Józef Bachórz
O pieniądzach i kwestiach ekonomicznych w Lalce
Bolesława Prusa
1.
Stanisław Wokulski, właściciel sklepu galanteryjnego przy Krakowskim Przedmieściu w
Warszawie, dorobił się wielkiej fortuny jako dostawca aprowizacji – głównie żywności – dla
armii rosyjskiej podczas wojny zwanej bałkańską. Ten imponujący sukces finansowy
liweranta (tak w XIX wieku nazywano dostawcę) dokonał się w ciągu mniej więcej ośmiu
miesięcy, bo aczkolwiek wojna zaczęła się w kwietniu 1877 roku, a zakończyła się traktatem
pokojowym w marcu 1878, to jednak bohater Lalki włączył się do liwerunku dopiero w
czerwcu 1877 roku.
Powróciwszy z Bułgarii do Warszawy zaszedł Wokulski prosto z drogi do swojego
przyjaciela i zarazem plenipotenta, Ignacego Rzeckiego. Spotkanie – jak to bywa w
podobnych sytuacjach – zaczyna się od chaotycznych wykrzykników, pełnych obopólnego
wzruszenia rozmówców, a potem przy zaimprowizowanym poczęstunku przemienia się w
relację z wyników finansowych ekspedycji:
“– No, a jakże tobie poszło? – zapytał Rzecki już zwykłym tonem.
Wokulskiemu błysnęły oczy. Położył bułkę i oparł się o poręcz kanapy.
– Pamiętasz – rzekł – ile wziąłem pieniędzy, gdym stąd wyjeżdżał?
– Trzydzieści tysięcy rubli, całą gotówkę.
– A jak ci się zdaje: ile przywiozłem?
– Pięćdzi ... ze czterdzieści tysięcy... Zgadłem?... – pytał Rzecki, niepewnie patrząc na niego.
Wokulski nalał szklankę wina i wypił ją powoli.
– Dwieście pięćdziesiąt tysięcy rubli, z czego dużą część w złocie – rzekł dobitnie. – A
ponieważ kazałem zakupić banknoty, które po zawarciu pokoju sprzedam, więc będę miał
przeszło trzysta tysięcy rubli...
Rzecki pochylił się ku niemu i otworzył usta.
– Nie bój się – ciągnął Wokulski. – Grosz ten zarobiłem uczciwie, nawet ciężko, bardzo
ciężko. [...] No – dodał – miałem też szalone szczęście... Jak gracz, któremu dziesięć razy z
rzędu wychodzi ten sam numer w rulecie” [I, 73-74]
1
.
Rzecki ma powód, by ze zdziwienia otworzyć usta. Dobrze wie, że na trzydzieści tysięcy
rubli, które przed wyjazdem do Bułgarii zabrał Wokulski z banku, pracowały w sklepie
galanteryjnym i korzennym dwa pokolenia Minclów i ich subiektów. Powiększenie tego
kapitału już tylko o dziesięć tysięcy rubli byłoby w świetle jego doświadczeń sklepikarskich
nie lada sukcesem. Zdziesięciokrotnienie go w ciągu zaledwie ośmiu miesięcy? – nie, to się
nie mieści w głowie człowieka, który swoją mentalność kupiecką ukształtował przy Minclach,
większą część życia zawodowego spędził za kontuarem w ich firmie i nie ma praktycznego
pojęcia o wielkich operacjach handlowych czy szaleństwach ryzykownych gier kapitałowych.
Także późniejsze sukcesy finansowe Wokulskiego po jego zainstalowaniu się w Warszawie
zdumiewały starego subiekta, bo najzupełniej nie przystawały do standardów drobnego
ciułania, do których nawykł.
Drażniły zresztą także – choć z trochę innych przyczyn – niektórych dziewiętnastowiecznych
komentatorów Lalki. Aleksander Świętochowski, który jednak o tej powieści wypowiadał się
kwaśno, a Prusa miał za pisarza średniej jakości krajowej, w eseju opublikowanym w 1890
roku opiniował całą buchalterię sukcesów Wokulskiego-dorobkiewicza jako fantazmat
naiwnego romansisty, a nie rzetelnego obserwatora rzeczywistości. Oto z łaski autora –
czytamy w eseju Aleksander Głowacki – nieustannie spływają na bohatera obfite strumienie
rubli zarówno podczas wojny bułgarskiej, jak i później: “Wyjeżdża np. raz do Moskwy i «nie
wiadomo, co tam robi», dość że przewozi 70 00 rubli; wyjeżdża drugi raz dla uregulowania
rachunku z dawnym wspólnikiem, u którego ma «pół miliona rubli»; znajduje się w Paryżu,
gdzie ten wspólnik nabywa statki – i znowu z tej operacji przypada Wokulskiemu «ogromny,
a najzupełniej legalny zysk». Toteż wygląda on czasem jak rozpruty worek pieniędzy, z
którego one wylatują na bruk, a biegnąca za wozem gawiedź zbiera je skwapliwie”
2
.
Nie będziemy się tu wdawać w szczegóły kwotowe przyrastania aktywów finansowych
Wokulskiego, których to szczegółów Świętochowski domagał się może i nie bez odrobiny
racji, ale chyba z nadmiarem pedanckich upodobań “organizacyjno-technicznych”, mimo że
nieraz obruszał się na konwencje literackie przypominające protokół lub dokumentację biura
meldunkowego. Trzeba jednak powiedzieć, że ze stanowiska realizmu słuszność bezsporną
miał Prus. Nie ulega kwestii, że dokładnie obmyślał i ważył, a w pewnym momencie także w
tekście Lalki korygował finansowe rezultaty decyzji Wokulskiego
3
. Świętochowski grymasił i
szydził, jakby nie wierzył w bajońskie profity z rzeczywistych kontraktów handlowych,
poręczanych przez rządy mocarstw europejskich. Jakby nie słyszał, że o koncesje w
przedsięwzięciach finansowych z gwarancjami rządu petersburskiego bili się bez pardonu
drapieżcy kapitałowi z całego świata i jakby się nie domyślał dochodów dostawców
wojskowych w czasie zwycięskich działań wojennych. Prus o tym wiedział doskonale.
Naturalnie: wiedział też, że nie tylko na wojnach rodzą się potężne majątki. Pokazywał, że w
czasach pokoju profity rekinów handlowych, którzy na zlecenie rządu kupują za ciężkie
miliony np. całe flotylle okrętów wojennych, liczą się przecież nie na kilkanaście czy nawet
kilkadziesiąt tysięcy rubli. To właśnie Wokulski, cieszący się zaufaniem jednego z takich
rekinów, moskiewskiego kupca Suzina, potrzebny mu w charakterze dyskretnego tłumacza i
doradcy, może za swoje usługi otrzymać tych kilkadziesiąt tysięcy.
Prus nieraz doświadcza swego bohatera przejmującymi doznaniami tragizmu egzystencji,
chwilami zapaści psychicznej albo i euforii odbierającej poczucie rzeczywistości, ale
jednocześnie pilnuje, by w momentach nadziei i zaufania do losu skrupulatnie – jak na kupca
przystało – liczył pieniądze i przewidywał skutki finansowe swoich decyzji. Szykującemu
rozstrzygające posunięcia taktyczne z zamiarem zbliżenia się do panny Łęckiej – w tym udział
w wyścigach i kupno kamienicy – każe wydobyć z biurka notatnik i rachować:
“Klacz wyścigowa – głupstwo... Wydam najwyżej tysiąc rubli, z których wróci się
przynajmniej część... Dom rs. 60 000, posag panny Izabeli rs. 30 000, razem rs. 90 000.
Bagatela!... prawie trzecia część mego majątku... W każdym razie za dom wróci mi się ze 60
000 albo i więcej... No!... trzeba będzie skłonić Łęckiego, ażeby te 30 000 mnie powierzył:
będę mu płacił 5 000 rubli rocznie jako dywidendę...” [I, 372-373].
W tego rodzaju obrachunkach nie zaniedbuje się ani narrator, ani bohater Lalki do samego
końca, toteż czytelnik wie, że jesienią 1879 roku Wokulski dysponuje majątkiem
przynajmniej 450 tysięcy rubli. W ostatnim rozdziale powieści otrzymujemy także wiadomość
o jego testamencie. Dowiadujemy się wówczas, jak z dokładnością do 500 rubli zostały
rozdysponowane kwoty (70 tys. i 120 tys. rubli), złożone w którymś banku warszawskim i
pozostawione u Henryka Szlangbauma, tj. nabywcy sklepu i spółki do handlu z Cesarstwem
[II, 678-679].
2.
Autor Lalki – jak wszyscy wybitni realiści dziewiętnastowieczni – osadza swych bohaterów w
historii, toteż nie może lekceważyć uwarunkowań materialnych i podstaw obyczajowo-
społecznych ich bytu. Nie chodzi mu o oczywiście o to, by poetykę powieści nasycić “poetyką
księgowości”, nie wątpi jednak, że obowiązkiem powieściopisarza jest informować
czytelnika, kto z czego żyje, szczególnie jeśli tworzy powieść mieszczańską i na dodatek
kupiecką (tak nieraz nazywano Lalkę)
4
.
Można by zatem sądzić – zwłaszcza gdyby się problematyka pieniędzy w ujęciu Prusa
kończyła na tego typu kwestiach – że Lalka (także pozostałe utwory współczesne Prusa) nie
różni się specjalnie od powieści innych pozytywistów, gdzie – jak w Nad Niemnem (1887)
Orzeszkowej i Rodzinie Połanieckich (1893-1894) Sienkiewicza – czytelnik zna pozycję
majątkową bohaterów i wie zarówno o ich wyczynach finansowych, jak tarapatach lub
obierzach pieniężnych. W biografię powieściową Benedykta Korczyńskiego zostały przecież
wpisane np. dramatyczne obciążenia represyjne majątku po powstaniu styczniowym, spłata
posagu siostry itp. Podobnie jest z Rodziną Połanieckich, których akcja rozpoczyna się od
wizyty Stanisława Połanieckiego w Krzemieniu z zamiarem wyegzekwowania na jego
właścicielu, panu Pławickim, depozytu 12 tys. rubli (złożonego u niego na procent i po
dwudziestu latach podwojonego do wartości 24 tys. rubli), a potem odgrywają w niej pewną
rolę operacje gotówkowe podobnego rozmiaru.
Różnice między Lalką a tymi utworami w ujmowaniu problematyki pieniądza i ekonomii są
jednak bardzo rozległe i głębokie.
Już przy zdawaniu sprawy z zasobów majątkowych postaci powieściowych
i z ich stosunku do gotówki widać, jak Orzeszkowa i Sienkiewicz często zaokrąglają cyfry,
posługują się przyimkiem “około” i liczebnikami nieokreślonymi (kilka, kilkanaście itp.), a
ich bohaterowie pozytywni niekiedy traktują dobra materialne z rodzajem wyniosłości lub
wzgardy. W Nad Niemnem posag Darzeckiej wycenia się na kilkanaście tysięcy rubli, jakby
Benedyktowi Korczyńskiemu było wszystko jedno: dziewiętnaście to czy jedenaście tych
tysięcy. Pisarka pochwala Witolda Korczyńskiego, gdy oburza się na ojca za uniżone błaganie
szwagra-wierzyciela o zwłokę spłaty długu, jakby ten entuzjasta sprawiedliwości miał pomysł
na rozwiązanie problemu, gdy tymczasem nie ma on żadnego pomysłu. Bez trudu zauważymy
tu – podobnie jak i w Rodzinie Połanieckich – że bohaterowie mówią i myślą o pieniądzach
na sposób przypominający metodę znaną nam z Trylogii. Tam raczej opiniuje się “całokształt”
czyjegoś bogactwa niż podaje jego wyraz finansowy, a przysługi opłaca się sakiewkami bez
wdawania się w szczegóły ich zawartości. “Jednostką obrachunkową” zamożności bywa garść
klejnotów (Andrzej Kmicic tak właśnie na Jasnej Górze “odmierza” swoje zdobyczne
zasoby). Oczywiście: w rzeczywistości dziewiętnastowiecznej nie ma już klejnotów na garście
i nie ciska się famulusom sakiewek, w których brzęczy kruszec. Trwa tutaj pewna
nonszalancja narracyjna przy określaniu ceny lub ogólnikowość nazywania wartości
materialnych, która jest echem tamtej tradycji, zapewne także romantycznej tradycji
lekceważenia “zimnego złota”. Jeśli więc w finale powieści Sienkiewicza słyszymy od
Połanieckiego po nabyciu Krzemienia: “Tanio kupiłem! bardzo tanio!” – a narracja niczego
nie dopowiada do tych słów, to jesteśmy raczej jeszcze w krainie starodawnego romansu niż
nowoczesnej powieści, tym bardziej powieści kupieckiej
5
.
Utwory Prusa, zwłaszcza zaś Lalka, to już nie tradycja. Tu nie tylko o grubszych pieniądzach
mówi się zazwyczaj bez unikowego wyokrąglania sum, ale przede wszystkim stale pamięta
się o sumach małych. Tu wraz z wejściem do sklepu “pod firmą J. Mincel i S. Wokulski”
posłyszymy, ile kosztuje para kaloszy wraz z monogramem imienia i nazwiska klienta (a
kosztuje 2 ruble i 50 kopiejek), i tu wraz z wejrzeniem do księgi dłużników dowiemy się, ile
panna Izabela Łęcka zapłaciła za portmonetkę (a zapłaciła 3 ruble). Później świadkujemy
medytacji Wokulskiego przy odliczaniu półimperiałów na wielkotygodniowy popis
filantropijny w kościele (zaczęło się od 5 złotych monet, zakończyło się na 20), a przy innej
okazji – ile wynosi nagroda za zwycięstwo konia w gonitwie na torze wyścigowym (wynosi
zaś 300 rubli). W tym samym rozdziale, w którym Wokulski opowiada Rzeckiemu o setkach
tysięcy rubli przywiezionych z Bułgarii, jest mowa o 7 rublach, które “po strąceniu rabatu”
trzeba zapłacić za drobiazgi wzięte z własnego sklepu, jeśli się respektuje zasady porządnego
kupiectwa [I, 84]. Znajdziemy też w Lalce informację, że dobrego konia wyścigowego można
kupić okazyjnie za 600 rubli, jeśli właściciel chce się go pozbyć prędko, a 800 rubli trzeba
zapłacić po udanym występie rumaka na wyścigach. Że lokaj hrabiny Karolowej dostanie od
Wokulskiego “na wejściu” na święcone w jej apartamentach 5 rubli napiwku i tyleż rubli
kamerdyner pana Łęckiego za przyniesienie zaproszenia na obiad, natomiast lokaj w
przedpokoju barona Krzeszowskiego otrzymuje 2 ruble za fatygę doręczenia swemu panu
biletu wizytowego. I dowiemy się, że baronowa Krzeszowska przeznacza na trzy wotywy 9
rubli, a Ignacy Rzecki na jedną mszę w intencji księcia Ludwika Napoleona – 5 rubli. Tenże
pan Ignacy za niecałego rubla otrzymał na śniadanie “w handelku”: “Kieliszek anyżówki i
kawałek śledzia przy bufecie, a do stołu porcyjkę flaków i ćwiartkę porteru” [I, 296].
Dodajmy, że informacje powieściowe Prusa-beletrysty odzwierciedlają rzeczywisty stan cen,
płac i nawyków pieniężnych pod zaborem rosyjskim w opisywanych przezeń latach, toteż
odbiorcom Lalki w jej czasie macierzystym pewne stwierdzenia mówiły więcej, niż mówią jej
czytelnikom u schyłku wieku XX. Jeśli Wokulski np. woźnicy Wysockiemu proponuje
zarobek 3 rubli dziennie, to czytelnik “Kuriera Codziennego” orientował się, że Wysocki
otrzymał bardzo korzystną propozycję, bo zarobki w tej grupie robotników transportowych
wynosiły od 2 do 2,5 rubla
6
. Jeśli łajdak Maruszewicz zgłasza się do Wokulskiego z
życzeniem objęcia stanowiska z pensją co najmniej 1 tys., a najchętniej 2 tys. rubli rocznie, to
współcześni Prusa zdawali sobie sprawę z groteskowego charakteru tego życzenia, bo
wiedzieli, że płace rzędu 2 tys. rubli zdarzały się na posadach wyższych urzędników
magistrackich lub na dyrekcyjnych fotelach przedsiębiorstw. A jeśli w pewnym momencie
czytano, że stary finansista Szlangbaum “ofiarowywał dorożkarzowi złoty i groszy osiem za
kurs, zamiast czterdziestu groszy” i że odbywał na ten temat zażarty a zwycięski targ [I, 525],
to wiedziano, o co chodziło (a chodziło o dwa grosze: dawny złoty w Królestwie Polskim
równał się 30 groszy). Wiedziano też, według jakiego szacunku przelicza się ruble i kopiejki
na wycofane z obiegu złotówki i grosze
7
.
Nie ma tu szansy na sporządzanie pełnego rejestru informacji o cenach i płacach w Lalce, ale
warto uświadomić sobie, że wyraz “pieniądz” występuje w tej powieści aż 229 razy (nadto 5
razy przymiotnik “pieniężny”). O rublu wspomina się 407 razy (nadto 5 razy występuje
wyrażenie “rs”, tj. “ruble srebrem”, 8 razy – rubelek), “kopiejka” 10 razy (nadto “kopiejkowy”
– 1 raz), “złoty” (jako nazwa pieniądza) – 17 razy (nadto raz “złotówka”), 41 razy “grosz”
(nadto 2 razy “groszowy”). Jeśli doliczyć kilkanaście przywołań imperiałów i półimperiałów
oraz nazwy innych walut (np. 31 przywołań franka, 5 – reńskiego, 3 guldena, 1 gwinei), a
nadto synonimiczny wobec pieniądza “kapitał” (57 razy), to się okaże, że około 850 dowodów
frekwencji nazw “pieniężnych” oznacza ich obecność na większości stronic (w formatach
“ósemkowych” drukuje się Lalkę na około 1 080 stronicach). W każdym razie nazewnictwo
“pieniężne” stanowi w powieści Prusa grupę znaczącą. Dla porównania: słowo “miłość” pada
tu 104 razy, “praca” 94 razy. O rublach wspomina się częściej (407 razy) niż np. o domu (351
razy)
8
. Doprawdy – nie ma w naszej literaturze dziewiętnastowiecznej utworu, w którym by
równie często, równie konkretnie i z podobnie przekonywującym uzasadnieniem mówiło się o
pieniądzach.
3.
Można w tym upatrywać skutek czy wyraz osobistych inklinacji Prusa – entuzjasty cyfr i
wszystkiego, co się da wyrazić lub opisać liczbami. Jako felietonista wielokrotnie częstował
on żartem lub serio “szanownych czytelników” matematyzowanymi informacjami o
najprzeróżniejszych sprawach polskich, w tym także warszawskich. Policzalne i skrupulatnie
liczone pieniądze to oczywisty sposób arytmetyzacji pewnych realiów. Nie ulega kwestii, że
Prusowi-realiście zależało na rzetelnym dokumentowaniu życia także i w tej dziedzinie. Ale
oczywiście nie to decydowało.
Zarówno mikrosocjologia groszowych wydatków, jak i makroekonomia polityczna w Lalce
wynikała z pewnej koncepcji społeczeństwa. W najogólniejszym zarysie była to liberalna
koncepcja pozytywistyczna, a jej zarys najbardziej Prusowi odpowiadający znajdował się w
Socjologii Herberta Spencera. To z tej pracy wyprowadzał autor Lalki wizję organizmu
społecznego, który się składa z “organów wytwarzających”, organów dystrybucji i wymiany
oraz organów “regulujących”. Było w tej wizji miejsce także na rolę pieniądza, i to rolę
niebagatelną , bo wyrażoną nader wymownym porównaniem:
“Trzy wymienione grupy organów stanowią miąższ państwa, którego szkieletem jest
terytorium wraz ze znajdującymi się na nim budowlami. Sokami narodu są wszystkie
przedmioty będące w obiegu handlowym, a służące do zaspokojenia codziennych potrzeb.
Pieniądze – Spencer słusznie porównał do czerwonych kulek krwi, one bowiem ułatwiają
przemianę soków organicznych, czyli wymianę towarów”
9
.
W tej filozofii organicznej i w tym programie, który Prus konsekwentnie przez całe życie
podtrzymywał – tyle że bez dogmatycznej wierności każdemu szczegółowi, fundamentem
pomyślności narodów jest użyteczność. Nie miejsce tu na jej obszerniejsze wyłożenie,
przywołajmy jednak zdania, które zawierają sedno jego twierdzeń:
naród jest tym użyteczniejszy, im bardziej pracami swymi przyczynia się do szczęścia i
doskonałości jednostek, które go składają, tudzież do szczęścia i doskonałości innych
narodów.
“Ostatnie to prawo stanowi rażący kontrast nowej teorii «walki o byt» i starych
międzynarodowych nienawiści. Nie myślę ich zażegnywać, lecz przypominam, że bez
względu na to, czy kogoś kochamy, czy nienawidzimy, musimy być dla niego użytecznymi,
musimy wytwarzać coś, co by go robiło doskonalszym i szczęśliwszym. Bez względu na
antagonizm istniejący miedzy Francją i Niemcami oba te narody wciąż wyświadczają sobie
użyteczne usługi bądź za pomocą wymiany towarów, bądź wymiany myśli. Pomimo
wszelkich nienawiści producent niemiecki troszczy się o zaspokojenie potrzeb konsumenta
francuskiego, a producent francuski o dogodzenie gustom konsumenta niemieckiego. Na to
nie ma rady i biada społeczeństwom, które by zapomniały o prawie użyteczności, o
obowiązku służenia innym!
10
.
Z żarliwością i nieustępliwością dowodził Prus w swoich pracach teoretycznych i w
felietonistyce, że w naszym życiu zbiorowym już dawno zostały naruszone reguły zdrowego
rozwoju: że za wiele tu celebry przy symbolach i zainteresowania rozrywką, a za mało troski o
materialne i duchowe potrzeby społeczeństwa. Krzątamy się przy budowie kosztownych
pomników Mickiewicza, a nie potrafimy się zdobyć na tanie edycje jego dzieł. Otaczamy
kultem tancerki, śpiewaków i wodzirejów salonowych – nie potrafimy docenić inżynierów.
Obnosimy się przed światem z naszymi niedolami i cierpieniami – nie staramy się o
użyteczność dla świata. Tymczasem świat, któremu posyłamy legiony naszych ciemnych i
głodnych emigrantów, a niekiedy – jak na urągowisko – jeszcze arystokratycznych
utracjuszów, szanuje tylko tych, którzy mu oferują określone dobra: towary, wynalazki, idee.
Zasada użyteczności, której motywacje przejmował Prus od Milla, stawała się z czasem coraz
mocniejszym kamieniem węgielnym jego własnego systemu myśli społeczno-ekonomicznej.
Utylitaryzm urastał do rangi głównego warunku pomyślności:
“Od chwili kiedy zaczynasz żyć i działać świadomie, staraj się:
przede wszystkim być użyteczny, później – staraj się o własną doskonałość, a dopiero na
końcu – o własne szczęście. [...]
A jacyż my dzisiaj jesteśmy?
My dzisiaj, tak samo jak ojcowie, dziadowie i pradziadowie nasi, wprawdzie domagamy się
użyteczności, ale... od innych. Chłopi np. mieliby obowiązek dostarczać nam bogactw, a
Francuzi, Anglicy itd. wytworzyć nam doskonały byt polityczny. My zaś, w najlepszym razie,
moglibyśmy tylko walczyć, nawet zginąć, ale nigdy pracować...
Uczono nas prozą i wierszem, ażeby mieć nadzieję szczęścia i pretensje do szczęścia bądź w
postaci dobrobytu, bądź oświaty i swobody. Lecz stanowczo nikt nam nie mówił, że przede
wszystkim mamy obowiązek troszczyć się o cudze szczęście”
11
.
Dopóki nie nauczymy się światu udowadniać swej użyteczności – jak nauczyli się Czesi i
Japończycy, a od dawna potrafią społeczeństwa Zachodu – dopóty nie możemy liczyć na
szacunek innych. Nie musimy tych innych kochać – choć trzeba się wystrzegać nienawiści, bo
nienawiść nas samych psuje i osłabia – powinniśmy jednak być użyteczni.
Przeciwnicy Wokulskiego w powieści i krytycy Prusa w rzeczywistości polskiej u schyłku
XIX wieku utyskiwali na polityczne aspekty sukcesów Wokulskiego. Oto były powstaniec z
1863 roku i były zesłaniec robi interesy z Rosjanami, a co gorsza – współdziała z nimi na
płaszczyźnie wojskowej. Toż to zdrada narodowa! Prus w Lalce pokazuje, że wbrew polskim
stereotypom to nie zdrada, lecz zasługa. Wokulski na Syberii udowodnił, że ma Rosjaninowi
do zaoferowania pożyteczną dlań usługę i zyskał za to jego szacunek. Rezygnacja z
ekonomicznej szansy rosyjskiej byłaby wielkim głupstwem. Nie korzystając z niej
zostawiamy tym pole – np. Niemcom – którzy wiedzą, że tam da się zarobić prędzej i więcej
niż gdziekolwiek indziej. Wielkie dla nas pieniądze znajdują się na Wschodzie, a położenie
Warszawy na drodze z Zachodu do Moskwy i Petersburga to nasz oczywisty atut. Z naszego
boczenia się na handel z Rosją, z przenoszenia wrogości politycznej na sferę gospodarki –
wynikają dla nas tylko szkody.
Pewno, że nie jest Lalka powieścią ekonomiczną w stylu np. dawnych
dziewiętnastowiecznych Illustrations of Political Economy (1832-1824) i nieco późniejszych
Illustrations of Taxations (1834) pani Harriet Martineau czy pięciotomowego utworu
Edwarda Tomasza Massalskiego Pan Podstolic z wymownym podtytułem Czym jesteśmy,
czym być możemy. Romans administracyjny (1831-1833). Pewno, że Lalka to wielka powieść
społeczno-obyczajowa, psychologiczna czy egzystencjalna. Z tym wszystkim jednak warto
upomnieć się o docenienie jej aspektów ekonomicznych. Prus chciał, by były one widoczne –
także przez obraz funkcjonowania pieniędzy i poprzez krytykę pasożytnictwa elit społecznych
(głównie arystokracji) – jako składnik przesłania ideowego.
W rozdziale XVI Lalki, w którym mamy opis pierwszej wizyty Wokulskiego w mieszkaniu
Łęckich, pan Tomasz Łęcki odgrywa zaaferowanego lekturą cenionej przez Prusa książki
ekonomicznej Józefa Supińskiego Szkoła polska gospodarstwa społecznego.
“Czytam właśnie Supińskiego – powiada, witając się z gościem – tęga głowa!... Tak, narody
nie umiejące pracować i oszczędzać zniknąć muszą z powierzchni ziemi...” [I, 483].
Zdanie to figuruje na karcie tytułowej dzieła i jest cytatem z głośnego ekonomisty
francuskiego Jeana Baptisty Saya. Sarkastyczną wymowę tej sceny Prus ukształtował jako
exemplum naszej sytuacji: o potrzebie pracy i oszczędzania mówi człowiek, który nigdy nie
pracował i cały odziedziczony majątek zmarnował na występy w “wielkim świecie”.
Komentarzem do tej sceny mogłoby być zdanie z felietonu w “Kurierze Codziennym” z 14 V
1899: “Polacy po dawnemu uprawiają sztukę deklamacji zamiast pracować dla siebie i dla
innych. A potem udają bardzo zdziwionych i zgorszonych, gdy jak Supiński przypomni im
słowa Saya”
12
.
W Lalce Prus ostrzegał – powtórzmy to raz jeszcze – przed lekceważeniem ekonomicznych
praw życia społecznego. Był zdania, że mści się ono na tych, co to lekceważenie praktykują.
Pewno by się też zgodził z poglądem, że pusty worek nie może stać prosto i chyba
aprobowałby niejeden inny mieszczański aforyzm moralny, których autorstwo – z reguły nie
bez słuszności – przypisywano Beniaminowi Franklinowi
13
. Żywił też przekonanie, że
normalne krążenie “czerwonych kulek krwi” w organizmie społecznym jest oznaką zdrowia i
integralności tego organizmu. Dzięki “czerwonym kulkom” poszczególne części organizmu
mogą wymieniać się dobrami i współpracować ze sobą. Innymi słowy – w zdrowym
społeczeństwie pieniądze służą spotykaniu się ludzi i umacnianiu się więzi społecznych.
Z tego jednak nie wynika, by Prus choć przez chwilę uznawał omnipotencję dóbr
materialnych. Tak, uważał pieniądze – jak widzieliśmy – za warunek kardynalny organizacji
społeczeństwa i za środek znakomity funkcjonowania jego gospodarki. Ani jednak we własnej
biografii, ani w którymkolwiek utworze nie aprobował ich fetyszyzowania i wynoszenia na
wyżyny wartości nad wartościami. Przeciwko peanowi na cześć pieniądza, wygłoszonemu w
Lalce przez doktora Szumana (mniejsza o to, czy całkiem serio), sformułował ripostę, którą
czytelnikowi tej powieści przedkłada młody uczony Julian Ochocki. Powiada on, że
cywilizacji nie stworzyli geszefciarze zadowoleni ze stanu interesów ani filistrzy, lecz
myśliciele o szerokiej duszy: “Gdyby rozum polegał na myśleniu o dochodach, ludzie do
dzisiejszego dnia byliby małpami...” [II, 674]. Aforyzm ten ma nieporównanie większą dozę
akceptacji autorskiej niż Szumanowa pochwała mocy pieniądza
14
.
Przypisy
1
Cytuję tekst utworu wg edycji: B. Prus, Lalka; opracował J. Bachórz; wydanie drugie
przejrzane. Wrocław– Warszawa–Kraków 1998 (“Biblioteka Narodowa”, seria I, nr 292).
Cyfra rzymska oznacza tom, arabska – stronicę.
2
A. Świętochowski, Aleksander Głowacki (Bolesław Prus); tekst oprac. J. Kulczycka-Saloni
[w:] Polska krytyka literacka (1800-1919); materiały t. III, Warszawa 1959, s. 371.
3
Świadczy o tym poprawka, jaką wniósł do książkowego wydania powieści. Jej pierwodruk
ukazywał się odcinkami w warszawskim “Kurierze Codziennym” (odcinek, w którym
Wokulski opowiada o swoich sukcesach finansowych, został opublikowany 10 X 1887). Prus
w pierwodruku kazał Wokulskiemu w rozmowie z Rzeckim wymienić nie 250 tys. rubli (jak
to się stało w edycji książkowej w 1890 roku), lecz 180 tys. rubli, czyli “dofinansował” go aż
o 70 tys. rubli. Można sobie wyobrazić, jak Świętochowskiego zgorszyłby się tego typu
poprawką, gdyby ją był zauważył.
4
Zob. np. C. Jellenta, Dwie epopeje kupieckie, “Życie” 1897, nr 7-9 (artykuł zawiera
porównanie Lalki Prusa i Rodziny Połanieckich Sienkiewicza), a także J. Kulczyckiej-Saloni,
Dwie powieści kupieckie: “Au bonheur des dames” E. Zoli i “Lalka” B. Prusa, “Przegląd
Humanistyczny” 1963, nr 1.
5
Por. H. Sienkiewicz, Rodzina Połanieckiech, Warszawa 1986, s. 644. Oczywiście:
Połaniecki zapewniający, że tanio kupił, ma tu uchodzić za wspaniałego darczyńcę i
definitywnie nawróconego grzesznika, który oto ostatecznie dokumentuje swoje zerwanie z
kultem złotego cielca. Czytelnik – podobnie jak pani Połaniecka – powinien poskromić i
nawet uznać za niestosowną swoją ciekawość szczegółów finansowych powrotu rodziny do
Krzemienia.
6
Zob. S. Siegel, Ceny w Warszawie w latach 1816-1914, Poznań 1949, s. 279.
7
Zob. Z. Żabiński, Systemy pieniężne na ziemiach polskich, Wrocław 1981, s. 197-199; zob.
też: J. Szwagrzyk, Pieniądz na ziemiach polskich X-XX w.; wydanie poprawione i
uzupełnione, Wrocław, s. 261-267.
8
Informacje statystyczne podaję za książką T. Smółkowej Słownictwo i fleksja “Lalki”
Bolesława Prusa, Wrocław 1974.
9
B. Prus, Szkic programu w warunkach obecnego rozwoju społeczeństwa (1883) [w:]
Filozofia i myśl społeczna w latach 1865-1895. Część I; wybrały, opracowały, wstępem i
przypisami opatrzyły A. Hochfeldowa i B. Skarga, Warszawa 1980, s. 192.
10
Ibidem, s. 194.
11
B Prus, Najogólniejsze ideały życiowe (1899) [w:] Filozofia i myśl społeczna w latach
1865-1895. Część I, s. 229.
12
B Prus, Kroniki; oprac. Z. Szweykowski, Warszawa 1966, s. 136.
13
W XIX wieku wydawano Życie i pisma Beniamina Franklina (m. in. w 1827 roku w
Warszawie podług edycji londyńskiej z r. 1820) oraz Wybór pism moralnych Beniamina
Franklina (m. in. w Warszawie w roku 1845). Aforyzmy Franklina przenikały do
świadomości publicznej także w drugiej połowie XIX wieku m. in. za sprawą prasy.
14
Artykuł ten jest nieznacznie rozszerzoną i poprawioną wersją szkicu opublikowanego w
kawartalniku “Pieniądze i Więź” 1999, nr 2.