background image

Jay Friedman Trąbka! Trompete! Apr 11, 2004

tłum. Łukasz Michalski

 

 

Trąbka!                                                                           Trompete!  

 
Jay Friedman 
kwiecień 2004 

 

Jak  daleko  sięgam  pamięcią,  zawsze  byłem  ogromnym  fanem  trąbki.  To  oczywiste,  przez 

czterdzieści  lat  zasiadałem  tuż  obok  najwspanialszego  w  historii  trębacza  orkiestrowego.  W  ciągu 
tego  czasu  stałem  się  biernym  studentem  trąbki  i  jej  repertuaru,  choć  też  całkiem  niedawno 
wykonałem  partię  drugiej  trąbki  w  V  Symfonii  Beethovena  i  w  uwerturze  Grota  Fingala,  grając 
w orkiestrze,  którą  dyrygowałem.  Potrafię  przeczytać  wszystkie  transpozycje  (dyrygent  musi),  ale 
użyłem trąbki B, bo instrument C jest dla mnie, jako puzonisty, zbyt obcy. 

Po  pierwsze,  niech  mi  będzie  wolno  powiedzieć:  myślę,  że  trąbka  jest  najtrudniejszym  spośród 

instrumentów  orkiestry.  Stawiane  trębaczom  wymagania  są  niemal  nadludzkie.  Kompozytorzy, 
zasadniczo  ostrożnie  piszący  na  puzony  i  tubę,  jakoś  nie  mają  skrupułów,  pisząc  bardzo  wysokie 
i wymagające partie  na  trąbkę.  Trębacz, podobne jak  znakomity śpiewak,  musi  posiadać  wielką siłę 
fizyczną i kilka innych przymiotów, które muszą skumulować się w jednej osobie. Ponadto potrzebne 
jest niemal doskonałe zadęcie. Z tym człowiek w pewnym stopniu się rodzi, a potem rozwija. Bardzo 
mała część powierzchni ust musi wydobyć duży dźwięk, do tego grając niewiarygodnie wysoko. Za 
czasów studenckich zawsze myślałem, że skoro trąbka ma rury połowę krótsze i połowę węższe, to 
jest  po  prostu  takim  wyższym  o  oktawę  puzonem;  jeśli  zagrasz  środkowe  B  na  puzonie  a  potem 
weźmiesz  trąbkę,  to  wysokie  B  automatycznie  samo  wyjdzie.  Jednak  mój  nauczyciel  słusznie 
zauważył,  że  co  prawda  ustnik  oraz  instrument  są  dwa  razy  mniejsze,  to  grający  na  nich  muzyk 
jednak nie, a musi wydobyć te dźwięki; ostatecznie rozmiar instrumentu jest tylko trochę pomocny. 
Myślę  też,  że  trąbka  to  najtrudniejszy  instrument  do  cichego,  miękkiego  grania.  Z  natury  swojej 
miałaby ochotę ryknąć; wymaga zręcznej i utalentowanej obsługi, by wydobyć z niej piękny dźwięk 
w pianissimo. 

Powszechnie  uważa  się,  że  wentyle  obrotowe  pozwalają  na  bardziej  płynne  legato,  niż  wentyle 

tłokowe.  To  urojenie.  Zasada  jest  taka:  im  dłuższy  skok  wentyla,  tym  lepsze  może  być  legato, 
ponieważ daje więcej przestrzeni dla dźwięku trwającego między nutami, który jest istotą legato. 

W rodzinie dętych blaszanych każdy instrument ma sobie właściwe problemy. Zacznijmy od tuby, 

gdzie problemem jest zasadniczy brak rdzenia w dźwięku. Trudno jest wziąć taki duży, nieporęczny 
instrument i wydobyć z niego skoncentrowany, czysty co do wysokości i brzmienia dźwięk, inaczej 
mówiąc:  mocny  ton  podstawowy.  Chcemy  uzyskać  mnóstwo  alikwotów,  lecz  powstają  one  tylko 
w rezultacie  zaistnienia  mocnego  tomu  podstawowego,  nie  mogą  być  wydobywane  niezależnie. 
Częstym błędem tubistów jest dążenie do uzyskania wielkiego dźwięku, ponieważ on i tak w każdym 
wypadku nastąpi. Dźwięk tuby powinien mieć wyraźny, skoncentrowany rdzeń, o wokalnej jakości, 
by  łatwo  dało  się  określić  wydobywaną  wysokość.    Strojenie  do  podstawy  akordu  nie  będzie 
problemem,  jeśli  dźwięk  tuby  będzie  właśnie  taki.  Jednak,  w  miarę  wspinania  się  po  drzewku 
blaszanej rodziny, zaczynamy dostrzegać problem przeciwny. Występuje naturalna tendencja do zbyt 
dużego  rdzenia,  a  zbyt  małej  otoczki  dźwięku.  Nawiasem  mówiąc,  dźwięk  waltorni  pozbawiony 
rdzenia,  przypomina  eufonium.  Posługując  się  przykładem  dętych  drewnianych,  trudno  byłoby 
znaleźć  pikulinistę  z  niedostatkiem  rdzenia  dźwięku.  Oni  szukają,  a przynajmniej  powinni  szukać 
w dźwięku większej otoczki i krągłości. Jak uzyskać to dodatkowe wybrzmienie?  

Oto program działań, gwarantujący Ci dźwięk, który stanie się obiektem zazdrości rówieśników. 

To nie załatwia sprawy raz na zawsze, lecz jest czymś do stosowania przez całe życie. Weź starą, lub 
zapasową  trąbkę  i  na  każdy  wentyl  nałóż  trochę  puzonowego  smaru  do  suwaka;  tyle,  by  wentyle 
poruszały  się  bardzo  wolno  i  płynnie.  Teraz,  zaczynając  od  C  na  pięciolinii,  graj  bardzo  wolno 

background image

Jay Friedman Trąbka! Trompete! Apr 11, 2004

tłum. Łukasz Michalski

 

 

ćwierćnuty, pierwsza w dół do H. Potem znowu C i graj w dół B, wróć do C i teraz A, schodź tak 
chromatycznie  do  niskiego  C.  Chodzi  o  to,  by  zagrać  całkowite  portamento  (glissando),  w  którym 
identycznie brzmią łączone nuty i dźwięk pomiędzy tymi nutami. Moment, w którym zmieniają się 
wysokości  dźwięków,  ma  nie  być  zauważalny.  Powinno  to  zabrzmieć  podobnie,  jak  glissando  na 
puzonie.  Graj  w  dynamice  mp-mf,  swobodnie  i  niezbyt  wielkim  dźwiękiem.  Trudno  będzie  od  razu 
uzyskać  prawdziwe  portamento,  bo  zapewne  przyzwyczaiłeś  się  do  szybkości  działania  swoich 
wentyli  podczas  zmiany  dźwięków.  Teraz,  gdy  wentyle  poruszają  się  znacznie  wolniej,  będziesz 
musiał  wypełnić  te  dziury  powietrzem  (brzmieniem).  Droga  do  ciągłego  i  trwającego  bez  przerw 
dźwięku może potrwać kilka tygodni, zanim zaczniesz grać brzmieniem całkiem pozbawionym luk: 
między nutami i na samych łączonych nutach. Wyobraź sobie kolejkę rollercoaster, mającą zamknięty 
tor pozbawiony odcinków prostych, która najwyższy punkt osiąga na górnej nucie, a punkt najniższy 
na dolnej. Zsuń się po torze możliwie bardzo delikatnie, by dźwięk, na którym lądujesz nie wydał się 
bardziej znaczący, niż brzmienie pomiędzy dźwiękami. Spróbuj tego na samym ustniku, a później nie 
pozwól,  by  wentyle  lub  alikwoty  zmieniły  ten  rezultat.  Łatwo  jest  naśladować  rollercoaster  na 
ustniku, a trudno na instrumencie, ale to właśnie nasze zadanie. 

Ważne, by we wszystkim, nad czym pracujesz w swojej ćwiczeniówce, wyolbrzymiać te elementy, 

które  próbujesz  poprawić,  byś  miał  podczas  wykonania  margines  bezpieczeństwa,  czy  to  w  graniu 
głośnym, czy w cichym, w artykulacji, czy jakimkolwiek innym aspekcie grania. Później, gdy wrócisz 
do  swego  zasadniczego  instrumentu,  zauważysz,  że  by  uzyskać  tę  samą  ilość  portamento  między 
nutami różnych interwałów, musisz z nieco inną prędkością poruszać wentylami. Odległość między 
C i H, pół tonu w dół, wymaga troszkę wolniejszej zmiany, niż od C do A. Oczywiście chcielibyśmy 
we  wszystkich  legatach  uzyskać  zasadniczo  tę  samą  ilość  brzmienia  między  nutami.  Jeśli  stale 
będziesz  czuł,  czym  jest  wspaniałe  legato,  to  nie  będziesz  musiał  myśleć  o  zmianie  prędkości  przy 
różnych łukach, Twoje ciało i mózg zrobią to za Ciebie. Pamiętaj, że jeśli dźwięki leżą blisko siebie, 
to ich alikwoty też są zbliżone, jak w górnym rejestrze; potrzeba więcej czasu na brzmienie pomiędzy 
nutami, by skompensować zmniejszoną przestrzeń między alikwotami. 

Pewnie  będziesz  chciał  opanować  tak  cały  rejestr  instrumentu,  zapewniając  wszystkim  łukom 

wewnątrz maksimum dźwięku (glissanda). Po tym, jak spędzisz znacząco wiele czasu na ćwiczeniach 
glissandowych (które wyolbrzymiłeś dla celów badawczych), będziesz mógł zauważyć zmianę swego 
brzmienia. Stanie się obfitsze, pełniejsze, soczystsze i dojrzalsze oraz jeszcze bardziej wyraziste. I nie 
mówimy  tu  o  silniejszym,  tylko  wszechwypełniającym  strumieniu  powietrza.  Powietrza,  które 
wypełnia  wszystkie  zakamarki  i  szparki  każdego  kolanka,  i  to  w  każdym  calu  Twego  instrumentu. 
Teraz przestanie istnieć takie pojęcie, jak skupianie się na nucie. Istnieje jeden, nieprzerwany strumień 
dźwięku, wentyle całkowicie wypadają z kontekstu, a Ty stajesz się śpiewakiem. Nawet, kiedy grasz 
fragmenty artykułowane, to nieprzerwany strumień powietrza daje dźwięk bardziej brzmiący, dzięki 
wszechwypełniającemu powietrzu. 

Teraz  pozostało  Ci  zająć  się  jeszcze  jednym  ważnym  aspektem.  Musisz  ćwiczyć  palce,  by 

wykonały  to,  co  zrobił  smar  do  suwaka.  Zanosi  się  tu  na  poważną  batalię,  ponieważ  Twoje  palce 
zwykle poruszały się jak błyskawice, by ukryć fakt, że prawdopodobnie zbyt mało powietrza użyto 
między  nutami,  aby  grać  „bez  brudów”.  Dobrze  byłoby  mieć  pod  ręką  starą  trąbkę  z  suwakowym 
smarem i móc do niej wracać, aby się upewnić, że nasze powietrze ciągle działa. Jeśli tak, to znikną 
wszystkie  dziury,  powstające  dlatego,  że  wciskasz  wentyl  zanim  powietrze  tam  dotrze;  znikną,  bo 
wysokość  dźwięku  zmieni  się  za  przyczyną  powietrza,  a  nie  ruchu  wentyla.  Niektórzy  trębacze 
używają  środkowych  stawów  palców,  co  może  okazać  się  dobrym  sposobem  wygładzenia  sposobu 
naciskania wentyli. Prosta zmiana ułożenia palców może pomóc zaszczepić nowy sposób działania, 
który wyprze stare nawyki. Kiedy już w kwestii swoich palców przejdziesz na automatycznego pilota 
i będziesz umiał naśladować ich działanie tak, jakby były posmarowane kremem do suwaka, to czas 
zacząć granie prostych łuków, stosując tę ilość legato, jakiej używasz podczas wykonania. Najpierw 

background image

Jay Friedman Trąbka! Trompete! Apr 11, 2004

tłum. Łukasz Michalski

 

 

wyobraź sobie najpiękniejsze, kiedykolwiek wymarzone, legato. Zbuduj sobie wyraźny obraz tego, jak 
powinno  zabrzmieć.  Niech  wówczas  Twój  umysł  nakaże  ciału,  by  znalazło  owo  legato  i  nie 
zadowoliło się czymś gorszym. Twoje ciało spróbuje wyperswadować Ci ten pomysł. Powie: „Nie da 
się tego zrobić, to niemożliwe, nigdy nie będziesz w stanie tego osiągnąć”. Bądź uparty. Przysięgam, 
że da się to wyciągnąć z instrumentu. W końcu uda Ci się tak zagrać melodię, płynącą od nuty do 
nuty, że nikt nie będzie w stanie określić chwili, w której nuty się zmieniają, bo będzie to brzmiało 
jakbyś raczej śpiewał, niż grał. W języku wokalistów nosi to nazwę bel canto

Teraz musisz opanować łuki wargowe, te niewymagające żadnych ruchów wentylami. Dobrze jest 

ćwiczyć  odginanie,  bo  ważne  jest,  by  trzymać  strumień  powietrza  pod  mikroskopem,  zamiast 
anglezowania  (podskoków)  ustami  podczas  łuków  wargowych.  Ćwicząc,  powinieneś  starać  się 
glissandować  wewnątrz  łuków  wargowych.  Trzeba  dysponować  na  prawdę  wszechwypełniającym 
powietrzem, aby, bez dziur i psucia łuków dziobaniem języka, zagrać takie miejsce, jak cichy pasaż 
C dur we fragmencie Zaratustry, tym na 3/4. Próbuj grać tak, by twój naturalny łuk zabrzmiał tak, jak 
najbardziej płynne legato wentylowe, nie na odwrót. 

Opisany sposób działania powinien być zastosowany także do vibrato. Jedno z moich ulubionych 

(choć  bardzo  odmiennych)  brzmień  trąbkowych  to  absurdalnie  wyolbrzymiony  meksykański  styl 
pop.  Wiesz,  ile  powietrza  wymaga  emisja  tak  intensywnego  i  wielkiego  vibrato?  Jeśli  chodzi 
o dmuchanie, to wobec tych chłopaków nawet Rosjanie są bezradni. Mam taka regułę: Jeśli chcesz 
mieć mały dźwięk, to stosuj małe, wąskie i drżące vibrato. Jeśli chcesz mieć duży dźwięk, stosuj duże, 
pełne i obfite (szerokie i nie za szybkie) vibrato. Jeszcze raz powtórzę: w domu przesadzaj i poszerzaj 
margines  bezpieczeństwa.  W  zaciszu  domowym  doskonal  styl  meksykański,  nigdy  nie  wiesz,  kiedy 
możesz go potrzebować w I Symfonii Mahlera. 

Kilka  chwil  chcę  jeszcze  poświęcić  trąbkom  i  światowym  trendom.  Wydaje,  że  trąbki  C zyskują 

akceptację  na  całym  świecie.  Prawdopodobnie  trąbka  C  jest  dziś  najbardziej  użytecznym 
i wszechstronnym  instrumentem.  Chcę  jednak  zapytać,  czy  nadaje  się  ona  do  całej  symfonicznej 
literatury?  To  sprawa  skomplikowana.  Czy  do  grania  pewnej  części  repertuaru  nie  lepiej  posłuży 
trąbka B? Być może! Prawdopodobnie zależy to od naturalnych predyspozycji dźwiękowych trębacza. 
Z mego doświadczenia wynika, że niewiele osób ma wystarczająco szerokie brzmienia do zagrania na 
trąbce C niektórych większych partii trąbki F. I niekoniecznie musi tu chodzić o Mahlera. Takie na 
przykład  symfonie,  jak  Reńska  Schumanna,  czy  III  i  IV  Brahmsa  mogą  brzmieć  bardziej 
idiomatycznie (zgodnie z zamiarem kompozytora) na trąbce B z dużym ustnikiem. Dla kilku symfonii 
Brucknera  korzystniejszy  byłby  obszerniejszy,  bardziej  soczysty  dźwięk.  Ale  co  właściwie  oznacza 
określenie „trąbka F”? Tylko transpozycję? A może kompozytor miał na myśli określone brzmienie? 
Dość  oczywiste  jest  to  u  Mahlera,  zważywszy,  że  bez  oglądania  się  na  rejestr  zamienia  w  głosach 
trąbki F i B. Strauss stosuje transpozycje, aby uniknąć pisania trąbkom i waltorniom chromatycznych 
znaków  przygodnych,  co  było  zgodne  z  klasyczną  tradycją.  Ale  Czajkowski?  Był  trochę  klasykiem. 
Czy  miał  na  myśli  brzmienie  inne  niż  kolor  trąbek  B  i  C?  Dlaczego  w  IV  Symfonii  jest  trąbka  F, 
V Symfonii  trąbka  A,  a  w Symfonii  VI  trąbka  B?  Nie  wszystkie  części  tych  symfonii  utrzymane  są 
w tej  samej  tonacji,  co  trąbkowe  transpozycje.  Z  tych  rozważań  wynika,  że  powinniśmy  bardziej 
różnicować barwę brzmienia, mając nadzieję na dokładniejsze wypełnienie woli kompozytora. 

Nawiasem  mówiąc,  chciałbym  doczekać  chwili,  gdy  ktoś  zbuduje  flugelhorn  in  C.  Myślę,  że 

dobrze by się to sprawdziło w przypadku solo posthornu w III Symfonii Mahlera. No, i może dobrze 
byłoby przenieś nieco takiego brzmienia na trąbki B i C? Nie będzie to całkiem podobne, ale warto 
eksperymentować.