Frid Ingulstad
Saga Wiatr Nadziei
część 31
Kristiania, lato 1911 roku
Elise aż trzęsła się ze złości, kiedy wychodziła z domu. Powinna zawiadomić Johana, ale była zbyt wzburzona, by na niego czekać. Nie chciała też biec do jego pracowni, do Vøienvolden, bo trwałoby to zbyt długo. Jeśli Ansgar rzeczywiście odważył się zabrać Hugo, mimo gróźb Johana, nie chciała wiedzieć, do czego zmierzał. Oni nie byli tacy jak inni ludzie. Ani on, ani Helene. Być może zabrali Hugo i wyjechali. Kiedy biegła ulicą w dół, czuła, jak lęk ściska jej serce.
Usłyszała hałas dobiegający z jednego z domów, które mijała. Może ktoś rzeczywiście wpadł przez otwór w dachu do piwnicy? Tego wszyscy się obawiali od wielu lat. Wzdrygnęła się, ale nie miała zamiaru się zatrzymywać. Musiała znaleźć Hugo, czas mijał.
Z wściekłości na Ansgara niemal traciła oddech. Najpierw napadł na nią w mroku i zgwałcił, a teraz próbował jej odebrać dziecko! Powinna donieść o tym policji. Nigdy nie powinna mówić, że mu wybacza. Zrobiło jej się go żal, kiedy powiedział, że żałuje i gotów jest odebrać sobie życie. Był draniem, niegodziwcem i nie zasługiwał ani na wybaczenie, ani na współczucie.
Helene nie była lepsza. Musiała być szalona, skoro broniła człowieka, który rzucił się na obcą dziewczynę, a teraz chciał odebrać dziecko poczęte podczas gwałtu. Gdyby opisała coś podobnego w swoich książkach, nikt by jej nie uwierzył. Wszyscy uznaliby, że taka historia nie mogłaby się wydarzyć w rzeczywistości.
Kristian chciał iść z nią, ale kazała mu zostać i pilnować dzieci. Mały Halfdan jeszcze ich nie znał, mógł się przestraszyć, gdyby został sam pod opieką Dagny i Pedera. Kiedy Kristian wyjechał, żeby odwiedzić rodziców Svanhild, chłopiec był bardzo niepocieszony. Gdyby jednak Kristian wiedział, jak bardzo nieobliczalny jest Ansgar, z pewnością nalegałby, żeby iść razem z nią. Tyle tylko, że Elise chciała załatwić to sama.
Tak się cieszyła, kiedy Kristian niespodziewanie pojawił się wczoraj! Dlaczego nie wolno jej było cieszyć się swym szczęściem dłużej niż tylko przez chwilę? Czy to tak wygląda życie? Że czas trwania radości liczy się w sekundach, minutach lub może godzinach, podczas gdy troski i zmartwienia zajmują cały pozostały czas?
Spróbowała przypomnieć sobie, jak się wtedy czuła, ale przeszkodził jej w tym strach o Hugo. Ansgar i Helene musieli mieć jakiś niecny plan, skoro zdecydowali się na taki krok. Musieli przecież wiedzieć, że Johan i ona natychmiast będą chcieli złożyć im wizytę. Gdyby zgłosiła się z tym na policję, od razu otrzymałaby wsparcie. To ona jest matką Hugo i opiekowała się nim od chwili narodzin. Ansgar nie miał żadnego dokumentu na to, że jest jego ojcem. Nie zgłosiła gwałtu, liczyła się z tym, że policja jej nie uwierzy, bo była tylko pracownicą fabryki. Dzisiaj zachowałaby się już zupełnie inaczej.
Mijała właśnie Garn & Lærredshandelen pod numerem 58. Sklep był na parterze na lewo od bramy. Miała nadzieję, że nikt jej nie zauważy, nie była w nastroju do rozmów i chciała udawać, że wszystko jest w porządku.
Na szczęście nikt jej nie widział, kiedy przemykała się obok. Stąd było już niedaleko do ulicy Tharene i Steinløkka. Ta ostatnia miała już niedługo zostać nazwana imieniem pisarza Alexandra Kiellanda, który zmarł pięć lat wcześniej.
Czytała w „Sværta", że nazwa ulicy Steinløkka pochodziła od kamieniołomu, który był tam w zeszłym stuleciu.
Poszła pod górę, zanim skręciła w prawo, w kierunku parku Sankthanshaugen. Nigdy wcześniej nie była u Ansgara i Helene, ale Johan mówił jej, gdzie mieszkają. To było nieopodal jego rodziców, w wysokiej kamienicy.
W czasie szybkiego marszu trochę się uspokoiła. Nie powinna była wychodzić bez Johana. Był wysoki i silny, i z łatwością pokonałby Ansgara, gdyby doszło do przepychanki. Ona sama nie miała żadnej broni oprócz własnych ust, a Helene miała znacznie bardziej cięty język. Pewnie nie wpuszczą jej do środka, a ona nie miała żadnego dowodu na to, że uprowadzili Hugo. Jeśli okaże się, że jest gdzieś w głębi mieszkania i nie usłyszy jej głosu, ona nie dowie się, czy tam jest, czy nie.
Od razu przypomniała sobie, jak pani Mathiesen odwiedziła ich kilka lat temu, zaraz po pogrzebie wnuczka, małego synka Helene i Ansgara. Była pogrążona w żałobie i chociaż Elise chciała mieć jak najmniej do czynienia z tą rodziną, współczuła jej i zaprosiła ją do środka. Rozmowa zakończyła się tym, że pani Mathiesen wyszła wściekła. Jej ostatnie słowa brzmiały: Żal mi waszego dziecka! Zabolało ją, kiedy usłyszała, że jest złą matką, bo nie żywi współczucia.
Elise poczuła kołatanie serca, kiedy to sobie przypominała. Jak można być tak bezczelnym? A co będzie jeśli Ansgar potrzebuje Hugo, bo Helene przypuszczalnie nie może mieć więcej dzieci, a Ansgar nie chce czuć się samotny na starość? Czy oni wszyscy kompletnie oszaleli? Cała ta rodzina? Kiedyś lubiła panią Mathiesen, która jawiła jej się jako dobra kobieta, zrozpaczona czynem swojego syna, jednak zmieniła się nie do poznania po śmierci wnuka.
Westchnęła ciężko. Być może wszystkie matki są takie. W obliczu zagrożenia w każdej budzi się tygrysica.
Dochodziła do Collettsgate. Powyżej, między drzewami Sankthanshaugen dostrzegła zarys restauracji Hasselbakken. Dwoje młodych ludzi schodziło z góry w stronę ulicy, ona w białej, zwiewnej, letniej sukience, z zakładkami z boku, on w jasnym garniturze i słomkowym kapeluszu. Właśnie się zatrzymali, a ona opuściła parasolkę. Wyglądali, jakby się całowali.
Elise odwróciła głowę. Tak odległym wydawał jej się czas, kiedy sama była młoda i beztroska. Czy właściwie kiedykolwiek była beztroska? Nie po tym, jak matka zapadła na suchoty. Ani po tym, jak ojciec zaczął pić.
Nie potrafiła oprzeć się pokusie zerknięcia na zakochaną parę jeszcze raz. Wówczas coś ją uderzyło. Młoda kobieta przypominała Hildę!
Zwolniła kroku i przyglądała się wnikliwie. Ależ oczywiście, to była Hilda! Dobry Boże, jak ona mogła tak po prostu stać tu i go całować? I to tuż przy Ullevålsveien, gdzie ktoś mógł ją zobaczyć! Kierownik fabryki mógł zwyczajnie tamtędy przejeżdżać. Albo wybrać się na spotkanie z interesantami w restauracji!
Co miała teraz zrobić? Nie mogła przecież stać i ze spokojem przyglądać się, jak Hilda rujnuje swoje życie. Prędzej czy później przejdzie jej to zakochanie. To wyglądało bardziej na zauroczenie niż prawdziwą miłość. Podczas tych kilku rozmów, które udało jej się przeprowadzić z siostrą na jego temat, dowiedziała się, że przyjemnie na niego popatrzeć i że rozkoszuje się tymi chwilami, gdy spaceruje u boku tego wysokiego, dobrze ubranego młodego mężczyzny, za którym inne kobiety rzucają pełne zachwytu spojrzenia. Nie powiedziała ani słowa na temat tego, czy jest miły, czy lubi dzieci, czy jest opiekuńczy, czy ma pogodne usposobienie, na temat cech uchodzących za najbardziej wartościowe.
Musiała się pospieszyć, Hugo był tysiąc razy ważniejszy. Z odwróconą w drugą stronę twarzą nie ryzykowała, że Hilda ją zauważy. Poza tym siostra była tak oczarowana swoim towarzyszem, że ledwie zauważała, co się dzieje dookoła.
Hilda wstydziłaby się, gdyby ją zobaczyła. Wybiegając z domu, była zbyt zaaferowana i nie zastanawiała się, jak wygląda. Włosy miała w nieładzie, czuła, że z koczka wysunęło się sporo kosmyków.
Nie zdjęła nawet fartucha, nałożyła jedynie czepek i wybiegła na ulicę. Wtem rozbrzmiał okrzyk zaskoczenia.
- Elise?
Hilda musiała być tak przestraszona na jej widok, że krzyknęła, zanim zdążyła pomyśleć. Nie mogła udawać, że jej nie słyszy. Spoglądała to w górę, to w dół ulicy, ale nigdzie nie dostrzegła ani przechodnia, ani nadjeżdżającego powozu.
- Hugo zniknął! - krzyknęła. - Idę do Ansgara i Helene sprawdzić, czy go tam nie ma.
- Hugo zniknął? - Hilda brzmiała, jakby się przeraziła. - Poczekaj, Elise! Może będziemy mogli ci pomóc.
Przeszli przez ulicę.
- To pan Christoffer Clausen, a to moja siostra, Elise. - Hilda szybko przedstawiła ich sobie. - Jak ty wyglądasz, Elise? - dodała tonem wyrażającym poruszenie pomieszane z zażenowaniem.
- Tak się przeraziłam, że wybiegłam z domu, nie zastanawiając się nad tym, jak wyglądam. Wiedziała, że to usprawiedliwienie nie pomoże. W oczach Christoffera Clausena została zdemaskowana, wyszło na jaw, że była tylko panią skromnego domu, której nie było stać ani na służącą, ani pokojówkę, w dodatku przywykłą do chodzenia pieszo.
Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, nie mówiąc ani słowa. Mową ciała dał jednak do zrozumienia, że jest wstrząśnięty tym, że Hilda ma taką siostrę.
W końcu odchrząknął.
- Sądzi pani, że ktoś uprowadził jej dziecko, tak to należy rozumieć? Nagle zdała sobie sprawę z tego, jak trudno będzie jej to wyjaśnić. Nie mogła mu przecież opowiedzieć, że urodziła synka po tym, jak została zgwałcona, a teraz gwałciciel chciał odebrać dziecko. Hilda z pewnością nie opowiadała zbyt wiele o swojej rodzinie, a jeśli już, to z pewnością podkoloryzowała trochę rzeczywistość lub w ogóle wszystko zmyśliła.
- To jest... dziwne małżeństwo, które pokochało mojego syna - zaczęła nieskładnie. - Jedno z ich dzieci zmarło na odrę, a drugie jeszcze w łonie matki, najwyraźniej nie mogę mieć już więcej dzieci.
- A ta szalona kobieta uważa, że Hugo jest podobny do jej męża - dodała szybko Hilda. -Niewielu ludzi ma takie rude loki.
Christoffer Clausen wyglądał na porażonego.
- Ale dlaczego nie wezwała pani policji? Elise ugryzła się w język i uśmiechnęła się zawstydzona.
- Nie wiem. Byłam taka przestraszona, że bez zastanowienia wybiegłam na ulicę.
- Jak pani poznała tę parę? Elise poczuła, że się czerwieni.
- Ona... To znaczy pani... pani Mathiesen, jest siostrzenicą pani Muus z Kjelsås. Przyjaciółki rodziny - pospieszyła z wyjaśnieniem. Nie wiedziała, czy Hilda wspominała mu, że matka porzuciła swoje dzieci i wyszła ponownie za mąż.
- Pani mąż nie wie, co się stało? Potrząsnęła głową.
- Nie. Powinnam go powiadomić, ale nie chciałam tracić czasu na to, żeby biec pod górę do Vøienvolden, gdzie ma swoją pracownię.
Hilda musiała być dumna ze szwagra rzeźbiarza. Christoffer Clausen roześmiał się.
- Biec pod górę? Mogła pani przecież wezwać dorożkę albo polecić jednej ze służących, żeby go przyprowadziła?
Elise się uśmiechnęła.
- Zawstydza mnie pan. Rozumiem już, że postąpiłam pochopnie. Tak to jest z artystami, najpierw działamy, potem myślimy.
- Jest pani artystką? - zainteresował się nagle. - O tym mi nie opowiadałaś, Hildo Camillo -dodał i posłał Hildzie pełne wyrzutu spojrzenie.
Hildo Camillo. Skąd on wziął to imię? Zaśmiał się, co zabrzmiało jak wyraz ulgi.
- Teraz rozumiem, czemu pani tak wygląda. Już zacząłem podejrzewać, że... - nie dokończył.
Elise odwróciła się, żeby odejść.
- Tak czy owak, wybiorę się do nich. Nie uspokoję się, dopóki nie dowiem się, czy Hugo rzeczywiście tam jest.
- Pójdziemy z panią - powiedział stanowczo Christoffer Clausen. - Na wypadek, gdyby potrzebowała pani wsparcia - dodał pogodnym tonem.
Elise potrząsnęła głową przestraszona.
- Nie, chcę tam iść sama. Hilda, co dziwne, nie odzywała się przez dłuższą chwilę, a teraz skinęła głową.
- Sądzę, że nie powinniśmy się w to mieszać. Ansgar Mathiesen stałby się wówczas jeszcze bardziej nieznośny.
- Co za bzdura! Do tego wyraźnie potrzeba mężczyzny. - Zaczął iść obok Elise, ciągnąc za sobą Hildę.
Hilda się opierała.
- Nie, Christofferze! Ansgar Mathiesen przestraszy się tylko i będzie jeszcze gorszy niż zwykle. Elise musi załatwić to sama.
Christoffer Clausen zatrzymał się nagle i spojrzał w nią nic nierozumiejącym wzrokiem.
- Co to znaczy? Uważasz, że nie wiem, co robię? Hilda spotulniała.
- Oczywiście. Jesteś mądry i wiesz najlepiej, ale nie znasz tych ludzi.
- Zatem chcę ich poznać. Teraz naprawdę się zaciekawiłem. - Roześmiał się. - Chyba nie chcesz mi odebrać tej radości? Rzadko zdarza się tak emocjonujący dzień jak ten. Najpierw z przerażeniem odkryłaś, że przyjaciele twojego męża są w Hasselbakken, a teraz to.
Przyspieszył kroku, a Hilda nie ośmieliła się zaprotestować. Co ją opętało? Nie miała w zwyczaju pozwalać, by inni nią kierowali.
Myśli kotłowały się w głowie Elise. Jeśli wszyscy troje wpadną do domu Ansgara i Helene, może wyjść na jaw, że Ansgar jest biologicznym ojcem Hugo. Wówczas pan Clausen pojmie, że kłamała oraz że Hilda zachowała wiele dla siebie. Hilda wpadnie we wściekłość i nigdy jej nie wybaczy, ale może jest coś, co może ją wybawić z kłopotu? Jeden z przyjaciół majstra najwyraźniej widział ją z tym młodym bawidamkiem i z pewnością pojął, że coś między nimi jest. Tylko kwestią czasu było to, że plotki dotrą do uszu Ole Gabriela, a wówczas rozpęta się piekło.
Złość Hildy w niczym nie pomagała. Jej przyjaciel nalegał, by iść.
Elise zerkała na niego z ukosa. Przypominał jej trochę Asle Diriksa. Nie z wyglądu, Christoffer Clausen był znacznie przystojniejszy, ale byli podobni pod względem sposobu bycia -pewni siebie, aroganccy, pogardliwie odnoszący się do ludzi z niższych klas, beztroscy i niefrasobliwi.
Wcześniej rzadko zastanawiała się nad różnicą między panami a zwykłymi robotnikami. Pogrążała się w marzeniach o życiu w luksusie, w domu równie pięknym jak Sagene Bad, ale to były tylko fantazje niemające nic wspólnego z rzeczywistością.
Po tym jak Hilda wyszła za mąż za majstra i opowiadała o życiu wyższych sfer, zaczęła się do nich upodabniać. Nie było nic dziwnego w tym, że biedni ludzie zazdrościli bogatym ciepłych domów, pięknych ubrań i tego, że mogli najadać się do syta. Ale czy tamci byli w istocie szczęśliwsi?
- Czy pan ma swoje biuro gdzieś w okolicy, panie Clausen? Wybuchnął śmiechem.
- Biuro? Nie, na szczęście nie.
Nie powiedział nic więcej, a ona nie zebrała się w sobie, żeby dalej dociekać. Czym on się zajmuje? Czy jest tylko synkiem tatusia, żerującym na swoich rodzicach, niezaradnym i bez zamiaru stworzenia czegoś własnego?
- Może pan studiuje? Znów się roześmiał.
- Tak młodo wyglądam? Nie, studia nie są dla mnie. Jak rozumiem, chciałaby się pani dowiedzieć czegoś więcej o moich zainteresowaniach, w związku z tym mogę powiedzieć, że jestem całkiem przyzwoitym jeźdźcem i wygrałem nawet sporo konkursów. Poza tym interesuję się sztuką. Widziała pani obraz Brudefœrden i Hardanger? Można go obejrzeć w nowym Muzeum Rzeźby przy Tullinløkka i zapewniam, że warto to uczynić. - Zaśmiał się. - Przepraszam, zapomniałem, że pani sama tworzy, więc oczywiście już go pani na pewno widziała.
- Ja nie maluję, piszę książki. Popatrzył na nią spod uniesionych brwi.
- Nie chce pani chyba powiedzieć, że jest pani pisarką? - Odwrócił się w stronę Hildy. -Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym, kochanie? Wiesz przecież, że uwielbiam czytać.
Mówi do niej kochanie, chociaż wie, że jest mężatką!
- Byłam pewna, że ci o tym wspomniałam. - Coś w głosie Hildy wskazywało na to, że cała sytuacja bardzo jej się nie podobała.
- Nie, nie mówiłaś nic takiego. - Znów odwrócił twarz do Elise. - Jakie książki pani wydała? Z pewnością o nich słyszałem.
- Pierwsza nosiła tytuł Podcięte skrzydła, druga Dym na rzece, a trzecia Córka przekupki. Oprócz tego napisałam jeszcze książkę o dziecku, która nosi tytuł Birger Olsen z Sagene.
Z początku chciała pominąć tę ostatnią, ale jego pogardliwy ton i arogancja spowodowały, że nie chciała się poddawać.
Wybuchnął śmiechem, który nie brzmiał naturalnie.
- Birger Olsen z Sagene? Co sprawiło, że zaczęła pani pisać o ludziach ze wschodnich dzielnic?
Nagle uświadomiła sobie, jak okrutna była wobec Hildy. Próba wpłynięcia na nią to jedna rzecz, ale ośmieszanie jej to coś całkiem innego.
- Żona pastora opowiedziała mi wzruszającą historię, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie - usłyszała samą siebie. - Zdecydowałam się opisać ją w formie powieści.
- Niełatwo pisać o ludziach, którzy żyją w całkiem innych warunkach.
- Tak, to trudne.
- Rozumiem zatem, że ta książka nie sprzedaje się zbyt dobrze. Muszę przyznać, że nie słyszałem o niej.
- Żadna z moich książek nie jest zbyt znana, ale pisanie daje mi radość, a poza tym mogę się podzielić z innymi, tym, co czuję.
- W takim razie uważam, że powinna pani dalej pisać, nawet jeśli nie zarabia pani na tym zbyt dużo. Ma pani przecież utrzymanie.
Dotarli do posiadłości. Hilda wyzwoliła się z objęć Clausena i stanęła obok Elise. Elise miała właśnie złapać za kołatkę, kiedy Hilda szturchnęła ją mocno w bok. Najwyraźniej chciała ją ostrzec.
Kołatka zabrzmiała głośno, ale nikt nie otworzył.
- Z pewnością pojęli, że to my, i zdecydowali się nie otwierać. - Hilda odwróciła się częściowo. - Sądzę, że powinniśmy iść. Nie możemy się włamać. Miałeś rację, Christofferze, Elise powinna złożyć najpierw doniesienie na policji.
Clausen wyjątkowo się z nią zgodził. Może zaczął żałować swojej pochopnej decyzji, żeby im towarzyszyć. Jakby przyszło co do czego, bardzo niechętnie stanąłby twarzą w twarz z szaleńcem. Z człowiekiem, z którym mogłoby nawet dojść do rękoczynów.
Elise odczuła ulgę.
- Idźcie. Z pewnością uda mi się ich uspokoić. Już kiedyś mi się to udało.
Kiedy jednak Hilda i Clausen odwrócili się i odeszli, poczuła niepokój. Nie miała żadnej pewności, że Hugo tam jest, a jeśli nawet, to Ansgar na pewno nie odda go dobrowolnie.
Ponownie zastukała do drzwi. Jeśli są w domu, będzie pukać tak głośno i często, aż nie będą mogli wytrzymać hałasu i w końcu otworzą. Znów zapukała. Zza drzwi po przeciwnej stronie wychyliła się kobieta.
- Czy coś się stało?
- Mam ważną wiadomość dla pana i pani Mathiesen. Pomyślałam, że może nie usłyszeli kołatki.
- To dziwne. Widziałam, jak wrócili do domu z jego synkiem. Zazwyczaj otwierają od razu, kiedy ktoś zapuka.
Jego synkiem... Elise poczuła ucisk w piersi. Spojrzała na nią.
- Dawno wrócili?
- Może przed godziną. Przyjechali z naszym woźnicą.
- Uśmiechnęła się. - Malec jest taki słodki. Miał całą buzię w czekoladzie i wpadł do środka domu Mathiesenów, jakby był tu już wcześniej. - Podeszła kilka kroków bliżej i ściszyła głos.
- On ma go z inną kobietą, rozumie pani. Poza małżeństwem.
- Dodała i pokręciła głową z dezaprobatą. - Myślę, że to bardzo ładnie ze strony pani Mathiesen, że chce, żeby dziecko było u nich. Pomyśleć, że jakaś bezczelna i rozwiązła młoda kobieta uwiodła jej męża!
Sąsiadka zerkała przestraszona na drzwi Ansgara i Helene, wyraźnie obawiając się, że ktoś może ją usłyszeć. Po chwili wycofała się do swojego domu. Kiedy drzwi się za nią zatrzasnęły, Elise wciąż stała, porażona tym, co zostało powiedziane.
To w ten sposób Helene przedstawiała innym kwestię syna swojego męża! Matka Hugo była bezczelna, rozwiązła i uwiodła Ansgara!
W tej samej chwili usłyszała dźwięk dochodzący ze środka i zanim zdążyła sięgnąć po kołatkę, drzwi się otworzyły. Ten, kto był w środku musiał słyszeć ich rozmowę.
- Pani Ringstad? To znaczy pani Thoresen, przepraszam. Już pani jest? - Helene uśmiechnęła się serdecznie. - Dotarła do pani wiadomość, że zabieramy ze sobą Hugo? Byłam pewna, że pozwoli nam pani mieć go u siebie przez chwilę.
Elise wpatrywała się w nią zdezorientowana.
- Jaka wiadomość? Helene roześmiała się.
- Nie powie mi pani, że ma pani tak niedobrych sąsiadów! Hugo zauważył Ansgara i mnie, kiedy byliśmy w Biermannsgården i kupowaliśmy jaja i masło. Prześlizgnął się pod żywopłotem, żeby popatrzeć na kocięta i bardzo się ucieszył, kiedy nas zobaczył. Prosił, żeby mógł z nami pójść do domu, a my poprosiliśmy pani służącą, żeby przekazała pani tę wiadomość.
Elise nie wierzyła własnym uszom. Jak można było mieć taki tupet? Z pewnością nie powiedzieli o tym nikomu ani słowa.
W tym samym momencie z wnętrza mieszkania dobiegł radosny okrzyk.
Helene znów się roześmiała.
- Ansgar świetnie sobie radzi z dziećmi. Bardzo dobrze się razem bawią, jak słyszę. Proszę, niech pani wejdzie! To naprawdę miło, że pani przyszła!
Elise otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale była całkowicie zaskoczona. Wściekłość ugrzęzła jej w gardle. Albo Helene była taka głupia i prosta, albo świetnie grała swoją rolę. Być może nie skłamała nawet, mówiąc o wiadomości, ale zarówno ona, jak i Ansgar wiedzieli, że Hugo nie można było sobie wypożyczyć, a w szczególności nie mogli tego zrobić oni.
Drzwi się otworzyły i wypadł z nich Hugo, poczerwieniały z radości. Za nim wybiegł roześmiany Ansgar. Kiedy odkryli obecność Elise, obaj nagle się zatrzymali.
- Nie chcę do domu! - Twarz Hugo wyrażała gwałtowny protest.
- Elise? - Ansgar wyglądał na przestraszonego, a jednocześnie zaskoczonego. Wpatrywał się w nią zdezorientowany, zanim posłał pytające spojrzenie Helene. W każdym razie nie było trudno dostrzec, że jest świadomy tego, co zrobili, nie podejrzewał jedynie, że pojawi się u nich tak szybko.
Helene się śmiała.
- Tak, czy to nie miło, że w końcu przyszła nas odwiedzić? Nie dostała wiadomości o tym, że Hugo jest tutaj, służąca z Biermannsgården musiała zapomnieć ją przekazać. - Odwróciła się do Elise. - Skąd pani wiedziała, że tu jest?
Elise czuła, że płoną jej policzki.
- Ponieważ chcecie mi go odebrać, ale to nie wchodzi w grę. Hugo jest mój, a w księdze parafialnej figuruje jako syn mojego pierwszego męża, Emanuela Ringstada. Nie macie żadnych praw! Jeśli spróbujecie czegoś takiego jeszcze raz, pójdę na policję. - Aż trzęsła się ze złości.
Helene się uśmiechnęła.
- Trochę za późno, żeby teraz iść na policję, pani Thoresen. Zastanawialiby się wówczas, dlaczego nie przyszła pani wcześniej. Poza tym wzięła pani pieniądze od mojej teściowej, to powinno być dowodem na to, kto jest prawdziwym ojcem Hugo.
Elise z trudem chwytała powietrze. Kolana ugięły się pod nią, wargi drżały.
- Jesteście szaleni, oboje! Mówiłam, że nie chcę mieć z wami nic wspólnego! - Zwróciła się do Hugo. - Chodź, Hugo, idziemy do domu. - Słyszała, jak ostro brzmiał jej głos. Nie zwykła mówić do niego takim tonem.
Hugo zacisnął usta i potrząsnął głową. Kiedy na jego twarzy pojawił się ten wyraz, wiedziała już, że nie będzie łatwo. Był w takim wieku, że chętnie protestował, gdy coś szło nie po jego myśli.
- Słyszysz? - Głos zabrzmiał jak smagnięcie biczem. Podeszła kilka kroków bliżej. Hugo błyskawicznie schował się za Ansgarem.
- Nie chcę! Chcę zostać tutaj!
- Nie pozwalam ci, powiedziałam już. Jeśli nie zrobisz tego, co mówię, dostaniesz w domu rózgą.
Ansgar nagle wyprostował się i nabrał zdecydowania.
- Hugo zostanie tutaj. Jest moim synem i mam prawo go widywać. Napisałem oświadczenie, w którym przyznaję się do ojcostwa. To mi daje prawo, żeby go tu zatrzymać.
Elise stała jak rażona gromem.
- Prawo, żeby go zatrzymać? Boże, czyś ty zapomniał, co się stało? Zamierzałeś także powiedzieć mu, w jaki sposób został poczęty?
- Zrobimy to, kiedy będzie już na tyle duży, żeby zrozumieć - powiedziała Helene. - Zaboli go, kiedy będzie musiał usłyszeć, jak lekkomyślna jest jego matka, ale wytłumaczymy mu, że niektórzy są tak biedni, że są zmuszeni oddawać się na ulicy, żeby przeżyć.
Elise poczuła, jak krew odpływa jej z głowy. Przed oczyma tańczyły jej gwiazdy, cały pokój się chwiał. To nie mogła być prawda, to musiał być jakiś straszny koszmar, z którego zaraz się obudzi.
Odwróciła się i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych.
- Idę na policję! Wyszła na ulicę i stanęła jak wryta. Para starszych, tęgich ludzi szła w jej kierunku, a ona nawet się nie przesunęła. Mężczyzna wymamrotał coś pod nosem z irytacją, przepychając się obok niej.
Odebrano jej Hugo. Ansgar przyznał się do ojcostwa i chciał walczyć o synka, a Hugo nie chciał iść z nią do domu. To było jak koszmar.
W końcu wyzwoliła się z uczucia sparaliżowania. Serce zaczęło znów bić mocniej, obudził się w niej duch walki. Teraz będą mieli wojnę! Helene i Ansgar poszli o krok za daleko. Kiedy Johan dowie się, co się stało, wpadnie w furię.
Nie spotkała Hildy i Christoffera Clausena w drodze do domu, co ją ucieszyło. Miała dość swoich kłopotów, nie chciała angażować się w problemy Hildy. Zresztą Hilda nie jest głupia. Prędzej czy później dotrze do niej, że zakochała się w szarlatanie i obiboku, a gdy tylko odkryje jego wady, z pewnością się wycofa.
Żeby tylko majster nie odkrył tego wcześniej...
Kristian był w ogrodzie z Pederem, Dagny i najmłodszymi dziećmi. Położył Halfdana na małym kocyku na trawie. Było ciepło, a chłopiec był dobrze opatulony.
Kiedy Kristian ją zauważył, posłał jej przestraszone spojrzenie.
- Nie znalazłaś go?
- Znalazłam, ale nie chciał iść ze mną do domu. Kristian patrzył na nią, nic nie rozumiejąc.
- Nie mogłaś go po prostu zabrać?
- Schował się za Ansgarem. Ten idiota utrzymuje, że ma prawo, żeby go tam zatrzymać. Kristian potrząsnął głową z niedowierzaniem.
- Mogłaś iść tam z Johanem albo ze mną. Elise przytaknęła.
- Do głowy by mi nie przyszło, że zachowają się w ten sposób. Sądziłam, że będzie im wstyd i oddadzą mi Hugo od razu.
- Peder opowiadał, że Helene Mathiesen groziła Johanowi i że obawialiście się pobicia przez bandę Lort-Andersa.
- Tak, Helene powiedziała coś podobnego. To znaczy, nie powiedziała tego wprost, ale odgrażała się mówiąc, że ma swoich znajomych. Zgadywaliśmy, że chodzi o Lort-Andersa, ale mogła też mieć na myśli kogoś innego.
- Ona musi być niespełna rozumu. Jak można bronić diabła, który zrobił coś takiego jak on tobie?
Elise zerknęła na Dagny, w obawie, że dziewczynka coś usłyszy. Na szczęście Dagny była zajęta Elvirą i nie wydawało się, żeby słuchała.
- Kiedy tam stałam, myślałam sobie, że muszą być szaleni, oboje. Ansgar powiedział, że podpisał pismo, w którym przyznaje się do ojcostwa. Tak jakby gwałciciel mógł mieć jakieś prawa! - Na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. - Przykro mi, że to się dzieje właśnie wtedy, kiedy przyjechałeś do domu. Chociaż byłam pewna, że żyjesz, nie wiedziałam, czy cię jeszcze spotkam. Kiedy wróciłeś, poczułam, jakby w końcu uśmiechnęło się do nas szczęście. W drodze do Ansgara i Helene pytałam samą siebie, dlaczego nie możemy cieszyć się dłużej niż tylko przez chwilę.
Kristian podszedł do niej i zarzucił jej ramiona na szyję. Stało się to tak nieoczekiwanie, że poczuła ucisk w gardle. Nigdy nie należał do ludzi, którzy okazują uczucia, ale teraz wyrósł i wydoroślał. Musiała się uśmiechnąć, kiedy zauważyła, że jest już wyższy od niej.
Rozluźnił uścisk, wydawał się zawstydzony.
- Tęskniłem za wami. W czasie długich dni zimowych w szałasie na pastwiskach myślałem o was prawie cały czas. Nie tak bardzo o Hildzie i panu Paulsenie, chociaż wiem, że wiele im zawdzięczam, ale wspominałem wszystkie piękne chwile przeżyte w Andersengården, w domu majstra i na Hammergaten. Dzięki tobie te chwile szczęścia przysłoniły złe wspomnienia. Na tobie mogliśmy zawsze polegać, zawsze byłaś, gdy cię potrzebowaliśmy, nigdy nie zawiodłaś. Nigdy tego nie zapomnę, Elise.
Elise musiała otrzeć łzy, które pojawiły się w kąciku oka.
- Dziękuję, Kristianie. To najpiękniejsze słowa, jakie ktokolwiek mi powiedział. Kristian wyglądał na zakłopotanego i najwyraźniej próbował to pokryć, zmieniając temat.
- Teraz, kiedy wróciłaś, mogę pobiec do Vøienvolden i przyprowadzić Johana. Skinęła głową.
- Będzie wściekły.
- Ma powody. - Kristian zrobił kilka kroków w przód, ale zatrzymał się i uśmiechnął zawstydzony. - Dobrze, że masz Johana. To szczęście, że człowiek taki jak on został twoim mężem.
Popatrzyła na niego. W zeszłym roku krytykował ją za niewierność i nie podobało mu się, że wyszła za mąż za Johana. Teraz znów był sobą.
- Dziękuję, Kristianie. Te słowa znaczą dla mnie więcej, niż myślisz. Spoważniał.
- Wiem, że byłem niesprawiedliwy w stosunku do was, ale nie byłem wówczas sobą.
- Wiem o tym. Wcześniej ubóstwiałeś Johana. Skinął głową.
- Mam nadzieję, że mogę to jeszcze naprawić.
- Już to zrobiłeś, wracając do nas. Halfdan zaczął kwilić. Schyliła się, żeby go podnieść, ciekawa, jak się zachowa. Może nie był przyzwyczajony do tego, żeby obcy się nim zajmowali?
Ku jej wielkiej radości uśmiechnął się, wyciągnął do niej rękę i złapał ją za włosy. Kristian wybiegł za bramę, zanim Halfdan zdążył zaprotestować. Peder podszedł do niej.
- Słyszałem o czym rozmawialiście.
- Nie chciałam trzymać tego w tajemnicy. - Zerkała na Dagny, która wciąż była zajęta Elvirą. - Ale są też tacy, którzy nie powinni wiedzieć wszystkiego o naszej rodzinie - dodała cicho.
Peder się uśmiechnął.
- Całe Sagene wiedziałoby, zanim słońce by zaszło. - Spoważniał. - Hugo nie wróci do domu?
- Nie, dostał tyle czekolady, że wolał zostać u Helene i Ansgara.
- Pewno będzie marudził, jak przyjdzie wieczór i zatęskni za swoim łóżkiem. Elise skinęła głową.
- Ale do tego czasu Johan i Kristian go przyprowadzą. Zastanawiam się, co zrobić, żeby Ansgar nie zrobił tego więcej.
- Możemy go zabić. Zaciukać albo zastrzelić z rewolweru. Posłała mu przerażone spojrzenie.
- Skąd ci to przyszło do głowy, na miłość boską?
- Z gazety, co mi ją woźnica Karlsen pożyczył. Czytałem o jednym bandycie, co zabijał ludzi. Podnosił tylko lufę, bum i tamten leży. Każdy bał się z nim abanturować, bo miał rewolwer w ręce.
- Chyba awanturować? Takie gazety to tylko bajki, Pederze. Nie zabija się ludzi, tylko dlatego, że się ich nie lubi. Jeśli ktoś zastrzeli człowieka, gnije w celi więziennej w Botsfengselet przez resztę życia.
- A nie w Akershus?
- Więzienie w Akershus jest dla tych, którzy zostali skazani na roboty i dostali długie wyroki. Wydaje mi się, że przede wszystkim idą tam tacy, którzy byli już wcześniej w więzieniu.
Peder spochmurniał.
- Ja tam myślę, że Johan to powinien go zbić. Porachować mu kości i wybić zęby. A jak policja przyjdzie, to sam im powiem, co ci zrobił Ansgar, i że nasza matka dostała suchot, a ojciec utonął w rzece.
Elise zmarszczyła czoło.
- To przecież nieprawda, Pederze. Matka zachorowała na suchoty na długo przed tym. Ojciec też utonął, zanim do tego doszło.
- Tego policja nie wie. Jak się dowiedzą, że ojciec utonął, bo się dowiedział, co zrobił ci Ansgar, to nie wezmą Johana do więzienia. Choćby i ukatrupił Ansgara.
- Co ty wygadujesz? Wiesz przecież, że to głupoty. Chyba nie wierzysz, że można robić, co się chce, nie będąc za to ukaranym.
Johan z Kristianem wpadli przez bramę. Johan wyglądał na przerażonego.
- Elise! To straszne! Nie zgodzili się, żeby Hugo wrócił z tobą do domu?
- Tak. - Elise trzęsła się ze złości. - Wyobraź sobie, że ich sąsiadka twierdzi, że Ansgar został uwiedziony przez młodą kobietę! Sądzi też, że to bardzo dobrze, że Hugo zostanie z nimi i że to ładnie ze strony Helene Mathiesen, że chce się opiekować nieślubnym dzieckiem swojego męża!
Czuła, że łzy duszą ją w gardle, kiedy wypowiadała ostanie zdanie. Johan musiał pojąć, jak się czuje, bo natychmiast otoczył ją ramieniem.
- Nie przejmuj się tym, Elise. Wiesz przecież, że ci ludzie nie są całkiem normalni. Zaraz pojadę tam z Kristianem i niebawem wrócimy razem z Hugo.
Skinęła głową i otarła łzy rogiem fartucha.
- Hugo nie chciał wracać do domu, bo dawali mu czekoladę.
- Nie obchodzi mnie, czego chce Hugo. Jest za mały, żeby coś rozumieć. Gdy tylko znaleźli się za bramą, podeszła do niej Dagny.
- Chyba muszę iść do domu, Elise. Mama kazała mi wrócić wcześniej do domu. Mówiła, że mam jej pomóc z praniem.
Elise była zaskoczona. Dagny nigdy nie wychodziła tak wcześnie do domu. Czasami Elise wydawało się, że matka dziewczynki niemal się cieszy, że może pozbyć się jej z domu. Z drugiej strony bardziej niż chętnie brała pieniądze, które Dagny zarabiała. Dagny nie zostawało więcej niż kilka øre.
- Ale jutro przyjdziesz o zwykłej porze? Dagny skinęła głową, wybiegając w stronę bramy Peder niemal minął się z nią w drzwiach.
- Dokąd poszła Dagny?
- Musiała pomóc matce robić pranie.
- Codziennie piorą? Mówiła, że wczoraj pomagała matce przy praniu. Elise posłała mu badawcze spojrzenie.
- Bardzo się spieszyła. Zaczęłam niemal podejrzewać, że zamierza śledzić Johana i Kristiana.
- Może właśnie tak zrobi. Dagny wietrzy sensację na dziesięć mil. Tak mi kiedyś powiedziała.
- W tym, że Johan i Kristian poszli po Hugo, nie ma akurat żadnej sensacji.
- W tym może i nie, ale jak Kristian spuści manto Ansgarowi, to przyjedzie policja i wtedy już będzie sensacja. A wczoraj Dagny powiedziała, że widziała Hildę niedaleko Steinløkka. Siedziała w powozie z jakimś mężczyzną. On się nagle nad nią pochylił i ją pocałował! - Peder roześmiał się, trochę zawstydzony. - To przecież nieprawda. Dagny łże jak pies.
- Ma bujną wyobraźnię. Nie warto wierzyć we wszystko, co ona mówi. Muszę porozmawiać z Hildą. To naprawdę zaczyna być niebezpieczne!, pomyślała.
- Pederze? Popilnujesz dzieci? Tylko przez chwilę! Właśnie sobie przypomniałam, że muszę jeszcze coś załatwić. Muszę... spytać Hildę, czy Kristian przeniesie się do nich, czy będzie mieszkał tutaj. Zdążę, zanim Johan i Kristian wrócą z Hugo.
- Myślałem, że powiedziałaś, że Kristian dostanie u nas pokój.
- Tak, ale wydaje mi się, że skoro ma powtarzać siódmą klasę, to u nas może mieć mało spokoju. W końcu mamy tu troje małych dzieci.
- Ale u Hildy też są małe dzieci.
- Tak, ale oni mają więcej miejsca. Isak i mały Gabriel są albo w swoim pokoju, albo na spacerze z nianią. Kristian może ich nawet w ogóle nie widywać.
- Zabiorę dzieci do środka, skoro mam pilnować całej trójki. Jakby byk z Biermannsgården wpadł do naszego ogrodu, to nikomu nie będzie do śmiechu.
- Dagny plecie głupoty. Ten byk nie chodzi luzem.
- Tego nikt nie wie. Poza tym jacyś ludzie mogliby wejść przez bramę, stąd przecież blisko do mostu Beierbrua.
Elise nie mogła się nie zaśmiać.
- To jeszcze bardziej niedorzeczne. Zapomniałeś już, jak to było, kiedy mieszkaliśmy przy samym moście? Dom majstra jest znacznie bliżej Beierbrua niż ten dom.
- Ale to było kiedyś. A teraz tam się dzieje dużo więcej gorszych rzeczy. Pani Olsen z Sæbegården mówiła.
Elise pozbierała ubrania z trawy i wzięła na ręce Halfdana.
- Już ją poznałeś?
- No tak... Spytałem, czy nie trzeba jej pomóc. Nie wyglądam na dużego, ale jestem silny i pracowity.
- To miło z twojej strony, że zaproponowałeś jej pomoc. Wygląda na biedną starowinkę.
- To nie miało być miłe, to jest... no, dyplomacja.
- Co masz na myśli?
- Jak się ma sklep, trzeba udawać, że się lubi klientkę i że można dla niej zrobić więcej niż dla innych.
- Ale ty nie masz sklepu, a pani Olsen nie jest twoją klientką.
- Zapomniałaś, że pojutrze zaczynam u Larsena? Poza tym będę miał sklep, jak dorosnę. Jak dobrze pójdzie, to zapewnię sobie klientelę już zawczasu.
Elise się roześmiała i posadziła Halfdana na podłodze obok Elviry, która leżała i przebierała nogami w powietrzu.
- Niedługo wrócę, Pederze. Pamiętaj, że ja też mogę być kiedyś twoją klientką. Uśmiechnęła się do siebie, wychodząc przez bramę. Nie zdziwiłaby się, gdyby Pederowi naprawdę udało się w przyszłości zostać przyzwoitym kupcem.
W tej samej chwili pomyślała o Hildzie. Dobry Panie, jak można być tak bezmyślnym i niefrasobliwym?
- Majster leży na sofie w salonie, pani Thoresen. Źle się poczuł i przyjechał do domu niedawno.
Elise, przestraszona wpatrywała się w służącą.
- Źle się poczuł?
- Zasłabł. Zapytam panią, czy może pani wejść. Właśnie wróciła do domu i nie może dojść do siebie po tym, jak usłyszała tę wiadomość.
Z pewnością tak było. Najwyraźniej opanowały ją wyrzuty sumienia, pomyślała.
Elise poszła za służącą długim korytarzem. A co, jeśli majster się rozchorował, bo usłyszał plotki o Hildzie i Clausenie? Peder twierdził, że matka zachorowała na suchoty po tym, jak ojciec utopił się w rzece na wieść o gwałcie. Nie wiedziała, skąd mu to przyszło do głowy, ale z pewnością niektórzy ludzie popadają w choroby, kiedy dowiadują się o czymś strasznym, co ich dotyczy.
Drzwi do jadalni się otworzyły i stanęła w nich Hilda.
- Wydawało mi się, że słyszę twój głos, Elise. Jak to dobrze, że przyszłaś. Służąca zniknęła, a Hilda podbiegła do niej. Była blada i roztrzęsiona.
- Tak bardzo się boję, Elise! - ściszyła głos. - Może coś słyszał i rozchorował się ze strachu. Elise skinęła głową.
- Pomyślałam o tym samym.
- Pokłóciłam się z Christofferem w drodze do domu. Złapaliśmy dorożkę i pojechaliśmy prosto do mieszkania na Ullevålsveien. Christoffer wypożyczył je od kolegi, który wyjechał.
Elise ciężko westchnęła. A więc tak daleko to zaszło!
- Dlaczego się kłóciliście? - zapytała szeptem, rzucając pospieszne spojrzenia w kierunku drzwi.
- Nie mogę ci powiedzieć tego akurat w tej chwili, ale to ma coś wspólnego z tobą. Nie wierzył, że jesteś pisarką, wywnioskował to z twojego wyglądu. W końcu byłam już taka zła, że wybuchłam. Opowiedziałam mu wszystko o matce, ojcu, mojej pracy w fabryce i moim marzeniu, żeby rzucić tę pracę. Powiedział, że mnie rozumie i skończyło się tak, że... - zamilkła i posłała siostrze zawstydzony uśmiech. - Wiesz, co mam na myśli. Ty też wolałaś być sama z Johanem w te święta, kiedy Emanuel siedział na wózku, a jego rodzice przyjechali z wizytą - dodała, próbując się obronić.
Elise przestraszyła się i jednocześnie zrobiło jej się nieprzyjemnie. Martwiła się o majstra. Obawiała się, że ta historia z Clausenem może mieć swoje następstwa. Nie przypuszczała, że Hilda posunie się tak daleko.
Hilda zmarszczyła czoło.
- Czułam, że coś się między nami zmieniło, i zrobiło mi się przykro. A kiedy wróciłam do domu, usłyszałam jeszcze o tym. - Wskazała głową drzwi do salonu.
- Był tu doktor?
- Tutaj nie, ale został wezwany, kiedy Ole Gabriel był jeszcze w fabryce. Nie potrafił powiedzieć, co to jest, ale powiedział, że gdyby Ole Gabriel zbladł i znowu zasłabł, mamy się z nim skontaktować i być może trzeba będzie jechać do szpitala.
Hilda zapukała i ostrożnie otworzyła drzwi do salonu.
- Ole Gabrielu? Przyszła Elise. Możemy wejść? Elise usłyszała mamrotanie i Hilda pokiwała na nią. Kierownik fabryki leżał na sofie na wznak, owinięty pledem.
Jego duży brzuch się poruszał. Nie był już blady, a spojrzenie miał zaskakująco trzeźwe.
- Jak miło, Elise! Rozumiem, że Hilda musiała się o mnie martwić, skoro posłała po ciebie. Elise nie miała serca zrobić nic innego niż przytaknąć.
- Przykro mi, że źle się poczułeś, ale słyszałam, że doktor cię zbadał i nie znalazł nic złego. Na pewno szybko wyzdrowiejesz. Może to początek przeziębienia.
- Czuję się już znacznie lepiej. - Uśmiechnął się do Hildy.
- Dziękuję za troskę, przyjaciółko. Nie wiedziałem, gdzie jesteś, ale teraz rozumiem, że pojechałaś po swoją siostrę.
Hilda podeszła i pogłaskała go po czole.
- Oczywiście! Przestraszyłam się, kiedy usłyszałam, co się stało. Wiesz przecież, że zawsze biegnę do Elise, jak tylko dzieje się coś niedobrego. Ona ma swoje sposoby, żeby mnie uspokoić.
- Naprawdę się o mnie bałaś? - Wyglądał na szczerze zaskoczonego. Elise zesztywniała.
- Oczywiście, że się o ciebie bałam, Ole Gabrielu. Chyba nie sądziłeś, że jest inaczej?
- Nie, nie. - Próbował zmienić temat. - Za rzadko się widujemy. Mam dużo pracy w fabryce, a ty zajmujesz się swoimi sprawami.
Hilda się zaśmiała. Elise pomyślała, że zabrzmiało to nienaturalnie.
- Masz rację, mój drogi. Może powinniśmy uznać to, co się dzisiaj stało, za jakieś upomnienie. Odtąd będziesz mniej pracować, a ja powstrzymam się od ciągłego załatwiania moich spraw.
Złapał ją za dłoń.
- Biedactwo, to na pewno dlatego, że się nudzisz. Nigdy nie należałaś do tych, które spokojnie siedzą z robótką na kolanach, nie wyglądasz też na specjalnie zainteresowaną kontaktami z kobiecym towarzystwem. Szkoda, że nie masz takiej rozrywki, jak twoja siostra.
- Skierował wzrok na Elise. - Prawda, Elise? Gdyby Hilda mogła zająć się pisaniem, rysowaniem albo malowaniem, spędzałaby więcej czasu w domu, nie sądzisz?
Elise przytaknęła. Ole Gabriel postrzegał jej pracę jako rozrywkę, ale nie mogła oczekiwać niczego więcej.
- Spróbuję poszukać czegoś, w co będzie się mogła zaangażować. Hilda zbyt dużo czasu marnuje na spotkania przy herbatce.
Majster posłał jej zdziwione spojrzenie, najwyraźniej nigdy nie uznawał czasu spędzonego przy herbatce za zmarnowany. Dla ludzi z jego sfery popołudniowe spotkania były naturalnym rytuałem pań, które mogły wówczas przedyskutować sprawy, którymi się zajmowały. Nietrudno zrozumieć, że takie spotkania dużo znaczyły dla ludzi, którzy po powrocie do domu nie mieli wiele do zrobienia - wszystkim zajmowały się służące, nianie i kucharki. Ale dla Hildy, która była przyzwyczajona do ciężkiej pracy, sprawa wyglądała inaczej.
Spojrzał na Hildę.
- Elise jest mądra, posłuchaj jej. Może zostaniesz członkiem związku misyjnego i zajmiesz się zbieraniem datków dla małych Zulusów? Słyszałem, że pastorowa prowadzi taki związek. Mają stragan, na którym można wygrać obrusy albo haftowane poduszki. Na święta przygotowują skrzaty świąteczne i ozdoby choinkowe. - Zamyślił się przez chwilę i dodał: - Masz piękny głos, może mogłabyś dołączyć do chóru?
Hilda pokiwała głową i uśmiechnęła się.
- Drogi Ole Gabrielu, mówisz tak, jakbym to ja źle się poczuła. Czy to nie ty powinieneś mniej pracować w fabryce? Sądzę, że się przemęczasz, a nie wolno ci tak robić. Masz dwóch małych synów, którzy cię potrzebują.
- Ty też mnie trochę potrzebujesz, prawda, moja droga?
- Oczywiście. Wiesz przecież. Porządnie się wystraszyłam, gdy usłyszałam, że zasłabłeś. Uśmiechnął się i zamknął oczy.
- Dziękuję wam. Myślę, że teraz trochę się zdrzemnę. Elise i Hilda wymknęły się z pokoju.
- Jak właściwie potoczyła się sprawa z Hugo? Był u nich? Byłam tak roztrzęsiona tym, co się przydarzyło Ole Gabrielowi, że całkiem zapomniałam cię o to zapytać. Nie porozmawiałam z tobą nawet o zmartwychwstaniu Kristiana.
Elise nie podobał się sposób, w jaki to widziała. Najwyraźniej obwiniała Kristiana o to, że oszukał ich, pozwalając wierzyć, że nie żyje.
- Johan i Kristian poszli po Hugo. Nie chciał wrócić ze mną. Hilda przyglądała się jej osłupiała.
- Wolał zostać u Ansgara i Helene, niż iść z tobą? Elise skinęła głową.
- Więc jednak ktoś był w domu. Jak udało ci się przekonać ich, żeby ci otworzyli?
- Waliłam kołatką. Helene utrzymywała, że przekazała wiadomość dziewczynom w Biermannsgården, ale ja w to nie wierzę. Wtedy z pokoju wybiegł Hugo z Ansgarem i kiedy mnie zobaczył, schował się za Ansgarem. Miał czekoladę rozsmarowaną na całej twarzy.
Hilda wydawała się wściekła.
- Nigdy bym na to nie pozwoliła! Wrzeszczałabym i krzyczała, i zrobiła taki hałas, że wszyscy sąsiedzi natychmiast by się zbiegli. Zaczęłabym krzyczeć, że Helene jest złodziejką dzieci, a Ansgar gwałcicielem. Ani słowem bym nie skłamała. Po czymś takim z pewnością niewielu chciałoby mieć z nimi coś wspólnego.
- Rozmawiałam z jedną z sąsiadek. Uważa, że Helene szlachetnie postępuje, zajmując się nieślubnym dzieckiem swojego męża.
- A ty spokojnie stałaś i tego słuchałaś? Nie mogłaś powiedzieć jej prawdy?
- Nie zdążyłam zaprotestować. Usłyszała dźwięki dochodzące z mieszkania Helene i Ansgara i szybko poszła do siebie. Potem mnie zamurowało, kiedy usłyszałam, co Helene i Ansgar powiedzieli. Ansgar utrzymywał, że mają prawo zatrzymać Hugo, bo on napisał oświadczenie, w którym uznaje Hugo za syna, a Helene chce opowiedzieć Hugo prawdę o jego rozwiązłej matce, kiedy będzie starszy.
Hilda wpatrywała się w nią.
- Rozwiązłej matce?
- Tak, według Helene jestem zwykłą ulicznicą. Tak począł się Hugo. Hilda zacisnęła pięści.
- Do cholery! Że mnie tam nie było!
- Cicho, Hildo! Co będzie, jeśli któraś ze służących cię usłyszy. Hilda zignorowała uwagę.
- Gdyby nie Christoffer, poszłabym tam z tobą. Wydaje mi się, że on zaczął się trochę denerwować.
- Przypomina mi Asle Diriksa. Hilda posłała jej spojrzenie pełne powątpiewania.
- Teraz wygadujesz bzdury.
- Nie, naprawdę uważam, że go przypomina. Nie pod względem wyglądu, Christoffer Clausen jest przystojniejszy, ale pod względem sposobu bycia.
- Co masz na myśli? Elise wzruszyła ramionami.
- Jest beztroski i niefrasobliwy. Pewny siebie i może trochę arogancki?
- Fuj, brzydko tak mówić.
- Mam na myśli tylko to, że nie dba o ludzi, którzy są niżsi stanem niż on. Hilda zamilkła. Elise zauważyła, że te słowa dały jej do myślenie. Odwróciła się.
- Muszę iść - ściszyła głos. - Właściwie przyszłam cię ostrzec. Dagny widziała mężczyznę całującego cię w powozie. Musiałam znaleźć jakiś pretekst i powiedziałam Pederowi, że idę tylko zapytać, czy Kristian będzie mieszkał tutaj, czy u nas.
Hilda skinęła głową.
- Rozumiem. Nie sprawiała wrażenia, jakby zastanowiła się nad ostatnim pytaniem, miała już powyżej dziurek w nosie Dagny, ewentualnych plotek i Christoffera Clausena.
- Bądź ostrożna, Hildo. Może się zdarzyć, że będziesz musiała zapłacić za chwile szczęścia. O ile się nie mylę, już zaczęłaś się zastanawiać, czy to wszystko jest tego warte.
Hilda zirytowała się.
- Jak możesz mówić coś takiego?
- Ponieważ mimo twojego temperamentu i impulsywnej natury jesteś mądrą dziewczyną. Wiesz, co jest prawdziwym złotem, a co tylko pozłotą, która z czasem odpada.
Elise podeszła do drzwi wejściowych i wyszła.
W drodze na wzgórze Aker myślała o tym, co zostało powiedziane. Potrząsnęła głową. Czy Hilda rzeczywiście poszła do łóżka z Christofferem Clausenem? Musiała chyba stracić rozum! A co będzie, jeśli jest w ciąży? Wspominała coś na temat tego, że majster nie mógł lub nie chciał tego więcej, więc zorientuje się natychmiast, że Hilda była niewierna. Boże, jakie z tego może wyjść nieszczęście!
Zbliżając się do Maridalsveien 76, usłyszała krzyk dziecka. Czyżby Hugo był w domu? Pospiesznie przeszła przez bramę.
Byli w kuchni, wszyscy razem. Hugo stał pośrodku i wył, czerwony na twarzy. Johan stał przed nim i krzyczał na niego, podczas gdy Kristian stał z przerażonym Halfdanem w ramionach. Jensine i Dagny siedziały na podłodze. Peder stał przy ścianie, był z nich najwrażliwszy i zawsze czuł się nieswojo, kiedy ktoś dostawał reprymendę.
Elise spojrzała zaskoczona na Dagny.
- Nie powinnaś być w domu i pomagać swojej mamie, Dagny? Dagny potrząsnęła głową.
- Okazało się, że nie muszę.
Elise zerknęła na Pedera, a on pochwycił jej spojrzenie. Zrozumiała, o czym myśli: A nie mówiłem?
Hugo odwrócił się gwałtownie, podbiegł do niej i przywarł mocno.
- Tata jest zły. On nie jest moim tatą. Mój tata ma czekoladę. Elise podniosła go.
- Nie, Hugo. Tata nie jest zły. On cię kocha i dlatego zabrał cię do domu. Ansgar i Helene Mathiesen nie są twoimi rodzicami. Chcieli cię nam zabrać. Jakbyś musiał spać w obcym łóżku, płakałbyś i zacząłbyś tęsknić za domem.
W końcu płacz ucichł. Hugo oparł głowę na jej szyi. Popatrzyła na Johana.
- Majster źle się poczuł, ale wygląda na to, że już dochodzi do siebie. Jak to się stało?
- Źle się poczuł? To niedobrze. - Odwrócił się, żeby wyjść, miał dużo pracy w związku ze zleceniem, które musiał oddać za kilka dni. - Złożyłem doniesienie na policji. Konstabl przyszedł na Møllergaten i spisał skargę, żeby przekazać ją przełożonemu. Porwanie dziecka to poważna sprawa.
Skinęła głową.
- Mam nadzieję, że to się wreszcie skończy. Odwróciła się do Kristiana i uśmiechnęła się.
- Biedaku. Ledwie zdążyłeś wrócić do domu, już się takie rzeczy dzieją. Najpierw twoje spotkanie z rodzicami Svanhild, a potem zniknięcie Hugo.
Odwzajemnił uśmiech.
- Zaczynam czuć, że jestem z powrotem w domu. Mamy w zwyczaju tonąć w kłopotach, czyż nie?
- Ale dlaczego tak się dzieje? - dało się słyszeć ze strony Pedera. Elise odwróciła się do niego.
- Wszystkim się to zdarza, Pederze. Takie jest życie.
- Przynajmniej nad rzeką - dodał Kristian. - Chodź, Peder, wyjdziemy na dwór. Musisz skorzystać z okazji, że masz jeszcze wolne. Może Elise popilnuje wszystkich dzieci, a my pójdziemy do Brekkedamen i wykąpiemy się?
Kristian nadal pięknie mówił, ale wciąż miał jeszcze pewne naleciałości. To Svanhild go tego nauczyła. Elise skinęła głową.
- Tak, idźcie, Kristianie. Od tak dawna nie mieliście okazji, żeby spędzić razem chwilę, a Peder nie kąpał się tego lata więcej niż kilka razy. Halfdan już się trochę uspokoił, więc z pewnością wszystko będzie dobrze.
Wyciągnęła wiadro z szafki kuchennej.
- Maliny już dojrzały. Nie mamy zbyt wielu krzaków, ale chyba wystarczy na słoik dżemu. Popilnujesz najmłodszych, prawda, Dagny? Możesz się tu bawić w pobliżu.
Rozkoszowała się słońcem. Kiedy siedziała przy maszynie do pisania, a promienie słońca odbijały się od szyb po drugiej stronie ulicy, tęskniła, by być na zewnątrz. Rzadko jednak pozawalała sobie na chwilę wolnego. W fabryce dziewczęta stały w zgiełku i tumanach kurzu po dwanaście godzin każdego dnia i rzadko miały możliwość rozkoszowania się letnim słońcem. Kiedy wieczorami w końcu nakarmiły dzieci i położyły je do łóżek, posprzątały i zrobiły pranie, robiło się bardzo późno, a one były już zbyt zmęczone, by gdziekolwiek wyjść.
Cudownie było móc wstać od maszyny na chwilę. Nie rozumiała, dlaczego pisanie książki o Julii szło jej tak powoli, bo miała przecież dużo materiału. Chciała, żeby czytelnik dobrze wczuł się w życie ośmiolatki, małej dziewczynki, którą brutalnie odebrano rodzicom i umieszczono u rodziny zastępczej, której zależy jedynie na darmowej sile roboczej i która traktuje dziewczynkę okropnie. Może pisanie szło jej tak opornie bo wspomnienie Julii przypominało jej życie ojca i dziadka i skłaniało do rozmyślania o tym, czy miała więcej zagubionych krewnych?
Dagny świetnie bawiła się z Jensine i Elvirą, podczas gdy Halfdan leżał na swoim kocyku i obserwował je zdziwionymi oczami. Dagny pozwalała mu usiąść od czasu do czasu, malec miał silne plecy, więc mógł dłużej utrzymać równowagę.
W pewnej chwili Elise usłyszała ciężkie kroki i donośne głosy dochodzące z zewnątrz. Odwróciła się w stronę bramy i ku swojemu zdziwieniu zobaczyła trzech policjantów. To musiało mieć związek ze skargą złożoną przez Johana. Wytarła dłonie o fartuch i spróbowała wetknąć wystające pasma włosów pod chustkę. Była spocona po tym, jak stała w słońcu, czuła się brudna i zaniedbana.
- Elise Thoresen? - Głos policjanta brzmiał ostro i władczo. Nie było w nim ani nuty współczucia, nie brzmiał też przyjacielsko, jak oczekiwała.
- Tak, to ja. - Wyszła im szybko naprzeciw.
- Twój mąż złożył doniesienie na Ansgara Mathiesena, prawda? Powiedział twój, a nie pani. To nie wróżyło dobrze.
- Tak, wszystko się zgadza. Nasz syn zniknął nagle, zaczęłam mieć podejrzenia co do tego, gdzie jest i pospieszyłam do domu Ansgara Mathiesene przy Collettsgate.
- Mówisz: nasz syn. Czy to nie Ansgar Mathiesen jest ojcem dziecka? Elise poczuła, że się czerwieni. Zerknęła na Dagny.
- Dagny, czy możesz popilnować dzieci, przez ten czas, kiedy my będziemy w środku? Dagny skinęła głową. Stała cicho i wpatrywała się ciekawsko, z pewnością wyłapała każde słowo z tej rozmowy.
- Proponuję, żebyśmy weszli do środka, panie konstablu. - Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i odeszła w stronę otwartych drzwi, po czym zadbała o to, by dobrze je za nimi zamknąć.
- Proszę usiąść. - Skinęła głową na siedzenia w salonie. Usiedli rozglądając się dookoła.
- Nie odpowiedziała pani na moje pytanie, pani Thoresen. W głosie konstabla słychać było lekką irytację.
- Nie chciałam o tym rozmawiać przy dzieciach. Dagny, która zajmuje się moimi dziećmi, niestety ma to do siebie, że często roznosi dalej to, co usłyszy.
- Nie chcesz, żeby inni dowiedzieli się o twojej przeszłości, jak rozumiem? To oczywiste. -Ostatnie zdanie zostało wypowiedziane z nutą ironii. - Posłuchajmy zatem twojej wersji wydarzeń -dodał, bębniąc palcami po blacie stołu.
Słowa policjanta wzbudziły jej ostrożność. Wydawało się, jakby już w tym momencie miał inne spojrzenie na całą sprawę. Czyżby zdążył już przesłuchać Ansgara, a ten uraczył go kłamstwem o tym, że jest ulicznicą? Czerwieniąc się ze wstydu, opowiedziała o tym, co się stało tego strasznego wieczora przed sześcioma laty.
Konstabl przyglądał jej się podejrzliwie.
- Dlaczego nie zgłosiłaś tego wówczas?
- Ponieważ liczyłam się z tym, że policja mi nie uwierzy. Byłam wtedy tylko dziewczyną z fabryki, żyłam w trudnych warunkach. Matka miała suchoty, ojciec wpadł do wodospadu po pijaku. Mam troje rodzeństwa, musiałam się zatroszczyć o całą rodzinę.
Nic nie wskazywało na to, żeby historia jej życia zrobiła na mężczyźnie wrażenie, pewnie słyszał to już setki razy.
- Wątpię, żeby udało ci się utrzymać rodzinę, mając siedem koron tygodniowo. Może był jakiś łatwiejszy sposób na zarobienie pieniędzy?
Elise poczuła, jak zrobiło jej się gorąco z wściekłości.
- Wiem, że Ansgar Mathiesen opowiada inną historię, żeby zataić swój niecny czyn, panie konstablu, ale jest wielu ludzi, którzy mogą zaświadczyć, że mówię prawdę. Zostałam napadnięta i zgwałcona w drodze do domu sześć lat temu, a Ansgar Mathiesen przyznał się, że on to zrobił. -Wzięła wdech, drżąc z poruszenia, bolało, kiedy musiała przywoływać w pamięci te bolesne wspomnienia. - Błagał mnie o przebaczenie - mówiła dalej - był tak nieszczęśliwy, że chciał sobie odebrać życie. Uwierzyłam mu i wybaczyłam, ale nigdy nie zapomnę tego, co mi zrobił. Kiedy Helene się z nim zaręczyła, zaczęła się interesować Hugo. Jej zainteresowanie rosło, szczególnie po tym, jak z powodu choroby stracili syna. Słyszałam także, że poroniła i prawdopodobnie nie może mieć więcej dzieci. Teraz stwierdziła, że chce mieć wobec tego Hugo.
Z niedowierzaniem spostrzegła, że konstabl się uśmiecha.
- Za każdym razem słyszę tę samą historię. Dlaczego nie możecie wymyślić czegoś nowego?
Elise poczuła, jak serce wali jej w piersi ze zdenerwowania.
- Czy pan sugeruje, że kłamię? Jego twarz pociemniała.
- Nie bądź bezczelna! Uważasz, że uwierzę dziewczynie z fabryki prędzej niż panu Ansgarowi Mathiesenowi, synowi doktora filozofii Sigvarta Otto Mathiesena?
- Oczekuję, że policja ujmie winnego, a nie będzie atakować ofiary. Jak powiedziałam, mam świadków.
Wyciągnął notes i ołówek.
- Mogę więc usłyszeć nazwiska świadków?
- Po pierwsze, moja siostra, która widziała, jak wracam do domu w zabrudzonym i podartym ubraniu, niemogącą wypowiedzieć słowa z przerażenia. W drodze do miasta byłam z moją najlepszą przyjaciółką, Agnes Hansen. Ona wie wszystko. Poza tym rodzice Ansgara wiedzą, co się stało. Dali mi nawet pieniądze na rzeczy dla dziecka, zrozpaczeni czynem syna.
Konstabl nie zanotował ani jednego nazwiska, ale patrzył na nią zrezygnowany.
- Więc nie było nikogo, kto widział to na własne oczy?
- Oczywiście, że nie. Inaczej nigdy nie odważyłby się tego zrobić!
- Skończ już z tymi impertynencjami! Masz świadków czy nie?
- Agnes może to poświadczyć. Wie, że zastanawiałam się nawet, czy nie pójść do znachorki, żeby usunąć.
- Nie wiesz, że to karalne?
- Tak, wiem, nie zrobiłam tego. Ale to, że chciałam, powinno chyba być dowodem na to, jak bardzo byłam zrozpaczona.
- Wiele dziewek ulicznych jest zrozpaczonych, kiedy odkryją, że mają brzuch. Skąd mamy wiedzieć, że nie próbowałaś uwieść Ansgara Mathiesena, kiedy szedł przez las tego wieczoru?
- Kochałam Johana, który jest teraz moim mężem. A mając na utrzymaniu rodzinę, musiałam brać dodatkowe prace wieczorem. Hilda, moja siostra pracowała wówczas w Graah i chociaż nie zarabiała dużo, pomagała mi związać koniec z końcem.
- Ansgar Mathiesen opowiadał, że zerwałaś zaręczyny z poprzednim narzeczonym, kiedy został osadzony w więzieniu. Potem wyszłaś za mąż za innego.
- To prawda, ale to nie ma nic wspólnego z tą sprawą.
- Mylisz się. Właśnie powiedziałaś, że nie sprzedałabyś się na ulicy, ponieważ kochałaś Johana, ale mówisz też, że zerwałaś zaręczyny, kiedy twój narzeczony poszedł do Akershus.
Elise westchnęła zrezygnowana.
- Czy możecie nie rozmawiać z panią i panem Mathiesen? Wiem, że chociaż będzie to dla nich przykre, nie będą chcieli kłamać, żeby kryć swojego syna. To uczciwi i praworządni ludzie.
Policjant schował notatnik do kieszeni i podniósł się. Już miał wyjść, kiedy jego wzrok padł na maszynę do pisania.
- Jak zdobyłaś maszynę do pisania? To nie jest takie tanie.
- Dostałam od wydawnictwa. Piszę książki. Roześmiał się.
- Aha, więc jesteś pisarką. To ciekawe. Jakie tytuły noszą twoje książki? Dom lalki czy może Córki wojewody? - Śmiał się ze swojego własnego dowcipu. - Rozumiem, że jesteś świetna w zmyślaniu. Świadczy o tym ta dramatyczna historia, którą nam opowiedziałaś. - Wówczas jego twarz pociemniała. - Pamiętaj, że świadczenie nieprawdy jest karalne, Elise Thoresen! Odezwiemy się jeszcze.
Potem wyszedł, a za nim jego dwaj towarzysze, którzy nie odezwali się ani jednym słowem.
Elise stała znieruchomiała i spoglądała za nimi. Nie mogli przecież ... Dobry Boże! Zakryła usta dłońmi. Johan nie powinien donosić na Ansgara i Helene, powinien wiedzieć, że policja zawsze bierze stronę ludzi z wyższych sfer.
Nie zdążyła jeszcze się uspokoić i wyjść do dzieci, kiedy znów usłyszała kroki w bramie. To z pewnością Johan, teraz przestraszy się nie na żarty! Pospieszyła mu na przeciw, ale okazało się, że to nie był Johan, tylko pan Wang-Olafsen! Zastanawiała się, dlaczego nie zjawił się wczoraj, powiedział przecież, że przyjdzie, gdy tylko zamówi bilety do teatru. Nieba go zesłały, to właśnie adwokata potrzebowała w tej chwili.
Spojrzał na Dagny i maluchy, które, śmiejąc się, ruszyły w jego kierunku.
W tym momencie zauważył ją i zatrzymał się.
- Ma pani jeszcze jedno dziecko, pani Thoresen? Zdaje się, że miała pani dwoje, ale teraz widzę trójkę?
Elise uśmiechnęła się.
- Kristian wrócił! Z półrocznym synkiem. Pan Wang-Olafsen najpierw wyglądał na przerażonego, ale po chwili przerażenie ustąpiło miejsca radosnemu zaskoczeniu.
- Naprawdę wrócił? Panie Wszechmogący! Cóż za wspaniała nowina! Cieszę się z całego serca, pani Thoresen. Gdzie on był i co sprawiło, że zmienił zdanie?
Elise opowiedziała historię Kristiana w krótkich zdaniach. Nie przejęła się za bardzo tym, że Dagny wszystko słyszała, już i tak znała tę historię.
- Kiedy Kristian odwiedził rodziców Svanhild, nie chcieli mu wierzyć. Ich zdaniem córka zmarła przed rokiem.
Pan Wang-Olafsen potrząsnął głową z niedowierzaniem.
- Pomyśleć, że można się okłamywać w ten sposób! Rozumiem, że matka i ojciec nie chcieli uwierzyć, że to dziecko ich córki.
- Nie, matka wpadła we wściekłość i kazała Kristianowi wyjść, i nie pokazywać się jej więcej na oczy. Utrzymywała, że nigdy wcześniej go nie widziała! Powiedziała, że musiał pomylić Svanhild z inną dziewczyną. Kristian zauważył, że babcia chciała zaprotestować, ale matka ją uciszyła.
Pan Wang-Olafsen znów potrząsnął głową.
- Przedziwna historia. Zdaje się, że ci kaznodzieje doprowadzają swoich wyznawców do obłędu. Słyszałem nawet, że któryś z wiernych odebrał sobie życie.
- I ja o tym słyszałam. W zeszłym roku pisali o tym w gazecie, wówczas było tam pełno artykułów na temat zbliżającej się komety, a kaznodzieje utrzymywali, że nadchodzi dzień sądu.
- Co Kristian teraz zrobi? Jak panią znam, to pani zajmie się jego synem. Szesnastoletni chłopiec chyba nie bardzo nadaje się do wychowywania dziecka. Poza tym musi jeszcze ukończyć ostatni rok w szkole ludowej. Pani Thoresen, jak wy sobie poradzicie finansowo? Niełatwo jest utrzymać się z pisarstwa. Ani z rzeźbiarstwa.
- Na razie nie jest najgorzej. Kiedy dostanę honorarium za ostatnią powieść, sytuacja jeszcze się poprawi. Poza tym Johan oddaje pracę za kilka dni. Robi ją na zamówienie przedsiębiorcy z miasta.
- A co z pani siostrą i jej mężem? Czy Kristian nie mieszkał z nimi przez chwilę?
- Tak, pomyślałam nawet, że muszę z nimi o tym porozmawiać, ale majster się rozchorował. Musimy najpierw zobaczyć, w jakim jest stanie. Pomógł Evertowi dostać się do szkoły i zaoferował pomoc z zapłaceniem czesnego. Właściwie nie wiem, czy wypada prosić go o więcej.
Pan Wang-Olafsen stał przez chwilę zamyślony Nagle powiedział: - Myśli pani, że Kristian chciałby zamieszkać u mnie? Elise nie wierzyła własnym uszom.
- Mieszkać u pana? Ale ja nie mam... to znaczy... nie możemy...
- Oczywiście będzie mieszkał za darmo. Jestem samotnym mężczyzną, pani Thoresen. Mam przyjaciół, ale oni wszyscy mają swoje rodziny. Niekiedy czuję pustkę, szczególnie po tym jak Carl Wilhelm i Olga Kartine rozeszli się, a ona zabrała ze sobą dzieci do Kristiansand. Kristian potrzebuje spokoju, żeby się uczyć. Może udałoby mu się uczyć jednocześnie w szkole wieczorowej, pewnie umie większą część materiału siódmej klasy. Swojego syna będzie mógł odwiedzać, kiedy będzie chciał. - Uśmiechnął się. - W ten sposób ja będę miał pretekst, żeby widywać was trochę częściej, a poza tym będę mógł rozmawiać z nim o polityce. Pamięta pani z pewnością, jak kiedyś doradzałem, żeby spróbowała pani wpłynąć na Kristiana, żeby zainteresował się polityką.
Elise była zaskoczona, takiej możliwości nie wzięła pod uwagę. Jednocześnie nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Peder i pozostali będą z pewnością zawiedzeni, ale nie wiadomo, jak zareaguje Hilda.
Nagle pan Wang-Olafsen o czymś sobie przypomniał.
- Zupełnie zapomniałem powiedzieć, że niestety nie było już więcej biletów do teatru, ale pomyślałem, żeby zaproponować coś innego, co być może wam się spodoba. W każdym razie Pederowi - dodał z uśmiechem. - Mamy jeszcze lato, a do teatru będziemy przecież mogli pójść jesienią, gdy zrobi się zimno i ciemno. Co pani sądzi o wycieczce statkiem zamiast tego?
Elise pomyślała, że żartuje.
- Wycieczka statkiem? Co pan ma na myśli?
- Czy słyszała pani o statku z napędem kołowym „Sara", którego niegdyś używano do takich wycieczek w Nøklevann?
Potrząsnęła głową zawstydzona z powodu braków w wiedzy.
- Nie ma nic dziwnego w tym, że pani o nim nie słyszała, bo tylko ci bardziej zamożni członkowie klasy średniej mogli sobie pozwolić na taką wycieczkę. Nøkkelvann leży na południe od Ekeberg.
W zeszłym stuleciu konsul Heftye kupił duże obszary lasu i zbudował dom letni w stylu østerdalskim, żeby spędzać tam część lata ze swoją rodziną. Jego syn zburzył go i postawił na jego miejscu willę, którą otworzył dla ogółu, a od tego Sarabråten stał się najpopularniejszym miejscem wypoczynkowym. Elise od razu sobie przypomniała.
- Czy to tę willę zaproponowano jako podarunek koronacyjny dla króla?
- Tak, właśnie. Nie mieliśmy w okolicy Kristianii willi dla pary królewskiej, a Sarabråten, bo tak nazywa się willa, nadawała się do tego celu znakomicie. Problem polegał na tym, że pan Heftye wycenił posiadłość na 100 tysięcy koron, a komitet do spraw podarunku koronacyjnego nie miał takiej kwoty. Teraz Sarabråten zostało wykupione przez gminę Aker, która zaczęła wyburzać domy z uwagi na ujęcie wody pitnej. Ostał się już tylko domek dla woźniców. Pan Heftye oddał swój statek do dyspozycji członków zarządu gminy Aker. Znam jednego z nich i otrzymałem zgodę na zaproszenie kilku gości na wycieczkę „Sarą".
Elise nie wiedziała, co myśleć. Czyżby chciał ich wszystkich zabrać na taką wycieczkę? Przyjaciel z zarządu gminy z pewnością zakładał, że zaprosi kogoś z własnego środowiska.
- Nie ma pani ochoty? - Pan Wang-Olafsen wydawał się zawiedziony.
- Ja... nie jestem pewna, czy dobrze pana zrozumiałam, panie Wang-Olafsen. Nie chce pan chyba powiedzieć, że...
Przerwał jej.
- Oczywiście, że chcę to powiedzieć. Nie ma nikogo, kogo chciałbym zaprosić tam bardziej, niż rodzinę Thoresen. Już sama myśl o zachwycie w oczach Pedera ogrzewa moje serce. Zakładam, że nigdy nie byliście na wycieczce statkiem, a tam znajdzie się miejsce dla wszystkich. Także dla Kristiana i jego synka. I dla Dagny - dodał i odwrócił się do niej z uśmiechem.
Dagny stała z otwartymi ustami i wytrzeszczała na niego oczy. Była przekonana, że żartuje. Elise jej pomogła.
- Pan Wang-Olafsen mówi poważnie, Dagny. Ty też możesz jechać. Pod warunkiem, że nie powiesz nikomu, o tym, co tu słyszysz. To dotyczy zarówno tego, co słyszałaś o Kristianie, jak i tego, co stało się dzisiaj. Rozumiesz?
Dagny skinęła głową.
- Nic nie powiedziałam przecież. W domu nie byłam.
- Wydawało mi się, że powiedziałaś, że musisz iść do domu pomóc matce przy praniu? Potem powiedziałaś, że w końcu nie było takiej potrzeby.
Dagny się zaczerwieniła.
- Pomyliło mi się z tym, co mówiła wczoraj. Jak sobie przypomniałam, zawróciłam na ulicy.
- Jednak nie było cię tutaj dłużej. Nie kłamiesz chyba? Dagny stała w milczeniu i patrzyła na swoje bose palce u stóp.
Całe lato chodziła na bosaka.
- Zdaje się, że wiem, gdzie byłaś, Dagny. Pobiegłaś za Johanem i Kristianem, żeby zobaczyć, co się wydarzy na Collettsgate.
Po policzkach Dagny zaczęły spływać łzy. Przytaknęła, wyraźnie zawstydzona.
- Już więcej tego nie zrobię. Przysięgam, z ręką na sercu. W końcu powiedziała wszystko.
- Nie widziałam, jak się biją, tylko słyszałam, że Hugo krzyczy, jakby go ze skóry obdzierali, a jego ojciec był wściekły. Teraz pewnie nie weźmiecie mnie na statek?
Pan Wang-Olafsen posłał Elise przepraszający uśmiech, zanim odwrócił się do Dagny i powiedział: - Tym razem ci wybaczamy, ale pamiętaj! Nigdy więcej nie wolno ci zrobić nic podobnego i musisz obiecać, że nie rozniesiesz plotek po mieście i nie będziesz opowiadała innym o tym, co się dzieje w rodzinie pani Thoresen. Pomyśl, jaka dobra jest dla ciebie, pozwala ci być tutaj codziennie. Znając twoich rodziców - podejrzewam, że gdyby nie praca u pani Thoresen, musiałabyś chodzić po ludziach szorować chodniki i robić pranie. Do szkoły nie poszłabyś wcale, gdybyś nie otrzymała pomocy.
Ponownie odwrócił się do Elise.
- Czy mogę coś dla pani zrobić, pani Thoresen? Jeśli tak jest, to mam nadzieję, że nie będzie pani miała oporów przed tym, żeby mi o wszystkim opowiedzieć.
Zrozumiała, że miał na myśli to, o czym mówiła Dagny. Nie było nic dziwnego w tym, że dało mu to do myślenia.
- Czy przyjmie pan zaproszenie do środka na chwilę, tak bym mogła wstawić kawę? Wchodząc do domu, zastanawiała się, czy powinna powiedzieć mu prawdę o Hugo. Miała poczucie, że jednak wie więcej, niż chciał dać po sobie poznać, choć nigdy nie rozmawiali o tym otwarcie. Nie o wszystkim mogła rozmawiać z mężczyzną.
Dołożyła polan do pieca i postawiła dzbanek z kawą na kuchni. Ku jej zdumieniu usiadł przy stole w kuchni, na przeciw okna, a nie w salonie, jak mieli w zwyczaju ludzie z jego sfer.
- Tak przyjemnie siedzieć tutaj i przyglądać się wszystkiemu, co dzieje się za oknem! Jesteśmy schowani za kwiatami w doniczkach i możemy zerkać pomiędzy liśćmi.
Elise się zaśmiała. Opuściła ją złość i obawa. Policja nic im nie zrobi. Przynajmniej tak długo, jak pan Wang-Olafsen był skłonny im pomóc.
- Teraz proszę wszystko opowiedzieć, pani Thoresen. Co się takiego wydarzyło na Collettsgate, co skłoniło Dagny do tego, żeby się wykraść z domu?
Elise postawiła na stole dwa kubki.
- To właściwie długa historia, która zaczęła się ponad sześć lat temu. Wyciągnął duże cygaro, obciął jeden koniec i zapalił. Elise wyciągnęła cukiernicę i dzbanek ze śmietanką.
- Może pomoże pani to, że Carl Wilhelm opowiedział mi większość? - spytał ostrożnie. Poczuła, że się czerwieni.
- O tym, co się wówczas wydarzyło?
- Tak. Mnie samemu też nie bardzo się to podoba, ale nie będę mógł pani pomóc, nie znając całej historii. Tak to już jest w zawodzie adwokata.
Napełniła kubki kawą i usiadła, po czym wciągnęła duży haust powietrza głęboko do płuc.
- Tyle jest wstydliwych historii w naszej rodzinie, wydaje mi się, że więcej niż w innych. Posłał jej pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Uważa pani, że historia jej dziadka jest wstydliwa?
- Wiem, że wszyscy inni tak uważają. Najpierw ojciec, który pił, potem Hilda, która miała dziecko z majstrem, a potem ja, która zostałam zgwałcona. Potem matka zakochała się i porzuciła swoje dzieci, mój pierwszy mąż miał dziecko z inną, i tak to szło, cios za ciosem. A teraz gwałciciel, Ansgar Mathiesen, chce odzyskać swojego syna, więc oznajmił policji, że jestem ulicznicą, która go uwiodła. Uznał ojcostwo i uważa, że w związku z tym ma prawo zatrzymać Hugo.
Pan Wang-Olafsen wzniósł oczy do nieba.
- Czy to pani mąż poszedł na Collettsgate? Elise kiwnęła głową.
- Hugo zniknął, a Dagny widziała Ansgara i Helene Mathiesen w pobliżu. Poszłam tam, ale nie udało mi się zabrać stamtąd Hugo. Potem Johan i Kristian poszli do nich, a Johan był tak zdenerwowany, że doniósł na policję, że porwali naszego syna.
- A potem?
- Potem przyszła policja. Na chwilę zanim pan się pojawił. Potraktowali mnie z lekceważeniem, jak nędzarkę i ulicznicę. Kiedy powiedziałam, że piszę książki, śmiali się ze mnie, jakby to był dobry żart. Ostrzegli mnie, że składanie fałszywych zeznań podlega karze.
Odniosłam nawet wrażenie, że podejrzewają mnie o kradzież maszyny do pisania! Pan Wang-Olafsen pokręcił głową z niedowierzaniem.
- To najgorsze, co słyszałem! Niech pani będzie spokojna, pani Thoresen. Ansgar Mathiesen nic w ten sposób nie osiągnie. Zbyt wiele osób zna prawdę. Z tego, co zrozumiałem z wypowiedzi Carla Wilhelma, pani poprzedni teść był świadomy tego, że jest pani w ciąży, kiedy wychodziła pani za mąż za jego syna. Wiedział także, jak doszło do poczęcia dziecka. Żeby ukryć bolesną prawdę, zdecydowano, że chłopiec będzie nosił nazwisko po panu Ringstadzie i zostanie wpisany do ksiąg, jako ślubny syn Emanuela. Czy wszystko się zgadza?
Elise skinęła głową.
- Poza tym rodzice Ansgara wiedzą o tym, co się wówczas wydarzyła Byli zrozpaczeni i dali mi kilkaset koron. Byłam dostatecznie głupia, żeby je przyjąć.
- To nie było wcale głupie. Gdyby historia wyglądała tak, jak ją próbował przedstawić policji Ansgar, jego rodzice z pewnością nie daliby pani żadnych pieniędzy. Już samo to jest dowodem. Problem polega na tym, że sprawy o gwałt bywają często umarzane z powodu braku świadków. To bez sensu. Każdy powinien zrozumieć, że gwałciciel napada na niewinną dziewczynę w chwili, kiedy nie ma świadków.
Usłyszeli piski i śmiech, odgłos biegnących stóp i radosne okrzyki dochodzące z zewnątrz, a kiedy wyjrzeli przez okno, zobaczyli Pedera i Kristiana, jak razem z kilkoma kolegami z klasy Pedera wbiegają przez bramę, z mokrymi włosami.
Elise podniosła się ze stołka.
- Czy mogę powiedzieć im o wycieczce statkiem?
- Tak, bardzo proszę. Cieszę się na myśl o radości, jaką im to sprawi. Peder i Kristian wpadli do domu z hałasem, przekrzykując się nawzajem. Niemal jak za dawnych czasów, pomyślała Elise z radością. Zatrzymali się nagle, widząc pana Wang-Olafsena.
- Pan dżentelmen! - wykrzyknął Peder z zachwytem. Uśmiech szybko jednak zniknął z jego twarzy. - Nie mieliśmy czasu, żeby pozbierać jagody, nie mamy więcej dżemu.
Pan Wang-Olafsen wybuchnął głośnym śmiechem.
- Czy masz na myśli naleśniki z dżemem jagodowym? Elise nie wytrzymała dłużej.
- Pan Wang-Olafsen przyszedł, żeby zaprosić nas na wycieczkę statkiem. Chłopcy wyglądali, jakby nie zrozumieli.
- Po Aker? - padło w końcu z ust Pedera. - To by trzeba ominąć wodospady. Pan Wang-Olafsen roześmiał się.
- Tak, myślę, że tak byłoby najrozsądniej, ale tym razem to nie Aker mam na myśli. Chcę was zabrać na pokład statku kołowego, który pływa po Nøklevann.
- Nøklevann?
- To takie duże jezioro leżące w lasach na wschód i południe od Ekeberg.
- Ale czy będzie tam miejsce dla nas wszystkich? Elvira, Jensine, Hugo i Halfdan nie potrafią pływać. Dagny też nie. - Odwrócił się do Elise. - A ty umiesz pływać, Elise?
Potrząsnęła głową z uśmiechem.
- Ten statek jest o wiele większy niż zwykła łódź. Peder zamyślił się nagle.
- Czy w Nøkkelvann mieszkają elfy rzeczne? Elise uśmiechnęła się.
- Nie, Pederze. To całkiem zwyczajne jezioro, jak Maridalsvannet. - Odwróciła się do pana Wang-Olafsena. - Kiedy mieszkaliśmy u majstra, sublokator przekonał Pedera, że pod wodospadem mieszka elf, który stoi w wodzie i gra.
- Nie uwierzyłem mu! - odparł Peder urażony. - Udawałem tylko, że mu wierzę. Elise nic nie powiedziała. Musiała się pilnować, bo Pedera łatwo było urazić, obawiał się, że zostanie wyśmiany. Ostatnio był w wyjątkowo buntowniczym nastroju, co miało też pewnie związek z jego wiekiem.
- Na statku „Sara" jest tyle miejsca, że może pomieścić znacznie więcej ludzi niż rodzinę Thoresen - wyjaśnił pan Wang-Olafsen spokojnie. - To imitacja parowca. Wewnątrz, tam gdzie w parowcach jest maszynownia, siedzi czterech ludzi, którzy poruszają koła napędowe, a na górze, na mostku kapitańskim, stoi leśniczy, jako sternik. Komin jest tylko dla ozdoby. Przy Sarabråten, tam, gdzie stoi willa, którą mają niestety zamiar zburzyć, zejdziemy na ląd. Sądzę, że będziemy mogli wejść do środka i obejrzeć dom. Dostaniemy też pewnie coś dobrego do jedzenia.
Elise i chłopcy spojrzeli po sobie. Wyglądało na to, że Peder w końcu zaczyna rozumieć, że to będzie coś całkiem innego niż pływanie łodzią po rzece Aker.
- Myślisz, że mają tam chleb grisla polany syropem? Pan Wang-Olafsen patrzył na niego nierozumiejącym wzrokiem.
- Co to jest chleb grisla?
- Mają go w Sagene. W piekarni. Elise uśmiechnęła się.
- To taki lekki chlebek, który wypieka się dwukrotnie, za drugim razem polany jest wodą z cukrem. - Posłała Pederowi wymowne spojrzenie. - Powinieneś się cieszyć z tego, co dostajesz, a nie wypytywać o coś innego.
Peder się zdenerwował.
- Po prostu tylko zapytałem. Elise uśmiechnęła się przepraszająco do pana Wang-Olafsena.
- Peder jest teraz w trudnym wieku. O wszystko się obraża. Wcześniej nigdy tego nie robił. Pan Wang-Olafsen uśmiechnął się.
- Tak to już jest, Peder. To znak, że dorastasz i masz już swoje zdanie. Pamiętam jak to było z Carlem Wilhelmem, ale mogę cię pocieszyć, że to przejdzie. Wydaje się, że Kristian ma to już za sobą.
Kristian słuchał wymiany zdań z uśmiechem, a Peder wyglądał na skruszonego.
- Przepraszam, nie chciałem być niewdzięczny.
- Wiem, Pederze. Jesteś najmniej niewdzięcznym ze wszystkich ludzi, jakich znam. Peder zaczerwienił się i znowu szeroko się uśmiechnął.
- Kiedy jedziemy? Zdążę ściągnąć mokre spodnie? Pan Wang-Olafsen zwrócił się w stronę Elisy.
- Czy uda się wam wybrać jutro? Na iglicy wieży na Sankthanshaugen widać trójkąt, to znaczy, że trzeba skorzystać z dobrej pogody.
Peder nagle się przestraszył.
- Niemal zapomniałem, że pojutrze zaczynam u Larsena! Elise się uśmiechnęła.
- Całe szczęście, że nie jutro. Mam nadzieję, że Magda da Evertowi wolne na jutro, z pewnością zrobi to, kiedy usłyszy, o co chodzi. Wielu chłopców z sąsiedztwa chce pracować jako posłańcy dla niej. Magda ze sklepiku na rogu jest chyba najsympatyczniejszą sklepikarką ze wszystkich.
- Pozostaje więc jeszcze pani mąż, pani Thoresen. Myśli pani, że będzie mógł pojechać z nami?
Elise zwróciła się do Pedera.
- Nie pobiegłbyś do Vøienvolden, żeby go zapytać, Pederze? Pan Wang-Olafsen będzie od razu wiedział, ilu nas będzie.
Peder pobiegł natychmiast.
Elise popatrzyła za nim. Sama powinna pójść do Johana i opowiedzieć mu o wizycie policji. Prawdopodobnie wcale nie będzie zaskoczony. Ona sama wciąż nie mogła pojąć, że policja uwierzyła we wszystko, co powiedział Ansgar, a jej sugerowano, że kłamie. Z drugiej strony, nawet pan Wang-Olafsen odradził jej pójście na policję, kiedy Asle Diriks próbował na nią napaść. Ale to było dawno temu, a poza tym ojciec Asle Diriksa jest znaną postacią w mieście. Wówczas byłoby jej słowo przeciwko ich słowu.
Tym razem jednak było wielu ludzi, którzy mogli zaświadczyć, że mówiła prawdę.
Nagle poczuła silny niepokój. Konstabl nie zadał sobie trudu, by zanotować choć jedno nazwisko. Jak powiedział, nie ma żadnych świadków...
Rano przyjechały po nich aż dwa automobile! Peder nie mógł uwierzyć własnym oczom. Podskakiwał i krzyczał z radości. Podekscytowany wybiegł na ulicę w nadziei, że sąsiedzi także zaczną podziwiać dwa piękne pojazdy, które zatrzymały się naprzeciwko numeru 76. Automobile były czarne, lśniące i miały nawet małą szybkę przed kierownicą, żeby kurz i piasek nie leciały na kierowcę. Z boku każdy z nich miał koło zapasowe przymocowane do progu, a pozostałe koła miały piękne osłony.
Elise widziała i Pedera, i automobile z okna kuchennego, i czuła, jak serce skacze jej w piersi z radości.
Odwróciła się i już miała wydać z siebie okrzyk zachwytu, gdy nagle zauważyła, że Johan tępo wpatruje się w przestrzeń. Zrozumiała, że to, co opowiedziała mu o wizycie konstabla, zrobiło na nim duże wrażenie. Nie był zły, ale wolałaby widzieć go wściekłego niż zmartwionego. Kiedy był zaniepokojony i zamyślony, musiał najwyraźniej mieć ku temu jakiś powód. Nie należał do ludzi, którzy niepokoili się bez potrzeby.
Podeszła do niego i włożyła rękę pod jego ramię.
- Dziś zapomnimy o wszystkim, Johanie. Teraz będziemy rozkoszować się tym dniem i cieszyć się razem z dziećmi, że możemy przeżyć coś takiego. O nieprzyjemnych sprawach możemy zacząć myśleć po powrocie do domu. Pan Wang-Olafsen wątpi w to, że Ansgarowi uda się cokolwiek w ten sposób osiągnąć, szczególnie że jego rodzice dali mi pieniądze, żeby zadośćuczynić temu, co zrobił ich syn.
Johan skinął głową i uśmiechnął się, ale ona widziała, że w jego oczach nie było uśmiechu.
Rozumiała, co myślał. Nie było pewności, że pani Mathiesen potwierdzi jej wersję wydarzeń. Tamtego dnia, sześć lat temu, byli nieszczęśliwi i zawstydzeni. Teraz z pewnością bardziej zależy im na uratowaniu dobrego imienia syna i udzieleniu mu pomocy w uzyskaniu praw do syna.
Pocałował ją w policzek.
- Tak, teraz zapomnimy o wszystkim, Elise. Pomyśleć, że będziemy mieli możliwość popłynąć „Sarą" po Nøklevann, nigdy bym nie przypuszczał!
Popatrzyła na niego zdziwiona.
- Słyszałeś o statku z napędem kołowym? Roześmiał się.
- A kto nie słyszał? Czytałem wszystko, co pisali o wycieczkach do Sarabråten. To było jak czytanie książek przygodowych. Gdyby ktoś mi wówczas powiedział, że sam przeżyję taką wyprawę, nigdy bym nie uwierzył.
Elise się roześmiała.
- Wiele czytałeś i masz pojęcie o rzeczach, o których mi nigdy nie powiedziałeś.
- Kiedy jestem z tobą, mam co innego w głowie - odpowiedział, drocząc się z nią.
Razem było ich jedenaścioro, jechali dwoma automobilami, każde auto miało swojego szofera. Johan i pan Wang-Olafsen siedzieli obok kierowców, podczas gdy Elise siedziała z tyłu z Elvirą na kolanach.
Kristian trzymał Halfdana, Peder i Evert pilnowali Jensine, a Dagny zajmowała się Hugo. Wszyscy byli odświętnie ubrani, nawet Dagny. Po raz pierwszy Elise widziała, żeby latem miała buty na nogach. Matka pożyczyła sukienkę i buty od sąsiadki, po czym opowiedziała wszystkim na Sagveien, że Dagny popłynie razem z bogatymi ludźmi statkiem, który pływa nawet nocą.
- Może pomyślała, że odpływasz do Danii? - dopytywał Peder gorączkowo, kiedy Dagny o tym opowiedziała.
Dagny wzruszyła ramionami.
- Wszystko jej jedno. Ona i tak o to nie dba. Peder posłał Elise pytające spojrzenie.
- Statek płynie do Danii?
- Głupstwa wygadujesz! Powiedziałam wam przecież, że to jezioro podobne do Maridalsvannet.
Zalane promieniami słońca drzewa stały całkiem nieruchomo, nawet liście się nie poruszały z braku najlżejszego choćby podmuchu wiatru.
Elise odczuwała ogromne oczekiwanie. Pomyśleć, że są tu wszyscy razem, nawet Kristian! To było jak sen.
Pierwszy z automobili zniknął w tumanach kurzu. Ich kierowca musiał zwolnić, żeby móc cokolwiek zobaczyć poprzez chmury wirującego pyłu.
Elise uśmiechnęła się do Dagny. Chłopcy prosili, by pozwoliła im usiąść w jednym aucie z Halfdanem i Jensine na kolanach i Johanem na przednim siedzeniu. Dzięki temu miały z Dagny całe tylne siedzenie dla siebie, z Hugo, który siedział między nimi i śpiącą Elvirą w jej ramionach. Z przodu siedział pan Wang-Olafsen.
- Teraz ludzie będą na nas patrzeć, Dagny. Przygotuj się na to, że będziesz musiała pomachać, jeśli zobaczysz kogoś znajomego.
Dagny skinęła głową.
- Moja mama pewno stoi w dole Sagveien. Powiedziała pani Nilsen i pani Pedersen, a one miały powiedzieć pani Eriksen i pani Pålsen. Pani Eriksen weźmie flagę, którą sama uszyła, żeby wywiesić nad drzwiami 17 maja.
- Rzeczywiście, tam w dole ktoś stoi, to muszą być one! Obie wyciągały szyje i próbowały dostrzec coś znad ramion kierowcy i pana Wang-Olafsena.
- Tak, to one! - krzyknęła rozgorączkowana. - Pani Eriksen ma flagę! - Zamachała rękami i w tym samym momencie koło pojazdu wpadło w dziurę i wszyscy podskoczyli na siedzeniach. Dagny prawie się przewróciła, ale chwyciła się oparcia i złapała równowagę. Niedługo potem automobil przejechał obok pięciu kobiet, które stały i machały flagą i chusteczkami. Kilkoro gapiów dołączyło do nich i wpatrywało się wielkimi oczyma w ten lśniący cud, który przemknął, warcząc w dół ulicy, pozostawiając za sobą tylko chmurę kurzu.
- To moja córka! - dało się słyszeć okrzyki pełne zachwytu. - To ona, w niebieskiej sukience, stoi tam pomiędzy bogatymi! Widzisz ją, pani Pedersen? Nie kłamałam!
Elise pomachała im, śmiejąc się. Dagny za to stała sztywna i wyprostowana, niczym królowa i machała do nich - elegancko i lekko lekceważącymi ruchami.
Jechali Maridalsveien, a ludzie zatrzymywali się na chodniku i spoglądali wielkimi oczyma na ten orszak. Elise żałowała, że nie siedzi w automobilu razem z Pederem i nie może słyszeć jego komentarzy. Szkoda, że pan Wang-Olafsen także ich nie słyszał, zawsze bawiło go to, co mówi Peder.
Czekała ich długa droga. Najpierw musieli zjechać do Grønlandsleieret, potem na Stare Miasto i dalej do Ekebergåsen. Przy posiadłości, która nazywa się Rustad przy południowym krańcu Nøklevann miał na nich czekać statek. Więcej nie wiedziała. Nigdy nie była dalej niż przy zagrodach dzierżawców należących do dworu Ekeberg.
Pan Wang-Olafsen odwrócił głowę. Musiał mówić głośno, żeby przekrzyczeć warkot silnika.
- Czytałem ostatnio przyjemną historię napisaną przez polityka, który odwiedził Sarabråten w 1865. Pisał, że droga prowadzi prosto w góry, to znaczy do Ekeberg, oraz że wjeżdża się na wysokie wzniesienie, które przypomina góry Dovre, tam gdzie las został wykarczowany, tak, że zostały tylko połacie smutnych pieńków! - Roześmiał się. - Polityk ten utrzymuje w tym samym artykule, że stolica Norwegii ma górską przyrodę na wyciągnięcie ręki, a także że z wysokich szczytów za Sarabråten rozciąga się taki widok, że widać aż Gaustadtoppen. - Spojrzał na drogę, po czym znowu się do nich odwrócił. - Wiesz co, Dagny? - kontynuował z uśmiechem. - Król i królowa byli w tym samym domu, do którego my jedziemy. Dagny patrzyła na niego sceptycznie.
- Nie kłamiesz? Pan Wang-Olafsen roześmiał się.
- Czy nie kłamię? Dlaczego miałbym kłamać?
- Bo gdyby królowa i król byli w tej samej łodzi, co my i w tej samej izbie, to nie sądzę, żeby pozwolili ludziom takim jak my, usiąść na tych samych stołkach i na tej samej ławie.
- Sarabråten jednak nie będzie letnim domkiem pary królewskiej. Niestety. Żal pomyśleć, że letnia chatka Thomasa Heftye zostanie wyburzona. Wielu z naszych słynnych poetów tam gościło, a statek pływa po Nøklevann każdego roku latem. Niektórzy z gości woleli spacerować wzdłuż brzegu jeziora, ale droga jest długa, jeśli zaczyna się od południowego krańca. Domy stoją aż przy brzegu północno-wschodniej części wielkiej wody.
Podróż przez Ekebergåsen i lasy była wręcz bajkowa. Droga była coraz bardziej wyboista a dzieciaki piszczały z radości za każdym razem, kiedy automobil podskakiwał na jakimś wyboju. Elvira od dawna już nie spała i chciała stać na podłodze jak Hugo, ale nie umiała utrzymać równowagi. Elise wzięła ją na kolana i wskazywała na wszystko, co widzieli.
- Popatrz na tę śliczną, małą chatkę, tam daleko, stoi tam całkiem sama! Spójrz na tę poskręcaną sosnę, wygląda zupełnie jak stara matka trolla.
- Matka trolla? - Hugo się zamyślił. - Czy tam będą trolle? Elise się roześmiała.
- Wiesz przecież, że to tylko żart. Trolle są tylko w bajkach, nie istnieją w rzeczywistości. Dagny spojrzała na nią poważnie i potrząsnęła głową.
- Trolle są naprawdę. Widziałam je. Hugo wpatrywał się w nią zaciekawiony i przestraszony jednocześnie.
- W lesie? Jak wyglądają? Dagny rozejrzała się dookoła.
- Powiem, kiedy jakiegoś zobaczę. Przez chwilę w automobilu panowała cisza, dzieci wpatrywały się z zaciekawieniem między drzewa.
- Tam jest! - krzyknęła Dagny głośno, wskazując na coś, co poruszało się za dużym, przewróconym drzewem, które leżało z wyrwanymi korzeniami. Elise ledwie zauważyła zarys zwierzęcia, które przemknęło między drzewami, najwyraźniej przestraszone hałasem silnika.
Elvira zaczęła płakać, a Hugo przywarł do Elise.
- To nic groźnego, Elviro, to tylko jakiś zwierzak.
- To nie zwierzę, to mały troll, co się nas przeląkł i pobiegł do mamy - oznajmiła Dagny zdecydowanym tonem.
Elvira przestała płakać, a Hugo próbował się podnieść, żeby lepiej widzieć. Musiał się jednak poddać, bo auto się trzęsło i podskakiwało na wybojach.
- Przestraszył się? - spytał zdziwionym głosem.
- Tak, nie widział jeszcze nigdy automobilu i myślał, że to niebezpieczny rise.
- A co to jest rise?
- To wielki troll, który mieszka w Jotunladnet. Elise przyglądała się badawczo Dagny.
- Skąd ty to wiesz, Dagny?
- Od wuja Kristiana. Wiesz, że nauczył mnie liter? Mogę już przeczytać całą książkę. Jak wrócimy, poczytam Hugo.
Elise spojrzała na nią zaskoczona.
- Dostałaś książkę z bajkami od wujka Kristiana? Dagny skinęła głową, nie patrząc na nią. Elise milczała. Wiedziała, że to nieprawda. Dagny uczyła się czytać, ale umiała zaledwie sylabizować. Była przedziwnym dzieckiem.
Elise była pewna, że dziewczynka nie chciała kłamać, po prostu sama wierzyła, że to, co mówi, jest prawdą.
Do końca podróży było już zaskakująco cicho na tylnym siedzeniu. I Dagny, i Hugo, i Elvira wpatrywali się w ciemną, niemal nieprzeniknioną głębię lasu w nadziei, że zobaczą znów młodego trolla.
W końcu dotarli do Rustad. Stąd był już tylko kawałek do jeziora. Dzieci okropnie niecierpliwiły się przez ten ostatni fragment drogi. Ponieważ nie było więcej trolli po drodze, straciły zainteresowanie nimi i myślały już tylko o czekającej ich wycieczce po jeziorze.
Elise oniemiała na widok statku stojącego przy nadbrzeżu, wielkiego, pomalowanego na biało, z flagą Norwegii powiewającą na wysokim maszcie. Mężczyzna w białych spodniach i koszuli, czarnej kurtce i jasnym słomkowym kapeluszu zszedł z tego, co nazywali mostkiem, małej platformy ogrodzonej niewysoką balustradą. Przywitał się serdecznie z panem Wang-Olafsenem. Wyglądał na odrobinę zaskoczonego na widok gości, których adwokat zaprosił na rejs.
Peder i Evert w pierwszej chwili stali w bezruchu i wpatrywali się w biały cud, po czym zaczęli skakać i tańczyć z radości. Kristian stał, uśmiechając się obok nich z Halfdanem w ramionach. Elise przyglądała się im przez chwilę. Kristian tak wydoroślał w ciągu tego jednego roku! Potem zwróciła się do pana Wang-Olafsena.
- To najlepsze, co mogło ich spotkać! Niech pan popatrzy na chłopców, jacy są zachwyceni! Johan podszedł do nich. Cała jego twarz była jednym wielkim uśmiechem, najwyraźniej na chwilę odsunął od siebie myśli o Ansgarze.
- Zabawny wynalazek! - zauważył, wskazując skinieniem głowy na okręt. - Zbudować statek, który będzie przypominał parowiec, który pływa po jeziorze Mjøsa.
Pan Wang-Olafsen roześmiał się.
- Tak Tamten to prawdziwy statek z napędem parowym. Możecie się wybrać w rejs nim innym razem. Może warto połączyć to z wizytą u państwa Ringstadów, mieszkają wszak niedaleko od Eidsvoll.
Johan pokiwał głową.
- Chwilowo jesteśmy bardziej niż zadowoleni z możliwości płynięcia „Sarą". Nie czekając dłużej, weszli na pokład i usiedli na ławkach, które stały w rzędach w tylnej części statku. Kapitan, który w istocie był leśniczym, wszedł na mostek i zagwizdał. Czterej mężczyźni, którzy siedzieli pod mostkiem, zaczęli poruszać wielkim kołem. „Sara" sunęła cicho i majestatycznie po lśniącej, gładkiej powierzchni wody, której nie marszczył nawet najlżejszy podmuch wiatru.
Elise przyglądała się sielankowemu krajobrazowi, jeszcze nie widziała nic równie pięknego. Czuła się cudownie, najchętniej siedziałaby tak w ciszy i rozkoszowała się widokami, nie odzywając się ani słowem. Nawet najmniejsze dzieci zachowywały się cicho, czując, że to, co przeżywają, jest dalekie od codziennych wydarzeń.
Spokój zmącił nagły okrzyk Hugo.
- Widzę go! Mały troll! Schował się między kamieniami! Mamo, czemu on się boi, skoro już nie hałasujemy?
Peder i Evert wybuchnęli śmiechem.
- Widziałeś trolla, Hugo? Może to było twoje własne odbicie w wodzie? - chichotał Peder. Hugo posłał Pederowi urażone spojrzenie.
- Widzieliśmy go, jak jechaliśmy automobilem. Przeląkł się i pobiegł do mamy.
- Może myślał, że jesteś groźnym zwierzakiem?
- Nie, on myślał, że jestem rise. Peder i Evert zamilkli. Prawdopodobnie nie wiedzieli, co to jest rise, i chcieli w ten sposób zamaskować braki w wiedzy.
Elise i Johan wymienili rozbawione spojrzenia. Kiedy spojrzała na pana Wang-Olafsena, zobaczyła, że siedzi i patrzy to na jedno dziecko, to na drugie. W jego spojrzeniu była jakaś tęsknota. Z pewnością rozmyślał o swoich wnukach, o tym, że w przyszłości nie często będzie je widywał. Taki oddany dzieciom człowiek jak on, będzie musiał zrezygnować z tej radości. Utrata kontaktu z tak dobrym dziadkiem nie przyniesie także nic dobrego dzieciom. Czy Olga Katrine wiedziała, co im odbiera? Elise przypomniała sobie, jak pan Ringstad opowiadał jej, jak ważne jest, żeby wiele pokoleń mieszkało pod jednym dachem. W wiejskich zagrodach było rzeczą naturalną, że najstarsze pokolenie wyprowadzało się do chaty dzierżawcy, ale dzieci z reguły i tak były u nich codziennie. Pan Ringstad zastanawiał się gdzie mieszkają dziadkowie dzieci znad Aker. Ona nigdy nie mieszkała z dziadkami, nie znała też nikogo, kto by mieszkał. Jej rodzina przeniosła się do Kristianii, żeby matka i ojciec mogli pracować, a dziadkowie zostali na wsi.
Musiał zauważyć, że mu się przygląda, bo nagle odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął się.
- Jesteście bogaci, pani Thoresen. Skinęła głową.
- Tak, wiem o tym.
- Jestem wdzięczny, że zechcieliście podzielić się ze mną tym bogactwem. Przypomniało mi się coś - dodał i odwrócił się do Kristiana. - Powiedziałem twojej siostrze, że chętnie przyjmę cię pod swój dach, jeśli zechcesz u mnie zamieszkać. Mam więcej pokoi, niż potrzebuję, i myślę, że przyjemnie będzie mieć młodego człowieka w domu. Tak cicho i pusto zrobiło się po tym, jak mój syn Carl Wilhelm się wyprowadził, a ja jeszcze się nie zdążyłem do tego przyzwyczaić. - Przesunął wzrokiem po lśniącej tafli jeziora i kontynuował, nie czekając na odpowiedź. - Jest coś dziwnego w byciu samotnym. Kiedy żyła moja żona, nigdy o tym nie myślałem. Mam przyjaciela, który stracił żonę rok wcześniej, a ja nie mogłem wówczas zrozumieć, dlaczego przyjął to z takim trudem, skoro ich małżeństwo było dalekie od szczęśliwego. Teraz to rozumiem. Smutno się wraca do pustego domu, gdzie nie ma nikogo, z kim można porozmawiać, opowiedzieć o codziennych wydarzeniach, o rozczarowaniach i radościach. - Westchnął cicho. - Mieć kogoś, z kim można dzielić życie, znaczy więcej, niż myślimy. To nie musi dotyczyć wielkich spraw, to może być radość z pięknego zachodu słońca albo wybuch złości na sąsiada.
Elise nie wiedziała, co powiedzieć, nigdy nie zastanawiała się nad tym, jak to jest mieszkać samotnie. Ludzie nad rzeką mieli odwrotny problem: przepełnione domy, gdzie mieszkańcy potykali się o siebie. Nie znała nikogo, kto miałby mieszkanie tylko dla siebie.
Może oprócz pani Evertsen, ale ona miała tylko pokój z kuchnią i z reguły siedziała u innych i piła kawę, o ile nie była akurat u Anny i nie pilnowała Aslaug.
Pani Jonsen czuła się być może podobnie jak pan Wang-Olafsen. Powinni odwiedzać ją częściej. Jutro wybierze się na spacer na Hammergaten.
Zerknęła na Kristiana. Napotkał pytającym wzrokiem jej spojrzenie. Skinęła głową.
- Sam zdecyduj, Kristianie. Wszyscy bardzo się cieszymy, że znów jesteś w domu, ale nie będzie warunków, żebyś mógł odrabiać lekcje w spokoju, a Halfdana będziesz mógł odwiedzać, kiedy przyjdzie ci ochota.
- Chcesz powiedzieć, że zajmiesz się nim?
- Oczywiście. Elivirze też będzie przyjemnie mieć towarzysza zabaw. Jensine i Hugo mają siebie nawzajem.
- Ale... - Spojrzał na pana Wang-Olafsena. - Nie mam czym zapłacić. Nie będę miał pieniędzy, zanim nie zacznę pracować wieczorami.
Pan Wang-Olafsen machnął ręką z uśmiechem.
- Oczywiście, nie chcę za to żadnych pieniędzy robię to dla siebie. Pokochałem twoją rodzinę, odkąd spotkaliśmy się pierwszy raz w 1905, i sądzę, że będzie mi niezwykle miło, jeśli naprawdę chciałbyś zamieszkać z takim starym mężczyzną jak ja.
Peder i Evert przysłuchiwali się rozmowie. Peder stwierdził nagle: - Nie jest pan wcale taki stary, tylko trochę. Pan Wang-Olafsen roześmiał się.
W tym momencie zauważyli na lśniącej powierzchni wody łódź wiosłową, którą płynęli pięknie ubrani panowie i panie. Była pomalowana na biało, a na burcie widniał ozdobny napis „Dragen". Machali rękoma i głośno śpiewali, unosili kieliszki w powietrze, a panowie krzyczeli: -Kto pierwszy, ten lepszy! A potem popędzali okrzykami dwóch nieszczęśników przy wiosłach, próbując ich nakłonić do jeszcze szybszego wiosłowania.
Elise nagle poczuła się źle. Damy w łodzi ubrane były w białe, letnie sukienki i modne kapelusze, panowie byli w jasnych garniturach i kapeluszach słomkowych. Nie było wątpliwości co do tego, że są przedstawicielami mieszczaństwa. A może nawet arystokracji, dodała w myślach i poczuła się jeszcze gorzej. Niewątpliwie oni także udawali się do Sarabråten. Może znajdą się w jednym pomieszczeniu i będą spoglądali z zaskoczeniem na gości pana Wang-Olafsena. Żałowała teraz, że nie nałożyła niebieskiej sukienki po Signe! Peder z pewnością powie coś głupiego, zapominając, czego uczyła go o dobrych manierach, nie wspominając już o Hugo, który ostatnio często wpadał w złość. Biedny pan Wang-Olafsen, będzie żałował, że zaprosił ich na tę wycieczkę.
Znów zerknęła na łódź. Jeden z mężczyzn podniósł się i balansował z kieliszkiem w jednej dłoni i butelką w drugiej. Powiedział coś, co spowodowało, że wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Wówczas przyjrzała mu się bliżej. Oczywiście! To był pan Christoffer Clausen, sekretny kochanek Hildy!
Łódź wygrała wyścig, więc kiedy „Sara" dobiła do brzegu, tamci goście byli już w drodze do głównego wejścia.
Willa pana Heftye prezentowała się okazale. Leżała pośrodku lasu, była wielka, a przed wejściem stały bogato zdobione kolumny. Dookoła dziedzińca stały mniejsze budynki.
Elise myślała o Hildzie. Gdyby tylko wiedziała, że pan Clausen bawił się w towarzystwie młodych kobiet swego własnego stanu, po czułaby się dotknięta. Miała nadzieję, że nie będą zmuszeni siedzieć w tym samym pomieszczeniu, co tamci.
Leśniczy otworzył im drzwi, po czym zaprowadził ich prze duży hol do wielkiej sali, w której stały okrągłe stoły nakryte białymi obrusami i udekorowane bukietami kwiatów. Choć było lato, w wielkim kominku palił się ogień. Brązowe ściany z bali drewnianych były ozdobione mosiężnymi kinkietami, które tak że były zapalone. W sali panował półmrok i było przyjemnie chłodno, tutaj słońce nigdy nie docierało.
Goście siedzieli w małych grupkach, zajmując niemal wszystkie stoliki - tylko jeden był wolny i właśnie do niego poprowadził ich leśniczy. Elise nie śmiała spojrzeć ani w prawo, ani w lewo Nagle w sali zapadła wymowna cisza. Elise czuła, że pozostali goście wpatrują się w nich. Pomyślała, że muszą wyglądać, jak zgraja nędzarzy. Dagny zdjęła buty, ponieważ były za małe i zrobiły jej się pęcherze na stopach i teraz człapała boso, brudnymi stopami po pięknej podłodze. Hugo ciekło z nosa, po podróży automobilem i statkiem, a Elvira miała przemoczone spodnie. Peder i Evert bezwstydnie rozglądali się dookoła, przyglądając się gościom, szczególnie paniom w białych sukniach i wielkich kapeluszach.
Ku jej zdumieniu okazało się, że ich stół jest nakryty dla dwunastu osób. Leśniczy miał więc jeść razem z nimi.
- Tak, tutaj siedziało wielu znamienitych gości na przestrzeni lat - powiedział z uśmiechem. - Henrik Ibsen, Jonas Lie, Ole Bull i Andreas Munch, nie mówiąc już o królu Karlu XV Unii Szwedzko-Norweskiej, Oscarze II i królowej Sophie. Król Karl bywał tu często. A w księdze gości podpisywał się jako Calle.
Elise roześmiała się. Pomyśleć, że król mógł nazywać sam siebie Calle!
- Aasmund Olavsson Vinje zapoczątkował Norweskie Towarzystwo Turystyki, a Thomas Heftye był jego pierwszym przewodniczącym - dodał leśniczy. - Zresztą przyjeżdżali tu nie tylko wielcy ludzie. Najemca sprzedawał kawę i przekąski turystom, ale gdy w 1898 roku otwarto Holmenkollbanen turyści zaczęli jeździć zamiast tego do Frognerseteren.
Dokładnie w tym momencie Elise zauważyła, gdzie siedzi Christoffer Clausen. Nie odważyła się odszukać go spojrzeniem, kiedy szli do stolika, a teraz spostrzegła, że siedzi w towarzystwie dwóch młodych, pięknych kobiet. Kobiety rozprawiały o czymś żywiołowo, śmiały się i wyglądały tak, jakby gotowe były zrobić wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę pana Clausena. On siedział z kieliszkiem w jednej dłoni i cygarem w drugiej, i przyglądał się młodym kobietom krytycznym wzrokiem, tak jakby chciał ocenić, którą z nich ma wybrać. Z pewnością jej nie widział. Trzymała Elvirę na lewym ramieniu, kiedy podchodzili do stolika, niemożliwe, żeby zauważył jej twarz. Gdyby zwrócił uwagę na towarzystwo leśniczego, kręciłby na ich widok nosem i zastanawiał się, co tacy ludzie robią w tej pięknej willi.
Jej myśli krążyły wokół Christoffera Clausena i jego towarzystwa. Kiedy jednak leśniczy przestał mówić, odezwała się.
- Taka szkoda, że ten piękny budynek zostanie zburzony - stwierdziła grzecznie.
- Tak, to wielka szkoda, ale odkąd pan Heftye sprzedał posiadłość gminie Aker, a Nøklevann zapewnia wodę pitną całej gminie, nie ma innego wyjścia.
Elise znów zerknęła na pana Clausena. Nagle mężczyzna odwrócił głowę w jej stronę i spojrzał jej prosto w oczy. Stało się to tak nagle i niespodziewanie, że nie zdążyła odwrócić głowy Skinął głową, ale wyglądał na zdezorientowanego. Ona także skinęła głową i uśmiechnęła się.
- Ma pani tu znajomych pani Thoresen? - Pan Wang-Olafsen wyglądał na zaskoczonego. Elise poczuła, że się poci. Johan nie wiedział o kochanku Hildy.
- Nie, to jest... to tylko młodzieniec, którego spotkałam kiedyś u majstra. Johan spojrzał na nią.
- Sądzisz, że to jeden ze znajomych pana Paulsena?
- Nie. To znaczy, wydaje mi się, że to mąż jednej z pań, z którymi Hilda się spotyka. Zdaje się, że się z nim tylko raz przywitałam, nie pamiętam nawet gdzie i kiedy.
Pan Wang-Olafsen musiał podążyć wzrokiem za jej spojrzeniem.
- Nie ma pani chyba na myśli pana Christoffera Clausena?
- Nie pamiętam, jak się nazywa. - Roześmiała się zakłopotana.
- Jestem beznadziejna w zapamiętywaniu nazwisk Ledwo zapamiętuję twarze.
- Wydaje mi się, że to właśnie on do pani kiwał - ściszył głos.
- Mam nadzieję, że pani siostra nie ma z nim wiele do czynienia. Elise spojrzała na niego pytająco, ale on nie chciał już nic więcej powiedzieć. Nagle Christoffer Clausen wstał od stołu i powoli podszedł do nich. Wyglądał, jakby miał problem z utrzymaniem równowagi, prawdopodobnie sporo już wypił.
- Pani Elise Thoresen? Pisarka? - mówił rozbawionym tonem.
Przepraszam, że nie wiedziałem, kim pani jest, pani Thoresen. Mój kolega czytał jedną z pani książek. Zdaje się, że nazywa się Podcięte skrzydła. Opowiada o dziewczynach z ulicy i pijakach znad Aker. Elise poczuła, że pieką ją policzki.
- Nie liczę na to, że ktoś zapamięta moje nazwisko - wymamrotała, modląc się w myślach, żeby się wycofał, zanim powie coś, co wzbudzi podejrzenia Johana i pana Wang-Olafsena.
- Widzę, że jest tu pani z rodziną? - dodał i rozejrzał się z rozbawieniem. - Ośmioro dzieci, całkiem nieźle. Słyszałem już o rodzinach ze wschodnich dzielnic, które mają i po dwanaścioro i czternaścioro dzieci. - Zmierzył wzrokiem Kristiana. - Musiała pani zacząć równie wcześnie, jak pani siostra, o ile dobrze wiem.
Pan Wang-Olafsen podniósł się.
- Nie sądzę, żebyśmy mieli przyjemność zostać sobie przedstawionymi. Wang-Olafsen, adwokat.
Christoffer Clausen, który wyglądał na wyraźnie zmieszanego, wymamrotał tylko pod nosem swoje imię.
- A to jest mąż pani Thoresen, rzeźbiarz, Johan Thoresen. - kontynuował pan Wang-Olafsen. - Kristian, najstarszy z chłopców, nie jest synem pani Thoresen, lecz jej bratem. Właśnie niebawem zamieszka u mnie, po to, żeby mieć sprzyjające warunki do kontynuacji swoich studiów. Drugi z kolei, Peder, jest ekspedientem na Maridalsveien, a Evert, jego przyjaciel, właśnie ukończył szkołę z najlepszymi stopniami ze wszystkich przedmiotów, a na jesieni rozpocznie edukację w szkole ludowej.
Christoffer Clausen zakłopotany skinął tylko głową. Wyglądał, jakby nie wiedział, co ma odpowiedzieć i gdzie się podziać. W końcu ukłonił się, wybełkotał coś niezrozumiale i oddalił się.
- Jeszcze nie zacząłem pracy jako sprzedawca - zaprotestował Peder, tym razem ściszonym głosem.
- To nie ma żadnego znaczenia - odparł pan Wang-Olafsen cicho. - Chciałem jedynie wskazać temu aroganckiemu gagatkowi, gdzie jego miejsce.
- Kto to jest gagatek? Czy to jakiś ptaszek? Pan Wang-Olafsen zaśmiał się.
- Gagatek to obibok, taki ktoś, kto w całym życiu ani razu nie zhańbił się pracą. Pochylił się w stronę Elise.
- Przepraszam pani Thoresen. Byłem może niemiły, ale o ile zrozumiem, miał zamiar panią obrazić, skoro zaczął rozmawiać z panią o treści pani pierwszej książki. Ponieważ słyszałem to i owo na jego temat, chciałem go powstrzymać przed popsuciem nam tego pięknego dnia.
- Dziękuję.
Kelnerki weszły z tacami. Nie wracali już do rozmowy o mężczyźnie, który podszedł do ich stolika.
Peder i Evert patrzyli szeroko otwartymi oczami na wszystko, co pojawiło się na ich stole. Był tam pieczony kurczak w białym sosie, pieczone ziemniaki i groszek. Na deser było ciasto jagodowe ze śmietaną.
Na twarzy Pedera pojawił się uśmiech od ucha do ucha.
- To prawie jak naleśniki z jagodami! Na dodatek ze śmietaną. Tego nie dostanie pan u nas w domu. Elise mówi, że śmietanka jest dla bogaczy. - Nagle prychnął. - Albo to Halfdan, albo Elvira, ale któreś z nich musiało narobić w portki!
Kristian podniósł się i wyniósł Halfdana na zewnątrz. Pan Wang-Olafsen przyglądał mu się z podziwem.
- Przewinie chłopca? Elise skinęła głową.
- Sama bym to zrobiła, ale jemu by się to nie spodobało. Jest przyzwyczajony do pielęgnowania Halfdana, nie chce, żeby mu pomagać.
Pan Wang-Olafsen pokręcił głową z nieskrywanym podziwem.
- To bardzo ładnie z jego strony. Dla mężczyzny z moich sfer byłoby to nie do pomyślenia. Musimy się wiele od was nauczyć.
- Mogę panu pokazać, jak to się robi - powiedział cicho Peder. - Ale musi pan zatkać nos, bo to naprawdę cuchnie. A polem trzeba umyć ręce.
Pan Wang-Olafsen roześmiał się serdecznie.
- Oj, Peder, Peder - zachichotał. - Mam nadzieję, że ty i Evert będziecie często odwiedzać Kristiana, kiedy u mnie zamieszka.
- Ja mogę przychodzić nawet codziennie, jeśli pan chce. Czy pana służąca ma puszkę pełną ciastek nie tylko w święta?
Pan Wang-Olafsen znów wybuchnął śmiechem.
- Tak, puszka z ciastkami jest ciągle pełna, to dlatego mam właśnie taki duży brzuch. Peder zmierzył go wzrokiem i skinął głową.
- Rzeczywiście, chyba nie powinien pan dawać mi ciastek za każdym razem.
Dzień chylił się już ku wieczorowi, kiedy zaczęli się obierać do powrotu. Teraz mieli pójść spacerem przez las do stacji w Bryn, a tam złapać pociąg. Statek „Sara" popłynął z powrotem, tak, żeby następnego dnia wziąć na pokład nowych pasażerów. To było przypuszczalnie ostatnie lato, kiedy „Sara" pływała po Nøklevann, jak oznajmił leśniczy, a było jeszcze wiele osób, Które chciały zwiedzić Sarabråten, ostatni raz przed zburzeniem.
Elise odwróciła się i spojrzała na zabudowania ostatni raz, zanim odeszli. Myślała o rodzinie Heftye, która spędzała tam wszystkie lata od 1856 i o tym, jak szczęśliwe musiały być dzieci, którym przyszło dorastać w tak pięknym miejscu.
W tej samej chwili zwróciła uwagę na coś jasnego pomiędzy drzewami. Na początku myślała, że to zwierzę, więc wyciągała szyję, żeby je zobaczyć, ale zawstydziła się, gdy zauważyła, że byli to kobieta i mężczyzna. Leżeli spleceni w uścisku i całowali się. Już miała się odwrócić i odejść, kiedy nagle uderzyła ją pewna myśl. Wiedziała, że to, co robi, nie jest zbyt ładne, ale nie mogła się powstrzymać. Jeśli jej podejrzenia były słuszne, może to spowoduje, że Hilda zastanowi się nad swoim wyborem.
Szybko ruszyła w stronę zarośli i zajrzała w nie. - Przepraszam! - powiedziała głośno. - Nie wiedziałam, ktoś tu jest.
Christoffer Clausen i młoda dziewczyna odskoczyli od siebie momentalnie, a on posłał jej przerażone spojrzenie.
W domu czekał na nich list z Ameryki. Wszyscy zgromadzili się wokół Elise, podczas gdy ona ostrożnie otworzyła piękną kopertę i zaczęła czytać na głos:
Kochani!
Niebawem rozpoczniemy podróż do domu i cieszę się jak dziecko! Pomyśleć, że mija już rok, jak zaczęliśmy o tym myśleć i nareszcie wygląda na to, że coś z tego wyjdzie. Kristian uważa, że trudno jest opuszczać brata, ale jest zdecydowany spędzić swoje ostatnie lata w domu, w Norwegii. Spotkałam wielu Norwegów, którzy wyemigrowali w końcu zeszłego stulecia i tęsknią strasznie za domem, ale nie mają możliwości powrotu. Mają już swoje gospodarstwa i nie mogą ich zostawić, a tylko nielicznym udałoby się wyskrobać dość pieniędzy, żeby wystarczyło na podróż. Czy wiecie, że z samej tylko Kristianii wyemigrowało blisko pięć tysięcy ludzi? Większość z nich osiedliła się na środkowym zachodzie: w Minnesocie, Illinois, Iowie i Wisconsin. W ciągu stuleci do Ameryki wyemigrowało osiemset tysięcy Norwegów! Ci pierwsi potrzebowali trzech miesięcy, żeby przepłynąć ocean, dostawali wówczas bardzo mało jedzenia, wielu z nich zapadło na choroby. Statek, którym płynęli pierwsi Norwegowie, nazywał się „Restauration", płynął ze Stavanger do Nowego Jorku. Miał na pokładzie pięćdziesięciu dwóch pasażerów. Pierwsze łata były bardzo trudne, wielu ludzi umarło z powodu febry i biegunki. Niebawem wielkie pola kukurydzy, pszenicy i owsa zostaną zżęte, wielu ludzi się wzbogaciło. Najbogatsi tu w Spokane zarabiają na kopalniach. Zbudowali trzypiętrowe domy, hotel z kasynem, salę taneczną, Variety Hall i łaźnię turecką. W reklamie napisali, że to najwspanialszy hotel na całym zachodzie, ma 144 pracowników.
Ale Spokane to niebezpieczne miasto, dlatego nie chcę tu mieszkać. Przed Saloonem Duffy i Buttlera jest prawdziwy „Dziki Zachód", jak mawiają tutaj, to znaczy karczemne awantury, strzelaniny i hałas.
W mieście mamy fort, który służy za twierdzę do ochrony przed Indianami. Ma aż 45 budynków! Dwa z nich są pobudowane z kamienia, a pozostałe z drewna. Oficerowie mieszkają w porządnych domach, podczas gdy zwykli żołnierze - w barakach po drugiej stronie. W wolnych chwilach grają w coś, co nazywają baseballem. Żołnierze ubierają się w białe koszule, na których noszą ciężkie, wełniane kurtki, na spodniach mają czerwone lampasy, a poza tym pasek z kulami i ostrym nożem.
Miasto spłonęło dwadzieścia lat temu, ale ludzie wciąż jeszcze rozmawiają o tym pożarze. Powiadają, że barmanka była winna temu, co się stało. Wdała się w bójką z pijanym mężczyzną. Wszedł do jej pokoju, kiedy ona zakręcała włosy lokówką. Podczas walki lampa się przewróciła i tak się zaczął pożar. Wezwali straż, ale zabrakło wody na zgaszenie ognia. W końcu spłonęło niemal całe miasto i zdecydowano, że odbudują je z kamienia.
Ale teraz powiem Wam o czymś, co wzbudzi pewnie największe zainteresowanie: Kristian i ja zdecydowaliśmy się wziąć ze sobą do domu córkę brata, Eleonore! Pamiętacie z pewnością, jak opowiadałam o jej trudnym życiu. Ojciec nie jest dla niej dobry, jest tak nieszczęśliwa, że szuka u nas opieki. Sądziłam, że jej matka będzie protestować, kiedy ostrożnie zapytaliśmy, czy możemy „wypożyczyć" ich córkę na rok albo dwa, ale ku mojemu przerażeniu, powiedziała, że to dla niej ulga. Pomyśleć, że matka nie interesuje się swoim własnym dzieckiem! Czy to pojęte?
Wyobrażam sobie, że Eleonore chętnie będzie się bawić z Pederem i Evertem, oni będą ją ubóstwiać! Jest nieśmiała i cicha, ale to jest coś, za co właśnie lubię ją najbardziej. Uważam, że amerykańskie dzieci są często zbyt pewne siebie i rozpieszczone. Skromne dzieci są o wiele bardziej sympatyczne. Uczyła się norweskiego na własną rękę, a od świąt Kristian ma z nią lekcje, żeby poprawić wymowę. Właściwie to trochę komiczne, bo Kristian sam ma zabawną wymowę.
Za kilka tygodni będziemy u Was w domu! Mam nadzieję, że cieszycie się tak samo jak my, że Was zobaczymy.
Najserdeczniejsze pozdrowienia, ciotka Ulrikke i wuj Kristian.
Peder stał z otwartymi ustami.
- Czy ona sądzi, że będziemy się bawić z jakąś małą dziewczynką? Która na dodatek nie umie po norwesku? Ona jest taka nieśmiała, że nic nie mówi? Powiedz jej, że nie jesteśmy niańkami! Evert musi pracować dla Magdy, a ja dla Larsena, nie mamy czasu na zabawę! - Peder był wyraźnie poruszony.
- Ojej, ciotka Ulrikke nie miała na myśli tego, że będziecie się z nią bawić przez cały czas, tylko wtedy, gdy oni będą u nas z wizytą.
- Gdzie oni będą mieszkać? - wyrzucił z siebie Johan. - Niełatwo teraz o mieszkanie. Spojrzała na nich.
- Jeszcze nie zdążyłam się nad tym zastanowić, myślę, że oni także jeszcze o tym nie myśleli.
- Mam nadzieję, że nie liczą na to, że będą mieszkać u nas! Nie wiedzą jeszcze, że wyprowadziliśmy się z Vøienvolden.
- Mamy tu dosyć miejsca. Jeśli Kristian zamieszka u pana Wang-Olafsena, pokój przy korytarzu będzie wolny. Przynajmniej do czasu, kiedy nie znajdą nic innego.
Johan nic nie powiedział, tylko westchnął.
- To był długi dzień.
- Chcesz chyba powiedzieć, piękny dzień.
- Najpiękniejszy dzień, odkąd przyszedłem na świat! - wykrzyknął Peder.
- Teraz musisz iść do domu, Dagny. Mama na ciebie czeka. Dagny potrząsnęła głową.
- Ona nie spodziewa się mnie przed nocą. Myśli, że jestem w Danii. Elise zrozumiała, że Dagny obawia się wrócić do domu. Wieczorami działy się tam głośne sceny i pijaństwo.
- Możesz mi pomóc położyć dzieci do łóżek, a potem trochę im poczytać. Peder prychnął.
- Dagny nie umie czytać. Zna tylko kilka liter. Kiedy jednak Jensine, Hugo i Elvira byli już w łóżkach, Elise nagle usłyszała, jak Dagny zaczyna czytać, głośno i płynnie. Uciszyła pozostałych. Wszyscy siedzieli i słuchali.
- Wielkie nieba! - wybuchnął Peder. - Jak ona się nauczyła tak czytać? Przecież nie chodziła do szkoły!
Znów zaczęli słuchać. Okazało się, że czyta historię o księżniczce w białej sukni i słomkowym kapeluszu z kwiatami. Może i nie kłamała, kiedy powiedziała, że dostała książkę z bajkami od wuja Kristiana.
Elise pokręciła głową z niedowierzaniem i posłała Johanowi pytające spojrzenie. Czy ta dziewczyna naprawdę nauczyła się czytać, nie zdając sobie z tego sprawy?
Wreszcie skończyła i zeszła po schodach. Na górze było cicho.
- Zasnęły już wszystkie. Chyba będziesz musiał spać z Evertem, Peder. Ale teraz muszę już iść. Matka już mnie pewnie szuka. Martwi się, kiedy przychodzę do domu późno.
Gdy tylko wyszła, Peder odwrócił się do innych.
- Nie sądzę, żeby matka jej szukała. Elise potrząsnęła głową.
- Może to tylko takie marzenia, ale matka w każdym razie wyszła na ulicę, kiedy przejeżdżaliśmy obok.
- Ciekawe, czy zostawiła książkę z bajkami.
- Nigdy nie widziałam, żeby miała książkę. Peder podniósł się.
- Nie miała nic w ręce. Może leży obok łóżka? Pójdę i poszukam. Za niedługą chwilę zszedł na dół z małą książeczką w dłoni.
- To twoja książeczka do nabożeństwa, Elise. Leżała przy łóżku. Elise najpierw otworzyła usta, a potem zaczęła się śmiać.
- Wiecie, co mi się zdaje? Dagny udaje, że czyta, ale w rzeczywistości siedzi i wymyśla bajki.
Johan potrząsnął głową uśmiechając się.
- Najwyraźniej nie tylko my robimy użytek z wyobraźni. Dopiero kiedy byli już w łóżku, wróciły nieprzyjemne myśli o Ansgarze, Helene i policji.
- Co my zrobimy Johanie? - wyszeptała, leżąc w ciemnościach.
- Wybierzemy się do pana Mathiesena seniora i jego żony.
- A co będzie, jeśli zaprzeczą? Mogą powiedzieć to samo, co Ansgar, a policja uwierzy im, a nie nam.
- W takim wypadku pozostanie mieć nadzieję, że pan Wang-Olafsen nam pomoże. To doprawdy zrządzenie losu, że poznaliście go tamtego razu z Pederem.
Skinęła głową.
- Powiem jak Peder: To był najpiękniejszy dzień, jaki kiedykolwiek przeżyłam.
- Mimo tego, że miałaś nieprzyjemne spotkanie ze znajomym Hildy? Cieszyła się, że w pokoju jest ciemno.
- Rozumiem, dlaczego Hilda nie znosi przebywać w towarzystwie ludzi o wąskich horyzontach i pełnych uprzedzeń.
Johan westchnął.
- Taki jest świat, Elise. Zawsze znajdą się tacy, którzy myślą, że są lepsi od innych.
Gdy następnego ranka każdy udał się w swoją stronę Elise poprosiła Kristiana, żeby popilnował maluchów. Musiała jak najszybciej odwiedzić Hildę. Kristianowi powiedziała, że musi się dowiedzieć, jak się miewa majster, choć w rzeczywistości jej myśli krążyły przede wszystkim wokół Hildy i Christoffera Clausena.
Ku jej zdziwieniu Hilda była w domu.
- Elise? Jak miło! Isak i mały Gabriel wypadli z impetem z pokoju dziecięcego, Isak z radością wyciągnął do niej ramiona. Wzruszona, podniosła: go na ręce.
- Jak dobrze, że mnie nie zapomniałeś, Isak. Myślę, że za rzadko cię widuję. - Odwróciła się do Hildy. - Musisz ich zacząć zabierać ze sobą, kiedy nas odwiedzasz. Nie pamiętasz, jak ładnie Isak bawił się z Hugo?
Hilda skinęła głową, ale wyglądała na zakłopotaną.
- Wiem, że za często zostawiam ich z niańką, ale teraz przestanę ich zaniedbywać.
- Jak się ma Ole Gabriel?
- Czuje się już znacznie lepiej. Właśnie śpi, ale możemy iść do jadalni, tam będziemy mogły porozmawiać w spokoju. Wyglądasz poważnie, coś się stało?
Elise się uśmiechnęła.
- Wprost przeciwnie. To znaczy, zdarzyło się coś bardzo zabawnego. Pan Wang-Olafsen wziął nas wczoraj na wycieczkę statkiem po Nøklevann. Zamiast teatru. Peder uznał, że to najpiękniejszy dzień w jego życiu. - Znów spoważniała. - Tyle jest rzeczy, o których chciałabym z tobą porozmawiać, Hildo, ale ilekroć się widzimy, możemy jedynie wymienić krótkie zdania. Nawet nie porozmawiałyśmy o Kristianie i małym Halfdanie. Słyszałaś z pewnością, że Kristian był tutaj, żeby powiedzieć ci, że już wrócił, ale ciebie nie było w domu. Odniósł wrażenie, że Ole Gabriel nie był specjalnie zaciekawiony jego wizytą, dlatego nie czekał. Wydawało mu się wręcz, jakby majster całkiem zapomniał, że przez rok nie było go w domu.
- Ole Gabriel zaczyna mieć kłopoty z pamięcią, ale był zdenerwowany, kiedy wróciłam do domu. Stwierdził, że Kristian powinien okazać trochę więcej wdzięczności. Poza tym był wstrząśnięty tym, że Kristian został ojcem w tak młodym wieku, na dodatek nie będąc mężem. Kristian z pewnością ma nadzieję, że będą mogli tu zamieszkać, ale to się nie uda. Co powiemy naszym gościom? Mielibyśmy mówić, że Kristian jest ojcem dziecka? Byliby oburzeni.
- Nie musisz się o to martwić, Hildo. Pan Wang-Olafsen zaoferował, że Kristian będzie mógł mieszkać u niego na Pilestredet. Przez ten czas będę miała Halfdana u siebie, Kristian będzie mógł przychodzić do niego tak często, jak będzie chciał.
Hilda popatrzyła na nią z niedowierzaniem.
- Pan Wang-Olafsen chce, żeby Kristian mieszkał u niego? Ile on za to chce?
- Nic.
- Żartujesz. Dlaczego to robi? Nie jest z nami w żaden sposób spokrewniony.
- Jest samotnym człowiekiem o wielkim sercu. Hilda posłała jej spojrzenie pełne podejrzliwości.
- Nie jest chyba w tobie zakochany? Elise roześmiała się.
- Teraz chyba żartujesz! Polubił naszą rodzinę, odkąd Peder poznał go, kiedy czekaliśmy na żołnierzy, którzy schodzili ze służby na granicy w 1905. Lubi Pedera i uważa, że go wzbogaca przebywanie z ludźmi, którzy są zadowoleni z tego, co mają. Mówi, że u nas jest więcej śmiechu i radości niż u ludzi, którzy mają wszystko, o czym mogą tylko zamarzyć.
- A co Kristian na to, żeby mieszkać u starszego człowieka?
- Po pierwsze on nie jest stary, a po drugie, Kristian jest świadomy, jakie to szczęście. Nie rozumiem, dlaczego ty tego nie widzisz, Hildo. Nie lubisz tych wytwornych pań, z którymi musisz utrzymywać stosunki, i próbujesz unikać wszystkich spotkań.
- To wynika z czegoś innego. Elise stała, milcząc i przyglądała się jej.
- Sądziłam, że zaczęłaś już myśleć inaczej.
Hilda wzruszyła ramionami, sprawiała wrażenie, jakby nie czuła się dobrze, poruszając ten temat.
- Nie możesz być ze mną szczera? Coś ciągnie cię w jego stronę, chociaż sama jesteś zdania, że nie jest kimś, z kim warto wdawać się w coś więcej. Prawda?
Hilda spojrzała na nią. Po jej twarzy przemknął lekki uśmiech.
- Być może.
- Wczoraj był w Sarabråten - powiedziała Elise ostro. Hilda spojrzała na nią pytająco.
- Sarabråten? Gdzie to jest?
- To posiadłość, która leży nad północnym brzegiem Nøklevann, letni dom rodziny Heftye. Christoffer Clausen był tam jednym z gości, siedział przy stoliku sąsiadującym z naszym. Kiedy mnie zobaczył, podszedł do naszego stolika i przeprosił, że nie wiedział, kim jestem, kiedy się spotkaliśmy. Jeden z jego przyjaciół czytał Podcięte skrzydła.
Hilda oblała się rumieńcem.
- Udało ci się wykręcić tak, żeby Johan i Wang-Olafsen nic nie pojęli?
- Powiedziałam tylko, że to jeden ze znajomych twoich i Ole Gabriela oraz że tylko raz go widziałam.
Hilda odetchnęła z ulgą.
- Dziękuję ci bardzo. - Zmarszczyła czoło. - To dziwne, że wspomniał o Podciętych skrzydłach. Tych kilku ludzi, o których wiem, że czytali twoje książki, znają jedynie Dym na rzece i Córkę przekupki.
Elise nic nie odpowiedziała. Sądziła, że Hilda zrozumie, dlaczego Christoffer Clausen wybrał właśnie tę książkę, żeby ją szykanować. Odwróciła się, żeby wyjść.
- Wpadłam tylko, żeby spytać o zdrowie Ole Gabriela. Możesz go pocieszyć, że Kristian będzie mieszkał gdzie indziej.
- Dziękuję, to bardzo dobrze. Ucieszy się z tego. W drzwiach odwróciła się do niej i powiedziała cichym głosem.
- Hildo, wydaję mi się, że powinnaś zapomnieć o tamtym człowieku. On nie jest dla ciebie odpowiedni.
Na twarzy Hildy pojawił się wyraz irytacji.
- Ty akurat nie jesteś tą, która może mnie potępić. Przyznaję, że przestraszyłam się, kiedy Ole Gabriel zasłabł, ale teraz czuje się już znacznie lepiej. Wątpię, czy słucha plotek. Źle się poczuł, ponieważ pracuje zbyt dużo. W tym, co się stało, nie ma żadnej mojej winy.
- I tak sądzę, że powinnaś o nim zapomnieć. To skończy się tragedią.
- Nie, jeśli nie będziesz o tym plotkować.
Przez myśl Elise przebiegł obraz tych dwojga, którzy stali w zaroślach i całowali się w Sarabråten.
- Wiesz dobrze, że nie jestem z tych, które chodzą i roznoszą plotki - odpowiedziała i wyszła.
Hilda uderzyła mosiężną kołatką dwa razy, tak jak było umówione. Po chwili drzwi się otworzyły i Christoffer szybko wciągnął ją do środka.
- Nikt cię chyba nie widział?
- Nie, rozejrzałam się dokładnie, zanim weszłam do bramy.
- Grzeczna dziewczynka. - Pocałował ją w usta. Zaraz potem wziął od niej pelerynę i kapelusz, położył je szybko na krześle obok komody i zaczął manipulować przy guziczkach w jej sukience.
Ona zaśmiała się cicho.
- Jakiś ty dziś niecierpliwy - wyszeptała. - Nie wejdziemy najpierw do środka? Potrząsnął głową, w końcu udało mu się rozpiąć ostatni guzik i włożył rękę pod suknię.
- Nie, chcę cię mieć tutaj. Na podłodze.
Hilda zamknęła oczy i poczuła, jak jego palce drażnią jej sutki. Elise była tylko zazdrosna. W jej małżeństwie z pewnością zabrakło już tej iskry między nią a Johanem, we wszystkich małżeństwach tak się dzieje. A przecież to sprawia, że człowiek czuje, że żyje, że krew płynie szybciej w żyłach i powoduje, że ogień rozprzestrzenia się po całym ciele. Nie ma chwil piękniejszych niż te. Wszystko inne blednie w porównaniu z takimi momentami. Podniósł jej spódnicę i wsunął dłoń pomiędzy jej uda.
- Pomóż mi ściągnąć twoją bieliznę - wyszeptał jej do ucha. Jeszcze nigdy nie widziała go tak podnieconego. To się działo niemal za szybko, nie była jeszcze gotowa, a jednak podobało jej się. Bała się, że kłótnia do jakiej doszło między nimi popsuje wszystko, ale stało się coś zupełnie odwrotnego. Musiał ją kochać bardziej, niż myślała.
Kiedy już zdjęła to, co miała pod spodem, przysunął ją do ściany, rozpiął spodnie i zadarł jej spódnice do góry. W chwilę później poczuła, jak wchodzi w nią gwałtownie. Wziął ją za pomocą kilku silnych ruchów, niedługo trwało, zanim skończył. Ona sama nie czuła żadnej przyjemności, raczej ból, ale cieszyła się myślą, że nie mógł dłużej czekać. Potem mieli wejść do środka, położyć się na sofie i doprowadzać się do rozkoszy przez długie chwile.
Opuścił jej spódnice i zapiął spodnie.
- Jesteś dobra, Hildo Camillo. Tam, w środku - dodał szeptem i wetknął dłoń pod jej spódnice, tak żeby nie było wątpliwości, co ma na myśli. - Niemal mam ochotę zrobić to jeszcze raz, ale niestety nie mam czasu. Muszę się z kimś spotkać za chwilę w mieście.
Poczuła ukłucie rozczarowania. To dlatego zrobił to tak szybko? Bo nie miał więcej czasu? Ale przecież się umówili!
- Coś ci nagle wypadło? Skinął głową.
- Nie mogę się wywinąć, ale nie mogłem sobie odmówić tej naszej wspólnej miłej chwili. Trochę jest lepsze niż nic, prawda? - Uśmiechnął się i pocałował ją w usta.
Rozczarowanie zniknęło.
- Tak, lepiej jest mieć trochę niż nic - powtórzyła. - Czy niedługo znów się spotkamy?
- Och ty cudowna dziewczyno! Kusisz mnie. Chcesz przyjść do mnie dziś wieczorem? Wiedziała, że to szaleństwo, szczególnie teraz, kiedy Ole Gabriel nie czuł się dobrze, ale nie zdołała odmówić.
- O której?
- Po jedenastej. Kiedy zapukasz dwa razy, będę wiedział, że to ty. Musiała źle usłyszeć.
- Po jedenastej? Roześmiał się.
- Służące będą już spały, a ty będziesz mogła się wymknąć niezauważona. Położył dłoń na jej piersiach. Miała na sobie cienką bluzkę i prawie nic pod spodem. To było cudowne. W końcu poczuła mrowienie poniżej. Z drżącymi kolanami skinęła głową.
- Spróbuję. Wypuścił ją z objęć i podał kapelusz.
- Spotkałem wczoraj twoją siostrę.
- Opowiadała mi o tym. W jakiejś posiadłości za miastem. Pan Wang-Olafsen zaprosił ich na wycieczkę. On jest taki miły.
- Wyglądali jak pochód żebraków. Moi goście zastanawiali się, skąd znam takich ludzi. -Śmiał się, jakby słowa napawały go niezwykłą radością. - Dziewczyna weszła do jadalni na bosaka z brudnymi stopami, a twój brat wyszedł ze śmierdzącym dzieciakiem na ręku. Udawałem, że pisarka zgrywa dobrą ciocię i zabrała ze sobą biednych członków rodziny, żeby pocieszyli się słońcem. Czy to naprawdę twoja rodzina, Hildo Camillo? - rzucił jej lekceważące spojrzenie.
Poczuła, że policzki płoną jej ze wstydu. Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Tak, to była moja rodzina, ale wydaje mi się, że źle ich oceniasz. Johan jest rzeźbiarzem i radzi sobie bardzo dobrze. Dziewczynka, o której mówisz, to Dagny, opiekuje się dziećmi. -Wreszcie nabrała odwagi, żeby na niego spojrzeć. - Czy pan Wang-Olafsen nie siedział razem z nimi?
- Tak, strasznie niemiły gość, muszę przyznać. Rozmawiał ze mną, jakbym był upośledzony. Moi goście uznali, że to niesłychane, żeby zabierać ze sobą takich ludzi do eleganckich wnętrz w Sarabråten. To miejsce miało być podarunkiem koronacyjnym dla króla. Gdyby wzięto tę kandydaturę pod uwagę, Sarabråten byłoby dziś miejscem letniego wypoczynku pary królewskiej. - Trzymał dla niej pelerynkę. - Bądź tak miła i nie mieszaj swojej rodziny do mojego życia.
Wpatrywała się w niego, a w środku zaczynała się gotować z wściekłości.
- Co masz na myśli? Raczej nie mogę nic poradzić na to, że natknąłeś się przypadkiem na Elise w restauracji!
- To nie jest żadna restauracja, tylko prywatna willa. Jak rozumiem nic o tym nie wiedziałaś, nie powiedziałem ci, dokąd się wybieram, ale zadbaj o to, bym już nigdy nie został narażony na coś podobnego. Oszukałaś mnie, Hildo Camillo, i pozwoliłaś wierzyć, że pochodzimy z jednego środowiska. Wybaczam ci kłamstwo, ponieważ uważam, że jesteś atrakcyjną i ciekawą kobietą, ale teraz, kiedy już wiem, jak to wygląda, musisz zadać sobie trud, aby trzymać swoją rodzinę z dala ode mnie. W innym wypadku, będziemy musieli to zakończyć.
- Nic nie poradzę na to, że moi rodzice byli pracownikami w fabryce. Tak samo dużo ty możesz poradzić na to, skąd się wywodzisz. Poczuliśmy, że coś nas ku sobie przyciąga, mimo że pochodzimy z różnych środowisk. Czy ktoś może nas za to obwiniać?
Uśmiechnął się, pocałował ją w policzek i poprowadził w kierunku drzwi.
- Muszę już niestety iść. Ktoś na mnie czeka. Pamiętaj, żeby zapukać dwa razy kołatką, kiedy przyjdziesz wieczorem, kochanie.
Dopiero kiedy stała na chodniku zaczęła się zastanawiać, kogo miał spotkać. Głupio postąpiła, że nie spytała Elise, z kim był poprzedniego dnia.
Zaczęła iść powoli w stronę wzgórza Aker. Gdyby któryś ze znajomych Ole Gabriela ją, zastanawiałby się, dlaczego spaceruje sama po ulicy, ale w tej chwili nie była w stanie się tym przejmować.
Przypomniały jej się słowa Elise. Dlaczego właściwie do niej przyszła? Powiedziała, że po to, żeby usłyszeć, jak się ma Ole Gabriel, ale nie chciała poczekać, aż się obudzi.
Hildo, wydaje mi się, że powinnaś zapomnieć o tamtym człowieku. On nie jest dla ciebie odpowiedni. A potem: Coś ciągnie cię w jego stronę, chociaż sama jesteś zdania, że nic jest kimś, z kim warto wdawać się w coś więcej.
Jak Elise mogła powiedzieć coś takiego? Nie znała go, zaledwie raz go spotkała, kiedy szła do Ansgara i Helene.
Elise nie znała się na mężczyznach. Dla niej liczył się tylko Johan, odkąd była młodą dziewczyną. Emanuel był pomyłką, decyzją powziętą w desperacji, ponieważ była w ciąży i została zgwałcona. Elise była poza tym całkiem inna niż ona. Nie oczekiwała w życiu wielkich uniesień, była zadowolona ze wszystkiego, co przyniosło jej życie. Kochała na swój sposób Johana, ale nie było w tym wielkiego pożądania. Zastanawiała się, jak wyglądają ich sprawy łóżkowe. Elise z pewnością nigdy nie przeżyła tego, co ona. Johan raczej nigdy nie wziął jej opierającą się o ścianę, albo w jakiś inny cudowny sposób, którymi Christoffer umiał ją zaskoczyć.
Nie, za nic nie zrezygnuje z tej radości! Musi zachować większą ostrożność niż do tej pory, ale zrezygnować z Christoffera? Nigdy!
Głupio zrobiła, że nie spytała Elise, z kim Christoffer był wczoraj...
Ole Gabriel wypuścił kłęby dymu w powietrze, a potem cmoknął głośno. To było irytujące.
- Wyglądasz na zmęczonego, Ole Gabrielu. Nie powinieneś się już położyć? Nie zapominaj, że kilka dni temu straciłeś przytomność w fabryce.
Ole Gabriel uśmiechnął się.
- Jestem zdrów jak ryba. Moje zasłabnięcie było spowodowane tym, że zjadłem zbyt ciężki posiłek. Byłem w Grandzie z dyrektorem na chwilę, zanim to się stało.
- Ludzie nie słabną od tego, że za dużo zjedli.
- Tale, jeśli komuś zbiera się zbyt dużo gazów w brzuchu. Najwyraźniej za mało wypiłem. Bardzo wątpię, pomyślała Hilda, ale nie powiedziała tego głośno. Westchnęła.
- Nawet jeśli ty nie jesteś zmęczony, to ja z pewnością tak. Wyciągnął złoty zegarek z kieszeni.
- Nie ma jeszcze wpół do dziesiątej.
- Źle spałam tej nocy i wcześnie się obudziłam. Może to dlatego. Spojrzał na nią zmartwiony.
- Może powinniśmy posłać po doktora Holmsena, żeby cię gruntownie zbadał? Wydaje mi się, że wciąż narzekasz na problemy ze snem.
- Nigdy nie sypiałam dobrze. Kiedy ojciec żył, zawsze się niepokoiłam, kiedy czekaliśmy, aż wróci pijany. Nigdy nie wiedzieliśmy, czy będzie się awanturował, czy położy się od razu spać. Wciąż mam w sobie ten niepokój. Czasem budzę się w środku nocy i wydaje mi się, że słyszę jego kroki na schodach.
- Biedactwo, to musi być przykre uczucie. Może pomogłaby ci podróż do sanatorium? Ciepłe kąpiele koją nerwy. Mogę sprawdzić, czy są miejsca w Hankø. Także Meran w Austrii byłoby dobre, ale zakładam, że nie chciałabyś wyjechać na tak długo od maluchów.
Hilda nagle wpadła na pomysł. Mogła namówić Christoffera, żeby pojechali razem do Hankø, mieliby dla siebie więcej czasu!
- Pomysł z sanatorium jest wspaniały, bardzo chętnie wybiorę się do Hankø.
- Dobrze. Niech tak będzie. Hilda spojrzała na zegar na ścianie. Jeśli się nie spieszy ani nie spóźnia, to Ole Gabriel nie zaśnie przed jedenastą, a służące nie pójdą spać, zanim nie podadzą mu gorącej czekolady przed snem. Znów westchnęła.
- Czy będziesz miał coś przeciwko, żebym się położyła? Jestem strasznie śpiąca.
- Moja droga. Nie musisz siedzieć tutaj tylko dlatego, że ja jeszcze nie śpię. Połóż się, przyjaciółko. Ja przyjdę życzyć ci dobrej nocy, zanim pójdę do swojej sypialni.
- Pewnie będę już spała. - Odłożyła robótkę ręczną na stół. Potem się podniosła, mając nadzieję, że on uczyni to samo, ale on siedział nadal, paląc cygaro.
Szybko przygotowała się do snu. Kiedy on przyjdzie, będzie udawała, że śpi.
Złościło ją, że musi rozczesać włosy i wyciągnąć z nich wszystkie szpilki, skoro za chwilę będzie je musiała i tak związać. Przez chwilę rozważała, czy nie nałożyć koszuli nocnej na dzienną bielizną, tak by nie musieć ponownie nakładać gorsetu, ale nie odważyła się. Gdyby nagle przyszła mu ochota na to, żeby ją pieścić, mógłby nabrać podejrzeń.
W domu było cicho, nie dochodził do niej ani jeden dźwięk.
Że też on nie mógł położyć się wcześniej! Powinien zrozumieć, że nie może przychodzić mówić jej dobranoc po tym, jak już się położyła. Jeśliby właśnie zasnęła, mógłby ją obudzić. To było bezmyślne z jego strony, szczególnie gdy wiedział, że źle sypia od kilku nocy.
Wsunęła się pod kołdrę i zgasiła światło.
Przyjemnie było pod gładką, chłodną pościelą. To, że źle spała od kilku nocy, nie było kłamstwem, i gdyby nie chodziło o Christoffera, zasnęłaby w jednej chwili. Zamiast tego leżała i nasłuchiwała w ciemnościach. Kiedy ten Ole Gabriel zamierzał w końcu przyjść?
Minuty się dłużyły. Czuła, jak wzbiera w niej złość. Ole Gabriel miał w zwyczaju kłaść się wcześnie spać, a tym razem przedłużał to, tylko po to, żeby ją dręczyć. Serce zaczęło bić jej mocno i gorączkowo. Zaczęła się pocić, więc odsunęła kołdrę na bok. Jeśli Ole Gabriel wkrótce się nie położy, nie będzie mogła pójść do Christoffera tego wieczoru.
Może Christoffer pomyśli, że się obraziła za to, że wypowiadał się z lekceważeniem o jej rodzinie? Sama uważała wprawdzie, że to nieładnie z jego strony mówić o nich w ten sposób, ale z drugiej strony rozumiała go. Jeśli Kristian rzeczywiście zabrał ze sobą małego do lokalu uznanego za miejsce spotkań ludzi dobrze sytuowanych, a chłopiec narobił w spodnie, to rzeczywiście musiało to wyglądać okropnie. Szczególnie jeśli znajomi Christoffera zorientowali się, że ich zna.
Niepokój stawał się coraz silniejszy, czuła, jakby mrówki przebiegały jej po ciele. Nie mogła już dłużej leżeć, wymknęła się do drzwi i uchyliła je. W tym momencie zobaczyła, jak Ole Gabriel wychodzi z salonu. Pobiegła z powrotem do łóżka, przykryła się kołdrą i zamknęła oczy. Teraz musiała tylko zacząć oddychać równo i spokojnie, tak, żeby pomyślał, że śpi.
Nie wszedł do niej. Usłyszała, jak mija jej drzwi. Uwierzył, że źle spała ostatnimi czasy i nie chciał jej przeszkadzać.
Wiedziała, że położenie się do łóżka zajmie mu dużo czasu, więc była zmuszona leżeć spokojnie jeszcze przez chwilę.
To było jak tortury. Serce łomotało jej w piersi, z nerwów miała skurcze mięśni. W jednej chwili zaczęła rozważać, czy nie zostać w domu. Elise miała rację. To było zbyt niebezpieczne i mogło doprowadzić do tragedii. W następnej chwili wiedziała już, że nie może zrezygnować. Czuła, jak pożądanie trawi jej ciało, musiała spotkać Christoffera, żeby przeżyć miłosne uniesienie jeszcze raz. Choćby się waliło i paliło nie zamierzała leżeć spokojnie wiedząc, że Christoffer na nią czeka. Może nie będzie chciał się z nią spotykać, jeśli nie przyjdzie tego wieczoru? Ostatnio zachowywał się inaczej widziała to. Wciąż tak gorączkowo jej pragnął, ale jakby czegoś brakowało. Na początku mówił jej tyle pięknych komplementów, dawał jej prezenty i patrzył wzrokiem przepełnionym miłością. Ostatnio stał się bardziej oschły, a od spotkania z Elise zupełnie nie był sobą.
Nie chciała go stracić! Już nigdy nie będzie miała szansy przeżyć czegoś podobnego. Młodzi, piękni kawalerowie nie rosną przecież na drzewach, przynajmniej nie tacy, którzy woleliby ją od pięknych, młodych kobiet z wyższych sfer.
W końcu w domu zapadła cisza. Minęła już długa chwila, odkąd Ole Gabriel wszedł do swojego pokoju, słyszała też, jak służąca zaniosła mu czekoladę, a chwilę później przyszła po pustą filiżankę. Teraz z pewnością już spał. Był jednym z tych szczęśliwców, którzy zasypiają, gdy tylko położą głowę na poduszce.
Zapaliła małą lampkę nocną, szczęśliwa, że mieszka w domu z prądem elektrycznym, ubrała się w pośpiechu i usiadła przy toaletce, żeby się uczesać.
Dłonie jej drżały, więc nie udało jej się związać włosów tak, jak miała to w zwyczaju. Próbowała wyciągnąć kilka kosmyków, żeby kokieteryjnie zakręcały się koło uszu, ale z koczka wysunęło się zbyt wiele włosów i ze zdenerwowania upuściła szczotkę na podłogę. W tym samym momencie zakryła usta dłonią, teraz z pewnością obudziła Ole Gabriela!
W końcu była gotowa. Cicho, jak włamywacz, pociągnęła klamkę na dół i wymknęła się ze swojej sypialni. Cały korytarz oświetlała jedna mała lampka. Ole Gabriel obawiał się zapalać więcej lamp, ponieważ prąd był drogi, ale też z powodu obawy przed pożarem. Niezbyt polegał na tych nowomodnych wymysłach, jak powiadał.
Z sercem w gardle otworzyła drzwi wejściowe. Gdyby Ole Gabriel pojawił się teraz niespodziewanie, powiedziałaby, że musi zaczerpnąć świeżego powietrza przed snem. Mógłby się jednak zacząć zastanawiać, czemu ma na sobie nowy kapelusz i elegancką sukienkę - wystawała spod płaszcza i rzucała się w oczy.
Na szczęście ani jeden dźwięk nie dobiegł jej uszu. Służące, kierowca i woźnica spali. Słyszała, jak konie niespokojnie poruszały się w stajni, może słyszały ją i pomyślały, że będą musiały gdzieś iść tak późnym wieczorem. W powietrzu dawało się wyczuć jesień, zmrok zapadał szybciej, a teraz o wpół do jedenastej było już całkiem ciemno. Christoffer powiedział, że ma przyjść po jedenastej, ale ona nie odważyła się pozostać dłużej w domu, z obawy, że zostanie zatrzymana. Wolała spacerować tam i z powrotem po chodniku przed kamienicą, w której mieszkał. Może będzie miała tyle szczęścia, że wróci wcześniej do domu?
Przerażona zerknęła w stronę cmentarza. Mimo że tak długo już mieszkała u Ole Gabriela, nie zdołała się jeszcze przyzwyczaić do tego, że cmentarz leżał w najbliższym sąsiedztwie. W tych ciemnych kamieniach nagrobnych, krzyżach i aniołach było coś, co budziło jej niepokój. Nie chciała, żeby jej przypominać o śmierci. Miała nadzieję, że jej kolej nie nadejdzie tak szybko, dlaczego miała myśleć o czymś tak straszliwym.
Zmusiła się, żeby patrzeć w przeciwnym kierunku.
Tak dziwnie i cicho było o tej porze. Nie słyszała żadnych pojazdów na Ullevålsveien, ani dorożek, ani tramwaju, żadnych odgłosów kopyt końskich stukających o bruk. Nie słyszała nawet miauczącego kota czy szczekającego psa, było całkiem cicho. Kiedy doszła do Ullevålsveien i popatrzyła na okna, zauważyła, że wszystkie były ciemne. Najwyraźniej nikt oprócz niej nie był na nogach po jedenastej wieczorem.
Nagle wydało jej się, że słyszy za sobą kroki, ale kiedy się odwróciła, nikogo nie było. To jej nerwy płatały jej figle. Żeby tylko Christoffer był w domu przed jedenastą!
Gdzie on był tak późno? Z kim był i czym się właściwie zajmował, kiedy nie był z nią? Mało o nim wiedziała. Nic ponad to, że jego rodzice mieszkali w wielkiej, murowanej willi na Gyldenløve, z wielkim balkonem i klombem kwiatowym przed wejściem. Mieli wielką jadalnię, palarnię dla panów i toaletę dla pań. Wszystkie te pokoje leżały od strony ulicy, tam gdzie było więcej słońca. Przed domem był tor do jazdy konnej. Zarówno Christoffer, jak i jego ojciec należeli do klubu jeździeckiego w Kristianii. Byli też członkami Towarzystwa Norweskiego i klubu, który miał spotkania w Athenæum, pięknym budynku położonym niżej w mieście. Tam spotykali ludzi ze swojej klasy, jak miał w zwyczaju dodawać Christoffer z lekceważeniem w głosie. Rodzice często wydawali przyjęcia, jak to zwykli robić wysoko sytuowani, mawiał Christoffer. Ona próbowała zachowywać się tak, żeby spełnić oczekiwania, jakie stawiano jej, jako żonie majstra Paulsena, ale odkąd spotkała Christoffera Clausena, stała się mniej towarzyska. Ole Gabriel lubił spokój, więc nie narzekał.
Była już na miejscu, ale w jego oknach było ciemno, więc jednak jeszcze nie wrócił. Rozejrzała się dookoła, wokół panowała cisza. Pomyśleć, że tak ruchliwa ulica wygląda w nocy na wymarłą! W niżej położonej części miasta było z pewnością inaczej, ludzie wracali z teatrów, śmiejąc się i rozmawiając, dorożkami i automobilami.
Może Christoffer był w teatrze? Albo w Kosmoramie na Stortingsgaten i widział pierwszy norweski film, Przekleństwo biedy, tragedię Victora Moena rozgrywającą się w Kristianii. Ole Gabriel opowiadał o nim i chciał, żeby poszli go zobaczyć. Tak jakby nie widziała dość nędzy w swoim życiu, prychnęła wówczas niezadowolona.
Christoffer był w Teatrze Narodowym. Wcześniej tego roku wystawiali tam komedię Wieża Babel autorstwa Gabriela Scotta. Spowodowała poważne zamieszki między zwolennikami różnych dialektów norweskich, które zostały ujęte w sztuce. Pewnego wieczoru aż cztery panie zemdlały z powodu rozruchów. Ona wymówiła się bólem głowy i została w domu, mając nadzieję, że uda jej się spotkać z Christofferem.
Z kim był Christoffer? Bolesna była myśl o tym, że nie zaprosił jej do teatru. Po tym, jak wyszła na jaw tajemnica o jej rodzinie, z pewnością nie odważy się już wziąć jej ze sobą do Grandu. Bo co by było, gdyby któryś z jego znajomych zobaczył ich razem i odkrył, że jest siostrą osławionej autorki Podciętych skrzydeł?
Wreszcie usłyszała powóz nadjeżdżający z oddali. Chwilę później zobaczyła konie wyłaniające się zza zakrętu. To z pewnością Christoffer nadjeżdżał dorożką.
Ościeże bramy było wbudowane w mur, a brama była na noc zamknięta. Stanęła przy niej, żeby ukryć się w cieniu. Może przyjechał z jakimiś przyjaciółmi. W takim wypadku nie spodoba mu się, że stoi tutaj. Zauważyła, że nocne wizyty kobiet mężczyźni wolą zachować tylko dla siebie.
Powóz podjechał bliżej i się zatrzymał. Ostrożnie spojrzała w tamtą stronę. W świetle latarni zobaczyła Christoffera, który wysiadając, zatrzymał się na najwyższym stopniu, odwrócił się, objął młodą kobietę i pocałował w usta, zanim odjechała. Kobieta schowała się do powozu.
Hilda poczuła, że serce dudni jej w piersi. Czyż w usta nie całuje się innych niż te, które się kocha?
Dorożka odjechała, a Christoffer machał za nią do momentu, kiedy odjechała spory kawałek.
- Dobry wieczór, Christofferze Clausen. Starała się nadać swojemu głosowi pogodny ton, ale sama słyszała, że zamysł się nie powiódł. Drgnął i odwrócił się gwałtownie.
- Hilda Camilla? Cóż ty tu robisz, na miłość boską?
- Myślałam, że się umówiliśmy.
- Tak, po jedenastej. Chwilę temu patrzyłem na zegarek, jest za kwadrans.
- Inaczej nie mogłam przyjść. Otworzył drzwi i wpuścił ją do środka.
- Nie hałasuj, idąc po schodach! - szepnął, zanim złapał ją pod ramię. Tak jakby ktoś mógł ich tu usłyszeć!
Nie powiedzieli nic więcej, zanim nie weszli do środka. Wziął jej płaszcz i powiesił na wieszaku, potem wziął jeszcze kapelusz i położył na półce.
Przywitanie nie było namiętne, tak jak poprzednie. Nie więcej niż pocałunek w policzek.
- Przyniosę butelkę sherry. Usiądź na sofie. Zniknął za drzwiami.
W pokoju było ciemno, ale pamiętała, gdzie są włączniki światła, więc zapaliła lampę i dwa kinkiety. Na stole leżała gazeta poranna i dwa listy. Zerknęła szybko przez ramię, w obawie, że ją nakryje, odwróciła jedną z kopert i przeczytała imię i nazwisko nadawcy. Lovisa Ulrikke Lindman, Slottsgatan 56, Sztokholm. Wiedziała, że źle robi, ale nie mogła oprzeć się tej pokusie. Błyskawicznie wyciągnęła list, ale zdążyła przeczytać jedynie nagłówek, zanim usłyszała, że on wraca.
Szybko włożyła list z powrotem do koperty, podczas kiedy jej myśli krążyły wokół tych dwóch słów z nagłówka, które zdążyła przeczytać. Najukochańszy Christofferze...
Poczuła, że jej słabo.
Wrócił z uśmiechem na twarzy i srebrną tacą z dwoma małymi kieliszkami, wypełnionymi złocistym płynem.
- Widziałem nudną sztukę teatralną, muszę wypić coś mocniejszego.
- Z kim byłeś?
- Z moimi przyjaciółmi.
- Chcesz chyba powiedzieć: z przyjaciółkami? Wybuchnął śmiechem.
- Masz na myśli tę piękność, z którą wracałem dorożką? Jest zaręczona z jednym z moich najlepszych przyjaciół.
- I mimo to całujesz ją w usta?
Znów się roześmiał. Najwyraźniej nie był to pierwszy kieliszek, który wychylił tego wieczora.
- Nie powiesz mi chyba, że jesteś zazdrosna, Hildo Camillo?
- Owszem.
Podszedł do niej i pocałował ją w szyję.
- To takie słodkie! - Wsunął język do jej ucha, zanim wyszeptał: - Będziesz jeszcze bardziej zazdrosna, jak ci powiem, że całowałem ją wiele razy, tak wiele, że niemal straciła oddech?
Wyrwała się z jego objęć.
- Nie drażnij mnie!
- To cię podnieca? To cudowne!
- Nie możesz przestać się wygłupiać? Przykro mi, kiedy mówisz takie rzeczy, to nie jest zabawne.
- Mówię tylko prawdę. Hilda wbiła w niego wzrok.
- Pozwoliła ci się pocałować, mimo że jest zaręczona z twoim najlepszym przyjacielem?
- Nie tylko pozwoliła mi to zrobić, ale zachęcała mnie do tego, żebym zrobił więcej.
- Co masz na myśli, mówiąc więcej?
- Chciała, żebym ją wziął.
- Wziął?
- Tak. Najpierw między piersiami. A potem tam, gdzie wiesz... Hilda poczerwieniała na twarzy.
- Żartujesz sobie ze mnie.
- Nie, to prawda. Chciała, żebym jechał z nią do niej. Utrzymywała, że rodzice i służba już śpią.
- A ty co na to powiedziałeś?
- Że przyjdę innym razem. Może jutro. Hilda podniosła się.
- Wydaje ci się może, że jesteś zabawny, ale ja sądzę, że jesteś odpychający. Jeśli uważasz, że możesz mnie podniecić, zmyślając takie historyjki, to się mylisz. Wypiłeś i wygadujesz bzdury. Przyjdę kiedy będziesz trzeźwy.
Znów wybuchnął śmiechem.
- Jestem trzeźwy jak nigdy. Ty jesteś zazdrosna, a zazdrość wzmaga w tobie pożądanie. Poza tym nie zmyśliłem tych historii, to najświętsza prawda.
- I sądzisz, że uda ci się zaciągnąć mnie do łóżka po tym, jak przyznałeś się, że jesteś niewierny?
- Tak, o tym jestem przekonany. Tam, skąd pochodzisz, ludzie nie przejmują się tym tak bardzo. Czyż nie zaszłaś w ciążę jako szesnastolatka? Z majstrem, który był w takim wieku, że mógłby by twoim ojcem? Nie próbuj zgrywać świętoszki, Hildo Camillo. Ni przystoi ci. Wyrosłaś z ulicznicami i dziewczynami z fabryki, które wykorzystują każdą okazję, żeby dostać trochę ciepła, jeśli wiesz, co chcę powiedzieć. Świetnie odegrałaś rolę szanowanej pani Paulsen Muszę przyznać, że ci uwierzyłem.
Podszedł do niej i przyciągnął ją mocno i brutalnie do siebie jednocześnie próbując ją rozebrać chciwymi dłońmi. Hilda wyrwała się.
- Nie dotykaj mnie! Jesteś ohydny. Nie pojmuję, co w tobie widziałam. Jedyne, co potrafisz, to uwodzić kobiety, nie nadajesz się do niczego innego! Gardzę takimi darmozjadami! Synkami tatusiów, którym wydaje się, że mają świat na własność tylko dlatego, że jego przodkom udało się wydrzeć więcej dóbr niż innym. Myślisz, że jesteś wart więcej niż inni, bo ubierasz się w garnitur i nosisz złoty zegarek w kieszeni kamizelki, ale ja mogę ci powiedzieć, Christofferze Clausen, że jesteś niczym więcej niż wielkim zerem. Co właściwie potrafisz? Nic! Nawet nie jesteś dość inteligentny, żeby pomyśleć, że mogłam przyjść kwadrans wcześniej. Jesteś takim prostakiem, że wydaje ci się, iż kobieta może być tobą bardziej zainteresowana, kiedy usłyszy, że ma rywalkę! Robi mi się niedobrze od samego patrzenia na ciebie!
Wybiegła do korytarza, porwała kapelusz i płaszcz i wyszła z mieszkania. Kiedy zatrzaskiwała je głośno za sobą, usłyszała jeszcze jak krzyczy: - Będziesz żałować, Hildo Camillo!
Zaślepiona łzami zbiegła po schodach, wydostała się na uli i biegła dalej Ullevålsveien, aż do wzgórza Aker. Tam się zatrzymała i złapała oddech, zanim oparła się o ogrodzenie cmentarza i w buchnęła płaczem.
Kiedy w końcu trochę się uspokoiła, wzięła wdech wciąż jeszcze łkając i poszła dalej drogą prowadzącą pod stromą górę. Powinnam była cię posłuchać, Elise, mówiła do siebie przez łzy.
Elise zwolniła kroku.
- To tamten dom w oddali. Tam, gdzie zaraz za bramą widać jabłoń. Johan podążył za jej wzrokiem.
- Nie wygląda na to, żeby ktoś był w domu.
- Może siedzą w ogrodzie za domem. Dziś jest przecież taki piękny dzień.
- Nie wiadomo, czy pan Mathiesen wrócił już z biura. Słyszałaś pewnie o tym, że szereg firm uznało, że będą się trzymać ustalonego; czasu pracy, przynajmniej latem.
- Czytałam w gazecie. Chyba znacznie lepiej pracuje się w ciągu dnia, mając wolny wieczór, niż z przerwą w środku dnia, a potem pracując do późnego wieczora.
- Tak, personel też tak uważa. Z pewnością mniejsze firmy pójdą za przykładem większych i wszystkie będą miały wspólny czas pracy. Właśnie widziałem jakiś ruch za zasłoną, są w domu. Zostaw to mnie, Elise.
- Tak będzie najlepiej. Ludzie chętniej rozmawiają z mężczyznami niż z kobietami, chociaż to dotyczy mojego dziecka.
Złapał ją za ręce i uśmiechnął się do niej.
- Pociesz się tym, że świat się zmienia. Może pewnego pięknego dnia kobiety będą miały do powiedzenia tyle samo, co mężczyźni.
Roześmiała się.
- Wątpię w to. Z pewnością nie nastąpi to za naszych czasów. Teraz i ja widzę kogoś za zasłoną. To musi być pani Mathiesen.
- Spróbuj zapomnieć o tym, że była niemiła, kiedy widziałyście się ostatnio. Pomyśl też o tych wszystkich razach, kiedy próbowała się z tobą zaprzyjaźnić.
- Tylko dlatego, że było jej wstyd za swojego syna.
- Nadal jest jej wstyd. To będzie ich prześladować tak długo, jak żyją. Sama pomyśl, co by było, gdyby to Peder albo Kristian zgwałcili kobietę, która potem urodziłaby dziecko.
Jęknęła.
- To nie tak. Nie są ani brutalni, ani nie pozwalają, żeby złe towarzystwo miało wpływ na ich czyny.
- Ja też w to nie wierzę, ale nigdy nie wiadomo, kiedy młodość wymknie się spod kontroli. Szczególnie jeśli ludzie piją.
- Sądzę, że zarówno Kristian, jak i Peder trzymają się z dala od alkoholu, po tym jak byli świadkami tego, co robił ojciec.
Doszli już do niskiej bramy prowadzącej do ogrodu. Johan poszedł przodem i zapukał. Otworzyła mu służąca, młoda dziewczyna o rumianej cerze i dużych, błękitnych oczach.
- Nazywam się Johan Thoresen, jestem rzeźbiarzem. Czy mogę porozmawiać z panem Mathiesenem?
Dziewczyna skinęła głową, odwróciła się i zniknęła, nie odzywając się ani słowem. Może była zatrudniona od niedawna i nie nauczyła się jeszcze, jak należy rozmawiać z nieznajomymi. Chwilę później w drzwiach pokazała się pani Mathiesen.
- Pan i pani Thoresen? Jak miło! I tak niespodziewanie! Proszę, niech państwo wejdą. Zostali poprowadzeni do salonu. Pan Mathiesen siedział na werandzie, ale podniósł się, kiedy ich zobaczył, i wszedł do pokoju. Jego żona zwróciła się do niego.
- To jest pan i pani Thoresen. Rzeźbiarz i pisarka. - Dodała z uśmiechem. Sprawiała wrażenie radosnej i otwartej, tak jakby ich ostatnie i niezbyt przyjemne spotkanie zostało zapomniane, pomyślała Elise.
Pan Mathiesen pozdrowił ich serdecznie.
- To zdumiewające. Często mieliśmy ochotę na pogawędkę z wami, ale do tej pory się to nie udało. Jesteśmy wszak... - roześmiał się wyraźnie zakłopotany - na swój sposób rodziną. To znaczy... tak, rozumie pani, pani Thoresen.
Rozumiała to doskonale, ale nie potrafiła się z tym zgodzić. Otworzyła usta w proteście, ale Johan ją uprzedził.
- Właśnie w związku z tym przychodzimy, panie Mathiesen. Moja żona właśnie miała nieprzyjemne przeżycie. Mam nadzieję i wierzę, że będą mogli państwo nam pomóc.
Pan Mathiesen wyglądał na zaskoczonego, ale nic nie powiedział.
- Bardzo proszę, usiądźcie - powiedziała jego żona pogodnym tonem. - Służąca zaraz przyniesie kawę.
Siedzieli obok siebie na sofie obitej pluszem. Elise rozglądała się po pokoju. Na ścianach wisiały obrazy w ciężkich, złoconych ramach, a w rogu stało marmurowe popiersie na cokole z polerowanego granitu. Kiedy wyjrzała przez okno, zobaczyła źródełko i małą altanę ogrodową w stylu chińskim. Dla ludzi pokroju państwa Mathiesenów ważne było, aby mieć dom, który można pokazywać.
Ledwie zdążyła o tym pomyśleć, pani Mathiesen powiedziała.
- Dziś będziemy mieli wieczór literacki, dlatego nie mogę państwa poczęstować porządnym posiłkiem.
Elise zainteresowała się.
- Wieczór literacki? Co to będzie?
- Przychodzą znani poeci i kompozytorzy. Pisarze będą czytać fragmenty swoich utworów, a kompozytorzy będą grać. Mamy przecież pianino. Uwielbiam czytać, a mój mąż pochodzi z muzykalnej rodziny, niemal wszyscy grali tam na takim czy innym instrumencie. Całe szczęście Ansgar odziedziczył zarówno muzykalność po ojcu jak i umiłowanie literatury po mnie. Dziś wieczorem przychodzi do nas młody pan Herman Wildenwey.
- On już nie jest taki młody - zaprotestował jej mąż. - Skończył 25 lat już dawno temu. Pani Mathiesen roześmiała się.
- Sądzę, że człowiek, który skończył 25 lat, jest nadal młody. Czy pani nie jest mniej więcej w tym wieku, pani Thoresen?
Elise skinęła głową.
- Tak, prawie.
- A mimo to ma pani sześcioro dzieci, a z synem Kristiana nawet siedmioro. Czy wie pani, jakie ma pani szczęście?
Jakim cudem zdążyła się już dowiedzieć, że Kristian wrócił i że ma małego synka?
- Tylko troje z nich jest moje, pani Mathiesen.
- To zależy, jak na to spojrzeć. W każdym razie macie wielkie szczęście. Johan pojął zdaje się, że rozmowa szła w złym kierunku, więc zapytał: - Czy Herman Wildenwey będzie czytał wiersze z nowego zbioru Pryzmaty?
- Tak, właśnie! I z tomiku Wiersze, który ukazały się drukiem trzy lata temu. - Pani Mathiesen zareagowała żywiołowo. - Zeszłym razem czytał wiersze ze swojego debiutanckiego tomiku Nowości - dodała. - Czy to nie straszne, że prawie zginął pod parowcem, kiedy emigrował do USA? I pomyśleć, że pracował tam na farmie! On, taki utalentowany człowiek! Poeta nie powinien marnować swoich sił na pracę fizyczną, cieszę się, że postanowił wrócić do domu. Nie mamy zbyt wielu pisarzy w kraju, musimy dbać o tych, którzy tu mieszkają. Nie powinniśmy też pozwalać, żeby każdy wydawał swoje gryzmoły. Sądzę, że to wstyd, że pozwolili temu robotnikowi z fabryki, Oskarowi Braatenowi, czy jak mu tam, wydać książkę opowiadającą o biednych robotnikach. I na dodatek jego książki są napisane w tym straszliwym dialekcie!
Elise i Johan wymienili spojrzenia. Pani Mathiesen postawiła tacę na stole.
- Tyle strasznych rzeczy dzieje się ostatnimi czasy w naszym kraju. Czy czytali państwo w gazecie o tych dwóch, którzy zamordowali Knuta Prestruda w Wielkanoc 1908 roku? Nareszcie ich skazano. Jeden z nich dostał 10 lat, a drugi dożywocie. Obaj powinni dostać karę śmierci.
Pan Mathiesen najwyraźniej zgadzał się z małżonką.
- Na poligonie w Steinkjærsanden dwóch żołnierzy wsadzono do aresztu, za to, że nie mieli butów wojskowych ze sobą, teraz zbierają pieniądze dla ich najbliższych. Wyrok za morderstwo powinien być proporcjonalny do tego, jaki wydaje się w takich drobnych sprawach.
Elise nie czuła się tu dobrze. Rozumiała, że pan i pani Mathiesen rozmawiali o wszystkim, byle tylko odsunąć w czasie rozmowę o tym, o czym chcieli z nimi porozmawiać. Może nie spodobała im się myśl, żeby mieli im w czymś pomagać.
- Skoro już jesteśmy przy żołnierzach, czytali państwo z pewnością o dwóch kompaniach z batalionu w Drammen, które zbuntowały się w połowie czerwca po tym, jak przebiegły siedem kilometrów? Ten sam komendant rozkazał żołnierzom maszerować z Rustamoen do Roa. Po tym przemarszu 300 leżało wycieńczonych z powodu gorąca i nadmiernego wysiłku w przydrożnym rowie. Wielu zasłabło. Temperatura dochodziła do 45 stopni w słońcu, a oni maszerowali 37 mil w pełnym rynsztunku!
Popatrzył na Elise.
- Niebawem Kristian także dostanie powołanie. To nie są żarty, pani Thoresen. Johan odchrząknął.
- Będziecie mieli państwo gości dziś wieczorem, ja też mam dziś sporo spraw do załatwienia. Może powinniśmy przejść do rzeczy?
Państwo Mathiesen milczeli.
- Hugo zniknął pewnego dnia - Johan nie tracił czasu na owijanie w bawełnę. - Po początkowym zamieszaniu, nabraliśmy podejrzeń, że może być u Ansgara i Helene, w ich mieszkaniu przy Collettsgate.
Elise zauważyła, że mięśnie na twarzy pani Mathiesen napięły się.
- Moja żona i ja przestraszyliśmy się oczywiście, że chłopcu stało się coś złego, dlatego moja żona pospieszyła tam niezwłocznie. Mnie niestety nie było wówczas w domu, byłem w moim warsztacie przy Vøienvolden. - Johan zamilkł i spojrzał na państwa Mathiesen, a potem na podłogę, zanim zaczął mówić dalej. - Pani Helene i pan Ansgar Mathiesen odmówili oddania chłopca i...
Musiał przerwać, pani Mathiesen weszła mu w słowo.
- Hugo nie chciał wracać z nią do domu. Kocha być u swojego ojca. Elise głośno chwytała powietrze, czuła, że robi jej się gorąco, ale zmusiła się do milczenia.
Johan był spokojniejszy od niej, łatwiej mu przychodziło rzeczowe wypowiedzenie tego, co chciał, bez zbędnych emocji.
Johan patrzył pani Mathiesen prosto w oczy.
- Nie chciał wracać, ponieważ został przekupiony czekoladą, ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że został zabrany z domu bez informowania kogokolwiek o tym, gdzie się znajduje. Pani, pani Mathiesen, będąc matką człowieka, który też był kiedyś małym chłopcem, powinna zrozumieć, jak bardzo bała się moja żona.
Pani Mathiesen zacisnęła usta obrażona. Jej mąż zabrał głos.
- Sam pan powiedział, że pani Thoresen od razu wiedziała, gdzie jest jej syn, nie musiała więc tak bardzo się bać.
Elise zauważyła, że Johan lekko poczerwieniał na twarzy, nie był w stanie dłużej zachować spokoju.
Zrobił głęboki wdech i wypuścił powietrze zrezygnowany.
- Miałem nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać, jak dorośli ludzie. Hugo jest synem Elise, a ja, jako jej mąż, wziąłem na siebie odpowiedzialność opieki nad nim. Wszyscy wiemy, co się stało sześć lat temu, nie musimy tego drążyć. Wówczas Elise była żoną Emanuela Ringstada. On wiedział, co się stało i uznał Hugo jako swojego syna, co dotyczy także wpisu do ksiąg parafialnych, w których Hugo figuruje jako jego ślubne dziecko. O dziecka rodzonym ojcu nie ma tam nawet wzmianki, on sam w żaden sposób nie próbował tego zmienić. To, że teraz wykazuje zainteresowanie, jest szkodliwe dla Hugo i stanowi obciążenie dla mojej żony. Dlatego prosimy o pomoc w wyjaśnieniu pani Helene i panu Ansgarowi Mathiesen, że nie mogą żądać opieki nad chłopcem. A co za tym idzie, nie mogą też wykradać go z jego domu.
Pani Mathiesen wyciągnęła chusteczkę i otarła łzę.
- Państwo są tacy niedobrzy, panie Thoresen! Jak możecie odmawiać Ansgarowi opieki nad jego własnym synem, sami mając siedmioro swoich dzieci! Helene i Ansgar mieli wspaniałego chłopca. Był jak aniołek. I został im brutalnie odebrany, byli niepocieszeni. - Ukryła twarz w dłoniach i płakała cicho. - Ale w końcu okazało się, że szczęście się do nas znowu uśmiechnęło -mówiła dalej, po tym jak wydmuchała nos. - Helene znów zaszła w ciążę i oczekiwaliśmy przyjścia na świat nowego aniołka, kiedy los znów nas ukarał. Helene straciła dziecko i usłyszała, że prawdopodobnie już nie będzie miała więcej dzieci.
Johan skinął głową.
- Słyszałem o tym i jest mi z tego powodu przykro, pani Mathiesen. Trudno pojąć wyroki losu. Tak czuję się również...
Nie zdążył dokończyć, kiedy pani Mathiesen nagle straciła panowanie nad sobą i zaczęła na niego krzyczeć.
- Gdyby było panu przykro, pozwoliłby pan Ansgarowi widywać Hugo tak często, jak chce! Udajecie jedynie współczucie, ale w środku jesteście zimni jak lód. Żal mi ludzi, z którymi mieszkacie pod jednym dachem, zupełnie tak jak wówczas, kiedy powiedziałam pani Thoresen, że żal mi jej dzieci. Jak można wychowywać dzieci w takiej niegodziwości! Jacy ludzie z nich wyrosną? Nie rozumiem, jak możecie mieć sumienie narażać innych na coś takiego, ale może po prostu nie macie sumienia!
Potem wstała i wybiegła z pokoju.
Elise oczekiwała, że pan Mathiesen przeprosi w imieniu żony, ale on siedział cicho i patrzył na nich oskarżycielskim wzrokiem.
Dała Johanowi znak, wstali jednocześnie. Johan zwrócił się do pana Mathiesena.
- Wobec tego, nie mamy już nic więcej do dodania. Dziękujemy za kawę. Elise była zbyt wzburzona, żeby powiedzieć cokolwiek, nie zdołała nawet wydusić z siebie do widzenia.
Dopiero na ulicy wzięła wdech, a potem wypuściła powietrze z cichym jękiem.
- Oni muszą być tak samo szaleni, jak Ansgar i Helene! Johan nic nie powiedział, ale po jego ruchach poznała, że także był zbulwersowany.
Elise poczuła, że płacz grzęźnie jej w gardle.
- Nie poddamy się - wybuchnęła z gniewem. - Hugo jest mój. Ten gwałciciel nie będzie miał z nim nic wspólnego!
Johan nie odpowiedział.
Przestraszona jego milczeniem odwróciła się do niego.
- Dlaczego nic nie mówisz? Sądzisz, że to bez sensu? Johan z powagą spojrzał jej w oczy.
- Nie, ale żeby przekonać policję, że mówimy prawdę i że mamy dobry powód, żeby złożyć na nich doniesienie, musimy porozmawiać z panem Wang-Olafsenem. Myślę, że to jedyny sposób, żeby coś osiągnąć, najdroższa.
Kiedy wrócili do domu, w ogrodzie z Kristianem i dziećmi siedziała Hilda. Elise od razu poznała po jej twarzy, że coś jest nie tak Powieki miała opuchnięte i zaczerwienione. Hilda z kolei zauważyła, że Elise nie jest w najlepszym stanie.
- Wyglądasz na wściekłą, czy coś się stało? Elise szybko opowiedziała o wizycie, jaką złożyli państwu Mathiesen.
- Czy ktoś słyszał coś podobnego? Taka bezczelność! Nie możesz im na to pozwolić, Elise! Jeśli ty nie pójdziesz na policję, ja to zrobię.
Elise potrząsnęła głową.
- Nie wydaje mi się, żeby było warto iść na policję. Potraktowali mnie lekceważąco i ciebie tak potraktują.
- Nie odważą się. Żywią respekt przed Ole Gabrielem.
- To nie znaczy, że okażą respekt tobie, a Ole Gabrielowi nie możemy zawracać tym głowy teraz, kiedy źle się czuje.
Hilda opuściła ramiona.
- Właściwie przychodzę, żeby porozmawiać o czymś innym.
- Wejdź, proszę do środka, ja też tam idę. Johan musi od razu iść do warsztatu. Usiadły przy stole kuchennym.
- Opowiadaj!
- Między mną a Christofferem Clausenem koniec!
- Gratuluję. Na krótką chwilę w jej oczach zapłonęła iskra oburzenia, ale w następnej chwili zgasła. Na twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
- Powinnam była cię posłuchać, Elise. On jest bezczelnym i odrażającym uwodzicielem!
- Rozumiem, że zostałaś niemile zaskoczona. Hilda skinęła głową.
- Gdybym ci opowiedziała, co przeżyłam wczoraj, nie uwierzyłabyś mi.
- Nie zapominaj, że przeżyłam historię z Asle Diriksem.
- To może było coś w tym rodzaju, ale sądzę, że było gorzej.
- I jesteś pewna, że nie okażesz słabości, kiedy przyjdzie i będzie błagał o przebaczenie?
- Jestem tego pewna. Wiesz co? Chwalił mi się, że ma inną kobietę, spotykając się jednocześnie ze mną. Na dodatek zaręczoną z jego najlepszym przyjacielem.
- Z pewnością tylko się chwalił.
- Nie, widziałam ich. Siedzieli w dorożce i całowali się. Zaprosiła go do domu, a on powiedział, że przyjdzie dziś.
- Na szczęście już się go pozbyłaś! O ile dobrze cię znam, rzuciłaś go.
- Jakbyś zgadła. Ostatnią rzeczą, którą słyszałam, zatrzaskując za sobą drzwi było: Będziesz tego żałować, Hildo Camillo!
- Hildo Camillo? Hilda zaczerwieniła się.
- Próbowałam udawać, że pochodzę z dobrej rodziny, wstydziłam się, że mam tylko jedno imię, więc wymyśliłam sobie drugie.
Elise nie mogła zrobić nic innego, niż tylko się roześmiać.
- A gdzie przebywa twoja rodzina?
- W którejś z willi przy Bekkelaget. Udawałam, że nie chcę o tym rozmawiać, bo jestem w złych stosunkach z moim ojcem.
- Oj, Hildo, Hildo! Jak dobrze mieć się z czego pośmiać po przykrej wizycie na Gjetemyrsveien. - Od razu spoważniała. - Mam nadzieję, że byłaś ostrożna...
Hilda skinęła głową.
- Swego czasu wiele się nauczyłam od Valborg, ale nie wiem, na ile jest to pewne.
- Nic nie jest pewne. Nic oprócz tego, żeby dać temu w ogól spokój.
- W takim razie wypada tylko mieć nadzieję, że miałam szczęście albo że ojciec jest w niebie, patrzy na nas przez chmury i próbuje odwrócić zło, które nam wyrządził.
Elise nic na to nie odpowiedziała. Hilda wciąż jeszcze była rozgoryczona i trudno było się temu dziwić.
- Myślisz, że Christoffer Clausen mówił poważnie, że tego pożałujesz? Nie zrobi ci chyba nic złego?
- Był jedynie urażony. Idę o zakład, że nikt nigdy nie odważył się powiedzieć mu tylu okropnych rzeczy, chociaż z pewnością wielu miało ochotę.
- Niebezpiecznie jest nacisnąć na odcisk młodemu, zbyt pewnemu siebie panu z wyższych sfer.
- Nie żałuję. Jeśli będę miała okazję, powiem mu jeszcze więcej.
- Czy Ole Gabriel wie, kim on jest?
- Ledwie. Zna jego wuja. Elise zmarszczyła czoło.
- To nie brzmi dobrze. Pozostaje mieć nadzieję, że twój rozpustny kolega nie jest tak żądny zemsty, jakby się wydawało.
- Jest tchórzem. Jestem pewna, że nie odważy się narazić na szwank swojego dobrego imienia i sławy, ujawniając romans z byłą szpularką z Graah.
- Są mężczyźni z wyższych sfer, którzy w zamkniętych powozach na Lakkegata dają upust swoim żądzom z brudnymi dziewczynami z ulicy za pieniądze.
- Ale nie rozpowiadają o tym dookoła.
- Być może. Elise podniosła się ze stołka.
- Muszę wstawić ziemniaki. Cieszę się, że masz to już za sobą Hildo. Miłość to coś więcej niż pożądanie. Najlepiej oczywiście przeżyć i to, i to, ale jeśli miałabym zadowolić się tylko jednym, nie mam wątpliwości, które z nich jest więcej warte.
- Jak zwykle rozsądek przede wszystkim, cała ty, Elise. Czy nigdy nie marzyłaś o wielkiej, odbierającej rozum namiętności?
- Tak. I mam tyle szczęścia, że ją odnalazłam.
- Wątpię. Ty i Johan nie wyglądacie na takich. Elise się roześmiała.
- Uważasz, że to musi być widoczne dla innych? Hilda przyglądała się jej twarzy. Potem uśmiechnęła się lekko.
- Ty naprawdę w to wierzysz! - Wstała. - Muszę już iść, Isak i mały Gabriel czekają. Następnym razem wezmę ich ze sobą, obiecuję. Chciałam już dziś ich zabrać, ale rozumiesz, że w tym wypadku nie bardzo mogłam. - Podeszła powoli do drzwi. - Co zrobicie z Ansgarem i Helene? A co będzie, jeśli pojawią się tutaj i zabiorą Hugo ze sobą?
- Mamy zamiar porozmawiać z panem Wang-Olafsenem. Zaproponował nam pomoc, ale ja chciałam najpierw pójść do rodziców Ansgara.
- W tym adwokacie jest coś zagadkowego. Utrzymuje z wami kontakty już od sześciu lat. Dlaczego on to robi?
- Ponieważ jest dobrym człowiekiem i dlatego, że nas ceni.
- Phi! - Prychnęła Hilda. - Żaden bogaty z wyższych klas nie miesza się bezinteresownie w sprawy biednych robotników znad Aker.
- Ale on tak.
- To na pewno ma jakieś drugie dno, jestem tego pewna.
- Mylisz się.
- Jesteś zbyt łatwowierna, Elise. Dziwię się, że po tym wszystkim, przez co przeszłaś, nie znasz się lepiej na ludziach.
- Dobrze znam się na ludziach. Dlatego właśnie piszę książki. Patrzę ludziom w oczy i wiem, czy mogę na nich polegać, czy nie, czy mówią prawdę, czy kłamią, czy chowają coś w zanadrzu. Nie zapominaj, że instynktownie wiedziałam, że z Christofferem Clausenem jest coś nie tak. Pomyślałam sobie o tym od razu, gdy tylko go zobaczyłam.
Hilda westchnęła głęboko.
- Chciałabym tak umieć. Widziałam tylko piękną sylwetkę, dobre maniery, radosny błysk w pięknych oczach i cudowny uśmiech.
- Nauczysz się z czasem. Teraz biegnij już do domu do wiernego męża i małych chłopców, którzy za rzadko widzą mamę.
Hilda się zatrzymała.
- Ole Gabriel zaproponował, żebym wybrała się do sanatorium w Hnakø. Teraz już nie wiem, czy mam na to ochotę.
- Weź dzieci i pojedź na wieś.
- Lato niedługo się skończy.
- We wrześniu też jest pięknie. Czytałam w gazecie, że zapowiadają długą i ciepłą jesień. Zapomniałam ci powiedzieć, że ciotka Ulrikke i wuj Kristian są w drodze do domu. Mają ze sobą małą dziewczynkę, bratanicę wuja Kristiana, która będzie z nami mieszkać rok lub dwa.
- Co? Ojciec i matka pozwolili jej jechać z ciotką Ulrikke i wujem Kristianem? Co z nich za rodzice?
- Też się nad tym zastanawiam. Ciotce Ulrikke jest jej żal, bo jej ojciec nie traktuje jej dobrze. Chciał mieć syna i jest zawiedziony, że urodziła mu się córka.
- Dobry Boże! Gdzie będą mieszkać? Mam nadzieję, że nie tutaj? Elise się roześmiała.
- Mogą dostać pokój Kristiana, skoro on przeprowadza się do pana Wang-Olafsena. Tylko do momentu, kiedy znajdą sobie coś innego, mam nadzieję.
- Tak. Siedmioro plus jeszcze jedno to razem zaledwie ośmioro, czemu nie, właściwie? Pisząc książki o ludziach, którzy mają po dwanaścioro i więcej dzieci, chyba nie będziesz narzekać na ósemkę?
W korytarzu zrobiło się głośno i Hugo z Jensine wbiegli do środka. Wyglądali na przestraszonych i zaaferowanych.
Elise spojrzała na nich przestraszona.
- Co się stało?
- Pan chce zabrać Hugo! - Jensine wymachiwała ramionami i brakowało jej tchu. - Zły pan w dużym kapeluszu!
Elise i Hilda wymieniły spojrzenia, zanim Elise wybiegła. Na zewnątrz w ogrodzie na ławce Kristian rozmawiał z Dagny, podczas gdy Elvira i Halfdan bawili się na kocu.
- Czy ktoś tu był? - spytała gorączkowo, słysząc strach we własnym głosie. Kristian spojrzał na nią zaskoczony.
- Nie.
- Czy Hugo był na ulicy albo w Biermannsgården? Kristian potrząsnął głową.
- Nie spuszczaliśmy z niego oka. Nie wolno mu przechodzić pod żywopłotem, a bramy na ulicę nie jest w stanie sam otworzyć.
- Jensine powiedziała, że zły pan chce zabrać Hugo.
- To wymysły, tu nikogo nie było. Elise odwróciła się do Hildy zdezorientowana.
- Czy mogli to sobie wymyślić? Hilda się zamyśliła.
- Hugo jest wyraźnie przestraszony tym, co się stało. Nie jest głupi i widział, jaka byłaś roztrzęsiona. Pamięta, że nie mógł zostać u Ansgara i Helene.
Elise zacisnęła pięści.
- Widzisz teraz, co narobił Ansgar. Teraz Hugo jest wylękniony, on, który nigdy się niczego nie bał!
- Idź do tego bogatego pana, Elise. On będzie umiał coś z tym zrobić. Elise skinęła głową.
- Jutro pójdę. Pożegnała się z Hildą i weszła do środka, żeby uspokoić dzieci. Peder wrócił z pracy, pogwizdując. Ręce trzymał w kieszeniach, a na twarzy miał całkiem nowy wyraz dumnego zwycięzcy.
Elise uśmiechnęła się.
- Jak poszło? Podobało ci się?
- Było ciekawie. Pewna starsza pani przyszła kupiła o wiele więcej kołowrotków, niż potrzebowała.
Elise nie mogła powstrzymać się od śmiechu, ale zaraz potem spoważniała.
- Mam nadzieję, że nie jest biedna.
- Była, ale oddałem jej moje drugie śniadanie, więc nie musiała kupować już nic na obiad.
- Ale ty nic nie jadłeś? Nie jesteś głodny?
- Larsen kupił pieczywo w sklepie na Tharene, żeby uczcić, że zostałem sprzedawcą. Dagny stała i przysłuchiwała się im.
- A czemu ta pani kupiła tyle kołowrotków?
- Bo powiedziałem, że będzie wojna, a wtedy nie będzie można nic kupić.
- Ależ Pederze! - Elise popatrzyła na niego surowo. - Oszukałeś ją. Posłał jej pytające spojrzenie.
- Nie kłamałem! W gazecie napisali, Larsen mi mówił! Napisali, że trucizna rozprzestrzenia się po świecie. Mówią, że powie trze jest gęste i że to jest znak, że będzie nowa wojna.
- Nie sądzę. Po prostu lubią nas straszyć takimi gazetami. Dagny wpatrywała się w nią.
- Jak mogą nas straszyć gazetą?
- Drukują duże nagłówki, które wzbudzają w ludziach strach i ciekawość, wtedy ludzie kupują gazety, żeby przeczytać więcej o tym, co jest tam napisane.
Peder się uśmiechnął.
- Ja to nazywam talentem do handlu. Larsen też tak mówi. Elise się uśmiechnęła.
- To widać było po tobie już, kiedy stałeś za ladą u Emanuela.
- Tylko patrz, jak sobie będę dobrze radził! Może pewnego dnia będę miał swój sklep. Na ulicy Karla Johana albo na Królewskiej. Wówczas będziesz mogła przychodzić i kupować u mnie, Dagny, dam ci upust. Przynajmniej dziesięć procent.
Dagny uśmiechnęła się, nic nie mówiąc, nie rozumiała z pewnością, co znaczy słowo upust i procenty, ale nie chciała ujawniać swoich braków w wiedzy.
W tym momencie przyszedł do domu Evert. Wyglądał na zmęczonego i dalece mniej zadowolonego niż Peder.
- Cieszę się, że szkoła się zaczyna. - To wszystko, co powiedział. Elise patrzyła na niego ze smutkiem.
- Niedługo będzie obiad - powiedziała, chcąc go pocieszyć. - Umyjcie ręce i siadajcie do stołu. Nie ma sensu czekać na Johana.
Kiedy weszła do środka, zastała Hugo klęczącego na jednym ze stołków, z nosem przyklejonym do szyby okiennej.
- To znowu on! - krzyknął nagle i aż podskoczył. Na zewnątrz zobaczyli szewca Jonasa, idącego z workiem przewieszonym przez ramię.
- To tylko szewc! - zaprotestowała. Hugo potrząsnął głową.
- Nie, widziałem go! On przyszedł po mnie. Kristian wziął go na ręce.
- Tylko tak ci się wydaje. Nikt cię nie zabierze, Hugo. Myślisz, że ktoś się odważy, jak ja tu jestem? Widziałeś moje muskuły? - dodał i podciągnął rękaw koszuli. - Dotknij tylko! Mogę pokonać każdego. Całą bandę złoczyńców.
Hugo wpatrywał się w niego wielkimi oczami.
- Całkiem sam? Kristian przytaknął.
- Zupełnie sam. Hugo zaczął się wiercić, domagając się, żeby go puścić na ziemię. Potem pobiegł do stołu.
- A dla mnie też jest jedzenie?
Pan Laurentius Wang-Olafsen zapukał i wszedł do środka, nie czekając na zaproszenie. Konstabl siedział za okazałym biurkiem i pisał na maszynie. Kiedy zobaczył, kto przyszedł, zerwał się z krzesła.
- Pan Wang-Olafsen? Cóż za niespodzianka! Co pana przywiodło w te krańce Kristianii?
- Bardzo dobre pytanie, konstablu Masterud. Na ogół odwiedzam Møllergaten 19, kiedy muszę o czymś donieść albo zająć się jakąś sprawą, ale tym razem moja wizyta dotyczy sprawy, którą zajmuje się komisariat w Sagene.
- Proszę bardzo wejść i rozgościć się, panie Wang-Olafsen. Czy mogę poczęstować pana cygarem?
- Dziękuję, mam własne. - Roześmiał się. - Z wiekiem stałem się wybredny, palę tylko kubańskie cygara. - Usiadł i wyciągnął cygaro z wewnętrznej kieszeni, po czym je zapalił. - Jak wygląda sytuacja tu, na posterunku? Macie wiele zgłoszeń kradzieży?
- Wie pan, mamy tę część miasta, gdzie jest dużo biedoty i młodzieży bez wykształcenia, rodziców, którzy nie mają czasu zajmować się dziećmi i wielu pijaków.
Wang-Olafsen skinął głową.
- To, co powinno być ich błogosławieństwem, czyli płatna praca, zmieniła się w przekleństwo. Za mało zarabiają, żeby utrzymać rodziny, żyją w pożałowania godnych warunkach, dostają bardzo małą albo żadną pomoc z urzędu. To wstyd dla naszego państwa.
Konstabl Masterud wyglądał na zaskoczonego.
- Ludzie powinni się cieszyć, że dostali pracę. Niech pan pomyśli o tych wszystkich, którzy byli zmuszeni wyemigrować do Ameryki! Właśnie czytałem w gazecie, że 700 tysięcy osób wyjechało od 1850 roku. Z nich 20 tysięcy wróciło. Tylko z powodu bagażu i biletów oblicza się, że kraj stracił 62 miliony koron od 1901 do dziś. Napisali, że emigracja to koszmarna strata dla Norwegii.
- W takim wypadku należałoby chyba przemyśleć, dlaczego ludzie uciekają? Większość z chęci przeżycia przygody, ale wielu jest zmuszonych do ucieczki przez biedę i głód. Dopóki nie stworzymy większej sprawiedliwości w tym kraju, emigracja będzie się nasilała. Zatrzymanie tego procesu zależy od polityków.
Konstabl Masterud sprawiał wrażenie zdezorientowanego.
- Czy pomyślał pan kiedyś o tym, że ludzi nie traktuje się tutaj równo?
- Tak, naturalnie, ale nie możemy na to wiele poradzić. Tak po prostu jest.
- Nie, do diabła, to wcale nie tak! Nie chce mi się wierzyć, że Bóg stoi za całą niesprawiedliwością, którą widzimy dookoła. Ją stworzyli ludzie, konstablu Masterud. Ludzie, którzy zdobyli trochę więcej niż pozostali, z tego, co powinno być rozdzielone równo między wszystkich, a teraz boją się stracić to, co zyskali. To nie dotyczy tylko pieniędzy i złota, ale sposobu, w jaki rozstrzygane są spory. Sądzi pan na przykład, że urzędnik państwowy będzie potraktowany tak samo, jak robotnik z fabryki, jeśli będą podejrzewani o to samo przestępstwo?
Konstabl Masterud poczerwieniał na twarzy i wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego.
- Oczywiście, że nie, panie mecenasie.
- Dlaczego nie? Czy nie należy sądzić po tym, jakiego czynu ktoś się dopuścił, a nie ile ma pieniędzy w banku?
Konstabl Masterud wyciągnął chusteczkę do nosa i otarł nią pot z czoła.
- Nie do końca rozumiem, o co panu chodzi, panie Wang-Olafsen.
- Chodzi mi o to, że policja dyskryminuje ludzi. Jeśli pani z dobrego domu przyjeżdża tutaj automobilem i składa doniesienie z powodu tego czy tamtego, ubrana według najnowszej mody prosto z Paryża, to jest traktowana zupełnie inaczej niż robotnica, która przyjdzie ze skargą na to samo.
- Oczywiście, panie mecenasie.
- A pan uważa, że tak powinno być? Konstabl Masterud był wykończony. Wydmuchał nos, potrząsając głową, ale nie odezwał się ani słowem.
- Teraz mogę wreszcie wyjawić powód mojej wizyty. Odwiedziliście moją protegowaną kilka dni temu. Jej syn zaginął, a jej mąż zgłosił to na policji. Ale policjanci odwrócili kota ogonem i oskarżali ją o kłamstwo i jeszcze gorsze rzeczy. Żądam, żeby została przeproszona i potraktowana z szacunkiem. Jest ponadto utalentowaną pisarką, która wydała już trzy książki, mimo że ma tylko 24 lata. Jej mąż jest obiecującym rzeźbiarzem, ale osiedlili się między robotnikami na Maridalsveien, ponieważ chcą opisywać życie robotników i uważają, że muszą żyć pośród nich, żeby wczuć się w ich sytuację.
Konstabl Masterud zbladł.
- Nie ma pan chyba na myśli rodziny mieszkającej na Maridalsveien 76?
- Tak, właśnie tę rodzinę mam na myśli. Twarz konstabla mocno poczerwieniała.
- Czy... pani Thoresen jest pana protegowaną, panie Wang-Olafsen?
- Tak, w najwyższym stopniu! Jej rodzina należy do moich najlepszych przyjaciół, z wielką radością śledzę postępy jej kariery, odkąd wyszła jej debiutancka powieść kilka lat temu. Znany profesor pomógł panu Johanowi Thoresenowi pobierać nauki w Kopenhadze i Paryżu. Profesor widzi w nim jednego z najbardziej utalentowanych uczniów.
- Przykro mi, panie mecenasie Wang-Olafsen. Gdybyśmy o tym wiedzieli, kim oni są, zachowalibyśmy się zupełnie inaczej.
- To właśnie mnie oburza. Gdyby rodzina Thoresenów nie miała przypadkiem za przyjaciela znanego adwokata, zostałaby podejrzana o kradzież maszyny do pisania - którą, nawiasem mówiąc, otrzymała w prezencie od wydawnictwa Grøndahl i Syn - i ryzykowałaby utratę własnego dziecka. Dziecka, które zostało poczęte podczas najbardziej ohydnej zbrodni, która wydarzyła się całkiem niedaleko. Teraz gwałciciel żąda, by oddać mu dziecko - jako rodzaj premii za jego zachowanie -choć w rzeczywistości powinien gnić w celi w Akershus do końca życia!
Teraz konstabl Masterud był już krwiście czerwony. Laurentiusowi było go niemal żal. Miał zamiar zapytać, czy był jednym z tych, którzy złożyli wizytę Elise, ale zlitował się nad nim. To przełożony konstabla zasługiwał na reprymendę, i to taką, której nigdy nie zapomni.
Podniósł się.
- Rozumiem, że pani Elise Thoresen otrzyma przeprosiny i że zajmą się panowie sprawą. Zdaję sobie sprawę, że wymagani są świadkowie zajścia, ale Ansgar Mathiesen powinien przynajmniej dostać ostrzeżenie i wiadomość o tym, że nie ma prawa zbliżać się do miejsca zamieszkania pani Thoresen. Wiem, że jego rodzice mogliby pomóc policji, przyznając, że dali pani Elise Thoresen pieniądze, żeby zatuszować czyn swojego syna, ale tego chwilowo nie możemy uzyskać.
Potem odwrócił się i poszedł zdecydowanym krokiem w kierunku drzwi.
- Do widzenia, konstablu Masterud. Proszę pozdrowić ode mnie szefa i przekazać, że wysłałem mu list z kopią na Møllergaten 19.
Konstabl ukłonił się i pospieszył, żeby otworzyć przed nim drzwi.
- Gnida! - mruknął Laurentius z pogardą do siebie po tym, jak wsiadł do dorożki. - Żałosna, skorumpowana gnida.
Tydzień później Elise otrzymała list nadany przez komisariat w Sagene.
Do pisarki pani Elise Thoresen
Maridalsveien 76
Kristiania
W związku ze spotkaniem z panią, jakie nastąpiło w środę, 14 sierpnia, chcemy przeprosić, że nie doić wnikliwie zajęliśmy się sprawą. Mamy nadzieję, że wybaczy nam pani także insynuacje, jakie wówczas się pojawiły. Rozumiemy, jak niesprawiedliwie została pani potraktowana. Jest wątpliwym, czy uda nam się dowieść winy osoby wskazanej przez panią sześć lat jako sprawcy przestępstwa, ale nie zamierzamy umarzać tej sprawy. Tymczasem wyrażamy nadzieję, że. okaże pani wyrozumiałość wobec naszego niestosownego zachowania w tak delikatnej sprawie. Sprawa byłaby znacznie łatwiejsza do rozwiązania, gdyby wskazaną przez panią osobą był ktoś inny. Z pewnością pani to rozumie.
Z wyrazami uszanowania
Edvard Gulbrandsen
Pełnomocnik policji, komisariat w Sagene.
Elise spojrzała znad listu.
- Nie, tego zupełnie nie rozumiem! - wybuchnęła ze złością. Johan odwrócił się, zaskoczony. Właśnie wrócił i akurat wieszał mokrą kurtkę na wieszaku. Na zewnątrz padało.
- Od kogo dostałaś list?
- Od policji. Proszą o wybaczenie, ale mówią, że z pewnością zrozumiem, że sprawa byłaby łatwiejsza, gdyby kto inny był oskarżony. Co należy rozumieć jako: Jeśli Ansgar był synem robotnika w fabryce albo bezrobotnego, posadziliby go w jednej chwili, niezależnie od tego, czy byłyby na to dowody, czy nie!
Johan zacisnął usta i skinął głową z ponurą miną.
- Sądzę, że masz rację. Co sprawiło, że zmienili zdanie i cię przepraszają?
- Pan Wang-Olafsen. Był tu kilka dni temu i powiedział, że złożył wizytę na komisariacie i opowiedział o Hugo i Ansgarze. W ten sposób uniknęliśmy proszenia o pomoc.
Johan skinął głową z namysłem.
- Miło z jego strony. To potworne, że żeby komuś uwierzono, musi mieć odpowiednio wysoki status społeczny, ale to ulga, że nie musimy się obawiać kolejnych porwań.
- Tak Gdyby Ansgar i Helene dostali przyzwolenie, żeby zabierać sobie Hugo, kiedy tylko im się chce, nie wiem, co bym zrobiła.
Kristian czytał właśnie książkę. Szkoła miała się zacząć w następny poniedziałek, a on chciał być dobrze przygotowany. Tego samego dnia miał się również przeprowadzić do pana Wang-Olafsena. Teraz spojrzał znad książki.
- Masz na myśli to, że policja traktuje biednych surowiej niż bogatych? Elise skinęła głową zirytowana.
- Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Nie ma sprawiedliwości, jeśli nie masz pieniędzy i pozycji.
Johan popatrzył na Kristiana.
- Powinieneś zająć się polityką, Kristianie. Masz pojemną głowę i odczułeś biedę na własnej skórze. Kraj potrzebuje młodych ludzi, którzy nie mają głęboko zakorzenionego tradycyjnego sposobu myślenia. Młodych, świadomych ludzi, którzy potrafią myśleć w nowy sposób. Takich, którzy to zrewolucjonizują.
Elise patrzyła na niego przerażona.
- Nie namawiasz chyba Kristiana do przyłączenia się do rewolucji? Johan uśmiechnął się.
- Nie tak zupełnie. - Znów odwrócił się do Kristiana. - Posłuchaj Johana Castberga! Był aktywistą w ruchu środowisk robotniczych, pod dużym wpływem zagranicznej polityki socjalne W głębi duszy pragnie, żeby Norwegia była prekursorem reform społecznych. Dzięki takim ludziom jak on uzyskaliśmy ubezpieczenie zdrowotne i od wypadków dla rybaków i marynarzy. Teraz pracują nad lepszymi ubezpieczeniami dla pracowników przemysłu. Jest też zaangażowany w opiekę nad dziećmi i prawa nieślubnych dzieci do dziedziczenia i nazwiska ojca. - Gdy tylko wypowiedział to ostatnie zdanie, posłał Elise przepraszający uśmiech. - Tę sprawę widzimy w naszej rodzinie z dwóch stron. Hugo jest w przedziwnej sytuacji. Ma biologicznego ojca, który chce go zatrzymać, ale nie zasługuje na niego. W księgach parafialnych figuruje jako syn gospodarza, który nie był jego ojcem, ale który pozostawił mu nazwisko i spadek, i jako jego ojczym traktował go jak rodzonego syna.
Elise uśmiechnęła się.
- To ostatnie zdanie, to jedyne, które coś znaczy. Kristian skinął głową.
- W tym się z tobą zgadzam Elise. - Zmarszczył czoło. - Skoro już rozmawiamy o ojcach... Widziałem ojca Svanhild przed domem dzisiaj.
Elise wbiła w niego wzrok.
- Przed tym domem? Wie, gdzie mieszkasz?
- Nie powiedziałem mu, ale może sam to wywęszył. Może był tu przez przypadek, ale wydaje mi się, że wpatrywał się z zainteresowaniem w nasze okna. Ty byłaś w sklepie, a ja siedziałem ukryty za firanką. Jestem pewien, że mnie nie widział.
Johan westchnął z rezygnacją.
- Czy i on będzie nas tutaj nękał? Ciekaw jestem, czy jest jeszcze jakaś rodzina, której naprzykrza się tylu dziwnych typów.
Elise roześmiała się cicho, odłożyła list i wróciła do pisania. Kiedy skończy książkę o Julii, napisze znów zbiór opowiadań. Jedno będzie opowiadać o dziewczynie, która została wciągnięta w spotkania religijne, a w końcu zaczyna wierzyć we wszystko, co mówi pozbawiony skrupułów kaznodzieja. Inna z nowel powinna być może traktować o Jorun, Jenny i Olaug, trzech osieroconych dziewczętach, do których uśmiechnęło się szczęście i trafiły na ludzi, którzy traktowali je z miłością. Inni niech się zajmują polityką, jej zadaniem jest opowiadać o losie jednostki. W ten sposób czytelnik zastanowi się nad tym, co może zrobić społeczeństwo, żeby pomóc wszystkim skrzywdzonym przez los.
Tyle jest rzeczy, o których trzeba pisać! Często rozmyślała o tej małej dziewczynce, którą panna Johannessen oddała, ponieważ była niezamężna, a dziecko było owocem gwałtu. Panna Johannessen nie wiedziała, gdzie trafiło dziecko i chociaż urodziła potem Jorund, zawsze będzie w jej sercu rana po dziecku, które straciła. Pan i pani Olsen z Enerhaugen, ci, którym urodziła się Olaug, stracili troje dzieci, a pani Jonsen z Hammergaten straciła jedyne dziecko, jakie miała.
- Pani Jonsen była dziś w Vøienvolden - powiedział nagle Johan. Elise odwróciła się do niego zaskoczona.
- Właśnie sobie o niej pomyślałam. Co chciała?
- Pozdrowić cię. Była bardzo urażona, że nie wiedziała, że przeprowadziłaś się pod numer 76. Kiedy potrzebowałaś jej do pilnowania dzieci, widywała cię niemal codziennie. Nie może pojąć, jak to możliwe, żebyś radziła sobie z całą pracą, którą wcześniej ona się zajmowała.
Elise zrobiło się przykro. Tyle było rzeczy, z którymi nie nadążała, tyle, którymi powinna się zająć. Gdyby zdarzyło się, że nie zdąży napisać tyle, żeby wypracować roczny dochód, nie mogłaby pozwolić sobie na to, żeby siedzieć i tworzyć. Wówczas musiałaby wrócić do kantoru Paulsena, gdyby ją tam jeszcze zechciał, albo w najgorszym wypadku wrócić do fabryki.
- Nikt nie pojmuje, że mam pracę. Wszystkim się wydaje, że piszę dla zabawy. Jakbym wróciła do pracy w biurze majstra, nikt nie narzekałby, że nie przychodzę w odwiedziny.
Kristian zerwał się z sofy.
- Nastawię ziemniaki, jeśli chcesz!
- A ja oczyszczę rybę - powiedział Johan.
Następnego dnia Kristian pomagał jej od samego rana. Zajmował się maluchami, pozmywał i wyprał pieluchy. Kiedy chciała zaprotestować, przerwał jej.
- Jak myślisz, kto prał pieluchy Halfdana, zanim tu przyjechaliśmy? Nie robi mi różnicy, czy piorę pieluchy jednego dziecka, czy dwojga. A ty siadaj i pisz. Nie chcę słyszeć o tym, że miałabyś wrócić do pracy w kantorze majstra. Wydawnictwo wierzy w ciebie i twój talent, a skoro tak, to wszyscy inni też muszą wierzyć. Zbyt często ci przeszkadzają. Powinnaś pracować w spokoju, tak, żeby nikt nie chciał z tobą rozmawiać, kiedy jesteś w trakcie tworzenia fabuły. Wszyscy wielcy pisarze mają swoje własne pracownie. Niektórzy mają nawet swoje gabinety, podczas gdy ty siedzisz tutaj, a dookoła biega gromadka małych dzieci, dwóch dorastających chłopców i jeden dorosły. Wszyscy nieustannie mówią do ciebie, jakbyś siedziała z robótką w dłoniach. Jak możesz próbować wczuć się w sytuację bohaterów, kiedy myślami tkwisz wciąż w sprawach twojej rodziny?
Elise mogła się tylko uśmiechnąć, ale wzruszyła ją jego troska. Tak bardzo się zmienił. Kiedy przypomniała sobie, jak bardzo był w sobie zamknięty, nie mogła wręcz uwierzyć, że to ten sam człowiek. Te długie miesiące w szałasie pasterskim w Nordfjord, sam na sam ze Svanhild i dziką przyrodą, nie zaszkodziły mu. Teraz, kiedy już nie chodził na kazania, sprawiał wrażenie, jakby całe to wydarzenie nie miało na niego wpływu. Ojcostwo sprawiło, że wydoroślał. Odpowiedzialność za Halfdana zmieniła go w poważnego, ale pełnego troski i poczucia obowiązku młodego mężczyznę.
- Nie podoba mi się też, że Halfdan ma u ciebie zostać - dodał zmartwiony. - Wiem, że nigdzie nie będzie mu lepiej niż u ciebie, ale to za duże obciążenie. Zdaje mi się też, że ty i Johan mówiliście coś o tym, że Dagny pójdzie do szkoły?
- Tak, ale jestem pewna, że uda mi się znaleźć inną dziewczynę do pilnowania dzieci, przez ten czas, kiedy Dagny nie będzie. W pierwszej klasie nie mają dużo lekcji, a Dagny jest zdolna, więc będzie się dobrze uczyć.
Kristian nic nie powiedział, stał tylko zamyślony.
Wciąż padało, więc dzieci były w domu. Elise pozwoliła Dagny zabrać je na górę i bawić się blaszanymi kubkami i talerzami. Nie były jej już potrzebne, odkąd z niektórych kubków zaczęła odchodzić emalia. Teraz Dagny ubrała się w dawną, niedzielną suknię Elise i bawiła się z dziećmi w przyjęcie. Halfdan miał na głowie chustkę - był starszą panią. Siedział cicho na podłodze pośród rozrzuconych poduszek, szczęśliwy, że może bawić się ze wszystkimi dziećmi.
Kristian uśmiechnął się.
- Posłuchaj ich tylko! Dagny komenderuje, a one robią, co im mówi. Teraz mówi, że Hugo zapomniał się ogolić.
Elise zaśmiała się i słuchała przez chwilę. Poprzedni właściciel domu wyburzył ścianę w korytarzu, więc łatwo było usłyszeć, co się działo na wyższym piętrze. Wówczas usłyszała głos Hugo.
- Nie będę już długo na ziemi. Mam brata u Jezusa. On wie, że niedługo ja też tam pójdę. Uśmiech zniknął z jej twarzy, mięśnie zesztywniały, a strach ścisnął jej serce. Kristian też musiał to słyszeć i posłał jej pytające spojrzenie.
- Skąd Hugo wziął coś takiego?
- Helene i Ansgar powiedzieli mu, że ma brata w niebie.
- Masz na myśli synka, którego stracili? Elise skinęła głową.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego mówi, że spotka go niedługo. Helene i Ansgar nie mogli powiedzieć czegoś takiego.
- Słyszałaś, żeby mówił to wcześniej?
- Tak. Wtedy się przestraszyłam.
- To takie gadanie dzieciaków. On jeszcze nie rozumie, co to znaczy umrzeć. Nie powinnaś się tym przejmować.
Elise nic nie powiedziała.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że w to wierzysz? Hugo nic nie dolega, wręcz przeciwnie, tryska zdrowiem.
- Wiem.
- I mimo to przestraszyłaś się? Sądzisz, że ma jakieś ponadnaturalne zdolności? Że widzi przyszłość?
- Niektórzy ludzie to potrafią.
- Słyszałaś, żeby mówił coś, co mogłoby wskazywać, że jest inny niż pozostali?
- Tak, ale nigdy o rym nikomu nie mówiłam. Nie chciałam o tym myśleć.
- Co się stało?
- To stało się nie jeden, ale więcej razy. Za pierwszym razem, kiedy siedział w wózku. Nagle popatrzył w niebo i uśmiechnął się. Niedługo przyjdzie, powiedział. Spytałam, co ma na myśli, ale już nic więcej nie powiedział. Po tym myślałam zupełnie tak jak ty, że to tylko dziwne gadanie dziecka, ale kiedy po kilku miesiącach zdarzyło się to ponownie, zaniepokoiłam się. Pewnego razu miałam się wybrać do Kjelsås, żeby odwiedzić mamę, a on powiedział nagle: Nie będę duży. Pójdę do nieba, do brata. Byłam wstrząśnięta i pewna, że to Helene i Ansgar albo pani Mathiesen mu to wmówili. Jednocześnie zaczęłam się zastanawiać, czy Hugo nie widzi więcej niż inni, jak Marcello Haugen z Lillehammer. Kristian zamyślił się.
- Nigdy nie był jak inne dzieci. Elise spojrzała na niego zaskoczona.
- Nigdy tego nie mówiłeś.
- Nie chciałem cię martwić, myślałem, że to może przez to, co się stało podczas jego poczęcia. - Uśmiechnął się zakłopotany. - Pamiętam, jak kiedyś nie mogłem znaleźć paska do opasania podręczników. Długo go szukałem. Wówczas Hugo powiedział nagle: Patrzyłeś pod łóżkiem? Tam właśnie leżał. Wtedy pomyślałem, że to dlatego, że bawił się na podłodze i go tam wypatrzył, ale pewnego zimowego dnia długo potem szukałem bierek, które dostałem od Emanuela na gwiazdkę, to był pierwszy podarunek, jaki kiedykolwiek dostałem. Obiecałem Pederowi, że pogramy razem, ale bierki jakby zapadły się pod ziemię. Wówczas Hugo powiedział: Może leżą w szafce kuchennej? Taka myśl nawet nie przyszła mi do głowy. Pamiętasz może, jak spytałem cię, dlaczego je tam położyłaś, a ty powiedziałaś, że z obawy, żeby Hugo nie wsadził ich sobie do oka? Schowałaś je dobrze, żeby nie mógł ich znaleźć.
Elise popatrzyła na niego zdziwiona.
- Ale nie powiedziałeś mi wówczas, że Hugo powiedział ci, gdzie były.
- Nie, obawiałem się, że na niego nakrzyczysz. Podejrzewałabyś, że sam wyśledził, gdzie je położyłaś.
- Mógł widzieć, jak je chowam. Kristian potrząsnął głową.
- Nie chowałabyś ich tam, gdyby Hugo był w kuchni.
- Mógł widzieć przez szparę w drzwiach. Kristian nie odpowiedział, stał w milczeniu i patrzył na nią.
- Rozumiem, co myślisz, Kristianie. Nie mów tego nikomu. A w szczególności Pederowi albo Dagny. Ani Johanowi, on nie wierzy w takie gusła.
- Ale może powinniśmy baczniej mu się odtąd przyglądać?
- Nic na to nie poradzimy, ale dobrze, że o tym wiemy. Teraz muszę trochę popisać. Kiedy jednak miała zabrać się do pisania, nie mogła się na tym skupić, bo jej myśli wciąż krążyły wokół Hugo i jego dziwnych wypowiedzi. Długa chwila upłynęła, zanim zdołała oderwać się od swojego życia i zacząć żyć życiem Julii.
Tego wieczoru zrobiła sobie wycieczkę na Hammergaten, żeby odwiedzić panią Jonsen.
Znalazła ją przy ogrodzeniu, jak rozmawiała z nowymi sąsiadami. Ludzie, którzy wynajmowali dom po Elise i Emanuelu, właśnie się wyprowadzili, a na ich miejsce wprowadziła się nowa rodzina. Kiedy pani Jonsen zobaczyła Elise, była tak zaskoczona, aż zamachała rękoma z entuzjazmem.
- Niemożliwe, patrzcie, kto to do nas idzie! Czy to nie pani pisarka we własnej, szanownej osobie? Już się zastanawiałam, czy nie stałaś się za bardzo wyrafinowana na nasze niskie progi Hammergaten!
Elise uśmiechnęła się przepraszająco.
- Chciałam przyjść wiele razy, pani Jonsen, ale nie ma pani pojęcia, ile mam do roboty.
- Nie możesz mieć aż tyle do roboty, przecież nie stoisz przy maszynie w fabryce. Nie masz też więcej niż troje dzieci. Co takiego robisz? Zaczęłaś działalność misyjną? A może stoisz za ladą sklepu pod numerem 104? Oczywiście musisz pracować jak inni. Szczególnie jeśli twój mąż nie dostaje wypłaty w każdy piątek Myślę, że powinniście wrócić do Graah, oboje. Wtedy byście docenili to, co macie.
Sąsiadka chciwie łapała każde słowo z rozmowy. Miała około pięćdziesiątki, była w fartuchu, miała na sobie chustkę i szary szal. Jej usta były pomarszczone i zapadnięte, co wskazywało na brak zębów, ale spojrzenie miała przenikliwe. Niedaleko stał jej mąż i rąbał drewno. Nie podniósł wzroku ani na chwilę, ale z pewnością słyszał, że przyszedł ktoś obcy. Miał na sobie skórzaną czapkę, chociaż dopiero sierpień i znoszoną, brudną kurtkę. Jego kręgosłup był wygięty jak pałąk.
- Poznaj moją nową sąsiadkę, Elise. Tam dalej stoi jej mąż. Dzieci już się wyniosły, ale przychodzą, kiedy potrzebują pomocy kilka razy w tygodniu. Powtarzam jej, że jest za dobra. Przypominasz mi Elise, mówię. Ona również rozpuściła i dzieci, i męża, i co dostaje w zamian? Mąż pojechał do rodziców w Eidsvoll, a jedno z dzieci zaginęło. Męża i dzieci trzeba krótko trzymać, zawsze to powtarzam, inaczej będą myśleć, że jesteś ich służącą, którą mogą wysyłać to tu, to tam.
Elise zerknęła na sąsiadkę i uśmiechnęła się.
- Ma pani szczęście, że pani Jonsen jest pani sąsiadką. Jest jak anioł. Kiedy miałam niespodziewanych gości, przybiegła ze swoją puszką ciastek, a kiedy musiałam załatwić ważną sprawę, ona pilnowała moich dzieci.
- A co innego miałam zrobić? Nie mogłam patrzeć na to, żel maluchy siedzą same w domu, a mąż nie zachowuje się jak mąż.
Elise roześmiała się zakłopotana.
- Masz na myśli to, że Emanuel zachorował?
- Nie, akurat nie o tym myślałam, ale nigdy nie powinnaś wychodzić za wielkiego pana. Oni nie zachowują się jak nasi mężowie, wiesz przecież. Nie znoszą, kiedy dzieci krzyczą albo marudzą, albo się złoszczą. Jego matka jest niewiele lepsza. Mówiła, że dom jest za mały, a jedzenie niedobre. Ciotka wszędzie rozwieszała swoje ubrania, także kiedy my robiliśmy pranie i z jej rzeczy kapało na nasze. Jak im się wiedzie poza tym? Skończyli już żałobę po zmarłym synu? Ludzie z wyższych sfer zawsze bardziej opłakują ludzi niż my. Nie są przyzwyczajeni do cierpienia.
Elise nie zapomniała o tym, że pani Jonsen jest zrzędą, ale nie pamiętała już, że było aż tak źle. Może to przez to, że tyle czasu żyła sama. Najwyraźniej nie miała dobrych stosunków z poprzednimi najemcami.
- Co słychać u tego pana, który miał cię zabrać do fotografa na Oscarsgate? Wydaje mi się, że widziałam go na Stortorvet jednego dnia. - Odwróciła się do sąsiadki. - Gdyby pani widziała tego człowieka! W kapelusiku, laska ze srebrnym zakończeniem, złoty zegarek i wykrochmalony kołnierzyk. Wyglądał jak bogaty kupiec.
Elise udało się ukryć swoje przerażenie. Czy Asle Diriks wrócił już do domu? Sądziła, że zostanie w Anglii kilka lat. Kiedy tam wyjechał? Czy to nie było na jesieni dwa lata temu?
Żeby tylko jego ojciec nie czytał Córki przekupki. Z pewnością nabrał ochoty, żeby poznać którąś z jej książek po tym, co się stało.
- Spotkałam Annę i małą Aslaug niedaleko stąd na ulicy - kontynuowała pani Jonsen niewzruszona. - Jej ojciec ma dziś wrócić z Toten, jak powiedziała. Wówczas pani Evertsen nie będzie mogła pilnować Aslaug, powiedziała. Pani Evertsen nie lubi przeklinania i picia.
Elise pomyślała, że i pani Jonsen, i pani Evertsen były całkiem rozbawione, poprzedniej Wigilii, którą spędzały z Thoresenami. Szczególnie na początku. Po pewnym czasie na ich twarzach znów pojawiło się napięcie.
- Muszę opowiedzieć o tym Johanowi - powiedziała szybko. - On jeszcze nie wie, że jego ojciec wrócił. - Odwróciła się do sąsiadki. - Pochodzicie z Sagene?
Pani Jonsen nie pozwoliła jej powiedzieć ani słowa.
- Są z Eidsberg w Smålenene, przyjechali pociągiem ze stacji Slitu. Elise poczuła na przemian gorący i zimny pot na plecach. Jak to możliwe, żeby prześladował ją taki pech? Ze wszystkich miejsc w Norwegii, sąsiedzi pani Jonsen musieli pochodzić właśnie z Eidsberg! Pani Jonsen, posiadającej niepohamowany apetyt na sensację i niewiarygodną umiejętności tropienia wszystkich historii, którymi może potem zabawiać innych! Nagle pani Jonsen przyszło coś do głowy.
- Czy to nie z Eidsberg pochodził ten włóczęga, z domu pani Børresen?
- Nie wiem. Nie pamiętam, żeby pani Børresen coś o tym mówiła. Pani Jonsen odwróciła twarz w kierunku sąsiadki.
- Znaleźli chorego żebraka w sianie w stodole Vøienvolden. Pani Børresen, żona dzierżawcy, była na tyle uprzejma, że wzięła go do domu, ale zaraziła się i umarła kilka tygodni później. Nie opłaca się być zbyt dobrym.
- On był z Eidsberg, mówi pani? - Elise zobaczyła sąsiadkę otwierającą usta po raz pierwszy, jej przypuszczenia okazały się prawdą: nie miała zębów.
- Tak sądzę. Muszę zapytać stajennego. Widuję go czasem, kiedy idę do Magdy. Elise modliła się w myślach, żeby stajenny nie znał prawdy. Dobrze że Børresen przeniósł się gdzie indziej. Pani Jonsen roześmiała się.
- Cóż za śmieszny zbieg okoliczności! Że pani i jej mąż pochodzicie z tego samego miejsca, co ten żebrak z siana!
Nie powiedziała przynajmniej Cygan z siana, pomyślała Elise z ulgą.
Odwróciła się, zbierając się do odejścia. Nie wyglądało na to, żeby pani Jonsen miała zamiar zaprosić ją na kawę. Nowa znajomość była widać dla niej ważniejsza.
- Pójdę już. Może mój teść przyszedł pod moją nieobecność. Nie zechciałabyś nas odwiedzić i zobaczyć, jak mieszkamy? Numer 76 obok Biermannsgården.
- Wiem to doskonale. - Pani Jonsen powiedziała to, jakby się poczuła urażona. - Przyjdę jednego popołudnia, kiedy twój mąż będzie w pracy. Nie wydaje mi się, żeby mnie zbytnio lubił. Wie, że przyjaźniłam się z jego poprzednikiem.
Elise nic nie powiedziała. Nie pamiętała, żeby między Emanuelem a panią Jonsen panowały jakieś szczególnie dobre stosunki.
W drodze do domu jej myśli znów zaczęły krążyć wokół Asle Diriksa. Myśl o nim zmroziła ją. Tak jakby nie dość miała kłopotów z Ansgarem i Helene!
Usłyszała jego głos, zanim jeszcze przeszła przez bramę. To dziwne, że syn i ojciec mają tak różne głosy. Głos Johana był głęboki i przyjemny, podczas kiedy głos ojca był cienki i piskliwy. To zależało też od tego, czy akurat wypił, czy nie.
- Witam, teściu! Słyszałam właśnie od pani Jonsen, że oczekiwano cię w Kristianii, ale nie wiedziałam, że już tu jesteś.
Thoresen zachichotał.
- Czy to nie miła niespodzianka? Oto i jestem! Elise napotkała spojrzenie Johana. Nie wyglądał na uradowanego. Kristian nastawił kawę i wyciągnął kubki. Peder właśnie wrócił ze sklepu i przebierał się na piętrze. Musiał załatwić jakąś sprawę dla Larsena na dworze w deszczową pogodę i był przemoczony. Everta jeszcze nie było, a Dagny i najmłodsze dzieci bawili się nadal na górze.
- Co słychać na Toten? - spytała i zdecydowała, że nie będzie myśleć o Asle Diriksie, dziwnych wypowiedziach Hugo albo o Ansgarze i Helene. Mimo że policja ją przeprosiła i nie musiała się obawiać ataku z tej strony, nie była pewna, czy Helene, Ansgar, pan i pani Mathiesen zrezygnowali z pomysłu zabierania Hugo do siebie raz na jakiś czas.
- Toten to istny raj na ziemi! - wykrzyknął z zachwytem. - Powinnaś zobaczyć zagrodę mojego siostrzeńca teraz, w jesiennym słońcu! Niedaleko jest las, z wielkimi świerkami, są tam też kwiaty we wszystkich kolorach. Mają konia i trzy krowy, maciorę i prosiaki. Mają też kury. I piwnicę na ziemniaki. Babcia chodzi o lasce i stuka nią w podłogę, jak tylko się zdenerwuje, a dziadek siedzi na łóżku, przy którym ma sznur z sufitu, za pomocą którego może się podnosić. Jak do nich przychodzę, nakrywają w najlepszym pokoju. Używają go tylko wtedy. Nie wszyscy mają krewnych, którzy byli w Ameryce, ale teraz całe Toten wie o tym, że tam byłem i mieszkałem w willi. Sąsiedzi zapraszali mnie tylko po to, żeby potem pochwalić się innym, że ja u nich byłem.
- Jak miło. Jak rozumiem, nie tęsknisz za Aker? Thoresen wybuchnął śmiechem.
- Za Aker? Z jej smrodem, szczurami i biedotą? O nie, nie. To nie dla mnie. Człowiek taki jak ja nie może osiedlić się tu, nad rzeką. Aslaug to rozumie, dlatego nie prosi mnie, żebym został dłużej, jak przyjeżdżam do domu.
Elise zerkała na Johana. Widziała, że mięśnie na jego twarzy zesztywniały, wiedziała dlaczego. Matka prosiła i błagała ojca, żeby osiedlili się w Kristianii, znaleźli pracę w fabryce i pomógł jej przy Annie, ale ojciec odmówił. Nie był nawet sternikiem, tylko zwykłym marynarzem. Tak bardzo się chwalił, że w końcu uwierzył w swoje historie!
- Czy nie czułeś się dziwnie, widząc znowu małą Aslaug? Urosła bardzo od Bożego Narodzenia.
Zignorował jej pytanie. Dzieci nie bardzo go interesowały, zwróciła na to uwagę już dawno temu.
- Chciałem wybrać się na drugą stronę oceanu, żeby spotkać paru znajomych. Poza tym mam mały problem.
Elise znów spojrzała na Johana, ciekawił ją dalszy ciąg. Thoresen z pewnością prosił go o pożyczkę, to dlatego Johan mógł wyglądać na takiego zaciętego.
- Jeden człowiek w Stanach jest mi winien pieniądze. Całkiem sporą sumkę - dodał szybko. - Teraz napisał, że pieniądze już na mnie czekają, ale nie odważył się ich wysłać. W końcu złodzieje są też na poczcie, w banku i na ulicy.
Dopiero teraz Johan mu przerwał.
- Czy masz ten list ze sobą? Mogę go przeczytać?
- Na miłość boską, nie wierzysz własnemu ojcu?
- Nie! - Johan powiedział mu to prosto w oczy. - Oszukałeś mnie już wcześniej. A tych pieniędzy, które pożyczyłem ci ostatnio, nigdy więcej nie widziałem.
- Jaki ty się zrobiłeś pazerny! Dostaniesz je z powrotem, możesz być pewien, musisz tylko okazać cierpliwość.
- Pracuję od rana do wieczora, to samo robi Elise, Peder i Evert. Dochód mój i Elise razem, jest niepewny, ale wiem, że po jakimś czasie będzie coraz lepiej. W międzyczasie musimy zachować ostrożność. Wyłożenie pieniędzy na twoje przyjemności w Ameryce byłoby szaleństwem w sytuacji, kiedy nasze dzieci ich potrzebują.
- Więc żałujesz swojemu ojcu pieniędzy na to, żeby odwiedził starych znajomych, zanim opuści ten padół? Masz serce odmówić własnemu ojcu, wiedząc przez co przeszedłem? Najpierw sparaliżowana córka, potem śmierć matki, a potem utrata żony. Niewielu jest ludzi, którzy mają tak ciężko w życiu.
Johan wybuchnął.
- Coś mi się zdaje, że na starość masz kłopoty z pamięcią! Zdradzałeś matkę, już zapomniałeś? Najpierw zostawiłeś ją samą z Anną, nie przysyłając jej złamanego centa! Matka prawie zaharowała się na śmierć, kiedy ty się zabawiałeś w towarzystwie panienek, przy winie w każdym porcie! Tego jestem pewien. Utrzymywałeś ją w przekonaniu, że nie żyjesz, chociaż żyłeś i miałeś się doskonale w Ameryce, z inną kobietą. A teraz oczekujesz, że okażę ci współczucie? Co z ciebie za człowiek? W każdym razie nie można cię nazwać mężczyzną!
Elise spodziewała się, że ojciec mu odpowie i zaczną się naprawdę kłócić, ale ku jej zdumieniu nic takiego nie nastąpiło.
- Tak, tak - wymamrotał tylko. - Dla was tak będzie jeszcze gorzej. Nie rozumiała, co ma na myśli, ale cała sytuacja była przykra.
- Chodź, napijemy się kawy. Kristian przygotował chleb z masłem dla nas, za kilka dni się wyprowadza, chciałbym, żebyśmy miło spędzili ten czas.
Kristian uśmiechnął się.
- Nie planuję wyprowadzać się na dobre, będę tylko kilka kilometrów stąd.
- Powinieneś popłynąć do Ameryki - powiedział żarliwie Thoresen. - To jest kraj przyszłości, Kristianie. Co cię czeka tutaj? Ciężka praca w fabryce i wczesna śmierć? Nie, przyjedź za ocean i wzbogać się. Tam ludzie jeżdżą automobilami, wszyscy mają duże domy, a ulice są szerokie.
Peder zszedł na dół, był blady i wyglądał na zmęczonego.
- Miałeś dziś dużo roboty, Peder? Nie wyglądasz już na takiego zadowolonego jak wczoraj.
- Larsen kazał mi latać po całym mieście. Ale nie miałem wózka, wszystko nosiłem na plecach.
- Dlaczego nie dostałeś wózka? Wszyscy, którzy rozwożą towar takie mają.
- Zepsuł się. Jedno koło mu odpadło.
- Mogę przyjść jutro i pomóc ci naprawić wózek - powiedział Kristian uczynnie. - Muszę wybrać się do Møllergata i kupić ubrania dla Halfdana. Tam, gdzie ty wcześniej kupowałaś ubranka, Elise.
Skinęła głową.
- Ubrania dla biednych dzieci. Sklep nadal istnieje. Kupiłam tam ubranka dla Olaug. Thoresen popatrzył na Kristiana ciekawskim wzrokiem.
- Nie nauczyłeś się ostrożności z dziewczynami? Sprawić sobie dziecko w wieku piętnastu lat? Tracisz szansę, żeby zostać kimś.
W Elise się zagotowało.
- Do wszystkich diabłów! Ja zajmę się Halfdanem, a Kristian będzie się uczył. Tylko nieliczni mają to szczęście, żeby się wzbogacić w Ameryce. Większość wykańcza się tam, tak samo jak tutaj.
Wiesz, że 20 tysięcy wróciło do Norwegii? Właśnie niedawno pisali o tym w gazetach. Myślisz, że wróciliby do domu, gdyby było tam tak łatwo zarobić na życie? Co dziwne, Thoresen nic nie powiedział. Peder stał w milczeniu i patrzył. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Kłócicie się mimo tego, że dziadek wrócił do domu? - spytał cicho. Elise spojrzała na niego zdziwiona. Po raz pierwszy nazwał ojca Johana dziadkiem.
Zawstydziła się. Peder tak bardzo chciał, żeby byli zwyczajną rodziną, żeby Johan był jego ojcem, żeby nie było innych ojców i dziadków, którzy pojawiali się nagle i sprawiali problemy.
- Nie kłócimy się, Peder. Dyskutujemy tylko, czy życie w Ameryce jest o tyle lepsze od życia tutaj.
- Wuj Kristian wraca.
- Tak, właśnie. Chce się zestarzeć w Norwegii, tak powiedział. Kristian zaprotestował.
- Ale dobrze tam zarobił. Inaczej nie miałby pieniędzy na powrót.
- O, widzisz Elise! - wykrzyknął teść. - Nie możesz wierzyć we wszystko, co piszą w gazetach.
W tym momencie usłyszała głosy na zewnątrz, a zaraz potem pukanie. Kristian wyjrzał przez okno.
- To Anna, Torkild i Aslaug.
- Jak miło! - Elise pospieszyła, żeby wyciągnąć jeszcze dwa kubki. - Jeszcze tu nie byli. Cieszę się, że będę mogła pokazać Annie dom.
Wkrótce zapełniły się miejsca wokół stołu. Aslaug poszła na górę przywitać się z dziećmi, tylko Halfdan był na dole i siedział na kolanach u Kristiana.
- Jaki przytulny dom! - wykrzyknęła Anna, rozglądając się dookoła. - Jeszcze nigdy nie byłam tu w środku, chociaż tak często byłam w Biermannsgården, żeby kupić mleko i jaja. Ale zawsze patrzyłam w te okna - dodała, śmiejąc się. - To zawsze takie kuszące, żeby tak zajrzeć, jak żyją inni. - Odwróciła się do Johana. - Tak miło z twojej strony, że pożyczysz ojcu pieniądze na podróż! Nie wiedziałam, że tak dobrze zarabiasz ostatnio.
Johan pociemniał na twarzy i wpatrywał się wzburzony w ojca.
- Powiedziałeś Annie, że obiecałem ci pożyczyć pieniądze? Thoresen wzruszył ramionami i błądził wzrokiem.
- Wiedząc, że mam syna, który dobrze zarabia, sądziłem, że to nie będzie problemem. Johan posłał Annie zrezygnowane spojrzenie.
- Ale właśnie o to chodzi. Nie oddałem jeszcze ostatniej pracy, a Elise nie otrzymała honorarium za ostatnią książkę od dawna. W zeszłym roku zarobiliśmy lepiej niż w poprzednich, ale mieliśmy też spore wydatki. Chłopcy są w najgorszym okresie dorastanie, Peder i Evert mają teraz buty o trzy numery większe niż w zeszłym roku. Każdy z nich je też jak dorosły człowiek. Gdyby nie majster Paulsen i pan Wang-Olafsen, Evert nie mógłby zacząć szkoły, a Kristian nie mógłby wziąć dodatkowo szkoły wieczorowej do ostatniego roku szkoły ludowej. Jeśli otrzymujemy pomoc od naszych dobroczyńców, nie możemy jednocześnie pożyczać pieniędzy na to, żeby ojciec zażywał przyjemności w Ameryce! Anna wyglądała na wstrząśniętą.
- Nie, teraz wszystko rozumiem. Muszę przyznać, że jestem zaskoczona, ale myślałam, że znalazłeś nabywcę, który naprawdę docenia twoją pracę. - Spojrzała na ojca oskarżycielsko, ale nie powiedziała wyraźnie tego, co myśli.
Thoresen podniósł się.
- Nie, nie. Będzie lepiej jak już pójdę. Myślałem, że kochacie swojego ojca, ale rozumiem, że się myliłem.
Peder zszedł cicho po schodach i popatrzył przestraszony.
- Już idziesz? - brzmiał na zawiedzionego.
- Widzisz, Pederze, tak to już jest. Niektórzy ludzie nie potrafią zrozumieć, że ktoś chce dla nich jak najlepiej. Myślą tylko o sobie i nie chcą się niczym dzielić z innymi. Peder patrzył to na Elise to na Johana.
- Dlaczego nie chcecie pomóc dziadkowi? Thoresen wyglądał na zaskoczonego, że Peder zaczął nazywać go dziadkiem. Roześmiał się.
- Co za chłopak. Pomóc dziadkowi, powiedział. Oto widzicie, chłopiec ma wielkie serce, większe niż wy, którzy siedzicie tutaj.
Johan był czerwony z wściekłości.
- Przestań robić przedstawienie! Usiądź i zachowuj się, jak przystoi dorosłemu człowiekowi. Thoresen go nie słuchał, nałożył czapkę i poszedł w kierunku drzwi.
- Idę do pani Evertsen. Ona wie, jak to jest być samotnym na świecie.
Hilda wpatrywała się za okno. Nienawidziła deszczu. Nie wie działa też, za co się zabrać. Wszystko ją nudziło. Nadchodziła jesień a za nią kolejna zima, z deszczem, śniegiem, mgłą i niekończącym się ciemnymi dniami. Czym miała się teraz cieszyć, kiedy zabraknie tych potajemnych spotkań z Christofferem?
Usłyszała Ole Gabriela stąpającego ostrożnie w korytarzu. Jego ruchy stały się ostatnio powolne, wydawało się, że się starzeje. Po zasłabnięciu spędzał większość czasu w domu, nie czuł się już źle miał apetyt i jadł dobrze. Trochę za dobrze, pomyślała. Robił się coraz grubszy.
Nie odwróciła się, kiedy wszedł do pokoju. Kiedy była w t; kiepskim nastroju, jak tego dnia, powinna się trzymać jak najdalej od niego. Działał jej na nerwy.
- Stoisz tak i patrzysz przez okno, przyjaciółko? Czy nie mógł sobie darować tego przyjacielskiego tonu?
- Trójkąt ostrzegawczy na Sankthanshaugen obiecuje lepszą pogodę. Będziemy mogli sobie zrobić wycieczkę automobilem. Może gdzieś pojedziemy? Co ty na to? Wierzę, że kupiec Vangen z chęcią nas ugości.
- Elise, Johan i dzieci były z adwokatem Wang-Olafsenem w Sarabråten i płynęli statkiem po Nøklevann.
Pożałowała tego w jednej chwili. Co by było, gdyby natknęła się na Christoffera? Nie wytrzymałaby, widząc go z inną kobietą.
- Niestety to się już nie uda. Statek „Sara" został wczoraj porąbany. Pan Heftye otrzymał ofertę kupna za pięćdziesiąt koron, co tak go rozzłościło, że uznał, iż nikt inny go nie dostanie. Odwróciła się i popatrzyła na niego przestraszona.
- Porąbali taki piękny statek? Musiał pomyśleć, że jest rozczarowana, bo szybko dodał: - Ale możemy się wybrać w rejs innym statkiem. Jesień dopiero się zaczęła i na szczęście jest jeszcze ciepło. Możemy wybrać się na wycieczkę statkiem „Ceres" z Vippetangen do Sjursøya w Bunnefjorden. Statek pływa między wyspami. Pan Oscar Carlsen kupił dom letni w tamtej okolicy w zeszłym roku, mieszkają tam od maja do września. Rozmawiałem z nim sporo ostatnio, wiele razy zapraszał nas, ale byłaś tak zajęta, że nie miałem odwagi tego proponować. Wiem, że nie jesteś specjalnie zachwycona córką, ale nie jest pewne, że tam będzie. - Zmęczył się, mówiąc tyle, więc usiadł na jednym z obitych pluszem foteli. - Na wyspie jest tylko trzynaście willi, z żadnej z nich nie widać pozostałych. Wszyscy się znają, nie tolerują tam intruzów. Nie chcą też mieć tam żadnego pensjonatu. Każdej wiosny przyjeżdżają tam ze swoich domów w mieście z niańkami, wachlarzami i całym kramem.
Willa Carlsena leży w najwyższym punkcie, tak powiedział. Jest biała i ma kolumny i altany. Wiązy i lipowa altanka zasłaniają widok na dom sąsiada, między drzewami i krzewami wiją się ścieżki, po których można spacerować. Czy to nie brzmi czarująco?
Hilda pokiwała głową mechanicznie, odwracając głowę od okna. Myślała o Christofferze. Gdyby zachowywał się porządnie, jak większość mężczyzn, mogłoby im wciąż być ze sobą dobrze. Gdyby się nie żenił przez kilka lat, może mogliby ze sobą w końcu być i kupić willę na jednej z wysp nad fiordem.
- To wspaniale, że masz na to ochotę. Jesteś ostatnio blada i spięta. Jesteś też smutna, ale to może dlatego, że nie czułaś się dobrze ostatnimi czasy. Morskie powietrze dobrze by ci zrobiło. Jeśli ci się spodoba, jestem pewien, że Oscar i Betzy Carlsen pozwolą nam zostać tam kilka dni.
Hilda zaczęła się pakować jeszcze tego samego wieczora. Zdecydowali, że pojadą w niedzielę. Tym razem miało się tam zebrać większe towarzystwo, więc nie wzięli ze sobą dzieci. One miały zostać i czekać na okazję, kiedy nikt inny nie zostanie zaproszony.
Wspaniale będzie wyjechać na chwilę z miasta, pomyślała. Nie wspominając już o tym, jak przygnębiające było łażenie w kółko i zastanawianie się, co przedsięwziął Christoffer i z kim był.
Pan Oscar Carlsen miał zamiar wypłynąć łodzią, którą przy- i woził co piątek ojców do domów letnich. Jak się dowiedzieli, pani Carlsen i Karoline wyszły. Pan Sigvart Samson, mąż Karoline, popłynął łodzią razem z teściem. Córka miała już ponad dwa lata, ale Hilda jeszcze jej nie widziała. Karoline i Sigvart Samson przenieśli się do Frogner.
Hilda chciała zobaczyć Karoline i Sigvarta razem. Jak udawało mu się ukryć przed swoją żoną, że nie jest taki jak inni mężczyźni? Mieli nawet razem dziecko. Czytała w gazecie - takiej, której nie odważyłaby się pokazać Olemu Gabrielowi - że mężczyźni, którzy mają pociąg do własnej płci, mogą mieć dzieci. Nie rozumiała, jak to możliwe. Pamiętała też, jak Elise spotkała go kiedyś, i powiedział, że chcą mieć tylko jedno dziecko. Może wystarczył ten jeden, jedyny raz, żeby począć to dziecko?
Wizyta w Sjursøya mogła być ciekawsza, niż się spodziewała. Carlsenowie byli najlepszymi przyjaciółmi Hugo Ringstada, z pewnością mają coś do opowiedzenia o Signe i tym leniu, za którego wyszła, a o ile dobrze znała Betzy Carlsen, Ole Gabriel i ona nie będą jedynymi gośćmi.
Kiedy obudziła się niedzielnego ranka, słońce świeciło, a na niebie nie było ani jednej chmurki. W końcu poczuła, że zły nastrój ją opuszcza. Może wśród gości Carlsenów będą jacyś przystojni młodzi mężczyźni?
Statek odchodził z przystani przy Østbanen do Malmøya, Ulvøya i Sjursøya. Nie była jeszcze nigdy na pokładzie takiego małego parowca, płynęła jedynie wielkim statkiem dawno temu, po kanale La Manche. Denerwowała się trochę.
Gdy tylko kierowca wysadził ich na nadbrzeżu, zobaczyła pana Carlsena i Sigvarta Samsona, którzy stali i czekali na nich.
- Jak miło, pani Paulsen! - Oscar Carlsen pozdrowił ją serdecznie. - Tak bardzo się ucieszyłem, kiedy pani mąż powiedział, że przyjmujecie zaproszenie.
Przywitała się z Sigvartem Samsonem. Nie widziała go od dawna i pomyślała, że się zmienił. Miał w sobie teraz jakąś dumę. Sprawiał wrażenie nawet, jakby się wywyższał. Może myślał, że jest więcej wart, odkąd został zięciem Oscara Carlsena?
- Jak się miewa pani siostra, pani Paulsen? - zapytał niemal od razu. Wiedziała, że zaprzyjaźnił się z Elise. Może brakowało mu jej w kantorze?
- Pisze książki, pilnuje dzieci i ma tyle na głowie, że niemal obawiam się ją odwiedzić.
- Słyszałem, że przenieśli się do Vøienvolden?
- Mieszkali tam przez chwilę, ale teraz przenieśli się do domu obok Biermannsgården. Właściciel fabryki ma nowego dzierżawcę i potrzebował domu dla parobków.
- Czytałem jej wszystkie książki. Teraz czytam Birgera Olsena z Sagene. Bardzo przyjemna książka. Nie mogę pojąć, jak udaje jej się wymyślić te wszystkie dziwne rzeczy, które ten chłopiec mówi.
Hilda już miała powiedzieć, że Elise nie zmyśliła tego wszystkiego, tylko wykorzystała powiedzonka Pedera, ale mądrze nie odezwała się ani słowem. Nie była pewna, czy Peder ucieszyłby się, wiedząc, że zostały wykorzystane. W końcu skończył już piętnaście lat i nie był już dzieckiem.
W tym momencie usłyszeli muzykę. Hilda odwróciła się zaskoczona.
- Czy tu są muzycy? Pan Carlsen skinął głową.
- Co niedzielę. To niemieccy muzycy, grają całkiem przyzwoicie. Na skrzypcach i gitarach, a także na flecie i rogu. Stroją się. Najlepiej będzie, jeśli wejdziemy na pokład. Niedługo odbijemy od brzegu.
Hilda obawiała się trochę, ale parowiec „Ceres" płynął stabilnie, nie było wiatru ani fal, a Ole Gabriel wyjaśnił, że niedługo potrwa, zanim dopłyną do wyspy.
Letnie ciepło powróciło, cudownie było czuć chłodną bryzę, kiedy statek płynął.
Była niemal zawiedziona, kiedy Ole Gabriel wskazał na wysepkę, do której mieli przybić. Zaciekawiona spoglądała na biały dom, stojący na szczycie wzgórza. Przedstawiał się imponująco.
Parowiec hałasował tak strasznie, że ciężko było rozmawiać na pokładzie, ale Sigvart Samson krzyczał do jej ucha.
- Sjurøya nazywają perłą Oslofjordu. Niech pani popatrzy na dno morskie. Woda jest tu tak czysta, że widać na nim muszle, rozgwiazdy i kamienie.
Gdy tylko wysiedli na ląd, zaczął iść obok niej. Chciał wiedzieć wszystko o Elise, Johanie, dzieciach, o pracy Johana jako rzeźbiarza i czy Elise udaje się zarobić na życie pisaniem.
- Panna Johannessen wciąż o nią dopytuje. Nie rozumie, dlaczego pani Ringstad, przepraszam, pani Thoresen, nie odwiedza nas w kantorze. Wydaje mi się, że jest jej przykro z powodu Jorund. To pani Thoresen pomogła dziewczynce znaleźć dom. Może nie najgorzej miała w sierocińcu, ale to radość móc patrzeć, jak wesoła i okrąglutka się zrobiła.
Hilda zerknęła na niego zaciekawiona.
- Chyba kocha pan dzieci, panie Samson.
- Tak, rzeczywiście. Nic nie ogrzewa bardziej mojego serca niż widok biednego malucha, który znalazł dobry dom.
- A pan sam? Ile pan ma dzieci?
- Tylko jedno. Małą dziewczynkę w wieku dwóch lat. To wspaniałe doświadczenie móc obserwować, jak mały człowiek rozwija się z dnia na dzień od chwili przyjścia na świat.
Trudno było podejść pod strome wzgórza, ale widoki, jakie się przed nimi roztaczały, rekompensowały ten trud. Wzdłuż ścieżki rosły drzewka różane, a nad rowem kwiaty we wszystkich barwach.
Odwróciła się, żeby zobaczyć jak szło Ole Gabrielowi. Oddychał ciężko, a jego twarz miała kolor purpurowoczerwony.
- Musisz iść spokojniej, Ole Gabrielu. Nie służy ci taki wysiłek.
- Co za brednie! - wybuchnął zirytowany. - Tak, jakbym nie mógł podejść pod tę górkę, ja, który chodziłem po górach w Jotunheimen!
- Ale to było wiele lat temu.
- Musisz mi przypominać, jak stary już jestem? Uśmiechnęła się przepraszająco do Sigvarta Samsona. Nie warto pozwolić mu myśleć, że nie wszystko było tak, jak należało między Ole Gabrielem a nią. Samson pracował w końcu w kantorze przędzalni i mógł rozpowiedzieć to i owo wśród pracowników.
W końcu dotarli na szczyt. Cóż tam był za widok! Lśniące morze w oddali, białe żagle na horyzoncie, zielona, bujna przyroda dookoła. Letnia willa Carlsena to marzenie.
Między kolumnami w altanie stały krzesła, siedziało tam kilka kobiet i rozkoszowało się pięknym dniem.
Teraz zobaczyła, jak Betzy Carlsen wstaje i wychodzi jej na spotkanie. Wahała się trochę z początku, tak jakby nie była do końca pewna, kim jest Hilda, ale za chwilę ją rozpoznała.
- Pani Paulsen? Jak miło! Nareszcie mojemu mężowi udało się was namówić! Witamy! Uśmiechnęła się i podziękowała.
- Cóż za piękne miejsce! Nie wiedziałam, że na wyspach tak blisko Kristianii znajdują się takie piękne wille!
- Nie, próbujemy zachować ten sekret dla siebie. Nie chcemy, żeby zbyt wielu ludzi odkryło ten raj.
Zwróciła się do kobiet, które siedziały w altanie.
- Karoline! Pani Hilda Paulsen tu jest. Karoline podniosła się, wyraźnie niechętnie. Chyba będą kłopoty, pomyślała Hilda. Karoline nie lubiła ich od czasu, kiedy Elise wyszła za mąż za Emanuela. Po pierwsze, sama chciała za niego wyjść, po drugie, była wstrząśnięta tym, że Emanuel zakochał się w biednej dziewczynie z fabryki, tym bardziej, że jej ojciec utopił się w rzece.
Zmusiła się do uśmiechu. Karoline przynajmniej nie będzie miała satysfakcji, widząc ją poniżoną, ponieważ była w towarzystwie najznamienitszych ludzi w mieście.
- Jak wspaniale, że mamy okazję zwiedzić letni dom państwa rodziców, pani Samson. Wycieczka statkiem była bardzo przyjemna, szczęście, że pogoda dopisuje, po tych kilku deszczowych dniach.
Karoline pozdrowiła ją z rezerwą, mierząc ją spojrzeniem od stóp do głów.
Hilda nagle poczuła się w doskonałym humorze. Jeśli życie było nudne ostatnio, ona dołoży wszelkich starań, żeby stało się znów ciekawe. Karoline wyglądała, jakby się nudziła całe życie. Nie potrafiła zdobyć się na uprzejmość wobec gości swoich rodziców. To może być zabawne. Może powinna udawać, że flirtuje z Sigvartem Samsonem? Nikt nie wiedział tego, co ona. Najwyraźniej nikt me podejrzewał, że nie wszystko było z nim w porządku. Może nawet Karoline, mogła po prostu myśleć, że jest wyzuty z namiętności.
- Pani mąż był bardzo uprzejmy wobec mnie podczas rejsu. Pokazywał mi wszystkie ciekawe rzeczy, które są na dnie morza, i powiedział, że Sjursøya nazywają perłą Oslofjordu. Teraz, kiedy widzę, jak tu pięknie, dobrze to rozumiem. Tak się cieszę, że będę mogła poznać państwa córkę, pani Samson! Słyszałam, że jest urocza, a ojciec jest z niej bardzo dumny!
Zauważyła, że Karoline otwierała usta kilka razy, żeby coś powiedzieć, ale Hilda nie pozwoliła sobie przerwać.
- Pamiętam, kiedy moja siostra, pisarka Elise Thoresen, pracowała w kantorze razem z pani mężem, była nim tak oczarowana! Nie mogła się go nachwalić. Pomagał jej, kiedy miała dużo pracy, pocieszał ją, kiedy była w złym nastroju, a nawet pomagał jej rąbać drewno na Hammergaten, kiedy została sama. Jest prawdziwym dżentelmenem. - Zaśmiała się cicho i popatrzyła zawstydzona na Karoline. - Nie powinnam tego może mówić, ale jest niewiarygodnie czarujący.
Ku swojej radości, odkryła, że Karoline zupełnie nie wiedziała, co odpowiedzieć, stała niemo, jakby straciła mowę. Przypomniało jej to bajkę o księżniczce, której nikt nie mógł uciszyć. Powinna odgrywać rolę tej księżniczki do samego końca pobytu na wyspie.
Panowie, którzy wcześniej stali i podziwiali krajobraz, teraz podchodzili do nich z oddali.
- Stoję i tak tu pana chwalę, panie Sigvarcie - pospieszyła z wyjaśnieniami. - Mam nadzieję, że pana żona wie, jakie ma szczęście? - Odwróciła się do Karoline. - Nie byli państwo chyba jeszcze u nas, chociaż zanim się państwo przenieśli, byliśmy niemal sąsiadami. Proszę pomyśleć, jak byłoby miło, gdybyście nas odwiedzili. Mój mąż, majster, bardzo by się ucieszył. W kantorze nie może przecież faworyzować pani męża spośród innych pracowników, ale nikt nie musi wiedzieć, że nas państwo odwiedzają.
Zauważyła, że Karoline poczerwieniała. Nagle sytuacja się odwróciła. Karoline nie była już tą, która stała najwyżej w hierarchii i mogła patrzeć z pogardą na biedne rodziny robotnicze znad Aker. To ona stała teraz wyżej, była żoną majstra, szefa męża Karoline. To było tak przyjemne uczucie, że miała ochotę śmiać się głośno.
Poczuła, że Ole Gabriel obrzuca ją zdezorientowanym spojrzeniem. Zauważył z pewnością, że żywiołowo rozmawia z Karoline, chociaż wiedział, że jej nie znosi. To spowodowało, że poczuła się jeszcze lepiej. Złapała Sigvarta Samsona za ramię.
- Czy inni muszą o tym wiedzieć, panie Samson? Czy może mogę powiedzieć, Sigvarcie? Sigvart Samson wyglądał na zdezorientowanego.
- Nie śledziłem rozmowy, więc nie wiem, o czym pani mówi, pani Paulsen.
- Powiedziałam, że najwyższy czas, żeby pan i Karoline nas odwiedzili. Karoline była najbliższą sąsiadką mojego męża, ale, choć teraz się państwo przenieśli, uważam, że powinniśmy się trzymać ze starymi sąsiadami.
Sigvart Samson uśmiechnął się szeroko i wyglądał, jakby nie miał nic przeciwko temu pomysłowi. Karoline jednak wyglądała jak chmura gradowa. Podeszła do nich pani Betzy Carlsen.
- Z pewnością chcą się państwo odświeżyć po podróży, pani Paulsen. Służąca pokaże państwu drogę do państwa pokoi. Potem możemy usiąść do stołu.
Usłyszała pukanie do drzwi i Ole Gabriel wszedł do jej pokoju.
- Czy mogłabyś mi pomóc z tym kołnierzykiem? Wrzyna mi się w gardło. Hilda roześmiała się.
- Oczywiście, że ci pomogę, mój drogi. Widziałeś kiedyś tak piękny pokój? Z widokiem na morze ze wszystkich stron?
Ole Gabriel chrząknął w odpowiedzi.
- Wyglądasz na bardzo zachwyconą Sigvartem Samsonem. Nie wydawało mi się nigdy, żeby miał aż tyle zalet.
- Sigvart? Ależ on jest fascynujący! Nie pamiętasz, jak Elise opowiadała, jaki jest miły i że przychodził porąbać jej drzewo?
- To nie jest aż takie dziwne dla ludzi z jego sfer.
- To znaczy, że on nie jest członkiem wyższych sfer? Mimo że ożenił się z córką Oscara Carlsena, nie wywyższa się.
Ole Gabriel znów chrząknął.
- I tak uważam, że przesadzasz, wychwalając go pod niebiosa. W końcu jest tylko jednym z moich pracowników.
Hilda zaśmiała się.
- Nie jesteś chyba zazdrosny? Powiem ci zatem tajemnicę. Tego dnia, kiedy Emanuel oświadczył się Elise, Karoline zachowała się jak troll. Nie mogła znieść tego, że Emanuel chce się ożenić z dziewczyną z fabryki, to było poniżej jego godności, jak uważała. Od tamtego czasu nie chce mieć z nami nic wspólnego. Kiedy zobaczyłam jej kwaśną minę, gdy przyjechaliśmy, poczułam nieprzepartą chęć, żeby wziąć odwet. Postanowiłam flirtować z jej mężem i podkreślić, że role się zmieniły. Ty jesteś szefem Sigvarta Samsona, a ja, jako twoja żona, nagle stoję ponad Karoline. Czy to nie prawda? Chyba nie odbierzesz mi tej odrobiny radości z małej zemsty? Ole Gabriel roześmiał się.
- Oj, Hildo, Hildo, skąd ci się biorą te pomysły? Zrób, co chcesz, przyjaciółko. Cieszę się, kiedy widzę, jak twoje oczy iskrzą radością, tak jak kiedyś zimą i na wiosnę, zanim zaczęłaś chorować. Wygląda na to, że morskie powietrze naprawdę ci pomogło!
W holu rozbrzmiał gong. Odwrócił się szybko.
- Będziemy jeść.
- Ale ja jeszcze nie jestem gotowa. Zejdź na dół, Ole Gabrielu, ja zaraz przyjdę.
Wyglądała zjawiskowo w swojej najlepszej letniej sukience. Kiedy zeszła na dół, wszyscy już byli w jadalni. Ole Gabriel stał przy drzwiach z jednym ze starszych panów, wyglądało na to, że znają się od lat. Gdy tylko Ole Gabriel ją zobaczył, odwrócił się do niej gwałtownie.
- Hildo, pozwól, to mój dobry przyjaciel, przedsiębiorca Albert Laurentius Clausen. Osłupiała w jednej chwili. Clausen? Czy on ma coś wspólnego z Christofferem? W następnej sekundzie przypomniała sobie. To musi być wuj Christoffera, przedsiębiorca z Ljan, którego Christoffer użył jako pretekstu tego dnia, kiedy był u nich, a Ole Gabriel pojawił się nieoczekiwanie. Dobry Boże, czy można mieć większego pecha? Wyciągnęła do niego rękę.
- Dzień dobry, panie Clausen. To wspaniale, że mój mąż może tu spotkać dawnych znajomych.
Uśmiechnął się przyjacielsko i ciepło uścisnął jej dłoń.
- Nie marznie pani chyba, pani Paulsen? Ma pani zimne ręce.
- Na ogół jest mi zimno - dodała ze śmiechem, podczas kiedy jej mózg pracował ze zdwojoną mocą. Jest absolutnie niemożliwym, żeby Christoffer opowiedział wujowi, że ma romans z żoną majstra z Graah. W ogóle nikomu o tym nie opowiadał. Chwalić się kobietą, żeby wzbudzić w niej zazdrość to jedno, a całkiem co innego ujawniać sekrety swojego rozpustnego życia staremu wujowi. Szczególnie jeśli był to na przykład wujek, po którym dziedziczy.
Ole Gabriel zapominał już imiona i twarze. Nie wiadomo, czy w ogóle pamięta odwiedziny Christoffera. A jeśli pamięta, zawsze może powiedzieć, że nie miały nic wspólnego z nią, udawała przecież, że przyszedł niespodziewanie, a ona nawet nie wiedziała, kim jest.
Nagle Ole Gabriel odwrócił się do niej.
- Czy to nie bratanek Alberta odwiedził nas kiedyś? Hilda poczuła falę gorąca na ciele.
- Bratanek Alberta Clausena? - usłyszała, jak sama to powtarza, nic nierozumiejącym tonem, podczas kiedy jej myśli błądziły gorączkowo, żeby znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia. W tej samej chwili odkryła, że ktoś stanął obok niej. Kątem oka dostrzegła czerwoną suknię. Karoline.
- Tak, nie pamiętasz, jak pan Christoffer Clausen niespodziewanie nas odwiedził? - Znów odwrócił się do ściany. - Przyszedł przekazać pozdrowienia, miał potem iść na przyjęcie bożonarodzeniowe do starej ciotki. Jak tam pana obolałe biodro, tak przy okazji?
Albert Clausen popatrzył na niego, nic nie rozumiejąc.
- Nie przypominam sobie, żebym miał obolałe biodro. Ole Gabriel śmiał się.
- Przybywa nam lat. Ja także zacząłem zapominać. Pana bratanek to niezwykle sympatyczny człowiek. Zaprosiłem go, żeby odwiedził nas po nowym roku, ale się nie pojawił. Może wyjechał za granicę?
- Christoffer? Nie, skądże, nie rusza się z Kristianii. - Odwrócił się z uśmiechem do Karoline. - Czyż nie, pani Samson?
- A o kim rozmawiamy?
- O moim bratanku, Christofferze, który mieszka w mieszkaniu pod wami na Frogner. Hilda drgnęła. Szybko popatrzyła na Karoline i zobaczyła, że oblała się rumieńcem.
- Ma pan na myśli Christoffera Clausena? - Karoline wyglądała na zaskoczoną. - Nie widuję go zbyt często.
- Wydaje mi się, że pani mąż mówił, że ciągle do państwa przychodzi, żeby pożyczyć to czy tamto.
- Tak, on... jest dosyć zapominalski jak na młodego człowieka. Ole Gabriel roześmiał się i dał szturchańca koledze stojącemu obok.
- Dobrze to słyszeć, prawda Albercie? Nie jesteśmy jedynymi, którzy mają kłopoty z pamięcią.
Pani Betzy Carlsen podeszła do nich.
- Musicie przywitać się ze wszystkimi przyjaciółmi, zanim usiądziemy do stołu. - Szła przodem, przedstawiając ich innym gościom, ale Hilda nie zapamiętała ani jednego imienia. W jej głowie kotłowało się tysiąc myśli. Karoline znała Christoffera! Sądząc po rumieńcu na jej policzkach, nie zdziwi się, jeśli coś jest między nimi. Szczególnie w sytuacji, kiedy Sigvart Samson wolał mężczyzn od kobiet. A na szczycie tego wszystkiego był jeszcze wuj Christoffera pomiędzy gośćmi.
Ten pobyt zapowiadał się znacznie ciekawiej, niż się spodziewała.
Całe szczęście nie mówili już więcej o Christofferze. Hilda siedziała pomiędzy dwoma starszymi panami, których nie znała. Jeden z nich był bardzo zajęty potrzebą wybudowania większej ilości mieszkań w Kristianii. W tym momencie, od czasu kryzysu w 1899, nie budowano zbyt wiele nowych domów, co uderzało przede wszystkim w pracowników fabryki. Ponieważ jednostki nie mogły wiele na to poradzić, uważał, że władze powinny podjąć jakieś działania. On sam postulował, żeby zbudowano duże osiedle w Ullevål: dzielnicę z targiem i sklepami. Dawne stawy rybne Joha Colletta świetnie nadawały się jako miejsce pod targ, uważał też, że należało tam pobudować domki jednorodzinne.
Hilda nie zdołała się powstrzymać.
- Czy takie domki nie będą za drogie dla rodzin robotniczych? Mężczyzna potrząsnął głową.
- Nie zarabiają aż tak źle. Mając własny ogródek, każdy będzie mógł sadzić drzewka owocowe i kwiaty i skończyć z całym tym pijaństwem, w ten sposób uniknęlibyśmy groźby strajków.
Hilda myślała swoje, ale się nie odezwała. Ten człowiek najwyraźniej nie miał pojęcia, co to znaczy być robotnikiem w fabryce i próbować utrzymać przy życiu rodzinę za jedenaście koron tygodniowo.
Rozejrzała się dookoła. Czy byli tu tylko starzy, nudni ludzie? Żadnych młodych, nieżonatych i ciekawych mężczyzn?
Nagle dostrzegła parę niebieskich oczu. Patrzyły wprost na nią.
Mężczyzna mógł mieć najwyżej trzydzieści lat i był niezwykle przystojny. Patrzyli na siebie przez kilka sekund, dostatecznie długo, żeby zrozumiała, dlaczego na nią patrzy. On siedział między dwiema starszymi paniami i także rozglądał się za czymś bardziej interesującym.
Zaraz potem poczuła na sobie wzrok kogoś innego, kto przyglądał jej się z końca stołu. Sigvart Samson mrugnął do niej jednym okiem. Żałowała, że flirtowała z nim. Po pierwsze ten obcy mężczyzna wyglądał na znacznie ciekawszego, a poza tym cała rozmowa na temat Christoffera Clausena wystraszyła ją. Niebezpiecznie było drażnić Karoline, jeśli znała dobrze Christoffera. Może nawet opowiedział Karoline o niej?
Starszy pan po jej drugiej stronie był pasjonatem jeździectwa, miał kilka koni i był członkiem klubu jeździeckiego w Kristianii. Miał nadzieję, że ilość automobili nie zwiększy się drastycznie, straszyły konie.
- Powinno wyjść zarządzenie pozwalające tylko ludziom o odpowiednim rocznym dochodzie na zakup automobilu - powiedział. - Wolę zakryty powóz i konia, kiedy wybieram się na przyjęcie. Albo jadę konno.
Hilda ucieszyła się, kiedy obiad dobiegł końca. Takie rozmowy były najnudniejszą rzeczą, jaką znała. Najgłupsze było to, że panowie wyszli do palarni, podczas gdy pani siedziały w pokoju, nie było pewnym, jak długo będą tak siedzieć.
Ku jej przerażeniu, Karoline usiadła obok. Pomyślała, że to nie przypadek. Albo szukała zemsty za wszystko, co powiedziała, albo był jakiś inny powód. W każdym razie Karoline nie usiadła tam, żeby być uprzejmą.
Pani Betzy Carlsen uśmiechnęła się do nich.
- Tak miło, że zajmujesz się panią Paulsen, Karoline. Z pewnością musi wam być nudno siedzieć tak między nami, starymi. - Odwróciła się do innej młodej damy, Hilda nie pamiętała, jak się nazywała, nie wiedziała też, kim ona jest. - Niech pani przesiądzie się do młodych, pani Bang. Tam będzie pani znacznie weselej, będzie pani mogła porozmawiać z ludźmi w pani wieku.
Młoda i nadzwyczaj piękna kobieta podniosła się grzecznie i przeszła do nich. Uśmiechnęła się.
- Nie spotkałyśmy się chyba wcześniej? Jest pani żoną majstra Paulsena, prawda? Hilda skinęła głową i uśmiechnęła się.
- A pani jest...
- Żoną dyrektora Jonasa Banga. Czy jest tu pani po raz pierwszy?
- Tak. Nie miałam pojęcia, że jest tu tak pięknie. Pani Bang się roześmiała.
- Ja także nie, kiedy przyjechałam tu pierwszy raz. Niech pani sobie wyobrazi, że rośnie tu dwieście dwadzieścia gatunków różnych kwiatów i krzewów. Powinna pani przyjechać tu na wiosnę, kiedy wszystko kwitnie. - Zwróciła się do Karoline: - Dlaczego wyspa nosi nazwę Sjursøya?
- Nazwa wywodzi się jeszcze ze średniowiecza. Wyspa została nazwana od imienia człowieka, który nazywał się Sjur. - Karoline była wyraźnie w kiepskim nastroju, odpowiadała niechętnie i naburmuszonym tonem.
Pani Bang zdawała się tego nie zauważać.
- Słyszałam, że należała do kościoła mariackiego, który stoi u ujścia rzeki Alna? Karoline kiwnęła głową, nie mówiąc nic więcej. Zamiast tego odwróciła się do Hildy.
- Słyszałam, że Christoffer Clausen złożył pani wizytę zimą. Był bardzo zaskoczony, że jest pani siostrą pisarki Elise Thoresen. Teraz kupił wszystkie książki, które wydała, jak opowiadał.
Teraz znowu się zacznie. W następnym zdaniu znacznie opowiadać o czym mówią Podcięte skrzydła! Zdecydowała, że ją wyprzedzi.
- Tak, był wstrząśnięty, że pisze o sprawie kobiet, podwójnej moralności i o biedzie. To mnie zdziwiło. Już trzydzieści lat temu Bjørnstjerne Bjørnson i Henrik Ibsen pisali o pozycji kobiety, kapitalizmie i bezwzględnej walce o przetrwanie w interesach. W książce Magnhild Bjørnson pozwala kobiecie wyrwać się z małżeństwa pozbawionego miłości i niemoralnego, i on, i Ibsen zajmowali się prawem do poznania prawdy. Nie wspominając o tym, jak bardzo Camilla Collett była zaangażowana w kwestie prześladowania kobiet.
W myślach dziękowała żonie bratanka Ole Gabriela, że opowiedziała jej o tych książkach. Ona nie czytała żadnej z nich.
Zauważyła, że Karoline była zaskoczona, nie spodziewała się, że Hilda będzie miała jakiekolwiek pojęcie o literaturze. To dało jej odwagę do tego, żeby mówić dalej.
- Czy nie zgodzi się pani, że to są ciekawe książki, choć wzbudziły sensację, kiedy się ukazały? W końcu przez te trzydzieści lat ruszyliśmy kawałek z miejsca.
Pani Bang się wtrąciła.
- Ale wszystkie te książki ograniczają się do środowiska mieszczańskiego. Hilda cieszyła się, że ma dobrą pamięć, poza tym to ją interesowało.
- W Podporach społeczeństwa Henrik Ibsen porusza sprawę robotników, a Garborg daje piękny opis głodujących biednych dzieci w Kristianii. Także w Upiorach, gdzie porusza temat choroby wenerycznej i podwójnej moralności.
Zauważyła, że Karoline popatrzyła szybko na starsze panie, z pewnością obawiała się, że wyłapią słowa z tej rozmowy. Potem odwróciła się do niej, jakby zapomniała, że są na ścieżce wojennej.
- Co pani powiedziała o książce Magnhild Bjørnsona? Z pewnością ją czytałam, ale nie pamiętam, o czym opowiada.
- Że opowiada historię kobiety, która wyrywa się z małżeństwa pozbawionego miłości. Zobaczyła, że na twarzy Karoline pojawił się lekki rumieniec. Myśli o swoim małżeństwie i o tym, co traci. Biedactwo. Właściwie powinnam jej współczuć. Pani Bang odwróciła się do niej.
- Proszę mi opowiedzieć o pani siostrze. Czy ona także pisze o biedocie w Kristianii? Hilda skinęła głową.
- Szczególnie o robotnikach fabryki znad Aker, o młodych dziewczynach zmuszonych do pracy na ulicy, żeby nie umrzeć z głodu, o trudnych warunkach życia, długich dniach pracy i ludziach zniszczonych alkoholem.
- Pomyśleć, że potrafi pisać na tak trudne tematy. Odwiedzała robotników i rozmawiała z nimi?
Hilda znów zdecydowała, że uprzedzi słowa Karoline.
- Nie, nie musiała. Wzrastała wśród robotników. Pani Bang wyglądała na zaskoczoną.
- Czy ojciec pani był dyrektorem fabryki?
- Nie, był robotnikiem w fabryce włókienniczej. Moja matka, siostra i ja, wszystkie pracowałyśmy w przędzalni w Graah. Elise była prządką, a ja szpularką.
Zapadła cisza. Zauważyła, że pani Bang zaczerwieniła się i poczuła zakłopotana, nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Teraz odwróciła się do Karoline.
- A pani dorastała na wzgórzach Aker, jak słyszałam? To niedaleko od fabryk, z tego co wiem?
Najwyraźniej chciała pokryć zakłopotanie z powodu przeszłości Hildy, jako robotnicy w fabryce, ale dla Karoline było to już zbyt wiele. Jej twarz zmieniła kolor na krwiścieczerwony.
- My nie mieliśmy nic wspólnego z robotnikami z fabryki. Nawet nie wiedziałam, że istnieją.
- Nie znała pani jeszcze wówczas pana Paulsena?
- Tak, ale nigdy nie byłam nad rzeką. Wiedziałam jedynie, że pracuje w fabryce. Byliśmy dosyć zaskoczeni, kiedy usłyszeliśmy, że ożenił się z jedną z pracownic.
Pani Bang roześmiała się, żeby pokryć jakoś zażenowanie tą niemiłą sytuacją i przyglądała się Hildzie.
- To niemal jak historia o Kopciuszku. Kopciuszek wyszedł za księcia, kiedy złe siostry i macocha zostały same. - Śmiała się ze swojego własnego żartu.
Hilda i Karoline nie śmiały się.
Zamiast tego Karoline odwróciła się do Hildy.
- Słyszałam, że pani i Christoffer Clausen byliście kiedyś razem w Grandzie. Czy trudno było dostać wolny stolik?
Hilda zdobyła się na wymuszony uśmiech.
- Nie, nie tak wcześnie przed południem.
- Jak miło, że panią poznał. On jest taki nieustatkowany, biedak. Wydaje mi się, że stracił większość ze swoich dawnych przyjaciół i przyjaciółek. Teraz mieszka w mieszkaniu kolegi, który od dawna jest za granicą. Mieszkanie leży przy Ullevålsveien, niedaleko wzgórz Aker. Spotkała go może pani, kiedy spacerował?
- Tak, ale nie pamiętam, kiedy to było. Wówczas opowiadał mi, że pożyczył mieszkanie od przyjaciela, ale nie powiedział dlaczego.
Karoline uśmiechnęła się.
- Nie miał odwagi tego powiedzieć. - Pochyliła się bliżej, żeby nikt oprócz Hildy i pani Bang ich nie słyszał. - On przypomina jednego z bohaterów książek, o których rozmawiałyśmy przed chwilą. Sprawia wrażenie człowieka godnego szacunku i praworządnego, ale w istocie przyjmuje młode, tanie dziewczyny w mieszkaniu. Nie muszę chyba mówić więcej.
Hilda modliła się w myślach, żeby na jej policzkach nie pojawił się rumieniec. Czy Karoline wiedziała coś o niej i Christofferze, a może próbowała ją wybadać? Może sama chciała wdać się z nim w romans bezskutecznie, a teraz była zazdrosna, że jej się udało?
Jednocześnie czuła wstyd i odrazę, że pozwoliła się uwieść człowiekowi takiemu, jak on. Tanie kobiety, jak powiedziała Karoline. Poczuła się dotknięta. Dlaczego była taka głupia? Ze strony Christoffera nigdy nie było miłości. Bawił się nią z nudów, cieszyła go z pewnością myśl, że tak łatwo dała się uwieść. A ona głupia, zakochała się i wierzyła, że myślał o niej poważnie.
Panowie wrócili z palarni.
- Okazało się, że w towarzystwie pań jest jednak o wiele weselej - stwierdził z uśmiechem Oscar Carlsen. - Zapalić możemy innym razem. Proszę usiąść z młodymi paniami, panie Bang. Z nami starymi będzie panu nudno - roześmiał się.
Ole Gabriel zaprotestował.
- Ja także chcę siedzieć z młodymi paniami. Nie codziennie mam okazję pobyć z moją żoną, muszę państwu wyznać. Jest bardzo zajęta, niemal każdego dnia.
Hilda zauważyła, że Karoline obrzuciła ją podejrzliwym spojrzeniem.
Dyrektor Bang, przystojny, młody człowiek, którego zauważyła podczas obiadu, usiadł obok nich. Sigvart Samson poszedł w jego ślady. Ole Gabriel pospieszył, żeby zająć wolne krzesło obok. Potem zapytał jowialnie, rozejrzawszy się po kręgu pań: - O czym tak gorliwie panie rozprawiają?
- Jak pan myśli, panie Paulsen? - spytała pani Bang ze śmiechem. - Naturalnie o miłości. W tym momencie Hilda zorientowała się, że ktoś na nią patrzy. Spojrzała na dyrektora Banga, który jej się przyglądał. Poczuła, że rumieniec oblewa jej twarz. Dlaczego tak bardzo był nią zajęty, skoro był tu w towarzystwie swojej pięknej żony? Czy było po niej widać, że nudzi się w małżeństwie i rozważa nową przygodę? Nie odwróciła wzroku, kiedy patrzył na nią podczas obiadu. Czy to dlatego? A może słyszał coś od Karoline? Ole Gabriel roześmiał się.
- Aha, rozmawiają panie o miłości. Czy zajmuje was ktoś szczególny? Pani Bang pochyliła się trochę i roześmiała.
- Rozmawiałyśmy o bratanku pana Alberta Clausena. Jest najwyraźniej zainteresowany młodymi i pięknymi kobietami. Lekkomyślnymi kobietami - dodała, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Hilda poczuła, że naprzemian czuje zimno i gorąco. Gorączkowo próbowała skłonić ich do zmiany tematu, ale nie udało jej się nic wymyślić. Ole Gabriel wyglądał na zaskoczonego.
- Ten czarujący, młody człowiek, który sprawia takie sympatyczne wrażenie? - Odwrócił się do Hildy. - Słyszałaś o tym, Hildo? Młody pan Clausen jest bawidamkiem. On, który sprawia wrażenie takiego porządnego!
Karoline roześmiała się.
- Pana żona już chyba odkryła, jaki z niego gagatek, była z nim w Grandzie. Ole Gabriel posłał jej nieme spojrzenie.
- Byłaś w Grandzie z młodym panem Clausenem? Dlaczego mi o tym nic nie mówiłaś? Na twarzy Hildy pojawił się wymuszony uśmiech.
- Ależ mówiłam, Ole Gabrielu. Musiałeś zapomnieć.
- Aż tak zapominalskie nie jestem. Jestem pewien, że pamiętałbym, gdybyś mi o tym opowiedziała.
Hilda roześmiała się.
- Więc to ja musiałam zapomnieć ci o tym opowiedzieć. Wiesz przecież, że często bywam w mieście i wstępuję do Grandu na filiżankę kawy.
Ole Gabriel nic nie powiedział, widziała, że sprawia wrażenie zdezorientowanego. Jednocześnie zauważyła, że pan i pani Bang wymienili spojrzenia. Czy wiedzieli coś o niej? Zerknęła na Karoline. Na jej twarzy pojawił się wyraz triumfu.
Czy to zemsta, czy coś więcej?
Na szczęście zaczęli rozmawiać o czymś innym, ale wieczór miała już popsuty. Już nie bawiło jej drażnienie Karoline. Nie w sytuacji, kiedy mogło to mieć katastrofalne konsekwencje.
A ona tak się cieszyła na myśl o flirtowaniu z Sigvartem Samsonem albo pięknym panem Bangiem! Teraz nic już nie zostało z tej przyjemności.
Cieszyła się, kiedy dzień dobiegł końca i mogła się położyć do łóżka. Kiedy wsunęła się pod kołdrę - w chłodnej pościeli - westchnęła i pomyślała, że był to mimo wszystko lepszy dzień, niż taki zwykły spędzony w domu. To było dla niej nowe doświadczenie i całkiem zadowalające, jak na początek. Chociaż w pewnym momencie wyglądało na to, że nadchodzi katastrofa, wszystko dobrze się ułożyło. Ole Gabriel wiedział, że zaczyna zapominać i uwierzył, że sam zapomniał o tym, co mu opowiadała, a czego nie. Wątpiła w to, czy Karoline wie o niej i Christofferze więcej, ponad to, że byli razem w Grandzie. Gdyby wiedziała więcej, z pewnością robiłaby znacznie bardziej niebezpieczne aluzje.
Westchnęła jeszcze raz i powoli zasypiała.
Wówczas rozległo się ciche pukanie do drzwi, które otworzyły się zaraz bezgłośnie.
Od razu się obudziła i zaciekawiona podniosła głowę. To chyba nie był ten przystojny dyrektor...?
Wówczas w słabym świetle z korytarza poznała zarys sylwetki I Ole Gabriela. Jej głowa opadła na poduszkę z niemym jęknięciem. Czego on chciał? Czy koniak i wino sprawiły, że poczuł ochotę na miłość? Nie znosiła myśli o tym, że wilgotnymi dłońmi miałby do- I tykać jej ciała, może nawet chciałby zrobić z nią to jeszcze raz.
Cicho zamknął drzwi za sobą i podszedł do łóżka.
- Wiem, że nie śpisz. - Coś w jego głosie sprawiło, że obudziła się zupełnie. Ten bezpośredni ton był do niego niepodobny.
- Spałam, ale obudziłam się, kiedy zapukałeś.
- To dziwne, że poszłaś spać tak szybko, mając takie problemy z zaśnięciem w domu.
- To pewnie przez to morskie powietrze - westchnęła.
- Muszę z tobą porozmawiać, Hildo. - Jego ton był zaskakująco stanowczy. Poczuła lekki niepokój rozprzestrzeniający się po ciele. Czyżby Karoline z nim rozmawiała?
Wiedział coś?
- Czy to nie może poczekać do jutra. Jestem potwornie zmęczona.
- Nie, to nie może poczekać. Przyciągnął krzesło do łóżka i usiadł na nim. Z okna przenikało światło księżyca przez szparę między zasłonami, całe szczęście światła nie było dostatecznie dużo, żeby mógł zobaczyć jej twarz.
- Chcę, żebyś mi szczerze odpowiedziała. Czy byłaś z panem Clausenem w Grandzie więcej niż jeden raz?
Hilda myślała, aż huczało. Karoline mogła coś powiedzieć. Mogła nawet mieć na to dowód. Jeśli teraz skłamie, on zrozumie, że okłamała go więcej razy.
- Tak, spotkałam go tam kilka razy. On jest tam często, ciężko go uniknąć.
- Nie wykręcaj się jak kot nad brzegiem rowu, proszę. Mieliście umówione spotkanie, czy spotkaliście się tam przypadkowo?
Hilda wolała być szczera, żeby nie ryzykować.
- Spotkałam go na przyjęciu u twojego bratanka, ale było tam tylu innych ludzi, że pewnie nie zwróciłeś na niego uwagi. Wówczas powiedział, że gdybym była kiedyś w mieście, będzie miło wypić razem filiżankę kawy w Grandzie. Był ciekaw mojej rodziny, jak mi się zdaje. Szczególnie interesowało go to, że Elise jest pisarką, a Johan rzeźbiarzem. Dlaczego pytasz? Chyba wszystko z nim w porządku? Chyba nie ma nic złego w tym, że piliśmy razem kawę?
- Oczywiście, jest w tym coś złego! Chyba nie chcesz przynieść mi wstydu! Jak myślisz, co poczułem, słysząc, że byłaś w mieście z innym mężczyzną? Nie mówiąc mi o tym? Wystawiłaś mnie na pośmiewisko! Karoline i jej mąż, i dyrektor Bang i jego żona rozmawiali jeszcze długo o tym, kręcili głowami i było im mnie żal. Naprawdę musisz się pilnować, Hildo! Już dostatecznym kłopotem jest dla mnie ukrywanie rodziny, z jakiej pochodzisz. Obym nie był zmuszony kryć tego, że jesteś na dodatek latawicą! Podniósł się z krzesła.
- Słyszałem, że ma mieszkanie w tej samej kamienicy, co Karoline i Sigvart Samson. We Frogner. Próbowałem wydobyć coś? z Karoliny. Może nie powinienem tego mówić, ale dowiedziałem się o czymś, co spowodowało, że włosy stanęły mi dęba na głowie.
Hilda wstrzymała oddech.
- Pewnie w to nie uwierzysz, ale on wynajmuje mieszkanie na Ullevålsveien i przyjmuje w nim ulicznice.
Hilda poczuła, że zrobiło jej się gorąco ze wstydu.
- To nie może być prawdą! - usłyszała własny wybuch.
- Wiedziałem, że będziesz wstrząśnięta, ale teraz wiesz, co z niego za człowiek. Trzymaj się od niego z daleka w przyszłości. Od tej pory chcę wiedzieć, kogo spotykasz w mieście i z kim pijesz kawę. Skoro nie potrafisz właściwie ocenić ludzi, z którymi się zadajesz, muszę robić to za ciebie, jak rozumiem. Czy zrozumiałaś?
- Tak, Ole Gabrielu. Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś. To dziwne, że Karoline opowiedziała ci o tym, ale zakładam, że nie kłamie.
- Nie kłamie? Dlaczego by miała? - brzmiał naprawdę na zaskoczonego.
- Wiesz, że gadają za jej plecami to i owo. Pamiętam, że kiedy Emanuel oświadczał się Elise, usłyszeliśmy o niej trochę. Jak pewnie wiesz, Emanuel mieszkał w pokoju wynajmowanym od Carlsenów i śledził tamte wydarzenia. Wiedział o Karoline więcej, niż mówił. Wkradała się nawet do jego pokoju, żeby się z nim spotkać, ale nie dawało to rezultatu. To właśnie dlatego zaczęła nienawidzić Elise. Od tamtego czasu wydaje się, że nienawidzi też mnie.
- Chcesz powiedzieć, że Karoline...
- Nie chcę nic powiedzieć, radzę tylko, żebyś nie wierzył ślepo we wszystko, co mówi. Ole Gabriel odszedł w kierunku drzwi, słyszała jeszcze tylko, jak mamrotał coś o tym, że z kobietami nigdy nie można dojść do ładu.
Długo leżała i myślała o tym, co zostało powiedziane, ale właściwie nie obawiała się. Ole Gabriel wierzył jej. Jeśli Karoline zdradzi mu jeszcze coś, będzie sceptycznie nastawiony do jej słów.
Mimo że zasnęła tak późno, obudziła się wcześnie następnego dnia. Pogoda była równie piękna. Chciała się wykraść na dół i zażyć porannego powietrza.
Nie zauważyła nikogo, ani w korytarzu, ani na dole w holu. Cicho wślizgnęła się do jadalni i odkryła, że drzwi na werandę są uchylone. Najwyraźniej ktoś jeszcze wpadł na ten sam pomysł i postanowił porozkoszować się porannym słońcem.
Wciągała orzeźwiające powietrze głębokimi haustami. Po obu stronach schodów prowadzących do werandy rosły krzewy różane, w pełnym rozkwicie, a poniżej stało kilka donic z kwiatami we wszystkich barwach. Nie widziała jeszcze czegoś równie pięknego.
Wówczas zdało jej się, że słyszy dziwny dźwięk. Pochodził z południowej strony willi. Zdziwiona podeszła do narożnika domu. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła Karoline, która stała pochylona nad krzakiem. Stała tam i wymiotowała!
Hilda nie wiedziała, czy sama wydała jakiś dźwięk, zanim zobaczyła, że Karoline odwraca się do niej i mówi ostrym tonem: - Czego chcesz?
- Przepraszam, nie chciałam... nie wiedziałam... Chciałam tylko wyjść na przechadzkę w piękną pogodę. Czy mogę ci jakoś pomóc?
Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, zobaczyła, że Karoline ze zduszonym łkaniem, odwraca się i biegnie w przeciwnym kierunku.
Dopiero wówczas pojęła. Karoline nie była chora. Była prawdopodobnie w ciąży.
Skoro zareagowała tak dziwnie, może była to ciąża, której nie mogła się pozbyć?
Zawróciła i podeszła do krzeseł, które w międzyczasie zostały przeniesione na werandę. Musiała to zrobić jedna ze służących.
Sigvart Samson powiedział Elise, że wystarczy im jedno dziecko. Teraz jego żona była w ciąży. Kto mógł być ojcem?
Zrobiło się jej gorąco z podniecenia. Czy to mógł być Christoffer?
W jednej chwili poczuła dziką zazdrość. Jednocześnie nie mogła powstrzymać uśmiechu. Karoline nie wyjawi tego, co być może wiedziała o Christofferze i Hildzie. Nie teraz, kiedy wiedziała, co Hilda odkryła.
Zmarszczyła czoło w zamyśleniu. To dziwne, że Karoline oczerniała mężczyznę, z którym spodziewa się dziecka... Dlaczego opowiedziała im o mieszkaniu na Ullevålsveien i rozpustnym życiu Christoffera Clausena, będąc jego kochanką?
Nietrudno było znaleźć na to pytanie odpowiedź. Christoffer widocznie zostawił ją na lodzie, mówiąc, że już z nią skończył. Wówczas pokłócili się i w ferworze walki opowiedział jej o Hildzie.
A może było na odwrót? Może ona odkryła, z kim się spotyka, i zerwała z nim z zazdrości?
Na jej twarzy pojawił się grymas. Christoffer musiał utrzymywać z nimi stosunki jednoczenie... Cóż za odpychająca myśl!
Elise wyciągnęła chusteczkę i otarła łzę. Całe spotkanie było wzruszające. Okręt z Ameryki właśnie dobił do brzegu, a pierwsi pasażerowie wyszli na ląd. Na nadbrzeżu było tłoczno, niektórzy mieli norweską flagę w dłoni, inni mieli bukiety kwiatów, większość była odświętnie ubrana, jak 17 maja. Grała muzyka, panował uroczysty nastrój.
Słuchała rozmów ludzi, którzy stali najbliżej i zrozumiała, że starzy rodzice czekali na powrót syna do domu po jedenastu latach pobytu w Stanach. Jedenaście lat to szmat czasu, szczególnie jeśli chłopak wyjechał zaraz po szkole, teraz dorósł i z pewnością bardzo się zmienił.
Inna rodzina oczekiwała powrotu ojca. Nie widzieli go od ośmiu lat. Najmłodsza dziewczyna była w wieku Dagny, nie mogła mieć więcej niż dwa lata, kiedy ojciec wyjechał. Nie wszystkich było stać na fotografa, żeby zrobić zdjęcia dzieciom, ojciec z pewnością nie wiedział, jak wygląda jego córka. Dziewczyna stała z dużymi, poważnymi oczami i wpatrywała się w pasażerów, którzy stali przy balustradzie i czekali na swoją kolej do zejścia na ląd. O czym myślała? Zastanawiała się, jak wygląda ojciec? Nie wyglądała na rozpromienioną, była raczej zamyślona. Może starsze rodzeństwo opowiedziało jej, że ojciec jest surowy i ma ciężką rękę?
Przesunęła wzrokiem po swojej rodzinie. Wszyscy mieli na sobie odświętne ubrania. Peder wyglądał doroślej, nie podskakiwał z niecierpliwości, ale wyglądało na to, że czeka w napięciu. Wciąż rozmawiał o tej strasznej dziewczynie, którą będzie zmuszony się zajmować, ale w głębi duszy był jej bardzo ciekaw. Mała dziewczynka, która pochodzi z kraju wielkich miast i szerokich ulic, tam gdzie każdy ma automobil! Nie był jeszcze na tyle dorosły, żeby nie umierać z ciekawości, czy ciotka Ulrikke i wuj Kristian nie przywieźli w wielkim kufrze czegoś dla nich. On i Evert pomogli posprzątać pokój dla amerykańskich gości. Udało im się znaleźć miejsce na łóżko dziecięce i na duże łóżko dla ciotki Ulrikke i wuja Kristiana. Niewiele zostało miejsca na podłodze, ale to tylko tymczasowo. Wuj Kristian z pewnością miał pieniądze na wynajęcie porządnego mieszkania. Peder odwrócił się do niej.
- To tyle trwa! Powiedziałem Larsenowi, że wrócę potem jeszcze do niego.
- Wielu ludzi chce wysiąść. To musi trwać. Evert skinął głową.
- Ja dostałem zwolnienie z ostatniej godziny, ale muszę to nadrobić, jak wrócę do domu. -Zerknął na Kristiana, który także został zwolniony z lekcji. - A ty nie musisz, Kristian?
Kristian skinął głową.
- Pan Wang-Olafsen powiedział, że pomoże mi w niemieckim. Płynnie mówi po niemiecku i angielsku. Zna też łacinę.
Peder popatrzył na niego.
- Jest taki mądry? Kristian pokiwał głową. Wyglądało na to, że z każdym tygodniem pan Wang-Olafsen coraz bardziej mu imponuje. Teraz Kristian marzył o tym, żeby zostać adwokatem. Elise delikatnie zwróciła jego uwagę na to, że są to długie i kosztowne studia, ale z drugiej strony nie chciała gasić jego zapału. Wszystko w swoim czasie.
- Teraz to już chyba niedługo będą! - Tym razem to Dagny skakała i tańczyła, a nie Peder. Dagny nigdy nie zapomniała, że dostała od wuja Kristiana lalkę, kiedy ostatnio przyjechał z Ameryki. Elise próbowała jej wyjaśnić, że nie powinna tym razem oczekiwać prezentu, ale miała podejrzenie, że oczekiwania Dagny i tak były wielkie.
Hugo był zajęty przyglądaniem się innym dzieciom, które czekały na kogoś z pasażerów, na muzyków, którzy grali bez ustanku i panów, i panie w kapeluszach.
Halfdan z Elvirą siedzieli w jednym wózku i oboje właśnie zasypiali, mimo muzyki, głośnych okrzyków i całego zgiełku panującego dookoła.
Spojrzała na Johana, który stał pogrążony w rozmyślaniach. Nie tyle zajmowała go myśl o ciotce Ulrikke i wuju Kristianie, ile o pogłoskach, że jego ojciec jednak wyjechał do Ameryki. Skąd w takim razie wziął na to pieniądze? Jeśli rzeczywiście wyjechał, Anna i on poczują się urażeni, że zrobił to bez pożegnania. W jego wieku nie było wcale pewne, że wróci. Był w końcu ich ojcem, niezależnie od tego, jak źli byli na niego i jak wiele rozczarowań im przysporzył przez lata.
Peder wyciągnął szyję.
- Widzę ich teraz! Ciotka Ulrikke sprawiła sobie nowy kapelusz i kroczy teraz jak królowa po trapie.
Elise wpatrywała się, ale nie mogła ich dostrzec.
- Widzicie Eleonore? Peder potrząsnął głową.
- Nie, nie wygląda na to, żeby mieli ze sobą jakąś dziewczynkę. Może mama nie pozwoliła jej jednak przyjechać?
- To całkiem możliwe. Nie wiem, jak w ogóle taki pomysł mógł jej przyjść do głowy. Ja nigdy nie wysłałabym was z domu, gdy byliście mali. Teraz zresztą też nie.
Peder wybuchnął śmiechem.
- Teraz też nie? A jak myślisz, będziesz miała jakiś wybór, kiedy mnie i Everta powołają do straży granicznej?
- Już nie powołują do straży granicznej. Powoływali jedynie, kiedy było niebezpieczeństwo wojny ze Szwecją.
- Ale powołają nas przecież do wojska.
- Jednak tak długo, jak nie ma wojny, nie jest to aż tak niebezpieczne. Dobrze wam zrobi, jak pobiegacie trochę po lesie i otwartej przestrzeni, i zdobędziecie tężyznę fizyczną. Poza tym na szczęście nie nastąpi to tak szybko.
- O, właśnie nadchodzi ciotka Ulrikke i wuj Kristian! - Wykrzyknął Johan z entuzjazmem. -Idą z jakąś młodą panią. Może poznali ją na pokładzie.
Wszyscy pospieszyli przywitać się z ciotką Ulrikke i wujem Kristianem. Dagny pierwsza zarzuciła wujkowi ręce na szyję, podczas gdy Peder mocno uścisnął ciotkę Ulrikke. Ciotka i wuj śmiali się i z każdym witali się równie serdecznie.
Kiedy radość z powodu spotkania trochę ucichła, Elise zauważyła, że młoda, obca dziewczyna wciąż stoi obok i patrzy na nich w milczeniu.
Odwróciła się do wuja Kristiana.
- Znacie tę panią, która stoi i patrzy na nas? - spytała cicho. Wuj Kristian roześmiał się.
- To przecież Eleonore! Chodź tu, Eleonore, musisz ich wszystkich poznać! This is my family - dodał z dumą. - Wszyscy!
Elise była zdezorientowana. To nie była żadna mała dziewczynka, ale młoda dama, przynajmniej w wieku Kristiana, może trochę starsza. Była o pół głowy wyższa od Pedera, miała dorosły wygląd i ciało kobiety. Nie uśmiechała się, była bardzo poważna, a witając się ze wszystkimi, swoje imię wypowiadała głośno i wyraźnie, z dziwnym „r" i tym samym, grubym „l", które miał wuj Kristian.
Elise zerknęła na Pedera i Everta. Zaczerwienili się i wyglądali na zbitych z tropu. Potem popatrzyła na Kristiana, który nie mógł oderwać wzroku od Eleonore, jakby była objawieniem.
Ona sama pomyślała o łóżeczku dziecięcym, które wstawili do pokoju. Musieli je szybko wynieść, zanim ciotka Ulrikke i wuj Kristian wejdą do pokoju, inaczej z pewnością ich wyśmieją.
Ale gdzie będzie spała Eleonore?
Dagny była jedyną, która odważyła się powiedzieć to, o czym inni tylko myśleli.
- Czy to ty jesteś tą małą dziewczynką bratanicą wuja Kristiana? Eleonore posłała wujowi Kristianowi pytające spojrzenie.
- What does she say?
- She asks if you are my niece. - Uśmiechnął się do Dagny. - A kto inny miałby to być, Dagny?
- Myślałam, że to twoja córka. Ta, którą ukrywasz w domu, ponieważ nie wyszła za mąż. A potem pomyślałam jeszcze, że to może być taka pani, jak te, co przychodzą do mojego taty i innych panów i wychodzą z pieniędzmi w ręce.
Elise cieszyła się, że Eleonore nie rozumiała ani słowa z tego, co powiedziała Dagny. Zobaczyła, że wuj Kristian stoi z wyrazem zakłopotania na twarzy, a twarz ciotki Ulrikke cała się napięła.
- Chodźmy! - przerwała radosnym tonem. - Teraz pojedziemy do domu i uczcimy ten dzień świeżym chlebem z konfiturą malinową i syropem porzeczkowym.
Zauważyła, że Kristian wciąż zerkał na Eleonore jak urzeczony, kiedy siedzieli przy stole kuchennym i jedli. Halfdan siedział na kolanach Dagny. Po tym jak Kristian przeniósł się do pana Wang-Olafsena, Halfdan przeniósł całą swoją miłość na Dagny i chciał siedzieć u niej na kolanach niemal przez cały czas. Elvira była zazdrosna, ale gdy Peder wziął ją na kolana, rozpromieniła się jak małe słoneczko.
Evert i Peder byli także zaabsorbowani Eleonore, ale próbowali pokryć swoje zainteresowanie, popisując się i przekomarzając, próbując być dowcipni ponad miarę, ale nie do końca im się to udawało. Po pierwsze, Eleonore nie rozumiała wszystkiego z tego, co mówili, szczególnie gdy mówili szybko, a po drugie nie wszystkie historie nadawały się do tego, żeby je głośno opowiadać przy stole, a już na pewno nie, kiedy ciotka Ulrikke przy nim siedziała.
Kiedy Elise wyszła po wodę, Peder przybiegł za nią.
- Czemu nie mówiłaś, że to prawie dorosła dziewczyna! - wyrzucił z siebie oskarżycielskim tonem. - Myślałem, że to będzie mała dziewczynka, a ona jest większa niż my!
- Sama byłam zaskoczona. Powinnam była to zrozumieć, na pewno w pierwszym liście, jaki dostaliśmy z Ameryki, napisali, ile ma lat, ale zapomniałam. Teraz nie wiem, gdzie ją położymy spać.
- Evert i ja możemy spać z maluchami, a ona w naszym pokoju.
- Naprawdę? Peder, jesteś aniołem. Ale tylko dziś. Potem trzeba będzie wymyślić coś innego.
To był jedyny rozsądny pomysł. Eleonore spała w pokoju Pedera i Everta, a Peder i Evert dzielili łóżko z Hugo, Jensine i Elvirą. Halfdan tymczasem spał z Elise i Johanem.
Kristian odwiedzał ich codziennie. Elise była niemal zmartwiona. Czy dostatecznie dużo czasu poświęcał lekcjom? A co powie pan Wang-Olafsen na to, że Kristian chce tak często przychodzić do domu? Może pomyśli, że nie podoba mu się u niego i się obrazi? Wątpiła, czy Kristian opowiedział o swoim zachwycie nad osobą kuzynki z Ameryki - nie tylko opieka nad Halfdanem przywodziła go bowiem do nich.
- Możesz zaprosić do nas pana Wang-Olafsena - powiedziała, kiedy przyszedł następnym razem. - Powiedz, że będą naleśniki.
Peder i Evert aż podskoczyli z radości.
- Ale musisz usmażyć dużo, Elise. Masz na to czas?
- Pomożecie mi przy pilnowaniu dzieci, powiesicie pranie, posprzątacie w jadalni i w kuchni.
- Niech będzie! - powiedział entuzjastycznie Peder i od razu zaczął sprzątać. Elise zdecydowała, że będzie pisać całe przedpołudnie, mimo że miał przyjść pan Wang-Olafsen. Jeśli zacznie smażyć naleśniki na godzinę przed jego przyjściem - zdąży.
Była u matki Dagny i przekonała ją, że Dagny powinna pójść do szkoły, w zamian za co będzie dostawała taką samą zapłatę jak wcześniej. Matka najpierw protestowała, ale kiedy Elise zagroziła, że doniesie na nią do władz szkoły, niechętnie się zgodziła. Obowiązek posyłania do szkoły wszystkich dzieci został wprowadzony już dawno temu, ale czytała w gazecie, że wiele dzieciaków w Sagene wagarowało, bo rodzice woleli, żeby w tym czasie dzieci zarabiały. Teraz Dagny miała przychodzić do nich zaraz po szkole i pilnować dzieci, a Elise będzie w tym czasie szukać nowej opiekunki, na czas kiedy Dagny będzie w szkole.
Jeszcze nie udało jej się nikogo znaleźć. Na razie przychodził brat Dagny, rok młodszy od niej, ale bardziej przeszkadzał, niż pomagał. Poza tym denerwował ciotkę Ulrikke. W końcu Elise musiała okazać stanowczość i powiedzieć, żeby już więcej nie przychodził.
Ciotka Ulrikke, wuj Kristian i Eleonore wychodzili każdego przedpołudnia. Ciotka i wuj chcieli pokazać Eleonore jak najwięcej Kristianii, zanim pogoda się zepsuje. Oglądali już uroczystości w związku z oddaniem do użytku nowej auli uniwersytetu, a także z okazji stulecia uczelni. Po powrocie do domu byli tak rozentuzjazmowani, że wchodzili sobie w słowo, opowiadając o flagach, wieńcach i czapkach studentów. Z okazji jubileuszu zjechali się naukowcy z całego świata: z Berlina, Paryża, nawet z Egiptu, opowiadał wuj Kristian.
Następnego dnia zrobili sobie wycieczkę kolejką Holmenkollen do Frognerseteren, dziwili się przy tym, ilu młodych ludzi wybiera się na wycieczkę do chatek sportowych w Nordmarku. Wuj Kristian wdał się w rozmowę ze starszym panem, który opowiadał z zachwytem, że młodzi ludzie w Kristianii zmienili się z marzycieli błądzących z głowami w obłokach na energicznych i kochających sport, i wysiłek na świeżym powietrzu. Teraz chatki były przepełnione w każdą sobotę i niedzielę, młodzi spali na podłodze. Zeszłej zimy kolejka Holmenkollen przewiozła dwa miliony pasażerów i trzydzieści tysięcy sanek!
Elise słuchała, rozmyślając jednocześnie o Pederze i Evercie, którzy nigdy nie mieli czasu, żeby jeździć na sankach zimą, nie wspominając już o nauczeniu się jazdy na nartach.
Nie napisała tego dnia więcej niż kilka stron, zanim zrozumiała, że nie obejdzie się bez dziewczyny do dzieci. I Halfdan, i Elvira narobili w pieluchę, Hugo spadł ze stołka kuchennego i wył jak zarzynane prosię, Jensine natomiast wyciągnęła wszystkie przybory kuchenne na podłogę. Teraz dzieci trzeba było wykąpać, ale nie było ciepłej wody w kotle. W beczce nie było też zimnej wody, a kiedy zajrzała do skrzyni na drzewo, okazało się, że i tam jest pusto.
To był jeden z tych dni, kiedy wszystko sprzysięgało się przeciwko niej. A właśnie dzisiaj miał przyjść pan Wang-Olafsen.
Właśnie podnosiła przybory kuchenne i kładła je na ławce, kiedy przelotnie spojrzała przez okno. Starsza para przechodziła powoli obok domu, wpatrując się w ich okna. Było w nich coś, co poznawała. Nagle uświadomiła sobie, że byli to pan i pani Wiborg, rodzice Svanhild! Pamiętała, że on nosi okulary i że ubierał się jak pracownik biurowy, chociaż pracował w Vulkanie. Pani Wiborg była trochę wyższa od swojego męża i miała dumny chód, jakby była dyrektorką domu dziecka albo pierwszą norweską posłanką na Sejm. Elise właśnie czytała o takiej posłance w gazecie, nie pamiętała wprawdzie, jak się nazywa, ale zwróciła uwagę na surowy wyraz jej twarzy.
Schyliła się w nadziei, że jej nie zauważą, ale niedługo po tym usłyszała dzwonek do bramy. Powinna się była zastanowić. Nie spacerowali po Maridalsveien bez powodu.
Gdyby tylko Johan tu był!
Przez krótką chwilę rozważała, czy nie udawać, że nikogo nie ma w domu, ale w tym momencie Jensine zaczęła płakać. I tak mogła im nie otwierać. Nic nie szkodzi, że wiedzieli, że jest w środku, pojęliby może, że nie chce z nimi rozmawiać.
Jednocześnie przepełniła ją złość. Jeśli szukają Kristiana, zadba o to, żeby więcej nie próbowali go znaleźć. Nie mieli tu czego szukać, a najmniej po tym jak wyparli się swojego własnego wnuka i oskarżyli Kristiana o kłamstwo. Poirytowana wstała i wyszła z pokoju.
- Czego chcecie? - Posłała im wściekłe spojrzenie przez uchyloną bramę.
Pan Wiborg uchylił kapelusza.
- Chcielibyśmy z panią porozmawiać, pani Thoresen.
- W związku z czym?
- Chcieliśmy poprosić o wybaczenie z powodu naszego nagannego zachowania podczas wizyty pani brata Kristiana jakiś czas temu.
Nie wolno odmawiać wybaczenia, jeśli ktoś przeprasza. Niechętnie otworzyła bramę i poprowadziła ich naokoło narożnika domu do drzwi wejściowych.
- Jakie piękne kwiaty! - zachwycił się pan Wiborg, kiedy przechodzili przez ogród. - Nawet teraz są jeszcze piękne, mimo że jest jesień!
Pani Wiborg nie odezwała się ani słowem. Kiedy Elise zaprosiła ich do środka, zobaczyła, że jest tak samo dumna i wyniosła, jak poprzednim razem. To tylko ojciec chciał poprosić o przebaczenie, nie matka.
Dopiero gdy państwo Wiborg usiedli na sofie, zauważyła, że pani Wiborg nie odrywa wzroku od Halfdana. Dotarło do niej, że mogło być całkiem inaczej, niż przypuszczała. Czy Kristian miał przeżywać to samo, co ona? Starcie z małżeństwem, które chce mu odebrać dziecko? Poczuła, że budzi się w niej duch walki.
Wyrzekli się Halfdana i utrzymywali, że Svanhild nie żyje. Jak martwa kobieta mogłaby wydać dziecko na świat? Nie mówiąc już o tym, że ci fanatycy ze zboru mieliby mieć coś wspólnego z Halfdanem! Syn Kristiana nie będzie dorastał w domu przepełnionym atmosferą kazań.
Usiadła na krześle naprzeciwko nich, zasłaniając im w ten sposób Halfdana i Elvirę. Gdyby to był ktokolwiek inny, postawiłaby dzbanek z kawą na ogniu, ale nie dla nich!
Pan Wiborg wiercił się tak, jakby obawiał się zacząć. Jego żona natomiast sprawiała wrażenie, jakby chciała zadać jej jedno pytanie. W końcu najwyraźniej nie wytrzymała.
- Jest tu więcej dzieci, niż miała pani ostatnio. Kto jest matką ich wszystkich?
- Troje z nich to moje dzieci. Matka czwartego nie żyje. Dlaczego jestem taka głupia, żeby jej odpowiadać? Ona nie ma prawa zadawać takich pytań. Pani Wiborg skinęła głową.
- Nasza córka, Svanhild. - Wyciągnęła chusteczkę do nosa ze zużytej, czarnej torby i wydmuchała nos.
Elise nie chciała się poddać.
- Nie, to niemożliwe. Państwa córka zmarła półtora roku temu, kiedy kometa zbliżała się do ziemi.
Małżeństwo wymieniło spojrzenia. Pan Wiborg odchrząknął i zaczął mówić spokojnym tonem.
- Przyszliśmy tu z powodu tego błędu, pani Thoresen. Pani nigdy nie straciła dziecka, więc nie wie pani, co to znaczy. Kiedy Svanhild uciekła i po tym jak straciliśmy syna z powodu odry, czuliśmy się, jakby świat zawalił się nam na głowy. Nie byliśmy sobą. Byliśmy przekonani, że ona nie żyje i nie mogliśmy znieść myśli, że nie mamy grobu, który można odwiedzać.
Przerwał na chwilę i tym razem on wyciągnął wielką, świeżą chustkę do nosa i wydmuchał głośno nos.
Elise zauważyła, że dzieci umilkły. Z pewnością czuły, że ci goście byli inni niż wszyscy pozostali, wpatrywały się więc w nich uporczywie.
- W wizji Pan ukazał nam, że nigdy nie znajdziemy ziemskich szczątków Svanhild - mówił dalej. - Dlatego zdecydowaliśmy że przeprowadzimy symboliczny pogrzeb. - Spojrzał na nią wymownie. - Jak pani wie, mieliśmy rację. Svanhild nie żyje, a my nigdy nie zobaczyliśmy jej z dłońmi złożonymi na piersi, białej jak marmur i pięknej jak anioł. - Wówczas, zupełnie nieoczekiwanie, uśmiechnął się. - Ale Pan nie opuścił mnie i mojej żony, miał dla nas coś w zanadrzu. Jak powiedziałem, jest nam przykro, że nie przyjęliśmy lepiej pani brata. Zachowywał się grzecznie i uprzejmie, przyniósł ze sobą zawiadomienie o śmierci. Ponieważ już od dawna podejrzewaliśmy, że Svanhild jest w rękach Pana, nie przeżyliśmy wstrząsu, ale nie byliśmy przygotowani na wstyd, jaki ściągnął na nas, opowiadając nam, co się stało.
Elise siedziała w milczeniu i słuchała go. Rozumiała dokąd to miało prowadzić, ale zdecydowała, że pozwoli mu dokończyć. Niezależnie od tego, co miał do powiedzenia i jak bardzo prosiłby o przebaczenie, nigdy nie pozwoli im uznać Halfdana za swojego wnuka z powodu tego, jak zachowali się, kiedy Kristian ich odwiedził. Wiedziała, że nie ma prawa się w to mieszać, to Kristian decydował o Halfdanie, on i tylko on, ale zanim on dowie się o tej wizycie, będzie ich trzymała z dala od niego.
- A teraz już nie macie poczucia wstydu, czy tak to należy rozumieć? - usłyszała sarkazm w swoim głosie, ale nie mogła się temu oprzeć. Uważała, że są żałośni.
Jego twarz oblała się rumieńcem.
- Nie, wciąż go czujemy, ale tym razem, ze względu na dobre imię Svanhild zdecydowaliśmy się go zwalczyć. Wiemy, że nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego, gdyby nie była pod zgubnym wpływem złych mocy.
Elise poczuła, że wzbiera w niej wściekłość.
- Nie ma pan chyba na myśli Kristiana? Kręcił się i nie śmiał spojrzeć jej w oczy.
- Cóż, może nie bezpośrednio, ale wiemy, że nie miał pozwolenia swojej siostry, Hildy Paulsen i jej męża majstra Paulsena, żeby chodzić na spotkania zboru. Majster przychodził nawet i zabierał go w trakcie nabożeństwa! - dodał poruszony. - Był w nim szatan, który bronił mu dostępu do słów Pana. Svanhild była młoda i zakochana. W jej wieku łatwo jest dać się zwieść, szczególnie gdy w grę wchodzi uczucie. Była bezradna w tej walce dobra ze złem. Powinna odmówić spotkań z nim, ale sprawiał wrażenie dobrze wychowanego i praworządnego. Widocznie był to nasz błąd. Elise podniosła się, jej serce waliło mocno i szybko o pierś.
- Nie mamy już o czym rozmawiać, panie Wiborg. Kristian nie jest gwałcicielem. Svanhild sama zdecydowała, że będzie z nim żyła, wszystko stało się za zgodą ich obojga. To, że uciekli razem na krótko przed konfirmacją i końcowym egzaminem w szkole, było skutkiem spotkań na Hausmannsgate i kazań, których słuchali. Svanhild była bliska postradania zmysłów ze strachu. Gdyby nie zmuszano ich do chodzenia na te spotkania, żyłaby dziś. Nie sądzą, żeby kiedykolwiek była w ciąży. Byli samotni, przestraszeni, w całej bezradności szukali pocieszenia w swoich ramionach. Jeśli wstyd z powodu jej zajścia w ciążę jest zbyt trudny do zniesienia dla pana, proponuję, żeby nadal utrzymywał pan kaznodzieję i parafian w przekonaniu, że Svanhild zmarła półtora roku temu i dlatego jest niemożliwe, żeby była matką dziecka Kristiana. - Potem pomaszerowała do małego korytarza, otworzyła drzwi wejściowe i odwróciła się do nich. -Żegnam!
Pani Wiborg zaczęła histerycznie płakać, a pan Wiborg pobladł na twarzy. Chwiejąc się, podniósł się z kanapy i popatrzył na nią najbardziej złowieszczym wzrokiem, jaki kiedykolwiek widziała.
- Jeszcze pani o nas usłyszy, pani Thoresen! Nie pozwolimy się tak traktować. - Położył dłoń na ramieniu żony i pomógł jej wyjść.
Elise słyszała jej szlochanie jeszcze za bramą, gdy szli już w kierunku ulicy.
Dzieci siedziały w bezruchu i wpatrywały się w nią. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem, wyraźnie były poruszone widokiem dorosłej kobiety zanoszącej się takim płaczem. Elise cieszyła się, że nie było w tym czasie u nich Dagny, wówczas kobiety w Sagene miałyby o czym rozmawiać!
- Dobrze - powiedziała łagodnie. - Teraz przewinę Elvirę i Halfdana, a potem wszyscy dostaniemy kakao.
Hugo i Jensine zaklaskali w dłonie.
Kiedy przyszli Kristian i pan Wang-Olafsen, ciotka Ulrikke, wuj Kristian i Eleonore byli już w domu po powrocie z wystawy automobili. Evert skończył już lekcje, a Johan pracę. Brakowało jedynie Pedera. Na kuchni stała ogromna góra świeżo usmażonych naleśników, a stół był już nakryty.
Elise serdecznie pozdrowiła dobroczyńcę rodziny i dobrego przyjaciela pana Wang-Olafsena, również jego przywitanie z ciotką Ulrikke było ciepłe i serdeczne. Elise nie zapomniała, że pan Wang-Olafsen bardzo lubił starszą panią oraz że czuł się trochę przygnębiony po przyjęciu bożonarodzeniowym u Hildy, kiedy ojciec Johana odniósł zwycięstwo. Wuj Kristian i ciotka Ulrikke pasowali do siebie. Miał na nią wyjątkowo zbawienny wpływ, kiedy była zdenerwowana, ale umiał także przywołać ją do porządku w tak delikatny sposób, że nie czuła się urażona. Popatrzyła na zegar ścienny.
- Obiad już gotowy, ale myślę, że powinniśmy poczekać trochę na Pedera. Pan Wang-Olafsen skinął głową.
- Oczywiście, że poczekamy na Pedera. To on odkrył moją miłość do naleśników. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Patrzył po kolei na wszystkie dzieci.
- Macie już całkiem pokaźne stadko maluchów, pewnie też trochę zamieszania. Jak udaje się pani pisać, pani Thoresen?
- Nie udaje mi się. Nie, zanim Dagny wróci ze szkoły. Dziś zaplanowałam napisanie całego rozdziału. Miałam już całą akcję ułożoną w głowie, ale wszystko jakby sprzysięgło się przeciwko mnie. Jensine i Hugo się pokłócili, najmłodsi zabrudzili pieluchy, skrzynia na drzewo zaczęła świecić pustkami, a w beczce skończyła się woda. - Roześmiała się. - Nie pozostało nic innego, jak tylko odłożyć papier i zająć się tym, co najważniejsze.
- I jeszcze pani płakała - padło z ust Hugo. Johan popatrzył na niego zaskoczony.
- Jaka pani?
- Z siwymi włosami i takim dużym czymś na głowie. - Hugo wskazał na głowę, żeby zobrazować, co ma na myśli. - I miała czerwoną buzię, jak mama się rozzłościła.
Wszyscy spojrzeli zaskoczeni na Elise.
Elise próbowała się uśmiechnąć. Nie mogła znaleźć sensownego wyjaśnienia, a nie chciała opowiadać o rodzicach Svanhild, kiedy wszyscy byli na miejscu. Twarz Johana napięła się.
- Nie było tu chyba państwa Mathiesen? Elise potrząsnęła głową.
- Nie, nie. Nie ma o czym mówić. To był tylko ktoś... ech... ktoś, kto próbował mnie przekonać do pewnej oferty - dodała szybko.
Evert stał z otwartymi ustami.
- Ta kobieta zaczęła płakać, bo nie chciałaś nic kupić? Elise wybuchnęła śmiechem.
- Nie musisz wierzyć we wszystko, co mówi Hugo. Hugo wyglądał na urażonego.
- Pani płakała, a pan był zły - upierał się. Kristian, który do tej pory milczał, spytał teraz cicho.
- Czy to byli państwo Wiborg? Elise skinęła głową.
- Tak, ale teraz porozmawiamy o czymś innym. Słyszę Pedera! - dodała entuzjastycznie. -Teraz będą naleśniki!
Przy stole było ciasno, ale panowała ogólna radość. Inni już zapomnieli, o czym mówił Hugo, tylko Kristian siedział zamyślony i posyłał Elise pytające spojrzenia od czasu do czasu. Udawała, że tego nie widzi.
Zamiast tego rozglądała się i uśmiechała. Było ich razem czternaścioro przy jednym stole, który na ogół mieścił tylko osiem osób. Czworo najmłodszych musiało siedzieć na kolanach innych, wszyscy musieli trzymać łokcie przy sobie, żeby się nawzajem nie popychać, mieli więc spore trudności z krojeniem naleśników. Mimo to śmiali się i żartowali. Wszyscy uznali, że był to jeden z najprzyjemniejszych posiłków, jakie przeżyli. Za każdym razem, kiedy Elise przypominała sobie wizytę państwa Wiborg, odpychała tę myśl od siebie. Po pewnym czasie zauważyła, że Kristian również na chwilę o nich zapomniał. Peder opowiadał o dniu w pracy, o wyprzedaży w fabryce kołowrotków, a pan Wang-Olafsen tak się śmiał, że aż łzy ciekły mu ciurkiem po policzkach.
- Odkryłem właśnie - wyjaśnił - że można nakłonić ludzi, żeby kupili akurat to, co chcę im sprzedać, pod warunkiem że mówi się wszystko, co sprawi im przyjemność. Niemożliwe, to pani Olsen? Tak pięknie pani dziś wygląda! mówię. Wygląda pani dwadzieścia lat młodziej! Była tak uradowana, że kupiła wszystkie kołowrotki, które leżały na ladzie, chociaż wcale nie po to przyszła. Chciała tylko porozmawiać z żoną Larsena. Ludzie wierzą we wszystko, co powiem, tylko dlatego, że mam na sobie fartuch sklepikarza i udaję, że mam tyle do roboty, że niemal nie mam czasu zapakować tych kołowrotków. A jak uwierzą, że kołowrotki dobrze schodzą, pytają o nie dwa razy częściej. Czy to nie dziwne?
- Peder, nasz Peder, ale z ciebie ziółko! - śmiał się pan Wang-Olafsen. - Myślę, że powinieneś mieć sklep, jak dorośniesz. Może zaczniesz od małego kramu, ale jestem pewien, że po jakimś czasie będzie wielki.
Wuj Kristian pokiwał głową, także się śmiejąc.
- Peder powinien wyjechać do Ameryki i tam mieć business. Zarobiłby dużo i został bogaczem.
Peder odwrócił się do Elise: - Co to znaczy biznes? Pan Wang-Olafsen odpowiedział za nią.
- To znaczy interes. Uważa, że powinieneś mieć sklep w Ameryce. Peder wyglądał na przestraszonego.
- Ale ja nie mogę mieszkać w Stanach całkiem sam! Nie z dziadkiem! Nie wiemy, gdzie on pojechał.
Elise spojrzała szybko na Johana. Gdzie Peder o tym słyszał? Czy wiedzieli coś, czego ona nie wiedziała?
Ciotka Ulrikke spojrzała na Pedera przestraszona.
- Hugo chyba nie pojechał do Ameryki?
- Nie mówię o tym dziadku, tylko o ojcu Johana. Ciotka Ulrikke odwróciła się do Elise.
- Pan Thoresen pojechał z powrotem?
- Nie wiem. - Popatrzyła na Johana. - Wiadomo coś o tym? Na twarzy Johana pojawił się ponury wyraz.
- Anna podejrzewa, że pojechał. Był u nich i przyniósł wszystko, co zostawił wcześniej w domu majstra, kiedy jechał do Toten. Potem wymamrotał kilka zagadkowych zdań, że może przyśle im list, jak mu przejdzie żal z powodu rozczarowania.
- Nie jest pewne, że pojechał do Ameryki. Równie dobrze mógł mieć na myśli Toten. Johan potrząsnął głową.
- Pojechał do miasta tego ranka, kiedy odchodził statek do Ameryki. Poza tym przykleił dużą kartkę z imieniem Anny i jej adresem do swojego amerykańskiego kufra.
To wstrząsnęło ciotką Ulrikke.
- Wyjechał, nie żegnając się ze swoimi dziećmi? Johan wyglądał na rozgoryczonego.
- Jesteśmy jego dziećmi, tylko kiedy mu to pasuje. Peder odwrócił się do ciotki Ulrikke.
- Pomyśleć, że byłabyś jego żoną, ciociu Ulrikke. Nie dostawałabyś wtedy kawy do łóżka, ani nie kupowałby ci biletów do kinematografu.
Wuj Kristian roześmiał się, wyglądając jednocześnie na zdziwionego.
- Skąd ci przyszło do głowy, że Ulrikke mogłaby wyjść za ojca Johana?
- Bo mrugała do niego na przyjęciu gwiazdkowym u Hildy. Elise i Johan wymienili spojrzenia.
- Nie żartuj sobie tak, Peder! - Spojrzała na niego surowo. - Ciocia Ulrikke nie mrugała do nikogo. Piękne damy tak nie postępują.
Hugo musiał śledzić całą rozmowę. Był spostrzegawczym chłopcem i potrafił zaskoczyć myślą, o którą nikt by go nie podejrzewał.
- Eleonore jest piękna - powiedział nagle. - Kristian tak uważa. Twarz Kristiana poczerwieniała, a Eleonore zakłopotała i zarumieniona wpatrywała się w talerz. Znała norweski coraz lepiej, więc zrozumiała, co powiedział Hugo.
Elise zrobiło się ciepło na sercu. Nic nie podziałałoby lepiej na Kristiana po wszystkich tych trudnych chwilach, jakie przeżył, niż nowa miłość. Spojrzała ukradkiem na wuja Kristiana, który mrugnął do niej jednym okiem. Najwyraźniej myślał podobnie.
Dopiero kiedy pan Wang-Olafsen i Kristian mieli wychodzić, padło pytanie, na które czekała. Stała z Kristianem sama na schodach po tym, jak przyniósł dla niej wodę ze studni.
- Teraz możesz mi wszystko opowiedzieć, Elise. Czy to pan i pani Wiborg tu byli? Skinęła głową.
- Przyszli, żeby przeprosić za swoje zachowanie i za to, że nie przyjęli cię tak, jak powinni, kiedy u nich byłeś.
Wpatrywał się w nią zdumiony.
- Opowiedz, jak to było. Hugo widzi, co się dzieje dookoła. Powiedział, że kobieta płakała, a mężczyzna się rozzłościł.
- Nie wytrzymałam. - Zagryzła wargę. - Może to było nierozsądne, w końcu stracili dwoje dzieci.
- Dlaczego nie wytrzymałaś?
- Ponieważ przyszło mi do głowy, że chcą żądać prawa do Halfdana, i przestraszyłam się, że będziesz musiał przejść przez to samo, co ja z Hugo.
- Ale...
- Ale potem zaczęła opowiadać o tym, że Svanhild była pod wpływem złych mocy i że majster Paulsen był opętany przez szatana, kiedy zabronił ci chodzić na spotkania modlitewne. Całą winę za jej ciążę zrzucał na ciebie, a to podziałało na mnie jak płachta na byka. Powiedziałam, że Svanhild najprawdopodobniej nie zaszłaby w ciążę, gdyby nie przeraziła się kazaniami i nie uciekła.
Kristian poczerwieniał.
- Jak to się skończyło?
- Skończyło się tak, że ich wyrzuciłam.
- Nie próbowali zabrać Halfdana?
- Nie. Pani Wiborg wyglądała na zainteresowaną z początku, ale potem bardziej zajmowały ich kwestie wstydu i przestępstwa, które popełniłeś na ich córce, niż ich własny wnuk.
- Co zrobimy, jeśli będą nadal przychodzić?
- Wątpię w to, czy wizyta się powtórzy niebawem, ale raczej nie wierzę w to, że udało nam się ich pozbyć na zawsze. Kiedy ochłoną, może się zdarzyć, że zainteresowanie Halfdanem wzrośnie.
- Chętnie zgodziłbym się, żeby byli dziadkami dla Halfdana, o ile nie ciągnęliby go ze sobą na te spotkania i nie spowodowali, że zacznie wierzyć, że jestem przestępcą, który skrzywdził jego matkę.
- Całkiem możliwe, że tak właśnie by się zachowali. Nie myślą tak, jak my. Są tak bardzo pod wpływem nauk tego fanatycznego kaznodziei, że jego słowa są dla nich święte.
Kristian uśmiechnął się.
- Dziękuję, że to powiedziałaś, Elise. I że zajmujesz się Halfdanem. Widzę, jaki jest szczęśliwy i zadowolony od czasu, kiedy zamieszkał u ciebie.
Suche liście klonowe szeleściły pod stopami, kiedy szła ulicą. Drzewa stały nagie z czarnymi gałęziami wyciągniętymi do ołowianego nieba. Od rzeki wiał chłodny wiatr.
Dagny pilnowała najmłodszych, miała nadzieję, że wszystko szło jak należy. Ciotka Ulrikke i wuj Kristian byli w małym domku przeznaczonym do wynajęcia na Telthusbakken, ale z pewnością niebawem wrócą. Elise miała nadzieję, że Eleonore będzie mogła zostać w domu przez tę krótką chwilę, kiedy ona musiała wyjść do miasta i dostarczyć maszynopis do wydawnictwa, ale trudno było uzyskać pomoc od Eleonore. Albo musiała wyjść z ciotką Ulrikke i wujem Kristianem, albo musiała iść do sklepu, żeby kupić sobie coś nowego, albo bolała ją głowa, albo brzuch i musiała się położyć.
Westchnęła zrezygnowana. Nie uważała, żeby musiała żałować Eleonore. Dziewczyna sprawiała wrażenie rozpieszczonej, nie miała żadnych obowiązków i nie była przyzwyczajona do pracy. O matce i ojcu mówiła łacinie, nie wyglądało na to, żeby doznawała od nich jakichś krzywd. Poza tym wydawało się, że tęskni za domem. Pewnego dnia mówiła coś o powrocie do Ameryki, ale wuj Kristian przekonał ją, żeby poczekała przynajmniej do czasu po Bożym Narodzeniu, tak żeby mogła przeżyć zimę w Kristianii. Teraz pewnie wynajmą dla siebie przytulny domek i wszystko będzie inaczej. Zarówno Eleonore, jak i ciotka Ulrikke, i wuj Kristian uważali, że dzieci robią za dużo hałasu.
Najważniejszym powodem, dla którego Eleonore przestała mówić o powrocie, był Kristian. Za każdym razem, kiedy przychodził, jej oczy błyszczały, a na policzkach pojawiał się rumieniec. Początkowo wuj Kristian uznał, że to słodkie i romantyczne, ale po jakimś czasie zamyślał się nad tym coraz bardziej. Elise zgadywała, że to z powodu nieślubnego dziecka Kristiana, które pojawiło się na świecie, gdy on miał zaledwie szesnaście lat. Brat wuja Kristiana przeżyłby z pewnością wstrząs na wieść o tym. Z tego, co opowiadał wuj Kristian, rodzina w Spokane była gorliwymi chrześcijanami, prowadziła surowe i pełne nakazów wiary życie, gdzie wszystkie kobiety pozostawały dziewicami aż do ślubu. Wśród mieszczan w Kristianii również panowały takie zwyczaje, ale wzdłuż brzegów Aker ludzie nie podporządkowywali się tym nakazom ślepo i często nie przywiązywali takiej wagi do nocy poślubnej, skoro wcześniej i tak lądowali na sianie.
Elise próbowała porozmawiać poważnie z Kristianem, ale on posłał jej tylko oburzone spojrzenie.
- Co ty o mnie myślisz? Że rzucam się na każdą dziewczynę, którą spotkam? Nie jestem jak ojciec ani nie zamierzam taki być. Kochałem Svanhild i nie chcę żadnej innej. A już najmniej rozpieszczoną córeczkę tatusia, która nawet nie wie, jak wygląda miotła!
Mimo to Elise widziała, jak rzuca ukradkowe spojrzenia na Eleonore, gdy tylko myśli, że nikt go nie widzi, że śmieje się więcej, kiedy ona tam jest i że próbuje jej zaimponować opowieściami o kolegach z klasy.
Minęła wzgórza Aker i zerknęła do góry. Hilda nie odwiedzała jej już od dawna, zastanawiała się, jak się miewa. Ostatnim razem, kiedy się widziały, była nieszczęśliwa z powodu zerwania z kochankiem i mówiła coś o wyjeździe do sanatorium w Hankø, ale lato skończyło się już dawno temu. Może pojechali zamiast tego gdzie indziej? Ciotka Ulrikke, wuj Kristian i Eleonore byli u nich zaraz po przyjeździe, żeby się przywitać, ale nie wyglądali na szczególnie ucieszonych, gdy wrócili do domu. Hilda nie była w humorze, jak powiedziała ciotka Ulrikke, a majster nie sprawiał wrażenia, że jest całkiem zdrowy. Pomyśleli, że lepiej będzie zostawić ich samych na jakiś czas.
Od dawna nie była w mieście. Redaktor Benedict Guldberg przysłał do niej list, w którym pisał o nowej książce. Birger Olsen z Sagene nie sprzedawał się aż tak dobrze, jak przypuszczali, teraz mieli nadzieję, że powieść o Julii sierocie będzie się sprzedawała lepiej.
Przez ostatnie miesiące pracowała na akord. Pani Evertsen i pani Jonsen pomagały jej, szczęśliwe, że mogą zarobić kilka koron, ale teraz pani Evertsen musiała wrócić do Anny, która nie radziła sobie bez jej pomocy, ponieważ bardzo jej się pogorszyło. Pani Jonsen z kolei bardzo chciała kontynuować to zajęcie, przynajmniej do czasu, kiedy spadnie śnieg. Pokłóciła się z sąsiadką i uważała, że dobrze będzie, jeśli przynajmniej rano, nie będzie musiała jej oglądać.
Żeby zapewnić sobie spokój przy pracy, Elise wyniosła maszynę do pisania na górę i usadowiła się w pokoju Eleonore. To był jedyny pokój na piętrze, którego okno wychodziło na ulicę, a ona wolała mieć możliwość wyjrzeć przez okno co jakiś czas.
Nagle coś sprawiło, że pomyślała o rodzinie Mathiesenów. Nie widzieli więcej Ansgara i Helene. Ani pana i pani Mathiesen. Najwyraźniej policja przestraszyła Ansgara, ale to dziwne, że pan Mathiesen dał się tak łatwo nastraszyć. Należał wszak do mieszczaństwa, nie okazywał tyle szacunku policji ani władzom, co ludzie z niższych sfer.
Życie nie jest łatwe. Niektórzy tracą dzieci, inni mają ich za dużo, jeszcze inni nie zajmują się tymi, które mają. Ilu ludzi jest szczęśliwych? Kiedy pomyślała o wszystkich, których znała, wydawało jej się, że jedynie Anna wyglądała na naprawdę zadowoloną z życia i najbardziej wdzięczną za to, co ma, chociaż leżała przykuta do łóżka od wielu lat.
Skręciła w Møllergaten i wciąż zastanawiała się nad życiem. Poprzedniego dnia otrzymała list od Hugo Ringstada, po długim czasie, kiedy nie dochodziły do niej żadne wieści od nich. Signe miała jeszcze jednego syna, a pan i pani Stangerud stali się bardziej dokuczliwi niż kiedykolwiek Dokładali wszelkich starań, żeby wnuki otrzymały to, co słusznie im się należało. Signe i Sjur przyszli pewnego dnia niespodziewanie do państwa Ringstadów i zażądali możliwości przenocowania. Pan i pani Ringstad nie mogli odmówić, ponieważ mieli ze sobą Sebastiana i noworodka, ale od tamtego czasu nie mogli się ich pozbyć. Signe utrzymywała, że jej matka jest zbyt chora, żeby mogli mieszkać w Stangerud, a ojciec Sjura nie pozwolił im mieszkać u siebie. Nie mieli gdzie się podziać. Następnego dnia przyszedł do Ringstadów list, w którym rodzice Signe obwiniają pana i panią Rongstad o wszystkie nieszczęścia, jakie spadły na Signe, najpierw ich syn ją uwiódł, a potem przekonali ją do związku ze swoim sąsiadem, tym nierobem, obibokiem i śmierdzącym leniem Sjurem Bergesethem. Teraz grozili sprawą karną, o ile Hugo Ringstad nie weźmie na siebie odpowiedzialności za swojego wnuka i nie pozwoli Sebastianowi, który jest dziedzicem, mieszkać w Ringstad razem ze swoją najbliższą rodziną. Elise i Johan byli wstrząśnięci. Dlaczego Hugo Ringstad dał się w to wciągnąć, on, który ma duże możliwości i możnych przyjaciół, adwokata, który już wcześniej pomagał mu w podobnej sprawie? Wyglądało na to, że stracił ducha walki i zaakceptował całą niesprawiedliwość, która go dotknęła. Po powrocie z miasta musi napisać długi list i zaprosić ich do siebie na Boże Narodzenie. Jeśli zdąży wysłać go na tyle wcześnie, żeby pani Ringstad miała możliwość gruntownego przemyślenia swojej decyzji, być może zdecydują się przyjechać, szczególnie teraz, kiedy ciotka Ulrikke mieszkała w Kristianii. A gdyby wujowi Kristianowi udało się wynająć domek na Telthusbakken, byłoby nawet lepiej, bo wówczas państwo Ringstad mogliby zamieszkać u nich, unikając w ten sposób płaczu dzieci nocą.
W końcu dotarła do wydawnictwa Grøndahl i Syn. Jak zwykle musiała się na chwilę zatrzymać, zanim wzięła się w garść i weszła na górę. Za każdym razem martwiła się tak samo i zmagała się z poczuciem, że jest nic nie warta i że ktoś taki nie ma w wydawnictwie nic do roboty. Tutaj przychodzili znani pisarze i pisarki oraz inni znani ludzie z elity intelektualnej Kristianii. Ona sama była tylko biedną robotnicą znad Aker, nigdy nie pozbędzie się tego poczucia, niezależnie od tego, ile książek wyda.
Miała nowy płaszczyk zimowy i nowy kapelusz. Wuj Kristian i ciotka Ulrikke zapłacili za to w podziękowaniu za gościnę w Maridalsveien. Płaszcz miał nawet kołnierzyk obszyty futerkiem. Zrobiła jeszcze jeden głęboki wdech, zapukała i weszła do środka.
Co dziwne nie zauważyła nikogo w środku i poszła prosto do biura pana Guldberga. Już miała zapukać, kiedy usłyszała donośne głosy. Brzmiało to jak kłótnia, postanowiła więc cofnąć się i poczekać chwilę. Najwyraźniej była jednak za wcześnie. W tym samym momencie usłyszała kilka słów wyraźnie, a pośród nich swoje imię. Przestraszona stała, słuchając.
- Wytoczę wam sprawę! - Usłyszała wzburzony męski głos. - Ta powieść to zniesławienie! Nasz dom jest opisany w każdym szczególe! Rodzina i przyjaciele rozpoznają obrazy na ścianach, meble, tapety! Pomyślą, że treść tej książki ma coś wspólnego z moją rodziną! Staniemy się pośmiewiskiem albo nawet gorzej, ktoś może pomyśleć, że to prawda i moje dobre imię zostanie zniszczone na zawsze!
Elise wstrzymała oddech. Nagle usłyszała dźwięk odsuwanego krzesła, odwróciła się i pobiegła korytarzem przed siebie. Wówczas zobaczyła ku swojemu przerażeniu, że drzwi na drugim końcu się otwierają i w jej kierunku nadchodzi mężczyzna. Przestraszona zobaczyła, że jest to szef wydawnictwa. Pamiętała go od czasu, kiedy świętowali jej debiut.
Zamarła. Jeśli będzie dalej szła w tym kierunku wpadnie wprost na niego. Odwracając się ryzykowała, że Asle Diriks wyjdzie z biura pana Guldberga i zauważy ją!
Zdecydowała, że woli spotkanie z szefem wydawnictwa i z trudem zwolniła kroku.
Może nie pozna jej od razu. Od ich ostatniego spotkania minęło już sporo czasu, a poza tym miał już swoje lata, więc może miał trudności z zapamiętaniem twarzy.
Otworzyła torebkę i udawała, że czegoś szuka. Gdy patrzyła w dół, trudniej było rozpoznać jej twarz. Gorączkowo wyciągnęła chusteczkę do nosa i zauważyła, że jest to chusteczka Johana, duża; i poplamiona, bo Johan używał jej do osuszania swoich figur gipsowych. Szybko włożyła ją z powrotem do torebki.
- Czy to nie pani Elise Thoresen? Musiała się zatrzymać i udawać zaskoczoną.
- O, przepraszam, nie widziałam pana.
- Ale czy nie idzie pani na spotkanie z Benedictem Guldbergiem? Wydaje mi się, że mówił, że spodziewa się pani około pierwszej?
- Tak, ja... to znaczy... Ktoś u niego jest, więc pomyślałam, że poczekam w foyer. Szef wydawnictwa wyciągnął złoty zegarek z kieszeni kamizelki.
- Jest dokładnie za cztery. Powiem mu, że już pani jest. Skierował swoje kroki w kierunku drzwi biura pana Guldberga. Elise wyciągnęła ramię, żeby go zatrzymać, otwierając jednocześnie usta, żeby zaprotestować, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Bitwa była przegrana. Równie dobrze mogła iść teraz na spotkanie Stwórcy.
W tym momencie drzwi się otworzyły i wyszedł z nich Asle Diriks z twarzą w kolorze purpury i wzrokiem, którym mógłby zamordować.
Zatrzymał się nagle i wbił w nią wzrok.
- Pani Elise Thoresen?
Nie zdołała wydać z siebie ani jednego słowa, nawet nie mogła skinąć głową. Szef wydawnictwa uśmiechnął się.
- Poznał pan ją, panie Diriks? Jak rozumiem zyskuje coraz większą sławę. Zerknął za drzwi.
- Pani Elise Thoresen jest tutaj, panie Guldberg. Pan Guldberg wyszedł jej na spotkanie. Nie wyglądał na zadowolonego. Przesunął wzrok na Asle Diriksa.
- Powiadomimy pana, panie Diriks. Żegnam. Asle Diriks nie poruszył się.
- Chętnie zamienię słowo ze znaną panią pisarką. Mogę poczekać na korytarzu tymczasem. Pan Guldberg wyglądał niepewnie.
- Wyślę wiadomość sekretarce, zaproponuje panu w takim razie filiżankę kawy.
- Dziękuję, ale to nie jest konieczne. Piłem kawę z panem Hambro, na krótko zanim tu przyszedłem.
Mówi to po to, żeby zaznaczyć, że spotyka się z wpływowymi ludźmi, pomyślała Elise, nie mogąc pozbierać myśli. Obawiała się go od chwili, kiedy usłyszała, że wrócił do Kristianii, ale ponieważ mijały tygodnie i miesiące, a ona nie miała o nim żadnych wieści, liczyła na to, że pobyt za granicą zmienił go albo że ojciec zdołał go uspokoić.
- Po namyśle uznałem jednak, że odwiedzę panią Elise Thoresen innym razem - dodał Asle Diriks i odwrócił się do niej plecami.
- Proszę wejść pani Thoresen. - Pan Guldberg otworzył drzwi i zaprosił ją do środka, po czym ostrożnie zamknął drzwi. Twarz miał pociemniałą, a wyraz jego twarzy wyrażał wszystko, tylko nie zadowolenie.
Gdy tylko usiedli, spojrzał na nią z rozczarowaną i zrezygnowaną miną.
- Czy to prawda, że dom, który pani opisała w Córce przekupki to dom Asle Diriksa na Oscarsgate?
Skinęła głową, nie podnosząc wzroku.
- Jak pani mogła zrobić coś takiego? Myślałam, że jest pani inteligentnym człowiekiem, pani Thoresen. Musi pani zrozumieć, że coś takiego jest niedopuszczalne i godzi w dobre imię tego człowieka. Nawet autor powieści nie może pozwolić sobie na wszystko. Pisanie o żyjącej albo znanej osobie jest przeciw prawu i może doprowadzić, że zarówno panią, jak i wydawnictwo spotkają ogromne nieprzyjemności. Teraz pan Diriks grozi nam sprawą o zniesławienie. Jeśli wygra, będzie to kosztowało wydawnictwo tyle, co suma, jaką zarobiliśmy na pani czterech książkach, a nawet więcej. Dlaczego, na miłość boską, zrobiła pani coś takiego? I jak to możliwe, żeby pani, z pani pochodzeniem wiedziała, jak wygląda dom rodziny Diriksów? Była pani u nich pomocą domową?
Elise miała spuszczony wzrok. Czy powinna mu powiedzieć prawdę? Jeśli tego nie zrobi, już właściwie zniszczyła swoją przyszłość jako pisarki. Jeśli to zrobi - postawi pana Diriksa seniora w złym świetle, a tego nie chciała. On nawet kupił prace Johana. A o to, czy pan Guldberg pozna prawdę o Asle Diriksie, nie dbała. Pokręciła pomału głową.
- Stawia mnie pan teraz w kłopotliwej sytuacji, panie Guldberg. Nigdy nie byłam służącą u Diriksów. Powód mojej obecności w ich domu był całkiem inny. Ja... ja przeżyłam coś, co spowodowało, że bardzo się rozzłościłam. Ponieważ nie mogłam domagać się sprawiedliwości inaczej, jako że rodzina Diriksów stoi wyżej w hierarchii społecznej ode mnie, zemściłam się w ten sposób, i to była jedyna możliwość, żebym się uspokoiła.
Milczała.
Pan Guldberg siedział porażony.
- Chce pani powiedzieć, że opisała pani dom państwa Diriksów na Oscarsgate, jako ramę dla stworzonych wydarzeń, prawie gwałtu, żeby się na nich zemścić?
Skinęła głową, nic nie mówiąc. Czy powiedziała zbyt dużo? Szybko dodała: - Pan Diriks senior jest niezwykle miłym i sympatycznym człowiekiem. Kupował nawet prace mego męża. Mam nadzieję, że ta historia nie dojdzie do jego uszu. Wówczas będę musiała przestać pisać i wrócić do pracy w biurze w przędzalni Graah.
Zrobiło się cicho.
- Chyba rozumiem - powiedział w końcu. Uśmiechnął się. - Oczywiście nie może pani przestać pisać. To byłaby duża szkoda. Porozmawiam z szefem wydawnictwa, czy możemy zrobić coś, żeby uspokoić pana Asle Diriksa.
Elise odetchnęła z ulgą.
- Bardzo dziękuję, panie Guldberg. Oparł się wygodnie na krześle i patrzył w przestrzeń przed sobą.
- Birger Olafsen z Sagene to historia, która chwyta za serce, ale wydaje mi się, że trochę za szybko ją wydaliśmy. Za kilka lat ta książka będzie się lepiej sprzedawać. Najwyraźniej nie jesteśmy jeszcze gotowi na zmianę postawy. Bogaci trzymają się kurczowo tego, co mają, nie dzieląc się z nikim. A co za tym idzie, nie mają też ochoty dowiedzieć się, jak powodzi się biedakom. To porusza coś w ich sumieniach, ale to nie jest przyjemne uczucie. Ale pewnego dnia będzie inaczej, pani Thoresen. - Uśmiechnął się. - W międzyczasie żywię większą wiarę w pani historię o sierocie, która stała się ulicznicą. Czytelnik będzie prawdopodobnie myślał, że sama jest sobie winna, ponieważ uciekła od przybranych rodziców do stolicy. Teraz ma za swoje, skoro była taka głupia, będą się usprawiedliwiać. To zdejmuje z nich odpowiedzialność i poczucie winy. Opowiedziała mi pani dużą część fabuły, teraz czekam z niecierpliwością na maszynopis. Wyślę pani zaliczkę i dam pani znać, jak przeczytam kilka pierwszych stron.
Elise podniosła się. Czuła, że mogłaby wyfrunąć z biura. Po pierwsze dlatego, że redaktor sam chciał się zająć sprawą Asle Diriksa, a po drugie ponieważ nie stracił wiary w nią i jej książki, chociaż książka o Pederze nie była sukcesem.
- Nie wiem, jak panu dziękować, panie Guldberg! Uśmiechnął się.
- Droga pani, to nie pani powinna dziękować, tylko my, ponieważ mamy teraz taką obiecującą pisarkę wśród nas. Proszę nie myśleć o tej sprawie, o której rozmawialiśmy na początku. - Nagle dodał szybko: - Zna pani adwokata Wang-Olafsena, prawda? Jeśli doszłoby do rozprawy sądowej, czy moglibyśmy może zwrócić się do niego z tą sprawą?
Skinęła głową.
- On jest jednym z niewielu, którzy znają prawdę. Wyglądał na zaskoczonego.
- Chce pani powiedzieć, że powiedziała mu pani o tym, dlaczego opisała ten dom w swojej książce?
Znów pokiwała głową.
- Tak wyszło. Podniósł się.
- W takim razie porozmawiam z nim w ciągu najbliższych dni. Do widzenia, pani Thoresen. Elise szybko szła przed siebie długim korytarzem. Wszystko jakoś się ułoży. Pan Wang-Olafsen opowie panu Benedictowi Guldbergowi, co się stało. Nie będzie podejrzenia, że wszystko zmyśliła, a ona sama nie będzie musiała o tym rozpowiadać.
Na zewnątrz było zimno. Postawiła kołnierz płaszcza i drżała z zimna. Przyspieszyła kroku. Ponieważ się spieszyła, mogła spróbować przejść przez fabrykę kołowrotków w drodze do domu i może zobaczyć, jak miewa się Peder.
Przeszła obok Youngstorget i zbliżała się do Hausmannsgaten, gdy nagle usłyszała za plecami szybkie kroki, jakby ktoś biegł. W następnej sekundzie poczuła, że czyjaś ręka łapie ją mocno za ramię.
- Tak łatwo się nie wywiniesz, Elise! Odwróciła głowę i spojrzała prosto w rozwścieczoną twarz Asle Diriksa.