Earie Stanley Gardner Sprawa opieszałego Kupidyna

background image

EARL STANLEY GARDNER

Sprawa opieszałego Kupidyna

Niewielu Teksańczyków

zdaje sobie sprawę, że w

Corpus Christi mieszka jeden z prawdziwych

pionierów. A szkoda, bo doktor John Pilcher jest pionierem w nadal zacofanej dziedzinie medycyny
sądowej. Istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że wraz ze śmiercią każdego z czytelników tej
książki wynikną problemy prawne. Z jego zgonem może być związana wypłata polisy
ubezpieczeniowej, podwójnego odszkodowania za śmierć spowodowaną wypadkiem. Polisa może
jednak zawierać klauzulę wykluczającą wypłatę w razie samobójstwa to znaczy, że firma
ubezpieczeniowa nie wypłaci ani grosza, jeśli zmarły popełnił samobójstwo w ciągu dwóch lat od
chwili wykupienia ubezpieczenia. Mogą też powstać wątpliwości prawne przy wypłacie
odszkodowania za śmierć w wyniku wypadku przy pracy, czy w razie niewłaściwie przeprowadzonego
dochodzenia w sprawie śmierci w wypadku samochodowym. Nieraz pojawiają się nietypowe, a
bardzo poważne problemy spadkowe, nie wspominając o zabójstwach. Prawo wyróżnia cztery
kategorie przyczyn śmierci obejmujące wszystkie przypadki zgonów. Przyczyna naturalna, wypadek,
zabójstwo i samobójstwo. Nie da się jednak śmierci sklasyfikować automatycznie. Prawie trzydzieści
procent wszystkich zgonów bardzo trudno zakwalifikować prawidłowo. W wielu przypadkach
uznanych przez wszystkich za samobójstwa po badaniach specjalistycznych udowodniono śmierć w
wyniku wypadku. Może się okazać, że kierowca samochodu miał przed wypadkiem zawał serca, co
znaczy, że wypadek był spowodowany atakiem, a nie odwrotnie. Są to trudne zagadnienia medyczne,
dlatego właśnie powody śmierci powinni badać doświadczeni specjaliści medycyny sądowej.
Tymczasem w rodzinnym stanie doktora Pilchera w Teksasie, tylko cztery miasta wprowadziły przepis
o konieczności rozstrzygania tego typów problemów medycznych przez lekarza sądowego. W innych
okręgach Teksasu sędzia pokoju z urzędu działa, jako coroner i on nie lekarz musi dopilnować, by
właściwie rozwiązano zagadnienie medyczne. Teksas to oczywiście nie jedyny stan, w którym działa
stary system coronerów. Trzydzieści dziewięć innych stanów również nie dorosło do prowadzenia
rutynowych badań przyczyny zgonu przez lekarza sądowego. John Pilcher po raz pierwszy docenił
przydatność medycyny sądowej, gdy przez sześć lat od 1931 do 1937 był profesorem patologii na
wydziale medycyny imienia Galvestona Brancha Uniwersytetu Teksaskiego. Otworzywszy praktykę
prywatną

w

Corpus Christi w roku 1937 poświęcił swoje umiejętności wymiarowi sprawiedliwości.

Przez wiele lat wspomina John Pilcher: „Byłem jedynym patologiem w Południowym Teksasie, na
południe od Huston i na wschód od San Antonio. I musiałem stawiać się ilekroć wzywano lekarza
sądowego w promieniu siedemdziesięciu pięciu mil. Autopsje ran postrzałowych, ciętych i innych
uważano wówczas za niepotrzebne. Starym zwyczajem szeryf okręgowy lub sędzia pokoju rzucał
okiem na ofiarę, by zobaczyć, czy zmarła od rany kłutej czy postrzałowej. I to wszystko. Potem szeryf
decydował, kto jest winien zanim jeszcze sprawa trafia do sądu i najczęściej na tym się kończyło”
Raporty z badań Johna Pilchera czyta się jak najlepsze w świecie kryminały. Przez dwa lata grożono
mu śmiercią, więc za poradą prokuratora i sędziego nosił dla samoobrony rewolwer kalibru 0,45.
Koledzy nazwali go „patologiem rewolwerowym”. „Nadal walczymy o wprowadzenie w całym stanie
systematycznych badań anatomopatologicznych” – mówi John Pilcher – „by każdy zgon można było

background image

wnikliwiej przebadać. Nadal nie mamy do tego wystarczającej liczby specjalistów medycyny sądowej.
Musimy koniecznie prowadzić badania lekarskie przy każdym zgonie. Tylko wtedy, bowiem można
będzie zapobiec omyłką sądowym, które tak często zdarzają się zarówno w sprawach cywilnych, jak i
kryminalnych, jeśli przyczyny zgonu nie zostały właściwie zbadane i ocenione.” Oddana żona Johna
Pilchera Etta May spędziła w laboratorium u jego boku wiele godzin. Jest ekspertem fotografem i
wykonywała zdjęcia dokumentujące wiele wstrząsających przypadków. Pilcherowie odwiedzają mnie
na moim rancho. Zaprzyjaźniliśmy się wiele lat temu, gdy John i ja zostaliśmy członkami
Amerykańskiej Akademii Nauk Sądowych. Podziwiam jego spokojny, poważny, profesjonalny
stosunek do problemów śmierci, które są właściwie problemami życia. I wysoko sobie cenię jego
lojalną przyjaźń. Dlatego z prawdziwą przyjemnością dedykuję tę książkę pionierowi w tej niezwykle
ważnej dziedzinie, doktorowi Johnowi Pilcherowi, patologowi sądowemu z Corpus Christi w Teksasie.

Erie Stanley Gardner

Rozdział pierwszy

Selma Anson odsunęła talerzyk i dopiła kawę. Z metalowej tacy stojącej na progu stolika
wzięła rachunek dodała wszystkie liczby dopisała dwadzieścia procent napiwku i podpisała
nazwiskiem oraz numerem pokoju. Wstawała z krzesła, gdy jakiś mężczyzna dotąd jedzący
powoli śniadanie przy narożnym stoliku odłożył zmiętą gazetę, którą czytał przy kawie, wstał,
wyprostował się, zapiął marynarkę i podszedł do kasy. Pieniądze miał widocznie
przygotowane, bo nie musiał czekać na resztę, tylko bez pośpiechu opuścił jadalnię i wyszedł
przez luksusowy hall hotelowy parę kroków za Selmą Anson. Zwolniła kroku. Mężczyzna
zawahał się w pobliżu drzwi.

- A może byśmy tak pogadali – powiedziała Selma.

Mężczyzna wpatrywał się w ulicę, jakby pogrążony w myślach.

- Do pana mówię – rzekła.

Mężczyzna drgnął jakby zaskoczony odwrócił się i popatrzył na Selmę Anson tak jak się
patrzy na zupełnie obcego człowieka, który wykazuje objawy pomieszania zmysłów.

- Niech pan nie udaje niewiniątka - powiedziała – chodzi pan za mną już ponad tydzień, śledzi
mnie pan. Chcę wiedzieć, co się tu dzieje?

- Ja panią śledzę?! – Wykrzyknął mężczyzna.

- Owszem – potwierdziła stanowczo Selma Anson.

background image

Mężczyzna miał trzydzieści parę lat, był średniego wzrostu i średniej tuszy. Nosił
ciemnoszary garnitur i dyskretny w kolorze krawat. W tłumie pasażerów na peronie metra
nikt by na niego nie zwrócił uwagi.

- To chyba jakaś pomyłka proszę pani – odpowiedział i ruszył do wyjścia.

Selma Anson miała nieco ponad pięćdziesiąt lat. Zachowała figurę styl, poczucie humoru i
niezależność. Od śmierci męża, czyli od roku prowadziła samodzielne życie i była z tego
dumna. Mawiała często: „Lubię to, co lubię a nie to, co powinnam lubić, bo wszystkim się
podoba. Ale jak coś mi się nie podoba to już bardzo.” Zdaje się, że człowiek, z którym
rozmawiała przez chwilę bardzo jej się nie podoba.

- Nie wiem, o co tu chodzi, ale łazi pan za mną krok w krok przynajmniej od tygodnia.
Spotykam pana wszędzie. Specjalnie poszłam w parę miejsc, gdzie normalnie nie bywam,
tylko po to, żeby sprawdzić, czy i pan tam będzie. Zawsze pan był. Teraz coś panu powiem.
Nie lubię robić scen. Nie wiem dokładnie, jakie w tej sytuacji przysługują mi prawa, ale jeśli
jeszcze raz pana zobaczę to dam panu w twarz i będę policzkować pana za każdym razem,
kiedy pana zobaczę. To chyba wywoła taką awanturę, że w końcu dowiem się, o co panu
chodzi.

W oczach mężczyzny zabłysło oburzenie.

- Niech mnie pani tylko uderzy, a nauczę panią, co prawo mówi na temat napaści i pobicia.
Zażądam odszkodowania za pobicie i odszkodowania karnego. A jak się pani zdaje, że nie
potrafię się dobrać do jej worków z forsą, to niech pani pogada z pierwszym lepszym
prawnikiem.

Wyszedł przez obrotowe drzwi na ulicę i zniknął.

Rozdział drugi

Della Street zaufana sekretarka Perry’ego Masona powiedział: - Masz pół godziny do
następnego spotkania. Mógłbyś przyjąć Selmę Anson?

Perry Mason zmarszczył brwi, oderwał wzrok od orzeczeń Sądu Najwyższego, które właśnie
czytał i zapytał: - Czego chce?

- Ktoś ją śledzi i chce zapytać, co się stanie, jeśli da mu w twarz.

- Wariatka? – Spytał.

Della Street potrząsnęła głową.

background image

- Nie wygląda na osobę skłonną do fantazjowania. To nie żadna neurotyczka, normalna, miła
kobieta, ale sądzę, że potrafi bronić własnego zdania. Mam przeczucie, że da mu po twarzy i
to mocno.

- Ile ma lat?

- Tuż po pięćdziesiątce.

- Bogata?

- Nosi pantofle za trzydzieści dolarów, ma torebkę ze skóry krokodyla, ubrana dyskretnie, ale
kosztownie. Jest dobrze wychowana i…

- Tęga? – Przerwał Mason.

- Ma bardzo ładną figurę, jest zadbana i robi wrażenie osoby, która dużo przeżyła i wiele się
nauczyła.

- Przyjmę ją – rzekł Mason – i dam jej tyle czasu, żeby zdążyła opowiedzieć o swojej sprawie.
Ale wiesz jak to jest. Wielu ludziom wydaje się, że ktoś ich śledzi, przychodzą po poradę i
zanim się spostrzeżesz masz już na karku jakiegoś neurotyka, który natrętnie czepia się
twojego biurka.

- A za co mi płacisz, jak ci się wydaje – oburzyła się Della – takich wyrzucam, kiedy ich
zobaczę.

- Dobrze – uśmiechnął się Mason – porozmawiamy z panią Anson i zobaczymy, czy tym
razem trafiłaś w dziesiątkę. Ale z powodu następnego spotkania będę miał dla nie tylko kilka
minut.

Della skinęła głową, wyszła do poczekalni i wróciła z Selmą Anson.

- Pan Mason, pani Anson. – Przedstawiła.

Selma Anson przez chwilę przyglądała się potężnej sylwetce, falistej czuprynie i jakby
wykutym w granicie rysom prawnika, a potem uśmiechnęła się.

- Dzień dobry. Opowiedziałam pańskiej sekretarce, o co mniej więcej chodzi. Ktoś mnie
śledzi, ja nie wymyślam sobie takich rzeczy. Zdaje się, że za chwilę ma pan jakieś spotkanie.
Jest pan człowiekiem bardzo zajętym. Musi pan dostać honorarium, jestem gotowa dać
odpowiednie honorarium.

- A o co właściwie chodzi? Czego pani ode mnie oczekuje? – Spytał Mason. – Proszę usiąść.

Usiadła na krześle dla klientów i powiedziała: - Znosiłam tego człowieka jak długo mogłam.
Dziś rano jadłam śniadanie w restauracji hotelowej, siedział tam, pilnował mnie i chciał
zobaczyć, dokąd pójdę.

- I co pani zrobiła?

background image

- Podeszłam do niego i powiedziałam, że mam powyżej uszu tego śledzenia mnie i jeśli
jeszcze raz go zobaczę to dam mu w twarz, a potem będę go policzkować za każdym
następnym razem.

- A co on na to? – Spytał Mason.

- Powiedział, żebym lepiej poszła do jakiegoś prawnika i dowiedziała się, co mi grozi, że
pozwie mnie do sądu o odszkodowanie za wyrządzone mu szkody i jeszcze te jakieś inne
odszkodowania.

- Odszkodowanie przykładowe? – Zapytał Mason.

- Coś takiego, tak. Czy może zażądać podwójnego odszkodowania?

- To zależy – odrzekł Mason – odszkodowanie przyznaje się osobie skrzywdzonej, jako
rekompensatę za wyrządzoną krzywdę. Odszkodowanie przykładowe inaczej zwane karnym
nakłada się na osobę, która skrzywdziła kogoś szczególnie dotkliwie lub złośliwie. Takie
odszkodowanie jest karą, a jednocześnie ma służyć, jako przestroga dla innych, którzy
pokusiliby się o popełnienie podobnego czynu.

- Ile by to wyniosło? – Spytała.

- Ile by, co wyniosło?

- To odszkodowanie karne, czy przykładowe, o którym pan mówił.

Mason roześmiał się.

- Naprawdę chce go pani spoliczkować?

- Naprawdę.

- Nie radzę pani a przynajmniej niech pani tego nie robi póki nie dowiemy się czegoś więcej o
całej sytuacji. Jeśli rzeczywiście panią śledził, sąd może uznać, że miała pani powody do
uderzenia go w twarz, ale…

- To nie jest wytwór mojej fantazji.

Mason spojrzał na zegarek i rzekł: - Paul Drake z Agencji Detektywistycznej Drake’a ma biuro
na tym samym piętrze. Powierzam mu większość prac detektywistycznych. Radziłbym pani z
kontaktować się z nim. Niech pośle swojego pracownika, żeby śledził tego człowieka.
Dowiedział się, kto to jest, gdzie bywa i jeśli się uda, czy to ktoś nie całkiem normalny, czy po
prostu usiłuje zawrzeć z panią znajomość. Czy może to detektyw wynajęty przez kogoś, a jeśli
tak to niech się dowie, kto go wynajął. Czy ktoś miałby powód panią śledzić?

- Nic o tym nie wiem.

- Pani jest wdową? Jak pani spędza czas? Przeważnie sama, czy też w kółku znajomych?

- Jestem wdową – powiedziała – owdowiałam rok temu. Próbuję żyć własnym życiem.
Interesuje mnie teatr, lubię wystawy, lubię niektóre widowiska telewizyjne, choć wiele mi się

background image

nie podoba, lubię książki, od czasu do czasu pożyczam coś z biblioteki, spędzam wieczór na
lekturze.

- Czy ma pani samochód?

- Nie mam. Kiedy wybieram się gdzieś w obrębie miasta biorę taksówkę, a jeśli jadę poza
miasto, co się często zdarza, wynajmuję samochód z kierowcą.

- Zawsze w tej samej firmie?

- Tak.

- Myśli pani, że ktoś ją śledził, kiedy jeździła pani wynajętym autem?

- Jestem tego pewna.

- ten sam mężczyzna?

- Tak myślę. Nie zawsze mogę mu się przyjrzeć.

- Czy przyszedł tu za panią?

- Nie sądzę, nie widziałam go. Chyba się wystraszył dziś rano. Mam wrażenie, że nie chciałby
wdawać się w awanturę.

Mason uśmiechnął się.

- Żaden mężczyzna nie chciałby, żeby kobieta publicznie dała mu w twarz.

- Właśnie to mam zamiar zrobić. Pan jest zajęty, pański czas jest cenny. I uważa pan, że
powinnam wynająć prywatnego detektywa. Ile taki detektyw kosztuje?

- Jakieś pięćdziesiąt dolarów dziennie. Stać panią na to?

- Tak.

- Chce pani, żebym ją skontaktował z Paulem Drake’em?

- A mógłby przyjść tutaj?

- Jeśli tylko jest w biurze – odrzekł Mason.

- Wolałabym załatwić to tutaj. Chciałabym, żeby pan to zorganizował. Ile będę panu winna?

- Moje honorarium wynosi sto dolarów – rzekł Mason. – I to wszystko. Więcej nie będzie,
chyba żeby nastąpiły jakieś nieprzewidziane wydarzenia, ale będę pani doradzał i
kontaktował z Paulem Drake’em.

- To uczciwa cena – odpowiedziała i otworzyła torebkę.

Mason spojrzał na Dellę Street i skinął głową. Della podeszła do telefonu, zadzwoniła do
Agencji Detektywistycznej Drake’a i po chwili rzekła: - Paul Drake zaraz tu przyjdzie.

Pani Anson wyjęła książeczkę czekową oraz wieczne pióro i wypisała czek dla Perry’ego
Masona.

background image

- Dla detektywa pięćdziesiąt dolarów dziennie. A na ile dni?

- Pewnie nie więcej niż na dwa, trzy. - Odrzekł Mason. – Lepiej proszę to omówić z Paulem,
zaraz tu będzie. O! Już jest – rzekł słysząc pukanie do drzwi.

Della Street wpuściła Drake’a. Pani Anson nie przerwała wypisywania czeku.

- Oto Paul Drake z Agencji Detektywistycznej Drake’a. Kompetentny, uczciwy i może mu pani
ufać jak adwokatowi, czy lekarzowi.

- Dzień dobry panu.

W odpowiedzi Drake skłonił się i wymruczał jednym tchem.

- Miło mi panią poznać.

- Paul musimy się pospieszyć, za parę minut mam inne spotkanie. Pani Anson przyszła tu w
następującej sprawie: ktoś ją śledzi już ponad tydzień, zapewne śledzi ją dłużej, ale
spostrzegła go w zeszłym tygodniu. Dziś rano w restauracji hotelu, w którym mieszka
podeszła do niego i powiedziała, że jeśli nie przestanie jej śledzić, to dostanie w twarz i
będzie policzkowany za każdym razem, kiedy się pokaże.

Drake wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Zagroził jej sądem i poradził, żeby lepiej poszła do prawnika, więc przyszła do mnie.
Doradziłem jej, żeby wynajęła detektywa do śledzenia mężczyzny, który ją śledzi. Masz
dobrego detektywa do tej roboty, Paul?

Drake skinął głową.

- Ok. – Powiedział – śledzimy śledzącego i co dalej?

- Musimy dowiedzieć się, czy to natręt, wariat, czy prywatny detektyw. Jeżeli prywatny
detektyw, to spróbujemy się dowiedzieć, komu składa raporty.

- Z tym ostatnim może być trochę roboty – rzekł Drake.

- Jeżeli nie jest prywatnym detektywem – mówił Mason - to twój pracownik mógłby udawać
brata pani Anson lub przyjaciela jej zmarłego męża. Gdyby był czujny i agresywny mógłby
tego cienia wystraszyć na śmierć i w ten sposób rozwiązać problem.

Drake popatrzył na panią Anson.

- Czy może go pani opisać? – Spytał.

- Znam go na pamięć – odrzekła. – Nie trzeba… rzuca się w oczy.

- Jak jest ubrany? – Przerwał Drake.

- Dyskretnie.

- Wzrost?

- Mniej więcej metr siedemdziesiąt pięć do metra osiemdziesięciu.

background image

- Wiek?

- Może ze trzydzieści do trzydziestu pięciu lat.

- Ile waży?

- Oh, powiedziałabym, że jakieś siedemdziesiąt pięć do osiemdziesięciu kilogramów.

- Zauważyła pani jego krawat?

- Tak. Jest w stonowanym kolorze, a ubranie zawsze spokojne i konserwatywne w kroju.

- To mi wygląda na zawodowego detektywa – rzekł Drake – ale jest w tym coś dziwnego.

- Dlaczego?

- Bo to nie jest strój na jawny dozór.

- A co to jest jawny dozór? – Spytała.

Drake spojrzał na Masona i powiedział: - wytłumacz to Perry.

- Są dwa sposoby dozoru – rzekł Mason – dozór skryty dość trudno wykryć. Śledzący stara się
nie wpadać w oko śledzonemu, jeśli sądzi, że go spostrzeżono dzwoni do swego biura i
natychmiast przysyłają kogoś innego na jego miejsce. Natomiast dozór jawny to taki, w
którym śledzący stara się dać do zrozumienia śledzonemu, że jest pod dozorem. Robi wtedy
wszystko, czego śledzony może spodziewać się po detektywie i robi to tak, żeby go wcześniej
czy później zauważono.

- Ale po co u licha, miałby ktoś stosować jawny dozór? – Zdziwiła się pani Anson

Mason uśmiechnął się.

- Oni pracują parami.

- Co to znaczy?

- Jawny detektyw i wtyczka.

- Jaka wtyczka?

- Wtyczką jest wspólnik detektywa, taki fałszywy przyjaciel ktoś, kto ma pozyskać zaufanie
śledzonego. Stara się nawiązać przypadkową znajomość, która szybko rozwija się w przyjaźń.

- Nie zawieram szybkich przyjaźni – rzekła pani Anson.

- No, więc spójrzmy na to inaczej. – Mówił Mason. - Załóżmy, że spotyka pani przypadkowo
jakąś osobę, która ma zupełnie te same zainteresowania, co pani. Jest bystra, pojętna,
sympatyczna. Pewnie nie przyszłoby pani do głowy, że ktoś przestudiował pani charakter,
zamiłowania i gusty, potem podstawił tę osobę, która umyślnie stara się panią przekonać, że
ma dokładnie takie same gusta, przesądy, te same zamiłowania i fobie. Tak się składa, że
spotyka pani tę osobę przez kilka dni. To właśnie może być wtyczka.

- Niech pan mówi dalej – rzekła Selma Anson.

background image

- A potem, we właściwym czasie wtyczka daje znak jawnemu detektywowi. Detektyw
zaczyna chodzić za śledzoną osobą krok w krok, aż wreszcie ta zwraca się do tego fałszywego
przyjaciela i mówi: „widzisz tego człowieka, który idzie za nami, chodzi za mną już dwa, trzy
dni.”

- A jeśli śledzony niczego nie zauważa?

- To wtyczka powie: „spójrz na tę osobę, która idzie za nami. Nie odwracaj się teraz, poczekaj
aż dojdziemy do rogu i wtedy mu się przyjrzyj. On chyba nas śledzi.”

- I co dalej? – Zainteresowała się Selma Anson.

- Dalej – ciągnął Mason – pozwalają sprawie przycichnąć na chwilę, ale następnego dnia
jawny detektyw znów podejmuje pracę, a jego wspólnik mówi: „o, ten człowiek znów tu

jest.” Potem zaczynacie rozmawiać i śledzony powie: „nie rozumiem, po co u licha, ktoś
miałby mnie śledzić?” A wtyczka zamyśli się na chwilę i odpowie: „Może on za mną chodzi.
Dobry Boże! A dlaczego?” Zapyta śledzony. I wtedy wtyczka zabiera się do wykonania
swojego zadania. Powiedzmy, że śledzonego podejrzewają o trucie kotów.

- Kotów! – Wykrzyknęła Selma Anson.

- Kotów – powtórzył Mason - trucie kotów.

Pani Anson zmarszczyła brwi.

- No, więc ten fałszywy przyjaciel mówi: „może to mnie śledzi, wiesz mam sąsiadów, którzy
podejrzewają mnie o trucie kotów. Rzeczywiście nie cierpię ich i ludzie o tym wiedzą, a że
ktoś w sąsiedztwie truje koty, więc podejrzewają mnie. Teraz się zastanawiam, czy ten
człowiek mnie śledzi, aby uzyskać dowód. W zeszłym tygodniu otruto bardzo cennego kota i
jego właściciel otwarcie mnie oskarżył o trucie kotów.”

Selma Anson zamieniła się w słuch.

- Wtedy – ciągnął Mason – śledzony pewnie zwróci się do wspólnika detektywa z pytaniem: „
A podłożyłeś?” Zaś wspólnik rzecze: ”No dobrze, powiem ci. Komuś innemu bym nie
powiedział. Podłożyłem. Nie na widzę kotów, to niszczyciele. Łażą wszędzie i zabijają ptaki,
które próbuję oswajać. Mam karmnik na oknie i ptaszki przylatują do niego punktualnie jak w
zegarku. Sypię im karmę, obserwuję je i sprawia mi to wielką radość, ale koty się zwiedziały i
cały czas pętają się koło mojego domu. Ludzie powinni pilnować swoich kotów i nie pozwalać
im się szwendać. Kiedy ktoś ma psa nie pozwala mu łazić swobodnie po okolicy. A właściciele
kotów umywają ręce od wszelkiej odpowiedzialności. Nie obchodzi ich, że te potwory czają
się w krzakach na moje oswojone ptaki. Mówiłem sąsiadom, że karmię ptaki, i żeby pilnowali
swoich kotów, a ponieważ tego nie robili, to kupiłem trochę trutki wsypałem do mięsa i
rozrzuciłem koło domu. Mam nadzieję, że każdy cholerny kot, który do mnie przyjdzie zabijać
ptaki otruje się.”

- I co dalej? – Spytała pani Anson znieruchomiała z ciekawości.

- Na to – mówił Mason – śledzony odpowiada: „Dobry Boże, zdaje się, że mamy wszystkie
upodobania wspólne. Ja też karmię ptaki w okiennym karmniku i robię im zdjęcia przez okno
przy lampie błyskowej. Zrobiłam parę pięknych zdjęć ptaków, ale zjawiły się koty no i…Nie
zaszedłem tak daleko jak ty, ale podłożyłem trutkę najgroźniejszemu kotu, który ma zwyczaj

background image

kręcić mi się po ogrodzie.” Na to wtyczka: „Nie miałeś trudności w zdobyciu trucizny?”
Wtedy śledzony rozgaduje się i opowiada ze szczegółami, gdzie kupił trutkę, jakiej dawki
używa, gdzie ją trzyma i tak dalej. Wtyczka jest oczywiście bardzo sprytnym detektywem
prywatnym, prawdopodobnie ma gdzieś schowany magnetofon i nagrywa wszystko, co
śledzony mówi. Taka akcja jest oczywiście dość kosztowna, ale niektórzy ludzie chętnie
zapłacą byle mieć dowody dla sądu.

- Rozumiem – powiedziała Selma Anson bezbarwnym głosem.

- Czy nie nawiązała pani ostatnio jakiejś nowej znajomości z kimś, komu się pani zwierzała
lub mogłaby się zwierzyć?

Selma Anson zamyśliła się. Po chwili milczenia rzekła: - Owszem, chyba tak.

- Z kim? – Zapytał Mason.

- Wybierałam się na wykład o Meksyku i o wczesnej kulturze Majów – odpowiedziała pani
Anson. Chciałam dowiedzieć się czegoś na ten temat. Poszłam, więc do biblioteki,
pożyczyłam parę książek o Jukatanie. Kobieta, która weszła i usiadła naprzeciwko mnie też
czytała książki o Jukatanie. Ona zauważyła, co ja czytam, a ja zauważyłam, co ona czyta.
Uśmiechnęłyśmy się. Powiedziałam jej, że zakuwam przed wykładem, na który idę
wieczorem i okazało się, że ona też tam idzie i też się przygotowuje.

- A jak się nazywa? – Spytał Mason.

- Dorothy Greeg.

- W jakim jest wieku?

- Mniej więcej w moim.

- Mężatka czy samotna?

- Wdowa.

- Widuje się pani z nią?

- Po wykładzie poszłyśmy na kawę i wafelki, a ja zaprosiłam ją na cocktail dziś wieczór.

- A na obiad?

- Na obiad jestem umówiona z kimś innym.

Mason podniósł brwi. Selma Anson nagle zwróciła się do Drake’a: - No cóż, proszę pana,
wszyscy są tu bardzo zajęci, a pan Mason wcisnął spotkanie ze mną między dwa inne, za co
mu jestem wdzięczna. Ile pieniędzy mam panu dać i kiedy zaczynamy?

- Proszę mi dać sto pięćdziesiąt dolarów – rzekł Drake – mój pracownik będzie panią
kosztował pięćdziesiąt dolarów dziennie plus wydatki. Taksówki i temu podobne. Wyłowi
panią przy wyjściu z tego budynku i odtąd będzie pani cieniem. Kiedy pokaże się mężczyzna,
który panią śledzi, proszę wyjąć chusteczkę i wytrzeć prawe oko, coś do niego wpadło.
Następnie proszę schować chusteczkę, popatrzeć na śledzącego panią człowieka, potem
odwrócić wzrok.

- I co mam dalej robić?

background image

- Nic - odrzekł Paul Drake.

Selma Anson wstała.

- To naprawdę cudowne, że zgodzili się panowie mnie przyjąć, choć nie byłam umówiona.
Bardzo panom dziękuję. Pan Mason podał mi nazwę pańskiego biura, więc przy okazji
wypisywania honorarium dla niego, wypisałam także czek dla pana na dwieście dolarów. A
teraz pewnie chce pan, żebym zaszła do pańskiej agencji, by pana pracownik mógł mnie
zobaczyć i żebyśmy się poznali.

- Lepiej chyba, żeby pani nie znała mojego pracownika - rzekł Drake.

- I tak go zobaczę, kiedy zacznie mnie śledzić.

- A, skąd! Mojego pracownika? Poza tym nie będzie śledził pani, tylko tego, kto panią śledzi.

- To, co mam robić?

- Chwileczkę - rzekł Drake, wziął telefon Masona, wykręcił szybko numer i powiedział: - Mówi
Paul Drake. 328691. Zaraz. – I odłożył słuchawkę.

- O! Ależ to tajemniczo brzmi – zauważyła Selma Anson.

Drake roześmiał się.

- To tylko takie gierki. Zechce pani pójść ze mną do windy?

Uśmiechnęła się.

- Żeby pański człowiek mógł mnie zobaczyć?

Drake potrząsnął przecząco głową.

- No, no. Będzie jechał ze mną w windzie? A ja nie jestem tak naiwna, żeby…

- Tylko ja będę jechał z panią windą - odrzekł Drake – a potem kupię cygaro w kiosku na dole
w hallu.

- Rozumiem – odpowiedziała.

Drake wstał i otworzył przed nią drzwi.

- Idziemy.

Rozdział trzeci

Minęło dwa i pół dnia zanim Mason ponownie usłyszał o sprawie tajemniczego detektywa.
Paul Drake zastukał w umówiony sposób do drzwi prywatnego gabinetu Masona. Della
Street przekręciła klucz, żeby go wpuścić. Paul Drake był wysoki, niezdarny w ruchach,

background image

skłonny do ukrywania swego dobrego serca pod warstwą cynicznej inteligencji. Opadł na
miękki, obity skórą fotel i powiedział: - I co? Chcielibyście posłuchać o sprawie tego
detektywa?

- A co masz? – Zapytał Mason.

- Chyba już wiem, kto to jest.

- Chcesz złożyć raport klientce, żeby ona przekazała to mnie.

- Już jej złożyłem raport Perry. Prosiła, żebym sam ci powiedział, czego się dowiedziałem.
Mam wrażenie, że twoja klientka, coś ukrywa.

- Paul to samo można powiedzieć o dziewięćdziesięciu procentach klientów biur
adwokackich – rzekł Mason. - Ciekaw jestem, czy pacjenci też ukrywają coś przed lekarzami?
Przychodzą do specjalisty z prośbą o pomoc i prawie zawsze próbują odbarwiać fakty. A co z
tą… Selmą Anson? Naprawdę miała ogon?

- Naprawdę. Nie wymyśliła go sobie.

- I co to było? Jawny dozór?

Drake potrząsnął głową.

- Zgaduj dalej, Perry.

- To chyba nie mógł być zawodowy, dobrze wyszkolony prywatny detektyw – powiedział
Mason.

- Nie był.

- Więc, kto?

- Jakiś cholerny amator.

- Twój człowiek wyłowił go?

- Nie od razu – rzekł Drake. – Pani Anson najwyraźniej wystraszyła faceta. Powiedziała, że da
mu po twarzy, jak tylko go zobaczy i pewnie widać było, że mówi poważnie. Odtąd ten facet
trzymał się z daleka, ale nadal ją śledził, kiedy zabraliśmy się do roboty. Ze strachu wtopił się
w tło i mojemu człowiekowi wytropienie go zajęło ponad pół dnia.

- A potem?

- Potem zaczęliśmy śledzić śledzącego – mówił Drake – kiedy już raz go rozpoznaliśmy, to nie
było trudne. Nazywa się Ralph Bound Bird. Zamiast wypożyczyć sobie jakiś samochód
posługiwał się własnym wozem. Mój człowiek naturalnie spisał i przetelefonował mi numery
wozu. Sprawdziliśmy je szybko i dowiedzieliśmy się gdzie mieszka, co nam bardzo pomogło.
Mój człowiek nie musiał go nawet śledzić cały czas. Odszukiwał go, gdy facet zaczynał śledzić
twoją klientkę i miał go na oku przez ten czas. Potem, gdy Bird wraca do domu zostawiał
kogoś w pobliżu na wypadek, gdyby Bird usiłował się wymknąć, czego zresztą nigdy nie robił.
Najwyraźniej nie przyszło mu do głowy, że jeszcze ktoś może grać jego kartami. Ogólnie
mówiąc nie było trudno dowiedzieć się, dla kogo Bird pracuje. Dla gościa nazwiskiem Georg
Foster Findlay, mieszkającego przy Monroe Hills 1035. To blok mieszkalny. Nazywa się
Monroe Arms. Bird chodzi tam pod koniec dnia składać Findlayowi sprawozdanie.

background image

- A kto to jest Findlay?

- O, właśnie. To dobre pytanie – rzekł Drake – kiedy się dowiedziałem, od razu przekazałem
wiadomość pani Anson. Gdy tylko jej powiedziałem, że Bird składa sprawozdania Georgowi
Findlayowi zrobiła się bardzo oficjalna, wobec tego powiedziałem jej to wszystko, czego się
dowiedziałem o Ralphie Birdzie. Handluje nieruchomościami, ale pracuje w systemie zleceń.
Może, więc sam sobie wybierać godziny pracy i odłożyć robotę, kiedy chce. Widocznie wziął
na siebie śledzenie pani Anson i składanie raportów. Findlay ma dwadzieścia osiem lat. Jest
sprzedawcą używanych samochodów w firmie Wybierz Sam. Lubi się zabawić. Pieniądze
wydaje szybko, pewnie tak szybko jak zarabia, może trochę szybciej. Jeszcze nie zdążyłem
wykryć powiązań między Birdem a Findlayem. Findlay mógł sprzedać Birdowi auto albo Bird
Findlayowi jakąś nieruchomość. Łączą ich przyjazne stosunki, prawdopodobnie oparte na
jakiejś transakcji finansowej. W każdym razie, kiedy zameldowałem Selmie Anson, że Ralph
Bird pracuje dla Georga Findlaya zrobiła się sztywna jakby kij połknęła. Perry twoja klientka
się boi. Powiedziałem jej, że jeśli chce możemy się dowiedzieć czegoś więcej o Georgu
Findlayu, ale będzie ją to więcej kosztować, a nie wiem, po co miałaby wydawać pieniądze,
jeśli nie ma jakiegoś ważnego powodu. Podziękowała mi, poprosiła o wystawienie rachunku i
powiedziała, że to już wszystko, czego chciała. Dodałem, że jeżeli chce, aby mój pracownik
zniechęcił tego faceta do śledzenia to można to zrobić.

- Jak? – Spytał Mason.

Drake wyszczerzył zęby.

- Jest parę sposobów. Najlepszy jest taki: chodzisz godzinę za swoim klientem, niemal
depcząc mu po piętach, potem nagle odwracasz się, łapiesz tego, który śledzi twojego klienta
i oskarżasz go, że śledzi ciebie. Do tej roli trzeba wybrać kawał chłopa, zaprawionego w
bojach pod barem, który zna różne metody. Jak taki złapie gościa mocno za koszulę i trochę
nim potrząśnie, może nawet poszturcha go, to gość będzie szczęśliwy, że na tym się skończy i
odtąd pilnuje własnego nosa.

- A co powiedziała pani Anson?

- Nie zgodziła się. Powiedziała, że skoro już wie, o co chodzi, sama da sobie radę.

-Inaczej mówiąc zna Georga Findlaya.

- Tego nie powiedziała, ale ja myślę, że zna.

- No cóż – rzekł Mason z namysłem – nie chciałbym ją obciążać kosztami usług, z których nie
korzysta. Może damy jej zniżkę? Dello masz jej adres?

Della skinęła głową.

- Zadzwoń do niej i powiedz, że Paul Drake złożył już sprawozdanie, wobec tego możemy
skreślić wszystkie koszty prócz trzydziestu pięciu dolarów za czas, który jej poświęciliśmy i za
pośrednictwo w kontakcie z Paulem. – Zwrócił się do Drake’a i powiedział – Jeśli dostanie
zwrot części tego, co wpłaciła, to może zechce, żebyś pociągnął sprawę dalej i dowiedział się
czegoś na temat Findlaya.

Drake pokręcił głową.

- Moim zdaniem, Perry, ona zna Findlaya i czuję, że już wie, o co w tym wszystkim chodzi.

background image

- Masz na myśli śledzenie jej?

- Właśnie. I to, że się boi.

- To jest wdowa. Spokojna, kulturalna, dobrze ubrana, dobrze wychowana. Co mógłby zyskać
Findlay albo ktoś inny na śledzeniu jej?

- Oto zagadka – przyznał Drake. - Chciała rachunku z wyliczeniem wydatków, dałem go i to
wszystko.

- No, dobrze – powiedział Mason – zadzwonimy do niej i damy tę zniżkę. Może ze mną
będzie bardziej rozmowna?

- Wątpię – rzekł Drake – zrobiła się bardzo…małomówna.

Przeciągnął się, ziewnął, wygrzebał się z fotela i powiedział – Wracam do swojej harówy.
Perry nie spiesz się tak bardzo z tą zniżką, póki się nie dowiesz, o co tu idzie. Coś mi mówi, że
jeszcze ją zobaczysz.

Della Street uśmiechnęła się do detektywa.

- Dobra robota Paul – powiedziała.

- Dziękuję ślicznotko – odrzekł Drake i wyszedł.

Mason skinął na Dellę, już miała wykręcić numer, gdy zadzwonił telefon. Podniosła
słuchawkę i spytała – O co chodzi, Gertie? – Potem uniosła brwi z miną przesadnie zdziwioną,
żeby uprzedzić Masona. – Zgadnij, kto tu jest? – Powiedziała zasłaniając słuchawkę dłonią.

- Chyba nie Selma Anson.

- Owszem.

- Spytaj Gertie, czy wygląda na zdenerwowaną. Paul Drake mówił, że jest wystraszona. Jakoś
nie mogę sobie wyobrazić jej wystraszonej. Chyba Paul się pomylił.

Della zdjęła dłoń ze słuchawki.

- Gertie, jak ona wygląda, czy jest…Rozumiem, zawsze mówi, że to pilne. Powiedz jej
wyraźnie, że trudno uzyskać wizytę u pana Masona bez uprzedzenia. Aha, naprawdę nagła
sprawa? Dobrze Gertie, zobaczę, co się da zrobić. – Della zwróciła się do Masona – jest
zdenerwowana, znowu jej pilno.

- Tak zrozumiałem z twojej rozmowy z Gertie – rzekł Mason. – Co mamy w planie Dello?

- Teraz czas na spotkaniem ze Smithem, prawda? Już się spóźnił pięć minut.

- Dobrze wprowadź ją. Każemy Smithowi poczekać pięć minut, jeśli będzie trzeba i miejmy
nadzieję, że jej sprawa naprawdę jest pilna. Trzeba będzie odzwyczaić ją od wpadania bez
uprzedzenia.

Della pospieszyła do poczekalni i wróciła z Selmą Anson.

- Proszę pani, mój czas jest ściśle wyliczony. Mam spotkanie z klientem, który się już parę
minut spóźnił, więc mogę pani chwilę poświęcić, ale proszę mówić krótko. Może pani od razu
przystąpić do rzeczy?

background image

Skinęła głową i usiadła na krześle naprzeciw Masona. Wzięła głęboki oddech, spojrzała mu
prosto w oczy i powiedziała – Paul Drake odkrył nazwisko człowieka, który mnie śledził.

- Drake złożył mi sprawozdanie – rzekł Mason – ogólnie rzecz biorąc wiem, co odkrył.

- Dobrze – powiedziała – Ralph Bird ten mój cień jest przyjacielem Georga Findlaya,
sprzedawcy aut.

- I nazwisko Findlay oczywiście coś pani mówi? – Spytał Mason. - Drake mówił mi, że gdy
tylko powiedział o udziale Findlaya w tej sprawie pani nagle zesztywniała.

- Proszę posłuchać – rzekła – wiem jak bardzo jest pan zajęty, wiem, że się narzucam
przychodząc tu bez uprzedzenia, i że kradnę czas innego klienta. Powiem panu wszystko tak
szybko jak potrafię.

Przerwał jej dzwonek. Della Street przyjęła telefon i powiedziała do Masona – Pan Smith jest
już w recepcji.

- Poproś Gertie, niech mu wytłumaczy, że mam tu nagły przypadek, że się trochę spóźnił,
więc muszę go prosić by parę minut poczekał.

Della przekazała wiadomość. Mason odwrócił się do Selmy Anson.

- Wpakowałam się w najgorsze nieporozumienie w życiu – mówiła – Jestem wdową, a chyba
się zakochałam. On nazywa się Delany Arligton, to wdowiec. Cudowny człowiek. Nie ma
potomstwa, jego jedyni krewni, to dzieci dwóch jego braci Duglasa i Olivera Arligtonów.

- Duglas nie żyje? – Spytał Mason.

Kiwnęła głową.

- Obaj bracia i ich żony nie żyją, ale są bratankowie i bratanice. Niektórzy mili inni nie. Delany
jest już wdowcem od siedmiu lat, teraz ja weszłam na scenę i po raz pierwszy od wielu lat
Delany poczuł się skłonny do romantyzmu. Jedna z jego bratanic cieszy się z tego. To urocza,
miła dziewczyna. Za to druga bratanica uważa zdaje się, że jestem jakimś rodzajem
drapieżnego zwierzęcia, i że musi bronić stryja. Przypuszczam, że ta bratanica Mildred, może
być wspaniałą przyjaciółką dla ludzi, których lubi, ale dla mnie nie jest życzliwa. Chce chronić
stryja. W stosunku do niego jest nadopiekuńcza, więc mnie uważa za wroga.

- I co? – Ponaglał ją Mason.

- I jest dziewczyną Georga Findlaya. On uważa, zdaje mi się, że nic mu nie stoi na
przeszkodzie, żeby się z nią ożenić. Z tego, co o nim wiem wynika, że to łowca posagów.

- Więc? – Spytał Mason.

- Więc Findlay chce umocnić swoje stosunki z Mildred wyszukując na mój temat coś, co
pozwoliłoby jej zepsuć moją opinie u stryja. Strasznie by chcieli przekonać stryja, że poluję na
jego pieniądze.

- A tak nie jest?

- Nie.

- Czy pani jest bogata? – Spytał Mason.

background image

- Jestem dość zamożna.

- A Delany?

- Bardzo bogaty.

- Mógłby zaproponować bratankom jakiś układ finansowy?

- Oni wszyscy by tego chcieli.

- Mówiła pani, że jedna z bratanic jest życzliwa?

- To Daphne. Daphne mówi, że Delany sam zrobił swój majątek. Pieniądze są jego i ma prawo
je wydawać, jak mu się podoba. Może ożenić się, jeśli chce, a ona uważa, że dobrze by mu to
zrobiło.

- Zna ją pani?

- Daphne wpadła kiedyś z wizytą do mnie. Spojrzała mi prosto w oczy i powiedziała mi, po co
przyszła; przekonać się, czy jestem kobietą zdolną uszczęśliwić jej stryja, czy też chodzi mi o
majątek.

- Dość obcesowe, prawda?

- Nie. Trzeba znać Daphne. To szczera, młoda, uczciwa kobieta, która mówi, co myśli prosto z
mostu.

- A druga?

- Ta druga, to Mildred. Córka drugiego brata. Jest zupełnym przeciwieństwem Daphne.
Samowolna, samolubna, sprytna intrygantka bez skrupułów. Nie powinnam już zabierać
panu czasu, ale chciałam powiedzieć, że w tej sytuacji składam wszystko w pańskie ręce.

- Co to znaczy wszystko?

- Moje interesy?

- A jakie właściwie są pani interesy? – Spytał Mason, przy czym oczy mu się lekko zwęziły.

- Moje szczęście.

- Zdaje się, że to zależy od pani i Delany’a Arligtona. Z takimi sprawami nie przychodzi się do
adwokata.

- Nie mam czasu na tłumaczenie – odpowiedziała – pan nie ma czasu, żeby mnie wysłuchać,
ale to są sprawy… sprawy, które…

- Niech pani wreszcie to wykrztusi.

Wzięła głęboki oddech - George Findlay powiedział Mildred, że ja zwyczajnie poluję na
majątek.

- To pani już mówiła – odrzekł Mason.

- I, ze zamordowałam męża, żeby dostać odszkodowanie z jego polisy – wybuchła.

- Ooo – rzekł Mason.

background image

Patrzyła na niego w napięciu.

- A czy zamordowała pani swego męża? – Spytał Mason.

- Oczywiście, że nie.

- Jaka była przyczyna jego śmierci?

- Na świadectwie zgonu napisano, że ostre zaburzenia gastryczne, jako następstwo zatrucia
pokarmowego z komplikacjami.

Mason zmarszczył brwi.

- I właśnie o to chodzi – powiedziała – George Findlay zadał sobie trud osobistego
sprawdzenia świadectwa zgonu. To po prostu okropny człowiek.

- Dobrze go pani zna? – Spytał Mason.

- Kiedyś go spotkałam i rozpoznałabym go na ulicy. Rozmawialiśmy przez chwilę, ale
spędziłam z nim wszystkiego nie więcej niż dwadzieścia minut. On lubi atakować z ukrycia i
nękać, nękać przy każdej okazji. Żeby to wyjaśnić musiałabym panu opowiedzieć wiele
szczegółów, których pan nie ma czasu słuchać. Chcę, żeby pan bronił moich spraw, chcę żeby
pan zaangażował pana Drake’a do wszystkich dochodzeń, które pan uważa za potrzebne. Ale
chcę też, żeby sprawę prowadziła jedna, tylko jedna osoba. Panu Drake’owi nie ośmieliłabym
się powiedzieć tego wszystkiego. Wypisałam czek na tysiąc dolarów, oto on. Nie będę pana
dłużej zatrzymywać i przyrzekam następnym razem zatelefonować, żeby umówić się na
rozmowę. Dziś byłam zbyt zdenerwowana. Po prostu musiałam się z panem zobaczyć.

- Chwileczkę - powiedział mason – pan Smith spóźnił się o parę minut, więc nic się nie stanie,
jak poczeka jeszcze minutę.

Potrząsnęła głową i powiedziała – Proszę pana w tej sprawie jest zbyt wiele szczegółów,
których będzie się pan musiał dowiedzieć. Ja tylko chciałam, żeby zaczął pan już działać.
Proszę mnie reprezentować, jak pan może najlepiej.

- Będę potrzebował paru adresów – rzekł Mason. – Potrzebny mi adres Delany’a Arligtona.

- O Boże! Chyba pan nie pójdzie do niego?

- Na pewno nie – odrzekł Mason – ale muszę wiedzieć, kto jest związany z tą sprawą, chcę
mieć adresy tych bratanków i bratanic. Moja recepcjonistka, Gertie spisze nazwiska i adresy.
Proszę z nią porozmawiać przed wyjściem. Może pani wyjść przez recepcje. - Mason zwrócił
się do Delli Street – No Dello, powiedz panu Smithowi, że teraz go przyjmiemy.

Rozdział czwarty

background image

- W poczekalni jest D.A. Arligton – powiedziała Della Street - i jakaś młoda kobieta. Nie podał
nazwiska, powiedział tylko, że chce się z tobą widzieć w ważnej sprawie.

- Arligton, Arligton – mówił Mason – to nazwisko brzmi znajomo.

- To bardzo dojrzały chłopak Selmy Anson, nazywa się Delany Arligton – rzekła Della. -
Myślisz, że to ten sam?

- O Boże, oczywiście, że to on. – Odparł Mason. – Jeśli nie będziemy ostrożni to zmienimy się
w agencję matrymonialną. Bardzo mi to komplikuje sytuację.

- Jak myślisz, czego on chce? – Spytała Della Street. – Mówi, że jego sprawa jest tak osobista,
że może ją omawiać tylko z tobą.

- I na tym polega problem – odparł Mason – co z etyką zawodową w takim przypadku? Jeśli
reprezentuję Selmę Anson, to nie mogę przecież jednocześnie reprezentować Arligtona,
chyba, że powiadomię o tym w zaufaniu Selmę Anson i uzyskam jej zgodę. A jakoś mi się nie
wydaje, żeby Arligton tego chciał. Z drugiej strony nie mogę powiedzieć Arligtonowi, że
Selma Anson jest moją klientką, jeśli jeszcze o tym nie wie. Mam wrażenie, że Selmie Anson
zależy by nasze stosunki były całkiem poufne.

- I jeszcze w tle mamy chłopaka Mildred, który twierdzi, że Selma Anson zamordowała męża,
żeby uzyskać odszkodowanie i odziedziczyć pieniądze. – Dodała Della Street.

- Cóż, zobaczmy pana Arligtona i przekonajmy się, czy to ten sam. Dello poproś go o pełne
dane. Imię nazwisko, adres. Dowiemy się, czy to on.

Della podniosła słuchawkę i powiedziała do Gertie w recepcji – Gertie, zapisz adres pana
Arligtona, powiedz mu, że pan Mason spróbuje go przyjąć na parę minut, ale jest dziś bardzo,
bardzo zajęty i…Acha, już to zrobiłaś… Rozumiem. Dobrze, powiedz mu, żeby chwilę
poczekał.

Powiesiła słuchawkę i skinęła głową.

- Selma Anson dała nam adres Delany’a Arligtona, a Gertie zapisała adres D.A. Arligtona,
kiedy tu dziś przyszedł. Teraz już wiemy, kim jest. Adres jest ten sam.

- Dobra, Dello. Idź i przyprowadź ich.

Della Street wyszła do poczekalni i po chwili wróciła z mężczyzną w wieku około
pięćdziesięciu pięciu lat. Był prosty jak trzcina, gładko ogolony, szczupły z ciemnymi włosami
lekko przyprószonymi siwizną. Kobieta, która mu towarzyszyła miała mniej więcej
dwadzieścia pięć lat. Była blondynką z wielkimi, błyszczącymi, niebieskimi oczami, które
dawały jej wyraz bezpośredniości i szczerości. Arligton wysunął się na przód, wyciągnął rękę i
powiedział – Dziękuję, że pan nas przyjął, panie Mason. Jestem Arligton, a to moja bratanica
Daphne. Jestem gotów zapłacić za pański czas, ale sprawa musi być traktowana ściśle
poufnie. Chcę…

Mason przerwał mu, podniósłszy rękę.

- Chwileczkę – powiedział – najpierw musimy omówić parę spraw wstępnych.

Daphne Arligton podeszła do Masona podała mu rękę, uśmiechnęła się i powiedziała – Stryj
Di jest impulsywny, proszę pana.

background image

- Kiedy mam coś zrobić, to robię to od razu – rzekł Arligton – co to za sprawy wstępne?

- Po pierwsze: adwokat, który już ma pewną renomę miewa po pięć razy więcej spraw niż
jest w stanie prowadzić, to też stosuje oczywiście selekcję spraw, które ma przyjąć. Najpierw
próbuje ocenić ile czasu i starań będzie wymagała jakaś sprawa i dopiero decyduje, czy ma ją
przyjąć. Proszę też pamiętać, że wzięty prawnik ma bardzo rozgałęzione interesy.
Reprezentuje na przykład kilka towarzystw ubezpieczeniowych. Zanim, więc przyjmę sprawę
muszę się upewnić…

- No to, tu może być kłopot – przerwał Arligton – bo chcę z panem rozmawiać o
towarzystwie ubezpieczeniowym.

- Którym? – Spytał Mason.

- Ubezpieczenia podwójne na życie i od wypadków.

Mason myślał przez chwilę, potem rzekł – Adwokat musi dowiedzieć się od ewentualnego
klienta, na czym polega problem. Czasem jednak wyznanie takiego klienta może być
kłopotliwe, jeśli się okaże, że adwokat reprezentuje interesy strony przeciwnej. Coś panu
powiem: proszę mi opowiedzieć ogólnie, bardzo ogólnie o swoich zmartwieniach, nie
podając żadnych informacji, których nie dałby mi pan, gdybym reprezentował ubezpieczenia
podwójne.

- A reprezentuje ich pan? – Arligton nagle zjeżył się wrogo.

Mason uśmiechnął się i odpowiedział – Nie pobieram u nich rocznej pensji, ale chyba
reprezentowałem paru urzędników w sprawach osobistych. Mieliśmy też jedną sprawę,
którą to towarzystwo było zainteresowane. Niech mi pan ogólnie powie, o co chodzi. Potem
przejrzymy naszą kartotekę i zobaczymy, do jakiego stopnia jesteśmy z nimi związani.

Arligton nieco złagodniał, zapytał – Czy zna pan człowieka nazwiskiem Herman J. Bolton?
Przedstawiciela ubezpieczeń podwójnych?

Mason zmarszczył brwi i odrzekł – Nie wydaje mi się, ale sprawdzimy to, kiedy mi pan powie,
jaka jest rola pana Boltona w tej sprawie. Mamy kartotekę z alfabetycznym spisem osób, z
którymi się stykamy w interesach. A teraz ogólnie, bardzo ogólnie proszę pana, o co chodzi?

- Chcę się żenić – rzekł Arligton – a ten Bolton, niech go diabli, ja go…

- Stryjku Di, spokojnie – powiedziała Daphne – nie denerwuj się, pamiętaj, co ci doktor mówił
o ciśnieniu.

Arligton odetchnął głęboko, trochę się uspokoił i powiedział – Widzi pan, to taka trudna
sprawa.

- Proszę mówić. – Odrzekł Mason. – W moim zawodzie nie jedno się słyszy.

- Bill Anson był moim przyjacielem, zajmował się handlem nieruchomościami. Chciał mi
sprzedać pewną nieruchomość, która mnie trochę zainteresowała. Wyglądało to na dobry
interes. Od paru lat jestem samotny. Może zanadto uzależniłem się od miłości i serdeczności
krewnych.

- Jakich? - Zagadnął Mason.

- Dzieci moich zmarłych braci Duglasa i Olivera Arligtonów, a zwłaszcza tu obecnej Daphne.

background image

- Ile jest tych dzieci? – Spytał Mason.

- Czworo. To jest moja bratanica Daphne, jest jeszcze jej stryjeczna siostra Mildred, córka
Olivera i dwóch synów Duglasa. Fauler Arligton żonaty z przemiłą kobietą, która dba o mnie
jak o własnego ojca oraz młodszy Marvin także żonaty.

- Niech pan mówi dalej – powiedział zachęcająco Mason. – Proszę powiedzieć, o co chodzi.

- Otóż Fauler Arligton i jego żona Lolita dla uczczenia moich urodzin urządzili rodzinne
przyjęcie i podali moje ulubione danie, sałatkę z krabów. Bill Anson miał jakąś ważną sprawę,
która wynikła w związku z tą nieruchomością i chciał się ze mną spotkać. Fauler powiedział,
więc: dlaczego nie zaprosić Billa z żoną na twój obiad urodzinowy. Będziecie mogli pogadać
po obiedzie.

- Billa Ansona z żoną? – Powtórzył Mason.

- Jasne – odrzekł niecierpliwie Arligton – nie zaprasza się przecież człowieka na obiad bez
żony.

- A żonę znał pan tak dobrze, jak Billa? – Spytał Mason.

- Poznałem ją – odparł Arligton – ale Fauler znał i Billa i Selmę, jego żonę lepiej niż ja. Mieli
jakieś wspólne interesy i przyjaźnili się wszyscy troje.

- Proszę mówić dalej.

- To było bardzo pechowe przyjęcie – ciągnął Arligton – Lolita zrobiła furę sałatki z krabów,
bo bardzo ją lubię. Niestety, jeśli mnie coś zdenerwuje w interesach tracę apetyt. Mam
drobne kłopoty z ciśnieniem wie pan, zwłaszcza, kiedy się zdenerwuję. W tym kupnie
nieruchomości coś mi się wydawało nie w porządku. Byłem gotów ją wziąć, ale okazało się,
że wchodzą w grę jakieś przepisy strefowe dotyczące terenu, na którym stała nieruchomość,
co mi się nie podobało. Powiedziałem o tym Billowi, był rozczarowany. Bill miał inne
usposobienie niż ja, kiedy się denerwował to jadł mnóstwo twierdząc, że go to uspokaja.
Mięso kraba musiało być zepsute, wszyscy się pochorowali. Ja wymiotowałem i wszyscy inni
też. Myślę, że to nie była wina Lolity, tylko sprzedawcy krabów, ale on się upierał, że sałatka
musiała być zbyt długo trzymana poza lodówką. Lolita i Mildred były tego popołudnia u
fryzjera, dzień był gorący i przypuszczam, że zapomniały po zrobieniu sałatki wstawić ją do
lodówki. Zresztą nie wiem. W każdym razie wszyscy się pochorowali. A Bill zjadł tego straszną
ilość, co okazało się zabójcze, bo miał jeszcze inne jakieś komplikacje, wrzód czy coś w tym
rodzaju. Do Faulera wzywano doktora, do Daphne także. To był przypadek poważnego
zatrucia pokarmowego. Jedna z tych rzeczy, o których wolimy nie pamiętać. Lolita i Mildred
były oczywiście strasznie zmartwione. Mildred ma znajomego prawnika, który poradził jej,
żeby się w ogóle nie przyznawała, że zostawiła sałatkę poza lodówką tego popołudnia. W
każdym razie ja się tak domyślam. Obawiała się procesu. No i odtąd widywałem się dość
często z Selmą Anson. Czułem się trochę odpowiedzialny, ale ona mi powiedziała, że nie
możemy przecież już nic zrobić, żeby przywrócić życie Billowi.

- Zaraz – rzekł Mason – jak to się stało, że zaczął pan często widywać panią Anson?

- W tych okolicznościach czułem się poniekąd zobowiązany prowadzić dalej tę sprawę kupna
nieruchomości, nad którą pracował Bill. Miał z tego otrzymać spory procent, a negocjacje
były już w punkcie, w którym mogłem ją kupić i procent za pośrednictwo dopisano by do

background image

majątku Billa. Uważałem, że Selma może potrzebować pieniędzy. To tylko świadczy, jak mało
o niej wiedziałem.

- Co pan przez to rozumie? – Spytał Mason.

- Ta kobieta to geniusz finansowy – odpowiedział Arligton - Bill był ubezpieczony na życie na
sto tysięcy. Wzięła to oraz to, co odziedziczyła i zaczęła sama zajmować się handlem
nieruchomościami, zaczęła też grać na giełdzie i od tej pory świetnie sobie radzi.

- Jak dawno był ten obiad, na którym zatruł się pan Anson? – Zapytał Mason.

- Jakieś trzynaście miesięcy temu.

- A gdzie był ubezpieczony?

- Mówiłem panu – rzekł niecierpliwie Arligton – w Ubezpieczeniach Podwójnych na Życie i od
Wypadków.

- Nie – odrzekł Mason – powiedział pan, że ma kłopoty z towarzystwem ubezpieczeniowym,
ale nie mówił pan, że to towarzystwo wydało polisę na życie panu Ansonowi.

- No tak, na sto tysięcy. Wypłacili bez szemrania. Teraz badają całą sprawę na nowo.

- Dlaczego? – Spytał Mason.

- To długa historia – odparł Arligton – wszedłem razem z Selmą w jedną z tych transakcji.
Zacząłem ją wtedy spotykać. Przekonałem się, jaka to wspaniała, wrażliwa osoba i do diabła
Mason, chce się ożenić.

- Z Selmą Anson?

- Tak.

- Czy coś stoi temu na przeszkodzie?

- Oczywiście.

- A co?

- Selma.

- Jak mam to rozumieć?

- Ona nie chce wyjść za mnie.

- Czy to znaczy, że nie zależy jej na panu? – Spytał Mason.

- Ona go kocha – powiedziała Daphne.

Arligton obrócił się do niej, zmarszczył brwi i powiedział z irytacją – Przede mną się do tego
nie przyznaje.

- Może ja mogłabym teraz uzupełnić parę faktów – rzekła Daphne. – Rodzina sprzeciwia się
temu małżeństwu, powiedziałabym, że gorąco się sprzeciwia.

- Z jakiego powodu? – Zapytał Mason.

- Chce pan znać właściwy powód czy ten, który oni podają?

background image

- Może oba.

- Prawdziwy powód jest taki: rodzina obawia się, że stryj się ożeni, będzie żył z Selmą
szczęśliwie i zgodnie, a jeśli stryjek Di umrze pierwszy, to Selma odziedziczy wszystkie jego
pieniądze.

- A oficjalny powód? – Spytał Mason.

Daphne zawahała się.

- No śmiało – rzekł Mason.

- Uważają, że nie byłoby dobrze dla stryja Di żenić się z wdową po człowieku, który zmarł na
zatrucie pokarmowe w takich okolicznościach.

Mason zwrócił się do Arligtona – Po śmierci męża Selmy Anson miał pan okazje spotykać się z
nią i zakochał się pan.

- Tak.

- Jak długo?

- Jak długo, co?

- Jak długo jest pan w niej zakochany?

- Przecież nie wiadomo, jak to się dzieje – odparł Arligton rozdrażniony. – Kiedy człowiek jest
już starszy, miłość nie przydarza mu się jak złamanie nogi czy coś takiego. Nie można
powiedzieć: zakochałem się o wpół do trzeciej po południu we wtorek dwudziestego.

- Jak długo? – Spytał znów Mason.

- Mówię panu, że nie wiem.

- A mniej więcej?

- No dobrze – rzekł Arligton – w parę miesięcy po śmierci Billa wiedziałem, że ją kocham, ale
myślę, że kochałem ją już wcześniej nie zdając sobie z tego sprawy.

- Przed śmiercią Billa Ansona? – Spytał Mason.

- Co pan sugeruje? Pan jest…

- Niczego nie sugeruję – odrzekł Mason – usiłuję zrozumieć sytuację.

- Nie jestem flirciarzem – powiedział Arligton – a Bill Anson był moim przyjacielem.
Oczywiście uważałem, że żeniąc się z Selmą zrobił świetny wybór, ale ani mi się śniło zalecać
się do niej, jeśli to panu chodzi po głowie.

- Nie chodzi - rzekł Mason – najwyraźniej to panu to chodzi po głowie.

- Do diabła! Tyle razy już słyszałem te insynuacje, zwłaszcza od Mildred. – Powiedział
Arligton. – Ona mówi, że jeśli ożenię się z Selmą, to będzie skandal. A jeszcze ten… ten
człowiek od ubezpieczeń.

- Jak on się nazywa?

- Herman Bolton.

background image

- Czego chce?

- Zaczął dochodzenie od wypytywania wszystkich, którzy byli na tym przyjęciu urodzinowym.
Widocznie firma ubezpieczeniowa ma jakieś wątpliwości, choć odszkodowanie wypłaciła.
Mówią coś o wznowieniu sprawy. Czy mogą to zrobić panie mecenasie?

- Zależy od okoliczności – powiedział Mason. – Mogą naturalnie stwierdzić, że wypłacili
odszkodowanie w okolicznościach, które upoważniają ich do cofnięcia wypłaty.

- W jakich okolicznościach? – Zapytał Arligton.

- Tego nie jestem w stanie panu wyjaśnić - odpowiedział Mason – mogli wypłacić pieniądze
przez omyłkę, z powodu oszustwa albo…

- A mogą te pieniądze odebrać?

- To także zależy od dowodów. – Mówił Mason. – Może potrafią udowodnić, że w
zaistniałych okolicznościach wypłacili pieniądze Selmie Anson omyłkowo. Wobec czego ona
jest tylko ich powiernikiem upoważnionym do dokonywania transakcji na korzyść firmy.

- W jakich okolicznościach? – Spytał Arligton.

Mason zawahał się.

- Pytam pana – niecierpliwił się Arligton.

- Pan Mason nie chce ci tego powiedzieć otwarcie – rzekła Daphne.

- Po prostu nie znam faktów. Co pani nasunęło tę uwagę?

- Pytania, które zadaje Bolton – odparła Daphne. - Bolton najwyraźniej uważa, że Bill Anson
nie umarł z powodu zatrucia pokarmowego. Że zatruł się i był chory, ale odzyskiwał już
zdrowie, kiedy mu podano dawkę silnej trucizny, która okazała się śmiertelna.

- Nie mów takich rzeczy – powiedział Arligton – nie wiemy przecież, co Bolton ma na myśli.

- Może ty nie wiesz, ale ja tak.

- Masz na myśli, że Bolton mówił ci coś, czego nie mówił mnie? – Spytał Arligton.

- Myślę, że między wierszami powiedział więcej niż zamierzał – odrzekła stanowczo Daphne.
– Musisz spojrzeć prawdzie w oczy stryjku Di.

- Przez to wszystko dostanę się z deszczu pod rynnę – narzekał Arligton. – Selma nigdy za
mnie nie wyjdzie, jeśli firma ubezpieczeniowa zacznie rozgłaszać takie plotki.

- Oni nie rozgłaszają plotek – powiedziała Daphne. – Bolton otwarcie mnie pytał o to, jakie
miałam objawy, jakie objawy wystąpiły u innych, ile kto zjadł sałatki z krabów i czy wiem, kto
ją zostawił w kuchni na stole, kiedy Mildred z Lolitą poszły do fryzjera tamtego popołudnia.
Pytał też, czy wiem, jak kto chorował i czy to prawda, że wszyscy mieliśmy lekką
niestrawność i wyzdrowieliśmy dość szybko oraz czy Bill Anson nie był już na drodze do
wyzdrowienia, kiedy nagle pogorszyło mu się i zmarł.

- No to wreszcie wyszło szydło z worka, panie mecenasie – rzekł Arligton. – Dochodzimy do
tego, z czym przyszedłem. Chcę, żeby pan dał nauczkę tej firmie ubezpieczeniowej i to tak,
żeby się odczepili od nas, bo bez tego mam dość zmartwień.

background image

- Myśli pan, że dochodzenie prowadzone przez firmę ubezpieczeniową może wpłynąć
negatywnie na decyzję pani Anson w sprawie małżeństwa?

- Naturalnie. Powiem panu więcej. To nie jest typ kobiety, która by się wciskała tam, gdzie jej
nie chcą. Nie wyjdzie za mnie póki moja rodzina tak wrogo ją traktuje.

- Oczywiście mógłby pan postawić sprawę jasno. Zebrać rodzinę wyjaśnić dokładnie swoje
plany finansowe, a przy okazji podkreślić, że jeśli pan zechce ma pan wszelkie prawo zrobić
testament wydziedziczający bratanice i bratanków.

- Tego bym nie zrobił - powiedział Arligton. – Tak daleko się nie posunę. To moja rodzina,
jedyna, jaką mam. Ale jeśli zechcę się żenić i zapisać żonie majątek muszę mieć swobodę
spisania testamentu. Nie życzę sobie, żeby całe grono bratanic i bratanków dyktowało mi, co
mogę, a czego nie mogę zrobić.

- Nie wszyscy oni myślą w ten sposób – wtrąciła Daphne.

- Ala niektórzy tak myślą? – Zapytał adwokat.

Zawahała się, potem szczerze popatrzyła mu w oczy.

- Tak. Niektórzy tak myślą.

- W tych okolicznościach proszę pana, nie mogę chyba od pana przyjąć żadnego honorarium
– rzekł Mason.

- Dlaczego?

- Pan nie ma żadnego powodu do pozwania towarzystwa ubezpieczeniowego – powiedział
Mason – to pani Selma Anson jest osobą, która powinna pozwać towarzystwo
ubezpieczeniowe za zniesławienie. Może jej pan zasugerować, żeby się zwróciła do mnie i
zapewne będę ją mógł reprezentować. Natomiast pan nie ma żadnego powodu występować,
bo nie może im pan udowodnić, że zrobili panu jakąś krzywdę.

- Nie mogę udowodnić swojej krzywdy?! – Warknął Arligton. - Jeśli towarzystwo zacznie
rozgłaszać plotki, to Selma za mnie nie wyjdzie i zrujnują mi ostatnie lata życia.

- Ja patrzę na to z prawnego punktu widzenia – mówił Mason – a także z punktu widzenia
mojej klienteli. W tego rodzaju sprawie mógłbym reprezentować Selmę Anson, ale nie pana.

- Zrozum stryjku Di, to przecież proste. Powiedz Selmie, żeby przyszła do pana Masona –
rzekła Daphne.

- Nie mogę rozmawiać z Selmą na ten temat – zaprotestował Delany Arligton. – Ona nie wie,
co ten cholerny detektyw ubezpieczeniowy usiłuje wymyślić.

- A skąd pan wie, że ona nie wie?

- Widzę po tym, co robi. Martwi się zupełnie innymi sprawami. Martwi ją postawa mojej
rodziny, ale to wszystko.

- Stryjku Di, spokojnie. Lekarz zabronił ci się denerwować. Ja wezmę na siebie rozmowę z
Selmą Anson. Przekonam się ile ona wie o tym, co się dzieje. A teraz chodź, zajęliśmy już dość
czasu panu Masonowi. – Daphne zdecydowanie wstała z krzesła. Delany Arligton zaczął się
powoli podnosić.

background image

- Ile jesteśmy winni, panie mecenasie?

- Nic – odpowiedział Mason – opowiedział mim pan ogólnie o sprawie. Nie mówił pan o
niczym, co wymagałoby dyskrecji zawodowej. Naszkicował pan tylko, czego ode mnie
oczekuje, a ja wytłumaczyłem, że nie mogę w tej sytuacji przyjąć sprawy. Próbowałem
możliwie jak najdokładniej określić swoje stanowisko.

- W takim razie nic mi pan nie pomoże – powiedział Arligton – bo Selma z pewnością nie
zwróci się do adwokata, żeby położył temu kres.

- Skąd możesz wiedzieć – zawołała Daphne. – Poczekaj, aż ja z nią pogadam jak kobieta z
kobietą. No chodź stryju Di.

W drzwiach Delany Arligton jeszcze się zatrzymał.

- Mogę panu zapłacić honorarium, jakiego pan zażąda – powiedział – naturalnie w granicach
zdrowego rozsądku.

Mason uśmiechnął się i potrząsnął głową.

- W każdym razie nie teraz. Uważam, że nie ma pan żadnych podstaw do wytoczenia sprawy.
Ma je natomiast Selma Anson.

- A ja panu mówię, że ona nic nie zrobi! – Krzyknął Arligton.

Daphne uśmiechnęła się do Masona, wzięła stryja pod rękę i wyprowadziła.

- A to ładna sprawa – rzekł Mason do Delli Street, gdy tylko drzwi się zamknęły. – Selma
Anson przychodzi do mnie i opowiada tylko część całej historii.

- Może tylko tę część zna.

- Może – zgodził się Mason. – Ale jest śledzona, a firma ubezpieczeniowa próbuje
udowodnić, że zamordowała swojego męża.

- Może pod wpływem anonimowego telefonu kogoś z rodziny, kto nie chce, żeby Delany
Arligton się ożenił. – Podsunęła Della.

- Tego oczywiście nie wiemy - rzekł Mason. – Oto, jaką mamy sytuację: Towarzystwo
Ubezpieczeniowe zażąda wznowienie sprawy. Na scenę wchodzi jawny detektyw, do pracy
zabiera się osoba, która może być jego wspólnikiem i wygląda na to, że ktoś z rodziny
Arligtonów rozgrywa bardzo sprytną grę.

- Grę, w której i my dostaniemy jakieś karty? – Spytała Della.

- Myślę, że dostaniemy. Myślę, że będziemy w najbliższej przyszłości częściej spotykać Selmę
Anson i mam nadzieję, że w kartach, które nam się dostaną będą ze dwa asy. Dello sprawdź,
czy jest Paul Drake.

Zwinne palce Delli biegały chwilę po aparacie, który łączył się prywatną linią bezpośrednio z
biurem Drake’a. Po minucie Della Street skinęła głową, a do słuchawki rzekła – Paul, szef
chce z tobą mówić.

Mason wziął od niej słuchawkę i powiedział – Paul, sprawa Selmy Anson nabiera tempa.

- Myślałem, że to już skończone – rzekł Drake.

background image

- Pani Anson powierzyła mi prowadzenie swoich spraw i powiedziała, że mam się kierować
własnym sądem. Właśnie to robię. Chcę, żebyś natychmiast wysłał do roboty dwóch ludzi.

- Jakich ludzi, do jakiej roboty? – Zapytał Drake.

- Zaczniemy od Georga Findlaya – rzekł Mason. – Obstaw go „wtyczką”, a jawnego detektywa
poślij za Ralphem Birdem.

- Chwileczkę – zawołał Drake - nie rozumiem. Zazwyczaj posyłamy „wtyczkę” do tej osoby,
którą śledzi jawny detektyw. Wtedy śledzona osoba zwierza się „wtyczce”, że ktoś za nią
chodzi. „Wtyczka” pyta; czemu u licha miałby ktoś za nią chodzi, a śledzony powinien
wygadać się ze swoją historią.

- To prawda – rzekł Mason – zastosujemy i tym razem tę technikę, tylko z pewną odmianą.

- W porządku. Chcesz, żeby wspólnik śledczego poszedł do Georga Findlaya. To nie trudno
zrobić.

- Wybierz kogoś dobrego – powiedział Mason – faceta w wieku mniej więcej Findlaya lub
niewiele starszego. Typ ostrego playboya. Niech działa szybko. Taki jest też Georg Findlay,
sprzedawca używanych samochodów. Szybko mówi, szybko działa. Twój człowiek pod tym
względem powinien go przypominać. Może nie trzeba będzie długiego czasu na nawiązanie
znajomości.

- Ale chcesz, żeby jawny detektyw chodził za Ralphem Birdem. - Rzekł Drake. – Tego nie
rozumiem.

- Jawny ma chodzić za Ralphem Birdem – odrzekł Mason.

- Od kiedy?

- Od zaraz.

- Ok. Jak bardzo jawny?

- Jak najbardziej jawny – powiedział Mason i powielił słuchawkę. Po czym zwrócił się do Delli.

- Jeśli oni chcą w to grać, my też umiemy. Dello zadzwoń teraz do Selmy Anson.

- Przez centralkę? – Spytała.

- Jeśli masz numer pod ręką, to wykręć bezpośrednio stąd. Mamy bardzo mało czasu.

Po chwili Della mówiła do telefonu – Tu biuro pana Masona. Pan Mason chce z panią mówić
w ważnej sprawie. Proszę zaczekać.

Mason przejął słuchawkę i powiedział – Proszę pani możliwe, że pani telefon jest na
podsłuchu. Proszę, więc być ostrożną przynajmniej w czasie naszej rozmowy.

- Mój telefon na podsłuchu?! – Wykrzyknęła z niedowierzaniem.

- To niewykluczone. A teraz chcę pani powiedzieć parę ważnych rzeczy. Cała ta sprawa może
być znacznie donioślejsza niż myśleliśmy i lepiej zorganizowana niż nam się obecnie wydaje.
Nie mogę sobie pozwolić na żadne przeoczenia. Proszę słuchać uważnie. Ma pani znajomą,
tę kobietę, którą interesuje Jukatan. Wie pani, o kogo mi chodzi?

background image

- Tak, tak. Proszę mówić dalej.

- Niech pani bardzo, ale to bardzo uważa, co pani do niej mówi. Jeśli to nie wyda się
niegrzeczne, niech jej pani unika przez następne parę dni. Jeżeli jednak spotka ją pani albo z
jakiś powodów będzie musiała przebywać w jej towarzystwie, to niech się pani zachowuje
zupełnie naturalnie, spokojnie, luźno i proszę nie udzielać jej żadnych informacji.

- Może mi pan to wytłumaczyć? – Spytała.

- Mogę – rzekł Mason – ale uważam, że nie czas na to. A teraz niech się pani trzyma. Proszę
się nie martwić i nie bać. Cokolwiek by się działo. Po prostu proszę się trzymać, nie tracić
głowy, zachować spokój.

- Dlaczego? Na Miłość Boską, o co tu chodzi?

- Czy po śmierci męża otrzymała pani odszkodowanie?

- Tak, naturalnie. Mąż był ubezpieczony i dostałam odszkodowanie.

- A co pani zrobiła z pieniędzmi?

- Zainwestowałam.

- Mądrze?

- Szczęśliwie.

- Przyniosły pani zysk?

- Przyniosły bardzo znaczny zysk.

- Możliwe – rzekł Mason – że Towarzystwo Ubezpieczeniowe będzie się upierać, że po
pierwsze: pieniądze były wypłacone niesłusznie. Po drugie, że ma je pani tylko, jako
powiernik firmy z prawem transakcji. A to dawałoby im nie tylko prawo do odebrania
wypłaconej sumy, ale i całego zysku, który przyniosło pani obracanie tymi pieniędzmi.

- Jak to? To przecież nie powinno im się udać.

- Nie powiedziałem, że im się uda – rzekł Mason – mówię pani, czego mogą próbować.

- Ależ to… to byłoby straszne.

- Właśnie dlatego proszę, żeby była pani ostrożna. Musi mnie pani zawiadomić natychmiast,
gdy się zdarzy coś nowego. I chcę, żeby pani bardzo uważała z kim się pani kontaktuje. Czy
rozmawiał z panią człowiek o nazwisku Bolton?

- Nie, a kto to jest?

- Nazywa się Herman J. Bolton – odrzekł Mason – reprezentuje Towarzystwo
ubezpieczeniowe. Zapewne odwiedzi panią. A jeśli przyjdzie, prawdopodobnie będzie miał
teczkę, którą postawi bardzo blisko pani, potem poprosi panią o odpowiedź na kilka pytań.
W tej teczce będzie miał ukryty magnetofon. Jeden z tych magnetofonów z bardzo czułym
mikrofonem. Musi pani powiedzieć panu Boltonowi, że o ile pani wiadomo sprawa ma iść do
sądu i byłoby nieetycznie, gdyby on, jako jedna ze stron w tej sprawie zadawał pytania pod
nieobecność pani adwokata. A potem niech mu pani zajrzy głęboko w oczy i zapyta: „czy w
tej teczce, którą właśnie postawił ma schowany magnetofon?”. Niech odpowie: tak czy nie.

background image

Będzie bardzo zakłopotany. Może się wtedy pani słusznie oburzyć, każe mu wyjść i powie, że
nie będzie z nim w ogóle rozmawiać bez swego adwokata. Czy potrafi pani to zrobić?

- Potrafię, ale…Ale proszę pana to przerażające.

- Dlaczego?

- Chciałam powiedzieć, że to dla mnie straszny szok. Myślałam, że te wszystkie sprawy to już
przeszłość. Że skoro raz wypłacili pieniądze z polisy, to już nie trzeba się o nic martwić. Czy
nie ma żadnych praw ani przepisów zabraniających rozgrzebywania takich spraw?

- Mamy do czynienia z sytuacją szczególną – rzekł Mason. - Towarzystwo ubezpieczeniowe
może utrzymać, że miało tu miejsce umyślne oszustwo, i że przez pani machinacje odkryli
prawdę dopiero parę dni temu. Mogą twierdzić, że pani mąż popełnił samobójstwo albo, że
został zamordowany.

- To chyba robota Georga Findlaya – powiedziała – to on zaczął rozsiewać plotki.

- No właśnie – odrzekł Mason. – Teraz niech się pani kieruje rozsądkiem i nikomu nie zwierza.
Co innego plotki, co innego dochodzenie sądowe.

- Dobrze. Będę próbować – powiedziała. - Ale wszystko to mnie bardzo martwi. I ta myśl, że
firma ubezpieczeniowa chce odebrać pieniądze. To by mnie zrujnowało.

- Jest parę rzeczy, o których pani nie mówiłem. Mogą wyjść na jaw w ciągu paru najbliższych
godzin. Prowadzę pani sprawę, jak mogę najlepiej. Proszę się trzymać i nie tracić głowy. Do
widzenia.

- Do widzenia – odpowiedziała bezbarwnym głosem.

Mason odłożył słuchawkę.

- Wstrząśnięta? – Zapytała Della.

Mason pomyślał chwilę.

- Wystraszona

Rozdział piąty

W poniedziałek rano wchodząc do biura Perry Mason zastał Dellę Street niezmiernie
wzburzoną.

- Słuchałeś wiadomości radiowych o ósmej? – Spytała.

- Nie, a co się stało?

- Sensacja!

background image

- Strzelaj.

- Prokuratora okręgowa niespodziewanie wydała nakaz ekshumacji zwłok Wiliama Harpera
Ansona, zmarłego prawie trzynaście miesięcy temu rzekomo na skutek zatrucia
pokarmowego. Spiker powiedział, że dochodzenie wstępne wykazało obecność arszeniku.

- Oho – rzekł Mason.

- I podano też wiadomość, że władze są w posiadaniu jeszcze jakiegoś dowodu, którego ani
policja, ani prokuratora okręgowa nie zdradzą mediom, ponieważ chcą pozostawić
oskarżonemu szansę na uczciwy proces.

- Oskarżonemu? – Spytał Mason – czy wymienili nazwisko?

- Nie.

- Co za wredna propaganda – powiedział Mason – to jakby mówili: „Z przyczyn etycznych nie
możemy powiedzieć, że postawiono wdowę w stan oskarżenia, dlatego nie będziemy
powiadamiać was o dalszych zaskakujących wypadkach w tej sprawie.”

- Myślisz, że wydadzą nakaz aresztowania?

- Nie ma oskarżonego póki nie ma nakazu aresztowania i ktoś nie zostanie zatrzymany.
Adwokat ze zmarszczonymi brwiami przetrawiał wiadomości. Zadzwonił telefon. Della Street
zwróciła się do Masona – Dzwoni Selma Anson. Przyszedł do niej przedstawiciel firmy
ubezpieczeniowej nazwiskiem Bolton i poprosił ją o złożenie oświadczenia w sprawie faktów
związanych ze śmiercią męża. Twierdzi, że zgodnie z twoją instrukcją, żeby nic nie mówić.

- Porozmawiam z nią – wziął słuchawkę. – Hallo? Pani Anson?

Odezwał się jej głos jakby cichy i wystraszony.

- Tak, słucham.

- Czy jest tam pan Bolton?

- Tak.

- Proszę mu powiedzieć, że będzie pani składała oświadczenia tylko w obecności swego
adwokata – powiedział Mason. Poczekał chwilę i słyszał jak mówi do kogoś w pokoju – Będę
składała oświadczenia tylko w obecności mojego adwokata. – Potem Selma Anson
powiedziała – Pan Bolton chce wiedzieć, czy mógłby porozmawiać z panem przez telefon?

- Proszę mu dać słuchawkę.

- Panie mecenasie – męski głos w słuchawce był przekonujący z odcieniem władczości –
reprezentuję Towarzystwo Ubezpieczeń Podwójnych na Życie i od Wypadków.

- A pańskie nazwisko? – Spytał Mason.

- Herman Bolton.

- Słucham pana – rzekł Mason.

- Prowadzimy dochodzenie w sprawie śmierci ubezpieczonego u nas, Wiliama Harpera
Ansona.

background image

- A o co chodzi?

- Zasadniczą przyczyną śmierci, czy może powinienem powiedzieć przyczyną śmierci
określoną w świadectwie zgonu były zaburzenia gastryczne spowodowane zatruciem
pokarmowym i powstałe w wyniku tego komplikacje.

- Rozumiem – rzekł Mason – i co z tego wynika?

- Otrzymaliśmy pewne informacje nieco niepokojące. O ile wiem zwłoki zostały
ekshumowane i badanie wstępne wykazało zatrucie arszenikiem. W tych warunkach jest
sprawą wielkiej wagi, zdobycie bliższych informacji o okolicznościach, w których został
spożyty posiłek uważany za przyczynę zatrucia.

- Rozumiem – rzekł Mason.

- Przeprowadziłem wywiad z paroma osobami, które były na tym obiedzie i mam kilka bardzo
interesujących zeznań. Chciałbym teraz dostać zeznanie wdowy po zmarłym, Selmy Anson.
Ona odmawia.

- Odmawia? – Spytał Mason.

- No odmówiła składania jakichkolwiek oświadczeń, chyba, że w obecności swojego
adwokata.

- Ale nie powiedziała, że nie złoży panu żadnego oświadczenia. Powiedziała, że będzie
składała oświadczenia tylko w obecności swego adwokata. To nie jest odmowa składania
zeznań – powiedział Mason. – Jeśli ma pan jakieś pytania może pan przyjść wraz z Selmą
Anson do mojego biura i odpowie tutaj.

- Zdaje mi się, że gdyby działała w dobrej wierze – mówił Bolton – to chętnie złożyłaby
oświadczenie Towarzystwo Ubezpieczeń.

- No dobrze – powiedział Mason – skoro pan mówi o dobrej wierze, to proszę powiedzieć, co
ma zamiar zrobić Towarzystwo?

- Jak to, co ma zamiar zrobić? Nie wiem, czy w ogóle ma zamiar coś zrobić. Prowadzi
dochodzenie.

- A powód dochodzenia jest taki, że Towarzystwo Ubezpieczeniowe uważa, iż w pewnych
okolicznościach mogłoby odzyskać sumę wypłaconą z ubezpieczenia.

- To jest sprawa Wydziału Prawnego. Ja należę do Wydziału Dochodzeń.

- Ale takie przypuszczenie jest uzasadnione? – Spytał Mason.

- Cóż, nie wykluczyłbym tej możliwości.

- W takim razie – rzekł Mason – od chwili, gdy sprawa przechodzi w ręce Wydziału Prawnego,
panu absolutnie nie wolno rozmawiać z przedstawicielką strony przeciwnej pod nieobecność
jej adwokata. A proponowałbym też, żeby radca prawny Towarzystwa Ubezpieczeń
Podwójnych był obecny podczas każdego wywiadu, który my zechcemy przeprowadzić.

- Do diabła! To nie potrzebne! – Wykrzyknął Bolton. – Od lat prowadzę takie dochodzenia i
kiedy przychodzi do stawiania pytań, to raczej ja mówię radcom, co mają robić niż oni mnie.

background image

- Zaproponowałem to ze względu na etykę zawodową – rzekł Mason. – Ja nie rozmawiałbym
z panem bez radcy prawnego Towarzystwa. A z całą pewnością pan nie powinien rozmawiać
z Selmą Anson inaczej jak w obecności jej adwokata.

- Kiedy możemy pana odwiedzić?

- Jacy my?

- Pani Anson i ja.

- Bez radcy prawnego?

- Bez radcy. Powiedziałem już panu, że nie potrzebuję pomocy Wydziału Prawnego firmy w
takich sprawach.

- Niech pan przyniesie pismo od radców prawnych Towarzystwa stwierdzające pełną zgodę
na składanie przez pana wyjaśnień, o jakie poproszę pod nieobecność przedstawicieli
Wydziału Prawnego tego towarzystwa.

- Ależ pan nie będzie mnie wypytywał – rzekł Bolton – to ja będę pytał panią Anson.

- To się panu tak tylko zdaje – odrzekł Mason – jeśli pan myśli, że będzie mógł wypytywać
panią Anson, a sam nie zechce odpowiadać na moje pytania, to może pan już w tej chwili
zrezygnować ze spotkania.

- Doskonale – rzekł Bolton – nie mamy nic do ukrycia.

- To my nie mamy nic do ukrycia – odparł Mason – ale skoro jest pan tak doświadczony i
zręczny w tych sprawach, jak pan sam podkreślał, to oczywiście nie mamy zamiaru dać się
poprowadzić jak jagnię na rzeź.

- A to dobre – rzucił Bolton – Perry Mason, słynny adwokat, jako jagnię wiedzione na rzeź.

- Niech pan zdobędzie to pismo z Wydziału Prawnego i wtedy zadzwoni, a teraz poproszę do
telefonu Selmę Anson.

Gdy Selma Anson wróciła do telefonu, Mason powiedział – Proszę się go pozbyć. Niech pani
nie mówi ani słowa na żaden temat związany ze sprawą. Po prostu niech pani powie, że nie
złoży żadnego oświadczenia pod nieobecność adwokata. Proszę go wyrzucić i gdy tylko
wyjdzie, zadzwonić do mnie. Ale zanim pani zadzwoni proszę się upewnić, że poszedł i jest
już poza zasięgiem głosu. Rozumie pani?

- Rozumiem – odpowiedziała.

- W porządki. Teraz niech się go pani pozbędzie i zatelefonuje. – Mason odłożył słuchawkę.
Czekając na telefon od Selmy Mason chodził po gabinecie i od czasu do czasu rzucał Delli
Street jakąś uwagę.

- To sprytny chwyt Dello. Gdyby dochodzenie prowadziła policja od chwili zakończenia
dochodzeń ogólnych i skierowania ich na jakąś konkretną osobę, musiałaby tę osobę, w
naszym przypadku Selmę Anson, uprzedzić, że jest podejrzana o morderstwo, że cokolwiek
powie może być użyte przeciwko niej, i że ma prawo do obecności adwokata na każdym
etapie sprawy.

- A tymczasem? – Zapytała Della.

background image

- A tymczasem wymyślili, że lepiej posłać agenta firmy ubezpieczeniowej, żeby się pokręcił tu
i ówdzie ogłaszając, iż prowadzi dochodzenie w sprawie okoliczności śmierci jej męża.
Zapewne powiedziałby Selmie coś, co by ją tak zdenerwowało, że straciłaby głowę i
opowiedziała mu o wielu faktach, a potem by tego żałowała. Teraz ten człowiek dowiedział
się, że jestem jej adwokatem i poleciał do najbliższego telefonu, żeby zawiadomić
przełożonych i dostać od nich instrukcje.

Zadzwonił telefon.

- To będzie pani Anson – rzekł Della Street.

Mason skinął głową i podszedł do telefonu. Della Street podniosła słuchawkę, powiedziała –
Chwileczkę, proszę pani – i oddała słuchawkę Masonowi.

- Proszę niech pani posłucha, bo to ważne. Ten człowiek, Bolton zapewne wróci za parę
minut uzbrojony w zezwolenie z Wydziału Prawnego swojej firmy, albo kogoś z kierownictwa
na prowadzenie dalszych dochodzeń. Zaproponuje pani, by natychmiast iść do mojego biura.

- Ale tego nie możemy zrobić. Już i tak dość kłopotów sprawiłam panu przychodząc z pilnymi
sprawami bez uprzedzenia.

- Nie szkodzi – rzekł Mason. – Tym razem chcę załatwić sprawę zanim druga strona będzie
miała okazję ją rozdmuchać.

- Jaka druga strona? – Zapytała.

- Po pierwsze Ubezpieczenie Podwójne, a po drugie policja.

- Policja?

- Tak – przytaknął Mason – niech pani nie będzie naiwna. Jeżeli firma ubezpieczeniowa
zdobędzie dość dowodów, żeby władze mogły panią zaaresztować pod zarzutem otrucia
męża, to rozpocznie sprawę starając się udowodnić, że była pani tylko powiernikiem
pieniędzy wypłaconych oraz wszystkich, które pani od tej chwili zyskała inwestując wypłatę.
Aby to uwiarygodnić muszą wykazać, że działała pani w złej wierze. Muszą też udowodnić, że
otrzymała pani te pieniądze przedstawiając fałszywe dowody i wykazać popełnione przez
panią oszustwa. Muszą wykazać, że z początku nie odkryli oszustwa, że w normalnym trybie
działań nie mogli ich odkryć. Widzi pani, ktoś tu szkodzi pani ile może. Chyba wiem, kto to
jest. Musimy rozgrywać sprawę ostrożnie. Bardzo możliwe, że pani telefon jest na podsłuchu.
Nie wiem. Musiałem zadzwonić i powiedzieć pani to wszystko. Kiedy pan Bolton wróci,
proszę do mnie zadzwonić i umówić się na spotkanie. Ja powiem, żebyście państwo
natychmiast do mnie przyszli. Proszę wyjść i uważać na tę teczkę.

- On ma taką teczkę. Przyszedł ze skórzaną i postawił ją koło swego krzesła.

- Magnetofon – rzekł Mason. – Niech pani nie mówi absolutnie nic oprócz dwóch słów: bez
komentarza, zanim pani dotrze do mojego biura. A potem niech pani pozwoli, że to ja będę
mówił. Wszystko jasne?

- Tak.

- Dobrze- rzekł Mason. – Będę czekał. Proszę przyjść, gdy tylko powiem.

background image

Rozdział szósty

- Już są – powiedziała Della Street – to znaczy Selma Anson i ten…

- Od ubezpieczeń?

Della skinęła głową.

- Wprowadź ich – rzekł Mason.

Della Street podeszła do drzwi prowadzących do recepcji, otworzyła je i wpuściła Selmę
Anson i jakiegoś człowieczka w typie gorliwej mrówki. Selma Anson ociągała się jak dziecko
złapane na jakiejś psocie i posłane do gabinetu dyrektora szkoły. Mężczyzna natomiast
kroczył agresywnie przodem.

- Dzień dobry panu – warknął. Jestem Herman J. Bolton. Inspektor Towarzystwa Ubezpieczeń
Podwójnych. Chyba pan wie, jakie okoliczności mnie tu sprowadzają.

Mason od niechcenia podał mu rękę.

- Nigdy nie wierzyłem w telepatię – odrzekł – lepiej, więc niech pan powie.

- Moja firma wydała Williamowi Harperowi Ansonowi polisę ubezpieczeniową na życie na sto
tysięcy dolarów. Ten człowiek zmarł jakieś trzynaście miesięcy temu. W tym czasie wszystko
wskazywało na to, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych zgodnie z orzeczeniem
świadectwa zgonu. Wypłaciliśmy odszkodowanie. Pani Anson przyjęła pieniądze i o ile wiem
bardzo mądrze je zainwestowała. Poprzez inwestycje i reinwestycje osiągnęła ogromny zysk.

- Więc? – Spytał Mason.

- Teraz – mówił Bolton – mamy powód uważać, że wypłaciliśmy to odszkodowanie, łagodnie
mówiąc, przedwcześnie.

- Co pan ma na myśli mówiąc „przedwcześnie”?

- Powinniśmy prowadzić dalsze dochodzenie.

- A czego się spodziewacie po dalszym dochodzeniu?

- Możliwe, że w ogóle nie powinniśmy wypłacać pani Anson pieniędzy.

- Na jakiej podstawie?

- Zaraz to panu wyjaśnię.

- Bardzo ciekawe – odparł Mason. – Czy ma pan ze sobą pismo od prawników pana firmy
zezwalające panu na spotkanie ze mną bez ich obecności?

- Pisma nie mam, ale dostałem polecenie przez telefon. Powiedzieli, że jeśli to panu nie
wystarczy, może pan do nich zadzwonić.

background image

Selma Anson opadła na krzesło. Bolton stał wyprostowany ciskając słowami w Masona.

- Niech pan lepiej siądzie – rzekł Mason i rozsiadł się wygodnie za biurkiem w obrotowym
krześle. Bolton wahał się przez chwilę, po czym usiadł na krześle naprzeciwko Masona.

- Tak, więc mówi pan – ciągnął Mason – że być może popełniliście omyłkę wypłacając
odszkodowanie przedwcześnie. Jakież to wypadki mogły zmienić sytuację tak, żeby was
zwolnić od płacenia?

- Po pierwsze samobójstwo – burknął Bolton.

- Czy umowa nie stanowi, że w rok po jej zawarciu należy się wypłata nawet, jeśli osoba
ubezpieczona popełni samobójstwo?

- Przeciwnie – stwierdził Bolton. – To było jedno z tych ubezpieczeń, w których zastrzega się,
że w razie samobójstwa Towarzystwo Ubezpieczeń jest zwolnione od wypłaty.

- Z jakiego powodu uważa pan, że to było samobójstwo?

- Nie powiedziałem, że tak uważam. Powiedziałem, że dalsze dochodzenie mogłoby wykazać,
że to było samobójstwo.

- W jaki sposób popełnione?

- Będę z panem szczery – powiedział Bolton. – Pan najwidoczniej chce rozmawiać z nami na
dystans, my zaś działamy na zasadach przyjacielskich. Wierzymy w ścisłą współpracę. Nie
mam zamiaru ukrywać przed panem żadnych informacji. Co panu wiadomo o zatruciu
arszenikiem?

- Czy to ma jakiś związek z tym, co chce mi pan powiedzieć? – Spytał Mason.

- Gdybym to wiedział zaoszczędzilibyśmy mnóstwo czasu.

- Nie oszczędzajmy. Mamy go bardzo wiele.

- Doskonale. Arszenik to trucizna, która rozkłada się bardzo powoli. Wiemy, że Anson zmarł
otruty arszenikiem, a nie na skutek zatrucia pokarmowego.

- Dalej proszę – powiedział Mason.

- Anson wiedział, że ta polisa wyklucza wypłatę w razie samobójstwa. Możliwe, więc że chcąc
odebrać sobie życie, ale pozostawić żonie dobre zaopatrzenie, dodał arszeniku do jedzenia
podczas obiadu z przyjaciółmi, sypiąc na ich talerze tylko tyle by mieli lekkie objawy, a na
swój tyle, by skutek był śmiertelny. W takim wypadku każdy lekarz byłby skłonny określić
chorobę Ansona, jako zatrucie pokarmowe. Takie zaburzenia gastryczne powiązane z jakimś
wrzodem mogły się skończyć śmiercią nawet przy niewielkim zatruciu.

- I pan utrzymuje, że w takim wypadku Towarzystwo Ubezpieczeń nie byłoby zobowiązane
do wypłaty. – Powiedział Mason.

- Właśnie.

- I twierdzi pan, że moglibyście odzyskać pieniądze od wdowy.

background image

- To już należy do Wydziału Prawnego – mówił Bolton – a ja się nie będę z panem spierał o
możliwości prawne. Nie mniej w pewnych warunkach można by odzyskać zasadniczą sumę
ubezpieczenia.

- A w innych warunkach, nie?

- W innych warunkach – mówił Bolton ostrożnie dobierając słowa – nie tylko można by
odzyskać zasadniczą sumę ubezpieczenia. Nasz Wydział Prawny twierdzi stanowczo, że
wszelkie zyski pochodzące z obrotu sumą zasadniczą powinny przypaść Towarzystwu
Ubezpieczeń, i że może je ono odzyskać.

- W jakich to warunkach? – Spytał Mason.

Bolton wychylił się do przodu, spojrzał Masonowi prosto w oczy i wyrzucił z siebie.

- W wypadku morderstwa.

- Kto miałby je popełnić? - Spytał Mason.

- Spadkobierczyni, Selma Anson.

- To teraz oskarża pan moją klientkę o morderstwo?

- Nie! Wcale nie. Niech mnie pan źle nie zrozumie i nie próbuje wkładać słów w moje usta. Ja
po prostu rozważam zagadnienie prawne.

- Świetnie – odrzekł Mason. – Zgódźmy się więc, że dyskutujemy o zagadnieniach prawnych,
że nasza dyskusja jest bezosobowa. Czy mógłby pan dokładniej wyjaśnić swoje stanowisko?

- Nie widzę powodu – odparł Bolton. – Jeśli zmarły został zamordowany przez spadkobiercę,
to przecież wiadomo, że morderca nie może dostać niczego, co pochodzi z przestępstwa.

- Ale nawet to nie unieważnia polisy – rzekł Mason.

- A tu pan dotknął trudnego punktu prawnego. Polisa nie traci ważności. Towarzystwo
Ubezpieczeń musi wypłacić wymienioną w niej sumę, ale suma ta wchodzi do masy
spadkowej, jeśli są spadkobiercy, a jeśli ich nie ma przechodzi na własność Skarbu Stanu.
Mogę panu zacytować sprawę Meyera przeciwko Johnsonowi, sygnatura akt 115 oraz
sprawę Towarzystwa Ubezpieczeniowego Zachodniego Wybrzeża przeciw Crawfordowi,
sygnatura akt 58.

- Widać, że wasz Wydział Prawny ma bardzo starannie opracowane te fakty – uśmiechnął się
Mason.

- Powiedziałem już panu, że pracuję w tym zawodzie ładnych parę lat i chyba dobrze znam
podstawowe zasady prawa ubezpieczeniowego.

- Więc co przyjdzie pańskiej firmie z tego dochodzenia?

- Tylko tyle, a przyznaję, że jest to zagadnienie ściśle prawne, Ubezpieczenia Podwójne mają
niezwykły typ polisy. Jeśli chodzi o podwójne odszkodowanie za śmierć w wypadku jesteśmy
znacznie bardziej liberalni od innych firm. W tej sprawie na przykład suma nominalna wynosi
pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Można by się spierać, czy to była śmierć przypadkowa skoro
zmarły z własnej woli spożył zepsute jedzenie. Nasza firma jednak nie kwestionowała tego

background image

punktu ze względu na liberalną polisę i bez słowa wypłaciliśmy podwójne odszkodowanie.
Pani Anson dostała sto tysięcy dolarów. Dwukrotną sumę nominalną polisy.

- Dalej proszę – powiedział Mason. – Niech pan mówi dalej, świetnie panu idzie.

- Otóż nasze dochodzenia ujawniły – ciągnął Bolton – że w czasie śmierci swego męża, pani
Anson nie posiadała żadnego majątku osobistego, że wzięła sto tysięcy dolarów otrzymanych
z polisy i zaczęła je inwestować. Ma niezawodny instynkt inwestorski. Zaczęła, więc
pomnażać zyski. Inwestowała w nieruchomości, na giełdzie i od stu tysięcy dolarów doszła
obecnie do około pięciuset tysięcy. Jeżeli więc zamordowała swego męża, niech pan
zauważy, że ja w tej chwili tylko rozważam abstrakcyjny przykład prawny, nikogo nie
oskarżam. Powtarzam, jeśli zamordowała swego męża, to oszukała Towarzystwo
Ubezpieczeń Podwójnych pobierając te sto tysięcy dolarów i stała się w ten sposób niechcący
powiernikiem pieniędzy Towarzystwa. W myśl prawa, które nie zezwala złoczyńcom czerpać
korzyści z przestępstwa wszystkie wypracowane przez nią zyski pójdą na konto Towarzystwa
Ubezpieczeń. W ten sposób moja firma będzie mogła dostać pięćset tysięcy dolarów, z
których trzeba odliczyć sto tysięcy, jakie musi spłacić spadkobiercom masy spadkowej po
Williamie Ansonie, albo też z braku spadkobierców Stanowi Kalifornia. Pozostałe czterysta
tysięcy zatrzyma Towarzystwo Ubezpieczeń.

- Bardzo sprytne rozumowanie prawne – rzekł Mason. – Najwyraźniej jest to wynik pańskich
długich przemyśleń i działań śledczych.

- Za to mi firma płaci, proszę pana – odrzekł Bolton – mogę bez fałszywej skromności
powiedzieć, że odzyskałem dla firmy setki tysięcy dolarów. W prowadzeniu śledztwa jestem
skuteczny jak strzelec wyborowy.

- Rozumiem – powiedział Mason. – A propos, czy w tej teczce ma pan magnetofon?

Bolton zesztywniał.

- Ma pan? – Pytał Mason.

- Rzeczywiście mam – odpowiedział Bolton po chwili wahania – staram się zawsze, aby moje
raporty były absolutnie dokładne, a żeby mieć do tego podstawę muszę sprawdzać, co do
słowa wszystko, co było powiedziane.

- Acha – rzekł Mason – tak, więc chce pan mieć nagranie tej rozmowy?

- Tak.

- O ile dobrze rozumiem – mówił Mason – Ansonowie byli gośćmi i pani Anson nie brała
żadnego udziału w przygotowaniu podanego jedzenia.

- Nie powiedziała mi tego osobiście – odparł Bolton.

- A chciałby pan, żeby powiedziała?

- Tak.

- I potem zapytałby pan ją jak długo była w tym domu zanim podano obiad, gdzie stało
przygotowane jedzenie i tak dalej?

- Zapewne.

background image

- A przeprowadził pan już bardzo dokładne dochodzenie na ten temat?

- Tak. Rozmawiałem już z różnymi świadkami.

- Omawiał pan to z członkami rodziny Arligtonów?

- Z niektórymi tak.

- Szczegółowo?

- Tak.

- I pytał pan, gdzie stało jedzenie przed podaniem na stół?

- Zdaje mi się, że Selma Anson, pańska klientka zgłosiła się do pomocy w podawaniu do stołu.

- Rozumiem – rzekł Mason. – Wobec tego myślę, że zanim zgodzę się na rozmowę, w której
moja klientka będzie musiała odpowiadać na pytania, muszę wpierw stanąć na równorzędnej
pozycji.

- Co pan ma na myśli?

- Chyba najpierw porozmawiam sam z innymi świadkami.

- To byłoby niestosowne.

- Albo też – mówił Mason z rozbrajającym uśmiechem – skoro zawsze ma pan ze sobą
magnetofon, gdy świadek składa zeznania, to może pan odtworzy nagranie taśmy i da mi
posłuchać, co powiedzieli świadkowie.

- O czym pan mówi?! – Zawołał Bolton z oburzeniem. - Te nagrania to moja prywatna
własność. Nikomu nie pozwolę ich słuchać.

- To przecież bardzo ważne – mówił Mason – jak pan formułował pytania, czy stosował pan
pytania naprowadzające, czy sugerował pan pytanym jakieś pomysły? Czy też naprawdę
próbował pan działać uczciwie.

- Wykonuję swoją robotę tak jak uważam za słuszne. Nie mówię panu jak ma pan wykonywać
swoją pracę, a pan nie będzie mi mówił jak mam wykonywać swoją.

- W takim razie nie będzie żadnego oświadczenia – rzekł Mason.

- To nie bardzo sprytne z pana strony – mówił Bolton. – My prowadzimy w dobrej wierze
dochodzenie w sprawie polisy. Możliwe, że to było samobójstwo. Możliwe, że morderstwo.
Pana klientce powinno zależeć, żeby nam pomóc w dochodzeniu prawdy.

Mason uśmiechnął się.

- Niech pan pamięta – rzekł – ja panu nie mówię, jak pan ma robić swoją robotę, a pan nie
będzie mi mówił jak mam wykonywać moją. Jeśli o mnie chodzi to koniec rozmowy.

Selma Anson chciała coś powiedzieć. Mason podniósł dłoń. Bolton siedział na brzegu krzesła
z wściekłością w oczach coraz bardziej czerwony.

- Powtarzam – powiedział Mason – że rozmowa skończona. Chyba pan to rozumie, a jeśli nie,
to ma pan swój magnetofon do odświeżenia pamięci. Życzymy panu miłego dnia panie
Bolton.

background image

- Nie może pan się mnie pozbyć w ten sposób – rzekł Bolton.

- A to, czemu? – Spytał Mason.

- Albo pańska klientka złoży oświadczenie, albo odmówi odpowiedzi na pytania.

- Ona nie odmawia odpowiedzi na pańskie pytania – odrzekł Mason – to ja odmawiam
prowadzenia w tej chwili dalszej rozmowy na ten temat. Muszę mieć możliwość oceny
zeznań, które pan zebrał zanim pozwolę mojej klientce odpowiadać na pytania. Odpowie na
nie dopiero, kiedy jej pozwolę. Jasne?

- To nieuczciwe.

- Nie pytałem czy uczciwe. Pytałem, czy to jasne.

- Dobra, jasne. – Odrzekł Bolton.

- Dziękuję – rzekł Mason z uśmiechem. Nie będziemy pana dłużej zatrzymywać.

Bolton wstał ze wściekłością, podniósł swoją teczkę i powiedział – Póki życia będziesz tego
żałował Mason. Mam i tak dosyć dowodów, więc mogę właściwie złożyć raport w mojej
firmie. Ten raport jest zdecydowanie niepomyślny dla pańskiej klientki. Jej odmowa
odpowiedzi na pytania, odmowa wyjaśnienia okoliczności, to moim zdaniem bardzo
znaczące.

- Jakich okoliczności?

- Pewnie pan nie wie, że pańska klientka kupowała arszenik – rzucił Bolton z wściekłością.

- Kupowała arszenik? Jest pan pewien?

- Oczywiście, że jestem – mówił Bolton – przez jakiś czas maskowała swoje mordercze plany
udając, że ją bardzo interesuje wypychanie ptaków. Jednym z najlepszych sposobów
utrzymywania skórek ptasich w takim stanie, żeby pióra nie wypadały jest stosowanie
preparatu z arszenikiem. Jest w sprzedaży taki preparat pod nazwą Faderfirm używany do
tego celu i Selma Anson przed śmiercią męża kupowała duże ilości Faderfirmu. Może pana
zaciekawi fakt, że po śmierci męża pani Anson przestała się interesować wypychaniem
ptaków. O ile wiem po zgonie Wiliama Ansona nie kupiła więcej Faderfirmu w sklepie, gdzie
przedtem robiła zakupy. Może pan zechce to wytłumaczyć.

Mason popatrzył na Selmę Anson. Jej dolna warga drżała. Podszedł do drzwi i powiedział –
Wytłumaczę to właściwym ludziom i we właściwym czasie. Nie będzie pan przychodził do
mego biura pod pozorem zdobywania informacji i znęcał się nad moją klientką.

- Nie będzie mi pan mówił jak mam prowadzić dochodzenie – rzekł Bolton.

Mason stanął pomiędzy Boltonem a Selmą Anson.

- Precz! – Powiedział.

- Pożałuje pan tego.

- Precz!

- Bardzo dobrze! – Zawołał Bolton. – Pana zachowanie przekonuje mnie, że to nie było
samobójstwo, że William Anson został zamordowany. A pan o tym wie i próbuje chronić…

background image

- Precz! – Ryknął Mason i z wściekłością ruszył naprzód.

Bolton cofnął się o krok, odwrócił i wyszedł z gabinetu. Mason zamknął drzwi. Selma Anson
wyjęła chusteczkę i wybuchnęła płaczem. Mason popatrzył znacząco na Dellę, wziął
słuchawkę telefonu i powiedział do recepcjonistki – Gertie nie chcemy, żeby nam
przeszkadzano. Pod żadnym pozorem nie wpuszczaj nikogo, póki ci nie powiem, że już
można.

Usiadł w obrotowym krześle i powiedział współczująco – Spokojnie proszę pani. Ten człowiek
usiłował panią umyślnie zaszczuć, żeby pani powiedziała coś, co by ją obciążyło.

Skinęła głową i odpowiedziała – Zrujnował mi życie.

- Proszę się uspokoić – mówił Mason łagodnie, lecz stanowczo. – Nie wiadomo ile mamy
czasu do przyjścia policji. Niech mi lepiej pani opowie o tym Faderfirmie.

- Nie miałam pojęcia. To…to mnie kompletnie ścięło z nóg.

- Zauważyłem. Bolton po to właśnie przygotował tę bombę. A teraz proszę mi wszystko
opowiedzieć.

- Za życia Billa dużo czasu spędzałam sama. On był taki przejęty swoją praca, a przy tym był
taka silną osobowością. Mieliśmy piękny dom ze sporym ogrodem, gdzie było mnóstwo
ptaków. Dostałam lornetkę i zaczęłam je obserwować, a potem ot tak, jako hobby zaczęłam
wypychać niektóre okazy. Kiedy widziałam nieznanego ptaka chciałam go zdobyć do kolekcji.

- Jak? – Spytał Mason.

- W obrębie miasta nie można do nich strzelać, ale wymyśliłam pułapkę na ptaki, która
całkiem dobrze działała. Jeśli wpadały do niej ptaki, których nie chciałam, to je
wypuszczałam. Jeśli wpadał taki, którego chciałam mieć w kolekcji zabijałam go i
wypychałam. Ten człowiek miał rację, kupowałam Faderfirm. Polecono mi go w sklepie, gdzie
kupowałam inne materiały.

- Dużo pani tego kupiła? – Spytał Mason.

- Sporo. Tak kilka razy.

- A po śmierci męża?

- Po śmierci męża wiele spraw zobaczyłam w innym świetle. Złapałam parę ptaków
potrzebnych mi do kolekcji, a potem, kiedy je wyjęłam z pułapki i trzymałam w ręku, po
prostu nie mogłam ich zabić. Przedtem nie robiło to na mnie wrażenia, byłam tak zajęta
właściwą klasyfikacją ptaka. W końcu to tylko ptaki, a ja wtedy nie zastanawiałam się tak nad
odbieraniem im życia jak teraz.

- Więc po śmierci męża więcej się pani tym nie zajmowała?

- Zrezygnowałam z tego hobby. Proszę mi powiedzieć, kiedy pan mówił o śledzeniu jawnym
czy nie jawnym, czy miał pan jakieś własne informacje?

- O co pani chodzi?

- Opowiadał pan o detektywie „wtyczce”, który próbuje osobę śledzoną skłonić do
przyznania się, że truje koty.

background image

Mason zmrużył oczy.

- Czy pani przypadkiem nie truje kotów?

- O Boże! Nie panie mecenasie, ale próbowałam odstraszyć koty. Koty ze sąsiedztwa bez
przerwy kręciły się wokół karmnika, odganiałam je i prosiłam sąsiadów, żeby trzymali je w
domu. Jednej z sąsiadek zdechł ukochany kociak. Wiem, że ona myśli, że ja go otrułam.

- Otruła go pani?

- Skąd! Nie otrułabym kota. Teraz nie odebrałabym życia żadnemu stworzeniu, ale wtedy tak
się pasjonowałam wypychaniem ptaków, że zabijania ich nie uważałam za nic złego. Nie
zabujałam wielu okazów, tylko parę tych, które chciałam zachować.

- Gdzie są te ptaki, które pani wypychała?

- W domu.

- Dużo ich jest?

- Chyba ze czterdzieści pięć czy pięćdziesiąt wypchanych i parę skórek zakonserwowanych,
ale niewypchanych.

- Czy wypychanie ptaków wymaga dużej zręczności?

- Ogromnej, ale przede wszystkim dużej cierpliwości. Ja się uczyłam z podręcznika metodą
prób i błędów. Oprócz tego otrzymałam parę wskazówek w sklepie, gdzie kupowałam
materiały do pracy. Moje pierwsze egzemplarze byłyby w oczach znawcy raczej prymitywne,
ale ostatnie są bardzo dobre. Miałam dużo czasu, dużo cierpliwości no i bardzo lubiłam to
zajęcie. Lubiłam patrzeć na wypchane ptaki jak żywe w mojej sypialni.

- Rozumiem – rzekł Mason z namysłem. – Muszę pani powiedzieć coś, co być może będzie
dla pani wstrząsem. Zostanie pani aresztowana przez policję za zamordowanie męża. Musi
się pani trzymać dzielnie i nie składać absolutnie żadnych oświadczeń.

W oczach Selmy Anson odbiło się przerażenie.

- Niech pani nie wpada w panikę. Jako pani prawnik musiałem powiedzieć wszystko prosto z
mostu, bo wypadki mogą się potoczyć bardzo szybko. Ten Bolton działa bardzo sprytnie.
Myślę, że współpracuje ściśle z prokuraturą okręgową. Myślę też, że całe to dochodzenie
robi za namową władz, ponieważ ma więcej swobody działania od nich. Policja musiałaby
panią uprzedzić o jej prawach. Na przykład, że ma pani prawo do obecności adwokata przy
każdej rozmowie, podczas gdy Bolton, jako inspektor firmy ubezpieczeniowej może się
wśliznąć chyłkiem z ukrytym magnetofonem i wydostać od pani oświadczenie, żeby go użyć
przeciw pani.

Selma Anson na chwilę zaniemówiła, potem powiedziała tylko – Morderstwo?

Mason skinął głową.

- Ja tego nie przeżyję panie mecenasie. Prędzej umrę.

- Mówiłem pani, że nie wolno wpadać w panikę. Musi pani zachować spokój. Musi pani to
trzeźwo rozegrać.

background image

- Ale sama myśl o tym, że mogłabym zamordować męża…Nikogo nie mogłabym zabić.
Nikogo. Nie mogłabym.

- Nie rozstrzygam przecież o pani winie czy niewinności – rzekł Mason. – Mówię o tym, co się
stanie. Sądzę, że po naszej rozmowie Bolton pewnie już telefonuje do prokuratury
okręgowej, że niczego się nie dowiedział i żeby zabierali się do dzieła. Otóż, jeśli ktokolwiek
zechce panią przesłuchać ma pani twierdzić, że reprezentuje panią adwokat, i że żąda mojej
obecności na każdym etapie przesłuchań. Ma pani oświadczyć, że kazałem pani nie
odpowiadać na żadne pytania, chyba, że ja będę obecny i szczegółowo pouczę panią jak
odpowiadać. Czy zrobi pani jak powiedziałem?

- Tak, jeśli będę musiała, ale…o Boże! Panie mecenasie ja tego wszystkiego nie zniosę.

- Wiem. Teraz pójdzie pani do domu. Della Street panią odwiezie. Proszę czekać, aż
prokuratura wykona następny ruch.

- Czy panna Street może ze mną zostać?

- Niestety nie, ale może panią zabrać do domu i dopilnować by się pani tam bezpiecznie
dostała. Czy przyjechała pani taksówką?

- Tak.

Mason skinął na Dellę Street.

- Do dzieła Dello.

Della uśmiechnęła się do pani Anson.

- Wszystko będzie dobrze proszę pani. Proszę się nie martwić. Idziemy?

Selma Anson wstała jak we śnie i podeszła do drzwi wyjściowych. Della otworzyła je przed
nią. Pani Anson wychodząc już na korytarz odwróciła się nagle i powiedziała – Dziękuję panie
mecenasie. Dziękuję, bardzo dziękuję.

Della wzięła ją pod rękę, drzwi zamknęły się automatycznie. Mason poczekał aż się oddalą,
po czym podniósł słuchawkę i rzekł do Gertie – Połącz mnie zaraz z Paulem Drake’em.

Gertie przełączyła telefon.

- Paul? Tu Perry. Della Street właśnie prowadzi panią Anson do windy. Poślij za nią człowieka.

- Za Dellą?!

- Za Selmą.

- Nikogo w tej chwili nie mam. Potrwa to dziesięć, piętnaście minut.

- Dobrze. Masz adres Selmy Anson. Della Street dopilnuje, żeby poszła prosto do domu. Poślij
tam kogoś i zorganizuj mu zmiennika. Muszę ją pilnować przez okrągłą dobę.

- Myślisz, że cię oszukuje? – Spytał Drake.

- Tego nie wiem – odrzekł Mason – ale muszę wiedzieć, czy nie pojawią się jakieś samochody
urzędowe, co by ją zdenerwowało. Jeśli nastąpiłoby aresztowanie, a ona w popłochu nie

background image

zażądałaby obecności swojego adwokata, to chciałbym zatelefonować, przedstawić się policji
i nalegać na swój udział w przesłuchaniu.

- Rozumiem – powiedział Drake. – Zorganizuję detektywów. Myślisz, że będzie aresztowana?

- Możliwe, ale o tym pogadamy później – powiedział Mason i odwiesił słuchawkę.

Rozdział siódmy

Perry Mason czekał, aż Della Street otworzy drzwi prowadzące z korytarza do jego
prywatnego gabinetu.

- Jak poszło Dello?

Potrząsnęła głową.

- Żałuję, że musiałam zostawić ją samą. Ktoś powinien z nią być.

- Nie powinna się tak załamywać – powiedział Mason.

– Obawiam się, że tu chodzi o coś, czego nie wiemy. Ona jest strasznie przygnębiona szefie.
Myślisz, że naprawdę zamordowała męża?

- Za wcześnie o tym sądzić Dello. Zresztą ma prawo do obrony bez względu na to, co zrobiła.
Przepisy stawią, że oskarżony ma prawo mieć doradcę na każdym etapie śledztwa i rozprawy
sądowej.

- Ale jest coś. Może fakt, że ten agent firmy ubezpieczeniowej odkrył, iż używała preparatu z
arszenikiem. Coś, co ją załamało.

- To zupełnie zrozumiałe. Jej mąż był widocznie człowiekiem, który robił i wydawał wielkie
pieniądze, kiedy zmarł została bez niczego. Ta podwójna polisa na pięćdziesiąt tysięcy
odszkodowania, to była jedyna szansa na ocalenie czegoś z katastrofy. Wzięła pieniądze
zainwestowała i teraz ma zdaje się śliczne pół miliona.

Della skinęła głową.

- A jednak nie chciałabym być w jej skórze. Powiedz szefie, umówiłeś się z Paulem Drake’em,
żeby posłał kogoś pod jej mieszkanie?

Mason przytaknął.

- Przez następny dzień lub dwa jej mieszkanie będzie pod stałą obserwacją.

- Jak myślisz powinniśmy dać jej znać, że ma opiekuna?

Mason pokręcił głową.

background image

- Nie teraz. Prawdę mówiąc Dello, chcę dokładnie wiedzieć, co ona robi. Jeśli pójdzie się z
kimś spotkać, to chcę wiedzieć, z kim. A tym czasem weźmy się za korespondencję.

Zaczął dyktować listy i zajęło im to czas prawie do trzeciej po południu, gdy zadzwonił
zastrzeżony telefon. Della podniosła brwi pytająco. Mason skinął jej głową. Wzięła
słuchawkę.

- Hallo, Paul. Tak. O której? Rozumiem. Lepiej dam ci Perry’ego.

Mason przejął słuchawkę.

- Co nowego, Paul?

- Twoja klientka wyszła ze swojego apartamentu, wzięła taksówkę, pojechała do fili banku
Biznes & Profesionalen i siedziała tam pół godziny. Potem wyszła i pojechała prosto na
Montroe Hyde 1035.

- Montroe Hyde – powiedział Mason – to mi znajomo brzmi, czy nie?

- Tam mieszka George Findlay – rzekł Drake.

- Posłałeś kogoś, żeby obserwował Findlaya?

- Jeszcze nie. Pamiętaj, że miałem go obstawić wtyczką i mój człowiek już jest, ale jak dotąd
nie nawiązał bliższego kontaktu. Za Ralphem Birdem chodzi jawny detektyw.

- Paul, czy Selma Anson pojechała taksówką?

- Tak.

- Zwolniła ją?

- Nie, kazała czekać.

- Twój detektyw ze swego miejsca mógł obserwować całą sytuację?

- Tak. Weszła do tego domu i spędziła tam dwadzieścia trzy minuty. Potem wyszła, wsiadła
do taksówki i obecnie mój pracownik jedzie za nią po La Brie, a uważa, że ona kieruje się na
lotnisko.

- Masz kontakt ze swoim detektywem? – Spytał Mason.

- Tak. Ma telefon w samochodzie.

- Powiedz mu, żeby pod żadnym pozorem nie tracił jej z oczu. Niech zostawi wóz
zaparkowany na lotnisku nawet ryzykując mandat za niewłaściwe parkowanie, albo
odholowanie samochodu, ale pod żadnym warunkiem nie wolno mu jej stracić z oczu.

- Dobrze.

- Informuj mnie na bieżąco Paul – dodał Mason. Odłożył słuchawkę i zaczął bębnić palcami o
blat biurka.

- Źle? – Zapytała Della.

- Źle – odrzekł Mason.

- Jak bardzo?

background image

- Poszła do banku. Wyszła stamtąd. Pojechała do George’a Findlaya i teraz jak wszystko
wskazuje jest w drodze na lotnisko.

- Dobry Boże! Szefie, chyba nie przypuszczasz, że chce go opłacić, czy też, że próbuje uciec?

- Jeśli spróbuje uciec – powiedział Mason – to leżymy. Ucieczka jest dowodem winy. Bolton
może udowodnić, że właściwie oskarżył ją o morderstwo, a jeśli ona po takim oskarżeniu
próbuje uciekać, to sama wiesz, co to znaczy.

- To niemożliwe – rzekła Della – to jest trzeźwa, pewna siebie kobieta interesu.

- Była pewna siebie dopóki nie wyszła sprawa arszeniku, a potem zupełnie się rozsypała. Jak
się zachowywała, kiedy jechałaś z nią do domu, Dello?

- Jakby zaraz miała dostać histerii, drżała jak osika. Kiedy wchodziła do mieszkania ręka z
kluczem tak jej się trzęsła, że musiała ją podtrzymywać drugą ręką, żeby włożyć klucz do
zamka.

- Zauważyłaś to?

- Pewnie.

- To zapomnij.

- Raporty składam tylko tobie – uśmiechnęła się Della.

- Grzeczna dziewczynka – pochwalił ją Mason.

Wstał i zaczął chodzić po pokoju. Della wodziła za nim zatroskanym wzrokiem. Wreszcie
Mason rzekł – No dobrze, moglibyśmy zrobić jeszcze parę stron tego opisu faktów póki
czekamy. Dello, u licha! Wcale mi się nie chce dyktować. Jest w tej sprawie coś, czego nie
wiemy. I mam uczucie, że jedziemy pełnym gazem wprost na przeszkodę.

- Ale moglibyśmy popracować trochę nad opisem faktów – przekonywała Della – minie
pewnie z pięć albo dziesięć minut zanim usłyszymy coś nowego.

Mason westchnął, usiadł za biurkiem i powiedział – Dobrze Dello. Zobacz, na czym
skończyliśmy.

Della przeczytała ostatni podyktowany przez Masona paragraf. Mason raz czy dwa
bezskutecznie usiłował skupić się na tym, co dyktuje, wreszcie odsunął krzesło od biurka.

- W tej sprawie coś przeoczyliśmy – rzekł – coś, co…

Zadzwonił telefon zastrzeżony. Mason rzucił się poprzez biurko i chwycił słuchawkę.

- Co się dzieje Paul?

Usłyszał suchy, rzeczowy głos Paula Drake’a. – Dużo się dzieje. Twoja Selma Anson zapłaciła
za taksówkę, wbiegła na dworzec lotniczy i nie zatrzymując się, żeby kupić bilet, pobiegła
prosto do wyjść na płytę lotniska. Mój pracownik szedł za nią. Minęła wszystkie wyjścia, przy
których ludzie czekali i poszła prosto do tego skąd wychodzili na samolot. Rozejrzała się,
wybrała skromnie ubraną młodą kobietę, podeszła do niej i powiedziała: „Czy zgodzi się pani
odstąpić swój bilet za sto pięćdziesiąt dolarów. Zwrócę pani koszt biletu i dodam sto
pięćdziesiąt”. Tamta skwapliwie skorzystała z propozycji. Selma Anson wzięła bilet, oddarła z

background image

niego kwity bagażowe, oddała młodej kobiecie, po czym pobiegła i wsiadła do samolotu. Mój
pracownik próbował dostać się na pokład samolotu, ale bez biletu nie chcieli go wpuścić.
Powiedzieli, że mają komplet. Wobec tego odnalazł kobietę, która Selmie Anson sprzedała
swój bilet. Ta osoba nazywa się Helen Ebe. Mieszka przy North Hampsted Drive 34. Miała
bilet na lot do El Paso w Teksasie przez Tucson w Arizonie.

- Paul dzwoń do swojego korespondenta w El Paso. Podaj mu rysopis Selmy Anson, numer
lotu i czy miejsca na ten lot są numerowane?

- Tak. Miejsca na są numerowane. Helen Ebe miała miejsce 7A.

- Samolot ma międzylądowanie w Tucson?

- Tak.

- Niech twój człowiek wsiądzie do niego w Tucson i pilnuje Selmy – mówił Mason. – Jeśli
trzeba daj łapówkę albo użyj podstępu. Jasne?

- Jasne – odrzekł Drake.

Mason odłożył słuchawkę i odwrócił się do Delli.

- Dello leć do recepcji. Ty będziesz dzwonić z jednego aparatu, a Gertie z drugiego.
Obdzwońcie linie lotnicze. Znajdźcie najbliższy samolot do El Paso. Liczy się każda chwila. Ja
na pięć minut idę do biura Paula.

Della skinęła głową, złapała notatnik i pobiegła do recepcji. Mason szybkim krokiem poszedł
do biura Paula Drake’a, które znajdowało się koło windy. Z rozmachem otworzył drzwi do
recepcji i zapytał recepcjonistkę – Jest ktoś u Paula?

Potrząsnęła głową.

- Zawiadom go, że idę – rzekł Mason i otworzył drzwi wiodące do labiryntu pokoików
biurowych. Na końcu korytarza Drake miał swoje biuro. Mason otworzył szeroko drzwi. W
pokoju było miejsca dość na Paula biurko z czterema telefonami i radiem, dwa krzesła i
szafkę. Mason nie marnował czasu na wstępy.

- Paul niech twój detektyw śledzi Selmę Anson odkąd tylko wysiądzie z samolotu. Będzie
pewnie używała nazwiska wypisanego na bilecie Helen Ebe.

- Może wysiąść w Tucson – powiedział Drake.

- Bilet był do El Paso? – Spytał Mason.

- Tak.

- Ja kupuję swój do El Paso. Mam wrażenie, że ona pojedzie tak daleko, jak tylko możliwe.
Może z El Paso do Mexico City? Każ ją śledzić. Della i ja pojedziemy do El Paso. Zadzwonimy
do ciebie zaraz po przyjeździe. Zdejmij tego jawnego detektywa z Birda i jego wspólnika
Findlaya. Sprawy tak się poplątały, że dla odmiany my pewnie teraz będziemy w defensywie.
Nie podoba mi się to, ale co robić? Z El Paso zadzwonimy do ciebie. Siedź przy tym telefonie,
póki się nie skontaktujemy. Bądź w pogotowiu. Rozumiesz?

- Rozumiem. – Drake sięgnął po telefon. – Znów wieczorem będę jadł na obiad rozmiękłego
hamburgera, a o północy brał sodę na przekąskę. Baw się dobrze Perry.

background image

Mason życzliwie pomachał mu ręką, otworzył drzwi i wybiegł pośpiesznie. Gdy tylko wszedł
do swego gabinetu z recepcji przyszła Della Street.

- Najlepsze, co mamy – rzekła – to połączenie przez Phenix. Przy odrobinie szczęścia i
pośpiechu możemy tam złapać samolot z Las Vegas do El Paso, który ląduje w Phenix.
Kazałam Gertie załatwić rezerwację.

- Znajdź Pinky – powiedział Mason.

- Już znalazłam – odrzekła Della – właśnie ma lądować na lotnisku Barbanks dwusilnikowym
samolotem. Będzie tam zanim my dojedziemy.

- No to, co my tu robimy? – Spytał sięgając po kapelusz.

- Czekamy na ciebie – uśmiechnęła się słodko Della Street stojąc z płaszczem przerzuconym
przez ramię. Mason z trzaskiem otworzył drzwi.

- Idziemy!

Rozdział ósmy

Pinky Bruyer, która pilnowała wszystkie loty czarterowe Masona na północ od granicy
meksykańskiej na pierwszy rzut oka wyglądała na beztroską, młodą kobietkę i szczęśliwą
żonę wyrozumiałego męża. Trzeba było się jej przyjrzeć z bliska, żeby zauważyć siłę
zgrabnych rąk i stalowy błysk w oczach. A nawet wtedy nikt by nie pomyślał, że w czasie
wojny przewoziła samoloty przez Atlantyk i uczyła elewów Wojskowej Szkoły Lotniczej
techniki uników ani, że większość czasu spędzała w powietrzu. Mąż, który ją uwielbiał
pilnował by każdy samolot, jakim miała lecieć był wypieszczony do granic technicznej
doskonałości. Pinky w dwusilnikowym Martinie bezbłędnie wylądowała na płycie lotniska
właśnie w chwili, gdy Mason parkował samochód. Podkołowała, zobaczyła Masona i Dellę,
skręciła ku nim, wyłączyła prawy silnik i otworzyła drzwiczki samolotu.

- Do Phenix? – Zapytała.

- Do Phenix – odparł Mason – i to piorunem. Jeśli nie złapiemy w Phenix połączenia na
samolot z Las Vegas, to będziesz musiała z nami lecieć aż do El Paso.

- Mogę – rzekła Pinky – nie ma problemu.

Włączyła kolejno silniki, sprawdziła lotki, zrobiła rutynową kontrolę urządzeń, odebrała
wskazówki do startu i już była w powietrzu.

- No, udało się – powiedziała Della opadając na oparcie fotela.

- Jak dotąd – odparł Mason.

background image

Pinky łagodnie dodawała maszynie szybkości lecąc nad szeroką doliną zasnutą niebieską
mgiełką w kierunku gór, wyrastających po lewej stronie. Promienie popołudniowego słońca
rzucały pod nimi długie cienie.

- Złapaliście mnie w samą porę – rzekła Pinky – właśnie wracałam z Las Vegas. Zdążyłam
uzupełnić paliwo i wystartowałam znowu.

Mason otworzył ciężką teczkę, którą miał ze sobą i wyjął małe, kieszonkowe radio o dużej
mocy.

- Czy słuchanie wiadomości będzie ci zakłócało nawigację? – Zapytał.

Pinky zaprzeczyła ruchem głowy.

- Nie. Jesteśmy już w otwartej przestrzeni.

- Jeśli można chciałbym posłuchać dziennika radiowego o szóstej.

- W porządku. Masz jeszcze pół minuty. Pamiętaj, że w czasie tej podróży tracisz godzinę. W
El Paso będzie czas godzinę późniejszy niż tutaj.

- Wiem – odpowiedział Mason i włączył radio.

Spiker podał wiadomości o sytuacji międzynarodowej, czołowym zderzeniu samochodów, w
którym zginęło pięć osób i dalej mówił: „Zniknęła tajemniczo bogata wdowa z Los Angeles,
której policja poszukuje celem przesłuchania w sprawie śmierci męża otrutego koło trzynastu
miesięcy temu. Dochodzenie wykazało, że wyciągnęła z konta dużą sumę pieniędzy,
następnie pojechała taksówką na lotnisko i tam ślad się urywa. Jej nazwisko nie figuruje na
liście pasażerów. Policja uważa, że posłużyła się cudzym nazwiskiem. W naszym stanie
ucieczka jest dowodem winy. Prokurator okręgowy poszukuje jej, aby ją przesłuchiwać.
Policja odmawia informacji w tej sprawie. Przedstawiciel prokuratury okręgowej powiedział
tylko: „Chcemy ją przesłuchać”. Na bardziej szczegółowe pytania odpowiedział z tajemniczym
uśmiechem: „Bez komentarzy”.”

- O to ci chodziło? – Zapytała Pinky.

- Właśnie o to.

- I chcesz wyprzedzić policję?

- Mam taką nadzieję – uśmiechnął się Mason.

Pinky przeleciała nad przełęczą zostawiając z lewej strony szczyt San Gorgonio, a z prawej
San Jacinto. Oba sięgające ponad trzech tysięcy metrów nad poziomem morza. Potem lecieli
nad Point Springs. Mason pokazał palmy rosnące w tak prostej linii, jakby je umyślnie
sadzono. Pinky skinęła głową.

- Uskok Świętego Andrzeja – powiedziała.

- Kolebka trzęsień ziemi? – Zapytała Della Street.

- Kolebka trzęsień ziemi – potwierdził Mason.

- Ale skąd ta zieleń?

background image

- Z podziemnych źródeł bije woda – tłumaczył Mason. – Mam wrażenie, że gdybyśmy więcej
o niej wiedzieli, wiedzielibyśmy też wiele więcej o powierzchni ziemi. A tam daleko na prawo
możesz zobaczyć jak błyszczy Salton Sea,

akwen położony siedemdziesiąt metrów poniżej

poziomu morza. Na pustyni są dziwy.

- Wiem, że kochasz pustynię szefie – powiedziała Della Street – ale czy nie możesz usiąść
wygodnie, rozluźnić się i trochę przespać?

Mason pokręcił głową.

- Jestem zanadto spięty Dello.

- Jak myślisz, dlaczego nasza klientka zrobiła coś tak głupiego? – Spytała.

- Wiemy, że przed wyjazdem poszła się zobaczyć George’em Findlayem. Sądzę, że to George
jest czarnym charakterem w tej historii. W każdym razie bez względu na to, co zrobiła,
musimy się starać dotrzeć do niej przed policją.

- A co zrobimy, gdy dotrzemy?

- Coś wymyślę.

- To będziesz się musiał dobrze namyśleć.

- Wiem – przyznał Mason.

– Poszła na lotnisko, kupiła bilet od młodej kobiety – ciągnęła Della – zapłaciła dodatkowo
sto pięćdziesiąt dolarów. Szefie, czy nie uważasz, że próbuje uciec do Ameryki Południowej?

Mason wzruszył ramionami.

- Po klientach wszystkiego można się spodziewać. Z góry wiadomo, że klient ukryje jakiś
istotny fakt, będzie postępować wedle własnego zdania, a nie twojej rady i potem nie
uprzedzając cię zrobi jakiś głupi wyskok, który mu zaszkodzi. Reszty nie można przewidzieć.
Klienci są nieprzewidywalni.

- Pamiętaj, że ja jestem jedną z twoich klientek – uśmiechnęła się Pinky.

- I jesteś nieprzewidywalna.

- W każdym razie próbuję być.

- Żeby wszyscy musieli zgadywać, co? – Spytała Della.

- No właśnie – odrzekła Pinky. – To nasza broń.

Przez chwilę lecieli w ciszy i Mason zafascynowany zmiennym widokiem pustyni, przyglądał
się niewyraźnym deseniom wyżłobionym przez erozję na wzniesieniach, pastelowym
barwom, długim cieniom gęstniejącego mroku.

- Nigdy nie byłby ze mnie dobry pilot – powiedział wreszcie.

- Czemu? – Spytała Pinky.

- Za bardzo mnie interesuje krajobraz, zwłaszcza pustynny.

background image

- Ja cię rozumiem – rzekła Pinky – ale wielu moich pasażerów to nudzi. Uważają, że tam na
dole nie ma nic prócz piasku.

Mrok się pogłębił, kiedy przelatywali nad rzeką Colorado. Mason trochę się rozluźnił,
przechylił głowę na oparcie i zamknął oczy. Pinky posłuchawszy radia powiedziała cicho do
Delli – Uda mu się. Samolot z Las Vegas ma dziesięć minut spóźnienia. Zdążymy.

Mason nagle się wyprostował.

- Zdążymy? – Spytał.

- Zdążycie – powiedziała Pinky.

Mason znów rozsiadł się wygodnie. Pinky leciała spokojnie w gęstniejącej ciemności, potem
sięgnąwszy ostrożnie do pasa przy fotelu Masona sprawdziła, czy jest zapięty. Kiwnęła głową
Delli Street, obniżyła lot i samolot zaczął schodzić na lotnisko w Phenix. Mason ocknął się
przy lądowaniu i zaczął szukać teczki.

- Macie pięć minut – rzekła Pinky – samolot właśnie ląduje, ale minie pięć minut zanim znów
wystartuje. Cieszę się, że zdążyliście, chociaż trochę mi szkoda, że nie polecę z wami do El
Paso.

- Liniowy Jet zaoszczędzi nam czasu – powiedział Mason. – Gdyby nie to, lecielibyśmy całą
drogę z tobą.

Gdy samolot do kołował do dworca lotniczego Mason i Della wysiedli.

- Zajmę się biletami Perry – powiedziała Della. – Jak strzała pobiegnę do kasy.

Pinky z kabiny pilota pomachała Masonowi ręką na pożegnanie. Dodała gazu i pokołowała na
pas startowy. Wielki samolot z Las Vegas ślizgiem wylądował obok dworca, skręcił w ślad za
przewodnikiem z ręcznym światłem sygnalizacyjnym i stanął. Przybiegła Della Street.

- Załatwione – powiedziała – mamy bilety. Brak bagażu w tym wypadku bardzo ułatwił
sprawę.

Weszli do samolotu i rozsiedli się wygodnie. Mason odchylił oparcie fotela i powiedział – Ok,
Dello. Udało się nam.

- Myślisz, że zdążymy?

- Nie wiem. Ta wiadomość podana przez radio wywoła zamieszanie. Helen Ebe, która
sprzedała Selmie Anson swój bilet zorientuje się, że jest zamieszana w tę sprawę i pewnie
powie coś na ten temat swojemu chłopakowi. Jeśli on słucha wiadomości, to skontaktuje się
z policją. My w każdym razie zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, a nawet więcej. Zrobiliśmy
wszystko, co w ogóle możliwe. – Zamknął oczy i cichnącym głosem dodał – a teraz możemy
odpocząć.

Wielki samolot dotarł do końca pasa startowego, zakręcił na pasie i przystanął. Motory
ryknęły, szarpnęło. Samolot nagle wystrzelił na przód, potem oderwał się od ziemi i z hukiem
nabierał szybkości. Kiedy zaczął schodzić nad El Paso, Mason jeszcze spał. Della Street
szturchnęła go mówiąc – Szefie schodzimy do lądowania.

Mason otworzył oczy, potrząsnął głową, powiedział – Au – potem uśmiechnął się i rzekł –
Dziękuję Dello.

background image

- Szefie – powiedziała – jeżeli oni potrafią udowodnić, że Selma Anson kupiła bilet i
podróżowała pod cudzym nazwiskiem, że była na tyle głupia, by się zameldować pod cudzym
nazwiskiem w El Paso, to co my możemy zrobić?

- Trzeba będzie coś wymyślić - odparł Mason. – Ostatecznie przecież nie wiemy, czy ona jest
tu. Mogła pojechać do Meksyku, mogła polecieć innym samolotem na wschód lub na północ,
albo nawet wrócić do Las Vegas.

- Już ty coś wymyślisz – powiedziała Della Street. – Zawsze masz jakieś pomysły.

- Miejmy nadzieję – odrzekł Mason – adwokat zawsze musi być przygotowany na
niespodzianki.

Koła samolotu dotknęły ziemi.

- Biegnij, co sił do telefonu – powiedział Mason – zadzwoń do Paula Drake’a na swoją kartę
kredytową. Jak się połączysz ja z nim porozmawiam.

Della kiwnęła głową, przesunęła się bliżej wyjścia i gdy tylko wysiadła z samolotu pobiegła do
budek telefonicznych. Mason ze swoją torbą szedł za nią, potem poczekał niecałą minutę
pod budką. Della kiwnęła na niego, otworzyła drzwi i podała mu słuchawkę.

- Jest Paul – powiedziała.

- Cześć Paul – rzekł Mason – co nowego?

- Jesteś w El Paso?

- Tak.

- Wiadoma osoba jest w El Paso. Oczywiście przeczytała nazwisko na bilecie Helen Ebe.
Pojechała do hotelu Paso del Norte i zameldowała się jako Helen Ebe z Los Angeles. Jest u
siebie w pokoju. Postawiłem tam swojego człowieka.

- Świetnie – powiedział Mason. – Możesz się z nim połączyć?

- Tak, mogę go zawołać do telefonu.

- Połącz się i zwolnij go z tej roboty, niech idzie do domu. Jaki numer ma jej pokój?

- 1427.

- Zjadłeś swojego hamburgera?

- Jeszcze nie. Jakoś nie mogę nabrać apetytu na tłustego hamburgera.

- To idź na dobry obiad – odrzekł Mason. – Odtąd ja się wszystkim zajmę.

Rozdział dziewiąty

background image

Mason otworzył drzwi przed Dellą Street. Weszli do hotelu Paso del Norte.

- Rozejrzyjmy się szybko – rzekł Mason.

Obchodzili hotel recepcyjny, a Mason czasem rzucał jakąś uwagę.

- To jest hotel wielkich hodowców bydła – powiedział – ze sprzedanego tu bydła
wystarczyłoby przez jakiś czas mięsa dla całego świata. Wymień nazwisko któregokolwiek ze
znanych hodowców bydła, a okaże się, że mieszkał w tym hotelu, zawierał transakcje i wracał
tu, co pewien czas. Niektórzy hodowcy lubili żarty. Był taki sławny książę wołowiny, który
kupił sobie w Juarez, tuż za granicą, żbika w klatce i przywiózł tutaj. Następnego rana, kiedy
był już w stanie myśleć trzeźwo doszedł do wniosku, że żbik jest mu tak potrzebny jak dziura
w moście. Wyniósł, więc z pokoju cały bagaż, otworzył klatkę, wypuścił zwierzaka i wyszedł z
pokoju zamykając drzwi. Nie myślał więcej o tej sprawie. Gdy wrócił tu parę miesięcy później,
żeby dokupić więcej bydła w recepcji dopisano mu do rachunku trzy cyfrową sumę za szkody
wyrządzone przez żbika. Hodowca nie stawiał żadnych pytań i nie mrugnąwszy okiem wypisał
czek na cały rachunek.

- Czego my tu właściwie szukamy? – Spytała Della Street.

- Natchnienia – odrzekł Mason. - Musimy…

Przerwał, bo skądś dobiegły ich odgłosy burzliwej owacji. Mason podszedł do recepcjonisty.

- To jakiś zjazd? – Zapytał.

Recepcjonista uśmiechnął się i zaprzeczył ruchem głowy.

- Niewiele urządzamy teraz zjazdów.

- To skąd te brawa?

- To bankiet.

- Jaki?

- Międzynarodowego Klubu Wymiany. To klub zrzeszający wielkich przedsiębiorców z
naszego kraju i z Juarez. Po tamtej stronie granicy. Spotykają się tam regularnie, urządzają
wspólny obiad, wymieniają poglądy i przemawiają.

- Właśnie tego klubu szukam – rzekł Mason – nie wiedziałem tylko, gdzie się zbiera.

- W naszym hotelu.

- Dziękuję bardzo – odrzekł Mason.

Skinął na Dellę Street i ruszył ku windzie.

- Już mamy wyjście – powiedział. Rozejrzał się, podszedł do drzwi pokoju, który zajmowała
Selma Anson pod nazwiskiem Helen Ebe i zastukał. Po drugiej stronie odezwała się
zalękniona Selma Anson – Kto tam?

- Perry Mason – odparł prawnik. – Niech pani nas wpuści.

background image

Selma Anson otworzyła drzwi i zaskoczona stała w progu przyglądając się adwokatowi i jego
sekretarce. Mason odsunął ją i wszedł z Dellą do pokoju. Kopnął drzwi, żeby się zamknęły i
rzekł do Selmy Anson – Co to za pomysły?

- Nie…Nie mogę panu powiedzieć.

- Powie mi pani tu i teraz, już. Albo niech sobie pani znajdzie innego obrońcę. Jeśli zrobiła
pani to, o czym myślę inny obrońca będzie w stanie tylko wyciągnąć od pani trochę
pieniędzy.

- O czym pan myśli? Co ja zrobiłam?

- Myślę, że próbuje pani uciec.

- Nie uciekam – potrząsnęła głową – nie uciekam. Ja tylko znikam.

- Co to znaczy?

- Rozmawiałam z kimś, kto jest w stanie bardzo mi zaszkodzić. Doszliśmy do porozumienia, a
jednym z warunków było, że zniknę na jakiś czas tak, żeby nie można mnie było znaleźć.

- Oszukano panią – przerwał jej Mason. – Poszła pani do George’a Findlaya. Findlay pani
powiedział, że może panią zniszczyć lub uratować, że nie obchodzi go sprawa otrucia pani
męża ani co się stanie z pieniędzmi z odszkodowania, a chce tylko, żeby D.J. Arligton nie
wstępował na różaną ścieżkę małżeństwa. Powiedział pani, że jeśli się pani wymknie tak, by
nikt jej nie znalazł, jeśli zrobi to pani natychmiast, przez określony czas zostanie w ukryciu nie
kontaktując się z Dylanem Arligtonem, to on George Findlay stanie w pani obronie i pomoże
wydostać się z kłopotów. W przeciwnym razie przekaże policji coś, co panią zniszczy.

Mason wskazał Delli Street fotel, sam usiadł na brzegu łóżka pozostawiając dla pani Anson
proste krzesło, na które osunęła się jakby się pod nią nogi ugięły.

- Skąd…pan…to wie?

- Tyle wiedziałby każdy prawnik, który ma dość rozumu, żeby zdać egzamin na adwokata.
Poszła pani do banku, wyciągnęła pani z rachunku harmonię pieniędzy, potem odwiedziła
pani George’a Findlaya, a następnie tą samą taksówką pojechała pani na lotnisko. Nie
wybierała pani samolotu w jakimś określonym kierunku. Obserwowała pani wyjścia, żeby
zobaczyć, do którego samolotu ludzie właśnie wsiadają. Do tego, który pani wybrała wsiedli
pasażerowie do El Paso, automatycznie, więc El Paso stało się pierwszym etapem znikania.
Przyjrzała się pani pasażerom, wybrała młodą kobietę, którą można by nakłonić do transakcji
i zaproponowała jej sto pięćdziesiąt dolarów ponad cenę biletu, za oddanie biletu i
miejscówki. Zgodziła się chętnie. Na bilecie było jej nazwisko: Helen Ebe. Pomyślała pani, że
to pseudonim równie dobry jak każdy inny. Wzięła pani taksówkę z lotniska do tego hotelu i
nie mając nic ze sobą, opowiedziała zapewne recepcjoniście jakąś bajeczkę o opóźnieniu
bagażu, który przyleci innym samolotem i postanowiła pani jutro rano pójść do sklepu. Kupić
sobie nowe rzeczy i zacząć drugi etap podróży do Mexico City i Ameryki Południowej. Miała
pani zamiar dotrzymać umowy, co do joty. George Findlay zaś od początku zamierzał panią
oszukać. Zaledwie opuściła pani miasto, a już zadzwonił na policję i powiedział, że jego
zdaniem będzie się pani ratować ucieczką. Musi pani wiedzieć, że w stanie Kalifornia
ucieczka jest dowodem winy. W sprawie karnej może być dowodem przeciw oskarżonemu.

background image

Dała, więc im pani karty do ręki. Teraz prokurator okręgowy ma wygraną sprawę przeciw
pani.

- Skąd pan to wszystko wie na Miłość Boską? – Spytała.

Mason wzruszył ramionami.

- Teraz chcę wiedzieć ile pieniędzy wzięła pani z banku?

- Sześćdziesiąt tysięcy dolarów.

- W dużych nominałach?

- W setkach.

- Proszę mi dać dwa tysiące – rzekł Mason – nie zobaczy ich pani więcej. Mam zamiar
wykupić panią z tej wpadki. Della Street zostanie tu póki nie wrócę. Wychodzę na
dwadzieścia minut może pół godziny.

- Co pan chce zrobić?

- Powiedziałem: wykupić panią z tej wpadki.

- Łapówką?

- Niech pani nie plecie głupstw – odparł Mason – jestem urzędnikiem wymiaru
sprawiedliwości, obowiązują mnie najwyższe normy etyczne. Na dole odbywa się spotkanie
Międzynarodowego Klubu Wymiany. W Bogu nadzieja, że będzie tam jakiś reporter z prasy, i
że będzie dość bystry.

Spojrzał na zegarek.

- Czas ucieka. Niech mi pani da te dwa tysiące.

Selma Anson sięgnęła po torebkę, otworzyła ją. Torebka wypchana była pieniędzmi.
Odliczyła dwadzieścia banknotów studolarowych.

- Zaczekaj tu Dello – rzekł Mason otwierając drzwi i zniknął w korytarzu.

- Czy pani się domyśla, co on chce zrobić? – Spytała Dellę Selma Anson.

Della Street potrząsnęła głową.

- Myślę, że będzie pani udzielała wywiadu prasie – powiedziała. – Chyba nie chce pani
wyglądać tak jak teraz. Proszę umyć twarz zimną wodą i nałożyć trochę makijażu. Każemy
sobie przynieść z baru jakieś drinki. Kiedy wróci pan Mason będziemy gotowe na wszystko.

Rozdział dziesiąty

background image

Mason podszedł do biurka recepcjonisty i zapytał – Gdzie odbywa się ten bankiet
Międzynarodowego Klubu Wymiany?

- Mamy tu małą salę bankietową za jadalnią. Tymi drzwiami na prawo, a potem trzeba
skręcić w lewo.

- Jest ktoś z prasy?

- Tak. Było dwóch reporterów. Jeden chyba wyszedł, ale drugi jeszcze jest.

- Dzięki.

Na małej Sali bankietowej około siedemdziesięciu pięciu osób słuchało mówcy, który
rozważał sprawę dobrej woli w stosunkach międzynarodowych. Mason stał w rogu sali
dopóki mówca nie skończył i nie przebrzmiały brawa. Potem przepchnął się do mikrofonu,
wypatrzył przewodniczącego zebrania i podchodząc do niego rzekł – Nazywam się Mason.
Jestem prawnikiem z Los Angeles. Próbowałem się tu dostać wcześniej, ale spóźniłem się na
samolot. Mam ważną wiadomość do przekazania waszemu klubowi. To nie zajmie nawet
pięciu minut.

- Sam Perry Mason? – Spytał przewodniczący.

- We własnej osobie.

Twarz przewodniczącego rozjaśniła się.

- Słyszałem o panu. To prawdziwa przyjemność poznać pana. - Podniósł dłoń prosząc o ciszę i
powiedział – Panowie chce wam przedstawić prawnika z Los Angeles, który ma dla nas jakąś
ważną wiadomość. Myślę, że wszyscy słyszeliście o panu Perry Masonie, sławnym
adwokacie. Pan Mason próbował się tu dostać wcześniej, ale zatrzymały go w biurze ważne
sprawy i musiał lecieć późniejszym samolotem. Prosi, abym w jego imieniu przeprosił
członków naszej organizacji i zapewnia, że to, co ma nam do powiedzenia nie zabierze więcej
niż pięć minut. – Odwrócił się wyciągnął rękę i rzekł – Panowie oto przed wami jedyny,
niezwykły Perry Mason.

Wybuchły entuzjastyczne brawa. Ktoś wstał, reszta za nim i Perry’ego Masona uczczono
owacją na stojąco. Kiedy wszyscy znowu usiedli, uśmiechnięty adwokat powiedział –
Panowie będę mówił krótko. Mam klientkę w Los Angeles bardzo bogatą, która nie życzy
sobie rozgłosu. Przedsięwzięła różne środki ostrożności, aby nikt się nie dowiedział, kim jest.
Mogę tylko powiedzieć, że przyjechała tutaj pod przybranym nazwiskiem. Poprosiła mnie,
żebym ją reprezentował w tej sprawie. Moja klientka uważa, że od przyjaźni między
narodami zależy znacznie więcej niż się na ogół przypuszcza. Wchodzimy obecnie w epokę
międzynarodowej współpracy. Broń stała się już siłą tak niszczycielską, że wkrótce wyjdzie z
mody. Międzynarodowa przyjaźń i wzajemne porozumienie zastąpią ten krótkowzroczny
egoizm, jakim dotychczas kierowały się narody w układaniu swoich stosunków. Moja klientka
zapoznała się z różnymi organizacjami, które kultywują porozumienie między narodami i
uznała, że wy, panowie kultywujecie najwłaściwszy rodzaj przyjaźni i harmonii. Moja klientka
życzy sobie bym nie wymieniał jej nazwiska, żebym mówił o niej po prostu „moja klientka”
lub pani Anonimowa. Prosiła mnie jednak, żebym w jej imieniu wręczył wam dzisiaj dotację
w wysokości dwóch tysięcy dolarów, której możecie użyć według swego uznania na
promocje lub po prostu na opłacenie wydatków klubu. Dlatego z wielką przyjemnością
wręczam panom dwadzieścia banknotów studolarowych.

background image

Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki plik banknotów i odliczył dwa tysiące dolarów. Przez
chwilę trwała cisza, potem rozległ się huczny aplauz i sala znów wstała. Mason ukłonił się,
uśmiechnął i opuścił mównicę.

- Chwileczkę – prosił przewodniczący – chcemy panu podziękować. Chcemy podjąć rezolucję.

- Nie mnie dziękujcie – powiedział Mason – podziękujcie pani Anonimowej. A jeżeli zechcą
panowie podjąć rezolucję, którą będzie mogła przeczytać w gazetach na pewno się ucieszy.
Lecz najcenniejsza dla niej jest świadomość tego, że w niewielkim choćby stopniu może
wspomóc waszą działalność. Teraz niestety muszę was opuścić, gdyż moja klientka i ja mamy
do przedyskutowania bardzo ważne sprawy innych dotacji filantropijnych.

Mason ukłonił się, pomachał dłonią zgromadzonym i wyszedł wśród huraganu oklasków.
Wszedłszy do hallu hotelowego zawahał się przez chwilę, kątem oka obejrzał za siebie i
zobaczył, że jakiś człowiek chyłkiem opuszcza salę bankietową spoglądając na zegarek, jakby
się spieszył na umówioną godzinę. Mason podszedł do recepcjonisty.

- Czy może pan zadzwonić do Helen Ebe? Do pokoju 1427? – Poprosił – i powiedzieć, że Perry
Mason idzie już do niej na górę.

Recepcjonista skinął głową, sięgnął po telefon. Mason wjechał windą na górę i delikatnie
zastukał do drzwi, które natychmiast się otwarły.

- Teraz szybko, bo nie mamy czasu na powtórki. Reporter z prasy przeprowadzi z panią
wywiad. Bardzo się pani zdenerwuje, że panią znalazł. Pozwoli pani, że ja będę z nim mówił.
Pani będzie szła za tym, co powiem. Jest pani bogatą kobietą z Los Angeles, interesuje panią
rozwój i przyjaźń między narodami, przyjechała pani tu dzisiaj wyłącznie po to, żeby przeze
mnie obdarować Międzynarodowy Klub Wymiany. Nie życzy sobie pani wymieniania jej
nazwiska.

Ktoś zastukał do drzwi i Mason poszedł je otworzyć. Jakiś uśmiechnięty, dobrze ubrany
mężczyzna koło trzydziestki zapytał – Pan Mason?

Głos i zachowanie Masona były pełne zdumienia, kiedy mówił – Owszem, tak.

- Jestem Bill Pikens z Kroniki – przedstawił się mężczyzna wyciągając rękę.

Mason zawahał się przez chwilę, potem ujął wyciągniętą dłoń.

- Miło mi pana poznać. Byłem na dole na zebraniu Klubu Wymiany – rzekł Pikens – i chciałem
zadać panu parę pytań. Mogę wejść.

- Wolałbym, żeby przeprowadził pan ten wywiad trochę później, ponieważ…

- Ale to dla mnie ważne, a mam ograniczony czas - rzekł Pikens. Wszedł do pokoju, omijając
Masona i zwrócił się do obu kobiet. – Nazywam się Pikens. Proszę wybaczyć, jeśli państwu
przeszkadzam. Jestem reporterem Kroniki i mam bardzo mało czasu na zebranie materiału.

Della Street uśmiechnęła się i skinęła mu głową. Pikens przyglądał jej się przez chwilę, po
czym zwrócił się do Selmy Anson. – Mogę zrozumieć pani chęć zachowania incognito – rzekł
– ale interesuje mnie jedno. Zameldowała się pani pod nazwiskiem Helen Ebe. Czy to pani
prawdziwe nazwisko?

- Zaraz – rzekł Mason – co to jest?

background image

- To wywiad dla gazety. Zapewniam pana, że pragnę tylko jak najlepszej współpracy z
państwem, jeśli państwo ze swej strony będą współpracować ze mną.

- Nie przewidzieliśmy takiego rozwoju wypadków – rzekł Mason.

Pikens uśmiechnął się i powiedział – Od tego jestem dziennikarzem proszę pana. Wpadłem
na trop ciekawej historii, a jak panu wiadomo, prowincjonalny reporter może sprzedać
ciekawą historię agencjom prasowym i pieniędzmi, które w ten sposób zarobi podreperować
nieco swoje marne zarobki. Te spotkania Międzynarodowego Klubu Wymiany wyglądają
zawsze tak samo. Mnóstwo gadania na te same tematy, dużo braw, ściskania rąk, ale żadnej
sensacji. I nagle pan przychodzi z taką sensacją. Albo dowiem się wszystkiego od pana, albo
po przez swoje kontakty. Jeśli ta pani naprawdę jest Helen Ebe, wezmę telefon i w ciągu
półgodziny wszystkiego się dowiem. Jeśli to przybrane nazwisko, chcę znać prawdziwe. Choć
to sensacja lokalna, ale związana też z Los Angeles. Jeżeli cała historia jest prawdziwa, a
myślę, że jest mogę ją sprzedać agencjom prasowym. Oto kobieta, którą interesuje przyjaźń
między narodami. Warto będzie ją cytować. Pragnie występować incognito, wynajmuje
bardzo drogiego adwokata z Los Angeles, aby w jej imieniu wręczył dotacje. – Pikens zwrócił
się do Delli Street i dodał – Przypuszczam, że pani jest jakoś spokrewniona z Helen Ebe.

Della Street popatrzyła na Masona. Adwokat pokręcił głową i powiedział – To Della Street
moja zaufana sekretarka.

- Jeśli przedstawi mnie pan pani Ebe i poda jej właściwe nazwisko, wszystkim zaoszczędzi pan
mnóstwo kłopotów.

- No dobrze – westchnął Mason – oto pani Selma Anson z Los Angeles. Obawiam się proszę
pani, że niezbyt zręcznie poprowadziłem tę sprawę. Nie wiedziałem, że na bankiecie będzie
ktoś z prasy. Teraz wyszło szydło z worka i możemy tylko robić dobrą minę do złej gry.

Selma Anson wyprostowała się i rzekła – Nie widzę przyczyny, dla której miałabym składać
jakiekolwiek oświadczenie. Ostatecznie wynajęłam pana, panie mecenasie, żeby sobie
zapewnić…

- Wiem, wiem. – Przerwał jej Mason. – Stoimy jednak w obliczu faktu i odrzucanie ich w tym
momencie nie przyniosłoby nam nic dobrego.

Pikens uśmiechnął się zachęcająco.

- Pan Mason ma rację proszę pani. Zresztą, jeśli chodzi o rozgłos wszystko zależy od tego, jaki
jest to rozgłos. Może pani mieć dobrą prasę, ale jeśli chce pani utrudniać pracę
dziennikarzom, będzie pani mieć złą prasę.

- To groźba? – Spytała.

- Ależ skąd – zaprzeczył Mason. – Pan Pikens po prostu podaje pani fakty z życia. – Zwrócił się
do reportera – mogę panu powiedzieć tyle: wyjechaliśmy z Los Angeles, pani Anson
odziedziczyła niedawno trochę pieniędzy i ma listę swoich ulubionych organizacji, które chce
pobudzić do odważnych działań. Bardzo ją interesują stosunki międzynarodowe, a ma jeszcze
parę innych projektów filantropijnych.

Pikens wytrząsną z kieszeni jakąś zwiniętą gazetę, wyjął niewielki ołówek i zaczął robić
notatki.

background image

- Jakie one są? – Spytał.

- Co jakie są? – Zapytał Mason.

- Te inne projekty.

Mason zdecydowanie potrząsnął głową.

- Pikens zdemaskowałeś nas, jeśli chodzi o tę dotację, ale nie pozwolimy ci na przedwczesne
odkrycie naszych planów, bo to zniszczyłoby efekt, jaki chce stworzyć pani Anson. Innymi
słowy nie podamy nazw reszty dotowanych organizacji.

- A możecie mi powiedzieć ile ich jest?

- Może pan sobie spokojnie napisać, że ponad pół tuzina.

- I wszystkim chcecie dać sporą dotację?

- Sporą dotację w gotówce.

- I pani Anson chce sprawy tak prowadzić, żeby pozostać w cieniu?

- Chce pozostać nieznana. Chce, żebym się pojawiał na spotkaniach różnych takich
organizacji i dawał im dotacje, tak jak dzisiaj dałem Międzynarodowemu Klubowi Wymiany.

- Bardzo chwalebne – rzekł Pikens – i bardzo jestem państwu wdzięczny za współpracę. A
teraz, co więcej można powiedzieć o pani Anson? Kim jest?

- Pani Anson jest wdową – powiedział Mason. – Po nagłej śmierci męża otrzymała dużą sumę
z polisy ubezpieczeniowej. Muszę dodać, że pani Anson bardzo dobrze prowadzi interesy.
Mądrze zainwestowała swoje fundusze, co znacznie powiększyło jej majątek.

- Czy można napisać, że jest bogatą kobietą? – Spytał Pikens.

Mason skinął głową potakująco.

- Uważam, że to wspaniałe. Czy możecie powiedzieć coś więcej o próbach zachowania
incognito? Podróż do El Paso mogła je przecież udaremnić.

- W normalnych okolicznościach tak by się stało – rzekł Mason – ale pani Anson rozegrała to
bardzo pomysłowo. Zaproponowała Helen Ebe, która miała wsiąść do samolotu do El Paso
spore odstępne za bilet i przyjechała tu na jej nazwisko.

- A pan? – Spytał Pikens.

Mason skrzywił się lekko.

- Pani Anson uważała, że sama da sobie radę i wręczy dotacje nie zdradzając swego
incognito. – Mason zwrócił się do Selmy Anson. – Jak chciała to pani zrobić? Przez posłańca?

Uśmiechnęła się.

- Miałam plan, którego nie chcę teraz wyjawiać, ale myślę, że byłby dobry.

- Jak tylko się dowiedziałem, co robi moja klientka, doszedłem do wniosku, że nic jej nie
uchroni przed rozgłosem. Skoczyłem, więc do samolotu i przyjechałem tu, żeby się z nią
naradzić i powiedzieć, jak według mnie należy tę sprawę załatwić.

background image

Pikens wsadził gazetę z powrotem do kieszeni, uścisnął rękę Masona i rzekł – To wspaniała
historia.

- A cóż w niej wspaniałego? – Zapytał Mason. – W końcu to tylko sprawa filantropijnej dotacji
ofiarowanej przez bogatą kobietę.

- Co w tym wspaniałego! – Wykrzyknął Pikens – Niech pan poczeka, aż pan przeczyta
jutrzejszą Kronikę. To materiał na główny artykuł i sensacyjna historia. Już teraz mogę panu
powiedzieć, jakie będą nagłówki. „Perry Mason przegrywa w starciu z reporterem Kroniki.”

Mason skrzywił się.

- Panu to nie zaszkodzi – mówił Pikens – to będzie tylko nagłówek. Cała historyjka to już
sensacja, a potem dam jej jeszcze wersję od Helen Ebe i podam agencjom prasowym
wiadomości o pani Anson i jej wspaniałej idei poprawiania stosunków międzynarodowych
oraz o jej poglądach na Meksyk i USA.

- Wcale jej pan o to nie pytał – rzekł Mason.

- Nie potrzebuję – odparł Pikens. – Muszę to napisać na oznaczoną godzinę, a dwa tysiące
dolarów zastępuje cholernie dużo słów. Bardzo państwu dziękuję i dobranoc. – Pikens
gwałtownie otworzył drzwi, odwrócił się, rzucił Selmie Anson przyjazny uśmiech i już był w
korytarzu.

- Co teraz? – Spytała Anson.

- Idziemy do łóżka – rzekł Mason – wyspać się. Zobaczymy się jutro Selmo Anson.

Rozdział jedenasty

Mason wszedł do jadalni z gazetą zwiniętą pod pachą. Spojrzał na zegarek, ziewnął i zajął
miejsce przy dwuosobowym stoliku.

- Spodziewam się tu za chwilę mojej sekretarki – powiedział do kelnerki – telefonowałem do
jej pokoju i powiedziała, że zaraz zejdzie na śniadanie. – Znów się przeciągnął i ziewnął. –
Proszę mi przynieść sok pomidorowy i dzbanek kawy. Resztę zamówimy za parę minut.

Kelnerka skinęła głową i poszła. Mason leniwie rozkładał gazetę, gdy jakiś głos tuż przy nim
powiedział – No proszę, a to niespodzianka.

Mason spojrzał w górę i napotkał bystre, podejrzliwe spojrzenie porucznika Tragga z
Wydziału Zabójstw Policji Los Angeles.

- Dobry Boże – rzekł – a co pan tu robi?

background image

- To ja zadaje pytania – odrzekł Tragg. – Pierwsze, co pan tu robi?

- Pan zadaje pytania? Co pan sobie wyobraża? Że to przesłuchanie w sprawie o morderstwo?

- Właśnie – powiedział Tragg.

- Żartuje pan? – Spytał Mason.

- W życiu nie mówiłem poważniej.

Kelnerka przyniosła Masonowi sok i dzbanek kawy.

- Może pani dostawić krzesło dla porucznika Tragga? – Poprosił Mason. - A może
przeniesiemy się do innego stolika?

- Nie warto – odparł Tragg. – Jestem tu z policjantem z Wydziału Śledczego Komendy w El
Paso. Jak tylko zjem śniadanie pójdziemy złożyć wizytę kobiecie, która jest w tym hotelu, a
która naszym zdaniem uciekła z Kalifornii przed policją.

- Po śniadaniu? – Spytał Mason.

- Tak właśnie. Jechałem tu całą noc i chcę napić się kawy i coś zjeść zanim wrócę do pracy.
Steve Russell z Wydziału Śledczego w El Paso, który wyszedł po mnie na lotnisko, kazał od
szóstej rano pilnować pokoju, o który nam chodzi, więc zdobycz nam nie ucieknie.

- Nie wiedziałem, że jest pan tu służbowo. Bardzo proszę niech się pan przysiądzie do mnie, a
może ja się przysiądę do was.

Tragg zawahał się.

- Może lepiej niech pan się przysiądzie do nas.

Mason wezwał kelnerkę, dał jej dolara i poprosił – Przepraszam za kłopot, ale czy może mnie
pani przenieś do stolika czteroosobowego, przy którym siedzi porucznik Tragg i jego
znajomy? Kiedy przyjdzie moja sekretarka przy stoliku będzie komplet.

- Z przyjemnością – odrzekła – i dziękuję panu.

Tragg ujął łokieć Masona, silnym prawie oficjalnym gestem.

- Tędy Perry – powiedział. Poprowadził adwokata do stolika, przy którym siedział mężczyzna
z ciekawością przyglądający się całej scenie.

- Russell – powiedział Tragg – chce panu przedstawić Perry’ego Masona, prawnika z Los
Angeles.

- To ten słynny Perry Mason? – Spytał Russell wstając.

- Ten Perry Mason – odrzekł sucho Tragg. – A kiedy on gdzieś się pokaże, to zwykle oznacza
kłopoty dla organów sprawiedliwości. Zje z nami śniadanie i powie, co porabia w El Paso.

- Poruczniku tego nie mogę zrobić – zaprotestował Mason. – Jestem tu, jako adwokat i nie
wolno mi zdradzać poufnych informacji moich klientów.

- Mam pan tu klienta? – Spytał podejrzliwie Tragg.

background image

- Obawiam się, że łapie mnie pan za słówka – uśmiechnął się Mason. – Naprawdę miło mi
poznać pana Russella. Porucznik Tragg był tak uprzejmy, że zaprosił mnie do tego stolika i…
otóż i moja sekretarka. Przepraszam na chwilę, pójdę ją przyprowadzić.

Tragg nie zamierzał pozwolić Masonowi na wymianę jakichkolwiek poufnych uwag z Dellą
Street.

- Jak miło ujrzeć tu i Dellę! – Wykrzyknął. – Pójdę z tobą Perry i przywitam się z nią.

Poszedł z Masonem do drzwi, gdzie stała rozglądając się Della Street. Oczy jej zabłysły na
widok Masona, potem rozszerzyły się, kiedy spostrzegła porucznika Tragga.

- Jak się masz Dello – rzekł porucznik Tragg. – Witaj w El Paso.

- Dzień dobry poruczniku. Czy przeniesiono pana teraz tutaj?

- Jestem tu chwilowo w sprawach służbowych – powiedział Tragg. – Muszę wyświetlić
pewną, drobną sprawę.

- Jest w tym hotelu ktoś z Los Angeles – wyjaśnił niedbale Mason. – Ktoś, kto widocznie
interesuje porucznika.

- Tak rzeczywiście i zaczynam myśleć, że to zastanawiający zbieg okoliczności, że spotykam tu
ciebie Perry i oczywiście panią, panno Street.

Della Street odpowiedziała tylko uroczym uśmiechem.

- Porucznik zaprosił nas na śniadanie do swego stolika – rzekł Mason i dodał – choć
oczywiście każdy płaci za siebie.

- A oczywiście – rzekł Tragg. – Nasz wydział nie życzyłby sobie byśmy urządzali poczęstunki
dla adwokatów i ich sekretarek. Chyba, że ty Perry chcesz zapłacić za wszystkich.

- Niewykluczone, że to zrobię.

Cała trójka podeszła do stolika, gdzie Perry przedstawił Delli Street detektywa Russella i
podał jej krzesło. Kelnerka obserwowała wszystko z nieukrywanym zainteresowaniem.
Mason usadowił Dellę przy stoliku, uśmiechnął się do Tragga i zapytał – Zamówiliście już coś?

- Tak – odrzekł Tragg wskazując wielki dzban kawy. – Kazałem najpierw przynieść kawę, zaraz
dostaniemy jajka na szynce.

- Jak się czujesz Dello? – Spytał Mason.

- Świetnie.

- Masz ochotę na jajka na szynce?

- Na początek chciałabym soku pomidorowego, a potem zjadłabym parówki i jajka –
uśmiechnęła się do Tragga. – Podróżując z Perry Masonem człowiek uczy się jeść, kiedy jest
okazja.

- W moim zawodzie człowiek je – odrzekł Tragg – jeżeli w ogóle ma okazję.

Detektyw Russell, na którym wyraźnie wielkie wrażenie robiła uroda i maniery Delli Street
oraz zaszczyt jedzenia w towarzystwie Masona powiedział – A pracując w policji miejskiej

background image

człowiek uczy się jeść, kiedy ma, za co. Albo powinienem dodać, kiedy przyjedzie
funkcjonariusz z innego miasta i zaprosi cię na koszt firmy.

Roześmiali się uprzejmie. Kelnerka przyniosła jajka na szynce dla porucznika Tragga i Steve
Russella oraz wzięła zamówienie od Masona i Delli Street.

- Jedzcie, nie czekajcie – rzekł Mason. – Rzucę okiem na nagłówki w gazecie, a kiedy
skończycie jeść to porozmawiamy.

- Kiedy skończymy jeść będziemy musieli iść do pracy – rzekł Tragg.

- Przesłuchanie? – Zapytał Mason.

- Przesłuchanie – odrzekł lakonicznie Tragg.

Mason rozłożył gazetę, pochwycił spojrzenie Delli Street i mrugnął do niej znacząco.
Przewracał niedbale strony i nagle wyprostował się.

- Dobry Boże! Ten facet naprawdę napisał to tak, jak zapowiedział.

- Jaki facet? – Zapytał Tragg.

- Dziennikarz – odrzekł Mason – ma chyba swój dział i pisuje reportaże.

- To miejscowa gazeta – zauważył Russell.

- Owszem – odparł Mason – ten dziennikarz nazywa się Bill Pikens. Zna go pan?

- Jeszcze jak – odrzekł Russell. – Ten facet zawsze coś publikuje, prowadzi własny dział i
reportaże ogólne. Sprzedaje artykuły agencjom prasowym. Dobry chłop, ale stanowczo zbyt
pracowity.

Tragg powoli odłożył nóż i widelec.

- Napisał tam coś o panu? – Spytał.

- Aha – potwierdził Mason. – Widzi pan przyjechaliśmy tu w wielkiej tajemnicy, to znaczy
załatwialiśmy darowiznę dla pewnego przedsięwzięcia filantropijnego w imieniu mojej
klientki, która nade wszystko chce pozostać nieznana. Obawiam się, że popełniłem błąd nie
doceniając tego reportera. Udało mu się pójść za mną i wykryć, kim jest moja klientka.
Zrujnowało to jej wszystkie plany.

- Czy ten człowiek, ten Pikens opublikował przypadkiem nazwisko pańskiej klientki? – Zapytał
Tragg ze złowieszczym spokojem.

- Oczywiście – odrzekł Mason.- Jest w tym artykule. „Selma Anson, bogata wdowa z Los
Angeles ukrywając się pod nazwiskiem Helen Ebe dotuje Międzynarodowy Klub Wymiany w
interesie lepszej…”

- Sam zobaczę ten artykuł – przerwał ostro Tragg odsuwając talerz z jedzeniem i zabrał
Masonowi gazetę. Przeczytawszy parę linijek odwrócił się tak, żeby Russell mógł mu czytać
przez ramię. – Rzuć okiem – powiedział.

Przez chwilę obaj czytali, potem Tragg westchnął, zwinął gazetę i wręczył Masonowi.

- Nie można nie doceniać Billa Pikensa – rzekł Russell.

background image

- Nie doceniać Pikensa. Też coś. – Odrzekł Tragg. – Mason nie jest taki głupi. Wpuścił Pikensa
w maliny.

- Ta kobieta, Selma Anson. Czy to nie ją…? – Spytał Russell.

- Właśnie ją – odpowiedział Tragg z wyrazem znużenia.

- Chyba nie rozumiem, o co panu chodzi poruczniku. – Rzekł Mason składając gazetę na
nowo. – Ale proszę jeść wiem, jaki jest pan głodny.

- Byłem głodny. Przy panu każdy dobry policjant traciłby apetyt.

- Nic nie rozumiem – rzekł Russell.

- To proste. Ta Selma Anson wpada w panikę i ucieka pod przybranym nazwiskiem. Mason ją
dogania, trochę manipuluje faktami i już Selma Anson nie ucieka przed przesłuchaniem.
Skądże, jest filantropką zajętą popieraniem przyjaźni między narodami, jest też nader
skromna i próbuje zachować incognito.

- A co w tym złego? – Spytał Mason.

- Bardzo dużo – odparł Tragg. – Jeżeli chciała zachować incognito, to, po co przyjechała do
tego hotelu? Dlaczego po prostu nie dała tych pieniędzy panu?

- Bo to tylko jedna z dotacji, które planowała. Mieliśmy stąd jechać do innych miast. Na
podobne zebrania. Ona miała się trzymać w cieniu, ale chciała zachować przyjemność
słuchania o wdzięczności obdarowanych i moich świeżych relacji o tym, jak przyjęto jej dar i
tak dalej.

Tragg westchnął, przysunął sobie talerz z jajkami na szynce i zaczął jeść.

- Cóż lepiej to przełknę – powiedział – bo muszę się wzmocnić.

- Czy to zmienia sytuację? – Spytał Russell.

- Jak cholera! – Wybuchnął Tragg – Kobieta, którą chcemy przesłuchać jest klientką Masona.
Mason jest na miejscu. Nasze szanse na wyciągnięcie z niej czegokolwiek bez jego obecności
przy przesłuchaniu spadły do zera.

- Ależ jestem pewien, że opowie wam wszystko o planie dotacji filantropijnych. Nie możecie
się oczywiście spodziewać, że wyjawimy nazwy rozmaitych organizacji, które zamierza
obdarować. To by zupełnie zniszczyło efekt niespodzianki. Byłoby nieuczciwe w stosunku do
mojej klientki. Ale skoro dotacja dla Międzynarodowego Klubu Wymiany jest już
powszechnie znana, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby o niej podyskutować.

- To może podyskutujemy. Dlaczego wzięła taksówkę na lotnisko w Los Angeles i dlaczego
przyjechała tutaj pod fałszywym nazwiskiem?

- Poruczniku – uśmiechnął się Mason – wyciąga pan wnioski przedwczesne i mylne. Nie
przyjechała tu pod fałszywym nazwiskiem.

- Jak to u diabła?!

background image

- Przyjechała pod nazwiskiem Helen Ebe! To nie jest nazwisko fałszywe, tylko pożyczone.
Przyjechała pod nazwiskiem Helen Ebe, bo od Helen Ebe kupiła bilet na samolot. A gdyby nie
weszła na pokład, jako Helen Ebe nie mogłaby w ogóle lecieć.

- I tutaj zameldowała się, jako Helen Ebe?

- Naturalnie – odrzekł Mason. – Przyjechała pod pożyczonym nazwiskiem Helen Ebe i pod
tym też się zameldowała. Starała się zachować incognito, żeby anonimowo ofiarować
dotację.

- I nie starała się uniknąć przesłuchania przez policję w Los Angeles ani ratować się ucieczką?

- Jakiego przesłuchania? – Zapytał Mason.

- W sprawie morderstwa jej męża!

- Dobry Boże – rzekł Mason. – Naprawdę macie zamiar przesłuchiwać ją w związku ze
śmiercią jej męża?

- Oczywiście.

- No to nie musieliście przylatywać do El Paso – powiedział Mason. – Wystarczyło zadzwonić
do mnie i zażądać przyprowadzenia mojej klientki do biura prokuratora okręgowego na
wyznaczoną godzinę. A ja bym chętnie to zrobił.

- Żeby odpowiadała na pytania? – Spytał Tragg.

- Naturalnie – odparł Mason. – Są oczywiście pytania, na które nie radziłbym jej odpowiadać.
Jeśli bowiem naprawdę macie zamiar przedstawić mojej klientce jakieś zarzuty, nie
chciałbym, żeby rezygnowała z żadnego prawa, jakie przyznaje jej Konstytucja. Chce pan
pójść po śniadaniu na górę i zobaczyć się z panią Anson?

- W pana obecności, rzecz jasna.

- No pewnie.

- Sądzę, że to by była strata czasu. Poproszę jeszcze o tę gazetę.

Mason podał mu gazetę. Tragg nabrał sporą porcję jajek na szynce, rozłożył gazetę i z
pełnymi ustami zaczął czytać. W miarę zagłębiania się w to, co czytał zapomniał o jedzeniu.
Gdy uważnie przeczytał cały artykuł, odsunął gazetę, popił jedzenie łykiem kawy, westchnął i
rzekł – Znowu to samo. Wątpię czy po to, co usłyszelibyśmy od pani Anson warto uruchamiać
windę.

- Pozwoli pan, że przeczytam jeszcze raz? – Spytał Russell.

Tragg podsunął mu gazetę. Detektyw z El Paso przeczytał całą historię ponownie. Na jego
twarzy powoli rozlewał się uśmiech.

- Zdaje się, że Bill Pikens wykroił sobie z tego spory kawałek tortu – rzekł.

- Właśnie. I proszę zauważyć jak łatwo mu to przyszło. Wielki obrońca w sprawach karnych
przyjeżdża tu z Los Angeles, wchodzi na zebranie, gdzie jest reporter, płaci dwa tysiące
dolarów, żeby uzyskać artykuł wstępny w gazecie, a potem z niewinną miną wychodzi i

background image

zostawia za sobą wyraźny ślad prowadzący wprost do jego klientki, która usilnie, jak usilnie
stara się zachować incognito.

- Czytając to, co napisał Bill Pikens, wcale tak nie myślałem. – Powiedział Russell.

- No to pomyśl teraz – warknął porucznik Tragg. – Jeśli pójdziemy porozmawiać z panią
Anson, to obejrzymy świetnie wyreżyserowaną sztukę, w której wszyscy aktorzy znają
doskonale swój tekst, co do słowa. Mason mógłby być wielkim reżyserem. Dzień, w którym
dostał dyplom adwokata był czarnym dniem dla wymiaru sprawiedliwości.

- No, no poruczniku – zaprotestował Mason – pomagam przecież wymiarowi
sprawiedliwości. Pilnuję, żeby uwolniono niewinnego, a winnego oddano władzom. Czego
więcej można żądać od wymiaru sprawiedliwości?

- Na przykład stosowania metod dozwolonych – odpowiedział Tragg.

Kelnerka przyniosła dania zamówione przez Masona i Dellę Street.

- Poproszę jeden rachunek za wszystkich – powiedział Mason. – To będzie mój wkład w
wymiar sprawiedliwości.

- Mason upierasz się, żeby być obecnym na każdym etapie przesłuchania pani Anson? –
Spytał Tragg.

- Naturalnie.

- Pozwolisz jej odpowiadać na pytania?

- Na niektóre tak. A na inne ja za nią odpowiem.

- Na co pozwolisz jej odpowiadać?

- Jeśli zapytasz ją, czy wie o śmierci męża coś, co mogłoby ją inkryminować, pozwolę jej
odpowiedzieć negatywnie.

- Innymi słowy: będziesz tam stał ze ukrytą ściereczką i czyścił każde zdanie zależnie od
sytuacji.

- Tego nie powiedziałem.

- Ale ja to mówię.

- Nie lubię się panu sprzeciwiać panie poruczniku.

- A co po przesłuchaniu?

Mason bezradnym ruchem rozłożył ręce.

- Nie ma sensu ciągnąć dalej naszego dzieła anonimowych dotacji. Dzięki Billowi Pikensowi
szydło wyszło z worka. Wywiad z tobą będzie oczywiście puentą.

- Jak to wywiad ze mną?

- O! Bill Pikens będzie chciał się dowiedzieć czegoś więcej – wyjaśnił Mason. – Myślę, że jest
dość bystry i postawi na swoim. Przed chwilą widziałem, jak zaglądał do jadalni. Widocznie
pytał o mnie w recepcji i powiedziano mu, że jestem tutaj. Złapie mnie za guzik i przyciśnie
do ściany, jak tylko wyjdziemy i oczywiście przedstawię ci go. Zna przecież pana Russella i jest

background image

dość sprytny, żeby się domyślić czegoś nawet, jeśli potem nie zrobi wywiadu z panią Anson.
Właśnie sobie pogratulował ze ze mnie wycisnął informacje, których nie chciałem rozgłaszać.
Oho, to będzie wielki dzień dla Billa Pikensa.

- Ale nam w tej chwili nie zależy na rozgłosie – powiedział Tragg.

- Rozumiem wasze stanowisko – uśmiechnął się Mason.

- Ok. Mason tę rundę wygrałeś – westchnął Tragg. – Zapłać rachunek, daj tej dziewczynie
dobry napiwek, zapomnij o Selmie Anson, idź i załatw sobie rozgłos w prasie. Nie będziemy ci
w tym pomagali, prawda Steve?

- Prawda – odrzekł Russell.

Zjawiła się kelnerka.

- W porządku? – Spytała.

- Na razie powiedział Tragg. – Niech pani da panu Masonowi rachunek i weźmie spory
napiwek, bo właśnie zarobił duże honorarium.

Rozdział dwunasty

Mason zastukał cicho do drzwi Selmy Anson.

- Kto tam? – Zapytała.

- Perry Mason i Della Street.

Usłyszeli szczęk zamka i drzwi się otworzyły. Selma Anson zmęczona i postarzała rzekła –
Wejdźcie proszę.

- Jak przeszła noc? – Zapytał Mason.

- Okropnie i żaden makijaż tego nie ukryje.

- Do El Paso przybył porucznik Tragg z policji w Los Angeles. Współpracuje z nim detektyw z
El Paso. Możliwe, że zechcą złapać panią z Nienacka i podstępnie skłonić, żeby pani się do
czegoś przyznała. Zapraszałem porucznika Tragga, żeby tu przyszedł z nami i przesłuchał
panią w mojej obecności. Nie chciał ani przyjść, ani przesłuchiwać. Jeżeli jednak on, czy
ktokolwiek inny zechce zadawać pani pytania, kiedy mnie nie ma, niech pani po prostu
odpowie, że adwokat pan Mason nie pozwolił odpowiadać pani na żadne pytania pod jego
nieobecność. Zrobi to pani?

- Myślę, że tak – odpowiedziała ze znużeniem. - Ale dokąd to wszystko prowadzi? Co mi z
tego przyjdzie?

background image

- O co pani chodzi?

- O wszystko. O prawników i te gry z policją. Moje życie jest i tak zrujnowane. Niechby mnie
już aresztowali skoro im na tym zależy.

- Dlaczego pani życie jest zrujnowane? Co pani ma na myśli? – Spytał Mason.

- Ja przecież… - zawahała się.

- Niechże mi pani powie!

- Jest zrujnowane i już.

- Zrobiła pani wszystko, żeby je zrujnować. Poszła pani do George’a Findlaya. George
powiedział pani, że wie o pani coś, co panią zniszczy. Ceną jego milczenia był pani wyjazd.
Wszyscy znamy motywy Findlaya, chce się ożenić z Mildred Arligton, a po śmierci jej stryja
ma zamiar rzucić pracę i żyć sobie wygodnie, podróżując po świecie za pieniądze, które
odziedziczy jego żona. Tymczasem na scenę pani i Delany Arligton zakochał się. Było to
oczywiste dla każdego obserwatora z zewnątrz, a podwójnie oczywiste dla kogoś takiego jak
Findlay, którego interesom zagrażało. Wobec tego Findlay wymyśla intrygę, a Mildred
Arligton, z którą zamierza się żenić jest w nią prawdopodobnie zamieszana równie głęboko
jak on. Zagrał scenkę z amatorskiego teatru, kiedy kazał pani zniknąć i nigdy więcej nie
spotykać się ze stryjem Mildred pod groźbą zrujnowania pani życia. A pani nabrała się na to
jak pierwszy lepszy głuptasek.

- Jak to głuptasek! – Wybuchła. – Miałam wszystko do zyskania i nic do stracenia.

- Nic do stracenia? Co to znaczy?

- Nie rozumie pan, że w tej sytuacji nigdy już nie będę mogła zobaczyć się z Delany
Arligtonem. Nie mogę pozwolić, żeby myślał o mnie poważnie. Nigdy nie będę mogła
pozwolić na oświadczyny i nigdy, nigdy, nigdy nie będę mogła za niego wyjść.

- Dlaczego?

- Przede wszystkim to sprawa mojej godności. Zresztą, kiedy oni zatrują jego myśli nie
oświadczy mi się. A gdyby nawet to zrobił i gdybym go przyjęła, wkrótce ten chór podejrzeń i
nienawiści tak by go omotał, że nigdy by się z tego nie uwolnił.

- Pani zupełnie nie zdaje sobie sprawy ile może stracić – powiedział Mason. – Chwilę po pani
odjeździe George Findlay dał znać policji zapewne anonimowo, iż ucieka pani ze strachu, że
skażą panią za zamordowanie męża. Gdyby mnie tu nie było, weszłaby pani prościutko w
sidła. Policja z Los Angeles znalazłaby panią i teraz siedziałaby pani w areszcie oskarżona o
morderstwo. Jeśli chce pani wiedzieć, to porucznik Tragg właśnie w tym celu tu przyjechał,
tylko artykuł w porannej prasie odebrał mu argumenty i obezwładnił policję.

- Jestem panu za to głęboko wdzięczna – powiedziała.

- I słusznie.

- Co teraz możemy zrobić? Co dalej? – Spytała.

Mason zwrócił się do Delli Street – Dello sprawdź połączenia lotnicze.

Della podeszła do telefonu.

background image

- Wracamy do Los Angeles pierwszym samolotem – powiedział.

- Czy po powrocie prasa będzie chciała ze mną rozmawiać?

- Prawdopodobnie tak.

- Co ja im powiem?

- Proszę się tylko uśmiechać i odsyłać ich do mnie – powiedział Mason. – Odtąd niech pani w
ogóle nie rozmawia z nikim. Chyba, że na moje polecenie.

- Mnie jest już wszystko jedno, co będzie – odpowiedziała. – Moje życie będzie już tylko
kieratem. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo go kocham, dopóki… dopóki wszystko nie
przepadło.

- Niech pani tak nie myśli. Jeszcze pani nie przegrała – mówił Mason – każdy od czasu do
czasu znajduje się w sytuacji, kiedy najlepszą obroną jest atak. Zaczniemy atakować.

- Jak? – Zapytała.

- To już moja sprawa. Chcę tylko wiedzieć, czy miała pani coś wspólnego ze śmiercią męża i
chcę znać prawdę.

- Już panu mówiłam. Nie miałam nic wspólnego z jego śmiercią.

- Niech pani słucha uważnie. Jeśli pani nie kłamie, to chyba moglibyśmy zastosować mały
trick i pomóc pani. Ale jeśli pani kłamie, to lepiej zostawmy sprawy tak jak są.

- Nie kłamię.

- Niech mi pani spojrzy w oczy.

Patrzyła spokojnie nie odwracając wzroku.

- Jeśli to kłamstwo i jest pani winna to, to co chcę zrobić będzie samobójstwem. Rozumie
pani?

- Jestem winna. Nie! Jestem niewinna.

- Upoważnia mnie pani do podejmowania działań opartym na tym założeniu?

- Tak.

- Bez ograniczeń?

- Bez ograniczeń.

- Samolot odlatuje za godzinę – wtrąciła Della Street. – Jeśli się pospieszymy, to zdążymy.

- Pospieszymy się – rzekł Mason. – Chwała Bogu, nie ma, co pakować.

- Jak to Chwała Bogu? – Sprzeciwiła się Della Street. – Czy wiesz, co to znaczy dla kobiety
wsiadać do samolotu na taki długi dystans bez żadnych kosmetyków, prócz małej
puderniczki?

Mason zlekceważył jej protest.

- Idę zapłacić rachunki w recepcji na dole i wezwę taksówkę.

background image

- Czy porucznik Tragg będzie przypadkiem wracał tym samym samolotem? – Spytała Della
Street.

- Chyba nie – odpowiedział Mason. - Nie spał przez całą noc. Będzie chciał odpocząć, a może i
rozejrzeć się po El Paso przed powrotem. Policjanci lubią podejmować kolegów, którzy
przyjeżdżają z wizytą. No to trzeba iść.

Zapłacił w recepcji za trzy pokoje, wezwał taksówkę i poczekał, aż Della Street i Selma Anson
zjadą windą.

Rozdział trzynasty

Na lotnisko przyjechali jeszcze ze sporym zapasem czasu i rozsiedli się w wielkim
odrzutowcu, który poniósł ich wysoko nad doliną Rio Grande. Pustynią, żyzną doliną South
River w Arizonie, potem znów nad pustynią i wreszcie zaczął schodzić nad Dolinę Coachella,
kępami palm daktylowych, potem nad zatłoczone, ruchliwe przedmieścia w niecce Los
Angeles. Mason prowadził obie panie ku wyjściu, gdy podszedł do niego jakiś reporter z
fotografem.

- Pan Mason? – Upewnił się.

- Tak.

- Czy to Selma Anson jest z panem?

- Owszem. To jedna z pań.

- Czy to prawda, że szuka ją policja, żeby ją przesłuchać w związku ze śmiercią męża?

- Skąd ja mam to wiedzieć? Nie umiem czytać w myślach policjantów, a oni – dodał z
uśmiechem Mason – nie umieją czytać w moich. A przynajmniej taką mam nadzieję.

- Czy możemy zrobić parę zdjęć?

- Naturalnie – powiedział Mason. – Gdzie mamy stanąć?

- Tuż koło samolotu – rzekł fotograf.

Mason, Selma i Della Street wrócili i fotograf z lampą błyskową zrobił kilka ujęć z samolotem
w tle.

- Można spytać, gdzie państwo byli? – Spytał reporter.

- Oczywiście – powiedział Mason. – Agencje prasowe już chyba znają historię naszej podróży.
Pani Anson pojechała do El Paso, żeby anonimowo obdarować pewną organizację, której

background image

działalność obserwowała od jakiegoś czasu. Robiła, co mogła, żeby zachować incognito, ale
sprytny reporter z Kroniki w El Paso jakoś przeniknął za kulisy i odkrył, kim jest.

- Czy policja w El Paso nie przesłuchiwała was? - Spytał reporter.

Mason zwrócił się do Selmy Anson – Przesłuchiwała panią policja w El Paso?

Pokręciła przecząco głową.

- No i to wszystko – rzekł Mason.

- Chciałbym dostać jeszcze parę informacji – mówił reporter. – Co pan ma zamiar zrobić w
sprawie przesłuchania Selmy Anson przez policję?

- Po co ją chcą przesłuchiwać? – Zdziwił się Mason.

- Ja też nie umiem czytać w ich myślach – rzekł reporter. – Ale jak się domyślam uważają, że
ona ma jakieś jak dotąd nieujawnione informacje dotyczące śmierci męża.

- Powiem panu, co ja sam zamierzam zrobić – powiedział Mason. – Dam panu prawo
wyłączności na tę informację, jeżeli ma pan dość odwagi, żeby ją wykorzystać w artykule.

- Niech pan sprawdzi! – Zawołał reporter.

- Mam już dość tego poszturchiwania pani Anson. Towarzystwo Ubezpieczeń Podwójnych na
Życie i od Wypadków próbuje odzyskać pieniądze, które wypłaciło jej po śmierci męża,
Williama Harpera Ansona. O ile wiem insynuują, że pani Anson otruła męża. Otóż teraz pani
Anson wraz z panną Street i ze mną wsiądzie do taksówki, każemy się zawieźć do biura
Duncana Harrisa Monroe i poprosić go, żeby przyjął panią Anson na przesłuchanie.

- Duncan Harris Monroe? Ma pan na myśli tego człowieka od wykrywacza kłamstw?

- Nie bardzo mi się podoba ta nazwa. Wolę mówić, że pan Monroe prowadzi badania metodą
naukową. Przy badaniach posługuje się rzecz jasna wariografem, tak jak lekarz posługuje się
stetoskopem przy stawianiu diagnozy. Niestety o wariografie popularnie mówi się
wykrywacz kłamstw. Ludzie uważają je za narzędzie, które wykrywa kłamstwo i w ten sposób
udowadnia winę. Nie wiedzą, że najważniejszym celem naukowego badania wariografem
jest albo powinno być ustalenie niewinności. Mam zamiar ustalić niewinność pani Anson.
Mam też zamiar zadzwonić do reprezentanta Ubezpieczeń Podwójnych i zapytać, czy chce
być przy badaniu.

- Ale po co to wszystko? – Pytał reporter – przecież nie może pan tego użyć, jako dowodu w
sądzie.

- Nie jest mi to potrzebne. Ustalenie winy i udowodnienie, że Selma Anson jest winna ponad
wszelką wątpliwość pozostawiam prokuratorowi. Ale w miedzy czasie udowodnię opinii
publicznej, że nie jest winna żadnego przestępstwa.

Selma Anson ze zdumieniem przyglądała się Masonowi.

- Chce pan powiedzieć, że stawia pan wszystko na jedną kartę? – Spytał reporter.

- W ocenianiu kart jestem świetny – odrzekł Mason. – Zawsze wiem, kiedy klient jest
niewinny.

background image

- Czy badanie wariografem może ustalić niewinność równie dobrze jak winę? - Spytał
reporter.

- Może, naturalnie – odpowiedział Mason. – Kobieta taka jak pani Anson nie ma szans na
oszukanie naukowca, który używa wszelkich nowoczesnych środków wykrywania fałszu.

- Policja tego nie kupi – zaznaczył reporter.

- Wcale jej o to nie proszę. Ale będę prosił czytelników prasy, żeby to kupili, a panu dam
dobry temat, który czytelnicy kupią.

- Nigdy nie odrzucam dobrego tematu – przyznał reporter. – Ale istnieją oczywiście
uprzedzenia w sprawie publikacji wyników badań wykrywaczem kłamstw.

- Niech pan nie nazywa wariografu, wykrywaczem kłamstw – rzekł Mason. – Już panu
powiedziałem, że nie staramy się wykryć kłamstwa, chcemy udowodnić niewinność i zrobimy
to. Ciało ludzkie reaguje na bodźce zewnętrzne. Widział pan kiedy w kabarecie, jak dobry
aktor gra scenkę komiczną?

Reporter popatrzył na niego ze zdziwioną miną i rzekł – Oczywiście, widziałem, ale co to ma
do rzeczy?

- Co robili widzowie? – Spytał Mason.

- Śmiali się.

- Widział pan kogoś, kto się nie śmiał?

- Nie patrzyłem – rzekł reporter – sam się śmiałem.

- Był ktoś z panem?

- Moja żona.

- I co robiła?

- Śmiała się.

- Co to jest śmiech – mówił Mason – dowód jakiegoś uczucia, otwieracz ust. Robisz hahaha,
przepona ci drży, ramiona się trzęsą, wyszczerzasz zęby, rozciągasz wargi.

- Co to ma wspólnego z wykrywaniem fałszu? - Spytał reporter.

- Tyle, że wszyscy ludzi są jednakowo skonstruowani. Kiedy coś im sprawia przyjemność
uśmiechają się, kiedy coś ich smuci płaczą. Śmieją się w kabarecie, płaczą na pogrzebie.
Wszyscy jesteśmy ludźmi, żywymi. I myślimy, że ludzkie uczucia są prawdziwe. Niektórzy
okazują swoje uczucia lepiej i inni gorzej, ale wszyscy je doznajemy. Kiedy kłamiesz
odczuwasz coś. Dobry kłamca panuje nad odczuciami tak, że postronny widz nie dostrzega
ich gołym okiem, ale zaburzeń odczuć nie można ukryć przed badaczem, który jest dobrym
naukowcem wspomaganym przez najnowszy wariograf. Przy tym kłamstwo wymaga
pewnego wysiłku umysłowego, a prawda nic nie kosztuje.

- Sądy niechętnie widzą publikacje związane z badaniem wykrywaczem kłamstw, spowiedzią i
tymi podobnymi – upierał się reporter.

background image

- Rzeczywiście – powiedział Mason – zwłaszcza wtedy, gdy wariograf służy do ustalania winy.
I chciałbym, żeby przestał pan go nazywać wykrywaczem kłamstw. To ma być badanie
naukowe, prowadzone w celu ustalenia niewinności. A jedli nie chce pan pisać na ten temat,
to niech pan tylko powie, bo sądzę, że są inne gazety, które…

- Nie chcę o tym pisać?! – Krzyknął reporter. – Dobry Boże to przecież temat sensacja, temat
rekin, gigant! Chcę tylko upewnić się, że mam wszystkie fakty. Naciągałem pana na
zwierzenia o tym wariografie i o panu zaufaniu do badań wariografem, żeby zrobić notatki.

- To nie jest badanie wariografem. To jest przesłuchanie, przy którym przesłuchujący używa
wariografu. I tak już było za dużo niewłaściwej reklamy tych badań. Policja stosuje je dla
ustalenia winy. Kiedy wariograf pojawił się po raz pierwszy, jakiś sprytny reporter nazwał go
wykrywaczem kłamstw i ta nazwa jakoś przylgnęła. Nie istnieje nic takiego jak wykrywacz
kłamstw. Wariograf to nadzwyczaj czuły mechanizm, który rejestruje stopień oporu
galwanicznego skóry i amplitudę pracy serca, ciśnienie krwi, oddychanie. Jednym słowem
zaburzenia emocjonalne. Ja zamierzam ustalić niewinność Selmy Anson i zrobię to, żeby
mogła chodzić z podniesionym czołem i lekceważyć sobie wszelkie insynuacje.

- A przypuśćmy, że badania wykażą jej winę? – Spytał reporter.

- To będzie pan miał świetny temat.

- Nie, nie będę miał – odparł reporter z powątpiewaniem. – Zdaje się, że sądy niechętnie
widzą publiczne przyznanie się do winy, jako rezultat badania wykrywaczem kłamstw. Może
pan próbuje zrobić coś bardzo, bardzo sprytnego.

- Co pan chce powiedzieć? – Zapytał Mason.

- Jeśli badanie wykaże, że pani Selma Anson jest niewinna, to będzie pan górą. Jeśli wykaże,
że jest winna, a my to opublikujemy będzie pan mógł przynajmniej domagać się zmiany
miejsca rozpatrywania sprawy.

- Chcemy po prostu poddać badaniu naukowemu udział mojej klientki w tej sprawie. Jej
dobrą wiarę. A jeśli potem ktoś zechce podważać rezultat badania, poproszę go o poddaniu
się takiemu samemu badaniu u Monroe’go, żeby dowiedzieć się czy insynuacje i oskarżenia
były rzucane w dobrej wierze.

- Oho – mruknął reporter. A po chwili dodał – Kiedy zaczynamy?

- Zaraz – odparł Mason.

- Masz zapas filmu i fleszy? – Zwrócił się reporter do fotografa.

- Mnóstwo. Wystarczy na sto zdjęć.

- Może i tyle będzie – powiedział reporter. – Bądź spokojny. Perry Mason urządzi nam
spektakl.

Rozdział czternasty

background image

W biurze Duncana Harrisa Monroe Mason dokonał prezentacji, a potem powiedział – Selma
Anson była żoną Williama Harpera Ansona, który zmarł pozostawiając polisę
ubezpieczeniową. Ludzie zaczęli robić mnóstwo insynuacji i stawiać zarzuty, a Towarzystwo
Ubezpieczeń Podwójnych na Życie i od Wypadków dochodzi przyczyn śmierci. Wydano nakaz
ekshumacji zwłok. O ile mi wiadomo badanie wykazało obecność arszeniku w ilości
wystarczającej do spowodowania zgonu. Tak przynajmniej będzie twierdziła policja i tak
niewątpliwie będzie twierdziło Towarzystwo. Nie chodzi mi o użycie wariografu, jako
wykrywacza kłamstw, to nie mój zakres działań. Szanuję jednak jego wartość, jako narzędzia
ustalania niewinności. Uważam, że moja klientka jest niewinna. Chcę, żeby pan to sprawdził.

W czasie, gdy Mason wygłaszał swoje oświadczenie fotograf robił zdjęcia.

- Dlaczego przychodzi pan do mnie? – Zapytał Monroe.

- Bo jest pan członkiem Amerykańskiego Stowarzyszenia Wariograficznego. Ukończył pan
studia i zrobił dyplom psychologii. Ma pan dziesięć lat doświadczeń w dziedzinie przesłuchań
naukowych, a wśród członków pańskiej profesji opinię jednego z najlepszych. Czy chce pan
zrobić to badanie, czy nie?

Monroe namyślał się.

- Ale wyniki będą opublikowane w prasie – powiedział niechętnie.

- Owszem, będą opublikowane tak dobre jak i złe – powiedział Mason.

- Chce pan opublikować wyniki moich badań?

- Reporter prasowy będzie tu siedział cały czas – rzekł Mason. – Kiedy pan poda wyniki
odnotuje je.

Monroe pokręcił głową.

- Będę musiał zgłosić różnego rodzaju zastrzeżenia do takiej umowy – powiedział.

- Niech pan ją zredaguje, podpiszemy się pod nią. Wszyscy.

- Tego się nie praktykuje – sprzeciwiał się Monroe.

- A kto u diabła powiedział, że ma pan robić wszystko w sposób praktykowany? – Spytał
Mason. – Insynuacje i publikowanie półprawd rujnują życie tej kobiecie. Chcemy dopilnować,
żeby opublikowano całą prawdę.

- A jeśli badanie wykaże, że nie mówi prawdy?

- To tak pan napisze. Jeśli leży panu na sercu dobro pańskiej profesji, to chyba się pan zgodzi,
że najlepszym zastosowaniem wariografu jest używanie go do udowodnienia niewinności.
Mogę przytoczyć, co najmniej jeden przykład znany w całym kraju. Sprawę Sama Sheparda.
Szeptano wszędzie, że członkowie jego rodziny nie działali w dobrej wierze, że byli na miejscu

background image

zbrodni przed policją i usunęli odciski palców. Nie wiem zresztą, po co ktoś chciałby usuwać
odciski palców Sama Sheparda. Był jedynym człowiekiem, którego odciski palców miały
prawo znajdować się w całym domu. Cóż, zatem uczyniono? – Ciągnął Mason – Umówiono
obu braci Sama Sheparda oraz ich żony z grupą najwybitniejszych, najbardziej szanowanych
w kraju naukowców, którzy przy badaniach posługiwali się wariografem. Niewielka była
możliwość, że ktoś z tej czwórki zdoła oszukać choćby jednego z naukowców. Możliwość, że
cała czwórka badanych oszuka wszystkich badaczy była tak nikła, że można było w ogóle nie
brać jej pod uwagę. Badanie wykazało, że wszyscy czworo działali w dobrej wierze, i że nikt z
nich nigdy nie słyszał, by doktor Sam Shepard składał jakieś obciążające oświadczenia.
Rezultaty badania opublikowano i członkowie rodziny mogli znów chodzić z podniesioną
głową. Właśnie coś takiego chcę zrobić w tej sprawie. Chciałbym, żeby pan przesłuchał Selmę
Anson i przedstawił wyniki badania. Jeśli ona kłamie, chcę, żeby pan napisał, że kłamie. Jeśli
mówi prawdę chcę, żeby pan napisał, że mówi prawdę. Jestem tak przekonany o jej
prawdomówności, że mogę w tej chwili pójść o zakład.

Monroe zwrócił się do pani Anson – Czy pani zgadza się z tym wszystkim? – Zapytał.

- Ja… no cóż to wszystko jest tak niespodziewane…tak zgadzam się.

- Proszę pani – mówił Monroe – chcę panią ostrzec. Moja metoda przesłuchiwania jest
niewiarygodnie wnikliwa. Używam nadzwyczaj czułych narzędzi. Jeśli chce coś pani zachować
dla siebie, jeśli chce coś ukryć, oficjalnie panią proszę by wyszła pani z tego biura od razu i
nie poddawała się przesłuchaniu.

- Czy pan chce mnie nastraszyć? – Zapytała.

- Chcę pani powiedzieć prawdę.

- A ja chcę powiedzieć prawdę panu – odrzekła buntowniczo. – Proszę zaczynać badanie.

- Niech państwo usiądą – powiedział Monroe. – Chcę porozmawiać z panią Anson poufnie, a
potem, kiedy zapoznam się z wystarczającą liczbą faktów w tej sprawie i nawiążę bliższy
kontakt z klientką, zacznę badanie. Proszę rozgośćcie się.

Znowu błysnął flesz. Reporter połączył się telefonicznie ze swoją redakcją i zaczął dyktować
artykuł. Mason chwytając spojrzenie Delli mrugnął do niej.

- No, no. To dopiero kontrakt. Martwi mnie tylko jedno – zwierzył się Mason.

- Co takiego?

- Jak się policja dowie, co robimy zechce aresztować Selmę Anson zanim gazeta zdąży
wydrukować wynik badań, a wtedy dostanie z sądu nakaz wstrzymania publikacji wyników
testu.

- Mogą to zrobić?

- To właśnie jest pytanie. Otwieramy nowy rozdział w dziedzinie tego, co wolno, a czego nie
wolno publikować. Gdyby badanie wykazało, że kłamie i ma na sumieniu śmierć męża
mogłaby mnie zwolnić i wziąć innego adwokata. Tamten adwokat mógłby zgłosić jej
roszczenia z racji nieodwracalnej szkody spowodowanej publikacją wyników. Mógłby też
uzyskać zmianę miejsca rozpatrywania sprawy, zakaz publikacji, a może skłoniłby sędziego do
ostrzeżenia gazety, że publikowanie wyników badań stanowi obrazę sądu.

background image

- A jeśli badanie wykaże, że jest niewinna?

- Jaki sąd zakaże obywatelowi dowodzenia swojej niewinności w dowolny sposób, kiedy
spadają nań insynuacje i oskarżenia.

Della Street zamyśliła się. Mason podszedł do reportera, który właśnie odłożył słuchawkę.

- Potrzebne panu jeszcze jakieś fakty? – Zapytał.

- O Boże! Jasne! Mów pan. - To niebywała historia, im więcej się nad nią zastanawiam, tym
ważniejsza mi się wydaje.

- Moja klientka działa w granicach swoich praw – rzekł Mason.

- Ale czy pan jako urzędnik wymiaru sprawiedliwości ma prawo…

- Udowadniać, że moja klientka nie jest winna żadnej zbrodni? – Spytał Mason. – A jak pan
myśli? Jaki u diabła kaganiec można założyć uczciwemu obrońcy? Nikt mnie nie powstrzyma
przed zrobieniem tego, co moim zdaniem leży w interesie mego klienta.

- Tylko, że w obecności prasy.

- Chce się pan wycofać? – Spytał Mason.

Reporter tylko się uśmiechnął szeroko, przysunął krzesło do Masona i powiedział – Niech pan
podaje fakty.

Mason zreferował mu w skrócie sprawę, omijając wszystko to, co poufne i podając tylko
informacje, które można by było znaleźć w aktach policji.

- Czy pan czegoś nie omija? – Zapytał reporter.

- Jasne, że omijam. Podaję panu te fakty, które już są znane. Nie mogę podać tego, czego
dowiedziałem się od klientki i nie mogę próbować wpłynąć na pana zdanie.

- Chciałbym wiedzieć coś więcej o tle sprawy – powiedział dziennikarz.

- Dostaje pan całą historię na srebrnym talerzu – rzekł Mason – niech pan nie zaczyna szukać
na nim skaz.

- Nie będę – roześmiał się nerwowo reporter.

Otworzyły się drzwi do drugiego pokoju i wszedł Monroe.

- Panowie zaraz zacznę badanie. Odbyłem bardzo interesującą rozmowę z panią Selmą
Anson. Sądzę, że rozumiem jej sytuację. Mam wszelkie powody wierzyć, że pani Anson
dobrze nadaje się do badania tego typu. Mam tu drugi pokój wyposażony w urządzenia
elektroniczne tak, że słychać, co się mówi w sali badań i wszystko widać przez weneckie
lustro. Powiedziałem o tym również pani Anson. Powiedziałem też, że chcę, aby badaniu
przyglądał się przynajmniej jeden prawnik. Spytałem, czy ma coś przeciwko obecności panny
Street i panów z prasy. Pani Anson podpisała oświadczenie, że się zgadza na to, by wszyscy
byli świadkami eksperymentu. Zechcą państwo pójść tymi drzwiami na prawo, są tam fotele i
weneckie lustro. Chciałbym, żeby państwo obserwowali badanie. Jeśli pan Mason będzie
uważał, iż coś zagraża interesom jego klientki ma pełne prawo nacisnąć guzik umieszczony

background image

obok jego krzesła i oznaczony „stop”. Kiedy tylko naciśnie ten guzik przesłuchanie zostanie
przerwane.

- Doskonale – rzekł Mason.

Przeszli do drugiej sali. Monroe wskazał każdemu miejsce i zamknął drzwi. W przyległym
pokoju mogli przez weneckie lustro oglądać Selmę Anson, siedzącą zupełnie spokojnie oraz
ostatni model wariografu podłączonego do niej w taki sposób, że oddychanie, ciśnienie krwi,
tętno i galwaniczny opór skóry były rejestrowane na taśmie przesuwającej się równomiernie
przez wariograf. Podziałka na taśmie wskazywała upływ czasu w sekundach. Monroe zajął
swoje miejsce.

- Gotowa pani odpowiadać na pytania? Proszę nie odwracać głowy, proszę się w ogóle nie
ruszać. Niech pani siedzi nieruchomo, spokojnie i niech się pani rozluźni.

- Jestem gotowa.

Monroe mówił jednostajnym, monotonnym głosem, uważając, żeby nie podkreślać żadnej
myśli ani słowa, nie robić nic, co mogłoby spowodować zaniepokojenie badanej.

- Pani się nazywa Selma Anson? – Pytał.

- Tak.

- Słucha pani radia?

- Tak.

- Ma pani zamiar kłamać, odpowiadając na pytania dotyczące śmierci męża?

- Nie.

- Przyleciała pani rano z El Paso?

- Tak.

- Wie pani, kto spowodował śmierć męża?

- Nie.

- Powiedziała pani swojemu adwokatowi całą prawdę?

- Tak.

- Podała pani swemu mężowi truciznę?

- Nie.

- Ogląda pani czasem telewizję?

- Tak.

- Czy trucizna podana pani mężowi należała kiedyś do pani?

- Nie.

- Czy skłamała pani na któreś pytanie tego testu dotyczące śmierci pani męża?

- Nie.

background image

- Była pani wczoraj wieczór w El Paso?

- Tak.

Tym samym monotonnym głosem Monroe powiedział – Odczekam parę minut i zadam pani
jeszcze raz te same pytania. Proszę się rozluźnić i powstrzymać od niepotrzebnych ruchów.
Po chwili Monroe zadał wszystkie te same pytania, potem powtórzył je po raz trzeci. Na
końcu trzeciej rundy zapytał panią Anson – Czy skłamała pani odpowiadając na któreś z tych
pytań?

- Nie.

- Czy zrobiła pani coś, żeby test stracił wartość?

- Nie.

- Czy stosowała pani uniki, albo przemilczenia przy odpowiedziach?

- Nie.

- To już koniec badania – ogłosił Monroe.

Wstał zza biurka, wyciągnął z wariografu długi płat papieru, oderwał go, odpiął przewody
przypięte do pani Anson i rzekł – Czy zechciałaby pani dołączyć do swoich znajomych? Ja
przyjdę za chwilę.

Mason z zresztą towarzystwa przeszli do biura.

- Jak mi poszło? – Zapytała pani Anson swojego adwokata.

- Chyba dobrze – odparł Mason – przez cały czas była pani zupełnie spokojna.

- Więc jeśli przesłuchanie wypadnie dobrze, to on zaświadczy, że mówiłam prawdę?

Mason skinął głową. Reporter dał znak fotografowi, aby zrobił jeszcze jedno zdjęcie. Gdy
wszedł Monroe ze zwiniętą taśmą wariografu fotograf znów zrobił zdjęcie.

- No i? – Spytał Mason.

- Moim zdaniem – rzekł Monroe – pani mówi prawdę.

Reporter rzucił się do drzwi, fotograf za nim.

Mason uścisnął rękę doktora, zapłacił mu za badanie i rzekł do pani Anson – Niech pani
wraca do domu i zapomni o tym wszystkim i niech pani nie odpowiada nikomu na żadne
pytania. Chodź Dello. Należy nam się mały lunch.

Rozdział piętnasty

background image

Gdy Mason wszedł do biura Della Street właśnie układała gazety na jego biurku. W poprzek
strony biegł nagłówek: „Wdowa oczyszczona z podejrzeń”, nieco niżej drobniejszym drukiem:
Klientka Masona poddaje się badaniu wykrywaczem kłamstw”.

- Jak załatwił sprawę nasz reporter Dello?

- Człowieku, jak załatwił! – Wykrzyknęła Della. – Podałeś mu temat, a on go rozbuchał. Dał
mnóstwo informacji o historii wariografu, wszystko o zmarłym Leonardzie Kellerze, o
Amerykańskim Stowarzyszeniu Wariograficznym i wywiad telefoniczny z prezesem
stowarzyszenia. Po prostu sypie faktami.

- A są jakieś reakcje? – Zapytał Mason.

- Jak dotąd nie ma, ale jest jeszcze wcześnie.

Zadzwonił telefon. Della Street podniosła słuchawkę, powiedziała do telefonistki – Tak
Gertie? – A potem z uśmiechem zwróciła się do Masona – prokurator okręgowy Hamilton
Burger przy telefonie. Chce mówić z tobą osobiście.

- Powiedz Gertie, niech go przełączy – rzekł Mason. Podjął słuchawkę i powiedział – Tak?
Dzień Dobry Hamiltonie. Jak się masz tego ranka?

- Co ty u diabła chcesz osiągnąć nadając rozgłos sprawie Ansonów? – Zapytał Burger.

- Przeciwdziałam rozgłosowi, jaki nadała jej policja, ogłaszając, że Selma Anson wyjechała z
miasta, żeby uniknąć przesłuchania.

- Mogłeś pozwolić policji, aby ją przesłuchała.

- A czy policja ogłosiłaby w prasie, że uważa ją za niewinną?

- Wcale jej nie uważa za niewinną i moje biuro też nie. Bez względu na to, ile przeprowadzisz
testów wykrywaczem kłamstw.

- Daj spokój Hamilton – rzekł Mason. – Nie nazywaj tego wykrywaczem kłamstw. To wcale
nie to. Jest to przesłuchanie prowadzone naukowo przy użyciu wariografu.

- Dobrze – odparł Burger. – Bardzo sprytnie. Ale zwracam ci uwagę, że sądy źle przyjmują
tego rodzaju publikacje.

- Jakiego rodzaju?

- Powołujące się na rezultaty badań wykrywaczem kłamstw.

- Nie słyszałem, żeby ktoś go kiedyś użył do wykrycia niewinności – rzekł Mason. – Jeśli jest
używany, to zazwyczaj przez policję do ustalania winy. A kiedy nie sprowokuje przyznania się
do winy, policja mówi, że test nie dał wyników i na tym się kończy. A ja zainicjowałem coś
nowego. Kiedy koło sprawy robi się szum najwłaściwszą metodą dla podejrzanego będzie
poddanie się naukowemu przesłuchaniu za pomocą wariografu i podanie wyników do
wiadomości publicznej.

- Sąd ci na to nie pozwoli – rzekł Burger.

- Jaki sąd może mnie powstrzymać?

background image

- Zobaczysz. Przez to twoje ostatnie zagranie zostaniesz oskarżony o niestosowanie się do
nakazu sądu.

- Innymi słowy – powiedział Mason – sąd zabroni ludziom ogłaszaniu światu ich niewinności?

- Ogłaszania w ten sposób? Tak!

- Dlaczego?

- Sąd nie pozwala uznawania kogoś winnym na podstawie wyników testu.

- W porządku – rzekł Mason. – A co z przyznaniem się do winy? Pozwoli opublikować
przyznanie się?

- Też nie – powiedział Burger. – Jeśli oskarżony przyznaje się do winy po aresztowaniu,
policja nie zezwala publikować zeznania.

- Dobrze – powiedział Mason. – Próbujmy, więc z innej strony. Załóżmy, że podejrzany
twierdzi, iż jest nie winny. Czy sąd zabroni mu twierdzić publicznie, że jest niewinny?

- Oczywiście, że nie.

- I to jest właśnie taki przypadek – mówił Mason. – Sąd może zapobiec ogłaszaniu wyników
testu wariograficznego, który wykazał winę osoby już aresztowanej, ale w naszym przypadku
ta osoba nie była aresztowana. Poddała się badaniu naukowemu z użyciem wariografu.
Dotąd zbytni nacisk kładło się na używanie testów naukowych do wykazania winy, a za mało
na użycie ich do wykazania niewinności. Człowiek, którego reputację zniszczono przez
insynuacje lub jawne oskarżenia ma prawo dążyć do jej odzyskania.

- Jeszcze coś usłyszysz na ten temat! – Wybuchnął Burger. – I mogę ci powiedzieć, że we
właściwym czasie i we właściwym miejscu, to ja poproszę sąd o podjęcie działania.

- Jaki sąd?

- Ten, który będzie sądził Selmę Anson.

- To ona będzie sądzona?! – Spytał Mason.

- W tej chwili oceniamy dowody, które są w naszym posiadaniu. Uważam, że
najprawdopodobniej będzie sądzona, mimo jawnie hałaśliwego rozgłosu, jaki udało ci się
nadać tej sprawie.

- Masz zamiar powiedzieć to w oświadczeniu dla prasy?

- Już przekazałem prasie stanowisko mojego biura w godny sposób. Odpowiedni dla wymiaru
sprawiedliwości.

- Inaczej mówiąc, usiłowałeś zneutralizować moje działania – rzekł Mason.

- Nic podobnego. Proszono mnie o określenie stanowiska prokuratury, więc je określiłem.

- Kiedy będziemy przed sądem – rzekł Mason – zajrzę do tego oświadczenia i zastanowię się
czy nie ma tam czegoś, co mogłoby podstępnie wpłynąć na opinię publiczną.

- Trochę trudno byłoby ci to zrobić – odrzekł Burger – po tym całym reklamowym hałasie w
prasie na rzecz oskarżonej.

background image

- Burger – powiedział Mason – zawsze należy człowieka uważać za niewinnego póki mu się
nie udowodni winy.

- Dziękuję za przypomnienie mi podstaw prawa kryminalnego panie mecenasie. – Powiedział
szyderczo Burger.

-

Proszę bardzo – odparł Mason wesoło. – Cała przyjemność po mojej stronie. Dzwoń do

mnie zawsze, kiedy będziesz chciał się czegoś nauczyć.

Burger rzucił słuchawkę. Mason uśmiechnął się do Delli Street.

- Burger mówił, że złożył prasie oświadczenie.

- Jeszcze go nie wydrukowano. Będzie w wydaniach popołudniowych.

Znów zadzwonił telefon. Della Street rzekła – Dobrze Gertie – i odwróciła się do Perry
Masona. – George Findlay jest w poczekalni. Wygląda na strasznie rozwścieczonego i żąda
widzenia z tobą.

- Żąda? – Zapytał Mason.

- Tak mówi Gertie. Żąda.

- Należy oczywiście spełnić jego żądania – rzekł Mason. – Niech wchodzi.

Della była zaniepokojona.

- Szefie on jest wściekły. Czy nie myślisz, że byłoby lepiej zawołać pana Drake’a, żeby tu
przyszedł i …

- Jeśli mnie zaczepi – powiedział Mason – to mu kark skręcę.

Della Street wahała się przez chwilę, po czym zrezygnowana otworzyła drzwi do recepcji.

- Może pan wejść.

Do biura wpadł jak burza żywiołowy, barczysty osobnik lat dwudziestu ośmiu.

- Co pan u diabła chce zrobić? – Zwrócił się do Perry’ego Masona.

Mason zmierzył go chłodnym spojrzeniem.

- Chcę się dowiedzieć, czego właściwie pan tu chce – odpowiedział Mason. – Na ogół nie
przyjmuję osób nieumówionych, ale w tym wypadku zrobiłem wyjątek, bo pan wyglądał na
zdenerwowanego. No, więc czego pan chce?

- Wtrąca się pan w sprawy rodzinne – rzekł Findlay.

- Niech pan usiądzie – powiedział Mason – i niech mi pan powie, dlaczego nie miałbym się
wtrącać do spraw rodzinnych. Wie pan prawnicy dość często to robią.

- Tym razem sytuacja jest inna – odrzekł Findlay. – Ta kobieta to intrygantka i awanturnica.
Zabiła już jednego męża, jeśli złapie stryja Di w swoje szpony, zamorduje go także. Jestem
tego pewien jak tu siedzę. Stryj Di nie pożyje dłużej niż dwa lata.

- Czy może pan to udowodnić? – Zapytał Mason.

background image

- Jestem cholernie dobrze przygotowany, żeby to udowodnić.

- No to niech pan nie marnuje czasu mówiąc mi o tym – powiedział Mason. – Niech pan
lepiej idzie do prokuratury okręgowej.

- Właśnie w tej sprawie chciałem się z panem widzieć – rzekł Findlay.

- Naprawdę? Więc proszę mówić. Niech pan powie, co ma do powiedzenia.

- Reprezentuje pan Selmę Anson, ale Selma mnie nie interesuje. Jak długo trzyma swoje
pazury od stryja Di, nic mnie nie obchodzi, czy zamorduje dwudziestu mężów. Stryj jest
sympatycznym facetem, który nie ma bladego pojęcia, jacy ludzie zdarzają się na świecie, a
zwłaszcza nie zna kobiet typu Selmy Anson. Ocenia każdego powierzchownie. Ją też ocenia
powierzchownie. Dałem Selmie Anson okazję do wycofania się. Myślałem, że ją
wykorzystała, ale potem pan się w to wdał i wszystko popsuł.

- W jaki sposób popsułem?

- Badaniem tym cholernym wykrywaczem kłamstw.

- To nie było badanie tym cholernym wykrywaczem kłamstw, jak go pan nazywa –
uśmiechnął się Mason – to było badanie wykrywaczem prawdy. Chciałem ustalić fakt, że
moja klientka mówi prawdę.

- Nie wiem, co pan chce osiągnąć – rzekł Findlay – i guzik mnie to obchodzi. Sąd nie uzna
dowodu z wykrywacza kłamstw.

- Powtarzam to nie jest wykrywacz kłamstw. Poddałem moją klientkę naukowemu
przesłuchaniu, a prowadzący je używał wariografu, tak jak lekarz używa stetoskopu.

- Ale sam pan wie, że sąd nie uznaje tego dowodu.

- Wcale nie wybieram się z tym do sądu. Moja klientka nie stoi przed sądem.

- No to stanie.

- Co pan przez to rozumie?

- Mason próbowałem nawiązać współpracę z twoją klientką, teraz mam zamiar wyłożyć karty
na stół. Ale kiedy chciałbyś mnie wypytywać przed sądem o to spotkanie i o to, o czym tu
mówię, przysięgnę, że wszystko zełgałeś. A teraz każ wyjść swojej sekretarce i pogadamy jak
mężczyzna z mężczyzną.

Mason pokręcił głową.

- Możesz sobie gadać jak mężczyzna z mężczyzną, ale moja sekretarka zostanie. Jeżeli masz
do powiedzenia coś, co nie może być przedstawione przed sądem, to lepiej wyjdź stąd nim
zaczniesz mówić.

- Czekaj chwileczkę – rzekł Findlay. – Taka rozmowa do niczego nas nie doprowadzi.

- A ma do czegoś doprowadzić? – Spytał Mason.

- Tak myślę.

- Bo co?

background image

- Bo mogę pomóc twojej klientce.

- W jaki sposób?

- Nie będę wykładał na stół otwartych kart, póki ty swoje trzymasz w ręku.

- Moje stanowisko jest takie: reprezentuję Selmę Anson. Insynuowano jej, że wie coś o
śmierci męża i ukrywa to. Co więcej, insynuowano, że podała mu truciznę. Takie insynuacje i
plotki są uwłaczające to zniesławienie. Skoro się dowiem, kto, gdzie, kiedy i komu to mówił,
podejmę odpowiednie kroki.

- Nie przestraszysz mnie pogróżkami.

- Nie grożę. Stwierdzam fakty.

- Ja to uważam za pogróżki.

- Nie rządzę pana myślami i nawet nie zamierzam próbować.

- Chce pan bronić interesów swojej klientki, tak?

- Chcę bronić interesów mojej klientki.

- Mogę w tej sprawie udzielić cennej pomocy.

- Co to znaczy „cennej”?

- Nie chodzi o pieniądze.

- To, czego pan chce?

- Porozumiejmy się proszę pana. Chcę panu wyjaśnić swoją sytuację.

- A jaka jest pana sytuacja?

- Z jednej strony można by mnie określić, jako przyjaciela rodziny Arligtonów.

- Z jednej strony?

- Tak.

- Są inne?

- Tak. Myślę, że są.

- Jak by pan sam siebie określił?

- Jako człowieka interesu.

- proszę mówić dalej.

- Delany Arligton, stryjek Di, to cudowny człowiek.

- Nie przeczę.

- Jak każdy śmiertelnik starzeje się z każdym przeżytym dniem.

- Nie przeczę.

background image

- Doszedł do wieku, kiedy człowiek czuje się samotny, a przez to jest bardziej wrażliwy.
Wtedy zjawia się pana klientka i robi na nim duże wrażenie. Wszyscy wiemy, że mężczyzna
zahipnotyzowany przez płeć traci poczucie wartości.

- A pan sam nie podlega prawom płci?

- W porządku – roześmiał się Findlay – Interesuje mnie Mildred Arligton. Żenię się z nią.

- I wobec tego – mówił Mason – leży w pana interesie, żeby pieniądze po jej stryju Delany, a
przynajmniej ich większa część przeszły na nią.

- Można to tak określić, jeśli pan chce.

- Ja tylko pytam.

- Racja. Wykładamy przecież karty na stół.

- Niech pan mówi dalej – powiedział Mason.

- Dla pana Selma Anson jest tylko klientką. Nie widzi pan jej wad. Ocenia ją powierzchownie.
To pana przywilej, to pana obowiązek. Ale oto fakty. Selma Anson zamordowała swego męża
Billa Ansona, żeby dostać pieniądze z jego polisy ubezpieczeniowej. Dobrze je wykorzystała.
Jest ambitna, chciwa i bystra. Chce mieć jeszcze więcej pieniędzy, chce wyjść za Delany’a
Arligtona. Kiedy już za niego wyjdzie i nakłoni go do zapisania jej pieniędzy w spadku,
Delany’emu Arligtonowi nie zostanie więcej niż rok życia. Selma Anson to inteligentna
kobieta, sprytnie potrafiąca wykorzystać każdą okazję.

- A pan? – Zapytał Mason.

- Dobra, niech będzie. Jestem inteligentny i sprytnie wykorzystuję wszelkie okazje.

- Dalej – rzekł Mason.

- Prokurator okręgowy chciałby skazać Selmę Anson za zamordowanie męża. Towarzystwo
Ubezpieczeń bardzo by chciało dowieść, że Selma Anson zamordowała męża, i że wobec tego
nie ma prawa do pieniędzy z polisy, a tylko zawiaduje nimi w imieniu Towarzystwa. Ja jestem
w stanie dostarczyć Towarzystwu i prokuratorowi okręgowemu dowodu, jakiego potrzebują.

- Bez komentarza.

- Wiem oczywiście, że jako adwokat nie może wchodzić pan w układy. Ja, jako świadek też
nie mogę zawierać żadnych układów, ale nie mam zamiaru służyć policji za wabik. Nie chcę
sprawiać kłopotów Selmie Anson. To miła gadzina i pełna szacunku, jeśli pominąć pewne jej
cechy. A zresztą, kim ja jestem, żeby ją osądzać.

- Proszę dalej – powiedział Mason.

- Więc jeśli będę zmuszony to zapobiegnę małżeństwu Selmy Anson ze stryjem Delany ’m
Arligtonem. W ten sposób, że pozwolę ją skazać za morderstwo. Bardzo by to odpowiadało
moim celom. Myślę, że jeśli Selma Anson z własnej woli zrezygnuje z Delany’a Arligtona to
znaczy wyjedzie gdzieś, prokurator okręgowy nie będzie miał wystarczających dowodów na
skazanie jej. W każdym razie nie będzie miał, aż tak dużej szansy na wyrok skazujący, jak
wówczas, kiedy mu powiem to, co wiem.

- Nic na to nie odpowiem – rzekł Mason.

background image

- Tym razem powinien pan odpowiedzieć.

- Dobrze - odrzekł Mason – odpowiem. Dość!

- Co to znaczy?

- Dość układów. To znaczy, że mam pana dość. – Powiedział Mason wstając i otworzył drzwi
wejściowe.

- Zaraz, chwileczkę – mówił Findlay. – Nie może mnie pan tak wyrzucić. Ma pan obowiązki
względem klientki. Niech pan nie zapomina. Ma pan obowiązek zawrzeć każdy układ, jaki jest
w jej interesie. A ja mam coś, co…

- Precz - powiedział Mason.

Findlay wstał.

- Mówię panu, że…

Mason groźnie postąpił krok w jego stronę.

- Precz.

Findlay pochwycił błysk w oczach adwokata, odwrócił się i poszedł do drzwi wyjściowych
mówiąc – Będzie pan tego żałował do końca życia.

- Precz – powtórzył Mason.

- Teraz zmusił mnie pan, żebym rozegrał swego asa atutowego.

- Za dwie sekundy, to pan mnie zmusi, żebym zagrał swoim asem – odpowiedział Mason idąc
ku niemu.

Findlay pospiesznie wycofał się na korytarz. Mason zamknął drzwi.

- No i co? – Zapytała Della Street. – Myślisz, że to blef?

Mason potrząsnął głową.

- Myślę, że w ciągu dwudziestu czterech godzin Selma Anson będzie aresztowana pod
zarzutem zamordowania męża.

- Sądzisz, że Findlay ma naprawdę jakiś konkretny dowód?

Mason skinął głową z namysłem.

- Inaczej nie przyszedłby do mnie. Był gotów powiedzieć, co to za dowód, gdybym mu
pozwolił.

- A nie chciałeś mu pozwolić?

- Nie zawiera się układów z ludźmi tej kategorii – powiedział Mason. – Prócz obowiązku
względem klienta mam też obowiązki względem swego zawodu i względem siebie.

- Myślałam, że go uderzysz.

- Ja też tak myślałem – westchnął Mason. – Gdybym go uderzył pewnie żałowałbym tego
przez rok.

background image

- Ale skoro go nie uderzyłeś?

- To będę żałował póki żyję – warknął Mason.

Rozdział szesnasty

Gdy następnego rana Mason wszedł do swego biura Della Street podniosła głowę,
uśmiechnęła się na powitanie i rzekła – Daphne Arligton czeka na ciebie. Siedzi tu od chwili
otwarcia biura. Czekała już w hallu zanim Gertie otworzyła.

- Nie wiesz czasem, o co jej chodzi? – Spytał Mason. – Ta sprawa Arligtonów zaczyna się
komplikować.

- Jest czymś bardzo zdenerwowana. Może by mi powiedziała, czym, ale nie chciała mówić
przy Gertie.

- Przemiły dzieciak – rzekł Mason. – Wprowadź ją.

Della skinęła głową, poszła do poczekalni i wróciła wraz z Daphne Arligton.

- Przepraszam, że musiałaś czekać Daphne – powiedział Mason – ale trochę się dzisiaj
spóźniłem.

- Nie szkodzi proszę pana. Zależało mi tylko, żeby się z panem spotkać zanim no… zanim coś
się zdarzy.

- Na przykład, co? – Spytał Mason.

- Wszystko jest takie poplątane – powiedziała – że nie wiem od czego zacząć, ale dotyczy
George’a Findlaya i oczywiście Mildred, bo George ją zupełnie zahipnotyzował. Mówi jej, co
ma myśleć.

- Można by powiedzieć silny człowiek - rzekł Mason.

- Silny i bez skrupułów. To głównie przez niego tu przyszłam.

Oczy Masona zwęziły się lekko.

- To znaczy, że on chce, żebyś pośredniczyła między mną…

- Nie, nie. Źle mnie pan zrozumiał panie mecenasie. Chcę szczęścia stryjka Di. Tak się składa,
że uważam Selmę Anson za kobietę odpowiednią dla niego. Wiem, że stracę na tym
finansowo, to znaczy myślę, że stracę, ale mimo to chciałbym by się pobrali. Chociaż teraz to
pewnie niemożliwe.

- Dlaczego?

background image

- Selma Anson nie zgodzi się na małżeństwo dopóki ta sprawa wisi jej nad głową, a boję się,
że będzie tak wisiała do końca życia.

- A co z twoim stryjem?

- Zależy mu na niej chyba bardziej niż kiedykolwiek. Chciałby ją bronić i myślę, że wkrótce jej
się oświadczy, a właściwie chyba już to zrobił.

- A Selma nie chciała słuchać?

- Niech pan wejdzie w jej położenie panie Mason. Ten szum w gazetach, wszystkie plotki w
kręgach, gdzie musiałaby bywać, jako żona Delany’a Arligtona. I ta zimna, zacięta nienawiść
większości członków rodziny. Nie wytrzymała by tego. Ich małżeństwo by tego nie
przetrwało. Stryjek Di nie wytrzymałby. Musiałby zmienić poglądy na życie. A przypuśćmy, że
dostałby lekkiej grypy żołądkowej, wie pan, co by się działo? Natychmiast zapukałaby do
drzwi cała procesja bratanków i bratanic, mówiąc: nie dbam o to, co ty stryjku myślisz o
swojej chorobie, ale mam zamiar poddać cię kuracji przeciw zatruciu arszenikiem.

Mason milczał w zamyśleniu.

- I teraz – ciągnęła Daphne – dochodzimy do przyczyny mojego zdenerwowania i mojej
wizyty tak wcześnie z rana. Wiem, że George Findlay przyszedł się z panem zobaczyć i myślę,
że chyba się spodziewał zawrzeć z panem jakiś układ. On uważa, że gdyby Selma Anson za
pańską aprobatą zgodziła się wyjechać w podróż dookoła świata, albo w jakieś miejsce, gdzie
stryjek Di nie mógłby się z nią porozumieć i gdyby on, George przemilczał jakiś dowód, o
którym wie, to cała sprawa powoli by przycichła. Widocznie pan mu ostro i stanowczo
odmówił. Wczoraj weszłam do saloniku po książkę, grałam przedtem w tenisa, byłam w
tenisówkach, więc wchodząc do pokoju nie robiłam hałasu. Nie podsłuchiwałam. Zresztą nie
miałam pojęcia, że ktoś jest w pokoju. Mildred i George siedzieli przytuleni do siebie i
wyglądało na to, że właśnie podjęli jakąś decyzję. Usłyszałam jak George mówi: „I pozwolimy
twojemu stryjowi odkryć dowód, że…”. W tym momencie Mildred spostrzegła mnie i kopnęła
lekko George’a w łydkę. George zrozumiał ostrzeżenie, nawet się nie obejrzał tylko zawahał i
po chwili mówił dalej: „Dowód, że ta inwestycja będzie stratą pieniędzy. To go lepiej
przekona niż słowa”, a Mildred powiedziała: „Ja też tak myślę.” Potem spojrzała w górę i
zapytała: „O co chodzi Daphne?” Ja na to: „Chciałam tylko wziąć książkę”. I wyszłam. Ale
jestem pewna proszę pana, że planują jakieś oszustwo. Chyba chcą podłożyć jakiś dowód
tam, gdzie stryjek Di go odkryje i sam pan wie, co w tej sytuacji by się stało. Stryjek Di
musiałby zameldować policji o tym, co znalazł. Byłby wobec tego świadkiem ich strony,
świadkiem niechętnym, ale stryj Di powie prawdę bez względu na okoliczności. Gdyby jego
zeznanie miało posłać Selmę Anson do więzienia albo…, albo…no trzeba to powiedzieć, do
komory gazowej, sam pan wie, co by było. To właśnie byłoby na rękę Mildred. A Mildred i
George teraz są jakby jedną osobą.

- Mają zamiar się pobrać? – Zapytał Mason.

- Tak. Czasami mam wrażenie, że już są po ślubie. Myślę, że mogli wziąć ślub potajemnie, bo
oni wszystko robią w tajemnicy. Stryjek Di nie lubi George’a. Nie podoba mu się, że Mildred
chce wyjść za niego, że George będzie członkiem rodziny, ale stryjek w wielu sprawach jest
bardzo tolerancyjny, więc czeka, żeby ta sytuacja sama się wyjaśniła. Mildred myśli, że jeżeli
wyjdzie za George’a wyprowadzi się z domu i zamieszka z nim, to stryjek… no może się

background image

uprzedzić do George’a i zacząć faworyzować innych. A wie, że jeżeli wyjdzie za George’a i
wprowadzi go do domu, to zaraz zaczną się niesnaski.

- Kto właściwie mieszka w tym domu? – Zapytał Mason.

- Oczywiście ja, następnie Fowler z Lolitą, Fowler to mój starszy brat. Wszyscy troje
mieszkamy w tym domu. Mam jeszcze drugiego brata tylko rok starszego ode mnie Marvina
Arligtona, który mieszka z żoną w San Francisco. Nieczęsto go widujemy, chociaż przyjeżdża
na uroczystości rodzinne, kiedy tylko może. Ale Rosemary, jego żona lubi spędzać Święto

Dziękczynienia u swoich rodziców. Nie mają jeszcze dzieci. Pobrali się zaledwie trochę ponad
rok temu. W domu poza tym mieszka Mildred.

- Czy to duży dom? – Spytał Mason.

- Ogromne domisko. Ma za dużo pokoi do sprzątania i za dużo gruntu dookoła. Pomagamy w
pracach domowych. Jest przychodząca gosposia i kucharka, ale pracują tylko na dniówkę i
trudno je zatrzymać. W naszych czasach służba to wielki problem.

- Czy to duża posiadłość?

- Pewnie. Kort tenisowy, basen pływacki, domek letni i altana na przyjęcia z rusztem. Taka
wielka, staromodna, nieregularna szopa, ale stryjek Di ją lubi i lubi nas tam gościć.

- Rozumiem, że stryj jest bogaty – upewnił się Mason.

- Bardzo bogaty.

- Lubi przyjmować gości.

- Lubił – odrzekła Daphne. – Ale z powodu trudności ze służbą nie może przyjmować tak jak
kiedyś. Dawniej często zapraszaliśmy na barbecue. Mamy w altanie duże, długie
pomieszczenie ze stołem i wszystkimi urządzeniami do pieczenia mięsa na dworze. Stryjek Di
uwielbia piec steki na ruszcie. Robi to po swojemu. Ma własny przepis na sos, który trzyma w
tajemnicy. Wie pan jak mężczyźni to lubią?

- Wie, wie – uśmiechnęła się Della.

- Myśli pani, że mogą sfałszować jakiś dowód? – Spytał Mason.

- Nie wiem. Wiem tylko, że moja stryjeczna siostra Mildred jest nadzwyczaj przebiegłą
egoistką, a George Findlay to moim zdaniem po prostu tani oszust. Każdego by wykorzystał,
żeby zrobić, co chce. Zrobić i dostać, co chce.

- Ten obiad, na którym został otruty Wiliam Anson miał miejsce w domu twego stryja?

- Tak. To było przyjęcie rodzinne, ale zaproszeni byli też Selma Anson z mężem. Zdaje się, że
chodziło o kupno jakiejś nieruchomości. Wieczór był ciepły, stryjek Di był w świetnej formie,
piekł steki, które przedtem marynował w swoim specjalnym sosie. Lolita zrobiła sałatkę, a
stryjek Di szczególnie lubi jej sałatkę z krabów. Lolita przygotowała ją wcześniej i wstawiła do
lodówki, potem ją wyjęła, żeby wstawić jakieś inne potrawy. Miała zrobić miejsce na sałatkę i
wstawić z powrotem, ale zawołano ją do telefonu, a potem spieszyła się do fryzjera. Sałatkę
nakryła, żeby się do niej muchy nie dostały, ale dzień był naprawdę gorący, a przypuszczalnie
sałatka stała na stole przez całe popołudnie tylko, że Lolita temu zaprzecza. W tych

background image

okolicznościach bardzo trudno będzie udowodnić, że śmierć Ansona nastąpiła na skutek
zatrucia arszenikiem.

- Obiad jedliście w altanie? – Spytał Mason.

- O tak. Mamy tam ruszt i długie stoły z ławkami, światło elektryczne, bieżącą wodę, nawet
barek i kuchnię.

- Wszyscy się pochorowali?

- Ci, którzy jedli sałatkę z krabów mieli trochę kłopotów. Stryjek Di nawet sporo, a biedny pan
Anson był taki chory, że musieli go zabrać do szpitala i tam umarł. Nikt wtedy nie
podejrzewał niczego innego jak zatrucie pokarmowe. Nikt.

- Twój stryj dalej urządza barbecue?

- o Boże, nie! Za nic nie podejdzie do altany. Po tym wszystkim, co się stało tego wieczoru po
prostu zamknął furtkę, założył kłódkę i więcej nie urządzaliśmy przyjęć z pieczeniem mięsa w
ogrodzie.

- A kto tam wtedy był? – Spytał Mason.

- Cała rodzina. Mildred, wtedy jeszcze nie znała George’a Findlaya, mój brat Marvin z żoną
Rosemary i drugi brat Fowler z żoną Lolitą. Oni mieszkają w domu stryjka Di, więc też byli.
Poza tym państwo Ansonowie i stryjek Di rzecz jasna. To chyba wszyscy. Zwykłe przyjęcie
rodzinne z Ansonami, jako jedynymi obcymi.

- I to było przed pojawieniem się George’a Findlaya?

- O tak. Ze trzy albo cztery miesiące wcześniej. Mildred go jeszcze nie znała.

- Pamiętasz coś z tego wieczoru?

- Tylko tyle, że było strasznie gorąco. Wypiliśmy przy barku parę drinków, zjedliśmy obiad,
porozmawialiśmy trochę i zbieraliśmy się do domu. Właśnie wtedy pan Anson zaczął się
skarżyć na żołądek. Było mu coraz gorzej, więc pani Anson postanowiła go zabrać do domu.
Potem stryjek Di dostał skurczów i wkrótce już wszyscy źle się czuliśmy. Wezwaliśmy lekarza,
a on zapytał, cośmy jedli, kiedy wspomnieliśmy o sałatce z krabów powiedział, że jest pewien
zatrucia pokarmowego, że sałatka z krabów najpierw była w lodówce, potem ją wyjęto, a w
takich warunkach bakterie mnożą się bardzo szybko.

- Czy policja sprawdzała urządzenia do barbecue?

- O tak. Tydzień czy dziesięć dni temu przyszło parę panów po cywilnemu, a stryjek Di ich
oprowadzał.

- Czy robili zdjęcia?

- Chyba tak. Robili i oczywiście ten człowiek od ubezpieczeń Herman Bolton był dwa lub trzy
razy.

- A po co dwa lub trzy razy? Czy za pierwszym razem nie obejrzał wszystkiego i nie znalazł
tego, co można było znaleźć?

background image

- Ja też tak myślałam, ale on dwa lub trzy razy wypytywał stryjka Di, a raz poszedł do altany z
rusztem i po prostu siedział tam i się rozglądał. Potem zrobił szkic, a na koniec parę zdjęć.

- No cóż – rzekł Mason – muszę być czujny. Nie wiem jak teraz można podrzucić dowód, ale
na pewno jest coś w tym, co mówisz. Gdyby osobą, która odkryje dowód obciążający Selmę
Anson miałby być twój stryj, to by jej złamało serce.

- Nie mówiąc już, co by to znaczyło dla stryja Di – powiedziała Daphne. – Myślę, że prędzej by
się zabił niż poszedł do sądu z czymś, co by się przyczyniło do skazania Selmy. Pan myśli, że
będzie rozprawa, prawda?

- Obawiam się, że tak. Myślę, że policja powoli, ale dokładnie wszystko rozpracowuje i ma
dość danych, żeby przedstawić sprawę Wielkiej

Ławie

Przysięgłych, która wystosuje akt

oskarżenia.

- To wszystko jest takie straszne, okrutne, takie niesprawiedliwe. Czy pan uważa, że mogą to
zrobić?

- Co masz na myśli?

- Czy mogą skazać Selmę?

- Selma Anson nie jest kobietą, która zabiłaby męża – rzekł Mason. – A w każdym razie nie
posłużyłaby się trucizną. Jeśli nie otruła męża, a uważam, że nie otruła, to bardzo trudno
będzie ją skazać. Z drugiej strony jednak pamiętaj Daphne, że doprowadzono już do
wyroków skazujących i komory gazowej drogą sprytnych manipulacji dowodami.

- Myśli pan, że można kogoś wrobić w morderstwo?

- Myślę, że to bardzo możliwe – odparł Mason.

- Niech pan się postara, żeby nie wrobili Selmy, dobrze. – Poprosiła.

- Zrobię wszystko, co będę mógł. – Przyrzekł Mason.

Rozdział siedemnasty

Paul Drake zatelefonował o drugiej po południu.

- Przygotuj się na złą wiadomość Perry.

- Strzelaj.

- Wielka Ława Przysięgłych oskarżyła Selmę Anson o zamordowanie męża. Nie mogę ci
powiedzieć skąd to wiem, ale wiadomość jest zupełnie świeża.

background image

- Kiedy to się stało?

- Jakieś dwadzieścia minut temu.

- Bardzo ci dziękuję Paul – powiedział Mason. – Przyszedł czas na to, co chcę zrobić.

Położył słuchawkę i rzekł do Delli Street – Oskarżono Selmę Anson. Zadzwoń do niej
natychmiast Dello.

Della wykręciła numer, po chwili czekania pokręciła głową.

- Dała nam jeszcze jeden numer – rzekł Mason. – Spróbuj zadzwonić na ten drugi.

Po chwili Della powiedziała – Jest pod tym numerem. Oto ona szefie.

- Mówi Perry Mason. Proszę pani ile ma pani pieniędzy w gotówce?

- Jeśli pan potrzebuje…

- Nie ja – przerwał Mason – pani będą potrzebne.

- Mogę w razie potrzeby podjąć sporą sumę.

- Sto tysięcy dolarów?

- Tak.

- W ciągu półgodziny?

- Muszę tylko wypisać dwa czeki.

- Niech pani łapie książeczkę czekową i przyjeżdża tu jak najprędzej. Ile czasu to pani zajmie?

- Około półgodziny.

- Proszę przyjechać szybciej, jeśli się pani uda – rzekł Mason. Powiesił słuchawkę, wstał i
zaczął chodzić po pokoju. Mniej więcej po dziesięciu minutach zadzwonił do Paula Drake’a.

- Paul – powiedział – chcę dać ogon George’owi Findlayowi.

- Jak długi?

- Aż ci powiem, że wystarczy. Daj tylu ludzi ile będzie trzeba.

- Wiesz, że śledzenie kosztuje. Trzeba mieć trzech ludzi na ośmiogodzinne zmiany. Dać im, co
parę godzin dziesięć minut przerwy.

- Nie opowiadaj mi o swoich trudnościach – powiedział Mason – mam własne problemy.
Przyczep ogon Findlayowi.

- Się robi – powiedział Drake i wyłączył się.

Mason odwrócił się do Delli Street.

- Znajdź porucznika Tragga z Wydziału Zabójstw.

Skinęła głową i po chwili rzekła – Jest na linii.

- Witam poruczniku – powiedział Mason – chciałbym z panem porozmawiać.

background image

- O czym?

- O morderstwie.

- Zawsze chętnie pogadam o morderstwie. To jakieś konkretne morderstwo?

- Prawdopodobnie – odparł Mason. – Czy może pan poczekać na mnie w biurze trochę ponad
pół godzinki?

- To ważne? – Spytał Tragg.

- Ważne. Kiedy pan usłyszy, co mam do powiedzenia, sam pan uzna, że całkiem ważne.

- Poczekam – obiecał Tragg.

Mason powiesił słuchawkę, a dziesięć minut później telefon zadzwonił i Gertie powiedziała –
W recepcji jest pani Anson.

Mason wyszedł się przywitać, wprowadził ją do swego biura, zamknął drzwi i oznajmił

– Proszę się przygotować na wstrząs. Wielka Ława Przysięgłych oskarżyła panią o
zamordowanie męża.

Twarz jej pobladła, zachwiała się, więc Della Street objąwszy ją wpół podprowadziła do
krzesła.

- A teraz – mówił Mason – musi pani słuchać i robić dokładnie to, co powiem. Postaram się,
żeby zwolniono panią za kaucją. W tym celu muszę wszystko starannie wyreżyserować.

- Nie wiedziałam, że w sprawie o morderstwo można zwalniać za kaucją.

- To leży w gestii sędziego – odparł Mason. – Nie wiem, jakie są dowody przeciw pani.
Najwyraźniej mają coś, o czym nie wiemy. Nasza strategia polega na uprzedzeniu ciosów.
Chcę, żeby teraz pojechała pani ze mną i chcę, żeby się pani w ogóle nie odzywała, kiedy
mnie nie ma, a pozostawiła mnie udzielanie odpowiedzi, kiedy jestem. Wszystkie swoje
wypowiedzi ograniczy pani do stwierdzenia: odpowiedzi udziela pan Mason. A teraz
postaram się zabrać panią tylnym wyjściem, bo czuję, że to może być bezpieczniejsze.

Wziął słuchawkę i powiedział – Gertie połącz mnie z dozorcą. – Kiedy miał już na linii dozorcę
rzekł – Tu Perry Mason. Czy może pan wjechać na moje piętro windą towarową? Chcę, żeby
pan coś stąd zabrał.

- Co takiego? – Zapytał podejrzliwie dozorca.

- Dwudziestodolarówkę.

Przez chwilę była cisza, potem dozorca odparł – Już się robi panie mecenasie.

Mason skinął głową i rzekł do Delli Street – Trzymaj się Dello. Pamiętaj, że pana Masona nie
ma. Nie wiesz gdzie jest i kiedy wróci. A teraz zjedź szybko windą na dół, złap taksówkę, każ
kierowcy skręcić w aleję i stanąć od strony wejść służbowych z tyłu domu.

Della Street kiwnęła głową i pobiegła do windy.

Mason ujął panią Anson dłonią mocno pod łokieć i poprowadził ją w lewo na tyły budynku.
Dozorca z szerokim uśmiechem na twarzy już czekał w otwartej windzie towarowej. Mason

background image

wręczył mu dwadzieścia dolarów. Dozorca podziękował i z zaciekawieniem zerkał na Selmę
Anson. Drzwi windy zasunęły się i zjechali do piwnicy, skąd tylnym wyjściem Mason
wyprowadził panią Anson na ulicę. Zza rogu wyjechała taksówka. Mason skinął na kierowcę i
w chwilę później wsiadał z panią Anson do auta.

- Na Komendę Główną Policji – powiedział.

Kierowca obejrzał się, rozpoznał go i rzekł – Tak proszę pana. – I wyprowadziwszy wóz z alei
na ulicę, szybko i sprawnie dojechał do komendy policji. Mason wprowadził panią Anson do
biura porucznika Tragga.

- Poruczniku to jest ta pani, którą nie miał pan okazji poznać w El Paso. Oto Selma Anson.

Tragg usiłował opanować zdumienie.

- Dzień dobry pani.

Mason powiedział – Dowiedzieliśmy się, że Wielka Ława Przysięgłych oskarżyła panią Anson.
Jesteśmy tu, żeby się oddać policji i prosić, aby pani Anson została zarejestrowana i zabrana
przed najbliższego sędziego pokoju. Natychmiast.

- No to już jest sprawa prokuratora okręgowego – rzekł Tragg.

- Dobrze. Proszę zawiadomić prokuratora, ale chcę, żeby w aktach odnotowano, że pani
Anson zgłosiła się dobrowolnie.

- A skąd dowiedzieliście się o oskarżeniu? – Spytał Tragg.

- Czy nie mówiono o tym w radio? – Zapytał Mason.

- Na pewno nie – odparł z naciskiem Tragg.

W pokoju prasy już ktoś szepnął, że do biura Tragga wszedł Mason z jakąś kobietą i
dziennikarze zaczęli się zbierać w korytarzu. Tragg westchnął otworzył drzwi i powiedział –
Chodźcie chłopcy, to pan Perry Mason, adwokat. Jest z nim jego klientka Selma Anson.
Zgłosiła się sama. Jest oskarżona o morderstwo pierwszego stopnia. Oskarżyła ją Wielka
Ława. Dzwonię do prokuratury okręgowej.

- I mamy zamiar – dodał Mason – natychmiast zarejestrować panią Anson i zabrać ją przed
oblicze najbliższego sędziego pokoju.

- Jak powiedziałem to już sprawa prokuratora okręgowego.

- Sprawa policji – podkreślił stanowczo Mason – oraz prokuratora okręgowego.

Dziennikarze zaczęli strzelać fleszami i zadawać pytania. Mason potrząsnął głową.

- Żadnych pytań panowie. Pani Anson złoży oświadczenie we właściwym czasie, we
właściwym miejscu i we właściwy sposób.

Do grupy dołączył zastępca prokuratora okręgowego, który akurat znajdował się w budynku.
Tragg wyjaśnił mu, co się dzieje. Panią Anson zabrano na oddział kobiecy aresztu, spisano jej
dane i pobrano odciski palców, a potem na nalegania Masona zabrano do sędziego pokoju.

- Proszę sądu reprezentuję Selmę Anson – powiedział Mason. – Została oskarżona przez
Wielką Ławę o morderstwo pierwszego stopnia. Nie ma ani cienia dowodu na poparcie

background image

oskarżenia i mam zamiar wykazać to, kiedy przyjdzie do rozprawy. Tymczasem jednak ta
bardzo subtelna, bardzo wrażliwa kobieta, która w życiu nie zasłużyła nawet ukaraniem
mandatem drogowym została oskarżona o zbrodnię i mimo szoku pospieszyła zgłosić się na
policję i oddać do dyspozycji sądu.

- O co panu chodzi? – Zapytał sędzia.

- Uważam, że w tym wypadku oskarżona powinna być zwolniona za kaucją.

- Nie wolno stosować kaucji w sprawach o morderstwo pierwszego stopnia – powiedział
zastępca prokuratora okręgowego.

- To leży w gestii sądu – odparł Mason. – Ta oto kobieta zgłasza się dobrowolnie. Jest gotowa
wpłacić każdą rozsądną sumę, jako kaucję. Jak sądowi wiadomo celem kaucji nie jest karanie.
Człowiek, który staje przed sędzią pokoju, żeby uzyskać zwolnienie za kaucją nie został
jeszcze uznanym winnym. Sędzia pokoju ma tylko zorientować się w faktach sprawy,
warunkach i ustalić wysokość kaucji, której celem jest wyłącznie zapewnienie obecności
oskarżonej na rozprawie. W tym wypadku oskarżona stawiła się dobrowolnie. Jest gotowa
wpłacić kaucję nie w postaci gwarancji, lecz w twardej gotówce.

- Ile pan proponuje? – Spytał sędzia.

- Jesteśmy gotowi wpłacić pięćdziesiąt tysięcy dolarów kaucji.

Zastępca prokuratora zerwał się na nogi.

- Wysoki Sądzie to kpiny! Mamy sprawę o morderstwo pierwszego stopnia. Żadna suma
pieniędzy nie zapewni obecności oskarżonej na rozprawie o morderstwo pierwszego stopnia,
kiedy można wnosić o karę śmierci.

- Czy prokuratura ma zamiar wnosić o karę śmierci w tej sprawie? – Spytał Mason.

- Nie wiem – odparł zastępca prokuratora. – Nie miałem okazji omówić tego z moim szefem.
Wiem tylko tyle, że jest to oskarżenie o morderstwo pierwszego stopnia.

- Jeśli pan nie wie, czy będziecie żądać kary śmierci – mówił Mason – to niech pan nie usiłuje
wpływać na sędziego, mówiąc o karze za morderstwo pierwszego stopnia.

Sędzia, który uważnie przyglądał się pani Anson rzekł do zastępcy prokuratora – Ma pan coś
przeciwko na ustaleniu kaucji na sumę pięćdziesiąt tysięcy dolarów?

- Oczywiście, że mam. Uważam, że to za mało. Nie sądzę, by w tym przypadku w ogóle
można stosować kaucję.

- Oskarżona jest zwolniona za kaucją w wysokości stu tysięcy dolarów w gotówce – zarządził
sędzia – lub w zabezpieczeniu wysokości.

- Mamy pieniądze - powiedział Mason. – Pani Anson wypisze czeki w ciągu paru minut.
Można sprawdzić, czy mają pokrycie.

- Bardzo dobrze – rzekł sędzia. – Oskarżona jest zwolniona za kaucją po przedstawieniu
zweryfikowanych czeków na sumę stu tysięcy dolarów.

Mason skłonił się poważnie.

background image

- Dziękuję Wysoki Sądzie.

Rozdział osiemnasty

Perry Mason podprowadził panią Anson do krzesła stojącego tuż przy stole obrońcy.

- Nie ma ławy przysięgłych? – Zapytała.

- Nie ma – odparł Mason. – Sprawę będzie rozpatrywał sędzia Liland Krauder.

- Czy nie powinno tu być ławy przysięgłych?

- To zależy – odrzekł Mason. – Kiedy walczymy w sprawie zupełnie prostej, w której
oskarżyciel ma wszelkie dane, by prowadzić rzecz po swojemu lepiej, gdy sądzi ława
przysięgłych. Możemy czasem zyskać jej współczucie albo przeciągnąć na swoją stronę jedną
czy dwie osoby spośród dwunastu sędziów i w ten sposób uzyskać niejednomyślność. Ale w
tym wypadku nie chcę ławy przysięgłych dla tego, że pani odpowiada z wolnej stopy.

- A co to za różnica?

Mason uśmiechnął się, obejrzał zatłoczoną salę i popatrzył na zegarek.

- Sędzia Krauder trochę się spóźnia. Zazwyczaj jest uosobieniem punktualności. Krauder lubi
zamykać przysięgłych w odosobnieniu. W sprawach, które mogą liczyć na duże
zainteresowanie prasy, sędzia na pewno zamknie przysięgłych na czas procesu.

- No to, co? – Zapytała.

- Niech pani sobie wyobrazi efekt psychologiczny – mówił Mason – zwłaszcza, gdy niektórzy
przysięgli zaczną się zastanawiać nad dowodami oskarżyciela i oceniać je powierzchownie. Tu
oskarżona o morderstwo lata sobie po mieście wolna jak ptaszek, chodzi do nocnych klubów
na kolacje, a tymczasem przysięgli siedzą zamknięci całą grupą jak stado baranów. To by się
im nie podobało.

- Tak, rozumiem. Ale panie mecenasie ja muszę zostać na wolności. To strasznie ważne.

- Spróbuję przekonać sędziego, żeby przedłużył zwolnienie za kaucją na cały czas procesu –
odpowiedział Mason. – Nie wiem czy mi się uda.

- Panie mecenasie, jeśli sąd mnie skaże, jeśli będę musiała iść do więzienia albo choćby do
aresztu na czas procesu to umrę, po prostu umrę.

- E, tak źle nie będzie – uśmiechnął się Mason. – Przynajmniej areszt na czas procesu.

- Mówię panu, że nie zniosę tego. Nie pójdę do więzienia.

- Jeśli sędzia tak zarządzi, to będzie pani musiała.

background image

- Nie będę. Zabiję się.

- Mówi pani poważnie?

- Zupełnie. Śmiertelnie poważnie.

- Zrobię dla pani, co będę mógł, ale oskarżyciel ma w rękawie jakiegoś asa. Nie wiem, co to
jest, ale oni zdaje się są pewni, że to wystarczy do uzyskania wyroku skazującego.

- Jaki jest sędzia Krauder? Uczciwy?

- Absolutnie uczciwy – odparł Mason. – Więcej, ma szerokie poglądy. Jeżeli uważa, że wedle
wszelkiego prawdopodobieństwa oskarżony jest winien, ale nie można z czystym sumieniem
powiedzieć, że dowody świadczą o winie ponad wszelką wątpliwość, zwalnia go. Oskarżyciele
nie lubią Kraudera. Mówią, że…O, już idzie.

Zastępca szeryfa stuknięciem dał zebranym znak, żeby wstali i rozpoczął formułę rozpoczęcia
sesji sądowej. Sędzia Krauder zgarnął togę, usiadł na ławie sędziowskiej i skinął na niego.

- Proszę usiąść - powiedział zebranym zastępca szeryfa.

- Sprawa Stanu Kalifornia przeciwko Selmie Anson – oznajmił sędzia Krauder. – Czy oskarżona
jest obecna i ma obrońcę?

- Tak Wysoki Sądzie – odpowiedział Mason. - Oskarżona jest obecna i ja jestem jej obrońcą.

- Oskarżyciel jest gotów? – Zapytał sędzia.

Wstał Alexander Hilton Drew, zastępca prokuratora okręgowego, który z wielkim
powodzeniem występował w bardziej spektakularnych procesach.

- Ja reprezentuję urząd Prokuratury Okręgowej – rzekł.

- Dobrze, zaczynamy – ogłosił sędzia Krauder.

Selma Anson szepnęła nagle do Masona – Ten sędzia wygląda strasznie przerażająco.

- Niech pani nie zważa na pozory – pocieszył ją Mason. – Wygląda srogo, ale serce ma wielkie
i jeszcze jedną zaletę.

- Jaką?

- Wierzy w rezultaty badań wariografem przeprowadzanych przez inteligentnego fachowca i
wie, że Duncan Monroe zna się na swojej robocie.

- O, teraz rozumiem – szepnęła Selma.

- Za pozwoleniem Wysokiego Sądu – zaczął Alexander Drew. – Ponieważ sprawę rozpatruje
sąd bez udziału ławy przysięgłych nie będziemy składać oświadczeń wstępnych, tylko po
prostu pozwolimy kolejnym dowodom mówić za siebie.

- Bardzo dobrze – rzekł sędzia Krauder. – Niech pan wezwie swojego pierwszego świadka.

- Wzywamy doktora Borlanda C. Doesa – powiedział Drew.

Gdy doktor Does złożył przysięgę, Mason powiedział – W przesłuchaniu krzyżowym
będziemy chcieli ustalić wiarygodność doktora, jako świadka.

background image

- Proszę bardzo – parsknął Drew, po czym zwrócił się do swego świadka. – Panie doktorze,
pan był dobrym znajomym Williama Harpera Ansona?

- Tak.

- Znał pan też oskarżoną Selmę Anson?

- Tak, proszę pana.

- Jakie związki łączyły panią Selmę Anson z Williamem Ansonem?

- Byli małżeństwem.

- Teraz William Harper Anson nie żyje?

- Tak.

- Pan go leczył w ostatniej chorobie?

- Tak jest.

- A gdzie umarł?

- W szpitalu imienia Nixona.

- Jaka była przyczyna śmierci?

- Zatrucie arszenikiem.

- Kiedy pan ostatnio widział zwłoki Williama Harpera Ansona?

- Mniej więcej dobę po ekshumacji.

- Czy przeprowadzał pan autopsję razem z innym lekarzem?

- Tak. Pracowałem razem z lekarzem wyznaczonym przez koronera.

- Czy orientuje się pan na ile czasu przed śmiercią trucizna została spożyta?

- Sądząc ze stanu zwłok oraz historii tego przypadku na ile ją znam, powiedziałbym, że
trucizna została spożyta dwadzieścia godzin przed śmiercią.

- Czy pan wie, gdzie był William Anson w tym czasie, to jest dwadzieścia godzin przed
śmiercią?

- Wiem tylko to, co mi podał pacjent w trakcie wywiadu.

- Świadek jest do pana dyspozycji – zwrócił się Drew do Masona.

- Jest pan zupełnie pewien, że przyczyną śmierci było zatrucie arszenikiem? – Zapytał doktora
Mason.

- Tak.

- Leczył pan denata podczas jego ostatniej choroby i podpisał pan świadectwo zgonu?

- Owszem.

- I w świadectwie zgonu stwierdził pan, że przyczyną śmierci były zaburzenia żołądkowo-
jelitowe, czyli ostra niestrawność?

background image

- Teraz wiem więcej niż wówczas.

- Proszę odpowiedzieć na pytanie doktorze. Podpisał pan świadectwo stwierdzające zgon z
powodu zaburzeń żołądkowo-jelitowych, czy tak?

- Tak.

- W tedy nie przyszło panu do głowy żadne zatrucie arszenikiem?

- Nie, proszę pana. Nie miałem powodu tego podejrzewać.

- Co, więc sprawiło, że zmienił pan zdanie, doktorze?

- Analiza, której dokonaliśmy po ekshumacji zwłok.

- Znaleźliście arszenik?

- Tak.

- I ze względu na coś, co panu powiedział lekarz wyznaczony przez koronera zgodził pan z
nim swoje zdanie?

- No przecież znaleźliśmy arszenik!

- Kto go znalazł?

- Obaj robiliśmy autopsję.

- Kto robił analizę toksykologiczną?

- Biuro koronera.

- I przyjął pan na słowo obecność arszeniku?

- Tak.

- I natychmiast zmienił pan pogląd na przyczynę śmierci?

- Jeśli pan tak chce to ujmować, to owszem. Wszyscy popełniamy omyłki.

- Ale jest pan pewien, że teraz się pan nie myli, panie doktorze?

- Nie sądzę.

- Ale kiedy popełnił pan błąd podpisując świadectwo zgonu był pan tak samo pewien swojej
racji jak i teraz, prawda?

- Chyba tak.

- Dziękuję panie doktorze. To wszystko.

Drew wezwał Hermana Bolta, pokazał polisę ubezpieczeniową na życie Williama Harpera
Ansona, wymienił datę śmierci oraz fakt, że oskarżona Selma Anson, która przeżyła męża
dostała sto tysięcy dolarów z ubezpieczenia.

- Czy omawiał pan z oskarżoną Selmą Anson okoliczności, które doprowadziły do śmierci? –
Spytał Boltona.

- Tak, proszę pana.

background image

- Co panu powiedziała? Proszę powtórzyć możliwie dokładnie jej słowa.

- Powiedziała, że była z mężem na barbecue w domu Delany’a Arligtona, że jednym z
przygotowanych dań była sałatka z krabów, że tę sałatkę pozostawiono zbyt długo w gorący
dzień poza lodówką, i że jest pewna, iż mięso się zepsuło.

- Czy mówiła panu na ile czasu przed śmiercią odbywało się to barbecue?

- Około dwudziestu godzin.

- Może pan teraz przesłuchać świadka.

- Nie mam pytań – odrzekł Mason.

- Wezwiemy żonę pana Fowlera Arligtona – powiedział Drew.

Do miejsca dla świadków podeszła Lolita Arligton. Smutna i przygnębiona.

- Pani ma na imię Lolita? – Spytał Drew.

- Tak, proszę pana.

- Jeśli Wysoki Sąd pozwoli chciałbym ustalić powiązania rodzinne – wyjaśnił Drew. – Pani
mężem jest Fowler Arligton.

- Tak jest.

- To najstarszy syn Duglasa Arligtona, który jest, a raczej był bratem Delany’ego Arligtona?

- Tak.

- A Delany Arligton jest pani stryjem przez powinowactwo?

- Tak.

- Pani mieszka z mężem u Delany’ego Arligtona?

- Tak, proszę pana.

- Czy to duży dom?

- Ogromny.

- Od południowej strony domu jest altana z rusztem do barbecue, stołem, krzesłami,
oświetleniem i wszystkim, co potrzebne do urządzania przyjęć na dworze?

- Tak

- Proszę oto fotografia. Czy pani to rozpoznaje?

- Tak. To zdjęcie altany.

- A to jest zdjęcie domu Delany’ego Arligtona.

Przyjrzała się zdjęciu.

- Tak.

- A to inne ujęcie.

background image

- Tak.

- To pod jeszcze innym kątem.

- Tak.

- Wysoki Sądzie proszę o włączenie tych zdjęć do dowodów i nadaniem im odpowiednich
numerów.

- Nie zgłaszam sprzeciwu – rzekł Mason.

- Zatwierdzone – zdecydował sędzia Krauder.

- A więc czy znała pani Wiliama Ansona za jego życia?

- Znałam. Poznałam go w domu stryja Di. Kiedy mówię stryj Di mam na myśli Delany’a
Arligtona. Więc stryjek Di zaprosił go na barbecue, czyli na pieczenie mięsa, które miało być
przyjęciem rodzinnym.

- Gdzie się odbywało?

- W altanie przeznaczonej na barbecue.

- Pamięta pani, o której godzinie?

- Było koło ósmej wieczorem.

- Światła się paliły?

- O, tak.

- I od czasu do czasu rozmawiała pani z oskarżoną Selmą Anson?

- Tak.

- I próbowała ją pani pociągnąć za język?

- Zależy, co pan przez to rozumie. Mieszkam z mężem w domu Delany’ego Arligtona. Na
przyjęciach, które wydaje pełnię rolę pani domu i w tej roli starałam się zabawiać Selmę
Anson. Pytałam o jej zainteresowania.

- I co pani powiedziała o swoich zainteresowaniach?

- Bardzo lubi kolekcjonować ptaki. Obserwowała je i miała jakąś pułapkę, w którą mogła je
chwytać nie uszkadzając skórek.

- Mówiąc, że lubiła kolekcjonować ptaki, ma pani na myśli, że je zabijała?

- Tak. Kiedy znalazła okaz, który chciała mieć w swoim zbiorze robiła coś, co się nazywa
kolekcjonowaniem ptaka.

- To znaczy, że go zabijała?

- Tak. Zabijała i zdejmowała skórkę.

- Selma Anson powiedziała pani, że zdejmuje z nich skórę.

- Tak. Z wielu z nich.

background image

- I preparuje je środkiem konserwującym.

- Tak.

- Czy mówiła, jaki to środek?

- Tak. Wspomniała nazwę, to był Faderfirm.

- Czy mówiła, jaki jest jego skład?

- Powiedziała, że miedzy innymi jest tam arszenik, i że arszenik to jeden z najlepszych
środków konserwujący skórę, jaki udało jej się znaleźć.

- Słyszała pani jak mówiono tu w sądzie i nie tylko tu o sałatce z krabów?

- Tak, proszę pana.

- Kto ją zrobił?

- Ja. Mogę dodać, że stryj Di przepada za moją sałatką z krabów. Kiedy urządzamy przyjęcie
zjada jej mnóstwo. Robię całą masę, żeby starczyło dla wszystkich.

- I tego dnia zrobiła pani sałatkę z krabów?

- Tak.

- Nawiasem mówiąc to było piętnastego września?

- Tak.

- Było dość ciepło, żeby jeść na dworze?

- O, tak.

- To było w okresie czasu letniego?

- Tak, proszę pana.

- O której zaczęło się przyjęcie?

- Zaczęliśmy jeść krótko przed ósmą według czasu letniego.

- A piliście coś przed jedzeniem?

- Tak. Piliśmy drinki pod chrupki ziemniaczane z sosem serowym.

- I wtedy też podano sałatkę z krabów?

- Tak.

- W jaki sposób?

- Byłam w kuchni na końcu altany. Miałam wielką miskę sałatki, nakładałam ją na miseczki, a
pani Anson i Mildred roznosiły je i stawiały na miejscach, gdzie cała rodzina miała zasiadać.

- Czy miejsca były wyznaczone?

- Miejsca członków rodziny są stałe, na ławie są wypisane imiona osób tak, że każdy ma
swoje miejsce.

background image

- Więc mówi pani, że Selma Anson, oskarżona pomagała przy noszeniu tej sałatki z krabów?

- Zaniosła niektóre talerze. Pamiętam jak jej mówiłam, że ta największa porcja jest dla stryja
Di, bo bardzo lubi sałatkę. A ona powiedziała, że jej mąż też strasznie ją lubi.

- Nie wie pani, czy to ona rozniosła talerze z sałatką?

- Nie sądzę, żeby rozniosła wszystkie sałatki. Chyba pomogła roznieść tylko niektóre. Ja
zajmowałam się rozkładaniem na talerze i przygotowaniem francuskiej bułki do zapiekania.
Owijamy ją w folię aluminiową, wkładamy do środka masło. Byłam bardzo zajęta
przygotowywaniem posiłku, nie mogę potwierdzić czy oskarżona rozniosła wszystkie sałatki.
Ale pamiętam, że wzięła i zaniosła kilka i bardzo dobrze pamiętam ten epizod z brudnym
talerzem.

- Czy może pani powiedzieć, co to za epizod z brudnym talerzem? – Spytał Drew.

- Pamiętam, że kiedy sprzątałyśmy ze stołu Selma Anson zbierała talerze. Wyciągnęła do
Mildred rękę z talerzem i powiedziała: „Mój mąż po prostu pożerał sałatkę. Mówił, że to
najwspanialsza sałatka z krabów, jaką jadł w życiu” i…i wtedy upuściła talerz.

- Gdzie upuściła? Na ziemię?

- Nie w tej części altany jest podłoga z cegieł.

- I co się stało z talerzem?

- Potłukł się.

- A co ze skorupami?

- Selma Anson powiedziała: „Och, przepraszam bardzo.” A ja powiedziałam: „Niech pani rzuci
skorupy do śmietnika” i zdjęłam pokrywę z pojemnika, którego używamy na odpadki trwałe.

- Tak. Jednego używamy na puszki i odpadki trwałe, a drugi jest na resztki jedzenia.

- Co się działo w altanie po barbecue?

- Wszyscy się pochorowali po sałatce z krabów i wtedy winiłam za to siebie. Lodówka była
pełna wyjęłam, więc sałatkę. Chciałam powiedzieć Mildred, żeby ją wstawiła do drugiej
lodówki, tej w piwnicy, ale obie Mildred i ja miałyśmy tego popołudnia iść do fryzjera no i po
prostu zostawiłam sałatkę na stole kuchennym i obie zapomniałyśmy o niej, aż do powrotu
od fryzjera.

- A potem?

- Zaraz po powrocie wstawiłyśmy ją znowu do lodówki.

- Proszę mi teraz powiedzieć coś więcej na temat altany. Czy potem jeszcze jej używaliście?

- Po śmierci pana Ansona stryjek Di był bardzo załamany. Powiedział, że nie chce więcej
pieczenia mięsa w altanie i w ogóle nie będzie urządzał przyjęć. Zamknął drzwi altany i
założył kłódkę.

- I jak długo kłódka tam była?

- Jest do dzisiaj.

background image

- Kto ma klucze?

- Klucze są w domu, więc my możemy tam wejść, ale nikt obcy nie może się dostać do
środka.

- Czy teraz może nam pani powiedzieć coś więcej o tym potłuczonym talerzu, z którego pan
Anson jadł sałatkę?

- Owszem mogę. Parę dni temu przyszli policjanci, powiedzieli mi, że prowadzą śledztwo w
sprawie śmierci pana Ansona. Pytali, co o tym wiem i powiedziałam wszystko. Potem ich szef
porucznik Tragg z Wydziału Zabójstw pytał mnie o altanę i o to, co się tam stało i czy ktoś
później wyrzucał śmieci. Powiedziałam, że pojemnik z resztkami żywności opróżnili
śmieciarze, ale trwałe odpadki usuwamy zazwyczaj dopiero, kiedy pojemnik jest pełen.

- I co dalej.

- Porucznik Tragg poprosił, żebym go zaprowadziła do altany. Wzięłam klucz i otworzyłam
drzwiczki. Zajrzał do pojemnika na trwałe śmiecie. Było tam kilka starych puszek po piwie i
ten stłuczony talerz.

- Ten sam stłuczony talerz? – Spytał Drew.

- Tak jest. Ten sam.

- Po czym go pani poznała?

- Znam nasze naczynia. Wiem, jakie mają wzorki i pamiętam bardzo wyraźnie, jak stłukł się
ten talerz na trzy kawałki.

- I co z nim zrobił porucznik Tragg?

- Zabrał go ze sobą.

- Nie wie pani, co się z nim dalej działo?

- Nie. Porucznik Tragg kazał mi zamknąć altanę tak jak poprzednio i nie wpuszczać tam
nikogo ani nikomu nie mówić o talerzu.

- I tak pani zrobiła?

- Tak.

Drew zwrócił się do Perry’ego Masona – Może pan pytać.

- Czy to pani nie dziwi – zapytał Mason panią Arligton – że taką piękną altanę trzyma się
zamkniętą tylko dlatego, że jacyś ludzie zatruli się zepsutą sałatką i ktoś z nich umarł?

- Ale to nie było zatrucie pokarmowe – odpowiedziała – to było otrucie umyślne.

- Zatem w tych okolicznościach nie wydawało się pani dziwne, że altana pozostaje
zamknięta?

- Nie.

- W takim razie – rzekł Mason – musiała pani już rok temu wiedzieć, że to nie było zatrucie
pokarmowe.

background image

Świadek zawahał się, poruszył na krześle i powiedział – Nie. Dowiedziałam się o tym dopiero
niedawno.

- Ale nie dziwiło pani, że altana jest zamknięta na stałe?

- No owszem – ustąpiła – to było dziwne, ale tak chciał stryj Di.

- Dziękuję pani – rzekł Mason – to wszystko.

Alexander Drew wysoki, chłodny i imponujący wstał i oznajmił – Teraz wezwiemy na świadka
porucznika Tragga.

Porucznik Tragg wystąpił niosąc zapieczętowany pakiet. Po złożeniu przysięgi usiadł na
miejscu dla świadków, podał swoje dane, adres, czas służby w Wydziale Zabójstw, po czym
Drew zaczął przesłuchanie.

- Czy zna pan świadka, który zeznawał poprzednio, przed panią Arligton?

- Znam.

- Czy zna pan panią Arligton?

- Znam.

- Gdzie ją pan poznał?

- W domu Delany’ego Arligtona. Może należałoby mówić w rezydencji.

- W jakich okolicznościach?

- Prosiłem, żeby pokazała mi altanę, w której odbywało się barbecue tę, w której otruto
Williama Ansona.

- Czy pokazała panu?

- Tak.

- Co pan tam znalazł?

- Furtkę zamkniętą na klucz. Pani Arligton miała klucz. W środku znajdowało się kompletne
wyposażenie do pieczenia mięsa na świeżym powietrzu. Była też kuchenka gazowa do
podgrzewania kawy, maszynka do robienia lodów, przenośny barek i oczywiście bardzo
ozdobny ruszt. Stół, ławy i parę rozkładanych krzeseł.

- wszystko kryte na wypadek deszczu?

- Tak jest.

- Co jeszcze pan tam znalazł?

- Otworzyliśmy pojemnik, w którym były śmieci trwałe, jak powiedziała pani Arligton i
znaleźliśmy potłuczony talerz.

- Wie pan coś na temat tego talerza?

- Tylko to, co powiedziała pani Arligton.

- Ma pan ten talerz ze sobą?

background image

- Mam.

- Czy możemy go zobaczyć?

Porucznik Tragg otworzył pakiet i pokazał talerz rozbity na trzy kawałki.

- Jest w tym samym stanie, w jakim go pan znalazł?

- Niezupełnie – powiedział porucznik Tragg – Jak pan widzi badano obecność odcisków
palców.

- Czy znaleźliście jakieś odciski palców? Czy można było uzyskać na tyle wyraźne odciski, żeby
określić, kto go trzymał w ręku?

- Tak panie prokuratorze. Sos sałatkowy wysechł na twardą jak lakier substancję i w tej
zaschniętej substancji odciski palców utrwaliły się doskonale.

- Czyje odciski znaleźliście?

- Znaleźliśmy dwa bardzo dobre odciski palców, które sfotografowaliśmy tak, że można je
było zidentyfikować.

- Kim są ludzie, których odciski zidentyfikowano?

- Jedną jest oskarżona Selma Anson.

- A drugi odcisk?

- Był odciskiem palca zmarłego Williama Ansona.

- Czy znaleźliście coś jeszcze?

- Poddaliśmy talerz analizie chemicznej.

- Z jakim rezultatem?

- Wolałbym, żeby na ten temat złożył raport toksykolog. Ja byłem tylko świadkiem.

- Czy ktoś jeszcze widział ten talerz, zajmował się nim?

- Tak, proszę pana. Pan Rayburn Hobs.

- Kim jest pan Rayburn Hope, jeśli wolno spytać?

- Jest inżynierem chemikiem i prezesem spółki chemicznej Hobsa.

- I on widział ten talerz?

- Tak, proszę pana.

- Badał go?

- Tak.

- W pańskiej obecności?

- W mojej obecności.

- A może pan przysiąc, że to był ten sam talerz?

background image

- Mogę przysiąc, że to ten sam talerz wydobyty z pojemnika na trwałe śmieci.
Zabezpieczyłem go. Trzymałem w zapieczętowanej kopercie i wyjmowałem tylko do celów
badawczych. Miałem go pod kluczem w swoim biurze.

- Prosimy by potłuczony talerz składający się z trzech kawałków został zaliczony do
dowodów, jako dowód oskarżenia numer pięć A, pięć B, pięć C – rzekł Drew.

- Nie wnoszę sprzeciwu – powiedział Mason.

- Zatwierdzam – zarządził sędzia Krauder.

- Może pan przesłuchać świadka – zwrócił się Drew do Masona.

- Czy to nie jest niezwykłe, że odciski palców pozostały tak długo na tym talerzu?

- Bardzo niezwykłe. Ale niezwykłe były też warunki, w jakich powstały.

- Jakież to były warunki?

- Sałatka była polana sosem i trochę sosu znalazło się na palcach osoby, która trzymała talerz
zostawiając przy tym niewidoczne ślady. Potem sos zasechł utrwalając ślad niewidocznych
odcisków.

- Znalazł pan odciski palców dwóch osób?

- Tak.

- Można je zidentyfikować?

- Jak najbardziej.

- Do kogo należały?

- Był tam odcisk palca wskazującego prawej ręki Williama Ansona oraz kciuka prawej ręki
oskarżonej.

- A inne odciski?

- Inne były nierozpoznawalne, rozmazane. Powiedziałbym panie mecenasie, że jedyne
odciski, jakie dało się rozpoznać, jedyne, które spodziewaliśmy się rozpoznać, to ślady
palców umazanych sosem, który następnie zasechł.

- A czy pan się orientuje jak długo odciski powstawały na talerzu?

- Mogły tam być ponad rok.

- Nie o to pytam – rzekł Mason. – Czy pan się orientuje, od kiedy tam były?

- Nie, proszę pana.

- Ten sos sałatkowy mógł wysychać w przybliżeniu około dwunastu godzin, dwudziestu
czterech czy czterdziestu ośmiu godzin?

- Powiedziałbym, że po czterdziestu ośmiu godzinach powinien już być porządnie zaschnięty.

- Wobec tego pańskim zdaniem ślady na talerzu mogły powstać w ciągu czterdziestu ośmiu
godzin?

background image

- Ma pan na myśli ślady oskarżonej Selmy Anson?

- Tak. Właśnie tak.

- To prawda – rzekł porucznik Tragg – ale przecież ślady Williama Ansona nie mogły powstać
po jego śmierci. Dlatego uważam to zdarzenie za rodzaj zegara pozwalającego ustalić, kiedy
powstały ślady, które zdołaliśmy sfotografować i zidentyfikować. Uważam, że w danych
okolicznościach odciski musiały powstać w czasie przyjęcia, ponieważ pan Anson zaraz
potem poszedł do szpitala i tam zmarł.

- Dziękuję panie poruczniku – rzekł Mason – nie mam więcej pytań.

Drew powiedział – Jako następnego świadka wzywam Rayburna Hobsa.

Hobs podszedł, podał swoje imię, nazwisko, adres, potwierdził, że jest inżynierem chemikiem
i od około pięciu lat prezesem spółki chemicznej Hobsa.

- Co to jest ta spółka chemiczna Hobsa? Czym się zajmuje? – Pytał Drew.

- Opracowujemy serie preparatów chemicznych zwłaszcza używanych przez różnych
hobbystów. A szczególnie specjalizujemy się w chemikaliach używanych przy wypychaniu
skór.

- Znany jest panu produkt waszej firmy służący do konserwowania piór w ptasich skórkach
wyprawianych do wypychania?

- Znam go bardzo dobrze. Sam wynalazłem formułę.

- To ma nazwę firmową?

- Tak, proszę pana.

- Jak się nazywa?

- Nazywa się Faderfirm.

- A co jest głównym lub jednym z głównych składników?

- Arszenik. Bardzo ważny w konserwowaniu ptasich skór. W takim razie, jaki stosujemy jest
bardzo skuteczny.

- Do składu tego należą też inne chemikalia?

- O, naturalnie. Tak.

- Teraz chciałbym, żeby mi pan powiedział, czy około dwóch lat temu mieliście kłopoty ze
zwalczaniem nieuczciwej konkurencji?

- Mieliśmy?

- A co zrobiliście w związku z tym?

- Doszliśmy do wniosku, że niektóre nasze produkty kupują hurtownicy i sprzedają detalistą,
którzy zmieniają nalepki na słoikach i następnie sprzedają klientom, jako produkt
konkurencyjny.

- To może przynosić zyski?

background image

- Niektórym hurtowniom przynosi.

- Czy w tej sytuacji podjęliście jakieś kroki?

- Owszem.

- Co zrobiliście?

- Do kilku partii proszku dodaliśmy pewien pierwiastek.

- W jakim celu?

- By móc zrobić błyskawiczną analizę i przekonać się, czy to naprawdę nasz produkt.
Chciałbym wyjaśnić, że producenci, którzy wytwarzają produkty oparte na formule niejawnej
dość często tak robią. Dodaje się obcego składnika w bardzo małych ilościach, a potem
analiza spektroskopowa wykazuje obecność tego składnika udowadniając tym samym, że
produkt pochodzi z określonej wytwórni.

- I tak zrobiliście z Faderfirmem?

- Właśnie tak.

- A jeśli chodzi o ten talerz, który porucznik Tragg włączył do dowodów. Przeprowadziliście
analizę spektroskopową resztek, które na nim zostały?

- Tak. Zdrapaliśmy wyschłe resztki, przeanalizowaliśmy w spektroskopie, a także poddaliśmy
je analizie konwencjonalnej. Sos, który zasechł na talerzu zawierał znaczną ilość Faderfirmu.

- Świadek do przesłuchania krzyżowego – rzekł Drew.

- Czy nadal dodajecie tego obcego czynnika do produktu, który sprzedajecie pod nazwą
Faderfirmu? – Spytał Mason.

- Nie, proszę pana.

- Kiedy przestaliście go dodawać?

- Jakieś pół roku temu, kiedy uporaliśmy się z konkurencją. Widzi pan ten czynnik nie
wpływał na właściwości produktu. Umożliwiał nam tylko szybką identyfikację.

- Rozumiem – rzekł Mason. – Sądzę, że tak zazwyczaj postępują różni producenci, kiedy chcą
zidentyfikować swój produkt.

- Oto chodzi – rzekł świadek. – Często tak się robi.

- Dziękuję nie mam więcej pytań w przesłuchaniu krzyżowym.

- Jako następnego świadka chcę powołać Thomasa Jasper’a – powiedział Drew.

Jasper, nieco przygarbiony mężczyzna w średnim wieku o miłych, szarych oczach i lekkim
uśmiechu w kącikach ust zajął miejsce dla świadka. Podał swój wiek, pięćdziesiąt siedem lat
oraz zawód, właściciel sklepu dla hobbystów.

- O jakie hobby tu chodzi? – Zapytał Drew.

- Zasadniczo o trzy: rzadkie monety, znaczki pocztowe i wyposażenie dla preparatów.

- Czy z racji swego zawodu i doświadczenia ma pan artykuł nazwany Faderfirm?

background image

- O, tak. Sprzedajemy go nie mało. Właściwie mamy wyłączność na sprzedaż w tym mieście.

- Czy oskarżona, Selma Anson jest panu znana osobiście?

- Owszem. Ma a raczej miała otwarty rachunek w moim sklepie.

- Czy sprzedawał jej pan kiedyś artykuł pod nazwą Faderfirm?

- O, tak.

- Ile razy?

- Myślę, że co najmniej sześć razy.

- Czy wie pan, kiedy umarł jej mąż?

- Wiem. Nie mogę sobie w tej chwili przypomnieć dokładnej daty, ale zadzwoniłem wtedy do
niej z kondolencjami.

- Czy oskarżona kupowała Faderfirm po śmierci męża?

- Nie przypominam sobie. W moich księgach rachunkowych nie ma takiego zapisu. Jeśli
kupowała, to za gotówkę. Ale o ile dobrze pamiętam przestał kupować Faderfirm, kiedy
przestała kupować też inne artykuły do wypychania ptaków. Mniej więcej wtedy, gdy zmarł
jej mąż.

- Dziękuję panu – powiedział Drew. – Może pan przesłuchiwać panie obrońco.

- Nie mam pytań – rzekł Mason.

- Myślę, że gdybym mógł naradzić się z porucznikiem Traggiem – powiedział Drew – to całą
sprawę można by przyspieszyć. Choć i tak jak dotąd idzie dość szybko.

- Chciałbym obu stronom pogratulować tempa, w jakim proces posuwa się do przodu –
zauważył sędzia Krauder. Sąd chce ogłosić piętnastominutową przerwę. Ilu jeszcze ma pan
świadków panie prokuratorze?

- Jeszcze dwóch lub trzech. Chcę wprowadzić kwestię polisy ubezpieczeniowej, przesłuchać
toksykologa i przedstawić świadectwo chirurga, który robił autopsję, a także pokazać nakaz
ekshumacji zwłok. Myślę, że będziemy mogli dzisiaj zakończyć proces, jeśli przesłuchania
krzyżowe nie potrwają za długo. Moje przesłuchania będą krótkie.

- Bardzo dobrze – rzekł sędzia Krauder. – Sąd zarządza piętnaście minut przerwy.

Obecni z szacunkiem powstali z miejsc, gdy sędzia Krauder zmierzał do drzwi. Wtem Mason
poczuł lekkie szarpnięcie za rękaw.

- Panie mecenasie, och, panie mecenasie muszę natychmiast z panem porozmawiać –
szepnęła Daphne Arligton. – To jest strasznie ważne.

- Niech pani tu poczeka – powiedział Mason do Selmy Anson. – Dello zostań tu z panią,
dopilnuj, żeby nie składała żadnych oświadczeń ani prasie, ani nikomu.

- Dobrze.

- Daphne, pójdziemy do hallu. Tam będziesz mogła mówić.

background image

Gdy znaleźli się w hallu, Daphne bliska łez rzekła – Stało się. A najgorsze, że niczego nie
można udowodnić.

- Chwileczkę, niech pani się pozbiera i opowie, co się stało?

- Podrzucili dowód przeciwko Selmie Anson i zwabili stryjka Di, żeby go znalazł.

- Skąd wiesz? – Spytał Mason.

- George Findlay zapytał stryjka Di, czy dobrze przeszukał altanę, a potem pytał go, czy nie
uważa, że ze względu na wspomnienia i skojarzenia dobrze byłoby w tej sytuacji zburzyć
altanę i przenieść ruszt w inne miejsce. A stryjek Di się zgodził i z tą myślą poszedł obejrzeć
altanę, żeby się zorientować jak ją można przenieść. Przy okazji zajrzał do szafki pod zlewem i
w kącie coś zobaczył. Sięgnął tam i wyjął w połowie pusty słoik Faderfirmu. Sam pan wie, co
to znaczy. Selma Anson nie miała żadnego powodu, żeby przynosić Faderfirm do naszego
domu, gdy ją zaproszono na barbecue. Będzie się oczywiście broniła tym, że wypychała ptaki,
a Faderfirm był jej potrzebny do konserwowania skórek i piór naskórka. Ale w wieczór
barbecue jej mąż załatwiał sprawę kupna nieruchomości, a ona nie miała absolutnie żadnego
powodu, żeby przynosić jakiś preparat, a tym bardziej chować go w kącie szafki pod zlewem.
Jest tak jak panu mówiłam. George Findlay a może i Mildred w zmowie z nim podłożyli ten
słoik. To będzie dowód koronny. I zrobili to bardzo sprytnie, tak, że znalazł go stryjek Di, więc
albo będzie musiał popełnić przestępstwo ukrywając dowód, albo stanąć przed sądem i
zeznawać przeciw Selmie.

- Niech mi pani powie, czy on kocha Selmę?

- Naturalnie, że tak – odpowiedziała Daphne. – Na początku chyba nawet nie wiedział jak
bardzo, ale teraz jest w niej rozpaczliwie zakochany i chce się ożenić. Tylko, że ona go nie
przyjmie, póki ta sprawa jak miecz wisi nad jej głową. To po prostu okropna sytuacja, proszę
pana.

- Usiądź Daphne – powiedział Mason.

Przysunęła krzesło do stołu i usiadła. Mason siadł naprzeciw niej.

- Myślisz, że twój stryj Di przyjdzie do sądu i powie, co znalazł?

- Będzie musiał. Sumienie mu nie pozwoli zataić dowodu, a jakby ukrył dowód, to popełniłby
przestępstwo, prawda?

- To zależy – rzekł Mason.

- Od czego?

- Od stosunków osobistych między stronami. Mężowi przysługuje prawo odmowy zeznań
przeciwko własnej żonie.

- Ale oni nie są małżeństwem – powiedziała Daphne. – Stryj Di nie ma żony.

- To prawda nie ma – zgodził się Mason. Przez chwilę panowała cisza, potem Mason
powiedział – Pinky Bruyer jest świetnym pilotem, ma do swojej dyspozycji pierwszorzędne
samoloty, a ostatecznie oskarżona Selma Anson jest na wolności za kaucją. – Wstał
uśmiechnął się do zdumionej Daphne i dodał – No, cóż Daphne bardzo współczuję twojemu

background image

stryjowi, ale w tych okolicznościach nic mu nie mogę poradzić. To sprawa między nim a jego
sumieniem.

- Czy pan chce powiedzieć, że stryj Di powinien…

- Jesteś dobrym stworzonkiem – przerwał jej Mason – a także inteligentnym. Masz dobre
uszy. Słyszałaś, co mówiłem, w tych okolicznościach uważam, że nie byłoby właściwe,
gdybym coś radził twojemu stryjowi. Muszę wracać do sądu, Daphne i zobaczyć, co się dzieje
z moją klientką. Obawiam się, że dziennikarze ją oblegają, żeby uzyskać wywiad, pytają czy
pamięta stłuczony talerz i uświadamiają jej, że wszystkie dowody zdają się świadczyć
przeciwko niej. Dziennikarze zawsze świetnie opowiadają takie rzeczy, kiedy chcą kogoś
zmusić do mówienia. – W drzwiach Mason odwrócił się i uśmiechnął do Daphne, która nie
zdążyła jeszcze opanować zdumienia. – Jakbyś przypadkiem zobaczyła Pinky, to pozdrów ją
ode mnie – powiedział i wyszedł.

Rozdział dziewiętnasty

Po powrocie sędziego Kraudera na salę, zastępca prokuratora okręgowego powiedział – Jeśli
Wysoki Sąd pozwoli chciałbym dziś przed południem przesłuchać jeszcze jednego świadka
zanim wezwę toksykologa. Poprosiłem, więc toksykologa, żeby przyszedł do sądu na godzinę
drugą po południu. Czy to odpowiada Wysokiemu Sądowi?

- Oczywiście – odrzekł sędzia Krauder. – Jeśli jednak mamy trochę czasu może go pan
wykorzystać na przesłuchanie innego świadka. Chciałbym, żeby ten proces przebiegał
sprawnie.

- Dobrze Wysoki Sądzie. Wzywam na świadka Mildred Arligton.

Mildred Arligton wmaszerowała na środek zdeterminowana ze ściągniętą twarzą i ustami
zaciśniętymi w prostą, twardą kreskę, mimo, że umalowała je tak by robiły wrażenie pączka
róży.

- Pani się nazywa Mildred Arligton? – Spytał Drew.

- Tak, proszę pana.

- Jakie pokrewieństwo łączy panią z Delany ’m Arligtonem?

- Jestem jego bratanicą.

- Czy ma pani jakieś rodzeństwo?

- Nie. Jestem córką Olivera Arligtona. Mam stryjeczne rodzeństwo, dzieci Duglasa Arligtona.

- Gdzie pani mieszka?

background image

- Ze stryjem Di w jego domu.

- I mieszkała pani w domu stryja Delany’ego Arligtona w czasie barbecue, po którym zmarł
William Anson?

- Tak, proszę pana.

- A jak długo przed tym wypadkiem zamieszkała pani ze stryjem?

- Około pięciu lat.

- Czy pani jest niezamężna?

- Tak.

- Skończyła pani studia?

- Tak.

- Kto za nie płacił?

- Stryjek Di. To znaczy mój stryj Delany Arligton.

- Czy pamięta pani to barbecue, o którym wspominałem?

- Tak pamiętam.

- Co pani robiła w czasie tego przyjęcia? Jakie były pani obowiązki, jakie zajęcia?

- Zajmowałam się pracą w kuchni i robiłam sałatki.

- Robiła pani sałatkę z krabów?

- Zrobiła ją Lolita.

- Pamięta pani jak podawano sałatkę?

- Pamiętam. Bardzo dobrze sobie z tym radziłam, kiedy pani Anson, to znaczy oskarżona
zaczęła nalegać, że mi pomoże. Myślę, że miała dobre chęci, ale nie znała tego miejsca i po
prostu nie wiedziała, jak co zrobić. Stale wchodziła nam w drogę. Znosiłyśmy to wierząc, że
ma dobre intencje.

- Pamięta pani coś szczególnego w związku z sałatką z krabów?

- Pamiętam bardzo dokładnie dwie porcje sałatki, które zaniosła dwóm panom przy bocznym
stoliku.

- Kogo ma pani na myśli mówiąc o dwóch panach przy bocznym stoliku?

- Mego stryja Delany’ego Arligtona i Williama Ansona zmarłego męża obecnej oskarżonej.
Omawiali jakąś transakcję, więc usiedli przy jednym z małych stolików, z dala od długiego
stołu z ławkami.

- I co pani zapamiętała w związku z tymi dwoma porcjami sałatki?

- Nałożyłam największą porcję na talerz stryja Di, bo kiedy urządzamy barbecue, stryj jada
niewiele mięsa, ale nadrabia to sałatką z krabów zrobioną przez ze mnie albo przez Lolitę.
Kiedy ją podajemy je prawie tylko sałatkę. Mówiłam o tym pani Anson podając jej talerz, to

background image

jest duża porcja dla stryja Di, a druga dla pani męża. Kiwnęła głową, wzięła oba talerze i
poszła do stolika. Zauważyłam jednak, że kiedy doszła do końca długiego stołu, udała, że
wylała sobie trochę sosu na rękę i na talerz, więc postawiła oba talerze i zaczęła papierową
serwetką wycierać ręce i talerz. Wówczas jeszcze nie nasunęło mi to żadnej myśli, chociaż
stała tam chwilę z tymi talerzami.

- A potem widziała pani jak stawia talerze?

- Nie, nie widziałam. Widziałam jak znów podnosiła talerze, ale nie patrzyłam na nią w chwili,
gdy je stawiała.

- Widzi pani ten potłuczony talerz, dowód oskarżenia oznaczony numerami: 5A, 5B i 5C?

- Widzę.

- Pamięta pani coś w związku z nim?

- Bardzo dużo. Widziałam jak oskarżona, pani Anson upuściła go. Zrobiła to naumyślnie,
nieprzypadkowo.

- Proszę o wykreślenie z protokołu tego zdania, które jest tylko domysłem świadka –
powiedział Mason.

- Wniosek przyjęty – odpowiedział sędzia Krauder – ale tylko w odniesieniu do ostatniej
części wypowiedzi.

- Pana kolej – rzekł Drew do Masona.

- Sama pani przygotowała talerze do rozdania? – Spytał Mason. – To znaczy nie tylko
przygotowała pani talerze, ale i nakładała sałatkę dla obu panów?

- Tak.

- I stryj Di, jak go pani nazywa, miał dostać większą porcję?

- Tak.

- Nie lubi pani oskarżonej, prawda?

- Nie, nie lubię – prychnęła.

- Można spytać, dlaczego?

- Bo uważam ją za sprytną intrygantkę i jestem głęboko przekonana, że zamordowała swego
męża.

Słychać było, jak cała sala wstrzymała nagle dech.

- I chciałaby pani, aby ją skazano za morderstwo?

- Wynik tego procesu mnie nie interesuje. Po prostu nie chcę mieć tej kobiety w swojej
rodzinie. Zadał mi pan pytanie i odpowiedziałam na nie szczerze.

- Czy pani Anson mówiła coś o rozlaniu sosu, kiedy wróciła po podaniu sałatki?

- Nie.

- A pani coś jej o tym powiedziała?

background image

- Nie.

- Później ten talerz czy też miseczka zawierającą sałatkę, którą Selma Anson podała mężowi
została stłuczona?

- Tak.

- Jak to się stało?

- Upuściła go.

- Kiedy?

- Selma Anson podawała go Lolicie, ale Lolita była zajęta, więc ja wyciągnęłam do niej rękę.
Na zewnętrznej stronie miseczki był rozsmarowany sos, była śliska i pani Anson upuściła ją.
Upuściła i stłukła.

- I co panie zrobiły?

- Powiedziałyśmy jej, że po prostu wrzucimy skorupy do pojemnika na trwałe śmiecie.

- Czy oskarżona wrzuciła skorupy do kosza?

- Nie, ja to zrobiłam.

- Tak, więc odcisk palca oskarżonej znaleziony na zaschniętym sosie mógł powstać, kiedy
pomagała zbierać skorupy, żeby je wrzucić do śmietnika?

- Nie wiem, kiedy powstał. Nie widziałam żadnego odcisku. Mówię tylko to, co sama wiem.
To ja zbierałam skorupy.

- Wie pani, że oskarżona podała dwóm panom siedzących przy małym stoliku w zachodniej
części altany miseczki z sałatką z krabów?

- Tak.

- Dziękuję – rzekł Mason – to wszystko.

Drew odezwał się – Za pozwoleniem Wysokiego Sądu, chciałbym prosić o odłożenie
rozprawy do godziny drugiej, kiedy przyjdzie zeznawać toksykolog.

- W tej chwili jest prawie wpół do dwunastej – powiedział sędzia Krauder i zawahał się.

Mason wstał.

- Za pozwoleniem Wysokiego Sądu, chciałbym prosić o odroczenie rozprawy do jutra rana.
Uważam, że rozprawę będzie można zakończyć jutro po południu. Obrona przedstawi tylko
kilka dowodów.

Sędzia Krauder rozważał prośby.

- Mam inną, krótką rozprawę, którą mogę rozpatrzeć dziś po południu – rzekł – jeśli
oskarżycielowi, to nie przeszkadza. A co z kaucją panie prokuratorze?

- Uważam, że w obecnej sytuacji kaucję należy wycofać i zatrzymać oskarżoną w areszcie.
Ostatecznie Wysoki Sąd sam widzi, że w tej sprawie dowody są niepodważalne.

background image

- Kaucję ustala się po to, żeby oskarżony wstawił się na rozprawie – wtrącił Mason. –
Oskarżona nie tylko wpłaciła sto tysięcy dolarów gotówką, w grę wchodzą tu na dodatek inne
jej tytuły własności.

Sędzia Krauder namyślał się.

- Przyzna pan, panie obrońco, że dowody w tej sprawie są bardzo przekonujące – rzekł.

- Dowody oskarżenia zawsze wyglądają przekonująco - odparł Mason.

- No dobrze – powiedział z namysłem sędzia Krauder – niech oskarżona zostanie jeszcze na
wolności za kaucją do jutra. Uważa pan, panie obrońco, że do jutra zakończymy rozprawę?

- Jeśli prokurator skończy do południa, my przedstawimy sprawę Wysokiemu Sądowi do
decyzji przed wpół do piątej. Chyba, że oskarżyciel zechce wygłosić długą mowę, jeśli chodzi
o obronę ograniczy swoją mowę do piętnastu minut.

- W takim razie – rzekł sędzia Krauder – sąd odracza rozprawę do jutra rana, do godziny
dziewiątej trzydzieści. Oskarżona będzie na wolności za kaucją stu tysięcy dolarów, które
wpłaciła i chcę by obie strony pamiętały, że kaucja przepada w momencie, gdy oskarżona nie
wstawi się w sądzie jutro o dziewiątej trzydzieści.

Sędzia zniknął za drzwiami, widzowie również zaczęli się zbierać do wyjścia. Alexander Drew
uśmiechnął się chytrze do Masona.

- Sam pan widzi, co myśli sędzia o dowodach – powiedział. – A jeszcze nie skończyłem.

- Ja też nie – odparł Mason.

Rozdział dwudziesty

Perry Mason, Della Street i Paul Drake jedli lunch w swojej ulubionej restauracji, niedaleko
gmachu sądu.

- Nie uważasz Perry, że byłoby ci łatwiej, gdyby w rozprawie brała udział ława przysięgłych? –
Spytał Drake.

Mason pokręcił głową.

- Dowody są czarne jak smoła – mówił Drake. – Ostatecznie ktoś otruł Billa Ansona. A jedyną
osobą na przyjęciu, która mogła mieć jakiś motyw, żeby go otruć, była jego żona Selma.
Połącz ten fakt z paroma innymi w tej sprawie i naprawdę uznasz, że sędzia Krauder nie
może zrobić nic innego jak tylko ją skazać. Koniec końców sędzia Krauder jest uczciwym
graczem i nie nabierzesz go na piękne słówka.

background image

- Nie mam zamiaru. Będę mówił przez piętnaście minut. Jeżeli w tym czasie nie wygram
sprawy mojej klientki, nie będę dalej próbował.

- Obawiam się, że sędzia właściwie już podjął decyzję – rzekł Drake.

- To możliwe.

Drake popatrzył na niego podejrzliwie.

- Perry, co ty masz w rękawie?

- Rękę – odparł Mason.

- I co jeszcze?

- No może parę asów – powiedział Mason. – Wiesz, że czarnym charakterem w tej sztuce jest
George Findlay. Ma na oku piękny, mały spadek i nie chce, żeby coś mu stanęło na drodze.

- Więc? – Spytał Drake.

- Więc Findlay jest zaniepokojony, że postarałem się o pozostawienie Selmy Anson na
wolności. Boi się, że zostanie żoną Arligtona, bo jest niemal pewien, że gdyby tak się stało
jego przyszły spadek poważnie się zmniejszy. A może i całkiem przepadnie.

- To jest oczywiste – powiedział Drake. – Chyba każdy to widzi, to znaczy każdy, kto zetknął
się z tymi ludźmi.

- Chodzi o to, żeby sędzia Krauder też to zobaczył.

- Nie rozumiem jak chcesz na to zwrócić uwagę sędziego Kraudera i co ci to da?

- Findlay nie jest typem, który by siedział i czekał bezczynnie – rzekł Mason. – Jeśli pomyśli,
że oskarżona ma jakąkolwiek szansę na uwolnienie, spróbuje tak pomieszać karty, żeby
wyrok skazujący był pewny i to podwójnie.

- No i? – Spytał Drake.

- I jeżeli go ma tym przyłapiemy, sędzia Krauder zabierze się za niego, a my będziemy już
mieli sprawę wygraną.

- A masz coś takiego w rękawie? – Dopytywał się Drake.

- Może – odrzekł Mason lakonicznie. – Najlepszym, co mamy jest pytanie, które przed chwilą
zadałeś. Kto jeszcze prócz żony Billa Ansona miał motyw morderstwa?

- I to ma być najlepsze, co mamy?! – wykrzyknął Drake.

- Właśnie – rzekł Mason. – To będzie podstawą mojej mowy obrończej.

Drake patrzył na Masona zdumiony. Adwokat odsunął krzesło i wziął rachunek za lunch.

- Idziemy – powiedział.

Gdy wrócili do biura Mason rzekł do Delli Street – Dello jest druga trzydzieści, zadzwoń do
Pinky Bruyer i sprawdź czy jest uchwytna.

- Lecimy gdzieś?

background image

- My nie, ale chciałbym wiedzieć, czy Pinky gdzieś tu jest. Bez względu na to, kto przyjmie
telefon powiedz, że to nic specjalnie ważnego, ale chcemy się skontaktować. Po prostu
zapytaj gdzie jest.

Della Street wykręciła numer. Przez chwilę rozmawiała, a potem odwróciła się do Masona.

- Pinky miej więcej godzinę temu wyleciała do Las Vegas w Nevadzie – powiedziała. – Miała
parę pasażerów. Mężczyznę i kobietę. Czy to ma dla nas jakieś znaczenie?

- A nic ci to nie mówi, Dello? – Zapytał Mason.

Della z podziwem spojrzała na adwokata.

- Ach, ty cwaniaku! – Wykrzyknęła.

Rozdział dwudziesty pierwszy

O dziewiątej trzydzieści, gdy sędzia Krauder zajął swoje miejsce i publiczność już usiadła, na
salę rozpraw wkroczył prokurator okręgowy Hamilton Burger i zasiadł obok Alexandra Drew.
Sędzia Krauder zareagował widocznym zdziwieniem na to niespodziewane wzmocnienie sił
oskarżycielskich.

- Panie prokuratorze ma pan jakąś osobną sprawę do załatwienia z sądem?

- Nie, Wysoki Sądzie – odpowiedział Hamilton Burger. – Ale wynikł problem tak ważny dla
sprawy, że chciałem go przedstawić osobiście.

- Proszę zaczynać – rzekł sędzia Krauder.

- Za pozwoleniem Wysokiego Sądu – odpowiedział Hamilton Burger wstając z ostentacyjnym
dostojeństwem. – Doszło do mojej wiadomości, że odkryto nowy, bardzo ważny dowód w tej
sprawie, że obrońca Perry Mason dowiedział się o nim jakoś wcześniej niż policja i sądzę, że
podjął kroki, aby zapobiec przedstawieniu tego dowodu.

- To bardzo poważny zarzut – rzekł sędzia Krauder.

- Oskarżenie jest w stanie go udowodnić – warknął Burger.

- Zechce pan złożyć formalne oświadczenie? – Spytał sędzia.

- Oto fakty, Wysoki Sądzie. Mamy powód wierzyć, że Delany Arligton znalazł bardzo ważny
dowód, który przeoczono, że naradzał się w tej sprawie ze swoją bratanicą Daphne, że
Daphne z kolei poszła do Perry’ego Masona, że Perry Mason tak wszystko zorganizował, aby
świadek Delany Arligton wsiadł w samolot i umknął spod jurysdykcji tego sądu do innego
stanu, skąd powrócił dopiero dziś rano i odmówił wszelkich rozmów z przedstawicielami
władz na temat sprawy i odkrytego dowodu. Dlatego też policja nie mogła odkryć żadnych

background image

szczegółów w sprawie wymienionego dowodu. Wie tylko ogólnie i ze słyszenia, że znaleziono
słoik preparatu z arszenikiem sprzedawanego pod nazwą Faderfirm, w głębi szafki na miejscu
fatalnego barbecue. Wobec tego, że nikt oprócz truciciela nie ma powodu przynosić na
przyjęcie preparatu używanego do konserwacji skór – kontynuował Hamilton Burger –
uznaliśmy preparat za dowód ostatecznie obciążający i uważamy, że wszelkie działania, które
mają nam uniemożliwić wejście w posiadanie tego słoika, naruszają postępowanie sądowe w
tym procesie.

- Czy pan wie, gdzie jest teraz ów dowód? – Spytał sędzia Krauder.

- Wnoszę o odroczenie rozprawy na czas potrzebny do znalezienia go – rzekł Hamilton
Burger. – Chcę wezwać świadków do złożenia zeznań i proszę sąd, by w tych okolicznościach
odwołał zwolnienie za kaucją i osadził oskarżoną w areszcie.

Sędzia Krauder zmarszczył brwi i zwrócił się do Perry’ego Masona – Panie obrońco czy może
pan odpowiedzieć na te zarzuty?

- Nie, Wysoki Sądzie. Proszę tylko sąd o utrzymanie zwolnienia za kaucją, dopóki wszystkie
dowody nie znajdą się przed sądem.

Sędzia Krauder pokręcił głową.

- Od wczoraj rano mam wątpliwości w tej sprawie. Uważam, że oskarżona powinna być w
areszcie. Sąd unieważni nakaz zwolnienia za kaucją i oskarżona zostanie osadzona w areszcie.
A teraz panie prokuratorze, jeśli ma pan świadków, proszę ich wezwać.

- Chcę wezwać Daphne Arligton – powiedział Burger.

Daphne Arligton podeszła do miejsca dla świadków, podała swoje imię i nazwisko, adres oraz
stopień pokrewieństwa z Delany ’m Arligtonem.

- Czy stryj przyszedł wczoraj do pani i powiedział, że odkrył coś w altanie, co go ogromnie
zmartwiło? – Spytał Hamilton Burger.

- Zgłaszam sprzeciw Wysoki Sądzie. Oskarżenie chce wprowadzić dowód ze słyszenia – rzekł
Mason.

Hamilton Burger ściągnął brwi.

- W tej chwili nie proszę o zeznania, tylko staram się nawiązać do rozmowy w sprawie, której
następnie wezwę na świadka Delany’ego Arligtona.

- Podtrzymuję sprzeciw, ponieważ jest to dowód ze słyszenia. Jeśli prokurator chce pytać
świadka, czy Delany Arligton powiedział coś o posiadaniu dowodu, to niech najpierw wezwie
Delany’ego Arligtona, a potem przesłucha panią, jako świadka potwierdzającego zarzut. Czy
coś stoi na przeszkodzie wezwaniu Delany’ego Arligtona? – Spytał sędzia Krauder.

- Wolałbym najpierw przygotować grunt, ale jeżeli sąd woli taką kolejność, to zastosujemy
się do jego woli. Dziękujemy pani Arligton, a na miejsce świadka wzywamy pana Delany’ego
Arligtona.

Miejsce dla świadków zajął Arligton.

- Pan się nazywa Delany Arligton, jest pan właścicielem domu, gdzie odbywało się przyjęcie i
zdarzył się wypadek, w którego sprawie toczy się obecny proces?

background image

- Chwileczkę – powiedział Mason. – Chcę zapytać oskarżyciela, czy celem tego pytania jest
otrzymanie zeznania przeciw Selmie Anson, oskarżonej w tym procesie?

- Oczywiście, że tak – warknął Hamilton Burger.

- W takim razie – mówił Mason – chciałbym nadmienić, że ten świadek ma przywilej odmowy
zeznań.

- Jak to; odmowy zeznań. – Rozzłościł się sędzia Krauder.

- Jest mężem oskarżonej – wyjaśnił Mason.

Przez dłuższą chwilę zdumiona sala milczała. Potem Hamilton Burger z twarzą purpurową z
wściekłości, wrzasnął do Masona – A to, dlatego upierałeś się, żeby twoja klientka wyszła za
kaucją! Wykorzystałeś przepisy, żeby przeszkodzić wymiarowi sprawiedliwości!

Sędzia Krauder znacząco postukał ołówkiem.

- Panie prokuratorze niech pan mnie pozostawi prowadzenie rozprawy.

- Gdyby mi wolno było na początek złożyć jedno oświadczenie – rzekł Mason – to by znacznie
uprościło sytuację.

- Nie jestem pewien, czy należy słuchać w tej chwili pańskich oświadczeń – powiedział sędzia
Krauder – zwłaszcza, że wytworzyła się sytuacja, której sąd nie może akceptować.
Wykorzystanie swobody oskarżonej, zwolnionej za kaucją na to by wyszła za mąż za jednego
ze świadków oskarżenia, to jest moim zdaniem wypaczanie metod działania sprawiedliwości.
Mam zamiar bardzo dokładnie rozważyć ten problem, zarówno z punktu widzenia etyki
zawodowej jak i od strony wykorzystywania przepisów sądowych. A teraz, jeśli chce pan
złożyć w związku z tymi faktami jakieś oświadczenie, może pan to zrobić.

- Chcę złożyć oświadczenie – rzekł Mason. – Oświadczam, że ślub Delany’ego Arligtona z
Selmą Anson nie miał przeszkodzić wymiarowi sprawiedliwości. Spotykali się już od pewnego
czasu. Myślę nawet, że całej obecnej sprawy w ogóle by nie było, gdyby Arligton nie
interesował się oskarżoną. A teraz, żeby wykazać dobrą wolę oświadczam, iż według mego
rozumienia obowiązującego prawa świadek ma przywilej odmowy zeznań, ale w imieniu
oskarżonej będę mu doradzał, żeby z tego przywileju nie korzystał. Będziemy prosić, by
świadek mógł złożyć zeznania. Chcę po prostu, żeby sąd zrozumiał, iż jest to akt dobrej woli
oskarżonej i jej męża, a zarazem najlepsza odpowiedź na stwierdzenie prokuratora, który
zarzucił im, że zawarli ślub, by utrudnić wymierzenie sprawiedliwości. Ten ślub był
kulminacją uczuciowego związku obu stron. Krótko mówiąc – ciągnął Mason – aby oszczędzić
mojemu świadkowi kłopotu, a jednocześnie zaofiarować wszelką możliwą pomoc
prokuratorowi okręgowemu, by mógł wykryć prawdę, powiem, że wczoraj rano świadek
poszedł do altany, w której odbywało się przyjęcie i sprawdzając ciemne zakamarki szafki
pod zlewem kuchennym w altanie, znalazł słoik Faderfirmu. Słoik w połowie pusty. Dalej
powiem, że świadek straszliwie zaniepokojony i przygnębiony tym odkryciem pokazał słoik
bratanicy Daphne, która z kolei dała go mnie. Mam ten częściowo pusty słoik ze sobą w
sądzie i z wielką przyjemnością proponuję wpisanie go do dowodów, jeśli wolno, jako dowód
obrony.

- Dowód brony?! – Wykrzyknął Hamilton Burger.

- Właśnie – powiedział Mason. – Dowód obrony.

background image

Zdumiony Delany Arligton nie odrywał od Masona oczu. Mason wyjął słoik białego proszku i
podszedł do świadka.

- Czy ten słoik białego proszku dał pan Daphne?

- Chwileczkę – wtrącił się Hamilton Burger. – Wolałbym przyjąć twierdzenie obrońcy, niż
ryzykować błąd w sztuce, wyciągając od męża oskarżonej, a wierzę obronie na słowo, że on
jest jej mężem, dowody, które posłużyłyby do wyroku skazującego.

- To rzeczywiście niezwykła sytuacja – rzekł sędzia Krauder.

- Dobrze – powiedział Mason. – Postaram się teraz wprowadzić to do dowodów obrony.
Chcę też oświadczyć sądowi, że małżeństwo Delany’ego Arligtona z oskarżoną jest
rezultatem więzi uczuciowej. Jak Wysoki Sąd zaraz zobaczy wprowadzenie tego dowodu nie
tylko nie obciąża oskarżonej, ale nawet będzie jej bardzo pomocny. Aby zaś ustalić, że jest to
dowód obrony chcę przesłuchać paru świadków na zasadzie

voir dire

. Najpierw proszę o

wystąpienie porucznika Tragga.

Cała sala wstrzymała oddech, kiedy Tragg zajął miejsce dla świadków.

- Nie dawno przeszukiwał pan altanę, gdzie odbywało się barbecue, podczas którego mąż
oskarżonej spożył truciznę. Znalazł pan potłuczony talerz, który został wpisany, jako dowód
w procesie, prawda?

- Tak.

- Czy w czasie przeszukania sprawdził pan całą altanę?

- Tak jest.

- Czy istnieje możliwość, jakakolwiek możliwość, że w trakcie przeszukania mógł pan
przeoczyć słoik Faderfirmu, taki jak ten, który panu podaję, a który mógł się znajdować w
ciemnym kącie szafki pod zlewem kuchennym w tej altanie?

- Zaraz, zaraz – rzekł Hamilton Burger. – Protestuję. Ten dowód nie może być w gestii
oskarżonej i nie może się nim posługiwać jej obrońca. To jest dowód oskarżenia. A Bóg wie
ile już porobiono na nim odcisków palców traktując go w ten sposób.

- To jest dowód obrony – powtórzył Mason. – Obrona nie ma żadnego obowiązku
przekazywać wszystkich swoich dowodów oskarżycielowi, gdy tylko je znajdzie.

- Chwileczkę, chwileczkę – uspokajał sędzia Krauder. – Świadkowi zadano pytanie.
Posłuchajmy, co świadek ma do powiedzenia w tej sprawie.

- Bardzo słusznie – odrzekł Mason. – Proszę odpowiedzieć na pytanie poruczniku, czy mógł
pan przeoczyć ten dowód?

- W żadnym wypadku. Pierwszy raz słyszę o odkryciu tego dowodu. Powtarzam, że
przeszukaliśmy każdy cal tej altany. Jeśli zaś chodzi o szafkę pod zlewem i jej tak zwane
ciemne zakamarki, to dla policji żadne ciemne zakamarki nie istniały. Miałem latarkę o
wielkiej mocy i przepatrzyłem każdy zakątek tej szafki.

- Dziękuję panu – rzekł Mason – to wszystko.

- Chce pan przesłuchać świadka krzyżowo? – Spytał sędzia Krauder Hamiltona Burgera.

background image

- Nie – odpowiedział lekko otumaniony Hamilton Burger. – Chwilowo nie.

- Teraz chciałbym wezwać na miejsce świadków Rayburna Hobsa – rzekł Mason.

Hobs, który był na sali zajął miejsce dla świadków.

- Oto słoik, który podobno zawiera Faderfirm – rzekł Mason. – Czy już go pan kiedyś widział?

- Widziałem.

- Kiedy?

- Dziś wczesnym ranem.

- Co pan z nim zrobił?

- Oznaczyłem słoik moim monogramem, to znaczy wydrapałem go, żeby móc zidentyfikować
słoik. Zawartość poddałem analizie spektroskopowej, żeby sprawdzić, czy jest w nim obecny
środek, którego używaliśmy do oznaczania naszych wyrobów.

- Czy znalazł pan taki środek?

- Nie.

- A co to znaczy?

- To znaczy, że produkt ten został wykonany i sprzedany w ciągu ostatnich sześciu miesięcy.
Poza tym nalepka pochodzi ze świeżej partii. Są one prawie identyczne ze starymi nalepkami,
ale mają maleńki numer wydrukowany w prawym, górnym rogu. To wskazuje, że tę
nalepiono na słoik w ciągu ostatnich trzech miesięcy, bo przedtem takich nie mieliśmy.

- Może pan przesłuchiwać – rzekł Mason do prokuratora.

Hamilton Burger wahał się chwilę, potem zapytał – Jest pan tego zupełnie pewien?

- Absolutnie – odrzekł Hobs.

- To wszystko – i Hamilton Burger usiadł.

- Proszę wezwać Thomasa Jaspera – powiedział Mason.

W głębokiej ciszy Jasper zajął miejsce dla świadków. W kącikach ust sędziego Kraudera
pojawił się lekki uśmieszek.

- Chciałbym, żeby się pan rozejrzał po sali i zobaczył czy nie ma tu jakichś pańskich klientów –
rzekł Mason.

- Nie, nie…

- Chwileczkę proszę. Mildred Arligton proszę tu zostać, panie Findlay proszę wrócić na swoje
miejsce. Nie wychodźcie z sali rozpraw.

- Znam tych dwoje, proszę pana – powiedział Jasper.

- Gdzie ich pan poznał?

- Ta młoda kobieta przyszła do mnie jakieś czternaście miesięcy temu i chciała trochę
Faderfirmu.

background image

- Pamięta ją pan po tak długim czasie?

- Zapamiętałem ją, bo najwyraźniej nie miała żadnego pojęcia o wypychaniu ptaków. Chciała
kupić Faderfirm. Spytałem czy kupuje go dla kogoś ze znajomych. Powiedziała, że kupuje dla
siebie.

- A ten pan, który stoi jakby był gotów do ucieczki?

- Ten pan był w moim sklepie jakiś tydzień temu i kupił słoik Faderfirmu.

- Czy chce pan prowadzić przesłuchanie krzyżowe, panie prokuratorze? – Spytał Mason.

Burger powiódł wzrokiem od George’a Findlaya, który powoli siadał do Mildred Arligton
siedzącej w postawie butnie wyprostowanej i powiedział – Nie. Nie mam pytań.

- Wobec tego – rzekł Mason – chcę powołać na świadka Delany’ego Arligtona.

- Jako swojego świadka – powiedział Hamilton Burger.

- Jako mojego świadka – odparł Mason.

Delany Arligton zajął miejsce świadka z wyrazem głębokiego zmieszania.

- Proszę pana – mówił Mason – ogromnie pan lubił sałatkę z krabów przyrządzaną przez
pańską bratanicę Mildred.

- Tak.

- Na każdym barbecue objadał się pan sałatką z krabów, którą przyrządzały Lolita albo
Mildred.

- Tak.

- Proszę się teraz dobrze zastanowić, proszę sobie przypomnieć to przyjęcie, na którym
William Anson miał podobno spożyć truciznę. Czy pamięta pan jak Selma Anson podawała
dwie sałatki z krabów do stolika, przy którym siedział pan z Williamem Ansonem?

- Pamiętam, pamiętam bardzo wyraźnie. Ja…, jeśli pan chce, żebym odpowiedział szczerze, to
odpowiem szczerze. Pamiętam jak podawała sałatkę.

- A zatem – mówił Mason – czy było możliwe, a chcę, żeby się pan dobrze namyślił zanim pan
odpowie, że powiedział pan do Williama Ansona: „mam większą porcję sałatki niż ty, jeśli ją
lubisz, to zamieńmy się”.

Świadek ściągnął brwi, potem nagle twarz mu się rozjaśniła.

- Tak, Dobry Boże! – Zawołał. – Właśnie tak było. Pamiętam, że Anson mi mówił jak lubi
sałatkę z krabów i, że to jego ulubione danie a ja powiedziałem: „Patrz, mam większą porcję
niż ty, weź moją”.

- I zamieniliście talerze?

- Tak. Zamieniliśmy talerze.

- I w ten sposób ocalił pan swoje życie – powiedział Mason. – Chcę teraz do dowodów
wprowadzić ów osławiony słoik Faderfirmu, jako dowód obrony wykazując nie tylko, że
próbowano niesłusznie obciążyć oskarżoną zarzutem morderstwa, ale i to, że otrucie

background image

Williama Ansona było przypadkiem. Śmiertelna dawka trucizny była przeznaczona dla
Delany’ego Arligtona. Tylko jedna osoba mogła mieć powód do otrucia Wiliama Ansona; jego
żona, Selma. Natomiast motyw do otrucia Delany’ego Arligtona mogło mieć kilka osób. A
jedną z nich była jego zgryźliwa bratanica, Mildred.

Mason zwrócił się do Hamiltona Burgera – Ma pan jakieś pytania do tego świadka?

Hamilton Burger zajęty dyskusją szeptem ze swoim zastępcą odparł – Nie mam pytań.

- Wobec tego – powiedział Mason – jeśli oskarżyciel odstąpi od sprawy, obrona odstąpi także
bez mowy końcowej.

Hamilton Burger z kwaśną miną powiedział – Oskarżyciel wnosi o umorzenie sprawy.

- Obrona wnosi o umorzenie sprawy i poddaje ją sądowi bez bez mowy końcowej.

- Chce pan rozpocząć mowę końcową? – Spytał Hamiltona Burgera sędzia Krauder.

- Nie w tej sprawie – skrzywił się Burger.

- Sąd uznaje oskarżoną za niewinną – orzekł sędzia Krauder. – Jej kaucja zostanie zwrócona.
Sąd nakazuje aresztowanie Mildred Arligton i George’a Findlaya na czas śledztwa. Sąd wyda
nakaz aresztowania pod zarzutem matactwa, będą też musieli się bronić przed zarzutem
obrazy sądu oraz fałszowania dowodów. Sąd rekomenduje jednak prokuratorowi
aresztowanie tych dwojga pod zarzutem morderstwa i współudziału po fakcie. Ogłaszam
koniec rozprawy.

Sędzia wstał, sala zagrzmiała hucznymi brawami. Sędzia Krauder odwrócił się jakby zamierzał
wrócić na miejsce i uciszyć owacje, ale spojrzawszy na Selmę i Delany’ego Arligtona objętych
ramionami, uśmiechnął się i poszedł do gabinetu. Zabierając papiery do teczki Mason
dosłownie zarzucany gratulacjami zebranych pochwycił spojrzenie George’a Findlaya, skłonił
mu się lekko.

- Kupido – powiedział. – Może niegrzeczny, bardzo opieszały i w niezgodzie z prawem, ale
jednak Kupido. Skojarzyłeś to małżeństwo. Żegnam cię Kupidynku.

Z rykiem wściekłości George Findlay rzucił się między widzów, żeby dopaść Masona, ale
zastępca szeryfa pochwycił go z tyłu za ramię mówiąc – Żadnych takich koleś. Spokojnie.
Jesteś aresztowany.

background image


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Erle Stanley Gardner Sprawa pięknej żebraczki
Erle Stanley Gardner Sprawa zakopanego zegara
Erle Stanley Gardner Sprawa falszywego obrazu
Erle Stanley Gardner Sprawa falszywego obrazu
Erle Stanley Gardner Sprawa fałszywego obrazu
Erle Stanley Gardner Sprawa małżonka bigamisty
EARL STANLEY GARDNER Sprawa świetlistych śladów
Erle Stanley Gardner [Mason 63] The Case of the Shapely Shadow (rtf)
Black Mask 3802 Leg Man by Erle Stanley Gardner (rtf)
Erle Stanley Gardner [Mason 84] The Case of the Irate Witness (rtf)
Erle Stanley Gardner The Case of the Turning Tide (rtf)
Erle Stanley Gardner [Mason 50] The Case of the Demure Defendent (rtf)
Erle Stanley Gardner [Mason 77] The Case of the Worried Waitress (rtf)
Erle Stanley Gardner [Mason 24] The Case of the Crooked Candle (rtf)
Erle Stanley Gardner [Mason 11] The Case of the Lame Canary (rtf)
Erle Stanley Gardner [Mason 57] The Case of the Calendar Girl (rtf)
Erle Stanley Gardner The Case of the Backward Mule (rtf)
Erle Stanley Gardner [Mason 39] The Case of the Moth Eaten Mink (rtf)

więcej podobnych podstron