22.02.2012 10:22
Zapłacił, by pozbyć się żony (wersja do druku)
Strona 1 z 4
http://www.uwazamrze.pl/artykul/814162.html?print=tak&p=0
CZY WIESZ, ŻE… z Kyocerą ten artykuł możesz wydrukować do 4 razy taniej?
Kraj
Zapłacił, by pozbyć się żony
Janina Blikowska, Marek Kozubal 19-02-2012, ostatnia aktualizacja 19-02-2012 15:00
autor: Rafał Zawistowski
źródło: Uważam Rze
Przez kilka lat znęcał się nad żoną. Kobieta skarżyła się policji, ale bezskutecznie. Mąż w końcu
zlecił jej zabójstwo. Udusił ją rolnik spod Kocka. Życie Haliny L. warte było 25 tys. zł
Miała 59 lat. Mieszkała w wieżowcu przy ul. Grzegorzewskiej na warszawskim Ursynowie.
Zajmowała jeden pokój, drugi – jej mąż Andrzej, a trzeci najmłodszy, 28-letni syn małżeństwa L.
Dwoje pozostałych dzieci już dawno się wyprowadziło.
Między małżonkami nie układało się najlepiej. Każde z nich zamykało się w swoim pokoju na klucz.
Małżeństwo istniało tylko na papierze. Wciąż się kłócili. Mężczyzna posuwał się też do rękoczynów.
Na każdym kroku dokuczał kobiecie. Para zdecydowała się sprzedać mieszkanie, by kupić dwa
osobne lokale. Nie mogli się jednak dogadać w sprawie ceny. Początkowo chcieli za nie 560 tys. zł,
później cenę obniżono o 20 tys. zł. Kupca wciąż nie było, a rozmowa o kolejnej obniżce ceny
wywoływała kłótnie. To doprowadziło ostatecznie do tragedii.
Wykrywacz nie wykrył
18 stycznia ubiegłego roku syn pary odebrał telefon z pracy matki. Tego dnia się tam nie pojawiła.
Nie odbierała też telefonu. Zaniepokoiło to jej koleżanki. Zadzwoniły do syna, który szybko wrócił do
domu. Drzwi były otwarte. W łazience, w wannie znalazł zwłoki matki. Kobieta – jak stwierdzili
biegli – została uduszona. Na początku sprawa wydawała się policji bardzo trudna. Nie było żadnych
śladów. Z mieszkania zginęły tylko dwa telefony komórkowe ofiary.
Centrum Praw Kobiet, które od pięciu lat pomagało Halinie L. jako ofierze przemocy domowej,
wskazywało winnego: to jej mąż.
– Pięć razy zgłaszała na policję zawiadomienie o znęcaniu się nad nią przez Andrzeja L. – mówiła
Urszula Nowakowska, dyrektorka centrum.
22.02.2012 10:22
Zapłacił, by pozbyć się żony (wersja do druku)
Strona 2 z 4
http://www.uwazamrze.pl/artykul/814162.html?print=tak&p=0
Jedna ze spraw dotyczyła podtruwania. Halina L. po umyciu zębów szczoteczką miała poparzone
wargi i usta. Biegły toksykolog nie był w stanie zidentyfikować substancji na szczoteczce. Sprawa
została więc umorzona. Podobnie jak trzy inne. – Żona pomawia mnie – mówił mąż.
Zaraz po znalezieniu zwłok Andrzej L. był przesłuchiwany przez policję. – Wstałem rano jak co
dzień. Ubrałem się, umyłem i pojechałem do pracy. Żona chyba spała. Nie wiem, była w swoim
pokoju zamknięta na klucz – opowiadał policjantom. Po przesłuchaniu mężczyznę zwolniono, nie
przedstawiając żadnych zarzutów.
– Mamy tylko poszlaki, nie ma dowodów – tłumaczył tydzień po zabójstwie Paweł Wierzchołowski z
mokotowskiej prokuratury, która prowadzi śledztwo. Policjanci, którzy zajmowali się sprawą,
podejrzewali, że Andrzej L. może być zamieszany w zabójstwo żony, dlatego zlecili badanie
wykrywaczem kłamstw. – Zdarza się, że zlecamy takie badania w przypadku np. zabójstw, jeśli mamy
wątpliwości, że świadkowie mogą kłamać – mówi Maciej Karczyński, rzecznik stołecznej policji.
Jednak badanie Andrzeja L. na nic się zdało. Biegły stwierdził, że na jego wyniki mogły mieć wpływ
leki, które przyjmował mężczyzna.
Przez komórkę do sprawców
Przez wiele miesięcy policjanci zajmujący się sprawą stali w miejscu. Przełom nastąpił w kwietniu ub.
roku. Ktoś użył telefonu należącego do kobiety. Dotarcie do użytkownika zajęło policji kilka tygodni.
To był młody mężczyzna pochodzący spod Kocka, a pracujący na zamku w Liwcu. – Aparat dostałem
od wujka Staśka – wyznał mundurowym. Jeszcze tego samego dnia policjanci dotarli do rzeczonego
wujka. Był nim 59-letni Stanisław K. – Kupiłem go od mężczyzny pod Wołominem – opowiadał.
Próbował wskazać dom, gdzie mieszkał sprzedawca, ale nie był w stanie. Przesłuchano go więc i
wypuszczono. – Nikt w tym momencie nie mógł przypuszczać, że to zabójca – opowiada jeden z
policjantów.
Funkcjonariusze zdecydowali się ponownie przesłuchać mężczyznę, który włączył telefon. Ten
jeszcze raz opowiedział, skąd ma aparat. – Siedzieliśmy u wujka w święta wielkanocne. I w pewnym
momencie on kazał Tomkowi przynieść komórkę, a potem zapytał, kto chce, bo odda ją za darmo –
zeznawał mężczyzna.
Mundurowi zaczęli szukać wspomnianego Tomka. Ustalili, że był nim 36-letni Mirosław G., rolnik na
dziesięciu hektarach ze wsi pod Kockiem, ojciec jednego dziecka. Ten opowiedział policjantom, jak
to razem z sąsiadem pojechał do Warszawy, bo mieli wspólnie nastraszyć jakąś kobietę. Prosił o to jej
mąż, który za to płacił.
– Wyjechaliśmy o trzeciej rano. Około szóstej byliśmy na miejscu. Starszy pan otworzył nam drzwi
do mieszkania i wyszedł. Z jednego z pokoi wyszła kobieta w koszuli nocnej. Staszek zaczął się z nią
szarpać. Oboje upadli na podłogę. Potem on wyjął pasek i zaczął ją dusić. Ja wyszedłem na zewnątrz.
I tam na niego czekałem – relacjonował. Za pomoc mężczyzna miał dostać 5 tys. zł. – Dostałem tylko
dwa tysiące – zeznał. Po tym Mirosław G. usłyszał zarzut zabójstwa i został aresztowany.
Zameldował: zadanie wykonane
Po zeznaniach rolnika spod Kocka mąż kobiety został zatrzymany pod zarzutem zlecenia zabójstwa
swojej żony. – Przyznał się do tego – mówi prok. Paweł Wierzchołowski, szef prokuratury.
Podejrzany opowiadał o swoim 40-letnim małżeństwie z Haliną.
– Między nami źle zaczęło się dziać, kiedy poszła do pracy. Koleżanki ją buntowały przeciwko mnie
– wspominał. Mówił, że chcieli sprzedać mieszkanie, że nawet ustalili cenę, ale nie mógł się zgodzić
na obniżenie tej pierwotnej o 100 tys. zł, co sugerowała adwokatka żony. – Za taką sumę nie
kupilibyśmy dwóch kawalerek – mówił. Przyznał też, że o pozbyciu się żony myślał od kilku lat. Już
wcześniej rozmawiał na ten temat ze Stanisławem K., który obiecał to zrobić za pieniądze. Na dwa
22.02.2012 10:22
Zapłacił, by pozbyć się żony (wersja do druku)
Strona 3 z 4
http://www.uwazamrze.pl/artykul/814162.html?print=tak&p=0
lata przed zbrodnią Andrzej L. dawał K. regularnie małe kwoty po 500–1000 zł na poczet zabójstwa.
Stanisław K. spłacał nimi kredyt bankowy. Razem dostał od L. 15 tys. zł. Kolejne 10 tys. już po
zabójstwie. – Stasiek chciał dodatkowe 5 tys. zł, ale nie zdążyłem mu dać – dodał Andrzej L., który
trafił do aresztu tego samego dnia co Mirosław G. Policjanci nie zatrzymali wtedy tylko Stanisława K.
Mężczyzna zniknął. Jeszcze w maju rozesłano za nim listy gończe. W czerwcu lubelscy policjanci
namierzyli go – ukrywał się u konkubiny. Stanisław K. nie przyznał się do winy.
– W dniu zabójstwa byłem w Warszawie, ale czekałem pod blokiem. To Mirosław G. zabił tę kobietę
– opowiadał. Już po jego zatrzymaniu prokuratorzy po raz kolejny przesłuchiwali męża ofiary.
Dopiero wtedy zeznał, jak poznał Stanisława K. – Prosiłem kolegę z pracy Grzegorza F. o pomoc. Nie
mogłem wytrzymać z żoną. Chciałem, by znalazł kogoś, kto ją sprzątnie.
Po tych zeznaniach zatrzymano Grzegorza F. Usłyszał zarzut pomocnictwa w zbrodni. Przyznał się do
winy.
– Stanisław K. mieszkał we wsi, z której pochodzę. Zapytałem go, czy by się podjął takiego zadania.
Wcześniej siedział. Zgodził się – mówił Grzegorz F. Przyznał też, że to on przywoził pieniądze od
zleceniodawcy dla zabójcy. – Już po wszystkim Stasiek zadzwonił do mnie i powiedział, że zadanie
zostało wykonane – dodał.
Prokuratura skończyła właśnie śledztwo w sprawie tego mordu na zlecenie. Pod koniec stycznia
wysłała do sądu akt oskarżenia. Czterem mężczyznom grozi nawet kara dożywotniego więzienia.
Ostatnie, piąte postępowanie dotyczące znęcania się Andrzeja L. nad żoną zostało zawieszone. –
Prawo na to pozwala, jeśli w innej sprawie grozi sprawcy surowsza kara – tłumaczy prok.
Wierzchołowski.
Czy można było jakoś zapobiec tej zbrodni? – Nie wiem, raczej nie. Ten mężczyzna planował
morderstwo od dawna i dążył do niego z uporem. Był zdeterminowany – uważa prokurator. Dodaje,
że w sprawach o znęcanie problemem jest wspólne zamieszkiwanie sprawcy i ofiary. – Sprawcy w
pierwszym wyroku dostają wyroki w zawieszeniu i wracają do swoich ofiar. Dopiero od niedawna
można nakazać im opuszczenie mieszkania – mówi prok. Wierzchołowski. W zeszłym tygodniu
pruszkowska prokuratura zakazała sprawcy przemocy domowej zbliżać się do ofiary pod groźbą
aresztu. – Kibicuję zawsze tym instytucjom, które decydują się na nałożenie na sprawcę zakazu
zbliżania się do ofiary lub każą mu opuścić mieszkanie. To przynosi efekty – mówi Renata Durda,
kierownik pogotowia Niebieska Linia.
Ofiary wysokiego ryzyka
Uważa ona, że cały system wsparcia dla kobiet ofiar przemocy domowej jest dobry, ale jego słabym
elementem jest człowiek. – Zdarza się, że policjant bagatelizuje sprawę. Uważa, że przemoc w domu
nie ma charakteru kryminalnego i nie uruchamia procedur związanych z działaniem Niebieskiej karty
– opowiada Renata Durda. Dodaje, że z obserwacji Niebieskiej Linii wynika, że przemoc domowa
ustaje często, gdy sprawca zaczyna być świadomy grożącego mu wyroku i kary.
– Nikt przecież nie chce być przestępcą – mówi kierownik pogotowia Niebieska Linia.
Z kolei Urszula Nowakowska, dyrektor Centrum Praw Kobiet, uważa, że procedury związane z
pomocą ofiarom przemocy domowej nie zawsze zdają egzamin. – Niebieska karta nie zawsze pozwala
na skuteczne i szybkie udzielenie pomocy ofiarom. – Nie jest oceniane ryzyko zagrożenia ofiary.
Często odnoszę wrażenie, że zespoły interdyscyplinarne, które powinny pomóc takiej osobie, działają
zbyt wolno, za bardzo są zbiurokratyzowane – mówi Nowakowska. Jej zdaniem powinna się
rozpocząć dyskusja na temat tego, w którym kierunku zmienić przepisy regulujące działanie
Niebieskiej karty ustalone przez Ministerstwo Pracy, aby były one bardziej skuteczne.
Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej, mówi, że w takich sprawach wiele zależy od
22.02.2012 10:22
Zapłacił, by pozbyć się żony (wersja do druku)
Strona 4 z 4
http://www.uwazamrze.pl/artykul/814162.html?print=tak&p=0
kobiet, które najczęściej są ofiarami. Zdarza się bowiem, że wycofują się one z zeznań np. pod
wpływem partnera. – Warunkiem skutecznej pomocy dla ofiary przemocy jest to, że ona sama chce,
aby jej pomóc – podkreśla Mariusz Sokołowski. Z danych KGP wynika, że rocznie notuje się ok. 100
tys. przypadków przemocy domowej. Z tego 12 tys. dotyczy mężczyzn.
Uważam Rze
© Wszystkie prawa zastrzeżone
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniania lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i
w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą
digitalizacją, fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody PRESSPUBLICA Sp. z o.o. Jakiekolwiek użycie
lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody PRESSPUBLICA Sp. z o.o. lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione pod groźbą kary i
może być ścigane prawnie.