background image

Jay Friedman, Trompete rides again  May 14, 2007 

tłum. Łukasz Michalski

 

 

116 = 69 bis. Trąbka znów w akcji           Trompete rides again   

 

Jay Friedman, maj 2007 

powtórzony artykuł z kwietnia 2004 roku 

 
Jak  daleko  sięgam  pamięcią,  zawsze  byłem  ogromnym  fanem  trąbki.  To  oczywiste,  przez 

czterdzieści lat siedziałem tuż obok najwspanialszego w historii trębacza orkiestrowego. W ciągu 
tego  czasu  stałem  się  biernym  studentem  trąbki  i  jej  repertuaru,  choć  też  zdarzyło  mi  się 
wykonać  partię  drugiej  trąbki  w  V  Symfonii  Beethovena  i  w  uwerturze  Grota  Fingala,  grając 
w orkiestrze, którą dyrygowałem. Potrafię przeczytać wszystkie transpozycje (dyrygent musi), ale 
użyłem trąbki B, bo instrument C jest dla mnie, jako puzonisty, zbyt obcy. 

Po  pierwsze,  niech  mi  będzie  wolno  powiedzieć:  myślę,  że  trąbka  jest  najtrudniejszym 

spośród  instrumentów  orkiestry.  Stawiane  trębaczom  wymagania  są  niemal  nadludzkie. 
Kompozytorzy,  dość  ostrożnie  piszący  na  puzony  i  tubę,  jakoś  nie  mają  skrupułów  i  piszą 
bardzo wysokie i wymagające partie dla trąbki. Trębacz, podobne jak znakomity śpiewak, musi 
posiadać wielką siłę fizyczną i kilka innych przymiotów, które muszą skumulować się w jednej 
osobie. Ponadto, potrzebne jest niemal doskonałe zadęcie. Z tym człowiek w pewnym stopniu 
się rodzi, a potem rozwija. Bardzo mała część powierzchni ust musi wydobyć duży dźwięk, do 
tego  grając niewiarygodnie  wysoko.  Za  czasów studenckich  zawsze  myślałem,  że skoro  trąbka 
ma rury połowę krótsze i połowę węższe, to jest po prostu takim wyższym o oktawę puzonem; 
jeśli  zagrasz  środkowe  B  na  puzonie  a  potem  weźmiesz  trąbkę,  to  wysokie  B  automatycznie 
samo wyjdzie. Jednak mój nauczyciel słusznie zauważył, że co prawda ustnik oraz instrument są 
dwa  razy  mniejsze,  to  grający  na  nich  muzyk  jednak  nie

 

–  a  musi  wydobyć  zadane  dźwięki; 

a rozmiar instrumentu tylko trochę tu pomaga. Myślę też, że trąbka to najtrudniejszy instrument 
do  cichego,  miękkiego  grania.  Z  natury  swojej  miałaby  ochotę  się  rozedrzeć;  do  wydobycia 
pięknego dźwięku w pianissimo wymaga zręcznej i utalentowanej obsługi. 

Powszechnie  uważa  się,  że  wentyle  obrotowe  pozwalają  na  bardziej  płynne  legato,  niż 

wentyle tłokowe. To urojenie. Zasada jest taka: im dłuższy skok wentyla, tym lepsze może być 
legato, ponieważ daje więcej przestrzeni dla dźwięku trwającego między nutami, który jest istotą 
legato. 

W rodzinie dętych blaszanych każdy instrument ma sobie właściwe problemy. Zacznijmy od 

tuby,  gdzie  problemem  jest  zasadniczy  brak  rdzenia  w  dźwięku.  Trudno  jest  wziąć  taki  duży, 
nieporęczny instrument i wydobyć z niego skoncentrowany, czysty co do wysokości i brzmienia 
dźwięk,  inaczej  mówiąc:  mocny  ton  podstawowy.  Chcemy  uzyskać  mnóstwo  alikwotów,  lecz 
powstają  one  tylko  w rezultacie  zaistnienia  mocnego  tonu  podstawowego,  nie  mogą  być 
wydobywane  niezależnie.  Częstym  błędem  tubistów  jest  dążenie  do  uzyskania  wielkiego 
dźwięku, ponieważ on i tak w każdym wypadku nastąpi. Dźwięk tuby powinien mieć wyraźny, 
skoncentrowany  rdzeń,  o  wokalnej  jakości,  by  łatwo  dało  się  określić  wydobywaną  wysokość.  
Strojenie  do  podstawy  akordu  nie  będzie  problemem,  jeśli  dźwięk  tuby  będzie  właśnie  taki. 
Jednak,  w  miarę  wspinania  się  po  drzewku  blaszanej  rodziny,  zaczynamy  dostrzegać  problem 
przeciwny.  Występuje  naturalna  tendencja  do  zbyt  dużego  rdzenia,  a  zbyt  małej  otoczki 
dźwięku.  Nawiasem  mówiąc,  dźwięk  waltorni  pozbawiony  rdzenia,  przypomina  eufonium. 
Posługując  się  przykładem  dętych  drewnianych,  trudno  byłoby  znaleźć  pikulinistę 
z niedostatkiem  rdzenia  dźwięku.  Oni  szukają,  a przynajmniej  powinni  szukać  w dźwięku 
większej otoczki i krągłości. Jak uzyskać to dodatkowe wybrzmienie?  

Oto program działań, gwarantujący dźwięk, który stanie się obiektem zazdrości rówieśników. 

To nie załatwia sprawy raz na zawsze, lecz jest czymś do stosowania przez całe życie. Weź starą, 
lub  zapasową  trąbkę  i  na  każdy  wentyl  nałóż  trochę  puzonowego  smaru  do  suwaka;  tyle,  by 
wentyle poruszały się bardzo wolno i płynnie. Teraz, zaczynając od C na pięciolinii, graj bardzo 

background image

Jay Friedman, Trompete rides again  May 14, 2007 

tłum. Łukasz Michalski

 

wolno ćwierćnuty, pierwsza w dół do H. Potem znowu C i graj w dół B, wróć do C i teraz A, 
schodź  tak  chromatycznie  do  niskiego  C.  Chodzi  o  to,  by  zagrać  całkowite  portamento 
(glissando),  w  którym  identycznie  brzmią  łączone  nuty  i  dźwięk  pomiędzy  tymi  nutami. 
Moment,  w  którym  zmieniają  się  wysokości  dźwięków,  ma  nie  być  zauważalny.  Powinno  to 
zabrzmieć  podobnie,  jak  glissando  na  puzonie.  Graj  w  dynamice  mp-mf,  swobodnie  i  niezbyt 
wielkim  dźwiękiem.  Trudno  będzie  od  razu  uzyskać  prawdziwe  portamento,  bo  zapewne 
przyzwyczaiłeś się do szybkości działania swoich wentyli podczas zmiany dźwięków. Teraz, gdy 
wentyle  poruszają  się  znacznie  wolniej,  będziesz  musiał  wypełnić  te  dziury  powietrzem 
(brzmieniem). Droga do ciągłego i trwającego bez przerw dźwięku może potrwać kilka tygodni, 
zanim  zaczniesz  grać  brzmieniem  całkiem  pozbawionym  luk:  między  nutami  i  na  samych 
łączonych  nutach.  Wyobraź  sobie  kolejkę  rollercoaster,  mającą  tor  zamknięty  i  pozbawiony 
odcinków prostych, która najwyższy punkt osiąga na górnej nucie, a punkt najniższy na dolnej. 
Zsuń  się  po  torze  możliwie  bardzo  delikatnie,  by  dźwięk,  na  którym  lądujesz  nie  wydał  się 
bardziej  znaczący,  niż  brzmienie  pomiędzy  dźwiękami.  Spróbuj  tego  na  samym  ustniku, 
a później  nie  pozwól,  by  wentyle  lub  alikwoty  zmieniły  ten  rezultat.  Łatwo  jest  naśladować 
rollercoaster na ustniku, a trudno na instrumencie, ale to właśnie nasze zadanie. 

Ważne  by  we  wszystkim,  nad  czym  pracujesz  w  swojej  ćwiczeniówce,  wyolbrzymiać  te 

elementy, które próbujesz poprawić, byś miał podczas wykonania margines bezpieczeństwa, czy 
to  w  graniu  głośnym,  czy  w  cichym,  w  artykulacji,  czy  jakimkolwiek  innym  aspekcie  grania. 
Później,  gdy  wrócisz  do  swego  zasadniczego  instrumentu,  zauważysz  że,  aby  uzyskać  tę  samą 
ilość portamento między nutami różnych interwałów, musisz z nieco inną prędkością poruszać 
wentylami. Odległość między C i H, pół tonu w dół, wymaga troszkę wolniejszej zmiany, niż od 
C  do  A.  Oczywiście  chcielibyśmy  we  wszystkich  legatach  uzyskać  zasadniczo  tę  samą  ilość 
brzmienia między nutami. Jeśli stale będziesz czuł, czym jest wspaniałe legato, to nie będziesz 
musiał myśleć o zmianie prędkości przy różnych łukach, Twoje ciało i mózg zrobią to za Ciebie. 
Pamiętaj, że jeśli dźwięki leżą blisko siebie, to ich alikwoty też są zbliżone. Podobnie w górnym 
rejestrze: potrzeba więcej czasu na brzmienie pomiędzy nutami, by skompensować zmniejszoną 
przestrzeń między alikwotami. 

Pewnie  będziesz  chciał  opanować  w  ten  sposób  cały  rejestr  instrumentu,  zapewniając 

wszystkim  łukom  maksimum  dźwięku  (glissanda)  wewnątrz.  Po  tym,  jak  spędzisz  znacząco 
wiele  czasu  na  ćwiczeniach  glissandowych  (które  wyolbrzymiłeś  dla  celów  badawczych), 
będziesz  mógł  zauważyć  zmianę  swego  brzmienia.  Stanie  się  obfitsze,  pełniejsze,  soczystsze 
i dojrzalsze oraz jeszcze bardziej wyraziste. I nie mówimy tu o silniejszym, tylko wypełniającym 
wszystko strumieniu powietrza. Powietrza, które wypełnia wszelkie zakamarki i szparki każdego 
kolanka,  i  to  w  każdym  calu  Twego  instrumentu.  Teraz  przestanie  istnieć  takie  pojęcie,  jak 
skupianie  się  na  nucie.  Istnieje  jeden,  nieprzerwany  strumień  dźwięku,  wentyle  całkowicie 
wypadają z kontekstu, a Ty stajesz się śpiewakiem. Nawet kiedy grasz fragmenty artykułowane, 
to 

nieprzerwany 

strumień 

powietrza 

daje 

dźwięk 

bardziej 

brzmiący, 

dzięki 

wszechwypełniającemu powietrzu. 

Teraz  pozostało  Ci  zająć  się  jeszcze  jednym  ważnym  aspektem.  Musisz  ćwiczyć  palce,  by 

wykonały to, co zrobił smar do suwaka. Zanosi się tu na poważną batalię, ponieważ Twoje palce 
zwykle  poruszały  się  jak  błyskawice,  by  ukryć  fakt,  że  prawdopodobnie  zbyt  mało  powietrza 
użyto  między  nutami,  aby  grać  „bez  brudów”.  Dobrze  byłoby  mieć  pod  ręką  starą  trąbkę 
z suwakowym smarem i móc do niej wracać, aby się upewnić, że nasze powietrze ciągle działa. 
Jeśli  tak,  to  znikną  wszystkie  dziury,  powstające  dlatego,  że  wciskasz  wentyl  zanim  powietrze 
tam  dotrze;  znikną,  bo  wysokość  dźwięku  zmieni  się  za  przyczyną  powietrza,  a  nie  ruchu 
wentyla. Niektórzy trębacze używają środkowych stawów palców, co może okazać się dobrym 
sposobem  wygładzenia  sposobu  naciskania  wentyli.  Prosta  zmiana  ułożenia  palców  może 
pomóc  zaszczepić  nowy  sposób  działania,  który  wyprze  stare  nawyki.  A  gdy  już  w  kwestii 
swoich palców przejdziesz na automatycznego pilota i będziesz umiał poruszać wentylami tak, 

background image

Jay Friedman, Trompete rides again  May 14, 2007 

tłum. Łukasz Michalski

 

jakby posmarowane były kremem do suwaka, to czas zacząć granie prostych łuków, stosując tę 
ilość  legato,  jakiej  używasz  podczas  wykonania.  Najpierw  wyobraź  sobie  najpiękniejsze, 
najbardziej  wymarzone,  legato.  Zbuduj  sobie  wyraźny  obraz  tego,  jak  powinno  zabrzmieć. 
Niech  wówczas  Twój  umysł  nakaże  ciału,  by  znalazło  owo  legato  i  nie  zadowoliło  się  czymś 
gorszym. Twoje ciało spróbuje wyperswadować Ci ten pomysł. Powie: „Nie da się tego zrobić, 
to niemożliwe, nigdy nie będziesz w stanie tego osiągnąć”. Bądź uparty. Przysięgam, że da się to 
wyciągnąć z instrumentu. W końcu uda Ci się zagrać melodię, płynącą od nuty do nuty tak, że 
nikt nie będzie w stanie określić chwili, w której nuty się zmieniają, bo będzie to brzmiało jakbyś 
raczej śpiewał, niż grał. W języku wokalistów nosi to nazwę bel canto

Teraz  musisz  opanować  łuki  wargowe,  te  niewymagające  żadnych  ruchów  wentylami. 

Dobrze  jest  ćwiczyć  odginanie,  bo  ważne  jest,  by  trzymać  strumień  powietrza  pod 
mikroskopem, zamiast anglezowania (podskoków) ustami podczas łuków wargowych. Ćwicząc, 
powinieneś starać się glissandować wewnątrz łuków wargowych. Trzeba dysponować naprawdę 
wszechwypełniającym powietrzem aby, bez dziur i psucia łuków dziobaniem języka, zagrać takie 
miejsce,  jak  cichy  pasaż  C dur  we  fragmencie  Zaratustry,  tym  na  3/4.  Próbuj  grać  tak,  by  twój 
naturalny łuk zabrzmiał tak, jak najbardziej płynne legato wentylowe, nie na odwrót. 

Opisany  sposób  działania  powinien  być  zastosowany  także  do  vibrato.  Jedno  z  moich 

ulubionych  (choć  bardzo  odmiennych)  brzmień  trąbkowych  to  absurdalnie  wyolbrzymiony 
meksykański styl pop. Wiesz, ile powietrza wymaga emisja tak intensywnego i wielkiego vibrato? 
Jeśli  chodzi  o dmuchanie,  to  wobec  tych  chłopaków  nawet  Rosjanie  są  bezradni.  Mam  taką 
regułę: Jeśli chcesz mieć mały dźwięk, to stosuj małe, wąskie i drżące vibrato. Jeśli chcesz mieć 
duży dźwięk, stosuj duże, pełne i obfite (szerokie i nie za szybkie) vibrato. Jeszcze raz powtórzę: 
w  domu  przesadzaj  i poszerzaj  margines  bezpieczeństwa.  W  zaciszu  domowym  doskonal  styl 
meksykański, nigdy nie wiesz, kiedy możesz go potrzebować w I Symfonii Mahlera. 

Kilka  chwil  chcę  jeszcze  poświęcić  trąbkom  i  światowym  trendom.  Wydaje,  że  trąbki 

C zyskują  akceptację  na  całym  świecie.  Prawdopodobnie  trąbka  C  jest  dziś  najbardziej 
użytecznym  i wszechstronnym  instrumentem.  Pytanie  jednak,  czy  nadaje  się  ona  do  całej 
symfonicznej literatury? To sprawa skomplikowana. Czy do grania pewnej części repertuaru nie 
lepiej  posłuży  trąbka  B?  Być  może!  Prawdopodobnie  zależy  to  od  naturalnych  predyspozycji 
dźwiękowych  trębacza.  Z  mego  doświadczenia  wynika,  że  niewiele  osób  ma  wystarczająco 
szerokie brzmienia do zagrania na trąbce C niektórych większych partii trąbki F. I niekoniecznie 
musi tu chodzić o Mahlera. Takie symfonie, jak Reńska Schumanna, czy III IV Brahmsa mogą 
brzmieć  bardziej  idiomatycznie  (zgodnie  z  zamiarem  kompozytora)  na  trąbce  B  z  dużym 
ustnikiem.  Dla  kilku  symfonii  Brucknera  korzystniejszy  byłby  obszerniejszy,  bardziej  soczysty 
dźwięk.  Ale  co  właściwie  oznacza  określenie  „trąbka  F”?  Tylko  transpozycję?  A  może 
kompozytor miał na myśli określone brzmienie? Dość oczywiste jest to u Mahlera, zważywszy, 
że, bez oglądania się na rejestr, zamienia w głosach trąbki F i B. Strauss stosuje transpozycje, aby 
uniknąć  pisania  trąbkom  i  waltorniom  chromatycznych  znaków  przygodnych,  co  było  zgodne 
z klasyczną  tradycją. Ale  Czajkowski? Był trochę  klasykiem.  Czy  miał  na  myśli brzmienie inne 
niż kolor trąbek B i C? Dlaczego w IV Symfonii jest trąbka F, w V Symfonii trąbka A, a w Symfonii 
VI

 trąbka B? Nie wszystkie części tych symfonii utrzymane są w tej samej tonacji, co trąbkowe 

transpozycje.  Z  tych  rozważań  wynika,  że  powinniśmy  bardziej  różnicować  barwę  brzmienia, 
mając nadzieję na dokładniejsze wypełnienie woli kompozytora. 

Nawiasem mówiąc, chciałbym doczekać chwili, gdy ktoś zbuduje flugelhorn in C. Myślę, że 

dobrze  by  się  to  sprawdziło  w  przypadku  solo  posthornu  w  III  Symfonii  Mahlera.  Może  też 
dobrze  byłoby  przenieś  nieco  takiego  brzmienia  na  trąbki  B  i  C?  Nie  będzie  to  całkiem 
identyczne, ale warto eksperymentować. 

 
Oryginał: 

http://jayfriedman.net/articles/trompete_rides_again