Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
Emilia Anna Kaczmarek
Smoczy Płomień
Cykl: Saga Siódmego Lądu
Copyright © by Emilia Anna Kaczmarek, 2013
Projekt i wykonanie okładki: Mikołaj Kaczmarek
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Powieść ani żadna jego część nie może być kopiowane, powielane,
upowszechniane bez zgody autora.
http://mysterywoman101112.blogspot.com/
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
Rozdział I
Tunel ciągnął się w nieskończoność i nawet jeden promień światła nie
docierał do wnętrza Przeklętej Góry. Potykali się o własne nogi, po omacku
dotykając ścian. Mimo to biegli, ile sił w nogach, czas uciekał, a oni musieli się
śpieszyć. Ściany drżały, a skały spadały im na głowy. Nie wolno im było się
zatrzymać. Mashina – demon i władca bezdennych czeluści zapomnienia,
podążał ich śladem. Już nie było odwrotu. W chwili, gdy przekroczyli granice
mrocznej głębi, wydali na siebie wyrok.
A demon czekał na nich, z armią swoich sług. Drażnił się z nimi i zwodził
pozorną swobodą ruchów. W rzeczywistości zmusił ich, by ukryli się w
najgłębszych mrokach góry. Dokładnie tam, gdzie mógł ich bez najmniejszego
trudu zabić.
Jeden z wojowników – Drefus, przeskoczył przez stos skalnych odłamków
i pognał dalej, świecąc przy tym niczym pochodnia. Nie było w tym nic
dziwnego, gdyż ciało wojownika, zrodzonego w Królestwie Solarii, emanowało
jasnym blaskiem, rozświetlając mrok korytarzy – jeśli w ogóle cokolwiek mogło
rozjaśnić to przeklęte miejsce. Mrok wysysał bowiem każdą odrobinę ciepła,
światła i mocy, jaka się znalazła we wnętrzu góry.
Ich czas się kończył. Jeśli szybko nie znajdą jaskini albo wyjścia, zostaną
tu na zawsze. Wszyscy bez wyjątku odczuwali już spadek sił.
Drefus nie oglądał się za siebie. Najważniejsze, że chwilowo nie słychać
było odgłosów mlaskania i syczenia, wydawanych przez małe demony służące
Mashinie.
Król Lahante biegł tuż za nim. Władca Tynaru był wściekły i przerażony
zarazem. Strach ściskał jego serce i niczym podstępny wąż oplatał ciało,
szepcząc do ucha słowa porażki i przegranej, szydząc z niego.
Krzyk córki odbijały się w głowie króla, przeszywając każdą komórkę
ciała, wypychając powietrze z płuc. Żyła, błagając o śmierć – Elena, jego jedyna
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
córka. Ukochane dziecko, wyrwane z ojcowskich ramion blisko cztery wieki
temu.
Nie byłoby ich tutaj, gdyby Marco nie odkrył prawdy o zniknięciu siostry.
To jego wizje przyprowadziły ich tutaj. Książę biegł tuż za ojcem, co chwila
oglądając się za siebie. Bezpieczeństwo grupy zawsze było dla niego na
pierwszym miejscu. Długie czarne włosy falowały na jego plecach. Oczy,
równie ciemne jak włosy, badawczo śledziły każdy ruch i odgłosy napływające
z góry.
Książę był ucieleśnieniem marzeń każdej kobiety. Piękny, wysoki, silny i
szlachetny. Sam jednak zdawał się nie dostrzegać kobiet, lub co gorsza nie
chciał ich dostrzegać. Setki lat temu, zaraz po zniknięciu siostry poprzysiągł za
cenę własnego szczęścia odnaleźć Elenę. Od tamtej pory unikał kobiet. Tylko
nieliczni wiedzieli, jak wiele wysiłku kosztowało go dochowanie tych ślubów.
Góra ponownie zatrzęsła się, zrzucając kolejną porcję kamieni na
biegnących. Powietrze wypełnił zapach siarki i mlaskanie demonów. Zamarli, z
trwogą oglądając się za siebie.
Już raz starli się z obrzydliwymi sługami demona. Podstępne istoty czekały
na nich w mrokach jaskini. Brama do świata zewnętrznego zatrzasnęła się za
nimi w chwili, gdy spostrzegli, że Mashina wciągnął ich w pułapkę. Mogli już
tylko walczyć. Bestie były niewielkie i na pozór przypominały karły. Nie miały
przy sobie żadnej broni. To była niestety jedyna dobra wiadomość. Małe
kreatury pluły bowiem jadem, nie wspominając już o pazurach i ostrych
zębiskach.
Nie mając wyboru wojownicy rzucili się w wir walki. Prymitywne demony
padały jeden po drugim, ale z ciemności w miejsce zabitego wyłaniały się
kolejne. Szybko okazało się, że sług ciemności jest zbyt wiele i tej bitwy
wojownicy Tynaru nie wygrają. Rzucili się więc w głąb góry, zbyt późno zdając
sobie sprawę, że na tym właśnie polegał plan Mashiny.
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
Początkowo Marco prowadził, kierując się swoim instynktem i darem
jasnowidzenia. Wiódł ich w głąb góry, szukając groty, w której demon uwięził
Elenę. Niestety, im głębiej byli, tym bardziej opadali z sił. W końcu nawet
pochodnie zgasły, zduszone złą mocą góry.
– Ojcze, zbliżają się – zachrypiał Marco głosem podrażnionym od dymu.
– Wasza Wysokość, mogę odwrócić ich uwagę. – Jeden z wojowników
próbował przekrzyczeć hałas spadających skał. Jego srebrne włosy i puszyste
skrzydła zrobiły się prawie szare od sypiącego się na nie piachu, jednak mimo
zmęczenia, na twarzy było widać skupienie. Wszystkie zmysły wojownika
słuchały szeptu góry. Netabe – nie był czarodziejem, przyszedł jednak na świat,
obdarzony rzadkim darem rozumienia mocy ukrytych głęboko w ziemi.
Bezbłędnie wyczuwał zło, którym nasączone były skały. – Mogę zamknąć przed
nimi korytarz, to ich trochę opóźni. Gdyby tylko Ariel... – Mężczyzna spojrzał
znacząco na smoczego wojownika.
– Nie! – Władca pokręcił głową. – Żaden z was nie pójdzie. Obaj jesteście
mi tu potrzebni. Tylko trzymając się razem, możemy stawić opór demonom.
Netabe zmarszczył brwi, chociaż nie zgadzał się z decyzją króla, jako
wojownik Tynaru, zwykł wykonywać rozkazy swego władcy.
– Dobrze, Wasza Wysokość. Musimy jednak przyspieszyć, góra się
gniewa. Nie wiem jak długo jeszcze utrzymam korytarz dla nas otwartym –
mówiąc to obejrzał się za siebie, spoglądając groźnie na smoczego wojownika,
lecz ten tylko wzruszył ramionami i jak zwykle się nie odezwał.
Ariel nie zamierzał słuchać rozkazów zwykłego rycerza. Tak naprawdę, to
czerwonowłosy wojownik nie lubił słuchać niczyich rozkazów. Król Lahante
stanowił pod tym względem wyjątek – przynajmniej czasami. Smoczy ogień
drzemiący w mężczyźnie kipiał, domagając się uwolnienia. Ariel nie był w
nastroju do żartów, ledwo panował nad własnym ciałem. Smok wewnątrz niego
walczył o wolność.
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
A może wyczuwał ją...
Mrok gęstniał, woń bólu i cierpienia drażniła jego nozdrza. To ona –
zrozumiał natychmiast. Cierpiała uwięziona na granicy życia i śmierci.
Wyczerpana, bezsilna.
Gdzieś w oddali zabłysło niewielkie światełko, chwilę później, przygasło,
by potem ponownie zapłonąć. Zapach cierpienia uderzył w nich z ogromną
mocą. I cisza, przerażająca, ogłuszająca. Żadnego krzyku, wołania... Nic.
Posępny zwiastun śmierci.
Lahante jęknął, chwytając się za skronie. Co poczuł? Ariel nie wiedział.
Niemniej jednak władca ruszył biegiem do miejsca, skąd wypływało światło. To
była zasadzka – Ariel czuł to przez skórę, smok wewnątrz niego również.
Demony były coraz bliżej. Smród ich ciał przyprawiał o mdłości.
Król jednak zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi. Tylko ona się
liczyła. Córka porwana wiele lat temu, przez wojowników z plemienia Awantu.
Czterysta lat zajęło królowi odnalezienie Eleny. Cztery wieki, wypełnione
poszukiwaniami, przesłuchaniami podejrzanych i studiami magicznych map. Aż
w końcu jeden z magów, należący do jego własnego królestwa zdradził, jaki los
spotkał księżniczkę. Król od początku podejrzewał, że za porwaniem stoją
magowie albo elfy z jakiegoś wysokiego rodu. Wielu chciało pozbawić jego
rodzinę tronu. Przez jakiś czas po zniknięciu dziewczyny wierzył, że dostanie
list z żądaniem okupu lub rozkazem swojej natychmiastowej abdykacji w
zamian za jej życie. Czas mijał i nic takiego się nie zdarzyło.
Wtedy zrozumiał, że została porwana z zupełnie innych powodów. Jako
potomkini dwóch magicznych rodów królewskich, mogła być bardzo cenna dla
jakiegoś maga lub czarodziejki. Nawet on wiedział, że istniały bardzo stare
rytuały wysysania mocy magicznych. Obrzędy te zostały zakazane tysiące lat
temu, jednak wielu magów po dziś dzień, praktykowało je w tajemnicy przed
innymi.
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
Tylko, że Elena nie padła ofiarą żądnych czarodziejskich mocy. Została
sprzedana w niewolę demonowi, w zamian za skarby ukryte w Przeklętej Górze.
Kosztowności, których porywacze nigdy nie otrzymali. Demon zabił bowiem
wszystkich, jak tylko dostarczyli mu dziewczynę.
Za wszystkim stał Tartenius – główny mag w Królestwie Tynaru,
przewodniczący Wysokiej Rady Czarodziejów. Skuszony bogactwem Mashiny,
wynajął wojowników z plenienia Awantu i namówił ich do porwania
księżniczki. Skąd wiedział, że Mashina, demon zamieszkujący Przeklętą Górę,
poszukuje magicznego źródła, nie wyjawił. A raczej nie zdążył tego wyjawić
przed śmiercią.
Mashina zniszczył wszystkich najemników Tarteniusa. Demon od początku
nie zamierzał płacić za Elenę. Mag wpadł najpierw w szał, potem w popłoch, a
w końcu uciekł z królestwa. Tyle wystarczyło, by zrozumieć, kto był
odpowiedzialny za zniknięcie Eleny.
Marco natychmiast ruszył w pogoń za zbiegiem. Dręczony wizjami
cierpiącej siostry, blisko czterysta lat szukał mężczyzny, przeszukując królestwa
Siódmego Lądu i obce ziemie poza granicami czasu i przestrzeni. Czarodziej,
dysponując odpowiednimi zaklęciami, raz po raz zmieniał postać, jednak Marco
nigdy nie zaprzestał poszukiwań. Przez wiele lat podążał za nim, niczym cień.
Aż w końcu dopadł go i zmusił do wyjawienia prawdy.
Jeszcze tej samej nocy piątka rycerzy z królem na czele wyruszyła na
spotkanie z demonem.
Podróż do Przeklętej Góry zajęła im wiele dni. Byłoby szybciej, gdyby
mogli skorzystać z magicznego portalu. Takowy jednak nie istniał w Darkarii.
Poza tym używanie magicznych drzwi, gdy niedaleko czaiło się czyste zło,
byłoby absolutnym szaleństwem.
Przenieśli się więc za pomocą portalu na północne obrzeża Tynaru, tak
daleko, jak tylko mogli. Konie musieli zostawić tuż przed granicą Darkarii.
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
Resztę drogi przebyli pieszo. Trzy dni spędzone w górzystych pustkowiach
wyczerpały ich bardziej, niż niejedna stoczona bitwa. Sama góra stanowiła
jeszcze większe wyzwanie. Czarna skała promieniująca wrogą energią,
przyciągała do siebie zło jak magnes.
Jaskinia, którą znaleźli po wielu godzinach poszukiwań, pełna była
rozkładających się szczątków: ludzkich i zwierzęcych – pozostałości po uczcie
goblinów. Nie natknęli się na żadną żywą istotę, tylko kości i smród
rozkładających się ciał.
To właśnie we wnętrzu jaskini znaleźli przejście w głąb góry. Już samo
podejście tak blisko siedliska mroku było ryzykowne. Mimo to weszli, wiedząc,
że mogą nigdy nie opuścić tego miejsca żywi.
Na szczęście żaden spośród wojowników zdawał się wtedy tym nie
przejmować.
Brnąc po omacku, potykając się o spadające kamienie, zmierzali w
kierunku światła. A może śmierci?
Korytarz skończył się szybciej niż się tego spodziewali. W czarnej skale
był niewielki otwór, a z niego wypływało światło. Migocząc dziwnym blaskiem,
wabiło ich do środka, jednocześnie wprawiając ich ciała w dziwny letarg.
Ariel warknął.
– To diabelski ogień! – Nienawidził tego żaru, zapachu siarki i smrodu
palonych dusz. Smocza krew rozszalała się w jego wnętrzu, prawdziwa natura
wojownika domagała się uwolnienia i zniszczenia znaku demona.
Był też inny powód, dużo bardziej przerażający. Ogień piekielny
przypominał smokom o ich własnej, niechlubnej przeszłości.
Dziesiątki tysięcy lat temu smoki mieszkały głęboko pod ziemią razem z
demonami. Nie posiadając duszy, były niczym demony, wiecznie głodne i żądne
śmierci.
Do dnia, w którym pradawne plemię elfów wypuściło smoki na wolność,
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
zawierając z nimi przymierze. Smoki mogły przeżyć jeden rok na powierzchni,
w zamian za pomoc w walce przeciwko złu przybywającemu spoza granic czasu
na Siódmy Ląd. Tamtą wojnę wygrano, zło wypędzono. Smoki wspierając ludzi
i elfy, pokonały istoty spoza czasu. Niestety zaraz potem zwróciły się przeciwko
elfom. Zajęły zachodnie krańce Siódmego Lądu, podporządkowując sobie
okoliczne ziemie i ich mieszkańców.
Wtedy to elficka wróżka – Marrisa rzuciła na nie klątwę. Przekleństwo
dotknęło cały smoczy ród. Z każdym wschodem słońca smoki budziły się nie
wiedząc, gdzie i kim są.
Klątwa miała stracić moc dopiero, gdy bestie odkryją, co ma największą
wartość w życiu.
Wiele setek lat upłynęło nim smoki przełamały moc zaklęcia. Oszalałe i
obłąkane kręciły się bez celu, szukając swych legowisk i kosztowności.
Nieostrożność sprawiła, że stały się łatwym łupem dla pogromców. Tępiono je
bezlitośnie. Tylko garstka przetrwała. Garstka, która na zawsze porzuciła myśl o
bogactwie i skoncentrowała się na utrzymaniu ciągłości gatunku, dbając również
o mieszkańców okolicznych wsi.
To właśnie oni zostali pobłogosławieni przez Marrisę i otrzymali od niej w
darze duszę, a wraz z nią zdolność do przybierania ludzkiego kształtu. Tak
narodzili się smoczy wojownicy – przodkowie Ariela.
Smok warknął gniewnie, ognistym podmuchem gasząc diabelski ogień i w
jego miejsce zapalając własny – smoczy płomień.
Dopiero wtedy, trzymając miecze w gotowości, weszli do groty. Żaden
demon ani goblin, nie czekał na nich w środku, ale i tak zadrżeli, wpatrując się
w coś, co powiewało pod sufitem skalnej pieczary. Jeszcze nie pojmowali tego,
co widziały ich oczy. Bo w końcu, jak można było zrobić coś takiego żywej
istocie?
Z kamiennego sufitu zwisał łańcuch, a na jego końcu bezwładnie zwisało
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
coś, co kiedyś było człowiekiem – Elena. Ubranie miała w strzępach, ciało
praktycznie nie istniało, pokryte ognistymi pręgami, wycieńczone, przeźroczyste
i nierealne.
Lahante krzyknął i rzucił się do córki, ale Marco chwycił ojca w pasie i
przytrzymał w miejscu.
– Puść mnie! – wrzasnął król, szamocząc się. – Muszę ją uwolnić. Ona
cierpi, nie widzisz tego?!
Marco nie puścił ojca, przeciwnie, wzmocnił uścisk.
– Właśnie dlatego, nie wolno nam jej dotknąć – głos księcia drżał napięcia.
Król zawisł jak kukiełka w ramionach syna.
– Marco... Ja muszę... – Ze łzami w oczach patrzył, na poranione ciało
ukochanego dziecka. Ale Marco miał rację. Nie mógł jej dotknąć. Nikt nie mógł.
Każde dotknięcie zwiększyłoby tylko jej ból.
Wściekłość wypełniła jego serce. Dłonie same zaciskały się w pięści. Ten
potwór wyssał z niej życie. Przez czterysta lat karmił się nią. Każde dotknięcie
demona odbierało jej siły, a jemu dodawało mocy.
Ofiara doskonała – nieśmiertelna istota. Tym właśnie była – pokarmem dla
pozbawionego duszy demona.
Elena nie krzyczała i nie płakała. I tak nikt nie mógł jej usłyszeć. Jej
nędzna egzystencja trwała już tak długo, iż przestała wierzyć, że ktokolwiek
przyjdzie jej na ratunek.
Nagle coś się zmieniło. Na początku nie mogła zorientować się, co to było.
Dawno temu demon pozbawił ją zdolności widzenia i słyszenia. Ciągle jednak,
innymi zmysłami potrafiła wyczuć, czy ktoś znajduje się w pobliżu.
Demon wrócił! Strach na nowo wypełnił jej serce. Ogień był wszędzie.
Płomienie sięgały jej ciała, wdzierały się do jej ust, płuc. „Nie! Nie! Nie!” –
krzyczała bezgłośnie. Tylko nie ogień, nie chciała już więcej płonąć.
Marco w końcu puścił ojca. Król na chwiejnych nogach podszedł do córki.
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
– Eleno? – zapytał. – Dziecko, słyszysz mnie? Uwolnimy cię, przysięgam.
Ariel stojący przy wejściu do groty, pokręcił głową. Nie słyszała ich, był
tego absolutnie pewien. Całe jej ciało spowijał diabelski kokon, ale oni tego
widzieli. Demon oplótł ją siecią, niczym pająk swoją ofiarę, uniemożliwiając jej
jakikolwiek kontakt ze światem. Była bezbronna, skazana na cierpienia, na łaskę
potwora.
Ariela jednak dużo bardziej martwiła nieobecność demona. Wiedział, że po
nią przyszli, dlaczego więc nikt jej nie pilnował? Czy Mashina był tak bardzo
pewien ich porażki? A może szykował dla nich coś specjalnego? Na samą myśl
o spotkaniu z demonem smok w jego wnętrzu zawył wściekle.
W tym samym momencie Marco odwrócił się i spojrzał na niego. Nie
musiał nic mówić. Obaj wiedzieli, że był jej jedyną szansą. Jeśli jego dotyk nie
ocali Eleny, nikt już jej nie uratuje.
Krew i skóra Ariela leczyła wszelkie rany. Wiele razy na przestrzeni
ostatnich setek lat, wojownik prezentował swoje zdolności. Po bitwach,
pojedynkach i starciach. Smoczy wojownik nieraz ratował rycerzy swym
dotykiem. Tylko, że Elena nie została skaleczona w potyczce, jej ciało spłonęło
pod wpływem diabelskiego ognia.
Czerwonowłosy wojownik stał w kącie. Upartym wzrokiem wpatrując się
w postać zwisającą na łańcuchu. Szczęki zaciskał gniewnie, w zmrużonych
oczach migotały złote płomienie. Dłonie skrzyżował za plecami i Marco mógłby
się założyć, że w tej chwili nie były to już dłonie człowieka, lecz szpony smoka.
Gniew buchał z jego ciała, on sam jednak nie odzywał się ani słowem. Jak
zwykle.
Ariel nienawidził demonów, ich zapachu, krwi, mocy. Jednym słowem
wszystkiego, co się z nimi wiązało. Wiedział jednak, po co tu przybyli i że jego
obecność była niezbędna. Po dłuższej chwili ruszył się z miejsca. Minął
pozostałych rycerzy i stanął naprzeciwko króla. Lahante spojrzał na niego
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
zaskoczony, Marco jednak uścisnął ramię ojca.
– To nasza jedyna szansa, ojcze – szepnął.
Ariel zignorował szept księcia i sprzeciw widoczny w oczach króla. Przez
setki lat zdążył już przyzwyczaić się do tego, jak ludzie i elfy traktują smoki. Jak
zwierzęta pozbawione rozumu. Krwiożercze bestie mordujące słabszych. Król
pod tym względem nie stanowił wyjątku. Tolerował obecność Ariela wśród
swoich wojowników tylko i wyłącznie dzięki wstawiennictwu Marco. Ale nic
ponadto.
– Zrobię, co będzie w mojej mocy – głos smoka zabrzmiał jakoś dziwnie
obco. Wojownik nie czekając na reakcję króla, podał swój miecz i płaszcz
księciu. – Łańcuchy, na których wisi, są obłożone klątwą – dodał jeszcze,
zdejmując zbroję i tunikę. Jego nagie ciało natychmiast zapłonęło czerwoną
poświatą. Smoczy tatuaż na plecach rwał się do życia. Skóra delikatnie drżała,
falując w rytm bicia jego serca.
Wojownicy stojący w pobliżu wstrzymali oddech. Rzadko mieli okazję
oglądać czerwonego wojownika w takim stanie. Był na krawędzi przemiany. Co
jeśli nie zapanuje nad sobą?
– Spróbujemy złamać zaklęcie – powiedział Marco, patrząc na łańcuch.
– Nie! – przerwał mu Ariel. – To zbyteczne. Znam lepszy sposób.
– Jaki? – zapytał książę.
– Spalę je.
Książę wciągnął szybko powietrze.
– A Elena? Nic jej się nie stanie?
Smok pokręcił głową.
– Będzie bezpieczna, otoczę ją ciepłem własnego ognia.
– Mam nadzieję wojowniku, że wiesz, co robisz? – rzucił groźnie Lahante.
Nie miał wyjścia, musiał skorzystać z pomocy smoczego wojownika, nie
podobało się mu jednak, że nagie ciało rycerza miało dotykać jego córki.
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
Ariel ponownie nie zareagował na słowa króla. Powoli zbliżył się do
dziewczyny. Jej ciało skręcało się w konwulsjach. Usta to otwierały się, to
zamykały, jednak nie wydostawał się z nich żaden głos. Bała się go, a jej strach
wsiąkał mu w skórę. Wyczuwała smoka w jego wnętrzu i ogień w jego ciele.
Myślała, że jest demonem.
Ostrożnie musnął dłonią jej policzek.
Głowa dziewczyny odskoczyła do tyłu. Paniczny strach zmroził jej serce.
Gorące płomienie znowu dotykały jej skóry. Bała się ognia. Nie chciała czuć
ognia. Nie chciała znowu płonąć. Szarpnęła się, chociaż i tak nie była w stanie
odsunąć od jego ręki.
Nagle wszystko się zmieniło. Płomienie bijące z obcego przeskoczyły na
jej twarz, nie przynosząc jednak bólu, tylko ukojenie. Dziwne ciepło spłynęło na
jej udręczone ciało, palce nieznajomego delikatnie głaskały jej policzek. Z
każdym kolejnym muśnięciem ból w ciele zdawał się być mniejszy.
Szybko zrozumiała, że potrzebuje tego dotyku, bardziej niż powietrza.
Kiedy więc dłoń zniknęła, szarpnęła się znowu, tym razem w panice.
Ariel resztkami sił starał się zachować spokój, chociaż smocza krew wrzała
w kontakcie z ciałem Eleny. Jej ból i cierpienie natychmiast spłynęły na
wojownika, na moment pozbawiając go tchu. Każdy cios, każda kropla krwi
utoczona z ciała dziewczyny odbiła się echem w jego głowie. Tak wiele bólu
zniosło to drobne ciało, tak wiele łez wylała, a pomoc nie nadchodziła. Smok
wewnątrz niego wyrywał się i warczał, protestując na taką niesprawiedliwość.
Ariel nie spodziewał się tego. Nigdy wcześniej tak silnie jego smocza natura nie
dawała o sobie znać, jak w tej chwili. Ale też nigdy wcześniej nie trzymał w
ramionach kobiety naznaczonej dotykiem demona. Nigdy też nie próbował
uleczyć kobiety. A może to Elena była wyjątkowa?
Mizerna i wychudzona – była ledwie cieniem żywej istoty. Przez chwilę
myślał, że jeśli ją dotknie, rozpłynie się w powietrzu jak wiosenna mgła.
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
Ostrożnie wziął ją w ramiona. Jęknęła bezgłośnie, gdy poraniona skóra
dotknęła jego piersi. Bezgłośny szloch trwał jednak zaledwie chwilę, dopóki
moc smoczego ognia nie otoczyła jej i uzdrawiające ciepło nie spłynęło na jej
ciało. Bezwiednie przytuliła się do niego, szarpiąc skutymi dłońmi.
Ariel drżał, a smok szalał opętany jej bólem i cierpieniem. Właśnie dlatego
Ariel nie lubił, gdy go dotykano. Jego ciało jak gąbka chłonęło emocje drugiej
osoby: strach, ból i choroby. Smok wył, oglądając zniszczenia, jakich demon
dokonał. Karmiąc się mocami Eleny, Mashina zniszczył jej ciało. Nie to jednak
było najstraszniejsze – demon pozbawiając Elenę mocy pragnął jednocześnie
uczynić z niej istotę podobną sobie. Wojownik, aż za dobrze wyczuwał
zaciśniętą pięść potwora, wokół duszy dziewczyny.
Ariel nie miał pojęcia, w jakim stopniu maszkarze udało się zainfekować
księżniczkę. Czy jej dusza była na tyle silna, że oparła się diabelskiemu
urokowi? A może ich poświęcenie nie miało już sensu, bo Elena powoli
przechodziła w mrok?
Mimo wszystko bała się, a strach przed ciemnością dawał im nadzieję. Być
może wyczuwała smoka wewnątrz niego i bała się, że ją skrzywdzi. Ten strach
pozwalał mu wierzyć, że jest szansa ocalić ją przed ciemnością.
Wojownik odchylił głowę do tyłu. Uważnie przyjrzał się łańcuchowi,
oddychając głęboko, starając się uspokoić szalejącą wewnątrz smoczą krew.
Ogień i czerwień wypełniły na nowo jego źrenice. Z ust wojownika buchnęły
płomienie, wgryzając się w diabelski łańcuch. Żar spłynął w dół oplatając ciasno
dłonie Eleny. Metal szybko rozgrzał się do czerwoności, zaskrzypiał
ostrzegawczo, by w końcu obrócić się w pył. Dłonie Eleny opadły, a smoczy
płomień ciągle jeszcze ślizgał się po nich, nie wyrządzając jej jednak
najmniejszej krzywdy.
Wojownicy z przestrachem cofnęli się pod ścianę. Nic nie mogło się
równać z mocą smoczego płomienia. Nic też nie mogło przetrwać w jego
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
pobliżu. Dlaczego więc dziewczynie ogień nie wyrządził krzywdy?
Marco jęknął, zasłaniając dłonią usta. Król z rozdartym sercem patrzył na
córkę.
– Elena – szepnął cicho.
Powoli, Ariel odwrócił się, dziewczyna bezwładnie zwisała w jego
ramionach. Teraz, kiedy już moc demona nie trzymała jej na uwięzi, ciało
nabrało kształtu – ogrom krzywd stał się jeszcze bardziej widoczny.
Twarz Eleny bardziej przypominała pomarszczoną maskę staruszki, niż
lico młodej dziewczyny. Włosy – dawniej czarne jak noc, teraz były zupełnie
siwe i skołtunione. Ciało wiotkie i powykręcane, nosiło ślady setek ognistych
pręg – ran zadanych przez Mashinę. Przysmażona skóra i powykręcane członki
– tak wyglądała królewska córka po czterech wiekach niewoli w szponach
demona.
A jednak czerwony wojownik drżał, przytulając ją do siebie. Było w niej
coś, co kazało się mu nią zaopiekować, tulić i wielbić.
Patrzyła na niego niewidzącymi oczyma. Ostatkiem sił próbowała
zrozumieć, kim jest i dlaczego ją uwolnił? Była jednak zbyt słaba, by zadać
jakiekolwiek pytanie.
Lahante pochylił się nad córką.
– Eleno słyszysz mnie? – zapytał. – Dziecko kochane... Mogę ją dotknąć? –
Zwrócił się do wojownika.
– Nie! – warknął Ariel, o wiele ostrzej niż zamierzał. O wiele groźniej, niż
miał prawo zwrócić się do króla. Z jakiś powodów prośba Lahante bardzo go
zirytowała. – Jeszcze nie, Wasza Wysokość – zniżył głos. – Ona... Cierpi.
Lahante zmarszczył brwi, nic jednak nie powiedział.
Drefus natomiast jęknął.
– Nareszcie – mruknął solarny wojownik. – Czy teraz już możemy się stąd
wynosić?
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
Netabe posłał mu karcące spojrzenie. Jak na zawołanie, ściany zadrżały, a z
sufitu posypały kamienie. Ryk mrożący krew w żyłach zatrząsł grotą. Demon
musiał wyczuć, że okowy pętające Elenę zniknęły. Podłoga zaskrzypiała pod ich
stopami.
– Damy radę się stąd wydostać? – zapytał ponownie słoneczny wojownik,
szykując jednocześnie miecz do starcia z demonami.
Netabe milczał. Intensywnie oglądał ściany, sondował skałę swoimi
mocami. Jednak jedyne, co wyczuwał, to chwiejącą się pod ich stopami podłogę
i znajdującą się tuż pod nią próżnię. Demon był coraz bliżej. Skrzekliwe głosy
wygłodniałych sług dołączyły do ryku swego pana.
Marco zacisnął usta i ściął pierwszy łeb, który zajrzał do groty. Głowa
goblina potoczyła się po podłodze. Tuż za oślizgłą kreaturą pojawiły się
następne. Małe, pokraczne i obrzydliwe. Za nimi podążały demony. Parskały
gniewnie, brudząc wszystko dookoła toksyczną śliną. Małe, czerwone ślepia z
uwagą śledziły każdy ruch wojowników. Piekielne istoty były już wszędzie.
Pełzały po ścianach i kamiennym suficie – otaczały ich. Ostre pazury bez
najmniejszego trudu wbijały się w skałę. Stwory syczały i mlaskały, a potem w
jednym momencie wszystkie naraz rzuciły się na wojowników.
Ariel złapał miecz, rzucony mu przez Marco. Jedną dłonią trzymał
przyciśniętą do piersi Elenę, drugą ciął każdą istotę, która podeszła do niego na
odległość miecza. Krew tryskała na wszystkie strony, stos bezgłowych ciał rósł
z każdą chwilą. Wrzaski diabelskich istot nie cichły.
Niestety w miejsce każdego zabitego stwora pojawiał się następny.
Wojownicy walczyli, stojąc plecami do siebie. Ochraniając siebie nawzajem –
walcząc o przetrwanie. Nagle wszystko się skończyło. Bestie zamarły,
uczepione ścian i sufitu.
W grocie zaległa martwa cisza, przerywana tylko szybkimi oddechami
wojowników. Krew kapała z mieczy, twarze wojowników i zbroje lśniły od
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
ciemnej posoki.
Rycerze spoglądali po sobie zdezorientowani.
Demony milczały. Czerwone ślepia z trwogą wpatrywały się w jeden punkt
– wejście do groty. Król, jako pierwszy zrozumiał powód ich lęku – Mashina –
władca bezdennych ciemności, był pośród nich. Chwilę później z mroku
wyłoniła się jego postać.
Demon był wysokim, ciemnowłosym mężczyzną. Czarna, bogato zdobiona
tunika, okrywała jego idealne ciało. Twarz miał równie piękną, co przerażającą.
W czerwonych oczach zdradzających jego prawdziwą naturę, błyszczała
głęboko skrywana wściekłość. Demon skrzywił się, dostrzegając Elenę w
ramionach Ariela.
– Smok! Powinienem był się tego domyślić – wysyczał z pogardą. Potem
wciągnął głęboko powietrze. – W dodatku wyklęty przez swoich – dodał,
rozdwojony język błysnął w jego ustach. – Bezimienny, błąkający się po
świecie. Smoku, czyżby nikt cię nie chciał? – szydził. – Ukradłeś coś, co należy
do mnie.
Ariel zesztywniał, lecz nic nie powiedział. Elena w jego ramionach
zadrżała, mocniej wtulając się w jego ciało.
Lahante uniósł miecz przed siebie.
– Milcz, maszkaro! – warknął król. – Dręczyłeś moją córkę latami. Dzisiaj
zapłacisz mi za to.
Demon roześmiał się głośno.
– Król Lahante we własnej osobie. To dla mnie wielki zaszczyt. – Stwór
skłonił się przesadnie nisko, choć w jego oczach migotała furia. – Jakie to
szczęście gościć całą rodzinę en Rakkel w moich skromnych progach. – Demon
przeniósł swój wzrok na Marco.
Książę wyprostował się dumnie.
– Zginiesz Mashino – powtórzył za ojcem.
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
Demon przekrzywił lekko głowę.
– Z twoich rąk, książę? – Mlasnął demon. – Nie sądzę. Nie jesteś gotów, by
się ze mną zmierzyć. Choć zapewniam cię chłopcze, że ciemność dopadnie cię
szybciej, niż myślisz. Mrok mieszka nawet w twojej duszy, prawda?
Marco jęknął. Nim jednak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, demon
wyciągnął przed siebie dłoń i zacisnął ją w pięść.
Elena szarpnęła się w konwulsjach, ręce i nogi księżniczki wygięły się pod
dziwnym kątem, a ciało zaczęło płonąć.
Ariel warknął. Siłą własnego oddechu natychmiast zdmuchnął diabelski
ogień z jej ciała. Dziewczyna bezwładnie zawisła w jego ramionach, ogniste
smugi niczym krew kapały na podłogę, a demon śmiał się głośno, zachwycony
ich bezradnością.
Netabe stojący za plecami Ariela przesunął się nieznacznie w kierunku
ściany. Dłonią pozbawioną rękawicy dotknął skały, łącząc się myślami z górą.
Przeklęty kamień bronił się zażarcie przed jego interwencją. W końcu jednak
pokruszone i nadwątlone gniewem demona bloki skalne puściły, ustępując mocy
wojownika, tworząc wyrwę w górze.
Demon warknął, wyczuwając zamiary rycerza. Chwilę później rzucił się do
walki. Lahante również ruszył do przodu, przyjmując na siebie atak stwora.
Powietrze zafalowało od nadmiaru siarki. Twarz Mashiny zaczęła zmieniać swój
wygląd. Ogromne rogi, wyrastały z głowy demona, w ustach pojawiły się ostre
zęby. Paznokcie wydłużyły się, przyjmując kształt zagiętych szponów.
– Uciekajcie! – wrzasnął król.
– Ojcze! – Marco ruszył ku rodzicowi, lecz Drefus złapał go za ramię.
Kamienie znowu posypały się na ich głowy i ramiona. Demon z dziką miną
okrążał króla. Miecze ponownie poszły w ruch.
– Książę, musimy uciekać! – Drefus szarpnął Marco za ramię. – Musimy
uciekać!
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
– Nie zostawię ojca!– krzyknął książę.
– A Elena? – zapytał wojownik.
Marco jęknął. Tuż przed wyprawą przysiągł Lahante, że zrobi wszystko, by
ją ocalić. Jeśli zostanie w środku...
Ariel spojrzał na niego ze smutkiem w oczach, potem obrócił się na pięcie i
ruszył wprost do skalnej szczeliny. Smok chciał ratować Elenę, król sam będzie
musiał dać sobie radę.
Demon szalał atakując króla. Lahante upadł powalony silnym ciosem.
Szybko jednak powstał i ruszył do walki.
Mashina długim językiem oblizał usta.
– Ona jest moja – zasyczał.
– Nigdy! – warknął król, wyprowadzając atak.
Marco zazgrzytał zębami. Zamiast jednak rzucić się ojcu na pomoc, wbiegł
tuż za Drefusem do tunelu. Jako ostatni w skalną dziurę wszedł Netabe.
Skrzydlaty wojownik, siłą własnego umysłu zamykał za sobą tunel. Marco miał
ochotę krzyczeć. W głębi duszy jednak wiedział, że ojciec właśnie tego by sobie
życzył. Elena była najważniejsza.
***
Lahante ostrożnie stawiał nogi. Jeśli podłoga runie, spadną w przepaść.
Demon znowu zbliżył się do niego. Jego wygląd cały czas się zmieniał. Już
nie był przystojnym, czarującym mężczyzną, ale odrażającą bestią. Odór siarki
bijący z jego ciała, przyprawiał króla o mdłości. Mashina w swej prawdziwej
postaci był dwukrotnie większy od władcy, miał brązową skórę pokrytą sierścią
i długie szpony zamiast palców. Z ogromnej głowy sterczały wielkie
zakrzywione rogi. Ogniste ślepia wpatrywały się w swoją ofiarę, a ostre zębiska
poruszały się niespokojnie w oczekiwaniu na posiłek.
Nagle bestia rzuciła się na króla. Lahante uskoczył w bok, w ostatniej
chwili unikając jego szponów, jednocześnie podcinając maszkarze mieczem
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
nogi. Demon zawył ranny, ale i tak ponowił atak. Lahante znowu uskoczył,
smuga ognia uderzyła w skałę tuż za nim.
– Zniszczę cię za to, co zrobiłeś mojej córce! – krzyk Lahante odbił się
echem od ścian.
Demon wrzasnął. Jego ryk przeszył wnętrzności króla. Ogniste ślepia
uważnie obserwowały przeciwnika. Pochylił się nieznaczenie do przodu,
wyciągając przed siebie łapy. Lahante mocniej zacisnął dłonie na mieczu,
gotowy na kolejne starcie. Przebiegła bestia nie zamierzała jednak atakować.
Demon pochylił wielki łeb, dmuchnął na swoje łapska, tworząc plątaninę
płonących lin – magiczną sieć.
Lahante zacisnął usta, nie zamierzał tak łatwo dać się pokonać. Uważnie
obserwował ruchy kreatury. Bestia mocniej chwyciła płonącą sieć i ruszyła na
króla. Lahante czekał. Demon z rykiem zamachnął się na niego, wyrzucając sieć
przed siebie. Władca przejrzał jednak zamysły bestii i przetoczył się na bok
unikając śmiertelnej pułapki.
Mashina opętany szałem, po stracie tak cennej zdobyczy, zawył wściekle.
Żądny krwi atakował bezlitośnie, wyrzucając przed siebie długie łapska. Ostre
jak sztylety szpony kruszyły skały. Jego wściekłość nie miała granic. Potężny
ryk wstrząsał ścianami, kamienna podłoga pod ich nogami drżała, grożąc w
każdej chwili zawaleniem.
Nagle ciało Lahante zaczęło lśnić – święta krew przodków obudziła się do
życia, wzmacniając ramię króla. Władca wahał się tylko chwilę. W głębi duszy
doskonale wiedział, co powinien zrobić – nawet, jeśli przyjdzie mu za ten gest
zapłacić własnym życiem. Uniósł miecz i z ogromną siłą wbił go w kamienną
posadzkę.
Podłoga zatrzęsła się i zaczęła pękać pod ich ciężarem. Mashina ryknął
wściekle, próbując uciec z jaskini, ale Lahante wyszarpnął już miecz. Kamienie
skrzypnęły i podłoga runęła, ciągnąc ich za sobą w przepaść.
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
Demon ryczał, na próżno młócąc ramionami. Otchłań wciągała ich jak wir,
skały sypały się na ich głowy i ciała. Władca bezgłośnie wypowiedział zaklęcie,
wyczarowując skrzydła. Niestety nawet one nie były w stanie utrzymać go w
powietrzu, wir zasysał go coraz mocniej.
Mashina wirując pod nim plunął w niego ogniem, król okręcił się w
powietrzu, uderzając o spadające skały. Diabelski ogień zdążył jednak osmalić
mu skrzydła. Monarcha zacisnął zęby, gdy palący ból rozlał się po jego
kościach. Nie namyślając się wiele, odepchnął się nogami od skały. Chwilę
później cisnął mieczem w stronę demona. Zaskoczony stwór nie zdążył
wykonać już żadnego ruchu, ostrze miękko wbiło się w jego ciało. Ogłuszający
ryk ginącej bestii wstrząsnął górą. Potwór runął w otchłań zapomnienia, ginąc
raz na zawsze.
Król Tynaru podążył tuż za nim.
***
Tunel, którym uciekali, miejscami był tak wąski, że Ariel biegnąc, zdzierał
sobie łokcie. Elena wtulona w jego ramiona, cichutko kwiliła. Drobnym ciałem
nie targały już, co prawda spazmy bólu, ale Ariel wiedział, że to tylko chwilowy
spokój. Jej więź z demonem nadal była bardzo silna. Pozostawało mieć tylko
nadzieję, że król pokona Mashinę i zerwie w ten sposób diabelską nić łączącą
jego córkę z potworem.
Delikatny, chłodny wiatr owiał twarz smoczego wojownika, jeszcze nim
zdążył zobaczyć wyjście. Elena pisnęła przeraźliwie. Z bólu czy z radości? Nie
potrafił tego stwierdzić.
Zaraz potem, tuż za pokruszoną skałą, pojawiło się światło. Ariel ostrożnie,
omijając ostre fragmenty skały, wyszedł na zewnątrz. Odetchnął szybko
czystym powietrzem. Elena skuliła się w jego ramionach, łkając cicho, gdy tylko
zachodzące słońce dotknęło jej chorych oczu.
– Już dobrze – szepnął smok, ale dziewczyna drżała coraz mocniej.
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
Konwulsje ogarnęły już całe jej ciało. Szarpała się, rzucając głową na boki.
Ariel ukląkł, kładąc dziewczynę na chłodnej trawie. Krzyknęła cicho, wbijając
palce w ziemię, stopy bezradnie uderzały o podłoże, ciało skręcało się z bólu,
usta rozwarły się plując czarną śliną.
Coś potwornego rozszarpywało jej wnętrzności. Nie mogła oddychać,
płuca palił żywy ogień. Z oddali docierały do niej wołania Marco.
Ariel ułożył dziewczynę na trawie.
Wojownicy przynieśli wodę ze strumienia, by obmyć jej zbolałą twarz.
Marco zdjął płaszcz i podał go Arielowi. Smoczy wojownik otulił nim szczelnie
dziewczynę. Chwilowo była pod wpływem jego mocy.
– Co jeszcze możemy dla niej zrobić? – zapytał książę.
– Jak najszybciej przetransportować do Pallentonium, książę – rzucił
Netabe, podchodząc do nich i posyłając ostre spojrzenie Arielowi. – Królewscy
medycy i magowie najlepiej się nią zajmą – dodał chłodno.
Ariel warknął cicho. Nie podobała się mu postawa rycerza. Nigdy za sobą
nie przepadali. Starali się trzymać od siebie na dystans. Nie zawsze się udawało,
czasami ich miecze ścierały się ze sobą. Zawłaszcza na treningach i królewskich
turniejach, nie szczędzili sobie razów.
Marco zamyślił się.
– Netabe ma rację, musimy jak najszybciej przewieźć Elenę na zamek, ale
nie jestem przekonany, czy w jej obecnym stanie jest to w ogóle możliwe. Poza
tym jest jeszcze kwestia mojego ojca – książę spochmurniał. Niespokojnym
wzrokiem popatrzył na górę. Skały sypały się po zboczach, kłęby dymu unosiły
się w powietrzu, mrok ognistymi wstęgami wydobywał się ze szczelin. –
Wierzę, że duchy naszych przodków pomogą mu pokonać demona.
– Jeśli chcemy szybko dostarczyć ją na zamek, powinniśmy skorzystać z
portalu magicznego – do dyskusji wtrącił się Drefus. – Najbliższy jest tuż za
granicą Darkarii, niestety w pobliżu możemy natknąć się na gobliny.
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
– Drugi, ukryty jest na przełęczy w Górach Torela – Marco zamyślił się,
rozważając wszystkie możliwości. – Bezpieczniejsze przejście, chociaż dotarcie
do portalu jest o wiele trudniejsze.
– Możemy tam polecieć – odezwał się w końcu Ariel. Czerwonowłosy
wojownik przypatrywał się linii zachodzącego słońca. – Myślę, że nie mamy
wyboru. Nadchodzi noc. Zła noc, jeśli wiecie, co mam na myśli. Tu nigdzie nie
jest bezpiecznie po zmroku.
– Konie zostawiliśmy tuż za granicą... – zaczął Drefus.
– Musimy o nich zapomnieć, zresztą prawdopodobnie już i tak padły łupem
goblinów – dodał smok.
– Kto zabierze księżniczkę? – zapytał Netabe.
– Ja, oczywiście. – Czerwony wojownik wyprostował się dumnie.
– Przestraszysz ją! – warknął skrzydlaty rycerz.
Ariel tylko wzruszył ramionami, ale jego mina wyraźnie mówiła, że mało
go obchodzi zdanie skrzydlatego wojownika.
– Dobra – przerwał im Marco. – Ariel ma rację. Zabierajmy się stąd.
Dookoła już zaczyna gromadzić się zło. Nie mam zamiaru zostać tu ani chwili
dłużej. Dasz sobie radę, prawda? – dotknął ramienia Ariela.
– Tak – pokiwał głową wojownik.
Smok pochylił się nad śpiącą dziewczyną, szczelniej otulił ją płaszczem i
podniósł. Jej ciało bezwiednie oparło się o jego pierś. Prawie jęknął pod
wpływem tego dotyku. Zmusił się jednak, by przymknąć oczy i skoncentrować
na lataniu. Chwilę później z jego pleców zaczęły wyrastać ogromne, czerwone,
skórzaste skrzydła. Smocze skrzydła. Skóra na plecach wokół nich pokryła się
łuskami. To była tylko częściowa przemiana, ale tyle wystarczyło, by mógł
polecieć. Przycisnął dziewczynę mocniej do siebie, zamachał skrzydłami i wzbił
się w powietrze.
Poszybował wysoko. Uwielbiał latać, czuć wiatr we włosach. Tylko wtedy
Emilia Anna Kaczmarek: Smoczy Płomień
***
był naprawdę wolny. Będąc już w powietrzu, rzucił okiem na ziemię pod nim.
Góra drżała tak bardzo, że lada moment miała zapaść się pod swoim ciężarem.
Ariel był ciekaw, czy Marco wie, że w jej wnętrzu mieszka zło o wiele
potężniejsze niż Mashina. Nawet, jeśli król pokona demona, może nie oprzeć się
ciemności kłębiącej w bezdennych czeluściach.
Nieświadomy zagrożenia książę zdążył już wyczarować kruczoczarne
skrzydła, jednak to Netabe zabrał ze sobą Drefusa. Jak dobrze pójdzie, za kilka
godzin dotrą do przełęczy Torela.