaj, kochanie. Przez całe życie kochałam twojego ojca. Był dla mnie
wszystkim i, owszem, odbiło mi lekko, kiedy sprawy potoczyły się tak, jak się
potoczyły. Gdy mnie zostawił, wydawało mi się, że nie mam po co żyć. Ale teraz,
kiedy sobie to wszystko lepiej przemyślałam, niczego bym nie zmieniła. W pewnym
punkcienaszegowspólnegożycianaszamiłośćbyładlamnienajpiękniejsząrzecząpod
słońcem;dziękiniejmamciebieitwojąsiostrę–atodajemikażdegodniacel.Możei
nie skończyło się happy endem, może i bolało bardziej, niż sądziłam, że to możliwe,
ale nie zamieniłabym ani chwili czasu spędzonego z twoim ojcem na nic innego. Nie
zamieniłabymrodziny,którąstworzyłanaszamiłość,nanic–bojestonawartacałego
tegocierpienia,przezktóreprzeszłam.
Czułam, że do oczu napływają mi łzy, i musiałam zamrugać, żeby się ich pozbyć,
zanimjejodpowiedziałam:
–Czysądzisz,żekiedykolwiekbędzieszwstaniewybaczyćtacie?
Mruknęłacośpodnosemipochyliłagłowę,żebynamniespojrzeć.
–Zostawieniarodzinyizranienianaswszystkich…nie.Niebędę.Terazmogętylko
przyjąćdowiadomości,żewszyscyjesteśmyludźmiikażdyznasmożewybraćźle,nie
zastanawiając się nad konsekwencjami własnych czynów. Santa, musiałaś wyciągać
mnie z więzienia tylko dlatego, że próbowałam rozbić kobiecie na głowie butelkę
syropuklonowego.Każdyznaspopełniabłędy.Niektórzywiększe,innimniejsze.
– Nie chcę cierpieć przez czyjeś błędy, mamo. – Miałam na myśli coś więcej niż
tylkoNasha.Itonapoziomie,naktórym,jaksądzę,potrafiłatozrozumiećtylkomatkai
kobieta zraniona przez mężczyznę, którego kochała. Rozumiała, co mam na myśli, nie
musiałamjejniczegotłumaczyć.
– Santa, dzięki cierpieniu wiesz, że to, co czujesz, jest prawdziwe. Gdyby on nie
miałdlaciebieznaczenia,gdybytobyłpoprostupierwszylepszyfacet…wówczasnie
przejęłabyśsiętymtakbardzo.Nemożeszuciecprzeduczuciami–nawetjeśliniektóre
z nich cię przerażają – bo miłość otwiera nas na odczuwanie emocji, o których nie
mieliśmywcześniejpojęcia.
–Jestjedynąosobą,którasprawiała,żetaksięczułam.–Byłtakżejedynym,który
wzbudzał we mnie pożądanie, nadzieję, a także skręcający wnętrzności żal, gdy
patrzyłam,jakzmagasięzprawdąoswoimojcuipóźniejzchorobąPhila.
–Jaksądzisz,nacozasługujesz,skarbie?Jeślitonienategochłopcaczekasz,jeśli
niechceszprzyjąćtego,coonchcecidać–wtakimrazienaco?
–Mamwspaniałąpracę,którąkochamiwktórejsięspełniam.Troszczęsięoinnych
izasługujęnakogoś,ktotodocenia.
–Aczytenwytatuowanychłopaktegoniedocenia?
Wydęłamustainaburmuszyłamsięnieco,całkiemjakmałedziecko.
–Chodzioto,żewłaśniedocenia.Właściwietojednazrzeczy,zaktórenajbardziej
mnieceni.Powiedziałmi,żezasługujęnawszystko,conajlepsze.Zato,corobiędla
innych,zato,jaksiędlanichpoświęcam.
–Izacojeszcze?
–Comasznamyśli,mówiąc„zacojeszcze”?
Spojrzała na mnie ostro i pochyliła się najbliżej, jak mogła, a potem uszczypnęła
mniewpoliczek,ażpisnęłam.
– Jesteś prześliczna, pociągająca i pełna energii. Zawsze byłaś. I zasługujesz na
kogoś,ktobędziecięwielbił,ktobędzienaciebiepatrzyłimiałpewność,żeniktnie
jestbardziejidealnyodciebie.
Terazniebyłamwstaniejużpowstrzymaćłez.Mojamamaijabyłyśmywtejchwili
naswójsposóbwbardzopodobnejsytuacji,alenadźwiękjejsłówcośwemniepękło
– wyzwoliło się coś, co więziłam w podświadomości przez całe życie. Otarłam
policzkiizamrugałam,próbującpozbyćsięzrzęsłez.
–Onmicałyczaspowtarza,żejestemideałem.
–Kochaszgo?
Pokiwałamsmutnogłową.
–Niechcętego,alechybaniemogęsiędłużejprzedtymbronić.
–Widaćtakjestwamprzeznaczone.
Stłumiłamparsknięcieisięgnęłamposwojąkawę.
–Kimjesteśicozrobiłaśzmojąmatką?
Sięgnęładomojejtwarzyizałożyłamikosmykwłosówzaucho.
– Wróciłaś do domu i spróbowałaś mnie wyciągnąć z dołka. Nigdy mnie nie
skreśliłaś,nawetkiedybyłamokropnadlaciebieitwojejsiostry.Przyjechałaśpomnie
i wyciągnęłaś mnie z więzienia. I nigdy nie przestałaś mnie kochać. Nawet w tym
chaosie, który sprowadził nam na głowy twój ojciec, nie przestałaś się o niego
troszczyć. Chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. I chociaż od tatuażysty
wolałabymzdecydowanielekarza,tozotwartymirękamipowitamkażdegomężczyznę,
który będzie w stanie sprawić, żebyś przejrzała na oczy, i wyciągnie cię z tej
bezpiecznej, nudnej bańki, w której się zamknęłaś. A teraz ubieraj się. Idziemy na
zakupyjaknormalne,zdrowekobietycierpiącezpowoduzłamanychserc.
Niemiałamochotynazakupyaninalunchwklubiesportowym.Niepodobałamisię
degustacja wina tego wieczoru ani tapas, na które poszłam z mamą i jej przyjaciółką
następnego dnia. Pod koniec trzeciego dnia miałam ochotę wyrywać sobie garściami
włosy z głowy. Nudziłam się jak mops, tęskniłam za swoją siostrą i pracą – i
dowiedziałam się stanowczo zbyt dużo na temat nowego życia erotycznego mojej
mamy. Niczego nie pragnęłam bardziej, niż wrócić w góry, a także – jak musiałam
przyznaćsamaprzedsobą–doNasha.
CzwartegodniazłamałamsięiwysłałammuSMS.Niebyłamwstanienapisaćnic
mądrzejszegoniż:„TakbardzoCięprzepraszam!Musimypogadać”.
Kiedy nie odpisał do końca dnia, uznałam, że starczy tego dobrego. Jeżeli sama
byłam sobie przeszkodą na drodze do bycia z nim, jedynym wyjściem było tę
przeszkodę pokonać. Nadal się bałam, wciąż zamartwiałam się o to, czy jestem jego
warta, czy zdołam odwdzięczyć mu się za wszystko, co chciał mi dać, ale zdawałam
sobie także sprawę, że aby się o tym przekonać, muszę wrócić do domu i stawić mu
czoło.Jemu,atakżeosobie,którąwidział,kiedynamniepatrzył.Każdyzasługiwałna
miłośćidobroć.Aświadomość,żemłodadziewczynapotrafiłaodebraćsobieżyciez
powodu ich braku, przekonała mnie o tym mocniej niż cokolwiek innego. Musiałam
przyjąć to, co chciał mi ofiarować Nash – pogodzić się z tym, w jaki sposób mnie
postrzegał.Niktniemógłbymniekochaćmocniejniżon.
Byłam dopiero od dwóch godzin w dwunastogodzinnej podróży do domu, kiedy
zadzwonił do mnie nieznany numer. Założyłam, że to coś związanego z pracą, więc
odebrałam.
–Tak,słucham?
–Santa?–Minęładobrachwila,zanimrozpoznałamgłosRoyal.–Gdziejesteś?
–WłaśniewyjechałamzPhoenix.Wracamdodomu.Dlaczegopytasz?Iskądmasz
mójnumer?
– Wiem, że jestem ostatnią osobą, z którą masz teraz ochotę rozmawiać, ale im
szybciejprzyjedziesz,tymlepiej.Apozatymjestemgliną.Jakmyślisz,skądmamtwój
numer? – Mówiła szybko, poważnym głosem i po plecach przeszedł mi dreszcz
niepokoju.
–Cośsięstało?
Westchnęła.
– Zachowałaś się jak ostatnia suka, wiesz? Nieczęsto opowiadam ludziom o moim
pochodzeniu, sytuacji mojej mamy i tamtym fagasie, ale uznałam, że skoro jesteś
przeczulona na punkcie osądzania innych zbyt pochopnie, załapiesz. To, co mi
powiedziałaś,byłonaprawdęchamskie.
Noiproszę–kolejnalekcjaodżycia.Nazwałamjąpraktyczniedziwkąioznajmiłam
jej, że jest warta niewiele więcej od własnej matki. Tak naprawdę wcale tak nie
myślałam. Nie znałam jej nawet dość dobrze, żeby mieć prawo ją oceniać.
Wykrzyczałam jej po prostu, co mi ślina na język przyniosła, bo cierpiałam i byłam
wściekła. Wszystkie próby wykorzystania przeciwko Nashowi tego, co powiedział w
przeszłości, straciły nagle rację bytu. Jak mogłam go obwiniać, skoro sama teraz
postąpiłam identycznie? Na szczęście, w przeciwieństwie do mnie samej, Royal była
chybaskłonnamiwybaczyć.
– Wiem. Przepraszam. To było… Wierz mi, na twój widok trochę mną rzuciło.
Wyciągnęłampochopniewnioski.
–Cóż,wiem,żetowyglądałokiepsko.Dorobiłamjużdodatkowekluczeijeśliteraz
znowujezatrzasnę,połowaDenverpospieszyminaratunek,aletakczyinaczej,musisz
przytargać tu z powrotem swoją słodką dupcię. Z Philem jest naprawdę kiepsko. Ta
mała wyszczekana blondi z bachorem ma do Nasha straszną pretensję, bo odkąd
wyjechałaś nie odchodzi praktycznie od łóżka Phila. To nie wygląda dobrze. Nie
powiniensamprzeztowszystkoprzechodzić.Potrzebujecię.
Sądzę, że lekcją, którą powinnam wyciągnąć z tego całego koszmaru, było: nie
przejmowaćsięzanadtosłowami–nieważne,jakgorzkimi–anitym,cowidziałam–
nieważne, jak źle mogło to wyglądać. Musiałam mieć wiarę w ludzi, którzy mnie
otaczają,niewyłączającmniesamej.Błędyzdarzałysiękażdemu;tonieoznaczało,że
powinnamodrzucaćztegopowoduszczęściebędącewzasięguręki.Nie,kiedyNash
udowadniałmirazzarazem,żejestwartycałegotegobóluizamętu.
–BędęwDenverdopieropóźnymwieczorem.
Prychnęłapodnosem.
–Mamnadzieję,żeojciecNashawytrzymadotegoczasu.
Takżemiałamtakąnadzieję.
–Dzięki,żedałaśmiznać.
–Mówiłamci,żechcęsięztobązaprzyjaźnić.
– Chyba w końcu jestem gotowa ci uwierzyć. Mimo to uprzedzam cię lojalnie, że
jestemneurotyczkąiświruską.Niewiem,czynadajęsięnaprzyjaciółkę.
Royalroześmiałasię,chociażwjejgłosienadalpobrzmiewałsmutek.
– Każdy z nas ma odchyły, Santa. Problemy, z którymi się borykamy, kompleksy,
które powstrzymują nas przed postrzeganiem samych siebie tak, jak widzą nas inni.
Jedynysposób,żebysięznimiuporać,topodzielićsiętymzinnymi.
Niewspomniałamjejotym,żewłaśniesamadoszłamdotakiegowniosku.Jeślinie
zdołamdotrzećdoDenvernaczas,tobędziekolejnarzecz,którąbędęmusiaładopisać
do listy koszmarnych błędów. Nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby Nash musiał
stawić czoło śmierci Phila samotnie. Jasne, miał mnóstwo przyjaciół i ludzi, którzy
kochaligobezwarunkowoiktórzymoglimupomócukoićżal,aletakjakwspomniała
Royal, potrzebował mnie. Wiedziałam, że nikt inny nie może mnie zastąpić. I
wiedziałam też, że kochanie go i odwzajemnianie wszystkiego, co dla mnie robił,
będziełatwe–bojatakżepotrzebowałamjego–itylkojego–widentycznysposób
jakonmnie.
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
NASH:
K
iedy wróciłem do mieszkania, Royal była wcieleniem skruchy. Zignorowałem ją i
poszedłemsięubrać.TakjakpowiedziałemSancie,zdawałemsobiesprawęztego,że
całasytuacjawyglądałanaprawdęgównianie,alezabolałomniejakcholera,żenawet
nie chciała wysłuchać, co mam do powiedzenia. Po prostu automatycznie przyjęła
najgorszymożliwyscenariusz.Wkurzyłomnietoniepomiernie.Naprawdęjąkochałem.
Chciałem, żeby między nami się ułożyło, i trzymałem się tej myśli kurczowo jak
ostatniejdeskiratunku.Dawałaminadzieję,podczasgdywszystkoinnewmoimżyciu
wymykało się spod kontroli. Jej odejście złamało mi serce. Ale najbardziej bolało
mnierozczarowanie.
Ubrałemsię,zaczekałemnaślusarzaiodprawiłemmojąpechowąsąsiadkę,apotem
ruszyłem do Phila. Czułem się, jakby jego życie zmieniło się w ziarenka piasku w
klepsydrze,przesypującesięstanowczozbytszybko.Niedość,żeSantazostawiłamnie
na lodzie, teraz czułem się, jakby zawodziła mnie druga najdroższa mi osoba.
Wiedziałem,żetoidiotyczne,alenieumiałemnicnatoporadzić.Siedziałemprzyjego
łóżkuibiłemsięzmyślami.Napisaćdoniejczynie.Układałemwyjaśnieniaiprośby,
byletylkodałamijeszczejednąszansę.Chciałemjąbłagać,żebyniepoddawałasięi
nieniszczyławszystkiego,coztakimtrudemudałonamsięwypracować.Chciałemjej
powiedzieć,jakbardzojejpotrzebuję.Żeniezdołamznieśćtegowszystkiegobezniej,
niedamradyprzyglądaćsiębiernie,jakPhilodchodzi,bezniejuswegoboku.Apotem
tchórzyłem.Niemogłemtegozrobić.Kochałemją,alekochałemtakżesamegosiebiei
niemogłembyćzkimś,ktoniepotrafiłtegozaakceptować,bonieakceptowałsamego
siebie.Tobolało,alewiedziałem,żetakajestgorzkaprawda.
Parędnipotamtejaferzezzaskoczeniemodebrałemodniejkrótkąwiadomość.Nie
wiedziałem, za co mnie przeprasza – za to, że złamała mi serce, za to, że podeptała
moje uczucia, za wyciągnięcie zbyt pochopnych wniosków, za zostawienie mnie na
lodziedrugiraz,bezżadnychwyjaśnień…Zato,żewemnie–wnas–niewierzyła?A
możezawszystkonaraz?Niemiałempojęcia,coodpisać,aPhilcorazczęściejtracił
kontakt z rzeczywistością, więc nie chciałem marnować czasu na roztrząsanie tego.
Nie,jeślisamawybrałatakradykalnerozwiązanie.
WjednejchwiliPhilwiedział,żejestwDenverimniepoznawał,alejużzamoment
wydawałomusię,żejestznowuwmarynarcealbonaWschodnimWybrzeżu,całkiem
jakbyprzeniósłsięwszalonedniswojejmłodości.Robiłem,cowmojejmocy,żeby
zapewnić mu wszelkie wygody. Cały czas czuwały przy nim pielęgniarki, ale
nowotwór był w bardzo zaawansowanej fazie i zaczynały się przerzuty na
najważniejsze organy. Czas mijał nieubłaganie. Nie byłem w pracy cały tydzień. Na
szczęście
miałem
nie
tylko
wspaniałych
przyjaciół,
ale
i
najlepszych
współpracowników pod słońcem, którzy zajęli się wszystkim i przejęli moje
obowiązki.Wiedziałem,żesięomniemartwiąijestimprzykrozpowoduPhila,ale
teraz chciałem wykorzystać maksymalnie każdą chwilę, którą mogłem z nim spędzić.
Sądzę,żekażdyznichotymwiedział.Iszanowałto.
Siedziałem na swoim fotelu przy łóżku Phila i nieobecnym wzrokiem śledziłem
wiadomości sportowe, kiedy nagle ojciec wyciągnął drżącą dłoń i położył mi ją na
ramieniu. Ściszyłem telewizor i spojrzałem na niego. Jego oczy – moje oczy! – były
załzawioneiżółtawe,alewpatrywałsięwemnie,przytomnyiskupiony.
–Zróbcośdlamnie,synu,dobrze?
Naglezabrakłomitchu,apłucaprzeszyłmibolesnyspazm.Tobyłonajtrudniejsze,
przezcoprzeszedłemwcałymmoimżyciu–włączniezpochowaniemjednegozmoich
najbliższychprzyjaciół,stanowczozbytmłodo.
–Jasne,Phil.Wszystko,cotylkochcesz.
Zacisnął palce na moim ramieniu i zobaczyłem, że pod maską tlenową z trudem
próbujesiędomnieuśmiechnąć.
–Miałemdobreżycie,wiesz,synu?–Poruszyłmozolniegłowąwgeście,który,jak
się domyślałem, miał być skinieniem. – Zwiedziłem cały świat, widziałem
niesamowiterzeczy.Otworzyłemwłasnyinteresinigdyniemusiałemsięprzednikim
tłumaczyć. Zakochiwałem się setki razy. Pomogłem garstce wspaniałych dzieciaków
stworzyć własną rodzinę. I mam ciebie. Niczego nie żałuję, a moim największym
marzeniemjest,żebyśtyprzeżyłrówniedobrzewłasneżycie.
Wydawał się krańcowo wyczerpany. Słyszałem w jego głosie, jak trudno jest mu
artykułowaćsłowa.Odetchnąłemgłębokoizmusiłemsiędouśmiechu.
–Cóż–odparłempozornielekkimtonem.–Zakochałemsiętylkoraziniewyszłoz
tegonicdobrego.Alejeślichodzioresztę,zrobięwszystko,cowmojejmocy.
–Pielęgniareczka?
–Pielęgniareczka–potwierdziłem.
– Nie poddawaj się tak łatwo, Nash. Jeżeli naprawdę ci na niej zależy, jeśli tylko
jesttegowarta…zanicsięniepoddawaj.
–Aco,jeślitoonamnieskreśliła?
– W takim razie kochaj ją tak mocno, żeby nie mogła się oprzeć twojej miłości.
Jakaścząstkamniezawszezastanawiałasię,czyniezasłabowalczyłemotwojąmatkę.
Och.Byłaostatniąosobą,októrejchciałemsłyszeć.Tuniebyłomiejscadlamojej
matki,onie.
– Może. Czy właśnie tego ode mnie oczekujesz? Życia pełnią życia, bez wyrzutów
sumienia?
Przymknąłoczyipoczułem,jakjegouścisksięrozluźnia.Sercezaczęłomiwalićjak
młotem.Zakażdymrazem,gdyzamykałoczy,zaczynałemsięzastanawiać,czyjeszcze
jeotworzy.
–Chciałbym,żebyśnazywałmnietatą.Nigdyotonieprosiłem,nieodważyłemsię.
Alezależymi,żebyśmyślałomniejakoswoimojcu.Tylkotegopragnę.
Jasnacholera.Niebyłemwstaniemyśleć,sercetłukłomisięwpiersijakoszalałe.
Potrzebowałem – natychmiast! – wagonu fajek i szklanki najpodlejszej tequili, żeby
jakoś to wszystko znieść. Miałem ochotę wstać i wyjść, żeby się pozbierać. Ale
wiedziałem,żeterazniemogęsobiepozwolićnamarnotrawienietejresztkiczasu,jaki
namzostał.
–Phil…tato.Rany,totymniewychowałeś.Mamaitamtenfiutnictylkocałyczas
staralisięmnieustawić,wepchnąćmniedoszufladki,doktórejniepasowałem.Jesteś
jedynymrodzicem,jakiegokiedykolwiekmiałem.Iniemaznaczenia,jakbędęsiędo
ciebiezwracał.
–Ale„tata”brzmifajnie.Tojedynarzecz,którejkiedykolwiekodciebiepragnąłem.
Jego urywany oddech uspokoił się nieco i spostrzegłem, że mięśnie okalające usta
lekkosięrozluźniają.Pierśopadałamuipodnosiłasięrytmicznie,więczałożyłem,że
znowu odpłynął. Opadłem wyczerpany na oparcie fotela. To wszystko było…
przerażające.Niebyłempewien,czywyjdęztegowszystkiegobeztrwałychzmianw
psychice.
Wstałemiposzedłemdokuchniposzukaćpiwaalboczegośmocniejszego.Oparłem
się o blat i zwiesiłem głowę. Nie wiedziałem, czy mam ochotę krzyczeć, czy tłuc i
niszczyć wszystko, co wpadnie mi w ręce. Tego było za wiele. Zbyt dużo emocji, za
dużouczućjaknajednąosobę;nieumiałemsobieztymwszystkimporadzić.Wszystkie
wydarzeniasplatałysięwjedenwielkichaotycznywęzeł,któryzaciskałmisięcoraz
ciaśniejnaszyi.Czułemsię,jakbymniemiałczymoddychać.
Nie miałem pojęcia, jak długo tak stałem i powtarzałem sobie w myśli, żeby
oddychać.Wpewnymmomencieusłyszałempukaniedodrzwiizdałemsobiesprawę,
żejestnaprawdępóźnoiżewyłączyłemsięnadośćdługo.
Byłokołopółnocy,więcniespodziewałemsięodwiedzin,choćmoiprzyjacielenie
trzymalisięzwykłychzasad.Pozatymwiedziałem,żeRuledysponujejakimśdziwnym
szóstymzmysłem,kiedycośidzienietak,więcuznałem,żeniebędęzaskoczony,jeśli
to jego zastanę za drzwiami, sprawdzającego, czy wszystko OK. Przeciągnąłem się i
spróbowałem rozruszać zastały kark, dopóki nie usłyszałem satysfakcjonującego
chrupnięcia,apotemposzedłemotworzyć.Beznamysłunacisnąłemklamkę…Iprawie
ścięłomnieznóg,kiedynagleznalazłemsięwobjęciachdrobnegorudegoczorta,który
rzuciłsięnamnienatychmiast,jaktylkodrzwiotworzyłysięnatyle,żemógłwcisnąć
siędośrodka.
Odruchowo objąłem szczupłą talię i poczułem, jak Santa zarzuca mi ręce na szyję.
Wtuliłatwarzwmojąpierś,amojeramionairęceotuliłymiękkie,rudepukle.Kiedy
potarłapoliczkiemomojąnieogolonąszczękę,poczułem,żejejtwarzjestmokra.Nic
niemówiła–poprostutrzymałamniewobjęciachipłakała–nademną,nadsobą,nad
nami, a ja stałem jak wryty, niepewny i oszołomiony. Wiedziałem jedno, jeśli ona
znowu spróbuje odejść, nie pozwolę jej na to. Będę ją kochał tak mocno i
nieustępliwie…TakjakpowiedziałPhil.
–Santa…?
Otoczyła moją szyję ramionami jeszcze ciaśniej i przyciągnęła do siebie, tak że
patrzyliśmy sobie teraz w oczy. Przez zasłonę łez ich szarość migotała srebrnymi
iskierkami. Była najpiękniejszym i najwspanialszym zjawiskiem, jakie kiedykolwiek
widziałem.
–MójBoże,Nash…–Przygryzławargęiujęłamojątwarzwdłonie.–Takbardzo
miprzykro…
Podniosłembrewizamknąłemjejdelikatnenadgarstkiwdłoniach.
–Dostałemtwojąwiadomość.Niewiemtylko,zacochceszmnieprzeprosić.
Zamrugała i widziałem, jak stara się poukładać w myślach to, co chciała mi
powiedzieć.Kiedybyłaniepewna,wyglądałataksłodko!
–Przedewszystkimzato,żeniewierzyłamwciebie…iwsiebiesamą.Naprawdę
kochamtęosobę,którąjestem,Nash.Chybapotrzebowałamcałegożyciaprzeżytegow
samotności i strachu, żeby to do mnie dotarło. Wygląda na to, że wyważyłeś drzwi
mojej samotni i nie mogę już dłużej się w niej chować. Mam mnóstwo rzeczy, które
mogędaćświatuizasługujęnamiłość.Zasługuję,żebyśmniekochał.
Poczułem się, jakby właśnie sięgnęła do mojej piersi i złożyła w całość kawałki
pogruchotanegoserca,októrychmyślałem,żezabrałazesobą,odchodząc–itozłożyła
jewcałośćowielemocniejsząilepszą.
–Zasługujesznawszystko,czegokolwiekkiedykolwiekzapragniesz,Santa.
Uśmiechnęłasiędomnienieśmiało,nerwowo.
–Jedynąrzeczą,którejpragnęłamzawsze,opróczbyciapielęgniarką,jesteśty.Tak
bardzo,cholernieciękocham,NashuDonovan!
Uścisnąłem ją tak mocno, że aż pisnęła, i pocałowałem tak zachłannie, że mało
brakowało,azrobiłbymjejkrzywdę.Postawiłemjązpowrotemnaziemiizamknąłem
drzwi.
–Atakwogóle…coturobisz?–Niemiałempojęcia,dlaczegotakpóźnozjawia
się w domu mojego ojca. Nie, żeby jej widok mnie nie cieszył. Sama jej obecność
sprawiała,żelżejmibyłoznosićtowszystko,przezcoostatnioprzechodziłem.
–Pojechałamdomojejmamy,doPhoenix.Czułamsięzranionaizachowałamsięjak
spanikowana gówniara. Nie myślałam jasno, nie słuchałam, co do mnie mówisz, i
wydawało mi się, że ucieczka pomoże. Odbyłyśmy z mamą bardzo szczerą, poważną
rozmowęidotarłodomnie,żeniemogęcałyczasmyślećosobiesamychzłychrzeczy.
Wszyscy popełniamy błędy, ranimy siebie i innych, ale to nie określa tego, kim
jesteśmy. Wracałam już do domu, kiedy zadzwoniła do mnie Royal. Spotkała Corę i
dowiedziała się, że Phil jest w kiepskim stanie. Złamałam wszystkie ograniczenia
prędkości między Denver a Nowym Meksykiem. Nigdy bym sobie nie wybaczyła,
gdybyśmusiałprzeztoprzechodzićsam.
Boże,takbardzojąkochałem!
– Potrzebuję cię. – Gdy to powiedziałem, głos mi się załamał i wszystkie uczucia,
które starałem się od siebie odsunąć, tylko po to, żeby jakoś przetrwać, napłynęły z
powrotemniepowstrzymanąfalą.
– Wiem o tym. I dlatego tu jestem. Na tym właśnie polega miłość. – Sięgnęła po
mojądłońiuścisnęłają.–Jakonsięczuje?
Pokręciłem z głową i zwiesiłem ją smętnie, a Santa położyła mi dłoń na karku i
ucałowaładelikatniewporośniętyszczecinąpoliczek.
– Z każdą chwilą jest gorzej. Rzadko od niego odchodzę. Odpływa i wraca,
zapomina, gdzie jest, ile ma lat. Pielęgniarki są zdania, że to kwestia dni. O ile nie
godzin.
Przyciągnęła mnie do siebie i na chwilę zatraciłem się w jej objęciach. Jej włosy
byłytakiemiękkie…pachniaływiosnąisłońcem,chociażbyłśrodeknocy.
–Przykromi.Tomusibyćstraszne.Czyjestcoś,comogędlaciebiezrobić?
Pocałowałemjązauchemipoczułem,jakdrży.
– Bądź przy mnie. Chyba że dasz się namówić i skoczysz po paczkę fajek i coś
mocniejszego.
Odsunęłasięodemnieiskrzywiłakwaśno.Natenwidokuśmiechnąłemsięszeroko.
–Żartowałem.Samatwojaobecnośćsprawia,żejestminiecolżej.Takbardzosię
cieszę,żewreszciedostrzegłaś,jakcudownąosobąjesteś…
–Cóż,uprzedzam,żemogąmisięjeszczezdarzaćnawroty,więcbędzieszsięmusiał
uzbroić w cierpliwość. Muszę jednak przyznać, że skoro ktoś tak cudowny, zdolny i
troskliwyjaktymożekochaćkogośtakiegojakja…Chybamuszębyćwyjątkowa.
Mogłem na to odpowiedzieć tylko w jeden sposób – namiętnym pocałunkiem. W
innym miejscu, o innym czasie, znalazłbym po prostu miejsce, w którym moglibyśmy
zrzucićubraniaikochaćsię,jednakteraz,choćbyłemszczęśliwy,żejesttuzemną,że
mogęjąuważaćzaswoją,niemogłemsobiepozwolićnawetnachwilęzapomnienia.
Westchnąłem,nieodrywającwargodjejust,iprzymknąłemoczy.
–MuszęzostaćzPhilem,czuwaćprzynim.
Onatakżewestchnęła.Iprzezchwilębyłotak,jakbyśmyoddychalisobąnawzajem.
–Nigdziesięniewybieram,Nash.Jeślizostajesz,zostanęztobą.
Chciałem zaprotestować. Niezbyt podobała mi się perspektywa okazywania przy
niej nerwów i słabości, ale dobrze było mieć przy sobie kogoś, w kim miałem
wsparcie. Przełknąłem ślinę i zaprowadziłem ją do pokoju, w którym leżał Phil.
Podniosła rękę do ust i zobaczyłem, że drżą jej palce. Z jej pięknych oczu popłynęły
znowu łzy, ale natychmiast je otarła i podeszła do łóżka, zostawiając mnie z tyłu.
Przesuwała uważnym wzrokiem po jego ciele i położyła mu delikatnie palce na
nadgarstku.Minęładobrachwila,zanimdotarłodomnie,akuratkiedyopadłemnaswój
fotel,żewcieliłasiępoprostuwrolępielęgniarki.Stałaprzynimprzezjakąśminutę,a
potemodwróciłasiędomniezniepocieszonąminą.Chciałemwstawać,żebyprzynieść
jejdrugiekrzesło,aleusiadłamizimpetemnakolanachiskuliłasię,wtulającwmoją
pierś.
–Masłaby,niepewnypulsioddychapłytko,ztrudem–wymamrotała.
–Tak.
Pokręciłagłową.
–Takbardzomiprzykro…
Prychnąłemcichoiucałowałemjąwczubekgłowy.
–Wkółkotopowtarzasz.
–Botakjest.Naprawdębardzomiprzykro.
Przyciągnąłemjątakbliskosiebie,jaktylkozdołałem,ipatrzyłemnaswojegoojca.
Żołądekskręcałmisięzestrachuibólu.
– Wiesz, Phil powiedział mi dziś, żebym niczego w życiu nie żałował. Powiedział
miteż,żepowinienemciękochaćtakmocno,żebyśniezdołałaprzedtąmiłościąuciec.
Apotempoprosił,żebymnazywałgotatą.–Głosmisięzałamałipierwszyraz,odkąd
towszystkosięzaczęło,poczułem,żezarazsięrozkleję.Naszczęściebyłociemno,a
jedynąosobąwpobliżubyłaSanta.Popoliczkuspłynęłamiłzaiwsiąkławjejjasne
włosy.
Santapołożyłamidłońnasercuizaczęłapostukiwaćwmojąpierśpalcamiwrytm
jegoszybkichuderzeń.
–Możeszdlaniegotowszystkozrobić.–Głosmiałacichyiłagodny,całkiemjakby
bałasięmnieprzestraszyć.
–Teraz,kiedyjesteśprzymnie?Tak,mogę.
Odtejporymilczeliśmytylko,przytulenidosiebiewciemności,czekającnato,co
przyniesie następny dzień. Wiedziałem jednak, że cokolwiek to będzie, stawimy temu
czołorazem.Atoczyniłoperspektywęnieuchronnegoniecoznośniejszą.
NastępnegodniaPhilnazmianętraciłiodzyskiwałprzytomność.Czasamiwiedział
doskonale,kimjestem,iuśmiechałsiędomnieszeroko,zerkającporozumiewawczona
Santę. Próbowałem ją namówić, żeby poszła do domu, i tłumaczyłem, że nie musi ze
mnąsiedzieć,boitakjużopuściłakilkadniwpracy,aleniedałemradyprzemówićjej
do rozsądku. Kręciła się wokół łóżka, zajmując tym, czym zwykle zajmują się
pielęgniarki, i zachowując się przy tym jak moja dziewczyna. Byłem jej za to
wdzięczny. Phil rozśmieszał ją, gdy tylko był przytomny i świadomy. Opowiadał jej
straszne historie z moich szczenięcych lat, kiedy włóczyłem się z Jetem i bliźniakami
Archerami, co doprowadziło do demonstrowania tych wszystkich okropnych tatuaży,
które teraz już zakryłem czymś innym. Te okresy świadomości nie trwały długo, ale
Santa potrafiła zdziałać cuda i świetnie sobie radziła, nawet kiedy sam czułem się
zagubionyibezużyteczny.
KiedyPhiltraciłkontaktzrzeczywistością,kiedysądził,żejestgdzieindziej,stawał
się kimś innym, było mi naprawdę trudno. Miałem ochotę rzucać czymś ciężkim, gdy
mamrotałbezładuiskładuomojejmatceitamtymnieszczęsnymzwiązku.Towszystko
sprawiało, że cała moja pogarda dla matki wypływała na powierzchnię i wrzała,
podsycanastarymbólemiuczuciemponiżenia.Santarobiła,comogła,żebymcałyczas
pamiętał o tym, że zachowanie mojej matki nie powinno mieć dla mnie już żadnego
znaczenia.Iżeludzie,którzysięwmoimżyciuliczyli,uwielbialimnieiniezmieniliby
wemnieanijednejrzeczy.Żeonanicbywemnieniezmieniła.
Byłowcześnieranonastępnegodnia–słońcejeszczenawetniewzeszło–kiedycoś
sięzmieniło.Nieumiałbympowiedziećco.Drzemałemniespokojnienafotelu,budząc
się co chwila, a Santa spała na kanapie w sąsiednim pokoju, gdy nagle całkiem
oprzytomniałem.Niewiemdlaczego.Wstałem,podszedłemdołóżkaojcaispojrzałem
naniego.Miałpółotwarteoczyizdawałemsobiesprawę,żewalczyztrudemokażdy
oddech. Serce zaczęło trzepotać mi niespokojnie w piersi i wiedziałem – po prostu
wiedziałem – że nadeszło nieuchronne. W klepsydrze przesypywały się ostatnie
ziarenkapiasku.
– Hej… – Mogłem się zdobyć tylko na szept. Słysząc mój głos, otworzył oczy i
zerknąłnamnie.
Nie miałem pojęcia, czy w ogóle mnie widzi – czy jest w stanie jeszcze mnie
rozpoznać – ale podniósł słabą dłoń i wziął mnie za rękę. Gdy patrzyłem, jak ta
wychudzona, zapadnięta pierś podnosi się i opada z coraz większym trudem, emocje
ścisnęły mi gardło. Phil zacisnął kościste palce na mojej dłoni i nie wiedziałem, czy
naprawdę to powiedział, czy może tylko sobie to wyobraziłem. Jednak jestem gotów
przysiąc,żezanimzamknąłostatnirazoczy,usłyszałemszept:„ztobą…zawsze”.
Nie umiałbym powiedzieć, ile czasu stałem tam, trzymając go za rękę i patrząc na
niego w otępieniu. Nie wiem, czy coś mówiłem, czy nie, ale Phil już nie oddychał.
Nagle z apatii wyrwał mnie jakiś stłumiony odgłos. Gdy obejrzałem się na drzwi,
zobaczyłem stojącą w nich Santę z rękami przy ustach i szeroko otwartymi oczami.
Wiedziała.Icierpiałarazemzemną.
Podeszładomnieiotoczyłamnieramionami.Istaliśmytakpoprostuwmilczeniui
żalu,pogrążeniwsmutkuiniecozagubieni.
–Wydawałomisię,żezanimodszedł,powiedział…żezawszebędzieprzymnie.–
Mójgłosbrzmiałchrapliwieiniepewnie.
–Botoprawda,Nash.Jestcząstkąciebie,wewszystkim,corobisz.Zawszebędzie
z tobą, będzie nad tobą czuwał. – Poczułem, jak przeciąga palcem po moim
kręgosłupie,strzeżonymprzezuśpionegosmoka.
–Tak,alebezniegonicniebędzietakiesamo.
Czułem na karku łaskotanie jej oddechu. Nakryłem dłonią jej ręce, splecione na
moimbrzuchu.
–Nie,niebędzie,alezrobisz,cowtwojejmocy,żebyzachowaćpamięćonim.
Jasne jak cholera, że zamierzałem to zrobić. Chociaż tyle mogłem uczynić po tym
wszystkim,coPhilzrobiłnietylkodlamnie,aleidlaresztyzbłąkanychludzi,których
nazywałemswojąrodziną.
Następnych kilka dni było jednym wielkim chaosem. Czułem się jak w oku
szalejącegocyklonu.Zanimjeszczenadobrezaświtało,Santawzięłasprawywswoje
ręce.Zadzwoniła,dokogotrzeba,żebyumówićsięnaprzeniesienieciała,iupewniła
się, że zostanie potraktowane zgodnie z ostatnią wolą Phila. W ciągu kilku godzin w
domu mojego ojca zaroiło się od ludzi. Dziewczyny ustalały szczegóły związane z
pochówkiem.PonieważPhilmiałzostaćskremowany,pogrzebmiałsięodbyćzakilka
dni. Nie byłem w stanie mówić, działać – a gdy ktoś mnie o coś pytał, ledwie
kontaktowałem. Więc to Santa wszystkim się zajęła. Moja dziewczyna – nieśmiała,
niepewna i nerwowa – przejęła dowodzenie, całkiem jak na ostrym dyżurze. I nie
mógłbymjejzatobardziejkochać,nawetgdybymchciał.Byłempewien,żeprzyjaciele
dostrzegają,jaksięomnietroszczyiwspieranaduchu.Wiedziałem,żeonitakżejąza
touwielbiają.Bezniejniepotrafiłbymsobieztymwszystkimporadzić.
ChłopakomprzypadłwudzialeobowiązekpowiadomieniaośmierciPhilabliższych
idalszychznajomych.Telefonysięurywały,wszyscymielijakieśpytaniaisprawydo
ustalenia. Jeden dzień przechodził w kolejny, a ja tkwiłem w samym środku tego
piekła, otępiały i odrętwiały. W pewnym momencie Rule chyba się zorientował, w
jakim jestem stanie. Chociaż wciąż było jeszcze mnóstwo rzeczy do omówienia i
potwierdzenia,uczczeniepamięciPhilaizłożeniehołduwspaniałejosobie,jakąbyłz
całąpewnością,musiałoznaleźćsięnaszczycielistyobowiązkówzwiązanychzjego
śmiercią. Dlatego Rule poprosił Rome’a, żeby zorganizował w barze szybką stypę.
ByliśmywkońcuDonovanami–tobyłojedynesłusznewyjście.
Piłem chyba trzeciego jamesona z colą, z Santą przyklejoną do mojego boku,
wsłuchując się w lecących z szafy grającej The Pogues, zawodzących Waltzing
Matilda i If I should fall from Grace with God i leniwe, sentymentalne opowieści
wszystkich o tym, jak Phil wpłynął na nich życie, kiedy chłód i otępienie w końcu
zaczęły mijać. Byłem smutny, byłem samotny i przerażony, jednak chciałem zrobić
wszystko,żebymójstaruszekbyłzemniedumny.Wiedziałem,żewłaśnienatymbymu
zależało.
Przyciągnąłem do siebie Santę, pocałowałem ją w koniuszek piegowatego nosa i
powiedziałem:
–Dziękuję.
Ściągnęłabrwiiprzyjrzałamisię.
–Zaco?
Właściwietobyłemjejwdzięcznyzawszystko.
–Zato,żejesteś,jakajesteś.
Jej szare oczy zalśniły czystym srebrem, jak zawsze, gdy powiedziałem coś, co
chwyciło ją za serce. Przytuliła mnie tak mocno, że ledwie mogłem złapać oddech.
Odpuściłem. Powiedziałem Philowi w myśli „do widzenia” i wzniosłem toast. W
odpowiedzi wszyscy pohukiwali i krzyczeli ile tchu w piersi. To było poruszające
pożegnanie–ijedynesłuszne.Każdy,nakogoPhilwjakiśsposóbwpłynął,całanasza
rodzina,którąpomógłstworzyć,uczciłajegopamięć–atakżewłasną–wstawiającsię
należycieiobiecującżyćżyciembezwyrzutówsumienia.
Następnegodniaodbyłsiępogrzeb.Dziewczynyznalazłymały,przytulnykościółek
na przedmieściach – był zatłoczony po brzegi. Phil miał cały zastęp przyjaciół od
motocykli,starychkumplizmarynarki–międzyinnymitatęCory,którytrzymałterazna
rękachmałąRemy–stadkostałychklientówitylebyłychdziewczynikochanek,żena
ichwidokmogłemtylkopokręcićzniedowierzaniemgłowąiprzybićmojemuojcuw
myślipiątkę.
Całanaszapaczkastałapodkościołem,witającżałobników.Tobyłdziwnywidok–
oglądać ludzi zazwyczaj tak barwnie ubranych, teraz całych w odcieniach szarości i
czerni. Nawet Rule ufarbował z tej okazji włosy na żałobną, kruczą czerń. Kochałem
ich za to, że chcieli ze mną być, że miałem wokół mnóstwo pomocnych dłoni, które
podtrzymają mnie, w razie gdyby groził mi upadek, ale czułem się całkiem pewnie –
dopókiSantanieoddalałasięzbytnio.Byłaskałą,opoką,dziękiktórejtrwałempewnie
wrzeczywistości.
ZwnętrzakościołazaczęłydobiegaćdźwiękiDannyBoy w wykonaniu Johnny’ego
Casha i padłem ofiarą niezliczonych, zdolnych połamać kręgosłup niedźwiedzich
uścisków i mokrych całusów od dziewcząt. Cora nie kryła już łez – a spłakaną
widziałem ją dotychczas tylko dwa razy: kiedy była w ciąży i kiedy Rome został
postrzelony.OczyRule’awkolorzezimowegoniebatakżebyłyniecoszklisteiponure,
akiedyweszliśmydokościoła,ukryłtwarzwewłosachShaw.
ChwyciłemSantęzarękęipodniosłemjądoust,żebyucałowaćjejknykcie.
–Gotowa?
Otworzyłausta,żebycośodpowiedzieć,alezamknęłaje,marszczącczoło,naodgłos
stukotu wysokich obcasów. Nie mogłem uwierzyć, że ona tu przyszła! A jeszcze
bardziej,żemiałaczelnośćgotuzesobąprzywlec!Skrzywiłemsięgniewnienawidok
mojejmatkiiGranta.
–Coturobisz?–Niekryłemwściekłości.
Matkaodchrząknęła.
–Nashville,naprawdę,jakbytowyglądało,gdybyśmynieprzyszli?
„Naprawdę”?Zacisnąłemodruchowoszczęki.
–Nieinteresujemnie,jakbytowyglądało.ToczasdlarodzinyPhila,ludzi,którzy
gokochali.Tydokonałaśjużwyboru.Niewybrałaśżadnegoznas,więcrówniedobrze
możeszsięstądwynosić.
Poczułem,jakSantazaciskakurczowopalcenamoimłokciu.
–Jesteśniedorzeczny!
Cóż,dlamojejmatkizawszetakibyłem.
Otwierałemjużusta,żebycośpowiedzieć,gdyGrantuznałnagle,żeporawkroczyć
doakcji.
– Zawsze był z ciebie egoistyczny bachor. A teraz odsuń się, zanim ktoś wyjdzie i
zobaczy,cotusięwyprawia.Miejtrochęgodności…Jeśliwogólewiesz,cotojest.
Krew mnie zalała. Miałem ochotę rzucić mu się do gardła – i to dosłownie.
Chciałem mu złamać nos. Musiałem… odciągnąć moją rozwścieczoną dziewczynę,
która weszła nagle między nas i dźgnęła palcem w środek krawatu Granta. Nigdy nie
widziałemjejtakwzburzonej,więcpodszedłemipołożyłemjejdłońnaramieniu,żeby
jąuspokoić.
–Jakśmiesz?!–Byławściekła.Ażsięgotowałaikipiałasłusznymgniewem.Widok
byłimponującyiprzerażającyzarazem,aleGranttylkozmrużyłoczyipodszedłdoniej
o krok. – Jesteś zwykłym, nadętym dupkiem. Miałeś szansę wychować zdrowe,
szczęśliwe dziecko, ale z niej zrezygnowałeś. Nash jest milion razy więcej wart od
ciebie. – Oczy rozbłysły jej gniewnie, kiedy wodziła wzrokiem od mojej matki do
Granta. – Jesteście samolubni i okropni. I w pełni na siebie nawzajem zasługujecie.
Niejesteściewarcitego,żebyNashbyłwaszymsynem.
Grantzabulgotałcośipodszedłjeszczeokrok,ajawyciągnąłemramięipchnąłem
go w środek piersi. Upewniłem się, że zrozumie powagę słów, które miałem mu do
powiedzenia.
–Jeżelichociażspojrzysznaniąkrzywo,połamięciwszystkiekości,apotem,kiedy
siępozrastają,zrobiętoznowu.Kiedybyłemdzieckiem,byłzciebiekawałfiutainie
mogłemnicnatoporadzić,aleterazniejestemjużdzieckiem,więcliczsięztym.
–Groziszmi?–Wjegogłosiebrzmiałyurazainadęcie.
–Nie.Poprostuuprzedzam,jaksięsprawymają.Niechcęwastuwidzieć!Żadnego
zwas.Ateraz,jeślimiwybaczycie,muszęwygłosićprzemowę.
Mojamatkawyglądała,jakbychciałapowiedziećcośjeszcze,alejakzawsze,kiedy
Grantpodjąłdecyzję–aodwróciłsięnapięcie,ciągnącjązasobą–nieodezwałasię
anisłowem.SpojrzałemnaSantęiuśmiechnąłemsiędoniejkrzywo.
–Chodź,miejmytojużzasobą.
Uścisnęłamojądłońipodniosłajednąrdzawąbrew.
–NaprawdęmasznaimięNashville?
Jej pytanie sprawiło, że zrobiłem coś, czego nigdy nie zrobiłbym w tak smutnym
dniu.Roześmiałemsię.
–Taaa…Inigdywięcejotymniewspominaj.
WszedłemdokościołaiposadziłemjąobokCory,któranatychmiastjąprzytuliła,a
samruszyłemwstronęniewielkiegopodiumustawionegoobokurnyiczegośwrodzaju
tablicypamiątkowej–dzieładziewczyn.ByłynaniejzdjęciaPhilazróżnychokresów
jegożycia,jegopierwszamaszynkadotatuażu,skórzanakurtka,pagonyzmunduru…to
był wzruszający i wspaniały pożegnalny symbol. Zerknąłem na niego kątem oka,
odchrząknąłemipowiodłemwzrokiempozgromadzonych.
Widziałem, jak Rule i Jet kiwają mi głowami; Rowdy uśmiechnął się do mnie
smutno,alepokrzepiająco,aCoracichołkała,wtulonawramięRome’a.Wyszukałem
w tłumie te jedyne szare oczy. Santa patrzyła na mnie, spokojna, łagodna – i taka mi
droga! Nie zwracałem uwagi na nic innego, na nikogo. Skupiłem się tylko na tym, co
miałemdopowiedzeniajej.
–Przezcałyczas,przezjakiPhilDonovanbyłobecnywmoimżyciu,pełniłwiele
ról.Nazywałemgo przyjacielem,szefem,mentorem, wujem,aw końcu…ojcem.Był
każdąztychosób.Atakżeznaczyłdlamniewiele,wielewięcej.Philbrałpodswoje
skrzydła każdego, kto był zagubiony i kierował nim, dopóki nie znalazł właściwej
drogi.Wtenotosposóbzebrałrazemgarstkęzbuntowanych,zagubionychdusz–dzięki
czemumamyterazsiebienawzajem.DziękiPhilowimamyrodzinę.
Słyszałemchrząknięciaiwidziałem,jakzgromadzenizmieniająpozycjęwławkach.
– Gdy byłem młodszy, marzyłem o tym, żeby – gdy dorosnę – być taki jak Phil.
Sądziłem,żefacetjestnaprawdęsuper,żemaświetnąpracę,ipodziwiałemto,żeżyje
nawłasnychzasadach,jednocześnierobiąc,cotylkomógł,żebysięomniezatroszczyć.
Był wspaniałym człowiekiem, a gdybyście zapytali mnie wówczas, za co chciałby
zostać zapamiętany… powiedziałbym, że za jego sztukę, za jego poświęcenie w
tworzeniu miejsca, w którym mogła rozkwitać indywidualność i twórczość. Teraz
jednak…–Musiałemodczekaćsekundę.Odchrząknąłemizwinąłemleżąceprzedemną
napulpiciedłoniewpięści.–Terazodpowiedziałbym„zamnie”.Jestemczłowiekiem,
zktóregojegoojciecbyłdumny.Izrobięwszystko,żebyzachowaćpamięćonim,żeby
godniereprezentowaćjegodziedzictwoiżebynadalspełniaćjegomarzenia.Sądzę,że
byłby dumny z nas wszystkich. Pomimo trudności, przeszkód i kłód rzucanych nam
przez życie pod nogi wszyscy odnajdujemy swoje drugie połowy, zakochujemy się,
pobieramy, mamy dzieci, prowadzimy interesy i robimy rzeczy, które nas
uszczęśliwiają. Sądzę, że właśnie tego zawsze dla nas chciał. Wszystkim nam będzie
brakowałoPhilaDonovana–mojegoojca–alebędzieonżyłwsercukażdegoznas,
każdejosoby,wktórejżyciewkroczyłipomógłjeukształtować.
Niewiedziałem,cojeszczemógłbympowiedzieć,więcpodziękowałemwszystkimi
poinformowałem (w większości popłakujących w ciszy) żałobników, że jeśli ktoś
chciałby coś jeszcze powiedzieć, teraz ma ku temu okazję, a potem zszedłem, żeby
usiąśćobokmojejdziewczyny.
Widziałemnajejbladychpoliczkachśladyłez,akiedyzająłemmiejsceujejboku,
przylgnęładomniecałymciałemipołożyłamigłowęnaramieniu.
–Dziękuję.–Szepnęłałamiącymsięgłosem.
–Zaco?
–Zato,żejesteś,jakijesteś.
Cóż mogłem powiedzieć. Otoczyłem ją ramieniem i słuchałem, jak ludzie
opowiadają historię o tym, jak cudownym człowiekiem był mój ojciec, jak wielki
wywarłwpływnaichżycie,ipomyślałem,żekiedybędziejużpowszystkim,wsiądę
do swojego chargera i przekraczając dozwoloną prędkość, pojadę w góry, żeby
przywrócićmuwolność.Wiedziałem,żepochwaliłbytakiscenariusz.
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
SANTA:
P
o pogrzebie Nash wyglądał, jakby za chwilę miał się przewrócić od braku snu i
nadmiaru stresu. Jego przyjaciółka Cora i jej ojciec, który był kolegą Phila w
marynarce,zorganizowaliwjejdomuprzyjęciepożegnalne.Wiedziałam,żeNashsię
tampojawiispróbujejakośprzeztoprzebrnąćdokońca,alewiedziałamteż,żenade
wszystko powinien się położyć i odpocząć. Nie chciałam się odzywać – nie byłam
pewna, czy w ogóle mam prawo się wtrącać – ale kiedy wspomniałam o tym, że
wyglądanawyczerpanego,RuleiRomezgodzilisięzemną.Stwierdzili,żepowinnam
zabrać go do domu i położyć do łóżka. Rule powiedział to z krzywym,
porozumiewawczymuśmieszkiem,dziękiktóremuzarobiłodbratasolidnetrzepnięcie
wpotylicę.KiedyNashoderwałsięwreszcieodgrupki,zktórąrozmawiał,zgarnęłam
goipoprosiłam:
–Zabierzmniedodomu.
Nie protestował, nie oponował. Nie wrócił nawet, żeby się wytłumaczyć. Zgarnął
mnietylkodochargeraiwróciliśmyrazemdoVictorian.Wmieszkaniuzacząłściągać
zsiebieciemneubranie–czemuprzyglądałamsięniebezulgiizadowolenia–alegdy
jużwziąłprysznicicośprzegryzł,widaćbyło,żepadaznóg.Niebyłosensupróbować
wciągnąćgowrozmowę,niemówiącjużoczyminnym.
Zrzuciłambutynaobcasach,wktórychmęczyłamsięcałydzień.Przytuliłamsiędo
silnego,pokrytegotatuażamiciałaNasha,igładziłampłomieniezdobiącejegogłowęi
ramiona, dopóki jego pierś nie zaczęła podnosić się i opadać spokojnym, równym
rytmem. Jego ciemne rzęsy zatrzepotały lekko na śniadych policzkach i przesunęłam
delikatniekciukiempojegokruczoczarnychbrwiach.Byłpiękny,idealny–isilniejszy
niżktokolwiek,kogoznałam.Byłmój.Cały.Wiedziałam,żepowinnamtodoceniać–
każdegodnia.
Kiedy spał już spokojnym, mocnym snem, wyśliznęłam się z łóżka i zaczęłam się
krzątać po zaniedbanym przez ostatnie kilka tygodni mieszkaniu. Zadzwoniłam do
Sunny i powiedziałam jej, że wróciłam i że stawię się w pracy, jak tylko będę
potrzebna. Poprosiłam też, żeby umówiła mnie na rozmowę z dyrektorką w sprawie
awansu. Zdałam jej pobieżnie relację z tego, co się wydarzyło. i aż ścisnęło mnie w
dołku, kiedy usłyszałam, jak wyrozumiale i łagodnie to przyjmuje. Pomyślałam, że
naprawdępowinnamlepiejzadbaćonasząprzyjaźń,itonietylkowpracy,boSunny
byłaświetnądziewczyną,adotegotrzymałamocnomojąstronę.Zadzwoniłamteżdo
Faith, żeby jej się wytłumaczyć i wysłuchać opieprzu za to, że wyjechałam bez
uprzedzeniadoPhoenix.
Sądzę, że mimo wszystko ucieszyła się z mojego telefonu. Cieszyła się z mojego
awansu i z tego, że mamie się polepszyło, ale dała mi jasno do zrozumienia, że nie
uważa Nasha za dobrą partię dla mnie. Dawniej może i przejęłabym się jej zdaniem,
tym,cootymwszystkimsądziła,iwzięłabymsobiejejsłowadoserca.Aleterazsama
wiedziałam, co jest dla mnie najlepsze. Tak jak powiedziałam Nashowi, wcześniej
postrzegałam samą siebie i własne życie takimi, jakimi widziałam je ja sama – i nie
słuchałam osądu nikogo innego. Teraz widziałam zaś jego i to, jaka byłam w jego
pięknychoczach.
Płukałam właśnie stertę zapomnianych kubków po kawie, żeby włożyć je do
zmywarki, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Ponieważ wszyscy przyjaciele Nasha
byliuCoryiRome’a,ajegomatkaniemiałabysiępocotupokazywać,uznałam,żeto
musi być Royal. Wytarłam ręce w ściereczkę i poszłam otworzyć. Na widok Royal
wytrzeszczyłamoczyiotworzyłamzezdziwieniausta.
Ciemnoczerwone włosy miała zmierzwione, a pod jednym ciemnym okiem widniał
żółtozielonysiniec.Miałateżpaskudnierozciętądolnąwargę.Byłaubranawspodnie
odmunduruibiałąkoszulkęnaramiączka–poplamionąkrwiąiporwaną.
–Wszystkowporządku?–zapytałam.
Prychnęłajakkotka,alewidziałam,żerozkwaszonawargadrżyjejlekko.
– Ryzyko zawodowe. Zadarłam ze śmieciem, który okazał się większy i bardziej
chamskiodemnie.Chciałamtylkosprawdzić,jaksobieradzicie.
To było naprawdę miłe z jej strony. I sprawiło, że zapragnęłam dać jej i naszej
rozkwitającejprzyjaźniszansę.
–Jasne.Przezchwilębyłotrochęnieprzyjemnie.Jegomatkatoprawdziwajędza,a
jego ojczym jest palantem, ale msza upłynęła spokojnie, a Nash rozczulił wszystkich
przemową. Teraz padł jak nieprzytomny. Chyba od jakiegoś czasu potrzebował
porządnegoodpoczynku.Dzięki,żezadzwoniłaś.
Zebrałazmierzwionewłosywwęzełikiwnęłagłową.
– I tak już wracałaś. Tylko to się liczy. Miałam gówniany dzień. Chyba też się
położę.
Kiedy odwróciła się na pięcie, złapałam ją za ramię. Zauważyłam, że jej ciemne
oczylśniąodłez.
–Wiesz,zczasemtosięstajełatwiejsze.
–Cotakiego.
–Praca.Takajaktwoja.Pierwszejnocynaostrymdyżurzemiałamofiarystrzelaniny
między gangami. Przywieźli pięciu rannych. Przeszłam szkolenie, więc teoretycznie
wiedziałam, co mam robić, ale po wszystkim wróciłam do domu, porzygałam się i
przez trzy godziny ryczałam jak głupia. Przywykniesz do tego. Z czasem wpadasz w
rutynę.
Pokiwałagłowąiprzesunęłajęzykiempobrzydkimrozcięciunawardze.
–Właśniedlategochciałabym,żebyśzostałamojąprzyjaciółką,Santa.
Byłajużwkorytarzu,prawiepodwłasnymidrzwiami,kiedyzawołałamzanią:
–Maszmójtelefon.Wiesz,żewrazieczegozawszemożeszzadzwonić!
Machnęłamiprzezramięizniknęławswoimmieszkaniu.
Wróciłam do sprzątania, a kiedy skończyłam, postanowiłam wziąć prysznic. Gdy
wróciłamdopokoju,żebyprzebraćsięwjednązkoszulekNasha,musiałamużyćcałej
siływoli,żebypowstrzymaćsięodchęcicałowaniakażdegocentymetrajegopięknego
ciała,dopókisięnieobudzi.
Wycierałamwłaśniemokrewłosyręcznikiemiwracałamdosalonu,żebypooglądać
trochę telewizję, zanim Nash nie wstanie, kiedy zamarłam, zaskoczona. Mój chłopak
byłbezdwóchzdańprzytomny;opierałsięozagłówekkanapyiprzyglądałmisięspod
wpółprzymkniętych powiek. W niebieskich bokserkach, ze skrzyżowanymi na
cudowniewyrzeźbionejpiersirękamiwyglądałjakmłodybóg.Jakzawsze,mójwzrok
powędrowałodruchowodoskrzydeł,znikającychpodjegobielizną.
–Cześć!–Niemogłamukryćchrapliwejnuty,którawkradłasiędomojegogłosu.
Nashpodniósłbrew,akącikjegoustuniósłsięwuśmiechu.
–Dziękuję,żesięomniezatroszczyłaś,Santa.
Weszłamkilkakrokówwgłąbsalonu,aonzłapałkoniecręcznika,którytrzymałam
wdłoni,iprzyholowałmniezaniegodosiebie.
–Dlaciebiewszystko.
Przyciągnął mnie bliżej i wsunął mi rękę pod mokre włosy na karku, a potem
zmniejszył jeszcze dzielący nas dystans, tak że wręcz przykleiłam się do jego nagiej
piersi.Musiałamprzyznać,żetobyłonajcudowniejszemiejscenaświecie.
–Czypozwolisz,żebymteraztojasiętobąodrobinęzajął?
Cóż,musiałabymbyćidiotką,żebyodrzucićtakąpropozycję.Ostatnimrazem,kiedy
wylądowaliśmy razem na tej kanapie, wystawiłam go w bardzo chamski sposób i
chciałam mu teraz to wynagrodzić. Pragnęłam się o niego zatroszczyć na wszelkie
znanemisposoby.
–Acopowiesznato,żebyśmyzajęlisięsobąnawzajem?
Podniósłwysokobrwi,apotem–nareszcie,postanowczozbytdługiejprzerwie–
jegoustarozciągnąłszerokiuśmiech.
– Brzmi nieźle. – Mówiąc to, nachylił się i pocałował mnie, jakby była to jedyna
rzecz,którejpragnąłkażdegodnia,dokońcaświata.
Nasze języki splotły się, głodne dłonie prześlizgiwały po nagiej skórze, a ciała
dopasowałysię,jakbybyłydlasiebiestworzone.Gdywsunąłmidłoniepodkoszulkę,
którą od niego pożyczyłam, i zatrzymał je na moich biodrach, z ust wyrwało mi się
mimowolnewestchnienie.Przyciągnąłmniedosiebie,takżenaszebiodrasięzetknęły,
ipoczułammiędzyudamijegotwardy,pulsującywzwód.Szybkimruchemściągnąłmi
koszulkę przez głowę i przeciągnął palcami od mojego karku aż po krzyż, a potem
westchnął z zadowoleniem – wprost w moje rozchylone usta, wciąż wpijające się w
jegowargi.
Zsunęłamniżejgłowęiucałowałamgowszyję;zadrżałam,kiedyprzesunąłpalcami
pomoichżebrachiująłwdłoniemojepiersi.Niemogłamnicporadzićnato,żemoje
ciało reagowało tak żywiołowo na jego dotyk. Chyba po prostu potrzebowałam
zręcznych dłoni, których samo muśnięcie sprawiało, że czułam się jego własnością.
Przesunął opuszką kciuka po brodawce, sprawiając, że moje ciało zamarło w
oczekiwaniu na więcej. Wiedziałam, że jeśli tak dalej pójdzie, wynagrodzi nam to
ostatniekiepskiespotkaniewtympokoju.Zsunęłamgłowęjeszczeniżejiucałowałam
gowsamśrodekmostka.Cudowniebyłoczućtewszystkiespięte,twardemięśniepod
moimi ustami. Złożyłam wilgotnego całusa na jego lewej piersi, w miejscu, gdzie
czułam spokojne, stałe bicie jego serca, i polizałam jego sutek. Kiedy brodawka
wyprężyła się w odpowiedzi na dotyk, zachichotałam, a potem połaskotałam go w
brzuch i przesunęłam dłonią po wytatuowanych na żebrach skrzydłach. Wcześniej
sądziłam, że najbardziej lubię go w białych bokserkach, kontrastujących ze śniadą
skórą,aleteraz,kiedypomogłammusięrozebrać,uznałam,żenajbardziejpodobami
sięwstrojuAdama.Jegowzwiedzionypenispulsował,dosłowniewibrowałwmojej
dłoni. Nadal był przyozdobiony metalowym kółeczkiem i sztangą, a kiedy ścisnęłam
lekkojegopodstawę,zadrżałzachęcająco.
Kiedy pochyliłam głowę nad jego fiutem, Nash wydał z siebie zduszony jęk. Jego
oczy przybrały barwę nocnego nieba, a na policzki wystąpił rumieniec. Siła, duma,
którą czułam, mając świadomość tego, że ktoś taki jak on reaguje na mnie w ten
sposób,sprawiały,żeczułamsięjaknajpiękniejszakobietanaświecie.
Gdy moje zęby szczęknęły lekko o metalowe kółeczko, zachciało mi się śmiać, ale
powstrzymałam się, słysząc westchnienie. Nash zanurzył obie dłonie w moje włosy i
przytrzymałmniezagłowę,podczasgdyjassałam,lizałamipieściłamjęzykiemjego
męskość,sprawiając,żemięśniejegobrzuchaiuddrżałyniepohamowanie.Musiałam
pomagaćsobierękoma,bocałynigdywżyciuniezmieściłbymisiędoust.Imusiałam
przyznać,żetazabawajestznaczniebardziejatrakcyjnadziękiwszystkimozdóbkom,z
którymi mogłam igrać językiem. Słyszałam jak przez mgłę, jak jęczy i szepcze moje
imię.Tobyłosuperpodniecające!Czułam,jakszarpiemniezawłosy,cooznaczało,że
jestjużblisko.Niezwracałamspecjalnejuwaginato,comówi–zanadtobyłamzajęta
skupianiem się na tym oszałamiającym uczuciu, jakim było doprowadzanie go do
rozkoszy.Nigdywcześniejniepomyślałabym,jakcudowniejestsprawiać,żeonczuł
się wspaniale, dawać mu przyjemność… Jasne, w tym wszystkim może i bardziej
chodziło o to, żeby to jemu było dobrze, ale ten smak, to uczucie… samo to
wystarczyło,żebyrozpalićmniedogranic.
Trzymałam jego penisa oburącz i pomagałam sobie dłońmi, jednocześnie ssąc,
przygryzając i pieszcząc go językiem, więc prawie krzyknęłam, zaskoczona, kiedy
nagle poderwał gwałtownie moją głowę. Zaowocowało to niekontrolowanym
spotkaniem jego najwrażliwszych części z moimi zębami i uściskiem, który nie był
zapewne zbyt delikatny. Nash zmełł w ustach przekleństwo, a ja już, już miałam
zażądać wytłumaczenia, gdy nagle moje majtki zostały bezceremonialnie zdarte.
Niespodziewanieobnażona,dygotałam,zdyszana,tużnadnim.Nashprzyciągnąłmnie
do siebie i oparł moje dłonie o zagłówek kanapy, a potem położył mi dłoń między
łopatkami,zmuszając,żebymopadłananiego.Kolanemrozchyliłminogi,przyciągając
mniedosiebie.
Pocałowałmniemocnowkark,apotemnakryłmojenagiepiersidłońmi.Bezsłowa
wyjaśnienia wsunął się we mnie… I pomyślałam nieprzytomnie, że chyba za chwilę
umrę. W tej pozycji wniknął we mnie głębiej niż zazwyczaj. Czułam go w sobie
bardziej intensywnie, mocniej. A on… wsuwał się we mnie i ze mnie wysuwał.
Wszystkietejegometaloweozdóbkiczyniłyprawdziwecuda–wpewnymmomencie
zdawało mi się, że za chwilę zobaczę gwiazdy. Złapałam się kurczowo oparcia i
przygryzłammocnowargę–byletylkoniekrzyczeć,kiedywchodziłwemniemocnoi
się wycofywał. W ciągu ostatnich kilku miesięcy często się kochaliśmy, ale nic nie
mogłosięrównaćztymseksem–szorstkim,mocnym,szybkim.
Czułamsię,jakbychciałzostawićnamnieswojepiętno.Wmiaręjakprzyjemność
dążyładonieuchronnegoapogeum,wmiaręjaktempoirytmstawałysięcorazbardziej
szalone, nagle jedna z jego dłoni powędrowała w dół mojego brzucha, ku temu
wrażliwemupunktowi,któregodotknięcieoznaczałoprzekroczenieostatniejgranicy…
Byłambardziejniżgotowaprzyjąćwszystko,comiałmidozaoferowania,iwydawało
mi się, że za chwilę rozpadnę się na tysiąc kawałków. Wtedy rytm oddechu Nasha
zmienił się, jego biodra zamarły na ułamek sekundy, a jego dłoń zatrzymała się na
wysokościmojegobrzucha.
Jasnygwint!Byliśmyobojetakblisko…balansowaliśmynaskrajuspełnienia.Nie
miałampojęcia,coonrobi–alezamierzałamgoudusić,jeślinatychmiastniezacznie
się z powrotem poruszać! Dyszał jak maratończyk, a kiedy spojrzałam na niego,
skrzywił się i pocałował mnie, poruszając się jednocześnie tak wolno, jak tylko to
możliwe.Obojejęknęliśmyizaklęliśmyjednocześnie.
–Chciałabyśporozmawiaćostosunkubezzabezpieczenia,którywłaśnieodbywamy,
czymożepójdziemydomojegopokoju,żebytodokończyć?
Pisnęłamiukryłamtwarznajegopiersi.
–Rany,nicdziwnego,żebyłotakbosko!
Parsknąłkrótkimśmiechem.Jęknęłam,kiedypodniósłmniewramionachiskierował
siędosypialni.
–Możewnajbliższymczasiepowinnaśpomyślećoantykoncepcji?
Przejechałam językiem po płatku jego ucha, przesunęłam palcami po płomieniach
wytatuowanychnajegoramionachiuśmiechnęłamsiędoniegoszeroko.Chciałammu
powiedzieć, że zajęłam się tym małym szczegółem już dawno, wkrótce po tym jak
zostałam u niego na noc – na wszelki wypadek – ale nie dał mi dojść do słowa, bo
przyssał się do boku mojej szyi i zaczął pieścić językiem wrażliwą na dotyk skórę.
Gdybymwiedziała,żewtakinagłysposóbprzerwiecudownerzeczy,którewyprawiał
zmoimciałemwsalonie,poinformowałabymgootymwcześniej.
Wydałam z siebie stłumione stęknięcie, kiedy brutalnie rzucił mnie na łóżko, i
odchyliłamgłowę,przyglądającmusięspodwpółprzymkniętychpowiek…Jednakza
chwilęzamrugałamgwałtownieiotworzyłamszerokooczy,gdypochyliłsięnademną
iusadowiłmiędzymoiminogami.
– Jesteś taki piękny… – wyszeptałam. Bo tak było. Był nieskończenie piękny –
wewnątrzinazewnątrz.
Podniósłbrewiucałowałmniewczubeknosa.
–Tytakże.
Zazwyczaj,kiedymówiłmitakierzeczy,ignorowałamgo,sądząc,żetotylkopuste
słowa. Wydawało mi się, że mówi to, bo uważa, że tak trzeba. Teraz rozumiałam, że
naprawdętakmyślał.Niemiałoznaczenia,jakwyglądam,bonawetgdybymwyglądała
takjakkiedyś,liczyłasięosoba,którąuważałzapiękną.Liczyłamsięja.
–Dziękuję.
Wsunąłsięzpowrotemwemnie,aponieważmojeciałobyłojużitakmaksymalnie
pobudzone,niepotrwałodługo,nimwykrzykiwałamjegoimięwsufit,wbijającpięty
wjegoplecy.Założyłsobiemojenogiwysokonabiodra,oparłsięnajednymkolaniei
zacząłmetodyczniezagłębiaćsięwemnie,dopókisamniedoszedłinieopadłnamnie
bezwładnie.
Kółeczko w jego nosie zawibrowało na nagiej skórze mojego ramienia, kiedy
pocałowałmniewobojczykiwymamrotał:
–Toostatniraz,kiedyuprawialiśmyseksnatejkanapie.Tozawszeźlesiędlamnie
kończy.
Roześmiałamsięiobjęłamgomocno.
–Aletymrazemskończyłosięchybadobrze?
–Kochamcię,Santa.
–Jaciebieteż,Nash.
Nash nie chciał w życiu niczego żałować, a ja chciałam żyć pełnią życia.
Potrzebowaliśmy siebie, aby wzajemnie się dopełniać. Teraz, kiedy mieliśmy siebie
nawzajem, nie było już sensu wracać do przeszłości, konfrontować jej z
teraźniejszością.Byłotylkonaszewspólneżycie.
Dostałamawans.Tobyłowspaniałeibyłamnaprawdęzsiebiedumna,alejeszcze
bardziejcieszyłomnie,żeNashjesttakidumnyzemnie!Mojapracaniemusiałabyć
dla niego ważna, ale była nieodłączną częścią mnie i Nash wiedział, jak wiele dla
mnieznaczy.Dziękitemukochałamgojeszczemocniej.
Oboje nadal mieliśmy bardzo napięte grafiki i niewiele czasu dla siebie. Tym
bardziejżemnieczekałyjeszczeszkoleniazzakresunowychobowiązków.Niemiało
to jednak znaczenia, bo teraz każdą noc spędzaliśmy razem, u niego albo u mnie,
zawsze w jednym łóżku. I jak długo budziłam się następnego ranka u jego boku, nie
obchodziłomnie,gdziejestem.
Pracowałamtakżenadswoimżyciemtowarzyskim.WychodziłamzSunny,starałam
siędołączaćdoprzyjaciółekNashapodczasichtradycyjnychczwartkowychbabskich
wieczorów – o ile nie kolidowało to z moją pracą. A każdego ranka po tym, jak
zostawałamuNasha,piłamkawęzRoyal.Lubiłamspędzaćznimiwszystkimiczas,ale
Royal…Royalmiaławsobiecośszczególnego.Samoobserwowanie,jakinnamłoda
kobieta boryka się z wyczerpującą emocjonalnie i trudną pracą, przyciągało mnie do
niejjakmagnes.Niemusiałamsięjużstaraćzniązaprzyjaźnić.Poprostustałamsięjej
przyjaciółkąityle.
Byłam spóźniona. Nash zadzwonił do mnie podczas przerwy na lunch i poprosił,
żebympodjechałapopracydonowegosalonutatuażu.Miałampóźnoumówionewizyty
i musiałam zostać dodatkowe pół godziny, zanim lekarz zdołał wszystkich przyjąć.
Wiedziałam, że w salonie właśnie uporali się z wykończeniami i zostało tylko
zatrudnić resztę personelu, tak że w ciągu najbliższych tygodni wszystko powinno
ruszyć z kopyta. Wszyscy z Marked włożyli w niego mnóstwo pracy i była to
kosztowna inwestycja, ale każdy był podekscytowany i nie mógł się doczekać, kiedy
otworzą nowe miejsce. Sądziłam, że Nash po prostu chce się pochwalić, i było mi
głupio, że każę mu na siebie tyle czekać, więc w myślach nakazałam sobie pamiętać,
żeby wynagrodzić mu to odpowiednią dawką „ochów” i „achów”. Byłam z niego
naprawdędumna.
Musiałam zaparkować kawałek od nowej miejscówki i kilka minut zajęło mi
przedarciesięprzezzwykłytłumekludziwracającychotejporzezpracy.Lokalizacja
byłaekstra.Mogłampójśćozakład,żejaktylkozacznądziałać,niebędąwiedzieli,w
co ręce włożyć, tylu będą mieli klientów. Nash opierał się o przeszkloną fasadę
budynku i rozmawiał przez komórkę. Na mój widok mrugnął porozumiewawczo.
Znałam go i wiedziałam, że nie potrafi stać bezczynnie. Zawsze musiał sobie znaleźć
coś do roboty. Sądzę, że pomagało to mu zwalczyć chęć sięgnięcia po papierosa.
Rzucaniepaleniaszłomujakdotądświetnieizakażdymrazem,kiedykorciłogo,żeby
zapalić, przypominałam mu, że udało mu się przebrnąć przez całe to piekło z Philem
bezjednegopapierosa,więczpewnościąporadzisobiebezfajekiteraz.
Kiedydotarłamdoniego,uścisnąłmniemocnoipocałowałtakzachłannie,jakbyśmy
wcale tego ranka nie uprawiali szalonego porannego seksu. Byłabym najszczęśliwszą
dziewczynąnaświecie,gdybyzakażdymrazembyłnamójwidoktakiszczęśliwy.
–Dostałeśodemniewiadomość,żesięspóźnię?–zapytałam.
–Tak.Dziękitemumiałemczas,żebyzapakowaćprezent.
Spojrzałam na niego pytająco, ale za chwilę spostrzegłam, że przeszklony front
sklepujestcałyzaklejonyszarympapierempakowym.
–Sądziłam,żechceszpoprostuoprowadzićmnieponowymsalonie…
Roześmiał się i pociągnął mnie za jeden z kucyków, w które upięłam włosy do
pracy.
– Bo tak jest. Jest niesamowity, ale najpierw chciałbym ci coś pokazać. Bardzo
długo debatowaliśmy nad tym, jak powinniśmy nazwać to miejsce. Wpadaliśmy na
setkipomysłówinatychmiastjeodrzucaliśmy.
Zaczynałamsiętrochęniecierpliwić.Przygryzłamwargęispojrzałamnaniegospod
zmrużonychpowiek.
–Coodwaliłeś,Nash?
– Ten salon to przyszłość Marked, ale moją przyszłością jesteś ty. Pomyślałem,
dlaczego by nie połączyć jednego z drugim, bo obie te rzeczy są w moim życiu
najważniejsze.
Sięgnąłzasiebieizerwałpłachtęzszyby,ajaodruchowozasłoniłamustadłońmi.
Byłamwstanietylkowodzićwmilczeniuwzrokiemodniegodoliterwymalowanych
na szybie. Wykaligrafowany staroświecką czcionką, stylizowany na szyldy zdobiące
stare gabinety osobliwości albo wystawy aptek napis głosił: THE SANTAS OF
DENVERTATTOO.Natenwidokzakręciłomisięwgłowie,adooczunapłynęłyłzy.
– Corze i reszcie strasznie się ten pomysł spodobał. Jest oryginalny, a poza tym
pasujedowystrojuretro,naktórysięzdecydowaliśmy.
–Nash…–Niewiedziałamnawet,copowiedzieć.Tobyłzaszczyt,owszem,alei
coświęcej.Tobyłoświadectwotego,jakważnadlaniegobyłam.Ibędę.
–Mamnadzieję,żeniemasznicprzeciwko?
Był z siebie bardzo zadowolony, a ja miałam ochotę jednocześnie go pocałować i
kopnąć.Przechyliłamgłowęnaramięispojrzałamnaniego,jakbypostradałzmysły.
– Wiesz, że jesteś niesamowity? – zapytałam go, a on podniósł mnie do góry i
obracałdookoła,dopókinieśmiałamsiętakmocno,żeażpopoliczkachpopłynęłymi
łzy.Wtedypostawiłmnienaziemi,odchrząknąłipotarłkark.
–Nigdy,przenigdyniechciałbym,żebyśżałowała,żedałaśmidrugąszansę,Santa.
– Ty także dałeś mi drugą szansę, Nash. Chyba właśnie tak jest. Gdy się kogoś
kocha, daje się kolejne szanse. A teraz chodźmy do środka i pokaż mi swoje nowe
dziecko.
Otworzył drzwi salonu, który nazwał na moją cześć, a ja weszłam za nim w naszą
wspólną przyszłość. Nie musiałam się już oglądać za siebie, żeby rozgrzebywać
bolesne i przykre wspomnienia. Miałam Nasha, który był dla mnie wszystkim, a co
ważniejsze, odzyskałam także samą siebie i wszystkie te rzeczy, które czyniły mnie
mną. Kochałam dobrego, cudownego człowieka, ale co ważniejsze, kochałam także
siebie.Itosprawiało,żeczułamsięsobąjaknigdydotąd.Wiedziałam,żezasługujęw
życiu na wszystko, co najlepsze, a Nash Donovan był najlepszym, co mogło mnie
kiedykolwiekwżyciuspotkać.
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
Epilog.NASH:
N
oijakbrzmidecyzja?
Cora powiodła wzrokiem ode mnie do Rule’a, a potem spojrzała na mnie, jakbym
byłskończonymidiotą,żewogólezadałemtakiepytanie.
– Sądzę, że jeżeli jej, tępaki, nie zatrudnicie, istnieje bardzo duże
prawdopodobieństwo,żewaszamorduję.
Parsknąłem śmiechem, a Rule podniósł wzrok znad różowego zawiniątka, które
trzymałwwytatuowanychramionach,iściągnąłbrwi.
–Jestemjejulubionymwujkiem!Niemożeszmniezamordować!
Małagaworzyła,jakbywzupełnościzgadzałasięztymstwierdzeniem.Nawetmimo
iżtaknaprawdęRulebyłjejjedynymwujkiem.
Nie powiedziałem im, że i tak zamierzałem ją zatrudnić, niezależnie od jej
kwalifikacji – bo Phil mnie o to poprosił. Miał jakiś plan, a od jego śmierci minęło
dopierokilkatygodni,więcnadalczułemdojmującąpustkę,awypełnienietegoplanu–
jakkolwiekszalonybyniebył–wydawałomisięjedynymsłusznymwyjściem.
Wspomniana „ona” w istocie ścięła całą naszą trójkę z nóg. To znaczy, byłem
przygotowanynato,żeskorojestpin-upowąmodelką,topewniebędziezniejniezły
kociak,jednakrzeczywistośćprzerosłamojeoczekiwania.
Salem Cruz była bez dwóch zdań najbardziej uroczą i seksowną rockandrollową
laską,jakąkiedykolwiekwidziałem,ibyłempewien,żeRulebezresztypodzielamoje
zdanie.Obajejramionapokrywałyodbarkóważpodłonietatuaże.Najednymmiała
rękawzklasycznychkatolickichgrafikicharakterystycznychmeksykańskichczaszek,a
na drugim oldskulowe rysunki w stylu znanego tatuażysty, Sailora Jerry’ego. Ciemne
włosy z krwistoczerwonym pasemkiem na przedzie miała upięte na czubku głowy w
misterne loki, a reszta spływała długimi falami na plecy. Jej oczy były ciemne jak
niebo o północy. Podobał mi się przyczajony w nich łobuzerski błysk, każący
podejrzewać,żewiecoś,oczymresztaznasniemapojęcia.Byłaśredniegowzrostu,
alejejkrągłościomzpewnościądalekobyłodośredniości,acałościdopełniałabuzia
z rodzaju tych, o jakie faceci w klasycznych powieściach toczą wojny. Była idealną
mieszanką stylu pin-up z lat pięćdziesiątych, klasycznego rockabilly i gorącej
latynoskiejbogini–perfekcyjnawkażdymcalu.
A gdyby sam jej wygląd nie wystarczył, żeby zagwarantować, że ludzie będą tu
walić drzwiami i oknami, to z pewnością zrobiłyby to jej referencje. To właśnie jej
CVijejbezczelnośćicharyzmaprzekonałydoniejCorę.Salemniebyłazwykłąładną
buźką. Miała koneksje w najpopularniejszych i cieszących się największą estymą
salonach tatuażu na Zachodnim Wybrzeżu, a studio, z którego zwolniła się dla nas w
Vegas, to nie była jakaś ostatnia dziura, tylko jedna z wielkich fabryk dziar
działających przy kasynach. Jej właściciel był szychą i słynną gwiazdą sportów
ekstremalnych. W rzeczywistości, w porównaniu z jej doświadczeniem i
dotychczasową karierą, nasza ekipa i salon, który otworzyliśmy w Denver był
raczkującym oseskiem. Salem miała także rękę do projektowania i doświadczenie w
promocji własnej marki ubrań, więc jeśli naprawdę chciała wziąć tę pracę,
musielibyśmybyćskończonymiidiotami,żebyjejodmówić.
Naszatrójkawyszłazbiura,wktórymrezydowałaCoraiRuleoddałmałąR.J.jej
mamie. Młoda powiodła wzrokiem po wciąż jeszcze niedopracowanym wnętrzu
przyszłego sklepu i zagruchała. W pełni się z nią zgadzałem. Przebudowa przestrzeni
okazała się znacznie poważniejszym wyzwaniem, niż początkowo założyłem, i nie
mogłemsiędoczekać,kiedywszystkozostaniedopiętenaostatniguzik.
Nasz nowy nabytek spacerował po wnętrzu, rozglądał się i oceniał wystrój, i
zacząłem się zastanawiać, dlaczego w ogóle zgodziła się przyjechać do miejsca tak
odmiennego od tych, w których dotychczas pracowała – świeżego i niepewnego,
podczas gdy mogła się ubiegać o pracę w największych salonach tatuażu. W pewnej
chwiliodwróciłasięwnasząstronęiprzyglądałasięroziskrzonymwzrokiem,jakdo
niejidziemy.
–Ijakposzło?
CoraroześmiałasięiucałowałaRemywczoło.
– W tym momencie zatrudniłabym nawet kogoś z ulicy. Mamy mnóstwo roboty,
potrzebujemy pomocy, a fakt, że bijesz na głowę wszystkich, z którymi dotychczas
rozmawialiśmy,niepozostawianamzbytwielkiegowyboru.Niemówiącjużotym,że
temumiejscuprzydałabysiękobiecaręką.
Jasnoczerwone usta Salem rozciągnęły się w uroczym uśmiechu. Nad górną wargą
miałaszkarłatnykolczyk,pasującydoszminki.
–Zapowiadasięfajnie–powiedziała.–Salonjestpiękny.Sądzę,żewystarczykilka
detali i będziecie tu mieli prawdziwą kopalnię złota. To miejsce ma mnóstwo
potencjału.
Cora przewróciła oczami i zaczęła kołysać małą, która zaczęła coś marudzić.
Zapowiadałosię,żemłodejmamierośniemałakonkurencja,jeślichodziohałaśliwość
iwyszczekanie.
–Wierzmi,żestylizacjanagabinetosobliwościtostrzałwdziesiątkę.Cigościeto
banda pajaców i przez większość czasu można odnieść wrażenie, że uczestniczysz w
jakimśwariackimshow.
ŁypnąłemnaCoręspodełba,aleniemogłemsięniezgodzićzjejoceną.Skinąłem
Salemgłowąiwtrąciłemwłasnetrzygrosze.
–Jeślitylkopasujeciwynagrodzenieizgodziszsięznamipracować,masztęrobotę
wkieszeni.Chybamożemysięuważaćzaszczęściarzy,żetrafiłnamsięktośtakijakty,
apozatymPhilbyłzdania,żeidealniesiędotejfuchynadasz.Adlamniejegoopinia
jestświęta.Mimotojesteśmy…cóż,czymśwrodzajurodziny,więcmusiszsięliczyć
ztym,żeczasemdochodzidodziwacznychsytuacji,jaktowrodzinie.
Ruleodchrząknąłiwyciągnąłdoniejrękę.
–Witamynapokładzie.Naszszalonypociągjestzawszegotównaprzyjęcienowych
pasażerów.–PochyliłsięiucałowałmałąpodobniejakwcześniejCora,apotemsię
cofnął. – Muszę lecieć do domu. Shaw ma od kilku dni humory. Muszę się o nią
zatroszczyć.Jakwychodziłem,marniesięczuła,miałamdłości.
Cora zerknęła na niego i podniosła brew ozdobioną kolczykiem z różowym
kamieniem.
– Jesteś pewien, że to sprawy żołądkowe? Po przejściach z naszą małą
niespodziankąjestemnatakierzeczywyczulona…
Wzruszyłramionami.
–Szczerzepowiedziawszy,niemampojęcia.Takczysiak,jestwkiepskimstanie.
Coraniewyglądałanaprzekonaną,alezanimzdążyłacośpowiedzieć,naschodach
w dole załomotały ciężkie buciory. Jedyną osobą poza mną, która miała klucze, był
Rowdy,więcniebyłemzaskoczony,gdyzachwilęwdrzwiachpojawiłasięjegoblond
czupryna.
–Cześć!Zebdomniedzwoniłipodsunąłzajebistypomysł.Moglibyśmyumieścićtu
na górze trochę krzywych zwierciadeł, takich jak w gabinecie luster – wiecie, żeby
nawiązywało do klimatu i zwiększyło optycznie prze… – Urwał nagle, a jego
niebieskieoczyzrobiłysięwielkiejakspodki.Szczękamuopadłaibezsłowagapiłsię
na naszą latynoską ślicznotkę. Wodziłem wzrokiem od jednego do drugiego. Salem
uśmiechała się szeroko, całkiem jakby właśnie na jaw wyszedł jakiś wielki sekret, a
Rowdywyglądał,jakbywłaśniezobaczyłducha.
Jej obcasy zastukały seksownie, kiedy podeszła do schodów. Rowdy stał tam jak
wryty,niezdolnysięruszyćzmiejscaaniwykrztusićsłowa.Widziałem,jakCorarzuca
Rule’owi pytające spojrzenie. A gdy oboje zwrócili się w moją stronę, wzruszyłem
bezradnieramionami.Takżeniemiałempojęcia,cosiętu,dolicha,dzieje.
– Witaj, Rowland. Kopę lat. – Przejechała krwistoczerwonym paznokciem po
grzbieciejegonosa.–Hm,zmężniałeś.
Rowdy przełknął ślinę tak głośno, że wszyscy to usłyszeliśmy, ale nadal nie ruszył
sięzmiejsca.
–Rowland?Kim,docholery,jestRowland?–WymamrotałRule.Cóż,pytaniebyło
jak najbardziej na miejscu, ale wyglądało na to, że nikt, przynajmniej chwilowo, nie
zamierzaudzielićmunanieodpowiedzi.
SalemstałazRowdymokowoko–tyletylko,żeonamiałanasobiewysokieszpilki
ibyłaostopieńwyżejodniego.Wyciągnęładłońipoklepałagolekkopopoliczku,co
jakby go trochę otrzeźwiło, bo cofnął się o krok i zamrugał niczym sowa w świetle
dziennym.
– Salem? – wykrztusił z trudem. Nigdy wcześniej nie widziałem Rowdy’ego tak
ogłupiałego.Byłzawszewygadany,byłduszątowarzystwa.Nigdyniezdarzałomusię
zapomniećjęzykawgębie.Co,dolicha,towszystkomiałoznaczyć?Idlaczegobyłem
dziwnie pewien, że to właśnie był powód, dla którego mój świętej pamięci ojciec
zaaranżowałtowszystko?
Salem obejrzała się przez ramię, odrzucając włosy z wdziękiem hollywoodzkiej
gwiazdkizdawnychlat.Mrugnęładonasizaczęłaschodzićposchodach.
– Mówię wam, będzie bombowo. Do zobaczenia w poniedziałek w robocie!
Przyślijciemimailempapiery,któremamwypełnić.
Stukotjejobcasówcichł,amystaliśmywmilczeniu,patrzącwśladzanią.Minęła
dobrachwila,zanimwreszcieRowdypokręciłgłową,jakbynaglesięocknął,iwspiął
siędonasnapiętro.
–Rowland?
Łypnąłnamniegniewnie.
–Napewnochceszotympogadać,Nashville?
Cóż,niemogłemodmówićmuracji,aleitakniezamierzałemmuodpuścić.
Różnobarwne oczy Cory zalśniły, kiedy przytrzymała dziecko jedną ręką, a drugą
złapałaRowdy’egozakoszulkę.
–Czytoona?Czytotalaska?–spytałapełnymnapięciagłosem.
Niemiałempojęcia,comiałooznaczać„talaska”,alekiedyRowdypokręciłgłową,
Corasprawiaławrażeniezawiedzionej.
–Nie,nieona…Tojejsiostra.
Coraprawiesięzachłysnęła,zaśRuleijaspojrzeliśmyposobie,skonsternowani.
–Czyktośmógłbynasłaskawieoświecić?
Rowdywestchnąłipotarłdłoniąkark.
– Kiedy mieszkałem w Teksasie z rodziną zastępczą, Salem i jej młodsza siostra
Poppy mieszkały po sąsiedzku. Ich ojciec był pastorem w naszym miasteczku.
Wychowywał dziewczyny twardą, silną ręką. Bardzo się od siebie różniły, a każda
poszła w końcu odmienną drogą. Salem dała nogę z domu, jak tylko nadarzyła się
okazja,aPoppy…Poppyzłamałamiserce,kiedychciałemjejejofiarować.Coonatu,
dojasnejcholery,robi?!
ZerknąłemzukosanaRule’a,któryprzygryzłkolczykwwardze.
–Jestnowymmenedżeremsalonu.Właśniejązatrudniliśmy.
Wielkiblondaswyglądał,jakbymiałzachwilępaśćtrupemalbozwymiotować.
–Żartujeciesobiezemnie?
Corapokiwałagłowąześmiertelnąpowagąipoklepałagoporamieniu.
–Nashzaproponowałjejpracęunas.Wszystkojużustalone.Czytodlaciebiejakiś
problem?
Rowdy podrapał się po jednym z imponujących bokobrodów i spojrzał na nas z
żałosnąminą.
–Amamjakiśwybór?
–Raczejnie.–Przykromibyłosprowadzaćgonaziemię.
–Chybapoprostupotrzebujęchwili,żebysięotrząsnąć.Niewidziałemjejodlat.
Niemogęuwierzyć,żetujest.
–Prawdziwazniejślicznotka–zauważyłałagodnieCora.
Rowdypodniósłwysokobrwiiprychnąłzprzekąsem.
–Serio?Jakośniezauważyłem.
Ruleparsknąłśmiechem.
–Wtakimraziecholernyzciebieślepiec!
Odchrząknąłemiwszyscyspojrzelinamnie.
– Phil chciał, żeby z nami pracowała. To on to wszystko nagrał. Ile dasz za to, że
wiedziałotym,żecościęzniąłączy?Jestempewien,żeniedałminamiarunaniąot,
tak,odczapy.
Rowdyzakląłpodnosem.
–Aledlaczegomiałbymitorobić?
–Miałswojepowody–odparłem.–Miłośćniepodleganegocjacjom,zapamiętam
sobietęnauczkędokońcażycia.
Rowdyspojrzałnamnie,marszczącczoło.
–Doczegopijesz?
Wyszczerzyłemsiętylkoszeroko.Wiedziałem,żewkrótcesamsiędowie.
– Sam się przekonasz. A teraz, chciałbym wrócić do domu, do mojej dziewczyny,
żeby pokazać jej, jak bardzo ją kocham. – Nic nie czyniło mnie szczęśliwszym niż
możliwość wypowiedzenia tych słów, kiedy tylko zechciałem. Santa była jedynym, o
czymbędęmarzyłpodkonieckażdegodnia.Poprostuotymwiedziałem.
CorapodniosławramionachmałąR.J.,którawyciągnęłarączki,próbującchwycić
kolczykwmoimnosie.Jasnygwint,tocholernekółkobyłojakmagnesnadzieci!
–Tylkouważaj,botomożemiećskutkiuboczne.–Zerknęłaporozumiewawczona
Rule’a,któryjednakniezauważyłznaczącegospojrzenia.
– A tak przy okazji, powiedz Zebowi, że krzywe zwierciadła są w porządku. Ten
koleś to prawdziwy pieprzony geniusz. – Naprawdę byłem pod wrażeniem talentu
naszegowspólnika.
Rowdy wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało jak potwierdzenie, i wszyscy
wyszliśmyzsalonu.
Współczułem trochę Rowdy’emu. Chciałem go zapewnić, że wszystko będzie w
porządku, ale wiedziałem też, że – jak cała reszta naszej paczki – będzie musiał sam
tego dopilnować. Znalezienie drogi do serca tej jedynej nie było łatwe. Przekonałem
się na własnej skórze, że bagaż przeszłości bywa ciężki i czasami cholernie
nieporęczny,alicznezakrętyiwybojesprawiały,żemiałosięczasemochotęzboczyćz
raz obranej drogi. Ale nie było lepszego celu, nie było wspanialszej perspektywy od
miłościiodkobietygotowejjązaofiarowaćukresutejścieżki.
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
PlaylistaNashaiSanty
BloodorWhiskey–NeverBeMe
BandofSkulls–Fires,Navigate
ThePixies–HolidaySong
DeadstringBrothers–SilverMountain
TheDrive-ByTruckers–EverybodyNeedsLove,LookoutMountain
TheDropkickMurphys–Echoeson„A.”Street
TheKills–HeartIsaBeatingDrum
TheVines–Outtathaway
TheTossers–Alone
Flatfoot56–SonofShame
HerSpaceHoliday–NoMoreGoodIdeas
SeaWolf–TheCold,theDark,andtheSilence;SongfortheDead
The Pogues – If I Should Fall from Grace; (And the Band Played) Waltzing
Matilda
JohnnyCash–DannyBoy
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
Podziękowania
Na początku chciałabym przekazać wyrazy miłości dwóm drobnym blondynkom,
które rządzą moim pisarskim światkiem – Stacey Donaghy z Donaghy Literary
Group, mojej nieustraszonej agentce, a także Amandzie Bergeron, cudownej
redaktorce z wydawnictwa HarperCollins. Obie odegrały równie ważną rolę w
powołaniu tej serii do życia. I, szczerze powiedziawszy, nie wiem, jak wyglądałoby
mojeżyciebeznich.Kochamjezato,żepozwalająmirobićto,colubię(oczywiście,
w granicach rozsądku), a co koniec końców owocuje znacznie lepszym efektem, niż
mogłabym sobie wymarzyć. To naprawdę niesamowite szczęście pracować z
kobietami,którelubię,szanujęipodziwiam.
Kolejną osobą, która ma ogromny wpływ na to, co piszę, jest moja książkowa
muza. Och, nieważne, jak ją nazwiecie. Zawsze powtarzam, że to kobieta wielu
talentówiwieluprzydomków.Dlamniejestgłosemrozsądku,przyjaciółką,bratnim
molem książkowym, a jeśli chodzi o historię Nasha – także wzorem dla jednej z
postaci. Służyła mi także pomocą jako guru medycyny – moja siostrzyczka bez
miłosierdzia. Dziękuję ci, Mel, za to, że zawsze służyłaś mi pomocą, wiedzą i
wsparciem, a także za porady interpunkcyjne i uwagi odnośnie do wszystkich
roboczych wersji tekstu. Dziękuję ci także za to, że jesteś cudownym krytykiem i
niesamowitąprzyjaciółką.Uwielbiamciebieitwójbystryumysł–bezgranicznie!
Nigdy jakoś specjalnie nie narzekałam na pracę w barze. To była naprawdę
świetnazabawa.Spotkałammnóstwowspaniałychiciekawychludzi.Całymidniami
miałamdoczynieniaznapojamiwyskokowymi.Dostawcypiwatonaprawdęurocze
mięśniaki,adotegonigdyniemusiałamwstawaćrano.Zatomogłammarudzićdo
późna w noc! Mimo to moja nowa praca bije tamtą na głowę, a ludzie, których
miałam szczęście spotkać w ubiegłym roku… cóż, nie jestem w stanie wyrazić, jak
cudownym i pouczającym doświadczeniem to było. Od autorów po fachu, poprzez
profesjonalnych wydawców, od blogerów i czytelników, poprzez organizatorów
imprez, po ludzi, z którymi zaprzyjaźniłam się przez Internet… Miłośnicy książek i
ludzie zaangażowani w przemysł wydawniczy biją wszystkich na głowę. Koniec,
kropka. Dziękuję wam wszystkim za uczynienie zeszłego roku tak niesamowitym.
Dziękuję także Sophie Jordan, Jennifer Armentrout, Corze Carmack i Lisie
Desrochers za to, że wskazały mi drogę i przyjęły mnie z otwartymi ramionami.
Uwielbiam się z nimi spotykać. A gdy już do tego dochodzi, zawsze doskonale się
bawimy.
Oczywiście,słowauznanianależąsiętakżemoimmężczyznom–chociażbyzato,
że są najlepsi na świecie i nie mają sobie równych. Czy wiecie, że w tym roku mój
tatapojechałze mnądoEuropy, żebytowarzyszyćmi podczaspodpisywaniamoich
powieści? Jeżeli kiedyś zobaczycie kręcącego się w pobliżu gościa z kowbojskim
wąsem i logo Dodge’a gdzieś na ubraniu, to prawdopodobnie będzie właśnie on.
Postawcie mu browar albo whisky i podziękujcie za to, że był pierwszą i główną
inspiracją dla tych wszystkich ciach, które wyskoczyły mi z głowy i wskoczyły na
karty powieści. Moja mama również jest niezrównaną osobą. Jest nie tylko moją
największąfanką,aleinajbliższąpowiernicą.Kochamjąbezgranicznieijestemjej
wdzięczna za wszystkie doświadczenia życiowe, do których się przyczyniła. Na
wypadekgdybyściechcielitakżeijejpostawićdrinka–uwielbiaczerwonewinoima
burzęblondwłosów.
Niemogłabymnapisaćhistoriiokochaniusamegosiebie,oświadomościtego,jak
cudownym się jest, nie dziękując przy tym mojej naj-naj psiapsióle. Jest pod tym
względem niezastąpiona. Naprawdę rozumie, jakie to wszystko ważne, a podróż,
którą musiała odbyć, aby zrozumieć, jak wspaniałą i niesamowitą jest osobą, jest
naprawdę wzruszająca. Tak czy inaczej, dotarła do celu swojej podróży. I nie
mogłabymbyćzniejbardziejdumna.Jestnajsilniejsząinajpiękniejsząosobą,jaką
dane mi było tak dobrze poznać. Po prostu kocham Settie Phillips bezwarunkowo!
Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, że mam zaszczyt nazywać ją swoją
najlepsząprzyjaciółką.
A najważniejsze, najszczersze i największe podziękowania należą się… tobie,
czytelniku. Rany boskie, kim bym była bez was, ludzie? Za każdym razem, kiedy
dostaję e-maila, w którym czytam, że moja książka jest waszą ulubioną albo że
identyfikujeciesięzktórymśzmoichbohaterówczydoceniacieto,jakprawdziwesą
moje historie, rozpadam się na milion kawałków i rozczulam. Tak naprawdę nigdy
nie podejrzewałabym, że pierwsza książka przerodzi się w serię, więc nie jestem w
stanie wyrazić, ile radości i dumy wnieśliście do mojego życia. Myślę o każdym z
czytelnikówzosobnajakodarze,ziomku,bratniejduszyiprzyjacielu.Dziękujęwam
wszystkimzgłębimojegowytatuowanegoserca!
Podziękowania należą się także wszystkim wspaniałym i pełnym poświęcenia
blogerom–jestemwambezgraniczniewdzięcznazawaszewsparcie.Dziękujęwam
zaudziałwświecie,którystworzyłam.Dziękujęzarozpuszczaniewiciicaływysiłek
włożonywpisanierecenzji,atakżepoświęceniemiimoimchłopcomczasuimiejsca
nawaszychblogach.Dziękujęwamzawszystko,corobicie!
Na koniec chciałabym wam powiedzieć, jak bardzo uwielbiam laski z
http://literatiauthorservices.com/. Karen, Michelle i Rosette uczyniły moje – nagle
jakże intensywne i pracowite – życie znacznie łatwiejszym. Są zorganizowane i
skutecznewewszystkim,corobią,aleponadwszystkosącudowneikochane.Wiedzą
wszystko o prowadzeniu interesów, blogowaniu, czytelnictwie i promocji. Nie
powierzyłabymlosówmoichchłopcównikomuinnemuicałyczaspowtarzamim,że
współpraca z nimi jest najlepszą decyzją, jaką kiedykolwiek w życiu podjęłam!
Gdybyściepotrzebowaliporadywsprawachpromocjialbomarketingu,bezwahania
zwracajciesiędonich.
Uwielbiamteżmojepsy.
Itobybyłonatyle!
===LUIgTCVLIA5tAm 9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA