(Królowe Wikingów 09) Królewna Kristin Frid Ingulstad

background image

Ingulstad Frid

Królowe Wikingów 09

Królewna Kristin




Po pięciu latach, spędzonych z dala od królowej Margrete, Cecilia i Gregorius

przybywają do Bjorgvin, by wziąć udział w koronacji króla Hakona. Cecilia ze

zdumieniem stwierdza, że jej przyrodnia siostra królewna Kristin z małej dziewczynki

zmieniła się w urodziwa pannę.

Kristin źle się czuje na dworze. Razem ze starszą siostrą odwiedza stary dwór w

Alrekstad, gdzie ma więcej swobody. Królewna poznaje tam Tronda i Torego, braci

bliźniaków. Spotkanie z jasnowłosymi rówieśnikami zaważy na jej losie...

background image

Vågen, Bjørgvin, wiosna 1247, dwa dni po świętym Hallvardzie
Cecilia stała na dziobie okrętu „Draken", należącego do jej brata, Håkona Unge, i spoglądała na
przybliżające się zabudowania osady. Stłoczone domki i kramy stały po prawej stronie Vågen, po
lewej zaś wznosiły się dumnie: królewski dwór, kościół Chrystusa i Sverres-borg. Serce Cecilii zabiło
mocniej. Tyle lat nie widziała Bjørgvin* i bardzo za nim tęskniła. Na tym dworze spędziła wszak swe
najpiękniejsze dziecięce lata; królewska rodzina właśnie tu najczęściej przebywała, choć zdarzało się,
że wyjeżdżali na całą zimę do Oslo, Nidaros czy Tunsberg. Przede wszystkim zaś właśnie tu Cecilia
po raz pierwszy ujrzała Gregoriusa i rozmiłowała się w nim.
Z Bjørgvin wiązały ją także nieprzyjemne wspomnienia: kometa, która okazała się znakiem
zapowiadającym śmierć jarla Skulego, lęk o ojca, gdy w Oslo toczyły się zacięte boje, i wreszcie
wrogość, którą okazała jej królowa Margrete, gdy zrozumiała, co łączy Cecilię z Gregoriusem.
Oboje mieli nadzieję, że ta wrogość minie z czasem. Ale królowa Margrete wręcz obsesyjnie walczyła
o wła-
Bjørgvin - średniowieczna nazwa Bergen.

background image

dzę nad ludźmi, zwłaszcza zaś nad Gregoriusem. I choć przed wielu laty była jego nałożnicą, to
Gregorius nie miał wątpliwości, że nie powoduje nią ani miłość, ani pożądanie. Twierdził, że u źródeł
jej zachowania leży coś całkiem innego - pragnienie, by nikt inny nie przeżył tego, co sama straciła,
chorobliwa zazdrość wobec kochających się ludzi, gniew na los, który odebrał jej możliwość
doświadczenia miłości. Wiele kobiet, wydanych za mąż wbrew swej woli, żywiło podobne uczucia.
Królowa Margrete różniła się od nich tylko tym, że dzięki swej pozycji miała wiele możliwości, by
folgować owym uczuciom, i wcale nie czuła się winna, nadużywając władzy.
Żagiel już dawno został spuszczony w dół i wioślarze zajęli swe miejsca przy dulkach. W głębi fiordu
nie można było liczyć na wiatr, niebo się nieco rozpogodziło i nawet słońce nieśmiało wychylało się
zza chmur.
Cecilia usłyszała za sobą czyjeś kroki, a po chwili poczuła ciepłą dłoń na ramieniu. Obróciła się z
uśmiechem i podniosła twarz, by spojrzeć w oczy Gregoriusowi. Jego obecność zawsze wprawiała ją
w dobry nastrój i rozpędzała złe myśli.
-Jak się czujesz, moja miła Cecilio? - zapytał delikatnie.
- Już całkiem nieźle - odparła szczerze. - Przez całą podróż z Viken* zamartwiałam się, ale gdy
ujrzałam królewski dwór i Sverresborg, miłe wspomnienia przeważyły szalę.
- To dobrze - ucieszył się Gregorius. - Obawiałem się, że nigdy nie zechcesz tu wrócić. A to
zaszkodziłoby przede wszystkim tobie. Wiem przecież, jak bardzo kochasz rodzeństwo i ojca. Wiem,
jak bardzo byś cierpiała, nie mogąc przybyć na koronację.
Viken - średniowieczna nazwa Oslo.




background image

Cecilia pokiwała głową.
- Ojciec od wielu lat marzył o koronie, ale obawiał się, że pochodzenie z nieprawego łoża to
uniemożliwia.
- Postąpił bardzo rozsądnie, prosząc samego papieża
o rozstrzygnięcie tej sprawy. Uważam, że miał słuszność, odmawiając biskupom, którzy żądali, by
przyjął te same warunki, które kiedyś biskup Øystein narzucił Magnusowi Erlingssonowi.
- Nie obyło się bez okrągłej sumy dla Rzymu.
- To prawda, ale dzięki temu norweski kościół nie zyskał kolejnych, jeszcze większych przywilejów. -
Gregorius umilkł na chwilę, po czym zapytał: - Czy zdołasz stanąć twarzą w twarz z królową
Margrete, nie żywiąc w sercu urazy?
Cecilia zdecydowanie pokiwała głową.
- Bóg i tak ją ukarze za wszystkie grzechy. Najbardziej doskwiera mi to, że nigdy nie zdołałam
porozmawiać z ojcem o tym, co się naprawdę wydarzyło. Nie mam nawet pojęcia, czy ojciec uwierzył,
gdy Sigurd mu opowiadał, że ksieni klasztoru w Reins próbowała mnie otruć
i że ludzie królowej Margrete wdarli się do domu mojej matki, by skrzywdzić mnie lub ciebie, albo
nas oboje.
- Upłynęło już wiele czasu od tamtych dni i wszystkie te lata przeżyliśmy razem w spokoju i szczęściu.
- Tylko dlatego, że postanowiliśmy osiąść w Danii, a potem na dworze twojego ojca w Viken -
sprecyzowała Cecilia. W tej samej chwili pożałowała swych słów i z czułością pogłaskała go w
policzek. - Wybacz mi, Gregoriusie. Bardzo bym chciała wybaczyć i zapomnieć, ale od czasu do czasu
widzę w wyobraźni jej twarz. Wtedy znów czuję jej złowrogie spojrzenie i słyszę pełen jadu głos,
który w dzień naszego ślubu przepowiada, że nasze małżeństwo nie potrwa długo.
Gregorius pochylił się nad żoną i ucałował ją w usta.

background image

- Trwa już pięć lat, Cecilio, i potrwa jeszcze co najmniej pięć plus pięć!
- Mój niepoprawny optymisto! - roześmiała się Cecilia. Po chwili jednak spoważniała. - Jesteś tak
drogi memu sercu, Gregoriusie. Tylko dlatego od czasu do czasu przepełnia mnie niepokój.
- Popatrz tylko, kto stoi na królewskim pomoście! -przerwał jej Gregorius, wskazując w stronę lądu. -
Ta jasnowłosa młoda dama w jasnożóltej sukni to nikt inny tylko twoja mała siostrzyczka, królewna
Kristin!
Podekscytowana Cecilia zaczęła się wpatrywać w pomost.
- Czy to możliwe, by aż tak wyrosła?! - wykrzyknęła, czując, jak radość i oczekiwanie ogarniają cale
jej ciało niczym fala gorąca.
- Jest już trzynastoletnią panną! Nic dziwnego, że urosła.
- Ach, Gregoriusie, jakże się cieszę! - Głos Cecilii był przepełniony szczęściem, ona zaś zatupała z
niecierpliwości. Mroczne chmury, które przesłaniały jej niebo, rozpierzchły się na widok młodszej
siostry w jasnożóltej sukni.
Po chwili okręt przybił do brzegu, a Cecilia, na nic się nie oglądając, weszła na trap.
- Kristin! - zawołała radośnie i chwyciła siostrę w ramiona.
Kristin była trochę onieśmielona, ale w jej oczach iskrzyła się radość na widok siostry.
- Myślałam, że już nigdy nie przyjedziesz - powiedziała z ulgą, ale i z wyrzutem. - Mama twierdziła,
że nie zjawisz się nawet na koronacji, a ja nie mogłam zrozumieć, dlaczego.
- Jakże bym mogła nie przyjechać na koronację ojca - odparła Cecilia. - Tak bardzo za tobą tęskniłam,
Kristin. Nie



background image

było chyba dnia, w którym bym o tobie nie myślała. Ale wiesz przecież, że Gregorius i ja najpierw
mieszkaliśmy w Danii, a potem na dworze jego ojca, niedaleko Tunsberg. Zeszłej jesieni mieliśmy
zamiar was odwiedzić, ale musieliśmy zawrócić z powodu niesprzyjającej pogody.
- Czy i ja mógłbym przywitać się z tą piękną, młodą królewną? - Za ich plecami rozległ się ciepły głos,
a po chwili uśmiechnięty Gregorius ściskał serdeczne Kristin. - Czy wiesz, że twoja siostra nie mogła
uwierzyć, że to ty stoisz na pomoście! Wypatrywała małej, ośmioletniej dziewczynki, zapomniawszy,
że jesteś już o pięć lat starsza.
Cecilia i Kristin się roześmiały.
- A ty masz już trochę siwych włosów! - zawołała Kristin, która wreszcie przezwyciężyła nieśmiałość
i szczerze się uradowała, widząc bohatera swych dziecięcych lat.
- To dlatego, że twoja siostra jest taką swarliwą żoną -roześmiał się Gregorius. - To przez nią się
przedwcześnie zestarzałem.
- Nigdy się nie zestarzejesz, Gregoriusie - powiedziała z czułością Cecilia. - Masz w sobie za wiele z
dziecka. Wiesz, Kristin - Cecilia obróciła się ku siostrze - teraz Gregorius opowiada sagi i baśnie
dzieciom na dworze w Viken. Te same, które opowiadał tobie i Håkonowi Unge, gdy byliście mali.
Dzieci go uwielbiają. Zwłaszcza maluchy mojej służebnej Gudrun - tej samej, która była zakonnicą w
klasztorze w Reins, w czasach, gdy i ja tam przebywałam. Sigurd poprosił papieża, by zwolnił ją ze
ślubów zakonnych. Gudrun wyszła za kowala i rok później powiła bliźnięta. Maluchy mają teraz po
cztery lata i oboje z Gregoriusem jesteśmy do nich bardzo przywiązani.
- Szczęściarze! - zawołała wesoło Kristin, patrząc z podziwem na Gregoriusa. - Pamiętam, jak kiedyś
pły-

background image

nęliśmy do Nidaros i marzliśmy tak okropnie, a ty przez całą drogę opowiadałeś nam sagi i baśnie.
Uratowałeś mi życie.
Gregorius roześmiał się serdecznie.
- Pora wyruszyć w stronę dworu. Jestem głodny jak wilk
- Zamieszkacie w komnatach gościnnych obok mojej sypialni - wykrzyknęła radośnie Kristin. - A dziś
wieczorem będą tańce w letniej halli!
Cecilia poczuła, że jej dłonie spociły się ze zdenerwowania, gdy oboje z Gregoriusem, już przebrani,
zmierzali w stronę halli na posiłek. Ojca jeszcze nie widziała, ponieważ wybrał się w kilkudniową
podróż w głąb kraju i miał wrócić dopiero wieczorem. Towarzyszył mu Sigurd. Obaj bracia
odwiedzili Cecilię kilkakrotnie w Viken: starszy, Sigurd, który był jej rodzonym bratem, synem Kangi
Unge, nałożnicy Håkona sprzed małżeństwa z Margrete, oraz Håkon Unge, przyrodni brat Cecilii,
który odziedziczył po ojcu królewskie imię, gdy skończył siedem lat. Cecilia kochała ich wszystkich.
Nie lubiła i bała się tylko jednej osoby: żony ojca, królowej Margrete.
Dojrzała ją, gdy tylko weszła do wielkiej letniej halli. W zasadzie należało potraktować jako obrazę
fakt, iż królowa jeszcze się z nimi nie przywitała. Wiedziała bowiem doskonale, że właśnie dziś
należy się ich spodziewać.
Cecilia wyprostowała się i zmusiła do zachowania spokoju. Ze względu na Gregoriusa postanowiła
wszak pielęgnować tylko dobre wspomnienia i starać się zapomnieć o wszystkim, co złe.
Podeszła do wysokiego krzesła, na którym siedziała sztywna i wyprostowana Margrete, tuż obok
pustego jeszcze królewskiego miejsca. Królowa miała, jak zwykle, wyszukaną fryzurę, a podwikę
upięła tylko jako


background image

ozdobę. Nosiła aksamitną suknię koloru morskiej zieleni, z głębokim dekoltem. Jak na kobietę, która
urodziła troje dzieci, Margrete miała zdumiewająco młodzieńcze ciało, gładką skórę i duże, jędrne
piersi. Cecilia poczuła ukłucie zazdrości na myśl, że ta kobieta budziła kiedyś wielkie pożądanie w
Gregoriusie i że przed laty on i Margrete żyli ze sobą jak mąż i żona. Starała się jednak czym prędzej
odegnać niebezpieczne myśli. Dygnęła nisko i uprzejmie.
- Bądź pozdrowiona, królowo Margrete. Cieszę, że znajduję królową w dobrym zdrowiu i nastroju.
Królowa uśmiechnęła się kwaśno.
- Wygląd człowieka nie mówi jeszcze nic o jego nastroju, Cecilio - odparła. - Ty na przykład, moim
zdaniem, wyglądasz mizernie i blado, choć Kristin twierdzi, że dobrze się miewasz.
- Być może zaszkodziła mi trochę morska podroż, ale w istocie czuję się doskonale. - Cecilia nie
mogła się powstrzymać od riposty, choć nie wiedziała, czy jej słowa nie wzbudzą gniewu królowej.
Potem ruszyła dalej, by przywitać się z innymi gośćmi; spostrzegła też parę nieznajomych osób.
Wówczas jej spojrzenie zatrzymało się na twarzyczce szczupłego, poważnego chłopca, który siedział
nieco dalej przy głównym stole.
- Junker Magnus! - wykrzyknęła radośnie i ruszyła pospiesznie w jego stronę. - Nikt inny tylko
Magnus!
Chłopiec popatrzył na nią wielkimi, poważnymi oczami.
- A pani jest zapewne panią Cecilią - odparł dorosłym tonem, ale na jego twarzy nie pojawił się
uśmiech ani wyraz radości.
Cecilią wstrząsnął nieprzyjemny, lodowaty dreszcz. Co się stało z tym jej żywym niegdyś i rumianym
bra-

background image

ciszkiem? Ostatnio widziała go podczas swego wesela, gdy biegał jak szalony po dworze w Nidaros.
Gregorius został usadzony po prawej stronie królowej Margrete, Cecilia natomiast między junkrem
Magnusem i starym wojewodą ze Sverresborga. W bezpiecznej odległości od królowej i Gregoriusa,
pomyślała Cecilia gniewnie i poczuła, że podobnie jak dawniej budzi się w niej bunt.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi i stanął w nich król Håkon. Zaraz za królem do halli weszli
jego dwaj synowie, Håkon Unge i Sigurd. Wszyscy obecni podnieśli się, by pozdrowić wielkiego
króla całego kraju. Håkon ruszył zdecydowanym krokiem w stronę swego honorowego miejsca,
przywitał się z królową i dopiero wówczas spostrzegł Gregoriusa.
- Gregorius Andresson! - wykrzyknął z radością. -A gdzie ukryłeś moją ukochaną córkę? - dodał
natychmiast, rozglądając się dokoła.
Cecilia wybiegła ojcu na spotkanie. Nie troszcząc się o etykietę, rzuciła się mu na szyję.
- Ojcze! Tak się cieszę, że znów jestem w domu!
- I ja się cieszę, że cię widzę, droga Cecilio! Król odsunął córkę na pewną odległość i przyjrzał się jej
z marsową miną. - Sylwetka równie dziewczęca, jak dawniej -powiedział cicho. - Czy nie zamierzasz
wkrótce wydać na świat wnuka swemu staremu ojcu?
Cecilia ze smutkiem pokręciła głową.
- Bardzo bym tego pragnęła, ale wygląda na to, że Najświętsza Panna ma inne plany.
Król Håkon pogłaskał córkę czule po policzku.
- A zatem Matka Boska przeznaczyła ci inny los, Cecilio. To są sprawy, których my, śmiertelnicy, nie
ogarniamy swoim rożumem.
Potem król podszedł do wysokiego miejsca i usiadł,



background image

a z Cecilią zaczęli się witać bracia, Sigurd i Håkon Unge.
Czuła się otoczona ciepłem i miłością. Królowa Margrete może być nawet najgorsza na świecie, skoro
wszyscy inni kochają ją, Cecilię! Postanowiła jak najlepiej wykorzystać ten wieczór, nie Zwracać
uwagi na królową i Gregoriusa i zająć się biednym, poważnym junkrem Magnusem.
- Magnusie? - zagadnęła braciszka przyjaznym tonem. -Czy zupełnie mnie nie pamiętasz? Nie
przypominasz sobie mojego wesela w Nidaros?
Junker Magnus z powagą pokręcił głową.
- Miałem wówczas zaledwie trzy lata. Człowiek zazwyczaj niewiele pamięta z tak wczesnego
dzieciństwa.
- To prawda - przytaknęła Cecilia. - Ale ja bardzo dobrze cię pamiętam. Ogromnie się interesowałeś
kociętami, które błąkały się po królewskim dworze, i bardzo lubiłeś słuchać dzwonów katedralnych.
Gdy zaczynały grać, przerywałeś zabawę, stawałeś bez ruchu i słuchałeś. A poza tym musieliśmy cię
dobrze pilnować przez cały dzień, bo uwielbiałeś znikać, by pobiec nad rzekę.
Chłopiec odwrócił się do siostry i nagle w jego poważnych oczach pojawił się błysk zainteresowania.
- A czego tam szukałem? - zapytał ze zdziwieniem.
- Chciałeś się wykąpać albo przynajmniej porzucać kamieniami do wody.
- A dlaczego nie mogłem tego robić?
- Mogłeś to robić, gdy towarzyszył ci ktoś dorosły, ale gdybyś poszedł nad rzekę zupełnie sam,
mógłbyś się utopić.
- Co jeszcze pamiętasz? - zapytał chłopiec z zapałem. Cecilia pomyślała, że Magnus przebywa na co
dzień
w towarzystwie drużynników i służebnych, które trafiły na królewski dwór niedawno, i dlatego bardzo
prag-

background image

nie słuchać opowieści o swej przeszłości. Jego matka nie ma zapewne czasu na takie błahostki.
- Pamiętam też, że kiedyś oparzyłeś się pokrzywą i bardzo się wystraszyłeś tym, że roślina może
zrobić krzywdę. Potem chciałeś, żebym podeptała wszystkie pokrzywy. Uwielbiałeś też oglądać moje
książki. Potrafiłeś spędzać długie godziny nad obrazkami i literkami. Myślałam wówczas, że na
pewno zostaniesz uczonym.
- W dalszym ciągu tak myślisz? - zapytał, patrząc na siostrę w napięciu.
- Dziś jeszcze mocniej w to wierzę. Wygląda na to, że możesz zostać księdzem albo biskupem albo
jurystą. A może będziesz zakonnikiem? - dorzuciła.
- Ale może się zdarzyć, że będę musiał zostać królem -powiedział Magnus dorośle. - Jeśli coś się
przytrafi mojemu bratu, Hakonowi. Sigurd pochodzi z nieprawego łoża - dodał.
- A zatem miejmy nadzieję, że nic się nie przytrafi Hakonowi Unge i będziesz mógł poświęcić się
czytaniu książek - podsumowała Cecilia.
Cecilia była zmęczona, ale zadowolona, gdy wieczór dobiegł końca. Zaprzyjaźniła się ze swym
przyrodnim bratem, Magnusem, a to było ważniejsze niż cokolwiek innego.
Dopiero wówczas, gdy oboje z Gregoriusem znaleźli się już w swej komnacie, zauważyła dziwny
wyraz zadumy na twarzy męża.
- Czy coś się stało? - zaniepokoiła się.
- Nie, jestem tylko zmęczony - odparł Gregorius pospiesznie. - To był długi dzień.
- Długi, ale piękny dzień - dodała Cecilia z satysfakcją. - Królowa Margrete próbowała mnie
sprowokować, ale puściłam jej słowa mimo uszu. A ponieważ ojciec, Sigurd, Hakon Unge i Kristin
okazali mi tyle miłości, to


background image

nie obchodzą mnie jej złośliwości i docinki! W pierwszej chwili obawiałam się, że junker Magnus jest
mi niechętny, ale doszłam do wniosku, że on jest po prostu bardzo zamknięty w sobie. Biedny
chłopiec, ma zaledwie osiem lat, a zachowuje się jak poważny, dorosły człowiek. Ale gdy
opowiedziałam mu parę anegdotek z jego dzieciństwa, otworzył się i chciał usłyszeć coś jeszcze.
Udało mi się nawet sprowokować go do śmiechu. Interesuje się książkami i wcale nie ma ochoty być
królem. Wolałby zostać uczonym. To po nim widać, prawda?
- Mhm - mruknął Gregorius, nieobecny duchem; myślami przebywał gdzie indziej.
- Nie słyszałeś, co mówiłam? - zmartwiła się Cecilia. -Co się dzieje, Gregoriusie?
- Nic. Wybacz mi, Cecilio. Jestem po prostu zmęczony. Cecilia z czułością pogłaskała męża po
policzku i położyła się do łóżka, tuląc się do jego boku.
- Opowiem ci wszystko jutro rano - ziewnęła i wkrótce była już pogrążona w głębokim śnie.
Gregorius leżał zaś obok niej i wpatrywał się w mrok.
Nie powinni byli wracać do Bjørgvin! Żył w przekonaniu, że przez te wszystkie lata królowa Margrete
się opamiętała, ale dziś wieczorem uświadomił sobie, że nic się nie zmieniło. Królowa wciąż pragnęła
odzyskać jego względy, nie zważając na to, że ma do czynienia z żonatym mężczyzną. Sięgała po
wszelkie środki; od jawnych gróźb począwszy, na zalotach i flircie skończywszy. Nie dbając o to, że w
halli jest tylu ludzi, a obok siedzi jej własny mąż, przysuwała się do Gregoriusa, udając, że opowiada
mu tajemniczą historię, wsuwała dłoń pod stół, by położyć ją na udzie byłego kochanka. Gregorius
strącił jej rękę, oburzony i wstrząśnięty, ale ona, niczym nie zrażona, położyła ją tam z powrotem, a
nawet starała się dotknąć jego przyrodzenia.

background image

Nim opuścili hallę, zdążyła szepnąć mu do ucha, że musi go mieć jak najszybciej, niezależnie od tego,
ile to będzie kosztować. Gdy próbował jej wytłumaczyć, że on nie ma na to ochoty, syknęła, że tego
rodzaju odmowa to igranie ze śmiercią!
Gregorius westchnął, leżąc w małżeńskim łożu z Ce-cilią, przytuloną do jego ramienia. Nie powinni
byli tu wracać!
Ale przecież nie mogą opuścić Bjørgvin teraz, zaledwie parę tygodni przed planowaną koronacją. Nie
pozostaje im nic innego, jak trzymać się z dala od królewskiego dworu w okresie przygotowań. W
najgorszym zaś razie trzeba będzie porozmawiać z Sigurdem, bratem Cecilii, który wie, na czym
polegały kiedyś ich kłopoty z królową.
Następny dzień był pogodny i słoneczny. Cecilia z radością czekała na wizytę u swej matki, Kangi
Unge, która wciąż mieszkała w starym dworze po drugiej stronie Vågen.
Kanga Unge odwiedziła córkę i zięcia tylko raz w ciągu minionych pięciu lat. Tęskniła za Cecilią
codziennie, ale też z ulgą myślała o tym, że młodzi osiedlili się z dala od królowej Margrete. Sporo
czasu upłynęło, nim Kanga dowiedziała się, dlaczego Cecilia tak nagle opuściła klasztor w Reins. Ani
córka, ani syn, nie chcieli jej martwić złymi wieściami. Ale od dnia, w którym zmusiła Sigurda do
powiedzenia prawdy i dowiedziała się, że ksieni, zausznica Margrete, próbowała otruć Cecilię, żyła w
ciągłym strachu i uspokoiła się dopiero wówczas, gdy córka i zięć opuścili kraj. Usiłowała też
rozmówić się z ojcem Cecilii, królem Håkonem, ale on, choć zazwyczaj przyjmował ją z wielką
serdecznością i okazywał szacunek, tym razem poczuł się dotknięty i z gniewem




background image

powiedział, że nie powinna zachowywać się tak, jakby duchy nawiedzały ją w biały dzień. Znała go na
tyle, by wiedzieć, że w głębi duszy Håkon jest przerażony i zaniepokojony, ale ten mądry i
zdecydowany mężczyzna okazywał zdumiewającą bezradność wobec napadów złości i kaprysów
królowej. Kanga Unge zastanawiała się czasem, że może on po prostu boi się Margrete.
Gregorius cieszył się, że opuszczą na pewien czas królewski dwór. Martwił się jednak zarazem, że
Cecilia znów będzie musiała rozstać się z dawno niewidzianym ojcem i rodzeństwem.
- Może zapytasz Kristin, czy nie ma ochoty wybrać się z nami? - zagadnął żonę ku jej zdziwieniu i
radości.
- Ale co powie na to królowa Margrete? - zaniepokoiła się natychmiast. - Nigdy nie pozwalała, by jej
dzieci odwiedzały moją matkę.
- Kristin jest już chyba na tyle dorosła, że może sama decydować o sobie, nie sądzisz?
Kristin wręcz promieniała z radości.
- Oczywiście, że mam ochotę! Zawsze byłam ciekawa, jak wygląda dom Kangi Unge. Gdy
spotykałam ją tu, na królewskim dworze, zawsze mile się do mnie uśmiechała. Wielka szkoda, że ona
i matka nie mogą zostać przyjaciółkami.
Kristin postąpiła tak jak zawsze, gdy musiała poprosić rodziców o pozwolenie, a lękała się odmowy
królowej. Zapytała ojca.
- To bardzo miło ze strony Cecilii i Gregoriusa, że chcą cię zabrać ze sobą - oświadczył zadowolony
król Håkon. - Sama widzisz, Kristin, że Cecilia bardzo, bardzo cię kocha, choć tak długó jej tu z nami
nie było.
Kristin radośnie pokiwała głową, a po chwili wszyscy siedzieli już na końskich grzbietach i cały
orszak wyjeżdżał przez główną bramę.

background image

Cecilia i Kristin jechały obok siebie, nie przerywając rozmowy ani na chwilę, Gregorius natomiast
podążał za nimi, pogrążony w głębokiej zadumie. Nie zmrużył oka tej nocy, rozmyślając nad
groźbami królowej. I choć wiedział, że Margrete nie rzuca słów na wiatr, nie miał serca psuć humoru
Cecilii, opowiadając jej
o wszystkim. Cecilia i tak żyła w ciągłym niepokoju
i nosiła gorycz w głębi serca. Uważała bowiem, że to trucizna, którą jej podawano w niewielkich
dawkach przez tak długi czas, sprawiła, że nie mogła mieć dzieci. Najprawdopodobniej nie było w
tym wiele prawdy, ale choć Cecilia rzadko o tym wspominała, Gregorius wiedział, że nie wyzbyła się
podejrzeń. Zapytała kiedyś znachorkę w Ribe, czy jad zielonego muchomora może przyczynić się do
bezpłodności, i dowiedziała się, że nie sposób tego wykluczyć.
Powinniśmy trzymać się jak najdalej od królewskiego dworu, pomyślał raz jeszcze. Od dłuższego
czasu prowadzono prace nad odbudową starej siedziby w Ålrekstad i choć oboje z Cecilią z ciężkim
sercem odrzucili łaskawą propozycją króla, by zamieszkali w tym upamiętnionym w licznych sagach
dworze, to przecież mogliby się tam zatrzymywać podczas wizyt w Bjørgvin. Gregorius wspomniał o
tym królowi z samego rana, a Håkon prawdziwie się rozpromienił.
- Jeszcze nie porzuciłem nadziei, że to właśnie wy obejmiecie ten dwór - powiedział. - Z myślą o was
kazałem go przecież odbudować.
Statki handlowe zaczęły już zawijać do portu po zimowej przerwie. Wiele okrętów kołysało się na
wodzie u brzegów Vågen, a w osadzie roiło się od kupców. W powietrzu krążyły nazwy obcych miar
i wag, na kramach piętrzyły się kuszące zagraniczne towary.



background image

Kristin nie posiadała się z zachwytu. Rzadko bywała w osadzie. Matka nie znosiła smrodu straganów
i tego tłumu złych ludzi, jak mówiła. Kazała więc przynosić na dwór wszystko, czego potrzebowała.
Ale Kristin nie czuła żadnego smrodu i nie widziała żadnych złych ludzi. Dostrzegała tylko kipiące
życie, słyszała wesołe rozmowy, głośny śmiech i krzyki kupców, zachwalających swój towar.
Widziała przepiękne jedwabie w żywych kolorach, śliczne trzewiczki, błyszczącą biżuterię ze złota,
srebra i pereł. A pośród przechodniów, jeźdźców i wozów przechadzały się gdakające kury,
chrumkające prosięta i meczące kozy.
Gregorius porzucił na chwilę czarne myśli i uśmiechnął się na widok entuzjazmu Kristin. Cieszył się
także, widząc, jak Cecilia promienieje w towarzystwie siostry. Cecilia była wprawdzie szczęśliwa w
małżeństwie, ale smutek z powodu braku dzieci oraz strach i żal do królowej Margrete odebrały jej po
części radość życia. Dawno nie widział jej tak beztroskiej jak teraz, gdy śmiała się i żartowała razem z
Kristin.
Dotarli wreszcie do dworu Kangi Unge, oddali konie stajennym i skierowali się w stronę letniej halli,
wzniesionej nieopodal przystani. Kanga Unge już parę tygodni temu przeniosła się z zimowej halli do
letniej; kochała bowiem światło, słońce i morze.
Zgodnie z oczekiwaniami spotkali ją na podwórca Kanga spostrzegła okręt, który przybił do
królewskiego pomostu poprzedniego dnia, i domyśliła się, że na jego pokładzie zjawili się Cecilia i
Gregorius. Posłaniec przyniósł jej wcześniej wiadomość, że córka i zięć opuścili Viken i skierowali
się na zachód na pokładzie należącego do Håkona Unge okrętu „Draken". Czekała więc już na nich z
otwartymi ramionami i łzami radości w oczach.

background image

Uściskawszy Cecilię i Gregoriusa, podeszła do Kristin, by i ją przytulić.
- Cieszę się tak bardzo, że trudno mi to wyrazić, droga Kristin! Nigdy nie marzyłam o tym, że wszyscy
zjawicie się w moim domu i że będziemy jedną wielką rodziną.
Kristin się uśmiechnęła nieśmiało, ale radośnie.
- Ja także się cieszę - powiedziała zawstydzona. - Zawsze kochałam Cecilię. Nie przejmowałam się
tym, że jest ode mnie o dwanaście lat starsza i ma inną matkę. Uważałam ją zawsze za siostrę. Jedyną,
jaką mam.
Kanga Unge otarła ukradkiem łzę i z czułością pogłaskała Kristin po policzku.
- Będziesz zawsze serdecznie witana w moim domu. Kanga Unge spodziewała się tej wizyty,
przykazała
więc służebnym, by przygotowały wszystko, co trzeba. Na przybyłych czekały już zastawione stoły.
Zjedli posiłek w miłej atmosferze pośród rozmów i pogawędek. Po jedzeniu Kanga Unge
zaproponowała, by Cecilia i Kristin wyszły na pomost popatrzeć na przypływające i odpływające
statki. Na Vågen kipiało życie, świszczały podnoszone i opuszczane żagle, pluskały wiosła, krzyczały
mewy. Osada była skąpana w promieniach ciepłego słońca.
Gregorius chciał towarzyszyć kobietom, ale Kanga Unge go zatrzymała.
- Zaczekaj chwilę, Gregoriusie. Chciałabym ci coś pokazać.
Gdy zostali sami, gospodyni spoważniała, a w jej oczach pojawił się niepokój.
- Widzę, że coś cię trapi, Gregoriusie. Zresztą sama jestem zaniepokojona. Nie mogę się uspokoić od
chwili, w której się dowiedziałam, że przybędziecie parę tygodni przed koronacją.



background image

Gregorius pokiwał głową i postanowił się zwierzyć matce Cecilii. Uważał ją wszak za mądrą kobietę,
a poza tym nie zdołał, jak widać, ukryć przed nią swego niepokoju.
- Zdaje się, że nie powinniśmy byli przyjeżdżać - zaczął po chwili wahania. - Wydawało się nam, że
przez te pięć lat wszystko się zmieniło, ale wczoraj wieczorem zrozumiałem, że się myliliśmy.
- Ale do Cecilii to nie dotarło - bardziej stwierdziła, niż zapytała Kanga.
- Cecilia nie spodziewała się czułego powitania ze strony królowej i potraktowała jej zachowanie
tylko jako wyraz niechęci.
- Ty jednak wiesz, że kryło się w tym coś więcej. Gregorius spojrzał jej otwarcie w oczy i pokiwał
głową.
- Nie możecie mieszkać na królewskim dworze, Gregoriusie - westchnęła Kanga. - To zbyt
niebezpieczne. Mówię to na podstawie własnego doświadczenia. Wiesz przecież, że ona już wiele lat
temu próbowała mnie zgładzić. Nie mam też wątpliwości co do zamiarów jej ludzi, którzy kiedyś
wtargnęli do sypialni Cecilii.
- Wiem o tym i sam doszedłem do wniosku, że nie możemy tam mieszkać. Król Håkon zaproponował,
byśmy pojechali do Ålrekstad.
- To brzmi trochę lepiej. O ile tylko możecie zaufać swoim ludziom. - Kanga przerwała na chwilę. -
Czy Kristin nie mogłaby pojechać razem z wami? Królowa byłaby zmuszona zachować większą
ostrożność, wiedząc, że na dworze znajduje się jej własna córka.
- Może. Pocieszam się także tym, że wkrótce zaczną się przygotowania do koronacji i królowa będzie
miała inne, liczne zajęcia. Wyjedziemy z Bjørgvin tuż po uroczystością ch.
- Zupełnie nie rozumiem Bożych planów - westchnę-

background image

ła ciężko Kanga. - Bóg chyba widzi, że życie samo w sobie jest już dość trudne, nawet wówczas gdy
nie stają nam na drodze ludzie, którzy je jeszcze bardziej utrudniają.






















background image

2
Gdy Cecilia, Gregorius i Kristin wrócili na królewski dwór, dowiedzieli się, że Margrete wpadła w
istny szał, usłyszawszy, że jej córka wybrała się z wizytą do domu Kangi Unge, potem jednak
zaprzątnęło ją coś innego. Do Bjørgvin przybyło poselstwo szkockiego króla Aleksandra, syna
Vilhjalma. Król Aleksander był potężnym władcą i lubował się w zaszczytach tego świata. Wśród
jego posłów znalazło się dwóch biskupów. Polecono im, by zapytali króla Håkona, czy nie wycofa się
z Hebrydów. Szkocki władca utrzymywał bowiem uparcie, że Magnus Bosonogi nie miał prawa
obejmować panowania na wyspach pomimo zgody swego kuzyna Malcolma.
Król Håkon przyjął posłów w sali posłuchań i wszyscy dyskutowali właśnie o tej sprawie. Przez
otwarte drzwi słychać było pełne podniecenia, podniesione głosy, norweski król nie zgadzał się
bowiem z argumentacją gości. Utrzymywał niezmiennie, że król Magnus i król Malcolm doszli do
porozumienia na temat zasięgu norweskich wpływów w Szkocji i należących do niej wyspach.
- Szkocki król nie ma żadnej władzy na Hebrydach -wykrzyknął oburzony Håkon. - Król Magnus
zdobył je w wojnie z królem Gudrødem, a poza tym zajął tylko te ziemie, które odziedziczył!
Posłowie starali się wysłuchać zdania gospodarza, panując nad swym własnym oburzeniem. Ale na
twarzy

background image

jednego z biskupów pojawiły się czerwone plamy, zdradzające wielkie emocje.
- W takim razie król Aleksander kupi Hebrydy i zwraca się do króla Håkona, by wycenił je w srebrze
- oświadczył zagniewany biskup.
- Nic nam nie wiadomo o tym, jakobyśmy byli w tak wielkiej potrzebie, by sprzedawać własne ziemie
za srebro - odparł król Håkon cierpko.
Królowa Margrete dowiedziała się tymczasem, że na dworze pojawili się dostojni goście i że trzeba
zatroszczyć się o to, by posłów potężnego szkockiego króla podjęto godną ich rangi wieczerzą. Była
podekscytowana i rozpromieniona. Od dawna nic równie pasjonującego nie wydarzyło się w
Bjørgvin. Nareszcie będzie mogła założyć nową suknię uszytą według francuskiego szyku, by
pokazać obcym możnym panom, że królowa Norwegii zna się na modzie i obyczajach równie dobrze,
jak władczynie wielkich krajów z południa i zachodu.
Gregorius postanowił skorzystać z zamieszania panującego na królewskim dworze. Obrócił się do
Cecilii, mówiąc:
- Teraz, gdy król Håkon jest zajęty rozmowami ze szkockimi posłańcami, moglibyśmy wybrać się do
Ålrekstad. - Po chwili zwrócił się do Kristin: - Miałabyś ochotę pojechać z nami, Kristin?
Obie kobiety spojrzały na niego ze zdumieniem.
- Dziś wieczorem? - zdziwiła się Cecilia. Gregorius się roześmiał.
- Nie, to by było za dużo jak na jeden dzień. Planowałem, że wyruszymy jutro, wcześnie rano. Król
Håkon opowiadał, że dwór będzie już wkrótce zupełnie odnowiony, więc z przyjemnością go zobaczę.
- Ja z pewnością nie otrzymam pozwolenia na tę wycieczkę - zmartwiła się Kristin.



background image

- Idź więc i od razu zapytaj króla Håkona. Twoja matka i tak nie ma w tej chwili czasu na takie
drobnostki - zachęcił ją Gregorius.
Tuż przed świtem, nim zapiał kur, gdy królowa i szkoccy posłańcy jeszcze smacznie spali, przez
królewską bramę wyjeżdżał wielki orszak. Poprzedniego wieczoru w letniej halli odbyło się huczne
przyjęcie pomimo dość napiętej atmosfery, która zapanowała, gdy król Håkon zdecydowanie odrzucił
propozycję Szkotów. Gdy jednak na stołach ustawiono piwo, wino i inne trunki, napięcie opadło i
rozpoczęła się tak dobra zabawa, że król Håkon zamiast udać się wcześnie na spoczynek, jadł i pił tak
długo, aż zarówno on sam, jak i królowa Margrete oraz dostojni goście stracili poczucie
rzeczywistości. Gregorius nie zjawił się na wieczerzy, tłumacząc swą nieobecność niedyspozycją
żołądkową. Cecilia usiadła przy stole podczas posiłku, wycofała się jednak, gdy wszyscy chwycili za
dzbany.
Kristin szepnęła swoją prośbę do ojcowskiego ucha w stosownej chwili, on zaś zaskoczony, ale i
uradowany pozwolił jej na wyjazd do Ålrekstad z Cecilią i Gregoriusem.
Na bezchmurnym niebie pojawiło się poranne słońce. Kristin z radością opuszczała dwór. Bardzo
lubiła jeździć konno i odwiedzać nowe miejsca. Ojciec tak wiele jej opowiadał o Ålrekstad, ale matka
do tej pory nie zgadzała się na wyjazd.
Uradowana Cecilia nie mogła wyjść ze zdumienia. Od czasu do czasu spoglądała z troską na
Gregoriusa. Wiedziała wprawdzie, że prędzej czy później odwiedzą Ålrekstad, a nawet zatrzymają się
tam na parę dni, ale nie rozumiała, dlaczego Gregorius tak bardzo się spieszy. Nie zdążyła jeszcze
porozmawiać do woli z Hå-

background image

konem Unge ani z junkrem Magnusem, którego widziała tylko pierwszego dnia po przyjeździe do
Bjørgvin.
Ogarnął ją niepokój. Po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że Gregorius zachowuje się bardzo
dziwnie, od kiedy przyjechali do Bjørgvin. Pierwszego wieczoru usprawiedliwiała go zmęczeniem,
wkrótce jednak zrozumiała, że chodzi o coś innego. Ciekawe, o czym rozmawiał tak poważnie z jej
matką? Gdy Cecilia go
o to zagadnęła, udzielił jej wymijającej odpowiedzi. Czyżby jego zachowanie miało coś wspólnego z
królową Margrete? W takim przypadku Gregorius o wszystkim by jej chyba opowiedział; zawsze
otwarcie rozmawiali o kłopotach, których przysparzała im królowa.
Cecilia odsunęła od siebie te myśli. Postanowiła cieszyć się wiosną i odwiedzinami w Ålrekstad o tak
pięknej porze roku i na dodatek w towarzystwie Kristin!
Potem zaczęła rozmyślać o ojcu i o koronacji. Ojciec powiedział jej, że opat Bjørn niedawno pokazał
mu list ze zgodą i błogosławieństwem papieża Innocentego. Nigdy przedtem papież nie wystosował
tak pięknego listu do Norwegii. Król Håkon natychmiast wysłał okręty handlowe do Anglii i innych
krajów, by sprowadzić wszystko, czego brakowało w Norwegii do zgotowania kardynałowi godnego
przyjęcia. Kardynał dawno wyjechał z Rzymu
i najprawdopodobniej przybył już do Anglii, goszcząc u króla Henryka przed dalszą podróżą przez
morze.
Cecilia była wielce podekscytowana, myśląc o koronacji. Na tę uroczystość do Bjørgvin przybędą
wszyscy biskupi z arcybiskupem na czele, wszyscy najpotężniejsi høvdingowie, liczni duchowni i
zakonnicy. Zjawi się tak wielu gości, że z pewnością zabraknie dla nich miejsca w trzech wielkich
hallach królewskiego dworu. A że w Bjørgvin latem często pada deszcz, nie można wydać przyjęcia
na świeżym powietrzu. Dlatego król Håkon po-

background image

stanowił, że uroczystości odbędą się w wielkim nowym budynku pod Knarrene, między królewskim
dworem a kościołem Chrystusa, choć pomieszczenie to, długie na pięćdziesiąt sześć metrów i szerokie
na trzydzieści osiem, wzniesiono z myślą o zimowaniu okrętów.
Koronacja miała się odbyć w dniu świętego Olafa, ponieważ król Håkon był jednym z jego
potomków. Do dwudziestego dziewiątego lipca pozostało jeszcze ponad osiem tygodni. Cecilia znów
się zaniepokoiła. Osiem tygodni to szmat czasu, wiele się może jeszcze wydarzyć.
Oby tylko królowa Margrete miała wciąż tyle obowiązków, by mogła zapomnieć o swej
niegdysiejszej niechęci wobec Cecilii i o fascynacji Gregoriusem!
Gdy wreszcie dotarli do Ålrekstad, Cecilia zapomniała o swych zmartwieniach. Słońce rozświetlało
jasne drewniane ściany odbudowanego dworu, który tonął w jasnożółtych liściach brzóz. Ptaki głośno
śpiewały, a niebo było czyste i błękitne. W tak piękny dzień pierzchają wszystkie mroczne myśli.
Pełna oczekiwań i zapału Kristin pierwsza zeskoczyła z końskiego grzbietu. Pospiesznie przywiązała
konia do pala przed stajnią i pobiegła na dziedziniec, by ogarnąć spojrzeniem wszystkie zabudowania.
Cecilia i Gregorius z uśmiechem na twarzy podążyli jej śladem.
Cecilia obróciła się do męża.
- Tak się cieszę, że wpadłeś na pomysł, byśmy zabrali ją ze sobą. Gdy widzę, jak niewiele potrzeba, by
wprawić ją w radość, rozumiem, że bardzo musi się nudzić na królewskim dworze.
Gregorius z powagą pokiwał głową.
- Królewskie dzieci nie znają wielu trosk, ale zarazem omija jej tak wiele radości. To oburzające, że
królowa Margrete nie pozwala jej opuszczać komnat. Kristin opowiadała mi, że nie wolno jej nawet
schodzić do staj-

background image

ni czy obory, choć tak bardzo kocha zwierzęta. Pomyśl tylko, jak się czuje trzynastoletnia dziewczyna,
która codziennie musi siedzieć przy stole z królewskimi gośćmi i słuchać rozmów dorosłych! Jej brat,
Håkon Unge, prowadzi całkiem inne życie, jeżdżąc po całym kraju razem z ojcem.
Dwór był doprawdy przepiękny. Zburzono wszystkie zrujnowane zabudowania, by wznieść nowe
domy z jasnego drewna, te zaś budynki, które wciąż były w dobrym stanie, przykryto dachami ze
świeżego torfu i przyozdobiono nowymi, bogato rzeźbionymi drzwiami. Nad dworem zbudowano
poddasze, gdzie mieściła się wielka sala biesiadna. W jednej ścianie były cztery sklepione łukami
okna, na drugiej wisiały wspaniałe gobeliny. Palenisko urządzono w rogu, a przy dwóch długich
stołach stały wyściełane ławy i okute żelazem skrzynie. Cała sala urządzona była z wielkim smakiem
i dbałością.
Cecilia uśmiechnęła się i z czułością pomyślała o ojcu. Wiedziała, że kazał to wszystko tak pięknie
przygotować z myślą o niej i o Gregoriusie, nie tracąc nadziei, że pewnego dnia osiądą tu, w
Ålrekstad.
Teraz zrozumiała, że ojciec z pewnością zajrzał do Ålrekstad w dniu, w którym wracał do Bjørgvin, by
kazać służbie przygotować wszystko na przyjęcie gości. Gdy tylko wartownicy dojrzeli zbliżający się
orszak, wszyscy zaczęli się krzątać i już po chwili na stołach stały misy z jedzeniem i dzbany z piciem.
Gyrd Gunnarsson, królewski rządca, zajmujący się tym dworem, był starszym człowiekiem, który po
wielu latach wdowieństwa ożenił się z Asą Eiriksdatter. Mieszkał teraz w Ålrekstad z żoną i gromadką
dzieci, z których czwórka pochodziła z pierwszego małżeństwa, piątka zaś z drugiego.




background image

Wśród czwórki starszych byli podobni jak dwie krople wody bliźniacy w wieku Kristin, Trond i Tore,
obaj uśmiechnięci, przyjacielscy i chętni do pracy. Razem ze starzejącym się ojcem doglądali
wszystkiego w Alrekstad, bo choć byli jeszcze bardzo młodzi, to ojciec zaczął ostatnimi czasy
niedomagać i musieli przejąć wiele jego obowiązków. Obaj zerkali z ciekawością na Kristin. Nie
nawykli jednak do przyjmowania królewskich gości i nie potrafili zachowywać się tak, jak drużynnicy
czy królewscy dworzanie: kłaniać się w pas, pozdrawiać z pokorą i uniżeniem, wstawać na widok
dostojnych gości, zwracać się do nich czołobitnie ani też sięgać po odpowiednie słowa i zwroty. Nie
potrafili zachowywać się powściągliwie, pięknie przemawiać i unikać niestosownych żartów.
Trond i Tore traktowali Kristin tak, jakby była im równa, pokazali jej dwór, zaprowadzili do stajni, w
której stał nowo narodzony źrebak, do obory i do chlewika, a nawet do izby kuchennej. Przed
rozpoczęciem zwiedzania Kristin pobiegła do swej sypialni, by się przebrać w zwykłą suknię z
samodziału, którą uszyła dla niej jedna ze służebnych. Gdyby matka ujrzała mnie w tym stroju,
zsiniałaby ze złości, pomyślała dziewczyna na poły z przerażeniem, na poły z zadowoleniem.
Czuła się cudownie, udając zwyczajną dziewczynę. Nie mogła sobie przypomnieć, by cokolwiek
sprawiło jej tak wielką radość. Biegała po dziedzińcu jak wypuszczona na wolność jałówka, w
ubłoconych trzewikach, z zarumienionymi policzkami i rozwianym włosem. Cecilia z niepokojem
zastanawiała się nad tym, co by było, gdyby nagle pojawiła się tu królowa Margrete. Pocieszała się
jednak myślą, że nie ma mowy, by królowa opuściła dwór podczas wizyty dostojnych szkockich
posłów.
Cecilia także rozkoszowała się każdą chwilą. Oboje z Gregoriusem zwiedzali dwór, zaglądali do
wszystkich

background image

budynków i podziwiali ogrom pracy, którą tu wykonano.
- Moglibyśmy tu przyjeżdżać, gdy ojciec i królowa Margrete będą przebywać w Viken czy Nidaros -
rozmarzyła się Cecilia.
Gregorius chwycił ją za rękę i uścisnął
- Właśnie tu chciałabyś mieszkać, prawda? - zapytał delikatnie.
Cecilia pożałowała swoich słów i spojrzała na męża z czułością.
- Nie, Gregoriusie. Ważne jest tylko to, bym zawsze była tam, gdzie ty.
Dwa dni później w Ålrekstad zjawił się niespodziewanie Sigurd z niewielką świtą. Cecilia, Gregorius
i Kristin bardzo się ucieszyli z tej wizyty. Kristin wybiegła mu na powitanie,
- Wyglądasz jak kwitnący kwiatuszek! - zawołał Sigurd na widok opalonej i zarumienionej
twarzyczki, którą rozświetlały roześmiane oczy. - Chyba powinnaś tu zamieszkać na stałe!
- Mam dla ciebie dobre nowiny - szepnął Sigurd do Cecilii, gdy szli razem w stronę dziedzińca za
rozbawioną Kristin i Gregoriusem. - Ojciec zdołał przekonać królową Margrete, by Kristin tu jeszcze
trochę została.
- Naprawdę? - wykrzyknęła zaskoczona i uradowana Cecilia. - Czyżby królowa nie wybuchła
gniewem, dowiedziawszy się, że Kristin pojechała razem z nami?
- A i owszem, wściekała się. Ale najbardziej zajmowało ją to, by jak najlepiej wypaść w oczach panów
ze Szkocji, i dlatego szybko się uspokoiła.
Cecilia nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Sigurd jednak natychmiast spoważniał.
- Czy zdarzyło się coś, co skłoniło was do takiego pośpiechu?




background image

- Nie. Gregorius chciał po prostu jak najprędzej zobaczyć odbudowane Ålrekstad.
- Cóż za brak cierpliwości! - zaśmiał się Sigurd. - Nie zdążyliśmy nawet porozmawiać i nie wiem, co
u ciebie słychać, kochana siostrzyczko. Nie widzieliśmy się od roku.
- Dobrze mi z Gregoriusem - powiedziała Cecilia, obrzucając męża serdecznym spojrzeniem. - Martwi
mnie tylko to, że nie dałam mu potomstwa.
Sigurd spojrzał na siostrę.
- A tamta historia?
- Chodzi ci o powód, dla którego opuściliśmy Bjørgvin? Sigurd pokiwał głową.
Cecilia zmarszczyła czoło.
- Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Królowa nie omieszkała rzucić kilku jadowitych uwag
pierwszego wieczoru, ale udałam, że tego nie słyszę, i zamierzam postępować w ten właśnie sposób
przez cały czas.
Sigurd zawahał się przez chwilę, ale w końcu wydusił z siebie:
- Przyglądałem się królowej i Gregoriusowi podczas tamtej wieczerzy. Wydaje mi się, że z jej strony
zupełnie nic się nie zmieniło, i sądziłem, że to była przyczyna waszego pospiesznego wyjazdu.
- Co masz na myśli, mówiąc, że nic się nie zmieniło? - zaniepokoiła się Cecilia. - Gregorius mi o tym
nie wspominał.
- Zapewne chciał ci tego oszczędzić, ale ja uważam, że powinnaś być świadoma niebezpieczeństwa.
- Przerażasz mnie, Sigurdzie.
- Żałuję, że muszę to zrobić, ale bardzo się o was martwię, Cecilio. Ona zachowywała się w sposób
odrażający! Cały czas się zalecała do Gregoriusa, chociaż on okazywał jej niedwuznacznie, co o tym
myśli.
Cecilia spojrzała na brata z przerażeniem.

background image

- Nic o tym nie wiedziałam! Zauważyłam, że coś go trapi, ale twierdził, że jest po prostu zmęczony. Ja
także się zdziwiłam, że tak szybko chce opuścić dwór, najpierw po to, by odwiedzić moją matkę,
potem zaś po to, by przyjechać tutaj. Teraz wszystko rozumiem.
Sigurd pokiwał głową.
- Wydaje mi się, że powinniście tu zostać jak najdłużej, a po koronacji jak najszybciej wyjechać. Na
razie królowa ma mnóstwo zajęć, ale gdy uroczystości się zakończą, na pewno zacznie coś knuć. Ona
nigdy nie rezygnuje ze swych planów!
- Czy nie sądzisz, że do ojca coś wreszcie dotarło? -zamyśliła się Cecilia.
- Zrozumiał, że królowa próbowała nie dopuścić do twego małżeństwa - wzruszył ramionami Sigurd -
nigdy jednak nie pojął, dlaczego. Twierdzenia, że pani Sigrid z Reins próbowała cię otruć w
klasztorze, uznał za kolejny przejaw naszej rodzinnej histerii. Ojciec bardzo szanuje tę przełożoną.
Cecilia ciężko westchnęła.
- Teraz wiem przynajmniej, że postąpiliśmy słusznie, przeprowadzając się do Viken.
Gdy nadeszła pora spoczynku, Cecilia opowiedziała mężowi o rozmowie z Sigurdem.
- Nie powinieneś mnie oszczędzać, Gregoriusie. Podobnie jak Sigurd uważam, że muszę znać
wszystkie zagrożenia.
Gregorius objął ją i mocno przytulił.
- Nie chciałem psuć ci radości, Cecilio. Widziałem przecież, jak bardzo cieszysz się ze spotkania z
rodziną.
Pomimo troskliwości i serdeczności męża poczuła, że znów ogarnia ją tak dobrze znane uczucie
zazdrości.
- Czego chciała? Co ci powiedziała?

background image

- Tego samego, co przedtem - odparł Gregorius z ciężkim westchnieniem. - A gdy w końcu
zrozumiała, że nic z tego nie będzie, rozzłościła się i oświadczyła, że odmawiając, igram ze śmiercią.
Cecilia otworzyła usta ze zdziwienia i obrzuciła męża przerażonym spojrzeniem.
- Naprawdę tak powiedziała? Dlatego chciałeś tak szybko wyjechać? - zapytała.
- Tak. I podzielam zdanie Sigurda, że powinniśmy tu zostać jak najdłużej. Dopóki król Håkon po nas
nie pośle.
Gregorius mocno przytulił żonę.
- Za bardzo cię kocham, moja Cecilio, bym miał odwagę podejmować jakiekolwiek ryzyko.
Sigurd został w Ålrekstad przez parę dni, ale w końcu musiał wrócić do Bjørgvin. Gdy omówili z
Grego-riusem wszelkie zagrożenia, Sigurd obiecał trzymać rękę na pulsie i wysłać im wiadomość,
jeśli zdarzy się coś podejrzanego. Królowa Margrete miała wielu zaufanych ludzi, gotowych na
wszystko za sowitą zapłatę. Już się kiedyś o tym przekonali.
Pewnego deszczowego dnia po wyjeździe Sigurda Kristin i Cecilia siedziały razem w dawnej izbie
niewieściej, pochylone nad ręcznymi robótkami. Nagle Kristin zagadnęła siostrę:
- Czy możesz mi powiedzieć, co was wszystkich trapi? Wystarczy popatrzeć na wasze miny, by się
domyślić, że coś się wydarzyło, ale gdy tylko się zbliżam, zmieniacie temat.
Cecilia straciła rezon.
- Nie, nic szczególnego się nie wydarzyło.
Kristin odłożyła robótkę i spojrzała na siostrę z powagą.
- Proszę, cię, nie okłamuj mnie.
Cecilia nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy.

background image

- To tylko... Chodzi tylko o problemy z pewną osobą z królewskiego dworu. Twoja matka nie byłaby
zadowolona, gdyby się dowiedziała, że o tym rozmawiamy - dorzuciła Cecilia pospiesznie.
- Dlatego, że to ma coś wspólnego właśnie z nią, prawda?
W oczach Cecilii pojawiła się konsternacja, a jej twarz oblał rumieniec.
- Zaczerwieniłaś się, a więc mam rację. Zresztą od dawna o tym wiedziałam. Matka jest zakochana w
Gregoriu-sie i dlatego cię nie lubi.
Cecilia zamarła.
- Co ty mówisz?
- Nie okłamuj mnie, Cecilio - poprosiła Kristin cieniutkim głosem. Jej oczy były pełne łez. -
Słyszałam, jak służebne szeptały o tym, sądząc, że już śpię. Wtedy, gdy się dowiedzieliśmy, że
przyjedziecie na koronację. Mówiły, że nie rozumieją, skąd masz tyle odwagi, bo po królowej
wszystkiego można się spodziewać. Co one miały na myśli? - zapytała, łkając i patrząc błagalnie na
siostrę.
Cecilia odłożyła robótkę, podeszła do siostry i objęła ją ramionami.
- Nie wiem, co one miały na myśli, Kristin. Nie powinnaś słuchać plotek, które powtarza służba,
ponieważ służba uwielbia robić z igły widły. Skoro jednak tak bardzo chcesz się czegoś dowiedzieć, to
odpowiem ci najszczerzej, jak potrafię. Podobnie jak ojciec, który miał nałożnicę, zanim ożenił się z
twoją matką, tak i ona kochała kogoś, kogo nie mogła poślubić. Tak to już bywa z królewskimi
dziećmi. Tym człowiekiem był Gregorius i królowa nigdy o nim nie zapomniała. Dlatego tak bardzo ją
zabolało, gdy się okazało, że on zostanie moim mężem. Chyba nietrudno to zrozumieć. Nietrudno też
zrozumieć, że ucieszyła się, gdy wyjechaliśmy tak daleko,


background image

że nie musiała patrzeć na nasze uczucia. I nic dziwnego, że zmartwiła się, dowiedziawszy się o naszej
wizycie. Kristin siedziała w milczeniu.
- Czy ona nie kocha ojca? - zapytała wreszcie całkiem skonfundowana.
- Ależ tak, jestem pewna, że go kocha. Wszyscy go przecież kochają w taki czy inny sposób. Kiedy
dorośniesz, zrozumiesz, co mam na myśli.
- Doskonale to rozumiem - powiedziała Kristin z naciskiem. - Kocham Tronda, syna rządcy, ale wiem,
że nigdy go nie poślubię. Mistrz Vilhjalm wywróżył mi przecież, że pojadę do dalekiego kraju i wyjdę
tam za mężczyznę o ciemnych włosach. A Trond ma jasne loki.
Cecilia uśmiechnęła się ze współczuciem.
- Wcale nie jest takie pewne, że mistrz Viłhjalm ma rację. Jest już stary, a zdolność do jasnowidzenia
słabnie z upływem czasu. Wywróżył mi kiedyś, że zostanę żoną króla, a przecież Gregorius jest tylko
wojewodą.
Kristin się roześmiała.
- Zupełnie o tym zapomniałam.
Radość znów rozświetliła oczy dziewczyny i więcej już nie rozmawiały o królowej Margrete. Kristin
mówiła natomiast dużo o bliźniakach. Kłopot tkwił w tym, że z powodu ich niezwykłego
podobieństwa nie zawsze ich rozróżniała, a na dodatek wydawało jej się, że obaj się w niej kochają.
- To rzeczywiście wielki problem - potwierdziła Cecilia ze śmiechem. - Wydaje ci się, że stoisz i
żartujesz z Trondem, i nagle zauważasz, że to wcale nie Trond, tylko Tore!
Dni mijały stanowczo za szybko. Czasami Cecilia zapominała o królowej Margrete; rozkoszowała się
każdym dniem spędzonym w towarzystwie Gregoriusa

background image

i Kristin w uroczym Ålrekstad i uważała, że życie jest piękne. Codziennie wyruszali na długie konne
przejażdżki. Do tej pory nie przeszkadzała im typowa dla tej okolicy, dżdżysta pogoda. Niebo było
jasne i błękitne, łąki zielone, a skraj lasu i pobocza dróg zdobiły kolorowe, polne kwiaty.
Pewnego dnia nadjechał jednak posłaniec, którego od dawna się spodziewali. Król Håkon prosił, by
wrócili do Bjørgvin, ponieważ w każdej chwili należało się spodziewać dostojnego kardynała.
Z ciężkim sercem opuszczali Ålrekstad. Najtrudniej przyszło to Kristin, która była po uszy zakochana
w Trondzie i nie chciała go opuszczać.
- Może uda nam się przyjechać tu któregoś dnia - pocieszała ją Cecilia. - Do koronacji pozostało
jeszcze sporo czasu. Gdy już przywitamy razem ze wszystkimi kardynała, z pewnością znów
będziemy mogli wyjechać.
Kristin spojrzała na nią błagalnie.
- Proszę cię, Cecilio, spróbuj przekonać ojca.
Gdy zbliżali się już do królewskiego dworu, Cecilia uświadomiła sobie, że ogarnia ją coraz większy
niepokój. Wciąż powracały do niej słowa królowej: „Odmawiając, igrasz ze śmiercią!" Gdyby nie
wiedziała, jak niebezpieczna może być królowa Margrete, pomyślałaby, że to tylko pusta groźba, ale
przecież tamta pokazała już, co potrafi. Za pierwszym razem jeden z jej ludzi zadrasnął szyję Cecilii
nożem, mówiąc, że to tylko początek i że będzie znacznie gorzej, jeśli nie będzie się trzymać z dala od
Gregoriusa. Następnym razem ludzie królowej wdarli się do sypialni Cecilii w domu matki. Za
trzecim razem królowa namówiła przełożoną klasztoru w Reins do iście diabelskich poczynań.
Królowa Margrete nie rzucała gróźb na wiatr. Zawsze mówiła poważnie.


background image

Na dworze królewskim panowało wielkie zamieszanie. Okręt kardynała widziano już w okolicy
Bjørgvin, mógł więc zawinąć do portu w każdej chwili. Kilka królewskich statków wypłynęło mu na
spotkanie.
Niebo znów się rozchmurzyło i osada była skąpana w promieniach ciepłego letniego słońca. Nagle
ktoś krzyknął, że w oddali widać żagle, i po chwili drużynnicy i dworzanie tłoczyli się na brzegu, by
coś zobaczyć.
Cecilia i Gregorius zdążyli się tylko przebrać i odświeżyć po podróży. Udzielił im się nastrój
oczekiwania i czym prędzej wyszli na dwór, by razem ze wszystkimi wyglądać gości. Wszak nie
codziennie papieski kardynał stawia swą stopę na norweskiej ziemi!
Król Håkon wsiadł na pokład „Draken", okrętu z pozłacanymi głowami, którym Cecilia i Gregorius
przypłynęli z Viken. Wszyscy możni panowie, którzy gościli w Bjørgvin, wypłynęli teraz na wody
fiordu, by powitać statek kardynała.
Cecilia usłyszała za plecami czyjeś kroki, a potem kobiecy, nieprzyjemny szept:
- Niech ci się nie wydaje, że o was zapomniałam, Cecilio. Jeszcze nie nadeszła właściwa chwila, ale
poczekaj trochę, a się doczekasz!
Nie odwróciła się. Patrzyła prosto przed siebie, czując, jak ogarnia ją mrożąca krew w żyłach groza.

background image

3
Cecilia szła powoli w stronę królewskiego pomostu, nie odwracając się ani razu. Nie miała pojęcia,
czy królowa Margrete podąża za nią, ale nie chciała dać tamtej satysfakcji, zdradzając swoj strach.
Gregorius zszedł na dół już wcześniej. Ojciec wezwał go do siebie i poprosił, by wsiadł na pokład
razem z całą drużyną.
Cecilia wiedziała, że jej strach jest nieuzasadniony. Niemożliwe, by królowa Margrete chciała jej
zrobić coś złego właśnie teraz, na oczach dworu, w chwili przyjazdu papieskiego kardynała. Nie była
wszak głupia.
A jednak nie zdołała opanować przerażenia. Napłynęły bolesne wspomnienia. Przypomniała sobie
dzień, w którym podczas łowów królowa Margrete w wielkim pędzie wyjechała nagle z lasu i
uderzyła zarówno ją, jak i Gregoriusa batem. Ożył w niej strach, który czuła, gdy jeden z ludzi
królowej zatrzymał ją na schodach w Sverresborgu, przykładając nóż do gardła. Najwyrazistsze były
jednak wspomnienia z klasztornej izby chorych w Reins, kiedy to zaczęła podejrzewać, że została
otruta. W wyobraźni Cecilii wirowały wszystkie te złowrogie i przerażające obrazy. Rozejrzała się
nerwowo dokoła, szukając kogoś, komu mogłaby zaufać. Zarówno Sigurd, jak i Håkon Unge
popłynęli razem z ojcem na spotkanie kardynała. Od chwili przyjazdu nie widziała Tory ani innych
zaufanych służących.






background image

Wówczas jej ciało przeszył lodowaty dreszcz. Napotkała bowiem spojrzenie dwojga czarnych oczu.
Oczu człowieka, który kiedyś, na polecenie królowej, przyłożył jej nóż do gardła!
Z przerażeniem obróciła się w inną stronę, szukając pomocy, i stanęła twarzą w twarz z Margrete.
Królowa uśmiechała się drwiąco.
Cecilia rozpaczliwie zerknęła w jeszcze inną stronę, szukając jakiegokolwiek wsparcia. Wtedy jej
wzrok spoczął na jasnożółtej sukni Kristin. Rzuciła się więc do przodu, wołając siostrę tak głośno, że
wszyscy zaczęli się oglądać ze zdziwieniem.
Dziewczyna stała w otoczeniu swych służebnych i spojrzała na Cecilię, nie kryjąc zdumienia.
- Co się stało? - wykrzyknęła.
- Nic, nic. Zastanawiałam się tylko, gdzie się podziewasz - uspokoiła ją Cecilia, zawstydzona
własnym zachowaniem. - Czy widziałaś już statek kardynała?
- Wpływa właśnie do portu. Ojciec wraz z całą drużyną wyruszył, by go przywitać.
Po chwili okręty pojawiły się w zasięgu wzroku obecnych, którzy z radości zaczęli klaskać w dłonie.
Papieska szalupa zbliżała się do przystani, gdy tymczasem przez rozstępujący się tłum szła procesja
biskupów i mnichów, by powitać dostojnego gościa. Dokoła rozbrzmiewał pełen szacunku pomruk
zachwytu na widok wspaniałego orszaku.
Cecilia za wszelką cenę pragnęła się opanować, ale nie była w stanie dojść do siebie. Przez cały czas
rozglądała się nerwowo, sprawdzając, czy gdzieś w pobliżu nie czai się mężczyzna o czarnych oczach.
Mógłby przecież skorzystać z zamieszania i w tym tłumie zadać jej niepostrzeżenie cios nożem. Była
bliska wybuchu histe-

background image

rii. Nikt by nawet nie zauważył, kto popełnił zbrodnię.
Kardynał zszedł na ląd w towarzystwie króla Hakona i cały orszak zmierzał powoli w stronę dworu.
Wszyscy mieli się zatrzymać przed kościołem, by odbyć uroczyste zgromadzenie. Po powitalnych
przemówieniach króla i kardynała dostojny gość miał zwrócić się do ludu, pomodlić się i udzielić
błogosławieństwa.
Cecilia nie odstępowała Kristin, rozglądając się nerwowo za Gregoriusem. Królowa Margrete
przyłączyła się już do króla i jego świty, ale jej zausznik krążył z pewnością gdzieś niedaleko.
W końcu Cecilia spostrzegła męża, który wciąż szedł blisko króla i kardynała. Ojciec zawsze lubił
mieć Gregoriusa przy sobie w wielkich chwilach.
- Kristin - Cecilia nie potrafiła ukryć zdenerwowania. -Powinnyśmy chyba przyłączyć się do
królewskiej świty. Wydaje mi się, że ojciec szukał nas wzrokiem.
Chwyciła siostrę za rękę i zaczęła przedzierać się przez tłum, by wreszcie stanąć tuż za plecami męża.
- Gregoriusie - szepnęła zdyszana.
Gregorius obrócił się i gdy spojrzał na trupio bladą twarz żony, zatrzymał się na chwilę i chwycił ją za
ramię.
- Co się stało, moja droga? - szepnął z niepokojem, ruszając do przodu.
- Później ci powiem. Ale błagam, trzymaj mnie mocno! - poprosiła.
Gregorius przez całą drogę ją podtrzymywał. Gdy wszyscy się ustawili, by wysłuchać mów, objął
żonę ramieniem i przytulił.
Po krótkim przemówieniu powitalnym króla na środek wyszedł kardynał Vilhjalm i powiedział:
- Ogłaszam wszem i wobec, że przybywam do tego kraju dzięki bożemu miłosierdziu, by z polecenia
papieża głosić chwałę Chrystusa i ukoronować waszego króla. Takie

background image

oto są moje zadania. Papież nie powierzył tych zadań zwykłemu duchownemu, ale mnie, kardynałowi
w randze biskupa, obdarzonemu władzą równą papieskiej, po to, by okazać jak największą cześć
waszemu królowi.
Cecilia próbowała się skupić na słowach dostojnika, ale nie mogła wyzbyć się trwogi i przestać
rozglądać się nerwowo dokoła.
Gregorius zauważył, jak bardzo jest przestraszona, i bez trudu odgadł przyczynę.
- Pojedziemy do Alrekstad tak szybko, jak to będzie możliwe - szepnął jej do ucha.
Właśnie w tej chwili królowa Margrete obróciła się. Jej spojrzenie padło na Cecilię i Gregoriusa,
którzy stali nieopodal niczym nowożeńcy, bardzo w sobie zakochani. Oczy królowej pociemniały z
nienawiści i zazdrości. Oboje zauważyli to spojrzenie, ale Gregorius nie odsunął się od żony. Wręcz
przeciwnie, przytulił ją jeszcze mocniej.
Wieczorne przyjęcie okazało się próbą wytrzymałości. Królowa Margrete ułożyła wszystko tak, by
kardynał Vilhjalm usiadł z jednej strony jej krzesła, a Gregorius z drugiej. Cecilia, rzecz jasna, została
posadzona w dalszej części głównego stołu. Przy sąsiednim stole siedział natomiast zausznik
Margrete, który wodził za Ce-cilią wzrokiem niczym jastrząb czyhający na swą ofiarę. Cecilia nie
była w stanie nic przełknąć i odpowiadała monosylabami dostojnikom, którzy siedzieli obok. Za-
stanawiała się bez ustanku, co królowa mówi do Gregoriusa i czym mu tym razem grozi.
Nagle uzmysłowiła sobie, że Kristin wciąż się jej przygląda. Do tej chwili była tak przejęta swymi
problemami, że zupełnie zapomniała o młodszej siostrze. Teraz jednak wzięła się w garść i
uśmiechnęła do dziewczyny. Kristin z ulgą odwzajemniła jej uśmiech. A potem zerknęła na
Gregoriusa i swoją matkę, by po chwili rzucić

background image

siostrze znaczące spojrzenie, kręcąc przy tym głową z wyrazem rezygnacji.
Cecilia zrozumiała. Kristin domyśliła się, co ją trapi, i wzięła jej stronę. To dodało jej odrobinę otuchy
i pomogło się trochę uspokoić. Pokiwała więc głową i uśmiechnęła się z wdzięcznością. Jak to dobrze
poczuć czyjeś wsparcie, zwłaszcza gdy jest to wsparcie córki przeciwniczki!
Gdy wieczór miał się ku końcowi i można już było wstać i wyjść, Cecilia zadbała o to, by nikt jej nie
towarzyszył. Gdy czekała na Gregoriusa, podeszła do niej Kristin. Cecilia ją uścisnęła.
- Jesteś prawdziwą przyjaciółką - szepnęła poruszona. - Najlepszą, jaką mam.
- Coś podobnego! - Za ich plecami zabrzmiał pełen jadu głos. Cecilia puściła siostrę, zupełnie jakby
się oparzyła. Królowa Margrete stała nad nimi, mierząc obie pełnym złości spojrzeniem.
- Wolno mi chyba kochać własną siostrę! - odezwała się buntowniczo Kristin.
- Ona nie jest twoją siostrą! - odparła królowa szyderczo i przeszła obok nich.
Kristin złapała matkę za ramię.
- Dlaczego tak mówisz? - zawołała załamana.
- Dlatego, że taka jest prawda! - odparła królowa ostro. - Ojcem Cecilii był inny mężczyzna, ale jej
matka zdołała wmówić królowi, że to jego dziecko.
To rzekłszy, wyrwała się córce, podeszła do jednego z towarzyszy kardynała i podjęła pełną wdzięku
i czaru rozmowę.
Kristin stała jak skamieniała. Cecilia podeszła do siostry i objęła ją ramieniem.
- Nie przejmuj się, Kristin. Twoja matka jest zazdrosna. Nie podoba jej się to, że się przyjaźnimy, nie
może




background image

znieść myśli, że ja i Gregorius się kochamy. To nieszczęśliwa kobieta.
W głębi duszy nie miała jednak dla królowej tyle zrozumienia i współczucia. Rozsadzała ją
prawdziwa wściekłość na kobietę, która potrafiła zachować się w ten sposób wobec własnego dziecka.
- Ale to chyba nieprawda? - Kristin nie wiedziała już, co myśleć.
- Nie, to nieprawda. Moja matka nigdy nie kochała nikogo innego i nigdy nie wpuściła do swej łożnicy
nikogo poza twoim i moim ojcem. Królowa Margrete nasłuchała się złośliwych plotek.
W tej samej chwili zjawił się Gregorius i natychmiast zauważył, że coś wzburzyło siostry. Ujął je obie
pod ramię i wyprowadził z halli. Potem odprowadził Kristin do jej sypialni, upewniwszy się, że jej
służebne są na miejscu, i wreszcie został sam na sam z żoną.
Gdy tylko stanęli w drzwiach swej komnaty gościnnej, zapragnął usłyszeć, co się wydarzyło, i Cecilia
o wszystkim mu opowiedziała. Gregorius pobladł z gniewu.
- Tak dalej być nie może! - zawołał. - Muszę porozmawiać z twoim ojcem!
- Nie, Gregoriusie! Nie zawracaj mu teraz głowy. Zaczekaj, aż się zakończą uroczystości.
Powiedziałeś, że pojedziemy do Alrekstad i zaczekamy tam na koronację. Czy nie moglibyśmy tak
uczynić?
Gregorius w zamyśleniu pokiwał głową.
- A jak ona się dziś zachowywała wobec ciebie? - zapytała Cecilia ostrożnie.
- Jak diablica! - odparł Gregorius bez ogródek. - Nie pytaj, Cecilio. Nie jestem w stanie o tym mówić.
Kładąc się do łóżka, nie mógł opanować gniewu. Cecilia w milczeniu wślizgnęła się na swe miejsce
obok męża. Czuła, że lepiej zostawić go w spokoju.

background image

Nazajutrz król Håkon był poirytowany i wezwał Gregoriusa. Okazało się, że kardynał Vilhjalm odbył
dłuższą rozmowę z arcybiskupem, który wszelkimi środkami próbował zapewnić kościołowi w
Norwegii jak największą władzę. Po tej rozmowie papieski wysłannik zmienił swój stosunek do króla.
Powiedział mu nawet, że skoro Kościół zamierza uhonorować króla Håkona znacznie bardziej niż
któregokolwiek spośród poprzednich norweskich władców, to w zamian oczekuje, że król obdarzy
Kościół w swym kraju takimi samymi albo nawet większymi przywilejami. Kardynał oznajmił także,
że Håkon ma złożyć tę samą przysięgę, którą składał pierwszy koronowany władca Norwegii, Magnus
Erlingsson.
- A co król na to odpowiedział? - zapytał Gregorius wzburzony wygórowanymi oczekiwaniami
przedstawicieli Kościoła.
- Odparłem, że, o ile dobrze rozumiem, to kardynał nie przemawia tylko w swoim imieniu. I dodałem,
że jestem skłonny obdarzyć Kościół takimi prawami, jakimi cieszy się w innych krajach, tam gdzie
ceni się wolność i godność zarówno Kościoła, jak i króla. Na koniec podkreśliłem jednakowoż, że jeśli
mam kupić koronę, to wolę jej nie nosić.
- Dobrze powiedziane - uśmiechnął się Gregorius. Jeszcze tego samego dnia Gregorius dowiedział się,
że
kardynał doszedł do swych własnych wniosków i posłał arcybiskupowi i biskupom wiadomość, że po
rozmowie z królem uznał, iż to po jego stronie leży racja w tym sporze.
Cecilia prawie nie wychodziła ze swego pokoju. Z niecierpliwością czekała na chwilę, w której
opuszczą królewski dwór, lękała się jednak, że królowa Margrete nie




background image

pozwoli córce pojechać z nimi. W takim przypadku wyjazd straciłby wiele ze swej atrakcyjności.
Następnego dnia do sypialni wbiegł zdyszany Gregorius.
- Kardynał Vilhjalm ma przed południem pobłogosławić kościół Świętych Apostołów. To dla nas
znakomita okazja. Rozmawiałem już z królem Håkonem i uprzedziłem go, że zamierzamy wrócić do
Ålrekstad, zabierając ze sobą Kristin.
- Odważymy się na to bez pozwolenia królowej? -zdumiała się Cecilia.
Gregorius pokiwał głową.
- Przygotuj wszystko tak szybko, jak tylko się da. Kristin, która usłyszała nowinę od jednej ze swych
służebnych, nie posiadała się z radości. Rozumiała jednak doskonale, że matka nigdy by jej na ten
wyjazd nie pozwoliła. Ojciec wyraził zgodę, nim matka się o czymkolwiek dowiedziała.
Od chwili gdy w królewskiej przystani ujrzała przerażoną twarz Cecilii, nie opuszczało jej przedziwne
uczucie. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że coś niezwykłego dzieje się na królewskim dworze... Coś
tajemniczego i złego! Kiełkowało w niej podejrzenie, że to wszystko ma coś wspólnego z jej własną
matką, a to budziło w niej jeszcze większy lęk.
Dlaczego matka tak niespodziewanie oświadczyła, że Cecilia nie jest jej siostrą? Nigdy przedtem o
tym nie wspominała. Od czasu, gdy do Bjørgvin dotarła wieść, że Cecilia i Gregorius przyjadą na
koronację, matka była na przemian szczególnie skłonna do irytacji albo milcząca i zła. Kristin zawsze
się jej trochę bała, ale królowa jeszcze nigdy nie zachowywała się aż tak okropnie. Może Cecilia ma
rację, może matka jest rzeczywiście bardzo nieszczęśliwa. Kristin poczuła przypływ współczucia i
złożyła ręce do modlitwy.

background image

- Dobry Boże, święty Olafie i Matko Boska, sprawcie, żeby moja matka była szczęśliwa, i nie
dopuśćcie do tego, by zabroniła mi wyjazdu do Alrekstad!
W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi i Kristin usłyszała, że jej wierzchowiec jest już
gotowy do drogi.
Przez pierwszą cześć podroży Kristin obracała się nieustannie, by się upewnić, czy nie galopują za
nimi ludzie królowej, żeby ją natychmiast zabrać na zamek. Po pewnym czasie jednak napięcie z niej
opadło. Uśmiechnęła się promiennie do siostry i jej męża.
- Dziękuję, że zechcieliście zabrać mnie ze sobą.
- To my ci dziękujemy - odparł Gregorius. - Cecilia nie wyjechałaby bez ciebie.
Kristin roześmiała się beztrosko.
Przez cały dzień padał deszcz, więc wszyscy byli doszczętnie przemoczeni, gdy już dotarli do
Alrekstad. W odnowionym dworze ogień płonął wesoło na palenisku, było ciepło i miło. W dodatku
rozpogodziło się, więc Kristin, nie zwlekając, przebrała się w swą samodziałową suknię i pobiegła na
podwórze, by rozejrzeć się za Trondem.
Znalazła go w stajni. Rozmawiał właśnie z chłopcem stajennym, ale gdy usłyszał za plecami lekkie
krok^ natychmiast się obrócił. Jego twarz rozjaśnił promienny uśmiech.
Kristin podeszła do niego z płonącymi policzkami i oszalałym sercem. Tak bardzo się bała, że już go
więcej nie zobaczy.
- Tak szybko wróciliście? - zadziwił się chłopak. Kristin nieśmiało pokiwała głową.
- Tam było tak nudno. Nic tylko długie przemówienia.



background image

- Widziałaś kardynała? - zapytał Trond, patrząc na dziewczynę szeroko otwartymi oczami. Dla niego
możliwość ujrzenia na własne oczy papieskiego kardynała była równie nieprawdopodobna jak bajka.
Kristin przytaknęła.
- Zjawił się sam arcybiskup i wszyscy biskupi, żeby go powitać. Cała procesja duchownych i
zakonników szła w stronę przystani.
- I ty tu wróciłaś, choć mogłaś brać udział w takich wydarzeniach!
- Tu jest o wiele ciekawiej - zaprotestowała Kristin i rumieniąc się, spuściła wzrok.
- Ale jesteś dziwna! - roześmiał się Trond. - Może chcesz ze mną pojechać chwytać dzikie konie, które
się pasą na wspólnych łąkach? - zapytał nieoczekiwanie.
Kristin uniosła głowę i spojrzała na niego płonącymi oczami.
- Oczywiście!
Kristin czuła się jak w siódmym niebie, gdy razem Trondem opuszczała dwór, i to bez żadnej świty.
Nikt w tej okolicy nie wiedział, kim ona jest, a i widząc ją w starej samodziałowej sukience, nikt by się
prawdy nie domyślił. Gregorius z uśmiechem na twarzy zgodził się na tę wyprawę i cieszył się,
patrząc, jak Kristin przeżywa pierwsze w życiu chwile wolności. Cecilia trochę się wahała, ale mąż ją
uspokajał.
- Nie denerwuj się. Po tej okolicy nikt nie jeździ z orszakiem. Kristin wzbudziłaby wielkie
zainteresowanie, gdyby towarzyszyła jej jakaś świta.
Był ciepły letni dzień. Niebo jaśniało błękitem, powietrze zrobiło się przejrzyste. Nieopodal ścieżki
szumiał strumyk, nad zielonymi łąkami brzęczały trzmiele. Kristin z uśmiechem obróciła się w stronę
swego towarzysza.

background image

- Czy naprawdę wolałbyś słuchać przemówienia kardynała zamiast patrzeć na to wszystko?
- Nie - roześmiał się Trond. - O ile tylko mogę tu być razem z tobą.
Kristin oblała się rumieńcem wstydu i odwróciła wzrok, ale w głębi duszy czuła ogromną radość.
Trond chce być razem z nią! Woli być z nią niż słuchać kardynała! Nigdy w życiu nie czuła się taka
szczęśliwa!
Zatrzymali się przed ogrodzeniem, zsiedli z koni i przywiązali wierzchowce do pala. Potem
przeskoczyli przez płot. Trond wziął ją za rękę i tak weszli w głąb lasu.
- Sądziłam, że masz zamiar chwytać konie na lasso -zdziwiła się Kristin.
- Owszem, ale z tym nie ma pośpiechu - odparł Trond. - Najpierw muszę ci coś pokazać - dorzucił
tajemniczo.
Podekscytowana Kristin przedzierała się w ślad za swym towarzyszem przez niewysokie krzewy,
między pniami gęsto rosnących drzew. Wreszcie zatrzymali się przed czymś, co przypominało
wejście do pieczary. Trond zatrzymał się i przykucnął, a Kristin zrobiła to samo, co on.
- Co to takiego? - zapytała niespokojnie.
- To kryjówka niedźwiedzia.
- Niedźwiedź! - zawołała Kristin i chciała się czym prędzej podnieść.
Trond się roześmiał.
- Nie ma ich tu. Widziałem, jak kilka tygodni temu opuszczały kryjówkę. Niedźwiedzica z trzema
młodymi. Chodź! - wykrzyknął dziarsko. - Kryjówka jest tak duża, że możemy wślizgnąć się do
środka.
Trond wczołgał się do środka pierwszy, a ona, pełna napięcia i zdenerwowana, za nim.
- A jeśli wrócą?! - szepnęła.


background image

Trond znów się roześmiał.
- Gdy już opuszczą zimową kryjówkę, nigdy nie wracają. W każdym razie nie przed następną zimą.
Jama była porośnięta mchem i wrzosem i rzeczywiście starczyło tam miejsca dla nich obojga.
- Czy niedźwiedź też tu mieszkał? - zainteresowała się Kristin.
Trond się uśmiechnął.
- Myślisz, że leżeli tu sobie razem i zabawiali się przez całą zimę? - odpowiedział zaczepnie. - O nie,
biedaczek musi się trzymać z dala aż do jesieni. Młode przychodzą na świat zaraz po Bożym
Narodzeniu i niedźwiedzica karmi je aż do tej pory. A niedźwiedź mości sobie kryjówkę gdzieś w
osypisku albo w gęstych krzakach. Ludzie mają trochę lepiej - dorzucił wciąż tym samym, zaczepnym
tonem. Potem ujął ją pod brodę, pochylił się nad nią i pocałował prosto w usta.
Kristin poczuła, że oblewa ją fala gorąca. Nigdy przedtem nikt jej nie całował. Jednocześnie poczuła
ochotę, by to powtórzyć. Gdy więc Trond pochylił się nad nią, by znów ją pocałować, rozchyliła nieco
usta. Trond się zapalił i zapragnął, by rozchyliła je jeszcze bardziej, wsunął więc język jeszcze głębiej.
Kristin poczuła się dziwnie. Wszystko to wydało jej się zarazem nieprzyjemne i rozkoszne.
Nagle Trond zaczął dotykać jej ciała i Kristin się wystraszyła.
- Chcę stąd wyjść! - powiedziała.
Trond puścił ją natychmiast i Kristin od razu się wyczołgała z jamy. Po chwili pojawił się jej
towarzysz, z lekka urażony.
- Sądziłem, że trochę się we mnie kochasz - powiedział, obrzucając ją niewinnym, błękitnym
spojrzeniem.
Kristin się zarumieniła.

background image

- Bo to prawda - szepnęła zawstydzona.
- Chodzi więc o to, że nie najlepiej się czułaś w tej niedźwiedziej kryjówce - uśmiechnął się.
Kristin zaśmiała się nieco zawstydzona.
Trond wziął ją za rękę i oboje, uskrzydleni radością, pobiegli między drzewa. Po chwili chłopak znów
się zatrzymał, objął Kristin i zaczął ją całować długo, długo, aż wreszcie przypomniał sobie o robocie.
- Muszę złapać konie! - wykrzyknął prawie bez tchu i oboje czym prędzej ruszyli z powrotem.
Kristin miała wielkie rumieńce i błyszczące oczy, gdy w końcu wrócili do Alrekstad. Cecilia i
Gregorius powitali ją uśmiechami.
- Chyba nie trzeba pytać, czy się dobrze bawiłaś - zagadnął ją zaczepnie Gregorius.
- Trond chwytał dzikie konie na lasso! - zawołała Kristin, nie kryjąc podziwu.
- Tak, tak, prawdziwy mężczyzna z tego chłopaka! -stwierdził Gregorius. - Jestem prawie zazdrosny.
Cała trójka wybuchnęła śmiechem.
Dni spędzone w Alrekstad okazały się cudowne. Kristin codziennie, niezależnie od pogody,
wyjeżdżała gdzieś z Trondem i za każdym razem wracała równie szczęśliwa, z rumieńcami na twarzy.
- Nie sądzisz chyba, że może im przyjść do głowy coś... niestosownego? - zagadnęła Cecilia męża
pewnego dnia.
Gregorius roześmiał się.
- A co my robiliśmy w lesie parę lat temu?
- Ale ja miałam osiemnaście lat, a ty trzydzieści dwa. Kristin skończyła zaledwie trzynaście.
- To wystarczy, żeby się zakochać - zauważył Gregorius i po chwili spoważniał. - Nie wydaje mi się,
byś mogła mieć jakiś powód do niepokoju, Cecilio. Kristin


background image

otrzymała surowe wychowanie, a przy tym jest mądrą i rozsądną dziewczyną. Niewykluczone, że
odważą się skosztować zakazanego owocu, ale na pewno go nie spożyją. Pozwól jej doświadczyć tej
radości! W życiu Kristin będzie dość powagi. Słyszałem, że twój ojciec i Håkon Unge już zaczęli się
zastanawiać nad jej za-mążpójściem.
Cecilia spojrzała na męża z przerażeniem.
- Ależ ona ma zaledwie trzynaście lat! Gregorius pokiwał głową.
- Wiele królewskich córek w tym wieku stało już na ślubnym kobiercu.
Dni mijały zbyt szybko, aż wreszcie przybył posłaniec, którego wszyscy się spodziewali. Król Håkon
wzywał ich do domu.
Cecilia rozejrzała się dokoła i pomyślała ze smutkiem, że zapewne wiele lat upłynie, nim ponownie
zobaczy Alrekstad. Zaraz po koronacji mieli wyjechać do domu, do Viken.
Na królewskim dworze wciąż panowało wielkie zamieszanie. Zaproszeni na koronację goście zaczęli
już przybywać do Bjørgvin i ci, dla których nie starczyło miejsca na dworze ani w Sverresborgu,
musieli zatrzymać się w kupieckich domach w osadzie. Królowi Håkonowi dopisywał humor, a
królowa Margrete napawała się dostojeństwem przybyłych gości. Pojawienie się Cecilii, Gregoriusa i
Kristin nie wybiło jej z rytmu. Rozkazała tylko córce założyć najpiękniejszą suknię i czym prędzej
zejść do halli, by przywitać się z gośćmi. Ani Cecilii, ani Gregoriusa nie zaszczyciła nawet
spojrzeniem.
Cecilia nie posiadała się ze zdziwienia.
- To zbyt piękne, by mogło być prawdziwe - szepnęła. -Spodziewałam się, że przywita nas burza z
piorunami.

background image

Gregorius nic nie odpowiedział. Był zamyślony i strapiony.
W ciągu następnych dni wszystko toczyło się podejrzanie gładko. Królowa Margrete całkowicie
ignorowała Gregoriusa i Cecilię i z niezwykłą serdecznością witała przybywających gości. Wszystko
wskazywało na to, że czuje się jak ryba w wodzie pośród licznych dostojników i że zapomniała o
swych groźbach. Cecilia zaczęła oddychać nieco swobodniej i pomyślała, że Sigurd miał chyba rację:
póki królowej nie brakuje zajęć w związku z koronacją, nie będzie miała czasu, by coś knuć.
Gregorius natomiast wcale nie czuł się bezpiecznie. Sposób, w jaki ich traktowała królowa, był
nienaturalny i wróżył raczej ciszę przed burzą niż zwycięstwo rozsądku. Gregorius nie mógł się
doczekać dnia, w którym stąd odjadą!
Król Håkon był bardzo pochłonięty rozmowami z kardynałem. W imieniu swoich ludzi zadawał
mnóstwo pytań, a kardynał starał się rozstrzygać problemy najlepiej jak potrafił.
Pewnego dnia, gdy kardynał szedł w stronę Knarrene, król Håkon powiedział:
- Tu w Norwegii nie mamy wielkich domów. Co jego ekscelencja sądzi o tym, by urządzić
uroczystości w nowej halli do zimowania okrętów? Tam zmieści się najwięcej gości.
- Wydaje mi się, że to najlepsze miejsce - odarł kardynał Vilhjalm.
Już nazajutrz królewska służba zaczęła przenosić wszystkie potrzebne sprzęty do wielkiego wnętrza
halli. Ściany przesłonięto kolorowymi gobelinami, ławy wyściełano tkaninami haftowanymi
jedwabiem i złotem.
Wziąwszy pod uwagę fakt, że padało już codziennie i zanosiło się na to, że w dniu koronacji pogoda
będzie



background image

równie fatalna, nad drogą wiodącą od królewskiego dworu aż do wrót kościoła Chrystusa rozpięto
namiot. Namiot został uszyty z czerwono-zielonej tkaniny i miał nie tylko dach, ale i ściany. Podobny
namiot rozpięto także nad królewskim dziedzińcem, by goście mogli dotrzeć do swych komnat bez
żadnego uszczerbku.
Wigilia dnia świętego Olafa przypadła na niedzielę. Nazajutrz msze święte odprawiono we
wszystkich kościołach w osadzie. Na królewskim dworze zjawiło się osiemdziesięciu drużynników w
pełnym rynsztunku, by utorować orszakowi drogę do kościoła.
Procesję ustawiono w następujący sposób. Najpierw szli drużynnicy, którzy mieli torować drogę,
potem dwaj chorążowie z proporcami, wojewodowie i kasztelanowie, a za nimi królewscy
namiestnicy, dzierżący kunsztownie zdobiony miecz. Trzej kolejni namiestnicy nieśli szaty
liturgiczne i koronacyjne. Za nimi kroczył Sigurd, syn królewski, i Munan, syn biskupa, a każdy
dzierżył przed sobą berło - na jednym z nich widniał złoty krzyż, na drugim złoty orzeł. Za nimi zaś
szedł Håkon Unge z koroną i jarl Knut z pierścieniem koronacyjnym.
Króla prowadził arcybiskup Sigurd wraz z dwoma biskupami. Przed bramą królewskiego dworu
orszak spotkał się z procesją biskupów, opatów i innych kościelnych dostojników i wszyscy razem,
śpiewając responsorium „Ecce mitto angelum" („Oto posyłam swego anioła"), wyruszyli do kościoła.
We wrotach świątyni stał kardynał w towarzystwie dwóch biskupów i swej świty. Przywitał królewski
orszak, intonując kolejną pieśń, i poprowadził procesję w stronę ołtarza. Potem odprawił mszę świętą
i dokonał koronacji zgodnie z wszelkimi regułami. Po uroczystości procesja w tym samym składzie
odprowadziła króla

background image

na zamek, śpiewając psalm pochwalny. Król Håkon zdjął szatę koronacyjną i założył odświętny
królewski strój wraz z koroną. Potem zaś ruszył na. czele swego orszaku do halli, w której miało się
odbyć koronacyjne przyjęcie. Pod kościołem dołączył do orszaku kardynał.
W biesiadnej sali stoły ustawiono tak, że król zasiadł pod wewnętrznymi północnymi przyporami,
kardynał po jego prawej stronie, potem zaś arcybiskup, biskup Bjørgvin i pozostali kościelni
dostojnicy. Od strony zachodniej usadzono resztę duchowieństwa. Na środku halli, równolegle do
wysokiego miejsca, ustawiono drugie miejsce honorowe, na którym zasiadł Håkon Unge, a obok
niego jarl Knut i Sigurd, za nimi zaś królewscy namiestnicy.
Królowa zajęła miejsce po lewej stronie małżonka, obok swej matki, pani Ragnhild, koło babki
siedziała Kristin, potem królewska córka Cecilia, pani Ragnfrid, a dalej przeorysze i inne kobiety,
równe im godnością. Pod drugą ścianą usadowiła się cała drużyna królewska, przy dwóch rzędach
stołów. W sumie w halli ustawiono aż trzynaście rzędów stołów, ci zaś, dla których nie starczyło
miejsca, zasiedli do uczty w namiotach, rozpiętych na zewnątrz.
Cecilia z dużą rezerwą przywitała się z panią Sigrid. Udawała, że nic się między nimi nigdy nie
wydarzyło, ale serce w jej piersi biło jak oszalałe, a w jej duszy narastało poczucie gniewu. O mdłości
przyprawiał ją fakt, że przeorysza klasztoru w Rein została zaproszona na koronacyjne przyjęcie,
jakby nic się nie stało i że wszyscy okazują jej tyle samo szacunku, co wielkim biskupom. Kobiecie,
która zamiast służyć Chrystusowi, nadużyła swej władzy i zgrzeszyła przeciwko dziesięciu
przykazaniom. Wszak jedno z nich głosi: „Nie zabijaj". Sigrid serdecznie pozdrowiła Cecilię i
pozwoliła so-



background image

bie na kilka słów wymówki, na temat tego, że Cecilia musiała opuścić klasztor z powodu „choroby"!
Ze też Bóg może patrzeć spokojnie na coś takiego! Dlaczego jej nie ukarze?
Czterej namiestnicy królewscy, biskupi syn Munan, Brynjulf Jonsson, królewski kuzyn Gunnar i
biskupi syn Sigurd, wnieśli pierwsze danie. Håkon Unge napełnił pierwszy puchar swego ojca, jarl
Knut zaś napełnił puchar kardynała, biskupi syn Sigurd - królowej, a Munan - arcybiskupa. Potem
wszyscy usiedli.
Cecilia postanowiła za wszelką cenę przestać myśleć o królowej Margrete i jej ciotce, pani Sigrid, by
radować się tym wielkim dniem. Ojciec czekał na tę chwilę z nadzieją tyle, tyle lat. Nie powinna więc
psuć nikomu radości, strasząc wszystkich kwaśną miną z powodu starych uraz i krzywd.
Nie skończyli jeszcze jeść, gdy kardynał poprosił o ciszę. Najpierw odmówił wyznanie wiary, a potem
rozpoczął przemówienie:
- Chwała niech będzie Panu za to, że dziś wypełniłem obowiązek, który nałożył na mnie papież i
wszyscy kardynałowie. Teraz wasz król nosi koronę z Bożym błogosławieństwem. Został
uhonorowany jak żaden z innych władców Norwegii. Chwała niech będzie Panu, że nie zawróciłem z
drogi, choć tak mi doradzano w Anglii, twierdząc, że spotkam tu niewielu ludzi, a ci, których spotkam,
zachowywać się będą bardziej jak zwierzęta niż jak ludzie. Tymczasem mam dziś przed sobą
nieprzebrane tłumy, całą rzeszę przedstawicieli tego kraju, i uważam, że wszyscy zachowują się
przyzwoicie. Spotkałem tu także wielu obcokrajowców, a tylu okrętów, ile cumuje tu, w porcie, nie
widziałem nigdy w życiu. Straszono mnie także, że będę tu źle żywiony, a jadło będzie kiepskiej
jakości. Mówiono, że nie dostanę żadnego na-

background image

pitku, ale, Bogu dzięki, przekonałem się, że w tym kraju niczego nie brakuje. Niechaj więc Bóg ma w
swojej opiece króla i królową, biskupów i uczonych, a także cały lud, a ja proszę Wszechmogącego o
błogosławieństwo dla tego kraju i dla wszystkich tu zgromadzonych zarówno na tym, jak i na tamtym
świecie.
Po swym przemówieniu kardynał wraz ze swą świtą opuścił hallę, ale król Håkon i wszyscy inni
zostali aż do chwili, w której uprzątnięto stoły i wychylono tradycyjny toast na cześć Maryi. Dopiero
wtedy król podziękował wszystkim gościom za przybycie.
Cecilia była śmiertelnie zmęczona, gdy uroczystość dobiegła wreszcie końca. Dopiero wówczas
uświadomiła sobie, w jak wielkim napięciu żyła. Zarazem jednak odczuwała wielką radość, patrząc na
ojcowską dumę i na wszystkich dostojnych gości, którzy przybyli, by oddać mu cześć.
- Czy wiesz, że uroczystości będą trwały osiem dni? -zagadnął Gregorius żonę, gdy ta, poziewując,
pomaszerowała prosto do łóżka.
- Osiem dni? - powtórzyła przerażona Cecilia. Gregorius się roześmiał.
- Najpierw będziemy przez pięć dni ucztować w nadmorskiej halli, a potem przeniesiemy się do
pomieszczeń na dworze królewskim.
- Cieszę się w każdym razie, że nie muszę siedzieć obok pani Sigrid. Okazała się na tyle bezczelna, że
wmawiała mi, iż rzekomo opuściłam klasztor z powodu swej chorowitości!
Twarz Gregoriusa pociemniała.
- Ze też tacy ludzie mogą być namiestnikami Pana Boga tu na ziemi! Nie mogę się doczekać dnia, w
którym wsiądziemy na pokład statku, Cecilio. Szczerze mówiąc, czuję się znacznie lepiej w
towarzystwie prostych, zwyczajnych ludzi. Nie zrozum mnie źle - dodał pospiesz-



background image

nie. - Istnieją oczywiście wyjątki, jak choćby twój ojciec czy twój brat, Sigurd.
- I Kristin - wtrąciła Cecilia. - Gdybyśmy tak mogli zabrać ją ze sobą do Viken! Będę za nią strasznie
tęskniła.
W ciągu następnych dni król toczył rozmowy z kardynałem, biskupami, namiestnikami i jurystami.
Biskupi znów próbowali namówić kardynała, by przekonał króla do zrzeczenia się części swych praw
na rzecz Kościoła. Wówczas kardynał odpowiedział:
- Skoro król ma pełnię władzy w tym kraju, a wy uważacie, że powinien oddać wam część władzy, to
wy także musicie oddać mu część swego majątku, i to zarówno pod postacią dóbr ziemskich, jak i
różnych danin, które pobieracie. Jeśli nie chcecie pójść na taki układ, nie mogę prosić króla, by
zrezygnował ze swoich dochodów.
Na tym dyskusje zostały zakończone.
Potem wolni chłopi poskarżyli się kardynałowi, że biskupi odbierają dziesięcinę kościołom i
wykorzystują ją dla swych własnych celów. Kardynał podkreślił, że kościoły powinny swobodnie
dysponować swoją dziesięciną, a biskupi muszą się ograniczyć do własnych dochodów. Potem
przedstawiciele proboszczów poskarżyli się, że biskupi żądają od nich danin i opłat nawet wtedy, gdy
nie odwiedzają parafii. I znów kardynał ogłosił, że ten obyczaj pozostaje w sprzeczności zarówno z
prawem Bożym, jak i prawem kościelnym. Biskupom nic się nie należy, jeśli nie podróżują po
parafiach. Na koniec wolni chłopi wystąpili znów z zażaleniem, że muszą płacić grzywny, gdy
zbierają żniwo w dni święte. Kardynał ogłosił, że mogą kosić siano i zboże w niedziele, jeśli to
konieczne, ale muszą przerywać pracę w największe święta. Zakazał też urządzania prób

background image

żelaza, bo nie godzi się zmuszać Boga do świadczenia w ludzkich sprawach.
Cecilia i Gregorius z ulgą stwierdzili, że królowa Margrete zostawiła ich w spokoju. Gdy minął ósmy
dzień uroczystości, zaczęli przygotowywać się do drogi powrotnej. Tego samego dnia na wodach
fiordu pojawił się jakiś żagiel. Król Håkon zafrasował się nieco, zastanawiając się, któż to przybywa
do Bjørgvin. Poprosił więc, by Gregorius został, dopóki sprawa się nie wyjaśni. Okazało się, że na
pokładzie tajemniczego statku przypłynęli Duńczycy, Niemcy i kilku Wenedów. Na rozkaz króla
Håkona skonfiskowano im niedawno okręt i cały ładunek. Przybyli więc prosić kardynała, by wstawił
się za nimi u norweskiego władcy, Kardynał zwrócił się do swego gospodarza z prośbą o okazanie
łaski nieszczęśnikom, argumentując, że choć duńscy piraci często rabują norweskie okręty, to jednak
nic nie wskazuje na to, by właśnie ci ludzie popełnili tego rodzaju przestępstwo. Król Håkon odparł, że
ze względu na szacunek wobec kardynała okaże petentom łaskę, ale nie zamierza tolerować poczynań
duńskich rabusiów, którzy szerzą niepokój, a nawet dopuszczają się zabójstw na Norwegach.
Okazało się, że dwaj spośród przybyłych do Bjørgvin Duńczyków są høvdingami, których Gregorius
poznał wówczas, gdy przebywał na dworze króla Valdemara. Gregorius bardzo się ucieszył na ich
widok i za pozwoleniem króla Håkona zaproponował, by pozostali przez parę dni na dworze w
Bjørgvin jako jego goście. Cecilia ucieszyła się przez wzgląd na Gregoriusa. Dużą ulgę sprawiłby jej
wprawdzie wyjazd z Bjørgvin, ale obecność gości mogła stanowić doskonały pretekst, by trzymać się
z dala od reszty, zwłaszcza zaś od królowej Margrete. W gruncie zaś rzeczy uradowała ją także
perspek-





background image

tywa spędzenia paru jeszcze dni w towarzystwie Kristin.
Gdy przybyła na wieczerzę w towarzystwie duńskich gości, natknęła się na królową Margrete.
Nieszczęśliwy traf chciał, że musiała iść koło królowej w stronę stołu. Sąsiadka obróciła się w stronę
Cecilii. Spojrzała na nią po raz pierwszy od chwili, w której zjawił się kardynał.
- Skąd ten nagły pośpiech, Cecilio? Sądziłam, że zamierzacie spędzić tu całe lato. Ale zdaje się, że los
ma wobec was inne plany, skoro zesłał tu Duńczyków w tak stosownym momencie.
Cecilia zaniemówiła. Czuła wyraźnie, że królowa ku czemuś zmierza, i wiedziała, że musi to być coś
nieprzyjemnego.
- Gregorius pewnie ci opowiadał o naszej małej... umowie? - ciągnęła królowa uprzejmym głosem.
- Nie - odparła Cecilia, zmuszając się do zachowania spokoju i powściągnięcia zdziwionych spojrzeń.
- No cóż, nie dziwię się - zaśmiała się królowa. - Nie opowiadał ci, o czym rozmawialiśmy przed
waszą ostatnią wycieczką do Alrekstad?
Cecilia pokręciła głową. Pamiętała, że Gregorius nie był w stanie o tym mówić. Zdradził tylko, że
królowa zachowała się jak diablica.
- Zapytaj go o to, moja droga. Może się zdarzyć, że to będzie dla ciebie wielka niespodzianka.
Nieprzyjemna niespodzianka - dodała po chwili i posłała Cecilii złośliwe spojrzenie.

background image

4
Cecilia nie mogła się doczekać końca wieczerzy. Dostała straszliwego ataku migreny.
Najprawdopodobniej przyczyniły się do tego złośliwe aluzje królowej Margrete. Gregorius natomiast
był w wyśmienitym humorze i żywo gawędził ze swymi duńskimi przyjaciółmi. Nikt nie zauważył, że
zbliża się północ. W końcu Cecilia, nie mogąc dłużej usiedzieć, podeszła do męża i szepnęła mu, że
zamierza się udać na spoczynek, ale nie ma nic przeciwko temu, by on został tak długo, jak tylko chce.
Gregorius był już pijany i uśmiechnął się do niej beztrosko. Jakby zapomniał zupełnie o wszystkich
zmartwieniach i niebezpieczeństwach.
Gdy Tora pomagała Cecilii przebrać się w strój nocny, Cecilia wbrew swym obyczajom milczała.
Służebna zaniepokoiła się nieco.
- Jak długo jeszcze zostaniemy tu, w Bjørgvin, proszę pani?
- Do odjazdu Duńczyków - odparła Cecilia. - To przyjaciele Gregoriusa, których nie widział już od lat.
- Czy nie mogliby raczej pojechać z nami do Viken? -Tora zmarszczyła czoło.
Cecilia spojrzała na służącą.
- Tęsknisz już za domem?
- To nie dlatego - pokręciła głową Tora. - Chodzi o to, że tu na królewskim dworze przez cały czas
muszę czuwać.







background image

- Z powodu królowej? Tora pokiwała głową.
- Rozmawiałyśmy już o tym. Ona jest niebezpieczna, proszę pani.
Cecilia nic nie powiedziała. Głowa tak bardzo ją bolała, że nie była w stanie się skupić.
- Porozmawiam z Gregoriusem jutro rano. Teraz muszę się położyć.
Nie zauważyła, kiedy Gregorius wszedł do sypialni i się położył. Gdy się obudziła, małżonek, który
tak późno udał się na spoczynek, siedział już na łóżku. Wyglądał na zmęczonego i przygnębionego.
- Wyjeżdżamy jutro rano - oświadczył od razu ze zmarszczonym czołem.
Cecilia spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Sądziłam, że chciałeś, byśmy tu zostali do wyjazdu twoich duńskich przyjaciół.
- Pojadą z nami do Viken.
- Czy coś się wydarzyło? - zapytała Cecilia, przyglądając się mu badawczo.
Gregorius wstał i zaczął się ubierać odwrócony plecami do żony.
- Musiałem odepchnąć ją od siebie siłą - powiedział ponuro. - Wolałbym o tym nie mówić, Cecilio.
Wytrzymamy jakoś ten jeden dzień. Obiecałem Duńczykom, że wybiorę się z nimi na polowanie.
Dowiedzieli się, że w lesie na północy grasuje niedźwiedź.
- Czy niedźwiedzie nie są szczególnie niebezpieczne, gdy się obudzą z zimowego snu? - zaniepokoiła
się Cecilia.
- One rzadko atakują ludzi - odparł Gregorius, ciesząc się, że udało mu się sprowadzić myśli żony na
inny trop.

background image

- Myśliwych, których niedźwiedź zabije podczas polowania, nie grzebie się w poświęconej ziemi -
zawołała Cecilia. - To prawo zostało zapewne stworzone po to, by zniechęcić ludzi od zamiaru
polowania na niedźwiedzia, bo to bardzo niebezpieczne zwierzę.
- Nie, to prawo zostało stworzone tylko po to, by ukrócić zakusy tych, którzy są najbardziej żądni
krwi. Dzięki niedźwiedziej krwi myśliwym przybywa męskości, dlatego niektórzy tak bardzo pragną
upolować tego zwierza.
Gdy Gregorius był już ubrany, podszedł do ściany, by wziąć włócznię oraz łuk i strzały, po czym
obrócił się do żony.
- Słyszałem, jak królowa Margrete umawiała się z niektórymi paniami, sądzę więc, że dziś pozwoli ci
trochę odpocząć. Może mogłabyś zająć się żoną biskupa z Hamar? Wczoraj sprawiała wrażenie osoby
samotnej i zagubionej.
Cecilia pokiwała głową. Potem spojrzała na męża i zapytała:
- Co ci zrobiła królowa? - zapytała z przerażeniem w głosie.
Gregorius odwrócił się, wsuwając strzałę do kołczana.
- Narzucała mi się. Nie jestem w stanie o tym rozmawiać, Cecilio. Jutro wyjeżdżamy i bardzo się z
tego cieszę.
Cecilia pokiwała głową z westchnieniem.
- Uważaj na siebie, Gregoriusie!
- Obiecuję, że będę uważać, Cecilio.
Cecilia postąpiła tak, jak jej małżonek zalecił. Zaraz po śniadaniu podeszła do pani Elin, żony biskupa
z Hamar.
- Wreszcie się przejaśniło. Nie miałaby pani ochoty na małą przejażdżkę? Mogłybyśmy wyruszyć
zaraz po mszy świętej.
Pani Elin uśmiechnęła się z wdzięcznością.

background image

- Z wielką przyjemnością. Za dużo tu jedzenia i picia, a przede wszystkim za dużo spokoju. Mój
małżonek siedzi całymi dniami na spotkaniach z innymi duchownymi.
Słońce wciąż świeciło, gdy wszyscy wyszli z kościoła Świętych Apostołów. Zapowiadał się jeden z
tych rzadkich letnich dni, pogodnych od poranku aż do zniierzchu.
Cecilia zaprosiła na przejażdżkę jeszcze innych gości i grupę drużynników, którzy mieli im zapewnić
bezpieczeństwo. Dziś królowa Margrete nie zdoła mi zrobić nic złego, pomyślała z ulgą,
przejeżdżając przez bramę. Cieszyła się, że Gregorius wybrał się na łowy z duńskimi przyjaciółmi i że
przebywa z dała od królewskiego dworu. I że już nazajutrz wyruszą w drogę powrotną do Viken!
Humor psuła jej tylko jedna myśl: królowa Margrete nie pozwoliła Kristin wybrać się z nimi na
przejażdżkę, mimo iż dziewczyna błagała matkę ze łzami w oczach. Cecilia nie widziała żadnego
innego powodu poza tym, że to właśnie od niej wyszła ta propozycja. Królowa najwyraźniej nie mogła
ścierpieć tego, iż Kristin tak dużo przebywa z siostrą.
Cecilia współczuła serdecznie młodszej siostrze, która wiodła smutne życie w czterech ścianach
dworu. Może smak wolności, który przez chwilę poczuła, sprawi, że będzie jej jeszcze trudniej,
pomyślała Cecilia z wyrzutami sumienia. W domu Kristin nigdy nie promieniała taką radością, jaka
biła z niej w Ålrekstad. Zapytam ojca, czy nie mógłby zabrać Kristin ze sobą, gdy następnym razem
będzie się wybierał do Viken, postanowiła Cecilia. Mogłaby mieszkać u nas podczas gdy ojciec
będzie załatwiał swoje sprawy w Tunsberg, Oslo czy Konghelle, pomyślała.
Pani Elin, która jechała obok Cecilii, była wytrawnym jeźdźcem. Obróciła się do sąsiadki i
powiedziała, jakby czytała w jej myślach:

background image

- Jaka szkoda, że królewna Kristin nie mogła z nami pojechać. Wydawała się taka zasmucona.
Cecilia pokiwała głową.
- Ona uwielbia jeździć konno, ale tak rzadko opuszcza dwór. Królowa Margrete bardzo się o nią lęka.
Pani Elin obrzuciła Cecilię badawczym spojrzeniem.
- Zwłaszcza gdy królewna przebywa w towarzystwie pani i pani męża, prawda?
Cecilia spojrzała na swą towarzyszkę z wielkim zdumieniem, zastanawiając się, ilu królewskich gości
domyśliło się, co się dzieje na dworze w Bjørgvin.
- Nie musi pani nic mówić, Cecilio; nie mam doprawdy talentu do zgłębiania cudzych spraw. Ale
zupełnie przypadkowo byłam świadkiem wybuchu wściekłości królowej, gdy dowiedziała się, że król
zezwolił jej córce na wycieczkę do Ålrekstad. Od razu mi się wydało, że coś się za tym kryje. Coś
więcej niż lęk o bezpieczeństwo królewny.
Małżonka biskupa z Hamar to bardzo przenikliwa kobieta, która ma oczy i uszy otwarte, pomyślała
Cecilia. Pani Elin wydała się jej zarazem osobą serdeczną i przyjacielską. Przez głowę Cecilii
przemknęła myśl, że dobrze by było mieć człowieka, któremu można się zwierzyć. Coś kazało jej
jednak zachować ostrożność. Jeśli pani Elin jest zauszniczką królowej i z jej polecenia wystawia
Cecilię na próbę, udając kogoś innego... Skoro królowa potrafiła namówić do współpracy przeoryszę
najpotężniejszego klasztoru żeńskiego w Norwegii, to zapewne potrafi nakłonić do tego każdego.
Cecilia zawczasu wysłała łudzi, żeby uprzedzili właścicieli dworu w Audun o wizycie królewskich
gości. Gdy więc dotarli do pięknego dworu, gospodarze, Jon Audunsson z małżonką, już na nich
czekali. Stoły były nakryte do posiłku i natychmiast wniesiono jadło i napitki.
Przy stole prowadzono żywe rozmowy. Żony bisku-


background image

pów, duchownych i høvdingow cieszyły się z przejażdżki i pięknej pogody. Rzadko zaznawały tego
rodzaju przyjemności. Podczas licznych podróży najczęściej siedziały i nudziły się w czterech
ścianach, gdy ich mężowie spotykali się i rozmawiali z innymi mężczyznami. W czasie posiłku pani
Elin siedziała koło Cecilii.
- A więc już jutro wyjeżdżają państwo do domu? -zagadnęła, próbując zamaskować swą ciekawość.
- Kto tak powiedział? - wykrzyknęła przerażona Cecilia. Postanowili przecież nikogo o tym nie
informować, póki nie będą całkiem gotowi do drogi. Nie da się przewidzieć, co może przyjść królowej
do głowy, gdy się dowie o ich planach.
- Wydawało mi się, że słyszałam, jak Gregorius Andresson o tym wspominał jednemu ze swych
duńskich przyjaciół - wyjaśniła pani Elin.
Cecilia była pewna, że Gregorius nie zdradziłby swoich planów na głos. Pani Elin musiała specjalnie
podsłuchiwać. Cecilię znów ogarnęły podejrzenia, że jej towarzyszka jest wspólniczką królowej.
- Mój mąż ma wiele obowiązków jako królewski wojewoda. Od dawna mówił o tym, że powinniśmy
jak najszybciej wracać - odparła Cecilia spokojnie. - Spędziliśmy tu już parę tygodni.
- Ale prawie przez cały czas mieszkali państwo w starej królewskiej siedzibie - wtrąciła pani Elin.
- Owszem, bardzo lubimy Ålrekstad. Mój ojciec, król Håkon, kazał odbudować ten dwór, byśmy
mogli się tam zatrzymywać.
- Król chciał chyba, by państwo objęli ten dwór w posiadanie, prawda?
Cecilia obrzuciła swą sąsiadkę niespokojnym spojrzeniem. Nie do wiary, jak wiele wiedziała żona
biskupa z Hamar!

background image

- Owszem, ale ostatecznie Gregorius objął posiadłość swego ojca w Viken - wyjaśniła lakonicznie.
Pani Elin popatrzyła na nią wyczekująco, jakby liczyła na bardziej szczegółowe wytłumaczenie. No
cóż, zapewne fakt, iż zięć króla zrezygnował z tak szczodrego podarunku, mógł budzić zdziwienie,
pomyślała Cecilia.
- Nie musi pani nic mówić, Cecilio - powiedziała żona biskupa ściszonym głosem. - Rozumiem,
dlaczego nie chce pani mieszkać w Bjørgvin mimo swego przywiązania do ojca i rodzeństwa.
Cecilia nie ośmieliła się na nią spojrzeć. Serce w jej piersiach biło jak oszalałe. Do czego zmierza ta
kobieta? Dlaczego interesuje się sprawami królewskiej rodziny?
- Pani musi cały czas mieć się na baczności - ciągnęła Elin. - I to całkiem zrozumiałe. Nawet teraz lęka
się pani okazać mi zaufanie; mogłoby się przecież zdarzyć, że działam w cudzym interesie!
Zona biskupa obróciła się do Cecilii ze współczującym uśmiechem. Albo miała niezwykły talent do
przybierania masek, albo rzeczywiście była po stronie Cecilii.
- Wiem, że nie przystoi mi nakłaniać pani do zwierzeń - ciągnęła. - Mogę powiedzieć tylko tyle, że
niesprawiedliwość zawsze budzi moje oburzenie. - Po chwili wahania dorzuciła z nerwowym
śmiechem: - No i nie da się ukryć, że mam nosa do wykrywania intryg i podstępów. Dawno
wiedziałam o słabości osoby, o której mówimy, do pewnego mężczyzny i bardzo się martwiłam, gdy
ów mężczyzna poprosił króla o rękę królewskiej córki. Pomyślałam też swoje, gdy zaręczyny zostały
odłożone, a królewską córkę posłano do klasztoru w Rein. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego
później zabrano młodą dziewczynę z klasztoru... Rzekomo dlatego, że zachorowała. To dziwne, bo
przecież zakonnice zwykły zajmować się chorymi.



background image

Niemożliwe, by żona biskupa była wspólniczką królowej Margrete, pomyślała podekscytowana
Cecilia. W takim przypadku nigdy by nie powiedziała tego, co właśnie padło z jej ust! Cecilia obróciła
się w stronę swej sąsiadki. Wszystkie damy były pogrążone w tak żywych i głośnych rozmowach, że
wykluczone, by którakolwiek mogła usłyszeć ich słowa.
- W takim razie należy pani do nielicznego grona osób, które zrozumiały, co się dzieje - powiedziała w
końcu, patrząc Elin prosto w oczy.
Żona biskupa nie odwróciła wzroku.
- A zatem mam rację? - zapytała z powagą.
- Niestety tak.
Pani Elin położyła dłoń na ręce Cecilii w geście pocieszenia.
- Król także co nieco rozumie, ale cóż on ma robić? Cała ta sprawa mogłaby się zamienić w wielki
skandal, który zniszczyłby jego sławę jako wspaniałego władcy.
Cecilia nic nie powiedziała.
- Mogę jednak panią pocieszyć, że wiele osób wie znacznie więcej, niż się pani wydaje - ciągnęła Elin.
- Te damy, które królowa wybrała sobie dziś jako towarzyszki, należą do wąskiego grona jej
poplecznic, a popierają ją tylko z jednego powodu: w nadziei, że zdobędą jej przychylność i ogrzeją
się trochę w promieniach władzy. My, pozostałe - tu rozejrzała się po pięknej halli -wolimy nie brać w
tym wszystkim udziału!
Cecilia poczuła wielką ulgę. Po raz pierwszy od chwili przybycia do Bjørgvin czuła się bezpiecznie
wśród osób, z którymi przebywała. Zaskoczona uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Nic o tym nie wiedziałam! - zawołała. - Sądziłam, że jesteśmy osamotnieni, jeśli nie liczyć wsparcia,
którego zawsze udzielał nam mój brat, królewski syn, Sigurd.

background image

Pani Elin pokręciła głową.
- Nie sądzę, by Snorre Sturlason wspomniał o tej historii w swoich królewskich sagach, nawet gdyby
żył do dziś, ale jeśli sagi wyszłyby spod pióra kobiety, to wszystkie te wydarzenia z pewnością
znalazłyby się na ich kartach. Tego rodzaju stosunki między ludźmi nie zmieniają wprawdzie
przebiegu granic, ale wpływają na kształt historii. Proszę tylko pomyśleć o córce króla Sverrego,
Kristin, która została wydana za Filippusa, obwołanego królem przez baglerów, stronnictwo bisku-
pów, tylko po to, by zapanował pokój między nimi a „brzozonogimi" - birkebeinerami. To zmieniło
bieg historii tego kraju.
Cecilia uśmiechnęła się z goryczą.
- Nie sądzę, by to, co mi się przytrafiło, miało zmienić bieg historii.
- Nie, nie to miałam na myśli. Chodziło mi tylko o to, że czytelnicy sag nie dowiedzą się wszystkiego.
Jeśli ktokolwiek wspomni o królowej Margrete, to jedynie po to by napisać, że urodziła królowi troje
dzieci i że stała wiernie u jego boku podczas waśni z jej ojcem, a także o tym, że jej ciotka została
przeoryszą klasztoru w Rein. Nikt zaś nie napisze o tym, co się naprawdę wydarzyło. Przyszłe
pokolenia nigdy się nie dowiedzą, że pałała chorą namiętnością do królewskiego zięcia i że sięgała po
wszelkie środki, by go zdobyć albo zniweczyć jego szczęście u boku innej - dodała szeptem,
rozejrzawszy się wprzódy dokoła, by się upewnić, że nikt nie słucha.
Cecilia zamarła. Skąd żona biskupa z Hamar wie aż tyle?
Pani Elin, zupełnie jakby czytała w jej myślach, wyjaśniła:
- Na biskupim dworze w Hamar pracuje pewne małżeństwo: on jest jednym ze strażników, a ona
służącą.


background image

Pięć lat temu oboje pracowali na dworze królewskim w Bjørgvin. My najczęściej nie mamy pojęcia,
jak wiele wie i rozumie służba, droga Cecilio - oświadczyła Elin z uśmiechem.
Posiłek dobiegł końca i wszystkie panie się podniosły, by wyjść na słońce. Pani Elin złapała Cecilię za
ramię.
- Proszę przyjechać do mnie do Hamar w odwiedziny. Wtedy bez przeszkód o tym wszystkim
porozmawiamy. Wydaje mi się, że mogłabym pani coś poradzić.
Cecilia spojrzała na nią z wdzięcznością.
- Bardzo chętnie.
Cecilia wracała na królewski dwór z poczuciem ulgi. Ucieszyła się, że są ludzie, którzy wiedzą sporo
o problemach, których przysporzyła jej i Gregoriusowi królowa Margrete.
Gdy orszak przejeżdżał przez główną bramę, Cecilia natychmiast się domyśliła, że wydarzyło się coś
złego. Niektóre służące przebiegały przez podwórze objuczone wiadrami z ciepłą wodą lub zwojami
czystego płótna, inne pędziły w przeciwną stronę, jeszcze inne, skupione w gromadkę, żywo o czymś
dyskutowały. Coś się musiało zdarzyć!
Cecilię ogarnął przemożny lęk. Czuła, że to w jakiś sposób jej dotyczy. Wstrzymała oddech zsuwając
się z końskiego grzbietu.
- Gregorius! - szepnęła, tknięta przeczuciem, że to właśnie jemu przytrafiło się coś złego. W tej samej
jednak chwili zrobiła wszystko, co było w jej mocy, by odsunąć od siebie te myśli. Całe to
zamieszanie mogło przecież powstać z byle jakiego powodu - choćby z powodu wieści o tym, że w
osadzie panuje zaraza, że gdzieś wybuchł pożar czy też ktoś ujrzał wroga na horyzoncie. Na królew-
skim dworze mieszka przecież ponad dwieście osób, dlaczego miałoby to dotyczyć właśnie
Gregoriusa...?

background image

Na nic się jednak zdały jej wysiłki. Jakiś' głos wewnętrzny powtarzał wciąż głośno: Przeczuwałam to!
Przeczuwałam to od samego rana. Gdy tylko podniosłam się z łóżka, zrodziło się we mnie
podejrzenie, że czyha na nas jakieś niebezpieczeństwo!
- Pani Cecilio!
W jej stronę biegła właśnie Tora i na pierwszy rzut oka widać było, że wierna służąca nie może dojść
do siebie ze zdenerwowania i przerażenia.
- Pani Cecilio! - zawołała Tora raz jeszcze, podbiegając do swej pani prawie bez tchu.
Cecilia stała nieruchomo i czekała. Chciała krzyknąć na cały głos „Nie!", ale jej usta pozostały nieme.
Przez siedem lat żyła w lęku, że wydarzy się jakaś katastrofa. I teraz nadeszła chwila, której się lękała.
Czuła to całym swym ciałem, a strachu, który ją opanował, nie można było z niczym porównać.
- Gregorius! - szepnęła, wpatrując się w Torę szeroko otwartymi, zaczerwienionymi oczami.
Tora zrozumiała jej szept i z rozpaczą pokiwała głową. Potem objęła swą panią ramionami i łkając,
szepnęła jej do ucha:
- Proszę za mną, pani Cecilio! On leży w państwa sypialni.
- Co się stało? - zapytała Cecilia nieswoim, bezbarwnym głosem.
- To był wypadek. Czyjaś strzała trafiła go w plecy podczas polowania.
- Czy on nie żyje? - Cecilia nie miała pojęcia, w jaki sposób te słowa przeszły jej przez gardło.
Tora pokręciła głową.
- Nie, ale jest nieprzytomny.
Tora wzięła swą panią za rękę i pociągnęła za sobą.
- Musimy się pospieszyć, pani Cecilio!


background image

Później Cecilia nie mogła sobie przypomnieć, jakim cudem zdołała przejść przez całe podwórze,
przez ciżbę królewskich dworzan. Wszyscy się obracali, by na nią popatrzeć - wielu ze współczuciem,
choć byli i tacy, w których oczach widziała złośliwą radość. Dla nich to, co się wydarzyło, stanowiło
dowód, że na tym świecie można jednak liczyć na odrobinę sprawiedliwości, że nieszczęścia spadają
również na bogaczy, którzy nie muszą harować na chleb, lękać się nieurodzaju ani patrzeć na swe
głodujące dzieci.
W gościnnej komnacie Gregoriusa i Cecilii było mnóstwo ludzi, ale większość z nich nie miała
pojęcia, co można zrobić. Koło łoża stał król Håkon, jego syn Sigurd i sira Edvin, proboszcz
królewskiego kościoła. Przed łóżkiem klęczała zaś jedna z najlepszych znacho-rek i przykładała liście
ziół do rany po strzale. Pościel była czerwona od krwi.
Cecilia podbiegła do łóżka.
- Gregorius! - zawołała niemal histerycznie. - Jezu Chryste, co się stało, jak to się mogło stać!
Wszyscy się rozstąpili, pozwalając jej podejść do rannego. Wstrząsana łkaniem Cecilia pochyliła się
nad mężem, przylgnęła do jego policzka i zaczęła szeptać modlitwę, plącząc różne słowa.
Ojciec podniósł ją delikatnie.
- Uważaj, moja droga Cecilio. Nie mamy pojęcia, jak poważna jest jego rana.
Cecilia obróciła do ojca pełną napięcia twarz.
- Co się stało? Jak to możliwe, że coś takiego się stało? - zapytała z rozpaczą.
- Gdy próbowali wytropić niedźwiedzia w lesie, na północ od osady, spostrzegli zwalistą sylwetkę
zwierzęcia w pewnej odległości, pomiędzy drzewami. Część myśliwych podkradła się nieco bliżej, na
odległość strzału

background image

z łuku. Gregorius szedł na przedzie i w chwili, gdy podniósł łuk i wycelował, w powietrzu świsnęła
strzała, która trafiła go w plecy, po prawej stronie. Jego duńscy przyjaciele są całkiem wytrąceni z
równowagi. Żaden z nich nie rozumie, jak to się stało; każdy twierdzi, że to nie on posłał strzałę.
Sigurd rozmawiał z każdym z nich na osobności. Okazało się, że wcale nie mieli doświadczenia w
łowach. Żaden z nich nie był nigdy przedtem na polowaniu na niedźwiedzia.
Cecilia spojrzała na trupio bladą twarz męża.
- Jak głęboka jest rana? - zapytała nerwowo. - Czy jest jakaś nadzieja?
- Czas pokaże - odparła znachorka, kręcąc głową. -Tylko Wszechmogący wie, co z nim będzie.
Starałam się zatrzymać krew, ale to raczej niemożliwe. Teraz mogą go uratować tylko modlitwy i
pokutna procesja.
Cecilia zadrżała, jakby miała gorączkę.
- Przeczuwałam to - szepnęła załamana. - Od samego rana przeczuwałam, że coś złego się dziś
wydarzy.
Sigurd objął ją ramieniem.
- Chodź, Cecilio, pomódlmy się za niego razem z si-rą Edvinem.
Cała czwórka uklękła przy łóżku - król Håkon, sira Edvin, Sigurd i Cecilia. Sira Edvin odprawił mszę
świętą, pomodlił się o wstawiennictwo wszystkich świętych i na koniec odmówił „Ojcze nasz". Gdy
jednak dotarł do słów: „Bądź wola Twoja", Cecilia wybuchnęła płaczem.
- Nie! - łkała rozpaczliwie. - Pozwól mu żyć! Święty Olafie, święta Mario Møy, która doświadczyłaś,
co znaczy kochać drugiego człowieka, pozwólcie Gregoriusowi żyć! Niechże krew przestanie już
płynąć i niech Gregorius będzie taki, jak przedtem! Błagam, nie zabierajcie mi go!
Sira Edvin podniósł się powoli, zapalił świeczkę od ognia, który płonął na kominku, i podał ją
królowi. Na-

background image

stępną przekazał Sigurdowi. Potem sięgnął po kolejne, aż wreszcie każdy z zebranych trzymał swoją
świecę. Na koniec otworzył drzwi i wyszedł, a wszyscy, oprócz zna-chorki, podążyli za nim.
Tymczasem wieść o wypadku dotarła do wielu gości, którzy, wielce poruszeni, gromadzili się przed
komnatami Cecilii i Gregoriusa. Biskupi i duchowni zapalili świece i rozdali je obecnym. Wkrótce
wokół kościoła Świętych Apostołów krążyła długa procesja ludzi modlących się o zdrowie
powszechnie lubianego i cenionego królewskiego zięcia. Na przedzie kroczył sira Edvin, trzymając
krzyż i relikwie.
Brakowało tylko dwóch osób: królowej Margrete i królewny Kristin. Królowa niespodziewanie gorzej
się poczuła i musiała pozostać w swej sypialni. Kristin natomiast zanosiła się płaczem, leżąc na swoim
łóżku, i nie chciała z nikim rozmawiać.
Cecilia z niecierpliwością czekała na chwilę, gdy znów będzie mogła pójść do Gregoriusa i przekonać
się, czy modlitwy i procesja odniosły jakiś skutek, ale gdy wbiegła do sypialni, od razu się domyśliła,
że nic się nie zmieniło.
- Musimy uzbroić się w cierpliwość, pani Cecilio - powiedział sira Edvin, który wszedł do komnaty
tuż za nią i był świadkiem jej nadziei i rozczarowania. - Najpierw święty Olaf i inni święci muszą
przedstawić sprawę Najwyższemu i orędować za Gregoriusem Andressonem. Dopiero wówczas Bóg
osądzi, co będzie najlepsze dla chorego, dla jego żony i dla nas wszystkich. Musimy ufać, że Bóg
sprawi to, co jest najlepsze dla nas wszystkich.
Cecilia energicznie pokręciła głową.
- Jeśli Bóg nie widzi, że najważniejsze jest dla mnie życie i zdrowie Gregoriusa, to znaczy, że albo
mnie nie zna, albo wcale mnie tak bardzo nie kocha.
- „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego

background image

Jednorodzonego dal, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" - zacytował
sira Edvin. -Tak bardzo Bóg panią ukochał, Cecilio. Nie istnieje większa miłość. Za każdym razem,
gdy się modlisz, moja córko, Bóg ci pomaga, choć może nie zawsze to rozumiesz i dostrzegasz.
Cecilia nie chciała słuchać księdza; nie znalazła pocieszenia w jego słowach. Podeszła do łóżka,
usiadła na krawędzi i ujęła bezwładną dłoń męża.
- Nie opuszczaj mnie, Gregoriusie! - błagała cienkim głosem. - Nie możesz mnie opuścić, bo ja nie
potrafię bez ciebie żyć.
Delikatnym ruchem odgarnęła mu włosy z czoła, a po jej policzkach spłynęły łzy.
- Zostań ze mną, mój kochany! - prosiła ze ściśniętym gardłem. - Otwórz oczy i powiedz, że to nie jest
śmiertelna rana! Uściśnij moją dłoń, żebym się przekonała, że mnie słyszysz i że walczysz o swoje
życie! Potrzebuję cię, Gregoriusie. Bez ciebie moje życie nie ma żadnego sensu.
Cecilia siedziała przy łożu męża przez cały dzień i przez całą noc. Służące zmieniały się, pragnąc jej
jakoś pomóc, ale ona i tak nie zwracała na nie uwagi. Widziała tylko śmiertelnie bladą twarz męża,
wsłuchiwała się w słaby, nierówny oddech, wpatrywała się w ruch tętnicy szyjnej, bojąc się, że serce
w końcu odmówi posłuszeństwa. I przez cały czas błagała i modliła się, płakała i znów się modliła.
Zrodziła się w niej myśl, by prosić o pomoc kogoś innego - tych, do których zwracali się jej
przodkowie, zanim święty Olaf ochrzcił ten kraj - czym prędzej jednak, strwożona swymi grzesznymi
myślami, oddaliła je od siebie. Siedziała więc bezradnie, to płacząc bezgłośnie, to szlochając, to
modląc się i błagając, to zaś mio-




background image

tając groźby - że jeśli święty Olaf, który pochodzi wszak z tego samego rodu, co i ona, uchyli się od
pomocy, to ona już nigdy się do niego o nic nie zwróci!
Noc zdawała się nie mieć końca, szary świt długo nie nadchodził. Gregorius nawet się nie poruszył,
jego usta nie drgnęły ni razu, jego dłoń ani przez chwilę nie ścisnęła ręki żony na znak obecności. Gdy
kur zapiał po raz trzeci, jego oddech zaczął się dziwnie rwać i Cecilia z przerażeniem spojrzała na
tętnicę szyjną. Tętnica zamarła w bezruchu! Serce rannego przestało bić!
Rozszlochana Cecilia rzuciła się z łkaniem na męża, krzycząc w swej bezsilności:
- Nie! Nie! Nie! Nie, Gregoriusie, nie opuszczaj mnie! Dobry Boże, nie pozwól mu odejść!
Król Håkon stał nieruchomo przy drzwiach; Cecilia nie wiedziała nawet, że jej ojciec wciąż jest w
komnacie. Teraz podszedł do łoża i uczynił znak krzyża na czole zmarłego; potem poklepał córkę po
ramieniu i próbował uspokoić.
- No już, już, Cecilio, kochanie. Nie ma sensu protestować przeciwko temu, co jest nam pisane.
Wybiła godzina Gregoriusa i nikt z nas nie zdołałby tego zmienić.
Król umilkł na chwilę, po czym dodał:
- Mówiłaś niedawno, że przeczuwałaś, iż coś złego się wydarzy. W ten sposób zostałaś ostrzeżona o
śmierci Gregoriusa. Nie zawsze tego rodzaju ostrzeżenia otrzymujemy we śnie. Sam miałem niedobre
przeczucia. Nie mogłem spać tej nocy, więc wstałem i wyszedłem na dwór. Wtedy zobaczyłem
spadającą gwiazdę i już wiedziałem, że zdarzy się coś złego.
Ceciia zerwała się z łoża i, szlochając rozpaczliwie, rzuciła się ojcu na szyję. Król tulił ją bez słowa,
czekając, aż minie pierwszy szok.
Aż do końca dnia siedziała w komnacie zmarłego po-

background image

grążona w odrętwieniu. Coraz to nowi ludzie zaglądali do komnaty, żeby uczynić znak krzyża na czole
Gre-goriusa i pomodlić się za jego duszę, ale Cecilia nikogo nie widziała. Siedziała bez ruchu i czucia,
jakby sama umarła.
Dopiero następnego dnia zamieniła parę słów z duńskimi przyjaciółmi męża. Duńczycy postanowili
zostać na pogrzebie i na stypie, która, zgodnie z tradycją, miała się odbyć siódmego dnia po śmierci.
Cecilia zaprosiła ich do sali posłuchań. Chciała wypytać o szczegóły tego strasznego wydarzenia.
Stanęła twarzą w twarz z dwoma bardzo nieszczęśliwymi mężczyznami. Tak się cieszyli, gdy zgodnie
z rozkazem króla odzyskali swój statek, tak się cieszyli ze spotkania z Gregoriusem. I tak strasznie się
to wszystko skończyło!
- Gdybym nie zaproponował tego polowania na niedźwiedzia, Gregorius byłby dziś wśród nas - jęczał
pierwszy. - Słyszałem, że w tej okolicy jest mnóstwo niedźwiedzi. Gregorius był przecież takim
doświadczonym myśliwym. Polowałem już na jelenie i mniejsze zwierzęta za pomocą łuku, ale nie
najlepiej posługuję się włócznią. Ucieszyłem się więc, że Gregorius jedzie z nami i że zada bestii
ostatni, śmiertelny cios. - Tu zamilkł i przygryzł dolną wargę.
- Ale do tego nie doszło - wtrącił jego przyjaciel głosem pełnym goryczy. - Do tej pory nie rozumiem,
kto mógł wypuścić tę strzałę. Wielu myśliwych napięło łuki, by były gotowe do strzału. Wśród nich
byli zarówno nasi ludzie, jak i ludzie Gregoriusa. Gdy Gregorius nagle upadł, wszyscy rzuciliśmy się
ku niemu z przerażeniem. I później nikt już nie wiedział, z której strony nadleciała strzała. Każdy
przysięgał, że to nie on strzelił.
- Nie mogłem spać ani wczoraj, ani dzisiaj - odezwał



background image

się znów pierwszy. - Nie sądzę, by strzałę wypuścił któryś z myśliwych. Podejrzewam, że strzelił ktoś,
kto się ukrył w krzakach i wykorzystał fakt, że wszyscy byli skupieni na niedźwiedziu.
Cecilia ocknęła się z odrętwienia i popatrzyła na niego z przerażeniem.
- To znaczy, że ktoś chciał zamordować Gregoriusa? Duńczyk bezradnie rozłożył ręce.
- To brzmi tak niewiarygodnie. Wiem, że wszyscy kochali Gregoriusa. Ale nie widzę żadnego innego
wyjaśnienia. Nikt z nas nie wystrzelił ani jednej strzały. Każdy miał pełen komplet.
Cecilia siedziała nieruchomo i nie spuszczała zeń oczu. Znalazła rozwiązanie niewytłumaczalnej
zagadki. Śmierć wcale nie była Gregoriusowi przeznaczona, jak twierdził ojciec. Wcale nie skończył
się jego czas. Zabił go świadomie i rozmyślnie jakiś człowiek. Na rozkaz kogoś, kto „wolałby go
widzieć martwego niż szczęśliwego z inną", jak to określiła żona biskupa z Hamar!
Cecilia nagle zadrżała. Krew odpłynęła jej z twarzy, przeszył ją dreszcz jak w gorączce. Duńczycy
patrzyli na nią z niepokojem.
- Proszę o wybaczenie! - zawołał ten, który mówił ostatni. - Nie powinienem był o tym wspominać!
Teraz żałoba będzie jeszcze trudniejsza do zniesienia.
Cecilia pokręciła głową.
- Nie - szepnęła. - Prędzej czy później sama bym do tego doszła. Byłam po prostu zbyt roztrzęsiona,
żeby myśleć jasno.
Obaj spojrzeli na nią ze zdumieniem.
- Wiedziała pani, że Gregorius miał wroga, który pragnął jego śmierci? - zapytał w końcu jeden z nich.
Cecilia pokiwała głową.
- Tak, ale nigdy nie zdołamy tego udowodnić, bo ni-

background image

gdy nie znajdziemy winowajcy. Za tym wszystkim stoją zbyt potężni ludzie.
Duńczycy zamilkli, szczerze przerażeni.
Cecilia podniosła się z trudem.
- Bardzo przepraszam, ale nie czuję się najlepiej. Dziękuję za rozmowę. I naprawdę nie mam do was
żalu. Dzięki panom zrozumiałam po prostu to, czego prędzej czy później i tak bym się domyśliła.
Zachwiała się na nogach. Obaj mężczyźni rzucili się, by ją podtrzymać. I odprowadzili ją do komnaty,
jakby nagle się postarzała i wymagała pomocy.

















background image

5
Kristin wybiegła ze swej komnaty na galerię. Na skąpanym w ciepłych promieniach słońca dziedzińcu
znów tętniło życie, służba spieszyła do swoich licznych zajęć. Przez parę dni po tragicznej śmierci
Gregoriusa nad królewskich dworem panowała kamienna cisza. Teraz jednak znów wszyscy się
krzątali jak dawniej. Zostało tylko parę dni do pogrzebu i stypy. Wielu królewskich gości, którzy
powinni już wyjechać, zostało na dworze, by pożegnać Gregoriusa.
Kristin nie wychodziła ze swej komnaty od czasu, gdy się dowiedziała o śmiertelnej ranie męża
Cecilii. Wypłakała już wszystkie łzy i teraz żałoba zamieniła się w gniew. Gniew na życie, gniew na
świat, gniew na otoczenie, na wszystkich gości, którzy pili i gwarzyli wesoło w sali biesiadnej, choć
Gregorius leżał bez życia. Gniewała się też na matkę, która nie pozwoliła jej jechać z Cecilią do
Au-dungard, choć przecież wiedziała, że ten zakaz nie mógł mieć nic wspólnego z nieszczęśliwym
wypadkiem.
Na złość matce włożyła starą sukienkę, której królowa nie znosiła. Wiele razy próbowała ją Kristin
zabrać, ale królewnie zawsze udawało się jakoś ją uratować. Suknia była szaroniebieska, prosta, bez
żadnych wstążek, pereł czy złotych nitek i gdy narzucała na nią - tak jak teraz - pelerynę z kapturem
naciągniętym głęboko na czoło, trudno ją było rozpoznać.

background image

Czuła, że musi się stąd wydostać! Że musi się wydostać z tego dusznego królewskiego dworu! Gdzieś
daleko od śmiechu i wesołych pogwarek, daleko od ludzi, którzy gromadzili właśnie wielkie zapasy
piwa, miodu, wina i jedzenia na stypę. Kristin nie cierpiała tego rodzaju uroczystości. Jak można
siedzieć, jeść, pić i żartować, skoro należałoby zamknąć się gdzieś i płakać? Gregorius był najlepszy z
nich wszystkich, najmilszy, najweselszy, najczulszy, nikt nie powinien ucztować po jego śmierci!
Czuła, że nienawidzi ich wszystkich! To zakłamani zdrajcy! Nie może tu zostać ani chwili dłużej! Nie
może na nich wszystkich patrzeć. I jeszcze matka, która położyła się do łóżka, udając chorobę, gdy
tylko usłyszała
o wypadku. A przecież była tak niemiła dla Cecilii i Gregoriusa, od kiedy tu przyjechali.
Kristin biegła przez dziedziniec z pochyloną głową, żeby nikt jej nie rozpoznał, choć wszyscy byli tak
zajęci, że pewnie wcale nie zwróciliby na nią uwagi, nawet gdyby nie próbowała się ukrywać.
Bez trudu przemknęła się obok strażników stojących w bramie, udając, że spieszy się, by załatwić
jakąś ważną sprawę w osadzie.
Poczuła ulgę, gdy znalazła się poza palisadą królewskiego dworu. Promienie słońca ślizgały się po po-
wierzchni wody. Na Vågen kołysały się gęsto stłoczone statki, skrzeczały mewy, a powietrze
pachniało słonym morzem i wodorostami. Szła wzdłuż wybrzeża, aż dotarła do plaży. Tu nie było już
statków, z których wyładowywano w pośpiechu różne towary, by potem z kolei wnieść na pokład
beczki i skrzynie. Tu było cicho
i spokojnie, choć w bezpiecznej odległości tętniło życie.
Kristin często tu przychodziła, gdy potrzebowała samotności. Gdy siadała na płaskim kamieniu pod
krza-



background image

kiem, nikt nie mógł jej zobaczyć, a ona słyszała głosy dobiegające z przystani i z dworu.
Wpatrywała się w powierzchnię wody i pragnęła, nie po raz pierwszy zresztą, wsiąść na pokład
jednego z tych statków i popłynąć do dalekich krajów. Zostawić to wszystko! Cecilia wróci niedługo
do Viken i Kristin znów zostanie sama. Håkon Unge i Sigurd towarzyszą zawsze ojcu, a junker
Magnus jest jeszcze za mały i trudno się nie nudzić w jego towarzystwie. Matka myśli tylko o swoich
sukniach i stroi się nieustannie na przyjęcie gości. A Kristin znów będzie samotna! Trond jest przecież
tak daleko. Teraz, po śmierci Gregoriusa, nikt jej zresztą nie zabierze do Ålrekstad. Może już nigdy
nie zobaczy Tronda. W takim razie równie dobrze mogłaby od razu umrzeć. Łzy napłynęły jej do oczu
i po chwili rozszlochała się na dobre.
Nagle usłyszała zbliżające się głosy, kobiecy i męski. Para była pogrążona w rozmowie. Kristin
modliła się w duchu, żeby jej nie zauważyli. I w tym momencie rozpoznała glos Cecilii. Odetchnęła z
ulgą, choć trochę się zdziwiła. Miała właśnie wstać, gdy usłyszała słowa:
- Jestem pewna, że to sprawka królowej Margrete, Si-gurdzie! Któż inny mógłby chcieć pozbyć się
Gregoriu-, sa? Wszyscy go przecież kochali.
- Może właśnie dlatego zginął - zadumał się Sigurd. -Może ktoś mu zazdrościł. Ojciec bardzo go cenił.
A wiem, że niejeden chciał być na jego miejscu, gdy braliście ślub. A poza tym wcale nie wiadomo,
czy to było zabójstwo. Nikomu innemu nic takiego nie przyszło do głowy. Podczas nagonki zdarzają
się niestety takie wypadki.
- Ależ ja tego wcale nie wymyśliłam! - oburzyła się Cecilia. - Przyjaciele Gregoriusa, Duńczycy,
powiedzieli mi, że nikomu nie brakowało strzały w kołczanie.

background image

Ktoś musiał ukryć się między drzewami. Jestem pewna, że to był człowiek królowej Margrete.
Kristin siedziała bez ruchu, skulona, i słuchała tej rozmowy, lękając się nawet oddychać. Cecilia
podejrzewała, że to matka kazała zabić Gregoriusa! Że zamordował go człowiek królowej!
Zasłoniła usta palcami, żeby nie krzyknąć. Serce omal nie rozdarło jej piersi, drżała na całym ciele.
Matka zabiła Gregoriusa! Zamordowała go, bo nie mogła go mieć! Wszystko to pasowało do jej
własnych przeżyć i spostrzeżeń.
Cecilia i Sigurd poszli dalej, nie zwróciwszy na nią uwagi. Kristin usłyszała jeszcze tylko słowa
Sigurda:
- Nigdy tego nie udowodnisz, Cecilio. Nawet jeśli znajdziemy człowieka królowej, który tego dnia
wybrał się na północ, to na pewno wszystkiemu zaprzeczy. Nikt go nie widział. To są tylko twoje
przypuszczenia.
- Ale ty mi chyba wierzysz, Sigurdzie? - W głosie Ce-cilii była prawdziwa rozpacz.
- Wiem tylko, że masz powody, by coś podejrzewać, a to pogarsza całą sprawę.
Kristin siedziała za swym krzakiem i drżała jak osika. Nie chciała wierzyć w to, co powiedziała
Cecilia, ale. nie mogła się pozbyć wrażenia, że przez siostrę wcale nie przemawia chorobliwa
podejrzliwość. Przypomniała sobie dziwne zachowanie matki podczas pobytu Ce-cilii i Gregoriusa na
królewskim dworze. Najpierw królowa okazywała Gregoriusowi przesadną serdeczność, potem
traktowała go nieżyczliwie i wrogo, aż wreszcie zaczęła go zupełnie ignorować. Cecilia mówiła, że
matka kochała kiedyś Gregoriusa, tak samo jak ojciec kochał Kangę Unge. A przecież nikt nie życzy
śmierci tym, których kochał?
Kristin zagryzła wargi i próbowała opanować drżenie

background image

ciała, ale wcale jej się to nie udało. W końcu zerwała się z kamienia i pobiegła do domu. Tym razem
nie dbała o to, czy ktoś ją rozpozna, tylko pędziła do swojej komnaty. Zanosząc się od płaczu, rzuciła
się na łóżko, ukryła twarz w pościeli i zaczęła walić pięściami w materac.
Nie zauważyła, jak do komnaty wszedł ojciec i zdecydowanym gestem kazał wyjść przerażonym
służebnym. Potem usiadł na brzegu łóżka i zaczął głaskać córkę po jasnych włosach.
- No już, już, moja mała. Takie jest życie. Rodzimy się i umieramy. Ze śmiercią trudno się pogodzić,
nie da się jej zrozumieć, ale ona czeka nas wszystkich. Taka jest kolej rzeczy. Siedem lat temu po raz
pierwszy przeżywałaś żałobę, gdy grzebaliśmy twojego dziadka. Teraz wybiła godzina Gregoriusa.
Wiem, że kochałaś obydwóch, ale sama na pewno już zauważyłaś, że czas leczy rany.
Kristin obróciła ku ojcu zapłakaną twarz, a on z przerażeniem stwierdził, że dominuje na niej wyraz
buntu, a nie żalu.
- To twoi ludzie zabili dziadka - oskarżyła go. - A ludzie matki zabili Gregoriusa. A teraz mi mówisz,
że ze śmiercią trudno się pogodzić, że nie da się jej zrozumieć.
- Ależ Kristin! - Król Håkon był wyraźnie poruszony. - Có ty mówisz?
- A może to nieprawda, że twoi ludzie zamordowali jarla Skulego?
- Prawda, ale wydawało mi się, że wiesz, dlaczego. Musiałem się z nim rozprawić, skoro przybrał
królewski tytuł.
- A matka musiała się rozprawić z Gregoriusem, bo jej nie chciał?
- O czym ty mówisz, Kristin?
- Jeden z ludzi matki zabił Gregoriusa. Zakradł się niepostrzeżenie między krzaki i gdy wszyscy
napięli łu-

background image

ki, żeby strzelić do niedźwiedzia, on wymierzył w Gre-goriusa.
Król Håkon patrzył na córkę z niedowierzaniem.
- Kto ci to wmówił? - zapytał głosem, w którym nie było już miłości i współczucia.
- Nikt mi tego nie wmówił. Słyszałam rozmowę, która nie była przeznaczona dla moich uszu.
- A kto opowiadał takie mrożące krew w żyłach kłamstwa?
- Nie powiem. - Kristin popatrzyła mu w oczy bez lęku. - Ale nie raz już słyszałam, że Cecilia ma
bardzo poważne powody, żeby obawiać się matki - dodała ze wzburzeniem.
Król Håkon starał się powściągnąć swój gniew i mówić do córki spokojnie. Na pewno Kristin jest
jeszcze w szoku.
- W gruncie rzeczy dobrze wiesz, że to nieprawda, Kristin - oznajmił z powagą. - To grzech oskarżać
kogoś o taką zbrodnię. Matka była przeciwna małżeństwu Cecilii i Gregoriusa. Nie podobało jej się to,
że ojciec Gregoriusa sprzymierzył się z biskupami. Uważała, że Cecilia zasługuje na lepszego męża.
Może powinienem jej posłuchać, bo to nieszczęsne małżeństwo nie wyszło Cecilii na dobre.
- To nieprawda! - wtrąciła Kristin. - Cecilia i Gregorius bardzo się kochali. Śmiali się razem i
żartowali, i zawsze byli dla siebie mili.
Król pokiwał głową.
- Wiem. Miałem na myśli tylko to, że Kristin nie urodziła dziecka i że została wdową w wieku
dwudziestu pięciu lat.
Kristin zagryzła wargi i spojrzała na ojca z wyrzutem. Håkon podniósł się z łóżka.
- Musisz mi obiecać, że już nigdy nie będziesz powta-



background image

rzała takich niegodziwych oskarżeń! Duńczycy opisali mi ze szczegółami ten tragiczny wypadek.
Matka tak bardzo przejęła się nieszczęściem, że przez parę dni leżała w łóżku, złożona niemocą.
Kristin nie odpowiedziała. Patrzyła na ojca z niemym żalem. Po raz pierwszy w życiu doświadczyła,
że ojciec stoi po przeciwnej stronie niż ona.
Håkon zatrzymał się na krużganku ze zmarszczonym czołem. Był przerażony. Po pierwsze, dlatego że
na dworze są ludzie, którzy posądzają jego żonę o tak straszny czyn, po drugie, dlatego że Kristin
uwierzyła w te kłamstwa. Ma wprawdzie dopiero trzynaście lat, ale przecież nie jest już dzieckiem.
Håkon zawsze sądził, że ma mądrą i rozsądną córkę.
Gdy ruszył w zamyśleniu przed siebie, usłyszał znajomy głos na dziedzińcu. Spojrzał w tamtym
kierunku i zobaczył, jak Kanga Unge wychodzi z komnaty Cecilii. Ona też go zauważyła, skinęła mu
dłonią i podbiegła.
- Nie mogę znaleźć Cecilii - zawołała prawie bez tchu. - Nie rozmawiałam z nią od czasu wypadku i
bardzo się niepokoję. Jak ona to znosi?
- Źle. - Håkon poczuł, że musi koniecznie porozmawiać z Kangą. Bardzo cenił jej rozum i charakter i
niejednokrotnie korzystał z jej rad. Margrete była całkiem inna. Nie lubiła poważnych rozmów i
wolała żyć po swojemu. Uwielbiała taniec, muzykę i żarty. A najchętniej podejmowała wybitnych
gości, którzy cieszyli się poważaniem w kraju albo za granicą. - Możemy zamienić parę słów, Kango?
- zapytał pod wpływem impulsu. - Potrzebuję twojej rady.
Poszli do sali posłuchań, w której spotykali się od czasu do czasu, żeby porozmawiać o swoich
dzieciach - Cecilii i Sigurdzie, albo o dworze po drugiej stronie Vågen, który należał do Håkona, choć
dysponowała nim Kanga.

background image

- Pamiętasz, jak Cecilia przed swoim ślubem rzucała różne oskarżenia na Margrete? - zaczął Håkon,
gdy oboje usiedli. Drzwi stały otworem, więc do sali posłuchań przedostawało się dzienne światło i
powiewy letniego wiatru.
Kanga Unge skinęła głową, wyraźnie zaciekawiona tym, co król ma jej do powiedzenia. Czyżby
Håkon wreszcie coś zrozumiał...?
- Udało ci się dowiedzieć, kto kładł jej te bzdury do głowy? - ciągnął Håkon i nadzieje Kangi od razu
prysły. -Posunęła się tak daleko, że twierdziła, iż przeorysza klasztoru w Rein, pani Sigrid, próbowała
ją otruć! - dodał wzburzony. - Cóż za bzdura! Cały czas podejrzewałem, że ktoś próbuje zepsuć
stosunki między Cecilią a Margrete, ale nie zdołałem odkryć, kto to może być. Nawet Sigurd wziął
wtedy stronę siostry. 2 trudem zapanowałem nad sobą. A przecież przedtem między Cecilią i moją
żoną wszystko układało się jak należy.
Spojrzał na kobietę, którą kochał za młodu, a Kanga popatrzyła mu prosto w oczy.
- Tak - powiedziała spokojnie, świadoma, że musi zachować ostrożność. Gdyby powiedziała wprost
wszystko, co myśli, straciłaby wpływ na Håkona. - Rzeczywiście na początku nie było między nimi
poważniejszych nieporozumień. Cecilia zawsze była posłusznym i sympatycznym dzieckiem.
Kłopoty zaczęły się wraz z przyjazdem Gregoriusa Andressona z Danii.
Król zmarszczył brwi.
- Co masz na myśli? Kanga ciężko westchnęła.
- Pamiętasz, jak musieliśmy się rozstać, chociaż się kochaliśmy? Królowa Margrete też musiała się
rozstać z bliskim przyjacielem. Wiesz przecież o tym, Håkonie! -dodała bardziej stanowczo. - Wiesz
także, że tym przyjacielem był Gregorius.


background image

- Gregorius przyjaźnił się z ojcem Margrete i bywał w jej rodzinnym domu. Nic więcej między nimi
nie było.
- Chyba się mylisz - stwierdziła Kanga spokojnie. -Myślę, że się kiedyś kochali i że ona nigdy nie
pogodziła się z tym, że musi się go wyrzec. Służba doskonale o tym wie i stąd wszystkie plotki.
Håkon gniewnym gestem uderzył pięścią w kolano.
- To prawda, że plotkarze wszystko wyolbrzymiają, ale jak można sądzić, że młodzieńcze zadurzenie
może się skończyć zabójstwem z zazdrości wiele lat później?
Kanga Unge spojrzała na króla z przerażeniem.
- Kto mówi o zabójstwie z zazdrości?
- Kristin, która nasłuchała się jakichś głupich plotek, a jest w takim wieku, że we wszystko wierzy -
westchnął ciężko Håkon.
Kanga Unge wstrzymała oddech. Nie przyszło jej to do głowy, choć przecież powinno. Historia o
nieszczęśliwym wypadku podczas polowania brzmiała dość wiarygodnie. Takie rzeczy się zdarzają.
Gregorius polował przecież w towarzystwie swoich przyjaciół.
- Kto jej to podsunął? - wykrztusiła wreszcie.
- Tego nie chce mi powiedzieć. Sądzę, że oni wszyscy postradali zmysły! - dodał całkiem już
zrezygnowany. -Najpierw Cecilia, potem Sigurd, a teraz Kristin, która przecież oskarża własną matkę!
To obrzydliwe!
Kanga Unge przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu. A potem zdobyła się na odwagę, żeby
powiedzieć:
- Nie ma dymu bez ognia. Nie przyszło ci nigdy do głowy, że w tych plotkach może tkwić ziarno
prawdy?
Håkon poczerwieniał z gniewu i gwałtownie wstał ze stołka.
- Sądziłem, że przynajmniej ty zechcesz mi pomóc, Kango, ale widzę, że wszyscy są przeciwko mnie!

background image

Kanga spojrzała na niego ze spokojem.
- Bardzo chętnie ci pomogę. Jeśli tylko zechcesz skorzystać z mojej pomocy.
Gdy Kanga Unge w końcu wyszła na dziedziniec, zrobiła coś, co z pewnością mogło obudzić gniew
królowej: ruszyła w stronę komnaty Kristin. Rozejrzała się na wszystkie strony, zanim zapukała.
Służebne nie mogły ukryć zdziwienia na jej widok, ale obie posłusznie wyszły z komnaty, gdy Kanga
powiedziała, że pragnie porozmawiać z Kristin sam na sam.
Kristin podniosła się z łóżka, zawstydzona, że Kanga Unge zobaczy ją w tym stanie. Wizyta matki
Cecilii zaskoczyła ją, ale i ucieszyła.
- Nie wstawaj, moja droga - powiedziała czym prędzej Kanga. - Chciałam tylko zamienić z tobą parę
słów.
Usiadła na brzegu łóżka i wzięła Kristin za rękę.
- Domyślam się, jak się czujesz - powiedziała ze współczuciem. - Wiem, jak bardzo lubiłaś
Gregoriusa. Teraz musisz dźwigać na swoich barkach jeszcze jeden ciężar.
Kristin rzuciła jej pytające spojrzenie, ocierając łzy rękawem.
- Rozmawiałam właśnie z twoim ojcem i wiem, co cię trapi.
Kristin popatrzyła na nią z niedowierzaniem.
- On mi nie wierzy! - W jej glosie była wielka gorycz. Kanga pogłaskała ją czule po policzku.
- Może nie wierzy, a może nie chce wierzyć. Dopóki prawda nie wyszła na jaw, król woli wierzyć w
coś innego. Trochę dlatego, że to bardzo bolesna myśl. A trochę dlatego, że gdyby potraktował sprawę
poważnie, mogłyby z tego wyniknąć poważne komplikacje.
- To przecież tchórzostwo! - zdenerwowała się Kristin.

background image

- Musisz pamiętać, kim jest twój ojciec. Gdyby ludzie zaczęli snuć tego rodzaju podejrzenia, pozycja
króla bardzo by osłabła. Potężni ludzie, którzy pragną mieć więcej władzy, na przykład biskupi,
mogliby użyć tego przeciwko niemu. Chyba się domyślasz, do czego mogłoby to doprowadzić.
Kristin zagryzła wargę.
- Mógł mnie przynajmniej wysłuchać! Mógł powiedzieć to, co ty teraz mówisz, a on się tylko
rozgniewał. Powiedział, że małżeństwo nie przyniosło Cecilii nic dobrego, bo nie urodziła dziecka.
Kanga z trudem pohamowała swoje wzburzenie.
- Myślę, że powiedział tak tylko dlatego, że się przestraszył.
- Przestraszył się? - zdumiała się Kristin. - Przecież ojciec niczego się nie boi.
- Każdy się czegoś boi. Twój ojciec lęka się, by jego dzieci nie spotkało coś złego. A może
przestraszył się też tego, że możesz mieć rację. - Kanga podniosła się z łóżka. - Muszę już iść.
Chciałam porozmawiać z Cecilią, ale nie mogę jej nigdzie znaleźć.
- Cecilia jest na plaży razem z Sigurdem. - W tej samej chwili ugryzła się w język. - Widziałam ich, ale
oni mnie nie zauważyli. Proszę nie mówić, że to ja powiedziałam, gdzie ich szukać! - poprosiła. - Nie
wolno mi wychodzić za bramę.
Kanga uśmiechnęła się wyrozumiale.
- Nie powiem - obiecała, zastanawiając się, czy to rozmowę Sigurda i Cecilii miała Kristin na myśli,
gdy powiedziała ojcu, że usłyszała coś, co nie było przeznaczone dla jej uszu.
Jeśli to właśnie oni podejrzewali o coś królową Margrete, to należy przypuszczać, że oskarżenia nie są
całkiem bezpodstawne. Sigurd był spokojnym i rozsądnym

background image

człowiekiem. Nigdy nie rozsiewał złośliwych plotek i nie rzucał słów na wiatr.
Kanga zmarszczyła czoło, coraz bardziej przerażona. Jezu Chryste! westchnęła. Jeśli królowa
Margrete rzeczywiście ponosi winę za śmierć Gregoriusa, to nigdy jej tego nie wybaczy! Trudno się
dziwić buntowniczej postawie Kristin. Jeśli taką zbrodnię można bezkarnie ukryć, to na świecie nie
ma żadnej sprawiedliwości!
Nie znalazła nigdzie Cecilii i wróciła do domu, nie załatwiwszy sprawy.
Król tymczasem poszedł do komnaty swojej połowicy, żeby sprawdzić, jak się miewa. Królowa
siedziała na łóżku, wsparta na jedwabnych poduszkach. Miała na sobie piękną koszulę nocną z
zielononiebieskiego jedwabiu, haftowaną perełkami. Perły zdobiły także jej wysoko upięte włosy.
-Jak się czujesz, Margrete? - zagadnął przyjaznym tonem.
- Okropnie. Głowa mi pęka. Za dużo zamieszania było tu ostatnio: koronacja, mnóstwo gości i jeszcze
na dodatek stypa.
Håkon pokiwał głową ze współczuciem.
- Wkrótce będzie po wszystkim i goście się rozjadą -pocieszył ją. - Kristin jest zrozpaczona - ciągnął,
przyglądając się badawczo królowej. - Bardzo lubiła Gregoriusa.
- Jest jeszcze dzieckiem i na pewno szybko zapomni o wszystkim.
Król nie wiedział, jak przystąpić do rzeczy.
- Trapi ją jeszcze coś innego. Dotarły do niej jakieś złośliwe plotki i nie chce powiedzieć, kto je
rozsiewa.
- Jakie plotki? - zaniepokoiła się Margrete. Zamiast opowiedzieć na jej pytanie, zapytał:
- Czy nie odniosłaś wrażenia, że masz jakichś wrogów tu, na dworze? Czy jest ktoś, kto źle ci życzy?



background image

- Dlaczego pytasz? - Jej głos od razu złagodniał.
- Dlatego, że ktoś chodzi i szepcze, że Gregorius nie zginął przypadkowo i że w jego śmierć
zamieszany był któryś z twoich ludzi.
Håkon uważnie obserwował twarz żony. Margrete wyprostowała się natychmiast, wyraźnie
rozdrażniona.
- A ty pozwalasz, żeby ktoś rozsiewał złośliwe plotki? - wykrzyknęła. - Kto to powiedział? Dlaczego
nie każesz go złapać i nie wymierzysz odpowiedniej kary? Powinieneś wiedzieć, że król i królowa
zawsze mają jakichś wrogów. Z zazdrości ludzie gadają niestworzone rzeczy. Nie możesz do tego
dopuszczać. Musisz rozprawić się z takimi ludźmi raz na zawsze.
Król pokiwał głową.
- Postaram się dowiedzieć od Kristin, kto to powiedział.
- Kristin uwierzyła w takie zdradzieckie oskarżenia? Wymierzone przeciwko jej własnej matce?
Håkon czuł się bardzo nieswojo. Nie lubił, jak Margrete się denerwowała.
- Kto ma na nią taki fatalny wpływ? - ciągnęła wzburzona. - Z kim ona przestaje? Dlaczego jej lepiej
nie pilnujesz? Chyba sam diabeł ją opętał! Nigdy nie słyszałam, żeby córka oskarżała własną matkę o
morderstwo! Przyprowadź ją tu natychmiast! Zaraz sama mi powie, kto jej tak mąci w głowie! Idźże
po nią! - wrzasnęła histerycznie. - Nie stój i nie gap się! Zrób coś!
Król obrócił się i ciężkim krokiem wyszedł z komnaty. W głowie miał jeszcze większy mętlik niż
przedtem.
Poszedł do komnaty córki, którą zaledwie przed chwilą opuściła Kanga Unge.
- Matka chce z tobą porozmawiać! - powiedział znacznie bardziej szorstko, niż zamierzał. Zważywszy

background image

na nastrój Margrete, wiedział, że spotkanie nie będzie zbyt przyjemne dla Kristin.
- Ale ja nie zamierzam z nią rozmawiać - odparła Kristin buntowniczo.
- Ależ Kristin! - Król oniemiał ze zdumienia. - Co się z tobą dzieje?
- Dobrze wiesz, ojcze, co się ze mną dzieje. A jeśli boisz się powiedzieć matce, że nie chcę z nią
rozmawiać, to wymyśl coś. Powiedz, że źle się czuję - dodała pogardliwie.
Jej słowa rozjuszyły króla na dobre. Wymierzył królewnie siarczysty policzek.
- Twoja matka ma rację! - huknął. - Ktoś mąci ci w głowie. Chcę wiedzieć kto!
- Jeśli chcesz wiedzieć, czyją rozmowę słyszałam, to ja nic nie powiem.
- Jeszcze zobaczymy - zagroził Håkon.
Kristin została umieszczona na wieży w Sverresbor-gu. Obok jej komnaty mieszkał stary mistrz
Vilhjalm, którego bała się bardziej niż kogokolwiek innego. Czarnooki kapelan był jasnowidzem.
Wiele jego przepowiedni spełniło się w ciągu minionych lat. Właściwie wszystkie z wyjątkiem
proroctwa, że Cecilia poślubi króla z dalekiego kraju.
Kristin bała się go z roku na rok coraz bardziej. Nie lubiła jego czarnych oczu, nie mogła się oprzeć
wrażeniu, że potrafią przejrzeć ją na wskroś, przerażał ją jego chrapliwy głos. Odczuwała dziwny
niepokój, gdy patrzyła, jak siedzi przygarbiony i spogląda w gwiazdy. A już najbardziej martwiła ją
przepowiednia, że ona kiedyś poślubi ciemnookiego i ciemnowłosego mężczyznę, który mieszka
bardzo, bardzo daleko.
Kristin była przekonana, że to matka wymyśliła tę okrutną karę. Ojciec nigdy by na to nie wpadł.
Matka



background image

wiedziała doskonale, że Kristin bardzo się boi tego starucha i że trudno wymyślić dotkliwszą karę niż
skazanie królewny na jego towarzystwo. Kristin wolałaby trafić do więziennej groty razem ze
złodziejami i innymi rzezimieszkami niż przebywać sam na sam z mistrzem Vilhjalmem! Ale pewnie
matka bała się, że wieść
o umieszczeniu królewskiej córki w zwykłym więzieniu bardzo poruszy dostojnych gości.
Mistrz Vilhjalm miał wychować i poskromić buntowniczkę i bardzo poważnie traktował swoje
zadanie. Kristin musiała całymi godzinami czytać na głos Pismo Święte, a gdy się myliła, mistrz bił ją
rózgą po palcach. Potem musiała siedzieć nieruchomo, wyprostowana jak struna, i słuchać jego kazań.
Jeśli zdarzyło się jej zasnąć, a często jej się to zdarzało, bo Vilhjalm mówił bardzo wolno i
monotonnie, nie dostawała kolacji, choć przez cały dzień nic nie jadła.
Kristin nie mogła się doczekać pogrzebu i stypy Gregoriusa, choć przedtem sama myśl o tych
uroczystościach ją przygnębiała. Wreszcie będzie mogła najeść się do syta, popatrzeć na innych ludzi,
na drzewa i na kwiaty. Ale gdy nadszedł dzień pogrzebu, trzeci dzień jej pobytu na wieży, dowiedziała
się, że nie będzie uczestniczyć w uroczystościach. Królowa Margrete bała się, że Kristin przyniesie
wstyd królewskiej rodzinie!
Mistrz Vilhjalm wyszedł bez słowa i przekręcił klucz w zamku.
Kristin siedziała nieruchomo przez chwilę. Pomyśleć, że matka nie pozwoliła jej pożegnać się z
Gregoriusem! Cóż za niegodziwość!
Potem wstała, przysunęła stolik Vilhjalma do ściany
i wpięła się nań, żeby wyjrzeć przez wąziutkie okienko. Na dole było mnóstwo ludzi. Gregorius miał
zostać pochowany w kościele Apostołów. Wszyscy już się zebra-

background image

li, żeby utworzyć kondukt pogrzebowy. Ona jedna nie mogła pójść za trumną, bo ośmieliła się
powtórzyć to, co usłyszała! Matka na pewno wystroiła się w najpiękniejszą suknię, żeby wzbudzić
podziw gości. I przybrała stosowny, zasmucony wyraz twarzy. Chociaż to ona kazała zabić
Gregoriusa!
- Nienawidzę jej! - szepnęła Kristin i łzy spłynęły jej po policzkach. - Nienawidzę! Nienawidzę!
Zeskoczyła ze stołu, rzuciła się na wąziutką ławę i wybuchnęła rozpaczliwym płaczem.


















background image

6
Gdy dziesiątego dnia pobytu Kristin na wieży na Sverresborgu ktoś zapukał do drzwi, zarówno
dziewczyna, jak i mistrz Vilhjalm ze zdziwieniem podnieśli oczy znad książki. Do tej pory do wieży
nie zaglądał nikt poza służbą, która przynosiła jedzenie rano i wieczorem oraz dziewką, która
pomagała Kristin ubierać się i rozbierać.
W drzwiach stanęła Cecilia. Stanowczym głosem oświadczyła, że ojciec, król Håkon, kazał jej
porozmawiać z siostrą. Mistrz Vilhjalm nie miał wyjścia i musiał zwolnić na chwilę Kristin z czytania,
ale nie próbował nawet ukryć swego niezadowolenia.
- Musisz wszystko nadrobić - przykazał surowo. -Nie dostaniesz wieczerzy, póki nie przeczytasz
wszystkich stron, przeznaczonych na dzisiaj!
Cecilia pohamowała swój gniew. Nie udało jej się dowiedzieć od ojca, za co Kristin została w ten
sposób ukarana. Uważała jednak, że bez względu na wagę wykroczenia Kristin, ojciec nie powinien
zabraniać jej udziału w pogrzebie Gregoriusa. "Wypytywała służbę, za co król ukarał Kristin, ale nikt
nic nie wiedział. W końcu Cecilia postanowiła, że sama dojdzie prawdy. Jeśli ojciec odkryje, że
oszukała mistrza Vilhjalma i podstępem wkradła się do wieży, dostanie szału. Trudno.
Gdy weszły do niewielkiego pomieszczenia, w którym sypiała Kristin, Cecilia przeraziła się nie na
żarty.

background image

Zapomniała, że ta wieża służyła jako więzienie za czasów króla Sverrego. Jedyne, wąziutkie okienko
we wschodniej ścianie wpuszczało bardzo niewiele światła, w kącie stała tylko ława do spania, stara
skrzynia i stołek. Nie było nawet lampy, przy której Kristin mogłaby poczytać. Najprawdopodobniej
musiała spędzać całe dnie w izbie tego okropnego mistrza Vilhjalma.
Usiadły na ławie. Cecilia objęła siostrę ramieniem i Kristin rozpłakała się bezgłośnie.
- Cecilio - szepnęła schrypniętym głosem. - Musisz mi pomóc wydostać się stąd!
Cecilia pokiwała głową.
- Na pewno ci pomogę! - obiecała. - Jeśli ojciec nie zechce mnie wysłuchać, namówię Sigurda, żeby
się tym zajął. Ale najpierw musisz mi powiedzieć, za co cię tak ukarali.
Kristin otarła łzy rękawem.
- Wyszłam za bramę bez pozwolenia, ale o tym wie tylko Kanga - zaczęła.
Cecilia spojrzała na siostrę ze zdziwieniem.
- Moja matka? Kristin przytaknęła.
- Szukała cię, ale nie zastała cię w komnacie, więc przyszła do mnie i ja jej o wszystkim
opowiedziałam. Ale nie mówiłam, że to waszą rozmowę słyszałam, twoją i Sigurda.
- Nic nie rozumiem - pokręciła głową Cecilia. - O jakiej rozmowie mówisz? Kiedy ją słyszałaś?
- Siedziałam za krzakiem na plaży, kiedy nagle nade-szliście. Byliście tacy pochłonięci rozmową, że
nawet mnie nie zauważyliście. Wtedy usłyszałam, że to jeden z ludzi matki zamordował Gregoriusa.
Cecilia spojrzała na siostrę z przerażeniem.
- Siedziałaś tam i podsłuchiwałaś? Nie widziałam cię.




background image

- Bo nie chciałam, żebyście mnie zobaczyli.
- Wspomniałaś o tym komuś?
- Tak. Ojcu. Ale on się tylko rozgniewał i chciał mnie zmusić, żebym powiedziała, od kogo się tego
dowiedziałam. Odmówiłam oczywiście i dlatego wsadził mnie do tej wieży.
- Och, moja droga Kristin! - zawołała poruszona Cecilia. - A więc to przeze mnie tu siedzisz! I na
dodatek pewnie bardzo cierpiałaś, gdy usłyszałaś, co mówiliśmy!
- Na pewno nie bardziej niż ty po śmierci Gregoriusa - odparła Kristin.
Oczy Cecilii przygasły. Przez chwilę siedziały w milczeniu. Obie walczyły ze łzami. W końcu Cecilia
powiedziała zduszonym głosem:
- Nie powinnam była tego mówić, bo nie mam żadnych dowodów. To straszne, że usłyszałaś coś
takiego o swojej własnej matce. Może to tylko moja wybujała fantazja.
Kristin pokręciła głową.
- Nie sądzę. Wieczorami leżę tu i myślę. Matka wie, jak bardzo boję się mistrza Vilhjalma. Wymyśliła
naj-sroższą karę.
- Królowa wie, o co ją podejrzewam? - przeraziła się Cecilia.
- Nie. Na szczęście nie powiedziałam ojcu, czyją rozmowę słyszałam. Sądzę jednak, że powtórzył
matce wszystko, co ode mnie usłyszał. Sam na pewno nie wymyśliłby takiej kary. - Spojrzała na
Cecilię ze smutkiem. -Sądzę, że się przestraszyła. I dlatego postanowiła trzymać mnie z dala od gości,
żebym nie opowiedziała im całej tej historii.
Cecilia pokiwała głową.
- To brzmi prawdopodobnie. Gdyby była niewinna, na pewno oburzyłaby się na wieść, że wierzysz w
takie

background image

plotki. Pewnie rozgniewałaby się, ale nie zamknęłaby cię w tym miejscu. - Westchnęła ciężko. - To
straszne, Kristin! Gdyby Gregorius był z nami, powiedziałby, co mamy robić!
Przytuliły się do siebie i rozpłakały.
Po chwili Kristin wymknęła się z objęć siostry i zapytała zduszonym głosem:
- A co Gregorius by nam poradził?
Po chwili zastanowienia Cecilia odparła:
- Chyba powiedziałby, że lepiej o wszystkim zapomnieć, bo cała ta historia może bardzo zaszkodzić
ojcu. A poza tym nie mamy pewności. Może przez pomyłkę rzuciłam tak poważne oskarżenie na
drugiego człowieka.
Kristin pokiwała głową.
- Tak samo mówiła Kanga Unge.
Ktoś niecierpliwie zapukał do drzwi. To mistrz Vilhjalm uznał, że za długo już rozmawiają. Cecilia
podniosła się z ławy.
- Pójdę natychmiast do Sigurda. Nie trać ducha, Kristin. Chyba wiem, co trzeba zrobić.
Na krętych schodach Cecilii przyszedł jednak inny pomysł do głowy. Zamiast iść do Sigurda, poszła
od razu do ojca, bo wiedziała, że król przebywa właśnie tu w forcie.
Gdy znalazła się na dziedzińcu, spostrzegła króla, rozmawiającego z jednym z drużynników.
Obrócony plecami do Cecilii, zauważył ją dopiero, gdy stanęła tuż obok.
- Ojcze? Czy mogę z tobą porozmawiać? Król nie krył zdziwienia.
- Cecilia? Skąd się tu wzięłaś? Chodź, moja droga, właśnie skończyłem. - Objął ją ramieniem i
zaprowadził do izby, w której zwykł rozmawiać z dowódcą warow-



background image

ni i resztą załogi. - Przyszłaś aż tutaj, żeby ze mną porozmawiać? - zdziwił się.
Cecilia nie odpowiedziała na jego pytanie.
- Ojcze, chciałam cię o coś poprosić. Postanowiłam, że wrócę do Viken. Tam jest mój dom.
Król pokiwał głowa ze zrozumieniem.
- Ale tak bardzo boję się samotności. Mam wprawdzie wielu zaufanych ludzi i dwie najlepsze służące,
jakie można sobie wyobrazić, ale bardzo mi was będzie brakowało.
Håkon pogłaskał córkę po policzku.
- My także będziemy za tobą tęsknić, Cecilio.
- Zaczęłam się zastanawiać, czy Kristin nie mogłaby ze mną pojechać na pewien czas. Łatwiej byłoby
mi przetrwać najgorsze chwile.
Przez moment wydawało się, że król gwałtownie zaprotestuje, ale w końcu zapanował nad sobą,
zmarszczył czoło i powiedział:
- Może dobrze by jej to zrobiło. Ostatnio sprawiała same kłopoty. Ale wątpię, czy Margrete się na to
zgodzi.
- Ja także uważam, że to jej dobrze zrobi, a wam zaoszczędzi kłopotów - ciągnęła Cecilia. -
Dziewczęta w tym wieku często nie potrafią porozumieć się z matką - dodała z pojednawczym
uśmiechem. - Gdy pojechała z nami do Ålrekstad, była znacznie bardziej zrównoważona. Dobrze się
czuła, mieszkając wśród zwykłych ludzi. Mogła zaglądać do stajni i swobodnie jeździć konno po
okolicy.
Zgodnie z oczekiwaniami Cecilii ostatni argument przemówił do wyobraźni króla. Håkon nie zgadzał
się z opinią żony, że Kristin powinna trzymać się z dala od stajni i siedzieć przez cały czas w kobiecej
izbie nad ręczną robótką. Dawno zrozumiał, że jego młodsza córka ma całkiem inne zainteresowania.

background image

- Hm - zamyśli! się. - Chyba masz rację. Uważam, że Kristin i jej matka powinny się rozstać na jakiś
czas. Porozmawiam o tym z Margrete.
Trzy dni przed dniem świętego Bartłomieja, dwudziestego pierwszego sierpnia, Cecilia i Kristin
wsiadły na pokład statku Håkona Unge, który zmierzał do Viken. Towarzyszył im Sigurd, służba
Kristin i grupa drużynników Håkona, którzy mieli strzec bezpieczeństwa królewny.
Kristin nie posiadała się z radości, ale w obawie, że matka mogłaby zmienić decyzję, ukrywała swój
zachwyt, póki nie opuścili królewskiego dworu. Od czasu do czasu prześladowała ją myśl, że matka
wyraziła zgodę na ten wyjazd tylko po to, żeby uniknąć kłopotów. Nie mogła przecież więzić córki na
wieży bez końca, a pewnie bała się, że Kristin prędzej czy później zdradzi się przed kimś ze swoimi
podejrzeniami. A teraz nie musi się bać.
Wiatry im sprzyjały, a podróż wzdłuż wybrzeża była iście bajkowa. Kristin była coraz bardziej
podekscytowana. Gdy wreszcie wpłynęli do wąskiego fiordu Tunsberg, stanęła na dziobie i
przestępowała z nogi na nogę ze zniecierpliwienia. Ostatni raz była tu po weselu Cecilii, ale niewiele
pamiętała. Kasztel w Tunsberg górował nad okolicą, postawiony na wzgórzu i zwieńczony wieżą.
Ojciec opowiadał kiedyś, jak jej pradziad, król Sverre, oblegał fort i jak w końcu go zdobył dzięki
temu, że oblężeni sprzymierzeńcy biskupów nie byli w stanie zejść na dół do studni po wodę do picia.
Dowodził nimi wówczas Reidar Posłaniec, który wziął sobie za żonę Kristinę, córkę Magnusa
Erlingssona. Kristin lubiła słuchać tych opowieści. Lubiła też historię córki króla Sverrego, swojej
imienniczki, która musiała poślubić Fillipusa, obwołanego przez baglerów kró-




background image

lem, żeby w kraju wreszcie zapanował pokój między sprzymierzeńcami biskupów - baglerami - i
„brzozonogimi" - birkebeinerami. Ale Kristina wcale nie musiała wychodzić za Reidara, więc pewnie
po prostu naprawdę go kochała. Co za szczęście dla królewskiej córki -poślubić ukochanego, choć jest
wrogiem jej rodziny! Szkoda, że nie zna szczegółów tej romantycznej historii. Jak Kristina zdobyła
zgodę ojca? A może wcale o zgodę nie prosiła? Kristin uśmiechnęła się tajemniczo. Czuła dziwne
pokrewieństwo duchowe z tamtą Kristiną. Jakby łączyło ją z nią dużo więcej niż z Cecilią. Cecilia
nigdy nie sprzeciwiała się woli rodziców. A ona, Kristin, była ulepiona z innej gliny. Jeśli żywiła
przekonanie, że ma rację, nikt nie potrafił jej złamać. Nadaremnie ojciec próbował zmusić ją, by
zdradziła, kto rzucił oskarżenie przeciwko matce. Kristin nie zamierzała mu nic powiedzieć i w końcu
musiał się poddać.
Dopłynęli już tak blisko, że widziała kasztel bardzo wyraźnie. Wydawało się, że sięga aż do nieba. U
podnóża góry zbudowano osadę. Domy stały ciasno rzędami, po obu stronach wąskich uliczek. Mury
obronne, otaczające osadę i kasztel, kazał wznieść jej ojciec. On także przed paru zaledwie laty kazał
rozpocząć budowę królewskiego dworu u podnóża góry.
Rodzinny dwór Gregoriusa, Haugnar, leżał koło Haugarting, tuż nad morzem. Dwór był piękny,
przestronny, a po drugiej stronie dziedzińca stały zabudowania gospodarcze, szopy dla krów, kóz i
owiec, kurniki, a także składy, kuchnia, pralnia i kuźnia. Wszystkie budynki były w dobrym stanie,
niektóre jaśniały w słońcu świeżym drewnem. Gregorius, podobnie jak jego ojciec, dbał o swoją
posiadłość i systematycznie udoskonalał i odnawiał zabudowania.
Na wodzie kołysało się mnóstwo łodzi. Sigurd wyjaś-

background image

nil jej, że Tunsberg było strategicznym miejscem przez całe sto lat wojny domowej. Tu mieli swoją
siedzibę przywódcy stronnictwa biskupów. Dopiero gdy król przeniósł swą siedzibę do Bjørgvin, w
okolicy zrobiło się spokojniej. Ostatnimi laty zaczęły tu przypływać statki z Rostocku po towary z
Oslo i Tunsberg.
- Trochę dalej, na samym brzegu morza, stoi dziwny klasztor - powiedziała Cecilia. - Mnisi chodzą
tam ubrani na biało, a kościół jest całkiem okrągły. Ma okrągłą podłogę i kopułę. Zakonnicy mają za
zadanie nawracać niewierzących.
Dopiero gdy weszli do jasnej, przestronnej izby, Cecilia uzmysłowiła sobie, że nie ma między nimi
Gregoriusa. Usiadła na ławie i zalała się łzami.
Sigurd usiadł koło siostry i objął ją ramieniem. Nic nie mówił, tylko siedział tak, by dzielić z nią ból.
Żadne słowa nie mogły jej przecież przywrócić Gregoriusa, a nie ma nic gorszego niż puste słowa.
Sigurd został z nimi siedemnaście dni ku radości obu sióstr. Dzięki niemu czuły się bezpiecznej. Ale
ósmego września musiał wyruszyć z powrotem do Bjørgvin.
Podczas pobytu w Haugar nigdy nie wspomniał o podejrzeniach Cecilii wobec królowej Margrete - ze
względu na spokój obu kobiet. Wcale nie sądził, że sugestie Cecilii są bezpodstawne, ale doszedł do
wniosku, że trzeba się z tym pogodzić. Nigdy niczego nie udowodnią, a jeśli cała sprawa wyjdzie na
jaw, ucierpią wszyscy, przede wszystkim ojciec, a przecież i tak nie brak mu kłopotów. A przy tym
niektóre wypowiedzi ojca wskazywały na to, że on także ma pewne podejrzenia.
Przyszła ciepła i piękna jesień. Kristin korzystała z wszystkich przyjemności życia w Haugar, często
zaglądała do stajni, jeździła konno, zaprzyjaźniła się z dziećmi zarządcy i z młodymi ludźmi z
sąsiedniego dworu.



background image

- Nie myślisz już tak dużo o Trondzie? - zapytała Cecilia ostrożnie pewnego wieczoru.
Kristin pokręciła głową.
- Codziennie o nim myślę, ale wiem, że i tak go nie zobaczę. A w każdym razie nie nastąpi to prędko.
- Może w przyszłym roku latem pojedziemy do Ålrekstad - próbowała ją pocieszyć Cecilia, choć sama
w to nie wierzyła. Postanowiła, że nigdy nie wróci do Bjørgvin. Jeśli ma zapomnieć o złu, które jej
wyrządziła królowa Margrete, musi się trzymać od niej z daleka.
Ale pewnego jesiennego dnia zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Pogoda była piękna jak na tę porę
roku, więc Cecilia i Kristin wybrały się do kasztelu w Tunsberg. Zatrzymały się właśnie przed
wejściem do kościoła Świętego Michała i spojrzały na okazały dwór w Aker, po drugiej stronie fiordu.
-Jeden z arcybiskupów podarował kiedyś tamten dwór kościołowi Świętego Hallvarda w Oslo -
wyjaśniła Cecilia siostrze. - Słyszłaś kiedyś o świętym Hallvardzie?
- Czy to nie on chciał uratować prześladowaną kobietę i przewiózł ją na drugą stronę fiordu
Drammen?
- Właśnie. A potem oboje zostali pochwyceni i zamordowani przez jej prześladowców. Przywiązali
mu ciężki kamień do szyi i wrzucili do morza, ale ciało wypłynęło, choć kamień wcale się nie oderwał.
To był znak świętości Hallvarda, który teraz jest patronem Oslo.
- Patrz! - przerwała jej nagle Kristin. - Czy to nie jest królewski statek?
Cecilia obróciła się błyskawicznie. Środkiem fiordu sunął właśnie piękny okręt pod pełnymi żaglami.
Pozłacana głowa smoka na dziobie połyskiwała w słońcu.
- To chyba ojciec. - W głosie Cecilii nie było radości. Może ojciec przybywa, by zabrać stąd Kristin!

background image

- Nigdzie nie pojadę - zawołała Kristin, jakby czytała w myślach siostry.
Cecilia zamilkła. Kristin była silna, ale nie aż tak silna.
Postanowiły nie ruszać się z miejsca, póki nie okaże się, kto przypłynął na królewskim okręcie. Bo
jeśli to rzeczywiście król Håkon, to zapewne przybije najpierw do brzegu w Tunsberg.
Okazało się, że na okręcie rzeczywiście przypłynął król Håkon. I królowa Margrete! Gdy przywitała
się z nimi chłodno, obie zrozumiały, że Margrete jeszcze nie wybaczyła Kristin.
- Płyniemy do Oslo - wyjaśnił Håkon. - Postanowiłem, że tam spędzimy zimę. Håkon Unge popłynął
prosto do Oslo, a my postanowiliśmy zabrać stąd ciebie, Kristin.
- Wolę zostać u Cecilii - oświadczyła Kristin zdecydowanie. - Ona mnie potrzebuje, bo codziennie
opłakuje Gregoriusa. - Dziewczyna posłała matce wymowne spojrzenie.
Twarz królowej Margrete poczerwieniała. Kristin nie mogłaby dobitniej wyrazić swoich podejrzeń,
nawet gdyby wypowiedziała je na głos.
- Niech ci się nie zdaje, że sama będziesz o tym decydować! Zrobisz, co ci każemy! - syknęła. -
Wygląda na to, że nauki mistrza Vilhjalma poszły na marne. Czy to Cecilia tak cię buntuje? - dodała,
nie patrząc w stronę pasierbicy, która od razu pomyślała, że Margrete nie ma śmiałości spojrzeć jej
prosto w oczy.
Obróciła się w stronę ojca.
- Ojcze, pozwól, proszę, Kristin zostać tu jeszcze trochę! Stąd jest przecież tak niedaleko do Oslo.
Drużynnicy mogliby przywieźć ją tam w każdej chwili.
- No cóż - zawahał się Håkon.



background image

- Nie ma mowy! - huknęła Margrete, obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę bramy kasztelu. Håkon
westchnął ciężko i podążył za żoną.
- Chodźcie, dziewczęta. Jestem głodny i muszę coś zjeść.
Ruszyły niechętnie za nim, ale Kristin zdążyła jeszcze szepnąć do starszej siostry:
- I tak ucieknę i wrócę do ciebie, Cecilio! Siostra spojrzała na nią z przerażeniem.
- Nie możesz! - szepnęła. - Wymierzą ci jeszcze gorszą karę niż ostatnio.
- Wcale się nie boję - odparła Kristin buńczucznie.
Trzy dni później królewski okręt wypłynął z Tunsberg w stronę Oslo. Na pokładzie stała zagniewana
królewna Kristin.
Król Håkon starał się ją ułagodzić.
- Przed wyjazdem wybrałem się na parę dni do Ålrek-satd. Małżonka rządcy, Åsa Eiriksdatter, prosiła,
żebym cię serdecznie pozdrowił. Bardzo miło cię wspomina.
Kristin natychmiast oprzytomniała.
- A jak się czuje stary zarządca? - zapytała w nadziei, że przy okazji dowie się czegoś na temat Tronda.
- Zmarł pod koniec lata.
- Och! - przeraziła się Kristin. - Jak oni teraz dadzą sobie radę?
- Zaproponowałem, żeby obaj synowie, bliźniacy, rozpoczęli służbę w mojej drużynie. Jesienią
skończą piętnaście lat. Åsa Eiriksdatter dostała posadę na dworze.
Kristin udawała, że przygląda się burcie. Rumieniec oblał jej twarz, serce biło jak oszalałe. Trond
został drużynnikiem! Będzie mieszkał tam, gdzie ona!
- Obaj chłopcy płyną z Håkonem Unge - dodał król.
- Do Oslo? - Kristin nie zdołała ukryć podniecenia.

background image

- Tak. Zaczną służbę jesienią i całą zimę spędzą w Oslo. To dzielni młodzieńcy - dodał. Na szczęście
nie zauważył, jak jego słowa podziałały na Kristin. - Przyzwyczajeni do ciężkiej pracy, energiczni,
odważni i utalentowani.
Przez całą podróż do Oslo Kristin stała przy burcie rozradowana i pełna oczekiwań.
Wiele lat upłynęło od jej ostatniej wizyty w królewskiej siedzibie w Oslo. Dwór stał niemal nad
samym morzem. Bliżej brzegu leżał tylko kościół Najświętszej Maryi Panny. Z pokładu statku
płynącego fiordem widać było dwa kolosy - królewski dwór nieco niżej i siedzibę biskupa, nieco
wyżej. Jak dwa olbrzymy, które walczą o palmę pierwszeństwa, pomyślała Kristin. Mniej więcej
wtedy, kiedy urodziła się Cecilia, dwór królewski spłonął doszczętnie, ale ojciec kazał wszystko
odbudować - tym razem w kamieniu. Wspominał później, że pragnął mieć równie bezpieczną
siedzibę, jak biskup. I teraz jego dwór królował nad osadą, otoczony murem i wyposażony w wieżę.
- Teraz widzisz na własne oczy moje dzieło! - zawołał z dumą. Kristin nic nie powiedziała. Wolała
zostać z Cecilią niż mieszkać w tym kamiennym zamczysku. Tutaj w korytarzach było na pewno
równie zimno, ciemno i nieprzyjemnie jak w Sverresborgu. - Wkrótce wszystko będzie gotowe -
ciągnął Hakon. - Mury pięciometrowej wysokości otaczają wszystkie budynki. Wieża, którą tam
widzisz, wznosi się nad bramą wjazdową. Ma aż trzy piętra, a na samej górze jest jeszcze podest z
drewna, po którym chodzą strażnicy. Za murami jest mnóstwo budynków, między innymi największa
królewska halla w kraju. A nad nią jest halla biesiadna, która zajmuje całe pierwsze piętro. Nie ma
większej w całej Norwegii!




background image

Kristin w dalszym ciągu milczała. Nie mogła pojąć, dlaczego ojciec i biskup ciągle usiłują udowodnić
sobie nawzajem, kto ma największą i najwspanialszą siedzibę.
Gdy statek przybił do brzegu, Kristin od razu zauważyła okręt Håkona Unge, który był zacumowany
trochę dalej, u ujścia rzeki. Serce zabiło jej mocniej. Na ląd schodziła właśnie grupa młodzieńców,
wśród których Kristin rozpoznała brata. Gdy ujrzała obok niego dwóch jasnowłosych chłopców, serce
w niej prawie zamarło. To na pewno Tore i Trond!
Cała trójka podeszła do królewskiego statku. Kristin zaschło w ustach. Schodząc po trapie za
rodzicami, patrzyła pod nogi, bojąc się podnieść wzrok.
Gdy tylko znaleźli się na lądzie, usłyszała głos brata.
- Masz powody do radości, ojcze. Drewniana halla koło Håkonshallen jest już gotowa!
- Naprawdę? - uradował się król. - Byłem ciekaw, jak daleko robota się posunęła. Czy tak jak
sądziłem?
- Jeszcze bardziej. To największa drewniana halla, jaką w życiu widziałem.
- To świetnie! Będzie więcej miejsca dla biesiadników. Muszę pomieścić tu także niższych rangą
drużynników, a nie tylko høvdingow i duchownych.
W końcu Kristin odważyła się podnieść wzrok. I spojrzała prosto w oczy Tronda. Stał za Håkonem
Unge i patrzył na nią. Nie ośmielił się jednak ani kiwnąć głową, ani mrugnąć. Kristin zarumieniła się.
Nie chciała zdradzić się ze swymi uczuciami, więc spuściła oczy, ale już po chwili, znów musiała na
Tronda popatrzeć. I ponownie napotkała jego spojrzenie. Natychmiast wróciły wspomnienia
wszystkich pięknych chwil, które spędzili razem w lesie koło Ålrekstad. Wydawało jej się, że czuje
jego usta na swoich wargach, że znów jest w jego objęciach, że słyszy jego głos, szepczący czułe
słówka do

background image

jej ucha. Przypomniała sobie, jak pędzili przez łąkę, by rzucić się na trawę i całować bez opamiętania,
jak żartowali i jak chowali się po grotach i jamach, gdy zaczynało lać. I jak własne ciała i ich reakcje
zaczęły budzić w nich coraz większą ciekawość.
Prawie nie słuchała rozmowy, którą rodzice prowadzili z bratem. Liczyło się tylko to, że Trond stoi tuż
obok. Jej ciało już zaczęło za nim tęsknić. Gdy pomyślała, że może znów uda im się spędzić trochę
czasu sam na sam, zakręciło jej się w głowie. Oboje przecież całą zimę będą przebywać w Oslo. Na
pewno uda im się spotkać w jakimś zakamarku.
Rodzice ruszyli razem z Hakonem w stronę dworu. Kristin szła za nimi, a krok w krok za nią - Trond
i Torę. Nieśli jeden z kufrów podróżnych matki. Uszli zaledwie parę kroków, gdy poczuła, że musi się
obejrzeć. Uśmiechnęła się tajemniczo do Tronda, a on z dumą odwzajemnił jej uśmiech.














background image

7
Trond znalazł się nagle w nowym i obcym świecie. Jak każdy młodzieniec marzył o tym, żeby zostać
drużynnikiem. Służyć samemu królowi! Strzec jego bezpieczeństwa i być członkiem jego dworu,
wyższym rangą niż służba domowa. Jeśli się dobrze spisze - najpierw jako kjertesvein, czyli królewski
paź, a potem jako gjest, czyli zwiadowca (czatownik), który szuka wrogów króla, żeby się z nimi
rozprawić - zostanie prawdziwym drużynnikiem i będzie siedział przy królewskim stole.
Trond marzył dalej. Jeśli wyróżni się w walce szczególną odwagą, osiągnie jeszcze więcej. Może
zostanie nawet chorążym albo marszałkiem! Król na pewno nieprzypadkowo zwrócił na nich uwagę,
skoro pozwolił przyłączyć się do drużyny, choć przecież nie byli wysoko urodzeni. Może król słyszał,
jak znakomicie obaj strzelają z łuku i że już od wielu lat uczą się fechtunku.
Serce mu rosło od tych marzeń. Nie dalej niż latem wydawało mu się, że przez całe życie będzie
zbierał chrust na opał, podrzucał siano krowom i kozom, polował niezależnie od pogody - wcale nie
dla zabawy, ale po to, żeby zdobyć coś do jedzenia - no i sprzątał w oborze i stajni. Że nigdy nie będzie
miał swojego gospodarstwa i swojego dworu, że przez całe życie będzie harował dla innych. A tu
nagle los się do niego uśmiechnął!
Czuł się znakomicie wśród drużynników, chociaż nie-

background image

którzy zadzierali nosa. Wielu nowych kandydatów z wielkich rodów w napięciu czekało na ćwiczenia
w posługiwaniu się bronią. Blisko pięćdziesięciu młodzieńców miało udowodnić swoje talenty i
umiejętności. Trond niczego się nie lękał. Wiedział, co potrafi, wiedział, że się wyróżni.
Zebrali się wszyscy na polu po drugiej stronie rzeki i mieli uczyć się fechtunku, strzelać z łuku i
walczyć wręcz. Trond zagryzł zęby i bez lęku spojrzał w oczy przeciwnikowi, choć trafił na dużo
starszego, doświadczonego drużynnika. Po walce tamten zawołał:
- Ale mocne masz pięści, chłopcze!
Trond wyprostował się dumnie. ,
Lubił też wracać do izby drużynników po całym, trudnym dniu. Wtedy najpierw szedł do zbrojowni,
gdzie wszyscy trzymali oręż. Na ścianach wisiały kolczugi z okrągłym kołnierzem, które nosili pod
zbrojami, razem z rękawicami i spodniami także uplecionymi z żelaznych łańcuszków. Na lawach
leżały hełmy i przyłbice, a na drugiej ścianie wisiały ostre miecze i ogromne tarcze. Włócznie i topory
stały w kącie.
W izbie drużynników ogień trzaskał wesoło w palenisku, nad którym wisiał ogromny kocioł z
dymiącą zupą. Na belkach pod powałą suszyły się mokre ubrania. Zapach wilgotnej wełny i potu
mieszał się z wonią zupy i dymu.
Drużynnicy siedzieli i przechwalali się swoimi dokonaniami. Niektórzy pamiętali jeszcze walki, które
siedem lat temu król toczył pod Oslo z jarlem Skulę. Inni byli w Nidaros, gdy Skulę ukrył się w
klasztorze w Elgeseter, a jeden widział, jak teściowi króla ucięto głowę! Starszy drużynnik pamiętał
czasy wojny domowej, a nawet sam walczył z ludźmi biskupa Nikolasa. Trond słuchał tych opowieści
z szeroko otwartymi oczami.
Nocą wszyscy spali w jednej sali, na długich ławach

background image

wyłożonych słomą. Zrobiło się tak ciasno, że musieli spać dwójkami. Trond cieszył się, że może leżeć
koło brata, a nie koło kogoś obcego.
Pierwsza wspólna msza przypadła na dzień Wszystkich Świętych, pierwszego listopada. Cała drużyna
poszła do kościoła Świętego Olafa. Trond czuł się dziwnie, słuchając bicia dzwonów, które odezwały
się jednocześnie we wszystkich kościołach, a gdy już dotarli do świątyni, otworzył szeroko oczy ze
zdumienia, bo nigdy jeszcze nie widział czegoś równie wielkiego i wspaniałego!
W kościele panował wielki tłok, ciągle słychać było jakieś chrząknięcia, pokasływania, szuranie, a
nawet ciche rozmowy. Trond znów się zdziwił. W kościele w domu panowała zawsze cisza. Ale i tu
nagle zrobiło cicho jako makiem zasiał.
- Król nadchodzi! - szepnął mu do ucha sąsiad.
Trond obrócił się i ujrzał króla Håkona w niebieskim płaszczu, obszytym futrem kuny i przepasanym
srebrnym pasem. Nowi chłopcy, którzy nigdy nie widzieli króla, zaczęli wyciągać szyje. Trond uniósł
wysoko brodę. Nie dość że wiele razy widział króla w Ålrekstad, to jeszcze parę razy z nim
rozmawiał!
Tuż za królem szła dumnie wyprostowana królowa Margrete. Wyraz jej twarzy wydał się Trondowi
zimny i wyniosły. Za nią kroczyli kolejno Sigurd, junker Magnus, Håkon Unge i królewna Kristin.
Spośród pięciorga królewskich dzieci brakowało tylko Cecilii.
Trond stał na tyle blisko, że mógł wszystko uważnie obserwować. Nie spuszczał wzroku z królewny
Kristin w nadziei, że na niego zerknie, i serce mu niemal pękało z dumy. Ciekawe, co powiedzieliby ci
wszyscy zarozumialcy, którzy się dziś chełpili swoimi przygodami, gdyby się dowiedzieli, że on
pocałował królewską córkę! I to nie raz! No i nie tylko pocałował... Gdy to sobie przy-

background image

pomniał, w głowie mu zawirowało. Dotykał jej ciała przez cienką, letnią suknię, czuł pod palcami jej
delikatne piersi. Udało mu się nawet wsunąć dłoń pod jej spódnicę, choć po chwili cofnęła się dość
niechętnie. Szkoda, że tego nie wiedzą wszyscy ci synowie wielmożów! Wtedy pewnie przestaliby się
przechwalać swoim pochodzeniem i dokonaniami! Trond uśmiechnął się pod wąsem.
I właśnie wtedy Kristin obróciła się i spojrzała prosto na niego. Choć w kościele panował półmrok,
Trond od razu zauważył na jej twarzy rumieniec. Jemu też serce zabiło żwawiej, a przez ciało
przeszedł przyjemny dreszcz. Mrugnął do niej i uśmiechnął się, nim zdążyła się odwrócić.
Od tego czasu często widywali się przelotnie, ale nigdy nie udało im się porozmawiać na osobności.
Trond jednak wcale się nie niepokoił. Wierzył, że niedługo nadarzy się dobra okazja. Domyślił się, że
Kristin jest w nim wciąż zakochana. Może dzięki temu, że musi wykazać trochę cierpliwości, będzie
skłonna do większych ustępstw, pomyślał z tajemniczym uśmiechem. Latem była za bardzo płochliwa
i nie chciała się posunąć za daleko.
W izbie drużynników słyszał to i owo na temat całkiem innych romansów, z kobietami, które potrafią
każdego zadowolić. Dowiedział się nawet, gdzie szukać takich kobiet. Opowieści kolegów brzmiały
całkiem interesująco, ale ktoś, kto ma na oku znacznie lepszy kąsek, powinien uzbroić się w
cierpliwość.
Zdarzało się, że Trond zagalopowywał się w swoich marzeniach, gdy już leżał wieczorem na swym
posłaniu. Ojciec opowiadał mu kiedyś o królewskiej córce, która przed laty poślubiła hovdinga
stronnictwa biskupów, choć wcale nie pochodził z wielkiego rodu. No i przecież siostra królewny
Kristin wyszła za wojewodę, którego ojciec był hovdingiem stronnictwa biskupów.



background image

Wprawdzie żaden z tamtych drużynników nie był synem zwykłego chłopa, ale jeśli Trond awansuje,
to kto wie... Dreszcz podniecenia przeszył mu całe ciało. Wszyscy ci wielcy panowie otworzą gęby ze
zdumienia, gdy Trond dostanie za żonę samą królewnę Kristin! Jedyną prawowitą córkę króla
Hakona.
Kristin natomiast co wieczór leżała pod puchową pierzyną w swojej komnacie na pierwszym piętrze
nowej kamiennej halli i nie mogła zasnąć. Myślała o Trondzie. Na początku wydawało jej się, że bez
trudu spotka się z nim pod byle pretekstem, ale w końcu straciła nadzieję. Widywała go codziennie,
ale tylko z daleka, i nawet nie była pewna, czy to on, czy Tore. Parę razy pomachał do niej, ale nie
miała odwagi odpowiedzieć mu tym samym. Kiedy go zobaczyła w kościele Świętego Olafa, zrobiło
jej się tak słabo, że przestraszyła się, by ktoś tego nie zauważył. Przez całą mszę myślała tylko o nim,
czuła jego spojrzenie na swoich plecach i bardzo pragnęła obrócić się. Gdy opuszczali kościół, znów
koło niego przeszła. Wystarczyło wyciągnąć rękę, żeby go dotknąć. Ponownie się uśmiechnął, a jego
uśmiech przyprawił ją o dreszcze.
- Muszę się z nim zobaczyć! - wzdychała po nocach. -Bez względu na to, ile to będzie kosztować!
Po dniu świętego Andrzeja nadarzyła się niezła okazja. Królowa Margrete pojechała do klasztoru w
Nonneseter. Kristin nie wiedziała, po co, ale zawsze niepokoiła się, gdy matka robiła coś niezwykłego,
a wizyty w klasztorze nie należały do jej obyczaju. Najchętniej przebywała w towarzystwie małżonek
najznamienitszych høvdingów oraz połowicy biskupa.
Ojciec debatował ze swymi doradcami, czy powinien dotrzymać obietnicy złożonej papieżowi, że
poprowadzi kolejną wyprawę krzyżową. Papież pozwolił mu nawet

background image

pobrać dwudziestą część rocznych należności kościoła na wyposażenie statków, które popłyną na
południe, a król Ludwik zaproponował, by Håkon objął dowództwo nad francuską armią na czas
wyprawy.
- Moi ludzie mają krewki temperament, nie zniosą obelg i docinków, nie potrafią się pohamować w
razie potrzeby. Jeśli będą jakieś spięcia między nimi a wyniosłymi Francuzami, wszyscy na tym
ucierpią.
Kristin nie wszystko rozumiała, ale była dumna, że jej ojciec okazał się tak nieprzekupny.
Sigurd i Håkon Unge wybierali się do Eikabergu, żeby sprawdzić, jak idzie budowa tamtejszego
kasztelu. Kristin uznała, że w tej sytuacji może spróbować zaaranżować spotkanie z Trondem. Skoro
matki nie było w domu, a ojciec był zbyt zajęty, decyzja należała do Sigurda, który rozumiał ją
znacznie lepiej niż rodzice.
- W Haugar, u Cecilii, codziennie jeździłam konno. A tutaj czuję się jak w więzieniu - tłumaczyła, gdy
już zapytała brata, czy nie mogłaby się z nimi wybrać.
- Możesz z nami jechać pod warunkiem, że zachowasz ostrożność - zgodził się Sigurd.
Tak jak Kristin przypuszczała, zarówno Trond, jak i Tore mieli towarzyszyć jej braciom. Z rozmów
przy biesiadnym stole wynikało, że Sigurd i Håkon są bardzo zadowoleni z bliźniaków z Ålrekstad.
Kristin zwolniła nieco, gdy zbliżali się do Krossbrekka, stromej ścieżki wiodącej na Eikaberg. W
końcu wszyscy ją wyprzedzili i została sama z Trondem.
Odwróciła się i zarumieniona powiedziała:
- Spotkamy się któregoś dnia, Trond? Trond uśmiechnął się od ucha do ucha.
- To zależy od królewny.
- Może wieczorem, gdy wszyscy już pójdą spać? Na przykład dzisiaj?


background image

Trond pokiwał głową, nie kryjąc zadowolenia.
- Gdzie?
- Widziałeś ten nowy budynek niedaleko izby drużynników? Ten, w którym będzie magazyn?
Trond przytaknął.
- Po zmroku nikt się tam nie kręci - ciągnęła Kristin. -Umówmy się tam późnym wieczorem, gdy
kościelne dzwony oddzwonią już wieczorną mszę.
Trond pokiwał głową z uśmiechem. W tym momencie obejrzał się Tore. Kristin podjechała więc do
niego i zapytała:
- Ty też się tu dobrze czujesz, Tore?
- Wiem, że miałem wielkie szczęście, królewno. Wszyscy chłopcy w moim wieku o tym marzą.
Kristin zerknęła na niego kątem oka. Podejrzewała, że Tore mówi tak tylko dlatego, że to jej ojciec dał
mu tę szansę.
- Ale pewnie wolałbyś zostać w Ålrekstad? Zaśmiał się trochę zakłopotany.
- Tam było bardzo pięknie. A teraz ktoś inny będzie się zajmował dworem i gospodarstwem - dodał z
nutą zazdrości w głosie.
- Latem powinno ci się tu spodobać - pocieszyła go Kristin. - Deszcz pada znacznie rzadziej niż w
Bjørgvin, a jak świeci słońce, to świeci przez cały dzień.
Tore uśmiechnął się ciepło, a Kristin stwierdziła ze zdumieniem, że bliźniacy są w gruncie rzeczy
zupełnie różni.
Nie mogła się doczekać wieczoru. Zrobiło się zimno. Leciutkie płatki śniegu tańczyły w powietrzu.
Na Eikeberget wiało jeszcze mocniej niż na dole w osadzie, więc Kristin zaczęła marznąć. Budowa
wcale jej nie interesowała. Na wszelki wypadek trzymała się z dala od Tronda, nie chcąc się zdradzić
ze swymi uczuciami. Ucieszy-

background image

ła się, gdy ruszyli w powrotną drogę, zwłaszcza że znów jechała niedaleko Tronda.
Powiedziała służbie, że zmęczyła ją konna przejażdżka i chce się wcześniej położyć. Zaraz po
wieczerzy pożegnała się z rodzicami, braćmi i najważniejszymi gośćmi i odeszła od stołu. Gdy tylko
służąca pomogła jej zmienić suknię na koszulę nocną, wskoczyła pod pierzynę. Zamknęła oczy,
udając, że natychmiast zasnęła. Chwilę później służące zgasiły ogień w palenisku i też się położyły.
Wkrótce usłyszała ich spokojne oddechy. Odczekała jednak chwilę, nim ośmieliła się bezszelestnie
wyślizgnąć z łóżka. Ubrała się po ciemku. Gdyby któraś ze służących się przebudziła, miała zamiar
powiedzieć, że męczą ją nudności i ból brzucha.
Wydawało jej się, że minęła cała wieczność, nim rozdzwoniły się wieczorne dzwony w zbudowanym
niedawno klasztorze franciszkanów. Trzymając trzewiki w ręku, przemknęła się w stronę drzwi.
Obmacała rękami kąt w poszukiwaniu płaszcza, a potem przerzuciła go przez ramię. Nasłuchiwała w
ciemnościach, zanim ośmieliła się otworzyć drzwi, ale obie służące twardo spały, żadna się nawet nie
poruszyła. Gdy znalazła się w mrocznym i zimnym korytarzu, włożyła trzewiki z cielęcej skóry i
pobiegła do wyjścia. Z sali biesiadnej dochodziły dźwięki muzyki, podniesione głosy i wybuchy
śmiechu.
Na dworze był mróz. Naciągnęła kaptur na czoło, skuliła się, chroniąc przed śniegiem, i ruszyła
szybkim krokiem w stronę nowego budynku. Tłumaczyła sobie, że na pewno nikt nie wyjdzie na
dziedziniec w taką pogodę i o takiej porze.
Usłyszała jakieś głosy po drugiej stronie, ale nie ośmieliła się spojrzeć w tamtym kierunku. Na
szczęście płaszcz zakrywał całą suknię.
Mijając izbę drużynników, wstrzymała oddech. Na


background image

pewno wszyscy są równie pijani jak tamci w sali biesiadnej. Gdyby jednak ktoś nagle stanął w
drzwiach, znalazłaby się w niewesołej sytuacji. Dobrze wiedziała, że drużynnicy mają zawsze zakusy
na służące i próbują swoich sił, gdy tylko nadarza się okazja. Kiedy wyjdzie na jaw, kto się przemykał
o tej porze przez dziedziniec, plotkom nie będzie końca. Wszyscy zaczną się zastanawiać, czym się
zajmuje królewska córka po nocach. Plotki na pewno szybko dotrą do uszu króla i królowej.
W końcu dotarła do niewykończonego jeszcze magazynu. Rozejrzała się na wszystkie strony, nim
weszła do środka.
Było tam ciemno i lodowato.
- Jest tu kto? - szepnęła podniecona i przerażona.
- Uważaj! Podłoga nie jest jeszcze gotowa. - Głos Tronda rozległ się gdzieś bardzo niedaleko. - Stój
spokojnie, zaraz do ciebie podejdę.
Po chwili trzymał ją już w ramionach. Całowali się długo, potem oboje wybuchnęli radosnym
śmiechem i znów się pocałowali. Stali tak przez chwilę, sycąc się nawzajem swoją obecnością.
Pieszczoty stawały się coraz śmielsze, jakby dodawała im odwagi tęsknota, której doświadczali przez
tyle miesięcy.
- Chodź! - szepnął Trond. - W podłodze jest mnóstwo dziur, ale wiem, którędy trzeba iść. Trzymaj się
mocno i stawiaj kroki tuż za mną.
Zaprowadził ją w kąt pomieszczenia. Rozłożył swój płaszcz na podłodze i po chwili oboje już na nim
leżeli. Całowali się tak długo, że aż zabrakło im tchu, a potem pieścili się, szepcząc sobie nawzajem do
ucha namiętne słowa. Trond próbował wsunąć dłoń pod ubranie Kristin i dotknąć jej nagiej skóry. A
ona drżała z rozkoszy i pożądania, ale bała się śmiertelnie, że ktoś nagle wejdzie do

background image

magazynu. Zdołała na chwilę opanować ten strach, ale gdy Trond zaczął poczynać sobie coraz śmielej
i zadarł jej spódnice tak gwałtownie, że poczuła mroźny powiew na nagiej skórze, przeraziła się nie na
żarty.
- Nie! - zawołała zduszonym głosem.
- Nie bój się, Kristin. Nikt tu nie przyjdzie. Trond nie zamierzał się poddać, ale Kristin nie mogła
przezwyciężyć strachu. Wolała nawet nie myśleć, co by się stało, gdyby ktoś znalazł ich teraz,
półnagich i półprzytomnych! Trond na pewno straciłby szanse na miejsce w drużynie, a może nawet i
życie. Nie miała ochoty zastanawiać się, co rodzice zrobiliby z nią. Cecilię swego czasu wysłali do
klasztoru w Rein, ale zdołała w końcu opuścić klasztorne mury, bo zachorowała. A poza tym Cecilia -
w przeciwieństwie do niej - potrafiła się podporządkować zakonnym regułom!
- Nie, Trond - szepnęła. - Jeśli ktoś nas przyłapie, stracisz swoją wielką szansę.
- Nikt nas nie przyłapie - szepnął, z trudem łapiąc dech. - Nikt tu nie przyjdzie, zanim kur nie zapieje.
Po raz kolejny próbował zedrzeć z niej ubranie, obezwładniony całkiem pożądaniem i namiętnością.
- Proszę cię, Kristin! - błagał. - Tęskniłem za tobą jak wariat!
- Ja też za tobą tęskniłam. Ale nie chcę, żebyśmy później tego żałowali, bo wszystko zniszczymy. Jeśli
zachowamy ostrożność, to będziemy się spotykać potajemnie przez całą zimę, a gdy już wrócimy do
Bjørgvin, wszystko będzie znacznie łatwiejsze.
Nic nie odpowiedział i nie chciał ustąpić, bo nie potrafił zapanować nad swoim ciałem.
- To pozwól przynajmniej, że cię tam dotknę - szepnął drżącym głosem. - Przecież masz na to taką
samą ochotę, jak ja!




background image

Zaczął rozsznurowywać spodnie, ale Kristin wyrwała się z jego objęć.
- Nie! Nie, Trond.
- Tylko trochę!
- Nie! - W głosie dziewczyny zabrzmiała nuta rozpaczy. - Ja nie chcę!
Zerwała się na równe nogi. On też się podniósł, choć niechętnie.
- Myślałem, że mnie kochasz. - Był wyraźnie urażony.
- Bo cię kocham. Myślałam o tobie codziennie, od kiedy się rozstaliśmy.
Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała, ale kiedy znów zaczął wsuwać rękę pod jej spódnicę, ruszyła
w stronę drzwi.
- Jesteś na mnie zła? - zapytał trochę zawstydzony. -Nie.
- Umówisz się ze mną jeszcze raz?
- Tak. Jeśli obiecasz, że nigdy nie zrobisz niczego wbrew mojej woli.
- No pewnie.
Kristin wymknęła się pierwsza. Trond miał odczekać chwilę nim wyjdzie. Po drugiej stronie
dziedzińca błyskały płomyki pochodni wartowników, ale tu było ciemno. Serce podchodziło jej do
gardła, gdy przemykała się pod ścianami w stronę wejścia. Zatrzymała się tam na chwilę, nasłuchując,
czy nikt się nie zbliża. A potem wślizgnęła się do środka i pobiegła ciemnym korytarzem w stronę
swojej komnaty. Przed progiem zdjęła trzewiki. Służące spały spokojnie. Po chwili Kristin też była w
łóżku. Zasnęła ze szczęśliwym uśmiechem i imieniem Tronda na ustach.
Kristin i Trond spotykali się coraz częściej. Jakby opanowała ich bez reszty namiętność, jakby nie
mogli żyć

background image

z dala od siebie, nie całując się i nie pieszcząc. Trond zaakceptował w końcu fakt, że Kristin nie
chciała się posunąć za daleko. W każdym razie nie w takich warunkach. Może latem... W lesie albo na
odludnej plaży wygrzanej słonecznymi promieniami...
A gdy już zaakceptował wolę Kristin, znosił to jak rycerz, którym tak bardzo pragnął zostać. Pocieszał
się, że wkrótce nastaną inne czasy i że na razie powinien się cieszyć z tego, co ma. Gdy inni
drużynnicy chełpili się swoimi erotycznymi przygodami, słuchał, żeby się czegoś' nauczyć, ale wcale
im nie zazdrościł. Zaspokajali wprawdzie swoje żądze, ale żaden nie miał doświadczyć tego, co
Trondowi mogło przypaść w udziale!
Tore szybko zauważył, jak ryzykowną grę prowadzi brat. Już latem spostrzegł to i owo, ale w głowie
mu się nie mieściło, że Trond mógłby się odważyć na coś podobnego na królewskim dworze!
- Chyba oszalałeś! - mawiał. - Pomyśl tylko, co będzie, gdy ktoś was spostrzeże! Taki byłeś dumny, że
zostaniesz drużynnikiem, a teraz tak się narażasz! Możesz stracić nie tylko wielką szansę, ale nawet
głowę!
Ale Trond śmiał się z niego.
- Zawsze byłeś tchórzem! Nie jestem taki głupi, żeby zaprzepaszczać swoje szanse. Wręcz
przeciwnie, robię wszystko, żeby je zwiększyć.
Tore rzucił mu pytające spojrzenie.
- Co masz właściwie na myśli?
- A co byś powiedział, gdyby królewska córka została twoją bratową?
- Ty naprawdę oszalałeś! Myślisz, że król pozwoli, żeby jego jedyna prawowita córka wyszła za
chłopskiego syna?
Trond nie stracił jednak rezonu.
- Było wielu takich, którzy zaczęli jako chłopscy sy-

background image

nowie, a skończyli jako wielcy høvdingowie. Nie znasz sag? A zresztą nie trzeba szukać daleko. Weź
na przykład Gregoriusa Andressona.
- Pani Cecilia jest tylko córką królewskiej nałożnicy.
- A Reidar Posłaniec? Był nikim, a potem ożenił się z córką samego Magnusa Erlingssona.
- Tylko że wtedy król Magnus dawno już leżał w grobie, a tron objął król Sverre. Córka Magnusa
niewiele znaczyła.
- Zazdrościsz mi, ot co - zdenerwował się Trond. Tore spojrzał na brata.
- Tak - odparł w końcu. Trond nie krył zdziwienia.
- Dlatego, że jest królewską córką, czy dlatego, że to właśnie ona?
- Zamknij się! - Tore obrócił się na pięcie i odszedł.

background image

8
Zbliżało się Boże Narodzenie. Śnieg przykrył dachy i łąki, zasypał wąskie uliczki. Zaspy blokowały
drzwi i wrota. Ludzie w osadzie biedzili się codziennie, żeby odśnieżyć ścieżki między domami i
otwory kominowe w dachach. Zmierzch zapadał nieubłaganie, nim zdążyli się uporać z robotą.
Kobiety siedziały wieczorami wokół paleniska, zajęte szyciem, tkaniem albo przędzeniem, mężczyźni
naprawiali narzędzia. Tylko dzieci cieszyły się ze śniegu. Chodziły na narty, na sanki albo odgarniały
śnieg z zamrożonego fiordu, żeby się poślizgać na przyczepionych do butów kościach.
W pogrążonych w półmroku domach trwały przygotowania do świąt. Specjalne piwo od dawna
leżakowało w kadziach, przygotowane jeszcze na dzień Wszystkich Świętych i częściowo wypite na
cześć przodków. To, co zostało, miało się pojawić na stołach w noc wigilijną, ku czci Chrystusa i
Matki Bożej, w nadziei na dobrobyt i pokój w nadchodzącym roku. Nie wolno było urządzać wesel na
trzy tygodnie przed świętami oraz podczas trzynastu dni bożonarodzeniowego okresu. Nie wolno było
także wytaczać nikomu spraw przed sądem, a pozwanych wcześniej i prześladowanych należało
zostawić w spokoju. Nikt nie powinien pracować, nikomu nie mogło zabraknąć dobrego jedzenia i
picia. W domostwach i w za-








background image

budowaniach gospodarczych powinien panować idealny porządek. Na drzwiach zaczęły się pojawiać
krucyfiksy, które miały strzec ludzi przed złymi duchami. W Wigilię wielu ludzi czekało aż do
północy, do godziny narodzin Chrystusa. A potem do izby wnoszono słomę, by wszyscy razem mogli
się położyć na podłodze.
Kristin zawsze bardzo lubiła Boże Narodzenie. Nikt się wówczas nie spieszył. A gdy minęły trzy
pierwsze poważne świąteczne dni, podczas których trzeba było często chodzić do kościoła, ludzie
zaczynali odwiedzać się nawzajem. W halli biesiadnej pojawiały się pyszne potrawy i najróżniejsze
słodkości, a ona, Håkon Unge i junker Magnus dostawali prezenty. Tym razem radość Kristin mąciła
tylko jedna sprawa. Cecilia nie przyjechała do domu na święta. Kristin była pewna, że mogą się jej
spodziewać, skoro została sama i mieszka tak blisko.
- Dlaczego nie przyjechała? - zapytała ojca. Król zmarszczył czoło.
- Nie wiem.
- Czy to takie dziwne? - wtrącił się Sigurd. - Jest przecież w żałobie i pewnie nie ma ochoty
uczestniczyć w wesołych biesiadach.
Kristin ogarnęły wyrzuty sumienia. Obiecała wszak Ce-cilii, że ucieknie z Oslo i wróci do Haugar, a
tymczasem nawet nie napisała listu. Od kiedy dowiedziała się, że spotka tu Tronda, nie była w stanie
myśleć o niczym innym.
Ale wkrótce zapomniała o wyrzutach sumienia. Trond miał podczas świąt niewiele do roboty, rodzice
ciągle kogoś odwiedzali, więc Kristin mogła się częściej spotykać z ukochanym.
Pewnego wieczoru wymknęła się ze swej komnaty, gdy służące zasnęły, i ruszyła w stronę magazynu,
zachowując jeszcze większą ostrożność niż zwykle. Budy-

background image

nek był już prawie wykończony i w każdej chwili mógł zacząć pełnić przypisaną mu rolę. Trzeba
będzie poszukać innej kryjówki.
Tym razem znów udało jej się niepostrzeżenie wślizgnąć do środka, ale nie mogła się pozbyć
wrażenia, że jest jakoś inaczej niż zwykle.
- Trond? - szepnęła nieco przestraszona.
- Tak - usłyszała. Stał nieco dalej niż zwykle, ale od razu ruszył ku niej. Potknął się o jakieś narzędzia,
które leżały na podłodze, i cicho zaklął pod nosem. Kristin znów się zaniepokoiła.
- Trond? - szepnęła raz jeszcze.
Ale on był już tuż obok, przyciągnął ją do siebie i zaczął gwałtownie całować. Nie szepnął jej ducha
kilku czułych słów, jak zazwyczaj, i jakoś bardzo zachłannie ją obejmował.
Kristin wyrwała mu się.
- Trond, co się z tobą dzieje?
Nie odpowiedział, a dziewczyna zamarła z przerażenia.
-To nie jest Trond! - wykrzyknęła.
Tamten wciąż milczał, ale gdy Kristin obróciła się, by czym prędzej wybiec z magazynu, chwycił ją
mocno za ramię.
- Chwileczkę! To ja, Tore. Trond siedzi w ciemnicy. Ktoś doniósł, że wymykał się z izby wieczorami.
- I dowiedzieli się, że...
- Spokojnie - przerwał jej od razu. - Tylko ja wiem, co on robi. Przyszedłem, żeby powiedzieć, co się
z nim dzieje.
- I skorzystałeś z okazji! - wybuchnęła Kristin. - Chyba wiesz, ile cię to może kosztować? - syknęła.
- Nie chciałem - mruknął Tore. - Sam nie wiem, co mnie opętało.
-Jeśli opowiem o tym Trondowi, to się wścieknie.

background image

- I mnie zabije. - Tore był naprawdę przerażony tą myślą.
- Więc dlaczego to zrobiłeś? Chciałeś się zemścić na bracie, czy odebrać mu mnie?
- Nie chciałem - powtórzył zbolałym głosem. - Proszę mi uwierzyć. Przyszedłem tu ze względu na
Tronda i nagle... - Nie dokończył.
Kristin czuła w jego głosie wielki wstyd, domyślała się, jak mu głupio. Przypomniała sobie od razu
słowa Tronda, który podejrzewał, że jego brat kocha się w Kristin! Śmiał się, kiedy to mówił - dumny,
że jest lepszy od brata. Kristin zaczęła współczuć Toremu.
- Zapomnijmy o tym, Tore. Wierzę ci. I przyrzekam, że nic nie powiem Trondowi. A ty przyrzeknij, że
nikomu nie piśniesz ani słowa o mnie i o Trondzie.
- Przyrzekam. - Tore odetchnął z ulgą.
- Najpierw ja się stąd wymknę, a ty później, po pewnym czasie.
Ruszyła po omacku w stronę drzwi. Ale w tej właśnie chwili ktoś otworzył je gwałtownym
kopniakiem i zaświecił jej w oczy pochodnią.
- A więc to tak! - Głos nieznajomego był jadowity. -To tutaj królewska córka spędza noce!
Kristin miała ochotę zapaść się pod ziemię. Przed nią stał jeden z najwyższych rangą drużynników, a
za jego plecami grupa karnych kandydatów. Dowódca ruszył do przodu i uniósł pochodnię tak, że
oświetliła twarz Torego.
- No proszę! - rzucił cierpko. - A ja sądziłem, że nasz chłopski syn z Bjørgvin nie jest zbyt odważny!
Łatwo się pomylić. - Jego twarz pociemniała, a głos stał się jeszcze bardziej jadowity. - Ale tym razem
trochę przesadziłeś z tą odwagą, Tore Gyrdsson. Czy naprawdę chwila uciechy z królewską córką jest
warta takiej ceny? Warto było zniszczyć sobie życie?

background image

- To nieprawda! - wykrzyknęła Kristin, przezwyciężywszy pierwszy szok. - Tore przyszedł tu, żeby ze
mną porozmawiać. Znamy się jeszcze z Alrekstad.
Drużynnik odwrócił się do niej. Ku przerażeniu Kristin w migotliwym świetle pochodni jego twarz
bardzo przypominała twarz mistrza Vilhjalma. Mroczną i nieprzeniknioną.
- To już rozstrzygnie król Hakon - wycedził lodowato.
Tore wylądował w ciemnicy, z której wypuszczono Tronda w przekonaniu, że ktoś pomylił obu braci.
Następnego ranka Kristin została wezwana do ojca. Czekał na nią w sali posłuchań. Siedział przy
stole, z piórem w ręku, pochylony nad jakimiś arkuszami z cielęcej skóry, ale wyprostował się, gdy
tylko weszła. Kristin nie potrafiła ocenić, czy gniewa się na nią, czy jest tylko zasmucony.
- Wiesz, co się stanie, gdy twoja matka się o tym dowie? - zaczął powoli. - Wiele razy rozmawiała już
z przeoryszą z Nonneseter i poważnie rozważa umieszczenie cię w klasztorze. I to nie na chwilę, ale
po to, żebyś złożyła śluby zakonne.
Kristin spojrzała na ojca z przerażeniem.
- Nie może tego zrobić! Ja nie nadaję się na zakonnicę!
- Jako twoi rodzice możemy zrobić wszystko! - odparł król spokojnie.
- Ona chce się mnie pozbyć! - Kristin była zbyt poruszona, by zachować ostrożność. - Boi się, żebym
nie powiedziała komuś, że to jej człowiek zabił Gregoriusa!
Król poczerwieniał ze złości.
- Uważaj, Kristin! Są na świecie jeszcze gorsze rzeczy niż wieża mistrza Vilhjalma albo mury
klasztorne!
Królewna rozpłakała się.
- To z jakiego powodu nie pozwoliła mi uczestniczyć


background image

w pogrzebie, jeśli nie dlatego, że się mnie boi? - szlochała.
Król wstał.
- Mówisz o swojej matce, mojej małżonce i królowej! Zabraniam ci powtarzać te niegodziwe
kłamstwa! Masz mi natychmiast opowiedzieć, co się wydarzyło wczoraj wieczorem, i lepiej będzie
dla ciebie, jeśli powiesz prawdę!
Kristin otarła łzy.
- Ja... Poznałam bliźniaki Gyrda Gunnarsona, gdy byłam w Alrekstad z Cecilią i Gregoriusem -
zaczęła niepewnie. - Zaprzyjaźniliśmy się. Obaj byli dla mnie bardzo mili, zabierali mnie na konne
przejażdżki i do stajni. To były najszczęśliwsze dni w moim życiu! - dodała, spoglądając na ojca
wyzywająco.
Król Håkon poruszył się niespokojnie. Kristin znów trafiła w czuły punkt.
- Kiedy powiedziałeś, że Gyrd Gunnarsson umarł, a ty przyjąłeś braci do swojej drużyny, byłam z
ciebie bardzo dumna. Zawsze jesteś taki dobry dla ludzi, którzy mają kłopoty.
Ciepłe słowa sprawiły, że Håkon trochę się uspokoił.
- Kiedy tu przyjechaliśmy, spotykałam ich czasami przypadkiem i czasem rozmawialiśmy. Oni są
zawsze tacy uśmiechnięci i sympatyczni.
Kristin przez całą noc nie spała, obmyślając, co powie ojcu. Okazało się, że idzie jej to lepiej niż
przypuszczała.
- Wczoraj natknęłam się na Torego. Zauważyłam, że jest bardzo zdenerwowany, ale nie mógł mi
powiedzieć dlaczego, bo nie był sam. Domyśliłam się, że zdarzyło się coś strasznego, więc niewiele
myśląc, szepnęłam mu, żeby przyszedł do nowego magazynu po wieczornej mszy. Sądziłam, że będę
mu mogła jakoś pomóc, na przykład wstawiając się za nim u ciebie.

background image

Król Håkon odetchnął z ulgą.
- Jezu, całe szczęście, że mnie uspokoiłaś! - zawołał. -Już się bałem, że coś nabroiłaś! A dlaczego Tore
był taki zdenerwowany? - zainteresował się.
- Bo jego brata wsadzili do ciemnicy. Wydało się, że znika gdzieś wieczorami.
Król uśmiechnął się.
- Gorąca krew płynie w żyłach tych chłopaków. Pewnie znalazł sobie jakąś przyjaciółkę w osadzie. No
dobrze, moje dziecko. Zadbam o to, żeby bliźniacy wyszli z ciemnicy i żeby wszyscy drużynnicy
dowiedzieli się, że nie robiłaś w tym magazynie nic złego. Ale następnym razem przyjdź prosto do
mnie. Jako moja córka jesteś w szczególnym położeniu i plotki mogą ci bardzo zaszkodzić!
Kristin dygnęła i wyszła, modląc się o przebaczenie do Najświętszej Panienki i do świętego Olafa.
Skoro sama czuła niesmak po tych wszystkich kłamstwach, to na pewno święty Olaf był tym bardziej
poruszony.
Minęło zaledwie kilka dni, a Kristin znów przemykała się nocą przez dziedziniec w stronę nowego
budynku. Tęsknota za Trondem rozsadzała jej ciało. Wiedziała, że to szaleństwo, że naraża się na
wielkie niebezpieczeństwo, ale nie mogła się powstrzymać.
- Co się właściwie stało? - Trond niewiele z tego wszystkiego rozumiał. - Tore nic mi nie powiedział.
Tylko tyle, że próbował cię ostrzec. Wylądował w ciemnicy, ale zaraz nas obu wypuścili.
Kristin cieszyła się, że otaczają ich ciemności.
- Przyszedł mi powiedzieć, że wsadzili cię do ciemnicy, a gdy rozmawialiśmy, ktoś niespodziewanie
wyłamał drzwi. To był dowódca drużynników, który źle ocenił całą sytuację. Następnego ranka ojciec
wezwał mnie


background image

do siebie, ale udało mi się go przekonać, że umówiłam się z Torem, żeby mu pomóc wydostać cię z
lochu. Trond roześmiał się.
- Nieźle, Kristin! Dasz sobie radę w życiu! Całe szczęście, że mnie tu wtedy nie było. Musimy sobie
znaleźć inną kryjówkę. Kto wie, czy nie zajrzą tu jeszcze raz.
Wymknęli się pojedynczo z magazynu i pobiegli do szopy. Zagrzebali się w sianie, ciasno objęci.
Trond zauważył, że Tore stał się cichszy i bardziej zamknięty w sobie. Pomyślał, że nie ma w tym nic
dziwnego. Niewiele brakowało, a brat zrujnowałby sobie życie tylko dlatego, że chciał mu pomóc!
Poza tym Trond nie miał wątpliwości, że Tore jest chory z zazdrości. Gdy tylko spotykali królewnę
Kristin podczas mszy albo na dziedzińcu, Tore rumienił się i denerwował.
Trond wiedział, czego brakuje bratu. Z wyglądu byli do siebie bardzo podobni, różnica polegała na
czym innym. Tore był zbyt ostrożny i zbyt nieśmiały. Kobiety wolą mężczyzn, którzy wiedzą, czego
chcą, i nie brak im odwagi, by do tego dążyć. Lubią mężczyzn, którzy znają swoją wartość, wiedzą, że
do nich należy władza, i nie pozawalają, by ktoś nimi rządził. Królewna Kristin od razu zwróciła na
niego uwagę. Tore zawsze stał z tyłu i nie miał odwagi powiedzieć ani słowa. Gdy Trond opowiedział
bratu, jak zabrał królewnę na łąkę, gdy miał chwytać dzikie konie, Tore patrzył na niego z przeraże-
niem i zazdrością. Jemu nawet by to nie przyszło do głowy! Prosić o cokolwiek córkę króla!
Trond uśmiechnął się pod wąsem. Na tym polega różnica między nami, pomyślał z dumą.
Trond i Kristin w dalszym ciągu romansowali po nocach w sianie. Ale królewna trwała w swoim
postano-

background image

wieniu i nie chciała się posunąć za daleko. Czasami musiała się mocno pilnować. Zwłaszcza wtedy,
gdy Trond był bardzo dotknięty i oskarżał ją, że wystawia go na nieludzką próbę. Albo wtedy, gdy
udawało mu się obudzić w niej trudne do poskromienia pożądanie i miała ochotę zapomnieć się.
Kristin wiedziała jednak, że jeśli ustąpi, może zajść w ciążę, chociaż Trond zapewniał, że do tego nie
dopuści. A wtedy jej ukochany straciłby życie, a ona wylądowałaby na zawsze w klasztorze.
- Przecież i tak jest nam ze sobą dobrze - mówiła, pieszcząc go.
- Ale latem...
- Tak, latem. Kiedy będziemy w domu, w Bjørgvin, i będę mogła uciec, gdyby coś się stało. Tu nie
znam nikogo. Nie mogłabym nawet schronić się u Cecilii, bo właśnie tam zaczęliby mnie szukać.
Trond uspokoił się i zaczął liczyć dni do lata.
Tore leżał wieczorami na ławie i cierpiał, słysząc, że brat znów wymyka się gdzieś po nocach. Gniew,
strach i zazdrość walczyły w nim o pierwszeństwo. Bał się, by nikt nie zauważył nocnych eskapad
brata. Wściekał się, że Trond znów naraża się na takie niebezpieczeństwo. A przy tym wszystkim
targała nim zazdrość. Ciągle wspominał to, co przeżył w mrocznym magazynie. Wprawdzie trzymał
Kristin w ramionach i całował tylko przez parę sekund, ale to wystarczyło, by pragnął jej jeszcze
bardziej. Odwzajemniała jego pocałunki, nim się zorientowała, że to nie Trond. Od kiedy dotknął jej
ciała przez cienką tkaninę, jeszcze bardziej zazdrościł bratu. Czasem leżał w ciemnościach i
nienawidził go, wyobrażając sobie, co tamci przeżywają w tej chwili. Nienawidził go za to, że tak
przez niego cierpiał. Zdarzało mu




background image

się nawet wyobrażać sobie, że doprowadza do tego, by romans brata i królewny Kristin został odkryty,
ale w głębi duszy wiedział, że nigdy tego nie zrobi.
Zbliżała się wiosna. Popołudniami było już znacznie jaśniej. Tego roku dość szybko nastały ciepłe
dni. Kobiety wietrzyły pościel, nosiły pranie do rzeki. Królewska para ciągle gdzieś podróżowała.
Czasem odwiedzali wielmożów w osadzie, czasem wybierali się na przejażdżkę, by zakosztować
wiosennego słońca.
Tore często widywał królewnę Kristin. Kiedyś zatrzymała go i powiedziała szybko:
- Nic nie powiedziałam Trondowi i nigdy tego nie zrobię.
- Ja też nigdy nic nikomu nie powiem - zaczerwienił się Tore.
Królewna uśmiechnęła się ciepło.
- Tak właśnie myślałam. Jesteś dobrym człowiekiem, Tore. Bardzo cię lubię.
Tego wieczoru Tore nie musiał borykać się ze złymi myślami i uczuciami. Leżał i marzył o tym, że
Kristin, znudzona Trondem, zaczęła się spotykać z nim, Torem.
Na królewskim dworze tymczasem działy się ważne rzeczy. Z dłuższą wizytą przyjechał król wyspy
Man i Hebrydów, syn Olafa Gudrodssona, którego ród rządził na Hebrydach od pokoleń. Król Harald
liczył ha to, że uda się powstrzymać zakusy szkockiego władcy, który chciał odkupić Hebrydy,
podporządkowane na razie królowi Norwegii, i co wieczór usiłował zjednać sobie przychylność
Hakona.
Pewnego wiosennego dnia Kristin przypadkiem usłyszała fragment rozmowy obu władców.

background image

- Mam dla was propozycję, wasza wysokość - mówił król Harald. - Macie córkę, która niedługo
pójdzie za maż, prawda?
Kristin zamarła z przerażenia. Ona miałaby wyjść za tego podstarzałego, obrzydliwego cudzoziemca!
To już lepiej pójść do klasztoru! oburzyła się.
- Królewna Kristin ma zaledwie czternaście lat. - Na szczęście ojciec nie był zachwycony tą
propozycją.
Król Harald roześmiał się.
- Nie interesuję się dzieciakami. Myślałem o tej drugiej. O Cecilii.
- Straciła niedawno męża i jeszcze jest w żałobie.
- Wiem o tym, ale wkrótce roczna żałoba minie. A tego rodzaju przymierze między Norwegią a
Hebrydami byłoby korzystne dla obu krajów.
Kristin wymknęła się bezszelestnie, przepełniona gniewem. Cecilia, która tak bardzo kochała
Gregoriusa! Niemożliwe, żeby ojciec zmusił ją do małżeństwa z tym wstrętnym człowiekiem!
Parę dni później Cecilia została wezwana do Oslo. Kristin nie widziała siostry od wyjazdu z Tunsberg
i miała nieczyste sumienie, bo za mało o niej myślała. Nie myślała zresztą o nikim poza Trondem.
Cecilia nie miała wyboru. Posłaniec powiedział, że to królewski rozkaz. Trzeciego maja na wodach
fiordu pojawił się statek, który po chwili przybił do królewskiej przystani. Kristin czekała na
pomoście, szczęśliwa, że zobaczy siostrę, choć zarazem trochę zakłopotana z powodu poczucia winy.
Przestraszyła się na widok Cecilii, jej zapadniętych policzków, bladej cery i cieni pod oczami.
- Jak się czujesz, Kristin? - zapytała Cecylia z troską w głosie, gdy już się uściskały. - W pewnym
sensie cie-


background image

szę się, że nie uciekłaś stąd, jak zapowiadałaś. Ale trochę się niepokoiłam, czy przypadkiem ponownie
cię za coś nie ukarali.
- Nie próbowałam - powiedziała Kristin, czując niesmak z powodu kolejnego kłamstwa. - Bardzo za
tobą tęskniłam, Cecilio - dodała, choć dobrze wiedziała, że to także nie jest prawda. Myślała przecież
tylko o Trondzie.
- I ja za tobą okropnie tęskniłam. - Cecilia bez wątpienia mówiła prawdę. - Czy zdarzyło się coś złego?
- zapytała. - Dostałam polecenie, by natychmiast przyjechać.
-Ja o niczym nie wiem - odparła Kristin i od razu przypomniała sobie króla Hebrydów. - A jak ty
spędziłaś zimę, Cecilio? Byłam pewna, że przyjedziesz na święta.
- Niedobrze mi się robiło na samą myśl o tych wszystkich ucztach, zabawach i pijaństwach, które się
rozpoczęły zapewne po trzech pierwszych świątecznych dniach - szepnęła Cecilia. - Tak bardzo mi
brak Gregoriusa. Chyba tego nie zniosę.
- Wkrótce wrócimy do Bjørgvin. - Kristin rozmyślnie zmieniła temat. - Może pojedziesz z nami?
Mogłybyśmy wybrać się do Ålrekstad.
- Żebyś mogła zobaczyć się z młodym Trondem? -uśmiechnęła się Cecilia.
- On jest tutaj.
- Tutaj?
Kristin skinęła głową.
- Kiedy jego ojciec zmarł, Trond i jego brat zostali przyjęci do drużyny ojca.
- A ty codziennie spoglądasz tęsknym wzrokiem na izbę drużynników!
- Tak - roześmiała się Kristin.
Spędziły razem miły dzień. Ku swemu ogromnemu przerażeniu Kristin zapomniała zupełnie o tym, co
Ce-

background image

cilia może czuć względem matki. Ale Cecilia nie dała po sobie poznać, że coś ją w dalszym ciągu
trapi, a i królowa Margrete zachowywała się nieco przyjaźniej niż poprzednim razem. Cecilia,
nieświadoma, co ją czeka, przywitała się grzecznie z królem Haraldem, z Ivarem Torsteinssonnem z
Dalsland, którego szwedzcy høvdingowie przysłali, z zapytaniem, jak Håkon zamierza wynagrodzić
Szwedom krzywdy, których doznali w Varmland. Pozdrowiła także dwóch nowych gości: Jona
Dungadssona i Duggala, którzy przybyli tu zza morza, żeby prosić o królewskie pozwolenie na
objęcie panowania na wyspach leżących na północ od Hebrydów.
Dopiero następnego dnia Cecilia dowiedziała się, dlaczego ojciec ją wezwał. Król miał dość
delikatności, by powiedzieć jej o tym osobiście.
- To niemożliwe, ojcze! - zadrżała Cecilia. - Przecież nie minął jeszcze rok od śmierci Gregoriusa, a ja
nie mogę o nim zapomnieć!
- Właśnie dlatego - odparł król spokojnie. - Powinnaś zacząć myśleć o czym innym.
- Ależ ja nie mogę dzielić małżeńskiego łoża z nikim innym!
- To przecież nieuniknione. Nie ciebie jedną czeka ten los. Za parę lat przyjdzie kolej na Krisitn. Nie
mogę sobie niestety pozwolić na to, by dać wolny wybór swoim córkom. Potrzebuję sojuszników.
Wiesz na pewno, że mam ciągle kłopoty ze szkockim królem. Jako władca Norwegii muszę zadbać o
to, żebyśmy nie stracili wpływów na wyspach. Ciągle domagają się zwrotu Hebrydów. Mam nadzieję,
że po twoim ślubie z Haraldem będzie trochę spokoju.
Cecilia zamilkła. Wiedziała, że już przegrała.




background image

Parę dni później rozpoczęły się przygotowania do wyjazdu do Bjørgvin. Król Harald miał wyruszyć z
całym dworem, a Cecilia nieco później, gdy załatwi wszystko co trzeba na swoim dworze w Tunsberg.
Kristin nie mogła się pogodzić z tym, że Cecilia przyjęła swój los bez protestów. Jak mogła przystać
na małżeństwo z tym okropnym królem Haraldem! Opuścić wszystkich, których się kocha! Zostawić
piękny dwór Gregoriusa! Rozstać się ze wspomnieniami z Tunsberg, z Bjørgvin! Z Norwegii! Jak
można zrezygnować ze wszystkiego dla człowieka, którego się nie kocha! A może nawet nie lubi.
Ja tego nigdy nie zrobię! pomyślała ze wzburzeniem.
Nawet Trond był poruszony nowiną.
- Dlaczego twój ojciec nie znalazł jej jakiegoś walecznego høvdinga tu, w Norwegii? Kogoś, kto
pomógłby mu walczyć z wrogami i na zachodzie, i na wschodzie? Przecież wsparcie tutejszych
możnowładców jest równie ważne jak wsparcie zamorskich królów.
- Ja też tak uważam - pokiwała głowa Kristin. Zmarszczyła brwi w zamyśleniu. - Podejrzewam, że Ce-
cilia poddała się tak łatwo ze względu na starą wróżbę mistrza Vilhjalma.
- Jaką wróżbę? - zainteresował się Trond.
- Przepowiedział jej, że poślubi króla zza morza. Potem śmiałyśmy się z tego, bo przecież wyszła za
Gregoriusa. A teraz jego wróżba się spełnia.
- Czy tobie też coś wywróżył? - zapytał ostrożnie. -Tak.
-Co?
- Nie powiem.
- To nieładnie, Krisitn.

background image

- Cecilia mówi, że mistrz Vilhjalm straci! na starość zdolność jasnowidzenia.
- A kiedy ci wróżył?
- Zaledwie parę lat temu.
- To możesz chyba zdradzić, co ci przepowiedział.
- Ze wyjdę za mąż za ciemnookiego bruneta z dalekiego kraju - wyznała w końcu Kristin i zaśmiała się
niepewnie.
- Wierzysz w to?
- Nie, bo ja nigdy nie pozwolę tak sobą rządzić jak Cecilia.
Uśmiechnął się z ulgą.
- Też tak sądzę. Jesteś odważna, jesteś silna i na pewno król Håkon w gruncie rzeczy jest z tego
dumny. Pokaż mu już teraz, że nie pozwolisz, by ktoś za ciebie decydował! Powiedz, że powinien ci
znaleźć męża, który pomoże mu w walce!
- I ma niebieskie oczy, jasne kręcone włosy, jest wysoki i urodziwy - dodała Kristin. Trond
uśmiechnął się z dumą.
- Tak. Męża, który wygląda jak jego własny ród, ród Haralda Pięknowłosego!









background image

9
Kristin była szczęśliwa, gdy wreszcie wrócili do Bjørgvin. Zwłaszcza że zrobiło się bardzo ciepło, a
deszcze padały rzadziej niż zwykle o tej porze roku. Niebo było codziennie bezchmurne. Kristin
korzystała z pięknej pogody. Nie przejmowała się narzekaniami służby na suszę i nieurodzaj ani
lękiem staruszków przed pożarami. Liczyły się tylko miłosne igraszki na polance ukrytej w lesie.
Myślała tylko o nagiej skórze rozgrzanej słońcem, o szeptanych, namiętnych słowach i gorących
ustach ukochanego.
Opamiętanie przyszło dopiero czternaście dni przed świętym Janem, gdy w środku nocy obudziła ją
Åsa, szarpiąc za ramię i krzycząc przeraźliwie:
- Pali się, panienko. Pali się! Kristin natychmiast oprzytomniała.
- Gdzie? - przestraszyła się, wyskakując z łóżka. Ze względu na upały przenieśli się na lato do
warowni, w której było znacznie chłodniej. Kristin podbiegła do okna i omal nie zemdlała. Całe
miasto płonęło. Czerwo-nozłote płomienie wznosiły się aż do nieba, a nad torfowymi dachami
domostw snuł się gęsty dym.
- Musimy uciekać! - Åsa trzęsła się ze strachu. - Jeśli wiatr zmieni kierunek, przyniesie iskry aż tutaj!
Kristin czym prędzej się ubrała bez pomocy służącej, wiedząc, że tak będzie szybciej. Potem obie
zbiegły po

background image

schodach na dół. Na dziedzińcu otoczyła je grupka drużynników. Z trudem łapiąc dech, opowiadali
jeden przez drugiego, że król Håkon ze swoimi ludźmi zszedł aż do kościoła Świętego Piotra, próbując
powstrzymać ogień, ale dalej przejść już nie zdołali. Pożar osiągnął już takie rozmiary, że wiele się
zrobić nie dało. Kościół Najświętszej Maryi Panny stał w płomieniach. Wkrótce przyjdzie kolej na
warownię.
- Szybko! - krzyczeli przerażeni drużynnicy. - Musicie stąd uciekać!
Rozdzwoniły się wszystkie dzwony, rozbuchane płomienie huczały jak najstraszliwsza burza. Ludzie
krzyczeli i biegali w popłochu, psy ujadały jak szalone, dzieci piszczały, a wiatr pędził kłęby gęstego
dymu to w jedną, to w drugą stronę. Iskry tworzyły ogniste chmury, płonąca wieża kościoła oświetlała
całe niebo na czerwono. Drużynnicy biegali po warowni, budząc śpiących, inni wyprowadzali
przerażone konie ze stajni, by pogalopować na pomoc tym, którzy próbowali ugasić pożar.
Kristin ze służącymi biegła w stronę przystani. Król Håkon zmierzał właśnie w stronę statków, które
niedawno przypłynęły z Gotlandii. Kazał zabrać z nich wielkie kotły, napełnić je morską wodą i
wyciągnąć na brzeg. Biskup razem z grupką duchownych wynosił tymczasem z kościoła skrzynię ze
świętymi relikwiami. Nie zważając na strzelające iskry i huczące płomienie, duchowni szli w stronę
płonącej osady z głowami wzniesionymi ku niebu i błagali świętego Olafa i Najświętszą Panienkę o
pomoc w walce z ogniem.
Później trudno było dociec, czy bardziej pomogły modły, czy też woda z wielkich, gotlandzkich
kotłów, tak czy inaczej wiatr nagle zmienił kierunek i pożar przygasł.
- Dzięki szczęśliwej gwieździe króla i Bożemu miło-




background image

sierdziu udało nam się ugasić pożar! - zawołał jeden ze starszych drużynników.
Ku swemu wielkiemu przerażeniu Kristin dowiedziała się, że wielu ludzi spłonęło w warowni. Nie
zdążyli w porę uciec!
Ucierpiała cała osada aż do Sandbru, jeśli nie liczyć kilku domostw na skraju Vågen. Kristin
dowiedziała się także, że niewiele brakowało, a straciłaby ojca, który naraził swoje życie, walcząc
zaciekle z pożarem.
Nie mogła opanować drżenia ciała. Nie spotkała nigdzie Cecilii ani Tronda i bała się ogromnie, że
stało im się coś złego. Nie widziała także Sigurda, Håkona Unge, matki ani junkra Magnusa, ale gdyby
im się coś przydarzyło, drużynnicy pierwsi by o tym wiedzieli.
Tej nocy nikt nie położył się spać. Mężczyźni pomagali usuwać skutki pożaru, a kobiety z dziećmi
zebrały się w przystani. Nikt nie ośmielił się wrócić do warowni, choć pożar na pozór przygasł. Nigdy
jednak nie wiadomo, czy nie wybuchnie na nowo.
Siedzieli więc w ciemnościach i rozmawiali o tym, co się wydarzyło. Dzieci cicho płakały. Ta noc już
na zawsze miała zostać w ich pamięci. Kobiety mówiły szybko i nerwowo. Lęk wciąż jeżył wszystkim
włosy na głowie i przyprawiał o nieprzyjemne dreszcze. W końcu doszło do tego, czego wszyscy się
obawiali z powodu suszy. Niewielka iskra z otworu kominowego wystarczyła, bo torfowe dachy były
wysuszone, a domy leżały tak blisko siebie, że trudno się było między nimi przemknąć.
Następnego dnia spadł deszcz. Parę godzin za późno. Lało jak z cebra, na horyzoncie gromadziły się
czarne, burzowe chmury. Gdy piorun uderzył w dom, w którym spał junker Magnus, płatew rozpadła
się na kawałki. Bogu dzięki, piorun tylko odbił się od domu i strze-

background image

lil w jeden ze statków zacumowanych w przystani. Roztrzaskał maszt, ale nikomu nic się nie stało.
- Za co Pan Bóg nas tak karze? - zapytała przerażona Asa.
Kristin spojrzała na nią z lękiem. To moja wina, pomyślała od razu. Pożar to kara Boża za wszystkie
moje grzechy!
Już nazajutrz wszyscy zabrali się do odbudowywania domów i naprawiania szkód, a zaledwie parę dni
później król i królowa zaczęli planować wesele Cecilii.
Kristin nie kryła oburzenia. Jak można myśleć o weselu po tak straszliwej katastrofie! Tylu ludzi
spłonęło żywcem, niektórzy stracili małżonków, dzieci, rodziców, inni dach nad głową. I w tej
sytuacji rodzice zamierzają urządzić na zamku wesele!
W Kristin obudziły się podejrzenia. Czyżby matka tak bardzo chciała pozbyć się Cecilii?
Cecilia niewiele mówiła. Nigdy się jednak nie śmiała, rzadko się uśmiechała, chodziła wiecznie
zasmucona. Kristin parę razy widziała ją w towarzystwie przyszłego męża. Cecilia rozmawiała z nim
jak z każdym zagranicznym gościem - grzecznie i uprzejmie, ale bez większego zainteresowania.
Kristin nie mogła zrozumieć, jak siostra znosi myśl o tym, że wkrótce będzie dzielić łoże z tym
człowiekiem. Przyszło jej do głowy, że Cecilia już pożegnała się z życiem. Po śmierci ukochanego
męża powtarzała przecież nie raz, że jej życie straciło sens.
Kristin poczuła gęsią skórkę na plecach. Cecilia miała zaledwie dwadzieścia sześć lat. Jak na
królewską córkę, której niczego nie brakuje, to przecież bardzo niewiele.
- To okropne - mówiła do Tronda. - Mam wrażenie, że Cecilia już nie chce żyć.
- Nic na to nie poradzisz.



background image

- I to mnie właśnie tak boli. Zawiodłam ją, gdy mnie najbardziej potrzebowała. Zeszłego lata ona i
Gregorius tyle dla mnie zrobili. Zabrali mnie do Kangi Unge i do Alrekstad. Gdyby nie oni, nigdy bym
cię nie spotkała -dodała, głaszcząc go czule po policzku. - Kiedy mieszkałam z nią w Haugar zeszłej
jesieni, wydawało mi się, że coraz lepiej znosi sytuację. Śmiałyśmy się nawet i żartowałyśmy, choć
brakowało nam Gregoriusa. A teraz jest zupełnie inna.
- Przejdzie jej, gdy znów wyjdzie za mąż. - Trond nie przepadał za poważnymi rozmowami.
Król Håkon urządził córce wspaniałe wesele. Goście zjawili się na królewskim dworze dużo
wcześniej. Statki z całego kraju zwoziły do Bjørgvin wspaniałe jedzenie i picie, z letniej halli
wieczorami dochodził gwar wesołych rozmów i śmiech.
Kristin nie potrafiła jednak niczym się cieszyć. Zerkała na siostrę z troską i chciało jej się płakać. Nie
tylko dlatego, że Cecilia miała wkrótce wyjechać - może na zawsze - ale przede wszystkim dlatego, że
planowane weselisko budziło jej odrazę. Nie rozumiała, jak ojciec, znany z miłości do własnych
dzieci, mógł do tego dopuścić. Jak mógł uznać, że panowanie nad jakimiś wyspami jest ważniejsze od
szczęścia Cecilii! Jak mógł tak bardzo pożądać władzy! Hebrydy leżały przecież gdzieś bardzo da-
leko. Co po nich norweskiemu królowi?
Podczas weselnego przyjęcia Krsitin siedziała naprzeciwko Cecilii i matki. Królowa miała na sobie
nową suknię, skrojoną wedle światowej mody, i tryskała humorem. Trochę za bardzo, pomyślała
Kristin, śląc matce podejrzliwe spojrzenie. Koło królowej siedziała pani Sigrid, zausznica Margrete,
ksieni klasztoru w Rein. Obie rozmawiały wesoło i śmiały się. Kristin nie mogła się

background image

oprzeć wrażeniu, że między panią Sigrid a Cecilią zawsze była dziwnie napięta atmosfera, ale nie
miała pojęcia dlaczego. Wiedziała tylko, że Cecilia opuściła klasztor, bo zachorowała. Gdy zapytała
kiedyś siostrę, co się właściwie zdarzyło, Cecilia szybko zmieniła temat. Ale nawet teraz, podczas
weselnej uczty, starała się trzymać z dala od przeoryszy.
Na dworze znów zrobiło się bardzo ciepło, więc gdy mężczyźni i kobiety skończyli już posiłek,
wszyscy wyszli na dziedziniec, gdzie muzycy zagrali do tańca. Kristin myślała tylko o Trondzie i nie
mogła doczekać się końca uroczystości. Jej ukochany zdążył już awansować dzięki biegłości w
posługiwaniu się bronią i teraz siedział przy stole z drużynnikami. Przydzielono mu wprawdzie
skromne miejsce, tuż koło drzwi, ale i tak pękał z dumy, że biesiaduje wśród tych, których król
najbardziej ceni.
Tore nie popisał się podczas ćwiczeń z bronią. Przestraszył się bardzo na widok zaciętej twarzy swego
przeciwnika, ręce zaczęły mu drżeć i za każdym razem przegrywał. Siedział więc w kobiecej sali
biesiadnej. Pewnie będzie tylko królewskim paziem albo zwiadowcą, pomyślała Kristin, zerkając na
niego ze współczuciem.
W tej samej chwili Tore popatrzył na nią i ich spojrzenia się spotkały. Królewna uśmiechnęła się do
niego, a on odwzajemnił uśmiech, choć zaczerwienił się przy tym po same uszy. Biedny Tore! Pewnie
wciąż się w niej kocha!
Po trzech dniach weselnych uroczystości Kristin postanowiła porozmawiać z siostrą. Dzień był
słoneczny, udało jej się więc namówić Cecilię na spacer po plaży.
- Opowiedz mi, proszę, jak się czujesz? - poprosiła. -Mam wyrzuty sumienia, że zostawiłam cię samą
w Haugar i nawet nie napisałam listu.
Cecilia spojrzała na nią ze zdumieniem.


background image

- Przecież nic na to nie mogłaś poradzić! Król i królowa cię stamtąd zabrali.
Kristin pokiwała głową, zastanawiając się, czy może się zwierzyć siostrze. Cecilia była taka
szlachetna. Na pewno nie zrozumie, jak Kristin może romansować z drużynnikiem za plecami ojca.
- Ale mogłam do ciebie napisać, tylko że zupełnie straciłam głowę i o wszystkim zapomniałam.
Cecilia znów rzuciła jej zdziwione spojrzenie.
- Straciłaś głowę?
- Słyszałaś przecież, że Trond przybył do Oslo -uśmiechnęła się Kristin.
- A ty świata poza nim nie widziałaś - roześmiała się Cecilia.
- No właśnie. - Kristin spoważniała. - Kochamy się. Spróbuję przekonać ojca, żeby zgodził się na
małżeństwo.
- Ależ Kristin...
- Wiem, co chcesz powiedzieć - przerwała jej młodsza siostra. - Ojciec potrzebuje sojuszników, a
drużynnik to nie jest dobra partia dla królewskiej córki. Ale Trond jest bardzo utalentowany i
odważny. Już awansował. Mówi, że królowi potrzebni są nie tylko sojusznicy w innych krajach, ale
też waleczni i lojalni wojowie.
Cecilia spojrzała na nią ze współczuciem.
- Nie chciałabym odbierać ci nadziei, Kristin, ale obawiam się, że bardzo się rozczarujesz. Jesteś
jedyną prawowitą córką ojca. Nie sądzę, by cię oddał nic nie znaczącemu drużynnikowi.
- Nie pozwolę, żeby mną handlował! - rozgniewała się Kristin. - Ty jesteś łagodna i posłuszna,
Cecilio. A ja nie. Nie chcę, żeby ambicje ojca zniszczyły mi życie! Jeśli nie chce stracić Hebrydów,
czy innych wysp na zachodzie, to niech tam popłynie i uczciwie o nie walczy, zamiast handlować
swoimi córkami!

background image

Cecilia nic nie odpowiedziała, a Kristin od razu pożałowała swoich słów. Nie powinna wspominać o
Hebry-dach. Cecilia powiedziała już przecież sakramentalne „tak" i nie miała odwrotu. W poczuciu
winy zirytowała się jeszcze bardziej.
- Nie próbowałaś nawet protestować! Mogłaś przecież tupnąć nogą i odmówić. W najgorszym razie
posłaliby cię do klasztoru, z którego i tak byś uciekła prędzej czy później.
- Nie rozumiesz, jak bardzo skompromitowałabym ojca?
- I co z tego? Czy jego honor jest więcej wart niż twoje życie?
- Tak, Kristin. Ojciec jest królem. Jego honor i jego sława znaczy o wiele więcej niż twoje i moje
życie. Nikt się nie będzie przejmował losem królewskich córek, a imię ojca na zawsze pozostanie już
na kartach historii.
Kristin zagryzła zęby. Nie powinna była zaczynać rozmowy z Cecilią! W tego rodzaju sprawach nie
mogły się porozumieć.
Zmierzch zapadał coraz wcześniej, powiewy wiatru od morza stawały się coraz chłodniejsze. Lato
dobiegało końca.
W porcie panował wielki ruch. Ludzie ładowali statki króla Haralda z Hebrydów, który wkrótce miał
opuścić Norwegię razem ze swą młodą żoną.
Kristin bardzo się martwiła. Od czasu nieudanej rozmowy na plaży nie zamieniła ani słowa z Cecilią.
I miała nieprzyjemne poczucie, że rozczarowała siostrę.
Gdy nadszedł dzień pożegnania, stanęła na brzegu, żeby pomachać Cecilii na pożegnanie, a po jej
policzkach płynęły łzy. Starsza siostra uściskała ją serdecznie, pogłaskała po policzku i powiedziała:




background image

- Jesteś jeszcze młoda, Kristin. Za parę lat inaczej na wszystko spojrzysz.
Ale Kristin nie miała zamiaru inaczej na to patrzeć. W tym momencie czuła nienawiść do całego
świata. Nawet do ojca, przez którego Cecilia straciła poczucie własnej wartości i doszła do wniosku,
że jest tylko pionkiem w męskiej grze o władzę.
Cecilia stała na pokładzie i patrzyła, jak Bjørgvin, królewski dwór i Sverresborg znikają w oddali.
Czuła w sobie przedziwną pustkę. Nie potrafiła nawet płakać. Wiedziała, że już nigdy nie zobaczy
Kristin, ojca, matki i Sigurda, ludzi, którzy po śmierci Gregoriusa stali się najbliżsi jej sercu. Nigdy
nie wróci na dwór w Bjørgvin, na którym spędziła szczęśliwe dziecięce lata. Nigdy nie zobaczy
Ålrekstad, w którym przeżyła tyle cudownych chwil z Gregoriusem. Nigdy nie odwiedzi matki, nie
porozmawia z nią o wszystkich swoich radościach i smutkach, nie poczuje, jak bardzo się kochają.
Ale pomimo świadomości, jak wiele straciła, nie czuła żalu. Nie czuła też radości na myśl o życiu u
boku Haralda. Jej nowy małżonek był miły i uprzejmy, przyjaźnie nastawiony i pogodny, ale w
dalszym ciągu obcy, choć znała go od wielu miesięcy. Nie wiedziała, które z nich jest temu winne.
Harald podkreślał, że jej miejsce jest u jego boku, zarówno przy stole, jak i w łożu, ale nic więcej od
niej nie chciał. Nie interesował się jej myślami i uczuciami. Wiózł do domu wspaniałą żonę, z której
wszyscy mieszkańcy Hebrydów będą bardzo dumni. Pozostało tylko zadbać o to, by urodziła mu
następcę tronu.
Na początku wiatry im sprzyjały, a pogoda dopisywała. Wciąż było ciepło, choć słońce od czasu do
czasu

background image

znikało za lekkimi chmurami. Dopiero na wysokości Orkadów warunki się zmieniły.
Cecilia sądziła, że w czasie licznych podróży królewskim statkiem między Nidaros a Viken przeżyła
już wszystko, co na morzu można przeżyć, ale teraz zrozumiała, że nigdy dotąd nie żeglowała podczas
prawdziwego sztormu. Podmuchy były coraz silniejsze. Niebo wciąż rozjaśniały przebłyski słońca,
ale na horyzoncie pojawiła się czarna chmura, która coraz bardziej się do nich zbliżała. Całkiem
nieoczekiwanie mieniąca się kolorami tęcza połączyła niebo z morzem. Cecilię przeszył zimny
dreszcz. Tęcza może zapowiadać nieszczęście.
Wiatr nasilał się z każdą minutą, na wzburzonym morzu powstawały spienione bałwany. Po chwili
byli już w samym centrum sztormu. Czarne, wysokie jak wieże fale, przypominające straszliwe
potwory, porwały statek do dzikiego tańca. Wiatr szalał, wył i smagał wszystko z siłą orkanu. Lało jak
z cebra. Statek skrzypiał i trzeszczał niepokojąco. Po niebie przetaczały się ciężkie, czarne chmury,
wzburzone morze budziło coraz większą grozę. Opętane sztormem wody nie znały miłosierdzia.
Gniew bogów morza oznaczał śmierć.
Cecilia nie chciała opuścić swojego miejsca na rufie. Nie zamierzała siedzieć w tłumie kobiet pod
dachem, bo nie wiedziałaby wówczas, co się dzieje, nie mogłaby przewiedzieć, co ich czeka.
Zdrętwiała na widok monstrualnej fali atakującej okręt. Zaczęła modlić się do świętego Olafa i Matki
Bożej, zacisnęła powieki i czekała na wyrok losu. Ale o dziwo statek nie rozpadł się na kawałki, lecz
wspiął się na szczyt wielkiej fali, by po chwili znów opaść. Cecilia przeczuwała jednak, że wybiła ich
ostatnia godzina, patrząc na kamienne twarze marynarzy. Niezawodny instynkt mówił jej, że w taką
pogodę nie mają żadnych szans...



background image

Słyszała strzępy jakichś rozkazów, które ginęły w huku burzy. Człowiek nic nie znaczy w obliczu sił
natury. Po chwili wydało jej się, że słyszy krzyk człowieka, który wypadł za burtę, ale niewiele
widziała przez strugi deszczu. Od czasu do czasu mignęła jej jakaś targana wichrem postać i tym
bardziej rozumiała, że ich walka jest skazana na niepowodzenie. Nie miała pojęcia, gdzie jest jej mąż,
król Harald.
Wszystko, co stało na pokładzie, dawno już wylądowało w morzu - beczki z suszonym mięsem i rybą,
skórzane worki z wodą, beczki z winem i skrzynie z ubraniami. Fale przetaczały się przez pokład,
jakby statek stał się już częścią żywiołu, choć wciąż utrzymywał się na powierzchni.
Cecilia była dziwnie spokojna. Śmierć nie budziła w niej przerażenia. Lękała się tylko chwili, w której
lodowate, ciemne masy wody zamkną się w końcu nad jej głową. Poddała się fali, która zmyła ją na
środek pokładu, złożyła ręce i zaczęła odmawiać ostatnią modlitwę:
- Święta Mario, święty Olafie, święty Hallvardzie i wy, wszyscy święci, módlcie się za mnie i za dusze
nas wszystkich. Niech Pan przyjmie nas wszystkich do siebie. Amen.
Chwilę później dzikie krzyki przerażonych ludzi przebiły się przez huk wiatru. Porwana kolejną falą
Cecilia w śmiertelnej trwodze wykrzyknęła imię Gregoriusa i zniknęła w głębinie.

background image

1 0
Król Håkon przygotowywał się tymczasem do ostatecznej rozprawy z królem Sveawow Erikiem.
Wyruszył na czele trzydziestu okrętów na wschód. Arcybiskup Sigurd ze swoimi ludźmi miał do
niego dołączyć w Dyngo.
Trond chodził dumny jak paw, bo miał uczestniczyć w wyprawie.
Kristin wcale nie była zadowolona.
- Tak długo cię nie zobaczę - jęczała. - Jak wytrzymam tu bez ciebie, bez Cecilii, bez Håkona Unge i
Si-gurda? Zostanie tylko matka z junkerem Magnusem, a przecież nie jestem ź nią w najlepszych
stosunkach.
- Może powinnaś to zmienić - zaproponował Trond. -Poparcie królowej na pewno zwiększyłoby nasze
szanse na małżeństwo.
- Przecież ona kazała zamordować Gregoriusa! - oburzyła się Kristin.
Trond wzruszył ramionami.
- Skoro Cecilia ma już nowego męża, i to króla, mogłabyś zapomnieć o tej historii. Nie wiesz nawet,
czy to prawda.
- Ale nie mam pewności, że tak nie było. Gdybym zaczęła zabiegać o jej względy, zdradziłabym
Cecilię.
- Ciągle tylko gadasz o zdradzie, o gniewie i o tej swo-






background image

jej Cecilii! - prychnął z irytacją. - Chyba nie zależy ci na niej bardziej niż na mnie!
Kristin zarzuciła mu ręce na szyję.
- Na nikim mi nie zależy tak jak na tobie. Postaram się zaprzyjaźnić z matką.
Gdy królewskie okręty odbijały od brzegu, Kristin znów stała na pomoście ze łzami w oczach. Bardzo
się bała tej wojny. Nie znosiła walk i bitew! Gdy tylko
0 tym myślała, wracały straszne wspomnienia z czasów, gdy ojciec wyruszył do Oslo, żeby pokonać
jarla Skule, jej własnego dziadka. Matka zamknęła się w komnacie
1 nie chciała z nikim rozmawiać, wszyscy drżeli ze strachu. Nawet służba. Gdy do przystani zbliżał się
jakiś statek, bali się ataku. Przypomniała sobie dzień, w którym dowiedziała się o śmierci dziadka - o
tym, że ludzie ojca ścięli mu głowę! Stał spokojnie, patrząc śmierci prosto w oczy, i prosił, by zadali
mu cios godny wodza!
Świat mężczyzn jest barbarzyński! Nic się nie zmieniło od czasów Erika Blodøksa czy Haralda
Hardråde!
Gdy okręty odpłynęły, Kristin chodziła smutna i przygnębiona. Ogromnie tęskniła za Trondem.
Goście weselni dawno się rozjechali i teraz, gdy zabrakło ojca i drużynników, nuda była już nie do
zniesienia. Kristin dużo rozmyślała o obietnicy, którą złożyła Trondowi, ale gdy tylko miała zamiar
zbliżyć się do matki, coś ją przed tym powstrzymywało. Skoro wedle wszelkiego prawdopodo-
bieństwa odpowiedzialność za śmierć Gregoriusa spoczywała na królowej, Kristin nie mogła wyzbyć
się przekonania, że zabiegając o względy Margrete, zdradziłaby siostrę.
Matka też się nudziła po odjeździe gości. Pewnego dnia zapytała Kristin, czy nie ma ochoty wybrać
się z nią do szwaczki i spojrzeć na nowe kroje. Królewna tak się

background image

zdziwiła, że nie zaprotestowała. Nigdy przedtem matka nie zabierała jej do osady. Pomimo niechęci
do królowej, zgodziła się. Pokusa była zbyt wielka.
W osadzie wciąż widać było ślady niedawnego pożaru, ale ludzie pracowali gorączkowo,
odbudowując domy. Każdy coś robił - jedni trzymali piły, inni siekiery, jeszcze inni powozili wozami,
wyładowanymi drewnem.
Gdy Kristin znalazła się na targowisku, zapomniała o Trondzie, o Cecilii i o swoich problemach. Po
pożarze przypłynęło do Bjørgvin wielu hanzeatyckich kupców, bo kramy uginały się pod towarami.
Matka, która zazwyczaj kazała przynosić tkaniny na królewski dwór, żeby tam coś spokojnie wybrać,
tym razem chciała wszystko kupować natychmiast, urzeczona pięknymi deseniami jedwabiu i atłasu.
- Pójdziemy prosto do szwaczki, żeby od razu zaczęła szyć suknię - postanowiła.
- A kiedy chcesz ją włożyć? - zainteresowała się Kristin. Królowa roześmiała się dziwnie
nienaturalnym śmiechem, budząc natychmiast podejrzenia córki.
- Nie ja, tylko ty, Kristin. Ty, moja droga. Wyrosłaś już ze wszystkich sukien, a poza tym powinnaś
zacząć nosić bardziej stosowne stroje.
- Co to znaczy?
- Bardzo się zmieniłaś ostatnimi czasy. Niedługo będziesz dorosłą kobietą, moja droga. Twoje piersi
się powiększyły, biodra zaokrągliły. Zaczynasz być podobna do mnie - dodała z zadowoleniem. -
Powinnaś nosić suknie z większym dekoltem, żeby nasi goście widzieli, jaką piękną córkę ma król.
Kristin od razu się zaniepokoiła.
- Jacy goście?
Rozległ się znów ten nienaturalny śmiech królowej.
- Myślę o wszystkich høvdingach i władcach, którzy

background image

wkrótce zaczną zjeżdżać się, żeby cię zobaczyć. Jesteś jedyną prawowitą córką króla. A to nie byle co.
Kristin przestraszyła się i zirytowała.
- Jeśli masz na myśli podstarzałych królów, którzy szukają sobie młodej narzeczonej, to możesz od
razu o tym zapomnieć! Nie mam zamiaru wyjść za kogoś, kogo nie pokocham!
Królowa zatrzymała się w miejscu i spojrzała na córkę z niedowierzaniem.
- Co powiedziałaś?
Kristin dobrze znała ten złowróżbny ton i groźne spojrzenie. Nikt nie ośmielił się przeciwstawić
królowej, gdy miała taki wyraz twarzy. Gorzko pożałowała swojego wybuchu.
- Przepraszam. Chciałam tylko zażartować. Myślę, że król Harald jest trochę za stary dla Cecilii.
- Co za bzdura! Cecilia powinna mieć męża, który ją utemperuje! Miała bardzo trudny charakter,
zanim wyszła za Gregoriusa, a zrobiła się jeszcze gorsza, gdy ją tak rozpuścił.
Kristin przełknęła jadowitą odpowiedź, którą miała na końcu języka.
Do końca dnia nie ośmieliła się w niczym sprzeciwić matce, pozwoliła jej wybrać tkaninę i fason. Ale
w głębi duszy była coraz bardziej wzburzona. Ledwo wyjechała Cecilia, a matka już myśli o tym, jak
się jej pozbyć z domu! Ciekawe, czy chodzi o to, żeby mieś jeszcze jednego króla za zięcia, czy może
o to, żeby uniknąć podejrzeń i oskarżycielskich spojrzeń córki?
Tego wieczoru Kristin zasnęła zapłakana. Sama nie wiedziała, co ją bardziej boli - lęk o przyszłość
czy żal, że nie potrafi kochać własnej matki.
Wczesną jesienią część królewskiej floty wróciła niespodziewanie do Bjørgvin. Okazało się, że król
Sveawow

background image

ze swoją armią ściągnął na pola w Lødøse znacznie wcześniej niż król Håkon. Jego ludzie mieli za
mało jedzenia, by dłużej czekać, i wrócili do domu. Håkon wybrał się więc do Konghelle, żeby
załatwić jakieś ważne sprawy, a potem zawinął do Tunsberg. Puścił większość swoich ludzi do domu,
sam zaś zamierzał przezimować w Viken.
Kristin nie posiadała się ze szczęścia ze względu na powrót Tronda, zwłaszcza że przyjechał cały i
zdrowy i wcale nie musiał walczyć w bitwie. Trond miał jednak całkiem inne zdanie. Cieszył się, że
wreszcie udowodni swoją waleczność, i teraz był bardzo rozczarowany.
- Ci przeklęci Szwedzi! - wybuchł podczas pierwszego potajemnego spotkania. - Wrócili do domu z
podwiniętymi ogonami tylko dlatego, że przypłynęliśmy trochę później! Niby chodziło o to, że jarl
Ulv zachorował i umarł, ale ja sądzę, że to był tylko pretekst. Bali się nas, ot co!
- Ja się bardzo cieszę, że nie doszło do bitwy - oświadczyła Kristin.
- O co ci chodzi? - zapytał podejrzliwie. - Nie chcesz, żebym pokazał, do czego się nadaję?
- Możesz to mnie pokazać - uśmiechnęła się Kristin. Trond roześmiał się i wziął ją znacznie brutalniej
niż
zwykle.
- Czegoś się nauczyłem... - powiedział, gdy było po wszystkim.
- Co masz na myśli? - zapytała Kristin, w której nagle obudziły się podejrzenia. Oddała mu się po raz
pierwszy na początku lata i choć za każdym razem obawiała się, czy nie zajdzie w ciążę, to przeżyła z
nim wiele wspaniałych chwil w lesie albo na plaży. Ale teraz zrobił się dziwnie obcy. Nigdy przedtem
nie był taki niecierpliwy i brutalny.
- Nic - mruknął Trond tajemniczo ze śmiechem.

background image

Późną jesienią straszna nowina dotarła do Bjørgvin. Cecilia i król Harald utonęli! Resztki wraku
przydryfowały na Szetlandy. Katastrofa musiała zdarzyć się między Szetlandami i Orkadami.
Mieszkańcy Hebrydów byli pogrążeni w żałobie po swoim wielkim høvdingu. Teraz nie mieli władcy.
Kristin nie chciała w to uwierzyć. To niemożliwe! Cecilia na pewno żyje! To tylko fałszywa pogłoska.
Może okręt zboczył z drogi i teraz cumował na jakiejś bezludnej wysepce. To był przecież wielki i
wspaniały statek ze znakomitą załogą. Królewskie okręty nie toną. Królowie mają zawsze najlepsze
statki i najlepszą załogę. Tyle norweskich łodzi pływa ciągle na Orkady.
Po paru dniach przestała się łudzić i ogarnął ją gniew. Matka jest wszystkiemu winna! Gdyby nie
kazała zabić Gregoriusa, Cecilia żyłaby do dziś! Byłaby szczęśliwa z Gregoriusem w Haugar, a
Kristin mogłaby ich często odwiedzać.
Potem gniew zamienił się w bezradny płacz. Nawet Trond nie umiał jej pocieszyć. A zresztą nawet nie
próbował. Uważał, że Kristin niepotrzebnie histeryzuje. Każdy przecież kogoś w życiu stracił. Tak to
już jest na tym świecie. W końcu rozpacz Kristin tak go zirytowała, że zgodził się popłynąć razem z
Håkonem Unge do Viken, żeby spędzić zimę z resztą drużyny i królem. Kristin o niczym nie wiedziała
aż do dnia, w którym miał wypłynąć.
- Jedź sobie - powiedziała bezbarwnym głosem. - To nie ma znaczenia. Matka i tak nigdy nie zgodzi
się na nasz ślub. Szuka dla mnie właśnie jakiegoś podstarzałego króla, który będzie cennym
sojusznikiem ojca.
- Tak powiedziała? - przestraszył się Trond.
- Tak. Przypomniała mi, że jestem jedyną prawowitą córką króla i że wkrótce zaczną się tu zjeżdżać
høvdingowie i różni władcy, żeby mi się przyjrzeć. Dlatego po-

background image

winnam nosić suknie z większym dekoltem - dodała i spojrzała na niego wyzywająco.
Trond siedział jakiś czas nieruchomo, ale po chwili wróciła mu zwykła pewność siebie.
- Zaczekaj trochę! Sam sobie dam radę! Jeszcze tej zimy przekonam twojego ojca!
Kristin nie zeszła nawet do przystani, gdy statek odpływał. Poszła do stajni, wzięła jednego konia i
wyjechała z tak zaciętą miną, że straże nie ośmieliły się jej zatrzymać. Nie wiedziała, dokąd pojedzie.
Chciała tylko znaleźć się gdzieś daleko. Zostawić za sobą żal, podejrzenia, zło i zdradę. Nie mieć do
czynienia z ludźmi!
Nie zauważyła, że ktoś jedzie za nią. Ktoś, kto obserwował ją z troską od chwili, w której gruchnęła
wieść o katastrofie na morzu. Obserwował ją dyskretnie, tak że niczego nie zauważyła. Ale nie
spuszczał jej z oka.
Jechała galopem ścieżką prowadzącą w góry. Jeździec zaniepokoił się. Wszystko wskazywało na to,
że królewna jest tak zdenerwowana, że nie wie, co robi. Samotna wycieczka w góry mogła być
niebezpieczna nawet dla mężczyzny. Ze strony kobiety była to wielka lekkomyślność. Zwłaszcza gdy
ta kobieta była córką króla.
Dzisiaj wyjechał Trond. Czy to była przyczyna? Czyżby tak bardzo go kochała, że nie mogła znieść
myśli o rozstaniu na całą zimę?
Tore pokręcił głową.
Wiedział jednak, że Kristin zachowywała się dziwnie od chwili, gdy dowiedziała się o śmierci Cecilii.
Siostry były bardzo ze sobą związane pomimo różnicy wieku. Tore zauważył to już dawno, jeszcze w
Alrekstad. Nigdy później nie widział Kristin tak szczęśliwej.
Słyszał plotki, że Gregorius Andresson nie zginął przypadk iem, ale z polecenia królowej. Brzmiało to
tak niedorzecznie, że nigdy w to nie uwierzył. Zauważył jed-

background image

nak chłodne stosunki między Kristin a matką oraz między Cecilią a królową Margrete. Jeśli w tych
plotkach było ziarno prawdy i jeśli dotarły do uszu królewny, to jej żal po śmierci siostry zmieszał się
zapewne z rozgoryczeniem wobec matki.
Byli już dość wysoko na stromym zboczu, gdy nagle królewna Kristin zatrzymała konia, zsunęła się z
jego grzbietu i uderzyła go batem. Rumak pogalopował w dół, zostawiając jeźdźca.
- Jezu Chryste! - mruknął Tore. - Co ona robi! Sama w górach na odludziu, bez konia, na którym
mogłaby wrócić do domu?
Zsunął się ostrożnie z siodła, przywiązał zwierzę do drzewa i zaczął się wspinać w stronę Kristin
najciszej jak umiał. Królewna szła w górę szybko lekkim krokiem, ale na pewno wkrótce opadnie z sił
nieprzy-zwyczajona do takiego wysiłku. Po niebie płynęły niepokojąco ciemne chmury. Zaczął wiać
wiatr. Wkrótce spadnie deszcz.
Kristin potknęła się o własną spódnicę, ale szybko wstała. Jednak parę kroków dalej znów się
potknęła. Tore domyślił się, że zaczyna tracić siły. Wkrótce jego przewidywania się ziściły. Kristin
przewróciła się po raz kolejny i już się nie podniosła.
Gdy do niej podszedł, wybuchnęła płaczem. Leżała i łkała tak gwałtownie, że całe jej ciało ogarnęło
drżenie. Nawet nie usłyszała Torego, choć wcale nie próbował zachowywać się cicho. Tore przeraził
się na samą myśl o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby znalazł ją tu ktoś inny. W tej okolicy
nietrudno spotkać rzezimieszków, żądnych łatwego zysku.
Spadły pierwsze krople deszczu. Niedługo będzie lało jak z cebra. Królewna Kristin miała na sobie
tylko cienką pelerynę. Niewiele myśląc, zdjął płaszcz i przy-

background image

krył nim łkającą dziewczynę. Uniosła głowę, ale była zbyt zrozpaczona, żeby się przestraszyć.
- Królewno... - zaczął ostrożnie. - To ja, Tore. Obróciła ku niemu twarz zalaną łzami. Przykucnął
koło niej.
- Co ty tu robisz? - zapytała gniewnym głosem.
- Widziałem, jak królewna wjechała ze stajni, i się zaniepokoiłem.
Kristin wykrzywiła się lekko.
- Zaniepokoiłeś się o mnie! - zadrwiła. - W takim razie jesteś jedynym człowiekiem, który się o mnie
martwi.
- Nie - powiedział spokojnie. - Gdyby król Hakon albo Sigurd tu byli, też by się niepokoili. I... - Chciał
powiedzieć, że Trond także by się martwił, ale umilkł.
Kristin od razu go przejrzała.
- Jeśli miałeś na myśli Tronda, to się mylisz. A zresztą to i tak nie ma znaczenia. Mam ich wszystkich
w nosie - dodała z goryczą.
- To tylko ze zdenerwowania. Kristin nie odpowiedziała.
- Idź sobie stąd! - zawołała. - Przyjechałam tu, bo chcę być sama.
- To niemożliwe. To zbyt niebezpieczne. Co będzie, jeśli zaraz zjawi się tu banda rzezimieszków? Czy
królewna słyszała kiedyś, co oni robią z samotnymi kobietami?
Kristin spojrzała na niego z lękiem. Deszcz się rozpadał na dobre. Miała już mokrą twarz i mokre
włosy.
- Chodźmy! - Tore chciał pomóc jej wstać. - Nie możemy tu zostać.
Kristin z niechęcią przyjęła jego pomoc. Ale jego słowa na temat rzezimieszków przywróciły jej
zdrowy rozsądek.
- Puściłam swojego konia - przyznała się ze wstydem.
- Widziałem. Na szczęście mam swojego.
Gdy podeszli do drzewa, pomógł jej wdrapać się na

background image

koński grzbiet, a sam usiadł za nią. Oboje przykryli się jego szerokim płaszczem.
Przez chwilę jechali w milczeniu, w strugach deszczu.
- Tore? - szepnęła trochę bezradnie. - Czy nie moglibyśmy pojechać gdzie indziej?
- Gdzie indziej?
- Gdziekolwiek, byle nie na królewski dwór! Nie zniosłabym tego! - wybuchnęła.
- Ale gdzie? Poza tym królowa Margrete na pewno zaraz wyśle ludzi na poszukiwania.
- I niech sobie szukają! - uparła się. - Ja nie zamierzam wracać! Nie mogę na nią patrzeć!
- No to rozejrzymy się za jakąś szopą albo dachem nad głową. I królewna mi opowie, co ją trapi.
Tore przypomniał sobie, że całkiem niedaleko stoi stary, kamienny domek. Kiedyś schronili się tam z
Tron-dem podczas strasznej burzy i zastanawiali się, kto mógł tam kiedyś mieszkać. W pobliżu nie
było żadnych zabudowań gospodarczych ani ziemi do uprawy. Ruszył więc w stronę tego
opuszczonego domku.
Przywiązał konia do drzewa, podszedł do domku i otworzył niewielkie drzwi. Uderzył go zapach
wilgotnej ziemi i chłód. Na szczęście w jednym kącie leżało trochę suchego drewna. Najwyraźniej nie
tylko on i Trond znali to miejsce. Na początku dym snuł się po izbie, ale wkrótce zaczął się unosić w
stronę otworu kominowego w dachu.
- Byłeś tu kiedyś? - zapytała drżąca z zimna Kristin.
- Tak. Trond i ja schroniliśmy się tu kiedyś przed burzą. Twarz królewny pociemniała.
- Nie wymawiaj przy mnie tego imienia!
Tore spojrzał zdziwiony, ale nic nie powiedział.
- Proszę szybko zdjąć wszystkie mokre rzeczy, to wysuszymy je koło ognia.

background image

Kristin zdjęła przemoczone trzewiki i swoją pelerynę. Dzięki jego obszernemu płaszczowi nic więcej
jej nie przemokło. Potem sama usiadła na kamieniu koło paleniska.
- Gdybyś nie przyjechał, już byłoby po mnie - powiedziała po chwili.
- Rzeczywiście - przytaknął. - W górach nie tak łatwo przetrwać. Lada chwila zaczną się przymrozki.
W przemoczonym ubraniu i bez konia królewna nie dałaby sobie rady.
- Może ktoś inny by mnie uratował.
Sama nie wiedziała, czemu odnosi się do niego tak nieprzyjaźnie.
- Na przykład jakiś włóczęga albo banda wyjętych spod prawa - odparł cierpko Tore.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie. Ale nie rozumiem, jak ktoś, kto ma co jeść i ciepły dom, może tak igrać z życiem. Inni cieszą się,
gdy uda im się przetrwać kolejny dzień.
Usta Kristin zadrżały. Spuściła oczy, walcząc ze łzami.
- Może zwykły chłop z żoną i dzieciakami ma lepsze życie niż ja, choć musi harować od świtu do
nocy.
- Nie sądzę, by królewna chciała się zamienić. - Tore nie bardzo rozumiał, dlaczego ją tak brutalnie
traktuje. -Królewna nigdy nie musiała chodzić boso, żeby nie zniszczyć butów, jeść codziennie zupy
gotowanej na chwastach. Królewna nigdy nie trzęsła się z zimna w nocy, nie mogąc zasnąć, nie kładła
się spać głodna i nie musiała w każdą pogodę chodzić po liście dla trzody.
Kristin pokręciła głową, a łzy popłynęły jej z oczu.
- Nie musiałam, ale mimo wszystko zamieniłabym się -mruknęła zduszonym głosem. - Bo siedzieć na
królewskim dworze jak w więzieniu, mieć matkę, która kazała zamordować człowieka, i to na dodatek
takiego wspaniałego człowieka jak Gregorius, mieć siostrę, która uto-


background image

nęła, i ukochanego, który zadaje się z ladacznicami, to nic lepszego.
Tore spojrzał na nią przerażony.
- Trond naprawdę to zrobił? Kristin otarła łzy rękawem.
- Tak sądzę, ale to nic nie szkodzi. On mnie i tak już nie kocha, a ja będę musiała wyjść za jakiegoś
starego króla z dalekiego kraju.
- Tak powiedział król Hakon? - zdziwił się Tore.
- Nie. Matka.
Tore pomyślał, że może rzeczywiście los królewskiej córki nie jest aż tak wesoły.
- Skąd wiadomo, że królowa Margrete przyczyniła się do śmierci Gregoriusa Andressona? - zapytał
ostrożnie po chwili.
Kristin podciągnęła trochę mokrą na dole spódnicę i grzała gole stopy przy ogniu. Tore próbował
omijać wzrokiem te wąskie, piękne stopy, ale jakoś mu się to nie udawało. Nigdy nie widział nic
równie pięknego! Nagle przypomniał sobie spotkanie w niewykończonym magazynie w Oslo, gdy
wzięła go za Tronda. Znów ogarnęła go przemożna zazdrość. Trond całował ją i pieścił. I to nie raz.
Może nawet pozwoliła mu na coś więcej... Od razu ogarnęło go podniecenie.
Kristin zawahała się przez chwilę, nim odpowiedziała.
- Słyszałam, jak Sigurd i Cecilia o tym rozmawiali. Duńczycy twierdzili, że Gregoriusa musiał zabić
jakiś skrytobójca, bo żaden z nich nie wypuścił ani jednej strzały.
Tore nie słuchał uważnie. Patrzył na jej nagie stopy i zastanawiał się, czy Trond widział resztę jej
ciała.
- Królewna jest chyba bardzo zakochana w moim bracie - powiedział cicho.
Kristin zerknęła na niego ze zdumieniem. Chyba nie

background image

słyszał tego, co przed chwilą powiedziała, bo nie zacząłby nagle mówić na inny temat.
- Byłam. A teraz sama już nie wiem. Gdyby on mnie kochał, to nie wyjechałby na całą zimę, skoro
wcale nie musiał.
- Trond jest bardzo dumny z tego, że został prawdziwym drużynnikiem. Był najlepszy we wszystkich
ćwiczeniach z bronią - odparł Tore z dumą i niechęcią zarazem.
- I co z tego?
- Myślałem, że dlatego królewna go kocha.
- Wcale mnie nie obchodzą walki, bitwy i wojenne wyprawy! Trond mi się podobał, bo był wesoły,
urodziwy i wierzył w siebie. Ale teraz myślę, że trochę z tym przesadza.
Spojrzała na Torego. W migotliwym świetle tak bardzo przypominał brata, że aż serce ją zabolało.
- Ty też jesteś urodziwy - dodała. - Tylko że jesteś zbyt poważny i nie taki pewny siebie.
Tore poczerwieniał i odwrócił wzrok.
Nagle Kristin przypomniała sobie, jak wzięła go za Tronda i jak Tore to wykorzystał. Trond śmiał się
kiedyś, mówiąc, że Tore kocha się w Kristin. Nie miał ani krzty współczucia dla brata, promieniał z
dumy, że to on zdobył jej serce. Wtedy w mrocznym magazynie zrozumiała, że Trond mówił prawdę.
Tore, całując ją, zdradził się ze swoimi uczuciami. Przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Trond
sypiał z innymi kobietami. Była tego pewna. „Czegoś się nauczyłem...", powiedział. Śmiał się tak
tajemniczo i wziął ją wtedy tak brutalnie. Gdy tylko o tym pomyślała, ogarnęła ją straszna zazdrość. I
gniew. Niech Trond nie będzie tak pewny swego! Ona też się może zabawić z innym!




background image

Znów zerknęła na Torego. Wyglądał tak bezradnie. Równie urodziwy jak Trond, tylko całkiem inny...
Poczuła, że w jej ciele budzi się pożądanie.
Podciągnęła spódnicę jeszcze wyżej i przysunęła stopy do ognia.
- Strasznie długo schnie ta spódnica - powiedziała. -Mam lodowate stopy.
Tore zerknął na jej nogi i znów odwrócił wzrok.
- Czy mógłbyś mi je rozmasować? - poprosiła. Tore poczuł, że uszy mu poczerwieniały, ale Kristin
udała, że tego nie widzi, i położyła mu stopy na kolanach, a on zaczął je niezręcznie rozcierać.
- Pamiętasz, jak się spotkaliśmy w magazynie w Oslo? -zapytała szeptem.
Pokiwał głową, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
- Podobało mi się - szeptała dalej. - Jeśli chcesz spróbować jeszcze raz, nie mam nic przeciwko temu.
Tore siedział nieruchomo, nie wiedząc, co o tym wszystkim sądzić. Bał się, że źle ją zrozumiał, ale na
samą myśl o pocałunku ogarnęło go podniecenie.
Kristin postawiła stopy na ziemi i przysunęła się do niego.
- Możesz mnie całą rozgrzać - szepnęła.
Wziął ją w ramiona i całował długo i namiętnie. Odwzajemniła pocałunek i pomyślała, że wcale nie
jest tak źle, jak przypuszczała, wcale nie gorzej niż z Trondem.
Tore płonął z pożądania. Gdy podniósł jej spódnicę i zaczął głaskać po nogach, pozwoliła mu na
wszystko.
Od razu jednak oprzytomniała. To przecież grzech! To cudzołóstwo! Tylko ladacznice oddają się
mężczyznom, których nie kochają! Przez chwilę żałowała tego, co zrobiła, i chciała się wyrwać. Ale
gdy pomyślała, co Trond robił tam na wschodzie, znów zapragnęła zemsty.

background image

Gdy Tore pociągnął ją na podłogę, rozsznurowując spodnie, nic nie czuła. Potem też nic nie czuła. Ani
pożądania, ani gniewu. Było jej wszystko jedno!
Tore zauważył, że coś się w niej zmieniło, i był bardzo nieszczęśliwy.
- Nie powinienem tego robić - szepnął, z trudem łapiąc dech.
- To ja cię skusiłam - powiedziała Kristin bezbarwnym głosem. - Specjalnie.
- Ale dlaczego, skoro wcale nie miałaś ochoty?
- Na początku miałam, ale potem zaczęłam myśleć o tym wszystkim.
- O Trondzie?
- O nim też.
- Jeśli mu powiesz, zabije mnie na pewno. Kristin pokręciła głową.
- Nic mu nie powiem. Podniosła się z jego ramion.
- Chyba lepiej będzie, jak wrócę do domu, zanim cały dwór stanie na głowie.
- Powiesz komuś? - przestraszył się. Kristin zaśmiała się gorzko.
- Wtedy matka zamknęłaby mnie na wieży z mistrzem Vilhjalmem na zawsze!
W miarę jak zbliżali się do królewskiego dworu, Torego ogarniał strach, ale Kristin była całkiem
spokojna. Gdy tylko wjechali przez bramę, otoczył ich tłum dworzan. Okazało się, że na dworze
wybuchła już panika. Połowa mężczyzn wyruszyła na poszukiwanie królewny.
Kristin została natychmiast wezwana do królowej. Szła bez lęku. Wiedziała, że dziś ma przewagę nad
matką.
Królowa siedziała sztywna i wyprostowana. Zazwy-



background image

czaj Kristin ogarniało przerażenie na widok tej jadowitej miny, ale dziś nie. Miała w ręku niezawodną
broń!
- Siadaj! - rozkazała Margrete, wskazując podnóżek, który stał koło jej fotela.
Kristin usiadła posłusznie.
- A teraz mów, co to wszystko ma znaczyć! Gdzie i z kim byłaś i dlaczego dopuściłaś się czegoś
podobnego?
- Pojechałam sama w góry, bo chciałam sobie odebrać życie. Niestety, znalazł mnie jeden z
drużynników ojca i zmusił do powrotu.
Twarz królowej Margrete pobladła.
- Jak śmiesz! - krzyknęła gniewnie.
- Wielu rzeczy możesz mi zabronić, matko, ale nie zabronisz mi popełnić samobójstwa - odparła
Kristin ze spokojem. - Ten, kto nie chce dłużej żyć, zawsze znajdzie jakiś sposób. Nie możesz mnie
pilnować przez całą dobę, a jeśli zamkniesz mnie na wieży z mistrzem Vilhjal-mem, przestanę jeść.
Sama widzisz, jakie to proste!
Po raz pierwszy w życiu królowa Margrete zaniemówiła. Patrzyła na córkę, jakby nigdy przedtem jej
nie widziała. Kristin domyśliła się, co się kłębi w głowie matki. Czy naprawdę stracą Kristin, taki
cenny towar w międzynarodowej wymianie handlowej? Co na to powie Hakon?
Powie, że to moja wina, pomyślała królowa. I to będzie kropla, która przepełni czarę. Widziałam to w
jego oczach.
Margrete wzięła się w garść z niemałym trudem.
- Co cię właściwie tak wytrąciło z równowagi? - zapytała z wysiłkiem.
- Nic szczególnego. Tylko to, że ludzie ojca zabili dziadka. A twoi ludzie zamordowali Gregoriusa i
dlatego Cecilia utonęła - powiedziała Kristin spokojnie, patrząc matce prosto w oczy.
Na twarzy Margrete pojawiły się czerwone plamy.

background image

Już miała wybuchnąć gniewem, ale ku zdumieniu córki, zdołała się opanować.
- Dobrze wiesz, że to, co mówisz na temat Gregoriu-sa, to zwykłe kłamstwo. Jeśli jesteś taka głupia,
żeby powtarzać złośliwe plotki, to zaszkodzisz przede wszystkim sobie. Nikt ci nie uwierzy. Nie masz
żadnych dowodów.
Kristin podniosła się z podnóżka bez pozwolenia matki.
- Mylisz się - oświadczyła. - Nie tylko ja o tym mówię. Nawet ojciec jest zaniepokojony. Sigurd i
Hakon Unge też słyszeli, co ludzie podejrzewają. Jeśli podejrzenia dalej będą się rozprzestrzeniać,
ojciec będzie musiał coś zrobić. A wtedy ja pierwsza wstanę i powiem, co wiem! - dodała.
Słowa Kristin poraziły królową.
- Ty mnie nienawidzisz! - wykrzyknęła przerażona.
- Owszem - odparła Kristin, odwróciła się na pięcie i wyszła z komnaty.













background image

1 1
Przyszło Boże Narodzenie. Najsmutniejsze Boże Narodzenie w życiu Kristin, choć królowa nie
próbowała już więcej wzywać jej na rozmowę ani karać w żaden sposób. Na dworze zjawiło się sporo
gości. Matka musi się przecież nimi zająć, pomyślała Kristin z ulgą i goryczą zarazem.
Nie widziała Torego od tamtego pamiętnego dnia. Od czasu do czasu przyłapywała sama siebie na
tym, że częściej myśli o Torem niż o Trondzie. Pewnego dnia kazała po niego posłać pod pretekstem,
że chce mu osobiście podziękować za to, że uratował jej życie podczas burzy w górach. Odesłała
służbę i przyjęła go sam na sam w swojej komnacie.
Tore był czerwony z zakłopotania i nie wiedział, gdzie oczy podziać. Nigdy przedtem nie był w
prywatnych komnatach na królewskim dworze i rozglądał się z podziwem. Kristin przypomniała
sobie, co mówił o życiu zwykłych ludzi, o chłodzie i o głodzie - i zawstydziła się, że sama opływa w
dostatki.
Wskazała mu stołek i podała garniec z ciepłym miodem.
- Nie rozmawialiśmy od czasu, kiedy uratowałeś mi życie - zaczęła.
- Królowa Margrete już mi dziękowała - odparł. - Posłała po mnie zaraz następnego dnia i
wypytywała, gdzie

background image

cię znalazłem i czy rzeczywiście byłaś w tak wielkim niebezpieczeństwie.
- Naprawdę? - zdziwiła się Kristin. -1 co powiedziałeś?
- Powiedziałem prawdę, że pewnie byś nie przeżyła, gdybym się nie zjawił. Przestraszyła się.
Uwierzyła chyba dopiero wtedy, kiedy jej ze szczegółami opowiedziałem, jak to było.
- Ze wszystkimi szczegółami? - zaniepokoiła się. Tore zarumienił się i spuścił wzrok.
- Nie wspomniałem o domku - mruknął. Kristin pożałowała swoich słów.
- Wcale cię o to nie podejrzewałam. - Zawahała się przez chwilę. - Przykro mi, że się tak zachowałam.
Nie powinnam cię uwodzić.
- Chciałaś się zemścić na Trondzie - mruknął, nie podnosząc wzroku.
Tego się Kristin nie spodziewała.
- Może. Ale nie tylko.
- Co to znaczy?
Kristin poczuła jakiś dziwny dreszcz w lędźwiach. Był taki urodziwy, taki podobny do Tronda, a
zarazem całkiem inny.
- Spodobałeś mi się - powiedziała cicho. - Poczułam się tak dobrze, kiedy zacząłeś mi masować stopy.
Chciałam poczuć twoje ręce na całym ciele - dodała szeptem. - Ale potem nagle wróciły wszystkie złe
myśli.
Nie ośmielił się na nią spojrzeć. Ręce mu drżały. Kristin wstała i podeszła do niego. Położyła mu rękę
na szyi.
- Brakowało mi ciebie, Tore. Po śmierci Cecilii i Gregoriusa jesteś moim jedynym przyjacielem.
Tore wstał i wziął ją w ramiona, drżąc z napięcia. Nagle usłyszeli jakiś dźwięk i odskoczyli od siebie.
Przerażony Tore podszedł do drzwi.

background image

- Zaczekaj - powiedziała szybko Kristin. - Nie dałam ci jeszcze tego, co chciałam ci dać. - Podbiegła
do jednej ze skrzyń, otworzyła ją i wyjęła szachową figurkę króla, z kości morsa. - Dostałam to dawno
temu od Sigur-da. Znalazł ją na królewskim dworze w Nidaros. Nie wiadomo, gdzie są pozostałe
figury. Gdy ojciec wybierał się do Oslo, żeby walczyć z księciem Skulę i jego ludźmi, bardzo się o
niego bałam. Wtedy Sigurd wyciągnął tę figurkę i powiedział: „Popatrz, Kristin. Król przeżył". Od
tamtej pory to był mój talizman. Znak, że ojciec zawsze zwycięży. Mówię to tylko dlatego, żebyś
wiedział, że daję ci coś specjalnego.
- Nie mogę tego przyjąć.
- Możesz - oświadczyła zdecydowanym tonem. - Uratowałeś mi życie i król należy do ciebie.
Kristin coraz więcej myślała o Torem, a coraz mniej
o jego bracie. Kiedyś pokochała Tronda za jego odwagę
i siłę, a teraz bardziej pociągała ją dobroć i troskliwość Torego. Z czasem rozmyślania zamieniły się w
tęsknotę. Gdy wspominała dzień w kamiennej chacie, jej ciało przeszywały dreszcze. Z jakim
podnieceniem zerkał na jej nagie stopy. Kristin pragnęła kogoś kochać. Potrzebowała kogoś, kto
wziąłby ją w ramiona i okazał swoje uczucia. Pewnego zimowego dnia nie mogła już znieść
samotności, posłała więc znów po Torego.
Przyszedł od razu. Służące obiecały, że przez jakiś czas nie będą zaglądać do komnaty. Kristin
wiedziała, że może im zaufać. W jego oczach zobaczyła te same uczucia - on też za nią tęsknił.
- Brakowało mi ciebie - powiedziała cicho.
- A mnie brakowało ciebie. - Tym razem patrzył jej prosto w oczy.
- Ale nie próbowałeś ze mną rozmawiać.

background image

- Nie. Jesteś córką króla. A poza tym...
- A poza tym boisz się Tronda - dokończyła.
- Nie tak, jak myślisz. Nie wiem po prostu, co jest między wami.
Kristin dostrzegła w nim pewną zmianę. Nie był już taki zakłopotany, nie czerwienił się tak często i
śmiało patrzył jej w oczy.
- Dobry z ciebie człowiek, Tore - powiedziała łagodnie. - A jeśli chodzi o mnie i o Tronda, to sama nie
wiem, co jest między nami. Bardzo mnie rozczarował, gdy wybrał życie w drużynie zamiast mnie. To
była przykra i trudna zima. Bardzo potrzebuję przyjaciela. Może mógłbyś nauczyć mnie grać w
szachy?
Tore otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Kristin go powstrzymała.
- Wiem, co chcesz powiedzieć. Nie umiesz grać w szachy, a poza tym, królowa nigdy ci na to nie
pozwoli. Ale ja nauczyłam się grać od Gregoriusa. Nikt o tym nie wie, więc to ja będę ciebie uczyć.
Nie mam nikogo, z kim mogłabym sobie pograć - dodała, choć wiedziała dobrze, że to kłamstwo. - A
jeśli chodzi o królową, to zrobiła się łagodna jak owieczka, gdy jej powiedziałam, że chciałam sobie
odebrać życie. Mogę jej przypomnieć, że to ty mnie uratowałeś.
Tore wahał się długo. W końcu skinął głową.
- Jeśli królowa się zgodzi.
Kristin poszła prosto do matki. Królowa zmieniła się tej zimy. Wieść o samobójczych myślach córki
mocno w nią zapadła. Kristin wiedziała, jak to wykorzystać.
- Chciałabym nauczyć się grać w szachy. - Od razu przystąpiła do rzeczy. Królowa chciała
zaprotestować, ale Kristin nie dała jej szansy. - Sigurd dał mi kiedyś figurkę szachową, króla z kości
morsa. Wszystkie inne figurki,

background image

oprócz tej jednej, zginęły. Sigurd powiedział wtedy, że to jest symbol zwycięstw ojca. Powiedział też,
że powinnam nauczyć się grać w szachy, bo to rozwija zdolność rozsądnego myślenia. Bliźniacy
zarządcy Alrekstad byli mistrzami w tej grze. A jeden z nich niedawno uratował mi życie. Jeśli
namówisz go, żeby mnie nauczył wszystkich swoich sztuczek, zagraniczni goście będą zdumieni.
Ostatni argument okazał się najważniejszy. Potem Kristin nie raz się zastanawiała, dlaczego matka jej
wtedy nie rozszyfrowała. Zawsze była taka bystra.
- To dobry pomysł, Kristin. Porozmawiam z tym drużynnikiem przy okazji.
I tak się stało. Mieli grać w szachy w jednej z mniejszych izb, zawsze w towarzystwie służebnej
królewny. Kristin wcale się tym nie przejęła. Wiedziała, jak sobie poradzić z wiernymi służącymi.
Usiedli po obu stronach szachownicy. Królewna rozstawiała figury, tłumacząc, jak się każda z nich
może poruszać. Tore chwytał wszystko w lot.
Gra tak go wciągnęła, że zapomniał, kto siedzi po drugiej stronie szachownicy. Kristin dała umówiony
znak Asie. Służąca powiedziała, że musi na chwilę wyjść, i zniknęła za drzwiami. Gdy Tore siedział i
obmyślał następny ruch, Kristin wyciągnęła rękę i musnęła wierzch jego dłoni palcem wskazującym.
Podniósł wzrok i popatrzył prosto w jej rozmarzone oczy. Jego ciałem natychmiast wstrząsnął
dreszcz.
- Tore? - szepnęła. - Tęskniłam za tobą.
Każdy oddech go dławił. Serce omal mu nie wyskoczyło z piersi. Przez całą zimę pragnął jej aż do
szaleństwa. Chwycił ją mocno za rękę. Zapomniał całkiem o szachach. Oboje pochylili się nad
stolikiem i całowali długo i namiętnie.

background image

Nagle Kristin przerwała pocałunek Tore sądził, że wystraszyła się, że ktoś może wejść. Ale ona
zerwała się ze stołka i usiadła mu na kolanach.
- Kochaj mnie - błagała. - Obejmij mnie mocno i pokaż, że mnie kochasz.
Tore nie miał żadnych problemów ze spełnieniem jej prośby, przytulił ją do siebie i obsypał gorącymi
pocałunkami. Wsunął dłoń za jej wycięty dekolt i pieścił obie piersi, z trudem tłumiąc rosnące
pożądanie. Po chwili oboje zapomnieli o Bożym świecie. Tore podciągnął jej spódnicę i ze
zdumieniem stwierdził, że nie ma pod nią bielizny. Przestał panować nad swoim ciałem, rozsznurował
spodnie i posadził ją sobie na kolanach, wydając zduszony jęk rozkoszy. Kristin poddała się jego
rytmowi. W pewnej chwili wydało się jej, że słyszy skrzypnięcie drzwi, ale nie była w stanie oderwać
się od kochanka. Na koniec zaśmiała się cicho i przytuliła mocno do niego.
- Teraz wiem już na pewno. To ciebie kocham. Tylko ciebie i nikogo innego! Nigdy jeszcze nie
przeżyłam czegoś podobnego!
Tore miał zamglone oczy i niewiele brakowało, by serce rozsadziło mu pierś z radości.
Poprawili ubrania i Kristin usiadła na swoim miejscu. Nie byli jednak w stanie grać dalej, bez przerwy
patrzyli sobie w oczy przepełnione szczęściem.
Kristin uśmiechnęła się.
- Tym razem żadne złe myśli nie popsuły mi przyjemności. Było mi tak dobrze, że zapomniałam
nawet o strachu.
- Ja też - rozpromienił się Tore.
- Bardzo długo będę uczyć się grać w szachy, prawda? - dodała żartobliwie.
- Całą wieczność - odparł Tore tym samym tonem. -Ale jak skłoniłaś służącą do wyjścia?



background image

- To moja tajemnica. Obawiam się zresztą, że chciała już wrócić, bo słyszałam skrzypnięcie drzwi.
Tore spojrzał na nią z przerażeniem.
- Widziała nas?
- Nie wiem.
- Ufasz jej?
- Chyba tak. Tak, na pewno tak - dodała czym prędzej, widząc strach w jego oczach. Nic dziwnego, że
się bał. To jego czeka najstraszliwsza kara, gdy ktoś nas na-kryje, pomyślała i nagle też się przeraziła.
- Następnym razem zamknę drzwi na skobel - powiedziała. - W razie czego znajdziemy jakiś pretekst.
Gdyby ktoś nas przyłapał na gorącym uczynku, byłoby znacznie gorzej. Musisz do mnie wrócić, Tore
- prosiła. - Nie potrafię już żyć bez ciebie.
- A ja nie potrafię żyć bez ciebie.
Spędzili jeszcze wiele wspaniałych chwil przy stoliku szachowym. Kristin zastanawiała się czasem,
co o tym wszystkim myślała Åsa. Po pierwszym popołudniu zachowywała się dość dziwnie. Kristin
nabrała więc przekonania, że służąca widziała to, czego oglądać nie powinna, ale nie powiedziała ani
słowa. Królewna trochę się, martwiła. Wprawdzie zawsze mogła liczyć na lojalność Åsy, nie mówiąc
o tym, że dziewczyna na pewno nie chciałaby stracić pracy, ale nigdy nie wiadomo, do czego jest
zdolny człowiek w szczególnej sytuacji. Gdy na przykład ktoś ją będzie próbował przekupić albo za-
grozi jej śmiercią.
Niepokoiła ją jeszcze jedna sprawa. Zbliżała się wiosna i ojciec ze swoją drużyna miał wkrótce
wrócić. Jak rozwiązać problem z Trondem? Nie może mu przecież powiedzieć prawdy, bo naraziłaby
Torego na śmiertelne niebezpieczeństwo.

background image

Zdenerwowanie przerodziło się z czasem w strach. Codziennie modliła się do świętego Olafa, żeby
królewska flotylla jeszcze nie wróciła. I jej modły zostały wysłuchane. Pewnego dnia przybył
posłaniec z wieścią, że król popłynął na wschód, do Torskog, żeby się spotkać z jarlem Birgerem. Jako
królewska forpoczta pojechał biskup Einar Smørbak, z rektorem Olafem. Mieli rozpocząć negocjacje
z jarlem, który w gruncie rzeczy rządził krajem jako jarl i jako król. Zawieźli propozycję przymierza
między Norwegią a Szwecją. Powiedzieli, że lud pragnie, by pokój został zagwarantowany
dodatkowo dzięki rodzinnym więzom między panującymi høvdingami. Może więc jarl mógłby wydać
swoją córkę, Rikitsę, za Håkona Unge? Jarl przyjął propozycję z wielkim zadowoleniem i Rikitsa
miała zaręczyć się z Håkonem Unge, gdy tylko królewska flotylla przybije do brzegu.
Kristin przeraziła się nie na żarty. Håkon Unge miał zaledwie siedemnaście lat. Ciekawe, co on sądzi o
tym układzie. Może mężczyźni są pod tym względem inni niż kobiety. Ale przecież biedna Rikitsa
została zmuszona do małżeństwa, które miało uratować pokój między Norwegią a Szwecją. Cała ta
historia przypomniała Kristin, jaki los czeka ją samą. Rodzice nigdy nie zaakceptują tego, że ona nie
chce zostać żoną żadnego króla. Nigdy nie traktowała poważnie przechwałek Tronda, że przekona
króla do siebie dzięki walecznej postawie i rycerskim talentom.
Znów zaczęła myśleć o bracie. W dzieciństwie zawsze trzymali się razem, dzielili wszystkie radości i
wszystkie troski. Ale gdy dostał królewskie imię, stał się jej prawie obcy. Ona całe życie spędzała na
dworze, a on jeździł wszędzie z ojcem. A gdy czasem wracał do domu, cały czas bawił na
polowaniach z sokołem albo z psami i na turniejach drużynników. Słyszała, że stał się bardzo




background image

twardy i odważny. W żartach mówili na niego nawet Håkon Krwawy Topór, co wcale jej się nie
podobało.
Kristin bała się, że ktoś odkryje jej romans z Torem, bała się, że zajdzie w ciążę i że Trond się o
wszystkim dowie. Ale nie mogła rozstać się z ukochanym. Miłość opanowała ją niczym gorączka.
Zmysły były silniejsze niż wola. Pragnęła go, bez względu na to, ile to miało kosztować. Za każdym
razem posuwali się jeszcze dalej i mieli ochotę na coraz więcej.
Gdy nastały cieplejsze dni, wymykali się czasem do lasu albo na plażę, by tam, w ukryciu, cieszyć się
miłością i swoimi ciałami. Gdy nie mogli się zobaczyć, Kristin krążyła po komnacie jak zwierzę w
klatce i marzyła o tym, by czym prędzej znaleźć się w jego ramionach, pieścić jego piękne ciało,
zobaczyć go nago, poczuć smak jego ust i ciężar jego ciała.
To musiało się źle skończyć. Gdy miesiączka się opóźniała, Kristin pocieszała się, że to już się
zdarzało. Ale w gruncie rzeczy ogarnęła ją śmiertelna trwoga. Dla zalotników, na których czekała
matka, nie byłaby nic warta, gdyby się dowiedzieli, że nie jest nietknięta. Matka z pewnością nie
miałaby dla niej żadnej litości, gdyby dowiedziała się prawdy. Lepiej stracić córkę niż narazić się na
taki wstyd! A poza tym na pewno szukałaby winowajcy. Zycie ich obojga znalazłoby się w
niebezpieczeństwie.
Zadawała sobie pytanie, jak mogła liczyć na to, że się uda, jak mogła tak ryzykować. Ale odpowiedź
była prosta: żadna siła by jej nie powstrzymała; nawet strach przed śmiercią.
Straciła apetyt, cierpiała na bezsenność. Tore szybko zrozumiał, że coś jest nie tak. W końcu Kristin
wyjawiła mu prawdę. Minęły już cztery tygodnie od terminu, więc nie miała żadnych wątpliwości.
Tore pobladł, ale stanął na wysokości zadania.

background image

- Wezmę całą winę na siebie. Powiem, że cię zgwałciłem. Kristin pogłaskała go po policzku.
-Jesteś za dobry dla tego świata, Tore. Myślisz, że będę stać i patrzeć, jak ścinają ci głowę? Nie. Jeśli
jedno z nas ma umrzeć, umrzemy oboje!
Przytulił ją z całej siły. Oboje walczyli z łzami. W końcu Kristin podniosła twarz ku niemu.
- Niczego nie żałuję, Tore. Wolę umrzeć młodo, mając za sobą tę zimę i lato u twojego boku, niż żyć
dalej, nie znając prawdziwej miłości i namiętności.
Oczy Torego zaszły mgłą.
- Ja też, Kristin. I skoro wiem, że myślisz tak samo, niczego się nie boję.
Każdy dzień był teraz na wagę złota. Kristin i Tore żyli tak, jakby każdy miał być ich dniem ostatnim.
I przygotowywali się na najgorsze. A tymczasem wszelkie oznaki ciąży były coraz bardziej widoczne.
Piersi Kristin się zaokrągliły, każdego ranka męczyły ją nudności. Znosiła to jednak jakoś, ukrywając
prawdę przed służącymi. Ciągle spotykała się Torem potajemnie, ale zachowywali teraz większą
ostrożność. Bo jeśli wszystko pójdzie dobrze, spędzą razem całe lato, a może nawet początek jesieni.
Z Viken nadeszła wiadomość, że król Håkon opuścił już Gotaelv i ruszył do Kongehelle. Zamierzał
jeszcze zatrzymać się na chwilę w Tunsberg, ale zimę chciał spędzić w Bjørgvin. Ale Kristin już się
tego nie obawiała. Nie obchodziło jej, co powie Trond, gdy pozna prawdę, bo przecież do tego czasu
wszyscy się już dowiedzą, że Kristin jest brzemienna.
Współżycie z Torem trochę się zmieniło. Czasem ogarniała ich ślepa, rozpaczliwa namiętność, a
czasem żal, że wszystko się wkrótce skończy.





background image

- Niczego nie żałuję - powtarzała. - Chcę przeżyć swoje ostatnie godziny z tobą.
Tore kiwał głową i głaskał ją delikatnie po długich, jasnych włosach.
- Nigdy się nie rozstaniemy. Gdyby to się nie zdarzyło, mogliby cię zmusić do małżeństwa z jakimś
zagranicznym królem, a ja byłbym pogrążony w żałobie do końca życia. A teraz już do końca
będziemy razem.
Na królewskim dworze zaczęto wznosić kamienną hallę. Król Håkon od dawna o tym myślał, ale
dopiero podczas koronacji, gdy zabrakło miejsca dla gości, podjął ostateczną decyzję. Zamierzał
postawić w Bjørgvin największą hallę, większą niż w Oslo. Żeby nie było wątpliwości, gdzie jest
siedziba norweskiego króla. Dzięki pomyślnym stosunkom handlowym z północną Norwegią i z
zagranicą Bjørgvin stało się dwa razy większe niż Nidaros, Tunsberg czy Oslo. W tutejszej katedrze
pogrzebano wielu dostojników, biskupów i królów. Håkon Håkonsson chciał, by i jego tu pochowano.
Poza katedrą w Bjørgvin było trzynaście innych kościołów i pięć klasztorów, między innymi piękny
Lysekloster, należący do cystersów.
Kristin patrzyła, jak mężczyźni znoszą ogromne kamienie na plac budowy i jak windują je w górę
nadludzkim wysiłkiem. Na wielkie kamienie kładziono mur z mniejszych kamieni połączonych
zaprawą. Kristin wyobrażała sobie gotową hallę. Håkonshallen. Matka mówiła, że król chciałby
urządzić Kristin ślub w tej halli. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Zrobiło jej się żal ojca. Chciał
wyprawić huczne wesele swojej jedynej już córce i nie miał pojęcia, że to niemożliwe.
Jesień nadchodziła wielkimi krokami. Kristin zaczęła się zaokrąglać. Nie spodziewała się, że to
nastąpi tak szybko, i bardzo się przestraszyła. Starannie dobierała ubrania,

background image

nosiła szerokie suknie z licznymi fałdami. Od czasu do czasu czuła na sobie badawcze spojrzenie Åsy.
Wiedziała, że służąca wszystkiego się domyśliła. Gdy kiedyś zostały sam na sam, Kristin zapytała z
wahaniem w głosie:
- Ciągle mi się tak przyglądasz, Åsa. Czy coś cię martwi?
- Tylko to, co martwi królewnę - odparła Åsa wymijająco.
- I co o tym myślisz?
- Nie śpię po nocach i zamartwiam się, ale nie widzę rozwiązania. Oprócz jednego.
- Jakiego?
- W osadzie jest kilka znachorek.
Kristin zamarła. Od czasu do czasu przychodziło jej to do głowy, ale natychmiast odpędzała te myśli.
Słyszała wiele strasznych historii o młodych kobietach, które po nocy musiały odwiedzać staruchę,
zwaną Bothild Klubbe. Bothild pomagała także mężczyznom, którzy zarażali się nieprzyjemnymi
chorobami od ladacznic.
- Słyszałam o niej - powiedziała w końcu.
- Jest ich kilka - zapewniła Åsa, rozumiejąc, czego boi się królewna. - Mogę się wszystkiego
dowiedzieć.
Kristin niechętnie skinęła głową.
Parę dni później trzy służące wyszły przez królewską bramę, żeby zrobić zakupy na targowisku.
Strażnicy nie zauważyli nic podejrzanego. Kristin naciągnęła kaptur głęboko na oczy i udawała, że
musi ciągle poprawiać spadający but.
Szły szybko, bez słowa. Wszystkie bardzo zdenerwowane. Åsa nie posiadała się z niepokoju. To ona
wszystko załatwiła i to ona poniesie karę, jeśli ktoś je zauważy albo coś się nie uda. A przecież
wszystko się może zdarzyć. Słyszała o kobietach, które umarły z utraty krwi zaraz po odwiedzinach u
staruchy albo trochę później.

background image

Gdy weszły między domy, napotkały mężczyznę, który wlókł za sobą dwa kamienie, przywiązane do
szyi.
- Co mu jest? - szepnęła Kristin.
- Zdradził swoją żonę i nie zapłacił grzywny - odparła Åsa. - Teraz musi przejść przez wszystkie ulice
z kamieniami u szyi, a potem wypędzą go z miasta.
Kristin zadrżała. Niewiele wiedziała o obowiązującym prawie.
Szły teraz wąskim pasażem między domami. Ludzie wylewali tu pomyje i odchody, więc ziemia
strasznie cuchnęła. Domy były różnej wielkości, pasaż czasem się zwężał, czasem rozszerzał, a jego
kolejne piętra były połączone schodkami.
Åsa zatrzymała się przy ostatnim domu i weszła po schodach. Kristin i Solfrid ruszyły niechętnie za
nią. Zaczął już zapadać zmierzch. Wkrótce będzie tu całkiem ciemno, pomyślała z przerażeniem
Kristin. Czy trzy samotne kobiety są w tym mieście bezpieczne?
Gdy Åsa zapukała, rozległ się gruby, zachrypnięty głos.
- Proszę!
W środku było tak ciemno, że w pierwszej chwili, trudno było cokolwiek rozróżnić, ale zaraz wzrok
zaczął się przyzwyczajać do warunków. Przy palenisku siedziała stara, pomarszczona kobieta i
mrużyła słabo widzące oczy. Miała na sobie połatane ubranie, którego od dawna chyba nie prała.
Kristin znów zadrżała.
- Jestem Åsa. Przyprowadziłam tę kobietę, o której rozmawiałyśmy - powiedziała służąca głośno,
żeby staruszka usłyszała.
Åsa nie zdołała niestety znaleźć nikogo innego oprócz Bothild Klubbe. Kristin patrzyła z
przerażeniem i odrazą na kobietę, która pomagała mężczyznom, którzy zdradzili swoje żony i
nabawili się niebezpiecznych chorób, zadając się z ladacznicami.

background image

Bothild wstała ze swojego stołka i wskazała Kristin brudne łóżko pod ścianą. Po owczej skórze, która
na nim leżała, pełzało robactwo. Kristin miała ochotę obrócić się na pięcie i uciec stąd czym prędzej,
ale zagryzła zęby. Gdyby nie wizyta u tej czarownicy, oboje z Torem byliby skazani na niechybną
śmierć. Zamknęła więc oczy i położyła się na lawie. Gdy Bothild kazała jej unieść spódnicę i rozsunąć
nogi, zrobiła wszystko, co trzeba, modląc się w duchu do wszystkich świętych o pomoc, chociaż
wątpiła, czy może się spodziewać jakiegokolwiek wsparcia po wszystkich grzechach, które popełniła.
Po chwili poczuła przeszywający ból i nie zdołała się powstrzymać od krzyku. Åsa przykryła jej usta
dłonią.
- Cicho! Nikt nie może nas usłyszeć!
Kristin zagryzła wargi i zamrugała powiekami, żeby powstrzymać łzy. Poczuła coś ciepłego i
mokrego między nogami i straciła przytomność.
Gdy się ocknęła, Åsa wręczała staruszce srebrne monety, które dostała od swojej pani. Potem ubrała
królewnę w czystą suknię, którą wzięły ze sobą. Po chwili obie z Solfrid wyprowadziły słaniającą się
królewnę.
Droga powrotna wydawała się Kristin gorsza niż koszmarny sen. Wiele razy była bliska omdlenia.
Åsa i Solfrid raczej ją niosły niż prowadziły. Uliczny smród przyprawiał ją o mdłości. Bała się
śmiertelnie, że ktoś je zatrzyma i zostanie rozpoznana. Zakrwawione ubranie zdradziłoby od razu,
gdzie była.
Później nie pamiętała, jak doszła do domu. Åsa wyjaśniła strażnikom, że służąca, „Ingerid", zasłabła
na targu i że muszą ją czym prędzej zaprowadzić do łóżka. Na szczęście strażnicy przepuścili je i o nic
więcej nie pytali.
Następnego dnia okazało się, że Kristin jest poważnie chora. Nigdy przedtem nie czuła się tak fatalnie.
Åsa

background image

spaliła zaplamione ubranie, ale królewna wciąż krwawiła, była blada jak kreda i majaczyła.
Åsa i Solfrid zerkały na siebie z przerażeniem. Jeśli trzeba będzie wezwać pomoc, prawda wyjdzie na
jaw i obie stracą życie. Jeśli nie wezwą lekarza i coś się stanie królewnie, królowa też je oskarży i
ukarze.
Åsa spojrzała na rozgorączkowaną twarz swojej pani i szepnęła:
- Jezu Chryste! Po co jej podsunęłam ten pomysł!

background image

1 2
Królowa Margrete przybiegła do komnaty córki, gdy tylko dowiedziała się o jej chorobie.
- Co jej jest? - zapytała ostro i rzuciła oskarżające spojrzenie Åsie. Solfrid właśnie wyszła na chwilę.
Åsa przygotowała się wprawdzie na to pytanie, ale podejrzliwe spojrzenie królowej wytrąciło ją z
równowagi.
- To chyba czerwonka, najjaśniejsza pani - pospieszyła z odpowiedzią.
Królowa cofnęła się natychmiast. Wiedziała, że to zaraźliwa choroba.
- To się zaczęło parę dni temu - ciągnęła Åsa nerwowo. - Królewna sądziła na początku, że zjadła coś,
co jej zaszkodziło, ale czuła się coraz gorzej. Chciałam wezwać jakąś znachorkę z osady, ale królewna
powiedziała, że to niepotrzebne. Dopiero dziś dowiedziałam się, że królewna zaczęła wydalać krew,
więc od razu posłałam Solfrid po pomoc.
- Matko Boska! - przeraziła się królowa. - Przecież ci drużynnicy, którzy zmarli zeszłej zimy,
chorowali na tę zarazę!
Åsa z powagą pokiwała głowa.
- Lepiej, żeby najjaśniejsza pani nie zbliżała się zanadto. Będę informowała królową o wszystkim.
Solfrid na pewno zaraz wróci.







background image

Królowa wyszła prędko, a Åsa zamknęła za nią drzwi, oddychając z ulgą. Gdy wróciła Solfrid, Åsa o
wszystkim jej opowiedziała. Ustaliły, że wezwą jedną ze znachorek, które bywały na zamku zeszłej
zimy, gdy chorował junker Magnus. Pozostało im tylko błagać wszystkich świętych, żeby znachorka
nie zaczęła oglądać pościeli, bo prawda od razu wyszłaby na jaw.
Na szczęście wszystko poszło po ich myśli. Znachorka Gunnhild dotknęła czoła dziewczyny,
powąchała jej oddech. Wmusiła w nią parę łyżeczek zawiesiny ugotowanej z dębowych liści. Potem
wypuściła parę pijawek na nogi i ręce królewny, po czym potwierdziła, że Kristin
najprawdopodobniej zapadła na czerwonkę. Åsa poprosiła znachorkę, by sama powiedziała o tym
królowej, bo ona woli nie zostawiać chorej.
Nieco później zjawił się sira Jon z pobliskiego kościoła Świętych Apostołów i modlił się przy łóżku
królewny do późnej nocy.
Następnego dnia nic się niestety nie zmieniło. Åsa i Solfrid rozpaczały i zerkały z niepokojem na
chorą.
Tore siedział w izbie drużynników razem z innymi i udawał, że słucha opowiadanych historii, choć w
rzeczywistości był myślami zupełnie gdzie indziej. Kristin powiedziała mu, co zamierza zrobić.
Przestraszył się i próbował ją od tego odwieść. A teraz usłyszał nowinę, która wstrząsnęła całym
dworem: królewna zachorowała na czerwonkę! Od razu domyślił się prawdy. Kristin, tak jak wiele
innych kobiet, poważnie zaniemogła po wizycie u osławionej Bothild Klubbe, a jej służące zdołały
wmówić królowej, że to czerwonka. Tore nie myślał o tym, w jakim niebezpieczeństwie się znajdzie,
gdy prawda wyjdzie na jaw, zamartwiał się o Kristin. Bez niej jego życie nie miało sensu.

background image

Kristin przez wiele dni i nocy była na granicy życia i śmierci, ale w końcu, dwunastego dnia choroby,
nastąr pil przełom.
Tego samego dnia posłaniec przyniósł wieść, że widziano już królewskie żagle niedaleko wybrzeża i
rzeczywiście po południu wszyscy je zobaczyli.
Król przybiegł prosto do komnaty córki, gdy usłyszał straszną nowinę. Kristin była blada jak kreda,
miała podkrążone oczy i perlisty pot na czole.
- Kristin! Dziecko moje! - wykrzyknął przerażony. -Co ja słyszę? Naprawdę zachorowałaś na
czerwonkę?
Kristin zwilżyła usta językiem i z trudem skinęła głową. Była tak słaba, że właściwie nie pamiętała, co
jej dolega.
- Dziś jest trochę lepiej - pocieszyła króla Åsa. - Myślę, że wszystko będzie dobrze.
Król spojrzał na nią z wdzięcznością.
- Dzięki twojej troskliwej opiece, Åsa - powiedział ciepło. - Na pewno cię za to wynagrodzę.
Służąca zarumieniła się ze wstydu. Gdyby tylko król wiedział...
tej samej chwili w drzwiach stanął Sigurd, a za nim Håkon Unge, obaj równie przerażeni poważną
chorobą siostry. Kristin z wysiłkiem obróciła głowę i spojrzała na braci.
- Gratuluję zaręczyn, Håkonie - szepnęła cicho. Håkon Unge uśmiechnął się z zadowoleniem.
- W przyszłym roku wesele! Kristin nic już nie powiedziała.
Gdy tylko cała trójka wyszła, znów ktoś zapukał. Ku przerażeniu królewny w drzwiach stanął Trond.
Strach, poczucie winy, wzburzenie i niechęć przyprawiły ją o zawroty głowy. Jak on śmie? Jak może
wchodzić do jej komnaty bez pozwolenia! Nawet Åsa krzyknęła ze zdu-



background image

mienia. Kristin pomyślała, że służąca mogła go pomylić z Torem.
- Właśnie się o wszystkim dowiedziałem, Kristin! -zawołał, zapominając dodać „królewno", choć obie
służące były w komnacie. - Nie mogę podejść do łóżka, bo czerwonka jest zaraźliwa. Widzę, że jesteś
bardzo chora. Chciałem tylko powiedzieć, że już wróciłem. Jak wyzdrowiejesz, to zobaczysz - dodał
pełen samozadowolenia. - Poza tym mam dla ciebie same dobre nowiny. Twój ojciec był ze mnie
bardzo zadowolony, gdy się przygotowaliśmy do zbrojnej rozprawy ze Szwedami. Niestety nie
pokazałem wszystkiego, co potrafię w bitwie, ale król chwalił mnie podczas ćwiczeń.
Kristin zamknęła oczy. Nie mogła słuchać jego przechwałek
- Królewna powinna trochę odpocząć - powiedziała Åsa, gdy tylko się zorientowała, że pomyliła
braci.
- Tak, oczywiście. - Trond ruszył w stronę drzwi, zadowolony, że nie musi przedłużać wizyty.
Poszedł od razu przywitać się z bratem.
- Witaj, stary! - zawołał wesoło. - Bardzo ci się zima dłużyła? Szkoda, że z nami nie pojechałeś.
Niewiele brakowało, a rozpoczęłaby się prawdziwa bitwa. Jarl Birger myślał na początku, że chcemy
go napaść, bo było nas tak wielu, więc czym prędzej dosiadł konia i ruszył do Gotaland. Dopiero kiedy
Gunnar, który przyjaźni się z jarlem, wyjaśnił mu, że król Håkon zawsze podróżuje z wielką świtą i że
to wcale nie musi oznaczać nic złego, Birger odważył się wrócić. Wszyscy podziwiali nasze wspaniałe
okręty - dodał z dumą. - Ale bali się, że jeśli dojdzie do wojny, to spustoszymy im kraj.
Tore słuchał tylko jednym uchem. Myślał o Kristin i bał się, że Trond domyśli się prawdy.
- A ty siedziałeś tu miedzy babami i nudziłeś się - za-

background image

drwił Trond. - Musisz więcej ćwiczyć. Popatrz tylko na mnie! Sam król powiedział kiedyś, że należę
do najwa-leczniejszych drużynników! Wkrótce jeszcze bardziej awansuję i będę mógł się oświadczyć.
Tore poczerwieniał i nie zdołał wykrztusić nawet słowa.
Trond roześmiał się.
- Zrobiłem na tobie aż takie wrażenie? Przecież już ci o tym mówiłem. Mówiłem nawet matce. Za
głowę się złapała na samą myśl. - W końcu zamilkł na chwilę. -Królewna Kristin wyjdzie z tego.
Byłem u niej przed chwilą i służąca powiedziała, że musi tylko odpocząć parę dni i wszystko będzie
jak dawniej.
Tore spojrzał na niego z przerażeniem.
- Byłeś u niej? Bez pozwolenia? Trond znów się roześmiał.
- A czy prawdziwy drużynnik musi prosić o pozwolenie?
Tore zagryzł zęby i odwrócił wzrok.
Kristin czuła się odrobinę lepiej każdego dnia, ale wciąż była bardzo osłabiona. Król ogromnie
martwił się jej stanem i spędzał z nią znacznie więcej czasu niż ostatnimi laty. Sigurd i Håkon Unge
też starali się jej dogodzić. Ciągle do niej zaglądali, a gdy nabrała już tyle siły, by schodzić na dół na
wieczerzę, starali się ją zabawiać. Kristin słała tęskne spojrzenia Toremu, ale za każdym razem
upewniała się, czy Trond na nią nie patrzy. Dopóki ojciec i bracia poświęcali jej tyle czasu i uwagi, nie
miała najmniejszych szans, by spotkać się potajemnie z ukochanym.
Pewnego dnia, gdy drużynnicy kładli się spać, coś się wydarzyło. Trond, od kiedy awansował, miał
swoje własne posłanie, a Tore musiał dzielić ławę z nowym kandydatem. Nowy był zawsze skłonny
do kłótni, a tego wie-


background image

czoru sporo wypił. Twierdził, że Tore ukradł mu monetę z kieszeni, i chciał donieść o tym
przełożonemu. Trond usłyszał awanturę i podszedł do nich, żeby dowiedzieć się, co się stało. W tej
samej chwili nowy zaczął szarpać Torego za ubranie i przeszukiwać mu kieszenie, i zanim Tore
zdążył cokolwiek powiedzieć, wyciągnął szachową figurkę. Tore pobladł z przerażenia i chciał mu ją
czym prędzej wyrwać, ale tamten się zainteresował.
- Skąd to masz? - zapytał podejrzliwie.
- Nie twoja spawa!
- Dostał to ode mnie. - Za ich plecami rozległ się nagle głos Tronda.
Nowy przestraszył się i mruknął coś pod nosem, podczas gdy Tore dopiero teraz zamarł z przerażenia.
Czyżby Trond widział kiedyś tę figurkę? Wie, skąd ona pochodzi?
Następnego dnia sprawa się wyjaśniła. Mieli właśnie wyjechać przez bramę, gdy Trond, mijając brata,
powiedział:
- Nie możesz liczyć na to, że cię zawsze wyciągnę z tarapatów. Myślałem, że wiesz, że kradzież to
najgorsze przestępstwo. Ten, kto kradnie z królewskiego stołu, będzie krótszy o głowę.
To rzekłszy odjechał. Tore stał przez chwilę i zbierał myśli. Trond doszedł do wniosku, że Tore ukradł
figurkę!
Nie wiedział, czy powinien czuć ulgę, czy też wręcz przeciwnie. Kradzież to rzeczywiście bardzo
poważne przestępstwo. Ale Trond chyba nie wyda swojego własnego brata? A może to zrobi?
Byłoby jednak jeszcze gorzej, gdyby Trond zorientował się, co zaszło między jego bratem a królewną.
Wtedy byłby gotów na wszystko!
Nadchodziła kolejna zima. Trzydziesta trzecia zima panowania Håkona nad Norwegią. Wszyscy
bardzo lubili króla. Na dworze w Bjørgvin robiło się znacznie we-

background image

selej, gdy król zamierzał spędzić tu zimę. Tym razem zajmował się negocjacjami z biskupem
Heinrekiem, który przybył z dalekiej Islandii, żeby powiedzieć, że Tordr Kakali, bratanek Snorrego
Sturlasona, nie stara się działać na rzecz norweskiego króla. Przejął majątek i włości stryja i od tej
pory sam rządzi w Gardar.
Kristin czuła się coraz lepiej, ale w dalszym ciągu nie mogła zobaczyć się z Torem sam na sam.
Posyłali sobie jednak tęskne spojrzenia w sali biesiadnej i czasem zamieniali parę słów na dziedzińcu.
Oboje bardzo pragnęli intymnego spotkania, choć Kristin bardzo się bała.
- Na wiosnę, Tore... - szepnęła kiedyś, gdy się mijali. -Ale będziemy musieli uważać!
Tore rozejrzał się na wszystkie strony, zanim powiedział:
- Ale czy się odważymy po tym, co się wydarzyło?
- Nie wiem - zasmuciła się Kristin. - Ale tak jak mówiłam, wolę żyć krócej, ale z tobą, niż długo i bez
ciebie. Latem ojciec popłynie do Nidaros, a Sigurd i Hakon Unge na pewno będą mu towarzyszyć.
Trond pewnie też z nimi pojedzie. Wtedy będzie nam znacznie łatwiej.
W tej samej chwili ze stajni wyszła grupa drużynników. Tore i Kristin czym prędzej rozeszli się w
przeciwnych kierunkach.
Tego samego dnia podczas wieczerzy jeden z towarzyszy zapytał na głos Torego:
- Jak ty to robisz, że ciągle rozmawiasz z królewną Kristin? Widziałem już wiele razy, jak się
zatrzymywała koło ciebie i jak długo i przyjaźnie rozmawialiście. Zupełnie jakby się w tobie
zakochała - dodał ze śmiechem.
Pozostali też gruchnęli śmiechem, a Tore się zaczerwienił. Trond usłyszał ten żart i przez chwilę
patrzył na brata badawczo. A potem pomyślał, że tamten na pewno ich pomylił i wziął Torego za
Tronda. Cały czas pró-

background image

bował zamienić parę słów z Kristin, ale ona była wciąż osłabiona po chorobie. Potajemne spotkanie i
tak nie miałoby w tej sytuacji sensu.
A jednak Trond był trochę rozczarowany. Jeśli nawet nie miała siły, by się z nim spotkać w lesie, to
mogłaby przynajmniej okazać mu, jak bardzo za nim tęskniła. Gdy sobie przypominał, jak ognisty
temperament miała minionej wiosny, nie mógł uwierzyć, że choroba zniszczyła całą jej radość życia i
namiętność.
Pewnego dnia zatrzymał ją, gdy spieszyła do sali biesiadnej na wieczerzę.
- Dobrze wyglądasz, Kristin. Chyba odzyskałaś już siły.
- Tak, jest coraz lepiej - odparła Kristin. Miała ochotę minąć go i pójść dalej. Zrobiło jej się jednak
przykro, że Trond wciąż wierzy w coś, co dawno się skończyło. Prędzej czy później będzie musiała
mu powiedzieć, że nic już do niego nie czuje. - Trond - dodała, rozglądając się nerwowo na wszystkie
strony. - Musisz o mnie zapomnieć. Nigdy nie będziemy małżeństwem.
Trond spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Chcesz się poddać? - oskarżył ją. - Mówiłem przecież, że zrobiłem dobre wrażenie na twoim ojcu.
- To nie ma znaczenia. Matka powiedziała już, jakie jest moje zadanie. Ona nigdy się nie podda! A
ojciec za bardzo liczy, że za cenę mojej ręki zdobędzie nowych sojuszników, żeby chciał oddać mnie
komuś takiemu jak ty.
Trond pobladł ze złości.
- To coś nowego! - wybuchnął. - Pamiętam, jak niejaka Kristin, córka króla Norwegu mówiła, że odda
wszystko za chwilę rozkoszy właśnie z kimś takim jak ja.
- Nie chciałam cię urazić - zmartwiła się Kristin.
Trond przypomniał sobie natychmiast niedawną rozmowę przy stole drużynników i spojrzał na nią
podejrzliwie.

background image

- Zakochałaś się w innym? - zapytał ostro. Kristin gwałtownie pokręciła głową, ale zdradził ją ru-
mieniec.
- Zaczerwieniłaś się! Tym szczęśliwcem nie jest chyba mój brat?
Kristin przeraziła się nie na żarty.
- Nie wiem, o czym ty mówisz!
Patrzył na nią tak, jakby czytał w jej myślach.
- Sam do tego dojdę. Mam nadzieję, że to nie on. Znasz mnie, Kristin. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek
deptał mi po piętach.
To rzekłszy, odwrócił się i odszedł. Kristin patrzyła za nim z przerażeniem. Pomyślała, że musi
natychmiast ostrzec Torego.
Tego wieczoru Trond nie mógł zasnąć. Przypomniał sobie szachową figurkę, która wypadła z kieszeni
brata. Do tej pory sądził, że Tore ukradł tę figurkę, ale teraz przypomniał sobie, jak Kristin opowiadała
mu kiedyś, że ma szachowego króla. Coś w rodzaju amuletu, który przynosi szczęście jej ojcu. Jeśli to
ta sama figurka, to jak trafiła do kieszeni jego brata? Dostał ją od królewny?
Trond obrócił się gwałtownie na drugi bok. Tore zakochał się w Kristin już w Ålrekstad. Przez całą
ubiegłą zimę jego brat mieszkał tu na dworze w Bjørgvin, podczas gdy on przebywał w Tunsberg. Gdy
wrócił do domu, od razu zauważył, że Kristin bardzo się zmieniła, i to nie tylko pod wpływem
choroby.
Naszły go wspomnienia z Oslo, kiedy Tore został nagle wtrącony do ciemnicy, a jego wypuścili na
wolność. Tore nie chciał nigdy o tym rozmawiać, ale Kristin powiedziała, że gdy przyszedł
zawiadomić ją, co spotkało Tronda, zaskoczył ich jeden z drużynników. A może zaskoczył ich nie
tylko na rozmowie?

background image

Trond zagryzł zęby. Jeśli tak, to... Zacisnął pięści. Jeśli Tore zajął jego miejsce... Może to Tore
skorzysta z przychylności króla, którą Trond przez cała zimę starał się zaskarbić... Ogarnęła go
nienawiść wobec brata. Nigdy nie pozwoli, by tamten zajął jego miejsce! Nigdy! W tej sytuacji nie ma
wyjścia. I nikt go nie będzie winić. Ukraść komuś narzeczoną to przecież to samo, co ukraść komuś
żonę...

background image

1 3
Rozmowa z Trondem obudziła w Kristin strach. Chciała jak najszybciej uprzedzić Torego, że jego
brat zaczął coś podejrzewać. Od tej pory muszą jeszcze bardziej uważać, muszą przestać wymieniać
tęskne spojrzenia, nie wolno im rozmawiać podczas krótkich, przypadkowych spotkań na dziedzińcu.
Nie mogła jednak zaaranżować rozmowy z ukochanym. To byłoby zbyt niebezpieczne. Trzeba
załatwić sprawę w inny sposób. Åsa zaczęła właśnie widywać się z jednym z drużynników. Jeśli
można mu zaufać, to byłby bardzo użytecznym posłańcem. Pewnego dnia, gdy były same w
komnacie, Kristin zapytała ostrożnie.
- Åsa, chyba rozumiesz moją sytuację, prawda? Widziałaś ich obu i wiesz, jacy są podobni?
Åsa kiwnęła głową.
- I wiesz, którego z nich kocham? Służąca znów potwierdziła skinieniem.
- Więc rozumiesz także, dlaczego byłam taka wzburzona, gdy ten drugi nagle zjawił się w mojej
komnacie bez pozwolenia?
- Ja też byłam oburzona.
- Czy masz zaufanie do drużynnika Bårda? Åsa zarumieniła się i spuściła wzrok.
- Tak - odparła.
- Muszę uprzedzić Torego, że Trond zaczął coś po-






background image

dejrzewać. Dawniej spotykałam się z Trondem i on nigdy nie pogodzi się z tym, że brat zajął jego
miejsce.
- Pewnie zabije brata - szepnęła ze zgrozą.
- Tego się właśnie obawiam.
- Porozmawiam z Bårdem. Wiem, że można mu zaufać.
- Mam pewien pomysł - ciągnęła Kristin. - Gdyby Tore zaczął udawać, że jest zakochany w innej,
Trond uspokoiłby się. Solfrid chyba nikogo nie ma, prawda?
Åsa zrozumiała w lot pomysł swojej pani i uśmiechnęła się z uznaniem.
- Porozmawiam z Bårdem i z Solfrid.
Gdy ostrzeżenie dotarło do Torego, bardzo się zmartwił. Sam zresztą zauważył podejrzliwe spojrzenia
Tron-da i wiedział, że trzeba się pilnować.
Już następnego wieczoru dwie młode pary wybrały się do jednej z karczm. Tore do tej pory unikał
tego rodzaju miejsc. Wolał raczej siedzieć na dworze i trzymać się blisko Kristin. Czuł się więc
nieswojo. Nie z powodu Solfrid, która była piękną i miłą dziewczyną, ale dlatego, że wcale nie miał
ochoty udawać, jakoby był w niej zakochany.
Szli do ulubionej karczmy drużynników. Tore spodziewał się, że zastaną tam Tronda. Zresztą właśnie
dlatego Bård zaproponował to miejsce.
Hałas dochodzący z karczmy słychać było dwie ulice dalej. Wybuchy śmiechu i głośne rozmowy.
Gdy weszli do środka, uderzyła ich panująca tam wilgoć. Na dworze padał deszcz, więc wszystkie
ubrania wiszące na kołkach ociekały wodą. Zapach wilgotnej wełny mieszał się z wonią potu i miodu
pitnego. Na ławach siedzieli drużynnicy z ladacznicami, woźnice, hanze-atyccy marynarze i
rzemieślnicy. Wszyscy podochoceni kilkoma dzbanami miodu. Spocone twarze świeciły się w
migotliwym blasku lamp. Niektórzy leżeli już pijani

background image

w sztok na ławach, inni zanosili się pijackim śmiechem, jeszcze inni flirtowali albo przeklinali.
Tore prawie od razu zauważył brata, ale udawał, że go nie widzi. Objął Solfrid i pociągnął ją w stronę
wolnych miejsc w głębi karczmy. Od razu podeszła do nich starsza kobieta i odsunąwszy łokciem
puste naczynia, zapytała, co im podać. Tore i Bård zamówili miód. Tore starał się nie patrzeć w stronę
brata. Objął Solfrid i przygarnął ją do siebie. Åsa patrzyła na nich z aprobatą. Ona także zauważyła
Tronda, choć udawała, że na niego nie patrzy.
Na stole pojawiały się coraz to nowe dzbany miodu. Atmosfera się rozluźniła. Ogień trzeszczał
wesoło w palenisku, mokre włosy i ubrania zaczęły schnąć.
Krążyły coraz bardziej nieprzyzwoite dowcipy, padały coraz śmielsze i bardziej drastyczne słowa,
salwy śmiechu omal nie rozsadziły drewnianych ścian. Coraz bardziej pijani goście przewracali
garnce na stół, miód wsiąkał w długie brody, barchanowe ubrania i drewniane stoły. Jeden z
drużynników wdał się w awanturę z hanzeatyckim marynarzem o wdzięki którejś z ladacznic. Gdy
skoczyli sobie do oczu, na stół poleciały brzęczące monety, które natychmiast ktoś przykrył dłonią. Na
dworze wciąż padał deszcz.
Tore rozluźnił się pod wpływem miodu. Już nie czuł się dziwnie i nienaturalnie, obejmując ramieniem
Solfrid. Gdy przyciągnął ją jeszcze bliżej i pocałował w policzek, przytuliła się do niego ochoczo i
zaśmiała. Od razu zakręciło mu się w głowie. Obudziły się w nim zmysły, niezaspokojone od tylu
tygodni. Gdy się nad nią pochylił, obróciła ku niemu twarz i dała znak, że pragnie prawdziwego
pocałunku. Kiedy poczuł jej wilgotne wargi na swoich ustach i zorientował się, jaką namiętność w niej
obudził, wszystko wokół zniknęło, widział tylko to chętne



background image

kobiece ciało, które się ku niemu garnęło. W tym momencie do stołu podeszło dwóch pijanych
drabów, którzy twierdzili, że Bård i Tore zajęli im miejsca. Od razu zaczęli wygrażać swymi
ogromnymi, twardymi pięściami. Solfrid rozwiązała błyskawicznie problem, wskakując Toremu na
kolana i robiąc im w ten sposób miejsce. Właśnie wtedy ktoś zdmuchnął lampę i w karczmie zrobiło
się jeszcze ciemniej. Dogasał nawet ogień w palenisku, ale nikt nie powiedział nic karczmarce. W tej
sytuacji pijani mężczyźni i ladacznice nie musieli wychodzić na deszcz, by szukać jakiegoś
przytulnego kąta, ale mogli zaspokoić swe zmysły tu i teraz.
Solfrid nigdy przedtem nie wypiła tyle miodu. Wszystko wokół niej wirowało. Zapomniała zupełnie o
królewnie, nie zwracała uwagi na rozpaczliwe znaki, które dawała jej Åsa. Myślała tylko o
przystojnym drużynniku, który w tak dziwny stan wprawił jej ciało. Rozpięła gorset, wsunęła jego
dłoń do środka i jęknęła z rozkoszy, gdy zaczął pieścić jej piersi. Gdy jego pieszczoty sprawiły, że
zaczęła drżeć z uniesienia, uniosła spódnicę i chciała, żeby jej tam dotknął. Tore zupełnie stracił
rozum i poddał się szaleństwu zmysłów. Zachłannym gestem poprowadził dłoń po nagiej skórze jej
ud, w stronę miejsca, do którego chciała go wprowadzić, i właśnie wtedy przez szum panujący w
karczmie i w jego głowie przedarł się znany głos:
- A więc to tak, braciszku! To tak się zabawiasz!
Tore podskoczył, jakby nagle się sparzył. Natychmiast otrzeźwiał. W pierwszej chwili nie wiedział,
czy słowa Tronda należy traktować jako groźbę, ale wkrótce sprawa się wyjaśniła.
- Wygląda na to, że się pomyliłem - ciągnął Trond, cedząc słowa. - Może szachową figurkę dostałeś od
służącej, a nie od właścicielki? Mówiłeś już tej małej lafi-

background image

ryndzie, jaka kara grozi temu, kto okrada króla albo królewska rodzinę?
Tore zapomniał o swoim lęku i podniósł się tak gwałtownie, że Solfrid omal nie spadła na podłogę.
Oburzyło go bezecne podejrzenie brata, że dziewczyna ukradła figurkę. Zapomniał zupełnie, że sam
fakt, iż figurka znalazła się w jego posiadaniu, może się okazać brzemienny w skutki.
- Jak śmiesz! - zawołał głosem drżącym ze zdenerwowania. - Solfrid nie ukradłaby nawet kosmyka
włosów Kristin! Nikomu by nic nie ukradła i nie jest żadną lafiryndą! Jeśli Kristin dowie się, że
obraziłeś w ten sposób jej wierną służącą, będzie wściekła!
Trond patrzył na brata z pełnym spokojem.
- Bardzo się tym przejąłeś - wycedził. - Może za twoim wybuchem kryje się coś jeszcze innego? A
poza tym, kiedy zacząłeś nazywać królewnę samym imieniem, drogi braciszku?
Tore najchętniej odgryzłby sobie język. Swoim wybuchem tylko pogorszył sprawę. Obrócił się w
stronę Solfrid.
- Chodź! - powiedział. - Muszę stąd wyjść.
Åsa i Bård podnieśli się jednocześnie i cała czwórka zaczęła przepychać się w stronę drzwi. A Trond
patrzył za nimi ze zmarszczonym czołem. Coś tu się nie zgadza... pomyślał podejrzliwie.
Następnego dnia zatrzymał Kristin, która szła na mszę do kościoła Świętych Apostołów.
- Musisz lepiej pilnować swoich służących, Kristin. Zwłaszcza tej rozpustnej Solfrid. Jeśli zajdzie w
ciążę, straci posadę, a ty zaufaną służącą.
Kristin zaniemówiła.
- Co masz na myśli? - szepnęła w końcu. Trond przyglądał jej się badawczo.




background image

- Nie wiesz, że ona żyje z moim bratem? Kristin zapomniała o ostrożności.
- Wcale w to nie wierzę!
- Szkoda, że nie byłaś wczoraj w osadzie. Bo ja nie widziałem żadnej różnicy między tym, co robili, a
tym, co hanzeatyccy marynarze robią z ladacznicami. -Trond obrócił się na pięcie i odszedł. Zobaczył
już, co chciał. Reakcja Kristin nie pozostawiała wątpliwości.
Gdy nieco później wyjeżdżał na swoim koniu razem z resztą drużynników, postarał się znaleźć przez
chwilę w pobliżu króla.
- Najjaśniejszy panie, obawiam się, że królewna Kristin ma kłopoty z jedną ze swoich służących.
Król popatrzył na niego przez chwilę ze zdumieniem.
- Co masz na myśli?
- Służąca ukradła coś, co należało do królewny. Figurkę szachową z kości morsa.
- A skąd wiesz? - zainteresował się król.
- Królewna pokazała mi tę figurkę, gdy razem z panią Cecilią i Gregoriusem Andressonem mieszkała
w Ålrekstad - skłamał Trond. - A wczoraj widziałem ją u Solfrid.
- Hm - mruknął król i na tym zakończył rozmowę. Ale następnego dnia zagadnął o to córkę.
- Powiedz mi, Kristin, nie brakuje ci figurki szachowej z kości morsa?
Kristin była zupełnie nieprzygotowana na to pytanie.
- Nie - odparła i odwróciła się szybko, żeby ukryć wyraz twarzy. - A dlaczego pytasz?
- Masz taką figurkę, prawda? Dał ci ją kiedyś Sigurd.
- Tak. Dał mi ją, żebym pamiętała, że król zawsze Zwycięża. Wtedy, gdy jechałeś do Oslo, żeby się
zmierzyć z armią dziadka, a ja się o ciebie bałam.
Król Håkon pokiwał głową.

background image

- Sigurd mi o tym opowiadał. Znalazł ją na dworze w Nidaros. Czy mogę zobaczyć tę figurkę?
Kristin podeszła do skrzyni, podniosła wieko i zaczęła udawać, że szuka figurki.
- Musi gdzieś tutaj być, ale nie pamiętam dokładnie gdzie. Król podszedł do niej.
- Czy zginęły ci ostatnio jakieś inne rzeczy? Doszły mnie słuchy, że Solfrid coś ukradła.
Kristin obróciła się gwałtownie.
- To nieprawda! Solfrid nie ukradła nigdy nawet kawałka chleba! Mogę przysiąc!
- Jeden z drużynników widział u niej tę figurkę.
- Nie wierzę! - zakrzyknęła, choć słowa ojca zasiały w niej niepokój. Czyżby Tore dał figurkę Solfrid?
Czyżby Trond mówił prawdę?
- No cóż - powiedział Håkon, odwracając się w stronę drzwi. - W takim razie musisz ją odnaleźć.
Wiesz dobrze, że kradzież to najgorsze przestępstwo i że każdego złodzieja trzeba ukarać.
Następnego dnia król znów zjawił się w komnacie córki. A że Kristin nie znalazła oczywiście figurki
ani nie zdobyła się na to, żeby spytać Solfrid, czy ją rzeczywiście widziała, podejrzenia króla
wzmogły się jeszcze bardziej. Jeszcze tego samego wieczoru dwaj królewscy strażnicy zabrali Solfrid
i wtrącili ją do lochu w wieży bramnej. Wkrótce cały dwór wiedział już, że służąca królewny została
przyłapana na złodziejstwie. Ukradła cenną figurkę szachową z kości morsa. Figurkę, która należała
do samego króla!
Cały dwór był przerażony. Skoro można stracić głowę za kradzież kawałka chleba, to jaka kara czeka
kogoś, kto popełnił tak straszne wykroczenie?
Tore pobladł, gdy dotarła do niego ta wieść. Nie mógł



background image

pojąć, jak doszło do takiego nieporozumienia. Przecież król szachowy wciąż leżał w jego kieszeni! Z
odrazą i wstydem przypomniał sobie straszny wieczór w karczmie. W pewnym sensie cieszył się, że
Trond odezwał się w odpowiednim momencie, by przerwać coś, czego Tore żałowałby do końca
życia. Gdy wracali do zamku, ogarnęły go wyrzuty sumienia i błagał Asę, by nic nie mówiła Kristin.
Åsa wprawdzie obiecała trzymać język za zębami, ale czy mógł mieć do niej zaufanie?
Nagle przyszło mu do głowy coś innego. A może Kristin dowiedziała się jednak o wszystkim i chciała
zemścić się na nim i na Solfrid, rozpuszczając taką pogłoskę? Znała go chyba na tyle, żeby wiedzieć,
że Tore nie pozwoli, by Solfrid została ukarana za coś, czego nie zrobiła. Tore nie miał wyboru.
Musiał pójść do króla i pokazać mu szachową figurkę!
Solfrid została wypuszczona na wolność, a do lochu trafił Tore. Sam król przyszedł, żeby go
przesłuchać.
- Skąd to masz?
- Ukradłem to królewnie Kristin - odparł Tore spokojnie, choć wiedział, że właśnie wydał na siebie
wyrok śmierci.
Nie przewidział jednak reakcji Kristin. Następnego ranka zjawiła się przed obliczem króla z zapłakaną
twarzą.
- Ojcze, to nieprawda, że Tore ukradł figurkę. Sama mu ją dałam.
Król Håkon westchnął z rezygnacją.
- Przestań już opowiadać bzdury, Kristin! Musisz zapamiętać, że każdy złoczyńca powinien ponieść
karę, na którą sobie zasłużył. Pomyśl tylko, co by się zaczęło dziać w tym kraju, gdyby każdy brał
sobie to, na co ma ochotę? Jeśli w Norwegii ma panować porządek i spokój, trzeba przestrzegać
prawa.

background image

- Ależ ojcze, ja mówię prawdę! Dałam mu tę figurkę z wdzięczności za to, że uratował mi życie wtedy,
gdy dowiedzieliśmy się o śmierci Cecilii. Byłam zrozpaczona i pojechałam sama w góry.
Zamarzłabym na śmierć, gdyby mnie w porę nie odnalazł.
Król spojrzał na córkę z przerażeniem.
- Nic o tym nie wiedziałem! - huknął.
- Nie chcieliśmy cię martwić. Najpierw matka podziękowała Toremu, a potem ja dałam mu tę cenną
figurkę.
- W takim razie dlaczego powiedział, że ją ukradł?
- Pewnie bał się, że mu nie uwierzysz.
- Dlaczego miałbym mu nie uwierzyć, skoro mogłem cię od razu zapytać, czy to prawda?
Kristin straciła głowę.
- Nie wiem - mruknęła.
Król spojrzał na nią badawczo.
- O co chodzi, Kristin? Co ty przede mną ukrywasz?
Kristin spuściła głowę. Łzy stanęły jej w oczach. Była taka nieszczęśliwa. Najpierw zawiódł ją Trond,
a teraz Tore. Wciąż nie wiedziała, czy Tore naprawdę dał Solfrid figurkę szachową, która miała być
symbolem ich miłości!
- Dałam mu ją, bo się w nim zakochałam - szepnęła. -On się domyślił, że to dlatego. I pewnie bał się,
że się o tym dowiesz, ojcze.
- Czy to znaczy, że on też się w tobie zakochał? Pokiwała głową, nie podnosząc wzroku.
- Czy... Czy zrobiliście coś niestosownego? Coś, czego nie wolno robić?
Zaprzeczyła gwałtownie.
- Możesz już odejść, Kristin. Zadbam o to, żeby wypuszczono go z lochu.
Gdy Kristin wyszła, król pogrążył się w rozmyślaniach. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, ze królewna
coś

background image

ukrywa, i postanowił, że dojdzie prawdy. Ładnie by wyglądał, gdyby wydał córkę za jakiegoś
potężnego króla czy wodza i dopiero wtedy okazałoby się, że królewna Kristin wcale nie jest
dziewicą!
Następnego dnia przed obliczem króla stanęły Asa i Solfrid, ale obie stanowczo twierdziły, że
królewna Kristin nie miała okazji przebywać sam na sam z drużynnikiem, bo one towarzyszą jej przez
całą dobę.
Król odetchnął z ulgą, ale nawet to nie uspokoiło go całkiem. Na wszelki wypadek postanowił wysłać
Torego na wschód, do Tunsberg. Najchętniej w ogóle zwolniłby go ze służby. Ale królowa Margrete
potwierdziła, że Tore uratował życie Kristin, Håkon nie mógł więc okazać mu niewdzięczności.
Kristin płakała dniami i nocami, za to Trond przyjął nowinę z pełnym złośliwej satysfakcji
uśmiechem.
Tego lata król Håkon miał za wiele kłopotów, by rozmyślać o flircie córki z drużynnikiem. Najpierw
dotarła do jego uszu niepokojąca wieść o tym, że książę Abel podstępem uwięził swego brata, króla
Erika, a potem kazał go zabić. Sam ogłosił się królem całej Danii. Håkon wysłał na południe Bjarnego
Mosessona, przyjaciela Grego-riusa, i wręczył mu list do króla Abla, w którym prosił o spotkanie na
granicy obu krajów. Chciał bowiem przedyskutować norweskie roszczenia względem Danii.
Gdy Håkon ze swoim dworem wyruszył do Nidaros, zaczęli go odwiedzać islandzcy wodzowie,
którzy kłócili się o władzę nad wyspą i oskarżali wzajemnie o działanie na szkodę kraju. Nieco później
zjawił się krewniak szwedzkiego króla, Knut, który twierdził, że jarl Birger nie respektuje jego praw i
słusznych żądań.
Kristin słuchała jednym uchem opowieści o kłopotach ojca. Schudła i pobladła z tęsknoty za Torem.
Nie

background image

potrafiła cieszyć się życiem. Nie lubiła Nidaros. Było tu bardzo zimno, Kristin ciągle marzła. W
osadzie mówiono, że nawet najstarsi nie pamiętają tak ciężkiej zimy.
Dopiero na przedwiośniu, gdy do Nidaros zawitało poselstwo króla Aleksandra z Nowogrodu, Kristin
ocknęła się. Na czele poselstwa stał niejaki rycerz Mikkel. Gdy Kristin zauważyła, że Mikkel ciągle
jej się przygląda, zaniepokoiła się na dobre. Wkrótce jej podejrzenia się potwierdziły. Król
Nowogrodu kazał Mikkelowi zapytać króla Håkona, czy zechce oddać swą córkę jego synowi za żonę.
Kristin przeraziła się nie na żarty. Nowogród, czy Holmgard, jak go nazywano w Norwegii, leżał
bardzo, bardzo daleko, w kraju zwanym Rusią. Kristin wolałaby umrzeć niż tam pojechać!
Król Håkon wezwał doradców. Ustalono, że na wiosnę, do Nowogrodu pojadą norwescy posłowie z
Vig-leikiem na czele.
Kristin cierpiała przez całą resztę zimy. Próbowała rozmawiać z ojcem i z matką, ale nie chcieli jej
słuchać. Historia z drużynnikiem bardzo dotknęła Håkona. Od tej pory stał się nieczuły na łzy córki.
Królowa Margrete nie ukrywała, że jej zdaniem to byłby świetny i zaszczytny mariaż.
- Norweski ród królewski często wiązał się z rodem ruskich wielkich książąt - powiedziała z dumą.
Ellisiv z Kijowa wyszła za mąż za Haralda Hardråde, Malmfrid z Nowogrodu została żoną Sigurda
Jorsalfara, a jej matka, Kristin Olavsdotter poślubiła króla Nowogrodu, Mścisława!
Kristin patrzyła na matkę nienawistnym, pełnym goryczy spojrzeniem. Matka nigdy jej nie kochała!
W jej życiu liczyły się tylko władza i zaszczyty!
Gdy nastała wiosna i posłowie mieli wyjechać do Nowogrodu, Kristin podjęła ostatnią próbę, by
zapobiec



background image

zawarciu umowy między ojcem i królem Aleksandrem. Poszła potajemnie do domu Vigleika i ze
łzami w oczach, drżącym głosem prosiła, by jej pomógł uniknąć małżeństwa z ruskim królewiczem.
Vigleik spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Królewna nie chce wyjść za mąż?
Kristin zagryzła wargi i gwałtownie pokręciła głową.
Kristin z niepokojem czekała na powrót posłów. Rzadko widywała Tronda, nie miała żadnych wieści
na temat Torego. Serce jej wciąż krwawiło z żalu za ukochanym.
Vigleik wrócił do Norwegii dopiero na początku zimy. Kristin mogła wreszcie odetchnąć z ulgą, bo
odradził królowi małżeństwo. Twierdził, że w Nowogrodzie nie ma pokoju, ciągle się zdarzają
morderstwa, kradzieże i porwania. Tatarzy szykują się do najazdu na Ruś.
Król Håkon posłuchał swego doradcy i nigdy więcej nie było już mowy o ewentualnym małżeństwie
Kristin z synem króla Aleksandra.
Kristin wiedziała jednak, że lada moment problem powróci, tylko że kandydatem będzie inny książę,
królewicz albo høvding.
Ten sam los czekał także jej braci. Håkon Unge wcale nie zmartwił się, gdy przyszło mu się ożenić z
Rikitsą, by pokój zapanował miedzy Norwegią i Szwecją. Słysząc strzępy rozmów ojca z doradcami,
Kristin domyśliła się, że teraz przyszła kolej na unormowanie stosunków z Danią. Król Abel nie
dotrzymał słowa i nie spotkał się z Håkonem na granicy krajów. Håkon zgodnie z umową pojechał do
Halland i długo czekał na Abla, ale tamten się nie zjawił. Zaczął wiec planować, że ożeni Magnusa z
którąś z duńskich królewien.
Tymczasem w Szwecji wybuchały coraz częstsze konflikty miedzy jarlem Birgerem i jego wrogami.
Obie strony

background image

miały potężne armie, które ruszyły do ataku. Gdy nadeszła pora ustalonego ślubu między Håkonem
Unge i Rikitsą, jarl Birger doszedł do wniosku, że z powodu krwawych starć nie może się zjawić
osobiście na weselu. Wysłał więc córkę z bardzo dostojną świtą. Towarzyszyło jej dwóch biskupów,
Lavrans, biskup Skary, i Magnus, biskup Svearike, syn jarla Ulva, i wielu innych wielkich panów.
Wspaniały orszak został powitany w Oslo przez samego króla Håkona. Król okazał wiele zrozumienia
dla kłopotów jarla Birgera. Na dworze w Oslo trwały przygotowania do wielkich uroczystości, ale
Kristin wcale to nie radowało. Zerkała ciągle z zainteresowaniem na Rikitsę, zastanawiając się, co ona
czuje i myśli. Narzeczona nie wyglądała wcale na szczęśliwą. Kristin zaczęła przyglądać się bratu.
Håkon był wprawdzie przystojny, ale miał dziwnie zacięte rysy. Przypomniała sobie opowieści o jego
okrucieństwach w czasie walk w Danii. Czy taki bezwzględny i barbarzyński wojownik mógł być
czułym i kochającym małżonkiem?
Kristin zadrżała i odwróciła wzrok.
Znów zaczęła myśleć o Torem. Po raz pierwszy od lat była tak blisko Torego, ale i tak nie mogła
przecież pojechać do Tunsberg. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia, gdy przypomniała sobie, kiedy była
tam po raz ostatni i jak zostawiła tam samą pogrążoną w żałobie Cecilię, by spotykać się potajemnie z
Trondem w nowym magazynie. Odsunęła od siebie te nieprzyjemne wspomnienia. Na myśl o
Trondzie czuła wielki niesmak, a gdy przypominała sobie Cecilię, bolało ją serce.
Jak zwykle w takiej sytuacji, zaczęła przywoływać w pamięci miłe chwile spędzone z Torem. W
swojej szlachetności oskarżył się o kradzież, żeby uchronić Kristin przed kłopotami. Zawsze
okazywał jej tyle czułości i troski, nigdy nie mówił źle o innych i został odsunięty na bok




background image

tylko dlatego, że nie zamierzał nikogo krzywdzić, by wspiąć się na szczyty.
Kristin zapomniała już o historii z Solfrid. Udało jej się zresztą wydobyć z Åsy prawdę. Tore wypił
dużo miodu. Solfrid także. W półmroku, w pijanym widzie, otoczeni hanzeatyckimi marynarzami i
ladacznicami, dali się porwać prymitywnym instynktom, ale ostatecznie do niczego nie doszło. Na
początku Kristin bardzo cierpiała, ale teraz już o wszystkim zapomniała. Nie miała wątpliwości, że
Tore nie chciał jej zrobić krzywdy.
Gdy uroczystości weselne dobiegły wreszcie końca, Szwedzi pojechali do domu z hojnymi darami od
króla Håkona. Wkrótce do Oslo przybył posłaniec z wieścią, że w Szwecji tymczasem zaszły poważne
zmiany. Jarl Birger starł się ze swymi wrogami z Våstmanland. Jego trzej główni przeciwnicy w
końcu się poddali, ale Birger kazał im ściąć głowy.
Wszystko wskazywało więc na to, że w Szwecji w końcu zapanuje pokój.
Kristin codziennie spodziewała się cudu - marzyła, że nagle stanie przed nią Tore. Wiedział na pewno,
że Kristin jest w Oslo. Może uda mu się znaleźć jakiś pretekst albo uciec. Ale dni mijały i nic się nie
działo.
Pewnego dnia król Håkon otrzymał list od samego cesarza rzymskiego, Fryderyka. Od pewnego czasu
obaj władcy słali sobie regularnie kosztowne dary na znak przyjaźni. Teraz cesarz postanowił
uhonorować Håkona bardziej niż jakiegokolwiek innego władcę z północy, oddając pod jego
panowanie miasto Lubekę. Od dłuższego czasu Norwegowie pozostawali w ciągłym konflikcie z
mieszkańcami Lubeki, którzy systematycznie łupili norweskie wybrzeże. Kristin niepokoiła się, gdy
między Norwegią a innymi krajami krążyły poselstwa, i przez

background image

wiele dni zerkała badawczo na ojca, zastanawiając się, czy już wybiła jej godzina. Ojciec wysłał
swoich ludzi zarówno do cesarza, jak do Lubeki, więc Kristin nie odzyskała spokoju przez całą jesień
i zimę. Dopiero pod koniec zimy okazało się, że cesarz Fryderyk zmarł, a wysłannicy norweskiego
króla zostali wtrąceni do więzienia, gdy próbowali wyjednać audiencję u jego syna, Konrada. Na
szczęście już zostali uwolnieni i wracali do domu, tyle że z pustymi rękami.
Kristin znów odetchnęła z ulgą. Za każdym razem, gdy niepokoiła się o swój los, narastał w niej bunt.
Nie miała ochoty być elementem przetargowym w jakiejś ugodzie pokojowej. Od czasu do czasu
chciała uciec, ale po pierwsze, nie bardzo wiedziała dokąd, po drugie, była pewna, że wkrótce ludzie
ojca ją odnajdą.
Przeszło lato, a Kristin wciąż nie miała żadnych wieści od Torego. Udało jej się wyciągnąć od jednego
z drużynników informację, że jej ukochany wciąż jest w Tunsberg, ale nic więcej nie wiedziała. Na
pewno Tore już o niej zapomniał. Może znalazł sobie kogoś. Może się ożenił.












background image

1 4
Następnego lata Kristin dowiedziała się, że Hakon Unge zamierza wysłać posłów do Hiszpanii, do
króla Kastylii. Na czele delegacji miał stanąć Elis.
W Kristin znów obudziły się podejrzenia. Tym większe, że posłowie mieli zawieść na południe
drogocenne dary, między innymi parę jastrzębi, których tam nie było. Próbowała wypytać brata, jaki
jest cel tego poselstwa, ale odpowiedział wymijająco.
Hiszpania... Kristin natychmiast przypomniała sobie przepowiednię starego mistrza Vilhjalma.
Powiedział przecież, że Kristin wyjdzie za mąż za ciemnowłosego i ciemnookiego człowieka z bardzo
dalekiego kraju.
Wszystkie przepowiednie mistrza Vilhjalma spełniły się co do joty. Przewidział nawet los Cecilii,
choć na początku wydawało się, że się pomylił, bo Cecilia dopiero za drugim razem wyszła za mąż za
króla zza morza.
W Kristin obudziły się poważne obawy. Wyjazd do Hiszpanii wcale nie był lepszym wyjściem niż
wyjazd do Nowogrodu. I jeszcze ci ludzie z ciemnymi włosami i ciemnymi oczami. Jak mistrz
Vilhjalm... Poczuła gęsią skórkę na plecach. Wiedziała, że coś się święci. Wskazywała na to wymiana
spojrzeń między ojcem i Hakonem Unge oraz milczenie, które zapadało nagle, gdy wchodziła do izby.
Trawił ją straszny niepokój. Teraz, po ślubie Hakona,

background image

nadeszła jej kołej. Ojciec ciągle miał jakieś kłopoty i skoro chciał, by małżeństwo Magnusa
przyczyniło się do ułożenia stosunków z Danią, to zapewne małżeństwo Kristin miało wzmocnić
przymierze z jakimś bardziej odległym krajem.
Zrozpaczona królewna poszła do matki.
- Czy to ze względu na mnie Håkon Unge wysyła poselstwo do Hiszpanii? - zapytała zduszonym
głosem.
Królowa nawet nie podniosła wzroku znad haftu.
- Co za dziwne pytanie. Dlaczego miałby to robić ze względu na ciebie?
- Żeby znaleźć mi jakiegoś narzeczonego.
- Nic o tym nie słyszałam.
Kristin wyszła z pokoju równie rozgoryczona, jak po każdej rozmowie z matką. Matka na pewno coś
wiedziała, tylko nie chciała nic zdradzić. Pewnie wystraszyła się, że znów pojadę sama w góry,
pomyślała wzburzona Kristin.
Król Håkon borykał się z poważnymi problemami i wcale nie miał czasu dla córki. Trond pękał z
dumy, że wreszcie będzie mógł wziąć udział w prawdziwej bitwie, i popłynął z resztą drużynników do
Halland, żeby walczyć z Duńczykami. Przed wyjazdem powiedział do Kristin, gdy się mijali na
dziedzińcu:
- Pozdrowię od ciebie mojego brata. Świetnie się bawi w Tunsberg. Gdy zaproponowano mu powrót
do Bjørgvin, odmówił. Zdaje się, że planuje ożenek.
Kristin spojrzała na niego pustym wzrokiem. Dopiero gdy straciła go z oczu, pobiegła do siebie,
rzuciła się na łóżko i wybuchnęła szalonym płaczem.
Następnego lata do Norwegii przyjechało hiszpańskie poselstwo. Zatrzymali się w Ramøysund i tam
czekali na króla Håkona. Gdy przedłożyli swoją propozycję, król

background image

zasugerował, by spędzili zimę w Tunsberg i zaczekali na jego odpowiedź. Wyjaśnił, że musi najpierw
przedyskutować sprawę ze swoim synem oraz doradcami.
Kristin dowiedziała się o wszystkim dopiero parę miesięcy później. Rodzice nie chcieli jej nic
powiedzieć, bojąc się, że znów popełni jakieś szaleństwo. Dowiedziała się prawdy przypadkiem, gdy
usłyszała fragment rozmowy rodziców, podczas której matka mówiła głosem bardziej podniesionym
niż zwykle, bo była w złym humorze.
- Z jednym z nich? - krzyczała. - Musimy wiedzieć, o którego chodzi! Nie mogę przecież opowiadać
gościom, że moja córka pojechała do Hiszpanii, żeby wziąć ślub z jednym z braci hiszpańskiego króla,
nie znając nawet jego imienia!
Król westchnął z rezygnacją.
- Nie rozumiesz, jaki to wielki honor? Kristin będzie mogła wybrać tego, który jej się najbardziej
spodoba! Ile królewskich córek ma taką możliwość? Jestem pewien, że posłowie Håkona wspomnieli
to i owo na temat żalu, z jakim Kristin rozstaje się z ojczyzną, i dlatego król Hiszpanii postanowił
miłościwie ulżyć jej doli.
Kristin uznała, że usłyszała już dość, i wymknęła się bezszelestnie. A więc jej podejrzenia się
potwierdziły! Ojciec i Håkon Unge chcieli ją wydać za jakiegoś okropnego, ciemnookiego Hiszpana!
Wybiegła z dworu bez pozwolenia i ruszyła na plażę, łkając z gniewu i przerażenia. Dotarła do tego
samego kamienia pod krzakami, na którym siedziała wtedy, gdy usłyszała rozmowę Cecilii i
Gregoriusa na temat udziału matki w zabójstwie Gregoriusa. I rzuciła się na piasek, by wypłakać ból,
gorycz i żal, który dławił ją od tylu lat.
Przez parę następnych dni nosiła się z samobójczymi zamiarami, ale w ostatniej chwili zabrakło jej
odwagi.
- Na pewno mój statek także zatonie podczas podró-

background image

ży albo zapadnę na jakąś tajemniczą chorobę w tym okropnym kraju - pocieszała się.
Parę tygodni później dotarła do nich straszna wieść o śmierci Håkona Unge. Dostał gorączki po
długim, całodobowym polowaniu nad Gotaelven. Opadł z sił tak bardzo, że ludzie musieli go wnieść
na pokład statku, którym miał właśnie popłynąć do Viken. Kazał się zawieźć do Tunsberg, do
klasztoru Munkeliv. W poselstwie hiszpańskim był wprawdzie lekarz, który starał się zaradzić
chorobie, ale Håkon czuł się coraz gorzej i po paru dniach zmarł.
Kristin była głęboko poruszona. Ludzie nie umierają przecież tylko dlatego, że zachorowali podczas
dłuższego niż zwykle polowania. Håkon miał zaledwie dwadzieścia pięć lat i był przyzwyczajony do
jazdy konnej w każdą pogodę. Na pewno ten hiszpański lekarz zawinił!
Kristin lękała się coraz bardziej. Zaczęła źle sypiać, straciła apetyt.
Wyruszyli do Oslo, żeby wziąć udział w pogrzebie. Håkon Unge spoczął w kościele Świętego
Hallvarda, tam gdzie leżał już Sigurd Jorsalfar. Król i królowa, junker Magnus i Sigurd byli pogrążeni
w głębokiej żałobie. Kristin wstydziła się więc tym bardziej, że nie potrafi uronić nawet łzy. Sama nie
rozumiała dlaczego. Håkon Unge był przecież jej bratem. Spędzili razem całe dzieciństwo. Gdy była
chora, okazał jej wiele troski i robił wszystko, żeby czym prędzej odzyskała siły. Chyba umarły we
mnie wszystkie uczucia, pomyślała, żałując, że nie może płakać tak jak Rikitsa. Widząc, jak Rikitsa
zalewała się łzami, Kristin pomyślała, że może jednak kochała Håkona.
Po pogrzebie wszyscy wyruszyli do Tunsberg, gdzie król miał się spotkać z arcybiskupem i innymi
mądrymi




background image

mężami, żeby zasięgnąć rady, co odpowiedzieć hiszpańskim posłom. Kristin było to już całkiem
obojętne. Z rozmowy rodziców, którą podsłuchała, wynikało jasno, czego sobie życzą. I choć ojciec
pozornie zasięgał rady dostojników, to najczęściej na jego decyzję wpływało przede wszystkim zdanie
matki.
Po raz pierwszy od rozstania z Torem miała pojechać do Tunsberg, ale bez jakiejkolwiek nadziei.
Gdyby zobaczyła Torego, który ożenił się z inną, byłaby jeszcze bardziej nieszczęśliwa.
Jej obawy co do rozmów z hiszpańskim poselstwem spełniły się co do joty. Król Håkon obiecał, że
wyśle swoją córkę do hiszpańskiego króla, pod warunkiem że sama będzie mogła wybrać sobie
jednego z jego braci na męża.
Od pewnego czasu trwały już przygotowania do jej wyjazdu. Na dworze w Tunsberg nie spotkała
Torego. Nie próbowała go zresztą szukać.
Ojciec wybrał członków orszaku, który miał jej towarzyszyć do Hiszpanii. Na czele stanął Peter,
biskup Hamar, potem Simon kaznodzieja i inni uczeni mężowie, a także Ivar Engelsson, Torlaug
Bose, Loden Lepp, Amunde Haraldsson i wielu innych. W sumie ponad setka mężczyzn i wiele
wysoko urodzonych kobiet. W posagu dostała tyle srebra i złota, skór i futer oraz innych
kosztowności, ile nie dostała żadna inna norweska królewna. Na statku kazał król urządzić dla córki
kajutę. Drugą przysposobił dla siry Feranta, który źle znosił morskie podróże.
Gdy wszystko było gotowe do odjazdu, Kristin pożegnała się ciepło z junkerem Magnusem, który był
już dorosły i z wyraźnym żalem rozstawał się z siostrą. Potem uścisnęła Rikitsę, a gdy przyszła kolej
na Sigurda, łzy podeszły jej do gardła. Zdołała je jednak przełknąć. Potem pożegnała się całkiem
obojętnie z matką, nie okazując jej

background image

ani nienawiści, ani goryczy. A na końcu podeszła do ojca. Ojciec był zawsze najważniejszą osobą w
jej życiu. Kochała go bardzo, podziwiała, patrzyła jak w tęczę. Dlatego była tak bardzo rozgoryczona,
że ojciec wysyła ją za morze, wiedząc, że pewnie nigdy już jej nie zobaczy. A przecież wie, jak
nieszczęśliwa jest z tego powodu jego jedyna córka. Najchętniej pożegnałaby go krótko, nie okazując
uczuć. Ale zobaczyła, że jego oczy dziwnie błyszczą, że ojciec też walczy ze sobą. Wtedy rzuciła mu
się na szyję i wybuchnęła płaczem. Po chwili odwróciła się i nie przestając płakać, weszła na pokład.
Statek wypłynął już daleko na morze, gdy Kristin przeżyła największe zaskoczenie w swoim życiu.
Między mężczyznami kręcącymi się po pokładzie zauważyła jednego, który był wyższy od innych,
miał jasne kręcone włosy i do złudzenia przypominał bliźniaków z Alrekstad. Serce w niej zamarło.
Dlaczego Trond dołączył do jej orszaku? Przecież był jednym z najbardziej obiecujących
drużynników. Niemożliwe, by dobrowolnie zrezygnował ze służby.
Co innego było niemal nie do pomyślenia. Czy to mógłby być Tore? Zakręciło jej się w głowie. Skąd
się tu wziął? Czyżby ojciec zmusił go do tego, pragnąc, by Tore zobaczył Kristin przed ołtarzem i na
zawsze pożegnał się ze swoimi nadziejami? To bzdura. Ojciec nie jest przecież mściwy. Nie ukarałby
Torego wiele lat po tym, jak dowiedział się o ich uczuciach.
Kristin porzuciła spekulacje i ruszyła w stronę rufy, żeby się dowiedzieć, kim jest jasnowłosy
mężczyzna.
Wiatr ustał, spuszczono więc żagle i mężczyźni usiedli do wioseł. A jednym z nich był bez wątpienia
Tore! Kristin nie miał już wątpliwości, ale nie ośmieliła się podejść bliżej. Nie patrzył w ogóle w jej
stronę. Nie wiedziała, czy ją w ogóle zauważył. Gdy wracała do swojej kajuty,


background image

myśli krążyły po jej głowie jak szalone. Skąd on się tu wziął? Czy zgłosił się dobrowolnie? Jeśli tak, to
dlaczego? A może został do tego zmuszony? Gdzie jest kobieta, z którą się ożenił? Czy ona także jest
na pokładzie?
Przez cały dzień Kristin nie mogła dojść do siebie. Na widok Torego po tylu latach doznała szoku.
Przede wszystkim dlatego, że zrozumiała, iż nadal go kocha. Jeśli jego żona jest także na pokładzie,
podróż będzie jeszcze trudniejsza. Ciekawe, co czuje Tore? Czy już o niej zapomniał, czy też jego
rany nigdy się nie zagoją?
W końcu dotarli do Anglii, gdzie mieli się zatrzymać na parę dni przed podróżą do Normandii. Kristin
bardzo pragnęła zamienić choć parę słów z Torem, ale biskup Peter i Simon skutecznie jej to
uniemożliwiali. Nie spuszczali jej z oka, wychodzili razem z nią na brzeg, siedzieli koło niej podczas
posiłków i zostawiali z kobietami, udając się na spoczynek. Kristin zaczęła nawet podejrzewać, że
król Håkon przykazał im dobrze jej pilnować. Ale im dłużej o tym myślała, tym bardziej była
przekonana, że ojciec nie mógł wiedzieć, że Tore jest na pokładzie tego statku. Nigdy nie zgodziłby
się na takie ryzyko. Bałby się zapewne, że Kristin z rozpaczy znów popełni jakieś głupstwo, jak
wtedy, kiedy pojechała sama w góry. A to byłaby wielka strata, zważywszy na koszta, jakie poniósł w
związku z tym mariażem, pomyślała z goryczą.
Dopłynęli w końcu do Normandii, a Kristin nie udało się zamienić z Torem ani słowa. Nawet ich
spojrzenia nie spotkały się ani razu.
Ivar Engelsson chciał popłynąć zachodnią drogą, przez otwarte morze, ale sira Ferant i Torlaug Bose
mieli jakiś interes do króla Francji i chcieli go najpierw odwiedzić. Gdy przybili do brzegu, kupili
ponad siedemdziesiąt koni w dodatku do tych, które już mieli. Francuski król bardzo serdecznie
przyjął posłów króla Håkona, a gdy usły-

background image

szał, dokąd wiozą norweską królewnę, poradził, by płynęli wzdłuż jego wybrzeża i pokazywali
wszędzie list z jego pieczęciami, a będą mogli liczyć na pomoc.
Dopiero w Narbonne Kristin zdołała zaaranżować spotkanie z Torem. Namówiła Asę i Solfrid, które
towarzyszyły jej w podróży jako osobiste służące, by przekazały mu wiadomość. Posłańcem został
Loden Lepp, który od pewnego czasu interesował się Solfrid i był na pewno człowiekiem godnym
zaufania. Pod pretekstem, że królewna razem ze swymi służącymi chce pospacerować po ogrodzie
gospodarzy, odłączyły się od reszty. Gdy między drzewami pojawił się Tore, Asa i Solfrid dyskretnie
zniknęły, zostawiając tych dwoje samym sobie.
Kristin postanowiła nie zdradzać się ze swoimi uczuciami, póki nie dowie się czegoś na temat
małżeństwa Torego.
- Zobaczyłam cię na pokładzie i bardzo się zdziwiłam -zaczęła, czując, że na jego widok serce od razu
jej mocniej zabiło. - Czy twoja żona też jest na pokładzie?
Tore spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Moja żona? - powtórzył.
- Trond powiedział mi, że zamierzasz się ożenić. Twarz Torego pociemniała.
- Znowu Trond?
Kristin spojrzała na niego badawczo.
- A to nieprawda?
Tore popatrzył na nią z urazą.
- Jak możesz o to pytać? Kristin zawahała się.
- Chyba nie zapomniałaś, co sobie przyrzekaliśmy? -W jego głosie w dalszym ciągu był ból. - Jak
mogłaś pomyśleć, że dobrowolnie ożeniłem się z inną?
- To było dawno temu, Tore. Od kiedy zmusili cię do wyjazdu, nie miałam od ciebie żadnych wieści.

background image

- Bo nie miałem możliwości, by cokolwiek zrobić. Nie wolno mi było opuszczać warowni. Gdybym
złamał zakaz, zostałbym wyjęty spod prawa.
- Więc jak się znalazłeś na statku?
- Hiszpańscy posłowie mieszkali w Tunsberg przez całą zimę, więc dobrze ich poznałem. Zwłaszcza
jednego. Kiedy się okazało, że król Håkon zgodził się na twoje małżeństwo z jednym z braci
hiszpańskiego króla, postanowiłem zrobić wszystko, żeby z tobą pojechać. Powiedziałem temu
posłowi, że chętnie pomieszkałbym trochę w Hiszpanii, a wtedy on zapytał, czy nie chciałbym przyjść
do niego na służbę. Mówił, że potrzebuje rosłych i silnych mężczyżn, którzy będą bronić jego
siedziby. Zdaje mi się, że jest bardzo bogaty.
- Ale jak ci się udało zdobyć pozwolenie na wyjazd?
- Wcale go nie zdobyłem. Zakradłem się po prostu na pokład.
- W takim razie nigdy nie będziesz mógł wrócić do Norwegii! - przeraziła się królewna.
- Nie. I wcale nie chcę wracać.
- Ale dlaczego, Tore? Wiesz przecież, że muszę wyjść za jednego z królewskich braci.
Tore z powagą pokiwał głową.
- Ale wolę być przynajmniej blisko ciebie, niż nigdy więcej cię nie zobaczyć. Ostatnie lata były dla
mnie jednym pasmem udręki.
Oczy Kristin wypełniły się łzami. Rzuciła się mu w ramiona, a on ją mocno przytulił.
- Kocham cię, Kristin - szepnął. - Nie mogłem znieść myśli, że cię nigdy więcej nie zobaczę.
Kristin łkała z twarzą ukrytą na jego piersi.
- A ja chciałam się zabić! Miałam nadzieję, że statek zatonie tak jak statek Cecilii!
- Kristin - westchnął, głaszcząc ją po włosach i przytu-

background image

łając jeszcze mocniej. - Zawsze będziemy do siebie należeć. Jeśli mnie nie będziesz widziała,
pamiętaj, że i tak jestem przy tobie. Jeśli nie będziesz słyszała mojego głosu, pamiętaj, że ja zawsze
szepczę twoje imię. Jeśli nie będziesz czuła moich ust na swoich wargach, pamiętaj, że ja i tak cię
całuję. Ty jesteś moja, a ja jestem twój na wieki.
- Ale możemy przynajmniej próbować spotkać się od czasu do czasu?
Spojrzał na nią poważnie.
- Ośmieliłabyś się? Gdyby hiszpański król się zorientował, zachowałby się dużo gorzej niż twoja
rodzina!
Kristin pokiwała głową.
- Też tak myślę, ale jestem gotowa podjąć ryzyko. Pamiętasz, co mówiłam, zanim zdarzyły się
wszystkie te straszne rzeczy? Że chcę przeżyć moje ostatnie dni razem z tobą.
Tore pokiwał głową z bólem i radością zarazem.
- Jeśli wciąż tak myślisz, to ja mogę powtórzyć to samo. Wolę przeżyć parę szczęśliwych chwil z tobą
i ponieść za to karę niż znosić rozłąkę. - Westchnął ciężko i dodał: - A jeśli nie uda nam się spotkać, to
chcę przynajmniej, żebyś wiedziała, że tu jestem. Że zawsze będę tam, gdzie ty, że myślę tylko o tobie
i że mojej miłości nic nie zmieni.
Kristin znów wybuchnęła płaczem. Objęli się i przytulili tak mocno, jakby nie zamierzali się już nigdy
rozłączyć. Gdy w końcu musieli się rozejść, oboje byli umocnieniu na duchu. Inni ludzie mogą
wprawdzie decydować o ich losach, ale nie są w stanie zniszczyć miłości.





background image

Co się wydarzyło później wedle źródeł historycznych

Gdy królewna Kristin przybyła do Hiszpanii, została przyjęta bardzo serdecznie. Podobno nikogo nie
witano tam ż równie wielkimi honorami od czasów wizyty Sigurda Jorsalfara. W osiemnastym dniu
okresu Bożego Narodzenia król Kastylii wyjechał jej naprzeciw na czele wielkiej armii i przywitał ją,
jakby była jego prawdziwą córką. Ujął wodze jej konia i wprowadził z należnym szacunkiem do
Walencji.
Po serdecznym powitaniu opisał królewnie wszystkich swoich braci. Fryderyk, najstarszy, był
świetnym rycerzem i myśliwym, dbał o szacunek dla prawa w kraju, ale miał zajęczą wargę. Henryk
odznaczał się wyjątkową walecznością, ale zbuntował się przeciwko ojcu i bratu i wystąpił zbrojnie
przeciwko własnej ojczyźnie. Sancjusz został arcybiskupem Toledo i świetnie się nadawał na
duchownego. Filip natomiast lubił się bawić, polować albo walczyć z niedźwiedziem. Był zawsze we-
sołym i miłym towarzyszem.
- Jest najsilniejszy z nas wszystkich i też jest dobrym rycerzem - zakończył król. - Jego urody nie będę
zachwalał. Sama się królewna przekona.
Królewna Kristin zrozumiała, że kastylijski król najbardziej lubi Filipa. Jej także najbardziej przypadł
do gustu, więc właśnie jego wybrała.
Ślub odbył się w niedzielę po Wielkiej Nocy, po czym

background image

część Norwegów wróciła do domu, inni zaś wyruszyli do Jerozolimy.
Gdy członkowie orszaku królewny wrócili do domu, opowiedzieli królowi Håkonowi o serdecznym
przyjęciu i o hojnych darach, jakie otrzymali od króla Kastylii. Opowiadali także o przyjaźni, jaką
kastylijski król darzy króla Håkona, i o tym, że z pewnością go wesprze w każdym konflikcie, pod
warunkiem że nie będzie to konflikt z królem Francji, Aragonii czy Anglii.
Król Håkon ze swej strony obiecał wspierać króla Kastylii we wszelkich konfliktach z wyjątkiem
wojny ze Szwecją, Danią czy Anglią.

















background image

Postaci historyczne występujące w książce.

KRÓLEWNA KRISTIN (1234-1262), wydana za Filipa, brata hiszpańskiego króla, księcia Kastylii.

HÅKON UNGE (1232-1257), ożeniony z Rikitsą, córką szwedzkiego jarla Birgera. „Najlepszy rycerz
w Norwegii", miłośnik polowania z sokołem i psami, szczodry i lubiany przez lud, choć wyróżnił się
brutalnością podczas walk z Duńczykami.

JUNKER MAGNUS (1238-1280), później król Magnus Prawodawca, ożeniony z Ingeborg, córką
Erika Plogpenninga. Został następcą tronu po śmierci Håkona Unge. Koronowany w Bergen w 1261
roku.

SIGURD, syn Håkona Håkonssona i jego nałożnicy, Kangi Unge.

CECILIA, córka Håkona Håkonssona i jego nałożnicy Kangi Unge. Wydana po raz pierwszy za
Gregoriusa Andressona, a po raz drugi za króla Hebrydów, Haralda. Zginęła po swoim drugim ślubie,
podczas katastrofy okrętu, którym płynęła na Orkady.

HÅKON HÅKONSSON (1204-1263), od 1217 roku król Norwegii, syn z nieprawego łoża Håkona
Sverressona i Ingi z Varteig. Po śmierci ojca usynowiony przez króla Inge Bårdssona. Wychowywał
się na jego dworze. Po śmierci króla Inge, został wybrany na jego następcę przez Øreting. Opiekę
sprawować miał nad nim jarl Skule Bårdsson, przyrodni brat zmarłego króla, który także rościł sobie
prawa do tronu. Jarl Skule został regentem i pa-

background image

nował samodzielnie nad jedną trzecią królestwa. W 1218 roku poddana próbie żelaza Inga z Varteig
dowiodła, że Håkon jest królewskim potomkiem. Stosunki między jarlem Skule a królem Håkonem
zaogniły się. Młodemu królowi nie udało się załagodzić napięć nawet wtedy, gdy mianował jarla
księciem. W 1239 roku Skule zmusił Håkona do zbrojnej interwencji, ponieważ zaczął używać
królewskiego tytułu. Śmierć Skulego zakończyła ponad stuletnie walki o norweski tron. W 1260 roku
Håkon ustanowił prawo, zgodnie z którym dziedzicem królewskiego tytułu miał być najstarszy syn
panującego. Małżeństwo z Margrete Skulesdatter zostało zaaranżowane w nadziei załagodzenia
konfliktu między królem a jej ojcem. Istnieje wiele świadectw historycznych potwierdzających
uznanie, jakim Håkon Håkonsson cieszył się za granicą. Wedle angielskiego kronikarza Ludwik IX,
król Francji, proponował mu objęcie przywództwa nad francuską wyprawą krzyżową, a papież chciał
go uczynić cesarzem niemiecko-rzymskim. Tuż przed śmiercią króla Håkona Norwegia zawładnęła
Islandią i Grenlandią. W 1263 roku Håkon wyruszył na Szkocję, by nie dopuścić do zajęcia Hebrydów
przez szkockiego króla. W tym samym roku zachorował i zmarł w Kirkwall na Orkadach.

KRÓLOWA MARGRETE (Margrete Skulesdatter) (1210-1270), wydana za Håkona Håkonssona,
urodziła mu troje dzieci: Håkona Unge, królewnę Kristin i junkra Magnusa.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
(Królowe Wikingów 06) Kristin Frid Ingulstad
Frid Ingulstad Królowe Wikingów 03 Ingerid
Frid Ingulstad Królowe Wikingów 08 Cecilia
Frid Ingulstad Królowe Wikingów 04 Margret
(Królowe Wikingów 05) Malmfrid Frid Ingulstad
Ingulstad Frid Królowe Wikingów 02 Maria
(Wiatr nadziei 09) Dziedzic Frid Ingulstad
KRÓLOWIE PRZEKLĘCI 3 Trucizna królewska
M Druon Królowie przeklęci 3 Trucizna Królewska
Frid Ingulstad Proroczy sen
(Wiatr nadziei 14) Zjednoczenie Frid Ingulstad

więcej podobnych podstron