Maisey Yates
Miesiąc zapomnienia
Tłumaczenie: Grażyna Woyda
HarperCollins Polska sp. z o.o.
Warszawa 2022
Tytuł oryginału: The Rancher’s Wager
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2021
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2021 by Maisey Yates
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa
2022
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books
S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub
całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest
całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami
należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego
licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do
HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być
wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
ISBN 978-83-276-8227-7
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Cricket Maxfield nie mogła uważać się za dziecko szczęścia. Jako
najmłodsza w rodzinie nie zasługiwała najwyraźniej na uwagę rodziców
i była najczęściej pozostawiana własnemu losowi, a w dodatku miała
jako dziewczynka wystające zęby i szpotawe palce stóp. Obie te
ułomności zostały wyleczone na bardzo wczesnym etapie jej życia, ale
pamięć o nich pozostawiła trwały ślad.
Kiedy jej ojciec stał się bohaterem skandalu, otrzymała w ramach
podziału majątku tylko zapomniane przez wszystkich podupadające
ranczo, którego nie chciał żaden inny członek rodziny.
Teraz jednak była o krok od wygrania najdziwniejszej w świecie
zdobyczy – wysokiego i potężnie zbudowanego kowboja.
On oczywiście był pewny, że odniesie zwycięstwo. W ciągu całej
licytacji zachowywał się jak człowiek, który ma w ręku dobrą kartę.
Ale ona miała jeszcze lepszą.
Ostatnie rozdanie było zawsze najbardziej interesującym elementem
turnieju pokerowego połączonego ze zdobywaniem funduszy na cele
charytatywne i rozgrywanego corocznie w Gold Valey.
Cricket brała w nim udział po raz pierwszy w życiu.
W poprzednich rundach duże sumy pieniędzy, złożone przez
sponsorujących imprezę miejscowych biznesmenów, przechodziły z rąk
do rąk na oczach tłumu zachwyconych widzów. Teraz w puli znajdowały
się walory stanowiące osobistą własność graczy.
Po zmianie kart na polu walki pozostał oprócz niej tylko Jackson
Cooper. Mężczyzna, którego zwykle unikała. A teraz czuła się trochę
nieswojo, siedząc blisko niego.
W ciągu minionych lat śledziła dzieje rodziny Cooperów. I choć nie
przyznawała się do tego nawet przed samą sobą, obserwowała jej losy
z większą uwagą niż wydarzenia dotyczące innych mieszkających po
sąsiedzku farmerskich rodów. Podczas ostatnich kilku miesięcy poznała
bliżej brata Jacksona, Creeda, ponieważ został on jej szwagrem. Była
oburzona na swoją siostrę, Wren, kiedy się dowiedziała, że zamierza go
poślubić. I przysięgła sobie, że żaden zarozumiały, uparty i irytujący
kowboj nigdy nie wzbudzi jej zainteresowania.
Ale okłamywała samą siebie.
Jackson wydawał jej się intrygujący, a poza tym był jedynym
przedstawicielem rodziny Cooperów, który znał odpowiedzi na
interesujące ją pytania.
Nie mogła zadać ich Creedowi, ponieważ był on mężem siostry. I nie
chciała ich zadawać Honey, najmłodszej z Cooperów. Choć była ona
najbardziej zbliżona do niej wiekiem, nigdy nie znajdowała z nią
wspólnego języka.
W pewnym sensie zazdrościła Honey tego, że jest typową wiejską
dziewczyną. Typową przedstawicielką swojej farmerskiej rodziny.
Twardą, pracowitą i pełną entuzjazmu hodowczynią bydła.
Cricket nigdy nie wkładała całego serca w rodzinną winnicę.
Potrafiła natomiast wspaniale grać w pokera. Więc kiedy jej ojciec
został słusznie okryty niesławą i zmuszony do opuszczenia posiadłości,
siostry wybrały właśnie ją na uczestniczkę turnieju.
Który teraz zamierzała wygrać. W puli znajdowały się już liczne
obiekty budzące jej zainteresowanie. Należące do Jacksona spinki od
mankietów. Jego zegarek. Źrebak urodzony na jego ranczu.
Ona mogła postawić już tylko skrzynkę najlepszego wina
pochodzącego z rodzinnej winnicy albo dolarowy banknot będący
w posiadaniu ojca od dnia pierwszej sprzedaży wyprodukowanego przez
niego trunku. Wisiał on teraz, oprawiony w ramki, na ścianie jego
pustego gabinetu, a Jackson zapowiedział, że w razie wygranej
sprezentuje go swojemu ojcu.
Rodziny Maxfieldów i Cooperów od dawna z sobą konkurowały,
choć ostrość tej rywalizacji osłabła nieco, gdy Wren poślubiła Creeda.
Teraz jednak, siedząc naprzeciwko Jacksona, Cricket poczuła przypływ
bojowego zapału…
Oraz jakiegoś dziwnego uczucia, którego nie potrafiła określić.
- Stawiam samą siebie – oznajmiła.
- Co takiego?
- Stawiam samą siebie. Będę za darmo pracować przez trzydzieści
dni w waszej winnicy.
- To bardzo wysoka stawka – mruknął Jackson, unosząc wysoko
brwi.
- Czyżbyś się wystraszył?
- Skądże – odparł drwiącym tonem. – Gotów jestem przepracować
trzydzieści dni w winnicy Maxfieldów.
- Nie wchodzi to w rachubę. W winnicy na nic się nie przydasz.
Przepracujesz za darmo trzydzieści dni na moim ranczu. I będziesz
sypiał w szopie.
Bardzo potrzebowała doświadczonego kowboja, a wiedziała, że
Jackson zna się na hodowli.
- A jeśli ty przegrasz, będziesz przez trzydzieści dni podawać do
stołów w naszej probierni win, mając na sobie, jak wszystkie kelnerki,
kowbojskie buty i minispódniczkę.
Najwyraźniej usiłował ją przestraszyć i upokorzyć. Ale ona była
zahartowana i odporna na przeciwności losu, bo wychowywał ją James
Maxfield. Nauczyła się radzić sobie z uczuciem, że jest nieważna
i niekochana.
Dopiero niedawno zaczęła się zastanawiać, dlaczego ojciec tak źle ją
traktował.
Tak czy owak, wizja miesięcznej pracy w probierni win wcale jej nie
przerażała.
- Zgoda – oznajmiła.
Czuła, wiedziała, że nie przegra. Z góry cieszyła się na wygraną.
Tym bardziej że potrzebowała na ranczu kogoś takiego jak Jackson.
Bez pomocy fachowca była bezradna.
- Wydajesz się bardzo pewna siebie.
- Bo jestem pewna siebie.
Jackson położył swoje karty na stole, wykrzywiając usta
w złośliwym uśmiechu. Był to uśmiech człowieka, który nigdy nie
przegrał ważnej puli.
Z tym większą przyjemnością pokazała mu karetę króli.
- Coś mi się wydaje, że w tej sytuacji będziesz przez miesiąc
pracował na moim ranczu. Nie martw się. Jestem bardzo dobrym
szefem.
Spojrzał na nią z oburzeniem.
I choć do tej pory zawsze traktował ją lekceważąco, nawet wtedy,
kiedy po ślubie jego brata z jej siostrą powiązało ich coś w rodzaju
powinowactwa, teraz po raz pierwszy uświadomił sobie, że to brzydkie
kaczątko stało się z biegiem czasu atrakcyjną kobietą.
- Jestem pewny, że okażesz się życzliwym pracodawcą, żabko.
- Nie jestem żabką. Jestem twoją szefową.
- Czyżbyś uważała, że skoro wygrałaś mnie w karty, to masz prawo
wpływać na mój dobór słów?
- To mi się wydaje oczywiste.
- A mnie nie… żabko.
Wygłosił to ostatnie zdanie na użytek widzów, którzy tłumnie
zgromadzili się wokół nich, wznosząc okrzyki na cześć zwyciężczyni.
Wiedział, że wszyscy bacznie ich obserwują, bo chcą zobaczyć idiotę,
który przegrał z młodą dziewczyną w kowbojskim kapeluszu.
Zdawał sobie jednak sprawę, że radość Cricket nie potrwa długo,
gdyż zarządzanie ranczem przerasta jej możliwości.
Kiedy się dowiedział, że sąsiadujące z jego posiadłością tereny
należące do Jamesa Maxfielda przeszły w ręce jego córki, postanowił je
kupić i przyłączyć do rodzinnego majątku. Tym bardziej był zdumiony,
gdy dowiedział się od brata, że Cricket zamierza zostać hodowczynią
koni.
Był przekonany, że jej szanse na sukces są równe zeru. Prowadzenie
rancza byłoby trudne nawet dla człowieka doświadczonego, a ona nigdy
nie miała nic wspólnego z hodowlą zwierząt. Dysponowała pewną sumą
pieniędzy należących niegdyś do jej ojca, ale to źródło musi wkrótce
wyschnąć.
Była skazana na porażkę.
A on nie potrzebował trzydziestu dni, żeby jej to udowodnić.
- I przyprowadź mojego źrebaka – poleciła rozkazującym tonem.
Jackson był pewny, że prędzej czy później odzyska przegranego
w karty konia. Bo Cricket nie miała pojęcia, jak wielkiego nakładu pracy
wymaga hodowla zwierząt i praca na roli.
Różniła się od swoich sióstr, bo była uparta i nieprzystępna.
Ich rodziny rywalizowały z sobą, ale działały w tej samej branży.
Obserwował Cricket od dzieciństwa i znał dość dobrze jej charakter.
Zdawał sobie też sprawę, że rodzina Maxfieldów należy do elity
i posiada ogromny majątek, w którym zatrudnia wielu robotników.
On sam nie czuł się członkiem żadnej elity i wyglądał jak zwykły
kowboj. Dorastał jednak w dość komfortowych warunkach. Dobrze
pamiętał czasy, w których jego rodzina zaczęła przeżywać kryzys
finansowy. Wiedział też, że Cricket nigdy nie była narażona na walkę
o przetrwanie, więc nie ma pojęcia, co to niedostatek. Nie dlatego, by
nie umiała logicznie myśleć. Wręcz przeciwnie; była bystra, inteligentna
i obdarzona barwną osobowością.
W porównaniu z resztą rodziny zawsze wydawała mu się najbardziej
interesująca. Zanim jeszcze jej ojciec został zdemaskowany jako oszust
i przestępca seksualny, uważał Maxfieldów za dziwaków. Stosunki
między Jamesem a jego żoną były chronicznie bardzo napięte. A Wren
i Emerson zawsze sprawiały wrażenie bliźniaczo do siebie podobnych
panienek z wyższej sfery.
Cricket zasadniczo się od nich różniła.
Nigdy nie grała głównej roli podczas uroczystych przyjęć
organizowanych na terenie winnicy. Choć Maxfield Vineyards i Cowboy
Wines rywalizowały z sobą o pierwszeństwo, członkowie obu rodzin
z reguły uczestniczyli w bankietach wydawanych przez konkurencję.
Wymagały tego zawodowa uprzejmość i potrzeba wymiany informacji.
Jackson widywał więc wielokrotnie Cricket na przestrzeni kilku
ostatnich lat. Zazwyczaj kryła się gdzieś na zapleczu albo była wręcz
niewidoczna.
Kiedyś, chyba przed trzema laty, siedziała na ogrodowej huśtawce
w białej sukience, w której najwyraźniej czuła się nieswojo. Salon
rezydencji Maxfieldów jarzył się od świateł, ale na dworze panowały
ciemności.
Oświetlał ją tylko księżyc.
Wydawała się bardzo samotna. Odizolowana od otoczenia. A jego –
co wydało się zdumiewające – ogarnęło coś w rodzaju współczucia,
choć wcale nie był człowiekiem nadwrażliwym. Widział jednak, że
dziewczyna jest nieszczęśliwa. Co wcale go nie dziwiło, gdyż uważał
wszystkich jej krewnych za idiotów.
Był przekonany, że Cricket tak bardzo różni się od reszty rodziny, że
nie będzie w stanie zarządzać ranczem. I zamierzał jej to unaocznić. Nie
chciał oczywiście sabotować w żaden sposób jej wysiłków. Pragnął po
prostu uświadomić jej pewne fakty.
A potem, gdy Cricket odkryje, że porwała się z motyką na słońce,
odkupić od niej tę posiadłość.
On sam po śmierci matki zrezygnował z udziałów w rodzinnej
winnicy i kupił ranczo. Dlatego właśnie dobrze wiedział, jak ciężkiej
pracy wymaga zarządzanie gospodarstwem.
- Zgłoś się do pracy w poniedziałek rano – poleciła mu Cricket. –
I przywieź śpiwór. Nie mam zapasowych prześcieradeł ani koców,
a w szopie bywa nocami chłodno.
Nie podała mu ręki, tylko dotknęła dwoma palcami ronda czarnego
kowbojskiego kapelusza, odwróciła się na pięcie i odeszła.
A on zaprzysiągł sobie, że choć ostatnie rozdanie przegrał, zrobi
wszystko, aby okazać się zwycięzcą w całej rozgrywce.
- Co takiego? – spytała ze zdumieniem Emerson.
Cricket bardzo się starała zachować pogodny wyraz twarzy. Nie
miała zamiaru rozmawiać z siostrami o szczegółach umowy
z Jacksonem. W każdym razie jeszcze nie na tym etapie.
- No cóż, wiedziałabyś o tym z pierwszej ręki, gdybyś wybrała się na
turniej.
- Przecież wyglądam jak hipopotam! – zawołała Emerson, wskazując
brzuch. – Jestem w dziewiątym miesiącu ciąży. I mam tak spuchnięte
kostki, że nie mogłam włożyć butów.
- A ja nic jej nie powiedziałam – oznajmiła Wren z szerokim
uśmiechem. – Chciałam, żeby usłyszała to z twoich ust.
- Wygrałam go w pokera – wyznała Cricket. – Zwyciężyłam
w uczciwej walce, a teraz on musi przez miesiąc pracować na moim
ranczu.
Poczuła ponowny przypływ dumy. Uświadomiła sobie, że jej plan
funkcjonuje bezbłędnie, a ona w pełni panuje nad sytuacją.
- A w dodatku wygrałam źrebaka – dodała z szerokim uśmiechem. –
Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz?
- Dlatego, że Jackson Cooper jest zwykłym kowbojem – odparła
Emerson.
- Podobnie jak Creed, za którego wyszła Wren – odparła Cricket,
starając się zapanować nad irytacją.
Małżeństwo siostry było dla niej niemiłą niespodzianką, z którą
nadal nie mogła się pogodzić.
- Poza tym on nie ma zostać moim mężem, tylko pracować na moim
ranczu. Za darmo.
Poczuła lekki niepokój, bo zdała sobie sprawę, że cała ta rozmowa
zmierza w kierunku tematu, którego od kilku miesięcy starannie unikała.
Nigdy nie przyznała się żadnej z sióstr, że dostrzega istnienie
mężczyzny, który nazywa się Jackson Cooper.
- No dobrze, muszę przyznać, że rozegrałaś to bardzo sprytnie –
mruknęła Emerson.
- A ja się cieszę, że w końcu przejawiasz jakąś aktywność – wtrąciła
Wren. – Twoja bezczynność zaczynała nas niepokoić.
- Zdawałam sobie z tego sprawę – oświadczyła Cricket. – Ale żadna
z was nie miała dość odwagi, żeby ze mną o tym porozmawiać.
- Wszystko przez to, że żadna z nas nie potrafi znaleźć z tobą
wspólnego języka – odparła Emerson. – Jest mi z tego powodu bardzo
przykro. Może to nasza wina, bo traktowałyśmy cię do tej pory jak małą
dziewczynkę. A ty jesteś już przecież dorosłą kobietą.
- Cieszę się, że zasłużyłam w końcu w waszych oczach na odrobinę
szacunku.
- Ale nadal uważam, że popełniasz szaleństwo, biorąc sobie na
głowę to ranczo.
- To mi się opłaci. Wiem, że trzeba w nie włożyć dużo pracy, ale nie
mogłam patrzeć na jego powolną degrengoladę. Zawsze marzyłam
o tym, żeby mieć coś własnego. I choć może cię to zaszokuje, nigdy nie
pasjonowała mnie praca w winnicy.
- To się rzucało w oczy – mruknęła Emerson.
- Musimy się pogodzić z tym, że mamy różne charaktery.
Różniły się nie tylko pod tym względem. Wren i Emerson były
zachwycająco piękne, a Cricket czuła się przy nich jak brzydula. One
starały się usilnie zasłużyć na aprobatę ojca, ona doszła do wniosku, że
nie ma na to szans i po prostu zrezygnowała.
Zapadła się w sobie i robiła, co mogła, aby być niewidoczna. Dobrze
pamiętała, co powiedział ojciec cztery lata temu, gdy mu oznajmiła, że
chciałaby studiować.
- O ile pamiętam, nie wyróżniałaś się dotąd szczególnym
zamiłowaniem do nauki, prawda?
- Ja…
- Co chciałabyś robić?
- Jeszcze nie wiem. Potrzebuję trochę czasu, żeby się nad tym
zastanowić…
- Emerson i Wren wybrały kierunek studiów, który mógł im ułatwić
pracę w winnicy. A co ty zamierzasz wnieść do rodzinnej firmy?
Jej prośba o umożliwienie dalszej nauki spotkała się z odmową.
Wiedziała, że ojca byłoby na to stać. Nie chodziło o koszty. Chodziło
o to, że jego zdaniem najmłodsza córka nie rokowała żadnych nadziei na
przyszłość.
Rodzice zawsze traktowali ją bardzo chłodno. A ona dopiero po
jakimś czasie zaczęła się zastanawiać nad przyczynami tego stanu
rzeczy. I doszła do wniosku, że chyba nie jest córką Jamesa Maxfielda…
- Bez względu na to, co myślisz o naszych mężach, obaj są
kowbojami i chętnie pomogą ci w prowadzeniu rancza – oświadczyła
Emerson.
- Wiem o tym i jestem bardzo wdzięczna. Kiedy po trzydziestu
dniach stracę bezpłatnego pracownika, może będę ich błagała o ratunek.
Ale na razie spróbuję wybrnąć z tej sytuacji o własnych siłach.
- Brawo, Cricket! – zawołała Emerson. – Czasem ci zazdroszczę
twojego panieńskiego stanu. Jestem tak gruba, że nie widzę palców
u nóg.
- To jest zupełnie normalne – poinformowała ją Wren tonem
doświadczonej matki.
Jej dziecko miało trzy miesiące, a ona odzyskała już swoją dawną
wspaniałą figurę.
Cricket spojrzała z zainteresowaniem na siostry.
Nigdy nie uważała żadnej z nich za materiał na idealną żonę i matkę,
ale obie zmieniły się na korzyść w związku z ukochanym mężczyzną.
Wydawały się bardziej pewne siebie… po prostu szczęśliwe.
Cricket była zadowolona z tego stanu rzeczy, ale ani małżeństwo, ani
macierzyństwo nie wydawały jej się atrakcyjne.
Chciała po prostu… być wolna.
Zawsze uchodziła za najbrzydszą z sióstr. Wiedziała, że jest zbyt
chuda i zbyt mało kobieca, ale wcale się tym nie przejmowała. Potrafiła
docenić dary otrzymane od losu: talent do konnej jazdy, sprawność
fizyczną i siłę. Oraz niezmożoną energię osoby wychowanej na wsi.
Choć Cooperowie rywalizowali na wielu polach z Maxfieldami,
identyfikowała się z nimi łatwiej niż z członkami najbliższej rodziny.
Pochodzili ze wsi i mieli wiejski sposób myślenia. A także wrodzoną
siłę i odporność na przeciwności losu.
- Mam zamiar dobrze wykorzystać bezpłatną siłę roboczą, jaką
stanie się od poniedziałku pan Jackson Cooper – oznajmiła triumfalnym
tonem. – Ma szerokie bary i silne ręce, więc nadaje się do ciężkiej pracy.
Siostry wymieniły znaczące spojrzenie, a na twarzy Wren pojawił się
ironiczny uśmiech.
- Tylko bądź ostrożna – mruknęła Emerson.
- Co masz na myśli?
- Kiedy słyszę, że chcesz w pełni wykorzystać faceta pochodzącego
z tej rodziny, przechodzą mnie ciarki.
- Nadal nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Seks, droga siostrzyczko – wtrąciła Wren. – Niektórzy ludzie mogą
podejrzewać, że masz na myśli seks.
Cricket poczuła, że gwałtownie się czerwieni.
- Nie! Nie. Skąd. Jak możesz… Zanim wybiorę sobie jakiegoś
mężczyznę, będę musiała uporządkować swoje życie. A Jackson tak czy
owak nie wchodzi w rachubę. Przecież on jest… stary!
- Bardzo stary – przyznała Wren, wybuchając śmiechem. – O całe
dwa lata starszy od mojego męża.
- A ja jestem o kilka lat młodsza niż ty.
Wren uznała najwyraźniej tę uwagę za obraźliwą, bo zbyła ją
pogardliwym wzruszeniem ramion.
- Nasza umowa ma charakter ściśle zawodowy – podkreśliła Cricket
jeszcze raz, zdając sobie sprawę, że nie mówi całej prawdy. – On ma mi
pomóc w zarządzaniu ranczem. I na tym koniec.
- Skoro tak twierdzisz…
- Właśnie tak twierdzę.
- Jedno muszę ci przyznać, Cricket. Jesteś konsekwentna. Kiedy
wbijesz sobie coś do głowy, doprowadzasz sprawę do końca.
Cricket uśmiechnęła się w duchu. Nie mogła wyznać siostrom, że
prawdziwym motywem jej działania była chęć dowiedzenia się, czy
istotnie jest córką Jamesa Maxfielda.
A zatrudnienie Jacksona Coopera miało jej ułatwić poznanie prawdy.
ROZDZIAŁ DRUGI
Ranczo było straszliwie zaniedbane. Budynek mieszkalny… po
prostu się rozpadał. Przekrzywiony ganek wyglądał przygnębiająco. Ale
dla niego wartość tej nieruchomości nie miała nic wspólnego z jej
obecnym stanem.
Ważna była lokalizacja.
Tylko kupno tej posiadłości umożliwiało mu poszerzenie
odziedziczonego po ojcu rancza, które było zbyt małe, aby pozwolić na
rozwinięcie skrzydeł w pełni.
Kiedy Cricket stanęła w drzwiach domu, skojarzyła mu się
z królową piratów wybiegającą na pokład tonącego statku.
Jej jasne włosy były częściowo ukryte pod kapeluszem. Poza nim
miała na sobie tylko obcisły biały T-shirt, dżinsowe szorty i kowbojskie
buty. Choć na pewno nie zdawała sobie z tego sprawy, wyglądała jak
archetyp seksownej wiejskiej dziewczyny, wycięty z okładki
półpornograficznego magazynu.
Jej długie nogi wydawały się nie mieć końca. Była szczupła
i zgrabna, a pozbawiona makijażu twarz uderzała oryginalnością.
Przyjrzał jej się uważnie i doszedł do wniosku, że ten typ urody coraz
bardziej go pociąga.
Ale nie przyjechał tu po to, by się w nią wpatrywać. Miał jej
uświadomić, że wybrała się z motyką na słońce.
- Zgłaszam się do pracy – oznajmił.
- To świetnie – odparła z uśmiechem.
- Nie ciesz się za bardzo, bo muszę ci od razu powiedzieć, że nikt nie
byłby w stanie doprowadzić tego rancza do porządku w ciągu
trzydziestu dni.
- Dlaczego? – spytała z wyraźnym niepokojem.
- Jeśli ktoś nie naprawi tego ganku, on wkrótce się rozleci. Czy ty
mieszkasz w tej ruderze?
- Owszem. Jest mi tu bardzo dobrze. Po prostu staram się nie
chodzić po spróchniałych deskach.
- No dobrze. Ty możesz czuć się tu bezpieczna, bo ważysz mniej niż
kura. Ale kiedy na tym ganku stanie dorosły facet, cała podłoga się
zapadnie.
- No i bardzo dobrze! – zawołała z uśmiechem.
- Jeśli nie lubisz kowbojów, to znajdziesz się w trudnej sytuacji, bo
moim zdaniem musisz zatrudnić kilku chłopów, żeby doprowadzić to
gospodarstwo do jako takiego stanu.
- Nie mam nic przeciwko kowbojom, ale nie życzę sobie ich
obecności w moim domu.
- To też mnie martwi, bo widzę, że jest tu sporo rzeczy, które
wymagają męskiej ręki.
- Czyżbyś się na tym znał? – spytała z niedowierzaniem.
- Oczywiście.
- Więc zobacz, jak wygląda wnętrze domu.
Wszedł po kilku schodkach i przekroczył próg.
Musiał przyznać, że budynek jest w nie najgorszym stanie. Był stary
i zaniedbany, ale nadawał się do remontu. Jackson nie potrafił sobie
jednak wyobrazić, aby mogła w nim zamieszkać młoda dziewczyna
wychowana w ogromnej rezydencji, będącej nieudaną pretensjonalną
imitacją toskańskiej willi.
- Nie jest to luksusowy pałac, tylko ranczo. A ja zawsze marzyłam
o czymś takim. Uprawa winorośli w gruncie rzeczy mnie nie interesuje.
- Zauważyłem to. Nigdy nie wkładałaś serca w imprezy
organizowane przez waszą firmę – przyznał Jackson.
Wiedział jednak dobrze, że prowadzenie rancza jest piekielnie
trudne. Przez wiele lat przelewał krew i pot w winnicach ojca.
W winnicach, które miał kiedyś po nim odziedziczyć.
Potem pewnego dnia dowiedział się, kim w gruncie rzeczy jest Cash
Cooper.
I postanowił się usamodzielnić.
Mimo to nadal pracował w firmie Cowboy Wines. Nie chciał stać się
przyczyną rozłamu, bo mogłaby tego nie przeżyć jego matka, która od
dawna robiła co w jej mocy, by utrzymać jedność rodziny.
Nawet za cenę osobistego szczęścia.
W pewnym momencie doszedł jednak do wniosku, że musi się
uwolnić od dziedzictwa ojca.
- Masz rację – przyznała Cricket. – W gruncie rzeczy losy tej firmy
nic mnie nie obchodziły. Zawsze marzyłam o czymś innym.
- Dlaczego wybrałaś ranczo?
Na jej twarzy pojawił się na chwilę wyraz bezradności, a potem
koncentracji.
- Sama nie wiem. Chyba mam to we krwi, chociaż moja rodzina
nigdy nie zajmowała się uprawą roli. Czy jesteś w stanie to zrozumieć?
- Nie potrafię odpowiedzieć na takie pytanie – odparł, wzruszając
ramionami. – To jest po prostu mój zawód. Nie wyobrażam sobie,
żebym mógł robić coś innego.
- No właśnie. Przeżywam to tak samo. Często mi się śniło, że mam
własny dom pośrodku… no, taki jak ten. Otoczony polami. Lubię konie.
- Na czym chcesz zarabiać pieniądze? Na hodowli koni?
- Ja…
- Bydła? – Nie czekając na odpowiedź, zasypał ją pytaniami. –
Mięsnego czy mlecznego? Jak rozwiążesz problemy związane
z ubojem? Czy układając budżet firmy, wzięłaś pod uwagę koszt
transportu do najbliższej rzeźni?
- Ja…
- A jeśli zdecydujesz się na konie, to czy zamierzasz hodować
ogiery, czy stosować sztuczne zapłodnienie?
- Ja… - wykrztusiła z bezradnym uśmiechem.
- Możesz też obrać kurs na produkcję rolną, ale wtedy twoje ranczo
zamieni się w farmę. Czy konsultowałaś się z jakimś gleboznawcą, żeby
ustalić charakter upraw?
- Prawdę mówiąc… jeszcze nie podjęłam decyzji. I nie chcę jej
podejmować, dopóki nie poznam tego rancza trochę lepiej, dopóki go
nie doprowadzę do jako takiego stanu.
- Nie mam pojęcia, jak ty sobie to wszystko wyobrażasz – oznajmił
Jackson.
Teraz już był przekonany, że ta dziewczyna nie wie, na co się
porywa. Że jest skazana na klęskę, przed którą tylko on może ją
uratować.
Nie bądź frajerem, podpowiadał mu wewnętrzny głos. Pozwól jej
zbankrutować i zmuś ją do sprzedaży tego rancza.
Zdawał sobie sprawę, że źródłami jej nadmiernej wiary we własne
siły są młodość i brak doświadczenia.
Sprawiała wrażenie osoby, która dobrze wie, do czego zmierza i nie
wyobraża sobie, by ktoś oceniał sytuację trafniej niż ona.
- Szczerze mówiąc, nie mam chyba dość odwagi, żeby zdecydować
się na hodowlę bydła rzeźnego. Ale wiem, że hodowla koni wymaga
wielkich nakładów.
- To prawda – przyznał. – Dobry materiał reprodukcyjny jest bardzo
kosztowny. Z drugiej strony… może właśnie tym powinnaś się zająć.
Założyć elitarną hodowlę koni pełnej krwi.
- Może masz rację – odparła, a on poczuł się dotknięty tym, że nie
traktuje jego opinii jak ewangelii. – Zastanowię się nad tym. Poczytam
literaturę fachową. W gruncie rzeczy mam sporo czasu. To ranczo jest
moje. I mam pokaźne zaplecze finansowe. Sprzedałam swoje udziały
w winnicy. Chciałam się wyzwolić, pójść własną drogą, więc
sprzedałam udziały. Za gotówkę.
- A ja mam zostać twoim bezpłatnym robotnikiem najemnym.
- No cóż, postanowiłam wykorzystać okazję. Po co płacić za coś, co
mogę mieć za darmo?
- Więc zacznijmy od domu – zaproponował, przechodząc z saloniku
do pełnej pajęczyn kuchni. – Czy ty tu sprzątałaś?
- Pobieżnie. – Skrzywiła się z niesmakiem. – Przyznaję, że nie
jestem przyzwyczajona do prac domowych. Lubię żyć w czystości,
ale… nigdy się tym nie zajmowałam, więc ciężko mi to idzie.
Doprowadza mnie to do furii, bo nie czuję się jak rozpieszczona bogata
panienka… choć w pewnym sensie nią jestem. Wiem, że umiałabym
zadbać o wszystko, ale jakoś mi to nie wychodzi. Czy nie sądzisz, że
dobry psychiatra potrafiłby wyciągnąć z tego jakieś wnioski?
Jestem tutaj po to, by udzielić jej rady, przypomniał sobie Jackson.
Rady, która zniechęci ją do tego przedsięwzięcia. Chcę jej powiedzieć
prawdę, ale co mogę zrobić, kiedy ona patrzy na mnie w taki sposób,
jakbym znał odpowiedzi na wszystkie pytania nękające wszechświat?
- Nie znam się na psychoanalizie. Ale wiem, że zawsze można się
nauczyć prostych rzeczy, które ułatwiają życie. Więc weź do ręki miotłę
i usuń te cholerne pajęczyny, a ja się tu rozejrzę.
Zaczął chodzić po kuchni, zwracając uwagę na miejsca, w których
mogło dojść do awarii instalacji wodociągowej. Odkrył je w pobliżu
zlewu, co wcale go nie zaskoczyło. Budynek był stary i chyba od dawna
opuszczony.
Ku jego zdziwieniu Cricket wykonała polecenie. Wyjęła z szafki
miotłę i zaczęła nią omiatać narożniki.
- Kto cię nauczył życia na wsi? – spytała z autentycznym
zainteresowaniem.
- Ojciec.
- On zawsze wydawał mi się bardzo sympatyczny.
Na tym właśnie polegał cały problem.
Cash Cooper był sympatycznym człowiekiem. I dobrym ojcem.
Jackson dostrzegał jego pozytywne strony, ale miał do niego wiele
pretensji.
Honey po prostu go uwielbiała. A Creed był tak pochłonięty
własnymi sprawami, że w odróżnieniu od Jacksona nigdy nie znalazł
czasu na wysłuchanie zwierzeń matki, więc w gruncie rzeczy nie miał
pojęcia, jakim człowiekiem jest Cash.
Całą prawdę znał tylko Jackson.
- Ma swoje lepsze i gorsze strony. A teraz jest po prostu dość
nieznośnym staruszkiem.
- W porównaniu z moim ojcem i tak wydaje mi się ideałem
mężczyzny.
James Maxfield został oskarżony o liczne przestępstwa natury
seksualnej. Uwiódł pewną młodą dziewczynę i porzucił, kiedy zaszła
w ciążę, doprowadzając ją do załamania psychicznego. Molestował
zatrudnione na jego farmie kobiety, zmuszając je szantażem do
uległości. Był notorycznym oszustem, kłamcą i człowiekiem
pozbawionym honoru.
Cash Cooper miał swoje wady, ale nie był tak zdeprawowany.
- To prawda. Bardzo mi przykro – dodał, widząc malujące się na jej
twarzy poczucie zagubienia.
Przypomniał sobie, jak się czuł po śmierci matki. To był straszliwy
cios. Wszyscy członkowie rodziny wspierali się wtedy i pomagali sobie
w nieszczęściu. Ale on dobrze pamiętał swój ówczesny stan psychiczny.
Teraz, widząc pustkę w oczach Cricket, zaczął się zastanawiać, czy
postępowanie Jamesa było dla niej tak szokujące jak dla jej sióstr. On
sam nie był zaskoczony, gdy doszło do ujawnienia przestępczej
działalności Jamesa Maxfielda. Wiedział, że jego ojciec od dawna nie
znosi sąsiada i był przekonany, iż musi mieć powody. Cash Cooper nie
należał do ludzi bezpodstawnie podejrzewających kogoś o nikczemność.
- A jak doszło do tego, że twój ojciec zainteresował się uprawą
winorośli? O ile wiem, był kowbojem.
Jackson zajrzał pod zlewozmywak i zmarszczył brwi, widząc kałużę
wody. Potem odkręcił kran, by ustalić miejsce przecieku.
- No cóż, on nie znosił twojego ojca. Moim zdaniem chciał dowieść,
że potrafi robić to samo co on. Tylko lepiej.
- To musiała być bardzo silna motywacja, skoro skłoniła go do
zmiany zawodu. Ale ja go rozumiem. Chciał po prostu sprawdzić
samego siebie. Na jego miejscu chętnie postąpiłabym tak samo.
- Czyżbyś miała mściwą naturę, Cricket?
- Chyba tak – odparła, wzruszając ramionami. – Kiedy byłam
w siódmej klasie, Billy O’Connor wyśmiewał się z moich krzywych
zębów. Zaczęłam nosić aparat, a dwa lata później dałam mu do
zrozumienia, że jestem gotowa wybrać się z nim na szkolną zabawę.
Tylko po to, żeby odrzucić jego zaproszenie.
- Postąpiłaś dość bezwzględnie.
- Nie musiał się ze mnie wyśmiewać. Czy ty też miałeś krzywe
zęby?
- Nie.
- A Honey?
- Jeśli tak, to nie pamiętam.
- W mojej rodzinie tylko ja cierpiałam na tę przypadłość. Wydaje mi
się to dziwne. Sama nie wiem, co o tym myśleć. Czasem nie potrafię
znaleźć ani jednej wspólnej cechy z moimi siostrami. To wrażenie mija,
kiedy jestem na tym ranczu. Choć nie znoszę pająków.
- Miło mi to słyszeć. – Pochylił się, by obejrzeć rurę ściekową. –
Mam w samochodzie taśmę do uszczelniania przewodów. Ale żeby
naprawić ten zlewozmywak, muszę przywieźć z miasta nowy zawór.
- Czy mogę jechać z tobą?
- Oczywiście.
- To świetnie, ale…
Jackson szedł już w kierunku swojego pikapa, ale się zatrzymał,
słysząc w jej głosie wahanie.
- O co chodzi?
- Przyszło mi do głowy, że powinnam najpierw oprowadzić cię po
gospodarstwie i pokazać ci tę szopę.
- Zgoda. Czy naprawdę każesz mi w niej sypiać?
- Oczywiście. Przecież wygrałam ostatnie rozdanie, więc zostałeś
moim darmowym najemnym robotnikiem.
Gdyby miał inny charakter, pewnie wymykałby się co wieczór do
własnego domu. Ale jako człowiek honoru musiał szanować warunki
układu.
Doszedł jednak do wniosku, że Cricket robi mu po prostu na złość,
ale jej zdecydowana postawa wzbudziła jego mimowolną aprobatę.
Ruszył za nią zarośniętą ścieżką biegnącą przez pole i zatrzymał się
gwałtownie na widok straszliwie zaniedbanego budynku.
- Chyba nie mówisz poważnie – oznajmił z oburzeniem.
- Jak najbardziej poważnie. O co ci chodzi?
- Skoro dom mieszkalny jest tak zaniedbany, to jak musi wyglądać
wnętrze tej rudery?
- Zaraz zobaczymy – odparła, otwierając kopnięciem drzwi.
Jackson ujrzał ciemne pomieszczenie, w którym stało kilka
rozpadających się prycz.
- Cricket… Sypiałem już w gorszych warunkach, ale nigdy przez
cały miesiąc.
- No dobrze – mruknęła łagodniejszym tonem. – Chyba mam lepszy
pomysł. Możesz sypiać w domu.
Wyczuwała w jego spojrzeniu sceptycyzm, a nawet krytykę, ale się
tym nie przejmowała. Lubiła z nim rozmawiać. Poznawać jego sposób
myślenia. I odnajdywać łączące ich podobieństwa.
Kiedy zaczął mówić o swoim ojcu, zapragnęła dowiedzieć się
czegoś więcej. Była zazdrosna. Ponieważ własny ojciec nigdy nie
zwracał na nią uwagi i nie okazywał jej cienia sympatii.
Próbowała sobie wyobrazić, jak wyglądałoby jej życie, gdyby
dorastała na ranczu. Była pewna, że czułaby się tam o wiele lepiej niż
w winnicy.
Wyobraźnia podsuwała jej różne warianty rozwoju wydarzeń
i utwierdzała ją w obsesyjnym przeświadczeniu, że nie jest córką Jamesa
Maxfielda.
- Możesz sypiać w domu – powtórzyła. – Jeden pokój jest wolny.
- To świetnie – powiedział, sięgając po śpiwór i ruszając w kierunku
budynku mieszkalnego.
- Jest tam kołdra – zauważyła Cricket.
- Na pewno bardzo zakurzona.
- Nie bądź niemądry! – zawołała, kwitując jego obawy machnięciem
ręki. – Wytrzepałam całą pościel według wskazówek, które znalazłam
w internecie. W tym domu mieszkała do niedawna pewna staruszka, ale
umarła kilka tygodni temu. W gruncie rzeczy nie wiem, po co ojciec
zakupił ten dom, tym bardziej że wyznaczył bardzo niski czynsz, co
zresztą wydaje się sprzeczne z jego naturą. Podejrzewam, że kupił go
jeden z administratorów naszej posiadłości, a on zapomniał o jego
istnieniu. Lub nawet o nim nie wiedział. To byłoby w stylu ojca. On
w gruncie rzeczy nie zauważa istnienia innych ludzi.
Czuła się trochę dziwnie, nazywając Jamesa Maxfielda ojcem.
Podejrzewała, że nim nie jest, od co najmniej sześciu miesięcy. Odkąd
odkryła, że jej matka kochała kiedyś Casha Coopera i to właśnie stało
się przyczyną konfliktu między Cooperami a Maxfieldami.
Od tej pory cała układanka nabrała dla niej sensu.
Matka nie zdecydowała się na małżeństwo z Cashem, bo był biedny
jak mysz kościelna. Wybrała związek z Jamesem Maxfieldem, skazując
się na nieszczęśliwe życie.
Cricket nie podejrzewała jednak, że jej rodzice postanowili wznowić
życie erotyczne dziesięć lat po urodzeniu obu starszych córek. Bardziej
prawdopodobne wydawało jej się to, że żona ojca zdradziła go
z Cashem.
Wiedziała jednak, że musi zachować ostrożność w procesie
dochodzenia do prawdy. Żona Casha umarła niedawno, a Creed, Jackson
i Honey z pewnością nie pogodziliby się łatwo ze świadomością, że ich
ojciec miał pozamałżeński romans.
Nie wyobrażała sobie ojca w roli bohatera romansu. Cash Cooper
wydawał jej się znacznie bardziej atrakcyjny. Wiedziała, że młodzi
Cooperowie uwielbiają matkę, która sprawiała na niej wrażenie kobiety
niezwykle zasadniczej.
Musiała więc postępować bardzo ostrożnie, choć umiar i rozwaga
nigdy nie były jej atutami.
Jedynym problemem pozostawał Jackson. Od dziesięciu lat darzyła
go uczuciem, którego nie potrafiła określić. A gdyby jej hipotezy
okazały się słuszne, to musiałaby porzucić wszelkie plany, czy raczej
zaczątki planów, związane z jego osobą.
W jego towarzystwie traciła pewność siebie. Miała wrażenie, że jej
serce bije bardzo szybko, a płuca nie mogą pomieścić nadmiaru
powietrza. Od początku znajomości czuła się z nim związana w jakiś
tajemniczy sposób, i była o to na siebie wściekła. Szczególnie od
momentu, w którym jako dorastająca dziewczyna odkryła zagrożenia, na
jakie naraża kobietę nieudany związek.
Małżeństwo jej rodziców było toksyczne. Nie zamierzała powtarzać
ich błędów, ale mimo to nie potrafiła się uwolnić od uczuć, jakie
wyzwalał w niej Jackson.
Po drewnianych schodach weszli do budynku mieszkalnego.
- To wygląda o wiele lepiej – uznał Jackson, rozglądając się po
przestronnym wnętrzu. – Nie mogę uwierzyć, że chciałaś mnie skazać
na mieszkanie w szopie, skoro nawet nie rzuciłaś na nią okiem.
- Myślałam, że jesteś twardym facetem i potrafisz radzić sobie
z przeciwnościami losu – odparła, wzruszając ramionami. – Ale tutaj
będzie ci wygodniej.
Pchnęła drzwi prowadzące do niewielkiej sypialni. Stało w niej dość
wąskie łóżko ozdobione mosiężnymi barierkami. Materac był cienki,
a leżąca na nim kołdra wydawała się wytarta i wypłowiała.
- To nie jest luksusowy apartament – oznajmiła takim tonem, jakby
istniały co do tego jakieś wątpliwości. – Ale mam nadzieję, że będziesz
zadowolony.
- To mi zupełnie wystarczy – mruknął, stawiając na podłodze torbę
ze śpiworem i rozglądając się po pokoju.
W tym ciasnym pomieszczeniu wydał jej się nagle zbyt wysoki
i zbyt potężnie zbudowany. Wiedziała, że jego nogi będą wystawać poza
łóżko.
Wpadające przez szyby promienie słońca oświetlały twarz Jacksona.
Dostrzegła na jego podbródku zarost. Miał ciemne włosy
i jaskrawoniebieskie oczy. Nie była do niego podobna. Nawet odrobinę.
Jej oczy, w zależności od kąta padania światła, nabierały brązowego lub
zielonego odcienia. Była blondynką, ale jej siostry miały znacznie
jaśniejsze włosy.
Jackson znacznie przewyższał ją wzrostem, choć uchodziła za
kobietę nieprzeciętnie wysoką. On natomiast był po prostu… ogromny.
Miał duże dłonie, muskularne ramiona i szeroką klatkę piersiową.
Wyglądał na człowieka, który pracuje fizycznie od rana do wieczora
przez wszystkie dni w roku.
Gdy odwrócił się od okna, by na nią spojrzeć, poczuła niepokojące
ukłucie w żołądku i przyspieszone bicie serca.
Zdała sobie sprawę, że Jackson jest bardzo przystojny.
Zachwyciła się po raz pierwszy jego urodą, kiedy miała dwanaście
lat. Jej koleżanki z klasy wygłaszały peany na temat urody Ryana
Andersona, ale ona nie zwracała uwagi na żadnego mężczyznę
z wyjątkiem Jacksona.
Budziło to w niej pewnego rodzaju wstyd, więc nikomu się do tego
nie przyznawała.
Wiedziała, że jest dziewczynką, a on dorosłym facetem, więc nie ma
mowy o tym, aby kiedykolwiek doszło między nimi…
Nigdy nie była na tyle głupia ani na tyle odważna, by pisać o nim
w pamiętniku. Którego zresztą w ogóle nie miała. Ale myślała
o Jacksonie co wieczór i układała w głowie historyjki, w których oboje
spędzali czas na ranczu, jeżdżąc obok siebie konno o zachodzie słońca.
Układając te fantastyczne fabuły, dawała upust wyobraźni. Była
przekonana, że jej miejsce na ziemi znajduje się u boku tego
niedostępnego mężczyzny, którego rodzinę tak bardzo nienawidził
James Maxfield.
Nigdy nie przyznała się do tego, że była boleśnie zaskoczona, gdy jej
siostra Wren przełamała barierę konfliktu rodzinnego i wyszła za
Creeda.
Wydawało jej się, że to ona zostanie pierwszym ogniwem
porozumienia między Cooperami a Maxfieldami. Miała do tego pełne
prawo. Przecież marzyła o miejscu obok Jacksona już jako
dwunastoletnia dziewczynka.
Teraz uświadomiła sobie, że jej poczucie wspólnoty z Jacksonem
i jego rodziną miało głębsze podłoże. Oczywiście pod warunkiem, że
jest istotnie jej przyrodnim bratem.
Dwunastoletnia dziewczynka nie może być zakochana, więc to
poczucie wspólnoty z Jacksonem i duma z jego urody musiały wynikać
z więzów, jakie narzucało jej nieuświadomione pokrewieństwo.
A teraz…
Opanuj się, Cricket, upomniał ją wewnętrzny głos. Wróć do
rzeczywistości.
- Czy nadal chcesz jechać ze mną do tego sklepu? – spytał Jackson.
- Sama nie wiem. Przyszło mi do głowy, że mogłabym przygotować
coś do jedzenia. Więc pojedź po ten zawór, a ja zajmę się kuchnią.
- Czyżbyś umiała gotować?
- Oczywiście – skłamała.
Od kilku tygodni jadała tylko kupione w miasteczku hamburgery lub
mrożoną pizzę. Ale on nie musi o tym wiedzieć.
- W porządku. Do zobaczenia niebawem.
- Do zobaczenia – powtórzyła zdecydowanym tonem.
Gdy Jackson ruszył w kierunku drzwi, poczuła nagły przypływ
pewności siebie.
Miała wrażenie, że spoczywający na jej piersi i utrudniający
oddychanie ciężar po prostu zniknął.
Wróciła do kuchni i otworzyła lodówkę. Nie zwróciła dotąd uwagi
na zakupy, które zrobiła Wren, ale teraz, widząc warzywa i paczkowane
steki, zdała sobie sprawę, że musi je wykorzystać.
Nie miała jednak pojęcia, jak się do tego zabrać, więc chwyciła za
telefon i zadzwoniła do siostry.
- Jak się gotuje?
- To bardzo rozległe pytanie – odparła Wren.
- Być może. Przywiozłaś mi mnóstwo jedzenia, ale nie mam pojęcia,
co z nim zrobić. A obiecałam przed chwilą Jacksonowi, że ugotuję
kolację.
- Chcesz ugotować mu kolację? – spytała Wren niedowierzającym
tonem. – Cricket, czy naprawdę jesteś pewna, że się w nim nie
zadurzyłaś?
- To nie wchodzi w rachubę! – zawołała, starając się nie zwracać
uwagi na ucisk w sercu. – Nic podobnego. To byłoby… absurdalne.
- W porządku. Będę cię prowadziła krok po kroku. Co chciałaś
ugotować?
- Steki.
- Świetnie. Doskonale. Co jeszcze ci przywiozłam?
- Nie wiem. Jakieś zieleniny. Groszek.
- Okej. Nauczę cię bardzo prostej potrawy. Wołowina z patelni
i groszek. Czy masz ziemniaki? Jestem pewna, że ci je przywiozłam.
- Mięso i ziemniaki – powtórzyła Cricket. – To brzmi jak idealny
przepis na kolację.
Zajęło to trochę czasu, ale w końcu, bez większego wysiłku, udało
jej się przygotować coś, co pachniało bardzo zachęcająco.
- Bardzo ci dziękuję – powiedziała do siostry.
- Nie ma za co. Czy jesteś pewna, że dobrze się czujesz? To była
chyba najdłuższa rozmowa, jaką odbyłyśmy od… od zarania dziejów.
- Sama nie wiem. To znaczy wiem, że dobrze się czuję. Ale po
prostu nie pojmuję powodów, dla których nigdy nie zdobyłyśmy się na
długą rozmowę. Chyba że… Przez wiele lat starałam się być
niewidoczna. Przebrnąć przez dzieciństwo najszybciej jak się da.
Wszystko przez ten dom. Zawsze go nienawidziłam. Nigdy nie czułam
się w nim dobrze. Nigdy nie czułam się członkiem rodziny. Nie wiem
dlaczego, ale nie byłam w gruncie rzeczy zaskoczona, kiedy James…
został zdemaskowany.
Nie potrafiła się zmusić do nazywania go ojcem.
- Nie traktował mnie okrutnie, nic w tym rodzaju. On po prostu
ignorował moje istnienie albo bagatelizował wszystko, co robiłam. Wy
też nie zwracałyście na mnie uwagi, ale nie mam o to pretensji. Ja byłam
dzieckiem, a wy nastolatkami, a potem zaczęłyście własne życie.
Wyjechałyście do szkół, a ja zostałam.
- Przecież mogłaś pójść w nasze ślady.
- Być może. Ale w gruncie rzeczy chyba sama nie wiedziałam, czego
chcę. Na tym pewnie polegał mój problem. Miałam poczucie
wyobcowania i ciągle szukałam swojego miejsca. A teraz wydaje mi się,
że chyba je znalazłam.
Bo wydaje ci się, że znalazłaś swoją prawdziwą rodzinę,
podpowiedział jej wewnętrzny głos. Ale nawet jeśli twoim biologicznym
ojcem jest Cash Cooper, to z twoją matką, z Wren i z Emerson, nadal
łączą cię więzy krwi. Jeśli twoje podejrzenia są słuszne, to będziesz
mogła wyrzucić ten kawałek układanki, który nigdy nie pasował do
całości. I cały obraz nagle nabierze sensu.
- Chyba cię rozumiem – oznajmiła Wren. – Ja też zawsze miałam
wrażenie, że narzucono mi styl życia, którego nie chciałam. Pogodziłam
się z tym i pokochałam uprawę winorośli, ale zawsze marzyłam
o projektowaniu terenów zielonych. Nie zdobyłam dyplomu, bo ojcu nie
był on do niczego potrzebny, więc nie rozumiał moich aspiracji.
- Zapewniam cię, że życie pod jego nadzorem wcale nie było
łatwiejsze! – zawołała Cricket.
- Wiem, ale nie będziemy się spierały o to, która z nas miała
trudniejsze dzieciństwo. Kiedy się żyje w luksusowych warunkach,
można nie zwracać uwagi na brak zainteresowania ze strony ojca. Chcę
powiedzieć, że… należymy do uprzywilejowanej mniejszości, ale to nie
znaczy, że nie dostrzegamy ujemnych aspektów naszej sytuacji.
- Masz rację. Ale ja chcę ułożyć sobie życie w taki sposób, żeby
czuć się bardziej szczęśliwa.
- Ja już jestem bardziej szczęśliwa – odparła Wren. – Kiedy o tym
myślę, dochodzę do wniosku, że ja i Emerson nie różniłyśmy się
właściwie od ciebie. Ale jakoś pogodziłyśmy się z losem. Udziały
w tych winnicach są dla nas nie tylko źródłem utrzymania. Są naszym
sposobem na życie. Ty nie miałaś serca do produkcji win, więc cieszę
się, że postanowiłaś robić coś, czego pragniesz.
Cricket kiwnęła głową, pożegnała się z siostrą i zakończyła
rozmowę.
Właśnie w tym momencie wrócił Jackson, dźwigając torbę
z zakupami. Miał na sobie skórzaną kurtkę i kowbojski kapelusz. Wydał
jej się uderzająco przystojny. Ale równocześnie był dla niej symbolem.
Symbolem tego, czego pragnęła. Nowego życia, które zamierzała
odnaleźć.
Reprezentował w jej oczach świat, którego elementy doskonale do
siebie pasowały. Świat, który musiała dopiero poznać, jeśli chciała go
zrozumieć.
Nie wiedziała tylko, dlaczego na widok Jacksona czuje
przyspieszone bicie serca.
- Coś tu pięknie pachnie – zauważył, wprawiając ją w dumę.
- Naprawdę? – spytała, udając zdziwienie. – Jeśli tak, to nie jest to
moja zasługa. Nie da się zepsuć ładnego steku.
Wiedziała jednak dobrze, że można zepsuć każde danie i że
potwierdziłaby to w praktyce, gdyby nie instrukcje siostry.
- No cóż, nie spodziewałem się, że będę otrzymywać zapłatę
w postaci porcji mięsa.
- Staram się, jak mogę. Zaczniemy od posiłku, a potem możesz zająć
się hydrauliką.
Ułożyła jedzenie na talerzach i usiadła naprzeciwko niego przy stole.
Mała kuchnia wydała jej się nieprawdopodobnie… przytulna.
Zupełnie inna niż świat, w którym dotąd żyła. Jadała zwykle posiłki
w wielkiej sali bankietowej, w której co wieczór nakrywała do kolacji
służba. James Maxfield siedział na końcu stołu z dala od reszty rodziny.
Teraz przy małym kwadratowym stoliku, od którego blatu odpadała
farba, poczuła się tak swojsko jak nigdy dotąd. Zachwycił ją płynący od
strony Jacksona zapach zwykłego mydła. Był dla niej symbolem
domowego spokoju, którego nie zaznała w rodzinnej rezydencji.
Marzyła niegdyś o przeżyciu właśnie takiej sceny. O tym, by
siedzieć przy stole z Jacksonem, pytać go, jak minął dzień i opowiadać
mu o przebiegu swojego.
Scenariusze, które podsuwała jej wyobraźnia, miały różną fabułę, ale
wszystkie prowadziły do jednego wniosku: że jej miejsce jest u boku
Jacksona.
Kiedy osiągnęła dojrzałość i zdała sobie sprawę, co muszą oznaczać
te urojenia, była przerażona. Nie chciała wychodzić za mąż i być równie
nieszczęśliwa w małżeństwie jak jej matka.
Dlatego poczuła ulgę, gdy jakiś czas później uświadomiła sobie, że
jej pociąg do Jacksona ma podłoże genetyczne. Że łączą ich więzy krwi.
- Jak wyglądały wasze posiłki, kiedy byłeś chłopcem? – spytała.
Nie miała ochoty na stek.
Była głodna wiedzy o Jacksonie i jego rodzinie. Która mogła być
także jej rodziną.
- Bardzo przypominały naszą dzisiejszą kolację. Mieszkaliśmy
wtedy w równie małym domu, który rozrastał się z biegiem czasu.
Jestem zapewne jedynym dzieckiem rodziców, które pamięta tamte
czasy. Sam nie wiem… Może mieć o nich blade pojęcie Creed, ale na
pewno nie Honey.
Więc gdybym dorastała w tamtej rodzinie, byłabym taka jak Honey,
pomyślała Cricket. Nie wiedziałabym, jak wyglądają skromne rodzinne
posiłki. Mogłabym sobie tylko wyobrażać, jak żyją zwykli ludzie.
Nie była głupia. Jako osoba ignorowana przez rodziców i siostry
spędzała wiele czasu na rozmyślaniach, podczas których wyobrażała
sobie życie innych rodzin. Oglądała też wielopokoleniowe sagi rodzinne
w telewizji i wiedziała, że niektóre z nich zawierają elementy prawdy.
- A kiedy kupiliście większy stół? – spytała, a on spojrzał na nią ze
zdumieniem.
- Nie rozumiem, o co chodzi. Co ma wspólnego wielkość stołu
z realiami zwykłego życia?
- Oglądam czasem seriale telewizyjne, w których cała rodzina siedzi
przy małym stole. Wszyscy są uśmiechnięci i nakładają sobie na talerze
z jednego wspólnego garnka. U nas w domu nigdy nie jadało się
jednodaniowych posiłków.
- Ja też nie mam w tej dziedzinie większego doświadczenia.
- Chcę po prostu powiedzieć, że zachwyca mnie widok siedzącej
przy stole rodziny, której członkowie z sobą rozmawiają. U nas było
zupełnie inaczej. W jadalni stał długi stół, przy którym zmieściłoby się
pięćdziesiąt osób. A mój ojciec zawsze siedział samotnie na jego końcu,
daleko od nas.
Zamyśliła się na chwilę.
- To jest w pewnym sensie metaforyczny obraz naszej rodziny.
Wszyscy zawsze byli daleko od siebie, zajmowali się swoimi sprawami
i nie zwracali uwagi na innych. Czasem podawano nam nawet różne
dania.
Mieliśmy kucharza, u którego na początku tygodnia składaliśmy
zamówienia, więc zdarzało się, że każdy jadł co innego. Siedzieliśmy
przy wspólnym stole, ale w gruncie rzeczy byliśmy od siebie oddaleni.
Niekiedy marzyłam, żebyśmy mieli mały stół, bo myślałam, że to
mogłoby nas do siebie zbliżyć.
- No cóż, być może kupiliśmy większy stół, ale siedząc przy nim,
tworzyliśmy wspólnotę.
- Och, u was wszystko wygląda inaczej, bo wy się kochacie,
prawda?
- Przecież ty kochasz swoje siostry – mruknął, a ona zauważyła, że
uchylił się od odpowiedzi.
- Owszem – odparła, unosząc wzrok, by spojrzeć mu w oczy. – Są
najważniejszymi istotami w moim życiu. Sama nie wiem, po co
zaczynałam tę rozmowę. Chyba z ciekawości. Zawsze chciałam
wiedzieć, w jakich warunkach dorastali moi rówieśnicy.
- Czy jako dziecko odwiedzałaś swoich rówieśników?
- Prawie nigdy. Moje siostry uczyły się w szkołach z internatem,
więc rzadko bywały w domu. Mnie też wysłali do takiej szkoły, ale
szybko ją znienawidziłam. Marzyłam o życiu rodzinnym, a nie
o gromadzie obcych dzieciaków. Nie znosiłam wspólnych sypialni
i szkolnych stołówek.
W końcu zaczęłam się izolować od otoczenia i spacerować po
okolicy. Rodzice sprowadzili mnie do domu i zapisali do szkoły w Gold
Valley. Ale nie chcieli w gruncie rzeczy, żebym się bratała
z miejscowymi dziewczynkami. Więc miałam przyjaciółki, ale tylko na
terenie szkoły. Rodzice nie pozwalali mi ich zapraszać do domu ani
odwiedzać. Ironia losu polega na tym, że gdybym nie prosiła
o pozwolenie, ojciec nie zauważyłby mojej nieobecności. Ale ja,
szczerze mówiąc, wcale nie wiedziałam jak powinno wyglądać moje
życie.
Zdawała sobie sprawę, że nie mówi Jacksonowi całej prawdy i czuła
lekkie wyrzuty sumienia. Ale uważała, że drobne kłamstwo jest
usprawiedliwione, gdyż prowadzi do szlachetnego celu.
Ponownie spojrzała na Jacksona i uświadomiła sobie, że jego
obecność sprawia jej satysfakcję, zaspokaja potrzeby, których istnienia
dotąd nie podejrzewała.
- Tak czy owak postanowiłam sama kierować odtąd własnym
życiem – dodała z uśmiechem. – Nadrobić stracony czas i zdobyć różne
rzeczy, o których mogłam dotychczas tylko marzyć.
- Więc kupiłaś sobie mały kuchenny stół.
- No właśnie. A ty jesteś pierwszym człowiekiem, który przy nim ze
mną usiadł…
Urwała, uświadomiwszy sobie, że wszystko, co powie, może zostać
opacznie zrozumiane. Uważała się za osobę umiejącą precyzyjnie
formułować myśli, ale w jego towarzystwie opuszczała ją pewność
siebie.
Po raz pierwszy zwróciła na niego uwagę już przed kilkoma laty. Nie
był jeszcze wtedy tak dobrze zbudowany, tylko wysoki i szczupły.
Bardzo się różnił od Creeda, który – podobnie jak ich siostra Honey –
grał zazwyczaj pierwsze skrzypce podczas spotkań towarzyskich
organizowanych na terenie winnicy.
Jackson nie miał natury wodzireja, nie lubił rzucać się w oczy.
Dobrze go rozumiała. Ona również wolała kryć się w cieniu, pozostawać
na zapleczu.
Istniała jednak między nimi zasadnicza różnica. Ona nigdy nie czuła
się integralną częścią swojej rodziny, a on, choć pozornie niewidoczny,
miał decydujący wpływ na decyzje dotyczące Cowboy Wines.
Zarządzał winnicą w sposób dyskretny i powściągliwy, różniąc się
pod tym względem od jej ojca. James Maxfield popisywał się władzą,
wydając podwładnym rozkazy w taki sposób, jakby chciał podkreślić
dzielący go od nich dystans.
Jackson nie musiał się szamotać ani podnosić głosu. Potrafił
rozwiązywać konflikty w drodze spokojnej wymiany zdań.
Mógł być przykładem dla wielu okolicznych właścicieli ziemskich,
a Cricket zawsze go podziwiała. Zawsze śledziła jego poczynania
z zachwytem.
Gdy zaczęła podejrzewać, że może być jej przyrodnim bratem,
ogarnęła ją rozpacz. Miała wrażenie, że jej piękny sen zamienił się
w kupę gruzu. Choć od początku zdawała sobie sprawę z jego
niedostępności, jakaś cząstka jej duszy zawsze żywiła skrytą nadzieję,
że…
Pociąg, jaki budził w niej ten mężczyzna, stawał się z biegiem lat
silniejszy. Tym bardziej że w miarę upływu czasu coraz wyraźniej
zdawała sobie sprawę, iż nie pasuje do swojej rodziny.
Kiedy więc dowiedziała się o romansie własnej matki z jego ojcem,
wszystkie cząstki łamigłówki wskoczyły na swoje miejsce.
Wszystko ułożyło się w logiczną całość.
- Pomogę ci sprzątnąć ze stołu – zaproponował.
- Nie musisz tego robić.
- Sama powiedziałaś, że nie znasz się na gospodarstwie domowym.
A poza tym nie masz tu zmywarki.
Wziął jej talerz, podszedł do zlewu i odkręcił kran. Poruszał się
szybko i sprawnie. Obserwowała go z takim zachwytem, jakby zmycie
kilku naczyń wymagało heroicznego wysiłku. Jakby było osiągnięciem
na miarę wyczynów Herkulesa.
Wstała od stołu i rozejrzała się po kuchni. Nie było w niej wiele do
zrobienia. Pajęczyny zostały usunięte, a pająki uciekły. Chwyciła
ponownie miotłę i zaczęła zamiatać podłogę, choć nie było na niej
kurzu. Po prostu musiała się czymś zająć, by oderwać wzrok od
muskularnych ramion zmywającego naczynia Jacksona.
- Czy mogłabyś powycierać talerze?
Zrobiła krok w jego kierunku, a on rzucił jej ściereczkę. Kiedy ją
chwytała, ich palce się zetknęły.
Często śniła o dotyku jego rąk, ale nie spodziewała się, że są takie
szorstkie. Poczuła bijące od jego ciała ciepło i przeszył ją dreszcz
podniecenia.
Czy tak powinna reagować kobieta na fizyczny kontakt
z przyrodnim bratem? – spytała się w duchu.
Czy istnieje jakieś wyjście z tej trudnej sytuacji? Czy ma zrobić
pierwszy krok w kierunku jej rozwiązania? I podzielić się z nim swoimi
podejrzeniami? Nie! To by przekreśliło jej nadzieje. Rozwiało je
bezpowrotnie. Nie może zbyt szybko obciążyć go swoimi domysłami,
nie mając pewności, że są trafne.
Westchnęła głęboko, a potem wzięła się w garść i odniosła talerze do
kuchennej szafki.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę spać – powiedział Jackson, opierając
ręce na obudowie zlewu.
Widząc napięte mięśnie jego przedramion, odwróciła głowę
i utkwiła wzrok w blacie stołu, oglądając uważnie wszystkie miejsca,
w których farba zaczynała się łuszczyć.
- Jest jeszcze wcześnie.
- Nie dla mnie.
Wyszedł z kuchni, która wydała jej się o wiele większa, gdy tylko
zamknął za sobą drzwi.
I zostawił ją z szeregiem pytań, których nie potrafiła precyzyjnie
sformułować, nawet w myślach. A w dodatku nie była pewna, czy
chciałaby poznać odpowiedzi.
ROZDZIAŁ TRZECI
Ulubioną przez Jacksona porą dnia był wczesny poranek, tuż przed
wschodem słońca. Zrywał się wtedy z łóżka i robił sobie bardzo mocną
kawę.
Zewnętrzny świat był cichy i nieruchomy, a nadchodzący dzień
przynosił obfitość możliwości.
Niegdyś spędzał ten czas przy kuchennym stole w towarzystwie
matki. Ojciec nie znosił poranków. Jako rolnik musiał wcześnie
wstawać, ale kiedy pierwsze promienie słońca zaczynały błyskać nad
pasmem gór, wywlekał się z domu niechętnie, chwiejnym krokiem,
trzymając w ręku kubek z kawą.
Jackson i matka mieli inne obyczaje.
Od niepamiętnych czasów budzili się o czwartej nad ranem, aby
wyprzedzić nadchodzący dzień i mieć czas na spokojne rozplanowanie
zajęć.
Bez natrętnej obecności innych ludzi.
Te spotkania stały się dla nich szczególnie cenne, kiedy pani Cooper
podupadła na zdrowiu. Jackson mieszkał już wtedy we własnym domu,
ale nadal zarządzał rodzinnym gospodarstwem. Wstawał bardzo
wcześnie i przyjeżdżał do matki na poranną kawę, a potem wyruszał do
pracy.
W późniejszych latach zajmował się już wyłącznie własną
posiadłością. Ojciec miał dość najemnych pracowników, by kierować
firmą bez pomocy syna. A on, po śmierci matki, niechętnie odwiedzał
rodzinny dom.
Nie było już w nim nikogo, z kim miałby ochotę wypijać poranną
kawę.
Uświadomił sobie wtedy, że jedynym powodem, dla którego
utrzymywał łączność z rodziną, było mgliste wspomnienie minionych
lat. Lat, które odeszły.
Kiedy więc matka umarła, uznał, że może zmienić swoje obyczaje.
Ojciec nadal niechętnie zwlekał się z łóżka i z trudem docierał na
miejsce pracy.
A on nie miał nic przeciwko temu, by samotnie wypijać poranną
kawę.
Teraz, obudziwszy się w domu Cricket, pomaszerował do kuchni,
odnotowując w pamięci trzeszczące deski podłogi, i przystąpił do
parzenia kawy.
Ekspres, który znalazł na półce, był mocno przestarzały, ale Jackson
potrafił radzić sobie w każdych warunkach. Podobnie jak Mac Gyver,
bohater telewizyjnego serialu, umiałby zaparzyć kawę, dysponując tylko
blaszaną puszką, lnianą szmatką i ogniskiem.
Był jednak przywiązany do nowoczesnego, wyposażonego
w programator urządzenia, które miał w domu. Po prostu lubił korzystać
ze zdobyczy techniki, które mogły ułatwić życie.
Kiedy poczuł zapach świeżo zmielonych ziaren, jego nastrój
natychmiast się poprawił.
Naprawdę kochał tę porę dnia.
Cricket najwyraźniej nie podzielała jego upodobań, bo nie wstała
jeszcze z łóżka. Był z tego poniekąd zadowolony, ponieważ jej
nieobecność umożliwiała mu spokojne przemyślenie wszystkich
aspektów sytuacji, w której niespodziewania się znalazł.
Nie miał zielonego pojęcia, co chce osiągnąć jego nowa
pracodawczyni.
Twierdziła, że marzy o własnym ranczu, ale chyba nie wyobrażała
sobie skali trudności, na jakie narażała ją ta nieprzemyślana decyzja.
Jego niepokój wzbudził też sposób, w jaki ubiegłego wieczoru go
potraktowała. A jeszcze bardziej własna reakcja na jej obecność.
Pamiętał ją jako chudą, niezdarnie się poruszającą dziewczynę
z krzywymi zębami. Dlatego był bardzo zaskoczony, kiedy ujrzał przy
pokerowym stole atrakcyjną młodą kobietę w nieco prowokującej
czerwonej sukience.
Jej widok budził w nim od tego momentu mgliste pożądanie, z czego
wcale nie był zadowolony.
Nie wyobrażał sobie, aby mógł kiedykolwiek zdecydować się na
jakikolwiek związek męsko-damski.
Wystarczały mu romanse z dojrzałymi kobietami, które z różnych
powodów również chciały zachować status singielek. Były to
przeważnie rozwódki, samotne matki, aktywne zawodowo kobiety
odwiedzające te strony w ramach wycieczek organizowanych przez
zatrudniające je firmy. Lub miejskie elegantki marzące o romansie
z przystojnym „kowbojem”.
Wcale nie była mu potrzebna bliższa znajomość z młodą
niedoświadczoną dziewczyną z sąsiedztwa, boleśnie skrzywdzoną przez
ojca, którego postępowanie musiało pozostawić trwałe ślady w jej
psychice.
Na samą myśl o takiej ewentualności poczuł ukłucie lęku.
Na tym właśnie polega cały problem, pomyślał z niechęcią. Jest od
niej o przeszło dziesięć lat starszy, więc mógłby najwyżej liczyć na to,
że potraktuje go jako namiastkę ojca. A nie miał ochoty występować
w takiej roli. Lubił kobiety, ponieważ lubił seks. I dlatego miewał
erotyczne przygody.
Zdał sobie nagle sprawę, że te erotyczne przygody stały się ostatnio
o wiele rzadsze. Musiał spędzać coraz więcej czasu w winnicy. Ojciec
postarzał się gwałtownie po śmierci żony i nie zarządzał już firmą
winiarską tak sprawnie jak kiedyś.
Zaś ewentualne bankructwo musiałoby zagrozić interesom Honey,
do czego on, jako jej brat, nie mógł absolutnie dopuścić.
Nie miał pojęcia, jak rozwiązać ten gordyjski węzeł. Tym bardziej że
stosunki z ojcem nie układały się najlepiej.
Najważniejszą osobą w jego życiu była zawsze matka.
Odznaczała się niezwykłą siłą charakteru. I poświęciła dla niego
wszystko. Dosłownie wszystko. Zdał sobie z tego sprawę dopiero jako
dorosły mężczyzna, ale nie zdążył jej się za to odwdzięczyć.
Teraz, o brzasku, w ciszy poranka, uświadomił sobie, że choć matka
żyje tylko w jego pamięci, jest mu bliższa niż kiedykolwiek dotąd.
Wypił pierwszy łyk kawy, uśmiechnął się z zadowoleniem i wyjrzał
przez okno. Wokół panowały cisza i spokój.
Choć na niebie jaśniały jeszcze gwiazdy, doszedł do wniosku, że
pora rozpocząć nowy dzień.
Wstał od stołu, podszedł do drzwi pokoju, w którym spała Cricket,
i gwałtownie je otworzył.
- Wstawaj, księżniczko.
- Mfffmmmmmgh.
- Co to ma znaczyć?
Leżąca na łóżku postać poruszyła się, a potem usiadła. Choć było
ciemnawo, zauważył, że jej nocny strój składa się z białego
podkoszulka. Odniósł wrażenie, że nie ma na sobie nic więcej, więc
szybko odwrócił wzrok.
- Idź stąd!
- Pora zabrać się do pracy.
- Przecież jest… - Uniosła głowę, aby wyjrzeć przez okno. –
Przecież jest środek nocy.
- Jest czwarta trzydzieści.
- Czyli właśnie środek nocy.
- Nie w moim świecie. I nie w twoim, jeśli chcesz prowadzić ranczo.
Myślałem, że masz to we krwi.
Nie widział twarzy Cricket, ale nie zapalił światła, bo nie chciał jej
do końca upokorzyć.
- O tej porze mam we krwi tylko ochotę na sen.
- Nic z tego. Kiedy hoduje się zwierzęta, trzeba wcześnie wstawać
i ruszać do roboty.
- To brzmi odrażająco. Odejdź! Ludzie, którzy wstają wcześnie rano,
są podejrzani.
- Zaparzyłem kawę – oznajmił. – Pójdę teraz do kuchni i naleję ci
pełny kubek. Jeśli będę musiał obudzić cię po raz drugi, mogę stracić
cierpliwość.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł na korytarz. Nie chciał widzieć, jak
Cricket wstaje. Nie chciał się przekonać, czy ma na sobie coś oprócz
białego T-shirta.
Cały ten układ wcale mu się nie podobał.
Niepokoiło go to obudzone w nim nagle zainteresowanie osobą
Cricket. W teorii nie było w tym nic dziwnego. Przecież oboje osiągnęli
już pełnoletność, nawet jeśli dzieląca ich różnica lat mogła się wydawać
duża.
Problem polegał na tym, że nie mógł jej niczego dać ani nawet
niczego obiecać. A to… wydawało mu się nieuczciwe.
Ona była niedoświadczoną dziewczyną, która usiłowała stanąć na
własnych nogach, a on nie chciał się angażować w… żaden ryzykowny
związek.
Przypomniał sobie, że jest tu po to, by wybić jej z głowy pomysł
prowadzenia rancza.
I postanowił się tego trzymać.
Wyjął z szafki nieco wyszczerbiony kubek i właśnie nalewał do
niego kawę, kiedy na progu kuchni pojawiła się Cricket. Jej włosy były
niedbale związane na czubku głowy. Miała na sobie chyba ten sam biały
T-shirt, dżinsy i wysokie buty.
- Dzień dobry – jęknęła słabym głosem, z trudem otwierając oczy.
- Przecież mówiłaś, że chcesz być ranczerką – przypomniał,
wręczając jej kawę.
- Marzyłam o tym, żeby się usamodzielnić, ale nie chciałam być
budzona w środku nocy. Przecież nie jesteś moim szefem, tylko
pracownikiem najemnym, któremu zresztą nie płacę.
- Zgoda. Masz rację, Cricket. Ale ziemia na nikogo nie czeka, więc
jeśli chcesz ją uprawiać, musisz zapamiętać tę zasadę. Zasadę numer
jeden.
- Wcale mi się ona nie podoba.
- Trudno, taka jest prawda. Jak w ogóle wpadłaś na pomysł
prowadzenia rancza?
- Hm… sama nie wiem – przyznała, opuszczając wzrok.
- To nie jest odpowiedź.
- Bo myślałam… naprawdę nie wiem. Prawie zawsze czuję się
wyobcowana, mam wrażenie, że nie pasuję do otoczenia. Tylko na
otwartej przestrzeni jestem w swoim żywiole. Lepiej jeździłam konno
i łatwiej znosiłam niewygody wiejskiego życia niż moje siostry. Więc
polubiłam to wiejskie życie, bo to było jedyna dziedzina, w której
mogłam z nimi rywalizować. Co nie wchodziło w grę, jeśli chodzi
o naukę czy urodę.
- Co masz na myśli, mówiąc o urodzie?
- Och, nie zadawaj niemądrych pytań! Przecież Wren i Emerson
mają wrodzoną elegancję i są pod każdym względem doskonałe.
- Przyznaję, że są doskonałe w obrębie pewnego rodzaju urody.
I wiem, że ludzie miewają swoje ulubione kwiaty. Ale przecież
wszystkie kwiaty są ładne.
- Z pewnością nie wszystkie.
- Widzę, że usiłujesz sprowadzić moją metaforę do absurdu.
- Dla mnie jest za wcześnie na metafory.
- Nigdy nie jest za wcześnie. Wypij kawę.
Sam nie wiedział, dlaczego odczuwa potrzebę traktowania jej
łagodnie. Chyba dlatego, że wydawała się… całkowicie zagubiona.
Domyślał się, że przyczyną jej wyobcowania może być utrata związków
z ojcem. Choć twierdziła, że nie były one bliskie, ich zerwanie mogło
przypominać jej coś w rodzaju wyroku śmierci.
Dobrze wiedział, jak bolesna jest strata któregoś z rodziców. Bardzo
ciężko przeżył śmierć matki. Tym bardziej że nie był na nią
przygotowany.
Zdawał sobie sprawę, że nikt nigdy nie jest w gruncie rzeczy
przygotowany na tego rodzaju dramat, ale mimo to odczuwał wyrzuty
sumienia. Miał wrażenie, że mógłby być o wiele lepszym synem.
Wiedział, że jest nieszczęśliwa z ojcem, choć kochała rodzinę.
Kochała swoje dzieci. A on czuł się czasem odpowiedzialny za jej
nieudane życie.
Ojciec szalał z rozpaczy po śmierci żony w sposób tak
spektakularny, jakby była miłością jego życia. Ale Jackson podejrzewał
niekiedy, że przyczyną cierpień ojca jest świadomość, iż w gruncie
rzeczy on i jego żona nie byli dla siebie stworzeni, a nieudane
małżeństwo stało się dla nich czymś w rodzaju obezwładniającej
pułapki.
Odsunął od siebie te rozważania i wrócił myślami do Cricket. Było
w niej coś, co wydawało mu się znajome. Różniła się od niego pod
każdym względem, ale nadążał za tokiem jej myślenia.
Nie był zadowolony z sytuacji, w jakiej się znalazł w wyniku
przegranego rozdania pokerowego. Ale honor nie pozwalał mu się
wycofać, a on ku swemu zdumieniu uświadomił sobie, że naprawdę
pragnie pomóc tej dziewczynie.
Siedziała przy stole nieco zgarbiona i piła kawę o wiele za wolno jak
na jego wymagania. Nie znosił pośpiechu, ale wiedział, że ceną za
leniwe spędzanie poranków jest wczesne wstawanie. Nie mieli żadnych
konkretnych obowiązków, ale chciał udzielić jej lekcji poglądowej.
Unaocznić jej, jak wyglądają obowiązki osoby prowadzącej ranczo.
Choć w gruncie rzeczy zamierzał przecież zniechęcić ją do tego
przedsięwzięcia.
- Zbieraj się, mała Cricket – powiedział, gdy wysączyła ostatnie
krople kawy.
- Nie jestem mała!
- Dla mnie jesteś.
- To chyba przez to, że wszyscy w waszej rodzinie są tak absurdalnie
wyrośnięci.
- Honey jest niska.
- Ale ty i Creed jesteście bardzo wysocy.
- To prawda – przyznał, otwierając przed nią drzwi.
Zeszła po kilku stopniach i rozejrzała się bezradnie wokół.
- Co będziemy robić? – spytała.
- Zaczniemy od obejrzenia twoich pastwisk i ogrodzeń. Potem
zobaczymy, w jakim stanie są stodoły.
- To świetny pomysł. Widzę, że jesteś genialny.
- Przecież właśnie dlatego mnie zatrudniłaś. Czy raczej wygrałaś.
Jestem po prostu fachowcem, więc traktuj mnie jak eksperta i nigdy
o tym nie zapominaj.
- Co ty robisz? – spytała, widząc, że Jackson otwiera drzwi pikapa.
- Przecież nie będziemy zwiedzać posiadłości na piechotę.
Skrzywiła się z niechęcią, ale usiadła obok niego.
Wybrał jedną z dróg prowadzących w głąb rancza. Niebo zaczynało
już nabierać niebieskoszarej barwy, a na jego tle ukazały się odległe
szczyty gór.
To bardzo piękna okolica, pomyślał Jackson. Jeśli Cricket nie zechce
zatrzymać tej posiadłości, chętnie dołączy ją do swojego stanu
posiadania.
- Po co kazałeś mi wstawać tak wcześnie, skoro nie mamy jeszcze
żadnych zwierząt wymagających karmienia? – spytała z niechęcią.
- Po to, żebyś zaczęła się przyzwyczajać do życia na ranczu
i przestawiać swój zegar biologiczny. Chciałbym, żebyś poznała realia
wiejskiego życia, zanim zainwestujesz duże pieniądze w tę posiadłość
i sprowadzisz tu zwierzęta. A poza tym sama wybrałaś mnie na doradcę,
więc przestań kwestionować moje polecenia.
Zanim zdążyła zdobyć się na ripostę, zatrzymał samochód i wysiadł.
- Cholera – mruknął, podchodząc do ogrodzenia. – Ten płot jest
w fatalnym stanie. Masz przed sobą wiele pracy.
- Musimy wynająć ekipę remontową.
- Najpierw trzeba przygotować listę wydatków i rozważyć twoje
możliwości.
- Nie mów do mnie w taki sposób, jakbym była dzieckiem. Pochodzę
z bogatej rodziny i nigdy nie musiałam zarabiać na życie, ale wiem, że
nie można rozkręcić żadnego przedsięwzięcia bez pieniędzy. Nie martw
się. Jak ci mówiłam, sprzedałam udziały w winnicy, więc mam trochę
gotówki.
- To świetnie. Będziesz jej potrzebowała sporo.
- Chyba zdajesz sobie sprawę, ile jest warte takie przedsiębiorstwo
jak Maxfield Vineyards.
- To prawda – przyznał, zdawszy sobie sprawę, że Cricket musi być
bardzo bogatą kobietą.
Nawet sprzedaż jednej czwartej akcji przyniosłaby jej mnóstwo
pieniędzy.
- Ale mimo to przydałaby ci się odrobina doświadczenia. Może dojść
do jakiejś sytuacji kryzysowej, w której będziesz musiała radzić sobie
sama, bo żaden fachowiec nie zdąży przyjechać na czas. Co na przykład
zrobisz, jeśli runie część ogrodzenia i konie rozbiegną się po całej
okolicy? Musisz się nauczyć samodzielnego rozwiązywania problemów.
Na szczęście ja mam odpowiednie narzędzia. Ten płot na przykład
będzie ciężkim wyzwaniem. Słusznie mówisz, że musimy zatrudnić
specjalistów. Ale możemy zacząć już teraz.
- To brzmi przerażająco.
- Nie, moja droga – zauważył, wręczając jej młotek i nożyce do
cięcia drutu. – To jest normalna praca na ranczu. To jest spełnienie
twoich marzeń.
Gdy nadeszło południe, Cricket była wyczerpana. Ale Jackson wyjął
z bagażnika piwo oraz kanapki i pozwolił jej usiąść na tylnej klapie
samochodu.
On sam ani na chwilę nie oderwał się od pracy.
- Na razie wystarczy – oznajmił. – Jedźmy obejrzeć stodołę.
- Myślałam, że już wyrobiliśmy dzienną normę.
- Nie licz na to. Nie masz jeszcze żadnych zwierząt, więc i tak
stosuję wobec ciebie taryfę ulgową. Chcę ci po prostu pokazać, co cię
czeka, kiedy ranczo zacznie normalnie funkcjonować.
- A ja myślałam, że robisz, co możesz, żeby mnie zniechęcić.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem i wzruszył ramionami.
- Ktoś, kto tak łatwo dałby się zniechęcić, nie powinien myśleć
o zostaniu ranczerem. Praca na roli jest bardzo ciężka i często przynosi
niewielkie dochody. Jeśli ktoś jej nie kocha, powinien zająć się czymś
innym.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Dlatego, że chcę ci uczciwie przedstawić realia. Jeśli przeraża cię
perspektywa ciężkiej pracy, to lepiej wycofaj się od razu. Przecież
możesz tu mieszkać, nie biorąc na siebie żadnych obowiązków.
Wydzierżawić komuś ziemię. Albo sprzedać całą posiadłość, kupić sobie
ładne małe gospodarstwo i hodować tylko kilka kur.
- To nie wchodzi w rachubę! – zawołała. – Chcę mieć własne życie.
Własny kawałek ziemi.
Zdobyła się na tę deklarację, choć czuła się bardzo zmęczona
kilkoma godzinami ciężkiej pracy. Nigdy dotąd nie była zmuszona do
tak intensywnego wysiłku fizycznego. Zawsze prowadziła dość aktywny
tryb życia i biegała każdego ranka po okolicznych ścieżkach. Ale teraz
zdała sobie sprawę, że to nie to samo.
Zazdrościła Jacksonowi, który funkcjonował szybko i sprawnie, jak
dobrze naoliwiona maszyna. Wszystkie jego ruchy były płynne
i przynosiły zamierzony efekt. Wbijał gwóźdź jednym uderzeniem
młotka, choć jej udawało się to dopiero za piątym razem. Obserwowała
go z przyjemnością, starając się opanować zazdrość. Oraz jakieś inne
uczucie, którego nie potrafiła określić.
Jackson zaparkował pikapa przed starym zaniedbanym budynkiem.
Oboje podeszli do szerokich wrót, które otworzył jednym pchnięciem,
a ona ponownie zdała sobie sprawę, że podziwia jego siłę.
Czuła niemal namacalnie jego bliskość. Obserwowała z zachwytem
jego mocną szczękę, ciemny zarost i pełne wargi. Miała wrażenie, że
emanująca z niego siła wywołuje w jej głowie zamęt, więc zrobiła kilka
kroków i weszła do stodoły.
- Nie wygląda to zbyt imponująco – stwierdziła półgłosem – ale
chyba da się ją doprowadzić do stanu używalności. Zanim wygłosisz
kolejny wykład z zakresu ekonomii, przyjmij do wiadomości, że jestem
przygotowana na wydatki.
Przeszedł obok niej, aby dokładniej obejrzeć wnętrze, a ona nie po
raz pierwszy uświadomiła sobie, że bije od niego specyficzny zapach.
Zapach mydła zmieszany z aromatem drzew, ziemi i sosnowych igieł.
- Ten budynek może okazać się przydatny, ale wymaga solidnego
remontu – zauważył. – Nie zrozum mnie źle. Daję słowo honoru, że
wcale nie próbuję cię zniechęcić.
- Miło mi to słyszeć.
- Leży tu mnóstwo zbutwiałego siana. Musimy je uprzątnąć.
Wspólnie – dodał, wręczając jej widły.
- Widzę, że chcesz mnie zadręczyć.
- Popełniasz błąd, stawiając znak równości między pracą a udręką.
Tego rodzaju zajęcia są po prostu nieodłącznym elementem wiejskiego
życia. Zdaję sobie sprawę, że w waszej posiadłości wykonują je
pracownicy. My, Cooperowie, musimy sobie radzić sami.
- Czyżbyś chciał mi powiedzieć, że sam uprawiasz ranczo?
- Oczywiście zatrudniam ludzi, co jest dla ciebie korzystne, bo
gdyby było inaczej, nie mógłbym tu siedzieć. Dość tego gadania,
chwytaj się za widły.
Przez kilka godzin ładowali wielkie snopy zbutwiałego siana na
pikapa. Cricket była spocona i coraz bardziej wściekła na cały świat.
- Nie miałabyś z niego żadnego pożytku, ale możemy je przerobić na
kompost – wyjaśnił Jackson.
- Ono śmierdzi – mruknęła, krzywiąc się z niesmakiem.
- Na ranczu będziesz narażona na wiele niemiłych zapachów.
- Wcale mi to nie przeszkadza – oznajmiła wyzywającym tonem,
a potem nabrała na widły kolejną porcję cuchnącego siana.
- Mimo to nie wyglądasz na zachwyconą.
- Wiem, że muszę się nauczyć wielu rzeczy. I chętnie to zrobię.
Właśnie dlatego…
Zamierzała powiedzieć: „chciałam, żebyś tu był”, ale słowa uwięzły
jej w gardle. Popatrzyła mu w oczy i przez dłuższą chwilę nie mogła
odwrócić wzroku. On wytrzymał jej spojrzenie, nie ruszając się
z miejsca.
Miała wrażenie, że stali teraz bliżej siebie niż przed chwilą, albo że
dzieląca ich przestrzeń gwałtownie się skurczyła. Emanujące z niego
ciepło wprawiało ją w stan rozchwianej równowagi. Czuła się tak, jakby
została wysłana na jakąś odległą planetę i musiała znosić towarzystwo
tego nieznanego jej człowieka.
Była tym zdumiona. Przecież od niemal dziesięciu lat wyobrażała
sobie życie obok tego mężczyzny tak bardzo się różniącego od
wszystkich innych. Mężczyzny, którego w gruncie rzeczy prawie nie
znała, ale odnosiła wrażenie, że może on być odpowiedzią na jej
niesformułowane pytania.
W jej marzeniach cała sytuacja wyglądała inaczej. Wiedziała jednak,
że musi się zadowolić tym, co przeżywa, bo w przeciwnym razie
wszystkie jej nadzieje zostaną brutalnie rozwiane.
Muszę trzymać się tego, co mam, pomyślała z determinacją.
Pozostać sobą. Zachować swoją osobowość.
Jackson opuścił wzrok, a ona zdała sobie sprawę, że wpatruje się
w jej usta. Poczuła przyspieszone bicie serca.
Nigdy dotąd nie uświadamiała sobie, że ma wargi, a teraz odniosła
wrażenie, że płoną one żywym ogniem. Tylko dlatego, że na nie
spojrzał. Bo stali bardzo blisko siebie. Bo oddychali tym samym
powietrzem i byli zamknięci w tej samej przestrzeni.
Bo Jackson wydawał jej się tak fascynujący jak żaden inny
mężczyzna.
Bo znał odpowiedzi na dręczące ją pytania.
Odetchnęła głęboko, by odzyskać zdolność panowania nad sobą.
Nigdy dotąd nie doszło między nimi do żadnej poufałości. Ale
poprzedniego dnia ich dłonie się zetknęły, a teraz stali tak blisko siebie,
że…
Poczuła przypływ pożądania. Wydawało jej się to niewiarygodne
i niemożliwe. Czuła, że pragnie tego mężczyzny tylko dlatego, że w jego
jasnych oczach rozbłysło jakieś dziwne światło.
Poruszył się, ale nie wiedziała, czy chce się do niej przybliżyć, czy
też od niej oddalić. Więc rzuciła widły na podłogę i wybiegła ze stodoły.
Uciekła.
Pędziła tak szybko, jakby goniły ją złe moce. Gnała, nie oglądając
się za siebie. Minęła jego samochód i furtkę prowadzącą w stronę pól
uprawnych.
Kiedy się zatrzymała, była zdyszana i spocona. Oparła dłonie na
kolanach i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, co zrobiła.
Uciekła od Jacksona.
Zachowałam się jak wariatka, pomyślała z rozpaczą.
On musi być przekonany, że jest nienormalna. Dlaczego to zrobiła?
Dlaczego tak się zachowała w obecności jedynego mężczyzny, który
wzbudził we niej coś w rodzaju uczucia?
Przecież zawsze wiedziała, że coś jest z nią nie tak, przypomniał jej
wewnętrzny głos.
Wydała okrzyk rozpaczy, nie zastanawiając się, czy jej głos dotrze
do stodoły.
Wcale jej to nie obchodziło.
Obejrzała się za siebie, chcąc mieć pewność, że Jackson nie pobiegł
za nią, ale nigdzie go nie dostrzegła.
Dlaczego ją to spotyka? – pytała się z rozpaczą. Właśnie wtedy,
kiedy się wydawało, że jest bliska znalezienia swojego miejsca na ziemi.
Że zbliży się do Jacksona na tyle, by zadać mu pytanie dotyczące ich
możliwego pokrewieństwa. Dlaczego wszystkie jej plany zamieniły się
tak gwałtownie w kupę gruzu?
Nigdy nie ulegała atakom rozpaczy i nie wylewała strumieni łez. Ale
teraz miała ochotę wybuchnąć płaczem.
Była przekonana, że wymyśliła metodę, która pozwoli jej zmienić
swoje życie. Zmienić cały otaczający ją świat. Ale poniosła klęskę.
Była nadal trochę postrzeloną, niezręczną młodą dziewczyną, która
nie umie znaleźć swojego miejsca na ziemi.
Nie jesteś dzieckiem, skarciła się w duchu. Musisz stanąć z nim oko
w oko, przeprosić go i żyć nadal własnym życiem.
W tym momencie nie potrafiła się jednak na to zdobyć.
Błąkała się więc przez godzinę po polach, usiłując uporządkować
myśli. A kiedy w końcu wróciła do stodoły, nie było tam ani Jacksona,
ani jego pikapa.
Co wzbudziło w niej podejrzenie, że całe to ubolewania godne
wydarzenie było tylko produktem jej wyobraźni.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Postanowił pojechać do miasta, by kupić różne narzędzia potrzebne
na ranczu Cricket, a przy okazji odwiedzić własną farmę. Traktował tę
wyprawę jako coś w rodzaju pokuty, bo męczyły go wyrzuty sumienia.
Zdawał sobie sprawę, że wystraszył Cricket, podchodząc do niej
zbyt blisko. Mógł udawać, że wcale nie zamierzał jej pocałować, ale
wiedział swoje.
Miał przez chwilę wrażenie, że ona tego oczekuje i stracił na
sekundę panowanie nad sobą.
Był też wściekły o to, że zgodził się na warunki rozgrywki
pokerowej, nie mając gwarancji wygranej. Jako najemny pracownik
mógł zbliżyć się do niej na tyle, aby nakłonić ją do sprzedaży
posiadłości. Nie zamierzał dopuścić do tego, by ich znajomość przybrała
formę związku. To byłoby nieuczciwe.
Teraz miał poczucie, że posunął się o krok za daleko.
Kiedy wybiegła ze stodoły, chciał w pierwszym odruchu pognać za
nią, ale doszedł do wniosku, że to skomplikowałoby ich układ jeszcze
bardziej. Było jasne, że miała jakiś powód do ucieczki i wcale nie
życzyła sobie, aby podążył jej śladem.
Doświadczył różnych reakcji kobiet, które usiłował uwieść, ale na
ich liście nigdy nie znalazła się ucieczka. Owszem, niektóre z nich
dawały mu do zrozumienia, że nie są nim zainteresowane, a on w takim
przypadku zawsze rezygnował z dalszych prób nawiązania bliższej
znajomości. Nie miał zwyczaju komukolwiek się narzucać. A zresztą był
na tyle atrakcyjny, że nie musiał specjalnie zabiegać o niczyje względy.
Cricket zachowała się w taki sposób, jakby podejrzewała, że on
może dążyć do zmiany charakteru ich znajomości. Jej ucieczka dała mu
wiele do myślenia. A nie życzył sobie, by zajmowała w jego myślach
więcej miejsca niż dotychczas.
Wyprawa do miasta miała też stać się okazją do odwiedzin u ojca.
Honey nadal mieszkała na terenie rodzinnego rancza, a Jackson
wiedział, że bierze na siebie znaczną część odpowiedzialności za jego
funkcjonowanie. Musiał przyznać, że to bardzo mu odpowiada.
Myśl o siostrze ponownie skojarzyła mu się z osobą Cricket. Obie
były młodymi dziewczynami.
Gdyby jakiś mężczyzna w jego wieku zaczął się zalecać do Honey,
z pewnością nie musiałaby przed nim uciekać, pomyślał, zaciskając zęby
w nagłym przypływie furii. Bo on natychmiast przegoniłby natręta na
cztery wiatry.
Skierował pikapa na podjazd prowadzący do siedziby Cowboy
Wines. Kompleks budynków wydał mu się jak zawsze imponujący.
Kiedy zjawiał się tu dawniej, zawsze witała go pogodnym uśmiechem
matka.
Tym razem zrobiła to Honey.
- Co cię do nas sprowadza? – spytała, otwierając drzwi probierni
win. – Czyż nie jesteś teraz skazany na niewolniczą pracę u Cricket
Maxfield?
- Tylko przez jakiś czas.
- Szczerze mówiąc, jestem zadowolona, że przegrałeś to rozdanie.
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić Cricket podającej klientom wino.
- Co masz przeciwko niej?
- Ja jej w gruncie rzeczy prawie nie znam – odparła, wzruszając
ramionami. – Tyle że nie wydaje mi się szczególnie sympatyczna. Jest
po prostu dziwna, nie uważasz?
Jackson przypomniał sobie wszystko, co mówiła na swój temat
Cricket. To, że czuje się wyobcowana i szuka dla siebie miejsca. Uwaga
siostry, która najwyraźniej uważała ją za dziwaczkę, sprawiła mu
przykrość. I obudziła w nim współczucie.
- Nie powinnaś jej krytykować – mruknął. – Nie tak powinna się
zachowywać dobra sąsiadka.
- Od kiedy tak ci zależy na tym, co o niej myślę?
- To miła dziewczyna. A ja bardzo współczuję całej rodzinie
Maxfieldów.
- Może kiedyś się do nich wybiorę. Nadal nie mogę uwierzyć w to,
że Creed ożenił się z Wren.
- Przecież ją bardzo lubisz.
- To prawda, ale… taka nagła zmiana frontu wydaje mi się
podejrzana.
- Źródłem wszystkich problemów był James.
- Nie jestem pewna. Moim zdaniem ta sprawa jest bardziej
skomplikowana. Nasz ojciec w gruncie rzeczy…
- Nasz ojciec nie jest wyrocznią – przerwał jej Jackson. – A jego
zdanie nie zawsze musi być słuszne.
- Doskonale o tym wiem.
Biedna Honey była nastolatką, gdy ich matka zmarła, a Jackson miał
wrażenie, że robi wszystko, aby wynagrodzić ojcu brak żony. Podczas
gdy on dostrzegał wady Casha, jego siostra bezkrytycznie go
podziwiała.
- Skoro mowa o ojcu, to powiedz, gdzie go znajdę.
- Jak zwykle siedzi w biurze.
Główna kancelaria winiarni znajdowała się na zapleczu probierni
win.
- Czy spodziewacie się dzisiaj jakichś grup?
- Jasne. Gromada młodych kobiet wynajęła jedną salę na wieczór
panieński, więc powinieneś tu zostać i wybrać sobie jakąś dziewczynę.
Jackson wzruszył ramionami. Uświadomił sobie, że perspektywa
romansu z jakąś młodą panienką kompletnie go nie interesuje, a nawet
trochę przeraża. Być może ma to związek z zachowaniem pewnej
kobiety, która niedawno przed nim uciekła…
Pomachał siostrze na pożegnanie i ruszył w kierunku biura, głośno
stukając obcasami kowbojskich butów o drewnianą podłogę dawnej
stodoły.
- Powrót syna marnotrawnego! – zawołał Cash Cooper.
- Wpadłem tylko na chwilę, żeby zobaczyć, co się u was dzieje.
- Był tu wczoraj nasz kumpel Jericho. On uważa, że twoja nowa
szefowa zmusza cię do pracy w pełnym wymiarze godzin.
- Jericho niech się zamknie – mruknął Jackson.
Jericho był jego najbliższym przyjacielem. Poznali się
w dzieciństwie, dorastali obok siebie i niemal równocześnie zaczęli
samodzielnie gospodarować. Traktowali się jak bracia, ale Jericho, jak
każdy brat, potrafił być niekiedy mocno irytujący.
- Po co właściwie tu przyjechałeś?
- Chciałem się dowiedzieć, co u ciebie słychać. Twoje zachowanie
od dawna mnie niepokoi. Nie zadałbym ci tego pytania w obecności
Creeda czy Honey, ale mam chyba prawo wiedzieć, co się z tobą dzieje.
Wiem, że jesteś przygnębiony, ale nie mogę uwierzyć, że przyczyną
twojej długotrwałej depresji jest odejście mamy. Bo nie sądzę, żeby była
ona miłością twojego życia.
- Jackson…
- Wiem, że wasze stosunki nie zawsze układały się idealnie.
- Kochałem twoją matkę.
Jackson odetchnął głęboko, aby opanować zdenerwowanie. Nie
zamierzał dyskutować z ojcem o jego życiu uczuciowym.
- Jestem tego pewny. Ale nie wierzę, że kochałeś ją na tyle, aby
teraz, pięć lat po jej śmierci, nadal tkwić w paraliżującej depresji.
Cash Cooper westchnął ciężko i spojrzał synowi w oczy.
- To jest trochę bardziej skomplikowane.
- Jestem tego pewny.
- Jackson, ty nigdy nie kochałeś żadnej kobiety, a tym bardziej
dwóch kobiet naraz. Więc nie możesz sobie wyobrazić, co musiałem
przejść.
- Dwóch? – powtórzył Jackson, szeroko otwierając oczy.
- Nie mam zamiaru z tobą o tym dyskutować. Mogę ci tylko
powiedzieć, że odkąd straciłem twoją matkę, nic w życiu nie układa mi
się tak, jakbym sobie życzył. Istnieje ku temu wiele powodów. To
wszystko nie jest wcale proste. Może nie sądzisz, że mam prawo być
pogrążony w bólu i żałobie. Ale ja jestem innego zdania. Czy wiesz, co
jest gorsze niż opłakiwanie miłości swojego życia? Ja przekonałem się,
że opłakiwanie osoby, którą się skrzywdziło.
- Co dokładnie…?
- Nie chcę o tym rozmawiać. Możesz wracać na ranczo Maxfieldów,
skoro tak dobrze się tam czujesz. A przecież byłeś ich największym
wrogiem.
- To ty byłeś ich wrogiem.
Cash Cooper odchrząknął i milczał przez dłuższą chwilę.
- Owszem. Byłem – przyznał w końcu.
- Czyżbyś zmienił zdanie na ich temat?
- Źródłem wszystkich problemów był James.
- Domyślałem się tego.
- Wygląda na to, że on był problemem dla wszystkich.
- To też mnie nie zaskakuje.
Zaczynał podejrzewać, że Cricket o wiele ciężej przeżyła
postępowanie swojego ojca, niż można by sądzić po jej zachowaniu.
Być może na tym właśnie polega jej problem…
Co się z nim dzieje? Dlaczego postrzega wszystkie wydarzenia
w kontekście Cricket? Nigdy dotąd nie tracił tak dużo czasu na
rozmyślania. Chyba nawet zbyt rzadko dzielił włos na czworo. Był
człowiekiem czynu. Jeśli trzeba było coś zrobić, po prostu to robił.
Może na tym właśnie polega jego problem.
Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Cricket zapragnęła, by pracował na
jej ranczu. Z pewnością nie poradziłaby sobie bez pomocy fachowca, ale
ona często zachowuje się w taki sposób, jakby bardziej interesowała ją
on niż kompetencje w zakresie prowadzenia gospodarstwa…
A jednak uciekła, gdy tylko wzbudził w niej podejrzenia, że chce ją
pocałować. Żadna ze znanych mu kobiet nie była tak nieprzewidywalna
jak ona.
Mimo wszystko wolał skazać się na próby rozszyfrowania psychiki
Cricket, niż dyskutować z ojcem i zrozumieć jego sposób myślenia.
- Wpadnę do ciebie niedługo – oznajmił łagodnym tonem. – Ale…
Uważam, że mógłbyś w końcu wybrać się do baru albo odwiedzić
jakichś przyjaciół, żeby Honey nie musiała ci co wieczór gotować
kolacji.
- Nie musi tego robić. Mogę polecić, żeby przynoszono mi posiłki
z restauracji, która należy do winnicy.
- Jej wcale nie o to chodzi. Ona chce, żebyś o siebie bardziej zadbał.
Żebyś wrócił do życia. A ty, skazując się na egzystencję odludka,
zmuszasz ją do siedzenia w domu i odbierasz jej szanse na zdobycie
samodzielności.
- Najwyraźniej nie odebrałem ich tobie.
- Bo ja nie czuję się odpowiedzialny za upartego starszego
człowieka. A ona ma dobre serce.
Włożył kapelusz na głowę i wyszedł z gabinetu ojca. Przechodząc
przez probiernię win, dostrzegł Honey, która rozmawiała z Jerichem.
- Co tu robisz? – spytał przyjaciela. – Czyżbyś nie miał własnego
domu?
- Wpadłem po to, żeby spytać, jak wam się powodzi – odparł Jericho
z charakterystycznym dla niego sarkastycznym uśmiechem. –
Zobaczyłem twojego pikapa, więc postanowiłem się dowiedzieć, jak
sobie radzisz w roli najemnego robotnika.
- Całkiem nieźle. Nie rozumiem tylko, dlaczego ta sytuacja tak cię
bawi.
- Bo znam cię od dawna i wiem, że nigdy nie słuchałeś niczyich
rozkazów. A teraz, jak słyszę, zostałeś podporządkowany rozkazom
kobiety.
- Tylko w pewnym sensie.
- A w dodatku sypiasz w szopie – dorzuciła Honey. – O ile dobrze
sobie przypominam warunki tej umowy.
- Okazało się, że szopa jest w fatalnym stanie, więc sypiam w domu.
Jego siostra i przyjaciel spojrzeli na niego ze zdumieniem.
- Naprawdę? – spytał Jericho, szeroko otwierając oczy.
- Naprawdę – odparł chłodnym tonem Jackson.
- Nigdy nie uważałem cię za uwodziciela młodych panienek.
- Bo nim nie jestem – oznajmił, odpychając od siebie wspomnienie
o tym, co wydarzyło się przed dwiema godzinami. – A ja nigdy nie
uważałem cię za człowieka wścibskiego.
- No cóż, niecodziennie się zdarza, żeby mój przyjaciel został
zdegradowany do tak niskiej pozycji społecznej. Skłamałbym, mówiąc,
że ta sytuacja nie wydaje mi się zabawna.
- I uważasz, że tak powinien postępować przyjaciel, prawda?
- Nigdy nie twierdziłem, że jestem dobrym przyjacielem; po prostu
najlepszym, jakiego masz.
- A niekiedy cholernie irytującym – rzekła Honey. – Tak czy owak,
ja w odróżnieniu od was nie jestem leniwym kowbojem i muszę ciężko
pracować. Nadal prowadzę tę winiarnię.
- Która, jak widzimy, pęka w szwach – dokończył Jericho,
rozglądając się po pustej sali.
- Za dwie godziny rozpoczyna się tu panieński wieczór.
Odpowiadając na wasze niezadane pytanie, oświadczam, że żaden z was
nie może na nim zostać. Za bardzo was szanuję, żeby patrzeć, jak
wyciągacie ręce po nisko wiszące owoce.
- Nigdy takich nie zrywam – zaprotestował Jericho. – Najsłodsze są
te, które dojrzewają na wierzchołku drzewa.
- Tak czy owak, musisz wybrać się ze swoją drabiną do innego sadu,
leniwy kowboju. Bo w tym nie pozwolę ci grasować. Młode damy
zasługują na to, żeby spędzić ten wieczór bez udziału natarczywych
gości.
Obaj intruzi pokornie opuścili winiarnię i ruszyli w kierunku pikapa,
a Honey skwapliwie zamknęła za nimi drzwi.
- Po co właściwie tu przyjechałeś? – spytał Jackson.
- Byłem umówiony z twoim ojcem.
- Z moim ojcem?
- Owszem. W sprawie winnicy.
- Naprawdę?
- Ty i Creed jesteście cichymi wspólnikami, choć ostatnio rzadko tu
bywacie. A wasz ojciec… No cóż, prowadzenie tej firmy nie sprawia mu
już tyle przyjemności co dawniej. Chce się wycofać z interesów.
- A ty zamierzasz ją od niego przejąć?
- Na razie cała sprawa nie wyszła poza etap negocjacji.
- I nie przyszło ci do głowy, żeby mnie o tym powiadomić? – spytał
z irytacją Jackson.
- To jest transakcja handlowa. Przecież nie muszę cię informować
o wszystkich swoich interesach.
Jackson wiedział, że przyjaciel odnosi wielkie sukcesy na rynku
nieruchomości i odważnie, choć z rozwagą, inwestuje pieniądze. Był nie
tylko ranczerem, ale również bardzo bystrym biznesmenem.
- Nie, ale jesteś moim przyjacielem.
- No właśnie, nie mam przed tobą tajemnic, więc zamierzałem ci
o tym powiedzieć. Ale chciałem porozmawiać najpierw z twoim ojcem.
Ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły.
- Jak wyglądają szczegóły?
- Twój ojciec jest gotów mi sprzedać połowę posiadłości. A ja chcę
stopniowo przejąć firmę produkującą wina.
- Połowę posiadłości? To znaczy, że chcesz kupić ziemię należącą do
Honey?
- Ona jeszcze jej nie ma, bo jest za młoda. Tak czy owak, odpowiedź
na twoje pytanie brzmi twierdząco.
- Więc ona…
- Ona powinna być wolna od brzemienia, jakim jest dla niej udział
w rodzinnym przedsiębiorstwie – przerwał mu Jericho. – Nie uważasz?
- Czy chcesz mi wmówić, że działasz w interesie mojej siostry?
- Nie – odparł Jericho, kręcąc głową. – Ale jej dobro leży mi na
sercu. Przemyślałem całą sprawę.
Jackson spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem.
- Ona cię chyba kopnie w tyłek.
- Być może. Jak ci już powiedziałem, w całej transakcji chodzi tylko
o biznes. Nie ma w niej nic osobistego.
- Musi być coś osobistego, choćby z uwagi na naszą przyjaźń.
- Gdyby nie nasza przyjaźń, usiłowałbym kupić te udziały jak
najtaniej. A tego nie robię. Chcę zapłacić więcej, niż wynosi ich wartość
rynkowa.
- No cóż, dobre i to.
Jackson nie był zdziwiony, że ojciec nie ujawnił przed nim swoich
planów. Łączące ich więzy rodzinne zostały poważnie nadszarpnięte na
skutek konfliktu między Cashem a jego żoną. Jackson opowiedział się
w tym sporze po stronie matki, a ojciec dawał mu od tej pory do
zrozumienia, że nie jest zadowolony z jego postawy.
Do zerwania stosunków nie doszło tylko dlatego, że Cash Cooper
troskliwie opiekował się żoną aż do końca jej życia.
Relacje panujące w tej rodzinie były piekielnie skomplikowane.
Jackson wiedział, że ojciec nie jest złym człowiekiem. Miał jednak też
świadomość, że unieszczęśliwił swoją żonę, a jego matkę.
Pożegnał się z Jerichem, wsiadł do samochodu i pospiesznie opuścił
Cowboy Wines.
Z dwojga złego wolał znosić wahania nastrojów Cricket niż być
narażonym na rozwiązywanie problemów własnej rodziny.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Cricket przemyślała sprawę i postanowiła udawać, że między nią
a Jacksonem nic się nie wydarzyło. Gdy jednak ujrzała nadjeżdżającego
pikapa, sama nie wiedziała, czy powinna się cieszyć, czy martwić.
Zdawała sobie sprawę, że uciekając przed Jacksonem w panicznym
ataku przerażenia, zachowała się jak osoba niezrównoważona. Miał więc
pełne prawo wycofać się z zawartego wcześniej układu. On jednak
zniknął bez słowa, a teraz niespodziewanie wrócił.
Nie miała pojęcia, co o tym wszystkim sądzić.
Otworzyła na oścież drzwi i stanęła w progu z nieco wymuszonym
uśmiechem. Jackson zaś wyładował z samochodu dwie ogromne
papierowe torby i obrzucił ją badawczym spojrzeniem.
- Dobrze, że wróciłeś – stwierdziła, siląc się na nonszalancki ton.
- Przecież obiecałem ci, że naprawię ten zlewozmywak. Mam już
wszystko, co potrzebne.
- To świetnie.
Zatrzasnął drzwi samochodu i ruszył w jej kierunku, a ona cofnęła
się o krok, ale nadal stała w progu. Nie chciała dać mu pretekstu do
założenia, że znów ucieka. Że odczuwa przed nim lęk. Doszła do
wniosku, że musi opanować swoje odruchy i zachowywać się naturalnie.
Minął ją, a ona wstrzymała oddech, bo nie chciała poczuć jego
zapachu. Kiedy do niej docierał, jej serce zaczynało bić nieco szybciej,
z czego nie była zadowolona. Ale teraz nie miała czasu na rozważania,
bo musi funkcjonować…
Musi funkcjonować tak, jakby wszystko było w porządku. Bardzo
pragnęła przekonać ich oboje, że to, co wydarzyło się wcześniej, wcale
się nie wydarzyło.
Postawił torby na stole i zaczął z nich wyjmować narzędzia oraz
przewody, a ona stała w progu, uważnie go obserwując.
- Czy chcesz się czegoś nauczyć? – spytał.
- Widzę, że nadal usiłujesz odgrywać rolę nauczyciela – zauważyła
półgłosem, wracając do poprzedniego, złośliwie nonszalanckiego tonu.
- Więc powiedz mi, gdzie jest główny zawór wody.
- Nie mam pojęcia.
Potrząsnął głową z niedowierzaniem.
- Posłuchaj, Cricket. Jeśli nie zamkniemy dopływu wody, wywołamy
powódź.
- Rozumiem. Może jest… Może jest w szufladzie.
- Chcesz mi powiedzieć, że zawór jest w szufladzie? – spytał ze
zdumieniem.
- Nie, mam na myśli instrukcję obsługi. Powinny tam być wszystkie
papiery dotyczące wyposażenia domu.
Przeszła obok niego i sięgnęła do szuflady pełnej różnych
dokumentów. Rozłożyła je na stole i dopiero w tym momencie
uświadomiła sobie, że Jackson opuścił kuchnię. Usłyszała trzask
zamykanych drzwi, ale chwilę później jej pracownik pojawił się
ponownie.
- Znalazłem go.
- W jaki sposób?
- To nie był żaden sposób, tylko mieszanka logiki i doświadczenia.
Tak czy owak, wszystko jest już w porządku.
- Chyba powinnam wiedzieć, gdzie jest ten zawór, bo inaczej będę
musiała za każdym razem przeglądać te instrukcje – stwierdziła,
wskazując rozłożone na stole papiery.
- Potem ci go pokażę.
Wziął do ręki jakieś narzędzia, wszedł na czworakach pod
zlewozmywak i zaczął odkręcać jakieś śruby.
- Czy mogę ci się na coś przydać? – spytała nieśmiało.
- Oczywiście. Możesz awansować na moją asystentkę.
Stworzyli coś w rodzaju ekipy remontowej; on wymieniał kolejno
potrzebne mu narzędzia, a ona mu je podawała, a po wykorzystaniu
odkładała na stół. Pracowali przez chwilę w milczeniu, a Cricket
stwierdziła z radością, że dręczące ją napięcie zaczyna powoli słabnąć.
Że zaczyna już zapominać o katastrofalnym incydencie, do jakiego
doszło kilka godzin wcześniej.
- Podejdź do mnie bliżej – polecił Jackson.
- Co takiego?
- Chcę ci coś pokazać.
Bardzo ostrożnie spełniła jego prośbę. Wcale się go nie bała. Bała
się samej siebie i swoich odruchów. Zachowała się wobec niego jak
idiotka, wybiegając tak pospiesznie ze stodoły… a w dodatku nadal nie
wiedziała, czy naprawdę miał zamiar ją objąć lub pocałować.
Nie była wcale pewna, czy takie podejrzenie nie ulęgło się po prostu
w jej wyobraźni, więc zebrała się na odwagę i uklękła obok niego na
podłodze.
- Co chcesz mi pokazać?
- Chcę cię nauczyć, jak się łączy rury – odparł, wręczając jej klucz
francuski. – Pochyl się i dokręć tę śrubę.
Posłusznie wykonała jego polecenie i poczuła zawrót głowy
wywołany bijącą od niego aurą męskości. Po raz pierwszy w życiu
mogła z tak bliskiej odległości spojrzeć w jego oczy. Oczy, które zawsze
wydawały się jej fascynujące.
To niemożliwe, pomyślała, usiłując odzyskać równowagę
wewnętrzną. Może kiedyś była w nim zadurzona, ale teraz? To
niemożliwe. Po prostu niemożliwe.
Odetchnęła głęboko, starając się opanować gonitwę myśli. W tym
momencie jednak poczuła na sobie jego wzrok i nie mogła się
powstrzymać od spojrzenia mu prosto w oczy.
Wiedziała, że powinna uciekać. Znaleźć się od niego jak najdalej.
Dyktował to zdrowy rozsądek. Ale postanowiła zrobić mu na przekór
i przysunęła się do Jacksona jeszcze bliżej.
Chciała raz na zawsze dowieść… dowieść sobie i Jacksonowi, że
wcale go nie pożąda. Że bliższy kontakt zburzy bezpowrotnie wszystkie
zaczątki budzących się w niej uczuć.
Była bowiem pewna, że jeśli go pocałuje, czar pryśnie, a w niej
pozostanie tylko niesmak. Że kiedy ich usta się zetkną, ona pod
wpływem naturalnego odruchu ucieknie w odruchu przerażenia.
Gdy jednak po raz pierwszy w życiu dotknęła ustami warg
mężczyzny, uświadomiła sobie, jak bardzo się myliła. Odniosła
wrażenie, że w jej ciele wybuchła bomba oświetlająca, której żar
rozszedł się po wszystkich tkankach.
Kiedy Jackson położył szorstkie dłonie na jej policzkach, zadrżała
z podniecenia zmieszanego z poczuciem winy i zapomniała o całym
świecie. Przestała myśleć o podejrzeniach dotyczących ich
pokrewieństwa. W tym momencie liczył się tylko ten pocałunek.
Jak do tego doszło? – spytała się w duchu. Jak doszło do tego, że
zaczęła go pożądać?
Nie udawaj, że tego nie wiesz, odpowiedział jej wewnętrzny głos.
Przecież od lat byłaś nim zafascynowana.
Musiała przyznać mu rację, choć sama nigdy nie sformułowałaby
tego w taki sposób. Owszem, Jackson budził jej zainteresowanie, ale
wcale nie przewidywała…
Odkąd dowiedziała się o romansie matki z jego ojcem, zaczęła
postrzegać całą sprawę zupełnie inaczej. Rozważała jej wszystkie
aspekty tak długo, że w końcu straciła do niej dystans i sama nie
wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć.
Przestała cokolwiek rozumieć.
Przeniosła się na ranczo właśnie po to, by spokojnie przeanalizować
swoją sytuację i wyciągnąć wnioski. Zawsze marzyła o tym, żeby się
usamodzielnić i była szczęśliwa, kiedy te marzenia się spełniły.
A teraz wszystkie jej postanowienia, wszystkie aspiracje i nadzieje
się rozpadły. Odniosła wrażenie, że tonie w oceanie niepewności
i pożądania. Że zamienia całe swoje życie w chaotyczną plątaninę
sprzecznych uczuć i reakcji na rzeczywistość.
To jest Jackson Cooper, przypomniał jej wewnętrzny głos. Jackson
Cooper. Zapewne twój przyrodni brat.
Wyrwała się z jego objęć i głęboko wciągnęła powietrze.
- Nie!
- Cricket, uspokój się. Nie dzieje się nic złego. Nie musisz uciekać.
Nie musisz się mnie bać.
- Ja wcale nie boję się ciebie – wykrztusiła, z trudem chwytając
oddech.
- Co takiego?
- Boję się siebie.
Poczuła, że do jej oczu zaczynają napływać łzy. Uważała się dotąd
za kobietę, która nigdy nie płacze. A teraz szlochała jak skrzywdzone
dziecko, co gorsza w obecności Jacksona. On z pewnością uzna ją za
obłąkaną, pomyślała z rozpaczą. I chyba będzie miał rację.
- Powiedz mi, o co chodzi! – zażądał Jackson, kładąc dłonie na jej
ramionach.
- O nas – wymamrotała przez łzy. – Chodzi o nas. Podejrzewam, że
możesz być moim bratem.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Zerwał się na równe nogi i stanął pod przeciwległą ścianą kuchni,
zanim wybrzmiały ostatnie słowa Cricket.
Nie miał pojęcia, na czym Cricket opiera swoje podejrzenia, ale był
przekonany, że są bezpodstawne.
I ślepo ufał swojemu instynktowi.
Miał siostrę. Wiedział, jak układają się relacje między siostrą
a bratem. Jego stosunek do Cricket nie miał nic wspólnego z rodzinnymi
uczuciami.
Przez lata uważał ją za irytującą smarkulę, a potem nagle odkrył, że
jest ona równie irytującą i bardzo atrakcyjną kobietą.
Przeżył wstrząs, kiedy go pocałowała. A ona, zaraz potem, podzieliła
się z nim swoimi podejrzeniami, stwierdzając, że może być jego siostrą.
- Musisz mi dokładniej wytłumaczyć, o co chodzi. I to natychmiast.
- Ja po prostu… dowiedziałam się czegoś o naszych rodzicach.
O mojej matce i twoim ojcu. Oni byli chyba… Czy zastanawiałeś się
kiedyś, dlaczego twój ojciec tak bardzo nie lubił mojego? Wiemy
oczywiście, że James jest jedyny w swoim rodzaju, ale musi istnieć jakiś
inny powód. Byłam o tym od dawna przekonana. No więc moja matka
zaczęła o tym mówić, a po rozwodzie z ojcem… wyznała nam prawdę.
Powiedziała, że łączyło ją kiedyś z twoim ojcem prawdziwe uczucie.
Kochała go, ale on był biedny, więc poślubiła Jamesa. Dlaczego jestem
aż o tyle lat młodsza od moich sióstr? To się nie układa w żadną
logiczną całość. Ja do nich nie pasuję. Pasuję do was, bo…
- Cricket – przerwał jej. – Ty nie jesteś moją siostrą.
- Wszystko wskazuje na to, że nią jestem.
- Nic podobnego. Taka możliwość w ogóle nie wchodzi w rachubę.
- Dlaczego? Moim zdaniem to jedyne racjonalne wytłumaczenie.
- Przecież w tej całej cholernej sprawie nie ma nic racjonalnego.
- Ja zawsze… zawsze czułam, że nie pasuję do mojej rodziny.
I wydaje mi się, że znam przyczynę tego stanu rzeczy.
- Więc dlaczego zdecydowałaś się na ten kazirodczy pocałunek?
- Aby dowieść tobie i sobie, że bliski kontakt musi budzić w nas
odrazę!
Jej odpowiedź tak go zaskoczyła, że nie był w stanie wydobyć
z siebie słowa. Znieruchomiał i patrzył na nią z bezbrzeżnym
zdumieniem.
- Dlaczego jesteś tak zaskoczony? Przecież ty też o mało mnie nie
pocałowałeś w tej stodole! Jak myślisz, dlaczego uciekłam? To jest
nienaturalne, Jackson. Ale chciałam wszystko naprawić i tylko
narobiłam jeszcze większego zamieszania!
- Wsiadaj do samochodu.
- Co takiego? – spytała ze zdumieniem.
- Wsiadaj do samochodu. Istnieje tylko jedna osoba, która może
rozstrzygnąć ten problem.
- Mylisz się – oznajmiła wyniosłym tonem. – Mogą to rozstrzygnąć
pracownicy każdego laboratorium, przeprowadzając badania DNA.
- Musimy porozmawiać z moim ojcem. On potrafi cię przekonać raz
na zawsze, że nie możesz być jego córką.
- Ja…
- Czy rozmawiałaś o tym z matką?
- Ja… Nie. Chciałam zadać jej to pytanie, ale zabrakło mi odwagi.
Musisz jednak zrozumieć, że moja matka… dopiero niedawno ujawniła
przede mną niektóre szczegóły dotyczące jej życia. Powiedziała mi
o związku z twoim ojcem. W gruncie rzeczy nie jesteśmy sobie bardzo
bliskie. Ale wiedziałam, że taka rozmowa nie wyjaśni moich
wątpliwości, bo nie będę pewna, czy jej wersja okaże się prawdziwa.
- Musiałaby odpowiedzieć uczciwie na twoje pytanie, gdybyś jej
wyznała, że masz zamiar się ze mną przespać.
- Nie bądź nieprzyzwoity. Przecież nigdy ci nie powiedziałam, że
mam na to ochotę. Po prostu cię pocałowałam.
- Cricket, nie jesteś przecież dzieckiem. Musisz dobrze wiedzieć, że
takie sprawy nie kończą się na jednym pocałunku.
Spojrzała na niego z oburzeniem, dając mu do zrozumienia, że jego
uwaga była trafna. Nie cieszyło go wcale to, że musi traktować ją tak
obcesowo, ale chciał koniecznie poznać prawdę.
Nie wierzył, że Cricket może być jego siostrą. Po prostu nie mógł
przyjąć tego do wiadomości. Zbyt wiele wiedział o kobietach
i związkach męsko-damskich, aby założyć taką możliwość choćby na
sekundę.
Miał stuprocentowe zaufanie do swojego instynktu. Znacznie mniej
ufał, niestety, swojemu ojcu. I choć był przekonany, że Cricket
niesłusznie zakłada możliwość ich pokrewieństwa, nękała go
świadomość, iż jej wersja może w jakimś stopniu pokrywać się
z prawdą.
Jego stosunki z ojcem zawsze były napięte. A teraz dowiadywał się,
że być może ojciec zdradził matkę.
- Wsiadaj do samochodu – powtórzył. – Nie mam zamiaru prosić cię
o to po raz czwarty.
Gdy dotarli do pikapa, otworzył przed nią drzwi kabiny.
- Dziękuję – mruknęła zalęknionym głosem.
- Nie ma za co.
Uruchomił silnik i wyjechał z podjazdu o wiele szybciej niż zwykle.
- Dlaczego od razu nie podzieliłaś się ze mną tymi swoimi
podejrzeniami?
- Dlatego że… Sama nie wiem… Mogę pogodzić się ze
świadomością, że moja matka zdradziła swojego męża. Nie mam jej
tego za złe. Myślę, że kochała twojego ojca i popełniła straszny błąd,
zostawiając go dla innego. Nie mam zamiaru jej potępiać. Chyba że
ocenię całą sprawę z punktu widzenia twojej matki. Wiem, że była
wspaniałą kobietą i bardzo ją kochałeś. Kiedy więc odeszła, nie
chciałam z tobą o tym rozmawiać, dopóki… dopóki cię lepiej nie
poznam. Chciałam spokojnie rozważyć wszystkie aspekty tej
skomplikowanej sytuacji.
- Dlaczego po prostu nie zapytałaś Creeda?
- Nie jestem z nim na tyle zaprzyjaźniona, żeby skłaniać go do
zwierzeń. Nie jestem na tyle blisko nawet z Wren i Emerson. Na tym
właśnie polega problem. Nigdy nie byliśmy i nadal nie jesteśmy
normalną rodziną. One łatwo znajdują z sobą wspólny język, bo są
prawie równolatkami i zostały podobnie wychowane. A ja zawsze byłam
inna. I wcale nie czuję magicznej więzi, która łączyłaby mnie z Creedem
tylko dlatego, że poślubił moją siostrę.
- Więc jak odkryłaś magiczną więź, która jakoby łączy cię ze mną?
- Ja… zawsze… Sama nie wiem. Zapomnij o tym.
Przypomniał sobie, że jako mała dziewczynka zawsze chodziła za
nim jak wierny piesek. Czy już wtedy podejrzewała, że jest jej bratem?
Nie, przecież powiedziała, że przyszło jej to do głowy dopiero
niedawno.
Wszystkie jego plany dotyczące kupna tego rancza zeszły nagle na
drugi plan… a potem się rozwiały. Teraz musiał skupić uwagę na
rozwiązaniu sprawy, która objawiła mu się tak nieoczekiwanie.
Tylko to było teraz ważne.
Gdy zaparkował samochód pod rodzinną firmą, zauważył, że
w probierni pali się światło. Był przekonany, że ojciec siedzi jeszcze
w gabinecie.
- Chodźmy – powiedział, chwytając ją za ramię i popychając
w kierunku wejścia.
- Nie dotykaj mnie! – warknęła, strząsając jego rękę. Była równie jak
on zniesmaczona całą sytuacją.
Kiedy podzieliła się z nim swoimi obawami, przeżył szok. Ale
wspomnienie o namiętnym pocałunku wcale nie budziło w nim
niesmaku, tylko nowy przypływ pożądania.
Był pewny, że jej przypuszczenia są całkowicie bezpodstawne. Teraz
musi tylko przekonać ją, że nie ma w nich cienia prawdy.
Zdawał sobie sprawę, że w kwestiach dotyczących seksu jest o wiele
bardziej doświadczony niż ona. Podejrzewał więc, że jako naiwna
dziewczyna może błędnie odczytywać sygnały nadawane przez jej ciało.
Ale dobrze wiedział, że zachwyt, jaki budzi w nim ta kobieta, nie ma nic
wspólnego z uczuciami rodzinnymi.
Otworzył drzwi i wszedł do winiarni, pociągając ją za sobą. Cash
Cooper stał w głębi sali, sprawdzając stan zaopatrzenia w różne gatunki
luksusowych napojów.
- Cześć, tato. Musimy porozmawiać.
Ojciec odwrócił się gwałtownie w ich stronę. Kiedy ujrzał Cricket,
na jego twarzy pojawił się wyraz zdumienia.
- Co mogę dla was zrobić?
- Jackson przyjechał tu z mojego powodu – szepnęła drżącym
głosem. – Chodzi o to… że muszę zadać panu jedno pytanie.
- O co chodzi, młoda damo?
- Chciałabym… wiedzieć… czy jestem pana córką.
To się stało, pomyślała. To się naprawdę stało.
Oto stanęła przed Cashem Cooperem i spytała go, czy jest jego
córką. Tyle że teraz… miała nadzieję na stanowcze zaprzeczenie.
Jackson przeniknął do jej duszy. Bardzo go pragnęła. Jeszcze
niedawno wydawało jej się, że jest w stanie zapanować nad uczuciami
i ułożyć klocki układanki na właściwych miejscach.
Teraz wiedziała, że poniosła porażkę. Nie była pewna, czy
kiedykolwiek zdoła uwolnić się od magicznego uroku tego mężczyzny.
Usilnie do tego dążyła. Robiła co w jej mocy, ale skończyło się na tym,
że pocałowała go gorąco na podłodze kuchni.
To była katastrofa. Totalna katastrofa. Ale przecież zanosiło się na
nią od początku, ponieważ w gruncie rzeczy istniały tylko dwa
scenariusze.
Według pierwszego z nich była beznadziejnie i szaleńczo zakochana
w Jacksonie Cooperze, niedostępnym facecie, który wcale jej nie
pragnął. A w dodatku z niezrozumiałych dla niej powodów nie potrafiła
znaleźć sobie miejsca we własnej rodzinie.
Według drugiego była niewybaczalnie i nieodwołalnie zakochana
w swoim przyrodnim bracie.
W żadnym wypadku nie mogła liczyć na sukces.
- Skąd ci to przyszło do głowy, młoda damo? – spytał Cash.
Mówił tak uprzejmym tonem, że poczuła w sercu ból, ponieważ
James z pewnością nie potraktowałby jej tak życzliwie. Pragnęła, aby jej
ojcem był Cash, ale nie chciała, by Jackson był jej bratem, i nie widziała
wyjścia z tej sytuacji.
Bo zapewne go nie było.
- Wpadłam na to po rozmowie z moją matką. Powiedziała mi, że
była w panu zakochana, a małżeństwo z Jamesem Maxfieldem nazwała
swoim największym błędem. A ja zawsze czułam się w rodzinie
Maxfieldów outsiderką. Po prostu do niej nie pasowałam. Kiedy mi to
powiedziała, wszystko ułożyło się w logiczną całość. Zrozumiałam,
że… może nie należę do rodziny Maxfieldów i dlatego do niej nie
pasuję. Doszłam do wniosku, że chyba powinnam zamieszkać z wami,
bo chcę pracować na ranczu. Nie mam zamiaru spędzać życia w dusznej
winiarni. Mam inne aspiracje, wyglądam inaczej i zachowuję się inaczej
niż oni. Ja… doszłam do wniosku, że odkryłam przyczynę wszystkich
moich rozterek.
- Cricket – powiedział Cash tak życzliwym tonem, że serce zabolało
ją jeszcze mocniej. – Nie jestem twoim ojcem.
Miała ochotę się rozpłakać. Z rozpaczy. Z radości.
Jackson nie był jej bratem.
Nie był jej bratem. Tak wygląda prawda.
Teraz wydał tak głośne westchnienie ulgi, że Cash spojrzał na niego
ze złością, ale nie powiedział ani słowa, a po chwili zwrócił się znowu
do Cricket.
- Owszem, kochałem twoją matkę.
Ponownie spojrzał na syna.
- Na tym polegał cały problem, Jackson. Kochałem Lucindę. I nigdy
nie przestałem jej kochać. Chyba wiesz, że ożeniłem się z twoją matką,
ponieważ była w ciąży z tobą. Postąpiłem pochopnie, bo miałem
złamane serce. Oboje płaciliśmy za ten błąd przez wiele lat. Robiliśmy
co w naszej mocy. I kochaliśmy nasze dzieci. Darzyliśmy się sympatią.
Ale czy wiesz, co mnie doprowadzało do największej rozpaczy?
Świadomość, że nigdy nie będę mógł być mężem, jakiego ona
potrzebowała. Że zmarła jako żona człowieka, który zawsze rozglądał
się za innymi kobietami. To właśnie mnie zabija.
Cricket zdała sobie nagle sprawę, że jest świadkiem prywatnej
rozmowy ojca z synem. Rozmowy, która nie powinna się odbywać w jej
obecności.
A wszystko dlatego, że tak rozpaczliwie pragnęła osiągnąć
wewnętrzny spokój.
Co ze mną jest nie tak? – pytała w duchu. Zawsze było ze mną coś
nie tak, a to, co się dzieje teraz, jest tylko dodatkowym potwierdzeniem
tego stanu rzeczy.
Poczuła spływającą po jej policzku łzę i zagryzła zęby ze złości.
Przerażało ją, że odsłania emocje nie tylko w obecności Jacksona, lecz
co gorsza również Casha. Mężczyzny, który nie był jej ojcem, więc nie
powinien czuć się za nią w żaden sposób odpowiedzialny.
- Jesteś bardzo podobna do matki – powiedział cicho.
Nie spodziewała się tej uwagi i uznała ją za kolejną strzałę trafiającą
prosto w serce.
- Nic podobnego – odparła stanowczo. – Mama jest elegancka
i ładna. A jej włosy tak nie wyglądają – dodała, wskazując swoją
rozwichrzoną fryzurę.
- Kiedyś wyglądała tak jak ty, Cricket. Była moją pierwszą miłością.
Bardzo przeżyłem nasze rozstanie, ale w końcu wszystko się jakoś
ułożyło.
- Nic się nie ułożyło. Ona była nieszczęśliwa. Była nieszczęśliwa
w małżeństwie z niekochanym mężczyzną. Mam nadzieję, że pan nie
przeżywał tego tak jak ona.
- Ja nie byłem nieszczęśliwy, choć myślę, że chyba
unieszczęśliwiłem moją żonę. Mam z tego powodu wyrzuty sumienia.
- Mojego ojca nic nie dręczy. On żałuje tylko tego, że wszystko
stracił. Myśli tylko o sobie. Nic innego go nie obchodzi. Nigdy nie
przejmował się losem swoich dzieci. Żałuję, że jest moim ojcem.
Poczuła zimny dotyk ogarniającego ją smutku. A przecież jeszcze
przed chwilą miała nadzieję…
- Czy oszukiwałeś mamę? – spytał Jackson lodowatym tonem.
- Nie – odparł Cash. – Przysięgam, że nigdy jej nie zdradziłem.
- W takim razie możemy chyba uznać całą sprawę za zamkniętą –
oświadczył Jackson.
- Nie jestem pewny, czy nie powinienem kogoś przeprosić –
powiedział cicho Cash.
- To ja jestem wszystkiemu winna – oznajmiła Cricket, kręcąc
głową. – Bezpodstawnie posądzałam pana o dwulicowość. A zrobiłam
to, bo… nie jestem szczęśliwa w mojej rodzinie. Nie mogę w niej
znaleźć miejsca. Ale tak już chyba musi być. Nie ma na to rady. Więc…
więc… Taka jest prawda.
Odwróciła się gwałtownie i wybiegła z winiarni, zmierzając
w kierunku pikapa. Kiedy do niego dotarła, oparła się o drzwi i zaczęła
ciężko oddychać. Uświadomiła sobie, że w ciągu ostatnich dni często
biega i popełnia mnóstwo błędów. Ujawniła przed Jacksonem swoje
zainteresowanie jego osobą oraz podejrzenia dotyczące ich
pokrewieństwa…
Zepsuła wszystko, na czym jej najbardziej zależało. Powinna była
postępować zupełnie inaczej. Nie okazywać mu sympatii… Rozegrać
całą sprawę mądrzej… Ale czy to ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie?
Chwilę później Jackson wyszedł z budynku, wyglądając jak chmura
gradowa. A ona na jego widok zdała sobie sprawę, że prawda nie ma
w gruncie rzeczy znaczenia. Że zachowała się jak idiotka. Że od
początku postępowała głupio, była małostkowa. Miała wrażenie, że
wszystkie popełnione przez nią błędy puchną, jakby oglądała je przez
szkło powiększające.
- Mogę pójść piechotą…
- Nie możesz pójść piechotą. Wsiadaj do tego cholernego
samochodu.
Miała ochotę z nim dyskutować, ale zaniemówiła pod wpływem
poczucia winy. Więc wsiadła do kabiny. Odbyli drogę powrotną
w całkowitym milczeniu.
Zamierzała go odprawić i zostać sama, ponieważ cała wymyślona
przez nią intryga po prostu nie miała sensu.
Nie jest ranczerką. Nie ma tego we krwi. Układała sobie w głowie
fantastyczne scenariusze, w których główne role grała ona i Jackson
Cooper, ale była wtedy młodą naiwną dziewczyną, niemającą o niczym
pojęcia.
Potem, gdy rodzina Maxfieldów przeżyła dramat, zaczęła oceniać
swoje szanse inaczej. Widząc, jak jej piękne eleganckie siostry
zdobywają serca przystojnych kowbojów, zdała sobie sprawę, że jej
najbardziej skryte marzenie nigdy się nie spełni. Ponieważ Wren podbiła
serce Creeda, a Wren była piękna, elegancka i wyrafinowana. Posiadała
wszystkie zalety, o których ona mogła tylko marzyć.
A ona, Cricket, była nie tylko zbyt młoda, aby Jackson się nią
zainteresował, była także… była także… Była jaka była. A urojenia
dotyczące rzekomego pokrewieństwa z Jacksonem można po prostu
uznać za podświadomą próbę pogodzenia się z tym, że jest on
nieosiągalny.
Gdy dotarli na ranczo i podjechali pod dom, wysiadła i odwróciła się
w stronę Jacksona, zamierzając zwolnić go ze wszystkich zobowiązań
i nakłonić do odjazdu.
- Jackson… - wykrztusiła przez ściśnięte gardło.
Ale on szybko obszedł samochód i stanął obok niej.
- Zacznijmy od tego, co jest najpilniejsze.
Zanim zdążyła zareagować, poczuła na ustach dotyk jego warg. Ten
pocałunek był jeszcze bardziej namiętny niż poprzedni. Zawierał
ładunek erotyzmu, którego istnienia dotąd sobie nie wyobrażała.
Wszystkie jej przemyślenia dotyczące własnej osoby, dotyczące
Jacksona, dotyczące całego świata odeszły nagle w dal, spychane z pola
widzenia przez jego usta. Bo dotyk jego ust budził w niej lawinę
nowych, nieznanych dotąd uczuć, złożoną z pragnień, pożądania
i nadziei.
Pusta ciemna przestrzeń, zajmująca wiele miejsca w jej duszy,
wypełniła się nagle światłem. Nieziemskim światłem, które unosiło ją ku
górze i popychało w jego ramiona. Chętnie przylgnęła do niego jeszcze
silniej, utwierdzona w przekonaniu, że postępuje słusznie.
Gdy po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że zostanie kiedyś kobietą
i zapragnie znaleźć się w objęciach mężczyzny, miała pewność, iż tym
mężczyzną będzie Jackson Cooper. Przeżywała potem rozterki,
z których rodziły się najrozmaitsze urojenia. Próby stworzenia narracji
mogących ułatwić jej codzienną egzystencję.
Wyobrażała sobie, że ojciec jej nie kocha, ponieważ nie jest jego
córką.
Że matka uważa ją za osobę trudną, ponieważ jest dla niej
przypomnieniem o jej grzechach.
Że różni się tak bardzo od swoich sióstr, ponieważ są spokrewnione
tylko w połowie.
Istniał też scenariusz, w którym Jackson odgrywał czołową rolę nie
jako obiekt jej młodzieńczych westchnień, lecz jako jej niedawno
odnaleziony brat. W tym scenariuszu pragnęła zostać ranczerką,
ponieważ pochodziła z rodziny, która od pokoleń zajmowała się pracą na
roli.
Ale ten namiętny pocałunek zmienił cały jej światopogląd. Dowiódł,
że jest po prostu sobą. Kobietą, która nie zadowala się swoją pozycją,
lecz pragnie ją podbudować i wzbogacić o nowe zdobycze.
Wszystkie te myśli przelatywały przez jej głowę, kiedy tuliła się
Jacksona, nie mogąc oderwać ust od jego warg.
Jackson cofnął się nagle o pół kroku i spojrzał na nią z mieszaniną
rozbawienia i zażenowania.
- To się musiało wydarzyć – zauważył, z trudem chwytając
oddech. – Bo po tym, co powiedziałaś, nie mogłem poprzestać na
jednym pocałunku.
Ponownie rzuciła się w jego ramiona, bo nie chciała znajdować się
w żadnym innym miejscu. Ponieważ chciała przeżywać to, o czym
marzyła od tylu lat.
Wiedziała, że wstępuje na drogę, z której nie ma odwrotu. Że choć
popełniła kilka idiotycznych błędów, osiągnęła w końcu cel. Więc nie
zamierzała się cofnąć nawet o pół kroku.
Przez długi czas nękało ją podejrzenie, że jej ojcem jest Cash
Cooper. Teraz zrozumiała, że w gruncie rzeczy ta sprawa nie ma dla niej
wielkiego znaczenia. Ważna była świadomość, że Jackson nie jest jej
bratem.
Przez wiele lat uważała swoje zainteresowanie jego osobą za objaw
młodzieńczego zadurzenia. Teraz wiedziała już, że ten mężczyzna budzi
w niej pożądanie i że nie istnieje żaden powód, dla którego nie mogłaby
pójść za głosem instynktu.
Całowała go tak chciwie, jakby umierała z pragnienia, a on był
źródłem życiodajnej wody.
Objęła twarz Jacksona, przyciskając dłonie do jego szorstkich
policzków, i uniosła się na palcach tak wysoko, jak tylko mogła.
Chwycił ją za biodra i postawił na ziemi.
- Czego ty właściwie chcesz, panno Cricket? – spytał stłumionym
głosem. – Nie zdajesz sobie chyba sprawy, że igrasz z ogniem i możesz
się poparzyć.
- Nie boję się ognia – mruknęła nonszalanckim tonem.
- Naprawdę?
- Nie boję się niczego.
- Przecież drżysz.
- Tak się czasem dzieje, kiedy kobieta jest podniecona erotycznie –
oznajmiła, udając pewność siebie, której wcale nie odczuwała.
- Wygląda na to, że będziesz musiała udzielić mi kilku lekcji
z zakresu spraw męsko-damskich.
- Niczego się nie boję, a wiesz dlaczego? Bo zdaję sobie sprawę, że
tak czy owak nie mogę liczyć na aprobatę mojej rodziny. Kiedy
zaczęłam podejrzewać, że łączą nas więzy krwi, byłam przerażona, bo
równocześnie czułam do ciebie pociąg fizyczny. A teraz, kiedy wiem, że
nie jesteś moim przyrodnim bratem, wszystko się zmieniło. Kiedy tulisz
mnie do siebie, odzyskuję poczucie bezpieczeństwa. Przez całe życie
marzyłam o rzeczach, które były dla mnie nieosiągalne. Chciałam, żeby
rodzice mnie kochali w taki sposób, do jakiego nie byli zdolni. Chciałam
się dopasować do swojej rodziny, ale nie umiałam…
Miała ochotę mu wyznać, że elementem jej niespełnionych marzeń
było pożądanie, jakie w niej budził, ale postanowiła zachować resztki
godności.
- Jestem już tym wszystkim zmęczona. Nie, nie boję się tej sytuacji.
Nie boję się ciebie. Boję się tylko tego, że nic w moim życiu nie ulegnie
zmianie.
- Jeśli chodzi o mnie, to ani małżeństwo, ani żaden trwały związek
nie wchodzi w rachubę.
- Twoja reakcja jest dla mnie bardzo pochlebna, kowboju, ale
przecież wcale ci się nie oświadczyłam.
- Zabieram się stąd, Cricket, bo zdaję sobie sprawę, że masz za sobą
nie tylko ciężki dzień, lecz również kilka piekielnie trudnych tygodni.
A w dodatku jesteś ode mnie znacznie młodsza. Muszę być pewny, że
oboje świadomie zmierzamy do celu, jakikolwiek by on był.
- Pragnę cię, Jackson, ale jestem już zmęczona sytuacją, w której to,
czego pragnę, okazuje się niedostępne. I mam dosyć gadania.
Była z natury małomówna. Spędziła wiele lat w samotności, marząc
o życiu, jakie przypadnie jej kiedyś w udziale. W ciągu ostatniego
tygodnia wymieniła więcej zdań z Jacksonem niż kiedykolwiek
z kimkolwiek innym. Nie chciała rozmawiać. Po prostu go pragnęła.
- W takim razie przestańmy wreszcie gadać.
Objął ją, wsunął dłonie pod jej pośladki, uniósł ją i mocno przywarł
wargami do jej ust. Poczuła ucisk jego nabrzmiałej męskości
i zrozumiała, że jest równie podniecony jak ona. Że wszystkie
popełnione przez nią w przeszłości błędy i nietakty nie zmniejszyły jego
pożądania.
On mnie pragnie, pomyślała z zachwytem. On naprawdę mnie
pragnie.
Jego pocałunek był teraz tak gorący, że przekraczał jej wyobrażenia.
Marzyła wielokrotnie o Jacksonie, ale jej wizje nigdy nie były tak
namacalnie fizyczne. W gruncie rzeczy nie potrafiła wyobrazić sobie ani
jego ciepła, ani szorstkości jego policzków, ani zachłanności ust. Nie
spodziewała się, że usłyszy z bliska bicie jego serca, że poczuje na
skórze dotyk jego stwardniałych od ciężkiej pracy dłoni, które wsunął
pod jej T-shirt.
To się naprawdę dzieje, myślała z zachwytem. Ta olśniewająco
piękna przygoda staje się faktem i odkrywa przede mną nową wersję
mnie samej. Zamienia mnie w dzikie stworzenie, którym w pewnym
sensie zawsze byłam, choć nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę.
Napór tego nowo odkrytego dzikiego aspektu jej natury sprawiał, że
nie czuła się zażenowana ani skrępowana. Opadły z niej więzy
narzucane przez konwencjonalne normy. Nagryzła jego wargę, a on
wydał cichy pomruk. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła, ale czuła, że ma
do tego prawo. Miała wrażenie, że wszystkie elementy jej życia ułożyły
się nagle w spójną całość jak cząstki dziecinnej układanki. Nigdy dotąd
nie była tak pewna słuszności swojego postępowania.
I zdawała sobie sprawę, że zawdzięcza dobre samopoczucie właśnie
tym elementom swojej natury, które odróżniały ją od innych kobiet.
Przez całe dotychczasowe życie czuła się jak samotne brzydkie
kaczątko błąkające się wśród gromady łabędzi, a teraz miała wrażenie,
że znalazła się na swoim miejscu. Że odgrywa główną rolę w spektaklu,
którego scenariusz narodził się w jej wyobraźni dawno temu.
Jackson wniósł ją po schodach prowadzących na ganek i przycisnął
do frontowych drzwi. Czuła napór jego członka między udami, właśnie
w miejscu, w którym znajdował się centralny punkt jej pożądania.
W miejscu, które rozpaczliwie domagało się jego obecności.
Przywarł do niej całym ciałem i zaczął ją całować jeszcze bardziej
zachłannie. Ona zaś wychyliła się lekko do przodu i naparła piersiami na
jego tors. Przez wiele lat wstydziła się swoich pragnień i marzeń. Brak
zahamowań, jakiego obecnie doświadczała, wydawał się jej dawno
oczekiwanym cudownym odkryciem.
Jackson pchnął drzwi, kilkoma krokami przebył przedpokój i nadal
niosąc ją na rękach, ruszył w kierunku swojej sypialni. Stojące w niej
łóżko wydało jej się nagle tak małe, że nie miała pojęcia, jak pomieści
dwie osoby. Ale on najwyraźniej wcale się nad tym nie zastanawiał.
Jednym wprawnym ruchem zdjął przez głowę jej T-shirt, w ślad za
którym podążył wkrótce ażurowy stanik.
Stała teraz przed nim naga od pasa w górę, tak nieruchomo, jakby
przykuwało ją do podłogi widoczne w jego oczach nieokiełznane
pożądanie.
Pod wpływem tego spojrzenia uwierzyła, że Jackson naprawdę jej
pragnie. Zapomniała o mankamentach swojej urody i poczuła się piękna.
Godna tego pożądania.
Zrobiła krok do przodu, wsunęła dłonie pod jego koszulę
i zachwyciła się twardością mięśni oraz ciepłem bijącym od lekko
owłosionej skóry. Seks nigdy nie zajmował ważnego miejsca w jej
rozmyślaniach. Fantastyczne wizje ograniczały się tylko do seksu z tym
mężczyzną. Ale to, co teraz przeżywała, przerastało jej wyobrażenia.
Wszystkie skryte marzenia i nadzieje.
Zdjęła koszulę Jacksona, aby odsłonić jego ciało. Było piękniejsze
i bardziej pociągające, niż przypuszczała. Miał szeroki tors, wąskie
biodra i płaski brzuch. Posiadał wszystkie zalety, jakie kojarzyła
z męskością, więc wzbudził zachwyt nawet najbardziej skrytych
pierwiastków jej kobiecości.
Nagle poczuła, że jest bliska płaczu. Ponieważ nigdy nie dostawała
tego, czego pragnęła. Nie należała do osób, na których ulicy zawsze
świeci słońce. Nie była błyskotliwa, piękna ani szczególnie ambitna.
Uważała samą siebie za wybrakowany element swojej rodziny.
Ale pragnęła Jacksona od chwili, w której zrozumiała, czym jest
pożądanie, a teraz została nim przez los obdarzona. Wszystko, co
zdarzyło się do tej pory, nie miało znaczenia, gdyż właśnie ten moment
był najpiękniejszym przeżyciem, jakiego kiedykolwiek doświadczyła.
- Jesteś zachwycający – wyszeptała.
Jackson wybuchnął głośnym śmiechem, a potem objął ją jeszcze
silniej i przytulił do swojej nagiej piersi.
- Cieszę się, że tak uważasz.
Ponownie przywarł wargami do jej ust, podczas gdy jego zręczne
dłonie uwalniały ją stopniowo od butów, skarpetek, dżinsów oraz
majtek. Leżała teraz na łóżku Jacksona naga, przykryta częściowo jego
ciałem.
On nadal miał na sobie dżinsy, których szorstki dotyk budził w niej
jeszcze większe podniecenie. Czuła też coraz wyraźniej jego nabrzmiałą
męskość.
Zalała ją fala pożądania. Jackson wsunął dłoń między jej uda
i znalazł splot nerwów, których dotknięcie sprawiło, że poczuła w ciele
silny dreszcz. Miała wrażenie, że przebiega przez nią iskra grożąca
krótkim spięciem.
Nigdy czegoś takiego nie przeżywała. Wiele razy wsuwała dłoń
między uda, ale to było coś innego. Skóra Jacksona była szorstka, a ona
nie miała wpływu na szybkość ani na kierunek jego ruchów. Wciągnęła
głęboko powietrze, kiedy wsunął jeden, a potem drugi palec do jej
wnętrza. Zaczęła cicho jęczeć, szlochać z tęsknoty za czymś, czego
dotąd nie zaznała.
Gorączkowym ruchem sięgnęła w kierunku jego dżinsów, pragnąc je
jak najszybciej rozpiąć. Ale on zaśmiał się cicho i odsunął delikatnie jej
rękę.
- Jeszcze nie – mruknął. – Jeszcze z tobą nie skończyłem.
Ukląkł obok łóżka i przyciągnął ją do krawędzi materaca, a potem
zarzucił jej nogi na swoje ramiona w taki sposób, by umożliwić sobie
dostęp do jej seksu.
- Jackson… - wyszeptała drżącym głosem.
Nigdy dotąd nie spała z mężczyzną, ale nie była całkiem niewinna.
Dobrze wiedziała, na czym polega współżycie dwojga osób różnej płci.
Jej siostry rozmawiały przy niej o swoich przygodach erotycznych
i pragnieniach. Orientowała się też w sprawach seksu, bo dużo czytała
i oglądała liczne telewizyjne seriale.
Ale cała ta wiedza okazała się niczym w porównaniu z obecną
sytuacją. Teraz czuła się całkowicie odsłonięta… wystawiona na wzrok
klęczącego między jej udami mężczyzny. Kiedy poczuła dotyk jego
języka, drgnęła, ale on chwycił ją mocno za biodra i przytrzymał w taki
sposób, by nie mogła się poruszać.
Wiła się pod wpływem pieszczoty jego ust, on zaś pożerał ją
wargami w taki sposób, jakby była dekadenckim przysmakiem.
- Jackson…
Miała wrażenie, że unosi się ku niebu. Że nie leży już na łóżku, lecz
szybuje pomiędzy gwiazdami.
Nie mogła oddychać.
Nie chciała oddychać. Marzyła tylko o tym, aby ta chwila trwała jak
najdłużej. Przez całą wieczność.
Pragnęła Jacksona. Jego dłoni. Siły. Jego ust.
Miała wrażenie, że spowija ją kokon rozkoszy, jakiej dotąd nie
zaznała. O jakiej nawet nie marzyła.
Pożądanie narastało w niej stopniowo aż do momentu, w którym
zaczęła nerwowo drżeć, tak samo jak po ich pierwszym pocałunku.
Kiedy Jackson dotknął najbardziej czułego miejsca jej ciała, ujrzała
jasny rozbłysk nieziemskiego światła i miała wrażenie, że zalewa ją fala
nieopisanej rozkoszy.
Nigdy nie przeżywała podobnych doznań. Miała wrażenie, że jej
ciało pulsuje wokół jego męskości, on zaś wykonał jeszcze dwa lub trzy
gwałtowne ruchy, a potem wydał cichy jęk radosnego spełnienia.
Cały świat kołysał się wokół niej. Czuła zawrót głowy, a fale
erotycznego uniesienia wprawiały w wibrację wszystkie nerwy jej ciała.
W nagłym przypływie czułości przytuliła się do niego mocno, a on
wydał cichy pomruk zadowolenia.
- Cricket… Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- O czym? O tym, że jestem dziewicą?
- Tak, do diabła.
- Wydawało mi się, że to jest oczywiste.
- Nie dość oczywiste.
- Tak czy owak, to nie twoja sprawa.
- Właśnie że moja.
- Nic podobnego. Podejmując tę decyzję, myślałam tylko o sobie.
Nie zepsuj wszystkiego, prawiąc mi morały, obrażając się albo
podnosząc na mnie głos, bo twoje zdanie nie ma dla mnie żadnego
znaczenia, rozumiesz? Przeżyliśmy wspaniałą przygodę.
Opadła na łóżko i wsparła głowę na poduszce.
- Przeżyliśmy czarującą przygodę i tylko to mnie obchodzi.
- Cricket… Nie mogę tu zostać.
- Dlaczego? – Uniosła się do pozycji siedzącej, mimo że była naga.
Przy nim nie wstydziła się swojego ciała. Czuła się bardziej swobodnie
niż w wielu sytuacjach, w których była nienagannie ubrana.
Czuła się po prostu sobą. Wiedziała, że w tym łóżku, obok tego
mężczyzny, znalazła w końcu swoje miejsce, którego tak długo szukała.
I nie widziała żadnego powodu do skrępowania lub wyrzutów sumienia.
- Bo nie wiesz do końca, dlaczego zgodziłem się mieszkać
i pracować na twoim ranczu.
- Przegrałeś pokerowe rozdanie, kowboju. To jest dla mnie jasne.
Ale ta rozgrywka nie ma żadnego związku z tym, co się wydarzyło
między nami, więc nie zepsuj wszystkiego przez bagatelizowanie całej
sprawy.
- Wcale nie chciałem tego robić – oznajmił, patrząc jej w oczy.
Wstał z łóżka. – Cricket… jak myślisz… dlaczego położyłem na stole
deklarację bezpłatnej pracy na twoim ranczu?
- Bo myślałeś, że wygrasz.
- Nie. Myślałem, że przegram. Wiedziałem, że przegram. Nie trzeba
wielkiego psychologa, aby poznać po tobie, że masz bardzo mocną
kartę.
- To niemożliwe… - wykrztusiła przez ściśnięte gardło.
- Taka jest prawda, kochanie. Byłem pewny, że wygrasz i przystałem
na te warunki, bo chciałem się tu znaleźć. Miałem zamiar ci udowodnić,
że nie nadajesz się do pracy na ranczu.
- Co takiego?
- Chciałem wybić ci ten pomysł z głowy i odkupić od ciebie tę
posiadłość.
- Jak to? – spytała, marszcząc brwi. – Więc mnie oszukiwałeś?
- Owszem. Choć prawdę mówiąc, nigdy cię nie okłamałem. Nie
okłamywałem cię, twierdząc, że prowadzenie rancza wymaga
ogromnego nakładu pracy. Wszystko, co mówiłem, było szczerą prawdą.
Nie przesadzałem, tłumacząc ci, że to zajęcie wymaga wczesnego
wstawania, wielkiego wysiłku i wielkich zasobów finansowych.
Dokładnie pamiętam, co mówiłem, bo starannie unikałem wszystkiego,
co mogłoby cię zachęcić. Dążyłem do tego, żebyś wywiesiła białą flagę
i sprzedała mi całą posiadłość.
- Jackson…
- A teraz czuję się jak idiota. Bo nie znałem wszystkich okoliczności.
Nie miałem pojęcia, że twoim zdaniem możemy być spokrewnieni.
Więc…
- Poczekaj chwilę, Jackson. Czyżbyś chciał mi powiedzieć, że
chciałeś… mnie uwieść, bo to mogło ci ułatwić kupno rancza?
- Nie.
- Proszę cię, nie mów mi, że przez cały czas grałeś jakąś rolę. Chcę
wierzyć, że to, co przeżyliśmy, było prawdą.
- Było prawdą. Ale to nie zmienia faktu, że nasza przygoda musi się
zakończyć na dzisiejszej nocy.
- Dlaczego?
- Dlatego, że grozi nam katastrofa. Nie jestem mężczyzną, który
może ci dać to, czego pragniesz. Zostałaś już w swoim krótkim życiu
zraniona przez zbyt wielu ludzi, a ja nie chcę stać się jednym z nich.
- A czy nie przyszło ci do głowy, że już mnie ranisz, zrywając naszą
znajomość?
- Bardzo mi przykro. Wcale tego nie chciałem.
- Oczywiście, że nie. Ty chciałeś tylko rozwiać moje marzenia,
przekonać mnie, że do niczego się nie nadaję, a potem wydrzeć mi moje
wymarzone ranczo. Jackson, ty świadomie mnie skrzywdziłeś. Tyle
tylko, że byliśmy wtedy sobie niemal obcy, więc nie przywiązywałeś do
tego wielkiej wagi. A jeśli teraz masz wyrzuty sumienia, to tylko
dlatego, że odkryłeś, jak mało jestem warta, a w dodatku okazałam się
dziewicą.
- Jeśli mam wyrzuty sumienia, to z zupełnie innego powodu.
- A mianowicie?
- Mógłbym tu stać przez wiele godzin, usprawiedliwiać swoje
poczynania i tłumaczyć, że cię nie okłamywałem, więc wszystko jest
w porządku. Ale wiem, że to nie było w porządku, bo zachowałem się
jak łajdak. Mogłem pogodzić się ze swoim łajdactwem, dopóki nic nas
nie łączyło, ale po dzisiejszym wieczorze uświadomiłem sobie, że nasza
znajomość osiągnęła inny wymiar. Od momentu, w którym posłużyłem
się swoim ojcem, żeby zaciągnąć cię do łóżka.
- Więc dlaczego próbujesz mi tłumaczyć, że nasz związek nie ma
przyszłości? Przecież skoro jesteśmy oboje zaangażowani uczuciowo…
- Przecież to wszystko nie ma sensu.
- Czy myślisz, że ja sobie z tego nie zdaję sprawy?
Westchnęła głęboko, jakby chcąc mu unaocznić rozmiary swojej
frustracji.
- Przecież chyba masz świadomość, że durzyłam się w tobie od…
sama nie wiem od jak dawna. Więc podejrzenie, że mógłbyś być moim
bratem, było najgorszą rzeczą, jaka mogła mi się przytrafić. Czy zdajesz
sobie sprawę, co przeżywa dziewczyna, która przez wiele lat pożąda
jakiegoś faceta, a potem dowiaduje się, że mają tego samego ojca? To
było przerażające. Ja po prostu musiałam poznać prawdę, a kiedy ją
poznałam, musiałam doprowadzić cię do łóżka. Bezskutecznie szukałam
swojego miejsca na ziemi, więc w jakiś niepojęty sposób miałam
nadzieję, że związek z tobą pomoże mi je znaleźć. Że moje życie ułoży
się… po prostu bardziej normalnie. Nie podejrzewałam, że chodzi ci
o ranczo. Nie sądziłam, że możesz być zdolny do takiego draństwa.
- Cricket, ja nie miałem pojęcia, że się mną interesujesz. Ale
pozwolę sobie powiedzieć, że chyba mój obraz, jaki stworzyłaś sobie na
własny użytek, był wyidealizowany. Ja jestem po prostu taki, jaki
jestem. Nie uważam się za złego człowieka, ale jestem daleki od tego,
aby przeceniać swoje zalety.
- Dlaczego wybrałeś akurat moje ranczo?
- Bo ono sąsiaduje z moim, więc ten wybór wydaje się logiczny.
Zamierzam poszerzyć swoją farmę.
- Dlaczego? Czy chcesz więcej zarabiać?
- Nie. Chcę mieć więcej czegoś, co jest moje.
- No tak. Chyba potrafię to zrozumieć. Chcesz mieć więcej czegoś,
co jest twoje. Ale to ranczo jest moje, więc go nie zdobędziesz.
I zostanie moje, choćby wymagało Bóg wie jakich nakładów. Nie
doceniłeś mnie. Nie miałeś pojęcia o podejrzeniach, które dręczyły mnie
od… co najmniej sześciu miesięcy. Więc nie wyobrażaj sobie, że
potrafisz mnie przestraszyć.
- Oboje musimy trochę… ochłonąć. Wrócę do domu jeszcze dziś.
- Ja wcale nie chcę ochłonąć – warknęła. – Zawarliśmy umowę,
której warunki nie uległy zmianie z powodu tego, do czego między nami
doszło. Czyżbyś był mężczyzną, który nie dotrzymuje słowa?
- Sytuacja uległa zmianie.
- Może dla ciebie. Bo mnie okłamywałeś. Ale ja postępowałam
wobec ciebie uczciwie, więc…
- Ale ukryłaś przede mną podejrzenia dotyczące naszego
domniemanego pokrewieństwa. I to, że chciałaś… Prawdę mówiąc, nie
mam pojęcia, o co ci chodziło.
- O to, żeby zbliżyć się do ciebie na tyle, żeby pewnego dnia
zapytać: „Czy myślisz, że to możliwe, aby twój ojciec zdradzał swoją
żonę i był również moim ojcem?”. Wiem, że to brzmi okropnie, ale nie
potrafiłam wymyślić lepszego sposobu dochodzenia prawdy. Może
kierowałam się egoizmem, ale najbardziej zależało mi na tym, żeby
zagospodarować ranczo. Czego nie mogę zrobić bez twojej pomocy.
A ty obiecałeś mi, że będziesz tu mieszkał przez trzydzieści dni
i pracował bez wynagrodzenia.
- Przecież leżysz w moim łóżku.
- Więc masz kilka opcji. Możesz wrócić do tego łóżka, zamieszkać
w pełnej pająków szopie albo przenieść się ze mną do mojego łóżka,
które jest o wiele wygodniejsze.
Jackson westchnął ciężko, a potem usiadł ponownie na materacu.
- Ty naprawdę nie wiesz, w co grasz, mała Cricket.
- Mogę się tego dowiedzieć tylko w jeden sposób: kontynuując tę
grę. Szczerze mówiąc, mam już dość poczucia, że postępuję
niewłaściwie. A kiedy jestem z tobą, to poczucie znika. Więc dlaczego
nie mielibyśmy grać dalej?
- Przypominam ci, że cię okłamałem.
- Owszem, ale co z tego? Nie jesteśmy przyjaciółmi. Przegrałeś
w pokera i na tym sprawa się kończy. Nie łączy nas wspólnota krwi ani
jakiś duchowy związek. Jesteśmy sobie obcy, więc o co chodzi? Twój
plan mógłby się powieść, gdybyś zdołał wybić mi z głowy moje
marzenia, ale w takim wypadku zasługiwałabym na to, co mnie spotyka.
- Czy naprawdę tak myślisz?
- Jasne. Prawdę mówiąc, byłeś od początku skazany na porażkę. Bo
trudności związane z życiem na ranczu są niczym w porównaniu
z dorastaniem w mauzoleum. Przy ołtarzu wzniesionym na cześć
mojego ojca, którego nigdy szczególnie nie lubiłam. Wmawiano mi, że
muszę się dostosować do okoliczności, choć nie miałam na to ochoty
i nie widziałam w tym żadnych korzyści. Więc pewnego dnia
postanowiłam z tym wszystkim zerwać i zacząć żyć na własny rachunek.
Nie wystraszy mnie ani ciężka praca, ani wczesne wstawanie.
- Jesteś niezwykłą kobietą, Cricket.
- Nie z wyboru. Po prostu taka się chyba urodziłam.
Położył się obok niej i przyciągnął ją do siebie. Ona zaś przesunęła
dłonie po jego piersi, jakby podziwiając jej muskulaturę.
- Jeśli chcesz kontynuować tę grę… nie mam nic przeciwko temu –
powiedział Jackson. – Ale nie mogę ci zaoferować nic więcej.
- W porządku. Ja po prostu próbuję uporządkować swoje życie.
Dowiedzieć się, kim chcę być. I co z tego wynika… Mam zamiar
zapytać moją matkę, czy moim ojcem jest James. Bo chcę poznać
prawdę, choćby była dla mnie trudna do przyjęcia.
- Czasem trzeba tolerować wady i niedoskonałości rodziców –
mruknął. – Tak czy owak muszę przyznać, że twój ojciec jest znacznie
gorszy niż mój.
- Twój wydaje się… mam wrażenie, że jest całkiem niezły.
- Chyba masz rację. Ale jego stosunek do mojej matki… Nie byłbym
zaskoczony, gdyby się okazało, że ją oszukiwał.
- Bardzo mi przykro, że postawiłam was obu w niezręcznej sytuacji.
- Przecież to nie twoja wina – zapewnił ją, wzruszając ramionami. –
To on do tego doprowadził.
- Wiem, że to nie ma znaczenia, ale muszę ci coś wyznać.
Obserwując twoją rodzinę, zawsze żałowałam, że nie jestem jej częścią.
- A ja nigdy nie żałowałem, że nie jestem częścią twojej. Na tym
chyba polega różnica między naszymi postawami.
- Zgoda, ale moim zdaniem możemy się pogodzić z sytuacją, nie
angażując w nasze sprawy nikogo innego. To powinno być bardzo
interesujące doświadczenie. Z mojego punktu widzenia korzystna strona
medalu wygląda tak, że musisz jeszcze przez dwadzieścia jeden dni
nieodpłatnie świadczyć mi usługi.
- Więc będzie najlepiej, jeśli zabiorę się do tego od razu – mruknął,
a potem przywarł do niej swoim ciężkim ciałem i przycisnął ją do
posłania, definitywnie kończąc tę przydługą wymianę zdań.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Jackson czuł się jak osioł. Powinien był odjechać ubiegłej nocy
zgodnie z zapowiedzią, ale Cricket spojrzała na niego wzrokiem
zranionej sarny, więc nie zdołał się do tego zmusić.
Rozmyślał o tym, jadąc następnego dnia do miasta po nową porcję
drewna. Załatwił wszystkie sprawy i wracał już na ranczo, kiedy
zobaczył na przeciwległym pasie drogi pikapa brata. Creed pomachał do
niego, więc zawrócił przy najbliższej okazji, dołączył do niego i obaj
zaparkowali na poboczu.
- Cieszę się, że cię widzę – oznajmił Jackson.
- Ja też. Tym bardziej że i tak zamierzałem cię odwiedzić dziś po
południu. Moja żona kazała mi sprawdzić, czy nie deprawujesz jej
młodszej siostry.
- Doprawdy? – spytał Jackson, zachowując kamienny wyraz twarzy.
- Podobno któregoś wieczoru Cricket do niej zadzwoniła, żeby
spytać, jak się smaży befsztyki, bo przygotowuje dla ciebie kolację.
Wren była tym bardzo przejęta.
- Nie bardzo rozumiem, co ma ze mną wspólnego stan umysłu twojej
żony.
- A kiedy wpadłem dziś rano do wytwórni, żeby pogadać z tatą, on
mi powiedział, że oboje z Cricket wpadliście wczoraj do jego gabinetu,
żeby spytać, czy jest jej ojcem. A ty stwierdziłeś, że ta wiadomość jest
dla was bardzo ważna.
- Jej podejrzenia nie były pozbawione podstaw.
- Jak to? Przecież tato szaleńczo kochał mamę i nigdy by jej nie
zdradził.
Jackson poczuł przypływ złości. Nie wiedział, czy przyczyną tej
reakcji są niejasności dotyczące relacji z Cricket, czy też naiwność brata,
ale stracił nagle cierpliwość.
- Czy ty jesteś ślepy, Creed? Przecież tato wcale nie przepadał za
mamą.
- O czym ty, do diabła, mówisz? Po jej śmierci wpadł w depresję,
która trwa od… od pięciu lat. Całkowicie się załamał. Nie próbuj mi
wmówić, że tak może postępować człowiek, który nie był zakochany
w swojej żonie.
- Źródłem jego obsesji jest poczucie winy – warknął Jackson. – Mam
prawo tak mówić, bo byłem w tym okresie silniej związany z mamą niż
ty.
- Mam z tego powodu wyrzuty sumienia… Ale jak chyba pamiętasz,
miałem w tym okresie mnóstwo własnych kłopotów.
- Wiem i wcale nie mam ci tego za złe. Chciałem tylko
powiedzieć… Uwierz mi, że podejrzenia Cricket nie były bezpodstawne.
Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego nasz ojciec tak bardzo nie znosił
Jamesa? Przecież nie tylko dlatego, że James jest palantem. Bo kochał
jego żonę. Zawsze. Moim zdaniem uczucia, jakimi darzył mamę, zawsze
pozostawały w cieniu jego miłości do tej kobiety.
- To nie ma żadnego sensu! – zawołał Creed. – Dlaczego mama się
z nim nie rozstała? Dlaczego wytrwała przy nim przez tyle lat?
- A jak myślisz? Ze względu na dzieci. To znaczy na nas.
- Ale w takim razie dlaczego się pobrali?
Jackson westchnął i przestąpił z nogi na nogę.
- Ze względu na mnie. Mama była wtedy w ciąży. Potrafię policzyć
do dziewięciu, ale nie muszę polegać na arytmetyce. Ona sama mi o tym
powiedziała. Do diabła, zawsze myślałem, że jesteśmy szczęśliwą
rodziną, a potem odkryłem… Na tym polegała cała afera z Cricket. Ona
podejrzewała, że może być produktem romansu jej matki z naszym
ojcem. Ale tato stanowczo to wykluczył.
- Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć – przyznał się Creed. – Ja…
nie miałem pojęcia, że mama i tato… - Spojrzał badawczo na brata. –
Dlaczego ona powiedziała o tym właśnie tobie?
- Musiała komuś powiedzieć. A…
- Zaczynam rozumieć. – Creed uśmiechnął się i zerknął w kierunku
odległego rzędu wysokich drzew. – Wren i ja też pobraliśmy się
z powodu jej ciąży. Tak czy owak, traktuj Cricket delikatnie. Wren
bardzo się o nią niepokoi. Jeśli się okaże, że sypiasz z moją szwagierką,
to może będę musiał ci przywalić. Wolałbym tego nie robić.
- Obiecuję ci, że zdobędę się na szczyty delikatności.
- To nie jest zaprzeczenie.
- Nie zamierzam się niczego wypierać.
Creed spojrzał na brata z oburzeniem.
- Naprawdę? To niesłychane. Przecież ona myślała, że jesteś jej
przyrodnim bratem, więc jak mogło dojść do… Posłuchaj. Ja nic nie
chcę o tym wiedzieć.
Creed cofnął się o krok i uniósł ręce w górę na znak kapitulacji.
- Im mniej mi powiesz, tym lepiej, bo Wren na pewno wyciągnie ze
mnie całą prawdę.
- Zapewniam cię, że nie wydarzyło się nic, co byłoby niezgodne
z wolą Cricket.
- Jestem tego pewny, ale dla Wren nie będzie to miało żadnego
znaczenia.
- Więc trzymaj język za zębami. To, co wydarzyło się między mną
i Cricket, nie powinno obchodzić nikogo oprócz nas dwojga.
- Ja po prostu nie rozumiem twoich motywów. Przyznaję, że ona jest
dosyć ładna, ale…
- Nie martw się o mnie. I nie martw się o Cricket. Ona potrafi zadbać
o swoje interesy.
A ja będę musiał jej w tym pomóc, bo do tego zobowiązuje mnie
umowa, pomyślał z irytacją.
Jackson był nieobecny przez większą część dnia, a Cricket musiała
przyznać, że jest z tego zadowolona. Wolałaby, aby leżał z nią w łóżku,
ale przecież ściągnęła go na ranczo właśnie po to, aby na nim pracował.
Postanowiła jednak wykorzystać jego nieobecność z pożytkiem dla
siebie, więc wsiadła do samochodu i wyruszyła w kierunku Maxfield
Vineyards.
Unikała dotąd tego miejsca, gdy tylko było to możliwe. Ale tego
dnia uświadomiła sobie, że jej stosunek do rodzinnej posiadłości uległ
zmianie.
Teraz, kiedy uniezależniła się od rodziny i zapomniała o bolesnych
przeżyciach związanych z samotnością, zaczęła nagle doceniać piękno
tego miejsca. Urodę rozległych winnic, utrzymanej w stylu toskańskim
willi, wytwornych pawilonów i winiarni.
Czyżby jedna noc spędzona z Jacksonem mogła ją tak bardzo
zmienić? Oglądała się tego ranka w lustrze i stwierdziła, że wygląda tak
jak dawniej.
Odetchnęła głęboko i wjechała na parking przed rodzinnym domem.
Budynkiem, w którym nigdy nie czuła się naprawdę u siebie.
Zapukała do drzwi, przypomniawszy sobie, że już tu nie mieszka,
a kiedy służąca je otworzyła, stanęła skromnie w holu, aby zaczekać na
pojawienie się matki.
- Cricket! – zawołała Lucinda z radosnym uśmiechem. – Co cię tu
sprowadza?
- Muszę z tobą pogadać. – Znów wzięła głęboki oddech. –
Rozmawiałam wczoraj wieczorem z Cashem. Spytałam go, czy… jest
moim ojcem.
- Cricket…
- Wiem, że jesteś w nim zakochana i że on kochał ciebie. Wiem też,
że nie chciałaś za niego wyjść, bo wyżej ceniłaś pieniądze niż miłość.
Przyszło mi do głowy, że może…
- Cash nie jest twoim ojcem.
- On też tak mówi. Moje pytanie nawet go szczególnie nie oburzyło.
Wściekły był raczej Jackson. Zresztą niczego nie jestem pewna, bo
byłam speszona. Ale w gruncie rzeczy chcę, żebyś mi powiedziała, co
jest ze mną nie tak. Od dawna zdaję sobie sprawę, że nie jestem podobna
do żadnego z członków naszej rodziny, że do niej nie pasuję. Więc kiedy
odkryłam, że kochasz Casha…
- Zawsze go kochałam i zawsze będę kochać. Zrezygnowałam z tego
uczucia, wybierając życie, które miało mnie uszczęśliwić. Ale
popełniłam ogromny błąd, Cricket. I dopiero teraz jestem gotowa to
przyznać. Dopiero teraz zrozumiałam…
Myślałam, że ten dom i pieniądze zastąpią mi miłość. Cash zarobił
miliony, żeby mi pokazać, co straciłam. Nie będę cię przekonywać, że
mnie do niego nie ciągnęło. Oboje odczuwaliśmy pokusy, które trudno
było przezwyciężyć, tym bardziej że nie brakowało nam okazji.
Chyba… Chyba nie powinnam ci o tym opowiadać. Ale nigdy nie
zdradziłam z nim twojego ojca.
- A czy… zdradziłaś go z kimś innym?
- Nie.
- Z tego wynika, że moim ojcem jest James Maxfield. On
powiedział… Cash powiedział, że jestem do ciebie bardzo podobna. –
Spojrzała na matkę, podziwiając jej piękną cerę i gęste jasne włosy. –
Ale ja nie widzę żadnego podobieństwa.
- Dostrzegłabyś je z pewnością, gdybyś mnie znała wtedy,
dwadzieścia kilka lat temu. Jesteś do mnie bardziej podobna niż
którakolwiek z moich pozostałych córek… Byłam nieokiełznana
i uparta, nie chciałam nikogo słuchać. Uważałam, że jestem stworzona
do wielkich rzeczy, na które nie mogę liczyć w Gold Valley.
Matka zamyśliła się.
- Mówiłam mu, że gdyby naprawdę mnie pragnął, gdyby naprawdę
mnie kochał, znalazłby jakiś sposób, żeby zapewnić mi to, czego chcę.
Myślałam tylko o tym, co chciałabym od niego dostać, a nie o tym, co
mogłabym mu dać. I w rezultacie zdecydowałam się na małżeństwo
z mężczyzną, który mnie nie kochał, który nie był mi wierny. Zawarłam
związek, w którym musiałam godzić się na wszystko, co mnie spotyka.
Na szczęście miałam trzy ukochane córki, z którymi za nic na świecie
nie chciałam się rozstać. A on wykorzystywał moją miłość do was, żeby
mnie szantażować.
Zamknęła oczy.
- Jedynym motywem powstrzymującym mnie od romansu z Cashem
była świadomość, że jeśli twój ojciec się o tym dowie, zrobi wszystko,
żebym więcej was nie zobaczyła.
- Przykro mi to słyszeć, mamo – wtrąciła Cricket. – Przepraszam cię,
że nie zauważyłam, jak bardzo jesteś tu nieszczęśliwa.
- No cóż, sama stworzyłam to miejsce. – Lucinda rozejrzała się
wokół siebie. – Ono stało się moim więzieniem. Zamknęłam się w nim
i skazałam na nie swoje córki. Nie byłam w stanie zrobić nic, co
poprawiłoby nasze stosunki.
- Czy mogę spytać… Dlaczego dałaś mi na imię Cricket?
- Bo ono przypominało mi młodość. Ciepłe letnie noce, podczas
których siedziałam na dworze, słuchając świerszczy. Lepsze czasy,
w których wszystko było jasne i proste. A kiedy zamieszkałam w tym
domu… wiedziałam, że nigdy nie znajdę tu szczęścia. Jedyną pociechą
byłyście dla mnie wy, moje córki, ale nie umiałam… nie umiałam
nawiązać z wami bliskiego kontaktu, bo paraliżował mnie lęk i poczucie
winy. Bardzo tego żałuję. Dopiero teraz dostrzegam własne błędy…
własne wady…
- James Maxfield jest podłym draniem.
- A ja przez dłuższy czas starałam się tego nie dostrzegać. I nie
jestem z tego dumna.
- Nie mogę zrozumieć… Nie chcę cię o nic obwiniać, mamo,
i myślę, że wszystkie byłyśmy w pewnym sensie ofiarami tego
człowieka. Ale nie pojmuję, jak mogłaś za niego wyjść, wiedząc, że
kochasz Casha.
- Cash nie zrobił nic, żeby mi w tym przeszkodzić. A ja aż do dnia
ślubu wyobrażałam sobie, że on nadjedzie na białym koniu i zabierze
mnie z sobą. Że mnie uratuje. Ale tego nie zrobił. Znalazł inną kobietę,
która zaczęła natychmiast rodzić mu dzieci. Myślę czasem, że gdyby
Cash się nie ożenił, mój związek z twoim ojcem nie przetrwałby próby
czasu. Ale zostałam pozbawiona możliwości wyboru, a poza tym
pokochałam pieniądze.
- Czy nie przyszło ci nigdy do głowy, że jeszcze nie wszystko jest
stracone?
- Cash jest dumny, więc wątpię, czy zechciałby się ze mną związać.
- Nie będziesz tego wiedziała, dopóki nie zrobisz pierwszego kroku.
Czy nie sądzisz, że wszyscy zasługujemy na szansę szczęśliwego życia?
- Wiem, że zasługują na nią moje córki. Dla mnie jest już chyba na
wszystko za późno.
Cricket opuściła rodzinny dom, mając w głowie chaos. Była
przekonana, że związek matki z Cashem był dysfunkcjonalny. Nie
mogła też zaprzeczyć, że Lucinda ponosi znaczną część winy za swoje
trudne życie. Nie widziała jednak powodu, dla którego ona i Cash
mieliby do końca życia być skazani na wegetowanie. Zdawała sobie
sprawę, że ich wzajemne uczucia nie wygasły.
Rozmowa z matką utwierdziła ją w przekonaniu, że po tym, co
przeżyła z Jacksonem, nie byłaby w stanie poślubić innego mężczyzny
i zostać matką jego dzieci.
Być może zestarzeję się na ranczu jako samotna kobieta, pomyślała
ze smutkiem. Ale przynajmniej urzeczywistnię swoje marzenia…
Kiedy podjechała pod dom, Jackson klęczał na ganku, przybijając
deski do podłogi. Każde uderzenie młotka było silne i zdecydowane.
A ganek wyglądał jak nowy.
W ciągu kilku godzin jej nieobecności Jackson całkowicie zmienił
charakter tego miejsca.
To było godne podziwu.
On był godny podziwu.
Spojrzała na niego z zachwytem i poczuła się… w pewien sposób
odrodzona. Tragiczna opowieść matki pogrążyła ją w smutku, ale
przypomniała jej również o tym, że w żadnych okolicznościach nie
należy biernie godzić się z losem.
Jest córką Jamesa Maxfielda. Nie z wyboru. Ale zawsze
samodzielnie kierowała swoim życiem.
A teraz poczuła nagle, że musi podjąć trudne decyzje i uwierzyć
w ich słuszność.
- Konie – powiedziała, gdy wysiadła z samochodu.
- Co takiego? – spytał Jackson, podnosząc wzrok.
- Konie – powtórzyła. – Chcę na tym ranczu hodować konie.
Podjęłam decyzję i chcę zacząć od zaraz.
- Będziemy musieli wybudować stajnie.
- W takim razie przygotujmy kosztorys. Trzeba znaleźć jakąś firmę
wykonawczą. Wiem, że to może zająć trochę czasu, ale jestem pełna
zapału. Moje życie będzie odtąd wyglądało tak, jak zechcę. Mniejsza
o moje geny. Rozmawiałam dzisiaj z matką i uzyskałam pewność, że
moim ojcem jest James. Ale to nie jest najważniejsze. Moja matka przez
lata mieszkała pod jednym dachem z niekochanym facetem, bo uważała,
że nie ma wyboru. Ja nie chcę się znaleźć w takiej sytuacji. Chcę zawsze
sama podejmować decyzje dotyczące mojego życia.
- To dobrze o tobie świadczy.
- Ale nie oddam ci mojego rancza – oznajmiła, wyciągając w jego
stronę palec wskazujący.
- W porządku.
- A ty będziesz musiał się wywiązać z warunków umowy. Nie
pozwolę ci odejść wcześniej… I życzę sobie, żebyśmy sypiali razem aż
do końca twojego pobytu na tym ranczu – dodała pod wpływem
impulsu.
- Czy jesteś tego pewna?
- Jestem. Zaczynam budować swoje życie od nowa. I mam zamiar
śmiało sięgać po to, na co mam ochotę. Po ranczo i po ciebie.
- A co się stanie po upływie trzydziestu dni?
- Każde z nas pójdzie swoją drogą.
W tym momencie nie chciała myśleć o tym, co może jej dać
Jackson. Ani o tym, czego jej dać nie może. Skupiała uwagę na tym, co
ona może dać samej sobie.
Nie miała zamiaru iść w ślady matki i grać roli biernego uczestnika
własnego życia.
Chciała sama decydować o swoim losie. Zostać właścicielką rancza
i zdobyć Jacksona. Choćby na jakiś czas.
Tak miał wyglądać początek jej nowego życia.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Kiedy ekipa budowlana zaczęła wznosić nowe stajnie na ranczu
Cricket, Jackson poczuł się trochę dziwnie.
Do tej pory zakładał, że to on będzie głównym animatorem całego
przedsięwzięcia, a teraz patrzył na wszystko z zupełnie innego punktu
widzenia. Zdawał sobie sprawę, że będzie musiał przekazać Cricket całą
swoją wiedzę dotyczącą zarządzania ranczem i przekonać ją do
samodzielnego podejmowania trudnych decyzji.
Każdy postęp prac budowlanych napełniał go poczuciem
zadowolenia, którego przyczyn nie potrafił do końca wyjaśnić. Zaczynał
podejrzewać, że angażuje się w sprawy tej dziewczyny, aby uśmierzyć
poczucie bezsilności, jakie budziły w nim cierpienia matki.
Tak czy owak robił, co mógł, by umożliwić Cricket realizację jej
marzeń. Tego dnia odwiedził wczesnym rankiem plac budowy, a potem
pojechał na teren przyszłych pastwisk, by zaplanować ich rozkład.
Stał teraz wśród pól, podziwiając jasną zieleń trawy, oliwkową
barwę liści i urodę sosen. Nie zdawał sobie sprawy z piękna tego
miejsca, dopóki Cricket nie spytała go kiedyś, czy ma we krwi wiejskie
życie.
Teraz wiedział już, że jest nierozerwalnie związany z tą ziemią, że
stanowi jej część i nie potrafiłby mieszkać i pracować w żadnym innym
miejscu świata.
Zaczynał też rozumieć motywy skłaniające Cricket do walki
o własne ranczo. Własną posiadłość.
Własne miejsce na ziemi.
Jego rola nie ograniczała się wcale do pracy na tym ranczu. Grał rolę
przewodnika także podczas długich nocy, które spędzali razem w jednej
lub drugiej sypialni. Podczas tych erotycznych seansów ta nieśmiała
z pozoru dziewczyna zamieniała się w wyzwoloną dojrzałą kobietę,
zgłębiającą pod jego nadzorem tajemnice sztuki miłosnej.
Usłyszał warkot silnika, a po chwili ujrzał luksusowy samochód
terenowy, z którego wysiadła Cricket.
Miała na sobie biały sweterek oraz obcisłe niebieskie dżinsy
i wyglądała niezwykle atrakcyjnie. Tym bardziej że niosła w jednym
ręku koc, a w drugim piknikowy kosz.
Podszedł do niej, objął ją czule i musnął wargami jej usta.
- Co tu robisz?
- Przywiozłam lunch – odparła z uśmiechem. – Staram się zostać
idealną panią wiejskiego domu. Upiekłam chleb i zrobiłam kilka
kanapek z szynką.
- Naprawdę upiekłaś chleb?
- Owszem – odparła z dumą. – Z czterech bochenków dwa okazały
się jadalne, dzięki czemu mamy teraz kanapki.
- Cricket, to bardzo miłe z twojej strony.
- Wiem. Sama jestem tym zaskoczona, bo nieczęsto bywam miła.
- Nieprawda. Jesteś bardzo miłą osobą.
Usiedli na kocu i wyjęli z kosza kanapki z szynką oraz puszki coca-
coli. Cricket zabrała się do jedzenia z takim samym zapałem, z jakim
robiła wszystkie inne rzeczy, a on obserwował ją z mieszaniną podziwu
i zachwytu.
- Dlaczego tak się na mnie gapisz? – spytała zaczepnym tonem.
- Bo jesteś ładna – odparł i zauważył z zadowoleniem, że się
zarumieniła.
- Ty też mi się podobasz – oznajmiła z przewrotnym uśmiechem.
- Naprawdę?
- Jak najbardziej naprawdę. Zawsze uważałam, że jesteś bardzo
przystojny.
- Teraz sobie przypominam, że kiedyś o tym wspominałaś – mruknął
nonszalanckim tonem, który miał zamaskować zażenowanie.
Nie chciał analizować zbyt głęboko charakteru ich relacji, bo odkrył
z niepokojem, że choć ich bliższa znajomość nie trwa długo, czuje się
z nią coraz silniej związany emocjonalnie. Silniej niż z jakąkolwiek inną
kobietą, z którą kiedykolwiek sypiał.
Kiedy zaś uświadamiał sobie, że ich wspólna przygoda miała swój
początek przy karcianym stole, sytuacja wydawała mu się jeszcze
bardziej absurdalna.
- Jestem z natury dość skryta – oznajmiła Cricket. – Ukrywam
uczucia. Tak samo było z tobą. Mówiłam siostrom, że moim zdaniem
kowboje są mało interesujący, więc nie chcę mieć nic wspólnego
z żadnym z nich. Ta zmyłka była dość przekonująca, a przynajmniej tak
mi się wydawało. Poza tym wiedziałam, że jesteś dla mnie niedostępny.
Przede wszystkim o tysiąc lat starszy.
- Nie przesadzaj! Nie o tysiąc.
- No cóż, teraz ta różnica wieku trochę się zmniejszyła. Żaden ze
szkolnych kolegów mi się nie podobał, bo przecież darzyłam już
uczuciem pewnego faceta, który nazywał się Jackson Cooper.
Wiedziałam, że nikt tego nie pojmie, ale i tak czułam się niezrozumiana,
więc nie robiło mi to większej różnicy. Po prostu nikomu nie zwierzałam
się ze swojego zauroczenia.
Kiedy Wren zaczęła się spotykać z twoim bratem, byłam wściekła,
bo uważałam dotąd, że tylko ja mam prawo marzyć o związku z kimś
z rodziny Cooperów. A kiedy mi powiedziała, że powinnam znaleźć
sobie swojego własnego kowboja, zaprotestowałam. Bo nie chodziło mi
o jakiegoś anonimowego kowboja. Chodziło mi o ciebie. I wydaje mi się
słuszne, że właśnie ty jesteś przy mnie, kiedy zaczynam nowy etap
życia. Ale nie bój się. Doceniam to, co dla mnie robisz, ale niczego od
ciebie nie wymagam ani o nic cię nie proszę.
- Cieszę się, że mogę być przydatny.
- Wiesz co, dobrze pamiętam rozmowę z twoim ojcem…
Chciałabym dowiedzieć się czegoś o pani Cooper. Ty wiesz wszystko
o moich rodzicach, a ja nic o twoich.
Jackson zastanawiał się przez chwilę, a potem kiwnął głową.
Doszedł do wniosku, że skoro on ma dostęp do rodzinnych sekretów
Cricket, to powinien udostępnić jej swoje.
- Zostali zmuszeni do małżeństwa w gruncie rzeczy z mojego
powodu, bo okazało się, że mama jest w ciąży… Pewnego dnia, kiedy
miałem szesnaście lat, wszedłem rano do kuchni i zobaczyłem, jak
mama płacze. Oboje wstawaliśmy bardzo wcześnie, a ja ogromnie sobie
ceniłem te spokojne poranki, bo miałem ją wtedy tylko dla siebie. Więc
spytałem, co się stało, a ona wyznała mi prawdę. Cały mój świat nagle
się zawalił.
Dowiedziałem się, że ojciec ją poślubił, bo była w ciąży, choć kochał
inną kobietę i wcale tego przed nią nie ukrywał. Jako człowiek uczciwy
powiadomił ją o tym jeszcze przed ślubem, ona jednak miała nadzieję,
że z czasem zasłuży na jego miłość. Ale tak się nie stało, byli skazani na
siebie przez wiele lat. Ponieważ mieli rodzinę. Ponieważ mieli wspólną
firmę. Ponieważ mieli wiele rzeczy, które wydawały im się ważniejsze
niż uczucia.
I powiem ci szczerze, że nie zamartwiam się już sprawą mojego
ojca. Myślę, że on w sumie wyszedł na swoje. Nie mógł zdobyć twojej
matki, więc zorganizował sobie życie w taki sposób, żeby czuć się
szczęśliwym.
Kiedy moja matka zachorowała, zachował się odpowiedzialnie.
Został przy niej i zapewnił jej najlepszą opiekę, jaką mógł. Nie zawsze
tak bywa w małżeństwach opartych na miłości. Wszystko to jest
cholernie skomplikowane, a ja nie mam do końca czystego sumienia. Bo
choć moich rodziców łączyło prawdziwe partnerstwo, moja matka
pogrążała się czasem w rozpaczy, a ja nie umiałem jej pocieszyć.
- Oboje dokonali wyboru – powiedziała Cricket. – Zdaję sobie z tego
sprawę, kiedy myślę o mojej matce. Wiem, że była nieszczęśliwa, wiem,
że zasługuje na współczucie, wiem, że mój ojciec postępował w sposób
niewybaczalny, ale jestem świadoma tego, że sama wybrała taki los.
Chciała mieć dużo pieniędzy, bo myślała, że to jej zapewni szczęście. Że
bogactwo zastąpi jej miłość. Ale tak się nie stało. Mimo to nie odeszła
od niego, lecz została. Zrobiła to ze strachu. Bała się, że jeśli go porzuci,
on znajdzie jakiś sposób, żeby odebrać jej dzieci… to znaczy nas.
Rozważyła wszystkie możliwości i dokonała wyboru.
- Mogę to zrozumieć – wtrącił Jackson. – Skoro uważała, że nie
zdoła wygrać…
- Przecież to nie był już dziewiętnasty wiek. Mogli się rozwieść.
Mogli rozwiązać wszystko w taki sposób, żeby nikt nie był
nieszczęśliwy. A oni zostali w swoich domach, żyli według ustalonych
przez siebie zasad i udawali, że nie widzą tego, że ich dom zamienił się
w więzienie. Ani ty, ani ja nie ponosimy za to odpowiedzialności.
- No tak, ale twoja matka ma teraz szansę rozpoczęcia życia od
nowa. Moja została pozbawiona takiej możliwości. A ja nadal bardzo to
przeżywam.
- Wiem o tym – odparła, potrząsając głową. – I wyobrażam sobie, że
może ci być z tym bardzo ciężko. Chcę tylko powiedzieć, że nie
powinniśmy się obwiniać za ich błędy.
- Masz dwadzieścia dwa lata i wyobrażasz sobie, że rozgryzłaś
wszystkie problemy nękające świat?
- Nie, ale wydaje mi się czasem, że dobrze znam mój kawałek tego
świata.
- To bardzo odważne stwierdzenie, panno Cricket.
- Sama nie wiem… wszystkie elementy tego równania pasują do
siebie lepiej niż kiedykolwiek dotąd. Nie sądziłam, że to będzie
możliwe, bo przetrwałam właśnie najbardziej zagmatwany i chaotyczny
okres życia. Ale tak wygląda rzeczywistość i wcale nie jest mi z tym źle.
Mam wrażenie, że panuję nad sytuacją.
Jackson objął ją mocno, przyciągnął do siebie i położył się obok niej
na kocu. Spojrzał na jej rozjaśnioną twarz i poczuł przypływ pożądania.
- Więc uważasz, że zgłębiłaś wszystkie tajemnice życia, panno
Cricket? – spytał z uśmiechem.
- A nawet niektóre sekrety seksu.
- Jestem pewien, że w tej dziedzinie nie mogłabyś mnie niczego
nauczyć.
Usiadła i zsunęła przez głowę biały sweterek, pod którym miała
tylko koronkowy stanik.
- Przypominam ci, kowboju, że już przegrałeś ze mną jedną
hazardową rozgrywkę.
- A ja ci przypominam, że niekiedy przegrywam celowo – rzekł
półgłosem.
Objął jej biodra, a potem przesunął dłonie w górę i rozpiął stanik,
odrzucając go na trawę. Później przyciągnął ją do siebie i zaczął
całować jej piersi. Cricket wydała cichy pomruk zabarwionego
pożądaniem zadowolenia, a po chwili ściągnęła przez głowę jego
koszulę, on zaś położył ją delikatnie na plecach i przywarł wargami do
jej ust.
- Jeśli będziesz nadal zachowywała się prowokująco, to przywołam
cię do porządku.
- To świetny pomysł. Rodzice zaniedbali moje wychowanie, więc
potrzebuję twardej ręki.
- W takim razie trafiłaś pod właściwy adres.
- Czy to jest groźba czy obietnica?
Jackson wydał niewyraźny pomruk i rozpiął jej dżinsy, a ona uniosła
biodra, by mógł je łatwiej zsunąć. Potem, nadal leżąc pod nim, pomogła
mu uwolnić się od spodni i spojrzała z zachwytem na jego nabrzmiałą
męskość. Przesunęła po niej palcami i wydała westchnienie podziwu.
- Ty naprawdę jesteś dziełem sztuki – wyszeptała drżącym głosem,
a potem przycisnęła jego penis do policzka.
Żadna kobieta nigdy nie pieściła go w taki sposób, ale zastosowana
przez nią metoda okazała się skuteczna, bo jego męskość powiększyła
rozmiary.
Wydał cichy jęk i przewrócił się na plecy, a ona przyklękła nad nim
i rozchyliła usta. Ciepły dotyk jej mokrego języka jeszcze bardziej
rozbudził jego zmysły. Miał wrażenie, że przeżywa coś w rodzaju
wyszukanej tortury.
Cricket nie była wytrawną znawczynią sztuki miłosnej, ale
nadrabiała brak rutyny pomysłowością i zapałem. Rozkoszowała się
jego ciałem z taką radością i z takim entuzjazmem, jakby zapomniała
o całym świecie.
A on, zachwycony jej nagością, miał wrażenie, że nigdy nie
doświadczył tak intensywnych doznań. Z każdym ruchem jej języka
odkrywał w sobie coś, czego istnienia nie był dotąd świadomy.
Kto by przypuszczał, że erotyczna przygoda przeżyta na środku
pustej łąki może go skłonić do zmiany sposobu myślenia o relacjach
męsko-damskich? – spytał się w duchu. Widział zbyt wiele bolesnych
pomyłek, by wierzyć w szczęśliwą miłość, ale ta dziewczyna otwiera
przed nim nową wizję uczuciowości.
Gdy pod wpływem jej pieszczot znalazł się na skraju, sięgnął do
tylnej kieszeni spodni i wyjął z niej prezerwatywę, a potem wprawnym
ruchem umieścił ją we właściwym miejscu.
Cricket usiadła na nim, odchyliła głowę do tyłu i powoli wpuściła go
do swego wnętrza, a potem zaczęła coraz szybciej poruszać biodrami.
On zaś chwycił ją za uda, by przyspieszyć namiętny rytm, który po
chwili doprowadził ich oboje niemal do szaleństwa. Cricket wydała
stłumiony okrzyk, a potem zastygła w bezruchu i spojrzała mu w oczy
z wyrazem bezbrzeżnego szczęścia.
On również przeżył erotyczne spełnienie, ale nie mógł się nim
w pełni rozkoszować, bo nękały go wyrzuty sumienia. Zdawał sobie
sprawę, że obudził w Cricket oczekiwania, których nie będzie w stanie
spełnić.
Nie mógł przecież zaproponować jej czegoś w rodzaju trwałego
związku. Nie mógł wywieźć jej z rancza, które tak bardzo kochała,
i przenieść w swój własny świat, który byłby dla niej obcy
i nieprzychylny.
Nie mógł skazywać ich oboje na długi pobyt w takim samym
więzieniu, w jakim wegetowali przez długie lata ich rodzice.
Uświadomił sobie nagle, że wszystkie te problemy rozwiążą się
same pod koniec miesiąca, wraz z upływem terminu umowy.
Nie przekazał jednak tego spostrzeżenia Cricket, tylko pocałował ją
w czoło i ułożył się obok niej.
Przez chwilę leżeli w milczeniu, a potem zapadli w sen. Tuż przed
utratą świadomości Jackson zdał sobie sprawę, że chyba nigdy nie czuł
się tak szczęśliwy.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Nadszedł trzydziesty dzień.
Cricket nie miała odwagi spytać Jacksona, czy zostanie do końca
dnia, czy opuści ją natychmiast, czy… Nie miała pojęcia, co się
wydarzy.
Była tchórzem.
Rozpaczliwie pragnęła, by nic się nie zmieniło. Rozpaczliwie
pragnęła, żeby Jackson z nią został.
Nie będziesz przecież go błagać, by nadal mieszkał z tobą w tym
nędznym domku, szeptał do niej wewnętrzny głos. I czemu miałoby to
służyć? Przecież próbujesz znaleźć swoją własną drogę.
Nie. Nie może go o nic błagać.
Gdy nadszedł ten trzydziesty dzień, obudzili się w tym samym
łóżku, w którym spędzali wszystkie noce, odkąd doszło między nimi do
zbliżenia. Jackson wyszedł jak zwykle do pracy, a kiedy wrócił
wieczorem brudny i zmęczony, Cricket wydała westchnienie ulgi.
Może on też nie jest gotów na radykalną zmianę, myślała z nadzieją.
Może wszystko zostanie po staremu, przynajmniej na jakiś czas. Może
zdołamy odłożyć poważne rozmowy na później.
Pożegnać się któregoś innego dnia…
Na wszelki wypadek przygotowała kolację.
Sama była zdziwiona, że tak bardzo polubiła gotowanie, które
zawsze wydawało jej się tradycyjnym reliktem zniewolenia kobiet.
A teraz chętnie spędzała w kuchni czas, a Jackson doceniał jej wysiłki.
Ze wzruszeniem wspominała dzień, w którym przywiozła mu
upieczony przez siebie chleb, i nagrodę, jaką otrzymała za swoje
wysiłki.
Wiedziała, że powinna rozpocząć nowy etap życia, ale w tym
momencie nie chciała o tym myśleć.
- Jackson, jak ci minął dzień? – spytała cicho, kiedy skończyli jeść.
- Bardzo przyjemnie. A tobie?
- Mnie też, a co więcej…
Przerwała. Nie chciała kontynuować tej rozmowy, bo w jej głowie
panował chaos. Nadszedł ostatni dzień, a ona nie potrafiła zapytać
Jacksona, czy z nią zostanie. Nie była pewna, czy ma do tego prawo.
Owszem, podpowiadał jej wewnętrzny głos. Ponieważ chcesz go
poślubić. Ponieważ chcesz rodzić jego dzieci. Ponieważ pragniesz pełnić
obowiązki żony ranczera w tym lub jakimkolwiek innym domu.
A przede wszystkim dlatego, że on jest twoim wymarzonym
mężczyzną.
Zdawała sobie sprawę, że jest młoda i powinna korzystać z uroków
życia. Zdobywać doświadczenia. Podróżować. Poznawać kolejnych
kochanków…
Tylko że wcale nie miała na to ochoty.
Zaczynała podejrzewać, że w jej życiu – podobnie jak w życiu
Lucindy – jest miejsce tylko dla jednego mężczyzny i że nic nie wpłynie
na zmianę jej uczuć. Więc nie chciała tracić czasu na rozmowy.
Rzuciła się w jego ramiona. Usiadła mu na kolanach, przywierając
najważniejszą w tej chwili częścią swego ciała do jego szybko
nabrzmiewającej męskości. Potem zaczęła go całować tak namiętnie, że
zabrakło jej tchu.
Nigdy nie była fatalistką, wręcz przeciwnie, uważała się za kobietę
myślącą pragmatycznie. Ale w tym momencie miała wrażenie, że
wykonuje wyrok losu.
I marzyła tylko o tym, aby ten moment nigdy się nie skończył.
Jackson wstał od stołu, strącając z niego talerze, które się stłukły.
- Odkupię ci cały komplet – obiecał półgłosem.
- To nie ma znaczenia.
W tym momencie naprawdę nic nie miało dla niej znaczenia. Ważny
był tylko ten trzymający ją w ramionach mężczyzna. Chodziła zwykle
w dżinsach, ale tego dnia wyjątkowo włożyła sukienkę, a teraz
odczuwała przewrotne zadowolenie, wiedząc, że jest dzięki temu łatwiej
dostępna. Poczuła na biodrach jego dłonie, a po chwili wsunął palce
między jej uda, rozniecając kolejne ogniska pożądania.
To jakieś szaleństwo, myślała z zachwytem.
To przekracza wszystkie granice mojej erotycznej wyobraźni.
Już jako dwunastoletnia dziewczynka zaczęła podejrzewać, że to, co
czuje do Jacksona, jest po prostu miłością. Starała się zwalczać to
uczucie, ale poniosła porażkę. A teraz on całował ją przy kuchennym
stole. Właśnie ten stół wydawał jej się symbolem wszystkiego, za czym
tęskniła.
Ukształtowany w jej wyobraźni obraz idealnej tradycyjnej rodziny
wywodził się z seriali telewizyjnych, które namiętnie oglądała.
Próbowała wielokrotnie dopasować Jacksona do tego wizerunku, ale
się w nim nie mieścił. Teraz wiedziała już, że naczelnym motywem jej
wizualizacji nie były wcale rodzinne posiłki, lecz osoba Jacksona.
Kiedy po raz pierwszy zasiadła z nim do kolacji, była świadoma
tego, że chciałaby z nim spędzić całe życie.
W tym momencie, drżąc w jego ramionach, zdała sobie sprawę, że
jest w nim szaleńczo zakochana. A kiedy położył ją na stole, wszedł
w nią i zaczął się delikatnie poruszać, zatraciła zdolność myślenia,
zapomniała o całym świecie, objęła go mocno i wydała cichy okrzyk
rozkoszy.
Jackson wstał po chwili, a ona leżała nadal, niezdolna do wykonania
żadnego ruchu, jak motyl przyszpilony do tektury przez kolekcjonera.
Odbyli akt miłosny w zupełnym milczeniu, a teraz oboje zaczęli
mówić równocześnie.
- Ja…
- Jackson…
- Cricket, to było… to było… Nasza umowa przestała obowiązywać.
- Czy to znaczy, że odchodzisz?
- Nasza umowa przestała obowiązywać – powtórzył stłumionym
głosem.
- Minęło trzydzieści dni. Pierwszej nocy też chciałeś ode mnie
odejść. Czy musisz teraz…
- Powinienem był to zrobić już wtedy. Ale lepiej późno niż nigdy…
Mam swoje ranczo, każde z nas ma własne życie.
- Jeżeli odejdziesz, zanim pozbierasz te pieprzone porozbijane
talerze, które leżą na podłodze, to zachowasz się jak skończony dupek.
Bez słowa podszedł do szafki, wyjął miotłę i śmietniczkę i zaczął
zgarniać potłuczoną porcelanę, a jej przypomniał się pierwszy wieczór,
który spędzili wspólnie na tym ranczu. Wtedy ona zamiatała, a on
naprawiał zlewozmywak.
Utrwalony w jej umyśle obraz był tak żywy, a zarazem tak bolesny,
że z trudem powstrzymała wybuch płaczu.
- Jeśli będziesz kiedyś czegoś potrzebowała… na przykład wtedy,
kiedy sprowadzisz już konie… daj mi znać, Cricket.
- Chyba wiesz, że tego nie zrobię – wyjąkała przez ściśnięte gardło,
zdając sobie sprawę, że nie otrzyma od niego tego, na czym jej
najbardziej zależy.
Musiała wytężyć całą siłę woli, by nie pobiec za nim, ale
powstrzymała się od tego desperackiego kroku.
I nie nawiązała z nim kontaktu przez kilka następnych dni. Potem
jednak uświadomiła sobie, że nieobecność Jacksona nie może być
przyczyną zakłócenia cyklicznych funkcji jej organizmu.
I właśnie dlatego stanęła pewnego chłodnego poranka na progu
domu swojej siostry Emerson, drżąc z zimna i ściskając kurczowo
w ręku test ciążowy.
- Co ty tu robisz?
- Nie mogłam pojechać do Wren, bo ona jest żoną Creeda.
- Rozumiem – mruknęła Emerson, otwierając szerzej drzwi. –
Czyżbyś chciała mi coś powiedzieć? – spytała, dostrzegając nabyty
w aptece zestaw.
- Owszem – odparła Cricket. – To znaczy… sama nie wiem. Czy
mogę skorzystać z twojej łazienki?
- Oczywiście.
Cricket zniknęła za drzwiami i przez dłuższą chwilę nie dawała
znaku życia. Zaniepokojona Emerson zdecydowała się w końcu na
interwencję.
- Czyżby twoje milczenie oznaczało, że rezultat badania jest… nie
taki, jak chcesz?
- Nie… – wymamrotała Cricket. – To znaczy tak.
Nie była załamana ani nawet smutna. Miała wrażenie, że wszystko
jest na swoim miejscu.
Że będzie mogła zachować trwały ślad swojego związku
z Jacksonem.
- Kochanie, otwórz te cholerne drzwi – zażądała Emerson.
Cricket wykonała jej polecenie, choć zdawała sobie sprawę, że musi
okropnie wyglądać.
- Jestem do twojej dyspozycji – oznajmiła Emerson stanowczo. –
Nie mam zamiaru oceniać twojego postępowania. Ale jeśli chcesz,
żebym cię gdzieś zawiozła albo zapewniła ci alibi, dzięki któremu
unikniesz oskarżenia o morderstwo…
- Ani jedno, ani drugie. Nic mi nie jest. To znaczy… nic mi nie
będzie. Po prostu… muszę mu powiedzieć.
- Czy słusznie zakładam, że mówiąc „mu”, masz na myśli Jacksona?
- Tak. Nie mogłam pojechać do Wren, bo ona nakłoniłaby Creeda do
zabicia brata.
- A skąd wiesz, że ja nie namówię do tego mojego męża Holdena?
- Proszę cię, nie rób tego. Ja muszę mu powiedzieć.
- Oczywiście.
- I wcale nie jestem załamana.
- Szczerze mówiąc, nie wyglądasz na przesadnie szczęśliwą.
- My w gruncie rzeczy… nie jesteśmy już razem. Więc mam powody
do zmartwienia.
- On ci wcale nie jest potrzebny. Masz nas. Cokolwiek postanowisz,
możesz na nas liczyć.
- Chcę mieć dziecko, choć dotychczas nie zdawałam sobie z tego
sprawy. Więc skoro już do tego doszło, to jestem gotowa się z tym
pogodzić. Ale zanim coś postanowię, muszę się z nim zobaczyć.
Pożegnała siostrę, nie chcąc słuchać jej dobrych rad, i wyruszyła
w kierunku rancza Jacksona.
Nigdy dotąd go nie widziała, więc nowoczesny dom zrobił na niej
wielkie wrażenie. Wcale nie przypominał jej skromnej wiejskiej chaty.
Wzięła głęboki oddech, wysiadła z samochodu i ruszyła w kierunku
ogromnych, wymyślnych drzwi wejściowych. Stanąwszy przed nimi,
poczuła się bardzo mała.
Jak wtedy, gdy wchodziła do gabinetu ojca albo siedziała na końcu
długiego stołu podczas rodzinnych posiłków.
Obecna sytuacja jednak wyglądała zupełnie inaczej. Wtedy była
młodą dziewczyną, nie wiedziała w gruncie rzeczy, kim jest i czego
pragnie. Teraz chciała wystąpić w obronie życia małej istoty, którą
nosiła w łonie. Ta świadomość dodawała jej odwagi i siły.
Nigdy nie myślała o tym, że mogłaby kiedyś zostać matką. Nie
wyobrażała sobie siebie w tej roli, tym bardziej że jej doświadczenia
z dziedziny życia rodzinnego wcale nie były zachęcające.
Teraz jednak w głębi jej świadomości zrodził się cień
przypuszczenia, że model narzucony przez rodziców nie musi być
obowiązujący… Że wszystko może wyglądać zupełnie inaczej.
Zastukała mocno w ciężkie dębowe drzwi.
Przez chwilę panowała cisza, a potem na progu stanął Jackson. Miał
na sobie obcisły czarny T-shirt, dżinsy i czarny kowbojski kapelusz.
Wyglądał… wyglądał zachwycająco.
- Cześć, Cricket – mruknął wyraźnie zaskoczony. – Co ty tutaj
robisz?
- To nie jest najbardziej przyjazne powitanie, jakie mogłam sobie
wyobrazić.
- Przepraszam. Czy chcesz wejść?
- To chyba jest konieczne.
Otworzył szerzej drzwi, wpuszczając ją do ogromnego
pomieszczenia wyłożonego takim samym drewnem jak elewacja
budynku.
Jego wnętrze wydało jej się równocześnie tradycyjne i interesująco
nowoczesne.
- Musimy porozmawiać – oznajmiła. – Wyjechałeś tak pospiesznie…
choć próbowałam cię zatrzymać.
- To prawda, ale przecież powiedziałem ci wyraźnie, że nie mogę
zostać dłużej – odparł stanowczo, wysuwając dolną szczękę.
- Ale nie przedstawiłeś mi powodów, które skłoniły cię do tej
decyzji. Chciałabym je teraz poznać.
- To wszystko jest skomplikowane.
- Nie. Skomplikowana jest sytuacja dziewczyny, która przez całe lata
durzy się w jakimś mężczyźnie, a potem odkrywa, że może on być jej
przyrodnim bratem, ale mimo to pragnie się z nim przespać. Później
dowiaduje się, że on nie jest jej przyrodnim bratem i sypia z nim przez
trzydzieści dni, bo na tyle opiewa ich umowa. To są prawdziwe
komplikacje. Ten etap mamy już za sobą, więc może przejdźmy do
następnego. Nie musisz się obawiać o moje zdrowie psychiczne, bo
jestem dosyć odporna.
- Posłuchaj, Cricket… Czy naprawdę chcesz kontynuować tę
rozmowę?
- Jak najbardziej.
- Ja nie mam zamiaru się żenić. Nie widzę powodu, dla którego para
ludzi miałaby się wiązać.
- Przecież małżeństwo nie jest konieczne. Czy nie możemy po prostu
z sobą być?
- Nigdy nie dopuszczę do sytuacji, w której miałbym świadomość,
że ktoś może mi zarzucić brak miłości. Że traktuję go tak, jak mój ojciec
traktował moją matkę. A przecież niezależnie od tego, co o nim myślę,
jestem jego synem.
- A ja jestem córką Jamesa, ale nie mam zamiaru nikogo molestować
seksualnie. Nie mam zamiaru traktować moich dzieci w taki sposób,
jakby były dziełem przypadku, a mojej żony… to znaczy męża, jak
swoją własność. Nieważne, czyim jesteś synem. Liczy się to, jakim
jesteś człowiekiem. A to zależy już od ciebie.
- Skoro zależy to ode mnie, to nie chcę dopuścić do sytuacji,
w której mógłbym kogoś skrzywdzić, nie okazując mu miłości.
- A więc uważasz, że nie mógłbyś mnie pokochać.
- Tu nie chodzi o ciebie.
- Och, znam tę śpiewkę. „Tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie”. To
niezbyt oryginalne. Spodziewałam się po tobie czegoś więcej. Oboje
różnimy się od innych ludzi, więc nie zbywaj mnie banalnymi
sloganami.
- Ja nie chcę cię zranić…
- Kolejny banał. Jaki scenarzysta pisze twoje kwestie? Chyba
powinieneś go zmienić.
- Przepraszam.
- A poza tym jestem w ciąży.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Jackson poczuł się tak, jakby w jego domu wybuchła bomba. Miał
wrażenie, że ogląda na ekranie jakiś horror. Takiej wersji scenariusza
obawiał się najbardziej.
Cricket jest w ciąży.
- Kiedy to odkryłaś?
- Przed godziną. Wpadłam do mojej siostry… nie tej, która jest żoną
twojego brata, a potem przyjechałam tutaj.
- Co my, do diabła, zrobimy?
- Miałam nadzieję, że stać cię na coś więcej niż zadawanie
niemądrych pytań.
- Chyba rozumiesz, że nie możemy się pobrać.
- To świetnie. Będę więc musiała znaleźć innego kandydata na męża.
- Wybij to sobie z głowy.
- Więc sytuacja jest zupełnie jasna. Ty mnie nie chcesz, ale nie
pozwalasz mi wyjść za kogoś innego. A ja wyznaję staroświeckie zasady
i nie wyobrażam sobie, żeby moje dziecko było bękartem. Tak czy owak
uważam twój sposób rozumowania za absurdalny. Przecież dobrze jest
nam razem i chyba do siebie pasujemy.
- Zawsze najbardziej obawiałem się związku opartego na założeniu,
że dwoje ludzi musi dzielić życie ze względu na dziecko. Czy wiesz, jak
fatalnie wpływa taka konfiguracja na to dziecko? Przyznaję, że bałem
się trwałego układu, bo nie byłem pewny, czy potrafię spełnić twoje
oczekiwania. Ale teraz wszystko wygląda inaczej. Co będzie, jeśli to
dziecko odkryje, że było klejem łączącym jego rodziców na dobre i na
złe? Przeważnie na złe?
- Przecież już o tym rozmawialiśmy. To wszystko jest sprawą
wyboru, ale…
- Ja widziałem, do czego to prowadzi. Gdybym podjął takie
zobowiązanie, gdybym związał się z tobą… nigdy nie pozwoliłbym ci
odejść.
- To świetnie, bo ja nie chcę odejść – odparła z uśmiechem. – Chcę
być z tobą. Na zawsze. Czy uważasz, że jest w tym coś złego?
- Ja cię nie kocham – wykrztusił z trudem, bo słowa omal nie
uwięzły mu w gardle.
Wiedział, że mówi nieprawdę, ale nie potrafił znaleźć żadnego
innego sformułowania. Nie potrafił inaczej nazwać tego, co dudniło jak
młot w jego piersi.
- A co będzie, jeśli ci powiem, że ja kocham ciebie?
- Nie możemy sobie na to pozwolić. Nie możemy do tego dopuścić.
Unieszczęśliwilibyśmy się nawzajem. Ja unieszczęśliwiłbym ciebie.
- Chcę być z tobą. Taki jest mój wybór. Przecież mam do niego
prawo, prawda? Może pragnę być z tobą, choćby naraziło mnie to na
cierpienia z powodu niedostatku twojej miłości. Może wolę być z tobą,
niż z ciebie zrezygnować.
- Cricket…
- Nie. Bądź uczciwy wobec siebie i wobec mnie. Powiedz uczciwie,
czego chcesz, a czego nie chcesz, Jackson. Ale nie zrzucaj winy na mnie
i nie wmawiaj mi, że chcesz mnie chronić, bo to nieprawda. Ty wcale
nie chronisz mnie. Ty… chronisz siebie. Popatrz na mnie: stoję tu przed
tobą i niczego się nie boję. Nie przeraża mnie to, że cię kocham. Nie
przeraża mnie perspektywa urodzenia tego dziecka. Powiem ci coś
więcej. Nie przeraża mnie perspektywa zostania samotną matką.
Wolałabym tego uniknąć. Przyznaję szczerze, że wolałabym tego
uniknąć. Ale tylko dlatego, że wolałabym dzielić życie z tobą.
Bo nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak wtedy, kiedy mieszkaliśmy
razem w tej wiejskiej chałupinie. Dałabym wszystko, żeby przedłużyć
ten stan rzeczy. Ale ty tego nie chcesz i nie mogę zrozumieć dlaczego…
Myślisz pewnie, że jako młoda i niedoświadczona dziewczyna nie wiem,
czego pragnę. Ale ja to wiem, Jackson. Zawsze to wiedziałam. Pragnę
żyć z tobą w jakimś miejscu na ziemi, w którym będę się czuła u siebie.
Mam wrażenie, że ty szukasz takiego modelu egzystencji, w którym
nie będziesz nigdy niczego żałował. Ale moim zdaniem nikt ci tego nie
będzie w stanie zagwarantować. Możemy być z sobą, jak sam
powiedziałeś, Jackson, na dobre i na złe. Możemy czasem przeżywać
trudne chwile. Ale one będą mniej trudne, jeśli będziemy razem. Ty
w gruncie rzeczy nie masz pojęcia, jak wygląda nieudany związek
dwojga ludzi. A ja to wiem. Obserwowałam moją matkę. Widziałam, jak
bardzo tęskni za innym życiem. I miałam świadomość, że jestem
przyczyną jej cierpień. Więc możemy się pobrać, a jeśli będziesz
nieszczęśliwy, możemy wziąć rozwód.
- Cricket…
- Na czym w gruncie rzeczy polega twój problem? Czego się boisz?
Chyba nie porażki? Przecież nasz ewentualny związek nie byłby
pułapką. Wszystko zależałoby od nas. Ale ty czegoś się obawiasz.
Gdyby tak nie było, nasza rozmowa wyglądałaby inaczej. Zachowujesz
się tak, jakbym nie miała pojęcia, co to jest dysfunkcyjne małżeństwo.
A ja myślałam, że kowboje są odważni.
Miał wrażenie, że jej słowa są sztyletami wbijającymi się w jego
serce. Czuł się jak tchórz. Jak skończony tchórz nie mający dość
odwagi, aby wyjść naprzeciw aspiracjom Cricket. Ale…
Ale wiedział swoje.
Wiedział, co przeżywa dziecko, którego rodzice zawarli związek
z powodu poczucia obowiązku. Co więcej, miał świadomość, co
przeżywa dziecko, które było przyczyną ich decyzji. I nigdy w życiu nie
skazałby na taki los swojego syna. Ani swojej córki.
Bo przecież Cricket nie powiedziała mu, że go kocha.
Zaproponowała mu układ, który mógłby ułatwić im codzienną
egzystencję. Układ, na który decydowały się liczne pary pragnące
zapewnić swojemu dziecku pozory normalnego rodzinnego życia.
On jednak miał świadomość, że pod pozorami szczęśliwego życia
w rodzinie może kryć się rozpaczliwy smutek, którego nie dostrzega nikt
oprócz dwojga zainteresowanych osób.
Zdawał sobie sprawę ze swoich ułomności, ale nie chciał, by Cricket
wiązała się z nim z poczucia obowiązku wobec dziecka. Bo wiedział
dobrze, że musi to prowadzić do bolesnej frustracji.
Ty chcesz chronić siebie…
Uważał jej zarzut za niesprawiedliwy. Jej słowa obudziły w nim
bezsilną wściekłość.
Nie zdołał uniknąć błędów, jakie popełnili jego rodzice, ale pragnął
od tej pory postępować mądrzej niż oni. Dla swojego dobra, dla dobra
Cricket, dla dobra ich nienarodzonego potomka.
- Czy ty przynajmniej chcesz zostać ojcem tego dziecka?
- Będę jego ojcem. Skoro jest moje, otoczę je troskliwą opieką.
- Szkoda, że nie przejawiasz ani odrobiny tej opiekuńczości
w stosunku do mnie.
- Znajdziemy jakiś sposób, który umożliwi nam koegzystencję.
- Jaki? – spytała ze złością. – Czy chcesz, żebyśmy wymieniali się
naszym dzieckiem co miesiąc albo dwa? Żebyśmy przekazywali je sobie
w wyznaczonych terminach na parkingu supermarketu?
Nie był zachwycony tą wizją przyszłości. Nie był zadowolony
z dotychczasowego przebiegu rozmowy. Miał ochotę chwycić ją
w ramiona, zanieść do sypialni i podporządkować swojej woli.
Marzył o tym, by ją przy sobie zatrzymać.
I wiedział, że jest gotowa z nim zostać.
Ze względu na dziecko.
I obarczyć go brzemieniem odpowiedzialności, które on dźwiga już
od dawna. Od dzieciństwa.
Odrzucił od siebie wspomnienia i wrócił do rzeczywistości.
- Zgadzam się na każdy wariant, jaki zaproponujesz.
- Z wyjątkiem małżeństwa.
- Tak będzie lepiej dla nas obojga.
- Na twoim miejscu nie byłabym tego taka pewna, Jackson. Bo
moim zdaniem stoisz na przegranej pozycji.
Przerwała i spojrzała na niego niemal ze współczuciem.
- Wiesz, na czym polega twój problem? Tobie się wydaje, że
potrafisz bezbłędnie przepowiedzieć przyszłość. Że potrafisz mnie
przechytrzyć. Myślałeś tak od samego początku. Kiedy wygrałam to
rozdanie pokerowe, miałeś w zanadrzu dobrze przemyślany plan, więc
uważałeś się w gruncie rzeczy za wygranego. Ale wyszło inaczej,
prawda? To ja postawiłam na swoim. Więc na twoim miejscu
zaczęłabym się zastanawiać, czy nie jestem przypadkiem mądrzejsza od
ciebie.
Odwróciła się na pięcie i wyszła, a potem zjechała ze wzgórza
swoim luksusowym samochodem terenowym, zabierając z sobą spory
kawałek jego serca.
Najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że sytuacja wygląda tak jak
wygląda, bo nie może wyglądać inaczej. Ale on wiedział, że nie można
podporządkować sobie rzeczywistości samą tylko siłą woli. Zrozumiał tę
prostą prawdę już dawno temu.
Stojąc teraz na progu domu, miał wrażenie, że pęka mu serce. Czuł
się jak kłamca. Okłamywał samego siebie, wmawiając sobie, że nie
może jej pokochać.
Bo już był w niej zakochany.
A ona miała rację, zarzucając mu tchórzostwo.
Cricket nie wróciła na ranczo po wizycie u Jacksona. Odwiedziła
Emerson, u której niebawem pojawiła się również Wren. Obie
stwierdziły, że ich mężowie są gotowi Jacksona zabić.
A ona nawet nie próbowała go bronić.
Była na niego wściekła. Uważała, że Jackson zachowuje się…
absurdalnie, choć w gruncie rzeczy nie ma do tego żadnych podstaw.
Nigdy dotąd nie czuła się tak przygnębiona. I chyba właśnie dlatego
uległa namowom sióstr, które zażądały, by opowiedziała im całą
historię.
Zaczęła od swego młodzieńczego zauroczenia, podzieliła się z nimi
podejrzeniami dotyczącymi rzekomego pokrewieństwa, a na koniec
zrelacjonowała im szczegółowo rozmowę, która miała miejsce zaledwie
kilka minut wcześniej w domu Jacksona.
- No cóż – powiedziała Wren. – Creed go chyba zabije.
- Wiem – mruknęła Cricket. – Właśnie dlatego do was przyjechałam.
Bo w gruncie rzeczy nie życzę mu śmierci. Odnalazłam w sobie
nieznane mi dotąd pokłady tolerancji.
- Czy on naprawdę powiedział, że nie jest w stanie cię pokochać?
- Owszem. Użył dokładnie tych słów. I powiem wam, że gdybym
w to uwierzyła, może uznałabym, że Jackson postępuje słusznie. Ale ja
w to nie wierzę. Uważam, że on może mnie pokochać. Że chyba już
teraz jest we mnie zakochany. Ale po prostu się boi.
- Jako starsza siostra mogę cię zapewnić, że mężczyźni głupieją pod
wpływem miłości – stwierdziła Wren.
- Czy dotyczy to także Creeda?
- Och, Creed był najcięższym przypadkiem – mruknęła Wren.
- Nic podobnego! – zawołała Emerson. – Moim zdaniem
najcięższym przypadkiem był Holden. Kiedy mu wyznałam, że go
kocham, dostał pomieszania zmysłów.
- Creed też długo nie był w stanie przyjąć do wiadomości mojego
miłosnego wyznania.
- Och – jęknęła Cricket, marszcząc brwi.
- Co się stało? – spytała Wren.
- A ja mu wcale nie powiedziałam, że go kocham.
- Jak to? – Emerson szeroko otworzyła oczy. – Przecież to jest
prawda. Sama mówiłaś, że już wiele lat temu…
- Tak… tak. Ale chciałam usłyszeć, co on powie, i bałam się, że…
- Cricket – przerwała jej łagodnym tonem Wren. – Chyba go zabiję.
Gołymi rękami. On nie miał prawa cię tknąć, jeśli nie zamierzał
traktować waszej znajomości poważnie.
- Nie. Wyraziłam zgodę na to zbliżenie. Jackson postępował
uczciwie… od samego początku. Nigdy mnie nie okłamał. Chodzi
o to… Myślałam, że połączy nas seks, a potem każde z nas pójdzie
własną drogą. Że on będzie tylko przelotnym etapem mojego życia. Ale
oszukiwałam samą siebie. Jackson nigdy nie był etapem. Był moim
przeznaczeniem.
- W takim razie powinnaś mu to powiedzieć.
- Przecież on mnie upokorzył!
- To prawda, ale czasem musimy popełniać głupstwa w imię miłości.
- Wcale mi się to nie podoba.
- Mnie też nie – odparła Wren. – Ale kocham mojego męża
i poniżyłabym się nawet tysiąc razy, żeby go zatrzymać. On mnie na
szczęście do tego nie zmusza… Być może cały problem polega na tym,
że Jackson nie wie, co do niego czujesz. Ci Cooperowie… to twardzi
ludzie.
- Więc co mam zrobić? Czekać, aż przyjdzie do mnie i wyzna mi
miłość?
- Możesz czekać. Ale moim zdaniem ty masz głowę na karku,
Cricket.
Emerson pokiwała zdecydowanie głową.
- Wiesz, kim jesteś – dodała. – Byłoby wspaniale, gdyby związki
uczuciowe opierały się na zasadzie równorzędności, ale tak nie jest.
Każdy musi czasem zdecydować się na ustępstwo i wesprzeć partnera.
Nie mówię, że to powinno wyglądać tak jak w małżeństwie mamy
z ojcem, w którym jedna strona więdnie z powodu braku miłości
i wsparcia. Ale czasem ktoś może zrobić pierwszy krok, choćby to było
bardzo trudne. Inaczej dochodzi do sytuacji patowej, w której obie
strony są przegrane.
- A może obie strony były na to skazane od samego początku…
- Nie mów takich głupstw. Posłuchaj, Jackson to świetny facet, a ty
jesteś wspaniałą dziewczyną. Jestem przekonana, że potraficie znaleźć
jakieś wyjście.
- Ale…
- Wiem, że to nie będzie łatwe – przyznała Emerson – ale wszystkie
ważne związki bywają trudne. Jedyne osoby odporne na cierpienie to
ludzie pokroju naszego ojca. Oni nie angażują się uczuciowo, więc nie
są narażeni na ból. I mają w nosie to, co przeżywa druga strona.
Cricket uświadomiła sobie nagle, że jej siostra trafiła w sedno
sprawy. Ona też uważała małżeństwo swoich rodziców za patologiczne,
a ojciec wydawał jej się antytezą dobrego męża.
Ale Jackson… Jackson był inny. Nie wątpiła ani przez chwilę w to,
że związek z tym mężczyzną mógłby wyglądać zupełnie inaczej.
Przyszłość u boku Jacksona zawsze była w jej marzeniach usłana
różami.
Ponieważ go kochała.
Zrozumiała nagle, że nie wolno jej poświęcić miłości na ołtarzu
własnej dumy. Nie wolno dopuścić do tego, by na jej życie wpływał
destrukcyjnie – choć z daleka – taki człowiek jak James Maxfield.
Z tego samego powodu, dla którego błędy popełnione przez rodziców
Jacksona nie zmniejszają jego atrakcyjności w jej oczach.
- W porządku – oznajmiła, zrywając się z fotela. – Powiem mu, że
go kocham.
- To dobry pomysł – przyznała Emerson. – Ale moim zdaniem nie
powinnaś tego robić o dziesiątej wieczorem.
- Dlaczego?
- Cieszę się, że podjęłaś taką decyzję. Ale chyba powinnaś ułożyć
sobie plan działania uwzględniający wszystkie okoliczności.
- Już zaczęłam go układać w głowie. I wiem, że będę musiała od
ciebie jeszcze raz pożyczyć tę piękną suknię.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Jackson przeżył wiele przykrych rozczarowań. Ale porażka, jaką
poniósł w związku z Cricket, okazała się zaskakująco bolesna. Był
roztrzęsiony.
Znalazł się w ślepym zaułku i miał do wyboru tylko dwie opcje:
mógł sięgnąć po butelkę whisky albo po kluczyki od samochodu.
Wybrał tę drugą ewentualność i wylądował pod drzwiami rezydencji
Casha Coopera.
Wiedział, że zbudzi ojca, ale w tym momencie niewiele go to
obchodziło.
- Jackson… Czy coś się stało? – spytał Cash, otwierając drzwi
i pospiesznie zawiązując pasek szlafroka.
- Cricket jest w ciąży – oznajmił jego syn.
- Do diabła! Widzę, że nie traciłeś czasu.
- To było nieuchronne, ale teraz chodzi mi o coś innego. Muszę ci
zadać bardzo ważne pytanie. Dlaczego ożeniłeś się z mamą, choć jej nie
kochałeś? Czy zrobiłeś to dla mnie? Czuję się paskudnie ze
świadomością, że moi rodzice byli nieszczęśliwi z mojego powodu. Że
ponoszę część winy za ich nieudane małżeństwo.
- Jeśli nasze małżeństwo było nieudane, to nie z twojego powodu
i nie ponosisz za to żadnej odpowiedzialności.
Cash westchnął głęboko i otworzył szerzej drzwi.
- Wejdź.
Jackson zrobił krok do przodu i natychmiast owładnęły nim
wspomnienia. Przy tym jadalnym stole wielokrotnie siadywał z matką.
Rozpakowywał gwiazdkowe prezenty w rogu pokoju, obok kominka, bo
tam zawsze stała choinka. Kiedy pani Cooper niedomagała, kładła się na
tej kanapie, a on czytywał jej na głos ulubione książki…
- Musisz zrozumieć, że nie byliśmy nieszczęśliwi – oświadczył
Cash. – W każdym razie nie zawsze. Tak jak nie zawsze byliśmy
szczęśliwi. Ja ponoszę winę za cierpienia twojej matki. W piętnastym
czy szesnastym roku małżeństwa doszło między nami do dramatycznej
kłótni. Wykrzyczała mi, że nienawidzi tej winnicy, którą ja uważałem za
dzieło swojego życia i która przynosiła nam mnóstwo pieniędzy. A ona
mi zarzuciła, że kluczem do mojego sukcesu była chęć zaimponowania
innej kobiecie i odzyskania jej względów.
Potrząsnął głową i milczał przez chwilę, wpatrując się w jakiś
odległy punkt.
- Przemyślałem jej słowa i doszedłem do wniosku, że moje życie
ułożyłoby się łatwiej, gdybym poślubił Lucindę. Nie byłem na tyle
głupi, aby uwierzyć, że związek z Lucindą rozwiązałby wszystkie moje
problemy. Nie można przecież porównywać dziecięcego zauroczenia
z trwałym związkiem. Oboje z twoją matką mogliśmy tylko zgadywać,
co by się stało, gdybyśmy nie byli małżeństwem. Żadne z nas nie
zadawało się przez te wszystkie lata z nikim innym. Nie miałem
pozamałżeńskich dzieci. Nasze rodzinne stosunki bywały napięte, ale
trwaliśmy przy sobie na dobre i na złe. Zmienialiśmy się z biegiem
czasu, ale każde z nas zawsze było nieodłączną częścią drugiej strony.
- Trwaliście przy sobie z poczucia obowiązku – wtrącił Jackson.
- Czy jest w tym coś złego?
- Owszem. Naturalnym spoiwem łączącym dwoje ludzi powinna być
miłość.
- Skąd ci, do diabła, przyszło do głowy, że poczucie obowiązku nie
jest nieodłącznym elementem miłości? Miłość do dziecka czy do
współmałżonka wiąże się zawsze z poczuciem obowiązku. Obowiązek
to nie jest brzydkie słowo. Odżegnują się od niego tylko źli ludzie.
- Przyznaję, że nigdy nie myślałem o tym w ten sposób.
- Nie byliśmy doskonali ani szaleńczo szczęśliwi. Do dziś żałuję, że
nie okazałem się takim mężem, o jakim mama marzyła. Nie chodzi o to,
że nie potrafiłem jej kochać, ale o to, że ja… że my… pozwalaliśmy
pewnym sprawom wpływać na nasze uczucia, które z kolei ograniczały
nam zdolność wzajemnego wybaczania.
- Kiedy mama mi powiedziała, że pobraliście się tylko ze względu
na jej ciążę…
- Być może – przerwał mu ojciec. – Być może to prawda, ale ona
tego nie wiedziała. Nie wiem tego nawet ja. Mogliśmy to wykrzyczeć
podczas jakiejś kłótni, ale to nie zmienia faktu, że bardzo się wtedy
kochaliśmy.
- Przecież ożeniłeś się z mamą tylko dlatego, że Lucinda wyszła za
Jamesa.
- I na tym polega cały problem – wyznał Cash. – Nie wiem, jak
ułożyłoby się nasze życie, gdybyśmy zachowali się inaczej. Gdybyśmy
byli mniej uparci i mniej przekonani o słuszności wybranej przez nas
drogi. I dlatego męczy mnie poczucie winy. To nie dotyczy ciebie ani
nikogo innego, więc nie powinna była ci o tym mówić. Ale problem
polega na tym, że zbyt często zadajemy sobie pytanie: „Co by było,
gdyby…”. Zadręczałem się tym przez wiele lat, zwłaszcza po jej
śmierci.
- Dlaczego właśnie wtedy?
- Pod wpływem wyrzutów sumienia i poczucia winy. Nie ulega
wątpliwości, że bardzo kochałem twoją matkę. Ale jej tego nie
okazywałem. Bo myślałem wtedy, że miłość to coś w rodzaju
młodzieńczego zachwytu, który potrafi być równocześnie fascynujący,
cudowny i bolesny…
Potrząsnął głową.
- Czasem próbuję odgadnąć, jak ułożyłoby się nasze życie w innych
okolicznościach – ciągnął ojciec. – I to jest najgorsze. Słyszę w głowie
czyjś głos powtarzający mi uporczywie, że czekałem na jej śmierć, żeby
zawrzeć związek z kobietą, którą naprawdę kiedyś kochałem. Ale to nie
jest prawda.
Jackson odetchnął głęboko i wzruszył bezradnie ramionami. Nie
miał pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Po tym, co usłyszał od Casha,
poczuł żal do matki, która obudziła w nim, świadomie lub
nieświadomie, wyrzuty sumienia. Najważniejsze jednak było dla niego
to, że oboje z Cricket nie są spokrewnieni…
- Posłuchaj, synu – ciągnął Cash. – Ona była wspaniałą kobietą, ale
nie aspirowała do świętości i miała swoje wady. Jestem pewny, że nie
chciała cię zranić. I że bardzo cię kochała.
- Czy żałujesz, że wszystko nie ułożyło się inaczej?
- Żałuję, że nie potrafiłem być lepszym mężem. Ale nigdy nie
żałowałem tego, że przyszedłeś na świat i zawsze doceniałem życie,
jakie potrafiliśmy zbudować wspólnie z twoją matką.
- Nie chcę, żeby Cricket zgodziła się za mnie wyjść pod wpływem
poczucia obowiązku wobec dziecka.
- Przecież ona jest nowoczesną dziewczyną, więc chyba nie czuje się
do niczego zmuszona.
- Powiedziałem jej, że się z nią nie ożenię.
- Do diabła, synu, nie po to cię wychowywałem, żebyś wykręcał się
od obowiązków.
- Wcale tego nie robię. Chcę tylko się upewnić, że ona nie uzna
ślubu ze mną za kolejny obowiązek.
- Nie patrz na sprawę tylko ze swojego punktu widzenia. Po prostu
zapytaj ją, co czuje. Musisz jej zaufać i uwierzyć. Zaufanie, wiara
i uczciwość to najważniejsze elementy każdego małżeństwa. Gdybym
o tym pamiętał, nasze życie ułożyłoby się inaczej.
Jackson był pewny, że kocha Cricket. Obawiał się jednak, że
związek małżeński zawarty niejako pod przymusem z uwagi na jej ciążę
narazi ich oboje na głęboki stres. Stres, który może podkopać
fundamenty ich wspólnego życia.
Wiedział, że musi z Cricket poważnie porozmawiać i zaufać jej
ocenie sytuacji.
Ona naprawdę instynktownie dostrzegała różne aspekty związku
między mężczyzną a kobietą, które jemu wydawały się czarną magią.
A w dodatku ograła go w pokera.
Z czego był coraz bardziej zadowolony.
Kiedy otworzyła następnego ranka drzwi swojego domu, mając na
sobie tę samą czerwoną sukienkę, w której występowała podczas
turnieju, tę samą obszerną skórzaną kurtkę i kowbojski kapelusz, ujrzała
za nimi Jacksona.
Jego wygląd świadczył o tym, że jest rozbity i prawdopodobnie nie
spał całą noc.
- Co ty tu robisz? – spytała.
- A dlaczego ty się tak dziwnie wystroiłaś?
- Bo wybieram się na bardzo ważne spotkanie.
- Mogłem się tego domyślić. Czy masz przy sobie spluwę?
- Nie – wykrztusiła z trudem, usiłując opanować głośne bicie serca
wywołane przez jego bliskość.
W jej głowie kłębiła się burza myśli. Bała się zgadywać, co oznacza
wizyta Jacksona.
- Przyjechałem ci powiedzieć, że się poddaję.
- Co takiego?
- Poddaję się, Cricket. Nie mogę tego dłużej wytrzymać. Ogłaszam
kapitulację, bo wiem, że miałaś słuszność. Bałem się. Zachowałem się
jak cholerny tchórz. Bałem się, że jako zgorzkniały starzec będę siedział
przy kuchennym stole i opowiadał mojemu dorastającemu dziecku, że
zawarłem ten związek tylko dla jego dobra. A nie z miłości. Ale
najbardziej bałem się tego, że w naszym małżeństwie nie będzie miłości.
Że spotka mnie los mojej matki, która przystała na ślub pod wpływem
poczucia obowiązku, a potem przez wiele lat czuła się niekochana.
Ale ja cię kocham, Cricket, i jestem gotów zrobić wszystko, żeby cię
zdobyć. Jestem gotów poślubić cię z poczucia obowiązku i zasłużyć na
twoją miłość dopiero z biegiem czasu. Wiem, że chcesz być wolna.
Wiem, że chcesz zacząć własne życie. Wiem też, że ślub ze mną
i urodzenie dziecka mogą ci utrudnić realizację twoich planów. Ale…
moim zdaniem to jest przeznaczenie, a ja nie mam zamiaru z nim
walczyć.
- Jackson – wyszeptała drżącym głosem. – Nie jesteś dla mnie
żadnym ciężarem. Pojechałam wczoraj wieczorem do domu mojej
siostry, żeby jej się poskarżyć, że mnie odtrąciłeś. Wpadła tam też Wren
i obie mnie spytały, czy wyznałam ci miłość, a ja uświadomiłam sobie,
że tego nie zrobiłam. Chyba ze strachu. Chciałam wiedzieć, co czujesz
i myślisz, zanim odkryję swoje karty.
Było mi łatwo rozmawiać o małżeństwie, ale o wiele trudniej
otworzyć serce. Bo nigdy tego nie zrobiłam przed nikim oprócz ciebie.
W ciągu ostatniego miesiąca więcej mówiłam o sobie niż w ciągu całego
życia. Tłumaczyłam ci, kim jestem, co mnie boli i co sprawiło, że jestem
taka, jaka jestem. A kiedy odrzucę wszystkie rzeczy, które nie mają
znaczenia, widzę wyraźnie, że cię kocham. Kocham cię od lat. Jesteś
moim przeznaczeniem.
- Cricket – wyszeptał Jackson, obejmując ją mocno i patrząc jej
prosto w oczy. – Jesteś dla mnie najpiękniejszym darem losu. Kocham
cię dziś i będę kochał do końca swoich dni. Wiem, że mogą nadejść
ciężkie chwile i bezsenne noce, ale miłość pozwoli nam to wszystko
przetrwać.
Pocałował ją namiętnie, a ona przestała logicznie myśleć. Nie mogła
oddychać. Zostały jej tylko odczucia.
I w głębi duszy była przekonana, że Jackson odczuwa to samo co
ona. Że rozdanie pokerowe, które zapoczątkowało ich romans, okazało
się wygrane dla obojga.
SPIS TREŚCI:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY