(Wiatr nadziei 09) Dziedzic Frid Ingulstad

background image

FRID INGULSTAD

DZIEDZIC

Saga Wiatr Nadziei

część 9

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, grudzień 1905 roku

Elise z hukiem zatrzasnęła drzwi i stała za nimi, głośno wciągając powietrze.

Serce tłukło się w piersi. Nie była w stanie patrzeć na Signe i Emanuela, ale też nie

miała odwagi odwrócić się i spojrzeć w oczy Hildzie. Była pewna, że siostra wpatruje

się spod zmrużonych powiek.

- Co się stało? - w głosie Hildy słychać było przerażenie.

- Nic takiego. - Słowa brzmiały tak, jakby wypowiadał je ktoś inny.

- Kim jest ta dziewczyna?

Elise nie odpowiedziała, nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Przecież

chyba nie usłyszała źle, nie pomyliła się co do słów tamtej. Za drzwiami stoi Signe.

Signe Emanuela. I nowiny, którą mu przyniosła, nie można było zrozumieć błędnie.

Hilda podeszła do siostry i chciała otworzyć drzwi.

- Nie! - Elise zaprotestowała z sykiem. - To nikt ważny! Nikt, kto mógłby cię

obchodzić!

background image

Hilda posłała jej zdumione spojrzenie.

- Na Boga, co się z tobą dzieje?

- Nic, już mówiłam.

Hilda otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. Zamiast tego

stała bez ruchu z głęboką zmarszczką na czole i mierzyła siostrę wzrokiem.

Elise poczuła, że zaczyna drżeć. Wkrótce całe ciało dygotało tak, że słychać

było szczękanie zębów. Prawda wdzierała się do jej mózgu. Signe będzie miała

dziecko z Emanuelem! Był wieczór wigilijny, wszyscy dostali gwiazdkowe prezenty,

najedli się do syta i tańczyli wokół choinki. Chłopcy śmiali się wesoło, a oczy Pedera

lśniły z radości. No i wtedy wydarzyło się coś takiego... To jakby szyderstwo losu.

Ż

eby Elise nie uwierzyła przypadkiem, że ona też ma prawo do radości. Życie takie

nie jest.

- Elise, o co chodzi? - teraz w głosie Hildy brzmiał strach. Elise pokręciła

głową. Płacz dławił ją w gardle, łzy paliły pod powiekami, nie była w stanie przełknąć

ś

liny. Z całej siły próbowała z tym walczyć, nagle jednak nie mogła już dłużej nad

sobą panować i ze szlochem rzuciła się w objęcia siostry.

- To Emanuel - łkała. - On będzie miał dziecko z inną kobietą. Poczuła, że

ciało Hildy sztywnieje.

- Kłamiesz.

Elise zaprzeczyła ze szlochem.

- Stoją teraz na dworze. Przyjechała, żeby mu o tym powiedzieć.

Hilda odsunęła ją i chciała otworzyć drzwi, twarz wykrzywiała jej straszna

złość.

- Nie, nie wolno ci! Ja tego nie zniosę, Hilda.

Hilda zwróciła się do siostry, jej oczy miotały błyskawice.

- Czego ty nie chcesz? Powiedzieć tej świni, co o nim sądzisz? Czy masz

zamiar oszczędzać drania? Do diabła z nim, mówię ci! - Hilda splunęła. - Niech diabli

porwą tę świnię!

Elise patrzyła na nią rozbieganym wzrokiem, przerażona obserwowała reakcję

Hildy, nie myślała już chyba o sobie.

- A ja byłam pewna, że ty w to nie uwierzysz.

Hilda zacisnęła wargi tak, że została z nich tylko wąska kreska.

- Rany boskie, jak bardzo naiwny może być człowiek! Musiałaś chyba

rozumieć, że on także... - nie dokończyła.

background image

- Rozumieć, że on... Czy wiesz coś, czego ja nie wiem? Hilda pokręciła głową.

- Nie, nie muszę niczego wiedzieć. - W jej głosie brzmiała pogarda. - A co ty

sobie wyobrażasz, co robią mężczyźni, kiedy muszą zabić czas, każdego wieczora,

przez wiele tygodni, a tu aż się roi od spragnionych miłości wiejskich dziewuch, które

przychodzą do obozu popatrzeć na przystojnych facetów w mundurach?

Elise otworzyła usta, żeby zaprotestować, bo Emanuel nie jest taki, ale nie

powiedziała ani słowa.

- Czyż nie pisał do domu o pewnej dziewczynie, którą tam poznał? O jednej

takiej, co pięknie śpiewa i marzy o wstąpieniu do Armii Zbawienia?

Elise poczuła, że się rumieni.

- To mama ci opowiedziała o wszystkim? Hilda powstrzymała się od

odpowiedzi.

- Jestem od ciebie dwa lata młodsza, ale czasami mam wrażenie, jakbym była

dwadzieścia lat starsza. Teraz idę tam do nich i oznajmię tej pannie, że ma się stąd

zabierać! Jaka to bezczelność! Wiedziała przecież, że on jest żonaty, a teraz ma

odwagę przychodzić do niego do domu, i to na dodatek w samą Wigilię.

- Nie, Hilda, proszę cię, nie rób tego! Poczekaj! - prosiła Elise. - Słyszę, że tu

idą! - Pośpiesznie otarła zapłakaną twarz, by usunąć wszelkie ślady łez.

Drzwi się otworzyły i Emanuel wprowadził przed sobą zapłakaną i siną z

zimna dziewczynę.

Hilda skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła wyzywająco na obcą.

- Czyżby trafili nam się wigilijni goście tak późnym wieczorem?

Emanuel posłał jej błagalne spojrzenie.

- Powinnaś dzisiaj spać obok swojej matki, Hilda. Będziemy potrzebować

twojego posłania.

Hilda ani drgnęła.

- Ach tak? Będziecie mieć więcej gości na nocleg?

Elise zauważyła, jak bardzo Emanuel stara się nad sobą zapanować.

- A w ogóle to byłoby chyba najlepiej, gdybyś wróciła do swojego domu -

dodał. Potem zwrócił się do Elise. - To jest Signe, o której ci opowiadałem. Przyszła

tu sama aż z dworca, przedzierając się przez śnieżycę, i nie wie, co ze sobą zrobić.

Jest głodna i przemarznięta, nie zna nikogo w mieście i nie ma pieniędzy, żeby pójść

do jakiegoś pensjonatu.

Jego słowom towarzyszył szloch. Dziewczyna wciąż nie przestawała płakać.

background image

Elise spojrzała jej prosto w oczy.

- Więc chcesz, żeby u nas przenocowała, tak? - Sama słyszała, że jej głos

brzmi ostro. Szukała w jego spojrzeniu żalu i rozpaczy, dostrzegała jednak wyłącznie

bezradność. Głęboko wciągnęła powietrze.

- To nasz chrześcijański obowiązek zająć się kimś, kto cierpi. Elise miała

ochotę zacząć na niego krzyczeć, wyrzucić i jego, i dziewczynę z domu, zamiast tego

jednak zrobiła krok do przodu i wyciągnęła do Signe rękę.

- Mam wrażenie, że nie zdążyłyśmy się jeszcze przywitać. Nazywam się Elise

Ringstad. Jestem żoną Emanuela.

Signe podała jej lodowatą dłoń i wymamrotała swoje nazwisko, nie podnosząc

wzroku.

Hilda odwróciła się od wszystkich i pomaszerowała w stronę izby. Nawet nie

próbowała być miła, przypuszczalnie chciała, żeby matka i chłopcy się pobudzili i byli

ś

wiadkami tego, co się tu dzieje.

- Zdejmij z siebie mokre rzeczy, Signe - zaczął Emanuel życzliwie. - Czy

zostało nam jeszcze trochę gorącej wody, Elise?

Nagle Elise poczuła się zakłopotana. Czyżby mimo wszystko źle zrozumiała

całą sytuację? Teraz Emanuel zachowywał się jak oficer Armii Zbawienia. Otworzył

drzwi ich domu dla zbłąkanego wędrowca. To przecież Wigilia.

Niczym w transie podeszła do kuchni. Wciąż jeszcze pod płytą było sporo

ż

aru. Dołożyła kilka drew i postawiła więcej wody do zagrzania. No a jeśli się

pomyliłam? Może rzeczywiście źle zrozumiała to, co w pierwszej chwili powiedziała

Signe? Teraz, kiedy Hilda przypomina dymiący wulkan, gotowy do wybuchu, ona

musi uspokoić siostrę, zanim tamta cokolwiek zrobi.

- Znajdę jakąś parę suchych skarpet - oznajmiła i wemknęła się do izby.

W środku było ciemno, musiała po omacku podejść do łóżka matki. Matka

chrapała, a chłopcy oddychali spokojnie. Wszyscy troje pogrążeni byli we śnie.

- Hilda? Mnie się zdaje, że popełniłam błąd. Musiałam źle zrozumieć to, co

ona powiedziała. Czy mogę pożyczyć twoje pończochy, tylko na dzisiejszy wieczór?

Hilda usiadła na łóżku.

- Źle zrozumiałaś? Nie słyszałaś, że ona to mówiła?

- Nie słyszałam wszystkiego, co powiedziała. Widocznie miała co innego na

myśli.

Hilda siedziała zamyślona. Elise odniosła wrażenie, że siostra jej nie wierzy.

background image

- Czy mogę pożyczyć te twoje pończochy? - powtórzyła trochę głośniej.

- Leżą w nogach łóżka. Elise znalazła je po omacku.

- Proszę - powiedziała, kiedy znowu znalazła się w kuchni, i podała gościowi

pończochy Hildy. Zawstydziła się, kiedy zobaczyła je w świetle naftowej lampy. Stare

pończochy były pocerowane tak, że prawie niepodobna znaleźć w nich całe miejsce, i

takie poprzecierane, że można przez nie oglądać świat.

Signe usiadła na jednym z kuchennych stołków i ściągała z nóg swoje

przemoczone pończochy.

- Mogłabyś przynieść butelkę koniaku, Elise? Myślę, że ona potrzebuje czegoś

mocniejszego na rozgrzewkę.

Elise skinęła głową, coraz bardziej pewna, że na początku musiała się

pomylić. Emanuel zachowywałby się inaczej, gdyby sprawy miały się tak jak

początkowo sądziła. Pośpiesznie weszła do dużej izby.

Niemal drgnęła na widok choinki. Pomyśleć, że dopiero co siedzieli tu

wszyscy i rozpakowywali prezenty, śmiali się i rozmawiali tak, jakby na świecie nie

istniało żadne zło! Najpiękniejsza Wigilia, jaką kiedykolwiek przeżyła. „Dla mnie to

też najpiękniejsze święta”, zapewniał Emanuel. Dlaczego nie cieszyła się jeszcze

bardziej wtedy, kiedy tamte chwile trwały? Dlaczego po prostu nie rozkoszowała się

wszystkim, zamiast rozmyślać, skąd Emanuel wziął na to pieniądze?

Teraz wszystko jest wyłącznie trudne i bolesne. Rzeczywistość powróciła w

całej okazałości. Elise nie powinna wierzyć, że życie może być dobre. Nie dla nich,

jak to pewnego razu powiedziała z goryczą pani Thoresen. Najgorsze się Bogu dzięki

jeszcze nie stało, ale Signe tutaj jest, tutaj, w jej domu! Odszukała Emanuela dlatego,

ż

e potrzebuje pomocy. A zatem między nimi musiało się wydarzyć coś więcej niż

tylko tamten jeden raz, o którym mówił Emanuel.

Wyjęła butelkę i mały kieliszek, nie mogła przecież zaproponować Signe

ołowianego kubka, dziewczyna pochodzi w końcu z wielkiego dworu.

Zataczając się, wróciła do kuchni. Miała wrażenie, jakby poruszała się poza

własnym ciałem. Może za chwilę się ocknie i odkryje, że to wszystko to tylko bolesny

sen.

Emanuel siedział w kucki i rozcierał przemarznięte palce u nóg Signe, ona zaś

płakała cicho.

Emanuel zwrócił się do żony.

- Byłabyś tak dobra i wlała trochę koniaku do kieliszka, żeby mogła to wypić,

background image

Elise?

Zrobiła, jak powiedział, pytając sama siebie w duchu, dlaczego tak postępuje.

Emanuel przyznał, że spał z Signe, ale nie posiadał się z żalu i poczucia winy, tak

pięknie prosił o wybaczenie. Jak to możliwe, że teraz zachowuje się tak, jakby się nic

nie stało?

Czy jest coś, o czym Elise nie wie? Coś, co Signe mu powiedziała, co

wzbudziło jego najgłębsze współczucie? „Wszystko poszło źle”... Może jej matka jest

chora, a może nawet umarła? Albo ojciec. Może popadł w jakieś wielkie długi i teraz

będą musieli oddać dwór i cały majątek? To musi być coś bardzo poważnego, skoro

zdecydowała się na podróż do Kristianii w samą Wigilię, bez pieniędzy, nie wiedząc,

gdzie się tam podzieje.

Elise nalała koniaku do małego kieliszka i podała dziewczynie.

Signe skinęła głową w podziękowaniu, ale na nią nie spojrzała.

Emanuel wstał, wyszedł na korytarz, skąd przyniósł siennik, na którym sypiała

Hilda. Potem odsunął stół i taborety, a pod ścianą rozłożył siennik.

- Czy mamy jakieś zapasowe poduszki i kołdry? Elise pokręciła głową.

- Hilda sypia w zapasowej pościeli.

- Ale my nie potrzebujemy obu kołder. W pokoju jest ciepło, bo przecież

paliło się przez cały wieczór.

Elise przytaknęła, była zniecierpliwiona, bo chciała się dowiedzieć, co takiego

zrobiła Signe. Byłoby jej lżej, gdyby mogła jej współczuć, gdyby wiedziała, o co

chodzi.

- Woda się zagotowała. Czy mam nalać do miednicy? Emanuel przytaknął.

- Myślę, że powinna posiedzieć przez jakiś czas z nogami w gorącej wodzie.

Wciąż jest niczym bryła lodu.

Rozmawiamy o niej, jakby była małą, nieporadną dziewczynką, pomyślała

Elise, wlewając wrzątek do blaszanej miednicy i dolewając zimnej wody z wiadra.

- A ty z pewnością jesteś zmęczona, Elise, chyba powinnaś się położyć. Znajdę

dla naszego gościa coś do jedzenia i pościelę jej na noc. - Emanuel starał się nie

patrzeć na żonę, kiedy to mówił.

Posyłała mu pytające spojrzenia, zdawał się jednak ich nie zauważać.

Wymamrotała więc „dobranoc” i ruszyła wolno ku drzwiom izby.

Kiedy jednak się położyła, pożałowała tej decyzji. Byłoby lepiej, gdyby została

w kuchni i pomogła, nie musiałaby tu leżeć sama z głową pełną dziwnych myśli i

background image

pytań. I z tym pulsującym strachem w piersiach.

Docierała do niej cicha rozmowa, coś, co przypominało stłumiony płacz, od

czasu do czasu tamte odgłosy przerywał spokojny głos Emanuela.

W końcu zrobiło się cicho. Elise miała wrażenie, że leży tak i czeka przez

wiele godzin.

Nie zgasiła ostatniej lampy, żeby Emanuel widział, gdzie idzie. W końcu

wszedł na palcach, sądząc z pewnością, że Elise śpi. Poczekała więc, aż się rozbierze,

zdmuchnie lampę i położy się do łóżka. Szmaciana kołdra nie była zbyt duża, ale

kiedy leżeli tuż przy sobie, wystarczała do okrycia obojga.

- Teraz musisz mi powiedzieć. - Mówiła szeptem, nie chciała, żeby Signe

słyszała ich rozmowę.

- Sądziłem, że śpisz.

- Jak mogłeś tak myśleć?

- Masz rację. - Słyszała, że Emanuel ciężko westchnął. - To wszystko jest

niczym zły sen. Naprawdę nie wiem, jak mam ci to wytłumaczyć.

- Czy ona nie ma nikogo prócz ciebie tutaj w mieście? Emanuel pokręcił

głową.

- Nie ma nikogo prócz mnie na całym świecie.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Rodzice wyrzucili ją z domu. Nie chcą jej znać.

Elise poczuła dławienie w piersiach, oddychanie sprawiało jej ból. Gdzieś w

głębi duszy wiedziała o tym przez cały czas, nie była tylko w stanie dopuścić do siebie

prawdy. Nie przesłyszała się. Signe będzie miała dziecko. Z Emanuelem.

Wysunęła się z jego objęć, położyła się na plecach. Ciało miała martwe, jakby

nie należało do niej. Nierzeczywistość tej sytuacji była potęgowana przez lekkie

poszturchiwania w jej brzuchu. Chciała po prostu się rozpłakać. Wyć i wrzeszczeć,

wymyślać mężowi, kląć tak, że echo będzie odpowiadało. Ale z drugiej strony czuła

się tak, jakby wszystko w jej wnętrzu zamarzło.

- Elise? - W głosie Emanuela słyszała strach.

Nie odpowiedziała. Nie miała mu nic do powiedzenia. Emanuel sam wie, co to

oznacza. Co to oznacza dla nich. Dla matki i dla chłopców. Dla dziecka, którego Elise

oczekuje.

- Elise. - Tym razem zabrzmiało to błagalnie. - Jest mi tak strasznie przykro.

Nie przyszło mi to do głowy. Chciałem powiedzieć. .. że po tym jednym razie...

background image

Właśnie, to bardzo dziwne, pomyślała Elise. Najpierw ona sama, też tylko po

jednym razie. I teraz Signe. A słyszała, że dzieci rzadko się rodzą tylko po jednym

razie.

- Muszę jej pomóc, chociaż rozumiem, że sprawia ci to ból. Mogłaby

zamarznąć na śmierć, zrobić coś strasznego, śmiertelnie zachorować. Nie mogę brać

jej życia na swoje sumienie.

Ale zdradzić żonę to mógł i wyrzuty sumienia za bardzo go nie dręczą. Czy to

naprawdę takie pewne, że spali ze sobą tylko jeden raz?

Emanuel próbował odwrócić ją ku sobie, przytulić.

- Elise, bądź taka dobra! Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. Oddałbym

lata życia za to, żebym mógł cofnąć czas, żeby to okropne nigdy się nie stało. Zresztą

nie rozumiem, jak mogło do tego dojść. Przez osiem lat udawało mi się trzymać od

dziewcząt z daleka. Żyłem tylko ideałami Armii Zbawienia i nie miałem żadnych

problemów z panowaniem nad sobą, z odsuwaniem rzeczy niepożądanych. W końcu

spełniło się moje największe marzenie, dostałem ciebie. Wtedy chodziłem jak w

gorączce. Myślę, że nie masz pojęcia, jak trudno mi było od ciebie odjechać. Tęsknota

odbierała mi apetyt i sen. Dlatego stałem się ofiarą pokusy.

Wsunął rękę pod koszulę Elise i gładził jej ciało, ona jednak odepchnęła go,

odsunęła się na brzeg łóżka. Potem leżała tylko w połowie okryta kołdrą. Tymczasem

w pokoju zrobiło się już chłodno, nie była jednak w stanie znieść myśli, że on się do

niej zbliży, że będzie ją pieścił tak, jak to robił z Signe. Nigdy więcej mu na to nie po-

zwoli. Nigdy!

- To przynajmniej ze mną rozmawiaj! Powiedz, co o tym sądzisz, zwymyślaj

mnie, ale nie odwracaj się ode mnie plecami!

Elise nadal nie była w stanie otworzyć ust. Zresztą nie wiedziała, co

powiedzieć. Nie istnieją słowa, które mogłyby opisać chaos, jaki właśnie wypełniał jej

duszę.

- Pomódl się razem ze mną, Elise! Błagajmy o pomoc, żebyśmy wyszli z tego

ś

lepego zaułka tak, by nasza miłość nie odniosła szkody.

Na co zdadzą się modlitwy? Elise modliła się przecież, żeby ojciec przestał

pić, powtarzała gorące prośby każdego wieczora. Modliła się o to, by Hilda mogła

odzyskać swojego synka, i modliła się też, kiedy dotarło do niej, że po gwałcie jest w

ciąży. Bóg pomaga jednak tylko ludziom mieszkającym po tamtej stronie rzeki. Tym,

którzy co niedziela chodzą do kościoła, którzy dzielą się swoim bogactwem z

background image

biednymi, którzy posyłają pieniądze na misje w Afryce.

Emanuel próbował znowu pogłaskać ją po plecach, ale ona odsunęła się

jeszcze bardziej. Kołdra całkiem z niej spadła. Elise marzła, ale nic nie mogła z tym

zrobić. Chłód pozwalał jej stłumić największy ból.

- Odprowadzę ją do jakiegoś taniego pensjonatu na Akersgaten, to nie

będziesz musiała na nią patrzeć. Mam jeszcze parę koron, które dostałem od ojca. Nie

chciał, żebym powiedział o tym matce, więc mama o tym nie wie. To za jego

pieniądze kupiłem świąteczne prezenty i jedzenie. Szczerze mówiąc, obiecałem, że

tobie też o tym nie powiem, ale teraz uważam, że powinnaś wiedzieć. Potem Signe

musi znaleźć jakąś pracę i radzić sobie sama. Większość dziewcząt, które popadają w

nieszczęście, musi sobie jakoś radzić. Jeśli doczekam się wyższej pensji, to od czasu

do czasu będę mógł ją wspomóc kilkoma koronami, ale to nie może obciążać naszej

rodziny, Elise. Obiecuję ci, że nie będzie.

„Naszej rodziny”... Nagle Elise zdała sobie sprawę z tego, że Signe urodzi

dziecko Emanuela, podczas gdy ona sama nosi pod sercem dziecko włóczęgi Ansgara.

Miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Albo może to płacz domaga się ujścia? W tym

domu nie było przecież nikogo, kto należy do rodziny Emanuela, on się po prostu z

nią ożenił... Nie będzie tu miał krewnych nawet po urodzeniu dziecka. Natomiast

Signe...

Raz po raz przełykała ślinę, ale nie była w stanie powstrzymać łez, które

spływały jej po twarzy i kapały na poduszkę. Ciało dygotało.

- Czy ty płaczesz, Elise? - spytał Emanuel ochrypłym głosem. Przytulił się do

jej pleców i okrył ją kołdrą. - Nie możesz płakać. Znajdziemy jakieś rozwiązanie.

Może ktoś z Armii Zbawienia zechce wziąć ją do siebie. A może będzie mogła

zamieszkać w „Ebenezerze” na Sagveien i pomagać w pralni.

Elise prychnęła, ale i tym razem się nie odezwała. Emanuel przecież musi

wiedzieć, że „Ebenezer” to dom dla prostytutek i bezdomnych kobiet, dla takich,

które zostały ukarane, mają wracać na właściwą drogę i wykonywać uczciwą pracę.

Gdyby widział to miejsce, nigdy by mu nie przyszedł do głowy taki pomysł. To dom

dziesięć razy gorszy niż mieszkania do wynajęcia w Kampen. Brudny, śmierdzący, z

dziurawymi ścianami, pełen kobiet o pustych spojrzeniach i przedwcześnie

postarzałych twarzach, takich jak Othilie z Lakkegata.

Powiedział to chyba dlatego, żeby wzbudzić jej współczucie, ale powinien

sobie darować takie sztuczki. Jak mógł sądzić, że będzie ubolewać nad losem kobiety,

background image

która ukradła jej męża? Czy to naprawdę nie za wysokie wymagania?

Emanuel znowu ciężko westchnął, zrozumiał, że tej nocy w żaden sposób do

niej nie dotrze. Elise zdawała sobie jednak sprawę z tego, że mąż nie śpi. On też,

podobnie jak ona, musi jakoś przetrwać długie nocne godziny.

W końcu chyba jednak zapadła w sen, bo obudziły ją jakieś głosy dochodzące

z kuchni. Natychmiast przypomniała sobie, co się stało, i zerwała się z łóżka.

W pokoju było przeraźliwie zimno, marzła tak, że zęby jej szczękały. Znalazła

swoje ubranie, próbowała wciągnąć majtki i pończochy, ale ręce tak jej dygotały, że

musiała na to przeznaczyć dużo więcej czasu niż zazwyczaj. Prawie nie była w stanie

zawiązać w pasie ciepłych majtek, do tego stopnia miała zdrętwiałe palce.

Emanuel też chyba zasnął dopiero nad ranem, nie chciała go więc budzić.

Sama musiała jak najszybciej wyjść do kuchni i wytłumaczyć matce, dlaczego ktoś

obcy śpi pod ścianą na sienniku Hildy.

W końcu jakoś się ubrała, zapaliła stearynową świecę i na palcach podeszła do

drzwi.

W kuchni nie było nikogo, z wyjątkiem Signe, która spała. Głos, który Elise

słyszała, musiał należeć do matki, która tu weszła, powiedziała coś wzburzona, po

czym wycofała się do siebie. Albo może to Hilda klęła i wykrzykiwała mocne słowa,

ale też później wróciła do izdebki.

W tej samej chwili drzwi się lekko uchyliły.

- Elise? - to był Peder, mówił z przejęciem. - Wyobraź sobie, że na sienniku

Hildy leży jakaś obca kobieta.

Elise przytaknęła i położyła na wargach palec wskazujący, dając znak bratu,

ż

eby był cicho. Bezszelestnie przeszła obok Signe i pochyliła się nad bratem.

- To jest bardzo biedna dziewczyna. Zapukała do nas wczoraj późnym

wieczorem, nie miała gdzie się podziać, była przemarznięta i głodna. Daliśmy jej

suche ubrania i nakarmiliśmy ją - tłumaczyła szeptem.

- To mogłaby pożyczyć mojego kotka, jeśli zechce. To tak jakby mieć w łóżku

mufkę.

Elise uśmiechnęła się i pogłaskała go po policzku.

- Jesteś bardzo dobrym chłopcem, Peder.

- Myślisz, że ona ma pchły? Elise pokręciła głową.

- Nie sądzę. Nie wygląda na taką. Peder uśmiechnął się.

- Przyszła tutaj dlatego, że Emanuel był w Armii Zbawienia, prawda?

background image

Elise przytaknęła.

- Tak, przywykł pomagać takim jak ona, przecież wiesz.

- Myślę, że jak będę duży, to też wstąpię do Armii Zbawienia. Jeśli nie zostanę

woźnicą.

- Tak, myślę, że poświęcisz się pracy dla innych. Evert może zostać doktorem

i pomagać wszystkim chorującym na suchoty, a ty możesz wyszukiwać wszystkich

cierpiących i wysyłać ich do niego.

- I wtedy ja też bym był jak doktor od suchot, nie sądzisz?

- Tak, mógłbyś być jak doktor. Ale teraz musisz iść się ubrać, bo tutaj jest

zimno. Zaraz rozpalę ogień.

Chłopiec natychmiast posłuchał, Elise odstawiła świeczkę i wyjęła stare

gazety, wiórki i polana. Wkrótce ogień trzaskał pod kuchnią, a kiedy Elise odsunęła

szyber, rozbłysnął żółtoczerwonymi płomieniami. Elise wzięła oba wiadra i wyszła,

ż

eby przynieść wody ze studni.

Na dworze panował lodowaty ziąb. Od strony rzeki zacinało wilgotnym

ś

niegiem. Trochę się wypogodziło i na niebie świecił blady księżyc, w jego blasku

widziała nad wodospadem zamarzające drobinki szronu.

Panowała głęboka cisza. Nie słychać było wycia fabrycznych syren, żadni

robotnicy nie przebiegali pośpiesznie przez most. Był pierwszy dzień świąt Bożego

Narodzenia. Ci, którzy poszli do kościoła na nocne nabożeństwo, już dawno wrócili

do domu. Inni jeszcze nie wstali. W szarych robotniczych domach tylko tu i ówdzie

migotało mdłe światełko naftowej lampy, w oknie kuchennym lub w izbie. Gdzieś

krzyczało małe dziecko, samotny wóz przetoczył się po ulicy, obite żelaznymi

obręczami koła hałasowały po kamiennym bruku. Śniegu jest jeszcze za mało, żeby

jeździć saniami, tak najwyraźniej myślał woźnica.

Elise pokonała drogę do studni po omacku. Ze starego mieszkania w

Andersengarden mieli znacznie dalej do studni. Poza tym tam często stała kolejka.

Tutaj studnia jest wyłącznie do ich dyspozycji.

Peder był pełen współczucia dla tej biednej dziewczyny, która przemarzła,

zgłodniała i nie ma się gdzie podziać. Może i ona zdoła spojrzeć na tę sprawę

podobnie. Może za jakiś czas. Potraktuje ją jako obcą i nieszczęśliwą, z którą ona,

Elise, nie ma nic wspólnego.

Woda chlusnęła z wiadra na buty i pończochy. Że też nie potrafi być

ostrożniejsza!

background image

W drzwiach spotkała matkę. Tamta jak najszybciej i bardzo ostrożnie

zamknęła drzwi.

- Peder mi o wszystkim powiedział, Elise - mówiła ze wzburzeniem. - Jakie to

dziwne, że zapukała akurat do naszych drzwi, i to właśnie w wieczór wigilijny, w

dodatku tak późno. Że też nie poszła raczej do Świątyni czy do jednej z samarytanek.

Jestem pewna, że Armia Zbawienia w taki dzień otwiera drzwi dla bezdomnych.

- Czy się już obudziła?

- Myślę, że właśnie zaczyna się budzić. Biedna mała. Wygląda tak młodo i jest

taka bezradna. Peder zamierza dać jej do łóżka swojego kociaka, mówi, że kot

ś

wietnie rozgrzewa. - Uśmiechnęła się. - Ten chłopiec ma złote serce.

Elise przytaknęła.

- A Hilda już wstała?

- Tak, ale na razie z nią nie rozmawiaj. Znasz przecież Hildę, wiesz, że nigdy

nie była rannym ptaszkiem. Pobiegnę tylko do wygódki, a jak wrócę, to zajmę się

przygotowaniem kaszy na śniadanie. Dzisiaj ugotujemy ją na mleku, przecież to

pierwszy dzień świąt.

Elise poszła z wiadrami do kuchni.

Signe usiadła na posłaniu i rozglądała się oszołomiona wokół.

Matka ma rację, kiedy tak siedzi na tym sienniku na podłodze, wydaje się mała

i bezradna. Nagle dziewczyna spostrzegła Elise, z rozbieganym wzrokiem odwróciła

głowę, widocznie nie była w stanie na nią patrzeć.

Nie mogę powiedzieć prawdy chłopcom i matce, pomyślała Elise

nieoczekiwanie. Dla nich byłoby to zbyt trudne. Przecież mimo wszystko Elise jest

związana z Emanuelem, „dopóki śmierć ich nie rozdzieli”. Tylko bogatych ludzi stać

na to, żeby się rozwodzić. Poza tym kobieta domagająca się rozwodu traci prawo do

dzieci, jedynym ich opiekunem zostaje ojciec. W jej sytuacji to kompletny absurd.

To od niej zależy, czy życie w domu majstra będzie od tej chwili znośne. Nie

powinna była Hildzie niczego wczoraj mówić, powinna raczej zmyślić jakąś historię.

Szkoda, że wczoraj wieczorem nie zapanowała nad uczuciami, ale nie jest jeszcze za

późno, by szkodę naprawić. Powinni uniknąć wstydu. Wystarczy tego, co już jest.

Podeszła do kuchni i podłożyła drew do ognia. „Chciałbym być taki

wielkoduszny jak ty”, powiedział kiedyś Emanuel. Teraz Elise wcale nie była pewna

swojej wielkoduszności. Jest taka sama jak większość ludzi.

Usłyszała, że Signe wstała z posłania i zaczyna się ubierać za jej plecami.

background image

- Dziękuję za pożyczenie pończoch.

Musiała się odwrócić, żeby odebrać pończochy Hildy. Signe trzymała je

między kciukiem i palcem wskazującym, jakby na widok ich stanu przenikał ją

dreszcz grozy. - Mam nadzieję, że moje już wyschły.

Elise zdjęła je ze sznurka nad kuchnią, gdzie się suszyły. Były nowe i grube,

bez śladu cerowania.

- Czy mogłabyś wynieść siennik na korytarz, bo chciałabym nakryć do

ś

niadania? - po raz pierwszy odezwała się wprost do dziewczyny. Było to bardzo

dziwne uczucie.

- A Emanuel nie mógłby tego zrobić?

W tym momencie weszła matka. Dygotała z zimna.

- Uff, ale dzisiaj ziąb! Jeszcze nie nakryłaś do stołu, Elise?

- Nie, nasz gość właśnie wstał i najpierw musi wynieść siennik na korytarz.

Matka posłała jej zdumione spojrzenie.

- Chyba nie myślisz, że go wyniesie sama? - zwróciła się z uśmiechem do

Signe. - Chodź, ja ci pomogę.

Signe opadła na stojący obok taboret.

- Bardzo mi przykro, ale myślę, że nie jestem w stanie. Mam wrażenie, że

pokój kręci się dookoła mnie.

- Biedactwo. Powinnaś się cieszyć, że trafiłaś tutaj. Mąż Elise był przez wiele

lat oficerem Armii Zbawienia i przywykł do pomagania ludziom w potrzebie.

Matka zamierzała sama wynieść siennik na korytarz. Elise pośpieszyła jej z

pomocą.

- Jestem z was bardzo dumna! - zawołała matka, kiedy znalazły się na wąskim

korytarzu i opierały siennik o ścianę. - Miłosierdzie jest rzadką i bardzo cenną cnotą.

Nie wszyscy przyjęliby pod swój dach zbłąkanego wędrowca, i to w sam wieczór

wigilijny.

Odwróciła się, by wrócić do kuchni.

- Ona wygląda na niewinną i dobrze wychowaną młodą panienkę.

Zastanawiam się, co też jej się przytrafiło.

Elise milczała. Gdyby tak matka wiedziała, jak jest naprawdę, pomyślała,

próbując stłumić wzburzenie.

ROZDZIAŁ DRUGI

background image

Atmosfera przy śniadaniu była nieprzyjemna.

Hilda wciąż z zaciekawieniem spoglądała to na Signe, to na Emanuela, i

znowu na Signe, jakby chciała znaleźć potwierdzenie swoich podejrzeń. Hvalstad

siedział ponury, było widać, że uważa, iż także miłosierdzie powinno mieć granice.

Emanuel sprawiał wrażenie onieśmielonego, nie wiedział przecież, co Elise

powiedziała reszcie domowników, i obawiał się, że wszyscy już znają prawdę.

Signe była milcząca i niepewna, czemu zresztą nie ma się co dziwić, myślała

Elise. Zastanawiała się, czy sama zdobyłaby się na taką śmiałość, nawet gdyby

chodziło o jej własne życie. Kristian śledził wzrokiem każdą łyżkę kaszy, którą Signe

podnosiła do ust, najwyraźniej bał się, żeby nie zjadła tak dużo, iż nie starczy dla

niego. Matka natomiast robiła wrażenie zdumionej swoją rodziną, której najwyraźniej

zabrakło dobrej woli, a także ową „biedną niewinną” dziewczyną, która nie wykazuje

pokornej wdzięczności.

Jedynie Peder zdawał się być niewzruszony wizytą nieoczekiwanego gościa.

- Czy widziałaś już wcześniej małego kociaka, Signe? Chodzi mi o to, czy

widziałaś takiego syjamskiego kotka jak Puszek?

Kristian wybuchnął śmiechem.

- Puszek nie jest żadnym syjamskim kotem, ty głupku.

Signe starała się ukryć uśmiech. Elise musiała niechętnie przyznać, że

dziewczyna uśmiech ma piękny, wargi pełne, oczy duże i niebieskie. Włosy, które

spinała w duży kok na karku, na skroniach opadały w lokach.

- My w domu też mamy nowo narodzone kocięta.

Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, natychmiast jej ramiona zaczęły drżeć i

wybuchnęła płaczem. Pochyliła głowę zawstydzona i z kieszeni wyjęła haftowaną

chusteczkę.

Peder patrzył na nią z przerażeniem we wzroku.

- Czy ktoś im poobcinał główki?

Wtedy Signe wybuchnęła jeszcze większym płaczem, ale pokręciła głową.

- No to dlaczego beczysz? Czy twój ojciec je sprzedał? Do rozmowy wtrącił

się Emanuel.

- Widzisz, Peder, Signe przeżyła coś bardzo bolesnego. Kiedy tylko wspomni

dom rodzinny, nie jest w stanie powstrzymać płaczu.

- Na pewno będziesz mogła mieszkać u nas. Moja mama zwykle mówi, że

tam, gdzie jest serce, zawsze znajdzie się miejsce dla kogoś potrzebującego. Jeden z

background image

chłopaków w naszej klasie ma jedenaścioro rodzeństwa. Żadne z nich jeszcze nie

umarło, chociaż wszyscy myśleli, że Laura dostała suchot, ale okazało się, że to nie są

suchoty. Przedtem mieli dwie izby, ale teraz jedną wynajęli. „Na co nam dwie izby?”

- powiedziała jego matka. „Nie będziemy tak marznąć, jak będziemy spać blisko

siebie”.

- To nie było dlatego - wtrącił się Kristian. - Wynajęli pokój, bo ich ojciec

przepija wszystkie pieniądze.

- No to dokładnie tak samo jak nasz ojciec. - Peder zdawał się być zadowolony

z tego, że los innych jest podobny. Potem znowu popatrzył na Signe. - Czy to dlatego

uciekłaś?

Signe pokręciła głową.

- Ja wcale nie uciekłam.

Elise spostrzegła, że Hilda siedzi i stuka czubkiem buta w podłogę. Za chwilę

wybuchnie burza, pomyślała i zimny pot oblał jej ciało.

Emanuel też musiał zauważyć, na co się zanosi.

- Jak zjemy, to pójdę z Signe do pensjonatu na Akersgaten. Przynajmniej się

dowiemy, ile by to kosztowało.

Signe zaczęła płakać, tym razem cicho, a matka spoglądała na Emanuela,

niczego nie rozumiejąc.

- To ty masz zamiar umieścić ją w pensjonacie? Bezradną dziewczynę, która w

tym mieście nikogo nie zna? A poza tym to jest za drogo.

Emanuel milczał, po prostu nie wiedział, co powiedzieć. Teraz z pewnością

zrozumiał, że nikt z obecnych nie zna prawdy, pomyślała Elise. Niełatwo mu było

znaleźć jakiś wykręt. Z drugiej jednak strony matka musiała rozumieć, że obca osoba

nie może u nich mieszkać w nieskończoność. Nie mają na to ani miejsca, ani

ś

rodków.

Matka zerknęła ostrożnie w stronę Signe.

- Widzę, że pochodzisz z dobrego domu, masz takie ładne ubrania. Czy

zdarzyło się u was coś tak złego, że musiałaś wyjechać?

Signe skinęła głową, nie patrząc na nią.

- Nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz. Ale jestem pewna, że twoi rodzice

pożałują tego, co się stało, i wkrótce zechcą, żebyś znowu wróciła do domu. W twoim

wieku często dochodzi do nieporozumień z matką, u nas w domu też tak było. -

Posłała Hildzie niepewne spojrzenie.

background image

- Bo widzisz, Hilda tutaj nie mieszka - wtrącił Peder z ożywieniem. - Mieszka

u majstra, więc będziesz mogła pożyczać sobie jej siennik. No i możesz pożyczać

Puszka, kiedy będziesz chciała kogoś pogłaskać. Ale myślę, że musisz się

wyprowadzić, kiedy Elise urodzi dziecko. Bo dzieci strasznie krzyczą po nocach.

Braciszek w każdym razie krzyczał.

Signe pochyliła głowę. Po chwili podniosła się gwałtownie z miejsca i

wybiegła ze szlochem.

Matka śledziła ją zdumionym wzrokiem.

- Czy powiedziałam coś nieodpowiedniego?

- Nie ty, ale być może Peder - syknęła Hilda ze złością.

- Ja? - Peder gapił się na nią wielkimi, niewinnymi oczyma. - Przecież tylko

powiedziałem, że może pożyczyć Puszka!

Hilda zacisnęła wargi tak, że zrobiła się z nich tylko cienka kreska.

Ona zaraz wszystko wykrzyczy, pomyślała Elise, ale z ulgą stwierdziła, że nic

takiego się nie dzieje. Mimo wszystko nie wątpiła, że Hilda nie dała się oszukać i wie,

dlaczego Signe się zjawiła.

Emanuel wstał.

- Wyjdę i porozmawiam z nią. Na dworze jest zimno, nie może tam stać i

marznąć.

Twarz matki wyrażała wątpliwość.

- Może raczej Elise powinna to zrobić? Młodej dziewczynie łatwiej będzie o

wszystkim opowiedzieć osobie tej samej płci. - Uśmiechnęła się przepraszająco do

Emanuela. - Nie zapomniałam, że byłeś w Armii Zbawienia, są jednak sprawy, o

których my, kobiety, najchętniej rozmawiamy z kobietami.

- Emanuel może spokojnie z nią porozmawiać. - Elise starała się nie patrzeć na

męża. - On umie zajmować się obcymi. - Ze szczególnym naciskiem wypowiedziała

ostatnie słowo, chociaż nie sądziła, by ktoś poza Emanuelem to zauważył.

Gdy tylko Emanuel zniknął, Hilda zwróciła się do siostry.

- Zamierzasz jej pozwolić, żeby tu zamieszkała, Elise? - patrzyła na nią

wyzywająco.

Elise nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Gdyby to ona

decydowała, wyrzuciłaby Signe za drzwi już wczoraj wieczorem.

Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, kiedy znowu odezwała się matka:

- Nie rozumiem, co się z wami dzieje! Wychowywałam was na dobrych,

background image

bogobojnych ludzi, żywiących współczucie dla tych, którym wiedzie się gorzej. A

teraz siedzicie tutaj i chcecie wyrzucić z domu samotną, niewinną młodą dziewczynę!

I to na dodatek w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia! Powinniście się

wstydzić!

Hilda nie należała do osób, które w milczeniu przyjmują reprymendy.

- Taka jesteś pewna, że powinniśmy się nad nią użalać? Sądząc po ubraniu, to

jej rodzice żyją o wiele lepiej niż my. Może nawet należą do ludzi zamożnych. Może

ona pochodzi z wielkiego dworu?

Peder patrzył na siostrę okrągłymi oczyma.

- Z takiego jak dwór Ringstadów, chciałaś powiedzieć? Hilda skinęła głową.

- Z pokojami jeden za drugim i spichlerzem pełnym pysznego jedzenia.

- Nic nie możesz o tym wiedzieć. - Matka znowu zabrała głos. - A poza tym

nie byłaś u rodziców Emanuela wtedy, kiedy Elise pojechała tam z chłopcami.

Chociaż Signe jest ładnie ubrana, to wcale nie jestem pewna, że jej rodzice są

zamożni. Przecież sama mogła zarobić pieniądze.

Drzwi się otworzyły, Emanuel i Signe wrócili do kuchni.

- Signe nie czuje się dobrze. - Emanuel sprawiał wrażenie zmartwionego. -

Myślę, że musimy odłożyć wyprawę do pensjonatu.

Matka wstała od stołu.

- Możesz się położyć w moim łóżku.

- A ja pożyczę ci Puszka! - Peder zerwał się i zaczął szukać kociaka. - Kiedy

byłem przeziębiony, on leżał całą noc przy mojej szyi i bardzo szybko wyzdrowiałem.

Hilda wstała i zaczęła zbierać naczynia ze stołu.

- Myślę, że wybiorę się do domu. - Słowa brzmiały obojętnie. - Zapomniałam

zabrać paru drobiazgów.

Hvalstad, który podczas całego posiłku nie odezwał się ani słowem i w ogóle

sprawiał wrażenie dość niezadowolonego, teraz wziął Anne Sofie i mamrocząc, że

musi uporządkować różne rzeczy, zniknął na strychu.

Kristian, który też nie wyglądał na zachwyconego tym, że jest ich w domu

jeszcze więcej, zdjął czapkę z gwoździa na ścianie, włożył na siebie zniszczoną

kurtkę i ruszył ku drzwiom.

- Kristian... a ty dokąd? Niedługo będzie czas iść do kościoła.

- Chciałem się tylko trochę przejść.

Kiedy wszyscy wyszli, matka zwróciła się do Elise.

background image

- Mam nadzieję, że wy też pójdziecie do kościoła?

Elise skrzywiła się, cała ta sytuacja była dla niej nieznośna. Głowa ją bolała,

czuła się kiepsko. Czy Emanuel naprawdę myśli, że Signe może mieszkać u nich

przez jakiś czas? Czy nie rozumie, jakie to będzie ciężkie dla Elise?

- Przecież byliśmy w kościele wczoraj - mruknęła.

- A ja uważam, że powinnaś pójść z mamą - wtrącił Emanuel ku jej

zdumieniu. - Chyba niezbyt często chodzimy do kościoła, a kazanie w pierwszy dzień

Bożego Narodzenia zwykle warte jest wysłuchania. Zwłaszcza że wieczorem w

Wigilię wszyscy są bardziej zajęci tym, co ich czeka w domu.

Elise patrzyła na niego, nie rozumiejąc.

- Co ich czeka w domu? Niewielu tutaj w naszej okolicy ma się czym cieszyć

po powrocie do domu.

- Słuchaj się Emanuela, Elise! - matka posłała jej surowe spojrzenie. - U nas w

domu wszyscy musieli chodzić w święta do kościoła, czy chcieliśmy, czy nie.

Emanuel zniknął w izbie. Elise nie bardzo chciała, żeby siedział tam sam na

sam z Signe. Spojrzała na matkę z wymówką.

- Zapominasz, że mnie jest ciężko iść tak daleko.

- Wczoraj nic na to nie wskazywało. Szłaś tak lekko, że nawet zwróciłam na to

uwagę Asbjorna. Przecież do porodu zostało jeszcze sporo czasu. - Uśmiechnęła się,

nagle jakby zawstydzona. - Zdaję sobie sprawę, że dziecko urodzi się znacznie

wcześniej, niż powinno, ale przecież nie jesteś w aż tak zaawansowanej ciąży. Dobrze

pamiętam, jak pani Thoresen opowiadała, że już kilka miesięcy przed waszym ślubem

ludzie o was plotkowali, ale tak to bywa. - Znowu się uśmiechnęła. - Pamiętasz, co ci

opowiadałam o ojcu i o mnie? Ty też przyszłaś na świat trochę za wcześnie...

Elise skinęła głową i zmusiła się do bladego uśmiechu. Miała nadzieję, że

dziecko będzie przenoszone i nikt nie będzie miał powodu liczyć na palcach, kiedy

zostało poczęte.

- Poza tym przeżyłaś tyle w związku z Johanem - dodała matka z ponurą miną.

- Nic dziwnego, że wpadłaś w objęcia dobrego człowieka z charakterem, takiego jak

Emanuel. No i jaki on urodziwy! - Wydrapywała resztki kaszy z garnka i zjadała je

łapczywie. - Więc pójdziesz ze mną i Asbjornem do kościoła, prawda? Emanuel wie,

jak się zajmować ludźmi, którzy... - umilkła i spoglądała na drzwi izby, a potem

mówiła dalej szeptem: - Bardzo się boję, żeby nie próbowała zrobić sobie czegoś

złego. Wiesz, z wodospadem tuż obok, a ona taka nieszczęśliwa... Emanuel zdoła z

background image

pewnością przemówić jej do rozumu i nakłonić ją, by wróciła do domu. Kiedy dwie

strony ze sobą walczą, to jedna musi się ukorzyć i prosić o wybaczenie.

Elise poczuła trudną do opanowania potrzebę zamknięcia matce ust

opowiedzeniem jej całej prawdy, wiedziała jednak, że nie wolno jej tego zrobić.

Wstyd i ludzkie gadanie to jedna sprawa, ale przecież Elise nie ma prawa zniszczyć

przy tym szacunku dla Emanuela, jaki żywią jej matka, bracia i Hvalstad. Nie może

ryzykować, że Kristian zamknie się jeszcze bardziej w sobie, zrobi się uparty i

nieprzystępny, Peder utraci swojego bohatera i wzór, a chłopcy w szkole znowu

zaczną mu dokuczać. Nie może ryzykować, że matka tak się na nią rozgniewa, że

nigdy jej tego nie wybaczy. To by się skończyło bardzo źle dla wszystkich, również

dla dziecka, które nosi pod sercem. Tak więc musi sama dźwigać to brzemię.

- Pójdę i posprzątam trochę w izbie - powiedziała zamiast tego i ruszyła ku

drzwiom.

Ku jej zaskoczeniu Emanuel siedział skulony na krawędzi łóżka z twarzą

ukrytą w dłoniach. Przez cały czas nie mogła się nadziwić, jak on spokojnie przyjmuje

całą sytuację, chociaż w nocy wydawał się bardzo nieszczęśliwy. Teraz zrozumiała

jego zachowanie.

Uniósł głowę i Elise zobaczyła zapłakaną twarz. Zawsze uważała, że jest taki

dojrzały i dorosły pod każdym względem, a teraz wyglądał jak mały, zgnębiony

chłopiec. Niczym nieposłuszne dziecko przyłapane na gorącym uczynku, które boi

się, co teraz będzie.

- Ty mną z pewnością pogardzasz, Elise. Wolno pokręciła głową.

- Przecież wiedziałam już wcześniej, co się stało.

- Ale nie wiedziałaś, że skończy się tak źle.

- Twój grzech nie jest z tego powodu ani mniejszy, ani większy. Wczoraj

wieczorem nie mogłam opanować złości, przeżyłam ciężką noc, teraz jednak

postanowiłam, że nikt z domowników o niczym się nie dowie. Niestety wczoraj, zaraz

kiedy Signe się tutaj zjawiła, powiedziałam Hildzie, jak się rzeczy mają, teraz jednak

się rozmyśliłam i spróbuję ją przekonać, że źle mnie zrozumiała. Nie jestem pewna,

czy mi uwierzy.

- Sprawia wrażenie, że nie uwierzy.

- No właśnie, wygląda na bardzo wzburzoną. Mimo to spróbuję z nią

porozmawiać.

- Dlaczego chcesz mnie chronić?

background image

- Ze względu na rodzinę. Jeżeli cała sprawa się wyda, to wszyscy poniosą

konsekwencje. Kristian i Peder będą wyszydzani w szkole, matka nie odważy się

pokazać ludziom na ulicy, a Hvalstad może pomyśleć, że to zbyt wielkie ryzyko żenić

się z osobą z takiej rodziny. I dziecko, którego oczekujemy... - pogładziła swój wielki

brzuch, starając się stłumić płacz.

Emanuel wstał i zarzucił jej ręce na szyję.

- Nie płacz, Elise! Nie mogę znieść, kiedy jesteś taka nieszczęśliwa. Zaraz coś

wymyślę. Spadło to na mnie niczym szok i dotychczas z całej siły starałem się przede

wszystkim ukryć własną reakcję, teraz jednak postaram się jakoś to załatwić. Już

niedługo będziemy to mieć za sobą.

„Będziemy mieć za sobą”. Jak można mieć za sobą fakt, że własny mąż

oczekuje dziecka z inną kobietą, podczas kiedy ona sama nosi w brzuchu dziecko

gwałciciela? To wszystko brzmi jak absurd. Trudno to pojąć.

Emanuel tulił ją mocno do siebie.

- Dziękuję ci, że nie powiedziałaś domownikom prawdy. To bardzo

wielkoduszne z twojej strony. Bóg wynagrodzi ci tę wielkoduszność. Z twoją pomocą

zdołam przez wszystko przejść, Elise. Potraktujmy to jako jedną z wielu prób, które

ż

ycie nam zsyła, jako jedną z tych prób, dzięki którym możemy się czegoś nauczyć. Ja

w każdym razie wiem, że już nigdy więcej nie zrobię takich fatalnych kroków.

„Fatalnych kroków”... Dlaczego mówi w liczbie mnogiej? Chociaż może to

tylko taki sposób wyrażania się.

- Jesteś naprawdę wielkoduszna, Elise - mówił dalej. - Widzę, że odczuwasz

dla niej współczucie, że się nad nią użalasz. Teraz kiedy pójdziesz z mamą do

kościoła, spróbuję przemówić Signe do rozsądku. Nie chcę myśleć o niczym innym,

jestem pewien, że rodzice okazaliby jej łaskę, gdyby ich o to prosiła. Oni nie wiedzą,

z kim ma to dziecko. Może zmienią zdanie, kiedy usłyszą, że ojcem jest syn bogatego

gospodarza.

Który w dodatku jest żonaty, pomyślała Elise, ale głośno tego nie powiedziała.

Wyswobodziła się z jego objęć.

- Uważam, że powinniśmy wyrzucić choinkę - powiedziała, idąc ku drzwiom.

- Wyrzucić choinkę?

- Bo ona mi tylko przypomina to, co mieliśmy i co trwało tak krótko.

- Reszta domowników o tym nie wie - usłyszała słowa Emanuela, zanim

wyszła do kuchni.

background image

Peder i Kristian też poszli do kościoła, choć wyjątkowo niechętnie, najbardziej

woleliby zostać w domu i spożytkować rzadko im się trafiający czas wolny na zabawę

z kolegami. Śniegu było już na tyle dużo, że można było zjeżdżać po zboczu, wielu

ich szkolnych kolegów bawiło się tam od rana. Niektórzy mieli nawet długie sanki ze

sterem, większość jednak musiała sobie radzić prostszymi sposobami. Kristian rzucał

przeciągłe zazdrosne spojrzenia na wzgórze, gdzie dzieciaki śmiały się i wrzeszczały.

Peder miał wielką ochotę zbudować ze śniegu twierdzę i walczyć ze Szwedami.

- No, no, nie wiedziałam, że jesteś taki wojowniczy, Peder. Zazwyczaj

okazujesz wszystkim dobroć i serce - dziwiła się matka. - Poza tym powinieneś

wiedzieć, że nie jesteśmy już w stanie wojny ze Szwedami. Kraj jest wolny, a

Szwedzi są naszymi braćmi, nie wrogami.

- Ale czy ty nie rozumiesz, mamo? To przecież nie jest prawdziwa wojna,

tylko udawana, nie będziemy naprawdę strzelać.

Matka roześmiała się.

- Domyślam się, domyślam, jeszcze by tego brakowało...

- Musiałaś zapomnieć o krasnoludku, którego dostał Evert, mamo. Ten

krasnoludek strzela do ołowianych żołnierzyków, chociaż jest miły.

Hvalstad nareszcie doszedł do siebie. Opowiedział o aparacie fotograficznym,

który widział, i teraz marzy, żeby go sobie kupić, na razie jednak go na to nie stać.

- Ciebie chyba jeszcze nie było w Kristianii w tysiąc osiemset osiemdziesiątym

roku, Jensine? - pytał z ożywieniem mamę. Potem zwrócił się do chłopców. -

Dwadzieścia pięć lat temu miało miejsce wielkie wydarzenie w historii Kristianii. Do

tamtej pory ozdobą Wielkiego Rynku była wspaniała gazowa latarnia Fiat Lux, wtedy

jednak latarnia została zastąpiona pomnikiem Kristiana IV, założyciela miasta. Wielu

ludzi przyszło na odsłonięcie pomnika, wśród nich także ja. Miałem wtedy

dwadzieścia lat. Sztuka fotografii dopiero niedawno się pojawiła, a zrobienie sobie

zdjęcia było dla każdego wielkim wydarzeniem. Nigdy nie zapomnę, jakie mi się to

wydawało niezwykłe.

Peder słuchał go bardzo uważnie. Kiedy Hvalstad skończył, chłopiec zawołał z

ożywieniem:

- Elise opowiadała nam o królu. Wskazał ręką i powiedział, że miasto ma

powstać tutaj, gdzie teraz jest. Mam nadzieję, że ten nowy król zdecyduje, co mamy

zrobić z gazową latarnią przed Andersengarden. A wiesz, że Johan też potrafi rzeźbić

posągi?

background image

- Ach tak, co ty mówisz? - zdziwił się Hvalstad. - A czyje to posągi on rzeźbi?

- Posągi znanych ludzi. Wozaka Karlsena albo może szefa wozaków.

Kristian wybuchnął śmiechem.

- Znani ludzie to są tacy jak na przykład dyrektor w Hjula i premier rządu, nie

rozumiesz tego, Peder?

- No to myślę, że Johan rzeźbi posąg dyrektora. On przecież wie, jak wygląda

dyrektor.

- Johan jest tylko zwyczajnym kamieniarzem, Peder - powiedziała matka z

powagą w głosie. - Tłucze kamienie do wykładania ulic i takie tam.

W tym momencie zauważyli panią Evertsen i panią Albertsen, które też szły

do kościoła. Matka pomachała do nich ręką. Panie przystanęły i czekały, żeby dalej

pójść razem. Kristian i Peder pobiegli przodem.

- Wesołych świąt, pani Evertsen i pani Albertsen. Jak to dobrze, że są panie

zdrowe i mogą chodzić. Wspaniale, że pierwszą część zimy mamy już za sobą.

Elise odniosła wrażenie, że obie panie mają dość dziwne miny, kiedy

spoglądają to na jedno, to na drugie.

- Tak, nie wszyscy mieli tyle szczęścia - pani Evertsen westchnęła głośno. -

Wciąż gdzieś wokół dochodzi do nieszczęść. Na przykład Magnhild, ta, która była

taka zdolna w szkole i została potem telefonistką, musiała zrezygnować z pracy tylko

dlatego, że wyszła za mąż. Mogliby chociaż poczekać, aż zajdzie w ciążę. Natomiast

Agnes, synowa pani Thoresen, straciła dziecko, którego oczekiwała. No tak, ale o tym

to ty, Elise, na pewno wiesz, byłaś przecież zaręczona z Johanem.

Elise doznała jakiegoś dziwnego uczucia chłodu. Agnes straciła dziecko!

Biedny Johan. I biedna Agnes.

- Nie, nie wiedziałam o tym - zdołała wymamrotać, wciąż jednak wzburzone

myśli krążyły jej po głowie. Jakie życie jest jednak dziwne. Ona sama złorzeczyła

losowi, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że będzie miała dziecko, i rozważała nawet

możliwość pójścia do kobiety na Mollergata, żeby je usunąć. Dzisiaj w domu leży

Signe i szlocha dlatego, że będzie miała dziecko z żonatym mężczyzną. Tymczasem

Agnes, która tak się starała, żeby zwabić do swojego łóżka Johana w nadziei, że

zajdzie w ciążę, i która była taka szczęśliwa, kiedy jej się to w końcu udało, teraz

straciła dziecko!

Elise zaczęła liczyć na palcach. Agnes musiała być w trzecim miesiącu. Jej

ciąża była trochę bardziej zaawansowana niż ciąża Hildy.

background image

Ale wczoraj nic takiego nie było po niej widać. Agnes wyglądała na

zadowoloną, była radosna i powiedziała, że nie zaprosili nikogo na wigilijną kolację,

bo najlepiej jest im samym we dwoje. Wyglądała na szczerze zakochaną młodą

dziewczynę. Elise zastanawiała się, czy ona sama zdołałaby odgrywać taką beztroskę,

gdyby dopiero co straciła dziecko.

A może to nieprawda? Przecież pani Albertsen i pani Evertsen są najgorszymi

plotkarami w okolicy.

Przypomniało jej się wczorajsze spotkanie z Agnes i Johanem, wtedy to Agnes

zawołała za nią, kiedy już Elise i Emanuel chcieli iść dalej. Agnes powiedziała tylko,

ż

e zapyta Gustava, Elise jednak natychmiast zrozumiała, o co tamtej chodzi. Gustav z

pewnością wie, co się stało z Ansgarem. Potem Emanuel uporczywie dopytywał się,

co to za tajemnice, Elise jednak udało się jakoś go zagadać. To nic nie pomoże, jeśli

Emanuel się dowie, że ów rudy mężczyzna był razem z tymi, którzy na nią napadli,

chociaż w końcu to on ją uratował.

Teraz Emanuel zajęty jest swoimi problemami i z pewnością o wszystkim

zapomniał. Zastanawiała się, o czym ci dwoje w domu rozmawiają. Czy Signe tylko

płacze, czy też błaga Emanuela o pomoc. W jaki sposób miałby jej pomóc, on, który

nie jest w stanie pomóc sobie samemu i własnej rodzinie? Signe niewątpliwie

zwróciła uwagę na choinkę i domyśliła się, że przeżyli bardzo miłą Wigilię. Poza tym

od dawna pewnie wie, że Emanuel pochodzi z wielkiego dworu i jest jedynakiem.

Uważa więc, że powinien coś dla niej zrobić.

Czy Emanuel nadal żywi słabość do Signe? Ta myśl sprawiła jej ból. Co

prawda mąż zapewnia, że kocha tylko ją, Elise, ale przecież nie może powiedzieć nic

innego, skoro znalazł się w takiej beznadziejnej sytuacji. Uderzające jest, jak

ż

yczliwie odnosi się do Signe i jak stara się jej bronić oraz wzbudzić w rodzinie

współczucie dla nieszczęsnej dziewczyny. A przecież mógłby się wściekać dlatego, że

odważyła się go szukać w jego własnym domu, i to w sam wieczór wigilijny, kiedy

cała rodzina jest obecna. Jednak ani jednym gestem nie dał poznać, że jest zły. Tylko

ż

e jest mu przykro.

Pani Evertsen i pani Albertsen nadal opowiadały o wszystkim, co się

wydarzyło w Andersengarden, ale Elise słuchała ich jednym uchem. Mówiły o

najstarszym synu jakichś nowych lokatorów, nie dosłyszała nazwiska i zresztą wcale

jej ten człowiek nie interesował, chociaż obie panie widziały, jak się zakrada do

mieszkania rodziny Olsenów, kiedy ich córka była w domu sama. Mówiły też, że

background image

jedna z dziewcząt pracujących w Hjula była widziana ze świeżo ożenionym Jonasem

Jacobsenem z Sagveien 2, lecz to też Elise nie zainteresowało.

- Ale najgorsze jest chyba to, że ten żołnierz Armii Zbawienia ciągle

przesiaduje na górze u Anny, czy pani Thoresen jest w domu, czy nie! - wykrzyknęła

nagle pani Evertsen.

Wtedy Elise ocknęła się i zwróciła w stronę sąsiadki.

- Torkild Abrahamsen? Czy pani nie zauważyła, jak wspaniale się do niej

odnosi? Ćwiczy z nią codziennie po to, by znowu mogła chodzić na własnych nogach.

Pani Evertsen prychnęła.

- O, chodzić na własnych nogach! Rzeczywiście, jakby możliwe było

odzyskanie zdrowia po chorobie Heine - Medina! O nie, Elise, taka głupia nie jestem,

ż

eby w to wierzyć! I dobrze wiem, czego tam u niej wciąż szuka. Nie rozumiem tylko,

jak to możliwe, ale... - zacisnęła wargi i patrzyła w ziemię. - Dziewczyna o

sparaliżowanych nogach i w ogóle...

Elise wpadła w złość.

- To paskudne, co pani mówi, pani Evertsen! Torkild Abrahamsen jest miłym,

zasługującym na szacunek człowiekiem, dobrym pod każdym względem. Właśnie

tacy ludzie wstępują do Armii Zbawienia, ponieważ pragną czynić coś dobrego dla

innych. Współczuje Annie, która leży całymi dniami i latami zamknięta w swojej iz-

debce. To, że próbuje dziewczynie pomóc, ćwicząc jej nogi, wynika z miłosierdzia i

nie może oznaczać nic innego!

Pani Evertsen patrzyła na nią, mrużąc oczy.

- Ależ ty jesteś dzisiaj wściekła, Elise. Czy ty też należysz do ludzi, którzy

zawsze rano mają zły humor? A może przytrafiło ci się coś złego?

Matka pośpiesznie wtrąciła się do rozmowy.

- Elise jest po prostu zmęczona, ponieważ wczoraj wieczorem pojawił się u

nas nieproszony gość. Pewna nieszczęśliwa młoda dziewczyna, która nie wiedziała,

gdzie się podziać.

I pani Evertsen, i pani Albertsen gapiły się na nią pożądliwym wzrokiem.

- Czy to może jedna z tych dziewczyn z Hjula albo Graaha? Któraś, która

popadła w nieszczęście?

Elise przeniknął dreszcz.

Matka z uśmiechem kręciła głową.

- Nie, ta dziewczyna pochodzi ze wsi. Przyjechała do Kristianii pociągiem,

background image

chociaż nikogo tu nie zna, nie wiedziała, gdzie znajdzie dach nad głową ani z czego

będzie żyć.

- Jezu Chryste! A jakim sposobem dostała się do domu majstra?

- Z pewnością słyszała, że Emanuel był oficerem w Armii Zbawienia.

- Ale oficerów jest przecież wielu. Pomagają ludziom i w Vaterlandzie, i w

Gronland. Dlaczego musiała się wlec aż do Beierbrua?

Matka pokręciła głową.

- Za wiele jeszcze nie wiemy. Emanuel został z nią w domu i próbuje

dowiedzieć się, jaka jest jej historia. Moim zdaniem dziewczyna pokłóciła się z

rodzicami i w gniewie opuściła dom. Takie rzeczy się zdarzają w jej wieku.

- Ale chyba popadła w nieszczęście. Tak to zwykle się dzieje. Jeśli rodzice

wyrzucili ją z domu, a ona nie ma gdzie się podziać... No, niełatwo wam będzie się jej

pozbyć, jeśli byliście tak głupi, żeby ją wpuszczać do domu.

Teraz to już mogę nie ukrywać prawdy, pomyślała Elise, czując, że kolana się

pod nią uginają. Wkrótce całe Sagene będzie gadać, że w domu majstra mieszka jakaś

obca dziewczyna. Dziewczyna, która jest w ciąży i która przeszła piechotą od Dworca

Głównego aż do Beierbrua w samą Wigilię, by szukać pomocy u Ringstadów. No i

ludzie będą zachodzić w głowę, dlaczego akurat tutaj. Jeden czy drugi zacznie

rozpowiadać głośno swoje brudne myśli o tym, że to być może Emanuel jest ojcem.

Przecież spędził sporo czasu w straży granicznej.

- Mylicie się - usłyszała własny opanowany głos. - Ona mi się zwierzyła, ale

obiecałam jej, że nikomu o tym nie powiem. Dziewczyna nie jest w ciąży, uciekła od

rodziców, ponieważ ojciec zrobił jej cos okropnego. Matka doradziła jej, żeby

przyjechała właśnie do nas. Teraz Emanuel spróbuje znaleźć jej pracę w którejś

fabryce.

Matka zwróciła się do córki zaskoczona.

- Nie mogłaś mi od razu o wszystkim powiedzieć? Przecież byśmy jej za to nie

potępili.

Elise nie była w stanie patrzeć na matkę.

- Dla niej ta sprawa jest bardzo nieprzyjemna, to naprawdę coś okropnego, nie

mogłam jej tego zrobić.

Zauważyła, że Hvalstad spogląda na nią, a na czole ma głęboką zmarszczkę.

On mi nie wierzy, pomyślała. Milczał przez cały dzień i z pewnością wyrobił sobie

własny pogląd na temat, kim jest Signe i dlaczego do nas przyjechała.

background image

W tej chwili zauważyła Valborg schodzącą w dół razem z dwiema

przyjaciółkami. Nie widziała jej od dawna.

Pani Evertsen i pani Albertsen już były kompletnie pochłonięte rozmową o

innej dziewczynie, która została „wzięta” przez własnego ojca. Wyglądało na to, że

nieoczekiwany gość w domu majstra przestał je interesować.

Elise zatrzymała się, żeby porozmawiać ze swoimi dawnymi towarzyszkami

pracy, natomiast matka, Hvalstad i obie plotkary wolno wchodzili na kościelne

wzgórze. Elise nigdy by nie chciała rozmawiać z Valborg, gdyby to nie było jednak

lepsze od dyskusji z paniami Evertsen i Albertsen, poza tym interesowały ją także no-

winy z przędzalni. Ostatnimi czasy sporo rozmyślała o tym, co będzie robić po

urodzeniu dziecka. Była pewna, że zarządca ją zatrudni, gdyby potrzebowali więcej

robotnic, zarazem jednak ze zgrozą myślała o godzinach spędzanych przy maszynie i

zastanawiała się, czy nie udałoby się jej znaleźć czegoś innego. Praniem nie będzie

mogła się już zajmować, to oczywiste. Emanuel nie zniesie tych nieustannie

suszących się w kuchni i izbie rzeczy, poza tym Elise widziała, że matka nie ma sił,

by nadal pomagać jej w prasowaniu. Zastanawiała się, czy nie zacząć szyć dla ludzi,

tylko jak znaleźć środki na maszynę?

- Dzień dobry, Valborg. Wesołych świąt. Jak dawno cię nie widziałam. Jak

tam teraz w przędzalni? Czy któraś ze znajomych ostatnio przestała pracować?

Valborg mierzyła ją z góry na dół, z pewnością po to, by stwierdzić, jak bardzo

zaawansowana jest ciąża Elise.

- Myślę, że jeszcze przez dłuższy czas nie będziesz mogła do nas wrócić.

Zarządca zrobił się ostatnio okropny. Wszystkim wymyśla i trzaska drzwiami,

powiedział, że nie życzy sobie niemowlaków leżących w kartonach na korytarzu.

Elise skinęła głową.

- Tak też myślałam.

Valborg spojrzała na nią zaciekawiona.

- A ty co, będziesz musiała wrócić do pracy? Przecież wyszłaś za mąż za

urzędnika, który na dodatek pochodzi z bogatej rodziny, no nie?

- Urzędnik nie zarabia wcale tak dużo, a wynajęcie domu majstra sporo

kosztuje.

- No to możecie się chyba przeprowadzić i mieszkać tak jak większość

robotników? Chyba że jesteście na to zbyt eleganccy?

Obie przyjaciółki Valborg zachichotały.

background image

- A właśnie, słyszałaś, że Agnes straciła dziecko? I wcale się tym nie martwi.

Powiedziała, że nie interesuje jej siedzenie w domu z wrzeszczącym dzieciakiem. -

Valborg posłała Elise słodki niczym miód uśmieszek. - Okazała się sprytniejsza od

ciebie, Elise. Widzisz, teraz to ona dostała Johana. To dlatego chciała mieć dziecko, w

przeciwnym razie nigdy by się z nią nie ożenił. Agnes wiedziała, że Johan będzie

kimś ważnym. Pewnego dnia stanie się sławny i bogaty, a wtedy będziesz żałować, że

nie chciałaś na niego czekać.

- To nie ja zerwałam zaręczyny. - Elise odwróciła się. - Idę do kościoła, muszę

się pośpieszyć.

Kiedy odeszła, słyszała, że tamte rozmawiają ze sobą głośno, i pożałowała, że

w ogóle się przy nich zatrzymała.

A więc to prawda, że Agnes straciła dziecko, nie mogła jednak uwierzyć, że

Agnes traktuje sprawę tak lekko, jak Valborg chciałaby ją przedstawić.

Zbliżała się do domu, w którym mieszka Agnes z Johanem, i chciała szybko

przejść obok. Matka i Hvalstad odeszli już dość daleko. Pedera i Kristiana w ogóle nie

było widać.

Kiedy mijała dom, usłyszała, że na górze otwiera się jakieś okno. Agnes

wysunęła głowę.

- Elise? Widziałam twoją matkę, jak tędy przechodziła, i pomyślałam, że ty

zaraz też przyjdziesz. Wczoraj wieczorem mieliśmy gości. Był wśród nich Gustav.

Bawiliśmy się głośno i wesoło. - Agnes roześmiała się. - Ale ja go w końcu

zapytałam. Z Ansgarem wszystko dobrze.

Elise poczuła ulgę. Chociaż nienawidziła Ansgara za to, co jej zrobił, to nie

ż

yczyła mu śmierci. Mimo wszystko próbował jej pomóc. Nie wiedziała teraz, co

powiedzieć, nie chciała ujawniać, jak jej ta wiadomość ulżyła, na wypadek gdyby

Johan stał za Agnes. Jeśli chodzi o tę sprawę, to Johan jej nie rozumiał.

- A z tobą wszystko w porządku? - zapytała przyjaciółkę.

- To zależy, o co pytasz. Z dzieckiem nam się nie udało, ale Johan mówi, że

możemy się postarać i zrobić sobie nowe. - Znowu wybuchnęła śmiechem.

Elise uśmiechnęła się, ale czuła się jakoś dziwnie. Johan nie może być taki

obojętny na to, co się dzieje z Agnes, jak twierdziła Valborg.

- No a ty sama, Elise? - Agnes spoglądała w dół na ulicę, żeby się upewnić, że

nikt ich nie słyszy. - Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to nie zostało ci już wiele czasu,

prawda?

background image

Elise potrząsnęła głową.

- Muszę się teraz śpieszyć, bo jak nie, to spóźnię się do kościoła.

Z kazania nie słyszała wiele. Myślami wciąż była przy Agnes i dziecku, które

tamta straciła, myślała też o Annie i Torkildzie, a potem o Signe i Emanuelu.

Najwięcej właśnie o nich.

Obawiała się powrotu do domu. Pomyśleć, że Signe nadal tam jest. Ale może

Emanuel zdołał znaleźć jakieś rozwiązanie?

Kiedy nabożeństwo dobiegło końca, matka i Hvalstad chcieli się przywitać ze

znajomymi i porozmawiać trochę. Chłopcy wybiegli szukać kolegów, Elise natomiast

powiedziała, że marznie, i nie zatrzymując się, ruszyła w drogę powrotną do domu.

Drżąca otulała się szczelnie chustką i pochylała głowę, bo wiatr zacinał teraz

ś

niegiem. Śnieg przedostawał się przez oczka robionej na drutach chustki i wciskał

pod ubranie, miała wrażenie, że igiełki lodu przenikają przez skórę. Emanuel

próbował podzelować jej zimowe buty, powiedział jednak, że są tak poprzecierane, że

nic z tego nie będzie, Elise musi zdobyć nowe obuwie. Nie odważyła się powiedzieć

mu, że nie ma pieniędzy. Teraz śnieg wciskał się w szpary między podeszwami a

górną częścią butów, pończochy miała przemoczone, palce u nóg zdrętwiałe z zimna.

Dopiero dwa dni temu cerowała pończochy, ale są tak zniszczone, a teraz w dodatku

mokre, że znowu porobiły się w nich dziury.

Dopiero kiedy zbliżyła się do Beierbrua, zwolniła kroku.

- Boże kochany, spraw, żeby Signe się od nas wyniosła - błagała w duchu,

ś

lizgając się po drodze do domu majstra. Z komina unosił się dym, ktoś jest w domu,

ale przecież nie musi to być nikt inny niż Emanuel albo Hilda. Hilda będzie mimo

wszystko u nich mieszkać aż do trzeciego dnia świąt, kiedy majster wróci ze

ś

wiątecznego urlopu.

Może Hilda i Emanuel siedzą w kuchni i rozmawiają? Może Hilda uspokoiła

się, a Emanuel znalazł jakieś odpowiednie wyjaśnienie, dlaczego Signe do nich

przyjechała? Albo może Hilda odbyła z nim poważną rozmowę i wytłumaczyła mu,

ż

e nie wypada, żeby Signe siedziała u nich w domu, kiedy Elise oczekuje jego

dziecka. Hilda taka jest, ona się nie krępuje i potrafi wyśpiewać, co o ludziach myśli.

Z pewnością zażądała, żeby Emanuel usunął Signe z domu, zanim Elise wróci z

kościoła. Powinien kupić bilet powrotny do Kongsvinger i wyprawić ją pociągiem do

domu.

Uspokojona takimi myślami znowu przyśpieszyła kroku, przeszła przez most i

background image

podążyła w stronę domu.

ROZDZIAŁ TRZECI

Przy kuchennym stole siedzieli Emanuel i Signe, pili kawę. Gdyby Elise nie

wiedziała, jak bardzo Emanuel jest zmartwiony swoją sytuacją, mogłaby sądzić, że

jest im razem przyjemnie. Signe nie była już zapłakana, starannie upięła włosy,

policzki jej się zarumieniły, a w oczach czaił się uśmiech. W każdym razie do

momentu, kiedy zobaczyła Elise.

- Już wróciłaś? - Emanuel sprawiał wrażenie skrępowanego.

- Na dworze jest bardzo zimno, zmarzłam, więc śpieszyłam się do domu.

- A w kościele było dzisiaj dużo znajomych?

- W tamtą stronę szliśmy razem z paniami Evertsen i Albertsen. Potem

spotkałam Valborg i kilka innych dziewczyn z przędzalni.

Zdjęła z nóg buty, postawiła je pod piecem, a chustkę i kapelusz powiesiła na

haczyku i weszła do izby, żeby znaleźć suche pończochy. Miała nadzieję, że matka

schowała jakieś zapasowe.

Kiedy znowu wróciła do kuchni, Emanuel i Signe wstali od stołu i

najwyraźniej przygotowywali się do wyjścia. Może Emanuel zamierza odprowadzić

dziewczynę na dworzec? Elise spoglądała na niego raz po raz w nadziei, że zechce jej

coś wyjaśnić, on jednak się nie odzywał. Może Signe zaczęłaby natychmiast znowu

płakać, gdyby zaczął o niej mówić.

Dlatego Elise uznała, że nic się nie stało, i zaczęła obierać ziemniaki na obiad.

Dopiero kiedy tamci włożyli już płaszcze, Emanuel oznajmił krótko:

- No to cóż, my pójdziemy. Przypuszczam, że wrócę za parę godzin. Zabiorę

Signe do Carlsenów i zapytam, czy ci ich znajomi nadal potrzebują guwernantki.

Signe bardzo dobrze uczyła się w szkole i biegle mówi po niemiecku.

Potem oboje wyszli. Elise stała i patrzyła przed siebie. Zabierać Signe do

Carlsenów? Pomysł wydawał jej się bardzo dziwny. Jak to, chce, żeby najlepsi

przyjaciele jego rodziców spotkali dziewczynę, z którą będzie miał dziecko?

Carlsenowie się z pewnością zdziwią, że nie spytał przedtem swojej matki i ojca.

Cóż, pozostaje jej wierzyć, że Emanuel wie, co robi, najważniejsze, że w

końcu cokolwiek zrobił.

Drzwi się otworzyły i weszła Hilda, dzwoniła zębami, była fioletowa z zimna,

miała czerwony nos.

background image

- Nienawidzę zimy! - Otrząsnęła chustkę ze śniegu, zanim ją powiesiła, a

potem zdjęła przemoczone buty. - Zderzyłam się z Emanuelem i Signe po tamtej

stronie mostu.

- Tak, poszli do Carlsenów. Oni podobno znają kogoś, kto poszukuje

guwernantki. - Elise próbowała mówić tak spokojnie i zwyczajnie, jak tylko mogła.

Hilda spojrzała na nią.

- Do Carlsenów? Nie jest chyba taki bezczelny, żeby tam chodzić z tą

wywłoką?

Elise otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale Hilda ją ubiegła.

- Oszczędź mi już tych swoich kłamstw, Elise! - Głos brzmiał ostro. - Jeśli

inni są tacy głupi i nie rozumieją prawdy, to ich sprawa, ale mnie nie próbuj

wmawiać, że wczoraj się pomyliłaś. Wystarczy jedno spojrzenie na tę panienkę ze

wsi, żeby widzieć, jak pożera Emanuela wzrokiem. Gdy tylko stwierdzi, że na nią nie

patrzymy, wlepia w niego te swoje oczęta, które mogłyby roztopić bryłę lodu.

Elise poczuła, że serce bije jej szybciej, z całej siły jednak starała się nie

pokazać, co czuje. Domyślała się, że cokolwiek teraz powie, to i tak Hildy nie oszuka.

Zwróciła twarz ku siostrze i tak spokojnie, jak tylko mogła, powiedziała:

- A czy pomyślałaś, co by się stało, gdyby pozostali odkryli prawdę, Hildo?

Nie mówiąc już o tym, co się stanie, gdy ta prawda w końcu wyjdzie na jaw?

Najpierw matka straci szacunek dla Emanuela i odwróci się od niego. Nie daj Boże

znowu się rozchoruje. Hvalstad przypuszczalnie nie będzie chciał mieć nic wspólnego

z rodziną, Kristian znowu zrobi się uparty i rozgoryczony jak przedtem, a Pedera będą

wyśmiewać w szkole, będzie przestraszony i smutny. Wszystko to może być nie do

zniesienia i Emanuel w końcu pójdzie w swoją stronę. A wtedy nie będziemy już

mogli mieszkać w domu majstra. Dziecko, którego oczekuję, urodzi się w nędzy. A

popatrz na Pedera, jak on się teraz zmienił w stosunku do tamtego chłopca, jakim był

jeszcze parę miesięcy temu. Wprost trudno go poznać. Oczy mu błyszczą, jest wesoły

i pełen życia, tak jak chłopiec w jego wieku powinien być. Myślisz, że mam serce

zniszczyć to wszystko tylko z powodu urażonej miłości własnej? I tak już nie mogę

zmienić tego, co się stało. Emanuel szczerze żałuje i oddałby lata swojego życia, żeby

można to odrobić. Teraz próbuje znaleźć Signe jakąś pracę, a kiedy zacznie lepiej

zarabiać, będzie jej pomagał finansowo. Więc zarówno ty, jak i ja musimy spróbować

o tym zapomnieć, w każdym razie udawać, że zapomniałyśmy.

Hilda posłała jej pełne wzburzenia spojrzenie.

background image

- Bardzo dobrze, że masz anielskie skrzydła nie wymagaj jednak, żebym ja też

je miała! Wolałabym dawać sobie radę jako samotna matka, bez pomocy znikąd, niż

ż

yć po takim upokorzeniu we własnym domu. Nie zmusisz mnie, bym uwierzyła, że

po tym wszystkim będziesz nadal kochać Emanuela. Już nie żywisz dla niego

szacunku i nie będziesz miała szacunku dla siebie samej, żyjąc z nim tak, jakby nic się

nie stało. Zabieram swoje rzeczy i wracam do domu Paulsena. Niedobrze mi się robi

od tego fałszu, nie jestem w stanie być z kimś z was pod jednym dachem.

Potem zerwała się z miejsca i, pobiegła do izby, żeby zabrać tych parę rzeczy,

które tu ze sobą przyniosła, wkrótce znowu wyszła z domu.

Elise dołożyła drew do ognia i nadal obierała ziemniaki, zastanawiając się nad

tym, co zostało powiedziane. Rozumiała Hildę. Może rzeczywiście powinna się

odwrócić od Emanuela, powiedzieć, że nie jest w stanie po tym wszystkim

kontynuować ich małżeństwa.

Z pewnością dostałby rozwód, gdyby oznajmił, że oczekuje dziecka z inną

kobietą. Wtedy oboje z Signe mogliby się wyprowadzić do Ringstad i dać jego

rodzicom wnuka. Wnuka z prawego łoża, urodzonego przez kobietę, która na dodatek

pochodzi z bogatego dworu. Myśl o tym powodowała piekący ból w sercu.

Matka i Hvalstad z pewnością wezmą ślub i wyprowadzą się, ale wtedy będą

musieli wziąć ze sobą Pedera i Kristiana, czy tego chcą, czy nie. Tak więc zostałabym

tylko ja i dziecko gwałciciela, pomyślała, czując cierpki smak w ustach. Znajdę sobie

pracę w którejś fabryce, jeśli bardzo się postaram. I jako samotna matka z pewnością

będę mogła wynająć jednopokojowe mieszkanie na Sagveien 2, na tyłach Hjula. Co

prawda musiałaby wtedy mieszkać z wieloma innymi samotnymi matkami, ale

przynajmniej będzie miała dach nad głową. Skoro inne dają sobie radę, to i ona będzie

musiała.

Na zewnątrz rozległy się ożywione głosy i Peder wleciał niczym wicher do

kuchni, czapka i kurtka oblepione były śniegiem, chłopiec miał na policzkach zdrowe

czerwone rumieńce i zachwyt w niebieskich oczach.

- Wiesz co, Elise? - mówił tak szybko i z takim przejęciem, że słowa mu się

plątały. - Wujek Pingelena zrobił mu drewniane łyżwy z żelaznymi okuciami i

rzemieniami do przywiązywania do butów. Pingelen dał mi pojeździć na głębinie przy

Voienbrua. Powinnaś była mnie widzieć, Elise! Sunąłem po gładkim lodzie niczym

łabędź!

Elise patrzyła na niego przerażona.

background image

- Ale lód chyba nie jest jeszcze odpowiednio gruby?

- Ech, jest. Przecież się nie utopiłem. Chyba widzisz? I ani razu się nie

wywróciłem. Czy niedługo będziemy jeść? Strasznie burczy mi w brzuchu. Biedny

Mały Lorang. On nie miał nic w ustach od wczorajszego wieczora. Chociaż to

pierwszy dzień świąt. Jego mama pracuje na Lakkegata. W nocy pracuje, a w dzień

sypia. Jego ojciec sobie poszedł, kiedy Mały Lorang był jeszcze w brzuchu u mamy, a

potem ona zaczęła tę nocną robotę.

Zaczął zdejmować z siebie zaśnieżone ubranie.

- „Ty to jesteś szczęśliwy niczym mały książę, Peder”, on tak mówi. „Jesteś

jak ten książę Olaf z niebieskimi oczyma, który mieszka we własnym zamku i

codziennie dostaje jedzenie”. - Chłopiec uchylił drzwi, żeby strząsnąć śnieg z czapki i

kurtki. - Jego mama jest stara. Ma prawie czterdzieści lat, mówi Mały Lorang. Ona

nie rozumie małych chłopców tak jak nasza mama. „Ja to bym chciał, żeby Elise była

moją mamą” - powiedział kiedyś. Nie wie, że jesteś moją siostrą, ale ja mu też tego

nie tłumaczyłem. Bo wiesz, wielu uważa, że jesteś moją mamą, ale to chyba nie robi

ci różnicy, Elise? - Malec patrzył na nią spokojnym wzrokiem, dobrze wiedział, że to

pytanie nie było konieczne.

- Oczywiście, że nie, Peder, nic mi to nie szkodzi. Jestem zastępczą mamą dla

ciebie i Kristiana od czasu, kiedy nasza mama zachorowała.

- Czy wiesz, że mama i Hvalstad mają zamiar wziąć ślub i wyprowadzić się do

małego mieszkania przy Wzgórzu Świętego Jana? - chłopiec roześmiał się krótko. -

Możesz zrozumieć, że oni chcą się wyprowadzić z domu majstra? Powiedziałem

mamie, że będę tutaj mieszkał, dopóki nie umrę. Ona widocznie myślała, że będę

prosił, żeby mnie zabrali na Wzgórze Świętego Jana, ale nie wiem, gdzie bym tam

miał położyć głowę.

Elise przestała obierać kartofle, stała bez ruchu i patrzyła na brata. Czy

rzeczywiście przypadkiem malec zaczął rozmawiać o tym akurat teraz? Nie mógł

przecież wiedzieć, że właśnie o tym rozmyślała przed jego przyjściem. A może to

sprawiła jakaś wyższa siła? Przeniknął ją dreszcz.

Nie mogę tego zrobić, pomyślała. Nie mogę zawieść tego dziecka. Mogę

raczej żyć w upokorzeniu, jak to nazywa Hilda. Zresztą Elise nie rozumiała, co Hilda

chciała przez to powiedzieć. Nie, to już raczej niech uschnę z zazdrości, buntu i

podejrzeń, a tego nie zrobię. Moje życie jest tylko życiem jednej z pięciorga: matki,

Pedera, Kristiana, nienarodzonego jeszcze dziecka i jej samej. Nie mogę zniszczyć

background image

losu tamtych czworga tylko dlatego, że Emanuel mnie zdradził. Zresztą powinnam się

liczyć również z Emanuelem.

Nie wierzyła bowiem, że kłamie, kiedy mówi, że ją kocha. Nie zapomniała,

jaki był szczęśliwy latem, kiedy powiedziała mu „tak”.

Będą chyba jakoś mogli żyć razem niezależnie od tego, że ona straciła nieco

szacunku dla męża. Jeśli on swoim zachowaniem dowiedzie, że tamto to był tylko

fałszywy krok, ponieważ czuł się taki samotny na tej granicy, i jeśli potem będzie jej

wierny, to przecież nie byłoby słuszne, gdyby z tego powodu zniszczyła życie

pięciorga ludzi. Każdy może popełnić błąd, nikt nie jest doskonały. Jeśli ktoś jest

nieskazitelny pod jednym względem, to przecież nie ma pewności, jaki jest poza tym.

Niektórzy plotkują, inni mówią nieprawdę, różni ludzie oszukują, a wielu przepija

pieniądze, podczas gdy żona i dzieci głodują. Emanuel zrobił więcej dobrego dla

innych, niż zwykle ludzie robią, i ma wiele wspaniałych cech. Nie powinna go tak

ostatecznie osądzać tylko z powodu jednego błędu.

Odłożyła to, co miała w rękach, podeszła do Pedera, uklękła przy nim i objęła

go ramionami.

- Tak bardzo cię kocham, Peder. Bardzo bym tęskniła, gdybyś się ode mnie

wyprowadził. Możemy udawać, że jestem twoją matką. Bo w głębi serca nią jestem.

Chłopiec patrzył na nią zdumiony.

- Czy ty płaczesz, Elise? Rękawem otarła łzę z policzka.

- To są łzy radości.

- Radości z tego, że dostałaś prezent od skrzata? Elise skinęła głową.

- To też, ale największy prezent dostałam od ciebie.

- Ode mnie? - patrzył na nią wielkimi, okrągłymi oczyma. Elise znowu skinęła

głową.

- Wytłumaczę ci to, jak będziesz większy.

- Uważasz, że nie jestem jeszcze wystarczająco duży? Ja, który mam takie

mięśnie na ramionach i wielki palec wystaje mi z buta?

Elise spojrzała w dół na stopy brata. I rzeczywiście, z dziury między podeszwą

i cholewką sterczał duży palec nogi.

- Ależ, mój kochany, ty musisz potwornie marznąć!

- No tak, ale jak się dobrze bawię, to o tym zapominam. Gorzej było w czasie,

kiedy chodziłem obok wozu Karlsena. Wtedy to palce mnie tak paliły, że miałem

ochotę płakać. Czasami też tak bywa, kiedy idę do szkoły. Elise wstała.

background image

- Kupię ci nowe buty, Peder. Możesz być tego pewien. Hilda jest mi winna

dwadzieścia koron, poproszę, żeby mi oddała.

A w każdym razie może wziąć z tych stu koron, które odłożyła w związku z

narodzinami dziecka. Jeśli nie będę mogła prać, to może zajmę się tkaniem albo

znajdę coś innego - myślała.

Na dworze znowu rozległy się głosy i matka, Hvalstad oraz Anne Sofie weszli

do środka. Wyprawa do kościoła najwyraźniej dobrze im zrobiła, rozmawiali i śmiali

się, a Hvalstad sprawiał wrażenie zadowolonego i rozbawionego.

Matka popatrzyła na Elise.

- Czy Emanuel zdołał przekonać tę dziewczynę, żeby wróciła do domu?

- Nie, zabrał ją ze sobą do Carlsenów. Podobno znają kogoś, kto szuka

guwernantki.

- Mam nadzieję, że chodzi o pilną sprawę - wtrącił nieoczekiwanie Hvalstad.

- Asbjorn, przestań. - Matka posłała mu surowe spojrzenie. Zanim te słowa

zostały wypowiedziane, drzwi otworzyły się ponownie i Emanuel pośpiesznie wszedł

do ciepłej kuchni. Sam.

Wszyscy zwrócili się w jego stronę.

- No i co powiedzieli Carlsenowie? - Elise była zdenerwowana.

- Zrobią, co będą mogli. A tymczasem ona może u nich mieszkać. - Odwrócił

się od żony, wolno zdejmował kapelusz i płaszcz i wieszał je na haczyku.

- Mieszkać u nich? - Elise patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. - Przyjmą ją

na służbę, chcesz powiedzieć?

Emanuel zmarszczył czoło i patrzył na żonę.

- Ona nie jest biedną służącą, Elise. Nie przywykła do pracy. Co najwyżej

umie ścierać kurze i takie tam drobne zajęcia. Co innego, gdyby mogła zostać

guwernantką, będzie wtedy uczyć dzieci.

- W takim razie teraz będzie mieszkać u Carlsenów jako gość? Emanuel

potwierdził skinieniem głowy.

- Dopóki nie rozmówią się z tymi, którzy szukają guwernantki.

- Jakie to miłe z ich strony - wtrąciła matka. - Sądzę, że się myliłam w ocenie

Carlsenów.

- A Karolinę nie ma nic przeciwko temu, żeby Signe u nich mieszkała?

Elise nic nie pojmowała.

- Nie, dlaczego miałaby coś mieć? Wygląda na to, że one od razu się

background image

porozumiały. Jak ci już kiedyś opowiadałem, Karolinę spędzała wiele letnich wakacji

w Ringstad. Bardzo dobrze czuje się na wsi. Kocha kwiaty i uwielbia jeździć konno.

- Tak, tak, no to zostało nas znowu tylko siedmioro. - Słowa matki zabrzmiały

niemal tak, jakby się skarżyła z tego powodu. Może czuła się lepiej, kiedy odgrywała

rolę miłosiernej samarytanki. - Asbjorn i ja postanowiliśmy przekazać wam dzisiaj

wielką nowinę - mówiła dalej matka, spoglądając onieśmielona na Elise. -

Wspomniałam już o tym Pederowi, ale może teraz powinniśmy poczekać na Kristiana

i Hildę.

- Hilda tutaj była i znowu wyszła. Już do nas nie wróci.

- Nie wróci? Majster ma przecież przyjechać z urlopu dopiero trzeciego dnia

ś

wiąt?

- Myślę, że uważała, iż tutaj jest za ciasno. Przyzwyczaiła się już, że u

Paulsena ma dla siebie dużo miejsca. A dzisiaj w nocy musiała nawet dzielić z tobą

łóżko.

- Ale mogła przynajmniej zostać na obiedzie. Mamy resztki z wczorajszej

kolacji i Emanuel kupił kiełbaski, które będzie można do tego dodać. Czy ona się o

coś obraziła? Przy śniadaniu była jakaś taka spięta, ale myślałam, że to tylko poranny

zły humor.

Elise wzruszyła ramionami, nie patrząc na matkę.

- Pojęcia nie mam, o co jej chodziło.

Peder dotychczas zdołał nic nie mówić, teraz jednak nie był już w stanie dłużej

trzymać języka za zębami.

- Powiedziałem o tym Elise, mamo. Powiedziałem, że macie się

przeprowadzić na Wzgórze Świętego Jana. Ona mówi, że bardzo się ucieszy, jeśli

zostanę w domu majstra. Ty wiesz, że kiedy człowiek przywykł do hałasu wodospadu,

to czuje się niepewnie, kiedy znajdzie się w ciszy. Poza tym tam zapachy też są inne.

Matka uśmiechnęła się, najwyraźniej zadowolona.

- Bardzo dobrze cię rozumiem, Peder. Zresztą byłam pewna, że wolisz

mieszkać tutaj. Poza tym Elise dla ciebie jest prawie jak matka, a Emanuel to dobry

człowiek, który będzie dla ciebie świetnym wzorem w okresie dorastania.

Elise miała ochotę zerknąć na Emanuela, żeby zobaczyć, jak na to zareaguje,

ale dała sobie spokój.

- Kiedy macie zamiar się wyprowadzić? - zapytała zamiast tego. Twarz matki

oblał rumieniec.

background image

- Chcemy wziąć cichy ślub w pierwszą sobotę stycznia. Mieszkanie

dostaniemy parę dni przedtem.

Elise uśmiechnęła się.

- Będzie wam tam dobrze.

- Tak, będzie dobrze i spokojnie. - Hvalstad wypowiedział te słowa z

westchnieniem.

Anne Sofìe patrzyła oniemiała na ojca i włożyła kciuk do ust, chociaż już

dawno przestała ssać palec.

- Będziemy was odwiedzać, Anne Sofìe - pocieszała ją Elise. - Będę zabierać

ze sobą Larsine, a ty też będziesz mogła tutaj przychodzić, kiedy tylko zechcesz. To

przecież nie jest daleko. Peder albo Kristian będą cię odprowadzać z powrotem do

domu.

Peder skinął głową.

- Tylko żebym nie musiał iść z nią przez pierwszy kawałek. Jak Pingelen i

tamci zobaczą, że wlecze się za mną dziewczyna, to zamęczą mnie na śmierć i będą

się wyśmiewać, że to moja narzeczona.

- Może przejść pierwsza przez most, a ty potem pobiegniesz za nią -

zaproponowała Elise.

Peder posłał jej spojrzenie pełne wdzięczności. - A z Larsine to mogę się

bawić na strychu. Pingelen i pozostali nie muszą o niczym wiedzieć.

- Będziemy zmuszeni wynająć strych - oznajmił Emanuel krótko. - To dla nas

za drogo wynajmować cały dom tylko dla siebie. A wygląda na to, że będę miał do

wykarmienia piąć gąb. - Mówiąc te słowa, posłał Hvalstadowi wymowne spojrzenie.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Hilda weszła na szczyt wzgórza Aker i już miała skręcić w bramę domu

Paulsena, kiedy na ulicy zauważyła męską sylwetkę, która wydała jej się znajoma.

A oto powód całego nieszczęścia, pomyślała, zaciskając wargi. Gdyby Johan

nie dał się przekonać Lortowi - Andersowi i jego bandzie do udziału w kradzieży,

Elise nie zostałaby zgwałcona w drodze do domu z twierdzy Akershus. I nie

musiałaby wychodzić za mąż za Emanuela. Natomiast latem wzięłaby ślub z

Johanem, tak jak to było planowane. Z czasem ktoś by z pewnością odkrył zdolności

Johana. I Elise mogłaby być żoną znanego rzeźbiarza Johana Thoresena, który

dorastał w biednym robotniczym środowisku, ale potem stał się członkiem klasy

background image

ś

redniej. Mogliby mieszkać we własnej willi, w pięknej dzielnicy, z ogrodem pełnym

pachnących bzów i jaśminów, ozdobionym fontannami i altankami. Nigdy by nie

poznała Emanuela, on zaś mógłby sobie sypiać z Signe i innymi wiejskimi

dziewczynami, ile by tylko chciał.

Johan też ją zauważył i pomachał ręką. Początkowo Hilda zamierzała skinąć

tylko głową w odpowiedzi i zniknąć, nie rozmawiając z nim, ale właściwie to zawsze

lubiła Johana. Poza tym byli sąsiadami od początku jej życia, a on zawsze

zachowywał się wobec niej sympatycznie. Przystanęła więc.

- Wesołych świąt, Hilda.

- Wesołych świąt, Johan.

- Myślałem, że święta spędzasz w domu majstra?

- Ja też tak myślałam. - Hilda zacisnęła wargi i patrzyła gdzieś w bok.

Johan przyglądał jej się zdumiony.

- Rozmawialiśmy trochę z Elise i Emanuelem, kiedy wczoraj wracaliśmy z

kościoła. Sprawiali wrażenie pogodnych i zadowolonych.

- Powinieneś był ich zobaczyć później, wieczorem. Johan zmarszczył czoło i

patrzył na nią wyczekująco.

Hilda poczuła trudne do stłumienia pragnienie, żeby opowiedzieć mu o

wszystkim, chociaż wiedziała, że to bardzo źle. Elise dopiero co zwróciła jej uwagę,

jakie by to było szkodliwe, gdyby inni dowiedzieli się prawdy.

Równocześnie uważała, że Emanuel dostałby za swoje, gdyby to właśnie

Johan się dowiedział. Dla Johana zaś byłaby to satysfakcja słyszeć, że ów „wspaniały

oficer Armii Zbawienia” wcale nie jest lepszy niż inni ludzie.

- Widzę, że nie masz ochoty o tym rozmawiać - pomógł jej Johan, kiedy przez

dłuższy czas milczała.

- O nie, sprawiłoby mi ulgę, gdybym mogła to z siebie wyrzucić, a ty jesteś

jedyny, któremu odważyłabym się powierzyć tajemnicę. Ty nie jesteś taki jak Valborg

albo pani Evertsen. Jeśli cię poproszę, żebyś przysiągł, że nawet Agnes słowa nie

piśniesz, to co?

Johan pokręcił głową.

- Nie należę do ludzi, którzy roznoszą plotki. Jeśli ktoś mnie prosi, żebym

trzymał język za zębami, to ja tak robię. Ale nie mów nic, gdybyś miała później

ż

ałować.

Hilda rozejrzała się wokół.

background image

- Paulsen wróci dopiero jutro, jestem sama w całym domu. Jeśli masz ochotę

wejść, to posiedzimy w kuchni i wypijemy po filiżance kawy.

Johan wahał się przez chwilę, w końcu jednak skinął głową.

- Dziękuję ci. Jeśli uważasz, że to wypada.

- Oczywiście, że wypada. Tutaj nikt nie przyjdzie. Paulsen nie ma wielu

znajomych, którzy go odwiedzają.

Poszli w stronę kuchennych drzwi.

- Widujesz czasami jego siostrzeńca? - spytał Johan ostrożnie, kiedy byli już

na kuchennych schodach.

- Od czasu do czasu. Mój synek już jest taki duży, że sam siedzi w wózku.

- Jesteś bardzo dzielna, Hildo. Nie wiem, czy mógłbym się tak zachować.

Hilda roześmiała się.

- Przecież ty jesteś mężczyzną.

- Chcesz powiedzieć, że mężczyzna nie potrafi kochać swojego dziecka?

- W każdym razie ja nigdy nie spotkałam takiego, co potrafi. Na przykład twój

ojciec wypłynął w morze, a potem nikt go już nie widział. Mój natomiast przepijał

wszystkie pieniądze, za które powinien kupować dzieciom ubrania i jedzenie. Ale ty z

pewnością będziesz dobrym ojcem, Johan. Ty jesteś inny.

Weszli do kuchni i Hilda pośpiesznie zaczęła rozpalać ogień.

- Pozwól, ja to zrobię. - Johan otworzył skrzynkę na drewno, wyjął kilka polan

oraz wiórki, zaczął drzeć na strzępy stare gazety i zwijać je w kulki. - Agnes straciła

dziecko.

Hilda stanęła jak wryta.

- Co ty mówisz?

- Agnes straciła dziecko - powtórzył Johan.

- Rany boskie! - Hilda zasłoniła ręką usta. - Biedaczka, to musiało być

straszne.

- Nie dla niej.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Ona się z tego ucieszyła. Właściwie to wcale nie chciała mieć dziecka.

Hilda opadła na jeden z kuchennych stołków. Już chciała coś powiedzieć, ale

zrezygnowała. Agnes pragnęła zdobyć Johana, ale teraz, kiedy już osiągnęła swoje,

dziecko przestało być ważne.

- Wygląda, że ty najbardziej przeżywasz stratę.

background image

- Być może.

Hilda czekała, aż Johan powie coś jeszcze.

- Byłoby bardzo miło, gdyby dziecko Elise i nasze urodziły się jedno po

drugim.

- I jesteś w stanie tak mówić, chociaż należysz do tych niewielu, którzy znają

prawdę?

- Jeśli masz na myśli tego przeklętego gwałciciela, to nie znoszę jego widoku,

nie mogę też o tym rozmawiać. Ale z jakiegoś dziwnego powodu dziecka Elise z nim

nie łączę. Dla mnie dziecko jest tylko jej.

Hilda nie była w stanie dłużej zachować swojej tajemnicy.

- Emanuel zrobił dziecko innej dziewczynie. Johan odwrócił się gwałtownie.

- Co ty mówisz?

- Zadał się z jakąś panną, kiedy pełnił służbę w straży granicznej. Wczoraj

wieczorem, w samą Wigilię, ta dziewczyna pojawiła się u nas.

W kuchni zaległa cisza. Johan siedział w kucki i patrzył na Hildę z otwartymi

ustami.

- Pojawiła się u was w domu? - zdołał w końcu wykrztusić. Sprawiał

wrażenie, że nie jest w stanie uwierzyć słowom Hildy.

- Spędziliśmy bardzo miły wieczór. Evert i pani Berg byli u nas, Emanuel

zdołał wyczarować jakieś pieniądze, za które kupił choinkę, pyszne jedzenie i

prezenty dla nas wszystkich. Późnym wieczorem, kiedy mama i chłopcy już się

położyli, Emanuel odprowadził panią Berg i Everta do domu, a my z Elise zabrałyśmy

się do zmywania, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. W tej samej chwili

Emanuel wrócił do domu.

Umilkła.

Johan z niedowierzaniem kręcił głową.

- Myślałem, że to porządny facet. Był przecież oficerem Armii Zbawienia. -

Znowu pokręcił głową. - Jak Elise to przyjęła?

- Najpierw wybuchnęła płaczem, potem jednak próbowała mi wmówić, że się

pomyliła. W końcu odegrała bohaterkę dramatu. Mam wrażenie, że wkrótce wyrosną

jej skrzydła u ramion.

- Myślisz, że będzie w stanie mu wybaczyć?

Hilda widziała zdziwienie w jego oczach. Wzruszyła ramionami.

- W każdym razie postanowiła, że poświęci własne szczęście po to, by jej

background image

ukochany Peder nie cierpiał, żeby matka się znowu nie rozchorowała i żeby wszyscy

nadal mogli żyć szczęśliwie w swoim małym królestwie nad rzeką, bez wstydu, jaki

taka nowina mogłaby na rodzinę ściągnąć, bez łez na policzkach innych prócz jej

własnych.

Słyszała szyderstwo w swoim głosie, nie była jednak w stanie temu zapobiec.

Johan znowu pokręcił głową.

- Rany boskie - mamrotał pod nosem, wpatrując się w podłogę. Potem znowu

spojrzał na Hildę. - A gdzie teraz jest ta dziewczyna? Coście z nią zrobili?

- Zostałam przeniesiona do izby i musiałam spać w jednym łóżku z matką, bo

to „biedne dziecko” zajęło mój siennik. Emanuel przygotował dla niej jedzenie,

rozgrzewał jej maleńkie, przemarznięte stopy, a potem siedział na posłaniu i pocieszał

ją długo w noc. Co Elise przeżywała w swojej izbie, tego nie wiem, z pewnością jed-

nak wszystko słyszała, więc sam możesz sobie wyobrazić.

- No a wy? Co wy na to powiedzieliście?

- Matka czuje bezgraniczne współczucie dla tej nieszczęsnej dziewczyny i jest

rozczarowana, że jej własne córki nie okazały większego miłosierdzia, podejrzewam

natomiast, że pan Hvalstad rozumie więcej, niż chce powiedzieć. Opowiedziano nam

mianowicie, że owa nieszczęsna dziewczyna przeżyła we własnym domu coś

strasznego i dlatego stamtąd uciekła, wsiadła do pociągu do Kristianii, a potem

samotna, wygłodniała i przemarznięta brnęła przez ulice aż do Beierbrua, ponieważ

słyszała o pewnym sympatycznym oficerze Armii Zbawienia, który mieszka w domu

majstra. Matka przełknęła tę historię, Peder chciał pożyczyć dziewczynie swojego

kociaka na pociechę, a Elise dała jej moje poprzecierane pończochy, podczas gdy

pończochy dziewczyny powiesiła nad kuchnią do suszenia. Teraz chyba rozumiesz,

dlaczego nie wytrzymałam dłużej w tym domu.

Johan skinął głową. Hilda z zadowoleniem spostrzegła, że on też zaczyna się

całą sprawą denerwować.

- No ale Emanuel, do diabła! Jak on mógł zrobić coś takiego Elise?

- Elise mówi, że on teraz szczerze żałuje i oddałby lata życia za to, żeby się to

nie wydarzyło. Elise wierzy, że przespał się z tą dziewczyną tylko raz, ale gdybyś

zobaczył, jak ta wywloką patrzy na Emanuela, to byś pomyślał coś zupełnie innego.

Jestem przekonana, że zaplanowała sobie uwiedzenie Emanuela, świadomie i

wszystkimi dostępnymi środkami ciągnęła go do łóżka. Bo trzeba ci wiedzieć, że to

jest dziedzic bogatego dworu.

background image

- On nigdy nie wystąpi o rozwód. Nie on, który tyle lat spędził w Armii

Zbawienia.

- W takim razie niewiele wiesz o możliwościach podstępnych kobiet, Johan.

Hilda wstała ze stołka, nalała wody do dzbanka i postawiła go na kuchni.

- Teraz zabrał ją do Carlsenów. Jeśli będziesz miał szczęście, to może ich

zobaczysz, kiedy stąd wyjdziesz.

- Zabrał ją do Carlsenów? Ale po co, na Boga?...

- Podobno mają jakichś przyjaciół, którzy szukają guwernantki. Emanuel uznał

chyba, że Signe mogłaby się nadać.

- A jak długo to trwa, twoim zdaniem? To znaczy od kiedy ona jest w ciąży?

Hilda wzruszyła ramionami. Otworzyła szafkę i wyjęła stamtąd puszkę z

ciastkami.

- Kiedy kota nie ma w domu, myszy po stole tańcują - oznajmiła z

zadowoleniem i wyłożyła sporo świątecznych ciastek na tacę. - Nie rozmawiajmy już

więcej o tym, Johan. Na samą myśl o Emanuelu robię się chora.

Johan usiadł przy kuchennym stole, Hilda nakrywała, stawiała porcelanowe

filiżanki, cukiernice i dzbanuszek ze śmietaną.

- W takim razie opowiedz mi trochę o sobie, Hildo. Co tam u ciebie?

- Z pewnością słyszałeś, że znowu będę miała dziecko. Johan skinął głową.

- Ale tego już nie oddam.

Powiedziała to tak stanowczo, że Johan spojrzał na nią zdziwiony.

- A dlaczego miałabyś oddawać? Czy to nie jest dziecko Paulsena?

- Jest, i właśnie dlatego. Podejrzewam, że ten jego kuzyn chciałby mieć brata

lub siostrę dla pierwszego dziecka. A jego żona nie może urodzić.

- No a co zrobi Paulsen, kiedy odkryje, że nie chcesz oddać dziecka?

- Wyrzuci mnie za drzwi.

- Z czego będziesz wtedy żyła? I co ze sobą poczniesz?

- Skoro inne dziewczyny w takiej sytuacji sobie radzą, to i ja będę musiała.

Johan skinął głową zamyślony.

- Wy nie jesteście takie jak inne dziewczyny, wy obie. To znaczy ty i Elise.

Bardzo się różnicie między sobą, ale jedno macie wspólne. Siłę.

Nagle Hilda poczuła, że ma łzy w oczach. Mrugała szybko, żeby się ich

pozbyć, ale na nic się to nie zdało.

- Musisz jej pomóc, Johan. Myślę, że mama i Hvalstad zamierzają się pobrać i

background image

wyprowadzić. Pedera i Kristiana oczywiście ze sobą nie zabiorą. Wtedy Elise zostanie

sama jako ich opiekunka, a przecież wiesz, jak bardzo ona się stara, jeśli chodzi o

naukę Pedera. Chłopiec ma poważne trudności. Nie rozumiem, dlaczego Emanuel nie

pomaga jej finansowo, skoro stać go na to, by kupić choinkę i gwiazdkowe prezenty.

Tymczasem Elise zamęczy się opieką nad chłopcami, wychowaniem nowo

narodzonego dziecka i praniem dla ludzi. Kiedy matka się wyprowadzi, Elise będzie

musiała również to pranie prasować. I jeśli w tej sytuacji słyszy, że Emanuel zamierza

pomagać Signe finansowo i nieustannie martwi się o tę latawicę, tak jak to robi od

wczoraj, od kiedy ona się pojawiła, to prędzej czy później Elise się rozchoruje. Wiem,

ż

e nie pomagałam jej za wiele, że przeważnie myślałam o sobie, ale uwierz mi, Johan,

ja ją kocham. Tylko że ja łatwo wpadam w złość i irytację, a wtedy jest najlepiej,

ż

ebym zniknęła.

- Ja bym jej bardzo chętnie pomagał, Hildo, ale Emanuel niczego takiego nie

zniesie. Jest zazdrosny, bo wie, jak bardzo byłem zakochany w jego żonie.

- Nie tylko byłeś, ale jesteś. Mnie nie oszukasz.

- Nie wolno nam rozmawiać w ten sposób o miłości, kiedy jesteśmy związani

z kimś innym.

Hilda prychnęła.

- A co to znaczy być związanym? To tylko papier i rytuał, który wymyślili

ludzie. Dla mnie to nie jest nic warte w porównaniu z tym, co istnieje w sercach

dwojga ludzi. I co Emanuel ma do powiedzenia o zazdrości? On, który zrobił dziecko

innej dziewczynie, na dodatek zaraz po ślubie, kiedy twierdził, że kocha Elise ponad

wszystko na świecie. To ty powinieneś był ożenić się z Elise, Johan.

- Przecież wiesz, że to ja zniszczyłem taką szansę.

- Tak, to prawda. Zniszczyłeś ją ty sam i politycy w tym kraju. Ci, którzy

pozwalają, żeby jedni ludzie pławili się w bogactwie, podczas gdy inni zmuszeni są

kraść, żeby przeżyć.

- Tu zawinili jeszcze inni. - W głosie Johana pojawiła się wielka gorycz. -

Gdyby Lort - Anders i jego banda nie wmówili mi, że Elise mnie zdradza, nigdy bym

nie zerwał zaręczyn. Oni chcieli się zemścić, bo sądzili, że Elise i ja ponosimy winę

za uwięzienie Lorta - Andersa.

Hilda się nie odzywała. Patrzyła przed siebie pogrążona w myślach. Nagle

wpiła spojrzenie w Johana.

- A co ty zamierzasz teraz robić? Płodzić kolejne dzieci z Agnes czy czekać i

background image

obserwować, jak się ułoży życie Elise?

Johan uśmiechnął się.

- Ty się nie boisz powiedzieć prawdę prosto w oczy, Hildo. To oczywiste, że

Agnes i ja nie możemy żyć jak brat z siostrą w nadziei, że Emanuel umrze kiedyś w

przyszłości. Bo Emanuel nigdy nie wystąpi o rozwód, a gdyby wystąpiła kobieta, to

straci prawo do własnych dzieci. Wierzysz, że Elise mogłaby coś takiego zrobić? Ona,

która nie jest w stanie pozwolić, żeby Peder się od niej wyprowadził?

Hilda pokręciła głową i ciężko westchnęła.

- Nie, ona jest po prostu związana, taki jej los, zresztą wszyscy jesteśmy. W

każdym razie my, ludzie biedni.

Johan wstał.

- Powinienem wracać do domu. Dziękuję ci za kawę i za rozmowę, Hilda. Nie

musisz się bać, że komuś o tym wspomnę. Nawet Agnes o niczym się nie dowie.

- Rozglądaj się uważnie po drodze na wypadek, gdybyś zderzył się z

Emanuelem i tą jego latawicą.

- Mam nadzieję, że tego uniknę. W przeciwnym razie nie wiem, czy byłbym w

stanie się opanować.

- Bądź szczery wobec samego siebie, Johan. Dobrze wiesz, dlaczego spotkanie

z Emanuelem by cię zdenerwowało.

- Nigdy temu nie zaprzeczałem, powiedziałem tylko, że tu nic nie można

zrobić.

Kiedy Johan wyszedł z bramy, ruszył w dół w stronę Maridalsveien. Wciąż

oglądał się za siebie, by sprawdzić, czy nie ma gdzieś Emanuela i tej jego „latawicy”,

jak ją nazwała Hilda. Oczywiście oni mogli już tędy przejść, kiedy Johan siedział w

kuchni u Hildy, to mało prawdopodobne, by tak długo zabawili u Carlsenów.

Bardzo go interesowało, czy rozpoznałby tę dziewczynę. Hilda nazywała ją

Signe, Johan próbował sobie przypomnieć, czy słyszał kiedyś to imię w obozie pod

Kongsvinger. Większość chłopaków znalazła sobie wtedy jakieś dziewczyny albo w

samym mieście, albo takie, które przychodziły z okolicznych dworów, wciąż też

urządzano jakieś uroczystości, na które zapraszani byli miejscowi ludzie. Emanuel i

Johan nie służyli w jednej kompanii, jeśliby jednak ta Signe była jedną z dziewcząt,

które kręciły się wokół obozu, Johan mógłby o niej słyszeć.

Jak Emanuel mógł być taki głupi? Świeżo ożeniony, i to z taką dziewczyną jak

Elise! Naprawdę trudno to pojąć. Poza tym był przecież przez wiele lat w Armii

background image

Zbawienia i przywykł do abstynencji. Zresztą jeździł też do domu na przepustkę. Nie

tak znowu długo musiał sobie radzić bez kobiety w łóżku. Albo więc ta Signe jest

osobą wyjątkową, ale w takim razie byłoby dziwne, że Johan o niej nie słyszał, albo

też Emanuel jest zupełnie innym człowiekiem, niż próbuje to wmawiać otoczeniu.

Johan z rozmachem kopnął bryłkę lodu, złość w nim buzowała. Żeby tak

potraktować Elise, dziewczynę, która jest wyłącznie dobra i miła, i zawsze myśli

przede wszystkim o innych.

Dawniej myślał, że Emanuel bardziej na nią zasługuje niż on, wiedział jednak,

ż

e on sam nigdy by jej nie zdradził. Co prawda musiał kłamać jej tamtego dnia, kiedy

znalazła broszkę, ale przecież go zrozumiała, kiedy poznała prawdę.

Gdyby to jemu szczęście dopisało i los dal mu Elise, nosiłby ją na rękach

przez resztę życia, pielęgnował niczym delikatny kwiatek i nigdy nie spojrzałby nawet

na inną. Z nią miałby też spokój ducha, którego tak potrzebował, żeby coś stworzyć.

Elise by rozumiała, że musi mieć ciszę i spokój, by móc spożytkować swoje

zdolności. Ona by mu nie przeszkadzała co chwilę opowiadaniem o jakichś nic

nieznaczących sprawach, tak jak to Agnes nieustannie robi.

Nawet profesor się domyślił, że Johan nie ma w domu lekko. „Powinien pan

urządzić sobie jakiś mały pokoik na strychu, gdzie mógłby pan ćwiczyć się w rysunku

w czasie, kiedy nie jest pan zajęty u kamieniarza Sandvolda, Johanie Thoresen.

Szkoda, że nie może pan w pełni wykorzystywać swojego talentu. Gdyby pan mógł

pracować w spokoju, to jestem pewien, że wkrótce posypałyby się różne zamówienia.

Stałby się pan znanym rzeźbiarzem i rzeźbił popiersia najwybitniejszych ludzi”.

Johan był bardzo dumny, ale równocześnie przygnębiony. Agnes nie była w

stanie zostawić go w spokoju. Dla niej siedząca praca oznaczała nic nierobienie. A

praca, która nie przynosiła natychmiastowego zysku w postaci koron, jest po prostu

bezsensowna. Za każdym razem, kiedy Johan spędził kilka godzin na nauce u

kamieniarza Sandvolda, Agnes przyjmowała go w domu z ponurą miną.

Wróciły do niego słowa Hildy: „Co zamierzasz teraz robić? Płodzić kolejne

dzieci z Agnes czy też czekać i obserwować, jak się ułoży życie Elise?”

Rany boskie, gdyby życie było aż takie proste!

W słowach Hildy nie było złośliwości. Ona najwyraźniej bardzo kocha swoją

siostrę. Ale takiej głowy jak Elise to Hilda nie ma.

Kiedy zbliżył się do swojego nowego domu, poczuł ssanie w żołądku.

Wyszedł pod pozorem, że chciałby pójść na cmentarz Zbawiciela, żeby studiować

background image

nagrobne posążki, popiersia zmarłych i figury aniołów. Na cmentarzu było mnóstwo

pięknych rzeźb, ponieważ pochowano tam wielu znanych ludzi. Ale do cmentarza nie

dotarł, zamiast tego odwiedził Hildę.

Agnes klęczała przed małym okienkiem w pokoiku na strychu i wyglądała na

ulicę. Gdy tylko Johan stanął w drzwiach, zerwała się i podbiegła do niego. Nie

zdążyła się jeszcze ubrać, choć dzień miał się już ku wieczorowi. Wciąż miała na

sobie cienką nocną koszulę.

- Nie marzniesz? - Johan zauważył, że jego pytanie zabrzmiało jak krytyka.

Agnes pokręciła głową tak, że długie włosy spływały na ramiona, nie zdążyła

się jeszcze uczesać i zapleść warkocza.

- Właściwie nie wychodziłam spod kołdry. - Zarzuciła mu ręce na szyję. - I

tęskniłam za tobą.

Nocna koszula była tak cienka, że Johan wyczuwał jej kształty, jakby nic na

sobie nie miała. Agnes przyciskała do niego dół brzucha.

- Chyba czujesz, jak bardzo tęskniłam?

- Ależ Agnes... Dopiero dwa tygodnie minęły od czasu, kiedy tak strasznie

krwawiłaś.

- Ale teraz jest już wszystko w porządku. Ta spod pierwszego mówi, że po

dwóch tygodniach to już można.

- Tak dobrze ją znasz, że pytasz ją o takie sprawy?

- A z kim mogłabym porozmawiać, skoro całymi dniami siedzę tu sama? -

zaczęła rozpinać spodnie męża. - No chodź, Johan! Wczoraj przyszedł Gustav z

koleżkami i nam przeszkodzili, ale dzisiejszy dzień chcę mieć tylko dla siebie.

Johan próbował się odsunąć na bok, nie chciał nawet myśleć o tym, do czego

Agnes zmierza. Pachniała jakoś nieprzyjemnie, co się często zdarzało.

- Poczekajmy przynajmniej do wieczora. Widziałem na ulicy dwie twoje

przyjaciółki. Mam wrażenie, że kierowały się tutaj.

- W takim razie nie będzie mnie w domu. - Agnes wsunęła mu rękę pod

bieliznę i zaczęła go pieścić. Ku własnemu przerażeniu Johan stwierdził, że jego ciało

reaguje na pieszczotę.

Agnes uśmiechnęła się.

- No widzisz? Ty też masz ochotę. Nikt nie jest taki duży jak ty, Johan. Z tobą

jest naprawdę dobrze.

Nie, ty to wiesz, co mówisz, pomyślał z uczuciem cierpkiego smaku w ustach,

background image

zanim razem z żoną upadł na łóżko.

ROZDZIAŁ PIĄTY

W pierwszą sobotę stycznia matka po raz drugi stanęła przed ołtarzem. Rok

ż

ałoby się skończył.

Matka brała ślub w czarnej sukni, podobnie jak Elise, w otoczeniu jedynie

najbliższej rodziny.

Anne Sofie i Larsine były druhnami, ale w swoich wyrośniętych niedzielnych

sukienkach, mocno pocerowanych pończochach i z gałązkami matczynego geranium

w rękach z braku innych kwiatów wyglądały niemal żałośnie.

Hilda z trudem ukrywała gniew z powodu tego, że matka ponownie wychodzi

za mąż. Ona sama oczekuje już drugiego dziecka, a jeszcze ani razu nie była zamężna.

Peder i Kristian uważali, że cała ta uroczystość jest beznadziejna, i na próżno błagali,

ż

eby nie musieli w niej uczestniczyć, natomiast pani Evertsen i pani Thoresen

obraziły się dlatego, że ich nie zaproszono, chociaż Elise zapewniała obie, że nie

będzie żadnej uroczystości. Jedynie para młoda zdawała się być całkowicie

nieporuszona tymi reakcjami. Matka promieniała, a Hvalstad sprawiał wrażenie tak

samo zakochanego jak na początku. Wyglądają niemal jak para nastolatków, którzy

jeszcze nie rozpoczęli życia, myślała Elise. Nikt by dzisiaj nie pomyślał, że matka ma

za sobą cztery porody, życie z alkoholikiem i ciężką pracę w fabryce. Zakochanie

człowieka odmładza, stwierdziła. Matce nagle ubyło wiele lat, a kiedy sobie

przypomniała, jak wyglądała poprzedniej zimy, chora na suchoty, to musiała

stwierdzić, że to zupełnie inny człowiek.

Nagle przypomniała sobie ten straszny dzień, kiedy w kuchni w

Andersengarden pojawili się konstable i poinformowali, że ojciec utopił się w rzece.

Gdyby wtedy ktoś powiedział, że matka będzie zdrowa, a w dodatku zakocha się i

znowu wyjdzie za mąż, Elise by nie uwierzyła.

A co by powiedziała, gdyby ktoś przewidywał, że Johan ożeni się z Agnes, ona

sama zaś będzie nosić dziecko jakiegoś gwałciciela, który na nią napadł? Albo że

wyjdzie za mąż za tego oficera Armii Zbawienia, którego spotkała w Świątyni, i że

później przeprowadzi się do domu majstra?

Słuchałaby tego wszystkiego głęboko nieszczęśliwa.

Kiedy wyszli z kościoła, śnieg przestał padać, ale od rana nazbierało się go już

bardzo dużo i był mokry. Zanim dotrą do domu, wszyscy będą mieli przemoczone

background image

nogi.

Elise przed wyjściem nakryła do stołu w izbie i porządnie napaliła tam w

piecu. Wiedziała, że nie stać ich na taką rozrzutność, ale to mimo wszystko wesele.

Ostatecznie może pożyczyć pieniądze z tych stu koron, które odłożyła na urodziny

dziecka. Już dawno nie było to sto koron, niestety. Musiała przecież kupić Pederowi

buty, poszła też do stowarzyszenia sprzedającego tanio ubrania dla biednych dzieci i

kupiła używane spodnie, koszulę, swetry i kurtki dla chłopców. Ich stare ubrania były

już tak połatane, że nie nadawały się do użytku. Te, które kupiła, też nie były nowe,

swetry miały nawet pocerowane łokcie, ale i tak wyglądały znacznie lepiej niż stare,

Peder i Kristian byli zachwyceni.

Podczas gdy wszyscy siadali przy stole, ona pobiegła do studni po wodę.

Kiedy stała pochylona, wyciągając ciężkie wiadro, poczuła nagle w dole brzucha

przeszywający ból. Rany boskie, pomyślała przerażona. Przecież to chyba jeszcze nie

jest poród?

Będzie wystarczająco źle, jeśli dziecko urodzi się dwa miesiące wcześniej, niż

ludzie się spodziewają, ale gdyby na dodatek doszło do przedwczesnego porodu...

Boże drogi, wtedy sąsiadki zaczną jeszcze raz liczyć na palcach i wyjdzie im, że

sypiała z Emanuelem w czasie, kiedy była zaręczona z Johanem.

Musiała się jednak chyba pomylić, ten ból wywołało coś innego. Może

powietrze w jelitach, może katar żołądka albo zapalenie pęcherza. Szła z dwoma

pełnymi wiadrami, nie przejmując się, że woda z nich wychlapuje. Nie miała jeszcze

czasu zdjąć przemoczonych pończoch. Nie ma zresztą w domu suchych na zmianę,

trzeba będzie włożyć wełniane skarpety i mieć nadzieję, że matka tego nie zauważy.

Matka zabrała już swoje rzeczy i przeniosła do małego mieszkania przy

Wzgórzu Świętego Jana, plan był taki, że oboje z Hvalstadem pójdą do swojego

mieszkania zaraz po weselnym obiedzie, Anne Sofie natomiast zostanie w domu

majstra do jutra.

Teraz Emanuel i ona zajmą mniejszą izbę, Peder i Kristian będą natomiast

sypiać w kuchni. Duża izba będzie w normalne dni zamknięta tak, jak matka często

opowiadała, że było w domu aptekarza z Ulefoss. Oni też zamykali na co dzień

najładniejszy pokój. W tej sytuacji wystarczy, że przez resztę zimy będą ogrzewać

kuchnię.

Brzeg jej spódnicy był sztywny i ciężki od lodu i śniegu, ale co tam, jak tylko

wejdzie do domu, wszystko się roztopi. Kiedy Elise ściągała pończochę z prawej

background image

nogi, znowu poczuła to samo: ból, który przeszywał dół brzucha.

Wyprostowała się i przerażona patrzyła przed siebie. To początek. Czyżby

poród się zaczynał?

Na razie nie wolno jej nic mówić, nie może zniszczyć matce tego dnia. Każdy

poród wiąże się z ryzykiem, zwłaszcza dla kobiet, których nie stać na wezwanie

doktora i które nie odżywiały się tak, jak organizm potrzebuje. Pośpiesznie wyszła do

kuchni, zaczęła nalewać zupę i wnosiła do izby pełne talerze.

Emanuel opowiadał zebranym jakąś zabawną historię z czasów, kiedy strzegł

granicy. Peder i Kristian śmiali się głośno, matka i Hvalstad im wtórowali, posyłając

sobie nawzajem zakochane spojrzenia. Anne Sofie i Larsine nie rozumiały, na czym

polega dowcip, ale śmiały się także, skoro inni to robili. Hilda, która powinna była

pomagać jej w kuchni, rozsiadła się wygodnie przy stole i nie wyglądało na to, że ma

zamiar choćby palcem kiwnąć. Przyszła do domu majstra po raz pierwszy od tamtej

awantury, kiedy to w święta Bożego Narodzenia wzburzona wróciła do siebie. Wiele

wskazywało na to, że złość wciąż jej nie minęła. Prawdopodobnie nadal uważa, że to

oszustwo, iż Elise i Emanuel udają, że wszystko jest w porządku, podczas gdy w

rzeczywistości ukrywają taką straszną tajemnicę.

Elise była bardzo rada, kiedy obiad dobiegł końca i matka z Hvalstadem

zaczęli się zbierać do wyjścia.

- Kristian, odprowadzisz Larsine do domu - poleciła i zdała sobie sprawę z

tego, że jej głos brzmi surowiej niż zazwyczaj.

- Dlaczego Hilda nie może jej odprowadzić, przecież ona i tak musi zaraz

wyjść na mróz?

- Nie, ja pójdę z mamą i Hvalstadem - oznajmiła Hilda stanowczo.

- Ale mnie marzną nogi - protestował Kristian. - Moje pończochy jeszcze nie

wyschły. Poza tym przewróciłem się przed południem, boli mnie noga, prawie nie

mogę chodzić.

Elise patrzyła na niego zdumiona.

- Jakoś tego nie zauważyłam, kiedy szliśmy do kościoła.

- Bo ty powiedziałaś tylko, że mamy z wami iść, a potem nie słuchałaś już

ż

adnych protestów.

Emanuel poszedł z Hvalstadem na strych, żeby przynieść jakiś fotel, który nie

zmieścił się na wozie w czasie przeprowadzki i który teraz Hvalstad chciałby zabrać

ze sobą do domu.

background image

- Dobrze, w takim razie ja odprowadzę Larsine, pod warunkiem że wy

pozmywacie i posprzątacie w domu.

- Ale ja mogę ją odprowadzić, Elise. - Peder zawsze proponował swoją

pomoc, kiedy inni nie mieli na to ochoty. - Moje pończochy już wyschły. W każdym

razie prawie wyschły.

- Zaraz sprawdzę! - Elise pochyliła się i pomacała pończochę. Ociekała wodą.

- Idź do kuchni i pozmywaj, Peder, rozgrzejesz się od tego.

Potem odwróciła się do Larsine i wyciągnęła do niej rękę.

- Chodź, Larsine, ja cię odprowadzę.

Dopiero kiedy wyszły na mróz, Elise zdała sobie sprawę z tego, że nie ma

pończoch. Ale co tam, to tylko kawałek, jak pójdzie szybko, to z pewnością nic się nie

stanie.

Na dworze znowu pojawił się tamten ból, tym razem jeszcze silniejszy.

Hilda, mama i Hvalstad właśnie wyruszali w drogę. Matka posłała starszej

córce przestraszone spojrzenie.

- Czy coś się stało, Elise?

- Ja... ja dobrze nie wiem.

Nie chciała kłamać i mówić, że nic się nie dzieje, bo gdyby to rzeczywiście

zaczynał się poród, to będzie potrzebować pomocy. Hvalstad niecierpliwił się coraz

bardziej.

- No idziesz czy nie, Jensine? Matka nie zwracała na niego uwagi.

- Ale to chyba nie jest... mam na myśli... to niemożliwe, żeby już teraz się

zaczynało?

Elise pokręciła głową.

- Nie rozumiem tego. Przecież jest naprawdę o wiele za wcześnie.

Teraz nareszcie Hilda pojęła, o co chodzi.

- Chcesz powiedzieć, że poród się zaczyna? Już?

- Boże drogi! - matka jęknęła. - O tyle za wcześnie! Powinnaś jechać do

szpitala.

Hilda posłała jej wściekłe spojrzenie.

- A kogo na to stać, jak myślisz? I jak ją tam zawieziemy? Zamówimy może

konną dorożkę? Poród zawsze długo trwa - dodała nieco łagodniej. - Poza tym bóle

mogą ustąpić. Połóż się i poleź spokojnie, to moim zdaniem do jutra ci przejdzie.

- Ja też tak sądzę - dodała pośpiesznie matka.

background image

Najwyraźniej czuła, że znalazła się między młotem i kowadłem, pomyślała

Elise. Pan młody niecierpliwie przestępuje z nogi na nogę, bo chciałby jak najprędzej

zostać sam na sam z nowo poślubioną małżonką.

- Mam nadzieję, że w nocy nic się nie stanie - zaczęła zapewniać matkę i

siostrę, chociaż wcale nie czuła się taka dzielna. No bo gdyby w nocy zaczęło się na

poważnie, to byłaby sama z Emanuelem i chłopcami.

Tamci jednak pozwolili się uspokoić, przynajmniej z pozoru. Hvalstad już

ruszył przed siebie, najwyraźniej w obawie, czy żona się nie rozmyśli. Hilda

pospiesznie poszła za nim.

- Poślij Emanuela po Lagertę, gdyby było gorzej! - krzyknęła przez ramię,

zanim zniknęła w mroku.

Emanuel był zajęty uprzątaniem strychu i nie słyszał rozmowy.

Chłopcy też nie, oni z kolei sprzątali ze stołów w izbie tak, jak im Elise

kazała. Postanowiła więc, że nic nie powie, dopóki to nie będzie konieczne.

Gdy tylko wszystko znalazło się na swoim miejscu, przenieśli stół i taborety

do kuchni, a potem przygotowali posłania dla chłopców. W końcu zgasili lampę

naftową oraz świece i sami poszli się położyć.

W łóżku Emanuel przyciągnął do siebie żonę.

- Jesteś wyjątkowa, Elise. Dźwigasz wodę, nosisz drewno, wyczarowałaś

wspaniały obiad i zrobiłaś wszystko, żeby cała rodzina czuła się dobrze. Cieszę się, że

teraz będzie nam nieco łatwiej i że jest nas w domu o trzy osoby mniej.

Elise milczała. Będziemy też mieć znacznie mniejsze przychody, myślała. Bez

czynszu, który płacił Hvalstad, i bez tych dwóch koron, które dawał za opiekę nad

Anne Sofie, nie damy sobie rady i będę musiała wrócić do pracy. Myśl o powrocie do

przędzalni wcale jej nie pociągała. Emanuel ucałował ją, zrobił to w taki sposób, że

domyśliła się, iż oczekuje czegoś więcej.

- Nie czuję się całkiem dobrze, Emanuelu. Spostrzegła, że rozczarowany opadł

na poduszkę.

- Jeszcze nie uporałaś się z tamtą sprawą?

- Akurat to wcale mi nie w głowie. Po prostu boli mnie brzuch. I to boli tak, że

zaczynam się zastanawiać, czy to nie poród.

- Co ty mówisz? - Emanuel uniósł się na łokciu. - Myślisz, że poród się

zaczyna?

- Nie wiem, ale od czasu do czasu czuję bardzo bolesne skurcze w dole

background image

brzucha. Wspomniałam o tym Hildzie, ale ona uważa, że to przejściowe.

Nie zdobyła się na to, by powiedzieć, że matkę też poinformowała. Bo

Emanuel mógłby pomyśleć, że w takiej sytuacji matka powinna zaoferować swoją

pomoc i zostać.

Hilda miała rację, bóle ustąpiły. Następnego dnia była niedziela, wszyscy

czworo zostali w domu i bardzo spokojnie spędzali czas. Peder i Kristian odrabiali

lekcje, które powinni byli odrobić już wcześniej, Elise szyła dziecinne ubranka

drobnym, starannym ściegiem, a Emanuel czytał jej głośno książkę. Książka miała

tytuł Strajk i została napisana przez niejakiego Pera Sivle, opowiadała o konflikcie

robotniczym w okręgu Drammen.

Elise słuchała z coraz większym zainteresowaniem. Przypomniała sobie, co

Johan jej kiedyś opowiadał o strajku dziewczynek z wytwórni zapałek, który miał

miejsce kilka lat temu. Małe robotnice demonstrowały na ulicy Karla Johana razem z

ludźmi, którzy je popierali. Na czele pochodu niesiono flagi z żądaniami niewielkiej

podwyżki płac i poprawienia warunków sanitarnych. Widok wychudzonych małych

robotnic, z których większość miała nie więcej niż siedem - osiem lat, robił na

ludziach wielkie wrażenie.

Elise zadrżała.

- Jak to dobrze, że jakiś pisarz opowiada o sytuacji robotników - powiedziała,

kiedy Emanuel zrobił krótką przerwę. - Pamiętam, jak Johan opowiadał mi o strajku

dziewczynek z fabryki zapałek.

Emanuel popatrzył na nią spod oka.

- Kiedy ci o tym opowiadał?

- Parę lat temu. Wtedy, kiedy oboje mieszkaliśmy jeszcze w Andersengarden.

Spostrzegła, że twarz Emanuela stężała, a on sam jakby się w sobie zapadł.

Westchnęła w duchu, pozwoliła myślom spokojnie błądzić. Ciekawe, czy ma jakieś

wiadomości o Signe. Pytanie paliło jej język, postanowiła jednak, że go nie zada.

Po chwili wstał.

- Dziękuję za kawę. Myślę, że się trochę przejdę, powinienem rozprostować

nogi.

Elise skinęła głową, chociaż zrobiło jej się smutno i przykro. Tak bardzo

chciała, żeby umieli lepiej ze sobą rozmawiać o sprawach, które dręczą oboje,

rozumiała jednak, że akurat w tej chwili na nic się to nie zda.

Kristian skończył lekcje i wybiegł z domu, Elise i Peder zostali sami.

background image

- Elise? - chłopiec niepewnie spoglądał na siostrę. Wypiła ostatni łyk kawy i

też na niego spojrzała.

- Tak?

- Co to znaczy odebrać dziewczynie cnotę?

Elise podskoczyła. Dlaczego Peder zdecydował się zadać takie pytanie akurat

teraz? Czy to dziecko rozumie więcej, niż ona sądzi? Była zakłopotana, nie miała

pojęcia, co mu odpowiedzieć, chociaż dzieci na ulicy z pewnością wiedzą o tych

sprawach tyle samo co i ona.

- A dlaczego pytasz?

- Ellias, starszy brat Fredrika, zaciągnął do piwnicy Synnove, chociaż ona nie

chciała. Słyszeliśmy, że strasznie krzyczy, a kiedy on stamtąd wyszedł, zapinał

spodnie i powiedział tak, jakby się tym chwalił: „No to odebrałem jej cnotę!”

Elise patrzyła na niego przerażona.

- To była mała Synnove? Peder przytaknął.

- Widzieliście ją później? Czy ktoś dorosły się o tym dowiedział?

- Ona beczała i naskarżyła matce, ale żaden z nas nie chciał powiedzieć, że to

właśnie Ellias tak zrobił. - „Co by to pomogło?” - mówili inni chłopcy. „Policja i tak

się do nas nie dobierze”.

No właśnie, policja nic nie zrobi, myślała Elise. To dlatego sama nie poszła

wtedy na policję. Ale Synnove? Taka mała dziewczynka, ledwie dwanaście lat!

- Dlaczego nic nie mówisz?

- Jestem po prostu przerażona. Myślałam, że wiesz, co znaczy to wyrażenie,

Peder. Pamiętam, że ty i Evert rozmawialiście kiedyś o tym. O dziewczynkach, na

które napadają wstrętni mężczyźni.

- Masz na myśli takich, co je gwałcą?

Elise wstała i odniosła filiżankę po kawie do zmywania, żeby móc odwrócić

się do brata plecami.

- Tak, właśnie takich. Ale teraz musisz mi głośno poczytać, Peder, chciałabym

wiedzieć, czy poprawiłeś się trochę od ostatniego razu.

Peder zaczął sylabizować, ale przestawiał litery częściej, niż zazwyczaj to

robił.

Elise czuła narastający ciężar w piersi. Jak Peder zdoła przejść przez szkołę

powszechną, skoro to dla niego takie trudne?

- Ty jednak musisz się więcej uczyć! - Nie chciała powiedzieć tego ze złością,

background image

zdała sobie jednak sprawę, że jej głos brzmi niezwykle ostro. Reakcja Emanuela na jej

wspomnienie o tym, co jej kiedyś opowiedział Johan, i teraz ta jeżąca włosy na głowie

opowieść Pedera o Synnove spowodowały, że straciła wszelką odwagę.

Dolna warga Pedera zaczęła drgać, a w następnym momencie po chudych

policzkach popłynęły łzy.

- Przecież się uczę codziennie, Elise. - Malec szlochał. - Ale wciąż jakoś tak

się dzieje, że litery przenoszą się z miejsca na miejsce. Kiedy mam je głośno czytać w

klasie, to to nie są te same litery, które czyta Evert. - Znowu zaniósł się szlochem i

ocierał nos rękawem koszuli. - Wszyscy w klasie mówią, że jestem głupi, ale przecież

ja nie muszę być doktorem, jak urosnę. - Odsunął elementarz i płakał żałośnie.

Serce Elise krwawiło na widok rozpaczy brata. Pogłaskała go po włosach i

próbowała pocieszać, czuła jednak, że nie stać ją na rzeczywistą pomoc.

- Kiedy znowu zacznę pracować w fabryce, nie będziesz już musiał zarabiać

pieniędzy, Peder. Wtedy całe popołudnia będziesz przeznaczał na odrabianie lekcji.

Teraz wracasz do domu bardzo zmęczony i nie jesteś w stanie się skupić.

Uniósł głowę i popatrzył na nią zapłakanymi oczyma.

- Masz zamiar znowu chodzić do fabryki, Elise? A kto będzie się opiekował

naszym nowym małym braciszkiem?

- Na pewno znajdziemy jakieś wyjście.

- Gdybym nie musiał chodzić do szkoły popołudniami i czyścić tych

wszystkich lamp naftowych, to może mógłbym się nim opiekować po powrocie do

domu?

Buzia mu się śmiała na myśl o tym i zapomniał o swoich lekcjach.

Elise patrzyła na niego z uśmiechem.

- A skąd wiesz, że to będzie braciszek?

- Mama Pingelena tak powiedziała. Mówi, że to widać po twoim brzuchu.

- Przeczytaj mi jeszcze jedną stronę z książki, Peder, i za każdym razem, kiedy

wydaje ci się, że to za trudne, i opuszcza cię odwaga, pomyśl o tym nowym braciszku

i wyobraź sobie, że czytasz właśnie dla niego.

Peder uśmiechnął się od ucha do ucha.

- W takim razie nie będzie miało znaczenia, czy czytam dobrze, czy źle, bo

mały i tak nic nie zrozumie.

Elise stwierdziła, że tym razem Peder czyta dużo lepiej.

Trzy dni później Elise obudziła się na długo przed wyciem fabrycznych syren,

background image

bo znowu poczuła ostry ból w dole brzucha. Minęła dłuższa chwila, po czym ból się

powtórzył. I tak to trwało jakiś czas, w końcu Elise musiała wstać, rozpalić ogień w

kuchni i zacząć budzić Emanuela oraz chłopców.

Drżąca stanęła na zimnej podłodze, zapaliła stearynową świeczkę i obudziła

męża pocałunkiem w policzek.

- Emanuel, myślę, że teraz sprawa jest poważna. Poród się zaczął. On zerwał

się gwałtownie.

- Zaczął się? - Patrzył na nią oszołomiony. W końcu oprzytomniał, jakby

nareszcie dotarło do niego, co Elise powiedziała. Wyskoczył z łóżka. - Muszę

sprowadzić akuszerkę!

- Nie ma pośpiechu. Między jednym a drugim bólem jest jeszcze długa

przerwa. Ale może powinieneś zawołać mamę? Sama sprowadzi Lagertę, kiedy uzna,

ż

e to konieczne. Możesz przyjść do domu w czasie przerwy obiadowej, wtedy z

pewnością będzie wiadomo coś więcej.

Wyszła do kuchni, zapaliła naftową lampę, wyjęła stare gazety i wiórki,

ułożyła wszystko na palenisku w kuchni i podpaliła.

- Teraz musicie wstawać, chłopcy. Już rano, trzeba biec do szkoły. Emanuel

stał w drzwiach do izby i przyglądał jej się zbity z tropu.

- Jesteś pewna, że nie powinienem dzisiaj zostać w domu? Elise roześmiała

się.

- Słyszałeś kiedyś, żeby ojcowie zwalniali się z fabryki po to, żeby pomagać

ż

onie w czasie porodu?

Emanuel uśmiechnął się, najwyraźniej ulżyło mu, że ona przyjmuje wszystko z

takim spokojem.

Kiedy stał już w płaszczu i czapce na głowie gotów ją opuścić, na jego twarzy

znowu pojawił się ten wyraz zatroskania.

- Bądź ostrożna, Elise! Gdyby działo się coś szczególnego, to poproś mamę,

ż

eby sprowadziła mnie z fabryki do domu.

Elise uśmiechnęła się i popchnęła go lekko do wyjścia. Zbliżał się kolejny

skurcz i nie chciała, żeby Emanuel zobaczył, jak bardzo cierpi.

Chłopcy przyglądali się jej zdumieni, ale szybko związali książki rzemieniami

i pobiegli do drzwi.

- To Emanuel ma sprowadzić mamę? - Peder wyglądał na zmartwionego co

najmniej tak samo jak Emanuel.

background image

Elise skinęła głową.

- Mama ze mną zostanie i kiedy będzie trzeba, sprowadzi akuszerkę.

- Myślisz, że on się urodzi, zanim zdążymy wrócić ze szkoły?

- Możliwe, ale to nic pewnego. Pierwszy poród może potrwać dosyć długo.

Była zadowolona, kiedy nareszcie wyszli i mogła opaść na jeden z kuchennych

taboretów i jęczeć głośno, skoro nikt jej nie słyszy.

- Panie Boże, spraw, żeby wszystko poszło dobrze - błagała półgłosem. Bo to

przecież nie jest wcale takie oczywiste, że sprawy ułożą się jak trzeba. I ona, i dziecko

narażeni są na wielkie ryzyko.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Elise czuła, że zbliża się kolejny skurcz. Bóle narastały, były coraz silniejsze i

zdawały się rozrywać ciało tak, że trudno było je znieść. Nie przeżyję jeszcze jednego,

pomyślała bliska paniki. Pragnęła uciec od samej siebie, zemdleć i urodzić bez

ś

wiadomości. Mimo że ciało zdawało się być pogrążone w kompletnym chaosie i

bólu, jej myśli pozostawały zdumiewająco jasne.

Pot spływał po skroniach i sprawiał, że włosy poprzylepiały się do skóry. Elise

wbijała paznokcie w ręce i zagryzała wargi tak bardzo, że wkrótce poczuła słodki

smak krwi. Chciała krzyczeć, wyć, że więcej już nie zniesie, że woli raczej umrzeć niż

przechodzić kolejny skurcz, ale nie wiedziała, czy Peder i Kristian są w kuchni. Już

dawno temu wrócili ze szkoły i obaj wykonali swoją pracę. Na dworze panuje

siarczysty mróz, powiedziała matka, w przeciwnym razie wysłałaby ich z domu, by

nie musieli słyszeć krzyków rodzącej. „W bólu rodzić będziesz swoje dzieci”, zostało

powiedziane w Piśmie - dodała matka, by przygotować Elise na to, co miało nadejść.

Elise wpychała róg poduszki do ust, by stłumić jęk, jej krzyki brzmiały teraz dziwnie,

jakby dochodziły z daleka. Przerażenie narastało. Wiele kobiet umiera podczas

porodu, i to takich, które są i silniejsze, i lepiej przygotowane niż ona. Brzuch napinał

się niczym wielka kula, to niemożliwe, żeby mogła urodzić żywe dziecko w naturalny

sposób. Coś musi być z nią nie w porządku, coś, co zamyka dziecku drogę na świat.

Drzwi się otworzyły i do izby weszła akuszerka z czajnikiem pełnym wrzącej

wody. Z dzióbka buchała para, Elise widziała, że w kuchni para unosi się niczym

szary dym aż po sam sufit.

- O, zaraz będzie kolejny skurcz - stwierdziła akuszerka obojętnie, gdy

popatrzyła na Elise i usłyszała jej stłumione, gardłowe jęki. Szybko odstawiła czajnik

background image

na podłogę, podwinęła rękawy białego fartucha i zaczęła uciskać brzuch rodzącej.

Elise miała wrażenie, że jakieś ostre noże wbijają się w jej ciało, rozcinają

brzuch na kawałki.

- Módl się za mnie - poprosiła szeptem, z opuchniętymi wargami, i znowu

poczuła słodki smak krwi w ustach. - Ja tego nie wytrzymam. Zaraz umrę.

- Wszystkie mówią tak samo. - Akuszerka zwilżyła szmatkę w naczyniu z

zimną wodą, wycisnęła ją lekko i położyła na czole rodzącej. - To całkiem normalne.

Matka wrzeszczy i narzeka, mówi, że zaraz umrze, i błaga o pomoc, a niech no tylko

dziecko pojawi się na świecie, to natychmiast opada na poduszki z błogim uśmiechem

na ustach i zapomina o bożym świecie. Jeszcze parę skurczów i będzie po wszystkim.

Elise nie wierzyła jej. Była absolutnie pewna, że akuszerka próbuje ją

uspokoić, uwolnić ją od strachu po to, by śmierć mogła przyjść tak bezgłośnie, jak to

tylko możliwe.

- Czy mój mąż jest w kuchni? - zdołała wyszeptać popękanymi wargami.

- Chłop nie ma tu nic do roboty. Myślisz, że nie mam dość zajęcia z

pomaganiem tobie, żebym jeszcze musiała się zajmować mdlejącym mężczyzną?

- Pozdrów go i powiedz, że wybaczyłam. - Nowy skurcz powoli narastał, ból

stawał się coraz większy, prawie nie do zniesienia, groził, że odbierze jej resztki

przytomności. Elise bała się, żeby nie powiedzieć za wiele. W żadnym razie. -

Pozdrów Pedera i Kristiana. - Słowa wydobywały się z ust ze świstem, Elise z trudem

panowała nad sobą. - Powiedz im, że bardzo ich kocham.

- Dobrze, dobrze. Wszystko powiem, moja kochana. Odkąd skończyłam

dwadzieścia lat, nie robię nic innego, tylko pomagam rodzącym kobietom, a teraz

mam pięćdziesiąt sześć, wiem, co robię.

Pojawił się kolejny skurcz, jeszcze gwałtowniejszy niż poprzednie, chociaż

Elise nie sądziła, że to możliwe. Ale ku swemu zdumieniu ani nie umierała, ani nawet

nie traciła świadomości. Nagły krzyk akuszerki spadł na nią równocześnie z falą bólu:

- Teraz idzie! Widzę jego głowę! Przyj, przyj, dziewczyno!

Elise odchyliła w tył głowę, obiema rękami chwyciła kolumienki u wezgłowia

łóżka i parła ze wszystkich sił. Nagle coś gładkiego i bardzo mokrego wyślizgnęło się

z jej ciała i jak za dotknięciem cudownej różdżki wszystkie bóle ustały, jakby

wypłynęły z niej razem z tym czymś śliskim. Kiedy pępowina została odcięta i

zrobiono wszystko, co należało zrobić, akuszerka uniosła sinoczerwony mały

tłumoczek w górę.

background image

- Oto twój dziedzic! Piękny i silny mały chłopaczek.

Elise płakała z ulgą i musiała przecierać oczy, żeby zobaczyć dziecko. Piękny

to on może nie jest, siny i zakrwawiony, ale silny na pewno, dziecko zaniosło się,

wciągnęło powietrze i wydało z siebie wściekły krzyk. Małe ciałko napięło się tak,

jakby nadal walczyło o życie.

Peder i Kristian ostrożnie wsunęli głowy, gdy tylko usłyszeli wrzask, patrzyli

teraz przestraszeni na nowego „małego braciszka”.

- To on tak wygląda? - w głosie Pedera brzmiało rozczarowanie.

Widocznie spodziewał się, że zobaczy rozkosznego małego chłopczyka

podobnego do synka Hildy, z pulchnymi, rumianymi policzkami, pełnymi dołeczków.

- Braciszek też tak wyglądał zaraz po urodzeniu - pocieszała ich Elise. -

Wszyscy tak wyglądają po przyjściu na świat.

W drzwiach stanęła matka, a za nią Emanuel, oboje uroczyści i skupieni. Po

chwili matka podeszła na palcach do łóżka i uściskała córkę, akuszerka natomiast

myła i owijała maleństwo.

- Gratuluję ci - matka była wyraźnie wzruszona. - Myślę, że Ringstadowie się

ucieszą, kiedy dojdzie do nich wiadomość, że to chłopiec. Że mają dziedzica.

Znowu pojawiło się to słowo: dziedzic. Było niczym uderzenie w twarz.

Elise opanowała się, kiedy podszedł do niej Emanuel i uśmiechał się, dumny i

zadowolony. Został ojcem, nic innego nie przychodziło mu do głowy. W każdym

razie nie w tej chwili. Pochylił się i czule ucałował żonę.

- Tak się cieszę, że już po wszystkim. Byłaś bardzo dzielna, Elise.

Elise opadła ciężko na poduszki i przymknęła oczy. Czuła się zmęczona.

Ś

miertelnie zmęczona.

Kiedy wszyscy wyszli, Elise złożyła ręce pod kołdrą.

- Dziękuję bardzo. Bardzo dziękuję za to, że wszystko poszło dobrze i że

dziecko urodziło się zdrowe, bez komplikacji.

Po tych słowach nagle drgnęła. Dziedzic! Zarówno akuszerka, jak i matka

wypowiedziały to słowo. Jak zdołają oszukać rodziców Emanuela i wmówić im, że

chłopiec jest ich własnym wnukiem, z prawem dziedziczenia wielkiego dworu

Ringstad, skoro w rzeczywistości mały jest synem przestępcy i gwałciciela? Czy

potrafią później żyć z takim kłamstwem na sumieniu?

Za każdym razem, kiedy brała dziecko, żeby je nakarmić, uważnie studiowała

jego twarzyczkę. Rozpaczliwie szukała w niej jakichś rysów, które przypominałyby

background image

Braciszka, Pedera lub Kristiana. Minie jeszcze sporo czasu, zanim dziecko zacznie się

uśmiechać, to akurat wiedziała. Miała jednak nadzieję, że może wtedy pojawią się na

jego buzi dołeczki takie same, jakie mają ona i Hilda. Kolorem włosów nie należało

się jeszcze przejmować, ten się zmieni. Ale co z nosem? I z uszami? Przecież żadne z

nich nie ma takich odstających uszu! Ani takiego kartoflanego nosa.

Ku swojemu zdumieniu poczuła w sercu strumień ciepła i chęć chronienia tej

maleńkiej żywej istotki, która jest od niej absolutnie zależna. Przepełniało ją

poczucie, że jest najważniejszym człowiekiem w życiu synka. Jakie znaczenie mają

okoliczności, w których znalazł się w jej ciele tamtego strasznego dnia ubiegłej

wiosny? To w jej łonie dojrzewał, wyrósł z maleńkiego nasionka na małego

człowieka. To ona nosiła go w sobie przez dziewięć miesięcy, to ona krzyczała z bólu,

kiedy przychodził na świat. To ona teraz musi się starać podtrzymać w nim życie

poprzez ważne dla niego mleko matki. Bez niej chłopiec by zginął. Dziecko jest

najbardziej bezradnym stworzeniem pośród wszystkich żywych istot. Zwierzęta rodzą

młode, które niemal natychmiast potrafią sobie same radzić, ale małe dziecko

człowiecze jest absolutnie uzależnione od matki. Jakie więc znaczenie ma fakt, czy

malec odziedziczył jej dołeczki na policzkach lub niebieskie oczy Pedera? Jest tym,

kim jest, i nie musi być kopią nikogo. Jest jej synem, jej pierworodnym, jej

dzieckiem, które ona chce kochać tak bardzo, jak inne matki kochają swoje dzieci.

Uśmiechnęła się, oparła głowę na poduszce i westchnęła zadowolona.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Mróz trzymał mocno, zapasy drewna na opał niepokojąco topniały.

Elise marzła. Przez kilka dni po ślubie matki była chora, może dlatego, że nie

miała wtedy na nogach suchych pończoch, potem w dniu porodu dostała gorączki.

Ciało miała obolałe, głowę ciężką i czuła ucisk w piersiach. Akuszerka powiedziała,

ż

e to może zmniejszyć produkcję mleka, ale maleńki chłopczyk był taki głodny i tak

energicznie ssał, że nie powstały żadne problemy.

Zresztą zaziębienie to nic dziwnego w takim miejscu jak dom majstra,

dziurawym, pełnym lodowatych przeciągów. Co prawda w Andersengarden przywykli

do zimna, ale to tutaj było inne. Tutaj nad rzeką wciąż unosiła się lodowata mgła,

która wciskała się do wnętrza przez nieszczelne drzwi, zbutwiałe ramy okienne, a

nawet przez ściany. W Andersengarden pod nimi również mieszkali ludzie, tutaj na

dole, pod cienkimi deskami podłogi, mieli lodowatą piwnicę. Teraz, kiedy nie paliło

background image

się w piwnicy pod kotłem do gotowania bielizny, podłoga w mieszkaniu też była

lodowata. Dom opalali oszczędnie ze względu na brak drewna. „To tak jakby grzać

dla wron”, powiedział kiedyś Emanuel. Bo ciepło i tak wyleci na dwór. Kuchnia

musiała ogrzewać cały dom.

Elise kłuło w piersiach i bała się, czy nie przyplącze się jakieś zapalenie

sutków. Słyszała, że wiele kobiet, które rodzą dzieci w zimie i strasznie marzną,

dostają takiego zapalenia.

- Może moglibyśmy palić trochę w izbie, dopóki zima jest taka mroźna? -

spytała któregoś dnia, kiedy Emanuel przyszedł do domu w przerwie obiadowej.

- Bardzo mi przykro, Elise, ale nas na to nie stać. Moje zarobki nie wystarczają

na czynsz, jedzenie i opał. Teraz, kiedy twoja mama i Hvalstad się wyprowadzili i nie

dostajemy od niego pieniędzy za wynajem strychu, zastanawiam się, jak zwiążemy

koniec z końcem.

- Mówiłeś, że znowu powinniśmy wynająć strych. Skinął głową, ale jakoś

niechętnie.

- Tak, musimy jednak poczekać, aż największe mrozy ustąpią. Teraz nikt by

tam na górze nie wytrzymał, a ja nie mam pieniędzy na kupno pieca. Od dawna

myślałem, że powinniśmy wstawić tam mały piecyk, pośrodku pomieszczenia jest

przecież komin. - Spojrzał na nią pytająco. - To już czternaście dni od porodu,

myślałem, że chciałaś jak najszybciej zacząć znowu pracę.

- Dobrze wiesz, że chcę pracować, Emanuelu. Ale zaziębiłam się, kaszlę i od

ś

lubu matki mam gorączkę, trzeba czasu, żebym wydobrzała.

- Ale chyba niedługo wyzdrowiejesz, prawda? Potwierdziła skinieniem głowy.

- Zaczęłam znowu trochę tkać, ale z tego zarobek jest niewielki. Pederowi

udało się znaleźć mi klientów, tylko że dla niego to też za duże obciążenie, żeby

biegać w poszukiwaniu zamówień, a potem odnosić gotowe wyroby. Oprócz szkoły

ma przecież pracę, którą musi wykonać, lekcje też zabierają mu dużo czasu. Gdybym

tak miała maszynę do szycia, to mogłabym szyć dla ludzi. W szkole byłam

najzdolniejsza, jeśli chodzi o prace ręczne.

Dziecko zaczęło znowu krzyczeć, Elise ciężko wstała z krzesła i podeszła do

kołyski. Hilda przyniosła tę kołyskę w tajemnicy przed majstrem, jej samej zostało

jeszcze kilka miesięcy, zanim będzie potrzebować kołyski.

- Czy ty rozumiesz, dlaczego on tyle krzyczy? To się powtarza codziennie i

trwa godzinami.

background image

Emanuel nie odpowiedział.

Elise wzięła maleństwo na ręce i podniosła. Oparła je o swoje ramię i

masowała mu plecki. Płacz nie był już taki gwałtowny, ale całkiem nie ustał.

- Może mam za mało pokarmu albo może moje mleko nie jest dobre.

Emanuel nadal nic nie mówił. Siedział, oparłszy łokcie na kolanach, brodę

położył na splecionych rękach i patrzył przed siebie. Zamyślony, zdawał się nie

słyszeć ani słowa z tego, co powiedziała.

- A może powinnaś wrócić do pracy w przędzalni? - rzekł w końcu.

Elise patrzyła na niego przestraszona.

- A co zrobię z dzieckiem, skoro mama już z nami nie mieszka?

- A co robią inne matki?

- Przynoszą je do fabryki i zostawiają w kartonach na korytarzu. Ale Valborg

mówiła mi, że nadzorca źle to znosi i powtarza, że nie chce widzieć żadnych

dzieciaków w fabryce. Zresztą to jest prawnie zabronione. Bo kiedyś jedno dziecko

uległo wypadkowi.

- No ale jest przecież żłobek w Armii Zbawienia i Azyl w Sagene. Elise

posłała mu oburzone spojrzenie.

- Po pierwsze nigdzie tam go nie przyjmą, dopóki nie przestanie ssać, a poza

tym czy ty wiesz, jak właściwie mają dzieci w tym Azylu w Sagene? W malutkich

pomieszczeniach znajduje się ponad sto dzieci. Co prawda uczą się Psalmów,

dziecięcych piosenek i rysują na tabliczkach, ale też muszą na siebie pracować. Nawet

bardzo maleńkie dzieci siedzą godzinami i wyskubują nici z resztek tkanin, które Azyl

dostaje z jednej tkalni.

- No to może pani Evertsen albo pani Albertsen mogłaby się z nim zajmować

za niewielką opłatą? Mogłabyś nosić go tam w drodze do przędzalni i w przerwie

obiadowej chodzić do Andersengarden, żeby go nakarmić.

Elise patrzyła na niego przestraszona. Zanim maleństwo się urodziło, Emanuel

zapewniał ją, że ich dziecko nie będzie wynoszone na mróz, zanim fabryczne syreny

zawyją o szóstej rano, i pozostawiane w żłobku. Nie będzie też musiało leżeć na

korytarzu w przędzalni i płakać, choć i tak nikt tego nie usłyszy ze względu na hałas,

jaki robią maszyny. Co go teraz skłoniło do zmiany zdania?

Emanuel musiał poznać po jej minie, o czym myśli, bo podniósł się

gwałtownie i podszedł do żony.

- Z pewnością jakoś damy sobie radę, Elise. - Pogłaskał ją po policzku. -

background image

Czasami tylko jestem kompletnie przytłoczony tym, że na nic nas nie stać. Carla

Wilhelma nie widziałem od czasu ostatniego spotkania myśliwych na długo przed

ś

więtami Bożego Narodzenia, a przecież planowaliśmy, że będziemy się spotykać co

dwa tygodnie. Zresztą ktoś przynosi kociakowi mleko i ryby, tak jak ojciec Carla

Wilhelma obiecał, ale oni nigdy do nas nie pukają, nigdy nie wejdą się nawet

przywitać. Zobaczyli, jak biednie u nas jest, i nie mają ochoty tu przychodzić.

- Co masz na myśli, mówiąc „oni”? Myślisz, że to Carl Wilhelm przynosi

jedzenie dla Puszka?

Emanuel wzruszył ramionami.

- Chyba niemożliwe, żeby to był jego ojciec. Myślę raczej, że to jedna ze

służących albo Carl Wilhelm i jego ukochana.

- To on ma ukochaną? Emanuel przytaknął.

- Napisał do mnie list i przysłał go do biura. Opisuje w nim, że spotkał tę

dziewczynę w Kongsvinger. Znalazła sobie pracę telefonistki i mieszka w mieście na

stancji. Spotykają się w największej tajemnicy.

Elise nie potrafiła się powstrzymać, żeby nie zapytać, chociaż sama siebie za

to nienawidziła:

- Czy one z Signe się znają? Emanuel przytaknął.

- A Carlsenowie nie zdołali jeszcze znaleźć dla Signe posady guwernantki? To

już ponad cztery tygodnie, odkąd przyjechała.

- Mam wrażenie, że oni wcale się nie śpieszą. Karolinę się nudzi, a w nowym

towarzystwie czuje się dobrze. Najwyraźniej panny bardzo się zaprzyjaźniły. Obie

grają na pianinie, teraz ćwiczą różne utwory na cztery ręce, jak słyszałem.

- A co, twoim zdaniem, Karolinę powie, kiedy odkryje, dlaczego Signe

wyjechała z domu?

- Myślę, że Signe nie jest taka głupia.

- Nie wie, że Karolinę była w tobie zakochana.

- Ale wie, że ja jestem żonaty i że Carlsenowie zaczęliby ją traktować zupełnie

inaczej, gdyby odkryli, co zrobiła.

„Co zrobiła?”... To brzmi tak, jakby ona sama odpowiadała za to, co się stało,

pomyślała Elise wzburzona.

Dziecko znowu zaczęło wrzeszczeć, wyglądało na to, że ma bóle brzucha.

Emanuel patrzył na malca zatroskanym wzrokiem.

- Nie mogłabyś porozmawiać z doktorem?

background image

- A jak mam się tam dostać? Nie mogę dziecka wynieść z domu na ten ziąb, a

do lekarza trzeba długo iść.

Emanuel ruszył ku drzwiom.

- Przejdę się trochę. Boli mnie głowa.

Elise nic nie odpowiedziała, wzięła dziecko na ręce i próbowała masować mu

brzuszek. To też nie pomogło. Mimo wszystko najlepiej jest, kiedy matka oprze

dziecko o swoje ramię i masuje mu plecki, zauważyła to już jakiś czas temu.

Słyszała, jak Emanuel zamyka za sobą drzwi. Przez okno widziała, jak

przechodzi przez most, podniósłszy kołnierz płaszcza, z futrzaną czapką głęboko

naciągniętą na uszy. Może zamierza pójść do Carlsenów, żeby się dowiedzieć czegoś

nowego.

Długo nie odchodziła od okna i patrzyła w stronę przędzalni. Teraz one tam

stoją, każda przy swojej maszynie, wszystkie prządki o szarych i zmęczonych

twarzach. Pomocnice biegają, jak tylko mogą, by jak najszybciej dostarczyć nowe

szpule, a koła kręcą się i kręcą, hałas jest ogłuszający, chmury kurzu wypełniają całą

halę, zatykają nosy, dławią w piersiach i powodują łzawienie oczu.

Pośpiesznie odwróciła wzrok od fabryki i zaczęła spoglądać w stronę

wodospadu. Lód metrową warstwą pokrywał rzekę, żółtoszary i brudny, wodne nurty

sprawiły, że zastygał w dziwacznych, powykręcanych formach u stóp wodospadu. W

górze unosił się wodny pył zmieszany z zamarzającą mgłą, która zalegała nad rzeką.

Drzewa po tamtej stronie stały oszronione, przemarznięte wyciągały czarne gałęzie ku

bezlitosnemu niebu i błagały o jak najszybsze nadejście wiosny. Elise zadrżała. Czy to

takie dziwne, że niemowlę wciąż krzyczy?

Odniosła dziecko do kołyski, położyła je tam, nie była w stanie dłużej trzymać

go w ramionach, musiała zacząć się poruszać, by trochę rozgrzać ciało.

Stała przez krótką chwilę i przyglądała się krzyczącemu dziecku. Tak jak to

zauważyła zaraz po porodzie, malec nie był specjalnie urodziwy. Głowę miał za dużą

w stosunku do ciała, uszy odstawały, a włosy pojaśniały i teraz zaczynały się robić

rudawe.

O tej ostatniej sprawie starała się nie myśleć. Nowo narodzone dzieci z czasem

gubią włosy, a potem wyrastają im nowe, powiedziała matka, która nie mogła

zrozumieć, dlaczego Elise tak się niepokoi o kolor włosów. Na krótką beznadziejną

chwilę wyobraziła sobie dziecko za parę lat. Widziała ogniście rude kręcone włosy,

takie jak włosy jego ojca. To, niestety, będzie nieustannie przypominać, co ją

background image

spotkało.

Otuliła malca kołderką i wyszła do kuchni, żeby dołożyć do pieca. Musi

znaleźć sobie jakąś pracę, ale jak tego dokonać?

ROZDZIAŁ ÓSMY

Tego samego popołudnia, kiedy Elise i Emanuel siedzieli przy kuchennym

stole, próbując się rozgrzać filiżanką cieniutkiej kawy z mlekiem i cukrem, na

zewnątrz rozległy się jakieś głosy. Kristian i Peder wrócili już z pracy. Elise patrzyła

na nich z żalem, tacy byli bladzi, chudzi i przemarznięci. Elise nadstawiła uszu.

- Ktoś tu idzie.

Emanuel spojrzał znad gazety.

- A to dziwne. W taki mróz...

Rozległo się pukanie do drzwi i zaraz potem pan i pani Ringstad, opatuleni w

futra, futrzane czapki, w ciepłych butach, weszli do domu. I Emanuel, i Elise zerwali

się z miejsc zaskoczeni.

- Mama i ojciec? Przyjechaliście do miasta przy tej pogodzie?

- Przecież musieliśmy zobaczyć wasze cudo! - ojciec śmiał się głośno. - Mama

nie chciała czekać, aż się ociepli, chociaż ją przekonywałem, że powinniśmy okazać

jeszcze trochę cierpliwości. Wynajęliśmy na dworcu woźnicę. Ma wygodne sanie i

duże okrycie ze skór, ale mieliśmy pecha, bo przed nami pług odśnieżał drogę. Taki

wielki pług zaprzęgnięty w dziewięć koni, możesz sobie wyobrazić, jak to się wlokło.

- Boże drogi, jak tu zimno! - pani Ringstad, drżąc na całym ciele, podeszła

bliżej pieca.

Emanuel chciał jej pomóc zdjąć futro, ale ona przestraszona protestowała.

- Nie mogę tego zdjąć, przecież tutaj straszny ziąb. Będziemy nocować u

Carlsenów, zaraz musimy iść, bo woźnica na nas czeka.

- Chcecie wychodzić tak od razu? - w głosie Emanuela słychać było

rozczarowanie. - Przecież nawet nie zobaczyliście dziecka!

- Przyjedziemy znowu, jak się trochę ociepli - pan Ringstad mówił jowialnym

głosem, miał zdrowe rumieńce na policzkach i w tym wielkim futrze wyglądał jeszcze

potężniej niż zwykle. - Mama nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć to cudo, i

najwyraźniej uważa, że to wy powinniście się wybrać z wizytą do Ringstad.

- Przestań! - pani Ringstad zaprotestowała oburzona. - Przecież to niemożliwe,

ż

eby wozić noworodka w taki mróz. A gdzie on jest? - rozglądała się w napięciu po

background image

kuchni.

- Malec na szczęście śpi. - Emanuel próbował się uśmiechać, ale nie bardzo

mu się to udało. - Ma jakieś problemy z trawieniem i ciągle krzyczy. Elise i ja

rozkoszowaliśmy się chwilą ciszy, kiedy przyjechaliście. Może wypijecie filiżankę

kawy?

Pani Ringstad pokręciła głową.

- Mam nadzieję, że takie przyjemności zostawimy na następny raz.

Moglibyśmy teraz spojrzeć na maleństwo, mimo że śpi?

- Oczywiście. - Elise podeszła do drzwi izby, modląc się w duchu, żeby

dziecko nadal leżało spokojnie.

- Emanuelu, pisałeś, że mama Elise i pan Hvalstad wzięli ślub i wyprowadzili

się do mieszkania przy Wzgórzu Świętego Jana? - spytała pani Ringstad łagodnie. -

Jak to miło, że możecie teraz mieć dom tylko dla siebie - ciągnęła dalej. - Szczerze

mówiąc, to nie jest za duży dom dla trzyosobowej rodziny.

- Dla pięcioosobowej - wtrącił Emanuel pośpiesznie, kiedy wszyscy wchodzili

do izby.

- Pięcioosobowej? - matka patrzyła na niego przestraszona.

- Peder i Kristian mieszkają z nami. Nie chcieli się przeprowadzić.

- Nie chcieli się przeprowadzić? - twarz matki przybrała surowy wyraz. - To

wy pozwalacie dzieciom decydować, gdzie będą mieszkać?

W tym momencie Elise zauważyła, że kołyska zaczyna się poruszać. Malec

wymachiwał rączkami, pojękiwał chwilę cichym głosem, po czym zaniósł się

gwałtownym krzykiem.

- Jaka szkoda, mały się obudził! - Natychmiast gdy to powiedziała,

spostrzegła, jak dziwnie patrzy na nich pani Ringstad. Ta uważała z pewnością, że to

bardzo dobrze, iż malec się obudził, będzie mogła obejrzeć go dokładnie.

Wszyscy podeszli do kołyski i wpatrywali się w maleńkiego, wrzeszczącego

chłopczyka.

- Biedactwo, on z pewnością marznie - rzekła zatroskana pani Ringstad. - Albo

może nie ma dość jedzenia? - zwróciła się do Elise. - Jesteś pewna, że masz pod

dostatkiem mleka? Pamiętaj, że sama musisz pić dużo mleka i starać się jeść dużo

zdrowego pożywienia.

- Dlaczego on ma taką jakąś dziwną głowę? - zapytał pan Ringstad w

zamyśleniu. - Jesteście pewni, że z nim wszystko w porządku?

background image

Elise zwróciła się w stronę teścia.

- Akuszerka zapewniła nas, że tak. Niektóre dzieci po urodzeniu mają takie

duże głowy. Ale kiedy ciało trochę podrośnie, to wszystko będzie jak trzeba.

Pani Ringstad roześmiała się.

- No cóż, chyba nie mogłabym powiedzieć, że jest śliczny, ale które

noworodki są? Włoski to on ma prawie rude, prawda?

Elise nie miała odwagi spojrzeć na Emanuela, odniosła jednak wrażenie, że

mąż drgnął, słysząc słowa matki.

- Nowo narodzone dzieci mają zwykle inny kolor włosów, niż będą miały

później - pośpieszyła z wyjaśnieniem.

Wyjęła dziecko z kołyski i próbowała je uspokoić, ale bez skutku. Malec

wrzeszczał tak, że buzia zrobiła mu się ogniście czerwona, i wściekle wymachiwał

rączkami.

- Ma bóle brzuszka - próbowała go tłumaczyć Elise. - Czuję, że cały się

napręża.

- I on tak codziennie? - pani Ringstad patrzyła na Elise osłupiała.

- Tak, każdego wieczoru. - Emanuel sprawiał wrażenie przygnębionego. - I po

nocach też. Mimo że Elise sypia z nim w kuchni, to my z trudem możemy spać.

Nawet Peder i Kristian skarżą się, że wciąż są bardzo zmęczeni, a Peder przyniósł w

dzienniczku uwagę, że zasypia na lekcjach.

Pani Ringstad zadrżała.

- No tak, ja już zapomniałam, jak to jest. Pojęcia nie mam, czy teraz

zdołałabym coś takiego wytrzymać, w dodatku dziecko trzeba przewijać i karmić

przez okrągłą dobę.

Pan Ringstad wybuchnął śmiechem.

- Moja kochana Marie, kiedy Emanuel się urodził, to ty miałaś niańkę,

przynosiła ci dziecko w nocy, żebyś je mogła nakarmić, i zabierała, jak tylko się

najadł.

- A mimo wszystko to było bardzo męczące. Za każdym razem, kiedy był

głodny, musiałam się budzić. No tak, ale teraz Betzy i Oscar chyba już na nas czekają.

Poza tym czeka też woźnica.

Odwróciła się i ruszyła ku drzwiom, a Elise oparła sobie dziecko o ramię, żeby

je uspokoić.

Pan Ringstad zwrócił się do niej.

background image

- Nie będzie ci łatwo wrócić do pracy, dopóki on jest taki kłopotliwy.

- Rozmawialiśmy właśnie o tym dzisiaj przed południem - wtrącił Emanuel. -

Zaproponowałem, żeby Elise zapytała swoje dawne sąsiadki, czy któraś nie zajęłaby

się dzieckiem, kiedy ona pójdzie do fabryki. Mogłaby chodzić do nich w przerwie

obiadowej, żeby go nakarmić.

Ku zdumieniu Elise pan Ringstad przerażony pokręcił głową.

- Jak mogłeś zaproponować coś takiego? Chłopiec musi być karmiony często,

jest przecież jeszcze taki malutki. Jedyna praca, jaką Elise mogłaby wykonywać przy

niemowlęciu, to robić coś w domu. Znaleźć sobie pracę, którą mogłaby się zajmować

tutaj. Tkanie przynosi niewielkie dochody, jak słyszałem, a pranie i prasowanie było-

by dla niej zbyt męczące, skoro pani Lovlien wyprowadziła się i nie może jej

pomagać. No a co na przykład z szyciem na zamówienie? Kiedy miał przyjechać król

i królowa, to podobno w całej Kristianii nie było wolnej krawcowej, wszystkie

musiały szyć suknie na bal w zamku.

- Wy też chyba poszliście oglądać przyjazd królewskiej pary?! - zawołała pani

Ringstad z ożywieniem. - Słyszeliśmy, że odbywały się regularne bójki między tymi,

którzy chcieli zdobyć dobre miejsce widokowe wzdłuż trasy przejazdu królewskiej

pary. A najlepsze miejsca, takie jak okna w Grand Hotelu, sprzedawano po

czarnorynkowych cenach.

- Czy masz maszynę do szycia? - pan Ringstad zdawał się nie słuchać tego, co

mówi żona.

Elise pokręciła głową.

- Nie, niestety.

- A w szkole lubiłaś prace ręczne? Elise patrzyła na niego onieśmielona.

- Pani mówiła, że jestem najlepsza w klasie.

- Hm - bąknął, ruszając ku drzwiom.

Kiedy już miał wychodzić, Elise spostrzegła, że wsunął Emanuelowi coś do

kieszeni.

Emanuel wydał jej się bardzo zamyślony po wizycie rodziców. Zastanawiała

się, co dręczy go bardziej: sprawy ekonomiczne czy to, że ojciec i matka zobaczyli,

jak marnie im się powodzi.

A może to jest coś jeszcze innego - przyszło jej nagle do głowy. Signe w

dalszym ciągu mieszka u Carlsenów i teraz Ringstadowie będą mogli ją poznać...

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Następnego dnia, kiedy Elise właśnie karmiła synka, ktoś zapukał do drzwi.

Do karmienia przenosiła się do kuchni, bo tu było cieplej obojgu, chociaż i tak palce u

nóg miała przemarznięte niczym kawałki lodu. Ciągnęło zimnem, i od podłogi, i

przez szpary w drzwiach. Drzwi zresztą były takie dziurawe, że śnieg przedostawał

się przez nie i tworzył na podłodze w kuchni małe zaspy.

- Proszę wejść! - zawołała, zwracając w tamtą stronę zaciekawioną twarz. Kto,

na Boga, ma powód, by przychodzić w odwiedziny w środku roboczego dnia? Nie

może to być pani Thoresen, pani Evertsen ani też pani Berg, żadna z nich nie

odważyłaby się wyjść z domu w taki mróz.

W drzwiach stanął posłaniec, otworzył je tak szeroko, że gwałtowny podmuch

wiatru wpadł do kuchni.

- Mam paczkę dla pani Elise Ringstad. Czy to tu?

- Tak, proszę wejść i zamknąć za sobą. Właśnie karmię mojego malutkiego

synka.

Posłaniec wtaszczył do kuchni ciężki karton i starał się jak najszybciej spełnić

jej polecenie.

- Muszę mieć pokwitowanie.

To pewnie Emanuel kupił mały piecyk na drewno, żeby postawić go na

strychu, pomyślała Elise. Wtedy będą mogli poszukać jakiegoś lokatora. Karton

wydawał się jednak zbyt mały, żeby pomieścić piecyk. Poza tym żeliwny piecyk jest

taki ciężki, że jeden posłaniec nie przyniósłby go tutaj sam, zwłaszcza że nie wygląda

doroślej niż Peder.

Położyła dziecko na kuchennym stole i znalazła ogryzek ołówka.

- Jesteś pewien, że to dla mnie? - popatrzyła przez chwilę z powątpiewaniem

na małego, wychudzonego posłańca, zanim odważyła się potwierdzić własnym

podpisem, że przyjęła paczkę. On zdecydowanie kiwał głową.

Gdy tylko wyszedł, Elise z wielką ciekawością zaczęła rozrywać karton,

zastanawiając się, co też może się tam znajdować, ale naprawdę nie potrafiła niczego

wymyślić. Może Emanuel kupił coś za te pieniądze, które wczoraj ojciec wsunął mu

do kieszeni? Tak, Elise była przekonana, że ojciec przed wyjściem dał synowi pienią-

dze. Że paczka została zaadresowana do niej, to też nic dziwnego, bo przecież tylko

ona sama siedzi w domu przed południem.

background image

Nagle wytrzeszczyła oczy. W kartonie stało coś, co natychmiast rozpoznała

jako futerał maszyny do szycia! Brązowe owalne wieko z uchwytem. To nie może być

prawda! Czyżby Emanuel kupił ją dla Elise za pieniądze, które dostał od ojca? Ale

przecież nie mógł dostać aż tak dużo. A na dodatek bez wiedzy matki. Zachwycona

wpatrywała się w zawartość kartonu, nie miała jednak odwagi wyjąć prezentu. Bała

się, że mimo wszystko może to być pomyłka.

Ostrożnie przesunęła karton z maszyną pod ścianę. Najlepiej niech tam stoi,

dopóki Emanuel nie wróci do domu. I nie powinna się tak cieszyć zawczasu. Bo jeśli

maszyna nie jest jednak przeznaczona dla niej, to przeżyje okropne rozczarowanie.

Malec leżał i wrzeszczał, nie chciał się uspokoić nawet wtedy, kiedy znowu

przystawiła go do piersi. Zimno nie wydawało się już takie straszne. Wzrok Elise

nieustannie kierował się w stronę kartonu pod ścianą i serce wciąż biło jej mocno.

Kiedy malec najadł się już do syta, Elise siedziała jeszcze i wpatrywała się w

ś

piące dziecko. Skóra mu się wygładziła i na buzi pojawiły się rumieńce. Elise

odnosiła wrażenie, że w ciągu ostatnich dni synek bardzo się zmienił, może nareszcie

wyładnieje? Położyła dziecko w kołysce. Teraz, kiedy panuje taki mróz, kołyska stoi

w kuchni przez okrągłą dobę. Potem nalała z garnka gorącej wody do wanienki, żeby

uprać dziecięce ubranka. Przymknęła oczy i rozkoszowała się ciepłem, które od rąk

rozchodziło się po całym ciele. W myślach zaczęła planować, jak zdobywać klientki i

w jaki sposób powinna proponować im usługi krawieckie.

Kiedy wieszała pranie nad kuchnią, usłyszała w końcu na zewnątrz kroki, ale z

rozczarowaniem stwierdziła, że to tylko chłopcy.

Na ich widok stanęła jak wryta. Kurtka Pedera, którą niedawno kupiła, była

podarta, on cały umazany śniegiem i brudny, ze skroni i z nosa ciekła mu krew.

Odłożyła wszystko, co trzymała w rękach, i podbiegła do brata.

- Co się stało?

- Peder wdał się w bójkę. - Kristian sprawiał wrażenie dumnego i

zmartwionego równocześnie. - Chłopaki go zaczepiali, wyzywali od kurzego

móżdżka i głupka, to Peder się wściekł i rzucił się na nich. Wiem, że może nie

powinien tego robić, ale uważam, że był naprawdę dzielny.

Elise milczała. Przyglądała się poobijanej, ale dumnej buzi Pedera,

równocześnie ostrożnie zdejmując z niego kurtkę. Pomyślała, że nigdy nie zdoła

przywrócić jej porządnego wyglądu. Nagle jednak spojrzała na maszynę do szycia.

Jeśli rzeczywiście ta maszyna przeznaczona jest dla niej, to jest to pewnie palec boży.

background image

Będzie mogła jej użyć już dzisiaj.

Przyniosła czystą szmatkę, nalała wody do miseczki i zaczęła przemywać ranę

Pedera. Na szczęście nie była głęboka.

Peder podniósł na nią wzrok.

- Jesteś na mnie zła, Elise? Moja nowa kurtka i w ogóle... Elise pokręciła

głową.

- Widocznie miałeś powody, żeby się rozzłościć. Nie należysz do takich, co to

rzucają się na innych dla zabawy.

- To wina nauczyciela. Powiedział, że muszę codziennie czytać głośno, bo jak

nie, to będzie ze mną niedobrze. Położył przede mną książkę i ze złością zapytał, czy

tak jest dobrze, a ja uznałem, że tak. Kiwnąłem głową i powiedziałem „tak”, a on

wrzasnął, że jestem bezwstydny, i mnie uderzył. Kiedy wychodziliśmy na przerwę,

chłopaki się koło mnie tłoczyli i wykrzykiwali: „Peder kurzy móżdżek!” „Głupek!”,

„Ile palców masz u jednej ręki, kurzy móżdżku? Trzy czy może sześć?” I wtedy

poczułem, że robi mi się czerwono przed oczami, rzuciłem się na nich i zacząłem bić.

- Tłukł, aż trzeszczało! - roześmiał się Kristian z podziwem.

Elise wciąż milczała. Może powinna na niego nakrzyczeć, rozumiała jednak

bardzo dobrze, dlaczego nie był w stanie się opanować. Pytanie tylko, czy od tego

będzie się lepiej uczył.

Znowu na zewnątrz rozległy się kroki, tym razem spokojniejsze i cięższe.

Peder spojrzał przestraszony na Elise.

- Emanuel wraca. Nic mu nie mów, Elise! - patrzył na nią błagalnie.

- Idźcie obaj do izby i zdejmijcie mokre pończochy. Muszę o czymś z

Emanuelem porozmawiać.

Emanuel wszedł do środka, trząsł się z zimna i starannie zamykał za sobą

drzwi.

- Nie przypuszczałem, że tutaj nad rzeką jest o tyle zimniej. - Wstrząsnął nim

dreszcz. - Chyba jednak będziemy musieli więcej palić, Elise.

Elise wolno szła mu na spotkanie, uśmiechała się niemal onieśmielona.

- Czy to ty przysłałeś mi dzisiaj paczkę, Emanuelu? Spojrzał na nią

zaskoczony.

- Ktoś ci przysłał paczkę?

- Tak. Posłaniec przyniósł duży i ciężki karton.

Emanuel zmarszczył czoło i nic nie rozumiejąc, kręcił głową. Elise stała

background image

zakłopotana.

- Przyszedł dzisiaj posłaniec z ciężką paczką dla mnie. Wyraźnie na niej

napisano: „Elise Ringstad, Sandakerveien numer 2”. W kartonie moim zdaniem

znajduje się maszyna do szycia, ale nie odważyłam się jej wyjąć, bo nie jestem pewna,

czy to nie jakaś pomyłka.

Emanuel z niedowierzaniem kręcił głową.

- Niczego takiego nie zamawiałem. Skąd miałbym wziąć pieniądze na

maszynę do szycia?

- Myślałam, że może... Widziałam, że ojciec wsunął ci coś do kieszeni, zanim

wyszedł, i sądziłam...

Spostrzegła, że Emanuel się zarumienił.

- To się zgadza, ojciec wsunął mi do kieszeni parę koron, ale nie aż tyle, żeby

wystarczyło na maszynę do szycia. To naprawdę musi być jakieś nieporozumienie,

Elise. Powinienem pójść do sklepu i porozmawiać z nimi. Dobrze, że do końca tej

paczki nie rozwinęłaś.

Już miał zdjąć płaszcz, ale nagle przystanął i zawołał półgłosem jakby sam do

siebie:

- A może to od ojca? - zwrócił się do Elise. - Gdzie jest ta paczka?

Wskazała głową na karton stojący przy ścianie.

Emanuel podszedł i wyjął z niego ciężki, brązowy, owalny przedmiot. Wieko

zostało ozdobione pięknym znaczkiem ze złoconymi literami, które głosiły: „The

Singer Manufacturing Co.”. Do rączki przywiązany był na sznurku mały kluczyk. Do

tego samego sznurka przymocowano bilecik. Emanuel przeczytał głośno: „Droga

Elise! Mam nadzieję, że zdobędziesz wiele klientek, tak byś mogła pracować w domu

i równocześnie dobrze pielęgnować naszego dziedzica. Pozdrowienia od teścia”.

Emanuel zwrócił się do żony, sprawiał wrażenie zachwyconego.

- Widzisz, to ojciec kupił ci maszynę! Nigdy bym nie pomyślał.

Elise czuła, że robi jej się na zmianę zimno i gorąco. Dostała ten wspaniały

prezent z powodu kłamstwa! Teść miał zamiar jej pomóc w wychowaniu swojego

wnuka, tymczasem on nie ma żadnego wnuka. Jeszcze nie ma. Będzie go miał

dopiero, kiedy Signe urodzi.

Odepchnęła od siebie tę myśl. Nie powinna tak traktować tej sprawy. Emanuel

ożenił się z nią dlatego, że chciał dać jej dziecku ojca. Oboje ustalili, że zachowają

wszystko w tajemnicy, że postarają się, by ludzie sądzili, iż dziecko rzeczywiście jest

background image

jego. Signe to błąd, coś, co nie powinno się było zdarzyć i teraz nie może mieć z ich

rodziną nic wspólnego. W całym kraju mnóstwo służących ma dzieci ze swoimi

chlebodawcami, zwykle jednak same są sobie winne i same muszą dźwigać swój

wstyd. Często ich los bywa tragiczny, ale tak to już jest. Ojciec nieślubnego dziecka

rzadko czuje się za nie odpowiedzialny. Dlaczego w przypadku Emanuela miałoby

być inaczej?

Nareszcie była w stanie coś powiedzieć.

- Ale... ale czy mogę to przyjąć? Twoja matka z pewnością nic o tym nie wie

i...

- A dlaczego miałaby wiedzieć? To są pieniądze ojca. Skoro postanowił, że

dostaniesz tę maszynę, to możesz ją wziąć z czystym sumieniem.

Postawił ciężką skrzynkę na kuchennym stole, otworzył zamek kluczykiem i

zdjął wieko.

Peder i Kristian weszli cicho do kuchni, stanęli obok nich i wytrzeszczając

oczy, patrzyli na to, co się dzieje. O nieszczęsnej przygodzie Pedera w szkole

najwyraźniej zapomniano.

Elise i chłopcy wydali z siebie przeciągły jęk. Maszyna była najpiękniejszą

rzeczą, jaką kiedykolwiek widzieli. Czarna, błyszcząca i bogato zdobiona czerwonymi

oraz złotymi wzorkami. Również na korpusie maszyny widniał napis „Singer

Manufacturing Co.”, wytłoczony złotymi literami.

Emanuel przesunął rączkę na miejsce i otworzył małą boczną szufladkę, w

której znajdowało się wiele niedużych błyszczących części.

- Nie mogę uwierzyć, że to prawda - Elise mówiła szeptem zaskoczona, z

trudem łapała powietrze. - Czy to na pewno dla mnie? Czegoś tak wspaniałego nie

posiadałam przez całe swoje życie.

Twarz Pedera nagle się rozpromieniła.

- No to teraz będziesz mogła pozszywać moją kurtkę, Elise. - W tym samym

momencie oblał się ognistym rumieńcem i zawstydzony skierował wzrok w podłogę.

Na szczęście Emanuel niczego nie zauważył. Elise stwierdziła, że odkąd

urodziła dziecko, mąż stał się wobec chłopców znacznie bardziej surowy i

wymagający. To z pewnością dlatego, że jest zmęczony i nie dosypia.

- Tak, a teraz musicie powiedzieć wszystkim znajomym, że przyjmuję

zamówienia na szycie. - Uśmiechnęła się zadowolona. Życie znowu staje się

radośniejsze.

background image

Zwróciła twarz w stronę Emanuela.

- Jak zdołam podziękować twojemu ojcu? Listu nie mogę do niego napisać, bo

ryzykowałabym, że wpadnie w ręce matki.

- Zatelefonuje do niego z biura.

Elise skinęła głową i zwróciła się tym razem do chłopców.

- Musimy to uczcić. Zrobię na obiad racuszki.

- Racuszki? - zachwycony Peder klaskał w dłonie i podskakiwał z radości.

Wtedy nagle odezwał się Emanuel:

- A coś ty sobie zrobił dzisiaj w czoło, Peder?

- On się poślizgnął, upadł i uderzył głową o kamień - wyjaśnił pośpiesznie

Kristian. - I wcale nie płakał.

- To znakomicie, Peder. - Emanuel kiwał głową z uznaniem. - Chłopcy nie

powinni płakać. Ot co! A teraz biegnijcie po wodę i drewno, żeby Elise jak

najszybciej zabrała się do przygotowywania jedzenia. Szczerze mówiąc, myślałem, że

kiedy wrócę do domu, obiad będzie gotowy.

Elise uśmiechnęła się przepraszająco.

- Ugotowałam kaszę na wodzie, ale teraz pomyślałam, że powinnam zrobić

coś wyjątkowego, skoro trafił nam się taki szczęśliwy dzień.

W tej samej chwili malec w kołysce zaczął wrzeszczeć. Emanuel westchnął.

- A on znowu swoje!

Elise zwróciła się do Kristiana, który już wychodził.

- Poczekaj, myślę, że ty powinieneś zacząć przygotowywać racuszki, Kristian.

Wody i drewna nanosi Peder. Ja muszę nakarmić dziecko.

Gdy tylko Emanuel zniknął w izbie, żeby się przebrać, powiedziała szeptem:

- Dziękuję ci, Kristian. Uważam, że to znakomicie, że powiedziałeś, iż Peder

poślizgnął się i upadł.

Kristian patrzył na nią zdumiony.

- Nie jesteś zła, że kłamałem?

- Czasami człowiek ma prawo skłamać, to się nazywa „białe kłamstwo”. W

każdym razie można się nim posłużyć, kiedy chce się ratować kogoś innego.

Elise przystawiła maleństwo do piersi i tłumaczyła Kristianowi, jak się robi

ciasto na racuszki.

- Widziałam, jaki Peder był dumny, kiedy go chwaliłeś. Jesteś naprawdę

dobrym starszym bratem, Kristian.

background image

Zauważyła, że chłopiec się zarumienił i uśmiecha skrępowany. Chociaż teraz

częściej się go chwali niż przedtem, to chyba mimo wszystko robię to zbyt rzadko,

pomyślała.

- Peder bardzo się stara, wiesz. Ale on nic na to nie poradzi, że nie jest taki

mądry jak ty. To, że go wspierasz, znaczy dla niego bardzo wiele. - Westchnęła. -

Bardzo się niepokoję, jak on sobie da radę w życiu. Bez szkoły daleko się nie zajdzie.

- Peder nie jest wcale taki głupi, jak myślisz. Jeśli chodzi o matematykę, to jest

zdolniejszy niż większość dzieci w klasie.

- Ale co to pomoże, skoro nie potrafi czytać?

Usłyszeli, że Peder wraca z wodą, więc umilkli. Kiedy malec najadł się i

zasnął, drewno i woda znalazły się w kuchni, Elise zaczęła smażyć racuszki, a wtedy

Peder ukucnął przy kołysce, poruszał nią delikatnie i czule głaskał dziecko po główce.

- On jest taki mięciutki jak Puszek, a kiedy do niego mówię, to leży i widzę, że

mnie słucha.

Elise uśmiechnęła się zadowolona.

- Bo on cię poznaje po głosie.

- Uważam, że robi się naprawdę słodki. Emanuel opowiadał, że jego matka

uważa, że mały nie jest zbyt ładny, ale on mówi, że to z czasem przejdzie. Myślę, że

to już przeszło.

- Żeby tylko nie miał rudych włosów - wyrwało się Kristianowi.

Elise spojrzała na niego pośpiesznie.

- Dlaczego tak mówisz?

- A ty byś chciała mieć piegi i rude włosy? Jeden chłopak w naszej klasie ma i

wszyscy się z niego wyśmiewają.

- Czy jeden z was mógłby wstąpić do matki Larsine, jak pójdziecie do pracy?

Nie widziałam małej od wielu dni.

- Ona jest chora. Jej siostra też. Smarkacz powiedział, że mają suchoty - odparł

Kristian.

Elise patrzyła na niego przestraszona.

- I dopiero teraz mi o tym mówisz?

- Nie chciałem, żebyś się denerwowała, skoro ona przychodziła do nas

codziennie.

Elise nie odpowiedziała. Czuła, jakby w żołądku miała kamień. Jeśli naprawdę

Larsine ma suchoty... Głęboko wciągnęła powietrze. No ale przecież mama też miała,

background image

a nikt z rodzeństwa się nie zaraził. Może mają w sobie coś, co sprawia, że zaraza ich

nie może dopaść, próbowała uspokajać samą siebie, ale to nie pomagało. Co z maleń-

stwem? Zrobiło jej się zimno ze strachu.

Emanuel wrócił do kuchni.

- O, jak smakowicie pachnie. - Uśmiechnął się, sprawiał wrażenie bardziej

zadowolonego, niż był, kiedy wrócił z biura. - Czy już niedługo będziemy jeść?

Odstawił maszynę do szycia do kąta przy piecu i usiadł przy stole, a Elise

pośpiesznie zaczęła nakrywać.

- Zapytam w biurze, czy ktoś nie potrzebuje krawcowej - zaproponował.

Elise spojrzała na niego z zainteresowaniem.

- Mogłabym zaczynać dosłownie w każdej chwili. Nauczyłam się szyć na

maszynie w czasie, kiedy pani Evertsen zajmowała się krawiectwem, ale potem

zachorowała na reumatyzm i musiała sprzedać maszynę.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Nazajutrz Emanuel przyszedł do domu, kiedy przerwa obiadowa właściwie

dobiegała już końca. Pod pachą trzymał jakąś paczkę zawiniętą w szary papier.

- Przyniosłem ci pracę!

- Już? - Elise uśmiechnęła się zadowolona. Tak się złożyło, że mały synek

spokojnie spał, ona zdążyła zrobić pranie, obrać ziemniaki na obiad i zaszyć rozdartą

kurtkę Pedera. Na szczęście nieoczekiwanie się ociepliło, tak że chłopiec mógł pójść

do szkoły w samym swetrze. Próbowała zaszyć rozdarcie wczoraj wieczorem, ale

lampa naftowa daje za mało światła, by coś widzieć. Kiedy nadejdzie wiosna i dłuższe

dni, wszystko stanie się łatwiejsze, pocieszała się w duchu.

Teraz ożywiona podbiegła do męża, żeby obejrzeć materiał.

- Co trzeba z tego uszyć?

- Na początek masz uszyć nowe fartuchy dla pokojówek, a potem musisz iść

do nich do domu i wziąć miarę na nową suknię.

Elise zaczynała się denerwować.

- Mam nadzieję, że zamawiający wiedzą, że jestem początkująca.

- Tak, powiedziałem im o tym.

- I to chyba nie jest żona któregoś z dyrektorów? Emanuel roześmiał się.

- Czy ci nie mówiłem, że najpierw chciałbym zapytać u Carlsenów? Będzie ci

łatwiej, jeśli na początek będziesz szyć dla kogoś znajomego.

background image

Elise nie spuszczała z niego wzroku, czuła, że krew odpływa jej z twarzy.

- Chcesz powiedzieć, że będę musiała pójść do Carlsenów, żeby wziąć miarę?

Emanuel zmarszczył czoło.

- Czy to nie ty chciałaś być krawcową po to, by pracować w domu? Nie mogę

polecać cię ludziom, których nie znam, dopóki nie będziesz pewna, co potrafisz.

- A dla kogo mam szyć? Dla pani Carlsen czy dla Karolinę?

- Jeszcze tego nie wiem. - Patrzył w bok, najwyraźniej czuł się nieszczególnie.

- Przychodzisz właśnie od nich? - nie mogła się opanować, musiała wiedzieć,

co się stało.

- Tak, i jadłem u nich obiad, skoro i tak miałem iść po ten materiał.

- Signe też była w domu? - serce Elise zaczęło bić mocniej. Emanuel

westchnął zirytowany.

- Oczywiście, że była. Myślisz, że miałem poprosić, żeby zniknęła?

Uzgodniliśmy przecież, że będziemy zachowywać się tak, jakby się nic nie stało,

prawda?

- To znaczy, że ona nie będzie guwernantką? - Elise sama zauważyła, że mówi

piskliwym głosem. - Co jej rodzice na to, że zamieszkała u obcej rodziny? I nie

sądzisz, że jest dosyć niefrasobliwa? Żeby narzucać się innym ludziom w ten sposób...

Widziała, że Emanuel stara się nad sobą panować.

- Opamiętaj się, Elise. - Mówił bardzo ostrym głosem. - Mieliśmy ryzykować,

ż

e zostanie tu u nas? Carlsenowie uwolnili nas od bardzo nieprzyjemnego problemu.

To z ich strony niezwykle uprzejme, że pozwalają jej tam mieszkać. I nie ulega

wątpliwości, że Signe jest zadowolona z takiego obrotu sprawy. Jej też nie byłoby

przyjemnie, gdyby musiała mieszkać tutaj.

Elise nie mogła uwierzyć własnym uszom.

- Chcesz powiedzieć, że ty byś jej pozwolił tutaj mieszkać? Razem ze mną?

Ż

ebym patrzyła na jej powiększający się brzuch, który by mi przypominał o tym, co

zrobiłeś?

Znowu westchnął z irytacją.

- Byłem pewien, że już skończyliśmy z roztrząsaniem, co by było, gdyby.

Oczywiście, że nie może u nich mieszkać aż do porodu. Nie będzie mogła tam

mieszkać, kiedy ciąża stanie się wyraźnie widoczna. Przypuszczalnie teraz jest w

trzecim miesiącu, więc nikt jeszcze niczego się nie domyśla. Ale podobnie jak ja nie

chciałaby ujawniać, do czego między nami doszło.

background image

Jest w trzecim miesiącu... Elise już przedtem liczyła na palcach i zastanawiała

się, jak bardzo ciąża Signe jest zaawansowana. Trzeci miesiąc oznacza, że dziecko

zostało poczęte tuż przed wyjazdem Emanuela z Kongsvinger, to znaczy gdzieś w

październiku, ale przecież zaraz po przyjeździe do obozu nad granicą Emanuel pisał o

córce bogatych gospodarzy z okolicy, którą bardzo polubił i która tak pięknie śpiewa.

- Nie będę w stanie do nich pójść, Emanuelu. Chyba potrafisz zrozumieć.

Posłał jej wściekłe spojrzenie.

- Czy nie możesz dobra własnego dziecka stawiać ponad swoje urażone

uczucia? Jeśli nie znajdziesz szycia, to co będziesz robić?

- Może zdobędę jakieś zamówienia od innych ludzi.

- Myślisz, że robotnicy mieszkający nad rzeką Aker mogą sobie pozwalać na

krawcową?

- Obejdę wszystkie lepsze domy, będę dzwonić do drzwi i pytać, czy nie mają

może jakichś przeróbek.

- I naprawdę wierzysz, że ktoś wpuści do domu obcą robotnicę?

W końcu Elise musiała uznać, że Emanuel ma rację.

- No cóż, trzeba będzie się przełamać. Ile tych fartuchów mam uszyć?

- Materiału wystarczy tylko na trzy, tak powiedziała pani Carlsen. Ona by

chciała, żebyś przyszła do nich w najbliższych dniach.

Pocałował ją w policzek.

- Nie powinnaś być przesadnie dumna, Elise. Bo to najbardziej utrudni ci

ż

ycie. Teraz, kiedy masz piękną, nowiutką maszynę do szycia i dostałaś też pierwsze

zamówienie... A zresztą dzwoniłem do ojca i powiedziałem, że jesteś zachwycona

prezentem i bardzo uradowana. Odparł, że to rozgrzewa jego serce. Coś mi się zdaje,

ż

e naprawdę zaczyna cię lubić. Elise zmusiła się do uśmiechu.

- Ale teraz powinieneś wracać do fabryki, Emanuelu. Przerwa obiadowa się

skończyła.

Stała przy oknie i patrzyła w ślad za odchodzącym mężem, a łzy płynęły jej z

oczu. Dlaczego on nic nie rozumie?

Co by powiedział na jej miejscu, on, który nie może nawet słuchać, że kiedyś,

rok temu, rozmawiała z Johanem?

Zobaczyła kilka młodych robotnic, biegnących przez most, żeby zdążyć do

fabryki, zanim będzie za późno. Może były w domu, żeby nakarmić najmłodsze dzieci

albo dać jeść tym, które raczkują, i wszystkim pozostawionym na łasce losu w domu.

background image

Może Elise też powinna przestać myśleć o szyciu i robić coś innego. Może

powinna zachować się tak, jak pewna stara kobieta, o której słyszała w dzieciństwie.

Ta kobieta miała na imię Kaja albo Kajsa, czy jakoś tak. Ludzie mówili, że obdarzona

była wielkim sercem i zajmowała się mnóstwem małych dzieci robotnic z fabryk

Hjula i Graaha, podczas kiedy matki były w fabryce. Podobno w jej domu dziecinne

łóżeczka stały jedno przy drugim. Kobieta uprawiała warzywa i owoce, gromadziła je

jesienią w piwnicy, a zimą sprzedawała. Skąd poza tym brała pieniądze, nie wiadomo.

Elise odeszła od okna, wzięła biały bawełniany materiał i rozłożyła go na

kuchennym stole, potem zaczęła mierzyć i zaznaczać wzór według swojego

najlepszego fartucha. W paczce znalazła też szpulkę białych nici. Pani Carlsen

rzeczywiście pomyślała o wszystkim.

Przez resztę dnia Elise walczyła ze sprzecznymi uczuciami. Cieszyła się, że

może szyć, i to na własnej maszynie, cieszyła się też, kiedy stwierdziła, że potrafi to

robić, ale z drugiej strony nie mogła uwolnić się od bolesnych uczuć, jakie wzbudziła

w niej rozmowa z Emanuelem.

Kiedy chłopcy wpadli z hałasem, wróciwszy ze szkoły, powiedziała im, że

mają zjeść kaszę na stojąco przy kuchni, bo ona nie może sprzątnąć szycia, dopóki

jest jeszcze choć trochę dziennego światła.

Peder był tego dnia pogodniejszy, najwyraźniej w szkole nikt mu nie dokuczał.

Może pomogło to, że postawił się wczoraj chłopakom, może nabrali dla niego

szacunku, myślała Elise.

Zanim chłopcy wybiegli do popołudniowej pracy, Peder zawołał przez ramię:

- Umiem już zagrać cały Widok starych gór na moim flecie, Elise! Kiedy

zrobimy sobie z Evertem przerwę, to mu zagram.

Elise uśmiechnęła się.

- Uważaj tylko, żeby cię majster nie usłyszał, bo mógłbyś utracić tę swoją

popołudniową pracę.

Peder przystanął, jakby coś mu się przypomniało, sprawiał wrażenie, że nie

słyszał, co Elise powiedziała.

- Czy myślisz, że skrzat wie, że gram na flecie, który mi dał?

- Z pewnością wie. Może nawet siedzi w jakimś ciemnym kącie i rozkoszuje

się muzyką. Pewnie jest dumny i zadowolony, że ci go dał.

Peder uśmiechnął się.

Nazajutrz fartuchy były gotowe i Elise poprosiła Emanuela, żeby w czasie

background image

przerwy obiadowej przyszedł do domu popilnować dziecka, to ona pójdzie na

wzgórze Aker. Kusiło ją, żeby wymusić na mężu, by to on odniósł robotę, ale w

uszach wciąż jej brzmiały jego słowa: „Powinnaś dobro własnego dziecka stawiać

ponad swoje urażone uczucia”.

Chciała mu pokazać, że niczym się nie przejmuje. Że nie jest zazdrosna. W

każdym razie nie tak bardzo jak on.

Zaciskając z uporem zęby, owinęła się szczelnie robioną na drutach chustką,

na głowę włożyła czepek, a paczkę z gotowymi fartuchami wsunęła pod pachę.

- Gdyby się obudził, to spróbuj go uspokoić kołysaniem. Jeśli to nie pomoże,

możesz go wziąć na ręce i oprzeć sobie na ramieniu - instruowała męża przed

wyjściem. Emanuel po raz pierwszy miał zostać z dzieckiem sam i sprawiał wrażenie

dość bezradnego, kiedy się do tego przygotował.

Wkrótce trzeba będzie wybrać dziecku jakieś imię. Słyszała o ludziach, którzy

przez całe życie zachowali zdrobnienie, nadane im we wczesnym dzieciństwie, czego

potem nikt nie był w stanie zmienić. Ktoś w dojrzałym wieku nazywany bywa Złotko,

inny jest Mały, a jeszcze inny starszy mężczyzna nadal bywa Braciszkiem. Emanuel

przypuszczał, że jego rodzice będą się domagać, by chłopcu dano na imię Hugo, po

dziadku. To z pewnością najrozsądniejsze, by ich udobruchać, powiedział, choć w

Elise wszystko się na myśl o tym burzyło. Czuła, że jedno kłamstwo pociąga drugie i

w końcu wszyscy zadławią się własnymi oszustwami.

Wolałaby, żeby dziecko dostało imię po jej ojcu, mianowicie Mathias, ale

Emanuel, słysząc tę propozycję, zaciskał zęby. Elise miała wrażenie, że słyszy jego

myśli: ochrzcić dziecko po jakimś pijaku, który się utopił, a w dodatku był synem

Cygana. Gdyby ojciec Elise poszedł w ślady swojego ojca i żył tak jak inni wędrowni

Cyganie, to teraz z pewnością siedziałby skuty w Akershus. Czasami Elise ogarniał

strach, że policja może nieoczekiwanie stanąć w ich progu, gdy odkryje, że rodzina

ma cygańskie korzenie.

Nie, powinna się podporządkować i dać dziecku na imię Hugo. Bo kiedy się

bliżej zastanowić, to jest to bardzo ładny gest ze strony Emanuela. To dowód, że

traktuje chłopca jak własnego syna. Jak wnuka swojego ojca.

Chodnik był pokryty lodem, śliski. Znowu zrobiło się bardzo zimno, śnieg

zamarzł. Było jednak pogodnie i słonecznie, każdego dnia słońce zachodziło później,

już teraz Elise zauważała, że dni są o wiele dłuższe niż zaraz po Nowym Roku.

Nie zdążyła jeszcze obejrzeć mieszkania matki i Hvalstada, ale Peder i

background image

Kristian już tam byli i nachwalić się nie mogli, jakie wszystko w tym domu jest

piękne. Hvalstad miał ładne meble, które oddał do jakiegoś magazynu, kiedy mieszkał

na strychu w domu majstra, ale teraz ustawił je w nowym mieszkaniu. Peder z przeję-

ciem opowiadał, że na ścianie wisi wielki obraz, przedstawia on statek walczący z

ogromnymi falami, które niewątpliwie go zaleją, nim sztorm się uciszy. Kiedy jednak

Elise zapytała, jak wyglądają te meble, żaden z chłopców nie potrafił jej wytłumaczyć.

Jedyne, co Peder zauważył oprócz statku miotanego sztormem, to ścienny zegar, który

głośno tykał i miał „okrągłą błyszczącą rzecz, która kiwa się z boku na bok”, jak to

określił.

Nareszcie matka ma dobrze, zresztą zasłużyła sobie na to. Nie wszyscy

robotnicy mieszkający wzdłuż rzeki Aker potrafią wyjść z nędzy i żyć w lepszych

warunkach.

Teraz Elise zbliżała się do domu majstra Paulsena. Po drugiej stronie ulicy

mieszkał Braciszek. Bardzo pragnęła zobaczyć to dziecko choćby z daleka, zarazem

jednak obawiała się tego. Dziwne byłoby zobaczyć siostrzeńca po tak długim czasie, a

z drugiej strony chciałaby stwierdzić, do kogo malec jest podobny. Ale to z pewnością

sprawiłoby jej również ból. Hilda nie powinna była oddawać dziecka.

Wzrok przesunął się w stronę okien pana Paulsena. Hilda nie pokazała się w

domu od ślubu matki, a minęło już przecież osiemnaście dni. Nie przyszła nawet

wtedy, kiedy Peder pobiegł na wzgórze Aker na drugi dzień po porodzie siostry, żeby

powiedzieć, że Elise właśnie urodziła. Wymówiła się, że ma dużo pracy i siedzi po

nocach.

Czyżby siostra była zazdrosna? Dlatego że Elise jest mężatką, ma opiekuna i

mieszka we własnym domu niezależnie od tego, że to tylko mały kurnik, jak to

powiedział stary Ringstad?

To nieprawdopodobne. Dręczy ją raczej to, że nie wie, co zrobi w dniu, kiedy

Paulsen wyrzuci ją za drzwi, skoro nie będzie chciała oddać drugiego dziecka.

Zamierza oczywiście czekać aż do porodu, można jednak przypuszczać, że Paulsen

zechce mieć pewność i zacznie ją zmuszać, żeby zawczasu podpisała papiery. Elise

przystanęła i spoglądała po kolei w okna. Nagle zauważyła, że w jednym ktoś się

pokazał, po chwili okno zostało otwarte.

- Halo, Elise! Gratuluję.

- Dziękuję bardzo! - zawołała w odpowiedzi. - Może jednak przyszłabyś do

domu?

background image

- A gdzie jest ten dom?

Elise otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale natychmiast je znowu

zamknęła.

- Czy nie pamiętasz, co oznajmił Emanuel? Powiedział, że byłoby najlepiej,

gdybym wróciła do swojego domu!

- Nie powinnaś się tym tak przejmować, Hilda. Powiedział tak dlatego, że

był... że był przerażony.

Gdzieś za Hildą rozległ się męski głos i w następnej chwili Elise stwierdziła,

ż

e siostra pośpiesznie zamyka okno.

Poszła dalej do domu Carlsenów. Biedna Hilda. Nie wie, gdzie jest jej dom,

nie ma żadnego opiekuna i nawet nie wie, z czego będzie żyć ani gdzie się podzieje,

kiedy dziecko przyjdzie na świat. Serce Elise biło mocniej, kiedy otworzyła ogrodową

furtkę i weszła.

- Boże drogi, spraw, żeby Signe tam nie było - szeptała. Minęła główne

wejście i skierowała się do drzwi kuchennych.

„Posłańcy i żebracy proszeni są do kuchennych drzwi”, przeczytała na

tabliczce. Uznała, że ona sama może być potraktowana jako posłaniec.

Drzwi otworzyły się, zanim zdążyła zapukać, i ukazała się pokojówka w

oślepiająco białym, nakrochmalonym fartuszku. Elise wodziła wzrokiem po tym

fartuchu. Fartuchy, które uszyła, nie były aż tak dopracowane i piękne. Poczuła, że

odwaga ją opuszcza.

- Przyszłam do pani Betzy Carlsen. Mam coś dla niej szyć.

- Pani nie ma w domu, ale myślę, że szycie zamawiała panienka Karolinę.

Proszę za mną, pokażę pani drogę.

Elise stwierdziła, że kolana się pod nią uginają, kiedy wchodziła za służącą po

stromych kuchennych schodach.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Minęły kuchnię, szły dalej korytarzem, w końcu zapukały do salonu. W chwilę

później służąca uchyliła lekko drzwi i wsunęła głowę do środka.

- Przyszła krawcowa, panno Karolinę.

- To ją wprowadź - Elise usłyszała odpowiedź Karolinę. Rozpoznawała ten

jasny, dziecinny głos córki Carlsenów i przypomniała sobie dzień, w którym po raz

pierwszy znalazła się w tym domu. Wróciła właśnie od matki z sanatorium w Grefsen,

background image

obie myślały, że to Emanuel zapłacił za jej leczenie. Elise obiecała matce, że go

odnajdzie, żeby mu podziękować, przyszła do tego domu i służąca wskazała jej małe

mieszkanko na strychu. Wkrótce potem rozległo się pukanie do drzwi i w progu

stanęła Karolinę, miała na sobie jasną, długą sukienkę z koronkami, przyszła zaprosić

Emanuela na obiad. Już wtedy Elise domyśliła się, że Karolinę jest w Emanuelu

zakochana, a potem, kiedy dowiedziała się, że on zamierza poślubić Elise, wpadła we

wściekłość. Jak to możliwe, że córka Carlsenów i Signe tak się dogadują? Czyżby

obie umiały ukrywać swoje uczucia do Emanuela?

W chwilę później Elise weszła do salonu i zobaczyła je obie siedzące na

obitych pluszem fotelach, każda ze szklanką w ręce. Na stoliku przed nimi stała patera

z ciastem. Karolinę nie podniosła się.

- A oto nasza krawcowa! - zawołała anielsko słodkim głosem. - No patrzcie, a

ja bym nie przypuszczała, że żona Emanuela zajmuje się krawiectwem! Przyniosłaś

fartuchy dla służących?

Elise przełknęła upokarzające słowa, podeszła i wyjęła z torby trzy białe

fartuchy.

Karolinę lustrowała je starannie.

- No, muszę powiedzieć, że nie najgorzej. A potrafiłabyś uszyć suknię dla

mnie, jak myślisz? - Przyglądała się Elise niewinnym wzrokiem, ona jednak

wyczuwała kryjącą się w tym wzroku wrogość. Na Signe nie odważyła się nawet

spojrzeć w obawie, że nie zdoła ukryć niechęci, którą w sobie nosi.

- Jestem tego pewna, panno Carlsen - odpowiedziała takim samym słodkim

głosem. - Muszę tylko mieć wymiary i materiał, mogłabym zaczynać już dzisiaj.

- Skąd ty masz na to czas? Przecież dopiero co urodziłaś dziecko?

Elise domyślała się, ile kosztuje Karolinę mówienie o dziecku, była jednak

wychowana tak, by ukrywać uczucia i nie dawać poznać, co akurat myśli.

- To prawda, ale chłopiec jest zdrowy, silny i spokojny. Mogę szyć, kiedy śpi.

- Nie wybraliście jeszcze dla niego imienia? Mam wrażenie, że państwo

Ringstadowie nie wspominali nic o chrzcie, kiedy nas ostatnio odwiedzili.

- Jest jeszcze za wcześnie, żeby wynosić dziecko z domu. Za duży mróz.

- No tak, zwłaszcza dla was, skoro nie macie konia ani powozu. Ale przecież

możecie wynająć woźnicę.

- I z pewnością tak zrobimy, chcemy jednak poczekać, aż mały będzie miał ze

dwa miesiące.

background image

- No a co z imieniem?

- Będzie miał na imię Hugo, po swoim dziadku. No i oczywiście jakieś drugie.

- Pani Ringstad mówiła, że on nie jest podobny do nikogo z was. Powiedziała,

ż

e gdybyś rodziła w szpitalu, toby się obawiała, czy dziecko nie zostało zamienione. -

Karolinę roześmiała się, jakby powiedziała coś zabawnego, Elise też zmusiła się do

bladego uśmiechu.

Nareszcie Karolinę wstała z fotela.

- A wy już się chyba witałyście, prawda? - uśmiechnęła się do Signe z jakimś

bardzo dziwnym wyrazem oczu.

Signe odpowiedziała uśmiechem.

- Tak, poznałyśmy się w Wigilię, kiedy zapłakana i zrozpaczona przyjechałam

do miasta po tym, co się stało w domu. Gdybym nie wiedziała, gdzie Emanuel

mieszka, to chodziłabym po ulicach przez całą noc.

„Po tym, co się stało w domu”... Elise zastanawiała się, jakie to kłamstwo

przedstawiła Signe rodzinie Carlsenów. Karolinę odwróciła się do Elise plecami.

- Możesz zacząć rozpinać moją suknię. Jeśli masz brać miarę, to chyba

powinnam się rozebrać.

Elise była zakłopotana. Nie spodziewała się, że będzie musiała brać miarę już

dzisiaj. Karolinę musi chyba najpierw kupić materiał. ..

- Zaczynaj! Suknia jest tak mocno zasznurowana, że i ona, i gorset piją mnie w

brzuch.

- Tylko że ja nie mam ze sobą centymetra.

- Krawcowa bez centymetra? - Karolinę roześmiała się. - Signe, mogłabyś

odnaleźć którąś ze służących i zapytać, czy nie mają przypadkiem centymetra

krawieckiego?

Signe wstała niechętnie i poszła ku drzwiom.

Elise nie mogła się powstrzymać, żeby na nią nie popatrzeć. Dziewczyna miała

duży biust, poza tym jednak trudno by było zauważyć, że jest w ciąży. W niczym

właściwie nie przypominała tamtej młodej dziewczyny, która siedziała blada i

zagubiona przy kuchennym stole Elise. Wprawdzie Elise pomyślała, że Signe ma

ś

liczny uśmiech, pełne usta i duże niebieskie oczy, włosy zaś kręcą się ładnie na

skroniach, ale wtedy nie była tak dobrze ubrana jak dzisiaj i wydawała jej się o wiele

szczuplejsza. Być może pożyczyła ubrania od Karolinę, poza tym jadała w ostatnich

tygodniach codziennie do syta, tak że zdążyła się już zaokrąglić.

background image

Elise pośpiesznie cofnęła wzrok, poczuła gwałtowną zazdrość w sercu.

Nie trwało długo, a przybiegła służąca z centymetrem. Tymczasem Elise

zdążyła porozpinać suknię Karolinę, ta jednak chciała, żeby rozpiąć też gorset, bo

zjadła za dużo w ciągu dnia i teraz boli ją brzuch.

- Ale będzie pani miała na sobie gorset, gdy będę brała miarę?

- Tak, ale nie aż tak ściśnięty.

Elise zrobiła, co jej polecono, czuła jednak, że narasta w niej niechęć i złość.

Ta cała Signe siedzi tu sobie jak serdecznie witany gość, objada się codziennie

ciastkami i innymi pysznościami, miło spędza czas razem z córką gospodarzy, jakby

znały się przez całe życie. Co ona zamierza zrobić w dniu, w którym nie da się już

dłużej ukryć tajemnicy? Wymyśli jakąś wyciskającą łzy opowieść o mężczyźnie,

którego kochała, a którego rodzice nie pozwolili jej poślubić? Karolinę z pewnością

będzie jej strasznie współczuć. Carlsenowie także, są przecież bardzo zadowoleni z

tego, że Karolinę nareszcie ma w domu przyjaciółkę. Może nawet zaproponują jej,

ż

eby została. Może będą tak gościnni, że zajmą się i Signe, i dzieckiem. W takim

razie Emanuel mógłby ich od czasu do czasu odwiedzać i oglądać swojego syna czy

córeczkę, a nikt by nie znał prawdy.

Na myśl o tym zrobiło jej się niedobrze.

Czuła mdłości, patrząc na pulchne ciało Karolinę. Powinna zazdrościć osobie,

która codziennie może się najadać do syta, odczuwała jednak tylko obrzydzenie.

Podobno mężczyźni lubią, kiedy mają co wziąć w rękę. Emanuel uważa z pewnością,

ż

e i Karolinę, i Signe są znacznie bardziej pociągające niż ona.

Nareszcie skończyła.

- No to zdjęłam miarę, panno Carlsen. Czy kupiła już pani materiał i wybrała

fason?

Karolinę pokręciła głową. - Jak tylko mama wróci do domu, to wszystkie trzy

wybierzemy się do miasta. Signe też musi sobie kupić coś nowego. Wtedy z

pewnością znajdziemy materiał, który mi się spodoba. Emanuel ma zwyczaj zaglądać

do nas od czasu do czasu, to przyniesie pani materiał i poinformuje o fasonie.

Elise skinęła głową i ruszyła ku drzwiom.

„Emanuel ma zwyczaj zaglądać do nas od czasu do czasu”... To brzmi tak,

jakby przychodził tutaj ciągle, ale w domu o niczym takim nie wspomina. Ciekawe,

czy odwiedza ich, żeby spotykać Signe, czy też chce pooddychać trochę atmosferą

zamożnego domu?

background image

Kiedyś powiedział, że jadł u Carlsenów kolację, może robi to ciągle? Elise

sama się dziwiła, jak rzadko bywa głodny.

Wzburzona głęboko wciągnęła powietrze. Teraz znowu zaczynasz,

powiedziała do siebie ze złością. Wiedziała, że Emanuel wychował się w zupełnie

innych warunkach niż te, w jakich teraz żyje, i że u Carlsenów jest mile witanym

gościem, będzie więc musiała znosić fakt, że utrzymuje z nimi kontakty. I nic

dziwnego, że o swoich wizytach w ich domu jej nie mówi, bo Elise robi się

naburmuszona, gdy tylko o nich wspomni.

Kiedy mijała dom majstra Paulsena, nagle zobaczyła, że z kuchennych drzwi

wybiega jakaś dziewczyna. Elise rozpromieniła się z radości. To Hilda.

- Widziałam, jak szłaś, Elise. Paulsen odpoczywa po obiedzie, więc mogłam

się wymknąć z domu. - Była zdyszana i zbyt cienko ubrana jak na taki ziąb. - Nie

chciałam być nieprzyjemna - mówiła, dzwoniąc zębami. - Ale chyba rozumiesz,

dlaczego zwlekałam z przyjściem do ciebie. Jestem taka oburzona w twoim imieniu.

Elise skinęła głową.

- Rozumiem to. Sama też jestem oburzona, ale nic nie mogę na to poradzić.

Poza tym myślę, że każdy może popełnić w życiu błąd. Nikt nie jest nieskazitelny.

- Widziałam, że ona nadal mieszka u Carlsenów. Wygląda to tak, jakby ją

adoptowali, jakby była ich drugą córką. A co z tą jej pracą guwernantki?

Elise pokręciła głową.

- Wygląda, że nic z tego nie będzie.

- A gdzie ty byłaś?

- U Carlsenów.

Hilda wytrzeszczyła oczy.

- U Carlsenów? Teraz, kiedy Signe tam mieszka?

- Dostałam od teścia maszynę do szycia i mam zamiar zarabiać jako

krawcowa. Carlsenowie dali mi pierwsze zamówienie.

Hilda przewracała oczami ze zdumienia.

- I ty tego chcesz?

- Gdzieś muszę zacząć, a nie dostanę zamówień od obcych, jeśli nikt mnie nie

poleci.

- A komu masz najpierw szyć? Pani Carlsen?

- Nie, jej córce.

- I Signe też tam była?

background image

- Siedziały obie z Karolinę i jadły ciastka.

Hilda wciąż kręciła głową wyraźnie wzburzona. - Że też ty się na to godzisz!

Gdybym była na twoim miejscu, to sprzedałabym tę maszynę i znalazła sobie pracę

gdzie indziej.

- W którejś z fabryk, chciałaś powiedzieć? A co bym zrobiła z dzieckiem?

- Zabierałabyś je ze sobą, rzecz jasna.

- Valborg powiedziała mi, że nadzorca nie chce już widzieć dzieci na

korytarzu.

Hilda patrzyła na nią przestraszona, najwyraźniej jeszcze o tym nie słyszała.

- Nie można już zabierać ze sobą dzieci? Boże drogi, to co ja zrobię?

Elise obrzuciła uważnym spojrzeniem sylwetkę siostry, zauważyła, że lada

moment jej stan zacznie być widoczny.

- Masz zamiar czekać z wyjaśnieniami dla majstra aż do porodu?

Hilda skinęła głową.

- Oczywiście. Chyba nie sądzisz, że chciałabym zostać wyrzucona za drzwi

wcześniej, niż to konieczne?

- Ale jesteś całkiem pewna, że on zaplanował oddać również to dziecko

swojemu kuzynowi?

Hilda potwierdziła skinieniem głowy.

- Podsłuchiwałam pod drzwiami i słyszałam, co mówili.

- Jesteś bardzo dzielna, Hilda. Podziwiam cię, że podjęłaś taką decyzję. Będzie

ci bardzo ciężko, może bardziej, niż myślisz, ale jesteś silna. Nie wątpię, że dasz

sobie radę.

Hilda dzwoniła zębami z zimna.

- A jak ci poszedł poród, jaki jest twój synek?

- Wszystko skończyło się dobrze, jest zdrowy i niczego mu nie brakuje, tylko

strasznie krzyczy. No i chyba nie jest za bardzo urodziwy, jak to zauważyła moja

teściowa, ale Peder uważa, że mały jest słodki... Ja zresztą też tak myślę. -

Uśmiechnęła się, a potem mówiła z powagą: - Boję się tylko, czy nie będzie podobny

do... - Nic więcej nie powiedziała, zagryzła tylko mocno dolną wargę.

- Nie myśl o tym, Elise. Dzieci szybko się zmieniają. Braciszek robi się coraz

ładniejszy. - Odwróciła się gwałtownie i biegiem ruszyła w stronę domu, Elise nie

była pewna, czy robi to tylko dlatego, że strasznie zmarzła.

- Nie myśl, że nie będziesz mile widziana w domu majstra! - zawołała za

background image

siostrą. - Peder i Kristian wciąż o ciebie pytają, to samo Emanuel.

Ostatnie zapewnienie było kłamstwem, ale miała nadzieję, że ono pomoże.

Hilda nie odpowiedziała, Elise jednak odniosła wrażenie, że te słowa dobrze siostrze

zrobiły.

W napięciu biegła przez Beierbrua, zastanawiała się, jak Emanuel poradził

sobie z małym. Z Hugo, poprawiła się. Teraz, kiedy oznajmiła Karolinę, jak chłopiec

będzie miał na imię, powinna się tego trzymać.

Zdyszana otworzyła drzwi, wiedziała, że Emanuel już dawno powinien był

wrócić do biura.

Tymczasem jej mąż stał pośrodku izby z dzieckiem w ramionach. Odwrócił

się do niej i zawołał z ożywieniem:

- On się uśmiechnął!

Elise patrzyła na niego zaskoczona.

- Uśmiechnął się? Już? - Podeszła szybko do męża, domyślała się, co widział.

Ona też już dawniej dostrzegała na twarzy maleństwa dziwny grymas, który

zdecydowanie przypominał uśmiech, ale niemowlęta nie uśmiechają się, dopóki nie

skończą pięciu lub sześciu tygodni, tak jej powiedziała matka.

- No popatrz, to ty widziałeś jego pierwszy uśmiech, Emanuelu! Bardzo się z

tego cieszę, zwłaszcza że rzadko go widujesz. Powiedziałam Karolinę, że damy mu na

imię Hugo. I jeszcze jakieś drugie, oczywiście.

Emanuel patrzył na nią zaskoczony.

- To ty z nią rozmawiałaś? Przytaknęła.

- Mam uszyć jej suknię, musi tylko najpierw kupić materiał. Wzięłam już

miarę, a ona powiedziała, że któregoś dnia przyśle materiał przez ciebie. - Zauważyła,

ż

e Emanuel jest skrępowany, udawała jednak, że niczego nie widzi. - Signe też tam

była. Siedziały i jadły ciastka, kiedy przyszłam. One obie i pani Carlsen wybierają się

do miasta na zakupy.

Emanuel zmarszczył czoło.

- Bardzo mi się nie podoba to, że ona wciąż tam mieszka. - Elise stwierdziła,

ż

e fakt, iż może z nią o tym rozmawiać, przynosi Emanuelowi ulgę. Przeniknęła ją

fala ciepła. Lody zostały przełamane. - Któregoś pięknego dnia Carlsenowie się

domyśla, dlaczego Signe wyjechała z domu - ciągnął Emanuel. - Nie jestem pewien,

czy nadal będą tacy gościnni, kiedy dotrze do nich, że nowa przyjaciółka Karolinę nie

jest takim niewinnym dziewczęciem, za jakie się podaje. Wprost przeciwnie, myślę,

background image

ż

e może dojść do prawdziwej awantury.

Elise musiała przyznać mu rację, równocześnie wsłuchiwała się uważnie w to,

jakich słów używa Emanuel. Czy to może oznaczać, że nie był jej pierwszym

mężczyzną?

- No a co z tą posadą guwernantki? Nie możesz jej przekonać, żeby przyjęła

pracę?

- Nikt nie zechce guwernantki oczekującej dziecka.

- Więc mówiłeś to tylko po to, żeby mnie uspokoić?

- Poniekąd. - Emanuel nie był w stanie spojrzeć jej w oczy. - Będzie musiała

znaleźć sobie jakąś pracę w innym miejscu, ale im dłużej czeka, tym będzie to

trudniejsze.

- Nie sądzisz, że jej rodzice dadzą się w końcu udobruchać i przyjmą ją z

powrotem? Rozumiem, że byli wstrząśnięci i wściekli, kiedy usłyszeli, co się stało,

ale to mimo wszystko ich córka. Chyba nie, są aż tak pozbawieni serca, by pozwolić

jej umrzeć z głodu?

Emanuel włożył dziecko do kołyski, zdjął płaszcz i futrzaną czapkę z

gwoździa na ścianie i zaczął się ubierać.

- Jej matka jest wystraszona i potulna, ojciec natomiast ma wiele cech

wspólnych z moją matką. Przesadnie miły i serdeczny, jeśli chce z kimś być w

dobrych stosunkach, ale może się zachować dokładnie odwrotnie i okazać całkowity

brak szacunku, jeśli człowiek próbuje mu się przeciwstawić.

Pocałował ją w policzek.

- Muszę lecieć. - Zrobił dwa kroki w stronę drzwi, po czym przystanął i

uśmiechnął się onieśmielony. - Dziękuję ci, Elise. To wspaniałe z twojej strony. -

Potem zniknął za drzwiami.

Elise zrozumiała, co chciał powiedzieć. Wiedziała też, że to od niej zależy,

czyjej i Emanuelowi będzie znowu razem dobrze. Pytanie tylko, czy zawsze potrafi

stłumić w sobie zazdrość, przejść nad tym, co się stało, do porządku dziennego i

zapomnieć o wszystkim. Emanuel właśnie jej powiedział, że dobrze zna rodziców

Signe. Jego romans z Signe musiał więc trwać dość długo, a w takim razie Elise

trudno będzie odbudować zaufanie do męża. Przysięgał przecież, że do zbliżenia

między nimi doszło tylko raz.

Z kołyski dotarło do niej żałosne pojękiwanie, ale przecież karmiła synka tuż

przed wyjściem i teraz nie ma czasu, żeby znowu się nim zajmować. Poza tym

background image

noworodki powinno się przewijać i karmić co trzy godziny, uczyła ją matka.

Postanowiła więc, że zrobi gruntowne porządki w izbie i w kuchni, żeby mogła zająć

się wyłącznie szyciem, kiedy już Karolinę przyśle jej materiał.

Na dworze panowała zupełna cisza, kiedy Elise biegła do studni po wodę.

Robotnicy skończyli już przerwę obiadową, nikt nie przechodził przez most, nie było

słychać żadnych rozmów. Tylko ten wiecznie huczący wodospad, wciąż ten sam szum

spienionej wody.

Gdzieś w oddali słychać było płacz dziecka. Może to Larsine? Znowu pojawił

się strach. Nawet jeśli uniknęli zarażenia od matki, kiedy chora na suchoty leżała

przez tyle tygodni w domu, to nie ma pewności, że również tym razem dopisze im

szczęście. Larsine bawiła się z Anne Sofie, Pederem, i Kristianem, jadała z nimi

wszystkimi, piła z tych samych metalowych kubków, posługiwała się tymi samymi

łyżkami. Na plakatach rozwieszonych po całym mieście można przeczytać, że

powinno się gotować talerze i sztućce, ale kto by tam miał na to czas? Zresztą

przeważnie ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że zaraza dotarła do ich domu.

Kiedy teraz o tym myślała, wiedziała, że od dawna powinna się była mieć na

baczności. Larsine zaczęła kaszleć na długo przed świętami Bożego Narodzenia, ale

przecież tylu ludzi kaszle każdej zimy. Dziewczynka była zawsze blada i

wychudzona, wyglądała na słabowitą, miała wielkie cienie pod oczami.

Ją natomiast zawsze najbardziej martwił Evert, może dlatego, że szczerze

współczuła temu dziecku i była bardzo oburzona, kiedy pijak Hermansen przepijał

pieniądze, które dostawał od gminy za opiekę nad chłopcem. Poza tym Evert jest

najlepszym przyjacielem Pedera, znają go od wielu lat, Larsine natomiast poznali

dopiero ostatniej jesieni.

Pośpiesznie wniosła wiadra do domu, nalała wody do dużego garnka i

postawiła go na kuchni, potem zaczęła wyjmować rzeczy potrzebne do mycia. Malec

wrzeszczał głośno. Hugo. Musi przyzwyczaić się do tego imienia.

- To z twojego powodu mam zamiar sprzątać! - krzyknęła, zabierając się do

szorowania. Ostry zapach ługu drapał ją w gardle i powodował, że oczy zaczynały

łzawić, a ręce stawały się czerwone i nabrzmiałe, Elise jednak zaciskała zęby i

szorowała ze wszystkich sił. Zadawała sobie pytanie, czy to lęk przed suchotami,

wściekłe wrzaski małego Hugo czy też upokorzenie, jakiego doświadczyła u

Carlsenów, sprawia, że pracuje z takim zapałem. A może po prostu próbuje zmyć w

ten sposób rozczarowanie zachowaniem Emanuela, tak by naprawdę mogli znowu

background image

zacząć ze sobą żyć?

Ciężka praca przyniosła lepszy humor i sprawiła, że łatwiej było znosić

wrzaski dziecka. Kiedy w końcu postanowiła zrobić sobie przerwę, przewinąć i

nakarmić synka, poczuła, że sprzątanie dodało jej siły, chociaż zabierała się do niego

taka zmęczona.

Malec ssał łapczywie, gdy wreszcie został przystawiony do piersi. Wydawał

przy tym jakieś dziwne dźwięki, jakby odgłosy zadowolenia, a mała piąstka poruszała

się nieustannie i głaskała pierś matki. Elise uśmiechnęła się do dziecka.

- Jakoś sobie damy z tym wszystkim radę, Hugo - szeptała. - Poradzimy sobie i

z tym, i z tamtym. Ty i ja. Ty jesteś ty, a ja jestem ja i jestem twoją matką. Nie

będziemy się przejmować tym, co inni myślą i mówią.

Nagle usłyszała jakieś kroki za drzwiami, zaraz potem rozległo się pukanie do

drzwi i Agnes wsunęła głowę do środka. Drgnęła i z obrzydzeniem zmarszczyła nos.

- Fuj, jak tu cuchnie ługiem!

- Pośpiesz się i zamknij za sobą drzwi. Wypuszczasz ciepło. Agnes posłusznie

spełniła polecenie.

- Gratuluję ci, Elise. Przyniosłam prezent. - Położyła małą paczuszkę w

brązowym papierze na kuchennym stole, przez cały czas nie spuszczała wzroku z

małego Hugo.

Elise zastanawiała się, czy Agnes odczuwa ból, patrząc na niemowlę. Przecież

dopiero co utraciła własne dziecko, wyglądało jednak na to, że ona jest po prostu

ciekawa.

- Prezent? - spytała Elise zaskoczona. - Dla mnie? Agnes roześmiała się.

- Nie, nie dla ciebie, tylko dla twojego dziedzica, to chyba oczywiste!

Rozerwała papier, w środku leżały dwie maleńkie białe rękawiczki.

Elise była wzruszona.

- Strasznie ci dziękuję, Agnes. To naprawdę miłe z twojej strony. Zwłaszcza

teraz, kiedy... - umilkła, poczuła się nieswojo.

- Zwłaszcza teraz, kiedy ja nie mam już dziecka, chciałaś powiedzieć? Ale

powiem ci, Elise, że jestem z tego zadowolona. - Usiadła ciężko na jednym z

kuchennych taboretów. - Ucieszyłam się, kiedy odkryłam, że będę miała dziecko, bo

w przeciwnym razie nigdy by mi się nie udało zdobyć Johana. Ale brudne pieluchy i

wrzaski bachora to nie dla mnie. Czy on ma rude włosy? - zmieniła temat,

przechylając głowę, żeby się lepiej przyjrzeć.

background image

- To nie ma znaczenia. Kolor włosów zmienia się dzieciom, kiedy trochę

podrosną.

Agnes w zamyśleniu kiwała głową.

- Chyba musisz być na to przygotowana, Elise. Mam wrażenie, że jest

podobny do Ansgara.

Elise poczuła, że palą ją policzki, i odwróciła pośpiesznie twarz ku drzwiom,

ż

eby się upewnić, czy nikt nie wchodzi.

- Co ci przyszło do głowy, żeby mówić o tym tak głośno? - wyszeptała ze

złością. - Dobrze wiesz, że tylko Hilda, Emanuel i wy dwoje znacie prawdę.

Przez moment Agnes wyglądała na zawstydzoną, zaraz jednak zaczęła się

bronić.

- Myślę, że nie uda ci się zachować tajemnicy. Johan też w to nie wierzy.

Znasz przecież Hildę, która jest twoją siostrą. Kiedy najdzie ją taki humor, to

człowiek nigdy nie wie, co może powiedzieć.

- Hilda nigdy się nie wygada - Elise próbowała mówić z przekonaniem. - Ona

wie, że to by ściągnęło nieszczęście na całą rodzinę.

Agnes milczała.

Hugo najadł się, Elise ułożyła go sobie na ramieniu, żeby mu się odbiło.

- Spotkałam Ansgara. - Agnes mówiła cicho i ostrożnie, jakby rozumiała, że to

bardzo niezręczny temat.

- Ach tak. - Elise nie patrzyła na przyjaciółkę. Bardzo chciała dowiedzieć się

czegoś więcej, nie mogła jednak dać tego po sobie poznać. - Czyżby miał wyrzuty

sumienia z powodu tego, co mi zrobił?

Agnes zlekceważyła jej pytanie.

- Wypytywał o ciebie.

Elise z trudem chwytała oddech, posłała przyjaciółce piorunujące spojrzenie. -

Ma tyle bezczelności, żeby o mnie wypytywać?

- Powiedział, że słyszał płacz dziecka w waszym domu.

- Czy to takie dziwne? Musiał przecież zauważyć, że będę miała dziecko.

Agnes siedziała nieporuszona i obserwowała ją.

- Nie bądź głupia, Elise! On też umie policzyć na palcach. Wie, że byłaś

zaręczona z Johanem w tamtym czasie, kiedy to się stało, i że wtedy Johan był w

więzieniu. I dobrze też wie, że nie należysz do takich, które by się w tym czasie

zadawały z innymi. To oczywiste, że od dawna wie... że dziecko jest jego. - Umilkła

background image

na chwilę, potem dodała niepewnie: - Poza tym musiał zauważyć, że był twoim

pierwszym mężczyzną. .. - zachichotała, ale po minie Elise chyba się zorientowała, że

to zachowanie nie na miejscu, i natychmiast znowu spoważniała.

Elise czuła, że robi jej się na przemian zimno i gorąco. Oczywiście takie myśli

i jej nieraz przychodziły do głowy, nigdy jednak nie pozwoliła sobie ich roztrząsać.

Fakt, że Agnes siedzi tutaj, w jej własnej kuchni, i wygłasza wprost, brutalnie i

bezlitośnie, prawdę, sprawił, że Elise zatrzęsła się z gniewu.

- To podłe z twojej strony, Agnes. Żeby mówić takie rzeczy w ten sposób!

- Czasem myślę, że opłaca się być szczerym. W każdym razie wobec siebie.

Elise walczyła z płaczem.

- I co chcesz, żebym teraz zrobiła? Mam rozpowiedzieć wszystkim, z kim

mam to dziecko? Uważasz, że powinniśmy powiedzieć rodzicom Emanuela, że Hugo

nie jest jego? A co z Pederem i Kristianem? Jak im wytłumaczę to, co się stało? Mam

im powiedzieć, że to jakiś drań jest ojcem małego? A co twoim zdaniem

powiedziałaby na to moja matka? Mogłaby się znowu rozchorować. Umrzeć ze

wstydu.

- Chyba nie przeżywałaby tego bardziej niż inne matki. Wzdłuż rzeki Aker aż

się roi od młodych dziewcząt z bękartami na rękach. Czy myślisz, że ich matki

rzucają się do wody z tego powodu? Dobrze wiesz, jak to jest, kiedy człowiek jest

młody i biedny, nie ma w życiu innej radości jak tylko od czasu do czasu gorące ciało

kogoś drugiego na posłaniu.

Elise uspokoiła się.

- Zapominasz o czymś istotnym. Emanuel zaproponował mi, małżeństwo po

to, by dać mojemu dziecku ojca. Byłoby wobec niego nie w porządku, gdybym nagle

zaczęła rozpowiadać prawdę.

Agnes uśmiechnęła się.

- Taka jesteś pewna, że tylko dlatego się z tobą ożenił? Bo moim zdaniem to

on łaził za tobą od chwili, kiedy poszłaś do Świątyni, by prosić o pomoc.

Elise starała się nad sobą panować.

- Mnie i Emanuelowi jest razem dobrze. Chcemy zrobić wszystko, żeby Hugo

miał dom rodzinny. A to, co myśli czy też nie myśli Ansgar, nie ma żadnego

znaczenia. Nie jest chyba taki głupi, żeby opowiadać ludziom o swoich podejrzeniach.

Agnes przytaknęła.

- Masz rację, ja też tak uważam. Podobno koledzy wyśmiewali się z niego, że

background image

nigdy nie odważyłby się zaczepić dziewczyny, i dlatego polazł za tobą tamtego

wieczora.

Elise patrzyła na nią przerażona.

- A skąd ty to wiesz?

- Gustav mi powiedział.

Elise zagryzła tak mocno dolną wargę, że poczuła smak krwi.

- Te przeklęte dranie! Agnes przytakiwała.

- Akurat tutaj się z tobą zgadzam. Ale teraz on nie chce mieć już z nimi więcej

do czynienia, mówi Gustav. Chodzi przeważnie sam. Mam wrażenie, że nie czuje się

dobrze. I często przeprawia się przez most, żeby słuchać płaczu dziecka. Bo wtedy mu

się zdaje, że nie jest już taki samotny.

Elise poczuła, że policzki jej płoną.

- Mówisz to tak, jakbyś go żałowała! - w głosie Elise brzmiało oburzenie. - I

zdaje się sądzisz, że ja też powinnam mu współczuć.

- Nie wściekaj się tak! Mówię tylko, jak jest. Gdyby ci się zaczął naprzykrzać,

to zwyczajnie poproś Emanuela, żeby go przegonił.

Nareszcie dziecku się odbiło, i to głośno. Elise wstała, żeby położyć je w

kołysce. Na szczęście malec zasnął natychmiast.

- Podobno Larsine zachorowała na suchoty - powiedziała, głównie po to, by

zmienić temat. - To dlatego zaczęłam szorować całe mieszkanie.

- To ta mała dziewczynka, która codziennie tutaj przychodziła? - Agnes

sprawiała wrażenie wstrząśniętej.

Elise przytaknęła.

- Śmiertelnie się boję. Bawiła się z Anne Sofie przez wiele godzin dziennie,

dużo czasu spędzała też z Pederem. Jadała z nami, a ja nie gotowałam sztućców tak,

jak to się podobno powinno robić.

Agnes prychnęła.

- Kto ma czas na takie rzeczy? I na nic się nie zda, że będziesz się bać, Elise.

Właśnie wtedy może być jeszcze gorzej. Chodź, usiądź, a ja zrobię nam słabej kawy,

to się uspokoisz.

Elise postąpiła tak, jak koleżanka jej kazała, i natychmiast poczuła się lepiej.

Agnes nie miała na myśli nic złego, kiedy opowiadała jej o Ansgarze, ona jest tylko

taka roztrzepana i zawsze powie to, co jej leży na sercu.

- No a co tam u Johana, jak z jego pracą? Możecie żyć z jego zarobków?

background image

Agnes postawiła dzbanek do kawy na kuchni, wyjęła dwa kubki, mleko i

cukier.

- Johan dostaje zapłatę od tego rzeźbiarza, u którego pracuje. No i poza tym

robi takie dobre rysunki, że za to też dostaje pieniądze. Jeden profesor powiedział, że

Johan ma wielki talent. Któregoś pięknego dnia stanie się sławny, tak powiedział. A

wtedy będziemy mogli przeprowadzić się do lepszej dzielnicy.

Ogień buzował w piecu, kawa szybko się zagotowała. Agnes nalała do

kubków, Elise natomiast odpoczywała w spokoju.

- Pani Evertsen mówiła mi, że w wieczór wigilijny trafił wam się nieproszony

gość - powiedziała nagle Agnes. Elise odczuła to niczym cios w piersi. - Podobno

jakaś młoda dziewczyna, która przyjechała do Kristianii pociągiem, chociaż nikogo tu

nie zna, przyszła piechotą aż tutaj, żeby szukać pomocy u oficera Armii Zbawienia.

Elise nie była w stanie spojrzeć jej w oczy. Przytaknęła tylko skinieniem

głowy i próbowała siorbać gorącą kawę.

- Tak, byliśmy wszyscy przerażeni. Tak późno wieczorem, właśnie mieliśmy

się kłaść spać. Nie mogliśmy pozwolić, żeby ta biedaczka zamarzła na śmierć, i

przenocowaliśmy ją w kuchni. Następnego dnia Emanuel zaprowadził ją do

Carlsenów. Słyszał, że potrzebują dodatkowej służącej.

Poczuła, że Agnes gapi się na nią zżerana ciekawością. Może to jeden z

powodów, dla których tu przyszła, pomyślała nagle. Agnes słyszała chyba więcej niż

to, co pani Evertsen mogła jej opowiedzieć. Wielu ludzi musiało zauważyć nową

przyjaciółkę Karolinę, która najwyraźniej sprowadziła się do Carlsenów.

- I teraz jest damą do towarzystwa dla panienki. - Elise wciąż nie była w stanie

patrzeć na przyjaciółkę. - Tak słyszałam.

- Co za niezwykła historia, no, no, muszę przyznać. Że też Carlsenowie

przyjmują do domu obcą osobę, chociaż wśród ich znajomych tyle jest pięknych

panien.

- Podobno pochodzi z dużego dworu i ukończyła nawet szkołę dla panien.

Agnes przez chwilę nic nie mówiła.

- Czy to jakaś znajoma Emanuela?

Pytanie było tak zaskakujące, że Elise oniemiała.

- Oczywiście, że nie.

- Nie, no pewnie, pomyślałam tylko, że może ją spotkał w Kongsvinger albo

coś w tym rodzaju. Mężczyźni często opowiadają o dziewczynach z dworów, w

background image

których stacjonowali, twierdzi Johan. Myślałam, że może Emanuel już ją widział i

wie, z jakiego domu pochodzi.

Elise poczuła, że rumieni się coraz bardziej, pośpiesznie wstała i udawała, że

chce podejść do synka, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

- Przyszła do nas, bo słyszała, że mieszka tutaj oficer Armii Zbawienia. Nie

znała miasta i nie wiedziała, gdzie jest siedziba Armii. Aż się dziwię, że Hugo tak

długo śpi - dodała pośpiesznie. - Już się bałam, że z nim coś nie w porządku.

Agnes milczała.

Elise miała wrażenie, że fizycznie wyczuwa jej podejrzliwość.

- Masz zamiar zacząć znowu pracować, Agnes?

- Jeśli nie będę musiała, to nie. Elise posłała jej zdumione spojrzenie.

- Johan zdoła wyżywić was oboje?

Agnes przytaknęła, sprawiała jednak wrażenie, jakby myślami była gdzie

indziej.

Zastanawia się nad tym, co powiedziałam o Signe, pomyślała Elise i poczuła,

ż

e odwaga ją opuszcza. Czy nie będzie końca chorobliwemu zainteresowaniu ludzi tą

sytuacją? Dlaczego wszyscy muszą się mieszać do cudzych spraw, dlaczego nie

zostawią jej w spokoju?

- Peder bardzo się męczy w szkole - powiedziała, by przerwać dręczącą ciszę. -

Koledzy zaczepiają go i nazywają głupkiem. Któregoś dnia tak się wściekł, że rzucił

się na jednego z nich, a potem wrócił do domu w podartej kurtce i ze skaleczonym

czołem. Już sama nie wiem, co robić, żeby mu pomóc. Kiedy czyta, to najpierw widzi

koniec wyrazu, a dopiero potem początek, zastanawiam się, czy to nie jest jakaś

choroba oczu.

Agnes wzruszyła ramionami, ta sprawa najwyraźniej jej nie interesowała.

- Dlaczego matka się nim nie zajmuje? Przecież to nie ty jesteś za niego

odpowiedzialna. A przy okazji, widziałaś ostatnio Hildę?

Elise potwierdziła skinieniem.

- Rozmawiałam z nią nie dalej jak dzisiaj. Emanuel został w domu w czasie

przerwy obiadowej i pilnował Hugo, a ja pobiegłam do Carlsenów, żeby wziąć miarę

na suknię Karolinę. Dostałam od teścia maszynę do szycia i zamierzam zająć się

krawiectwem.

- I dopiero teraz mi o tym mówisz? - Agnes patrzyła na nią zachwycona. - W

takim razie spotkałaś pewnie też i tę dziewczynę?

background image

Tym razem Elise wytrzymała wzrok koleżanki. Skinęła głową, popijając

gorącą słodką kawę.

- One są niczym przyjaciółki. Karolinę powiedziała, że pojadą do miasta

razem z panią Carlsen i pochodzą po sklepach. Może dostanę więcej zamówień z tego

domu. W każdym razie, jeśli uszyję wystarczająco ładną suknię dla Karolinę.

Agnes sprawiała wrażenie oszołomionej. Jeśli miała jakieś podejrzenia, że

było coś między Emanuelem i Signe, to teraz musi z nich zrezygnować, myślała Elise

z niepewnym uczuciem triumfu.

- Rozmawiałaś z nią? Z tą damą do towarzystwa, chciałam powiedzieć.

- Owszem, trochę. Ona ma na imię Signe, ale nazwiska nie pamiętam. Jest

miła i sympatyczna, wygląda zupełnie inaczej niż w wigilijny wieczór, kiedy tu do nas

przyszła.

Mój Boże, gdybym tak mogła zwierzyć się ze wszystkiego Agnes, zamiast

siedzieć tu i opowiadać niestworzone historie, pomyślała nagle z goryczą. Jak dobrze

byłoby podzielić się z nią zmartwieniami. Hilda się tylko złości i nic nie rozumie,

natomiast Agnes nie chce rozumieć, w dodatku uważa, że nic by się nie stało, gdyby

ludzie poznali prawdę na temat Hugo.

Wyglądało na to, że Agnes straciła zainteresowanie dla Signe, gdy zdała sobie

sprawę, że w tej historii i tak nie ma nic podniecającego.

- Wiesz, jak marnie będziesz zarabiać tym szyciem? Znam jedną krawcową,

przesiaduje nad robotą po całych nocach, szyje przy lampie naftowej i wciąż ma

czerwone oczy. Naprawdę lepiej już chodzić do fabryki.

- Zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę, ale nie mam co zrobić z Hugo.

Początkowo myślałam, że mama będzie się nim zajmować, kiedy pójdę do przędzalni.

Teraz mama się wyprowadziła, a Valborg mówi, że nadzorca nie chce więcej słyszeć

o niemowlętach na korytarzu.

, - Wiem o tym. Znaleźli tam jedno martwe dziecko. Nikt nie wie, co się stało.

No i teraz wydali zarządzenie, że dzieci do fabryki przynosić nie wolno. Elise

zadrżała.

- Znaleźli martwe dziecko w kartonie na korytarzu? Agnes przytaknęła.

- Może się udusiło albo co. Może zwymiotowało i zadławiło się wymiocinami.

Elise pośpiesznie spojrzała na kołyskę. Jej synka nie może coś takiego

spotkać.

Agnes musiała się domyślić, o co chodzi.

background image

- Myślałam, że nie chcesz tego dziecka, a tymczasem wygląda na to, że je

kochasz. - W jej głosie słychać było zdziwienie.

- Oczywiście, że kocham małego. To przecież mój syn.

- A taka byłaś zrozpaczona i chciałaś biec do tej babki na Mollergata.

- Emanuel i Hilda błagali mnie, żebym tego nie robiła. I wtedy właśnie Peder

opowiedział mi, że siostra jego kolegi była u tej znachorki na Mollergatai Znachorka

usunęła jej dziecko, ale dziewczyna była potem bardzo poważnie chora. Nie mogłam

ryzykować podobnego losu, przecież Peder wciąż jest ode mnie zależny.

- I musiałaś sobie zniszczyć życie ze względu na młodszego brata? - tym

razem w głosie Agnes zabrzmiało szyderstwo.

Elise patrzyła na nią zaskoczona.

- Teraz to naprawdę nie rozumiem, o co ci chodzi. Sama chciałaś zdobyć

Emanuela i byłaś wściekła, kiedy braliśmy ślub. Powinnaś raczej myśleć, że jestem

wyjątkową szczęściarą, a nie że zniszczyłam sobie życie.

Agnes zerwała się z kuchennego stołka.

- Myślę, że nie powinnyśmy więcej o tym rozmawiać, Elise. Dziękuję za kawę.

Pójdę teraz do Anny, żeby się dowiedzieć, co z nią. Czy słyszałaś, że Torkild

Abrahamsen ćwiczy z nią codziennie?

Elise uśmiechnęła się, nagle ożywiona.

- No właśnie, słyszałam. Uważasz, że to pomaga? Agnes wzruszyła

ramionami.

- W każdym razie pomaga jej nie przejmować się za bardzo chorobą.

- Pozdrów ją ode mnie i powiedz, że jak się tylko trochę ociepli, to wezmę

Hugo i przyjdę do niej w odwiedziny.

Ale gdy tylko Agnes wyszła, Elise znowu zaczęła się zastanawiać nad jej

dziwną reakcją. Miała poczucie, że Agnes wie więcej, niż chce powiedzieć.

Czy to możliwe, że Johan się domyśla, jak się sprawy mają? Wie o romansie

Emanuela z Signe i opowiedział o tym żonie?

Pokręciła głową. Nawet gdyby Johan dowiedział się, co zaszło między

Emanuelem i Signe, to byłby z pewnością oburzony w imieniu Elise, ale Agnes nic by

nie powiedział.

Znowu postawiła garnek z wodą na ogniu, żeby dalej szorować podłogę,

stwierdziła jednak, że ochota do pracy kompletnie ją opuściła. Słowa Agnes wciąż

krążyły jej po głowie, zwłaszcza to, co Agnes powiedziała o Ansgarze Mathiesenie,

background image

który kręci się w pobliżu, by słuchać krzyku dziecka z domu majstra, mimo że Johan

straszył, że go obije, jeśli nie będzie się trzymał od tego miejsca z daleka. Potem

myśli wróciły znowu do Signe i do podejrzeń Agnes. Agnes najwyraźniej nie przyjęła

do wiadomości, że Signe przyszła do nich, ponieważ wiedziała, że w tym domu

mieszka były oficer Armii Zbawienia. Fakt, że nie próbowała dowiedzieć się czegoś

więcej, może oznaczać, że nie była pewna, czy Elise w ogóle ma pojęcie, jak się

rzeczy naprawdę mają.

Podeszła do kołyski i spoglądała na śpiące dziecko. Dlaczego Agnes tak się

dziwi, że ona kocha taką bezradną, małą istotę? I dlaczego mogła odczuwać ulgę z

powodu utraty własnego dziecka?

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Tego wieczora Emanuel wrócił z biura w bardzo dobrym humorze. Elise

wierzyła, że to dzięki tej rozmowie, którą odbyli w ciągu dnia. Wiedziała, że postąpiła

słusznie. Dobrze, że stłumiła w sobie uczucie upokorzenia i w sposób naturalny

rozmawiała o Signe, że nie starała się przebić wrzodu, dzięki czemu obojgu jest im

teraz łatwiej.

- Wszędzie pachnie świeżością! - zawołał Emanuel wesołym głosem.

- Tak, wyszorowałam całą kuchnię. - Chciała dodać, dlaczego tak zrobiła, ale

przemilczała powód. To nie ma sensu, nikomu z nich i tak to nie pomoże. - Hugo był

dzisiaj dużo spokojniejszy. W każdym razie przez ostatnie godziny - wyjaśniła. - No i

Agnes przyszła z prezentem.

- Z prezentem? - Emanuel spoglądał na nią zaskoczony.

- Tak, to dwie maleńkie ciepłe rękawice dla Hugo. Emanuel uśmiechnął się

szeroko.

- Jak to miło, że zaczęłaś używać jego imienia. Wiedziałem, że się zgodzisz,

ż

ebyśmy ochrzcili go po moim ojcu. To naprawdę jedyna właściwa decyzja.

Elise skinęła głową i nalała mu kawy do kubka. Posmarowała dwie kromki

chleba syropem i ładnie ułożyła na małym talerzyku.

- Co poza tym mówiła Agnes?

- Obawiałam się, że widok Hugo sprawi jej ból, skoro niedawno utraciła

własne dziecko, ale wygląda na to, że się myliłam. Oznajmiła, że brudne pieluchy i

wrzaski bachora to nie dla niej.

- A znalazła sobie nową pracę?

background image

- Nie, powiedziała, że nie chce pracować, jeśli nie musi.

- Nie musi? - Emanuel patrzył na żonę, nic nie rozumiejąc. - Przecież chyba

Johan aż tak dużo nie zarabia?

- Pracuje u jakiegoś kamieniarza i podobno dostaje dobrą zapłatę. Poza tym

rysuje. Agnes mówiła o jakimś profesorze, który jest z niego bardzo zadowolony. Nie

rozumiem tylko, na czym ta jego praca miałaby polegać.

- Człowiek, który robi jakieś rysunki lub pomaga kamieniarzowi, nie zarabia

dobrze. On się musi zajmować jeszcze czymś innym. - Emanuel był wyraźnie

niezadowolony.

Elise uznała, że najrozsądniej będzie rozmawiać o czymś innym .

- Agnes zamierzała też odwiedzić Annę. Podobno Torkild Abrahamsen

przychodzi do niej codziennie i ćwiczy z nią. Agnes nie wierzy, żeby to mogło dać

jakieś rezultaty, sądzi jednak, że jego wizyty dobrze Annie robią.

- Oczywiście, że tak Każdy potrzebuje kogoś, kogo lubi. - Uśmiechnął się,

wyciągnął rękę i pogłaskał ją po policzku. - Jaka ty jesteś ładna, Elise.

Poczuła, że się czerwieni, i spuściła wzrok. - Przesadzasz. Mam przecież

lusterko i sama widzę, jak wyglądam. Blada, jak to w zimie, z sińcami pod oczyma po

tych wszystkich nieprzespanych nocach. Moim zdaniem wyglądam okropnie.

Emanuel roześmiał się.

- Skromność jest cnotą, jak to mówią. Ale nawet Carl Wilhelm zauważył, że

jesteś niezwykle pociągającą młodą dziewczyną.

Elise też się roześmiała.

- Młodą dziewczyną? Jestem mężatką i urodziłam dziecko.

- Ale wyglądasz tak samo młodo jak wiosną ubiegłego roku, kiedy byłem w

tobie taki zakochany, że nie mogłem spać po nocach. - Przysunął nieco bliżej swój

stołek i objął ją. - Tęsknię za tobą, Elise. Myślę, że wkrótce nie będę już mógł dłużej

czekać. - Wsunął jej rękę pod ubranie i pieścił piersi. - Rozumiesz mnie? - szeptał

podnieconym głosem. - Nie jestem w stanie już tak żyć. Muszę czuć twoje nagie ciało

tuż przy sobie, móc cię pieścić, kochać się z tobą. Kiedy dzisiaj wieczorem chłopcy

zasną, położymy się w jednym łóżku. - Poszukał wargami jej ust i pocałował ją długo,

namiętnie.

Elise poczuła ulgę. Wszystko będzie dobrze, myślała. Niech no tylko Signe

wyjedzie z miasta i niech Ansgar Mathiesen trzyma się od nas z daleka, to

Emanuelowi i mnie będzie znowu tak dobrze jak zaraz po ślubie.

background image

Na zewnątrz rozległy się kroki i Emanuel niechętnie wypuścił żonę z objęć.

- Ech, wracają pokutujące dusze! - zawołał z westchnieniem i odsunął taboret

na miejsce.

Peder i Kristian z hałasem wpadli do kuchni.

- Wiesz ty co, Elise? - Peder był zdyszany i taki przejęty, że nie mógł mówić. -

Nauczyciel jest chory i mamy zastępcę. Ten zastępca powiedział, że na strychu w

szkole straszy duch! To jest jakiś dawny nauczyciel, który nie otrzymał na Nordre

Gravlund takiego grobu, jak pragnął, i teraz straszy po nocach! Zastępca nie wie, że

Evert i ja nosimy wieczorami węgiel, drewno i czyścimy lampy naftowe. Co my

zrobimy, jeśli ten duch nam się ukaże? Pingelen powiada, że on nas może zabić.

- To są tylko jakieś okropne przesądy - Elise próbowała go uspokoić. - Nie ma

nic takiego, co się nazywa duch, duchy istnieją tylko w ludzkiej wyobraźni.

Peder umilkł nagle i patrzył na nią, nic nie rozumiejąc.

- Czy ty tego nie wiesz?

- Czego nie wiem?

- No tego, że duchy straszą nie tylko w szkole. Podobno są duchy i w fabryce

sacharyny, i u Solomona. Zastępca widział kiedyś upiora także na strychu w

przędzalni. Chyba nie myślisz, że nauczyciel kłamie?

- A cóż, u licha, jakiś nauczyciel miał do roboty na strychu w przędzalni? -

wtrącił zdumiony Emanuel. Peder posłał mu półprzytomne spojrzenie.

- Może poszedł szukać czegoś, co tam zostawił?

- No tak, może kiedyś mieszkał na tym strychu. - Emanuel próbował obrócić

wszystko w żart.

Elise postawiła na stole dwa kubki.

- Siadajcie teraz, zjedzcie po kawałku chleba z syropem i napijcie się kawy,

zanim wyjdziecie do pracy.

Chłopcy opadli na stołki i rzucili się na jedzenie. Peder zwrócił się do

Kristiana.

- Wezmę ze sobą długi kij i spróbuję go przegonić, jeśli przyjdzie.

Kristian skinął poważnie głową.

- Albo zdziel go polanem w łeb.

Peder przestał jeść, przerażony patrzył na brata.

- Co on by na to powiedział, jak myślisz?

- One nic nie mówią.

background image

- Ale pomyśl, co by to było, gdyby zacisnął mi ręce na szyi i próbował mnie

udusić?

Kristian najwyraźniej wątpił w taką możliwość.

- Jeżeli zobaczysz, że się zbliża, to po prostu zwiewaj: Emanuel rozłożył

gazetę i sprawiał wrażenie, że już nie zwraca uwagi na to gadanie o duchach.

- O, piszą tutaj, jaki niebezpieczny jest hałas na ulicach. Posłuchajcie: „Nauka

lekarska jest w stanie dowieść, że hałas, jaki robią powozy na ulicach, jest w naszych

czasach ważną przyczyną chorób nerwowych”. Koła powozów mają przecież

metalowe obręcze, a te strasznie hałasują na bruku.

Elise słuchała z uwagą.

- Jak to dobrze, że mieszkamy tutaj, przy wodospadzie. Nie słyszymy ani

stukotu końskich kopyt, ani kół powozów. W każdym razie zdarza się to bardzo

rzadko.

- Za to wciąż mamy ten nieprzyjemny zapach - stwierdził cierpko Emanuel. -

Zwróciłaś uwagę, że rzeka ma dzisiaj intensywnie czerwoną barwę?

Elise przytaknęła.

- To pochodzi z Hjula. Oni w tym farbują włóczkę.

- A wczoraj woda była żółta. - Emanuel wstał. - Zajrzę teraz do Carlsenów i

dowiem się, czy panie kupiły dzisiaj jakiś materiał. Byłoby dobrze, gdybyś mogła

zacząć najszybciej, jak to możliwe.

Elise przytaknęła z wymuszonym uśmiechem.

- Mam nadzieję, że sobie z tym poradzę. Emanuel pocałował ją w policzek.

- Oczywiście, że sobie poradzisz. Ty wszystko możesz, Elise. Chłopcy zerwali

się z miejsc, mieli coraz mniej czasu. Zanim Emanuel włożył płaszcz i futrzaną

czapkę, zniknęli już za drzwiami.

Elise patrzyła za nimi, marszcząc czoło, nagle poważnie zatroskana.

- Bardzo nie lubię, kiedy Peder jest taki podniecony. Emanuel roześmiał się.

- To tylko takie dziecinne gadanie. Oni uwielbiają mrożące krew w żyłach

historie. Sam pamiętam, że kiedy byłem chłopcem, bardzo lubiłem słuchać opowieści,

które wywoływały skurcze żołądka.

Przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.

- Nie zapomnij, co ci powiedziałem - wyszeptał. - Dziś wieczorem będzie nam

bardzo miło.

Elise uśmiechnęła się. Poczuła, że radość przegania ponure myśli. Dobrze

background image

będzie znowu znaleźć się w jego ramionach.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Elise stała przy oknie w izbie i patrzyła w mrok. Światła fabryki odbijały się

blaskiem w rzece. Kiedy wyglądała od południowej strony, widziała światła z innych

fabryk, które niczym złote paciorki układały się wzdłuż rzeki, jak tylko mogła sięgnąć

wzrokiem. Nad tym wszystkim świecił księżyc, zbliżający się do pełni. Niebo było

pełne gwiazd, a wodospad huczał głośniej niż zazwyczaj.

Elise nie rozumiała, skąd jej się bierze ten ciągły niepokój. Do tego, że Larsine

zapadła na suchoty, powoli zaczynali się przyzwyczajać. Zresztą wszędzie wokół byli

ludzie, którzy się zarazili. Tym, że Emanuel poszedł do Signe, też nie powinna się

przejmować. Wyraźnie przecież powiedział, że chciałby pozbyć się jej z miasta. Jeśli

nawet Ansgar Mathiesen włóczy się gdzieś w pobliżu, to Elise także postanowiła nie

zwracać na to uwagi. Najgorzej może się to skończyć dla niego. Tego dnia, kiedy

Emanuel przyłapie go na gorącym uczynku, nie chciałaby być na miejscu Ansgara.

Nie, to żadna z tych spraw. Minął też niepokój o dziecko, którego oczekiwała.

Podobnie jak lęk przed porodem. Matka jest zdrowa i dobrze jej się powodzi, a Hilda

da sobie radę. Jak to ładnie powiedział kiedyś pastor w kościele: „Żałoba ogląda się

za siebie. Troska rozgląda się wokół. Wiara patrzy przed siebie”. Elise powinna wie-

rzyć, że powoli wszystko się jakoś ułoży, że Signe zniknie z ich życia i że Ansgar

zostawi ich w spokoju, kiedy zrozumie, że Hugo jest synem Emanuela i o niczym

innym nie może być mowy.

Przeniknął ją dreszcz, w izbie było bardzo zimno. Szybko wróciła do kuchni i

starannie zamknęła za sobą drzwi. Kołyska się poruszyła, Hugo zaczynał się budzić.

Zbliżał się znowu czas karmienia.

Nareszcie usłyszała na zewnątrz kroki. Kristian wpadł do domu, czerwony po

długim pobycie na mrozie, trzęsący się z zimna.

- Moje palce u nóg i rąk są niczym bryłki lodu. - Dzwonił zębami tak bardzo,

ż

e trudno było zrozumieć, co mówi.

Elise wyjęła miednicę i nalała do niej wrzątku.

- Zdejmij szybko mokre pończochy i włóż nogi do gorącej wody. To jedyne,

co pomaga.

Chłopiec dygotał, palce miał sztywne z zimna i nie był w stanie sam zdjąć

ubrania, Elise musiała mu pomagać.

background image

- Odgrzeję mleczną zupę, która została z obiadu. Czy na dworze znowu

zrobiło się zimniej?

Chłopiec potwierdził skinieniem głowy.

- A gdzie jest Peder? - wykrztusił.

- Jeszcze nie przyszedł.

- Przecież zwykle wraca przede mną.

- Pewnie dzisiaj nawzajem się straszą tą historią z duchami. - Starała się, żeby

to brzmiało zabawnie, nagle jednak zrozumiała, że to właśnie ta sprawa budzi w niej

niepokój. - Pedera tak łatwo przestraszyć. Ma zbyt wybujałą fantazję, często nie jest w

stanie określić, gdzie przebiega granica między fantazją i rzeczywistością.

- Ja też tak myślałem. - Kristian także wyglądał na zatroskanego.

Elise podała mu kubek z prawie wrzącą zupą mleczną. - Staraj się wypić takie

gorące, jak tylko zdołasz przełknąć.

- A gdzie Emanuel?

- Poszedł do Carlsenów, żeby mi przynieść materiał. Mam uszyć suknię dla

panienki.

- Ale przecież wychodził razem z nami. Dlaczego siedzi tam tak długo?

- Skoro już poszedł, to musi trochę porozmawiać. Mieszkał u Carlsenów,

zanim się pobraliśmy, pamiętasz. To są najlepsi przyjaciele jego rodziców.

Kristian milczał. Przez dłuższą chwilę w kuchni panowała cisza. Zakłócały ją

tylko trzaskanie ognia w piecu i jakieś popiskiwania Hugo.

- Może powinnaś wyjść i rozejrzeć się za Pederem? Elise patrzyła na brata

zaskoczona.

- Martwisz się o niego, Kristian?

- Trochę. On jest taki bojaźliwy, ten nasz Peder. A jak się przestraszy, to nigdy

nie wiadomo, co może zrobić.

Elise uśmiechnęła się wzruszona.

- Widzę, że kochasz swojego brata, i to mnie bardzo cieszy. Pamiętam, jak to

było dawniej, kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Andersengarden. Kłóciliście się wtedy

niemal bez przerwy. Ty go zaczepiałeś, a Peder płakał.

Kristian uśmiechnął się najwyraźniej zawstydzony.

- Byłem wtedy mniejszy, nie rozumiałem tyle.

Widok uśmiechającego się Kristiana był tak niezwykły, że Elise po prostu się

na niego gapiła. Kristian był z nich wszystkich najładniejszy, podobny do ojca, miał

background image

ciemne, bujne włosy i intensywnie niebieskie oczy. Dawniej Elise obawiała się, że jest

w nim jakiś upór, który może zostanie na zawsze. Czasami myślała z przerażeniem,

ż

e chłopiec mógłby skończyć w bandzie z Sagene.

Teraz już się tym nie martwiła. Chociaż nie potrafiłaby powiedzieć, co

spowodowało zmianę. Może brat po prostu rozwija się w odpowiednim kierunku,

może to choroba matki i nagła śmierć ojca spowodowały, że sprawiał wrażenie złego i

nieprzystępnego. Nigdy nie wiadomo, jak takie przeżycia wpływają na młody charak-

ter.

Pośpiesznie pogłaskała go po policzku.

- Teraz już się tak nie zachowujesz, Kristian. Może dlatego, że w tamtym

czasie nie miałeś powodów do radości.

Spojrzał na nią zaskoczony.

- Jak to nie miałem powodów do radości?

- No bo mama była chora, a ojciec pił.

Wzrok chłopca pociemniał, może nie powinna była mu o tym przypominać.

- Poza tym myślę, że było ci przykro, kiedy Johan poszedł do więzienia. Był

twoim bohaterem.

Kristian pokręcił głową.

- Później już nie. Po tym, jak zaczął kraść, to już nie.

- On nie zaczął kraść, Kristian. - Elise słyszała, że jej głos brzmi ostrzej, niżby

chciała. - Zrobił to ze względu na Annę. Skończyły się jej lekarstwa, a nie mieli

pieniędzy, żeby kupić nowe. Armia nie mogła jej pomóc więcej, niż już pomogła.

Poza tym on nie kradł. Johan tylko stał na czatach.

- To chyba jedno i to samo. Elise popatrzyła na chłopca.

- Masz rację. Właściwie jedno i to samo. Musisz jednak zrozumieć, dlaczego

to zrobił.

- To też chyba nie ma znaczenia, zwłaszcza teraz, kiedy ożenił się z Agnes.

Elise znowu przyjrzała mu się uważniej, próbowała zrozumieć, co się kryje za

jego słowami.

- Było ci przykro, dlatego... dlatego że stało się tak, jak się stało?

Kristian wpatrywał się w podłogę.

- Nie wiem.

Znowu pogłaskała go po policzku.

- Obaj z Pederem musieliście bardzo wiele przejść w ostatnim roku. Hilda

background image

urodziła dziecko, ja wyszłam za Emanuela, a mama za Hvalstada. Poza tym

musieliście się przeprowadzić z Andersengarden.

Kristian milczał.

Elise podeszła do drzwi i przez wąskie okienko wyjrzała na zewnątrz. Co się,

na Boga, dzieje z tym Pederem? I dlaczego Emanuel tak długo siedzi u Carlsenów?

- Czy ta dziewczyna wciąż tam mieszka?

Odwróciła się gwałtownie do Kristiana, zaskoczona pytaniem.

- Masz na myśli Signe?

Chłopiec skinął głową, ale unikał jej wzroku.

- Tak, została czymś w rodzaju damy do towarzystwa u panienki Carlsen. Ale

chyba szukają dla niej pracy guwernantki na wsi czy coś takiego.

Kristian milczał.

- A dlaczego pytasz? Wzruszył obojętnie ramionami.

- A jakoś tak.

Elise widziała po jego minie, że zastanawia się nad czymś jeszcze, uznała

jednak, że najlepiej będzie rozmawiać o czymś innym.

- Czy mówiłam ci już, że postanowiłam naszemu maleństwu nadać imię Hugo

po ojcu Emanuela?

Kristian spojrzał na nią, sprawiał wrażenie kompletnie zaskoczonego.

- Taki jest zwyczaj, że pierworodny syn dostaje imię dziadka ze strony ojca.

Albo imię babki, jeśli to dziewczynka.

- Ale ty nie dostałaś takiego imienia. Elise roześmiała się.

- Nie, ja dostałam imię od nazwy statku. To był parowiec „Elise”, ojciec był na

nim marynarzem.

Chłopiec znowu się uśmiechnął.

- Dlaczego tak?

- Ponieważ tata był marynarzem, kiedy spotkał mamę. Był taki w niej

zakochany, że zrezygnował z pływania, ale kiedy urodziło im się dziecko, na dodatek

dziewczynka, to uparł się, żeby mnie ochrzcić imieniem statku, bo podobno bardzo

dobrze się czuł na jego pokładzie.

- To dlaczego nie nadasz dziecku imienia po naszym ojcu? On też jest jego

dziadkiem.

Elise przytaknęła.

- Proponowałam to Emanuelowi, ale już ci mówiłam, że zgodnie z tradycją,

background image

jeśli rodzi się chłopiec, to powinien być ochrzczony po dziadku ze strony ojca.

- A jak myślisz, co Ringstad na to powie?

- Sądzę, że nie będzie miał nic przeciwko. Chyba nawet będzie dumny, że

chłopiec nosi jego imię.

Kristian wyjął nogi z miednicy i zaczął je wycierać.

Elise znowu zwróciła się do okna i stała pogrążona w myślach. Czyżby

Kristian miał jakieś podejrzenia?...

Nareszcie mignęła jej ciemna postać na moście. Wkrótce potem drzwi się

otworzyły i Emanuel pośpiesznie wszedł do ciepłej izby.

- Uff, jaki mróz! Naprawdę tutaj nad rzeką jest o wiele gorzej.

- To dlatego, że dom majstra leży tak blisko wody. Czy panie kupiły materiał?

I przesłały też wzór?

Emanuel skinął głową i podał jej dużą paczkę zawiniętą w brunatny papier.

- Mam ci przekazać pozdrowienia. Pani Carlsen uważa, że z tymi fartuchami

to była bardzo dobra robota. Karolinę wybiera się za dwa tygodnie na duże przyjęcie i

ma nadzieję, że to tego czasu suknia będzie gotowa.

Elise patrzyła na niego przestraszona.

- Tylko dwa tygodnie? Przecież nie mam żadnej wprawy. Emanuel nic nie

powiedział, zdjął płaszcz i powiesił na wieszaku.

Był jakiś zamyślony, niemal zatroskany. Może on też się boi, że Elise nie

potrafi uszyć eleganckiej sukni?

- Nauczyłam się szyć na maszynie u pani Evertsen parę lat temu - zaczęła w

nadziei, że go uspokoi. - No a poza tym sporo szyłam ręcznie.

Emanuel nadal nic nie mówił. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie zauważył

Kristiana, który jeszcze nie włożył suchych skarpet. Elise wiedziała, że Emanuel nie

lubi, żeby chłopcy ubierali się albo rozbierali w pobliżu kuchennego stołu i żeby

potrząsali ubraniami „nad jedzeniem”, jak to określał. Teraz bez słowa zniknął w

izdebce.

Elise i Kristian patrzyli na siebie, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje. Kristian

przeczuwał chyba zbliżające się nieprzyjemności, bo pośpiesznie wciągał pończochy,

które Elise mu podała. To były pończochy zostawione przez matkę, Elise jednak była

pewna, że matka zrobiła to świadomie, bo wiedziała, że nie wszystkie jej dzieci mają

pończochy na zmianę.

Elise wślizgnęła się na palcach do izdebki i zastała Emanuela siedzącego na

background image

krawędzi łóżka, z twarzą ukrytą w dłoniach.

- Emanuel? Stało się coś złego? Mąż pokręcił głową.

- Bądź tak dobra i zostaw mnie w spokoju, Elise. Natychmiast wróciła do

kuchni, zmarszczyła czoło, nic nie rozumiała. Co się z nim dzieje? A taki był miły i

radosny, kiedy wychodził z domu.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Kristian usiadł przy kuchennym stole i zabrał się do lekcji. Dostał w szkole

nową książkę, Czytanki dla szkoły powszechnej przygotowane przez Nordahla

Rolfsena. Chłopiec zaczął głośno czytać wiersz zatytułowany U obcych drzwi i Elise

przerwała pracę, żeby go posłuchać. Kristian czytał płynnie, nie zająknął się ani na

jednym słowie:

Inne dzieci na świecie mają nad głową dach,

a ja jestem bezdomny od pierwszego dnia.

Nikt mnie nie pieścił, nie dawał jedzenia,

nikt nie tulił na rękach, gdy dławił mnie płacz.

Błądzę samotnie, wiem, co to chłód i nędza,

czasem zjem kromkę chleba przy obcych drzwiach.

Och, gdyby moja mama żyła, gdyby blisko przy mnie była,

To bym wiedział, że na świecie bije dla mnie jakieś serce.

Elise stała bez ruchu, słowa zapadały jej głęboko w duszę. Wiersz był taki

poruszający i piękny, że miała łzy w oczach. Kristian podniósł na nią wzrok.

- Czy nie wydaje ci się, że ten poeta pisał o Evercie?

Elise spojrzała na brata zdumiona, po chwili westchnęła ciężko.

- Evert nie jest jedyną sierotą na świecie. Niestety, takich dzieci jest aż nadto

wiele.

- I mnie się zdaje, że ich los jest właśnie taki. Elise przytaknęła.

- One odczuwają wielką tęsknotę. Tęsknotę, którą noszą w sobie przez całe

ż

ycie.

Kristian otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale się wahał, w końcu jednak

rzekł:

- Strasznie się cieszę, że cię mamy, Elise. - Uśmiechnął się onieśmielony.

Elise zrobiło się ciepło z radości. Po raz pierwszy Kristian wyznał jej swoje

myśli. Ale czy nie wyznał też żalu z tego powodu, co zrobiła matka? Wyprowadziła

background image

się i nie zabrała synów ze sobą.

W następnej chwili przypomniała sobie Emanuela i Pedera, znowu powrócił

niepokój. Kiedy wieczorem się już położą, będzie musiała porozmawiać z

Emanuelem, co go dręczy. Najpierw jednak trzeba wyjaśnić, dlaczego Peder nie

wraca.

- Myślę, że powinnam pójść do szkoły i rozejrzeć się za Pederem. Możesz

tymczasem przypilnować Hugo?

Kristian skinął głową.

- Ale dlaczego... - wskazał na drzwi izby i patrzył na siostrę pytającym

wzrokiem.

Elise westchnęła.

- Pojęcia nie mam, o co chodzi - odparła cicho, potem otuliła się starannie

chustką i wyszła.

Latarnia przy moście się nie paliła, tylko blask księżyca oświetlał drogę.

Nigdzie wokół nie było żywej duszy. Fabryki zostały pozamykane na noc,

robotnicy już dawno temu poszli do domu. Daleko przy Sandakerveien widziała mdłe

ś

wiatełka w oknach szarych budynków. Teraz nareszcie rodziny mogły pobyć przez

chwilę razem, zanim wszyscy, śmiertelnie zmęczeni całym dniem, zapadną w sen. To

ważne, żeby ludzie mogli trochę pospać, zanim o szóstej rano fabryczne syreny

zaczną wyć, wiedziała, że ten przymus zrywania się o świcie do fabryki wisi nad

ludźmi niczym czarna chmura.

Wszystkie okna w szkole były ciemne, nawet w piwnicy, skąd Evert i Peder

biorą węgiel i drewno.

Może Peder poszedł do Everta i zapomniał o bożym świecie, próbowała się

uspokoić, wiedziała jednak, że to mało prawdopodobne. Peder miał surowo

przykazane, żeby zaraz po pracy wracać do domu. I tak zostaje mu za mało czasu na

odrabianie lekcji.

Obeszła budynek dookoła, żeby zobaczyć, czy nie ma ich gdzieś po tamtej

stronie. Może się z jakiegoś powodu spóźniają, może dozorca chciał z nimi

porozmawiać, zanim pójdą do domu.

Kiedy znalazła się na tyłach budynku, zobaczyła jakieś uchylone drzwi, z

których sączyło się mdłe światełko. Odetchnęła z ulgą. W takim razie chłopcy nadal

pracują.

Pośpiesznie weszła do środka. Peder musi jeszcze poczytać i odrobić rachunki,

background image

ale właściwie to od dawna powinien być w łóżku. Jak ten chłopiec ma sobie dawać

radę, skoro nigdy nie ma czasu, żeby porządnie odrobić lekcje? Zawsze uczył się

słabo i jeśli nie będzie dużo pracował w domu, to nie nadąży za klasą. Pomyślała, że

musi mu dać porządną reprymendę, chłopcy pewnie zaczęli się wygłupiać, a może

usiedli gdzieś i rozmawiają o duchach.

Albo może tak się bali, że nie mieli odwagi zanieść węgla i drewna do sali

rysunkowej na strychu, dozorca się na nich rozgniewał i zadał im jakąś karę? Musi

przekonać Pedera, że tego rodzaju historie ludzie wymyślają dla rozrywki, że nie

istnieją żadne duchy.

W uszach zadźwięczały jej znowu słowa Kristiana: „On jest taki bojaźliwy,

ten nasz Peder. A jak się wystraszy, to nigdy nie wiadomo, co może zrobić”. Elise

skuliła się. Ale przecież brat nie jest tutaj sam, chyba się aż tak strasznie nie boi w

obecności Everta?

- Peder! Evert! - głos brzmiał dziwnie głucho i obco w pustym budynku

szkolnym. - Halo! To tylko ja, Elise.

Znikąd nie docierał do niej żaden dźwięk. Może powinna raczej odszukać

dozorcę? Bo to chyba on zamyka drzwi, kiedy chłopcy skończą robotę. On musi

wiedzieć, gdzie się teraz podziewają.

W tym samym momencie odniosła wrażenie, że słyszy jakieś głosy na

wyższym piętrze.

- Peder?! - krzyczała tak głośno, jak tylko mogła. - Jesteś tam na górze?!

Ale żadna odpowiedź nie nadeszła. Z wahaniem szła dalej przez długi

korytarz, a potem zaczęła wchodzić na schody. Skądś wyżej sączyło się słabiutkie

ś

wiatło, to chyba jakaś lampa naftowa, której nie zgasili. A to znaczy, że muszą się

znajdować na wyższych kondygnacjach.

Jak dziwnie pusty i nieprzyjemny wydaje się budynek szkoły po zakończeniu

lekcji, a na dodatek po zapadnięciu ciemności! W dzień wszędzie się roi od

dzieciaków w różnym wieku, które biegają po schodach w górę i w dół, rozmawiają,

ś

mieją się i hałasują, dopóki nie pojawi się nauczyciel i ich nie uciszy.

Weszła teraz na piętro. Od tamtego momentu, kiedy miała wrażenie, że

docierają do niej jakieś głosy, znowu nic nie słyszała. Spróbowała ponownie zawołać.

- Peder! Evert! Gdzie wy jesteście? Ale odpowiedzi nie było.

Mimo wszystko Elise była pewna, że chłopcy muszą tu gdzieś być. Nie

zostawili przecież zapalonej naftowej lampy na drugim piętrze. Wtedy to już na

background image

pewno mogliby oczekiwać, że utracą pracę, pomyślała ze złością. Najpierw wozak

Karlsen wyrzucił Pedera, a teraz chłopak ryzykuje, że dozorca zrobi to samo. Peder

musi zrozumieć, że dla rodziny ważny jest jego zarobek, chociaż taki niewielki. Musi

go przekonać, jakie mieli szczęście, mogąc zamieszkać w domu majstra, chociaż jest

taki dziurawy i w zimie wiatr w nim hula. To i tak lepsze niż smród w

Andersengarden i hałas, który docierał tam z ulicy i z sąsiednich mieszkań. Po klatce

schodowej wciąż kręcili się bezdomni i pijaczkowie.

Z wahaniem zaczęła wchodzić po schodach na trzecie piętro. Nieprzyjemnie

tak samej w ciemności, musiała się trzymać poręczy i posuwała się po omacku.

Gdyby nie ta mdła lampka na górze, nie widziałaby własnej ręki. Światło księżyca z

tej strony budynku było niewidoczne, poza tym okna na korytarzu są małe i wąskie.

Może zresztą w ogóle nie ma światła księżycowego, może księżyc schował się za

chmury, skoro wokół zapadły takie gęste ciemności.

- Peder! Evert! - wołała głośno, a potem stała przez chwilę i nasłuchiwała.

Nagle usłyszała jakiś dźwięk. Jakby stłumiony, na pół zdławiony głos,

brzmiało to tak, jakby ktoś usiłował coś powiedzieć z ustami pełnymi jedzenia.

Nagle wróciły do niej straszne obrazy z przeszłości. Tamten dzień, kiedy

banda łobuzów popychała Pedera, który śmiertelnie przerażony znalazł się na samym

brzeżku rzeki. Może Pingelen i pozostali znowu przystąpili do ataku, może zamknęli

chłopców w jakiejś komórce! Na myśl o tym wpadła w taki gniew, że zapomniała, iż

się boi, i pobiegła na górę, pokonując po dwa stopnie naraz.

W końcu korytarza wisiała zapalona lampa. Natomiast schody na strych

pogrążone były w mroku. Elise nie miała wątpliwości, że dźwięk, który do niej dotarł,

pochodził z jeszcze wyższej kondygnacji. Zdecydowana nie poddawać się, pobiegła

na górę.

Drzwi do sali rysunkowej były zamknięte na klucz, ale klucz tkwił w zamku

po zewnętrznej stronie. Elise wahała się przez chwilę. Przecież chłopcy nie mogą

siedzieć w sali. Gdyby tak było, to musiałby ich zamknąć sam dozorca, co jednak

wydawało się mało prawdopodobne. Kiedy się bliżej zastanowić, trzeba też odrzucić

ewentualność, że Pingelen i jego kompani odważyli się wejść aż tutaj. Dostaliby

solidne lanie, gdyby ktoś ich przyłapał.

Już miała schodzić na dół, gdy nagle stanęła. Znowu usłyszała ten dziwny

dźwięk. Teraz był znacznie wyraźniejszy i przypominał stłumiony jęk, taki jak wydaje

ranne zwierzę. Pomyślała o Puszku. Czy mogło się tam znajdować jakieś zwierzę,

background image

pies albo kot? Pośpiesznie przekręciła klucz w zamku, otworzyła drzwi i zajrzała do

ś

rodka. Z tej strony budynku księżyc świecił wprost w niskie okna strychu, ale światła

dawał niewiele.

- Czy jest tu kto?

- Elise? - usłyszała szloch i w następnym momencie dwie małe postaci

wypadły z mroku i rzuciły się jej na szyję. Obaj chłopcy obejmowali Elisę i zanosili

się płaczem.

- Na Boga, co się stało? Dlaczego wy tu siedzicie? Drzwi były przecież

zamknięte na klucz!

- Ciii! - rozdygotany Peder tulił się do siostry. - Nie wolno ci mówić tak

głośno. On tam jest!

- Kto? Gdzie?

- Duch! - to Evert próbował jej wytłumaczyć, szlochał i był co najmniej tak

samo przerażony jak Peder. - On jest w pokoju obok.

- Co za głupstwa. Nie ma żadnych duchów.

W tym samym momencie rozległ się taki dźwięk, jakby ktoś ciągnął coś po

podłodze. Elise poczuła, że włosy jeżą jej się na głowie, ale za nic na świecie nie

chciała jeszcze bardziej straszyć chłopców. - To musi być dozorca. - Jej głos brzmiał

dziwnie głucho.

- Dozorca wziął sanie i poszedł po zakupy do Magdy na rogu. - Evert nadal

mówił szeptem, ale chyba się trochę uspokoił, odkąd Elise przyszła, i już się tak do

niej nie tulił. Peder nadal trzymał się jej mocno.

- To musi być któryś z nauczycieli. Spostrzegła, że obaj chłopcy kręcą

głowami.

- Tam jest zupełnie ciemno. - Evert mówił szeptem, ale bardzo stanowczo. -

Słyszeliśmy, że on parska, prycha, ciągnie coś po podłodze, tłucze czymś, ale jak się

tylko odezwiemy, to zaraz robi się cicho.

- Chodź, idziemy. - Peder mówił przez łzy.

Elise wzięła chłopców za ręce, szybko wyprowadziła ich z pokoju i skierowała

się ku schodom.

- Musimy zgasić lampę na korytarzu - powiedziała, kiedy znaleźli się na

drugim piętrze.

Gdy już wszystko było zrobione, zeszli na sam dół tak szybko, jak na to

pozwalały panujące wszędzie ciemności, i wkrótce znaleźli się na dworze.

background image

- Odprowadzimy cię do domu, Evert. Wytłumaczę pani Berg, dlaczego

wracasz tak późno.

- Teraz to nie ma żadnego znaczenia. Ona nawet nie zauważa, kiedy wracam.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Pani Berg leży w łóżku i nie wie, czy jestem w domu, czy mnie nie ma.

- To ona jest chora?

- Tak. Strasznie kaszle i gwiżdże jej w piersiach. Przygotowałem jej jedzenie,

zanim wyszedłem do szkoły, ale kiedy wróciłem, wszystko wciąż leżało. W końcu

sam to zjadłem, bo wciąż jestem strasznie głodny.

- Czy był u niej doktor?

- Nie, pani Berg nie chce go widzieć. Ale kiedy usłyszy o duchach w szkole, to

pewnie powie, żebym przestał pracować. Jak myślisz?

- Nie istnieją żadne duchy, Evert. Musi być jakieś naturalne wyjaśnienie tego,

co się tam dzieje.

- Ja w każdym razie nigdy więcej na strych nie pójdę.

- Ani ja - Peder znowu zaniósł się szlochem. - On nas zamknął na klucz, Elise.

Pomyśl tylko! Zamarzlibyśmy na śmierć, gdybyś nie przyszła.

Elise nic nie mówiła, nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć.

Pożegnali się z Evertem, prosili, żeby pozdrowił panią Berg, i pośpieszyli do

domu.

Kristian siedział sam w kuchni i odrabiał lekcje, jedną nogą kołysał przy tym

Hugo. Spojrzał na nich znad książki zaciekawiony, kiedy stanęli w drzwiach.

- Czy ty wiesz, Kristian? Duch zamknął Everta i mnie na strychu! Gdyby Elise

nie przyszła, zamarzlibyśmy na śmierć.

Kristian patrzył na niego przerażony, po czym przesunął pytające spojrzenie na

Elise.

- To prawda, co mówi Peder, rzeczywiście byli zamknięci w sali rysunkowej.

Dozorca albo któryś z nauczycieli musiał to zrobić przez pomyłkę.

Peder oburzony zwrócił ku niej twarz.

- To nie było tak. Rozmawialiśmy z dozorcą, zanim weszliśmy na górę, i on

nam powiedział, że pójdzie do Magdy na rogu.

- W takim razie musiał to zrobić któryś z nauczycieli. Tym razem Peder wpadł

w złość.

- Przecież sama słyszałaś, Elise! Coś szorowało o podłogę, on jęczał i tłukł się

background image

po tym strychu, a kiedy zaglądaliśmy przez dziurkę od klucza, to w środku były tylko

nieprzeniknione ciemności. Myślisz może, że jakiś nauczyciel siedzi na strychu w

szkole i po ciemku poprawia nasze prace?

Emanuel musiał usłyszeć podniecone głosy z kuchni, bo wszedł i patrzył na

nich zdumiony. Elise zauważyła, że jest bardzo blady.

- Co się dzieje?

- Nie wiedziałam, gdzie się podział Peder, i poszłam do szkoły, żeby się za

nim rozejrzeć - zaczęła Elise.

Peder otworzył usta, by opowiedzieć dalej swoją historię, przynajmniej na to

wyglądało, ale zrezygnował. Dzieci nie powinny przerywać dorosłym, tak go uczono.

- Znalazłam obu chłopców zamkniętych na klucz w sali do rysunków na

strychu. Byli śmiertelnie przerażeni.

- Zamknięci na klucz? - Emanuel, nic nie rozumiejąc, spoglądał to na nią, to

na Pedera.

Peder z poważną miną kiwał głową.

- To musiał być ten stary nauczyciel, którego nie pochowano tam, gdzie chciał.

Emanuel uśmiechnął się z politowaniem.

- Nie ma żadnych upiorów, Peder. Musi istnieć jakieś naturalne

wytłumaczenie. A czy to czasem nie dozorca zamknął drzwi na klucz, ponieważ

sądził, że już skończyliście pracę?

Peder gwałtownie pokręcił głową i znowu zwrócił się do Elise.

- Powiedz mu, Elise! Powiedz, że ty też słyszałaś! Elise uśmiechnęła się

skrępowana.

- Naprawdę z pomieszczenia obok dochodziły dziwne dźwięki, chociaż w

ś

rodku było zupełnie ciemno. Myślę jednak, że to szczury.

- Szczury? - Peder otworzył usta i zapomniał ich zamknąć. - Przecież wiesz,

jak hałasują szczury, mieszkałaś tyle lat w Andersengarden! One nie potrafią jęczeć

ani dyszeć, ani stękać tak jak człowiek.

- No trudno, musi być jakieś naturalne wytłumaczenie - ucięła Elise

stanowczo. - A teraz pośpieszcie się obaj z lekcjami i jak najszybciej marsz do łóżka.

Zrobiło się bardzo późno.

Peder usiadł nad elementarzem, jeszcze bardziej niechętnie niż zazwyczaj.

Najpierw Elise przeczytała mu głośno czytankę, żeby nie odbierać mu odwagi. Na

szczęście dzisiejszy fragment był łatwy i krótki, nosił tytuł Zimowe rymy.

background image

„A, a, a, czekamy, aż nadejdzie zima, E, e, e, bo wtedy będzie śnieg, I, i, i,

będziemy się bawić w śnieżynki, O, o, o, będzie bardzo wesoło, U, u, u, zimo, zostań

tu!” Mimo że przeczytała mu wszystko od początku do końca, Peder zmagał się z

każdym słówkiem, poza tym nie mógł się skoncentrować, jego myśli wciąż były

zajęte upiorem w szkole.

Elise przestraszyła się, że Emanuel wpadnie w złość, jak to często bywa, kiedy

Peder odrabia przy nim lekcje, uznała więc, że najlepiej odłożyć wszystko do jutra.

- Kładźcie się teraz, chłopcy, szybko. - Odsunęła kuchenny stół na bok i

zaczęła przygotowywać im posłanie. Sama chciała jak najszybciej położyć się do

łóżka i w końcu zostać tylko z Emanuelem.

Otworzyła na chwilę drzwi do izby, żeby wpuścić tam trochę ciepła, i kiedy

Emanuel nie patrzył, dołożyła parę drew do pieca. Potem przewinęła Hugo, chociaż

malec nie płakał, zrobiła to w nadziei, że dziecko prześpi spokojnie parę godzin,

zanim znowu zrobi się głodne.

Kiedy nareszcie była gotowa, Peder i Kristian już spali, a Hugo zasnął nawet

przy piersi.

Pełna oczekiwania i niepokoju weszła na palcach do izby.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Widok Emanuela siedzącego na krawędzi łóżka z głową ukrytą w dłoniach i

proszącego, żeby zostawiła go w spokoju, dręczył ją przez cały wieczór. Teraz

przeniknęło ją bolesne przeczucie, że wieczór nie będzie taki, jak planowali przed

wyjściem Emanuela do Carlsenów.

Mąż położył się już wcześniej, teraz leżał na plecach, z rękami pod głową, i

patrzył w sufit. Kiedy usłyszał, że przyszła, próbował się uśmiechnąć, ale Elise

wyraźnie widziała, że wcale mu nie jest do śmiechu.

Rozebrała się szybko i włożyła nocną koszulę. Nie powinna się niczego

spodziewać, Emanuel najwyraźniej się rozmyślił. Może bardziej niż pieszczot z żoną

pragnął ulżyć swemu sercu.

Odwrócił się i przyciągnął ją mocno do siebie.

- Dlaczego to na siebie włożyłaś? - spytał, pociągając nocną koszulę.

- Nie wiedziałam, czy będziesz chciał. Pocałował ją gwałtownie.

- Ty mała kłamczucho. Dobrze wiedziałaś, że chcę.

Elise uśmiechnęła się i westchnęła z ulgą, pomagając mężowi zdjąć koszulę.

background image

Może się po prostu pomyliła. Może mimo wszystko nie dzieje się nic złego.

Emanuel odsunął kołdrę, chciał widzieć ją nagą w blasku stearynowej świecy,

która stała na taborecie przy łóżku. Szorstkimi rękami gładził jej ciało. Był gwałtowny

aż do bólu, Elise jednak nie dawała po sobie poznać, że wolałaby łagodniejsze

pieszczoty. Coś jej mówiło, że ma rację, Emanuel nie jest sobą, dlatego nie odważyła

się zaprotestować. Jego pocałunkom brak było tej czułości, którą zazwyczaj dawał

ż

onie, zagryzał lekko brodawki jej piersi, obolałe od karmienia, a pocałunki, którymi

obsypywał jej brzuch, były dziwnie rozgorączkowane. Po chwili rozsunął jej nogi i

wszedł w nią gwałtownie, kochał ją jakby ze złością. Chyba sądził, że wzbudzi w niej

pożądanie tą szorstkością, ale skutek był odwrotny. Elise przymknęła oczy, by ukryć

własne uczucia, pragnęła tylko, żeby wszystko skończyło się jak najprędzej. Emanuel

nie jest sobą, powtarzała w duchu, coś musiało się stać, coś, co wywoływało w nim

rozpacz i zarazem pożądanie. Elise była jeszcze obolała po porodzie i naprawdę

pragnęła nieco więcej troskliwości. Musiała zagryzać wargi, żeby nie jęczeć z bólu.

Kiedy Emanuel nareszcie osiągnął spełnienie, opadł w jej ramionach niczym

nieszczęśliwe dziecko.

Potem leżeli przez dłuższy czas w milczeniu.

W końcu Elise uznała, że najwyższy czas się odezwać. - Co się dzieje,

Emanuelu?

On pokręcił głową.

- Nic.

- Przecież widzę, że coś jest nie w porządku. Kiedy szedłeś do Carlsenów,

byłeś zadowolony i cieszyłeś się, że jak wrócisz do domu, to będziemy się kochać po

raz pierwszy od porodu.

Emanuel skinął głową, ukrył twarz na piersi żony.

- Jak tylko przyszedłeś, zauważyłam, że coś jest nie w porządku. Poza tym

chciałeś, żebym zostawiła cię w spokoju.

- Bądź tak dobra, Elise, nie wypytuj mnie. Nie jestem w stanie o tym

rozmawiać.

Umilkła, leżała bez ruchu i głaskała go po plecach. Jeśli teraz nie wydobędzie

z niego prawdy, to będą chodzić obok siebie niczym dwoje obcych ludzi.

To musi mieć coś wspólnego z Signe, skoro właśnie stamtąd wrócił. Czy

Carlsenowie domyślili się, że Signe jest w ciąży? Może rozzłościli się tak bardzo, że

wyrzucili ją za drzwi? Czy Emanuel jest zrozpaczony, bo nie wie, co z nią zrobić?

background image

- Powiedziano „na dobre i złe dni” - zaczęła Elise ostrożnie. - Ja przecież

wszystko wiem, Emanuelu. Możesz mi chyba powiedzieć, co się stało. Jeśli

Carlsenowie nie chcą dłużej trzymać Signe w swoim domu, to spróbujemy znaleźć

jakieś rozwiązanie. W najgorszym razie kupimy mały piecyk i będzie mogła mieszkać

u nas na strychu, zanim znajdziemy inne wyjście.

Oddech Emanuela był przyśpieszony i urywany. Elise nie miała pojęcia, czy

płacze, czy słucha, co ona mówi, czy też jest skupiony wyłącznie na swoim

zmartwieniu.

- Wiem, że żałujesz tego, co zrobiłeś - ciągnęła dalej spokojnym głosem. -

Wiem, że każdy może popełnić błąd w ten lub inny sposób. I nie nam oceniać, który

grzech jest większy. Najważniejsze, że przyznałeś się do błędu i pragniesz go jakoś

odkupić. Ale powinniśmy nasze brzemiona dźwigać razem, Emanuelu. Jeśli każde z

nas zostanie samo ze swoimi zmartwieniami, to życie w małżeństwie stanie się

niemożliwe.

- Elise, proszę cię. Zostaw mnie w spokoju.

Elise skinęła głową, ale coś twardego dławiło ją w gardle. Emanuel odwrócił

się od niej i wymamrotał „dobranoc”.

Elise zdmuchnęła świecę, leżała bez ruchu i wpatrywała się w ciemność.

Wiedziała, że on też nie może zasnąć.

Nie miała pojęcia, jak długo to trwało, ale nagle Emanuel odwrócił się do niej,

wyciągnął ręce pod kołdrą i znowu zaczął ją pieścić.

- Chcę cię jeszcze raz, Elise. Muszę! Mam wrażenie, że płonę z pragnienia,

którego nie da się ugasić.

Elise zarzuciła mu ręce na szyję i zaczęła go całować.

- Pomogę ci, Emanuelu. Tylko nie odwracajmy się od siebie nawzajem.

Dzielmy nasze zmartwienia i żale. Nawet jeśli przez chwilę będzie bolało, to później

będzie znacznie lepiej.

Tym razem był ostrożniejszy. I trwało to o wiele dłużej, tak długo, że Elise

zaczęła się obawiać, iż Emanuel nie osiągnie zadowolenia i rozgniewa się z tego

powodu. Odczuwała odrobinę dawnej przyjemności, kiedy całował ją w szyję i

delikatnie głaskał po piersiach. Przeważnie jednak sprawiał jej ból, w końcu marzyła

już tylko o tym, żeby to się jak najszybciej skończyło.

Kiedy Emanuel dotarł do celu, z kuchni dotarł do nich wściekły płacz. Elise

zerwała się z pościeli i po omacku wyszła z izby. Wyjęła synka z kołyski i przyniosła

background image

ze sobą do łóżka. Emanuel ostatecznie zapadł w sen, oddychał spokojnie u jej boku,

od czasu do czasu pochrapywał, ona tymczasem karmiła dziecko.

Taki mój los, że wciąż muszę służyć innym, pomyślała z ciężkim ze

zmęczenia westchnieniem. W zeszłym roku to była mama, Hilda, Peder i Kristian.

Teraz jest Emanuel i Hugo, no i chłopcy.

Ale takie jest życie większości kobiet, rozmyślała w ciszy. Wszystkich kobiet

z wyjątkiem takich jak Agnes, które oczekują, że inni będą im służyć i je uwielbiać.

Nakarmiła Hugo po raz drugi tej nocy i już miała zasnąć, kiedy usłyszała, że

Emanuel szepcze jej imię, cicho, jakby sprawdzał, czy żona śpi.

Natychmiast oprzytomniała.

- Tak, o co chodzi?

- Postanowiłem, że mimo wszystko ci o tym opowiem. Elise milczała, złożyła

pod kołdrą ręce i czekała na dalszy ciąg.

- Signe zwierzyła się Karolinę.

Elise usłyszała jęk i dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że wyrwał się

z jej gardła.

- To znaczy powiedziała jej, że jest w ciąży? Emanuel westchnął ciężko w

ciemnościach.

- I gdyby na tym poprzestała... Elise wstrzymała dech.

- Chcesz powiedzieć, że poinformowała Karolinę, iż dziecko jest twoje?

- Tak.

- Jak ona mogła zrobić coś takiego?

- Zaprzyjaźniła się z Karolinę i widocznie odczuwała potrzebę zwierzenia się

komuś. Zresztą sama zauważyłaś, że Signe się nie domyśla tego, że Karolinę była we

mnie zakochana.

- No a jak Karolinę zareagowała?

- Signe mówi, że okazała jej pełne zrozumienie.

- To znaczy, że sama Signe ci o tym powiedziała?

- Tak. Płakała, żałowała i było jej bardzo przykro, wierzy jednak, że Karolinę

nie wygada tego nikomu. Signe ma poczucie, że Karolinę rozumie, w jak

beznadziejnej sytuacji się znalazła, i zrobi, co będzie mogła, żeby jej pomóc.

To jakaś nowa Karolinę, pomyślała Elise i poczuła, że zbiera jej się na

wymioty. Trudno jej było uwierzyć, że ta rozpieszczona i zajęta tylko sobą córka

państwa Carlsenów chciałaby pomagać człowiekowi w potrzebie. Chyba że sama

background image

mogłaby odnieść jakieś korzyści.

- A co będzie, jeśli Karolinę poinformuje o wszystkim swoich rodziców?

- Raczej tego nie zrobi. Aż taka złośliwa chyba nie jest. Pójdę do nich dzisiaj

wieczorem i spróbuję porozmawiać z Karolinę. Poza tym będę próbował znaleźć

jakieś inne miejsce, w którym Signe mogłaby zamieszkać.

Elise milczała. Kto, na Boga, przyjmie do domu ciężarną młodą dziewczynę,

która nie potrafi pracować i nie ma z czego żyć?

- Miałam nadzieję, że po południu pójdziesz do szkoły, żeby wyjaśnić, co się

dzieje na tym strychu - powiedziała, zmieniając temat. - Coś tam musi być. Wyraźnie

słyszałam.

- To z pewnością tylko szczury.

- Nie, szczury tak nie hałasują. To było coś całkiem innego. Przez dłuższą

chwilę trwała cisza.

- Jesteś zła, Elise? - jego głos brzmiał niepewnie.

- Nie, zresztą co by to dało? Ale muszę przyznać, że jestem tym poruszona.

- Obiecuję ci, że znajdę jakieś rozwiązanie. Słyszałem o pewnej islandzkiej

kobiecie, która mieszka w Vaterlandzie. Nazywa się Olafia Johannsdottir. W swoim

nędznym mieszkanku pomaga bezdomnym prostytutkom i podobno świetnie się

opiekuje młodymi dziewczynami, które potrzebują pomocy i jakiegoś dachu nad gło-

wą. Umieszcza je najchętniej na wsi, jak najdalej od miasta.

- Chyba nie myślisz, że Signe zgodzi się mieszkać z prostytutkami i

dziewczynami ulicznymi, które włóczą się po najgorszych dzielnicach miasta?

- Nie chcę, żeby mieszkała tam na zawsze, tylko do czasu, aż znajdzie się dla

niej miejsce u jakiejś rodziny na wsi. Poza tym dopóki rodzice jej nie przyjmą, to nie

ma wyboru.

- A wiesz, czy ona nawiązała jakiś kontakt z rodzicami?

- Signe jest dumna. Jeśli są do tego stopnia pozbawieni serca, że wyrzucili ją

za drzwi, to ona nie będzie się przed nimi czołgać i błagać, żeby ją znowu przyjęli do

domu.

- Jeśli będzie miała taki wybór, że albo zamieszka wśród ulicznych dziewczyn

i pijaków, albo wyzbędzie się dumy i poprosi o wybaczenie, to ciekawe, co wybierze.

Emanuel nie odpowiedział.

- Porozmawiamy o tym jutro, Emanuelu. Wkrótce będzie ranek, a ja właściwie

jeszcze dzisiejszej nocy dobrze oczu nie zmrużyłam.

background image

W tym momencie syreny fabryczne zaczęły wyć.

Kiedy nareszcie umilkły, Emanuel powiedział w zamyśleniu:

- Zastanawiam się, co właściwie Signe powiedziała. Wcale by mnie nie

zdziwiło, gdyby starała się zrobić wrażenie, że to, do czego między nami doszło, stało

się wbrew jej woli.

Elise zwróciła się ku niemu w ciemnościach, przestraszona.

- Jak to, będzie mówić, że ją zgwałciłeś?

- Tak. Bo jakoś nie bardzo rozumiem, że Karolinę przyjęła to tak łagodnie i z

taką wyrozumiałością wobec Signe.

- Pomyślałam o tym samym. Ale naprawdę wierzysz, że Signe mogłaby zrobić

coś takiego?

- A czegóż człowiek nie robi dla ratowania własnej skóry?

- W takim razie Karolinę wściekłaby się na ciebie, a nie na Signe.

- No właśnie. Najpierw ją odepchnąłem, potem ożeniłem się z tobą, a

następnie... - umilkł.

- A następnie brutalnie uwiodłeś Signe - zakończyła Elise, czując, że znowu

dławi ją zazdrość. Stłumiła złe uczucia i dodała: - Ale ona chyba nie powie o tym

swoim rodzicom. Musi wiedzieć, że by jej nie uwierzyli.

- Nie, oskarżyliby ją o rozsiewanie złośliwych plotek. W ich oczach jestem

bardzo przykładnym młodym człowiekiem. - Roześmiał się nieco zawstydzony.

- W takim razie jednak oni mogą się rozgniewać na Signe i wyrzucić ją z

domu.

- I Karolinę utraci przyjaciółkę. Dlatego nie będzie rozsiewać plotek.

- Miejmy nadzieję.

Elise podniosła się z łóżka, poszukała w ciemności ubrania i drżąc z zimna,

wybiegła do kuchni. Tam zapaliła lampę naftową i zaczęła rozpalać ogień.

- Już rano, chłopcy. Peder, wczoraj wieczorem nie odrobiłeś lekcji. Musisz

dokończyć teraz.

Nalała zimnej wody do miednicy i pośpiesznie się umyła. Kiedy już była

kompletnie ubrana, nastawiła wodę na kawę. Przez cały czas myślała o tym, co

Emanuel jej przed chwilą powiedział.

- Elise? - Peder mówił sennym głosem. - Co zrobimy z tym duchem w szkole?

Nie odważę się nosić drewna do sali rysunkowej. Evert też nie.

- Emanuel ma porozmawiać z dozorcą. Musi być jakieś naturalne

background image

wytłumaczenie.

- Emanuel będzie miał odwagę wejść na strych? - Peder usiadł na posłaniu i

patrzył na nią zdumiony.

- Tak, Emanuel się nie boi.

- Nie będzie się bał nawet w ciemnościach?

- Nie. Emanuel pójdzie do szkoły po południu, jak wróci z biura.

- Ale ty się bałaś. Widziałem to po tobie.

- Przeraziłam się, kiedy usłyszałam te dziwne dźwięki, ale to nie może być nic

innego jak jakieś zwierzę czy coś.

- Chcesz powiedzieć krokodyl? Elise roześmiała się.

- Ty głuptasie. W Norwegii nie ma przecież krokodyli.

- No to może niedźwiedź. Elise roześmiała się znowu.

- A jak myślisz, jakim sposobem niedźwiedź dostałby się na strych twojej

szkoły?

- W takim razie to musi być upiór.

Kristian też się nareszcie obudził i wygrzebał się z łóżka, z zapuchniętymi

oczyma, poruszał się sztywno, wszystko go bolało, jakby przez całą noc dźwigał

ciężary.

Elise patrzyła na brata, marszcząc czoło, zatroskana. Ta praca jest dla niego

zbyt ciężka, myślała. Chłopiec w okresie dorastania nie może dźwigać takich

ciężarów.

Wyniosła pościel do izby i złożyła posłania chłopców. Kristian pomógł jej

ustawić na miejscu kuchenny stół. Potem Elise wyjęła z szafy chleb, ser i bańkę z

mlekiem.

Emanuel wsunął głowę do kuchni.

- Masz może dla mnie trochę ciepłej wody, Elise? Nalała ciepłej wody z

garnka do miski i podała mężowi.

- Dlaczego my musimy się myć w zimnej wodzie, a on dostaje ciepłą? - Peder

szeptał w obawie, że Emanuel mógłby go usłyszeć.

- Dlatego, że on jest mężczyzną.

- A dlaczego jest taka różnica między mężczyznami a nami? I co z tobą, Elise?

- Kobiety się nie liczą. My nawet nie mamy prawa głosować. Niektórzy

mówią, że ubiegły rok był dla kobiet rokiem żałoby. Ktoś napisał w gazecie, że my,

kobiety, byłyśmy tak często zmuszane do godzenia się na niesprawiedliwość i tak

background image

często rezygnowałyśmy z tego, co się nam należy, że stało się to częścią naszej natury.

I to jest właśnie prawda.

- Ja wam pomogę, Elise. Kiedy będę dorosły. Będziesz się wtedy mogła myć w

ciepłej wodzie i przy obiedzie brać największego ziemniaka.

Emanuel jeszcze raz wysunął głowę przez drzwi.

- Wyczyściłaś moje buty, Elise?

W tym momencie dziecko zaczęło krzyczeć.

- Zrobię to, jak tylko nakarmię Hugo - odparła spokojnie, wyjmując synka z

kołyski.

- Nie zapomnij mu powiedzieć, że ma przepędzić ducha, Elise - szepnął Peder.

Elise z uśmiechem pokręciła głową.

- Przepędzić niedźwiedzia, chciałeś powiedzieć?

Peder odpowiedział jej uśmiechem. Wyglądało na to, że już się tak nie boi.

Myśl o niedźwiedziu była najwyraźniej mniej przerażająca niż wizja upiora.

Emanuel ubrał się i przyszedł do kuchni, żeby zjeść śniadanie.

- Czytałem w gazecie, że Henryk Ibsen czuje się gorzej - oznajmił, siadając do

stołu.

Peder popatrzył na niego pytająco.

- Kim jest ten jakiś Ipsen? Emanuel uśmiechnął się.

- Ibsen. To nasz największy pisarz, Peder. Kiedy nauczysz się czytać, to pojadę

do domu, do Ringstad, i przywiozę kilka książek, które napisał. Tylko musisz się z

nimi obchodzić bardzo ostrożnie. To najkosztowniejsze, co posiadam.

Peder patrzył w talerz, nic nie mówiąc.

Elise na jego widok poczuła skurcz serca. Dobrze wiedziała, co chłopiec

myśli. Jest przekonany, że nigdy nie nauczy się czytać.

Emanuel przyszedł do domu w czasie przerwy obiadowej, miał zamiar pójść

do szkoły, by porozmawiać z dozorcą.

- Właściwie inne sprawy są pilniejsze - stwierdził, nie patrząc na żonę. - Ale

widzę, że ty uważasz inaczej.

- Peder nie odważy się zanieść dziś wieczorem drewna do sali rysunkowej. On

się chyba nie odważy zostać sam w szkole po ciemku.

- Przecież nie jest sam, ma ze sobą Everta. Jesteś zbyt uległa, Elise. Jak ma z

niego wyrosnąć prawdziwy mężczyzna, skoro traktujesz go jak małe dziecko? Dużo o

tym myślałem. Peder powinien dzisiaj normalnie pójść do pracy. Jeśli jeszcze raz

background image

usłyszy te dziwne odgłosy, to wybiorę się do dozorcy jutro w czasie przerwy obiado-

wej. Jestem pewien, że oni sobie coś wmawiają.

Elise stwierdziła, że nie ma sensu protestować. Poza tym zgadzała się z

mężem, że najpilniejsza sprawa to załatwienie czegoś dla Signe.

Stała w oknie i patrzyła, jak Emanuel pośpiesznie przechodzi przez most i

znika między wielkimi zabudowaniami fabrycznymi. Serce tłukło się jej w piersi.

Miała nieprzyjemne poczucie, że zdarzy się coś złego.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Peder płakał, kiedy musiał iść do pracy.

- Ale przecież sama słyszałaś, Elise! I ty też się bałaś.

- Emanuel uważa, że coś sobie wmawiacie. Prawdopodobnie to tylko szczury.

Może jest ich tam po prostu bardzo dużo.

. Chłopiec popatrzył na nią wielkimi zapłakanymi oczyma.

- A co mamy zrobić, jeśli to będzie prawdziwy duch?

- Nie ma prawdziwych duchów. - Odwróciła głowę, lecz nie była w stanie na

niego patrzeć. - Natychmiast przestań się nad sobą użalać, Peder! - mówiła bardzo

surowym głosem. - To tylko takie dziecinne gadanie.

- Dziecinne gadanie? - w głosie brata słyszała upór. - Przecież nauczyciel nam

o tym wszystkim opowiedział!

- On tak mówił po to, żeby was rozbawić. My jednak nie będziemy teraz

więcej o tym dyskutować, Peder. Pójdziesz do pracy, czy tego chcesz, czy nie.

Pomyśl, ilu ludzi się czegoś boi, a mimo to chodzą codziennie do swojej pracy. Wiele

matek śmiertelnie się boi, żeby dzieci nie powpadały do rzeki, kiedy one pracują.

Bariera przy moście jest słaba, są w niej wielkie otwory, przez które dziecko może

spaść w dół. Pewnego dnia widziałam dwoje małych dzieci, bawiących się nad samą

wodą. Jedno z nich weszło nawet na kawałek lodowej kry! Było tylko kwestią czasu,

kiedy wpadnie i utonie pod wodospadem.

Peder patrzył na nią z otwartą buzią.

- No i co, to dziecko wpadło?

- Nie, bo zbiegłam na dół i wyciągnęłam je na brzeg. Zaraz potem przybiegła z

przędzalni ich matka, musiała widzieć przez okno, co się dzieje. Oboje dostali tego

wieczora straszne lanie.

- Ale ty uratowałaś im życie, dokładnie tak samo, jak kiedyś uratowałaś mnie.

background image

Elise machnęła ręką.

- Chcę tylko, żebyś zrozumiał, że musimy chodzić do pracy, niezależnie od

tego, że się czegoś boimy.

Peder powlókł się do drzwi ze spuszczoną głową.

- Dobrze, Elise, pójdę. Nawet gdyby ten duch miał mnie udusić. - Odwrócił się

i posłał jej ostatnie spojrzenie. - I nie martw się, jeśli nie wrócę do domu. Ja nie

jestem tchórzem. Jestem tylko głupi.

- Teraz to już przesadzasz, Peder. Dobrze wiesz, że uważam cię za

najwspanialszego chłopca na całym świecie. Kristian i Hugo też tak myślą.

Chłopiec naciągnął czapkę na uszy, jakby nie słyszał ostatniego zdania, i

przygarbiony zniknął za drzwiami.

Kiedy Emanuel przyjdzie do domu i będzie mógł popilnować Hugo, pójdę do

szkoły, pomyślała, bo serce jej krwawiło na widok cierpień młodszego brata.

Kristian też już poszedł, Elise została znowu sama i miała mnóstwo pracy, ale

jakoś nie mogła się na niczym skupić. Całą noc nie spała, co sprawiło, że była

przygnębiona, szczerze mówiąc, bliska rozpaczy. Na dworze wciąż jeszcze panowały

ciemności, a naftowa lampa nie dawała dość światła, by Elise mogła zacząć szyć

suknię z takiego materiału jak ten ciemnoniebieski aksamit, który wybrała Karolinę.

Przy tym wciąż martwiła się o Pedera i nie mogła przestać o nim myśleć. Nawet jeśli

ona była przekonana, że upiory nie istnieją, to przecież nie można lekceważyć faktu,

ż

e ktoś chłopców na strychu zamknął. Próbowała uspokoić się, że musiał to zrobić

dozorca albo któryś z nauczycieli, chłopcy jednak zapewniali, że dozorca poszedł z

sankami na zakupy. Gdyby któryś nauczyciel czegoś zapomniał i przyszedł do szkoły

wieczorem, to słyszałby chłopców i widział światło.

Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej cała sprawa ją niepokoiła.

Jedyne, co w tym dobre, to fakt, że niemal przestała się zastanawiać, jak też

Emanuelowi poszło u Carlsenów. Poszedł tam prosto z biura w czasie przerwy

obiadowej, teraz jednak powinien wkrótce wrócić do domu.

Hugo zaczął marudzić i Elise wstała od maszyny. Wzięła dziecko na ręce i

podeszła do kuchennego okna. Właściwie to dziwne, pomyślała, że zawsze muszę

wyglądać przez okno, kiedy na kogoś czekam. Tylko że ten, którego oczekuję, i tak

szybciej z tego powodu nie przyjdzie.

Na dworze padał śnieg, trudno było cokolwiek zobaczyć. W oddali majaczyły

kontury szkolnego budynku, przy tej pogodzie wydawał się wielki, ciemny i zwalisty.

background image

Nie była w stanie dostrzec, czy z któregoś okna sączy się choćby mdłe światełko.

Dalej na Sandakerveien od czasu do czasu pojawiały się ciemne sylwetki, które

mocno pochylone szły pod wiatr.

Chłopcy mogliby wybiec na ulicę i poprosić o pomoc, gdyby przeżyli coś

złego. Wkrótce syreny zawyją i robotnicy wyleją się strumieniem z fabryk. Wtedy na

krótko ulice się zaludnią.

Ale co się stało z Emanuelem? Nigdy nie wraca tak późno.

Elise westchnęła. Hugo zasnął, położyła go więc ostrożnie w kołysce i wróciła

do maszyny. Karolinę przysłała jej wzór, z którego korzystała inna krawcowa, szyjąc

jej suknię na bal w ratuszu. Od kiedy Emanuel i chłopcy wyszli rano z domu, Elise

niestrudzenie pracowała nad wykrojami i nareszcie mogła przystąpić do fastrygowania

poszczególnych części, ale tak była zdenerwowana, żeby nie popełnić błędu, że ręce

jej się trzęsły. Jeśli nie zdoła sobie poradzić z tą suknią, nie będzie mogła liczyć na

więcej zamówień. A byłaby szkoda, bo teraz Hugo śpi coraz dłużej między kolejnymi

posiłkami.

Nareszcie usłyszała na zewnątrz jakieś kroki. Pośpiesznie zaczęła zbierać

szycie. Niech Emanuel sobie mówi, co chce, ona jednak nie ma zamiaru czekać do

jutra z wyjaśnieniem sprawy w szkole. Nie miałaby chwili spokoju, gdyby się nie

przekonała, że wszystko jest w porządku. Ku jej wielkiemu zdumieniu, zanim drzwi

się otworzyły, najpierw ktoś zapukał.

Wstała zaskoczona.

- Torkild? - przeniknął ją strach. - Czy stało się coś złego?

Torkild uśmiechał się i sprawiał wrażenie bardzo uradowanego, powinna była

to natychmiast zauważyć.

- Nie, wprost przeciwnie. - Natychmiast jednak spoważniał. - To znaczy pani

Thoresen nie czuje się całkiem dobrze. Chorowała przez całą zimę.

Elise patrzyła na niego zatroskana.

- Wciąż się boję, co by to było, gdyby jej się coś stało. Anna jest przecież od

niej całkowicie uzależniona. Pamiętam, jak się martwiłam ubiegłej zimy, kiedy pani

Thoresen wyglądała prawie tak samo źle jak moja mama, która leżała chora na

suchoty.

Torkild skinął głową.

- Tak, ona źle wygląda. Ale jeśli chodzi o Annę, to nie powinnaś się martwić. -

Znowu się uśmiechnął, jakby onieśmielony. - Przynoszę ci radosną nowinę. Anna

background image

wstąpiła do Armii Zbawienia i możemy się pobrać.

Elise poczuła, że przenika ją fala radości.

- Naprawdę? - miała ochotę rzucić mu się na szyję. - Gratuluję! - Coś dławiło

ją w gardle, próbowała z tym walczyć, ale nie dała rady i pośpiesznie otarła łzę. - To

najradośniejsza wiadomość, jaką mogłeś mi przynieść. Tak się cieszę zarówno w

imieniu Anny, jak i twoim. Ona jest najwspanialszym człowiekiem, jakiego kiedykol-

wiek znałam, i widziałam też, jaki ty jesteś dla niej dobry.

Torkild znowu się uśmiechnął, był taki rozradowany, że uśmiech przez cały

czas nie schodził mu z twarzy.

- To żadna sztuka być dobrym dla kogoś takiego jak ona. Odpłaca mi się

zresztą stokrotnie.

Torkild wahał się przez chwilę, sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, czy

powinien powiedzieć coś więcej.

- Anna bardzo by chciała, żebyś ją kiedyś odwiedziła.

- Myślałam o tym niezliczoną ilość razy, ale teraz tak mi strasznie trudno się

stąd wyrwać. - Spostrzegła wyraz rozczarowania na jego twarzy i pośpiesznie dodała:

- Lecz na pewno któregoś dnia będę mogła wyjść, jak Emanuel wróci wcześniej do

domu. Tylko że może wieczorem, to za późno?

Torkild pokręcił głową. - Nie, to nie ma znaczenia, kiedy przyjdziesz, byleby

tylko Anna mogła cię zobaczyć - powiedział z ożywieniem. - Zdajemy sobie sprawę,

ż

e jeszcze nie możesz zabrać ze sobą dziecka, ale Anna bardzo by chciała

pogratulować ci i dowiedzieć się, jak sobie radzisz. Elise skinęła głową.

- Tak się cieszę, że przyszedłeś i podniosłeś mnie na duchu. Mnie dni zlewają

się w jedno, tak łatwo zapomnieć o innych, kiedy człowiek wciąż żyje w takim

pośpiechu.

Torkild rozejrzał się po izbie, jego oczy zatrzymały się na kuchennym stole.

- O, widzę, że kupiłaś maszynę do szycia? - najwyraźniej był zaskoczony.

Elise uśmiechnęła się uszczęśliwiona.

- Dostałam ją od mojego teścia. Nie podobało mu się, że będę musiała

wychodzić do pracy i zostawiać Hugo, zaproponował więc, żebym zamiast tego zajęła

się krawiectwem.

- To niegłupi pomysł, chociaż zarobki nie są takie dobre.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale teraz, kiedy chłopcy trochę zarabiają, jakoś

będziemy sobie dawać radę. Gdyby nam się udało kupić mały piecyk, to moglibyśmy

background image

wynajmować pokoik na strychu. Pewnie słyszałeś, że mama i Hvalstad się pobrali i

przeprowadzili do małego mieszkanka przy Wzgórzu Świętego Jana.

Torkild przytaknął.

Hugo znowu zaczął marudzić, Elise podeszła do kołyski i wzięła dziecko na

ręce.

- On ma jakieś kłopoty z brzuszkiem, biedaczek, i bardzo dużo płacze.

Emanuel był już tym bardzo zmęczony, ale teraz jest trochę lepiej.

Torkild podszedł bliżej. Wyraźnie był nieprzyzwyczajony do małych dzieci i

kompletnie nie wiedział, jak się zachować.

- Ale wygląda bardzo dobrze.

W tym samym momencie Hugo otworzył oczka i wpił spojrzenie w gościa.

Torkild wybuchnął śmiechem.

- Wygląda, jakby oceniał, czy jestem kimś przyzwoitym, czy nie.

Ale czy dopiero co urodzeni chłopcy nie bywają podobni do swoich ojców?

Mnie się zdaje, że on nie jest podobny do żadnego z was.

- Chyba nie potrzebuje być do nikogo podobny - powiedziała Elise

stanowczym tonem. - On jest po prostu sobą.

Torkild przytaknął.

- Zgadzam się. On jest Hugo Ringstad i nie musi przypominać nikogo innego.

Wygląda też, że ma rudawe włoski, chociaż żadne z was takich nie ma.

Dla Elise te słowa były niczym cios w piersi. Znowu to samo! Boże drogi,

modliła się w duchu, nie pozwól, żeby on miał takie rude i kręcone włosy jak jego

ojciec! Żeby zmienić temat, pośpieszyła z wyjaśnieniami:

- Dzisiaj wieczorem nie będę mogła, niestety, wybrać się do Anny, bo muszę

iść do szkoły porozmawiać z dozorcą. Peder i Evert dostali w szkole pracę, noszą

drewno i węgiel do klas, czyszczą i napełniają naftą lampy, ale wczoraj coś

wystraszyło ich tak strasznie, że dzisiaj ledwo udało mi się wypchnąć Pedera z domu.

- Przeraziło? - patrzył na nią pytająco.

- Peder nie wrócił wczoraj do domu o zwykłej porze, więc poszłam go szukać.

Znalazłam obu chłopców zamkniętych na klucz w sali rysunkowej na strychu. Byli tak

przestraszeni, że siedzieli w kącie i dygotali. Słyszeli jakieś odgłosy z sąsiedniego

pokoju i byli pewni, że to upiór.

Torkild Abrahamsen roześmiał się.

- Chłopcy w tym wieku mają bardzo bujną fantazję. Elise popatrzyła na niego

background image

poważnie.

- Ale ja też słyszałam te hałasy. W środku było ciemno, mimo to słyszałam, że

ktoś ciągnie coś po podłodze. Poza tym nie rozumiem, kto ich tam zamknął na klucz.

Dozorca wie, że chłopcy pracują na górze.

- Może uznał, że skończyli.

- Ale lampa paliła się na drugim piętrze. Poza tym powiedział chłopcom, że

weźmie sanki i pójdzie po zakupy.

Torkild Abrahamsen zmarszczył czoło.

- Jak widzę, ty się tym martwisz? Elise skinęła głową.

- Pedera tak łatwo przestraszyć. A kiedy się naprawdę boi, to nie wiadomo, co

mógłby zrobić.

- A może byś chciała, żebym poszedł do szkoły i sprawdził, o co tam chodzi?

- Nawet nie śmiałabym cię o to prosić. Emanuel powinien w każdej chwili

wrócić do domu. Wtedy sama będę mogła pójść.

- Ale ja i tak idę koło szkoły. To by mi nie zabrało dużo czasu, po prostu

wstąpię i porozmawiam z dozorcą. Powinien wyjaśnić, skąd pochodzą te hałasy.

Przypuszczalnie to szczury, ale skoro słyszałaś odgłosy tak wyraźnie, to musiałoby

tych szczurów być bardzo dużo. Należy do obowiązków dozorcy dbać, żeby się

pozbyć paskudztwa. One naprawdę mogą narobić dużo szkód.

Elise uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.

- Jesteś taki miły. Byłam zdecydowana iść sama, ale nie mogę, dopóki

Emanuel nie wróci, żeby posiedzieć z Hugo.

Torkild odwrócił się.

- W takim razie umawiamy się, że ja porozmawiam z dozorcą, a ty przyjdziesz

do Anny najszybciej, jak będziesz mogła.

Elise skinęła głową z uśmiechem.

- Serdecznie ci dziękuję.

Gdy tylko wyszedł, Elise usiadła, żeby nakarmić Hugo. Przez cały czas nie

mogła przestać myśleć o tym, że Anna ma wyjść za mąż. Wprost trudno w to

uwierzyć. Ani Anna, ani ona sama nigdy nie myślały, że coś takiego może się zdarzyć.

Pani Thoresen robiła, co mogła, żeby Anna zaakceptowała swój los. Była nawet tak

surowa, że zabraniała jej oglądać zdjęcia zakochanych par w gazetach i czasopismach.

Elise rozumiała, że matka robi to w najlepszej intencji, chociaż rani w ten sposób

Annę.

background image

Torkild Abrahamsen na pewno nie jest taki jak inni mężczyźni. On i Anna z

pewnością nie będą mogli mieć dzieci, a ich współżycie wyglądać musi inaczej niż

innych par małżeńskich. Będzie zmuszony ją nosić lub wozić na wózku, jeśli zechcą

gdzieś wyjść, a mimo wszystko wybrał właśnie ją i Elise dobrze go rozumiała.

Lepszej żony niż Anna nigdzie by nie znalazł.

Nareszcie na zewnątrz rozległy się kroki, drzwi uchyliły się i Emanuel

wślizgnął się do środka pośpiesznie, żeby nie wypuszczać ciepła.

Elise w napięciu spoglądała na jego twarz, chciała się przekonać, w jakim jest

humorze. Z wielką ulgą stwierdziła, że wszystko wygląda normalnie, nie ma już tego

zaciętego, niechętnego spojrzenia co wczoraj.

- No i jak poszło?

Powiesił płaszcz i futrzaną czapkę na wieszaku.

- Nastrój w domu panuje dobry. Zostałem zaproszony na kawę i ciastka,

wszyscy byli w dobrych humorach. Po Karolinę niczego nie można zauważyć, była

słodka i czarująca, opowiadała mi o przyjęciu, w którym uczestniczyła, i obie z Signe

ś

miały się wesoło.

Elise słuchała zdumiona. Jak Karolinę zdołała przełknąć tego rodzaju

wiadomość? To przecież powinien być dla niej szok.

Emanuel musiał zrozumieć, o czym Elise myśli, bo uśmiechnął się i usiadł na

taborecie dokładnie na wprost żony.

- Pomyliliśmy się co do Karolinę, Elise. Ona w rzeczywistości jest ciepłym i

dobrym człowiekiem. Jestem pewien, że zrobi wszystko, co będzie mogła, żeby

pomóc Signe.

- Miejmy nadzieję. Rozumiem zatem, że nit udało ci się jeszcze nic zrobić w

sprawie Signe?

- Miałem zamiar odwiedzić Olafie Johannsdottir i przedstawić jej całą sprawę

tak, by na wszelki wypadek mieć zarezerwowane miejsce dla Signe.

Elise skinęła głową, ale się nie odezwała. Z pewnością nie powie tej Islandce,

kim jest ojciec dziecka, pomyślała. Może zechce sprawiać wrażenie, że pragnie

pomóc kobiecie w potrzebie, ponieważ przez dłuższy czas był członkiem Armii

Zbawienia.

Ale jakie to ma znaczenie? Najważniejsze, żeby Signe otrzymała pomoc i

mogła przeżyć, a oni dzięki temu nie musieli już się nią zajmować.

- Był u mnie Torkild Abrahamsen. Emanuel wytrzeszczył oczy.

background image

- Torkild? A czego chciał?

- Przyszedł powiedzieć, że on i Anna się pobierają. Emanuel zerwał się z

miejsca.

- Mają zamiar się pobrać? Jak on mógł wymyślić coś podobnego? Chociaż

Elise również się temu dziwiła, tyle że z innego powodu, ogarnął ją gniew.

- A dlaczego nie mieliby tego zrobić?

- Przecież ona jest inwalidką. Nie da mu tego, czego mężczyzna potrzebuje.

- Ale może za to da mu coś innego. Poza tym myślę, że kobieta i mężczyzna

mogą bardzo dobrze razem żyć, niekoniecznie płodząc dzieci.

Emanuel posłał jej zdumione spojrzenie.

- A co ty znowu wygadujesz? A przy okazji, posłałaś Pedera do pracy?

Elise przytaknęła.

- Opowiedziałam Torkildowi o tym, co się stało wczoraj, i ofiarował się, że

wstąpi do szkoły, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Powiedział, że i tak

będzie tamtędy przechodził.

Emanuel zmarszczył czoło, jak zwykł to czynić, kiedy coś mu się nie

podobało.

- Czy naprawdę musiałaś opowiadać jednemu z moich przyjaciół, że mam

ż

onę, która wierzy w duchy? Poza tym sam chciałem jutro porozmawiać z dozorcą.

Hugo zasnął przy piersi i Elise oparła go sobie na ramieniu, żeby mu się

odbiło, a potem ostrożnie włożyła dziecko do kołyski.

- A ja uważam, że to miło z jego strony, że chce pomóc. I wcale nie wygląda

na to, by uważał za dziwny fakt, że się zastanawiam nad tym, co się stało, zwłaszcza

kiedy mu powiedziałam, że chłopcy zostali zamknięci na klucz.

Emanuel nie odpowiadał.

W tym samym momencie usłyszeli na dworze szybkie kroki, rozległo się

pukanie do drzwi i Torkild wsunął głowę do środka. Elise odwróciła się ku niemu

gwałtownie.

- Znalazłeś ich? Torkild był zdyszany.

- Oni uciekli. Dozorca jest wściekły i już znalazł dwóch innych chłopców,

którzy będą nosić węgiel i drewno oraz nalewać naftę do lamp.

Emanuelowi wymknęło się ostre przekleństwo, starał się jednak opanować.

Mimo to zrobił się czerwony ze złości.

- Dosyć już mam tych głupstw! Widzisz, Elise, jak to się kończy, kiedy

background image

dziewięcioletniego chłopaka traktujesz jak trzylatka! Nie będę mógł wychowywać

twoich braci, jeśli mi nie pomożesz. Peder miał szczęście, że dostał tę pracę, chociaż

przedtem woźnica go wyrzucił. Nikt nie zechce chłopaka, który porzuca swoje

obowiązki. On się naprawdę powinien opanować!

Elise słuchała go jednym uchem, stała pośrodku kuchni i patrzyła na Torkilda,

a strach dławił ją w gardle.

- Dozorca nie wie, co się z nimi stało?

Torkild zaprzeczył. Było oczywiste, że jest nieprzyjemnie dotknięty

wybuchem gniewu Emanuela i że rozumie Elise.

- Pójdę tam znowu i rozejrzę się za nimi, uważałem tylko, że muszę ci

najpierw powiedzieć, co się stało.

- No nie, to się nareszcie musi skończyć! - Elise nie pamiętała, żeby

kiedykolwiek widziała Emanuela tak rozgniewanego. - Najpierw musimy szukać go

dlatego, że się schował w jakiejś bramie, następnym razem w największy mróz

biegamy po ulicach dlatego, że znalazł porzuconego szczeniaka. Nie możemy tracić

czasu na nieustanne poszukiwania tego tchórza.

Elise zdjęła chustkę z wieszaka i zarzuciła ją sobie na ramiona.

- Idę z tobą, Torkild. - Zwróciła się do Emanuela. - Chyba rozumiesz, że nie

mogę tu siedzieć z założonymi rękami, skoro nie wiem, co się z nim stało. Hugo

dopiero co dostał jeść, przez dłuższy czas nie będzie głodny.

Wzrok Emanuela pociemniał ze złości.

- A zatem postanowiłaś ignorować moje słowa?

- Inaczej nie mogę, Emanuelu. Czuję, że w szkole stało się coś złego. Czułam

to przez cały dzień.

- To są jakieś średniowieczne przesądy. Poza tym nie zgadzają się z nauką

chrześcijańską. Nie masz dla mnie najmniejszego szacunku, Elise, swoim

zachowaniem ściągasz na mnie wstyd. Elise spojrzała mu w oczy i odpowiedziała

spokojnie:

- Uważam, że nie robię ci krzywdy, ale nie zgadzam się z tobą, że moje

zachowanie ma coś wspólnego z przesądami. - Potem odwróciła się, otworzyła drzwi

i wyszła razem z Torkildem.

Gdy tylko okrążyli narożnik domu, Torkild zwrócił się do niej.

- Co się dzieje z Emanuelem? To do niego niepodobne, nie przypominam

sobie, żebym kiedyś widział go w takim stanie.

background image

- Nie miał na myśli nic złego. Po prostu w ostatnich czasach przeżył wiele

przykrości i chyba nad sobą nie panuje.

Torkild więcej nie pytał, ale gdybym musiała mu odpowiadać, tobym tego nie

zrobiła, pomyślała Elise.

- Możliwe, że chłopcy pobiegli do pani Berg, bo to ona opiekuje się Evertem -

powiedziała. - Pani Berg jest stara, chora, nie wstaje z łóżka i nie ma siły zajmować

się dziećmi.

- A ja myślałem, że Peder jest sumiennym chłopcem i ma duże poczucie

obowiązku.

- Bo tak właśnie jest. On by nigdy nie porzucił pracy bez powodu.

- Ale Emanuel wspomniał, że nie zdarzyło się to pierwszy raz.

- Kiedyś napadła na niego banda chłopaków i o mało nie wepchnęli go do

rzeki. Byli na niego źli z zazdrości, że dostajemy tyle pomocy z Armii Zbawienia.

Parę dni później tak się bał tych chłopaków, że nie chciał wracać ze szkoły i ukrył się

za śmietnikiem na jakimś podwórku. A ostatnio, kiedy musieliśmy go szukać, to Evert

znalazł małego szczeniaczka, który na pewno by nie przeżył na mrozie, gdyby się ktoś

nim nie zaopiekował. Peder poszedł z Evertem, żeby zobaczyć, czy nie uda się

wyjaśnić, skąd się ten szczeniak wziął. Moim zdaniem to nie świadczy o braku

poczucia obowiązku.

- No nie, zgadzam się z tobą. Z drugiej jednak strony czeka go trudne i ciężkie

ż

ycie, jeśli nie będzie w stanie utrzymać pracy.

- Cokolwiek byśmy zrobili, to i tak czeka nas ciężkie i trudne życie - odparła

Elise krótko.

Zbliżali się do szkoły. Elise spoglądała w górę.

- Widzę światło na drugim piętrze.

- Oni podobno zostali zamknięci na strychu, tak?

- Tak. Na strychu jest sala rysunkowa. Tam nalewali naftę do lamp.

- A co jest obok tej sali?

- Nie wiem. Wydaje mi się, że po prostu zwyczajny strych.

- No to według wszelkiego prawdopodobieństwa na tym strychu hałasują

szczury.

- Ja też tak próbowałam to sobie tłumaczyć, ale docierające stamtąd hałasy

ś

wiadczą o czymś całkiem innym.

- Jak to?

background image

- Wygląda to tak, jakby ktoś tam był.

- Powiedziałaś, że na tym strychu było ciemno, skąd o tym wiesz?

- Bo prowadzą tam drzwi z desek, a pod nimi jest duża szpara. Gdyby paliło

się tam światło, to bym je widziała.

- Hm. Uważam, że najlepiej będzie, jeśli pójdę z tobą na górę, ale wydaje mi

się mało prawdopodobne, byśmy znaleźli tam chłopców.

- Ja też w to nie wierzę, ale chcę mieć dowód, że oni się nie mylili. Jeśli

dozorca zrozumie, dlaczego tak się bali, to być może przywróci ich do pracy.

- W to akurat wątpię, ale rzeczywiście możemy spróbować. Drzwi były

uchylone tak jak poprzedniego dnia. Zapalona naftowa lampa wisiała w kącie

korytarza.

- Weźmy ze sobą tę lampę - zaproponował Torkild. Wkrótce potem byli na

schodach.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

W drodze na górę nikogo nie spotkali, nie widzieli też tych dwóch chłopców,

którzy przejęli pracę po Pederze i Evercie, żadne lampy nigdzie się nie paliły. Albo

więc chłopcy zrobili już wszystko, co było do zrobienia, albo oni też uciekli ze

strachu.

W końcu Elise i Torkild znaleźli się na strychu. Tym razem drzwi nie były

zamknięte na klucz, Torkild otworzył je i oświetlił pokój. Sala rysunkowa była pusta.

Torkild uniósł wyżej lampę i poświecił w stronę drzwi z desek, wiodących do

drugiej części strychu. Następnie ruszył przed siebie, a Elise podążała za nim.

Cieszyła się, że nie musi chodzić tu sama.

Drzwi były zamknięte na klucz od wewnątrz.

Nagle Elise usłyszała, że Torkild przemawia głośno, władczym tonem: -

Otwórz natychmiast! Wiemy, że tam jesteś! - Rozległ się jakiś jęk, a potem inne

nieokreślone dźwięki. - Słyszysz, co mówię? Otwórz, bo zawołam policję! - Torkild

krzyczał teraz ze złością.

Ku swojemu zdziwieniu Elise usłyszała jakieś człapiące kroki, wkrótce potem

klucz został przekręcony w drzwiach i ukazała się zmięta brodata twarz. Oczy w tej

twarzy były czerwone, włosy zwisały brudnymi kosmykami. Mężczyzna, który stał w

drzwiach, cuchnął tak nieprzyjemnie, że Elise mimo woli wstrzymała dech.

Torkild otworzył drzwi na całą szerokość.

background image

- Co ty tu robisz?

Mężczyzna otworzył usta, by coś powiedzieć, ale z jego gardła nie wydobył się

ż

aden dźwięk. Był kompletnie bezzębny, chociaż nie mógł mieć więcej niż jakieś

trzydzieści lat. Ubranie było w strzępach, on sam chudy, policzki miał zapadnięte tak,

jakby od dawna nic nie jadł. Zajeżdżało od niego wódką i zataczał się przy każdym

kroku.

Torkild znowu uniósł lampę i oświetlił wnętrze strychu. Było widać, że

najwyraźniej ktoś tu mieszka. W jednym kącie znajdowała się słoma, ten człowiek z

pewnością na niej sypiał, kilka połamanych krzeseł leżało na podłodze. U sufitu

wisiała lampa naftowa, a na pustej skrzynce na drzewo stała świeca w popękanym

porcelanowym lichtarzyku, obok brudny metalowy talerz z łyżką, jakieś kawałki

chleba i naczynie z wódką. Odór dochodzący z cynkowego wiadra w drugim kącie

strychu świadczył, że mężczyzna w tym samym pomieszczeniu załatwiał wszystkie

swoje potrzeby.

Torkild chwycił mężczyznę za ramię.

- Włóż buty, musimy się przejść. - Zwrócił się do Elise. - Zejdź na dół i

zobacz, czy nie ma gdzieś dozorcy, wytłumacz mu, dlaczego chłopcy się bali. Wezmę

tego człowieka do naszego oddziału w Sagene, a gdyby się okazało, że ma na

sumieniu jakieś przestępstwa kryminalne, to wezwiemy policję.

Elise, nie zastanawiając się, zbiegła na dół, chociaż było bardzo ciemno. Teraz

dozorca szkolny dowie się o wszystkim! Peder i Evert mieli rację, że ktoś hałasuje na

strychu, a może na dodatek ten mężczyzna jest przestępcą.

Dozorcę znalazła na parterze. Pośpiesznie wytłumaczyła mu, co się stało, ale

ku jej wielkiemu rozczarowaniu dozorca zareagował dokładnie odwrotnie, niż się

spodziewała.

- A to przeklęte łobuzy! Latają do domu na skargę? Nie chcę tutaj żadnych

rodziców ani ludzi z Armii Zbawienia, żeby mi się plątali po szkole. Jeśli jakiś pijak

zagnieździł się na strychu, to ja sam to załatwię!

- Ale nic dziwnego, że Peder i Evert się przestraszyli - próbowała tłumaczyć

Elise. - Chłopcy byli pewni, że na strychu ktoś jest.

Dozorca stanął przed nią, wysoki, potężny i groźny. W świetle latarni nad

drzwiami widziała, że poczerwieniał z gniewu.

- Na mnie zwalasz winę? Uważasz, że mam pozwolić, żeby bachory

przychodziły i odchodziły, kiedy chcą? Porzucili robotę i teraz nie mają tu już nic do

background image

szukania. Włóczędzy i pijacy są wszędzie, a jeśli paniczykom się to nie podoba, to

mogą się wynosić.

Elise zrozumiała, że kłótnia z dozorcą na nic się nie zda, i postanowiła pobiec

do pani Berg, żeby zobaczyć, czy nie ma tam chłopców. Przez chwilę zastanawiała

się, czy nie powinna pomóc Torkildowi z tym pijakiem, doszła jednak do wniosku, że

Torkild nawykł do takich działań, a ona powinna jak najszybciej odnaleźć Pedera i

Everta.

Była zdyszana, kiedy w końcu dotarła do mieszkania pani Berg i zapukała. Nie

trwało długo, a wewnątrz rozległy się kroki, Evert uchylił drzwi.

- Kto tam?

- To tylko ja, Elise.

Drzwi otworzyły się szeroko. Chłopiec sprawiał wrażenie przestraszonego. Z

tyłu za nim ukazał się Peder, który stał przyciśnięty do ściany. On też najwyraźniej się

bał.

- Wyjaśniliśmy w końcu, kto straszy na strychu - tłumaczyła Elise. Kara za

porzucenie pracy przyjdzie później, pomyślała. Emanuel z pewnością zażąda, żeby

dziś wieczorem spuścić Pederowi lanie. - To był jakiś pijak, który zagnieździł się na

szkolnym strychu i zrobił tam sobie prywatną gospodę. - Próbowała się uśmiechać do

chłopców.

Evert patrzył na nią wytrzeszczonymi oczyma.

- To tak wolno? Elise pokręciła głową.

- Torkild Abrahamsen, ten żołnierz Armii Zbawienia, który pomaga Annie,

zaprowadzi go do oddziału Armii w Sagene. Ale dozorca jest po prostu wściekły.

Evert skinął głową.

- Wyrzucił nas z pracy, nie wolno nam tam przychodzić. Ale przecież my nie

mogliśmy zostać w szkole, rozumiesz, Elise, dzisiaj też go słyszeliśmy. Dzisiaj

chrapał.

- No, ale wiecie już, że to nie był żaden upiór. Evert przytaknął, najwyraźniej

zawstydzony.

- Mimo wszystko to było bardzo nieprzyjemne. Nie wiedzieliśmy, czy nie ma

noża, a on mógł jeszcze raz zamknąć drzwi na klucz.

Elise przytaknęła.

- Bardzo dobrze rozumiem, żeście się bali, ale niełatwo wam będzie znaleźć

inną pracę. Chłopcy na ulicy walczą o każde zajęcie, jakie się pojawi. Każdy chce być

background image

posłańcem albo roznosić gazety. Co powiedziała pani Berg, kiedy przyszliście do

domu?

- Ona nic nie mówi. Zamknęła oczy i przez cały dzień śpi. Elise ogarnęły złe

przeczucia.

- A myślisz, że mogłabym pójść i się z nią przywitać?

- Jasne. Ona lubi takich jak ty, Elise. Powiedziała, że mogłabyś być moją

mamą. - Uśmiechnął się skrępowany.

Elise też się uśmiechnęła i pogłaskała go po policzku, potem jej spojrzenie

powędrowało do Pedera.

- Musimy pośpieszyć się do domu, Peder. Wejdę tylko na moment do pani

Berg.

Chłopiec skinął głową. Było oczywiste, że dręczą go wyrzuty sumienia.

Elise zapukała do drzwi izby i weszła, nie czekając na zaproszenie. Wewnątrz

było ciemno.

- Masz dla mnie jakieś światło, Evert? - zawołała przez ramię. Evert podbiegł

z zapaloną stearynową świecą w lichtarzyku. Zanim jeszcze podeszła do łóżka, Elise

była pewna, co się stało.

Jedna ręka pani Berg zwisała z łóżka, usta były na pół otwarte, ciało

spoczywało bez ruchu. Z uczuciem podobnym do tego, jakiego doznała, kiedy

zobaczyła ojca w pomieszczeniach na Storgata, wolno zbliżała się do posłania.

- Pani Berg?

Nie czekała na odpowiedź, no i jej nie otrzymała.

Z drżeniem położyła dłoń na czole leżącej i poczuła, że jest lodowato zimne.

Odskoczyła przerażona. Następnie ujęła zwisającą rękę i próbowała złożyć razem

dłonie zmarłej, ale okazało się to bardzo trudne, bo palce zaczynały już sztywnieć.

Rozejrzała się po pokoju i zobaczyła na krześle obok łóżka płócienną chustkę.

Pośpiesznie podłożyła ją pod brodę zmarłej i zawiązała na czubku głowy. Teraz pani

Berg nie miała już otwartych ust i sprawiała wrażenie, że śpi. W końcu Elise

przeżegnała się, odmówiła Ojcze nasz i wyszła z pokoju.

- Evert?

Chłopiec stał bez ruchu i patrzył na nią. Po jego oczach poznała, że zrozumiał,

co się stało. Dla niego życie było jedynie pijaństwem, biciem, przekleństwami i

strachem, pomyślała. Kiedy nareszcie znalazł prawdziwy dom u pani Berg, to

staruszka umarła.

background image

- Pani Berg nie żyje. - Słowa zabrzmiały bezlitośnie i brutalnie w cichej

kuchni. - Pójdziesz z nami do naszego domu.

Chłopiec stał bez ruchu i wciąż na nią patrzył. - To ona się już nie obudzi?

Elise wolno pokręciła głową, podeszła do chłopca i objęła go.

- Pani Berg poszła do nieba, Evert. Teraz jest jej dobrze. Malec był całkiem

sztywny, z jego gardła nie wydostał się ani jeden dźwięk, z oczu nie popłynęła ani

jedna łza., Elise spodziewała się, że rzuci się jej w objęcia i zacznie szlochać, ale na to

mały Evert przeżył już zbyt wiele bólu. Stał więc nieporuszony, nic nie mówił przez

dłuższą chwilę. W końcu rzekł zupełnie normalnym głosem:

- To teraz będę musiał wrócić do Hermansena. I znowu będzie przepijał

wszystkie pieniądze, jakie daje gmina.

Elise nie była w stanie powstrzymać łez.

- Nie, Evert - powiedziała, zanim zdążyła się zastanowić. - Nie wrócisz do

Hermansena. Pójdziesz z nami do domu. - Potem jedną rękę podała Evertowi, drugą

Pederowi i cała trójka opuściła mieszkanie. Doktora zawiadomię później, pomyślała,

teraz trzeba się postarać, żeby chłopcy jak najszybciej znaleźli się w cieple.

Dopiero w drodze do domu majstra zaczęła się zastanawiać nad tym, co

zrobiła. Powiedziała Evertowi, że będzie mógł u nich zostać, nie pytając najpierw

Emanuela. A on dzisiaj jest i tak w złym humorze z powodu tego, że Peder porzucił

pracę, i dlatego że Elise przyjęła pomoc Torkilda, zamiast czekać, aż Emanuel sam

wyjaśni sprawy w szkole.

Z pewnością jednak zrozumie, kiedy usłyszy, co się stało, próbowała się

pocieszać.

- Zostawiłem w domu tabliczkę, elementarz i wszystko! - zawołał

przestraszony Evert. - I została tam moja kołdra - dodał. - Gałgany wylatują z niej

przez wszystkie dziury, ale pani Berg to zaszyje, kiedy... - nagle umilkł.

- Dzisiaj będziesz spał z Pederem, a jutro przyniosę twoją kołdrę i spróbuję

pozaszywać dziury. Nie masz pewnie dużo ubrań, ale zabiorę stamtąd wszystko, co

znajdę.

- Siostra pani Berg wciąż się z nią kłóciła, ale pani Berg mówiła, że przyjdzie

na pewno po jej śmierci, bo będzie chciała dostać spadek. Pilnuj swoich ubrań,

Evercie, mówiła pani Berg. W przeciwnym razie ona zabierze wszystko, co znajdzie.

Do tej pory Peder milczał, ale słowa Everta musiały zrobić na nim wielkie

wrażenie, bo wykrzyknął pełnym oburzenia głosem:

background image

- No to ona jest złodziejką! Wbiłbym jej nóż, odciął głowę i poderżnął gardło!

- Peder, co się z tobą dzieje! - Elise patrzyła na brata wstrząśnięta. - Co ty

wygadujesz?

Peder umilkł. W chybotliwym świetle ulicznej latarni Elise widziała, że

zawstydzony spuścił głowę.

Zbliżali się do domu majstra. W pewnym momencie Elise dostrzegła ciemną

sylwetkę przechodzącą przez most. Niełatwo było coś zobaczyć w tych ciemnościach,

zwłaszcza teraz, kiedy latarnia przy moście została stłuczona, ale śnieg i światła latarń

po drugiej stronie trochę pomagały.

Była pewna, że to on. Johan chodzi w sobie tylko właściwy sposób i jest

bardziej wyprostowany, niż na ogół bywają robotnicy. Poczuła radość. Johan miał w

sobie coś dobrego, coś budzącego poczucie bezpieczeństwa, co znała od dzieciństwa.

Dawniej była pewna, że Johan potrafi zaradzić wszelkim kłopotom, jakie istnieją, jest

duży i silny i może dać radę najgorszym łobuzom, poza tym nigdy niczego się nie boi.

- Tam idzie Johan! - Peder puścił rękę siostry i pobiegł na spotkanie.

Evert nadal trzymał Elise mocno.

- Peder chyba zapomniał, że nie jesteś już zaręczona z Johanem.

Elise uśmiechnęła się.

- Nie, nie zapomniał, ale lubi Johana i wie, że jesteśmy przyjaciółmi, chociaż

się nie pobraliśmy.

- A ja myślę, że powinnaś wyjść za niego. On jest jednym z nas.

Elise nie zdążyła odpowiedzieć, zbliżyli się właśnie do Johana.

- Peder mi opowiada o tym, co się stało. - W głosie Johana słychać było

zatroskanie. - Jak to ładnie z twojej strony, że wzięłaś Everta do siebie, Elise.

- Ja wiem dlaczego! - zawołał głośno Evert, zadowolony mimo szoku, jaki

dopiero co przeżył. - To dlatego, że pani Berg prosiła o to Boga. Chciała, żeby Elise

została moją mamą.

Zaległa cisza. Elise poczuła, jakby coś ciężkiego zostało złożone na jej barki i

przycisnęło ją do ziemi. Evert zrozumiał, że zaprasza go do siebie na zawsze, chociaż

ona myślała zaledwie o najbliższych dniach.

Emanuel się na to nie zgodzi. Już i tak jest ich pięcioro i Emanuel skarży się,

ż

e jego pensja na nic nie starcza. Johan poklepał Everta po ramieniu.

- Myślę, że Bóg zgadzał się z panią Berg. Nie mógłbyś mieć lepszej mamy niż

Elise.

background image

- Wiem o tym. Zawsze to mówiłem. Prawda, Elise? - Spoglądał na nią i

chociaż nie była w stanie dostrzec wyrazu jego twarzy, wiedziała, że jest zadowolony

i czuje się bezpiecznie.

- Tak, mówiłeś to już dawniej.

- A co Emanuel na to powie, jak myślisz, Elise? - w głosie Pedera słychać było

niepewność.

- Nie zapytałaś go jeszcze o to? - Johan był zaskoczony.

- Idziemy prosto z mieszkania pani Berg, jeszcze nikomu nie zdążyłam

powiedzieć, co się stało. Ty jesteś pierwszy - wahała się przez chwilę. Zastanawiała

się, czy zapytać.

W końcu podjęła decyzję.

- Idziesz do mamy i Anny?

- Tak, postanowiłem do nich zajrzeć i dowiedzieć się, co słychać. Mama nie

czuła się najlepiej, kiedy ostatnio je odwiedziłem.

- A mogłabym cię poprosić o przysługę? Muszę biec do domu i zająć się

małym, a trzeba powiadomić władze o śmierci.

- Oczywiście, mogę to zrobić. Ty już o tym nie myśl, Elise, i tak masz

mnóstwo spraw na głowie. Wstąpię do doktora, zanim pójdę do matki. Trzeba też

chyba zawiadomić policję. Ty właśnie przed chwilą odkryłaś, że pani Berg umarła,

prawda?

- Torkild Abrahamsen pomagał mi szukać tych dwóch uciekinierów. On się

jednak zajął pijakiem, który zagnieździł się na szkolnym strychu, a ja pobiegłam do

pani Berg, żeby zobaczyć, czy ich tam nie ma. Kiedy Evert powiedział mi, że pani

Berg już bardzo długo śpi, ogarnęły mnie złe przeczucia Musiała umrzeć jakiś czas

temu, bo nie mogłam złożyć jej rąk.

Spostrzegła, że Johan uważnie słucha tego, co mówi.

- Dlaczego musiałaś szukać chłopców i co oni mają wspólnego ' z jakimś

pijakiem?

- To bardzo długa historia. Evert i Peder mieli tyle szczęścia, że dostali w

szkole pracę na popołudnia - pośpiesznie wyjaśniła, co się stało.

Chociaż Peder wiedział, że nie wolno się wtrącać, kiedy dorośli rozmawiają,

najwyraźniej nie był w stanie się powstrzymać.

- Bo na strychu tak straszyło, że nie mogliśmy dłużej tam usiedzieć.

- Teraz rozumiem. - Johan uśmiechnął się porozumiewawczo. - Duch nie był

background image

duchem, ale jednym z tych bezdomnych pijaczków, którzy sypiają w bramach i na

klatkach schodowych.

Elise przytaknęła.

- Ponieważ Peder i Evert uciekli, to dozorca bardzo się zdenerwował i przyjął

dwóch innych chłopców do pracy na ich miejsce. Teraz obaj są bezrobotni i nie wiem,

jak zdołają znaleźć sobie inną pracę.

Johan ruszył przed siebie.

- Zabierz ich do ciepłego mieszkania, Elise! Evert zmarzł tak, że cały się

trzęsie. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. To znaczy u ciebie w domu.

Elise zrozumiała, co Johan ma na myśli.

- A gdyby nie, to wiesz, gdzie mieszkam.

- Dziękuję. I serdeczne dzięki za pomoc. Powiedz Annie, że przyjdę do niej w

najbliższych dniach. Torkild mnie o to prosił, po to do mnie przyszedł.

Po drodze do domu Elise myślała o tym, co powiedział Johan: „A jak nie, to

wiesz, gdzie mieszkam”. Czy miał na myśli fakt, że jeśli Elise przyjdzie do domu z

Evertem, to Emanuel zaprotestuje? A jak jego zdaniem Agnes przyjęłaby coś takiego?

Jeszcze daleko od domu usłyszała głośny krzyk niemowlęcia. Przestraszyła

się. Teraz z pewnością Emanuel jest wściekły i zirytowany. Skoro kołysanie nie

pomogło, to nie miał pojęcia, co powinien zrobić, by uspokoić małego.

Otworzyła drzwi i popchnęła przed sobą chłopców do ciepłego wnętrza.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Emanuel wytrzeszczy! oczy, kiedy zobaczył, kto przyszedł, otworzył usta i

chyba miał zamiar zacząć krzyczeć, ale Elise go uprzedziła.

- Stało się coś strasznego, Emanuelu. Pani Berg umarła.

Widziała, że mąż stara się opanować, ale nawet taka wiadomość nie była w

stanie stłumić jego gniewu. Zdejmując chustkę i buty, opowiedziała, co się stało od

chwili, kiedy razem z Torkildem znaleźli pijaka na szkolnym strychu.

Emanuel nic nie mówił. Hugo nadal wrzeszczał, Elise wyjęła go z kołyski i

położyła na rozłożonym na stole ręczniku. Natychmiast stwierdziła, dlaczego biedak

tak wrzeszczy. W końcu krzyki przeszły w zawodzenie. Kiedy przyłożyła go do piersi,

spojrzał na nią wielkimi poważnymi oczyma. Elise uśmiechnęła się Jo dziecka i

palcem wskazującym pogłaskała miękki policzek.

Chłopcy usiedli przy kuchennym stole i zaczęli odrabiać lekcje. Peder

background image

najpierw zrobił rachunki, a Evert czytał z jego elementarza. Potem czytał Peder, a

Evert go słuchał.

Emanuel wyszedł do sypialni. Może położył się, żeby odpocząć, myślała Elise,

wiedziała tylko, że to jego milczenie nie wróży niczego dobrego.

Widziała, jak Evert od czasu do czasu spogląda zdziwiony na Pedera, który

mozolnie przedziera się przez tekst. Evert ma wielkie serce i z pewnością cierpi razem

z nim, ale nic nie mówi, nie robi uwag. Jeśli nawet Peder nie jest mądry, to i tak jest

jego najlepszym przyjacielem.

Zastanawiała się, o czym myśli Emanuel zamknięty w lodowatym pokoju,

chciałaby też wiedzieć, co się dzieje w głowie Everta.

Nie wyglądało na to, żeby rozpaczał po śmierci pani Berg, w każdym razie

tego nie okazywał. I nie okaże niczego, dopóki będzie mógł tutaj zostać, pomyślała,

raz po raz mimo woli spoglądając na drzwi izby. Żołądek kurczył jej się ze

zdenerwowania. Chociaż Emanuel nic nie powiedział, nietrudno było się domyślić, że

jest w marnym humorze.

Gdy tylko skończyła karmienie i ułożyła Hugo z powrotem w kołysce, poszła

do izby i przyniosła ciemnoniebieski aksamit.

- Teraz nie możecie siedzieć przy stole, chłopcy. Muszę zabrać się do szycia.

Pośpiesznie zebrali swoje rzeczy ze stołu i usiedli na skrzyni do drewna. Tam

Peder nadal mozolnie odczytywał tekst.

Elise postawiła maszynę na stole i zaczęła zszywać długi bok sukni, który

przedtem starannie sfastrygowała. Nagle odkryła, że szyje po lewej stronie, musiała

wszystko spruć i zacząć od nowa. Łzy piekły ją pod powiekami. Nigdy nie będzie

dobrą krawcową, w każdym razie nie przy tym okropnym świetle, w tej

zabałaganionej kuchni i ze wszystkimi swoimi zmartwieniami.

Emanuel się nie pokazywał. Zjawił się w kuchni dopiero, kiedy Kristian

zmęczony i zdyszany wrócił do domu po pracy, a Elise zrobiła im wszystkim kolację.

Chłopcy przekrzykiwali się nawzajem, Evert i Peder chcieli opowiedzieć Kristianowi,

co się stało. Kiedy indziej Emanuel na pewno by na nich nakrzyczał i upomniał, że nie

wolno mówić z pełnymi ustami, teraz jednak siedział, wpatrywał się w stół, popijał

słabą kawę, nie mówiąc ani słowa, i ledwo zjadł pół kawałka chleba z syropem. Może

najadł się do syta u Carlsenów? Elise cieszyła się, że przynajmniej chłopcy są

ożywieni i rozmowni, może nie zwrócą uwagi, że Emanuel nie jest taki jak zwykle.

Kristian był naprawdę przerażony tym, co słyszał.

background image

- No ale co teraz będzie z Evertem?

- Będę mieszkał tutaj. - Evert powiedział to bardzo zadowolony, z ustami

pełnymi jedzenia.

Kristian posłał siostrze pytające spojrzenie. Ona pośpiesznie odwróciła wzrok,

czekając na ostrą uwagę ze strony Emanuela, ale nic takiego nie nastąpiło. Wtedy

spojrzała na męża spod oka. Wyglądał, jakby był pogrążony w swoich myślach i nie

słyszał ani słowa z tego, co mówiono przy stole.

Po kolacji posłała chłopców do łóżek. Evert i Peder mieli spać na waleta pod

kołdrą Pedera.

- Pójdę do pastora - oświadczył nagle Emanuel. To były jego pierwsze słowa

od powrotu do domu. - Nie możemy dłużej czekać z chrztem.

Elise patrzyła na niego zaskoczona.

- Czy jeszcze nie jest za zimno na to, żeby wynosić dziecko z domu?

- Opatulimy małego szczelnie i nic się nie stanie.

- Ale nie wybraliśmy jeszcze dodatkowych imion.

- Owszem, ja wybrałem. Myślę, że na drugie możemy dać mu Hagbart po ojcu

mojej matki, a na trzecie Rudolf po moim wuju. Dziadek umarł, kiedy miałem

dziesięć lat, byłem do niego bardzo przywiązany. Wtedy całe nazwisko chłopca

będzie brzmiało: Hugo Hagbart Rudolf Ringstad, dwa „H” i dwa „R” jedno po

drugim. Łatwo będzie to zapamiętać.

Elise przytaknęła. Nic nie szkodzi, że Emanuel zapomniał o mojej rodzinie,

powiedziała sobie w duchu. Najważniejsze, że traktuje Hugo jako własnego syna.

Rozmowę na temat losu Everta trzeba będzie odłożyć do wieczora, kiedy oboje

położą się do łóżka. Było oczywiste, że teraz co innego zaprząta myśli Emanuela.

Gdy tylko zniknął za drzwiami, Elise wzięła szycie i poszła do lodowato

zimnej izby, rozłożyła materiał na stole i zapaliła naftową lampę. Drzwi do kuchni

zostawiła otwarte, żeby wpuścić trochę cieplejszego powietrza, mimo wszystko w tym

pomieszczeniu było tak zimno, że wkrótce resztki ciepła opuściły jej ciało, palce

sztywniały, a stopy były niczym kawałki lodu. W skrzyni z drewnem znalazła jakąś

starą gazetę, podzieliła ją na dwoje i owinęła papierem stopy, a wszystko związała

sznurkiem. Trochę to pomogło, ale trzeba było czegoś więcej w tej izbie, w której

ziąb ciągnął przez dziurawą podłogę z lodowatej piwnicy. W końcu wyjęła z szuflady

parę zniszczonych rękawiczek, których nie opłacało się już cerować, obcięła czubki

palców i włożyła je na ręce tak, że tylko palce wystawały.

background image

Zdążyła zszyć na maszynie dwa długie kawałki materiału, gdy nagle usłyszała

pukanie do kuchennych drzwi. Pośpieszyła otworzyć, pomyślała, że to na pewno

Torkild przyszedł jej powiedzieć, co zrobił z pijakiem.

Na dworze stał Carl Wilhelm Wang - Olafsen, przyjaciel Emanuela z

Kongsvinger.

Na jego widok Elise zapragnęła zapaść się pod podłogę i zniknąć. Nie mogła

nie zauważyć spojrzenia gościa, które przesuwało się z podartych rękawiczek do

gazet, którymi owinęła stopy, i z powrotem.

- Czy Emanuel jest w domu?

- Nie, poszedł do pastora, żeby porozmawiać o chrzcie.

- A dawno temu wyszedł?

- Nie, nie bardzo. - To było kłamstwo, ale Elise nie mogła myśleć o tym, że

będzie musiała go poprosić, żeby wszedł do środka i poczekał.

- Przy okazji chciałbym pogratulować. - Mężczyzna uśmiechnął się. -

Słyszałem, że to chłopiec. Ringstadowie z pewnością się cieszą, że mają dziedzica,

który będzie mógł z czasem przejąć dwór.

Elise skinęła głową z mdłym uśmiechem na wargach, cały czas miała nadzieję,

ż

e gość sobie pójdzie.

- Nie przeszkadzałoby pani, gdybym wszedł do domu i zaczekał? Mam mu do

przekazania ważną wiadomość.

Elise nie mogła powiedzieć „nie”.

- W kuchni śpią chłopcy, ale proszę, niech pan wejdzie do izby. Siedzę tam i

szyję, wszędzie straszny bałagan.

Uśmiechnął się skrępowany.

- To chyba nic dziwnego, skoro musi sobie pani sama radzić ze wszystkim.

Kiedy wskazywała mu drzwi do izby, sama idąc za nim, pośpiesznie usunęła

gazetowy papier z nóg i zdjęła te nieszczęsne rękawiczki.

- Wewnątrz jest okropnie zimno. Zwykle palimy tylko w kuchni.

Mężczyzna odwrócił się i patrzył na nią zdumiony.

- Jest pani w stanie szyć w takim zimnie?

Widziała, że jego spojrzenie znowu przesunęło się na jej stopy, musiał

zauważyć, że usunęła gazetę.

- Nie, zwykle szyję w kuchni, ale teraz, kiedy chłopcy już się położyli, a ja

potrzebuję dużo miejsca, nie miałoby to sensu.

background image

Gość skinął głową, wciąż stał i patrzył na nią.

Pewnie się zastanawia, co Emanuel we mnie widzi, pomyślała Elise. Dla niego

to chyba kompletnie niezrozumiałe, że mężczyzna tego stanu mógł się ożenić z

nędzną robotnicą.

- Chyba widziałem trzech chłopców w kuchni. Myślałem, że pani ma dwóch

braci.

- Ten trzeci to przyjaciel Pedera. Stało się dzisiaj coś, co sprawiło, że wzięłam

go do nas. - Pośpiesznie opowiedziała całą historię, o duchach na szkolnym strychu, o

tragicznym życiu Everta i starej pani Berg, która się w końcu nim zajęła, ale

opiekowała się chłopcem niecały rok.

Carl Wilhelm Wang - Olafsen słuchał z uwagą, kiedy mówiła. A gdy

skończyła, zawołał spontanicznie:

- Pani musi być bardzo dobrym człowiekiem, pani Ringstad! Elise zarumieniła

się i pokręciła głową.

- Nie chciałam budzić niczyjej sympatii, panie Wang - Olafsen. Próbuję tylko

wytłumaczyć, dlaczego Evert tu jest. Bardzo proszę, żeby zechciał pan pozdrowić ojca

i serdecznie mu podziękować za mleko i ryby, które dostawaliśmy dla kociaka. Teraz

nauczył się już łapać myszy i sam sobie radzi.

Mężczyzna uśmiechnął się.

- Mam więc nadzieję, że sprawia dzieciom radość, a oprócz tego jest

pożyteczny.

- Tak właśnie jest. Peder go kocha. Aż dziw, jakie więzi się między nimi

wytworzyły. Nigdy bym nie pomyślała, że koty mogą być takie przywiązane do

człowieka.

- Ale są też ludzie, do których zwierzęta garną się bardziej niż do innych.

- Tak, to prawda. Nie zechce pan usiąść? Nie sądzę, żeby Emanuel zbyt długo

zabawił u pastora, jeśli po drodze do domu nie wstąpi do jakichś znajomych.

Te ostatnie słowa po prostu się jej wyrwały, natychmiast poczuła, że się

rumieni.

Wang - Olafsen usiadł, ale płaszcza nie zdjął. Futrzaną czapkę trzymał w

rękach.

- A zatem pani zajmuje się krawiectwem?

- Tak, nie wiedziałam, co zrobię z Hugo, gdybym wróciła do fabryki.

Nadzorca nie godzi się na to, żeby niemowlęta leżały na korytarzu. Słyszałam, że

background image

wydał taki zakaz, bo któremuś dziecku przytrafiło się nieszczęście.

- Mimo wszystko szkoda. Praca w fabryce jest lepiej opłacana niż

jakiekolwiek inne kobiece zajęcie.

Elise przytaknęła.

- Będę się starała szyć jak najwięcej. Jeśli będę pracowała po nocach, to mogę

trochę zarobić.

- A co pani zamierza w związku z tym chłopcem? Emanuel chyba nie będzie

w stanie wykarmić sześciorga osób.

- Nie zdążyłam jeszcze o tym z Emanuelem porozmawiać. Kiedy wróciłam z

chłopcami do domu, Emanuel właśnie wychodził.

To ostatnie nie było prawdą, ale nie mogła przecież opowiadać przyjacielowi

Emanuela, że jej mąż zamknął się w sypialni i nie odezwał do niej ani słowem.

- Więc teraz martwi się pani, że obaj chłopcy stracą pracę po tym, co się stało?

- Tak, dozorca znalazł już innych na ich miejsce.

- No ale kiedy usłyszał, co się stało, to chyba powinien zrozumieć?

Elise uśmiechnęła się, w ustach czuła gorycz.

- Nie. Najwyraźniej uznał, że jeśli chłopcy nie znoszą pijaków, to nie mają

czego szukać tutaj nad rzeką.

Mężczyzna nic nie powiedział. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Elise nie

wiedziała, o czym z nim rozmawiać.

Wang - Olafsen zaczął się kręcić, chyba sytuacja stawała się dokuczliwa

również dla niego.

- Czy mogłabym panu coś zaproponować? Wciąż jeszcze jest ogień w kuchni,

przygotowanie kawy nie zajęłoby wiele czasu.

- Nie, dziękuję. Przed wyjściem piłem kawę z ojcem. A przy okazji, mam

przekazać od niego pozdrowienia. Wciąż mówi o Pederze, jaki to otwarty i wesoły

chłopiec.

- Tak, otwarty to on jest, ale nie zawsze taki wesoły, czasem ma zmartwienia.

Poza tym źle mu idzie w szkole. Obawiam się, czy zdoła pójść dalej.

- To znaczy, czy zdobędzie jeszcze jakieś wyższe wykształcenie?

Elise uśmiechnęła się. Czy on słyszał kiedykolwiek o dzieciach robotniczych,

które zdobywają jeszcze jakieś wykształcenie po szkole powszechnej?

- Nie, chciałam powiedzieć, że nie wiem, czy przejdzie do czwartej klasy.

Gość znowu umilkł, Elise jednak zdawała sobie sprawę z tego, co myśli. Nie

background image

dość, że są biedni, to jeszcze na dodatek głupi. Nagle Wang - Olafsen wstał.

- Nie, będzie chyba lepiej, jeśli przyjdę innym razem. Może Emanuel wstąpił

po drodze do Carlsenów.

A więc wie, że Emanuel ciągle tam bywa. Ciekawe, co jeszcze wie?

Odprowadziła go do drzwi.

- Powiem, że pan był, to Emanuel pewnie zatelefonuje do pana jutro z fabryki.

Gość skinął głową, ukłonił się na pożegnanie i włożył futrzaną czapkę.

Elise stała przy oknie w izbie i patrzyła w ślad za nim.

W momencie, kiedy przechodził przez most, ukazała się jakaś inna postać,

idąca naprzeciwko. Obaj przechodnie zatrzymali się, przywitali serdecznie, na to

przynajmniej wyglądało, a potem obaj zniknęli między fabrycznymi zabudowaniami.

Czy to Emanuela spotkał Wang - Olafsen na moście? I dlaczego w takim razie

Emanuel gdzieś z nim poszedł?

Złość w niej buzowała. Emanuel dobrze wiedział, co się stało u Everta i jak się

przedstawia sytuacja chłopców, zdawał sobie sprawę, że ona musi skończyć suknię

dla Karolinę w ciągu zaledwie dwóch tygodni, a na dodatek wie przecież, jak często

musi przewijać i karmić Hugo. Mógłby przynajmniej przyjść do domu i porozmawiać

z nią na temat przyszłości Everta, a nie tylko udawać, że problem go nie dotyczy.

Ze złością zaczęła dokładać drew do ognia. Zrobi się za gorąco chłopcom,

którzy śpią tuż przy piecu, ale trudno. Nie może szyć w rękawiczkach i ze stopami

owiniętymi w gazety, wystarczy już, że Wang - Olafsen Junior widział ją w takiej

sytuacji. Zapaliła nawet drugą lampę naftową. Czasem dobrze jest wpaść w złość, to

ją rozgrzało i dodało stanowczości. Fastrygowała i szyła, spinała materiał krawieckimi

szpilkami i znowu fastrygowała, a księżyc przesuwał się po niebie i noc coraz bardziej

się kurczyła.

Kiedy nareszcie usłyszała, że Emanuel wraca, była śmiertelnie zmęczona i

bolały ją plecy. Wiedziała jednak, że posunęła się w pracy o wiele dalej, niż myślała,

ż

e potrafi, a to dzięki temu, że Hugo przez cały czas spał spokojnie.

Wstała z krzesła, zgasiła jedną lampę i wyszła na spotkanie mężowi.

- No, nareszcie jesteś. - Uśmiechnęła się, wzięła od niego płaszcz i powiesiła

na haczyku. Od Emanuela czuć było jakiś obcy zapach. Kiedy się pochylił, żeby ją

pocałować w policzek, zrozumiała, że to alkohol. Może sherry, to samo, co Karolinę i

Signe piły, kiedy u nich była.

- Czekałaś na mnie? - wydawał się miły, całkiem inny, niż kiedy wychodził.

background image

- Po prostu szyłam.

Wróciła do izby i zgasiła drugą lampę, natomiast Emanuel poszedł prosto do

sypialni.

Jeszcze nie zdążyła się położyć, a Hugo zaczął płakać.

- Zajmij się nim zaraz, bądź taka dobra. Jestem zmęczony, a muszę się trochę

przespać, zanim pójdę do biura.

Kiedy Elise skończyła przewijanie i karmienie, Emanuel od dawna spał.

Położyła się cichutko przy nim, przymknęła oczy w nadziei, że także zaśnie, ale sen

nie nadchodził. Co zrobi, jeśli Emanuel nie zgodzi się, żeby Evert u nich został?

Emanuel mówił coś przez sen, potem przysunął się do niej. Właśnie w chwili,

kiedy mimo wszystko wolno zaczynała zapadać w sen, poczuła jego rękę na swoim

ciele. Podciągnął jej nocną koszulę tak, że odsłonił ją niemal całą i zaczął pieścić

piersi.

- Muszę cię mieć, Signe - wymamrotał w półśnie. - Szaleję za tobą.

W następnej chwili zwalił się na nią i wziął to, do czego dążył, Elise natomiast

czuła, że łzy palą ją pod powiekami, a płacz dławi w gardle.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Mimo rozgoryczenia musiała jednak po wszystkim zasnąć, bo obudziło ją

wycie fabrycznych syren.

Emanuel z jękiem przewrócił się na drugi bok.

- Dzisiaj w nocy mówiłeś przez sen. - Zdołała powiedzieć to spokojnie, ale

serce tłukło jej się w piersi.

- Hm?

- Mówiłeś do mnie „Signe”. Emanuel natychmiast oprzytomniał.

- Musiałaś się przesłyszeć.

- Nie, powiedziałeś to bardzo wyraźnie. „Muszę cię mieć, Signe”,

powiedziałeś. „Szaleję za tobą”.

Roześmiał się jakimś dziwnym, obcym śmiechem.

- Nie możesz mnie osądzać po jakichś głupstwach, które wygaduję przez sen.

Nie pamiętam zresztą, żebym kiedykolwiek o niej śnił.

- A pamiętasz, że ze mną spałeś?

Emanuel wstał z łóżka, Elise to słyszała, ale w ciemności nie widziała męża.

Domyśliła się, że zaczął wkładać ubranie, choć się nie umył.

background image

- No?

- Co no?

- Pamiętasz, że kochaliśmy się dziś w nocy?

- Co to znowu za głupstwa, Elise? Jestem śmiertelnie zmęczony, położyłem

się za późno, a mam dzisiaj strasznie dużo roboty w biurze.

Usłyszała niepewność w jego głosie i uznała, że mogłaby to wykorzystać.

- Nie możemy wyrzucić Everta na ulicę. On nie ma żadnej rodziny, nikogo,

kto mógłby się nim zająć.

- Takimi rzeczami zajmuje się gmina. Albo Armia Zbawienia. Mogę

porozmawiać z Torkildem.

- A ja obiecałam Evertowi, że będzie mógł tutaj zostać.

- Zostać tutaj? - w jego głosie słychać było niedowierzanie. - Chcesz

powiedzieć, że na zawsze?

- Tak.

- I zdecydowałaś o takiej sprawie, nie pytając mnie przedtem?

- Tak. Ja cię znam Emanuelu. Nie bez powodu spędziłeś w Armii Zbawienia

osiem lat. Ty byś nigdy nie pozwolił, żeby osierocony chłopiec został oddany byle

komu. To właśnie z powodu tego twojego gorącego serca się w tobie zakochałam.

- Nie mówisz tego poważnie, Elise. - Emanuel był wzburzony.

- Postaram się, żeby obaj chłopcy znaleźli nową pracę. Poza tym dziś w nocy

zdałam sobie sprawę z tego, że potrafię szyć prędzej, niż wcześniej myślałam.

- A moim zdaniem nam było ciężko już przedtem, kiedy mieliśmy do

wykarmienia dwóch chłopców w wieku dorastania i jedno wrzeszczące niemowlę.

Nie żądaj ode mnie więcej, niż jestem w stanie zrobić. Oczekujesz, że będę taki jak

wy, a zapominasz, że pochodzę z zupełnie innego środowiska. Człowiek nie może się

zmienić tak gruntownie. Musiałem się przyzwyczaić do życia w nędzy, w lodowato

zimnym, dziurawym kurniku, do nędznego jedzenia i do życia kompletnie

pozbawionego przyjemności i kontaktu z kulturą. Ty chyba nie rozumiesz, ile mnie to

kosztowało.

W ułamku sekundy zdołała spojrzeć na sprawę z jego punktu widzenia i

zawstydziła się.

- Masz rację. Nie potrafiłam wczuć się w twoją sytuację. Ale sam wybrałeś,

Emanuelu. Wchodziłeś w to małżeństwo z otwartymi oczyma.

- Nie tylko z ochoty, lecz także z potrzeby zaopiekowania się dzieckiem,

background image

którego oczekiwałaś.

Elise milczała. Jego słowa sprawiły jej ból.

Pośpiesznie zdjęła nocną koszulę i ubrała się w ciemności, a potem pobiegła

do kuchni, zapaliła lampę i ogień w piecu. Był tam jeszcze żar z nocy.

- Śniło mi się, że dom majstra się palił - oznajmił zaspany Peder, który leżał

najbliżej pieca. - Parzyło mnie w plecy.

- Musiałam dołożyć do ognia więcej niż zwykle, bo siedziałam nad szyciem.

Evert obudził się, usiadł na posłaniu i przecierał oczy.

- Dlaczego ja jestem... - umilkł i spłoszony rozglądał się dookoła. W końcu

chyba sobie przypomniał, co się stało, na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz

zdumienia pomieszanego z żalem i radością.

Elise uśmiechnęła się do niego.

- Teraz mieszkasz u nas, Evercie. Jak wrócicie do domu ze szkoły, to

popilnujecie Hugo, a ja pobiegnę do mieszkania pani Berg i przyniosę twoje rzeczy.

Powiedz dzisiaj nauczycielowi, co się stało, to nie zostaniesz ukarany za to, że

zapomniałeś szkolnych przyborów.

- Kiedy będę musiał iść?

- Jak to kiedy, przecież wiesz, kiedy zaczyna się szkoła.

- Nie do szkoły, ale kiedy będę musiał odejść stąd? Elise patrzyła na niego, nie

rozumiejąc.

- Słyszałem, co powiedział ten pan, który był tutaj wczoraj wieczorem. On

mówił, że Emanuel nie zdoła utrzymać sześciorga osób.

Elise uklękła i otoczyła go ramionami.

- Teraz jesteś jednym z nas, Evercie. To oczywiste, że damy sobie radę.

Musimy spróbować znaleźć dla was jakąś nową pracę, ale przecież w końcu nam się

uda.

Jego twarz nie wyrażała bynajmniej radości. Nie może mi uwierzyć, pomyślała

przez moment ze smutkiem.

Emanuel wszedł do kuchni, kiedy zdążyła już uprzątnąć posłania chłopców.

- Chrzest dziecka odbędzie się w niedzielę.

Elise zamarła, odwróciła się ku niemu, jakby nie zrozumiała.

- W niedzielę? Jak to... Ale dlaczego?...

- Uznałem, że dłużej czekać nie możemy, Elise. Rozmawiałem o tym w biurze

pastora jakiś czas temu, ale jeszcze nie miałem okazji ci powiedzieć. Tyle się ostatnio

background image

działo naraz.

- Ale na dworze jest strasznie zimno, a my mamy daleko do kościoła. Dziecko

jest naprawdę za malutkie, Emanuelu.

- Rozmawiałem z woźnicami z Maridalsveien. Oni mają konia i sanie,

obiecali, że nas zawiozą, jeśli ojciec nie wynajmie powozu. Mama przywiezie ze sobą

mięso i pomoże ci ugotować obiad. Przywiezie też rodzinną sukienkę do chrztu.

Elise czuła się kompletnie zbita z tropu. Skąd ten pośpiech? Uzgodnili

przecież, że poczekają z chrztem, aż się trochę ociepli, a tu nagle okazuje się, że

Emanuel już wszystko zorganizował i chrzest odbędzie się w najbliższą niedzielę!

Musi być jakiś powód, dla którego chce ochrzcić dziecko już teraz.

A co z Evertem? Emanuel nie powiedział stanowczo „nie”. Był wściekły

dlatego, że Elise podjęła taką poważną decyzję, nie pytając go przedtem o zdanie, był

też wzburzony, że jeszcze jeden problem spada mu na barki, ale przecież nie

zaprotestował wyraźnie.

Stała pośrodku izby bez ruchu. Emanuel umówił się z rodzicami, załatwił

wszystko od sukienki do chrztu, aż po decyzję w sprawie, co będą jedli, porozmawiał

nawet z woźnicą. Może powinna odczuwać ulgę, ją jednak ogarnął jakiś lodowaty

niepokój. Coś jej się w tym wszystkim nie zgadzało. Coś musi się za tym kryć. Gdyby

tylko rozumiała, co.

Chłopcy byli ubrani i zaczęli ustawiać kuchenny stół na miejscu, wyjęli kubki i

talerze, bańkę z mlekiem, syrop i ser. Kristian nalał wody na kawę i postawił dzbanek

na ogniu, następnie zaczął kroić chleb. Nigdy przedtem nie byli tacy skorzy do

pomocy, musieli czuć, że coś nieprzyjemnego wisi w powietrzu.

Elise wzięła ze sobą Hugo do sypialni, usiadła na brzegu łóżka i przystawiła

dziecko do piersi, choć go przedtem nie przewinęła. Czuła, że jest mokry aż po pachy.

Nie była jednak w stanie zostać z resztą rodziny w kuchni i udawać, że nic się nie

stało, musiała pobyć przez chwilę sama.

Właśnie kończyła karmienie, kiedy Emanuel wsunął głowę przez uchylone

drzwi. Miał już na sobie płaszcz i futrzaną czapkę.

- Musimy się zastanowić, kogo poprosić na chrzestnych rodziców, ale zrobimy

to, jak wrócę do domu. Teraz zaczynam się śpieszyć.

Elise otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale on naprawdę nie miał czasu,

pomachał jej i zniknął. Zamyślona i oszołomiona przeniosła Hugo do kuchni, żeby go

przewinąć na kuchennym stole, kiedy chłopcy posprzątają już po śniadaniu.

background image

- Zrobiliście sobie kanapki?

Kristian skinął głową i pokazał jej trzy paczuszki z jedzeniem leżące na

kuchennym blacie, zawinięte w gazetowy papier.

- Pomogłem Evertowi. Pani Berg smarowała mu chleb, zanim zachorowała.

- Bardzo ci dziękuję, Kristian. Byliście bardzo pomocni. Nagle zauważyła, że

Evert stoi nieporuszony przy drzwiach, w kurtce i czapce, gotowy do wyjścia. Miał

bardzo smutną twarz. Elise prawie o nim zapomniała. Teraz włożyła dziecko na

chwilę do kołyski i podeszła do chłopca.

- Wszystko jest w porządku, Evert. Możesz u nas zostać. Emanuel ma dzisiaj

tyle różnych spraw na głowie, że nie zdążył z tobą porozmawiać.

Evert patrzył jej dzielnie w oczy.

- Ale on tego nie chce.

- To wszystko spadło na niego nagle, poza tym Emanuel boi się, że jego

zarobki nie wystarczą nam na zwiększone wydatki, ale ja obiecałam, że zrobię, co

będę mogła, żeby znaleźć wam nową pracę na popołudnia. - Pogłaskała go

pośpiesznie po policzku. - Pamiętasz, co powiedziałam wtedy, kiedy oboje byliśmy u

doktora? Powiedziałam ci, że wszyscy cię kochamy i nie chcielibyśmy cię stracić.

Evert nadal stał bez ruchu. Patrzył jej prosto w twarz, jakby chciał się

przekonać, czy mówi prawdę.

Objęła go ramionami i przytuliła mocno do siebie.

- Teraz jestem twoją mamą, Evercie. Czyż nie marzyłeś o tym?

Chłopiec spuścił oczy, buzia mu poczerwieniała, po czym odwrócił się nagle

od Elise i wybiegł z domu.

Ledwo zdążyła wyjąć szycie, nożyczki, igły i nici, gdy usłyszała na zewnątrz

kroki. Rozległo się pukanie i w progu stanął Torkild.

- Halo, Elise, mogę ci na chwilę przeszkodzić?

- Jasne. Dziękuję za pomoc wczoraj. Wszedł do kuchni i zamknął za sobą

drzwi.

- Rozmawiałem z dozorcą, Evert i Peder mogą wrócić do pracy, ale gdyby

stało się to jeszcze raz, to jego cierpliwość się wyczerpie, tak powiedział.

Elise z ulgą głęboko wciągnęła powietrze, odchyliła głowę i na sekundę

przymknęła oczy.

- Jak ci się udało tego dokonać?! - zawołała z podziwem.

- Johan powiedział mi o pani Berg. Pośpieszyłem więc z powrotem do szkoły,

background image

ż

eby odwołać się do współczucia dozorcy. Skoro wy jesteście tacy miłosierni, że

pozwalacie chłopcu tutaj mieszkać, to przecież nie wypada, żeby dozorca nie

zatrzymał go w pracy, tak mu mówiłem.

Elise walczyła z łzami, ale nie była w stanie ich powstrzymać. Zawstydzona

ocierała oczy rękawem.

- A czy Johan powiadomił doktora o śmierci pani Berg? Torkild skinął głową.

- Wszystko jest załatwione, nie musisz się niczym martwić. Później wam

powiem, kiedy będzie pogrzeb. Siostra pani Berg jest jej jedyną spadkobierczynią i

przyjdzie zabrać jej rzeczy. Jeśli Evert coś tam zostawił, to powinniście się

pośpieszyć.

- Bardzo by chciał odzyskać swoją kołdrę. Poza tym są tam wszystkie szkolne

przybory. No i pewnie trochę ubrań.

- To ja ci to wszystko przyniosę. Mam coś do zrobienia w okolicy, ale

najpierw załatwię tę sprawę.

- Serdecznie dziękuję. Ja nie mogę wyjść z domu, jeśli nie ma kto

przypilnować Hugo. Rozejrzyj się uważnie po jej mieszkaniu i zobacz, czy nie

znajdziesz czegoś, co należy do chłopca.

Torkild odwrócił się, żeby wyjść.

- Wiesz, co ci powiem? My w Armii Zbawienia bardzo byśmy chcieli, żeby

było więcej takich ludzi jak wy. Dziękuję, że zajęliście się Evertem.

Elise siedziała i wpatrywała się w drzwi, które zamknęły się za Torkildem.

Niech już nic więcej się nie przydarzy!

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Kiedy w niedzielę wczesnym rankiem Elise niosła wodę ze studni,

zaprzęgnięty w konia powóz zatrzymał się przed domem majstra. Odwróciła się i

zobaczyła, że wysiada z niego pan Ringstad, mówi coś do woźnicy, a potem pomaga

wysiąść żonie. Woźnica wyjął kosz i dwie duże paczki, które niósł za nimi.

- Halo, Elise! - Ringstad witał się życzliwie. - A zatem nadszedł ten wielki

dzień! Jakie to szczęście, że się trochę ociepliło. Równie dobrze mogliśmy mieć

trzaskający mróz.

- A ja kompletnie nie rozumiem, dlaczego chcecie chrzcić synka już teraz,

przecież on ma dopiero miesiąc! - w głosie pani Ringstad brzmiała irytacja.

Elise miała ochotę odpowiedzieć, że sama też tego nie rozumie, ale dała

background image

spokój.

- Poprosiłem woźnicę, żeby zaczekał. Nie jest pewne, czy łatwo nam będzie

znaleźć drugiego w tej okolicy.

Elise pokręciła głową.

- Na Maridalsveien mieszkają dwaj bracia, którzy mają konia i sanie, ale nie

zawsze można ich zastać. Na nich... nie całkiem można polegać.

Otworzyła drzwi przed gośćmi, sama szła powoli z tyłu, dźwigając wiadra

wypełnione wodą. Napalili już porządnie w izbie, a chłopcy pomogli przenieść tam

kuchenny stół i taborety, teraz nakrywali. Poprzedniego dnia Emanuel poszedł do

piekarni Sagene i kupił drożdżowy placek, który mieli podać do kawy. Placek był

posypany grubym cukrem, a podawało się go z syropem. Jest tak samo dobry jak

ciastka, myślała Elise. Mogłaby na palcach policzyć te dni w swoim życiu, kiedy stać

ich było na kupno czegoś takiego.

Ona sama przygotowała wszystko do gotowania „kapusty”, która wcale nie

zawierała kapusty, była to potrawa na mięsie z kaszą, fasolą i warzywami. Elise

namoczyła w wodzie kaszę i fasolę, teraz czekała tylko na mięso i kości, które pani

Ringstad miała przywieźć ze swojego dworu.

Hugo leżał w kołysce starannie wymyty i przewinięty. Za radą matki Elise nie

skrępowała mu tego dnia nóżek. Chodzi o to, żeby niesione do chrztu dziecko było

możliwie jak najspokojniejsze, a krępowanie powoduje, że dzieci płaczą i marudzą,

choć trzeba to robić, żeby później miały proste nogi.

Pani Ringstad rozwinęła jeden z dużych pakunków i wyjęła długą białą

sukienkę do chrztu ozdobioną draperiami i jasnoniebieską jedwabną szarfą. Z dumą

wyciągnęła piękną jedwabną szatę i pokazywała wszystkie imiona, które zostały na

niej wyhaftowane.

- Ostatni był Emanuel - stwierdziła z uśmiechem. - Tutaj wyhaftowano jego

imiona: Emanuel Hagbart Johannes, a przed nim był jego ojciec, Hugo Hagbart Elias,

i jego ciotki: Syverine i Beatę Karen. A tutaj, widzicie, nasza krawcowa wyszyła już

imię naszego malca: Hugo Hagbart Rudolf. Czyż to nie wzruszające?

Elise zmusiła się do uśmiechu, ale czuła, że serce bije jej głośno. Pomyśleć,

gdyby tak pani Ringstad znała prawdę!

Ostrożnie wzięła sukienkę, śmiertelnie przerażona, żeby jej nie pobrudzić. Pod

ś

cianą stali Peder, Kristian i Evert, wyprostowani niczym ołowiane żołnierzyki w

swoich świątecznych ubraniach, z których wszyscy wyrośli, i wpatrywali się w

background image

kredowobiałą sukienkę do chrztu z błękitnymi szarfami, a potem spoglądali na drugi

pakunek, który jeszcze nie został otwarty. Żaden z nich nie powiedział ani słowa,

wyglądało na to, że nie są w stanie się poruszyć.

Pani Ringstad wyjęła mięso, butelkę koniaku i dwie tabliczki czekolady, na

której widok chłopcom omal oczy nie wyszły z orbit. Włożyła mięso i kość do

gotującej się wody razem z warzywami i kaszą, potem z koszyka wyjęła naczynie ze

ś

mietaną.

- Ojciec i ja wyjedziemy natychmiast po obiedzie. Chrzciny spadły na nas

dosyć nieoczekiwanie - stwierdziła, najwyraźniej oburzona. - Nie zdążyłam zapytać

Carlsenów, czy moglibyśmy się u nich na krótko zatrzymać, a o tym okropnym hotelu

na Akersgaten nawet nie mogę myśleć.

Bogu dzięki - Elise odetchnęła z ulgą. Przez cały tydzień miała mdłości ze

zdenerwowania na myśl o tym, że Ringstadowie mogliby spotkać Signe. Zwłaszcza

teraz, kiedy Karolinę zdaje sobie sprawę z całej sytuacji. Bardzo łatwo jest się

wygadać, a nawet jedno niewielkie słówko może mieć katastrofalne następstwa.

Udało jej się ubrać Hugo w sukienkę i otulić go starannie wełnianym kocem.

- Włóżcie czapki, chłopcy. Zaraz pojedziemy. Woźnica stoi i czeka.

Chłopcy usiedli na koźle, Emanuel i Elise trzymająca w objęciach Hugo

siedzieli w powozie razem z Ringstadami.

- Bardzo ładnie z waszej strony, że pozwoliliście koledze Pedera pojechać z

nami do kościoła - oznajmiła nieoczekiwanie życzliwie pani Ringstad.

- On u nas mieszka. - Emanuel najwyraźniej nie zamierzał dłużej niczego

ukrywać.

Matka popatrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Ta starsza pani, która się nim zajmowała, nagle zmarła. Elise uznała, że jest

naszym obowiązkiem dać mu nowy dom.

Pani Ringstad posłała synowej gniewne spojrzenie.

- Jak możesz oczekiwać czegoś takiego od Emanuela, który i tak wziął na

siebie więcej obowiązków, niż może spełnić?

- Nie mogłam postąpić inaczej. On w życiu bardzo wiele wycierpiał, a nas

obdarzył zaufaniem. Nie ma nikogo innego oprócz nas.

Pani Ringstad nie powiedziała nic więcej, zacisnęła wargi tak, że wyglądały

jak cieniutka kreska, i przez resztę podróży siedziała w milczeniu, patrząc gniewnie

background image

przed siebie.

Hugo spał spokojnie. Ringstad i Emanuel rozmawiali o zdrowiu Henryka

Ibsena.

Elise pomyślała o Annie, której nie zdążyła jeszcze odwiedzić, chociaż

obiecała Torkildowi, że zrobi to przy pierwszej okazji, następnie jej myśli wróciły do

tego, nad czym zastanawiała się od kilku dni, mianowicie do nagłej i niezrozumiałej

decyzji Emanuela, żeby ochrzcić Hugo już teraz. Nawet jego rodzice uważają, że to za

wcześnie. Chociaż szczęście im dopisało, bo na dworze zrobiło się cieplej, to przecież

równie dobrze mógł być trzaskający mróz, jak to pan Ringstad zauważył. Jest dopiero

koniec lutego, a to często bywa najbardziej mroźny miesiąc. Poza tym nie mogła

zrozumieć, dlaczego Emanuel wcześniej z nią nie porozmawiał. Wprawdzie to on jest

panem w domu i decyduje o większości spraw, ale uważała, że jeśli chodzi o chrzest

dziecka, to ona też powinna mieć coś do powiedzenia. I w sprawie imion również sam

zadecydował, nie pytając jej o zdanie, zawczasu umówił się z pastorem i porozmawiał

z rodzicami. Poprosił nawet Torkilda, żeby został ojcem chrzestnym dziecka, i swoją

znajomą, która była oficerem w Armii Zbawienia, żeby została matką chrzestną,

wcale nie pytając o zgodę Elise! Kiedy zaś próbowała protestować, odparł, że rodzice

chrzestni są zobowiązani zająć się dzieckiem, gdyby ojciec i matka umarli, a w takim

razie trzeba szukać kogoś, kto ma i serce, i możliwości, żeby sprostać temu zadaniu.

Elise nie rozumiała męża. Próbowała rozmawiać z nim wieczorami po tym,

jak wszystko zostało zorganizowane, ale on za każdym razem znajdował jakieś

wykręty. W końcu powiedział, że wyjaśni jej wszystko, kiedy będą to już mieli za

sobą.

Kościół w Sagene nigdy nie wydawał jej się wspanialszy i większy niż tego

dnia. Dręczyło ją uczucie, że ani Hugo, ani ona nie mają tu nic do roboty. Elise nie

mogła pozbyć się wrażenia, że robi coś niewłaściwego, niosąc swojego synka w tej

sukience należącej do rodziny Ringstadów.

Kiedy siedziała, czekając na rozpoczęcie ceremonii, wpatrywała się w obraz

nad ołtarzem, tak jak to robiła zawsze, kiedy się tu znalazła. Była to kopia obrazu

Rubensa zatytułowanego Zdjęcie z krzyża, pamiętała to jeszcze ze szkoły. Obraz

zawsze robił na niej wielkie wrażenie.

Tylko Hugo miał być dzisiaj chrzczony, większość rodziców z domów nad

rzeką czeka z pewnością na cieplejsze dni. Chrzty odbywały się zawsze przed

nabożeństwem, potem rodzice z dziećmi opuszczali kościół. Prawdopodobnie

background image

chodziło o to, żeby płacz maleństw nie przeszkadzał wiernym w modlitwie.

Hugo nie spał i leżał dziwnie spokojnie w objęciach obcej kobiety, oficera

Armii Zbawienia, nie rozpłakał się nawet wtedy, kiedy pastor wylał mu wodę na

główkę.

- Ja ciebie chrzczę, Hugo Hagbarcie Rudolfie Ringstad.

Elise poczuła, że oblewa ją zimny pot. Miała ochotę zawołać głośno: „Nie! On

nie jest wnukiem Ringstadów, to wszystko kłamstwo!”

Ucieszyła się, kiedy ceremonia dobiegła końca. Miała wrażenie, że nie jest w

stanie oddychać, chociaż kościół jest taki ogromny, a na nabożeństwo przyszło

niewielu wiernych.

Bardzo starannie otuliła synka kocem i ruszyła ku drzwiom. Kiedy już się do

nich zbliżała, mimo woli spojrzała na ostatni rząd ławek. Na skraju ławki siedział tam

tylko jeden samotny młody mężczyzna. Na ułamek sekundy ich oczy się spotkały, po

czym Elise natychmiast się odwróciła. Miała wrażenie, że nagle serce stanęło jej w

piersi, a potem wściekle zaczęło bić. Kolana się pod nią ugięły, poczuła się słaba,

miała wrażenie, że dziecko wypadnie z jej objęć.

Próbowała do siebie przemawiać surowo. To przecież szaleństwo. Ansgar

Mathiesen musi mieć prawo chodzenia do kościoła, on również, podobnie jak inni.

Elise nie ma z nim nic wspólnego. Od wielu miesięcy wiedziała, że ten człowiek kręci

się gdzieś w pobliżu jej domu, że z pewnością jest ciekawy, że okazuje jakieś cho-

robliwe zainteresowanie jej i dziecku, postanowiła jednak, że nie pozwoli, żeby

jeszcze raz zniszczył jej życie.

Przed nią szła mama z Hvalstadem. Gdy tylko wyszli na zewnątrz, matka

odwróciła się do córki:

- Zdaje mi się, że jesteś bardzo blada, Elise. Czy coś ci dolega? Elise pokręciła

głową.

- Nie, nic mi nie dolega, tylko tyle miałam roboty w ostatnim czasie.

Obiecałam, że suknia Karolinę będzie gotowa za tydzień, ale nie daję sobie rady.

Obiecałam też, że odwiedzę Annę, ale czas mi po prostu ucieka. Kiedy Emanuel nagle

postanowił, że powinniśmy ochrzcić dziecko już teraz, poczułam, że wyrasta przede

mną mur nie do przebycia.

- Bardzo się zmartwiłam, kiedy on przyszedł do nas i powiedział, że Hugo

zostanie ochrzczony już teraz. Myślałam, że coś z dzieckiem niedobrze. Skąd ten

pośpiech?

background image

Elise znowu pokręciła głową.

- Naprawdę nie wiem. Mamo, czy mogłabyś wziąć dziecko i pojechać razem z

Ringstadami? Chciałabym się przejść i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Boli

mnie głowa.

Podeszła do nich Hilda.

- Czyja też mogłabym pojechać? Nie jestem dzisiaj w najlepszej formie.

A więc matka i Hilda pojechały z Ringstadami, a reszta poszła do domu

piechotą.

Elise szła między Torkildem a tą kobietą z Armii Zbawienia. Rozmawiali o

pracy w Armii, o przepełnionych żłobkach i ciągłym braku sióstr samarytanek. Elise

słuchała tego jednym uchem. Wciąż miała w pamięci twarz Ansgara, sprawiał

wrażenie tak strasznie smutnego i samotnego, kiedy siedział tam w ostatniej ławce.

Czy wiedział, że Hugo będzie dzisiaj chrzczony? Mógł się tego dowiedzieć od

Gustava, któremu z kolei o wszystkim powiedziała Agnes. Czy Ansgar ma zwyczaj

chodzić do kościoła, czy też przyszedł tylko z powodu chrztu?

Hvalstad szedł za nią razem z chłopcami. Anne Sofìe pozwolono pojechać

powozem, siedziała obok woźnicy. Elise zwróciła się do Hvalstada:

- Jesteście zadowoleni z mieszkania? Hvalstad uśmiechnął się.

- Tak, mieliśmy szczęście. Dom stoi w otwartej przestrzeni, wiosną będziemy

mieć mnóstwo słońca. Musisz nas odwiedzić, Elise. To wstyd, że jeszcze u nas nie

byłaś.

- Niełatwo wyrwać się komuś, kto ma w domu niemowlę.

Ale wiosną będę pewnie mogła pożyczyć jakiś stary dziecięcy wózek i do was

zajrzę.

- Powiedz mi coś o tym, co się stało. Byłem zaskoczony, kiedy usłyszałem, że

Evert ma z wami mieszkać.

Elise wyjaśniła, o co chodzi, mówiła o „duchach” na szkolnym strychu, o

przerażeniu Pedera i Everta, kiedy znaleźli martwą panią Berg w łóżku. Skończyła,

kiedy zbliżali się do Beierbrua.

W domu Elise od pierwszej chwili miała mnóstwo pracy, musiała dołożyć do

ognia, dogotować jedzenie, matka natomiast pomagała przewinąć Hugo i zapakować

sukienkę od chrztu. Prawdę powiedziawszy, Elise nie była w stanie patrzeć na to

ubranko dłużej, niż to konieczne. Wszystko jest kłamstwem i oszustwem, myślała.

Hugo nie powinien otrzymać imion po ojcu i wuju Emanuela. W salonach Carlsenów

background image

siedzi Signe i oczekuje dziecka Emanuela, ale jego rodzice nie mają o tym pojęcia.

Wszystko stało się oszustwem. Imiona, podobnie jak haft na sukience do chrztu,

wszystko jest szyderstwem.

Cieszyła się, że ma tyle pracy. Dziecko trzeba było nakarmić, podać obiad na

stół, potem sprzątnąć wszystko, przygotować kawę i znowu podać. Dobrze, że miała

do pomocy matkę. Ringstadowie chcieli zdążyć na popołudniowy pociąg, nie było

wiele czasu.

Kiedy ostatni gość zniknął za drzwiami, Elise odetchnęła z ulgą. Odwróciła

się, żeby zacząć sprzątać, i wtedy napotkała spojrzenie Emanuela. On też sprawiał

wrażenie, że czuje się lepiej, w jego oczach widziała ulgę, uśmiechał się do niej, a

nawet ją uściskał.

- No, nareszcie mamy to za sobą, Elise.

Słuchała, ale była zbyt zmęczona, żeby się nad tym zastanowić, wciąż nie

mogła zrozumieć, dlaczego to takie ważne, żeby chrzciny dziecka mieć już za sobą.

Wprawdzie wszyscy rodzice bardzo się boją, że dziecko może umrzeć, zanim zostanie

przyjęte do Kościoła, ale Hugo jest zdrowy i silny, nie grozi mu żadne

niebezpieczeństwo. Ciekawe, kiedy mąż zdecyduje się wyjaśnić jej ten pośpiech?

Dopiero w dwa dni później znalazła w końcu okazję, żeby odwiedzić Annę.

To Emanuel zaproponował, żeby wzięła sobie parę godzin wolnego, chociaż bardzo

jej się śpieszyło z suknią dla Karolinę.

- Wyglądasz na wyczerpaną, Elise. Dobrze ci zrobi, jak się trochę rozerwiesz.

Poza tym domyślam się, że Torkild i Anna czekają na ciebie niecierpliwie. Anna nie

widziała cię już od dawna.

Chłopcy poszli do pracy i Emanuel obiecał zająć się dzieckiem. Suknia dla

Karolinę zaczynała przybierać ostateczną formę, na pół gotowa wisiała na wieszaku w

izbie. Kiedy przedpołudniowe słońce przedostawało się przez małe szybki okien i

padało na ciemnoniebieski aksamit, Elise mogła długo stać i przyglądać się sukni w

zachwycie. Nie potrafiła sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek widziała taki piękny

niebieski kolor. Emanuel zgodził się, że powinni trochę palić w izbie, dopóki suknia

nie będzie gotowa, tak by Elise mogła siedzieć tutaj w spokoju i nie sprzątać

wszystkiego za każdym razem, kiedy reszta domowników wraca.

- Ale suknia ma być gotowa na sobotę - zaprotestowała, słysząc jego

propozycję.

- Jestem pewien, że zdążysz, nawet jeśli zrobisz sobie małą przerwę. Przecież

background image

ty dosłownie nigdy nie wychodzisz za drzwi, chyba że musisz przynieść wody albo

drewna.

Emanuel miał rację. Kristian robił zakupy u Magdy na rogu po powrocie ze

szkoły. Nie był taki zmęczony jak Peder i nie musiał aż tyle czasu poświęcać na

lekcje, chociaż chodził do wyższej klasy.

Jakie to cudowne uczucie móc wyjść z domu. Był drugi dzień marca i w

powietrzu można już było wyczuć wiosnę. Utrzymywała się łagodna pogoda,

roztopiony śnieg spływał kroplami z dachów i tworzył wzdłuż drogi małe strumyczki.

Łagodny wiatr wiał od wschodu i przeganiał nieprzyjemne zapachy znad rzeki. Elise

wciągała głęboko do płuc świeże powietrze, wyprostowała się i uniosła głowę.

Słońce jeszcze całkiem nie zaszło, wciąż zabarwiało na różowo zachodnią

stronę nieba. Z każdym dniem będzie teraz jaśniej, wkrótce Elise będzie mogła szyć

do późnego wieczora przy dziennym świetle. To da jej wiele cennych godzin przy

maszynie. Kiedy trzeba szyć przy lampie naftowej, nie ma odwagi robić nic więcej,

jak tylko spinać materiał szpilkami albo fastrygować.

Poczuła się jakoś dziwnie, kiedy znowu znalazła się w Andersengarden. Od

dawna też nie widziała pani Evertsen ani pani Thoresen. Pojutrze ma się odbyć

pogrzeb pani Berg, więc pewnie przyjdą na Nordre Gravlund. Pogrzeb ma być

zorganizowany podczas przerwy obiadowej w fabryce, Emanuel wróci do domu i

zajmie się dzieckiem, ona zaś będzie towarzyszyć Evertowi na cmentarzu. Everta

czekają trudne przeżycia, bardzo polubił panią Berg w ciągu tego roku, kiedy u niej

mieszkał. Elise widziała jednak, jak rozkwitł od tamtego dnia, kiedy zamieszkał u

nich, nareszcie spełniło się jego marzenie o tym, by należeć do rodziny. To oni,

rodzina Lovlien, spełnili to jego marzenie. Uśmiechnęła się, myśląc o tym, zadowolo-

na, że Emanuel protestował tylko pierwszego poranka, a później już nie. Ona też z

Emanuelem o tym nie rozmawiała. Evert przyszedł do nich, żeby zostać. Ma być

jednym z nich.

Miała nadzieję, że w domu Thoresenów nie zastanie Johana. Nie dlatego, żeby

jej to przeszkadzało, zawsze lubiła z nim porozmawiać, Emanuel jednak jest

zazdrosny. Gdyby się dowiedział, że Johan był w domu, może nie byłby taki skory

pozwolić jej na kolejne odwiedziny u Anny.

Kiedy znalazła się już w bramie, drzwi się otworzyły i wyszedł Torkild.

- Elise? - twarz mu się rozjaśniła. - Idziesz do nas w odwiedziny?

- No tak, nareszcie. Przed chrzcinami dziecka naprawdę nie miałam czasu, jak

background image

wiesz.

- Bardzo dziękuję za ostatnie spotkanie.

- Chciałabym, żeby Anna też przyszła, no ale trudno. I tak było nas sporo, a

Ringstadowie bardzo się śpieszyli, jak słyszałeś, natomiast z wózkiem inwalidzkim

i... - wzruszyła ramionami. - Co ja ci zresztą będę mówić.

Torkild skinął głową. - Właśnie szedłem do Biermannsgàrden, żeby przynieść

mleka, ale chętnie wrócę z tobą na górę. Mleko mogę przynieść później.

- To przecież nie jest konieczne. Jeszcze nie zapomniałam, gdzie mieszkacie. -

Elise uśmiechnęła się.

Torkild wybuchnął śmiechem, potem zawrócił i poszedł przed nią.

Przed drzwiami powiedział tajemniczo:

- Zaczekaj tu chwileczkę, zapytam tylko panią Thoresen, czy możemy wejść.

Elise zdumiała się. To przecież chyba nie jest konieczne zapowiadać swoje

przybycie.

Dotarły do niej głosy z kuchni, ale miała wrażenie, że tylko jeden z nich jest

męski. To bardzo dobrze. Opowiadanie Johanowi o chrzcinach dziecka sprawiłoby

mu ból, bo przecież on niedawno utracił własne.

Jak długo to trwa! I dlaczego Elise nie może wejść bez uprzedzenia? Nareszcie

ukazał się Torkild i otworzył jej drzwi. Elise weszła.

Nagle stanęła jak wryta. Przed nią stała Anna, opierała się wprawdzie na

dwóch kulach, ale stała na własnych nogach.

Elise jęknęła. Przez chwilę miała wrażenie, że coś się stało z jej głową, dostała

zawrotu, musiała się oprzeć o futrynę drzwi. To z pewnością jakieś przewidzenie. Coś

takiego nie jest przecież możliwe, cuda zdarzają się tylko w książkach, nigdy w

prawdziwym życiu.

Anna roześmiała się cicho.

- Nie widzisz ducha, Elise, nie obawiaj się, to naprawdę ja.

W następnym momencie Elise podbiegła do przyjaciółki, zarzuciła jej ręce na

szyję i pozwoliła płynąć łzom.

- To nie może być prawda! Wiedziałam, że ćwiczysz, ale... - z jej gardła

wydobył się szloch, wciąż nie była pewna, czy naprawdę widzi to, co widzi.

Torkild podszedł i otoczył Annę opiekuńczym ramieniem.

- Uważaj, żebyś jej nie przewróciła, Elise. - Mówił łamiącym się głosem. - To,

co widzisz, kosztowało Annę nieskończenie wiele godzin ciężkiej pracy, nie chcę,

background image

ż

eby musiała zaczynać od początku.

Elise zawstydzona cofnęła się o krok, łzy wciąż spływały jej po policzkach.

- Nie mogę uwierzyć, że to prawda! - Kręciła głową, nie była w stanie pojąć

tego cudu.

Twarz Anny promieniała niczym słońce.

- To dlatego tak niecierpliwie na ciebie czekałam, Elise. Chciałam ci to

pokazać. Wiedziałam, że się ucieszysz. Torkild zrobił mi te szyny, które wzmacniają

kostki. - Przesunęła ręką po urządzeniu, które miała na nodze. - Dopiero jakiś tydzień

temu udało mi się zrobić pierwszy krok.

- To właśnie tamtego dnia przyszedłem do ciebie, żeby cię zaprosić - wtrącił

Torkild. - Obiecałem Annie, że nic ci nie powiem, żebyś mogła sama zobaczyć. Teraz

jednak możesz usiąść, Anno. Nie wolno przesadzać.

Pomógł jej podejść do najbliższego taboretu, a kiedy usiadła, odebrał od niej

kule. Pani Thoresen przez cały czas stała milcząca i nieporuszona przy kuchni. Nie

wyglądała dobrze, ale spojrzenie miała łagodniejsze, niż Elise kiedykolwiek u niej

widziała.

- Napijemy się odrobinę kawy, Elise?

Elise skinęła i dziękując, usiadła przy stole. Anna z ożywieniem zaczęła jej

opowiadać o ciężkich ćwiczeniach, jakie prowadziła przez ostatnie miesiące, i o

niezwykłej cierpliwości Torkilda oraz swoim własnym braku wiary w powodzenie.

- On by nigdy nie zrezygnował - powiedziała w końcu. - Za każdym razem,

kiedy traciłam odwagę, pomagał mi się pozbierać, ciągnął mnie dosłownie za uszy, a

ma wielką zdolność przekonywania, potrafi chwalić i zachęcać do wysiłku. Naprawdę

nie wiem, jak to wszystko wytrzymał.

Przez całą drogę do domu Elise biegła, starała się dotrzeć tam jak najszybciej,

ż

eby przekazać Emanuelowi wielką nowinę.

Ku swemu wielkiemu zaskoczeniu stwierdziła, że chłopcy siedzą przy

kuchennym stole nad lekcjami, męża jednak nigdzie nie ma.

- Gdzie Emanuel? Peder spojrzał na siostrę.

- Przyszła tu jakaś pani i pytała o niego. Stali oboje i dosyć długo rozmawiali,

a potem oboje zabrali się i poszli. Emanuel wyglądał bardzo dziwnie, oparł czoło o

ś

cianę i mamrotał coś, ale nie zrozumiałem.

- Ale ja słyszałem dobrze - Evert pośpieszył z wyjaśnieniami. - On powiedział:

„Boże drogi, stało się to, czego się obawiałem”.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 09 Dziedzic
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 09 Dziedzic 2
(Wiatr nadziei 14) Zjednoczenie Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 26) Zemsta Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 21) Pisarka Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 05) Zazdrość Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 12) Bliźni Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 36) Pożegnanie Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 15) Tęsknota Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 17) Podrzutek Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 18) Kupiec Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 18) Kupiec Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 37) Prześladowani Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 11) Zdrada Frid Ingulstad
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta

więcej podobnych podstron