INGULSTAD FRID
JESIEŃ
1
Kristiania, jesień 1911 roku
Elise próbowała się oswobodzić, ale Asle Diriks trzymał ją mocno.
- Czego ode mnie chcesz? - wysyczała, nie przejmując się mijającymi ich ludźmi.
- Chcę, żebyś naprawiła krzywdę, jaką wyrządziłaś mnie i mojej rodzinie. Zhańbiłaś nas.
- To nie ja zhańbiłam pańską rodzinę, tylko pan.
- Żądam, żebyś publicznie wyraziła skruchę. Wyślij list do gazet i napisz, co naprawdę się
wydarzyło: że poczułaś zazdrość, kiedy zobaczyłaś mój dom i porównałaś go z nędzną norą, w któ-
rej mieszkasz. A ponieważ byłaś w trakcie pisania powieści, w której oczerniałaś mieszczaństwo,
gloryfikując własną klasę społeczną, uległaś pokusie i opisałaś nasz dom, gdzie zaprosiłem cię, by
udzielić ci wskazówek odnoście twojego pisania.
Elise nie wierzyła własnym uszom.
- W życiu nie spotkałam się z taką bezczelnością! Powinien pan iść do lekarza. Niech da
panu coś na poprawienie pamięci, może wtedy będzie pan w stanie odróżnić prawdę od kłamstwa.
Bo ja doskonale pamiętam ten okropny dzień, kiedy zwabił mnie pan do siebie pod pretekstem, że
pan Wilse chce zrobić mi zdjęcie. Mój adwokat, pan Wang-Olafsen, też to pamięta. Udałam się do
niego zaraz po tym okropnym zdarzeniu i powiedziałam mu o wszystkim. Zaproponował, że będzie
mnie bronić, jeśli dojdzie do sprawy!
Spojrzała mu w oczy i zobaczyła, że się przestraszył. Pewnie nie spodziewał się, że zna
adwokata Wang-Olafsena. Nie przyszło mu do głowy, że zwróci się do tak znanego i drogiego
prawnika.
Na jego ustach pojawił się niepewny uśmiech.
- Masz bogatą wyobraźnię, Elise. Może też powinienem odwiedzić pana Wang-Olafsena.
- Ależ oczywiście! Pozdrów go ode mnie i podziękuj za niezapomniany dzień, który
spędziliśmy w wakacyjnym raju konsula Hefty'ego.
Uśmiech zniknął, twarz mężczyzny pobladła. Najwyraźniej zrozumiał, że Elise mówi
prawdę. Na chwilę stracił pewność siebie, ale szybko się opanował.
- Cóż, skoro nie chcesz przyznać się do winy, będę musiał sięgnąć po inne środki.
Puścił ją, odwrócił się i zdecydowanym krokiem zaczął iść w przeciwnym kierunku.
Elise śledziła go wzrokiem. Nie poddał się, widziała to po jego ruchach. A może po prostu
udawał pewność siebie? Pomyślała o jego biednym ojcu. Wysłanie syna za granicę najwyraźniej
niewiele dało. Pamiętała smutek na twarzy starszego pana Diriksa, kiedy prosił, żeby napisała o
zepsutej młodzieży, która niszczyła swoje życie oddając się rozpuście.
Asle Diriks miał jej potem za złe, że naskarżyła na niego ojcu. Wściekł się, groził, że
wytoczy jej proces. Wtedy ciotka Ulrikke i wuj Kristian zdecydowali się odwiedzić Diriksa seniora.
Starszy pan obiecał, że do tego nie dopuści, a nawet kupił rzeźbę Johana - W drodze do fabryki. Ale
mógł zmienić zdanie, gdy dowiedział się, że w swojej ostatniej noweli opisała szczegółowo jego
piękne mieszkanie. Niektórzy czytelnicy mogli uznać, że jej opowiadanie Córka przekupki oparte
jest na prawdziwym zdarzeniu. Stawiałoby to w złym świetle nie tylko Asle, ale i jego ojca, a
przecież mogło się zdarzyć, że ktoś z ich znajomych przeczyta książkę.
Szła dalej, zmartwiona. Nie chciała zaszkodzić ojcu Diriksa, który był wobec niej miły i
grzeczny i był szczerze zasmucony zachowaniem syna.
Może rzeczywiście nie powinna była opisywać jego mieszkania w książce? Ale jak Asle
mógł przypuszczać, że pogodzi się z tym, co jej zrobił, i nie będzie szukała zemsty. Przecież niemal
ją zgwałcił. Czegoś takiego się nie zapomina, to zostawia trwałej ślady, taka rana nigdy się nie goi.
Nigdy nie zapomniała tego, co zrobił jej Ansgar i czynu Asle Diriksa też nigdy nie zapomni. Tym
bardziej że on jeszcze dodatkowo ją oszukał. Ansgar zgwałcił ją, bo chciał zyskać w oczach
kolegów. Miał nadzieję, że po jego wyczynie go zaakceptują. Asle chodziło jedynie o zaspokojenie
własnych żądz, chciał się po prostu zabawić jej kosztem.
Na szczęście wyglądało na to, że Benedict Guldberg jej wybaczył. Pewno się domyślił, jak
sytuacja naprawdę wyglądała. Pan Wang-Olafsen nie będzie ukrywał przed nim prawdy.
Mimo to czuła do siebie żal. Postanowiła, że już nigdy czegoś takiego nie zrobi.
Nagle zobaczyła idącego w jej stronę młodego mężczyznę, ledwie trzymał się na nogach,
zataczał się, najwyraźniej za dużo wypił. Mijając go, poczuła na twarzy jego kwaśny oddech, wi-
działa jego brudne ubranie. Ruszyła przed siebie szybkim krokiem, ale mężczyzna się zatrzymał.
- Czy to Elise?
Teraz ona też go poznała. Był to przyjaciel Lort-Andersa.
- Tak, to ja - odpowiedziała.
Uśmiechnął się, zauważyła, że nie ma już kilku zębów, chociaż wcale nie był od niej
starszy.
- Wiesz, że Anders już siedem lat siedzi za kratkami? Próbowała go wyminąć, ale zagrodził
jej drogę.
- Wiesz, co się stanie, kiedy wyjdzie? - ciągnął dalej.
- Nic mnie to nie obchodzi.
- Nie? - spytał, spluwając tuż obok jej stopy. - To chyba dzięki tobie tam trafił?
- Nie miałam z tym nic wspólnego. To nie moja winna, że był głupi i dokonał włamania.
- Nie byłaś taka mocna w gębie, kiedy wystawił twojego bachora za poręcz na moście. Mam
ci przekazać, że niedługo wraca.
- Został skazany na dwanaście lat ciężkich robót. Zostało mu jeszcze co najmniej pięć i pół
roku.
- Tak myślisz? - roześmiał się, znów spluwając obok jej buta. Niewiele brakowało, a
pobrudziłby rąbek jej sukni. Stał jeszcze chwile i poszedł dalej.
Próbuje mnie przestraszyć, tłumaczyła sobie. Niewykluczone, że Lort-Andersowi wręcz
przedłużono karę po tym, jak groził, że wrzuci Hugo do rzeki.
Wracając do domu, wybrała krótszą drogę, wzdłuż lewego brzegu rzeki. Idąc, rozmyślała o
wizycie w mieszkaniu majstra. Kiedy była tam ostatni razem, zauważyła, że Anna źle wygląda.
Była na wysokości fabryki płótna żaglowego i warsztatów Akers, kiedy nagle zwróciła
uwagę na młodą dziewczynę. Siedziała skulona między kamieniami po lewej stronie, głowę miała
opartą o kolana, wzrok spuszczony, wyglądała, jakby płakała.
Elise się zatrzymała. Gdy wieczorami wracała po pracy do domu, zdarzało się, że widziała
młode robotnice, które szły drogą i płakały, ale teraz był środek dnia. Może dziewczyna straciła
pracę? Powinna podejść do niej? Porozmawiać z nią? A może ją zna? Może to któraś z dziewcząt,
które pracowały u Graaha razem z Hildą albo razem z Johanem w fabryce płótna?
Prędzej czy później każdy musi się nauczyć radzić sobie ze swoimi smutkami i kłopotami,
pomyślała. Każdy przeżywał takie chwile. Niekiedy nie było pocieszenia, jedynie czas łagodził ból.
Wiedziała jednak, że kłopoty zwykle okazywały się łatwiejsze do zniesienia, kiedy można było o
nich z kimś porozmawiać.
Z lekkim wahaniem ruszyła pod górę, w kierunku dziewczyny.
- Halo?
Dziewczyna wzdrygnęła się, podniosłą głowę.
Ku swojemu zdziwieniu Elise zobaczyła, że to Jenny.
- Siedzisz tu tak? - spytała.
Jenny opuściła głowę, jakby było jej wstyd. Gdyby to nie była Elise, na pewno poprosiłaby,
żeby dać jej spokój, ale pamiętała, że to właśnie Elise im pomogła, kiedy matka chorowała, a ojciec
zginął w pijackiej bójce.
- Coś się stało?
Co za głupie pytanie, pomyślała natychmiast. Z daleka widać było, że dziewczyna ma jakiś
problem. Jenny pokiwała głową.
- Chodzi o szkołę - zaczęła. - Nikt nie chce się ze mną przyjaźnić. Mówią, że jestem z
biedoty i że mój ojciec był pijakiem. Dzisiaj wszystkie dziewczyny w klasie poszły na urodziny do
Ragnhild. Zaprosiła je do siebie do domu, ja jedna nie zostałam zaproszona. Bo mówię jak biedota i
dziwki z Lakkegata i z Vika. Tak mi powiedziały - zaszlochała.
Elise stała i przyglądała się dziewczynie. Pomyślała, że może nie należało przenosić jej z
Maridalsveien na ulicę Antona Schiötza. Czy naprawdę uczniowie w szkole Bolteløkka mieli się za
lepszych od tych, którzy chodzili do szkoły w Sagene?
Jenny spojrzała na nią z twarzą mokrą od łez.
- Mama uszyła mi nową sukienkę. Kiedy pokazałam się w niej Ragnhild, ona się roześmiała
i powiedziała, że jest staromodna. Powiedziała też, że moja macocha jest stara i dlatego mnie tak
niemodnie ubiera.
Elise zauważyła, że dziewczyna mówi mama o babci Anne Sofie. To chyba znaczyło, że jest
jej tam dobrze, ale dla trzynasto- czy czternastolatki równie ważne były relacje z rówieśnikami.
- Dziewczynki zachowały się nieładnie. Ragnhild nie wie, że straciłaś i mamę, i tatę?
- A co to by pomogło? Najwyżej tylko jeszcze by zaszkodziło. One nikomu nie współczują -
powiedziała, pociągając nosem. - Poza tym nie chcę, żeby się nade mną użalały, bo przecież ja mam
nową mamę. Hjalmar ma gorzej.
- Gdzie on teraz jest?
- Nigdzie.
- Myślałam, że Torkild Abrahamsen i Armia Zbawienia mu pomogli.
- Jeśli ktoś nie chce pomocy, to nic się nie poradzi. Szlaja się po ulicach i pije, tak jak
ojciec, pewnie w końcu trafi do aresztu.
- Nie możesz siedzieć tu na ziemi, jest mokro i zimno. Chodź ze mną do domu, usiądziemy
w ciepłej kuchni i porozmawiamy. Zrobię ci gorące kakao, żebyś się rozgrzała i nie złapała
przeziębienia.
Jenny wstała. Elise czuła, że serce jej krwawi. Miała przed oczami obraz dziewczynki na
szkolnym podwórzu, stojącej samotnie gdzieś w kącie, podczas gdy inne dziewczęta stały razem,
rozmawiały i śmiały się z niej, bo chodziła niemodnie ubrana, a jej ojciec zapił się na śmierć. Dzieci
potrafią być bezlitosne, szczególnie w tym wieku, kiedy tak ważne jest, by pokazać innym, że jest
się kimś. Niestety często odbywało się to cudzym kosztem.
- Spróbuj się tym nie przejmować - usiłowała ją pocieszać, chociaż dobrze wiedziała, że to
pewnie niewiele da. - Jeśli będziesz udawać obojętną, przestanie je to bawić. Udawaj, że grasz rolę
w przedstawieniu i śmiej się, kiedy tak naprawdę chce ci się płakać. Aktorka na scenie musi często
udawać radość, mimo że w domu ma kłopoty. Innym razem musi grać smutek, chociaż w jej życiu
prywatnym właśnie wydarzyło się coś radosnego.
Jenny spojrzała na nią.
- Tak właśnie robiłaś, kiedy twój ojciec wracał pijany do domu i wyzywał matkę?
- W szkole robiłam dobrą minę do złej gry. Udawałam, że wszystko jest w porządku, i że w
ogóle mnie to nic nie obchodzi. Kiedy wieczorem kładłam się do łóżka, zamykałam oczy i wy-
obrażałam sobie, że mieszkamy w pięknej willi, że mamy służącą, kucharza i woźnicę, który wozi
nas wszędzie tam, gdzie chcemy. Wieczorem często kładłam się na łóżku, chowałam pod kołdrę i
oddawałam się marzeniom. Jenny roześmiała się.
- Kiedyś śniło mi się, że mieszkam w domu dyrektora, że mamy osiem koni, kilka powozów
i sanie. W domu była ogromna kuchnia, gdzie było mnóstwo jedzenia, mogłam jeść do syta.
Miałam własny pokój z wielką szafą pełną pięknych sukienek. Kiedy miałam urodziny,
zapraszałam wszystkie dziewczynki z całej ulicy i częstowałam je ciastkami z kremem.
Elise przypomniała sobie, że Jenny nigdy nie miała prawdziwego przyjęcia urodzinowego, z
wyjątkiem tego, kiedy ojciec wyrzucił garnek z gulaszem przez okno. Nigdy też nie była na żadnym
przyjęciu, bo nie miała, co na siebie włożyć. Teraz miała już sukienkę, mieszkała w dużym
mieszkaniu, ale dziewczynki z klasy nadal nie chciały jej odwiedzać, bo pamiętały, skąd pochodzi.
To było okrutne!
Uśmiechnęła się do niej.
- Nasze spotkanie było nam chyba pisane. Wyobraź sobie, że zanim cię zobaczyłam,
spotkałam kolegę Lort-Andersa. Słyszałaś o nim, prawda?
Jenny przytaknęła.
- Policja go aresztowała, bo to złodziej.
- Ten kolega był bardzo nieprzyjemny i próbował mnie nastraszyć. Wcześniej inny
mężczyzna też próbował mi grozić. Było mi okropnie przykro, pomyślałam, że świat jest pełen
głupich ludzi, i nagle zobaczyłam ciebie. Ucieszyłam się, chociaż widziałam, że jesteś smutna.
Nareszcie ktoś miły, pomyślałam.
- O mnie tak pomyślałaś? Że jestem miła? - spytała Jenny, podnosząc głowę.
- To przecież prawda. Jenny się roześmiała.
- Może dobrze, że nie zaprosili mnie na te urodziny. Wolę siedzieć tu z tobą, rozmawiać i
pić gorące kakao.
Elise uśmiechnęła się.
- Peder i Evert się ucieszą. Dawno cię nie widzieli.
- Jeśli to prawda, to może rzeczywiście Bóg spojrzał na ziemię i uznał, że musimy się dzisiaj
spotkać.
Dotarły do domku dozorcy. Elise zajrzała do środka przez okno od kuchni, ale nikogo nie
zobaczyła. Odwiedzę Annę innym razem, pomyślała. Dzisiaj zajmę się Jenny, to jest ważniejsze.
Spędziły razem miłe popołudnie. Jenny cały czas coś opowiadała, śmiała się, najwyraźniej
zapomniała o nieszczęsnym przyjęciu urodzinowym. Kiedy w końcu zjawili się Peder i Evert, ra-
dości nie było końca. Gdy wychodziła, chłopcy zaproponowali, że odprowadzą ją do domu.
Kiedy Elise wieczorem położyła się do łóżka, przypomniała sobie nagle słowa przyjaciela
Lort-Andersa. Powiedział: Tak myślisz? i się roześmiał. Odniosła wrażenie, że wie coś, czego ona
nie wie.
Czy to możliwe, że Lort-Andersowi darowano część kary za dobre sprawowanie? Tak jak
kiedyś Johanowi? Może nagle zjawi się i znów zacznie ich dręczyć?
Johan zdążył już zasnąć. Miała ochotę wślizgnąć się w jego objęcia, wtedy znów poczułaby
się bezpieczna. Nie chciała mu jednak mówić o rozmowie z Asle ani o spotkaniu z przyjacielem
Lort-Andersa. Chociaż Johan ostatnio dużo pracował, nadal był niezadowolony z wyników swojej
pracy. Nie chciała dokładać mu zmartwień.
Ma dość kłopotów z Ansgarem i jego rodziną. I z rodzicami Svanhild, pomyślała w duchu i
ciężko westchnęła.
Przeciągnęła ręką po brzuchu, złe myśli zniknęły. Nie miała jeszcze pewności. Wcześniej
też się zdarzało, że okres jej się spóźniał, ale tym razem była niemal pewna, że jest w ciąży. Johan
się ucieszy! Marzył o całej gromadce dzieci. Kiedy wracał do domu i Elvira wybiegała mu na
spotkanie na chwiejnych nóżkach i z błyszczącymi oczami, jego twarz promieniała. Córeczka
cieszyła się u niego szczególnymi względami, ale pozostałe dzieci też kochał. Nawet Halfdana,
który dopiero niedawno do nich dołączył. Jeśli do soboty nie zacznie krwawić, powie mu,
postanowiła.
2
Dwa dni później Johan wrócił z warsztatu w środku dnia. Elise właśnie zniosła na dół
maszynę do pisania, na stryszku było za zimno, żeby mogła tam pracować. Odwróciła się do niego,
zdziwiona.
- Coś się stało?
- Jesteś sama? - upewnił się, rozglądając się dookoła.
- Dagny wróciła dzisiaj wcześniej ze szkoły i poszła na spacer z Halfdanem i Elvirą. Zabrała
też Hugo i Jensine. O co chodzi? Wyglądasz jak chmura gradowa.
Johan wyjął gazetę i rozłożył ją. Elise wstała i zaczęła czytać. Pisarka zmieszana w
skandalizującą sprawę. Posłała mu pytające spojrzenie.
- Dlaczego tak się denerwujesz? To nie ma nic wspólnego z nami.
- Nie? Czytaj dalej.
Pisarka ze stolicy stanie przed sądem, oskarżona o zniesławienie kolegi po fachu. Powodem
jej postępowania była prawdopodobnie chęć zemsty, ponieważ powieści kolegi sprzedają się lepiej
niż jej.
Kobieta, której nazwiska gazeta na obecnym etapie nie chce ujawnić, należy do klasy
robotniczej i w swoich powieściach pisze o ulicznicach, pijakach i o przestępczości w stolicy,
szczególnie na jej wschodnich obrzeżach. Podczas towarzyskiego spotkania u szanowanej
mieszczańskiej rodziny na ulicy Oscara, w którym uczestniczyli pisarze zarówno z Kristianii jak i z
innych miast, pilnie wszystko notowała, a potem wykorzystała swoje notatki w powieści, którą
właśnie pisze. Co ciekawe, wspomniana pisarka w swoich powieściach często piętnuje brak
moralności. Gospodarz zamierza wnieść sprawę przeciwko kobiecie. Twierdzi, że opis jego domu w
powieści tego rodzaju może zaszkodzić jemu i jego rodzicom. Rodzina posiada wiele zakupionych
za granicą cennych przedmiotów, dlatego też opis pozwala na łatwe zidentyfikowanie pierwowzoru.
Elise poczuła, jak robi się jej gorąco. Pokiwała głową zmieszana.
- Nie ma innych pisarek, które opisywałyby wschodnie dzielnice Kristianii. Czy to Asle
Diriks za tym stoi? Wiesz, czy już wrócił ze swojej zagranicznej podróży?
Elise spuściła głowę. Żałowała, że od razu nie powiedziała mu wszystkiego, ale bała się, że
wpadnie w złość i natychmiast uda się na na ulicę Oscara. Potem mógłby tego żałować. Asle na
pewno natychmiast zawiadomiłby policję, a Johan sam mówił, że policja bardziej słucha bogatych
mieszczan niż kogoś z niższej warstwy społecznej.
Westchnęła ciężko i skinęła głową.
- Tak, niestety już wrócił.
Potem opqwiedziała mu o wszystkim, o tym, jak stojąc pod drzwiami redaktora Guldberga,
usłyszała kłótnię z Asle, i jak potem, kiedy już wracała do domu, mężczyzna zaskoczył ją, chwy-
tając ją z znienacka za ramię.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Po pierwsze dlatego, że zaraz potem spotkałam Jenny i słuchając jej opowieści,
zapomniałam o własnych kłopotach, a po drugie wiedziałam, że będziesz zły i możesz zrobić coś,
czego potem byś żałował.
- Powinnaś lepiej mnie znać - odezwał się zraniony.
- Prędzej czy później powiedziałabym ci o wszystkim, ale ostatnio tyle się wydarzyło.
Ciotka Ulrikke i wuj Kristian mają się przenieść do Telthusbakken, a...
Jego twarz pociemniała.
- Nie możesz na to pozwolić! Ten artykuł to jedno wielkie kłamstwo. Próbował wziąć cię
siłą, a teraz przedstawia cię jako osobę niemoralną! Jak można być tak bezczelnym!
- To obrzydliwy człowiek! Bardzo współczuję jego ojcu. On jest zupełnie inny.
- Próbuje zniszczyć cię jako pisarkę, chce cię oczernić, sprawić, że ludzie przestaną cię
szanować. Pisarze, którzy próbowali pisać otwarcie o trudnych i przykrych sprawach, często
doświadczali piekła. Niektórych krytyka niemal nie zabiła. Szum, który się podniesie, przesłoni
przesłanie twoich książek. Ludzie nie dostrzegą tragedii bohaterki Podciętych skrzydeł, nie będą
współczuć kobiecie, która sprzedaje swoje ciało, ale będą oburzeni, że odważyłaś się to opisać.
Może nawet oskarżą cię o zarabiane na ich nieszczęściu.
Elise patrzyła na niego z rosnącym przerażeniem.
- Ale przecież moje nazwisko nie zostało tu wymienione. Niewiele osób wie, kim jest Elise
Ringstad. Na szczęście już tak się nie nazywam.
Johan pokręcił powoli głową.
- Ile jest pisarek, które mieszkają nad rzeką Aker?
- To nie jest tam napisane.
- Jest napisane, że należysz do klasy robotniczej i opisujesz nędzę na wschodnich obrzeżach
Kristianii. Za moment zobaczysz w druku swoje nazwisko.
- Wtedy wniosę sprawę przeciwko Asle Diriksowi.
- Wiesz, ile to kosztuje?
- Jestem pewna, że pan Wang-Olafsen poprowadzi ją dla nas za darmo.
- Możliwe, ale co zrobisz, jeśli sąd uzna, że twoja powieść godzi w dobre imię i cześć jego
rodziny i każe ci wypłacić mu ogromne odszkodowanie?
Elise poczuła, że nagle robi się jej zimno.
- To możliwe?
- Obawiam się, że nie można tego wykluczyć. Nie mówię tego, żeby cię straszyć -
powiedział Johan, obejmując ją. - Nie jestem na ciebie zły, ale krew mnie zalewa, kiedy pomyślę,
do czego posuwa się ten pasożyt. Ponieważ jego ojciec jest bogaty i znany, wydaje mu się, że
wszystko mu wolno. Wiem, ile pisanie dla ciebie znaczy. Jestem dumny, że wydałaś już cztery
książki, zaraz zresztą skończysz piątą. Obawiam się tylko, że ten artykuł może mieć swoje
konsekwencje. Wydawnictwo może się zawahać, kiedy następnym razem przyniesiesz im swoją
powieść. Ryzykujesz, że twoje książki zostaną zarekwirowane. Takie rzeczy się zdarzały.
- Więc będę musiała wrócić do pracy w biurze. Johan puścił ją i się uśmiechnął.
- Nie mówisz tego serio. Pisanie stało się ważną częścią twojego życia, podobnie jak moja
pracą jest częścią mojego.
- Nie martwmy się na zapas. Kiedy starszy pan Diriks przeczyta artykuł, na pewno każe się
synowi tłumaczyć. Podejrzewam, że czytał moje książki. Zrozumie, że artykuł nie mówi prawdy.
Elise zmarszczyła czoło.
- Jak on może mówić takie rzeczy?
Johan westchnął, odwrócił się i ruszył do drzwi.
- On chce ci zaszkodzić - rzucił, wychodząc.
Kiedy Johan wyszedł, nastąpiła reakcja. Elise krążyła po pokoju coraz bardziej zła. Serce jej
waliło. Układała w myślach artykuł, który będzie odpowiedzią na kłamstwa Asle Diriksa. Rzuci mu
w twarz najgorsze wyzwiska, jakie zna. Nieważne, że ludzie dowiedzą się, kim jest anonimowa
pisarka. Nie jest tchórzem, stanie i powie, jak Asle Diriks traktuje swoich kolegów pisarzy i jakie
jest jego podejście do kobiet, z jaką pogardą się o nich wyraża. Nie tylko o nich, ale w ogóle o
ludziach, należących do niższej klasy społecznej!
W końcu się uspokoiła i wróciła do maszyny, okazało się jednak, że nie jest w stanie się
skupić. Słowa z artykułu kołatały jej w głowie, gniew wrócił. Próbowała się opanować, stłumić
złość i wrócić do pisania.
Zaczęła właśnie nową książkę, o matce i ojcu, którzy się rozwodzą i walczą przed sądem o
dziecko. Wśród znajomych nie miała nikogo, kto miałby podobne doświadczenia. Po pierwsze,
robotnicy się nie rozwodzili, bo nie było ich na to stać, po drugie, rodzice nie biliby się o dziecko,
którego i tak nie byli w stanie utrzymać. Musiała umieścić akcję w innym środowisku. Zamknęła
oczy i zaczęła przypominać sobie mieszkanie państwa Mathiesen na Gjetemyrsveien. Mogła też
wykorzystać mieszkanie dziadków Anne Sofie na ulicy Antona Schiøtza. Na pewno znajdzie
pretekst, żeby ich odwiedzić, a wtedy przyjrzy się bliżej pokojom, żeby potem dokładnie oddać
atmosferę domu.
Jeśli chodzi o strach przed utratą dziecka, nie musiała daleko szukać, wystarczyło sięgnąć
do własnej pamięci. Pamiętała też rozpacz wszystkich, kiedy Hilda zdecydowała się oddać Isaka,
gdy uznała, że sama nie może go zatrzymać. Pamiętała promienną radość Pedera, kiedy Hilda
odzyskała synka.
Miała problem z początkiem. Pierwsza strona maszynopisu była zawsze najtrudniejsza.
Najpierw musiała stworzyć swoją bohaterkę, poznać ją bliżej, potem musiała wymyślić pozostałe
osoby, stworzyć ich otoczenie. Gdy wybierała dom, który znała albo przynajmniej już kiedyś w nim
była, było jej łatwiej.
To miała być współczesna historia. W ubiegłym stuleciu ludzie pewnie w ogóle się nie
rozwodzili. Jak jej bohaterka będzie miała na imię? To powinno być jakieś pospolite imię. Karoline
albo Aslaug, może Marie albo Anna. Ale co będzie, jeśli Karoline albo pani Ringstad pomyślą, że
pisze o nich? Obrażą się na nią. Nie, musi wybrać popularne imię, ale takie, które nie nosiła żadna
ze znanych jej osób.
Josefine pojawiło się nagle w jej głowie i już wiedziała, że nie musi dalej szukać. To często
się jej zdarzało, nagle pojawiało się jakieś imię i od razu wiedziała, że to jest to właściwe.
W końcu zaczęła pisać. Oczyma wyobraźni widziała swoją Josefine: była to szczupła młoda
kobieta, miała gęste, ciemne włosy, niebieskozielone oczy i wyraźnie zaznaczone brwi. Miała pełne
wargi, wysokie kości policzkowe, była ładna, ale na swój sposób. Kiedy była radosna, jej perlisty
śmiech wypełniał pokój, a w policzkach pokazywały się dwa dołeczki.
Jej mąż miał mieć na imię Ernest. Był wysoki, przystojny, miał gładkie, ciemne włosy,
czesał się z przedziałkiem, miał wąską twarz i bruzdę na brodzie. Byli płomiennie w sobie zako-
chani, przynajmniej na początku, przez pierwsze lata, potem ich małżeństwo zaczęło się psuć.
Elise wpatrywała się przed siebie. Jak mogło do tego dość? Może się okazało, że są tak
różni, że irytują się nawzajem? Zaczęło się zapewne od drobiazgów. Jego denerwowało, że ona
nigdy nie zamyka za sobą drzwi, a ją, że mąż mlaszcze, kiedy je.
Gdyby naprawdę się kochali, takie drobiazgi nie miałby znaczenia. Ale przecież wyszli za
siebie z miłości. On był z niej dumny, a ona z niego, podziwiali się nawzajem. Zakochali się w
sobie, pomyślała. Kiedy miłość przeminęła, a to przecież niemal zawsze się zdarza, należało ją
zstąpić czymś innym. Kiedy się okazało, że nie ma czym jej zastąpić, wtedy pojawiła się irytacja.
W końcu nie mogli już ze sobą dłużej wytrzymać. Mieli do wyboru, albo toczyć ze sobą wieczną
wojnę, albo pójść każde w swoją stronę mimo krytyki, której musieli się spodziewać.
Pisząc, myślała o Emanuelu. Pamiętała, jak starała się unikać jego pieszczot, jak się
wzdrygała, kiedy ją obejmował. Nie lubiła, kiedy widział ją nagą, wykorzystywała każdy pretekst,
żeby uniknąć zbliżenia. Prawdę mówiąc, chyba nigdy nie była w nim naprawdę zakochana.
Podziwiała jego zaangażowanie w działalność Armii Zbawienia, lubiła go jako przyjaciela, ale nie
kochała tak, jak żona powinna kochać męża.
Gdyby Emanuel nie zachorował, wiedliby dalej nieszczęśliwe życie albo Emanuel rzuciłby
ją i znalazł sobie kobietę z własnej klasy społecznej. Sebastian przejąłby gospodarstwo, a ona zosta-
łaby na Hammergaten i ledwo wiązała koniec z końcem.
Wtedy być może zażądałby prawa do Jensine. Dziewczynka była jego jedynym małżeńskim
dzieckiem i zapewne coś do niej czuł, nawet jeśli miłość w ogóle przychodziła mu z trudem.
Palce uderzały w klawisze maszyny, kolejne kartki się zapełniały. Lubiła to uczucie.
Nagle spojrzała na zegar z kukułką. Było już tak późno? Dlaczego Dagny jeszcze nie
wróciła z dziećmi? Wstała gwałtownie z krzesła i podeszła do okna. Na zewnątrz wiał silny wiatr,
zaczęło padać. Jakiś mężczyzna szedł pospiesznie ulicą, postawił kołnierz, chroniąc się przed
deszczem, skulił się, dając odpór powiewom wiatru.
Dzieci nie były ubrane na taką pogodę. Dokąd poszła Dagny, na litość boską! Wiedziała
przecież, że nie wolno jej odchodzić daleko, gdy wychodziła razem z całą gromadką!
Elise wyszła pospiesznie na korytarz, włożyła trzewiki, stare palto i zawiązała na głowie
chustkę. Wyszła, a raczej wybiegła z domu. Dlaczego nie zorientowała się wcześniej? Powinna była
spojrzeć na zegar, kiedy przyszedł Johan i przyniósł gazetę. Dzieci nie zjadły nawet drugiego
śniadania.
3
Kiedy wychodziły, widziała, że idą w kierunku warsztatu Johana, ale gdyby rzeczywiście
szły do niego, spotkałby je, gdy szedł do niej z gazetą. Może poszły na łąki, popatrzeć, jak chłopcy
grają w piłkę? Pokręciła głową, sama sobie zaprzeczając. Gdyby tak było, wróciłyby do domu,
kiedy zaczęło padać. Jensine szybko marzła, a wtedy od razu zaczynała płakać. A dzisiaj nie tylko
padało, wiał też silny północny wiatr, przenikał do szpiku kości.
Będzie musiała porozmawiać poważnie z Dagny. Przecież zabroniła jej surowo chodzić z
dziećmi dalej niż do V0ienvolden, na pewno nie dalej niż na łąkę. Skoro jej nie posłuchała, nie
puści jej więcej na spacer z dziećmi.
A jeśli poszli nad ten wąski mostek przy komisariacie? Hugo był ciekawski, wszędzie
musiał zajrzeć. Może przechylił się przez rachityczną barierkę, żeby lepiej widzieć rzekę?
Najwyraźniej doświadczenie z Lort-Andersem nie zostawiło żadnych śladów w jego pamięci, bo w
ogóle nie bał się wody.
A jeśli Dagny poszła z nimi odwiedzić tego dziwnego mężczyznę, który mieszkał pod
numerem 107? Ludzie mówili, że nie wszystko jest z nim w porządku i że dzieci powinny trzymać
się od niego z daleka. Dagny na pewno była ciekawa dlaczego, podobno wabił dzieci słodyczami.
Elise stanowczo zabroniła jej tam chodzić. Dagny rzadko bywała nieposłuszna, ale nawet dla niej
pokusa mogła okazać się zbyt duża. W końcu była tylko dzieckiem.
Serce waliło Elise w piersi. W głowie kłębiły jej się różne myśli, wyobrażała sobie wszelkie
możliwe wypadki, oczyma wyobraźni widziała już całą piątkę, walczącą o życie w lodowatej rzece,
widziała, jak prąd znosi dzieci w dół, do Hjulafossen. Złożyła dłonie i zaczęła się modlić do Boga,
żeby tylko dzieciom nic się nie stało. Asle mógł obrażać ją do woli, Lort-Anders mógł ją straszyć,
byle tylko dzieci były zdrowe i całe. Pomyślała o swojej nowej książce, którą chciała zatytułować
Walka matki. Myślała wtedy o tych wszystkich rodzinach, które mieszkały nad rzeką i w których
było tyle dzieci, że nikt ich nawet nie liczył. Rodziny ciągle przenosiły się z miejsca na miejsce, bo
nie było pieniędzy na czynsz. Wszędzie była bieda i ubóstwo, a ona denerwowała się jakimś
bzdurnym artykułem w gazecie! Przypomniała sobie dom na Arendalsgata 3, gdzie była jedna duża
wspólna kuchnia dla czterech rodzin, z których każda zajmowała swój pokój. Gdy ojcowie wracali
do domu na obiad, dochodziło do awantur. Wychodki były zawsze przepełnione, cuchnęło tak, że
ludzie zatykali nosy, przechodząc obok domu.
Człowiek musi się nauczyć rozróżniać między tym, co naprawdę ważne, a tym, co jest bez
znaczenia. Ona i jej rodzina mieszkali w przyjemnym domku, nigdy nie głodowali, chociaż musieli
oszczędzać i jedzenie było proste. Nikt z nich nie był poważnie chory. Obiecała sobie, że jeśli tylko
dzieci wrócą całe do domu, już nigdy nie będzie się denerwować takimi błahostkami, jak złe
recenzje czy jakakolwiek inna krytyka.
Nagle zwolniła. Na szczycie wzgórza zauważyła dziewczynkę z wózkiem dla dzieci i
maszerującą obok dwójkę maluchów. Mimo deszczu dzieci podskakiwały radośnie, słyszała ich
śmiech i podniecone głosy.
Odetchnęła z ulgą. Później zbeszta Dagny, teraz była szczęśliwa, że wszystko dobrze się
skończyło.
- Gdzie byliście? - spytała, starając się nie oskarżać dziewczynki.
- U pani Jonsen! - odpowiedziała Dagny, uśmiechając się od ucha do ucha. - Tak się
ucieszyła, że przyszliśmy, że poczęstowała nas naleśnikami z dżemem. Mogliśmy brać, ile
chcieliśmy!
- I pozwoliła nam bawić się lalką - dodał Hugo podniecony. - Tą, którą ty się bawiłaś, kiedy
byłaś małą dziewczynką. Straciła jedną nogę, ale pani Jonsen zabrała ją do doktora i teraz znów ma
obie.
Elise spoglądała to na jedno to na drugie.
- Całe przedpołudnie spędziliście u pani Jonsen? Dagny, Hugo i Jensine pokiwali głowami.
- Nie przyszło wam do głowy, że się denerwuję, bo nie wiem, gdzie jesteście?
Hugo pokręcił głową przecząco.
- Bałaś się, że wpadniemy do wody, tak jak Birger?
- Birger?
Dagny się roześmiała.
- Nie pamiętasz, co piszesz w swoich książkach? Birger Olsen z Sagene, oczywiście.
Elise, zdezorientowana, przyglądała się dzieciom.
- A co wy o nim wiecie?
- Kiedy piszesz, rozmawiasz ustami - powiedział Hugo. Elise, zaskoczona, szybko zmieniła
temat.
- Pada deszcz i jest zimno, wracajmy do domu, żebyście się nie przeziębili.
Wzięła Jensine i Hugo za rączki i ruszyła przed siebie, tuż za nią szła Dagny, pchając wózek
z najmłodszą dwójką.
Idąc, zastanawiała się nad tym, co powiedział Hugo. Najwyraźniej uznał, że pochłonięta
pisaniem, nie będzie się o nich martwić. Rozmawiasz ustami, powiedział synek. Czyżby pisząc,
rzeczywiście mówiła do siebie? I nie zdawała sobie z tego sprawy? I czyżby była tym tak zajęta, że
zapominała o własnych dzieciach?
Kiedy wrócili do domu, okazało się, że Johan, Peder i Evert już są.
- Gdzie byliście? - dopytywał Johan przestraszony.
- Dagny długo nie wracała z dziećmi, więc poszłam ich szukać.
- Jest ciemno, wije wiatr, pada.
- Dlatego się zaniepokoiłam.
Elvira zaczęła płakać, Johan wziął ją na ręce.
- Biedactwo, jesteś okropnie zmarznięta - powiedział. Zaniósł córeczkę do kuchni i usiadł
razem z nią koło pieca.
Elise zauważyła, że rozpalił ogień i nastawił ziemniaki. W kuchni było przyjemnie ciepło.
Zajęła się Halfdanem. Dagny pomogła przebrać się Hugo i Jensine. Evert rozłożył swoje zeszyty na
stole w kuchni, a Peder wcierał w buty jakiś tłuszcz. Zamiast szczotki używał króliczej łapki, którą
dał mu rzeźnik. Buty miały nowe zelówki, bardzo o nie dbał, używał nawet prawideł.
- Dzielny jesteś - pochwaliła chłopca Elise. - Jak sobie radziłeś dzisiaj w sklepie?
Peder pokiwał głową i zagryzł wargi.
- Coś się stało? - spytała, patrząc na niego spod oka.
- Nie byłem dzisiaj w sklepie, Larsen chciał sam obsługiwać gości. Pomagałem trochę w
fabryce.
- Rozumiem, że tylko dzisiaj? Chłopiec znów zaprzeczył.
- Czy to znaczy, że nie będziesz już mógł stać za ladą? Tak dobrze sobie radziłeś, potrafisz
sprzedawać.
Nagle Elise przyszło coś do głowy.
- Chodzi o to, że wmawiałeś ludziom towary, których nie potrzebowali? - spytała.
Chłopiec przytaknął, zawstydzony.
- Ta kobieta wróciła i powiedziała, że mąż na nią nakrzyczał, kazał jej wrócić do Larsena i
powiedzieć, że nie będzie żadnej wojny. W każdym razie nie w tym roku.
Elise i Johan wymienili spojrzenia.
- Miałam nadzieję, że w końcu zrozumiałeś, że nie należy przesadzać - westchnęła Elise. -
Bardzo dobrze sobie radzisz, ale nie wolno wmawiać ludziom rzeczy, które nie są prawdą.
Oczy Pedera rozbłysły.
- A skąd wiesz, że to nieprawda? Maria powiedziała, że będzie wojna. Widziała żołnierzy,
obcinali sobie głowy i napadali na siebie.
Evert, który uważnie przysłuchiwał się rozmowie, wybuchnął śmiechem.
- Żołnierze nie obcinają sobie głów i nie napadają na siebie. Mają broń i z niej strzelają.
- Przestańcie opowiadać takie bzdury! A jeśli chodzi o Marię, to pamiętacie, że nie udało się
jej znaleźć Kristiana, chociaż bardzo tego pragnęła. Nie wierzę w jej dar jasnowidzenia.
Hugo, który zdążył się już przebrać, podszedł do Pedera, który przykucnął pod ścianą.
- Ja ci wierzę - powiedział i poklepał brata po ramieniu. Peder spojrzał ponuro na Elise.
- Widzisz, tylko ty niczego nie rozumiesz!
Elise nie odpowiedziała. Rozumiała, że chłopiec przeżył zawód i teraz odgrywa się na niej,
bo akurat była pod ręką. Nie pierwszy raz to robił.
- Słyszałam, że panna Braathen szuka sprzedawcy do swojego sklepiku z tytoniem i
czekoladą, tego pod siedemdziesiątką.
- W tym samym domu, w którym pani Olsen ma fabrykę mydła? - spytał, robiąc wielkie
oczy.
Elise przytaknęła.
- Skąd to wiesz?
- To ja się o tym dowiedziałam - wtrąciła się Dagny. - Mój brat starał się o tę posadę, ale
panna Braathen zadziera nosa. Powiedziała, że go nie przyjmie, bo brzydko pachnie.
Zapadło milczenie. Zawsze kiedy Dagny do nich przychodziła, Elise kazała jej się myć.
Czasem prała jej ubrania, a potem suszyła nad piecem albo pożyczała jej coś swojego. Jeśli dziew-
czynka poszłaby brudna i cuchnąca do szkoły, pewnie zostałaby odesłana do domu. Wcierała też
smołę w jej włosy, żeby pozbyć się wszy, ale te zawsze już po paru dniach wracały.
Johan posadził Elvirę na podłodze i poszedł sprawdzić, czy ziemniaki już się ugotowały.
- Spotkałem wuja Kristiana przed sklepem. Kończą urządzać dom. Zapraszał, żebyśmy do
nich wpadli i zobaczyli, jak u nich ładnie.
- Tak! - zawołał Hugo. Zaczął klaskać w dłonie, podskakiwał i tańczył. - Pójdę do Leonore!
Pójdę do Leonore! - wołał na całe gardło.
Peder i Evert roześmieli się.
- Zakochałeś się w Eleonore? Hugo skinął głową.
Elise skończyła przewijać Halfdana i poszła postawić na ogniu patelnię. Na obiad miały być
smażone śledzie.
- Może wybierzemy się do nich jutro popołudniu? Johan skinął głową.
- Chętnie zrobię sobie przerwę, coś ostatnio praca kiepsko mi idzie. A co z tobą? Udało ci
się zacząć książkę?
- Tak, napisałam sporo stron, ale nie wiem, czy będę mogła je wykorzystać.
- Zawsze tak mówisz. Jesteś wobec siebie bardzo krytyczna. O czym tym razem piszesz?
- O małżeństwie, które odkrywa, że nie może dłużej ze sobą żyć i się rozwodzi.
Johan posłał jej przerażone spojrzenie.
- Skąd u ciebie takie myśli?
Pochyliła się nad nim i pocałowała w policzek.
- Na pewno nie chodzi o nas.
Peder od samego początku słuchał uważnie.
- Pewnie miałaś na myśli siebie i Emanuela, prawda? - spytał. Elise uśmiechnęła się,
zażenowana.
- Myślałam, że jesteś tak zajęty czyszczeniem butów, że nie słuchasz, co mówię.
- Jak to: nie mogli żyć razem? Mieli wszy? Evert zachichotał.
- Jeśli ludzie rozwodziliby się, dlatego że żona czy mąż mają wszy, to niewiele małżeństw
by zostało.
Peder jednak się nie poddawał.
- Ale dlaczego tak zrobili? - dopytywał się. - Jej mąż był pijakiem? Bił ją?
- Ani jedno, ani drugie, ale nie chcę więcej o tym mówić. Dopiero zaczęłam pisać i sama
jeszcze nie wiem, jak wszystko się rozwinie.
Nagle usłyszeli, że ktoś chwyta za klamkę, odwrócili się. Po przeprowadzce wuja Kristiana,
ciotki Ulrikke i Eleonore, rzadko ktoś ich odwiedzał.
Drzwi się otworzyły, na progu stanął Kristian, przemoczony i zmarznięty.
Elise spojrzała na niego przestraszona.
- Kristianie, co się stało? Przychodzisz w taką ulewę? Kristian jednak najwyraźniej w ogóle
jej nie słuchał, wyciągnął z kieszeni złożoną na pół gazetę.
- Widziałaś ten artykuł?
Elise od razu zrozumiała, o co mu chodzi.
- Domyśliłeś się, że to o mnie?
- Oczywiście. Wszyscy to wiedzą.
- Moje nazwisko nie zostało wymienione. Kristian prychnął.
- Ile pisarek mieszka w tej okolicy? I w dodatku pisze o dziwkach, o pijakach, szczurach i
cuchnących wychodkach?
Elise nie odpowiedziała.
Johan przyglądał mu się w napięciu.
- Pan Wang-Olafsen też go już czytał? Kristian pokręcił głową.
- Wziąłem gazetę, zanim zdążył do niej zajrzeć. Powiedziałem, że zainteresował mnie
pewien artykuł. Spytałem, czy mogę go wyciąć i zachować.
Johan wyglądał na zawiedzionego.
- Szkoda. Myślałem, że może zgodzi się pomóc Elise, jeśli naprawdę dojdzie do sprawy.
- Nie możecie go w to wciągać - przerwał mu Kristian wzburzony. - Zrobił dla nas już
wystarczająco dużo.
Elise i Johan spojrzeli na siebie.
- Kristian ma rację - odezwała się w końcu Elise. - Nie możemy nadużywać uprzejmości
pana Wang-Olafsena. Napiszę list i zobaczymy, czy gazeta mi go przyjmie.
Johan pokręcił głową.
- To będą twoje słowa przeciwko jego. Nie mam wątpliwości, komu ludzie uwierzą.
- I tak go napiszę.
- Całe mieszczaństwo zwróci się przeciwko tobie.
- I co z tego? Napiszę prawdę.
- Może cię to drogo kosztować.
- Trudno, zrobię to, nawet jeśli Grøndahl i Syn nie będą już chcieli wydawać moich książek.
Nagle doszedł ich z ulicy hałas. Peder i Evert rzucili się do okna.
- Automobil! Na naszej ulicy!
Wszyscy podeszli do okna. Rzeczywiście ulicą jechał automobil, a na dodatek zatrzymał się
tuż przed ich drzwiami.
- Może to sam kierownik fabryki? - zastanawiał się Peder podniecony.
- Dlaczego kierownik miałby tu się zatrzymywać? Myślisz, że zabłądził? Że nie wie, gdzie
jest fabryka?
Peder nie odpowiedział.
Elisa się przestraszyła. Czyżby...?
Po chwili usłyszeli, że ktoś otwiera bramę i zaraz potem kroki na korytarzu. Rozległo się
pukanie.
Johan poszedł otworzyć, w pokoju zapanowała cisza. Wszyscy wpatrywali się w drzwi.
Kiedy się otworzyły, zobaczyli stojącego w progu starszego pana, w czarnym palcie, kapeluszu i z
parasolem.
- Przepraszam, że przeszkadzam, panie Thoresen, ale chciałbym zamienić kilka słów z
pańską żoną.
4
Johan się cofnął.
- Proszę wejść, panie Diriks.
Elise rozejrzała się dookoła przerażona. W pokoju panował bałagan. Część mokrych ubrań
zdążyła już powiesić nad piecem, ale większość nadal leżała porozrzucana po kuchni. Na środku
stały buty Pedera, tuż obok leżały królicza łapka i blaszane pudełko z tłuszczem, buty były
przewrócone, widać było zniszczone zelówki. Obok jej maszyny leżały porozrzucane kartki, jedna
tkwiła nadal w maszynie. Z patelni dochodził zapach smażonych śledzi, ziemniaki kipiały, woda
zalała płytę kuchni. Elvira i Jensine skuliły się w rogu kanapy, na której właściwie nie wolno było
im siadać, chyba że mieli gości. Dagny położyła Halfdana na fotelu i kończyła go przewijać. Elise
była tak zajęta rozmową o artykule, że nie widziała, co się wokół niej dzieje. Teraz było jej wstyd,
zarumieniła się.
- Pan Diriks? Jak miło - powiedziała i ruszyła w jego stronę. - Przed chwilą przyszliśmy,
dzieci przemokły - tłumaczyła się.
Wzięła od niego palto i kapelusz i powiesiła na wieszaku. Pan Diriks wszedł, rozejrzał się i
uśmiechnął.
- Ładnie tu. Gratuluję nowego mieszkania. Zawsze lepiej mieć coś wyłącznie dla siebie.
Domyślam się, że na Vøienvolden zawsze coś dzieło.
- Evert i ja skakaliśmy na sianie i zawsze byliśmy przy dojeniu.
Elise posłała Pederowi surowe spojrzenie, żeby przypomnieć mu, że kiedy dorośli mówią,
dzieci powinny milczeć. Na szczęście był już na tyle duży, że zrozumiał, o co jej chodzi, i zamilkł.
Hugo patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Dlaczego nigdy nie zabraliście mnie ze sobą?
Elise uznała, że musi jednak interweniować.
- Dagny, weź dzieci i idźcie na stryszek. Peder, posprzątaj po sobie.
Dzieci niechętnie wykonały jej polecenia. Elise zaprosiła gościa, żeby usiadł na kanapie.
- Proszę usiąść, panie Diriks. To mój najstarszy brat, Kristian Løvlien. Niedawno wrócił do
domu po rocznym pobycie na zachodnim wybrzeżu.
Pan Diriks i Kristian podali sobie ręce. Nagle Elsie zobaczyła, że brat nadal trzyma w ręku
gazetę. Pan Diriks usiadł. Odchrząknął, najwyraźniej nie kwapił się, żeby przejść do rzeczy.
- Rozumiem, że nie ma pani czasu na lekturę gazet? - odezwał się w końcu.
Elise pokręciła głową, uznała, że powinna mu pomóc.
- Nie - powiedziała - ale mąż pokazał mi artykuł w dzisiejszej gazecie. Jest przekonany, że
chodzić tu o mnie.
Pan Diriks nic nie powiedział, najwyraźniej czekał na dalszy ciąg.
- Rozumiem, czemu pan przyszedł. Miałam przyjemność trochę pana poznać i domyślam
się, że jest pan równie zaniepokojony artykułem, jak ja i mój mąż.
Starszy pan skinął głową i nagle posmutniał.
- Pobyt za granicą niewiele pomógł - ciągnęła dalej Elise.
- Na to wygląda - westchnął mężczyzna ciężko. - Mam nadzieję, że ta przykra sprawa nie
będzie miała żadnego dalszego ciągu. Gdybym wiedział, co mój syn zamierza, nie dopuściłbym do
opublikowania tego artykułu.
Elise domyśliła się, że pan Diriks obawia się jej ewentualnej odpowiedzi. Zawahała się, nie
bardzo wiedząc, co w tej sytuacji powinna zrobić.
- Przyznaję - zaczęła po chwili - że w pierwszym momencie chciałam ostro zareagować.
Mąż obawia się, że artykuł może zaszkodzić mojej twórczości. Czytelnicy zaczną się bardziej przej-
mować mną niż tragicznym losem tych biednych dziewcząt, które opisuję.
Pan Diriks pokręcił głową.
- Nie sądzę. Poza tym pani nazwisko nie zostało wymienione.
- Każdy, kto interesuje się literaturą, domyśli się, o kogo chodzi - wpadł mu w słowo Johan.
- Elise jest jedyną pisarką, wywodzącą się z klasy robotniczej. Mężczyzna może sobie prędzej
pozwolić na pisanie o takich sprawach, kobiecie jest trudniej.
Starszy pan przyglądał się mu uważnie.
- Ale też książki pana żony nie wychodzą w tak dużych nakładach, prawda, panie Thoresen?
- zaczął ostrożnie. - W kręgach literackich pańska żona nie jest zbyt znaną postacią.
- Ludzie będą ją osądzać, nie przeczytawszy jej powieści - odpowiedział Johan gorzko.
Pan Diriks skinął głową.
- Zgadzam się z panem. Niedawno byłem w towarzystwie, gdzie padło jej nazwisko i
rzeczywiście wywołało gwałtowną reakcję, oceniono ją bardzo surowo. Kiedy powiedziałem, że
czytałem te opowiadania, zapadło milczenie.
Mężczyzna zwrócił się do Elise.
- Jestem pod wrażeniem pani twórczości. Byłem wstrząśnięty losem ludzi, których pani
opisuje. Jest pani odważna i pragnie zrobić coś dla tych, których los potraktował tak
niesprawiedliwie. Dużo ludzi też to widzi i uważa, że tak nie powinno być, ale nic z tym nie robi.
Łącznie z politykami. Pani książki powinny otworzyć oczy tym, którzy rządzą naszym krajem,
zresztą nam wszystkim. Wierzę, że to się stanie, ale oczywiście nie z dnia na dzień.
Proszę dalej o tym pisać! Niech się pani nie przestraszy ludzi, którzy mają klapki na oczach,
czy zadufanych w sobie młodzieńców, takich jak mój syn. Są ludzie, którzy nie chcą pewnych
rzeczy widzieć, bo boją się, że stracą swoje przywileje i swój majątek.
Elise była poruszona. Stanął po jej stronie, chociaż po drugiej był jego jedyny syn. Niewielu
zdecydowałby się na taki krok.
Spojrzała na Johana i Kristiana. Na ich twarzach malowało się niedowierzanie, jakby uznali,
że to wszystko to puste słowa.
- Co pan zamierza z tym zrobić, panie Diriks? - odezwał się w końcu Johan. - Artykuł
ukazał się drukiem, nie można go wycofać. Pański syn z pewnością będzie dążył do sprawy.
Mężczyzna pokręcił głową.
- Nie sądzę.
Po chwili zwrócił się do Elise.
- Powiedziała pani, że w pierwszym momencie chciała pani wysłać do redakcji list.
Dlaczego pani tego nie zrobi, pani Thoresen? Niech Asle dostanie nauczkę.
Spojrzała na niego zdziwiona. Mówił serio czy żartował? Starszy pan jakby czytał w jej
myślach.
- Ja nie żartuję. Proszę napisać list i jak najszybciej wysłać go do redakcji. Niech pani
napisze prawdę!
- Ale wtedy ucierpi pan i pańska rodzina.
- Moja żona właśnie wyjechała, a Asle jest moim jedynym dzieckiem. Mieliśmy też córkę,
ale zmarła kilka lat temu.
Elise nie bardzo wiedziała, co mężczyzna miał na myśli, mówiąc, że jego żona właśnie
wyjechała. Czyżby chciał powiedzieć, że go porzuciła?
- A pańscy przyjaciele, znajomi? Nie chcę oczerniać pańskiego dobrego imienia.
Mężczyzna wstał.
- Proszę się tym nie przejmować. Jeśli naprawdę ma pani obiekcje, to przyznaję, że
zaimponowała mi pani swoją wspaniałomyślnością. Mój syn schodzi na złą drogę. Wstyd mi, ale
nie będę ukrywał, że sobie z nim nie radzę. Mam wrażenie, że on w głębi duszy panią podziwia.
Być może jest pani jedyną osobą, która jest w stanie na niego wpłynąć.
Elise była zmieszana. Nikt nie chciał, żeby opisywano go w gazetach. Jeśli napisze prawdę,
wszyscy się dowiedzą, że Asle Diriks próbował wziąć ją siłą, a potem usiłował całe zdarzenie
przedstawić w zupełnie innym świetle, przekonując wszystkich, że to ona jest winna. Jak jego
ojciec mógł ją do tego namawiać?
- Już pan wychodzi? Może napije się pan kawy? Starszy pan się uśmiechnął.
- Dziękuję za propozycję, ale mam wrażenie, że ma pani dość pracy, pani Thoresen. Może
innym razem.
Pożegnał się uprzejmie z Johanem i Kristianem i ruszył do drzwi. Johan podał mu palto i
podziękował za wizytę.
- Moja żona zawsze dobrze się o panu wyrażała, ale przyznaję, że nie do końca jej
wierzyłem, kiedy przekonywała mnie, że zapewne tak właśnie pan się zachowa. Teraz wiem, że się
myliłem. To ona miała rację.
Pan Diriks uśmiechnął się, ale Elise widziała, że jego uśmiech nie pochodził z głębi duszy.
Jego oczy pozostały smutne.
Gość wyszedł, Elise patrzyła to na Johana to na swojego brata.
- Dziwna wizyta! Dlaczego tak szybko wyszedł? Zachęcał mnie, żebym odpowiedziała na
artykuł!
Kristian pokręcił głową.
- Pewnie tak tylko mówił.
- Nie sądzę - wszedł mu w słowo Johan. - Odniosłem wrażenie, że dobrze wszystko
przemyślał - powiedział, marszcząc czoło.
Elise wstała i pokręciła głową.
- Nie rozumiem, że naprawdę może tego chcieć. Jeśli napiszę prawdę, wyjdzie na jaw, że
Asle chciał mnie zgwałcić. To zaszkodzi i jemu, i jego ojcu. Nawet jeśli nie ma więcej dzieci, to ma
przecież jakichś krewnych i przyjaciół, na których mu chyba zależy?
Johan przytaknął.
- To rzeczywiście dziwne. Co zamierzasz? Posłuchasz go?
- Chyba nie. Odczekam jakiś czas. Zobaczymy, jak na artykuł zareaguje wydawnictwo.
Tego wieczoru położyli się spać wcześniej. Deszczowa pogoda działała na wszystkich
usypiająco, poza tym nadal przeżywali wizytę pana Diriksa. Dagny została dłużej niż zwykle i
dostała trzydzieści øre więcej. Kristian położył Halfdana spać i poszedł. Evert skończył odrabiać
lekcje, a Peder był zmęczony po całym dniu pracy w fabryce. Najmłodsze dzieci też były zmęczone
i zasnęły, jak tylko położyły się do łóżek.
Elise dołożyła drew do pieca i od razu poczuła wyrzuty sumienia. Była jeszcze jesień, ale
ona tak lubiła, kiedy w domu było ciepło. Johan przyniósł więcej drewna, wodę i też poszedł na
stryszek. Elise zdmuchnęła świeczki.
Dzisiaj mu powie. Była już ponad trzy tygodnie spóźniona.
Kiedy weszła do sypialni, Johan leżał już pod kołdrą. Na krześle obok łóżka paliła się mała
stearynowa świeczka. Elise szybko się rozebrała, drżała z zimna. Zdmuchnęła świeczkę i
wślizgnęła się pod kołdrę, nie wkładając koszuli nocnej.
- Marzniesz. Rozgrzeję cię.
Po jego głosie słyszała, że był miło zaskoczony, pewnie sądził, że będzie zbyt zmęczona.
Objął ją i mocno przytulił.
- Jesteś niezwykłą kobietą, Elise. Ktoś inny wyzwałby Diriksa i zamknął mu drzwi przed
nosem.
- To nie jego wina, że ma takiego syna. Gdybyśmy byli bogaci, być może Peder albo
Kristian zachowywaliby się tak jak Asle Driks i też byłabym bezradna. I na pewno też byłoby mi
przykro.
Pogładził ją po włosach.
- Dalej uważam, że jesteś niezwykła. Zawsze próbujesz wczuć się w sytuację drugiego, nie
wszyscy to robią. Może dlatego tak dobrze piszesz.
- W dzień nie mam już prawie na nic czasu. Peder, który był takim łatwym i miłym
dzieckiem, teraz ciągle protestuje, buntuje się. Evert też ma takie skłonności, ale jest bardziej
zamknięty w sobie i czasem nie ma odwagi powiedzieć tego, co myśli. Hugo zawsze był stanowczy
i miał gwałtowny temperament. Nie mam pojęcia, jak inni rodzice sobie radzą. A przecież niektórzy
mają dziesięcioro, a nawet dwanaścioro dzieci!
- Kristian już się wyprowadził, Peder i Evert też wkrótce wyfruną z gniazda. Co będzie z
Halfdanem, trudno powiedzieć. Zostanie ci tylko Hugo, Jensine i Elvira.
Elise wzięła jego dłoń i położyła na brzuchu.
- I pewnie jeszcze jedno - wyszeptała mu do ucha. Miała wrażenie, że Johan wstrzymał
oddech.
- To prawda? - spytał tak cicho, że ledwie go słyszała.
- Tak sądzę, ale całkowitej pewności jeszcze nie mam. Już trzy tygodnie mi się spóźnia.
Przytulił ją do siebie.
- Jestem taki szczęśliwy! Już myślałem, że to dziwne, że... No wiesz...
- Dziwne, że mimo naszych starań nie zaszłam jeszcze w ciążę - roześmiała się. - Pamiętaj,
że dopiero niedawno przestałam karmić Elvirę. Wtedy znacznie trudniej zajść w ciążę.
Johan zaczął pieścić jej ciało.
- To dobrze dla Elviry, że będzie miała prawdziwą siostrzyczkę albo braciszka.
Wiedziała, że Johan nie miał złych zamiarów, ale jego słowa ją ubodły. Chociaż z drugiej
strony miała troje dzieci z trzema różnymi mężczyznami, więc może nie powinna się dziwić.
Johan najwyraźniej wyczuł jej reakcję.
- Nie chciałem cię urazić. Kocham Hugo i Jensine.
- Wiem. To jeden z powodów, dla których cię kocham. Nie każdy mężczyzna zgodziłby się
traktować cudze dzieci jak swoje.
- Dla mnie one nie są cudze, wszystkie są nasze.
Elise roześmiała się cicho, czując, jak jej ciało reaguje na jego pieszczoty.
- Wszystkie? Dagny, Halfdan, Kristian, Peder i Evert, Hugo, Jensine i Elvira?
- Tak. I to, które jest tutaj - powiedział, gładząc delikatnie jej brzuch.
Po chwili jego dłoń powędrowała niżej, Elsie jęknęła z rozkoszy. Przyjęła go szczęśliwa, z
nieopisaną radością.
5
Następnego dnia wszyscy udali się do Telthusbakken zobaczyć, jak wuj Kristian i ciotka
Ulrikke urządzili się w nowym mieszkaniu.
Dom leżał na samym szczycie wzgórza, był niewielki, ale śliczny. Elise pomyślała, że
dokładnie tak go sobie wyobrażała. Parter był murowany, piętro drewniane. Na piętrze mieszkała
właścicielka domu razem ze swoim dorosłym synem, Iverem, który kiedyś pracował jako typograf.
Kobieta była wdową.
- Jak tu musi być pięknie latem, kiedy kwitną róże! - zachwyciła się Elise na widok
różanych krzewów.
Johan pokiwał głową i spojrzał na Pedera i Everta.
- Wiecie, od czego pochodzi nazwa tego kawałka ulicy, Telthusbakken, czyli namiotowe
wzgórze?
Obaj pokręcili przecząco głowami.
- W namiotach wojsko kiedyś przechowywało broń, był to rodzaj magazynów. Dawno temu
obok starego kościoła w Aker, tam na szczycie, stał właśnie taki namiot.
- Wszystkie domy tu na wzgórzu mają ponad sto lat - dodała Elise. - Kiedy miejska biedota
po koniec XVIII wieku zaczęła szukać wolnych działek, wskazano im to miejsce, ponieważ ziemia
tu nie nadawała się pod uprawę.
- Dlaczego wuj Kristian chce mieszkać w takim starym domu? - wypalił nagle Hugo.
- Bo nie stać go, żeby mieszkać w nowym - zaczął tłumaczyć mu Evert.
Elise pokręciła głową.
- Mnie się wydaje, że wybrali ten dom, bo im się spodobał. Drzwi do domu się otworzyły i
na progu stanął uśmiechnięty
wuj Kristian. Najwyraźniej zauważył ich przez okno.
- Witamy! Czekaliśmy na was. Eleonore kupiła w sklepie cookies.
Elise zauważyła, że wuj Kristian coraz gorzej mówił po norwesku, pewnie w domu on i
Eleonore rozmawiali głównie po amerykańsku, z czasem wychodziła z tego dziwna mieszanka
norweskiego z dodatkiem amerykańskich słów.
Ciotka Ulrikke i Elenore przyjęły ich w pokoju dziennym. Ciotka promieniała z radości i z
dumy i od razu chciała pokazać im całe mieszkanie. Eleonore wydawała się nieco zawstydzona, a
witając się z Pederem i Evertem spuściła wzrok.
Ona naprawdę jest jeszcze dzieckiem, pomyślała Elise.
Pokój dzienny urządzony był przyjemnie, stał tam szezlong, stolik, krzesła, w oknach
wisiały koronkowe firanki. Była też biblioteczka z przeszklonymi drzwiczkami, a nawet pianino!
Elise spoglądała zaciekawiona na biblioteczkę, dziwiąc się dużą liczbą książek. Pewnie pochodziły
z domu rodzinnego ciotki Ulrikke. Zwróciła uwagę na stojące na półkach powieści Jonasa Lie i
Camilli Collett, obok baśni Hansa Christiana Andersena i Asbjørnsena & Moe.
Obok była jadalnia z oknem wychodzącym na ulicę. Na środku stał ładny komplet jadalny,
duży stół i kilka krzeseł. Nad stołem wisiała lampa z białym kloszem. Pod jedną ze ścian stał duży
kredens, nakryty białą kordonkową serwetką, nadstawka miała kolorowe szybki. W jednym rogu
był kominek, przed nim stała ładna osłonka.
- Jak tu ładnie! - zachwycała się Elise, przechodząc do niewielkiej, na żółto pomalowanej
kuchni, obok była niewielka spiżarnia.
W sypialni stały trzy łóżka, była też komoda, szafka pod miskę do mycia i nocnik. Na
komodzie leżał srebrny komplet toaletowy ciotki Ulrikke z jej monogramem. Składał się z lusterka,
szczotki i grzebienia. Spod kołdry na łóżku Eleonore wystawała głowa pluszowego miśka.
Wszędzie panował porządek, czystość aż lśniła. Elise przypomniała sobie bałagan u siebie w domu
i zawstydziła się. Ciekawe, co pomyślała sobie ciotka Ulrikke, kiedy ich odwiedziła?
Nagle spostrzegła jeszcze jedne drzwi.
- Dokąd one prowadzą? - spytała zaintrygowana.
- To pokój służącej. Możesz zajrzeć, nikogo tam nie ma - zachęcała ją ciotka. - Dziewczyna
właśnie nakrywa do stołu - dodała.
- Macie kogoś do pomocy?
- Oczywiście, nie sądziłaś chyba, że będę sama wszystko robiła?
Ciotka otworzyła drzwi i oczom Elise ukazał się najmniejszy pokoik, jaki w życiu widziała.
Mieściło się w nim wąskie łóżko i taboret. Na pomalowanej na niebiesko ścianie, na haku wisiała
czarna odświętna suknia, a obok wełniany szal. Pod taboretem stała para zniszczonych trzewików, a
na wierzchu leżała bielizna. Zapewne był to cały dobytek dziewczyny.
Kiedy wrócili do jadalni, stół był już nakryty. Na obrusie stały filiżanki do kawy z cienkiej
porcelany, talerzyki miały złoty wzorek. Dziewczyna próbowała dyskretnie wycofać się do kuchni,
ale Elise podeszła do niej.
- Nie miałam okazji się z tobą przywitać. Cieszę się, że wujostwo znalazło kogoś tak miłego
do pomocy.
Dziewczyna zrobiła się purpurowa na twarzy i spuściła wzrok.
- Jesteś stąd? Z Kristianii? Dziewczyna przytaknęła.
- Mieszkałam na Bispegata - wyszeptała tak cicho, że Elise niemal jej nie słyszała.
Może w jednym z tych zrujnowanych domów, w których kiedyś były magazyny, pomyślała
Elise. Nic dziwnego, że wstydzi się o tym mówić. Dziewczyna była blada i chuda. Była tak prze-
straszona, że ani razu nie podniosła głowy. Elise była pewna, że mimo młodego wieku zdążyła już
sporo przeżyć. Może ojciec pił, a potem bił żonę i dzieci? Albo może w ogóle nie znała rodziców,
może dorastała wśród obcych?
- Jestem przekonana, że będzie ci tu dobrze - powiedziała Elise. - Wuj jest bardzo
sympatycznym człowiekiem, ciocia Ulrikke też.
Dziewczyna skinęła głową i pospiesznie opuściła pokój. Elise spotkała wzrok Johana i
podeszła do niego.
- Zastanawiam się, czy o niej nie napiszę. A ty mógłbyś zrobić jej posąg i nazwać go Pomoc
domowa. Pomyślałam, że bardziej nadaje się na moją bohaterką niż para, która postanowiła się
rozwieść.
Johan się uśmiechnął.
- Też tak sądzę, skoro chcesz opisywać życie robotników. Wuj Kristian wyszedł z pokoju.
Kiedy po chwili wrócił z wielkim
koszem pełnym prezentów, wszyscy patrzyli na niego zdziwieni. Wuj roześmiał się.
- Wiem, że to nie Boże Narodzenie, ale kiedy rozpakowaliśmy nasz wielki amerykański
kufer, a very big one - powiedział, rozkładając szeroko ręce, żeby pokazać jak duży - znaleźliśmy w
nim surprise, niespodziankę. - To są gifts, prezenty z Ameryki, leżały w kufrze, schowane pod
pościelą - roześmiał się tak, że gruby brzuch zaczął mu podskakiwać, a oczy zniknęły wśród
zmarszczek.
Elise patrzyła na chłopców, trudno było jej powiedzieć, który z nich był bardziej
podniecony.
Wuj zaczął wyjmować prezenty, oglądał je, starając się ustalić, co jest dla kogo.
Elise westchnęła smutno, po raz kolejny pomyślała, że szkoda, iż jej matce nie było dane już
nigdy spotkać się z bratem. A przecież to z nim była najbardziej związana, to za nim najbardziej tę-
skniła. Gdyby teraz tu była, na pewno płakałaby ze szczęścia.
Elise zrozumiała, że wuj postanowił obdarować ich dopiero, kiedy już będzie miał własny
dom, do którego będzie mógł ich zaprosić. Wiedziała, że Peder i Evert spodziewali się, że ciotka
Ulrikke i wuj Kristian przywiozą im coś z Ameryki, i czuli się zawiedzeni, kiedy niczego nie
dostali, chociaż starali się tego nie okazać.
Teraz oczy chłopców błyszczały. Peder odpakował swoją paczkę, był w niej model
aeroplanu.
- To jednopłatowiec! Ma silnik! - wykrzyknął zachwycony. - To najlepszy aeroplan na
świecie, pokonuje sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, nie ma szybszego!
Evert dostał taki sam model i też był zachwycony, podczas gdy Hugo dostał automobil.
Dagny dostała kolorową sukienkę, a Jensine i Elvira każda po małym pluszowym misiu. Przed wy-
jazdem z Ameryki wuj Kristian nie wiedział o Halfdanie, ale on i ciocia Ulrikke najwyraźniej już
tu, w Kristianii, kupili dziecku małego kolorowego pajacyka. Elise dostała niebieską bluzkę z
koronkowym kołnierzykiem i bufiastymi rękawkami, z Johan spacerową laskę. Wuj zdradził też, że
ma dla Kristiana modny kaszkiet, ale skoro go tu dzisiaj z nimi nie ma, obiecał, że zaprosi go
kiedyś na niedzielny obiad.
Na stole stały nie tylko cookies, które Eleonore kupiła w miejscowym sklepiku, ale jeszcze
cztery półmiski najróżniejszych ciast. Większość upiekła służąca. Elise usiłowała poskromić ape-
tyty chłopców, ale wuj się śmiał i zachęcał ich do jedzenia.
Eleonore powoli oswoiła się z gośćmi i w końcu poszła razem z Pederem i Evertem do
ogródka pokazać im swój zbór kamieni. Wszędzie, gdzie była, zawsze zbierała kamienie,
tłumaczyła im.
W radosnym gronie czas mijał szybko, zrobiło się późno. Peder był tak najedzony, że nawet
nie chciał się ścigać z Evertem. Elise miała nadzieję, że nie skończy się to bólem brzucha. Pa-
miętała, jak kiedyś po wizycie u Hildy, musieli zapukać do obcych ludzi i poprosić o pozwolenie na
skorzystanie z wygódki w podwórzu.
Kiedy tłoczyli się w wąskim korytarzyku, zobaczyła nagle odłożoną na małym stoliku
gazetę. Rzucił się jej w oczy nagłówek: Gdy bogactwo szkodzi.
Kilka dni temu w gazecie tej ukazał się artykuł o pewnej pisarce, zamieszanej w
skandaliczną sprawę...
Elise otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, przeczytała kilka pierwszych zdań i nagle
odwróciła się do wuja.
- Mogę pożyczyć ten egzemplarz gazety? Tylko do jutra. Albo odniosę go jeszcze dzisiaj.
Wuj roześmiał się.
- Weź go sobie, proszę. Ulrikke nie lubi, kiedy pogrążam się w lekturze, woli rozmawiać.
Elise sięgnęła szybko po gazetę i złożyła ją, żeby nikt nie zauważył nagłówka. Schowała ją
do torby, razem z prezentami.
- Bardzo dziękujemy, wujku, i za prezenty, i za miło spędzony czas!
Zauważyła na sobie zdziwione spojrzenie Johana. Jak tylko wyszli, odwróciła się do niego.
- Gazeta zamieściła czyjąś odpowiedź na artykuł Asle!
- Czyją?
- Nie wiem. Zdążyłam tylko przeczytać nagłówek i kilka pierwszych słów. Nie wiem nawet,
czy jego autor mnie wspiera, czy wręcz przeciwnie.
Johan nie odpowiedział, domyśliła się, że pewnie obawia się najgorszego.
Peder zatrzymał się i czekał na nich.
- Elise, spytasz pannę Braathen, czy zatrudni mnie u siebie w sklepie?
- Wybiorę się do niej w poniedziałek, ale nie rezygnuj z pracy u Larsena, zanim ci nie
odpowiem. Dużo osób szuka teraz pracy.
Wracając, nadłożyli trochę drogi, żeby odprowadzić Dagny do domu. Nie lubiła wracać
sama po zmroku.
Kiedy byli już blisko domu, usłyszeli przez otwarte okno w kuchni głośny śmiech i
rozmowy.
- Wygląda na to, że znów macie gości - powiedziała Elise, spoglądając do góry.
Dagny pokiwała głową.
- Tak jest codziennie. Szybko prześlizgnę się do mojego pokoju i zamknę drzwi. A potem
przykryję się kołdrą, żeby nikt mnie nie zauważył, nawet jeśli zajrzy do pokoju.
- Co twoi rodzice na to, że zaczęłaś chodzić do szkoły? - spytał Johan, który dotąd
przysłuchiwał się rozmowie w milczeniu.
- Mówią, że to strata czasu i zawracanie głowy. Tata twierdzi, że nie muszę znać liter, jeśli
mam zostać prządką.
- Będę musiał z nim porozmawiać. Powiem mu, jaka jesteś zdolna. Może w przyszłości
zostaniesz urzędniczką, kto wie? Powinien być z ciebie dumny.
- Tylko nie przychodź zbyt wcześnie rano ani późno wieczorem, bo wtedy jest pijany.
- Wiem, Dagny, przyjdę koło południa.
- Pilnuj dobrze twojej amerykańskiej sukienki, żeby ojciec nie wyniósł jej z domu i nie
sprzedał - przestrzegła dziewczynkę Elise.
Dagny pokiwała głową zmartwiona.
- Wiem, wezmę ją dzisiaj ze sobą do łóżka. Albo zostawię ją u was, mogę?
- Dobrze. Powieszę ją na wieszaku, żeby się nie pogniotła - obiecała jej Elise.
Pomachali dziewczynce na pożegnanie i ruszyli dalej. Peder i Evert pobiegli przodem.
- Nie mogę się doczekać, kiedy będę miała chwilę, żeby przeczytać artykuł.
- Nie oczekuj zbyt wiele - powiedział Johan, kręcąc głową.
- Nie bardzo wiem, kto mógłby wziąć cię w obronę. Tym bardziej że niewiele osób wie, o
kogo tak naprawdę chodzi.
Elise milczała. Zastanawiała się nad prośbą pana Diriksa. Uznała, że nie będzie potrafiła
zwrócić się przeciwko jego Synowi, byłby to bowiem także cios w niego.
- Tak czy inaczej chcę go przeczytać - oświadczyła. - Najpierw jednak muszę położyć dzieci
spać.
Młodsze dzieci zasnęły niemal natychmiast. Starsi chłopcy, Peder i Evert, siedzieli u siebie
na stryszku, zajęci swoimi samolotami.
Spojrzała zaniepokojona na Johana. Spodziewała się, że będzie wściekły po lekturze
artykułu, ale on siedział i się uśmiechał.
- Niczego już nie rozumiem - powiedział, spoglądając na nią znad gazety. - Nie uwierzysz
własnym oczom.
- Aż tak źle? - spytała Elise, podchodząc do niego bliżej.
- Nie, przeciwnie. Autor staje po twojej stronie, atakuje natomiast młodych ludzi, którym się
wydaje, że wszystko im wolno tylko dlatego, że ich rodzice mają więcej niż większość.
Gdy Bogactwo szkodzi
Kilka dni temu w tej gazecie ukazał się artykuł o pisarce zamieszanej w skandal. Ponieważ
dość dobrze znam całą sprawę, poczułem się w obowiązku sprostować pewne fakty. Wspomniana
pisarka nie została zaproszona do domu w kamienicy na ulicy Oscara razem z innymi pisarzami,
tylko została zwabiona tam podstępem. Powiedziano jej, że chodzi o sesję zdjęciową, miała
pozować jednemu z naszych najwybitniejszych fotografów. Chodziło o zrobienie zdjęcia na okładkę
jej najnowszej książki. Syn domu, młody człowiek, który zawsze otrzymywał wszystko, co chciał,
uznał, że i tym razem tak będzie - że dostanie to, czego chce. Tym razem chodziło o osobę samej
pisarki! Została potraktowana haniebnie, na szczęście udało się jej uciec, zanim doszło do
najgorszego. Jeśli ktoś w związku z tym wydarzeniem miałby wnieść sprawę do sądu, to właśnie
ona. Ze względu na rodziców młodego mężczyzny, pisarka zrezygnowała z nagłaśniania sprawy.
Przełknęła swoją dumę i urażone uczucia i próbowała zapomnieć o wszystkim. Żywię dla niej wielki
szacunek, nie tylko jako dla człowieka, ale także jako pisarki. W swojej twórczości zdecydowała się
mówić w imieniu najsłabszych i robi to znakomicie. Jeśli ktoś po lekturze jej opowiadań nie czuje
wzruszenia, to ma serce z kamienia. Czytając jej książki, zrozumiałem znaczenie starej ludowej
mądrości, że trzeba być silnym, by potrafić udźwignąć sukces. W istocie są wśród nas ludzie, którzy
dostali za dużo i nie są w stanie sobie z tym poradzić. Nie są w stanie udźwignąć ciężaru i kończą
tragicznie, jak wrak człowieka. A.T.D.
Elise powolnym ruchem odłożyła gazetę na bok.
- Biedny pan Diriks!
- Cóż, nie ma wątpliwości, że to on. Alexander Teodor Diriks. Niepojęte, że wykazał się
taką odwagą. Ludzie będą ciekawi, zrobią wszystko, że się dowiedzieć, kto się kryje za tymi inicja-
łami. No i ciekawe, co zrobi jego syn? Ojciec ryzykuje, że straci go na zawsze.
- A do tego wszystkiego, jego żona wyjechała. Co teraz z nim będzie? 1
Johan milczał.
- Mam nadzieję, że może Asle nie przeczyta artykułu - odezwała się Elise po dłuższej
chwili.
- O tym samym myślałem - wszedł jej w słowo Johan. - Jeśli go przeczyta, może dojść do
kłótni miedzy ojcem a synem, a znając jego temperament, kto wie, co się wydarzy.
- Aż tak źle chyba nie będzie - powiedziała Elise, patrząc na niego zaniepokojona.
- Z tego co słyszałem, Asle Diriks jest zdolny do wszystkiego. Elise wzdrygnęła się.
- Może jednak sama powinnam była odpowiedzieć na artykuł, wtedy pan Diriks nie
musiałby tego robić.
- Nie mogłaś wiedzieć, co on zamierza.
- Rzeczywiście nie przyszło mi to do głowy.
- Nic nie poradzimy, Elise. Możemy tylko czekać na dalszy bieg wydarzeń.
6
Peder został sprzedawcą w sklepiku z tytoniem i czekoladą panny Braathen. Kiedy Elise mu
o tym powiedziała, aż krzyknął z radości.
- Jak to załatwiłaś? Okłamałaś ją?
- Czy okłamałam pannę Braathen? Nikogo nie wolno okłamywać! Powiedziałam tylko, że
jesteś wyjątkowo zdolnym sprzedawcą. Opowiedziałam, jak dobrze ci szło w sklepie Emanuela, a
potem o historii z Larsenem. Że zakazał ci stać przy ladzie, bo jeden z klientów przyszedł z
awanturą, że jego żona za dużo kupuje. Wtedy panna Braathen zaczęła się tak śmiać, że aż trząsł się
jej podbródek. Stwierdziła, że właśnie kogoś takiego jej trzeba.
Peder uścisnął Elise.
- Jesteś najlepszą starszą siostrą na całym świecie. Wiem, że czasem za dużo mówię i się
złoszczę, zamiast milczeć, ale nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Ja naprawdę wcale nie chcę taki
być.
- Wiem, Peder. To jest związane z wiekiem. Z czasem się zmienisz.
Przed południem Elise usiadła do maszyny do pisania. Zaczęła właśnie nową powieść i
zatytułowała ją Pomoc domowa. Poprzednią na razie odłożyła, Uznała, że za mało wie o roz-
wodach. Poza tym nie miała żadnych nowych wiadomości od Ansgara i Helene ani od małżeństwa
Mathiesen. Pomyślała, że pewnie się przestraszyli, kiedy się dowiedzieli, że sprawą zajął się
adwokat Wang-Olafsen. Właściwie nie bała się, że ktoś naprawdę mógłby odebrać jej Hugo, ale
jednak się niepokoiła. Od rodziców Svanhild też nie miała żadnych wiadomości. Przypomniała
sobie słowa matki, która zawsze jej powtarzała, że większość naszych kłopotów zwykle okazuje się
błahostką, chociaż często kosztują nas dużo zdrowia. Postanowiła więc się nie przejmować i skupić
na pisaniu. Tym razem chciała opisać historię młodej, biednej dziewczyny z Bispegata, która
dostaje pracę jako pomoc domowa w miłej rodzinie na Telthusbakken. Chciała opisać trudne
dzieciństwo dziewczyny, w małym mieszkaniu w popadającym w ruinę domu, gdzie była bieda,
ojciec pił, a matka harowała, żeby utrzymać liczną gromadkę dzieci.
Jesienne słońce padało przez okna, dzieci bawiły się spokojnie w kąciku w kuchni. Dagny
powinna lada moment wrócić ze szkoły.
Usłyszała pukanie do drzwi. W pierwszej chwili postanowiła nie otwierać. To pewnie pani
Jonsen, jeśli ją wpuści, straci cały dzień na płotki. Od kiedy pokłóciła się z nowymi sąsiadami,
wpadała do niej dwa razy w tygodniu.
Pukanie się powtórzyło i w końcu ciekawość zwyciężyła. To mógł być też przecież pan
Wang-Olafsen. Jeśli się domyśli, że jest w domu i nie chce mu otworzyć, na pewno poczuje się
urażony. Nie mogła też wykluczyć, że jest to jej wydawca, Benedict Guldberg, który przyszedł
poinformować ją, czy jej książka o Julie została przyjęta, czy też nie. Co prawda nigdy dotąd nie
odwiedzał jej w domu, ale być może sprawa była pilna, a list szedłby kilka dni.
Otworzyła. Za drzwiami stał starszy pan Diriks!
Elsie ucieszyła się, ale i przestraszyła. Lubiła ojca Asle, ale tym razem jego wizyta mogła
oznaczać nieprzyjemności.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - spytał mężczyzna, uchylając kapelusza.
- Ależ nie, proszę wejść.
Gość wszedł do ciasnego korytarzyka.
- Nie będę się rozbierał, nie zostanę długo.
- Czytaliśmy pański artykuł. Okazał się pan bardzo wielkoduszny.
- Ależ nie! - zamachał ręką mężczyzna i się uśmiechnął. Elise zauważyła jednak, że jego
oczy pozostały smutne. - Mam dla pani dobrą wiadomość - mówił dalej straszy pan. - Byłem wczo-
raj w wydawnictwie. Podobno sprzedaż pani książek w ostatnim tygodniu znacznie wzrosła.
Redaktor Guldberg aż promieniał z zadowolenia.
Elise patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Sprzedaż wzrosła? - powtórzyła. - Byłam przekonana, że ludzie nie zechcą kupować moich
książek.
- Artykuły pobudziły ludzką ciekawość. Wszyscy chcą wiedzieć, kim pani jest i o czym
pisze. Nie zdziwiłbym się, gdyby wkrótce zyskała pani prawdziwą sławę.
Elise zaczerwieniła się.
- A ja się martwię panem. Oboje z mężem bardzo się niepokoimy. Mamy nadzieję, że pański
syn nie przeczyta artykułu.
- Już to zrobił, ale nie ma to większego znaczenia. Jeśli w końcu coś do niego dotrze, to
będę się cieszył.
- Na pewno był zły, a nie jest dobrze, jeśli nie ma zgody między rodzicami a dziećmi.
- Nie miałem wyboru. Musiałem zaryzykować, nie mogłem biernie się przyglądać. Musi
pani bowiem wiedzieć, że nie jest pani pierwszą, którą Asle próbował wykorzystać. Natomiast pani
pierwsza odważyła się o tym otwarcie powiedzieć. Jeśli mój syn nie poniesie żadnej kary za swoje
haniebne postępowanie, to się nie zmieni. Skoro dotąd nikt nie odważył się go oskarżyć, bądź też
policja nie chciała słuchać oskarżeń wnoszonych przez biedne kobiety przeciwko synowi bogatego
obywatela, ktoś w końcu musiał coś z tym zrobić. Tym kimś byłem ja.
Elsie słuchała jego słów, przyglądając mu się uważnie.
- Lepiej byłoby, gdybym ja to zrobiła. Żałuję, że nie uprzedziłam pana.
- Pani musi myśleć o rodzinie, ja jestem sam. Nie chciałem mówić o tym przy innych, ale
moja żona przebywa obecnie w sanatorium. Choruje na nerwy. Wszystko z powodu syna.
- To straszne.
Na twarzy pana Diriksa pojawił się niepewny uśmiech.
- Nie trzeba być biednym czy mieć ojca alkoholika, żeby cierpieć. Jestem przekonany, że
wiele rodzin mieszkających wzdłuż rzeki, jest szczęśliwszych, niż my byliśmy w ostatnich latach.
Zapewne wie pani, co mówi Pismo Święte: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż
bogaczowi wejść się do królestwa niebieskiego. Bogactwo to dobry sługa, ale pan z niego kiepski,
mawiał z kolei angielski filozof Francis Bacon. Ostatnio wiele o tym myślałem. Powinienem był
rozdać cały majątek biednym, gdyby Asle dorastał wśród ciężko pracujących ludzi, może dzisiaj
byłby inny.
Odwrócił się i ruszył do drzwi.
- Proszę się mną nie przejmować, pani Thoresen. Jestem starym człowiekiem, który nie ma
już dla kogo żyć. Proszę pozdrowić męża. I pamiętać, że nic więcej nie mogła pani zrobić.
Coś w jego słowach ją zaniepokoiło i wzbudziło jej czujność. Nagle chwyciła go za rękę.
- Nie wie pan, co życie może panu jeszcze przynieść. Pański syn może się zmienić. Może
się ożenić, dać panu wnuki, które będą potrzebowały kochającego je dziadka. Może pan też zrobić
wiele dobrego dla biednych. Proszę to wszystko jeszcze raz przemyśleć.
Starszy pan odwrócił się i spojrzał na nią. W jego oczach były łzy.
- Wierzy pani, że on może się zmienić? I ja, i żona rozmawialiśmy z nim, wiele razy
toczyliśmy długie rozmowy, próbowaliśmy przemówić mu do rozsądku, bez skutku.
- Może ktoś z Armii Zbawienia mógłby z nim porozmawiać? Może kiedy zobaczy, ile
dobrego ci ludzie robią dla najsłabszych w społeczeństwie, zechce do nich dołączyć? Może spotka
się z Olafią Johannisdatter? Na pewno chętnie opowie mu o swojej pracy na Lakkegata i w
Vaterland. Może to skłoni go do refleksji nad sobą...
Pan Diriks uśmiechnął się pobłażliwie.
- Wiem, że chce pani dobrze, obawiam się jednak, że to nie ma sensu. Ale dziękuję za troskę
i starania.
Nie mogę go stąd wypuścić, pomyślała Elise. Nie w takim stanie.
- Wyświadczy mi pan przysługę? - spytała nagle. Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony.
- Chętnie.
- Chodzi o to, że mam pewną sprawę do Magdy. Jest w swoim sklepiku, to blisko, zaraz za
rogiem, ale nie mogę zostawić dzieci samych. Zostałby pan z nimi chwilę? Nie będzie mnie do-
słownie moment.
Starszy pan był wyraźnie zaskoczony i zmieszany. Pewnie nigdy w życiu nie musiał
zajmować się dziećmi, nikt go nigdy o coś takiego nie prosił. Był jednak zbyt dobrze wychowany,
żeby odmówić, poza tym chciał jej pewnie wynagrodzić krzywdę, jaką wyrządził jej jego syn.
Elise zaczęła się szybko ubierać, włożyła trzewiki, zarzuciła szal na ramiona i wybiegła,
zanim zdążył się rozmyślić.
W drodze do Magdy myślała przerażona o tym, co zrobiła. A jeśli Halfdan przestraszy się
obcego mężczyzny i zacznie płakać? Albo Hugo zacznie dokuczać Jensine i mała zacznie płakać?
Pan Diriks zapewne nie przywykł do dzieci. W bogatych rodzinach mężczyźni nie zajmują się
dziećmi, nie będzie wiedział, co zrobić, jeśli dzieci zaczną się kłócić. Poza tym była tak zajęta pisa-
niem, że nie sprawdziła, czy Halfdan ma sucho, nie wysadziła też Elviry na nocniczek. A jeśli nagle
zjawi się pan Wang-Olafsen? Albo Johan wróci do domu? Mówił, że ma dzisiaj coś do załatwienia
w mieście. Pewnie nie będzie zadowolony, że zostawiła dzieci pod opieką kogoś takiego jak pan
Diriks.
Skręciła za róg i nagle zobaczyła idącą w jej kierunku panią Jonsen. Boże, pewnie szła do
nich!
- Dokąd tak się spieszysz, Elise?
- Muszę wpaść do Magdy, kupić coś.
- Pójdę do ciebie i nastawię wodę na kawę. Chyba padnę, jeśli zaraz nie napiję się kawy.
- Bardzo mi przykro, ale dzisiaj nie bardzo mi to pasuje. Bo widzisz... Mam gościa.
Pani Jonsen zatrzymała się i spojrzała na nią podejrzliwie.
- Tak? I co z tego? Ją też poczęstujemy.
- To nie ona, tylko on. Pewien pan z ulicy Oscara przyszedł porozmawiać ze mną o moich
książkach - powiedziała.
Natychmiast pożałowała, że nie powiedziała, że to redaktor z wydawnictwa. Brzmiałoby to
bardziej wiarygodnie.
- Ależ Elise, o to cię nie podejrzewałam! Wiem, że na pewno nie robisz niczego złego, ale
ludzie mogą wziąć cię na języki.
- Tu chodzi o moją pracę, to sprawy służbowe - odpowiedziała ostro.
- O pracę czy nie o pracę, tego nie wiem, ale mężczyzna to mężczyzna. Nie powinien
odwiedzać kobiety, kiedy jest sama w domu.
- Nie mam czasu na pogaduszki, ale jeśli pójdziesz do nas, to go tam zastaniesz, i wtedy
ciebie też wezmą na języki.
Elise pomyślała, że może w ten sposób zrazi panią Jonsen, ale wcale nie była tego pewna.
Widziała, że kobieta ruszyła przed siebie wyprostowana, z wysoko uniesioną głową.
W sklepie oczywiście był tłok, chociaż robotnice z fabryki nie miały jeszcze przerwy. Stała,
przestępując niecierpliwie z nogi na nogę, czekając na swoją kolejkę.
- Co u ciebie, Elise? Dobrze wam się mieszka w domku woźnicy?
- Tak, bardzo dobrze.
- Słyszałam, że Peder dostał posadę u panny Braathen. To prawda?
- Tak, niedługo zaczyna.
- Ale jak on sobie poradzi? Przepraszam, że to mówię, ale czy on - nie rozwija się trochę
wolno?
Elise poczuła, że ogarnia ją złość.
- Mylisz się, Magdo! Peder nie jest głupi, przeciwnie, świetnie sobie radzi w sklepie. Kiedy
pomagał Emanuelowi, sprzedaż szła doskonale.
- Podobno Larsen go zwolnił, bo chłopak okłamywał ludzi.
- Musiałaś coś źle zrozumieć. Peder sam odszedł. Poproszę osiem ciastek po pięć øre.
Spieszy mi się.
- Osiem? Chcesz poczęstować panią Jonsen? To nie przesada? Nie opędzisz się od niej, a
przecież masz dzieci, dużo pracy.
Elise skinęła głową, ale nic nie powiedziała. Wzięła torebkę z ciastkami i szybko wyszła ze
sklepu. Niemal biegiem ruszyła do domu. Miała serce w gardle. Bała się, że coś mogło się stać. Na
szczęście pod numerem 76 było cicho. Ostrożnie otworzyła drzwi i weszła.
Już na korytarzu usłyszała głos pani Jonsen.
- Musiałam zajrzeć i sprawdzić, co się dzieje. Elise bywa impulsywna. Oczywiście byłam
pewna, że nic złego się nie dzieje, ale wolałam się upewnić. W końcu jest pan mężczyzną - roze-
śmiała się. - Rozumiem, że zajmuje się pan książkami, panie...
- Diriks. Alexander Teodor Diriks. Ale nie zajmuję się książkami...
Elise pospiesznie otworzyła drzwi.
- Przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu, ale była kolejka.
- Nie przejmuj się, Elise - weszła jej w słowo pani Jonsen. - Bardzo miło sobie
rozmawiamy. Okazało się, że pan też bardzo lubi kawę, ale chyba źle zrozumiałaś, czym się
zajmuje. Na pewno nie książkami...
- Mówiłam ci tylko, że chodzi o sprawy służbowe.
- No właśnie, o tym mówię. Kupiłaś ciasteczka? - spytała, patrząc na brązową torbę w jej
ręku. - Dzieci są głodne, a Elvira narobiła w majtki.
Elise posłała panu Diriksowi przepraszające spojrzenie.
- Proszę się nie przejmować, pani Thoresen. Bardzo miło nam się rozmawiało. Pani Jonsen,
pani dawna sąsiadka, opowiedziała mi dużo ciekawych rzeczy. O wielu sprawach w ogóle nie
miałem pojęcia.
Elise uśmiechnęła się i wyłożyła ciasteczka na talerzyk. Hugo i Jensine stali przy stole i
przyglądali się smakołykom. Najwyraźniej jednak czuli respekt przed obcym mężczyzną, bo żadne
z nich nie odważyło się nawet pisnąć słowa.
Pani Jonsen nalała kawę do filiżanek.
- Zostawiłaś pana, żeby pilnował ci dzieci? To nie wypada, nawet ja wiem, że tacy panowie
na pewno w życiu nie zmienili dziecku pieluchy. Do głowy mu nie przyszło, żeby posadzić Elvi-rę
na nocnik, aż było za późno.
Elise wyobraziła sobie, jak sąsiadka zmieniała małej majtki, podczas gdy pan Diriks siedział
obok. Była wyraźnie zakłopotana. Dobrze chociaż, że wywietrzyła mieszkanie, bo w kuchni nie
było przykrego zapachu.
- Zaprosiłam pana do mnie do domu - ciągnęła dalej pani Jonsen niczym niezrażona. - Jego
żona wyjechała i zostawiła mu kwiatki w doniczkach, a on nie bardzo sobie z nimi radzi. Męż-
czyźni to nawet nie wiedzą, że kwiatki trzeba podlewać. Ja to z moimi nawet rozmawiam. Zaraz
będzie deszczyk, mówię im, jeśli się zdarzy, że przez kilka dni zapomnę je podlać.
Nagle przerwała, bo drzwi się otworzyły i na progu stanęła Dagny.
- Jest tu ktoś? - zawołała.
- Siedzimy w kuchni - odpowiedziała jej Elise. - To dziewczynka, która opiekuje się moimi
dziećmi, jej ojciec pije i źle ją traktuje - wyszeptała panu Diriksowi.
- Sam pan widzi. Elise jest po prostu za dobra. Najpierw przygarnęła Everta, potem Dagny,
a ostatnio jeszcze Halfdana, synka swojego brata. Chłopak ma dopiero szesnaście lat! Dzisiejsza
młodzież źle sobie poczyna, nie ma za grosz odpowiedzialności. Nie zdążą iść do konfirmacji, a już
mają dzieci.
Dagny zdjęła w sieni zniszczone buty i brudną kurtkę, ale kosmyki włosów kleiły jej się do
twarzy, pewnie od wczoraj się nie czesała.
- To ten elegancki pan? - spytała wesoło. - Poznaję pana, był pan u nas niedawno. Wtedy nie
chciał pan wypić kawy.
- Wszystko się zgadza, panienko. A jak panienka ma na imię?
- Mam na imię Dagny, ale nie jestem żadną panienką, tylko dziewczynką.
- Tak czy inaczej widzę, że nieźle sobie radzisz. Ile zarabiasz, opiekując się dziećmi pani
Thoresen?
- Dwie korony tygodniowo.
- I kupujesz sobie za to karmelki i inne słodycze?
- Karmelki? - powtórzyła Dagny zdziwiona. - To dopiero mama byłaby zła. Potrzebuje
pieniędzy na ser, mleko i chleb. Tata wszystko przepija. Gdyby nie mój starszy brat i ja, umar-
libyśmy z głodu.
Zapadła cisza. Nawet pani Jonsen umilkła.
- Chodź, poczęstuj się ciasteczkami - zachęcała ją Elise. Pan Diriks wyjął portfel i podał
Dagny pięciokoronowy
banknot.
- Daj trzy korony mamie, a dwie zachowaj dla siebie. W sklepie na pewno ci go rozmienią.
Kup sobie karmelki albo czekoladę, co zechcesz. I przekaż mamie, że ja cię o to prosiłem.
Dagny patrzyła na banknot wielkimi oczami. Zerknęła niepewnie na Elise.
Elise skinęła głową.
- Pan Diriks nie żartuje. Weź go, to dla ciebie.
Dagny spoważniała, dygnęła i przyjęła pieniądze. Szybko skierowała się do wyjścia. Elise
spojrzała na nią zdziwiona.
- Już idziesz? A kto się zajmie dziećmi?
- Ja, ale najpierw muszę rozmienić pieniądze. Potem Magda może już nie mieć tyle
drobnych.
Elise się uśmiechnęła i pozwoliła dziewczynce iść. Pan Diriks wstał.
- Też muszę już wracać. Bardzo dziękuję za kawę i ciastka. Zapamiętam to przedpołudnie
na długo. Dało mi dużo do myślenia.
- Proszę pamiętać, że obiecał pan mnie odwiedzić - zawołała za nim pani Jonsen.
Elise odprowadziła go do drzwi.
Chciała zadać mu pytanie, miała je na końcu języka, ale ciągle się wahała, czy powinna. W
końcu się odważyła.
- Bardzo przepraszam, wiem, że to nie moja sprawa, ale czy pan jest chory, panie Diriks?
Jest pan taki smutny.
Starszy pan spojrzał na nią.
- Są różne choroby, pani Thoresen.
- Więc miałam rację. Pana słowa mnie zastanowiły. Pomyślałam, że pewnie nigdy nie
spotkał pan takiej dziewczynki jak Dagny, nie zna pan takich rodzin. A wszędzie potrzebna jest
pomoc. Są dzieci, które straciły oboje rodziców, matki, które samotnie wychowują swoje dzieci,
mieszkają w domach, które nie nadają się do mieszkania. A ludzie, którzy rządzą tym krajem, nie
robią nic, żeby im pomóc, uważają, że muszą sami sobie radzić. Na szczęcie są dobrzy ludzie,
którzy im pomagają. Do takich osób należy córka islandzkiego pastora, Olafia Johannisdatter.
Uważam, że powinien pan pójść do niej i z nią porozmawiać. Znajdzie ją pan na Lakkegata, ma tam
niewielkie mieszkanie. Wszyscy ją znają, wystarczy, że powie pan jej imię, a każdy wskaże panu
drogę. Ma pan wielkie serce, panie Diriks, zrozumiałam to, kiedy dał pan Dagny pieniądze.
Potrzebujemy ludzi takich jak pan.
Starszy pan stał i w milczeniu przysłuchiwał się jej słowom.
Nagle Elise zobaczyła, że mężczyzna ma łzy w oczach. Szybko wymamrotał jakieś
podziękowanie i otworzył drzwi. Najwyraźniej wstydził się swojego wzruszenia. Elise poszła
zamyślona do kuchni.
- Uroczy człowiek - oświadczyła zachwycona pani Jonsen. - Gdzie ty poznajesz takich
eleganckich mężczyzn, Elise? Ja takich nie znam. To znaczy widuję czasem takich w mieście na I
głównej ulicy, ale w życiu żaden z nich się do mnie nie odezwał.
Kobieta mówiła dalej, ale Elise prawie jej nie słuchała. Myślami była na ulicy Oscara, gdzie
ojciec i syn zamienili się w tak 1 zaciekłych wrogów, że ojciec stracił chęć życia. Czy uda jej się I
sprawić, że ją odzyska? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, f chociaż bardzo pragnęła, by coś
w ich stosunkach się zmieniło.
7
Hilda oddała służącej palto i kapelusz i stanęła przed lustrem. Boże, jak też ona wygląda!
Musi pójść do fryzjerki. Po zniknięciu Christoffera było jej wszystko jedno, ostatnio jednak zaczęła
powoli wracać do siebie.
Nagle z pokoju doszły ją głosy. Czyżby mieli gości? Zaczęła nasłuchiwać. Miała wrażenie,
że słyszy Olego Gabriela i jeszcze innego mężczyznę. Dziewczyna nic jej nie powiedziała, a ona
zapomniała spytać, czy ktoś przyszedł podczas jej nieobecności. Spojrzała na wieszak z ubraniami
w przedpokoju. Rzeczywiście, wisiało tam cudze palto, a na podłodze stało więcej par kaloszy niż
zwykle. Ucieszyła się, że Ole Gabriel miał z kim porozmawiać. Ostatnio nie czuł się dobrze, nawet
do fabryki przestał już chodzić. Był w domu i oczekiwał, że ona się nim zajmie, że będzie mu
czytać i przekazywać najświeższe ploteczki, które usłyszała na herbatkach i w na spotkaniach
Towarzystwa Misyjnego, do którego niedawna wstąpiła. Była tym wszystkim zmęczona. Jeśli jakiś
jego kolega wpadł z wizytą, będzie mogła położyć się na chwilę albo napisać list do ciotki Olego
Gabriela. Starsza pani już od dawna źle się czuła i kto wie, ile życia jej jeszcze zostało, a przecież
będą po niej dziedziczyć.
Najpierw jednak postanowiła przywitać się z gościem. Zapukała do drzwi i weszła.
- Widzę, że mamy gościa - powiedziała uśmiechnięta.
Ku swojemu zdziwieniu zobaczyła, że gościem był Oscar Carlsen. Dawno go nie widziała.
Ostatnio chyba kiedy gościli w ich letniej willi nad Sjursøen. Natomiast Ole Gabriel i Oscar często
się spotykali, mimo że obaj dużo pracowali. Mąż często obiecywał sobie, że kiedy przejdzie na
emeryturę, będzie miał więcej czasu.
- Dzień dobry, panie Carlsen. Sprawił nam pan miłą niespodziankę - powitała gościa.
Może dowie się czegoś o Karoline, pomyślała i postanowiła jednak chwilę zostać.
- Witam, pani Paulsen - powiedział mężczyzna, podając jej dłoń. - Świetnie pani wygląda. I
to mimo dwóch porodów - dodał, przyglądając się jej uważnie.
Trzech dodała Hilda w duchu i uśmiechnęła się, uradowana komplementem.
- To pewnie dlatego, że jest mi tak dobrze - powiedziała. Pogładziła męża po policzku, a on
się wzdrygnął. Spojrzała na niego i zauważyła, że jest zły. Miał zaciśnięte szczęki i wyglądał na
wzburzonego. Może mężczyźni o coś się pokłócili? Pomyślała, że lepiej jednak, jeśli zostawi ich
samym.
- Nie będę panom przeszkadzać. Czy służąca zaproponowała panu kawę, panie Carlson?
- Tak, ale odmówiłem. Zaraz wychodzę.
- Proszę pozdrowić żonę. Spotkałam ją w Towarzystwie Misyjnym, ale nie miałyśmy okazji
porozmawiać.
Wyszła z pokoju, zamknęła drzwi i zatrzymała się, marszcząc brwi. Karoline na pewno nie
poskarżyłaby się ojcu, bo wtedy także i jej eskapady wyszłyby na jaw. Na pewno zdawała sobie
sprawę, że Hilda nie pozostałby jej dłużna.
Od czasu pobytu nad jeziorem dużo myślała o Karoline. Jeśli naprawdę była w ciąży, to
wcale nie musiało to znaczyć, że ojcem dziecka jest Christoffer. Skoro raz była już w ciąży z
Sigvartem Samsonem, to może i teraz też. To, że była zła, kiedy tamtego dnia rano zobaczyła Hildę,
mogło wynikać z tego, że poczuła się skrępowana, że ktoś widzi, jak wymiotuje.
Ale wątpliwości pozostały. Czy mógł to być Christoffer? Byłby aż tak niemoralny, że
jednocześnie uwodził je obie? Czy to możliwe? Pokręciła głową z niedowierzaniem. Czy po ich
gorących pieszczotach szedł do drugiej? Jak mógł! Zdradzał ją z Karoline, tą rozpieszczoną, próżną
kobietą, która tak strasznie się zachowała wobec Elise! Ale przyjęła Signe Stangerud z otwartymi
ramionami i przyjaźniła się z nią, chociaż wiedziała, że to ona uwiodła Emanuela! Ucieszyła się,
kiedy się przeprowadzili. Jeśli w przyszłym roku zostaną zaproszeni do willi nad jeziorem,
przekona męża, żeby odmówił. A przynajmniej spróbuje się najpierw dowiedzieć, czy Karoline
także tam będzie.
Usłyszała, że drzwi się otwierają i zaraz potem zamykają. Słyszała, że służąca podaje panu
Carlsenowi palto. Pomyślała, że Ole Gabriel na pewno powie jej, co się wydarzyło. Bo coś musiało
się wydarzyć, skoro był taki zdenerwowany.
Usłyszała pukanie, drzwi się uchyliły i w progu stanęła dziewczyna.
- Pan Paulsen chce z panią rozmawiać. Natychmiast poszła do męża.
Ole Gabriel wstał z fotela i stał teraz w oknie, odwrócony do niej plecami. Nie był to dobry
znak. Zwykle zachowywał się tak, kiedy miał jej coś nieprzyjemnego do zakomunikowania.
- Posłałeś po mnie. Nie odpowiedział. Ostrożnie podeszła bliżej.
- Pan Carlsen miał dla ciebie jakąś przykrą wiadomość? Zauważyłam, że zachowywałeś się
z pewną rezerwą...
Odwrócił się gwałtownie, biały na twarzy ze złości, oczy ciskały gromy.
- Z rezerwą? Takie miałaś wrażenie? Otrzymałem największy cios w moim życiu!
Poczuła, jak ściska jej się żołądek. Patrzyła na niego przerażona, nie mając odwagi spytać, o
co chodzi. Mężczyzna oddychał z trudem.
- A może nie wiesz, o czym mówię? Nie zauważyłem, żebyś zlękła się na jego widok, mimo
że musiałaś wiedzieć, że Karoline odkryła, co z ciebie za latawica!
Hildę zmroziło. Więc jednak Karoline doniosła na nią. Musi być ostrożna.
- Nie rozumiem, o czym mówisz.
- Naprawdę? Nie rozumiesz? Myślisz, że ktoś tak szanowany i poważny, jak Oscar Carlsen,
chodziłby i rozsiewał plotki? Nie, moja aktoreczko, nie mówiłby takich rzeczy, gdyby nie był tego
absolutnie pewien. Było mu niezmiernie przykro, że sprawia mi ból, ale uznał, że nie ma wyboru.
Wcześniej czy później wszyscy się o tym dowiedzą, a za bardzo mnie szanuje, żeby mnie na to
narażać, żeby pozwolić, by ludzie plotkowali za moimi plecami. Dowiedziałbym się o tym ostatni, a
właśnie tego chciał mi oszczędzić.
Hilda otworzyła usta, żeby powiedzieć mu, że się myli, ale mąż ją uprzedził.
- Nic nie mów, nie chcę słuchać żadnych kłamstw. Zawiodłem się na tobie. To wszystko, co
mam ci do powiedzenia. Obawiam się, że nigdy nie będę w stanie ci wybaczyć. Nie mogę żyć z
kobietą, której nie mogę ufać. Ciągle gdzieś wychodziłaś, opuszczałaś mnie. Zostawiałaś dzieci z
nianią, bo podobno szłaś do miasta na zakupy, a naprawdę biegłaś na Ullevålsveien uprawiać
nierząd z tym aroganckim łajdakiem, tym draniem Christofferem Clausenem! Tym czarującym
młodzieńcem, który kiedyś przyszedł tu, przekazać mi pozdrowienia od swego wuja, który nie mógł
przyjść sam, bo bolało go biodro. Czy wymyślił to, żeby mieć pretekst do odwiedzenia cię? Starszy
pan Clausen sprawiał wrażenie zmieszanego, kiedy spytałem go zdrowie. Nic dziwnego. Nie miał
pojęcia, o czym mówię!
Hilda nie śmiała podnieść wzroku. Nigdy jeszcze nie widziała męża tak zdenerwowanego,
nie poznawała go.
- Czy to wszystko kłamstwo? - krzyknął, chwytając ją za rękę. - Odpowiedz mi!
Hilda pokiwała głową, czuła płacz w gardle. W ułamku sekundy całe jej życie legło w
gruzach.
- A więc przyznajesz się? - krzyczał Ole Gabriel. Hilda znów skinęła głową, szlochając.
- Tak mi przykro. To się już nigdy nie powtórzy.
- Nigdy się nie powtórzy? - roześmiał się drwiąco. - Teraz już za późno na takie obietnice,
Hildo. Nie wyobrażam sobie życia z żoną, która była mi niewierna. Wystarczy, że pół miasta będzie
za chwilę o tobie mówić i śmiać się ze mnie. Idź do swojego pokoju i spakuj rzeczy. Nie chcę cię tu
więcej widzieć! Dzieci zostają ze mną! - zakończył.
Nagle podniósł rękę do piersi i wsparł się o parapet. Na jego bladej twarzy pojawiły się
krople potu.
Hilda poczuła ukłucie strachu, chwyciła męża za rękę, próbowała go wesprzeć, żeby nie
upadł. Powoli doprowadziła go do kanapy. Pomogła mu usiąść, podeszła do drzwi i zawołała
służącą.
8
Elise uniosła głowę znad maszyny.
- Coś mu dolega? - spytała.
- Jest purpurowy na twarzy, ma błyszczące oczy i mówi, że chce iść się położyć do swojego
łóżeczka.
Elise wstała i szybko podeszła do Hugo. Leżał na podłodze, słyszała jego urwany oddech.
Dagny miała rację, chłopiec miał błyszczące oczy i był gorący.
Podniosła go ostrożnie i wzięła na ręce.
- Co ci jest, kochanie? Co się stało? Tak nagle...
- Zimno mi. I boli mnie główka - popłakiwał chłopiec. - Jestem chory. Tak jak mój
braciszek.
Elise poczuła, jak ciarki chodzą jej po krzyżu.
- Nie, Hugo! To pewnie tylko przeziębienie. Przemokłeś, zmarzłeś, dlatego dostałeś
gorączki. Zaraz zapakuję cię do łóżeczka i otulę wełnianym kocem, zobaczysz, że się rozgrzejesz.
Prześpisz się trochę i od razu poczujesz się lepiej.
Chłopiec otworzył oczy, ale nic nie odpowiedział.
Zmartwiona zaniosła go na górę, położyła do łóżka i usiadła na brzegu. Gładziła go po
włosach, przyglądając się uważnie, czy nie ma żadnej wysypki. Trzy lata temu szalała epidemia
ospy. Umarło wtedy wiele dzieci i dorosłych. Pamiętała, że pisano o tym w gazetach. Ludziom
proponowano szczepionkę. Ona i starsi chłopcy się zaszczepili, ale dzieci nie. Teraz tego żałowała.
A może to tyfus? Wiedziała, że wszy roznoszą zarazki tej strasznej choroby, a Dagny ciągle
miała wszy. Poza tym w jej domu było brudno, mogła coś ze sobą przynieść. Elise słyszała też, że
tyfus zwykle zaczynał się o ataku febry, pacjent drżał z zimna. Poza tym choroba pojawiała się
nagle. Pomyślała, że rano Hugo czuł się dobrze, nic nie zapowiadało choroby.
Poczuła strach. Dobry Boże, zaczęła się modlić w duchu. Oby to tylko nie był tyfus ani ospa!
Proszę Cię, dobry Boże!
Nie powinnam była pozwolić, żeby Dagny przychodziła tu w swoim brudnym ubraniu.
Powinna przebierać się w korytarzu. Byłoby z tym trochę więcej zachodu, ale może uchroniłoby
dzieci przed chorobą.
Hugo całe przedpołudnie bawił się z Elvirą i Jensine. Dagny na pewno pozwoliła im pić z
jednego kubka. Elise sto razy mówiła, że nie wolno tego robić, jednak dziewczynka tego nie rozu-
miała. U niej w domu wszyscy zawsze pili z jednego kubka i jedli z jednego talerza. Elise
próbowała tłumaczyć jej, czym są zarazki, ale Dagny po prostu jej nie wierzyła.
Czuła, jak przepełnia ją frustracja i złość. Nie powinna była nigdy dopuścić jej do dzieci! To
była wyłącznie jej wina. Poza tym pracowała w domu, powinna sobie radzić sama. Opiekunka nie
była jej potrzebna. Robotnic w fabryce nie było stać na nianie do dzieci i jakoś sobie radziły.
Nagle przypomniała sobie opowieść swojej matki o tym, jak jedna z robotnic w fabryce
płótna żaglowego zachorowała na tyfus. Było to wkrótce po przeprowadzce rodziców do Kristianii.
Matka cieszyła się, kiedy poznała dziewczynę. Obie były w tym samym wieku i pochodziły z
okolic Telemarku. Dwa miesiące później dziewczyna już nie żyła.
Elise przeszedł dreszcz. Próbowała przypomnieć sobie, czy matka opowiadała coś więcej o
samej chorobie, ale niczego więcej nie pamiętała.
To wcale nie musi być tyfus, zbeształa się w duchu. Skąd jej to przyszło do głowy? Mały po
prostu się zaziębił. Hugo rzadko na coś narzekał. Może już wcześniej bolało go gardło, tylko po
prostu nic nikomu nie powiedział. Dookoła dużo osób było przeziębionych. Choroba zwykle
zaczynała się wysoką temperaturą i mijała po tygodniu. Nie można było się przed nią ochronić.
Wstała. Pomyślała, że kiedy dziecko się prześpi, z pewnością poczuje się lepiej.
Kiedy zeszła na dół, Dagny spojrzała na nią zalękniona.
- To suchoty?
Elise pokręciła głową przecząco.
- Nie, to pewnie zwykłe przeziębienie.
- Sanatorium w Grefsen przyjmuje wszystkich pacjentów, nie tylko tych bogatych.
- Powiedziałam, że to nie są suchoty!
Zdała sobie sprawę, że mówi podniesionym głosem. Jednak choroba chłopca ją wystraszyła.
- Skąd wiesz, że to nie suchoty? - drążyła dalej Dagny. - Twoja mama miała suchoty. A
wszystko zaczęło się od temperatury i bólu głowy, moja mama mi o tym opowiadała.
- Chorzy na suchoty, plują krwią, a Hugo w ogóle nie kaszle.
- Ale może będzie, skąd wiesz? I zrobi się suchy jak wiórek. Dlatego ta choroba nazywa się
suchoty.
- Możesz przestać opowiadać takie bzdury? Widzisz, że Jensine stoi i cię słucha.
Przestraszysz ją.
- Jest za mała, żeby coś z tego zrozumieć.
- Tak czy inaczej nie powinnaś mówić takich rzeczy. Poza tym mylisz się. To nie są objawy
suchot.
- Więc może to tyfus?
Elise westchnęła i wróciła do pisania. Ledwie zaczęła, kiedy doszedł ją z góry płacz
dziecka.
- Pobiegnij i sprawdź, co się dzieje, Dagny.
Nagle pomyślała, że jeśli to rzeczywiście suchoty albo tyfus, to nie powinna wysyłać tam
Dagny.
- Nie, zostań - powiedziała. - Sama pójdę.
- Chce mi się pić - pojękiwał Hugo.
- Zaraz przyniosę ci wody, kochanie.
Kiedy wróciła na górę z kubkiem wody i przyłożyła go do ust chłopca, zauważyła, że włosy
dziecka są mokre, a jego ciało rozpalone. Zdjęła z niego wełniany koc i okryła lekką kołdrą. Czuła
gorąco, które od niego biło.
Po chwili chłopiec zamknął oczy i zapadł w drzemkę.
Elise zeszła cicho na dół, ale drzwi do pokoju dziecka zostawiła otwarte.
Dagny przyglądała jej się uważnie, ale tym razem już się nie odezwała. W jej wzroku był
strach.
- Chyba powinnaś iść do domu. To może być coś zakaźnego, nie chcę, żebyś zachorowała.
Dagny pokiwała głową.
- Mama byłaby zła, gdybym zapadła na suchoty albo na tyfus. I tak ma wystarczająco dużo
pracy, nie ma czasu doglądać chorych.
- Zostań kilka dni w domu. Peder albo Evert dadzą ci znać, kiedy będziesz mogła znów
przyjść.
Dagny spojrzała na nią przestraszona i zdziwiona.
- Kilka dni? - powtórzyła. - A skąd weźmiemy pieniądze na mleko i chleb, jeśli nie będę
miała pracy?
- Możesz nająć się do mycia schodów. Kiedyś to robiłaś, pamiętasz?
Dagny się zamyśliła.
- To chyba nie są suchoty. Tyfus też nie. Hugo się przeziębił.
- Też tak myślę - potwierdziła Elise. - Idź teraz do domu i przyjdź jutro.
Pomachała jej ręką i zaczęła szykować obiad dla maluchów.
Od czasu do czasu szła na górę. Hugo spał niespokojnie, jęczał przez sen i nadal miał
gorączkę. Elise zmówiła cichą modlitwę i zeszła ostrożnie ze stromych schodów.
Evert powinien niedługo wrócić ze szkoły. Usłyszała kroki na zewnątrz. Pomyślała, że
Johan też często wpadał o tej porze do domu, żeby coś zjeść. Wyjrzała przez okno i zobaczyła
Hildę. Była na piechotę. Bez powozu! Niemal biegła, coś musiało się wydarzyć.
Podeszła szybko do drzwi i otworzyła je. Na zewnątrz było chłodno, ale nie padało. Drzewa
zgubiły już ostatnie liście, jesień przybyła na dobre.
Po minie Hildy zorientowała się, że sprawa jest poważna.
- Elise! - zawołała siostra, szlochając. Wielkie łzy leciały jej po policzkach.
- Ole Gabriel wyrzucił mnie z domu! Kazał mi spakować rzeczy i iść precz. Nie chce mnie
wiedzieć na oczy!
- Co ty mówisz? - wykrzyknęła Elise.
Patrzyła przerażona na siostrę. Szybko wciągnęła ją do środka i zamknęła drzwi.
- Jak to wyrzucił cię? Na pewno nie mówił tego poważnie.
- Jestem pewna, że tak. Krzyczał na mnie i wtedy zrobiło mu się słabo, musiałam posłać po
doktora. Doktor uznał, że to pewno nawrót choroby, którą niedawno przechodził, a ja bałam się
powiedzieć mu prawdę.
- Jaką prawdę?
- Że był u niego Oscar Carlsen i powiedział mu o mnie. Elise pokręciła głową zdumiona.
- Jak to o tobie? Co pan Carlsen może wiedzieć o tobie i Christofferze Clausenie?
Hilda stała przed nią zawstydzona.
- Nie chciałam ci tego mówić, ale kiedy odwiedziliśmy ich w Sjursøen na początku
września, zrozumiałam, że Karoline coś podejrzewa. Musiała powiedzieć coś rodzicom.
- Jak mogła coś podejrzewać? Widziała was razem?
- Nie, ale Christoffer mieszka w tej samej kamienicy, co oni, we Frogner. Poza tym coś mi
się wydaje, że ona też była jego kochanką. Pewnie nawet mniej więcej w tym samym czasie.
- Żartujesz?
Hilda pokręciła głową, walczyła ze łzami.
- Ona jest w ciąży - wyrzuciła w końcu z siebie. - Christoffer jest chyba ojcem dziecka.
Naprawdę wierzysz, że zaszła w ciążę z Sigvartem Samsonem, który przecież nie jest taki jak inni
mężczyźni?
Elise była zdezorientowana. Mąż Hildy wyrzucił ją z domu, bo była mu niewierna, a
Karoline była w ciąży z kochankiem Hildy! Czy cały świat zwariował?
- Musisz ubłagać męża, żeby ci wybaczył. Obiecaj, że taka historia już nigdy się nie
powtórzy. Padnij przed nim na kolana! Zaczynam żałować, że ci pomogłam. Powinnam była się
sprzeciwić, przekonać cię, że nie należy zdradzać męża!
- To by nic nie pomogło, i tak bym to zrobiła.
- Nie rozumiesz, jakie konsekwencje może mieć twoja zdrada? Gdzie teraz się podziejesz? Z
czego będziesz żyć? Być może nie będziesz mogła zatrzymać dzieci. Niewierna kobieta traci prawo
do dzieci.
Hilda patrzyła na nią przerażona.
- Musisz mi pomóc, Elise. Powiedz mojemu mężowi, że ci się zwierzyłam i że to był tylko
jeden jedyny raz. Powiedz mu, że żałuję, ale że nie miałam odwagi mu się przyznać! Że nie wie-
działam, co robię!
Elise spojrzała na siostrę surowo.
- Nie możesz prosić mnie, żebym kłamała, Hildo. Oczy siostry ciskały gromy.
- Przestraszyłaś się? Wolisz, żebym straciła dzieci i wylądowała w przytułku? Zresztą
Olemu Gabrielowi też w ten sposób wyświadczysz przysługę. Może cię posłucha? Zawsze bardzo
cię szanował. Jeśli powiesz mu, jaka jestem zrozpaczona, uwierzy ci.
Elise westchnęła bezradnie.
- To nie takie proste. Kiedy ty w końcu dorośniesz, Hildo? Znasz takie przysłowie: Jak sobie
pościelisz, tak się wyśpisz? Zrobiłaś coś niewybaczalnego i musisz ponieść tego konsekwencje.
- Jesteś niesprawiedliwa! Pamiętasz, że ci pomogłam, kiedy Johan wrócił do domu, a
Emanuel jeszcze żył? Czy to, co ty wtedy zrobiłaś, było lepsze?
- Może nie, ale my nigdy nie posunęliśmy się tak daleko. Poza tym ja i Johan zawsze się
kochaliśmy. Byliśmy nawet zaręczeni.
- To żadne usprawiedliwienie. Cokolwiek powiesz, prawda jest taka, że zdradziłaś
Emanuela.
- Ja tego tak nie widzę. Emanuel miał dziecko z Signe. Nie chciałam się zgodzić, żeby
wrócił do domu, ale w końcu ustąpiłam. Jednak nasze małżeństwo już nigdy nie było takie, jak
powinno.
- Nasze też nie jest. Nie sypiamy ze sobą. Czy to jest małżeństwo?
- Chcesz się kłócić, która z nas popełniła większy grzech? Zastanów się lepiej, jak
przekonasz męża, żeby ci wybaczył.
Ze stryszku doszedł je płacz.
Elise odwróciła się i pobiegła na górę.
- Hugo nagle zachorował. Nie wiem, co mu jest. Jeszcze rano był zdrowy.
- Ma gorączkę? - spytała Hilda, idąc za siostrą.
- Tak, i to wysoką. Jest rozpalony i skarży się na ból głowy.
- To pewnie zwykłe przeziębienie. Dużo ludzi teraz choruje. To przez te deszcze, tak nagle
się ochłodziło. Powinniśmy się cieplej ubierać.
- Słyszałaś może, czy jest jakaś epidemia?
- Co ty wygadujesz! Epidemia ospy skończyła się już dwa lata temu, a jeśli byłyby to
suchoty, miałby już wcześniej jakieś objawy. Poza tym ty bardzo dbasz o czystość. U was każdy ma
nawet własną łyżkę. W większości domów tak nie jest. Ludzie mieszkający wzdłuż rzeki nie
wiedzą, co to zarazki, i wcale nie chcą wiedzieć.
- Ja to rozumiem, bo co im z wiedzy, skoro nie mają odpowiednich warunków? Dzieci śpią
po dwoje w jednym łóżku, w jednej izbie gnieździ się czasem dziesięć osób. W takich warunkach
nie uniknie się zarazy.
Hilda pochyliła się nad chłopcem, dotknęła jego czoła.
- Jaki on rozpalony! Posłałaś po doktora?
- Najpierw chcę porozmawiać z Johanem. Jeśli to zwykłe przeziębienie, to nie warto
wyrzucać pieniędzy w błoto.
Hugo zamrugał oczkami, ale zdawał się nikogo nie zauważać. Był spocony, miał mokre
włosy. Mamrotał coś pod nosem, ale trudno było go zrozumieć. Chyba majaczył.
- Na twoim miejscu natychmiast posłałabym po doktora. Isak i mały Gabriel też niedawno
mieli gorączkę, ale nie byli aż tak rozpaleni. I nie wyglądali tak.
- To znaczy jak?
- Hugo jest chory. Bardzo chory.
- Nie strasz mnie.
- Chyba sama widzisz, że nie jest to zwykłe przeziębienie. On nie kaszle, nie ma kataru.
- Więc, co to może być? - spytała Elise, czując, jak znów ogarnia ją strach.
- Nie wiem. Może jakieś zatrucie, coś z żołądkiem? Co ostatnio jadł?
Elise pokręciła głową nieprzekonana. Hilda pogładziła chłopca po główce.
- Hugo jest zwykle taki zdrowy i silny. To Isak jest wątły i delikatny. Ole Gabriel wciąż się
o niego martwi. Dobrze, że to nie on ma taką gorączkę.
Elise przystawiła kubek z wodą do ust synka.
- Ma wyschnięte wargi, chce mu się pić, a nie ma siły poprosić.
- Ubierz go cieplej, ta kołdra jest za cienka. Chorobę powinno się wypocić.
- Przykryłam go wełnianym kocem, ale zrobił się cały mokry.
- O to właśnie chodzi.
Hilda wzięła leżący na krześle koc i otuliła nim dziecko.
- Masz więcej dzieci ode mnie, a nie potrafisz sobie poradzić.
Elise zastanawiała się, czy podzielić się z siostrą ostatnią nowiną. Johan uznałby pewnie, że
powinna jeszcze poczekać, ale ona i Hilda zawsze się sobie ze wszystkiego zwierzały.
- Chyba jestem w ciąży - powiedziała. Hilda wzniosła oczy do nieba.
- Jeszcze jedno dziecko? Jak sobie poradzisz? Nie masz nikogo do pomocy. A właśnie,
gdzie jest Dagny? Nie widziałam jej.
- Posłałam ją do domu. Na wszelki wypadek, żeby się nie zaraziła.
- Cała ty - uśmiechnęła się Hilda. - Bałaś się, że obce dzieci się zrażą? To raczej ona może
wam tu coś przywlec.
- Dopóki jest u nas, ponoszę za nią odpowiedzialność.
- Większą niż za własne dzieci?
Elise nie odpowiedziała. Wzięła kubek z wodą i jeszcze raz spróbowała podać go chłopcu.
Trochę wody poleciło mu po brodzie. Hilda wyjęła chusteczkę i wytarła mu buzię.
- Rozumiem, że to nie jest najlepszy moment, żeby prosić cię o pomoc, ale mogłabyś zajrzeć
do nas, kiedy Johan wróci? Pamiętaj, że tylko ty jedna możesz mnie uratować.
- Zastanowię się, co mogę powiedzieć, nie kłamiąc. Wiesz, że nie chcę, żebyś straciła dzieci
i dach nad głową.
Hilda pocałowała siostrę w policzek, następnie pochyliła się i ucałowała też chłopca.
- Pójdę już - oświadczyła. - Ole Gabriel też jest chory.
- Czy doktor mówił, jaki jest powód tych jego napadów?
- Podejrzewa, że to od serca, ale zawsze tak mówi, a Ole Gabriel cieszy się właściwie
dobrym zdrowiem. W każdym razie nie najgorszym - dodała i wyszła.
9
Johan wrócił do domu i zmartwił się, słysząc o chorobie chłopca. Poszedł na górę i został
tam dłuższą chwilę. Kiedy wrócił, był poważny.
- To chyba coś więcej niż zwykłe przeziębienie. Powinniśmy wezwać doktora.
- Myślisz, że sprawa jest aż tak poważna? - spytała Elise przestraszona.
W ostatnich latach doktor rzadko u nich bywał, wzywali go jedynie, kiedy było to absolutnie
konieczne. Johan przytaknął.
- Tak myślę. I ze względu na niego, na pozostałe dzieci i na nas. Nie wiadomo, czy to coś
zaraźliwego.
- Co masz na myśli?
- Nic konkretnego, ale epidemie się zdarzają. To może być odra. Jeśli dobrze pamiętam,
zaczyna się wysoką gorączką i bólem głowy. Wysypka pojawia się dopiero po paru dniach.
Elise wzdrygnęła się. Kiedy ostatnio w mieście panowała odra, połowa dzieci, które
zachorowały, umarły, przynajmniej w okolicach Sagene.
Ale to były dzieci z biednych rodzin, pocieszała się Elise. Poza tym nie słyszała, żeby ktoś
w sąsiedztwie chorował, a odrą można było się zarazić jedynie bezpośrednio od chorego.
- Idę po doktora - oświadczyła stanowczo. - Wyglądasz na zmęczonego. Jeszcze nie
skończyłeś tego ostatniego zamówienia?
- Nie, ale to nie jedyny problem. Ostatnio w ogóle ciężko cokolwiek sprzedać, a profesor
twierdzi, że w najbliższym czasie nie będzie lepiej. Ludzie boją się wojny, może wybuchnąć
panika. Trudno oczekiwać, że ktoś będzie wydawać pieniądze na sztukę, jeśli za chwilę może mu
zabraknąć na chleb.
Elise patrzyła na niego zdziwiona.
- Myślałam, że tę wojnę to Peder sobie wymyślił. Johan pokręcił poważnie głową.
- Bezpośredniego niebezpieczeństwa nie ma, ale profesor twierdzi, że w Europie zaczyna
wrzeć.
Ze stryszku dobiegł ich płacz dziecka. Elise ruszyła do korytarza po płaszcz.
- Idź do niego, ja pójdę po doktora. Po drodze zajrzę do Anny, może ona coś poradzi, a
może Torkild słyszał, czy w okolicy nie grasuje jakaś zraza?
W pierwszej chwili pomyślała, że zajrzy też do siostry, ale uznała, że pewnie już nie zdąży.
Ważniejsza była wizyta u Anny.
Najpierw jednak poszła do doktora. Gabinet był już zamknięty, ale wiedziała, że zawsze
może zapukać do drzwi. Jeśli był w domu, na pewno ją przyjmie.
Otworzyła służąca.
- Pan doktor pojechał z wizytą. Czy to coś poważnego? Elise wytłumaczyła, o co chodzi.
Dziewczyna obiecała przekazać wiadomość. Elise miała nadzieję, że doktor wróci niebawem.
Kiedy zbliżała się do domu Anny, już z daleka zobaczyła, że i w kuchni i w pokoju pali się
światło. Zresztą Anna rzadko kiedy wychodziła z domu. Dawniej chętnie chodziła z Torkildem do
świątyni na Pilestrede, ale przestała, kiedy stan jej zdrowia się pogorszył. Musiałaby jeździć na
wózku, czego nie lubiła. Elise pamiętała, jaka była szczęśliwa, gdy w pewnym momencie jej stan
polepszył się na tyle, że Torkild mógł zwrócić wózek, bo już go nie potrzebowała.
- Elise, co za niespodzianka! - wykrzyknęła Anna rozpromieniona, kiedy zobaczyła ją na
progu.
Siedziała przy stole w kuchni razem z Aslaug. Dziewczynka jadła kolację, ona piła kawę.
Elise uśmiechnęła się lekko zmieszana.
- Tyle razy chciałam do ciebie zajrzeć, ale zawsze coś stawało mi na drodze - tłumaczyła się
zawstydzona.
- Przecież byliśmy u was nie aż tak dawno. Bardzo ładnie się urządziliście. Dobrze jest mieć
coś swojego, prawda? Mieszkanko na V0ienvolden nie było najgorsze, ale tu macie więcej miejsca i
ogródek.
Elise przytaknęła.
- Masz jakieś wiadomości od teścia?
- Wiemy, że wyjechał. Pani Evertsen pożyczyła mu pieniądze, obiecał, że zwróci jej
dziesięciokrotność sumy.
Anna westchnęła i posłała Elise bezradne spojrzenie.
- Jak mogła być tak łatwowierna? Jestem przekonana, że nigdy już tych pieniędzy nie
zobaczy.
- A ja jestem zdziwiona, że w ogóle miała tyle pieniędzy. Sądziłam, że ledwie wiąże koniec
z końcem.
- Płacimy jej cztery korony tygodniowo za opiekowanie się Aslaug. Zawsze je odkładała, na
czarną godzinę, jak mówiła. Nie ma rodziny, więc musi liczyć tylko na siebie. Znikąd nie może się
spodziewać pomocy. Partie polityczne dużo o tym mówią, ale prawie nic nie robią.
Elise pokiwała głową, równie bezradna jak Anna, Nie pojmowała, jak można było tak
wykorzystywać biedną, samotną kobietę. Trzeba było w ogóle nie mieć sumienia.
- Wracam od doktora - powiedziała nagle. - Hugo jest chory.
Anna spojrzała na nią przestraszona.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego? Chociaż ty na ogół nie wzywasz doktora do
zwykłego przeziębienia.
Elise usiadła na kuchennym stołku.
- Nie wiem, co mu jest, ale obawiam się, że to coś więcej. Rano był zdrowy jak ryba i nagle
dostał wysokiej gorączki. Boli go głowa, chce mu się pić i nie ma na nic siły. Mamrocze coś, jakby
majaczył, głównie śpi.
Anne wyglądała na zaniepokojoną, co nie poprawiło Elise nastroju.
- Słyszałaś, czy może jest jakaś epidemia? Anna się zawahała.
- Jakiś czas temu kilkoro dzieci zachorowało na szkarlatynę, a w Grünløkka panuje odra.
Elise przypomniała sobie nagle, jak kiedyś poszła zaszczepić Pedera i Kristiana przeciwko
ospie, bo usłyszała, że zbliża się epidemia. Było to wiosną, ponad sześć lat temu. W poczekalni
spotkała wtedy Oline, która narzekała, że Hildzie, która wtedy była w ciąży, pozwolono nadal
pracować w fabryce, a ona musiała odejść, bo dwa razy się spóźniła. Elise wiedziała, że jej naj-
młodsze dziecko niedawno przechodziło odrę, spytała więc, jak maleństwo się czuje. I dowiedziała
się, że dziecko umarło. Zaraziło się szkarlatyną. W tym samym czasie na szkarlatynę umarła też
mieszkająca w pobliżu sześcioletnia dziewczynka i czteroletni chłopiec z Sagveien.
Elise poczuła ciarki na plecach. Postanowiła, że po powrocie do domu wyszoruje całe
mieszkanie, podłogi, meble i zrobi duże pranie. Wypierze wszystkie ubranka dzieci. Jeśli powiesi je
nad kuchnią, na pewno do rana wyschną.
- O niczym innym nie słyszałaś?
- Masz na myśli ospę albo tyfus? Elise skinęła głową.
- Nie słyszałam, żeby jakieś dzieci chorowały, ale może Torkild wie coś więcej. Nie
martwmy się zawczasu, tylko złóżmy nasz los w ręce Pana.
Anna zamilkła. Przez chwilę siedziały w milczeniu, zamyślone.
- Powinnaś odizolować pozostałe dzieci. Może Jensine i Elvira będą mogły spać z wami, z
tobą i Johanem?
- Też o tym myślałam. Gorzej, że jeszcze rano Hugo bawił się z nimi. Dagny opiekowała się
dziećmi, a ja siedziałam i pracowałam. Teraz mam wyrzuty sumienia. Powinnam była zareagować
wcześniej, jak tylko zaczął marudzić. Jestem złą matką, Anno. Zajmuję się sobą, zamiast troszczyć
się o dzieci.
Anna uśmiechnęła się.
- Nieprawda. Pamiętaj, że masz talent, który pozwala ci zarabiać. Z tych pieniędzy
utrzymujesz całą rodzinę.
- Ale nieszczęścia dotykają tak samo mnie jak innych, nie cierpię ani mniej ani więcej.
Anna znów się uśmiechnęła.
- Pamiętaj, że utrzymujesz całą rodzinę od kiedy skończyłaś szesnaście lat. Twoja matka
chorowała na suchoty, ojciec pił. Musiałaś się opiekować braćmi, potem chorym mężem, cały czas
pracując. I nigdy nie słyszałam, żebyś się na coś skarżyła.
- To ładnie z twojej strony, że tak mówisz, ale ja nadal mam wyrzuty sumienia. Wstyd mi,
że płacę komuś za opiekę na moimi dziećmi, większość kobiet musi sobie radzić sama. Poza tym
mam dużo zastrzeżeń do Dagny. Jest dobra dla dzieci, ale czasem jest tak brudna, że aż cuchnie.
Nawet się dziwię, że szkoła na to nie reaguje. Tłumaczę jej, że dzieci nie powinny pić z jednego
kubka, ale ona to lekceważy. Dopiero teraz, kiedy Hugo zachorował, zrozumiałam, jakie to jest
niebezpieczne.
- Tutaj wszyscy piją z jednego kubka, Elise. Nie można uchronić się przed zarazkami, kiedy
ludzie żyją w takich warunkach.
- Właściwie to wpadłam spytać, jak ty się czujesz - odezwała się Elise. - Kiedy ostatnio u
nas byliście, twój ojciec nie pozwolił nikomu dojść do słowa.
Anna roześmiała się, ale po chwili spoważniała.
- Ostatnio rzeczywiście nie czuję się dobrze, ale mam nadzieję, że to tylko przejściowe
pogorszenie. Nie wyobrażam sobie, żebym znów musiała spędzać całe dnie w łóżku. Kiedy przy-
pomnę sobie te długie tygodnie i miesiące, kiedy leżałam w tej małej izdebce w Andersengården i
wpatrywałam się w sufit, czuję strach, niemal fizyczny ból. Pamiętam, jak wiosną matka czasem
uchylała okno, słyszałam wtedy śpiew ptaków, śnieg topił się i kapał z dachu, promienie słońca
wpadały do pokoju, a ja myślałam, że zwariuję.
Elise położyła swoją rękę na jej dłoni.
- To już nigdy się nie powtórzy. Teraz masz Torkilda. Nie pozwoli, żebyś całymi dniami
leżała w łóżku. Jeśli nie będziesz mogła chodzić, załatwi ci wózek. Masz tu ogródek, kwiaty, a kil-
ka metrów dalej płynie potok, który tak kochasz. Poza tym Armia Zbawienia na pewno pomoże ci
załatwić wszelkie konieczne lekarstwa. Torkild tyle robi dla biednych i chorych, że nikt nie zostawi
go w potrzebie.
Anna uśmiechnęła się i zerknęła na Auslag, która siedziała obok i grzecznie jadła.
- No i mam Auslag, moje słoneczko. Nie wiem, jak dałabym sobie radę bez niej. Już teraz
bardzo mi pomaga. Przynosi mi różne rzeczy, kiedy mam problemy z chodzeniem, nakrywa do
stołu, sprząta po jedzeniu.
Elise uśmiechnęła się.
- Jesteś bardzo dzielna - zwróciła się do dziewczynki. - Wcale się nie dziwię, że twoja mama
jest z ciebie taka dumna.
Znów zapadło milczenie, po chwili Elise wstała.
- Muszę wracać. Wpadłam tylko na chwilę, dowiedzieć się, jak się czujesz.
Anna pokiwała głową.
- Mam nadzieję, że lekarz zaraz przyjdzie i że Hugo wkrótce dojdzie do siebie.
Kiedy wróciła do domu, okazało się, że i Evert i Peder już są. Obaj wyglądali na przejętych i
trochę przestraszonych.
- Siostra panny Braathen umarła wczoraj na suchoty - powiedział Peder. - Panna Braathen
zamknęła się w pokoju i płakała. Próbowałem ją pocieszyć. Powiedziałem, że jej siostra na pewno
jest już w niebie, u Pana Jezusa, i że to dobrze, że pozna jakiegoś innego mężczyznę niż jej własny
mąż.
Elise westchnęła ciężko.
- Jak możesz mówić takie rzeczy, Peder? I to do panny Braathen! Jej teraz nie do żartów,
może cię zwolnić i znaleźć sobie jakiegoś innego sprzedawcę.
- Poza tym nawet nie znałeś jej siostry - dodał Evert. Elise zauważyła, że Johan odwrócił się
do nich plecami, najwyraźniej ukrywając uśmiech.
- Powiedziałem tylko, że jej siostra jest u Pana Boga. Nic złego nie zrobiłem, do diabła! -
odezwał się Peder zły.
- Nie wolno przeklinać! - zbeształa go Elise.
Chłopiec odwrócił się i wymaszerował z pokoju. Elise westchnęła.
Po chwili usłyszeli, jak przed domem zatrzymuje się powóz.
- To na pewno doktor - zawołała Elise i pospieszyła do drzwi. W progu rzeczywiście stanął
doktor, uchylił grzecznie kapelusza.
- Przepraszam, pani Thorsen. Przyjechałem najszybciej jak mogłem. Wiem, że kiedy pani po
mnie posyła, to sprawa musi być poważna.
Elise szybko opowiedziała, co się stało. Jeszcze rano Hugo czuł się dobrze, a potem nagle
zachorował.
- Mały ma zaledwie sześć latek - dodała.
Do pokoju wszedł Johan, przywitał się, wziął kapelusz i palto doktora, który natychmiast
udał się na stryszek, gdzie leżał Hugo.
Zaczął badać chłopca. Hugo oddychał szybko, z trudem, był rozgorączkowany, ale nie miał
wysypki. Pozwolił się doktorowi zbadać, właściwie nawet na niego nie zareagował. Trudno było
powiedzieć, czy śpi, czy nie.
Elise i Johan wymienili spojrzenia. Stali, trzymając się za ręce. Doktor się nie spieszył.
Badał chłopca w milczeniu. Kiedy w końcu wstał, spojrzał na nich poważnie przez lorgnon.
- Jeszcze za wcześnie, żeby postawić konkretną diagnozę, ale radziłbym trzymać pozostałe
dzieci z daleka - powiedział.
Milczał chwilę, jakby się zastanawiał.
- Jeśli moje obawy się potwierdzą, mamy do czynienia z chorobą zakaźną. Zarazki może
przenosić osoba, która wcale nie musi być chora. Dlatego ważne, żeby dojść, kto jest nosicielem, a
poza tym surowo przestrzegać zasad higieny.
- Proszę powiedzieć nam prawdę doktorze, chłopcy są na dole, nie słyszą nas — odezwał się
Johan spokojnie, ale Elise widziała, że jest zdenerwowany.
- Jak już mówiłem, jeszcze za wcześnie, żeby coś stanowczo wyrokować, ale obawiam się,
że to może być tyfus. Wiem, że pani bardzo dba o czystość, pani Thoresen, ale chłopiec mógł się
zarazić od kogoś z zewnątrz. Zarazki łatwo się przenoszą, szczególnie w dużych zbiorowiskach
ludzkich. Dzisiaj już wiemy, że to właśnie tyfus zmusił Napoleona w 1812 roku do wycofania się
spod Moskwy, co daje nam pojęcie o tym, jak groźna to choroba.
Elise już go nie słuchała. W uszach dźwięczały jej jego słowa: chłopiec mógł się zarazić od
kogoś z zewnątrz. Domyślała się od kogo, właściwie była tego pewna.
- Ale nie jest pan tego pewien? - dopytywał się Johan. - Jeśli to nie tyfus, to co?
Doktor wzruszył ramionami. Nie odpowiedział, tylko dalej mówił o tyfusie.
- W ubiegłym stuleciu choroby tej obawiano się w całej Europie, dzisiaj na szczęście nie
zdarza się tak często.
- Czym się objawia? - drążył dalej Johan.
Elise nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Wiedziała, że choroba jest groźna i że
pozostałe dzieci też już mogły się zarazić, ona sama też.
- Przez pierwszy tydzień pacjent ma bardzo wysoką gorączkę. Boli go głowa, praktycznie
całe ciało, ma mdłości, traci apetyt, jest w malignie, jak we mgle. Nazwa choroby, tyfus, pochodzi
zresztą od greckiego tyfos, co znaczy mgła. Potem może się pojawić wysypka, ale niekoniecznie.
Jednak jeśli się pojawi, zwykle znika po kilku dniach, nie pozostawiając żadnych śladów.
Temperatura z reguły utrzymuje się około dwóch tygodni, pacjent ma niski puls. Potem dołącza
kaszel, ból brzucha, czasem zatwardzenie na zmianę z biegunką. Wtedy temperatura zwykle spada,
ale może dość do krwawienia z jelit.
Elise nie mogła już dłużej słuchać. Odwróciła się i wyszła, musiała chwilę pobyć sama.
Poszła do pokoju Pedera i Everta, położyła się na łóżku Pedera i rozpłakała się. Kiedy doktor
wyszedł, przyszedł do niej Johan.
- Nie martw się na zapas, kochanie. Usiadł na łóżku i zaczął gładzić ją po włosach.
- Hugo to wszystko przewidział. Już dawno temu!
- Co takiego?
- Że jego życie będzie krótkie. Że szybko dołączy do swojego brata w niebie - szlochała
Elise.
- Nie przejmuj się tym, co mówią dzieci. Ansgar i Helene opowiadali mu pewnie o synku,
którego stracili, a który był jego braciszkiem. Pewnie dlatego Hugo uznał, że jego czeka to samo.
- Ale on to mówił niedawno.
- Takie dziecięce gadanie. Nie traktuj tego poważnie. Pomyśl, jakie dziwne rzeczy Peder
nieraz opowiada. Gdybyśmy wierzyli we wszystko, co mówi, dopiero powinniśmy się niepokoić. A
Hugo przypomina trochę Pedera, obaj mają bujną wyobraźnię. Poza tym doktor wcale nie był
pewien, że to tyfus. Powiedział, że wiele chorób zaczyna się podobnie, sama słyszałaś. To może też
być grypa, jesienią dużo ludzi na nią zapada. Jeszcze co prawda nie ma epidemii, ale mógł się
zarazić w sklepie albo gdziekolwiek, na przykład bawiąc się z dziećmi w Biermansgården.
Elise wstała.
- Musimy powiedzieć Pederowi i Evertowi. Nie powinni do niego wchodzić. Jensine będzie
musiała spać z nami. Zestawimy dwa wiklinowe fotele i zrobimy jej łóżeczko. Halfdan i Elvira
mogą spać z nami w łóżku.
Ruszyła pospiesznie do drzwi.
- Trzeba porządnie wyszorować cały dom, wyprać ubrania. Możesz przynieść więcej
drewna i położyć przy piecu? Trzeba będzie dobrze rozpalić, żeby do jutra wszystko wyschło. Nie
mamy ubrań na zmianę.
10
Nastąpił ciężki czas. Pierwszego wieczoru Elise rzuciła się w wir sprzątania, prała do późnej
nocy, a Johan co chwila zaglądał do chłopca. Piątego dnia spostrzegli na jego klatce piersiowej nie-
wielkie różowe kropki. Nie było wątpliwości. Hugo miał tyfus!
Elise pokonała już najgorszy strach i teraz robiła wszystko, żeby ulżyć chłopcu. Poiła go
czystą wodą, gotowała mu zupki, karmiła. To jedyne, co jadł. Johan i ona zmieniali się przy nim,
pilnowali go dzień i noc. Johan był cały czas w domu, Elise nawet na chwilę nie siadła do maszyny
do pisania. Jensine, Elvira i Halfdan musieli radzić sobie sami. Jensine na szczęście była już na tyle
duża, że potrafiła zająć się najmłodszymi dziećmi i powiedzieć Elise, kiedy trzeba wysadzić Elvirę
na nocniczek. Dni mijały na praniu, gotowaniu wody i opiekowaniu się chorym Hugo.
Pewnej nocy, kiedy Elise siedziała, drzemiąc przy jego łóżeczku, Hugo obudził się i spojrzał
na nią zmęczonymi oczami.
- Czy pójdę niedługo do mojego braciszka w niebie? - wyszeptał.
Elise przełknęła ślinę i pogładziła go delikatnie po policzku.
- Nie, kochanie - zapewniła go. - Jesteś chory, ale jesteś z nami i zostaniesz z nami.
Chłopiec zamknął oczy, a na jego ustach pojawił się słaby uśmiech. Elise miała łzy w
oczach, ale wzięła się w garść. Nie chciała płakać, siedząc obok synka, ale kiedy wróciła do siebie
do pokoju, zaczęła szlochać niepohamowanie.
Nocami właściwie nie sypiali i kiedy minął pierwszy tydzień, oboje byli wyczerpani z braku
snu. Wciąż bali się tego, co w każdej chwili mogło się wydarzyć. Nie wiedzieli też, czy nie zacho-
ruje któreś z pozostałych dzieci. Obserwowali je uważnie, każde odmienne zachowanie, lekkie
dreszcze czy błyszczące oczy, wywoływały niepokój. Uspokoili się dopiero, gdy minęły dwa tygo-
dnie, a dzieci nadal nie okazywały żadnych oznak choroby.
Elise nie miała głowy, żeby myśleć o panu Diriksie, chociaż od czasu do czasu,
zastanawiała się, czy nie wydarzyło się coś nowego. Doszła do wniosku, że gdyby tak było, z
pewnością by się o tym dowiedziała.
Peder zawiadomił Dagny, żeby jeszcze do nich nie przychodziła, natomiast Johan
postanowił pewnego dnia udać się do jej rodziców i porozmawiać z ojcem o przyszłości córki.
Chciał, żeby pozwolił jej chodzić do szkoły i kontynuować naukę.
Poszedł, tak jak Dagny mu kiedyś radziła, przedpołudniem, mając nadzieję, że zastanie ojca
w miarę trzeźwego. Zobaczył go gdy ledwie wszedł na podwórze. Mężczyzna stał razem ze swoimi
kompanami, brudny, z butelką sterczącą z kieszeni. Kiedy się śmiał, widać było jego nierówne,
popsute zęby.
Johan przedstawił się i powiedział, że chciałby zamienić z nim kilka słów.
- Chodźmy na górę!
Johan nie miał ochoty iść do cuchnącego mieszkania, uznał, że równie dobrze może
załatwić sprawę tu, na dole, w obecności kompanów mężczyzny.
- Chodzi o Dagny - zaczął.
- Myje schody u pani Olsen, ale u was zarabiała więcej. Kiedy będzie mogła wrócić?
- Jeszcze nie teraz. Mały jest chory na tyfus.
- Chryste Panie! Mam nadzieję, że Dagny się nie zaraziła
- wykrzyknął ojciec przerażony.
Johan miał ochotę powiedzieć, że to pewnie Dagny zaraziła Hugo, ale nie zrobił tego.
- Jeśli do tej pory nie zachorowała, to nic jej nie grozi
- stwierdził tylko.
Ojciec wyraźnie odetchnął z ulgą.
- Brakuje nam jej. Ma dobre podejście do dzieci. Mam nadzieję, że jak choroba minie,
będzie mogła nadal opiekować się naszymi dziećmi. Po szkole oczywiście.
Ojciec Dagny żachnął się.
- Po co jej szkoła? Jest dziewczyną. Jeśli będzie miała szczęcie, dostanie robotę w fabryce, a
jeśli nie, to będzie szorować podłogi - roześmiał się. - Ludzie potrzebują pomocy. Twoja
szwagierka pracowała kiedyś w fabryce, a teraz z niej wielka pani. Tak czasem bywa. A właśnie, a
może ona potrzebuje opiekunki do dziecka?
- Dagny jest zdolna, zasługuje na coś lepszego. Jeśli będzie chodziła do szkoły, nauczy się
czytać i liczyć i może zostanie urzędniczką w biurze. Tam zarobi więcej niż w fabryce i nie będzie
musiała pracować tyle godzin.
Zapadła cisza. Mężczyźni patrzyli na niego zdumieni.
- Dlaczego sądzisz, że Dagny może zostać urzędniczką?
- spytał ojciec dziewczynki. W jego głosie słychać było niepewność.
- Bo jest zdolna, mądrzejsza niż inni i szybko się uczy - powiedział Johan. - Na twoim
miejscu byłbym z niej dumny, a już na pewno pozwoliłbym jej chodzić do szkoły. To i tobie może
się opłacić - zakończył.
Wracając do domu, zaczął się zastanawiać, czy Dagny rzeczywiście była tak mądra. Nie
potrafili skłonić jej do tego, żeby się myła. Elise tłumaczyła jej wiele razy, że dzieci nie powinny
pić z jednego kubka, a ona robiła swoje. Najważniejsze jednak, że chyba udało mu się przekonać
ojca. Nie powinien już robić jej kłopotów, jeśli chodzi o chodzenie do szkoły. A podłogi może
szorować także po szkole.
Kiedy dotarł do Maridalsveien, zobaczył, że przed numerem 76 stoi powóz. Był błyszczący,
wyglądał niemal jak nowy. Pomyślał, że może Hilda przyjechała z wizytą. Może pogodziła się z
mężem? Wiedział o ich kłopotach, bo Elise mu o wszystkim opowiedziała.
Nie potrafił tego zrozumieć. Jak Hilda mogła zdradzać swojego męża? Jak mogła pójść z
obcym mężczyzną do jego mieszkania? Tak ryzykować? Dawniej zdarzało się jej zachowywać
lekkomyślnie, ale sądził, że tamte czasy już minęły. Była teraz szanowaną kobietą, mieszkała w
pięknym domu, jeździła na wakacje do Anglii i mogła mieć wszystko. Po co ryzykowała? Jak
mogła być tak głupia? Musiała liczyć się z tym, że mąż o wszystkim się dowie. Kristiania była
niewielkim miastem. Mogła stracić wszystko, nawet swoje dzieci!
Pewnie nigdy nie kochała męża, wyszła za niego dla pieniędzy. Pamiętał oburzenie Elise,
kiedy Hilda wyznała jej, że zrobiła to, żeby dostać kolorową jedwabną wstążkę czy pudełko czeko-
ladek. Równie dobrze mogłaby iść na ulicę. Właściwie jej postępowanie było jeszcze gorsze, bo
przecież miała dach nad głową, miała co jeść. Nie oddawała się, żeby przeżyć, tylko dla nowej
sukienki!
Co nią powodowało? Jej żądze?
Dawniej myślał, że kobiety nie czują pożądania, że robią to tylko dlatego, by dogodzić
mężczyźnie, ale Elise wytłumaczyła mu, że tak nie jest. Może Hilda tak bardzo pożądała mężczyzn,
że nie była w stanie nad tym zapanować?
Jeśli mąż jej wybaczył, okazał się bardzo wielkoduszny. Johan nie potrafił powiedzieć, co
by zrobił, gdyby Elise jego zdradziła. Nawet nie chciał o tym myśleć.
Kiedy dotarł do domu, zatrzymał się przed drzwiami. Nagle usłyszał z wewnątrz płacz,
dobiegał chyba z korytarza. Może jednak mąż Hildy nie okazał się tak wspaniałomyślny, jak przed
chwilą sądził? Może wzięła powóz bez pozwolenia, może właśnie się przeprowadzała? Ale dokąd?
Miała tylko Elise i jego.
Odchrząknął, żeby kobiety usłyszały, że wchodzi.
- Zobaczyłem powóz i pomyślałem, że to pewnie ty - powitał ją.
Hilda patrzyła na niego zapłakanymi oczami.
- Mąż. cię wyrzucił?
Pokręciła przecząco głową, zakryła twarz w dłoniach i znów wybuchła płaczem. Elise
spojrzała poważnie na męża.
- Isak zachorował. Hilda boi się, że zaraził się od Hugo.
- Ale przecież jego tu nie było - zdziwił się Johan.
- Pamiętasz, co mówił doktor? Nosicielem może być osoba, która sama nie jest chora. Hilda
była u nas w dniu, w którym Hugo zachorował. Pamiętam nawet, że pocałowała go w czółko na
pożegnanie. Poza tym wytarła mu usta chusteczkę, kiedy rozlałam wodę.
- Bardzo źle się czuje - powiedziała Hilda. Wytarła nos i patrzyła na niego zrozpaczona.
- Ole Gabriel ma swoje dolegliwości. Lekarz kazał go oszczędzać. Zatrudniłam
pielęgniarkę, która cały czas siedzi przy małym. Nie byłoby dobrze, gdybym i ja się zaraziła.
Nikomu by to nie pomogło.
- Czy Ole Gabriel zapomniał już, że... To znaczy... Hilda skinęła głową.
- Wiem, do czego zmierzasz. Elsie na pewno opowiedziała ci, jak to jeden z przyjaciół
mojego męża, uroczy młody mężczyzna, mnie zbałamucił. Dał mi alkohol, który oczywiście od
razu uderzył mi do głowy. Co było dalej, na pewno też już wiesz. Ole Gabriel ostatnio bardzo źle
się czuł, w takiej sytuacji takie drobiazgi przestają być ważne.
- Cieszę się ze względu na ciebie, ale przykro mi słyszeć o twoim mężu. Kiedy zobaczyłem
powóz, przestraszyłem się, że cię wyrzucił...
Hilda znów zaczęła płakać.
- Wolałabym to, niż gdyby miało się okazać, że Isak ma tyfus. On jest taki delikatny. Hugo
zawsze był silny, na pewno z tego wyjdzie. Isak taki nie jest. Płacze całymi dniami, nie śpię po
nocach.
Johan pomyślał w duchu, że skoro stać ich na pielęgniarkę, to Hilda przynajmniej nie musi
czuwać przy dziecku w nocy. Odniósł wrażenie, że w ogóle unika chorego dziecka, bojąc się, że
sama zachoruje. Był oburzony.
- Wejdziesz do pokoju? Napijemy się kawy. Hilda pokręciła głową.
- Raczej nie. Nie chcę czegoś złapać, poza tym muszę wracać do męża.
- Cieszę się, że nie kazał ci się wyprowadzić. Hilda spojrzała na niego zdziwiona.
- Ani przez moment nie wierzyłam, że mówi to serio. Wiem, że mnie kocha.
- Jestem o tym przekonany, ale nie każdy mężczyzna okazałby się tak wspaniałomyślny,
nawet jeśli nadal kochałby swoją żonę. Odprowadzę cię do powozu, na dworze jest już ciemno.
Kiedy wrócił, Elise czekała na niego w korytarzu.
- Mam wrażenie, że Ole Gabriel jest w gorszym stanie, niż Hilda twierdzi. Mówiła, że ma
silne bóle w klatce piersiowej i że lekarz chciał wziąć go do szpitala, ale on się nie zgodził. Mam
wrażenie, że jego stan jest poważny. Podobno jest blady, poci się, ma bóle. I jest przerażony.
Podejrzewam, że doznał szoku, kiedy dowiedział się o zdradzie Hildy.
- Hilda jest egoistką! Nie pojmuję, jak może zostawić Isaka pod opieką obcej pielęgniarki?
Ty nigdy byś tak nie postąpiła.
- Pewnie myśli o swoim mężu, o tym co by się z nim stało, gdyby i ona zachorowała.
- Ona myśli przede wszystkim o sobie - parsknął Johan. - Taka jest prawda. Chore dziecko
potrzebuje przede wszystkim opieki matki. Kiedy Hugo cię woła, posłałabyś do niego obcą
kobietę?
Elise pokręciła głową przecząco.
- Ludzie są różni i różnie reagują.
- Wiem, ale nie mogę pojąć, jak to możliwe, że ty i ona dorastałyście w tym samym domu,
w takich samych warunkach, a jesteście tak różne.
Johan westchnął i pocałował żonę w policzek.
- Nie chciałem cię zmartwić i tak masz dość kłopotów. Po prostu się zdenerwowałem.
- Byłeś u rodziców Dagny? - zmieniła temat Elise.
- Dałem jej ojcu nieco do myślenia. Nie wyobrażam sobie, żeby po naszej rozmowie, nadal
bronił jej chodzić do szkoły
- Dobrze, że tam poszedłeś. Mam nadzieję, że Dagny nie zachorowała?
- Nie. Jej ojciec obawiał się zarazy, ale pomyślałem sobie w duchu, że to pewnie ona
przywlokła do nas te zarazki. Napisałaś do pana Ringstada i powiadomiłaś go o chorobie małego?
Uważam, że ma prawo wiedzieć, skoro traktuje go jak swojego wnuka i dziedzica gospodarstwa.
- Jeśli przeżyje.
- Nie wolno ci tak myśleć, Elise. Musimy wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Słyszałem,
jak ktoś kiedyś powiedział, że wiara góry przenosi.
- Wczoraj napisałam do pana Ringstada. Dawno nie mieliśmy od nich żadnych wiadomości.
- Pewnie się zmartwi. Podejrzewam, że wolałby, żebyście to wy mieszkali razem z nim na
wsi, zamiast Signe i tego Sjura Bergesetha. Gdybyś tam mieszkała, Hugo pewnie by nie
zachorował. Ludzie na wsi nie chorują na tyfus.
Elise się uśmiechnęła.
- Chcesz powiedzieć, że chciałbyś, żebym ja z dziećmi mieszkała na wsi, a ty nie?
- Pani Ringstad nigdy nie pozwoliłaby mi tam zamieszkać. Zająłem przecież miejsce
Emanuela.
- Nie mogę sobie wyobrazić takiej sytuacji. Johan wziął ją w ramiona.
- Bardzo cię kocham, Elise. Idź i odpocznij chwilę, a ja zajmę się dziećmi.
11
Elise bała się trzeciej fazy choroby. Doktor twierdził, że była najniebezpieczniejsza.
Zauważyła, że temperatura spadła, ale drżała ze strachu za każdym razem, kiedy sadzała chłopca na
nocniku. Gdyby pokazała się krew, byłoby niedobrze.
Hugo był tak słaby, że nawet na nocniku nie był w stanie usiedzieć bez pomocy Głowa
opadała mu ciężko na piersi, Elise przełykała łzy, żeby się nie rozpłakać. W życiu nie modliła się
tyle, co ostatnio. Kiedy tylko była sama, natychmiast składała dłonie i błagała Boga, żeby Hugo
pokonał chorobę.
Niekiedy miała wrażenie, że jest w środku jakiegoś złego snu. Co roku nad rzeką umierały
dzieci i zawsze bardzo współczuła rodzicom. O takich sprawach nikt głośno nie mówił, ale wiedzia-
ła, że każdy się bał, że następnym razem tragedia może rozegrać się w jego rodzinie.
Może tym razem przyszła kolej na nią? Może straci dziecko? Czuła, że opuszcza ją cała siła.
Miała ochotę położyć się na łóżku i rozpłakać, bić pięściami w materac i wykrzyczeć Bogu swój
gniew. Temu Bogu, który dopuszczał, by niewinne dzieci cierpiały i umierały. Jak mógł pozwalać
na to, by rodzice czuli radość narodzin, kochali swoje dzieci, poświęcali im swój czas, wycho-
wywali je, a potem tracili?
W jej głowie ciągle też brzmiały dziwne zdania, które Hugo od czasu do czasu wypowiadał.
Nie zawsze wspominała o nich
Johanowi, wiedząc, że uznałby je za wytwór dziecięcej wyobraźni. Sama jednak traktowała
je poważnie. Była w nich jakaś niewytłumaczalna siła, którą tylko dziecko mogło posiadać.
Hilda nie odwiedziła jej więcej, po kilku dniach napisała list, który przyniosła jej gosposia.
Pisała w nim krótko o sytuacji w domu.
Kochana Elise,
Isak czuje się coraz gorzej, Ole Gabriel również. Zadaję sobie pytanie, co złego zrobiłam, że
muszę teraz tak cierpieć? Straciłam moją maleńką Jensine, a teraz stracę być może także haka,
chociaż oboje poczęci zostali z miłości, nawet jeśli Ole Gabriel i ja nie byliśmy jeszcze wówczas
małżeństwem. Życie bywa okrutnie niesprawiedliwe. Na dodatek Ole Gabriel zaczął mnie teraz
krytykować, że za dużo wydaję. Twierdzi, że nie jest tak bogaty, jak mi się wydaje, ale sądzę, że
kłamie. Mam nadzieję, że Hugo czuje się lepiej, ale nie odwiedzę was, zanim całkowicie nie dojdzie
do zdrowia. Nie wolno mi ryzykować.
Twoja siostra Hilda
Nie wolno mi ryzykować. O co jej chodzi? Przecież Isak też był chory. Co złego zrobiłam, że
teraz muszę tak cierpieć? Nie przyszło jej do głowy, że to może być kara za jej zdradę?
Elise schowała list do szuflady. Zastanawiała się nad tym, co Hilda napisała o Isaku. Że jest
wątły i delikatny. To prawda. Hugo, chociaż był od niego młodszy, zawsze sprawiał wrażenie,
jakby był co najmniej o rok od niego starszy. Poza tym chłopiec był blady. Myślała, że to dlatego,
że za mało przebywa na świeżym powietrzu. Mówiła to Hildzie wielokrotnie, ale siostra lek-
ceważyła jej uwagi. Poza tym uważała, że zbyt dużo świeżego powietrza może wręcz zaszkodzić.
Peder i Evert bardzo się przejęli chorobą Hugo. Nie wolno im było zbliżać się do chorego,
ale i tak podtrzymywali go na duchu. W pierwszym okresie choroby, kiedy Hugo miał wysoką
gorączkę, starali się nie hałasować i nie przeszkadzać. Przyglądali mu się zdziwieni przez szczelinę
w drzwiach, jakby nie mogli pojąć, że to nieruchome dziecko z czerwoną, rozpaloną twarzą i
zamkniętymi oczami to naprawdę Hugo. Peder zaczął nawet zmawiać dodatkową modlitwę za
zdrowie chłopca. Elise usłyszała kiedyś, jak wręcz grozi, że jeśli Pan Bóg nie sprawi, że Hugo
wkrótce wyzdrowieje, to on w ogóle przestanie się modlić. W trakcie posiłków dzieci były bardziej
milczące niż zwykle, a wieczorami, kiedy Evert siadał do lekcji, Peder brał książkę i czytał głośno,
mimo że Hugo na ogół leżał i spał.
- Jestem pewien, że on mnie słyszy. Kiedy wyzdrowieje, będzie pamiętał wszystko, co mu
czytałem. Przekonasz się, że mam rację! - tłumaczył Elise.
Pewnego wieczora Elise usłyszała z pokoju jakieś głosy, podeszła do drzwi i lekko je
uchyliła. Zobaczyła Pedera. Stał, trzymał w ręku starą Biblię i czytał na głos: W Listrze mieszkał pe-
wien człowiek o bezwładnych nogach, kaleka od urodzenia, który nigdy nie chodził. Słuchał on
przemówienia Pawła. Ten spojrzał na niego uważnie i widząc, że ma wiarę potrzebną do uzdrowie-
nia, zawołał głośno: Stań prosto na nogach! A on zerwał się i zaczął chodzić.
- Tak to jest, Hugo - ciągnął Peder dalej. - Kto ufa Bogu i wierzy, że wyzdrowieje, to tak się
stanie. Dlatego nie wolno ci mówić, że chcesz iść do nieba, do swojego brata. Ty masz zostać tutaj,
z nami, bo my cię kochamy.
Zaczął się trzeci tydzień choroby. Gorączka nareszcie zaczęła spadać, Hugo powoli
odzyskiwał siły. Peder i Evert bardzo się cieszyli, ale Elise nadal się niepokoiła. Pamiętała słowa
doktora, że właśnie ta faza choroby jest najbezpieczniejsza.
Johan wybrał się do Hildy, dowiedzieć się, jak się miewa Ole Gabriel i jaki jest stan Isaka.
Kiedy wrócił był poważny i smutny.
- Isak leżał rozpalony, tak jak jeszcze niedawno Hugo. Nie wchodziłem do niego do pokoju,
bo był tam i doktor, i pielęgniarka, więc nie chciałem przeszkadzać.
Elise patrzyła na niego zmartwiona, czuła, że to nie koniec złych wiadomości.
- A co z Ole Gabrielem, jak on się czuje?
- Mam wrażenie, że lepiej, ale bardzo się zmienił. Wygląda jak starzec. Prosił, żebym
poszedł z nim do gabinetu, chciał porozmawiać ze mną w cztery oczy. Hilda siedziała w salonie i
haftowała. Kiedy zaczął mówić, przeraziłem się nie na żarty.
Elise przyglądała mu się coraz bardziej zmartwiona.
- Czyżby lekarz przekazał mu coś niepokojącego?
- Doktor powiedział mu, że musi bardzo na siebie uważać. Już drugi raz w krótkim odstępie
czasu przeszedł podobny atak, kolejnego może nie przeżyć. Zwierzył mi się, że martwi się ich
sytuacją finansową. Jeśli nie będzie mógł pracować, będą musieli sięgnąć do oszczędności, a te
ostatnio się skurczyły, i to znacznie.
- Czyżby Hilda była aż tak rozrzutna?
- Nie powiedział tego wprost, ale takie odniosłem wrażenie.
- Wspominał coś o szoku, jaki przeżył, kiedy się dowiedział o poczynaniach Hildy?
- Nie. Powiedział tylko, że jego dolegliwości biorą się z przykrych przeżyć, które miał
ostatnio. Pewnie nie chciał się skarżyć, poza tym zapewne nie wie, ile wiemy, i czy Hilda w ogóle
nam coś powiedziała.
- Sprawiał wrażenie bardzo zmartwionego?
- Owszem, ale nie wiem, czym niepokoi się bardziej: swoim zdrowiem, pieniędzmi czy
chorobą Isaka. Przywykł do dostatniego życia, nie będzie łatwo mu się przestawić.
- Muszę porozmawiać z Hildą. Przekonać ją, że sytuacja naprawdę jest poważna.
Trzeci tydzień choroby Hugo dobiegał końca. Elise niemal bała się normalnie oddychać,
nasłuchiwała, reagowała na każdy dźwięk, który dobiegał z pokoju synka. Ona, która nigdy nie na-
rzekała na brak apetytu, musiała teraz zmuszać się do jedzenia, do tego wszystkiego dochodził
jeszcze brak snu.
Któregoś dnia Elise poczuła się wyjątkowo źle, działo się z nią coś niedobrego. Zaczęła się
obawiać, że straci dziecko. Kiedy powiedziała Johanowi, co się dzieje, natychmiast kazał jej
położyć się do łóżka. Posłuchała go bez słowa sprzeciwu. Czuła ból w podbrzuszu, zaczęła
krwawić. Było to jej pierwsze poronienie, ale wielokrotnie słyszała, jak inne kobiety opowiadały o
swoich przeżyciach. Wiedziała, że krwotok ustanie, kiedy jej macica się oczyści. Wiedziała też, że
czasem dochodzi do infekcji, może też wystąpić gorączka, albo dojść do krwotoku. Zdarzało się
nawet, że kobieta umierała. Będzie musiała na siebie uważać, poprosić Johana, żeby zajął się
najmłodszymi dziećmi.
Trzy dni później przeszedł telegram od Hugo Ringstada, który informował ich, że
przyjeżdża do Kristianii.
- Czy to nie nazbyt ryzykowne, dopóki Hugo jest chory? - spytała Elise, patrząc na Johana.
- Właśnie dlatego przyjeżdża. Pewnie zmartwił się twoim listem. Jest dorosły i rozsądny. Na
pewno będzie ostrożny. Wie, jakie to ważne, żeby myć ręce.
Elise westchnęła.
- Przyznaję, że nie jestem w nastroju do podejmowania gości, chociaż akurat pana Ringstada
bardzo lubię.
- Ja się nim zajmę. Powiemy mu, że nie czujesz się dobrze. Pewnie zatrzyma się u
Carlsenów.
- Myślisz, że Hugo pokonał już chorobę?
- Podejrzewam, że wkrótce będziemy mogli już odetchnąć z ulgą. Teraz jeszcze jest pewnie
nieco za wcześnie. Doktor mówił, że nadal musimy bardzo uważać. Nawet jeśli najgorsze już
minęło, musi jeszcze zostać w łóżku, i to kilka tygodni. I jemu i nam będzie teraz bardzo trudno.
- Jak tylko trochę lepiej się poczuję, będziesz musiał wrócić do pracy. Jedno z nas musi
pracować. Nie mamy dużych oszczędności.
Johan nie odpowiedział.
- Co się stało? - spytała Elise. - Czym się tak martwisz? Johan westchnął głęboko.
- Ostatnie tygodnie były bardzo ciężkie.
- To prawda, dlatego teraz może być już tylko lepiej. Straciłam dziecko, ale nikt nie
powiedział, że już nigdy więcej nie zajdę w ciążę. Zresztą nic dziwnego, że poroniłam, nie mogłam
jeść, spać, cały czas zamartwiałam się Hugo.
Johan milczał.
- O co chodzi? Widzę, że coś cię gnębi. Martwisz się chorobą Hugo czy moim poronieniem?
Johan spojrzał na nią bezradnie.
- Mówiłem ci już, że ostatnio nie jest łatwo cokolwiek sprzedać. Mało kogo stać jest na
kupno sztuki. Sytuacja w Europie jest niepewna, ludzie, nawet ci bogaci, niechętnie wydają
pieniądze. Wielu boi się nawet trzymać je w banku, najchętniej chowają wszystko pod materac albo
zakopują w ogródku.
Elise się zamyśliła.
- Czy to znaczy, że nie uda ci się sprzedać posągu, nad którym ostatnio pracowałeś?
- Nie chciałem dokładać ci zmartwień, ale w końcu muszę ci powiedzieć. Nie jestem dość
zdolny, Elise.
- To nieprawda! Profesor mówił, że należysz do jego najbardziej utalentowanych uczniów.
Nie pomagałby ci i nie wspierał twoich studiów w Kopenhadze i w Paryżu, gdyby w ciebie nie
wierzył.
- Co z tego, skoro nikt nie chce kupować moich dzieł? Poza tym za krótko się uczyłem.
Gustav Vigeland najpierw trzy lata uczył się rzeźbić w drewnie, potem kolejne trzy lata uczył się
rysunku na Akademii, a potem jeszcze studiował za granicą, we Francji, w Anglii, Niemczech i w
Italii. Kiedy wrócił do domu, był już znany, ludzie o nim słyszeli. Ja studiowałem zaledwie rok w
Kopenhadze i rok w Paryżu, nikt mnie nie zna.
- Czyżbyś zamierzał się poddać? - spytała Elise przygnębiona.
- Nie, ale na razie powinienem chyba znaleźć sobie jakieś inne zajęcie. Rzeźbić mogę w
wolnych chwilach.
- Nie będziesz miał ich wiele, jeśli pójdziesz do pracy. Johan nie odpowiedział.
- Czytałam gdzieś, że Gustav Vigeland planuje zbudować wielką fontannę. Może potrzebuje
kogoś do pomocy?
Johan pokręcił głową.
- Podobno przedłożył nawet dokładny projekt. Ma to być wielka misa z brązu, którą sześciu
nagich mężczyzn trzymałoby na barkach. Miała stanąć na Eidsvolls Plads, ale rajcy miejscy się nie
zgodzili.
- Podobno ma też projekt parku studenckiego.
- To prawda, zebrał już nawet sporą sumę na jego realizację, ale minie jeszcze sporo czasu,
zanim przystąpi do pracy.
Elise się zamyśliła.
- Jeśli wydawnictwo przyjmie moją Julię, na pewno dostanę zaliczkę. Zawsze tak było. Z
głodu nie umrzemy, a przed Bożym Narodzeniem dostanę honorarium za moją ostatnią książkę,
Birger Olsen z Sagene.
- Mówiłaś, że nie najlepiej się sprzedaje.
- Redaktor Guldberg mówił panu Diriksowi, że po ukazaniu się artykułów, zainteresowanie
moimi książkami wzrosło.
- Miejmy nadzieję, że rzeczywiście - powiedział Johan i pocałował ją w policzek. - Cieszmy
się, że Hugo czuje się coraz lepiej, to teraz jest najważniejsze.
Elise była wzruszona.
- Jesteś wspaniałomyślny, że tak mówisz, skoro sam borykasz się z tak wieloma
problemami.
- Zdrowie dzieci zawsze było dla mnie na pierwszym miejscu. Nie wyobrażam sobie, żeby
mogło być inaczej.
- Dlatego właśnie cię kocham - powiedziała Elise i objęła go.
12
- To, czy pojadę do Kristianii, czy nie, nie powinno cię w ogóle obchodzić! - oświadczył
Hugo Ringstad, zwracając się do Signe.
Signe stała z rękami skrzyżowanymi na piersi i patrzyła na niego zła.
- Tak? Ma mi być obojętne, czy przywleczesz do domu jakąś zarazę? Chcesz, żeby i moje
dzieci zachorowały na tyfus i umarły?
- Wiem, jak przenoszą się zarazki tyfusu i na pewno będę ostrożny. Hugo jest moim
wnuczkiem i potrzebuje mnie.
- Hugo nie jest twoim wnuczkiem i dobrze o tym wiesz.
- Nie wracajmy do tego, Signe! Nie możesz podważać tego, co zostało wpisane do ksiąg
kościelnych.
- Nie ja jedna mogłabym to zrobić. Hugo czuł, że jego cierpliwość się kończy.
- Jeśli boisz się zarazków, weź dzieci i wyjedź do swoich rodziców albo do teściów.
- Dobrze wiesz, że moi rodzice są zbyt chorzy, żebym sprowadziła im dzieci do domu, a
teściowie są beznadziejni. Nie wytrzymałabym z nimi nawet jednego dnia.
Hugo miał już jakąś cierpką odpowiedź na języku, ale powstrzymał się. On też ledwie
wytrzymywał, ale nie miał wyboru. Było nie było, Sebastian był synem Emanuela, a Signe i Sjur
twierdzili, że nie mają się gdzie podziać. Sjur był leniwy i powolny, nie miał co liczyć na
jakąkolwiek pracę, a na rolnika się nie nadawał. Jego ojciec pewnie zrozumiał to już dawno temu i
zrobił wszystko, żeby młodzi nie chcieli z nim mieszkać. Hugo nie pojmował, że nadal marzyło mu
się połączenie obu gospodarstw. Signe pobladła.
- Chyba nie zamierzasz znów nas się pozbyć? Wiesz, że rozmawiałam o tym z lensmanem i
z pastorem. Jeśli jeszcze raz spróbujesz nas wyrzucić, cała gmina się o tym dowie! Niektóry już
patrzą na ciebie spod byka, może dojść do tego, że wszyscy się od ciebie odwrócą. Matka Sjura
mówiła, że w domu misyjnym ludzie też już o tym mówią. Są oburzeni, że chciałeś wygnać z domu
własnego wnuka, że własna krew jest dla ciebie mniej ważna niż jakiś bękart z Kristianii.
Hugo czuł, jak wali mu serce w piersi, ale zmusił się do milczenia.
- Jedź! Ale nie oczekuj, że po powrocie zastaniesz wszystko bez zmian.
- Co to znaczy? - spytał Hugo, patrząc na nią zdziwiony.
- Nieważne - odpowiedziała Signe, odwróciła się i wymaszerowała z pokoju.
Hugo żachnął się. Jeśli sądzi, że uda jej się go przestraszyć, to się myli!
Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju weszła Marie.
- Co to za hałasy?
- Signe właśnie wyszła.
- Znów się pokłóciliście?
- Skądże znowu. Poszło o to, że Signe nie chce, żebym jechał do Kristianii. Zagroziła, że
jeśli wyjadę, to po powrocie mogę się spodziewać zmian.
- Jakich?
Starszy pan pokiwał głową.
- Nic więcej nie powiedziała.
- Przynajmniej raz zgadzam się z Signe. Uważam, że to nierozsądne odwiedzać dziecko,
które jest chore na tyfus.
- On nie jest już chory.
- Masz pewność, że już nie zaraża?
- Rozmawiałem z doktorem. Twierdził, że nic mi nie grozi, jeśli tylko będę przestrzegał
zasad higieny. Po tak długim okresie Hugo na pewno już nie zaraża.
- Doktor się starzeje. Nie jestem pewna, czy jest na bieżąco z tym, co się dzieje w świecie
medycyny.
- Jestem przekonany, że jest. Na pewno wie, o czym mówi.
- Jesteś uparty. Kiedy raz coś postanowisz, nie zmienisz zdania - westchnęła Marie. - Rób,
co chcesz, ale jeśli ktoś tutaj po twoim powrocie z miasta zapadnie na tyfus, nigdy ci tego nie
wybaczę.
Hugo nic nie odpowiedział, spokojnie układał rzeczy w walizce. Andreas siedział już w
powozie i czekał. Nagle Marie odwróciła się do niego.
- Po powrocie będziesz musiał spędzić kilka dni w izbie czeladnej, żebyśmy mieli pewność,
że nie zachorowałeś - oznajmiła i wyszła.
Starszy pan otworzył usta, żeby zaprotestować, ale nie zdążył.
Wiedział, że jego pomysł spotka się z oporem, dlatego zdradził się z nim w ostatniej chwili.
Kiedy przeczytał list od Elise, od razu postanowił jechać do Kristianii i odwiedzić chłopca. Ciężko
było mu pogodzić się z myślą, że dziecko musiało tak cierpieć. Svein, jeden z jego kolegów z
dzieciństwa, zmarł na tyfus, kiedy mieli dziesięć, może jedenaście lat. Hugo dotąd pamiętał długi
kondukt, towarzyszący trumnie na cmentarz. Pamiętał też strach, który ogarnął wszystkich, kiedy
się okazało, że chłopiec umarł na tyfus. W tamtych czasach zdarzało się to często, ale wówczas nikt
nie wiedział, z czego bierze się choroba. Pamiętał, jak bał się oddychać powietrzem w kuchni
rodziców Sveina, kiedy rodzice posłali go tam, żeby przekazał kondolencje.
Biedna Elise, na pewno bardzo to przeżyła. Ta kobieta nie miała łatwego życia. Najpierw
trudne dzieciństwo, potem ten okropny napad, musiała też radzić sobie z niewiernością Emanuela, a
potem opiekować się nim w chorobie. Na pewno bardzo przeżyła jego śmierć, ale nigdy nie słyszał,
żeby się skarżyła. Hugo pamiętał, że nie był zachwycony, kiedy syn powiedział mu, że żeni się z
Elise, dziewczyną z biednej rodziny, i że jej ojciec był pijakiem, a ona sama pracowała jako
robotnica w fabryce.
Ale to właśnie Elise nauczyła go, że nie wolno szufladkować ludzi. Kiedyś jego uwagę
zwróciło zdanie w jednej z powieści Calmilli Collette, która pisała, że przesądy i uprzedzenia mają
na nas większy wpływ, niż sądzimy. Zgadzał się z tym. Uprzedzenia były niebezpieczne, sprawiały,
że człowiek stawał się ślepy, zapatrzony w siebie. Nie musiał daleko szukać, wystarczyło porównać
Signe i Elise. Ktoś z zewnątrz mógłby uznać, że Signe to wymarzona córka dla niego i Marie. Jej
rodzice byli bogatymi gospodarzami, jako dziecko i młoda dziewczyna wychowywała się w tej
samej tradycji co jego syn, miała dobre maniery, była ładna, a w przyszłości miała odziedziczyć
duże gospodarstwo. Natomiast Elise niejednokrotnie zaskakiwała i jego, i sąsiadów. Dziwiono się,
jak to się stało, że Emanuel ożenił się biedną dziewczyną z Kristianii, bez posagu czy widoku na
jakikolwiek spadek, z dziewczyną, która wyrastała wśród robotników, pijaków, dziwek i
włóczęgów bez pracy.
Na początku on też się dziwił, szybko jednak zmienił zdanie. Elise była jak szlachetny
kamień, podczas gdy Signe była jedynie tanią imitacją. Gładką i piękną z wierzchu, ale pełną jadu i
brudu w środku.
Hugo wziął walizkę i wyszedł na korytarz. Spokojnie włożył kalosze, kapelusz i palto.
Potem czekał chwilę, spodziewając się, że Marie przyjdzie pożyczyć mu dobrej podróży, ale żona
się nie zjawiła.
W pociągu usiadł koło mężczyzny, który niedawno zamieszkał w ich gminie. Kupił
gospodarstwo, które przeszło na rzecz gminy, ponieważ właściciel zmarł, nie pozostawiając
spadkobierców. Hugo miał okazję rozmawiać z nim kilka razy i był o nim dobrego zdania.
Mężczyzna pochodził z okolic Gjøvik, gdzie jego rodzice mieli duże gospodarstwo, był piątym z
jedenaściorga rodzeństwa. Zawsze marzył, żeby mieć coś własnego, a teraz - dzięki bogatej żonie -
jego marzenie mogło się spełnić.
- Dzień dobry. Widzę, że pan także wybiera się do stolicy? - zagaił Hugo.
Mężczyzna skinął głową i się uśmiechnął.
- Jadę spotkać się z jednym z moich młodszych braci, który przypływa statkiem z Ameryki.
- Wraca do starego kraju?
Mężczyzna znów skinął głową i się uśmiechnął.
- Pamiętam dzień, w którym wyjeżdżał. Nie wyglądał na szczęśliwego. Był tuż po
konfirmacji, niskiego wzrostu, drobny i nieśmiały. Wszyscy słyszeliśmy o tym, jak niebezpieczne
bywały takie przeprawy. O chorobach, zgonach, wypadkach. Rejs miał trwać dwa miesiące, na
pokładzie była prawie setka pasażerów, ludzie siedzieli stłoczeni na swoich pryczach. Większość
cały czas chorowała. Pamiętam jego pierwszy list, w którym pisał, że odór pod pokładem jest nie do
wytrzymania.
Hugo pokiwał głową.
- Też słyszałem podobne opowieści. Moja ciotka wyszła za mąż za emigranta, którego
przekonała, by na stare lata wrócił do Norwegii. Mają teraz niewielki domek w Telthusbakken w
Kristianii i zdaje się, że już się tam zadomowili, mimo że on większość życia spędził w Spokane, w
Waszyngtonie.
- Dlaczego zdecydował się wrócić? - spytał mężczyzna wyraźnie zaciekawiony.
- Właściwie przyjechał na wakacje, a przy okazji odwiedzić swoich krewnych - roześmiał
się Hugo. - Ale spotkał moją ciotkę, pobrali się i wszystko potoczyło się inaczej. Kiedy pański brat
wyjechał do Ameryki?
- W 1882 roku. Wtedy wyjechało chyba najwięcej osób. Czasy u nas były złe, a Ameryka
się rozwijała i kusiła. Mówiono, że pracy jest tam w bród, ziemia jest tania, a kraj kwitnie.
- Powiodło mu się?
Mężczyzna pokręcił głową przecząco.
- Nie, niestety. Razem z grupą innych pasażerów pojechał do Beaver Creek, na południe od
Chicago, gdzie dawano osadnikom ziemię. Były tam lasy i preria, zimy były mroźne, wiosny
wilgotne, a zielone pola okazały się mokradłami. Ludzie zaczęli chorować na malarię, wielu
umarło. Ci, którzy przeżyli, ruszyli dalej na zachód i w końcu dotarli do Iowa. Mój brat był wśród
nich, ale znów zaraza pokrzyżowała ludziom plany. Tym razem był to tyfus i cholera. Jak pan
pewnie wie, przyczyną obu chorób jest brud. Osadnicy, głównie ci, którzy pochodzili z biedoty, nie
przestrzegali zasad higieny. Nie przywykli dbać o czystość. Nie rozumieli też, że chorych należy
izolować.
Hugo pomyślał o Elise i jej rodzinie. Elise bardzo dbała o czystość. Jak to możliwe, że mały
Hugo zachorował na tyfus?
Siedział zamyślony, słuchając jednym uchem opowieści sąsiada o problemach jego brata w
jego nowej ojczyźnie. Wzdrygnął się, gdy mężczyzna nagle zwrócił się do niego z pytaniem: - Co
pan sądzi o tym, że kobieta została wybrana do parlamentu? Słyszałem, że premier Konow podszedł
do Anny Rogstad i przywitał się z nią, ale niewielu wzięło z niego przykład.
- Kobieta może być równie zdolna jak mężczyzna - wymamrotał Hugo pod nosem, myśląc
cały czas o Elise i jej rodzinie.
Mężczyzna posłał mu zdziwione spojrzenie.
- Naprawdę uważa pan, że kobieta może być równie inteligentna, jak mężczyzna?
- Tak uważam.
- Ale kobiety nie interesują się polityką! Poza tym kto będzie dbał o dom i dzieci, jeśli
kobiety zajmą miejsce mężczyzn?
- Są kobiety niezamężne, które nie mają dzieci. Uważam też, młode kobiety powinny mieć
większe możliwości wyboru zawodu. Nie muszą być jedynie guwernantkami, nauczycielkami czy
urzędniczkami.
Towarzysz podróży milczał, Hugo domyślił się, że pewnie jest odmiennego zdania. Po
chwili mężczyzna odezwał się, zmieniając temat.
- Co pan myśli o tych plotkach o wojnie, panie Ringstad? Sądzi pan, że naprawdę do niej
dojdzie?
- Fridtjof Nansen twierdzi, że jeśli tak, to rozegra się ona poza terytorium naszego kraju. W
czasie wojny wielkie kraje potrzebują tych mniejszych. Według Nasena powoływanie się na naszą
neutralność na niewiele się zda, musimy zadbać o własne bezpieczeństwo, na lądzie i na morzu.
Jego sąsiad pokiwał głową.
- Nadal mam nadzieję, że do niczego nie dojdzie - stwierdził po chwili.
Dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu. W przedziale było głośno, trudno było rozmawiać.
Mężczyzna jednak najwyraźniej był towarzyski, bo po jakimś czasie znów zaczął.
- Cieszę, że nie mieszkam w Kristianii. Słyszał pan, że w Domu Misyjnym ma się odbyć
wielki wiec? Mieszkańcy chcą zaprotestować przeciwko upadkowi moralności.
Hugo pokręcił głową przecząco.
- Ludzie coraz częściej narzekają na upadek obyczajów i rozwiązłość. Szerzą się choroby
weneryczne. Wielu nie podoba się też nieobyczajna literatura, nie mówiąc już o filmach,
pokazywanych w kinematografach. To musi się źle skończyć, tak napisano w gazecie. Dzieci się
demoralizują - twierdzi autor artykułu.
Hugo zastanawiał się, czy mężczyzna zna książki Elise? Może tak i dlatego o tym mówi.
Postanowił zmienić temat.
- Osobiście uważam, że kinematografy mają przed sobą wielką przyszłość, co oczywiście
nakłada dużą odpowiedzialność na ich właścicieli. Żywe obrazy umożliwią nam lepsze poznanie
ludzkiej psychiki, ale trzeba odróżnić sztukę od tego, co nią nie jest.
- Czytał pan o tej biednej dziewczynce, która oślepła po seansie w kinematografie? W domu
modlitwy w Drammen odbyło się spotkanie, na którym jeden z nauczycieli wygłosił płomienną
mowę o złym wpływie żywych obrazów na dzieci. A pewna kobieta, członkini komitetu ds.
cenzury, chce by zabroniono pokazywania filmu, w którym znany atleta pręży swoje muskuły.
Uznała taki pokaz mięśni za niestosowny. Ani policja, ani prasa jej nie poparły, i teraz wszyscy
mieszkańcy Drammen chodzą do kinematografu, żeby przekonać się, kto ma rację.
Pociąg wjechał na peron przy Dworcu Wschodnim.
Hugo podziękował sąsiadowi za towarzystwo. W głębi duszy był zadowolony, że może się
już pożegnać z mężczyzną. Rozmowa z nim zmęczyła go.
Przed dworcem stały dorożki. Zdecydował się wsiąść do stojącej najbliżej. Wsiadając,
przypomniał sobie słowa, którymi pożegnała go Signe. Przestrzegała go, żeby nie oczekiwał, że
kiedy wróci, wszystko będzie jak dotąd. Co, do licha, miała na myśli?, zastanawiał się.
13
- Przyjechał dziadek! - zawołała Dagny tak głośno, że słychać ją było w całym domu.
Elise spojrzała na nią zdziwiona.
- Dziadek? - powtórzyła. - Przyjechał pan Ringstad - poprawiła ją, wyglądając przez okno.
Dagny odwróciła się i spojrzała na nią z wyrzutem.
- Pan Ringstad to dziadek. Dlaczego go tak nie nazywasz? Elise roześmiała się.
- Masz rację, Dagny. Przyzwyczaiłam się nazywać go panem Ringstadem i teraz trudno mi
to zmienić.
- Ale powinnaś. Myślę, że dziadek nie lubi, kiedy mówi się do niego pan. Panowie spacerują
po głównej ulicy, mają laski i kapelusze, a on jest po prostu dziadkiem.
- Jest panem - wtrącił się Peder.
Chłopak nie był w sklepie. Panna Braathen pozwoliła mu wziąć wolny dzień, właśnie z
powodu odwiedzin dziadka Hugo i Jensine. Dagny wróciła do nich dzień wcześniej i promieniała
szczęściem. Elise właściwie chciała ją odprawić. Uznała, że nie stać jej w tej chwili na opiekunkę
do dzieci, ale kiedy zobaczyła, jaka dziewczyna jest szczęśliwa, nie miała serca jej odesłać. Po-
myślała, że od czasu do czasu zamiast obiadu zje kilka kromek chleba i w ten sposób nieco
zaoszczędzi. Poza tym nie muszą codziennie jeść chleba z serem, czasem mogą się obyć bez sera.
Johan był na górze u małego, ale zszedł na dół, kiedy usłyszał podniecone krzyki dzieci.
- Otworzę! - zawołał i szybkim krokiem ruszył do drzwi. Elise pomyślała, że może chce
zamienić kilka słów sam na sam i panem Ringstadem, wyjaśnić mu, jak niebezpieczny jest tyfus i
powiedzieć, na co powinien zwracać uwagę.
Ciotka Ulrikke, wuj Kristian i Eleonore nie odwiedzali ich ostatnio. Nawet pani Jonsen ich
unikała. Wszyscy wiedzieli o chorobie Hugo i traktowali nie tylko chłopca, ale całą rodzinę jak trę-
dowatych. Elise zauważyła, że kiedy wchodziła do sklepu, wszyscy dyskretnie się cofali. Także na
ulicy mijano ją pospiesznie.
Kristian zabrał Halfdana do siebie. Pan Wang-Olafsen zaproponował, że zapłaci za
zatrudnienie opiekunki, żeby tylko malec nie stykał się z chorym Hugo. Kristian wyrzucał sobie, że
sam wcześniej o tym nie pomyślał, ale uspokoił się nieco, kiedy zobaczył, że Elise natychmiast
odizolowała dzieci od chorego malca i bardzo dbała o czystość w domu.
Teraz życie powoli wracało do normy. Hugo z każdym dniem czuł się lepiej i coraz bardziej
nudził się w swoim łóżku. Elise zastanawiała się, czy ryzyko zarażenia nadal istnieje.
Usłyszała, jak pan Ringstad i Johan rozmawiają w korytarzu. Peder też słyszał ich głosy i
chciał do nich wybiec, ale Elise go powstrzymała.
- Zostaw ich chwilę samych.
- Dlaczego? - spytał chłopiec zdziwiony i trochę obrażony.
- Może Johan chce mu powiedzieć, że musi uważać. Peder zamilkł, ale był wyraźnie
niezadowolony.
Jensine i Elvira siedziały w kąciku z zabawkami i bawiły się swoimi szmacianymi lalkami.
Evert nie wrócił jeszcze ze szkoły, ale spodziewała się, że lada chwila powinien już być w domu.
Elise postawiła czajnik z wodą na ogniu. Pan Ringstad miał za sobą długą podróż i na
pewno chętnie napije się kawy. Wzięła do ręki bochenek chleba, który wczoraj upiekła i zaczęła go
kroić.
W końcu mężczyźni weszli do kuchni. Odwróciła się i uśmiechnęła. W futrze starszy pan
wydał się jej potężniejszy niż zwykle, miała wrażenie, że wypełnia cały niewielki korytarz. Poza
tym miał ze sobą sporą torbę podróżną.
- Witamy, panie Ringstad. Jak to miło, że przyjechał pan nas odwiedzić. Hugo bardzo się
ucieszy. Kiedy zobaczył telegram, od razu chciał wstać z łóżka.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Cieszę się, że mogę was wszystkich znów zobaczyć. I jestem szczęśliwy, że Hugo ma już
najgorsze za sobą.
- Powoli wraca do zdrowia, zaczął nawet trochę jeść, ale doktor twierdzi, że jeszcze kilka
tygodni powinien pozostać w łóżku.
- Podejrzewam, że nie będzie to łatwe, to bardzo żywy chłopiec. Elise roześmiała się.
- To prawda. Czytamy mu książki, pastorowa pożyczyła mi kilka różnych.
- Chętnie wam w tym pomogę. Poza tym świetnie opowiadam bajki. Kiedy Emanuel był
mały, czytałem mu baśnie Asbjørnsena & Moe. Robiłem to tak często, że nadal znam je na pamięć.
Witaj, Peder - zwrócił się do chłopca, który wciąż trzymał się nieco na uboczu. - Coś ty dzisiaj taki
poważny?
Peder milczał.
- Jest w trudnym wieku, przeżywa okres buntu - pospieszyła wyjaśnić Elise.
Peder posłał jej spojrzenie pełne dezaprobaty. Złościł się za każdym razem, kiedy mówiła
takie rzeczy innym. Pan Ringstad roześmiał się.
- Ależ to całkowicie normalne, Peder. Emanuel też taki był. Czasem wpadał w złość i
wybiegał z domu. Szedł do lasu i dopiero tam się uspokajał.
- Aż tak się złościł? - zdziwił się Peder, ale twarz mu się rozpromieniła.
- Jeszcze jak! Czasem musiałem nim nieźle potrząsnąć, żeby się opanował. Bywało, że
dostawał rózgą albo posyłałem go do kąta, jeśli nic innego nie pomagało.
- A potem mu to przeszło?
- Oczywiście. Z tobą też tak będzie, zobaczysz - zapewnił go starszy pan. - A to jest Dagny,
no proszę - zwrócił się z uśmiechem do dziewczynki. - Nadal opiekujesz się dziećmi? Nie chodzisz
do szkoły?
Dagny dygnęła grzecznie.
- Rano chodzę do szkoły, a potem opiekuję się dziećmi
- oświadczyła dumnie. - Ale kiedy Hugo zachorował, nie mogłam tu przychodzić i
musiałam myć schody u pani Olsen, a potem też i u pani Jensen, i prać razem z mamą. Aż bolały
mnie ręce od tego chlorku.
- Więc dobrze, że wróciłaś do Elise. Jeśli dobrze ją znam, to nie każe ci szorować podłóg.
Dagny pokręciła głową przecząco.
- Tutaj jest mi jak w niebie. Ale muszę często myć ręce. Za to dostaję chleb z melasą.
Dawniej chodziłam dużo na spacery z dziećmi, żeby Elise mogła pracować, ale teraz już nie pisze
książek, bo Johan będzie pracował tak jak wszyscy.
Pan Ringstad spojrzał najpierw na Elise, potem na Johana.
- Rozumiem, że nie było wam ostatnio łatwo.
- Musieliśmy się na zmianę opiekować Hugo - powiedział Johan krótko.
Nagle z góry doszły ich radosne okrzyki. Hugo najwyraźniej już ich usłyszał.
- Muszę iść przywitać się z pacjentem - oświadczył pan Ringstad, kierując się w stronę
schodów. Johan podążył za nim.
- A ja potem zapraszam na kawę - zawołała za nimi Elise.
- Przygotowałam też kanapki. Po podróży jest pan na pewno głodny.
Mężczyźni poszli na stryszek i zostali tam dłuższą chwilę. Elise poprosiła Dagny i Pedera,
żeby nakryli do stołu, a sama zajęła się przygotowywaniem posiłku.
W końcu mężczyźni zeszli ze stryszku.
Pan Ringstad wyglądał na zmartwionego.
- Biedny malec, jest taki blady i wychudzony. Musiało być z nim naprawdę niedobrze.
Doktor go widział?
Elise i Johan wymienili spojrzenia.
- Wezwaliśmy doktora, kiedy Hugo zachorował - odezwała się w końcu Elise. -
Wytłumaczył nam dokładnie, jak przebiega choroba, żebyśmy wiedzieli, czego mamy się
spodziewać. I rzeczywiście wszystko było tak, jak mówił. Wiedzieliśmy, że trzeci tydzień choroby
jest najbardziej niebezpieczny, i bardzo się go obawialiśmy, na szczęście wszystko dobrze się
skończyło.
- To musiało być dla was wszystkich bardzo trudne. Elise przytaknęła.
- Rozumiem, że chce pan pewno odwiedzić ciotkę Ulrikke i wuja Kristiana. Wiedzą o
pańskiej wizycie?
- Wysłałem im jakimś czas temu list. Napisałem, że wybieram się do stolicy i chętnie
zobaczyłbym, jak się urządzili.
- Nie byli u nas od czasu, kiedy Hugo zachorował - powiedział nagle z wyrzutem Peder. -
Wcześniej Eleonore wpadała tu niemal codziennie. Przynajmniej, kiedy Kristian tu był.
Hugo Ringstad roześmiał się.
- Z jego powodu tu przychodziła? Ciekawe. Jaka jest ta młoda Amerykanka? Miła?
Peder pokręcił głową przecząco.
- Jest dziwna... i sepleni.
- Co ty opowiadasz? - zaprotestowała Elise, patrząc na niego zdziwiona. - Jak rozmawia ze
mną, to sepleni! - upierał się chłopiec.
- Jak minęła podróż? - spytał Johan, próbując zmienić temat.
Pan Ringstad zaczął opowiadać o swoim aż nazbyt rozmownym towarzyszu podróży. Elise
zauważyła, że słowem nie wspomniał ani o Signe, ani o swojej żonie. Nie mówił też nic o
gospodarstwie.
Nagle znów odezwał się Peder.
- Sebastian wciąż u was mieszka?
- Tak, on i jego młodszy brat, i Signe, i Sjur Bergeseth.
- Sjur to ten leń, którego nie lubisz?
- Ależ Peder! - krzyknęła Elise i spojrzała na niego karcąco.
- Co ty mówisz?
- Sama tak kiedyś mówiłaś do Johana. Powiedziałaś wtedy, że bardzo ci żal pana Ringstada.
- Dziadka. On jest dziadkiem, nie panem - wytrąciła Dagny.
- Skąd wiesz? Ty nie jesteś naszą rodziną - żachnął się znów Peder.
- Jeśli jest dziadkiem Hugo, to jest też i twoim dziadkiem, głupku!
- Nieprawda! Zapomniałaś, że Elise nie jest moją mamą? Nagle Dagny się zmieszała,
zaczerwieniła się i spuściła wzrok.
Dorośli siedzieli i najwyraźniej przysłuchiwali się dyskusji dzieci. Pan Ringstad roześmiał
się.
- Ależ nic się nie stało, wszystko jest w porządku. Masz rację, Dagny: nie jestem panem
Ringstadem, tylko po prostu dziadkiem. Dla ciebie też, Peder - dodał wzruszonym głosem.
- Wiesz chyba, że zawsze miałem do ciebie słabość. Kiedy byłeś mały, mówiłeś różne
zabawne rzeczy i zawsze potrafiłeś mnie rozśmieszyć. To nie ma znaczenia, że nie jesteście
rodzeństwem, wszystkich was bardzo lubię.
- Mnie też? - rozległ się niepewny głosik Dagny.
- Ciebie też, Dagny. Też możesz mówić do mnie dziadku.
Pogoda się poprawiła, rozpogodziło się, więc kiedy skończyli jeść, Elise zaproponowała,
żeby Dagny i Peder zabrali Jensine i Elvirę na krótki spacer. Niedługo zrobi się ciemno, a dzieci
cały dzień były w domu.
Elise zauważyła, że Pederowi poprawił się nieco humor. Bez oporu zgodził się zabrać
maluchy na spacer.
Jak tylko drzwi za dziećmi się zamknęły, Elise natychmiast zwróciła się do swojego byłego
teścia.
- Jak wygląda sytuacja w Ringstad? Rozumiem, że Signe nadal tam mieszka?
Starszy pan westchnął głęboko.
- Niestety tak. Ten krzyż przyjdzie mi chyba dźwigać do końca życia. Jej rodzice są zbyt
słabego zdrowia, żeby przyjąć dzieci pod swój dach. Tak przynajmniej twierdzą, chociaż mam
wrażenie, że to jedynie wymówka. Pewnie chcą w ten sposób zabezpieczyć się przed powrotem
Signe. Wolą, żeby już na zawsze została w Ringstad.
Znów westchnął i zamilkł na chwilę.
- U rodziny Bergeseth też nie mogą mieszkać. Signe twierdzi, że nie wytrzymałaby tam
nawet jednego dnia. Podejrzewam, że stary Bergeseth specjalnie uprzykrza im życie, kiedy przyjeż-
dżają w odwiedziny, żeby nie przyszło im do głowy, sprowadzić się tam. Sjur to leń, nie chce mu
się pracować. Na rolnika się nie nadaje. Zresztą dokądkolwiek by poszedł, szybko by go stamtąd
wyrzucono. Nikt nie będzie trzymał pracownika, któremu nie chce się pracować.
- Ale przecież pan też może im wymówić mieszkanie - przerwał mu Johan.
- Wtedy Signe porzuci Sebastiana. Codziennie przypomina mi, że to syn Emanuela -
powiedział, patrząc przepraszająco na Elise.
Ze stryszku doszedł ich płacz dziecka. Pan Ringstad wstał z kanapy.
- Pójdę na górę, do Hugo. W końcu to przede wszystkim z jego powodu tu jestem. Ulrikke i
Kristiana odwiedzę jutro. Zanocuję u Oscara i Betzy Carlsenów. Uprzedziłem ich, że przyjeżdżam.
Elise zaczęła sprzątać ze stołu. Myślała o Hildzie i Karolinie. Zastanawiała się, czy pan
Ringstad dowie się, co się wydarzyło.
W końcu zamierzał spędzić u Carlsenów kilka dni. Zrobiło jej się wstyd. Że też ten człowiek
był dla nich wszystkich taki miły, mimo że znał losy jej beznadziejnej rodziny!
Ledwie pan Ringstad zdążył zapukać do nich następnego dnia, a już po chwili zjawiła się
pani Jonsen. Po raz pierwszy od czasu choroby Hugo.
- Słyszałam, że wczoraj zajechał tu jakiś powóz, więc pomyślałam, że pewnie Hugo już
czuje się lepiej.
Elise nie była zadowolona z jej wizyty, szczególnie teraz, kiedy był tu pan Ringstad.
- Kilka najbliższych tygodni spędzi jeszcze w łóżku. Może jednak przyjdziesz za jakiś czas?
Pani Jonsen żachnęła się.
- Nie boję się choroby. Całe życie mieszkam nad rzeką, przyzwyczaiłam się.
Kobieta zostawiła kapelusz i palto na wieszaku w przedpokoju i wmaszerowała do środka.
Pan Ringstad był na górze, u Hugo. Kobieta zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać.
- Mam wrażenie, że słyszę jakiś męski głos. Masz gościa?
- Pan Ringstad przyjechał odwiedzić Hugo.
- Skoro taki pan nie boi się zarazić, to ja miałabym się bać? - powiedziała pani Jonsen
niemal obrażona i usiadła przy stole. - Dostanę filiżankę kawy? - spytała niezrażona. - Umrę, jeśli
nie wypiję dużej filiżanki.
Elise nastawiła kawę i zaczęła się zastanawiać, dlaczego właściwie zawsze spełnia
wszystkie życzenia kobiety. To prawda, że kiedy mieszkali na Hammergaten, pani Jonsen bardzo
im pomagała, ale przecież powinna chyba zrozumieć, że jej wizyty nie zawsze są w porę. Spojrzała
na gościa i zauważyła, że pani Jonsen uśmiecha się tajemniczo.
- Nie zgadniesz, z jaką nowinką przychodzę. Bo widzisz, ja też ostatnio miałam gościa.
W natłoku zdarzeń Elise zupełnie zapomniała o starszym panu Diriksie. Spojrzała na nią
pytająco, kobieta skinęła głowa.
- Możesz mi wierzyć albo nie, ale on mnie odwiedził. Nie, żeby dowiedzieć się czegoś o
roślinkach doniczkowych, tylko żeby porozmawiać chwilę z kimś miłym. Tak powiedział.
- Pan Diriks? Był u ciebie?
- Czemu tak się dziwisz?
- Zawsze myślałam, że jest bardzo nieśmiały. Nie sądziłam, że się zdobędzie na taki krok.
- Że będzie się wstydził?
- Tak sądziłam.
- Błędnie, bo on wcale nie jest nieśmiały. Tylko bardzo dużo mówił o tobie. Prawie
poczułam się zazdrosna. Uważa, że jesteś wspaniałą kobietą.
Elise uśmiechnęła się zawstydzona.
- Co ty opowiadasz!
- To prawda. Nie mam pojęcia, jak ty to robisz? Przyciągasz do siebie eleganckich panów.
Pierwszym był Ringstad, twój mąż, potem ten elegancki młodzieniec, który mieszkał u was na
Hammergaten, a teraz Diriks.
- Przecież on przyszedł do ciebie, nie do mnie! Pani Jonsen wzruszyła ramionami.
- Tak do końca to nadal nie wiem, dlaczego mnie odwiedził. Odniosłam wrażenie, że coś go
trapi. Był smutny.
Elise się nie odezwała. Zastanawiała się, czy udało jej się poprawić nieco nastrój panu
Diriksowi, czy też nadal toczył swoją walkę z mrocznymi myślami.
14
Elise spojrzała na wiszący na ścianie zegar z kukułką. Zdziwiła się, że pan Ringstad się
spóźnia. Poprzedniego dnia przyszedł zaraz po śniadaniu, a teraz dochodziła już dwunasta. Może
jednak zdecydował się odwiedzić wuja Kristiana i ciotkę Ulrikke? Ale wczoraj wieczorem nic o
tym nie mówił. Wręcz przeciwnie, podkreślał, że tym razem Hugo jest dla niego najważniejszy.
Reszta rodziny musi poczekać.
Johan poszedł do kuźni. Postanowił podjąć ostatnią próbę ratowania posągu, nad którym
pracował już od dłuższego czasu i ciągle był niezadowolony. Hugo leżał w łóżku. Okropnie się nu-
dził i ciągle czegoś chciał. Tęsknił za rodzeństwem, ale na wspólną zabawę było jeszcze za
wcześnie. Jensine zajmowała się małą Elvirą, a Elise łatała spodnie Pedera i Everta. Parafinowa
lampka nie dawała dużo światła, musiała wytężać wzrok.
- Musisz trochę poczekać, dziadek na pewno zaraz przyjdzie! - zawołała do synka, który
znów zaczął się niecierpliwić.
- Dlaczego Jensine nie może do mnie przyjść? - spytał chłopiec naburmuszony.
- Dobrze wiesz dlaczego. Musisz wyzdrowieć. Jensine jest mała, nie rozumie, że nie wolno
jej się do ciebie za bardzo zbliżać.
- Ale ja będę uważał - zapewnił Hugo.
W tym momencie Elise usłyszała kroki na zewnątrz.
- Idzie dziadek. Na pewno opowie ci jakąś bajkę.
Hugo nareszcie ucichł.
Elise wstała i ruszyła w stronę drzwi, powitać starszego pana. Uśmiechnęła się, ale kiedy go
zobaczyła, uśmiech zamarł jej na wargach. Od razu zauważyła, że coś musiało się wydarzyć.
Starszy pan podszedł do niej.
- Przepraszam za spóźnienie, ale wydarzyło się coś strasznego. Elise patrzyła na niego i
poczuła ból żołądka. Nie była w stanie nic powiedzieć.
- Chodzi o twoją siostrę, to znaczy o jej najstarszego synka, Isaka. Zmarł dzisiaj rano.
Elise oparła się o framugę drzwi.
- Isak? Nie żyje?
Pan Ringstad pokiwał głową.
- Jedna z służących przybiegła do nas rano. Oscar pojechał zająć się panem Paulsenem.
Twoja siostra dostała histerii, niania zanosiła się płaczem, wszyscy byli w szoku. Stali bezradni, nie
bardzo wiedząc, co robić.
- Ale jak to możliwe, dlaczego...
- Wszyscy sądzili, że chłopiec zdrowieje. Gorączka spadła, zaczął już nawet trochę jeść i
nagle pojawiła się krew w kale.
Trzecia faza choroby, pomyślała Elise i przeszedł ją dreszcz. Różne myśli kłębiły się w jej
głowie. To Hilda musiała zarazić synka. Zarazki były pewnie na chusteczce, którą wytarła buzię
Hugo. Hilda nigdy nie przejmowała się zbytnio przestrzeganiem zasad higieny. Żartowała sobie z
Elise, twierdziła wręcz, że im więcej zarazków ma w sobie człowiek, tym staje się silniejszy. Biorąc
pod uwagę, że Elise ciągle sprzątała i szorowała podłogi, to wszyscy w jej rodzinie powinni być
chorowici. Przynajmniej według Hildy.
Pan Ringstad pogładził ją po policzku.
- Strasznie mi was wszystkich żal. Wiem, że jesteś bardzo związana z siostrą, i wiem też, jak
bardzo Paulsen był dumny ze swoich chłopców. Pocieszam się tylko, że Hilda jest młoda i na
pewno będzie jeszcze miała dzieci. Wiek mężczyzny w tym przypadku nie ma znaczenia.
- To moja wina - wyszeptała Elise. - Hilda była u nas w dniu, kiedy Hugo zachorował. Nie
powinnam była pozwolić jej wchodzić na górę.
- Nie można się chyba zrazić przez drugą osobę?
- Doktor twierdzi, że tak. Można być nosicielem, nie będąc samemu chorym. Hilda wytarła
usta Hugo chusteczką i pocałowała go w czółko na pożegnanie.
- Jest dorosła, może tylko winić siebie.
Elise nie odpowiedziała, była jednak pewna, że Hilda będzie miała do niej pretensje.
- Jak się czuje Ole Gabriel? Ostatnio znów miał atak. Doktor twierdzi, że to serce.
- Wiem tylko, że Oscar natychmiast się do niego udał. Betzy miała do niego dołączyć. Ja
natomiast niewiele mogłem im pomóc. Właściwie się nie znamy, spotkaliśmy się kilka razy, to
wszystko. Ostatnio chyba na chrzcinach Elviry. Kiedy się dowiedziałem, że twoja siostra jest w
szoku, uznałem, że na pewno nie będzie miała siły, żeby że mną rozmawiać. Teraz na pewno bar-
dziej potrzebuje ciebie.
- To prawda, powinnam do niej pojechać.
- Jedź. Zostanę z dziećmi. Zresztą zaraz pewnie przyjdzie Dagny.
Elise ubrała się szybko, włożyła palto i kapelusz.
- Na pewno poradzi pan sobie z całą trójką? Starszy pan skinął głową.
- Nie zapominaj, że jestem chłopem. Przywykłem do zajmowania się i ludźmi, i
zwierzętami.
Całą drogę na wzgórza Aker Elise płakała. To okrutne, że Isaka nie było już wśród nich.
Pamiętała nieszczęsną niedzielę, kiedy chłopiec, Braciszek, jak go nazywali, został ochrzczony w
starym kościele w Aker. Do ołtarza niosła go nie Hilda, tylko młodszy pan Paulsen i jego żona.
Oficjalnie to oni byli jego rodzicami. Pamiętała też radość, kiedy Hilda odzyskała swoje dziecko, i
jak ładnie Hugo i Isak potrafili się bawić.
Ostatnio zbyt rzadko się widywali. Hilda na ogół zostawiała dziecko z opiekunkami. Nawet
kiedy przychodziła do nich w odwiedziny, nie zabierała go ze sobą. W tej sytuacji może to i lepiej,
bo chłopcy nie przeżyją tak bardzo jego śmierci.
Coraz bardziej się martwiła. Jeśli Hilda wpadła w histerię, to jej widok może jedynie
pogorszyć sprawę. Hilda była impulsywna i bardzo wrażliwa, ale jednocześnie też zamknięta w
sobie, niechętnie dzieliła się swoimi uczuciami, czy to radością, czy smutkiem.
Przed wejściem do domu stał powóz, zapewne doktora. Elise znów poczuła gulę w żołądku.
Chwilę potrwało, zanim ktoś jej otworzył. Służąca miała oczy czerwone od płaczu, przy
ustach trzymała chusteczkę. Poznała Elise i bez słowa zaprowadziła ją do środka.
W domu panowała grobowa cisza, tylko od czasu do czasu gdzieś w głębi rozlegał się
szloch. Dziewczyna bez słowa wzięła jej palto i kapelusz. Cisza była przytłaczająca. Zaprowadzono
ją do pokoju Hildy, dziewczyna zapukała, a Elise wstrzymała oddech.
Hilda leżała na łóżku z twarzą w poduszce. Jej ciałem wstrząsał szloch. Usłyszała, że drzwi
się otwierają, ale nawet nie odwróciła głowy. Dziewczyna zostawiła je i bezszelestnie wyszła z
pokoju.
Elise usiadła na brzegu łóżka i zaczęła gładzić Hildę po włosach, które rozsypały się w
nieładzie. Była zdziwiona, że siostra jest sama. Pan Ringstad mówił, że jest w strasznym stanie,
ktoś powinien przy niej być. A może doktor dał jej coś na uspokojenie?
Spodziewała się, że Hilda zaraz wybuchnie, zacznie krzyczeć, oskarżać ją, że pozwoliła jej
dotykać Hugo, wiedząc, że jest chory. Ale nic takiego nie nastąpiło. Hilda leżała nieruchomo i tylko
od czasu do czasu wstrząsał nią szloch.
Elise nadal gładziła ją po włosach, milczała. Powróciła do wspomnień. Przypomniała sobie
piękny letni dzień, kiedy umarła Jensine, maleńka, chorowita córeczka Hildy. Mieszkali wtedy w
dawnym mieszkaniu, było lato, upalna niedziela. Hilda i ona siedziały na ławeczce przed domem i
cieszyły się słońcem, kiedy nagle z otwartego okna dobiegł ich płacz dziecka i Hilda natychmiast
pobiegła do domu. Elise została, bo w tym samym momencie zjawiła się Anna z Torkildem.
Dopiero kiedy poszli, weszła do środka i zobaczyła, że Hilda siedzi na materacu na kamiennej
podłodze, trzyma w ręku swoje małe dziecko i śpiewa smutną piosenkę o małej dziewczynce, która
zachorowała i umarła.
Tego dnia Jensine odeszła od nich. Hilda była blada, ale nie płakała, przeciwnie,
zachowywała się niezwykle spokojnie. Elise pamiętała, że powiedziała wtedy, że wszystko wydaje
się jej tak nierzeczywiste, jakby było złym snem. Następnej nocy Hilda twierdziła, że słyszy płacz
córeczki. Poszła do kuchni, zapaliła światło i całą noc nasłuchiwała. Twierdziła, że wyraźnie ją
słyszy. Elise się wzdrygnęła.
Od tamtego czasu Hilda bardzo się zmieniła. Czy pieniądze, które teraz miała, uczyniły ją
szczęśliwszą? Bardzo troskliwie opiekowała się córeczką, śpiewała jej, okazywała miłość, podczas
gdy jej synkowie, Isak i mały Gabriel, rzadko ją widywali, przynajmniej w ostatnim roku.
W końcu Hilda odwróciła głowę.
- To nie moja wina, Elise - powiedziała zduszonym głosem. Elise się zdziwiła. Spodziewała
się, że siostra zacznie oskarżać ją.
- Oczywiście, że to nie twoja wina, Hildo - zapewniła ją pospiesznie. - To mogło się
przydarzyć każdemu, bo wszędzie są zarazki: cholery, gruźlicy, tyfusu, odry. Można się zarazić w
mleczarni za rogiem i w eleganckim sklepie na głównej ulicy. Zarazki mógł przynieść służący, ale
równie dobrze i Ole Gabriel z tkalni.
- Te pochodziły od Hugo. Doktor powiedział, że nosicielem może być osoba, która sama nie
jest chora.
Elise pokiwała głową.
- Nie powinnam była cię do niego wpuścić, ale wtedy nie wiedziałam jeszcze, co mu jest.
- To ja byłam głupia. Po powrocie do domu nie wymyłam rąk, a nawet wytarłam Isakowi
nosek chusteczką, którą wcześniej wycierałam usta Hugo.
Rozpłakała się i znów ukryła twarz w poduszce.
- Tylko nie mów nic Ole Gabrielowi. Zabije mnie!
Elise się nie odezwała. Siedziała i cierpliwie czekała, aż siostra się uspokoi.
- Jak Ole Gabriel się czuje? - odezwała się w końcu. - Mam nadzieję, że nie dostał kolejnego
ataku?
- Nie miałam odwagi do niego iść. Służące powiedziały mu, że jestem chora z rozpaczy, ale
ja się boję. Co zrobię, jeśli każe mi iść precz? Z czego będę żyła? Nie chcę wracać do fabryki!
Elise poczuła ciężar w piersi. Hilda nie rozpaczała nad Isakiem, tylko nad sobą!
Zaczęła się zastanawiać, jak wyglądały ostatnie dni dziecka. Czy płakał i wołał mamę, a ona
nie przychodziła? Czy niania próbowała go pocieszać? Czy znalazł ukojenie w objęciach obcej
kobiety zamiast w ramionach matki?
- Chcesz, żebym poszła do twojego męża? Hilda pokiwała głową.
- A mogłabyś? Powiedz, że nadal rozpaczam. Że nie jestem w stanie wstać z łóżka. Przekaż
mu to.
Elise wstała.
- Zaraz do ciebie wrócę - powiedziała tylko.
Znalazła Ole Gabriela w salonie. Służąca powiedziała jej, że zapowiedział się pan Carlsen i
bratanek, młody pan Paulsen. Elise domyśliła się, że nie powinna zostawać zbyt długo.
Ole Gabriel siedział na jednym z obitych pluszem foteli i patrzył przed siebie. W jego
wzroku była pustka. Nie zareagował, kiedy weszła.
- Tak mi przykro. Bardzo ci współczuję - odezwała się Elise. Mężczyzna nie odpowiedział,
nawet nie skinął głową, nie pozdrowił jej.
- Byłam u Hildy. Jest niepocieszona. Mężczyzna nadal milczał.
- Jest cała zapłakana, ma zapuchniętą twarz, nie jest wstanie wstać z łóżka.
Nagle mężczyzna odwrócił głowę i spojrzał na nią.
- Czemu płacze? - spytał.
Elise zmieszała się. Czyżby Ole Gabriel oszalał? Zapomniał, że Isak umarł?
- Wiesz, czemu tak rozpacza? - powtórzył.
- Prosiła przekazać, że bardzo cierpi - powiedziała Elise.
- Oczywiście, rozumiem.
Elise nie wiedziała, co myśleć. W głosie Ole Gabriela była złość.
- Widzę, że jesteś zdezorientowana, Elise. Ja nie oszalałem, jeśli tego się obawiasz. Nie
zapomniałem, co tu się rano wydarzyło. Tylko nie wiem, co gorsze: ból po stracie syna, czy żal, jaki
czuję do mojej żony.
Mężczyzna zamilkł na chwilę. Wskazał ręką na krzesło.
- Usiądź, proszę. Zostań ze mną chwilę. Elise usiadła na krawędzi krzesła.
- Znasz swoją siostrę. Zawsze wszystkiego było jej mało. Najpierw chciała mieć pieniądze.
Chciała mnie, bo ja mogłem jej je dać. W końcu miała już wszystko, o czym marzyła: piękne
mieszkanie, służbę, powóz, a potem i automobil. I nagle przestało ją to cieszyć. Zaczęła się
rozglądać za kimś innym. Jej wzrok padł na pewnego młodzieńca, przystojnego, obytego w
towarzystwie i bardzo pożądanego przez córki majętnych rodów.
Ole Gabriel zamilkł na chwilę, jego wzrok znów był pusty.
- Siedzę tu i rozmyślam o tym wszystkim. Może wyda ci się to dziwne, bo przecież na
górze, w pokoju dziecinnym leży ciało mojego synka, bez życia. Pewnie już go ubrano, włożono
kwiatki w jego małe dłonie, a w pokoju rozstawiono i zapalono świece. A ja, zamiast nad nim
rozpaczać, siedzę tu i rozmyślam o swojej żonie. Hilda zawsze była ambitna, zawsze chciała
pokazać, że osiągnie to, co innym się nie udawało. Może ma to coś wspólnego z jej tragicznym
dzieciństwem, nie wiem. Zapewne słyszałaś o Zygmuncie Freudzie, tym austriackim psychologu.
Kilka lat temu wydał książkę o histerii i seksualności, wzbudzając tym oczywiście ogromne
poruszenie i oburzenie. Podobno ma wielki wpływ na współczesne życie duchowe i na literaturę.
Powinno cię to zainteresować.
Elise nie bardzo rozumiała, co to ma wspólnego z Hildą, a tym bardziej z Isakiem. Czyżby
chodziło mu o to, że Hilda czuła niezwykle silne pożądanie i to pchnęło ją do zdrady? Ale co
wspólnego z tym miało jej dzieciństwo? Uznała w końcu, że zarówno jej siostra jak i Ole Gabriel
bardzo dziwnie okazywali ból po stracie dziecka. Jakby żadne z nich nie rozumiało, że Isak nie
żyje. Oboje zdawali się zajęci innymi sprawami.
Rozległo się pukanie do drzwi, weszła służąca i powiedziała, że przyszedł młodszy pan
Paulsen z żoną.
Elise wstała i ruszyła do drzwi. Myślała, że Ole Gabriel zaprotestuje, ale nie zrobił tego.
Przywitała się uprzejmie z bratankiem i jego drugą żoną. Oboje byli poważni, nikt się nie
odezwał. Elise zaczęła się zastanawiać, czy młody pan Paulsen tęsknił czasem za Isakiem i czy
teraz go żałował. Spojrzała na jego twarz, ale nie potrafiła z niej nic wyczytać.
Służąca spytała, czy Elise chce iść na górę do pokoju dziecięcego i zobaczyć Isaka.
- Pani prosiła, żeby każdego do niego zaprowadzić, żeby każdy mógł zobaczyć, jaki był
śliczny - wyjaśniła, a po policzkach znów popłynęły jej łzy. Wytarła je rąbkiem fartucha.
Kiedy Elise zobaczyła chłopca, miała wrażenie, że serce zaraz przestanie jej bić. Leżał
blady, nieruchomy, z zamkniętymi oczkami, ubrany na biało, w drobnych dłoniach trzymał jaskra-
wo czerwony kwiat.
To mógł być Hugo, pomyślała Elise i zagryzła wargi. Delikatnie przeciągnęła dłonią po
cienkich włoskach chłopca.
- Żegnaj, maleńki. Dziękuję za wszystko, co nam dałeś. Za wszystkie chwile szczęścia, za
twój radosny uśmiech. Będzie nam ciebie brakowało.
Stała jeszcze chwilę, wpatrując się w zastygłą twarz dziecka, jakby chciała wyryć ją w
pamięci i zachować na zawsze. Potem wyszła z pokoju.
Kiedy ubierała się w przedpokoju, z pokoju Hildy wyszła ubrana na biało pielęgniarka.
Podeszła do niej.
- Pani Thoresen? Pani siostra panią prosi.
Elise uznała, że powinna spełnić jej życzenie, chociaż właściwie spieszyło jej się do domu.
Weszła do pokoju, Hilda siedziała na łóżku, przed nią stała taca.
- Rano nie byłam w stanie nic zjeść - zaczęła się tłumaczyć lekko zawstydzona.
Elise zerknęła na tacę: jajko na miękko, kromka chleba z wędliną, świeża bułeczka z
dżemem i kawa ze śmietanką. Poczuła, że leci jej ślinka.
- Co powiedział Ole Gabriel? - dopytywała się siostra.
- Zastanawiał się, dlaczego jesteś taka, jaka jesteś. Hilda spojrzała na nią zdziwiona.
- Dlaczego tak rozpaczam?
- Nie, dlaczego zawsze jesteś niezadowolona i dlaczego zawsze chcesz czegoś więcej.
- Nad tym się zastanawiał w taki dzień? - spytała Hilda ostro.
Elise skinęła głową.
- Nie był sobą. Na początku pomyślałam, że może doznał szoku, może to wszystko okazało
się dla niego zbyt dużym obciążeniem.
- Zachowywał się nienormalnie?
- Nie, to był tylko moment, potem już brzmiał bardzo rozsądnie.
- Nie powiedziałaś mu chyba, jak to było z tą chusteczką?
- Oczywiście że nie. Co się stało, już się nie odstanie. Nic nam nie zwróci Isaka.
- Byłaś u niego?
Elise zauważyła, że głos Hildy nieco zadrżał. Może jednak nie była tak nieczuła, jak mogło
się wydawać.
- Byłam - potwierdziła Elise. - I nigdy nie zapomnę jego widoku.
- Ładnie wygląda? - dopytywała się Hilda, a łzy leciały jej po policzkach.
Odsunęła od siebie tacę, najwyraźniej nie miała jednak apetytu.
- Wyglądał jak mały aniołek, cały ubrany na biało. Teraz jest już u Pana Boga.
Hilda przytaknęła, ukryła twarz w poduszce i rozpłakała się.
- Proszę, idź już. Chcę zostać sama.
Elise ostrożnie otworzyła drzwi i wyszła z pokoju.
15
Elise cały czas porównywała pogrzeb Isaka z pogrzebem maleńkiej Jensine. Dziewczynka
została pochowana na cmentarzu Północnym. Było lato i tłum ludzi, wielu przyniosło polne kwiaty.
Elise pamiętała, że było też dużo dzieci. Przyszli koledzy szkolni Pedera, który bardzo rozpaczał po
śmierci siostrzyczki. Johan, który wtedy był mężem Agnes, nie przyszedł na pogrzeb, nie było też
Ole Gabriela, który wówczas nie był jeszcze związany z Hildą. Elise pamiętała, że siostra dziwiła
się, dlaczego dzieci, mieszkające na wschodnim brzegu rzeki, umierają znacznie częściej niż inne.
Wytłumaczyła jej wtedy, że jedną z przyczyn jest brud i nieprzestrzeganie zasad higieny,
przeludnione mieszkania, źle wyżywienie i przemęczone matki, które nie miały czasu zajmować się
swoimi licznymi dziećmi.
Pogrzeb Isaka odbywał się w starym kościele w Aker. Przyszło bardzo dużo ludzi, nie tylko
starszych kobiet w chustach i umorusanych dzieci, ale też dużo eleganckich dam w futrach i
kapeluszach i równie eleganckich mężczyzn. Przyszli przyjaciele i znajomi, sąsiedzi i rodzina. Ole
Gabriel cieszył się powszechnym poważaniem zarówno pracowników fabryki jak i znajomych.
Trumna była biała, z pozłacanymi uchwytami. Hilda powiedziała, że zamówili już nagrobek
z białym aniołkiem i dużymi skrzydłami u znanego rzeźbiarza.
Elise od razu pomyślała o Johanie i poczuła się dotknięta, ale nie odezwała się.
Hilda spodziewała się, że na stypę przyjdzie co najmniej sześćdziesiąt, może nawet
siedemdziesiąt osób. Od kilku dni służba pracowała bez chwili wytchnienia. Szykowano wykwintne
dania, do tego odpowiednie wina, no i cygara i koniak. Elise przypomniała sobie, co niedawno
mówił jej Johan o kłopotach pieniężnych Ole Gabriela.
Kiedy Peder i Evert dowiedzieli się o śmierci Isaka, przestraszyli się. Następnego dnia bali
się nawet zaglądać do Hugo, mimo że ostatnio bywali tam codziennie. W nocy długo nie mogli
zasnąć. Elise zabroniła im rozmawiać o śmierci Isaka z Hugo i z Jensine. Mieli też nic nie mówić
ani Dagny, ani swoim kolegom. Elise bała się paniki, poza tym o śmierci nie należało głośno
mówić.
Hilda i Ole Gabriel siedzieli nieruchomo w kościelnej ławce, ich kamienne twarze były
blade, bez wyrazu. Żadne z nich nie patrzyło na trumnę, jakby się jej bali. Kiedy wynoszono ją z
kościoła, spuścili głowy.
Peder był oburzony faktem, że w domu Hildy i jej męża miało się odbyć duże przyjęcie.
Sami nie zostali zaproszeni. Elise tłumaczyła im, że dzieci nie bywają na takich uroczystościach,
zwykle nie są też obecni w kościele, ale w tym przypadku Hilda zrobiła wyjątek.
- To nie tak powinno być - oburzył się Peder. - Na miejscu Isaka czułbym się obrażony.
Dlaczego na pogrzeb przyszli dorośli, którzy przecież ledwie go znali. Widziałam, jak jakaś pani
ocierała łzy chusteczką, ale ona nie opłakiwała jego.
- Może kiedyś sama też straciła dziecko - wtrąciła Elise.
- Nie, takie panie po prostu zawsze płaczą - stwierdził stanowczo Peder.
Po nabożeństwie wszyscy ruszyli na cmentarz. Orszak, niczym długi, czarny wąż wił się, aż
dotarł do grobu rodzinnego, w którym pochowani byli rodzice Ole Gabriela, niemal tuż obok I
grobu słynnego pisarza, Henryka Ibsena.
Elise pomyślała, że Jensine leżała w maleńkim, niemal przez wszystkich zapomnianym
grobie na cmentarzu Północnym, jakże innym od wspaniałego rodzinnego grobowca, w który miał
spocząć jej brat. Różnica między biednymi a bogatymi trwa nawet po śmierci. I także w tym
przypadku rzeka była granicą, cmentarz Północny leżał bowiem po drugiej stronie Aker.
Gdy wybrzmiał ostatni psalm, ludzie powoli zaczęli się rozchodzić. Był chłodny
listopadowy dzień. Elise zerknęła na Kristiana, który stał obok Pedera. Był poważny, może myślał,
że podobny los mógł spotkać jego syna? Ostatnio bardzo wydoroślał, zmienił się. Można było
pomyśleć, że to ojciec i syn stoją obok siebie, a nie bracia, między którymi jest zaledwie rok
różnicy. Peder był niski i drobny, Kristian wysoki i rosły, posturę odziedziczył po rodzinie ojca, a
dokładnie po dziadku. Elise wzdrygnęła się. Natomiast Peder był podobny do swojej matki i jej
rodziny.
Pan Wang-Olafsen napisał jej w liście, że Kristian był najlepszym uczniem w szkole.
Podejrzewał, że chłopak sam jej tego nie powie. Wieczorami zajmował się swoim synkiem, bawił
się z nim i grał mu na flecie, który pan Wang-Olafsen znalazł wśród rzeczy Carla Wilhelma.
Elise podeszła do chłopców.
Kristian skinął jej poważnie głową.
- Wrócę do domu razem z Pederem i Evertem. Pomyślałam, że może będą chcieli
porozmawiać.
Elise podziękowała wzruszona jego troską.
- Odwiedź nas kiedyś z Halfdanem. Dawno u nas nie byliście. Hugo już na pewno nie
zaraża.
Kristian pokiwał głową. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili
najwyraźniej zmienił zdanie.
- Chciałeś o coś spytać? - próbowała zachęcić go Elise.
- Tuż przed wejściem do kościoła rozmawiałem z Johanem.
Spytałem, jak mu idzie praca, ale nic nie odpowiedział. Coś się stało?
- Ostatnio prawie nic nie sprzedaje, czasy są ciężkie. Żyjemy w małym kraju, gdzie ludzie,
którzy mają pieniądze na sztukę, nagli stali się ostrożni.
- W ogóle nic nie sprzedaje?
- Od pewnego czasu nie.
- A jak twoje książki? Rozumiem, że to ty teraz zarabiasz na życie?
- Nie narzekam. Nie martwię się na zapas. Tuż po artykule w gazecie sprzedaż moich
książek wzrosła, ale teraz wszystko wróciło do normy. Jak sprzedaje się moja ostatnia książka, tego
jeszcze nie wiem.
Kristian sprawiał wrażenie zatroskanego.
- Co zrobi Johan, jeśli sprzedaż nie ruszy?
- Będzie musiał pójść do jakiejś pracy.
- Do fabryki?
- Nie wiem. Staramy się o tym nie rozmawiać.
Szli kawałek w milczeniu. Po chwili Elise pożegnała się chłopcami.
- Życzę ci powodzenia, Kristianie. Cieszę się, że pan Wang-Olafsen dba i o ciebie, i o
Halfdana. Okazał się prawdziwym dobrodziejem.
Kristian uśmiechnął się i pokiwał głową. Szybko odwrócił się poszedł za Pederem i
Evertem. Elise stała i patrzyła za nimi. Najchętniej wróciłaby razem z nimi do domu.
Nagle dostrzegła obok siebie Annę i Torkilda. Anna siedziała na wózku. Elise podeszła
bliżej.
- Rozumiem, że wybieracie się do Hildy? Anna pokręciła głową przecząco.
- Nie mam siły, Elise. Pozdrów ode mnie Hildę i przekaż jej wyrazy współczucia.
Po policzkach Anny poleciały łzy.
- Ja bym czegoś takiego nie przeżyła - powiedziała cicho.
Elise ruszyła dalej w towarzystwie Johana, pana Ringstada, ciotki Ulrikke i wuja Kristiana.
Pan Ringstad odwiedził ich kilka dni temu i był zachwycony. Powiedział nawet, że sam chętnie za-
mieszkałby w tak pięknie urządzonym domu. Zauważył, że ciotka Ulrikke bardzo się zmieniła, stała
się jakby bardziej wyrozumiała, łagodniejsza i radośniejsza niż ją pamiętał z dawnych czasów.
Kristian Løvlien był natomiast sympatyczny i rozsądny. Dużo rozmawiali o Signe i o całej tej
kłopotliwej sytuacji. Ciotka nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Hugo Ringstad pozwala jej u siebie
mieszkać, i to nie tylko jej, ale i jej leniwemu mężowi, i jeszcze ich dziecku, z którym przecież nie
wiązały go żadne więzy.
Teraz jednak wszyscy szli w milczeniu. Długi żałobny orszak na czarno ubranych ludzi
szedł ulicą do domu, w którym mieszkała Hilda i Ole Gabriel.
Hilda była wyraźnie podniecona obecnością tylu gości. Elise pomyślała, że bynajmniej nie
wygląda na matkę w żałobie. Wiedziała jednak, że ludzie często właśnie tak się zachowują. Jest tyle
spraw do załatwienia, że człowiek na chwilę zapomina o swoim smutku i bólu. Poza tym w
pierwszym momencie śmierć bliskiej osoby wydaje się nam nierzeczywista, musi upłynąć trochę
czasu, zanim smutna prawda w końcu do nas dotrze. Ale czy kiedykolwiek będziemy w stanie się z
nią pogodzić?
Po jakimś czasie przyjdzie ból i żal. I tęsknota. Elise miała nadzieję, że Hilda i Ole Gabriel
będą w stanie przeżywać ją wspólnie, nie każde z osobna. Że nieszczęście zbliży ich do siebie, a nie
odwrotnie.
Zerknęła na swojego szwagra. Nie wyglądał dobrze. Był blady, posiwiał, jego rzadkie włosy
były niemal białe, bardzo schudł. W ogóle zmienił się, chociaż Elise nie potrafiła do końca powie-
dzieć, na czym ta zmiana polegała.
Sześć lat temu namówił Hildę, żeby oddała swoje dziecko jego bratankowi. Ale nie rozstał
się z nią. Elise zastanawiała się, czy teraz nie żałował swojej decyzji. Czy nie żałował, że nie był z
synkiem od samego początku. Zastanawiała się też, jakim właściwie ojcem był dla Isaka Ole
Gabriel.
Kiedy porównywała go z Johanem czy z Torkildem, zawsze widziała różnice. Ole Gabriel
był mało obecny w życiu swojego synka. Witał się z nim rano i całował na dobranoc wieczorem,
chwalił się nim, kiedy przychodzili goście, dawał pieniądze na ubrania i zabawki, ale Elise nie
pamiętała, żeby widziała, jak sadza sobie Isaka na kolanach, czy bawi się nim. To smutne, że
czasem trzeba, by wydarzyła się tragedia, żeby zrozumieć, co w życiu jest najważniejsze. Elise
miała nadzieję, że teraz oboje, Hilda i Ole Gabriel, poświęcą więcej czasu swojemu drugiemu
synkowi.
A może była niesprawiedliwa? Ludzie z wyższych sfer zwykle nie zajmują się dziećmi, od
tego były nianie i opiekunki. Dopiero kiedy dzieci dorastały i można było z nimi rozmawiać,
zaczynały się prawdziwe kontakty.
Do Elise podszedł młody pan Paulsen.
- To bardzo przykre, pani Thoresen. Cały czas myślę, że gdyby moja pierwsza żona żyła, to
Isak nadal byłyby z nami i może nie doszłoby do tragedii.
Elise spojrzała na niego zdziwiona.
- Co pan ma na myśli, panie Paulsen?
- Żona pochodziła z innej warstwy społecznej. Była wykształcona, dużo wiedziała o
chorobach, przestrzegała zasad higieny. Dzieci z mieszczańskich rodzin rzadko chorują na tyfus.
Elise czuła, że się rumieni, serce zaczęło jej bić szybciej.
- Uważa pan, że to wina mojej siostry, że Isak zachorował?
- Może nie bezpośrednio, ale była jego matką, miała z nim codzienny kontakt. Czy jako
dzieci uczyły się panie sprzątać? Czy ktoś paniom uświadomił, jakie to ważne, żeby dom był
czysty?
Elise musiała się powstrzymać, żeby nie powiedzieć mu czegoś obraźliwego.
- Mam wrażenie, panie Paulsen - zaczęła, patrząc mu w oczy - że na moich rękach chlorek
zostawił więcej śladów niż na pańskich.
Mężczyzna roześmiał się, spojrzał na jej zniszczone i popękane dłonie,.
- Rzeczywiście - przyznał. - To dobrze, chociaż myślałem, że pani jako pisarka nie zajmuje
się sama takimi rzeczami. Nie ma pani nikogo do pomocy?
- Nie stać nas na to. Dochody pisarzy są bardzo nieregularne. Pierwsze honoraria dostajemy
dopiero rok po tym, jak książka trafia do sprzedaży.
- Słyszałem, że pani mąż jest rzeźbiarzem. Nie sprzedaje swoich dzieł?
- Owszem, po powrocie z Paryża sprzedał kilka dużych rzeźb.
- Więc chyba stać panią na pomoc? Na ustach Elise pojawił się wymuszony uśmiech.
- Jesteśmy małym krajem, mamy co prawda wielu artystów, ale niewielu ludzi stać za zakup
dzieł sztuki.
Mężczyzna pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Są też ludzie bardzo bogaci. Może należy się postarać o większy rozgłos? Wśród moich
znajomych nikt nie słyszał ani o Elise, ani o Johanie Thoresen.
- Piszę pod moim poprzednim nazwiskiem, Ringstad. Pan Paulsen uniósł brwi.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony.
- Bo pierwsze książki wydałam, kiedy jeszcze żył mój pierwszy mąż.
- O Elise Ringstad też nie słyszałem. I na szczęście, pomyślała Elise w duchu. Głośno zaś
powiedziała:
- Naprawdę? To dziwne. Może ani pan ani pańscy znajomi nie interesują się literaturą?
- Ależ tak. Czytujemy naszych wielkich pisarzy: Ibsena, Wergelanda, Jonasa Lie,
Bjørnsona, Camillę Collett, żeby wymienić tych najważniejszych. Mamy spore biblioteczki.
Ostatnio zaciekawił mnie Kristian Elster. No i czytałem też ostatnią powieść Kiellanda. Autora
interesuje zderzenie starego z nowym, pisze o dwulicowości społeczeństwa, o sytuacji kobiet.
Bardzo interesująco opisuje relacje syna i ojca w mieszczańskiej rodzinie. Nie da się ukryć, że
pokolenia różnią się między sobą.
Elise od razu pomyślała o starszym panu Diriksie i jego synu. Zastanawiała się, czy czytali
tę powieść. Syn zapewne tak.
- A co pani o tym sądzi, pani Thoresen? Czy pani także porusza takie kwestie w swoich
powieściach?
- Owszem, często piszę o dwulicowości. Także o sytuacji kobiet, chociaż pewnie opisuję ją
z nieco innego punktu widzenia. Kobiety, o których ja piszę, pracują, zarabiają na chleb, często
same utrzymują swoje rodziny. Zarabiają co prawda mniej niż mężczyźni, ale są samodzielne i
bardzo odważne. Życie je do tego zmusza.
- Pisze pani o robotnicach? - spytał pan Paulsen, który cały czas uważnie jej słuchał.
- Tak. Wiem, że to dość rzadkie i mało kogo interesuje. Mężczyzna roześmiał się, lekko
zażenowany. Odwrócił głowę, rozejrzał się po salonie.
- Dużo tu osób - powiedział, zmieniając temat. - Ole Gabriel ma wielu przyjaciół.
Elise pokiwała głową.
- Nie sądzę, by wielu z nich zdążyło poznać małego Isaka.
- Był małym dzieckiem.
- Właśnie, był tylko dzieckiem - powiedziała Elise. Zdawała sobie sprawę, że pan Paulsen
zapewne nie zrozumiał sarkazmu w jej głosie. Biedak, pomyślała. Biedni ludzie.
16
Nadszedł dzień powrotu pana Ringstada do domu. Z żalem odprowadzili go do dorożki.
Hugo był niepocieszony. Podczas całego pobytu dziadek przychodził do niego codziennie i
opowiadał mu bajki, a znał ich niezliczoną ilość. Elise też czasem siadała obok i słuchała, jak
opowiadał o leśnych duszkach, które czasem wychodzą z gęstwiny i patrzą na ludzi swoimi
błyszczącymi, żółtymi oczkami. Opowiadał też o nimfach, które przybierały postać pięknych
dziewcząt i kusiły młodych mężczyzn, a oni podążali za nimi w góry, skąd już nie było odwrotu.
Opowiadał o tajemnych mocach, o żyjących pod ziemią stworzeniach, a Hugo zachwycony piszczał
z przerażenia.
Kiedy minęło już niebezpieczeństwo zarażenia, do słuchaczy dołączyła też Jensine. Siadała
w kąciku, cicho jak myszka, bojąc się, że ktoś ją zobaczy i każe jej wyjść. Elvira była jeszcze za
mała, żeby słuchać bajek, najchętniej bawiła się w kuchni.
Kiedy pan Ringstad wyjeżdżał, Elise ubrała synka ciepło i pozwoliła mu wyjść na dwór,
pomachać dziadkowi na pożegnanie. Chłopiec właściwie był już zdrowy, nadal jednak był mizerny
i blady.
- Niedługo znów przyjdę - pocieszał go dziadek. - A latem ty przejedziesz do nas, pomożesz
nam w pracy na polu, a my cię trochę podtuczymy.
- I będę gruby? - spytał Hugo wyraźnie zaniepokojony.
Pan Ringstad się roześmiał.
- Nie gruby, trochę tylko się zaokrąglisz.
- I będę miał duży brzuch jak trolle? Pan Ringstad śmiał się coraz bardziej.
- Tego na pewno nie musisz się obawiać, Hugo! Chłopiec odetchnął z ulgą i spojrzał na
Jensine.
- Słyszałaś? Będziemy mieszkać na wsi i bawić się ze zwierzętami! - zawołał uradowany.
Nagle odwrócił się do Elise.
- Isak też z nami pojedzie? - spytał.
Elise poczuła ukłucie w sercu. Hugo dawno nie wspominał Isaka. Hilda rzadko zabierała go
ze sobą, kiedy przychodziła do nich w odwiedziny. Kiedy Elise szła do niej z wizytą, też nie za-
bierała ze sobą dzieci. Miała wrażenie, że Hugo niemal zapomniał o istnieniu braciszka.
Sytuację uratowała Dagny.
- Dla wszystkich na pewno nie starczy miejsca. Was troje i ja to razem czworo. Dziadek
pewno nie ma tylu łóżek.
Dagny najwyraźniej w ogóle nie potrafiła sobie wyobrazić, jak duże było gospodarstwo
pana Ringstada, nie zrozumiała też, że zaproszenie dotyczyło tylko rodziny.
Elise i starszy pan wymienili spojrzenia. Oboje już wcześniej uznali, że na razie nie
powiedzą Hugo o śmierci Isaka.
- Wrócimy do tego, kiedy zrobi się lato - zakończył dyskusję dziadek.
Wsiadł do dorożki i jeszcze długo machał dzieciom.
17
Hugo Ringstad zajął miejsce na kanapie w przedziale pierwszej klasy. Miał nadzieję, że tym
razem Ludwig Bull nie będzie mu towarzyszył. Liczył, że już dawno wrócił do domu. Chociaż
nawet był ciekaw, jak przebiegło spotkanie między nim a jego dawno niewidzianym bratem. Może
pojechali razem do Flaten, może brat tam na razie zamieszkał?
Do przedziału wszedł jakiś mężczyzna. Usiadł obok niego, ciężko dysząc. Ku swojemu
przerażeniu Ringstad zobaczył, że jest to pan Bergeseth, ojciec Sjura!
- Witam, panie Ringstad! Widzę, że gościł pan w stolicy
- roześmiał się mężczyzna gromko. - Moja synowa z pewnością się ucieszyła. Słyszałem, że
miała jakieś plany. Wiadomo, że kiedy kota nie ma, myszy harcują.
Pan Ringstad już miał mu coś odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Uznał,
że najlepiej zrobi, jeśli nie będzie odpowiadał na zaczepki Bergesetha.
- W tamtą stronę jechałem w przedziale z Ludwigiem Bullem, z Flaten - powiedział,
zmieniając temat. - Też jechał do Kristianii. Miał się spotkać ze swoim bratem, który wracał z
Ameryki.
- Tak, już go nawet poznałem - pokiwał głową Bergeseth.
- Trochę dziwak i strasznie chuderlawy. Nie mam pojęcia, jak on przeżył w tej Ameryce.
Proponowałem Bullowi, żeby dawał mu do picia kobyle mleko. Podobno każdego postawi na nogi.
A ty, jak rozumiem, byłeś u rodziny Emanuela, w Kristianii?
- Tak, u wdowy po nim i ich synka, mojego pierworodnego wnuka i dziedzica.
- Dziedzica? Chyba nie wiesz, co mówisz? - roześmiał się znów Bergeseth. - Signe będzie
pazurami walczyła o swoje. Zobaczysz, co zrobiła, kiedy cię nie było.
Hugo poczuł ciarki na plecach. Wiedział, że Signe jest pazerna i bezwzględna, ale nie
chciał, żeby jej teść zauważył, że się niepokoi. Uśmiechnął się.
- Signe nie ma tu nic do powiedzenia. W księgach kościelnych Hugo jest zapisany jako
pierworodny mojego syna.
- Słyszałem to już wiele razy, ale prawda jest taka, że to bękart. Nawet wiem, kto jest jego
ojcem. Ansgar Mathiesen. Który zresztą sam nie ma dzieci i chętnie wziąłby chłopca do siebie.
- Nie ma mowy! - krzyknął wzburzony Hugo.
- Nie bądź tego taki pewny. Signe dowiedziała się, że ojciec twojej pierwszej synowej miał
w żyłach cygańską krew. Wiedziałeś o tym? To znaczy, że jej dzieci też ją mają. Dziedzic, też mi
coś! Zastanowiłeś się, co ludzie powiedzą? Panem Ringstad miałby zostać cygański bachor? Poza
tym Signe zaczęła rozprowadzać we wsi książkę, Podcięte skrzydła, napisaną przez niejakiego
Eliasa Aasa. Pod tym tajemniczym nazwiskiem kryje się ponoć twoja była synowa. Zresztą wcale
się nie dziwię, bo książka budzi powszechne zgorszenie. Kiedy ludzie się dowiedzą, że to ona jest
jej autorką, nie ma co się u nas pokazywać, ani ona ani jej bachor!
Hugo czuł, jak mocno bije mu serce. Zaczął się pocić, musiał zdjąć palto. Inny na jego
miejscu dałby Bergesethowi w twarz, on się jednak nie ruszył, tylko w milczeniu przyglądał się, jak
za oknem zmienia się krajobraz. Zastanawiał się, dlaczego ludzie z taką lubością mówili o
nieszczęściu innych? Czy wszyscy mamy wrodzoną złośliwość, czy jedynie niektórzy z nas? Może
kaznodzieja Hallesby miał rację, grzmiąc, że ludzie odwrócili się od Boga? Że dają się wodzić na
pokuszenie, oddają się rozrywkom i przegrywają fortuny w karty. Gdy ludzie odwracają się od
Boga, dochodzą do głosu wszystkie ich wady. Ringstad zastanawiał się, czy Bergeseth w ogóle
wierzył w Boga, skoro potrafił być tak złośliwy.
Mężczyzna najwyraźniej zrozumiał, że posunął się za daleko, bo kiedy znów się odezwał,
ton jego głosu był łagodniejszy.
- Słyszałem, że mieszka niedaleko Biermannsgården. Jeśli dobrze pamiętam, Amund
Ringnes zmarł już kilka lat temu. Zbił majątek na warzeniu piwa. Część swojej fortuny przeznaczył
na pomoc Nansenowi i Sverdrupowi. To między innymi dzięki niemu zbudowali „Frama" i dotarli
do Arktyki. Tak więc i bogacze bywają przydatni - roześmiał się Bergeseth.
Hugo nadal milczał. Nie zamierzał rozmawiać z kimś takim o sąsiedztwie Elise.
- Słyszałem, że Amund Ringnes był bardzo sympatycznym człowiekiem - ciągnął Bergeseth
niezrażony. - Spokojniejszy od swojego brata, Ellefa. Tego, który zbudował ten słynny zamek,
Ringnesslottet, na Wzgórzu Świętojańskim. Jego żona, Laura, pochodziła z ubogiej rodziny.
Pracowała w rozlewni browaru. Natomiast żona Ellefa pochodziła z dobrej mieszczańskiej rodziny.
Bardzo elegancka kobieta. Ciekaw jestem, czy jeszcze żyje?
- Nie wiem - powiedział Hugo, wzruszając ramionami. Bergeseth musiał zauważyć, że
Ringstad jest wyraźnie nie zainteresowany rozmową, ale nie poddawał się.
- Słyszałem, że zdarzało się, że wpuszczała swojego szwagra, ale zamykała drzwi przed
Laurą. Twierdziła, że może przebywać jedynie wśród ludzi z własnej klasy społecznej. Pod tym
względem Signe jest do niej podobna - roześmiał się. - Też nie chce mieć nic do czynienia z
biedotą. Dlatego była zła, kiedy zrozumiała, że zamierzasz utrzymywać kontakty z pierwszą żoną
Emanuela.
Hugo dalej milczał. Nie zamierzał dyskutować tej kwestii z teściem Signe, który
najwyraźniej nie rozumiał, że wnuki potrzebowały kontaktu z dziadkami, tym bardziej że ich ojciec
nie żył.
Bergeseth usiadł wygodniej na kanapie w przedziale.
- Nie mówię tego, żeby ci dokuczyć. Podejrzewam jednak, że ty i ja mamy więcej
wspólnego, niż nam się wydaje - powiedział, odchylając się jeszcze bardziej do tyłu. - Signe to
furiatka. Nie pojmuję, jak Sjur z nią wytrzymuje. Widzę, że twarz ci tężeje, kiedy o niej mówię, i
wcale się nie dziwię. Ale co można poradzić? Są małżeństwem, mają dziecko. Nie odczepimy się
od niej, ani ty, ani ja.
Hugo patrzył na niego zdziwiony. Czyżby Bergeseth nagle zapragnął zostać jego
przyjacielem? Chociaż może nie powinien się tak temu dziwić. Bergeseth robił wszystko, żeby
uprzykrzyć Signe życie, kiedy tylko się u nich zjawiała. Pewnie się cieszył, że młodzi mieszkają w
Ringstad i nie musi ich zbyt często widywać. Może zaczął się obawiać, że w pewnym momencie i
Hugo będzie miał ich dosyć?
- Kilkakrotnie próbowałem się jej pozbyć - powiedział Hugo, wyraźnie podkreślając, że
chodzi mu o nią, o Signe, nie o nich. - Ale wszystko na nic - dodał. - Jest jak pijawka.
- Bardzo wam współczuję - powiedział Bergeseth, kiwając głową.
Hugo przyglądał mu się zdziwiony, zastanawiał się, czy aby dobrze słyszy. Teść Signe mu
współczuł?
Po chwili Bergeseth zaczął opowiadać o swoim pobycie w stolicy, o Signe już więcej nie
wspominał.
- Widziałeś zamek Soria-Moria na Voksenkollen? Niedaleko hotelu leży sanatorium, gdzie
między innymi wiszą obrazy Kittelsena.
Hugo pokręcił przecząco głową. Nie był w nastroju, żeby słuchać o pięknych hotelach czy
pałacach. W uszach brzmiały mu cały czas słowa Bergesetha: Miała plany, związane z twoim wy-
jazdem. Wiesz, jak to jest: kiedy kota nie ma, myszy harcują.
Nie wyobrażał sobie, co Signe może jeszcze wymyślić. Największy szok przeżył, kiedy
przyjechała do niego z rodziną i oświadczyła, że zamierza zostać.
- Siostra mojej żony wyszła za mąż za kupca, który mieszka w Homansbyen - ciągnął dalej
Bergesetli. - Mają dom na wsi, na Drammenveien, tuż nad jeziorem, w bardzo malowniczej okolicy.
To jedno z najładniejszych miejsc w pobliżu stolicy. Czytałem gdzieś, że Kristiania słynie z
pięknych okoliczności przyrody, otaczające ją wzgórza można przyrównać do tych, które okalają
Marsylię. Kiedyś najpiękniejsze letnie rezydencje leżały w okolicach Ullevold, Vækkerø i Frogner,
teraz bardziej popularne są tereny wokół Drammensveien.
Hugo słuchał go jednym uchem. Cały czas się zastanawiał się, co czeka go po powrocie do
domu.
- Bracia Homan też byli przewidujący - mówił dalej Bergeseth. - Zatrudnili świetnych
architektów, którzy czerpali inspiracje z różnych źródeł, także z francuskich zamków rycerskich.
Mój szwagier kupił dom przy Josefinesgate, piękniejszego miejsca długo by szukać.
Można wygrać wszystko, ale okaleczyć duszę, pomyślał Hugo. Sjur pewnie nie raz słyszał o
wuju i ciotce, którzy mieli dom na Josefinesgate i letnią rezydencję w Drammen, i zapewne uznał,
że właśnie to jest w życiu najważniejsze. Dlatego pragnął przejąć Ringstad, największe i
najpiękniejsze gospodarstwo w okolicy. Nie żeby o nie dbać i dobrze je prowadzić, tylko żeby móc
się nim chwalić.
- Słyszałeś, że zmarła nasza pierwsza studentka? - spytał Bergeseth, zmieniając nagle temat.
- Cecilie Krog. Otrzymała dyplom w 1882 roku. Od tamtej pory kobiece działaczki wiele osiągnęły.
Nie rozumiem, dlaczego nikt nie próbuje ich powstrzymać. Co się stanie, jeśli kobiety zaczną
zajmować stanowiska mężczyzn? Kto będzie się zajmował dziećmi? I kto zechce się ożenić z
kobietą, która skoro świt będzie wychodziła do pracy, a wracała, kiedy najmłodsze dzieci będę szły
spać? Nawet jeśli dziećmi opiekuje się niania, to nie zastąpi im matki. To chyba wszyscy wiedzą.
Jeszcze kilka lat temu mało kto słyszał o rozwodach, dzisiaj jest ich coraz więcej. Dlaczego się na
to pozwala?
Hugo pozwolił mu mówić. Mógł odpowiedzieć, że w rodzinach robotniczych zarobki męża
często nie wystarczają na utrzymanie rodziny, dlatego matki też muszą pracować, ale uznał, że to
nie ma sensu. Bergeseth i tak by go nie zrozumiał. Robotnicy byli dla niego obcymi ludźmi, nie
obchodzili go, nie liczył się z nimi.
W końcu dotarli na miejsce. Ringstad wysłał wcześniej telegram. Spodziewał się wiec, że
Andreas będzie czekał na niego na stacji z powozem, punktualny i obowiązkowy, jak zawsze.
Kiedy pociąg wjechał na peron, Bergeseth odwrócił się do niego.
- Pewnie wyślą po ciebie powóz. Mogę się z tobą zabrać? Nie zdążyłem wysłać telegramu,
żona nie wie, że przyjeżdżam właśnie tym pociągiem. Tobie to właściwie po drodze.
Hugo uznał, że nie może odmówić, w końcu Bergeseth był teściem Signe, która niestety
była matką jego wnuka.
Zauważył, że podczas jego nieobecności przybyło sporo śniegu. Ziemia była przykryta
białym puchem, czapy śniegu leżały też na gałęziach. Kiedy ruszyli spod dworca na niebie pokazało
się słońce. W jego promieniach kryształki lodu lśniły niczym drogocenne diamenty.
- Dobrze być znów w domu! - stwierdził Bergeseth zadowolony. - Kristiania jest okropnie
hałaśliwa, działa mi na nerwy. Koła wozów dudnią na bruku, hamulce tramwajów bez przerwy
piszczą, wszędzie na ulicach leży końskie łajno. Nie mógłbym tam mieszkać dłużej.
Gdy i tym razem Hugo nic nie odpowiedział, Bergeseth odwrócił się w jego stronę.
- Nie powinienem mówić tego o cygańskim bękarcie, ale uznałem, że powinieneś wiedzieć,
co ludzie gadają, zanim zdecydujesz się zabrać małego do siebie. Ludzie zaczęliby mu dokuczać.
Nikt tu nie lubi Cyganów i nikt nie chce tu cygańskiego bachora.
Hugo łapał chciwie powietrze. Odwrócił się do Bergesetha i spojrzał mężczyźnie w oczy z
ledwie tłumioną wściekłością.
- Mój wnuk nie jest ani bękartem, ani Cyganem. Jest synem Emanuela, a jeśli ktoś odważy
się twierdzić coś innego, drzwi do naszego domu zostaną przed nim zamknięte. Hugo z czasem
przejmie Ringstad i ani ty, ani twój syn czy Signe nie macie na to wpływu.
Bergeseth najwyraźniej zrozumiał, że Ringstad jest na granicy wybuchu, bo w ogóle mu nie
odpowiedział. Pozostała część podróży minęła w milczeniu.
Kiedy teść Signe opuścił w końcu powóz, Hugo Ringstad odetchnął z ulgą, ale już po chwili
niepokój powrócił. Zaczął się zastanawiać, jakie to zmiany zastanie w domu. Postanowił nie
przejmować się na zapas, tylko cieszyć się pięknymi widokami. Nie potrafił jednak pozbyć się
dręczących go myśli.
Kiedy powóz skręcił w aleję, prowadzącą do gospodarstwa, Ringstad spojrzał na rosnące po
bokach klony, ciągnące się aż do głównego budynku. W szybach odbijały się promienie słońca, po-
czuł dumę w piersi. Ojciec jego dziadka osobiście pomagał wznosić ten okazały budynek. Gdy
kiedyś majątek przejmie syn Emanuela, będzie to już szóste pokolenie. Każdy z kolejnych
gospodarzy przysparzał ziemi i lasów, bo jak głosiły dawne prawa, należało nie tylko uprawiać
rodzinną ziemię, ale i dbać o to, by było jej coraz więcej.
Andreas zatrzymał się przed głównym wejściem i pomógł starszemu panu wyjść z powozu.
Hugo zauważył, że stary, wierny woźnica wygląda poważniej niż zwykle.
- Coś się stało, Andreasie? Służący spuścił głowę.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. Poza tym Bergeseth uprzedził mnie, że podczas mojej
nieobecności zaszły tu jakieś zmiany.
Andreas pokiwał głową wyraźnie nieszczęśliwy.
- A więc pan wie. Przykro mi, że nie miałem sposobu temu przeszkodzić.
Hugo nie chciał dręczyć starego sługi dalszymi pytaniami, wkrótce i tak się wszystkiego
dowie. Ciężkim krokiem ruszył po schodach, otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Halo, Marie! Jesteś tu? Żadnej odpowiedzi.
W tym momencie otworzyły się drzwi do kuchni i w progu stanęła Olaug.
- Pani leży w łóżku.
- Jest chora? Olaug skinęła głową.
- Zachorowała przez tę drugą - powiedziała, wskazując głową w stronę drzwi do pokoju.
Hugo domyślił się, o co jej chodzi. Marie najwyraźniej rozchorowała się z powodu czegoś,
co zrobiła Signe. Co też tym razem ta wiedźma wymyśliła?
Zdjął palto i kapelusz i powiesił wieszaku. Kalosze zostawił w przedpokoju, następnie
otworzył drzwi do zielonego pokoju i stanął jak wryty. Pokój był pusty! Kanapa, stolik, bujany fotel
i stary stojący zegar, wszystko zniknęło! Nawet obrazy zostały zdjęte ze ścian.
- Chryste! - wymamrotał.
Poczuł, że robi mu się jednocześnie zimno i gorąco. Jak lunatyk przeszedł do następnego
pokoju, modląc się w duszy, żeby przynajmniej ten pokój pozostał nie ruszony. Tu znajdowały się
bowiem najstarsze sprzęty w domu, pochodzące jeszcze z XVIII wieku.
Nagle poczuł, jakby dostał kolejny cios w brzuch. Nie wierzył własnym oczom! W pokoju
nie zostało nic. Wszystko zostało usunięte, nawet duży stół jadalny, zrobiony przez jego pradziadka
i stara skrzynia, która była starsza niż sam budynek. Gdzie były meble? Czyżby Signe wyniosła je
gdzieś na zewnątrz, bo chciała wstawić tu swoje? Od jakiegoś czasu chodziła i narzekała, że pokoje
są urządzone niemodnie. Opowiadała z przejęciem o meblach, które widziała w pismach dla pań.
Ringstad poczuł, że nagle siły mu wróciły. Odwrócił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem,
gotując się z wściekłości. Nie pozwoli! Nie pozwoli jej niczego zmienić, tu, w jego domu! Co za
bezczelność! Właściwie nie miała nawet prawa tu być! Co ona sobie wyobraża! Teraz jej wygarnie!
Powie jej to, co dawno już powinien był powiedzieć! Dosyć tego! Wyrzuci ich! Natychmiast!
Muszą iść precz! Nie będzie się przejmował płaczem Sebastiana, a Signe może tupać i złościć się
do woli. Niech krzyczy, niech histeryzuje, jego cierpliwość się skończyła. Sjurem się nie
przejmował. To tchórz nic nie zrobi, nie odważy się! Każe spakować ich rzeczy, a potem Andreas
odwiezie ich do Bergesetha! Tu, w Ringstad, nie chcą ich już więcej widzieć!
Szybko wszedł po schodach na górę, powiedzieć Marie, co postanowił. Był pewien, że ona
też odetchnie z ulgą.
W pokoju panował półmrok, zasłony były zaciągnięte.
- Marie!
Kobieta powoli odwróciła głowę w jego stronę. Była blada, oczy miała podkrążone.
- Widziałeś już? - spytała tak cicho, że ledwie ją słyszał.
- Tak, widziałem i nie zamierzam tego tolerować! Każę im iść precz! Nie pozwolę im tu
zostać! Ani dnia dłużej! Każę Olaug spakować ich rzeczy, a Andreas odwiezie ich do Bergesetha.
Stare meble muszą wrócić na miejsce, nie pozwolę przesunąć nawet taboretu!
- Już za późno.
- Jak to za późno? - spytał, przyglądając się jej.
- Mebli już tu nie ma. Signe wszystkie sprzedała.
Hugo zamarł. To nie mogła być prawda. Marie musiała coś źle zrozumieć. Może przeszła
jakiś atak i teraz majaczyła od rzeczy?
- To prawda, Hugo. Nie byłam w stanie ich powstrzymać. Chciałam do ciebie zadzwonić,
ale mi nie pozwolili.
- Żartujesz sobie?
Marie nie odpowiedziała. Zamknęła oczy, a po chwili po policzkach poleciały jej łzy.
Nagle Hugo poczuł, że cały pokój zaczyna się kołysać, w ostatniej chwili upadł na
wiklinowy fotel. Kręciło mu się w głowie, ale jedna myśl pozostawała wyraźna: Musi się zemścić!
Nikt bezkarnie nie usunie mebli jego pradziadka z Ringstad! Signe musi ponieść karę, nawet jeśli
on za to skończy w więzieniu.
18
Johan zaczął się rozglądać za pracą. Codziennie wracał do domu coraz bardziej
zawiedziony. Elise widziała, jak go to dręczy.
- Jesteś za skromny. Nawet jeśli nie masz handlowego wykształcenia, na pewno mógłbyś
pracować jako urzędnik. Ładnie piszesz, szybko czytasz i dobrze liczysz. Powiedz im o tym:
wszystkim, pokaż, że nie tylko wykształcenie jest ważne.
Johan uśmiechnął się z pobłażaniem.
- Żeby zostać urzędnikiem, musiałbym zdać małą maturę.
- Ale przynajmniej spróbuj! Ładnie mówisz, poprawnie, masz maniery, wiesz, jak się
zachować. Spędziłeś rok w Kopenhadze i rok w Paryżu, mówisz po francusku, to na pewno też się
liczy.
Johan pokręcił głową.
- Każdy natychmiast mi wytknie, że skończyłem tylko szkołę podstawową.
Elise siedziała i przerzucała gazetę. Nagle otworzyła szeroko oczy.
- Widziałeś, co tu jest napisane? Mobjerg & Co na Skippergaten poszukują pracownika.
Pensja trzydzieści koron miesięcznie. Trzeba się zgłosić w czwartek o ósmej rano!
Johan pokręcił głową.
- Stawi się tłum młodych mężczyzn, z których większość pewnie będzie miała małą maturę.
Słyszałem, że biura szukający urzędników niekiedy zwracają się bezpośrednio do szkół. Kiedy
Evert skończy szkołę, pewnie bez problemu znajdzie pracę.
Elise mu współczuła. Johan był zdolny, wiele umiał. Brakowało mu wiary w siebie, co było
zrozumiale. Był robotnikiem, trudno mu było konkurować z młodymi chłopcami po szkole. Elise
była jednak przekonana, że gdyby szef firmy na Skippergaten wiedział, jaki Johan był zdolny i
pracowity, na pewno nie żądałby od niego żadnych papierów.
Może ktoś mógłby mu to powiedzieć...
- Wybieram się jutro do wydawnictwa, dowiedzieć się, czy zapadły już jakieś ostateczne
decyzje odnośnie Julii. Dziwne, że do tej pory się do mnie nie odezwali.
- To zły znak - stwierdził Johan. - Być może oboje będziemy musieli wrócić do fabryki.
Elise udała, że nie słyszy.
- Zaopiekujesz się dziećmi, żebym mogła wyjść wcześnie? - spytała po chwili. - Pan
Guldberg rano jest wolniejszy.
Kiedy następnego dania rano wyszła z domu, w powietrzu wirowały płatki śniegu. Peder i
Evert byli jeszcze w domu. Dziwili się, że wychodzi tak wcześnie.
- Jeśli mam mieć czas na pisanie, muszę najpierw załatwić inne sprawy - odpowiedziała
wymijająco.
Na ulicach było już sporo ludzi, im bliżej śródmieścia, tym więcej. Wszyscy spieszyli się do
pracy. W większości byli to mężczyźni, szli pochyleni, z postawionymi kołnierzami, walcząc ze
śniegiem i wiatrem.
Robotnicy zaczęli pracę już dobre dwie godziny temu, teraz do swoich biur zmierzali
urzędnicy. Nie zarabiali więcej od robotników w fabrykach, ale ich dzień pracy był znacznie
krótszy. Poza tym pracowali w znacznie lepszych warunkach. W fabrykach był hałas, kurz, wilgoć,
było zimno, zdarzały się wypadki.
Przed domem na Skippergaten nie było tłumu mężczyzn. Na drzwiach na pierwszym piętrze
była tabliczka z napisem: Mobjerg & Co Comtoir. Zapukała. Gdyby się zawahała, mogłyby dopaść
ją wątpliwości.
Drzwi się otworzyły, weszła. Za pulpitem siedział mężczyzna w średnim wieku i przyglądał
się jej znad lorgnon. Był wyraźnie zaskoczony. Elise zerknęła na stojący obok niego zegar. Była za
dziesięć ósma.
- Przepraszam, mogę chwilę z panem porozmawiać? Mężczyzna wstał i podszedł do niej.
- Czy myśmy się już gdzieś nie spotkali? - spytał z wahaniem w głosie.
- Nie sądzę - odpowiedziała Elise zmieszana.
- Tak, przypominam sobie. W wydawnictwie Grøndahl i Syn. Rozmawiała pani z
redaktorem Guldbergiem.
Elise poczuła, że się rumieni. Tego się nie spodziewała. A jeśli mężczyzna powie panu
Guldbergowi o jej wizycie? Powie, że przyszła do niego błagać o pracę dla męża! Trudno,
pomyślała, już za późno, żeby się wycofać.
- Nazywam się Elise Thoresen. Wydałam kilka powieści pod moim poprzednim
nazwiskiem, Ringstad.
Twarz mężczyzny rozpromieniła się.
- Wiem, jest pani pisarką. Elise Ringstad, oczywiście. Powinienem się od razu domyślić, ale
pani mnie zaskoczyła. Szukamy pracownika, zaraz pewnie zaczną zjawiać się chętni. W czym mogę
pani pomóc?
Elise postanowiła nie kluczyć. Zaczerpnęła powietrza.
- Przychodzę właśnie w sprawie tej posady. W imieniu mojego męża.
Mężczyzna patrzył na nią zdziwiony, uniósł brwi. Tego na pewno się nie spodziewał.
- Mój mąż jest rzeźbiarzem. Kształcił się w Kopenhadze i w Paryżu. Początkowo jego prace
cieszyły się wielkim powodzeniem, ale ostatnio jest mu trudniej. Ludzie boją się wojny i...
- Przepraszam, ale nasze biuro...
Elise wiedziała, co mężczyzna zamierza powiedzieć i przerwała mu.
- Tak wiem, ale nie pomyliłam się. Chodzi o to, że w tym trudnym okresie mąż zdecydował
się poszukać innego zajęcia. W szkole należał do najlepszych uczniów, ma ładny charakter pisma,
dobrze liczy. Nie ma żadnego dyplomu, ale jestem pewna, że poradzi sobie nie gorzej niż młodzi
absolwenci szkoły realnej. Profesor, który wysłał go na naukę do Kopenhagi, nie mógł się go
nachwalić. Może się pan z nim skontaktować. Wiem, że mąż powinien sam tu przyjść, ale uznał, że
nie ma szans, ponieważ skończył jedynie szkołę powszechną, a potem kształcił się na rzeźbiarza.
Mężczyzna nie bardzo wiedział, co powiedzieć.
- To bardzo wzruszające, że chce pani pomóc mężowi, pani Ringstad, ale rozumie pani
chyba...
- Proszę pozwolić mu chociaż spróbować. Na pewno będzie pan z niego zadowolony. Jest
bardzo utalentowany, ma obycie, ładnie się wysławia. Przekona się pan, że właśnie ktoś taki jest
wam potrzebny.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Powinna pani zająć się handlem, pani Ringstad. Przyznaję, że przekonała mnie pani, że
powinienem się spotkać z pani mężem. Niech przyjdzie tu jutro rano, powiedzmy o ósmej, dobrze?
W tym momencie do pokoju wszedł młody pracownik. Mężczyzna, z którym Elise
rozmawiała, odwrócił się do niego.
- Kaspersen, niech pan powie ludziom, że stanowisko zostało już obsadzone.
Pracownik był wyraźnie zaskoczony. Spojrzał na Elise i jeszcze bardziej się zdziwił, ale
wyraźnie nie miał odwagi zadać pytania.
- Tak jest, panie Størmer - powiedział tylko.
Elise nie mogła uwierzyć własnemu szczęściu. Czyżby Johan naprawdę dostał tę posadę?
Chociaż nikt z nim jeszcze nie rozmawiał?
Mężczyzna wyciągnął do niej rękę.
- Miło mi było panią spotkać, pani Ringstad. Czytałem pani książki. Zrobiły na mnie duże
wrażenie. Mam nadzieję, że będzie pani dalej pisać o niesprawiedliwościach w naszym społe-
czeństwie.
Elise uśmiechnęła się zażenowana.
- Dziękuję za wszystko.
Kiedy wyszła na ulicę, zaczęła się zastanawiać, jak przekaże tę wiadomość Johanowi. Może
mąż poczuje się zraniony, może będzie mu wstyd, że ona załatwiła mu pracę? Może wcale się nie
ucieszy, bo tak naprawdę nie chciał tej pracy, która właściwie jest zajęciem odpowiednim dla
młodego chłopca po szkole. Z drugiej strony nie bardzo mógł wybrzydzać.
Elise mijała właśnie Stortorvet, kiedy po drugiej Stornie placu dostrzegła starszego pana,
którego sylwetka wydała się jej znajoma. Przyjrzała mu się dokładniej i zaraz go poznała. To był
starszy pan Diriks. Pomyślała, że może po prostu go minie i pójdzie dalej, ale szybko uznała, że
byłoby to niegrzeczne. Tym bardziej że starszy pan z pewnością zauważyłby ją i pewnie by się
zdziwił, widząc ją w mieście o tak wczesnej porze.
W tym właśnie momencie poczuła na sobie jego wzrok. Podniosła głowę i zobaczyła
uśmiech na jego twarzy.
- Pani Thoresen? Cóż za spotkanie! Właśnie szedłem i o pani myślałem, a tu nagle staje pani
przede mną - roześmiał się. - Tyle mam pani do powiedzenia. Przede wszystkim jednak muszę pani
podziękować.
- Podziękować? Mnie? - spytał Elise zdziwiona.
- Tak. Kiedy ostatnio panią odwiedziłem, tuż po tym jak Asle napisał ten okropny artykuł,
byłem bardzo przygnębiony. Życie wydawało mi się nie do zniesienia, żona trafiła do sanatorium,
syn mnie zawiódł. Nie chciałem już dłużej żyć, ale pani sprawiła, że spojrzałem na wszystko z
nieco innej perspektywy.
Elise odetchnęła z ulgą.
- Posłuchałem pani i odwiedziłem Olafię Johannisdatter, która wywarła na mnie ogromne
wrażenie. Podziwiam, że potrafi tak się o wszystkich troszczyć, nawet o pijaków i ulicznice.
Postanowiłem jej pomóc. Będę chciał sprawić, żeby państwo wsparło jej działania. Nie będzie to
łatwe, ale nie zamierzam się poddawać. Dałem jej też pewną sumę pieniędzy. Była wyraźnie
zaskoczona. Prosiła, żeby panią pozdrowić, bo oczywiście powiedziałem, że to pani podsunęła mi
ten pomysł.
Elise poczuła, że się rumieni.
- Nawet pan nie wie, jak bardzo się cieszę. Przede wszystkim dlatego, że odrzucił pan te
ponure myśli.
- Dzięki pani zrozumiałem, jak wielu jest wokół nas ludzi, którzy potrzebują pomocy.
Przyznaję, że jest ich tak dużo, że trochę mnie to przeraża. Uznałem jednak, że skoro należę do
tych, którzy są w stanie pomóc, to grzechem byłoby tego nie zrobić. Nagle moje życie nabrało
sensu.
Elise uśmiechnęła się.
- Nie przejmuję się tym, że Asle się złości, wścieka i trzaska drzwiami jak smarkacz. Kiedy
się dowiedział, jaką sumę przekazałem Olafii, zaczął mi nawet grozić. Ale niech robi, co chce, mnie
jest już wszystko jedno. Powiedziałem mu też, że zmieniłem testament. Zostawiłem mu tylko
niewielką sumę pieniędzy, bo i tak je roztrwoni.
Elise bardzo mu współczuła. Poza tym zaniepokoiła się. Wiedziała, że Asle Diriks jest
przebiegły i zdolny do wszystkiego. Oby tylko między ojcem a synem nie doszło do rękoczynów!
- Jeśli ma pan ochotę nas jeszcze kiedyś odwiedzić, to zapraszam. Niedawno gościł u nas
ojciec mojego pierwszego męża. Dzieci bardzo przeżyły jego wyjazd. Moi rodzice nie żyją, po-
dobnie jak matka mojego męża, a jego ojciec jest w Ameryce.
Dzieci powinny mieć kontakt ze starszymi ludźmi. To dla nich bardzo cenne doświadczenie.
- Bardzo dziękuję. Na pewno skorzystam z takiego zaproszenia. Poza tym obiecałem pani
Jonsen, że do niej zajrzę - roześmiał się starszy pan.
- Mam nadzieję, że nie będzie się panu bardzo naprzykrzać. To dobra kobieta, ale potrafi też
być uciążliwa.
Pan Diriks znów się roześmiał.
- Przyznaję, że różni się od kobiet, z którymi zwykle mam do czynienia, ale jest
sympatyczna. Wizyta u niej była dla mnie ciekawym doświadczeniem. Służące i kucharki, które
służyły w moim domu, pochodziły zapewne z bardzo podobnego środowiska, ale nigdy się nie
zastanawiałem, jak wygląda ich życie prywatne, nigdy nie byłem w domu u żadnej z nich.
Nagle mężczyzna zamilkł.
- Przepraszam, że panią zatrzymuję, ale zobaczyłem panią i bardzo się ucieszyłem. Proszę
pozdrowić męża. Chętnie obejrzałbym jego prace. Mogę przy okazji zajrzeć do niego do warsztatu?
- Oczywiście, panie Diriks. Mąż na pewno bardzo się ucieszy. Do widzenia.
Kiedy Elise wróciła do domu, Johan właśnie podawał śniadanie najmłodszym dzieciom.
Mężczyznom takie rzeczy idą znacznie wolniej, pomyślała Elise i uśmiechnęła się.
- Mam dla ciebie niespodziankę - odezwała się nagle. - Dostałeś pracę u Mobjerga.
Johan otworzył szeroko oczy.
- Żartujesz sobie?
- Nie, to prawda. Masz się u nich stawić jutro o ósmej. Elise opowiedziała mu całą historię.
Przyglądała mu się
bacznie, ale nie potrafiła powiedzieć, czy się ucieszył, czy nie.
- Rozumiem, że wcale nie zamierzałaś iść do wydawnictwa? Wszystko sobie dokładnie
zaplanowałaś.
Elise pokręciła głową przecząco.
- To nie było tak. Kiedy zobaczyłam ogłoszenie, pomyślałam, że ktoś powinien im
powiedzieć, jaki jesteś zdolny. I postanowiłam to zrobić.
Johan nadal kręcił głową z niedowierzaniem.
- Zapukałaś do drzwi, weszłaś i spytałaś, czy zatrudnią twojego męża?
Elise już miała powiedzieć, że szef firmy ją rozpoznał, ale powstrzymała się. Nie chciała,
żeby Johan pomyślał, że tylko dlatego zgodzili się go przyjąć.
- Tak - odpowiedziała po prostu. - Myślę, że byli bardzo zaskoczeni.
Johan nie wydawał się szczególnie szczęśliwy, chociaż próbował tego nie okazywać. W
głębi duszy wierzył pewnie, że nadal będzie mógł rzeźbić.
- Na Stortorvet spotkałam starszego pana Diriksa. Spytał, czy może któregoś dnia wpaść i
obejrzeć twoje prace.
- Naprawdę? Rozumiem, że go zaprosiłaś... - upewniał się Johan.
- Powiedziałam, że z pewnością bardzo się ucieszysz. Był jak odmieniony. Posłuchał mojej
rady i spotkał się z Olafią Johannisdatter. Był pod jej wrażeniem. Postanowił ją wspierać i pomagać
jej.
Nagle usłyszeli, że drzwi wejściowe się otworzyły Elise odwróciła się zdziwiona,
zastanawiając się, kto przychodzi o tak wczesnej porze. Po chwili usłyszała radosny głos Dagny:
- Zwolnili nas dzisiaj ze szkoły!
Dziewczynka zdjęła buty i zostawiła je w korytarzu, ale podniecona zapomniała zdjąć
brudną chustę.
- W potoku utopił się mężczyzna! Tuż obok mostu, obok Beierbrua. Był pijany, potknął się i
wpadł do wody. Wszystkie dzieci pobiegły zobaczyć, co się stało, ale przyszła policja i wszystkich
przegoniła.
- Jeszcze jeden - westchnęła Elise.
Powróciła myślami do pewnego dnia siedem lat temu, kiedy do ich kuchni w
Andersengården weszło dwóch umundurowanych policjantów w pikelhaubach i powiedziało, że jej
ojciec utonął w rzece.
Johan pokiwał głową.
- Jeszcze jeden - powtórzył za żoną. - Dagny, powieś chustę w korytarzu - dodał po chwili. -
A potem umyj ręce. Są brudne.
Dagny natychmiast posłuchała. Pewnie bała się, że znów nie będzie mogła przychodzić i
zamiast opiekować się dziećmi, będzie musiała szorować schody.
Elise odwróciła się do Johana.
- Chyba weźmiesz tę pracę?
- A mam jakiś wybór? - spytał. W jego oczach widać było cierpienie.
- To nie musi być na długo. Tylko do czasu, aż znów będziesz miał zamówienia. Może pan
Diriks coś od ciebie kupi?
Johan pokiwał głową i uśmiechnął się, ale nie był to radosny uśmiech.
- Masz jakieś wiadomości od Hildy? - spytał nagle, wyraźnie próbując zmienić temat.
Elise pokręciła głową.
- Byłam u niej wczoraj, ale nie zastałam jej w domu, a Ole Gabriel leżał w łóżku i nikogo
nie przyjmował.
Johan zmarszczył czoło.
- Nie podoba mi się to. Mam nadzieję, że Hilda nie wdała się znów w jakiś romans.
- Masz na myśli Christoffera Clausena? Johan wzruszył ramionami.
- O ile wiem, to między nimi już wszystko skończone, ale może pojawił się ktoś inny.
- Hilda nie jest latawicą - powiedziała Elise, broniąc siostry.
- Jestem pewna, że Christoffer Clausen był jej jedyną przygodą, której na pewno gorzko
żałuje.
Johan nie odpowiedział, Elise domyśliła się, że pewnie go nie przekonała.
Następnego dnia Elise obudziła się podniecona. Zastanawiała się, jakie wrażenia będzie
miał Johan po wizycie w swoim nowym miejscu pracy. Zauważyła, że już wstał i rozpalił w piecu,
przyniósł drewno i wodę i postawił czajnik na ogniu.
- Nie jesteś taki jak inni mężczyźni. Większość uznałaby, że takie gospodarskie zajęcia im
uwłaczają. Miałam szczęście, że na ciebie trafiłam.
- Miałaś szczęście, że trafiłaś na mężczyznę, który nie jest w stanie utrzymać swojej
rodziny?
- Co ty opowiadasz? Zapomniałeś, że za jedną ze swoich rzeźb dostałeś pięćset koron? To
prawie tyle, ile robotnik w fabryce zarabia w ciągu pół roku!
- Tylko dlatego, że pan Diriks chciał wynagrodzić ci przykrość, jaka cię spotkała ze strony
jego syna.
- Chyba jednak się mylisz. Widziałam, że twoje prace mu się podobały. Zresztą mówiłam ci,
że chce ci złożyć wizytę.
Johan westchnął ciężko.
- Wątpię, żeby coś kupił. Nawet jeśli, to będzie jedynym klientem.
- Pewnego dnia pojawią się chętni, jestem tego pewna. Artysta musi być cierpliwy.
Peder i Evert zbiegli z hałasem ze schodów i rozmowa zeszła na inny temat. Dorośli chcieli
zaoszczędzić dzieciom zmartwień.
Jak tylko Johan i chłopcy wyszli, Elise usiadła do maszyny do pisania. Najmłodsze dzieci
bawiły się grzecznie na podłodze w kuchni. Nareszcie miała trochę czasu dla siebie. Dobrze jej się
pisało, stos zapisanych kartek rósł szybko. Kiedy przyszła Dagny, miała już gotowy cały rozdział.
Dagny zdjęła brudne buty i odwiesiła chustę. Tym razem Elise nie musiała jej nawet o to
prosić.
- Słyszeliście, że pijak, który wczoraj utopił się w rzece, wcale nie był pijakiem?
Elise zerknęła na nią zdziwiona.
- Chodzi ci o to, że nie był pijany?
- Pijany może był, ale nie był pijakiem.
- Skoro był pijany, to podejrzewam, że jednak był pijakiem - uśmiechnęła się Elise.
- Eleganccy panowie też czasem bywają pijani - upierała się Dagny.
- Jak to eleganccy panowie?
- No tacy w paltach, ze skórzanymi kołnierzami.
Nagle Elise poczuła się dziwnie. To nie mógł chyba być... Nie, pokręciła głową stanowczo.
Pan Diriks był w doskonałym nastroju, pogodny, uśmiechnięty. Opowiadał o swoim spotkaniu z
córką islandzkiego pastora, snuł plany na przyszłość.
Ale przypomniała sobie też, że podczas jednej z poprzednich rozmów dawał jej wyraźnie do
zrozumienia, że nie zostało mu już wiele życia. Wzdrygnęła się.
- Wiesz coś więcej o tym mężczyźnie? - zwróciła się do Dagny. - Był młody czy stary?
Dagny znów pokręciła głową.
- Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że się potknął i wpadł do wody.
19
Elise włożyła palto i kapelusz i wyszła do sklepiku Magdy. Wiedziała, że się nie uspokoi,
dopóki nie dowie się, kim był ten nieszczęsny mężczyzna.
Niemożliwe, żeby był to starszy pan Diriks, powtarzała sobie w duchu. Przecież rozmawiała
z nim tego samego dnia rano. Nie sprawiał wrażenia zmęczonego życiem, przeciwnie, był pełen
planów na przyszłość.
Przed sklepikiem stała spora kolejka. Ludzie byli zmarznięci, chowali twarze za szalami i
chustami. Elise poczuła się nagle nieswojo w eleganckim palcie i kapeluszu. Przypomniała sobie
coś, co gdzieś kiedyś przeczytała: Trzymaj się własnej klasy społecznej, wtedy będziesz szczęśliwy.
Poczuła powiew zimnego wiatru, szedł z północy, od rzeki, od Maridalsvannet. Z miejsca, w
którym była, nie widziała wody, ale wyobrażała sobie, jaka była wzburzona i spieniona. Zastana-
wiała się też, jakiego była dzisiaj koloru, czerwonego czy żółtego, co wyciekło do niej z
okolicznych fabryk.
Pomyślała, że w taki dzień jak dzisiaj Anna na pewno będzie w domu. Jej bóle ostatnio
znów się nasiliły. Elise nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ktoś tak dobry jak Anna, musiał tyle cier-
pieć. Kiedy po wielu latach choroby, w końcu wstała z wózka i zaczęła chodzić, wszyscy uznali to
za cud. Nikt nie przypuszczał, że choroba powróci i to z taką siłą.
Kolejka posuwała się powoli do przodu. Ludzie kulili się z zimna, kobiety otulały się
szczelniej chustami, próbując się chronić przed zimnym wiatrem. Zauważyła, że ludzie patrzą na
nią i postanowiła, że już nigdy, idąc do Magdy nie włoży swojego ciepłego palta. Może go nosić,
kiedy będzie szła z wizytą do wydawnictwa, ale tutaj musi pozostać tą, którą zawsze była: prostą
dziewczyną z Andersengården, która o szóstej rano wybiegała do fabryki, w wełnianej chustce na
głowie i w podartych butach. Jej eleganckie botki nagle zaczęły ją uwierać.
W końcu dotarła do schodków. Miała wrażenie, że stoi w kolejce całą wieczność.
Magda uwijała się jak w ukropie. Ważyła cukier, mąkę i kasze, najtrudniej jednak
przychodziło jej zapisywanie wszystkiego swoimi powykręcanymi przez reumatyzm palcami. W
sklepie było zimno, piecyk niewiele dawał, bo co chwila ktoś wchodził albo wychodził i przez
otwarte drzwi wpadał kolejny lodowaty powiew. Magda stanęła za ladą pierwszy raz, kiedy
skończyła piętnaście lat. Teraz miała już prawie sześćdziesiąt i nadal ciężko pracowała. Zawsze
była w dobrym humorze, grzeczna i miła dla wszystkich. Jeśli ktoś nie miał pieniędzy, mógł liczyć
na kredyt. Oddasz mi później, mawiała i zapisywała sumę w swoim grubym zeszycie. Elise
podejrzewała, że z czasem po prostu wymazywała nazwiska dłużników, nawet jeśli dług nie został
uregulowany.
W końcu dotarła do drzwi i weszła do środka. Podczas gdy na zewnątrz zziębnięci ludzie
milczeli, tutaj panował gwar. Rozmawiano o wszystkim, także o wczorajszym wypadku. Nie
wzbudził on jednak większych emocji. Często zdarzało się, że jakiś pijaczyna wpadał do rzeki i
najczęściej kończyło to się tragicznie.
- Dziwne, że miał na sobie palto - odezwał się ktoś.
- I futrzaną czapkę - dodał inny. - To nie był nikt z naszych. Ciekawe, czego taki elegancik
tu szukał? Dzieciaki twierdzą, że się zataczał.
Elise nastawiła uszu. Pytania cisnęły się jej na język, ale nie chciała zwracać na siebie
uwagi.
- Zataczał się? To musiał być porządnie pijany. Tacy panowie zwykle nie upijają się w
knajpach, jeśli piją, to u siebie.
- Dzieciaki tak mówiły. Nie wierzę, żeby kłamały - wtrąciła jedna z kobiet.
- Może się poślizgnął na moście i spadł do wody? Mostek został naprawiony, ale o poręczy
nikt nie pomyślał.
- On nie spadł z mostku. Dzieciaki mówiły, że zachwiał się i wpadł do wody, niedaleko
domku Anny.
- Anny? Tej sparaliżowanej kobiety? Żony jednego z żołnierzy Armii Zbawienia?
- Nie jest sparaliżowana, to znaczy kiedyś była, ale potem stał się cud i zaczęła chodzić.
Chociaż teraz znów czuje się gorzej.
- Niedawno widziałam ją znów na wózku. Biedaczka, widocznie paraliż jej wraca. A
wygląda jak anioł. Powiedziałam kiedyś mojemu mężowi, że ona jest za dobra dla tego świata.
Tacy ludzie nie żyją długo.
Elise poczuła ukłucie w klatce piersiowej, współczuła Annie. Z drugiej strony żałowała, że
przestano mówić o wypadku. Otworzyła usta, żeby spytać, czy mężczyzna, który się utopił, był
młody czy stary, ale ugryzła się w język. Ludzie zaczęliby się zastanawiać, czemu tak się tym
interesuje. Może nawet pomyśleliby, że ma z tym coś wspólnego?
Nareszcie przyszła jej kolejka.
- Co z Pederem? - spytała Magda. - Nadal pracuje u panny Braathen?
- Oczywiście! Mówiłam ci przecież, że go zatrudniła.
- Tak, ale nie każdy jest się w stanie tam utrzymać. Nie wystarczy stać za ladą. Trzeba
dobrze rachować i potrafić zapisywać nazwiska tych, którzy biorą na kreskę.
- Nie sądzę, żeby panna Braathen dawała komuś coś na kredyt. W końcu sprzedaje głównie
papierosy i słodycze. To są towary luksusowe, nie pierwszej potrzeby.
- Ale liczyć trzeba umieć.
- Z tym Peder nie ma kłopotu.
Elise była coraz bardziej poirytowana. Lubiła Magdę, ale nie potrafiła się pogodzić z tym,
że ta zawsze próbowała przyczepić Pederowi jakąś łatkę. Zmieniła temat.
- Czy dobrze słyszałam, że ktoś się utopił? - rzuciła jakby od niechcenia.
- Chryste, czy ty w ogóle nie wiesz, co się dzieje? I to niemal przed twoimi drzwiami?
- Byłam zajęta pisaniem. Poza tym wczoraj musiałam iść do miasta - powiedziała.
Miała nadzieję, że nie będzie musiała tłumaczyć w jakiej sprawie. Na szczęście Magda była
tak przejęta wypadkiem, że tylko o nim myślała.
- Dzieciaki mówiły, że to był elegancki pan. Podobno szedł brzegiem rzeki, zataczał się i
nagle wpadł do wody. Mnie się wydaje, że on zrobił to specjalnie.
Elise wzdrygnęła się.
- To okropne! Słyszałam, że ktoś mówił, że mężczyzna miał na sobie palto i futrzaną
czapkę.
- Kto to wie? - wzruszyła ramionami Magda. Stojący w kolejce ludzie włączyli się do
rozmowy.
- Może odeszła od niego żona? Jeśli ma się pieniądze w banku, można sobie na to pozwolić.
- A może znalazła sobie kochanka? - odezwał się ktoś inny. Elise znów się wzdrygnęła.
Może był to Ole Gabriel? Nie, ludzie na pewno by go rozpoznali.
Jakaś kobieta za jej plecami roześmiała się.
- Ponosi cię wyobraźnia, Olgo! Kochanka? Nie masz dość jednego chłopa? Kto by tam
szukał kolejnego?
Rozległ się śmiech.
- Nie mówię o naszych chłopach, tylko o ludziach, którzy nie muszą pracować i z nudów
przychodzą im do głowy różne pomysły.
Zaczęto się zastanawiać, czy w Kristianii były ostatnio jakieś rozwody. Kto się rozwodził i
dlaczego?
Elise zrobiła zakupy i wyszła ze sklepu. Przed powrotem do domu postanowiła jeszcze
zajrzeć do Anny. Evert na pewno wrócił już ze szkoły i mógł pomóc Dagny opiekować się dziećmi.
Myślała o tym, co usłyszała w sklepie. Że choroba Anny wróciła i że Anna była za dobra dla
tego świata. Poczuła strach. Nie dopuszczała do siebie myśli, że Anna naprawdę może być
poważnie chora. Dla Johana byłaby to prawdziwa tragedia. Anna była jego jedyną rodziną. Ojciec
w ogóle się nie liczył, mieszkał w Ameryce, poza tym nigdy nie byli specjalnie ze sobą związani.
Natomiast jego więzy z siostrą były wyjątkowo silne. Do tego stopnia, że przecież zdecydował się
popełnić przestępstwo, żeby zdobyć pieniądze na lekarstwa dla niej. Mimo że był uczciwym
człowiekiem i zawsze starał się przestrzegać prawa.
Elise była ciepło ubrana, oprócz palta, miała na sobie buty, które Johan jej kupił, zanim
zaczął mieć problemy ze sprzedażą swoich dzieł, ale i tak marzła. Szybkim krokiem ruszyła przez
mostek do domu Anny. Oby tylko tegoroczna zima nie okazała się sroga, pomyślała. Nie stać ich
było na ogrzewanie całego domu. Nawet jeśli Johan będzie pracować, to trzydzieści koron nie było
dużą sumą. Tylko nieco mniej zarabiał przed laty w fabryce płótna żaglowego, a czynsz za domek
nie był niski, mieszkając na Hammergaten płacili znacznie mniej.
Zapukała i otworzyła drzwi, nie czekając aż Anna zwoła proszę!
Ku swojemu zdziwieniu zobaczyła, że w kuchni jest pusto.
- Anno?
Z izby doszedł ją słaby głos. Otworzyła ostrożnie drzwi i zajrzała do środka.
Anna leżała w łóżku, w nogach siedziała Aslaug i bawiła się szmacianą lalką.
- Kochanie, jesteś chora?
Anna uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Nie, tylko nogi nie chcą mnie dzisiaj nosić.
- Myślałam, że pani Evertsen jest z tobą.
- Ma grypę.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego?
- Torkild był u niej. Miała wysoką gorączkę, ale poza tym nic jej chyba nie dolegało.
- Jak sobie radzisz, skoro nie możesz wstać z łóżka?
- Jakoś muszę. Torkild obiecał wpaść w ciągu dnia, ale ostatnio mają bardzo dużo pracy.
- Może poproszę panią Albertsen? - zaproponowała Elise.
- Nie chcę być niewdzięczna, ale jeśli mam być szczera, to wolę być sama. Torkild pokroił
chleb przed wyjściem, a Aslaug przyniesie mi wszystko, czego potrzebuję.
- Jest za mała, żeby dołożyć drew do pieca. Zauważyłam, że w kuchni jest zimno.
Anna nie odpowiedziała.
- Porozmawiam z panią Jonsen. Strasznie dużo mówi, ale ma dobre serce i lubi dzieci.
Anna posłała jej wdzięczne spojrzenie.
- Pan mi cię chyba dzisiaj zesłał. Strasznie marzłam, ale nie mogłam nic poradzić.
- Zaraz rozpalę w piecu - oświadczyła Elise.
Znalazła jakąś starą gazetę i trochę drew w skrzyni. Ogień ledwie się tlił, przykucnęła i
nagle wróciły wspomnienia. Przypomniała sobie, jak dawniej rozpalała tu w piecu. Tyle się od
tamtego czasu wydarzyło. Wyszła za mąż, Evert się do nich wprowadził, tu umarła córeczka Hildy,
mała Jensine. Ale tutaj też urodziło się dwoje jej dzieci, radości mieszały się ze smutkiem, jak to w
życiu.
Kiedy wróciła do pokoju, Anna leżała w łóżku z zamkniętymi oczami, jakby spała.
- Chodź, Aslaug, pójdziemy do kuchni i damy mamie odpocząć - wyszeptała do
dziewczynki.
Aslaug zeszła ostrożnie z łóżka, nie odzywając się. Kiedy weszły do kuchni i Elise
zamknęła za nimi drzwi, dziewczynka spojrzała na nią wielkimi oczami i spytała:
- Czy mama umarła?
- Nie, kochanie, mama śpi. A ja teraz zrobię ci pyszną kaszkę. Niedługo przyjdzie tatuś, a ja
pójdę do pani Jonsen i poproszę, żeby przychodziła teraz do was i trochę wam pomagała. Pamiętasz
panią Jonsen? Tę miłą panią w takim dziwnym kapeluszu z brązowym piórkiem?
Na twarzy dziecka pojawił się uśmiech.
- Peder mówił, że ten kapelusz to stare wiadro. Elise roześmiała się.
- Że też to zapamiętałaś. Tylko nie mów jej tego. Byłoby jej przykro. Niech to będzie taka
nasza tajemnica.
Aslaug pokiwała poważnie głową.
- Nikomu o tym nie powiem - zapewniła. Elise znalazła kaszę, nalała wody do garnka.
- Mama mówiła, że ładnie nakrywasz do stołu. Postawisz trzy miseczki i położysz łyżki?
Strasznie zmarzłam i też chętnie zjem trochę ciepłej kaszy.
Elise miała nadzieję, że Evert wrócił już do domu. Nie chciała, żeby Dagny zbyt długo
zostawała sama z dziećmi. Zwykle sobie radziła, ale zdarzało się, że czasem zapominała o różnych
rzeczach.
Kasza była gotowa, ale Elise nie chciała budzić Anny. Usiadła więc do stołu sama z Aslaug.
Ledwie zaczęły jeść, kiedy usłyszały z pokoju wołanie Anny. Elise wstała od stołu i poszła do niej.
- Chyba zasnęłam - powiedziała Anna z poczuciem winy w głosie.
- Pewnie źle spałaś w nocy, więc zasnęłaś.
- Pomożesz mi wstać i usiąść na fotel?
Elise podeszła bliżej i pomogła jej się podnieść.
- Słyszałaś, że wczoraj ktoś tu się utopił?
- Tak, to okropne. I to niemal przed naszym domem.
- Wiesz, kto to był?
- Słyszałam tylko, że to jakiś mężczyzna. Nie stąd.
- Jak to?
- Miał na sobie palto i futrzaną czapkę. Widziałaś, żeby jakiś robotnik chodził tak ubrany?
- Nie. To rzeczywiście dziwne. Może miał coś do załatwienia w fabryce? Wracał, poślizgnął
się na lodzie i upadł.
Anna milczała. Wstała już z łóżka i teraz próbowała sama usiąść na wózku, nie chcąc
nadmiernie obciążać Elise.
- Torkild był wtedy w domu, natychmiast pobiegł nad rzekę, zaraz potem zjawiła się policja.
- Dowiedział się czegoś?
- Tylko tyle, że mężczyzna musiał być albo szalony, albo pijany, inaczej nie spacerowałby
po oblodzonych kamieniach tuż nad rzeką.
- Jeśli był pijany, to nie załatwiałby spraw w fabryce.
- To samo sobie pomyślałam.
- Nie padło żadne nazwisko?
- Torkild coś mówił. Diriks albo Didriks, coś takiego - powiedziała Anna i nagle spojrzała
przerażona na Elise. - Jak nazywał się ten drań, który zwabił cię na ulicę Oscara?
- Asle Diriks - powiedziała Elise.
Nagle poczuła dziwny ciężar w piersi. A więc to jednak był pan Diriks, pomyślała.
- To nie mógł być Asle Diriks - powiedziała. - On nie jest szalony, a gdyby się upił, to
zrobiłby to u siebie w domu, albo w domu któregoś ze swoich bogatych kolegów po drugiej stronie
rzeki.
- A może zrobił to specjalnie? - zastanawiała się głośno
Anna. - Co się stało? Dlaczego zbladłaś? Myślisz, że to jednak był ten młody mężczyzna,
który wtedy cię do siebie zwabił?
- Obawiam się, że raczej jego ojciec. Próbował wynagrodzić mi zachowanie syna. Był u nas
dwa razy, kupił nawet jedno z dzieł Johana. Jego żona zachorowała na nerwy i przebywa teraz w
sanatorium. Starszy pan tak się tym wszystkim przejął, że stracił ochotę do życia. Próbowałam z
nim rozmawiać i nawet miałam wrażenie, że udało mi się rozproszyć jego ponure myśli. Jeszcze
wczoraj rano spotkałam go na Stortorvet. Miałam wrażenie, że jest znacznie pogodniejszy i w
lepszym nastroju. Skontaktował się z Olafią Johannisdatter, obiecał załatwić jej wsparcie ze strony
państwa. - Elise stała i kręciła głową, nie potrafiąc pojąć, co się stało. - Może jednak uległam
złudzeniu? Może wcale nie był szczęśliwy? Nie pojmuję tego.
- Torkild opowiadał mi o podobnych przypadkach. Zdarza się, że człowiek planuje
samobójstwo, ale rodzina nawet się nie domyśla, jak głęboko jest nieszczęśliwy.
Elise wjechała z wózkiem do kuchni. W piecyku płonął ogień, było przyjemnie ciepło.
Aslaug siedziała przy stole i jadła.
- Niestety, muszę już iść. Dagny została sama z dziećmi, a nie do końca jej ufam. Kiedyś
wzięła je spacer, mimo że padał deszcz. Nie było ich kilka godzin.
- Boże drogi, wracaj jak najszybciej! Dziękuję za pomoc. Przed wyjściem Elise dołożyła
jeszcze drew do pieca.
- Poproszę panią Jonsen, żeby zachodziła do was, dopóki pani Evertsen nie wyzdrowieje -
powiedziała, zanim wyszła.
Ruszyła szybkim krokiem do domu. Kiedy znalazła się na mostku, dotarło do niej, co się
wydarzyło. Pan Diriks odebrał sobie życie! Jeszcze niedawno nie wiedziała nawet o jego istnieniu,
a teraz czuła, jakby straciła kogoś bliskiego.
20
Kiedy otworzyła drzwi, już w korytarzu usłyszała śmiech i rozmowy dzieci. Dagny
poprzebierała je, sama miała na sobie starą koszulę Johana, jego sfilcowany stary kaszkiet i
spodnie, tak zniszczone, że nadawały się już tylko na łaty. Hugo miał na głowie chustkę, a na
ramionach ręcznik, natomiast Jensine ubrana była w nową bluzkę Elise, tę, którą dostała od wuja
Kristiana i ciotki Ulrikke. Wyglądała jak prawdziwa księżniczka. Elise już chciała zwrócić jej
uwagę, ale powstrzymała się, kiedy zobaczyła, jaka mała jest szczęśliwa.
- Dagny jest biednym świniopasem, a ja księżniczką, którą dostanie za żonę, a Hugo
paskudną macochą.
Elise uśmiechnęła się. Maluchy najwyraźniej pomieszały kilka różnych baśni, ale
najważniejsze, że dobrze się bawiły. Dagny pilnowała, żeby ogień nie zgasł, w kuchni było ciepło i
przyjemnie, dzieci najwyraźniej wcale za nią nie tęskniły.
Nagle Dagny o czymś sobie przypomniała. Wzięła stołek, podeszła do jednej z kuchennych
szafek i zdjęła z półki kopertę.
- Przyszedł do ciebie list. Położyłam go tam, gdzie zwykle leżą pieniądze.
- List? - zdziwiła się Elise i podeszła do dziewczynki. Czyżby jakaś wiadomość od
Benedicta Guldberga? Może przyjęli Julię?
- Na odwrocie nie jest nic napisane. Gdyby to był list z wydawnictwa, poznałabym pismo -
stwierdziła Dagny, czekając niecierpliwie, aż Elise otworzy kopertę.
List był napisany ładnym pismem na pięknym papierze listowym z monogramem. Spojrzała
na podpis.
- To od Oscara Carlsena! - wykrzyknęła zdziwiona i zaczęła czytać.
Droga Pani Thoresen!
Uznałem, że muszę Pani to powiedzieć, mimo że nasz wspólny przyjaciel prosił, żebym całą
sprawę zachował dla siebie. Gdy Hugo Ringstad wrócił do domu, czekała go niemiła
niespodzianka. Signe sprzedała wszystkie jego piękne meble, które należały do jego dziadków i
pradziadków, ba, nawet prapradziadków i które, miał nadzieję, staną się kiedyś własnością jego
wnuków. Marie nie była w stanie temu zapobiec. Gdyby to się działo przed jej wylewem, pewnie
sprawy potoczyłyby się inaczej, ale teraz jest tak słaba, że nie była w stanie przeciwstawić się Signe
Bergeseth. Bardzo to jednak przeżyła. Hugo jest zdruzgotany stratą mebli. Było to nie tylko bardzo
piękne rzemiosło, ale przede wszystkim cenna pamiątka po jego przodkach. Był z nich bardzo
dumny, wszystkim je pokazywał. A teraz Signe nie dość, że je sprzedała, to jeszcze zgarnęła
wszystkie pieniądze!
Wiem, że jest Pani bardzo związana ze swoim byłym teściem. On też zawsze bardzo dobrze o
Pani mówi. Podziwia Pani twórczość pisarską, ceni panią jako matkę i gospodynię. Jest szczęśliwy,
że traktujecie go jak członka waszej rodziny. Nie chciał, żebym powiadamiał Panią o jego
nieszczęściu, ale postanowiłem postąpić wbrew jego woli. Niech Pani sama zadecyduje, czy chce
Pani odwiedzić go w Ringstad, czy może zadowoli się wysłaniem listu, czy rozmową telefoniczną.
Mam wrażenie, że potrzebuje kogoś, z kim mógłby o wszystkim porozmawiać i kto pocieszyłby go w
jego zmartwieniu.
Moja żona przekazuje serdeczne pozdrowienia. Proszę też pozdrowić Męża.
Oddany Pani Oscar Carlsen
Elsie złapała się na tym, że stoi z otwartą buzią. Była do głębi wstrząśnięta. Jak ktoś mógł
coś takiego zrobić? Skąd biorą się tak źli ludzie?
Signe doskonale wiedziała, ile te meble znaczą dla pana Ringstada, a mimo to sprzedała je,
kiedy on był w Kristianii! Elise poczuła, że robi jej się niedobrze. Co za okrutna kobieta! Powinno
się ją zamknąć w więzieniu! Przecież popełniła przestępstwo. Ukradła rzeczy, które należały do jej
teścia! Za to powinna spotkać ją kara i to dotkliwa!
Dlaczego pan Ringstad pozwolił jej zostać? Dlaczego od razu jej nie przepędził? Sebastian
był co prawda synem Emanuela, ale istniały przecież jakieś granice przyzwoitości!
- Dlaczego jesteś taka czerwona? - spytała nagle Dagny.
- Coś się stało?
- Owszem - wycedziła Elise wściekła. - Tę sekutnicę należałoby udusić!
- Trzeba dać jej nauczkę! Moja mama zawsze tak mówi
- wtórowała jej teraz Dagny.
Elise jednak jej nie słyszała. Podeszła do stolika, na którym stała jej maszyna do pisania i
zaczęła pisać list do swojego byłego teścia.
Zdążyła napisać zaledwie kilka linijek, kiedy usłyszała wołanie Hugo.
- Idzie wujek Kristian!
Chłopiec stał na stołku i wyglądał przez okno. Kiedy zobaczył wujka, zapiszczał z radości.
Elise natomiast była tak pochłonięta pisaniem, że nie widziała, co się wokół niej dzieje.
Zauważyła tylko, że Dagny pobiegła do korytarza i otworzyła drzwi. Po chwili usłyszała głos Hugo.
- Dobrze, że przyszedłeś, wujku. Elise bulgocze jak indor! U pana Carlsena na wzgórzu
Aker mieszka jakaś straszna czarownica. Elise chce ją udusić!
- Co ty mówisz? Elise jest wściekła? Nigdy jej takiej nie widziałem. Ktoś musiał jej bardzo
dokuczyć.
- Nie, ale dostała list, a kiedy go przeczytała, to zrobiła się okropnie czerwona!
Wuj Kristian wszedł do pokoju.
- Co też Dagny opowiada? Czy coś się wydarzyło u państwa Carlsenów?
Elise pokręciła głową przecząco i zaczęła pokrótce opowiadać, co się stało. Na koniec
powiedziała też, że stan Anny ostatnio się pogorszył. Opowiedziała mu również historię starszego
pana Diriksa i nagle poczuła, że zalewa ją fala rozpaczy. Miała nadzieję, że się nie rozpłacze przy
dzieciach, ale w końcu nie wytrzymała i jej ciałem wstrząsnął szloch.
- Nic z tego wszystkiego nie rozumiem. Jakby cały świat nagle zwrócił się przeciwko mnie!
Isak nie żyje. Johan nie może sprzedać swoich prac. Pan Diriks odebrał sobie życie, a Anna znów
jest chora! Jakby tego wszystkiego było mało, to okazuje się, że Signe okradła mojego ukochanego
teścia, a pani Ringstad tak to przeżyła, że się rozchorowała. Co się dzieje? Dlaczego nam się to
wszystko przytrafia?
Patrzyła na wuja Kristiana, a łzy leciały jej po policzkach.
- Spokojnie, Elise, spokojnie - pocieszał ją wuj. Objął ją i delikatnie gładził po plecach.
- Takie jest życie, niesie ze sobą radość i smutek. Wszyscy tego doświadczamy, niektórzy
wcześniej, inni później. Niekiedy wydaje się, że ktoś idzie przez życie szczęśliwy, a tak naprawdę
nie ma mu czego zazdrościć. Człowieka kształtują jego porażki, to one sprawiają, że rozumiemy
cierpienie innych, pozwalają nam się rozwijać. To dzięki swoim doświadczeniom możesz
współczuć siostrze, to one pozwalają ci zrozumieć cierpienie Anny, dlatego jest ci żal twojego
byłego teścia i smucisz się, bo panu Diriksowi zabrakło woli życia. Nie możesz brać cierpień
wszystkich ludzi na swoje barki, każdy musi dźwigać własne brzemię.
Elise pokiwała głową i otarła łzy.
- Przepraszam, po prostu już nie wytrzymałam.
- Doskonale cię rozumiem. Skąd ta wiadomość o panu Diriksie?
- Od Anny. To stało się tuż przed jej domem. Dagny najwyraźniej słuchała wszystkiego
bardzo pilnie.
- To ja wam o tym powiedziałam. Wszystkie dzieci w szkole pobiegły nad rzekę, jak tylko
usłyszeliśmy, że jakiś pijak wpadł do wody. Tylko policja od razu nas stamtąd przegoniła.
Wuj Kristian zmarszczył czoło.
- Pan Diriks nie był chyba pijany? Elise pokręciła głową.
- Na pewno nie. Podejrzewam, że może szedł chwiejnym krokiem, a dzieci uznały, że jest
pijany.
- Był pijany - stwierdziła Dagny stanowczo, patrząc jej w oczy.
Elise zdenerwowała się.
- Na pewno nie. Znałam go. Jestem pewna, że nigdy nie pokazałby się na zewnątrz w takim
stanie.
- Ale Lorrang tak mówił. Ten pan trzymał w ręku butelkę. Kiedy Lorrang coś do niego
powiedział, rzucił w niego kamieniem.
Elise pokręciła głową bezradnie.
- Ponosi cię wyobraźnia. Pan Diriks nigdy by czegoś takiego nie zrobił, nie wierzę w to!
- Kłamiesz! Ja chyba wiem lepiej - upierała się Dagny.
- Dagny! - skarciła ją wzrokiem Elise. - Nie wolno tak się odzywać do dorosłej osoby. Idź
do kąta!
Dagny posłuchała bez słowa sprzeciwu, ale była wyraźnie naburmuszona.
Wuj Kristian odwrócił się zamyślony.
- Coś tu się nie zgadza. Chyba przespaceruję się na policję. Elise skinęła głową zadowolona,
że będzie mogła dokończyć list do pana Ringstada. Bardzo chciała do niego pojechać, wiedziała
jednak, że to niemożliwe. Nie mogła opuścić dzieci, domu. Poza tym podróż pociągiem sporo
kosztowała. Mogła więc jedynie wyrazić mu swoje współczucie i dać wyraz oburzenia z powodu
tego, co się stało. Może w ten sposób uda jej się choć trochę go pocieszyć?
Skoro pan Carlsen napisał do niej, to zapewne wierzył, że jej słowa dodadzą panu
Ringstadowi otuchy. Może chodziło o to, że jest matką dziecka, które pan Ringstad ustanowił
dziedzicem gospodarstwa? Miała nadzieję, że teść zdołał w końcu pozbyć się Signe i jej męża.
Johan wrócił do domu, kiedy skończyła pisać list. Odwróciła się do męża, ciekawa, jak
minął mu pierwszy dzień w nowej pracy.
Johan uśmiechnął się do niej.
- Dziękuję, że załatwiłaś mi tę pracę. Teraz patrzę już jaśniej na życie.
- Opowiadaj!
- Wszyscy byli bardzo mili i odnosili się do mnie z dużym szacunkiem. Nie odniosłem
wrażenia, żeby bali się przyszłości. Przeciwnie, większość jest zdania, że czekają nas dobre lata.
Liczba emigrantów spada, ludzie dużo podróżują po kraju. Podobno kąpielisko obok starych murów
Akershus ma zostać zlikwidowane, a na jego miejscu ma powstać nowe nabrzeże. Przybywa nam
frachtowców. Kristiania ma już ponad trzysta parowców i ponad pięćdziesiąt dużych żaglowców.
Mobjerg & Co rozwijają się. Najwyraźniej bardzo się myliłem, uznając, że idą ciężkie czasy.
Elise odetchnęła z ulgą.
- To znaczy, że ludzie wkrótce zaczną kupować twoje dzieła.
- Mój szef był tego pewien, ale powiedział też, że chce, żebym z nimi został na dłużej. Sam
wprowadził mnie w pracę, chociaż właściwie powinien zrobić to księgowy, bo to on będzie moim
bezpośrednim szefem. Gabinet dyrektora robi wrażenie. To duży narożny pokój, na podłodze leży
gruby dywan, pod ścianą stoją skórzana kanapa i dwa głębokie fotele. Na ścianach wiszą obrazy i
oprawione dyplomy, a półki są pełne książek.
- Co będziesz tam robić?
- Każdego ranka będę wynosił te grube księgi ze skarbca, a wieczorem je tam wnosił.
Skarbiec jest ogniotrwały i ma podwójne żelazne drzwi. Mam własny pulpit z dwiema szufladami i
niewielką szafkę. Już dzisiaj posłano mnie z jakąś sprawą do budynku Giełdy. To przedziwne
miejsce. Milczący mężczyźni z poważnymi minami i mnóstwo ogłoszeń w wielkim holu, miliony
cyfr i dziwnych słów. Spisałem to, co mi kazano, i wróciłem do biura, gdzie od razu posadzono
mnie do klejenia kopert. Listy zagraniczne wysyłane są pocztą, ale te miejscowe muszę sam
doręczyć. Będę miał dużo ruchu i świeżego powietrza - dodał, uśmiechając się.
Elise słuchała go i cierpiała. Johan miał taki dar, tak pięknie rzeźbił, a teraz będzie chodził
po mieście i roznosił listy! To zajęcie dla młodego chłopca tuż po szkole, a nie dla dorosłego męż-
czyzny, ojca rodziny z dużym doświadczenie pracy.
- Przynajmniej poznam dobrze miasto - żartował dalej Johan. - Właściwie znam tylko
okolice Sagene, Grünerløkka i Torshov. A co ty dzisiaj robiłaś? Udało ci się coś napisać? - zmienił
nagle temat.
Elise zapomniała, że kazała Dagny iść do kąta. Zdziwiła się, gdy nagle usłyszała jej głos.
- Rozbeczała się, bo Isak nie żyje, pan Diriks się utopił, Annie się pogorszyło i jakaś
czarownica obrabowała dziadka Ringstada.
Johan otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Co ty mówisz? Elise pokiwała głową.
- To wszystko prawda. Signe sprzedała wszystkie stare meble pana Ringstada, kiedy był tu,
u nas - tłumaczyła mu. - Dagny, możesz już wyjść z kąta - dodała szybko.
Nagle z korytarza dobiegły ich jakieś dźwięki. Okazało się, że wrócił wuj Kristian.
- Myliłaś się, Elise. To nie starszy pan Diriks się utopił, tylko jego syn.
Elise i Johan patrzyli na niego z niedowierzaniem. Johan pierwszy odzyskał mowę.
- Jego syn? Asle Diriks, ten pisarz? Wuj Kristian skinął głową.
- Poza tym Dagny miała rację. Asle był pijany.
21
Elsie szła szybkim krokiem w stronę Hammergaten. Chciała porozmawiać z panią Jonsen i
poprosić ją, żeby przez kilka najbliższych dni pomogła Annie, do czasu aż pani Evertsen wróci do
zdrowia. Dagny została w domu z dziećmi. Miała wolne od szkoły, ponieważ nauczycielka też
zachorowała na grypę. Oby tylko nie wybuchła epidemia, pomyślała Elise zaniepokojona.
Zastanawiała się, czy nie powinna także wybrać się z kondolencjami do pana Diriksa.
Ciągle myślała o nim i jego nieszczęsnym synu. Wciąż nie docierało do niej, że Asle Dirikis
nie żyje. Z jednej strony odetchnęła z ulgą, że nie musi się już obawiać jego gróźb, ale było jej bar-
dzo żal jego ojca. Nawet jeśli syn przysparzał mu trosk, to jednak był jego jedynym dzieckiem.
Teraz starszy pan Diriks został sam, na dodatek jeszcze jego żona była w sanatorium.
Elise zastanawiała się, jak to w ogóle się stało, że Asle znalazł się w tej okolicy? Dlaczego
szedł mostem Beierbrua? Czyżby był u Othilie? I dlaczego szedł brzegiem rzeki, skoro było tak
ślisko? Może postanowił popełnić samobójstwo? Ale dlaczego w ten sposób? Istniały prostsze
sposoby: mógł się powiesić, zastrzelić albo zażyć truciznę, a nie topić się w lodowatej, cuchnącej
wodzie.
Poza tym nigdy nie podejrzewała Asle o takie skłonności. Zawsze wydawał się taki pewny
siebie, jakby cały świat do niego należał, jakby mógł robić wszystko, co tylko chce. Dlaczego
miałby targać się na swoje życie?
Z komina leciał dym, pani Jonsen była w domu.
Elise zapukała i otworzyła drzwi, zanim pani Jonsen zdążyła jej odpowiedzieć.
- Elise? To ty? A co ciebie do mnie sprowadza o tak barbarzyńsko wczesnej porze?
Pani Jonsen siedziała w starym, zniszczonym szlafroku, na stopach miała kapcie, we
włosach papiloty. Siorbała kawę z miseczki i ssała kawałek cukru.
- Byłam wczoraj u Anny - zaczęła Elise. - Zastałam ją w łóżku. Pani Everstsen jest chora, a
ona nie daje sobie sama rady.
Pani Jonsen spojrzała na nią przerażona i zasmucona.
- Nogi ją nie niosą i jest sama z dzieckiem?
- Tak, w kuchni było lodowato, bo ogień zgasł. Mała Aslaug siedziała w nogach łóżka i
bawiła się szmaciana lalką. To najspokojniejsze dziecko, jakie znam. Rozpaliłam w piecu i
przygotowałam im coś do jedzenia, ale nie mogłam zostać dłużej, bo Dagny nie do końca mogę
zaufać.
- Tak, wiem. Czasem się zastanawiam, dlaczego nie poprosisz mnie o pomoc?
- Nie przyszło mi do głowy, że chciałabyś codziennie tak daleko chodzić.
- A od kiedy to chodzenie człowiekowi szkodzi? - żachnęła się pani Jonsen.
- To może pomogłabyś Annie przez te parę dni, kiedy pani Evertsen jest chora? Anna na
pewno coś jej płaci, chociaż im też się nie przelewa.
Pani Jonsen znów się żachnęła.
- Nie chcę słyszeć o żadnym płaceniu! Jakbym sama z siebie nie mogła jej pomóc! Tutaj nad
rzeką wszyscy sobie pomagamy. Zawsze tak było i pewnie zawsze tak będzie.
- Bardzo dziękuję. Powiem szczerze, że kamień spadł mi z serca. Ciągle myślę, jak ona
sobie da z tym wszystkim radę, tym bardziej że Torkild ostatnio jest bardzo zajęty w Armii Zba-
wienia.
- To mężczyzna. Myślisz, że w ogóle potrafiłby jej pomóc? Elise uśmiechnęła się.
- Muszę już iść - powiedziała.
- Słyszałaś o tym eleganckim panu, który wczoraj utopił się w rzece? Pewnie pokłócił się z
kimś w fabryce i szedł zagniewany.
Elise nie miała ochoty dyskutować z nią o śmierci Asle Diriksa.
- Dagny mówiła, że ktoś się utopił, ale nic więcej nie wiem. Do widzenia, jest pani kochana,
pani Jonsen - rzuciła i szybko wyszła, zanim kobieta zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Bała się wizyty u starszego pana Diriksa, ale wiedziała, że musi do niego iść. Johan co
prawda tłumaczył jej, że pan Diriks na pewno ma przyjaciół i rodzinę, która wspiera go i odwiedza
w tych trudnych dniach, ale Elise wiedziała też, że ona sama nie zazna spokoju, jeśli teraz do niego
nie pójdzie. Pan Diriks zawsze był wobec niej uprzejmy i pomocny; uznała, że jest mu to winna.
Droga była długa. Kiedy w końcu dotarła na miejsce, była rozgrzana, ale stopy miała
lodowate.
Dziwnie się czuła, wchodząc przez tę samą bramę, przez którą kiedyś uciekała przerażona
ze zmierzwionymi włosami, z paltem na ręku i butami w dłoniach. Jakiś dorożkarz zawołał za nią
obraźliwie i podjechał tak blisko, że musiała gwałtownie uskoczyć na bok. Pewnie pomyślał, że
jakaś dziwka wraca do domu po wizycie u mężczyzny.
Zatrzymała się przed willą. Po raz kolejny podziwiała piękny budynek z kamienną fasadą i
dekoracyjnymi detalami przy oknach i balkonie. Teraz, tak jak wtedy, w pokojach świeciły
elektryczne żarówki. Od masywnej bramy z kutego żelaza prowadził szeroki podjazd na duży
dziedziniec.
Ledwie sięgnęła do kołatki, drzwi się otworzyły.
- Nazywam się Elise Thoresen. Chciałam złożyć kondolencje.
- Chwileczkę, przekażę panu Diriksowi. Służąca zniknęła, ale już po chwili wróciła.
- Pan Diriks czeka na panią w bibliotece.
- Mam nadzieję, że nie przychodzę nie w porę?
- Prosił, żeby pani od razu weszła - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się. - A nie
każdego przyjmuje - dodała.
Pan Diriks siedział za potężnym biurkiem, ale wstał, gdy tylko ją zobaczył.
- Jak to miło z pani strony, że się pani fatygowała, pani Thoresen.
- Nie wyobrażam sobie, żebym mogła nie przyjść. To zdarzenie bardzo mnie poruszyło.
Starszy pan próbował się uśmiechnąć, ale uśmiech zamienił się w grymas.
- To stało się tego samego dnia, kiedy spotkałem panią na Stortorvet.
Elise skinęła głową.
- Tak, przez moment nawet bałam się, że to pan wpadł do wody. Ale jakoś mi to nie
pasowało. Był pan wtedy taki pogodny, radosny i podniecony myślą, że pomoże pan Olafii -
powiedziała cicho.
- Wszyscy, którzy przychodzą, mówią o ogromnej stracie, którą poniosłem - zaczął pan
Diriks. - Ale wobec pani mogę być szczery. Ja mam wrażenie, że Pan mnie wysłuchał. Wiem, że
może zabrzmi to brutalnie, bo przecież żaden ojciec czy matka nie życzy własnemu dziecku
śmierci, ale kiedy pomyślę o tym, ile w moim synu było zła, ile krzywdy wyrządził innym, to na-
prawdę czuję ulgę.
- Doskonale pana rozumiem, chociaż pewnie wolałabym, żeby Pan raczej wpłynął na niego,
by się zmienił.
- Wiele lat też miałem taką nadzieję. Ostatnio jednak przestałem wierzyć, że to możliwe.
Asle zbyt dużo miał na sumieniu. Nawet gdyby stał się cud, to jego przeszłość byłaby dla niego
okrutnym obciążeniem. Nigdy nie zaznałby spokoju. To, co się stało, jest najlepsze i dla niego, i dla
nas.
Pan Diriks zamilkł, a Elise wahała się, czy zadać pytanie, które nurtowało ją od samego
początku.
- Myśli pan, że on wiedział, co robi? - spytała w końcu.
- Nie sądzę, żeby to sobie zaplanował. Pewnie był u jakiejś dziwki na Lakkegaten, pił i
nagle przyszło mu do głowy, żeby wracać przez Beierbrua. Usłyszał szum wody i zszedł na brzeg.
Może nie spodziewał się, że kamienie okażą się tak śliskie? Nie wiem.
Starszy pan zamilkł, widać było, że się waha. Po chwili przerwał milczenie.
- Mam wrażenie, że chciał zajść do pani. Tylko panią znał w tej okolicy. Domyśla się pani,
o czym mógł chcieć z panią rozmawiać?
Elise pokręciła głową przecząco, nieco przestraszona.
- Nie mam pojęcia, chociaż kiedy ostatnio się widzieliśmy, zarzekał się, że znajdzie sposób,
żeby się na mnie zemścić.
Pan Diriks zamyślił się.
- Są dwie możliwości. Albo rzeczywiście chciał panią jakoś ukarać i pił, żeby dodać sobie
odwagi, i druga, że może jednak szedł panią przeprosić i też musiał jakoś dodać sobie odwagi -
stwierdził pan Diriks, uśmiechając się smutno. - W to ostatnie jakoś nie bardzo wierzę - dodał.
- Prawdy pewnie nigdy się nie dowiemy. Podejrzewam, że rzeczywiście trudno zakładać, że
nagle się zmienił, ale może jednak naprawdę postanowił zakopać topór wojenny, jak to się mówi.
Może dotarło do niego, że znam adwokata Wang-Olafsena, i nie chciał ryzykować sprawy w sądzie.
A może chciał po prostu o wszystkim zapomnieć? W końcu ja też się na nim zemściłam, opisując
dokładnie jego dom rodzinny. Nie powinnam była tego robić.
- Proszę się tym nie przejmować. Po raz pierwszy trafił na kogoś, kto mu się przeciwstawił.
Gdyby mu się to częściej zdarzało, może jego życie byłoby inne.
- Więc przyjmijmy, że to drugie wytłumaczenie jest właściwe.
Pan Diriks znów się uśmiechnął i tym razem uśmiech pozostał na jego ustach.
- Dziękuję, pani Thoresen. Uznajmy więc, że szedł panią przeprosić. Mam nadzieję, że
będzie pani na pogrzebie. Będę pani bardzo wdzięczny.
- Skoro tak, to oczywiście przyjdę.
- Muszę panią poinformować, że dostałem dzisiaj list w sprawie wsparcia Olafii
Johannisdatter. Jej sprawa podobno ma wkrótce zostać rozpatrzona. Są duże szanse, że otrzyma po-
moc. Cieszę się, że będę mógł jej to przekazać.
Elise była szczerze uradowana. Pan Diriks najwyraźniej miał dla kogo żyć.
Wracając do domu, czuła, że kamień spadł jej z serca. Wuj Kristian miał rację, kiedy mówił,
że w życiu są przypływy i odpływy. Czasem człowiek pogłębiał się w żalu i smutku, by zaraz
potem przeżywać radość i szczęście. Pan Ringstad będzie zapewne mógł odkupić swoje meble,
Johan miał pracę i zarabiał, ona nadal miała nadzieję, że wydawnictwo przyjmie jej nową powieść.
Może jednak rzeczywiście czasy nie były takie złe?
Co prawda Isaka nic nie przywróci do życia, ale Hilda mogła jeszcze mieć dzieci, a tragedia
pana Diriksa mogła mieć w sobie także coś pozytywnego. Gdyby nie wypadek syna, może nigdy
nie dowiedziałby się, że można być szczęśliwym, czyniąc coś dobrego dla innych.
Elise uznała, że skoro jest w okolicy, to zajrzy także do pana Wang-Olafsena. Na pewno
słyszał o wypadku. Nagle pomyślała, że właściwie pan Diriks i pan Wang-Olafsen mogliby się
zaprzyjaźnić. Pochodzili z tego samego środowiska, byli wykształceni i obu doskwierała
samotność. Może którejś niedzieli zaprosi ich obu na obiad?
Elise nie była na Pilestrede od czasu, kiedy Kristian i Halfdan przenieśli się do pana
Wang-Olafsena. Wiedziała, że Kristianowi było z tego powodu trochę smutno, ale ona po prostu nie
miała czasu. Zastanawiała się, jak Halfdan zareaguje na jej widok.
Kiedy dotarła na miejsce, okazało się, że Kristian wrócił już ze szkoły i jest domu, chociaż
niedługo miał wychodzić na zajęcia do szkoły wieczorowej, gdzie był na rocznym kursie handlo-
wym. Pan Wang-Olafsen uznał, że kurs przyda mu się, jeśli po ukończeniu szkoły podstawowej,
będzie chciał się uczyć dalej.
Kristian wyraźnie się zdziwił na jej widok.
- Elise? Ty tutaj?
- Wracam od starszego pana Diriksa. Właśnie stracił syna, uznałam, że powinnam złożyć
mu kondolencje.
Kristian pokiwał głową.
- Pan Wang-Olafsen opowiedział mi o wszystkim, ale nie odniosłem wrażenia, że dla pana
Diriksa to bolesna strata.
- To był jego jedyny syn.
- Wiem, ale mimo to nie zmieniam zdania.
W tym momencie z pokoju doszedł ich radosny głos dziecka, po chwili drzwi się otworzyły
i weszła niania z małym Halfdanem na ręku. Buzia dziecka rozpromieniła się na widok Elise,
wyciągnął do niej ręce.
Elise wzruszyła się, czuła, że ma ściśnięte gardło. Wzięła dziecko i przytuliła je do siebie, w
oczach miała łzy.
- Tęskniłam za nim.
- Najwyraźniej on za tobą też - uśmiechnął się Kristian.
Z korytarza dobiegły ich ciężkie kroki i po chwili do pokoju wszedł pan Wang-Olafsen.
- Pani Thoresen? Jak miło! Proszę do salonu! Elise podążyła za nim z dzieckiem na ręku.
- Poszłam złożyć kondolencje panu Diriksowi - zaczęła się tłumaczyć.
- Pani nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Jest pani chyba jedyną kobietą na świecie, która
troszczy się o ojca mężczyzny, który tak grubiańsko ją znieważył.
- Na szczęście nie doszło do najgorszego, poza tym szybko się zorientowałam, że ojciec i
syn mają ze sobą niewiele wspólnego.
Pan Wang-Olafsen przytaknął poważnie.
- Bardzo mu współczuję. Też złożyłem mu kondolencje. Wiedział, że znam panią i pani
rodzinę. Natomiast ja nie wiedziałem, że jego żona przebywa w sanatorium, gdzie leczy nerwy, i
raczej prędko stamtąd nie wyjdzie. Wygląda na to, że jest bardziej samotny ode mnie. Ja w końcu
mam syna, który pewnie ma się dobrze, chociaż niemal nigdy go nie widuję, no i mam też wnuka
gdzieś na południu kraju. Poza tym mam to szczęście, że w domu jest maleńkie dziecko, które
sprawiło, że wstąpiło we mnie nowe życie. Mieszkanie ożyło, teraz znów słuchać tu rozmowy,
gaworzenie, płacz dziecka, śmiech. Mały czuje się tu znakomicie, świetnie się rozwija, już zaczyna
chodzić i chce wszystkimi rządzić!
Elise spojrzała zdziwiona na Kristiana.
- Zaczyna już chodzić?
- To może za dużo powiedziane, ale stawia już pierwsze kroki.
- I wtedy piszczy z zachwytu - dodał pan Wang-Olafsen. - Chłopak daleko zajdzie, bo silnej
woli mu nie brakuje. Mówiłem to już Kristianowi.
Halfdan wyciągnął rączkę, żeby chwycić guzik przy bluzce Elise.
- Nie, nie wolno - powiedziała łagodnie, chwytając jego dłoń.
Na buzi dziecka pojawił się grymas, malec był wyraźnie niezadowolony; po chwili znów
spróbował. Gdy mu się to nie udało, zaczął machać rączkami i wyrywać się z jej objęć. Opiekunka
wzięła go na ręce i zabrała z salonu.
Elise roześmiała się.
- Chyba ma pan rację. Chłopiec wie, czego chce - stwierdziła. - A może przyszedłby pan do
nas kiedyś na niedzielny obiad? Razem z panem Diriksem - dodała. - Chciałbym coś dla niego
zrobić w tym pierwszym, najtrudniejszym okresie.
- Bardzo chętnie, pani Thoresen. Lubię go i cenię, więc chętnie się z nim spotkam. Ja z kolei
proponuję, żebyśmy któregoś dnia wybrali się na wystawę automobili.
Elise uśmiechnęła się uradowana.
- Będzie nam bardzo miło! W drodze tutaj pomyślałam, że obaj panowie jesteście do siebie
nieco podobni. Pewnie macie wiele wspólnych tematów.
Do pokoju weszła służąca z tacą z filiżankami i talerzem pełnym ciasta.
Elise czuła, że leci jej ślinka, ale nie chciała zbyt długo zostawać poza domem.
- Proszę nie robić sobie kłopotu - wymamrotała. Pan Wang-Olafsen uśmiechnął się.
- Nie przyszła pani chyba po to, żeby od razu wyjść? - powiedział i zaczął uprzątać gazety
ze stołu, robiąc miejsce na poczęstunek.
- Ma pani jakieś wiadomości od pana Ringstada?
- Od niego nie, ale dostałam list od pana Oscara Carlsena. Na mojego byłego teścia czekała
po powrocie dość niemiła niespodzianka.
Pan Wang-Olafsen i Kristian spojrzeli na nią przestraszeni. Elise postanowiła opowiedzieć
im o ostatnim wyczynie Signe. W końcu pan Wang-Olafsen był adwokatem i na pewno wiedział, co
w takich sprawach stanowi prawo.
Mężczyźni wysłuchali jej uważnie. Kiedy skończyła, Kristian zrobił się czerwony na
twarzy, pan Wang-Olafsen kręcił z niedowierzaniem głową.
- W życiu nie słyszałem takiej historii! Sprzedała wszystkie jego stare meble? Całe
wyposażenie domu?
Elise skinęła głową.
- Oscar Carlsen pisze, że pan Ringstad jest załamany, a jego żona się rozchorowała. To
dobra i wrażliwa kobieta, inaczej pewnie nie dopuściłaby do tego.
Pan Wang-Olafsen wyglądał na zamyślonego.
- Musi natychmiast dowiedzieć się, kto je kupił. Może przekona kupca do odstąpienia od
transakcji? Pana Ringstada zapewne stać na odkupienie swojej własności. Potem Signe Bergeseth
będzie musiała zwrócić mu pieniądze. Jeśli nie ma takiej sumy, będzie mogła zażądać zaliczki na
poczet spadku. Nigdy nie przestanę się dziwić ludzkiej chciwości. Ludzie potrafią być wobec siebie
niewyobrażalnie okrutni.
Kristian był wzburzony.
- Nie można nic zrobić? Nie poniesie za to żadnej kary?
- Rozumiem twoją złość - powiedział pan Wang-Olafsen. - Jestem przekonany, że będzie
można podjąć jakieś kroki.
Elise też tak uważała.
- Nie pojmuję, dlaczego państwo Ringstad tak długo jej na wszystko pozwalali. Pan
Ringstad twierdzi, że ze względu na Sebastina, ale w końcu są też jakieś granice.
Służąca podała kawę.
- Proszę się częstować, pani Thoresen - zachęcał ją gospodarz, podając jej talerz z ciastem. -
Zrobi i pani przyjemność, bo Kristian nie przepada za słodyczami, Halfdan jest jeszcze za mały, a ja
sam nie zjem tyle.
Elise uśmiechnęła się i spojrzała na Kristiana.
- Widzę, że dobrze ci się tu powodzi. W domu takich łakoci nie miałeś.
Chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Lepiej chyba nie mogłem trafić.
- Opowiedz mi coś o swojej nauce. Dużo się uczysz? Poznałeś tam nowych przyjaciół?
Krystian zaczął opowiadać z zapałem. Nie przeszkadzało mu to, że jest najstarszy w klasie,
nauka szła mu łatwo, miał dużo przyjaciół.
Zrobiło się późno, kiedy Elise w końcu się pożegnała i wyszła. Szybko ruszyła w stronę
domu. Idąc, podśpiewywała sobie cicho. Cieszyła się, że ma takiego przyjaciela, jak pan
Wang-Olafsen! Był miły i sympatyczny. Jaki inny człowiek o jego pozycji przyjąłby do siebie do
domu biednego szesnastolatka, i to z dzieckiem? I pozwolił mu mieszkać u siebie za darmo, płacił
za jego naukę i jeszcze zatrudnił opiekunkę do dziecka!
Dobrze, że byli tacy ludzie, chociaż z drugiej strony były też takie wiedźmy jak Signe.
Elise zeszła już ze wzgórza i szła teraz Maridalsveien. Nagle zobaczyła na niebie kłęby
dymu i poczuła dziwny niepokój.
W tym momencie minęli ja jacyś chłopcy.
- To gdzieś koło mostu i Biermannsgården! - krzyknął jeden z nich.
Elise poczuła, że serce jej staje. Koło Biermannsgården? To okolice ich domu! Zaczęła biec.
- Halo! - zawołała. - Co się stało?
- Wybuchł pożar! Jakiś dom się pali! - odkrzyknął ostatni z chłopaków, nie odwracając się.
- Gdzie się pali? - spytała Elise łamiącym się głosem. Nie otrzymała odpowiedzi, chłopcy
pobiegli już dalej.
- Chryste! - jęknęła Elise przerażona. - Dzieci! Co z dziećmi?
Więcej sag na:
http://chomikuj.pl/kotunia89