FRID INGULSTAD
BLIŹNI
Saga Wiatr Nadziei
część 12
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, lipiec 1906 roku
To był ciężki dzień. Elise wiedziała, że zapamięta tę datę - siódmego lipca. Dzień, w
którym Johan wyjechał z kraju. Być może na zawsze.
Sądziła, że straciła Johana w zeszłym roku, kiedy z więzienia Akershus napisał list, w
którym zerwał zaręczyny. W głębi duszy wierzyła jednak, że byłemu narzeczonemu nadal na
niej zależy. Później latem przyznał się nawet do tego, mimo że oboje założyli już własne
rodziny.
Dwa tygodnie temu, w wigilię nocy świętojańskiej, ponownie jej się zwierzył ze
swych uczuć; zjawił się wtedy tak nagle, kiedy zdrzemnęła się na słońcu. Pogładził ja szybko
po policzku i powiedział, że bardzo ją lubi. Po jego oczach poznała, że miał na myśli coś
więcej niż dawną przyjaźń.
A teraz szła na przystań się z nim pożegnać. Pytała samą siebie, dlaczego to robi, po
co zadaje sobie ból. Mogła przecież zostać w domu, postarać się o tym nie myśleć. Zająć się
praniem pieluch albo brudnych spodni chłopców, sprzątaniem kuchni lub myciem okien,
czymkolwiek, byleby dobrze się przy tym spocić i zagłuszyć myśli.
Chciała jednak przed rozstaniem powiedzieć mu coś miłego, pokazać, że jest ktoś, kto
się o niego martwi i wszędzie będzie przy nim myślami. Elise dowiedziała się od Anny, że
Johan strasznie pokłócił się z Agnes z powodu Magnusa Hansena, jej byłego chłopaka, i
dlatego Agnes nie zamierzała go odprowadzać. Anna tak pięknie poprosiła Elise, by poszła
zamiast niej, mówiła, że Johanowi będzie przykro odjeżdżać, jeśli nikt nie przyjdzie na
nabrzeże i mu nie pomacha.
Było ciepło, choć to dopiero wczesny ranek. W mieście dzień się już zaczął, ludzie
skoro świt śpieszyli do pracy. Kiedy Elise przechodziła obok Stortorvet, przekupki
handlowały na całego. Wysokie i postawne, w długich białych fartuchach na ciemnych
spódnicach i w białych chustkach na głowę nasuniętych głęboko na czoło. Poustawiały
skrzynki po margarynie wokół pomnika Christiana Kvarta i kusiły towarami rozłożonymi na
szerokich ladach. Chłopi już dawno przyjechali do miasta z wozami pełnymi ziemniaków,
kapusty, kalarepy, jajek i marchwi. Konie rżały i pochylały łby nad korytem z wodą, żeby
ugasić pragnienie, zanim zostaną zaprowadzone do stajni należących do tutejszych kupców.
Chłopcy roznoszący gazety wykrzykiwali wiadomości dnia. Koła wozów konnych stukały o
kamienie na moście, woźnice, siedząc na koźle, cięli batem powietrze, aż świstało. Już teraz
pierwsze służące przychodziły na zakupy ze swymi koszykami i siatkami. Elise nigdy
przedtem nie była tu w dole miasta o tej porze dnia; kipiące życie zmusiło ją, by zwolniła
kroku.
Wreszcie zbliżyła się do nabrzeża przy Vippetangen. Ładowano i rozładowywano i
wkoło było pełno tragarzy. W porcie jeden obok drugiego stały frachtowce, przycumowane
do wielkich boi. Za galeasami można było dostrzec przystań niedaleko Warsztatu Mechanicz-
nego w Aker, gdzie przy kei przycumowały szkunery. Elise wiedziała, że kiedyś w zimie,
prawie do końca wiosny, miasto było odcięte, ponieważ żaglowce nie mogły sforsować lodu.
Działo się tak aż do czasów, gdy lodołamacz „Mjolner” ruszył do pracy. Pamiętała, jak ojciec
opowiadał o „kruszeniu lodów” każdej wiosny, o tym, jak ręcznie wykuwali w lodzie drogę
wodną, gdy nie było jeszcze lodołamacza. Ludzie ściągali aż tu na nabrzeże, żeby się temu
przyglądać.
Na przystani czekał statek, który miał płynąć do Danii, Torkild wyjaśnił Elise, gdzie
go szukać.
Johan nie wiedział, że przyjdzie. Dopiero wczoraj wieczorem się zdecydowała.
Ponownie ogarnął ją smutek, ale widać tak miało być, że Johan musiał wyjechać.
Oboje założyli własne rodziny, i mimo że Emanuel wystąpił o rozwód, a Agnes dopuściła się
zdrady, nie byłoby dobrze, gdyby ona i Johan na nowo się związali. Elise nie wierzyła, by
Johan mógł uchylać się od odpowiedzialności, nawet jeśli Agnes zachowywała się
beznadziejnie, poza tym mogło jeszcze dużo czasu upłynąć, zanim Emanuel dostanie
orzeczenie rozwodu.
Ani ona, ani Johan nie byli jak ci z bohemy, którzy przesiadywali przy stoliku
artystów w Grand Cafe i pili, i dyskutowali. Christian Krogh, grupa malarzy i kilku artystów
pili mocny trunek, który nazywali koktajlem, jak opowiadał Emanuel. Widział ich. Na czele
tutejszej cyganerii stał Hans Joeger, który głosił tak zwaną wolną miłość. Uważał, że ludzie
dopiero wtedy mogą przeżywać prawdziwą radość życia i miłość, kiedy są całkowicie wolni.
Zarówno kobiety, jak i mężczyźni powinni wyzwolić się z wszystkich tych zasad, które
wiążą zwykłych obywateli, młodzi powinni zerwać z rodzinami i żyć tak, jak sami tego chcą.
Kościół był według cyganerii najgorszą instytucją, którą znali.
Emanuel był oburzony, kiedy jej o nich opowiadał. Równie oburzony jak większość
innych. Ludzie wielkim łukiem omijali Hansa Jaagera i jego przyjaciół. Emanuel twierdził,
że jest niebezpiecznym i grzesznym człowiekiem, od którego porządni ludzie powinni się
trzymać z daleka. Ale czy sam był lepszy?
Zastanowiła się, co Henryk Ibsen sądził o cyganerii. Miał swój stolik w tej samej
kawiarni, w ulubionym rogu czytelni. Emanuel opowiadał, że przygotowano dla niego
specjalne krzesło, na którego oparciu umieszczono napis: „Zarezerwowano dla dr. Ibsena”.
Siadywał tam między dwunastą a czternastą i czytał gazety. Dokładnie o osiemnastej wracał i
zawsze po półtorej godziny szedł z powrotem do domu, ubrany w swój długi frak, szerokie
spodnie, w cylindrze i z parasolem w ręku.
Dziwną wydaje się myśl, że już nie żyje.
Elise rozejrzała się wokół w nadziei, że dostrzeże Johana. Została jeszcze chwila,
zanim statek odbije od kei. Elise przyszła dużo wcześniej. I tak nie spała dziś w nocy, czuła,
że równie dobrze mogłaby wstać z łóżka i wyjść.
Rozczarowanie z powodu wyjazdu Johana tkwiło jeszcze w piersi niczym tępy ból.
Wiedziała, że nie powinna tak reagować, Johan był zamkniętym rozdziałem w jej życiu, ale
nie potrafiła uwolnić od niego myśli. Tak miło spędzili czas w przeddzień nocy świętojań-
skiej. Peder promieniał szczęściem na widok Johana, a i sama dawno nie była w tak dobrym
nastroju. Kiedy rozmawiali o czasach, gdy się razem spotykali, i Johan powiedział, że „od
uśmiechu Elise takiemu szczeniakowi jak on kręciło się w głowie”, poczuła, że jego słowa
dziwnie na nią podziałały. W myślach przeniosła się wstecz, do mrocznej klatki schodowej w
Andersengarden, gdzie dwoje nastolatków namiętnie się całowało.
Coś twardego usadowiło się w gardle. Kiedy Johan przybędzie do Kopenhagi,
profesorzy i inni ludzie posiadający wpływy i władzę zauważą jego wielki talent. Będzie
sławny, była tego pewna, i być może nigdy nie wróci do Norwegii. W stolicy Danii na pewno
roiło się od uroczych młodych dam, które bardziej niż chętnie pozwolą się adorować
utalentowanemu i uroczemu Norwegowi. I jeśli Johan dostanie kiedyś rozwód z Agnes, z
pewnością będzie mógł przebierać wśród najbardziej pożądanych piękności, które być może
również okażą się spadkobierczyniami ogromnych majątków. Dlaczego miałby zawracać
sobie głowę rozwiedzioną, biedną robotnicą z rodzimej Norwegii, skoro cały świat był pełen
o wiele bardziej atrakcyjnych, młodych kobiet?
- Elise?
Odwróciła się nagle. Szedł za nią, uśmiechając się, opalony, wysoki, wyprostowany,
ze starą, zniszczoną walizką w ręku, którą na pewno pożyczył lub tanio kupił. Wyglądał na
zaskoczonego.
- Przyszłaś?
Elise poczuła, że się zaczerwieniła.
- Anna mnie poprosiła. Uważa, że byłoby przykro, gdyby nikt nie stanął na nabrzeżu i
ci nie pomachał.
- Tylko dlatego tu jesteś? Bo Anna cię poprosiła? - spytał wesołym głosem.
Usiłowała się roześmiać, ogarnęło ją nagle zakłopotanie, nie mogła mu pokazać, co
czuje. Postawił walizkę na ziemi.
- Mam dużo czasu. Statek tak szybko nie odpłynie.
- Cieszysz się?
- Pewnie. To ekscytujące. Jeszcze do mnie nie dociera, że naprawdę miałem takie
szczęście. Przez moment bałem się, że nie dostanę paszportu, ale profesorowi udało się go
załatwić. Jedyne, czego żałuję, to to, że moja mama tego nie mogła zobaczyć.
Elise skinęła głową.
- Byłaby taka dumna. Chociaż na pewno by się o ciebie też bała. Johan uśmiechnął się
zaczepnie.
- Chcesz powiedzieć, że bałaby się, co mi może strzelić do głowy za granicą?
Elise chciała się roześmiać, ale śmiech utkwił jej w gardle. Może pomyślał o tym, co
się stało w zeszłym roku, kiedy dał się namówić do udziału w kradzieży?
- Wiesz, że twoja matka zawsze się martwiła - starała się jakoś wybrnąć. - Bała się,
żebyś nie chorował i żebyś nie uległ wypadkowi. - Wzruszyła ramionami, poczuła się głupio
i niezręcznie.
Uśmiech Johana zmienił się, stał się cieplejszy.
- Jesteś taka urocza, Elise. Wiem, o czym pomyślałaś, ale nie musisz się bać. Nigdy w
życiu nie zrobię już czegoś podobnego.
Pokręciła energicznie głową.
- Wcale cię o to nie posądzałam. Nie przyszło mi to nawet do głowy. Chodziło mi
tylko o to, że twoja matka martwiła się tyloma rzeczami.
Pogładził ją po policzku, tak jak to zrobił, kiedy siedzieli razem na ganku przed
domem.
- Powiedz, że przyszłaś z własnej woli, a nie dlatego, że Anna cię poprosiła.
Skinęła głową, patrząc mu w oczy.
- Kocham cię, Johanie. I to od czasów, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką.
- Jak młodsza siostra, chciałaś powiedzieć? - W jego głosie nadal brzmiała wesołość,
ale Elise wiedziała, że Johan pyta poważnie i spodziewa się czegoś więcej.
Lekko pokręciła głową.
- Ożeniłeś się, a ja wyszłam za mąż. Mimo że Emanuel chce rozwodu, a Agnes... -
zamilkła, nie dała rady powiedzieć o tym wprost.
- Będzie miała dziecko z kimś innym - dokończył za nią. - Wiesz co, Elise? Wtedy w
przeddzień nocy świętojańskiej o mało nie spytałem cię, czy nie chciałabyś pojechać ze mną
do Kopenhagi.
Wpatrywała się w niego zaskoczona.
- Jak mogło ci przyjść do głowy coś takiego?
- Oczywiście mogłabyś zabrać ze sobą Hugo. Uznałem, że Hilda i jej chłopak
mogliby, chyba w tym czasie zająć się Pederem i Kristianem.
Pokręciła głową oszołomiona, nie mogła uwierzyć, że myślał o tym poważnie.
Wydawało się, jakby czytał w jej myślach.
- Wiedziałem, że to się nie uda, dlatego nawet nie spytałem.
- Ale jak to... To znaczy... Spojrzał na nią z powagą.
- Chciałem cię ze sobą zabrać, ponieważ cię kocham.
Nie była w stanie wymówić słowa, nie wiedziała, co powiedzieć. Ciągle nie mogła się
otrząsnąć z oszołomienia, nie wierzyła, że mógł wpaść na coś takiego.
- Poza tym jestem tak zarozumiały, że uważam, że i ty mnie kochasz. - Powiedział to
cichym, spokojnym głosem. - Nie nazwałbym tego niewiernością. Ty i ja złożyliśmy sobie
obietnicę dużo wcześniej, niż pojawili się Emanuel i Agnes. To ty i ja powinniśmy w
zeszłym roku kroczyć przez środek kościoła, Elise. Odnoszę wrażenie, że nie robię nic złego,
gdy przyznaję, że nadal cię kocham. Gdyby Agnes była dobrą żoną, nigdy bym ci tego nie
wyznał, tylko nosił swój smutek w sobie.
Elise nie zdołała spojrzeć mu w oczy. W jej duszy panował chaos sprzecznych uczuć.
Johan znowu musnął dłonią jej policzek.
- Wprawiłem cię w zdumienie? Naturalnie wiedziałem, że nie zostawiłabyś Pedera i
Kristiana. Ani swojej impulsywnej siostry. Nie miałabyś sumienia. Ponieważ jesteś, jaka
jesteś. Mój pomysł to tylko marzenie, gorące pragnienie. Słowa cisnęły mi się na język, kiedy
siedzieliśmy razem tego wieczoru w wigilię nocy świętojańskiej, ale zbyt dobrze cię znam i
wiem, że odpowiedź brzmiałaby „nie”. Elise walczyła z płaczem.
- Nie” mów nic więcej, Johanie. Nie zniosę tego. Nie wolno nam.
Pokręcił ze smutkiem głową.
- Wiem o tym. Chciałem tylko, żebyś wiedziała, co czuję. Nie zarzuciłem nadziei, że
kiedyś będziemy razem. Nie zapomnij o mnie, Elise.
Popatrzyła mu w oczy, po jej policzkach popłynęły łzy.
- Nigdy cię nie zapomnę, Johanie. Bez względu na to, co się stanie, na zawsze
pozostaniesz w moich myślach. Obawiam się jednak tego, że tak bardzo pochłonie cię praca,
a młode śliczne dziewczęta nie dadzą spokoju, że o mnie zapomnisz.
Roześmiał się cicho.
- Tak słabo mnie znasz? Myślisz, że dam się omamić jakiejś mice, kiedy mam w
domu szlachetny kamień? Nie wolno nam się poddawać, Elise. Agnes przyznała się, że
dziecko, którego się spodziewa, nie jest moje. Nie mam pojęcia, skąd o tym wie, ale wygląda
na to, że jest pewna. Takie małżeństwo nie może trwać długo. I chociaż Kościół odmawia
udzielania ślubu rozwodnikom, ty i ja możemy mimo to żyć razem. Wielu przed nami już się
na to zdecydowało. Musisz tylko przekonać samą siebie, że to nic złego. Nasza miłość jest
czysta, Elise. Zakochałaś się w Emanuelu, ponieważ był miły i wybawił cię z trudnej
sytuacji, ale wątpię w to, byś myślała o nim teraz jak najlepiej. Nie sądzę, byś martwiła się z
jego powodu, czujesz tylko złość, rozczarowanie i jest ci przykro, że tak się co do niego
pomyliłaś.
Skinęła głową. Dokładnie tak było.
- Będziesz na mnie czekała, Elise? - Spojrzał na nią z prośbą w oczach.
Przytaknęła.
- Tak, będę na ciebie czekała, Johanie - szepnęła zdławionym głosem.
Pochylił się i pocałował ją.
- Uważaj na siebie.
- Ty też.
Drżała, z trudem panowała nad uczuciami. Kiedy szła na przystań, nie spodziewała
się, że to pożegnanie przyjmie taki obrót. Sądziła, że Johan będzie tak pochłonięty tym, co go
czeka, że nie pomyśli o niczym innym.
- Pozdrów wszystkich w domu i powiedz Pederowi, że wrócę przed upływem roku. A
wtedy przywiozę coś dziwnego dla niego, Kristiana i Hugo. I naturalnie dla Everta.
Elise skinęła głową i uśmiechnęła się przez łzy.
Stał przez moment nieporuszony i patrzył na Elise poważnym wzrokiem. Następnie
chwycił walizkę, uśmiechnął się, uścisnął szybko Elise i odwrócił się, żeby odejść. Jak przez
mgłę widziała go, jak wchodzi po trapie i znika na pokładzie. Niedługo potem ujrzała dym
unoszący się z komina i kiedy parowiec powoli odbił od kei i obrał kurs na morze, odwróciła
się i biegiem pognała do domu.
Tego samego wieczoru zwierzyła się Hildzie. Położyły się spać, ale żadna nie czuła
się śpiąca. Na dworze było ciepło. Do zapadnięcia zmroku zostało jeszcze dużo czasu, jeżeli
w ogóle zrobi się ciemno. Słyszały ludzi przechodzących obok i gawędzących wesoło, ludzi,
którzy nie musieli iść o szóstej rano do fabryki i chcieli korzystać z jasnego letniego
wieczoru.
- Pamiętasz chyba, co mówiłam, kiedy wychodziłaś za mąż za Emanuela? Nie
rozumiałam, dlaczego nie mogłaś poczekać na Johana.
- Wtedy nie wiedziałaś, dlaczego zgodziłam się na ślub z Emanuelem. Potem
nauczyłam się go kochać, wierzyłam, że jest dobrym człowiekiem.
Zapadła cisza.
- Uważam, że powinnaś pójść do lekarza, zanim znowu się zwiążesz z Johanem. -
Głos Hildy brzmiał inaczej niż zwykle.
- Znowu zwiążę się z Johanem? - Elise powtórzyła słowa siostry poirytowana. -
Zapomniałaś, że nadal jestem mężatką? - Nagle urwała. - Dlaczego mówisz, że mam się
zbadać?
- Sama przecież narzekałaś, że nie czujesz się dobrze. Prawie nic nie jesz, jesteś blada,
masz sińce pod oczami. Proszę cię, Elise! Wiem, że boisz się wydać dwóch koron na coś, co
według ciebie nie jest niezbędne, ale możesz chyba czasem to zrobić, choćby ze względu na
nas. Pomyśl o Pederze, o Hugo, pomyśl, co by było, gdyby ci się coś stało. Ci dwaj są od
ciebie całkiem zależni.
Elise nie odpowiedziała. Nagle ogarnął ją strach. Czy to możliwe, żeby dolegało jej
coś poważnego?
ROZDZIAŁ DRUGI
Dopiero następnego ranka powiedziała braciom, że poszła na przystań pożegnać się z
Johanem. Właściwie nie miała okazji z nimi wcześniej porozmawiać. Kiedy Peder i Evert
skończyli lekcje, Reidar zabrał ich w górę rzeki na ryby. Potem całe popołudnie siedział z
Pederem w salonie i ćwiczył z nim czytanie.
Wiedziała, że znalazłaby okazję, by im to przekazać, gdyby próbowała, lecz coś ją
powstrzymywało. Czyżby się bała, że zdradzi się przed nimi ze swymi uczuciami, którymi
nadal darzyła Johana? Musiała najpierw trochę ochłonąć. Mimo wszystko była żoną Emanue-
la.
Peder spojrzał na nią rozczarowany.
- Dlaczego nie mogłem pójść z tobą? Przecież wiesz, że Johan jest moim najlepszym
przyjacielem zaraz po Evercie. Przynajmniej teraz, kiedy Emanuel zniknął.
Kristian siedział w milczeniu i przyglądał się siostrze zamyślony. Elise poznała po
nim, że zastanawia się nad tym, co przewidywała. W końcu odezwał się.
- Chyba powinnaś mi coś wytłumaczyć, Elise. Dlaczego Johan wybrał się z nami na
święto nocy świętojańskiej, jeśli jest mężem Agnes? I dlaczego to ty poszłaś się z nim
pożegnać na nabrzeże? Czy ciągle go kochasz?
Elise nie była w stanie spojrzeć w jego szczere oczy. Wzięła ścierkę i przetarła stół w
kuchni.
- Wiesz, że Emanuel zdecydował się zostać z Signe. Obaj pamiętacie też, że byliśmy z
Johanem zaręczeni i bardzo się lubiliśmy. W wyniku nieszczęśliwych zdarzeń nasze drogi
rozeszły się i każde z nas wzięło ślub z kimś innym. Oboje cierpimy z tego powodu. Agnes i
Johan również nie są ze sobą szczęśliwi. Evert pokręcił głową, nie rozumiejąc.
- Zastanawiam się, jak to jest być dorosłym. Czy musimy pobierać się i ciupciać,
kiedy będziemy duzi, czy też może zostać tak, jak jest?
Elise przez moment doznała szoku, ale nie dała nic po sobie poznać, uśmiechnęła się i
pogładziła Everta po policzku.
- Nikt nie musi żenić się ani wychodzić za mąż, jeżeli nie chce. Ale kiedy będziesz
duży i zakochasz się w jakiejś dziewczynie, zupełnie inaczej na to spojrzysz.
Peder zwrócił się do Everta:
- Myślę, że powinniśmy sobie jednak dać spokój z małżeństwem. To wydaje się takie
ohydne.
Elise z Hildą musiały się powstrzymać, by się nie roześmiać. Gdy tylko chłopcy
wyszli, Hilda na powrót spoważniała.
- Jutro wracam do pracy, Elise. To ostatni dzień, gdy mogę przypilnować Hugo. Czy
nie mogłabyś dziś pójść do lekarza?
- Nic mi nie dolega. Jestem tylko zmęczona po tym wszystkim, co się stało.
- Chciałabym, żebyś mimo wszystko poszła.
- Dobrze, pójdę ze względu na ciebie, ale to wyrzucone pieniądze.
Petrike i Hjalmar Olsen wyszli do pracy. Elise i Hilda były w domu same. Hugo leżał
na dywaniku w kuchni, przewrócił się na brzuch, uderzał drewnianą łyżką i blaszanym
kubkiem o pokrywkę i piszczał z radości. Rude kręcone włosy otaczały jego głowę niczym
aureola. Poprzedniego dnia po raz pierwszy usiadł, w jego buzi błyszczały dwa pierwsze
dolne ząbki, przypominające białe ziarnka ryżu.
- Elise? - Hilda z kubkiem kawy w ręku zerknęła na siostrę pytająco. - Jak myślisz, co
powiedzą rodzice Reidara, gdy im oznajmi, że zamierzamy się pobrać?
Elise poczuła ukłucie w piersi. Jeżeli rodzice Reidara są tacy jak Ringstadowie, to
Hildę czekają ciężkie czasy.
- To zależy, jacy oni są - odparła niepewnie. - Nie wszyscy są takimi snobami jak
matka Emanuela. Niektórzy pragną dla swych dzieci jak najlepiej.
Hilda nic nie powiedziała. Elise zauważyła, że zamyśliła się.
- Nie martw się na zapas, Hildo. Może są wyrozumiali i mili i bardziej cenią to, jaka
jesteś, niż skąd pochodzisz.
- Ale ja urodziłam dwoje dzieci, Elise! Jedno oddałam, a drugie... - zacisnęła mocno
usta.
- Jeżeli się dowiedzą, dlaczego to zrobiłaś, będą ci współczuć. Reidar na pewno już co
nieco im opowiedział. Był wstrząśnięty, gdy usłyszał, jak żyją robotnicy tu nad rzeką, i
pewnie powtórzył to swoim rodzicom. Jeśli tylko będziesz się dobrze zachowywać i mówić,
tak jak nauczyła nas mama, to jestem pewna, że wszystko się uda.
Hilda rozpogodziła się trochę, jednak nie dała się całkiem przekonać. Przez chwilę
siedziała w milczeniu. Wreszcie wyznała, wyglądało na to, że niechętnie:
- Przyznałam się Reidarowi, że Paulsen Junior jest moim synem, Braciszkiem.
Elise spojrzała na nią przerażona.
- Musiałaś? Uzgodniłyśmy, że nikt się o tym nie dowie.
- Jeżeli mam wyjść za niego za mąż, musi się o tym wcześniej czy później
dowiedzieć.
- Uprzedziłaś go chyba, że pani Paulsen nie zna prawdy i że Reidar ma nikomu o tym
nie mówić?
Hilda skinęła głową.
- Ale nie powiedziałam, że zamierzałam również oddać Jensine.
Jej oczy nagle wypełniły się łzami.
- Gdybym pozwoliła im ją zabrać, pewnie dzisiaj by żyła. Rozpłakała się.
- Hildo, nie wolno ci tak myśleć! - przekonywała Elise. - Mówiłam ci, że Jensine
urodziła się bardzo słaba, nie przeżyłaby, bez względu na to, u kogo by była. Wypij kawę i
pomóż mi trochę, bo nie zdążę dziś do lekarza.
Hilda wstała, odwróciła się do kuchni i nalała gorącej wody do balii, żeby pozmywać.
Łzy ciekły jej po policzkach. Serce Elise krwawiło z powodu siostry, lecz współczucie tylko
spotęgowałoby ból. Życie większości ludzi nie układa się gładko, a Hildzie tylko ciężki
wysiłek może pomóc zapomnieć o smutku. Dobrze, że dziewczyna zaczyna jutro pracę w
fabryce odzieży, bo będzie mogła zająć myśli czymś innym.
- Reidarowi dobrze idzie nauka z Pederem - zagadnęła Elise. - Wydaje mi się, że już
zauważyłam pewien postęp, chociaż poprawa następuje powoli. Wczoraj nasłuchiwałam zza
drzwi do salonu i słyszałam, że Peder przeczytał całe zdanie bez mylenia liter. Wprawdzie
były to proste, krótkie wyrazy, ale jednak. Jeżeli nadal będzie się tak starał, istnieje być może
nadzieja, że razem z Evertem przejdzie do czwartej klasy. Boję się nawet pomyśleć, jak
bardzo będzie nieszczęśliwy, - jeżeli to się nie uda.
Hilda pociągnęła nosem, wytarła łzy rękawem kaftana i skinęła głową.
- Reidar jest cierpliwy. Poza tym uważa, że Peder jest zabawny i na pewno da sobie
radę. Mówi, że liczy się nie tylko umysł, ale również to, jak człowiek się odnosi do innych.
Elise zdawało się, jakby słyszała słowa Johana, kiedy wdrapywali się na wzgórze w
przeddzień nocy świętojańskiej: „Peder ma wiele zalet, które są równie cenne jak dobre
stopnie; ma wdzięk i dobre serce, jest impulsywny i szczery, lubi ludzi”.
W tej samej chwili usłyszały za oknem listonosza. Elise podeszła do drzwi.
Codziennie czekała na niego tak samo niecierpliwie, ale do tej pory za każdym razem
przeżywała rozczarowanie, kiedy śpieszyła na ganek, żeby sprawdzić, czy przyszła poczta.
Pismo kobiece powinno przecież przysłać jej jakąś odpowiedź, nie mogło chyba odrzucić jej
opowiadania, nie powiadamiając jej o tym?
Ładna pogoda utrzymywała się, ciepło lata uderzyło ją, kiedy wyszła na dwór. Gdy
tylko skręciła za róg domu, zobaczyła, że listonosz zatrzymał się przed ogrodzeniem.
Zorientowała się, że to nowy pracownik. Serce zabiło jej mocniej i podekscytowana pod-
biegła bliżej.
Listonosz stał z kopertą w ręku.
- Pani Elise Ringstad, czy to pani? Skinęła głową i wyciągnęła rękę.
- Tak, to ja. Dziękuję.
Poczuła, że palą ją policzki, zaschło jej w ustach z przejęcia, kiedy szybko minęła róg
domu, usiadła na ganku i rozerwała kopertę. Tak jak się domyślała, przesyłka przyszła od
„Nylsnde”, pisma dla feministek, a podpisała ją redaktor Gina Krog. Trzymając list drżącymi
rękami, Elise zaczęła czytać:
Szanowna Pani Elise Ringstad, alias Elias Aasl
Otrzymaliśmy Pani opowiadanie Pokrzywdzeni i mamy niniejszym przyjemność
powiadomić Panią, że chętnie wydrukowalibyśmy Pani utwór w naszym czasopiśmie, jeśli
może Pani przybyć do naszego biura, to zapraszamy po odbiór honorarium w wysokości
trzydziestu koron. Chętnie porozmawiamy z Panią na temat tego opowiadania, jak również o
ewentualnych innych tekstach, które zapewne mogłaby nam Pani zaproponować.
Z poważaniem Gina Krog
Elise wpatrywała się w kartkę papieru, jak gdyby ujrzała ducha. Szybko przeczytała
list jeszcze raz, po czym jak burza wbiegła z ganku do kuchni.
- Hildo, chodź i zobacz! Czasopismo przyjęło moje opowiadanie! Dostanę trzydzieści
koron, tyle, co za miesiąc pracy w przędzalni! Chcą nawet, żebym napisała dla nich coś
jeszcze! - Tańczyła z radości dookoła kuchni, wymachując listem. - Czy potrafisz w to
uwierzyć? Teraz być może nie będę musiała wracać do pracy w przędzalni, kiedy Hugo na
tyle dorośnie, by pójść do żłobka! Wcale nie będę musiała oddawać go do żłobka, tylko
będzie mógł się bawić tu na podłodze, gdy ja będę pisać!
Hilda patrzyła na siostrę szeroko otwartymi oczami z podziwem zmieszanym z
zazdrością.
- Jak ci się to udało?
- Napisałam tylko o Othilie, prostytutce, którą spotkałam w Vaterlandzie, kiedy
szukałam tych dwóch, które były z ojcem w dniu, kiedy zginął. Dokładnie tak, jak
opowiedziałam o Mathilde, która rzuciła się do rzeki.
Hilda nie odzywała się.
Być może się wstydziła, że wcześniej nie wykazała zainteresowania twórczością
Elise. Albo też dziwiła się, że można zarabiać pieniądze samym pisaniem, w dodatku o
czymś, co się samemu widziało lub przeżyło.
Po chwili jej twarz rozpromieniła się.
- W takim razie może będę mogła kupić sobie nowy kapelusz na lato? Powinnaś
zobaczyć ten cudowny kapelusz, który widziałam wczoraj u panny Grorud! Z
jasnoczerwonymi piwoniami i wstążką przewiązaną dookoła. Reidar oniemieje z podziwu.
Elise westchnęła w duchu. Czy Hilda kiedykolwiek naprawdę dorośnie?
- Zobaczymy, Hildo. Najpierw muszę kupić drewno i węgiel na zimę, obliczyć, ile w
najbliższych miesiącach będę potrzebowała pieniędzy na czynsz, ile trzeba przeznaczyć na
ubranie i buty dla Kristiana, Pedera i Everta oraz co muszę kupić dla Hugo. Poza tym dach
zaczął przeciekać, boję się nawet pomyśleć, ile będzie kosztowała naprawa.
- Masz przecież masę pieniędzy w szufladzie komody. Elise posłała jej oburzone
spojrzenie.
- Chyba nie myszkujesz w moich rzeczach?
- Pewnie, że nie! Sama mi przecież o tym powiedziałaś.
Elise poszła do pokoiku i położyła list na komodzie. Jutro pójdzie do redakcji i
porozmawia; już teraz wiedziała, o czym będzie następne opowiadanie. Na nowo odżyła w
niej radość. To niepojęte! Muszę napisać o tym Johanowi, pomyślała podniecona. Na pewno
się ucieszy razem ze mną.
- No to idę do lekarza - oznajmiła, kiedy wróciła do kuchni. - Mam nadzieję, że w
poczekalni nie będzie zbyt dużo ludzi. Jeżeli Hugo zacznie płakać, to na pewno dlatego, że
będzie chciał pić. Daj mu gotowanej wody, zostawiłam trochę w kubku do przestudzenia.
Właściwie nie denerwowała się wizytą u lekarza, postanowiła do niego pójść tylko
dlatego, że Hilda nalegała. Złościło ją, że taki piękny letni dzień będzie musiała spędzić w
zatłoczonej poczekalni, ale Hilda miała rację. Elise często czuła się zmęczona w ciągu dnia,
była blada i nie miała apetytu. Rzeczywiście może lepiej to zbadać. Chłopcy jeszcze dość
długo będą od niej zależni, poza tym Peder odchodziłby od zmysłów, gdyby zachorowała.
Pamięta ten dzień, kiedy płakał nad wszystkimi, których stracił, i poczuła bolesne kołatanie w
piersi. Dobry Boże, nie pozwól, by dolegało mi coś poważnego, poprosiła w duchu.
Chciała ominąć miejsce, w którym cuchnęło od rzeki, uważała, że nigdy dotąd odór
nie był tak nieznośny jak teraz. Zamiast pójść tą drogą co zawsze, wybrała ścieżkę pomiędzy
niedużymi drewnianymi domami, gdzie mieszkała Kiełbaska. Po lewej stronie jaśniała
kwiecista łączka, żółciutkie jaskry lśniły niczym maleńkie słońca, a błękitne dzwoneczki
kiwały się na swych cienkich łodyżkach na słabym wietrze. Trawa była soczysta i zielona,
spomiędzy gałęzi krzaku bzu obok domu kowala dochodził niemal ogłuszający świergot
chmary ptaków. Słońce cudownie grzało w twarz, niebo było czyste i niebieskie. Elise z
drżeniem wciągnęła powietrze. Ach, gdyby tak lato mogło trwać cały rok!
Kiedy wróci od lekarza, wybierze się na długi spacer z Hugo. Nie wiedziała, jak długo
będzie jej wolno zatrzymać wózek, i musiała korzystać z okazji, póki się nadarzała. Teraz,
kiedy zarobiła tyle pieniędzy za opowiadanie, mogła sobie zafundować jedno wolne
przedpołudnie. Uśmiechnęła się do siebie. To nie do wiary. Pomyśleć tylko, że przyjęli jej
opowiadanie w piśmie kobiecym! Gdyby ktoś jej o tym powiedział rok temu, roześmiałaby
się w głos jak z dobrego żartu.
Czy rzeczywiście można się utrzymać z pisania? Trzydzieści koron, cała miesięczna
pensja. Może to tylko za pierwszym razem dostawało się tyle pieniędzy? Poza tym to nic
pewnego, czy zechcą przyjąć następną historię, którą napisze. To niemożliwe, żeby po-
trzebowali tyle opowiadań, poza tym nie jest jedyną, która pisze. Pewnie w historii Othilie
było coś, co wywarło wrażenie.
Czy powinna się odważyć, żeby napisać o sobie, zmieniając tylko imiona? O pani
Ringstad, która odnosiła się do nich tak słodko i życzliwie tylko dlatego, że żal jej było dzieci
z fabrycznej dzielnicy Kristianii i chciała spełnić dobry uczynek. A potem ku swemu
przerażeniu dowiedziała się, że jej jedyny syn i spadkobierca majątku oddał swe serce
ubogiej robotnicy, i wtedy zaczęła śpiewać inaczej. Czy ktoś uwierzyłby w tę historię, gdyby
ją opisała wiernie, tak jak naprawdę było? Że pan Ringstad wynajął adwokata i przekonał
Elise, by podpisała oświadczenie, że spodziewała się dziecka innego mężczyzny, kiedy
wychodziła za mąż za Emanuela? A wtedy Emanuel mógł natychmiast uzyskać rozwód z
powodu „niewierności” Elise i ożenić się z Signe tak szybko, jak to możliwe, ażeby zapewnić
jej synowi prawo dziedziczenia. Elise nie miała pojęcia, jak zamierzali to załatwić, skoro
Signe urodziła dziecko, gdy Emanuel był jeszcze jej mężem, ale zdolnemu adwokatowi
pewnie i to się uda.
Czy bogaci mogli być aż tak nikczemni? I czy prawo nie było równe dla wszystkich?
A może by napisać takie opowiadanie, wydrukować je i wysłać anonimowo rodzinie
Ringstadów! Gdyby zobaczyli czarno na białym, może by zrozumieli, że zachowali się
obrzydliwie.
Zmęczona wciągnęła powietrze i pokręciła głową. Pewnie jednak nie. Ludzie, którzy
potrafili tak postąpić, nie byliby zdolni do skruchy. Widzieli tylko czubek własnego nosa i
nie umieli postrzegać rzeczy z dwóch stron.
Jednak Emanuel był miły i pełen zrozumienia, kiedy go poznała. Trudno wprost
uwierzyć, że stał się kimś zupełnie innym, a może po prostu udało mu się ukryć przed nią
swoje prawdziwe oblicze.
Może to ja nie wiem wystarczająco dużo o ludziach, zastanawiała się. Przez całe życie
obracała się wśród prostych, uczciwych ludzi i niewiele wiedziała o bogatych. Wprawdzie
poznała nieco historię Karolinę i przez wiele lat przyglądała się z zainteresowaniem córce
dyrektora przędzalni, kiedy kołysząc biodrami, wchodziła do fabryki. Jednak nie znała jej i
zbyt mało o niej wiedziała, żeby móc powiedzieć, jaka jest. Karolinę była złośliwa, ale to
pewnie dlatego, że kochała się nieszczęśliwie w Emanuelu.
W poczekalni do lekarza nie czekało wielu pacjentów. Elise usiadła najbliżej drzwi i
zerkała na nich ciekawie. Przypomniała sobie dzień, kiedy przyszła tu razem z Evertem, żeby
się upewnić, czy chłopak nie zapadł na suchoty. Zastanowiła się, co się dzieje z tymi
młodymi matkami, które tu wtedy czekały razem z nimi. Jedna z nich wybiegła z płaczem z
gabinetu, prawdopodobnie lekarz nie dał jej dziecku szans na przeżycie.
Spoglądała od jednego pacjenta do drugiego. Zupełnie nie mieściło jej się w głowie,
że mogłoby jej coś dolegać. Przecież by coś czuła?
Ostatnio kiedy tu przyszła, spotkała Oline. Dziewczyna wydawała się oschła i
zgorzkniała po tym, jak wyrzucono ją z pracy za to, że się spóźniła z powodu choroby
dziecka. Małemu nie udało się przeżyć. Teraz wyszła na ulicę, a dzieci muszą sobie radzić
same.
Czy powinna się odważyć i opowiedzieć historię Oline? Nie musi się zbytnio
rozpisywać o nędznym życiu koleżanki, odkąd została prostytutką, lecz mogłaby ukazać ów
ranek, kiedy Oline miała wyjść do pracy na szóstą, lecz nie była w stanie się rozstać z
chorym dzieckiem. Jeszcze brzmiał jej w uszach zdesperowany głos Oline, kiedy upadła na
kolana, uchwyciła się nogawek spodni nadzorcy i z płaczem zaklinała go, by mogła zostać.
Chłopczyk leżał w gorączce i nagle wydał się taki dziwny, mówiła. „Myślałam, że umrze mi
na rękach”, szlochała.
Elise nadal czuła wzbierającą złość na samo wspomnienie ostrych słów nadzorcy:
„Wynoś się! To nie moja wina, że wydajecie na świat tyle bachorów”. A co sobie myślał, że
niby jak miały temu zaradzić? Czy znał jakiegoś męża, który pogodziłby się z odmową
czułości w łóżku? Płodzili dzieci czy kobiety chciały tego, czy nie. Jedyną nadzieją matek był
okres, kiedy karmiły piersią. Wtedy rzadziej trafiała się niechciana ciąża, jak twierdziła
Agnes.
Elise już zaczęła w głowie formułować zdania. Najpierw opisze los Oline, kiedy
została wdową z czwórką dzieci, spróbuje ukazać, co to znaczy ponosić w pojedynkę
odpowiedzialność za czworo maluchów i jednocześnie pracować po dwanaście i czternaście
godzin w fabryce, kiedy to myśli nieustannie gnają ku pociechom, które zostały same w
domu. Chyba były ostrożne, dokładając do pieca, i się nie poparzyły? Oby tylko za mocno
nie podkręciły płomienia w lampie parafinowej! Powinna była nakroić więcej kromek chleba
przed wyjściem do pracy, żeby nie musiały używać noża, ale tak się śpieszyła. I dlaczego nie
sprzątnęła butelki z ługiem ze stołu w kuchni? Nie tak dawno temu słyszały o chłopcu, który
się go napił i nieodwracalnie uszkodził sobie przełyk.
Potem opisałaby ten ranek, kiedy najmłodszy synek leżał w łóżku trawiony gorączką i
nagle tak dziwnie zmienił się na twarzy, opowiedziała o strachu, który ścisnął w piersi, aż
ciężko było oddychać. Boże, to chyba nic poważnego? Czy on umrze? Chryste, nie może go
tak zostawić bez opieki kogoś dorosłego, kto by go doglądał. Wszystkie inne matki z
kamienicy poszły do pracy. Załamała bezradnie ręce, nie wiedziała, czy wyjść, czy zostać.
Taka historia powinna poruszyć nawet najbardziej nieczułego czytelnika. A o tym, co
się później stało z Oline, można by tylko napomknąć. Co prawda „Nylamde” przyjął do
druku opowieść o Othilie, ale nie wiadomo, czy pismo odważy się publikować tak wiele hi-
storii o prostytutkach.
- Następny! - Lekarz stał w drzwiach i powiódł wokół wzrokiem znad okularów po
czekających pacjentach. Elise była tak pochłonięta opowieścią, którą miała napisać, że nie
zwróciła uwagi, że przyszła jej kolej. - Pani Ringstad? Jak tam się czuje chłopiec, z którym
była pani ostatnio? Co się z nim stało po śmierci pani Berg?
- Zamieszkał z nami i na szczęście wyzdrowiał. On i Peder, mój młodszy brat,
trzymają się razem jak papużki nierozłączki.
- Miło mi to słyszeć. Dużo rozmyślałem o tym małym cudaku od czasu, gdy pani go
tu przyprowadziła. Chyba po raz pierwszy mi się zdarzyło, że gdy spytałem dziecko z ubogiej
rodziny, kim chce zostać, odpowiedziało, że będzie lekarzem. Większość chłopców mówi
zwykle, że zostanie strażakiem lub konstablem.
Elise uśmiechnęła się.
- Evert nie jest taki jak inni. Nadal jest najzdolniejszy w klasie, nie musi poświęcać
dużo czasu na odrabianie lekcji, uczy się błyskawicznie, wystarczy, że raz coś usłyszy.
Natomiast mój młodszy brat mozolnie ślęczy nad książkami i niewiele z tego wynika.
Uważa, że to niesprawiedliwe. - Uśmiechnęła się przepraszająco. Lekarz spojrzał na nią
poważnie.
- Proszę go ode mnie pozdrowić i powiedzieć, że świat jest niesprawiedliwy. Ale
może któregoś pięknego dnia zrozumie, że może dla niego z tego wyniknąć również coś
dobrego, ponieważ stajemy się silni, kiedy pokonujemy przeciwności. A na co pani się
skarży, pani Ringstad? Wydaje mi się, że wygląda pani blado i jest osłabiona. Czy dobrze się
pani odżywia?
- Nie sądzę, by mi coś dolegało, ale moja siostra upierała się, żebym koniecznie do
pana przyszła. Nie mam apetytu, bardziej się męczę niż kiedyś i często mnie boli głowa.
Ponieważ mam czworo dzieci na wychowaniu, pomyślałam, że powinnam się zbadać. Na
wszelki wypadek.
Doktor odchylił się do tyłu na krześle, splótł dłonie i przyjrzał się Elise badawczo.
- Czy przypadkiem nie jest pani znowu w ciąży? Mam do tego nosa. My lekarze
posiadamy ten zmysł.
Elise poczuła, że się czerwieni.
- Mój mąż nie... hm... wyjechał na jakiś czas, a poza tym jeszcze karmię. Hugo ma
dopiero pół roku.
- Karmienie nie daje gwarancji i nie zapobiega zajściu w ciążę.
- Ale ja nie wymiotuję rano.
- Niektóre kobiety nie mają mdłości.
- Ale ja... ja do nich nie należę. - Poczuła, jak ogarnia ją panika. - Ze mną było
inaczej, kiedy miał się urodzić Hugo. Wtedy codziennie rano było mi niedobrze i...
Lekarz pochylił się do przodu i położył Elise rękę na ramieniu.
- Wiem, jak to jest, pani Ringstad. Widziałem to setki razy. Tak reagują wszystkie
matki, które tu przychodzą. Co roku mają dziecko i za każdym razem są coraz bardziej
przerażone, aż w końcu przestają się przejmować i przyjmują tę wiadomość wzruszeniem
ramion.
- Tak, ale to nie jest... Chcę powiedzieć, że to niemożliwe. My nie... Jego nie...
Doktor przerwał jej z pełnym zrozumienia nieznacznym uśmiechem.
- Rozumie pani, do tego tak niewiele trzeba. Mniej, niż się wielu wydaje. Są takie
kobiety, które zachodzą w ciążę od pierwszego razu. Proszę się położyć, to zobaczymy, czy
nie mam racji.
ROZDZIAŁ TRZECI
Pół godziny później Elise była już w drodze powrotnej do domu. Zataczała się jak
półprzytomna. Zachmurzyło się, łagodny letni deszcz padał bezgłośnie na ziemię. Lecz Elise
nie czuła, że moknie, myśli kłębiły się, a w gardle dławił płacz. To niemożliwe. Lekarz
powiedział, że prawdopodobnie jest w drugim miesiącu ciąży. Czy los naprawdę mógłby się
dla niej okazać tak okrutny?
Obiecała Johanowi, że będzie na niego czekała, a on chciał ją nawet zabrać ze sobą do
Kopenhagi. Boże, co za nieszczęście.
A co powiedziałby teraz Emanuel? Czy wycofałby wniosek o rozwód? Odszedł od
niej, ponieważ Hugo nie był jego dzieckiem, a Signe urodziła mu jego własne. Ale co teraz?
A jak zareagują jego rodzice?
Oczywiście nadal będą mieli jej wiele do zarzucenia, nadal przecież była ubogą
robotnicą znad rzeki Aker. Wcale im nie musi mówić o dziecku. Teraz, kiedy może zarabiać
pisaniem opowiadań, będzie w stanie utrzymać chłopców i własne dzieci bez niczyjej po-
mocy.
Jednak ponieważ plotki w tych stronach rozchodzą się nadzwyczaj szybko, zwłaszcza
odkąd zjawili się tu Petrike i Hjalmar Olsen, z pewnością nie potrwa długo, zanim nowina
dotrze do pani Paul - sen i Karolinę, a wtedy już nie trzeba będzie długo czekać, by dowie-
działa się o wszystkim rodzina Ringstadów.
Na sekundę oswoiła się z myślą o dziecku i ujrzała w wyobraźni przerażoną twarz
pani Ringstad. W następnym okamgnieniu wróciła jednak do rzeczywistości. Czuła, jak
gdyby cały świat jej się zawalił. Już zaczynała dostrzegać światełko w oddali, szczęśliwe
ponowne zejście się z Johanem, znak, że we wszystkim jest jakiś sens. Ale teraz? Johan nie
będzie chciał się ź nią związać, kiedy będzie miała dwoje dzieci, w dodatku każde z kimś
innym.
Dziecko z Emanuelem zmieniało wszystko. Zniszczyło jej szansę na rozpoczęcie
nowego życia z Johanem i być może przysporzy jej jeszcze więcej kłopotów ze strony
rodziny Ringstadów. Nie chciała już, żeby znowu się ułożyło między nią a Emanuelem.
Zdarzyło się zbyt wiele złego i nie da się tego naprawić. Kiedy mąż jej się zwierzył, że ją
zdradził, zdołała mu wybaczyć, ponieważ wierzyła, że zdarzyło się to tylko ten jeden raz.
Teraz wiedziała więcej. Był bezwolnym człowiekiem, lekkoduchem bez charakteru. Samej
będzie jej lepiej.
Bała się powiedzieć Hildzie o ciąży. Czy siostra coś podejrzewała? Czy dlatego tak
się upierała, żeby Elise poszła do lekarza?
Co ludzie sobie o nich pomyślą? Wprawdzie aż roi się od niezamężnych matek nad
całą rzeką Aker, ale chyba nikt nie miał tak pogmatwanego życia jak one. Hilda oddała jedno
dziecko, a drugie umarło, jednak nikt nie wiedział, kto jest ojcem, Elise zaś zaszła w ciążę
zbyt szybko, by mogła pójść do ślubu jako niewinna panna młoda. Niedługo potem odszedł
jej mąż i jak gdyby tego jeszcze było mało, wkrótce Elise znowu urodzi dziecko. Jeśli ktoś
zastanawiał się, czy Emanuel jest ojcem pierwszego, to z pewnością będą zachodzić w głowę,
kto jest ojcem dziecka numer dwa. Boże, co za chaos! Biedni Peder i Kristian, którzy mają
takie siostry, wychowują się bez ojca, a ich matka zostawiła ich dla innego mężczyzny i jego
dziecka.
Zdumiała się, że tak szybko dotarła do drewnianych domów, gdzie mieszkała
Kiełbaska, pogrążona w ponurych myślach nie zwracała uwagi na nic dookoła.
Kiełbaska, kołysząc się, wyszła właśnie z domu, dziwne, że nie poszła jeszcze do
pracy. W tej samej chwili dostrzegła Elise i zatrzymała się.
- To ty, Elise? Skąd się tu wzięłaś?
Elise nie była w stanie wymyślić żadnej prawdopodobnej wymówki.
- Byłam u lekarza, ale na szczęście nic takiego mi nie dolega. Kiełbaska przyjrzała się
jej badawczo spod przymrużonych oczu.
- Wydajesz się dziwnie blada i masz podkrążone oczy, ale to chyba nic
zaskakującego. - Popatrzyła na nią wymownie.
Elise wiedziała, do czego zmierza, ale nie miała ochoty dyskutować.
- Powinien dostać porządne lanie. Miałabym ochotę splunąć mu w twarz! Pomyśleć
tylko, że uciekł z inną. Słyszałam, jak mówią, że ona też urodziła dziecko. I ono teraz zgarnie
cały majątek, wielkie gospodarstwo i wszystko. Gdybym go tu spotkała, ukręciłabym mu łeb.
Nigdzie nie znajdzie drugiej takiej jak ty.
Elise westchnęła zmęczona.
- Nie on jedyny nad rzeką Aker będzie miał dziecko z inną kobietą.
- Nie, ale, na Boga, nie wychodziłaś za mąż za jakiegoś bałamuta. Po takim
kanceliście spodziewałabym się czegoś więcej. Czy on nie był w Armii, zanim za niego
wyszłaś, co?
Elise przytaknęła niechętnie, nie miała siły teraz o tym rozmawiać.
- Czy Larsine jest u nas?
- Hilda ją wpuściła. Zamknęła drzwi na klucz. Powiedz mi, czego się boicie. Po co
zamykać drzwi tam, gdzie nie ma co ukraść oprócz kwaśnego mleka? Myślisz, że włóczęgom
chciałoby się iść aż taki kawał drogi z Lakkegata?
Elise nie odpowiedziała.
- Muszę się pośpieszyć. Hilda zaczyna jutro pracę w Nydalens Compagnie i mamy
mnóstwo roboty.
Kiełbaska spojrzała na Elise zaciekawiona.
- A co z tobą? Nie wracasz do fabryki?
- Chyba słyszałaś, że zaczęłam szyć na zamówienie?
- Szyjesz dla ludzi? Da się z tego żyć?
- Tak, jeśli tylko znajdę klientów, którzy dobrze płacą. No, ale na mnie już czas.
Ruszyła w stronę domu.
- Masz na myśli tę wytworną damę, która mieszka niedaleko kościoła?! - usłyszała
wołanie Kiełbaski.
- Tak! - krzyknęła w odpowiedzi, nie oglądając się za siebie. Boże, czy jest coś, co
ukryje się przed tymi pleciuchami? Zanim minie dzień, całe Sagene będzie trąbić o tym, że
była u lekarza, a domysłom nie będzie końca!
Kiedy zbliżała się do szczytu wzgórza, zobaczyła Hildę z wiadrem wody, jak idzie do
drzwi. Siostra zatrzymała się, gdy ją zobaczyła, odstawiła wiadro na ziemię i czekała.
- Czy coś się stało?
Elise nie odpowiedziała, dopóki nie podeszła całkiem blisko. Kiedy stanęła tuż obok
Hildy i napotkała jej przestraszony wzrok, uświadomiła sobie własną tragedię. Przełknęła
kilka razy ślinę, walcząc z płaczem, ale nie zdołała się opanować. Łkając, opowiedziała
siostrze, czego się dowiedziała.
Hilda stała jak sparaliżowana.
- Znowu będziesz miała dziecko? Z Emanuelem? Ale jak to... - wydawała się całkiem
oszołomiona.
- Myślałam, że to niemożliwe, dopóki karmię - pociągnęła nosem i otarła dłonią oczy.
- Jeszcze nie mam okresu.
- Może lekarz się pomylił? - w głosie Hildy brzmiała nadzieja. Elise nie była w stanie
podzielać jej optymizmu.
- Był całkiem pewien. Poznał to po mnie, zanim jeszcze mnie zbadał. Nie mam
pojęcia, jakim cudem.
- W takim razie musiało to się stać przed odejściem Emanuela.
Elise skinęła głową, wytarła oczy rękawem kubraka i znowu się rozpłakała.
- Tylko nie mów nikomu, Hildo! Hilda wzruszyła ramionami.
- A jakie to ma znaczenie? Prędzej czy później ludzie i tak się dowiedzą.
- Spotkałam Kiełbaskę. Dopytywała się, gdzie byłam, i nie udało mi się niczego
wymyślić. Powiedziałam, że byłam u lekarza, ale na szczęście nic mi nie dolega.
- I myślisz, że zachowa to w tajemnicy? Zanim stanęłaś w drzwiach, plotka pomknęła
niczym strzała wzdłuż całej rzeki.
Nagle objęła Elise ramionami.
- Nie płacz, Elise. Damy sobie radę. Mówiłaś przecież, że nie musisz wracać do pracy
w przędzalni, ale możesz zarabiać pisaniem.
Elise wyswobodziła się z objęć siostry i w pośpiechu weszła do domu w obawie, że
ktoś, przechodząc przez most, może je zobaczyć i usłyszeć.
- Ale pomyśl, jeżeli nie przyjmą następnego opowiadania... - rozpłakała się, zaraz gdy
weszły do środka i zamknęły za sobą drzwi na klucz.
- Masz przecież oszczędności w szufladzie komody.
- Nie będziemy mogły z nich korzystać w nieskończoność. Hilda zamyśliła się, po
czym zawołała ożywiona.
- Musi się o tym dowiedzieć Emanuel! Jego matka i ojciec są bogaci.
Elise nie odezwała się.
Hilda spojrzała na nią zdumiona.
- Chyba zamierzałaś mu powiedzieć? Elise pokręciła głową.
- Nie wiem. Najchętniej bym mu nie mówiła. Co on może zrobić? Signe dopiero co
urodziła dziecko, a on wybrał ją, a nie mnie.
- To dlatego, że jest matką jego dziecka, a ty masz Hugo z kimś innym.
- Nie tylko dlatego. Według jego rodziców ja nie byłam odpowiednią żoną dla
Emanuela. Gdyby nie spotkał Signe, nie wróciłby do Ringstadów; a teraz są szczęśliwi, że
znów jest razem z nimi w domu. Jego matka będzie walczyć zębami i pazurami, żeby mu
przeszkodzić, by się nie rozmyślił. Rozgłosiła po całej wsi, że Signe jest żoną jej syna. Poza
tym podpisałam oświadczenie, że go zdradziłam. Zdrada to wystarczający powód, by dostać
szybki rozwód. I co to zmieni, jeśli urodzę teraz jego dziecko?
Hilda w milczeniu obserwowała siostrę.
- Wiesz, co myślę, Elise? - przerwała na chwilę, zanim zaczęła mówić dalej. - Myślę,
że ty nie chcesz, żeby Emanuel do ciebie wrócił.
- Czy to takie dziwne? - Elise sama poznała po swoim głosie, że próbuje się bronić. -
Nie dalej jak wczoraj rano ty też mówiłaś, że powinnam poczekać na Johana.
Hilda skinęła głową.
- I tak naprawdę uważałam, ale przecież nie możesz zataić przed Emanuelem, że
będziesz miała z nim dziecko.
- Teraz mówisz jak matka. Od kiedy jesteś taka rozsądna? Hilda nie mogła się nie
roześmiać.
- Uważam, że masz rację, Elise. Nie mów mu! Niech to będzie dla niego przykra
niespodzianka kiedyś w przyszłości. Już widzę, jak się przypadkowo spotykacie na Karl
Johan. Emanuel pod ramię z Signe, a za nimi ich zasmarkany szczeniak. Ty z rudowłosym
Hugo i rok młodszym synkiem o niebieskich oczach Emanuela i jego falistych brązowych
włosach. Zatrzymują się, a ty przedstawiasz im chłopczyka: „Mathias Ringstad, nazwany tak
po moim ojcu. Imię dziadka ze strony ojca otrzymał już Hugo”.
Elise nie zdołała się roześmiać, mimo że przedstawiony z fantazją opis Hildy był tak
dobry, że wyraźnie zobaczyła tę sytuację w wyobraźni. Po plecach przeszedł jej zimny
dreszcz.
- Nic pewnego, że to będzie chłopiec - zdołała tylko wykrztusić.
- Zgoda. Może to być śliczna młoda dziewczyna z długimi falującymi włosami, która
spojrzy na ojca ze zdziwieniem w swych dużych niebieskich oczach. Możesz ją nazwać
Marie po teściowej. Tym słodsza będzie zemsta.
- Nie szukam zemsty. Emanuel nie jest zły, lecz po prostu słaby. - Opadła ciężko na
stołek. - A co na to powiedzą chłopcy? I tak już są zdezorientowani; nie zrozumieją, że
mogłam zajść w ciążę z człowiekiem, którego nie kocham.
Hilda uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie, „to obrzydliwe”, jak powiedziałby Peder.
- Nie ma się z czego śmiać.
Hilda przyniosła czajnik z kawą, która jeszcze była letnia, i nalała do dwóch kubków,
zanim usiadła.
- Nie rozumiesz, że staram się cię rozbawić? Płacz nic tu nie pomoże, i tak nie
odwrócisz tego, co się stało. Peder na pewno będzie zachwycony, on kocha małe dzieci.
Kristian zresztą też. Tylko zobacz, jak się bawi z Hugo. Dorośli zrozumieją, że dziecko zosta-
ło spłodzone, zanim Emanuel od ciebie odszedł. Nikt nie będzie cię podejrzewał o
rozwiązłość. Teraz wszyscy będą się zastanawiać, co zrobi Emanuel.
- Tak, to na pewno stanie się najbardziej ekscytującym tematem lata. - Elise sama
usłyszała sarkazm w swoim głosie. - Nie minie wiele czasu, a plotki dotrą na szczyt wzgórza
Aker i Karolinę się dowie.
- A wtedy i Emanuel pozna prawdę. To niedobrze. Powinien żyć w nieświadomości
przynajmniej do czasu, aż dziecko się urodzi.
- Tak czy owak będzie to dla niego niczym uderzenie w twarz.
- Mam nadzieję, że przeżyje prawdziwy szok, dostanie wrzodów żołądka, straci
włosy, apetyt i zacznie cierpieć na bezsenność! - Hilda uśmiechnęła się zjadliwie.
Elise nie odezwała się. Rozumiała zdenerwowanie Hildy.
- Nie chciałabym, żeby się dowiedział - wyznała po chwili. - Obiecaj, że nikomu o
tym nie powiesz, Hildo. W każdym razie dopóki niczego po mnie nie będzie widać. Będę
wkładać ten obszerny fartuch, który mama tu zostawiła, wtedy ludzie nieprędko się zo-
rientują. Nie będzie też widać, że jestem taka chuda.
Hilda poderwała się nagle od stołu.
- Zmieniłam zdanie. Naprawdę uważasz, że ten łotr powinien tak łatwo się z tego
wywinąć? Ty, która już miałaś nadzieję, że uda ci się jednak zejść na powrót z Johanem! Co
teraz? Myślisz, że Johan teraz cię zechce z dwójką dzieci? Jest tylko mężczyzną. Emanuel
zmarnował ci życie, Elise, a ty siedzisz tu i chcesz oszczędzić mu kłopotów!
Słowa Hildy zapiekły Elise niczym wymierzony policzek. Poczuła, jak na twarz
występują jej wypieki.
- Nie chcę go przed niczym oszczędzać, po prostu nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Nie mogę na niego patrzeć.
- Nie bądź niemądra, Elise. Nie wiesz, czy twoja następna historia zostanie przyjęta,
sama mówiłaś, z czego będziesz żyła? Ojciec Emanuela ma mnóstwo forsy, z radością sypnie
groszem, żeby uniknąć ludzkiego gadania. Chodzi nie tylko o twoją przyszłość, ale również o
twoje dzieci. Emanuel powinien przynajmniej łożyć na swoje potomstwo, to dla niego
naprawdę niewiele. Co, do licha, przyjdzie ci z twojej dumy?
- Ty za to zupełnie jesteś pozbawiona dumy. Czy tak jest lepiej? Usłyszały szybkie
kroki na zewnątrz i natychmiast obie umilkły.
- To Petrike - szepnęła Elise. - Jej w każdym razie nie wolno ci pisnąć ani słowa.
Hilda pokręciła głową.
- Nie powinnyśmy były im wynajmować. Pomyśl o tych wszystkich miłych ludziach,
których mogłyśmy wybrać, a wydawało nam się, że Petrike i Hjalmar byli najlepsi. Pewnie
obie nie jesteśmy zbyt dobrymi znawczyniami ludzi, Elise. Nie udało nam się przejrzeć
Emanuela ani też naszych lokatorów.
Elise nie odpowiedziała. Nie sądziła, by Emanuel świadomie ukrywał niektóre swoje
wady, po prostu panicznie bał się własnej matki. Ale chyba właśnie to powinna była
zauważyć i to powinno ją zastanowić.
Petrike wparowała prosto do kuchni, nie pukając, chociaż wiele razy tłumaczyły jej,
żeby korzystała z drugich drzwi, które prowadziły bezpośrednio na poddasze.
- Słyszałyście ostatnie wieści? - Z jej oczu biła żądza sensacji. - Johan Thoresen
uciekł z kraju, ponieważ jego żona związała się z innym!
Elise aż podskoczyła na stołku, owładnięta nagłą wściekłością, i zwróciła się do
Petrike, ciskając wzrokiem błyskawice.
- Jesteś najgorszą plotkarą, jaką znam. To nieprawda, co mówisz. Johan dostał
stypendium i będzie studiował rzeźbę w Kopenhadze.
- O rany! Czemu się tak złościsz? Wyjechał studiować czy uciekł, co za różnica?
Rozmawiałam z panią Evertsen z Andersengarden, a ona zna Annę, siostrę Johana
Thoresena. Ludzie z okolicy widzieli, jak Agnes kręciła się niedaleko wzgórza Aker i
zniknęła w domu swego dawnego kochanka, więc nie mów mi, że kłamię!
Potem z zadartym nosem przemaszerowała do drzwi na korytarz i zniknęła. Hilda i
Elise słyszały jej szybkie i uparte kroki na stromych schodach na poddasze.
Siostry spojrzały po sobie. Hilda wydawała się zmartwiona.
- Niedobrze.
Elise poczuła skruchę.
- Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nigdy nie odzywam się do niej w ten sposób.
Hilda uśmiechnęła się.
- Chyba nietrudno zrozumieć dlaczego? Miejmy tylko nadzieję, że Petrike się nie
domyśli.
Elise posłała jej przerażone spojrzenie.
- Dlaczego miałaby się domyślić?
- Petrike wietrzy sensację w każdym słowie rzuconym w złości. Ale nie martwmy się
na zapas. Zapomnijmy o strachu i pomyślmy raczej o twoim opowiadaniu, które przyjęto do
druku.
Elise popatrzyła na siostrę zdumiona. Jakże się ona zmieniła! W tej samej chwili
usłyszały na zewnątrz tupot nóg i chwilę później do kuchni wbiegli Peder i Evert.
- Hurra! Teraz możemy się bawić do końca dnia.
Oczy Pedera błyszczały. Chłopak miał brudną twarz, ręce i ubranie, a na kolanie
wielką ranę.
Hilda spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie uczysz się dziś po południu z Reidarem? Peder pokręcił głową.
- Reidar nie ma czasu. Mówił, że musi pogadać ze swoimi rodzicami o ślubie.
Hilda zrobiła się czerwona na twarzy.
- Tak powiedział? Nie uprzedził mnie. - Posłała Elise bezradne spojrzenie. - Nie mam
odwagi, Elise. A jeśli oni są tacy jak Ringstadowie?
Peder popatrzył na siostrę przestraszony, a potem rzekł poważnie:
- Będę z tobą, Hildo. Dobrze mieć u boku mężczyznę. Prawda?
ROZDZIAŁ CZWARTY
Hilda była ożywiona i rozmowna, kiedy wróciła do domu tego wieczoru.
Chłopcy jeszcze bawili się na dworze. Letni wieczór był jasny i przejrzysty. Petrike i
Hjalmar poszli do miasta do kinematografu obejrzeć Historię Upadłej dziewczyny.
Elise postanowiła wykorzystać ten czas, kiedy została sam z Hugo, na napisanie listu
do Johana. Jednak ciągle wymazywała jedną próbę po drugiej. Jak by tego nie odwracała i
odkręcała, ciągle powracał ów beznadziejny fakt: Będzie miała dziecko z Emanuelem.
Przy każdej próbie napisania o tym ogarniał ją płacz, wypłakała już wszystkie łzy. Co
właściwie mogła tu wyjaśnić? Że wpuściła Emanuela pod pierzynę, mimo że miał mieć
dziecko z inną? Nie mogła powiedzieć, że wziął ją siłą, bo to nieprawda. A Johan z
pewnością nie zrozumie, jak mogła przyzwolić Emanuelowi się do siebie zbliżyć, skoro
zachował się wobec niej tak obrzydliwie. Ale czy zamężna kobieta może odmówić mężowi
zaspokojenia żądz?
- Ach, Elise, jestem taka szczęśliwa! - Hilda wpadła jak burza do kuchni. - Co ci jest?
- dodała przestraszonym głosem, jak gdyby już zapomniała o całej tragedii.
Elise spojrzała na nią zrezygnowana.
- Muszę ci tłumaczyć?
- Reidar mówi, że nie wolno ci się martwić. Dziecko jest błogosławieństwem, uważa,
i nikt nie może czynić ci wymówek, ponieważ byliście jeszcze razem z Emanuelem, kiedy
dziecko zostało poczęte.
Elise popatrzyła na Hildę ze strachem w oczach.
- Powiedziałaś mu? Umówiłyśmy się, że nikomu nie piśniemy ani słowa.
- Chyba nie sądzisz, że powinnam mieć jakieś tajemnice przed moim narzeczonym?
Mamy zamiar się pobrać!
Elise westchnęła.
- Tak, ale z tym ślubem to chyba jeszcze nic pewnego? Hilda skinęła głową. Jej oczy
błyszczały z radości i dumy.
- A jednak pobieramy się, i to niedługo. Jego rodzice bardzo dobrze mnie przyjęli. Nie
kręcili nosem na to, że mieszkam po wschodniej stronie rzeki, a ojciec Reidara powiedział, że
podziwia wszystkich tych pracowitych robotników. Dzięki nim i przemysłowi Norwegię
czekają lepsze czasy, mówił. Stwierdził również, że to dobrze, że dzieci też pracują, bo
inaczej brakowałoby w przemyśle siły roboczej. Żałował, że w fabrykach nie ma już tylu
dzieci co w poprzednich stuleciach, uznał, że to zastanawiające. Dodał, że rodzice zbytnio
rozpieszczają dzieci i pozwalają im marnować czas na zabawę.
Elise myślała swoje, ale nie chciała wdawać się w dyskusję.
- Gdzie zamierzacie mieszkać? - spytała.
- Tutaj, oczywiście. Nie stać cię na to, by w pojedynkę zajmować cały dom majstra, a
my nie mamy pieniędzy na mieszkanie. Przynajmniej na razie. Reidar i ja możemy
zamieszkać w pokoiku, a ty z Hugo i chłopcami w salonie. Teraz, kiedy nie ma tam mebli
Emanuela, zmieści się swobodnie jeszcze jeden materac, a Hugo nie potrzebuje dużo miejsca.
Ani to dziecko, które niedługo się urodzi, pomyślała Elise. A jeśli będzie bardzo
płaczliwe? Jak Peder da sobie radę w szkole, jeśli nie będzie mógł się w nocy wysypiać?
- Nie przeraził się, że będę miała dziecko? Hilda pokręciła głową.
- Powiedział, że to całkiem naturalne. Większość kobiet rodzi co rok. Reidar bardzo
lubi dzieci - dodała i rozmarzyła się. - Uważa, że jestem dzielna, skoro potrafię być pogodna
po tym wszystkim, co przeszłam. Mówi, że to świadczy o tym, że jestem silna. Teraz za
każdym razem patrzy w stronę domu młodego Paulsena, kiedy tamtędy przechodzi, a raz
nawet natknął się na dziewczynę do dziecka, gdy szła na spacer z Braciszkiem w wózku.
Zatrzymał się i wdał z nią w pogawędkę, udał, że jest znajomym Paulsenów. Powiedział, że
to śliczny chłopiec, o mądrych oczach i ujmującym uśmiechu. Podobny do mnie, stwierdził i
nie mógł zrozumieć, jak mogę znosić myśl o tym, że kto inny traktuje moje dziecko jak swoje
własne.
- Chyba powiedziałaś mu, że pani Paulsen nie zna prawdy i że nigdy nie wolno mu jej
tego zdradzić?
Hilda skinęła głową i zamyśliła się.
- Jednak Reidar uważa, że to nie w porządku. Twierdzi, że majster powinien zostać
ukarany. Okłamał swojego bratanka, uprowadził nieletniego i zmusił mnie, bym oddała swoje
dziecko. Zaproponował, że powinnaś napisać o tym do gazety. Ty, która znasz się na rzeczy.
Elise spojrzała na Hildę przerażona.
- Nie powiedziałaś mu chyba o moich opowiadaniach?
- Dlaczego nie miałam powiedzieć? To nic przyjemnego mówić tylko o tym, co
smutne lub przykre. Jestem z ciebie dumna, Elise. Niewiele osób z naszej dzielnicy potrafi
pisać.
- Piszę pod innym nazwiskiem, żeby ludzie się nie zorientowali, że to ja.
- O tym też mu powiedziałam. I że podpisujesz się jako Elias Aas.
Elise pokręciła głową zrezygnowana.
- Zdradziłaś mój pseudonim? A jeśli wyjawi go innym?
- No to co? Chyba nie wstydzisz się tego, co napisałaś?
- Torkild Abrahamsen opowiadał, że majster wpadł do redukcji „Verdens Gang” i
zrobił awanturę, ponieważ twierdził, że to o nim jest moja historia. Żądał, by mu zdradzono,
kto to napisał. Nie rozumiesz, ile mogę mieć przykrości, jeżeli to się wyda? Obiecaj mi, że go
poprosisz o zachowanie tajemnicy i wytłumaczysz mu dlaczego.
- Przepraszam cię. Obiecuję. - Hilda wyglądała na zakłopotaną. - Co robisz? - dodała i
skierowała wzrok na wygniecioną kartkę papieru na kuchennym stole.
- Próbuję napisać do Johana, ale mi nie wychodzi. Co bym nie napisała, to brzmi
głupio.
- Uważam, że nie powinnaś mu o tym mówić. Jeszcze nie. Elise spojrzała na siostrę.
- Musi się przecież kiedyś dowiedzieć.
- Ale pomyśl, co będzie, jeśli poronisz. Wtedy niepotrzebnie stracisz szansę. Znam
kilka dziewcząt i słyszałam o wielu, które były w ciąży, lecz straciły dziecko.
- Johan na pewno dowie się od innych. Teraz, kiedy wyjawiłaś prawdę Reidarowi, nie
minie wiele czasu, a dowiedzą się również inni.
Oczy Hildy zaiskrzyły się.
- Uważasz, że Reidar roznosi plotki? Obiecałam ci przecież, że poproszę go, żeby
trzymał język za zębami.
- Myślę tylko, że interesująca wiadomość szybko się rozchodzi. Lepiej będzie, jeśli
Johan dowie się tego ode mnie.
- Nie zapominaj, że jeszcze nie dotarł do Kopenhagi. Wyobraź sobie, że przyjedzie do
obcego kraju, gdzie nikogo nie zna. Może jego jedyną pociechą jest to, że przyszłaś na
przystań, żeby się z nim pożegnać. Codziennie niecierpliwie czeka na wiadomość od ciebie,
aż wreszcie dostaje list. Gorączkowo rozrywa kopertę, serce mu bije, a na twarz występują
wypieki z wrażenia. A w liście czyta, że będziesz miała dziecko z Emanuelem i że i tak nigdy
nie będziecie mogli być razem. Jak byś to przyjęła?
Elise pomyślała o dniu, kiedy dostała od Johana list, w którym zerwał zaręczyny.
Przypomniała sobie, jaki wtedy jej sprawił ból. W tej samej chwili jak gdyby usłyszała słowa
Pedera, który próbował ją pocieszyć: „Może pomodlisz się do Boga, Elise? Może Bóg potrafi
sprawić, że Johan znowu będzie cię kochał?” Musiała zamrugać, jej oczy wypełniły się
łzami.
- Rozumiesz, co mam na myśli? - Hilda nie poddawała się. - To może go złamać.
Jeżeli zaczął wierzyć, że jednak możecie być razem, może nawet dlatego przyjął tę
propozycję. Taki list może odebrać mu całą odwagę i skłonić go do powrotu. Wtedy ty
będziesz ponosić winę za to, że zmarnuje swą karierę jako artysta.
Elise spojrzała na Hildę przestraszona.
- Tak uważasz?
Hilda z przekonaniem skinęła głową.
- Myślę, że to z twojego powodu zgodził się wyjechać do Kopenhagi. Chce zdobyć
coś, co będzie ci mógł ofiarować, kiedy oboje będziecie wolni.
Nagle wyraz jej twarzy się zmienił, oczy rozmarzyły się.
- Och, Elise, to takie romantyczne! - Objęła siostrę za szyję. - Prawie jak w powieści.
Nie martw się. Johan to dobry człowiek. Zobaczysz, nie będzie miało dla niego żadnego
znaczenia, czy przygarnie jedno, czy dwoje dzieci. Słyszałaś chyba o tej kobiecie z
Ostgardsgate, której umarła siostra? Wzięła do siebie całą ósemkę jej dzieci, mimo że sama
miała pięcioro. - Hilda odwróciła się. - No to pójdę do pokoiku i zacznę sprzątać.
Elise popatrzyła na nią ze strachem w oczach.
- Chyba nie zamierzacie się pobrać już zaraz? Hilda uśmiechnęła się tajemniczo.
- Nie martw się, nie wyprawimy wesela tutaj w domu majstra. Urządzimy je w
restauracji!
W tej samej chwili otworzyły się drzwi wejściowe i stanęli w nich Petrike i Hjalmar
Olsen, weszli prosto do kuchni, jak zwykle. Musieli wypić sobie po drodze szklaneczkę lub
dwie, bo oboje trzymali się niepewnie na nogach.
- Szkoda, że nie byłyście z nami w kinematografie! - Petrike mówiła wysokim i
ostrym głosem. - Śmialiśmy się tak, że Hjalmar omal nie spadł z krzesła, a ja prawie się
posikałam. Nie uśmiałam się tak od czasu, kiedy widziałam Pchłę w koszuli.
- Jeżeli stać was na kinematograf, to być może stać was również, żeby zapłacić za
śniadanie - rzuciła ostro Hilda.
Petrike wydęła usta obrażona i posłusznie podreptała za Hjalmarem do drzwi na
korytarz.
- Mogłabyś być bardziej miła - upomniała siostrę Elise, gdy tylko lokatorzy zniknęli. -
Jeżeli będziemy dla nich niegrzeczne, tym bardziej nie ustrzeżemy się przed ich gadaniem.
Sprzątnęła ze stołu blok listowy i ołówek i pomyślała, że jutro rano znowu spróbuje.
Poza tym chciała jeszcze przemyśleć to, co powiedziała jej Hilda.
Niedługo potem chłopcy wpadli z hałasem do kuchni umorusani, zdyszani,
zarumienieni na policzkach, z przejęciem w oczach. Jak zwykle najwięcej do powiedzenia
miał Peder.
- Jacyś nowi się wprowadzili! Dziewczynka z warkoczami do samej pupy i piegami
na nosie. Mówiła, że na jesieni przyjdzie do naszej szkoły w Sagene do czwartej klasy. A
więc ma tyle lat co my. Dwóch szmaciarzy ją przestraszyło i bała się wyjść z domu. Powie-
dzieliśmy jej, że możemy codziennie przechodzić przez most i odprowadzać ją do szkoły.
Elise uśmiechnęła się.
- To musi być śliczna dziewczyna, skoro złożyliście jej tak wspaniałomyślną
propozycję. Chyba nie zapomniałeś, Pederze, jaki jesteś zmęczony nad ranem?
Peder jakby jej nie słyszał.
- Pingelen kupił dla niej ciągutki. Zapakowane w papier. Zastanawiamy się, skąd
wziął na to pieniądze. Potem odważyła się nawet odprowadzić nas kawałek w górę
Maridalsveien, prawie aż do sklepu nabiałowego. Zaglądała do wszystkich okien, robiła
dokładnie to, na co ty nam nie pozwalasz, Elise. Nie wolno być takim ciekawskim, prawda?
Mówiła, że chciała zobaczyć, jak ludzie mają w salonach i czy na stołach leżą prawdziwe
pluszowe obrusy. Ona nie jest taka jak inne dziewczyny.
- Jej wujek mieszka w Pultostgarden - dodał Kristian, bardziej ożywiony niż zwykle.
Widocznie i jemu spodobała się ta nowa koleżanka, pomyślała Elise i zerknęła na
brata. Nie będzie łatwo, jeśli wszyscy trzej zainteresowali się tą samą dziewczyną. Czterej,
dodała w duchu. Z Pingelenem jako konkurentem niełatwo będzie współzawodniczyć.
Zwłaszcza jeśli zafundował jej ciągutki w torebce.
- A teraz lećcie do ubikacji, myjcie ręce i do łóżek. Już późno. Petrike i Hjalmar Olsen
już poszli spać.
Przez moment Peder wyglądał, jakby się przestraszył, ale po chwili jego twarz się
rozjaśniła i odetchnął z ulgą.
- Nie idziemy jutro do szkoły. Elise uśmiechnęła się.
- To prawda, ale musisz się pouczyć z Reidarem. Ponieważ nie miał dziś czasu, mam
nadzieję, że jutro posiedzi z tobą dłużej.
Peder przytaknął.
- To nic. Węglarz powiedział, że sprawi nam lanie, więc równie dobrze mogę jeden
dzień posiedzieć w domu.
Elise zmarszczyła czoło.
- Dlaczego miałby wam sprawić lanie?
- Strzelaliśmy z procy i trafiliśmy go w czapkę. To nie ja - dodał szybko. - To
Pingelen, ale on zaraz uciekł i Węglarz myślał, że to my. Teraz przez jakiś czas będę się bał
przechodzić przez most. Zresztą znowu tam stoi ten przestępca! Ten z rudymi lokami. Jeżeli
zamierza skoczyć, to nie rozumiem, dlaczego do tej pory jeszcze tego nie zrobił.
Elise drgnęła. Czyżby Ansgar znowu pojawił się w pobliżu? Myślała, że ostatnim
razem zrozumiał, że to nie żarty. Widać będzie musiała zareagować bardziej stanowczo.
Dziwne, że nawet ojcu Ansgara nie udało się go przekonać, żeby trzymał się z dala.
Przypomniała sobie, jak nagle się tu zjawili, jacy byli zawstydzeni i nieszczęśliwi z powodu
jedynego syna. „Skoro w taki sposób ułożył sobie życie, to najprawdopodobniej nie
będziemy mieć więcej wnuków”, powiedział jego ojciec. Co właściwie miał na myśli? Że po
tym, co zrobił, Ansgar nigdy nie odważy się zbliżyć do żadnej dziewczyny? Wcale nie była o
tym przekonana. Mimo wszystko miał czelność skradać się w pobliże domu, pojawiać w
najbardziej niespodziewanych momentach i proponować jej pomoc, jak gdyby nie miał za
grosz wstydu. Wyglądało na to, że zarówno on, jak i jego rodzice chcieli skorzystać z okazji,
że Emanuel ją opuścił.
- No, chłopcy, macie mnie słuchać. Czy nie mówiłam, żebyście pędzili do ubikacji?
No dalej, już dawno powinniście leżeć w łóżkach. - Uczyniła gest, jak gdyby chciała ich
wypchnąć. Gdy tylko zniknęli za rogiem, wyjrzała ostrożnie przez wąskie okienko przy
drzwiach, żeby sprawdzić, czy widać kogoś na moście.
Wtedy go zobaczyła. Jego rudych włosów nie dało się pomylić, zwłaszcza w
złocistym wieczornym słońcu. Stał przy poręczy i wpatrywał się w wodospad, tak jak kiedyś
Mathilde. Boże, chyba nie zamierza znowu spróbować?
Jeszcze raz powróciły do niej słowa pana Mathiesena. „Skoro w taki sposób ułożył
sobie życie...” Czyżby ojciec już go skreślił, uznał, że Ansgar jest takim nieudacznikiem, że
nie zasługuje, by żyć? Czy Ansgar domyślał się, co o nim sądzi własny ojciec? Chłopak już
raz próbował odebrać sobie życie, wtedy gdy matka i pan Hvalstad zauważyli go, jak płynie
w mętnej wodzie, ale wtedy myślała, że to z powodu rany głowy, którą odniósł w czasie
służby w straży granicznej. Teraz Ansgar już był zdrowy. Rozmawiała z nim przecież wiele
razy, sprawiał wrażenie normalnego. Czyżby to z jej powodu chciał popełnić samobójstwo?
Dlatego, że nie widział dla siebie przyszłości po tym, co zrobił?
To nie w porządku! Koledzy Lorta - Andersa go podburzyli. Drwili, pogardzali,
drażnili się z nim i wyśmiewali. Poili go wódką, prześladowali i grozili mu. W końcu uznał,
że to wstyd, jeżeli nie spróbuje. Potem szczerze żałował, że ją zgwałcił, oddałby lata życia,
żeby cofnąć to, co się stało, jak twierdzili jego rodzice.
Teraz stał na moście, być może myślał o tym samym co Mathilde. Wpatrywał się w
spienioną szarozieloną rzekę, czuł nieodpartą potrzebę, tęsknotę, by ze sobą skończyć, by
odciąć się od świata i życia.
Kto był temu winien? On sam czy te łotry, które go do tego skłoniły? Elise poczuła,
jak na nowo wzbierała w niej złość. Lort - Anders namówił również Johana do udziału w
kradzieży. Później robił, co mógł, żeby zasiać podejrzliwość i niezgodę pomiędzy nią i
Johana, co w końcu doprowadziło do zerwania ich zaręczyn. Być może również on namówił
swoich kolesiów, żeby zmusili Ansgara do gwałtu. Właściwie to Lort - Anders był głównym
winowajcą, złym duchem winnym temu co się stało. Wprawdzie został ukarany i nadal
siedział w więzieniu Akershus, ale czy kara Ansgara nie była surowsza? Za kilka lat Lort -
Anders wyjdzie na wolność i będzie mógł żyć, jak gdyby nigdy nic. A co z Ansgarem? Jego
ojciec mówił o nim tak, jak gdyby już nie było dla niego nadziei. Co człowiekowi zostaje,
gdy straci wszelką nadzieję?
Szyba zaparowała, ponieważ Elise gotowała pieluchy w dużym garnku. Żeby lepiej
widzieć, uchyliła troszeczkę drzwi. Nadal tam stał, całkiem nieruchomo, i wpatrywał się w
wodospad.
Słońce skryło się za tkalnią Hjula, pomału wypełzał zmrok. Poręcz na moście była
niska, wystarczyło się przechylić. Czyżby ten dziwak wychylił się jeszcze bardziej? Chryste,
chyba nie zamierza uczynić tego właśnie teraz, zanim zrobi się ciemno, gdy ludzie wyszli na
wieczorny spacer, a chłopcy lada chwila w podskokach wybiegną zza rogu?
Otworzyła drzwi na oścież i, nie kryjąc się z tym, specjalnie zaczęła mu się
przyglądać. Przypomniała sobie, jak pierwszy raz zobaczyła go na moście, gdy jeszcze nie
wiedziała, kim jest, ale domyślała się, że to ów ranny żołnierz, którego spotkała w poczekalni
do lekarza. Wtedy też sądziła, że zamierza rzucić się do rzeki, że jest samotny i
nieszczęśliwy; zrobiło jej się go żal i dlatego podniosła rękę i pomachała mu. Musiał ją
zauważyć i przestraszył się, ponieważ chwilę później, kuśtykając; poszedł sobie. Tej samej
nocy nie mogła spać, wstała i wyjrzała przez okno. Nie było go tam. Pomyślała, że być może
tego wieczoru uratowała komuś życie. To było miłe uczucie, jak gdyby zrobiła dobry
uczynek.
Jednak wtedy nie miała pojęcia, kim ten człowiek był.
Czy próbowałaby go powstrzymać od samobójstwa, gdyby wiedziała, że przyczynił
się do jej nieszczęścia? Raczej nie.
To idiotyczne, że stanęła w drzwiach i teraz znowu chce mu przeszkodzić.
Mimo to nie była w stanie się odwrócić i z powrotem wejść do środka. Coś w niej
burzyło się przeciw tej nienawiści i pogardzie, które nadal do niego czuła. Usiłowała
przekonywać samą siebie, że to podły gad, który nie ma prawa do życia, starała się przywołać
w pamięci, co się stało wtedy w zagajniku, kiedy wracała do domu z Akershus. Ale nawet to
nie pomagało. Czuła jedynie strach, że zobaczy, jak rudzielec przełazi przez niską poręcz i
znika w grzmiącym wodospadzie, jak to kiedyś na jej oczach uczyniła Mathilde.
Chyba oszalałam, mruknęła do siebie. Nienawidzę go, a jednak pragnę uratować mu
życie.
W tej samej chwili rozległy się ożywione głosy chłopców i tupot nóg. Elise zerknęła
szybko w stronę mostu, lecz ku swemu zdumieniu spostrzegła, że Ansgar jak gdyby nie
słyszał jej braci, mimo że zachowywali się dość głośno. Stał zupełnie bez ruchu, jakby nic go
nie obchodziło.
- Co się stało? - Peder zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na siostrę zaskoczony. -
Dlaczego tak stoisz i gapisz się w powietrze?
Opanowała się i pokręciła głową.
- Patrzę tylko na zachód słońca. Pośpieszcie się i idźcie myć ręce, zaraz do was
przyjdę i razem odmówimy wieczorny pacierz, jak już będziecie w łóżkach.
Zrobili, jak kazała.
Musiał ją chyba słyszeć, jak zwracała się do Pedera? Nie był przecież głuchy.
Dlaczego nie odwrócił głowy? Dlaczego ciągle tak stoi i w nieskończoność wpatruje się w
wodospad?
Czy powinna podejść i porozmawiać z nim? Powiedzieć mu, żeby tym razem wybrał
inne miejsce, wystarczy, że już raz go wyratowali?
Zeszła powoli z ganku, wolno zbliżyła się do ogrodzenia.
- Ansgar Mathiesen?
Nie odpowiedział, nie poruszył się, zdawało się, jakby jej nie słyszał, chociaż stał
jakieś dziesięć metrów dalej.
Ogarnęła ją złość. Naturalnie słyszał ją, tylko udawał. Może myślał, że w ten sposób
uda mu się ją zwabić bliżej? Zaklęła w duchu, ona, która nigdy nie ma zwyczaju kląć.
Dlaczego on tak stoi? Ten diabeł! Ścierwo! Teraz mu wreszcie przemówi do słuchu, raz na
zawsze. Czy już nie dość ją zadręcza? Jeżeli chce odebrać sobie życie, niech to zrobi gdzie
indziej. Odwróciła się gwałtownie i pośpieszyła do furtki. Potem pomaszerowała w stronę
mostu, czując, jak się w niej gotuje z wściekłości.
ROZDZIAŁ PIĄTY
W pobliżu nie zobaczyła żywej duszy, byli na moście sami. Tkalnia Hjula i
przędzalnia Graaha zostały już zamknięte na noc, a wszystkie dzieci wróciły do domów.
Ludzie mieszkający nad rzeką kładli się wcześnie spać bez względu na to, czy był to jasny
letni wieczór, czy nie.
- Ansgar Mathiesen? - rzuciła tym razem nieco głośniej.
Nie poruszył się. Albo udawał, że jej nie zauważył, albo do tego stopnia pogrążył się
w ponurych myślach, że nie dostrzegał niczego dookoła.
Elise podeszła do niego całkiem blisko i mocno chwyciła go za ramię.
- Nie słyszysz czy co? - Sama zdała sobie sprawę, jak ostro zabrzmiał jej głos. - Jeżeli
znowu zamierzasz rzucić się do wodospadu, to wybierz sobie inne miejsce. Masz wiele
mostów do wyboru. I wiele wodospadów.
Zobaczyła, że się przestraszył i aż podskoczył. Spojrzał na nią szeroko otwartymi
oczami.
- Nie słyszysz? Mówię, żebyś się stąd zabierał i skakał do innego wodospadu. Mam
już dość oglądania samobójców.
Dopiero teraz zobaczyła jego oczy. Najbardziej zdruzgotane spojrzenie, jakie
kiedykolwiek widziała. Przeszyło ją do szpiku kości, przyprawiło o drżenie. W jednej chwili
wściekłość ustąpiła miejsca wstydowi i bezradności. Oto stanęła przed człowiekiem, który
sięgnął dna i nie ma ochoty dłużej żyć, i jeszcze wydarła się na niego. Pokręciła głową,
chciała powiedzieć coś, by to naprawić, ale nie znalazła słów.
Chłopak nadal wpatrywał się w nią oniemiały, jak gdyby była istotą nie z tego świata.
Zorientowała się, że jej nie rozpoznał, w jego wzroku widniał tylko bezdenny smutek. Czy
zażył coś, aby zagłuszyć strach? Poczuła, że zaczęła dygotać na całym ciele, kolana trzęsły
się pod nią. Zwilżyła usta, po chwili wreszcie odzyskała mowę.
- Nie rób tego - szepnęła. - To nie twoja wina - usłyszała własny głos. - Wszystko
przez Lorta - Andersa i jego przeklętych kumpli.
Ansgar ciągle stał nieruchomo i wpatrywał się w Elise, wydawało się, jak gdyby nie
zrozumiał, co powiedziała.
- Słyszysz? - powtórzyła nieco głośniej. - Nie rób tego! To nie ty zasłużyłeś na karę,
lecz ci, którzy cię do tego namówili.
W jego wzroku coś się poruszyło, ale on nadal stał jak skamieniały.
- Wiem, co się stało - mówiła dalej. Nagle zdała sobie sprawę, że tylko ona jest w
stanie przeszkodzić temu, co się może zdarzyć. - Wiem, że cię dręczyli. Lżyli cię i
wyśmiewali się z ciebie, podjudzali, że się nie odważysz. Poza tym piliście wódkę.
Zamilkła, między nimi zrobiło się cicho. Tylko szum wodospadu brzmiał niczym
grzmiący protest przeciw temu, co powiedziała. - Już się na ciebie nie gniewam - zapewniła. -
Jest mi ciebie żal.
Wodospad huczał w odpowiedzi. „Kłamiesz!”, zdawał się krzyczeć.
- Nie rób tego - powtórzyła po raz trzeci. Tym razem w jej głosie kryła się prośba. - I
tak jest mi trudno.
Nagle zauważyła, że coś drgnęło w kącikach ust Ansgara, jakby nerwowy spazm. A
potem chłopak błyskawicznie odwrócił się i puścił biegiem w stronę budynków fabryki.
Drżąc z rozpaczy, Elise ruszyła z powrotem do domu. Dopiero kiedy wyszła zza rogu,
zauważyła, że Hilda i chłopcy stoją na ganku, śledząc wzrokiem całe zajście.
- Rozmawiałaś z nim? - spytał Peder zdumiony. - Czy to dzięki tobie nie skoczył?
Elise nie była w stanie odpowiedzieć, przecisnęła się między nimi i pośpieszyła do
kuchni. Stanęła na środku, dygotała na całym ciele i z trudem oddychała.
- Co się stało? - Hilda przyszła tuż za nią, patrzyła na siostrę, nie rozumiejąc.
- To ten rudy. Z kręconymi włosami. - Peder patrzył żywo to na Elise, to na Hildę. -
To my go zauważyliśmy. Elise uratowała mu życie.
Hilda wybałuszyła oczy na siostrę, widać było, że nic z tego nie rozumie.
Elise przytaknęła.
- To prawda, co mówi Peder. Chłopcy zobaczyli rudzielca na moście, a ja domyśliłam
się, co mu chodzi po głowie. Nie zniosłabym drugi raz widoku samobójcy rzucającego się do
rzeki. - Poczuła na sobie zdumiony wzrok Hildy i usprawiedliwiła się: - To bardzo
nieprzyjemne uczucie. Widok Mathilde prześladował mnie potem dniami i nocami.
Hilda nie odezwała się, Elise rozumiała, o czym myśli. Znowu Peder znalazł
wyjaśnienie.
- Myślę, że to Bóg mu pomógł, Elise. Siedział sobie w niebie i zobaczył, co ten rudy
chce zrobić, więc kazał ci go uratować. „Elise już kogoś kiedyś uratowała”, powiedział Bóg
do siebie. „Na pewno zrobi to jeszcze raz”.
Elise popatrzyła na brata i poczuła, że płacz dławi ją w gardle. Pogładziła Pedera po
policzku.
- Ja też tak myślę, Pederze. Mimo że rudowłosy jest nicponiem, Bóg go też kocha.
Pastor mówi, że Bóg kocha wszystkich.
Peder zerknął na nią przerażony.
- I Pingelena też? Elise przytaknęła.
- Pingelena też. Widzi, że Pingelen jest niegrzeczny, bo jest mu źle w domu.
Peder wpatrywał się w siostrę z niedowierzaniem.
- I matkę Emanuela też kocha? Chociaż jej w domu wcale nie jest źle?
Elise poczuła się zakłopotana, nie wiedziała, co odpowiedzieć. Hilda chętnie ją
wyręczyła.
- Nie, myślę, że nie, Pederze. Bóg na pewno żałuje, że pozwolił takim ludziom
dorosnąć. Wcześniej czy później da jej to odczuć, jestem pewna.
Peder kiwnął głową i wyglądało na to, że mu ulżyło.
- Ja też tak myślę. On przecież stworzył całą ziemię, więc na pewno wie, co robi.
- No, musicie się już kłaść, chłopcy. Już dawno powinniście być w łóżkach. - Elise
popchnęła ich lekko w stronę drzwi do salonu.
Kiedy się położyli i odmówiła z nimi wieczorny pacierz, spod pierzyny Pedera
dobiegł ją głos:
- Dobry Boże, pomóż rudemu, ale nie pomagaj matce Emanuela. Amen.
Elise cichutko wyszła do kuchni i zbliżyła się do kołyski Hugo. Zerknęła na synka,
myśląc o tym, co się stało. Nagle odniosła wrażenie, że wypełnia ją wewnętrzny spokój, jak
gdyby ktoś zdjął z jej barków ciężkie brzemię. Przestała nienawidzić Ansgara. Wręcz prze-
ciwnie, uzmysłowiła sobie, że strasznie jej go żal. Mimo wszystko był ojcem dziecka, które
bardzo kochała.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Następnego ranka Elise napełniła wodą balię, wzięła kąpiel i umyła głowę, choć to
jeszcze nie sobota. Musiała się postarać wyglądać jak najlepiej, skoro wybierała się do
Norweskiego Związku Feministek.
Czuła ssanie w żołądku ze zdenerwowania. A jeśli powie coś głupiego i zaprzepaści
szansę wydania następnych utworów? Wolałaby uniknąć tej wizyty i raczej prowadzić
korespondencję. Co powinna na siebie włożyć, skoro nie ma nic innego poza ubraniem
roboczym i czarną odświętną sukienką? Nawet gdyby pożyczyła kapelusz od Hildy, który
mimo wszystko był nowszy i ładniejszy niż jej kapelusz na lato, to pewnie też niewiele by to
pomogło.
Bez zapału wysuszyła włosy ręcznikiem i włożyła czystą bieliznę i czarną sukienkę.
Potem starannie wyszczotkowała włosy, zaplotła je i ułożyła w „ślimaki” przy każdym uchu.
Nagle usłyszała kroki na zewnątrz. Hilda skoro świt poszła do Nydalen, a chłopcy
byli w pracy. Może to Kiełbaska... albo pani Evertsen? Zajrzała do nich ostatniej niedzieli,
żeby pożyczyć jajka, bo miała niespodziewanych gości. Pewnie chciała je teraz zwrócić. Co
jej powiedzieć, jeśli zacznie wypytywać, po co Elise się tak stroi? Szybko otworzyła drzwi,
żeby odebrać jajka i wykręcić się jakąś wymówką, by jej nie wpuszczać do środka. Ale ku
swemu zaskoczeniu ujrzała przed sobą Annę i Torkilda.
- Ach, to wy? Szłaś całą drogę, Anno? Anna skinęła głową i uśmiechnęła się.
- Tak, i prawie nie opierałam się na lasce. Idzie mi coraz lepiej i spacery są dobrym
treningiem. Torkild ma parę godzin wolnego, więc pomyśleliśmy sobie, żeby cię odwiedzić. -
Zdumiona zmierzyła Elise wzrokiem. - Wybierasz się gdzieś?
Elise przytaknęła z uśmiechem i spojrzała na Torkilda.
- „Nylaende” zamierza wydrukować moje opowiadanie. Wybieram się właśnie na
rozmowę.
Twarz Torkilda rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
- Gratuluję, Elise. Byłem pewien, że ktoś to przyjmie. To zbyt dobra historia, by ją
odrzucić.
Anna wydawała się trochę rozczarowana.
- Już wychodzisz?
- Nie, mam dużo czasu. Tylko tak się denerwuję, że musiałam się już wyszykować.
Poza tym chciałam wykorzystać chwilę, kiedy Hugo śpi. Nie mógł spać w nocy. Wejdźcie.
Nie widziałam was od czasu, kiedy poprosiłaś mnie, żebym poszła na przystań pożegnać się z
Johanem.
- Dziękuję, że to zrobiłaś, Elise. Tak mi go było żal. Myślę, że najgorsze dla niego
było to, że tak długo cię nie zobaczy.
- Ależ Anno - Torkild posłał jej przestraszone spojrzenie. Anna odwróciła się ku
niemu.
- Mogę chyba to powiedzieć, skoro to prawda? Agnes nie zasługuje na Johana, jeśli
się tak prowadzi, a Emanuel przecież sam odszedł od Elise. - Ponownie zwróciła się do Elise.
- Było mu bardzo przykro?
Elise umknęła wzrokiem, poczuła się niezręcznie.
- Przykro? Nie. Trafiła mu się przecież wyjątkowa szansa.
- Wiem. Pomyślałam tylko... Torkild roześmiał się.
- Myślisz tylko o miłości.
Anna odpowiedziała mu śmiechem.
- Właśnie. - Usiadła na najbliższym stołku. - Co nowego u was słychać?
Dowiedziałam się, że Hilda dostała posadę w fabryce odzieży w Nydalen. To daleko. Radzi
sobie z tak wczesnym wstawaniem?
- Nie ma wyboru. Obie strasznie się cieszyłyśmy, że znalazła pracę. To wcale nie jest
teraz takie proste.
- A ty chyba na poważnie zaczniesz pisać? - Torkild spojrzał na nią z szacunkiem.
Elise uśmiechnęła się.
- Wątpliwe. W takim czasopiśmie nie ma zapotrzebowania na tyle opowiadań.
- Wiesz coś na temat Giny Krog? Elise pokręciła głową.
- Nic poza tym, że jest redaktorem w piśmie.
- Ma prawie sześćdziesiąt lat i przez ponad dwadzieścia walczyła o prawa kobiet. W
latach osiemdziesiątych zeszłego stulecia wzbudziła uwagę kilkoma odważnymi artykułami,
a kiedy w tysiąc osiemset osiemdziesiątym czwartym roku powstał Norweski Związek
Feministek, przestała pracować jako nauczycielka i całkowicie poświęciła się sprawie. To
ona osiem lat temu założyła Związek na rzecz Prawa Kobiet do Głosowania, a w zeszłym
roku Norweską Narodową Radę Kobiet na wniosek międzynarodowej rady kobiet. Jest
właścicielką i wydawcą „Nylaende”.
Elise słuchała z uwagą.
- Musi być bardzo zdolna.
- Jest świetnym organizatorem. Elise zadrżała.
- Uff. Boję się. Będzie rozczarowana, kiedy zobaczy, że jestem tylko biedną
robotnicą.
Torkild uśmiechnął się.
- Wprost przeciwnie. Tym bardziej jej zaimponujesz. Anna siedziała w milczeniu i
przyglądała się Elise.
- Wydaje mi się, że wyglądasz jakoś mizernie, Elise. Czy to Hugo jest tak
absorbujący?
Ku swej rozpaczy Elise poczuła, że się czerwieni. Anna nie może się domyślić, co jej
dolega. Najpierw sama musi o tym napisać Johanowi.
- Nie... Tak, to znaczy wiesz, mało spałam dziś w nocy. Anna nadal nie spuszczała z
niej wzroku.
- Chyba nie dolega ci nic poważnego? Elise energicznie pokręciła głową.
- Czy aż tak źle wyglądam? - Spróbowała się roześmiać. - To pewnie dlatego, że
jestem zdenerwowana.
- Nie masz powodu do niepokoju - odezwał się Torkild jak zwykle cudownie
łagodnym głosem. - Napisałaś świetną historię i to Gina Krog chce z tobą rozmawiać. Nie ty
prosiłaś o rozmowę.
- A co u Pedera? - Annę bardziej interesowały sprawy domowe niż opowiadanie Elise.
- Słyszeliśmy, że uczy się razem z przyjacielem Hildy. Tak się cieszymy, zarówno w twoim,
jak i Pedera imieniu.
Elise uśmiechnęła się.
- Wiecie chyba, jak Hilda poznała Reidara? Przyszedł w tym roku na zastępstwo
wychowawcy klasy, a Hilda wybrała się do szkoły z awanturą, ponieważ Peder nie zdał
egzaminu. Kiedy wróciła do domu, wprost promieniała na twarzy.
Anna i Torkild roześmiali się.
- Ach ta Hilda! - Anna, śmiejąc się, pokręciła głową. - Nie wyobrażam sobie sióstr,
które bardziej niż wy byłyby do siebie niepodobne. Czy nadal jest tak bardzo zakochana, czy
to tylko chwilowe uniesienie?
- Nie wiem, czy wolno mi to powiedzieć, ale wczoraj oznajmiła, że się pobierają.
- Nie obawiaj się, nikomu nie wygadamy. Jak to dobrze dla ciebie, Elise. Masz i tak
sporo pracy przy Hugo i chłopcach.
W tej samej chwili obudził się Hugo. Kiedy zobaczył gości, uśmiechnął się szeroko,
aż błysnęły jego dwa ząbki.
- Da, da - odezwał się, zamachał pulchnymi łapkami i całym sobą dał znać, że chce na
ręce.
Elise wyjęła go z kołyski.
- Mam nadzieję, że nic się nie stanie, jeśli go wezmę z sobą. Chyba w redakcji są
przyzwyczajeni, że matki przychodzą z dziećmi.
- Możemy go przypilnować. Prawda, Torkildzie? Nie musisz chyba wracać przed
obiadem?
- Nie, chętnie zostanę z Hugo. Zabierzemy go na spacer. Elise odetchnęła z ulgą.
- Czasem zastanawiam się, czy mam niewidzialnego opiekuna, który podaje mi
pomocną dłoń, gdy tego potrzebuję.
Torkild spojrzał na Elise z powagą.
- Wiesz przecież, że tak jest, Elise. Skinęła głową.
- Przygotowałam dla Hugo trochę kaszki. Nie mam już tyle pokarmu. Możecie mu
dać jeść? Nie chcę ryzykować, że zabrudzę niedzielną suknię.
- O tak, chętnie. - Anna wyciągnęła ręce, żeby wziąć malca, i ułożyła go sobie
wygodnie w zgięciu łokcia.
Hugo przyjrzał się jej uważnie, a potem się uśmiechnął.
Kiedy jakiś czas później Elise przyszła do redakcji „Nylaende”, zdała sobie sprawę,
że pocą jej się dłonie ze zdenerwowania, a serce bije mocno i szybko. Idąc przez miasto,
widziała kobiety w jasnych, lekkich letnich sukienkach, w dużych kapeluszach z kwiatami i
woal - kami; poczuła się przy nich tak biedna i staroświecka, że miała największą ochotę się
schować.
Trochę od niej starsza kobieta siedziała za dużym biurkiem. Zerknęła znad okularów,
kiedy Elise podeszła bliżej. Gdy tylko Elise się przedstawiła, uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Bardzo mi przykro, pani Ringstad, ale Gina Krog musiała pójść na spotkanie.
Żałowała, że tak się złożyło, ponieważ bardzo się cieszyła, że się z panią zobaczy.
Wzrok kobiety prześliznął się po kapeluszu, który Elise pożyczyła od Hildy, a potem
na dół po zniszczonej sukience, jedynej, którą Elise miała od czasu, gdy szła do konfirmacji.
Trzeba było przerobić suknię na biuście i wstawić kawałek materiału, ale poza tym nadal
dobrze leżała.
- Przygotowałam dla pani pieniądze - mówiła dalej kobieta i wyciągnęła szufladę
biurka. - Chciałabym również przekazać pozdrowienia od Giny Krog i powiedzieć, że dobrze
pani pisze oraz że ma nadzieję, że pozostanie pani z nami w kontakcie.
Elise dygnęła, przyjęła kopertę i odwróciła się, żeby odejść.
Nie wiedziała dlaczego, ale miała wrażenie, że poniosła porażkę; dostała przecież
pieniądze, a to było najważniejsze. Po prostu oczekiwała zbyt wiele. W myślach widziała
siebie, jak siedzi w głębokim fotelu i dyskutuje na temat następnego opowiadania z kobietą,
którą Torkild tak wychwalał, twórczynią Norweskiej Narodowej Rady Kobiet, redaktorką i
właścicielką „Nylaende”.
Gdy wychodziła, zobaczyła na ścianie duże zdjęcie. Przedstawiało kobietę w średnim
wieku, pewnie Ginę Krog. Miała na sobie duży czarny kapelusz z mnóstwem ozdób i ładny
płaszcz z dużą koronkową riuszą u szyi. Kobieta, mimo upływu lat, była piękna. Poza tym
wyglądała na mądrą, zdradzały to czujne oczy i układ ust, świadczący o władczym
usposobieniu.
Elise nie śmiała zajrzeć do koperty, żeby sprawdzić, czy kwota zgadza się z podaną w
liście, ale na pewno tak było. Nie mogła dać odczuć kobiecie za biurkiem, że nie ma do niej
zaufania.
Trzydzieści koron! Boże, co za szczęście. Przez ponad cztery tygodnie musiałaby
harować po dwanaście, a nawet czternaście godzin dziennie w fabryce, żeby tyle zarobić. To
niemal niesprawiedliwe. Czy napisanie takiej historii było więcej warte niż stanie przy
maszynie?
Jednak to nic pewnego, że przyjmą od niej coś jeszcze, poza tym zapotrzebowanie na
takie historie do druku w gazetach i czasopismach jest ograniczone.
Może powinna spróbować napisać książkę? Ale wtedy nie otrzymałaby wypłaty,
dopóki książka nie ukazałaby się w druku, a z czego by żyli do tego czasu? To prawda, co
mówiła Hilda, że Elise ma w szufladzie sporo oszczędności, mimo że kurczyły się z każdym
dniem, ale też czekają ich duże wydatki. Hilda nie zarobi w Nydalen Compagnie więcej niż
na własne potrzeby. W każdym razie na początku. Będą jej potrzebne nowe buty zimowe i
nowy ciepły szal, skoro będzie musiała codziennie chodzić do pracy taki kawał drogi. Ale za
to nie będą musieli się zwracać do Armii Zbawienia, żeby dostać używane buty, które i tak
nie wystarczą na długo. Poza tym wiedzie im się teraz zbyt dobrze, by musieli prosić o
pomoc. To byłby wstyd. Większość rodzin znad rzeki znajdowała się w trudniejszej sytuacji
finansowej niż oni i żyła w gorszych warunkach.
Elise bezwiednie pogładziła się ręką po brzuchu. Nie wolno jej też zapominać, że
znowu będzie miała dziecko. Na pewno nie dostanie pracy w fabryce. Jeżeli nie przyjmą w
redakcji więcej jej opowiadań, nadal będzie musiała zarabiać szyciem. Zwykle niezbyt do-
brze za to płacono, ale pani Paulsen była hojna. Elise miała nadzieję, że złoży zamówienie na
suknie i płaszcze na jesień i że nie wybierze innej krawcowej.
Żeby tylko Hilda i Reidar się nie zdradzili! To takie typowe dla Hildy, że już mu
powiedziała. Nie mogła jeszcze trochę poczekać? Jeżeli pani Paulsen dowie się, że Braciszek
jest synkiem Hildy, można przypuszczać, że więcej nie będzie chciała mieć z nimi do czynie-
nia. Nie zniesie widoku Elise, wiedząc, że jest ciotką małego. A jeśli się dowie, że Hilda
oddala dziecko wbrew swej woli, ponieważ nie miała warunków, by je zatrzymać?
A jeśli Elise nie będzie już mogła szyć dla pani Paulsen ani nie przyjmą więcej jej
opowiadań, co wtedy pocznie? Zacznie sprzątać u ludzi? Wiele matek musiało podejmować
się tej pracy. Zabierały ze sobą dzieci na sprzątanie od szóstej rano do późnego wieczora.
Miały ręce rozmiękłe od ługu i zimnej wody, a ich dzieci większość dzieciństwa spędzały w
ciemnych klatkach schodowych. Elise zadrżała.
Wadą jej i Hildy było to, że różniły się od innych. Może byłoby lepiej, gdyby matka
nie kazała im „ładnie” się wyrażać i pozwoliła raczej wychowywać się tak jak inne dzieci z
ulicy. Język i dobre maniery wyróżniały je od innych. Ani ona, ani Hilda nie były „jednymi z
nich”. Peder i Kristian też, choć mówili językiem równie niedbałym jak inni chłopcy w
okolicy. Tym bardziej odkąd poznała Emanuela i zyskała szczególne względy ze strony
Armii Zbawienia - w każdym razie ludzie tak myśleli - a mama trafiła do sanatorium, nie
były już takie jak wszystkie inne. Dzielnica robotnicza już im nie odpowiada, myśleli pewnie
ludzie, odkąd wyprowadzili się do domu majstra.
Może mieli rację? Czyż nie tego właśnie chciała? Zostać kimś, być kimś? Czy nie
dlatego napisała historię o Mathilde i Othilie? I czy nie dlatego marzyła o tym, żeby napisać
książkę?
Pokręciła głową. To nie do końca prawda. Opowiedziała o Mathilde, ponieważ
poruszyła ją ludzka niesprawiedliwość, przedstawiła losy Othilie, bo chciała, żeby ludzie
zrozumieli, dlaczego wiele kobiet trudni się nierządem. Nigdy nie pragnęła niczego więcej
ponad to, co posiadała, nigdy nie marzyła o tym, żeby przeprowadzić się na „drugą stronę”.
Gdyby nie całe zło, które przytrafiło się jej w ostatnim roku, byłaby zadowolona ze swojego
życia. Byłaby szczęśliwa jako narzeczona Johana i cieszyła się, że zamieszka w kuchni pani
Thoresen i będzie sypiać z Johanem na rozkładanej ławie.
Dopiero tragiczne wydarzenia związane ze znalezioną złotą broszką i spotkanie z
Emanuelem odwróciły wszystko do góry nogami.
Już nigdy nie będzie tą Elise, którą niegdyś była. Ostatni rok odcisnął na niej swe
piętno, kazał jej spróbować czegoś innego, otworzył jej oczy, by się przekonała, że istnieje
inne i lepsze życie. Życie, które wcale nie jest nieosiągalne, jak wcześniej sądziła. Nie chcia-
ła, żeby Hugo spędzał całe dnie w żłobku, a drugie dziecko leżało w kartonowym pudle na
korytarzu w fabryce. Nie chciała, żeby się wychowywały w pokoju z kuchnią, gdzie szczury
buszowały po kuchennych szafkach, a dziury w ścianach były pozatykane gazetami w
obronie przed zimnem. Jej marzeniem było, żeby ani jej dzieci, ani chłopcy nie musieli parać
się pracą po lekcjach, ale mieli możliwość się więcej uczyć, jeżeli będą chcieli. Żeby Evert
mógł zostać lekarzem, a Peder porządnie wyuczył się jakiegoś rzemiosła. Kristian, który
również miał tęgą głowę, mógłby pewnie zostać nauczycielem. Albo dyrektorem fabryki. Na
samą myśl robiło jej się gorąco.
To od niej zależało. Na początku. Ona jako jedyna mogła im stworzyć odpowiednie
możliwości. Znajdując pracę bardziej opłacalną niż przeciętna, mogła im stworzyć szansę na
lepsze życie. Bogatsze życie. Kristian nie zostałby być może dyrektorem, ale mógłby
przynajmniej wyuczyć się zawodu, który pozwoli mu zarobić więcej niż praca w fabryce
przez czternaście godzin dziennie przy maszynie. Wtedy on i pozostali mogliby w
odpowiednim czasie znaleźć sobie lepsze mieszkanie od tego, w którym wyrośli. Może w
narożnej kamienicy? Może Kristianowi tak by się powiodło, że któregoś dnia mógłby opuścić
wschodnią stronę rzeki i wżenić się w mieszczańską rodzinę.
Czy możliwe jest przejście ze wschodniej na zachodnią stronę rzeki? Czy nawet
gdyby ich było stać, byliby do tego zdolni? Czy poradziliby sobie z wewnętrzną przemianą?
Emanuel nie wytrzymał w ich mieszkaniu po „niewłaściwej” stronie rzeki. A Hilda wróciła.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Wybrała z powrotem drogę koło Grunerlokka. Kiedy mijała mały sklep nabiałowy
przy Goteborggata, przyszło jej do głowy, że może weszłaby kupić białego sera. Magdzie się
już skończył, kiedy wczoraj do niej zajrzała.
Wiedziała, że właściciel był Szwedem. Jedna z jego córek, Elonore, pracowała w
tkalni płótna żaglowego. Emanuel opowiadał o niej. Po pierwsze dlatego, że dziewczyna była
bardzo ładna, po drugie dlatego, że żal mu było tej rodziny. Po rozwiązaniu unii ze Szwecją
w zeszłym roku życie Szwedów w Norwegii nie było łatwe. Przedtem zresztą też nie
układało im się najlepiej, ale podczas niepokojów, kiedy obawiano się wojny, pokazanie się
Szweda na ulicy groziło linczem. Emanuel opowiadał, że rodzina Elonore zmieniła nazwisko
ze Svensson na Svendsen, jednak to niewiele pomogło. Ojciec dziewczyny był krawcem, ale
stracił prawie wszystkich klientów, mimo że był bardzo dobrym fachowcem.
Za ladą nie stała żona, lecz jedna z córek. Właśnie wnosiła towar z zaplecza i nie od
razu zauważyła, że ktoś wszedł do sklepu.
Elise wykorzystała tę sposobność i uważnie przyjrzała się dziewczynie. Pamięta, że
poczuła ukłucie zazdrości, kiedy Emanuel o niej opowiadał. Zdarzyło się to krótko potem, jak
przyznał się do zdrady, i Elise obawiała się, że znowu ulegnie pokusie. Później już nie słysza-
ła o córce szwedzkiego krawca i o niej zapomniała.
Jeżeli Elonore była równie piękna jak jej siostra, to nic dziwnego, że Emanuel zwrócił
na nią uwagę. Było coś szczególnego zarówno w jej twarzy, jak i całej postawie. Choć
niewysokiego wzrostu i szczupła, dziewczyna wydawała się bardzo kobieca. Oczy, duże i
ciemne, sprawiały wrażenie nieco przestraszonych, wargi miała czerwone i pełne.
Nagle Szwedka spostrzegła Elise i drgnęła ze strachu.
- Przepraszam, nie zauważyłam, że pani weszła.
Zwróciła się do niej „pani”, chociaż musiała poznać, że Elise pochodzi z dzielnicy
robotniczej. Może bała się, że chociaż nie mają zbyt wielu klientów, nadal będą ich tracić.
Skoro od ojca odeszła większość, całkiem możliwe, że i matkę czeka to samo.
- Nic nie szkodzi, mam dużo czasu - Elise uśmiechnęła się życzliwie.
Ku swemu zaskoczeniu zauważyła, że dziewczyna się zaczerwieniła. Czy tak rzadko
spotykała się z uprzejmością?
- Czego sobie pani życzy? - Mówiła po norwesku bez obcego akcentu i najwyraźniej
nauczyła się „ładnie” mówić, żeby robić dobre wrażenie na klientach.
- Poproszę tylko trochę białego sera. Poza tym chciałabym kupić kilka śledzi i jeszcze
odrobinę syropu.
Wprawdzie kupiła syrop wczoraj u Magdy, ale nagle pomyślała, że byłoby jej głupio
wyjść, kupiwszy tak niewiele, skoro wiedziała, że rodzina krawca walczy o przeżycie.
Kiedy dziewczyna ważyła ser, Elise ostrożnie spytała:
- Co słychać u Elonore? Czy nadal pracuje w tkalni? Szwedka zerknęła na nią
zdumiona.
Zna pani moją siostrę?
- Nie, ale mój mąż pracował w tkalni płótna żaglowego. Opowiadał mi o pani
rodzinie; nie mógł przeboleć, że ludzie tak źle odnoszą się do Szwedów po rozwiązaniu unii.
Dziewczyna jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Przytaknęła smutno.
- Ojciec mówi, że wyemigruje do Ameryki, jeżeli to się wkrótce nie poprawi.
- To podłe, że niektórzy przenoszą swoją nienawiść na niewinnych ludzi. - Elise od
razu pomyślała, że mogłaby opowiedzieć o tej rodzinie w swoim utworze. Każda ze
spotykanych przez nią osób miała swoją historię, o większości z nich mogłaby napisać.
- Tak już jest - przyznała cicho zrezygnowana.
- Ale twoja siostra nadal pracuje w tkalni?
Dziewczyna skinęła głową, ale umknęła wzrokiem, jak gdyby nie chciała o tym
mówić.
- Twierdzi, że pozwolono jej zostać, ponieważ kanceliści lubią młode dziewczęta.
Oblizują się za każdym razem, gdy obok nich przechodzi. Mówi, że to obrzydliwe. -
Zamilkła, a ponieważ Elise się nie odezwała, tylko pokiwała głową ze zrozumieniem, mówiła
dalej z przejęciem. - Jednak Theodor i Konstantin są w gorszej sytuacji. Theodor jest
obcinaczem gwoździ w Fabryce Gwoździ w Nydalen. Niedawno się ożenił i mieszka przy
Snippen. Jego żona nie znosi prania tych jego okropnych roboczych łachów, które przynosi
pod koniec tygodnia. Wszystko, w czym chodzi do pracy, jest brudne, a kiedy wraca do
domu, wygląda, jakby przełaził przez komin. Jego kombinezon i cyklistówka są przesiąknięte
brudem i smarem. Po tygodniu jego rzeczy same stoją. Brud przenika nawet do bielizny.
Elise słuchała w skupieniu. Odnosiła wrażenie, jak gdyby dziewczyna musiała się
wygadać, by ulżyć swemu sercu, i wreszcie znalazła kogoś, kto był skłonny jej wysłuchać.
- Mimo wszystko Theodor jest szczęśliwy, że ma pracę. Jest dumny, że robi
gwoździe, tylko żal mu żony, która musi prać jego robocze ubranie w balii z ługiem, a potem
płukać je pod zimną wodą z pompy. Szczególnie ciężko jest zimą, gdy woda jest lodowata.
Proszę sobie wyobrazić gruby, ciężki kombinezon nasiąknięty zimną wodą! Ręce od takiej
roboty nie wyglądają pięknie. Żona Theodora narzeka, że nie może tak tyrać do samej
śmierci, a wtedy jemu robi się przykro.
- A twój drugi brat? Chyba ma na imię Konstantin? Skinęła głową.
- Wyrzucono go z pracy. Ponieważ jesteśmy Szwedami. On chyba też wyemigruje.
- Ale przecież nie mówicie po szwedzku? Wzruszyła ramionami.
- I co z tego? Poza tym inni z mojej rodziny nie mówią tak dobrze po norwesku jak ja.
Ludzie wiedzą, że przyjechaliśmy z Varmland.
Nagle dziewczyna spojrzała na Elise pytająco.
- A jak nazywa się pani mąż? Skoro pracuje w tkalni, to może Elonore go zna?
Elise stwierdziła ze złością, że się czerwieni.
- On... już go tam nie ma. Odszedł na wiosnę.
W fabryce pracuje tysiąc robotników, niemożliwe, by dziewczyna wiedziała
cokolwiek o Emanuelu, pomyślała w tej samej chwili.
- Chyba nie jest kancelistą? Tym, który służył w straży granicznej koło Kongsvinger?
Elise poczuła się całkiem zbita z tropu.
- Ja... nie wiem, o kim mówisz. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Przepraszam, ale przypomniało mi się nagle coś, co kiedyś opowiedziała mi
Elonore.
Elise usiłowała się uśmiechnąć.
- W tkalni płótna żaglowego pracuje tyle ludzi.
- Tak, to prawda, ale niewielu rzuca pracę. Nie teraz, kiedy jest o nią tak trudno. Nie
słyszałam o nikim, kto by sam odszedł. - Spojrzała na Elise otwarcie i szczerze, widać
czekała na jakieś wyjaśnienie.
Niemożliwe, by wiedziała cokolwiek o Emanuelu, pomyślała Elise jeszcze raz.
Kanceliści nie mieli nic wspólnego z robotnikami.
- Mój mąż odszedł z pracy, ponieważ jego ojciec znalazł dla niego inną.
Teraz dziewczyna wpatrywała się w Elise z żywym zainteresowaniem.
Elise pożałowała, że wdała się z nią w rozmowę. Początkowo zagadnęła z litości.
Potem ciągnęła dalej, ponieważ zaciekawiły ją historie związane z tą szwedzką rodziną i być
może mogłaby je połączyć w jedną książkę. Albo spróbować zamieścić na łamach
„Nylaende”.
- Przepraszam, jeśli jestem niedyskretna, ale czy pani nie jest żoną tego spadkobiercy
wielkiego dworu niedaleko Eidsvoll?
Elise poczuła, że się poci. Ta rozmowa rozwinęła się zupełnie inaczej, niż sądziła.
Jednocześnie dziewczyna budziła sympatię.
- Ja... nie zamierzałam o tym mówić. Współczułam wam i dlatego chciałam tylko być
miła.
Dziewczyna skinęła głową i spojrzała na Elise poważnym wzrokiem.
- Rozumiem. Proszę się nie wstydzić. Wiem, co się stało. Wszyscy w fabryce o tym
słyszeli. Nie tylko Szwedzi mają kłopoty w naszej dzielnicy.
Elise poczuła, że jeszcze bardziej się zaczerwieniła. A więc dziewczyna wiedziała, że
Emanuel uciekł z inną, z kobietą, która była z nim w ciąży.
- Przepraszam, jeśli powiedziałam coś złego. Nie chciałam wprawić pani w
zakłopotanie.
Elise pokręciła głową z poczuciem wstydu.
- To moja wina. Ja pierwsza zaczęłam wypytywać o Elonore. Dziewczyna spojrzała
Elise w oczy.
- Ciesz się, że sobie poszedł. Elonore opowiadała mi o nim. Należał do tych
kancelistów, którzy połykali ją wzrokiem.
Elise poczuła, że robi jej się na przemian to zimno, to gorąco. Czy Emanuel miał
jeszcze coś na sumieniu? Skinęła głową.
- Radzę sobie bez niego. Zajmuję się szyciem. Poza tym mieszkam z siostrą, która
pracuje w fabryce odzieży w Nydalen.
- Biedna, musi wychodzić skoro świt, żeby pokonać taki kawał drogi do pracy.
Mieszkacie w domu majstra przy Beierbrua, prawda?
Elise skinęła głową. Tyle o nich wiedzieli, chociaż mieszkali tak daleko od nich, tuż
przy Goteborggata.
- Nie powtórzę nikomu, że z panią rozmawiałam, jeżeli wolałaby pani, żebym
zachowała to w tajemnicy. Tu w naszych stronach plotki lecą szybciej niż wrony.
- Przy Beierbrua tak samo. Życie robotników jest szare. Ludzie rozmawiają o ciężkiej
pracy, dzieciach i kłopotach finansowych, gdy spotykają się na klatce schodowej lub przy
pompie. Plotka dodaje nieco pikanterii ich szaremu życiu.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Nie wszyscy potrafią ich usprawiedliwiać. W każdym razie wtedy, gdy sami stają się
ofiarami plotki.
Otworzyły się drzwi i do sklepu wszedł jakiś klient. Elise odwróciła się, żeby wyjść.
- Miło się rozmawiało - rzekła donośnie. - Uważam, że biały ser jest tu lepszy niż
gdziekolwiek indziej. I to nie tylko moje zdanie. I na cenę też nie można narzekać.
- Dziękuję.
Elise poznała po głosie córki krawca, że naprawdę była jej wdzięczna.
Kiedy szła dalej do domu, rozmyślała o tym, co usłyszała. Jedno z jej opowiadań
mogłoby opisywać szwedzką rodzinę, zmuszoną emigrować do Ameryki, ponieważ chłód ich
wygonił z Kristianii.
Zaraz potem jej myśli pomknęły ku Emanuelowi. Czy rzeczywiście pochłaniał
głodnym wzrokiem inne dziewczęta po tym, jak wrócił do domu z Kongsvinger i gdy Signe
była już w ciąży? Kiedy płakał, żałując swego fałszywego kroku, i obiecywał, że już nigdy
Elise nie zdradzi?
ROZDZIAŁ ÓSMY
Anna i Torkild właśnie wracali do domu ze spaceru, kiedy Elise wyszła zza rogu.
- Jak poszło? - Torkild spojrzał na nią w napięciu.
- Dostałam pieniądze, ale Giny Krog nie było.
- Zapytali cię, czy masz dla nich jeszcze jakiś materiał?
- Sekretarka przekazała, że Gina Krog powiedziała, że dobrze piszę i że chciała,
byśmy pozostały w kontakcie.
- Brawo! W takim razie siadaj i zaczynaj nową historię. Myślałaś już, o czym tym
razem napiszesz?
Elise zawahała się.
- Zastanawiałam się, czy nie powinnam się odważyć napisać O sobie, naturalnie w
taki sposób, żeby inni nie odgadli, że to o mnie. Mogłabym spróbować opowiedzieć o tym, że
my, którzy mieszkamy po wschodniej stronie rzeki, często marzymy o przeprowadzce na
drugi brzeg, ale rzadko nam się udaje, a kiedy już to osiągniemy, to wcale nie jest pewne, że
będziemy z tego powodu choć trochę szczęśliwsi.
Torkild stał w milczeniu i słuchał z wyraźnym zainteresowaniem.
- Napisałabym o kimś, kto pochodzi z całkiem innego środowiska, i o trudnościach,
które napotyka, gdy próbuje się dostosować do tutejszych warunków.
- Masz na myśli Emanuela? - Anna spojrzała na Elise z uwagą.
- Cóż, nie mam ochoty demaskować właśnie jego rodziny, ale ten problem jest z
pewnością częstym zjawiskiem.
- Musisz być ostrożna, Elise - Torkild nagle spoważniał. - Pamiętasz, co opowiadałem
o majstrze i dzienniku „Verdens Gang”?
Jeszcze się nie poddał i nie ustaje w poszukiwaniach, kto się kryje za pseudonimem
Elias Aas. Jeżeli ojciec Emanuela zorientuje się, że napisałaś o Ringstadach, może gazecie
wytoczyć sprawę i nie uda ci się nic więcej wydać drukiem.
Elise spojrzała na Torkilda przestraszona.
- A więc uważasz, że nie powinnam tego robić? Mogę tak zmienić całą historię, że nie
rozpoznają siebie w bohaterach. Mogę na przykład opowiedzieć o nich jako rodzinie
dyrektora, mieszkającej na Oscarsgate, a nie zamożnych gospodarzach.
Torkild zmarszczył czoło.
- Może to jest sposób, ale bądź ostrożna. Byłoby szkoda, gdybyś straciła swą szansę,
skoro tak dobrze zaczęłaś.
- W drodze do domu wpadł mi do głowy inny pomysł. Wstąpiłam do sklepu
nabiałowego tych Szwedów na Goteborggata i wdałam się w rozmowę z córką właścicieli.
Ojciec jest zdolnym krawcem, ale stracił klientów po rozwiązaniu unii, ponieważ jest
Szwedem. Nie wygląda też na to, by w sklepie narzekali na nadmiar kupujących. Ojciec
zaczął wspominać o wyemigrowaniu do Ameryki, żeby tam szukać pracy. Uważam, że to
okropne, że ludzie przenoszą nienawiść do Szwecji na niewinnych ludzi.
Torkild skinął głową.
- Tak, wszędzie jest sporo niesprawiedliwości. To niebezpieczne różnić się od innych.
Czy to z powodu pochodzenia z obcego kraju, innego wyglądu, odmiennego zachowania,
„pięknego” wysławiania się. - Uśmiechnął się znacząco. - Nie zauważyłaś tego?
Elise skinęła głową.
- To prawda. Któregoś dnia jakaś starsza kobieta zrobiła mi awanturę na
Maridalsveien, że rzuciłam pracę w fabryce i przechadzam się z wózkiem w ciągu dnia.
Żebym sobie nie wyobrażała, że jestem kimś. Napijecie się kawy?
Anna spojrzała na Torkilda pytająco.
- Masz czas?
- Tak, z przyjemnością skosztuję kapkę kawy.
Hugo zasnął w wózku i Elise ustawiła go w cieniu drzewa czereśniowego.
Potem w pośpiechu poszła do kuchni, żeby rozpalić w piecu i nastawić czajnik z
kawą. Wyniosła na ganek kubki, cukier i mleko.
- Nie mam was czym poczęstować, ale znajdzie się trochę słodkich sucharków.
Przedpołudniowe słońce przeświecało przez korony drzew od południa i na ganku
zrobiło się ciepło i przyjemnie. Promienie słońca padały również na mgiełkę wody, unoszącą
się w powietrzu nad wodospadem, i sprawiały, że mieniła się wszystkimi kolorami tęczy.
Gruby trzmiel brzęczał gdzieś nad głowami, żółty motyl nadleciał leciutko i usiadł na
łodydze jednej z malw rosnących przy ścianie domu.
Elise westchnęła błogo. Pomyśleć tylko, że można tak siedzieć na zalanym słońcem
ganku w jasne przedpołudnie. To luksus, którego nigdy by nie doświadczyła, gdyby Emanuel
nie pojawił się w jej życiu. To on postarał się o mieszkanie w domu majstra, ponieważ był
tym, kim był, i ponieważ jego ojciec miał kontakty.
Wzrok Elise prześliznął się ku ogromnym budynkom z czerwonej cegły po drugiej
stronie rzeki. Za licznymi oknami stały robotnice w ogłuszającym huku maszyn, których
tryby sięgały pod sufit, wśród niezliczonych szpul z nićmi, kręcących się wkoło i wkoło, aż
ciemniało w oczach, w gęstej mgle wirującego pyłu, który wciskał się do nosa i ust. Elise
miała nadzieję, że kobiety nie wyglądają przez okna i nie widzą jej, jak siedzi w słońcu,
popijając kawę, i odpoczywa od hałasu i kurzu.
- Naprawdę dajesz już radę chodzić na spacery? - zwróciła się do Anny. - Gdzie się
wybraliście?
- Tylko kawałek w dół Maridalsveien.
- Spotkaliście kogoś znajomego?
Anna zrobiła się jakaś dziwna na twarzy. Skinęła.
- Tak, widzieliśmy Agnes.
Elise popatrzyła na siostrę Johana.
- Domyślam się, że nie miałaś ochoty z nią rozmawiać. Anna pokręciła głową.
- Wychodziła z kamienicy, gdzie mieszka Magnus Hansen. Chyba już się tam
zadomowiła.
Elise spojrzała na nią wstrząśnięta.
- Mimo że nadal jest żoną Johana? Czy ta dziewczyna nie ma wstydu?
- Na to wygląda. Torkild napisał do Johana, żeby wystąpił o rozwód. Nie może
pozostawać w związku małżeńskim z kobietą, która się tak prowadzi, to może zniszczyć mu
opinię. Jeśli arystokracja się o tym dowie, wybuchnie skandal. Nie wiadomo, czy zechcą
kupować jego prace, jeśli się rozniesie, że Johan jest mężem ulicznicy.
Torkild zmarszczył czoło.
- Ależ Anno, nie możesz nazywać Agnes ulicznicą. Anna posłała mu gniewne
spojrzenie.
- A co to za różnica? Może nie bierze pieniędzy, ale poza tym robi dokładnie to samo
co dziewczyny z ulicy. Johan nie zasłużył na to, by go okryła takim wstydem. - Anna
zwróciła się do Elise: - Tak się cieszę,, że poszłaś na przystań się z nim pożegnać. Nigdy nie
przestanę tego powtarzać. Teraz będzie przynajmniej mógł myśleć o czymś miłym. Artysta
potrzebuje tego, żeby mógł tworzyć. Jestem przekonana, że uda mu się zrobić coś
niezwykłego. Profesor go chwalił, inni też oglądali jego prace. - Uśmiechnęła się. - Może
któregoś pięknego dnia stanie się sławny.
Torkild skinął z powagą.
- Wierzę w to. W ciągu tego jednego roku bardzo się rozwinął. Elise poczuła w głębi
duszy jakiś przytłaczający ciężar. Pewnego dnia Johan dowie się, że będzie miała dziecko z
Emanuelem. Jak to przyjmie? Czy ona naprawdę tak wiele dla niego znaczy? Czy taka
wiadomość mogłaby zniszczyć jego zdolności twórcze?
- Co się stało, Elise? - Anna przyglądała się jej z troską. - Nagle posmutniałaś.
- Myślę o Johanie. To przykre, że tak mu się z Agnes nie ułożyło. Ale może i dobrze,
że wyjechał. Teraz pewnie spotka kogoś innego. Kogoś, kto zasługuje na takiego jak on.
Anna posłała jej zdumione spojrzenie.
- Masz taką nadzieję? Że spotka kogoś innego? Elise poczuła, że się czerwieni.
- Chciałam tylko powiedzieć... Pomyślałam, że... Torkild uśmiechnął się ciepło.
- Elise jest zbyt nieśmiała, żeby powiedzieć, co myśli. Może to dobrze, że Johan
wyjechał w tym czasie, gdy czeka na rozwód. Potem niech wraca do tej, która na niego
zasługuje.
Anna roześmiała się.
- Ja też tak to zrozumiałam, ale przez moment nie miałam pewności. - Nagle,
zmieszana, ściągnęła brwi. - Chyba nie chcesz, żeby Emanuel do ciebie wrócił?
Elise pokręciła głową.
- Nie, nie chcę. Stało się zbyt wiele złego, żeby między nami znowu mogło być
dobrze. Nie sądzę też, by zgodziła się na to jego matka.
- Nie może mieć aż tak wielkiej władzy nad dorosłym synem? - nie dowierzał Torkild.
- A jednak wydaje mi się, że ma. Ale nie mówmy już o tym. Mimo wszystko jesteś
przyjacielem Emanuela, znasz jego rodziców i masz o nich dobre zdanie.
- Domyślam się, że nie było mu łatwo, ale mimo wszystko rozczarował mnie, że nie
sprawdził się jako mąż. Szkoda jednak, że tak sobie skomplikował życie.
- Uważam, że nic nie usprawiedliwia ani takich mężczyzn jak on, ani też takich kobiet
jak Agnes. - Głos Anny brzmiał wyjątkowo surowo.
- Wcale go nie usprawiedliwiam.
- Mam nadzieję i wierzę, że Emanuel zostanie w Ringstad, że Johan niedługo wróci
do domu i że Agnes będzie się od niego trzymała z daleka. - Anna zwróciła twarz ku Elise. -
Mam również nadzieję i wierzę, że ty nadal go kochasz. - Uśmiechnęła się nieco zaczepnie,
ale wyraźnie miała na myśli dokładnie to, co powiedziała.
Serce się Elise ścisnęło. Gdyby tylko Anna wiedziała...
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Emanuel wyszedł ze stajni, żeby pójść do domu na śniadanie. Słońce paliło w kark.
Spocił się, przeciągnął rękawem koszuli po czole, żeby je z grubsza wytrzeć. Dobrze by było
teraz zanurkować w rzece, ale nie miał czasu.
Nie przywykł do tak wyczerpującej fizycznej pracy, wiele lat minęło od chwili, kiedy
opuścił rodziców. Był wtedy bardzo młody i latem nie wykonywał w gospodarstwie żadnych
cięższych robót.
Westchnął. Nogi miał ciężkie jak z ołowiu, sam zauważył, że się garbi. Nie do tego
został stworzony. Nikt nie staje się chłopem tylko dlatego, że urodził się i wychował na wsi.
Dobrze się czuł w Armii, lubił chodzić na spotkania w Świątyni, śpiewać, przemawiać,
rozmawiać z tymi, którzy tego potrzebowali. Wiedział, że ma dar przekonywania, czuł radość
i dumę, gdy widział, że jego słowa zmieniają ludzi, dają im nową nadzieję. Dopóki mógł
mieszkać u Carlsenów w dość komfortowych warunkach, nie miał nic przeciwko temu, żeby
obracać się wśród biednych, mimo że był świadkiem smutku i nieszczęścia. Lubił stanąć na
ulicy z innymi żołnierzami Armii Zbawienia i śpiewać, sprawiało mu przyjemność, gdy
ludzie skupiali się wokół nich, żeby posłuchać. Miał dobry głos, mówiono mu to wiele razy.
Znajdowali się i tacy, którzy twierdzili, że powinien kształcić się w tym kierunku. Pamięta,
jak zaśpiewał na pogrzebie ojca Elise Więc weź mą dłoń i poprowadź mnie, kiedy to idący w
orszaku żałobnym stanęli z zapartym tchem i słuchali. Gdy skończył, odwrócili głowy i
patrzyli na niego z uwielbieniem. To bardzo poprawiało mu samopoczucie.
Teraz resztę życia wypełni mu ciężka praca w gospodarstwie.
Asystowanie przy narodzinach jagniąt, źrebiąt i cieląt. A przecież nienawidził widoku
krwi i czuł obrzydzenie do wszystkiego, co temu towarzyszyło. Pilnowanie, by pola zostały
zaorane i obsypane nawozem, w porę obsiane, martwienie się bez końca o pogodę, zwłaszcza
gdy zbliża się pora sianokosów i żniw. Naprawianie narzędzi, taplanie się w błocie i gnoju.
Szczotkowanie zgrzebłem koni, choć nigdy nie był ich przyjacielem. Ojciec potrafił spędzać
w stajni całe godziny bez przerwy tylko dlatego, że dobrze się tam czuł. Z nim było inaczej.
Usiłował to rodzicom uzmysłowić, ale nic do nich nie trafiało.
Teraz Signe zmusiła go, żeby wrócił na wieś. Dogadała się z jego matką i sprawiała
wrażenie, jak gdyby kochała Ringstad i wszystko, co się z dworem wiązało.
Ale kiedy poznali się w Kongsvinger, mówiła co innego. Wtedy marzyła, żeby
przeprowadzić się do Kristianii, znaleźć pracę w przedsiębiorstwie zajmującym się sprzedażą
modnej odzieży damskiej lub w dużym sklepie z kapeluszami. Zwierzyła mu się, że nie znosi
pracy w gospodarstwie, aż usłyszała, że Emanuel jest dziedzicem jednego z największych
majątków ziemskich na południe od Eidsvoll.
Otworzył kuchenne drzwi, zdjął kalosze i ustawił je w korytarzu, a następnie wszedł
do kuchni. Słońce świeciło przez okno z małymi szybkami i padało na niebiesko pomalowane
ściany, aż stały się jasnoniebieskie niczym niebo.
Matka stała przy piecu i gotowała kawę.
- Olivia poszła do Signe na górę zanieść jej jedzenie - rzekła, nie odwracając się. -
Signe wygląda dziś już lepiej.
Emanuel skinął głową, nic nie mówiąc.
Uważał, że Signe po porodzie wyglądała zadziwiająco dobrze, lecz przez co najmniej
czternaście dni powinna zostać w łóżku, jak uznała matka. Powinna i już, dodała, posyłając
mu ostrzegawcze spojrzenie. Poprzedniego dnia zasugerował bowiem, że może Signe by już
wstała. Elise prała odpłatnie ubrania do samego porodu i gdyby nie ból gardła i gorączka, od
razu wróciłaby do pracy. Nie słyszał, by którakolwiek z kobiet oszczędzała się przez kilka
miesięcy przed porodem, a potem jeszcze przez dwa tygodnie leżała w łóżku.
Matka odwróciła się ku niemu.
- Uważam, że powinieneś być dla niej bardziej wyrozumiały, Emanuelu. Biedactwo.
Zostawiła własną matkę tak daleko i przyjechała w obce miejsce, gdzie nikogo nie zna. Poza
tym jej męża prawie nie ma w domu i prawie go nie widuje.
Emanuel posłał jej oburzone spojrzenie.
- A niby jak znaleźć na to czas? Mam ręce pełne roboty od samego rana, kiedy wstaję,
aż do wieczora, gdy idę spać.
W tej samej chwili na piętrze rozległ się przenikliwy krzyk noworodka.
Matka w pośpiechu podreptała do okna i wyjrzała na dwór.
- Gdzie się, u licha, podziała dziewczyna do dziecka? Miała wyjść tylko na chwilę,
żeby przynieść pranie, i od tej pory jej nie widziałam. Pójdę na górę zobaczyć, czy mogę w
czymś pomóc.
Emanuel usiadł przy stole i zaczął smarować kanapkę. Znowu ogarnęło go
przygnębienie, jak ostatnio często mu się zdarzało. Wszystko stało się jednym wielkim
chaosem, jego życie było nie do wytrzymania. Miał dość ciągłego zrzędzenia matki,
milczącego, karcącego wzroku ojca, krzyku dziecka po nocach i Signe, która obrażała się bez
powodu niczym mała rozpieszczona dziewczynka. Powiedziała, że zapomniał dać jej prezent
z okazji urodzenia dziecka, a przecież nigdy nie słyszał, by kobietom dawano upominki po
porodzie. Mógł to być złoty pierścionek albo złoty łańcuszek na szyję, ponieważ taki dostała
jej kuzynka. Skąd miałby wziąć pieniądze, żeby jej kupić taki kosztowny podarek? Nie miał
żadnych dochodów, odkąd przestał pracować w tkalni płótna żaglowego. Za każdym razem
musiał pięknie prosić ojca o kilka koron, kiedy on lub Signe potrzebowali nowego ubrania,
butów lub wyposażenia dla dziecka.
O to ostatnie właściwie nie musiał się martwić, ponieważ matka tak urządziła pokój
dla maleństwa, jak gdyby sam królewicz miał tam zamieszkać. Z ukłuciem wyrzutów
sumienia pomyślał o Elise, która pocięła stare, zużyte ręczniki, żeby Hugo miał w kołysce
prześcieradło. Odkąd pamiętał, nie kupiła sobie nic nowego, a nawet oszczędzała na jedzeniu.
Z podłym uczuciem wstydu przypomniał sobie ten dzień, kiedy ugotowała na mięsie zupę dla
głodnych dzieci Mathilde, a on był na nią zły, że wydaje pieniądze na obcych. Zjadł wtedy
dużą porcję, choć dostał w kantorze obiad z jadłodajni. Być może nic nie zostało dla Elise.
Dlaczego zachował się tak prostacko? On, który czerpał radość z pomagania innym, kiedy
był w Armii?
W dodatku stał się zbyt niecierpliwy w stosunku do Pedera, który najbardziej się do
niego przywiązał. To, co początkowo uważał za urocze, potem zaczęło go irytować. Pokręcił
głową, nie rozumiał tego. Teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo tęsknił za Pederem, za jego
radosnym uśmiechem i zabawnymi spostrzeżeniami.
Przypomniało mu się jeszcze coś: moment, kiedy mieli ich odwiedzić Carl Wilhelm i
Olga Katrine. Elise była zła, bo wrócił późno z miasta, a w dodatku narzekał, że w domu
cuchnie śledziem. Zwrócił jej uwagę, że nie szyje, a przecież potrzebowali pieniędzy. Wście-
kał się, że skoro może gotować i prać pieluchy w niedzielę, to może również szyć.
„I to mówisz ty? Ty, który byłeś w Armii?”, odpowiedziała zaskoczona. Zrobiło mu
się głupio, ale nie chciał tego po sobie pokazać. W każdym razie nie wobec niej. W pewnym
sensie spojrzał teraz na siebie z zewnątrz i zrozumiał jej zdumienie. Rzeczywiście się
zmienił. Tak jakby życie w domu majstra wydobyło z niego to, co najgorsze. I ofiarność
Elise. Może układałoby się im lepiej, gdyby Elise częściej robiła mu awantury, sprzeciwiała
mu się, dawała do zrozumienia, że jest niesprawiedliwy? Zamiast tego przeważnie
podporządkowywała się bez słowa. Wprawdzie widział, jak bardzo nie podobają się jej jego
spotkania z Signe u Carlsenów, ale nie robiła mu scen, nie buntowała się. Niechby urządziła
mu awanturę!
Czy to by pomogło? Pokręcił nieznacznie głową. Prawdopodobnie nie. Ich
małżeństwo było skazane na niepowodzenie. Nikt nie mógł oczekiwać, że po latach
spędzonych w bogatym dworze uda mu się przystosować do warunków w biednej dzielnicy
robotniczej. To było tak samo trudne jak opuszczenie Armii i wzięcie na siebie obowiązków
gospodarza w Ringstad. Powinien był ożenić się z jedną z kobiet z Armii i pozostać tam. Tak
samo, jak Elise powinna wyjść za mąż za jednego z robotników.
Na przykład za Johana. Ze zdumieniem zauważył, że ta myśl sprawiła mu przykrość.
Nadal czuł zazdrość, która paliła i piekła, kiedy Elise i Johan jeszcze byli zaręczeni, a Elise
tylko wyglądała dnia, kiedy Johan wyjdzie z więzienia. Nie wyglądało na to, by kochała go
choć trochę mniej z powodu tego włamania. Gdyby Johan nie zerwał zaręczyn,
prawdopodobnie cierpliwie by na niego czekała.
Nagle poderwał się od stołu. Stracił apetyt. Czy roztrząsanie tego, co minęło, ma
sens? Z zaciśniętymi ustami ruszył po schodach na górę.
Signe siedziała w łóżku, otoczona bogactwem kwiatów. Na pierzynie leżała jedwabna
narzuta, a na stoliku nocnym stała piękna taca z kanapkami. Matka spoczęła na brzegu łóżka i
musiały rozmawiać o czymś zabawnym, ponieważ obie się śmiały. Gdy tylko Emanuel
pojawił się w drzwiach, uśmiech na ustach Signe zgasł.
Matka wstała.
- Zejdę na dół i poszukam ojca. Dziewczyna do dziecka zajmie się maleństwem.
Jeszcze nie wymyślili imienia dla chłopca. Matka chciała, żeby nazywał się Hugo.
Wszyscy spodziewają się, że damy mu imię po dziadku, powiedziała. Mimo wszystko jest
dziedzicem Ringstad. Gdy Emanuel zaprotestował, twierdząc, że kiedy mały się urodził, on
był jeszcze mężem Elise, matka przybrała dziwny wyraz twarzy.
- Wszystko można załatwić za pieniądze - odparła.
Nie rozumiał, co chciała przez to powiedzieć. Później coś mu zaczęło świtać. Dalszy
krewny został wpisany do ksiąg kościelnych z fałszywą datą urodzenia. Po prostu zmieniono
rok urodzenia. Ale jego matka nie mogła być tak nieuczciwa. To przecież oszustwo.
Emanuel zbliżył się do łóżka.
- Jak się dziś czujesz?
- Nudzę się. Dlaczego musisz całymi dniami pracować? Twój ojciec ma wielu
pracowników, którzy mogliby ci pomóc.
Nie odpowiedział. Nie miał siły z nią dyskutować. Faktem było, że szukał wymówki,
żeby wyjść z domu, mimo że nie lubił pracy w gospodarstwie.
- Twoja matka i ja rozmawiałyśmy o chrzcinach. Pokazała mi szatę, w której ty byłeś
podawany do chrztu. Ta sukienka jest taka śliczna. - Zawahała się, wyglądało na to, że
zastanawia się, czy mówić dalej. Ale po chwili zaczęła niepewnie: - Zgadzam się z twoją
matką, że dziecko powinno mieć na imię Hugo. Emanuel poczuł wzbierającą złość.
- Jak możesz mówić coś takiego? Przecież wiesz, że mam syna, który się tak nazywa.
Oczy Signe zaiskrzyły się.
- On nie jest twoim synem!
- Tak? Czy możesz w takim razie wytłumaczyć, dlaczego został wpisany do ksiąg
parafialnych pod nazwiskiem Hugo Ringstad?
- Bo byłeś głupcem! Pomyśleć tylko, że mogłeś dać dziecku dziwki swoje nazwisko
rodowe. I że twoja matka i ojciec się na to zgodzili. W głowie mi się to nie mieści.
Emanuel poczuł, że krew odpłynęła mu z twarzy, zrobiło mu się zimno z wściekłości.
- Jak możesz opowiadać takie rzeczy, skoro znasz prawdę? Zaproponowałem Elise
małżeństwo, ponieważ była w beznadziejnej sytuacji. Została zgwałcona, w wyniku czego
zaszła w ciążę. Mówiłem ci już o tym.
- Jesteś pewien, że to był gwałt? Myślę, że cię oszukała. Udając, że została
zgwałcona, wzbudziła w tobie współczucie. Nie zaproponowałbyś jej małżeństwa, gdybyś
wiedział, że przespała się z tym człowiekiem z własnej woli.
- Teraz zachowujesz się obrzydliwie, Signe. Signe wystąpiły na policzki ostre
czerwone plamy.
- To ty jesteś naiwny. Wiesz, że moja matka i ojciec znają Ansgara Mathiesena i jego
rodziców? Matka mówi, że Ansgar nigdy by się nie odważył wziąć dziewczyny siłą. Jest
nieśmiały i boi się dziewczyn. Jeżeli zrobił jakiejś dziecko, to musiała użyć wszelkich
znanych sobie sposobów, żeby go zachęcić.
- Nie wierzę. - Emanuel sam usłyszał, jak zimno i obco zabrzmiał jego głos. - Znam
Elise. Ona nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Poza tym nie okłamywała mnie. A tym
bardziej nie wykorzystałaby mojego zaufania, żeby móc wyjść za mnie za mąż.
Signe prychnęła.
- O Boże, jakże ty ja idealizujesz! Czy naprawdę wierzysz, że dziewczyna z takiego
środowiska nie wykorzystałaby wszelkich środków, żeby się z niego wydostać? Przystojny i
miły żołnierz Armii Zbawienia, który okazał jej zainteresowanie, wydał jej się pewnie
odpowiednim kandydatem. Musiałaby być głupia, gdyby nie skorzystała z okazji.
Emanuel miał ochotę wybuchnąć, ale się opanował.
- Dosyć tego, Signe - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Sama wiesz, że to, co mówisz,
to kłamstwo. To ty wykorzystałaś „przystojnego i miłego żołnierza Armii Zbawienia” i
zwabiłaś go na siano. Nie zarzucaj innym, że są przebiegli jak ty.
Signe początkowo popatrzyła na Emanuela z niedowierzaniem, potem zasłoniła twarz
rękami i rozpłakała się w głos.
Niedługo potem Emanuel usłyszał na schodach kroki matki.
- Co się tu dzieje? - Pani Ringstad patrzyła to na Signe, to na Emanuela.
- Emanuel twierdzi, że to ja zwabiłam go na siano. - Signe ledwo wydobywała z
siebie słowa. - Byliśmy zakochani i nie wiedzieliśmy, co robimy, a teraz on obwinia mnie o
wszystko.
Emanuel odwrócił się na pięcie i wyszedł. W myślach ujrzał Signe, jak bierze jego
rękę i prowadzi pod swoje ubranie. Widział, jak podciąga bluzkę i pokazuje mu piersi,
mruczy przy tym jak kocica; jej sutki ściągają się. Zobaczył, jak kładzie rękę na jego
rozporku i porusza nią w górę i w dół, powolnymi, obiecującymi ruchami. Jeżeli
którakolwiek z dziewcząt wiedziała, czego chce, to była nią właśnie Signe. W dodatku
dobrze zdawała sobie sprawę, że był żonaty.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Drzwi do kuchni otworzyły się z hałasem. Do środka wpadła Hilda, słaniając się na
nogach, rzuciła się do stołka i osunęła ledwie żywa.
- Boże, jaka jestem zmęczona! Peder spojrzał na nią z wyrzutem.
- Zapomniałaś wytrzeć buty! Teraz Elise musi sprzątać jeszcze raz.
Po południu spadł niewielki deszcz, a Elise właśnie umyła podłogę. Teraz od drzwi do
stołu biegły wyraźne ślady zabłoconych butów.
- Zamknij się, smarkaczu!
Elise spojrzała na Hildę ze złością.
- Jak ty się wyrażasz, Hildo?
- Nie tylko ty byłaś w pracy! Evert i ja całe przedpołudnie dźwigaliśmy drewno w
szkole!
Evert stanął obok Pedera i przytaknął z powagą. Hilda prychnęła.
- Dźwigaliście drewno? Też mi coś! Ale nie musieliście iść pieszo aż z Nydalen do
Beierbrua po dwunastu godzinach harówki.
- Jest nam szkoda Elise, bo dziś płakała. Hilda zerknęła na siostrę.
Elise posłała Pederowi karcące spojrzenie.
- Mówiłam ci przecież, że to tylko dlatego, że upadłam i uderzyłam się. Ale już mnie
nie boli. Reidar był u nas i uczył się z Pederem - dodała, zwracając się znowu do Hildy. -
Zamierza pójść z Pederem do okulisty. Uważa, że problemy z czytaniem wynikają z wady
wzroku.
- Stać cię na to?
Elise zmarszczyła czoło poirytowana.
- Skoro stać mnie było, żeby pozwolić ci kupić nowy kapelusz na lato, musi mi
wystarczyć również na to, żeby wysłać Pedera do okulisty. Skoro teraz pracujesz, mogłabyś
mi zresztą zwrócić.
Nagle Hilda opadła na stół i wybuchnęła płaczem.
- Wszyscy jesteście okropni! Nie widzicie, jaka jestem zmęczona? Sami powinniście
przejść ten kawał drogi, stać przez dwanaście godzin w tym cholernym pyle w gręplarni, a
potem znowu drałować pieszo z powrotem. Byłam taka zmęczona, że potykałam się o własne
nogi.
Elise postawiła na stole talerz i kubek, po czym spojrzała na Hildę zdumiona.
- Sądziłam, że dostałaś pracę jako prządka. Hilda nie odpowiedziała, tylko nadal
płakała.
Peder podszedł do niej i niezdarnie pogładził siostrę po plecach.
- Przepraszam. Posprzątam to błoto, Hildo.
Potem pochylił się i zaczął rozsznurowywać jej buty, następnie ściągnął je i zaniósł do
drzwi. Po chwili wyciągnął wiadro ze szczotką i ścierką, które stało pod stołkiem z miską, a
Evert przygotował mydło potasowe i nabrał czerpakiem wody.
Podczas gdy Elise smarowała dla Hildy chleb na kolację, Peder uklęknął na kolana i
zaczął szorować podłogę.
Elise zastanowiła się. A więc Hilda nie dostała pracy w przędzalni, lecz w gręplarni,
gdzie tak wiele kobiet nabawiało się tak zwanej szmacianej choroby. Unosiło się tam takie
mnóstwo pyłu, dużo więcej niż w przędzalni. Biorąc dodatkowo pod uwagę długą drogę do i
z fabryki, Hildę czekały ciężkie dni. Być może zbyt ciężkie jak na jej siły, przy jej drobnej i
wątłej posturze. Nie tak dawno temu urodziła dziecko, a potem przeżyła głęboko jego stratę.
Poza tym nie będzie mogła spotykać się z Reidarem, jeśli będzie wracała z pracy tuż przed
pójściem spać. Czy starczy mu cierpliwości, by się z tym pogodzić? Jako nauczyciel miał
wakacje przez całe lato, a zimą krótkie dni pracy, mimo że po powrocie do domu musiał
jeszcze poprawiać wypracowania. To nie wróży dobrze ich związkowi. Czy Hilda ma szanse
znaleźć inną, mniej męczącą pracę? W tych czasach nie jest o to łatwo, i tak sporo się
natrudziła, zanim udało jej się trafić na wolne miejsce w Nydalens Compagnie.
Elise właśnie sprzątnęła naczynia po Hildzie i zaczęła ścielić łóżka dla chłopców,
kiedy usłyszała, że ktoś idzie. Po chwili drzwi otworzyły się i ukazała się w nich matka.
- Mama? - Elise otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. - Czy coś się stało?
Pani Lovlien uśmiechnęła się.
- Dlaczego o to pytasz? Nic się nie stało, po prostu chciałam was zobaczyć.
Elise już miała coś powiedzieć, ale ugryzła się w język. Skoro matka prawie wcale się
nie pokazywała, to chyba nic dziwnego, że jej nagła wizyta wywołuje zdumienie.
- Hilda poszła do pokoiku, żeby się położyć, a ja właśnie pościeliłam chłopcom.
- Poszła spać? Tak wcześnie? Słońce jeszcze świeci i do późnego wieczora jest jasno.
- Poszła dziś po raz pierwszy do pracy w Nydalen i pada ze zmęczenia.
- W Nydalen? Dlaczego wybrała fabrykę, która leży tak daleko?
- Nie znalazła nic innego.
- Ona, która nawet nie jest mężatką? To wydaje się dziwne.
- Ostatnio bardzo ciężko jest znaleźć pracę, jest wielu bezrobotnych. Cieszyła się, gdy
wreszcie gdzieś ją przyjęli. Nydalens Compagnie to dobre miejsce pracy, ale póki co Hilda
stoi w gręplarni. Sama wiesz, jak się tam pyli.
Matka usiadła przy stole.
- Przyniosłam wam coś dobrego.
W tej samej chwili drzwi do pokoiku powolutku uchyliły się, chłopcy musieli
widocznie stać za nimi i podsłuchiwać. Dlaczego, do licha, od razu nie weszli do kuchni i nie
przywitali się z matką? - zdziwiła się Elise.
- Mama? - spytał Peder niepewnie.
- Witaj, Pederze! Jak zdrowo i dobrze wyglądasz. Przebywasz dużo na powietrzu i
chodzisz na ryby? I ty też, Kristianie. Uważam, że wyrośliście od czasu, gdy was ostatnio
widziałam.
Nic dziwnego, pomyślała Elise, skoro tak rzadko ich widuje.
- Czasami wychodzę. - Peder był bardziej małomówny niż zazwyczaj. - Po pracy. Ale
wtedy zwykle przychodzi Reidar.
- Reidar? To twój przyjaciel? O, jest i mały Evert. Dzień dobry, Evercie.
Evert ukłonił się uroczyście i wymamrotał „dzień dobry”, nie podnosząc wzroku.
- Reidar nie jest moim kolegą, on się ożeni z Hildą. Matka zwróciła się w stronę Elise
przerażona.
- Hilda zamierza wyjść za mąż? Elise uśmiechnęła się.
- Zakochała się w nauczycielu ze szkoły w Sagene, który zastępuje wychowawcę
Pedera i zaofiarował się, że w czasie wakacji pomoże Pederowi w czytaniu, żeby mimo
wszystko mógł przejść do następnej klasy.
- Mimo wszystko mógł przejść do następnej klasy? - powtórzyła i zwróciła się do
Pedera. - Nie zdałeś, Pederze? - spytała surowo.
Peder spuścił głowę wyraźnie zawstydzony. Pani Lovlien złożyła ręce.
- To najgorsze, co w życiu słyszałam!
Elise już się spodziewała, że matka zaraz wybuchnie i ostro przemówi Pederowi do
słuchu, ale wyglądało na to, że się rozmyśliła, i tylko westchnęła ciężko.
- Trudno wszystkiego dopilnować, odkąd ja zachorowałam, a ojciec zginął. Biedny
Pederze, ciężko jest być sierotą.
Zapomina, że ja byłam dla nich jak matka, pomyślała Elise. Poza tym niewiele by to
zmieniło, gdyby ojciec się nie utopił.
- Mamy przecież Elise. - Peder zatrzymał na chwilę wzrok na papierowej torbie, którą
matka położyła na kuchennym stole, a potem znowu spojrzał na matkę. - Ona jest dla nas
dokładnie jak mama. Poza tym mam jakby dwóch ojców. Tego, który jest w niebie, i tego,
który odszedł z Signe.
Pani Lovlien popatrzyła na niego, nie rozumiejąc.
- O czym ty mówisz? Kto z kim odszedł?
- Emanuel. Nie wiedziałaś, że sobie poszedł? Teraz zostaliśmy tylko sami, ale kiedy
Johan wróci, to nam coś przywiezie. Tak powiedział. Kiedy będzie sławny i będzie miał
kieszenie pełne pieniędzy. Elise poszła go odprowadzić na przystań i pomachała mu. Ona
nadal go kocha, rozumiesz. Mówi, że małżeństwo z Emanuelem to był tylko nieszczęśliwy
wypadek.
Matka spojrzała oszołomiona na Elise.
- To chyba nie może być prawda? Elise skinęła głową.
- Niestety tak. Emanuel wrócił do Ringstad na swoje gospodarstwo. Nie mógł już
dłużej znieść tutejszego życia nad rzeką. Zamierzałam ci o tym powiedzieć, gdy byłaś tu,
kiedy Jensine była taka chora, ale jakoś się nie złożyło. Potem się nie widziałyśmy. Źle się
przecież czułaś, kiedy był pogrzeb Jensine.
Matka pokręciła głową, wydawała się zupełnie porażona.
- Naprawdę odszedł? Taki dobry i porządny człowiek?
Peder otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Kristian dał mu kuksańca w bok i
chłopak natychmiast się rozmyślił.
- Ale chyba daje ci pieniądze?
- Tak, mamo, nie musisz się o nas martwić. Kiedy się dobrze zastanowi, na pewno
wróci.
Peder ponownie otworzył usta, lecz tym razem, jak Elise zauważyła, Kristian klepnął
go mocno w ramię.
- Oczywiście, że wróci. On nie jest z tych, którzy porzucają żonę i dzieci. A gdzie jest
Hugo?
- Śpi w salonie. Zwykle wynoszę kołyskę do kuchni, kiedy chłopcy położą się spać.
Wreszcie pani Lovlien wzięła papierową torbę i otworzyła ją.
- Kupiłam wam ciepłe prażone orzeszki ziemne. Tylko musicie najpierw obrać łupinę.
Poza tym na dnie leży trochę ciągutek.
Chłopcy zrobili wielkie oczy. Nigdy wcześniej nie próbowali orzeszków ziemnych.
Trzeba było zejść na dół do miasta, żeby znaleźć sprzedawców orzeszków.
Matka pozwoliła im poczęstować się z torby, ale tylko po jednym. Kiedy stali
zachwyceni i wolno przeżuwali smakołyki, matka ponownie zwróciła się do Elise.
- Może powinniście spróbować wyprowadzić się dalej od rzeki. Dla tych, którzy nie
są przyzwyczajeni, zapach może być kłopotliwy. Zwłaszcza gdy wieje z zachodu. Nie
zdawałam sobie sprawy, jak bardzo mi to przeszkadza, zanim się nie przeniosłam.
Powinniście raczej znaleźć sobie takie mieszkanie jak nasze. Nie ma tam ani szczurów, ani
pluskiew, a ci, którzy tam mieszkają, twierdzą, że zimą nie są też nękani przeciągami czy
zimnem z powodu nieszczelnych ścian.
Elise nie odezwała się. Miała nadzieję, że jeszcze długo uda się utrzymać w tajemnicy
przed matką prawdę o dziecku, którego się spodziewa.
Wyglądało na to, że do Pedera dopiero teraz dotarł sens słów pani Loylien, był zbyt
pochłonięty orzeszkami.
- Mielibyśmy się wyprowadzić z domu majstra? - Spojrzał na matkę wielkimi,
przestraszonymi oczami. - Stąd, gdzie jest nam tak dobrze? Gdzie zaraz obok jest rzeka,
wodospad i most? Nie mamy szczurów w ubikacji. Ani w szafie w kuchni. W każdym razie
nie widziałem ani jednego. Prawda, Elise? - zwrócił się do niej z błagalnym wzrokiem. - Nie
wyprowadzimy się stąd, prawda?
- Nie, Pederze, nie wyprowadzimy się. Matka westchnęła.
- Ale jeżeli okaże się to konieczne ze względu na Emanuela, to uważam, że nie
będziecie mieli wyboru.
Peder otworzył usta i tym razem nie dał sobie przeszkodzić.
- Emanuel wyjechał do domu na swoje gospodarstwo, rozumiesz. Już tu nie wróci.
Ponieważ...
Nie dokończył, gdyż Kristian położył mu rękę na ustach. Matka spoglądała to na
jednego, to na drugiego.
- Nie macie chyba przede mną tajemnic? Czy jest coś, o czym nie wiem?
Tak, jest wiele spraw, o których nie wiesz, westchnęła w duchu Elise, a na głos
powiedziała:
- Dzieci nie wszystko potrafią zrozumieć. Dla Pedera dom majstra jest rajem na ziemi,
nie rozumie, że dla Emanuela przejście z gospodarstwa Ringstad do środowiska robotniczego
nad rzeką mogło być trudne.
- Ale przecież Emanuel przez tyle lat pracował w Armii Zbawienia.
- Lecz wtedy mieszkał u Carlsenów na szczycie wzgórza Aker.
- A widzisz. Gdyby tylko mógł zamieszkać w mieszkaniu w lepszej dzielnicy,
wszystko by się ułożyło.
Elise przytaknęła.
- Być może, ale nie mówmy już o tym. A jak się czuje Anne Sofìe? Nudzi się w czasie
wakacji?
- Wkrótce wyjeżdżamy na wieś. Kuzyn Asbjorna ma gospodarstwo w Toten i na
cztery tygodnie wynajmie nam pierwsze piętro domu.
Peder przestał przeżuwać.
- Czy Anne Sofìe pojedzie z wami? Matka roześmiała się.
- Oczywiście. Rozumiesz chyba, że nie może zostać sama w domu.
- Czy mają tam kotki?
- Na pewno.
- A czy szkapa też miała młode? Kristian przerwał mu.
- Nie pamiętasz, co mówił ojciec Emanuela? Tak się nie mówi. Tylko dorożkarz
Hansen nazywa swoje zwierzę szkapą.
Peder nie zwracał na brata uwagi.
- Czy mają ciepły chleb grubo posmarowany masłem z plasterkiem mięsa na
wierzchu?
Elise ścisnęło w dołku. Peder przypomniał sobie wizytę w gospodarstwie Ringstadów.
Teraz Anne Sofìe będzie doświadczać tych wszystkich wspaniałości przez cztery tygodnie,
gdy tymczasem on będzie musiał pracować przez całe wakacje, a popołudniami czytać
czytanki. Mimo wszystko nie sądziła, by był zazdrosny. Raczej wydawał się zachwycony.
Matka roześmiała się.
- Zadajesz dziwne pytania, Pederze. Ale przecież zawsze byłeś oryginalny. Nie wiem,
czy mają źrebięta, ale na pewno są tam konie. Muszą być, skoro gospodarze jakoś zwożą
siano do stodoły. Asbjorn mówił, że Anne Sofie i inne dzieci będą mogły jeździć wozem
drabiniastym i skakać na siano.
Nagle pani Lovlien przybrała dziwny wyraz twarzy.
- Pomyśleć tylko, że moglibyście pojechać z nami. Byłoby wesoło.
Peder popatrzył na matkę z ożywieniem w swych dużych niebieskich oczach.
- Spytasz Hvalstada? Może się zgodzi?
- Boję się, że będzie nas zbyt dużo. Może innym razem, Pederze. - Wstała. - No, lepiej
już pójdę. Hilda już śpi, a wy też zaraz musicie się położyć.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Kiedy Elise dwa tygodnie później dostała list z duńskim znaczkiem, serce jej zabiło
mocno z ciekawości. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że będzie musiała odpowiedzieć. I
być uczciwa.
Poczekała z otworzeniem listu, aż chłopcy wyjdą z domu, a Hugo zaśnie o swej
zwykłej porze przed obiadem. Na dworze padał deszcz, drobny i bezgłośny letni deszcz. Było
ciepło i z powodu wilgoci od rzeki wydawało się jeszcze bardziej parno. Właściwie Elise
wybierała się do pani Paulsen, żeby zanieść do przymiarki sukienkę, która wkrótce miała być
gotowa, ale chciała poczekać, aż przestanie padać. Poświęciła dużo czasu na szycie tej sukni,
ale dowiedziała się, że nie musi się śpieszyć. Poza tym było przy tym mnóstwo pracy z
powodu wielu obwódek i riusz.
Usiadła przy kuchennym stole z filiżanką kawy. Wiedziała, że będzie cierpieć po
przeczytaniu listu. Jeżeli Johan był w nim równie czuły, jak w dniu rozstania, wypełni ją ból
nie do opisania. A może jednak ostatnie tygodnie skłoniły go do spojrzenia na to inaczej?
Może spotkanie z wielkim światem już go odmieniło. Warunki życia nad rzeką musiały mu
się wydać zbyt ciasne i skromne w porównaniu z dużym miastem. Może Johan już zrozumiał,
że tam jest jego miejsce? Właściwie powinna tego pragnąć, żeby nie musiała go ranić. Ale
nie potrafiła być aż tak bezinteresowna. Chociaż wiedziała, że nie ma już nadziei i że z
Johanem nie pójdą już razem na spotkanie przyszłości, cudownie było mieć świadomość, że
ją kocha i tęskni do dnia, kiedy będą mogli się spotkać. Nikt nie może czynić jej wymówek
za takie myśli. Mimo wszystko minęło zaledwie półtora roku od czasu, gdy siedzieli z
Johanem w kuchni w Andersengarden i snuli plany o ślubie, który mieli wziąć tego samego
lata. Słyszała jeszcze ożywiony głos Johana, kiedy wyjaśniał jej, że uda mu się zaoszczędzić
koronę na tydzień: „To będzie cztery korony na miesiąc i pięćdziesiąt cztery korony na rok.
Matka mówiła, że dostaniemy ławę w kuchni, dopóki nie będziemy mieli pokoiku tylko dla
siebie”.
Zaraz pojawiło się inne wspomnienie, kiedy pani Thoresen poprosiła syna, żeby
odprowadził Elise na drugie piętro. Gdy tylko wyszli na ciemną klatkę schodową, odstawił
lampę na podłogę i objął Elise. „Tak bardzo cię kocham, Elise”, westchnął tuż przy jej szyi.
„Spróbuj przekonać swoją matkę. Nie dam rady czekać cały rok. Nie mówiąc o dwóch”.
Teraz był skłonny czekać. Na rozwód własny i Emanuela. I choć Kościół odmawiał
udzielania ślubu rozwodnikom, twierdził, że mimo wszystko będą mogli z Elise żyć razem.
Mówił, że nie powinna uważać tego za grzech, ponieważ to oni oboje powinni stanąć na
ślubnym kobiercu latem zeszłego roku.
Elise w jednej chwili poczuła ucisk w gardle. Przełknęła ślinę i rozerwała kopertę.
Najdroższa Elise!
Myślałem o tym, żeby napisać do Ciebie już pierwszego dnia po przyjeździe, i
układałem w głowie ten list. Ale tutaj tyle się dzieje, że dopiero dzisiaj znalazłem trochę
czasu. Czuję się fantastycznie! Profesor, pod którego kierunkiem pracuję, jest bardzo
życzliwy i pomocny. Od razu wziął mnie pod swe skrzydła, jak to się mówi, i traktuje mnie
niemal jak syna. Chwali mnie i dodaje wiary w siebie, twierdzi, że mam wielki talent, i każe
mi wierzyć, że mogę zajść daleko, jeśli tylko będę ciężko pracował. Jednocześnie mówi, że nie
wolno mi zapominać, że jestem młody i potrzebuję rozrywki (wie, że jestem żonaty, ale dałem
mu do zrozumienia, że moje małżeństwo okazało się pomyłką i że nie chcę wrócić do Agnes).
Opowiadałem mu, że nadal kocham dziewczynę, z którą byłem zaręczony, zanim nasze drogi
się rozeszły, i że Ty i ja postanowiliśmy razem żyć. Powiedziałem też, że przyjęto Twoje
pierwsze opowiadanie i że z pewnością któregoś dnia staniesz się sławną pisarką. Uznał, że
to brzmi obiecująco. „Dzieci, które są do siebie podobne, bawią się najlepiej”, rzekł.
„Ważne, by znaleźć kogoś, z kim można dzielić własne zainteresowania. Artysta to człowiek, z
którym nie żyje się najłatwiej, ale skoro jesteście ulepieni z tej samej gliny, łatwiej
zrozumiecie się nawzajem”. Cieszy się na spotkanie z Tobą. „To szczęśliwa dziewczyna”,
uznał, „musi być niezwykła, skoro nie ma pan ochoty spotykać się z innymi pomimo
nieudanego małżeństwa”. Przytaknąłem i powiedziałem, że jesteś zupełnie wyjątkowa: że
jesteś najładniejszą i najmilszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem. Teraz w ciągu dnia
uczę się modelowania w mokrej glinie. Używamy żelaznej konstrukcji, która utrzymuje figurę
w odpowiedniej pozycji. Do samego modelowania używamy palców i szpatułek. Rzeźba z
gliny może łatwo ulec uszkodzeniu, kiedy wyschnie, dlatego trzeba ją wypalić w piecu do
uzyskania terakoty. Kolor terakoty zależy od ilości tlenku żelaza w glinie; może być żółta,
czerwona lub brązowa. Używa się jej od tysięcy lat do robienia dzbanów, kubków i innych
użytecznych przedmiotów. Jednocześnie studiuję anatomię, żeby nauczyć się wszystkiego o
ciele człowieka; później planuję również zwiedzanie kościołów, żeby oglądać rzeźby w
kamieniu i drewnie, ołtarze i tym podobne. Moim marzeniem jest wyjechać kiedyś do
Trondheim i studiować prace w katedrze w Nidaros. Może mogłabyś się wybrać razem ze
mną? Największym wzorem jest dla mnie Bertel Thorvaldsen. Mieszkał przez czterdzieści lat
w Rzymie, ale był z pochodzenia Duńczykiem, jego prace są wystawione w muzeum
Thorvaldsena tu w Kopenhadze. Szczególnie zachwyciło mnie dzieło Trzy Gracje, nigdy nie
napatrzę się na nie do syta. Byłbym zadowolony, gdyby udało mi się stworzyć coś choćby w
połowie tak doskonałego. Niestety nie mam czasu napisać więcej, ale postaram się wysyłać
jeden list w tygodniu, tak postanowiłem (żebyś mnie nie zapomniała i przypadkiem nie
zlitowała się nad jakimś mężczyzną, który ośmieli się podnieść na Ciebie wzrok, gdy mnie nie
ma). Ale żarty na bok. Kocham Cię, Elise. Czuję, że powinniśmy na nowo się odnaleźć.
Właściwie nigdy się od siebie nie oddaliliśmy, myślę, że w naszych sercach przez cały czas
pali się płomień. W każdym razie moje uczucia nie zgasły. Uważaj na siebie. Tak się cieszę,
że nie musisz wracać do fabryki i będziesz mogła siedzieć w cieple i pisać, kiedy zima ściśnie
w żelaznym uścisku rzekę Aker. Myślę o Tobie.
Twój na zawsze Johan
Elise siedziała bez ruchu i wpatrywała się w ładny charakter pisma, a jej wzrok
powoli zaczęły przesłaniać łzy. Próbowała przetrzeć oczy, żeby jeszcze raz przeczytać list,
ale na nic to się nie zdało. Łzy płynęły i płynęły, i nie było siły ich powstrzymać.
A jeśli profesor wybierze się z Johanem do Norwegii, żeby zwiedzać Trondheim i
studiować dzieła w katedrze w Nidaros? Jeśli pojawią się nagle któregoś jesiennego dnia, a
ona wyjdzie im na spotkanie ze sterczącym brzuchem?
Czuła, że musi Johanowi napisać o ciąży. Jak mogłaby odpisać na ten list, nie
wspominając o tragedii, która ją dotknęła. Nie mogłaby udawać, że nic się nie stało, napisać
o tym, że marzy o życiu we dwoje z Johanem i tęskni, by znaleźć się w jego ramionach. Nie
byłaby w stanie, wiedząc, że to niemożliwe.
Nagle przypomniała sobie, jak w desperacji odwiedziła Agnes, żeby uzyskać adres
kobiety na Mollergata. Nawet Agnes przestrzegała ją, by się najpierw dobrze zastanowiła, i
spytała, czy zdaje sobie sprawę, jakie to niebezpieczne.
Następnym razem, kiedy odwiedziła znachorkę, zemdlała na schodach, a kiedy się
ocknęła, zobaczyła nad sobą Emanuela. Zrozumiał, co zamierza, i robił, co mógł, by ją
odwieść od powziętego zamiaru, przekonywał, że jeśli Elise się zdecyduje, to może żałować
do końca życia. Mówił, że rozmawiał z młodymi dziewczętami, które się odważyły na ten
krok. Powiedział, że widział tyle smutku, bólu i zwątpienia, jakiego ona nie jest w stanie
sobie nawet wyobrazić. „Byłem na Ulleval i spotkałem tam młodą umierającą dziewczynę.
Gdyby tu teraz była, potrząsnęłaby tobą i zawołała: Nie rób tego! Nie rób tego co ja!”, rzekł
na koniec.
Teraz musiała pomyśleć nie tylko o Pederze, Kristianie i Evercie, ale przede
wszystkim o Hugo. Co by się z nim stało, gdyby ona umarła? W najgorszym razie zostałby
umieszczony w ochronce prowadzonej przez Armię Zbawienia. Położono by go w wielkiej
sali razem z ogromną masą innych dzieci i nikt z dorosłych nie miałby czasu, żeby wziąć go
na ręce i obdarzyć miłością, której potrzebował. W najlepszym wypadku musiałaby się nim
zająć Hilda, zaprowadzać o piątej rano do żłobka, potem biec do pracy do Nydalen i odbierać
małego o siódmej lub dziewiątej wieczorem, ledwo trzymając się na nogach ze zmęczenia.
Reidar na pewno by wtedy od niej odszedł, a chłopcy musieliby sobie sami dawać radę.
Wiele dzieci w ich wieku znajdowało się w tej sytuacji, ale Peder nie był taki jak inne.
Potrzebował Elise. Gdyby nie ona, zginąłby.
Nie, nie mogła tak ryzykować, poświęcić innych w nadziei, że sama osiągnie
szczęście. Musiała napisać Johanowi prawdę. Kierując się rozsądkiem, wstała od kuchennego
stołu, poszła do pokoiku, przyniosła blok listowy i zaczęła pisać, zanim zdążyła się roz-
myślić:
Najdroższy Johanie!
Gorąco dziękuję za list. Gdybyś wiedział, jak bardzo się cieszę z Twojego sukcesu.
Zasłużyłeś na to. Jestem przekonana, że z czasem zdobędziesz sławę, zostaniesz artystą, a my
wszyscy będziemy dumni, że Cię znamy. Będziesz dowodem na to, że każdy może się wybić,
nawet jeżeli urodził się po „niewłaściwej stronie rzeki”. Będziesz pociechą i zachętą dla tych,
którzy uważają, że to niemożliwe. Pamiętasz, kiedyś rozmawialiśmy o tym, że my, którzy
wychowaliśmy się w dzielnicy robotniczej, a nasi rodzice są lub byli robotnikami w fabryce,
jesteśmy przekonani, że nie ma innej możliwości, jak stać przy maszynie do „samej śmierci”,
jak się u nas mówi. Tobie nie zabrakło niezbędnego uporu. Musiałeś mieć nawet więcej
odwagi i siły po tym nieszczęściu, które Ci się przytrafiło w zeszłym roku. Jestem dumna z
Ciebie, podziwiam Cię i kocham. Korzystaj ze wszystkich możliwości, które się przed Tobą
otwierają, i pamiętaj, że nawet najmniejszy sukces, który osiągniesz, jest sukcesem każdego z
nas.
Nie myśl teraz zbyt wiele o przyszłości. Ciesz się każdym dniem, poznawaj nowych
ludzi, pracuj nadal wytrwale. Teraz liczy się tylko dzień dzisiejszy, wszystkie Twoje
możliwości, wspaniała szansa, którą dostałeś. Nie pozwól, by cokolwiek ją zmarnowało!
Potem na pewno starczy Ci czasu, by pomyśleć o innych sprawach. Moje opowiadanie
przyjęto w czasopiśmie „Nylaende”, a teraz planuję napisanie pierwszej książki. Ty i ja nadal
pozostajemy w różnych związkach małżeńskich i chociaż nie spełniły one naszych oczekiwań,
to ewentualna zmiana trwałaby bardzo długo. Tego, co było między nami, nikt nam nie
odbierze, Johanie. Żyjmy tym póki co.
Twoja Elise
Odłożyła ołówek i wyprostowała plecy. Słowa pojawiały się same z siebie, nie traciła
czasu, żeby się nad nimi zastanawiać. Gdy zaczynała, była przygotowana na to, by wyznać
Johanowi prawdę, ale w trakcie pisania zmieniła zdanie. Nie mogła psuć mu radości, nie
mogła zakłócić jego procesu tworzenia. Gdyby się przyznała, że spodziewa się dziecka
Emanuela, Johan mógłby się załamać. Jeśli poczeka kilka tygodni, będzie miał czas na
zawarcie nowych znajomości, może innymi oczami spojrzy na to, co ich łączyło. Wtedy
rozczarowanie nie będzie tak duże. Szybko złożyła kartkę i włożyła do koperty. Jeżeli się
rozmyśli, to po prostu napisze jutro nowy list. Stać ją teraz na to.
Kiedy zaadresowała kopertę, odłożyła ją na bok, wzięła starą gazetę, którą zostawił
Hjalmar Olsen, i zaczęła liczyć na marginesie. Zanotowała, ile pieniędzy wydała z majątku
liczącego pięćset pięćdziesiąt koron, ile zarobiła na szyciu i dwóch opowiadaniach, ile poszło
na czynsz w ciągu roku, ile kosztowało jedzenie i opał, ile musi przeznaczyć na buty zimowe
i ubrania dla chłopców, a na koniec zapisała kwotę, którą według niej pochłonie remont
dachu.
Przeraziła się, widząc, ile wydali, ale mimo to z ulgą spostrzegła, że nadal zostało im
prawie pięćset koron. Jeżeli będą ostrożni, to jeszcze przez sześć miesięcy powinno im
starczyć na czynsz i jedzenie. Czy może się odważyć zacząć pisać książkę? Jeżeli nie przyj-
mą powieści do druku, zostanie im bardzo niewiele na życie. A nie będzie mogła zająć Się
dodatkowo niczym innym, bo i tak ma dość roboty. Trudno też będzie znaleźć spokój na
pisanie. Hugo sypiał zaledwie kilka godzin w ciągu dnia i chociaż jeszcze nie zaczął racz-
kować, trzeba go ciągle pilnować. Nie będzie łatwo skoncentrować się na czymś tak trudnym
jak pisanie książki.
Mimo wszystko Elise nie potrafiła odrzucić tego pomysłu. A jeśli jej się uda?
Zarówno redaktorzy z „Verdens Gang”, jak i „Nylaende” twierdzili, że dobrze pisze i
nie ma wątpliwości, że ma do tego serce. Mogłaby stworzyć zbiór opowiadań opartych na
prawdziwych historiach o ludziach znad rzeki Aker. A było o czym pisać. Każda tkaczka z
Hjula, każda prządka i pomocnica z przędzalni Graaha miały swoje życie. Ich losy różniły się
od siebie, mimo że na pierwszy rzut oka mogły się wydać całkiem podobne. Za każdymi
drzwiami coś się działo. Nie musiała sięgać dalej niż poza własne życie. Choćby tylko ostatni
rok mieścił w sobie dość zdarzeń na całą książkę. W każdym razie jeżeli miałaby napisać o
wszystkich wokół siebie. Spróbowałaby wyjaśnić, dlaczego Emanuel tak się zmienił, jak
układało się życie w Ringstad, opowiedziałaby o pani Thoresen, której nigdy nie udało się
dotrzeć do swojego domu w Toten, chociaż tęskniła od czasu, gdy stamtąd wyjechała.
Napisałaby o Evercie, w jaki sposób do nich trafił, i co skłoniło Johana, żeby ożenić się z
Agnes.
Tak, miała ochotę spróbować. Chciała, by Johan odniósł wrażenie, że pisanie
pochłonęło ją w równym stopniu jak jego pochłonęła sztuka, pragnęła ostudzić jego uczucia i
sprawić, by miłość zajęła drugoplanowe miejsce. Na pewno będzie rozczarowany, ale nie
sprawi mu to takiego bólu, jak gdyby poznał prawdę.
Tego samego wieczoru Hilda wróciła z fabryki, gdy tylko syreny w Hjula i przędzalni
Graaha zaczęły wyć, żeby oznajmić koniec dnia pracy.
Elise spojrzała na siostrę zdumiona. Aż podskoczyła ze strachu. Hilda była
śmiertelnie blada na twarzy, lał się z niej pot, zataczała się i byłaby upadła, gdy zbliżyła się
stołka, na którym chciała usiąść.
- Co ci jest? Źle się czujesz?
- Nadzorca pozwolił mi iść do domu. Widział, że zaraz zemdleję.
- Chodź, pomogę ci się położyć. Dam ci jeść do łóżka.
Hilda nie protestowała, chociaż wiedziała, że Reidar obiecał zajrzeć wieczorem.
Elise wzięła siostrę pod ramię i pomogła jej wstać. Hilda była tak wyczerpana, że
ledwie powłóczyła nogami w drodze do pokoiku.
Kiedy Elise wreszcie udało się ją położyć na łóżku, rozsznurowała jej zabłocone buty
i ściągnęła je. Zdjęła też spódnicę, która była mokra i brudna u dołu, a potem przykryła Hildę
kołdrą z gałganków. Tak nie może być, pomyślała. Z każdym dniem Hilda wygląda coraz
gorzej. Nie powinna brać tej pracy w Nydalens Compagnie, to za daleko. Droga pod górę jest
pełna wybojów i błotnista, a ponieważ Hilda już wcześniej była chuda i niezbyt silna, wysiłek
okazał się dla niej zbyt duży.
- Nie musisz iść .jutro do fabryki. Poproszę Kristiana, żeby poszedł tam i przekazał
wiadomość, gdy przyjdzie z pracy.
Hilda nie odpowiedziała. Pomyślała pewnie, że odpoczynek w domu niewiele da,
skoro za kilka dni i tak będzie musiała wrócić do gręplarni.
- Możesz już nie wracać do Nydalens Compagnie. To zbyt daleko. Poza tym nie masz
zdrowia, żeby tam pracować.
Hilda słabo pokręciła głową, nie otwierając oczu.
- Niczego innego nie znajdę, Elise.
- Lepiej już myć ludziom podłogi niż stać po dwanaście i czternaście godzin w
fabryce, tracąc jeszcze godzinę na dojście.
- Zbyt słabo płacą.
- Nic na to nie poradzimy. Możemy korzystać z tych pieniędzy, które odłożyłam. -
Zawahała się. - Kilka tygodni temu mówiłaś, że ty i Reidar zamierzacie się pobrać. Później
już o tym nie wspominałaś. Nauczyciel nie zarabia chyba tak najgorzej.
- Jego rodzice mają wątpliwości. Mówią, żeby poczekał, aż skończy studia.
- Aż skończy studia? Studiowanie medycyny zajmie mu wiele lat.
Hilda skinęła głową w milczeniu.
Odwaga opuściła Elise. To na pewno tylko pretekst. Prawdopodobnie rodzice Reidara
zaczęli się zastanawiać, jakie konsekwencje mogą wyniknąć z tego, że ich synową zostanie
dziewczyna ze wschodniej strony rzeki, która w dodatku urodziła panieńskie dziecko. Ojciec
wygląda na idealistę, skoro wychwala robotników i twierdzi, że dzięki nim Norwegia zmierza
ku lepszym czasom. Jednak nie zawsze łatwo jest pozostać idealistą, gdy kłopoty pojawiają
się zbyt blisko.
Elise wyszła do kuchni, żeby zrobić kanapki dla Hildy i podgrzać kawę. Jeżeli Hilda
zachoruje, pieniądze z szuflady komody nie starczą na długo, wyczerpią się w ciągu kilku
miesięcy. Wtedy Elise sama będzie musiała podjąć się pracy zarobkowej i zarzucić marzenia
o pisaniu książki. Myśl o tym zapiekła.
Hilda musiała się domyślić, że zrobiło jej się przykro, ponieważ gdy tylko Elise
pojawiła się w drzwiach pokoiku, rzekła:
- On nie zawiedzie Pedera, Elise.
- Ja też w to wierzę.
Na chwilę między siostrami zapadło milczenie. Elise odstawiła blaszany kubek na
krzesło, a talerz z kanapką na brzegu łóżka.
- Spróbuj to zjeść. Musisz się dobrze odżywiać, żeby odzyskać siły.
- Elise? - Oczy Hildy nagle wypełniły się łzami. - Czy jest jakaś nadzieja dla takich
jak my?
- Oczywiście, że istnieje jakaś nadzieja - odparła Elise niemal ze złością w głosie. -
Dostałam dziś list od Johana. Dobrze mu idzie. Profesor chwali go i twierdzi, że może daleko
zajść. Czy to nie dowód, że dla nas wszystkich istnieje nadzieja?
- Mogłabyś być dla mnie surowsza, gdy wyrażam się nie tak, jak trzeba? Reidar
skrytykował mnie któregoś dnia, kiedy spytałam „czemu” zamiast „dlaczego”.
- Uważam, że i tak poczyniłaś postępy. Czasami się zapominasz, zwłaszcza wtedy,
gdy rozmawiasz z chłopcami albo gdy jesteś zła. Ale przecież nauczyłaś się ładnie mówić i
starałaś się, kiedy mieszkałaś u Paulsenów.
- Pomożesz mi? - Hilda spojrzała na Elise prosząco.
- Oczywiście. Tylko się nie złość, gdy będę cię poprawiać. Hilda uśmiechnęła się
blado.
- Postaram się. Co jeszcze pisał Johan?
- Opowiadał, że modeluje w mokrej glinie.
- Nie o to mi chodziło. Co pisał o was?
- Że czuje, że dobrze by się stało, gdybyśmy znowu byli razem. Hilda spojrzała na nią
przestraszona.
- W takim razie musisz mu chyba powiedzieć! Elise skinęła głową.
- Napisałam mu w odpowiedzi długi list, ale postanowiłam być ostrożna. To byłoby
straszne, gdybym zniszczyła jego radość tworzenia.
- Chcesz powiedzieć, że jeszcze się nie przyznałaś, na wypadek gdybyś straciła
dziecko?
Elise aż podskoczyła. To byłoby świętokradztwo życzyć sobie, by zniknęło jakieś
życie.
- Powiedziałam tylko, że chcę być ostrożna. Na razie nie ma potrzeby, żeby Johan się
o tym dowiedział. Dałam mu tylko do zrozumienia, że to jeszcze długo potrwa, zanim
będziemy razem, mimo wszystko nadal on ma żonę, a ja męża.
- A co, jeśli się dowie od kogoś innego?
- Nikt poza doktorem i tobą na razie nie wie. Doktora obowiązuje tajemnica
zawodowa, a ty mi chyba tego nie zrobisz?
- Zapomniałaś, że powtórzyłam nowinę Reidarowi?
- Nie, ale mam do niego zaufanie. Jest porządnym człowiekiem. Hilda skinęła głową.
- Muszę ci coś wyznać, Elise.
Elise wstrzymała oddech. Hilda nie wypaplała chyba nikomu innemu?
- Reidar martwi się o Pedera.
Elise na moment odetchnęła, ale zaraz na powrót się przeraziła.
- Co przez to rozumiesz?
- Nie sądzi, by zdołał nauczyć go czytać przed początkiem roku szkolnego. To
znaczy, że Peder mimo wszystko będzie chyba musiał powtarzać trzecią klasę.
- Wydawało mi się, że mówiłaś, że Reidar postanowił zaprowadzić Pedera do
okulisty?
- To prawda, ale nie sądzi, by cały kłopot polegał na wadzie wzroku. - Zamilkła,
wyglądało na to, że zbiera się na odwagę, by móc mówić dalej. - Obawia się, że coś jest nie
tak z głową Pedera.
Elise prychnęła ze złością.
- Co za bzdura! Z głową Pedera jest wszystko jak trzeba! Hilda nie odezwała się.
Elise patrzyła na nią wzburzona.
- Chyba się z tym nie zgadzasz?
Hilda pokręciła wolno głową, a jej oczy nabiegły łzami.
- Nie wiem, co o tym myśleć. Peder nie jest taki jak inni. Ale nienawidzę myśli, że
miałybyśmy go posłać do szkoły specjalnej.
Elise nie mogła złapać tchu, była tak zła, że paliły ją policzki.
- Jak możesz mówić coś takiego? Nie sądzisz chyba, że bym się na to zgodziła?
- Nie będziesz miała wyboru, jeżeli szkoła uzna, że Peder musi się przenieść. Jeśli nie
zdoła skończyć zwykłej szkoły.
- To największe bzdury, jakie słyszałam! Już raczej sama będę go uczyć w domu. Nie
ma mowy, bym go gdzieś wysłała.
- Zastanów się, Elise. Spodziewasz się drugiego dziecka i nie masz męża. Poza tym
utrzymujesz dwóch braci i osieroconego chłopca. Obecnie jesteś bezrobotna. Nie utrzymasz
całej rodziny z zarobków krawcowej. Jeśli w dodatku ja zachoruję i nie będę mogła ci
pomóc, będziesz miała siedem gąb do wykarmienia. Jak zamierzasz temu podołać?
- Pisząc książki. Będę pisarką.
Mówiąc to, odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoiku.
Wkrótce potem chłopcy wrócili z pracy, byli zmęczeni i od razu się położyli. Przez
resztę wieczoru Elise prała ubrania. Reidar się nie pokazał. Przyniosła dwa wiadra wody ze
studni, nastawiła garnek z wodą na piecu. Szorowała spodnie i koszule z energią, jaką rzadko
u siebie znajdowała. Ugniatała na tarze spodnie zabrudzone na kolanach w górę i w dół, aż
piana pryskała na wszystkie strony.
- Nigdy w życiu! - syknęła przez zaciśnięte zęby. - Nigdzie Pedera nie puszczę!
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Hilda nie czuła się lepiej. Nie tylko była wyczerpana, była chora.
Elise zagryzła zęby, nie chciała się poddać. Kiedy wszystko wygląda beznadziejnie,
wówczas zdarza się cud. Doświadczyła tego już wiele razy. Kiedy oddała ostatni chleb
komuś, kto bardziej go potrzebował, wówczas niemal zawsze spadała na nią jakaś radosna
niespodzianka. Torkild powiedziałby, że to dar od Boga.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, pomyślała następnego przedpołudnia,
gdy Hilda leżała w łóżku, a ona sama miała wyjść zanieść suknię pani Paulsen. Teraz mogła
zostawić Hugo w domu.
- Nie musisz brać go na ręce, jeśli będzie płakał - zapewniła Hildę. - Wystarczy, że z
nim jesteś. Postawię kołyskę obok twojego łóżka, to wystarczy, że go ukołyszesz, gdy
zacznie być niespokojny. Jest przyzwyczajony do tego, że radzi sobie sam, kiedy nie śpi.
- Nie martw się, Elise. Nie jest ze mną tak źle, bym nie mogła się nim zająć, jeśli
zajdzie potrzeba.
Elise uśmiechnęła się ze współczuciem.
- Wyglądasz mizernie.
- Ciężko mi oddychać, ale myślę, że to nic innego, tylko „szmaciana choroba”. Kiedy
dzień lub dwa odpocznę od tego pyłu, na pewno poczuję się lepiej.
- Zastanawiałam się nad tym, Hildo. Nie wrócisz już do gręplarni - rzekła
stanowczym głosem, wiedziała, że Hilda spróbuje protestować. - Mamy dosyć pieniędzy,
żeby sobie poradzić przez kilka miesięcy, a nie wiadomo, czy pani Paulsen nie poprosi, bym
jej jeszcze coś uszyła.
Zobaczyła, jak w oczach Hildy zapłonęła nadzieja, ale po chwili siostra pokręciła
głową.
- Nie dasz rady utrzymać nas wszystkich, szyjąc dla ludzi. Już mówiłam.
- W każdym razie nie martwmy się tym, dopóki nie wyzdrowiejesz. Wtedy spróbujesz
znaleźć inną pracę. Spytam Magdę, czy nie potrzebuje pomocy w sklepie. Jest sama w ciągu
dnia.
Hilda nie odpowiedziała i Elise domyśliła się, że jej ulżyło.
- Reidar nie pokazał się wczoraj wieczorem. Czy nie umówiliście się, że przyjdzie?
- Tylko niezobowiązująco. Nie lubi na mnie patrzeć, gdy wracam z Nydalen taka
zmordowana.
- Tym bardziej powinnaś sobie znaleźć coś innego. Hilda zamilkła.
Chyba nie dotknęłam czułego punktu, pomyślała Elise zmartwiona, ale nie chciała
zadręczać siostry pytaniami.
- Dobrze, no to idę do pani Paulsen. Zrobię zakupy w powrotnej drodze.
Było ciepło, niemal duszno. Przed południem nie dało się odczuć, że jesień już stoi za
progiem, ale wieczorem powietrze już było inne. Poza tym dużo wcześniej robiło się ciemno
niż w okolicach nocy świętojańskiej. To straszne, jak szybko czas leci, pomyślała Elise,
wdrapując się na wzgórze Aker. Jesień, zaraz będzie zima, pomyślała i wzdrygnęła się. Dom
majstra okazał się o wiele zimniejszy, niż sądziła. Wiatr przeciskał się przez cienkie ściany z
desek, a poza tym zawsze od rzeki ciągnęło chłodem. Nie, nie chciała teraz o tym myśleć.
Ile czasu upłynie, zanim ludzie zauważą, że jest przy nadziei? Prawdopodobnie była
w czwartym miesiącu. Kiedy Hugo miał się urodzić, nic nie było po niej widać prawie do
piątego. W każdym razie gdy włożyła fartuch. Piersi miała duże, ale na to ludzie nie zwrócą
uwagi, skoro wiedzą, że karmi.
Wreszcie dotarła na górę. Zatrzymała się i zaczerpnęła powietrza. Nie przywykła do
pokonywania tak stromych wzniesień. Być może zadyszała się również z powodu maleństwa,
które w niej rosło.
Przystanęła na chwilę i rozejrzała się dokoła. Tu na górze było prześlicznie. Domy
wyglądały na odnowione i dobrze utrzymane, ulice były szerokie, a w ogrodach kwitły
kwiaty we wszystkich kolorach. Nie dolatywał tu odór od rzeki ani zatęchłe i wilgotne
powietrze, nie było widać dymu z kominów fabryk, nie dobiegało wycie syren.
Mimo to zarówno Emanuel, jak i Hilda przeprowadzili się na dół do domu majstra.
Wydawało się, że Hilda nie tęskni do domu na wzgórzu.
Elise otworzyła furtkę i powoli ruszyła żwirową alejką do drzwi. Dobry Boże, spraw,
by pani Paulsen miała dla mnie jeszcze jakąś pracę, pomodliła się w duchu.
Otworzyła jej dziewczyna w białym fartuszku, ta sama, co z przerażeniem spojrzała
na Beierbrua i spytała, czy to stamtąd rzuciła się Mathilde. Natychmiast rozpoznała Elise i
uśmiechnęła się na powitanie.
- Pójdę do domu i zapowiem panią.
Niedługo potem wróciła i wskazała Elise drogę do środka. Pani Paulsen siedziała przy
oknie w salonie i wyszywała.
- Muszę wykorzystywać mocne światło słoneczne - wyjaśniła ze śmiechem po
przywitaniu się z Elise. - Mam oddać ten obrus przyjaciółce, która za trzy tygodnie obchodzi
urodziny.
- Mam nadzieję, że nie czekała pani na mnie, pani Paulsen. Pani Paulsen pokręciła
głową.
- Mówiłam, że mi się nie śpieszy. Właściwie nie potrzebuję więcej sukni, ale to
zawsze przyjemnie sprawić sobie coś nowego.
Elise opuściła odwaga. Skoro nie potrzebuje więcej sukni, to pewnie nie potrzebuje
też innych rzeczy.
Pani Paulsen musiała widocznie zauważyć wyraz twarzy Elise i zrozumiała, co ją
zmartwiło.
- Pomyślałam, że może uszyłaby pani coś dla Isaca? Przydałoby mu się niebieskie i
białe ubranko marynarskie, poza tym chciałabym, żeby miał jakiś poważniejszy strój na duże
uroczystości.
Elise skinęła głową, jednak serce się jej ścisnęło. Jak zareaguje Hilda, kiedy zobaczy,
że Elise szyje małe ubranka chłopięce, i domyśli się, że to dla jej synka? Gdyby choć została
jej Jensine, być może nie byłoby to dla niej tak bolesne. Gdyby nadal chodziła do pracy do
Nydalens Compagnie, Elise mogłaby szyć w czasie jej nieobecności i chować robotę
wieczorem przed powrotem siostry, ale skoro Hilda będzie w domu w ciągu dnia, nie da się
tego przed nią ukryć.
Pani Paulsen zadzwoniła na pokojówkę i poprosiła ją, by przyprowadziła Isaca i
dziewczynę do dziecka. Po krótkiej chwili Elise usłyszała jasny dziecięcy głos dochodzący z
korytarza, a gdy tylko drzwi się otworzyły, malec wbiegł na krótkich pulchnych nóżkach i
ruszył prosto do pani Paulsen. Odłożyła robótkę i wzięła go na ręce.
Minęło trochę czasu, odkąd Elise widziała chłopca po raz ostatni. Ależ był podobny
do Hildy! Miał te same jasne włosy, taki sam zadarty nos, a teraz zaczynały mu się robić
piegi. Majster był za stary, by Elise mogła sobie wyobrazić, jak wyglądał za młodu, prawie
nie miał włosów, a przy swojej tuszy zatracił rysy twarzy. Mimo wszystko była w miarę
pewna, że Braciszek odziedziczył wygląd głównie po matce.
Pani Paulsen popatrzyła na Elise z dumą w oczach.
- Czyż on nie jest uroczy? Uśmiecha się i śmieje przez cały dzień, prawie nigdy nie
słychać, żeby płakał. Mój mąż jest z niego bardzo dumny. Rozumie pani, jak to jest z
mężczyznami, opiekę nad dziećmi zostawiają kobietom. - Roześmiała się. - Codziennie
opowiadam, co Isac powiedział i zrobił, jak mu tu dobrze i że jest taki bystry. W wakacje,
kiedy byliśmy na naszym letnisku w Asker, to mój mąż, a nie dziewczyna do dziecka, pchał
wózek aż Leangen, kiedy wracaliśmy z kąpieliska.
Elise spojrzała na panią Paulsen zdziwiona.
- Pani też się kąpała, pani Paulsen? Gospodyni roześmiała się.
- My kobiety mamy osobne baseny w krytych pawilonach, gdzie trzymając się liny,
możemy się pluskać. To jest bardzo przyjemne. Znam nawet jedną kobietę, która umie
pływać, ale mój mąż uważa, że to nie przystoi. Niektóre kąpią się również w głębi zatoki,
kiedy mają pewność, że nikt ich nie widzi. O, przypomniałam sobie o czymś. Może mogłaby
mi pani uszyć strój kąpielowy?
Elise popatrzyła na nią zaskoczona.
- Nie wiem, jak taki strój wygląda.
- Może pani wykorzystać mój stary jako wzór. To po prostu półdługie spodenki z
gumkami i marszczeniami pod kolanami, paskiem w talii i duża niebieska bluza marynarska z
kołnierzem. Na głowie oczywiście czepek kąpielowy.
- Spróbuję.
- Proszę też zabrać letnie ubranko Isaca. Jest na niego trochę za duże, więc myślę, że
nowe może pani uszyć tej samej wielkości.
Elise zaczęła rozpakowywać suknię.
Kiedy pani Paulsen ją zobaczyła, klasnęła w ręce z zachwytu.
- Jaka cudna! Pani jest naprawdę zdolna, pani Ringstad. Wezmę ją do sypialni i
przymierzę; zaraz przyniosę pieniądze.
- Może się zdarzyć, że będę musiała coś poprawić.
- To nie ma znaczenia, i tak pani zapłacę. - Pani Paulsen ruszyła do drzwi. - Ile pani
dałam za ostatnią? - spytała, nie odwracając się. - Piętnaście koron? - Zniknęła w korytarzu,
nie czekając na odpowiedź.
Elise przeżywała straszliwe męki. Nie zdobyła się na to, by przypomnieć, że dostała
całe dwadzieścia koron za suknię i pelerynę. Mogła mieć tylko nadzieję, że pani Paulsen
sama na to wpadnie.
Kiedy gospodyni wróciła, miała na sobie nową suknię, która leżała na niej jak ulał.
Było jej w niej do twarzy.
Elise czuła się dumna, wiedziała, że dobrze się sprawiła. Zakłopotana przyjęła od pani
Paulsen kopertę, dygnęła i podziękowała.
- Wygląda na to, że nie trzeba nic poprawiać. W takim razie wezmę pani strój
kąpielowy i ubrano Isaca i zabiorę się do pracy, gdy tylko wrócę do domu.
Kiedy szła za pokojówką długim korytarzem, otworzyły się inne drzwi i ukazało się w
nich dwóch mężczyzn. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu Elise zauważyła, że jednym z nich
był pan Wang - Olafsen, „dżentelmen”, jak go nazwał Peder. Zmieszała się, chciała szybko
przejść obok, ale w tej samej chwili zauważył ją.
- Czy to nie pani Ringstad? - wydawał się zaskoczony.
Elise dygnęła, nie wiedziała, co powiedzieć ani jak się zachować. Nie miała pojęcia,
że Wang - Olafsen zna Paulsenów. Jednak to chyba nic dziwnego, ludzie dobrze sytuowani
zwykle znają się między sobą, jak sądziła.
Pan Paulsen uśmiechnął się.
- Moja żona ma to szczęście, że pani Ringstad jest jej krawcową. Nie wiedziałem, że
się znacie - dodał zdumiony.
- Mój syn jest przyjacielem Emanuela Ringstada. - Wang - Olafsen wydał się nagle
zakłopotany. Być może przypomniał sobie nagle, że Emanuel odszedł od Elise. - Widzę, że
pani wychodzi, pani Ringstad. W takim razie możemy pójść razem. Właśnie miałem zamiar
przejść się do przędzalni Graaha, żeby porozmawiać z dyrektorem.
Pożegnał się z panem Paulsenem, a pokojówka otworzyła drzwi.
- To dopiero niespodzianka - mówił dalej, gdy wyszli na dwór i skierowali się do
bramy. - Cieszę się, że panią spotkałem. Długo myślałem o tym, że powinienem złożyć pani
wizytę. Mój syn jest bardzo wzburzony z powodu tego, co się stało, a ja nie mogę wprost
uwierzyć, że to prawda. Odnosiłem wrażenie, że Emanuel Ringstad to człowiek dobry pod
każdym względem. Pochodzi z porządnej rodziny, ma poważanych rodziców i sam cieszył
się wielkim szacunkiem w Armii Zbawienia. To niepojęte, że człowiek może się aż tak
zmienić.
- To był dla niego zbyt duży przełom. Nie jest łatwo przystosować się do warunków
panujących nad rzeką Aker, jeśli się nie jest stąd.
Wang - Olafsen zwrócił się do Elise.
- To ładnie z pani strony, że broni pani Emanuela. Czy pani zawsze jest tak
wspaniałomyślna, pani Ringstad?
Pokręciła głową.
- Wręcz przeciwnie. Miałam swoje trudne chwile. - Spuściła wzrok, nie miała ochoty
mówić dalej.
- Cóż. Nie wiem, czy mógłbym się z panią zgodzić. Chodzi nie tylko o dobre
samopoczucie nad rzeką, o ile wiem.
Elise poczuła, że się czerwieni. Ten człowiek na pewno słyszał, że Emanuel został
ojcem dziecka Signe. Znowu zwrócił się w jej stronę.
- Rozumiem, że nie jest pani łatwo o tym mówić, ale chciałbym, by pani wiedziała, że
zarówno Carl Wilhelm, jak i ja jesteśmy bardzo wstrząśnięci jego zachowaniem. Gdybym
wiedział to, co teraz wiem, nie zachęcałbym Carla Wilhelma do utrzymywania kontaktów z
Emanuelem. Wychodzę z założenia, że mąż pani odpowiednio płaci?
Elise jeszcze bardziej się zaczerwieniła.
- Nie potrzebuję jego pieniędzy. Sama dam sobie radę.
- Chce pani powiedzieć, że utrzyma się pani, zarabiając jako krawcowa? Nie wyżywi
pani z tego trójki dzieci.
Czwórki, pomyślała w duchu. Nie podobało jej się, że oburzał się tak z jej powodu.
- Zarabiam w rozmaity sposób.
- Wydawało mi się, że pani Paulsen wspominała coś o posadzie w kantorze?
- No... niezupełnie. Mówiłam tylko, że zajmuję się pisaniem.
- Pisaniem? Co pani przez to rozumie? Poczuła się zakłopotana.
- Wolałabym o tym nie mówić, panie Wang - Olafsen. Robię to od niedawna.
Zauważyła, że przygląda się jej uważnie, ale na szczęście nie zadawał więcej pytań.
- A jak się czują chłopcy? - zmienił temat. - Martwią się może, że niedługo znowu
zacznie się szkoła? Co robili w czasie wakacji?
- Kristian nadal pracował jako goniec, a Peder i Evert, którego wzięliśmy do siebie,
pracowali po kilka godzin dziennie w szkole, rąbiąc i dźwigając drewno oraz pomagając przy
przygotowaniach do nowego roku szkolnego.
- A więc nie mieli wakacji?
- Mieli, dla nich to wakacje. Chodzili na Maridalsvannet łowić ryby i kąpali się w
górze rzeki, gdzie woda nie jest tak bardzo brudna.
Wang - Olafsen uśmiechnął się.
- Ciągle myślę o Pederze. Nie rozumiem, dlaczego zrobił na mnie tak wielkie
wrażenie. Myślę, że ma to związek z jego bezpośredniością. Nie znam wielu chłopców,
którzy byliby tak otwarci i na wskroś mili.
- Tak, Peder jest miły. - Nagle znowu pomyślała o zagrożeniu, jakim była szkoła
specjalna. Przez mgnienie oka ujrzała brata w wielkiej sali pełnej nieokrzesanych chłopaków,
którzy dręczą go i dokuczają mu, jemu, który nie potrafi się bronić. On sobie nie poradzi! Na
myśl o tym Elise poczuła taki ucisk w gardle, że nie mogła przełykać, i chociaż ze wszystkich
sił starała się opanować, w jej oczach zakręciły się łzy.
- Ależ droga pani Ringstad, chyba nie powiedziałem nic złego? Pokręciła energicznie
głową.
- Nie, tylko martwię się z powodu Pedera. Nie zdał do następnej klasy i pewien młody
nauczyciel zaproponował, że będzie się z nim uczył czytania w czasie wakacji, żeby Peder
mógł mimo wszystko uczyć się dalej w wyższej klasie. On i Evert powinni pójść teraz do
czwartej, trzymają się ze sobą niczym papużki nierozłączki. Jednak ten nauczyciel zaniechał
nauki. Napomknął coś o szkole dla upośledzonych umysłowo.
Wang - Olafsen zatrzymał się gwałtownie.
- Co pani mówi? Szkoła dla upośledzonych? Dla tego chłopca z wyobraźnią?
Elise skinęła głową.
- Jeżeli sobie nie poradzi w szkole powszechnej, to go tam przeniosą. W każdym razie
Hilda tak twierdzi. Poza tym słyszałam, jak Emanuel i pański syn kiedyś o tym rozmawiali.
Emanuel mówił to samo co Hilda. Pański syn wyraził nadzieję, że Peder jednak nie będzie
musiał tam iść, ponieważ był kiedyś w takim miejscu i widział, jak tam jest okropnie.
- Włos mi się jeży na głowie, gdy tego słucham!
Pan Wang - Olafsen wydawał się naprawdę wstrząśnięty.
- Z głową Pedera jest wszystko w porządku. Jeżeli chłopak ma kłopoty w szkole, to na
pewno przyczyna leży gdzie indziej.
Elise wytarła nos.
- Reidar Jensen, ów młody nauczyciel, wpadł też na pomysł, że może być temu winna
jakaś wada wzroku. Jeżeli Peder nie widzi dobrze liter, to nie może również czytać.
- W takim razie musicie zamówić wizytę u okulisty, to chyba nie koniec świata.
Elise nie odezwała się. Nie miała pojęcia, ile to kosztuje, ale postanowiła i tak pójść.
- Proszę posłuchać, pani Ringstad. Mam wspaniałego okulistę, u którego się leczę
regularnie, odkąd musiałem zacząć nosić okulary. Zapytam go, jak długo trzeba czekać na
wizytę, i jeśli pani sobie życzy, mogę Pedera zapisać. Bez skierowania od waszego lekarza.
- Bardzo dziękuję.
W Elise wstąpiła nadzieja. Kiedy dziś w nocy leżała, nie mogąc zasnąć, zastanawiała
się, czy lekarz skieruje Pedera dalej na badania, czy uzna, że to głupstwo.
- Będę panu bardzo wdzięczna.
- Tego by tylko brakowało, żebym wam nie pomógł. Peder zasługuje na wszelką
pomoc. Uroczy i zabawny z niego chłopak.
Zeszli spory kawałek w dół wzgórza Aker i zbliżyli się do Maridalsveien. Przez
chwilę szli w milczeniu, Wang - Olafsen wydawał się zamyślony. Nagle odezwał się:
- Któregoś wieczora odwiedziłem moich znajomych na Pilestredet. Rozmawialiśmy o
zwierzętach domowych i opowiedziałem im o Pederze i szczeniaku. Przy tej okazji
wspomniałem, że bracia pani matki wyemigrowali do Ameryki i że od tamtej pory nie ma z
nimi kontaktu. - Odwrócił się do Elise. - Pamięta pani chyba, że moi znajomi znali wuja i
ciotkę pani mamy?
Elise skinęła głową.
- Mówił pan o tym, kiedy zajrzał pan do nas z wizytą. Czy pańscy znajomi wiedzą
może, gdzie bracia mojej mamy zamieszkali?
Ku zaskoczeniu Elise przytaknął.
- Pojechali na zachód do stanu Waszyngton. Popatrzyła na niego zdumiona.
- Skąd o tym wiadomo?
- Wuj dostał kilka listów od jednego z nich, ale potem słuch o braciach pani matki
zaginął, przestały też przychodzić odpowiedzi na listy, które wysyłał. Uznał więc, że obaj nie
żyją. Ja natomiast uważam, że powód milczenia może być całkiem inny. Wielu z tych, którzy
wyemigrowali, bardzo ciężko pracuje i nie ma czasu ani pieniędzy, żeby pisać do domu. Inni
świadomie zerwali wszelkie więzi, ponieważ tęsknota za krajem była nie do wytrzymania.
Poza tym mogli się wyprowadzić. Na miejscu pani matki spróbowałbym się dowiedzieć, czy
żyją. O ile się domyślam, mają teraz gdzieś około czterdziestu lat. Słyszałem, że większości
emigrantów udaje się przeżyć ciężką podróż i z powodzeniem dostosować do obcego świata.
- Ponownie na nią spojrzał. - Nie rozumiem, dlaczego pani mama nie próbuje nawiązać
kontaktu z braćmi. To przecież jej najbliższa rodzina.
Elise poczuła się nieswojo. Nie miała ochoty opowiadać temu człowiekowi, dlaczego
matka nie chciała ich szukać. Nie miało sensu wtajemniczać go, że w żyłach jej ojca płynęła
cygańska krew i że z tego powodu rodzina odwróciła się do matki plecami.
Pan Wang - Olafsen nadal jednak przyglądał się Elise z zaciekawieniem.
- Pewnie między rodzeństwem nie panowały zbyt dobre stosunki?
Skinęła głową.
- Tak, myślę, że tak.
- Tym bardziej uważam, że powinna para odnaleźć krewnych. Zbyt wielu ludzi
umiera, zanim zdąży się pojednać z bliskimi. Uważam, że to tragiczne. Proszę sobie
wyobrazić, że gdzieś daleko żyje pani wuj, który jest bardzo samotny. Który zastanawia się,
jak się wiedzie jego siostrze. Jeżeli oni są zbyt dumni, by wykonać pierwszy krok, ktoś inny
powinien to za nich zrobić. Mogę spróbować postarać się o adres, jeżeli pani chce.
Elise poczuła dziwne napięcie w całym ciele. Czy powinna spróbować? A jeśli
dostanie odpowiedź? Na przykład od wujka, który czeka na jakikolwiek znak z domu?
To już chyba ponad dwadzieścia lat, jak opuścili ojczyznę. O ile wie, bracia odwrócili
się od matki, gdy wychodziła za mąż, a wyjechali z kraju zaraz potem. Matka była już w
ciąży. Gdyby naprawdę chcieli się dowiedzieć, co słychać w domu, dawno by już napisali.
Matka i ojciec wprowadzili się do Andersengarden zaraz po opuszczeniu Ulefoss i już
tam zostali, nietrudno byłoby ich odnaleźć.
Teraz ojciec nie żyje. Może w związku z tym bracia inaczej odnieśliby się do matki?
Z drugiej strony również wujek i ciotka mamy, mieszkający przy Stortorvet, nie zrobili nic,
żeby odnowić kontakt. Przypuszczalnie wszyscy krewni uważali, że matka wstydziła się
przed rodziną, najpierw, że wyszła za mąż za Cygana, a potem osiedlając się w dzielnicy
robotniczej nad rzeką Aker. Być może obawiali się, że każda próba nawiązania kontaktu
tylko spotęgowałaby jej ból.
- Nic pani nie mówi. Mam nadzieję, że pani nie uraziłem?
- Nie, jestem tylko zaskoczona. Nigdy wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Mogę
tylko panu podziękować, że okazuje nam pan tyle troski, ale nie mam pewności, czy
powinnam napisać.
- Nie rozumiem tego. To przecież pani bliscy wujowie, rodzeni bracia pani matki.
Opuścili pewnie dom rodzinny i kraj pełni wrogości. Czy nie należałoby zakopać topora
wojennego, póki jeszcze jest czas?
- Zastanowię się nad tym. To miło z pana strony, że chce pan nam pomóc.
- Bardzo chętnie służę pomocą, pani Ringstad. Czy ma pani coś przeciwko temu,
żebym spróbował odnaleźć pani krewnych?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie, nie mam, ale sądzę, że muszę najpierw uzgodnić to z mamą, zanim do nich
napiszę.
- Dlaczego? Pani matka jest z pewnością zbyt dumna. Prawdopodobnie nie wyrazi
zgody. Ale kiedy stanie pani przed nią, trzymając w ręku list z Ameryki, w którym, miejmy
nadzieję, znajdzie się kilka miłych słów, to myślę, że się ucieszy. Niemożliwe, by była aż tak
nieczuła, sądząc po tym, jak życzliwie mnie przyjęła i jak troskliwie opiekuje się swymi
dziećmi.
Ostatnią uwagę Elise puściła mimo uszu. Poczuła, że serce jej mocniej zabiło. Racje
pana Wang - Olafsena wydawały się jak najbardziej słuszne. Niemal dziwne, że do tej pory
nikt z rodziny o tym nie pomyślał.
- Jeżeli naprawdę się panu uda odnaleźć ich adres, napiszę do Ameryki. Jeżeli
przyjdzie negatywna odpowiedź, nie muszę się mamie do tego przyznawać.
Dotarli do budynków fabryki. Wang - Olafsen uchylił kapelusza i serdecznie pożegnał
się z Elise. Dziewczyna czuła, jak rozpiera ją radość, kiedy szła przez most. Przez mgnienie
oka cieszyła się, że przekaże nowinę Hildzie, ale od razu zrezygnowała. Hilda nie potrafi
dochować tajemnicy, a jeśli dostaną niezbyt miłą odpowiedź, chłopcy przeżyją wielkie
rozczarowanie. Tak samo zresztą będą niepocieszeni, jeżeli w ogóle nie przyjdzie żaden list.
Kiedy Elise weszła do kuchni, usłyszała ku swemu zdumieniu głosy dochodzące z
pokoiku. Męski głos musiał należeć do Reidara. Odetchnęła z ulgą. A więc to nie był ów
czuły punkt. Zanim zapukała do pokoiku, żeby zabrać Hugo, narobiła trochę hałasu, by Hilda
z Reidarem ją usłyszeli.
Reidar siedział na brzegu łóżka. Na widok Elise jego twarz nabrała dziwnego wyrazu,
jakby poczucia winy. Poderwał się. Hugo spał. Hilda zaś miała na policzkach czerwone, ostre
rumieńce.
- Dziękuję wam. Wezmę Hugo i dam mu jeść.
- Zapłaciła ci tyle samo, co poprzednim razem?
- Nie ośmieliłam się zajrzeć do koperty od razu. Bałam się, że się obrazi, pomyśli, że
jej nie ufam.
- Nie sprawdziłaś nawet po drodze do domu? - nie mogła zrozumieć Hilda.
- Nie, spotkałam Wang - Olafsena i wracaliśmy razem, rozmawiając po drodze. Miał
jakąś sprawę do dyrektora przędzalni Graaha.
Hilda wyjaśniła Reidarowi, kim jest Wang - Olafsen, i dodała z uśmiechem:
- Ten człowiek ma wielką słabość do Pedera i jego zabawnych powiedzonek.
- Obiecał zamówić Pederowi wizytę u swojego okulisty - dodała Elise szybko. -
Powiedziałam mu o kłopotach Pedera z czytaniem, na co stwierdził, że musi istnieć jakieś
wyjaśnienie tych trudności w nauce, ponieważ Peder nie jest głupi.
Spostrzegła, że Reidarowi to się nie spodobało, ale uznała, że musi się dowiedzieć, co
myślą inni. Może teraz mimo wszystko znowu podejmie się lekcji czytania.
Hilda spojrzała na Elise z ulgą.
- Jak to miło z jego strony. Wang - Olafsen to niezwykły człowiek. Kto inny
poświęciłby swój czas jakiejś obcej rodzinie robotniczej?
- Ma słabość do Pedera od dnia, kiedy spotkaliśmy go na Karl Johan w dniu powrotu
naszych żołnierzy znad granicy. - Elise wyjęła Hugo z kołyski i odwróciła się, żeby wyjść. -
Nastawię wam kawy, kiedy nakarmię małego.
Gdy tylko weszła do kuchni i zamknęła za sobą drzwi, położyła Hugo na
gałgankowym dywaniku na podłodze, po czym pośpiesznie zajrzała do koperty. Ku swemu
rozczarowaniu zobaczyła tam tylko piętnaście koron, o pięć mniej niż poprzednio, chociaż
uszycie ostatniej sukni kosztowało ją dużo więcej pracy niż poprzedniej razem z peleryną.
Była przekonana, że pani Paulsen nie zrobiła tego w złej wierze, lecz po prostu zapomniała,
ile zapłaciła wcześniej. Dla pani Paulsen to drobiazg, lecz dla Elise miało to duże znaczenie.
Jeśli wydawnictwo nie przyjmie więcej jej opowiadań i będzie musiała utrzymywać się z
szycia, nie wystarczy jej na wszystkie wydatki.
Westchnęła, wsunęła pieniądze z powrotem do koperty i nastawiła wodę na kaszkę.
Usłyszała stłumione głosy i zduszony śmiech dochodzący z pokoiku. Skoro Hilda jest
w stanie się cieszyć, nie może być z nią aż tak źle, jak to wyglądało dziś rano, pomyślała z
ulgą.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Dużo ludzi stało w kolejce, kiedy Elise kilka dni później weszła do sklepu Magdy.
Nastawiła się, że będzie musiała chwilę poczekać.
Zauważyła coś znajomego w sylwetce stojącej przed nią kobiety, w jej pochylonym
karku i zgarbionych plecach. Kościste ramiona odznaczały się pod cienkim bawełnianym
materiałem, tak samo wyraźnie widać było wystające łopatki. Przez moment Elise miała
wrażenie, że to Oline, ale to nie mogła być ona. Ta kobieta miała nowy kapelusz z wielkimi
kwiatami, ładną bluzkę z marszczeniami przy nadgarstkach i spódnicę, która również
wydawała się nowa.
Elise przyglądała się kobiecie. Miała nadzieję, że zaraz odwróci głowę i okaże się, kto
to. Kogo, u licha, w tych stronach było stać na nowy kapelusz i taką strojną bluzkę?
Kobieta najwyraźniej poczuła na sobie wzrok Elise, bo nagle odwróciła się i spojrzała
za siebie.
Elise doznała wstrząsu. To Oline! Jak to możliwe? Po pierwsze sklep „Na Rogu u
Magdy” nie leżał wcale najbliżej jej domu, a po drugie to bardzo dziwne, że człowiek może
tak gruntownie się zmienić w ciągu krótkiego czasu. Wprawdzie wiadomo, że prostytutki
zarabiają niemało na swym nędznym procederze, ale Elise nigdy nie słyszała, by którejś
udało się wyrwać ze środowiska. Ile czasu minęło od dnia, kiedy Mathilde popełniła
samobójstwo i Elise odwiedziła Oline, żeby jej o tym powiedzieć? Pięć, może sześć
miesięcy? Wtedy Oline wyglądała okropnie, zaniedbana i niechlujna, o surowym spojrzeniu i
zgorzkniałym głosie.
Oline jeszcze jej nie zauważyła. Elise pomyślała, że najlepiej będzie się wstrzymać i
zagadać do przyjaciółki dopiero, gdy zrobią zakupy i wyjdą. To może okazać się trudne,
ponieważ wkoło otaczało ją tyle ciekawskich spojrzeń.
Wreszcie przyszła kolej Oline. Kiedy została obsłużona i już miała wyjść ze sklepu,
Elise spostrzegła, że przyjaciółka zauważyła ją. Spodziewała się, że Oline poczuje się
zakłopotana i spróbuje czym prędzej się wymknąć, ale tak się nie stało. Zatrzymała się i za-
gadnęła:
- Elise? Muszę z tobą pomówić. Elise skinęła głową.
- Możesz poczekać przed sklepem?
Niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę, gdy ją obsługiwano, a potem popędziła
do wyjścia w obawie, że Oline nie będzie mogła zbyt długo na nią czekać.
- Witaj, Oline, cieszę się, że jeszcze jesteś. Dużo o was myślałam, o dziewczynkach
Mathilde, o tobie i twojej rodzinie.
Oline nie odpowiedziała, stała w milczeniu, przyglądając się Elise z dziwnym
wyrazem twarzy.
- Czy lepiej ci się teraz układa? Tak ładnie wyglądasz w tym nowym kapeluszu i
modnej bluzce. Gratuluję.
Oline nadal się nie odzywała. Nagle po jej policzkach potoczyły się łzy. Próbowała je
wytrzeć, lecz jej się nie udało, bo płynęły nieprzerwanym strumieniem.
- To twoja wina - wykrztusiła, jeśli Elise dobrze zrozumiała. - Gdyby nie ty... - Oline
zaczerpnęła powietrza, wyciągnęła dużą męską chustkę i wytarła nos.
Co ja takiego zrobiłam, pomyślała Elise przerażona.
- Dlaczego moja wina? - spytała ostrożnie, starając się sobie przypomnieć, co takiego
zrobiła lub powiedziała, o co Oline mogłaby mieć pretensje. Czuła tylko, że jeszcze
pogorszyła sytuację, kiedy odwiedziła przyjaciółkę i opowiedziała o Mathilde; nie
zapomniała tego steku wyzwisk, którym wtedy obrzuciła ją Oline.
Oline wreszcie zdołała się opanować, otarła łzy i spojrzała Elise w oczy.
- To dlatego, że napisałaś do gazety. - Wskazała na kapelusz, bluzkę i spódnicę, a
przez jej twarz przebiegł nieśmiały uśmiech.
- Bo napisałam do gazety? - Elise popatrzyła na nią, nie rozumiejąc.
Oline skinęła głową.
- To o Mathilde i jej dzieciach. Przyszedł jakiś bogacz, który przeczytał ten artykuł, i
zorientował się, kim jesteśmy. On też stracił córkę w wypadku. Chciał pomóc dzieciom
Mathilde, a kiedy zobaczył mnie i moje maluchy, nam też postanowił pomóc. Dał mi pracę w
swojej restauracji na dworcu i teraz muszę chodzić w takim ubraniu ze względu na jego
klientów.
Elise poczuła, że robi jej się gorąco z radości.
- Przyszedł tylko dlatego, że przeczytał artykuł w gazecie? Oline przytaknęła.
- Mówił, że miał łzy w oczach, kiedy to czytał. Powiedział jeszcze, że temu, kto to
napisał, udało się sprawić, że jakby na własne oczy zobaczył cały wypadek. Dopytywał się w
gazecie o autora, ale mu nie podali twojego nazwiska. Jak się dowiedział, że jestem siostrą
Mathilde, nie mam pojęcia.
- To nie było trudne. Większość tych, którzy mieszkają w pobliżu Beierbrua,
wiedziała, kto rzucił się do rzeki. - Uśmiechnęła się. - Tak się cieszę z twojego powodu,
Oline.
- Wiem, że dziewczynki Mathilde mają się dobrze u Syverine, lecz na początku nie
mogłam uwolnić się od myśli, że to ja ponoszę winę za śmierć siostry. Uważałam, że
powinnam zrobić coś więcej, żeby temu przeszkodzić. Wiem, że nie byłabym w stanie jej
powstrzymać, ale człowiekowi przychodzą do głowy takie głupie myśli...
Przez twarz Oline przebiegł cień smutku.
- Gdyby Mathilde zobaczyła mnie w tej chwili, nie popełniłaby samobójstwa.
Zrozumiałaby, że jest jakaś nadzieja, choć nic na to nie wskazuje.
Elise skinęła i nagle zamyśliła się. Słowa Oline wryły się mocno w jej pamięć. „Jest
jakaś nadzieja, choć nic na to nie wskazuje”.
- Dziękuję, Oline.
Przyjaciółka popatrzyła na nią zdumiona.
- Za co?
- Uświadomiłaś mi, że cuda nadal się zdarzają. Prawie cię nie poznałam, stałaś się
taka ładna i elegancka.
Oline zaczerwieniła się.
- Dobrze mi się teraz wiedzie. Dzięki tobie, Elise. To ty napisałaś do gazety, prawda?
To ty próbowałaś rozmawiać z Mathilde. Teraz już nie śni mi się mój synek. Wcześniej
ukazywał mi się co noc. Leżał tak dziwnie nieruchomo w łóżeczku, blady jak śmierć, a z
nosa sączyła mu się piana. Nie mogłam uwierzyć, że umarł.
Elise zadrżała.
- Gdzie mieszkasz? - spytała, żeby zmienić temat.
- Ten mężczyzna załatwił mi mieszkanie na Brugata. Obok porządnych ludzi.
Elise zdziwiła się. Zastanawiające, że obcy człowiek zrobił dla niej tak wiele.
- To bardzo optymistyczna historia. Mogłabym ją opisać. Może ten przykład skłoniłby
innych do zastanowienia, że może i oni mogliby coś zrobić dla tych, którzy są nieszczęśliwi.
Oline spojrzała na Elise przestraszona.
- Nie wolno ci o tym napisać. A jeśli jego żona o tym nie wie?
- Jeżeli zajął się wami z dobrego serca, to może być z niego tylko dumna.
Oline przykuła Elise wzrokiem. W jej oczach kryła się niezwykła mądrość.
- Jak ty mało wiesz o ludziach, Elise.
- Jeśli miałabym opisać twoją historię, to zmieniłabym w niej jak najwięcej, żeby nikt
się nie zorientował, że jest w niej mowa o tobie. Oczywiście nie podałabym żadnych
prawdziwych imion ani nazwy restauracji.
Oline nie wydawała się przekonana, lecz więcej nie protestowała.
- Przychodzisz aż tutaj, żeby robić zakupy?
- Nie, odwiedziłam Agnes, żeby z nią pogadać, i pomyślałam, że przy okazji kupię
syrop dla dzieci, skoro już tu jestem.
- Nie wiedziałam, że tak dobrze znasz Agnes? Oline roześmiała się.
- Kiedyś obie pracowałyśmy w Hjula, zanim przyszłam do przędzalni.
- Byłaś u niej w domu na Maridalsveien? - Elise zdawała sobie sprawę, że może pyta
o zbyt wiele, ale nie mogła się oprzeć.
- Nie, Agnes nie mieszka już z Johanem. Nie wiedziałaś, że od niego odeszła?
- Słyszałam jakieś plotki, ale nie miałam pojęcia, że to prawda. Wiem, że wyjechał do
Kopenhagi.
- Nie była z nim szczęśliwa, biedaczka. Nie chciał z nią chodzić na tańce ani do
kinematografu. Ciągle tylko chodził do siostry, ale nie chciał zabierać tam Agnes. Nie
rozumiem, dlaczego się z nią ożenił?
Elise nie odpowiedziała.
- Dopytywała się zresztą, czy cię nie widuję. Skarżyła się, że już cię nie spotyka,
chociaż kiedyś byłyście najlepszymi przyjaciółkami. Myślę, że powinnaś się do niej kiedyś
wybrać, Elise. Nie wygląda na szczęśliwą.
- Powiedziałaś, że Agnes nie mieszka już na poddaszu na Maridalsveien. Czy to
prawda, co ludzie mówią, że przeprowadziła się do Magnusa Hansena?
Oline przytaknęła.
- Do swojego poprzedniego chłopaka. Ale to jeszcze nic nie znaczy. Twierdzi, że jest
dla niej jak brat. Płakała, że wszyscy ją krytykują, ale jej też nie jest łatwo. Straciła
poprzednie dziecko i nie wie, kto jest ojcem tego.
- Sądziłam, że to Magnus Hansen - Elise sama usłyszała, jak ostro zabrzmiał jej głos.
Oline wzruszyła ramionami.
- Kto wie? Zresztą co mi do tego. A co u ciebie, Elise? Słyszałam, że twój żołnierz
odszedł. Mówią, że nie powinnaś za niego wychodzić. Podobne dzieci bawią się najlepiej,
powtarza ciągle moja mama. - Nagle zamilkła i przez chwilę mierzyła Elise wzrokiem. -
Jednak ty nigdy nie byłaś jak my wszyscy - dodała ze zdumieniem. - Nigdy nie rozumiałam,
dlaczego nie mówisz tak jak my. Powinnaś spróbować, wtedy ludzie nie przyglądaliby ci się
tak uważnie.
Elise kiwnęła głową. Pomyślała o tym, co mówiła Oline, że Magnus Hansen jest dla
Agnes niczym brat. Czy to prawda? I dlaczego Agnes twierdzi, że nie wie, kto jest ojcem jej
dziecka, skoro Johanowi powiedziała, że jest nim Magnus?
- Cieszę się, że cię spotkałam, Oline. Teraz już nie muszę się martwić o ciebie i twoje
dzieci.
Po drodze do domu zastanawiała się nad tym, czego się dowiedziała. Nie tylko Oline
ktoś pomógł. Ona sama też skorzystała. Dzięki jej artykułowi Oline zaczęła nowe, lepsze
życie. To oznaczało, że pisanie o tym, co bolesne i trudne, odnosi jakiś skutek. W takim razie
jej pisanie nie jest tylko środkiem do rozładowania frustracji, która ją ogarniała z powodu
całej niesprawiedliwości, lub próbą zarabiania pieniędzy; wypływało z niego również coś
pozytywnego dla innych. Czuła, jak radość rozpiera jej piersi. Nie, nie wolno jej się poddać!
Gdy tylko wróci do domu, zacznie pisać nową historię. Kostium kąpielowy dla pani Paulsen
to nic pilnego, nie będzie jej potrzebny wcześniej niż za rok, a z ubrankami dla Braciszka
szybko się upora.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Następnego dnia rozpadało się i zerwała się wichura. Deszcz niemal poziomo uderzał
w szyby, a wiatr z południa tak wyginał wysoki krzak bzu, że ocierał się gałęziami o
południową ścianę domu.
Hilda czuła się lepiej, ale Reidar namówił ją, żeby poszła do lekarza i upewniła się, że
nie dolega jej nic innego jak „szmaciana choroba”. Elise domyśliła się, że podejrzewał
początek gruźlicy, lecz sama nie sądziła, by było aż tak źle. Nic dziwnego, że robotnice skar-
żyły się na ucisk w piersi, jeżeli stały w gręplarni po dwanaście do czternastu godzin w
chmurze pyłu. W gorące dni polewano podłogę wodą, żeby pył opadł, ale to niewiele
pomagało.
Hugo spał i Elise usiadła w salonie przy oknie wychodzącym na zachód, żeby chwilę
ciszy wykorzystać na pisanie. Lubiła patrzeć na wielkie drzewa, rosnące przed przędzalnią, i
słuchać szumu wodospadu, to wprawiało ją w odpowiedni nastrój.
Nie pisała o sobie, jeszcze nie. Pisała o Oline. Opowiedziała o spotkaniu między
upadłą kobietą a zamożnym jegomościem pogrążonym w smutku, mężczyzną, który stracił
kogoś najdroższego, swoją córkę. Tym razem z niego uczyniła głównego bohatera, uznała, że
tak będzie najlepiej. Spróbowała wczuć się w jego tragedię, zobaczyć go, jak siedzi w
salonie, który być może przypomina salon Carlsenów w domu na szczycie wzgórza Aker, i
wertuje gazetę, starając się odsunąć na bok bolesne myśli. Wtedy nagle jego wzrok pada na
tytuł: Kiedy wróci mama?
Jego córka również była młodą matką maleńkiego dziecka, dlatego ów tytuł wywiera
na nim wyjątkowo silne wrażenie. Jeszcze tego samego dnia wybiera się do redakcji gazety,
żeby się dowiedzieć, kto jest autorem artykułu i o kim jest mowa. Udaje mu się wpaść na ślad
Oline lub Marty, jak Elise ją teraz nazwie, i trafia do ciasnej, mrocznej komórki. Uderza go
smród kocich sików. Puka, ale nikt nie odpowiada, uchyla drzwi. Mimo że na dworze świeci
ostre słońce, tutaj jest tak ciemno, że mężczyzna musi przyzwyczaić wzrok, by mógł
cokolwiek zobaczyć. Wtedy zauważa skuloną postać, siedzącą na brzegu łóżka z głową
wspartą na rękach. Odchrząka, a kobieta wolno podnosi głowę, lecz nic nie mówi, nie
reaguje. Może myśli, że to nowy klient? Na podłodze siedzi kilkoro brudnych, zasmarkanych
dzieci i bawi się guzikami. One również nie zwracają uwagi na przybysza.
Elise pisała bez przestanku, słowa wypływały z niej. Jedna kartka za drugą z
niewielkiego bloku zapełniały się, trzeba było naostrzyć ołówek. Elise zniecierpliwiona
musiała wstać, żeby przynieść nóż, zanim mogła pisać dalej. Hugo obudził się i zaczął kwilić,
ale nie podeszła do niego i pozwoliła, by trochę popłakał, nie była w stanie oderwać się od
opowieści. Dopiero kiedy główny bohater podejmuje decyzję i wsiada do dorożki, żeby
wrócić do domu, wstała i wyjęła Hugo z kołyski, żeby przystawić go do piersi, jednak nawet
w czasie karmienia nadawała w myślach kształt dalszemu ciągowi swej powieści. Wróciła do
mrocznego, brudnego pokoiku Oline, lecz Oline nie siedzi już apatycznie na brzegu łóżka,
lecz stoi w drzwiach i oszołomiona odprowadza wzrokiem nieznajomego. Czy to się wy-
darzyło naprawdę, czy było tylko snem?
Gdy tylko Elise nakarmiła i przewinęła Hugo, posadziła synka na podłodze i znalazła
jakieś drewniane przybory kuchenne, żeby mógł się pobawić. Następnie z powrotem usiadła
przy oknie i opisała to, co właśnie przed sobą widziała. Pisała, aż skończyły się wszystkie
kartki papieru i dotarła do końca tej historii, gdzie „Marta” stoi za ladą restauracji głównego
bohatera i uśmiecha się życzliwie do klientów, sprzedając gorącą czekoladę wytwórni Freja,
bulion lub piwo Pilsner, a także kanapki z przepysznymi dodatkami.
Po skończonej pracy śpieszy do domu, do nowego mieszkania w ładnej dzielnicy,
gdzie ma salon, do którego przez okna wpada mnóstwo słońca.
Kiedy Elise skończyła, przepełniała ją nieopisana radość. Historia sama w sobie
wystarczyła, by poczuć się szczęśliwym, poza tym przelanie jej na papier sprawiło Elise ulgę.
Tym razem spróbuje zaproponować ją redakcji „Verdens Gang”, a jeśli się nie uda, to pójdzie
do „Nylaende”. Być może nie jest to typowa historia dotycząca emancypacji kobiet, mimo że
również porusza ten problem. Jednocześnie opowiadanie pokazuje, że zawsze istnieje jakaś
nadzieja, i mówi o tym, że największą radość daje uszczęśliwianie innych. Główny bohater
od chwili spotkania z „Martą” nie siedzi już samotnie w salonie i nie boleje nad swym losem,
lecz odzyskuje radość życia.
Otworzyły się drzwi wejściowe i Elise usłyszała głosy Hildy i Reidara. Zaniepokojona
pobiegła do kuchni.
- I jak poszło? Hilda uśmiechnęła się.
- To tylko „szmaciana choroba”, ale lekarz uważa, że nie powinnam wracać do
gręplarni, jeżeli mam możliwość znaleźć coś innego. Powiedział, że prędzej czy później
ucisk w piersi może się rozwinąć w coś znacznie poważniejszego.
Elise przytaknęła.
- Musisz zrobić, jak on każe.
Hilda zerknęła na Reidara, przybierając tajemniczy wyraz twarzy.
- Powiemy? Reidar skinął głową.
- Oczywiście, Elise powinna być pierwszą, która się o tym dowie.
Hilda ponownie zwróciła się do Elise.
- Byliśmy z Reidarem u pastora. Pobieramy się za cztery tygodnie.
Elise otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Tak szybko?
- Reidar nie chce już dłużej czekać, a jego rodzice się zgodzili. Elise uświadomiła
sobie, że już się martwiła, że przybędzie im jeszcze jedna osoba do wykarmienia, ale teraz jej
ulżyło. Przez chwilę obawiała się, że Reidar się rozmyślił.
- Jak to miło. Dobrze dla chłopców, że wreszcie będzie w domu mężczyzna. Hjalmara
nie liczę - dodała szeptem i zachichotała.
Hilda i Reidar zawtórowali jej śmiechem.
- Gdzie odbędzie się wesele?
- Tutaj oczywiście. - Hilda wydawała się niemal dotknięta, że Elise mogła zadać takie
pytanie. - Nie wiesz, że to panna młoda wydaje weselny obiad?
Elise skinęła głową. W myślach ujrzała własne wesele z surową ciotką Ulrikke,
ciekawską panią Evertsen, nieszczęśliwą panią Thoresen i promieniejącą radością Anną,
która po raz pierwszy wyszła z domu, odkąd została sparaliżowana.
- Skoro udało się wyprawić moje, poradzimy sobie i z twoim. Nie możesz zbyt długo
zwlekać z powiadomieniem mamy. - Po chwili zwróciła się .do Reidara. - Masz dużą
rodzinę? Ile osób zamierzasz zaprosić?
Reidar pokręcił głową.
- Zostało nas tylko dwoje, siostra i ja, po tym, jak zmarła nasza młodsza siostra - rzekł
ze smutkiem w oczach. - Moja matka ma jedną siostrę w mieście, a ojciec brata, który
mieszka w Bekkelaget. Ich naturalnie musimy zaprosić. I ich małżonków. Poza tym musimy
spytać moją matkę, ona najlepiej się w tym orientuje.
Elise pokiwała głową.
- Nas również nie jest wiele. Tylko matka, jej mąż i jego córeczka. Pani Thoresen nie
żyje, pani Berg także, ale pani Evertsen...
Nie dokończyła, ponieważ Hilda przerwała jej.
- Nie musimy zapraszać dawnych sąsiadów z Andersengarden! To ma być skromne
wesele, a nie przyjęcie, na którym pojawi się całe mnóstwo starych przekupek!
- Nie macie żadnych ciotek ani wujków? - Reidar wydawał się zdziwiony.
Hilda odpowiedziała, zanim Elise zdążyła otworzyć usta.
- O krewnych ze strony ojca nic nie wiemy i nie chcemy wiedzieć. Mama ma dwóch
braci, którzy wyemigrowali do Ameryki, a reszta zmarła w czasie epidemii.
W oczach Reidara pojawił się błysk żywego zainteresowania.
- Masz wujków w Ameryce? Utrzymujecie z nimi kontakt? Hilda pokręciła głową.
- Wyjechali, zanim urodziła się Elise, a matka nigdy nie dostała od nich żadnej
wiadomości. Prawdopodobnie nie żyją.
- Jaka szkoda. Mam znajomych, którzy na Boże Narodzenie zawsze dostają paczki z
Ameryki.
- Dobrze by było, ale mama skłóciła się ze swymi braćmi przed ich wyjazdem i nie
chciała utrzymywać z nimi kontaktu.
Reidar wydawał się rozczarowany, ale nic nie powiedział. Hilda zwróciła się do Elise.
- Możemy chyba przekazać pani Jensen, że wesele odbędzie się u nas, prawda?
- Oczywiście, jeżeli uzna, że to miejsce jest wystarczająco dobre. Czy nie powinnaś
najpierw zaprosić tu rodziców Reidara? Wiedzą, gdzie mieszkamy?
- Powiedziałam im tylko, że to w domu majstra. Nie sądzę jednak, by kiedykolwiek
byli tu w okolicy. Jak myślisz, Reidarze?
- Nie, wydaje mi się, że nie byli. Matka opowiadała, że wybrała się kiedyś do
krawcowej na Maridalsveien, ale to było gdzieś wyżej, ponad mostem Bentsebrua. Poza tym
matka i ojciec znają młynarza w Bjolsen Valsemolle, który mieszka w domu szeregowym na
Treschows gate. A tak poza tym, wiecie, skąd się wzięła nazwa Treschow? Od duńskiego
producenta drewnianych chodaków, czyli treskol - roześmiał się. - Jego wnuk, Gerhard
Treschow, założył młyn, prowadził fabrykę mydła i jeszcze posiadał gospodarstwo Bjolsen.
Elise opuściła odwaga. Pewnie rodzice Reidara mają przyjaciół i znajomych, którzy
należą do zupełnie innej warstwy niż jej rodzina. Skoro Reidar tyle wie o Treschowach, to na
pewno dlatego, że zna obecnie żyjących potomków. Oby tylko Hilda nie musiała przechodzić
przez to samo co ona!
- Powiedziałeś chyba swoim rodzicom, że jesteśmy tylko zwykłymi robotnikami?
Hilda spojrzała na siostrę z irytacją.
- Znowu zaczynasz! Czy naprawdę myślisz, że wszyscy są tacy jak napuszeni
Ringstadowie?
- Nie chciałam urazić Reidara, ale po tym, co przeszłam z teściami, mogłam nabawić
się kompleksów. Obie wiemy, że spotkanie wschód - zachód lub zachód - wschód może
rodzić trudności.
- Może dla innych, ale nie dla nas. - Uśmiechnęła się do Reidara. - Ty nie jesteś taki, i
czuję, że twoi rodzice też nie przywiązują zbytniej wagi do pochodzenia. Poza tym, Elise,
mamy dla ciebie jeszcze jedną dobrą wiadomość: Peder będzie mógł przejść do czwartej
klasy. Na próbę.
Elise poczuła, jak radość wypełnia jej piersi i jednocześnie coś dławi ją w gardle.
- Czy to prawda? Bardzo dziękuję, Reidarze. To na pewno twoja zasługa.
Reidar uśmiechnął się.
- Nie udało mi. się nauczyć Pedera czytać, ale rozmawiałem z przewodniczącym rady
pedagogicznej i powiedziałem, że chłopak jest bardzo uparty. Wyjaśniłem również, że być
może ma jakąś wadę wzroku i istnieje nadzieja, że okulary rozwiążą jego problem. Natomiast
jeżeli okulary nie pomogą, to...
Elise wiedziała, co to oznacza. Ale pomyślała sobie, że nie ma co martwić się na
zapas. Miała nadzieję, że Wang - Olafsenowi uda się załatwić wizytę u okulisty w niezbyt
odległym terminie.
- Co dziś robiłaś? - rzuciła nagle Hilda. - Myślałam, że cały stół kuchenny będzie
zarzucony materiałem i wykrojami na strój kąpielowy dla pani Paulsen. - Odwróciła się do
Reidara i roześmiała. - Elise będzie szyła kostium kąpielowy dla pani Paulsen. Z czepkiem,
marszczeniami i gumkami pod kolanami. Już nie mogę się doczekać, kiedy go przymierzę.
Chciałbyś mnie zobaczyć w tym stroju z marynarskim kołnierzem i paskiem w talii?
- Hilda! - przeraziła się Elise. - Nie wolno ci przymierzać ubiorów pani Paulsen! Poza
tym żaden mężczyzna nie powinien oglądać kobiety w kostiumie kąpielowym. To nie
przystoi i już!
Hilda znowu się roześmiała.
- Przecież wychodzę za niego za mąż!
Elise poczuła, że się zaczerwieniła. Nigdy nie pozwoliła, by Emanuel widział ją bez
ubrania, nawet w najbardziej intymnych sytuacjach. Nie bez powodu kobiety kąpały się w
osobnych zamkniętych basenach. Trzeba mieć trochę wstydu, Hilda zaś wydaje się zbyt wy-
zwolona.
Na szczęście wyglądało na to, że siostra już zapomniała, o co pytała. Zajęła się
robieniem kawy, a Reidar usiadł przy stole. Elise natomiast wzięła Hugo i poszła do Magdy
kupić papier listowy. Kiedy Hilda i Reidar znowu znikną, przepisze historię na czysto i wyśle
do gazety.
Już dobrą chwilę temu przestało padać, ale na dworze wszędzie było mokro. Mokre
gałęzie bzu smagnęły Elise po twarzy, kapało z rynien, a na ścieżce od schodów do furtki
płynęła woda, tworząc mały strumyk. Elise uszła zaledwie kilka metrów, gdy brzeg jej
spódnicy całkiem nasiąknął wodą, a buty przemiękły od błota. Koła wózka ciągle utykały w
grząskiej ziemi.
Wesele w domu majstra... Elise uśmiechnęła się. Z całego serca życzyła Hildzie jak
najlepiej, ale nie mogła oprzeć się skojarzeniom z własnym ślubem, od którego minął już
ponad rok. Była taka szczęśliwa tego dnia, czuła, że wszystko toczy się właściwym torem, że
wreszcie jej się ułoży. Jak mało wiemy o jutrzejszym dniu!
Jeżeli rodzice Reidara okażą się tak wspaniałomyślni, że rzeczywiście nie będzie
miało dla nich znaczenia, skąd Hilda pochodzi i że urodziła już dwoje panieńskich dzieci, to
dobry znak. Wtedy nie będzie musiała się martwić. Jednak trudno uwierzyć, by ktokolwiek
do tego stopnia był wolny od uprzedzeń, zwłaszcza ktoś z zachodniej strony rzeki, kto w
dodatku liczy na to, że syn skończy studia i zostanie lekarzem.
Może jej wizerunek poprawi fakt, że opowiadania siostry ich synowej zostały przyjęte
przez „Verdens Gang”? I „Nylasnde”? Może to ostatnie też uda się opublikować? Elise
zrobiło się gorąco na samą myśl. Gdyby spotkała rodziców Reidara, opowiedziałaby im o
Oline. Bez podawania nazwisk, oczywiście. Mogłaby opisać to, co przeżyła tego dnia, kiedy
natknęła się na Oline w sklepie i usłyszała, co jej się przydarzyło. Gdyby rodzice Reidara się
dowiedzieli, że dobrze sytuowany jegomość, w dodatku właściciel znanej restauracji, pomógł
Oline, dając jej pracę i mieszkanie, przyszłoby im może na myśl, że nie mogą być gorsi, i nie
okażą swego rozczarowania, gdy zobaczą ten „kurnik”, jak pani Ringstad określiła dom
majstra.
- Elise?
Odwróciła się zaskoczona. Zobaczyła, że z tyłu idzie Agnes.
- To ty, Agnes? Dawno cię nie widziałam. - Elise sama czuła, że mówi i zachowuje
się nienaturalnie. Rozmyślała o tym, co powiedziała jej Oline, i naprawdę planowała
odwiedzić Agnes któregoś dnia, ale postanowiła, że musi się do tego przygotować. Teraz nie
była jeszcze gotowa.
- Tak, zastanawiałam się, co się z tobą dzieje. Mam nadzieję, że już nie chowamy do
siebie urazy.
- Nie, ale wiesz, - taka ostatnio jestem zajęta, mam mnóstwo roboty przy chłopcach,
Hildzie i Hugo. Poza tym zarabiam szyciem. Nie zostaje mi zbyt wiele czasu.
Wydawało się, że Agnes jej nie słucha.
- Wiesz, że Johan wyjechał? Elise nie potrafiła skłamać.
- Tak, Anna poprosiła mnie, bym poszła go odprowadzić i pożegnać. Rozumiem, że
się pokłóciliście?
Agnes wzruszyła ramionami.
- Ciągle się kłóciliśmy. Ale dziwisz się? Johan jest strasznie skąpy i nieruchawy. A
więc pożegnałaś się ze swoim dawnym ukochanym? - Uśmiechnęła się. - To na pewno było
dużo cieplejsze pożegnanie od tego, które ja mu zgotowałam.
- Anna uznała, że byłoby przykro, gdyby nikt mu nie pomachał.
- A ty zaraz chętnie pobiegłaś, wyobrażam to sobie. Wiesz chyba, że Johan się cieszy,
że będę miała dziecko?
Elise nie wiedziała, co powiedzieć.
- Johan lubi dzieci - bąknęła tylko.
- Wydawało mi się przez jakiś czas, że ojcem dziecka jest Magnus, ale pomyliłam się.
Napisałam do Johana i wyznałam mu to w liście.
Elise poczuła, jakby otrzymała cios pod żebra. Powinna doznać ulgi, że teraz
Johanowi nie będzie przykro, kiedy się dowie, że będzie miała dziecko z Emanuelem, ale
czuła tylko tępy ból. Johan nie uchyli się od odpowiedzialności, jeżeli dziecko Agnes jest
jego.
- Dlaczego nic nie mówisz? - Agnes przyglądała się jej. - Czy mimo wszystko miałaś
nadzieję, że Johan do ciebie wróci?
- Co za bzdury opowiadasz? Dlaczego miałabym liczyć na powrót Johana, skoro on
ma żonę, a ja męża?
- Nie musisz mnie okłamywać. Znam cię, Elise. Nigdy naprawdę nie kochałaś
Emanuela. To o Johanie zawsze marzyłaś, marzyłaś o nim również wtedy, gdy wychodziłaś
za mąż. Przyznaj się. Ale mówię ci: poddaj się! Nie oddam Johana. Teraz może stanie się
sławny i będzie pławił się w pieniądzach, lecz te pieniądze będą moje, nie dostaniesz ich ty
ani żadna inna.
Elise zdenerwowała się.
- Nie rozumiem, jak możesz opowiadać takie głupstwa! Myślisz, że interesowałabym
się Johanem dla jego pieniędzy? Że jestem tego pokroju?
- A kto nie jest? Dlaczego więc poszłaś się z nim pożegnać na przystań? Może i listy
do niego piszesz? - spojrzała na Elise surowo.
Zła na samą siebie Elise poczuła, że się czerwieni.
- Dostałam od niego list. Napisał o swojej pracy, a ja mu odpisałam. Lecz jeśli
myślisz, że to był list miłosny, to jesteś w błędzie.
- Myślę, co mi się podoba. I uważam, że nie jesteś aniołem. Emanuel odszedł od
ciebie i jesteś teraz biedną szwaczką. Łapiesz okazję, która się nadarza, jak wszyscy inni, i
wiesz dobrze tak jak ja, że Johanowi miękną kolana, gdy tylko cię zobaczy.
W Elise zagotowało się ze złości.
- Nie wszyscy są tak wyrachowani jak ty! Nie zamierzałam niszczyć jego kariery,
każąc mu brać sobie na głowę rozwódkę z dwójką... chciałam powiedzieć z dwójką braci,
siostrą oraz własnym i przysposobionym dzieckiem na utrzymaniu.
Powinna była się ugryźć w język, omal się nie wygadała. Miała jednak nadzieję, że
Agnes się nie zorientowała.
Nagle Agnes chwyciła jej szal i mocno szarpnęła.
Zrobiła to tak szybko i niespodziewanie, że Elise nie zdążyła zareagować.
- Co ty robisz? - spojrzała na Agnes z wściekłością.
- Powiedziałaś dwójką? Nie pomyliłaś się. - Utkwiła wzrok w brzuchu Elise, który już
zaczynał się zaokrąglać pod cienką bawełnianą spódnicą. - Czy Emanuel wie, że znowu
zostanie ojcem?
Elise poczuła, że krew jej odpłynęła z twarzy. Zakręciło się jej w głowie i musiała się
oprzeć o wózek.
- Bądź tak miła, Agnes! Proszę cię, nie mów o tym nikomu! leszcze nie. I tak jestem
zrozpaczona. To, co mówisz o mnie i Johanie, to nieprawda. Nie miałam zamiaru ci go
odbierać. Jeżeli się dowie, że dziecko, które nosisz, jest jego, na pewno znowu się pogo-
dzicie. Będzie dobrym ojcem dla twojego dziecka.
Agnes stała nieruchomo i wpatrywała się w Elise.
- Dasz mi słowo honoru, że nigdy nie spróbujesz mi go odebrać?
- Nie ma takiej potrzeby. Kiedy Johan się dowie, że będę miała dziecko z Emanuelem,
zrozumie, że nie możemy być razem.
- A więc to prawda, że pragnęłaś czegoś więcej, zanim się zorientowałaś, że jesteś w
ciąży?
Elise pokręciła głową, oszołomiona i zrozpaczona jednocześnie.
- Zawsze kochałam Johana, ale Emanuela również naprawdę kochałam, kiedy
wychodziłam za niego za mąż. Gdyby nie spotkał Signe, nadal żylibyśmy ze sobą i dobrze by
nam było. Jestem tego pewna.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Nie ma innej odpowiedzi. Nie zdążyłam posunąć się w myślach tak daleko, gdy
zorientowałam się, że jestem w ciąży.
- I nie powiedziałaś o tym Johanowi? Elise pokręciła głową.
- Zamierzasz to zrobić? Elise ponownie zaprzeczyła.
- Dlaczego nie?
Elise poczuła, że szumi jej w uszach. Miała wrażenie, że zemdleje, jeśli nie usiądzie.
Nie mogła przyznać się Agnes, że nie powiedziała o ciąży Johanowi, ponieważ bała się, jak
on to przyjmie. Agnes nadal wpatrywała się w nią uporczywie.
- Czy dlatego, że się bałaś, że go rozczarujesz? Elise nie odpowiedziała.
- Nie myśl o tym, Elise. Napiszę do niego i opowiem, jak jest. Będzie tak, jak
mówiłaś: kiedy dowie się, że dziecko jest jego, zapomni o wszystkim.
Elise poczuła, jak znowu ogarnia ją wściekłość, zawroty głowy nagle ustały. Nie
podobała jej się myśl, że wiadomość dotrze do Johana od Agnes.
- W takim razie wyprowadź się od Magnusa Hansena i zachowuj się przyzwoicie -
rzuciła.
- Chryste. Co się tak wściekasz, Elise? Wiesz chyba, jaka jestem. Jeżeli jakiś
mężczyzna się za mną ogląda, nie mogę mu się oprzeć. Ale, jak mówiłam, sądzę, że dziecko
nie jest jego. W tamtym czasie zabawiałam się z Johanem. Zanim zaczął się dąsać i krzywić,
i już w ogóle nie chciał ze mną sypiać.
- Jednak nie możesz mieć pewności. Może się mylisz? Może urodzisz dziecko z taką
samą czarną czupryną jak włosy tego, z którym mieszkasz?
Agnes roześmiała się.
- Nie do twarzy ci ze złością, Elise. Przepraszam, że cię rozczarowałam. Nie jestem
taka głupia, jak myślisz, i wiem, że miałaś nadzieję, że zejdziecie się z Johanem. Muszę już
iść. Wybieram się do domu, żeby napisać list.
Odwróciła się i ruszyła w przeciwnym kierunku.
Elise chciała zawołać za nią i prosić, by się trochę wstrzymała, aż sama Johanowi o
tym napisze, ale nie mogła. Agnes miała wszelkie prawa, to ona była żoną Johana.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Szkoła rozpoczęła się na dobre, lato minęło, a w powietrzu czuło się zimny powiew
jesieni.
Zbliżał się ślub Hildy, ale Elise do tej pory nie spotkała się jeszcze z rodzicami
Reidara. Pani Lovlien na wieść o tej ważnej uroczystości zaofiarowała się, że upiecze tort,
lecz poza tym wykazała niewielkie zainteresowanie. Elise nie dostała jeszcze odpowiedzi z
„Verdens Gang” ani też nie napisała i nie dostała listu od Johana. Emanuel również nie dawał
znaku życia, lecz z tego akurat była zadowolona. Nie miała zaufania do Agnes i nie byłaby
zdziwiona, gdyby przyjaciółka wypaplała wszystko Karoline albo komuś innemu, kto mógłby
zawiadomić Ringstadów. Jednak do tej pory nie zdarzyło się nic takiego, co by na to
wskazywało.
Siedziała w kuchni i szyła malutkie ubranko dla Braciszka, ponieważ Hilda wyszła z
domu szukać pracy, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili do środka wszedł
Wang - Olafsen.
Elise pośpiesznie wstała od stołu i dygnęła.
- Pan Wang - Olafsen? Co za niespodzianka? - Czym prędzej zaczęła sprzątać ze
stołu.
Powstrzymał ją ruchem dłoni.
- Ależ proszę sobie nie przeszkadzać w pracy. Mam tylko kilka słów do przekazania i
zaraz muszę iść.
- Proszę przynajmniej na chwilę usiąść na stołku. Poczęstuję pana kawą, jeśli pan nie
odmówi.
- Dziękuję. Owszem, znajdę chwilę czasu na filiżankę kawy. Odłożył kapelusz i laskę
na skrzynię na drewno i usiadł, nie zdejmując płaszcza.
- Mam dla pani niespodziankę. Spojrzała na niego w napięciu.
- Udało mi się odnaleźć pani wujków. Obaj żyją i mają się jak najlepiej.
Elise poczuła, że się zarumieniła na twarzy.
- Naprawdę? Żyją? Czy wie pan coś o nich?
- Obaj mieszkają w stanie Waszyngton. Jeden się ożenił i ma gromadkę dzieci, drugi
jest kawalerem. - Pan Wang - Olafsen poszperał w kieszeni i wyjął niedużą karteczkę. - Tutaj
zapisałem adres do jednego z nich. Nie wiem tylko, do którego: żonatego czy tego drugiego,
ale to chyba nie ma większego znaczenia.
Elise wzięła kartkę i spojrzała na widniejący tam adres.
Nagle poczuła, że brakuje jej tchu. Wuj nazywał się Kristian Aas. Wiedziała, że
nazwisko panieńskie matki brzmi Aas, ale dlaczego mama dała swemu synowi imię po
bracie, skoro nie chciała mieć z nim nic do czynienia?
- Czy coś się stało? - zaniepokoił się Wang - Olafsen. Elise opadła na stołek.
- Nie, tylko jestem zaskoczona. Nie wiedziałam, że Kristian nosi imię jednego z
mamy braci.
- Moim zdaniem to chyba nic dziwnego. - Uśmiechnął się.
- Dla mnie tak. Skoro mama nie chciała utrzymywać z nimi kontaktu, to raczej
dziwne.
- Być może darzy braci silniejszym uczuciem, niż się do tego przyznaje. Może ją pani
zapytać.
Elise pokręciła głową.
- Boję się, że nie będzie zadowolona z tego, że zdobyłam ten adres. A już na pewno,
jeśli do nich napiszę.
- A więc zamierza pani to zrobić?
- Myślę, że nie umiałabym się powstrzymać. To nasi najbliżsi krewni, a dzieci
jednego z nich są naszymi kuzynami. Jedynymi, jakich mamy, o ile wiem. Tutaj nie mamy
żadnej rodziny, którą bym znała, a często mi tego brakowało.
- Potrafię to zrozumieć. Ja też mam bardzo małą rodzinę, tylko jednego syna, Carla
Wilhelma. Ku mojej największej radości właśnie się dowiedziałem, że jego żona, Olga
Katrine, jest w błogosławionym stanie. Urodzi w lutym.
- Gratuluję. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, i życzę panu udanego wnuka.
Nawiązał pan taki dobry kontakt z Pederem, że z pewnością będzie pan troskliwym
dziadkiem.
Uśmiechnął się.
- Wierzę w to. A co słychać u Pedera? Może uczyć się dalej w wyższej klasie?
- Tak, na próbę.
- No tak. Ale byłbym zapomniał. Umówiłem go na wizytę u mego okulisty w
następny wtorek. Mam nadzieję, że termin wam odpowiada?
Podał Elise inną karteczkę z nazwiskiem, adresem i godziną.
- Gdyby nawet „nie pasował, zrobiłabym wszystko, żeby móc tam pójść. Taka jestem
ciekawa, co lekarz powie.
- Przykro mi, że to tak długo trwało, ale mój okulista ma odległe terminy, a poza tym
nie mogłem od razu do niego zadzwonić, bo byłem bardzo zajęty. - Uśmiechnął się
przepraszająco. - Rozumie pani, zaangażowałem się w debatę na temat języka norweskiego, a
ten spór jest tak zacięty, temperamenty ścierają się na łamach gazet, w Stortingu, a także na
nieformalnych spotkaniach.
Elise popatrzyła na gościa zdziwiona, nie bardzo wiedziała, o czym on mówi. Tutaj
nad rzeką mieli własną „debatę językową”, to znaczy żadną debatę, tylko wyrażanie silnych
emocji.
Wang - Olafsen musiał się zorientować, że Elise nie rozumie, i wyjaśnił:
- Powstało pytanie, czy językiem obowiązującym ma być riksmal czy landsmal. Partie
stanęły naprzeciw siebie niczym „chłopi i zwolennicy króla przed bitwą pod Stiklestad”.
Wielu odbiera przedstawione zmiany jako osobisty atak. Rozumie pani, język wiąże się
blisko z poczuciem tożsamości.
Słuchała uważnie i potakiwała głową.
- Tu nad rzeką też daje się to zauważyć. Niektórzy nie lubią, gdy używam „pięknego”
języka, twierdząc, że nie mogę być jedną z nich, dopóki inaczej mówię. Matka miała dobre
intencje, kiedy uczyła nas języka, który mógł dać nam większe możliwości, jednak niektórzy
twierdzą, że wyświadczyła nam niedźwiedzią przysługę. Skinął w zamyśleniu.
- To rzeczywiście taka mała paralela do sporu dotyczącego języka w kraju. Ów wielki
spór o język toczy się o to, co jest norweskie. Zwolennicy landsmalu nazywają obywateli o
obcych nazwiskach imigrantami i twierdzą, że reprezentują oni to, co obce i nieautentyczne.
Zapominają, że zostanie nas niewielu, jeżeli się od tamtych odetniemy. Norwegia jako
niezależny kraj istnieje od tysiąc osiemset czternastego roku i dopiero później powstawała
nasza historia nowożytna, która dla nas coś znaczy. Fridtjof Nansen uważa, że spora
większość siły nośnej naszego narodu należy właśnie do ludności napływowej. Mówi, że
„wszystkie kultury narodowe często właśnie imigracji zawdzięczają dostarczanie narodom
najlepszych sił”. Przepraszam, pewnie panią zanudzam - dodał Wang - Olafsen z uśmiechem.
Elise zaprzeczyła.
- Nie, wręcz przeciwnie, uważam, że to bardzo interesujące. Tak rzadko spotykam
kogoś, kto może mi powiedzieć, co się dzieje w kraju. Nie stać nas na kupno gazet, a ludzie
w okolicy są przeważnie zajęci swoimi sprawami.
Wang - Olafsen znowu się uśmiechnął.
- Podziwiam panią, pani Ringstad. Wiem, że ma pani tyle pracy, a mimo to znajduje
pani czas, żeby wysłuchać takiego starego człowieka jak ja i okazać zainteresowanie dla
wszystkich spraw, o których opowiadam.
- Tego by tylko brakowało, żebym nie znalazła dla pana czasu. To ja czuję się
zaszczycona, że zadaje pan sobie trud, żeby mi zdać relację z tylu ciekawych rzeczy.
Słyszałam, że spór toczy się również wśród chrześcijan. Nie ma wśród nich jedności co do
tego, jak należy głosić Biblię.
Skinął głową.
- Dyskutują o tym, czy istnieje konkretne piekło, gdzie grzesznicy są poddawani
fizycznym cierpieniom, oraz czy taniec i teatr to grzech. Konserwatyści atakują liberałów,
którzy uważają, że należy rozróżnić podstawy chrześcijaństwa od tekstu uwarunkowanego od
czasu, w którym powstał. Ostatnio rząd Michelsena powołał młodego badacza z kręgu
liberałów, Johannesa Ordinga, do prowadzenia fakultetu teologicznego w Kristianii. Wskutek
tego Christopher Knudsen wystąpił z Rady Kościoła Narodowego. Rozumie więc pani, że
nastroje są gorące. Elise uśmiechnęła się.
- Myślę, że zostanę przy Armii Zbawienia.
Wang - Olafsen milczał przez chwilę, przyglądając się Hugo, który leżał na chodniku
i bawił się spokojnie drewnianymi akcesoriami kuchennymi.
- Poza tym ludzie interesują się również wynalazkami technicznymi. Na przykład
światłem elektrycznym. - Ponownie skierował wzrok na Elise. - W salonach bogatych willi
po drugiej stronie rzeki palą się już żarówki elektryczne.
- Widziałam je u Paulsenów.
- Tak, prawda. Szyje pani przecież dla pani Paulsen. Zapomniałem o tym z pośpiechu.
A teraz szyje pani ubranko dla chłopczyka, jak słyszałem? To śliczny mały berbeć o dobrym
usposobieniu, takie odniosłem wrażenie. Wie pani, że pierwszy raz, kiedy go zobaczyłem,
wydał mi się podobny do Pedera. - Roześmiał się. - To pewnie dlatego, że pani młodszy brat
ujął mnie już od pierwszego spotkania. Jasne włosy, niebieskie oczy, piegi i zadarty nos,
uważam, że jest uroczy.
Elise nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Roześmiała się, lecz sama słyszała, jak
nienaturalnie zabrzmiał jej śmiech. Jednak kiedy na powrót zerknęła na gościa, zauważyła, że
pogrążył się we własnych myślach.
- Martwię się o panią Paulsen. Wydaje mi się, że nie wygląda zdrowo.
Elise otworzyła oczy ze zdumienia.
- Czyżby była chora? Nic niepokojącego nie zwróciło mojej uwagi.
- Jej mąż się denerwuje, że coś jej dolega. Mówił, że bardzo schudła, często jest
zmęczona i wyczerpana. Wcześniej chętnie chodziła do teatru, na koncerty i przyjęcia, teraz
nalega, by mogła zostać w domu.
Elise słuchała i nagle zaniepokoiła się. Wiedziała, że to egoistyczne myśleć w ten
sposób, ale nie potrafiła inaczej. Jeżeli coś się stanie pani Paulsen, będzie to tragedia nie
tylko dla jej męża i Braciszka, lecz i ona, Elise, straci jedyną klientkę, którą miała.
- Była u lekarza?
Wang - Olafsen nieznacznie się uśmiechnął i w tej samej chwili Elise zrozumiała, że
ludzie tacy jak pani Paulsen nie chodzą do lekarza, tylko lekarz przychodzi do nich.
- Doktor był u nich kilka razy, lecz nie może znaleźć przyczyny.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- Tak, miejmy nadzieję. Była taka szczęśliwa, kiedy pojawił się w ich domu ten
chłopczyk. Długi czas wyglądało na to, że nie będzie mogła mieć dzieci, lecz nagle szczęście
się do nich uśmiechnęło. Rzadko widywałem matki, które by tak ubóstwiały swoje dziecko
jak ona. Na myśl o tym robi mi się ciepło na sercu.
Elise skinęła głową. Jego słowa sprawiły jej jednocześnie przyjemność i przykrość.
Na zewnątrz rozległy się kroki i podniesione chłopięce głosy, a chwilę potem w
drzwiach ukazali się Peder i Evert.
Zatrzymali się nagle zaskoczeni.
- Dżentelmen? - Twarz Pedera rozjaśniła się. - Przepraszam, to znaczy... - zerknął
bezradnie na Elise, bo najwyraźniej zapomniał, jak ów jegomość się nazywa.
- Panie Wang - Olafsen - pomogła mu.
Wang - Olafsen wstał ze stołka i podszedł do chłopców z uśmiechem, wyciągając
dłoń.
- Dzień dobry, Pederze - rzekł, a następnie podał rękę Evertowi. - Dzień dobry, młody
człowieku. Jak to miło, że zdążyłem was jeszcze zobaczyć przed wyjściem.
- Nie ma pan czasu, żeby trochę z nami zostać? - Peder wydawał się rozczarowany. -
Przyniosę Puszka. Opowiadałem mu, jak się u nas znalazł, i teraz na pewno się ucieszy, kiedy
wreszcie spotka „dżentelmena”. - Nie czekając na odpowiedź, wypadł na dwór.
Wang - Olafsen roześmiał się.
- Myślę, że będę musiał odłożyć swoją sprawę i zostać trochę dłużej, jeżeli nie ma
pani nic przeciwko temu, pani Ringstad.
- Oczywiście, że nie. Peder tyle o panu opowiada i tak bardzo się niecierpliwił, kiedy
nas pan odwiedzi.
- A więc to jest Evert. - Wang - Olafsen uśmiechnął się przyjaźnie. Słyszałem, że
chodzisz do jednej klasy z Pederem.
Evert ukłonił się w odpowiedzi. Czuł się niezręcznie i najwyraźniej nie wiedział, jak
ma się zachować wobec mężczyzny w czarnym garniturze i w białym kołnierzyku.
- Jest moim najlepszym przyjacielem - mruknął, nie podnosząc wzroku.
- Miło mi to słyszeć. To na pewno zabawny kolega. Czy ciągle mówi coś dziwnego?
Evert skinął głową.
- Ale nauczyciel się złości, a Pingelen i inni drażnią się z Pederem i wyzywają go, że
jest analfabetą.
- Chciałeś powiedzieć: analfabetą? - Wang - Olafsen wydawał się wstrząśnięty. -
Mam nadzieję, że bierzesz go wtedy w obronę i mówisz, że Peder wcale nie jest głupi, tylko
ma wadę wzroku.
Dopiero teraz Evert podniósł głowę i spojrzał na jegomościa przestraszony.
- Coś jest nie tak z jego oczami? Musi mieć binokle? Wang - Olafsen nie zdołał
powstrzymać się od śmiechu.
- Tylko tacy starzy panowie jak ja muszą używać binokli z klamerką na nosie. Myślę,
że Peder zaraz by je zgubił, zwłaszcza że dużo biega i skacze. Ale może dostanie okulary,
które mocuje się za uszami. Zobaczysz, będzie czytał jak pastor.
Evert stał nieruchomo i patrzył ze zdumieniem na gościa, po czym spytał z
niedowierzaniem:
- Tak jak czytają w kościele? Z „amen” na końcu i takimi tam? Wang - Olafsen
roześmiał się, a jego śmiech całkiem wypełnił niedużą kuchnię.
- No nie, widzę, że ty również jesteś małym dziwakiem! Kiedy mówię, że będzie
„czytał jak pastor”, to mam na myśli tylko to, że będzie dobrze czytał. Pastorzy dużo czytają,
wiesz.
Evert nie roześmiał się, tylko się zamyślił.
- Pastor nie czytał, kiedy panią Berg mieli zakopać w ziemi. Myślałem, że przeczyta
dla niej coś cudnego, ale chyba było mu zimno w nogi.
Wang - Olafsen spojrzał na chłopca z powagą.
- Mimo że była zima i zmarzły mu nogi, to uważam, że powinien przeczytać coś
ładnego pani Berg. Czy to ta starsza pani, u której mieszkałeś, zanim tu przyszedłeś?
Evert przytaknął.
- Wydawało mi się, że zasnęła, ale Elise powiedziała, że ona nie żyje. Zapomniałem
swojej kołdry, tabliczki, abecadła i paska, ale Elise wszystko mi przyniosła i zaszyła
wszystkie dziury.
Wang - Olafsen uniósł brwi zaskoczony.
- Jak to: wszystkie dziury? - spytał, nie rozumiejąc.
- Wszystkie dziury w mojej kołdrze.
- Ach tak. Naprawdę dobrze się stało, że znalazłeś nowy dom u pani Ringstad.
Evert przestraszył się nie na żarty.
- Ja nie mieszkam u pani Ringstad. Ona ma duże gospodarstwo z dzwonem
kościelnym na dachu. Nie wiem, po co, ale chyba pożyczyła od pastora.
Wang - Olafsen nie roześmiał się tym razem, uśmiechnął się tylko i poczochrał Everta
po włosach.
- Jest wiele rzeczy, o których nie wiecie, wy, którzy mieszkacie nad rzeką i nie
wyjeżdżacie na wieś na wakacje. Domyślam się, dlaczego mnie źle zrozumiałeś. Wiesz,
siostra Pedera też nazywa się Ringstad.
Evert wpatrywał się w jegomościa z niedowierzaniem.
- Teraz myślę, że chyba zmyślasz.
W tej samej chwili drzwi otworzyły się z rozmachem i do kuchni wparował Peder z
kotem na rękach. Był zdyszany i czerwony na twarzy.
- Puszek schował się w komórce. Wydaje mi się, że polował na myszkę, bo prychał na
mnie, kiedy go wyciągałem.
- A więc jest nasz Puszek. - Pan Wang - Olafsen uśmiechnął się. - Urósł od czasu,
kiedy go przyniosłem. I ma lśniące futerko, myślę, że dobrze o niego dbasz, Pederze.
- Jasne. Razem się nim opiekujemy, Evert i ja. W nocy bijemy się, kto go będzie miał
jako poduszkę. Wtedy kładzie się między nami, jak gdyby pilnował, żebyśmy się nie kłócili o
niego. I mruczy tak jak automobil dyrektora.
Wang - Olafsen roześmiał się i spojrzał na Elise.
- Ależ u pani musi być wesoło, pani Ringstad, skoro może pani codziennie
przysłuchiwać się wszystkiemu, co mają do opowiedzenia ci wspaniali chłopcy.
Elise skinęła z uśmiechem.
- Tak, mam szczęście.
Peder i Evert popatrzyli po sobie, najwyraźniej gotowi się roześmiać.
- Wspaniali? - powtórzył Peder, tłumiąc śmiech, i spojrzał w dół na brudną koszulkę i
spodnie z kolejną dziurą na kolanie. Potem podszedł do Wang - Olafsena i podał mu Puszka.
- Proszę, dżentelmenie. Może go pan pożyczyć. Na tak długo, jak pan chce.
Ku zdumieniu Elise starszy pan wziął kota, ułożył go sobie wygodnie w zagłębieniu
ramienia i zaczął głaskać po grzbiecie.
- Chciałbym mieć kota, ale tak rzadko bywam w domu. Nie powinno się brać
zwierzątka, jeśli nie można się nim dobrze zająć.
- Może go pan wziąć na noc, jeśli odda go pan jutro rano.
- Dziękuję bardzo, to miło z twojej strony, Pederze, ale wątpię, by Puszek chciał was
opuścić. A jeśli zatęskni za domem i ucieknie?
Peder i Evert spojrzeli na siebie, pewnie to dla nich trudne pytanie.
Po chwili Peder zwrócił się znowu do Wang - Olafsena i rzekł uroczyście:
- I tak może go pan pożyczyć, bo nam go pan dał. Jeżeli nie ma pan pieniędzy, żeby
mu kupić rybę, to na pewno Puszek znajdzie jakąś mysz pod pana łóżkiem.
Wang - Olafsen był wyraźnie wzruszony.
- Dziękuję, Pederze, ale rozumiesz, nie idę prosto do domu, muszę iść jeszcze na
spotkanie. Czy mógłbym raczej przyjść jeszcze któregoś dnia i pobyć z nim trochę tu u was?
Peder i Evert skinęli równocześnie głowami, wyraźnie im ulżyło.
Wang - Olafsen oddał Puszka Pederowi i zwrócił się do Elise.
- Jestem niestety zmuszony już iść, choć chętnie zostałbym dłużej. Za każdym razem,
gdy z wami przebywam, jeszcze długo potem mam dobry humor.
Peder popatrzył na niego zamyślony.
- W takim razie niezbyt często jest pan w dobrym humorze? Elise słyszała śmiech
Wang - Olafsena jeszcze jakiś czas potem, gdy zniknął za drzwiami.
Wsunęła rękę do kieszeni fartucha i sprawdziła, czy kartka jeszcze tam leży. Czy
powinna się odważyć i napisać do wujka z Ameryki?
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Kiedy Elise dwa dni później siedziała w kuchni i wykonywała ostatnie szwy w
kostiumie kąpielowym pani Paulsen, usłyszała, że Hilda rozmawia z kimś na zewnątrz. Głos
należał do mężczyzny, być może Reidar postanowił wpaść w czasie przerwy.
Hildzie nie udało się jeszcze znaleźć żadnej pracy i zastanawiała się, czy nie zacząć
sprzątać po domach, ale nie bardzo miała ochotę. Jeśli się wkrótce nie zdecyduje, Elise
będzie musiała ją zmusić. Nie stać ich, by któraś z nich była bez pracy; to Hilda powinna się
raczej zająć sprzątaniem u ludzi, ponieważ Elise musiała się opiekować Hugo, a poza tym
była w ciąży.
Skoro siostra już wróciła, to niemożliwe, by zdążyła zapytać o pracę w kilku
miejscach. Elise głęboko zaczerpnęła powietrza. Kiedy Hilda pracowała w przędzalni w
Nydalen, była obowiązkowa i pracowita, ale kiedy nie miała nic do roboty, robiła się z dnia
na dzień coraz bardziej leniwa. Nie powinna tak wcześnie się poddać, zostało jeszcze wiele
godzin do chwili, kiedy zawyją fabryczne syreny i robotnicy zaczną strumieniem opuszczać
przędzalnię Graaha i Hjula. Elise musi Hildę zdyscyplinować. Dziewczyna stoi oto w biały
dzień i urządza sobie pogaduszki z Reidarem, to wstyd.
Elise wstała od stołu, pośpiesznie wyszła z kuchni i stanowczym krokiem ruszyła do
narożnika domu.
- Hilda? Gdzie ty się podziewasz?
To nie Reidar, lecz listonosz. Jeszcze gorzej. Jak Hilda może trwonić czas w ten
sposób i zostawiać Elise samą z całą robotą.
- Już idę! - Głos Hildy brzmiał radośnie i lekko. - Jest do ciebie list, Elise. -
Wymachiwała białą kopertą.
Elise poczuła, jak serce w jej piersi szybciej i mocniej zabiło. Czy to od Johana?
W następnej chwili doznała bolesnego ukłucia. Na pewno dostał już list od Agnes, że
Elise spodziewa się dziecka, i jeśli do niej napisał, to raczej nie było to nic przyjemnego. Z
pewnością czuł się rozczarowany, zraniony i zły.
Hilda szybko zbliżała się w stronę siostry.
- Myślę, że to z redakcji „Verdens Gang”.
Elise wstrzymała oddech, a potem łapczywie chwyciła list, odwróciła się i czym
prędzej weszła do domu. Hilda truchtem pobiegła za nią.
- Pozwól mi też zobaczyć! Elise rozerwała kopertę.
Szanowna Pani Elias Aas!
Otrzymaliśmy Pani opowiadanie Bliźni i chcielibyśmy je zamieścić w naszej gazecie.
Z przykrością zawiadamiamy, że nie mogliśmy przyjąć poprzedniego utworu, jednak przez
wzgląd na naszych czytelników nie możemy zamieszczać zbyt dużej ilości przygnębiających
materiałów. Natomiast opowiadanie Bliźni jest utrzymane w pogodniejszym tonie i ma
szczęśliwe zakończenie. Ludzie pragną, by tak było. Prosimy o kontakt. Honorarium zostanie
wypłacone w naszej redakcji.
Z poważaniem Ola Thommessen
- Brawo, Elise! To cudownie! Pomyśleć, że przyjęto twoje kolejne opowiadanie! -
Hilda czytała jej przez ramię, teraz klaskała w ręce i tańczyła dokoła kuchni. - Teraz nie
będziesz już musiała szyć do późna w nocy, a ja sprzątać u ludzi.
Elise ledwie słuchała Hildy. Słowa listu jeszcze dźwięczały jej w uszach. Ludzie
pragną szczęśliwych zakończeń, pogodniejszego tonu, nie chcą być zarzucani zbyt dużą
ilością smutku. Chcą być oszukiwani! Zamknąć oczy i uszy na rzeczywistość, ukołysać się w
fałszywym przeświadczeniu, że wszystkim jest tak dobrze jak im.
Nie chcieli wiedzieć o młodych matkach, które musiały sprzedawać swe ciało, żeby
przeżyć, i o tych, które, nie mogąc się z tym pogodzić, wolały odebrać sobie życie.
- Dlaczego się nie cieszysz? - Hilda zatrzymała się i spojrzała na siostrę, nie
rozumiejąc. - Przyjęto twoje opowiadanie, Elise! Właśnie o tym marzyłaś. Może udałoby ci
się napisać tyle historii, że nie musiałabyś już zarabiać szyciem? Wtedy ja mogłabym opie-
kować się Hugo i zajmować się domem, a ty byś pisała. Wtedy żadne z nas nie musiałoby
wypruwać sobie żył w fabryce.
Elise skinęła głową.
- Cieszę się, tylko jestem tak zmęczona, że nie potrafię w pełni tego okazać. Do późna
w nocy łatałam spodnie Pedera, Everta i Kristiana i położyłam się dopiero o świcie. Poza tym
nie mam pomysłu na kolejne opowiadania.
Do takiej gazety jak „Verdens Gang” nie mogła napisać o swoim własnym życiu ani
też o Hildzie, którą przekonano, żeby oddała własne dziecko, a drugie jej umarło. Mimo że
„Nylaende” przyjmował takie historie, nie potrzebował ich tyle, a poza tym napisanie książki
zabrałoby zbyt wiele czasu. Zdawała sobie z tego sprawę. Pieniądze potrzebne im były teraz.
- Oczywiście, że masz o czym pisać. Możesz opowiedzieć o mamie, która leżała
śmiertelnie chora i z której śmiercią już się pogodziliśmy, lecz oto wyzdrowiała, spotkała
wdowca i zakochała się niczym siedemnastolatka. Możesz napisać o Annie, o tym, że nikt nie
wierzył, że kiedykolwiek jeszcze wstanie z łóżka lub wózka inwalidzkiego, a ona przeszła
przez kościół na własnych nogach. Albo o Johanie, któremu darowano większość kary,
ponieważ wykazał się wybitnymi zdolnościami w zakładzie kamieniarskim, i który teraz
otrzymał nawet pomoc, by mógł kształcić się dalej w Kopenhadze. Aż roi się od historii,
które potrafią ludzi uszczęśliwić.
- Mogłabym napisać o „dżentelmenie”, który podarował Pederowi młodego kotka, o
Reidarze, który zaofiarował się, że przez całe lato będzie naszego brata uczył czytać - dodała
Elise i uśmiechnęła się. - To prawda, Hildo, istnieje wiele dobra, ale nie tym zamierzałam się
zajmować. Pragnęłam uświadomić ludziom, którzy żyją w dobrobycie, co to znaczy być
biednym. Jak to jest mieszkać w dwanaście osób w dwóch izbach, nie mieć dosyć jedzenia,
marznąć i w domu, i na dworze, ponieważ brakuje zimą drewna na opał albo ciepłego
ubrania, wychodzić w pośpiechu z domu, kiedy fabryczne syreny wyją wczesnym rankiem.
Kiedy ludzie czytają o dziewczynie, która rzuca się do rzeki Aker, przechodzi ich dreszcz, ale
za chwilę o tym zapominają. Natomiast jeśli poznają jej sytuację, opisaną w taki sposób, że
niemal czują to na własnej skórze, to zupełnie coś innego. Dokładnie jak było z tym
zamożnym człowiekiem, który przeczytał moją opowieść o Mathilde i postanowił pomóc jej
rodzinie. Rozumiesz, o co mi chodzi? Co to da, jeżeli przeleję na papier te wszystkie radosne
historie, które mi tylko przyjdą do głowy? Być może kogoś rozweselę, lecz nie pomogę tym
dziewczętom, które, trzęsąc się z zimna, stoją w bramach na Lakkegata i próbują zwabić do
siebie podchmielonych mężczyzn. Nie pomogę wdowie z czwórką dzieci, którą zwolniono z
pracy, ponieważ się spóźniła, i nie pozostaje jej nic innego jak pomoc gminy. Nie pomogę
osieroconemu chłopcu, którego umieszczono w domu pijaka i który musi sobie radzić sam.
Hilda usiadła w milczeniu na stołku i spojrzała na Elise.
- Pisz tak, jak czujesz, Elise. Nie przejmuj się gazetami. Pójdę sprzątać do ludzi.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
Hilda dotrzymała obietnicy. Już następnego dnia wyszła z domu wcześnie rano.
Słyszała, że na Sandakerveien ktoś potrzebuje kobiety do sprzątania.
Elise zdecydowała się napisać do wujka z Ameryki. Najpierw szukała różnych
pretekstów, żeby to odłożyć na później: okazało się, że trzeba zrobić pranie, okna w salonie
wydawały się całkiem szare, a wkrótce w tym domu miało przecież odbyć się wesele. Właś-
nie dziś należało przewietrzyć pościel, bo zrobiło się ładnie na dworze. Teraz, kiedy nadeszła
jesień, mogło padać całymi tygodniami, a gałgankowe kołdry chłopców nie pachniały ładnie,
bo kładli się wieczorem brudni i spoceni. Poza tym Elise musiała pójść do pani Paulsen
zanieść strój kąpielowy i ubranko dla Braciszka. Dawno już powinna oddać te rzeczy,
chociaż pani Paulsen powiedziała, że to nic pilnego.
Kiedy wyniosła kołdry i rozwiesiła je na sznurze, wracając, zatrzymała się na ganku.
To tchórzostwo. Nie musiała wcale myć okien właśnie dzisiaj, a do pani Paulsen mogła się
wybrać po południu, kiedy Hilda będzie w domu i przypilnuje Hugo. Wynajdywała
wymówki, żeby nie pisać listu. Skoro Wang - Olafsen zadał sobie tyle trudu, żeby odszukać
adres wuja, a ona obiecała, że napisze, nie mogła dłużej zwlekać. Hugo poszedł spać, jak
zawsze o tej porze przed południem, Hilda wyszła z domu, a chłopcy byli w szkole, więc
Elise miała rzadką okazję, by znaleźć chwilę spokoju.
Czuła dziwną nerwowość, gdy siadała przy kuchennym stole z ołówkiem w ręku i
blokiem listowym. „Drogi wujku Kristianie...” Nie, to brzmi idiotycznie. Nigdy go przecież
nie spotkała, a on może nawet nie wiedział, że jest wujkiem. Powinna zacząć trochę bardziej
formalnie.
Szanowny Kristianie Aas!
Nazywam się Elise Ringstad i jestem najstarsze córką Pańskiej siostry, Jensine
Levlien, z domu Aas. Pewien życzliwy jegomość, którego latem zeszłego roku poznał mój
młodszy brat, dał mi Pana adres i zachęcił do napisania listu. Mieszkam z trojgiem
rodzeństwa: Hildą, która jest ode mnie rok młodsza, i braćmi Kristianem i Pederem, którzy
chodzą odpowiednio do piątej i czwartej klasy szkoły powszechnej w Sagene w Kristianii.
Ojciec zmarł zimą zeszłego roku, a mama wyszła ponownie za mąż za wdowca, który jest
kancelistą i nazywa się Asbjorn Hvalstad. Mieszkają w pięknym mieszkaniu przy Wzgórzu
Świętego fana.
Elise podniosła wzrok znad bloku. Dlaczego napisała „pięknym”? Czy starała się
wywrzeć lepsze wrażenie? Nie, odpowiedziała samej sobie. Nie chciała, by wuj odebrał ten
list jako prośbę o pomoc. Nie pisała po to, żeby dostawać na święta paczki z Ameryki, lecz
dlatego, żeby matka mogła spokojnie spocząć w grobie pogodzona ze swymi braćmi. Poza
tym wyobrażała sobie, że krewni ucieszą się, gdy otrzymają wiadomość ze starej ojczyzny.
Jestem żoną Emanuela Ringstada, który wcześniej był oficerem Armii Zbawienia,
dziedzica dużego gospodarstwa na południe od Eidsvoll. Niestety niedawno rozstaliśmy się.
Mamy syna, Hugo Ringstada, który urodził się w styczniu tego roku. Mieszkamy w dawnym
domu majstra przy Beierbrua w Kristianii. Poza szyciem zarobkowym piszę opowiadania dla
„Verdens Gang” i pisma kobiecego „Nylaende”.
Zastanowiła się chwilę, po czym dopisała:
Wcześniej pracowałam jako prządka w przędzalni Nedre Voien, zwanej również
przędzalnią Graaha. Hilda była pomocnicą. Gdyby chciał Pan do nas napisać, podaję adres:
Sandakerveien 2, Kristiania, Norwegia.
Z poważaniem Elise Ringstad
Przeczytała list trzy razy, następnie złożyła kartki, włożyła do koperty i zakleiła,
zanim zacznie żałować. Następnie napisała na kopercie nazwisko i adres wuja, ładnie i
starannie, jak tylko umiała.
Gdy tylko Hugo się obudził, wsadziła go do wózka i od razu poszła na pocztę wysłać
list. To kawałek drogi, ale w taką ładną pogodę przyjemnie było się przejść. Hugo uwielbiał
siedzieć w wózku i rozglądać się dokoła, właściwie powinna częściej chodzić z nim na
spacer. Pożyczyła wózek od znajomych Carla Wilhelma i w każdej chwili mogą zażądać, by
go oddała. Wtedy będzie musiała wszędzie nosić synka na rękach, dopóki nie urośnie na tyle,
by mógł chodzić sam.
W drodze powrotnej mogłaby wstąpić do sklepu nabiałowego, ponieważ mieli tam
lepszy biały ser niż ten, który można kupić u Magdy na rogu. Poza tym mogła wziąć bańkę
na mleko, żeby przynieść świeżego z Biermannsgarden. To, które im w domu zostało, już się
zsiadło.
Kilku chłopców przebiegło przez most z bańkami z zupą, w fabrykach trwała przerwa
obiadowa. Najwięksi z chłopców nosili po trzy bańki, spięte razem rzemieniem. Elise
wiedziała, że dostawali po dziesięć ore za jedną tygodniowo i zależało im na tym, żeby wziąć
jak najwięcej naraz. Za trzy bańki przez siedem dni można dostać dwie korony dziesięć ore,
to całkiem niezły zarobek dla takiego smyka, mile widziane i często niezbędne zasilenie
domowego budżetu.
Elise szła w górę Maridalsveien, gdy nagle natknęła się na pijaka. Wiedziała, że już
go gdzieś widziała, ale nie mogła sobie przypomnieć, skąd go zna. Zatrzymał się na jej
widok, stał chwiejnie przez chwilę, po czym zaśpiewał na całe gardło: - Agnes, mój cudowny
motylu, jakże chciałbym cię pochwycić. Wsadzić do komórki...
Urwał i czknął.
- Czy to nie Agnes?
Elise pokręciła głową i chciała szybko przejść obok.
- Ale jesteście podobne. - Znowu czknął i chwycił za wózek, żeby się podeprzeć. -
Niestety Agnes zniknęła - dodał. - Rozpytywałem o nią, ale nikt nie wie, co się z nią stało.
- Puszczaj wózek, śpieszy mi się. - Elise posłała mu gniewne spojrzenie.
- Nie puszczę, aż nie powiesz mi, gdzie jest Agnes.
- Spytaj Magnusa Hansena, który mieszka na samym dole wzgórza Aker. -
Odepchnęła go i czym prędzej ruszyła dalej.
- On też nie wie, co się z nią stało! - zawołał za nią. Elise nie odpowiedziała,
przyśpieszyła kroku.
Co on powiedział? Czy Magnus Hansen nie wie, gdzie się podziała Agnes?
To zastanawiające.
Wzruszyła ramionami. Co ją to obchodzi? Nie były już przyjaciółkami. W każdym
razie po tym, co się stało, kiedy się ostatnio spotkały.
Może Agnes z powrotem przeprowadziła się na poddasze na Maridalsveien? Mogłaby
do niej zajrzeć w drodze powrotnej z poczty, żeby zapytać, czy napisała do Johana. Agnes z
pewnością się zirytuje i odburknie, że nic jej do tego, jednak jeżeli nie napisała, to Elise
będzie zmuszona zrobić to sama. Czekała na odpowiedź od niego i dziwiło ją, że nie przyszło
więcej listów.
Kiedy Elise zbliżyła się do domu przy Maridalsveien, zwolniła kroku. Nagle drzwi
otworzyły się i wyszła jakaś starsza kobieta. Elise przystanęła.
- Przepraszam, nie wie pani, czy Agnes jest w domu? Kobieta wolno odwróciła się i
spojrzała na Elise, mrużąc oczy.
- Agnes? Ona już tu nie mieszka.
- A nie wie pani, gdzie się wyprowadziła?
- Do swojego byłego chłopaka, Magnusa Hansena, na dole wzgórza Aker. Johan ją
zostawił.
A więc to tak, Agnes naopowiadała sąsiadom, że Johan od niej odszedł, więc ze
spokojnym sumieniem mogła wprowadzić się do Magnusa. Elise podziękowała i ruszyła
dalej. Czuła, jak się w niej gotuje ze złości. Agnes nie ma wstydu. Jednak jeśli wierzyć
pijakowi, Magnus też twierdził, że nie wie, co się z nią stało.
Gdy wreszcie dotarła z powrotem do domu, zobaczyła, że Hilda siedzi na ganku.
- Dostałaś tę posadę?
- Tak, ale jestem wykończona. Nie mam już siły. Ręce mam czerwone i spuchnięte,
plecy mnie bolą i prawie nie mogę się wyprostować. Poza tym nie rozumiem, dlaczego mam
harować jak wół, gdy ty spokojnie siedzisz sobie przy stole i piszesz jakąś historię za te same
pieniądze, które ja zarobię w ciągu kilku tygodni.
- Ależ Hildo, nie wiem, czy jeszcze coś ode mnie przyjmą!
- Możesz również pisać do tej kobiecej gazety.
-
„Nylaende” to nieduże czasopismo, które zajmuje się przede wszystkim
emancypacją kobiet.
- To, co piszesz, jest też o emancypacji. Elise westchnęła zrezygnowana.
- Może się zdarzyć, że przyjmą jeszcze jedną, dwie historie, ale co dalej? Istnieją
pewne granice. Ile interesujących losów mogę jeszcze opisać? Poza tym nie sądzę, by na
wszystkie było zapotrzebowanie.
- Możesz napisać książkę.
- Wiesz, ile czasu zajmuje napisanie książki? A z czego będziemy żyli?
Hilda zaczerpnęła głęboko powietrza i podniosła się z trudem.
- Będę myła podłogi, Elise, rozumiem, że muszę. Aha, dziś wieczorem będziemy
mieli gości. Matka i ojciec Reidara wybierają się do nas.
Elise spojrzała na siostrę przerażona.
- Dziś wieczorem? A ja nie umyłam okien!
- Pomogę ci. Tylko najpierw napiję się odrobinę kawy.
Kiedy przyszli rodzice Reidara, Hugo już spał, a jego kołyskę Elise wyniosła do
pokoiku. Evert i Kristian nie wrócili jeszcze z pracy, a Peder uczył się z Reidarem czytania.
Elise dotrzymała słowa i tej jesieni nie posłała brata do popołudniowej pracy, żeby miał
więcej czasu na naukę. Przez otwarte drzwi do salonu słyszała, jak z mozołem sylabizuje:
„Sta - ry młyn u stóp wzgó - rza stoi, młyn mie - li zbo - że, ciężko, po - wo - li. Try - by pra -
cu - ją, krę - cą się ka - mie - nie, z każdym obro - tem ziarno w mą - kę się zmie - nia”.
Czytanie szło niepokojąco wolno, każde słowo pochłaniało mnóstwo czasu. Czasami Peder
zaczynał od środka wyrazu lub od ostatniej litery.
Elise ścisnęło w dołku. Czy powodem tego mogła być wada wzroku? Słyszała, jak
Reidar przerywał czasami zniecierpliwiony, i domyśliła się, że i jego również ogarnia
rezygnacja. W tej chwili Elise usłyszała zbliżające się kroki i zawołała:
- Wydaje mi się, że idą twoi rodzice, Reidarze!
Wynieśli materace oraz składane łóżko do pokoiku i ustawili pod ścianą, a stół
kuchenny przestawili do salonu. Teraz niestabilny stół i stołki stanęły pośrodku salonu,
boleśnie przypominając o meblach, które tu były, zanim Emanuel się wyprowadził.
Hilda dwoiła się i troiła przy smażeniu racuchów. Rozkoszny zapach unosił się po
całym mieszkaniu; Peder wciągał nosem powietrze i coraz trudniej mu było się
skoncentrować.
Elise pośpiesznie zdjęła fartuch i powiesiła na haku, zanim poszła otworzyć. Pan i
pani Jensen wyglądali starzej, niż się spodziewała, i sprawiali wrażenie mniej eleganckich,
niż się obawiała. Pani Jensen była ubrana na czarno, miała duży kapelusz z zielonym pta-
kiem, czarną pelerynę wyszywaną perłami i pod spodem czarną jedwabną spódnicę. Pan
Jensen włożył jedwabny płaszcz i melonik.
Elise dygnęła i podała gościom rękę, najpierw matce, potem ojcu Reidara.
- Witamy, proszę wejść.
Bała się niemal na nich spojrzeć, kiedy wchodzili do ogołoconej kuchni, lecz miała
nadzieję, że zapach racuchów przesłoni trochę wrażenie niezamożności.
Szybko wskazała państwu Jensenom drogę do salonu.
Peder i Reidar w pośpiechu zaczęli sprzątać książki ze stołu, który Hilda już
wcześniej nakryła białym obrusem. Przygotowała też trzy filiżanki, które zostały po
Emanuelu. Umówiły się, że Elise nie będzie piła kawy, żeby nie musiały wystawiać
blaszanego kubka.
- Witajcie, mamo i ojcze. - Reidar uśmiechnął się. - Miałem po was wyjść, ale
przyszliście wcześniej, niż się spodziewałem.
- Matka chce wrócić do domu przed zmrokiem. - Pan Jensen zwrócił się do Elise. -
Nie jest tu chyba zbyt bezpiecznie po zapadnięciu ciemności?
- Nie słyszałam nic o tym, ale rzeczywiście w pobliżu jest zbyt mało latarni. W drodze
stąd na wzgórze Aker jest dość ciemno, zwłaszcza na placu między budynkami fabryk.
Proszę usiąść. Poza stołkami nie mamy niestety nic, co moglibyśmy państwu zaproponować.
Nie zdejmując peleryny ani płaszcza, goście usiedli. Trudno było wyczytać z ich
twarzy, czy są wstrząśnięci widokiem mieszkania Hildy.
Pani Jensen spojrzała na Elise.
- Jakie to przyjemne, że słychać szum wodospadu. Czuję, jakbym wróciła do
rodzinnego domu. Tuż obok gospodarstwa, gdzie mieszkałam jako dziecko, również płynęła
rzeka.
Elise uśmiechnęła się.
- Tak, ja też lubię tę rzekę i szum wodospadu, mimo że zapach jest nie do zniesienia,
gdy wieje z północy i z zachodu.
Weszła Hilda z racuchami i kawą, postawiła talerz z placuszkami na stole i zaczęła
napełniać filiżanki.
- Nie napije się pani z nami, pani Ringstad?
- Nie, dziękuję. Ja... nie piję kawy o tak późnej porze.
Peder, który cały czas łakomie przyglądał się racuchom, otworzył oczy ze zdziwienia.
- Czemu kłamiesz, Elise? Przecież ciągle pijesz kawę, nawet jeszcze później
wieczorem.
Hilda zaczęła robić do niego miny za plecami pani Jensen i pewnie się domyślił, że
znowu powiedział coś nie tak, bo zrobił się czerwony jak rak.
- To znaczy, kiedy cię nie boli brzuch - dodał szybko. Pani Jensen ponownie zwróciła
się do Elise.
- Chyba nie czuje się pani źle, pani Ringstad? - spytała z troską w głosie.
- Nie, trochę mnie boli żołądek, ale zwykle szybko mi przechodzi.
- Będzie miała dziecko, rozumie pani - pomógł jej Peder. - A dzieci nie znoszą kawy.
W każdym razie bez cukru. Ale może jeść racuchy. - Znowu utkwił wzrok w talerzu. - Jeżeli
coś dla niej zostanie.
- Nie myśl sobie, że będziesz mógł zjeść wszystkie! - ofuknęła go Hilda.
- Wcale nie miałem zamiaru.
- To dlaczego przez cały czas im się tak przyglądasz?
- Liczę tylko, po ile wypadnie dla każdego.
- Słyszałam, że mieszkają państwo na Josefinegate. - Elise uznała za słuszne przerwać
sprzeczkę między Hildą a Pederem, zanim zabrną za daleko. - Mówią, że to spokojna i piękna
okolica. Nie byłam tam, ale podobno wokół są piękne ogrody.
Pani Jensen skinęła głową i uśmiechnęła się.
- Tak, jesteśmy zadowoleni. Mieszkaliśmy poprzednio w niższej części miasta, na
Rosenkransgaten, ale było za głośno przez te gruchoczące tramwaje i rżące konie. Mam
problemy ze snem i potrzebuję spokoju.
Peder popatrzył na nią z otwartymi ustami.
- Nie śpi pani w nocy?
- Peder! - Elise posłała mu piorunujące spojrzenie. - Dość tego! Jestem pewna, że pan
i pani Jensen nie przywykli do tego, by dzieci wtrącały się do rozmowy dorosłych.
- Droga pani, to nic nie szkodzi. - Pani Jensen ponownie zwróciła się do Pedera. -
Trochę śpię, ale nie tyle, co powinnam. Doktor dał mi coś, co pomaga, ale często leżę jedną
albo dwie godziny i nie mogę zasnąć. Jeżeli nie przespałabym się kilka godzin w ciągu dnia,
to nie wiem, co by było.
Peder wydawał się wyraźnie przestraszony.
- Zasypia pani w środku pracy? Pani Jensen roześmiała się.
- Ja nie chodzę do pracy. Tylko mężczyźni pracują, no i niektóre panie w kantorze.
Peder już otworzył usta, żeby znów coś powiedzieć, ale Hildzie udało się go
powstrzymać.
- Idź do kuchni i dołóż do pieca, Peder! Muszę zrobić więcej kawy.
Otworzyły się drzwi wejściowe i do domu weszli Kristian i Evert. Elise usłyszała, że
Peder powiedział im coś szeptem, a oni, równie cicho, mu odpowiedzieli. Niedługo potem
pokazali się w salonie.
- Wejdźcie, chłopcy, i przywitajcie się z rodzicami Reidara. Podeszli z wahaniem i
ukłonili się głęboko, starając się nie patrzeć na talerz z racuchami.
Pan Jensen rozmawiał właśnie z Reidarem. Na widok chłopców spytał:
- Nie wiedziałem, że ma pani trzech braci, pani Ringstad. Czy ci dwaj młodsi to
bliźniaki?
- Evert nie jest moim bratem, wzięliśmy go na wychowanie, kiedy zmarła starsza
pani, która się nim opiekowała.
- Chce pani powiedzieć, że go adoptowała?
- Tak, w pewnym sensie. Nie ma rodziców ani innej rodziny. Peder wrócił do salonu.
- Gmina umieściła go u Hermansena, ale Hermansen przepił wszystkie pieniądze.
Pani Jensen przyciągnęła Everta ku sobie.
- Biedactwo, musiało ci być bardzo źle.
- Nie było tak strasznie. - Evert wyraźnie poczuł się zakłopotany i próbował wyśliznąć
się z jej objęć, ale mocno go trzymała.
- Za to potem mogłeś zamieszkać tutaj u tych miłych ludzi. Dobrze się stało.
Evert przytaknął.
- Elise jest jak moja mama.
- Pamiętasz swoją mamę?
Evert pokręcił głową. Ku przerażeniu Elise rzekł:
- Zachorowała, jak te dziewczyny z Lakkegata.
A więc rozumiał, co to znaczy mieć ciało „pełne bólu”. Dziwne, że stał się taki
otwarty, pomyślała Elise zaskoczona, przedtem nigdy nie chciał o tym mówić, poza jednym
wyjątkiem, gdy siedzieli w poczekalni do lekarza. Pani Jensen musiała zrozumieć, co miał na
myśli, zaczerwieniła się, puściła chłopca i zaczęła rozmawiać o czymś innym.
Kiedy państwo Jensenowie wyszli, Elise nadal nie potrafiłaby powiedzieć, jacy
właściwie są. Zachowywali się uprzejmie i przyjaźnie, rozmawiali o tym i owym, ale trudno
zgadnąć, co sobie myśleli.
- Dobrze poszło - rzekła, kiedy za gośćmi zamknęły się drzwi. Hilda wydawała się
zamyślona.
- Chciałabym wiedzieć, jakie odnieśli wrażenie.
- Sądzisz, że Reidar ci nie powie? Hilda wzruszyła ramionami.
- Tacy ludzie nigdy nie mówią tego, co myślą. Nie są tacy jak my.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Elise i Peder siedzieli w poczekalni do okulisty.
Elise rozglądała się dookoła, niepokój dawał o sobie znać niczym fizyczny ból.
Wszystko tu było zbyt piękne. Z pewnością wizyta u takiego specjalisty kosztuje majątek.
Elise miała największą ochotę zabrać stąd Pedera i wyjść, ale nie odważyła się. Wang -
Olafsen zamówił im wizytę, ze względu na niego nie mogła zrezygnować.
Naprzeciw nich siedziała matka z córką. Kobieta miała na sobie jasnoniebieski
płaszcz i kapelusz tego samego koloru. Dziewczynka, w wieku może dziesięciu, dwunastu
lat, była ubrana na różowo. Miała białe pończochy, długi warkocz spadający w dół pleców i
mały słomkowy kapelusz z różowymi kwiatkami, który kiwał się z tyłu głowy. Mała
przyglądała się Elise i Pederowi, jak gdyby byli z innego świata.
Bo przecież jesteśmy, pomyślała Elise, usiłując nie przejmować się ciekawskim
spojrzeniem.
Peder natomiast też się przyglądał dziewczynce. W końcu nie wytrzymał:
- Jak ci się trzyma ten kapelusz? - spytał zdziwiony.
Elise szturchnęła brata w bok, żeby siedział cicho. Podejrzewała, że dziewczynka się
oburzy, ale ku swemu wielkiemu zdumieniu usłyszała, jak odpowiada:
- Mam szpilki do kapelusza. Chcesz zobaczyć? Następnie wyjęła długą szpilkę i
zdjęła kapelusz.
Peder zeskoczył z krzesła i podbiegł bliżej, żeby dokładniej obejrzeć szpilkę.
Wyraźnie był pod wrażeniem.
- Ale długa! Pomyśl tylko, jakby trafiła cię w oko. Czy dlatego idziesz do doktora?
Dziewczynka roześmiała się.
- Głuptasie. Nigdy nie widziałeś szpilki do kapelusza?
- Widziałem. Na zdjęciu w gazecie. Jak ci się udaje włożyć ją na miejsce, żeby nie
ukłuć się w głowę?
- To proste. Robię tylko tak. - Przyłożyła kapelusz do głowy i wsunęła szpilkę.
Peder zawołał przerażony:
- Przecież mogłaś sobie przebić głowę! Myślałem, że tylko stare baby używają szpilek
do kapelusza.
Przeniósł wzrok z dziewczynki na matkę i wpatrywał się w jej kapelusz.
- Peder! - Elise sama słyszała, jak jej głos przeciął powietrze. Zaraz ich wyproszą za
drzwi. Poczuła, jak rumieniec wstydu pali jej policzki.
Młoda matka uśmiechnęła się do niej.
- Nie chciał powiedzieć nic złego. Po prostu mówi, co myśli.
- Tak, właśnie to często przysparza nam kłopotów. Nie wiem, jak zamknąć mu buzię.
Kobieta roześmiała się.
- Myślę, że to dobrze, gdy dzieci nie są wychowywane tak surowo, by nie śmiały
otworzyć ust. Takich mamy dosyć.
Elise poczuła, że jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Ta pani powinna posłuchać
Emanuela, kiedy narzekał, że Elise jest zbyt łagodna i ustępliwa.
- Powinnam być dla niego surowsza, ale on jest taki... taki... - Szukała słowa, sądziła,
że nie może o Pederze powiedzieć, że jest uczuciowy i wrażliwy, bo to zabrzmiałoby, jakby
był bezradny.
- Nierozgarnięty - pomógł jej Peder. Młoda mama roześmiała się.
- Nie sądzę, wyglądasz na przytomnego. Peder spojrzał na nią zdumiony.
- Chciała pani powiedzieć, że jestem przytomny, czy chodziło o coś innego?
- Uważam, że sprawiasz wrażenie bystrego i na pewno nie jesteś nierozgarnięty.
Peder zerknął na Elise.
- Słyszysz, Elise? Ta pani mówi to samo co nasz znajomy pan. Powiedział Evertowi,
że to wcale nie z moją głową jest coś nie w porządku, tylko z oczami.
Dziewczynka przyglądała się Elise i nagle spytała:
- Czy jesteś jego piastunką?
Elise poczuła się zakłopotana, nie bardzo wiedziała, co robi piastunka. Skoro
dziewczynka o to spytała, to pewnie sama miała piastunkę i w związku z tym należała do
tych najbardziej zamożnych. Pokręciła głową.
- Jestem jego siostrą.
- Dlaczego nie przyszedł z mamą?
- Ależ Bergliot! - Tym razem to młoda mama wstydziła się za córkę. Uśmiechnęła się
przepraszająco do Elise. - Mój mąż jest zdania, że dzieci powinny mówić to, co myślą.
Elise odpowiedziała uśmiechem, ulżyło jej. Nie powinno się oceniać ludzi po ubraniu,
pomyślała. Następnie zwróciła się do dziewczynki. - Nasza mama była bardzo chora i dlatego
ja musiałam zastępować mu matkę.
Bergliot popatrzyła na Elise dużymi, przerażonymi oczami.
- Umarła?
Elise pokręciła głową.
- Nie, na szczęście trafiła do sanatorium i wyzdrowiała, ale nie ma już tyle siły.
Peder uznał widocznie, że musi pomóc siostrze to wytłumaczyć.
- Wyszła za mąż, rozumiesz. Mój tata upił się i wpadł do rzeki i teraz Anne Sofie jest
dzieckiem mojej mamy.
Elise poczuła, jak znowu zrobiło się jej gorąco, nie śmiała spojrzeć w oczy ani młodej
matce, ani jej córce. W poczekalni zapadła zupełna cisza. Kobieta czuła się widocznie
zakłopotana, a dziewczynka wydawała się tak przerażona, że nie wiedziała, co powiedzieć.
Peder pomyślał pewnie, że powinien przerwać kłopotliwe milczenie.
- To nie jest takie straszne, jak się wydaje. Mam tatę tu i tam. Jednego w niebie, a
drugiego Emanuela, który uciekł z Signe, a Elise i tak kocha Johana.
- Peder, już wystarczy. - Elise aż spociła się ze wstydu. Może ta młoda kobieta
zauważyła, że Elise jest w ciąży. Co sobie o nich pomyśli?
- Proszę się tym nie przejmować - rzekła matka dziewczynki ze współczuciem, co
jeszcze pogorszyło sprawę. - Znam wiele dzieci, które potrafią fantazjować, a pani młodszy
braciszek jest naprawdę uroczy.
Peder stanął przed nią.
- Nie jestem Braciszkiem. Hilda oddała go do ludzi, których stać, żeby go mieć.
W tej samej chwili drzwi do gabinetu otworzyły się i do poczekalni weszła
pielęgniarka w długim białym fartuchu i białym sztywnym czepku na głowie. Uśmiechnęła
się do młodej matki i rzekła:
- Proszę bardzo, pani Henriksen.
Gdy tylko kobieta i dziewczynka zniknęły w gabinecie, Elise mocno chwyciła Pedera
za ramię.
- Ile razy mam ci mówić, żebyś nie paplał wszystkiego, co ci ślina na język
przyniesie! Nie musisz wszystkim napotkanym ludziom opowiadać, że Hilda musiała oddać
swoje dziecko, że Emanuel sobie poszedł, że ojciec pił i wpadł do rzeki.
Oczy Pedera wypełniły się łzami.
- Ale czy to nieprawda?
- Prawda, lecz to nie ich sprawa. A poza tym nie chcę, żeby o tym wiedzieli.
- To ta dziewczynka mnie spytała. Miałem ją okłamać, tak? Elise głęboko zaczerpnęła
powietrza.
- Nie, ale nie musisz opowiadać więcej niż trzeba.
Kiedy dziewczynka z mamą wyszły, Elise oblał zimny pot ze zdenerwowania.
Peder nie odezwał się ani słowem, nawet gdy lekarz zapytał go, jak się nazywa i ile
ma lat. Elise musiała odpowiedzieć za niego.
Okulista po dokładnym badaniu pokręcił głową i powiedział, że nie znalazł u Pedera
żadnej wady wzroku. Elise miała wątpliwości, czy powinna się cieszyć, czy nie. To dobrze,
że Peder nie będzie musiał nosić okularów, nie było ich zresztą na nie stać, jednak chciałaby
też poznać przyczynę jego kłopotów z czytaniem.
- Piętnaście koron.
To tyle, ile dostała za uszycie sukienki dla pani Paulsen, pomyślała Elise i wyciągnęła
banknoty ze starej, zniszczonej torebki, którą dostała po mamie.
Kiedy znowu wyszli na ulicę, Elise zwróciła się do Pedera:
- Nie musisz się obrażać. Jeśli ktoś grzecznie pyta, jak się nazywasz i ile masz lat, -
nie możesz po prostu stać i udawać głupiego.
- Myślisz, że to było konieczne? Widział przecież w papierach, jak się nazywam.
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
Nadeszła ostatnia sobota września.
Niedługo jesień da się poważnie we znaki, pomyślał Emanuel i zadrżał. Nie lubił
zimy, gdy korytarze przenikał lodowaty ziąb, a salony stały nieużywane. W dużych pokojach
palono w piecu tylko na Boże Narodzenie i z okazji wielkich przyjęć, tak jak dziś.
Rozglądał się dookoła, jadąc powozem, który podskakiwał na wybojach w drodze na
stację kolejową. Nawet jeśli powietrze było mroźne, to przynajmniej cieszyły oko cudowne
kolory jesieni. Klony wyglądały tak, jakby stały w ogniu.
Miło będzie zobaczyć znowu Karolinę. I jej rodziców też. Emanuelowi brakowało
radosnego nastroju, panującego w ich domu. Kiedy sięgnął pamięcią wstecz, lata, które
spędził na poddaszu budynku na wzgórzu Aker, były najlepszym okresem w jego życiu.
Zwłaszcza te pierwsze, kiedy spotkał Elise. O tym, co zdarzyło się potem, wolał nie myśleć.
Pamiętał pierwszy wieczór, kiedy Elise przyszła do Świątyni, żeby poprosić o buty na
zimę dla Pedera i pomoc dla matki. Wydawało mu się, że nigdy jeszcze nie widział istoty
równie ślicznej i skromnej. Wyróżniała się spośród innych. Po pierwsze mówiła inaczej od
ludzi odwiedzających Świątynię, po drugie miała w sobie tyle wdzięku. Poza tym był pełen
podziwu dla jej odpowiedzialności i sumienności, mimo jej młodego wieku.
Zakochał się od pierwszego wejrzenia. Teraz mógł się do tego przyznać. Kiedy się
dowiedział, że narzeczony Elise siedzi w więzieniu, nie miał nawet wyrzutów sumienia. Co
za sens czekać na kogoś, kto odsiaduje wyrok? Nie miałaby udanego życia z takim człowie-
kiem. Był co do tego pewien.
Gdyby tylko tak łatwo się nie zakochiwał! To prawie jak choroba. Nękała go ta
słabość, odkąd tylko pamiętał. Kiedy koledzy z klasy bawili się i mierzyli siły, jego
przeważnie interesowały dziewczęta. Niewiele było trzeba, by dostawał rumieńców na
policzkach i by serce mu szybciej zabiło. Nawet gdy już był w Armii, wzdychał czasem na
widok tej czy innej, ale żadną nie był tak oczarowany i w żadnej się tak nie zakochał jak w
Elise.
Często myślał o nocy spędzonej w komórce. Zapomniał o zimnie i o strachu przed
bandą z Sagene, pamiętał tylko drżące napięcie, które ogarnęło jego ciało, kiedy leżeli
przytuleni, owinięci jego płaszczem. Od tego dnia jego myśli coraz uporczywiej krążyły wo-
kół Elise, a tęsknota, by ją zdobyć, stała się nie do wytrzymania.
Dobrze im było razem przez pierwsze tygodnie po ślubie. Zwłaszcza w nocy. Gdyby
nie ubogi dom majstra, fetor od rzeki, nędza... Wzdrygnął się. Gdyby przeprowadzili się do
lepszego mieszkania i nie musieli zabierać ze sobą chłopców, wszystko ułożyłoby się inaczej.
To skandal, by matka nie mogła się zająć własnymi dziećmi.
Poza tym jeszcze to dziecko... Nigdy nie zdołałby pokochać tego rudowłosego
bękarta. Patrzeć, jak dorasta i staje się coraz bardziej podobny do swego ojca, przypominając
o tym, co się stało, gdy napadnięto Elise w lasku. To być może podłe z jego strony, Elise nic
na to nie mogła poradzić, ale nie da się kierować uczuciami. Prędzej czy później nie
wytrzymałby i wyładował całą swoją niechęć na chłopcu.
Szkoda, że ją przekonał, żeby nie szła do babki na Mollergata. Powinien jej raczej
pomóc i dać pieniądze, żeby pozbyła się kłopotu. Wtedy być może nie zaplątałby się w tę
całą historię z Signe.
A może jednak by uległ? Niełatwo jest przebywać z dala od żony, zwłaszcza świeżo
po ślubie, gdy się zakosztowało największej radości w życiu. Wstydził się do tego przyznać,
ale taką miał naturę. Nie potrafił się oprzeć. Zwłaszcza gdy pojawiła się tak dorodna
dziewczyna jak Signe i robiła, co mogła, by skusić go swymi wdziękami.
Smutne jest tylko to, że pożądanie z czasem znika. Dlaczego człowiek urodził się taki,
że ciągle ma ochotę na inne, gdy nakazuje mu się trwać przy jednej? W Biblii jest napisane:
„Nie cudzołóż” i „Nie pożądaj żony bliźniego swego”. Już nie pożądał Signe, to było tylko
chwilowe zauroczenie, które natychmiast prysło, gdy pojawiła się codzienność. Teraz musiał
przy niej tkwić, ponieważ urodziła jego dziecko.
Znowu pomyślał o Karolinę. Kochała się w nim. Na samo wspomnienie poczuł
przyjemne łaskotanie. Właściwie to dziwne, że nie odwzajemniał jej uczuć. Była przecież
ładna, powabna i urocza.
Pani Ringstad nakryła w jadalni. Jesienne słońce świeciło przez okno i padało na
ściany ozdobione obrazami pradziadka Emanuela, przedstawiającymi cztery pory roku. W
piecu z Ulefoss skwierczało brzozowe drewno, a na stole stały kandelabry, które zapalono
mimo słonecznego światła.
- Jak cudownie i ciepło jest w domu - odezwała się Betzy Carlsen, rozcierając dłonie
przy piecu. - Zmarzłam, siedząc bez ruchu w powozie, żałuję, że nie wzięłam mufki.
Matka spojrzała na Emanuela z wyrzutem.
- Nie zabrałeś dla nich pledów?
Poczuł wzbierającą irytację, ale zagryzł zęby.
- Nie zdawałem sobie sprawy, że jest tak zimno. Karolinę roześmiała się.
- Ja nie zmarzłam. Emanuel mnie rozgrzewał. - Posłała Signe triumfujące spojrzenie.
Signe zacisnęła usta i popatrzyła na Emanuela ze złością. Zapowiada się zabawnie,
skoro Signe już zaczyna.
- Jak tam w Kristianii? - Matka najwyraźniej starała się rozładować niezdrową
atmosferę między młodymi.
- Pada i zimno. - Pani Carlsen wzdrygnęła się. - Prawie nie wychodzę z domu. Palimy
we wszystkich pokojach.
- Słyszysz, mamo? - Emanuel spojrzał na matkę z wyrzutem. - Tutaj wolno nam palić
tylko w kuchni i w pokoju dziecka, a tymczasem u innych jest ciepło w całym domu.
- Ludziom w mieście żyje się całkiem inaczej. Gdybyśmy mieli ogrzać ten wielki
dom, zużylibyśmy całe drewno na opał jeszcze przed Bożym Narodzeniem.
Signe wtrąciła się.
- Można po prostu ściąć więcej drzew, jest ich tu pod dostatkiem. Zgadzam się z
Emanuelem. Tu jest paskudnie zimno.
- Zwykle zimą palimy więcej, ale jest dopiero koniec września.
Matka uśmiechnęła się rozbrajająco, lecz Emanuel zwrócił uwagę, że nie jest już tak
bezgranicznie oddana Signe. Być może i ją już ogarniała irytacja, co wcale nie dziwiło przy
trudnym charakterze Signe.
Ojciec i Oscar Garlsen weszli do jadalni i rozmowa zeszła na inny temat.
- Siadajcie proszę. - Pani Ringstad ogarnęła wzrokiem stół, żeby się upewnić, czy
wszystko jest na swoim miejscu. - Tak się cieszyliśmy, że przyjedziecie.
Z pierwszego piętra dobiegł ich płacz dziecka. Betzy Carlsen zerknęła w górę.
- Możemy obejrzeć to cudo? Matka uśmiechnęła się.
- Naturalnie, ale może najpierw zjedzmy w spokoju. Betzy Carlsen zwróciła się do
Emanuela.
- Jakie to uczucie, Emanuelu? Czy nie jesteś dumny? Skinął głową i usiadł obok niej.
- Tak, to śliczny chłopak. Gdyby tylko tyle nie krzyczał w nocy.
- Fe, ale jesteś okropny! - Signe posłała mu nad stołem wściekłe spojrzenie. - Chyba
nie możesz narzekać, skoro śpisz w drugim końcu domu.
Matka pośpieszyła z wyjaśnieniem.
- Emanuel niestety ma kłopoty z zaśnięciem. Zawsze miał. Zaproponowałam, żeby
zajął jeden z gościnnych pokoi, zanim Hugo nie zacznie przesypiać nocy.
- To mądrze. - Betzy Carlsen uśmiechnęła się z uznaniem. - Nie ma sensu rezygnować
ze snu z powodu płaczu dziecka. Emanuel ma robotę do zrobienia i musi być wypoczęty.
Emanuel zerknął na Karolinę. O rany, ależ ona wyładniała! Nie przypominał sobie, by
była tak pociągająca w okresie, gdy u nich mieszkał. Nieśmiało się uśmiechnął i puścił oko
do dziewczyny. Zaczerwieniła się i odwróciła wzrok, ale Emanuel domyślił się, że sprawiło
jej to przyjemność.
W tej samej chwili spojrzał na Signe. Musiała się zorientować, co się dzieje,
wyglądała jak chmura gradowa.
- Czym ostatnio zajmują się ludzie w mieście? Ojciec zawsze był ciekaw nowinek ze
świata.
- Mnóstwem różnych rzeczy - odparł Oscar Carlsen. - Między innymi dużo się mówi
o problemie włóczęgostwa. Nie wolno już przenosić się z miejsca na miejsce, nie mając
stałego adresu zameldowania i stałej pracy. Policji wolno teraz w świetle prawa ścigać i
zamykać włóczęgów.
- No nareszcie! - westchnęła matka, która rzadko miała zwyczaj wtrącać się do
rozmowy mężczyzn. - Boimy się za każdym razem, kiedy widzimy cygański tabor. Znam
matki, które w popłochu zabierają swe dzieci z podwórza do domu na wieść o tym, że w oko-
licy pojawili się Cyganie.
Oscar Carlsen skinął głową.
- Teraz to się już skończy. Ale takich ludzi jest bardzo dużo. Kryzysy ekonomiczne i
rozwój przemysłu sprawiły, że znacznie wzrosła liczba bezdomnych i bezrobotnych, którzy
przyłączają się do Cyganów i wyruszają na wędrówkę.
- Ale wprowadzono też siedmioletnią szkołę powszechną dla wszystkich - zauważył
Emanuel. - Myślę, że ludzie mogą stać się lepsi, jeśli tylko otrzymają właściwe wychowanie i
lepsze wykształcenie. Temu, że Cyganie krążą po kraju tak jak teraz, winien jest brak wiedzy,
wykształcenia i zasad współżycia. Proboszcz Jacob Walnum napisał gdzieś ostatnio, że
włóczędzy nigdy nie nauczyli się o siebie troszczyć. Dzieci wychowuje się tak, żeby umiały
żebrać, kraść i oszukiwać, a przez to stają się pasożytami społeczeństwa.
Oscar Carlsen zgodził się z tym.
- Są napiętnowani, płynie w nich cygańska krew, która zamyka im wszystkie drogi.
Emanuel pomyślał nagle o Elise. W żyłach jej ojca płynęła cygańska krew. Być może
dlatego stał się nierobem i pijakiem. Ciekawe, czyjego dzieci odziedziczyły jakieś z jego
cech. Elise na pewno nie. Peder i Kristian również nie. Może Hilda. Chociaż Peder? Może
jego odmienność to dziedzictwo po ojcu? To byłoby wytłumaczenie, że też wcześniej o tym
nie pomyślał.
- A ty jak uważasz, Emanuelu? - Oscar Carlsen spojrzał na niego z zainteresowaniem.
- Widziałeś to i owo, kiedy byłeś w Armii.
Emanuel skinął głową.
- Sądzę, że możemy im pomóc tylko w ten sposób, że zmusimy ich do życia w
cywilizowany sposób. To po to kilka lat temu powstał Związek Przeciwdziałania
Włóczęgostwu. „Obowiązkiem każdego jest praca”, mówi Jacob Walnum. „Zaniedbywanie
pracy jest przestępstwem, a życie jako roślina pasożytnicza jest karalne”, to jego słowa.
W tej samej chwili pomyślał, że nie zna nikogo, kto byłby bardziej pracowity niż
Elise. Hilda również ciężko harowała jako pomocnica w przędzalni, a Peder i Kristian
chodzili do pracy, mimo że jeszcze się uczyli, i nigdy nie zdradzali ochoty, by się wymigać.
- Czy nie moglibyśmy porozmawiać o czymś bardziej przyjemnym? - ziewnęła Signe.
Oscar Carlsen uśmiechnął się.
- Możemy zamiast tego porozmawiać na przykład o Saamach. Ojciec Emanuela
pokręcił głową.
- Co oni nas teraz obchodzą?
- Właśnie Saamowie stanowią problem. Nie chcemy grup, które nie mieszczą się w
naszych wzorcach. Chcemy zjednoczonej Norwegii, chcemy bronić norweskich interesów,
norweskich wartości i norweskiej wspólnoty.
Ojciec przytaknął.
- Nie potrzebne nam ani ich hodowle reniferów, ani bębny, ani język. Niech się uczą
norweskiego jak wszyscy inni. Na szczęście język Saamów zniknął już ze szkół. Słyszałem,
że również z rozmów między uczniami po lekcjach.
- Wydawało mi się, że obiecaliście, że porozmawiamy o czymś przyjemniejszym. -
Signe wydawała się obrażona.
Emanuel uśmiechnął się do niej.
- Możemy pomówić o tobie, Signe. Jakim błogosławieństwem się stałaś dla tego
gospodarstwa i jak świetnie zajmujesz się naszym synem.
Emanuel zdawał sobie sprawę, że jest złośliwy, ale nie mógł się powstrzymać. Poza
tym nie sądził, by Signe odczytała w jego słowach ironię.
Karolinę najwidoczniej również nie zrozumiała jego intencji. Zauważył nagle, że
dziewczyna przygląda mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Prawda, Karolinę? - dodał i podniósł kieliszek, żeby do niej przepić. - Wydajesz się
taka zamyślona. Czy stało się coś szczególnego?
- Słucham was i zastanawiam się, jak ci musi być ciężko, Emanuelu. Mimo wszystko
nadal jesteś mężem Elise, a w jej żyłach płynie cygańska krew, prawda? To naturalnie nie ma
znaczenia teraz, kiedy od niej odszedłeś, ale co z dzieckiem, którego Elise się spodziewa?
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
Elise ułożyła ostatnie łyżeczki, stanęła i przyglądała się stołowi weselnemu, czy
przypadkiem czegoś nie zapomniała. Przybrała go czerwono - żółtymi liśćmi klonu. To
ostatnia sobota września, kolory są o tej porze roku najpiękniejsze. O stół postarał się
Torkild. Załatwił długą okiennicę, pod którą podstawili kozły. Krzesła pożyczyli z Armii, a
duży biały obrus od mamy Reidara.
Zaraz przyjdą z kościoła. Elise przybiegła wcześniej, żeby rozpalić w piecu i
skończyć to, czego nie zdążyła zrobić przed wyjściem. Ku radości Hildy rodzice Reidara
postarali się, by ślub się odbył w starym kościele na wzgórzu Aker, tak jak wcześniej
Carlsenowie załatwili to dla Elise i Emanuela.
Poszła do kuchni do niezastąpionej Maren Sorby, która nie tylko pomogła w
przygotowaniu jedzenia, ale również przypilnowała Hugo, kiedy byli w kościele.
- Myślę, że wszystko jest gotowe, panno Sorby. Wydawało mi się, że ich widziałam
pomiędzy budynkami fabryk.
Maren Sorby uśmiechnęła się.
- Lapskaus jest gotowy. Mogą już przychodzić.
- Jak dobrze, że możemy na panią liczyć. Najpierw pomagała pani na moim ślubie,
potem na Anny, a teraz przyszła pani pomóc Hildzie.
- Czy to takie dziwne, skoro wkoło sami uroczy ludzie. - Po chwili spoważniała. -
Mam jednak nadzieję, że pani siostrze lepiej się ułoży niż pani.
Elise popatrzyła po sobie wzdłuż swojej czarnej niedzielnej sukni. Brzuch zaokrąglił
się, nie mogła już tego ukryć.
- Ja też mam taką nadzieję. Reidar to porządny człowiek, jestem pewna, że im się uda.
- Pan Ringstad też był porządnym człowiekiem. - Maren Sorby zdawała się niemal
wstrząśnięta.
Elise zbyt późno przypomniała sobie, że Maren Sorby pracowała razem z Emanuelem
w Armii i wychwalała go pod niebiosa, kiedy Elise go poznała. Zastanawiała się, czy ta
kobieta wiedziała o tym, co się stało. Czy powiedziałaby, że Emanuel jest porządnym
człowiekiem, gdyby wiedziała, że dopuścił się zdrady, a potem zostawił żonę i dziecko dla
innej? Że zamieszkał z Signe, chociaż nadal był mężem Elise? Nie wiedziała początkowo, co
powiedzieć, nie miała ochoty sprawiać jej przykrości, wyznając całą prawdę.
- Emanuel miał wiele zalet, ale życie tutaj okazało się dla niego za trudne - rzekła
wreszcie.
Maren Sorby nie odpowiedziała.
- Miejmy nadzieję, że państwo Abrahamsenowie również zostaną pobłogosławieni
dzieckiem - rzekła, przebiegając wzrokiem wzdłuż ciała Elise.
Elise skinęła głową. Anna i Torkild wyglądali na przerażonych, kiedy ją zobaczyli.
Elise była przekonana, że Agnes przekazała im już nowinę, ale najwidoczniej nie mieli z nią
kontaktu.
Anna patrzyła na Elise ze smutkiem i podziwem jednocześnie i spytała, czy się cieszy,
czy raczej martwi. Elise odpowiedziała zgodnie z prawdą, że to był dla niej szok. Nie chciała,
by Emanuel wrócił.
„Ale kiedy się dowie, to pewnie wróci”, odparła Anna, jak gdyby to było oczywiste.
Słowa siostry Johana przeraziły ją. Czy nie ulegało wątpliwości, że Emanuel wróci,
gdy się dowie, że Elise spodziewa się dziecka? A jeśli tak się stanie, to jak ona sama to
przyjmie? Czy mogliby dalej razem żyć po tym, co się stało? A co z Signe i jej synkiem?
Dziecko urodzone poza małżeństwem czeka trudne życie, chyba że Ringstadowie się nad nim
zlitują.
Maren Sorby musiała poznać po jej twarzy, że Elise nie chce o tym rozmawiać,
ponieważ szybko dodała:
- Mam nadzieję, że wystarczy lapskausu.
- Na pewno. O, już idą - rzekła zdenerwowana, po czym pośpieszyła otworzyć drzwi i
wprowadzić gości do środka.
Jako pierwsi przyszli państwo młodzi i rodzice Reidara, a zaraz potem siostra Reidara,
blada i chuda dziewczyna w wieku piętnastu lat. Była niskiego wzrostu i tak nieśmiała, że nie
miała odwagi podnieść wzroku, kiedy Elise się z nią witała. Tuż za nią szli ciotka i wujek
pana młodego. Elise dowiedziała się, że wujek jest kupcem i prowadzi manufakturę w dole
miasta, a ciotka nie pracuje i zajmuje się trójką dorastających dzieci. Ciotka i wujek z
Bekkelaget nie mogli przybyć.
Drużbą Reidara był jego dawny kolega z klasy. Był kawalerem i mieszkał z rodzicami
w Kjelsas. Jego ojciec był kancelistą w fabryce gwoździ, matka miała niewielką piekarnię, a
kolega, jak mówił Reidar, prowadził wiejski sklep przy stacji kolejowej w Kjelsas.
Wyprowadzili się do Kjelsas kilka lat temu, gdy ojciec kolegi otrzymał posadę w fabryce
gwoździ; kupili działkę po przystępnej cenie i wybudowali nieduży dom. Teraz hodowali
krowę i kury, więc pani domu miała mleko i jajka do wypieków.
Z tyłu szli Anna, Torkild, pani Evertsen, Asbjorn Hvalstad, pani Lovlien i Anne Sofie.
Elise nalegała, żeby zaprosić panią Evertsen. Przez wiele lat była z nimi w radości i smutku,
więc bezwzględnie powinna się. znaleźć wśród zaproszonych gości, mimo że nie widywali
się z nią już tak często. Razem przyszło osiemnaście osób.
Petrike i Hjalmar Olsen zostali zaproszeni na kawę. Hilda nie chciała, żeby byli na
obiedzie, poza tym nie znalazłoby się więcej miejsca przy stole, chociaż chłopcy i Anne Sofie
siedzieli na skrzynce przy samej ścianie. Nie mieli też więcej talerzy. Maren Sorby przy-
niosła tyle, ile udało jej się zdobyć, a szklanki pożyczyli od Anny i pani Evertsen. Chłopcy
przynieśli to wszystko dzień wcześniej. Mama upiekła duży piernik na miodzie i pudełko
herbatników, więc też trochę pomogła, pomyślała Elise.
Kiedy wszyscy zajęli miejsca i Elise zamierzała już podać jedzenie, zatrzymała się na
chwilę i popatrzyła na towarzystwo. Hilda promieniała szczęściem i wprost prześlicznie
wyglądała w sukni ślubnej, którą Maren Sorby wybrała spośród ubrań wypożyczanych przez
Armię na różne uroczystości. Suknia była czarna, ale została uszyta z pięknego wzorzystego
materiału i miała ozdobne riusze przy szyi.
Reidar zachowywał powagę, ale wyraźnie był dumny ze swej młodej żony.
Prawdopodobnie denerwował się przed przemową, (ego rodzice nie odzywali się wiele, ale
nie wyglądali na niezadowolonych. Ciotka Reidara sprawiała wrażenie zaciekawionej, a
wujek był jakby odrobinę zdziwiony. Drużba rozmawiał żywo z Kristianem i Elise
zauważyła, że Kristian wprost rósł w oczach, znajdując zainteresowanie u kogoś dużo
starszego.
Pani Evertsen natomiast zachowywała się powściągliwie i wyjątkowo niewiele
mówiła, co było do niej niepodobne. Zareagowała zdumieniem, gdy się dowiedziała, że Hilda
wychodzi za mąż za nauczyciela, lecz Elise nie wiedziała, czy to dlatego, że Hilda znalazła
męża „z drugiej strony rzeki”, czy też może uważała, że Hilda nie zasługuje na to, by w ogóle
mieć męża, skoro urodziła dwoje nieślubnych dzieci. Elise pomyślała, uśmiechając się w
duchu, że pani Evertsen przyjęła zaproszenie tylko z ciekawości i ze względu na darmowy
posiłek.
Nagle Peder odezwał się na cały głos:
- Halo, pani Evertsen, jaka pani dziś jest ładna.
Wszyscy odwrócili głowy w stronę starszej pani, a ona zaczerwieniła się na twarzy.
Elise obawiała się, że może potraktuje to jako zaczepkę ze strony Pedera i będzie zła, ale pani
Evertsen rozchmurzyła się i uśmiechnęła do Pedera, wyraźnie zadowolona. Goście, którzy
nie znali rodziny, trochę się zdziwili, ponieważ słowo „ładna” było ostatnim, jakie by im
przyszło na myśl na widok pani Evertsen.
- Dawno cię u mnie nie było, Pederze. Pamiętasz, jak krzyczałeś, kiedy szczur ugryzł
cię w pupę? - Pani Evertsen roześmiała się chrapliwym i głębokim męskim głosem.
Elise zauważyła, że ciotka i wujek Reidara wymienili szybkie spojrzenia. Ojciec
Reidara zaczął coś głośno mówić do szwagra, a matka zwróciła się do jego żony.
- Pamiętam. A pani zawsze złościła się i krzyczała, gdy mój tato się upił i ryczał na
schodach - przypomniał jej Peder, zadowolony, że udało mu się wciągnąć ją w rozmowę.
Elise przemknęła się do niego i szepnęła:
- Pamiętasz, co ci mówiłam, Pederze? Peder spojrzał na nią niepocieszony.
- Nie widzisz, że to pomogło? Ona jest znowu wesoła.
Elise pośpiesznie podeszła do matki Reidara i podsunęła jej pierwszy półmisek.
Siedzieli chwilę przy stole, Reidar wygłosił piękną mowę do panny młodej, jego
ojciec również powiedział kilka słów, można już było podawać deser, kiedy Elise zobaczyła,
że jej matka zwraca się do ciotki Reidara.
- Czy to prawda, że państwo mieszkają na Gjetemyrsveien? Ciotka skinęła.
- Zaraz za miejscem, gdzie skręca tramwaj na skraju Wzgórza Świętego Jana.
Matka spojrzała na Elise.
- Czy to nie tam byłaś zanieść rzeczy tego młodego człowieka, którego wyłowiliśmy z
rzeki?
Elise poczuła, jak serce jej zakołatało. - ale starała się odpowiedzieć spokojnie.
- On mieszka nieco wyżej, jeśli się nie mylę. Ciotka zainteresowała się.
- Jakiś młody człowiek się topił? Pani Lovlien przytaknęła żywo.
- Mój mąż i ja go zauważyliśmy. Gdyby Elise i Emanuel nam nie pomogli, źle by się
to skończyło.
- Był pijany?
- Nie, chyba nie. W każdym razie nie poczułam od niego alkoholu, a leżał przez jakiś
czas na podłodze w naszej kuchni, zanim dorożkarz Karlsen pomógł nam odwieźć go do
domu.
Przy stole zapanowała cisza, wszyscy słuchali rozmowy o niedoszłym topielcu.
- Wyobrażam sobie, że było ślisko na moście - wtrącił się ojciec Reidara. - To
skandal, że poręcze na mostach są w takim złym stanie.
- Nie, nie było jeszcze ślisko - zaprotestowała matka Elise. - To się stało jesienią
zeszłego roku, mniej więcej o tej porze.
- W takim razie ten człowiek umyślnie rzucił się do rzeki - stwierdził wujek Reidara. -
Słyszałem, że w tej dzielnicy często się to zdarza. - Pokręcił głową.
Jego żona spojrzała na niego z wyrzutem.
- Pani Loylien mówiła, że on mieszka na Gjetemyrsveien. Czy to przypadkiem nie
ktoś z naszych znajomych? - zastanowiła się.
- Wtedy pewnie coś byśmy o tym słyszeli. Chyba że to ten gamoń Mathiesenów.
Słyszałem, że miał jakiś wypadek.
- Tss - żona spojrzała na niego oburzona. - On nie jest gamoniem, jest tylko bardzo
nieśmiały.
- Już ja swoje wiem.
Jego żona uśmiechnęła się do pani Lovlien przepraszająco.
- To nie mógł być Ansgar Mathiesen. On by się nigdy na to nie odważył. Jest taki
przestraszony i bezradny, biedak. Jednak jeśli to był on, to bardzo dobrze, że go
wyratowaliście. To byłoby straszne dla pani Mathiesen, gdyby straciła swego jedynego syna.
- Nie wiadomo, czy to on - zauważył j ej mąż. - Od razu uznałaś, że to Ansgar,
chociaż nie wiesz. - Zwrócił się do matki Elise. - Czy miał rude, kręcone włosy?
Matka spojrzała na Elise.
- Właściwie nie pamiętam. Miał na głowie czapkę? Elise przytaknęła.
Peder nie zdołał się powstrzymać.
- Ten rudy często chodzi tam i z powrotem przez most. Pingelen mówi, że on jest
zakochany w Elise.
Pani Jensen roześmiała się w głos.
- Może tak się zapatrzył, że się zapomniał.
Pozostali goście również się roześmiali. Wszyscy oprócz Elise i Hildy.
W tej samej chwili w drzwiach stanęła Maren Sorby.
- Elise, twój synek płacze.
Elise poczuła, jak zimny pot jej spływa po plecach. Nie mogła przynieść Hugo
właśnie w tej chwili, kiedy wszyscy rozmawiali na temat rudowłosego. Wstawiła kołyskę do
pokoiku i postanowiła, że dziecko tam zostanie. Jeżeli trochę popłacze, to trudno.
- Niech trochę pomarudzi, zaraz do niego przyjdę.
- Ale on tak żałośnie płacze. Myślę, że coś mu dolega.
- Pójdę tam i zobaczę, co mu jest. Matka spojrzała na nią zdziwiona.
- Dlaczego nie chcesz, żeby pobył trochę z nami? Każdy z nas potrzyma go trochę na
kolanach.
- Tak, przynieś go! Tak dawno nie trzymałam w ramionach niemowlęcia - w glosie
ciotki Reidara brzmiała tęsknota.
- Najpierw zobaczę, co mu jest - rzekła Elise w drodze do kuchni.
Hugo przestał płakać, gdy tylko Elise wzięła go na ręce. Uśmiechnął się i zaczął
gaworzyć i wymachiwać rączkami. Wyraźnie nie chciał już dłużej leżeć w kołysce, zwykle
po południu mógł się bawić na podłodze.
Elise usiadła na brzegu łóżka i postanowiła chwilę tu zostać. Mogła się wymówić
przed gośćmi, że Hugo nie wyglądał całkiem zdrowo, wymyślić cokolwiek, byleby nie
musiała go zabierać ze sobą do salonu. Włosy małego były kręcone i intensywnie rude, każdy
zatem mógł wyciągnąć odpowiednie wnioski. Zadrżała na samą myśl.
Niedługo potem w kuchni rozległy się kroki i do pokoiku zajrzała matka.
- Nie przyjdziesz z nim?
- Wydaje mi się dziwnie ciepły, zastanawiam się, czy nie ma trochę gorączki. Nie
warto ryzykować, by kogoś zaraził.
Matka podeszła bliżej, usiadła obok Elise na łóżku i położyła rękę na czole Hugo.
- Nie, nie ma gorączki, wcale nie jest rozpalony. - Przyjrzała się córce badawczo. -
Czy coś się stało? Zdawało mi się, jakbyś zbladła. Poza tym to do ciebie niepodobne, byś
była tak nieczuła i zostawiła go tu samego. Widziałam, że matce Reidara aż zaparło dech.
Pewnie zastanowiła się, czyjej przyszłym wnukom będzie tu dobrze. I ty to mówisz,
pomyślała Elise, lecz się nie odezwała.
- Nie wstydzisz się chyba swego dziecka? - Matka wydawała się wstrząśnięta.
- Oczywiście, że nie. Po prostu uważam, że takie małe dzieci nie mają czego szukać
na weselu. Nie znasz go, prawie u nas nie bywasz i nie wiesz, jaki potrafi być męczący.
Matka poczuła się zraniona.
- Wiesz, że nie jestem całkiem zdrowa, Elise. - Wstała i chciała wziąć Hugo na ręce. -
Obiecałam w każdym razie gościom, że będą mogli go zobaczyć. Jeżeli mały będzie
niespokojny, możemy przynieść go tu z powrotem.
Elise zrozumiała, że nic nie wskóra. Jeżeli odmówi, to matka i ciotka Reidara i tak
będą nalegały, by pozwolić im wejść do pokoiku i zobaczyć dziecko. Poza tym nie mogła
całą wieczność ukrywać Hugo przed światem, a przynajmniej nie przed teściami Hildy.
Czuła mdłości ze zdenerwowania, kiedy szła za matką przez kuchnię do salonu.
Goście zaczęli jeść deser i z apetytem zajadali pudding z kaszy manny z czerwonym
sosem. Tylko matka Reidara i jego ciotka zainteresowały się maleństwem.
- O, jaki śliczny chłopczyk! - Pani Jensen uśmiechnęła się zachwycona. - Całkiem już
zapomniałam, że niemowlęta mają takie maleńkie rączki i nóżki. Pomyśleć tylko, że sami
kiedyś tacy byliśmy. - Zerknęła na swoją szwagierkę. - Prawda, moja droga?
Ciotka Reidara nie odezwała się.
Elise nie miała odwagi na nią spojrzeć. Kobieta gadała do tej pory jak najęta, a teraz
nagle zamilkła.
- Prawda, Nelly? - Matkę Reidara również zdziwiło milczenie szwagierki. - Ty chyba
też dawno nie widziałaś już takiego malucha?
Ciotka pokręciła głową i ściągnęła usta.
Elise nie miała wątpliwości, co sobie pomyślała. Najpierw dowiedziała się, że
rudowłosy zakochał się w Elise, a teraz ujrzała jej rude dziecko. W dodatku przed ślubem
Hildy dowiedziała się, że Emanuel się wyprowadził. Domyślała się też zapewne, że
prawdopodobnie właśnie Ansgara Mathiesena wyłowili z rzeki i uratowali od śmierci, a
potem przynieśli do domu majstra. Elise równie dobrze mogłaby teraz powiedzieć wprost:
„Tak, macie całkowitą rację, Ansgar Mathiesen jest ojcem mego synka”.
Rodzice Reidara z pewnością nie wiedzieli, kim jest Ansgar Mathiesen, ale nie minie
wiele czasu, a się tego dowiedzą, pomyślała zrezygnowana. Wzięła Hugo od matki i z
powrotem ruszyła do drzwi.
- Już go pani od nas zabiera? - Pani Jensen wydawała się rozczarowana.
- Mały zwykle śpi o tej porze. - Wpadła do kuchni, zanim rozległy się kolejne
protesty.
Wydawało się jej, że Maren Sorby posłała jej dziwne spojrzenie, kiedy przechodziła
obok niej i wchodziła do pokoiku. Samarytanka widziała i wiedziała wiele o tym, co się
działo w okolicy. Być może domyśliła się, że Hugo nie jest dzieckiem Emanuela, i
pomyślała, że dlatego mąż ją opuścił. .
Może to prawda? Może właśnie Hugo był powodem, dla którego Emanuel źle się tu
czuł i odszedł do Signe?
W takim razie nie powinien jej odwodzić od wizyty u babki na Mollergata, pomyślała
nagle. W tej samej sekundzie przeraziła się samej siebie. Jeżeli za coś mu była wdzięczna, to
właśnie za to, że pomógł jej wtedy podjąć właściwą decyzję. Nie wyobrażała sobie życia bez
Hugo. A rodzina Reidara niech sobie myśli i wierzy, w co chce.
Na szczęście Hugo uspokoił się, kiedy położyła go do kołyski i dała mu do ssania
ściereczkę z rozkruszonym i rozmoczonym sucharkiem. Jeżeli malec znowu zacznie płakać,
to może się pokusi, by natrzeć mu piersi kilkoma kroplami wódki, którą Reidar przyniósł ze
sobą. Pamiętała, jak młode mamy w fabryce mówiły, że to zwykle pomaga.
Kiedy wróciła do salonu, dostrzegła zaciekawione spojrzenie ciotki Reidara, ale
udała, że tego nie widzi. Goście skończyli jeść deser i Elise razem z Maren Sorby zaczęły
sprzątać talerze, żeby rozstawić filiżanki na kawę. Tylko trzy należały do nich, resztę
pożyczyły od Anny, pani Evertsen i od matki.
Reszta wieczoru upłynęła spokojnie. Nikt po kryjomu nie popijał z piersiówki, nikt się
nie upił, nawet Peder nie wyskoczył z niczym, co by wywołało oburzenie lub wprawiło gości
w zakłopotanie.
Elise czuła śmiertelne zmęczenie, kiedy przyjęcie się skończyło, szumiało jej w
uszach i miała wrażenie, że zapadnie się pod podłogę. Nie rozumiała, dlaczego jest tak
wyczerpana, nie było przecież aż tyle roboty. Nie można chyba się zmęczyć z samego
zdenerwowania?
Hilda i Reidar poszli do pokoiku, gdy tylko goście wyszli i salon został posprzątany.
Wynieśli kołyskę ze śpiącym Hugo, a na podłodze położyli materac.
Chłopcy byli podnieceni i gadatliwi, nie mogli zasnąć, mimo że było już późno.
Kristian wydawał się najbardziej ożywiony. Dużo podczas przyjęcia rozmawiał z drużbą
Reidara. Okazało się, że mają wspólne zainteresowania: obaj interesowali się geografią.
Kristian potrafił wymienić wszystkie nazwy najwyższych szczytów świata i najdłuższych;
rzek i znał na pamięć stolice państw. Najwyraźniej był dumny, że mógł się wykazać wiedzą
przed kimś, kto się na tym znał i potrafił to docenić.
Peder i Evert szeptali o siostrze Reidara. Chichotali i śmiali się, widać dziewczynka
spodobała im się. Nie krępowało ich, że jest o pięć lat starsza; drobna i chuda mogła sprawiać
wrażenie młodszej, pomyślała Elise.
Położyła się na materacu, ustawionym w poprzek w nogach chłopców, i na powrót
próbowała się uspokoić. Jeszcze nie opuściło jej nieprzyjemne wrażenie, kiedy dostrzegła
wzrok ciotki Reidara, przyglądającej się Hugo. Jednak powiedziała sobie, że prawda
wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Mogła od razu się przyznać, ale nie było to proste.
Razem z Emanuelem oznajmili przecież, że to on jest ojcem dziecka. Nawet matka nie
wiedziała, że Hugo jest synem „rudowłosego”, którego pomogła wyciągnąć z rzeki.
Elise wierciła się na materacu, próbowała znaleźć najwygodniejszą pozycję. Zanim
zasnęła, zdążyła jeszcze pomyśleć o Johanie.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
Przy stole zapadła grobowa cisza, gdy Karolinę oznajmiła piorunującą nowinę.
Pani Ringstad pierwsza odzyskała mowę.
- Co ty powiedziałaś, Karolinę?
- Powiedziałam, że Elise będzie miała dziecko. Jest już w zaawansowanej ciąży.
Pani Ringstad prychnęła.
- To mnie wcale nie dziwi. Dawno zorientowaliśmy się, co z niej za jedna. Że też
można aż tak się co do człowieka pomylić!
Emanuel poczuł, że krew odpłynęła mu z twarzy, zrobiło mu się dziwnie zimno,
kręciło mu się w głowie. Nie był w stanie wykrztusić słowa, nie wiedział, gdzie zaczepić
wzrok. To nie może być prawda. Elise przecież karmiła, czyż nie jest tak, że kobieta nie
może zajść w ciążę, dopóki karmi?
Zauważył, że Signe mu się przygląda. Carlsenowie nadal patrzyli zdumieni na córkę.
- Nic nam nie mówiłaś - odezwała się Betzy Carlsen, nie rozumiejąc. - Skąd o tym
wiesz?
- Od Agnes.
- Widujesz się z Agnes? - Betzy przyjrzała się córce.
- Spotkałam ją przypadkiem. Powiedziała, że Elise spodziewa się dziecka, ale wcale
się z tego nie cieszy, bo miała nadzieję zejść się ze swoim dawnym narzeczonym.
Emanuel Zerknął na Karolinę.
- Z Johanem?
Dziewczyna spojrzała mu w oczy, uśmiechając się.
- „Stara miłość nie rdzewieje”, tak się chyba mówi.
- Ale Johan jest mężem Agnes.
- Właśnie. Dlatego Agnes była tak oburzona.
Ojciec Emanuela odchrząknął. Dopiero teraz wszyscy zauważyli, że zrobił się szary
na twarzy.
- A kto w takim razie jest ojcem dziecka, którego spodziewa się Elise?
Matka posłała mu gniewne spojrzenie.
- A co nas to obchodzi? Te fabryczne dziewczyny rodzą dzieci co rok, a każde mają z
innym, jak słyszałam. Widać szybko się pocieszyła, gdy Emanuel od niej odszedł. Chwalą
Bogu, że nie mamy z tymi ludźmi nic wspólnego!
- Jesteś niemożliwa, Marie. Nigdy nie mieliśmy Elise nic do zarzucenia. To nie jej
wina, że pochodzi z ubogiej rodziny.
Matka zaczerwieniła się jak burak.
- Oboje zgadzamy się, że małżeństwo między Emanuelem a Elise było błędem. Nikt
nie może wymagać, by Emanuel żył w takich warunkach. Nie chcę więcej o tym rozmawiać,
i tak mieliśmy już dosyć nieprzyjemności w związku z tą sprawą.
Przy stole znowu zrobiło się cicho.
Emanuel miałby ochotę znaleźć się dziesięć mil stąd. Czuł na sobie świdrujące
spojrzenie Signe, Karolinę wydawała się niemal cieszyć z cudzego nieszczęścia. Usiłowała z
nim flirtować, nie zrozumiała potem ironii, z jaką wychwalał Signe, i teraz postanowiła się
zemścić.
Ale co z tego, że Signe jest wściekła, a Karolinę się obraża? On właśnie przeżył
największy wstrząs w swoim życiu, było mu niedobrze i czuł się obrzydliwie.
Nie sądził, by Elise szukała pociechy u innego, gdy tylko on zniknął. Nie była taka.
Jeżeli to prawda, że Elise jest w ciąży, to on jest ojcem.
Jak to możliwe? I co, na Boga, powinien teraz zrobić? Adwokat ojca już na pewno
coś załatwił, na razie nie wiadomo co. Ojciec mówił, że rozwód zostanie potwierdzony
orzeczeniem sądu, a powodem będzie „niewierność” Elise. Ślub z Signe odbędzie się zaraz,
gdy przyjdą dokumenty. Emanuel słyszał, jak ojciec rozmawiał półgłosem z adwokatem o
przyszłości chłopca i jego prawie dziedziczenia, i chociaż jeszcze mu nie wyjaśnili, o co
chodzi, podejrzewał, że planują coś, o czym lepiej głośno nie mówić. Pamiętał, że pewien da-
leki krewny został wpisany do ksiąg kościelnych pod fałszywą datą, i zastanowił się, czy
matka i ojciec mogliby posunąć się aż tak daleko i czy zakrystian lub pastor dadzą się
namówić do oszustwa. Bez zapłaty lub innego zadośćuczynienia byłoby to raczej
niemożliwe. Duchowni liczą się z zamożnymi parafianami, być może matka zagroziła
proboszczowi. To do niej podobne.
O ile się domyślał, w prowadzonych półgłosem rozmowach chodziło o to, by syn jego
i Signe uzyskał prawo dziedziczenia Ringstad. Właściwie nie miałby nic przeciwko temu.
Mimo wszystko było to jego pierwsze dziecko, a w dodatku syn. Ojcem dziecka Elise był kto
inny, mimo że przyszło na świat, gdy jeszcze trwało ich małżeństwo, ale to, co knuli rodzice,
nie było uczciwe. Kłamstwa będą ich prześladować przez wieki. Wzdrygnął się.
Nie miał pojęcia, jak ojcu i adwokatowi się to udało, ale wraz z „przyznaniem się”
Elise do niewierności Hugo tracił wszystkie prawa, które otrzymał od Emanuela, a także
został napiętnowany jako nieślubne dziecko. Myśl o tym była bolesna, ale do tej pory wy-
dawało się, że nie istniało inne rozwiązanie. Zwłaszcza gdy matka i ojciec działali z taką
determinacją, a w dodatku Signe i jej rodzice trzymali ich stronę.
Teraz Emanuel miał wrażenie, jak gdyby ktoś mu wylał na głowę kubeł zimnej wody.
Albo raczej powinien powiedzieć, jakby otrzymał cios pod żebra. Zawroty głowy nie
ustępowały, ledwie zdołał usiedzieć przy stole, nie zwracając niczyjej uwagi. Signe z
pewnością tak jak on myślała, że Emanuel jest ojcem dziecka, którego Elise się spodziewa,
jednak nigdy nie przyznałaby tego na głos. Wolała utwierdzać matkę w przekonaniu, że Elise
to latawica, która szukała pociechy u innego, gdy tylko Emanuel zniknął. Przypuszczalnie
tylko on wierzył, że Elise nie miała nikogo innego poza nim. W każdym razie przez kilka
miesięcy po rozstaniu. To, co Karolinę opowiadała o Agnes i Johanie, wydawało się dziwne,
ale Emanuel wiedział, że nie można wierzyć we wszystko, co ta dziewczyna mówi.
Może i w to nie powinien wierzyć? Pamiętał, jak potrafiła być złośliwa, gdy była
zazdrosna. Skoro bywała nieprzyjemna dla Elise, teraz mogła robić na złość Signe.
Ale czy odważyłaby się okłamywać jego rodziców? Wątpił w to. Jak gdyby z bardzo
daleka docierała do niego rozmowa ojca z Carlsenem o decyzjach Christiana Michelsena jako
premiera oraz o tym, że leśnictwo, przemysł czy flota handlowa nie mogą ucierpieć w
związku z historycznymi wydarzeniami tysiąc dziewięćset piątego roku.
Nie był w stanie włączyć się do rozmowy, nie mógł przestać myśleć o tym, co
powiedziała Karolinę. Czuł się jakby odrętwiały. Bał się. Co, na Boga, powinien teraz
zrobić?
Zaraz po posiłku podeszła do niego Signe i powiedziała:
- Chciałabym zamienić z tobą kilka słów, Emanuelu. - Jej spojrzenie było czarne,
przypominało wzrok matki, gdy wpadała w najgorszy gniew. Nie pozostało mu nic innego,
jak pójść za Signe na piętro.
Gdy tylko weszli do sypialni, zatrzymała się i popatrzyła na niego zdenerwowana.
Usta jej drżały, gdy spytała:
- Czy to prawda? Czy jesteś ojcem dziecka, którego Elise się spodziewa?
- Skąd mogę wiedzieć?
Podniosła dłoń i z całej siły uderzyła go w policzek.
- A więc zdradziłeś mnie? Twierdziłeś, że jej nie tknąłeś, odkąd mnie spotkałeś, a
teraz się przyznajesz, że z nią spałeś?
- Tego nie powiedziałem.
- Ale mówisz, że nie wiesz, czy jesteś ojcem tego dziecka, a więc musisz mieć coś na
sumieniu.
Emanuel poczuł, że robi mu się gorąco z wściekłości.
- Mimo wszystko byłem jej mężem, do diabła.
- Przeklinasz? Ty, który byłeś oficerem w Armii Zbawienia? Przyznajesz więc, że z
nią spałeś. Ile razy to robiliście? Raz? Kilka razy?
- Boże, przestań, Signe. Byliśmy małżeństwem. To wydawałoby się dziwne, gdybym
nie tknął własnej żony.
Łzy zakręciły się w jej oczach, tupnęła w podłogę i zrobiła się na twarzy czerwona jak
ogień.
- Okłamałeś mnie. Mówiłeś, że nic do niej nie czułeś, że nigdy nie pożądałeś jej,
odkąd mnie spotkałeś. Jak mogę ci ufać po czymś takim? I co zamierzasz zrobić w związku z
tą wielką nowiną? Pognać do Kristianii i zaproponować tej dziwce pomoc? Tylko spróbuj!
Zresztą myślę, że nie ty jesteś ojcem. Nie zachodzi się w ciążę zaraz po porodzie. Zwłaszcza
gdy się karmi piersią. Nie możesz wiedzieć, czy się przypadkiem z kimś nie związała, kiedy
zniknąłeś. Takie one są, te zdziry znad rzeki Aker.
Emanuel czuł, że w środku się aż trzęsie, musiał się pilnować, żeby nie wybuchnąć.
- Spójrz prawdzie w oczy, Signe. Uwodziłaś mnie, chociaż wiedziałaś, że jestem
żonaty. Czy jesteś lepsza?
- Twierdzisz, że to ja cię uwodziłam? Ty, który śliniłeś się jak głodny pies, gdy tylko
mnie zobaczyłeś? A teraz chcesz mi wmówić, że to moja wina? Czy to nie ty namawiałeś
mnie, żebyśmy poszli do stodoły? Czy to nie ty się na mnie rzuciłeś na sianie niczym
wściekły byk?
Emanuel otworzył usta, żeby zaprotestować. To Signe uczyniła pierwszy krok, to ona
zaproponowała, żeby wymknęli się do stodoły. Jednak w tej samej chwili usłyszał szybkie
kroki na schodach. Zirytowany odwrócił się do drzwi.
Do sypialni wmaszerowała matka. Nie zapukała. Miała czerwone wypieki na twarzy.
- Emanuelu. Chciałam ci tylko powiedzieć, że jeżeli będziesz wszczynał awantury z
powodu tego, co powiedziała Karolinę, będziesz miał ze mną do czynienia. Nie zgodzę się na
to, żeby jakaś robotnica zmarnowała całe nasze życie z powodu własnej lekkomyślności.
- W imię Boga! - Emanuel czuł, jak się w nim gotowało ze złości. - Nie powiedziałem
ani słowa. To Signe chciała ze mną koniecznie porozmawiać.
- Ale słyszę, że się kłócicie, i widzę to po was. Nic dziwnego, że Signe się
zdenerwowała. Teraz ona jest twoją żoną i o nią musisz teraz dbać. A z rym, co obecnie robi
twoja była żona, ani ty, ani my nie mamy nic wspólnego. Zresztą twoje poprzednie
małżeństwo traktuję jako nielegalne. Nie rozumiem, jak Karolinę mogła zachować się tak
nietaktownie i oznajmić nam coś takiego. Teraz siedzi na dole i płacze, mówi, że nie chciała
nikogo zranić. Poza tym myślała, że o tym wiemy.
- Wcale nie. Powiedziała to, żeby mnie zranić. Żeby zranić nas wszystkich.
Matka patrzyła na Emanuela, nie rozumiejąc.
- Dlaczego miałaby to zrobić?
- Ponieważ nie może znieść myśli, że Signe i ja mamy się pobrać.
Zapadła cisza. Pani Ringstad sprawiała wrażenie, jakby nie mogła przełknąć ostatnich
słów syna, ale nie protestowała. Wiedziała, że Karolinę od kilku lat podkochuje się w
Emanuelu. Sama zresztą chciała, żeby się pobrali.
Signe szlochała. Nagle gwałtownie się odwróciła i wybiegła z pokoju.
Matka załamała ręce i jęknęła.
- Zobacz, co się dzieje. Obie dziewczyny, Signe i Karolinę, płaczą. Betzy i Oscar nie
wiedzą, co powiedzieć i co robić. Ojciec wyszedł do stajni, jak zwykle, kiedy się zdenerwuje.
A mieliśmy tak miło spędzić ten dzień z Carlsenami!
- Mówisz, jak gdyby to była moja wina.
- Bo to przez ciebie. Gdybyś od razu powiedział, że to niemożliwe, byś był ojcem
dziecka, którego Elise się spodziewa, nic by się nie stało. Teraz wszyscy sądzą, że dziecko
może być twoje. Jak myślisz, jak Signe ma teraz żyć z taką świadomością? Adwokat
wreszcie zaczął robić porządek z tym nieszczęściem, które ci się wcześniej przytrafiło, i
wkrótce ty i Signe moglibyście się pobrać, a mój Hugo dostałby, co mu się prawnie należy.
Wreszcie wszystko by się ułożyło.
Emanuel poczuł ogarniającą go nienawiść, która niemal nie pozwalała mu oddychać.
- Uważasz, że wreszcie udało ci się osiągnąć to, co chciałaś? Jak zwykłe. Jak
zamierzasz to wszystko załatwić? Czy wiesz, że Hugo, spadkobierca Ringstad, został
wpisany w księgach kościelnych pod swym właściwym nazwiskiem po ojcu? W dodatku
otrzymał drugie imię, Hagbart, po wujku Hagbarcie. Sama namówiłaś krawcową, żeby
wyszyła imię dziecka na szacie do chrztu, używanej od lat przez Ringstadów. Zapomniałaś o
tym?
Matka wbiła w Emanuela nienawistne spojrzenie.
- Nie dla tego bękarta, lecz dla naszego Hugo Hagbarta. Wszystko, co się zdarzyło w
zimie, pragnę wymazać z pamięci. I tobie radzę to samo.
Emanuel ciskał wzrokiem błyskawice. Musiał się chwycić krzesła, żeby nie rzucić się
na matkę.
- Czy proboszcz też o tym zapomniał? - rzucił lodowatym głosem.
- Zachowuj się, jak przystało, Emanuelu.
- A może mu zapłaciłaś lub komuś innemu, żeby zmienił niektóre informacje w
księgach? Groziłaś mu? Niełatwo jest w tych czasach znaleźć pastorowi nowy urząd, bez
poparcia rady parafialnej jego miejsce na ambonie jest niepewne. Ojciec jest członkiem rady,
prawda?
Ręka matki ze świstem przecięła powietrze i trafiła w policzek Emanuela.
Emanuel odwrócił się na pięcie, wymaszerował z sypialni, zszedł po schodach i
wyszedł z domu. Czując niepohamowaną wściekłość, szybkimi krokami zbliżał się do furtki.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
Trzy dni później Elise wreszcie otrzymała list z Kopenhagi.
Chciała poczekać z jego otwarciem, aż Hugo zaśnie, potrzebowała spokoju.
W głębi duszy wiedziała, dlaczego zwleka. List nie mógł jej dostarczyć niczego poza
rozczarowaniem. Agnes na pewno napisała do męża i opowiedziała mu o wszystkim, więc to
nawet dziwne, że Johan w ogóle odpisał. Nie wątpiła, że wiadomość spadła na niego jak
grom. Wyraźnie dał jej do zrozumienia, że ma nadzieję na wspólną przyszłość z Elise, a teraz
ta nadzieja legła w gruzach. Prawdopodobnie zareagował jak jego siostra, Anna, i uznał za
oczywiste, że Emanuel wróci, kiedy się dowie o dziecku. Nic dziwnego, że tak myślą; oboje
są przekonani, że Emanuel ją zostawił, ponieważ Hugo nie jest jego synem.
Sama jednak nie miała absolutnej pewności, że to jedyny powód. Emanuel nie mógł
znieść biedy. Skoro jego rodzice nie chcieli mu pomagać, dopóki będzie mieszkał z Elise, nie
bardzo mógł liczyć na lepsze życie. Jego praca w tkalni płótna żaglowego była marnie płatna,
a Emanuel nie należał raczej do tych, którzy pięli się w górę i zdobywali coraz lepsze
stanowiska. Na to był zbyt leniwy. Gdyby wiedział, że Elise tak dobrze zarabia na swoich
opowiadaniach, dostrzegłby może nadzieję na znalezienie mieszkania gdzieś dalej od rzeki,
ale nie miał nawet pojęcia o jej pisaniu. Zresztą nawet nie chciała, by o tym wiedział. Gdyby
to był jedyny powód, dla którego pragnąłby z nią być, to lepiej niech nie wraca.
Jak by zareagowała, gdyby stanął w drzwiach i powiedział, że chce do niej wrócić?
Wiele razy stawiała sobie to pytanie i jeszcze nie znalazła odpowiedzi. To Johana
kochała, ale Emanuel był ojcem jej dziecka. Czy ma prawo zdecydować, że będzie je
wychowywała bez niego?
Kochała Johana również wtedy, gdy zgodziła się zostać żoną Emanuela, a mimo to
było im dobrze w małżeństwie. Czy to się może powtórzyć? Mimo całego zła, które się
potem wydarzyło?
Czy zdoła Emanuelowi przebaczyć, jeśli przyczołga się na kolanach i będzie błagał o
jeszcze jedną szansę?
Pokręciła głową. Wybaczyć może tak, ale nie zapomnieć. Nie miała już do niego
zaufania i będzie jej trudno go znowu pokochać, ale ile osób naprawdę kocha tych, z którymi
żyje?
Nareszcie Hugo zaczął trzeć oczy i ziewać. Położyła go do wózka i wyprowadziła za
dom. Było zimno, wydawało się nawet, że chwycił lekki mróz, ale tutaj, gdzie poranne słońce
świeciło przez jakiś czas, powietrze bardziej się nagrzało.
Gdy tylko Elise zobaczyła, że Hugo zamknął oczy i zasnął, szybko wróciła do kuchni.
Z niecierpliwością chwyciła list, usiadła przy stole i otworzyła.
Najdroższa Elise!
Serdecznie dziękuję za list, który dostałem już dawno temu. Muszę przyznać, że kiedy
go przeczytałem, przeżyłem rozczarowanie. List był miły, lecz ani słowem nie zdradziłaś, że
chciałabyś mnie znowu zobaczyć. Nastrój naszego pożegnania na Vippetangen prysnął. Nie
znalazłem w liście nadziei, której się tak uchwyciłem. Nie rozumiem tego. Starałem się ją
odczytać między wierszami, ale nie zauważyłem nic poza życzliwością, życzeniami, bym
odniósł sukces tu w Kopenhadze i by się przede mną otworzyła świetlana przyszłość. Ani
słowa o wspólnej przyszłości. Zanim wyjechałem, płakałaś i obiecywałaś, że nigdy mnie nie
zapomnisz. Przyznałaś również, że się boisz, że „będę tak zajęty pracą i będą mnie otaczać
piękne, młode kobiety”, że o Tobie zapomnę. Kiedy spytałem, czy będziesz na mnie czekała,
skinęłaś głową i powiedziałaś „tak”. Dlaczego ani słowem nie wspominasz o tym w swoim
liście? Niczego nie pojmuję.
Potem miałem dużo pracy, która przeciągała się do późna w nocy.
Stopniowo zrozumiałem, że z rozmysłem nic o nas nie pisałaś, żeby mnie nie wiązać.
Chciałaś, bym był wolny i nie czuł się związany tym, co powiedzieliśmy sobie na nabrzeżu.
Celowo zwlekałem z odpowiedzią, nie wiedziałem, czy odpowiedzieć Ci w równie przyjaznym
tonie, czy napisać, co do Ciebie czuję.
Wtedy przeżyłem wstrząs. Otrzymałem list od Agnes. Zrozumiałem, dlaczego
napisałaś w ten zagadkowy sposób. Szczerze Ci współczułem, Elise. Domyślam się, że nie
byłaś szczęśliwa, gdy się zorientowałaś, że będziesz miała dziecko z Emanuelem. Zwłaszcza
teraz, po tym, co się stało. Prawdopodobnie nie byłaś w stanie mi tego powiedzieć, obawiałaś
się, że mnie rozczarujesz. Może bałaś się, że stracę ochotę do pracy i radość studiowania?
Teraz zaczynam już oswajać się z tą myślą. Skoro miałbym wychowywać Hugo,
mógłbym zająć się jeszcze jednym dzieckiem. Najważniejsze jest to, co istnieje między Tobą i
mną. Jeżeli jest miłość, większość spraw uda się ułożyć. Nie sądzę, by Emanuel wrócił, nawet
jeśli się dowie o dziecku. To będzie dla niego zbyt trudne. Signe urodziła syna, którego
rodzina Ringstadów zaakceptowała. Poza tym Emanuel nie będzie miał odwagi powiedzieć
swej dominującej matce, że jesteś w ciąży. Może spróbuje przysłać Ci od czasu do czasu
trochę pieniędzy, lecz najbardziej prawdopodobne jest to, że będzie się starał zapomnieć o
tym krótkim okresie, który spędził nad rzeką Aker.
Niezależnie od wszystkiego wiadomość, którą dostałem od Agnes, nie zachwiała
moich uczuć do Ciebie. Tego by tylko brakowało. Okazałbym się lekkoduchem, który nie
zasłużył na Twoją miłość.
Myślę o Tobie, Elise, brakuje mi Ciebie, tęsknię za Tobą i wyglądam dnia, kiedy
będziemy mogli się znowu spotkać.
Twój Johan
Elise wstała od stołu, podeszła do okna i wyjrzała na dwór. Słońce przedzierało się
pomiędzy liśćmi klonu i sprawiało, że lśniły najpiękniejszymi odcieniami barw. W trawie
połyskiwały miliardy błyszczących kropelek rosy. Daszek studni pokryły pożółkłe liście.
Johan nie wspomniał słowem o Agnes ani o dziecku, którego się spodziewała.
I czy naprawdę nadal pragnął jej, Elise, mimo że urodziła dziecko gwałciciela i
spodziewała się drugiego, tym razem z Emanuelem? Czy to możliwe?
Ciągle był kimś nowym w środowisku artystycznym Kopenhagi, ale jak długo to
potrwa, zanim się zorientuje, jakie właściwie ma możliwości? Czyjego miłość do niej jest na
tyle silna, że przetrwa wszystkie pokusy, które niewątpliwie na niego czekają? Tutaj nad
rzeką Aker jego życie było dość ograniczone, niewiele wiedzieli o świecie. Teraz zobaczy
coś innego, nowe możliwości, napotka nowe wyzwania.
Elise wróciła do kuchennego stołu i przeczytała list jeszcze raz. Poczuła, że robi jej
się ciepło koło serca. Pomyśleć tylko, że Johan mógł napisać coś takiego, mimo że znał już
najnowsze wieści. Uświadomiła sobie, że palą ją policzki i dziwne gorąco ogarnia całe ciało.
Tym razem nie będzie zwlekała z odpowiedzią, ale odpisze zaraz dzisiaj i potwierdzi to, co
już odgadł: że chciała mu oszczędzić bólu i bała się, że zmarnuje jego możliwości.
Wyjęła nowy blok, który kupiła u Magdy na rogu zaledwie kilka dni temu, naostrzyła
ołówek i zaczęła:
Najdroższy Johanie!
Bardzo dziękuję za list. Siedzę przy stole w kuchni, do której przez okno wpada
ukośnie jesienne słońce, a na zewnątrz wszystko się mieni najpiękniejszymi barwami.
Wodospad huczy, ostatnie deszcze sprawiły, że rzeka wystąpiła z brzegów. Za domem przy
słonecznej ścianie leży w wózku Hugo i śpi, Reidar i chłopcy są w szkole, a Hilda sprząta u
ludzi. W ostatnią sobotę mieliśmy w domu wesele: Hilda wyszła za mąż za Reidara Jensena.
Bardzo się denerwowałam, ponieważ bałam się, że rodzina Reidara będzie taka sama jak
państwo Ringstadowie, ale miło mnie zaskoczyli.
Twój list sprawił mi taką radość, że trudno mi uwierzyć, że to wszystko prawda. Masz
całkowitą rację: nie miałam odwagi wyznać Ci mojej miłości w ostatnim liście, ponieważ
nosiłam bolesną tajemnicę. Tak, nie wstydzę się przyznać, że to dla mnie bolesne. To brutalne
powiedzieć, że nie chciałam tego dziecka, ale chyba nie muszę Ci tego dokładniej wyjaśniać.
Jak trafnie odgadłeś, nie chciałam Ci niczego zepsuć, wyjawiając od razu tę nowinę.
Myślałam sobie, że kiedy lepiej poznasz Kopenhagę, na dobre zaczniesz naukę i pracę,
zorientujesz się, jakie masz możliwości, to z pewnego dystansu spojrzysz na dotychczasowe
życie. Że i do mnie nabierzesz dystansu. Wtedy rozczarowanie nie będzie tak wielkie.
Nie musisz wątpić w moją miłość, Johanie. Nie przestałam Cię kochać, kiedy spotkało
mnie tyle złego, tylko zepchnęłam tę miłość w najodleglejszy zakamarek mojego serca.
Nauczyłam się kochać Emanuela, ponieważ czułam, że mam wobec niego dług wdzięczności,
i ponieważ nie miałam innego wyboru. I ponieważ sądziłam, że jest wart tej miłości. Teraz
wiem, że jest inaczej.
Uważam, że masz rację, twierdząc, że Emanuel nie wróci. Nie ma tyle siły, by
przeciwstawić się silnym kobietom, jakimi są Signe i jego matka. Nie jest wystarczająco silny,
by poradzić sobie z ludzkim gadaniem, krytyką, kłującymi jak szpilki pogardliwymi
spojrzeniami. Nieszczęściem Emanuela jest jego słabość. Nie sądzę, by chciał mnie
skrzywdzić, nie ma między nami wrogości. Jest mi go żal, tak samo jak mi żal wszystkich tych,
którym się w życiu nie powiodło i którzy pozwolili innym sobą kierować.
Odczuwam ulgę, że mogę być wobec Ciebie szczera. Teraz wiem, że na powrót
odnaleźliśmy wspólny język, i że od tej pory więcej listów będzie krążyć między Kristianią a
Kopenhagą. Brakuje mi Ciebie, Johanie, i cieszę się, że znowu będziemy mogli być razem.
Twoja Elise
Podniosła wzrok znad kartki. Czy powinna jakoś skomentować to, że Johan chciał
zastąpić ojca Hugo i dziecku, którego się spodziewała? Czy nie za wcześnie wspominać o
czymś, co jest tak odległe w czasie? Johan nieprędko przyjedzie do domu, może jeszcze
zmienić zdanie. Na razie powinni się skupić na radości pisania i świadomości, że oboje
pragną tego samego.
Ale mogła mu przynajmniej podziękować. Szybko dodała dopisek pod podpisem:
PS Z całego serca dziękuję, Johanie.
Była pewna, że Johan zrozumie. Czując ulgę i ogromną radość, złożyła list, wsunęła
go do koperty i zaadresowała.
Gdy tylko Hugo się obudził, wzięła list i udała się w drogę na pocztę.
Kiedy przechodziła obok niewielkiego drewnianego domu, gdzie na poddaszu
mieszkali Agnes i Johan, przypomniała sobie, co powiedział ów pijak, który śpiewał „Agnes,
mój cudowny motylu”. Twierdził, że Agnes zniknęła. Magnus Hansen również nie wiedział,
co się z nią stało.
To na pewno tylko pijackie gadanie. Mężczyzna był zbyt pijany, żeby się utrzymać na
nogach, więc pewnie również nie bardzo wiedział, co mówi. Może Agnes nie napisała do
Johana, że dziecko, którego się spodziewa, jest mimo wszystko jego? Może napisała tylko o
Elise, lecz nie wspomniała o sobie? Dlaczego? Czyżby się rozmyśliła? A może kłamała?
Może twierdząc, że źle obliczyła, chciała ją tylko zranić i zobaczyć, jak Elise to przyjmie?
To do niej podobne. Jedno tylko było pewne: gdyby Johan wiedział, że dziecko,
którego spodziewa się Agnes, jest jego, nie napisałby takiego listu.
W drodze powrotnej Elise postanowiła wstąpić do pani Paulsen po zapłatę za strój
kąpielowy i ubranko dla Braciszka. Poprzednio weszła tylko na chwilę, żeby oddać gotowe
rzeczy, ponieważ pani Paulsen źle się czuła i pokojówka poprosiła Elise, żeby przyszła in-
nego dnia.
Na ulicach prawie nie było ludzi, mimo że pogoda była cudowna. Elise przypomniała
sobie dzień, gdy spotkała starą kobietę, która miała jej za złe, że spaceruje z wózkiem w biały
dzień, wczesnym przedpołudniem, kiedy wszyscy muszą harować w fabryce. Poczuła
wyrzuty sumienia. To nie w porządku, by żyło jej się lepiej niż innym.
Doszła do połowy wzgórza Aker, gdy nagle dostrzegła jakąś postać, która wydała się
jej znajoma. Szybko się rozejrzała za jakąś bramą, w której by mogła się schować, zanim ten
człowiek ją zauważy, ale zorientowała się, że już za późno.
Ogarnęło ją uczucie bezsilności. Wszędzie żyli ludzie, którzy cierpieli krzywdę lub
którzy uprzykrzali życie sobie nawzajem. Ansgarowi mogłoby się dobrze ułożyć. Był
szczęściarzem: miał pracę w gazecie, troskliwych, miłych rodziców i ładny dom w porządnej
dzielnicy. Zamiast to doceniać, obracał się w nieciekawym towarzystwie i dał się namawiać
do złego. Teraz najwyraźniej tak mu to dopiekło, że postanowił skończyć z życiem. Elise
powinna się ucieszyć, że go widzi. Co by zrobiła, gdyby jednak posłuchał jej rady i rzucił się
do innego wodospadu? Mimo to widok Ansgara był dla niej udręką, dokuczała jej
świadomość, że chłopak może się pojawić w każdej chwili.
Zmusiła się, by iść dalej, choć najchętniej zawróciłaby. Gdyby choć była sama, ale
Hugo siedział w wózku, nie spał, szczęśliwy, że może obserwować wszystko, co się dookoła
rusza.
Ansgar również się nie cofnął, chociaż przez moment wydawało się, że się zawahał.
Wolno zbliżali się do siebie.
Elise zagadywała Hugo, żeby ukryć zakłopotanie.
- Patrz na te wróbelki tam w krzakach, Hugo! Ćwir, ćwir, robią ptaszki.
Hugo roześmiał się, popatrzył na wróble, potem z powrotem na Elise, próbując ułożyć
buzię w ten sposób, żeby powtórzyć za mamą.
Elise starała się nie patrzeć w górę, udawała, że nie zauważyła Ansgara, jednak
poznała po krokach, że się zbliża, i zdawała sobie sprawę, że nie uniknie spotkania.
Nie mogła już dłużej udawać. Zerknęła znad wózka i skinęła głową na powitanie.
Tyle wystarczy.
Ku jej przerażeniu chłopak zatrzymał się.
- Dziękuję.
Posłała mu zdumione spojrzenie.
- Za co?
- Ponieważ nie pozwoliłaś mi tego zrobić. Wreszcie zrozumiała. Zaczerwieniła się i
zmieszała.
- Doświadczyłam kiedyś czegoś takiego, nie dałabym rady przeżyć tego jeszcze raz.
Stał w milczeniu, przyglądając się jej.
- Dowiedziałem się o tym. Później. To ta dziewczyna, o której był artykuł w „Verdens
Gang”, prawda?
Przytaknęła. Miała nadzieję, że nie będzie zadawał więcej pytań.
- Przepraszam. Nie wiedziałem, że to również takie okropne dla tego, kto jest
świadkiem.
- Potworne. Wiele razy wyrzucałam sobie, że nie uczyniłam nic więcej, żeby temu
przeszkodzić, chociaż myślę, że zrobiłam wszystko, co mogłam.
- To się więcej nie zdarzy. Z mojej strony.
- Miło mi to słyszeć.
- Coś mi się przydarzyło.
Odważyła się spojrzeć mu w oczy, bała się tego.
- Naprawdę?
- Znalazłem dziewczynę. Jest w Armii Zbawienia i namówiła mnie, żebym też
wstąpił. Zdecydowałem się opowiedzieć jej, czego się dopuściłem.
Elise popatrzyła na niego zdumiona.
- Mam nadzieję, że okaże się wspaniałomyślna.
- Tak. Jest równie wspaniałomyślna jak ty. Pokręciła głową.
- Nie jestem taka. Nienawidziłam i płakałam, krzyczałam i przeklinałam cię.
- Ale ci przeszło. W przeciwnym razie nie próbowałabyś mnie powstrzymać od tego,
co zamierzałem zrobić, kiedy ostatnio stałem na moście.
Spuściła wzrok.
- Nie czuję już do ciebie nienawiści. Myślę, że zostałeś dostatecznie ukarany.
Między nimi zapadła cisza.
- Moi rodzice chcieliby ci pomóc. - Jego wzrok przylgnął do dziecka w wózku, które
uśmiechało się i gaworzyło. Czapeczka Hugo zasłaniała zdradzieckie rude loki.
-
Tak powiedzieli. Kiedy Hugo podrośnie, mogą mu pomóc w zdobyciu
wykształcenia, ale na razie daję sobie radę z utrzymaniem chłopców i tego malucha.
Nagle odniosła wrażenie, że Ansgar przesunął wzrok na dół. Czy możliwe, żeby coś
zauważył, mimo że owinęła się dużym szalem?
- Muszę iść. Wybieram się do pani Paulsen po zapłatę za rzeczy, które dla niej
uszyłam.
Ansgar skinął głową, po czym niespodziewanie się pochylił i poklepał Hugo po
policzku. Elise zauważyła, że jego oczy zaszkliły się, kiedy na nią spojrzał.
- Czy udało ci się mi przebaczyć?
- Tak - odparła i pośpiesznie odeszła.
Kiedy weszła na górę do państwa Paulsenów, zaprowadzono ją do salonu, lecz
uprzedzono, że nie może zostać zbyt długo, bo pani jeszcze niezbyt dobrze się czuje.
Elise przeraziła się na jej widok. Leżała na sofie pod grubym pledem, jej twarz była
potwornie blada, a policzki zapadnięte.
- Tak mi przykro, że pani zachorowała, pani Paulsen. Kobieta uśmiechnęła się do niej
blado.
- To najgorsze dla mojego męża i małego Isaca, ale modlę się do Boga, żebym
wyzdrowiała.
- Nie wie pani, co pani dolega? Pani Paulsen pokręciła głową.
- Lekarz nie ma pojęcia, co to takiego. Nic mnie nie boli, jestem tylko tak potwornie
zmęczona. Nie mam też apetytu. Pieniądze leżą w kopercie, pani Ringstad - dodała i
wskazała ręką. - Ponieważ ubranka były malutkie, mój mąż uznał, że nie mogę pani zapłacić
tyle co za suknię. - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Liczę na to, że kiedy wyzdrowieję,
przyjdzie pani uszyć mi płaszcz zimowy.
Elise skinęła głową, wzięła kopertę, dygnęła i ruszyła wolno do drzwi.
- Mam nadzieję, że wkrótce pani wróci do zdrowia, pani Paulsen. Szybkiej poprawy!
- Dziękuję. - Pani Paulsen nie uśmiechnęła się tym razem, jej wzrok zdradzał, że nie
wierzy w jakąś szczególną poprawę.
Elise zamyśliła się w drodze do domu. Martwiła się, że Braciszek bardzo to przeżyje,
jeżeli pani Paulsen nie wyzdrowieje. Nie potrafiła sobie wyobrazić niczego bardziej
tragicznego dla dziecka niż strata matki. To jeszcze gorsze, niż gdy matka traci jedno z
dzieci.
W tej samej chwili uświadomiła sobie nagle sens tego, co pomyślała. To Hilda jest
prawdziwą mamą Braciszka. Straciła go, a on stracił ją, lecz mimo wszystko Hilda mogłaby
malca pocieszyć, jeżeli odejdzie od niego najdroższa mu osoba, kobieta, którą uważa za
matkę. To absurdalne. Powinno istnieć prawo zabraniające kobietom oddawania swych
dzieci.
Mogłaby o tym napisać. Opowieść nie traktowałaby o prostytutkach, biednych
robotnicach, samobójstwie lub o nędzy. Mówiłaby o czymś, co dotyczy wszystkich ludzi, o
więzi między matką a dzieckiem.
Podbudowana swoim pomysłem przyśpieszyła kroku, ale zaraz zatrzymała się
gwałtownie, żeby sprawdzić, ile zarobiła za ubranko dla Braciszka i strój kąpielowy dla pani
Paulsen. Energicznie otworzyła kopertę. W środku leżało dwadzieścia koron. Poczuła rozcza-
rowanie. Pan Paulsen powinien wiedzieć, że przy małym ubranku jest tyle samo pracy co
przy dużym, jest nawet bardziej skomplikowane i więcej przy tym dłubaniny. Przy stroju
kąpielowym również, szczególnie przy kołnierzu marynarskim i marszczeniach pod kola-
nami.
Schowała kopertę z powrotem do kieszeni i ruszyła dalej.
Akurat tutaj, na samym środku wzgórza Aker, spotkała Ansgara. Pomyśleć tylko, że
znalazł dziewczynę! To dobrze. Oby tylko nie odeszła od niego, gdy usłyszy, co takiego
zrobił. Po tym, jak zobaczyła go na moście, gdy próbował odebrać sobie życie, Elise zrozu-
miała, jak bardzo musiał cierpieć. Dobrze, że powiedziała, że mu wybaczyła. Nie żałowała
mu, by i on przeżył coś dobrego.
Kiedy dotarła do budynków fabrycznych i mogła stąd zobaczyć dom majstra,
zauważyła, że drzwi wejściowe są uchylone. Westchnęła zrezygnowana. To na pewno Peder.
Zawsze zapomina porządnie zamknąć drzwi. A teraz, kiedy zrobiło się zimno, musieli robić
wszystko, żeby utrzymywać ciepło. Za karę będzie musiał po odrobieniu lekcji iść nazbierać
gałązek. Jeżeli nie znajdzie nic w pobliżu, to niech idzie dalej wzdłuż rzeki i szuka. Musi go
zaboleć, inaczej się nie nauczy.
Denerwowała się coraz bardziej, w pośpiechu przechodząc przez most. Nie zostało im
prawie nic drewna, a teraz w kuchni zrobiło się pewnie przeraźliwie zimno. Hugo na pewno
ma mokro i trzeba go przewinąć, a jak go rozbierze w lodowatym pokoju?
Zostawiła wózek przed domem, wzięła synka na ręce i weszła energicznie do środka,
już otwierając usta, żeby zrobić awanturę.
Nagle zatrzymała się w progu.
Przy stole w kuchni siedział Peder i... Emanuel.