OTWARTE
1
(FRAGMENTY)
G I o R G I O A G A M B E N
Ilustracje: Agata Groszek
A. MISTERIUM DISIUNCTIONIS
Dla każdego, kto podejmuje badania
nad genealogią pojęcia „życie" w naszej
kulturze, jedną z pierwszych i najbardziej
pouczających obserwacji będzie ta, że poję-
cie to nigdy nie jest definiowane jako takie.
A jednak to, co pozostaje w ten sposób
nieokreślone, jest co rusz łączone i dzie-
lone za pomocą serii cięć i opozycji, które
przypisują mu decydującą, strategiczną
rolę w dziedzinach tak z pozoru od siebie
oddalonych, jak filozofia, teologia, polityka
a później także medycyna i biologia. Innymi
słowy, wszystko odbywa się tak, jak gdyby
w naszej kulturze życie było tym, cze-
go z d e f i n i o w a ć nie sposób, ale
z tego w ł a ś n i e powodu musi być
ono zawsze z czymś ł ą c z o n e lub
od czegoś o d r ó ż n i a n e .
W historii zachodniej filozofii to strate-
giczne połączenie miało swój moment zało-
życielski. Jest to moment, gdy Arystoteles
w rozprawie O duszy wyróżnia spośród
wielu znaczeń słowa „życie" znaczenie
najbardziej ogólne i najłatwiejsze do wy-
różnienia.
Jestestwo posiadające duszę różni się ży-
ciem od jestestwa, które jest jej pozbawione.
Ale [pojęcie] „życie" ma większą ilość znaczeń.
Cokolwiek posiada życie bodaj w jednym
z nich, mówimy o nim, że „żyje". Życiem jest
na przykład rozum, zmysł, ruch z miejsca na
miejsce i jego zatrzymani, dalej ruch w sensie
odżywiania oraz rośnięcie i umniejszanie. Dla
tej to racji rośliny ogólnie uchodzą za żywe,
ponieważ najwidoczniej posiadają w sobie
taką władzę [a konsekwentnie] i zasadę,
dzięki której rosną i maleją w przeciwnych
kierunkach. [...] Ta władza może być oddzielo-
na od innych; ale inne nie mogą oddzielnie od
niej istnieć w jestestwach śmiertelnych. Widać
to jasno u roślin; one bowiem nie posiadają
[oprócz niej] żadnej innej władzy duszy. Dzię-
ki zatem tej właśnie władzy przysługuje życie
wszystkim jestestwom żywym. [...] Przez wła-
dze wegetatywną (threptikon) rozumiemy tę
część duszy, którą mają również rośliny
2
.
Warto zauważyć, że Arystoteles w ża-
den sposób nie definiuje tego, czym jest ży-
cie: ogranicza się do rozbicia tego pojęcia,
oddzielając od niego funkcję wegetatywną,
aby następnie ponownie włączyć ją w serię
różnych, choć powiązanych ze sobą, władz
(odżywianie, zmysły, myślenie). Widzimy,
jak działa tutaj fundamentalna zasada okre-
ślająca par excellence strategiczną organiza-
cję myśli Arystotelesa. Polega ona na tym,
że każde pytanie w formie „czym jest?"
zmienia się w pytanie „dlaczego (dia ti) coś
1
Fragmenty książki L'aperto. L'uomo e 1'animale © Bollati boringhieri, 2002. Książka ukaże się po polsku nakładem wydawnictwa
Universitas. Dziękujemy za zgodę na druk fragmentów.
Agamben w całej książce odwołuje się do niemieckiego terminu das Offene używanego przez Heideggera, który zapożyczył go od
Rilkego (z VIII Elegii duinejskiej). Polscy tłumacze dość konsekwentnie tłumaczą termin Heideggerowski jako „otwarte", natomiast w tłu-
maczeniach Rilkego często pojawia się termin „przestwór" albo „otwarty przestwór", dlatego pozwalam sobie tłumaczyć to słowo nie do
końca konsekwentnie. Niniejszy wybór z książki Agambena miał omijać bardzo ciekawe i skądinąd ważne analizy tekstów Heideggera na
temat relacji człowiek-zwierzę. W związku z tym pełny rygor w tłumaczeniu jego terminologii nie wydaje się konieczny [przyp. tłum.].
2
Arystoteles, O duszy, w: tegoż, Dzieła wszystkie, przeł. R Siwek, PWN, Warszawa 2003, s. 73-74, (413a, 20-413b, 8).
1 2 4
O T W A R T E ( F R A G M E N T Y )
należy do czegoś innego?". Pytanie, dlacze-
go jakiś byt nazywa się żywym, oznacza
poszukiwanie przyczyny, dla której przy-
pisuje się temu bytowi życie. Sprowadza się
to do tego, że spośród różnych sposobów
użycia słowa „życie", jeden musi zostać
oddzielony od innych i stać się podstawą,
na której przypisywać będziemy życie okre-
ślonym bytom. Innymi słowy, to, co zostało
oddzielone i podzielone (w tym przypadku
chodzi o życie wegetatywne), jest dokład-
nie tym, co pozwala zbudować - za pomocą
swego rodzaju divide et impera - jedność
życia jako hierarchicznego połączenia serii
funkcjonalnych władz i opozycji.
Oddzielenie życia wegetatywnego (które
zwane było wegetatywnym już przez staro-
żytnych komentatorów3) stanowi, w każdym
sensie tego słowa, wydarzenie fundamental-
ne dla zachodniej nauki. Gdy wiele wieków
później Bichat w swych Fizjologicznych
badaniach nad życiem i śmiercią, odróżni
„życie zwierzęce", definiowane poprzez
relację ze światem zewnętrznym od „życia
organicznego", będącego jedynie „zwykłym
następstwem przyjmowania i wydalania"
4
,
to wciąż Arystotelesowskie życie wegeta-
tywne stanowi dla niego ukrytą podstawę,
od której odróżnia się życie wyższych or-
ganizmów. Wedle Bichata wygląda to tak,
jakby w każdym wyższym organizmie żyło
razem dwoje „zwierząt": „zwierzę istniejące
wewnątrz", którego życie - nazywane przez
Bichata „organicznym" -jest jedynie powtó-
rzeniem zespołu w pewnym sensie ślepych
i nieuświadomionych funkcji (krążenie
krwi, oddychanie, przyswajanie, wydalanie,
itd.) oraz „zwierzę żyjące na zewnątrz",
którego życie - jedyne w pełni zasługujące
zdaniem Bichata na miano „zwierzęcego"
- definiowane jest na podstawie relacji ze
światem zewnętrznym. W człowieku wystę-
pują one razem, ale nie współgrają ze sobą:
życie organiczne zwierzęcia wewnętrznego
[animale-di-dentro] zaczyna się w stadium
płodowym przed rozpoczęciem życia zwie-
rzęcia zewnętrznego [animale-di-fuori] oraz
następuje po jego zakończeniu - w procesie
starzenia się i agonii.
Nie ma potrzeby wyjaśniać strategicz-
nej wagi, jaką miało w historii nowocze-
snej medycyny rozdzielenie funkcji życia
wegetatywnego i funkcji życia w relacji.
Sukcesy nowoczesnej chirurgii i anestezji
opierają się między innymi na możliwości
podziału i jednocześnie połączenia dwóch
zwierząt opisywanych przez Bichata. Jak
pokazał Foucault, nowoczesne państwo,
począwszy od XVII wieku, umieszcza
wśród swych najważniejszych zadań
troskę o życie populacji, zmieniając tym
samym politykę w biowładzę. Realizacja
tego nowego powołania będzie możliwa
przede wszystkim dzięki postępującemu
uogólnieniu i redefinicji pojęcia życia we-
getatywnego (które współgra odtąd z bio-
logicznym dziedzictwem narodu). Także
dziś w dyskusjach wokół definicji ex lege
kryteriów śmierci klinicznej nowe rozpo-
znanie owego nagiego życia - oddzielonego
od wszelkich aktywności mózgu i w pew-
nym sensie nie związanego z podmiotem
- pozwala rozstrzygnąć czy ciało może być
jeszcze uznane za żywe, czy też powinno
zostać pozostawione przypadkowemu loso-
wi związanemu z transplantacją.
Podział życia na życie wegetatywne i ży-
cie relacyjne, organiczne i zwierzęce, zwie-
rzęce i ludzkie, jest zatem ruchomą granicą
przebiegającą wewnątrz każdego żyjącego
człowieka i bez tej wewnętrznej cezury pro-
ste rozstrzygnięcie, czy coś jest ludzkie, czy
też nie, byłoby prawdopodobnie niemożliwe.
Tylko dlatego, że coś takiego jak życie zwie-
rzęce zostało wydzielone wewnątrz człowie-
ka, że dystans i bliskość zwierzęcia zostały
W oryginale Agamben nazywa owo życie la vita nutritiva, a w nawiasie przywołuje pojęcie vita vegetativa. Ponieważ jednak w polskim
przekładzie dzieł Arystotelesa to rozróżnienie nie występuje, a w tradycji przyjęło się określenie „życie wegetatywne", tłumaczę oba
terminy tak samo [przyp. tłum.].
4
X. Bichat, Recherches physiologiques sur la vie et la mort, Flammarion, Paris 1994, s. 61.
Z
5
G I O R G
A G A M B E N
zmierzone i rozpoznane przede wszystkim
w tym, co najbardziej intymne i własne, moż-
na przeciwstawić człowieka innym żywym
istotom i jednocześnie stworzyć złożoną
- i nie zawsze budującą - ekonomię relacji
między ludźmi a zwierzętami.
Jeśli to wszystko prawda i granica mię-
dzy człowiekiem a zwierzęciem przebiega
przede wszystkim wewnątrz człowieka,
wówczas samo pytanie o człowieka - a co
za tym idzie także o „humanizm" - należy
postawić w nowy sposób. W naszej kultu-
rze człowiek zawsze był rozumiany jako
połączenie ciała i duszy, żywego organizmu
i logosu, pierwiastka naturalnego (lub zwie-
rzęcego) oraz pierwiastka nadnaturalnego,
społecznego bądź też boskiego. Powinni-
śmy jednak nauczyć się myśleć o człowieku
dokładnie odwrotnie. Traktować go jak wy-
nik rozłączenia tych dwóch pierwiastków
a tym samym badać nie tyle metafizyczną
tajemnicę złączenia duszy i ciała, ile prak-
tyczną i polityczną tajemnicę ich rozdzia-
łu. Czym jest człowiek, jeśli jest on zawsze
miejscem - a także wynikiem - nieustan-
nych podziałów? Praca na tych podziałach,
pytanie, w jaki sposób - wewnątrz czło-
wieka - człowiek został oddzielony od nie-
człowieka a zwierzę od tego, co ludzkie, jest
bardziej palącym zadaniem niż zajmowanie
stanowiska w wielkich debatach o rzeko-
mych wartościach i prawach człowieka. Być
może także najbardziej wzniosła sfera kon-
taktów z bogiem zależy, w pewnej mierze,
od najciemniejszej sfery oddzielającej nas
od tego, co zwierzęce.
9. MASZYNA
ANTROPOLOGICZNA
Homo alabus primigenius Haeckelii
Hans Vaihinger
W roku 1899 Ernst Haeckel, profesor na
uniwersytecie w Jenie, opublikował nakła-
dem wydawnictwa Kroner w Stuttgarcie
Die Weltratsel, „zagadki świata", pracę, któ-
ra wbrew wszelkiemu dualizmowi i wszel-
kiej metafizyce chciała pogodzić filozoficz-
ne poszukiwania prawdy z postępem nauk
biologicznych. Mimo obecności w niej wielu
kwestii technicznych i rozległości podję-
tych problemów nakład książki przekroczył
sto pięćdziesiąt tysięcy egzemplarzy i stała
się ona swego czasu rodzajem ewangelii
naukowego progresywizmu. Tytuł zawiera
więcej niż ironiczną aluzję do wykładu, któ-
ry kilka lat wcześniej wygłosił w Akademii
Nauk w Berlinie Emile du Bois-Reymond.
Słynny naukowiec wymienił wówczas sie-
dem „zagadek świata", z których trzy uznał
za „transcendentalne i nierozwiązywalne",
trzy za rozwiązywalne, ale jeszcze nie roz-
wiązane, a jedną za niepewną. W piątym
rozdziale swojej książki Haeckel, twierdząc,
że dzięki swej doktrynie substancji pozbył
się trzech pierwszych zagadek, koncentruje
się na owym „problemie wszystkich proble-
mów", którym jest pochodzenie człowieka.
Zagadka ta łączy w pewnej mierze trzy
problemy uznane przez Bois-Reymonda za
rozwiązywalne, ale jeszcze nie rozwiązane.
Również w tym przypadku Haeckel twier-
dzi, że problem został ostatecznie rozwią-
zany dzięki skrajnemu i spójnemu rozwinię-
ciu darwinowskiego ewolucjonizmu.
Jego zdaniem już Huxley
5
pokazał, że
„teoria pochodzenia człowieka od małpy
stanowiła nieuchronną konsekwencję dar-
winizmu
6
. Jednocześnie właśnie ów dowód
narzucił zadanie rekonstrukcji ewolucyjnej
historii człowieka na podstawie zarówno
wyników porównawczych badań anato-
micznych, jak i odkryć w paleontologii.
Realizacji tego zadania Haeckel poświęcił
napisane w 1874 roku dzieło Antropogenie,
w którym rekonstruował historię powsta-
nia człowieka od ryb z okresu syluru aż
po małpy człekokształtne z miocenu.
Jego oryginalnym wkładem - z którego
czerpał zasłużoną dumę - było jednak po-
' Thomas Henry Huxley (1825-1895) - angielski biolog, propagator teorii Darwina [przyp. red.].
1
Ernst Haeckel, Die Weltratsel Gemeinverstandliche Studien uber monistische Philosophie, Kroner, Stuttgart 1899, s. 37.
1 2 6
G I O R G I O A G A M B E N
stawienie hipotezy, że pomiędzy małpami
człekokształtnymi (lub małpoludami)
a człowiekiem istnieje jeszcze specyficzny
byt pośredni zwany przez niego człowie-
kiem-małpą (Ąffenmensch) lub - w związku
z tym, że byt ten jest pozbawiony mowy
- Pithekanthropus alalus:
Na początku Trzeciorzędu (w eocenie),
z ssaków wyższych rodzą się pierwsi przod-
kowie małp w sensie ścisłym; dokładniej zaś
rzecz ujmując z małp wąskonosych powstały
najpierw KYNOPITEKI, następnie małpoludy
lub małpy człekokształtne. Z gałęzi tych
ostatnich powstaje w trakcie pliocenu pozba-
wiony mowy człowiek-małpa: Pithekanthro-
pus alalus - wreszcie zaś od niego bierze swój
początek człowiek obdarzony językiem
7
.
Istnienie pitekantropa lub człowieka-
małpy, które w roku 1874 było jedynie hi-
potezą, zostało potwierdzone, gdy w 1891
roku holenderski lekarz wojskowy Eugen
Dubois odkrył na Jawie fragment czaszki
oraz kość udową podobne do kości obecne-
go człowieka. Ku wielkiej radości Haeckla
- którego zresztą nasz lekarz był entuzja-
stycznym czytelnikiem - Dubois ochrzcił
ów nowy byt Pithekanthropus erectus. „To
tam znajduje się - pisał stanowczo Haeckel
- tak poszukiwany missing link, rzekomo
brakujące ogniwo łańcucha ewolucyjnego
naczelnych, które rozwijają się bez prze-
szkód od niższych małp wąskonosych aż
do wysoko rozwiniętego człowieka"
8
.
Idea sprachloser Urmensch - jak określa
ją Haeckel - prowadziła jednak do aporii,
z których on sam najwyraźniej nigdy nie
zdawał sobie sprawy. Przejście od zwie-
rzęcia do człowieka, mimo podkreślania
wagi anatomii porównawczej i odkryć
paleontologii, dokonało się w rzeczywisto-
ści poprzez wydzielenie elementu, który
nie miał nic wspólnego ani z jednym, ani
z drugim, stanowił natomiast założoną
cechę szczególną człowieka: tym czymś
był język. Utożsamiając swój byt z posia-
daniem języka, człowiek obdarzony mową
umieszcza poza sobą, jako coś już i jeszcze
nie-ludzkiego, swoją własną niemotę. Ob-
nażenie ukrytych aporii doktryny homo
alalus Haeckla, a ogólniej rzecz biorąc tego,
co możemy nazwać nowożytną maszyną
antropologiczną, przypadło w udziale
językoznawcy Heymannowi Steinthalo-
wi, jednemu z ostatnich przedstawicieli
Wissenschaft des Judentums, która starała
się stosować metody nowoczesnej nauki
do badań nad judaizmem. W swych bada-
niach nad pochodzeniem języka Steinthal
rozwinął na własną rękę, kilka lat przed
Haecklem, ideę przedjęzykowego stanu
człowieka. Próbował on wyobrazić sobie
fazę życia zmysłowego człowieka, w której
nie pojawił się jeszcze język, a następnie
porównywał ją z życiem zmysłowym zwie-
rząt. W dalszej kolejności chciał pokazać,
dlaczego mowa mogła narodzić się w ra-
mach życia zmysłowego człowieka, a nie
zwierzęcia. Dokładnie w tym miejscu po-
jawi się aporia, z której Steinthal zda sobie
w pełni sprawę dopiero kilka lat później:
Porównaliśmy - napisze - owo czysto
hipotetyczne stadium duszy ludzkiej z duszą
zwierzęcą i napotkaliśmy w tej pierwszej,
zarówno w sensie ogólnym, jak i szczegóło-
wym, nadmiar sił. Następnie pozwoliliśmy
duszy ludzkiej spożytkować ten nadmiar na
stworzenie języka. Pokazaliśmy w ten sposób,
dlaczego język wziął swój początek z duszy
ludzkiej i jej zmysłów, a nie z duszy zwierzęcej.
[...] Jednakże w naszym opisie duszy ludzkiej
i duszy zwierzęcej musieliśmy abstrahować
od języka, którego możliwość zamierzaliśmy
właśnie udowodnić. Skąd wzięła się siła,
pozwalająca duszy wytworzyć język? Oto co
należało pokazać w pierwszej kolejności: ta
siła zdolna do tworzenia języka w oczywisty
sposób nie może pochodzić z samego języka.
Tamże, s. 37.
8 Tamże, s. 39.
1 2 8
O T W A R T E ( F R A G M E N T Y )
Wymyśliliśmy więc przedjęzykowe stadium
życia człowieka. Jest to jednak tylko fikcja:
w rzeczywistości język jest tak konieczny
i naturalny dla bytu człowieka, że bez niego
człowiek nie potrafiłby żyć, nie można by też
pomyśleć jego istnienia. Człowiek albo posia-
da język, albo po prostu nie istnieje. Z drugiej
strony - i to właśnie uzasadnia ową fikcję
- język nie może być traktowany jako coś
już obecnego w ludzkiej duszy; jest on raczej
wytworem - choćby nie w pełni świadomym
- jej wytworem. To szczególne stadium roz-
woju duszy należy wydedukować ze stadiów
poprzednich. Wraz z nim rozpoczyna się wła-
ściwa aktywność ludzka: to most prowadzący
od królestwa zwierząt do królestwa człowie-
ka. [...] Czemu jednak tylko dusza ludzka
buduje ten most, czemu tylko człowiek, a nie
zwierzę przechodzi dzięki językowi od zwie-
rzęcości do człowieczeństwa, oto co rzekomo
wyjaśniliśmy poprzez porównanie zwierzęcia
i człowieka. To porównanie pokazuje nam,
że człowiek, jakim wyobraziliśmy go sobie
bez języka, jest zwierzęcym człowiekiem
(Tier-Menschen) a nie ludzkim zwierzęciem
(Menschentier). Jest on zawsze już rodzajem
człowieka, nie zaś rodzajem zwierzęcia
9
.
Tym, co odróżnia człowieka od zwierzę-
cia, jest język - nie jest on jednak faktem
naturalnym wpisanym z góry w psycho-
fizyczną strukturę człowieka, lecz histo-
rycznym wytworem, który, jako taki, nie
może być przypisany ani zwierzęciu, ani
człowiekowi. Jeśli wyłączymy ten element,
różnica między człowiekiem a zwierzęciem
ulega zatarciu - chyba, że wyobrazimy so-
bie człowieka pozbawionego mowy, homo
alalus, który w zasadzie powinien pełnić
funkcję mostu pozwalającego na przejście
od tego, co zwierzęce do tego, co ludzkie.
Wedle wszelkich oznak jest to jednak wy-
łącznie cień rzucany przez język, założenie
mówiącego człowieka, dzięki któremu
otrzymujemy zawsze i wyłącznie animali-
zację człowieka (człowiek-zwierzę, podob-
nie jak człowiek-małpa Haeckla) lub huma-
nizację zwierzęcia (małpolud). Zwierzęcy
człowiek i ludzkie zwierzę to dwie strony
tego samego pęknięcia, które nie może być
naprawione od żadnej ze stron.
Rewidując kilka lat później swoją teorię
po zapoznaniu się z tezami Darwina i Ha-
eckla, znajdującymi się w centrum debat
naukowych i filozoficznych, Steinthal zdaje
sobie doskonale sprawę z ukrytej w jego
hipotezie sprzeczności. Dotychczas starał
się on zrozumieć, dlaczego tylko człowiek
tworzy język, a nie czyni tego zwierzę.
Oznaczało to jednak ni mniej, ni więcej
tylko próbę zrozumienia, w jaki sposób
człowiek rodzi się ze zwierzęcia. W tym
miejscu pojawia się sprzeczność:
Przedjęzykowe stadium poznania może
być tylko jedno, nie może być dwóch -jednego
dla zwierzęcia i jednego dla człowieka. Gdyby
było inaczej, człowiek rzeczywiście w sposób
naturalny przewyższałby małpę, a wówczas
narodziny człowieka nie byłyby związane
z powstaniem języka, lecz raczej z powsta-
niem wyższej formy poznania mającej źródło
w niższej formie zwierzęcej. Nie zdając sobie
z tego sprawy, założyłem z góry istnienie tego
źródła: człowiek, wraz ze swymi ludzkimi ce-
chami, był mi w rzeczywistości dany wraz ze
stworzeniem a ja starałem się odkryć źródła
języka u człowieka. W ten sposób zaprzeczy-
łem jednak swoim przesłankom: a mianowi-
cie, że powstanie języka i powstanie człowieka
były w istocie tym samym; najpierw założy-
łem istnienie człowieka, a potem pozwoliłem
mu stworzyćjęzyk10.
Ta wskazana przez Steinthala sprzecz-
ność jest także sprzecznością definiującą
maszynę antropologiczną, która działa
w naszej kulturze w dwóch wariantach
Heymann Steinthal, Der Ursprung der Sprache im Zusammenhang mit den letzten Fragen alles Wissens. Eine Darstellung, Kritik und
Fortentwicklung der vorziiglichsten Ansichten, Dummler, Berlin 1877, s. 355-356.
10
Heymann Steinthal, Abriss der Sprachwissenschaft, t.I: Einleitung in die Psychologie und Sprachwissenschaft, Dummler, Berlin 1881, s. 303.
1 2 9
G I O R G I O A G A M B E N
- starożytnym i nowożytnym. Ponieważ
chodzi w niej o wytwarzanie tego, co ludz-
kie za pomocą opozycji człowiek/zwierzę,
to, co ludzkie/to, co nieludzkie, maszyna
działa z konieczności na zasadzie wyklu-
czenia (które jest zawsze również pochwy-
ceniem) i włączenia (które jest zawsze
również wykluczeniem). Właśnie dlatego,
że to, co ludzkie jest w rzeczywistości za
każdym razem z góry zakładane, maszyna
wytwarza pewnego rodzaju stan wyjątko-
wy, tworzy sferę nieokreśloności, w której
zewnętrze jest tylko wykluczonym wnę-
trzem, a wnętrze z kolei tylko włączonym
do środka zewnętrzem.
Przyjrzyjmy się nowożytnej maszynie
antropologicznej. Funkcjonuje ona - jak
widzieliśmy - wykluczając poza siebie jako
(jeszcze) nieludzkie to, co już jest ludzkie,
czyli animalizując to, co ludzkie, izolując
nie-ludzkość w człowieku: homo alalus lub
człowieka-małpę. Wystarczy rozszerzyć na-
sze pole badawcze kilka dekad wprzód, aby
w miejscu tego niewinnego odkrycia pale-
ontologicznego odnaleźć Żyda, czyli nie-
człowieka wytworzonego przez człowieka,
bądź też neomort czy pacjenta pogrążonego
w śpiączce, czyli zwierzę wydzielone w ciele
samego człowieka.
Starożytna maszyna funkcjonuje
w sposób dokładnie symetryczny. Jeśli
w nowożytnej maszynie zewnętrze jest
wytwarzane przez wykluczenie tego, co
wewnętrzne, a to, co nieludzkie przez
animalizację człowieka, tutaj wnętrze
otrzymuje się przez włączenie tego, co
zewnętrzne, a nie-człowieka przez huma-
nizację zwierzęcia. Jako figury zwierzęcości
w ludzkiej postaci mogą tu występować:
małpolud, dzikie dziecko albo homo ferus
- ale także, a może przede wszystkim: nie-
wolnik, barbarzyńca, obcy.
Obie maszyny mogą funkcjonować, tyl-
ko wytwarzając w swym centrum strefę
nieokreśloności, w której powinno dokony-
wać się -jako missing link zawsze brakujące,
ponieważ zawsze wirtualnie obecne - po-
łączenie człowieka i zwierzęcia, człowieka
i nie-człowieka, istoty mówiącego i istoty
żywej. Jak każda przestrzeń wyjątku strefa
ta jest w rzeczywistości całkowicie pusta
natomiast to, co prawdziwie ludzkie, czyli
to, co powinno w niej się zjawić, jest tylko
miejscem nieustannie ponawianej decyzji,
gdzie podział i ponowna jedność są wciąż
na nowo przesuwane i przemieszczane.
Tym, co w ten sposób powinno powstać, nie
jest w żadnym razie ani życie zwierzęce, ani
życie ludzkie, lecz jedynie życie oddzielone
i wykluczone z samego siebie - ni mniej, ni
więcej tylko nagie życie.
Wobec wymienionych wyżej skrajnych
figur tego, co ludzkie i tego, co nieludzkie,
nie należy pytać, która z dwóch maszyn
(albo z dwóch wariantów tej samej maszy-
ny) jest lepsza albo bardziej skuteczna - czy
też mniej krwawa i śmiertelna. Trzeba na-
tomiast zrozumieć ich funkcjonowanie, aby
móc ewentualnie zatrzymać ich bieg.
1 7. ANTROPOGENEZA
Spróbujemy teraz przedstawić w for-
mie tez dotychczasowe rezultaty naszej
interpretacji maszyny antropologicznej
działającej w zachodniej filozofii:
1) Antropogeneza jest wynikiem dzie-
lenia i łączenia tego, co ludzkie i tego, co
zwierzęce. Ów podział dokonuje się przede
wszystkim we wnętrzu człowieka.
2) Ontologia, czyli filozofia pierwsza, nie
jest niewinną dyscypliną akademicką, ale
stanowi pod każdym względem fundamen-
talną operację, za pomocą której realizuje
się antropogeneza, stawanie się człowieka
żywym organizmem. Metafizyka jest od
samego początku uwikłana w tę właśnie
strategię: dotyczy to w szczególności owego
meta, które wieńczy i chroni ruch przekra-
czania zwierzęcej physis w stronę ludzkiej
historii. Owo przekraczanie nie jest czymś,
co dokonało się raz na zawsze, lecz wciąż
trwającym wydarzeniem rozstrzygającym
za każdym razem od nowa i osobno dla każ-
dej jednostki o tym, co jest w niej ludzkie
a co zwierzęce, co naturalne a co historycz-
ne, co związane z życiem a co ze śmiercią.
1 3 0
O T W A R T E ( F R A G M E N T Y )
3) Bycie, świat, otwarte
11
nie są jednak
czymś innym w odniesieniu do środowi-
ska i życia zwierzęcego: są one jedynie
zerwaniem i opanowaniem relacji bytu
ożywionego z jego katalizatorem
12
. Otwar-
te jest jedynie pewnym ujęciem zwierzęcej
nie-otwartości. Człowiek zawiesza swoją
zwierzęcość i w ten sposób otwiera „wol-
ną i pustą" przestrzeń, w której życie jest
opanowane i o-puszczone [ab-bandonata]
w sferze wyjątku.
4) Ponieważ świat otwiera się przed
człowiekiem jedynie dzięki zawieszeniu
i opanowaniu życia zwierzęcego, byt jest
zawsze przeniknięty nicością, Lichtung
[prześwit] zawsze oznacza również Nich-
tung [nicościowanie].
5) Decydującym konfliktem politycz-
nym, który rządzi wszystkimi innymi
konfliktami, jest w naszej kulturze kon-
flikt między zwierzęcością a człowieczeń-
stwem człowieka. Innymi słowy, polityka
świata zachodniego jest zawsze również
biopolityką.
6) Jeśli maszyna antropologiczna była
motorem stawania się przez człowieka by-
tem historycznym, wówczas kres filozofii
oraz osiągnięcie epokowego przeznaczenia
bycia oznacza, że maszyna działa dziś na
jałowym biegu.
W perspektywie Heideggerowskiej moż-
liwe są tu dwa scenariusze:
a) człowiek posthistoryczny nie uznaje
dłużej swojej zwierzęcości za nieodkrytą,
lecz stara się nią zarządzać i opanowywać
ją za pomocą techniki.
b) człowiek, „pasterz bycia", bierze na
własność swoją skrytość, swoją własną
zwierzęcość, która nie jest już dłużej ukry-
ta ani nie staje się obiektem panowania,
lecz jest myślana jako taka, jako czyste
opuszczenie.
1 8. MIĘDZY
Wszystkie tajemnice świata wydają się
nam błahostkami w porównaniu z drobną
zagadką seksu.
Michel Foucault
Walter Benjamin przedstawia w niektó-
rych swoich tekstach całkiem inny obraz
relacji między człowiekiem a zwierzęciem,
naturą a historią. W obrazie tym maszy-
na antropologiczna nie odgrywa w ogóle
żadnej roli. Pierwszym ze wspomnianych
tekstów jest list do Ranga z 9 grudnia 1923
roku poświęcony „ocalonej nocy". Natura
- jako świat pogrążony w zamknięciu
(Verschlossenheit) i w mrokach nocy - jest
tutaj przeciwstawiona historii jako sferze
objawienia (Offenbarung). Co zaskakujące,
Benjamin przyporządkowuje również za-
mkniętej sferze natury idee i dzieła sztuki.
Te ostatnie określa on nawet jako
modele natury, która nie oczekuje nadej-
ścia żadnego dnia, a zatem również żadnego
Dnia Sądu, jako modele natury, która nie jest
sceną historii ani mieszkaniem człowieka:
ocalonej nocy (die gerettete Nacht)
13
.
Związek, jaki tekst Pawłowy o apoka-
radokia tes ktiseós14 ustanowił między na-
turą a zbawieniem, między stworzeniem
a zbawioną ludzkością, jest dziś zerwany.
Idee, które podobnie jak gwiazdy „świecą
wyłącznie w nocy natury", gromadzą życie
stworzeń nie po to, aby je ukazać czy też
otworzyć na ludzki język, lecz aby dopro-
wadzić je z powrotem do ich zamknięcia
i niemoty. Rozdział natury i zbawienia
jest starym motywem gnostyckim - to on
skłonił Jacoba Taubesa do tego, aby umieścić
Benjamina w jednym rzędzie z gnostykiem
Marcjonem. U Benjamina rozdział ten
Por. przypis 1 [przyp. tłum.].
Termin ten występuje w analizach zachowania kleszcza dokonanych przez Jakoba von Uexk(illa, z którego badań czerpał również
Heidegger. Agamben przywołuje te rozważania w poprzednich rozdziałach [przyp. tłum.].
13
Walter Benjamin, Gesammelte Briefe, red. Christoph Gódde, Henri Lonitz, II: 1919-1924, Suhrkamp Verlag, Frankfurt am Main 1996, s. 393.
14
Por. Rz 8,19 [przyp. tłum.].
1 3 3
G I O R G I O A G A M B E N
jest jednak częścią specyficznej strategii,
która sytuuje się na antypodach strategii
Marcjona. To, co u Marcjona podobnie jak
u większości gnostyków powstało w wyni-
ku upadku i potępienia natury jako dzieła
złego demiurga, tutaj, przeciwnie, prowa-
dzi do przewartościowania, które czyni
je archetypem beatitudo. „Ocalona noc"
oznacza ową naturę przywróconą samej
sobie, naturę, której cechą, jak głosi inny
fragment Benjamina, jest tymczasowość
a rytmem błogostan. Chodzi tu o zbawie-
nie, które nie dotyczy czegoś utraconego,
co powinno zostać odzyskane, czegoś za-
pomnianego, co należałoby przypomnieć:
wiąże się ono raczej z tym, co stracone
i tym, co zapomniane jako takimi - czyli
z czymś niezbawialnym. „Ocalona noc"
jest pewnego rodzaju relacją z tym, co
niezbawialne. Z tego powodu człowiek
- ponieważ „do pewnego stopnia" również
należy do natury - ukazuje się jako pole, na
którym ścierają się ze sobą dwie różne siły,
dwa różne rodzaje zbawienia: „duchowej
restitutio in integrum, która wprowadza
w nieśmiertelność, odpowiada restitutio
światowa, która prowadzi ku wieczności
upadku, a rytmem tej wyłącznie przemijają-
cej egzystencji - przemijającej w swej total-
ności, przemijającej w swej przestrzennej,
lecz także czasowej totalności - rytmem
chrześcijańskiej natury jest szczęście"
15
.
W tej osobliwej gnozie człowiek jest
sitem, w którym życie stworzenia i życie
duchowe, stworzenie i zbawienie, natura
i historia są nieustannie od siebie odróż-
niane i oddzielane, jednocześnie skrycie
współdziałając na rzecz swego zbawienia.
W tekście wieńczącym Ulicę jednokie-
runkową noszącym tytuł O planetarium
Benjamin stara się zdefiniować stosunek
człowieka nowożytnego do natury, porów-
nując go do obcowania człowieka antyczne-
go z kosmosem, które odbywało się w stanie
odurzenia. Właściwym miejscem tej relacji
jest dla człowieka nowożytnego technika.
Nie jest to jednak z pewnością technika ro-
zumiana zgodnie z rozpowszechnioną ideą
opanowania natury przez człowieka.
Opanowanie natury, jak nauczają impe-
rialiści, to sens wszelkiej techniki. Któż jednak
ufałby siepaczowi, który oświadcza, że sen-
sem wychowania jest zapanowanie dorosłych
nad dziećmi? Czy wychowanie nie jest przede
wszystkim niezbędnym ładem w stosunkach
między pokoleniami, a zatem - jeśli chce się
mówić o zapanowaniu -zapanowaniem nad
stosunkami międzypokoleniowymi, a nie nad
dziećmi? Tak też technika nie jest zapanowa-
niem nad naturą: jest zapanowaniem nad
stosunkami między naturą a ludzkością. Lu-
dzie jako gatunek znajdują się wprawdzie od
tysiącleci u kresu swego rozwoju, ale ludzkość
jako gatunek stoi u jego progu
16
.
Co oznacza „zapanowanie nad stosunka-
mi między naturą a ludzkością"? Oznacza to,
że ani zadaniem człowieka nie jest zawład-
nięcie naturą, ani zadaniem natury zawład-
nięcie człowiekiem. Nie oznacza to również,
że oba te byty powinny zostać przekroczone
przez jakiś trzeci termin, który stanowiłby
ich dialektyczną syntezę. Decydujące we-
dle Benjaminowskiego modelu „dialektyki
w stanie spoczynku" jest tutaj raczej jedynie
samo słowo „między", interwał i jakby gra
między dwoma terminami relacji, ich bez-
pośrednia konstelacja w nie-zgodności. Ma-
szyna antropologiczna nie łączy już natury
i człowieka, aby wytworzyć to, co ludzkie
poprzez zawieszenie i opanowanie tego, co
nieludzkie. Można powiedzieć, że maszyna
się zatrzymała, trwa „w stanie spoczynku"
(im Stillstand) i we wzajemnym zawieszeniu
obu terminów. Coś, na co nie mamy jeszcze
nazwy, co nie jest już ani zwierzęciem, ani
człowiekiem, znajduje się pomiędzy naturą
i ludzkością, kryje się w samej opanowanej
relacji, w ocalonej nocy.
15
Walter Benjamin, Fragment teologiczno-polityczny, przeł. A. Lipszyc, „Kronos", nr 1/2007, s. 34-35.
Walter Benjamin, Ulica jednokierunkowa, przeł. A. Kopacki, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 1997, s. 72-73.
1 3 4
O T W A R T E ( F R A G M E N T Y )
W tym samym dziele kilka stron wcze-
śniej w jednym ze swoich najgęstszych
aforyzmów Benjamin kreśli niejasny obraz
owego życia, które wyzwoliło się ze swej re-
lacji z naturą jedynie za cenę utraty swojej
własnej tajemnicy. Jednak tym, co pozwala
przeciąć - choć nie rozwikłać - tajemnicze
więzy łączące człowieka z życiem, jest
element, który wydaje się w całości natu-
ralny a który jednocześnie pod każdym
względem naturę przekracza: spełnienie
seksualne. W paradoksalnym obrazie ży-
cia, które w skrajnych porywach rozkoszy
uwalnia się od tajemnicy, aby odkryć, by
tak rzec, pewnego rodzaju nie-naturę,
Benjamin zawarł coś w rodzaju hieroglifu
nowej nie-ludzkości:
Spełnienie seksualne uwalnia mężczyznę
od tajemnicy, która nie tkwi w seksualności,
natomiast w spełnieniu seksualnym, i być
może tylko w nim, zostaje przecięta - nie
rozwikłana. Można ją porównać z pętami,
które wiążą mężczyznę z życiem. Kobieta
przecina je, mężczyzna staje się wolny ku
śmierci, bo jego życie utraciło tajemnicę.
Tym samym może urodzić się na nowo, i tak
jak kochanka wyzwala go od uroku matki,
tak w bardziej dosłownym sensie kobieta
odrywa go od matki ziemi. Jest akuszerką,
która przecina pępowinę uplecioną z tajem-
nicy natury17.
2D. POZA BYCIEM
Ezoteryka oznacza zatem: sposób wyra-
żania modalności niewiedzy.
Furio Jesi
W Egipcie około połowy drugiego
wieku po Chrystusie gnostyk Bazylides,
z którego otoczenia pochodzą wizerunki
z głowami zwierząt skopiowane przez
Bataille'a w piśmie „Documents"
18
, tworzy
swoje komentarze do Ewangelii zawarte
w dwudziestu pięciu tomach. W opisy-
wanym przez niego dramacie zbawienia
nieistniejący bóg wprowadza na początku
do wszechświata potrójne nasienie lub sy-
nostwo. Ostatnie z nich zostało uwiązane
„niczym poroniony płód" w „wielkiej ma-
sie" cielesnej materii i powinno, na końcu
czasu, powrócić do boskiego nieistnienia,
z którego pochodzi. Aż do tego miejsca nic
nie różni kosmologii Bazylidesa od wielkie-
go gnostyckiego dramatu o kosmicznym
pomieszaniu i separacji. Tym, co świadczy
o jego nieporównanej oryginalności, jest to,
że jako pierwszy postawił problem stanu
materii i życia naturalnego w momencie,
gdy wszystkie boskie lub duchowe pier-
wiastki opuszczą świat, powracając do
swego początkowego miejsca. Czyni to
dzięki genialnej egzegezie fragmentu Listu
do Rzymian, gdzie Paweł mówi o naturze,
która jęczy i wzdycha w bólach rodzenia
w oczekiwaniu na zbawienie:
Gdy synostwo powróci ku górze i znajdzie
się powyżej granicy ducha, całe stworzenie
dostąpi wybaczenia. Jak dotąd jednak jęczy
ono i wzdycha, oczekując na objawienie Syna
Bożego, aby wszyscy ludzie usynowieni wstą-
pili ku górze. Gdy się to stanie, Bóg zaszczepi
w świecie wielką niewiedzę (megale agno-
ią), aby całe stworzenie pozostało w swym
naturalnym stanie (kata physin) i aby nikt
nie pożądał tego, co sprzeciwia się naturze.
W ten sposób wszystkie znajdujące się na tym
obszarze dusze, które przeznaczone są przez
naturę do tego, by pozostać nieśmiertelne tyl-
ko w tym miejscu, pozostaną tu, nie wiedząc
o niczym z rzeczy wyższych ani lepszych niż
ten obszar. W regionach usytuowanych poni-
żej nie pozostaną żadne ślady ani żadna wie-
dza o pozaświatowej rzeczywistości. Uniknie
się w ten sposób sytuacji, w której znajdujące
się tutaj dusze pragnąc rzeczy niemożliwych,
pogrążone byłyby w rozpaczy jak ryba, która
Tamże, s. 66.
18
Motyw otwierający książkę Agambena to ilustracja zawarta w trzynastowiecznym manuskrypcie Biblii, gdzie obraz zbawionej ludzko-
ści ukazuje ludzi z głowami zwierząt. Ilustrację tę znaleźć możemy także w artykule Bataille'a z pisma „Documents".
1 3 5
O T W A R T E ( F R A G M E N T Y )
pragnęłaby paść się wraz z trzodą na gór-
skich stokach: w rzeczywistości, takie dążenie
oznaczałoby ich zniszczenie
19
.
Idea niezbawialnego życia naturalnego,
całkowicie opuszczonego przez wszelki
pierwiastek duchowy - a jednak doskonale
szczęśliwego dzięki „wielkiej niewiedzy"
- pozwala Bazylidesowi stworzyć wielką
kontrwizję w stosunku do odnalezionej
przez człowieka na końcu historii zwierzę-
cości, która tak irytowała Bataille'a. Tutaj
mrok i światło, materia i duch, życie zwie-
rzęce i logos - których powiązanie wewnątrz
maszyny antropologicznej umożliwiało
wytwarzanie tego, co ludzkie - zostają na
zawsze rozdzielone. Nie po to jednak, aby
zamknąć się w jeszcze bardziej nieprzenik-
nionej tajemnicy - raczej po to, by uwolnić
ich bardziej autentyczną naturę. Na temat
Jarry'ego jeden z krytyków napisał:
jednym z alchemicznych kluczy do jego
dzieła wydaje się przekonanie, odziedziczone
po nauce średniowiecznej, że człowiek, któ-
remu udaje się rozdzielić dwie różne natury
ściśle związane ze sobą w czasie jego egzy-
stencji, uwalnia w sobie głęboki sens życia
20
.
Trudno jest pomyśleć tę nową lub bar-
dzo starą figurę życia, które rozbłyskuje
w „ocalonej nocy" owego wiecznego, nie-
zbawialnego stanu przetrwania natury
(w szczególności natury ludzkiej) przy
ostatecznej nieobecności logosu i jego hi-
storii. Nie jest już ono ludzkie, ponieważ
zapomniało o wszelkim pierwiastku racjo-
nalnym, o wszelkim projekcie zawładnięcia
swym życiem zwierzęcym. Nie można go
jednak również nazwać zwierzęcym, jeśli
zwierzęcość byłaby definiowana poprzez
bycie „ubogim w świat" oraz poprzez nieja-
sne oczekiwanie na objawienie i zbawienie.
Z pewnością życie to „nie widzi otwartego
przestworu", w tym sensie, że nie posługuje
się nim jako narzędziem panowania i wie-
dzy. Nie pozostaje jednak również całkowi-
cie zamknięte w swoim odurzeniu. Agnoia,
niewiedza, która je ogarnęła, nie powoduje
całkowitej utraty związku z jego skrytością.
Życie to pozostaje raczej w błogiej relacji
ze swą własną naturą (menei...kata physin)
jako sferą nie-wiedzy.
Etymologowie zawsze byli zakłopotani
łacińskim czasownikiem ignoscere, który
można wyłożyć jako *in-gnosco, ale nie
znaczy on „nie wiedzieć", lecz „wybaczyć".
Ukazać sferę niewiedzy - lub raczej niepa-
mięci [ignoscenza]
21
- oznacza więc nie tyle
po prostu pozostawić przy życiu, pozwolić
być, ile pozostawić poza byciem, uczynić
niezbawialnym. Podobnie jak kochanko-
wie Tycjana wybaczają sobie nawzajem swój
brak tajemnicy, tak też w ocalonej nocy, ży-
cie - ani nie otwarte, ani nie nieodgadnione
- pozostaje w błogiej relacji ze swą własną
skrytością - pozwala jej być poza byciem.
W interpretacji Heideggera zwierzę nie
może odnieść się do swego dezinhibitora
ani jako do bytu, ani jako do niebytu, ponie-
waż to dopiero wraz z pojawieniem się czło-
wieka dezinhibitor został po raz pierwszy
pozostawiony takim, jakim jest. Dopiero
wraz z pojawieniem się człowieka coś takie-
go, jak bycie może zostać wypowiedziane
a byt staje się dostępny i jawny. To dlatego
najważniejszą kategorią ontologii Heidegge-
ra jest „pozwolenie na bycie"
22
. W projekcie
Manlio Simonetti, Testi gnostici in lingua greca e latina, Mondadori, Milan 1993, s. 72.
20 Rene Massat, Preface, w: Alfred Jarry, Oeuvres completes, Edition du Livre, Lausanne-Montecarlo 1948, s. 12.
Agamben posługuje się tutaj neologizmem ignoscenza mającym oddać związek z łacińskim czasownikiem ignoscere. Oznacza on nie
tylko „niewiedzę", ale również „wybaczenie". Zdecydowałem się oddać to wyrażenie przez „niepamięć", z uwagi na funkcjonujące w pol-
szczyźnie wyrażenia w stylu „puścić w niepamięć" oznaczające wybaczenie oraz fakt, że cytowany przez Agambena akapit z Bazylidesa
łączy bezpośrednio stan „wielkiej niewiedzy" z zapomnieniem [przyp. tłum.].
22
Aluzja do Heideggerowskiego terminu Gelassenheit, które polski tłumacz oddał - nietrafnie, jak sądzę - jako „wyzwolenie". Chodzi
raczej o opuszczenie, poluzowanie, dopuszczenie bycia do tego, aby istniało na własny sposób, po swojemu wydarzało się poza panowa-
niem metafizycznych kategorii [przyp. tłum.].
1 3 7
G I O R G I O A G A M B E N
tym człowiek wyzwala swoje możliwości
i wyzwalając siebie, pozwala światu i bytom
bytować po swojemu. Jednak jeśli nasza in-
terpretacja jest słuszna, jeśli człowiek może
otworzyć świat i uwolnić możliwości tylko
dlatego, że w doświadczeniu nudy udaje
mu się zawiesić i dezaktywować relację
zwierzęcia z dezinhibitorem, jeśli w cen-
trum otwartego przestworu znajduje się
nie-otwartość zwierzęcia, musimy zapytać
w tym punkcie: co dzieje się z tą relacją,
w jaki sposób człowiek może pozwolić być
zwierzęciu, skoro otwartość świata opiera
się na zawieszeniu jego sposobu bycia?
Ponieważ zwierzę nie zna ani bytu,
ani niebytu, ani otwarcia, ani zamknięcia,
znajduje się na zewnątrz bycia (zewnętrze
to jest bardziej zewnętrzne niż wszelkie
otwarcie) i wewnątrz w bliskości bliższej
niż wszelkie zamknięcie. Pozwolić być
zwierzęciu oznaczałoby więc: pozwolić
mu być poza byciem. Sfera nie-wiedzy - lub
niepamięci - o której tu mowa znajduje
się zarówno poza wiedzą, jak i niewiedzą,
odkrywaniem, jak i ukrywaniem, bytem
i niebytem. To, czemu pozwala się tutaj być
na zewnątrz bycia, nie jest przez to zanego-
wane lub umniejszone, nie staje się przez to
czymś nieistniejącym. To coś istniejącego,
pewna realność, która wykracza poza róż-
nicę między byciem i bytem.
Nie chodzi tu jednak o próbę zarysowa-
nia nie bardziej ludzkich niż zwierzęcych
kształtów nowego stworzenia, któremu
groziłaby taka sama mitologia, jak innym.
W naszej kulturze człowiek - jak widzie-
liśmy - zawsze był rezultatem pewnego
podziału i jednocześnie połączenia tego,
co ludzkie i tego, co zwierzęce. W operacji
tej chodziło zawsze o jeden wyróżniony
element. Unieruchomienie maszyny antro-
pologicznej rządzącej naszym rozumieniem
człowieka nie oznaczałoby więc poszukiwa-
nia nowych, bardziej skutecznych i auten-
tycznych połączeń, lecz ukazanie centralnej
pustki: zawieszenie zawieszenia, szabat za-
równo zwierzęcia, jak i człowieka.
I jeśli pewnego dnia, zgodnie z klasycz-
nym już obrazem „oblicze z piasku", które
nauki humanistyczne stworzyły na brzegu
morza, gdzie rozbijają się fale naszej histo-
rii
23
, zostanie całkowicie zatarte, tym, co
ukaże się na jego miejsce, nie będzie już
nowy mandylion albo „chusta Weroniki"
odzyskanej ludzkości lub zwierzęcości.
Sprawiedliwi z głowami zwierząt na Am-
brozjańskiej miniaturze przedstawiają nie
tyle nowy typ relacji człowieka i zwierzęcia,
ile figurę „wielkiej niewiedzy", która po-
zwala im obu być poza byciem, daje szansę
zbawienia w ich ściśle niezbawialnym byciu.
Żywi wciąż mogą zasiąść przy mesjańskiej
uczcie sprawiedliwych, nie podejmując
historycznych zadań i nie uruchamiając
maszyny antropologicznej. Kolejny raz
rozwiązanie misterium conjunctionis, któ-
rego wytworem jest to, co ludzkie, okazuje
się możliwe tylko przez bezprecedensowe
zgłębianie praktyczno-politycznej tajemni-
cy separacji.
PRZEŁOŻYŁ PAWEŁ MOŚCICKI
Por. Michel Foucault, Słowa i rzeczy. Archeologia nauk humanistycznych, przeł. T. Komendant, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2005, t. II
s. 220. Akurat ten fragment, podobnie jak cały ostatni rozdział zatytułowany Nauki humanistyczne, przełożył. T. Swoboda [przyp. tłum.].
1 3 8