FRID INGULSTAD
ZAKAZANE SPOTKANIA
Saga Wiatr Nadziei
część 16
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, lipiec 1907 roku
Musiało jej się śnić. Biały pokój, postać ubrana na biało. Głowa wydawała się taka
dziwna, a wszystko wokół pływało, kołysało się i falowało. W uszach jakby szumiał
wodospad, a całe ciało było bezwładne, jak gdyby pozbawione rąk i nóg.
Wtedy nagle poczuła chłodną dłoń na swoim czole.
- Odniosłam wrażenie, że przed chwilą się ocknęła, ale nie jestem pewna, czy mnie
zauważyła - usłyszała cichy kobiecy głos.
- Hm - burknął mężczyzna niezadowolony lub może zmartwiony. - Musi pani
spróbować ją ocucić, siostro. Niebezpiecznie długo jest nieprzytomna.
- Robię, co mogę, doktorze. - Głos brzmiał nadzwyczaj spokojnie i miło. - Był tu jej
mąż i wiele razy do niej mówił. Podobnie jej młodsi bracia. Wtedy wydawało mi się, że
nieznacznie się poruszyła i drgnęły jej powieki. Jestem pewna, że chciała coś powiedzieć,
lecz nie mogła.
Rozległo się ciężkie westchnienie.
- Damy jej jeszcze jedną szansę, ale jeżeli nie dojdzie do siebie w ciągu kilku dni, to
myślę, że nie należy mieć złudzeń. Wtedy będziemy musieli ją stąd wywieźć.
Głosy i kroki oddaliły się.
Wypełnił ją strach. Chciała otworzyć oczy, lecz jej się nie udało. Chciała poruszyć
nogami, żeby im pokazać, że tli się w niej życie, ale nie była w stanie. W głowie powoli się
rozjaśniało, ale ciało nie podążyło za umysłem. Walczyła, by móc poruszyć palcami, ale nie
wiedziała, gdzie są. Przerażenie spotęgowało się. Żyła, ale ludzie wokół niej myśleli, że
umiera! Co robić, by zrozumieli, że to jeszcze nie koniec?
Stopniowo zaczęły wyłaniać się obrazy. Słyszała krzyki, wrzaski i przekleństwa,
pamiętała masę chłopięcych ciał, które kłębiły się i przewracały jedne przez drugie w
plątaninie wymachujących ramion, wierzgających nóg i bijących pięści. Obraz w głowie
powodował ból, chciała go wymazać, nie mogła na niego patrzeć, ale natrętnie wracał. Nagle
zauważyła ciemnowłosego chłopca, który leżał na samym spodzie, i innego, który z całej siły
go kopał.
W tej samej chwili wszystko sobie przypomniała.
Dostrzegła wielki kij, który ze świstem przeciął powietrze, lecz zanim zorientowała
się, co się dzieje, poczuła, jak gdyby głowa jej eksplodowała. Potem wszystko zrobiło się
czarne.
Teraz powoli zaczynała się domyślać. Białe pomieszczenie jest salą szpitalną, a biała
postać pielęgniarką. Kij musiał trafić w głowę tak mocno, że coś w niej uszkodził. Teraz
przypomniała sobie również głos: „Jest pani w szpitalu, pani Ringstad. Niestety, doznała pani
poważnych obrażeń”.
„Poważnych obrażeń”... Jezu Chryste! Może już nigdy nie zdoła otworzyć oczu,
nigdy się nie poruszy. Nikt się nie zorientuje, że żyje! Może ją żywcem pogrzebią, włożą do
trumny i opuszczą głęboko w ziemię. Potem usłyszy, jak wolno zasypują ją ziemią, a ona nie
będzie mogła wytłumaczyć, że przecież nie umarła. Ta myśl ją tak przeraziła, że bała się, że
znowu straci świadomość. Myśli napierały coraz szybciej - chciała krzyczeć, lecz nie zdołała
poruszyć wargami.
Dobry Boże, pomóż mi!... Pomyślała o Annie, która przez wiele lat była
sparaliżowana. Czy teraz ona sama będzie musiała tak leżeć, całkowicie zależna od innych?
Starała się pomyśleć o palcach u stóp, zastanowiła się, gdzie są i jak to jest nimi poruszać.
Nagle zauważyła, że duży palec lewej nogi leciuchno drgnął. Poczuła wielką ulgę. Nadal
zaciekle walczyła, aż wreszcie udało jej się nieznacznie przesunąć stopę w bok. Oby zdołała
wystawić palce choć trochę poza kołdrę, wtedy zobaczą, że się rusza, i zorientują się, że żyje.
Zdawało się, że zmaga się całą wieczność. Każdy najdrobniejszy ruch był morderczą
pracą, postępowało to tak wolno, że już miała ochotę się poddać, jednak myśl o pogrzebaniu
za życia popychała ją do nadludzkiego wysiłku.
Nagle poczuła na stopie powiew chłodnego powietrza, a więc udało jej się trochę
wysunąć nogę. Kiedy wróci pielęgniarka, to zobaczy, że coś się zmieniło, i od razu
wszystkiego się domyśli.
Otworzyły się jakieś drzwi, ale gdzieś daleko. Znowu spróbowała otworzyć oczy, ale
jej się nie udało. Odnosiła wrażenie, jak gdyby każdy mięsień był martwy, że tylko myśli
żyją. Jednak udało jej się przesunąć stopę, więc chyba nie może być tak źle. Niedługo jej
ciało będzie funkcjonować jak kiedyś. Nie wolno jej tracić nadziei.
Leżała, przysłuchując się głosom, usiłowała wyłowić poszczególne słowa.
Przypuszczalnie w pomieszczeniu znajdowali się jeszcze inni pacjenci, słyszała, że w takich
salach mieści się kilka łóżek. Może pielęgniarka chodzi od jednego do drugiego i w końcu
przyjdzie i do niej. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i raczej postarać się wysunąć stopę
jeszcze dalej.
Głosy zbliżały się, nadzieja rosła. Zaraz pielęgniarka podejdzie bliżej, położy chłodną
dłoń na jej czole i zauważy palce wystające spod kołdry. Może krzyknie zdumiona, zawoła
doktora lub inną pielęgniarkę i pokaże im, co się stało. Uczepiła się tej myśli.
Gdyby tylko jej się udało poruszyć ręką, podnieść ją i przywołać ich gestem. Wtedy
nie trwałoby to tak długo. Teraz musiała poczekać.
Zdawało się, że czas stanął. Głosy i kroki zbliżały się, lecz wszystko działo się w tak
przeraźliwie wolnym tempie. Czy przyjdą zaraz?
Głosy umilkły, zbliżał się tylko odgłos kroków. Chyba należały do jednej osoby.
Wyglądało na to, że ów człowiek zatrzymał się, zrobiło się cicho. W następnej
sekundzie rozpoznała cichy, miły głos, zapewne jakieś słowa pociechy, być może skierowane
do pacjenta, który leżał w łóżku obok.
Zaraz przyjdzie jej kolej. Kiedy lekarz usłyszy, że poruszyła stopą sama, bez niczyjej
pomocy, zrozumie, że się pomylił i że jednak istnieje dla niej jakiś ratunek. Wtedy na pewno
dadzą jej lekarstwa i wkrótce wyzdrowieje.
Anna... Anna nauczyła się chodzić, mimo że przez wiele lat leżała sparaliżowana. Nie
ma rzeczy niemożliwych, trzeba tylko wystarczająco wytrwale walczyć.
A jeśli lekarstwa okażą się za drogie? Jeśli lekarze nie będą w stanie jej pomóc,
ponieważ nie będzie jej stać, by za siebie zapłacić?
Wreszcie! Coś przemknęło obok łóżka. Potem poczuła czyjś palec na swojej szyi,
następnie ktoś uniósł jej rękę i badał puls przy nadgarstku. Jednak pielęgniarka nic nie
powiedziała, nawet nie położyła dłoni na jej czole. Czyżby jeszcze nie zauważyła, że spod
kołdry wystaje kawałek stopy?
Rozległo się ciężkie westchnienie.
Dlaczego pielęgniarka nic nie mówi? Dlaczego nie wymienia jej nazwiska i nie
oznajmia z radością, co się stało? Dobry Boże, spraw, by zauważyła moją stopę!
W następnym okamgnieniu poczuła, że jej stopę ktoś ostrożnie przesuwa na miejsce i
troskliwie okrywa kołdrą. Pielęgniarka nie zrozumiała! Zauważyła po prostu, że stopa
wystaje spod kołdry, więc przesunęła ją na miejsce i przykryła, żeby nie zmarzła! Jezu, czy
nie domyśliła się, że noga nie wysunęła się przypadkiem?
Poczuła, jak gdyby zapadała się w głęboką ciemność. Lekarz miał rację: nie ma już
dla niej nadziei, równie dobrze mogła się poddać.
Niedługo potem duch walki obudził się w niej znowu. Nie umarła! Wprost
przeciwnie, odzyskała niemal jasność myśli, mogła rozumować tak jak kiedyś, pamiętała, co
się stało, a teraz cały wieczór przed dniem świętego Jana stanął jej przed oczami. Ujrzała
Anne Sofie, jak posłusznie podreptała za dziadkami, przypomniała sobie zarumienione
policzki Jensine i jej oczy promieniejące radością, kiedy dostała cztery ciasteczka, nigdy też
nie zapomni zrozpaczonej twarzy panny Fryksten, gdy wyznała, że wreszcie zrozumiała Elise
i spojrzała na Ansgara innymi oczami. Wszystko w jej głowie było na swoim miejscu: dom
na Hammergaten, chrzciny, pogrzeb w Kjelsas i dni w biurze majstra Paulsena. Jak mogli
pomyśleć, że ulatuje z niej życie?
Nastawiła uszu. Usłyszała dwa kobiece głosy, kobiety nie stały daleko, ale mówiły
cicho. Rozpoznała ów miły głos pielęgniarki, która wcześniej rozmawiała z lekarzem.
- Tak, to smutne. Byłam pewna, że dziś rano odzyska przytomność, wydawało mi się,
że wyraźnie otworzyła oczy, ale widocznie się pomyliłam. Puls jest bardzo słaby, to tylko
kwestia godzin.
- Biedna rodzina. Zwróciłam uwagę na jej braci, kiedy tu byli, jednego z nich nie dało
się w żaden sposób pocieszyć.
Głosy stawały się coraz wyraźniejsze, widocznie pielęgniarki zatrzymały się przy jej
łóżku.
- Słyszałam, że im matkowała, odkąd ich matka zapadła na suchoty. Jej mąż pochodzi
z dobrej rodziny, to przystojny i szykowny młody mężczyzna.
Jej powieki uniosły się odrobinę, utworzyły nie więcej niż wąską szczelinkę, może
niezauważalną dla innych, lecz wystarczającą, by dostrzegła, że zbliża się do niej coś białego.
- A więc pewnie szybko się pocieszy. Gorzej będzie z dziećmi.
Kobieta ubrana na biało stanęła zupełnie blisko i zmierzyła jej puls.
- Czy ona przypadkiem nie zostawiła w domu maleńkiego niemowlęcia?
- Zajęła się nim na razie jej siostra.
- Słyszałam, że ktoś mówił, że ma jeszcze jedno, roczne.
- Tak to już jest w tych robotniczych' rodzinach, co rok rodzi się kolejne dziecko.
- Wydawało mi się, że mówiłaś, że jej mąż pochodzi z dobrej rodziny.
- Ma duże gospodarstwo, ale pracuje jako kancelista i słabo zarabia. To dla mnie
zagadka, jak mogło mu przyjść do głowy, żeby ożenić się z biedną robotnicą. Taki
przystojniak jak on mógłby chyba mieć każdą.
- Ta dziewczyna nie wygląda raczej na piękność. Może skusiła go czymś innym? -
rozległ się stłumiony chichot.
- Fuj, ale masz brudne myśli. Nie, puls jest ledwie wyczuwalny. Zostawimy ją tu do
jutra. Może coś się zmieni w ciągu nocy. Wyobrażasz sobie, zostać tak pobitym przez bandę
chłopaków na Wzgórzu Świętego Jana!
- Jej brat brał udział w bójce, pewnie próbowała go ratować.
- Chyba straciła rozum! Powinna zdawać sobie sprawę, jak ryzykuje, mieszając się do
walki z chuliganami. Po łobuzach z tej okolicy nie można się spodziewać niczego dobrego. A
co z jej bratem?
- Wyszedł z tego z kilkoma otarciami i podbitym okiem, ale rozpacza z powodu
siostry.
- Nie wierzę. Ludzie stąd nie są tacy wrażliwi.
- Też tak sądziłam, ale gdybyś widziała tego młodszego, zmieniłabyś zdanie. Stał w
nogach jej łóżka i zanosił się od płaczu. Ten większy też miał łzy w oczach.
- Nic dziwnego, jeśli to ona ich utrzymuje. Nie do wiary, że znalazła niedawno posadę
w kantorze! Mój brat mówił, że w tych czasach to niemal niemożliwe. Tam, gdzie on pracuje,
sto osób starało się o jedno wolne miejsce.
- Czy to nie ty mówiłaś, że pewnie zasłużyła się czymś innym?
Obie roześmiały się. Po chwili, sądząc po odgłosach kroków, oddaliły się od jej łóżka.
Powinna się czuć urażona i zdenerwowana, ale jej myśli wypełniali tylko Peder i
Kristian. Peder ze swym głębokim oddaniem i łagodnym charakterem. Kristian z dojrzałym
poczuciem odpowiedzialności i bolesnymi wyrzutami sumienia. I pomyśleć, że miał łzy w
oczach! I Hugo... i maleńka Jensine... co się z nimi stanie, jeśli ona... Urwała, nie była w
stanie dokończyć myśli.
Na nowo ogarnęło ją zwątpienie. Jak pielęgniarki mogły od niej odejść, nie zrobiwszy
nic poza zbadaniem pulsu? Czy rzeczywiście uznały, że już jej nic nie pomoże?
Myśli i wspomnienia napływały i znikały jedne po drugich. Usiłowała trzymać się
jednego wątku, ale rozwiewał się niemal tak samo szybko, jak się pojawił. W jednej chwili
spacerowała w górę Myrabkka ręka w rękę z Johanem, a w następnej ledwie żywa wlokła się
do domu po napadzie, obolała, zakrwawiona, z twarzą mokrą od łez. Jasne obrazy mieszały
się z najczarniejszymi, kontrasty równie ostre jak różnica między dniem a nocą. Usiłowała
odegnać mroczne obrazy i zatrzymać się przy tych pogodnych, ale nie była panem własnych
myśli, nie miała sił nimi kierować.
Zorientowała się, że pomału zapada zmrok. Chciała wytrwać, walczyć, zachować
świadomość, śmiertelnie przerażona, że obudzi się w całkiem innym miejscu, ale nie zdołała.
Kiedy doszła do siebie, już jej nie oślepiały białe ściany. Panika ścisnęła ją za gardło.
Czy przenieśli ją do kaplicy? Zebrała wszystkie siły, żeby otworzyć oczy, ale zdołała tylko
nieznacznie rozchylić powieki. Jak ostatnio.
Usłyszała głosy, rozlegały się całkiem blisko i wydawały się znajome. Tak, wyraźnie
rozpoznała jeden z nich. To Emanuel. Wokół nie panowały całkowite ciemności, a więc nie
umieszczono jej w zimnym, zamkniętym pomieszczeniu. Teraz mogła nawet rozróżnić brzeg
białej kołdry. Zatem nadal leżała w szpitalnym łóżku, nie przenieśli jej. Ogarnęło ją uczucie
ulgi.
- Ale czy naprawdę nic nie możecie zrobić? - w głosie Emanuela brzmiało zwątpienie.
- Przykro nam, panie Ringstad, uczyniliśmy wszystko, co w naszej mocy. - To lekarz,
widocznie przyszedł, żeby oznajmić Emanuelowi ostateczną diagnozę.
Zrobiło się cicho. Może Emanuel płakał? Czy ktoś z nim przyszedł, czy był sam?
Starała się o tym przekonać, ale nie mogła szerzej otworzyć oczu.
Wtedy ponownie rozległ się głos Emanuela, zdławiony płaczem.
- Myśli pan, że w którymś z prywatnych szpitali mogliby coś poradzić?
- Wątpię w to, panie Ringstad. Kiedy mózg jest uszkodzony, lekarz niewiele może
pomóc. Aż do tej pory mieliśmy nikłą nadzieję, ale skoro pańska żona do tej pory nie
odzyskała przytomności, nie sądzę, by to się kiedykolwiek udało.
- Nie ocknęła się ani razu od chwili, kiedy to się stało?
- Niestety nie. Leży przez cały czas nieruchomo, nie otwiera oczu, nie poruszyła
nawet palcem.
- Czy nie można wezwać jakiegoś specjalisty? Oczywiście pokryję koszty.
- Przykro mi, panie Ringstad. Mamy tu w szpitalu dobrych specjalistów,
rozmawialiśmy z całym zespołem o przypadku pańskiej żony, nie możemy nic zrobić.
Obawiam się, że musi pan spojrzeć prawdzie w oczy. Prawdopodobnie jest to kwestia
jednego - dwóch dni, skoro ten stan trwa tak długo. Muszę już iść, ale wydałem dyspozycje,
by ustawiono przy łóżku parawan, żeby mógł pan przy żonie posiedzieć bez skrępowania. Do
widzenia.
Kroki oddaliły się. Zapadła cisza.
Wtedy zorientowała się, że ktoś usiadł na brzegu łóżka, czyjaś ciepła ręka ujęła jej
rękę. Nadal było cicho. Niedługo potem ponownie dobiegł ją odgłos kroków i domyśliła się,
że ktoś ustawił parawan. Słyszała, jak Emanuel podziękował, lecz to wszystko, co zdołał
wykrztusić. Dławił go płacz.
Nagle poczuła ciepły oddech tuż przy swoim policzku.
- Elise...
Rozpłakał się i przytulił twarz do jej szyi. Coś ciepłego pociekło po jej skórze. Gdyby
tak mogła mu pokazać, że nie jest umierająca, że myśli równie jasno jak przed wypadkiem.
Znowu spróbowała otworzyć oczy albo przesunąć rękę lub nogę, ale jej wysiłki na nic się nie
zdały, nie była w stanie się ruszyć.
- Kochana Elise... - Głos Emanuela był niemal nie do poznania. - Nie opuszczaj mnie.
Nie potrafię bez ciebie żyć, Elise. Jesteś najlepszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek
znałem. Byłem taki szczęśliwy, kiedy przeprowadziliśmy się na Hammergaten i wszystko
wskazywało na to, że będzie tak jak kiedyś. - Głos mu się znowu załamał, jego ciało,
wstrząsane płaczem, ciężko się na niej oparło. - Dlaczego to musiało się stać? Teraz, kiedy
wreszcie zaczęło się nam układać. - Podniósł się i wyprostował, dobrze było pozbyć się jego
ciężaru. Usłyszała, że wytarł nos. - Ostatnio było nam tak dobrze. - Jego głos nadal dławił
płacz, aż żal było słuchać. - Modliłem się i błagałem Boga o pomoc, ale nie wygląda na to, by
mnie wysłuchał. Albo nie ma Boga, albo postanowił ukarać mnie za grzechy. Nie mógłby mi
wyznaczyć okrutniejszej kary.
Wtedy nagle zauważyła, że drgnął jej mały palec. Wstrzymała oddech. Po chwili
jeszcze raz. Palec się poruszył! Dobry Boże, spraw, bym na powrót odzyskała władzę w
rękach i nogach! Proszę!
Głos Emanuela wydawał się jakby bardzo odległy. Nie była w stanie słuchać, co
mówi. Odnosiła wrażenie, jak gdyby całe jej ciało czekało w napięciu, aż mały palec się
przesunie, milimetr za milimetrem. Chciała skakać i krzyczeć w głos z radości, ale nie mogła
poruszyć wargami, nie mogła wydobyć ani jednego dźwięku.
Najpierw palce u nóg, a teraz mały palec. To nie mogło oznaczać niczego innego, jak
tylko to, że powoli odzyskuje władzę. Miała uczucie, jak gdyby była uwięziona we własnym
ciele i nie mogła się z niego wydostać.
Właśnie wtedy, kiedy zauważyła, że coś szarpnęło i drgnęło w małym palcu, i nabrała
pewności, że uda jej się go przesunąć jeszcze bardziej, poczuła, że ciepła dłoń męża
zamknęła się na jej dłoni i mocno zacisnęła. Emanuel nie zwrócił uwagi, że odstęp między jej
małym palcem a serdecznym odrobinę się zwiększył, tylko po prostu wziął ją za rękę,
szukając pociechy. To było dla niej jak cios. Jej serce płakało, wszystko przepadło, a już
miała nadzieję, że Emanuel coś zauważy.
- Nie mogę uwierzyć, że Kristian miał coś wspólnego z tą bandą. - W głosie męża
pojawiła się teraz złość. Czy Emanuel nie rozumiał, że bójkę wywołali koledzy z klasy
Kristiana, a on sam na pewno nie zamierzał brać w niej udziału, lecz został w nią wciągnięty
wbrew swej woli? - Odbyłem z nim poważną rozmowę. To wszystko jego wina.
O nie, co za okrucieństwo! Obarczył winą Kristiana! Jak chłopak będzie mógł żyć z
tak obciążonym sumieniem, jeżeli ona nie przeżyje?
Znowu zrobiło się cicho. Emanuel gładził ją po ramieniu, to było przyjemne. Po
chwili puścił ją i wytarł nos, pewnie nadal płakał. Widziała fragment jego postaci przez
wąską szparkę między powiekami, skrawek jego ciemnej kurtki, od czasu do czasu rękę.
Teraz znowu się pochylił, położył się na niej całym ciężarem.
- Powiedz coś, Elise! Odezwij się do mnie, proszę.
Jakże bardzo pragnęła mu wyznać, że słyszy każde jego słowo! Dać mu do
zrozumienia, że istnieje jeszcze nadzieja. Skoro mózg pracuje, reszta ciała pewnie również
stopniowo odzyska sprawność. Prędzej czy później.
- Gdybym tylko mógł na nowo przeżyć ostatnie dwa lata! - szlochał cicho Emanuel na
jej piersi. - Wtedy nigdy by się to nie stało. Byłbym ci wierny i nigdy nie spojrzał w stronę
innej kobiety. Odezwało się we mnie zwierzę, Elise. Prymitywny pierwotny instynkt. Który
działa, a nie myśli.
Pociągnął nosem, a potem leżał dłuższą chwilę, nic nie mówiąc. Nie wiedziała, co
było gorsze: słuchać go, jak mówi, i nie móc odpowiedzieć czy być świadkiem jego niemego
zwątpienia.
Rozległy się stłumione kroki. Dopiero teraz przyszło jej do głowy, że w
pomieszczeniu jest dziwnie cicho. Czyżby jednak przenieśli ją do innego pokoju? A może
jest noc? Uświadomiła sobie, że dlatego wszystko nie wydawało jej się białe, kiedy się
ocknęła, ponieważ pewnie nie było już światła dziennego, lecz paliła się lampa.
Usłyszała kobiecy szept.
- Może mogłabym panu w czymś pomóc, panie Ringstad? Emanuel podniósł się;
odczuła ulgę, łatwiej było teraz oddychać.
- Nie, dziękuję. Ponownie wydmuchał nos.
Sądząc po odgłosach, odgadła, że pielęgniarka weszła za parawan.
- Żadnej odmiany?
- Nie, leży jak martwa, ale słyszę słabe bicie serca.
- To tylko kwestia czasu. Przyszłam się dowiedzieć, czy chciałby pan porozmawiać z
pastorem?
- Dziękuję. Nie wiem. - Głos mu się załamał. Nie popędzała go.
- Życie potrafi być okrutne, ale nie wolno nam zapominać, że we wszystkim jest jakiś
sens. W Biblii napisano: „Nie człowiek wyznacza swą drogę i nie w jego mocy leży kierować
swoimi krokami, gdy idzie”. Słowa Boga pomagają nam zrozumieć sens życia. Każdy z nas
kiedyś umrze. Smutek dotyka nas wszystkich, nikogo nie oszczędza. Pewien myśliciel
napisał w zeszłym stuleciu: Smutek sprawia, że na powrót stajemy się dziećmi - usuwa
wszelkie różnice między ludźmi wynikające z wykształcenia. Najmądrzejszy nie wie nic.
Elise chciała zaprotestować. Pielęgniarka mówiła w takim tonie, jak gdyby ona już
umarła! Czy nie powinna raczej dodać Emanuelowi otuchy? Powinna raczej go poprosić,
żeby nie spuszczał z oczu jej palców u rąk i nóg, by śledził, czy nie nastąpi nagle jakaś
drobna zmiana. Gdyby to zrobiła, Emanuel już by zauważył, że jej mały palec się poruszył, i
zrozumiał, że jeszcze nie przepadła cała nadzieja.
Emanuel milczał, prawdopodobnie uważnie słuchał słów pielęgniarki. Już nie wierzył,
że Elise przeżyje.
- W smutku jesteśmy wszyscy równi - mówiła dalej. - Bezradne niczym małe dzieci,
bez wpływu na cokolwiek. Ani bogactwo, ani władza nie wynagrodzą nam straty. Mędrcy i
intelektualiści nie znają odpowiedzi ani rozwiązania, płaczą i silni, i słabi. Tylko Bóg może
nam dać pociechę.
Wreszcie Emanuel odezwał się.
- Myślę, że porozmawiam z pastorem.
- Zajmę się tym, panie Ringstad. Wydawało się, że pielęgniarka znowu zniknęła.
Elise zadrżała. Czy będzie musiała tu leżeć i wysłuchiwać mowy pogrzebowej nad
sobą?
Wtedy znowu poczuła szarpnięcie w małym palcu. Na myśl o tym, co się zaraz stanie,
postanowiła jeszcze trochę spróbować. Zauważyła, że mały palec nieskończenie powoli
przesuwał się w bok.
ROZDZIAŁ DRUGI
Pastor przyszedł szybciej, niż się spodziewała. Miała ogromną nadzieję, że zanim się
pojawi, uda się jej na tyle poruszyć palcami, żeby Emanuel to zauważył.
Poczuła, że Emanuel wstał z łóżka, i po chwili usłyszała, że przywitał się uprzejmie z
pastorem.
- Dziękuję, że zechciał pastor przyjść.
- Ten przypadek to nie jedyny powód, dla którego tu jestem. Usłyszała, że pastor
podszedł bliżej.
- Co za przykra historia. Mimo że od wielu lat pełnię posługę w szpitalu, śmierć
dziecka lub młodej matki zawsze robi na mnie równie silne wrażenie. Słyszałem, że ma pan
niemowlę?
- Tak, mała urodziła się w styczniu.
- I jeszcze roczne dziecko?
- Chłopczyk ma półtora roku. - Głos Emanuela brzmiał teraz spokojniej.
- Ufam, że znalazł pan dobrą opiekunkę, która się nimi zajmie?
- Niestety nie stać nas na to, ale siostra żony zaopiekowała się na razie młodszą córką.
Syna zaprowadza do żłobka Armii Zbawienia życzliwa sąsiadka, odbiera i zajmuje się nim aż
do wieczora, mimo że sama ma kłopoty z chodzeniem.
- Tak. Zatem wygląda na to, że otrzymał pan niezbędną pomoc od strony praktycznej.
Słyszałem, że był pan oficerem Armii Zbawienia?
Elise ścisnęło w dołku. Pastorowi nie podobało się zapewne, że Emanuel służył w
Armii. I chociaż Kościół zaczął już bardziej tolerancyjnie traktować działalność Armii
Zbawienia, to duchowieństwo w Kristianii nadal było bardzo wrogo nastawione wobec
„heretyków”.
- Tak, przez kilka lat pracowałem w Armii, ale wycofałem się, kiedy się ożeniłem. -
Emanuel sprawiał wrażenie niezbyt pewnego siebie, jak gdyby starał się usprawiedliwić.
W tej samej chwili Elise spostrzegła, że udało się jej poruszyć palcami, nie tylko
małym, ale wszystkimi palcami prawej ręki. Teraz Emanuel musi to zobaczyć!
- Czy pańska żona była wierząca? To znaczy czy chodziła do kościoła i aktywnie
brała udział w życiu parafii?
Elise poczuła, że serce jej szybciej zabiło. Pastor powiedział „była”, nie „jest”. Już ją
uznał za martwą!
- Wiem, że zachowała swą wiarę, pastorze, ale nie chodziła zbyt często do kościoła.
Nie dlatego, żeby nie chciała uczestniczyć we mszy, ale ponieważ nie miała czasu.
- Wszyscy mają czas, jeżeli chcą. To zależy od tego, co się uzna za najważniejsze.
- Jej matka zachorowała na suchoty i na moją żonę spadła odpowiedzialność za całą
rodzinę. Pracowała jako robotnica w fabryce po dwanaście godzin, a kiedy zmęczona wracała
wieczorami do domu, musiała gotować jedzenie i robić wszystko, co niezbędne.
Elise wzruszyła mowa obronna Emanuela. Jednocześnie zwróciła uwagę, że coraz
łatwiej porusza palcami. Może to dlatego, że serce jej mocniej zabiło ze zdenerwowania,
pomyślała.
- Ale chyba nie chodziła do pracy w niedziele? - W głosie pastora brzmiała lekko
wyczuwalna wymówka.
- Nie, oczywiście, że nie. Zapadła cisza.
- Czy myślał pan o jakimś konkretnym psalmie, takim, który szczególnie lubiła?
Rozległ się szloch. Emanuel płakał.
- No, no, panie Ringstad. Rozumiem, że to trudne, ale musimy przez to przejść. Bóg
powiedział nam prawdę o śmierci, umarłych wskrzesi do życia wiecznego. „Słowo Twe jest
pochodnią nogom moim, a światłością ścieżce mojej”, jak napisano w Psalmie sto
dziewiętnastym, wierszu sto piątym.
Teraz palce poruszały się jakby same z siebie, zdołała również poruszyć nadgarstkiem
i odgiąć dłoń w prawo. Być może nie tak bardzo, by Emanuel i pastor to zauważyli, ale dla
niej to wielkie zwycięstwo.
- Podobnie jak pochodnia pomaga nam zobaczyć, którędy najlepiej pójść, tak Biblia
może nam pomóc zrozumieć, jak mądrze postępować. Niczym „światłość dla ścieżki mojej”
oświetla nam drogę, byśmy umieli przewidzieć, ku jakiej zmierzamy przyszłości.
- Nie ma już dla mnie przyszłości. - Głos Emanuela zdradzał, że jest kompletnie
zdruzgotany. - Pomóż mi, pastorze, to dla mnie żadna pociecha, że Elise czeka życie
wieczne, dopóki nie mogę go dzielić razem z nią.
- Ale będzie pan, panie Ringstad. Gdy przyjdzie pana kolej. Tymczasem musi pan być
silny, przynajmniej ze względu na dzieci. Jestem pewien, że pańska żona pragnęłaby, żeby
znalazł pan w sobie dość siły i zajął się dziećmi, być może z czasem postarał się dla nich o
nową matkę. To się nazywa „dopóki śmierć was nie rozłączy”.
Emanuel znowu wytarł nos. Czy naprawdę nie zauważył, że jej palce zmieniły
miejsce? Ponowiła próbę i z wielkim wysiłkiem udało jej się jeszcze trochę przesunąć dłoń.
- Ona nie umarła, pastorze! - Głos Emanuela zabrzmiał ostro. - Wolałbym, żeby pan
już poszedł. Nie przystoi, byśmy rozmawiali o niej jak o zmarłej, skoro jej serce nadal bije.
- Drogi panie Ringstad. Doktor powiedział panu chyba prawdę? To tylko kwestia
godzin, może minut. Poza tym pańska żona nas nie słyszy. Jest nieprzytomna.
- Mimo to nie chcę o tym mówić. Jeszcze nie. Proszę. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli
pan pójdzie.
Usłyszała oddalające się ciężkie kroki. Emanuel z pewnością obraził pastora, ale to
dobrze, że go odprawił. Jego gadanie było nie do zniesienia.
Dłuższą chwilę panowała zupełna cisza, Elise nie słyszała nawet oddechu Emanuela,
choć miała pewność, że mąż nadal tam jest.
Wtedy rozległy się stłumione kroki, jak gdyby ktoś skradał się na palcach. Rozległ się
znowu ów miły głos pielęgniarki.
- Panie Ringstad? Jest tu pana ojciec. Przyjechał pociągiem dziś wieczorem i pyta, czy
może wejść i pożegnać się z synową.
- Proszę wskazać mu drogę.
- Nie ma pan nic przeciwko temu, żeby przyszedł?
- Oczywiście, że nie. Rozumiem, dlaczego przyjechał, darzy moją żonę wielkim
szacunkiem.
Niedługo potem Elise usłyszała głos pana Ringstada, który mówił cicho, tak cicho, że
musiała wytężać słuch, żeby go zrozumieć.
- Emanuelu, mój synu. Strasznie mi przykro. Początkowo nie mogłem uwierzyć, że to
prawda, kiedy dostaliśmy twój telegram. Jak z nią?
- Źle. - Głos Emanuela znowu się załamał; usłyszała, że płacze.
- Ani razu nie odzyskała świadomości?
- Nie, leży tak cały czas, a teraz puls jest tak słaby, że lekarze ledwie go wyczuwają.
Mówią, że to tylko kwestia kilku godzin, może nawet nie.
Rozległo się głębokie westchnienie.
- To niepojęte. Na chrzcinach była zdrowa i pełna energii, a teraz leży bez życia.
- To przez tę przeklętą bandę. Gdybym dorwał tego, który to zrobił... - wycedził
Emanuel ze złością.
- I co by to pomogło? W ten sposób nie odzyskasz Elise. Możesz za to dodatkowo
uprzykrzyć życie Kristianowi.
- On też nie zasługuje na nic lepszego.
- O ile zrozumiałem, kiedy dzwoniłem do ciebie do kantoru, wszystko wskazuje na to,
że to chuligani wszczęli bójkę, a nie na odwrót.
- Coś musiało ich rozdrażnić. Musiał powiedzieć lub zrobić coś, co doprowadziło ich
do pasji.
- Pytałeś go?
- Tak, ale on twierdzi, że nie doszło do żadnej sprzeczki, po prostu nagle poczuł, że go
powalili. Jednemu z nich kiepsko idzie w szkole i ciągle Kristianowi dokucza tylko dlatego,
że jest jednym z najzdolniejszych w klasie.
- Więcej nie trzeba. To zazdrość.
Elise poczuła, jak duża, silna ręka gładzi ją po ramieniu.
- Jest ciepła - rzekł pan Ringstad zdumiony.
- Serce jeszcze bije.
- Jednak niemożliwe, by puls był bardzo słaby, skoro ręka jest tak ciepła.
- Nie ma nadziei, ojcze. Wszyscy to mówią.
- Jakim sposobem uderzenie kijem mogło mieć tak poważne konsekwencje?
- Upadła na duży kamień.
Ojciec Emanuela stał, trzymając jej rękę. Nie mocno lub kurczowo, jak Emanuel, lecz
pozwolił, by jej dłoń luźno spoczywała w jego własnej.
Wtedy Elise poczuła, że serce jej szybciej zabiło. Czyżby przyglądał się jej palcom?
Czy zwrócił uwagę na ledwie wyczuwalne wibracje w małym palcu?
- Jak matka to przyjęła? - w głosie Emanuela kryło się napięcie, mimo całej
rezygnacji.
- Jest głęboko nieszczęśliwa. Wreszcie przyznała, że się pomyliła i że Elise zasługuje
na nasz szacunek. Traktuje ten wypadek jak ostrzeżenie pod jej adresem i obawia się kary za
swą nieczułość oraz za wszystko, co zrobiła lub powiedziała złego o twej żonie.
Emanuel nie odzywał się.
- Musisz spróbować jej wybaczyć, Emanuelu. Matka nie chciała nikomu wyrządzić
krzywdy, tylko ma dość trudny charakter. Mówi, że czasami czuje, jakby wypełniały ją jad i
żółć.
Emanuel nadal milczał.
Wtedy Elise znowu to zauważyła: mały palec drgnął. Tym razem stało się to bez jej
udziału, ale kiedy trochę pomogła, udało się jej odrobinę go przesunąć.
- Porusza palcem. - Pan Ringstad powiedział to cicho i spokojnie, nawet nie sprawiał
wrażenia zdziwionego.
- Tylko ci się wydaje. Ona nie może się ruszać. Całe ciało ma sparaliżowane.
- Nie wiadomo, czy na zawsze. Znam pewnego mężczyznę, który kiedyś cierpiał na
niedowład. Nie mógł mówić ani się ruszać, a jednak wyzdrowiał. Opowiadał, jak to było
leżeć bez ruchu i słuchać, co mówili ludzie wkoło, kiedy nie zdawali sobie sprawy, że
wszystko słyszał i jasno myślał.
Rozległo się ciężkie westchnienie.
- Zawsze byłeś wielkim optymistą, ojcze.
- Ale popatrz sam, Emanuelu! Spójrz na jej palec!
Elise dostrzegła jakiś ruch i usłyszała kroki na podłodze. Prawdopodobnie zamienili
się miejscami.
Jej ręka spoczęła teraz w szczupłej, delikatnej dłoni kancelisty, tak różnej od dużej
spracowanej dłoni jego ojca.
Emanuel z trudem oddychał.
- Porusza palcem.
- Właśnie o tym mówiłem. Jeśli ją sparaliżowało, to odzyskuje władzę w ciele. A
skoro tak, to wcale nie była całkiem nieprzytomna, jak twierdzisz.
- Musimy zawołać doktora!
- Jest już późno, pewnie dawno temu poszedł do domu.
- Ale musimy zawiadomić pielęgniarkę na dyżurze! Tego przedtem nie było, ojcze, to
musi oznaczać, że stan Elise się zmienia.
- Pójdę i ją przyprowadzę. Na chwilę zrobiło się cicho.
- Elise? - Głos Emanuela brzmiał błagalnie i przenikliwie. - Odezwij się do mnie,
Elise! Słyszysz mnie? Czy dociera do ciebie wszystko, o czym rozmawiamy, ale nie jesteś w
stanie odpowiedzieć?
Pochylił się nad nią znowu, pocałował w usta, czoło i oczy.
- Powiedz coś, Elise! - Ponownie wybuchnął płaczem. - Proszę cię! Walcz i wróć do
mnie, Elise! Wykorzystaj całą swoją wolę życia! Udało ci się ruszyć małym palcem, więc na
pewno zdołasz również otworzyć oczy i przemówić do mnie.
Płakał i zaklinał ją na przemian, zmęczyła się słuchaniem tego. Gdyby tylko mogła
poleżeć w spokoju! Skoro ma walczyć, musi mieć spokój. Musi się skoncentrować, nie
powinny jej przeszkadzać prośby i płacze.
Wreszcie wstał, usłyszał, że ktoś idzie.
Obcy kobiecy głos spytał cicho:
- Czy to prawda, panie Ringstad? Czy to prawda, że pańska żona dochodzi do siebie?
- Nie wiem, siostro, ale mój ojciec i ja widzieliśmy, że poruszyła małym palcem.
Pielęgniarka podniosła jej rękę, położyła zimny palec na nadgarstku.
- Ma szybszy puls - stwierdziła i uniosła powiekę Elise. - Lecz poza tym nie widzę
żadnej zmiany.
-
Ale przecież nie mogłaby chyba poruszyć palcem, gdyby była całkiem
sparaliżowana? - Jego głos zdradzał, że Emanuel zaczynał mieć nadzieję.
- Właściwie nie wiem. Jest pan pewien, że wam się nie zdawało?
Pielęgniarka z powrotem położyła rękę Elise na kołdrze. Elise poczuła szarpanie i
rwanie również w innych palcach i zauważyła, że nimi także może poruszyć.
- Proszę spojrzeć! - zawołał Emanuel uszczęśliwiony. - Proszę zobaczyć, rusza
palcami!
W tej samej chwili Elise udało się otworzyć oczy. Ujrzała obok Emanuela
pielęgniarkę w dziwnym białym czepku na głowie, w niebieskiej bluzce i kredowobiałym
fartuchu, a nieco z tyłu - pana Ringstada. Pod sufitem paliła się lampa elektryczna, a
wszystko wokół było lśniąco białe.
Elise uśmiechnęła się blado i na powrót zamknęła oczy.
ROZDZIAŁ TRZECI
Elise zerknęła w stronę okna. Wpadało przez nie poranne słońce; na zewnątrz
promienie słoneczne połyskiwały na mokrych od deszczu liściach lipy. Elise zatęskniła, by
móc wyjść na dwór.
Minęły dwa tygodnie, odkąd zaczęła odzyskiwać czucie w palcach, ale do powrotu do
zdrowia było jeszcze daleko. Codziennie musiała ćwiczyć, by znów mogła chodzić i
samodzielnie wykonywać najprostsze czynności.
Na zewnątrz panowało lato, pora, której wypatrywali i dla której żyli przez
nieskończenie długie zimowe miesiące. Zbliżał się koniec lipca i wieczory stawały się coraz
krótsze. Wszystko, na co się tak cieszyła, przemijało za oknami, a ona nie mogła w tym
wziąć udziału. Powinna teraz siadywać razem z Emanuelem przy okrągłym stoliku w
ogrodzie za domem w ciepłe letnie wieczory, on by grał na gitarze, a ona nuciła. Powinien
kosić trawę, a ona pielić grządki, a w niedziele powinni chodzić z wózkiem w górę
Myralokkene i ucinać sobie pogawędki ze znajomymi. Powinna witać Pedera i Everta
wracających z gry w piłkę lub zabawy, zaczerwienionych na policzkach od świeżego
powietrza. Mimo że obaj również teraz, w wakacje, musieli pracować, zostawało im jeszcze
sporo czasu na zabawę i przyjemności.
Najgorsze jednak było to, że nie mogła widywać malutkiej Jen - sine i Hugo. Jensine
z pewnością już ją zapomniała, a Hugo pewnie myślał, że odeszła na zawsze. Niejaką
pociechą pozostawało to, że Hilda zajęła się córeczką, a pani Jonsen zatroszczyła o Hugo,
jednak Elise tak strasznie tęskniła, by móc znowu zobaczyć swe dzieci.
Przesunęła wzrok do środka na dużą salę. Nie zamieniła wielu słów z innymi
pacjentami. Między łóżkami stały parawany, a poza tym dzieliła je duża odległość. Elise
domyślała się jednak, że leżą tu zarówno młode, jak i starsze kobiety i że większość z nich
uległa wypadkowi. Pielęgniarka mówiła, że trzy z pacjentek są robotnicami z fabryki, którym
przydarzył się wypadek w pracy. Jednej z nich wkręciły się włosy w maszynę i jest ranna w
głowę, nie wiadomo, czy przeżyje.
Elise zastanowiła się, gdzie jest sala dla prostytutek, dla tych, których ciało jest „pełne
bólu”, jak nazwała ich chorobę Othilie. Słyszała, jak ktoś w szpitalu opowiadał o kobiecie -
aniele z Islandii, Olafii Johannsdottir, która wprowadziła się do niewielkiego pokoju na
Smalgangen w Vaterlandzie i dawała schronienie bezdomnym kobietom, pozwalała nawet
korzystać ze swego łóżka. Mówiono, że pojawiało się u niej coraz więcej potrzebujących.
Rozmyślała o tym, jak Emanuel daje sobie radę. Kiedy próbowała go o to pytać
podczas odwiedzin, zbywał ją. Wiedziała, że zarabiał mniej niż ona w kantorze majstra
Paulsena, a za czynsz płacili teraz więcej niż przed przeprowadzką. Nie mieli już dochodu z
wynajmowania pokoi, a Emanuel nie przywykł do oglądania na wszystkie strony każdego
ore. Próbowała również pytać o to, czy Emanuel zapłacił pani Jonsen za wszystko, co dla
nich zrobiła, ale odpowiedział wymijająco.
Majster napisał do niej list, żeby się nie martwiła, posada w kantorze będzie na nią
czekać, aż Elise wyzdrowieje. To niepojęte, że jest tak miły. Nie zapomniała, o czym
rozmawiały pielęgniarki, kiedy sądziły, że ich nie słyszy: o jedno miejsce pracy w kantorze
ubiegało się ponad sto osób!
Zamknęła oczy i z powrotem opadła na poduszki. Gdyby tak móc wrócić do domu!
Dzieciom nie wolno było przychodzić w odwiedziny. Tylko raz pozwolono chłopcom
wejść do szpitala, gdy lekarz uznał, że zbliża się jej koniec. Emanuel natomiast wiernie
przychodził co dnia i często przynosił od nich krótkie liściki. Elise śmiała się i płakała na
przemian, kiedy je czytała. Zwłaszcza przy ostatnim:
Kohana Elise jak sie czujesz płakałem kiedy cię pobili teraz bende policjantem i
zakuje bandytuff kajdanki fczoraj pszeczytałem całom stronę s ksionszki bes zaczymywania
reidar pohfalił mnie i powiedział rze jestem wyjontkiem odreguły aleja nierozu - miem co to
znaczy pani jonsen zrobiła dlanas racuhy zapakowałem ci jeden fpapier pozdrowienia tfuj
drogi Peder
Elise zerknęła znad listu zaskoczona.
- Czy to prawda? Czy Reidar pochwalił Pedera za czytanie? Emanuel uśmiechnął się.
- Z tego, co mówiła Hilda, jest zdumiony postępami Pedera i powiedział, że chłopak
jest „wyjątkiem od reguły”. Tu jest racuch, który Peder dla ciebie zostawił - dodał i podał jej
pakunek owinięty pogniecionym, potłuszczonym i brudnym papierem gazetowym. - Możesz
udawać, że zjadłaś.
- Oczywiście, że zjem! To wzruszające. A Peder tak przecież lubi racuchy. -
Rozwinęła gazetę i wsunęła połowę racucha do ust. Po raz pierwszy, odkąd znalazła się w
szpitalu, jadła ze smakiem. - Co teraz zrobi Reidar, kiedy skończyło mu się zastępstwo w
szkole?
- Wspomina o studiach w Kopenhadze. Elise nagle spojrzała na Emanuela.
- W Kopenhadze? I zostawi Hildę samą z Isakiem? Emanuel wzruszył ramionami.
- Obawiam się, że nie wszystko między tymi dwojgiem jest tak, jak powinno.
Elise również o tym myślała, lecz mimo to przeraziła się.
- Jakim cudem go na to stać?
- Jego ojciec jest skłonny zapłacić za studia.
- Ale Reidar musi chyba pomagać Hildzie finansowo?
- Niekoniecznie, przynajmniej dopóki nie mają razem dzieci.
- Są przecież małżeństwem!
- Nie wiem zbyt wiele, Elise, tylko się domyślam, że coś im się nie układa. Może Isac
jest temu winien. Przedtem Hilda poświęcała całą swą uwagę Reidarowi, a teraz wszystko
kręci się wokół chłopca.
- W takim razie Hilda nie może dalej mieszkać w domu majstra, utrzymując się tylko
z wynajmu Olafowi. A Peder, Evert i Kristian nie będą mogli przychodzić do niej po
lekcjach, żeby zjeść obiad, zanim pójdą do pracy.
Emanuel nic nie powiedział, lecz poznała po nim, że ten pomysł mu się nie spodobał.
Może Emanuel nie lubi dzieci? - pomyślała nagle. Stara się jakoś dostosować ze względu na
mnie, ale gdyby miał wybór, wolałby mieszkać bez dzieci, w każdym razie bez tych, które
nie są jego. Przykro było dojść do takiego wniosku.
- Czy lekarz nic nie wspominał, że niedługo będziesz mogła wrócić do domu?
- Nie chce mnie wypuścić, dopóki nie będę chodzić. Ćwiczę codziennie.
- Może ci tu dobrze? - spojrzał na nią dziwnie.
- Dobrze? Jak mogło ci to przyjść do głowy? Leżę tu i wyglądam przez okno i
potwornie tęsknię za latem. Myślę o małym ogródku na Hammergaten, zastanawiam się,
jakie kwiaty teraz kwitną, marzę, żeby usiąść przy okrągłym stoliku w ogrodzie za domem i
napić się kawy, słuchając śpiewu ptaków. W domu majstra szum wodospadu niemal całkiem
zagłuszał ptasi świergot.
- A nie tęsknisz choć trochę za mną? - uśmiechnął się.
- Oczywiście, że tęsknię. Mieliśmy w ciepłe letnie wieczory siadywać sobie we dwoje
i miło spędzać czas w ogrodzie, ty miałeś grać na gitarze, a ja miałam śpiewać. Pamiętasz,
jak o tym rozmawialiśmy?
- Czy to wszystko?
Domyśliła się, do czego zmierza, ale udała, że nie zrozumiała.
- Jak to?
- Czy nie tęsknisz za wieczorami spędzonymi w domu tylko we dwoje?
- Naturalnie, że tak.
Na chwilę zapadło milczenie.
- A co słychać w kantorze? Czy masz dużo pracy? - Elise pogładziła męża po ręku.
- Strasznie narzekają. Mortensen jest wiecznie niezadowolony i skrzywiony,
zastanawiam się, jak długo jeszcze wytrzymam.
- Nie tak łatwo jest teraz znaleźć zatrudnienie w kantorze. Słyszałam, jak rozmawiały
o tym pielęgniarki. Brat jednej z nich opowiadał, że tam, gdzie pracuje, jest ponad stu
chętnych na jedno wolne miejsce.
- Ale ty dostałaś posadę u majstra Paulsena, więc pewnie nie było tak trudno.
- To dlatego, że majster nas zna. Myślę, że mnie zatrudnił ze względu na Hildę i Isaca.
- W takim razie powinien raczej jej zaproponować to stanowisko.
- Majster wie, że Hilda nie nadaje się do pracy biurowej. Hilda nie była zbyt zdolną
uczennicą.
- Ale ty byłaś - uśmiechnął się zaczepnie.
- Myślę, że Paulsen zaproponował mi tę pracę, żeby nam było łatwiej. Wie, że Hilda i
ja czujemy się odpowiedzialne za chłopców.
- Hilda?
- Codziennie gotuje i daje im jeść, gdy wracają ze szkoły.
- A co to znaczy w porównaniu z ich utrzymaniem i zapewnieniem dachu nad głową?
W milczeniu popatrzyła na Emanuela. Wzięła go za rękę.
- Co ci jest, Emanuelu? Wydajesz się dziś jakiś bez humoru.
- Czuję się samotny. W domu jest tak pusto i smutno, kiedy cię nie ma.
- Ale nie minie wiele czasu, a znów będę z wami. Pochylił się i pocałował ją w usta.
- Zrób, co w twojej mocy, Elise! Proszę! Pogładziła go po włosach.
- Postaram się, Emanuelu. Ja też tęsknię za domem. Nie wiadomo, czy od razu będę
mogła wrócić do pracy w kantorze, ale obiecuję, że będę jak najwięcej ćwiczyć, żebym już
niedługo o własnych siłach mogła chodzić.
- Damy sobie jakoś radę, Elise. Nie wolno ci myśleć o pracy, zanim całkiem nie
wyzdrowiejesz.
- Ale przecież nie jest ci łatwo zadbać o wszystko z jednej pensji.
- Ojciec mi pomógł. Nie miał odwagi przyznać się do tego przed matką, ale wierzy, że
przyjdzie dzień, kiedy i ona inaczej spojrzy na nasze małżeństwo.
- Uważam, że bardzo się zmieniła.
- Tak, nie ma już nic przeciwko tobie i jest taka dumna z Jen - sine, jednak należy do
tych, którzy uważają, że dorosłe dzieci powinny sobie radzić same.
- Masz jakieś wieści od Signe i jej rodziców?
- Nic poza tym, że jej ojciec zadzwoni! do mnie któregoś dnia do kantoru i zażądał,
bym co miesiąc płacił na chłopca pewną kwotę.
Elise przeraziła się, lecz zdołała to ukryć. W jaki sposób, u licha, będzie ich na to
stać?
- Coraz częściej spotykam się z opinią, że ojciec powinien utrzymywać swoje dzieci,
nawet jeśli urodziły się poza małżeństwem.
Elise domyśliła się, że powiedział to, żeby się usprawiedliwić, ale mimo wszystko
zdenerwowała się. Rodzice Signe są dobrze sytuowani. Poza tym Signe nie chciała mieć z
Emanuelem nic wspólnego po tym, jak wrócił do Kristianii. Zresztą miała przecież oczy,
kiedy się z nim wiązała. Z tego, co mówił Emanuel, to ona przejęła inicjatywę, chociaż
wiedziała, że jest żonaty. Jak zatem może teraz żądać, żeby płacił na dziecko?
- Jak sądzisz, czy Signe pozwoli czasem twoim rodzicom widywać wnuka?
- Nie, to nie do pomyślenia. Pamiętaj, że ojciec wyrzucił Signe za drzwi, kiedy tak
bezwstydnie zachowała się wobec mojej matki. Matka nigdy jej nie wybaczy tego, co
powiedziała.
- To dziwne, że Jensine ma przyrodniego braciszka, którego nigdy nie zobaczy.
Emanuel spojrzał na Elise zdumiony.
- Chyba jesteś zadowolona, że nie będziemy mieli z nimi nic wspólnego?
- Oczywiście, że tak, lecz mimo wszystko wydaje mi się to dziwne. Być może Jensine
spotka go kiedyś, gdy dorośnie, nie podejrzewając nawet, że to jej przyrodni brat.
Emanuel roześmiał się.
- Nie znam nikogo, komu przychodziłyby do głowy równie nieprawdopodobne myśli
jak tobie. Miejmy nadzieję, że Jensine i syn Signe nigdy się nie spotkają. Najgorsze byłoby
to, gdyby się w sobie zakochali. Takie związki są przecież zakazane prawem jako kazirodcze.
Elise zadrżała.
- Opowiedz lepiej, jak tam chłopcy. Korzystają pewnie z wakacji, mimo że codziennie
chodzą do pracy?
Uśmiechnął się.
- Każdego popołudnia kąpią się koło Stilla. Czasami wybierają się do Kjelsas
odwiedzić twoją matkę.
- Napisała do mnie list. Pisze, że przykro jej, że nie może mnie odwiedzić, ale nie
toleruje szpitalnego zapachu. Zwłaszcza nafty. Od pogrzebu gorzej się czuje, lekarz nie
rozumie dlaczego.
- Sądzę, że nietrudno się tego domyślić.
- Przypuszczasz, że to smutek? Ale pomyśl, przez co ona przeszła dużo wcześniej,
gdy jeszcze żył ojciec!
Emanuel nie odpowiedział. Po chwili wstał.
- Muszę już iść, chłopcy na mnie czekają. - Uśmiechnął się. - Powiedz lekarzowi, że
masz męża, który się tobą zajmie, to może wcześniej wypuści cię do domu.
Odpowiedziała uśmiechem.
- Powiem.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Zbliżała się pora odwiedzin. Elise wyszczotkowała włosy i zebrała je w luźny węzeł
na karku, potarła policzki, by nabrały kolorów, i postanowiła, że będzie dla Emanuela tak
miła, jak tylko potrafi. Wiedziała, że nie jest mu łatwo samemu radzić sobie ze wszystkim.
Za drzwiami rozległy się głosy, lecz Elise nie mogła zobaczyć, kto to. Zerknęła na
zegar wiszący na ścianie i zobaczyła, że do odwiedzin zostało jeszcze dziesięć minut. W
szpitalu surowo przestrzegano dyscypliny, nikt nie mógł wejść przed czasem.
Wzrokiem podążyła ku oknu, co zdarzało jej się bardzo często. Liście lipy lekko
kołysały się na letniej bryzie, a popołudniowe słońce zaglądało zza korony drzewa do środka.
Nadleciał kos i usiadł na jednej z gałęzi. Elise zapragnęła, by mogła posłuchać, jak śpiewa.
Czas przed południem wykorzystała na pisanie listów do chłopców, pochwaliła
Pedera za postępy w czytaniu, podziękowała Kristianowi za pomoc w domu w czasie jej
nieobecności, a Evertowi złożyła wyrazy uznania za dobre stopnie.
Emanuel pokazał jej trzy dzienniczki z ocenami. Kristian i Evert otrzymali bardzo
dobre ze wszystkich przedmiotów, ale dzienniczek Pedera nie wyglądał tak ładnie. Peder
znowu dostał promocję tylko warunkowo, miał mierny z norweskiego pisemnego i do-
puszczający z ustnego, historii i religii. Jedyną pociechą był bardzo dobry z dyscypliny i
zachowania oraz z rysunków. Elise ogarnęły wyrzuty sumienia. Wiedziała, że powinna
częściej czytać Pederowi na głos, zwłaszcza lekcje zadane z historii i religii. Skoro z trudem
składał słowa i zdania, to jak się miał nauczyć dwóch stron zadanego tematu? Nie był w
stanie opanować wszystkiego.
Nagle aż podskoczyła na dźwięk czyjegoś głosu. Szybko odwróciła głowę. Przy
końcu parawanu stał Johan.
Czuła, jak gdyby serce najpierw ominęło kilka uderzeń, a potem oszalało. Zrobiło się
jej gorąco, policzki paliły jak ogień.
- Johan? Jak się dowiedziałeś...? Uśmiechnął się i podszedł bliżej.
- Myślisz, że możesz tak sobie leżeć tygodniami nieprzytomna, a ja się o niczym nie
dowiem? - Jego głos wydawał się wesoły, lecz oczy były poważne. - Wystraszyłaś mnie,
Elise. Nie mogłem niemal myśleć o niczym innym.
- Jeszcze się nie zaczęła pora odwiedzin. - Sama usłyszała, jak głupio to zabrzmiało,
ale nie wiedziała, co powiedzieć ani jak się zachować. Pojawienie się Johana zbiło ją z tropu i
całkiem zaskoczyło.
Roześmiał się cicho.
- Podałem bardzo poważny powód, żeby wejść przed czasem, i został uwzględniony.
Elise nie mogła się nie roześmiać.
- Chciałabym go poznać.
- Chciałabyś, ale nie poznasz.
Usiadł na brzegu łóżka i wziął ją za rękę.
- Powiedz, że wyzdrowiejesz, Elise! - rzekł błagalnie.
- Wyzdrowieję. Jestem już prawie w takiej formie jak kiedyś, muszę tylko jeszcze
poćwiczyć. Moje nogi nie zawsze chcą tego samego co ja. Nie rozumiem, dlaczego do tej
pory trzymają mnie w szpitalu, skoro jest tylu innych potrzebujących.
- A ja rozumiem. - Jego oczy znowu błysnęły wesoło.
Ależ on jest przystojny. Już prawie zapomniała, że jest tak dobrze zbudowany i taki
silny, barczysty, zdrowy i krzepki. Uśmiechnęła się zakłopotana, nie wiedziała, jak przyjąć
jego słowa. Nie miała prawa cieszyć się z tego, co powiedział. Miała męża, a on żonę.
- Jak ci się żyje w Kopenhadze? - spytała.
- Na razie zakończyłem swą podróż. Wczoraj wróciłem do domu.
Spojrzała na niego, starała się jednak ukryć, jak wielką jej sprawił radość, wiedziała,
że nie wolno jej się zdradzić, że nadal go darzy uczuciem.
- Nie zamierzasz przedłużyć studiów w Kopenhadze? Pokręcił głową.
- Minął rok od mojego wyjazdu, jak wiesz. Profesor uważa, że powinienem się starać
o stypendium państwowe i pojechać do Paryża. Do tego czasu spróbuję znaleźć pracę jako
snycerz w jakimś warsztacie. Przywiozłem ze sobą trochę gliny i lepię nieduże figury, za
każdym razem jedną, a kiedy skończę, zgniatam ją z powrotem i zaczynam od nowa. Poza
tym profesor pożyczył mi niemieckie czasopismo o sztuce „Die Kunst fur Alle” i kilka ksią-
żek o pracach Thorvaldsena. Każdą wolną chwilę poświęcam na rysowanie i czytanie.
Elise milczała. Skoro Johan wykorzystuje wielokrotnie ten sam kawałek gliny, musi
to oznaczać, że finansowo nie wiedzie mu się najlepiej.
- Wiem, o czym myślisz. Dopóki nie znajdę sobie pracy w warsztacie, nie mam
żadnych dochodów. To, co udało mi się odłożyć, zostawiłem Agnes. Potrzebuje pieniędzy dla
dziecka.
Spojrzała na niego pytająco.
- Czy Agnes nie przyjechała z tobą?
- Na razie została. Kilka tygodni temu znalazła pracę w sklepie odzieżowym
niedaleko domu. Lepiej tam zarabia niż tu, woli więc zostać za granicą. W dodatku udało jej
się nająć dziewczynę, która zajmuje się Larsem, moim synem - dodał z dumą. - Lars otrzymał
imię po moim wujku, tym, którego kiedyś spotkałaś u nas w Andersengarden.
Elise wyglądała widocznie na zdumioną, ponieważ wyjaśnił:
- Uważam, że ta chwilowa rozłąka to dobre rozwiązanie, dopóki nie wiem, czy uda mi
się dostać pracę, czy nie.
- Mówisz, że to Agnes chciała zostać?
- Tak. Dziwisz się, ale jej podoba się w Kopenhadze, poza tym nie pogodziła się
jeszcze ze swoimi rodzicami. Jeżeli znajdę dobrze płatne zajęcie, wtedy Agnes mogłaby do
mnie dojechać.
Elise nie miała ochoty więcej wypytywać, ale wydawało jej się dziwne, że
przyjaciółka wolała zostać, gdy Johan wrócił do domu.
Nagle otworzył swoją torbę - zniszczoną teczkę skórzaną, jaką noszą nauczyciele -
wyjął z niej pakunek owinięty szarym papierem. Elise domyśliła się, że wewnątrz jest
książka. Może Johan chce jej pokazać jeden z podręczników, które dostał od profesora.
- Mam dla ciebie niespodziankę. Choć właściwie to żadna niespodzianka. -
Uśmiechnął się i podał jej paczkę. - Jeden z redaktorów przyjeżdża w sierpniu do Kristianii,
żeby wybrać jakieś norweskie książki do tłumaczenia na duński. Ma nadzieję się z tobą
spotkać.
- Ze mną? Po co? Johan roześmiał się.
- Jeszcze nie rozumiesz? Pośpiesz się więc i rozpakuj!
Elise rozerwała papier. W ręku trzymała książkę oprawioną w czerwony jedwab, z
brązowym skórzanym grzbietem, na którym widniał napis sporządzony pozłacanymi literami:
ELIAS AAS ZRANIONE SKRZYDŁO
Siedziała z otwartymi ustami, wpatrując się w książkę. Ostrożnie zaczęła wertować
kartki. Na pierwszej stronie widniał tytuł wydrukowany wielkimi ozdobnymi literami, a pod
nim dostrzegła swój pseudonim. Na samym dole strony przeczytała: „Lehmann & Stage
Kjobenhavn 1907”.
Kiedy odwróciła kartkę, ujrzała tytuł jednego ze swoich opowiadań: Bliźni. Tytuł
książki został zmieniony, ale ten zostawiono.
Spojrzała na Johana, musiała zamrugać, żeby powstrzymać łzy.
- To moja książka! Johan roześmiał się.
- Dopiero teraz się zorientowałaś?
Pokręciła głową i starała się otrzeć łzy, jednak tego było dla niej za wiele. Nie zdołała
powstrzymać płaczu i bezradnie zakryła twarz rękami.
Johan pochylił się i objął ją.
- Elise, najdroższa, nie płacz. Jestem z ciebie taki dumny. Pokazałem książkę
Torkildowi i Annie i wywarła na nich naprawdę wielkie wrażenie. Gratuluję.
Wypuścił ją z objęć i cofnął się, jak gdyby bał się stać zbyt blisko.
- Nic dziwnego, że się wzruszyłaś, jesteś pierwszą robotnicą znad rzeki Aker, której
książkę przyjęto do druku. A kiedy opowiadania zdobędą popularność, nie minie dużo czasu,
a ukażą się również po norwesku.
Uśmiechnęła się do niego przez łzy, potem wytarła mokre policzki rękawem koszuli
nocnej i delikatnie odwróciła kolejne kartki. Następna historia również nosiła nadany przez
nią tytuł: Kiedy wróci mama?, natomiast opowiadanie o prostytutce Othilie nazwano tak
samo jak cały zbiór: Zranione skrzydło. Język nie różnił się bardzo od norweskiego, Elise bez
trudu rozumiała tekst. Wyglądało na to, że niewiele w nim zmieniono czy wykreślono.
- Jakie to uczucie? - spytał Johan z radością w głosie.
- Oszałamiające. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie śnię. Nie mogę uwierzyć, że
to prawda. Że to ja napisałam.
Roześmiał się.
- Masz wszelkie powody do dumy. Teraz twoi napuszeni teściowie będą mieli o czym
rozmyślać.
Uśmiech na ustach Elise zgasł.
- Nie wolno ci o nich tak mówić. Matka Emanuela zmieniła się. Poważnie
zachorowała przed Bożym Narodzeniem i po chorobie stała się niemal innym człowiekiem.
A teść zawsze był dla mnie miły.
Johan nie odezwał się.
- Pokazywałeś książkę Agnes? Pokręcił głową.
- Nie, zrobię to później. Chciałem, żebyśmy ty i ja najpierw wspólnie obejrzeli to
cudo. Nie miałem nawet odwagi zajrzeć do środka, kiedy odebrałem ten egzemplarz, taki
byłem zdenerwowany.
Podała mu książkę.
- W takim razie musisz zajrzeć teraz. Zanim przyjdzie Emanuel.
Odwrócił głowę.
- Zawsze przychodzi punktualnie? Skinęła głową.
- Nie spodoba mu się, że tu jestem. - Johan raczej stwierdził fakt, niż zapytał. - Ale
kiedy zobaczy, że dostałaś pierwszy egzemplarz swojej książki, chyba zrozumie, dlaczego
osobiście ci ją przyniosłem.
- Na pewno.
Szybko przejrzał książkę.
- Została bardzo ładnie wydana. Podoba mi się ten złocony wzór na grzbiecie z
różami i datą 1907 na samym dole.
Zgodziła się z Johanem. Leżąc, przyglądała mu się.
- Kiedy wyjeżdżasz do Paryża? Zerknął na nią zaskoczony.
- Nie wyjeżdżam do Paryża, zamierzam szukać pracy tutaj, w mieście.
- Ale mówiłeś przecież, że profesor radził ci postarać się o stypendium państwowe, a
na pewno je dostaniesz, jeżeli komisja zobaczy twoje prace.
Roześmiał się.
- Masz o mnie wysokie mniemanie. Na razie nie mogę zbyt wiele zaprezentować:
rysunki i kilka rzeźb w drewnie.
- Musisz przestać niszczyć figury, które lepisz z gliny. Kawałek gliny nie kosztuje
chyba dużo?
- Wystarczająco.
- Myślałam, że profesor dobrze o ciebie dbał, gdy mieszkałeś w Kopenhadze?
- To prawda, ale to kosztowne mieć wymagającą żonę. Elise poczuła, że ogarnęła ją
złość.
- Agnes powinna zrozumieć, że masz szansę, żeby do czegoś dojść. Nie możesz jej
rozpieszczać i pozwolić, by zaprzepaściła twoje możliwości.
- I ty to mówisz? Ty, która zlitowałaś się nad mężczyzną, który... - urwał nagle. -
Przepraszam, Elise. Już to sobie wyjaśniliśmy, prawda? - Wstał z łóżka. - Najlepiej będzie,
jeśli już pójdę. Nie chciałbym cię stawiać w kłopotliwej sytuacji.
- Ale nie zdążyłeś jeszcze opowiedzieć o swojej pracy.
. - Na pewno nadarzy się jeszcze okazja. Teraz zajmuję się studiowaniem prac
Gustava Vigelanda. Niedawno widziałem jego ostatnią gipsową rzeźbę przedstawiającą
Henrika Wergelanda. Vigeland bardzo wysoko ceni jego poezje. Zamierza odlać posąg w
brązie w przyszłym roku z okazji setnej rocznicy urodzin Wergelanda, który stanie w
Kristiansand.
- Spodziewałam się, że Gustav Vigeland stanie się twoim ideałem.
Johan spojrzał na nią zdumiony.
- Widziałaś jakieś jego prace?
- Czytałam o nim i widziałam zdjęcia jego rzeźb w „Svaerta”. Wypowiedź tego
artysty zrobiła na mnie duże wrażenie. Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale powiedział coś w
tym rodzaju, że nie pragnie idealizować człowieka, lecz przedstawia go takim, jaki jest, a
jednocześnie stara się wyrazić jego nastrój. Pomyślałam, że ty dążysz dokładnie do tego
samego.
Johan skinął głową.
- Udaje mu się sprawić, że wnętrze i zewnętrze w naturalny sposób stapiają się w
jedno. To prawdziwa sztuka.
- Jak udało mu się zajść tak wysoko? Ma bogatych rodziców?
Johan uśmiechnął się.
- Wręcz przeciwnie. Jego ojciec zmarł na suchoty, kiedy Gustav miał siedemnaście
lat, a matka z dziećmi musiała sama zajmować się gospodarstwem. Cały swój wolny czas
poświęcał na czytanie o sztuce, na rysowanie i rzeźbienie w drewnie. Kiedy przyjechał do
Kristianii, pracował w warsztacie od siódmej rano do siódmej wieczorem za pięć koron
tygodniowo. Po pewnym czasie, kiedy warsztat nie mógł zapewnić wszystkim pracy, Vige -
land został zwolniony. Czasami nocował w zakładzie rymarskim, gdzie pracował jego kolega
i gdzie zawsze stała jakaś sofa do naprawy. Nie miał łatwego życia, ale się nie poddawał.
Nagle Elise zauważyła, że przy końcu parawanu stoi Emanuel. Przyglądał się im w
milczeniu, a ona, zasłuchana w opowieść Johana, zapomniała o upływie czasu.
Johan musiał coś po niej zauważyć, ponieważ gwałtownie się odwrócił. Elise
spostrzegła, że poczuł się nieswojo, jednak uśmiechnął się i podał Emanuelowi rękę.
- Dobry wieczór, Ringstad. Przywiozłem wam niespodziankę. Elise dostała pierwszy
egzemplarz swojej książki.
Elise pośpiesznie pokazała ją mężowi.
- Spójrz, Emanuelu! Czyż nie jest piękna?
Emanuel wziął książkę. Elise widziała, że stara się nie pokazać po sobie, co czuje.
Początkowo wydawało się, że brak mu słów, a po chwili bąknął:
- Podoba mi się ten czerwony jedwab w połączeniu z brązowym grzbietem ze skóry.
Potem oddał egzemplarz Elise, nie zajrzawszy nawet do środka.
Johan wziął czapkę i zamierzał wyjść.
- Szybkiego powrotu do zdrowia, Elise. Uprzedzę cię o wizycie redaktora w
Kristianii.
- Jeżeli do tego czasu nie wyjedziesz do Paryża - rzekła, starając się rozładować
atmosferę.
- Chyba nie będę miał tyle szczęścia. Ale kto wie? - dodał z uśmiechem i wyszedł.
Emanuel zbliżył się do łóżka.
- Wiedziałaś, że jest w mieście? - spytał, starając się panować nad głosem.
- Nie, nie miałam pojęcia. Pojawił się tak nagle. Musisz obejrzeć tę książkę,
Emanuelu! Jestem taka dumna. Pomyśleć tylko, że to ja ją napisałam. To wprost
niewiarygodne.
- Tak, to niewiarygodne. - Zaczął wertować książkę, ale Elise zorientowała się, że
trudno mu się skoncentrować. Wiedziała, że książka budzi w nim mieszane uczucia: owszem,
był dumny, lecz jednocześnie zazdrosny, ponieważ ów zbiór opowiadań reprezentował coś,
co łączyło Elise z Johanem. Poza tym z pewnością się obawiał, że sprowadzi na niego wstyd,
być może również ogarnął go niepokój, że Elise się teraz od niego uniezależni.
- Mam nadzieję, że ją przeczytasz, kiedy będziesz miał czas. Wiele z tych historii na
pewno rozpoznasz.
W tej samej chwili przypomniała sobie, że ostatnie opowiadanie mówiło o niezbyt
udanym małżeństwie. Kończyło się tym, że kobieta po śmierci męża pytała samą siebie, czy
słusznie postąpiła, decydując się na trwanie w tym związku. Czy Emanuel rozpozna siebie i
domyśli się, że mowa tu o nim i Johanie? Zmieniła środowisko i czas, wymyśliła postacie,
które ich otaczały, również imiona i wiek dzieci, lecz powód, dla którego oboje małżonkowie
nie byli ze sobą szczęśliwi, pozostał ten sam.
- Zobaczę. Na razie nie uda mi się znaleźć wolnej chwili. Zaraz jak przyjdę do domu,
czekają mnie dzieci, odrabianie lekcji i kolacja. Nie da się czegokolwiek przeczytać w tym
harmiderze. - Spróbował się roześmiać.
- Kto robi kolację?
- Kristian albo pani Jonsen. O co chodziło z tym Paryżem? Czy Johan znowu
wyjeżdża?
- Profesor poradził mu złożyć wniosek o stypendium państwowe.
- To dziwne, Johan nie jest chyba aż tak uzdolniony.
- Najwyraźniej profesor jednak tak myśli. - Czuła się urażona w imieniu Johana, ale
nie mogła tego okazać.
- A co powiedziała Agnes na tak daleką podróż?
- Nie wiem, czy pojechałaby razem z nim. Została w Kopenhadze.
- Została w Kopenhadze? - spojrzał na Elise, nie rozumiejąc. - Nie chciał, by wróciła z
nim do domu?
- To ona zdecydowała się zostać. Dostała pracę w pobliskim sklepie, a poza tym
zarabia więcej niż tutaj. Znalazła dziewczynę, która zajęła się dzieckiem.
Emanuel pokręcił głową z niedowierzaniem.
- To najgorsza rzecz, jaką słyszałem! Musi istnieć jakaś inna przyczyna, żona i matka
nie wybiera życia w pojedynkę i samotnego wychowywania dziecka, skoro może
towarzyszyć mężowi.
Elise nie odpowiedziała, ją też dziwiła decyzja Agnes. Emanuel zmarszczył czoło.
- Czy Johan nie wyjaśnił, dlaczego wolała zostać?
- Powiedział dokładnie to, co ci powtórzyłam. Johan teraz nie pracuje i nie ma
dochodów, ale kiedy znajdzie pracę, Agnes pewnie do niego przyjedzie.
- A więc nie udało mu się sprzedać żadnej ze swych prac.
- Na razie nie ma czego sprzedawać, musi najpierw znaleźć jakiś warsztat, w którym
mógłby tworzyć.
- Ale przecież musiał coś tworzyć, kiedy był w Kopenhadze? Myślę, Elise, że Johan
jest marzycielem. Wyobraża sobie, że posiada wielki talent i zostanie kimś tak sławnym jak
Brynjulf Bergslien, który wyrzeźbił pomnik jeźdźca przed Zamkiem Królewskim na Carl
Johan. Może nawet ma o sobie tak wysokie mniemanie i myśli, że zostanie norweskim
Thorvaldsenem? - roześmiał się serdecznie.
Elise toczyła wewnętrzną walkę. Nie chciała się kłócić z Emanuelem. Nie o Johana. I
nie tu, w szpitalu. Jednocześnie czuła, jak serce jej bije z oburzenia.
Musi zapomnieć o Johanie, nie myśleć o jego przyszłości, o jego małżeństwie lub o
jego życiu. Teraz powinna się tylko cieszyć książką.
- Kiedy dostanę więcej egzemplarzy możemy dać jedną twojemu ojcu.
Emanuel ściągnął brwi.
- Nie jestem pewien, czy ojciec będzie chciał zaprzątać sobie głowę tymi smutnymi
historiami.
- Uważam, że się mylisz. Twój ojciec ma duże poczucie sprawiedliwości. Zresztą to
on podsunął mi pomysł, żebym zaczęła pisać. Gdyby nie on, być może nigdy bym nie
zaczęła. Myślę, że będzie dumny razem ze mną i uzna, że on też ma w tym swój udział.
- W takim razie damy mu jeden egzemplarz. - Uśmiechnął się i usiadł na brzegu
łóżka. - Jak się dziś czujesz? - spytał. Widocznie postanowił zapomnieć o Johanie.
Dużo lepiej. Jestem pewna, że niedługo będzie mi wolno wrócić do domu.
Rozpromienił się.
- Bardzo się cieszę. Bez ciebie jest tak dziwnie pusto i smutno. Nigdy przedtem nie
zastanawiałem się nad tym, jak wiele dla domu znaczy kobieta. Zrywa pierwsze wiosenne
kwiaty i stawia je w kubeczku na stole, nuci w czasie pracy i znajduje pociechę dla tych, któ-
rych coś gnębi. To drobiazgi dnia codziennego mają takie znaczenie, ale muszę przyznać, że
nigdy wcześniej mi to nie przyszło do głowy.
Roześmiała się.
- Nie spodziewałam się, że to od ciebie usłyszę. Emanuel odpowiedział jej śmiechem.
- Ja też nie. Zmieniłaś mnie, Elise, sprawiłaś, że jestem kimś innym.
Pokręciła głową.
- To nieprawda. Byłeś taki, kiedy cię spotkałam. Nie zapomniałam twojego oddania
dla całej naszej rodziny. Postarałeś się w Armii o buty zimowe dla Hildy i Pedera, poprosiłeś
samarytankę, żeby opiekowała się mamą i pomagała mi, kiedy nie mogłam chodzić po
upadku. Myślę, że nie spotkałam nikogo równie miłego jak ty.
- Nie byłem taki miły dla wszystkich. Wydobyłaś ze mnie to, co najlepsze.
Spojrzała na niego w milczeniu. Istniało jeszcze wiele spraw, które trudno jej było
zrozumieć, ale uznała, że rozmawianie o tym nic nie da.
- Słyszałeś może, jak się wiedzie Jenny i Hjalmarowi? - spytała.
- Przeprowadzili się do państwa Tollefsen, dziadków Anne Sofie.
Elise poczuła, jak ogarnia ją radość.
- Udało się? Jak to dobrze. Ale co mówi Marta, starsza siostra?
- Dostała posadę pomocy domowej w Adamstuen i wymówiła mieszkanie.
Elise spojrzała na męża przerażona.
- Czy nie postąpiła zbyt lekkomyślnie, rezygnując tak szybko? A jeśli dziadkowie
Anne Sofie nie wytrzymają z Jenny i Hjalmarem, gdy przyjdzie co do czego?
- Też się nad tym zastanawiałem. Jednak Marta przez dłuższy czas nie płaciła czynszu
i pewnie i tak by ją wyrzucono. Jeśli się nie uda, będzie musiała znaleźć inną pracę i inne
mieszkanie dla swego rodzeństwa.
Elise zmarszczyła czoło w zamyśleniu.
- Jestem spokojna o Jenny, ale niepokoję się, jeśli chodzi o Hjalmara. Ten człowiek
ma coś w sobie, coś, co może go sprowadzić na złą drogę. Jeżeli tak się stanie, to nie sądzę,
żeby Tollefsenowie zdołali wyciągnąć go za uszy.
Tym razem Emanuel się wystraszył.
- Mam nadzieję, że im się jednak uda!
Rozległ się dzwonek, czas odwiedzin się skończył. Emanuel niechętnie wstał.
- Strasznie szybko skończyły się dziś odwiedziny.
- To prawda - przyznała Elise. Nie chciała mu przypominać, że część tego czasu
wykradł im Johan. - Pozdrów chłopców i powiedz im, że chętnie pokazałabym im książkę,
ale na razie nie jestem w stanie z nią się rozstać.
Uśmiechnął się zaczepnie.
- Zamierzasz ją pokazać młodym kandydatom na lekarzy? Roześmiała się.
- Może powinnam to zrobić?
ROZDZIAŁ PIĄTY
Cztery dni później przyszła Anna w odwiedziny.
Elise codziennie łudziła się nadzieją, że lekarz wyrazi zgodę, by opuściła szpital i
wróciła do domu, ale za każdym razem spotykało ją rozczarowanie. Na widok Anny
ucieszyła się i przeraziła jednocześnie, bo przecież to kawał drogi do przejścia.
- Ależ Anno, nie powinnaś...
- Naturalnie, że powinnam. Gdybym przez kilka tygodni nie musiała zostać w łóżku z
powodu bólu pleców, już dawno bym do ciebie zajrzała. - Mówiła stanowczym głosem, ale
uśmiechnęła się serdecznie. - Jak mogłaś nas tak przerazić?
Elise odpowiedziała uśmiechem.
Anna odłożyła kulę i usiadła obok łóżka na wiedeńskim krześle.
- Nie musisz nic mówić, wiem dlaczego. Chciałaś, by Emanuel zrozumiał, ile jesteś
warta, poza tym chciałaś go zmusić, żeby zajął się domem.
Elise roześmiała się.
- Żeby gotował obiady i przebierał Hugo?
- Właśnie. Możesz się śmiać, ale powinnaś wiedzieć lepiej od innych, że w istocie są
mężczyźni, którzy to potrafią. Czy nie mówi się, że potrzeba jest najlepszym nauczycielem?
- Emanuel nie jest do niczego zmuszony. Ma do pomocy Hildę i panią Jonsen.
- I to jest błąd. Nie powinny być do tego stopnia usłużne.
- Wtedy Emanuel by nie wytrzymał.
- Co to znaczy? Że wyjechałby?
Elise zorientowała się nagle, że rozmowa zbacza w niewłaściwym kierunku, i
spoważniała.
- Emanuel jest dla mnie wyjątkowy, Anno. Od wypadku odwiedza mnie codziennie.
Anna nie odpowiedziała.
Elise sięgnęła do szuflady stolika nocnego i wyjęła książkę.
- Widziałaś moją książkę?
- Myślisz, że Johan pokazałby ją komukolwiek przed tobą? - Wzięła egzemplarz z
namaszczeniem w każdym ruchu i zaczęła ostrożnie wertować kartki. - Jestem pod
ogromnym wrażeniem, Elise. Pomyśleć, że zostałaś pisarką, to wprost niewiarygodne.
- Nie nazywaj mnie tak, to przesada. Napisałam tylko tę jedną i nie wiadomo, czy
będą następne. Jeżeli wydawnictwu nie uda się jej sprzedać, ponieważ opowiadania są zbyt
smutne, to nie ma znaczenia, czy napiszę ich więcej. A tylko takie historie mnie interesują.
- Mam swoje zdanie na ten temat. W tym tygodniu czytałam czasopismo
„Husmoderen” wydawane przez Oscar Andersens Bogtrykkeri. Najciekawsze są recenzje
książek, a tym razem znalazłam jedną o Dziewczęciu ze Słonecznego Wzgórza Bjornstjerne
Bjarnsona, ponieważ właśnie minęło pięćdziesiąt lat od ukazania się książki. Przepisałam
kilka wersów, żeby ci przeczytać. Nie chciałam brać ze sobą czasopisma w obawie, że je
zniszczę, bo nie jest moje. - Otworzyła torebkę i wyjęła złożoną kartkę. - Chcesz posłuchać?
- Oczywiście.
- Stare mity mówią o młodym bohaterze, który uwalnia młodą kobietę przykutą do
skały. Natomiast w opowiadaniu Bjornsona to młoda kobieta uwalnia młodego bohatera,
który jest więźniem własnych namiętności. W dzisiejszej twórczości psychologicznej
namiętności to potężne moce, przypominające istne giganty. Od Dziewczęcia ze Słonecznego
Wzgórza po dramat Halte Hulda Bjornson przedstawia walkę z egoistycznymi
namiętnościami - walkę, która często kończy się tragicznie. Jak u żadnego innego twórcy
kobiety w twórczości Bjornsona pomagają zwalczać jedną z męskich namiętności, jaką jest
dążenie do wojny.
Elise słuchała z coraz większym zdumieniem. Czytała w szkole Dziewczę ze
Słonecznego Wzgórza, lecz wtedy nie rozumiała przesłania autora. „Więzień własnych
namiętności”. Można by pomyśleć, że Bjornson napisał o Emanuelu.
- Czytaj dalej, proszę - rzekła zaciekawiona. Anna skinęła głową.
- Nie przepisałam wszystkiego, tylko te fragmenty, które mogłyby cię zainteresować.
Autor artykułu, Christian Collin, poświęca całą stronę rozważaniom Bjornsona na temat
tragizmu ludzkiego losu, zwłaszcza traktującym o ludziach najbardziej „głodnych życia”, jak
ich nazywa. - Znowu zaczęła czytać ze swej kartki: - Owi ludzie mają w swej naturze zalążek
tragizmu, są najbardziej narażeni, że spadną na dno lub zderzą się z przeciwnościami: z
żądaniami innych lub ograniczeniami własnych sił.
Anna podniosła wzrok.
- Dasz radę słuchać dalej?
Elise skinęła głową. Dlaczego Anna wybrała właśnie te fragmenty?
- W Dziewczęciu ze Słonecznego Wzgórza Bjornson ukazuje, jak można odwrócić
tragiczny los, zwłaszcza dzięki kobiecej umiejętności łagodzenia i poskramiania. Kobieta
jawi mu się nagle w nowym świetle, jako nadzwyczaj istotny czynnik historii narodów.
Kobieta ma w sobie siłę ducha zdolną zbawić od samozagłady, do której prowadzą
namiętności.
Anna ponownie spojrzała znad kartki.
- Autor artykułu pisze, że Bjornson mu wyznał, że właściwie zamierzał napisać
tragiczne zakończenie, ale w trakcie pracy nad książką bohaterowie poszli własnymi drogami
i sami zdecydowali o innym rozwiązaniu, a Bjornson, autor, śledził w napięciu ich losy. Ty
też powinnaś tak zrobić, Elise! Nie ulegaj wpływom innych! Nie układaj szczęśliwego
zakończenia, jeżeli coś ci mówi, że w rzeczywistości podobna historia nigdy by się nie za-
kończyła pomyślnie! Twoim zadaniem jest opisywanie życia ludzi nad rzeką, a nie
wymyślanie uroczych idylli, żeby zadowolić mieszkańców po drugiej stronie.
Elise słuchała w skupieniu. Słowa Anny wywarły na niej wrażenie. Dokładnie o tym
samym myślała, lecz do tej pory nie znalazła wystarczającego poparcia. Tylko Johan ją w
tym utwierdzał. No i Hilda też.
- Widzę, że zapisałaś coś jeszcze. Przeczytasz mi? Anna uśmiechnęła się.
- Czy życie nie jest dziwne? Dwa lata temu to ty mi czytałaś, kiedy leżałam przykuta
do łóżka. - Wygładziła kartkę i czytała dalej: - W tym niedużym i bezpretensjonalnym
opowiadaniu dostrzegamy wielki proces historyczny: w jaki sposób chrześcijaństwo - w
znaczeniu religii głoszącej pokój i przebaczenie - pojawiło się na świecie. Bjornson ukazuje,
że chrześcijaństwo trzeba wprowadzić dziś w Norwegii na nowo w każdym pokoleniu. W
ciągu tysięcy lat idea przebaczania musiała walczyć w namiętnej duszy ludzkiej z potrzebą
zemsty.
Anna skończyła i złożyła kartkę.
- Mogę pożyczyć twoje zapiski?
- Oczywiście. To dla ciebie to przepisałam.
Elise nie miała odwagi spytać, dlaczego Anna wybrała właśnie te fragmenty. Czy
Emanuel był więźniem swych namiętności? Czy to jej wybaczenie mogło go wybawić od
samozniszczenia i kto musi walczyć z potrzebą zemsty?
- Słyszałam, że Johan odwiedził cię kilka dni temu - zagadnęła Anna z pozoru
obojętnym tonem, lecz Elise odniosła wrażenie, że jest spięta.
- Tak, przyniósł mi książkę. - Elise nie chciała się zdradzić przed Anną, że ona i Johan
walczą z wzajemną miłością. Anna, sama tak pobożna i czysta, miała dziwny pogląd na
stosunki łączące Elise z Johanem i z Emanuelem. Prawdopodobnie wynikało to z
bezgranicznej miłości Anny do brata, lecz mimo wszystko Elise wydawało się to dziwne.
Anna była ostatnią osobą, która zachęcałaby do zdrady, i pierwszą, która potępiała rozwody.
Jakże zatem mogła ciągle sugerować, że Elise powinna zostawić Emanuela i odnaleźć drogę
do Johana?
Anna przyglądała się jej z żywym zainteresowaniem.
- Co powiedział? Jaki był?
- Co masz na myśli?
- Nie mówił, że Agnes została w Kopenhadze?
- Mówił. Na razie. Kiedy Johan znajdzie dobrze płatną pracę, Agnes ma do niego
dojechać.
- I uwierzyłaś w to? Elise zmarszczyła czoło.
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz?
- Na pewno rozumiesz, tylko nie chcesz spojrzeć prawdzie w oczy. Czy nie
pojmujesz, że ich małżeństwo się rozpada? Johan nie kocha Agnes, ale jest z nią ze względu
na syna. Najgorsze jest to, że nie chce uwierzyć, że chłopak nie jest jego dzieckiem. Ja jednak
jestem przekonana, że Agnes kłamie. Ostatnio spotkałam siostrę Magnusa Hansena. Mówiła,
że Magnus był niedawno w Kopenhadze. Zdziwiłam się i spytałam, jak zdobył na to pie-
niądze, wtedy ona odpowiedziała, że wygrał wycieczkę. Wydało mi się to podejrzane i
zadzwoniłam do biura żeglugi, żeby się dowiedzieć, czy to prawda. Nie słyszeli, by ktoś
wygrał taki rejs. Nie w tym roku.
Elise wpatrywała się w Annę szeroko otwartymi oczami. Zrozumiała, do czego Anna
zmierza, lecz w głowie jej się nie mieściło, by to było możliwe. Agnes przysięgła przecież, że
dziecko jest Johana, i obiecała pokutę i poprawę. Zrobiła to tak przekonująco, że Johan jej
uwierzył, a nie należał do łatwowiernych i naiwnych, zbyt dobrze znał życie. Gdyby Agnes
naprawdę go oszukiwała, nie tylko przedtem, ale również teraz, chybaby to zauważył.
- Widzę, że mi nie wierzysz - stwierdziła Anna smutno. - Agnes była twoją najlepszą
przyjaciółką, poza tym ty jesteś zupełnie inna i dlatego wydaje ci się to nie do pomyślenia.
Może zresztą nie powinnam ciebie do tego mieszać, ponieważ to sprawa tylko między
Johanem i Agnes, ale nie potrafię spokojnie się temu przyglądać. Od dzieciństwa trzymaliście
się z Johanem zawsze razem i nigdy nie zapomnę tego dnia, kiedy zauważyłam, że między
wami rodzi się coś więcej. Przyglądałam się wam, widziałam, jak z każdym dniem wasza
miłość rośnie, jak Johan promieniał szczęściem. Nie zostawiłaś go, mimo że trafił do
więzienia za współudział w kradzieży. Gdyby Lort - Anders i inni wszystkiego między wami
nie popsuli, czekałabyś na niego, aż wyjdzie na wolność, na pewno. Johan także by cię nie
opuścił z tego powodu, że zostałaś zgwałcona, jestem o tym przekonana. Jesteś mu
przeznaczona, a on przeznaczony jest tobie, Elise. To, że każde z was poślubiło kogoś
innego, to tragedia.
Anna miała rację, ale wszystko w Elise się przeciw temu burzyło. Nie mogła o tym
Annie powiedzieć.
- Tego, co nazywasz tragedią, nie da się już zmienić, Anno. Nie masz dowodu, że syn
Agnes nie jest dzieckiem Johana. Johan nie jest głupi. Gdyby podejrzewał Agnes o kłamstwo,
nie trwałby w tym związku. Jensine jest córką Emanuela, co według ciebie mamy zrobić?
Jesteś przeciwna rozwodom i uważasz, że co Bóg złączył, człowiek nie powinien rozłączać.
Co to pomoże, jeśli przyznam, że kocham Johana i że to z nim najbardziej chciałabym żyć?
Nie możemy odwrócić tego, co się stało.
Anna ciężko westchnęła.
- Nie potrafię patrzeć na to tak rozsądnie.
- Nie o rozsądek tu chodzi, lecz o moralność.
- Dlaczego miałabyś się przejmować moralnością, jeśli Emanuel nie przestrzega
żadnych zasad?
Elise uśmiechnęła się.
- Teraz powiedziałaś coś, o czym tak naprawdę nie jesteś przekonana. Jeżeli inni robią
coś złego, to nie znaczy, że nam wolno robić to samo. Dopiero co przeczytałaś mi uwagi
Bjornstjerne.
Bjornsona na temat namiętności. Czy nie było tam przypadkiem czegoś o tym, że
kobiety posiadają niezwykłą wewnętrzną siłę?
- Która może uratować od samozagłady z powodu ulegania namiętnościom -
dokończyła Anna i uśmiechnęła się krzywo.
- Widzisz. Nie myślisz chyba poważnie o tym, że ja powinnam opuścić Emanuela, a
Agnes Johana, byśmy mogli przeżywać egoistyczną miłość?
- Dla mnie nie jest to egoistyczna miłość, lecz miłość, która została wam
przeznaczona.
- A co z dziećmi? Sądzisz, że powinny dorastać w rozbitych rodzinach? Żeby
wyśmiewano się z nich, ponieważ rodzice złamali nakazy Kościoła?
Anna znowu ciężko westchnęła.
- Wiem, że masz rację, Elise, ale po prostu to mnie oburza. Nie wątpię, że zlitowałaś
się nad Emanuelem i przyjęłaś go z powrotem wbrew swej woli, i że wolałabyś nie mieć z
nim więcej nic do czynienia. Uczyniłaś to z obowiązku i ze względu na dzieci, tłumiąc
własne potrzeby. Podejrzewam, że wiele innych kobiet postąpiłoby tak samo, ale jest mi
przykro, kiedy o tym słyszę lub jestem tego świadkiem. Prawdziwa miłość jest darem od
Boga. Nie mam na myśli zakochania i namiętności, które wybuchają nagle jak ogień i gasną
równie szybko, jak się pojawiły, ale mówię o miłości głębokiej i trwałej, która się nie wypala
bez względu na to, co się zdarzy.
Elise skinęła głową.
- Ja też rozumiem, o co ci chodzi, ale nie widzę, bym miała jakiś wybór. Opowiedz mi
lepiej o innych recenzjach, które czytałaś w „Husmoderen”.
Anna uśmiechnęła się smutno.
- Czytałam na przykład o Psyche Helenę Dickmars. Książka mówi o tym wszystkim,
co sprawia, że miłość kobiety w trakcie trwania małżeństwa zmienia się w nieszczęśliwą
miłość. Utwór napisała kobieta z myślą o zamożnych mieszkankach miasta. Zresztą
wszystkie omawiane książki zostały napisane przez kobiety.
- Tylko nie ma tam mojej.
- Nie, brakuje tylko twojej. Dlatego tak bardzo bym chciała, aby twój zbiór
opowiadań ukazał się w Norwegii. Czytałam niedawno nekrolog żony pewnego pastora,
która zmarła w lipcu zeszłego roku. Nie wiem, dlaczego nekrolog ukazał się dopiero cały rok
później. Jej mąż pracował w niewielkiej parafii w Vaterlandzie, w „mrocznej” dzielnicy
naszego miasta, jak napisano. Kobietę tak przygnębiała praca wśród biedoty, że zachorowała.
Marzyła tylko o tym, by odejść z tego świata, przekonana, że życie z Chrystusem da jej
więcej szczęścia. Uważam, że lepiej by zrobiła, gdyby opowiedziała o ludziach, wśród
których pracowała, to może ktoś mógłby zaradzić ich biedzie. Ty możesz spróbować, Elise!
- Chętnie będę pisać dalej, lecz to nie będzie miało większego sensu, gdy nikt nie
zechce tego czytać.
- Może powinnaś raczej napisać coś dla dzieci? Selma Lagerlof wydała właśnie
książkę, którą zatytułowała Cudowna podróż Nielsa Holgersena. Uczy w niej dzieci geografii
Szwecji, opowiadając bajkę o małym chłopcu, który na grzbiecie oswojonej białej gęsi lata
nad miastami i wsiami, lasami, rzekami i jeziorami. Niels rozumie mowę ptaków, słucha, jak
ze sobą rozmawiają, i poznaje je w ten sposób.
- To książka w sam raz dla Kristiana.
- Też tak pomyślałam.
- Od kogo pożyczyłaś „Husmoderen”?
- Od żony nowego pastora w kościele w Sagene; powiedziała, że mogę zatrzymać
gazetę, jak długo będzie mi potrzebna, i zaproponowała kolejne numery.
- Chętnie też bym je przeczytała, gdy wrócę do domu. Myślisz, że mogłabym je
pożyczyć po tobie?
- Na pewno. Znajdziesz tam wiele ciekawego. Na przykład dyskusję o tym, jak
kobiety będą mogły korzystać z prawa do głosowania, kiedy je uzyskają. Poza tym ukazał się
obszerny artykuł o Gustavie Vigelandzie, który zamierzam pokazać Johanowi. Jak chyba
wiesz, Yigeland jest wielkim ideałem Johana.
- Tak, zresztą przyszło mi to do głowy, zanim jeszcze Johan mi o tym powiedział. On
także pragnie ukazywać życie takim, jakie jest, bez upiększeń, choć nie tak wiernie jak na
fotografii.
W tej samej chwili u stóp łóżka stanął Emanuel. Anna zamierzała wstać, ale ją
powstrzymał.
- Siedź, Anno. Przeszłaś sama taki kawał drogi? Uśmiechnęła się i wskazała na kulę.
- Nie bez pomocy.
Elise zastanowiła się, czy Emanuel słyszał, o czym rozmawiały. Może zorientował
się, że wspomniała o Johanie, musiał jednak zdawać sobie sprawę, że Anna całkiem
naturalnie zechce pomówić o bracie.
Ku zdumieniu Elise Emanuel sam o niego zagadnął.
- Co słychać u Johana? Dowiedziałem się, że zamierza się ubiegać o stypendium
państwowe, by móc wyjechać do Paryża i tam się dalej kształcić.
Anna skinęła głową.
- Wysłał podanie, ale upłynie trochę czasu, zanim otrzyma odpowiedź. Na razie
będzie pracował w warsztacie drzeworytni - czym w dole miasta. To nędznie płatne zajęcie,
nie mam pojęcia, jak z tego wyżyje, ale zaproponowałam, by tymczasem zamieszkał z nami.
Elise zauważyła, że Emanuelowi to się nie spodobało, jednak Anna niczego się nie
domyśliła. Potrafił dobrze skrywać uczucia.
- To wspaniałomyślne z waszej strony - rzekł lekko.
- Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej, to przecież dom jego dzieciństwa.
Torkild i Johan doskonale się rozumieją, potrafią dyskutować do późna w nocy, choć w
gruncie rzeczy są zgodni co do większości spraw. - Roześmiała się. - Właśnie opowiadałam
Elise, że pożyczyłam czasopismo „Husmoderen” od żony nowego pastora - mówiła dalej. -
Myślę, że i ciebie zainteresowałyby niektóre artykuły, na przykład ten o hrabim Lwie
Tołstoju.
- Myślałem, że jest umierający.
- To prawda, ma już prawie osiemdziesiąt lat.
- Co o nim pisali?
- Jaki jest jako człowiek. O tym, że stracił matkę, gdy miał zaledwie półtora roku, ale
na zawsze pozostała w jego myślach. Zawsze wzywał jej pomocy, kiedy stawał przed jakąś
pokusą, a matka mu pomagała.
Elise spostrzegła, że Emanuel się zarumienił, przypuszczalnie poczuł się nieswojo,
myśląc, że Anna nawiązuje do jego zdrady. Anna widocznie musiała się zorientować,
ponieważ zaraz dodała:
- Tołstoj wiódł za młodu bardzo intensywne życie, oddawał się hazardowi, polował,
grał na wyścigach konnych i miewał liczne romanse, należał przecież do arystokracji. Lecz
jednocześnie słuchał wewnętrznego głosu, „głosu skruchy”, jak go nazywał. W późniejszych
latach surowo potępił swe szalone młodzieńcze życie, usprawiedliwiając je okolicznościami -
twierdził, że od człowieka w jego wieku i jego pochodzenia właśnie takiego stylu życia
wymagało otoczenie.
Być może historia Tołstoja nieco podbudowała Emanuela, on przecież także
wychował się w bogatym domu.
- To dlatego wyrwał się z tego środowiska i poszedł własną drogą - wyjaśnił. - Stał się
wielkim pisarzem, ale w życiu prywatnym nie układało mu się. Czytałem, że jest skłócony z
żoną i rodziną. To o nim coś świadczy.
Anna wstała.
-
Wpadnijcie do nas któregoś wieczoru, gdy Elise wyzdrowieje. Wtedy
podyskutujemy sobie o Tołstoju i innych pisarzach. Masz coś do czytania, Elise?
- Jedna z pacjentek pożyczyła mi książkę duńskiej pisarki Jenny Blicher - Clausen. To
powieść o miłości między matką i dzieckiem. Próbowałam też czytać inne, ale wszystkie
mówią o domach - arystokracji, a nie o robotnikach. W opisywanych rodzinach jest
opiekunka do dziecka i pomoc domowa, dzieci otrzymują wykształcenie, a jeśli w czymś
pomagają, to tylko ze względów wychowawczych, a nie dlatego, że muszą. Trudno mi się
utożsamiać z bohaterami, ich życie tak bardzo różni się od naszego. Dziękuję, że przyszłaś,
Anno, i dziękuję, że przepisałaś dla mnie te fragmenty artykułu.
Gdy tylko Anna zniknęła za drzwiami, Emanuel przysiadł na brzegu łóżka.
- Co to za artykuł?
- O Dziewczęciu ze Słonecznego Wzgórza Bjornstjerne Bjornsona.
- Ach tak. Książka ukazała się już dawno temu, ale jest dobra. - W tej samej chwili
Emanuel zwrócił uwagę na kartkę, którą Elise odłożyła na nocny stolik. - Dlaczego to dla
ciebie przepisała?
- Anna tylko wypożyczyła czasopismo i nie chciała go brać ze sobą, żeby się nie
pogniotło ani nie zniszczyło. Pomyślała, że sprawi mi przyjemność, gdy mi przeczyta tę
recenzję.
Emanuel zerknął na zapiski.
- Podkreśliła niektóre zdania. Dla ciebie czy dla siebie?
- Nie wiem. A co takiego podkreśliła?
- „Młody bohater jest więźniem własnych namiętności”. - Emanuel podniósł wzrok. -
O czym wy właściwie rozmawiacie? - Znowu spojrzał na kartkę. - Podkreśliła jeszcze:
„walka z egoistyczną namiętnością”. - Czytał w duchu dalej i po chwili dodał: - Podkreśliła:
„Owi ludzie mają w swej naturze zalążek tragizmu, są najbardziej narażeni, że spadną na dno
lub zderzą się z przeciwnościami”. - Popatrzył na Elise. - Jaki, u licha, miała cel, przynosząc
ci coś takiego?
Elise pokręciła głową.
- Nic poza tym, że chciała porozmawiać o książkach. Tym razem o Dziewczęciu ze
Słonecznego Wzgórza. Anna uważa pewnie, że powinnam wiedzieć więcej o twórczości
innych pisarzy, skoro chciałabym wydawać coś swojego.
Emanuel złożył kartkę i położył z powrotem na stoliku.
- Mam nadzieję, że tylko o to jej chodzi.
- Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć. Popatrzył jej w oczy.
- Może Anna próbuje ci coś przekazać. Coś, czego nie ma odwagi nazwać własnymi
słowami.
Elise starała się wytrzymać jego spojrzenie.
- Na przykład co? Westchnął i spuścił wzrok.
- Wiesz, o czym myślę. Anna nie pogodziła się z tym, że Johan nie jest twoim mężem.
Szuka słabych punktów w naszym małżeństwie i nie rozumie, że mogłaś mi wybaczyć
niewierność. Uważam, że chodzi jej o moją namiętność do Signe, chce zasugerować, że
jestem jednym z tych, którzy „mają w swej naturze zalążek tragizmu”.
- Nie obchodzi mnie, co Anna myśli. Jeżeli nawet masz rację, to kieruje się tylko
miłością do brata, niczym innym.
- To wystarczy. Zwłaszcza gdy zamierzasz utrzymywać z nią kontakty. Stopniowo
może zacząć na ciebie wywierać coraz większy wpływ.
Elise wzięła jego dłoń.
- Nie masz powodu się obawiać. Nie tak łatwo ulegam wpływom, wierz mi, mam
własne zdanie. Złożyłam w kościele przysięgę, że będę cię kochać i szanować, dopóki śmierć
nas nie rozłączy.
Uśmiechnął się do niej ciepło, pochylił się i pocałował ją.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Dwa dni później Elise miała opuścić szpital.
Przygotowana do wyjścia siedziała w holu szpitala i czekała na Emanuela, który miał
przyjść i ją odebrać. Powiedział, że zamówi dorożkę Karlsena. Elise protestowała, mówiąc,
że może dojść do Hammergaten, dorożka zbyt drogo kosztuje, ale nie chciał jej słuchać.
Obok na ławce siedziała młoda kobieta. Była ubrana jak robotnice w długą, szarą
spódnicę i szary szal, ale miała na sobie kubrak z niebielonego, żółtawego lnianego płótna.
Była ładna, lecz na jej twarzy malował się smutek.
- W której fabryce pracujesz?
Nieznajoma odwróciła się, sprawiała wrażenie zaskoczonej.
- Lilleborga. A ty?
- Pracowałam jako prządka w przędzalni Graaha, a potem wyszłam za mąż i
urodziłam dziecko. Później szyłam na zamówienie i stałam za ladą u wdowy Borresen przy
Telthusbakken.
Nie wiedząc czemu, nie wspomniała o posadzie w kantorze u majstra Paulsena.
- Mieszkacie gdzieś w pobliżu? - spytała. Nie mówiła żargonem robotnic.
- Niedawno wynajęliśmy nieduży dom przy Hammergaten. A wy?
- Mieszkam w czynszówce Lilleborga na Sandakerveien. - Powiedziała „ja”, a nie
„my”.
- Długo leżałaś w szpitalu?
- Dwa tygodnie. - Nie wyjaśniła, co jej dolegało, a Elise nie odważyła się zapytać.
Kobieta również nie spytała o chorobę Elise.
- Lepiej by było, gdybym posłała po znachora, ale Paul Georg, mój narzeczony, się
nie zgodził.
- Kto to jest znachor?
Nieznajoma posłała jej zdumione spojrzenie.
- Nie wiesz? On potrafi zatrzymać krwotok. Leczy ludzi i zwierzęta. Niektórzy
mówią, że ma na rękach pył z purchawki, który przenika do ran i powstrzymuje krwawienie.
Kiedy kogoś boli kręgosłup, kupuje żywą kurę, zarzyna ją i trzyma nad chorym, tak by ciepła
krew ściekała na bolące plecy. Za pierwszym razem, kiedy u nas był, mama cierpiała na
reumatyzm - tasiemiec przedostał się do mięśni. Było ciemno, paliła się tylko jedna lampa
parafinowa, a on stał z drgającą jeszcze, martwą kurą w rękach nad matką, która leżała na
brzuchu na kuchennej lawie obłożonej starymi gazetami. Jeszcze dziś czuję ów zapach
ciepłej krwi. Myślałam, że zwymiotuję.
Elise słuchała zdumiona.
- Potrafi też zwalczać pluskwy. Było ich u nas wszędzie pełno, ale kiedy przyszedł
znachor, zniknęły.
- Gdzie on mieszka? Jest drogi?
- Bierze zapłatę tylko od tych, których na to stać.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi i do środka wszedł Emanuel. Elise wstała.
- Muszę iść. Szybkiego powrotu do zdrowia - zwróciła się do nieznajomej.
- Dziękuję, wzajemnie - odparła, a zaraz potem spytała zaskoczona: - Czy to nie
Emanuel Ringstad?
Elise spojrzała na Emanuela, który właśnie je zauważył. Na widok nieznajomej
zawołał zdumiony:
- Ależ to Mimmi Tynaes! - Przyśpieszył kroku i przywitał się z nią. - Co słychać? Czy
pani też dziś wychodzi do domu?
Kobieta skinęła z uśmiechem.
- Tak, na szczęście. Paul Georg mnie odbierze, ale nie wiem, o której.
- W takim razie nie będziemy czekać, ale proszę go od nas pozdrowić i przekazać, że
zajrzę któregoś dnia.
- Koniecznie, panie Ringstad. Bardzo się ucieszy. Dopiero kiedy siedzieli w dorożce,
Elise spytała zdumiona:
- Wydaje mi się, że już gdzieś słyszałam jego imię, ale nie mogę sobie przypomnieć
gdzie.
Emanuel roześmiał się.
- Ależ Elise! To przecież Schwencke. Uśmiechnęła się zawstydzona.
- Oczywiście. Ale ze mnie gapa. - Popatrzyła na Emanuela zaskoczona. - Są
zaręczeni? Spotkałeś ją u niego w domu?
- Tyle pytań naraz. Tak, są zaręczeni, ale nie spotkałem jej u niego, tylko u niej w
domu. Ma ładne dwupokojowe mieszkanie na Sandakerveien.
- Dwupokojowe? I zajmuje je sama? Jakim cudem ją na to stać? Mówiła, że pracuje w
fabryce Lilleborga, i poznałam po jej ubraniu, że jest robotnicą.
Emanuel wzruszył ramionami.
- Może je odziedziczyła.
Więcej nie rozmawiali o narzeczonej Paula Georga. Elise rozkoszowała się tym, że
znowu jest poza murami szpitala, dobrze było zobaczyć wreszcie coś innego poza długimi
korytarzami i rzędami łóżek.
Na dworze panowała potworna duchota i upał. Kiedy dotarli do niedużych
drewnianych zabudowań na Maridalsveien, wielu mieszkańców polewało chodniki wodą z
konewek. Domy leżały blisko ulicy, woda na chodnikach dawała nieco ochłody. Wszystkie
okna były otwarte, większość drzwi również.
Elise rozglądała się przez okno dorożki, jak gdyby nigdy przedtem nie widziała tych
ulic i domów. Poprosiła Karlsena, żeby opuścił dach powozu, ale tylko pokręcił głową.
- Jeśli opuszczę, to możesz być pewna, że zaraz zacznie padać.
Elise westchnęła.
- Jakie to dziwne uczucie być tu znowu, mam wrażenie, jak gdybym wyjechała na
rok.
Emanuel uśmiechnął się.
- Mi też się wydaje, jak gdyby cię bardzo długo nie było. - Objął ją ramieniem. -
Dobrze będzie mieć cię znowu w domu, Elise. Chłopcy tak się cieszą, że nie mogą usiedzieć
na miejscu. Myślę, że szykują dla ciebie niespodziankę.
Roześmiała się.
- Wszyscy są w domu? Skinął głową.
- Hilda z Jensine też. Hilda cieszy się i martwi jednocześnie. Mówi, że z jednej strony
jej ulży, że pozbędzie się odpowiedzialności, a z drugiej boi się, że będzie jej brakowało
małej.
- Ale przecież teraz, kiedy nie ma Reidara, musi chyba pracować całymi dniami u
pani Borresen?
- Myślę, że majster Paulsen pomaga jej bardziej, niżby chciała. Elise nie
odpowiedziała. Życie jest dziwne. Hilda znowu przyjmuje pomoc od majstra. Nie tak dawno
temu nienawidziła i bała się go. A on zaskoczył ją i zadbał o to, by odzyskała dziecko, które
jej odebrał zaraz po urodzeniu.
- Pokazywałaś już komuś swoją książkę? - spytał Emanuel na pozór beztrosko, ale
Elise zauważyła, że był spięty. Czyżby obawiał się reakcji znajomych?
- Jednej z pielęgniarek. Siostrze Marii, tej łagodnej, trochę przy kości, z którą
najbardziej się zżyłam.
- Co powiedziała? Była zaskoczona?
- Zaimponowałam jej, zwłaszcza że wiedziała, że skończyłam tylko szkołę
powszechną i że nie mam rodziny, która by mi pomogła w wydaniu tego zbioru. - Gdy tylko
wypowiedziała te słowa, uzmysłowiła sobie, że mogła zostać źle zrozumiana. - Mam na
myśli rodziców z pieniędzmi i wpływami - dodała szybko.
- Dałaś jej do przeczytania?
- Pożyczyła książkę na jeden dzień i przeczytała kilka historii. Między innymi tę o
Mathilde i drugą o Oline. Powiedziała, że to szkoda, że książka nie ukazała się w Norwegii.
- Nie zamierzasz chyba dać tych utworów do przeczytania Paulsenowi?
Roześmiała się.
- Nie, nie mam odwagi. Pamiętasz, jak się wściekł, kiedy zobaczył opowiadanie o
Mathilde w „Verdens Gang”? Domyślił się, że jest tam mowa o jego przędzalni.
- W takim razie nie pokażesz chyba książki nikomu w kantorze?
- Nie, zwłaszcza pannie Johannessen. I tak krytykuje mnie, za co się da. Sigvartowi
Samsonowi też nic nie powiem, jest jej najwierniejszym uczniem.
Zaczerpnęła głęboko powietrza.
- To niewiarygodnie cudowne znaleźć się znów poza szpitalem! Człowiek czuje się
tam jak w więzieniu, gdy tylko leży w łóżku i ogląda lato przez okno, nie mogąc wyjść na
dwór.
Emanuel uśmiechnął się i poklepał ją po policzku.
- Rozumiem to. Teraz postaramy się zapomnieć o wszystkim, co przykre, i nadrobić
to, co zaniedbaliśmy. Na szczęście nic nie wskazuje na to, by lato się kończyło. Codziennie
na wieży na Wzgórzu Świętego Jana powiewa tylko czarny trójkąt. Właściwie nie pamiętam,
kiedy ostatnio widziałem poniżej prostokąt na znak niepewnej pogody.
- Widzę, że na ulicach jest sucho. W ogrodach także.
- Chłopcy codziennie podlewają nasze grządki.
- Jak to miło, że pomagają.
- Tego by jeszcze brakowało, żeby się wymigiwali od pracy. Zbliżamy się, Elise. Gdy
tylko skręcimy w Hammergaten, pewnie zobaczymy całą rodzinę ustawioną przy bramie.
Elise roześmiała się.
- Komitet powitalny.
W tej samej chwili dorożka skręciła w lewo. W głębi niewielkiej bocznej uliczki Elise
ujrzała sporą grupę osób z maleńkimi norweskimi flagami w rękach.
Z wrażenia zaparło jej dech.
- Skąd zdobyliście tyle chorągiewek? Emanuel roześmiał się.
- Pożyczyłem od szefa mojego kantoru. Zwykle dekoruje nimi bramę w ogrodzie na
święto Siedemnastego Maja. Kupił je dwa lata temu z okazji pierwszego święta narodowego
z czystą norweską flagą.
Elise poczuła dławienie w gardle. Dławienie nasilało się, a kiedy pojazd się zatrzymał
i Karlsen pomógł jej wysiąść, miała wrażenie, że nie utrzyma się na nogach. Pociekły jej łzy,
jak przez mgłę widziała witających ją bliskich. Emanuel zorientował się, co się z nią dzieje,
chwycił ją pod ramię i podtrzymał. W tej samej chwili chłopcy, którzy widocznie nie mogli
dłużej czekać, rzucili się na Elise, że omal nie upadła.
Peder przywarł do siostry z całej siły, a Kristian, niczym dorosły, stał spokojnie z
promiennym wzrokiem i rzekł uroczyście:
- Witaj w domu.
Za nimi stała Hilda z Jensine na ręku, trzymając za rękę Isaca, pani Jonsen z Hugo, a
nieco dalej z tyłu Anna z ogromnym bukietem kwiatów. Obok niej Jenny i Anne Sofie
wymachiwały norweskimi flagami.
Wtedy Emanuel zaintonował wysokim głosem Sto lat i po chwili wszyscy mu
zawtórowali. Elise stała wzruszona, a łzy ciekły jej po policzkach. Nie starała się nawet ich
powstrzymać.
Kiedy skończyli śpiewać, roześmiała się.
- Przecież nie mam dziś urodzin! Oczy Pedera lśniły.
- Ale możemy udawać, że masz, rozumiesz. To dlatego, że tak bardzo się cieszymy, a
kiedy ktoś się cieszy, to ma prawo świętować. No nie, Evert?
Evert uroczyście skinął głową.
Elise podeszła do Hugo i wyciągnęła do niego ręce. Chłopczyk odwrócił od niej twarz
i ukrył ją na piersi pani Jonsen. Elise przeszyło bolesne ukłucie. Jednak po chwili malec
spojrzał na nią ponownie, uśmiechnął się ostrożnie i wyciągnął ku niej rączki. W następnej
sekundzie Elise poczuła ciepłe i miękkie ciało dziecka tuż przy swoim. Hugo wtulił twarz w
jej szyję i całym sobą okazał, jak bardzo się cieszy, że znowu są razem.
- Nie zapomniał mnie! - Elise uśmiechnęła się do pani Jonsen przez łzy.
- Oczywiście, że nie zapomniał swej matki - stwierdziła pani Jonsen władczym
głosem. - Codziennie o tobie rozmawialiśmy, a kiedy układałam go do snu, brał twój szal i
przytulał się do niego.
Elise pocałowała Hugo w policzek.
- Teraz mama będzie przy Hugo co noc.
Potem podeszła do Hildy. Jensine zmieniła się nie do poznania. Wkrótce skończy
siedem miesięcy. Dziewczynka siedziała na ramieniu Hildy i patrzyła na Elise obcym
wzrokiem. Włosy jej urosły i układały się w miękkie loki wokół twarzy, oczy miała równie
niebieskie jak Emanuel. Była ślicznym dzieckiem.
Elise znowu poczuła ucisk w gardle.
- Nie poznaje mnie.
- Tylko chwilowo - pocieszyła ją Hilda. - Gdy minie parę dni, wszystko będzie jak
kiedyś. Dobrze wyglądasz, Elise. Myślałam, że wrócisz do domu chuda jak szkielet.
- Ja? Która całymi dniami wylegiwałam się i nudziłam? Witaj, Isac. Poznajesz mnie?
Skinął głową, ale ukrył twarz w spódnicy Hildy.
- Jak cudownie jest was wszystkich znowu zobaczyć. - Elise otarła dłonią oczy. -
Dzień dobry, Anne Sofie. Cześć, Jenny. Teraz z przyjemnością posłucham, co u was
wszystkich słychać.
- Przygotowaliśmy przyjęcie w ogrodzie - oznajmił Peder zaczerwieniony na twarzy z
przejęcia. - Pani Jonsen usmażyła naleśniki, a Emanuel kupił drożdżówki po siedem ore! Nie
możesz zjeść całej, musimy je podzielić, ale i tak każdy dostanie po pół!
Pani Jonsen wyniosła do ogrodu stół kuchenny, żeby dla wszystkich starczyło
miejsca. Nakryła go haftowanym obrusem, jednym z najładniejszych z tych, które Emanuel
przywiózł z rodzinnego domu, i postawiła porcelanowe filiżanki oraz wazon z polnymi
kwiatami. Wózek dziecięcy stanął obok, żeby Jensine mogła siedzieć z dorosłymi. Hugo i
Isac usiedli przy osobnym niskim stoliczku na krzesełkach Isacą.
Elise miała nadzieję, że mamie starczy sił, by odbyć podróż z Kjelsas, ale skoro nie
przyjechała, to widocznie nie czuła się najlepiej. Reidara również nie było, mimo że miał
długie wakacje, ale mąż Hildy nie lubił uroczystości rodzinnych. Elise zerknęła na siostrę.
Dostrzegła w jej twarzy cień smutku; widać Emanuel miał rację, że nie wszystko układa się
w jej małżeństwie, jak powinno.
Jenny natomiast promieniała jak słońce. Przytyła, nabrała kolorów, jej ubranie było
schludne i czyste, a ręce już nie tak czerwone i popękane od ługu.
Elise uśmiechnęła się do niej.
- Widzę, że dobrze ci u Tollefsenów, Jenny. Dziewczyna skinęła głową, wolno
przeżuwając połówkę drożdżówki.
- Gospodyni jest dla mnie prawie jak matka.
- A Hjalmar? Czy on też jest zadowolony? Jenny pokręciła głową.
- Hjalmar uciekł. Nie wiemy, gdzie jest. Elise zmarszczyła czoło.
- A Marta wie?
- Tak, ale ona mówi, że musi sobie radzić sam, skoro nie chce pomocy.
Musi sobie radzić sam, w jego wieku... Elise zwróciła się do Hildy.
- Emanuel wspomniał, że Reidar zamierza studiować medycynę w Kopenhadze?
Hilda przytaknęła, ale nie zdołała spojrzeć siostrze w oczy.
- Kiedy wyjedzie, ojciec będzie mu pomagał.
Nie powiedziała nic więcej, a Elise nie chciała pytać. Nie teraz przy wszystkich.
- Elise? - odezwał się Peder z ożywieniem. - Powiedziałem Pingelenowi, że napisałaś
książkę!
Zaraz jednak zasłonił dłonią usta przerażony; widocznie zapomniał, że nikomu miał o
tym nie mówić.
- Nic nie szkodzi, Pederze. Na szczęście Pingelen nie wie, pod jakim nazwiskiem ją
wydałam. Poza tym pomyślał pewnie, że znowu sobie coś wydumałeś.
Wyglądało na to, że Pederowi ulżyło, ale Emanuel pokręcił głową zrezygnowany.
- Od tej pory nie wolno ci nikomu o tym pisnąć słowem, rozumiesz?
Peder kiwnął głową zawstydzony. Hilda zdziwiła się.
- Dlaczego mamy to trzymać w tajemnicy? Przecież jesteśmy dumni z Elise.
Emanuel przybrał dziwny wyraz twarzy.
- Oczywiście, że jesteśmy dumni, ale zdajemy sobie również sprawę, że książka może
wywołać oburzenie. To może odbić się na nas wszystkich.
Peder wpatrywał się w Emanuela z ustami pełnymi jedzenia.
- Myślałem, że opowiada o Oline i jej siostrze?
- To prawda, Pederze - odparła spokojnie Elise. - Ale nie wszyscy lubią czytać takie
smutne historie, rozumiesz. Poza tym nie chcemy, żeby ktoś się zorientował, że napisałam
właśnie o nich.
- Ja najbardziej lubię słuchać o Orlim Oku i Indianach. Oni wieszają na drzewach
głowy Amerykanów.
- Albo o „Zabójcy”, który strzela do ludzi - dodał Evert, wzdrygając się.
- Fuj, o czym wy mówicie! Opowiedzcie mi lepiej, co robiliście tego lata, kiedy mnie
nie było.
- Evert się prawie utopił. Chodziliśmy po balach koło Stilla i Evert spadł. Kiedy
wyjrzał z wody, widział tylko te bale w górze i nie wiedział, jak wyjść. Kristian go uratował.
Elise z przerażeniem patrzyła to na jednego, to na drugiego z chłopców.
- Tyle razy wam mówiłam, że nie wolno wam chodzić po tych balach. Można łatwo
stracić równowagę i spaść.
- Ale Evert się nie utopił - uśmiechnął się Peder pojednawczo. - Nie utopił się nawet,
kiedy raz skoczył z mostu.
Kristian czym prędzej wtrącił się do rozmowy.
- Chodziliśmy do mamy i Asbjorna i zabieraliśmy co drugi dzień Anne Sofie. Mama
powiedziała, że odwiedzi nas któregoś dnia.
- To miło. Czy lepiej się czuje? Peder skinął głową.
- Zrobiła nam kogel - mogel. Kura Myszy zniosła jajka. Elise popatrzyła na niego
zdziwiona.
Peder roześmiał się.
- Nie rozumiesz? Mysz to pani Muus. Tak ją tylko nazywamy.
- Tylko uważajcie, żeby was nie usłyszała, bo może się obrazić.
Emanuel wstał.
- Muszę niestety już iść. Dostałem kilka godzin wolnego, żeby cię odebrać ze szpitala,
ale w biurze czekają na mnie.
. Elise uśmiechnęła się do niego.
- Dziękuję, Emanuelu. Muszę przyznać, że to był dobry pomysł, żeby pojechać
dorożką. Czuję, jakbym miała w nogach galaretę.
Odpowiedział uśmiechem.
- Codziennie wieczorem będziemy chodzić na krótki spacer, na pewno taki trening
pomoże ci odzyskać sprawność.
Pani Jonsen wyszła zaraz po nim, usprawiedliwiając się, że zostawiła pranie do
rozwieszenia. Chłopcy skończyli jeść i nie mogli dłużej usiedzieć na miejscu, a Anna musiała
wrócić do domu, żeby zrobić Torkildowi coś do jedzenia. Hilda i Elise zostały same z
najmłodszymi dziećmi.
Hilda spojrzała na siostrę z ukosa.
- Czy Emanuel nie cieszy się, że wydano twoją książkę?
- Naturalnie, że się cieszy, tylko się obawia, że spotka mnie tyle krytyki, że będę
miała dość i się poddam. Na szczęście nie kupujemy duńskich gazet i nie będę musiała czytać
recenzji - dodała i roześmiała się.
- Mam nadzieję, że dasz mi przeczytać swoje dzieło?
- Możesz od razu je pożyczyć. Tego by tylko brakowało, żebym ci broniła. W dużym
stopniu to dzięki tobie i Reidarowi znalazłam czas, żeby pisać. Poza tym nie opowiedziałam
ci jeszcze wszystkich historii z tego zbioru.
Znowu pomyślała o ostatnim z opowiadań. Zastanowiła się, co czuł Johan, kiedy je
czytał. To on zaproponował, by napisała o dwojgu zakochanych, którzy poświęcili wielką
miłość dla dobra swoich dzieci. Pamiętała jeszcze, co wtedy powiedział: „Spróbuj sobie
wyobrazić ich dalsze życie. Czy żałują? Czy może dochodzą do wniosku, że to była jedyna
słuszna decyzja?”
Ani słowem nie wspomniał o tym opowiadaniu, kiedy odwiedził ją w szpitalu, ale
miała pewność, że zrobiło na nim wrażenie. Przypuszczalnie go zasmuciło, podobnie jak ją
samą. Ukazała smutny dom, który dzieci opuszczają najszybciej, jak to możliwe. I chociaż
historia kończy się pytaniem, to jednak Elise między wierszami dała do zrozumienia, że
ofiara jej bohaterów była pewnie zbyt wielka. Nie wiadomo, czy dzieci były szczęśliwe,
wychowując się w domu pozbawionym miłości.
Jak u Johana wyglądałaby ta historia, gdyby od niego zależał rozwój wypadków?
Kobiety różnią się od mężczyzn, matka czuje większą odpowiedzialność za dzieci niż ojciec.
Tego Elise była pewna.
Hilda spojrzała na nią.
- Jesteś zadowolona z książki?
- I tak, i nie. Niektóre opowiadania napisałabym chyba inaczej.
- Które?
- Ostatnie, mówiące o pewnej zamężnej kobiecie, która kocha innego. Moje pytanie
brzmiało: czy opuściłaby męża dla swej wielkiej miłości i pozwoliła, by jej dzieci zostały
napiętnowane jako dzieci z rozbitej rodziny? Nie miałam pewności, co powinna zrobić, i
kazałam jej utrzymać małżeństwo. Jednak w podeszłym wieku kobieta sama zadaje sobie
pytanie, czy słusznie postąpiła. Jej mąż wtedy już nie żył, dwoje z dzieci wyemigrowało do
Ameryki, pozostałe rzadko ją odwiedzały. Ich dom nie był szczęśliwym domem. To
odcisnęło na nich trwały ślad.
Elise była pewna, że siostra ją przejrzy na wskroś. Jednak Hilda nie uczyniła żadnej
aluzji.
- Podjęłaś bardzo interesujący temat. Wiele kobiet na pewno rozpozna tu siebie.
- A co ty byś zrobiła?
- Ja nie jestem tak obowiązkowa jak ty, Elise, ale my, kobiety znad rzeki, rzadko
mamy jakikolwiek wybór. Rozwody dotyczą tylko bogatych.
- Ale gdybyś należała do tych zamożnych?
- Wtedy rzuciłabym się w ramiona ukochanego i korzystała z życia, dopóki się da.
Nauczyłabym dzieci nie przejmować się ludzkim gadaniem, nosić wysoko głowę i mówić:
„Czy nie jestem szczęśliwy? Mam ojca i tatę!”
Roześmiały się.
- Jakie jeszcze historie napisałabyś inaczej?
- Właściwie tylko tę jedną. Hilda uśmiechnęła się.
- Z pewnością dużo trudniej jest pisać o sobie niż o innych. Elise poczuła, że się
czerwieni, ale zdawała sobie sprawę, że sama zaczęła ten temat.
- A co u ciebie, Hildo? - odważyła się wreszcie zapytać.
- Reidar nie ma tylu rozterek co główna bohaterka twojej historii, ale, jak wiesz, on
nie ma dzieci.
- Myślałam, że traktował Isaca jak syna.
- Mówił, że może by tak się stało, gdyby prawdziwy ojciec nie mieszkał tak blisko.
- Ale Paulsen nigdy nie chciał oficjalnie się przyznać do ojcostwa.
- Jednak Reidar twierdzi, że dopóki Paulsen jest skłonny utrzymywać swego syna,
dopóty Isac nie potrzebuje innego ojca.
Elise była wstrząśnięta.
- Przecież tu nie chodzi tylko o pieniądze! Hilda popatrzyła jej w oczy.
- Nie, tu nie chodzi tylko o pieniądze.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Elise niepokoiła się, jak Jensine zareaguje, gdy Hilda i Isac znikną, ale zachowanie
małej przeszło wszelkie oczekiwania. Dziewczynka była pogodna i spokojna, dobrze jadła i
zasnęła natychmiast, gdy znalazła się w łóżku. Hugo natomiast wyraźnie się bał, że Elise
znowu go zostawi, i nie chciał iść spać. Wzięła go na kolana i siedziała z nim tak długo, aż
oczy same zaczęły mu się zamykać ze zmęczenia. Jednak gdy tylko próbowała przenieść go
do łóżka, natychmiast na powrót stawał się czujny.
Emanuel już dawno wrócił z pracy i niecierpliwił się.
- Nie możesz go tak rozpieszczać. Kiedy byłaś w szpitalu, bez trudu zasypiał.
- Hugo nie czuje się bezpiecznie, boi się, że znowu mnie straci. Kiedy zrozumie, że
nie ma powodu się bać, przejdzie mu.
Emanuel nic nie powiedział, ale Elise domyślała się, dlaczego się tak niecierpliwił.
Chciał z nią zostać sam. W łóżku. Przez wiele tygodni musiał sobie radzić bez niej. Miała
okazję gorzko się przekonać, że wstrzemięźliwość mu nie służy, w każdym razie nie po tym,
jak zakosztował czegoś przeciwnego. Teraz został wystawiony na ciężką próbę i Elise nie
miała wątpliwości, że sprostał wyzwaniu.
Chłopcy nadal przebywali na polanie niedaleko Myren i bawili się. Powinni już iść
spać, ponieważ jutro muszą wstać wcześnie rano do pracy, ale wieczór był ciepły, a w ich
niedużych, niskich sypialniach na poddaszu panowało gorąco nie do wytrzymania. I tak by
nie zasnęli.
Wreszcie Elise usłyszała tupot nóg i ożywione głosy braci i Everta, zaraz potem
wszyscy trzej wpadli do kuchni jak burza.
- Elise? - Głos Pederá brzmiał radośnie, ale wyczuwało się w nim odrobinę strachu,
jak gdyby chłopak również się bał, że Elise znowu zniknie.
- Siedzimy tu w salonie. Hugo zasypia na moich kolanach. Peder uchylił drzwi.
- Córka siostry Oline była na polanie. Udawała, że mnie nie poznaje, ale zauważyłem,
że się na mnie gapi.
Elise uśmiechnęła się.
- Wyglądała na zadowoloną? Peder skinął głową.
- Ją też uratowałaś. Czy napisałaś o niej w swojej książce?
- Właściwie o niej i jej siostrze nie tak wiele, raczej o Mathilde. Opowiadanie
nazywało się Kiedy wróci mama?; to pytanie zadała wprawdzie jedna z córek, alé historia
opowiada przede wszystkim o młodej, zrozpaczonej matce.
Emanuel dał jej znak, żeby nic nie mówiła, i kiedy chłopcy rzucili się w kuchni na
kolację, rzekł cicho:
- Nie powinnaś mu tłumaczyć, o kim jest ta książka. Wiesz przecież, że Peder już się
raz zapomniał i wygadał wszystko Pingelenowi.
Elise skinęła głową.
- Dobrze, nic im nie powiem.
Wiedziała, że Emanuel ma rację. Poza tym książka opowiadała o prywatnym życiu
ludzi, których znali.
Wreszcie w domu zapadła cisza. Elise wzięła na ręce śpiącego Hugo, wniosła go po
schodach na górę i położyła w łóżeczku, które Emanuel dostał od Carlsenów, kiedy była w
szpitalu. Chłopcy spali.
Emanuel wśliznął się za nią do sypialni. Chciałaby w równym stopniu jak on czuć
pożądanie, ale prawda była taka, że najchętniej położyłaby się i od razu zasnęła.
Tak chyba jest z większością mężatek, pomyślała. Przypomniała sobie, co kiedyś
opowiadała Jenny: młode matki wolą, by mężczyzna był niewierny, bo na jakiś czas mają
spokój i być może nie urodzą za rok następnego dziecka.
Nie odzywali się do siebie, kiedy się rozbierali. Emanuel się pośpieszył i pierwszy
wskoczył do łóżka. Położył się z rękami pod głową i śledził każdy ruch Elise. Czuła się
zakłopotana. Nie było jeszcze całkiem ciemno, mimo że zaczął się już sierpień. Zdała sobie
sprawę, że porusza się niezdarnie, mocowała się z wiązaniami bielizny, jeden guzik bluzki
utknął w dziurce. Może Emanuel pomyślał, że celowo zwleka, być może to go podniecało i
stawał się bardziej niecierpliwy. Próbowała się pośpieszyć, ale jej się nie udało. Po wypadku
robiła wszystko wolniej, jak gdyby ręce i nogi nie reagowały tak szybko jak przedtem i nie
poruszały się tak, jak powinny, w każdym razie nie w tym tempie, do którego przywykła.
Wreszcie skończyła i wśliznęła się do łóżka.
- Nareszcie! - westchnął Emanuel, objął Elise i przytulił. - Tak bardzo tęskniłem, że
myślałem, że oszaleję. Masz ochotę... ?
Skinęła głową. Starała się odprężyć i uczestniczyć w tym, co robił. Zachowywał się
ostrożniej i wyglądało na to, że pragnął, by przeżyła to razem z nim. Minęło dużo czasu i
znalazła dla Emanuela więcej czułości.
Ale kiedy wreszcie było po wszystkim, jej myśli pomknęły ku Johanowi. Zapragnęła
ułożyć inne zakończenie ostatniego opowiadania. Mogłaby napisać, że mężczyzna i kobieta
przez jakiś czas wytrzymali w osobnych związkach, ale w końcu odnaleźli drogę ku sobie i
spędzili razem kilka szczęśliwych lat.
Emanuel dotrzymał słowa i codziennie wieczorem zabierał Elise na krótki spacer,
żeby mogła ćwiczyć chodzenie. W tym czasie najmłodszymi dziećmi zajmowała się pani
Jonsen albo chłopcy.
Któregoś wieczoru, kiedy przechadzali się obok zakładów Myren, natknęli się na
Paula Georga Schwencke i jego narzeczoną. Schwencke był zaskoczony, nie wiedział, że
Elise wróciła do domu. Elise wydało się dziwne, że jego narzeczona nie wspomniała mu, że
spotkały się w szpitalu w Ulleval.
- Ciągle przytrafia się wam coś strasznego - rzekł z uśmiechem. - Najpierw Ringstad
zniknął, a teraz pani trafiła do szpitala. - Potem zwrócił się do Emanuela. - Dziękuję za
ostatnie spotkanie, Ringstad. Myślałem o tym, żeby zajrzeć któregoś dnia, ale miałem
potwornie dużo pracy.
- U mnie to samo - odparł Emanuel życzliwie, najwyraźniej polubił nowego kolegę. -
Ciągle tylko siedziałem sam w domu pełnym dzieciaków.
Elise pomyślała w duchu, że aż tak często nie zostawał sam z dziećmi, skoro miał
dwie osoby do pomocy przy Jensine i Hugo, ale nie odezwała się. Emanuel był dumny z tego,
że tak dobrze ze wszystkim sobie radził, więc nie chciała go pozbawiać tej radości.
- Wracacie do domu czy się gdzieś wybieracie? Emanuel pokręcił głową.
- Ani jedno, ani drugie. Wyszliśmy na spacer, żeby Elise poćwiczyła chodzenie.
Jeszcze niezupełnie wróciła do zdrowia.
- A więc możecie przejść się z nami do Mimmi i wypić filiżankę kawy. To niedaleko
stąd.
Elise chciała zaprotestować. Kristian pilnował Hugo i Jensine i spodziewał się, że
niedługo wrócą, poza tym zaczęło się robić późno. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale
Emanuel ją uprzedził.
- Tak, bardzo chętnie. Napiłbym się mocnej kawy, bo kawa Elise była jakaś cienka. -
Uścisnął jej dłoń na znak, że żartuje.
- Lecz nie możemy zostać zbyt długo - zastrzegła się szybko Elise. - Muszę położyć
chłopców spać.
Schwencke spojrzał na nią zdziwiony.
- Czy nie są już wystarczająco duzi, by sami sobie poradzili?
- Pewnie tak, ale dwoje młodszych to prawdziwe rozrabiaki i potrafią się rozbrykać.
Elise widziała czynszówki, które dla swoich robotników wybudowali właściciele
fabryk Lilleborga, ale myślała, że są tam tylko kawalerki. Teraz weszli do dużego
dwupokojowego mieszkania, z dość sporą kuchnią, sypialnią i przytulnym salonem, w
którym wisiały piękne koronkowe firanki, stały pokryte pluszem sofa i fotele. Czarna
serwantka przypominała tę, którą przywiózł z domu Emanuel. Był nawet kominek, na którym
stały fotografie w złoconych ramkach oraz lampa kominkowa z alabastru.
Elise zdumiała się. Jak zwykłą robotnicę stać na takie mieszkanie? Emanuel
sugerował, że może je odziedziczyła, ale tylko zgadywał. Poza tym Mimmi nie pracowałaby
w fabryce, gdyby jej rodzina była dobrze sytuowana.
Panna Tynaes była uprzejma i miła. Elise zdumiewało to, że Schwencke chodził
ubrany w roboczą bluzę i wyglądał jak robotnik, ale mówił tak jak ludzie z drugiej strony
rzeki. Tak samo rzecz się miała z jego narzeczoną. Elise nigdy nie spotkała się z czymś
podobnym u ludzi mieszkających nad rzeką. Ubranie i sposób mówienia zwykle szły ze sobą
w parze, jednak skoro ona sama była wychowana, żeby ładnie się wysławiać, to pewnie z
innymi mogło być podobnie.
Zauważyła, że Emanuelowi bardzo odpowiada towarzystwo tych dwojga. Nigdy nie
czuł się całkiem jak u siebie wśród robotników, ale teraz wydawało się, że tu pasuje. Śmiał
się i dobrze się bawił, opowiadał zabawne epizody z pracy w kantorze, był bardziej dowcipny
i ożywiony niż zwykle. Sprawiało jej to przykrość i przyjemność jednocześnie. Dobrze było
widzieć, że jest taki wesoły i zadowolony, a jednocześnie smuciło ją, że Emanuel nigdy nie
jest w równie dobrym humorze, kiedy zostaje w domu z dziećmi.
- Długo pani tu mieszka, panno Tynaes? Pokręciła głową.
- Dopiero od Bożego Narodzenia.
Nie powiedziała nie więcej. Czy nie byłoby naturalne, żeby wyjaśniła, gdzie
mieszkała wcześniej albo skąd pochodzi?
- A pan pochodzi z Drammen, prawda, panie Schwencke? - pytała dalej w nadziei, że
się czegoś dowie.
- Tak, pochodzę z Drammen.
Zauważyła, że Emanuel spojrzał na nią, pewnie wydało mu się dziwne, że wykazała
takie zainteresowanie, może uznał nawet, że jest ciekawska. Więc zamilkła.
Panna Tynaes zaczęła opowiadać o podróży, którą niedawno odbyła do Fredrikstad -
Wstąpiła tam do kinematografu, gdzie Johan Widnes pokazywał żywe obrazy.
Widnes ma dwa kinematografy w Fredrikstad, dwa w - Sarpsborg i dwa w Tonsberg
oraz po jednym w Fredrikshald, Moss i Kongsberg - mówiła z zapałem. - Musi być potwornie
bogaty.
- Co oglądaliście? - Emanuel wyglądał na zaciekawionego. Panna Tynaes roześmiała
się.
- Widzieliśmy Działanie proszku na swędzenie, świetna komedia.
Elise zauważyła, że dziewczyna mrugnęła do Paula Georga, a on mrugnął do niej.
Odniosła wrażenie, że chcieli to zrobić w tajemnicy przed nią. Emanuel był zajęty
zapalaniem fajki, ona zaś siedziała z filiżanką w ręku. Nie mogła się powstrzymać, by nie
zapytać.
- Czy pani pochodzi z Fredrikstad?
Panna Mimmi roześmiała się jeszcze głośniej.
- Oszalała pani? Czasami tylko się tam wybieram. To miasto pełne rozrywek i
wesołym miasteczkiem i mnóstwem eleganckich lokali. Kiedy tam byłam ostatnio, przez
ulice przejeżdżał cyrk z całym taborem. Najważniejszy z artystów miał własny wóz
zaprzężony w dwa konie. Od razu postaraliśmy się o bilety.
- Czy nie były drogie?
- Były, dwie korony za lożę i pięćdziesiąt ore za dalsze miejsca. Siedzieliśmy w
czerwonych, obitych aksamitem fotelach.
Przyjechało wielu najznakomitszych mieszkańców miasta, w karetach i w pełnej gali.
To było przeżycie...
Dwie korony na przyjemności... Jakim cudem zwykłą robotnicę na to stać?
A kim my jesteśmy?
Elise zwróciła się do Emanuela.
- Myślę, że powinniśmy już iść. Chłopcy muszą się położyć spać.
Emanuel niechętnie wstał.
- Szef decyduje. - Rzucił gospodarzom wesołe spojrzenie.
- A więc, Ringstad, nie jest pan panem we własnym domu? spytała panna Tynaes
żartem, ale Emanuel się zaczerwienił.
Gdy tylko wyszli na ulicę, Elise zauważyła, że jest zły, ale najwyraźniej nie zamierzał
nic powiedzieć. Musiał przecież rozumieć, że nie mogli zostać dłużej, skoro Kristian
pilnował Jensine, a do tego on, Peder i Evert musieli następnego dnia wcześnie wstać i iść do
pracy.
- To zastanawiające, że pannę Tynaes stać na to, żeby chodzić za dwie korony do
cyrku, jeśli zarabia ledwie siedem i pół korony na tydzień - zagadnęła, żeby skierować myśli
Emanuela na inny temat.
- Nie powinno nas to obchodzić - rzucił ostro. Elise postanowiła więcej się nie
odzywać.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Następnego dnia Elise wybrała się do przędzalni, żeby porozmawiać z majstrem
Paulsenem. Czuła, że niedługo mogłaby wrócić do pracy w kantorze, i chciała się z nim
umówić na jakiś termin. Poprosiła panią Jonsen, żeby przypilnowała Jensine, a sama wzięła
Hugo do wózka, żeby odwieźć go do żłobka. Do tej pory odprowadzała go sąsiadka, zresztą
zaproponowała, że nadal mogłaby się tym zajmować, kiedy Elise wróci do pracy, ale skoro
Elise było po drodze, równie dobrze ona mogła dziś zabrać synka ze sobą. Odnosiła
wrażenie, że Emanuel nieźle pani Jonsen zapłacił, ale nie chciał się przyznać ile.
Kiedy się zbliżali do żłobka prowadzonego przez Armię Zbawienia, Hugo zaczął się
dziwnie zachowywać. Położył się w wózku i nakrył kocykiem głowę, a gdy dotarli na
miejsce, Elise zauważyła, że chłopcu pociekły łzy.
- Ależ syneczku, co się dzieje? - wzięła go z wózka na ręce i przytuliła.
Hugo przywarł do jej piersi; poczuła, że całkiem zesztywniał, a jego ramiona drżały,
jednak nawet nie pisnął. Zdumiona wniosła go do środka. Na spotkanie im wyszła
uśmiechnięta i miła kobieta.
- O, jest nasz malutki, nieszczęśliwy Hugo. - Wyciągnęła do niego ręce, ale on wtulił
twarz w Elise i jeszcze mocniej się jej przytrzymał. - Biedactwo, ostatnio ma trudne dni.
Jeden z chłopców mu dokucza, a nas, dorosłych, jest zbyt mało, by go cały czas pilnować.
Staramy się, jak możemy - dodała i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie wątpię w to. Ile lat ma ten drugi chłopiec?
- Cztery, jest duży i silny, można by pomyśleć, że skończył pięć.
- Półtorarocznemu dziecku trudno jest się obronić.
- To prawda, nie jest mu łatwo, ale to twarda szkoła życia.
- Czy nie można by poprosić jakiejś starszej dziewczynki, żeby pilnowała Hugo?
Dziewczynki uwielbiają w tym wieku bawić się w nianie.
Kobieta z Armii Zbawienia pokręciła głową.
- Najstarsze dzieci muszą pracować. Dostaliśmy polecenie zebrania szmat i
wyciągania z nich nitek, które będą wykorzystane do robienia butów z konopi. Bez zarobków
nie utrzymamy żłobka.
Elise skinęła, rozumiała to.
- Czy Hugo po jakimś czasie się uspokaja?
- Niestety nie. Prawie codziennie próbuje uciekać. Zamierzałam z panią o tym
porozmawiać. Jeżeli to potrwa dłużej, będzie pani musiała go zabrać. - Wyciągnęła ręce i
wzięła Hugo od Elise, przyjaźnie, ale stanowczo. - Proszę już iść, zwlekając, tylko utrudni
pani rozstanie.
Elise zostawiła Hugo z ciężkim sercem. Odchodząc, zobaczyła wzrok synka, którym
ją odprowadzał do drzwi. Nigdy jeszcze nie widziała tak wielkiej rozpaczy. Malec musiał się
czuć bezsilny i bezradny, kiedy ów duży chłopak go zaczepiał, a dorośli i inne starsze dzieci
były zbyt zajęte swoimi sprawami. Postanowiła, że porozmawia z Emanuelem, małe dziecko
nie powinno wzrastać w takim strachu.
Weszła w Maridalsveien i zbliżyła się do Sagveien, kiedy po drugiej stronie ulicy
zobaczyła dwie dziewczyny. Wydawało jej się, że jedną z nich rozpoznała. To Rakel, siostra
Magnusa Hansena. Przez pierwsze trzy lata chodziła z nią do jednej klasy, ale potem Rakel
nie zdała. Czy powinna podejść i zapytać, czy to prawda, że Magnus jest w Kopenhadze?
Mogła wymyślić jakiś pretekst.
Ale jaki w tym sens? Anna nie roznosi plotek. Jeśli powiedziała, że wie o wyjeździe
Magnusa od Rakel, to na pewno prawda.
Myśli Elise pognały dalej. Jednak Anna mogła źle zrozumieć jego siostrę. Albo może
Magnus rzeczywiście dotarł do Kopenhagi, ale wcale nie spotkał się z Agnes? W takim razie
źle się stało, że Anna uznała za oczywiste, że Magnus pojechał do Agnes. Może kiedyś w
złości zdradzić się przed Johanem, a on jej uwierzy. Johan doświadczył już zbyt wiele złego,
by go jeszcze tym dobić.
Przeszła na ukos przez ulicę.
- Cześć, Rakel. Dawno cię nie widziałam. Już zaczęłam się zastanawiać, czy się nie
wyprowadziłaś.
- Zgadłaś. Kiedy zostałyśmy z mamą same, nie potrzebowałyśmy już tyle miejsca.
Chyba wiesz, że mój ojciec zmarł tej zimy.
- Nie, nie wiedziałam. Moje kondolencje. Myślałam, że Magnus zamieszkał u was ze
swoją żoną.
Rakel pokręciła głową.
- Na początku rzeczywiście z nami mieszkali, ale jego żona zmarła w zeszłym roku.
- Biedny Magnus, to straszne.
- Wydaje mi się, że nie cierpi zbytnio z tego powodu. Wiosną wyjechał na krótko do
Kopenhagi, a teraz jest tam znowu.
- Dostał tam pracę?
- Chyba tak. Miał w każdym razie próbować czegoś szukać.
- Musiał się czuć nieswojo, kiedy znalazł się sam w dużym obcym mieście.
- Też się tego obawiałam, ale Magnus się nie martwił. „Może mam tam kochankę”,
powiedział do mnie i roześmiał się.
Elise spróbowała się uśmiechnąć.
- Milo było cię spotkać. Pozdrów mamę - rzekła i ruszyła dalej.
A więc Anna miała rację... Byłoby zbyt dziwne, gdyby Magnus znalazł w
Kopenhadze inną dziewczynę. On i Agnes chodzili ze sobą nieco ponad rok temu. Dziwne
też, że Agnes nie chciała wracać z Johanem do domu. W takim razie sprawa jest jasna. Agnes
i Magnus znowu są razem.
Johan nie wiedział o tym, na pewno. Inaczej powiedziałby jej o tym, kiedy przyszedł
w odwiedziny do szpitala. W każdym razie poznałaby po nim, że coś jest nie tak. Jeżeli to
prawda, że dziecko Agnes nie jest jego, byłoby podłością mu o tym nie powiedzieć.
Ale kto miałby wyjawić mu prawdę? Nikt inny, tylko Agnes.
Agnes nigdy się do tego nie przyzna. Chyba że zostanie zmuszona. Czy w takim razie
powinna napisać do Agnes list, że o wszystkim wie? Powiedzieć wprost, co myśli o takiej
zdradzie, i uświadomić jej, jak się poczuje Johan, kiedy się o tym dowie?
Pokręciła głową. Co należało, a czego nie należało zrobić? Nie chciała powtarzać
plotek, ale kochała Johana i nie mogła znieść myśli, że miałoby go spotkać jeszcze więcej
złego.
A może jednak wiedział o wszystkim? Mozę dlatego zamierzał się starać o
stypendium i wyjechać do Paryża?
Panna Johannessen wyglądała na wyraźnie zaskoczoną widokiem Elise; może miała
nadzieję, że na dobre pozbyła się „wstydu”?
- Pan Paulsen jest zajęty.
- Czy pani wie, kiedy będzie wolny?
- Jest u niego jakiś mężczyzna, nie potrafię powiedzieć, jak długo to potrwa.
- Czy byłaby pani tak miła i przekazała, że już wyzdrowiałam i chętnie wróciłabym
do pracy?
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli powie to pani sama. Elise westchnęła.
- Dobrze, w takim razie przyjdę jutro.
W tej samej chwili Sigvart Samson odwrócił się w jej stronę.
- Przekażę wiadomość, pani Ringstad. Spojrzała na niego zdumiona.
- Dziękuję, panie Samson.
Kiedy odwracała się, żeby wyjść, kątem oka dostrzegła panią Johannessen. Wyglądała
na twarzy jak furia piekielna.
Dziwne, że Samson odważył się przeciwstawić temu „dragonowi”! Przedtem zdawał
się słuchać jej we wszystkim niczym pies.
W drodze do domu Elise wstąpiła do żłobka, żeby odebrać Hugo. Kiedy weszła do
lokalu Armii Zbawienia, znalazła synka siedzącego samotnie w kącie, bladego i
przestraszonego.
- No, idziemy do domu, mój mały - mruknęła mu do ucha, kiedy wynosiła go na
rękach z sali. - Nie możesz tyle czasu spędzać w miejscu, gdzie się ciągle boisz. Spróbuję
znaleźć inne rozwiązanie.
Emanuel był odmiennego zdania.
- Nie słyszałem jeszcze o dziecku, któremu nie podobałoby się w żłobku. Nie
znajdziesz bardziej uprzejmych ludzi niż żołnierze Armii Zbawienia.
- Zgadzam się z tobą, ale to nie ich Hugo się boi. Przeraża go jeden ze starszych
chłopców, a dorośli mają zbyt dużo zajęć, żeby pilnować jednocześnie wszystkich dzieci.
Widziałeś, ile tam jest maluchów?
- Tak, wiem, że jest ich dużo, ale kiedy Hugo pójdzie do szkoły, też nie będzie ich
mniej. W klasie jest trzydziestu pięciu uczniów, poza tym nie zawsze mają pomieszczenie do
nauki, czasem zajęcia odbywają się na schodach.
- Ale do szkoły pójdzie, kiedy skończy siedem lat, a jest różnica między
siedmiolatkiem a rocznym dzieckiem.
- Hugo nie ma roku, tylko rok i trzy czwarte.
- Chciałabym, żebyś go odprowadził któregoś dnia i sam zobaczył, o czym mówię.
Emanuel posłał jej przestraszone spojrzenie.
- Chcesz powiedzieć, że ja miałbym zaprowadzić Hugo do żłobka?
Nie odpowiedziała. Widziała wyraźnie, co on o tym myśli.
Elise wybrała się z wózkiem do domu majstra.
Hilda siedziała na ganku i czytała „Norweski Magazyn Rodzinny”, a Isac dreptał w
pobliżu po trawie i bawił się dużą ciężarówką.
- Jak tu u ciebie cudownie i spokojnie. Hilda podniosła wzrok i uśmiechnęła się.
- Prawda? Właściwie nie mam nic przeciwko temu, żeby być sama. W każdym razie
dopóki Olaf mieszka na poddaszu i pomaga mi nosić drewno i wodę.
- Ale musisz chyba zabierać Isaca ze sobą, kiedy chodzisz do pani Borresen?
- Już nie chodzę.
Tego właśnie Elise się domyślała, ale ponieważ Hilda nic nie mówiła, to nie chciała
pytać.
- Czy to znaczy, że chwilowo jesteś bez pracy?
- Tak, jeżeli nie nazywasz pracą sprzątania domu, prania ubrań, robienia zakupów i
cerowania skarpet. Napijesz się kawy?
- Chętnie.
Usiadła na ganku, a Hilda poszła do domu, żeby przynieść jeszcze jedną filiżankę.
Kawa była mocna, w dodatku Hilda nie podała jej w zwykłym blaszanym kubku, ale w
prawdziwej filiżance. Elise nic nie powiedziała, lecz tysiące pytań paliło ją w język.
- Brakuje ci szumu wodospadu? To dlatego przyszłaś? - na ustach Hildy pojawił się
uśmiech.
Elise roześmiała się.
- Tak, brakuje mi szumu wodospadu. Zwłaszcza wtedy, kiedy wieczorem kładę się
spać. Ale chciałam cię również odwiedzić. Co zamierzasz teraz robić, Hildo? Nie dostaniesz
chyba pracy w fabryce?
- Nie zamierzam szukać stałej pracy. Chcę być w domu z Isakiem i raczej tkać
gałgankowe dywaniki lub robić coś takiego.
- Strasznie mało za to płacą. Nie pamiętasz, że mama i ja już próbowałyśmy?
Hilda skinęła głową.
- No to muszę wymyślić coś innego albo w ogóle niczego nie szukać.
- Teraz mówisz zagadkami. Wszyscy muszą z czegoś żyć.
- Mam z czego żyć.
- Czy Reidar zdoła was utrzymać, mimo że planuje wyjechać na studia do Kopenhagi?
- Nie. Poza tym nie planuje wyjechać, a już wyjechał. - Roześmiała się. - Czy
przyszłaś tylko z ciekawości? Sądziłam, że już dawno to zrozumiałaś. Paulsen nas utrzymuje.
- Ale czy wystarczy ci tak niewiele?
- Kto powiedział, że dostaję niewiele? - Ponownie się roześmiała. - Powinnaś się teraz
zobaczyć. Wyglądasz, jakbyś spadła z księżyca.
Elise zawstydziła się.
- Właściwie przyszłam po to, żeby omówić z tobą jedną sprawę. Hugo źle się czuje w
żłobku. Jakiś starszy chłopak mu dokucza, a żołnierze Armii Zbawienia nie mogą pilnować
wybranych dzieci. Karmią je, reperują im ubrania, ale nie mogą cały czas być przy nich.
Emanuel twierdzi, że mam zbyt miękkie serce, i nie chce nawet słyszeć, żebym Hugo stamtąd
zabrała. Ale ja nie mogę patrzeć, jak mały cierpi. Pani Jonsen przyznała, że codziennie
płakał, kiedy zbliżali się do żłobka, lecz nie wiedziała, jak temu zaradzić. Jest już stara i nie
może cały dzień zajmować się Jensine i Hugo.
- A więc przyszłaś do mnie, żeby spytać, czy Hugo mógłby spędzać u mnie tych parę
godzin, kiedy ty będziesz w kantorze? Właściwie miałam ci to zaproponować. Isac
potrzebuje kolegi do zabawy.
Elise zarzuciła jej ręce na szyję i omal nie przewróciła filiżanek z kawą.
- Naprawdę chcesz? Strasznie ci dziękuję, Hildo.
Hilda wyswobodziła się z objęć siostry, żeby przyprowadzić Isaca, który ruszył w
stronę rzeki.
- Tak szybko robi się zimno, kiedy słońce zniknie za fabrykami, czy nie powinnyśmy
już wejść do środka?
Weszły do kuchni. Elise nie była tu od chwili, kiedy się wyprowadzili. Doznała
dziwnego wrażenia. Gdyby miała być szczera, to tutaj czuła się jak w domu.
- Jak ładnie wszystko urządziłaś. - Rozejrzała się dookoła. - Porządne talerze na półce,
obrus na stole, nowe firanki. - Zajrzała do salonu. - Zamierzasz zostawić cały parter dla
siebie?
- Tak, Isac i ja śpimy w pokoiku, a salon wykorzystujemy na uroczyste okazje.
Myślisz, że nie mogę sobie na to pozwolić, skoro ojciec Isaca jest majstrem w fabryce?
Elise zerknęła na Hildę jeszcze bardziej zdumiona.
- Widzę, że dostałaś nowe meble do salonu i nową komodę. Czy również o to Paulsen
się postarał?
- Oczywiście. Chyba nie myślisz, że udało mi się aż tyle zarobić w sklepie.
Usiadły przy kuchennym stole.
- A co na to Reidar? Nadal przecież jesteście małżeństwem.
- Nic go to nie obchodzi, dopóki nie musi płacić.
- Nie tak dawno temu mówiłaś przecież, że nie chodzi tylko o pieniądze.
- I tak też uważam. Przeczytałam twoją książkę. Jestem pod wrażeniem, Elise, nie
wiedziałam, że tak dobrze piszesz. Kiedy dotarłam do historii o Mathilde, beczałam jak bóbr.
Nigdy nie płaczę nad książką, ale to opowiadanie trafia prosto do serca.
Elise spojrzała na siostrę, ciekawa, czy powie coś na temat ostatniej historii.
- Zresztą tak samo płakałam, gdy czytałam ostatnie - rzekła Hilda zamyślona. - To
zupełnie inny rodzaj smutku, łatwiejszy do udźwignięcia, ale jednak mnie ogarnął. Co z tego,
że bohaterka i jej dzieci codziennie mogą najeść się do syta i mieszkają w pięknym domu,
kiedy dziewczyna czuje się rozdarta wewnętrznie, a dzieci widzą, że cierpi.
Elise nic nie powiedziała. Hilda popatrzyła na nią.
- Nie rób tego, Elise! Nie niszcz swojego życia! Nie pozwól, by dzieci wychowywały
się w domu pozbawionym szczęścia!
- Łatwo ci mówić, bo masz kogoś, kto cię utrzymuje. Poza tym, jeśli cię dobrze
zrozumiałam, nie chcesz pozwolić, by Isac był dzieckiem z rozbitej rodziny.
Hilda westchnęła.
- Masz rację. Wydało mi się tylko bez sensu, że ty i Johan nie możecie być razem,
skoro tak bardzo się kochacie.
- Nie jesteśmy jedynymi, aż roi się od takich historii. Pomyśl o tych wszystkich,
którzy sami nie mogą sobie wybrać męża lub żony, lecz muszą się podporządkować woli
rodziców. Tak jest nie tylko w rodzinach królewskich, ale i wśród zamożnych. W każdym
razie kiedyś tak było.
- To żadna pociecha. Czasami myślę, że człowiek nie jest stworzony, by żyć tylko z
tym jednym jedynym. Czy to się nazywa monogamią?
Elise uśmiechnęła się.
- Uważam, że to zależy od ludzi. Każdy jest inny.
- Zgadzam się z tobą. Ty i ja jesteśmy różne. Wracasz do pracy w kantorze?
- Tak, właśnie poszłam się umówić, ale Paulsen był zajęty.
- Czy me możesz po prostu /głosić się do pracy któregoś dnia rano? Powiedział
przecież, że chce, żebyś wróciła.
- Chyba tak zrobię. Kancelista, który dzieli z nami pokój, ma Paulsenowi przekazać
wiadomość. Poprosiłam pannę Johannessen, żeby porozmawiała z majstrem, ale powiedziała,
że najlepiej będzie, jeśli uczynię to osobiście.
- Wygląda na prawdziwą jędzę.
- I rzeczywiście jest. Dzisiaj ten młody kancelista odważył się jej sprzeciwić.
Uważam, że to postęp.
- Może się w tobie zadurzył? To dodaje odwagi.
- Przestań. On tak samo jak panna Johannessen uważa, że nie mam tam czego szukać.
Oboje skończyli szkołę handlową i denerwuje ich, że dostałam tę posadę.
- Może niezależnie od tego podkochuje się w tobie. A może żal mu cię po tym, co cię
spotkało.
- Może. Byłaś ostatnio u mamy?
- Odwiedziłam ją kilka tygodni temu.
- I jakie odniosłaś wrażenie?
- Uważam, że dobrze teraz wygląda. Słyszałaś chyba, że w lipcu wyjechali na tydzień
na górskie pastwiska. Anne Sofie z takim zapałem opowiadała o tamtejszych kozach, aż
Peder zaniemówił z zazdrości.
- Nie, nic o tym nie wiedziałam. Pomyśleć tylko, że mogliby zabrać ze sobą Pedera i
Kristiana!
- Prawda? Nigdy nie zrozumiem matki w tym względzie. Wiadomo, że musiała zdać
na ciebie całą odpowiedzialność, kiedy tak długo była przykuta do łóżka, ale nie pojmuję, że
później nie próbowała na powrót przejąć swoich obowiązków.
- Trochę poskutkowało, kiedy z nią porozmawiałam, i Peder przez całą zimę spędzał u
niej jeden dzień w tygodniu. Gdy tylko przestanie się martwić z powodu dziecka i jeśli
znowu nie zajdzie w ciążę, to myślę, że się zmieni.
- Miejmy nadzieję. Kristian wzruszył ją, kiedy zabrał Anne Sofie i pozwolił małej
bawić się z Pederem i Evertem. Teraz matka powinna naprawdę jakoś się odwzajemnić.
- A co słychać u Olafa? Czy nadal gra w Teatrze Narodowym?
- Tak, i zawsze ma tyle zabawnych rzeczy Jo opowiedzenia. Czasami siedzimy w
kuchni do późna w nocy. Kiedy muszę coś załatwić przed południem, proponuje, że się
zajmie Isakiem, a Isac go ubóstwia.
- Może będzie mógł przypilnować czasem również ich dwóch, Hugo i Isaca, gdy ty
będziesz miała coś do załatwienia? - Elise wstała. - Muszę już wracać. Możemy się umówić,
że przyprowadzę Hugo jutro rano?
Kiedy Elise weszła do domu, Emanuel już wrócił, siedział na ławce pod jabłonią i
czytał gazetę.
- Emanuel, wiesz co? Hilda nie pracuje już w sklepie i zaproponowała, że będzie
mogła przedpołudniami zajmować się Hugo!
Emanuel odchrząknął i czytał dalej. Elise domyśliła się, że nie dotarło do niego ani
jedno słowo z tego, co powiedziała.
- Słuchasz mnie? Hilda nie pracuje już w sklepie.
- Piszą o twojej książce, Elise.
- Co?! - czym prędzej rzuciła się w jego stronę i w napięciu pochyliła nad gazetą. Na
samym dole na przedostatniej stronie pod nagłówkiem Zapowiedzi książkowe. Elias Aas
„Zranione skrzydło” znajdował się krótki artykuł.
W ostatnich dniach nakładem wydawnictwa Lehmann & Stage w Kopenhadze
ukazała się niewielka książka pod tytułem „Zranione skrzydło” norweskiego autora Eliasa
Aasa. Książka ukazuje losy ludzi ze środowiska robotniczego nad rzeką Aker i jest
wstrząsającą opowieścią o nadużywaniu alkoholu, braku moralności i nieróbstwie wśród
robotnic wschodniej części Kristianii. Norweskie wydawnictwo odmówiło jej wydania, co
niżej podpisanemu nietrudno zrozumieć. Tragiczne historie wydają się zmyślone i mało
prawdopodobne, przypuszczalnie zostały napisane z myślą o wsparciu walki socjalistów z
kapitalizmem. „Socjaldemokrata” pisał ostatnio: „Na pokojowych białych flagach partia
wymalowała swoje żądania dużymi i wyraźnymi literami”. Czy książka „Zranione skrzydło”
jest jedną z takich białych flag? Jeśli tak, to uważam, że eksperyment się nie udał; jej treść
wydaje się wymierzona przeciwko jej własnemu celowi. Czytelnika wypełnia odraza dla tego
środowiska, gdzie na ulicach roi się od pijaków, prostytutek i młodych matek, które rzucają
się do rzeki, a bezradne maleńkie dzieci zostają w domu same. Gdzie się podziało poczucie
odpowiedzialności tych wiecznych nieudaczników? Jak możemy współczuć ludziom, którzy
trwonią pensję na wódkę i przez to sami są winni własnej biedzie? Książka „Zranione
skrzydło” jest wyrazem pogardy dla uczciwych i poważnych ludzi. Nie jest też zbyt dobrze
napisana. Niżej podpisany nie może zrozumieć, jak duńskie wydawnictwo mogło wydruko-
wać coś takiego.
Elise podniosła wzrok znad gazety. Serce jej waliło jak młot, a z oczu popłynęły łzy.
- Co za niesprawiedliwość! - rzekła głosem drżącym ze złości. - Jak można
powiedzieć, że historie są zmyślone i mało prawdopodobne, skoro wszystko, co opisałam,
jest prawdą! Nikt z tych, o których opowiedziałam, nie trwonił pensji na wódkę! Oline
została prostytutką, ponieważ wyrzucono ją z pracy za spóźnienie! W dodatku zmarł jej
synek, tak bardzo był chory. A Mathilde rzuciła się do rzeki, bo nie mogła żyć jak Oline, a
ten człowiek nazywa ją pozbawioną odpowiedzialności wieczną nieudacznicą! Mogłabym go
udusić gołymi rękami!
Emanuel zachował spokój.
- Powinnaś liczyć się z tym, że twoja książka wywoła wzburzenie.
- Może w tym czy innym głupim czytelniku, ale nie w krytyku literatury. Wszyscy,
którzy przeczytali te opowiadania, mówili, że dobrze piszę. Nawet profesor Johana.
Zobaczyła, że Emanuel drgnął, lecz była zbyt zdenerwowana, żeby się tym przejąć.
- Ależ kochanie. - W głosie Emanuela brzmiało napięcie. - Wiedziałaś, że piszesz o
czymś, co może wzbudzić gniew, i musisz się liczyć z krytyką. Możesz się cieszyć, że gazeta
mocniej nie zaatakowała twojej książki. Skoro artykuł zamieszczono w tak skromnym
miejscu, jest nadzieja, że niewielu zwróci na niego uwagę.
- A więc zgadzasz się z recenzentem, jak się domyślam. Nie czytałeś nawet jednego
opowiadania, a mimo to uważasz, że Norwegowie nie powinni poznać tej książki. Jakie
właściwie jest twoje zdanie? Służyłeś w Armii i na własne oczy widziałeś nędzę, a jednak
twierdzisz, że ludzie po drugiej stronie rzeki nie powinni wiedzieć, jak tu się żyje? Czy
podzielasz pogląd tego redaktora, że ludzie znad rzeki sami są winni swej biedzie? - Aż się
trzęsła ze złości.
- Tego nie powiedziałem. Mówiłem tylko, że liczyłem się z taką reakcją. Myślę, że
wiem więcej o ludziach niż ty. Słyszałaś o Azylu w Gronland, pogotowiu opiekuńczym dla
dzieci? Słyszałaś, dlaczego je otworzono? Elise pokręciła głową.
- Pewien chłopiec, sierota, miał tak brzydkie blizny i był tak oszpecony od poparzeń,
że mieszkańcy miasta napisali petycję, by nie musieli go oglądać na ulicy. Dlatego władze
musiały zorganizować miejsce, gdzie można by ukryć takie dzieci! Teraz wychowanków
Azylu wykorzystuje się jako tanią siłę roboczą w zakładach rzemieślniczych. Kiedy dzieci
mieszkające w ośrodku zachorują na zakaźną chorobę, zamyka się je w ciasnych komórkach
na poddaszu.
Elise słuchała wstrząśnięta, wpatrując się w Emanuela szeroko otwartymi oczami.
- Nie wiedziałam.
- Mówię ci o tym, żebyś rozumiała reakcję ludzi na twoją książkę. Ci, którzy
mieszkają po słonecznej stronie, nie lubią słuchać o biedzie, chorobach i nędzy. Nawet jeśli
losy biedaków nie wzbudzają w nich wyrzutów sumienia, to tak czy owak jest to dla nich
nieprzyjemne. Burżuazja nie znosi widoku zeszpeconego chłopca, ale zamiast mu pomóc,
decyduje o usunięciu go z ulic miasta.
- Ależ zgniły jest ten świat, w którym żyjemy!
- W tym mogę się z tobą zgodzić. Zapomnij o recenzencie. Skoro duńskie
wydawnictwo odważyło się wydać drukiem twoją książkę, to pewnie ktoś jednak zrozumiał,
że nie wszyscy ludzie są tacy sami. Dostrzegł nadzieję, że może znajdą się ci, którzy za-
reagują. Może to zalążek zmiany?
Spojrzała na Emanuela zdumiona.
- Tak uważasz? Uśmiechnął się.
- Myślisz, że jestem przeciwny twej książce, ponieważ podzielam zdanie recenzenta?
To nieprawda. Zmartwiłem się właśnie dlatego, że znam ludzi „po drugiej stronie”, jak ich
nazywasz. Nie byłem pewien, czy jesteś wystarczająco silna, by wytrzymać surową krytykę i
potępienie.
- Przepraszam. - Spojrzała na niego zawstydzona. - Sądziłam, że książka ci się nie
podoba ze względu na swą treść. Postaram się zapomnieć o tym recenzencie.
Emanuel uśmiechnął się, wyciągnął ręce do Elise i przytulił ją.
- Brawo. To twój drugi krok w walce o sprawiedliwość. Książka była pierwszym.
- Dlaczego nie chcesz jej przeczytać?
- Przeczytałem ją.
- Naprawdę? - Wyswobodziła się z jego objęć i posiała mu zdumione spojrzenie. -
Dlaczego mi o tym nic powiedziałeś?
- Nie chciałem cię zranić, na wypadek gdybym nie wyrobił sobie zdania na jej temat.
Nie spuszczałabyś ze mnie wzroku i ponaglała, bym wyraził swoją opinię, a ja nie
potrafiłbym kłamać. Przeczytałem tę książkę tuż przed twoim powrotem ze szpitala i teraz
już mogę powiedzieć, co o niej myślę. Jest świetnie napisana i tak wstrząsająca, że nie
wzruszy tylko wyjątkowo nieczułych.
Elise poczuła, że zrobiło się jej gorąco z radości. Ocena Emanuela była o wiele
ważniejsza niż zdanie recenzenta.
- Rzeczywiście tak uważasz?
- Naturalnie. Inaczej Inni tego nie mówił Ale o czymś wspominałaś, kiedy
wchodziłaś. Byli tak pochłonięty czytaniem recenzji, że nie dosłyszałem.
- Hilda nie pracuje już w sklepie i mogłaby się zając Hugo. Zamierzała nawet sama to
zaproponować, żeby Isac miał się z kim bawić.
Emanuel uśmiechnął się.
- A więc wszystko stopniowo się ułoży.
Zerknęła na niego, podejrzewając, że nie do końca jest szczery.
- Nie wolałbyś, żeby raczej chodził do żłobka?
- Oczywiście, że me. Żłobek to ostateczność. Hugo będzie o wiele lepiej u Hildy.
Chłopak ładnie się bawi z Isakiem, między nimi jest niewielka różnica wieku, a Hilda ma
wystarczająco dużo czasu, by się nimi zająć. Nie mogło być lepiej.
Elise westchnęła z ulgą.
- A gdzie są chłopcy?
- Peder dopiero tu zaglądał. Mówił bez przerwy i wyraźnie był czymś zaaferowany,
ale połowy z tego nie zrozumiałem. Po pierwsze właśnie zauważyłem tę recenzję, a po drugie
nie zawsze za nim nadążam, kiedy mówi tak szybko i chaotycznie.
Elise zaniepokoiła się.
- Nie zrozumiałeś, dlaczego był tak przejęty?
- Chodziło chyba o Kristiana i innych chłopaków, ale to chyba nic takiego.
- Może to ci sami, którzy ich napadli na Wzgórzu Świętego Jana? Z tego, co mówiłeś,
wynikało, że tych łobuzów aż ręce świerzbią po ostatniej bójce.
- Nie sądzę, by odważyli się znowu podnieść na Kristiana rękę.
Elise pomyślała swoje, ale nic nie powiedziała. Jeżeli tamtych coś zdenerwowało i w
dodatku szukali zemsty, z pewnością nie zabrakło im odwagi.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Elise nie mogła się uspokoić po tym, co przekazał jej Emanuel. Nawet recenzja w
czasopiśmie zeszła na dalszy plan.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, pomyślała Elise i kolejny raz wyjrzała
przez okno. Gdzie oni się, do licha, podziewają?
- Nie ma jeszcze powodu do zmartwienia - próbował tłumaczyć Emanuel. - Może coś
źle usłyszałem. Jeszcze jest lato, Elise, niech im będzie wolno trochę dłużej się pobawić,
skoro na dworze jest tak ciepło.
Elise skinęła głową, ale nie przestała się denerwować. Była pewna, że Emanuel nie
zrozumiał źle. Przypuszczalnie usłyszał nawet więcej, niż chciał przyznać, tylko stwierdził,
że nie ma potrzeby się do tego mieszać. Chłopcy jak chłopcy, zwykł mawiać, bez porządnej
bójki się nie obejdą.
Wreszcie Elise usłyszała tupot nóg i chłopięce głosy. Wydawały się podniecone.
Próbowała się przygotować na to, co niechybnie ją czeka.
Wreszcie ku własnej uldze ujrzała wszystkich trzech, a Kristian nie wyglądał na
poszkodowanego. Pośpiesznie ruszyła do kuchni, żeby ich powitać.
- Jesteście wreszcie. Co tak późno?
- Wiesz, Elise? - Peder z trudem łapał oddech. - Pingelen i kilku chłopaków z klasy
Kristiana mówią, że Kristian ukradł! Kukułka dostał zegarek po swoim wujku, a teraz go nie
ma. Mówi, że Kristian wsadził zegarek do kieszeni, kiedy wszyscy poszli na polanę grać w
piłkę. Twierdzi, że zostawił go w spodniach, kiedy poszedł grać, a grał w kąpielówkach.
Elise z przerażeniem patrzyła to na jednego, to na drugiego z braci.
- Dlaczego, u licha, tak powiedział?
- Ponieważ dostał lanie od ojca i mówi, że to przez Kristiana. Tego się właśnie
obawiała.
- Ale to przecież niemożliwe, żeby dwunastoletni chłopiec miał kieszonkowy zegarek.
- Możliwe. Oni mieszkają po drugiej stronie. Elise zwróciła się do Kristiana.
- Widziałeś kiedyś ten zegarek?
Kristian skinął głową. Wyglądał na przygnębionego i nieszczęśliwego.
- To nie ja wszcząłem bójkę w wigilię nocy świętojańskiej, a też mnie obwiniają.
Jestem pewien, że zegarek leży gdzieś u niego w domu, ale inne chłopaki wierzą Kukułce.
- W takim razie uważam, że powinieneś pójść do jego rodziców i powiedzieć im, że
nie masz z tym zaginięciem zegarka nic wspólnego.
- Myślisz, że uwierzą mi, a nie swojemu synowi?
- Może nie od razu, ale kiedy się zastanowią. Gdybyś nie miał czystego sumienia, nie
odważyłbyś się tam pójść. Mnie spotkało coś podobnego, kiedy Karolinę Carlsen mnie
okłamała. Poszłam do jej rodziców i powiedziałam, co o tym myślę. Jej ojciec w końcu mi
uwierzył i przeprosił w imieniu córki.
- Tylko dlatego, że jesteś dorosła. Nam nikt nie wierzy. W każdym razie tym, którzy
mieszkają po złej stronie rzeki.
Peder spojrzał na brata urażony.
- Już nie mieszkamy po złej stronie.
- Ale jego rodzice o tym nie wiedzą, głuptasie.
Elise popatrzyła na Kristiana zamyślona.
- Mogę z tobą pójść, jeśli chcesz. Kristian wyraźnie odetchnął z ulgą.
- Miałabyś ochotę, Elise?
- Nie mam ochoty, ale pójdę. Możemy się wybrać, kiedy jutro wrócę z biura. O ile
Emanuel będzie mógł się zająć maluchami.
Miała szczęście, że następnego dnia rano natknęła się na majstra Paulsena, zanim
stanęła w drzwiach do kantoru. Uchylił kapelusza.
- Dzień dobry, pani Ringstad. Miło mi widzieć panią znowu całą i zdrową.
- Dziękuję, czuję się już prawie jak dawniej. Zajrzałam tu wczoraj i Samson obiecał,
że przekaże panu wiadomość.
- Tak, tak, mówił mi. Bardzo się ucieszyłem. Panna Johannessen nie daje rady
zajmować się wszystkim. Obawiam się, że nazbierało się zaległości. Ale proszę się nie
śpieszyć, nie chcę, żeby pani z naszego powodu znowu się gorzej poczuła.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Będę na siebie uważać.
Majster zatrzymał się, wyjął z kieszeni chustkę i otarł pot z czoła.
- Zaczynam już tęsknić za deszczem. Tegoroczne lato trwa strasznie długo, nie uważa
pani?
- Nie, dla mnie było zbyt krótkie. To było okrutne leżeć w łóżku i patrzeć, jak lato
mija, a ja nie mogę z niego korzystać.
- Potrafię to zrozumieć, nie pomyślałem o tym. Byłem u pani siostry któregoś dnia,
rzeczywiście od rzeki jest trochę chłodniej. Szkoda tylko, że tak nieprzyjemnie pachnie.
Elise nic nie powiedziała. Pewnie nie przyszło mu do głowy, że to z powodu ścieków
ze wszystkich fabryk. W następnej chwili zastanowiła się, po co majster poszedł do Hildy.
Czy często ją odwiedzał? Teraz, jak Reidar wyjechał?
- Kiedy moi rodzice byli dziećmi, w rzece można się było bezpiecznie kąpać. A w
Yoyenfossen łowili nawet ryby. - Roześmiał się. - Trudno to sobie wyobrazić. Teraz woda
jest czerwona, niebieska albo żółta od farby z naszych materiałów. Pojawiły się też szczury,
wielkie jak koty. Wyjadają jedzenie z miski psa dyrektora. Postąpił parę kroków do przodu i
znowu się zatrzymał.
- Jak wam się mieszka na Hammergaten?
- Dobrze. Muszę przyznać, że tęsknię za wodospadem, chłopcy tak samo, ale mój mąż
uważa, że tu jest spokojnie i przyjemnie.
Paulsen roześmiał się.
- A więc tęskni pani za wodospadem? Czy to nie dziwne, do czego jesteśmy w stanie
się przyzwyczaić? Pracuję w przędzalni Graaha, od kiedy skończyłem osiemnaście lat, i też
przywykłem do szumu wodospadu. Cieszę się, że mój... - Urwał, najwyraźniej przestraszony
tym, co już miał powiedzieć. Elise domyśliła się dalszego ciągu. „Cieszę się, że mój syn...”
Zastanowiła się, ile osób w fabryce zorientowało się, że majster jest ojcem dziecka Hildy.
- Jednak nie wszyscy traktują rzekę Aker tak jak pani i ja, pani Ringstad - rzekł
szybko, jak gdyby chciał zatuszować własną niezręczność. - Wczoraj czytałem w gazecie
artykuł o pewnej książce, która ukazała się w Danii. Napisał ją norweski autor. Opowiada o
środowisku robotników fabryki, jednak nie ma o nich zbyt wiele dobrego do powiedzenia.
Sądząc po recenzji, można by odnieść wrażenie, że mieszkają tu tylko nierządnice, pijacy i
nędzarze. Pisarz chyba nie bardzo zna realia. Robotnicy zarabiają tyle co kanceliści, zwykli
rzemieślnicy i pomoce domowe. Większość z nich pochodzi ze wsi, gdzie nie może sobie
znaleźć nic do roboty, i jest szczęśliwa, że dostała płatną pracę.
Elise zdawała sobie sprawę, że musi być ostrożna, ale nie mogła się powstrzymać, by
nie skomentować słów majstra.
- Nie sądzę, by fabryki były winne temu, że ludzie wpadają w alkoholizm. Uważam,
że to raczej brak mieszkań. Gdyby robotnicy mieszkali w godziwych warunkach, to według
mnie nie byłoby tyle pijaństwa i nieszczęść.
Majster uniósł brew, wyraźnie zdumiony.
- Uważa pani, że zdarza się tu sporo nieszczęść?
- Tak, niestety. Czy pan wie, że w kamienicy robotniczej na Grunerlokka mieszka
ponad tysiąc osób? Jest tam sto pięć jednopokojowych mieszkań, a większość rodzin ma po
kilkoro dzieci. Wiele czynszówek jest w tak złym stanie, że wynajmujący muszą zatykać
gazetami dziury w ścianach, żeby uchronić się przed mrozami. Mimo że siedem i pół korony
tygodniowo to lepsze niż nic, to jednak tyle nie wystarcza na wyżywienie rodziny i zakup
drewna na opał. Wódka natomiast jest tania. Słyszałam o matkach, które wysyłają swoje
dzieci do sklepu po gorzałkę. Maczają w alkoholu chleb, żeby się trochę rozgrzać.
Majster spojrzał na Elise wstrząśnięty.
- To nie może być prawda!
Elise przeraziła się, że za wiele powiedziała. Teraz Paulsen zacznie się zastanawiać.
Jeżeli nabierze podejrzeń, że Elise ma coś wspólnego z artykułem zamieszczonym w
„Verdens Gang”, być może zgadnie również, że to ona napisała książkę. Z drugiej strony nie
wyglądało na to, by skojarzył jedno z drugim, musiał więc pewnie zapomnieć nazwiska
autora tamtego artykułu. Może powinna tym razem użyć innego pseudonimu?
- Niestety tak. Mam przyjaciółki, które mieszkają w podobnych domach; kiedy
pracowałam w przędzalni, rozmawiałam z wieloma kobietami, które mogły opowiedzieć
równie wstrząsające historie. Wszystkie robotnice wiedzą, że to prawda - dodała pośpiesznie,
żeby podkreślić, że nie jest jedyną, która zna ten problem.
- Hm. Co pani powie? Jeżeli rzeczywiście tak jest, to koniecznie trzeba coś zrobić.
Nikt na tym nie korzysta, jeżeli robotnicy szukają zapomnienia w alkoholu i potem chorują. -
Zrobił jeszcze kilka kroków. - Pokazałem wczoraj tę recenzję pannie Johannessen i
Samsonowi. Zareagowali tak jak ja i uznali, że autor tej książki nie ma żadnego pojęcia o
tym, co pisze. Stwierdzili, że jest nim przypuszczalnie jeden z tych tak zwanych idealistów,
synów z zamożnych domów, którzy nie mają nic innego do roboty niż krytykowanie tego, co
jest. Młodzi bogacze nazywają to walką klasową i wyrażają się z niechęcią o kapitalizmie i
burżuazji. Twierdzą, że chcą przebudować system społeczny, a państwa kapitalistyczne
wysadzić w powietrze. Panna Johannessen zaskoczyła mnie, ponieważ lepiej się w tym
orientuje, niż myślałem.
Elise ogarnął niepokój, kiedy Paulsen wspomniał o pannie Johannessen w związku z
recenzją książki, lecz nie mogła nie odpowiedzieć.
- Nie sądzę, by za ruchem robotniczym stali młodzi mężczyźni z dobrych domów.
Uważam, że to zwykli robotnicy. I robotnice również. Nie tak dawno temu czytałam tekst w
„Svaerta”, w którym związki kobiece Partii Robotniczej nawoływały do demonstracji.
Zwracały się do „wszystkich zmęczonych kobiet, zmęczonych długim dniem pracy,
zmęczonych daremnym trudem stworzenia domu ze swego jednego pokoju, by zebrały
resztki odwagi i sił, które im jeszcze zostały, i pokazały ludziom, że. mówią w imieniu
tysięcy”.
Majster ponownie uniósł jedną brew.
- A więc pani uważa, że książkę mógł napisać ktoś z robotników?
Ku swemu niezadowoleniu Elise poczuła, że się czerwieni.
- Nie wiem. Ale jeśli autor opisał społeczność nad rzeką Aker, to mało
prawdopodobne, że wszystko zmyślił. Dlaczego miałby to zrobić?
- Kto wie. Może pani o tym podyskutować z panną Johannessen i Samsonem w
przerwie obiadowej, pani Ringstad. Miłego dnia. - Ponownie uchylił kapelusza i zniknął,
sapiąc, na schodach. Elise podążyła za nim.
Panna Johannnessen była już na miejscu. Posłała Elise pogardliwe spojrzenie,
demonstracyjnie spojrzała na zegarek, po czym bez słowa wróciła do sprzątania blatu
swojego biurka. Elise przyszła wcześniej, ale zeszło jej parę minut na rozmowie z
Paulsenem; teraz była dokładnie ósma. Samson jeszcze nie dotarł.
Na biurku Elise piętrzył się stos papierów. Jęknęła w duchu. Jak zdoła się z tym
wszystkim uporać?
Panna Johannessen podeszła do niej.
- Może pani zacząć od pisma dla majstra, pani Ringstad. - Położyła przed nią
pokreślone kartki. - Napisałam je na brudno pod dyktando pana Paulsena.
Elise oblał zimny pot. Nie pisała zbyt dużo na maszynie, zanim trafiła do szpitala w
Ulleval, a teraz w dodatku zobaczyła, że brudnopis składał się tylko z pojedynczych liter.
„Dragon” oddała jej tekst, który składał się tylko z pierwszych liter każdego słowa, jak gdyby
reszty miała się sama domyślić!
Panna Johannessen wróciła już do swojego biurka, zatem Elise nie pozostało nic
innego, jak spróbować.
Nagle poczuła, jak ogarnia ją przekora. Była pewna, że panna Johannessen zadrwiła
sobie z niej i tylko czeka, by do niej przyjść i poprosić o pomoc. Ale niedoczekanie! W życiu
nie sprawi jej tej przyjemności! Elise wyjęła papier maszynowy i zagryzła zęby.
Niemożliwością było odgadnięcie treści pisma, ale po chwili zauważyła, że przedtem
widziała już coś podobnego. Kiedy panna Johannessen zniknęła w biurze majstra, żeby o coś
spytać, Elise odnalazła segregator z wysłanymi pismami. Błyskawicznie zorientowała się, że
pierwsze litery brudnopisu, który dostała do przepisania, zgadzają się z układem innego
pisma. Odłożyła segregator na miejsce, zatrzymując niezbędny „wzór”.
Szło jej powoli, ale posuwała się naprzód. Czcionka „e” była trochę krzywa, a „o”
ciężko wchodziło, ale poza tym nie było najgorzej. Elise zauważyła, że panna Johannessen
zerka ukradkiem w jej stronę, ale pisała jak gdyby nigdy nic. Pewnie „Dragon” umierała z
ciekawości i zastanawiała się, co „ta nowa” właściwie pisze, ale nie odezwała się, dopóki
Elise nie skończyła.
Wreszcie Elise wyjęła pismo z maszyny. Udało jej się przepisać tekst, nie myląc
klawiszy, to oszczędziło jej dużo czasu na poprawki. Szybko zasłoniła czymś stare pismo,
żeby panna Johannessen go nie zauważyła, i podeszła do niej.
- Proszę, pismo gotowe, panno Johannessen.
Widziała, jak „Dragon” otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i łakomie przebiega po
kartce wzrokiem, przekonana, że znajdzie mnóstwo błędów.
- W takim razie może pani od razu wziąć następne. Panna Johannessen była niezłą
aktorką, nie zdradziła się jednym gestem, że Elise ją zaskoczyła. A musiała być zaskoczona.
Żaden początkujący nie odgadłby wszystkich słów z takiego brudnopisu.
Konia z rzędem za dobrą radę. Elise zdawała sobie sprawę, że nie napisze następnego
bez jakiegoś wzorca. Zaprzepaściłaby całe wrażenie, jakie wywarła, gdyby wyjęła segregator
i zdradziła, jak jej się udało osiągnąć takie „mistrzostwo”. Tymczasem panna Johannessen
nie zamierzała wcale wyjść z pokoju.
Elise wkręciła w maszynę nowy arkusz papieru i zaczęła wystukiwać nazwę firmy, do
której pismo było adresowane. Również w tym brudnopisie panna Johannessen napisała tylko
pierwsze litery każdego słowa i Elise nie miała wątpliwości, że zrobiła to celowo, żeby
wystawić ją na próbę, próbę, której, jak „Dragon” się spodziewała, Elise nie sprosta.
Samson stał obok szafy. Po chwili niedbałym krokiem podszedł do biurka Elise.
- Proszę, pani Ringstad. Chciałbym, żeby i dla mnie pani coś przepisała. - Podsunął jej
odręcznie zapisaną kartkę.
Elise poczuła, jak ogarnia ją rezygnacja. Czy i on się na nią zawziął? W tej samej
chwili spostrzegła, że mrugnął do niej porozumiewawczo, i kiedy brała od niego arkusz,
zauważyła, że pod spodem podłożył drugie pismo. Podobne do tego, które panna
Johannessen dała jej do przepisania! Domyślił się, co się tu święci, i chciał jej pomóc.
- Zrobię, co w mojej mocy, panie Samson, ale niestety trochę to potrwa. Ledwie
zaczęłam ćwiczyć pisanie na maszynie, zanim trafiłam do szpitala.
Samson mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi i wrócił do swego biurka. Kiedy
Elise zerknęła na pannę Johannessen, zauważyła na jej ustach uśmiech satysfakcji.
Tym razem również jej się udało. Oddała pannie Johannessen jej pismo, a po chwili
Samsonowi drugie. Zadbała przy tym, żeby pisma z segregatora zręcznie ukryć pod
rękopisem - Samsonowi będzie łatwiej odłożyć je na miejsce.
Kiedy wreszcie nadeszła przerwa obiadowa, panna Johannessen wydawała się
bardziej niezadowolona niż zazwyczaj.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Elise umówiła się z Hildą, że przyjdzie do niej coś zjeść w czasie przerwy. Doszła
zaledwie do połowy mostu, gdy usłyszała za sobą pośpieszne kroki. Szybko odwróciła głowę
i zobaczyła, że to Samson. Uśmiechnął się wesoło.
- Ale nam się udało, pani Ringstad, prawda? Nie mogła się nie roześmiać.
- Bardzo dziękuję za pomoc. Zdradziłabym się, gdybym nie dostała niczego jako
wzór.
- Musimy ze sobą trzymać, bo jedziemy na jednym wózku.
- Myślałam, że dobrze się pan dogaduje z panną Johannessen.
- Myśli pani, że byłoby to możliwe bez udawania? Ponownie się roześmiała.
- W takim razie jest pan zdolnym aktorem.
- Czasem człowiek jest do tego zmuszony, żeby przeżyć. Dotarli do końca mostu.
- Idę dziś do mojej siostry, żeby coś zjeść. Mieszka tu w starym domu majstra.
- Pani też tu przedtem mieszkała, prawda?
- Tak. - Spojrzała na niego zdumiona.
Roześmiał się. Właściwie był całkiem uroczy, zwłaszcza kiedy się uśmiechał i śmiał
tak jak teraz.
- Wygląda pani na zdziwioną. Sądziła pani, że nie wiem, kim pani jest?
Zamarła na moment. Co miał na myśli, twierdząc, że wie, kim jest?
- Wszyscy znają siostry Lovlien - mówił dalej, jak gdyby czytał w jej myślach. -
Ludzie gadają, że jesteście najpiękniejszymi dziewczętami w całym Sagene.
Elise poczuła, że się czerwieni, ale musiała się znowu roześmiać.
- Kto, u licha, opowiada takie rzeczy?
- Tego nie zdradzę, ale rozumiem tych, którzy tak uważają. - Nagle spoważniał i
spojrzał na most. - Czy to nie stąd w zeszłym roku rzuciła się do rzeki młoda prządka?
Skinęła głową.
- Widziała pani to?
Pokręciła przecząco głową, nie patrząc na niego.
- Słyszałam o tym.
- Czy wie pani, że w „Verdens Gang” ukazał się artykuł o tym, co się wtedy stało? To
znaczy nie był to reportaż, lecz opowiadanie, w którym autor starał się postawić w sytuacji
samobójczyni i wytłumaczyć, dlaczego ta młoda matka to zrobiła.
- Nie, nie wiedziałam. - Elise sama słyszała, jak nienaturalnie zabrzmiał jej głos, i
pomyślała, że Samson na pewno przyłapie ją na kłamstwie. Jednak on mówił dalej.
- Wczoraj w gazecie ukazała się interesująca recenzja książki norweskiego autora,
który wydał ją w Danii. Książka opowiada o robotnicach mieszkających tu nad rzeką Aker.
Recenzent był wyraźnie zdegustowany treścią i stwierdził, że historie zostały zmyślone.
Majster Paulsen pokazał nam ten artykuł. Razem z panną Johannessen uważali, że autorem
jest pewnie jakiś student z zamożnej rodziny, który postrzega ruch robotniczy i biedę jako
coś romantycznego. Tak czy owak ten, kto ją napisał, ma nadzieję, że książka stanie się
sensacją. Każdy chce sprzedać własną twórczość. - Zamilkł i przez chwilę zamyślony
wpatrywał się przed siebie. - Ja jednak nie sądzę, by owe historie zostały zmyślone. Pani
sama była przecież prządką i na pewno znała pani dziewczęta pracujące w fabryce, pani
Ringstad. Czy uważa pani, że to prawda, że młode kobiety są zmuszone wychodzić na ulicę,
żeby przeżyć? Że po prostu nie mają innego wyboru?
Wciągnęła głęboko powietrze.
- Tak, tak myślę. Wiele z młodych matek nie ma męża. Jeśli stracą pracę, pozostaje
im tylko zapomoga z gminy. A gdy mają kilkoro dzieci, nie są w stanie przeżyć za to, co
dostają.
- Ale co z młodymi dziewczętami, które nie mają dzieci? Powinny być w stanie
znaleźć sobie coś innego, z czego by się utrzymywały?
- Zdaje pan sobie sprawę, jak ogromne jest bezrobocie w naszym mieście? Co ma
zrobić młoda, samotna kobieta, która być może pochodzi ze wsi i nie ma jej kto pomóc, a nie
uda jej się znaleźć pracy? Może nie ma nawet domu, do którego mogłaby wrócić? Albo nie
ma pieniędzy na podróż? Na Lakkegata zamieszkała pewna kobieta, pochodząca z Islandii,
która zaangażowała się w pomoc tym nieszczęśliwym dziewczętom. Proszę tam pójść i
porozmawiać z nią, to się pan dowie, jak wygląda życie w tej części miasta.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Kobieta z Islandii? Elise skinęła głową.
- To córka islandzkiego pastora; uznała za swe powołanie pomoc potrzebującym w
Kristianii. Ludzie mówią, że mieszka w maleńkiej klitce i ciągle przyprowadza do siebie
jakąś dziewczynę z ulicy, żeby jej dać dach nad głową. Użycza im nawet swego łóżka.
- Pomyśleć tylko, że istnieją tak ofiarni ludzie!
- Nie powinno być takiej potrzeby.
- Co pani chce przez to powiedzieć?
- Ludzie, którzy nie są w stanie zapewnić sobie pożywienia i mieszkania, powinni
otrzymywać pomoc od państwa.
Samson uśmiechnął się pobłażliwie.
- Widzę, że mieszka w pani polityk, pani Ringstad. Ale chyba nie jest pani z tych,
którzy uważają, że robotnik powinien zarabiać tyle samo co człowiek z wykształceniem?
- Uważam w każdym razie, że nie powinno być tak dużych różnic w zarobkach, jak to
jest obecnie. Robotnik powinien zarabiać wystarczająco dużo, by mógł utrzymać rodzinę i
nie musiał wysyłać do pracy swych dzieci, kiedy skończą lekcje. Na dłuższą metę
społeczeństwo na tym traci.
Samson zamyślił się.
- Interesująco się z panią rozmawia, pani Ringstad. Mam nadzieję, że będziemy mogli
dokończyć naszą dyskusję innym razem, ale teraz widzę, że pani siostra stoi w drzwiach i
pani wypatruje. - Uchylił kapelusza i poszedł.
Hilda spojrzała na Elise z zaciekawieniem.
- Kto to był?
- Samson. Kancelista - wyjaśniła Elise i w kilku słowach opowiedziała, co się
wydarzyło w kantorze.
Hilda wybuchnęła śmiechem.
- Świetnie, Elise. Nie daj się zdeptać! Chciałabym zobaczyć twarz tej jędzy, kiedy
zobaczyła, że udało ci się przepisać pismo z brudnopisu, w którym zostawiła tylko pierwszą
literę każdego słowa! Teraz boleśnie zdała sobie sprawę, że prosta robotnica potrafi coś
więcej niż tylko stać przy fabrycznej maszynie. Chodź, przygotowałam ci coś do jedzenia.
Hugo i Isac ucięli sobie przedpołudniową drzemkę, obaj zasnęli w moim łóżku. Musisz do
nich zajrzeć, tak słodko śpią.
Malcy leżeli przytuleni do siebie, zarumienieni na policzkach. Hugo wydawał się taki
zadowolony, że Elise ścisnęło w gardle. Objęła Hildę wzruszona.
- Nie wiem, jak ci dziękować.
- Nie wygłupiaj się. Pomogłaś mi, kiedy ja potrzebowałam pomocy. Tego by tylko
brakowało, żebym ja nie zrobiła w zamian czegoś dla ciebie. Siadaj i zjedz zupę. Widziałaś
Paulsena?
- Tak, spotkałam go, gdy przyszłam rano do pracy. Czytał wczoraj recenzję mojej
książki.
- Co? - Hilda spojrzała na nią przerażona. - Ale chyba nie wie, kto...
Elise natychmiast zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie domyśla się, że mam z tym coś wspólnego. Przypadkiem zaczęliśmy ten temat.
Spytał, czy podoba mi się na Hammergaten, i przyznałam się, że brakuje mi wodospadu. A
on na to, że niewielu traktuje dzielnicę nad rzeką tak jak ja i wspomniał o artykule w gazecie.
Dyskutował o tej recenzji z panną Johannessen i Samsonem i panna Johannessen zgodziła się
z nim, że autor książki nie ma pojęcia, o czym pisze.
- Co za diablica! - Oczy Hildy zaiskrzyły się. - Przecież pisałaś tylko o ludziach,
których znasz!
- To nie ma znaczenia, skoro ludzie uważają, że to wszystko nieprawda.
- Mam nadzieję, że Paulsen nie będzie chciał ze mną o tym gadać. Nie jestem pewna,
czy udałoby mi się nad sobą zapanować.
Elise spojrzała na siostrę przerażona.
- Musisz, Hildo. Nie wiemy, co by się mogło stać, gdyby ludzie się dowiedzieli, że to
ja napisałam tę książkę. Być może Paulsen tak by się wściekł, że odbiłoby się to na tobie i
Isacu.
- Nie sądzę, ale postaram się nie zdradzić. Mogłabyś stracić pracę, a wtedy już by
było z nami kiepsko. O czym kancelista tak żywo z tobą rozprawiał?
- Zaczął wypytywać, czy to z tego mostu rzuciła się do rzeki prządka, o której czytał
w gazecie, potem i on zagadnął o recenzję książki. Nie ma pojęcia o wielu rzeczach, ale nie
jest tak zasadniczy jak panna Johannessen. Kiedy wspomniałam o Olafii Johannsdottir,
wydawał się zainteresowany. Bałam się, żeby nie powiedzieć za wiele, ale chyba się
zorientował, że mam te same poglądy co Elias Aas. Powiedział zresztą coś zabawnego.
Sądziłam, że nie wie, kim jestem, ale wtedy rzekł, że wszyscy wiedzą o siostrach Lovlien i że
jesteśmy znane jako najpiękniejsze w całym Sagene. - Roześmiała się.
- O rany! Nikt mi tego wcześniej nie wyznał. - Hilda zawtórowała jej śmiechem. -
Widzisz, Elise, miałam rację. On się w tobie podkochuje.
- Przestań! Dyskutowaliśmy o polityce. Poza tym dobrze było się dowiedzieć, że
myśli o pannie Johannessen to samo co ja. Sądziłam, że są dobrymi przyjaciółmi.
Powiedziałam mu zresztą o tym, ale wtedy odparł, że trzeba być dobrym aktorem, żeby
przeżyć.
- Wydaje mi się zabawny. Miło, że jest w kantorze ktoś, z kim możesz się dogadać.
Elise uśmiechnęła się i oparła o ścianę.
- Boże, jaka jestem zmęczona. Czuję się bardziej wykończona niż po dwunastu
godzinach spędzonych przy maszynie.
- Chyba już zapomniałaś, jak to było.
- Myślę, że to dlatego, że tak źle w nocy spałam. Kristianowi przydarzyło się coś
przykrego. Chłopcy, którzy zaatakowali go w wigilię nocy świętojańskiej, szukają zemsty,
ponieważ dostali za tamtą bójkę lanie od rodziców. Są wyrachowani. Jeden z nich, który
należy do lepiej sytuowanych, odziedziczył po swoim wujku zegarek kieszonkowy. Teraz
twierdzi, że Kristian mu go ukradł. Mówi, że się rozebrał i poszedł grać w piłkę w kąpie-
lówkach oraz że w kieszeni spodni zostawił zegarek. Twierdzi, że widział, jak Kristian go
brał.
- To mi się w głowie nie mieści! Co zamierzacie z tym zrobić?
- Obiecałam Kristianowi, że pójdę z nim dziś wieczorem do rodziców tego chłopaka.
Nad nasadą nosa Hildy utworzyła się głęboka bruzda.
- Wszystko zależy od tego, jacy to ludzie. Jeżeli należą do najgorszego gatunku, to
wierzą w każde słowo synusia. Ta wizyta może być dla ciebie bardzo nieprzyjemna.
- Wiem o tym, ale wolę myśleć, że są w miarę rozsądni. Gdyby Kristian był winny,
nie zgodziłby się ze mną tam pójść.
- Czasami jesteś łatwowierna, Elise. Wydawało mi się, że lepiej znasz życie.
- A pamiętasz Karolinę? To ty poradziłaś mi, żebym poszła do jej rodziców i
powiedziała, co myślę. Rezultat był taki, że Carlsen uwierzył mi, a nie swojej córce i prosił o
wybaczenie w jej imieniu.
- Ale Carlsenowie cię znają i wiedzą, że jesteś uczciwa. Teraz to co innego.
- Zobaczymy.
- Spotkałam Annę i Torkilda wczoraj wieczorem. Wybierali się do Świątyni. Anna
powiedziała, że Johan rzeźbi teraz w drewnie jakąś figurę i że nigdy jeszcze nie widziała
czegoś tak pięknego. Była pewna, że ta rzeźba zapewni mu stypendium państwowe. -
Zamilkła i spojrzała badawczo na siostrę. - Co ty na to?
- Co ja mogę powiedzieć? Życzę Johanowi, żeby się rozwijał, poza tym nietrudno mi
sobie wyobrazić, że figura, którą rzeźbi, jest świetna. Wierzę, że Johan zajdzie daleko.
- Że będzie znany, bogaty i sławny, a Agnes będzie trwonić jego pieniądze i pławić
się w jego blasku, choć sama nie kiwnie nawet palcem, żeby mu pomóc.
- Prawdopodobnie.
- Nie oburza cię to?
- Tak, to przykre. Nie dlatego, że Agnes roztrwoni jego pieniądze, ale dlatego, że ona
na niego nie zasługuje.
Kusiło ją, żeby wyznać Hildzie, co usłyszała od Rakel, i spytać o radę, ale
zdecydowała się tego nie robić. Hilda, bardziej impulsywna i bezpośrednia, zaraz się zacznie
ekscytować i być może nie zdoła dochować tajemnicy. Zaraz plotki ruszą w obieg. A Johan
nie powinien dowiedzieć się o Agnes i Magnusie w ten sposób.
- Słyszałam, że Johan odwiedził cię w szpitalu. Widziałaś go później?
Pokręciła głową.
- On wie, że Emanuel jest zazdrosny, i dlatego niechętnie do nas przychodzi. Emanuel
pojawił się w szpitalu, kiedy Johan stał przy moim łóżku. I mimo że musiał się domyślać, że
Johan przyszedł tylko po to, żeby dać mi książkę, był bardzo niezadowolony.
- Nic dziwnego, ma powody, by być zazdrosny.
- Powody do zazdrości? Johan i ja nie zrobiliśmy nic złego.
- Nie trzeba robić nic złego, żeby wzbudzić czyjąś zazdrość. Emanuel wie, że
wolałabyś wyjść za mąż za Johana, i to wystarczy.
- Skąd on może o tym wiedzieć? Minęło przecież tyle czasu.
- Wyraźnie dałaś mu odczuć, że nie cieszysz się z jego powrotu, poza tym Emanuel z
pewnością się zorientował, że nadal kochasz Johana. Nawet jeśli nie powiedziałaś tego
wprost, to trudno ci to ukryć, gdy Johan jest w pobliżu.
- Sądzę, że ani Johan, ani ja nie zdradziliśmy się niczym wtedy w szpitalu.
- Jestem przekonana, że Emanuel widzi to po tobie. Może to coś w wyrazie twarzy,
kiedy rozmawiacie o Johanie, coś w twoim głosie, coś, z czego sama nie zdajesz sobie
sprawy. Ostatnie opowiadanie w twojej książce mówi o tobie i Johanie, prawda?
Elise wolno pokiwała głową.
- Sądziłam, że dobrze udało mi się to zakamuflować.
- Istotnie. Nie wiadomo, czy ktoś poza mną się czegoś domyślił. Nie sądzę, by
Emanuelowi to przyszło do głowy.
- Wiem, że czytał książkę.
- Zauważyłaś coś po nim?
- Nie, nic poza tym, że był pozytywnie zaskoczony. Uważa, że dobrze piszę.
Powodem, dla którego miał zastrzeżenia wobec książki, była obawa, że będę miała
nieprzyjemności.
- Tak mówi.
Elise spojrzała siostrze w oczy.
- Uważasz, że tak nie myśli?
- Właśnie. Sądzę, że jest zazdrosny, ponieważ udało ci się osiągnąć coś więcej niż
jemu. Po pierwsze masz wyższą pensję od niego, a po drugie dzięki książce pokazałaś, że
potrafisz stanąć na własnych nogach. Emanuel się boi, że staniesz się tak niezależna, że już
nie będziesz go potrzebowała, poza tym obawia się, że sprowadzisz na niego wstyd, ale
oczywiście nie da ci tego do zrozumienia.
Elise sama o tym myślała, lecz mimo to zaprzeczyła.
- Uważam, że jesteś niesprawiedliwa. Nie lubisz Emanuela i dlatego widzisz w nim
same negatywne cechy.
- Oboje, ty i Johan, jesteście mi drodzy, dlatego mówię ci prawdę.
- Nie zaczynajmy od nowa. Opowiedz mi lepiej, jak się bawili Hugo i Isac.
Kiedy Elise po przerwie wracała do kantoru w fabryce, słowa Hildy znowu
zabrzmiały jej w uszach. Johan stworzył najpiękniejszą rzeźbę w drewnie, jaką Anna
kiedykolwiek widziała... Teraz na pewno otrzyma stypendium i wyjedzie do Paryża.
Nie wiedząc, że dziecko Agnes być może jednak nie jest jego...
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Elise zerkała z ukosa na Kristiana. Szedł z rękami głęboko wciśniętymi w kieszenie
spodni i cyklistówką mocno nasuniętą na czoło. Jego twarz była ponura, zaciśnięte usta
tworzyły wąską kreskę. Elise zauważyła, że brat się denerwuje, ale się nie odzywała. Szli w
stronę Vognmannslokka, tego starego domu przy Arendalsgaten, gdzie mieszkał Kukułka.
- Myślałam, że panna Petra Moen jest właścicielką Vognmannslokka? - zagadnęła,
żeby coś powiedzieć.
Kristian skinął głową.
- To prawda. Ojciec Kukułki wynajmuje u niej mieszkanie.
- Kim on jest, że powodzi im się lepiej niż innym?
- Kukułka mówi, że handluje bydłem, ale nie wiem, czy to prawda.
Zbliżali się do Arendalsgaten numer cztery. Elise wiele razy tędy przechodziła i
zastanawiała się, kto mieszka w tak dużym domu z drewnianych bali. Budynek miał dwa
piętra, a obok stała ogromna obora. Elise często słyszała muczenie krów i domyślała się, że
jest ich sporo. Johan opowiadał jej kiedyś, że posiadłość została wydzielona z gospodarstwa
Bjolsen. Pewien dorożkarz wybudował na niej trzy domy, jeden dla siebie i po jednym dla
swych synów, lecz jeden z domów uległ zniszczeniu.
Johan interesował się zarówno dużym, jak i małym budynkiem ze względu na ich
wygląd, ponieważ zawsze zachwycały go stare domy.
Elise czuła, że serce jej mocniej zabiło. Być może ojciec sprawcy całego zamieszania,
Kukułki, tak się zdenerwuje, że wyrzuci ich za drzwi, a wtedy sytuacja Kristiana stanie się
nie do pozazdroszczenia.
- Tylko zachowujmy się uprzejmie, wtedy nie powinni wpaść w gniew - rzekła, żeby
uspokoić raczej samą siebie niż Kristiana. - Widziałeś kiedyś jego ojca?
Kristian pokręcił głową.
- Dziwne, że Kukułka chodzi do szkoły w Sagene, skoro mieszka aż tak wysoko, ale z
wami przecież jest podobnie. Może powinniśmy was przenieść do szkoły w Bjolsen?
- Nie sądzę.
Elise też nie uważała, żeby to był dobry pomysł. Dzieci nie powinno się odrywać od
korzeni, poza tym nie wiadomo, czy Peder będzie mógł dalej uczyć się w swojej klasie, skoro
ma takie złe stopnie. Mogło mu grozić pozostawienie na drugi rok.
- A może jednak lepiej się przenieść - Kristian nagle zmienił zdanie.
Elise spojrzała na niego zaskoczona.
- Co się stało, że tak niespodziewanie chcesz iść do nowej szkoły?
- Tylko jeśli Kukułka zostanie w naszej w Sagene.
- Zobaczymy, Kristianie. Może tak byłoby lepiej również dla Pedera? Chociaż różnie
się może ułożyć. Reidar mimo wszystko jest dla niego miły. Nie wiadomo, czy inny
nauczyciel pozwoliłby Pederowi uczyć się dalej w tej samej klasie.
Dotarli na miejsce. Cztery kury i kogut spacerowały za niskim ogrodzeniem ogrodu.
Zza domu dobiegało donośne ryczenie krów, z pewnością nadeszła pora dojenia.
Elise wyprostowała plecy. Bez względu na to, jakim człowiekiem jest ojciec Kukułki,
nie miała powodu, by czuć się gorsza. Handlarz bydłem nie jest chyba kimś lepszym niż
pracownica kantoru? Nie mówiąc już o pisarce? Uśmiechnęła się do siebie i otworzyła furtkę.
Podeszła do drzwi i zapukała. Otworzyła jej starsza kobieta. Chyba nie może być
matką Kukułki? Taka stara? W tej samej chwili Elise przypomniała sobie, że jej własna
matka niedawno urodziła dziecko, poza tym może kobieta jest właścicielką domu, panną
Petrą Moen.
- Przepraszam, czy pan lub pani Grendahl jest w domu?
- Chwileczkę, zaraz sprawdzę. Zgadła, to na pewno Petra Moen.
Niedługo potem w korytarzu pojawił się potężny mężczyzna, czerwony na twarzy, z
długimi wąsami i wielkim brzuchem. Miał niedopiętą koszulę, wydawało się, że szelki z
trudem utrzymują spodnie na miejscu.
- Co tam? - rozległ się rozdrażniony głos. To nie wróżyło dobrze.
- Nazywam się Elise Ringstad, a to mój brat Kristian Lovlien. Przyszliśmy, żeby
powiedzieć, że Kristian nie ma nic wspólnego z zaginięciem zegarka należącego do... - już
chciała powiedzieć Kukułki, ale ugryzła się w język. Zaczerwieniła się, bo zapomniała, jak
chłopak naprawdę ma na imię.
- Sverrego - pomógł jej Kristian.
- Nie ma nic wspólnego z zegarkiem Sverrego - dokończyła zakłopotana.
Mężczyzna stał nieruchomo, ogromny, budzący strach, i przyglądał się Elise
wyczekująco.
- Pański syn twierdzi, jakoby Kristian zabrał mu zegarek, kiedy grali w piłkę na
polanie koło Myren, ale to nieprawda.
Mężczyzna skrzyżował ręce, były to najgrubsze ręce, jakie Elise kiedykolwiek
widziała.
- Skąd może panienka wiedzieć, czy brat kłamie, czy nie? Powinien się domyślić, że
jest mężatką, skoro nosi inne nazwisko niż jej brat, pomyślała ze złością.
- Znam go. Po pierwsze nigdy by mu do głowy nie przyszło, żeby cokolwiek ukraść, a
po drugie poznałabym po nim, gdyby kłamał.
Ojciec Kukułki uśmiechnął się, ukazując żółtobrązowe kikuty zębów. Nieprzyjemnie
pachniał.
- Czy ten twój braciszek jest naprawdę takim aniołkiem? Elise czuła, jak ogarnia ją
wściekłość. Mężczyzna zachowywał się nieznośnie.
- Jest szczerym i porządnym chłopcem, nigdy się nie zdarzyło, żeby zrobił coś
nieuczciwego.
Mężczyzna splunął brązową śliną obok Elise.
- Czy to matka cię przysłała?
- Nie, to ja odpowiadam za moich braci.
- W takim razie powinnaś lepiej go pilnować, słodziutka. Jeszcze nie poszedłem na
policję, ale jeśli zegarek nie wróci na miejsce do jutra wieczora, nie będę znał litości.
Mówiąc to, zatrzasnął im drzwi tuż przed nosem. Elise czuła, jak się w niej wszystko
gotuje.
- Chodź, Kristianie! Z takim człowiekiem nie da się rozmawiać.
Ruszyła szybko do furtki i wypadła na chodnik. Dopiero kiedy uszli trochę dalej,
nieco ochłonęła.
- Musimy coś wymyślić. Może da się porozmawiać z innymi kolegami z twojej klasy?
Z tymi, którzy wtedy grali z wami w piłkę?
Kristian pokręcił głową.
- To nic nie pomoże. Oni nie pisną ani słowa.
- Chcesz powiedzieć, że boją się Kukułki? Przytaknął.
Elise zastanowiła się.
- W tej całej historii jest coś dziwnego. Gdyby zegarek był wartościowy, ojciec
chłopaka od razu by poszedł na policję. Poza tym nigdy by Kukułce nie pozwolił zabrać go
na polanę. Skoro zwleka ze zgłoszeniem kradzieży, to znaczy, że nie jest pewien, czy jego
syn mówi prawdę.
Szli kawałek w milczeniu.
- Mówiłeś, że Kukułka dostał od ojca lanie po tym, co się zdarzyło przed nocą
świętojańską - mówiła dalej po chwili. - To znaczy, że nie miał wątpliwości, że chłopak był
jednym z prowodyrów bójki. Wygląda na to, że ojciec nie darzy syna zbytnim zaufaniem.
- Kukułka zawsze coś wywinie. Często przynosi w dzienniczku uwagi ze szkoły.
- Jeśli wpadł na pomysł z zegarkiem, żeby ci zaszkodzić, to jak myślisz, gdzie mógł
go schować?
Kristian wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia.
Peder i Evert byli w ogrodzie za domem i z niecierpliwością czekali na powrót Elise i
Kristiana. Jensine siedziała w wózku i tarła oczy, a Hugo siedział na ganku i również
sprawiał wrażenie zmęczonego. Zbliżała się pora spania.
- Gdzie jest Emanuel?
- Powiedział, że idzie tylko na chwilę do Schwenckego. Zaraz wróci. Jak wam
poszło? - spytał Peder ze strachem.
- Źle. - Kristian kopnął jakiś kamyk. - Ojciec Kukułki to bandyta.
Peder spojrzał zdziwiony na Elise.
- Nie uwierzył nam i zamierza zgłosić kradzież na policję, jeśli zegarek się nie
znajdzie do jutra wieczora - westchnęła.
Peder i Evert wyraźnie się przestraszyli.
- Ciekawe, co Kukułka zrobił z zegarkiem: zgubił go czy specjalnie gdzieś ukrył, żeby
zrzucić winę na Kristiana? A może ukradł go ktoś inny? Chciałabym też wiedzieć, co to
właściwie był za zegarek. Trudno mi jakoś uwierzyć, że odważyłby się wziąć ze sobą
wartościowy przedmiot, skoro wybierał się na polanę grać w piłkę.
Peder zamyślił się.
- Może wziął go bez pozwolenia i dostał lanie, a potem wpadł na pomysł, żeby zwalić
winę na Kristiana i żeby Kristian też dostał lanie.
Elise ponownie westchnęła. Wyjęła Jensine z wózka i weszła do kuchni, by podgrzać
wodę i mleko do butelki ze smoczkiem.
- Czy możecie pomóc Hugo? - krzyknęła przez otwarte drzwi. - Trzeba mu dać
kolację, umyć ręce i posadzić na nocniku.
Kiedy tego wieczoru położyli się do łóżka i Emanuel dostał to, co chciał, Elise leżała
w milczeniu i wpatrywała się w ciemność. Myślami znowu powędrowała ku Johanowi.
Przypomniała sobie, co mówiła Hilda o jego rzeźbie w drewnie, o możliwości otrzymania
stypendium i wyjeździe do Paryża. Potem pomyślała o Agnes i Magnusie Hansenie.
Niewykluczone, że Johan przejrzał Agnes i dlatego pozwolił jej zostać w Kopenhadze. Jeżeli
zorientował się, że dziecko jednak nie jest jego, musiał przeżyć wstrząs. Z pewnością z ulgą
stamtąd wyjechał.
Gdyby Elise nie leżała bezwładna w szpitalu, być może by jej o tym powiedział. Ale
on, z typową dla siebie wrażliwością, nie chciał jej niepokoić.
A co ona sama by zrobiła, gdyby dowiedziała się o Agnes i Magnusie przed
powrotem Emanuela?
Wierciła się niespokojnie. O Agnes i jej dziecko może się nie martwić, ale co z Hugo i
Jensine? Przypięto by im łatkę dzieci rozwodników, a plotki wyrządziłyby im dużo krzywdy.
Czy miałaby jakiś wybór? I czy dostałaby rozwód, gdyby o niego wystąpiła?
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Następnego dnia, kiedy szła do pracy, nie denerwowała się już tak bardzo, wiedząc,
że Samson jest po jej stronie. Jeżeli panna Johannessen da jej więcej pism do przepisania z
brudnopisów przygotowanych w ten sam sposób jak wczoraj, to Samson na pewno znajdzie
coś podobnego na wzór i jakoś jej podrzuci. To dodawało otuchy.
Panny Johannessen nie było w pracy. Elise odczuła wielką ulgę. Przyszedł Paulsen i
osobiście przekazał, że panna Johannessen zachorowała, oraz poprosił Samsona, by pomógł
Elise.
Gdy tylko majster zniknął w swoim gabinecie, Samson uśmiechnął się i rzekł cicho:
- No to mamy dzień spokoju, pani Ringstad. Odpowiedziała mu uśmiechem.
Długo pracowali w milczeniu, wreszcie Samson dłużej nie wytrzymał.
- Znalazłem w gazecie recenzję i sprawdziłem, kim jest ta kobieta z Islandii. Jej ojciec
był pastorem, a wuj jednym z czołowych bojowników o niezależność Islandii. Panna
Johannsdottir jest pierwszą islandzką kobietą, która zdała maturę. Nie dostała zgody na udział
w zajęciach szkoły średniej i sama musiała się wszystkiego nauczyć. Może to ona napisała tę
książkę pod pseudonimem?
Elise drgnęła.
- Dlaczego pan tak myśli?
- Z tego, co zrozumiałem, nikt inny tak dobrze jak ona nie poznał prostytutek z
Vaterlandu. Poza tym osoba, która jest autorem książki, musi mieć średnie wykształcenie,
ponieważ nie tylko posługuje się poprawnym językiem, ale również potrafi pisać. Leżałem w
nocy i zastanawiałem się nad tym - mówił dalej z ożywieniem. - Trudno mi uwierzyć, że
jakiś mężczyzna potrafiłby się postawić w sytuacji dziewczyny z ulicy. Mam ochotę
odwiedzić tę kobietę i spytać ją wprost. Zamierzam bowiem przeczytać tę książkę.
- Skoro pisze pod przybranym nazwiskiem, to pewnie dlatego, że pragnie zachować
anonimowość. Ciekawe, czy zechce zdradzić panu prawdę.
- Może nie - zamyślił się. - Ale czy nie sądzi pani, że się ucieszy, gdy spotka kogoś,
kto się zainteresował jej pracą i jest jej zwolennikiem? Z pewnością jest przygotowana na
krytykę i oburzenie.
- Tak, nie wątpię w to. Poza tym spotkanie z nią może się okazać interesujące.
Jego twarz rozjaśniła się.
- Chciałaby pani ze mną pójść? Poczuła zakłopotanie.
- Tak... to znaczy bardzo bym chciała, ale mam dwoje malutkich dzieci, które na mnie
czekają. I tak długo jestem poza domem.
Wydawał się rozczarowany.
- Mógłbym poczekać do niedzieli. Rozmawiałem z kimś, kto wie, kim ona jest.
Mówią, że chodzi po okolicy i zagląda do najgorszych spelunek w Gronland. Któregoś razu,
kiedy pojawiła się w jednej z takich mordowni, od razu zrobiło się cicho, a jakiś mężczyzna
powiedział: „To tylko ona, nie jest groźna, bo jest dokładnie jak każdy z nas”. - Samson
roześmiał się. - Powiedział to o córce pastora z maturą!
Elise skinęła głową.
- Ja też dużo o niej słyszałam. Pewnego dnia do jej drzwi zapukało kilka prostytutek,
a ona nie wiedziała, co robić, ponieważ nie miała więcej miejsca. Wtedy pomodliła się do
Boga i poprosiła o pomoc. W najbliższą niedzielę spotkała przed kościołem mężczyznę.
Zaproponował, że co miesiąc będzie wspierał jej pracę datkiem w wysokości dwudziestu
pięciu koron. Teraz kobieta stara się o dodatkowe pomieszczenie.
Samson pokręcił głową z wyraźnym podziwem.
- To niezwykłe, nie uważa pani?
- Tak, imponują mi tacy ludzie, ale teraz muszę się skupić, panie Samson, bo pomylę
klawisze.
Roześmiał się.
- Porozmawiamy o tym później. Nie poddam się, zanim nie namówię pani na
wyprawę do Vaterlandu i odwiedziny u panny Johannsdottir.
Kiedy Elise zbliżała się do domu majstra w czasie przerwy obiadowej, zobaczyła, że
drzwi są otwarte na całą szerokość. Dostrzegła w głębi mieszkania dwie postacie i
zastanowiła się, kto mógł przyjść do Hildy z wizytą. Może to Anna i Torkild? Albo Paulsen?
Niespiesznie podeszła bliżej. Nagle nogi się pod nią ugięły. To Johan.
Hilda wychodziła z domu z koszykiem na ramieniu.
- Elise, muszę wyskoczyć do sklepu po kawę. Mogłabyś w tym czasie rozpalić w
piecu?
Z pewnością znalazła tylko wymówkę, ale Elise nie mogła przecież na głos zwrócić
jej uwagi.
- Czy dzisiaj dzieci też śpią?
- Tak, wydaje mi się, że Hugo przyzwyczaił się, by właśnie o tej porze ucinać sobie
przedobiednią drzemkę. Może to trochę szkoda, ale z drugiej strony musisz odrobinę
odpocząć. - Uśmiechnęła się i pognała w stronę mostu.
Johan stał na środku kuchni, pomieszczenie nagle wydało się jakby mniejsze.
- Witaj, Elise. Dobrze cię widzieć znowu na nogach.
- Dziękuję. A co u ciebie?
- Dobrze. Właśnie skończyłem rzeźbić pewną figurę z drewna i jestem z niej bardzo
zadowolony. Zamierzam ją pokazać, kiedy będę się ubiegał o stypendium. Poza tym
posłuchałem twojej rady i kupiłem jeszcze trochę gliny. Mam dzięki temu dodatkowo dwie
rzeźby, które mogę zaprezentować. Profesor pokazał je kilku swoim zamożnym znajomym,
by poprosić o wsparcie dla „uzdolnionego i dobrze się zapowiadającego rzeźbiarza”, jak po-
wiedział. - Uśmiechnął się, ukazując lśniąco białe zęby.
- Bardzo mnie to cieszy, Johanie. Życzę ci z całego serca, żeby ci się. udało.
- Wiem. Ale opowiadaj o sobie. Bardzo jestem ciekaw, co słychać.
- Widziałeś recenzję w gazecie?
Skinął głową i spojrzał na Elise z czułością.
- Miałem nadzieję, że ty ją przeoczysz, choć spodziewałem się, że prędzej czy później
o niej się dowiesz. Nie przejmuj się tym. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że książka może
się spotkać z oburzeniem i pogardą. Wiedziałaś o tym już wtedy, kiedy ją pisałaś. Najbardziej
irytuje mnie to, że gazeta zamieszcza krytykę, a żaden z redaktorów sam nie czytał książki.
To typowe. Recenzenci zwykle przedstawiają swój punkt widzenia, lecz rzadko mają odwagę
być uczciwi.
- Już prawie nie myślę o tej recenzji, ale byłam zła, kiedy ją czytałam.
- Spotkałaś kogoś, kto o niej wspominał? Skinęła głową.
- Majster Paulsen. Ale jestem pewna, że nie domyśla się, że to ja napisałam książkę.
Poza tym Samson, kancelista, z którym pracuję w jednym pokoju i który jest bardzo ciekaw,
kto może być autorem. Uważa, że książkę mogła napisać Olafia Johannsdottir. Nikt nie wie
tyle co ona o prostytutkach z Vaterlandu. - Uśmiechnęła się.
Johan roześmiał się.
- To nie jest głupi pomysł. Jeżeli Samsonowi się uda wmówić ludziom, że to ta
Islandka napisała, to twoja książka nabierze znaczenia. Może to nawet doprowadzić do tego,
że twoimi opowiadaniami zainteresuje się jakieś norweskie wydawnictwo i zechce je wydać.
Mimo że Olafia Johannsdottir mieszka w Norwegii zaledwie od kilku lat, już zdobyła sobie
szacunek. Fakt, że posiada odpowiednie wykształcenie, na pewno jej w tym pomógł. Wia-
domo o niej również, że uszyła pierwszą islandzką flagę. - Zamilkł i przez chwilę patrzył na
Elise, nic nie mówiąc. Książka i panna Johannsdottir zeszły nagle na dalszy plan. - Jeżeli
dostanę stypendium, to możliwe, że wyjadę do Paryża, Elise. Skinęła głową.
- Domyślam się.
- Na rok lub dwa lata. Może na trzy.
Elise poczuła dławienie w gardle, ale nie mogła się z tym zdradzić przed Johanem.
Ponownie skinęła głową, nie odzywając się.
- Czy dobrze ci się układa, Elise? - Jego wzrok mówił więcej niż słowa. Czy chodziło
mu o jej związek z Emanuelem? Czy miał nadzieję, że jednak im się nie układa?
- Miałam szczęście, że dostałam posadę w kantorze, a do tego jeszcze Hilda może
przez cały dzień zajmować się Hugo.
Johan milczał, czekał, aż Elise będzie mówić dalej.
- Podoba nam się na Hammergaten, chociaż tęsknię za wodospadem. - Spróbowała się
uśmiechnąć.
Zapadła cisza.
- A poza tym?
- Poza tym mam ostatnio pewien kłopot, ale ufam, że mi się uda znaleźć rozwiązanie.
Kristian został obwiniony o to, że ukradł zegarek koledze z klasy, temu, który wszczął bójkę
wtedy przed nocą świętojańską. Chłopak bardzo dokazuje w szkole, prawdopodobnie
zazdrości innym lepszych wyników. Wczoraj wieczorem poszłam z Kristianem do jego
rodziców, żeby porozmawiać. Ojciec zachował się bardzo nieprzyjemnie i zapowiedział, że
jeżeli zegarek się nie znajdzie do wieczora, zgłosi kradzież na policję.
Johan zmarszczył czoło.
- Dziwne, że nie zameldował o tym od razu.
- Pomyślałam o tym samym.
- Co zamierzasz zrobić?
- Nie wiem. Nie jestem niemal w stanie myśleć o niczym innym. Kristian nigdy się od
tego nie uwolni, jeżeli zostanie napiętnowany jako złodziej.
- Czy Emanuel nie może pójść na policję i uprzedzić ojca tego chłopaka? Myślę, że
konstable prędzej wysłuchają jego niż tego awanturnika.
Elise spuściła wzrok. Delikatnie zasugerowała to Emanuelowi, ale on nie chciał iść na
posterunek. Johan zapewne odgadł jej myśli.
- Zobaczę, co mogę zrobić, żeby ci pomóc, Elise. Zamilkł i przez chwilę się jej
przyglądał.
- Marzę o tym, byś mogła wyjechać ze mną do Paryża. Nie tylko ty, ale również cała
twoja gromadka.
Elise nie zdołała spojrzeć mu w oczy.
- Wiem, o czym myślisz, Elise. Kiedy odwiedziłem cię w szpitalu, zrozumiałem, że
oboje jeszcze się z tym nie uporaliśmy. Jesteś zła na Agnes, że wydaje pieniądze, które
zarabiam, a mnie nie stać, żeby kupić więcej gliny, ja natomiast mam żal o to, że zlitowałaś
się nad Emanuelem i pozwoliłaś mu wrócić. Każde z nas jest związane przysięgą małżeńską,
ale mamy chyba prawo czasami pomarzyć?
Elise nie odpowiedziała.
- Kto wie, może kiedyś, kiedy nasze dzieci dorosną... - urwał nagle.
„Nasze dzieci”... A więc nadal uważał Larsa za swojego syna. To oburzające.
- Dlaczego nic nie mówisz, Elise? Hilda poszła coś załatwić, żebyśmy mogli przez
chwilę pobyć sami. Domyśla się, jak to z nami jest. Chyba uważa, że to smutne, że
poświęcamy się dla dobra dzieci.
Elise podniosła wzrok.
- Czytałeś ostatnie opowiadanie?
Uśmiechnął się smutno.
- Miałem nadzieję, że ułożysz inne zakończenie.
- Też bym tego chciała.
- Co byś wtedy napisała?
- Że w końcu przeżyli wspólnie kilka lat. Objął ją.
- Kocham cię, Elise. Myślę, że kocham cię od chwili, kiedy ujrzałem cię jako
piegowatą dziewczynkę, gdy miałaś trzy - cztery lata. To potwornie niesprawiedliwe, że nie
dane nam było się pobrać, nam, którzy obiecaliśmy sobie dozgonną wierność i wierzyliśmy,
że spędzimy ze sobą całe życie.
Poszukał jej ust, a Elise nie zdołała się oprzeć, odwzajemniła jego pocałunek z
tęsknotą tak gwałtowną i intensywną, że zakręciło się jej w głowie. Przywarli do siebie z
całej siły, ciągle nie byli dość blisko. Elise nie miała wyrzutów sumienia, że znalazła się w
ramionach Johana, czuła, że to jedyne, co słuszne. Właśnie przed chwilą to powiedział:
obiecali sobie nawzajem dozgonną wierność i wierzyli, że spędzą ze sobą całe życie. To
Johana kochała, za nim tęskniła i o nim marzyła.
Tygodnie, miesiące i lata w jednej chwili przestały się liczyć, znalazła się w punkcie,
gdzie wszystko się zaczęło, w momencie, kiedy nagle oboje zrozumieli, że czują do siebie
coś więcej niż przyjaźń. Stali z Johanem w ciemnym zakamarku na nieoświetlonej klatce
schodowej w czynszówce Andersengarden i wykradali sobie pierwsze, niezdarne pocałunki.
W następnej chwili przeżyła jeszcze raz gorące godziny, gdy znaleźli się sami w kuchni pani
Thoresen i gdy siedziała na jego kolanach, czując jego szorstkie, spracowane dłonie,
wślizgujące się pod koszulę i przesuwające ostrożnie po jej ciele. Albo kiedy leżeli w
zacisznym zagłębieniu na polanie i całowali się do utraty tchu. Przypomniała sobie pewną
niedzielę, kiedy poszli aż do Grefsen, znaleźli w lesie skrawek suchego i miękkiego mchu i
oddawali się pieszczotom od wczesnego ranka do późnego wieczora.
Pragnęła, by i dziś mogła przeżywać to samo. Pójść do lasu w Grefsen i leżeć w
objęciach Johana pod drzewem, słuchać śpiewu ptaków i pozwalać promieniom słońca,
przedzierającym się przez gęste liście, igrać na nagiej skórze.
Nie miała siły mu się oprzeć, nie potrafiła myśleć teraz o innych, chciałaby odgrodzić
się od całego świata na zewnątrz. Pocałunki Johana stawały się coraz gorętsze, ręce bardziej
pożądliwe, oddech coraz krótszy. Czuła, jak jej serce wali, a ciało przebiegają przyjemne
dreszcze. Zaraz żądze wezmą górę, wiedziała, że to się stanie, jeszcze chwila, a nie zdołają
się już powstrzymać. Kręciło jej się w głowie i szumiało w uszach jak po mocnym trunku.
Czuła się słaba i bezwolna w jego ramionach. Chorobliwie za tym tęskniła, lecz zawsze
odpędzała myśl o tym, gdy tylko się pojawiła. Teraz dopuściła ją do głosu, pozwoliła
uczuciom znaleźć ujście.
- Elise... - rozległo się niczym jęk. - Tak strasznie za tobą tęskniłem. Nie potrafię bez
ciebie żyć, Elise, bez ciebie zginę. Wiem, że nie powinienem tego mówić, ale teraz nie mam
siły z tym walczyć. Chciałbym, żebyśmy mogli przekreślić kilka ostatnich lat i przeżyć je na
nowo. Wtedy nie odstąpiłbym od ciebie nawet na sekundę, nie słuchałbym kłamstw, ufałbym
ci bez względu na to, co usiłowaliby mi wmówić inni. Ty i ja jesteśmy dla siebie stworzeni,
każdy inny nasz krok to pomyłka. Wiem, że nie masz sumienia narazić dzieci, by je
wytykano palcami jako te z rozbitego małżeństwa. Być może nie masz też sumienia odejść
od Emanuela. Mimo to usta moje pali błaganie: Powiedz, że możemy jeszcze być razem!
Obiecaj mi, że mam do czego dążyć, że istnieje dla mnie nadzieja, której bym mógł się
uchwycić w chwilach zwątpienia!
- Kocham cię, Johanie. Nigdy nie przestałam cię kochać, nawet kiedy dostałam twój
list, w którym zerwałeś nasze zaręczyny, nawet wtedy, kiedy przyjęłam od Emanuela
propozycję małżeństwa. Myślę, że należę do tych, które mogą kochać tylko jednego miłością,
która trwa całe życie. Zadaję sobie pytanie, czy źle postąpiłam, że wybaczyłam Emanuelowi i
zgodziłam się, by wrócił, zwłaszcza teraz, kiedy wiem, że Agnes...
Nagle zamilkła, sparaliżowana myślą, że się wygadała, czując, jak strach wypełnia jej
piersi.
Johan powoli rozluźnił ramiona.
- Co wiesz o Agnes? - spytał zdumiony, najwyraźniej o niczym nie wiedział.
- Nie, nic... to znaczy... - ogarnęły ją mdłości ze strachu. Johan nie zdawał sobie z
niczego sprawy, a ona obiecała sobie, że nikt inny poza Agnes nie może tego mu wyjawić. -
Chodziło mi o to, że Agnes została w Kopenhadze.
- Wcale nie to miałaś zamiar powiedzieć.
Nagle coś wkradło się między nich, coś, co zburzyło cały urok.
Elise próbowała ratować sytuację.
- Gdybyście się kochali, Agnes przyjechałaby razem z tobą do domu.
Johan patrzył Elise w oczy, trzymając ją w pewnej odległości.
- Powiedz to, Elise! Widzę po tobie, że o czymś wiesz. Pokręciła głową, czując, jak
łzy pieką pod powiekami.
- Nic nie wiem.
- Powiedz, o czym słyszałaś! - Jego głos brzmiał stanowczo. Johan musiał sobie
zdawać sprawę, że chodzi o coś poważnego.
Elise ponownie pokręciła głową i zacisnęła usta, walcząc z płaczem.
- Nie pytaj mnie, Johan. Nie mogę ci powiedzieć. Nie wiem nawet, czy to prawda.
- Rozmawiałaś z którąś z jej przyjaciółek? Czy pokazała się w mieście, kiedy mnie
nie było?
Elise uparcie zaprzeczała ruchem głowy.
- Proszę cię, nie pytaj mnie. Nie mogę powtarzać plotek. Johan stał nieruchomo i
patrzył jej w oczy.
- Mówisz, że zadawałaś sobie pytanie, czy postąpiłaś źle, że się zgodziłaś, by
Emanuel wrócił, zwłaszcza teraz, kiedy dowiedziałaś się czegoś o Agnes. To, co wiesz, musi
być bardzo ważne, bo inaczej nie brałabyś tego pod uwagę. Co sprawiłoby, że opuściłbym
Agnes albo Agnes odeszła ode mnie? To ostatnie na pewno się stanie, kiedy zakocha się w
kimś, kto zdoła ją utrzymać. Jednak ty i ja doszliśmy do wniosku, że powinniśmy przede
wszystkim oszczędzić dzieci. A więc musi to mieć związek z Larsem.
Elise poczuła, że zbladła. Zrobiło jej się zimno, pociemniało w oczach. Nie miała
wyjścia, Johan się nie podda, zanim nie wydobędzie z niej prawdy.
- To, co słyszałam, nie musi mieć związku z Agnes, to tylko moja fantazja robi ze
mną, co chce.
- Ale natychmiast powiązałaś tę wiadomość z Agnes.
- Wiesz, że ją dobrze znam. Zawsze była żądna przygód, ty sam zresztą miałeś pewne
podejrzenia. W każdym razie kiedyś.
- Elise, przestańmy się bawić w kotka i myszkę. Domyślam się, że o czymś wiesz, i
nie poddam się, dopóki mi nie powiesz. Jeżeli naprawdę mnie kochasz, nie możesz mnie
dręczyć w ten sposób. Czy ma to coś wspólnego z Larsem?
- Nie, i jak mówiłam, nie jestem pewna, że ma jakiś związek z Agnes. Spotkałam
siostrę Magnusa...
Zauważyła, że zbladł na twarzy, wypuścił ją z objęć, odwrócił się i ruszył do drzwi.
- Nie musisz mówić nic więcej. Zrobiła dwa szybkie kroki w jego stronę.
- Johan, poczekaj! Nie jest tak, jak myślisz. Nie wiem nic na temat Larsa. Rakel
powiedziała tylko, że Magnus jest w Kopenhadze.
Johan nagle się odwrócił. Przez jego twarz przebiegł krzywy uśmiech.
- Może pojechał tam na wakacje? Elise zarzuciła mu ręce na szyję.
- Johan, tak mi przykro. Nie zamierzałam ci tego mówić. Odsunął ją od siebie.
- Wiedziałaś, że Magnus wyjechał do Kopenhagi, i nie chciałaś, bym się o tym
dowiedział? Czy właściwie zdajesz sobie sprawę, co to znaczy? Czy naprawdę myślisz, że to
przypadek? Jeżeli Magnus jest w Kopenhadze, może to świadczyć tylko o jednym: że Agnes
mnie okłamywała; ona i Magnus nadal są razem i być może wcale się nie rozstali. To może
również oznaczać, że Lars jednak nie jest moim synem. Wiele razy o tym rozmyślałem. W
chwilach zwątpienia. - Głos mu się załamał. Elise pociekły łzy po policzkach.
- Johan, tak mi przykro.
Głęboko wciągnął powietrze i ze świstem je wypuścił. Potem objął ją i mocno
przytulił. W milczeniu, bez słowa.
Wtedy poczuła ciepło na szyi i domyśliła się, że płacze. Kochał swojego syna.
Niepewność, którą dźwigał, musiała być nie do wytrzymania.
- Może wcale nie jest tak, jak ci się wydaje. - Sama słyszała, jak mało przekonująco
brzmiał jej głos. - Nie wolno ci się martwić na zapas.
- Wiem, że jednak tak jest. W głębi duszy cały czas to podejrzewałem. Chociaż Lars
nie jest aż tak podobny do Magnusa jak twój Hugo do Ansgara, na próżno doszukuję się w
nim moich cech. Jednak łudziłem się nadzieją, że po prostu nie zawsze da się to zauważyć.
Tak bardzo kocham tego chłopca. - Jego ciałem wstrząsnął spazm.
- Mimo wszystko nie masz pewności. Nie wszystkie dzieci są podobne do swoich
rodziców. Nie wyciągaj wniosków, zanim nie porozmawiasz z Agnes. Może ich miłość na
nowo odżyła, a może Magnus pojechał do Kopenhagi z zupełnie innego powodu.
- Nie wierzysz w to tak samo jak ja. Bo dlaczego zadawałabyś sobie pytanie, czy
dobrze zrobiłaś, pozwalając Emanuelowi wrócić?
Nie odpowiedziała. Wiedziała, że Johan ma rację. Była pewna, że Magnus pojechał
do Kopenhagi, żeby się spotkać z Agnes.
Wreszcie Johan podniósł głowę z jej ramienia i spojrzał na nią błyszczącymi od łez
oczami.
- I do jakiego doszłaś wniosku? Że podjęłaś jedyną słuszną decyzję?
Pokręciła głową.
- Wiesz, jak zmagałam się z tym pytaniem, czytałeś moje ostatnie opowiadanie.
Dopiero co powiedziałam, że chciałabym wymyślić inne zakończenie.
- Że bohaterom udało się jednak przeżyć wspólnie kilka lat, zanim się zestarzeli? To
jeszcze tyle czasu, Elise.
Skinęła i przytuliła twarz do jego piersi.
- Tak, zbyt dużo czasu. Znowu zrobiło się cicho.
- Czy mogłabyś to rozważyć jeszcze raz?
Nagle poczuła się bezsilna, a w głowie miała pustkę. Chciałaby krzyknąć „tak”, lecz
jednocześnie zdała sobie sprawę, że nie jest to takie proste. Przytuliła się do Johana, głęboko
wciągnęła powietrze.
- Kocham cię, Johanie. Przemyślę to jeszcze raz i dam ci odpowiedź, gdy tylko będę
mogła.
- Gdybyśmy wyjechali za granicę, dzieci nie musiałyby znosić docinków z powodu
rozwodu rodziców. Nie wszędzie tak jest, poza tym ludzie nie muszą zaraz wszystkiego się
dowiedzieć. A co się tyczy Emanuela, nie mogę zrozumieć, że czujesz wobec niego jakieś
zobowiązania.
- Obiecuję, że poważnie się nad tym zastanowię, Johanie. Nie masz chyba
Wątpliwości, czego najbardziej pragnę.
- Nie, dobrze o tym wiem i dlatego uważam, że nie wolno mi się ciebie wyrzec.
Pocałował ją jeszcze raz, gorąco i czule. Oboje musieli jeszcze zbyt wiele przemyśleć,
by móc się poddać namiętności.
- Idź na pocztę i nadaj telegram do Agnes - zaproponowała. - Zażądaj szczerej
odpowiedzi!
Skinął głową.
- Zajrzę tu któregoś dnia w czasie przerwy obiadowej, gdy dostanę jakąś wiadomość.
Pocałował Elise na pożegnanie i ruszył do drzwi. Otworzył je, lecz zanim zniknął,
przystanął jeszcze na chwilę i spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
- Bez względu na to, co się stanie, cieszę się, że cię mam, Elise.
- Możesz na mnie liczyć, Johanie.
Wiedziała, że powiedział to, żeby nie wywierać na niej presji. Taki był.
Jednocześnie serce jej krwawiło na myśl o tym, przez co będzie musiał przejść. Nie
powiedziała mu wszystkiego, czego dowiedziała się od Rakel. To, że Magnus ma kochankę
w Kopenhadze, nie mogło oznaczać nic innego jak to, że chodzi o Agnes. Teraz Agnes
będzie musiała wyznać całą prawdę i może Johan się dowie, czy Lars jest jego synem, czy
nie.
Elise z drżeniem zaczerpnęła powietrza i ostrożnie usiadła na krześle. Całe ciało miała
obolałe, jak gdyby ktoś sprawił jej porządne lanie.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Hilda pojawiła się niemal w tej samej chwili, może zwlekała z powrotem, żeby im nie
przeszkadzać.
- Jak poszło? - uśmiechnęła się, radosna i pełna nadziei. Nagle musiała zwrócić
uwagę, że coś jest nie tak, jak powinno, i uśmiech na jej twarzy zgasł. - Czy coś się stało?
- Wygadałam się i powiedziałam Johanowi coś o Agnes, czego się niedawno
dowiedziałam.
- To chyba nic takiego?
- Niestety, coś bardzo poważnego. Spotkałam Rakel, siostrę Magnusa Hansena.
Powiedziała mi, że Magnus jest w Kopenhadze i stara się tam o pracę. Przyznała się też, że
go zapytała, dlaczego tam jedzie, a on się roześmiał i powiedział, że ma tam kochankę. Tego
ostatniego nie zdradziłam Johanowi, to nie było konieczne.
Hilda wyglądała na zdenerwowaną.
- Wcale mnie to nie dziwi. Zdumiewa mnie jedynie to, że ciebie i Johana to tak
zaskoczyło. Znasz Agnes. Nigdy nie potrafiła być z jednym chłopakiem.
Elise puściła mimo uszu tę uwagę.
- Bardzo się tym przejął. Teraz będzie się starał to potwierdzić.
- Mam nadzieję, że Agnes zachowa się na tyle uczciwie, by przyznać, że chłopczyk
nie jest synem Johana. Bo na pewno nie jest.
Elise westchnęła.
- Szczerze Johanowi współczuję.
- Ja też. Nawet jeśli do tej pory nie chciał wyjechać do Paryża, to na pewno teraz się
zdecyduje. Stracił wszystko. Najpierw ciebie, a teraz syna. - Hilda spojrzała na siostrę z
wyrzutem.
- Patrzysz na mnie, jak gdyby to była moja wina.
- Nie uważam, że to twoja wina, ale jeszcze coś możesz naprawić.
Elise wywróciła oczami.
- Ty też nie zaczynaj. Muszę to w spokoju przemyśleć.
- A więc poprosił cię, byście znowu byli razem? Przytaknęła.
- Zrób to, Elise! Powiedz „tak”, zanim wyjedzie z kraju! Emanuel nie zasługuje na nic
lepszego po tym, co zrobił.
Elise wolno skierowała się do drzwi.
- Nie wiem, jak chłopcy to przyjmą.
- Za kilka lat Kristian dorośnie i nie wchodzi w rachubę. Poza tym nie jest twoim
synem, choć udajesz, że tak. Peder i Evert będą zachwyceni, że mogą przeżyć coś nowego. W
każdym razie Peder, któremu tak ciężko idzie w szkole.
- Właśnie! Jak on da sobie radę w obcej szkole, w obcym kraju, w którym mówi się w
obcym języku?
- Może we Francji lepiej potrafią pomóc takim dzieciom? Wtedy będzie mógł
przynajmniej zrzucić winę na trudności językowe.
Elise nie mogła się nie uśmiechnąć.
- Pragnęłabym, by udzieliło mi się trochę twojego braku odpowiedzialności.
- Mojego optymizmu, chciałaś powiedzieć.
W tej samej chwili z pokoiku dobiegły je pogodne dziecięce głosy.
- Hugo i Isac się obudzili. - Hilda ruszyła w stronę drzwi do pokoiku, a Elise podążyła
za nią.
Hugo był tak zapatrzony w Isaca, że ledwie zwrócił na matkę uwagę. Baraszkowali
razem w łóżku, bawili się i śmiali. Hilda zwróciła się do Elise.
- Czy to nie cudowny widok? Teraz chyba rozumiesz, czemu chciałam, by Hugo tu
przychodził.
Elise kiwnęła głową.
- Myślę, że pójdę już do kantoru, to może będę trochę przed czasem. Muszę coś
wymyślić, żeby ojciec Kukułki nie poszedł na policję.
- Dobrze, ale nie zapomnij o tym, co ci mówiłam. Nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś
będziesz miała taką możliwość. Jeżeli Johan - zdąży wcześniej wyjechać do Paryża, to nie
licz na to, że jeszcze kiedyś wróci do domu. W każdym razie jeżeli mu się powiedzie.
Słowa Hildy dźwięczały jej w uszach przez resztę dnia. Johanowi na pewno się
powiedzie. Hilda miała rację, to nic pewnego, że wróci do Norwegii, zwłaszcza teraz, gdy nic
go tu nie wiąże, jeśli to prawda, że Lars nie jest jego dzieckiem i Agnes to potwierdzi.
Wprawdzie Johan zostawił tu siostrę, ale Anna była tak szczęśliwa z Torkildem, że już nie
potrzebowała opieki brata.
Elise zauważyła, że nie może skoncentrować się na pracy. W dodatku Samson stał się
bardzo rozmowny i wyraźnie chciał wykorzystać okazję, kiedy nie było panny Johannessen.
Elise myliła się, pisząc na maszynie, i musiała wymazywać błędy. W tych miejscach
zostawały ciemniejsze plamy, nie dało się tego uniknąć, a poza tym zabierało to mnóstwo
czasu. Była całkiem wykończona, gdy wreszcie dzień pracy się skończył.
Hugo był zmęczony i kapryśny po długim dniu zabawy, a wszystkie trudne myśli,
które kłębiły się w jej głowie, sprawiały, że czuła się rozdrażniona i zniecierpliwiona. Kiedy
wreszcie dotarli do furtki przy Hammergaten, miała największą ochotę się położyć.
Emanuel siedział za domem w ogrodzie i czytał gazetę. Mógłby przynajmniej odebrać
Jensine od sąsiadki! Pani Jonsen nie była już młoda i miała małą od wczesnego rana, to nie w
porządku tak ją wykorzystywać.
- Nie odebrałeś Jensine? Odchrząknął w odpowiedzi i czytał dalej.
Elise czuła wzbierającą irytację. Pracowała tak samo długo jak on, a mimo to sama
musiała wszystko w domu robić. Obiecał, że skopie grządki i skosi trawę, ale ani jednego, ani
drugiego nie zrobił. Albo czytał gazetę, albo przechadzał się ze Schwenckem. Skończyły się
ich wspólne spacery, odbywali je tylko po to, żeby ćwiczyła chodzenie.
Posadziła Hugo na kuchennych schodach i pośpieszyła do domu sąsiadów. Kiedy
wróciła z Jensine w wózku, Hugo siedział i płakał.
Emanuel wstał.
- Czy w tym domu nie można znaleźć chwili spokoju? Elise nie odpowiedziała,
zacisnęła usta, wzięła Hugo na ręce i zaniosła do kuchni, a Jensine zostawiła w wózku tuż
przy wejściu.
Hugo uspokoił się, gdy dostał w kubku wodę do picia i suchą kromkę chleba do żucia.
Elise tymczasem zabrała się do robienia kolacji.
Chłopcy zwykle wracali do domu coś zjeść, a potem biegli jeszcze na polanę. Elise
wyjrzała przez okno. Emanuel włożył kurtkę i wziął laskę, widocznie zamierzał wyjść, nie
czekając na kolację.
Wychyliła się przez drzwi.
- Chyba nie wyjdziesz bez jedzenia?
- Wyjdę. Boli mnie głowa i dłużej nie zniosę tego wrzasku. Spojrzała na niego i nagle
spostrzegła, że jest blady.
- Czy stało się coś złego? Zaprzeczył.
- Nie, tylko strasznie boli mnie głowa. Przepraszam cię, Elise, może powinienem ci
pomóc. - Mówiąc to, skierował się do wyjścia, nawet na nią nie spojrzał.
- Widziałeś chłopców? - zawołała za nim.
- Nie, nie pokazali się tu, odkąd jestem w domu.
- Nie wiesz, czy Kukułka znalazł swój zegarek?
Zobaczyła, że pokręcił głową, zanim zniknął za rogiem. Irytacja rosła. Może powinien
jej pomóc! Nie zniesie dłużej tego wrzasku. Po pierwsze bezwzględnie powinien jej pomóc, a
po drugie Hugo dawno już przestał płakać i dzieci zachowywały się spokojnie.
Zostawiła Hugo, żeby sam sobie wkładał kawałeczki chleba do buzi, i pobiegła do
ogrodu zdjąć pranie. Krzak porzeczek zaczynał chyba schnąć i należało go podlać. Owoce już
dawno dojrzały, ale nie pozwoliła dzieciom ich zjadać, bo zamierzała zrobić dżem. Kwiaty na
klombie przy ścianie domu również smutno zwiesiły główki. Na nic się zdały próby
nauczenia Emanuela, by pomagał jej w pracach domowych, to było poniżej jego godności,
jak się domyślała, ale z ogrodem powinien sobie poradzić. Teren nie był duży, a prace w
ogrodzie tak samo mogły należeć do obowiązków mężczyzn, jak i kobiet. Podlewanie roślin i
spulchnianie ziemi powinny być naturalnymi czynnościami dla kogoś, kto wychował się na
wsi.
Myśli Elise powędrowały ku Johanowi. On nigdy by nie siedział i nie czytał gazety w
czasie, gdy ona wypruwała sobie żyły. On by nie narzekał, że dzieci hałasują, tylko by się
nimi zajął. Spróbowałby się dowiedzieć, co Kukułka zrobił z zegarkiem, zamiast iść z kolegą
na spacer.
Dlaczego choć raz nie mogła wziąć przykładu z Hildy i po prostu pomyśleć o sobie?
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Agnes wzięła Larsa na ręce i podeszła do drzwi. - Chodź, Magnus, idziemy!
Przez cały tydzień cieszyła się na wyprawę do Tivoli i wczoraj wreszcie dostała
wypłatę. Nie zostanie zbyt wiele z tych pieniędzy na życie, ale może przecież wysłać
telegram do Johana i poprosić o więcej.
Myślała, że Magnus trochę sobie odłoży, jak zapowiadał wcześniej na wiosnę. Jego
teść był zamożnym człowiekiem i Magnus dostał w spadku po żonie kilka koron. To
niepojęte, że zdążył wszystko wydać, skoro wiedział, że ma przyjechać do Kopenhagi, gdy
Johan wróci do Norwegii. Teraz to ona musi go utrzymywać, a nie na odwrót. Wprawdzie
robił, co mógł, żeby znaleźć pracę, a kiedy coś znajdzie, na pewno będzie im łatwiej, ale
złościło ją, że musi na niego wydawać swoje pieniądze.
Poza tym wszystko przebiegało tak, jak się spodziewała. Dobrze jej było z
Magnusem. Nie był tak poważny jak Johan, nie tak porządny i nudny. Z Magnusem mogła
siedzieć do późna w nocy i rozmawiać o wszystkim i o niczym, nie wstydząc się, że wie tak
niewiele, nie martwiąc o jutrzejszy dzień. Wygłupiali się i śmiali, pili poncz i śmiali się
jeszcze bardziej. W dodatku był boski w łóżku!
Nigdy nie powinna była wychodzić za Johana. Ale skąd mogła wiedzieć, że żona
Magnusa tak szybko odejdzie? Poza tym miała ochotę na Johana, zwłaszcza że Elise chodziła
taka dumna, gdy się z nim zaręczyła. To najwspanialszy chłopak w całym Sagene, zwykła
mówić. Strasznie ją to denerwowało.
Lecz oto pojawił się Magnus, znudził się żoną i chciał się trochę zabawić. To musiało
się źle skończyć. Chwała Bogu, że Johan niczego się nie domyślił! Teraz Johan pewnie
wyjedzie do Paryża i będzie sławny. A w tym czasie ona i Magnus mogą sobie chyba
pozwolić na odrobinę przyjemności? „Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”, mawiała
zwykle jej matka.
Zeszli po schodach, odwróciła się do Magnusa i powiedziała:
- Wyciągnij wózek z komórki!
Wkrótce spacerowali w dół ulicy, ramię w ramię, nikt ich nie znał tu w mieście. Kiedy
tak szli, mówiła sobie, że jest żoną Magnusa. To, że Lars jest ich synem, to w każdym razie
prawda.
- Widzisz tam tę kobietę? - Magnus nagle zwolnił kroku.
- Co to za jedna?
- Widziałem się z nią dziś w pośredniaku. Jest Norweżką, niezła lala.
Agnes szturchnęła go w ramię.
- Przestań!
Magnus roześmiał się.
- Nic nie rozumiesz? Puściła do mnie oko. Może dzięki niej łatwiej znajdę pracę.
Agnes spojrzała na kobietę. To prawda, co mówił Magnus, była prawdziwą damą.
- No to idź i zagadaj z nią!
Magnus gwizdnął, a tamta odwróciła się. Musiała go rozpoznać, bo uśmiechnęła się
od ucha do ucha. Podeszła bliżej.
- Czy to pan Magnus Hansen? To pan dziś rano był u nas w biurze i pytał o pracę?
Magnus uśmiechnął się i przytaknął.
- Tak, zgadza się. - Potrafił ładnie mówić, jeśli chciał.
- Czy to może pańska żona? - nieznajoma podała Agnes dłoń na powitanie, a Agnes
uśmiechnęła się i skinęła głową.
Kobieta zerknęła na Larsa.
- Jakiego ślicznego ma pan synka. Skóra zdjęta z ojca - dodała i uśmiechnęła się do
Magnusa szelmowsko.
Magnus odpowiedział uśmiechem. Agnes nigdy nie widziała, by tyle się uśmiechał co
teraz. To ją złościło. Mruknęła coś, usprawiedliwiając się, że czegoś zapomniała, i pobiegła z
powrotem do domu.
Kiedy wróciła, kobiety już nie było.
Magnus zachowywał się jakoś inaczej.
- Co cię napadło? Czy nie wolno mi już pogadać z ludźmi? - rzucił rozdrażniony.
Agnes spuściła wzrok.
- Nie musiałeś z nią flirtować.
- Robię, co mi się podoba. Nie jesteś moją żoną.
Agnes nagle się przestraszyła. Po raz pierwszy się kłócili. Wsunęła rękę pod jego
ramię i uśmiechnęła się.
- Przepraszam. To się więcej nie powtórzy. Przez chwilę szli w milczeniu.
- Co ci jest? Powiedziałam przecież, że to się więcej nie powtórzy.
- To nie w porządku, Agnes. Nie możemy tak postępować. Johan myśli, że jest ojcem
Larsa, i trzeba go wyprowadzić z błędu. Wiem, co zrobimy.
Spojrzała na niego zdziwiona.
- Ta kobieta powiedziała, że jest robota do wzięcia za tamą.
- Za tamą? - Zrobiła wielkie oczy.
- Nie rozumiesz? Ameryka! Mówiła, że możemy pożyczyć pieniądze, a kiedy
będziemy na miejscu, będą na nas czekać ludzie i nas odbiorą. Ściągają wszystkich, bo kraj
jest zbyt duży dla tych, co tam mieszkają. Norwedzy zarabiają duże pieniądze, mówiła,
budują sobie wielkie domy z werandą i całą resztą.
Agnes czuła się oszołomiona i kręciło się jej w głowie od tego, co usłyszała. - Miała
jechać do Ameryki? Ona i Magnus?
- Ale co ja powiem Johanowi?
- Powiesz mu, że Lars nie jest jego synem, i każesz uporządkować papiery.
- Ale on padnie trupem.
- E tam. Prędzej mu ulży. Sama mówiłaś, że nie był zachwycony, kiedy przyjechałaś.
- Ale on tak kocha Larsa.
- Wiem, lecz nie masz wyboru. To nie w porządku, Agnes, kazać biedakowi wierzyć
w coś, co nie jest prawdą. Nie jestem wprawdzie jego dobrym kolegą, ale poznałem trochę
dobre obyczaje j uważam, że nie możemy tak robić. Poza tym chcę, żeby ludzie wiedzieli, że
Lars jest moim dzieckiem!
Agnes nie odpowiedziała. Cały wieczór w wesołym miasteczku miała zmarnowany.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Elise dreptała nerwowo wokół domu. Chłopcy jeszcze nie wrócili, a już dawno
powinni leżeć w łóżkach. Emanuel też jeszcze nie przyszedł ze spaceru, to wydawało się
równie dziwne. Myślała o tym, żeby wybrać się do któregoś z kolegów z klasy Kristiana i
wypytać, czy może coś wiadomo na temat zegarka Kukułki, ale nie mogła zostawić Hugo i
Jensine samych. Pani Jonsen nie było w domu, a innych sąsiadów jeszcze tak dobrze nie
znała.
Teraz to tylko kwestia czasu, by ojciec Kukułki udał się na policję i oskarżył
Kristiana, a tu w rodzinie nikt nic nie zrobił, by temu przeszkodzić. Złościło ją to i
przerażało. Kristian nie zasłużył na coś takiego, ale najgorsze jest to, że ta sprawa może go
napiętnować na całe życie. Elise nie sądziła, by zatrzymano chłopaka w areszcie bez żadnych
dowodów, ale wystarczy, by konstable wkroczyli do domu w pełnym umundurowaniu na
oczach wszystkich sąsiadów. Wtedy nie tylko Kristian zyska sobie złą sławę.
Dlaczego Emanuel nic nie zrobił, żeby pomóc Kristianowi? Dlaczego nie poszedł na
policję i nie próbował złożyć wyjaśnień? Emanuel mimo wszystko jest tym w ich rodzinie,
który budzi największy respekt. Po pierwsze jest mężczyzną, po drugie pochodzi z dobrej
rodziny, poza tym dobrze się prezentuje, jest uprzejmy i mówi uczonym językiem. Była
pewna, że na policji płaszczyliby się przed nim i dwa razy zastanowili, zanim by zaczęli
rozpatrywać zgłoszenie ojca Kukułki.
Rozczarował ją. Zanim się tu przeprowadzili, robił wszystko, o co go poprosiła, a
nawet więcej. Starał się, jak mógł, żeby się poprawić, a kiedy leżała w szpitalu, wiernie
odwiedzał ją co dnia. Ostatnio jednak stawał się coraz bardziej leniwy. Mimo wszystko
jeszcze całkiem niedawno leżała w łóżku bez władzy w rękach i nogach, a on już teraz zrzucił
na nią wszystkie domowe obowiązki. Musiał przecież widzieć, że jest śmiertelnie zmęczona,
i gdyby choć trochę się o nią martwił, powinien jej pomóc.
Wyszła do ogrodu i skręciła za róg domu. Hugo i Jensine spali, nic się chyba nie
stanie, gdy wyjdzie na chwilę na drogę.
Sąsiad naprzeciwko wyszedł z kosą i kosił trawę, a drugi obok podlewał grządki.
Zauważyła, że codziennie wieczorem zajmowali się ogrodem. Widziała nawet, że jeden z
nich poszedł na targ rybny i kupił świeże śledzie, a drugi pomagał żonie rozwiesić
gałgankowe chodniki, żeby wyschły. Emanuelowi nie byłoby chyba trudniej niż im. Jeżeli
rodziny nie stać na pomoc domową, a oboje małżonkowie pracują, to naturalne, że
mężczyzna też musi coś w domu robić.
Rozejrzała się w obie strony, ale nikogo nie zobaczyła. Przedtem nigdy chłopcy nie
wracali tak późno. Będzie musiała z nimi poważnie porozmawiać.
Nagle dopadł ją strach. Musiało się coś stać. Może konstable znaleźli ich na polanie i
zabrali Kristiana? Może Peder i Evert tak się przerazili, że nie byli w stanie wrócić do domu i
o tym powiedzieć?
Ale chyba dzieci nie wsadza się do więzienia? Słyszała coś o zakładach poprawczych
dla niegrzecznych chłopców. To prawie jak więzienie. Może jeszcze gorsze. Ci, którzy tam
trafili, przebywali w zamknięciu, musieli cały dzień pracować i spali w jednej wielkiej sali, z
której nie mogli wyjść. Grzeczni i zdeprawowani chłopcy obok siebie, duzi
podporządkowywali sobie słabszych, niektórzy tak się bali, że nie mogli zasnąć. Przeżyła
wstrząs, kiedy się o tych zakładach dowiedziała.
Strach wzmagał się. Kristian nie wytrzymałby w takim domu, pobyt w takich
warunkach okaleczyłby go na całe życie. Zanim zginął ojciec, Elise nieustannie martwiła się
o Kristiana. Była w nim jakaś nieustępliwość i skrytość, coś mrocznego we wzroku, co ją
przerażało. Ale kiedy przeprowadzili się do domu majstra, chłopak się zmienił. Nigdy nie
rozumiała dlaczego. Czasami myślała, że z powodu aresztowania Johana, innym razem, że
sprawiło to pojawienie się Emanuela w ich życiu. Właściwie to nie miało znaczenia, dlaczego
się zmienił, być może po prostu wyrósł z dąsów i przekory. Liczyło się tylko to, że stał się
niezwykle udanym chłopcem, opiekuńczym w stosunku do rodzeństwa i miłym dla niej i
Emanuela. Oskarżenie o kradzież mogłoby zniszczyć to, co udało mu się osiągnąć, i sprawić,
że znowu zamknie się w sobie.
Poczłapała z powrotem do domu. Sprzątnęła kilka zabawek, które Hugo dostał od
Hildy, siostra uznała, że Isac ma ich i tak za dużo. Potem wzięła konewkę i zaczęła podlewać
grządki. Czuła się tak zmęczona, że bolało ją całe ciało, ale musiała się czymś zająć, żeby
zagłuszyć strach.
Myślami powędrowała ku Johanowi. Gdyby przez resztę życia miała żyć z
Emanuelem, ciągle się na niego złoszcząc, to i tak lepiej, niż gdyby posłuchała rady Hildy.
Na dłuższą metę nie potrafiłaby tłumić irytacji i odbiłoby się to na dzieciach. Dzieciom to nie
służy, gdy wzrastają w domu, w którym codziennie wybuchają kłótnie. Mimo że Emanuel był
miły i wrażliwy, zanim się przeprowadzili na Hammergaten i dopóki leżała w szpitalu, wie-
działa, że po prostu się starał, by mógł do niej wrócić, tak samo jak się starał, żeby zrobić na
niej wrażenie przez pierwszy okres znajomości. Czy jego humory w ostatnich dniach były
oznaką, że uznał, że nie musi się już starać?
Pokręciła głową zdezorientowana. Właściwie nigdy nie rozgryzie Emanuela. Czasami
miała uczucie, że jest żoną człowieka, którego nie zna. Potrafił być niezwykle miły i
wyrozumiały, jak wtedy, kiedy rozmawiali o jej książce i wyznał, że mu zaimponowała, ale
jego negatywne nastawienie wynikało z obawy przed kłopotami. A kiedy cofnęła się myślami
do czasów, gdy służył w Armii, a matka leżała chora, robiło jej się ciepło koło serca i czuła,
że mimo wszystko go kocha.
To jego matka go zniszczyła. Może odziedziczył po niej skłonność do zmiennych
nastrojów? W takim razie nie można go za to winić.
Nie odchodzi się od mężczyzny tylko dlatego, że jest niezadowolony i nie chce
pomagać w domu. W ogóle nie odchodzi się od mężczyzny. Nie tu, w tej dzielnicy. Może
artystki i pisarki lub bogate damy, które posiadają własny majątek, ale nie zwykłe kobiety, a
już tym bardziej robotnice. Nie, musi przestać ulegać wpływom Hildy. Siostra jest
specyficzna. Jaka inna matka oddałaby swoje dziecko?
Nie może też słuchać Johana. Jest nieszczęśliwy, kocha ją i czuje się samotny po
powrocie do domu. Dopóki wierzył i miał nadzieję, że Lars jest jego synem, był
zdecydowany zostać z Agnes. Dla dobra dziecka. To nie w porządku z jego strony, że pró-
bował ją namówić, by odeszła od ojca swoich dzieci. Kiedy wyjedzie do Paryża, zajmie się
pracą, a smutek i tęsknota odejdą na drugi plan. Była tego pewna.
Boże, co powinna zrobić? W jednej chwili miała ochotę zabrać ze sobą całą gromadkę
dzieci i podążyć za Johanem na koniec świata, a w następnej wydawało się to niemożliwe.
Sumienie i poczucie obowiązku toczyło walkę z tęsknotą za Johanem, jej myśli to jeden
wielki chaos, nie wiedziała już, co jest dobre, a co złe.
Wreszcie w dole ulicy usłyszała ożywione chłopięce głosy. Znowu doskoczyła do
furtki i wybiegła na chodnik. W jej stronę szli wszyscy trzej. Rozpłakała się z radości i
pośpieszyła im na spotkanie.
- Tak się bałam! - otarła oczy brzegiem fartucha.
Peder jak zwykle odezwał się pierwszy, już pędził w jej stronę.
- Elise! Znaleźliśmy zegarek! Kukułka schował go!
- Znaleźliście? Naprawdę? - otworzyła usta ze zdumienia. - Gdzie?
- Pod jednym z krzaków. Dokładnie tam, gdzie Kukułka zostawił swoje rzeczy.
Szukaliśmy wszędzie, aż nagle Kristian podniósł gałęzie i zobaczyliśmy coś błyszczącego.
Ale wiesz co, Elise? To wcale nie jest złoty zegarek, tylko podrabiany.
- Powiedzieliście to ojcu Kukułki? Kristian zabrał głos.
- Znaleźliśmy Kukułkę w Hallpaelskroken. Zbladł, kiedy pokazaliśmy mu zegarek.
Potem się rozbeczał ze strachu, że znowu dostanie lanie. Obiecaliśmy, że nie powiemy nic
jego ojcu, jeżeli przyrzeknie, że nigdy więcej czegoś podobnego nie zrobi. Miał pójść do ojca
i powiedzieć, że sam znalazł zegarek.
Elise stała bez słowa i przyglądała się chłopcom. Była z nich tak dumna, że aż
rozpierało jej piersi.
- Jesteście najmądrzejszymi, najdzielniejszymi i najbardziej uczciwymi chłopcami,
jakich znam. Zasłużyliście na prawdziwą nagrodę. Chodźcie!
Podążyli za nią zaciekawieni i ożywieni. W domu Elise wyjęła stare blaszane
pudełko, które towarzyszyło jej od czasów, kiedy jeszcze mieszkali w Andersengarden,
otworzyła zardzewiałe wieczko i wręczyła każdemu z chłopców po pięćdziesiąt ore.
Wszyscy trzej otworzyli szeroko oczy ze zdumienia.
- Naprawdę cię na to stać, Elise? - spytał Kristian z powagą. Elise uśmiechnęła się.
Zastanowiła się, ile razy słyszała to pytanie.
- Tak, stać mnie na to. Naprawdę zasłużyliście. Jestem z was dumna. Odchodziłam od
zmysłów, zanim was zobaczyłam. Teraz czuję, jak gdyby wszystkie czarne chmury gdzieś
odpłynęły.
Spojrzeli na nią dziwnym wzrokiem, potem uśmiechnęli się niepewnie i popędzili do
łóżek.
Elise wpatrywała się w okno. Jak mogła przedkładać własne szczęście ponad
szczęście chłopców? Najważniejsze jest to, co jest dla nich najlepsze.
Chłopcy sami rozwiązali sprawę, to nieźle. Emanuel będzie się miał z pyszna, kiedy
wróci do domu i się dowie. Było wiele takich rzeczy, których powinien się wstydzić.
Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Z pewnością wiele matek przeżywa to
samo co ona, zaharowują się na śmierć, żeby zapewnić jak najlepsze warunki swojej niemałej
gromadce dzieci, a mąż umywa ręce i całą odpowiedzialność zrzuca na żonę. Najgorzej
oczywiście mają te kobiety, których mąż przepija całą wypłatę, ale dotyczy to również
innych, zwłaszcza tych, które są zmuszone chwytać się każdej pracy, żeby dorobić parę
koron. Może powinna o tym napisać? Wymyślić jakąś rodzinę, w której matka pracuje po
dwanaście godzin w fabryce albo po dziesięć w kantorze, a potem śmiertelnie zmęczona
wraca do domu, żeby zacząć swą pracę numer dwa: sprzątanie, pranie pieluch, odrabianie z
dziećmi lekcji, gotowanie, łatanie spodni i cerowanie pończoch. A mąż w tym czasie czyta
gazetę. Takie opowiadanie z pewnością wywoła oburzenie wśród mężczyzn, ale nie wśród
kobiet. I na pewno nie będzie odpychające jak historia o Othilie.
Zaaferowana wyjęła papier i ołówek i od razu zaczęła pisać. Zmęczenie jakby gdzieś
odpłynęło, radość z powodu rozwiązania sprawy z zegarkiem dodała jej nowych sił.
Zapisała kilka stron, kiedy usłyszała; że Emanuel otwiera kuchenne drzwi. Jeszcze się
z nim nie rozmówiła, ale zdążyła się uspokoić i była gotowa przedyskutować kwestię
podziału obowiązków w przyjazny, ale stanowczy sposób.
Emanuel uprzedził ją.
- Przepraszam, Elise. Wiem, że powinienem był ci pomóc, ale miałem potworny ból
głowy.
Podniosła wzrok na jego twarz, która zdradzała, że naprawdę mu przykro.
- Myślałam, że moglibyśmy uzgodnić podział prac domowych.
Spojrzał na nią, wyraźnie zdumiony.
- Podział prac?
- Tak. Dopóki nie stać nas na pomoc domową, jaką mają inni należący do klasy
średniej, i dopóki będę musiała pracować na cały etat, musimy podzielić obowiązki.
Roześmiał się dziwnym, cichym śmiechem.
- Żartujesz?
- Nie, mówię jak najbardziej poważnie. Nie uda mi się pogodzić pracy w kantorze z
odbieraniem Hugo i Jensine, robieniem zakupów, gotowaniem, pomaganiem chłopcom w
lekcjach, a do tego podlewaniem ogrodu, pieleniem grządek i koszeniem trawy. Poza tym
muszę jeszcze utrzymywać w porządku ubrania chłopców: łatać, cerować i prać, no i
prasować i krochmalić twoje koszule. Nie mogę zajmować się tym wszystkim sama.
Proponuję, żebyś dbał o ogród, pilnował, by nie zabrakło węgla, drewna na opał i parafiny do
lamp, przynosił drewno i wodę, a także pomagał chłopcom w lekcjach i przyprowadzał Jensi-
ne zaraz po powrocie z kantoru. Musisz jeszcze kłaść do łóżek Hugo i Jensine, tak bym ja
mogła w tym czasie zająć się całą resztą.
Przyglądał się jej, jakby była rzadkim zwierzęciem.
- Z kim rozmawiałaś?
- O co ci chodzi?
- Ktoś musiał cię zbuntować. Poza tym co tam piszesz?
- Zaczęłam nowe opowiadanie. Skoro mi się udało wydać pierwszą książkę, nie mogę
na tym poprzestać.
Widziała, że mu się to nie podoba, ale nie miał odwagi nic powiedzieć. Widocznie
poznał po jej twarzy, że mówi poważnie i nie jest w nastroju, aby uznać jakikolwiek
sprzeciw.
- O czym będzie ta historia? - Wolał pewnie porozmawiać o czymś innym niż podział
obowiązków.
- O rodzinie. - Elise nie chciała zdradzać więcej. - Chłopcy znaleźli zegarek Kukułki.
Łobuz schował go pod krzakiem tuż obok miejsca, gdzie się rozbierał, żeby iść grać w piłkę.
Emanuel zdenerwował się.
- Co za drań! Mam nadzieję, że ojciec porządnie się z nim rozprawi!
- Tym razem mu się upiecze. Chłopcy obiecali, że nic nie powiedzą, pod warunkiem
że im przyrzeknie, że nigdy więcej czegoś podobnego nie zrobi.
Emanuel uniósł brew.
- Dlaczego, do diaska, zgodzili się go oszczędzić?
- Płakał i błagał ich, bo widocznie panicznie boi się ojca. Dobrze go rozumiem.
Myślę, że Kristian zachował się wspaniałomyślnie, wybaczając mu. Jestem z niego dumna.
Emanuel nie odezwał się. Nawet jeśli się nie zgadzał, nie okazał tego. Jako były
kapitan Armii Zbawienia nie powinien myśleć inaczej. Powoli odwrócił się.
- Jestem zmęczony, pójdę się położyć.
- Spotkałeś się ze Schwenckem? Skinął głową.
- Przespacerowaliśmy się trochę, a potem poszedłem z nim do jego sklepu, żeby mi
dał coś na ból głowy.
- Go to właściwie za sklep?
- Z artykułami żelaznymi.
- Duży? To znaczy czy dobrze prosperuje? Zastanawialiśmy się kiedyś, skąd
Schwencke i jego narzeczona mają tyle pieniędzy.
- Myślę, że nieźle im idzie. Co prawda nie widziałem tam zbyt wielu klientów, ale
najwyraźniej dobrze zarabiają. - Wciągnął głęboko powietrze. - Może ja też powinienem
zacząć jako drobny sprzedawca, a potem stopniowo rozwijać działalność. W zakładach
Myren jeszcze przez wiele lat nie awansuję.
Elise spojrzała na niego. Był taki pewien, że lepiej się poczuje, gdy tylko się tu
przeprowadzą, lecz domyślała się, że cierpiał z powodu braku pieniędzy. Zresztą nie tylko
dlatego. Męczył go nieustanny ruch i wrzawa dookoła. Najbardziej chciałby zamieszkać
tylko z nią, bez dzieci, ale powinien wiedzieć, że to niemożliwe.
Niechętnie się podniosła. Ona też powinna się już położyć, by mogli znowu się
pogodzić. Wzięła dwie zapisane strony i schowała je pod pluszowym obrusem w salonie.
Następnie poszła uprzątnąć największy bałagan.
Emanuel leżał już w łóżku, kiedy weszła na górę.
Wolałaby uniknąć zbliżenia, szczególnie dzisiaj, kiedy świeżo w pamięci miała
spotkanie z Johanem, ale Emanuel zawsze się złościł, gdy z rzadka wynajdywała jakąś
wymówkę.
Wśliznęła się do łóżka i czekała, aż się do niej odwróci, ale nic takiego się nie stało.
Na moment wstrzymała oddech. Nie ma ochoty?
Emanuel leżał całkiem nieruchomo.
Wreszcie odetchnęła z ulgą. Pewnie nadal tak bardzo go boli głowa, że nie jest w
stanie.
- Dobranoc, Emanuelu - rzekła tak łagodnie, jak tylko mogła.
- Dobranoc, Elise. - W jego głosie nie było ani urazy, ani złości.
Następnie odwrócił się do niej plecami i po chwili, jak się domyśliła, zasnął.
Sama nie mogła zapaść w sen. Rozmyślała o tym, co powinna odpowiedzieć
Johanowi. Chyba nie do końca przemyślał to, o co ją prosił. Nawet jeśli dostanie stypendium,
to na pewno nie będzie tak wysokie, by mógł ich wszystkich utrzymać. Czyżby zapomniał, że
miała pięcioro dzieci? Pewnie spytał pod wpływem silnej tęsknoty. Pięcioro dzieci, a żadne z
nich nie jest jego. Nie, na pewno dobrze się nie zastanowił.
Wiedziała, że nie mogłaby wyjechać. Nie miałaby serca zostawić Emanuela samego,
zresztą mimo wszystko był ojcem Jensine. Kiedy ogarniało ją oburzenie, irytacja i złość, bez
wątpienia myśli o wyjeździe mogłyby jej przyjść do głowy. Ale kiedy Emanuel wracał
skruszony, tak jak dziś wieczorem, gdy prosił o wybaczenie, że jej nie pomógł, przypominał
jej tego Emanuela, w którym się kiedyś zakochała, i wtedy taki pomysł wydawał się zdradą.
Westchnęła ciężko. Chyba jednak nie jest jej dane, by wróciła do Johana. Będzie
musiała mu wytłumaczyć swój punkt widzenia i postarać się, by zrozumiał, że to niemożliwe.
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Znowu zaczęła się szkoła. Chłopcy podjęli naukę w tej samej szkole w Sagene, piąta
klasa dostała nowego wychowawcę.
Peder i Evert wrócili tego dnia do domu szczęśliwi i zadowoleni, nowy nauczyciel
okazał się o wiele mniej surowy niż poprzedni, nie był nawet tak wymagający jak Reidar,
opowiadał Peder.
Elise uśmiechnęła się do Hildy.
- Tak się cieszę, że nadal mogą do ciebie przychodzić po lekcjach. Dzięki temu
oszczędzają tyle czasu i energii.
- To żaden kłopot, przecież to również moi bracia. Skoro pracują w pobliżu,
wiadomo, że przedtem dostaną u mnie coś do jedzenia. Wiesz, że mnie na to stać.
Elise nie wiedziała, na co Hildę jest stać, nigdy nie padły żadne liczby, ale
zorientowała się, że Hildzie wiedzie się lepiej niż kiedykolwiek.
- Dałaś Johanowi odpowiedź? Pokręciła głową.
- Nie widziałam go od tamtej pory.
- Myślałam, że czeka, aż ty się do niego odezwiesz.
- Najpierw on musi się upewnić, że Lars rzeczywiście nie jest jego synem.
Hilda prychnęła.
- Agnes na pewno nie będzie chciała się do tego przyznać. Nie wypuści z rąk
obiecujących zarobków Johana, na które liczy, gdyby w przyszłości zdobył sławę.
Elise nie odpowiedziała, sama też o tym pomyślała.
- A poza tym co słychać? Czy Emanuel jest ostatnio dla ciebie miły?
- Nie podoba mu się, że znowu zaczęłam pisać. Jednak tym razem nie będę opowiadać
o ulicznicach i samobójstwach. Piszę o całkiem zwyczajnej rodzinie. Nie bogatej, ale również
nie najbiedniejszej. Ojciec jest słabo zarabiającym kancelistą, a matka również pracuje w
kantorze.
- Są więc łatwo rozpoznawalni - zażartowała Hilda. Elise puściła mimo uszu jej
uwagę.
- Chciałabym opisać zwykły dzień kobiety pracującej poza domem, żony i matki. To
niesprawiedliwe, że moja bohaterka musi wykonywać całą domową robotę, skoro pracuje
tyle samo godzin i dostaje taką samą pensję jak jej mąż.
- A kto mówi, że ojciec nie musi w domu nic robić? W rodzinach robotniczych, które
znam, mężczyzna również robi to i owo.
Elise spojrzała na siostrę zdumiona.
- Na przykład kto?
Hilda wzruszyła ramionami.
- Różni. Myślę, że większość z nich.
Elise trudno było jakoś w to uwierzyć. Hilda powiedziała tak, ponieważ domyślała
się, że Elise jest zła na Emanuela i ponieważ chciała zasiać niezgodę między siostrą i jej
mężem.
- Co zamierzasz zrobić z tą historią, którą piszesz?
- Wysłać ją do „Husmoderen” lub „Norweskiego Magazynu Rodzinnego”. Anna
pożyczyła „Husmoderen” od żony nowego pastora i przepisała dla mnie pewien artykuł. Ma
zapytać, czy mogłabym potem pożyczyć ten numer. W tym czasopiśmie jest sporo recenzji
książkowych, a poza tym pojawiają się artykuły o różnych znanych kobietach i mężczyznach,
o pracujących dzieciach, o prawie kobiet do głosowania, emancypacji kobiet i pomocy
społecznej. Niektórzy twierdzą, że „Kasa Zapomogowa dla Biednych” powinna zmienić swą
nazwę na „Społeczna Kasa Zapomogowa”. Niektórzy z tych, którzy dostają stamtąd
pieniądze, są już tak uodpornieni, że niczym się nie przejmują, ale są i tacy, którzy wstydzą
się tam zwrócić o pomoc, trzymają się z daleka i chwytają wszelkich innych metod zdobycia
pieniędzy, na przykład prostytucji.
- Czy „Husmoderen” nie jest przeznaczona tylko dla burżuazji?
- Nie ma żadnych czasopism ani gazet dla kobiet takich jak my. W tej samej chwili
rozległo się pukanie do drzwi. Na zewnątrz stał Johan.
Hilda zdjęła szal z gwoździa na ścianie i ruszyła do wyjścia.
- Muszę załatwić pewną sprawę. Myślę, że dzieci nie będą wam przeszkadzać,
dopiero co usnęły.
Johan odprowadził ją zdumionym wzrokiem, potem spojrzał pytająco na Elise.
- Co miała na myśli, mówiąc, że dzieci nie będą nam przeszkadzać?
Elise zaczerwieniła się i uśmiechnęła zawstydzona.
- Uważa, że chcielibyśmy zostać sami.
- Czy to dlatego wyszła? Elise skinęła głową.
- Tak sądzę.
- Czy to znaczy, że Hilda trzyma moją stronę? - spytał wesoło, ale zaraz spoważniał. -
Przyszedłem prosić o wybaczenie, Elise. To nie było w porządku, że starałem się ciebie
namówić do wyjazdu. Trudno byłoby wyjechać z całą piątką, a wiem, że nigdy nie mogłabyś
opuścić żadnego z dzieci. Nie sądzę, byś miała też sumienie odejść od Emanuela, mimo że
uważam, że na ciebie nie zasługuje.
Spojrzała na Johana. Chociaż przygotowała się, że powie mniej więcej to samo,
przykro było usłyszeć to z jego ust.
- Tak, to byłoby niemożliwe. Dużo o tym myślałam. W jednej chwili kusiło mnie,
żeby powiedzieć „tak”, a w następnej czułam, że to się nie uda. Taka już jestem. Nie potrafię
uciec od swojej odpowiedzialności. Uśmiechnął się smutno.
- Powinienem był o tym wiedzieć. W głębi duszy zdawałem sobie z tego sprawę, ale
nie chciałem spojrzeć prawdzie w oczy. Mimo że my, ludzie, jesteśmy całkiem podobni, to
jednak bardzo się różnimy. Niektórzy nie mają żadnych skrupułów. - Na jego twarzy pojawił
się cień goryczy.
- Miałeś jakieś wieści od Agnes?
- Tak. Zamierzałem wysłać do niej telegram i zażądać uczciwej odpowiedzi, ale mnie
uprzedziła. List był pełen zarzutów. Okazuje się, że to moja wina, że szukała pociechy w
ramionach Magnusa; gdybym nie był taki skąpy, nigdy by do tego nie doszło. Tęskniła za
życiem i zabawą, pisała. Siedzenie w domu jej nie odpowiadało. Magnus jest w Kopenhadze
i próbuje znaleźć pracę, ale bezskutecznie. Zastanawiają się, czy nie wyemigrować do
Ameryki.
Elise spojrzała na Johana przestraszona.
- Chcą wyemigrować do Ameryki? Z Larsem? Zauważyła, że zagryzł zęby. To musiał
być dla niego wstrząs.
Jeszcze niedawno uważał, że jest ojcem, a teraz chłopczyk zniknie z jego życia.
Zdenerwowała się.
- Nie może ci tego zrobić!
- Czy jest coś, czego Agnes nie może mi zrobić? - spytał zrezygnowany.
Przykro było patrzeć, jak cierpi. Jednocześnie Elise zdała sobie sprawę, że rozważała,
czy nie postąpić podobnie jak Agnes: zabrać Jensine i zniknąć z życia Emanuela. To
oczywiście nie to samo, Johan nie dopuścił się zdrady wobec Agnes, w każdym razie inaczej
niż w myślach. Poza tym Emanuel nie był tak mocno związany z córką jak Johan ze swym
synem. Nie tak dawno temu Elise doszła do wniosku, że Emanuel wolałby mieć ją tylko dla
siebie, bez dzieci. Johan natomiast szczerze kochał Larsa.
- Myślisz, że to zaplanowali? Mam na myśli to, że Agnes zostanie w Kopenhadze,
gdy ty wyjedziesz?
Skinął głową.
- Na to wygląda. - Uśmiechnął się krzywo. - Mówiła, że szkoda jej rzucić pracę w
sklepie, skoro wreszcie ją znalazła. Poza tym nie było mi łatwo utrzymać żonę i dziecko, gdy
nie miałem żadnych dochodów. A ja, głupi dureń, wierzyłem każdemu jej słowu i sądziłem,
że robi to wszystko z troski o nas.
Serce Elise krwawiło z powodu Johana. Jak ona by to przeżyła, gdyby Emanuel zabrał
Jensine i wyjechał do Ameryki? Ta myśl wydawała się nie do zniesienia.
- Tak mi przykro, Johan.
Uśmiechnął się, lecz uśmiech pozostał tylko na ustach, nie dosięgną! oczu.
- Czy to nie ironia losu? Próbowałem cię przekonać, żebyś zostawiła Emanuela,
zabrała jego dziecko i związała się ze mną.
- To nie to samo. Zachowywałeś się wobec Agnes uczciwie. Poza tym nie sądzę, by
Agnes łączyło z Magnusem głębsze uczucie.
- Nie wiadomo.
- Prawda, tego nie wiemy, ale to po prostu do niej niepodobne. Agnes nigdy nie
potrafiła być z jednym mężczyzną. Najgorsze jest jednak to, że wystrychnęła cię na dudka i
kazała ci wierzyć, że dziecko jest twoje, tylko po to, by mogła być na twoim utrzymaniu.
- Wyobrażała sobie, że będę bogaty i sławny, i chciała z tego bogactwa korzystać, ale
wkrótce zrozumiała, że będzie musiała jakiś czas poczekać. A czekanie wydało się jej zbyt
nudne - rzekł z sarkazmem.
Elise podeszła do kuchni. Hilda rozpaliła w piecu, kiedy przyszła, i nastawiła czajnik
z kawą. Kawa była dziś równie mocna, siostra nie oszczędzała. Elise napełniła jedną z
nowych filiżanek, które Hilda sobie kupiła, i postawiła na stole.
- Napij się trochę kawy, to pomaga. Johan usiadł ciężko na kuchennym stołku.
- Czy dzieci śpią?
- Tak, zasypiają właśnie wtedy, kiedy mam przerwę obiadową. Z jednej strony
uważam, że to szkoda, z drugiej jednak często przychodzę tak zmęczona, że marzę tylko o
tym, by posiedzieć w spokoju.
- Czy chłopcy przychodzą tu po lekcjach?
- Tak, mogą tu przyjść i coś zjeść przed pracą. Bardzo się z tego cieszę.
- A jak tam Peder?
Domyśliła się, że Johan po prostu wolał rozmawiać o czymś innym.
- Myślę, że w szkole idzie mu trochę lepiej. Jeszcze nie widziałam się z nowym
nauczycielem, ale chłopcy go lubią. Chyba do tej pory nie zauważył, że Peder ma takie
trudności z czytaniem, ale mam nadzieję, że będzie bardziej wyrozumiały niż poprzedni.
- Wydaje mi się, że mówiłaś, że Peder się poprawił. Skinęła głową.
- Codziennie ćwiczy. Sam na to wpadł. Zauważyłam, że ma kłopoty z odróżnieniem
liter zwróconych w prawo, jak na przykład „b”, od zwróconych w lewo, jak „d”. Poza tym
nie może zapamiętać, co to jest „prawo”, a co „lewo”. Uważam, że istnieje związek między
jednym a drugim. I Peder ćwiczy właśnie rozpoznawanie stron.
- A twoja matka nadal mało się wami interesuje? - w głosie Johana brzmiała nuta
krytyki.
- Rozumiem, że wszyscy się dziwią, mnie też to oburzało. Może to się teraz zmieni,
kiedy straciła dziecko. Pewnie w dużym stopniu jest temu winien Asbjorn. Wyraźnie daje do
zrozumienia, że nie chce mieć z nami zbyt wiele wspólnego.
Johan pokiwał głową.
- Czy to nie dziwne, jak my, ludzie, komplikujemy sobie życie?
Elise usiadła i upiła łyk kawy. Nagle wydało jej się, jakby cała kuchnia wypełniła się
Johanem.
- Opowiedz mi trochę o swojej pracy. Czy ostatnio wyrzeźbiłeś coś nowego? - spytała
szybko, dziwnie zaniepokojona.
- Pracuję nad ludzką głową, ale nie jestem zadowolony. Trudno wydobyć uczucia w
wyrazie twarzy.
- To brzmi niezwykle. Pokręcił głową.
- Ciężko haruję, ale właśnie tego chcę. Teraz, kiedy wreszcie znalazłem pracę, która
mi się podoba, nie chcę się poddać, choć czasami czuję, jakbym bił głową w mur. Ona coś
we mnie porusza. - Uśmiechnął się zakłopotany.
Elise odstawiła filiżankę i położyła dłoń na jego dłoni.
- Pamiętajmy o tym, co sobie kiedyś powiedzieliśmy: że bez względu na to, co się
stanie, mamy siebie. Nasza miłość nie umrze, nawet jeśli będziemy musieli się na jakiś czas
rozstać. Tego, co wspólnie przeżyliśmy, nikt nie może nam zabrać. Ani tego, co do siebie
czujemy.
- Jesteś dzielna, Elise. Pokręciła głową.
- Nie, niestety nie jestem, ale dziś to ty jesteś w trudniejszym położeniu i
najważniejsze jest dla mnie to, bym potrafiła ci pomóc. Doszliśmy do tego samego wniosku:
nie mogę zostawić dzieci. Cieszę się, że widzimy to podobnie, byłoby mi przykro, gdybyśmy
nie byli zgodni.
Skinął głową.
- Masz rację, Elise.
Na chwilę zapanowało między nimi milczenie, Johan nie odrywał oczu od Elise.
Wziął jej rękę i mocno uścisnął.
- Nie poddawajmy się, Elise! Potraktujmy obecną sytuację jako przymusowe
rozstanie, które jednak nie .będzie trwać wiecznie.
- Właśnie tak na to patrzę. Nie uważam, że żegnamy się na dobre. Tego bym nie
zniosła. Mówię sobie, że wyjeżdżasz, żeby się rozwijać, wykorzystać swoje zdolności, stać
się kimś. Kiedy cię nie będzie, będę żyć marzeniami, że kiedyś znowu się spotkamy.
- Nie wiadomo, czy dostanę stypendium.
- Wierzę, że dostaniesz. Może zresztą lepiej, że wyjedziesz. Gdybyśmy mieszkali w
tym samym mieście, trudniej by nam było oprzeć się pokusie.
Jeszcze mocniej uścisnął jej rękę.
- Ach, Elise. Nie wiem, jak to zniosę. Strata Larsa to dla mnie potworny cios, ale
jeszcze gorzej jest stracić ciebie.
- Nie stracisz mnie. Nigdy!
- Czy mogłabyś na chwilę usiąść mi na kolana? Tak jak to robiłaś kiedyś?
Wiedziała, że nie powinna, że to niebezpieczne, ale nie mogła się oprzeć. Skuliła się
w jego objęciach i przylgnęła do jego silnej, ciepłej piersi.
- Pachniesz fajką, słońcem i mężczyzną. Pamiętam, że kochałam ten zapach.
Roześmiał się, pochylając twarz nad jej głową, i pocałował jej włosy.
- A ty pachniesz Elise.
- To znaczy jak?
- Latem, ciepłym mchem, nagą skórą i miękkimi ustami. Uśmiechnęła się.
- Pamiętasz? Ten dzień w Grefsenskogen?
- Myślisz, że mógłbym kiedykolwiek zapomnieć?
- Byliśmy tacy niewinni. Zawstydzeni. A jednocześnie nasze ciała płonęły, a serce
biło jak szalone.
- Potężnie biło.
Skinęła na jego piersi, uśmiechając się.
- Myślę, że nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak wtedy.
- Ja też nie. Pamiętam, że siedziałem w więzieniu w Akershus, wyglądałem przez
okno i wracałem w marzeniach do tych chwil. Być może wtedy na dobre sobie
uświadomiłem, jak bardzo byłem szczęśliwy, ile dla mnie znaczysz.
- To Lort - Anders zniszczył nasze życie.
- I strażnik w więzieniu. Ich dwóch.
- Dlaczego to zrobili?
- Lort - Anders z zazdrości i zemsty, ponieważ uważał, że to przez ciebie nas złapano.
- Ale strażnik w więzieniu mnie nie znał.
- Lecz należał do ludzi, którzy wykorzystają każdą okazję, żeby zaszkodzić innym.
Może to też wynika z zazdrości. Zorientował się, że mam zdolności do rzeźby w kamieniu.
- Tak się cieszę, że otrzymałeś szansę, by wspiąć się wyżej. Nie tak wielu tu nad rzeką
może na to liczyć.
- Tak. Miałem szczęście.
- To nie tylko kwestia szczęścia. Gdybyś nie miał zdolności, nie zaszedłbyś tak
daleko.
- Ale za to nie mam szczęścia w miłości. Podniosła głowę i zerknęła na niego.
- Nie masz? Roześmiał się.
- Przepraszam. Chciałem powiedzieć, że nie mam szczęścia, bo nie mogę mieć tej,
którą kocham. Lecz w głębi duszy jestem przeświadczony, że mam to szczęście kochać z
wzajemnością.
Ostrożnie ujął ją pod brodę i uniósł wyżej jej twarz.
Poczuła jego wargi na swoich i zamknęła oczy. Kiedy jego język dotknął jej języka,
całe jej ciało ogarnęła tęsknota. Objęła Johana za szyję, mocniej do niego przywarła i z
oddaniem odwzajemniła jego pocałunek. Całował początkowo ostrożnie, potem coraz
goręcej. Poczuła, jak jego duża dłoń zamyka się na jej piersi, następnie pożądliwie
prześlizguje się po jej ciele. Podciągnął kubrak i pieścił jej nagą skórę.
Zakręciło jej się w głowie. Nigdy nie czuła tak silnego pożądania jak teraz.
Ostrzegawczy wewnętrzny głos próbował protestować, ale jakby zamknęła uszy, nie chciała
słuchać.
- Elise - szepnął ochryple. - Pozwól mi! Tylko ten jeden raz!
Skinęła głową, przerażona własną decyzją. Jak mogła osądzać Emanuela, skoro sama
zamierza zrobić to samo?
- Pomóż mi, Johan! - błagała przy jego szyi. - Nie jestem w stanie powiedzieć „nie”.
Wziął ją na ręce i zaniósł do salonu. Tam położył ją na nowym szezlongu Hildy,
pochylił się i całował, tak że obojgu zabrakło tchu. Potem podciągnął jej spódnicę.
W tej samej chwili usłyszeli, że coś stuknęło, i z pokoiku dobiegł ich przeraźliwy
płacz.
Elise poderwała się i ogarnęła.
- Coś się musiało stać - rzekła przerażona, z trudem łapiąc oddech.
Oboje pobiegli do kuchni, a następnie do pokoiku. Hugo spadł z łóżka i leżał na
podłodze, żałośnie płacząc. Elise wzięła go na ręce i czule przytuliła.
- Już dobrze, Hugo, zaraz ci przejdzie. - Podmuchała główkę dziecka; zauważyła
mocne zaczerwienienie na jego czole, pewnie będzie miał wielkiego guza.
Johan pogładził chłopca po rudych lokach.
- Cześć, ale z ciebie wyrósł ładny brzdąc.
Hugo zamilkł i spojrzał na gościa zdziwiony, a po jego policzkach stoczyły się
wielkie łzy.
- Zmienił się. Włosy mu pociemniały i już nie jest tak podobny do swego
pierwowzoru.
Elise zwróciła uwagę, że użył określenia „pierwowzór”, a nie „ojciec”. Tak lepiej.
- Pan - odezwał się Hugo i uśmiechnął przez łzy. Elise rozpogodziła się.
- Lubi cię.
- Tego by tylko brakowało, żeby nie lubił, to przecież twój syn - rzekł wesoło, ale
Elise zauważyła, że jest zakłopotany. Gdyby Hugo nie spadł z łóżka, prawdopodobnie nie
zdołaliby się w porę powstrzymać.
I co z tego? Emanuel to zrobił, Agnes też, dlaczego ona i Johan nie mieliby sobie
pozwolić?
W tym samym momencie uświadomiła sobie, że to wcale nie takie proste. Gdyby do
tego doszło, prawdopodobnie jeszcze trudniej byłoby się im rozstać. Mogłaby zajść w ciążę,
nie wiedząc, czy Emanuel, czy Johan jest ojcem, poza tym istniało niebezpieczeństwo, że i
Johana, i ją dręczyłyby potem wyrzuty sumienia. On zmagałby się z poczuciem winy,
ponieważ poprowadził ją ku czemuś, co bardzo utrudniłoby jej życie, a ona nie mogłaby chy-
ba spojrzeć Emanuelowi w oczy.
Jednocześnie miała dziwne uczucie, że zostali oszukani. Było tak cudownie, tak
naturalnie, i była gotowa. Może to jeszcze mocniej związałoby ich ze sobą?
- O czym myślisz? - spytał czule. Uśmiechnęła się speszona.
- A jak sądzisz?
- Chyba o tym samym co ja. Gdyby Hugo nie spadł z łóżka... Skinęła głową, nie
patrząc mu w oczy.
- Czujesz ulgę, że to nam przeszkodziło?
- I tak, i nie.
- Wydawało mi się, że powiesz „nie”. - Uśmiechnął się, lecz w jego spojrzeniu było
coś smutnego. - Nie musisz odpowiadać, Elise - dodał szybko. - Sądzę, że wiem, o czym
myślisz. Pragnęłaś tego samego co ja i prawdopodobnie by nam się udało, gdyby nie upadek
Hugo, ale potem byłoby ci trudno. Jesteś zbyt uczciwa i nie umiałabyś się zachowywać
naturalnie. Stopniowo Emanuel wydobyłby z ciebie prawdę. Poza tym zastanawiasz się nad
tym, że tyle mamy do zarzucenia Agnes, jak zatem moglibyśmy postąpić tak jak ona?
Elise przytaknęła.
- Nie znam nikogo, kto umiałby tak dobrze czytać w cudzych myślach jak ty.
- Nie w cudzych, lecz twoich. Ponownie przytaknęła.
- Nikt inny nie rozumie mnie tak jak ty.
- To dlatego, że cię kocham.
- Pan dobly - odezwał się nagle Hugo i wyciągnął do Johana rączki.
Johan wziął go na ręce i uśmiechnął się.
- Nie wiem, czy jestem dobry, ale bardzo kocham twoją mamę.
- Mama dobla - dodał Hugo. Oboje roześmiali się.
W tej samej chwili Elise zauważyła, że Isac siedzi cichutko i im się przygląda. Szybko
podeszła do niego i wzięła go na ręce.
- Nie chcieliśmy o tobie zapomnieć, Isac, ale Hugo spadł z łóżka, rozumiesz, i płakał -
rzekła i posadziła chłopca na podłodze.
- Hugo boli - rzekł Isac i pokazał na główkę Hugo. Trzasnęły zewnętrzne drzwi i w
kuchni rozległy się lekkie kroki. Hilda szybko wróciła, pomyślała Elise i uświadomiła sobie
przerażona, co by się mogło stać, gdyby Hugo nie spadł z łóżka. Musiało być już późno, nie
zauważyli upływu czasu. Wymienili z Johanem spojrzenia.
- Chyba Hilda przyszła. - Uśmiechnął się i spojrzał na Elise zaczepnie.
- Nie miałam pojęcia, że już tak późno.
- Kiedy jest ci dobrze, czas szybko mija, a kiedy ci źle, jakby stał w miejscu. Nie
zwróciłaś na to uwagi, kiedy leżałaś w szpitalu?
- A zgadnij! Zegar ani drgnął.
- A teraz gna jak szalony.
Skinęła głową i popatrzyła Johanowi w oczy. Ich spojrzenia płonęły.
Hilda zapukała do pokoiku i otworzyła drzwi.
- Tu jesteście? - Patrzyła zdumiona to na jedno, to na drugie.
- Hugo spadł z łóżka.
- Co za pech. - Starała się zachować powagę, ale Elise była pewna, że śmieje się w
duchu.
Hilda nie wiedziała, że Elise i Johan właśnie postanowili się rozstać i że to ich
godzina pożegnania. Na pewno myślała sobie, że będą chcieli się spotykać w domu majstra,
dopóki Johan pozostanie w mieście. Elise nie wątpiła, że z radością udostępniłaby swój dom,
żeby tylko mogli być sami.
Elise wzięła Hugo od Johana i posadziła obok Isaca.
- Muszę już iść, mój synku. Pobaw się teraz z Isakiem. Po chwili obaj malcy byli już
w drodze do kuchni.
- Która godzina, Hildo?
- Za pięć wpół do czwartej. Elise zamarła.
- Zostało mi tylko pięć minut do końca przerwy! Johan zatrzymał się w kuchni.
- Poczekam tu chwilę. Nie powinniśmy wychodzić razem.
- Słusznie - przyznała Hilda. - Nie musimy ogłaszać całemu światu, że Elise Lovlien i
Johan Thoresen znowu są razem.
Elise i Johan spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się smutno.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
- Jak to się stało, że Hugo ma guza na czole? - Emanuel spojrzał na nią, jak gdyby to
ona zrobiła.
- Spadł z łóżka, kiedy on i Isac spali przed obiadem.
- Czy Hilda ich nie pilnuje?
- Wyszła wtedy załatwić jakąś sprawę.
- Wyszła właśnie w tym czasie, gdy ty miałaś przerwę obiadową? Myślałem, że zrobi
ci coś do jedzenia.
- Jeśli nie pójdzie, kiedy ja tam jestem, to musi potem brać ze sobą obu chłopców.
- Nie miałaby daleko, a Hugo i Isac tylko by na tym skorzystali, gdyby się trochę
przeszli. Jak to się stało?
Dlaczego jest tak dociekliwy?
- Usłyszałam, że Hugo płacze, i pobiegłam do pokoiku. Zobaczyłam go na podłodze.
Emanuel chrząknął niezadowolony, ale więcej nie pytał.
Bała się dzisiejszej nocy. Jeśli Emanuel zechce się z nią kochać, będzie musiała
wymyślić jakąś skuteczną wymówkę. Nie mogła tego zrobić z Emanuelem, skoro o mało co
nie oddała się Johanowi. Nie mogła pozwolić, by mąż ją całował, dopóki czuła jeszcze dotyk
warg Johana na swoich. Nie mogła ryzykować, że przesuwając usta po jej piersiach, poczuje
smak „fajki, słońca i mężczyzny”, poza tym nie będzie w stanie go do siebie dopuścić w taki
dzień jak dziś. Chciała marzyć o Johanie, przeżyć w wyobraźni to, czego nie udało im się
doświadczyć w rzeczywistości.
Ociągała się z pójściem do łóżka. Hugo i Jensine spali już od kilku godzin, chłopcy
też dawno się położyli. Emanuel siedział w bujanym fotelu i czytał książkę, nie wyglądało na
to, by i on się śpieszył.
Udawała, że ma dużo pracy. Sprzątnęła kuchnię, rozwiesiła uprane pieluchy,
poskładała te, które już wyschły. Emanuel nawet jednym gestem nie zdradzał ochoty pójścia
spać.
Żeby tylko zaraz poszedł na górę, to wtedy nadal będzie mogła udawać, że nie
skończyła, a zanim do niego przyjdzie, to może będzie już tak zmęczony, że się jej nie
doczeka.
Zapomniał przynieść drewna do pieca w kuchni i wody z pompy. Celowo hałasowała,
żeby dać mu do zrozumienia, co robi.
Pewnie się domyślił i dopadły go wyrzuty sumienia, bo usłyszała, że wstaje. Wszedł
do kuchni, pewnie po to, żeby wyjść na podwórze, zanim się położy spać.
- Przepraszam, Elise, zapomniałem o wodzie i drewnie.
- Nic nie szkodzi, i tak jeszcze nie jestem śpiąca.
Nie odpowiedział, tylko wyszedł. Kiedy wrócił, spodziewała się, że spyta, czy ona też
zaraz przyjdzie do łóżka, ale tylko umył ręce w misce, powiedział „dobranoc” i ruszył po
schodach na górę.
- Muszę jeszcze połatać spodnie Pedera, zanim się położę! - zawołała za nim.
Tylko odchrząknął w odpowiedzi. Czyżby był zły?
Wyjęła maszynę do szycia i spodnie brata, które mogłyby jeszcze kilka dni
wytrzymać, zapaliła parafinową lampę nad kuchennym stołem i zaczęła szyć. Jej myśli
powędrowały ku Johanowi. Przeżywała na nowo chwile na szezlongu Hildy i poczuła, że
serce jej mocniej zabiło na samą myśl. Gdyby im nic nie przeszkodziło! Mieliby co
wspominać. Miała chyba właśnie „zwykłe dni” i mało prawdopodobne, by zaszła w ciążę.
Matka uczyła ją, że większość dzieci bierze swój początek w samym środku cyklu między
dwoma krwawieniami.
Dręczyłyby ją wyrzuty sumienia, ale teraz też je czuje. Czy to aż taka duża różnica
między tym, co zrobili, a tym, co mogli zrobić? Pocałunki to też zdrada. A na pewno to, że
pozwoliła Johanowi wsunąć rękę pod kubrak. Miała wrażenie, że czuje jego dotyk, gdy tylko
o tym pomyśli. Policzki ją paliły, serce szybciej zabiło, a przez ciało przebiegły przyjemne
dreszcze.
Skończyła reperować spodnie. Emanuel na pewno już zasnął. Wstrzymała oddech i
nasłuchiwała. Na górze panowała zupełna cisza. Ostrożnie sprzątnęła maszynę do szycia,
odłożyła spodnie Pedera na jeden z kuchennych stołków i wyszła na dwór.
Światło lampy z kuchni rzucało blask przez okno i docierało do najbliżej rosnących
krzewów w ogrodzie za domem. Poza tym na zewnątrz panowała ciemność. Rozgwieżdżone
niebo nad głową Elise rozciągało się niczym morze migocących iskierek. Rozpoznała Wielką
Niedźwiedzicę i pętlę Oriona. W oddali rozlegał się stukot końskich podków i toczących się
kół dorożki na moście, może dorożkarz wiózł do domu nocną porą jakichś pasażerów.
Powietrze było chłodne i świeże, zupełnie inne niż w dole przy Beierbrua. Gdzieś w
pobliżu zamiauczał kot, pewnie jakiś kocur szukał przygody. Słaby podmuch wiatru
zaszeleścił liśćmi jabłoni, z odległej obory dobiegł ryk krowy. Same spokojne, kojące
dźwięki. Elise głęboko wciągnęła powietrze. Jeśli nie mogła być żoną Johana, to miała
przynajmniej jego miłość. Odwróciła się i powoli weszła do domu. Myśl o Johanie pomoże
jej jakoś znosić zbliżenia z Emanuelem. Jej los nie był wcale gorszy od losu tysiąca innych
zamężnych kobiet.
W sypialni panowała zupełna cisza. Elise szybko rozebrała się w ciemnościach, bała
się, że przypadkiem coś potrąci i obudzi Emanuela. Jeżeli zasnął...
Stanęła i nasłuchiwała. Wydawało się, że oddychał miarowo i ciężko, ale nie miała
pewności. Bezszelestnie przemknęła na palcach w stronę łóżka, po omacku odnalazła koszulę
nocną i wciągnęła ją przez głowę. Emanuel nie odezwał się jeszcze ani słowem.
Ostrożnie uniosła kołdrę i powolutku wśliznęła się do łóżka. Mąż nadal leżał cicho i
nieruchomo, nic nie mówiąc. Na pewno już zasnął.
Trudno było tak tkwić bez ruchu, ale Elise wolała nie ryzykować i nie odwracać się na
bok. Długo leżała na plecach, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w ciemność. Kiedy
nabrała całkowitej pewności, że Emanuel mocno śpi, odważyła się przekręcić ostrożnie na
bok, odprężyła się i zamknęła oczy. Myślami znalazła się w domu majstra, na kolanach
Johana. Całował ją tak namiętnie i żarliwie jak nigdy przedtem. Serce znowu jej szybciej
zabiło, zmęczenie odeszło, wiedziała, że nie zaśnie prędko, jeżeli będzie się oddawać takim
myślom, ale nie dbała o to. Dziś w nocy będzie leżała bezsennie i rozkoszowała się miłością
Johana.
Wtedy nagle zauważyła, że Emanuel cicho wstaje z łóżka. Przemknął na palcach do
drzwi i zniknął. Może znowu musiał wyjść za potrzebą.
A więc jednak nie spał... Słyszał, jak przyszła, ale nie uczynił nic, żeby się z nią
kochać. Leżał równie cicho jak ona, bez ruchu, bez słowa. Może tak samo się bał tego, czego
ona od niego oczekuje, jak ona się bała tego, czego on od niej chciał? Uśmiechnęła się w
ciemności, przewróciła się na drugi bok i oddała marzeniom o Johanie.
Następnego ranka Emanuel ją zaskoczył tym, że pierwszy wstał. Obudził chłopców,
posadził Hugo na nocniku i zszedł na dół, żeby rozpalić pod kuchnią. Elise nie wierzyła
własnym oczom.
Szybko się umyła, ubrała i zajęła Jensine. Kiedy zeszła do kuchni, zobaczyła, że
Emanuel jest już ubrany.
- Dzień dobry - przywitał się ciepłym głosem.
- Dzień dobry. Dobrze spałeś?
- Nie najgorzej. - Nastawił czajnik z kawą i usiadł przy stole. Elise w pośpiechu
wyłożyła kubki i talerze, postawiła na stole dzbanek z mlekiem, kozi i biały ser i nakroiła
chleba. Czyżby Emanuel się domyślił, że próbuje mu się wymykać? Czy się obraził albo czy
mu przykro, ale stara się tego po sobie nie pokazywać?
W tej samej chwili usłyszała, że chłopcy z hałasem zbiegają na dół. Poczuła ulgę.
Kiedy się pojawiali, nie pozwalali jej myśleć o niczym innym. Zwłaszcza gdy Peder musiał
się podzielić wszystkim, co mu leżało na sercu. Pomyślała o tym, co usłyszała o domach
burżuazji, w których dzieciom nie wolno rozmawiać przy stole, a nawet nie pozwala się im
siadać do stołu w salonie razem z dorosłymi, lecz muszą jeść razem ze służbą w kuchni.
Cieszyła się, że u nich tak nie jest.
Peder wystawił głowę zza drzwi przestraszony.
- Elise, ktoś ukradł moje spodnie! Elise roześmiała się.
- Są tutaj. Załatałam je.
- Załatałaś? Po co?
- Były tak przetarte na kolanach, że w każdej chwili mogły się rozerwać.
- Łatałaś je kilka dni temu.
Elise zauważyła, że Emanuel przysłuchuje się tej rozmowie. Na pewno się teraz
domyślił, że spodnie były tylko wymówką, żeby się nie kłaść razem z nim.
- Tak, niedługo trzeba ci kupić nowe - westchnęła. - Gdybym tylko wiedziała, skąd
brać pieniądze. Kiedy leżałam w szpitalu, straciliśmy moją pensję i musiały nam wystarczyć
zarobki Emanuela. To trochę potrwa, zanim znowu staniemy na nogi.
- Ja uważam, że nie jest nam źle - stwierdził Evert z optymizmem. - U Fladry ojciec
nie ma gdzie spać i kładzie się na noc w namiocie, który rozbija w ogrodzie. Kiedy chce się
bzykać z żoną, wygania dzieciaki na dwór. - W tej samej chwili zasłonił usta ręką i spojrzał
przestraszony na Emanuela, bo dobrze wiedział, że Emanuel nie lubi takiego gadania.
Peder również się przeraził w imieniu Everta i widocznie chciał mu przyjść z pomocą:
- Kiedy urodziło im się ostatnie dziecko, wszystkie dzieciaki usiadły na schodach ze
szczapą drewna i czyhały na bociana, żeby go zabić. - Uśmiechnął się z wyższością. - Wierzą
jeszcze w bociany. - Skierował wzrok na Elise. - Prawda, że to bujda? Dzieci się biorą od
bzykania, prawda?
- Peder! - głos Emanuela smagnął ścianę. - Dość tego! Ty i Evert. Dobrze wiecie, co
zapowiedziałem. Wyjdźcie stąd, obaj!
Chłopcy pośpiesznie wypadli za kuchenne drzwi. Elise spojrzała na Emanuela.
- Jeszcze nie zjedli.
- Przestań ich wreszcie bronić, Elise. To dla ich dobra. Co z nimi będzie, jeżeli nie
przestaną się tak zachowywać? Jeżeli porządni ludzie usłyszą, że używają takich słów, uznają
ich za łobuzów najgorszego gatunku.
Elise nie odpowiedziała. Emanuel miał z pewnością rację, widziała przecież, jak
zareagowali Ringstadowie i ciotka Ulrikke. Jednak Peder i Evert nie mieli na myśli nic złego,
przywykli do takich rozmów z kolegami z ulicy.
Emanuel wstał.
- Czy moje drugie śniadanie jest gotowe? Skinęła głową.
- Zaraz.
Wyjęła butelkę z kawą i podała mu razem z kanapkami.
- Niepotrzebnie tak się złości - rzekł Kristian, kiedy Emanuel wyszedł.
- Emanuel wychowywał się w zupełnie innym środowisku. W jego domu było to nie
do pomyślenia, żeby rozmawiać w ten sposób. Hilda i ja tyle razy mówiłyśmy Pederowi i
Evertowi, żeby nie używali brzydkich słów, ale oni ciągle o tym zapominają.
- To dlatego, że inni chłopcy tak mówią.
- Rozumiem to, Kristianie. Spojrzał na nią z wyrzutem.
- Nie jest łatwo być innym.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Dzieciaki się z nas śmieją, bo ty i Hilda wyrażacie się inaczej niż my. Uważają, że
przez to chcecie być lepsze, i nazywają was idiotkami.
- Ja też musiałam wiele znosić, gdy chodziłam do szkoły, ale czy myślisz, że
dostałabym pracę w kantorze, gdybym mówiła jak inni?
- A czy siedzenie w kantorze jest lepsze? Wielu z kancelistów zarabia tylko siedem i
pół korony na tydzień, dokładnie tyle co robotnicy.
- Po pierwsze nie dostanę pracy w fabryce, bo jestem mężatką, po drugie pracuję o
dwie godziny dziennie krócej, a po trzecie zarabiam więcej. Poza tym nie jest to takie
męczące. Pewnie tego nie rozumiesz, ponieważ nie stałeś jeszcze po dwanaście godzin przy
maszynie i nie wiesz, jak wtedy bolą plecy i jak ciężko w tym pyle oddychać.
Kristian milczał. Zastanowiła się, czy dokuczano mu bardziej, niż miał odwagę się
przyznać, ale nie miała czasu go spytać. Trzeba odprowadzić Jensine do pani Jonsen, a Hugo
nie był jeszcze ubrany. Musiała się śpieszyć, żeby się nie spóźnić do kantoru.
Od razu zauważyła, że Hildzie coś leży na sercu, ale zdążyła tylko zostawić Hugo i
popędziła do fabryki.
Kiedy przyszła ponownie w czasie przerwy obiadowej, Hilda sama ją zagadnęła.
- Chciałabym z tobą poważnie porozmawiać, Elise. - Nalała zupę do głębokiego
talerza i postawiła na stole przed Elise. - Rozmawiałam chwilę z Johanem, zanim wczoraj
wyszedł, i dowiedziałam się, że się rozstaliście. Zastanawiam się, co ci dolega. Masz
możliwość związać się z mężczyzną, którego kochasz i który będzie dobrym ojcem dla
twoich dzieci. Na pewno z czasem się dorobicie. To więcej, niżbym się spodziewała po
mężczyźnie, któremu wybaczyłaś i na powrót przyjęłaś.
Elise westchnęła zrezygnowana.
- Nie tak łatwo jest po prostu odejść. Emanuel jest ojcem Jensine, nie mogę mu jej
zabrać.
-
Nieprawda, możesz. On też kiedyś odszedł. I zostawił cię samą z
odpowiedzialnością za Hugo i chłopców, bez środków do życia. Stało się to w dodatku
wtedy, kiedy się dowiedział, że spodziewasz się kolejnego dziecka. Jego dziecka. Ani trochę
nie współczuję temu draniowi. - Hilda zrobiła się czerwona na twarzy. - Widziałam po
Johanie, jak bardzo jest nieszczęśliwy, nie rozumiem, jak możesz być dla niego tak okrutna!
Elise za wszelką cenę starała się zachować spokój.
- Johan doszedł do takiego samego wniosku jak ja: zrozumiał, że jego propozycja jest
nierealna. Nie będzie miał jakichś zawrotnych pieniędzy, mimo że dostanie stypendium, nie
utrzyma siedmioosobowej rodziny. Mało prawdopodobne, że znajdę w Paryżu pracę, skoro
nie znam żadnego obcego języka. Mówisz tak, jakby wystarczyło spakować walizkę i
wyjechać, ale to nie jest takie proste. Poza tym zarówno on, jak i ja musimy najpierw uzyskać
rozwód. Nie wiadomo, czy dostaniemy zgodę, a w każdym razie czy ja ją dostanę. Johanowi
pewnie się uda, jeśli Agnes przyzna się do niewierności, ale mi będzie trudno nakłonić Ema-
nuela, by się zgodził na rozwód, teraz, kiedy do nas wrócił.
Hilda westchnęła i odwróciła się plecami.
- W każdym razie nie przychodź do mnie, żeby się poskarżyć na swoje małżeństwo
albo żeby opowiadać mi, że żałujesz. Powiedziałam, co o tym myślę.
- Czy kiedykolwiek ci się żaliłam?
- Nie, i to jest takie irytujące. - W tej samej chwili musiała sobie zdać sprawę z
własnego trudnego charakteru, bo roześmiała się. - I tak stopniowo będę cię przekonywać,
choć mi się nie udało za pierwszym razem. - Natychmiast jednak spoważniała. - Jest mi tak
strasznie żal Johana, Elise. Nie mogę patrzeć na jego smutne oczy. On cię kocha i nigdy nie
pragnął innej, przyznał to wprost. Boję się, że znowu zajdziesz w ciążę z Emanuelem.
Wczoraj naprawdę miałam nadzieję, że ty i Johan zapomnicie o rozsądku i miło spędzicie
czas, kiedy mnie nie będzie, ale zrozumiałam, że upadek Hugo zburzył całą moją intrygę. -
Uśmiechnęła się łobuzersko.
Elise roześmiała się.
- Gdybyś wiedziała, jak blisko byłaś sukcesu.
- Domyśliłam się tego, gdy zobaczyłam szezlong. Poduszki leżały na podłodze, a
Johanowi odpadł guzik od koszuli. A więc nie zrobiliście tego?
Elise pokręciła głową.
- Zastanawiam się, co by powiedziała matka, gdyby usłyszała naszą rozmowę.
Hilda roześmiała się.
- Nie ma tu chyba nic do gadania.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Elise spojrzała w górę na wielkie korony drzew. Było tak sucho, że liście drzew
zaczęły już żółknąć, choć to dopiero początek września. Dzień wstał upalny, jak w samym
środku lata, na skraju drogi jaśniały stokrotki i dzwonki leśne. Jakie to szczęście, że lato trwa
tak długo w tym roku! Straciła tyle tygodni, kiedy leżała w szpitalu. Zwykle już myślała ze
strachem o zimie, kiedy zbliżał się koniec lata, lecz w taką pogodę trudno wyobrazić sobie
mróz i szron.
Myślami powędrowała ku Johanowi. Nie widziała go od dnia, kiedy się spotkali w
domu majstra. Z pewnością bardzo teraz cierpi zarówno z jej powodu, jak i z powodu Larsa.
Tak bardzo pragnęła móc go pocieszyć. Przez pierwsze dni sądziła, że Johan niebawem
znowu się pojawi, ale powinna go znać na tyle dobrze, by wiedzieć, że na to miał zbyt silny
charakter. Wiedział równie dobrze jak ona, że to sprowadziłoby jeszcze więcej bólu, jeszcze
silniejszą tęsknotę.
A jeśli dostał stypendium? Na pewno nie wyjechałby z kraju bez zawiadomienia jej.
Prawdopodobnie stoi teraz w warsztacie i wycina coś w drewnie albo lepi z gliny, a myśli
kłębią mu się w głowie w złości na Agnes i w smutku i tęsknocie za dawną miłością.
Dawno też nie widziała Anny i Torkilda. Przejście na Hammergaten to dla Anny zbyt
daleko, a ona sama była zbyt zajęta, kiedy wieczorem wracała z pracy, by znaleźć czas na
cokolwiek poza najbardziej niezbędnymi rzeczami.
Emanuel zachowywał się ostatnio jakoś dziwnie. Albo wydawał się nieobecny, albo
był tak skory do pomocy, że wprawiał ją w zdumienie. Często miewał bóle głowy, co ją
martwiło. Nie był zadowolony z pracy w zakładach Myren, wiele razy o tym wspominał,
jednak w tych czasach to prawie niemożliwe znaleźć coś innego. Nie wydawało się też, by
dobrze się czuł w domu na Hammergaten, chociaż to on koniecznie chciał się tu prze-
prowadzić. Prawdopodobnie w ogóle nie miało znaczenia, gdzie mieszkają; raczej nie mógł
się przyzwyczaić do życia rodzinnego. Jensine ostatnio budziła się w nocy, a Emanuel nie
miał mocnego snu. Przez kilka nocy próbował sypiać na sofie w salonie na dole, ale to
niewiele pomagało, bo dźwięki dobrze niosło w całym domu. Mogli mieć tylko nadzieję, że
Jensine wkrótce przestanie im robić nocne pobudki. Wydawało się, jakby jej dokuczały bóle
brzucha, kiedy budziła się w nocy i płakała, bo prężyła całe ciało i uspokajała się dopiero,
gdy ktoś wziął ją na ręce.
Obok przejechał z łoskotem wóz konny. Elise spojrzała w górę i zobaczyła
dorożkarza na koźle. To taksówka konna. W środku siedział mężczyzna w cylindrze. Elise
odwróciła szybko wzrok, nie wypada się tak przyglądać. Nagle usłyszała, że ktoś woła ją po
imieniu, i po chwili wóz się zatrzymał. Spojrzała w tamtą stronę zaskoczona i rozpoznała go.
To „dżentelmen”, pan Wang - Olafsen! Dawno go nie widziała, ale myślała o nim od czasu
do czasu, wspominając, jak ciepło się odnosił do Pedera.
- Pani Ringstad? Co pani porabia w tych stronach? Uśmiechnęła się i skinęła głową na
powitanie;
- Przeprowadziliśmy się na Hammergaten.
- Naprawdę? Nie wiedziałem. To przykre, że pani mąż i Carl Wilhelm tak rzadko się
ostatnio widują. Ucieszyłem się, gdy mój syn zawarł znajomość z panem Ringstadem,
uważam, że jest niezwykle uroczym młodym człowiekiem. Jednak zapewne przybyło mu
obowiązków, gdy w domu pojawiły się nowe pociechy. - Uśmiechnął się dobrotliwie.
- Gratuluję panu wnuka. Cieszę się, że to chłopiec.
- Prawda? Następna może być dziewczynka, ale pierwszy powinien być chłopak.
Dziedzic - dodał i roześmiał się. - A co słychać u Pedera? Ciągle jeszcze śmieję się w głos,
kiedy sobie przypomnę zabawne powiedzonka tego smyka.
- Już sobie lepiej radzi. Właśnie zaczął piątą klasę.
- W Bjolsen, czy tak?
- Nie, nadal chodzi do szkoły w Sagene. Doszliśmy do wniosku, że lepiej oszczędzić
mu zmian. Jak pan wie, miał kłopoty z czytaniem i ciągle wolno czyta, choć już trochę lepiej.
- Dostał okulary?
- Nie, ma dobry wzrok, to coś innego. Dokładnie nie wiem co, ale widzę, że nie
potrafi odróżnić stron prawej i lewej i, co dziwne, ma to wpływ na jego kłopoty z czytaniem.
- Hm, to rzeczywiście dziwne. Mam nadzieję, że będzie mu szło coraz lepiej, bo bez
umiejętności czytania trudno mu będzie zostać kimś. A czy kotek ma się dobrze?
Elise uśmiechnęła się.
- Rzadko go widujemy, ale zdarza się, że zagląda do domu. Wang - Olafsen roześmiał
się.
- Czyżby damy go uwodziły? To pewnie prawdziwy bałamut? Uśmiechnęła się.
- Podejrzewam, że tak.
- Wie pani, ze zwierzętami jest jak z ludźmi. Gdy już zakosztują uciech życia, trudno
im się odzwyczaić. - Znowu się roześmiał. - Proszę pozdrowić wszystkich, zwłaszcza mojego
ulubieńca Pedera. - Uchylił cylindra i wóz ruszył.
- Gdyby miał pan ochotę, proszę do nas zajrzeć któregoś dnia, panie Wang - Olafsen!
- zawołała. - To ten ostatni dom, lewa strona.
- Z przyjemnością, pani Ringstad.
Odprowadziła dorożkę wzrokiem. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się, dlaczego
Emanuel nie chce już utrzymywać znajomości z Carlem Wilhelmem. Na początku te
spotkania sprawiały mu wielką przyjemność, a teraz szukał wymówki za każdym razem,
kiedy mu proponowała, by odwiedził syna Wang - Olafsena. Potrzebował kontaktu z kimś z
własnego środowiska i odskoczni od wrzasku dzieci, ale ostatnio chciał się spotykać tylko z
Paulem Schwencke. Nie miała pewności, czy Schwencke stanowił odpowiednie towarzystwo
dla Emanuela. Uważała, że w tym człowieku i jego narzeczonej jest coś tajemniczego. Nie
tylko dlatego, że przepuszczali więcej pieniędzy, niż mogli zarabiać w fabryce i w
niewielkim sklepie, ale również z innego powodu, który trudno jej było zdefiniować. Coś w
spojrzeniach, które sobie posyłali, i w sposobie zachowania.
Kiedy zbliżyła się do furtki, zobaczyła, że Emanuel wraca od pani Jonsen z Jensine na
ręku. Po tym, jak zażądała, żeby zaczął jej pomagać, przejął część obowiązków, choć
niechętnie. Często odbierał Jensine, ale zauważyła, że zwlekał do ostatniej chwili i szedł po
córkę dokładnie wtedy, kiedy spodziewał się powrotu Elise. Przychodził do domu dużo
wcześniej, ponieważ Elise musiała jeszcze wstąpić do Hildy po Hugo.
Zatrzymał się i poczekał na nią.
- Mam dla ciebie niespodziankę - rzekł wesoło. Spojrzała na niego w napięciu.
- Dostałem dziś telefon od ojca. Rodzice zapraszają nas do siebie pod koniec tego
tygodnia. Ojciec opłaci podróż pociągiem dla nas wszystkich!
Otworzyła usta ze zdumienia.
- Dla nas wszystkich? Co rozumiesz przez koniec tygodnia? Mielibyśmy wyjechać w
niedzielę rano?
- Nie, w sobotę po południu, kiedy skończymy pracę w kantorze, a chłopcy uporają
się ze swoją.
Nie wierzyła własnym uszom.
- Z noclegiem?
Skinął głową z uśmiechem.
- Matka tęskni za Jensine, a ojciec cieszy się, że będzie mógł pokazać chłopcom nowo
narodzonego źrebaka.
- Powiedziałeś im o tym?
- Nie ma ich w domu, ale miło będzie zobaczyć ich twarze, kiedy się dowiedzą.
- Peder i Evert będą skakać do sufitu. Jak to miło ze strony twoich rodziców,
Emanuelu. Myślę, że zapomnimy o wszystkich upiorach z przeszłości.
- Ja też mam taką nadzieję. Po chrzcie Jensine matka inaczej zaczęła na wszystko
patrzeć. Wiesz, że nie lubiła domu majstra z powodu fetoru znad rzeki.
- Nie tylko w tym rzecz. Po ataku serca w czasie świąt Bożego Narodzenia zaczęła
zastanawiać się nad swoim życiem. Co trzeba zabrać? Muszę się zacząć pakować.
Emanuel roześmiał się.
- Dziś dopiero środa, a jedziemy w sobotę po południu.
- Musimy się odświętnie ubrać, żeby nie przynieść wstydu twoim rodzicom. Kristian
nie ma porządnej piżamy, śpi tylko w koszulce i spodenkach. Stara jest już za mała. Teraz
Peder ją wkłada na noc, ale jest tak przetarta, że można by przez nią patrzeć.
- Matka i ojciec nie muszą oglądać chłopców w ich nocnych strojach. Nie wiem, czy
to rozsądne kazać im jechać w odświętnych ubraniach. Jak się będą czuli, kiedy zechcą
poskakać po sianie albo ojciec ich poprosi, żeby pomogli szczotkować konie?
- Uff. Zdenerwowałeś mnie. Czy nie moglibyśmy zabrać ze sobą ich codziennych
rzeczy i kazać im się przebrać, zanim pójdą pomagać w stajni?
Elise była w dobrym nastroju, kiedy następnego dnia zajrzała do Hildy w czasie
przerwy obiadowej.
- Jutro w czasie przerwy muszę wrócić do domu, Hildo. W sobotę po południu
wyjeżdżamy do Ringstadów i muszę się spakować.
Hilda spojrzała na siostrę sceptycznie.
- Jedziecie wszyscy razem? Elise skinęła z uśmiechem.
- Chłopcy wprost oszaleli z radości. Marzyli o tym od czasu, kiedy byli tam ostatni
raz ponad dwa lata temu.
Hilda przybrała surowy wyraz twarzy.
- Właśnie, ponad dwa lata temu! Mimo że jesteś ich synową, że też ci Ringstadowie
nie mają wstydu!
- Ależ Hildo, nie zabieraj mi tej radości. Znasz całą historię, nie ma już o czym
mówić.
Hilda nie odpowiedziała.
Elise wiedziała, o co jej chodzi. Hilda jeszcze nie straciła nadziei, że Johan zajmie
miejsce Emanuela i zajmie się całą gromadką.
- Spróbuj pogodzić się z tym, że nie będzie już inaczej, Hildo. Z mojego punktu
widzenia nie można się już cofnąć. Wiem, że jesteś innego zdania, ale nic na to nie poradzę.
Hilda zacisnęła usta rozgoryczona.
- Nigdy nie pogodzę się z tym, by dwoje ludzi, którzy się kochają, musiało żyć
osobno. Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście, Elise. Jak myślisz, ilu z nas może
doświadczyć tego, co spotkało ciebie i Johana? A ty zaprzepaszczasz taki skarb dla
mężczyzny, który na to nie zasługuje. Niedobrze się od tego robi.
Sobota zapowiadała się jako równie ciepły letni dzień. Elise wyskoczyła z łóżka.
- Patrz, Emanuelu! Słońce świeci na niebieskim niebie. Wczoraj wieczorem na wieży
na Wzgórzu Świętego Jana widziałam tylko czarny trójkąt.
Emanuel uśmiechnął się.
- Miejmy nadzieję, że prognoza się sprawdzi i pogoda się utrzyma.
W tej samej chwili z pokoju chłopców dobiegły ich dzikie wrzaski.
- Chłopcy zupełnie poszaleli, wątpię, by dziś w nocy dużo spali. Mam nadzieję, że o
niczym nie zapomniałam, zostanie nam niewiele czasu po powrocie z pracy.
- Jeżeli nawet zapomnimy o tym czy owym, na pewno będziemy mogli coś pożyczyć
od matki i ojca.
Panna Johannessen była dziś na swoim miejscu, a Samson znów prawie się nie
odzywał i zachowywał poprawnie, jak przez pierwsze dni. Elise brakowało jego paplaniny.
Kiedy zerknęła w jego stronę, zauważyła, że jest jakby nieobecny. Jego wzrok wędrował
ciągle w stronę okna. Może Samson się zakochał i marzył o młodej ślicznej dziewczynie,
która go nie chciała. Bo dlaczego był taki smutny?
Elise również nie umiała się skoncentrować. Udzieliła się jej szalona radość
chłopców. Rozmyślała o podróży pociągiem, konnym powozem do samego gospodarstwa, o
wspaniałym domu z całym szeregiem pięknych przestronnych salonów, bujnym
wypielęgnowanym ogrodzie i cudownej okolicy. Za pierwszym razem, kiedy tam
przyjechała, wydawało jej się, że to raj na ziemi.
Kiedy nareszcie zaczęła się przerwa obiadowa, Elise pośpieszyła do domu. Przerwa w
sobotę była krótsza, a ona miała dużo do zrobienia. Najpierw musiała nadać na poczcie
opowiadanie, które ostatnio napisała. Zdecydowała się je wysłać do „Husmoderen”, uznała,
że to odpowiednie czasopismo. Następnie miała iść kupić nowe szelki do spodni dla
Kristiana; kosztowały dziewięćdziesiąt pięć ore i zrobiono je z najlepszej czarnej gumy. Poza
tym trzeba było sprawić Evertowi nową czapkę z daszkiem. Nie stać ich było na najdroższą,
ale Elise kupiła taką za sześćdziesiąt ore. Wczoraj Emanuel kupił sobie kalosze za dwie
korony i filcowy kapelusz za cztery. Do tego paczkę papierosów Dubec, które kosztowały
dwa razy tyle co Basma. Jednego dnia wydał tyle pieniędzy, ile zarabiał w ciągu całego
tygodnia! Elise odnosiła wrażenie, że stał się bardziej rozrzutny, od kiedy ona poszła do
pracy, ale przecież nie starczy jej jednej pensji na czynsz, jedzenie, opał i ubrania. Za każdym
razem, kiedy poruszała ten temat, Emanuel tracił humor, a nie mogła przecież żyć z
człowiekiem, który ciągle był niezadowolony, więc musiała sobie jakoś radzić. Jeszcze nie
wydała całych dwudziestu pięciu koron, które otrzymała z tytułu zaliczki za książkę, a mogła
się spodziewać, że dostanie więcej...
Wracała po przerwie do kantoru, biegła truchtem w dół Maridalsveien, żeby się nie
spóźnić, gdy nagle dostrzegła Mimmi Tynaes, narzeczoną Paula Schwencke.
- Halo, panno Tynaes! Panna Tynaes aż podskoczyła. Elise roześmiała się.
- Nie chciałam pani przestraszyć, ale mam mało czasu. Wracam do kantoru, a dziś po
południu wyjeżdżamy pociągiem do moich teściów.
Panna Tynaes uśmiechnęła się dziwnym, sztywnym uśmiechem.
- Przyjemnej podróży, pani Ringstad.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że umówimy się któregoś dnia. Minęło dużo czasu od
naszego ostatniego spotkania.
- Tak, dawno nie widzieliśmy żadnego z was.
Elise popędziła dalej i dopiero kiedy pokonała spory kawał drogi, stanęła jak wryta.
Emanuel poszedł przecież wczoraj do Schwenckego, lecz może panna Tynaes nie wiedziała,
że obaj często wieczorem wychodzą razem na spacer.
Wreszcie stali na peronie. Peder i Evert przebierali nogami zniecierpliwieni. Kristian
wydawał się spokojny, ale Elise poznała po jego oczach, że jest spięty. Hugo był zmęczony i
rozdrażniony, Jensine popłakiwała, Emanuel z kolei zmarszczył czoło, a jego wzrok
świadczył o tym, że jest zły. Elise miała w jego imieniu nadzieję, że nie spotka nikogo
znajomego. Jednak zanim dokończyła tę myśl, zatrzymał się przed nimi jakiś młody
mężczyzna w ciemnym garniturze, w białym kołnierzyku i w kamizelce ze złotym
łańcuszkiem od zegarka.
- Emanuel Ringstad? - rzekł zaskoczony.
Zobaczyła, że Emanuel się zaczerwienił. Może to jakiś jego dawny kolega z klasy,
który nie wiedział, co się z Emanuelem działo od ukończenia szkoły? W jednej chwili
pożałowała, że nie skorzystała z propozycji Hildy, która chciała jej pożyczyć swą nową jasną
letnią sukienkę. Jednak uznała, że Ringstadowie znają jej sytuację i nie będzie udawała
kogoś, kim nie jest.
Mężczyźni stali przez chwilę i rozmawiali, lecz Emanuel nie próbował nawet jej
przedstawić. Prawdopodobnie miał nadzieję, że znajomy nie domyśli się, że Elise jest jego
żoną ani że to on ponosi odpowiedzialność za całą rozwrzeszczaną piątkę dzieci.
Pociąg ze świstem wtoczył się na stację, wypełniając parą cały peron. Panowie we
frakach i kapeluszach oraz panie w sutych, długich do ziemi spódnicach i wielkich
kapeluszach z kwiatami lub piórami w pośpiechu zaczęli się tłoczyć do wejścia.
Emanuel pożegnał się ze znajomym; prawdopodobnie miał nadzieję, że wsiądzie do
innego wagonu, ale mężczyzna stał w tym samym miejscu.
- Tata! - zawołał Hugo i wyciągnął rączki, żeby Emanuel zdjął go z wózka, gdzie jak
zwykle siedział na desce. Kąciki ust chłopca zaczęły drżeć, pewnie wystraszył się pociągu.
Elise czym prędzej ruszyła, żeby zdjąć malca na ziemię, ale ku jej zdumieniu Hugo
koniecznie chciał do Emanuela.
- Czy to pańskie? - usłyszała wyraźnie zaskoczony głos kolegi Emanuela.
- Cała trzódka - starał się zażartować Emanuel, lecz nie całkiem mu się udało.
Znajomy roześmiał się.
- Niektórzy wcześnie zaczynają, nie da się ukryć. Emanuel odwrócił się do niego.
- Oczywiście żartowałem. Mężczyzna znowu się roześmiał.
- Już zaczynałem się zastanawiać.
Na szczęście poszedł do pierwszej klasy. Kiedy wreszcie znaleźli się w wagonie, Elise
nie mogła się powstrzymać.
- Z pewnością myślał, że jestem pomocą domową lub kimś takim.
Emanuel uśmiechnął się.
- Z piątką dzieci?
- Może uznał, że jestem nową sprzątaczką w szkole. - Zdawała sobie sprawę, że jest
sarkastyczna, ale było jej przykro, że Emanuel się jej wstydził i nie przedstawił staremu
znajomemu.
Emanuel milczał.
Chłopcy dzięki Bogu nie zwrócili uwagi na całe zajście, szeroko otwartymi oczami
wyglądali przez okno pociągu. Hugo siedział na kolanach Emanuela, a ona wzięła na kolana
Jensine. Maluchy na szczęście się uspokoiły i w skupieniu śledziły wszystko dookoła.
Tak jak ostatnio stangret Andreas wyszedł po nich na stację. Elise w jednej chwili
przypomniała sobie śliczny budynek dworca z rzeźbami wzdłuż gzymsu pod dachem.
Pamiętała też, jak była zaskoczona, że odebrał ją z dworca stangret i odwiózł wytwornym
powozem.
Peder odwrócił się do siostry, był zarumieniony na twarzy z przejęcia, a oczy mu
błyszczały.
- Pamiętasz, Elise? Jak jechaliśmy między tymi wielkimi drzewami, a ja spytałem,
czy to sam premier mieszka w tym wspaniałym domu, i Kristian mnie nazwał zakutą pałą?
Elise uśmiechnęła się.
- Kristian był smutny z powodu ojca i nie miał humoru.
- Ale teraz już mu przeszło, bo mamy Emanuela.
Elise skinęła głową. Nie miałam wyboru, pomyślała kolejny raz.
Państwo Ringstadowie oboje wyszli na dziedziniec, żeby przywitać gości. Andreas
zszedł z kozła i poszedł odczepić wózek dziecięcy, który przypiął z tyłu powozu. Kiedy Elise
wysiadła z Jensine na rękach, pani Ringstad pośpiesznie podeszła do nich i zawołała:
- Jak się cieszę, że widzę moją wnusię! - Wyciągnęła ramiona i wzięła małą od Elise,
Jensine na szczęście się nie rozpłakała.
Emanuel postawił Hugo na ziemi, a Kristian wziął siostrzeńca za rękę, żeby go
przypilnować, kiedy Elise witała się z teściami. Peder i Evert stali uroczyście, trochę
zawstydzeni, zerkając ukradkiem w stronę budynków gospodarczych. Elise była pewna, że
Peder już myślał o kociętach, które tu widział poprzednio, i o źrebaku, ale nie miał odwagi
się odezwać.
Pan Ringstad podrzucił Hugo wysoko do góry.
- Jak ty wyrosłeś od ostatniego razu, Hugo! I jakie masz piękne loki!
- Wyraźnie mu ściemniały - dodała szybko pani Ringstad. - Myślę, że jednak nie
będzie rudy.
Ojciec Emanuela postawił Hugo na ziemi i potargał po czuprynach Pedera i Everta.
- A jak się wiedzie tym dwóm urwisom? Wymyśliliście jakieś niezłe figle?
- Ależ Hugo! - zwróciła mu uwagę pani Ringstad. - Chyba nie sądzisz, że będą
wymyślać jakieś figle. Emanuel nigdy by na to nie pozwolił. Prawda, Emanuelu?
- To nie ma w ogóle znaczenia, na co bym pozwolił, a na co nie. - Uśmiechnął się do
matki.
Pani Ringstad roześmiała się.
- Są aż tacy niemożliwi? A wyglądają na niewiniątka. Chodźcie, pokażę wam wasze
pokoje, a potem dostaniecie świeże bułeczki i gorącą czekoladę ze śmietanką.
Peder i Evert wymienili rozmarzone spojrzenia.
- Słyszałeś, Evercie? Czekoladę ze śmietanką. - Peder oblizał usta.
- Chłopcy nie muszą wcale oglądać swoich pokoi na piętrze - zaprotestował pan
Ringstad. - Zabiorę ich lepiej do stajni.
Elise spojrzała na ich odświętne ubrania i pomyślała, że powinni przedtem się
przebrać, ale nie odważyła się tego zaproponować. Wzięła Jensine na ręce, żeby pani
Ringstad nie musiała małej dźwigać po schodach. Kristian zaś chwycił Hugo za rękę i
poszedł za chłopcami. Emanuel też ruszył z nimi do stajni.
Matka Emanuela była rozmowna i ożywiona, bardziej niż wtedy, kiedy przyjechali tu
po raz pierwszy i gdy myślała, że gośćmi Emanuela są po prostu jedni z wielu biedaków,
którym syn pomaga.
- Ty i Emanuel dostaniecie tę wielką sypialnię - zaproponowała wesołym głosem. - Jej
okna wychodzą na zachód i wieczorne słońce. Wstawiłam tam jeszcze dziecinne łóżeczko,
które leżało na strychu od czasów, kiedy mój mąż był dzieckiem. Nie potrzebowaliśmy
więcej poza tym jednym, jak wiesz. Niestety.
Weszły na pierwsze piętro i ruszyły długim korytarzem.
- Na pewno będziesz chciała się trochę odświeżyć po podróży i może trzeba
przewinąć Jensine. Gjertrud przyniosła dzbanek zimnej wody i czajnik z gorącą. Nie musisz
się śpieszyć.
Otworzyła drzwi do dużej, jasnej sypialni z podwójnym łożem, toaletką i stołkiem
oraz dużym oknem, w którym wisiały jasne, lekkie zasłonki i przez które widać było
wieczorne słońce zachodzące za wzgórzami na zachodzie.
Pani Ringstad rozejrzała się wokół.
- Emanuel zawsze lubił ten pokój. Myślałam, że będą tu szczęśliwi, ale tak się nie
stało. - Uśmiechnęła się smutno. - Łóżeczko dla dziecka stoi tu pościelone od tamtej pory,
kiedy wyjechali. No, ale muszę zejść na dół i powiedzieć Gjertrud, żeby nastawiła kawę.
Kiedy pani Ringstad wyszła, Elise nadal stała nieruchomo z Jensine na ręku. A więc
tu było miłosne gniazdko Emanuela i Signe! W łóżeczku leżał ich synek, ten, który według
planów pani Ringstad miał zostać dziedzicem. Tutaj sypiali Emanuel z Signe, pod tą samą
kołdrą, planowali chrzciny, rozwód Emanuela i w przyszłości przejęcie gospodarstwa, być
może snuli plany o kolejnych dzieciach. Z takim zapałem, jaki Emanuel okazywał w łóżku -
w każdym razie kiedyś - z pewnością mieli dużo roboty.
Pani Ringstad zrobiła wszystko, żeby się tu dobrze czuli, ponieważ Emanuel tak
bardzo lubił ten pokój.
Czy naprawdę nie rozumiała, że rani Elise, mówiąc jej o tym? Że to nic przyjemnego
dowiedzieć się, że ma spać w tym samym łóżku, w którym sypiała kochanka jej męża? Że
Jensine lub Hugo mają dostać łóżeczko, które należało do dziecka miłości Signe?
Pokręciła głową z niedowierzaniem. Czy pani Ringstad nie była w stanie zrozumieć
uczuć innych?
Zapiekło ją pod powiekami. Wyprostowała plecy. Najważniejsze, że dzieci mogły
przyjechać na wieś. Przypomniała sobie tęskne spojrzenie Pedera, kiedy usłyszał, że Anne
Sofie była z jej matką i Asbjornem na wakacjach, podczas gdy on sam nigdy nigdzie nie
wyjechał. Nie wolno jej przygasić tej radości, gniewając się z powodu bezmyślności pani
Ringstad. Gdyby kochała Emanuela tak, jak żona powinna kochać męża, na pewno wszystko
wyglądałoby inaczej. Wtedy byłaby zazdrosna, a nie jest. Nie podobała jej się myśl o tym, co
się tu działo w tym pokoju, ale nie miało to nic wspólnego z jej uczuciami do Emanuela.
Złościło ją, że zarówno pani Ringstad, jak i Emanuel wcale nie brali jej pod uwagę, czuła się
zdeptana i znieważona, ponieważ Emanuel nie chciał jej przedstawić dawnemu znajomemu i
ponieważ jego matka nie wstydziła się otwarcie mówić o kochance syna. Jak gdyby uważali,
że nie należą jej się takie same prawa jak innym ludziom tylko dlatego, że pochodzi z ubogiej
rodziny robotniczej.
Umyła ręce, przewinęła Jensine, następnie spróbowała wygładzić spódnicę,
wyszczotkowała włosy i ułożyła je na nowo. Potem wzięła Jensine na ręce i zeszła na dół.
Pani Ringstad właśnie wołała wszystkich na kolację, stół w kuchni nakryto uprasowanym
obrusem i postawiono piękny serwis; zapach gorącej czekolady i świeżo upieczonych
bułeczek unosił się w całej kuchni.
Gosposia podgrzała wodę i mleko do butelki ze smoczkiem, a pani Ringstad nalegała,
by mogła wziąć Jensine na kolana i ją nakarmić w czasie, gdy inni zajęli się jedzeniem
kolacji. Chłopcy jeszcze nigdy nie znaleźli się w sytuacji, by ustawiono przed nimi półmisek,
na którym piętrzyły się pachnące bułeczki, więc kiedy pan Ringstad powiedział, żeby po
prostu się częstowali, nie czekając na pozwolenie, półmisek wkrótce był pusty. Gjertrud
przyniosła więcej i Elise zmartwiła się. Wiedziała, że chłopcy będą jedli, aż pękną, jeśli
pozwoli się im jeść bez ograniczeń.
- Myślę, że nie warto dokładać więcej, czy nie lepiej zostawić je na jutro?
Pan Ringstad zaprotestował.
- Niech im będzie wolno najeść się do syta.
- Nie są do tego przyzwyczajeni. Boję się, że się rozchorują. Peder posłał jej
zgorszone spojrzenie.
- Nie można się rozchorować od najadania się do syta, rozumiesz chyba, Elise.
Chorują ci, którzy nie mają jedzenia.
Ojciec Emanuela roześmiał się.
- Masz rację, Pederze. Weź sobie jeszcze jedną bułeczkę. Chłopcy od dawna leżeli w
łóżkach, a Jensine i Hugo od paru godzin już spali, kiedy Elise i Emanuel wreszcie
powiedzieli „dobranoc” i poszli na górę. To był miły wieczór, pani Ringstad zagrała dla nich
na pianinie, a Emanuel i jego ojciec zapalili sobie „niedzielnego papierosa”, jak to nazwał
pan Ringstad. Było za późno, by mogli się przejść po dużym ogrodzie, lecz wyglądało na to,
że następnego dnia też będzie ładna pogoda. Na razie Elise rozkoszowała się zapachem róż i
cieszyła na jutrzejsze podziwianie kwiatów.
Postanowiła zapomnieć o Signe, kiedy się kładli. W każdym razie spróbuje. Jedna z
pokojówek zapaliła świece w świecznikach i zasunęła zasłony, nie budząc dzieci.
Emanuel ziewnął.
- To był męczący dzień. Najpierw praca w kantorze, potem podróż, a teraz wieczór z
matką i ojcem.
- Wyglądało na to, że dobrze się bawisz.
Elise odwróciła się do niego plecami, szybko się rozebrała i wciągnęła przez głowę
koszulę nocną. Kiedy znowu zaczęła pracować w kantorze, schudła, nie chciała, żeby
Emanuel widział ją bez ubrania. Piersi zrobiły się mniejsze, kiedy przestała karmić, a na
biodrach i udach zostały prawie sama skóra i kości. Kiedy na dole w salonie przeglądała
numer „Norweskiego Magazynu Rodzinnego” i znalazła w nim zdjęcia ślicznych młodych
kobiet o krągłych policzkach i pełnych kształtach, poczuła się chuda i brzydka.
Emanuel ponownie ziewnął.
- Nie rozumiem, dlaczego matka przygotowała nam ten pokój. Jest tu dość
pomieszczeń, byśmy mogli spać osobno i choć raz nie słuchać w nocy płaczu dzieci.
- A jak myślisz, kto by się nimi zajął, gdyby się obudziły?
- Oczywiście któraś ze służących.
- Nie lubisz tego pokoju? - Wiedziała, że nie powinna o to pytać, ale czuła, jakby ją
jakiś diabeł podkusił.
- Nie, nie lubię go.
- Ponieważ należał do ciebie i Signe?
Wśliznęła się do łóżka, położyła się i spojrzała na Emanuela. Nawet w słabym blasku
świec dostrzegła, że się zaczerwienił.
- Skąd o tym wiesz?
- Twoja matka mi powiedziała. Myślała, że będziecie tu szczęśliwi. Przyniosła ze
strychu łóżeczko. Hugo leży teraz w tym, w którym spał twój syn.
- Boże, Elise. Czy to konieczne, żeby to wszystko rozgrzebywać?
- To twoja matka rozgrzebała. Przykro mi.
Odwrócił się do Elise plecami, kiedy ściągał spodnie i wkładał przez głowę koszulę
nocną. Potem zdmuchnął świece i usiadł ciężko na łóżku.
- Dobranoc, śpij dobrze.
Poczuła pod powiekami łzy. Po co wspomniała o Signe i łóżeczku dziecięcym? Tak
się cieszyli na ten wyjazd, a ona wszystko zepsuła.
- Przepraszam, Emanuelu. To było głupie z mojej strony. Twoja matka nie miała
złych zamiarów, po prostu nie pomyślała.
- Może. Niezależnie od tego jestem strasznie zmęczony. Dobranoc.
Poczuła ulgę, lecz mimo to była smutna.
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
Obudził ją w środku nocy dziwny dźwięk. Początkowo nie wiedziała, gdzie jest, lecz
zaraz sobie przypomniała. Dźwięk pochodził gdzieś z daleka, to nie mógł być głos Hugo ani
Jensine. Elise leżała przez chwilę, nasłuchując. Wtedy domyśliła się. Odgłos dochodził z
pokoju, gdzie spali chłopcy, może któryś z nich źle się poczuł. Wymknęła się cicho na
korytarz i po omacku ruszyła w tamtą stronę. Kiedy dotarła na miejsce, usłyszała płacz
dochodzący od łóżka Pedera.
- Peder? - szepnęła, żeby nie obudzić pozostałych. - Czy to ty płaczesz?
Pociągnął nosem.
- Nie płaczę, tylko trochę pojękuję.
- Boli cię brzuch?
- Nie, wcale mnie nie boli! Tylko chyba kiszki mi się poskręcały.
- Wydaje mi się, że to kurcze bułeczkowe.
- Skąd możesz wiedzieć, jeśli nie byłaś tam w środku.
- Mogę cię przewiązać moim szalem i ostrożnie pomasować, jeśli chcesz.
- Wszystko mi jedno.
Poszła z powrotem do sypialni i przyniosła szal, następnie ciasno przewiązała go
wokół Pedera. Pozwoliła, by położył się na jej brzuchu, i zaczęła masować chłopca po
krzyżu.
- Elise?
- Mów szeptem, żeby nie obudzić Everta i Kristiana.
- Dlaczego Emanuel wyjechał do miasta, jeśli mógł mieszkać tutaj i codziennie jeść
bułeczki?
Elise zawahała się.
- Młodzi ludzie czasem denerwują się na mamę albo na tatę i chcą choćby na krótko
gdzieś wyjechać. Dzieje się tak dlatego, że zaczynają dorastać.
- , A dlaczego ty się nie wyprowadziłaś?
- Nie mogłam, bo mama była chora.
- Miałaś ochotę?
- Nie, chyba nie. U nas było inaczej, wiesz, to z ojcem i... w ogóle.
- Ja też nie będę chciał, bo nikt mi wtedy nie pomoże, kiedy dostanę skurczów
bułeczkowych.
Elise roześmiała się cicho.
- Nie wiadomo, czy będzie mnie stać, żeby ci dać tyle bułeczek, byś dostał skurczów.
- Tato Emanuela w to wierzy. Powiedziałem mu, że napisałaś prawdziwą książkę,
którą wydrukowali w Danii, i on uważa... - Nagle zamilkł. - Czy źle zrobiłem, że mu
wygadałem?
- Nie, jemu można się przyznać. Zabrałam nawet ten egzemplarz ze sobą, żeby mu
pokazać. Emanuel twierdzi, że nie powinnam tego robić, ale ja jestem innego zdania. I co on
uważa?
- Że napiszesz dużo książek i że wszyscy będą wiedzieli, kim jesteś. Jeżeli dostaniesz
dwadzieścia pięć koron za jedną książkę, a napiszesz dziesięć, to będzie dwieście pięćdziesiąt
koron! Ile kosztuje jedna bułeczka?
Elise nie mogła się nie uśmiechnąć.
- Jesteś niesamowity, Pederze. Jeżeli sprzedam dziesięć książek, to na pewno będzie
mnie stać, żeby kupić dużą torbę ciastek. Ale ty dostaniesz dwa, może trzy, ale nie tyle, żeby
cię rozbolał brzuch.
- Obiecujesz?
- Słowo honoru, krzyż na szyi i dziesięć palców na sercu. Zapadła cisza.
- Elise? Jeśli nie uda mi się skończyć szkoły, to nie muszę pracować przy opróżnianiu
ubikacji. Mogę zostać chłopcem od zaganiania krów na targ.
- Nie możesz do końca życia gonić krów na targ. To też nie jest dla ciebie
odpowiednie zajęcie. Słyszałam, że zaganiacze krów chodzą na tańce do Gronland, gdy
skończą pracę, i wydają prawie wszystkie zarobione pieniądze w spelunkach.
- Nie wierzę. Widziałem ich, mają buty z wysokimi cholewami, lasso u spodni i
jedwabną chustkę na szyi. I kupują to za swoje pieniądze.
Elise ziewnęła.
- Czy już ci lepiej?
- Tak. Myślę, że chyba jednak nie będę zaganiaczem. Może raczej powinienem
pracować tu w gospodarstwie? To nie jest chyba spelunka?
Elise ponownie ziewnęła.
- Możesz spytać pana Ringstada, czy za kilka lat nie potrzebowałby pomocy w stajni.
Kiedy Elise następnego dnia zeszła z Hugo na dół, Kristian i Evert byli już na dworze
i bawili się z kotem. Nakarmiła Jensine i przewinęła ją, i mała znowu zasnęła. Peder nadal
spał po bezsennej nocy z powodu bólu brzucha.
Pani Ringstad wyszła z dużej kuchni, uśmiechając się.
- Dobrze spaliście?
- Dziękuję, tak. Peder obudził się, bo bolał go brzuch, ale już mu przeszło.
- A więc Emanuel pewnie też się obudził, biedak. Niech sobie jeszcze pośpi, na
pewno nieczęsto ma okazję się wyspać. A ty, moja droga, możesz się w tym czasie przejść do
ogrodu.
Elise musiała się do siebie uśmiechnąć z powodu określenia, którego użyła teściowa.
„Moja droga!” Jakże zmieniła ton. Postawiła Hugo na podłodze i poprowadziła synka przez
dom ku werandzie po drugiej stronie. Stamtąd szerokie schody prowadziły na brukowaną
ścieżkę wiodącą przez cały ogród. Przypomniała sobie, jak była tu pierwszy raz i razem z
Emanuelem siedzieli w altanie i rozmawiali. Wspaniały dom rodzinny Emanuela wywarł na
niej ogromne wrażenie, lecz radość z odwiedzin przyćmił strach z powodu dziecka, które być
może nosiła pod sercem. Pamiętała również, o czym rozmawiali. Emanuel twierdził, że Elise
ma talent krasomówczy i nadawałaby się na rzeczniczkę ważnych spraw dotyczących kobiet,
na przykład by dziecko urodzone poza małżeństwem miało prawo nosić nazwisko ojca i
dziedziczyć po nim tak samo jak dzieci urodzone w związku małżeńskim. Czy dziś powie-
działby to samo? Czy chciałby, żeby dziecko Signe nosiło jego nazwisko i miało prawo
dziedziczenia Ringstad? Chyba nie.
Tak było ze wszystkim, pomyślała. Tak łatwo jest wyrażać sądy w imieniu innych, a
kiedy problem zaczyna dotyczyć nas samych, wszystko wygląda inaczej. Elise pamiętała, z
jakim zaangażowaniem Emanuel wypowiadał się na temat pewnego mężczyzny, który
według niego powinien przyjąć odpowiedzialność za swoje dzieci urodzone poza
małżeństwem i na nie łożyć. A teraz wpadał w gniew, że ojciec Signe żądał tego samego.
Odegnała tę myśl. W ogrodzie było zbyt pięknie, by zaprzątać sobie głowę trudnymi
sprawami. Dziś chciała tylko się rozkoszować, cieszyć się ciepłem lata, słuchać śpiewu
ptaków i śledzić wzrokiem motyle, które bezszelestnie unosiły się w powietrzu niczym
maleńkie elfy ubrane na biało lub jasnożółto. W obsypanych kwieciem krzewach brzęczały
pszczoły, wielki bąk, głośno bzycząc, przeleciał obok.
Ścieżka ogrodowa rozdzielała się i Elise wybrała drogę prowadzącą do masztu z
flagą, a nie tę, która wiodła do altany. Posuwali się powoli, bo Hugo chciał iść sam, ale dzięki
temu Elise mogła wszystko zobaczyć. Przeszli obok drzewa czereśniowego, na gałęziach
wisiało jeszcze trochę dużych, czerwonych, mięsistych czereśni. Po prawej stronie rósł rząd
bujnych piwonii, to dopiero musiał być widok, kiedy wszystkie rozkwitły.
Maszt flagowy stał na niewielkim płasko wzgórzu. Pośród zieleni stały dwie
pomalowane na biało ławki i okrągły stolik z kutego żelaza, tutaj zwykle pijali popołudniową
kawę, jak kiedyś wyznał Emanuel. Poniżej znajdowały się długie rzędy krzewów
owocowych, malin, agrestu oraz czarnych i czerwonych porzeczek. Pani Ringstad
powiedziała, że nie zbierają wszystkich i zostawiają trochę, żeby jak najdłużej mogli
podjadać świeże z krzaka.
Jabłonie i śliwy rosły poniżej krzewów, rozciągały się jak tylko okiem sięgnąć. Ogród
był tak ogromny, że można by w nim zabłądzić. Elise nie mogła się powstrzymać, by nie
porównać go do maleńkiego ogródka, który mieli na Hammergaten z niedużą jabłonką i
jednym krzakiem czerwonej porzeczki. Dla niej i chłopców przeprowadzka do nowego domu
zdawała się niczym z bajki, ale Emanuelowi nadal musiało być strasznie ciasno. Wszystko
stawało się inne, gdy spojrzało się na to cudzymi oczami, pomyślała. Nie rozumiała, że dom
na Hammergaten mógł się Emanuelowi wydawać nieduży i nędzny, a Emanuel nie potrafił
docenić, jakie mieli szczęście w porównaniu z innymi. Pomyślała o rodzinach mieszkających
w czynszówkach na Grunerlokka, gdzie mieściło się sto piętnaście jednopokojowych
mieszkań, zajmowanych przez ponad tysiąc osób. W porównaniu z tym dom na
Hammergaten zdawał się rajem.
Elise usiadła na ławce i pozwoliła Hugo pobawić się żwirem. Nieopodal zobaczyła
zostawiony tu przez zapomnienie kosz z rękawicami do prac w ogrodzie, grabie i łopatkę.
Należały na pewno do pani Ringstad, która, jak sama mówiła, lubiła pielęgnować grządki z
kwiatami, mimo że mieli ogrodnika. Hugo wrzucał pojedyncze kamyki do kosza i bawił się
łopatką. Był tak zachwycony, że mógłby tu siedzieć pół dnia. Jednak po krótkiej chwili Elise
zobaczyła, że biegnie ku nim Peder.
- Elise?! - zawołał zdyszany. Był czerwony na twarzy i miał potargane włosy. Krzywo
zapiął koszulę, której brzegi wystawały mu ze spodni. - Wiesz co? Spytałem tatę Emanuela,
czy nie potrzebowałby pomocy w stajni. I wiesz, co powiedział? Że mogę przyjść, kiedy
chcę! I powiedział jeszcze, że żeby pracować w stajni, nie trzeba mieć dobrych stopni w
szkole. Elise uśmiechnęła się.
- Świetnie, Pederze. Praca w gospodarstwie to byłoby coś w sam raz dla ciebie.
- Musisz wracać. Będziemy jeść śniadanie. Wydaje mi się, że pachną bułeczki, ale nie
wiem, czy powinienem zjeść ich tyle co wczoraj.
Elise wstała.
- Nie, sądzę, że musisz trochę uważać. Jednak wydaje mi się, że to nie słodkie
bułeczki. Pewnie Gjertrud upiekła chleb lub bułkę.
Hugo rozpłakał się w głos, kiedy go podniosła i przerwała dobrą zabawę. Ale gdy
powiedziała, że idą jeść, stał się bardziej uległy. Wzięła Pedera drugą ręką i razem poszli
szeroką ogrodową alejką. Peder gadał cały czas jak nakręcony. Opowiadał o oborze i stajni,
stodole i zagrodzie dla cieląt, świń i warchlaków, a także o domku z desek na drzewie, który
tam stoi od czasów, kiedy Emanuel był mały.
- Emanuel miał też dla siebie starą stodołę, gdzie się mógł zamknąć, kiedy chciał mieć
spokój - dodał z zapałem. - Wtedy bawił się, że jest bladą twarzą, a wszędzie w lesie czają się
Indianie i chcą mu zdjąć skalp.
Elise zerknęła na Pedera podejrzliwie.
- To ostatnie sobie chyba wymyśliłeś, prawda?
- Tak, ale myślę, że właśnie tak się bawił.
Elise pomyślała swoje. Emanuel na pewno zamykał się w stodole, żeby mu matka
dała spokój, jeżeli rzeczywiście było tak źle, jak opowiadał. Niemal nie sposób uwierzyć, że
było z nią trudno wytrzymać, skoro teraz jest tak uprzejma i życzliwa. Mimo wszystko
podejrzewała, że pod łagodną powierzchownością w teściowej aż się gotuje. Zauważyła to,
gdy przypadkiem usłyszała, jak pani Ringstad zwracała się do swego męża, sądząc, że nikt
ich nie słyszy. Dostrzegła też płomień w jej oczach. Być może przez całe życie starała się
poskromić swój niełatwy charakter.
Kiedy dotarli na miejsce, wszyscy już siedzieli przy stole i jedli śniadanie. Emanuel
wyglądał na wypoczętego i w dobrym humorze, spał dobrze całą noc i nie słyszał ani płaczu
Pedera, ani krzyku Jensine. Matka pogładziła go po plecach.
- Jak dobrze, że choć raz się wyspałeś, Emanuelu. Rzeczywiście chyba nie jest ci
łatwo z tak dużą gromadką dzieci, skoro musisz wychodzić do kantoru wcześnie rano i
wracasz do domu późnym wieczorem.
Elise westchnęła, ale się nie odezwała.
To był przyjemny dzień. Emanuel rozluźnił się, ładna pogoda się utrzymywała, a
podczas posiłków panowała radosna i lekka atmosfera. Chłopcy zaglądali wszędzie, mogli
poskakać na sianie, dosiąść po kolei najłagodniejszego z koni, dać kotom mleka i zebrać jajka
zniesione przez kury.
Elise podążała za nimi wzrokiem, ciesząc się razem z nimi. Spędzone tu chwile
pozostaną im w pamięci na zawsze i pozwolą zabrać ze sobą coś przyjemnego, gdy znowu się
zacznie codzienność. Peder jaśniej spojrzał w przyszłość, ponieważ się dowiedział, że istnieją
inne możliwości niż opróżnianie wychodków lub pędzenie bydła na targ. Nawet ona sama
zauważyła, że irytacja wobec Emanuela i tęsknota za Johanem osłabła. Nagle Elise
przypomniała sobie nastrój pierwszych dni spędzonych w gospodarstwie Ringstadów. Inny
był wtedy jej stosunek do Emanuela. Była w niego zapatrzona, podziwiała go za służbę w
Armii, czuła wdzięczność za troskę, którą okazał jej i jej rodzinie. Teraz zauważyła, że
odrobina dawnego nastroju wróciła, łatwiej przychodziło im się śmiać z pomysłów i
powiedzonek chłopców, oboje rozpierała duma z powodu postępów Jensine, czuła, że
zarówno Emanuel, jak i jego rodzice traktują Hugo jako jednego z nich. Może jednak
wszystko się ułoży, pomyślała z westchnieniem ulgi.
Dzień minął zbyt szybko, wkrótce trzeba będzie zacząć myśleć o powrocie do domu.
Pani Ringstad zaofiarowała się, że przypilnuje najmłodszych dzieci, kiedy Elise poszła na
górę się pakować.
Oknò w sypialni było otwarte, promienie słońca i świeże powietrze wpadały do
środka. Elise podeszła bliżej, żeby ostatni raz nacieszyć się pięknym widokiem.
Nagle w oddali usłyszała przeraźliwy krzyk. Wstrzymała oddech. Wtedy dobiegł ją
znowu i usłyszała wyraźnie głos jednego z chłopców. Serce zabiło jej w piersi, strach ścisnął
za gardło. Kiedy wytężyła słuch, żeby się zorientować, co się stało, dotarło do niej
przerażone, niemal paniczne „Na pomoc!”. Odwróciła się na pięcie i wypadła jak burza z
sypialni. To na pewno Peder, żaden z chłopców nie wpadał w takie tarapaty jak on.
Gdy zbiegała po schodach, przez głowę przelatywały jej wszelkie możliwe
przerażające sceny. Widziała brata, jak wpada do gnojówki i szamocze się, po czym powoli
całkiem się zanurza i tonie. W następnym okamgnieniu widzi go, jak spada z konia i leży na
ziemi ze złamanym karkiem, sparaliżowany do końca życia. W ciągu kilku krótkich sekund
na nowo przeżyła koszmar, kiedy była w szpitalu i nie mogła poruszyć nawet jednym mięś-
niem, zamknięta w swoim ciele, nie będąc w stanie porozumieć się z kimkolwiek. Potem
zobaczyła Pedera, jak wisi uczepiony rękami na czubku drzewa bez oparcia dla nóg i to tylko
kwestia czasu, gdy gałąź się złamie, a on zleci.
Wreszcie znalazła się na dole przed domem. Na dziedzińcu zobaczyła Emanuela i
pana Ringstada, jak wybiegają ze stajni, i panią Ringstad załamującą ręce i wołającą do nich
coś, czego Elise nie mogła zrozumieć. Za moment dostrzegła Kristiana i Everta, którzy
wypadli ze stodoły i pędzili na złamanie karku. A więc dobrze zgadła, to musiał być Peder.
- Co to? Co się stało?
Pani Ringstad zwróciła się do niej.
- To Peder wołał o pomoc! - rzekła zdenerwowana. - Poszedł na pastwisko, gdzie
pasie się ten niebezpieczny byk, chociaż zabroniliśmy mu tam chodzić!
Elise nie musiała słuchać wyjaśnień. Rzuciła się biegiem za Emanuelem i panem
Ringstadem. W oddali ciągle słyszała krzyki albo może tylko nadal brzmiały w jej uszach,
nie potrafiła powiedzieć. Rozmawiali przy obiedzie o tym byku. Pani Ringstad żądała, żeby
go zaprowadzić do rzeźni, zanim zrobi komuś krzywdę. W sąsiednim gospodarstwie
zaledwie kilka miesięcy temu zabódł dojarkę na śmierć.
Elise ze strachu nie mogła złapać tchu. Biegnąc, płakała i składała ręce do Boga.
- Dobry Boże, spraw, by Peder przeżył! Bądź tak dobry, pomóż mu, żeby mu się nic
nie stało!
Zwolniła i wytężyła słuch. Na pastwisku zapadła cisza. Nie rozległ się żaden krzyk.