Co feministka ma kupi
ć
córce?
Wojciech Orli
ń
ski
2010-02-12, ostatnia aktualizacja 2010-02-09 13:15:04.0
Coś z serii "Księżniczki" Disneya?
To pytanie sformułowała w 2006 roku na łamach "New York Timesa" lewicowa publicystka Peggy Orenstein,
wywołuj
ą
c w USA debat
ę
, na któr
ą
czas by
ć
mo
ż
e ju
ż
u nas, w Polsce. Według wydawnictwa Egmont, które w Polsce
wydaje disnejowski magazyn "Ksi
ęż
niczka", 1622 przedszkola z całej Polski wzi
ę
ły udział w promocyjnej zabawie w
"wielki bal ksi
ęż
niczek". To pono
ć
"52 proc. wi
ę
cej ni
ż
w zeszłym roku". W przyszłym roku b
ę
dzie zapewne jeszcze
wi
ę
cej, bo w tym roku Disney wprowadził do kin pierwszy od 12 lat nowy film z ksi
ęż
niczk
ą
- "Ksi
ęż
niczka i
ż
aba". W
dodatku to pierwszy film, który od pocz
ą
tku powstawał z my
ś
l
ą
o ksi
ęż
niczkowym biznesie.
Wyja
ś
nijmy jednak najpierw, o co w nim chodzi, tym, którzy nie maj
ą
córek (ani krewnych czy znajomych z córkami).
Biznes wymy
ś
lił w 2001 roku Andrew Mooney, nowy zdolny mened
ż
er, wynaj
ę
ty przez koncern Myszki Miki dla
rozkr
ę
cenia podupadaj
ą
cego działu produktów konsumenckich. Zauwa
ż
ył on,
ż
e dział w ogóle nie korzysta z kury
znosz
ą
cej złote jajka, jakimi s
ą
ró
ż
ne Disnejowskie bohaterki, które w sposób mniej lub bardziej naci
ą
gany mo
ż
na
okre
ś
li
ć
jako "ksi
ęż
niczki" - od Królewny
Ś
nie
ż
ki (1937) po Mulan (1998).
Z inicjatywy Mooneya w sprzeda
ż
y pojawiły si
ę
wi
ę
c powi
ą
zane z tymi bohaterkami ksi
ąż
eczki, wst
ąż
eczki, laleczki,
kubeczki - wszystko dla dziewczynek fantazjuj
ą
cych o byciu ksi
ęż
niczk
ą
.
W feministce takiej jak Peggy Orenstein to budzi niesmak, bo disnejowskie ksi
ęż
niczki umacniaj
ą
genderowy
stereotyp. Ucz
ą
dziewczynki,
ż
e najwa
ż
niejsze w
ż
yciu to dba
ć
o wygl
ą
d i czeka
ć
na ksi
ę
cia z bajki. Z ulg
ą
pisała,
ż
e
jej córka - cho
ć
bawi si
ę
ksi
ęż
niczkami - nadal marzy o byciu stra
ż
akiem. Puenta, musz
ę
przyzna
ć
, troch
ę
mnie
zdziwiła. Przecie
ż
Stra
ż
ak Sam czy Bob Budowniczy to te
ż
serie zabawek zwi
ą
zanych z genderowym stereotypem.
Dlaczego wła
ś
ciwie to ma by
ć
dobre, kiedy dziewczynka bawi si
ę
zgodnie z m
ę
skim stereotypem, a złe, gdy zgodnie
ze stereotypem
ż
e
ń
skim? Co wi
ę
cej: nie wierz
ę
,
ż
e gdyby córka Peggy Orenstein powtórzyła t
ę
sam
ą
deklaracj
ę
za
kilkana
ś
cie lat, jej mama te
ż
by si
ę
ucieszyła. Jaka akademicka feministka szczerze chciałaby widzie
ć
swoj
ą
córk
ę
wst
ę
puj
ą
c
ą
w szeregi stra
ż
y po
ż
arnej?
No i jaka by si
ę
szczerze zmartwiła pojawieniem si
ę
na rodzinnej kolacji prawdziwego ksi
ę
cia, który w prezencie
przyszłej te
ś
ciowej wr
ę
czyłby flaszk
ę
Dom Perignon? Lub kluczyki do małego gustownego sportowego kabriolecika?
Ten problem zabawnie sparodiowany jest w nieanimowanym filmie Disneya "Zaczarowana" z 2007 roku, w którym za
spraw
ą
intryg pewnej złej czarownicy archetypalna disnejowska ksi
ęż
niczka Giselle zostaje wrzucona do magicznej
studni, która w naszym
ś
wiecie prowadzi do studzienki kanalizacyjnej na nowojorskim Times Square.
Komizm tego filmu budowany jest na tym, jak w cynicznym Nowym Jorku poradz
ą
sobie ksi
ęż
niczka i ksi
ążę
z bajki.
Ksi
ęż
niczka radzi sobie znakomicie, bo zgodnie ze stereotypem umie wydawa
ć
polecenia zwierz
ę
tom - a wi
ę
c
nowojorskie szczury i goł
ę
bie robi
ą
dla niej prawdziwe cuda. Otwiera w SoHo butik z eleganckimi strojami i, jak
sugeruje film, doskonale odnajduje si
ę
w twardych realiach gospodarki wolnorynkowej.
Gorzej radzi sobie ksi
ążę
z bajki, który wychodzi z tej samej studzienki kanalizacyjnej i szuka swojej ksi
ęż
niczki,
w
ę
druj
ą
c od drzwi do drzwi. Na ile mo
ż
na to pokaza
ć
w filmie dla dzieci, nowojorczycy bior
ą
go za geja. I tylko w
jednym mieszkaniu jaka
ś
wypalona, znudzona
ż
yciem kobieta spogl
ą
da na ksi
ę
cia z bajki stoj
ą
cego na jej progu, po
czym ponurym głosem cedzi: "Spó
ź
niłe
ś
si
ę
". I zatrzaskuje mu drzwi przed nosem.
Mo
ż
e nadinterpretowuj
ę
, ale ten film wydał mi si
ę
polemik
ą
z zarzutami feministek, bo pokazał,
ż
e stereotypowa
disnejowska ksi
ęż
niczka prawie nigdy nie ma roli sprowadzonej do biernego czekania na ksi
ę
cia z bajki.
Disnejowska ksi
ęż
niczka mie
ś
ci wi
ę
c w sobie nie tylko Stra
ż
aka Sama i Boba Budowniczego, ale nawet GI Joe, Action
Mana i Bionicle.
Potwierdza to najnowsza ksi
ęż
niczka w tym gronie: czarnoskóra Tiara z "Ksi
ęż
niczki i
ż
aby". Ksi
ęż
niczk
ą
okazuje si
ę
wła
ś
ciwie dopiero w finale - i te
ż
nie polega to na tym,
ż
e ksi
ążę
z bajki przybywa j
ą
uratowa
ć
z opresji. Odwrotnie, to
ona przygarnia ksi
ę
cia nieudacznika, by da
ć
mu
ż
yciow
ą
szans
ę
, a przy okazji zrealizowa
ć
wielkie marzenie, o
otwarciu własnej jazzowej knajpy w Nowym Orleanie.
Disnejowski stereotyp ksi
ęż
niczki wydaje mi si
ę
wi
ę
c akurat całkiem rozs
ą
dny na tle innych stereotypów genderowych
w adresowanej do dzieci popkulturze. Uczy on,
ż
e praca powinna by
ć
ś
rodkiem do realizacji marze
ń
, a nie celem
samym w sobie.
Tymczasem chłopcy ucz
ą
si
ę
od Boba Budowniczego,
ż
e praca dorosłego człowieka jest jak zabawa - i jak bardzo si
ę
mylili, u
ś
wiadamiaj
ą
sobie dopiero u kardiologa...
Wojciech Orli
ń
ski
Strona 1 z 2
Co feministka ma kupić córce?
2010-03-28
http://wyborcza.pl/2029020,99495,7542475.html?sms_code=
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
www.wyborcza.pl
© Agora SA
Strona 2 z 2
Co feministka ma kupić córce?
2010-03-28
http://wyborcza.pl/2029020,99495,7542475.html?sms_code=