Rozdział 11 i epilog

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

Rozdział 11

OBUDZIŁ JĄ GŁOŚNY, PRZESZYWAJĄCY PISK.

Aleaha zerwała się do pozycji pionowej, jej mięśnie zaprotestowały na gwałtowność tego

ruchu. A ona się skrzywiła. Breean, także wstał.

„Co to?” zapytała.

Marszcząc brwi, wyszedł z łóżka z piorunującą szybkością. „Ubieraj się,” zażądał,

poruszając się po pokoju z taką prędkością że nie mogła go zobaczyć. Nawet świetlistego zarysu jego

ducha.

„Co powinnam –” został w nią rzucony zwitek ubrań, tak nagle że nie była w stanie ich

złapać, i rozsypały się na materacu wokół niej. Z walącym sercem, zebrała je i złożyła na nogach.

Drżały jej ręce, kiedy się ubierała. „Dziękuję. A teraz, co się dzieje?” zapytała przez alarm.

„A jak myślisz?” nadeszła ponura odpowiedź.

Albo agenci uciekli, albo w końcu dotarł AIR. Strach zaczął wlewać się prosto do jej

krwioobiegu. Strach o Breeana. Nie chciała żeby został ranny, albo schwytany.

„Czekaj tu,” powiedział, z zacięciem w złotych oczach. Był już ubrany, i nawet trzymał broń

ogniową. Jego prędkość na nowo ją zaskoczyła. Zdobył tą broń tuż przed nią, ale nic nie zauważyła.

„Nie myśl nawet o sprzeciwieniu się mi.”

„Mogę ci pomóc.”

„Mi?” wygiął jedną brew. „Czy agentom?”

Tak, dobrze. Zasłużyła na to. „Tobie.”

Przeciągnął ręką po twarzy. „Mam zamiar się dowiedzieć z czym muszę się zmierzyć,”

powiedział, a następnie podniósł broń. „Jest ustawiona na ogłuszanie?” Pytanie zabrzmiało jak

warknięcie, jakby gardził sobą za to, że musiał zapytać.

Rzuciła na nią szybkie spojrzenie. „Tak, ale ogłuszanie nie działa na ludzi. Tylko obcych.”

„Więc miejmy tylko nadzieję że niektórzy agenci są tacy jak ty, ukrywając kim i czym są.”

Napięcie buzowało między nimi. „ Jeśli opuścisz ten pokój, Aleaha –”

Zanim mógł dokończyć zdanie, stanęła na palcach i przycisnęła swoje usta do jego. Od razu

zareagował, plądrując językiem jej usta. To był gorący, dziki pocałunek, i zakończył się zbyt szybko.

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

Bez kolejnego słowa, odwrócił się od niej i zniknął za drzwiami.

Tak szybko, że poczuła zimno i opuszczenie, strach. Co mogła zrobić, co do cholery mgła

zrobić? Nie czuła takiej bezradności nawet w lesie. Wtedy, przynajmniej, tak naprawdę nie miała, po

co żyć. Teraz… Biegając po pokoju, szukała broni . Czegokolwiek, aby pomóc jej mężczyźnie.

Breean wrócił chwilę później, i był niezadowolony. Krwawił. „Tam jest ich pełno. Musieli tu

być od pewnego czasu, ponieważ już się rozdzielili i uwolnili twoich przyjaciół. Co niektórzy z moich

ludzi przebywają tu i są już zamrożeni.”

Zamrożenie było dobre; zamrożenie było życiem. Ale usłyszała jego niewypowiedzianą

obawę. Nigdy nie będzie w stanie pokonać AIRa i uratować swoich ludzi. Nie sam.

„Nie skrzywdź agentów,” powiedziała, wpychając w swój umysł obraz Macy i zmuszając

swoje ciało do dostosowania, do zmiany kształtu i koloru. „Proszę.”

„Nie miałem takiego zamiaru.”

„Dobrze. Więc będę osłaniać twoje plecy,” powiedziała mu, podnosząc swój podbródek.

„Potrzebuje broni ogniowej dla siebie.” Tak poświęcony jak był żeby chronić przed nią swoich ludzi,

wyraźnie zadbał o to żeby pokój był wolny od broni, zanim ją zostawił. Nie znalazła nic podczas

swoich poszukiwań.

Parsknął i potrząsnął głową. „Ty, mi pomożesz? Pewnie. Ponieważ jestem głupcem. Teraz,

chcę żebyś schowała się pod łóżkiem. Kiedy skończy się walka, będziesz mogła wyjść. Do tego czasu,

zostań na miejscu. Nie chcę żebyś się znalazła w krzyżowym ogniu.”

Nie uwierzył jej, a jednak nadal starał się ją ochronić. Czy można się dziwić, że go kochała?

„Wolałabym odejść z tobą zanim do nas dotrą, ale wiem, że nie opuścisz swojego wojska.” Następna

rzecz, którą w nim podziwiała. „ Ponieważ i tak jest już na to za późno, pomogę ci. Nie zaszkodzę im,

ale zrobię, co w mojej mocy żeby ich odciągnąć tak żebyś mógł uciec. Jeśli będziesz wolny, mógłbyś

wyciągnąć swoich ludzi z więzienia. I jak wiesz, zdaję sobie sprawę, że nie powinnam cię ranić tak jak

to zrobiłam, i przepraszam za to. Ale nie jest mi przykro, że starałam się zająć moimi ludźmi.”

Było tak jakby w ogóle się nie odzywała. Przypuszczała, że jego pośpiech był zbyt wielki.

„Ukryjesz się i to wszystko.” Schwycił ją i pociągnął do łóżka zanim była w stanie mrugnąć. „ Nie

mogę ryzykować utraty ciebie.”

Nie mógł ryzykować… to znaczyło… na pewno tak. „Breean,” powiedziała, walcząc z nim

podczas gdy topniała w środku. Musiał ją kochać. Musiał –

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

Drzwi otworzyły się nagle, ubrani na czarno agenci wlali się do pokoju. Breean natychmiast

ją uwolnił i skoczył w superszybkość. Strzelił z swojej broni, niebieski promień wytrysnął z niej,

podczas gdy manewrował wśród agentów i jakoś pozbawiał ich przytomności.

Mimo że agenci musieli ją rozpoznać, zaczęli do niej strzelać w chwili, kiedy ją zauważyli.

Kiedy uniknęła, szybko przekształciła się w obraz Breeana, używając jego superszybkości, aby

uniknąć swojego ogłuszenia. Była wciąż przy tym niezgrabna, ale udało jej się podwędzić leżącą broń

i oddać strzały.

Ogłuszający promień zadziałał tylko na jednego, pozostawiając innych, ludzi, wolnych do

walki.

Tylu ilu Breeanowi udawało się powalić, więcej nadbiegało na ich miejsce, zbliżając się do

nich. Nie mogła pozwolić, aby został zabrany. Odrzucając broń na bok, krążyła poprzez agentów.

Większość nosiła czarne maski, więc nie wiedziała, z kim walczyła. To nie miało znaczenia. Była po

stronie Breeana.

Wykorzystała swoje lekcje samoobrony, tnąc – blokując gardła i posyłając sapiących

agentów na kolana. Nawet kopnęła kilku w jaja. Zawsze jednak, była ostrożna żeby zranić ich tylko na

tyle, żeby ich opóźnić, nie obezwładnić całkowicie.

„Kobieto,” usłyszała jak krzyczy Breean. Nawet teraz był ostrożny żeby nie ujawnić jej

prawdziwego imienia. „Macy!”

„Nie teraz.” Przekradła się za mężczyznę i kopnęła tył jego nogi. Potknął się do przodu, a

ona powaliła go pięściami, ciskając je w jego skroń, aż upadł. „Jestem zajęta. Powinieneś uciekać.”

„Unik,” powiedział, a ona posłuchała.

Przybiegł do niej i popchnął agentka, który był najblżej jej pleców. Mężczyzna wypadł z

pokoju, wzdłuż korytaża i w dół schodów, jak samolot z nieba. „ Chcę żebyś wyszła.”

„Nie.”

„Rzeczy właśnie mają stać się krwawe.” Warknął

Chciał przyczynić się do rozlewu krwi? Albo chciał być starty na proch?

„Nie!” krzyknęła, właśnie, kiedy Devyn stanął jej na drodze. Zatrzymała się chwiejnie, z

ręką w powietrzu. Nie nosił maski, jego oczy pulsowały niesamowicie, i wyczuwała jakby sięgał

widmową ręką wewnątrz niej, trzymając ją, jako zakładnika.

Dallas pojawił się nagle obok niego, i oboje przybrali wyraz ponurej determinacji.

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

Ktoś walnął ją w plecy, a ona potknęła się, tracąc kontrolę nad obrazem Breeana. Ciemne

włosy próbowały się wyłonić, ale uczepiła się na wyglądzie Macy z całej siły, jej ciało zmieniło

kształt w piękną agentkę.

„Nie chcę z wami walczyć,” powiedziała, gdy się wyprostowała, „ ale nie pozwolę żeby był

zabrany.”

„Nie zawsze dostajemy, to co chcemy,” odpowiedział Devyn. „Czyż nie?”

Cofnęła się, mając zamiar uczepić się kogoś i użyć, jako tarczy. Ale ani Devyn ani też Dallas

nie strzelili z broni. Davyn po prostu przechylił głowę, a następną rzeczą, którą wiedziała było to, że te

widmowe ręce znowu trzymały ją jak zakładnika.

Co do diabła? Nie ogłuszył jej, ale nie mogła się cholera ruszyć. Zamarzła w miejscu, jej

umysł wciąż był aktywny, ale ciało niezdolne do przestrzegania najprostszych poleceń.

Zdała sobie sprawę, że przegrała, i może tylko płakać.

„Nieeee,” krzyknął Breean, wypełniła go absolutna panika kiedy Niebieskooki i Błyszczący

podnieśli unieruchomioną Aleahę i wynieśli ją z pokoju. Czerwona mgła przysłoniła mu umysł. Cały

gniew, którego doświadczył przez swoje życie, w połączeniu nie mógł się równać z tym, co czuł

właśnie wtedy. Moja, ona jest moja.

Zabije każdego z tych drani. Nie będą znać nic innego oprócz bólu i cierpienia. Agonia,

która będzie trwała… i trwała. A jeśli Aleaha nie obudzi się bez szwanku z czegokolwiek, co ją

unieruchomiło, ta agonia będzie ich najmniejszym zmartwieniem.

Walczyła przy nim, wybierając go zamiast AIR, a on nie mógł zapewnić jej bezpieczeństwa.

Nie mógł być bez niej; nie zrezygnuje z niej. Nawet w śmierci.

„Ale–Macy,” warknął, walcząc w drodze do drzwi. Kopał, szturchał i rzucał mężczyzn z

swojej drogi. Krew rozpryskiwała się na niego, ale nie dbał o to. Każdego człowieka na swojej drodze,

powalał bezlitośnie.

Tylko jedno się liczyło.

Agenci, którzy ją mieli, stali na końcu korytarza. Oczywiście, oczekiwali, że za nimi pójdzie,

bo uśmiechnięci na niego czekali. Błyszczący stał po jednej z jej stron, a Niebieskooki z drugiej. Obaj

opierali się o ścianę jakby im nie zależało, krzyżując ramiona na piersi.

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

Breean wziął rozdrażniony oddech, każde wciągnięcie w płuca, było jak wdychanie ognia.

Zmusił się do zatrzymania. Nie sądził żeby ją skrzywdzili, jednego ze swoich, ale nie wiedział tego na

pewno. Nie kochali jej jak Breean i mogli być w stanie poświęcić ją, aby go pokonać.

„Ona jest moja,” warknął.

„Nie sądzę,” powiedział Błyszczący.

Zaciskając dłonie, ruszył do przodu.

„Zostań gdzie jesteś,” rozkazał Niebieskooki. „Moje palce są niespokojne .” Stanął za wciąż

unieruchomioną Aleahą i sięgnął do przodu, zawieszając nóż przed jej gardłem.

Breean stanął, jego serce waliło jak wojenny bęben. „Zrań ją w jakikolwiek sposób, a ja cie

zabiję powoli.” Bał się użyć swojej szybkości do zmniejszenia odległości między nimi. Jeśli

przestraszy agenta, a Aleaha zostanie cięta, nigdy sobie nie wybaczy.

„Nie możesz mnie zabić, jeśli jesteś już martwy.”

„Czego ode mnie chcesz? Mojej głowy? Dobrze. Jest twoja.”

Oczy Błyszczącego rozszerzyły się. „Naprawdę? Wyglądałaby ładnie, jako ozdoba na moim

kuchennym stole. Ale mogę też wziąć twoją skórę? Myślę, że złoty dywan jest tym, czego potrzebuje

moja sypialnia.”

Drań. „Jeśli ją uwolnisz, nietkniętą, tak.”

Niebieskooki pozostał na miejscu, niebezpiecznie przygotowując nóż. „ Powinieneś

wiedzieć kilka rzeczy Rakaninie. Agent, który ci uciekł, Jaxon, wrócił dzisiaj z całym AIRem. Teraz

są nas w tym miejscu setki. Mogliśmy zabić ciebie i twoich ludzi w każdej chwili, ale nie zrobiliśmy

tego.”

Błyszczący roześmiał się. „Choć, zostaliśmy prawie przyłapani. Kiedy Macy pojawiła się w

lochu, żeby nas uwolnić, dostałem prawie ataku serca.” Kolejny śmiech.

„Prawie jej się udało, i udałoby się gdybym rzeczywiście powiedział jej które przewody ID

ma przeciąć,” dodał Niebieskooki.

„Dlaczego nie zaatakowaliście od razu?” Wiedza, że przez cały dzień był otoczony paliła.

Nie miał pojęcia, był zbyt pogrążony w swojej wściekłości z Aleahą. Wściekłości, której nie mógł

teraz wykrzesać. Jej przyjaciele byli w niebezpieczeństwie, i chciała ich uratować. Teraz to jego ludzie

byli w takim samym niebezpieczeństwie, uświadomił sobie dokładnie jak jego odmowa do rozmowy z

nimi musiała rozdzierać ją na pół.

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

Wciąż jednak próbowała mu dzisiaj pomóc.

„Twoja oferta żeby pomóc nam pokonać królową Schӧnów,” powiedział Niebieskooki. „W

tej chwili, jesteś łącznikiem do niej. Łącznikiem, którego potrzebujemy. Nigdy jej nie widzieliśmy, a

ty tak. Wiesz jak postępuje, i nawet przeżyłeś jej zarazę.”

„Miałem ludzi obserwujących AIR, słuchających. Nawet ostatniej nocy, wasza szefowa

groziła mi dekapitacją, jeśli mnie zobaczy. Chciała mnie i mojej śmierci.”

Niebieskooki wzruszył ramionami. „Tak, i uspokoiła się, kiedy powiedzieliśmy, że ukarałeś

człowieka, który zabił naszych ludzi. To, i moment, w którym zobaczyła, że wszyscy jesteśmy

bezpieczni. Cóż, że ja byłem bezpieczny. Jestem wszystkim, co liczy się dla kobiety.”

Błyszczący parsknął. „To raczej byłbym ja, i każdy to wie.”

Breean ledwie wierzył, że to się działo. Wszystko, na co miał nadzieję zostało mu

zaproponowane. „Ufacie, że wam pomogę?”

Teraz obaj mężczyźni parsknęli. „Nie,” powiedział Niebieskooki. „Ale mogłeś próbować nas

zabić, i nie próbowałeś. Mogłeś nas torturować, a nie zrobiłeś tego. Agenci obserwują twoich ludzi w

mieście, i nie sprawiali żadnych problemów. Są zainteresowani tylko kobietami, które mogą zaciągnąć

do łóżka. Albo raczej byli. Teraz zagoniliśmy ich do naszych cel. Ale chodzi mi o to, że nie jesteś

takim zagrożeniem jak zakładano.”

„Więc, jeśli nie można mi ufać, jak mam pomóc?”

„Oczywiście, będziesz monitorowany.”

Monitorowany, podobnie jak strzeżony. Kontrolowany. Zacisnął ręce w pięści.

„Słuchaj, jeśli nie jesteś z nami, jesteś przeciwko nam,” oświadczył stanowczo Niebieskooki.

„Świat się zmienia, a rzeczy stają się bardziej niebezpieczne każdego dnia. Coraz więcej obcych

przybywa tutaj, ich umiejętności nie są znane. A drapieżnik jest drapieżnikiem, i jeśli to ma być twój

nowy dom, myślę, że będziesz szczęśliwy broniąc go.”

Breean zmrużył oczy na jawne staranie manipulacji. „ Skąd mam wiedzieć, że nie zostanę

zastrzelony od tyłu za moje wysiłki, po śmierci królowej?”

„Chyba nie będziesz.” Powolny uśmiech rozprzestrzenił się na twarzy Błyszczącego.

„Będziesz musiał nam zaufać.”

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

W sposób, w jaki oni zamierzali „zaufać” mu? ”Jeśli zdecyduję się wam pomóc, chcę w

zamian tylko dwóch rzeczy. Wolności dla moich ludzi” – o to planował targować się przez cały czas, a

jeden interes był dobry jak każdy inny – „ i objęcie w posiadanie dziewczyny.”

„Obawiam się, że nie jest na stole.” Powiedział Niebieskooki.

„Oczywiście że nie jest na stole,” rzekł, zmieszany. „ Jest tuż przed tobą.”

Błyszczący posłał Niebieskookiemu dziwne spojrzenie. „Czy kiedykolwiek byłem tak tępy?”

Z potrzaśnięciem głowy, odwrócił się do Breeana. „Ona nie jest do wzięcia, Złoty. Nie dostaniesz jej,

jeśli nie będzie cie chciała. Ale kto wie? Może zostanie wyznaczona, jako twój strażnik.”

Walczyła przy nim, ale czy to oznaczało, że go chciała? Zastanowił się nagle. Teraz i

zawsze? Po tym jak ją traktował? Po prostu nie wiedział. Musiał z nią porozmawiać, pomyślał

krzywiąc się. „Nie zabierzesz jej z tego domu.”

„Jakbyś mógł mnie powstrzymać. Chcesz jej, będziesz musiał ją zdobyć.” Błyszczący

uśmiechnął się, mierząc bronią, o której trzymaniu Breean nie wiedział, i strzelił. „O i wyjdź z

ogłuszenia.”

Zanim Breean zdążył zrobić unik, niebieski promień uderzył go prosto w klatkę, i znalazł się

zamknięty w ciele, które odmówiło mu posłuszeństwa. Furia zawrzała przez niego, kiedy agenci AIR

zabrali Aleahę i swoich poległych, a także jego i jego ludzi, przez cały czas pogwizdując.

Mógł chodzić duchem – w końcu, był już bezradny – ale nie chciał opuszczać Aleahy. Więc

wytrzymał. I czekał. Z AIR mógł sobie poradzić. Chcieli go monitorować, dobrze. Mogą go

monitorować. Pomoże im, ponieważ oboje chcieli tego samego. Ale jeśli chcieli postawić straż przy

jego boku, niech do cholery lepiej wybiorą Aleahę, jak Błyszczący zasugerował. W przeciwnym razie

nie będą musieli martwić się królową Schӧnów. Breean rozerwałby ich planetę na strzępy.

Kiedy Aleaha znów była w stanie się ruszać, znajdowała się wewnątrz centrali AIR. Nie była

uwięziona za pomoc Breeanowi, jak się obawiała. Po prostu została umieszczona w pustym biurze.

Sama. Aby myśleć. W agonii. W złości. Jej nogi drżały, jakby zdrętwiały i nie chciały utrzymać jej

wagi, ale zmusiła się, przetaczając na korytarz.

Musiała dotrzeć do Breeana. Gdzie go umieścili? Co z nim zrobili? Z jego ludźmi?

Ogłuszyli go, tyle wiedziała. Słyszała jego rozmowę z Devynem i Dallasem, rozumiała, że

teraz potrzebowali jego pomocy, ale widziała jak Devyn podnosi broń i strzela. Nigdy nie czuła

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

takiego strachu. Albo winy. Jeśli nie zraniłaby go wcześniej, byłby w pełni sił i mógłby być w stanie

wygrać. Teraz, został uwięziony.

Nie mogła wrócić i zmienić przeszłości, ale mogła coś zrobić z teraźniejszością. I

przyszłością.

Idąc za dźwiękiem rozmów, minęła róg i weszła do nory, w której mnożyło się od biurek i

agentów. Wydawało się jakby była z dala wiecznie, ale pokój był taki, jak zapamiętała. Ludzie

wędrowali w każdym kierunku, podczas gdy inni siedzieli przy konsolach komputerowych, uderzając

w swoje klawiatury. Boże Narodzenie było zaledwie dzień wcześniej, więc dekoracje wciąż stały.

Kilku agentów miało małe plastikowe drzewka na swoich biurkach. Ktoś nawet umieścił jemiołę nad

jej biurkiem.

„Gdzie oni są?” zażądała od pierwszego agenta, do którego dotarła.

Hector Dean podniósł wzrok znad plików i spojrzał na nią z ciekawością. Mimo że był

wśród uwięzionych w domu Breeana, nie wydawał się wykończony. Był wypoczęty, dobrze

odżywiony. „Kto?”

Jakby nie wiedział. „Devyn i Dallas. Gdzie oni są?”

Wskazał pokój pracowniczy zanim wrócił do swoich plików, a ona ruszyła do przodu, jej

siły powracały z każdą mijającą sekundą. Może, dlatego że wzrosła jej determinacja.

Drzwi były zamknięte, ale wyważyła je ramieniem. I tam właśnie byli: Mia, Dallas, Devyn, i

nawet Jaxon. Chłopaki dyskutowali o rozmiarze czyjegoś biustu, a Mia popijała kawę, jej czarne

włosy zwisały w dół jej pleców w ten sam sposób jak, Aleahy – kiedy była sobą. Boże, ona już

tęskniła za byciem sobą.

„Gdzie on jest?”

„No, no, no.” Dallas uniósł brwi i się uśmiechnął. „Patrzcie, kogo Devyn uwolnił z

uchwytu.”

„Ponieważ mu kazałam.” Mia machnęła na nią, z ostrym błyskiem w oczach. „Jest kilka

rzeczy, które musimy przedyskutować, dziewczynko.”

Ignorując szefową, Aleaha podeszła do Devyna, przemieniła w obraz Breeana żeby dodać

sobie sił jak robiła, i uderzyła go pięścią w nos. Gdy tylko jego głowa poleciała na bok, odwróciła się

do Dallasa i zrobiła to samo, zanim przekształciła się w Macy.

Mimo że krwawili, obaj mężczyźni wybuchli śmiechem.

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

Mia klasnęła w dłonie, uśmiech błąkał się w kącikach jej ust. „Wiedziałam, że ma ducha.”

„Przydał by się popcorn,” powiedział Jaxon.

„Mówiłam żebyście go nie krzywdzili,” Aleaha warknęła na agentów.

„Nie skrzywdziliśmy. Ogłuszyliśmy go.” Devyn potarł krwawiący nos. „To nawet nie

parzy.”

„Ogłuszyliście go po tym jak go zatrudniliście! Dlaczego nie powiedzieliście mi, że Jaxon

przekradł się już do środka i macie zamiar przyjąć ofertę pomocy Breeana? Dlaczego zostawiliście

mnie w nieświadomości? Ja poderżnęłam mu cholerne gardło żeby was uwolnić.”

„Co?” zapytali jednocześnie.

Mia otworzyła usta w szoku. „Tak. Co? Nie wspomniał, że coś mu zrobiłaś.”

Więc próbowali z nim rozmawiać. Przesłuchiwali go w normalny sposób? Słyszała, że

agenci lubili wbijać kołeczki pod paznokcie podejrzanych, wsadzać ich głowy w wodę, i łamać kości.

Breean był teraz ich asem i musieli zdawać sobie z tego sprawę, pomyślała Aleaha,

uspokajając się trochę. Z pewnością nie zrobili mu nic podobnego.

„Słyszeliście mnie. Żeby uciec, podcięłam mu gardło.” Jej policzki zapłonęły ze wstydu.

Mogła nigdy sobie za to nie wybaczyć.

„Lizaczek już nie pasuje jako pseudonim,” powiedział Devyn. „ Może teraz powinniśmy cię

nazywać Szrama.”

Zacisnęła ręce w pięści. „Zrobiłam to dla was, ale wy mnie nie potrzebowaliście.”

„Jeśli chciałaś być częścią planu,” powiedziała Mia, krzyżując ręce na piersi, „powinnaś nam

zaufać wyjawiając o sobie prawdę i nie przedkładać swojego chłopaka nad współpracowników.”

„I ciągle przedkładałabym go nad współpracowników! Jak słyszałam ty swojego chłopaka.

Ale wiesz, dlaczego milczałam na temat swoich umiejętności? Ponieważ jesteście pieprzonym AIRem.

Ś

miertelnym wrogiem dla wszystkiego, co inne. Zrobiłam, co musiałam –”

„Macy!” twardy głos krzyknął z nory.

Jej oddech utknął w gardle. Był tutaj. Breean tu był! I nie brzmiał jakby cierpiał.

Dallas uśmiechnął się powoli. „Myślę, że Ogier usłyszał, że wstałaś i jesteś w pobliżu.

Jednak zanim pójdziesz, musisz wiedzieć, że odbyliśmy z nim rozmowę, przepuściliśmy przez

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

wykrywacz kłamstw, zmusiliśmy do pokazania niektórych rzeczy, które potrafi. Nie jest złym

gościem, na tyle, na ile może być podejrzany przybysz.”

„Hej,” powiedział Devyn. „Czuje się dotknięty.”

„Macy!”

Aleaha poruszała się niecierpliwie z nogi na nogę, ale pozostała na miejscu. „Więc nie macie

zamiaru go ranić?”

Mia wzruszyła ramionami.”Tak długo jak udowodni swoją przydatność…”

„To co ta kochana dziewczyna próbuje powiedzieć,” dodał Devyn, „ to że Breean jest o

wiele bardziej przydatni niż przypuszcza. Tej nocy w lesie, ktoś rzucił ją i kilku innych w inny

wymiar. Breean miał kilka ciekawych pomysłów na ten temat i zaoferował pomoc w odkryciu prawdy.

Mia go potrzebuje tak, jak wymaga, żeby Kyrin pieprzył ją do nieprzytomności. A wszyscy wiemy, że

potrzebuje tego rozpaczliwie.”

Było lepiej niż przypuszczała. „Będę jego strażnikiem. Jeśli chcesz, będę zdawać ci dzienne

sprawozdania na temat jego działań. Ale mówię wam, nie ma zamiaru nam zaszkodzić.”

„Teraz to wiemy.” Narzekała Mia. „Jednak. Nie jesteś obiektywna, więc, nie. Nie możesz

być jego strażą.”

„Więc ja zdam raporty.” Dallas podrzucił swoje ręce, obraz zirytowanego mężczyzny. „Nie

ż

ebym miał robić coś lepszego z moim wolnym czasem.”

Aleaha mogła go pocałować.

Cisza wypełniła pokój, przeciągając się wiecznie. W końcu Mia westchnęła. „ Breean już

został ostrzeżony, ale tobie również powiem.” Zmrużyła oczy. „ Jeśli zrobi coś złego, jedną cholerną

rzecz, powieszę go bez zastanowienia czy wahania. Nie zależnie od tego czy go potrzebuję, czy też

nie. Rozumiesz?”

Aleaha skinęła głową. „A co z jego ludźmi?”

„Są przesłuchiwani, jeden po drugim, ale zostaną uwolnieni od razu po zakończeniu. Na

razie, wszyscy zgodzili się dla nas pracować. Sparujemy ich z innymi agentami tak, aby też byli

monitorowani, ale wygląda na to, że zdobyliśmy armię nowej, chętnej pomocy najemnej.”

„Macy!”

Czy mogło potoczyć się lepiej?

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

„Wynoś się stąd.” Uśmiechając się, Mia machnęła żeby wyszła. „Idź do niego. Przez jego

głos boli mnie głowa.”

Uśmiechając się, wyskoczyła z pokoju. Breean był ciągle w norze, rozglądając się na lewo i

prawo, gotów przerzucić nad swoją głową kilka biurek. Agenci musieli zostać poinformowani żeby

zostawić go w spokoju, ponieważ trzymali dystans, nawet cofali się przed nim. Jednak, kilku miało

wycelowaną w niego broń ogniową.

„Macy!”

„Tu jestem.”

Jego wzrok uczepił się jej. Osiadł w miejscu, jego klatka unosiła się bardzo szybko.

„Przepraszam.” Wyksztusił. „Przepraszam. Powinienem pozwolić twoim przyjaciołom odejść. Miałaś

rację. Zrobiłbym dokładnie tak jak ty. Ja –”

Zapominając o publiczności, pobiegła do niego i rzuciła się w jego ramiona, owijając nogi

wokół bioder i obsypując pocałunkami całą jego twarz. „Nigdy więcej nie odmawiaj przytulania

mnie.”

W odpowiedzi usłyszała napięty chichot. „Nigdy,” ślubował. „Chcę być twoim mężczyzną,

twoim obrońcą.”

„Nie potrzebuje obrońcy, ale mężczyznę,” powiedziała, wplątując swoje ręce w jego włosy.

„Przepraszam za to, co zrobiłam. Chciałabym –”

„Nie mówmy o tym więcej. Oboje raniliśmy się nawzajem, ale zaczniemy od nowa.

Chciałem umrzeć, kiedy zabrali cię ode mnie. Stałaś się całym moim życiem, kobieto. Bez ciebie

jestem niczym.”

Wtopiła się w niego. „Mówiąc o najlepszym Bożonarodzeniowym prezencie. Wreszcie

dostałam, o czym marzyłam.”

Uśmiechnął się i ścisnął ją mocno. „Mojego fiuta?” szepnął jej do ucha. „ Wiem jak bardzo

chciałaś, go ode mnie dostać. Wystarczająco dawałaś to do zrozumienia.”

„To też. Boże, Breean. Kocham cię tak bardzo.”

„Dziękuję,” powiedział, jego wyraz twarzy złagodniał, biła od niego czułość. „Też cię

kocham. Tak bardzo, że aż boli.” Nigdy nie odwracając od niej wzroku, zawołał, „Zabieram ją do

domu.”

„Oczekuję was z powrotem jutro o ósmej nad ranem,” odpowiedziała Mia.

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

„Myślę że to oznacza, iż ja również muszę się zbierać,” powiedział Dallas, i było jasne że

próbuje się nie śmiać. „W końcu mam monitorować każdy ruch tego człowieka. Boże, czasami

nienawidzę swojej pracy.”

„To mi brzmi jak wprost nieprzyzwoita misja. Potrzebujesz wsparcia,” powiedział mu

Devyn klepiąc po plecach. „też idę.”

Musieli podążyć za nią z pokoju pracowniczego, zboczeńcy. „Zostań, gdzie jesteś.”

Pośród wiwatów, Breean wyniósł ją z budynku na zmierzch. „Zgubie ich,” powiedział, a

potem pobiegł, tylko pobiegł, tak szybko jak mógł. W ciągu minuty ukryli się w jego domu, gdzie

szybko ją rozebrał, rzucił na łóżko i wskoczył na nią. Porzuciła obraz Macy i przywdziała własny.

„Miałem na myśli to, co powiedziałem. Kocham cię.” Pocałował ciemne pasma jej włosów,

następnie odgarnął je z jej brwi. „Myślę, że cię kochałem od pierwszej chwili, gdy cię ujrzałem.”

„Tak samo ja.” Przykryła jego twarz i na niego spojrzała. „Jesteśmy w tym razem. Ty i ja.”

Powoli, się uśmiechnął. „Zawsze. Tylko… następnym razem, kiedy będziesz próbować mnie

zabić, upewnij się, że z przyjemności.”

Oddała uśmiech, szczęśliwa, że naprawdę jej wybaczył. Że pozwolili temu zadziałać między

nimi i nawet AIRem. „Zabić cię z przyjemności, tak? Daj mi pół godziny,” powiedziała, przekręcając

go i całując drogę w dół jego ciała.

„Kochanie, sądzę, że potrzebujesz tylko pięciu minut.”

To sprawiło, że się zaśmiała. „Wesołych Świąt, Breean.”

„Dźwięk twojego śmiechu jest najlepszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałem. Więc tak.

Wesołych Świąt, Aleaha.”

Aleaha. Tak, nią była. Teraz i zawsze. Z nim.

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

Epilog

Dwa tygodnie później…

TAK. Więc. Aleaha spędziła najlepsze święta w historii. Przywitała Nowy rok jak należy, co

oznaczało, że miała orgazm przez całe odliczanie. Dallas traktował Breeana bardziej jak przyjaciela

niż kogoś do bliskiej obserwacji, Mia traktowała go jak zwierzaka, jego ludzie byli zadowoleni z

swojej sytuacji, a teraz mościła się w ramionach swojego mężczyzny, naga – częste zjawisko – i

kompletnie zaspokojona.

Królowa Schӧnów jeszcze nie przybyła, i nikt nie wiedział, kiedy w końcu to zrobi. Ale AIR

się przygotowywał, tak jak Aleaha i Breean. Jednocześnie, kiedy byli po godzinach, pomagał jej

szukać Bridy.

Będąc Aleahą Love, a już wkrótce Aleahą Nu było cholernie niesamowite.

„Tak sobie myślałem,” powiedział Breean, zaciskając uchwyt na jej talii.

Uśmiechnęła się. „Wiesz jak lubię, kiedy to robisz.” Zawsze kończyło się w ten sam sposób.

W łóżku. O, czekaj. Już w nim byli. Może tym razem skończą na kuchennej podłodze.

„Wiem, że przeszkadza ci, niewiedza o tym czy jesteś człowiekiem albo obcym, a ja nie

lubię, kiedy się zamartwiasz. Jako twój wojownik, moim obowiązkiem, nie, moim przywilejem, jest

danie ci wszystkiego, czego zapragniesz, spełnienie wszystkich twoich potrzeb, i –”

„Bycie moim niewolnikiem,” dokończyła za niego.

Jego usta zadrżały w rozbawieniu. „Tak. Więc zastanawiałem się długo i mocno, i po

wszystkim nie sądzę, że jesteś obcym. Myślę, że jesteś człowiekiem.”

„Dlaczego tak sądzisz?” zapytała, marszcząc czoło.

„Obcy byli tu od wielu lat, prawda?”

„Tak.” Według Bridy, obcy byli widoczni od około osiemdziesięciu lat , ale na planetę

wkradli się dużo wcześniej.

„Więc, myślę że ludzie ewoluowali, rozwijając zdolności, aby chronić się przed nowym,

możliwym zagrożeniem.”

Teraz to miało dużo sensu. Z wyjątkiem – „Mogę być ogłuszona,” powiedziała mu.

„Ogłuszenie nigdy nie działa na ludzi, ale działa na mnie.”

background image

Tłumaczenie: bivi_bavi

„Ogłuszenie nie działa na przeciętnego człowieka, nie, ale ty nie jesteś przeciętna. Daleko ci

do tego.”

Uniosła się na łokciach, patrząc na niego. Jego widok nigdy nie przestawał jej zachwycać.

Cała ta złota skóra, te uwodzicielskie oczy, te miękkie usta. „Dziękuję.”

„Proszę bardzo.” Sięgnął i prześledził palcami wzdłuż krzywizny jej szczęki. „Chociaż, tak

czy inaczej, cię kocham.”

„Tak jak ja kocham ciebie.”

Podniósł się, przekręcając ją pod siebie i przyciskając do materacu. Zaśmiała się, a jego

wyraz twarzy zmiękł, jak zawsze, kiedy się śmiała. „Teraz, czas na to co zawsze robimy, kiedy kończę

myśleć.”

„Nienasycony,” cmoknęła z dezaprobatą, jak gdyby coś takiego było przekleństwem.

„Wiem, że jesteś. Ledwie mogę nadążyć.”

Kolejny śmiech wyrwał się jej, i owinęła ręce wokół jego szyi. „Spróbuj.”

„ Z przyjemnością.”


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 11
Rozdział 11, Choroby zakaźne i pasożytnicze - Zdzisław Dziubek
Rozdział 11, Giełda
Rozdział 11. bash, Kurs Linuxa, Linux
Bauman Zygmunt - Socjologia, Rozdział 11 - Jak sobie dajemy radę w życiu
rozdział 11
Rozdział 11
rozdzial 11 zadanie 03
(1995) WIEDZA KTÓRA PROWADZI DO ŻYCIA WIECZNEGO (DOC), rozdział 11, Rozdział 1
Prawdziwe barwy rozdział 11
12 rozdzial 11 c6lubhaczn3mh474 Nieznany
11 rozdzial 11 RFP26NVOB57TOXLU Nieznany
zintegrowane rozdzial 11
Bestia zachowuje się źle rozdział 11
Rozdział 11, Dni Mroku 1 - Nocny wędrowiec
opracowania z poprzednich lat, pietrasiński, 11,12,13, marzena, STRESZCZENIE- ROZWOJÓWKA: Pietrasińs
ps zarz robins 11, Robbins „Zachowania w organizacji” rozdział 11 - Władza i politykowan
Ta scena została usunięta z rozdziału 11, eboki, teksty z Twilight niby wycięte przez wydawce

więcej podobnych podstron