kp 12 2000 Tańcząca z hucułem

background image

K

O

¡

I

C

Z

¸

O

W

I

E

K

Poniedzia∏ek

Dwuletni gniady wa∏aszek popatruje

nieufnie na brz´czàce w moim r´ku og∏o-
wie. Âmieszne, okràg∏e jak guziki oczy
i garbaty profil nadajà mu bezradno-po-
czciwy wyraz pyska. Jednak owies w wia-
derku chrz´Êci zach´cajàco i okazuje si´,
˝e kawa∏ek metalu w pysku da si´ prze-
˝yç. Wiesio∏ek, bo tak ma na imi´ mój no-
wy podopieczny, z irytacjà popluwa ˝ó∏-
tymi ziarenkami – w´dzid∏o przeszkadza
w prze˝uwaniu przysmaku. Kiedy odcho-
dz´, patrzy za mnà czujnie spod nastro-
szonej grzywy – „o co ci chodzi?“.

Czwartek

W´dzid∏o zaakceptowane. Wiesiek

skojarzy∏ rzemienie na ∏bie z mo˝liwoÊcià
zanurzenia go w entuzjastycznie witanym
wiaderku. Wykorzystuj´ chwil´ jego nie-
uwagi i wskakuj´ na grzbiet. Nierucho-
mieje i, parskajàc owsem, oglàda si´
ostro˝nie „Hm. Dziwne, dziwne. Tego
jeszcze nie by∏o“. Zeskakuj´, Wiesiek pa-
trzy na mnie z dezaprobatà. „No, co jesz-
cze wymyÊlisz?“. Po zdj´ciu og∏owia od-
dala si´ z godnoÊcià – „Nie b´d´ zadawa∏
si´ z ludêmi wskakujàcymi znienacka in-
nym na plecy.“

Piàtek

DziÊ ruszamy z miejsca. Wiesiek zezu-

je z niedowierzaniem na ∏ydki Êciskajàce
lekko jego boki. Z namys∏em przestawia
nog´. Chwal´, g∏aszcz´. Nowa zabawa
zostaje zaakceptowana i okrà˝amy pa-
stwisko. Wieczorem wdrapuj´ si´ na ja-
b∏onk´, Wiesiek na dole przytupuje
z niecierpliwoÊcià. Rzucam w niego
drobnymi jab∏kami, odskakuje, ura˝ony,
ale po chwili wraca i wyszukuje w trawie
rumiane przysmaki. Kiedy schodz´,
dmucha mi czule we w∏osy i gryzie
w udo. To chyba podzi´kowanie.

Sobota

Wiesio∏ek ci´˝ko obra˝ony. Tak jak

trzej jego koledzy, uczy si´ chodziç na
lon˝y. Jestem mokra od potu, zakurzona
i kr´ci mi si´ w g∏owie. Wiesiek nie jest
zainteresowany pomys∏em biegania
w kó∏ko i troch´ zaniepokojony za-
mkni´ciem. Biega tylko wtedy, gdy bie-
gn´ z nim. MyÊli chyba, ˝e ganiam go,
bo jestem na niego z∏a, poniewa˝ po
pó∏godzinie przychodzi ∏askawie do
Êrodka, ˝eby si´ pogodziç. Jest niemile
zaskoczony tym, ˝e goni´ go z powro-
tem. Wobec powy˝szego wyskakuje
z kó∏ka, wedle zasady: zobaczymy, kto
kogo. Próbuj´ metod Monty’ego Ro-
bertsa. Wiesiek patrzy ˝yczliwie na mo-
krà od potu dziewczyn´, wykonujàcà
gesty pt. „dzikie zwierz´“ i ziewa szero-
ko. Potem si´ tarza, mam nadziej´, ˝e
nie ze Êmiechu, bo nie boi si´, nic a nic!
Monty chyba nie mia∏ do czynienia z hu-
cu∏ami, którym niedêwiedê niestraszny,
co dopiero machanie r´kami.

Poniedzia∏ek

Jazda na pastwisku-uje˝d˝alni staje si´

powoli niemo˝liwoÊcià, wprawdzie ju˝
nawet k∏usujemy, ale Wiesiek z uporem

maniaka bezustannie parkuje pod ja-
b∏onkà. Jedziemy w teren! Po godzinie
dochodz´ do wniosku, ˝e ten koƒ nie
powinien nosiç imienia Wiesio∏ek, tylko
Dzikus, i to wypisane na czole du˝ymi li-
terami. Wpada na inne konie jak weso∏y
szczeniak, strzela z zadu albo podskaku-
je energicznie na wszystkich czterech no-
gach, zrywa si´ z miejsca, po czym staje
jak wryty, boi si´ absolutnie wszystkiego,
wliczajàc kamienie, w∏asne kopyta
i drzewa, co w lesie jest doÊç ucià˝liwe.

Wtorek

No i po co by∏o si´ szarpaç? Grzecz-

ne i mi∏e konie, które nie rzucajà g∏owa-
mi jak zdzicza∏e kozy, nigdy nie ocierajà
sobie pyska od kó∏ek w´dzid∏owych,
Dzikusku. Zapytany o rad´ Staszek nie
zastanawia si´ ani chwili: popsikaç ki-
tem pszczelim. Po co pyta∏am, skoro
wiedzia∏am? W stadninie „Tabun“ kit
aplikuje si´ wszak nawet na katar. Wy-
bieram si´ na dó∏, Dziki najpierw ostro˝-
nie filuje zza drzewa, czy mam og∏owie.
Nie mam, dobra nasza. Jestem przygoto-
wana na walk´ z wrogiem, któremu na
imi´ aerozol, ale Dzikus jest wyraênie
ubawiony psikni´ciami. Natychmiast
wyciàga j´zor i skrupulatnie oblizuje ca-
∏y pysk. Powtarza si´ to oko∏o dzi´si´ciu
razy, w koƒcu ∏api´ go bezceremonialnie
za j´zyk i odczekuj´, a˝ kit si´ wch∏onie.
Kiedy odchodz´, Dziki zapomina o ob-
razie za upokorzenie i truchta za mnà
zdziwiony. „MyÊla∏em, ˝e ˝artowa∏aÊ,
naprawd´ nigdzie nie jedziemy?“. Na-
st´pnego dnia pyszczek zdrowy. Staszku,
skàd wiedzia∏eÊ?

Sobota

Chyba si´ ju˝ troch´ wyszala∏ i wyglàda

na ca∏kiem zadowolonego, rano na powi-
tanie li˝e mnie po twarzy. Jedziemy na ko-

MARTA SZARANIEC

fot. Maciej Skawiƒski

K o ƒ P o l s k i 1 2 / 2 0 0 0

54

Taƒczàca z hucu∏em

Codzienne kontakty cz∏owieka i konia pozwalajà wzajemnie si´ poznaç.

Czasem owocujà wspania∏à przyjaênià…

background image

K o ƒ P o l s k i 1 2 / 2 0 0 0

55

lejnà samodzielnà wypraw´ – Dzikus po-
zbawiony towarzystwa jest spokojniejszy
i bardziej pos∏uszny, nie ma przed kim si´
popisywaç. Kiedy zdarzy nam si´ zgubiç
drog´, marszczy czo∏o w skupieniu i roz-
glàda si´ z namys∏em. Natykamy si´ na
wielkie je˝ynowe zaroÊla, zsiadam i gar-
Êciami zrywam ciemne, s∏odkie, pachnàce
s∏oƒcem kulki. Dziki poczàtkowo nieufnie
obwàchuje podane mu na d∏oni owoce,
ale kolejnych domaga si´ niecierpliwymi
szturchni´ciami. Do domu wracamy umo-
rusani oboje fioletowym sokiem.

Poniedzia∏ek

Gubi´ drog´ na Rosochate, dooko∏a

chaszcze i b∏ota. Dziki patrzy na mnie
kpiàco i pojada ulubione ˝ó∏te kwiatki.
W koƒcu wyje˝d˝amy na ∏àki i puszcza-
my si´ galopem. Pogoda jest dziwna, par-
no, duszno, nie da si´ oddychaç. Rzucam
si´ na traw´, Dzikus obserwuje mnie
zdumiony („przecie˝ to ja bieg∏em, ty so-
bie siedzia∏aÊ“) i gryzie mnie pieszczotli-
wie w ∏ydk´. Dostaje klapsa w pysk i od-
wraca si´ obra˝ony, wywalajàc j´zyk nad
w´dzid∏o („nie to nie, nie odzywam si´
do ciebie“).

Wtorek

Droga z pastwiska na do domu to ju˝

swego rodzaju rytua∏. Na drodze kamieni-
stej Dzikus skrz´tnie omija ka∏u˝e – nie
lubi ich, pilnuje, by nie zamoczyç ani
skrawka kopyta. Za to w rzece trzeba par-
skaç, chlapaç i chlastaç wszystko dooko∏a
mokrym ogonem. Mo˝na bryknàç – a nu˝
spadn´? Z wody nale˝y wyrwaç radosnym
susem i koniecznie po raz siedemdziesià-
ty piàty przestraszyç si´ namiotu. Ostro
pod górk´ – trzeba demonstracyjnie sa-
paç, co jakiÊ czas ci´˝ko kaszlnàç. Na
równi spokojny k∏usik, potem galop i dwa
wytworne susy przez koryto deszczowej
rzeki. Obejrzeç si´ za siebie z dumà! JeÊli
napotka si´ na drodze ludzi, nale˝y wyba-
∏uszyç oczy i uskoczyç gwa∏townie w krza-
ki. Kto ich tam wie.

Piàtek

Ostatni raz obje˝d˝amy ulubione szla-

ki. Do koƒca objadamy krzaki je˝ynowe.
Kiedy wje˝d˝amy na Êwie˝o skoszonà gó-
r´ Âcibora, s∏oƒce w∏aÊnie zachodzi. Sto-
imy nieruchomo i obserwujemy, jak sino-
niebieskie góry wy∏aniajà si´ z dolin
w d∏ugich cieniach. Na z∏otopomaraƒczo-

wà kul´ patrzymy ju˝ bez zmru˝enia po-
wiek, kiedy z sykiem tonie w zalewie. Ru-
szamy spokojnym, sennym galopem.
S∏oƒce ∏apie ostatnie nasze kroki.

Nie przyniesiesz mi wstydu, co, Dziku-

sku? Nieraz Staszek posadzi ci na grzbiet
wystraszonego malca. Dasz spokój tym
swoim hopsasom? Obejdziesz ca∏e prawie
Bieszczady, w ulewnym deszczu, upale,
po b∏ocie i chaszczach. B´dziesz màdrym
i spokojnym koniem, jak na hucu∏a przy-
sta∏o, jestem tego pewna. Ale dla mnie
i tak pozostaniesz – Dzikusem.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
kp-12 (2)
105 USTAWA o dozorze technicznym [20 12 2000][Dz U 2013 963
Harmonogram dzialan implementacyjnych NSI (10.12.2000), Księgozbiór, Europeistyka
LOGISTYKA W10, LOGISTYKA Wykład 11 15-12-2000
KP-12-spec
10 - 4.12.2000 śródbłonek, Pomoce naukowe, studia, biologia- wyklady
Ekonometria ćwiczenia z 03 12 2000
Biochemia - XII - 18.12.2000, materiały medycyna SUM, biochemia, seminaria
KP 12 spec
kp-12, W profilaktyce zespołu zaburzeń oddychania u noworodków urodzonych przedwcześnie stosuje się:
Biochemia - W10 - 04.12.2000, Biochemia - X
12 - 18.12.2000 sterydy łożysko trzustka, Pomoce naukowe, studia, biologia- wyklady
kp 04 2000 Geniusz z geniuszy
kp 01 2000 Saga o czempionach

więcej podobnych podstron