Strona 1 z 37
MEDYTACJE BIBLIJNE
Święta Urszula Ledóchowska
Rozważania rekolekcyjne na Wielki Post
Strona 2 z 37
JEZUS GŁOSI DOBRĄ NOWINĘ O KRÓLESTWIE BOŻYM
I WZYWA DO NAWRÓCENIA
Jakże powinniśmy cenić, kochać Ewangelię! Tam mamy wskazówki, jak postępować
w każdej okoliczności życia.
O, żebyśmy umiały przez częste jej czytanie
wyrobić sobie taki jasny obraz Chrystusa, by
Jego Boska postać towarzyszyła nam zawsze,
żebyśmy w każdej niepewności umiały
podnosić oczy do naszego Wodza i w
przykładzie Jego życia szukać wskazówek co
do naszego postępowania!
Cudowna postaci Chrystusa, muszę usilną
pracą jakby odtworzyć dla siebie Twój obraz,
tak żebym w ubóstwie, w niewygodach
widziała Ciebie - czy to w biednej stajence
betlejemskiej, czy też w warsztacie świętego
Józefa lub zgłodniałego, zmęczonego po
pracy dnia przy studni Jakubowej.
W chwilach radości niech Cię widzę podczas
godów weselnych w Kanie Galilejskiej.
Niech pola pokryte zbożem przypominają mi
Twe współczucie dla ludu zostawionego jak
owce bez pasterza i Twą zachętę, by modlić
się o robotników dla żniwa Bożego.
Wody jeziora - Ciebie uczącego z łodzi rzesze
stojące nad brzegiem.
Burze i wichry - Twą Boską potęgę, która
uciszyła wzburzone żywioły.
Gdy na mnie spadną krzyże i cierpienia, niech
widzę Ciebie smutnego aż do śmierci,
pocącego się krwią w Ogrójcu, Ciebie
ukoronowanego cierniem, oblanego krwią
przy kolumnie biczowania.
W upokorzeniu - Ciebie, Panie, na
pośmiewisko królem nazwanego, przez
Heroda wyśmianego i spoliczkowanego.
W troskach i prześladowaniu - Ciebie krzyż
dźwigającego, na krzyżu umierającego.
Jezu, niech Ewangelia Twoja staje się dla
mnie drogowskazem, wierną przyjaciółką
każdego dnia, światłością rozpraszającą cienie
zwątpienia, smutku, pokus i śmierci.
Panie, często, bardzo często przeczytam sobie
choć stroniczkę Ewangelii.
Niech nie będzie dla mnie piękniejszej książki nad Ciebie, Ewangelio moja!
św. Urszula Ledóchowska
Strona 3 z 37
JEZUS
PODNIÓSŁ OCZY NA SWOICH UCZNIÓW I MÓWIŁ... ŁK 6,20
"Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni
na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni
będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni
czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój,
albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla
sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy wam
urągają i prześladują was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was. Cieszcie się i
radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie". Mt 5,3-12a
Jezus podnosi oczy ku uczniom swoim. Widzi
w nich dobrą wolę, pragnienie naśladowania
Go, kroczenia Jego śladami - i wskazuje im
drogę już nie tylko do zbawienia, ale i do
najwyższej świętości i doskonałości.
Pan Jezus patrzy i na nas, (...) i do nas zwraca
się z pragnieniem ujrzenia nas na drodze
świętości... Czy jest we mnie to zrozumienie,
ale to zrozumienie prawdziwe, praktyczne?
Ile dusz chce świętości, ale nie rozumie, że do
świętości dochodzi się tylko po twardej i
stromej ścieżce. Świętość domaga się
nieustannej walki, nieustannego łamania
siebie, swej woli, swej pychy, swej chęci
używania... Trzeba chcieć świętości w czynie
- nie świętości w pięknych uczuciach,
pragnieniach, frazesach, bo to służy chyba
tylko do zbałamucenia biednej duszy, która
myśli, że wielkimi krokami idzie naprzód, bo
pragnie, a zapomina, że piekło jest
wybrukowane dobrymi pragnieniami, które
niestety, czynu nie rodzą...
Jak dalekie są myśli Chrystusowe od naszych.
My przywiązujemy wagę właśnie do tego,
nad czym Chrystus swoje biada wymawia.
Martwimy się tym, ubolewamy nad tym, co
Chrystus nagradza błogosławieństwem.
W tym cudownym kazaniu na górze
przedstawia nam Jezus obraz cnót świętych na
ziemi i nagrodę ich w niebie. Dążyć do cnoty
- to walka ciężka, trudna, nieraz bolesna, ale
za to jaka nagroda, jaki spokój, jakie
szczęście w niebie. Podnieś wzrok twój,
duszo moja, patrz na zastępy świętych, jakim
światłem są otoczone, jak wielkie jest ich
szczęście, jaka radość na ich twarzach.
Cierpieli na ziemi, ale już każda ich łza
osuszona, zapomnieli o swych krzyżach. Mają
Boga, a z Nim najczystsze szczęście,
najczystszą miłość.
Święci w niebie, módlcie się za nami, którzy
jeszcze walczymy na tym łez padole... Dajcie
nam choć troszkę zapomnieć o ziemi, by
radować się szczęściem waszym w niebie!
Wyżej, duszo moja, ku Bogu wznoś wzrok
swój i ręce, i serce, i duszę. Wyżej - odetchnij
swobodnie w krainie wiecznej miłości.
Jezu dobry, chcę być uboga duchem, to jest
prawdziwie pokorna. Nie chcieć posiadać, nie
chcieć być wielka, nie chcieć pierwszeństwa,
jak żebrak maleńka - czy to za wielkie
wymaganie od mojej natury, jeżeli za to
Chrystus mi królestwo niebieskie obiecuje?
Dobry mój Pan tak mało chce ode mnie, a
taką mi za to przygotowuje nagrodę. Czyż
miałabym się lenić w pracy nad sobą, na
pierwszym miejscu w pracy nad wyrobieniem
w sobie prawdziwego ubóstwa ducha -
prawdziwej pokory, która za świętym Janem
od Krzyża powtarza: nic nie posiadam, jestem
nicością, do niczego prawa nie mam, nic mi
się nie należy, nicość nic nie umie, nicość
nigdy się nie skarży, nicość się nie obraża,
nicość niczego nie żąda, niczego nie
wymaga...
Błogosławione to ubóstwo ducha, które duszę
tak (...) odrywa od ziemi, tak kieruje ku Bogu.
Dusza tak rzucona we własne swe nicestwo
rozszerza się w Bogu, w miarę jak unicestwia
Strona 4 z 37
się w poczuciu swej nędzy; podnosi się, staje
się zdolna wołać w uniesieniu miłości w całej
prawdzie: Bóg mój i wszystko moje.
Jezu dobry, chcę być czystego serca, bym
mogła oczyma duszy już teraz Ciebie
oglądać! Czystego serca, a więc odrzucać
chcę daleko wszelkie ziemskie przywiązania,
które - choćby nitkami tylko - duszę mą do
ziemi przywiązały. Szczęśliwa dusza, która
oswobodziwszy serce z wszystkich
przywiązań ziemskich, kocha Boga samego, a
bliźnich swoich tylko w Nim i dla Niego.
Wznosi się na skrzydłach miłości w te
wyżyny jasne, niebiańskie, gdzie panuje stały
pokój, radość, gdzie woła w uniesieniu
radości: Miły mój mnie, a ja Jemu.
Nie mogę mówić o nienawiści ludzi
względem mnie, o prześladowaniu, o
oszczerstwach... Chyba wyjątkowo dusza
spotyka się z tymi próbami. Ale nieraz mogę
odczuć, że ktoś ma do mnie niechęć, może
czasem ktoś mnie niezupełnie słusznie
posądza, może mi czyni uwagę, która choć
słuszna, rani moją miłość własną i jej przyjąć
nie chcę. Czasem znowu okazują mi pewien
brak zaufania, widząc moją niedołęż- ność w
pracy, nieakuratność, niesystematyczność,
czego ja jednak nie uznaję... Jak ja się wtedy
na to zapatruję? Czy rozumiem, że i te małe
ciernie w życiu moim są - według nauki
Chrystusa - błogosławieństwem? Czy raczej
narzekam, czuję się nieszczęśliwa, jeśli nie
jestem otoczona uznaniem, pochwałą,
zaufaniem, miłością? A Pan Jezus inaczej na
to patrzy. Czemu nie umiem myśli moich
upodobnić do myśli, do przekonań
Chrystusowych?
Panie mój, naucz mnie cenić to, coś Ty cenił,
(...) kochać to, coś Ty kochał...
Cieszmy się, że jesteśmy ubogie, że może
nieraz odczuwamy braki, doznajemy skutków
ubóstwa. Cieszmy się, gdy nieraz Jezus zsyła
na nas krzyżyki, wyciskające łzy z naszych
oczu. Ciesz- my się, gdy świat prześladować
nas będzie, a w nienawiści ku Bogu i nas
znienawidzi, wzgardą otoczy. Cieszmy się, bo
wtedy podobne jesteśmy do Jezusa, a On z
miłością na nas patrzy i błogosławi...
A teraz zróbmy sobie rachunek sumienia. Czy
idziemy za tą nauką Chrystusa? Czy cieszymy
się z tego, z czego Jezus każe się radować?
Czy też z tego, z czego świat się cieszy? (...)
Jezu, naucz mnie szukać szczęścia tam, gdzie Ty każesz mi go szukać, to jest w ubóstwie, w
krzyżu, w prześladowaniu - tak jak Ty to czynisz i dla Ciebie!
Strona 5 z 37
NIE SĄDŹCIE,
ABYŚCIE NIE BYLI SĄDZENI
"Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką
miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie
dostrzegasz belki we własnym oku?" Mt 7,1-3
W stosunku do ludzi nigdy nie mogę z pewnością powiedzieć: lepsza jestem od tej lub owej osoby,
od tego grzesznika, od tego zbrodniarza. Nic nie wiem, może być tak, może być inaczej, ale nie
mam prawa wynosić się nad kogokolwiek. Wszak sąd tylko do Boga należy. W każdym razie
wynoszenie się nad innych jest pychą, szkodzi mej duszy, zaś uniżenie się, stawianie się na
ostatnim miejscu zapewnia mi opiekę Bożą. Wejrzy Bóg z miłością na niskość biednej służebnicy
swej...
Pokora względem bliźnich jest właściwie zewnętrznym objawem naszej pokory względem Boga.
Tam, gdzie panuje wyniosłość, zarozumiałość wobec ludzi, nie może być prawdziwe, choćby
pozornie, najgłębsze upokorzenie się wobec Boga. Nie jest to tak trudne (...) uniżać się przed
Panem... Kamieniem probierczym jest nasze uniżenie, nasza pokora w stosunku do innych...
Inaczej na bliźnich (...) patrzy dusza przejęta przekonaniem o swej nędzy, a inaczej dusza, która
choćby w najskrytszych swoich tajnikach wynosi się nad inne. Nie myśl, że naprawdę stawiasz
innych wyżej od siebie, jeśli nimi gardzisz, patrzysz na nich z lekceważeniem, gorszysz się ich
wadami. Nie tłumacz sobie, że takie usposobienie da się pogodzić z prawdziwą pokorą. Jeżeli to
wmawiasz w siebie, jesteś w najkompletniejszym złudzeniu. Wierz mi, im gorzej o sobie myślisz,
tym jaśniej patrzeć się będziesz na bliźnich... Im zaś ostrzej sądzisz bliźnich, tym mniej masz
pokory, tym bardziej jesteś przekonana, choć się do tego za nic nie przyznajesz, żeś lepsza od
innych...
Pamiętaj, wielkie wady i słabości, niedoskonałości innych tają - jak śnieg w słońcu - w
niewidzialnych promieniach prawdziwej pokory...
Bądźmy pokorne wobec ludzi... Ten fundament pokory kłaść musimy w modlitwie, a szczególnie w
rozmyślaniu. Korzmy się w modlitwie nie tylko do stóp Boga naszego, ale - w uczuciu naszej nędzy
- i do wszystkich ludzi, a szczególniej takich, których nie kochamy, których ostro sądzimy.
Oddawajmy im cześć jako istotom umiłowanym przez Boga, uniżajmy się przed nimi w głębi
naszej duszy.
Prośmy gorąco Boga o prawdziwą pokorę względem bliźnich, a w ciągu dnia starajmy się
okazywać szacunek tym wszystkim, z którymi mamy do czynienia.
Dużo wymaga od innych pod względem cnoty ten, który sam mało w cnocie się ćwiczy, i dlatego
nie zna i nie doświadczył trudności, które się ma przy wykonywaniu cnoty. Bądźmy bardzo, bardzo
wyrozumiałe dla innych. Więcej się robi dla dobra dusz wyrozumiałością aniżeli ostrością...
Ta dusza najświętsza, która najściślej spełnia wolę Bożą, najakuratniej do wymagań Bożych
względem niej się stosuje. A że znam, albo znać powinnam, wymagania Boże względem mnie, a
nie znam wymagań względem innych, więc też nigdy nie mam prawa wynosić się ponad innych,
uważać się za lepszą... Powinnam trwać u stóp Pana w uczuciu mej wielkiej, bardzo wielkiej nędzy,
korzyć się głęboko, tuląc się do nóg Ukrzyżowanego i wołając: Boże, bądź miłościw grzesznej
duszy mojej!
Chcę was zachęcić do ćwiczenia się w pokorze - w tej cnocie może trudnej dla ludzkiej natury, ale
tak bardzo zbliżającej nas do Serca Boskiego Mistrza... Bóg z miłością spogląda na niskość
służebnicy swojej, a odwraca się od duszy pysznej, pełnej własnego "ja". Modlitwa pokornych
Strona 6 z 37
niebiosa przebija - pokornym Bóg łaskę daje, którą pysznym odmawia. Nie obawiajmy się, (...) nic
nie stracimy, gdy będziemy małe, bardzo małe, jak robaczek, co pełza po drodze i po którym noga
dziecięca depcze bez obawy. Im mniejsze będziemy, tym będziemy bezpieczniejsze - tej zasady
zawsze się trzymajmy...
Te rozmyślania (...) opierają się na długoletnim doświadczeniu w pracy nad nabyciem pokory
(...), piszę więc to, co mi serce dyktuje. Wiem z doświadczenia własnej nędzy, jak pycha
wszędzie się wciska, jak umie znaleźć piękne wytłumaczenie, wiem, że pycha (...) mówi o sobie,
że nie jest pychą, tylko słusznym wymaganiem. Chcę (...) wam otworzyć oczy na jej sztuczki,
jej kryjówki, parawaniki, za którymi się ukrywa, i chcę wam wlać jedno pragnienie - niech
kosztuje, co chce, muszę zabić w sobie pychę z całym jej sztabem zarozumiałości, próżności,
obraźliwości..., by stać się cicha i pokornego serca na wzór Boskiego Serca Jezusa naszego.
Strona 7 z 37
MIŁUJCIE
WASZYCH NIEPRZYJACIÓŁ
"Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie
tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. (...) czyńcie dobrze i
pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. (...) Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest
miłosierny". Łk 6,27b-28.35b.36
Ideał miłości bliźniego!
A my? (...) Czy uważamy, że (...) nie
potrzebujemy się stosować do nauki
Chrystusa, odnoszącej się do nieprzyjaciół? I
dlatego w małych doznanych przykrościach
ze spokojnym sumieniem oddajemy pięknym
za nadobne? Jak źle w takim razie
tłumaczymy sobie słowa Ewangelii, takie
jasne: kochać, dobrze czynić tym, dla których
mniej czujemy sympatii...
Jezu mój, (...) pragniesz być kochany przez
ludzi i dlatego też dajesz im miłość
nieskończoną, Boską, choć wiesz, że oni
obojętnością, chłodem, a nawet nienawiścią
płacić Ci będą. Jezu, ja też powinnam tę
naukę wykonać względem (...) tych
wszystkich, którzy mnie otaczają. A jak to
czynię? Czy nie muszę raczej przyznać się, że
inaczej dbam o siebie, inaczej myślę o sobie,
inaczej wymagam od siebie, a inaczej od
innych? (...)
Jezu, naucz mnie przynajmniej nie wymagać
większych względów dla siebie niż dla
innych!
Chrystus każe kochać tych, co nas
nienawidzą, tych, co nas przeklinają...
Zdarzyć się mogą w naszym życiu małe braki
miłości pochodzące z ludzkiej słabości, ale
powinnam zrozumieć, że należy je pokrywać
miłością, nie zważać na te drobnostki... A
patrząc w głąb swego sumienia, muszę
przyznać, że właśnie takie małe braki,
niepochodzące często ze złej woli, tylko z
braku zastanowienia, ostudzają moją miłość
(...), moją życzliwość i dają mi niby prawo -
w moich własnych oczach - płacić wet za wet,
okazywać niechęć, obraźliwość, obojętność...
Jezus uczy mnie szczytów doskonałości, a
sam w męce swojej daje mi przykład, jak tę
naukę świętości w czyn wprowadzić. Uczy
mnie Chrystus ustępliwości doprowadzonej
do granic... A jakże ja postępuję, Jezu, wobec
Twojej nauki? Proszą mnie czasem o małą
przysługę, a ja jak na to reaguję?
Jezus każe dać więcej aniżeli to, o co proszą,
a ja - nieraz dla wygody, dla lenistwa, dla
pewnej wyniosłości - uchylam się od
usłużności, od ustępliwości, byleby było we
wszystkim tak, jak chcę ja... Jezu, co Ty o
mnie myślisz, widząc, jak się nie liczę ani z
Twoją nauką, ani z Twoim przykładem?
O, gdybym pamiętała, że Jezus w bliźnich
moich (...) oczekuje mojej miłości,
usłużności, ustępliwości! (...) Czemuż, Jezu,
nie kocham Cię czynem?
Wiem dobrze, czego od innych żądam.
Umiem nawet być bardzo względem nich
wymagająca. Zauważę najmniejszą
nieuprzejmość, brak szacunku, zaufania;
owszem, nieraz spostrzegam tam coś, czego
wcale nie ma, podejrzewam o brak miłości
tam, gdzie nikt krzywdzić mnie nie chciał,
wyczuwam złą, nieprzychylną intencję tam,
gdzie jej nigdy nie było.
Umiem od innych wymagać, ale czy tego
samego żądam od siebie dla innych? To
nieraz wątpliwe. Ważę, mierzę postępowanie
innych względem mnie z całą ścisłością i
surowością, ale na moje postępowanie
względem nich patrzę z wyrozumiałością,
znajduję wymówkę, wytłumaczenie na
wszystko, co naprawdę tchnie brakiem
względów, miłości, pamięci. Inaczej sądzę
innych w stosunku do mnie, inaczej siebie w
stosunku do innych.
Jezu, oddal ode mnie tę zatwardziałość serca.
Jezu, naucz mnie patrzeć na świat okiem
dobroci. Czy nie należę do tych, którzy
Strona 8 z 37
wszędzie potrafią znaleźć coś złego, wszędzie
widzą niedoskonałości, braki - i tym sobie i
innym psują życie? Nie ma nic doskonałego
na ziemi. Wszędzie znaleźć można coś do
zarzucenia, bo doskonałość nie ma swej
siedziby na ziemi, ale tylko i jedynie w
niebie. Ale źle jest, gdy znajdujemy
przyjemność w wynajdywaniu, w tropieniu
wszędzie słabych stron; źle, gdy chcemy
wszystko skrytykować i zganić. Więcej
zachęcimy do dobrego dobrym słowem,
delikatną pochwałą aniżeli ciągłym
gderaniem, niezadowoleniem.
Miłości nam potrzeba - dużo miłości, która
wszystko widzi w jasnym świetle, z
wszystkiego jest zadowolona, a nawet gdy
trzeba zwrócić na zło uwagę, umie to czynić
łagodnie, słodko, by nie ranić, nie zniechęcać
nikogo.
Miłości mi daj, Panie, dobroci coraz więcej!
(...)
Nie wtedy jestem wielka, gdy mnie ludzie podziwiają, pochlebiają mi, ale wtedy, gdy jedynie
miłosiernie na mnie patrzy Bóg.
Strona 9 z 37
BĄDŹ OCZYSZCZONY!
Do Jezusa podszedł trędowaty i upadł przed Nim, mówiąc: "Panie, jeśli chcesz, możesz
mnie oczyścić". Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: "Chcę, bądź oczyszczony!" I
natychmiast został oczyszczony z trądu. Mt 8,2-3
Uczmy się od tego trędowatego... Wzbudźmy
w sobie silną wiarę w dobroć Jezusa. To
właśnie ściąga na nas dary Jego miłosierdzia.
Panie, (...) dusza moja grzechami zeszpecona,
ale jeżeli chcesz, możesz mnie oczyścić. Jezu
dobry, Jezu dla mnie przebywający w
Przenajświętszym Sakramencie ołtarza, i ja
powinnam rzucić się do nóg Twoich i w
głębokim uniżeniu, w żalu prawdziwym
wyznawać przed Tobą swą nędzę, swój
grzech...
Czy takie jest moje usposobienie, gdy zbliżam
się do Jezusa? Czy w tym usposobieniu, które
czyni mnie miłą Jezusowi, trwam w
obcowaniu z bliźnimi?
Jezu, daj mi to prawdziwe przekonanie o mej
wielkiej, bardzo wielkiej nędzy i
nikczemności. Wtedy będę mogła spodziewać
się od Ciebie litości i miłosierdzia...
Nigdy, Jezu, (...) nie zdołam pojąć dobroci
Twej - tak wielkiej, tak bezgranicznie
wielkiej! Jaką ufność powinna ona we mnie
obudzić, jaką świętą pewność, że mimo nędzy
mojej zawsze na Ciebie liczyć, zawsze do
Ciebie z ufnością zbliżać się mogę. Choćby
wszyscy ode mnie się odwrócili, choćby
wszyscy dla mej nędzy i nikczemności mną
słusznie wzgardzili - Jezus mój nigdy mnie
nie odrzuci, nigdy mną nie wzgardzi.
Bylebym, jak ten biedny trędowaty, nędzę mą
poznała, do niej się przyznawała i korząc się u
stóp
Jezusa,
o miłosierdzie prosiła...
Ty na mnie czekasz w Tabernakulum, a ja do
Ciebie przychodzę i wołam z całą pokorą, na
jaką zdobyć się mogę: Jezu, jeżeli chcesz,
możesz mnie oczyścić.
Chcę, bądź oczyszczony... Ty dla mnie tego
pragniesz, bym oczyszczona została z trądu
grzechu. Ty chcesz, rękę podajesz, ale (...)
czy ja naprawdę chcę?
Można chcieć, ale to chcenie nic czasem nie
pomaga, a można chcieć, i to pragnienie
doprowadzi do świętości. Moja wola musi
opierać się na woli Jezusa, który zawsze
gotów jest rękę ku mnie wyciągnąć i
powiedzieć: Ja chcę, bądź święta! Moje
pragnienie, Jezu, musi wydawać owoce, musi
oddziaływać na moje czyny. Chcę, więc
zapanuję nad wolą własną, która wszystko
pragnie zrobić po swojemu. Chcę, więc
zapanuję nad swą próżnością, która lubi tak
bardzo o sobie mówić. Chcę, więc zapanuję
nad swą kłótliwością, ciekawością,
gadatliwością, ambicją, lenistwem... Chcę,
chcę razem z Jezusem i opierając się na Nim,
chcę czynnie - mimo trudności, mimo tego, że
natura jęczeć będzie - chcę całą siłą swej woli
i proszę Jezusa całą siłą swych pragnień. A
wtedy Jezus wyciągnie wszechmocną rękę i
złączy swoją wolę z moją. I wtedy zdobędę
świętość i cnotę.
Czas przypomnieć sobie, że stworzona jestem
dla Boga, iż (...) jeden mam cel, jeden
obowiązek - uświęcenie moje. Bo wolą Bożą
uświęcenie wasze - mówi święty Paweł, a
Kościół nawołuje nas: powstańmy ze snu
obojętności, lenistwa, idźmy naprzód, coraz
wyżej! Czy ja nie mam sobie do zarzucenia
braku pracy nad sobą? (...) Tak powoli,
powoli wpada się w sen duchowy - niby nie
jestem zła, ale śpię, nie idę naprzód, nie idę
ku świętości.
Jezu, wyrwij mnie z tego letargu, daj przede
wszystkim poznać moją nędzę, mój brak
pracy nad sobą...
Panie, chcę korzyć się przed Tobą, aż dusza
moja zrzuci z siebie wszelką pychę, wszelkie
pretensje mej ambicji i próżności, wszelkie
Strona 10 z 37
wymagania uznania i chwały, aż naprawdę
powstanie we mnie gorące pragnienie być
małą, bardzo małą, ostatnią. To początek
świętości, pierwsze staranie, by powstać ze
snu...
Oto, Panie, teraz, gdy przez głęboką pokorę
skruszyłam swe serce, w tym najgłębszym
uniżeniu łatwiej mi będzie oczy podnieść ku
światłości Twojej, wchłaniać ją, by
przeniknęła moje serce i skłoniła do szukania
jedynie cnoty i świętości. Chcę, Panie, odziać
się w zbroję, jaką jest wiara święta. Chcę
wierzyć, Panie!
Wierzę, ale czy nie w słowach tylko? Wierzę,
ale czy życie moje tak często nie jest dalekie
od zasad wiary, od nauki Chrystusowej? (...)
Gdybym tak zaczęła się nad sobą
zastanawiać, jak często musiałabym sobie
powiedzieć: nie żyję z wiary, życie moje
niezgodne jest z nauką Chrystusa! (...)
Jezu mój, chcę być obleczona w Ciebie, nie
żyć dla siebie, w sobie, ze sobą, lecz żyć dla
Ciebie, byś Ty, jedynie Ty żył we mnie.
Wszelkie troski moje złożę na Ciebie, Jezu...
Tobie oddam wszystko, co mnie gnębi, co
mnie trapi, niepokoi, by cała moja uwaga
mogła być skierowana do tego jednego: to jest
miłowania Boga...
Jezu, módl się ze mną i za mną, gdy wpadam
w roztargnienie lub gdy ogarnia mnie taka
niemoc, że i myśleć, i modlić się nie mogę.
Pracuj ze mną i za mnie, gdy moja
nieudolność nie umie sobie dać rady z
powierzoną sobie pracą. Cierp ze mną, gdy
cierpienie przygniata i do zniechęcenia kusi.
Obcuj ze mną i za mnie z bliźnimi, gdy moja
zła natura skłaniać się będzie ku
nieuprzejmości, złości, niecierpliwości..., gdy
mój ostry język zechce innych zranić...
Działaj we mnie i przeze mnie, Jezu dobry, abym już nie żyła ja, lecz byś Ty żył we mnie!
Strona 11 z 37
NAUCZYCIELU - GDZIE MIESZKASZ?
Dwaj uczniowie (...) poszli za Jezusem. Jezus zaś, odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą
za Nim, rzekł do nich: "Czego szukacie?" Oni powiedzieli do Niego: "Rabbi! - to znaczy:
Nauczycielu - gdzie mieszkasz?" Odpowiedział im: "Chodźcie, a zobaczycie". Poszli więc i zoba-
czyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z
dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał
najpierw swego brata i rzekł do niego: "Znaleźliśmy Mesjasza" - to znaczy: Chrystusa. I
przyprowadził go do Jezusa. (...) Nazajutrz Jezus postanowił udać się do Galilei. I spotkał Filipa.
Jezus powiedział do niego: "Pójdź za Mną!" J 1,37-43
Chodźcie, a zobaczycie... On zaprasza,
zostawiając wolność opuszczenia Go, jeśli
nam u Niego podobać się nie będzie;
zostawiając wolną wolę...
Panie mój, (...) dobrze mi u Ciebie, w Twoim
domu, dobrze z Tobą, u stóp Twego
Tabernakulum. Nigdy już nie opuszczę
Ciebie, nigdy. Tak, cały świat nie ma dla
mnie znaczenia, bylebym tylko zawsze mogła
być z Tobą.
Jakie słodkie jest życie z Jezusem. Z Nim
chcę się modlić, a modlitwa moja będzie
gorętsza, pobożniejsza. Z Nim pracować, a
pracę lepiej wykonam, dokładniej i odważniej
do niej się zabiorę. Z Nim radować się, a
radość stanie się czystsza i świętsza. Z Nim
cierpieć, a to cierpienie będzie pełne zasługi,
a nawet i słodyczy. Z Nim w moich
stosunkach z bliźnimi, a te stosunki staną się
święte i Boże.
Jezu, zawsze chcę być z Tobą.
Znaleźliśmy Mesjasza... Oto duch apostolski.
Swoje szczęście chcą dać innym, chcą innych
pociągnąć do Chrystusa. To jest jedna z
charakterystycznych cech prawdziwego,
głęboko wierzącego katolika: chce swojego
szczęścia udzielać bliźnim. Tak mu dobrze z
Jezusem, że pragnie, by innym było tak samo,
a przy tym tak kocha Pana, że pragnie, aby
Mu wszyscy oddawali hołd miłości.
Broń nas, Boże, od takiego ciasnego,
zazdrosnego usposobienia, które wszystko
chce mieć dla siebie i z pewną zazdrością
patrzy na pobożność innych; ze strachem, że
oni bardziej Jezusa kochać i więcej do cnoty
garnąć się będą.
Bądźmy szerokie. Cieszmy się, że inni Jezusa
kochają, a jeśli czuję się zimna, obojętna, to
przynajmniej niech mam pociechę, że Jezus
przez innych jest chwalony, uwielbiany, i że
ja do tego przyczynić się mogę.
Pójdź za Mną... Jak słodkie są te słowa dla
duszy miłującej Jezusa... Dokąd, Jezu mój,
chcesz zaprowadzić duszę, którą wzywasz do
pójścia za Tobą? Chcesz ją prowadzić do
szczytów świętości... Droga do szczytów -
droga to niełatwa, nieraz ciernista, im wyżej,
tym skalistsza, kwiatów na niej coraz mniej,
śniegi i lody się piętrzą. Ale gdy Jezus
prowadzi, wszystko zamienia się w radość...
Jezu, Ty i do mnie odezwałeś się: Pójdź za
Mną. Oto pójdę. Chcę kochać Ciebie tak
gorąco, bym dla Ciebie gotowa była na
wszystko, by miłość Twoja była mym
szczęściem, siłą i pociechą.
Jezu, wołaj, wołaj mnie nieustannie, jam
nędzna, grzeszna, słaba i - mimo najlepszych
postanowień - tak łatwo znowu Cię
opuszczam... Tylko łaska Twoja może mnie
utrzymać i uchronić od zdradzenia Ciebie i
mego świętego powołania. Jezu, trzymaj mnie
mocno za rękę, bym się Tobie nigdy nie
wymknęła... Nigdy nie cofnę się z już
rozpoczętej drogi do świętości.
Czy ja z czystym sumieniem mogę
powiedzieć, że wszystko opuściłam?
Wielka zapłata obiecana jest tym, którzy
wszystko porzucili, ale opuścić wszystko - to
nie tak łatwo. Nie wystarcza opuścić dom,
rodziców, rodzinę, bogactwa, wygody, świat,
ale trzeba opuścić, a to najważniejsze, swoje
"ja" - to "ja" ambitne, egoistyczne,
Strona 12 z 37
samowolne, grymaśne, obraźliwe... Odwrócić
od niego oczy, a wpatrywać się nieustannie w
Jezusa, Mistrza naszego, aby wiernie iść za
Nim.
Bo sam fakt opuszczenia nie wystarcza,
trzeba jeszcze iść za Jezusem. Iść za Nim,
dokąd On prowadzi, nie pytając nawet, co z
nami zamierza uczynić. Iść za Nim w
zupełnym ubóstwie... Iść za Nim, za Jezusem
wzgardzonym i upokorzonym, który sam o
sobie mówi: Jam robak, a nie człowiek,
pośmiewisko ludu i wzgarda pospólstwa. Iść
za Nim w pracy ciężkiej, bo ileż On się
napracował (...) w czasie swego życia
apostolskiego, jaki był zmęczony, jaki
zgłodniały przy studni Jakubowej! Iść za
Nim, za Jezusem obarczonym ciężkim
krzyżem, a przez krzyż do nieba, bo droga
krzyżowa jest najbezpieczniejsza!
Pójdź za Mną... Jaka Boska siła mieści się w
tych słowach! (...) Nic nie wiedzą, a jednak w
tych prostych słowach kryje się taka siła i tak
przyciąga ich postać Jezusa, tyle w Nim
dobroci i wielkości, że nawet nie zastanawiają
się nad tym, co czynią... Siła Jego słów,
świętość, promieniejąca z Jego postaci,
przymuszają ich jakby do pójścia za Nim...
Czy też chętnie, całym sercem za Nim idę?
Dusza często w pierwszej chwili wszystko
wspaniałomyślnie oddaje, wszystkiego się
wyrzeka, a nieraz powoli, powoli odbiera to,
co Jezusowi ofiarowała. Odbiera swoją wolę,
swą pamięć, serce - i już nie jest całkiem
Jezusowa, bo znowu, biedna, zwróciła się do
głupstw tego świata. Czy to nie szkoda?
Wszak dla Jezusa warto wszystko opuścić, by
stać się tylko Jego własnością...
Jezu, i najświętsze węzły rodzinne trzeba
umieć rozerwać dla Ciebie, dla Ciebie ich się
wyrzec, a Ty sam wtedy będziesz dla wiernej
duszy ojcem, matką, bratem i wszystkim.
Jezus wszechmocnym swym wzrokiem
poznaje, że w tych prostych, biednych
robotnikach biją gorące, miłujące i pokorne
serca... Pokorne serce jest proste jak serce
dziecka...
Jezu, i ja chcę (...) iść za Tobą w pokorze
serca... Tyś Mądrością samą, Ty rządź,
prowadź, kieruj mną, dobry Jezu. Panie, liczę
tylko na Twe miłosierdzie.
Jezu, i ja Tobie powiem: raczej wszystko chcę
wycierpieć, raczej śmierć ponieść, ale nigdy
Ciebie nie opuścić! Pójdę za Tobą, dokąd
zechcesz mnie zaprowadzić, zamykam oczy, a
Ty prowadź. I czy powiedziesz po drodze
gładkiej, równej, czy po ścieżce stromej i
skalistej, czy w jasności wiosennego poranku,
czy w ciemności nocy - zawsze pójdę za Tobą
i bać się nie będę, bylebyś Ty, Panie, był przy
mnie! Prowadź! Ale Ty znasz moją słabość,
więc daj odwagę, daj męstwo, a gdy ujrzysz,
że słabnę, że siły mnie opuszczają, wyciągnij
swą wszechmocną rękę i dźwignij duszę z
upadku...
Jezu, (...) byleby być blisko, bliziutko Ciebie, Panie ukochany!
Strona 13 z 37
NIE POTRZEBUJĄ LEKARZA ZDROWI...
Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego na komorze celnej, i rzekł do niego:
"Pójdź za Mną!" A on wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło
wielu celników i grzeszników i zasiadło wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze
mówili do Jego uczniów: "Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?"
On, usłyszawszy to, rzekł: "Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i
starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem, aby
powołać sprawiedliwych, ale grzeszników". Mt 9,9-13
Mateusz - celnik, w domu którego spotykać
można było grzeszników i celników (...) -
jakim sposobem doszedł on do tej wielkiej
świętości Apostoła i męczennika? (...)
Łaską dotknięty Mateusz zrozumiał wezwanie
Chrystusowe: opuszcza wszystko, idzie za
Jezusem... Nie wie, co go w tej służbie
Chrystusa spotka, ale idzie. Po co? Dokąd? -
nic nie wie... Pójdzie mimo natury, która
musiała się sprzeciwiać, która musiała mu
szeptać: (...) masz wygodne życie,
zapewniony byt i to wszystko masz rzucić?
(...)
Czy i ja, na wzór świętego Mateusza,
gotowam wszystko opuścić, by iść wskazaną
mi tak jasno drogą? (...) Czy nie należę do
tych dusz, które dobrze zaczynają, a potem
znowu cofają się? A może i ja zaczęłam
gorąco, a potem, powoli, coraz obojętniejsza
się robiłam? (...)
Odnowię się w mych dobrych
postanowieniach wierności.
Przez Jezusa przemawia Boska dobroć...
Potrzeba nam dobroci, by pociągać dusze do
Jezusa. My nie wiemy, jaka ukryta siła w niej
tkwi, a to dlatego, że dobroć sama przez się
jest rzeczą Boską, tą małą iskierką, rozpaloną
w człowieku przy ogromnym ognisku Bożej
dobroci. Każdy jej objaw w duszy ludzkiej
zbliża ją samą, choć bezwiednie, do Boga, jak
również i tych, dla których jesteśmy dobrzy.
Bądźmy dobre. Do dobroci trzeba się
przyzwyczaić, wprawić się w nią. Na wzór
Boskiego Mistrza bądźmy dobre i dla
dobrych, i dla złych, wielkich i małych, dla
dzieci i dorosłych... Bądźmy dobre dla
zwierząt, kwiatów, dla wszystkich stworzeń,
bo każde z nich Bóg stworzył w swojej
dobroci. A my ją czcijmy we wszystkich
stworzeniach przez okazywanie im dobroci.
Jezus (...) co dzień w Komunii świętej mówi
do mnie: Pójdź za Mną - pójdź za Mną drogą
świętości, dobroci, posłuszeństwa, pokory,
pójdź za Mną. Co dzień dobry Pan Jezus
powtarza to wezwanie miłości... Co dzień na
nowo trzeba zabierać się do postępowania za
Jezusem drogą cnoty, choć ta droga nieraz
ciężka, trudna, ciernista. Odwagi, choć
trudno. Nie ma nic cudowniejszego jak
trzymać się blisko Jezusa!
Nie przyszedłem, aby powołać
sprawiedliwych, ale grzeszników... Jaka to
pociecha dla duszy grzesznej i nędznej. Im
jestem nędzniejsza, Jezu, tym większe mam
prawo do Twej litości, do Twej pomocy. I
dlatego, Jezu mój, nigdy nie powinnam się
zniechęcać swą nędzą, złoś- cią, grzechami i
niedoskonałościami. Tyś przyszedł dla mnie.
Im jestem gorsza, tym bardziej Ty jesteś
litościwy dla mnie... Dlatego, Panie, o jedno
proszę: bym zawsze grzech mój miała przed
oczyma, bym zawsze pamiętała o swej nędzy.
Wówczas z całą ufnością będę mogła liczyć
na Twoje miłosierdzie. Daj mi być małą,
bardzo małą w moim przekonaniu, i niech z
tego przekonania o mej największej nędzy
wypłynie prawdziwe, a nie udane, pełne
pokory postępowanie względem innych;
cześć okazywana im, a wynikająca z
przekonania, żem najgorsza, najmniejsza,
najsłabsza ze wszystkich.
Jezu, zlituj się nade mną, daj głębokie
zrozumienie, że najgłębsza nędza najłatwiej
Strona 14 z 37
spotyka się z najcudowniejszym Twym
miłosierdziem.
Jezus otacza się celnikami, grzesznikami...
Stąd płynie nauka dla mnie, gdy kuszona
jestem do niewyrozumiałości względem
bliźnich. Jezus jest tak pełen dobroci dla
grzeszników, a jam często tak
niewyrozumiała dla innych, tak ostro sądzę - i
to nie tylko czyn sam przez się naganny, ale
nawet i intencję, której przecież nie znam,
znać nie mogę i sądzić nie mam prawa. Jezus
chce ode mnie miłosierdzia dla innych, tak
jak i On im miłosierdzie okazuje.
Jezu, niech od Ciebie nauczę się
wyrozumiałości. Czy ja jestem lepsza od
innych - ja, która ich często tak twardo, tak
ostro sądzę? A jeżeli, co jest rzeczą możliwą,
gorsza jestem od wszystkich, skądże mam
prawo ich sądzić? O Jezu, chcę być
miłosierna dla innych, a Ty, Panie, okaż mi
miłosierdzie swoje.
Dobrze trzeba zrozumieć - nie my robimy
Panu Bogu łaskę, jeżeli idziemy za Jego
wezwaniem do pracy Bożej, ale On nam
wyświadcza łaskę, że nas do służby swej
woła. Służyć Bogu - to królować; służyć
Bogu - to największe szczęście, jakie mamy
na ziemi; służyć Panu - to znaczy ciągle
wpatrywać się w Jego oczy, by odgadywać
choćby najmniejsze skinienie Jego woli. Nie
dajmy się powstrzymać, gdy Pan wzywa. Nie
ociągajmy się leniwie. Prędko i wesoło
pośpieszajmy tam, gdzie Pan nas woła.
Jezu mój, oto mnie masz przed sobą. Wołaj,
rozkaż, jak chcesz, a ja zawsze Ci powiem:
Idę tam, gdzie mnie chcesz mieć, by czynić
to, czego ode mnie chcesz. Jezu, jam biedna,
mała, ale oddana Tobie zupełnie, bez
zastrzeżenia...
Jezu dobry, chcę pracować nie dla nagrody, ale z pragnienia okazywania Tobie mej miłości.
Im więcej pracy, im więcej potu i zmęczenia, im więcej ofiar, tym miłości więcej, a o miłość
tylko niech mi chodzi.
Strona 15 z 37
WYPŁYŃ NA GŁĘBIĘ
I ZARZUĆCIE SIECI NA POŁÓW
Jezus rzekł do Szymona: "Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!" A Szymon
odpowiedział: "Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo
zarzucę sieci". Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się
rwać. (...) Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: "Wyjdź ode mnie, Panie,
bo jestem człowiek grzeszny". Łk 5,4-6.8
Przypatrzmy się pokorze świętego Piotra w
tym cudownym połowie ryb. Rybacy przez
całą noc nic nie złapali, pracowali, męczyli
się, ale wszystko bezskutecznie. Przyszedł
Jezus... Piotr Mu się szczerze przyznaje, że
całą noc pracowali, a nic nie ułowili. Nie ma
w nim tej chełpliwości, która koniecznie chce
zasłonić swą nieudolność i nie chce pokazać,
że nie umie, nie potrafi.
Stawiam sobie pytanie, czy przed samą sobą
umiem przyznać się do mej nieudolności.
Bywają dusze, które za nic na świecie nie
chcą przyznać się do tego, że czegoś nie
umieją albo że cokolwiek źle zrobiły. Gdy im
się powie, że to albo tamto niedobrze jest
zrobione, obmyślone, to bronią się zażarcie,
dowodząc, że wszystko jak najlepiej zrobiły.
Same tak są o tym przekonane, że nieraz i
innym to wmawiają.
Naucz mnie, Panie, tej dziecięcej pokory
świętego Piotra, która umie przyznać się nie
tylko do winy, ale i do nieudolności, do
nieudanej pracy... Wielka jest pycha moja.
Złam ją, Panie! (...)
Jezu, daj mi tak głęboko odczuć całą mą
nędzę, mą niegodność. Wszak Ty i mnie, tak
jak świętego Piotra, obsypujesz łaskami. Czy
(...) odbieram z wdzięcznością Twą dobroć?
Czy odczuwam, jak niegodna jestem Twych
łask, Twych dobrodziejstw?
O Jezu, naucz mnie pokory.
Gotowość Piotra w służbie Pana jest dla mnie
nauką, jak i ja na każde skinienie woli Jezusa
powinnam być gotowa na wszystko - na
każdą pracę, na każdą ofiarę, na każde
poświęcenie.
Panie, Ty wskaż - i pójdę; wołaj, dokąd
chcesz - ja zawsze Tobie powiem: oto idę,
Panie, by spełnić wolę Twoją zawsze i
wszędzie!
Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie
ułowiliśmy... Dlaczego? Bo Jezus nie był z
nimi. Iluż to ludzi pracuje, męczy się, a dla
nieba ci biedacy nic nie zarabiają - praca ich
jest daremna. Ilu takich, którzy w chwili
śmierci będą musieli sobie powiedzieć: całe
życie pracowaliśmy w pocie czoła i teraz z
pustymi rękoma stajemy przed sądem Bożym
- pracowaliśmy dla siebie, dla swojej chwały,
próżności, wygody, dla swego wywyższenia.
Myśl o Bogu daleka była od nich. Pracowali
ciężko i nic nie zarobili dla nieba! To tak
łatwo rzucić się w wir pracy dla siebie
zamiast dla Boga. Panie, strzeż mnie od
podobnego nieszczęścia, broń - naucz mnie
pracować dla Ciebie, nie dla siebie; dla
chwały Twojej, nie dla chwały swojej; dla
przypodobania się Tobie, a nie ludziom.
Do tego potrzeba dobrej woli i skupienia - tej
dobrej woli, która naprawdę szuka tylko
Jezusa, i tego skupienia, które często odnawia
dobrą intencję, które każdą pracę rozpoczyna
z jasną świadomością, że dla Boga, z miłości
ku Bogu ją wykonuje mimo zmęczenia,
trudności, przeciwności, jakie w
wykonywaniu spotka.
Jezu, bądź przy mnie podczas mojej pracy, a
będzie ona pożyteczna dla mojej duszy i miła
Tobie, Mistrzu mój jedyny, dla którego żyć i
umierać pragnę.
Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek
grzeszny... Przykład to dla mnie, bym nigdy
nie wynosiła się z powodu łask, jakich Bóg
mi udziela; ażeby moja wrodzona próżność
nie przypisywała sobie tego, co jest Boże, nie
Strona 16 z 37
pragnęła, nie szukała pochwał, które tylko
Bogu się należą.
Jezu, zawsze chcę o tym pamiętać: wszystko, co we mnie jest złego, to jest moje, tak, zupełnie
moje, a co mam dobrego, to jest Twoje, z Twojej łaski, Twoja dobroć mi to dała. Ciebie za to
chcę chwalić i siebie uniżać w proch przed Tobą.
Strona 17 z 37
JEZUS WYSZEDŁ NA GÓRĘ, ABY SIĘ MODLIĆ
Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc trwał na modlitwie do Boga. Z nastaniem
dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami.
Łk 6,12-13
Odszedł Jezus, opuścił uczniów, udał się na
górę i tam spędził noc na modlitwie. Miał
przed sobą wielką chwilę - wybór Apostołów.
Jak budowniczy zabiera się do założenia
fundamentów wielkiego gmachu Bożego,
Kościoła świętego, katolickiego.
Przygotowuje się do tego czynu modlitwą
przez całą noc trwającą.
Uczy nas po pierwsze, że im ważniejszą pracę
mamy przed sobą, im ważniejszy obowiązek
do wykonania, tym goręcej powinniśmy do
tego przygotować się modlitwą, tym usilniej
musimy ściągnąć modlitwą na tę pracę, na
obowiązek na nas ciążący błogosławieństwo
Boże. Czy ja, Jezu, często o tym nie
zapominam? Boję się pracy mi powierzonej,
ociągam się, lękam się, a nie zwracam się z
ufnością do Boga, który dać mi może
błogosławieństwo i zdolność do wykonania
tego obowiązku, a także i siłę, i zdrowie, i
wszystko, czego mi potrzeba, a czego sama z
siebie mieć nie mogę. Ja nic nie mogę, z
Bogiem moim mogę wszystko.
Po drugie, uczy mnie Chrystus, że dla natury
ludzkiej modlitwa nieraz z trudem jest
połączona. Chrystus był zmęczony po
całodziennej pracy, Jego natura ludzka czuła
potrzebę spoczynku, ale mimo to udaje się na
samotną górę. Dusza Chrystusa wyrywa się
do Ojca niebieskiego i jakby zapomina o ciele
i o jego prawach.
Nie mogę naśladować Chrystusa w tych
całonocnych modlitwach... Ale powinnam
sobie zdawać z tego sprawę, że modlitwa
nieraz ciąży ludzkiej naturze, nieraz męczy,
nieraz nudzi, a wtedy tak łatwo pofolgować
sobie i opuścić modlitwę albo nie przykładać
się do niej z całą pilnością. Nieraz myślę, że
modlitwa powinna być tylko pociechą. Może
nią być, ale też często jest ona z jednej strony
pociechą dla duszy chcącej wznosić się do
Boga, ale z drugiej strony pokutą dla natury
ludzkiej przywiązanej do ziemi.
Jezu, naucz mnie modlić się mimo wstrętu
natury, naucz mnie nie zważać na to, czy mi
się chce, czy nie chce, czy mi łatwo, czy
trudno. Chcę odważnie, mężnie, im trudniej,
tym gorliwiej do modlitwy się zabierać. Im
większy czuję wstręt natury do wysiłku
modlitwy, tym goręcej będę się modlić, a w
takiej modlitwie będzie większa miłość,
większa pokuta, większa zasługa.
Żebyśmy w swoich małych krzyżykach,
trudnościach umiały też patrzeć w niebo. Ono
otwarte przed nami, tylko trzeba umieć głowę
podnieść, oczy zwrócić ku górze... Ale ja
wpatrzona jestem w małe, ziemskie sprawy,
zajęta ziemią, dlatego nade mną ciemno i nie
widzę tego, co widzą dusze całkiem żyjące
tylko dla Boga, nieba, Jezusa. A wszak mam
niebo w Tabernakulum.
Żebym umiała przez całe moje życie
nieustannie zwracać oczy mej duszy ku
Tabernakulum!
Jezu, oczy ku Tobie, serce z Tobą, miłości
moja! (...)
Modlić się, gdy nieraz na mnie spadają
krzyżyki, nieprzewidziane trudności, niechęć
ludzka, niesłuszne podejrzenia, troski -
modlić się, modlić się zawsze i oddać się w
zupełności w ręce Pana.
Jezu, przyjmij mnie bez zastrzeżenia, przyjmij
całe moje biedne "ja". Moje serce, bo ono
Ciebie chce kochać, tylko Ciebie, a wszystko
inne tylko z Tobą i dla Ciebie. Moją duszę, bo
ona do Ciebie tylko tęskni, wszak bez Ciebie,
Jezu, jest ona jak ziemia sucha i bezwodna.
Moją wolę, bo chcę w zupełności być
poddana Tobie, o Jezu, miłości moja, chcę
przeistoczyć się w Twoją wolę, by mojej już
nie było we mnie i by tylko Twoja wola mną
Strona 18 z 37
kierowała. Moje ciało, by ono tu żyło dla
Ciebie, pracowało dla Ciebie, paliło się w
pracy Twojej, aż się spali, wyniszczy w
zupełności w służbie Twej.
Weź mnie, Panie Jezu, bom Twoja, zupełnie
Twoja na zawsze.
Z Bogiem wszystko idzie, z Nim każda praca
będzie owocodajna, zabiegi nasze
błogosławione, życie święte... Bóg gotów być
ze mną, bylebym ja przy Nim trwała. A to się
stanie, jeśli pracować będę usilnie nad
wyrobieniem w sobie ducha skupienia,
pamięci o obecności Bożej. To prawdziwa i
niełatwa praca, bo domaga się wytrwałego
starania o skupienie, ciągle na nowo
podejmowanego, by myśl swoją, choć na
chwilkę, ale często wznosić ku Bogu, nawet
przy zajęciu absorbującym lub w
towarzystwie ludzi. Króciutkie, ale gorące
akty strzeliste, prośba, akt ognistej miłości -
to minutka czasu nieprzeszkadzająca w pracy,
a łącząca duszę z Bogiem. Ale to wymaga
codziennego, wytrwałego ćwiczenia.
Panie, dla Ciebie chcę pracować nad wyrobieniem ducha skupienia.
Strona 19 z 37
JEZUS
ROZKAZAŁ SUROWO DUCHOWI NIECZYSTEMU
Ktoś z tłumu zawołał: "Nauczycielu, proszę Cię, wejrzyj na mego syna; to mój jedynak.
A oto chwyta go duch, tak że nagle krzyczy; miota nim tak, że się pieni, i tylko z trudem odstępuje od
niego, rzucając nim o ziemię". (...) Jezus rozkazał surowo duchowi nieczystemu, uzdrowił chłopca i
oddał go jego ojcu. A wszyscy osłupieli ze zdumienia nad wielkością Boga Łk 9,38-39.42b-43a
I ja mam jedną tylko duszę - ta dusza to moja
jedynaczka, o którą przede wszystkim powinno
mi chodzić... Czy pamiętam o swojej duszy?
(...) Chorobą jej rozmaite grzechy,
niedoskonałości, wady, którym podlega, które
ją oddalają od celu jej, od Boga, od świętej
Bożej miłości... Powinnam znać słabości mej
duszy, z całą szczerością i z całą pokorą
przyznawać się do nich u stóp Jezusa. A jak
często miłość własna tak mnie zaślepia, że
choć mi się wydaje, że znam siebie, w gruncie
rzeczy wcale nie mam jasnego pojęcia o stanie
mej duszy.
Chcę być pokorna, nie wierzyć zbyt prędko, że
siebie znam, a chętnie przyjmować uwagi...
Często korzyć się chcę przed Panem Jezusem,
oskarżając się w uczuciu najgłębszej nędzy ze
swych grzechów i niedoskonałości... Z głębi
serca, tak bardzo gorąco prosić muszę: Jezu,
ratuj biedną duszę moją! Przedstawię Mu
choroby swej duszy, błagać będę o pomoc, o
ratunek.
Często w medytacjach naszych zapominamy o
tej prawie najważniejszej części - o prośbie. A
choćby nam żadna myśl nie przychodziła, to
nie szkodzi. Nie męczmy sobie głowy, by
koniecznie coś wymyślić, ale prośmy gorąco,
natrętnie Jezusa o zdrowie duszy, o cnotę, o
miłość Bożą, o silną wiarę, o pokorę, o miłość
bliźniego... Prośmy, prośmy, prośmy! (...)
Może być, że im bardziej dusza do Jezusa się
chce zbliżyć, im bardziej stara się pracować
nad sobą, tym bardziej zły duch szarpie ją
rozmaitymi pokusami. Bylebym tylko nie dała
się wystraszyć i choć wśród najstraszniejszych
burz, pokus, przyczołgała się do Jezusa, to On
nie odepchnie, bo ma moc skruszenia
zabiegów złego ducha. Chrystus, gdy się
przekona, że przy Nim trwać chcemy,
wypowie słowo wszechmocne, które tę biedną,
strwożoną, zaniepokojoną duszę utuli, uspokoi
i podniesie. Zrobi się cisza wielka i dusza
pełna radości chwalić będzie Pana i cieszyć się
Jego wielkością i potęgą.
Tylko wytrwać przy Jezusie i nigdy od Niego
się nie oddalać. Nie bać się pokus, ale mężnie,
odważnie je zwalczać i mimo pokus ciągle, z
miłością do Jezusa dążyć.
W tym wypadku diabeł jawnie okazuje swoje
panowanie nad swą nieszczęśliwą ofiarą, ale
często zdarza się, że bawi się duszą i kieruje
nią tak nieznacznie, że ona sobie z tego nie
zdaje sprawy. Dusza nie chce przyjmować rad
tych, którzy czują, że źle się w niej dzieje, i
powoli coraz bardziej wpada w sidła złego
ducha. Wie on, ten duch ciemności, kiedy
może jawnie występować, wie też, kiedy musi
się ukrywać. I dlatego bądźmy ostrożne!
Szatan powoli pociąga duszę do złego, do
małych niewierności, tłumacząc, że to nic, że
można sobie na to i owo pozwolić... Gdy raz
już dusza przezwyciężyła tę pewną obawę
przed niewiernościami, gdy już spokojnie do
małych i coraz większych niewierności się
zabiera, to coraz bardziej zły duch ją za swoją
uważa, wlewa w nią niechęć do modlitwy, do
rzeczy Bożych. Dusza coraz mniej czuwa nad
sobą (...) i coraz dalej odchodzi od Boga.
Biedna duszo... Jakie to straszne!
Prośmy gorąco, by Pan Jezus zawsze nad nami
królował, nami rządził, by nigdy nas z opieki
swej świętej nie wypuścił!
Jak często w chwilach ciężkich, jakich zawsze
jest dużo w życiu, uciekamy się najpierw do
ludzi, w nich szukamy pomocy, pociechy,
ratunku. I często zapominamy o tym, że Jezus
jest blisko, że najlepiej uciekać się do Niego, z
tą silną wiarą, że On pomoże. Ludzie sami z
siebie nic dać nie mogą, a jeżeli przynoszą
uspokojenie biednej duszy naszej, to tylko jeśli
Jezus na to pozwala. Więc we wszystkich
kłopotach, wątpliwościach, niepewnościach
Strona 20 z 37
idźmy zawsze najpierw do Jezusa, bo tam
zbawienie, tam u stóp Tabernakulum
znajdziemy szczęście i światło Boże, tam
źródło miłości. Więc zawsze, zawsze - do
Tabernakulum! (...)
Wiemy, że Jezus to Syn Boga żywego, Bóg
wszechmocny, wszechpotężny - a mimo to tak
słabo wierzymy. Gdybyśmy miały silną wiarę,
wszystko potrafiłybyśmy uczynić. Wiara góry
przenosi. Wszystko potrafiłybyśmy wymodlić,
wyprosić. Jezus da, na pewno da, byleby prosić
o rzeczy dobre - i prosić z wiarą i
wytrwałością. I jaki spokój miałybyśmy w
swej duszy, w tym błogim oczekiwaniu, że Pan
na pewno wysłucha, na pewno nie opuści!
Jezus przede wszystkim chce wiary, a dziecięca, pełna ufności wiara zniewala Go do
wysłuchania nas. Jezu, daj mi tę silną wiarę
Strona 21 z 37
PANIE,
ULITUJ SIĘ NAD NAMI, SYNU DAWIDA
Dwaj niewidomi, którzy siedzieli przy drodze, słysząc, że Jezus przechodzi, zaczęli wołać:
"Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!" Tłum nastawał na nich, żeby umilkli; lecz oni jeszcze
głośniej wołali: "Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!" Jezus przystanął, kazał ich przywołać
i zapytał: "Cóż chcecie, żebym wam uczynił?" Odpowiedzieli Mu: "Panie, żeby się otworzyły nasze
oczy". Jezus więc, zdjęty litością, dotknął ich oczu, a natychmiast przejrzeli i poszli za Nim. Mt
20,30-34
Trzeba nam podziwiać wiarę tych dwóch
ślepych - wiarę, z jaką wołają za Jezusem:
Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nad nami! (...)
A ja, czy nie jestem w gorszym stanie od tych
nieszczęśliwych? (...)
Wejdź w siebie, duszo moja, zbadaj się
dokładnie, czy twe oczy są otwarte na świat
nadprzyrodzony, który cię otacza? Czy umiesz
utkwić swój wzrok w Jezusa, w Maryję, w to
piękne niebo, które cię tam czeka na górze?
Czy umiesz rozpoznać zło, jakie tkwi w tobie?
Wszak to jest tak ważne, bo bez tego jasnego
poznania Boga i poznania siebie nie ma pracy
wewnętrznej...
Żeby we mnie było takie samo gorące
pragnienie światła Bożego, uleczenia wzroku
duszy, by móc widzieć zawsze przy sobie
Jezusa, by Go nie tracić z oczu nawet wśród
największego wiru pracy zewnętrznej!
Jezu, gdy klęczę u stóp Tabernakulum, spraw,
bym umiała utkwić oczy duszy w Twym
Boskim Sercu, bym już nie zwracała uwagi na
to, co około mnie się dzieje, bym cała zatopiła
się w widoku Twej piękności, Panie mój i
Boże mój! Tyś pięknością samą, pełną
wdzięku i słodyczy, Tyś otoczony światłością,
a z oblicza Twego biją promienie najczulszej,
ojcowskiej miłości. Niech mnie nie rozprasza
świat zewnętrzny. Gdy patrzę w Ciebie, Jezu,
tak cicho, tak jasno robi się w duszy mojej.
Światłości moja cudna, rozświeć ciemności
umysłu mojego! O, niech Twe Boskie usta
wypowiedzą nad mą biedną duszą te twórcze
słowa: Fiat lux! - Niech się stanie światłość!
Jaka pokora u tych dwóch ślepych! Wołają
głośno o pomoc i nawet ostre słowa nagany
obcych nie potrafią im ust zamknąć... Nie
wstydzą się tego, że sami są nędzarzami, że
sami sobie pomóc nie mogą, nie zważają na to,
że są biedni, że inni nimi gardzą. Chcą pomocy
Jezusa i o nią wołają mimo ludzkich urągań i
naśmiewań. Potrzeba im Jezusowej pomocy, w
nią tylko wierzą.
Oto jakie powinno być moje usposobienie
względem Boga, względem siebie i względem
ludzi.
Względem siebie - pokorne zrozumienie swej
nicości, swej nędzy... Jezus tylko może mi
dopomóc, On tylko może mi dać światło
potrzebne do dobrego i pożytecznego
wykonania moich obowiązków. On tylko może
mnie wzmocnić w pracy zewnętrznej i w pracy
wewnętrznej. On tylko może otworzyć oczy
mej duszy, bym umiała patrzeć w górę i
poznawać Ojca, który jest w niebie, i
wypełniać Jego najświętszą wolę, według
której muszę żyć, abym mogła dostać się do
królestwa niebieskiego. Tylko Jezus może
skutecznie podać mi rękę i poprowadzić mnie
bezpiecznie drogą zbawienia, tylko Jezus jest
Pośrednikiem między człowiekiem i Bogiem.
Toteż do Niego mam się uciekać, do Niego
wołać nieustannie, coraz natarczywiej, coraz
goręcej, choćby mi się wydawało, że Jezus nie
słyszy. Wołać, wołać, nigdy się nie
zniechęcając, nigdy nie tracąc ufności. I nie
zważać na to, co ludzie mówią. Niech łają,
niech się wyśmiewają, starając się mnie od
Jezusa oddalić, niech gardzą za wierne wołanie
do Jezusa. Cóż mnie zdanie świata obchodzi?
Jezu, chcę w Tobie ufność swą pokładać...
Nieraz zdaje mi się, żem od Ciebie tak daleko,
ale i tym nie chcę się niepokoić. Nieraz wokoło
Strona 22 z 37
mnie ciemno, zupełnie ciemno, drogi swej już
nie widzę. Niech to mi nie odbiera spokoju.
Bylebym do Ciebie wołać nie przestała, to
wiem, przyjdzie chwila, że i Ty do mnie się
odezwiesz i powiesz: Co chcesz, bym ci
uczynił? A ja wtedy o jedno poproszę: Panie,
bym przejrzała, byś otworzył oczy mej duszy,
bym mogła widzieć Ciebie, Jezu, Panie mój i
Boże mój!
Duszo moja, czy często, i to bardzo często, nie
jesteś i ślepa, i niema wobec Jezusa w
Tabernakulum?
Przychodzisz do świątyni, gdzie jest Jezus,
Pan, Bóg i Zbawca twój, a ty oczyma duszy nic
nie widzisz. Klęczysz przed twym Panem, a
rozmaite obrazy przechodzą ci przed oczyma i
nie widzisz Jezusa, nie umiesz do Niego
mówić. Nic ci do głowy nie przychodzi, nie
wiesz, co Jezusowi powiedzieć, o co prosić.
Cóż wtedy masz zrobić? (...) Wołaj do Niego:
Jezu, daj, abym przejrzała, Jezu mój, daj, abym
umiała przemówić do Ciebie!
Proś, a Jezus na pewno wysłucha.
Strona 23 z 37
APOSTOŁOM PRZYSZŁA MYŚL,
KTO Z NICH JEST NAJWIĘKSZY. ŁK 9,46
Oto zarozumiałość, córka pychy, wkradająca się do serc Apostołów, którzy niedawno, będąc
biednymi celnikami lub rybakami, nie myśleli o żadnym wyniesieniu się... Dziś już myślą o swej
wielkości.
Ostrożnie, by i nam nie groziło coś
podobnego... Uważasz się za ważną, robisz się
- jednym słowem - "wielka". Twoja
zarozumiałość zaślepia cię, sądzisz, że jesteś
pożyteczna, zdolna (...), więc coraz bardziej
podnosisz głowę. Czujesz się większa od
innych, okazujesz im to, traktując je z góry,
lekceważąc pracę innych. Zachwycasz się
sobą, swoimi zasługami. Wtedy zaczynasz
wymagać, by i inni zachwycali się tobą,
szukasz uznania, pochwał, zazdrościsz innym
pochwał i powodzenia. Biedna duszo, nie
zdajesz sobie sprawy z tego, jak ta
zarozumiałość ciągnie cię coraz bardziej w swe
sidła, a tym samym odciąga cię od Boga i
wykrada tobie ten skarb niebiański - pokój
duszy, który jest własnością dusz pokornych.
Czujesz się wielka, chcesz być wielka, choć do
tego otwarcie się nie przyznajesz.
Powiem ci, biedna, zarozumiała duszo, po
czym na pewno poznać możesz, choć tego nie
chcesz, żeś bardzo zarozumiała. Po pierwsze -
po tym, że we wszystkich, którzy stoją wyżej
ciebie albo lepiej od ciebie jakąś pracę, jakiś
urząd wykonują, niechybnie wykryjesz
ogromną zarozumiałość, choćby w tych
duszach nic zarozumiałości i pychy nie było.
Zarozumiała dusza wszędzie, tylko nie w
sobie, widzi zarozumiałość i wszędzie tą niby
zarozumiałością drażni się i gorszy. Po drugie -
że czujesz pewną niechęć do tych, które wyżej
od ciebie postępują w urzędach, w pracach,
które częściej są używane do ważnych spraw,
(...) więcej są lubiane. To strasznie korci twoją
pychę i zarozumiałość pobudza cię do niechęci
względem nich. Po trzecie - że traktujesz
niższych w sposób wyniosły i rozkazujący.
Nieraz zdarza się, że dusza jest pokorniutka,
cichutka, póki nie ma odpowiedzialności,
urzędu, a jak tylko trochę wyżej stanie, staje
się rozkazująca, niegrzeczna, myśli, że wolno
jej niższych traktować z pewnym
lekceważeniem, myśli, że im bardziej ich z
góry traktuje, tym bardziej swą wyższość
podkreśla i uwydatnia. Biedna duszo
zarozumiała, czemu nie pamiętasz o słowach
Chrystusowych: kto najmniejszy wśród was,
ten największy? (...) Im wyżej jesteś
postawiona, tym bardziej pilnuj się, byś nie
poddała się zarozumiałości, by twe obcowanie
z innymi było pokorne i miłe.
Jezu, wpatrywać się w Twoje Serce, takie
pokorne! Tyś przedwieczną mądrością, Tyś
samą świętością. Zniżasz się ku najniższym.
Tak cichy, pokorny jesteś w obcowaniu z
innymi, jak gdybyś był jednym z nich. Jak
łaskawy jesteś dla grzeszników, celników, jaki
dobry, wyrozumiały dla swych uczniów.
Niczego dla siebie nie wymagasz, o Panie...
Jezu, chcę walczyć z moją zarozumiałością.
Dusza pokorna rozumie, iż dla wszystkich bez
wyjątku powinna być uprzejma i usłużna...
Wszystkich ma za wyższych od siebie i dlatego
ze wszystkimi postępuje z pełną pokory
uprzejmością. Uprzejmość i usłużność dla
jednych, a przy tym brak uprzejmości dla
innych to znak, że ta uprzejmość i usłużność
nie wypływa z pokory lub z cnoty ani z miłości
ku Bogu, tylko z konieczności lub z miłości
własnej albo z chęci uzyskania własnej
korzyści.
Dusza pokorna, uznająca się szczerze za
najgorszą, ostatnią ze wszystkich, uważa sobie
za święty obowiązek być pełną grzeczności,
uprzejmości dla innych, bez względu na to,
jacy inni są dla niej. Nie czeka, czy inni dla
niej są grzeczni, uprzejmi, by wtedy dopiero
zdobywać się na grzeczność. Ona chętnie
pierwsza się kłania, pierwsza uprzejmie się
odzywa, nie uważając na mały brak
grzeczności ze strony innych, i własną
uprzejmością i grzecznością uczy innych
dobroci. Dusza pokorna będzie uprzejma dla
nieznajomych, równie jak i dla znajomych, dla
ubogich, jak i dla bogatych, dla żebraka, jak i
Strona 24 z 37
dla króla. Nic ją nie obchodzi osoba, ale korzy
się przed Bogiem, mieszkającym w każdej
duszy dobrej woli, przed duszą będącą bardziej
może od niej ukochanym dzieckiem Boga.
Zrobię sobie rachunek sumienia. Jakże z moją
grzecznością dla innych? Czy zależy ona tylko
od fantazji, od humoru? Czy jestem uprzejma
tylko dla niektórych osób, tylko dla własnej
przyjemności? A moja gotowość służenia
innym? (...) Czy pamiętam o tym, że ta
uprzejmość, usłużność pochodząca z pokory to
prawdziwe apostolstwo? (...)
Jak błogo mieć do czynienia z osobą zawsze
uprzejmą, uprzedzająco grzeczną, jakby zajętą
tym, by ludziom z nią dobrze było. Przyjemnie
jest temu, który gdy o co prosi, otrzyma tę miłą
odpowiedź, że chętnie zadośćuczynimy
wyrażonej prośbie, że to uważamy raczej za
szczęście, iż możemy w bliźnim usługę Bogu
oddać.
A my - często mamy słowa pokory na ustach,
ale myśl nasza nie zgadza się z tym, co
mówimy, i dlatego obrażamy się nieraz o byle
co, a choć niby o sobie źle mówimy, to
martwimy się najmniejszą zrobioną nam
uwagą, tracimy pokój duszy. A gdzież jest
nasza pokora? Prośmy o nią dobrego Jezusa.
Pytanie, które stawia ludzka pycha i ambicja:
kto będzie większy? (...)
Wolno nam pragnąć świętości, ale nie dla
ambicji, tylko dla Boga, aby spełnić wolę
Bożą. Jednakże i w tym pragnieniu chwały
niebieskiej nie przekraczajmy granic woli
Bożej. Jak Bóg chce!
I w niebie, Jezu, chcę być tam, gdzie Ty mnie
mieć chcesz, chcę dojść do tego stopnia
świętości, którego ode mnie żądasz, do którego
mnie przeznaczyłeś - nie więcej... Chcę jak
najgorliwiej pracować nad swym uświęceniem,
ale tylko z miłości, z czystej miłości ku Tobie,
Jezu, byś Ty był zadowolony... Nie potrzeba
mi chwały ani w niebie, ani na ziemi, Ty sam
jeden mi wystarczysz, mój Jezu. Ciebie chcę
kochać, Twą wolę spełnić, Tobie się
przypodobać - oto jedyna moja ambicja.
Pamiętajmy o tym, że pycha, będąca matką
wszelkich występków, jest też matką kłamstwa
i fałszu. Zaglądajmy do swego sumienia, czy i
nam ono nie wyrzuca małego kłamstwa,
przekręcenia prawdy, małego fałszu wyrosłego
na pysze. Aby się lepszą przedstawić, niż
jestem, aby zrzucić z siebie jakiś zarzut, jakieś
podejrzenie, może prawdziwe, czy nie
wymykało mi się nieraz małe kłamstwo? Albo
by siebie przedstawić w lepszym świetle, czy
nie upiększałam nieraz swego postępowania,
dodając, ujmując, jednym słowem: kłamiąc,
choć my tego i kłamstwem nie nazywamy?
Albo by siebie uniewinnić, czy może małym
kłamstwem nie zrzucałam winy na innych?
Pokorny tych tak nieraz częstych kłamstw nie
potrzebuje, bo jemu o to nie chodzi, by siebie
wywyższyć, on raczej przedstawia się gorzej,
niż jest, bo sam w to wierzy. A na tej naszej
pysze, czy nie wyrasta niesłuszne zupełnie
posądzanie innych, którzy nas przewyższają?
Bo pycha tego nie znosi, więc może nawet i do
oszczerstwa doprowadzić... Zaglądajmy do
swego sumienia.
Panie, strzeż nas, strzeż nawet od
najmniejszego kłamstwa...
Jeżeli chcemy być blisko Jezusa, (...)
przejdźmy przez świat z oczyma zawsze
skierowanymi ku naszemu Bogu, dotykając się
ziemi stopami, ale myślą, sercem, duszą
przebywając w niebie.
Nasza radość musi być w Bogu... Patrz, duszo
moja, czy nie możesz powiedzieć sobie z całą
prawdą, że tu masz źródło szczęścia? Masz
Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie, On
jest tu dla Ciebie i z Tobą. Jest tu, byś nie była
sierotą, byś w Nim miała wiernego, tak bardzo
ciebie kochającego Przyjaciela, Pocieszyciela
w każdym zmartwieniu, krzyżu, cierpieniu, byś
miała Doradcę w niepewnościach i
wątpliwościach swoich. On chce być
Lekarzem, uzdrawiającym twoją duszę, gdy
wpadniesz w chorobę grzechu, byś nigdy,
nigdy nie mogła powiedzieć, żeś opuszczona,
osamotniona. Masz Jezusa, który co dzień
wstępuje do Twego serca, by je napełnić
światłością, siłą i radością. Masz Jezusa tak
blisko... On tu jest dla Ciebie, a ty nie miałabyś
być szczęśliwa? Skąpa ta dusza, której Jezus
do szczęścia nie wystarczy. Dusza kochająca
Jezusa zawsze jest szczęśliwa.
Dusza prawdziwie pokorna ze wszystkimi żyje
w zgodzie. Dlaczego? Bo się nie wyrywa na
pierwsze miejsce; bo chętnie ustępuje (...); bo
zawstydzona własną niedoskonałością, nie
sądzi innych i nie oburza się ich uchybieniami;
bo chętnie przyznaje rację innym. I dlatego
wszyscy ją kochają i cenią, i w świętej zgodzie
Strona 25 z 37
z nią żyją... A tam, gdzie zgoda i miłość, tam
pokój, a gdzie pokój, tam Bóg! Prośmy Pana
Jezusa, by nam dał usposobienie zgodne i
ciche, które jest podstawą pokoju i szczęścia...
Jakże to piękne, ale jak się to nie zgadza z tą
biedną, ludzką naturą, która wszędzie pragnie
się wysuwać, wystawiać na pokaz to trochę
dobrego, które z łaski Bożej ma w sobie.
Jezu dobry, daj mi być małą, to znaczy nie
pragnąć, nie szukać ludzkiego oka, ludzkich
poklasków, ludzkiego uznania. Daj mi
pracować pod okiem Bożym cichutko, tylko
dla Boga.
Duszo moja, podobna bądź do kwiatka na
pustyni, który rośnie, rozwija się i kwitnie
tylko po to, by spełnić wolę Boską, nie pytając
się, czy widział go ptak w przelocie albo czy
wietrzyk poranny igra z wiotkimi jego
listkami.
Ty mi służysz, Boże ukryty pod postacią
chleba w Tabernakulum, i jesteś gotów służyć
mi dniem i nocą. Zawsze mogę do Ciebie
przychodzić po radę, po pociechę, po pomoc, a
Ty mnie zawsze łaskawie wysłuchasz. Gdym
słaba, bezsilna, przygnębiona, Ty dajesz mi się
jako pokarm na wzmocnienie duszy mojej.
Służysz mi dniem i nocą, ale czy ja rozumiem
ten nadmiar poświęcenia i czy choć trochę
staram się Ciebie, Jezu, naśladować, służąc
Tobie w bliźnich? (...) Czy jestem tak pełna
poświęcenia dla innych, wymagając od nich
jak najmniej dla siebie, a za to dając im jak
najwięcej?
Duch świata obecnego jest duchem pychy.
Pragnienie wywyższenia pożera nas. Świat
dzisiejszy woła: coraz wyżej, coraz wyżej...
Czy we mnie nie pracuje choroba współczesna
- ambicja? Boże, strzeż od tej choroby duszę
moją! Straszna to choroba, która pozbawia
człowieka pokoju wewnętrznego, wesołości -
człowiek dąży do czegoś wyższego, nie pytając
się, czy to do Boga prowadzi, czy nie.
Na czym polega ambicja? Jest to pragnienie
wywyższenia, wstręt, strach przed tym, co
pycha nasza czasem nawet zupełnie
bezpodstawnie nazywa poniżeniem. To
pragnienie nie daje duszy spokoju, rodzi
zazdrość, czasem nienawiść do tych, którzy
wyżej stoją. Ambicja zabija w człowieku
zupełnie pracę wewnętrzną; człowiek nie
pragnie nieba, ale wywyższenia tu, na tej
ziemi. Ambicja jest trucizną dla każdej duszy...
I jak strasznie wielkie spustoszenia ona w nich
sprawia.
Powinnam zaglądać do własnej duszy, czy tam
nie ma choć lekkich śladów ambicji... Jakie
nieraz burze miotają biedną, ambitną duszą...
Rzuca się w niepohamowanym gniewie, nie
mogąc sobie znaleźć miejsca, opłakuje siebie
jako ofiarę niesprawiedliwości, pełna jest
niechęci...
Matko moja, Maryjo, uproś mi siłę i łaskę, bym w swoim sercu wytępiła każdy ślad ambicji,
bym, jak Ty, raczej pragnęła być małą, bardzo małą, jak ten robaczek, co pełza po drodze, po
którym noga dziecięca depcze bez obawy.
Strona 26 z 37
TWOJA WIARA CIĘ OCALIŁA,
IDŹ W POKOJU!
Kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że Jezus gości w
domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u Jego stóp, płacząc,
zaczęła łzami oblewać Jego stopy i włosami swej głowy je wycierała. Potem całowała Jego stopy i
namaszczała je olejkiem. Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: "Gdyby on
był prorokiem, wiedziałby, co to za jedna i jaka to jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest
grzesznicą". (...) Jezus rzekł Szymonowi: "Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo
umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje". Do niej zaś rzekł: "Odpuszczone są
twoje grzechy. (...) Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!" Łk 7,37-39.47-48.50
Oto miłość przyprowadza ją do stóp
Chrystusowych, żal wyciska z jej oczu
strumienie łez, upokorzenie, uznanie swej winy
każe jej kłaść się u nóg Chrystusowych w
uczuciu swej nicości, a pragnienie
odpokutowania każe jej wylać na nogi Jezusa
drogocenny olejek i wycierać Boskie nogi
włosami, które dotychczas służyły próżności...
Myśli tylko o tym, że kocha, i wierzy, że i
Jezus w swej niezmiernej dobroci nie pogardzi
żałującą grzesznicą...
Jezus z miłością patrzy na pokutującą
grzesznicę i odpuszcza jej grzechy. Nic jej nie
mówi, a ona miłuje, żałuje i wciąż milczy.
Wreszcie Jezus wypowiada to jedno zdanie:
Grzechy twoje są ci odpuszczone, idź w
pokoju. Oto najpiękniejsza spowiedź, jaka
kiedykolwiek była i będzie. Z jednej strony -
najgłębsza pokora i miłość żałująca, a z drugiej
- Boska wyrozumiałość i miłość przebaczająca.
A jaki owoc tej spowiedzi? Bogaty w żal i
miłość pokój Boży, który przechodzi wszelkie
dobra świata.
Żebyśmy umiały tak żałować - nie z żalu nad
nami, nie z pychy, nieumiejącej znieść
własnego poniżenia, ale z czystej miłości ku
dobremu Jezusowi! (...) Pokornym, uniżonym
obiecane jest królestwo pokoju, a w nim
światło i szczęście Boże.
Żal za grzechy, można powiedzieć, jest
motorem, inspiracją każdego uczynku
pokutnego. Bez pobudki żalu pokuta nie jest
właściwą pokutą, a przynajmniej nie jest
zadośćuczynieniem miłości...
Dlaczego żal jest pokutą? Bo aby rzeczywiście
wyrobić w sobie prawdziwy żal za grzechy,
żal, który by tak nieustannie tlił się w duszy,
który podtrzymywałby ciągle ducha pokuty,
trzeba usilnie pracować. Trzeba wywalczyć w
sobie ten ból duszy, jakim jest żal za grzechy, a
to dla człowieka niełatwe, bo dusza ludzka ma
naturalny wstręt przed cierpieniem, przed
bólem jakiegokolwiek rodzaju. A choć czasem
Bóg zaprawia żal miłością i wtedy staje się on
nader słodki, to w zwyczajnych warunkach żal
zdobywa się wysiłkiem, mozolną pracą i jest
on bólem duszy.
Ale niech mnie to nie odstrasza. Jeżeli kocham
Boskie Serce, które widzę przed sobą otoczone
koroną cierniową, to musi w sercu mym
powstać pragnienie tej korony cierniowej,
korony uplecionej z ciernia ustawicznego żalu
za grzechy moje, za grzechy świata. I muszę
zrozumieć, że ten żal to najprawdziwsze
wynagrodzenie za grzechy moje. Choćbym się
zabijała postami, czuwaniem, uczynkami
pokutnymi, ale nie miałabym żalu, to wszystko
nie byłoby jeszcze prawdziwą pokutą, bo nie
byłoby tam ducha pokuty, który ją ożywia i
czyni miłą naszemu Jezusowi. Muszę
zrozumieć, że bez żalu nie ma poprawy życia,
bo jakże mam się poprawić, zaniechać czynu,
za który nie żałuję, ale owszem, który mi jest
miły?
Żal więc jest moją pierwszą i najważniejszą
pokutą, bo rodzi ducha pokuty, bo bez niego
pokuta jest bez duszy, bez siły i - co
najważniejsze - bez miłości. Wszak żal jest
miłością cierpiącą. Gdzie żal, to i miłość, bo on
bez niej nie istnieje. O żal się starać powinnam
Strona 27 z 37
w pocie czoła - to pierwszy obowiązek duszy
grzesznej, potrzebującej pokuty. A jak starać
się o żal, jak go w sobie wyrobić? Ćwiczyć się
w nim codziennie, i to po kilka razy, (...) i
często prosić gorąco o wielką łaskę żalu.
Chciejmy, pragnijmy, błagajmy, a
zdobędziemy ten żal miłosny, który najlepiej
zamieni życie nasze w życie świętej pokuty i
miłości.
Ojcze, zgrzeszyłam, niegodna jestem nazwać
się Twoim dzieckiem, niegodna jestem
wznieść oczy moje ku niebu! Oto uczucie
pokory, wypływające z prawdziwego żalu za
grzechy. Panie, jam niegodna!
Żal za grzechy opiera się na poznaniu mej
moralnej nędzy, żal daje zrozumienie, że za
grzech należy mi się kara. Jeżeli rozważamy
grzechy, któreśmy popełnili, daleko mniej
cierpimy, aniżeliśmy zasłużyli. Jeśli naprawdę
za grzechy, za nieprawości żałuję, będzie we
mnie to zrozumienie, że właściwie zasłużyłam
na piekło, wobec tego czy mam prawo
narzekać, choć Bóg zsyła krzyżyki, choć
prowadzi twardą i ciernistą drogą?
Czy w uczuciu swych win nie powinnyśmy
dziękować Bogu za wszystko? Gdybym przez
ten prawdziwy, uniżenia pełen żal doszła
rzeczywiście do przekonania, że wszystko jest
dla mnie za dobre, że nic nie ma dla mnie zbyt
złego w porównaniu z tym, na co zasłużyłam -
jak umiałabym zawsze za wszystko Bogu
dziękować, jak wielką wdzięczność czułabym
dla Ojca mego w niebie, który nie według swej
sprawiedliwości, ale według ogromu
miłosierdzia swego ze mną postępuje. Z jaką
wdzięcznością, pełną miłości, tuliłabym się
zawsze, w szczęściu i w cierpieniu, w
oschłości i w pociechach, do stóp Boskiego
Mistrza, który z nadmiaru dobroci swej
nadłamanej trzciny nie dołamie i gasnącego lnu
nie zagasi. Stosunek mój do Boga byłby tak
pełen miłości, pełen wdzięczności, ale i
zarazem pełen głębokiej czci, wypływającej z
poczucia mej nędzy, mej niskości.
Nieraz tak obojętnie przyjmuje dusza
dobrodziejstwa Boże, jak gdyby się jej one
należały, kiedy tymczasem nic się jej nie
należy - nic prócz kary...
Jezu mój, (...) nieskończenie dla mnie dobry.
Daj, niech nigdy nie zapomnę, że wobec
Ciebie jestem biednym skazańcem, któremu
darowałeś życie i który odtąd chce być Twym
niewolnikiem, choćby ostatnim, byleby zawsze
z Tobą i przy Tobie. Nie chcę sobie nigdy
pozwolić na niezadowolenia, na narzekania...
Panie mój, i śpiewać będę chwałę Twoją, i cieszyć się Twą dobrocią. Bo dobry jest Pan i na wieki
miłosierdzie Jego!
Strona 28 z 37
PRZYJDŹCIE DO MNIE WSZYSCY,
KTÓRZY UTRUDZENI I OBCIĄŻENI JESTEŚCIE
Jezus przemówił tymi słowami: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te
rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje
upodobanie. (...) Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was
pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca,
a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych". Mt 11,25-26.28-29
Wiary nam potrzeba. Nigdy nie myślmy, że
nasza wiara jest już doskonała, że mamy jej
dosyć! Wiara nasza to sędzia, który nam
wyrzucać będzie nasze grzechy i niewierności.
Gdybym wiary nie miała, nie byłabym winna i
wszystkie moje wykroczenia, od
najmniejszych do największych, nie byłyby
karygodne albo byłyby mniej karygodne. Ale
ja wierzę... Wszystko naokoło mnie
przypomina, że stworzona jestem dla Boga, że
życie jest mi dane na to, bym Boga kochała i
Jemu służyła.
Życie moje upływa w atmosferze wiary, więc
też obowiązkiem moim - według wiary żyć, w
duchu wiary postępować, z wiarą wykonywać
moje obowiązki, tak największe, jak i
najmniejsze, w duchu wiary patrzeć na tych,
którzy mnie otaczają... Oto mój obowiązek:
żyć z wiary, z wiarą w sercu. Ażeby tak było,
muszę o nią prosić, ciągle prosić.
Posłuchajmy z zachwytem tych cudownych
słów Chrystusa, dziękującego Ojcu swemu, iż
te rzeczy - to jest wiarę, zrozumienie tego, co
Boże, nadprzyrodzone - ukrył przed mądrymi i
pysznymi tego świata i objawił maluczkim,
pokornym. Jaka to zachęta do pokory, do tego
najpiękniejszego ze wszystkich pragnień: być
malutką, bardzo malutką, by Bogu zostawić
chwałę, wielkość, panowanie. Przez te słowa
uczy Chrystus nas, że kto chce otrzymać łaskę
wiary - bo pamiętajmy, że wiara to łaska wlana
w serca nasze dla zasług Jezusa Chrystusa, i
my jej sobie dać nie możemy, ale tylko Bóg
nam ją daje - ten musi być maleńkim, bardzo
maleńkim we własnym mniemaniu.
Im więcej pragniesz tego światła, które ci daje
poznać życie nadprzyrodzone, które ci daje
wnikać w myśl Bożą, tym więcej musisz
walczyć o pokorę...
Jezu, chcę wołać często za świętym
Augustynem: "Panie, daj bym poznała Ciebie,
bym poznała siebie. Ciebie, bym Cię miłowała,
siebie, bym sobą gardziła". Im lepiej poznam
swoją nędzę, tym lepiej poznam Ciebie, Twą
wielkość, Twą wspaniałość. Im lepiej poznam
swą nicość, tym goręcej będę umiała Ciebie
kochać, bo myśl moja nie będzie zajęta moim
"ja", tylko całkowicie zwróci się do Ciebie,
zatopi się w oceanie Twej miłości. Panie, daj
mi poznanie mej nędzy...
Jezus dziękuje Ojcu Przedwiecznemu za to, że
wielkie Boże prawdy odsłania malutkim, a
zakrywa je pysznym... Pokorne serce łatwiej
aniżeli pyszne pojmuje wielkość spraw
Bożych, bo trzyma się w swej pokorze
cichutko blisko Boga. Nie jest ciekawe spraw
ziemskich, nie szuka honorów i poważania,
otwarte jest dla światła Bożego...
Czy ci to potrzebne, czy to chwała dla ciebie,
że możesz powiedzieć, że wszystko wiesz, co
się dzieje na świecie, co się dzieje w domu?
Czy to wstyd, że nie jesteś szafką do
przechowywania nowin i plotek? Nie pragnij
nowin, wiadomości tobie niepotrzebnych.
Chciej Boga, interesuj się więcej sprawami
Bożymi, a trzymaj serce i umysł wyżej ponad
tą ziemią, wtedy światło Boże i prędzej, i
łatwiej je oświeci.
Jezu, uczyć się chcemy od Ciebie, żeś cichy i
pokorny. Jak słodki jesteś, jaki dobry dla
wszystkich, którzy się do Ciebie zbliżają...
Jezu, chcę iść Twą drogą cichości i pokory -
cicho, nie skarżąc się na nic. Cicho, bez
niecierpliwości, nieuprzejmości, szorstkości.
Cicho w przeciwnościach, by nigdy nie stać się
przez swe skargi i złe humory ciężarem dla
nikogo. A jaka cudna nagroda: znajdziecie
ukojenie dla dusz waszych!
Strona 29 z 37
Nie ma większego dobra dla duszy żyjącej tu,
na ziemi, jak mieć w sercu wielki, święty pokój
Boży. Pokój to pierwszy dar, jaki Chrystus
przyniósł Apostołom po swym
Zmartwychwstaniu, to najcenniejszy dar, bo
jest on podstawą szczęścia, złączenia z
Bogiem, pracy nad sobą i świętej radości.
Dusza pyszna nigdy nie doznaje pokoju, dusza
zaś pokorna ma w sobie święty, Boży pokój,
bo nią nie miotają ani ambicja, ani próżność,
ani pragnienie chwały i uznania, ani zazdrość,
ani kłótnie. Pokorny nie staje do kłótni, w
Bożym pokoju znajduje radość i szczęście,
znajduje siłę i ochotę do pracy nad sobą, moc
w przeciwnościach, odwagę w
niebezpieczeństwach - znajduje Boga, bo gdzie
pokój, tam Bóg.
Jakże z głębi serca wołać powinnam: Jezu
cichy i serca pokornego, uczyń serce moje
według Serca Twego i daj mi Twój święty,
Boży pokój!
Pokora to rozum oświecony światłem Bożym,
to rozum, który każdy może w sobie wyrobić...
To zrozumienie prawdy - prawdy, której nikt
zaprzeczyć nie może. A jaka jest ta prawda?
Bóg jest wszystkim, a ja jestem niczym. Bóg
jest wszystkim, alfą i omegą mego istnienia.
On mi dał życie, On w każdej chwili może mi
je odebrać. Nie mogę właściwie powiedzieć: za
dziesięć, za pięć minut zrobię to, pójdę tam -
bo może mnie już śmierć zabierze, czy ja
wiem? To od Boga zależy, nie ode mnie. Życie
moje do Boga należy, nie do mnie. W stosunku
do życia mego doczesnego - jam niczym. Bóg
mi dał rozum, zdolności, talenty, w większej
lub mniejszej mierze. To wszystko do Niego
należy, nie do mnie. Ja sobie nie mogę dodać
ani rozumu, ani zdolności, ani talentu, a Bóg,
który mi dał to, co mam, może w okamgnieniu
wszystko zabrać. Może odebrać zdolności,
może odebrać wzrok, słuch, mowę, a nawet
rozum. On wszystko może, bo wszystko to, co
jest niby moje, nie jest moje, ale Boże. On
wszystko może, a ja nic, nic a nic! Więc w
stosunku do moich zdolności, rozumu,
talentów - jestem niczym, a Bóg jest
wszystkim.
A zdrowie moje? Bóg mi je dał, nie ja. Bóg
może z dnia na dzień, z godziny na godzinę
zesłać na mnie niemoc, może zesłać bolesną,
długotrwałą, strasznie męczącą chorobę, a ja na
to nic nie poradzę. Jeśli Pan Bóg zechce, to
lekarze znajdą na nią lekarstwo, pomoc, a jeśli
Bóg nie zechce, to i cały zastęp lekarzy nic nie
pomoże, a choroba zrobi swoje, nie pytając
wcale. W stosunku do zdrowia mojego - jam
niczym, a Bóg jest wszystkim.
A od czego zależy moje powodzenie w życiu?
Wszystko robię, by osiągnąć swój cel
upragniony. Nieraz wszystko idzie jak
najpomyślniej, a tu - mimo moich
przewidywań, mojej przezorności -
niespodzianie wszystko obraca się przeciwko
mnie, wszystko się rwie, psuje. Ja chciałam
inaczej, a tu Bóg inaczej kieruje. Jak On chce,
nie jak ja chcę! Więc w stosunku do mego
życia doczesnego, do powodzenia, do
bogactwa, do pracy mojej - ja jestem niczym,
Bóg jest wszystkim. Jeżeli mi pobłogosławi,
będę miała powodzenie, droga mego życia
będzie jasna i łatwa. Jeśli Bóg będzie chciał
inaczej, poprowadzi mnie przez głogi i ciernie.
On jest wszystkim, ja nicością, więc czy mam
prawo pysznić się czymkolwiek, wynosić się z
czegokolwiek ponad inne? Czy mam prawo
przechwalać się tym, co nie jest moje, jakby to
było moje? Szukać chwały dla siebie z tego, co
powinno Bogu przynosić chwałę, bo to jest dar
Boży, bo to jest Boże? Czy to, co mi Bóg dał,
dał mi dla mojej zasługi, czy tylko ze swej
łaski i ze swego miłosierdzia?
O tę pokorę rozumu, o to zrozumienie prawdy
przede wszystkim starać się powinnam... To
prawdziwe, a nie tylko pozorne zrozumienie
swej nicości muszę w sobie wyrabiać
mozolnie, choć to i nieraz może mi się nudne
wydawać. Powinnam ciągle wracać i do aktów
pokory, i do prośby, by Bóg dał mi
zrozumienie, żem nicością, i przekonanie
głębokie o mej nędzy i nicości.
Jezu, jak bardzo maleńka czuje się dusza, gdy jest blisko Ciebie. Jaki spokój w takiej duszy, (...)
bo im mniejsza się czuje, tym więcej odczuwa wielkość Bożą i nią się raduje.
Strona 30 z 37
CHCĘ RACZEJ MIŁOSIERDZIA NIŻ OFIARY
Pewnego razu Jezus przechodził w szabat pośród zbóż. Uczniowie Jego, odczuwając głód,
zaczęli zrywać kłosy i jeść [ziarna]. Gdy to ujrzeli faryzeusze, rzekli Mu: "Oto twoi uczniowie czynią
to, czego nie wolno czynić w szabat". A On im odpowiedział: (...) "Gdybyście zrozumieli, co znaczy:
chcę raczej miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych" Mt 12,1-2.7
Jak często gotowa jestem do sądzenia innych.
Coś mi się nie podoba, i już nie pytam, czy są
do tego słuszne powody, słuszne przyczyny,
pozwolenie, sądzę tylko według mojego
widzimisię... Ile przez to jest w sercu
niepokoju, goryczy, niezadowolenia! Ile czasu
tracę na sądzenie innych, na drażnienie się tym,
co inne robią, a mogłabym tak użytecznie
spędzić te chwile na rozważaniu własnej
nędzy, na badaniu własnego sumienia, na
zatapianiu się w wielkości, piękności i miłości
Bożej. Czy to nie dziwna rzecz - mogę
rozważać piękność Bożą, zachwycać się nią,
wpatrywać się w nią, a wolę zatrzymywać
wzrok na nędzy mych bliźnich, choć to się
Bogu nie podoba, a duszy mej szkodzi, Boże
zmiłowanie ode mnie odwraca.
Jezu mój, Ty chcesz okazać mi miłosierdzie,
jeśli ja je innym okażę. Wolisz znaleźć we
mnie serce wyrozumiałe aniżeli serce gotowe
do ofiary, ale przy tym twardo domagające się
ofiary od innych. Jezu, chcę być pełna
wyrozumiałości dla bliźnich, a dla siebie
twarda, gotowa do ofiary. Chcę mieć serce
matki dla innych, kamienne dla siebie. Im
twardsza będę dla siebie, tym wyrozumialsza
stanę się dla bliźnich. Jezu, dopomagaj mi w
tym!
Jezu, jakiś Ty dla mnie wyrozumiały - zawsze
pełen miłości, pełen dobroci. Mimo grzechów
moich nie potępiasz mnie na wieki. Od Ciebie,
Jezu-Hostio, chcę uczyć się tej wyrozumiałości
i dobroci, która czyni życie (...) tak słodkim,
jasnym, pogodnym - tak podobnym już do
życia w niebie.
Zdajmy sobie sprawę z tego, czy i my nieraz
nie ukrywamy swych namiętności pod
płaszczykiem gorliwości o chwałę Bożą? (...)
Wstydzimy się same przed sobą swych złych
skłonności, którym się poddajemy, więc przed
innymi, a szczególnie przed samymi sobą,
tłumaczymy je na dobre. To niebezpieczna
zabawa... Nie wierzymy głosowi
wewnętrznemu, który nas ostrzega, że nie
jesteśmy w prawdzie, (...) i upór nasz coraz
bardziej się wzmacnia... Miłość własna na
wszystko znajduje parawanik, aby nim zasłonić
swoje słabe strony, swe niedoskonałości i
namiętności; zawsze znajduje farbę, by je na
różowo pomalować.
Chcę, Jezu, zaglądać do własnego sumienia, by
nie ulegać złudzeniom, a przede wszystkim (...)
nigdy nie wmawiać w siebie, że źle widzą, że
za ostro mnie sądzą, że się mylą... O nie, oni
lepiej widzą me słabe strony niż ja, która
patrząc na swą duszę, mam przed oczyma gęstą
zasłonę miłości własnej.
Jezu, pozwól mi iść prostą drogą, która nie zna
krętactwa i obłudy w stosunku do własnej
duszy. Daj mi oko jasne, które w świetle
Bożym widzi sumienie tak, jak ono się
przedstawia Bogu, nie jak nasza pycha i miłość
własna chce je widzieć. A przede wszystkim
daj mi, Panie, głęboką pokorę, uznanie mej
nędzy. Wtedy nie będzie dla mnie trudne
uznanie mych niedoskonałości i nie będzie we
mnie tego fałszu, który zasłania zło pod
pokrywką dobra.
Dobra jest gorliwość i ścisłość w zachowaniu
prawa, ale musi ona zawsze iść w parze z
dobrocią i wyrozumiałością. Gorliwość ostra,
twarda, więcej robi złego niż dobrego.
Gorliwość bez miłości i dobroci nie pociąga do
Boga, ale od Niego, od religii, od pobożności
odstręcza...
Również nie wolno mi być twardą, gdy miłość
bliźniego domaga się tego, bym dla słusznych
powodów odstąpiła od przepisu. Trzeba mi być
bardzo ścisłą dla siebie, ale tą ścisłością
jeszcze niech kieruje miłość, dobroć bez
granic, podobna do dobroci Jezusowej...
Dobrocią i miłością najpewniej, najłatwiej,
najszybciej, pozyskuje się dusze dla Boga...
Więc dobroci mi potrzeba, dobroci bez granic.
Strona 31 z 37
Bądźmy dobre na wzór dobroci Jezusa, miejmy
zawsze oczy otwarte na wszystko, co innym
może sprawić ból, aby to usunąć; na wszystko,
co innym może zrobić przyjemność, aby to
uczynić. Być dobrą to jest żyć dla szczęścia
innych, ich szczęście mieć przede wszystkim
na względzie. Równie w rzeczach wielkich, jak
i w małych zawsze dążyć do tego, by innym
życie osładzać i upiększać. Miejmy serce
szerokie w swej dobroci, serce, które w świetle
Bożym umie rozpoznać, kiedy miłość powinna
brać górę nawet nad mniej ważnym od miłości
obowiązkiem, a też kiedy obowiązek jest
ważniejszy i przede wszystkim musi być
uwzględniony.
Jezu, (...) daj mi coraz więcej miłości i dobroci. Być dobrą, bardzo dobrą, nieskończenie dobrą -
oto droga Jezusa, którą powinnam iść
.
Strona 32 z 37
NAUCZYCIELU,
CO MAM CZYNIĆ, ABY OSIĄGNĄĆ ŻYCIE WIECZNE?
Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: "Nauczycielu, co
mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?" Jezus mu odpowiedział: "Co jest napisane w Prawie?
Jak czytasz?" On rzekł: "Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją
duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego". Jezus rzekł
do niego: "Dobrze odpowiedziałeś. To czyń, a będziesz żył". Łk 10,25-28
W tym przykazaniu zawarte jest wszystko, co
prowadzi do świętości.
Co to znaczy kochać Boga? To nie znaczy
tylko bawić się słowami, zapewnieniem o
miłości w słowach. To znaczy nieustannie
starać się o to, by nigdy nie zranić boleśnie
Serca Bożego grzechem, by zawsze być
pociechą dla Jezusa, który tak czule nas kocha.
W tym zawiera się miłość. Więc przede
wszystkim unikanie grzechu, unikanie
najmniejszej niedoskonałości, tego
wszystkiego, co Jezusowi nie podoba się. Czy
to jest największą troską w mym życiu - nie
obrazić Jezusa? Czy o to mi najwięcej chodzi?
Czym gotowa raczej brać na siebie ciężkie
ofiary i nieprzyjemności, byleby nie zranić
Serca Jezusa? (...)
Czy (...) szukam sposobności, by Jezusa
zadowolić, by pocieszyć Jego kochające Serce?
Nieraz anioł stróż podaje mi myśl dobrą,
zachęca do małej ofiary, do małego zaparcia
się siebie. Nie jest to nakazane, nie obowiązuje
pod grzechem, ale Jezus ucieszyłby się z tego
małego dowodu mej miłości. Czy wtedy
korzystam z tych okazji? Albo może bierze
górę moje lenistwo, moje nieumiarkowanie - i
odmawiam Panu Jezusowi małej pociechy? (...)
Dla siebie jesteśmy bardzo wyrozumiałe,
bardzo łagodne, szerokie - a dla bliźnich?
Przeciwnie, nieraz i bardzo ostre, nieusłużne;
wymagające dla siebie, a niedające nic innym.
A przecież najpewniej mogę sobie powiedzieć,
że kocham Boga, gdy mi sumienie mówi, że
służę bliźnim, że jestem dla nich dobra - tak
jak chcę, by i oni byli dla mnie. Trzeba mi co
do tego zrobić dokładny rachunek sumienia.
Potrzeba mi miłości bliźniego, bo bez niej nie
ma miłości Bożej.
Kochać Boga. Ale jak okazywać miłość temu
niewidzialnemu Panu, który nas wcale nie
potrzebuje? Oto łatwym sposobem, którego nas
też Pan Jezus uczył: kochając bliźnich. Coście
najmniejszemu z moich uczynili, Mnieście
uczynili. Jaki Jezus dobry! Wiedział, że
uczucie ode mnie nie zależy, że czasem mimo
mojej woli mnie opuszcza, ale wiedział, że
czyn miłości zawsze leży w mojej mocy. Więc
uczy mnie, jak go wykonać, jak nim okazać
Bogu, że Go kocham...
Przykazanie miłości bliźniego jest ściśle
złączone z przykazaniem miłości Bożej, bo
miłość bliźniego niczym innym nie jest jak
miłością Bożą w czyn wprowadzoną...
Odchodzę rano od Komunii świętej -
powtarzam raz po raz Panu Jezusowi, że Go
kocham i kochać chcę zawsze, a teraz woła
mnie praca, ale ona nie odciągnie duszy mojej
od Pana Jezusa. Idę służyć Mu czynem (...) w
bliźnich moich. Tak jak Mu Marta służyła w
Betanii, tak i ja dla Jezusa, dla okazywania Mu
swej miłości, starać się będę dogadzać (...),
służyć im, gdzie tylko się da.
Jezu, daj mi tę prawdziwą miłość Bożą,
objawiającą się czynem miłości bliźniego!
Czy Bóg mnie potrzebował? Czy Syn Boży
mnie potrzebował do swego szczęścia? Nie. I
przewidział Bóg, jaką niewdzięcznością
zapłacę za tyle łask, tyle trudu dla mnie
podjętego, za tyle cierpień dla mnie
zniesionych, tyle miłości mi okazanej. A (...)
moja złość, obojętność, niewdzięczność nie
były w stanie zmniejszyć ogromu Bożej
miłości...
Boże mój, daj mi coraz większą, gorętszą
miłość ku Tobie, rozpal nią moje serce, nie
dopuść, abym obojętnością Serce Twe zraniła.
Panie, miłować Ciebie - oto jedyne pragnienie
serca mego i najgorętsza prośba, którą do
Ciebie zanoszę!
Strona 33 z 37
Miłość Boża domaga się od nas tej dziecięcej
ufności, która tuli się do Boga jak do
najlepszego Ojca i w Nim widzi
najwierniejszego Przyjaciela; ufności, która nie
zna bojaźni - bo bojaźń jest oznaką, że o sobie
tylko myślimy - a żyje w miłości i miłością.
Zaglądajmy do swego sumienia, do swego
serca: czy Jezus jest serdecznym naszym
Przyjacielem? Czy z całą ufnością do Niego się
zwracamy, Jemu oddajemy swe trudności,
krzyżyki, troski, a przede wszystkim swą
wolę?
Jezu, jeśli Ciebie naprawdę kocham, to powinnam oddać się zupełnie w Twe ręce, powinnam
mieć jedno pragnienie - należeć do Ciebie, byś ze mną mógł czynić, co tylko Tobie się podoba.
Powinnam zupełnie oddać Tobie, memu najlepszemu Przyjacielowi, swą wolę, prosząc, by
zawsze Twoja wola we mnie się spełniała, bo Ty najlepiej mną pokierujesz. Czy tak jest w
rzeczywistości?
Strona 34 z 37
ŁAZARZU,
WYJDŹ NA ZEWNĄTRZ!
Jezus rzekł do Marii: "Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?"
Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: "Ojcze, dziękuję Ci, że Mnie wysłuchałeś.
Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie tłum to
powiedziałem, aby uwierzyli, że Ty Mnie posłałeś". To powiedziawszy, zawołał donośnym głosem:
"Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!" J 11,40-43
Jezus od sióstr Łazarza żąda wiary, i to wiary
silnej, bo takiej było potrzeba, by uwierzyć, że
On potrafi wskrzesić umarłego przyjaciela,
który już cztery dni leżał w grobie...
Uwierzyły, bo Jezus kazał, uwierzyły z
posłuszeństwa - oto wzór dla mnie, wzór w
chwilach trudnych, gdy dręczą pokusy
przeciwko wierze, gdy w duszy robi się tak
ciemno, tak czarno, że nic się nie widzi, że się
ma uczucie, iż Tabernakulum jest puste i niebo
puste, i poza życiem doczesnym nic nie
istnieje. Ciężkie to chwile, ciężka próba naszej
wiary, ale nie trzeba się lękać ani upadać na
duchu. To pokusa, to uczucie, które nie ma
znaczenia, bylebym wolą zawsze wierzyła,
choć w ciemnościach, choć w czarnej mgle.
Wierzę z posłuszeństwa, bo Jezus każe mi
wierzyć, wierzę z posłuszeństwa względem
Kościoła naszego świętego, katolickiego,
wierzę tak mocno, że im mniej widzę, czuję,
rozumiem, tym silniej wierzę.
Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli
- powiedział Jezus. Panie, niech więc i ja biorę
udział w tym błogosławieństwie, skoro Ty tak
chcesz mnie doświadczyć. Im ciemniej, tym
bardziej chcę wołać ku Tobie: Wierzę, Panie,
ale wzmocnij wiarę moją.
Łazarzu, wyjdź na zewnątrz! Jezu, to Boskie
wołanie - to rozkaz, który mógł dać jedynie
Twórca życia. Tak, Tyś Syn Boga żywego,
trzykroć święty, wielki, wszechpotężny.
Pozwól mi, Panie, zatopić się choć chwilkę w
rozpamiętywaniu Twej wielkości...
Zapominam o wszystkim, co mnie otacza - o
moich radościach i o moich smutkach, o
troskach, które odpędzają sen z moich powiek,
o pracach, które mi są powierzone, i o
odpowiedzialności, która na mnie ciąży. Ja,
nicość, zapominam o wszystkim wobec Tego,
który jest, był i będzie.
I wokoło mnie rozszerza się horyzont - Pan
sięga aż do granic okręgu ziemskiego, On
wszędzie, On nie ma granic, niebo i ziemia
pełne są Jego chwały i Jego wielkości, a duchy
niebieskie zapełniają przestwory niezmierzone,
wołając: Święty, święty, święty Pan, Bóg
Zastępów. Jakam ja mała, a jakiś Ty wielki,
wielki w dziełach swoich, wielki w Twej
niezbadanej niewidzialności! (...)
Panie mój, proszę Ciebie z głębi duszy, daj mi
choć trochę wniknąć w niezbadaną Twą
wielkość, by dusza moja, olśniona Twą
światłością i majestatem, coraz bardziej
odwracała się od ziemi, obojętniała dla niej,
odrywała się od doczesności, by zawsze i
wszędzie mogła żyć w Tobie, o Boże serca
mego.
Dobroć Jezusa nie ma granic. Jak dobry był dla
Łazarza, tak dobry jest i dla mnie... Jak
powinnam kochać Jezusa za Jego dobroć i
starać się o naśladowanie tej Boskiej dobroci i
Boskiego poświęcenia! (...)
Dobroć musi być pełna poświęcenia,
gotowości do ofiary, bez tego jest raczej tylko
zadowoleniem własnego "ja". Dobroć, która
nie opiera się na ofierze, nie jest nią właściwie.
Aby być dobrą, zawsze dobrą - nie tylko
wtedy, kiedy mi to sprawia przyjemność, ale i
wtedy, kiedy mnie to dużo kosztuje - trzeba
mieć ducha ofiary. Czy ja go mam? Lubię być
dobra, kiedy inni otaczają mnie za to
wdzięcznością, przywiązaniem, ale czy
potrafię być taka, choć nikt mi nie podziękuje,
nikt nawet dobrego słówka nie powie? Czy
dobra jestem nie tylko dla tych, których
kocham, ale również i dla tych, którzy mi są
Strona 35 z 37
niesympatyczni? Czy mam uśmiech dobroci
zawsze i dla wszystkich, nie tylko kiedy mi
wesoło na duszy, ale i wtedy, gdy wewnątrz
ogarnia smutek, przygnębienie, troska gryzie?
Jezus jest dobry, choć przez to naraża się na
utratę życia, a czy ja potrafię być dobra, choć
to wymaga ode mnie ofiary?
Jezu, Tyś wszechmocny, dla Ciebie nie ma nic
niemożliwego, potrafisz wskrzesić nawet
umarłych. Więc patrz, Panie, wierzę w Twoją
wszechmoc, bom i ja pogrążona we śnie - we
śnie obojętności, lenistwa i oziębłości - ale
proszę Cię, Jezu, obudź mnie! Jedno Twe
wszechmocne słowo potrafi tego cudu
dokonać, potrafi wlać w serce moje nową chęć
do życia Bożego, nowy zapał do cnoty, nową
siłę, która duszę moją może wznieść wyżej,
coraz wyżej ku niebu. Ufna w Twą
wszechmoc, zachęcę się do nowej gorliwości.
Chcę wznosić się (...) ku szczytom, nie
zadowalać się ziemią i tym, co ona dać może.
Ostatecznie czym jest to, co ludzie nazywają
szczęściem na ziemi? Trochę blichtru, trochę
hałasu i pustka. I za taką marną zapłatę
miałabym spać dla spraw Bożych - bo mi
wygodnie, bo to podoba się mojemu lenistwu?
Jezu dobry, niech już noc przeminie, bo chcę żyć w świetle Bożym, w jasnych promieniach
wieczności. Obudź więc mnie, Panie, bym żyła dla Ciebie, zawsze dla Ciebie
.
Strona 36 z 37
TY JESTEŚ MESJASZ,
SYN BOGA ŻYWEGO
Jezus zapytał swych uczniów: "A wy za kogo Mnie uważacie?" Odpowiedział Szymon Piotr:
"Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego". (...) Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że
musi udać się do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów oraz uczonych w
Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić
Mu wyrzuty: "Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie". Lecz On odwrócił się i
rzekł do Piotra: "Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po
ludzku". Mt 16,15-16.21-23
I my za świętym Piotrem wołajmy z głęboką,
żywą wiarą: Tyś jest Chrystus, Syn Boga
żywego! Ile
w tym dla nas szczęścia, spokoju, ufności.
Chrystus - Bóg-Człowiek - Bóg wszechmocny,
wielki, święty, lecz zarazem i Człowiek, który
rozumie biedne, ludzkie stworzenie, odczuwa
nasze biedy, nasze cierpienia. Jezus sam
cierpiał, więc wie, co to łza, co to ból. On nasz
Brat, nasz Przyjaciel, taki swojski, taki
kochany, na którego zawsze liczyć możemy,
który się nami zawsze opiekuje. A
równocześnie Bóg trzykroć święty, przed
którym aniołowie upadają na twarz i
zasłaniając się skrzydłami, wołają: Święty,
święty, święty Pan Bóg Zastępów!
Panie, chcemy trwać zawsze w tej wierze tak
pełnej pociechy, tak pełnej pokoju Bożego...
Ty jesteś naszym Bratem, Ojcem,
Przyjacielem, który pozwala nam rozmawiać
ze sobą, który chce nas pocieszać i bronić,
pouczać i wskazywać drogę do nieba. Do
Ciebie zawsze z ufnością przystąpić możemy i
choćby wszyscy nas opuścili, Ty nas nigdy nie
odrzucisz. Choćbyśmy nawet strasznie
zawinili, Ty nas nigdy nie odepchniesz, zawsze
przyjmiesz i zawsze to biedne, nędzne serce
ludzkie przytulisz do Boskiego Serca swego...
Jezus, Brat nasz, Człowiek, Syn Człowieczy,
podobny do nas we wszystkim oprócz grzechu.
Gdybym zawsze o tym pamiętała, klęcząc
przed Tabernakulum, gorliwsza byłaby moja
modlitwa, gorętsza miłość, głębsza adoracja. I
zapominając o sobie, dusza moja
rozradowałaby się w Bogu, Zbawicielu swoim.
Jezus, widząc, że wierzą głęboko,
przygotowuje ich do zrozumienia wielkiej
tajemnicy cierpienia Boga-Człowieka. On, Bóg
prawdziwy, zamiast czci i chwały Bogu
należnej spotka się z cierpieniem.
Potrzeba, aby Syn Człowieczy dużo cierpiał... -
potrzeba! On, Bóg (...) - dlaczego tak?
Potrzeba - bo chodzi Jezusowi o nasze, o moje
wieczne szczęście; potrzeba - bo cierpieniem
odpokutuje za moje grzechy; potrzeba - bo
cierpieniem wyprosi mi u Ojca
przedwiecznego łaski, zmiłowanie,
przebaczenie grzechów i zbawienie wieczne. A
więc potrzeba!
Jezu, miłość każe Ci powiedzieć, że potrzeba,
byś tyle cierpiał, bo to dla mego szczęścia, a
nie dla Ciebie! Ty, Panie, nie myślisz o sobie,
nie pytasz się, co dla Ciebie będzie milsze,
przyjemniejsze! (...) Tyś się poświęcił bez
granic dla mnie, dla mego dobra, dla mego
szczęścia, dla mego zbawienia.
Jakże Cię nie kochać wobec takiego
poświęcenia, a z drugiej strony - jakże nie
zrozumieć wartości cierpienia, cierpienia nie
cenić?
Jakże nie zrozumieć, że skoro Chrystus tyle
przyjął na siebie dla mego dobra, to i ja
powinnam być gotowa chętnie dzielić Jego
cierpienia, które właściwie mnie, a nie Panu się
należą? (...)
Duszo moja, pamiętaj o tym: im bliżej jesteś
Chrystusa, tym bardziej powinien On liczyć na
to, że chętnie weźmiesz na siebie choć cząstkę
Jezusowego krzyża, aby Mu pomóc w jego
dźwiganiu. Miłość krzyża się nie lęka, bo wie,
że krzyż nas ściśle łączy z Chrystusem - a
czego więcej chcę, o Jezu, jak nie tego, by być
najbliżej Ciebie?
Chcę więc kochać moje krzyżyki - pragnę was,
bo mnie ściśle łączycie z moim Jezusem!
Strona 37 z 37
Nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku...
Zastanowię się nad świętym oburzeniem
Jezusa, gdy Piotr pragnie oddalić od Pana
kielich cierpienia... Dla nas to nauka, jak
mamy się zapatrywać na cierpienia w myśli
Bożej...
Cóż Jezus myśli o nas, gdy jęczymy,
uskarżamy się na najmniejsze cierpienia (...),
gdy łzami je oblewamy, poddajemy się złym
humorom i - rękami i nogami, dozwolonym i
niedozwolonym sposobem - staramy się
zrzucić z siebie te przykrości, które w myśli
Bożej mają nam pomóc do świętości?
Prosić chcę Jezusa, niech mi da ducha Bożego,
abym zrozumiała całą wartość mych małych
krzyżyków, abym je umiała znosić wesołym
sercem, bez złego humoru i kwasu, zawsze z
wdzięcznością i weselem.
Spojrzyj, duszo moja, w tę przepaść męki
Serca Jezusowego... Oczekiwanie cierpienia
jest boleśniejsze, bardziej męczące niż samo
cierpienie. A Jezus widzi wszystko przed sobą
- te straszne męki, to bezmierne upokorzenie i
tę haniebną śmierć. I Serce Przenajświętsze
odczuwa lęk, wstręt przed tą straszną chwilą, a
jednak spełnia spokojnie, z niezrównaną
dobrocią i poświęceniem, pracę swą
apostolską: koi rany serc ludzkich, leczy
choroby, pociesza strapionych. Jaka w tym siła
i jaka miłość!
Jezu, ileś Ty przecierpiał, nie tylko w czasie
męki, ale w ciągu całego życia swego... A nikt
o tym nie wiedział, nikt Cię nie pocieszał,
nawet Apostołowie Cię nie rozumieli i Tobie
nie współczuli...
Chcę odczuwać Twój ból, Jezu drogi. Miłością
chcę pocieszyć Twoje Serce, które przez całe
Twoje życie konało widokiem konania na
krzyżu.
Pan nas kocha i w miłości swej gotów na
wszelkie poświęcenie, na krzyż i na śmierć.
Kto miłuje, ciężaru nie czuje, a gdy go czuje,
to go miłuje... Miłość wszystko przezwycięży!
(...)
O miłość Bożą mam więc prosić, o nią błagać,
starając się spokojnie, lecz wytrwale o miłość
w uczuciu, w modlitwie, a przede wszystkim w
czynie.
Jezu dobry, wobec Twego krzyża daj mi
zrozumieć całą głębię Twej miłości i wzrusz
twarde serce moje, bym jednego pragnęła: za
Twą miłość miłością odpłacać.
Im wyżej dążymy w życiu duszy i bardziej
zmierzamy ku świętości, tym bardziej gotowe
być musimy na krzyże. Krzyż jest drogą do
nieba, tą drogą szedł Chrystus, tą drogą szła
Najświętsza, Niepokalana Maryja, Matka
Boża, i wszyscy święci. Do nieba idzie się
drogą krzyżową - tę prawdę muszę zawsze
mieć przed oczyma...
Szukam świętości, a więc i ja muszę pić z tego
kielicha cierpienia, który Chrystus wypił aż do
dna. Im bardziej dusza postępuje na drodze
świętości, tym bardziej Bóg ją doświadcza,
zsyłając na nią krzyżyki. Ale jakie krzyżyki
przyczyniają się do świętości? Niestety, nie
wszystkie, tylko te, które przyjmujemy z
miłością, do serca tulimy i dźwigamy
spokojnie, pogodnie. Te krzyże, które nie
zamykają serca w egoistycznym smutku dla
bólów bliźniego, które nie prowadzą do
rozczulania się nad sobą samą i wskutek tego
do lenistwa w pracy, do zaniedbywania
obowiązków... Muszą być krzyżyki i one są
drogocennym skarbem, bo prowadzą do nieba,
bo pozwalają mi dać Jezusowi dowód mej
miłości. Więc trzeba je kochać, bardzo
kochać...
Jezu dobry, daj mi miłość krzyża. Witaj, krzyżu święty, jedyna moja nadziejo!