Czechow, Antoni Kto winien

background image

Antoni Czechow — Kto winien ?

Mój wujek, Piotr Diemianycz, chudy, zgryźliwy radca kolegialny, niezwykle

podobny do nadpsutego wędzonego śledzia nadzianego na patyczek, kiedyś, wybierając

się do gimnazjum, w którym wykładał łacinę, zauważył, że okładkę jego gramatyki

pogryzły myszy.

– Słuchaj, Praskowio – rzekł wchodząc do kuchni i zwracając się do kucharki. –

Skąd to u nas wzięły się myszy? Zlituj się, wczoraj pogryzły mi cylinder, dzisiaj zniszczyły

gramatykę... Tylko patrzeć, a zaczną gryźć ubranie!

– A cóż ja zrobię? Nie ja je wprowadziłam! – odpowiedziała Praskowia.

– Trzeba jednak coś robić! Może byś wzięła kota, czy co?

– Kot to jest, ale żadnej z niego pociechy.

I Praskowia wskazała kąt, gdzie koło miotły zwinięty w kłębuszek drzemał chudy

jak szczapa biały kociak.

– Dlaczegoż to żadnej z niego pociechy? – zapytał Piotr Diemianycz.

– Młode to jeszcze i głupie. Pewnie nawet dwóch miesięcy nie ma.

– Hm... Trzeba go więc uczyć! Zamiast się tak wylegiwać, lepiej by się uczył.

Po tych słowach Piotr Diemianycz westchnął i z zakłopotaniem wyszedł z kuchni.

Kociak podniósł głowę, leniwie popatrzył za nim i znowu przymknął oczy.

Leżał i myślał. O czym? Nie znając prawdziwego życia, nie miał żadnego zapasu

wrażeń, mógł myśleć tylko instynktownie i przedstawiać sobie życie wedle tych pojęć,

które odziedziczył wraz z płcią i krwią po swych przodkach tygrysach (patrz Darwin).

Myśli jego miały charakter sennych marzeń. W jego kociej wyobraźni malowało się coś

na kształt arabskiej pustyni, po której galopowały cienie bardzo przypominające

Praskowię, piec, miotłę. Wśród cieni zjawił się nagle spodeczek z mlekiem; spodeczkowi

wyrosły łapki, zaczął się na nich poruszać i przejawiać tendencję do ucieczki; kociak

nagle dał susa i zamierając z krwiożerczej rozkoszy, zapuścił weń pazury... Kiedy

spodeczek zniknął we mgle, zjawił się kawałeczek mięsa upuszczonego przez Praskowię;

mięso z tchórzliwym piskiem odbiegło gdzieś w bok, ale kociak nagle skoczył i zapuścił

pazurki... Punktem wyjścia wszystkich majaków młodego marzyciela były skoki, pazury,

zęby... Cudza dusza – to mrok, a kocia tym bardziej, lecz że opisane wyżej obrazy bliskie

są prawdy, świadczą o tym następujące fakty: pogrążony w sennych marzeniach kociak

nagle zerwał się, popatrzył świecącymi oczyma na Praskowię, zjeżył sierść, podskoczył i

background image

zapuścił pazury w podołek sukni kucharki. Najwidoczniej urodził się łowcą myszy,

całkowicie godnym swoich krwiożerczych przodków. Los przeznaczył go na postrach

piwnic, spiżarni, spichrzy i gdyby nie wychowanie... Ale nie będę uprzedzał faktów.

Wracając z gimnazjum Piotr Diemianycz wstąpił do sklepiku i za piętnaście

kopiejek kupił pułapkę. Przy obiedzie nadział na haczyk kawałeczek kotleta i postawił

pułapkę pod kanapę, za którą zrzucano uczniowskie ćwiczenia używane przez Praskowię

do celów gospodarczych. Punktualnie o szóstej wieczorem, kiedy szanowny łacinista

siedział przy biurku poprawiając uczniowskie ćwiczenia, pod kanapą nagle coś trzasnęło

i to tak głośno, że mój wujek drgnął i upuścił z rąk obsadkę. Nie zwlekając podszedł do

kanapy i wyciągnął pułapkę. Maleńka czyściutka myszka wielkości naparstka

obwąchiwała drut drżąc ze strachu.

– Aha-a! – mruknął Piotr Diemianycz spoglądając na mysz tak złośliwie, jak

gdyby zabierał się do postawienia pały. – Złapało się paskudztwo! Zaczekaj, ja ci pokażę,

jak zjadać gramatykę.

Przyjrzawszy się dobrze swej ofierze Piotr Diemianycz postawił pułapkę na

podłodze i zawołał:

– Praskowia, mysz się złapała! Przynieś tu zaraz kociaka!

– Za-a-raz! – odezwała się Praskowia i po chwili weszła trzymając na rękach

potomka tygrysów.

– Świetnie! – mruknął Piotr Diemianycz zacierając ręce. – Będziemy go uczyć...

Postaw go naprzeciw pułapki. O tak... Daj mu powąchać i przypatrzeć się. O tak...

Kociak ze zdziwieniem spojrzał na wujka, na fotele, ze zdumieniem powąchał

pułapkę, potem przestraszywszy się prawdopodobnie jaskrawego światła lampy i

skierowanego nań zainteresowania, szarpnął się i z przerażeniem pobiegł do drzwi.

– Dokąd? – zawołał wujaszek chwytając go za ogon. – Dokąd, podły stworze!

Myszy się głuptak przestraszył! Przyjrzyj się: to mysz! Patrzże! No! patrz, kiedy ci

mówię!

Piotr Diemianycz chwycił kociaka za kark i tykał go mordką w pułapkę.

– Przyglądaj się, draniu! Weźże go, Praskowio, potrzymaj... Trzymaj go naprzeciw

drzwiczek... Jak tylko wypuszczę mysz, ty go również natychmiast puszczaj...

Rozumiesz? Natychmiast wypuszczaj. No?

Wujaszek przybrał tajemniczy wyraz twarzy i odsunął drzwiczki. Mysz wyszła

niezdecydowanie, powąchała powietrze i jak błyskawica pomknęła pod kanapę...

Wypuszczony kociak zadarł do góry ogon i czmychnął pod stół.

background image

– Uciekła! Uciekła! – wykrzykiwał wujaszek z wściekłym wyrazem twarzy. –

Gdzież jest ten łajdak? Pod stołem? Zaczekaj no...

Wujaszek wyciągnął kociaka spod stołu i potrząsnął nim.

– Kanalio wstrętna... – mamrotał szarpiąc kota za ucho. – A masz! A masz! Żebyś

na przyszły raz się nie gapił! Kanalia...

Nazajutrz Praskowia usłyszała znowu:

– Praskowia! Mysz się złapała! Dawaj zaraz kociaka!...

Sponiewierany wczoraj kociak zaszył się pod piecem i nie wyłaził stamtąd przez

całą noc. Kiedy Praskowia wyciągnęła go za kark, przyniosła do gabinetu i postawiła

przed pułapką – kot zadygotał całym ciałem i miauknął żałośnie.

– Daj mu się najpierw oswoić! – komenderował Piotr Diemianycz. – Niechaj się

przygląda i wącha. No, przyglądaj się, ucz! Stój, żeby cię pokręciło! – wrzasnął

spostrzegłszy, że kociak cofa się od pułapki. – Zleję! Chwycić go za ucho! O tak... No,

teraz postaw naprzeciw drzwiczek...

Wujaszek wolniutko uniósł drzwiczki... Mysz smyrgnęła pod samym nosem

kociaka, uderzyła się o rękę Praskowii i pomknęła pod szafę, kociak zaś, poczuwszy, że

jest wolny, dał rozpaczliwego susa i zaszył się pod kanapą.

– Drugą mysz przegapił! – ryknął Piotr Diemianycz. – Cóż to za kot?! Świństwo,

paskudztwo! Zlać go! Zlać przy pułapce!

Kiedy złapała się trzecia mysz, kociak na widok pułapki i jej mieszkańca zadrżał

całym ciałem i podrapał ręce Praskowii...

Po czwartej myszy wujaszek zbiesił się, szurnął kociaka nogą i rzekł:

– Zabrać to paskudztwo! Już dziś żeby go tu nie było. Wyrzuć na cztery wiatry! Na

licha się zdał!

Minął rok. Nędzny, chuderlawy kociak wyrósł na solidne, rozsądne kocisko. Razu

pewnego przemykając się podwórkiem wyruszył na miłosne spotkanie. Kiedy był już

blisko celu, usłyszał nagle szmer i zaraz potem spostrzegł mysz, która od koryta przy

studni biegła ku stajni... Mój bohater zjeżył się, wygiął w pałąk, zasyczał, zadygotał całym

ciałem i małodusznie rzucił się do ucieczki.

Niestety! Czasami i ja czuję się w śmiesznej sytuacji uciekającego kota. W swoim

czasie, podobnie jak nasz kociak, miałem zaszczyt uczyć się u wujaszka języka

łacińskiego. A teraz, kiedy czasami wpadnie mi w rękę jakiś utwór klasycznej

starożytności, to zamiast chłonąć z zachwytem, zaczynam sobie przypominać ut

consecutivum, nieprawidłowe czasowniki, żółtawoszarą twarz wujaszka, ablativus

background image

absolutus... – blednę, włosy stają mi dęba i na podobieństwo kota rzucam się do

sromotnej ucieczki.

Tłumaczyła: Irena Bajkowska


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Czechow Antoni KTO SZUKA GUZA, ZNAJDZIE DWA
Czechow Antoni Największe miasto
Czechow Antoni Odkrycie
Czechow Antoni Na gwoździu
Czechow Antoni Zabłąkani
Czechow Antoni Odpowiednie kroki
Czechow Antoni W salonie
Czechow Antoni Kapitański mundur
Czechow Antoni Łyki
Czechow Antoni Do Paryża
Czechow Antoni U pani marszałkowej
Czechow Antoni Mróz
Czechow Antoni Wdzięczność
Czechow Antoni Niedorajda
Czechow Antoni Impresario pod kanapą
Czechow Antoni Filantrop
Czechow Antoni Noc na cmentarzu
Czechow Antoni Debiut
Czechow Antoni Świąteczne

więcej podobnych podstron