Frid Ingulstad
ZAKAZANE SPOTKANIA
Saga część 16.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, lipiec 1907 roku
Musiało jej się śnić. Biały pokój, postać ubrana na biało. Głowa
wydawała się taka dziwna, a wszystko wokół pływało, kołysało się i
falowało. W uszach jakby szumiał wodospad, a całe ciało było bezwładne,
jak gdyby pozbawione rąk i nóg.
Wtedy nagle poczuła chłodną dłoń na swoim czole.
- Odniosłam wrażenie, że przed chwilą się ocknęła, ale nie jestem
pewna, czy mnie zauważyła - usłyszała cichy kobiecy głos.
- Hm - burknął mężczyzna niezadowolony lub może zmartwiony. - Musi
pani spróbować ją ocucić, siostro. Niebezpiecznie długo jest
nieprzytomna.
- Robię, co mogę, doktorze. - Głos brzmiał nadzwyczaj spokojnie i miło.
- Był tu jej mąż i wiele razy do niej mówił. Podobnie jej młodsi bracia.
Wtedy wydawało mi się, że nieznacznie się poruszyła i drgnęły jej
powieki. Jestem pewna, że chciała coś powiedzieć, lecz nie mogła.
Rozległo się ciężkie westchnienie.
- Damy jej jeszcze jedną szansę, ale jeżeli nie dojdzie do siebie w ciągu
kilku dni, to myślę, że nie należy mieć złudzeń. Wtedy będziemy musieli
ją stąd wywieźć.
Głosy i kroki oddaliły się.
Wypełnił ją strach. Chciała otworzyć oczy, lecz jej się nie udało. Chciała
poruszyć nogami, żeby im pokazać, że tli się w niej życie, ale nie była w
stanie. W głowie powoli się rozjaśniało, ale ciało nie podążyło za
umysłem. Walczyła, by móc poruszyć palcami, ale nie wiedziała, gdzie są.
Przerażenie spotęgowało się. Żyła, ale ludzie wokół niej myśleli, że
umiera! Co robić, by zrozumieli, że to jeszcze nie koniec?
Stopniowo zaczęły wyłaniać się obrazy. Słyszała krzyki, wrzaski i
przekleństwa, pamiętała masę chłopięcych ciał, które kłębiły się i
przewracały jedne przez drugie w plątaninie wymachujących ramion,
wierzgających nóg i bijących pięści. Obraz w głowie powodował ból,
chciała go wymazać, nie mogła na niego patrzeć, ale natrętnie wracał.
Nagle zauważyła ciemnowłosego chłopca, który leżał na samym spodzie, i
innego, który z całej siły go kopał.
W tej samej chwili wszystko sobie przypomniała.
Dostrzegła wielki kij, który ze świstem przeciął powietrze, lecz zanim
zorientowała się, co się dzieje, poczuła, jak gdyby głowa jej eksplodowała.
Potem wszystko zrobiło się czarne.
Teraz powoli zaczynała się domyślać. Białe pomieszczenie jest salą
szpitalną, a biała postać pielęgniarką. Kij musiał trafić w głowę tak mocno,
że coś w niej uszkodził. Teraz przypomniała sobie również głos: „Jest pani
w szpitalu, pani Ringstad. Niestety, doznała pani poważnych obrażeń".
„Poważnych obrażeń"... Jezu Chryste! Może już nigdy nie zdoła
otworzyć oczu, nigdy się nie poruszy. Nikt się nie zorientuje, że żyje!
Może ją żywcem pogrzebią, włożą do trumny i opuszczą głęboko w
ziemię. Potem usłyszy, jak wolno zasypują ją ziemią, a ona nie będzie
mogła wytłumaczyć, że przecież nie umarła. Ta myśl ją tak przeraziła, że
bała się, że znowu straci świadomość. Myśli napierały coraz szybciej -
chciała krzyczeć, lecz nie zdołała poruszyć wargami.
Dobry Boże, pomóż mi!... Pomyślała o Annie, która przez wiele lat była
sparaliżowana. Czy teraz ona sama będzie musiała tak leżeć, całkowicie
zależna od innych? Starała się pomyśleć o palcach u stóp, zastanowiła się,
gdzie są i jak to jest nimi poruszać. Nagle zauważyła, że duży palec lewej
nogi leciuchno drgnął. Poczuła wielką ulgę. Nadal zaciekle walczyła, aż
wreszcie udało jej się nieznacznie przesunąć stopę w bok. Oby zdołała
wystawić palce choć trochę poza kołdrę, wtedy zobaczą, że się rusza, i zo-
rientują się, że żyje.
Zdawało się, że zmaga się całą wieczność. Każdy najdrobniejszy ruch
był morderczą pracą, postępowało to tak wolno, że już miała ochotę się
poddać, jednak myśl o pogrzebaniu za życia popychała ją do nadludzkiego
wysiłku.
Nagle poczuła na stopie powiew chłodnego powietrza, a więc udało jej
się trochę wysunąć nogę. Kiedy wróci pielęgniarka, to zobaczy, że coś się
zmieniło, i od razu wszystkiego się domyśli.
Otworzyły się jakieś drzwi, ale gdzieś daleko. Znowu spróbowała
otworzyć oczy, ale jej się nie udało. Odnosiła wrażenie, jak gdyby każdy
mięsień był martwy, że tylko myśli żyją. Jednak udało jej się przesunąć
stopę, więc chyba nie może być tak źle. Niedługo jej ciało będzie
funkcjonować jak kiedyś. Nie wolno jej tracić nadziei.
Leżała, przysłuchując się głosom, usiłowała wyłowić poszczególne
słowa. Przypuszczalnie w pomieszczeniu znajdowali się jeszcze inni
pacjenci, słyszała, że w takich salach mieści się kilka łóżek. Może
pielęgniarka chodzi od jednego do drugiego
1 w końcu przyjdzie i do niej. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i raczej
postarać się wysunąć stopę jeszcze dalej.
Głosy zbliżały się, nadzieja rosła. Zaraz pielęgniarka podejdzie bliżej,
położy chłodną dłoń na jej czole i zauważy palce wystające spod kołdry.
Może krzyknie zdumiona, zawoła doktora lub inną pielęgniarkę i pokaże
im, co się stało. Uczepiła się tej myśli.
Gdyby tylko jej się udało poruszyć ręką, podnieść ją i przywołać ich
gestem. Wtedy nie trwałoby to tak długo. Teraz musiała poczekać.
Zdawało się, że czas stanął. Głosy i kroki zbliżały się, lecz wszystko
działo się w tak przeraźliwie wolnym tempie. Czy przyjdą zaraz?
Głosy umilkły, zbliżał się tylko odgłos kroków. Chyba należały do
jednej osoby.
Wyglądało na to, że ów człowiek zatrzymał się, zrobiło się cicho. W
następnej sekundzie rozpoznała cichy, miły głos, zapewne jakieś słowa
pociechy, być może skierowane do pacjenta, który leżał w łóżku obok.
Zaraz przyjdzie jej kolej. Kiedy lekarz usłyszy, że poruszyła stopą sama,
bez niczyjej pomocy, zrozumie, że się pomylił i że jednak istnieje dla niej
jakiś ratunek. Wtedy na pewno dadzą jej lekarstwa i wkrótce wyzdrowieje.
Anna... Anna nauczyła się chodzić, mimo że przez wiele lat leżała
sparaliżowana. Nie ma rzeczy niemożliwych, trzeba tylko wystarczająco
wytrwale walczyć.
A jeśli lekarstwa okażą się za drogie? Jeśli lekarze nie będą w stanie jej
pomóc, ponieważ nie będzie jej stać, by za siebie zapłacić?
Wreszcie! Coś przemknęło obok łóżka. Potem poczuła czyjś palec na
swojej szyi, następnie ktoś uniósł jej rękę i badał puls przy nadgarstku.
Jednak pielęgniarka nic nie powiedziała, nawet nie położyła dłoni na jej
czole. Czyżby jeszcze nie zauważyła, że spod kołdry wystaje kawałek
stopy?
Rozległo się ciężkie westchnienie.
Dlaczego pielęgniarka nic nie mówi? Dlaczego nie wymienia jej
nazwiska i nie oznajmia z radością, co się stało? Dobry Boże, spraw, by
zauważyła moją stopę!
W następnym okamgnieniu poczuła, że jej stopę ktoś ostrożnie przesuwa
na miejsce i troskliwie okrywa kołdrą. Pielęgniarka nie zrozumiała!
Zauważyła po prostu, że stopa wystaje spod kołdry, więc przesunęła ją na
miejsce i przykryła, żeby nie zmarzła! Jezu, czy nie domyśliła się, że noga
nie wysunęła się przypadkiem?
Poczuła, jak gdyby zapadała się w głęboką ciemność. Lekarz miał rację:
nie ma już dla niej nadziei, równie dobrze mogła się poddać.
Niedługo potem duch walki obudził się w niej znowu. Nie umarła!
Wprost przeciwnie, odzyskała niemal jasność myśli, mogła rozumować tak
jak kiedyś, pamiętała, co się stało, a teraz cały wieczór przed dniem
świętego Jana stanął jej przed oczami. Ujrzała Anne Sofie, jak posłusznie
podreptała za dziadkami, przypomniała sobie zarumienione policzki
Jensine i jej oczy promieniejące radością, kiedy dostała cztery ciasteczka,
nigdy też nie zapomni zrozpaczonej twarzy panny Fryksten, gdy wyznała,
że wreszcie zrozumiała Elise i spojrzała na Ansgara innymi oczami.
Wszystko w jej głowie było na swoim miejscu: dom na Hammergaten,
chrzciny, pogrzeb w Kjelsas i dni w biurze majstra Paulsena. Jak mogli
pomyśleć, że ulatuje z niej życie?
Nastawiła uszu. Usłyszała dwa kobiece głosy, kobiety nie stały daleko,
ale mówiły cicho. Rozpoznała ów miły głos pielęgniarki, która wcześniej
rozmawiała z lekarzem.
- Tak, to smutne. Byłam pewna, że dziś rano odzyska przytomność,
wydawało mi się, że wyraźnie otworzyła oczy, ale widocznie się
pomyliłam. Puls jest bardzo słaby, to tylko kwestia godzin.
- Biedna rodzina. Zwróciłam uwagę na jej braci, kiedy tu byli, jednego z
nich nie dało się w żaden sposób pocieszyć.
Głosy stawały się coraz wyraźniejsze, widocznie pielęgniarki
zatrzymały się przy jej łóżku.
- Słyszałam, że im matkowała, odkąd ich matka zapadła na suchoty. Jej
mąż pochodzi z dobrej rodziny, to przystojny i szykowny młody
mężczyzna.
Jej powieki uniosły się odrobinę, utworzyły nie więcej niż wąską
szczelinkę, może niezauważalną dla innych, lecz wystarczającą, by
dostrzegła, że zbliża się do niej coś białego.
- A więc pewnie szybko się pocieszy. Gorzej będzie z dziećmi.
Kobieta ubrana na biało stanęła zupełnie blisko i zmierzyła jej puls.
- Czy ona przypadkiem nie zostawiła w domu maleńkiego niemowlęcia?
- Zajęła się nim na razie jej siostra.
- Słyszałam, że ktoś mówił, że ma jeszcze jedno, roczne.
- Tak to już jest w tych robotniczych' rodzinach, co rok rodzi się kolejne
dziecko.
- Wydawało mi się, że mówiłaś, że jej mąż pochodzi z dobrej rodziny.
- Ma duże gospodarstwo, ale pracuje jako kancelista i słabo zarabia. To
dla mnie zagadka, jak mogło mu przyjść do głowy, żeby ożenić się z
biedną robotnicą. Taki przystojniak jak on mógłby chyba mieć każdą.
- Ta dziewczyna nie wygląda raczej na piękność. Może skusiła go czymś
innym? - rozległ się stłumiony chichot.
- Fuj, ale masz brudne myśli. Nie, puls jest ledwie wyczuwalny.
Zostawimy ją tu do jutra. Może coś się zmieni w ciągu nocy. Wyobrażasz
sobie, zostać tak pobitym przez bandę chłopaków na Wzgórzu Świętego
Jana!
- Jej brat brał udział w bójce, pewnie próbowała go ratować.
- Chyba straciła rozum! Powinna zdawać sobie sprawę, jak ryzykuje,
mieszając się do walki z chuliganami. Po łobuzach z tej okolicy nie można
się spodziewać niczego dobrego. A co z jej bratem?
- Wyszedł z tego z kilkoma otarciami i podbitym okiem, ale rozpacza z
powodu siostry.
- Nie wierzę. Ludzie stąd nie są tacy wrażliwi.
- Też tak sądziłam, ale gdybyś widziała tego młodszego, zmieniłabyś
zdanie. Stał w nogach jej łóżka i zanosił się od płaczu. Ten większy też
miał łzy w oczach.
- Nic dziwnego, jeśli to ona ich utrzymuje. Nie do wiary, że znalazła
niedawno posadę w kantorze! Mój brat mówił, że w tych czasach to
niemal niemożliwe. Tam, gdzie on pracuje, sto osób starało się o jedno
wolne miejsce.
- Czy to nie ty mówiłaś, że pewnie zasłużyła się czymś innym?
Obie roześmiały się. Po chwili, sądząc po odgłosach kroków, oddaliły
się od jej łóżka.
Powinna się czuć urażona i zdenerwowana, ale jej myśli wypełniali
tylko Peder i Kristian. Peder ze swym głębokim oddaniem i łagodnym
charakterem. Kristian z dojrzałym poczuciem odpowiedzialności i
bolesnymi wyrzutami sumienia. I pomyśleć, że miał łzy w oczach! I
Hugo... i maleńka Jensine... co się z nimi stanie, jeśli ona... Urwała, nie
była w stanie dokończyć myśli.
Na nowo ogarnęło ją zwątpienie. Jak pielęgniarki mogły od niej odejść,
nie zrobiwszy nic poza zbadaniem pulsu? Czy rzeczywiście uznały, że już
jej nic nie pomoże?
Myśli i wspomnienia napływały i znikały jedne po drugich. Usiłowała
trzymać się jednego wątku, ale rozwiewał się niemal tak samo szybko, jak
się pojawił. W jednej chwili spacerowała w górę Myrabkka ręka w rękę z
Johanem, a w następnej ledwie żywa wlokła się do domu po napadzie,
obolała, zakrwawiona, z twarzą mokrą od łez. Jasne obrazy mieszały się z
najczarniejszymi, kontrasty równie ostre jak różnica między dniem a nocą.
Usiłowała odegnać mroczne obrazy i zatrzymać się przy tych pogodnych,
ale nie była panem własnych myśli, nie miała sił nimi kierować.
Zorientowała się, że pomału zapada zmrok. Chciała wytrwać, walczyć,
zachować świadomość, śmiertelnie przerażona, że obudzi się w całkiem
innym miejscu, ale nie zdołała.
Kiedy doszła do siebie, już jej nie oślepiały białe ściany. Panika ścisnęła
ją za gardło. Czy przenieśli ją do kaplicy? Zebrała wszystkie siły, żeby
otworzyć oczy, ale zdołała tylko nieznacznie rozchylić powieki. Jak
ostatnio.
Usłyszała głosy, rozlegały się całkiem blisko i wydawały się znajome.
Tak, wyraźnie rozpoznała jeden z nich. To Emanuel. Wokół nie panowały
całkowite ciemności, a więc nie umieszczono jej w zimnym, zamkniętym
pomieszczeniu. Teraz mogła nawet rozróżnić brzeg białej kołdry. Zatem
nadal leżała w szpitalnym łóżku, nie przenieśli jej. Ogarnęło ją uczucie
ulgi.
- Ale czy naprawdę nic nie możecie zrobić? - w głosie Emanuela
brzmiało zwątpienie.
- Przykro nam, panie Ringstad, uczyniliśmy wszystko, co w naszej
mocy. - To lekarz, widocznie przyszedł, żeby oznajmić Emanuelowi
ostateczną diagnozę.
Zrobiło się cicho. Może Emanuel płakał? Czy ktoś z nim przyszedł, czy
był sam? Starała się o tym przekonać, ale nie mogła szerzej otworzyć
oczu.
Wtedy ponownie rozległ się głos Emanuela, zdławiony płaczem.
- Myśli pan, że w którymś z prywatnych szpitali mogliby coś poradzić?
- Wątpię w to, panie Ringstad. Kiedy mózg jest uszkodzony, lekarz
niewiele może pomóc. Aż do tej pory mieliśmy nikłą nadzieję, ale skoro
pańska żona do tej pory nie odzyskała przytomności, nie sądzę, by to się
kiedykolwiek udało.
- Nie ocknęła się ani razu od chwili, kiedy to się stało?
- Niestety nie. Leży przez cały czas nieruchomo, nie otwiera oczu, nie
poruszyła nawet palcem.
- Czy nie można wezwać jakiegoś specjalisty? Oczywiście pokryję
koszty.
- Przykro mi, panie Ringstad. Mamy tu w szpitalu dobrych specjalistów,
rozmawialiśmy z całym zespołem o przypadku pańskiej żony, nie możemy
nic zrobić. Obawiam się, że musi pan spojrzeć prawdzie w oczy.
Prawdopodobnie jest to kwestia jednego-dwóch dni, skoro ten stan trwa
tak długo. Muszę już iść, ale wydałem dyspozycje, by ustawiono przy
łóżku parawan, żeby mógł pan przy żonie posiedzieć bez skrępowania. Do
widzenia.
Kroki oddaliły się. Zapadła cisza.
Wtedy zorientowała się, że ktoś usiadł na brzegu łóżka, czyjaś ciepła
ręka ujęła jej rękę. Nadal było cicho. Niedługo potem ponownie dobiegł ją
odgłos kroków i domyśliła się, że ktoś ustawił parawan. Słyszała, jak
Emanuel podziękował, lecz to wszystko, co zdołał wykrztusić. Dławił go
płacz.
Nagle poczuła ciepły oddech tuż przy swoim policzku.
- Elise...
Rozpłakał się i przytulił twarz do jej szyi. Coś ciepłego pociekło po jej
skórze. Gdyby tak mogła mu pokazać, że nie jest umierająca, że myśli
równie jasno jak przed wypadkiem. Znowu spróbowała otworzyć oczy
albo przesunąć rękę lub nogę, ale jej wysiłki na nic się nie zdały, nie była
w stanie się ruszyć.
- Kochana Elise... - Głos Emanuela był niemal nie do poznania. - Nie
opuszczaj mnie. Nie potrafię bez ciebie żyć, Elise. Jesteś najlepszym
człowiekiem, jakiego kiedykolwiek znałem. Byłem taki szczęśliwy, kiedy
przeprowadziliśmy się na Hammer-gaten i wszystko wskazywało na to, że
będzie tak jak kiedyś. - Głos mu się znowu załamał, jego ciało, wstrząsane
płaczem, ciężko się na niej oparło. - Dlaczego to musiało się stać? Teraz,
kiedy wreszcie zaczęło się nam układać. - Podniósł się i wyprostował,
dobrze było pozbyć się jego ciężaru. Usłyszała, że wytarł nos. - Ostatnio
było nam tak dobrze. - Jego głos nadal dławił płacz, aż żal było słuchać. -
Modliłem się i błagałem Boga o pomoc, ale nie wygląda na to, by mnie
wysłuchał. Albo nie ma Boga, albo postanowił ukarać mnie za grzechy.
Nie mógłby mi wyznaczyć okrutniejszej kary.
Wtedy nagle zauważyła, że drgnął jej mały palec. Wstrzymała oddech.
Po chwili jeszcze raz. Palec się poruszył! Dobry Boże, spraw, bym na
powrót odzyskała władzę w rękach i nogach! Proszę!
Głos Emanuela wydawał się jakby bardzo odległy. Nie była w stanie
słuchać, co mówi. Odnosiła wrażenie, jak gdyby całe jej ciało czekało w
napięciu, aż mały palec się przesunie, milimetr za milimetrem. Chciała
skakać i krzyczeć w głos z radości, ale nie mogła poruszyć wargami, nie
mogła wydobyć ani jednego dźwięku.
Najpierw palce u nóg, a teraz mały palec. To nie mogło oznaczać
niczego innego, jak tylko to, że powoli odzyskuje władzę. Miała uczucie,
jak gdyby była uwięziona we własnym ciele i nie mogła się z niego
wydostać.
Właśnie wtedy, kiedy zauważyła, że coś szarpnęło i drgnęło w małym
palcu, i nabrała pewności, że uda jej się go przesunąć jeszcze bardziej,
poczuła, że ciepła dłoń męża zamknęła się na jej dłoni i mocno zacisnęła.
Emanuel nie zwrócił uwagi, że odstęp między jej małym palcem a
serdecznym odrobinę się zwiększył, tylko po prostu wziął ją za rękę,
szukając pociechy. To było dla niej jak cios. Jej serce płakało, wszystko
przepadło, a już miała nadzieję, że Emanuel coś zauważy.
- Nie mogę uwierzyć, że Kristian miał coś wspólnego z tą bandą. - W
głosie męża pojawiła się teraz złość. Czy Emanuel nie rozumiał, że bójkę
wywołali koledzy z klasy Kristiana, a on sam na pewno nie zamierzał brać
w niej udziału, lecz został w nią wciągnięty wbrew swej woli? - Odbyłem
z nim poważną rozmowę. To wszystko jego wina.
O nie, co za okrucieństwo! Obarczył winą Kristiana! Jak chłopak będzie
mógł żyć z tak obciążonym sumieniem, jeżeli ona nie przeżyje?
Znowu zrobiło się cicho. Emanuel gładził ją po ramieniu, to było
przyjemne. Po chwili puścił ją i wytarł nos, pewnie nadal płakał. Widziała
fragment jego postaci przez wąską szparkę między powiekami, skrawek
jego ciemnej kurtki, od czasu do czasu rękę. Teraz znowu się pochylił,
położył się na niej całym ciężarem.
- Powiedz coś, Elise! Odezwij się do mnie, proszę.
Jakże bardzo pragnęła mu wyznać, że słyszy każde jego słowo! Dać mu
do zrozumienia, że istnieje jeszcze nadzieja. Skoro mózg pracuje, reszta
ciała pewnie również stopniowo odzyska sprawność. Prędzej czy później.
- Gdybym tylko mógł na nowo przeżyć ostatnie dwa lata! -szlochał
cicho Emanuel na jej piersi. - Wtedy nigdy by się to nie stało. Byłbym ci
wierny i nigdy nie spojrzał w stronę innej kobiety. Odezwało się we mnie
zwierzę, Elise. Prymitywny pierwotny instynkt. Który działa, a nie myśli.
Pociągnął nosem, a potem leżał dłuższą chwilę, nic nie mówiąc. Nie
wiedziała, co było gorsze: słuchać go, jak mówi, i nie móc odpowiedzieć
czy być świadkiem jego niemego zwątpienia.
Rozległy się stłumione kroki. Dopiero teraz przyszło jej do głowy, że w
pomieszczeniu jest dziwnie cicho. Czyżby jednak przenieśli ją do innego
pokoju? A może jest noc? Uświadomiła sobie, że dlatego wszystko nie
wydawało jej się białe, kiedy się ocknęła, ponieważ pewnie nie było już
światła dziennego, lecz paliła się lampa.
Usłyszała kobiecy szept.
- Może mogłabym panu w czymś pomóc, panie Ringstad? Emanuel
podniósł się; odczuła ulgę, łatwiej było teraz oddychać.
- Nie, dziękuję. Ponownie wydmuchał nos.
Sądząc po odgłosach, odgadła, że pielęgniarka weszła za parawan.
- Żadnej odmiany?
- Nie, leży jak martwa, ale słyszę słabe bicie serca.
- To tylko kwestia czasu. Przyszłam się dowiedzieć, czy chciałby pan
porozmawiać z pastorem?
- Dziękuję. Nie wiem. - Głos mu się załamał. Nie popędzała go.
- Życie potrafi być okrutne, ale nie wolno nam zapominać, że we
wszystkim jest jakiś sens. W Biblii napisano: „Nie człowiek wyznacza swą
drogę i nie w jego mocy leży kierować swoimi krokami, gdy idzie". Słowa
Boga pomagają nam zrozumieć sens życia. Każdy z nas kiedyś umrze.
Smutek dotyka nas wszystkich, nikogo nie oszczędza. Pewien myśliciel
napisał w zeszłym stuleciu: Smutek sprawia, że na powrót stajemy się
dziećmi - usuwa wszelkie różnice między ludźmi wynikające z
wykształcenia. Najmądrzejszy nie wie nic.
Elise chciała zaprotestować. Pielęgniarka mówiła w takim tonie, jak
gdyby ona już umarła! Czy nie powinna raczej dodać Emanuelowi otuchy?
Powinna raczej go poprosić, żeby nie spuszczał z oczu jej palców u rąk i
nóg, by śledził, czy nie nastąpi nagle jakaś drobna zmiana. Gdyby to
zrobiła, Emanuel już by zauważył, że jej mały palec się poruszył, i
zrozumiał, że jeszcze nie przepadła cała nadzieja.
Emanuel milczał, prawdopodobnie uważnie słuchał słów pielęgniarki.
Już nie wierzył, że Elise przeżyje.
- W smutku jesteśmy wszyscy równi - mówiła dalej. - Bezradne niczym
małe dzieci, bez wpływu na cokolwiek. Ani bogactwo, ani władza nie
wynagrodzą nam straty. Mędrcy i intelektualiści nie znają odpowiedzi ani
rozwiązania, płaczą i silni, i słabi. Tylko Bóg może nam dać pociechę.
Wreszcie Emanuel odezwał się.
- Myślę, że porozmawiam z pastorem.
- Zajmę się tym, panie Ringstad. Wydawało się, że pielęgniarka znowu
zniknęła.
Elise zadrżała. Czy będzie musiała tu leżeć i wysłuchiwać mowy
pogrzebowej nad sobą?
Wtedy znowu poczuła szarpnięcie w małym palcu. Na myśl o tym, co
się zaraz stanie, postanowiła jeszcze trochę spróbować. Zauważyła, że
mały palec nieskończenie powoli przesuwał się w bok.
ROZDZIAŁ DRUGI
Pastor przyszedł szybciej, niż się spodziewała. Miała ogromną nadzieję,
że zanim się pojawi, uda się jej na tyle poruszyć palcami, żeby Emanuel to
zauważył.
Poczuła, że Emanuel wstał z łóżka, i po chwili usłyszała, że przywitał
się uprzejmie z pastorem.
- Dziękuję, że zechciał pastor przyjść.
- Ten przypadek to nie jedyny powód, dla którego tu jestem. Usłyszała,
że pastor podszedł bliżej.
- Co za przykra historia. Mimo że od wielu lat pełnię posługę w szpitalu,
śmierć dziecka lub młodej matki zawsze robi na mnie równie silne
wrażenie. Słyszałem, że ma pan niemowlę?
- Tak, mała urodziła się w styczniu.
- I jeszcze roczne dziecko?
- Chłopczyk ma półtora roku. - Głos Emanuela brzmiał teraz spokojniej.
- Ufam, że znalazł pan dobrą opiekunkę, która się nimi zajmie?
- Niestety nie stać nas na to, ale siostra żony zaopiekowała się na razie
młodszą córką. Syna zaprowadza do żłobka Armii Zbawienia życzliwa
sąsiadka, odbiera i zajmuje się nim aż do wieczora, mimo że sama ma
kłopoty z chodzeniem.
- Tak. Zatem wygląda na to, że otrzymał pan niezbędną pomoc od strony
praktycznej. Słyszałem, że był pan oficerem Armii Zbawienia?
Elise ścisnęło w dołku. Pastorowi nie podobało się zapewne, że Emanuel
służył w Armii. I chociaż Kościół zaczął już bardziej tolerancyjnie
traktować działalność Armii Zbawienia, to duchowieństwo w Kristianii
nadal było bardzo wrogo nastawione wobec „heretyków".
- Tak, przez kilka lat pracowałem w Armii, ale wycofałem się, kiedy się
ożeniłem. - Emanuel sprawiał wrażenie niezbyt pewnego siebie, jak gdyby
starał się usprawiedliwić.
W tej samej chwili Elise spostrzegła, że udało się jej poruszyć palcami,
nie tylko małym, ale wszystkimi palcami prawej ręki. Teraz Emanuel musi
to zobaczyć!
- Czy pańska żona była wierząca? To znaczy czy chodziła do kościoła i
aktywnie brała udział w życiu parafii?
Elise poczuła, że serce jej szybciej zabiło. Pastor powiedział „była", nie
„jest". Już ją uznał za martwą!
- Wiem, że zachowała swą wiarę, pastorze, ale nie chodziła zbyt często
do kościoła. Nie dlatego, żeby nie chciała uczestniczyć we mszy, ale
ponieważ nie miała czasu.
- Wszyscy mają czas, jeżeli chcą. To zależy od tego, co się uzna za
najważniejsze.
- Jej matka zachorowała na suchoty i na moją żonę spadła
odpowiedzialność za całą rodzinę. Pracowała jako robotnica w fabryce po
dwanaście godzin, a kiedy zmęczona wracała wieczorami do domu,
musiała gotować jedzenie i robić wszystko, co niezbędne.
Elise wzruszyła mowa obronna Emanuela. Jednocześnie zwróciła
uwagę, że coraz łatwiej porusza palcami. Może to dlatego, że serce jej
mocniej zabiło ze zdenerwowania, pomyślała.
- Ale chyba nie chodziła do pracy w niedziele? - W głosie pastora
brzmiała lekko wyczuwalna wymówka.
- Nie, oczywiście, że nie. Zapadła cisza.
- Czy myślał pan o jakimś konkretnym psalmie, takim, który szczególnie
lubiła?
Rozległ się szloch. Emanuel płakał.
- No, no, panie Ringstad. Rozumiem, że to trudne, ale musimy przez to
przejść. Bóg powiedział nam prawdę o śmierci, umarłych wskrzesi do
życia wiecznego. „Słowo Twe jest pochodnią nogom moim, a światłością
ścieżce mojej", jak napisano w Psalmie sto dziewiętnastym, wierszu sto
piątym.
Teraz palce poruszały się jakby same z siebie, zdołała również poruszyć
nadgarstkiem i odgiąć dłoń w prawo. Być może nie tak bardzo, by
Emanuel i pastor to zauważyli, ale dla niej to wielkie zwycięstwo.
- Podobnie jak pochodnia pomaga nam zobaczyć, którędy najlepiej
pójść, tak Biblia może nam pomóc zrozumieć, jak mądrze postępować.
Niczym „światłość dla ścieżki mojej" oświetla nam drogę, byśmy umieli
przewidzieć, ku jakiej zmierzamy przyszłości.
- Nie ma już dla mnie przyszłości. - Głos Emanuela zdradzał, że jest
kompletnie zdruzgotany. - Pomóż mi, pastorze, to dla mnie żadna
pociecha, że Elise czeka życie wieczne, dopóki nie mogę go dzielić razem
z nią.
- Ale będzie pan, panie Ringstad. Gdy przyjdzie pana kolej. Tymczasem
musi pan być silny, przynajmniej ze względu na dzieci. Jestem pewien, że
pańska żona pragnęłaby, żeby znalazł pan w sobie dość siły i zajął się
dziećmi, być może z czasem postarał się dla nich o nową matkę. To się
nazywa „dopóki śmierć was nie rozłączy".
Emanuel znowu wytarł nos. Czy naprawdę nie zauważył, że jej palce
zmieniły miejsce? Ponowiła próbę i z wielkim wysiłkiem udało jej się
jeszcze trochę przesunąć dłoń.
- Ona nie umarła, pastorze! - Głos Emanuela zabrzmiał ostro. -
Wolałbym, żeby pan już poszedł. Nie przystoi, byśmy rozmawiali o niej
jak o zmarłej, skoro jej serce nadal bije.
- Drogi panie Ringstad. Doktor powiedział panu chyba prawdę? To tylko
kwestia godzin, może minut. Poza tym pańska żona nas nie słyszy. Jest
nieprzytomna.
- Mimo to nie chcę o tym mówić. Jeszcze nie. Proszę. Myślę, że
najlepiej będzie, jeśli pan pójdzie.
Usłyszała oddalające się ciężkie kroki. Emanuel z pewnością obraził
pastora, ale to dobrze, że go odprawił. Jego gadanie było nie do zniesienia.
Dłuższą chwilę panowała zupełna cisza, Elise nie słyszała nawet
oddechu Emanuela, choć miała pewność, że mąż nadal tam jest.
Wtedy rozległy się stłumione kroki, jak gdyby ktoś skradał się na
palcach. Rozległ się znowu ów miły głos pielęgniarki.
- Panie Ringstad? Jest tu pana ojciec. Przyjechał pociągiem dziś
wieczorem i pyta, czy może wejść i pożegnać się z synową.
- Proszę wskazać mu drogę.
- Nie ma pan nic przeciwko temu, żeby przyszedł?
- Oczywiście, że nie. Rozumiem, dlaczego przyjechał, darzy moją żonę
wielkim szacunkiem.
Niedługo potem Elise usłyszała głos pana Ringstada, który mówił cicho,
tak cicho, że musiała wytężać słuch, żeby go zrozumieć.
- Emanuelu, mój synu. Strasznie mi przykro. Początkowo nie mogłem
uwierzyć, że to prawda, kiedy dostaliśmy twój telegram. Jak z nią?
- Źle. - Głos Emanuela znowu się załamał; usłyszała, że płacze.
- Ani razu nie odzyskała świadomości?
- Nie, leży tak cały czas, a teraz puls jest tak słaby, że lekarze ledwie go
wyczuwają. Mówią, że to tylko kwestia kilku godzin, może nawet nie.
Rozległo się głębokie westchnienie.
- To niepojęte. Na chrzcinach była zdrowa i pełna energii, a teraz leży
bez życia.
- To przez tę przeklętą bandę. Gdybym dorwał tego, który to zrobił... -
wycedził Emanuel ze złością.
- I co by to pomogło? W ten sposób nie odzyskasz Elise. Możesz za to
dodatkowo uprzykrzyć życie Kristianowi.
- On też nie zasługuje na nic lepszego.
- O ile zrozumiałem, kiedy dzwoniłem do ciebie do kantoru, wszystko
wskazuje na to, że to chuligani wszczęli bójkę, a nie na odwrót.
- Coś musiało ich rozdrażnić. Musiał powiedzieć lub zrobić coś, co
doprowadziło ich do pasji.
- Pytałeś go?
- Tak, ale on twierdzi, że nie doszło do żadnej sprzeczki, po prostu nagle
poczuł, że go powalili. Jednemu z nich kiepsko idzie w szkole i ciągle
Kristianowi dokucza tylko dlatego, że jest jednym z najzdolniejszych w
klasie.
- Więcej nie trzeba. To zazdrość.
Elise poczuła, jak duża, silna ręka gładzi ją po ramieniu.
- Jest ciepła - rzekł pan Ringstad zdumiony.
- Serce jeszcze bije.
- Jednak niemożliwe, by puls był bardzo słaby, skoro ręka jest tak ciepła.
- Nie ma nadziei, ojcze. Wszyscy to mówią.
- Jakim sposobem uderzenie kijem mogło mieć tak poważne
konsekwencje?
- Upadła na duży kamień.
Ojciec Emanuela stał, trzymając jej rękę. Nie mocno lub kurczowo, jak
Emanuel, lecz pozwolił, by jej dłoń luźno spoczywała w jego własnej.
Wtedy Elise poczuła, że serce jej szybciej zabiło. Czyżby przyglądał się
jej palcom? Czy zwrócił uwagę na ledwie wyczuwalne wibracje w małym
palcu?
- Jak matka to przyjęła? - w głosie Emanuela kryło się napięcie, mimo
całej rezygnacji.
- Jest głęboko nieszczęśliwa. Wreszcie przyznała, że się pomyliła i że
Elise zasługuje na nasz szacunek. Traktuje ten wypadek jak ostrzeżenie
pod jej adresem i obawia się kary za swą nieczułość oraz za wszystko, co
zrobiła lub powiedziała złego o twej żonie.
Emanuel nie odzywał się.
- Musisz spróbować jej wybaczyć, Emanuelu. Matka nie chciała nikomu
wyrządzić krzywdy, tylko ma dość trudny charakter. Mówi, że czasami
czuje, jakby wypełniały ją jad i żółć.
Emanuel nadal milczał.
Wtedy Elise znowu to zauważyła: mały palec drgnął. Tym razem stało
się to bez jej udziału, ale kiedy trochę pomogła, udało się jej odrobinę go
przesunąć.
- Porusza palcem. - Pan Ringstad powiedział to cicho i spokojnie, nawet
nie sprawiał wrażenia zdziwionego.
- Tylko ci się wydaje. Ona nie może się ruszać. Całe ciało ma
sparaliżowane.
- Nie wiadomo, czy na zawsze. Znam pewnego mężczyznę, który kiedyś
cierpiał na niedowład. Nie mógł mówić ani się ruszać, a jednak
wyzdrowiał. Opowiadał, jak to było leżeć bez ruchu i słuchać, co mówili
ludzie wkoło, kiedy nie zdawali sobie sprawy, że wszystko słyszał i jasno
myślał.
Rozległo się ciężkie westchnienie.
- Zawsze byłeś wielkim optymistą, ojcze.
- Ale popatrz sam, Emanuelu! Spójrz na jej palec!
Elise dostrzegła jakiś ruch i usłyszała kroki na podłodze.
Prawdopodobnie zamienili się miejscami.
Jej ręka spoczęła teraz w szczupłej, delikatnej dłoni kancelisty, tak
różnej od dużej spracowanej dłoni jego ojca.
Emanuel z trudem oddychał.
- Porusza palcem.
- Właśnie o tym mówiłem. Jeśli ją sparaliżowało, to odzyskuje władzę w
ciele. A skoro tak, to wcale nie była całkiem nieprzytomna, jak twierdzisz.
- Musimy zawołać doktora!
- Jest już późno, pewnie dawno temu poszedł do domu.
- Ale musimy zawiadomić pielęgniarkę na dyżurze! Tego przedtem nie
było, ojcze, to musi oznaczać, że stan Elise się zmienia.
- Pójdę i ją przyprowadzę. Na chwilę zrobiło się cicho.
- Elise? - Głos Emanuela brzmiał błagalnie i przenikliwie. - Odezwij się
do mnie, Elise! Słyszysz mnie? Czy dociera do ciebie wszystko, o czym
rozmawiamy, ale nie jesteś w stanie odpowiedzieć?
Pochylił się nad nią znowu, pocałował w usta, czoło i oczy.
- Powiedz coś, Elise! - Ponownie wybuchnął płaczem. - Proszę cię!
Walcz i wróć do mnie, Elise! Wykorzystaj całą swoją wolę życia! Udało ci
się ruszyć małym palcem, więc na pewno zdołasz również otworzyć oczy i
przemówić do mnie.
Płakał i zaklinał ją na przemian, zmęczyła się słuchaniem tego. Gdyby
tylko mogła poleżeć w spokoju! Skoro ma walczyć, musi mieć spokój.
Musi się skoncentrować, nie powinny jej przeszkadzać prośby i płacze.
Wreszcie wstał, usłyszał, że ktoś idzie.
Obcy kobiecy głos spytał cicho:
- Czy to prawda, panie Ringstad? Czy to prawda, że pańska żona
dochodzi do siebie?
- Nie wiem, siostro, ale mój ojciec i ja widzieliśmy, że poruszyła małym
palcem.
Pielęgniarka podniosła jej rękę, położyła zimny palec na nadgarstku.
- Ma szybszy puls - stwierdziła i uniosła powiekę Elise. - Lecz poza tym
nie widzę żadnej zmiany.
- Ale przecież nie mogłaby chyba poruszyć palcem, gdyby była całkiem
sparaliżowana? - Jego głos zdradzał, że Emanuel zaczynał mieć nadzieję.
- Właściwie nie wiem. Jest pan pewien, że wam się nie zdawało?
Pielęgniarka z powrotem położyła rękę Elise na kołdrze. Elise poczuła
szarpanie i rwanie również w innych palcach i zauważyła, że nimi także
może poruszyć.
- Proszę spojrzeć! - zawołał Emanuel uszczęśliwiony. - Proszę zobaczyć,
rusza palcami!
W tej samej chwili Elise udało się otworzyć oczy. Ujrzała obok
Emanuela pielęgniarkę w dziwnym białym czepku na głowie, w
niebieskiej bluzce i kredowobiałym fartuchu, a nieco z tyłu - pana
Ringstada. Pod sufitem paliła się lampa elektryczna, a wszystko wokół
było lśniąco białe.
Elise uśmiechnęła się blado i na powrót zamknęła oczy.
ROZDZIAŁ TRZECI
Elise zerknęła w stronę okna. Wpadało przez nie poranne słońce; na
zewnątrz promienie słoneczne połyskiwały na mokrych od deszczu
liściach lipy. Elise zatęskniła, by móc wyjść na dwór.
Minęły dwa tygodnie, odkąd zaczęła odzyskiwać czucie w palcach, ale
do powrotu do zdrowia było jeszcze daleko. Codziennie musiała ćwiczyć,
by znów mogła chodzić i samodzielnie wykonywać najprostsze czynności.
Na zewnątrz panowało lato, pora, której wypatrywali i dla której żyli
przez nieskończenie długie zimowe miesiące. Zbliżał się koniec lipca i
wieczory stawały się coraz krótsze. Wszystko, na co się tak cieszyła,
przemijało za oknami, a ona nie mogła w tym wziąć udziału. Powinna
teraz siadywać razem z Emanuelem przy okrągłym stoliku w ogrodzie za
domem w ciepłe letnie wieczory, on by grał na gitarze, a ona nuciła.
Powinien kosić trawę, a ona pielić grządki, a w niedziele powinni chodzić
z wózkiem w górę Myralokkene i ucinać sobie pogawędki ze znajomymi.
Powinna witać Pedera i Everta wracających z gry w piłkę lub zabawy,
zaczerwienionych na policzkach od świeżego powietrza. Mimo że obaj
również teraz, w wakacje, musieli pracować, zostawało im jeszcze sporo
czasu na zabawę i przyjemności.
Najgorsze jednak było to, że nie mogła widywać malutkiej Jen-sine i
Hugo. Jensine z pewnością już ją zapomniała, a Hugo pewnie myślał, że
odeszła na zawsze. Niejaką pociechą pozostawało to, że Hilda zajęła się
córeczką, a pani Jonsen zatroszczyła o Hugo, jednak Elise tak strasznie
tęskniła, by móc znowu zobaczyć swe dzieci.
Przesunęła wzrok do środka na dużą salę. Nie zamieniła wielu słów z
innymi pacjentami. Między łóżkami stały parawany, a poza tym dzieliła je
duża odległość. Elise domyślała się jednak, że leżą tu zarówno młode, jak i
starsze kobiety i że większość z nich uległa wypadkowi. Pielęgniarka
mówiła, że trzy z pacjentek są robotnicami z fabryki, którym przydarzył
się wypadek w pracy. Jednej z nich wkręciły się włosy w maszynę i jest
ranna w głowę, nie wiadomo, czy przeżyje.
Elise zastanowiła się, gdzie jest sala dla prostytutek, dla tych, których
ciało jest „pełne bólu", jak nazwała ich chorobę Othilie. Słyszała, jak ktoś
w szpitalu opowiadał o kobiecie-aniele z Islandii, Olafii Johannsdottir,
która wprowadziła się do niewielkiego pokoju na Smalgangen w
Vaterlandzie i dawała schronienie bezdomnym kobietom, pozwalała nawet
korzystać ze swego łóżka. Mówiono, że pojawiało się u niej coraz więcej
potrzebujących.
Rozmyślała o tym, jak Emanuel daje sobie radę. Kiedy próbowała go o
to pytać podczas odwiedzin, zbywał ją. Wiedziała, że zarabiał mniej niż
ona w kantorze majstra Paulsena, a za czynsz płacili teraz więcej niż przed
przeprowadzką. Nie mieli już dochodu z wynajmowania pokoi, a Emanuel
nie przywykł do oglądania na wszystkie strony każdego ore. Próbowała
również pytać o to, czy Emanuel zapłacił pani Jonsen za wszystko, co dla
nich zrobiła, ale odpowiedział wymijająco.
Majster napisał do niej list, żeby się nie martwiła, posada w kantorze
będzie na nią czekać, aż Elise wyzdrowieje. To niepojęte, że jest tak miły.
Nie zapomniała, o czym rozmawiały pielęgniarki, kiedy sądziły, że ich nie
słyszy: o jedno miejsce pracy w kantorze ubiegało się ponad sto osób!
Zamknęła oczy i z powrotem opadła na poduszki. Gdyby tak móc
wrócić do domu!
Dzieciom nie wolno było przychodzić w odwiedziny. Tylko raz
pozwolono chłopcom wejść do szpitala, gdy lekarz uznał, że zbliża się jej
koniec. Emanuel natomiast wiernie przychodził co dnia i często przynosił
od nich krótkie liściki. Elise śmiała się i płakała na przemian, kiedy je
czytała. Zwłaszcza przy ostatnim:
Kohana Elise jak sie czujesz płakałem kiedy cię pobili teraz bende
policjantem i zakuje bandytuff kajdanki fczoraj pszeczytałem całom stronę
s ksionszki bes zaczymywania reidar pohfalił mnie i powiedział rze jestem
wyjontkiem odreguły aleja nierozu-miem co to znaczy pani jonsen zrobiła
dlanas racuhy zapakowałem ci jeden fpapier pozdrowienia tfuj drogi Peder
Elise zerknęła znad listu zaskoczona.
- Czy to prawda? Czy Reidar pochwalił Pedera za czytanie? Emanuel
uśmiechnął się.
- Z tego, co mówiła Hilda, jest zdumiony postępami Pedera i powiedział,
że chłopak jest „wyjątkiem od reguły". Tu jest ra-cuch, który Peder dla
ciebie zostawił - dodał i podał jej pakunek owinięty pogniecionym,
potłuszczonym i brudnym papierem gazetowym. - Możesz udawać, że
zjadłaś.
- Oczywiście, że zjem! To wzruszające. A Peder tak przecież lubi
racuchy. - Rozwinęła gazetę i wsunęła połowę racucha do ust. Po raz
pierwszy, odkąd znalazła się w szpitalu, jadła ze smakiem. - Co teraz zrobi
Reidar, kiedy skończyło mu się zastępstwo w szkole?
- Wspomina o studiach w Kopenhadze. Elise nagle spojrzała na
Emanuela.
- W Kopenhadze? I zostawi Hildę samą z Isakiem? Emanuel wzruszył
ramionami.
- Obawiam się, że nie wszystko między tymi dwojgiem jest tak, jak
powinno.
Elise również o tym myślała, lecz mimo to przeraziła się.
- Jakim cudem go na to stać?
- Jego ojciec jest skłonny zapłacić za studia.
- Ale Reidar musi chyba pomagać Hildzie finansowo?
- Niekoniecznie, przynajmniej dopóki nie mają razem dzieci.
- Są przecież małżeństwem!
- Nie wiem zbyt wiele, Elise, tylko się domyślam, że coś im się nie
układa. Może Isac jest temu winien. Przedtem Hilda poświęcała całą swą
uwagę Reidarowi, a teraz wszystko kręci się wokół chłopca.
- W takim razie Hilda nie może dalej mieszkać w domu majstra,
utrzymując się tylko z wynajmu Olafowi. A Peder, Evert i Kristian nie
będą mogli przychodzić do niej po lekcjach, żeby zjeść obiad, zanim pójdą
do pracy.
Emanuel nic nie powiedział, lecz poznała po nim, że ten pomysł mu się
nie spodobał. Może Emanuel nie lubi dzieci? - pomyślała nagle. Stara się
jakoś dostosować ze względu na mnie, ale gdyby miał wybór, wolałby
mieszkać bez dzieci, w każdym razie bez tych, które nie są jego. Przykro
było dojść do takiego wniosku.
- Czy lekarz nic nie wspominał, że niedługo będziesz mogła wrócić do
domu?
- Nie chce mnie wypuścić, dopóki nie będę chodzić. Ćwiczę codziennie.
- Może ci tu dobrze? - spojrzał na nią dziwnie.
- Dobrze? Jak mogło ci to przyjść do głowy? Leżę tu i wyglądam przez
okno i potwornie tęsknię za latem. Myślę o małym ogródku na
Hammergaten, zastanawiam się, jakie kwiaty teraz kwitną, marzę, żeby
usiąść przy okrągłym stoliku w ogrodzie za domem i napić się kawy,
słuchając śpiewu ptaków. W domu majstra szum wodospadu niemal
całkiem zagłuszał ptasi świergot.
- A nie tęsknisz choć trochę za mną? - uśmiechnął się.
- Oczywiście, że tęsknię. Mieliśmy w ciepłe letnie wieczory siadywać
sobie we dwoje i miło spędzać czas w ogrodzie, ty miałeś grać na gitarze,
a ja miałam śpiewać. Pamiętasz, jak o tym rozmawialiśmy?
- Czy to wszystko?
Domyśliła się, do czego zmierza, ale udała, że nie zrozumiała.
- Jak to?
- Czy nie tęsknisz za wieczorami spędzonymi w domu tylko we dwoje?
- Naturalnie, że tak.
Na chwilę zapadło milczenie.
- A co słychać w kantorze? Czy masz dużo pracy? - Elise pogładziła
męża po ręku.
- Strasznie narzekają. Mortensen jest wiecznie niezadowolony i
skrzywiony, zastanawiam się, jak długo jeszcze wytrzymam.
- Nie tak łatwo jest teraz znaleźć zatrudnienie w kantorze. Słyszałam, jak
rozmawiały o tym pielęgniarki. Brat jednej z nich opowiadał, że tam, gdzie
pracuje, jest ponad stu chętnych na jedno wolne miejsce.
- Ale ty dostałaś posadę u majstra Paulsena, więc pewnie nie było tak
trudno.
- To dlatego, że majster nas zna. Myślę, że mnie zatrudnił ze względu na
Hildę i Isaca.
- W takim razie powinien raczej jej zaproponować to stanowisko.
- Majster wie, że Hilda nie nadaje się do pracy biurowej. Hilda nie była
zbyt zdolną uczennicą.
- Ale ty byłaś - uśmiechnął się zaczepnie.
- Myślę, że Paulsen zaproponował mi tę pracę, żeby nam było łatwiej.
Wie, że Hilda i ja czujemy się odpowiedzialne za chłopców.
- Hilda?
- Codziennie gotuje i daje im jeść, gdy wracają ze szkoły.
- A co to znaczy w porównaniu z ich utrzymaniem i zapewnieniem
dachu nad głową?
W milczeniu popatrzyła na Emanuela. Wzięła go za rękę.
- Co ci jest, Emanuelu? Wydajesz się dziś jakiś bez humoru.
- Czuję się samotny. W domu jest tak pusto i smutno, kiedy cię nie ma.
- Ale nie minie wiele czasu, a znów będę z wami. Pochylił się i
pocałował ją w usta.
- Zrób, co w twojej mocy, Elise! Proszę! Pogładziła go po włosach.
- Postaram się, Emanuelu. Ja też tęsknię za domem. Nie wiadomo, czy
od razu będę mogła wrócić do pracy w kantorze, ale obiecuję, że będę jak
najwięcej ćwiczyć, żebym już niedługo o własnych siłach mogła chodzić.
- Damy sobie jakoś radę, Elise. Nie wolno ci myśleć o pracy, zanim
całkiem nie wyzdrowiejesz.
- Ale przecież nie jest ci łatwo zadbać o wszystko z jednej pensji.
- Ojciec mi pomógł. Nie miał odwagi przyznać się do tego przed matką,
ale wierzy, że przyjdzie dzień, kiedy i ona inaczej spojrzy na nasze
małżeństwo.
- Uważam, że bardzo się zmieniła.
- Tak, nie ma już nic przeciwko tobie i jest taka dumna z Jen-sine,
jednak należy do tych, którzy uważają, że dorosłe dzieci powinny sobie
radzić same.
- Masz jakieś wieści od Signe i jej rodziców?
- Nic poza tym, że jej ojciec zadzwoni! do mnie któregoś dnia do
kantoru i zażądał, bym co miesiąc płacił na chłopca pewną kwotę.
Elise przeraziła się, lecz zdołała to ukryć. W jaki sposób, u licha, będzie
ich na to stać?
- Coraz częściej spotykam się z opinią, że ojciec powinien utrzymywać
swoje dzieci, nawet jeśli urodziły się poza małżeństwem.
Elise domyśliła się, że powiedział to, żeby się usprawiedliwić, ale mimo
wszystko zdenerwowała się. Rodzice Signe są dobrze sytuowani. Poza tym
Signe nie chciała mieć z Emanuelem nic wspólnego po tym, jak wrócił do
Kristianii. Zresztą miała przecież oczy, kiedy się z nim wiązała. Z tego, co
mówił Emanuel, to ona przejęła inicjatywę, chociaż wiedziała, że jest
żonaty. Jak zatem może teraz żądać, żeby płacił na dziecko?
- Jak sądzisz, czy Signe pozwoli czasem twoim rodzicom widywać
wnuka?
- Nie, to nie do pomyślenia. Pamiętaj, że ojciec wyrzucił Signe za drzwi,
kiedy tak bezwstydnie zachowała się wobec mojej matki. Matka nigdy jej
nie wybaczy tego, co powiedziała.
- To dziwne, że Jensine ma przyrodniego braciszka, którego nigdy nie
zobaczy.
Emanuel spojrzał na Elise zdumiony.
- Chyba jesteś zadowolona, że nie będziemy mieli z nimi nic
wspólnego?
- Oczywiście, że tak, lecz mimo wszystko wydaje mi się to dziwne. Być
może Jensine spotka go kiedyś, gdy dorośnie, nie podejrzewając nawet, że
to jej przyrodni brat.
Emanuel roześmiał się.
- Nie znam nikogo, komu przychodziłyby do głowy równie
nieprawdopodobne myśli jak tobie. Miejmy nadzieję, że Jensine i syn
Signe nigdy się nie spotkają. Najgorsze byłoby to, gdyby się w sobie
zakochali. Takie związki są przecież zakazane prawem jako kazirodcze.
Elise zadrżała.
- Opowiedz lepiej, jak tam chłopcy. Korzystają pewnie z wakacji, mimo
że codziennie chodzą do pracy?
Uśmiechnął się.
- Każdego popołudnia kąpią się koło Stilla. Czasami wybierają się do
Kjelsas odwiedzić twoją matkę.
- Napisała do mnie list. Pisze, że przykro jej, że nie może mnie
odwiedzić, ale nie toleruje szpitalnego zapachu. Zwłaszcza nafty. Od
pogrzebu gorzej się czuje, lekarz nie rozumie dlaczego.
- Sądzę, że nietrudno się tego domyślić.
- Przypuszczasz, że to smutek? Ale pomyśl, przez co ona przeszła dużo
wcześniej, gdy jeszcze żył ojciec!
Emanuel nie odpowiedział. Po chwili wstał.
- Muszę już iść, chłopcy na mnie czekają. - Uśmiechnął się. -Powiedz
lekarzowi, że masz męża, który się tobą zajmie, to może wcześniej
wypuści cię do domu.
Odpowiedziała uśmiechem.
- Powiem.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Zbliżała się pora odwiedzin. Elise wyszczotkowała włosy i zebrała je w
luźny węzeł na karku, potarła policzki, by nabrały kolorów, i postanowiła,
że będzie dla Emanuela tak miła, jak tylko potrafi. Wiedziała, że nie jest
mu łatwo samemu radzić sobie ze wszystkim.
Za drzwiami rozległy się głosy, lecz Elise nie mogła zobaczyć, kto to.
Zerknęła na zegar wiszący na ścianie i zobaczyła, że do odwiedzin zostało
jeszcze dziesięć minut. W szpitalu surowo przestrzegano dyscypliny, nikt
nie mógł wejść przed czasem.
Wzrokiem podążyła ku oknu, co zdarzało jej się bardzo często. Liście
lipy lekko kołysały się na letniej bryzie, a popołudniowe słońce zaglądało
zza korony drzewa do środka. Nadleciał kos i usiadł na jednej z gałęzi.
Elise zapragnęła, by mogła posłuchać, jak śpiewa.
Czas przed południem wykorzystała na pisanie listów do chłopców,
pochwaliła Pedera za postępy w czytaniu, podziękowała Kristianowi za
pomoc w domu w czasie jej nieobecności, a Evertowi złożyła wyrazy
uznania za dobre stopnie.
Emanuel pokazał jej trzy dzienniczki z ocenami. Kristian i Evert
otrzymali bardzo dobre ze wszystkich przedmiotów, ale dzienniczek
Pedera nie wyglądał tak ładnie. Peder znowu dostał promocję tylko
warunkowo, miał mierny z norweskiego pisemnego i dopuszczający z
ustnego, historii i religii. Jedyną pociechą był bardzo dobry z dyscypliny i
zachowania oraz z rysunków. Elise ogarnęły wyrzuty sumienia. Wiedziała,
że powinna częściej czytać Pederowi na głos, zwłaszcza lekcje zadane z
historii i religii. Skoro z trudem składał słowa i zdania, to jak się miał
nauczyć dwóch stron zadanego tematu? Nie był w stanie opanować
wszystkiego.
Nagle aż podskoczyła na dźwięk czyjegoś głosu. Szybko odwróciła
głowę. Przy końcu parawanu stał Johan.
Czuła, jak gdyby serce najpierw ominęło kilka uderzeń, a potem
oszalało. Zrobiło się jej gorąco, policzki paliły jak ogień.
- Johan? Jak się dowiedziałeś...? Uśmiechnął się i podszedł bliżej.
- Myślisz, że możesz tak sobie leżeć tygodniami nieprzytomna, a ja się o
niczym nie dowiem? - Jego głos wydawał się wesoły, lecz oczy były
poważne. - Wystraszyłaś mnie, Elise. Nie mogłem niemal myśleć o niczym
innym.
- Jeszcze się nie zaczęła pora odwiedzin. - Sama usłyszała, jak głupio to
zabrzmiało, ale nie wiedziała, co powiedzieć ani jak się zachować.
Pojawienie się Johana zbiło ją z tropu i całkiem zaskoczyło.
Roześmiał się cicho.
- Podałem bardzo poważny powód, żeby wejść przed czasem, i został
uwzględniony.
Elise nie mogła się nie roześmiać.
- Chciałabym go poznać.
- Chciałabyś, ale nie poznasz.
Usiadł na brzegu łóżka i wziął ją za rękę.
- Powiedz, że wyzdrowiejesz, Elise! - rzekł błagalnie.
- Wyzdrowieję. Jestem już prawie w takiej formie jak kiedyś, muszę
tylko jeszcze poćwiczyć. Moje nogi nie zawsze chcą tego samego co ja.
Nie rozumiem, dlaczego do tej pory trzymają mnie w szpitalu, skoro jest
tylu innych potrzebujących.
- A ja rozumiem. - Jego oczy znowu błysnęły wesoło.
Ależ on jest przystojny. Już prawie zapomniała, że jest tak dobrze
zbudowany i taki silny, barczysty, zdrowy i krzepki. Uśmiechnęła się
zakłopotana, nie wiedziała, jak przyjąć jego słowa. Nie miała prawa
cieszyć się z tego, co powiedział. Miała męża, a on żonę.
- Jak ci się żyje w Kopenhadze? - spytała.
- Na razie zakończyłem swą podróż. Wczoraj wróciłem do domu.
Spojrzała na niego, starała się jednak ukryć, jak wielką jej sprawił
radość, wiedziała, że nie wolno jej się zdradzić, że nadal go darzy
uczuciem.
- Nie zamierzasz przedłużyć studiów w Kopenhadze? Pokręcił głową.
- Minął rok od mojego wyjazdu, jak wiesz. Profesor uważa, że
powinienem się starać o stypendium państwowe i pojechać do Paryża. Do
tego czasu spróbuję znaleźć pracę jako snycerz w jakimś warsztacie.
Przywiozłem ze sobą trochę gliny i lepię nieduże figury, za każdym razem
jedną, a kiedy skończę, zgniatam ją z powrotem i zaczynam od nowa. Poza
tym profesor pożyczył mi niemieckie czasopismo o sztuce „Die Kunst fur
Alle" i kilka książek o pracach Thorvaldsena. Każdą wolną chwilę
poświęcam na rysowanie i czytanie.
Elise milczała. Skoro Johan wykorzystuje wielokrotnie ten sam kawałek
gliny, musi to oznaczać, że finansowo nie wiedzie mu się najlepiej.
- Wiem, o czym myślisz. Dopóki nie znajdę sobie pracy w warsztacie,
nie mam żadnych dochodów. To, co udało mi się odłożyć, zostawiłem
Agnes. Potrzebuje pieniędzy dla dziecka.
Spojrzała na niego pytająco.
- Czy Agnes nie przyjechała z tobą?
- Na razie została. Kilka tygodni temu znalazła pracę w sklepie
odzieżowym niedaleko domu. Lepiej tam zarabia niż tu, woli więc zostać
za granicą. W dodatku udało jej się nająć dziewczynę, która zajmuje się
Larsem, moim synem - dodał z dumą. - Lars otrzymał imię po moim
wujku, tym, którego kiedyś spotkałaś u nas w Andersengarden.
Elise wyglądała widocznie na zdumioną, ponieważ wyjaśnił:
- Uważam, że ta chwilowa rozłąka to dobre rozwiązanie, dopóki nie
wiem, czy uda mi się dostać pracę, czy nie.
- Mówisz, że to Agnes chciała zostać?
- Tak. Dziwisz się, ale jej podoba się w Kopenhadze, poza tym nie
pogodziła się jeszcze ze swoimi rodzicami. Jeżeli znajdę dobrze płatne
zajęcie, wtedy Agnes mogłaby do mnie dojechać.
Elise nie miała ochoty więcej wypytywać, ale wydawało jej się dziwne,
że przyjaciółka wolała zostać, gdy Johan wrócił do domu.
Nagle otworzył swoją torbę - zniszczoną teczkę skórzaną, jaką noszą
nauczyciele - wyjął z niej pakunek owinięty szarym papierem. Elise
domyśliła się, że wewnątrz jest książka. Może Johan chce jej pokazać
jeden z podręczników, które dostał od profesora.
- Mam dla ciebie niespodziankę. Choć właściwie to żadna
niespodzianka. - Uśmiechnął się i podał jej paczkę. - Jeden z redaktorów
przyjeżdża w sierpniu do Kristianii, żeby wybrać jakieś norweskie książki
do tłumaczenia na duński. Ma nadzieję się z tobą spotkać.
- Ze mną? Po co? Johan roześmiał się.
- Jeszcze nie rozumiesz? Pośpiesz się więc i rozpakuj!
Elise rozerwała papier. W ręku trzymała książkę oprawioną w czerwony
jedwab, z brązowym skórzanym grzbietem, na którym widniał napis
sporządzony pozłacanymi literami: ELIAS AAS ZRANIONE
SKRZYDŁO
Siedziała z otwartymi ustami, wpatrując się w książkę. Ostrożnie
zaczęła wertować kartki. Na pierwszej stronie widniał tytuł wydrukowany
wielkimi ozdobnymi literami, a pod nim dostrzegła swój pseudonim. Na
samym dole strony przeczytała: „Lehmann & Stage Kjobenhavn 1907".
Kiedy odwróciła kartkę, ujrzała tytuł jednego ze swoich opowiadań:
Bliźni. Tytuł książki został zmieniony, ale ten zostawiono.
Spojrzała na Johana, musiała zamrugać, żeby powstrzymać łzy.
- To moja książka! Johan roześmiał się.
- Dopiero teraz się zorientowałaś?
Pokręciła głową i starała się otrzeć łzy, jednak tego było dla niej za
wiele. Nie zdołała powstrzymać płaczu i bezradnie zakryła twarz rękami.
Johan pochylił się i objął ją.
- Elise, najdroższa, nie płacz. Jestem z ciebie taki dumny. Pokazałem
książkę Torkildowi i Annie i wywarła na nich naprawdę wielkie wrażenie.
Gratuluję.
Wypuścił ją z objęć i cofnął się, jak gdyby bał się stać zbyt blisko.
- Nic dziwnego, że się wzruszyłaś, jesteś pierwszą robotnicą znad rzeki
Aker, której książkę przyjęto do druku. A kiedy opowiadania zdobędą
popularność, nie minie dużo czasu, a ukażą się również po norwesku.
Uśmiechnęła się do niego przez łzy, potem wytarła mokre policzki
rękawem koszuli nocnej i delikatnie odwróciła kolejne kartki. Następna
historia również nosiła nadany przez nią tytuł: Kiedy wróci mama?,
natomiast opowiadanie o prostytutce Othilie nazwano tak samo jak cały
zbiór: Zranione skrzydło. Język nie różnił się bardzo od norweskiego,
Elise bez trudu rozumiała tekst. Wyglądało na to, że niewiele w nim
zmieniono czy wykreślono.
- Jakie to uczucie? - spytał Johan z radością w głosie.
- Oszałamiające. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie śnię. Nie mogę
uwierzyć, że to prawda. Że to ja napisałam.
Roześmiał się.
- Masz wszelkie powody do dumy. Teraz twoi napuszeni teściowie będą
mieli o czym rozmyślać.
Uśmiech na ustach Elise zgasł.
- Nie wolno ci o nich tak mówić. Matka Emanuela zmieniła się.
Poważnie zachorowała przed Bożym Narodzeniem i po chorobie stała się
niemal innym człowiekiem. A teść zawsze był dla mnie miły.
Johan nie odezwał się.
- Pokazywałeś książkę Agnes? Pokręcił głową.
- Nie, zrobię to później. Chciałem, żebyśmy ty i ja najpierw wspólnie
obejrzeli to cudo. Nie miałem nawet odwagi zajrzeć do środka, kiedy
odebrałem ten egzemplarz, taki byłem zdenerwowany.
Podała mu książkę.
- W takim razie musisz zajrzeć teraz. Zanim przyjdzie Emanuel.
Odwrócił głowę.
- Zawsze przychodzi punktualnie? Skinęła głową.
- Nie spodoba mu się, że tu jestem. - Johan raczej stwierdził fakt, niż
zapytał. - Ale kiedy zobaczy, że dostałaś pierwszy egzemplarz swojej
książki, chyba zrozumie, dlaczego osobiście ci ją przyniosłem.
- Na pewno.
Szybko przejrzał książkę.
- Została bardzo ładnie wydana. Podoba mi się ten złocony wzór na
grzbiecie z różami i datą 1907 na samym dole.
Zgodziła się z Johanem. Leżąc, przyglądała mu się.
- Kiedy wyjeżdżasz do Paryża? Zerknął na nią zaskoczony.
- Nie wyjeżdżam do Paryża, zamierzam szukać pracy tutaj, w mieście.
- Ale mówiłeś przecież, że profesor radził ci postarać się o stypendium
państwowe, a na pewno je dostaniesz, jeżeli komisja zobaczy twoje prace.
Roześmiał się.
- Masz o mnie wysokie mniemanie. Na razie nie mogę zbyt wiele
zaprezentować: rysunki i kilka rzeźb w drewnie.
- Musisz przestać niszczyć figury, które lepisz z gliny. Kawałek gliny nie
kosztuje chyba dużo?
- Wystarczająco.
- Myślałam, że profesor dobrze o ciebie dbał, gdy mieszkałeś w
Kopenhadze?
- To prawda, ale to kosztowne mieć wymagającą żonę. Elise poczuła, że
ogarnęła ją złość.
- Agnes powinna zrozumieć, że masz szansę, żeby do czegoś dojść. Nie
możesz jej rozpieszczać i pozwolić, by zaprzepaściła twoje możliwości.
- I ty to mówisz? Ty, która zlitowałaś się nad mężczyzną, który... - urwał
nagle. - Przepraszam, Elise. Już to sobie wyjaśniliśmy, prawda? - Wstał z
łóżka. - Najlepiej będzie, jeśli już pójdę. Nie chciałbym cię stawiać w
kłopotliwej sytuacji.
- Ale nie zdążyłeś jeszcze opowiedzieć o swojej pracy.
. - Na pewno nadarzy się jeszcze okazja. Teraz zajmuję się stu-
diowaniem prac Gustava Vigelanda. Niedawno widziałem jego ostatnią
gipsową rzeźbę przedstawiającą Henrika Wergelanda. Vigeland bardzo
wysoko ceni jego poezje. Zamierza odlać posąg w brązie w przyszłym
roku z okazji setnej rocznicy urodzin Wergelanda, który stanie w
Kristiansand.
- Spodziewałam się, że Gustav Vigeland stanie się twoim ideałem.
Johan spojrzał na nią zdumiony.
- Widziałaś jakieś jego prace?
- Czytałam o nim i widziałam zdjęcia jego rzeźb w „Svaerta".
Wypowiedź tego artysty zrobiła na mnie duże wrażenie. Nie wiem, czy
dobrze pamiętam, ale powiedział coś w tym rodzaju, że nie pragnie
idealizować człowieka, lecz przedstawia go takim, jaki jest, a jednocześnie
stara się wyrazić jego nastrój. Pomyślałam, że ty dążysz dokładnie do tego
samego.
Johan skinął głową.
- Udaje mu się sprawić, że wnętrze i zewnętrze w naturalny sposób
stapiają się w jedno. To prawdziwa sztuka.
- Jak udało mu się zajść tak wysoko? Ma bogatych rodziców?
Johan uśmiechnął się.
- Wręcz przeciwnie. Jego ojciec zmarł na suchoty, kiedy Gustav miał
siedemnaście lat, a matka z dziećmi musiała sama zajmować się
gospodarstwem. Cały swój wolny czas poświęcał na czytanie o sztuce, na
rysowanie i rzeźbienie w drewnie. Kiedy przyjechał do Kristianii,
pracował w warsztacie od siódmej rano do siódmej wieczorem za pięć
koron tygodniowo. Po pewnym czasie, kiedy warsztat nie mógł zapewnić
wszystkim pracy, Vige-land został zwolniony. Czasami nocował w
zakładzie rymarskim, gdzie pracował jego kolega i gdzie zawsze stała
jakaś sofa do naprawy. Nie miał łatwego życia, ale się nie poddawał.
Nagle Elise zauważyła, że przy końcu parawanu stoi Emanuel.
Przyglądał się im w milczeniu, a ona, zasłuchana w opowieść Johana,
zapomniała o upływie czasu.
Johan musiał coś po niej zauważyć, ponieważ gwałtownie się odwrócił.
Elise spostrzegła, że poczuł się nieswojo, jednak uśmiechnął się i podał
Emanuelowi rękę.
- Dobry wieczór, Ringstad. Przywiozłem wam niespodziankę. Elise
dostała pierwszy egzemplarz swojej książki.
Elise pośpiesznie pokazała ją mężowi.
- Spójrz, Emanuelu! Czyż nie jest piękna?
Emanuel wziął książkę. Elise widziała, że stara się nie pokazać po sobie,
co czuje. Początkowo wydawało się, że brak mu słów, a po chwili bąknął:
- Podoba mi się ten czerwony jedwab w połączeniu z brązowym
grzbietem ze skóry.
Potem oddał egzemplarz Elise, nie zajrzawszy nawet do środka.
Johan wziął czapkę i zamierzał wyjść.
- Szybkiego powrotu do zdrowia, Elise. Uprzedzę cię o wizycie
redaktora w Kristianii.
- Jeżeli dó tego czasu nie wyjedziesz do Paryża - rzekła, starając się
rozładować atmosferę.
- Chyba nie będę miał tyle szczęścia. Ale kto wie? - dodał z uśmiechem i
wyszedł.
Emanuel zbliżył się do łóżka.
- Wiedziałaś, że jest w mieście? - spytał, starając się panować nad
głosem.
- Nie, nie miałam pojęcia. Pojawił się tak nagle. Musisz obejrzeć tę
książkę, Emanuelu! Jestem taka dumna. Pomyśleć tylko, że to ja ją
napisałam. To wprost niewiarygodne.
- Tak, to niewiarygodne. - Zaczął wertować książkę, ale Elise
zorientowała się, że trudno mu się skoncentrować. Wiedziała, że książka
budzi w nim mieszane uczucia: owszem, był dumny, lecz jednocześnie
zazdrosny, ponieważ ów zbiór opowiadań reprezentował coś, co łączyło
Elise z Johanem. Poza tym z pewnością się obawiał, że sprowadzi na niego
wstyd, być może również ogarnął go niepokój, że Elise się teraz od niego
uniezależni.
- Mam nadzieję, że ją przeczytasz, kiedy będziesz miał czas. Wiele z
tych historii na pewno rozpoznasz.
W tej samej chwili przypomniała sobie, że ostatnie opowiadanie mówiło
o niezbyt udanym małżeństwie. Kończyło się tym, że kobieta po śmierci
męża pytała samą siebie, czy słusznie postąpiła, decydując się na trwanie
w tym związku. Czy Emanuel rozpozna siebie i domyśli się, że mowa tu o
nim i Johanie? Zmieniła środowisko i czas, wymyśliła postacie, które ich
otaczały, również imiona i wiek dzieci, lecz powód, dla którego oboje
małżonkowie nie byli ze sobą szczęśliwi, pozostał ten sam.
- Zobaczę. Na razie nie uda mi się znaleźć wolnej chwili. Zaraz jak
przyjdę do domu, czekają mnie dzieci, odrabianie lekcji i kolacja. Nie da
się czegokolwiek przeczytać w tym harmiderze. - Spróbował się
roześmiać.
- Kto robi kolację?
- Kristian albo pani Jonsen. O co chodziło z tym Paryżem? Czy Johan
znowu wyjeżdża?
- Profesor poradził mu złożyć wniosek o stypendium państwowe.
- To dziwne, Johan nie jest chyba aż tak uzdolniony.
- Najwyraźniej profesor jednak tak myśli. - Czuła się urażona w imieniu
Johana, ale nie mogła tego okazać.
- A co powiedziała Agnes na tak daleką podróż?
- Nie wiem, czy pojechałaby razem z nim. Została w Kopenhadze.
- Została w Kopenhadze? - spojrzał na Elise, nie rozumiejąc. - Nie
chciał, by wróciła z nim do domu?
- To ona zdecydowała się zostać. Dostała pracę w pobliskim sklepie, a
poza tym zarabia więcej niż tutaj. Znalazła dziewczynę, która zajęła się
dzieckiem.
Emanuel pokręcił głową z niedowierzaniem.
- To najgorsza rzecz, jaką słyszałem! Musi istnieć jakaś inna przyczyna,
żona i matka nie wybiera życia w pojedynkę i samotnego wychowywania
dziecka, skoro może towarzyszyć mężowi.
Elise nie odpowiedziała, ją też dziwiła decyzja Agnes. Emanuel
zmarszczył czoło.
- Czy Johan nie wyjaśnił, dlaczego wolała zostać?
- Powiedział dokładnie to, co ci powtórzyłam. Johan teraz nie pracuje i
nie ma dochodów, ale kiedy znajdzie pracę, Agnes pewnie do niego
przyjedzie.
- A więc nie udało mu się sprzedać żadnej ze swych prac.
- Na razie nie ma czego sprzedawać, musi najpierw znaleźć jakiś
warsztat, w którym mógłby tworzyć.
- Ale przecież musiał coś tworzyć, kiedy był w Kopenhadze? Myślę,
Elise, że Johan jest marzycielem. Wyobraża sobie, że posiada wielki talent
i zostanie kimś tak sławnym jak Brynjulf Bergslien, który wyrzeźbił
pomnik jeźdźca przed Zamkiem Królewskim na Carl Johan. Może nawet
ma o sobie tak wysokie mniemanie i myśli, że zostanie norweskim
Thorvaldsenem? - roześmiał się serdecznie.
Elise toczyła wewnętrzną walkę. Nie chciała się kłócić z Emanuelem.
Nie o Johana. I nie tu, w szpitalu. Jednocześnie czuła, jak serce jej bije z
oburzenia.
Musi zapomnieć o Johanie, nie myśleć o jego przyszłości, o jego
małżeństwie lub o jego życiu. Teraz powinna się tylko cieszyć książką.
- Kiedy dostanę więcej egzemplarzy możemy dać jedną twojemu ojcu.
Emanuel ściągnął brwi.
- Nie jestem pewien, czy ojciec będzie chciał zaprzątać sobie głowę tymi
smutnymi historiami.
- Uważam, że się mylisz. Twój ojciec ma duże poczucie spra-
wiedliwości. Zresztą to on podsunął mi pomysł, żebym zaczęła pisać.
Gdyby nie on, być może nigdy bym nie zaczęła. Myślę, że będzie dumny
razem ze mną i uzna, że on też ma w tym swój udział.
- W takim razie damy mu jeden egzemplarz. - Uśmiechnął się i usiadł na
brzegu łóżka. - Jak się dziś czujesz? - spytał. Widocznie postanowił
zapomnieć o Johanie.
Dużo lepiej. Jestem pewna, że niedługo będzie mi wolno wrócić do
domu. Rozpromienił się.
- Bardzo się cieszę. Bez ciebie jest tak dziwnie pusto i smutno. Nigdy
przedtem nie zastanawiałem się nad tym, jak wiele dla domu znaczy
kobieta. Zrywa pierwsze wiosenne kwiaty i stawia je w kubeczku na stole,
nuci w czasie pracy i znajduje pociechę dla tych, których coś gnębi. To
drobiazgi dnia codziennego mają takie znaczenie, ale muszę przyznać, że
nigdy wcześniej mi to nie przyszło do głowy.
Roześmiała się.
- Nie spodziewałam się, że to od ciebie usłyszę. Emanuel odpowiedział
jej śmiechem.
- Ja też nie. Zmieniłaś mnie, Elise, sprawiłaś, że jestem kimś innym.
Pokręciła głową.
- To nieprawda. Byłeś taki, kiedy cię spotkałam. Nie zapomniałam
twojego oddania dla całej naszej rodziny. Postarałeś się w Armii o buty
zimowe dla Hildy i Pedera, poprosiłeś samarytankę, żeby opiekowała się
mamą i pomagała mi, kiedy nie mogłam chodzić po upadku. Myślę, że nie
spotkałam nikogo równie miłego jak ty.
- Nie byłem taki miły dla wszystkich. Wydobyłaś ze mnie to, co
najlepsze.
Spojrzała na niego w milczeniu. Istniało jeszcze wiele spraw, które
trudno jej było zrozumieć, ale uznała, że rozmawianie o tym nic nie da.
- Słyszałeś może, jak się wiedzie Jenny i Hjalmarowi? - spytała.
- Przeprowadzili się do państwa Tollefsen, dziadków Anne Sofie.
Elise poczuła, jak ogarnia ją radość.
- Udało się? Jak to dobrze. Ale co mówi Marta, starsza siostra?
- Dostała posadę pomocy domowej w Adamstuen i wymówiła
mieszkanie.
Elise spojrzała na męża przerażona.
- Czy nie postąpiła zbyt lekkomyślnie, rezygnując tak szybko? A jeśli
dziadkowie Anne Sofie nie wytrzymają z Jenny i Hjal-marem, gdy
przyjdzie co do czego?
- Też się nad tym zastanawiałem. Jednak Marta przez dłuższy czas nie
płaciła czynszu i pewnie i tak by ją wyrzucono. Jeśli się nie uda, będzie
musiała znaleźć inną pracę i inne mieszkanie dla swego rodzeństwa.
Elise zmarszczyła czoło w zamyśleniu.
- Jestem spokojna o Jenny, ale niepokoję się, jeśli chodzi o Hjalmara.
Ten człowiek ma coś w sobie, coś, co może go sprowadzić na złą drogę.
Jeżeli tak się stanie, to nie sądzę, żeby Tollefsenowie zdołali wyciągnąć go
za uszy.
Tym razem Emanuel się wystraszył.
- Mam nadzieję, że im się jednak uda!
Rozległ się dzwonek, czas odwiedzin się skończył. Emanuel niechętnie
wstał.
- Strasznie szybko skończyły się dziś odwiedziny.
- To prawda - przyznała Elise. Nie chciała mu przypominać, że część
tego czasu wykradł im Johan. - Pozdrów chłopców i powiedz im, że
chętnie pokazałabym im książkę, ale na razie nie jestem w stanie z nią się
rozstać.
Uśmiechnął się zaczepnie.
- Zamierzasz ją pokazać młodym kandydatom na lekarzy? Roześmiała
się.
- Może powinnam to zrobić?
ROZDZIAŁ PIĄTY
Cztery dni później przyszła Anna w odwiedziny.
Elise codziennie łudziła się nadzieją, że lekarz wyrazi zgodę, by
opuściła szpital i wróciła do domu, ale za każdym razem spotykało ją
rozczarowanie. Na widok Anny ucieszyła się i przeraziła jednocześnie, bo
przecież to kawał drogi do przejścia.
- Ależ Anno, nie powinnaś...
- Naturalnie, że powinnam. Gdybym przez kilka tygodni nie musiała
zostać w łóżku z powodu bólu pleców, już dawno bym do ciebie zajrzała. -
Mówiła stanowczym głosem, ale uśmiechnęła się serdecznie. - Jak mogłaś
nas tak przerazić?
Elise odpowiedziała uśmiechem.
Anna odłożyła kulę i usiadła obok łóżka na wiedeńskim krześle.
- Nie musisz nic mówić, wiem dlaczego. Chciałaś, by Emanuel
zrozumiał, ile jesteś warta, poza tym chciałaś go zmusić, żeby zajął się
domem.
Elise roześmiała się.
- Żeby gotował obiady i przebierał Hugo?
- Właśnie. Możesz się śmiać, ale powinnaś wiedzieć lepiej od innych, że
w istocie są mężczyźni, którzy to potrafią. Czy nie mówi się, że potrzeba
jest najlepszym nauczycielem?
- Emanuel nie jest do niczego zmuszony. Ma do pomocy Hildę i panią
Jonsen.
- I to jest błąd. Nie powinny być do tego stopnia usłużne.
- Wtedy Emanuel by nie wytrzymał.
- Co to znaczy? Że wyjechałby?
Elise zorientowała się nagle, że rozmowa zbacza w niewłaściwym
kierunku, i spoważniała.
- Emanuel jest dla mnie wyjątkowy, Anno. Od wypadku odwiedza mnie
codziennie.
Anna nie odpowiedziała.
Elise sięgnęła do szuflady stolika nocnego i wyjęła książkę.
- Widziałaś moją książkę?
- Myślisz, że Johan pokazałby ją komukolwiek przed tobą? -Wzięła
egzemplarz z namaszczeniem w każdym ruchu i zaczęła ostrożnie
wertować kartki. - Jestem pod ogromnym wrażeniem, Elise. Pomyśleć, że
zostałaś pisarką, to wprost niewiarygodne.
- Nie nazywaj mnie tak, to przesada. Napisałam tylko tę jedną i nie
wiadomo, czy będą następne. Jeżeli wydawnictwu nie uda się jej sprzedać,
ponieważ opowiadania są zbyt smutne, to nie ma znaczenia, czy napiszę
ich więcej. A tylko takie historie mnie interesują.
- Mam swoje zdanie na ten temat. W tym tygodniu czytałam czasopismo
„Husmoderen" wydawane przez Oscar Andersens Bogtrykkeri.
Najciekawsze są recenzje książek, a tym razem znalazłam jedną o
Dziewczęciu ze Słonecznego Wzgórza Bjornstjerne Bjarnsona, ponieważ
właśnie minęło pięćdziesiąt lat od ukazania się książki. Przepisałam kilka
wersów, żeby ci przeczytać. Nie chciałam brać ze sobą czasopisma w
obawie, że je zniszczę, bo nie jest moje. - Otworzyła torebkę i wyjęła
złożoną kartkę. - Chcesz posłuchać?
- Oczywiście.
- Stare mity mówią o młodym bohaterze, który uwalnia młodą kobietę
przykutą do skały. Natomiast w opowiadaniu Bjornsona to młoda kobieta
uwalnia młodego bohatera, który jest więźniem własnych namiętności. W
dzisiejszej twórczości psychologicznej namiętności to potężne moce,
przypominające istne giganty. Od Dziewczęcia ze Słonecznego Wzgórza
po dramat Halte Hulda Bjornson przedstawia walkę z egoistycznymi
namiętnościami - walkę, która często kończy się tragicznie. Jak u żadnego
innego twórcy kobiety w twórczości Bjornsona pomagają zwalczać jedną z
męskich namiętności, jaką jest dążenie do wojny.
Elise słuchała z coraz większym zdumieniem. Czytała w szkole
Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza, lecz wtedy nie rozumiała przesłania
autora. „Więzień własnych namiętności". Można by pomyśleć, że
Bjornson napisał o Emanuelu.
- Czytaj dalej, proszę - rzekła zaciekawiona. Anna skinęła głową.
- Nie przepisałam wszystkiego, tylko te fragmenty, które mogłyby cię
zainteresować. Autor artykułu, Christian Collin, poświęca całą stronę
rozważaniom Bjornsona na temat tragizmu ludzkiego losu, zwłaszcza
traktującym o ludziach najbardziej „głodnych życia", jak ich nazywa. -
Znowu zaczęła czytać ze swej kartki: - Owi ludzie mają w swej naturze
zalążek tragizmu, są najbardziej narażeni, że spadną na dno lub zderzą się
z przeciwnościami: z żądaniami innych lub ograniczeniami własnych sił.
Anna podniosła wzrok.
- Dasz radę słuchać dalej?
Elise skinęła głową. Dlaczego Anna wybrała właśnie te fragmenty?
- W Dziewczęciu ze Słonecznego Wzgórza Bjornson ukazuje, jak można
odwrócić tragiczny los, zwłaszcza dzięki kobiecej umiejętności łagodzenia
i poskramiania. Kobieta jawi mu się nagle w nowym świetle, jako
nadzwyczaj istotny czynnik historii narodów. Kobieta ma w sobie siłę
ducha zdolną zbawić od samozagłady, do której prowadzą namiętności.
Anna ponownie spojrzała znad kartki.
- Autor artykułu pisze, że Bjornson mu wyznał, że właściwie zamierzał
napisać tragiczne zakończenie, ale w trakcie pracy nad książką
bohaterowie poszli własnymi drogami i sami zdecydowali o innym
rozwiązaniu, a Bjornson, autor, śledził w napięciu ich losy. Ty też
powinnaś tak zrobić, Elise! Nie ulegaj wpływom innych! Nie układaj
szczęśliwego zakończenia, jeżeli coś ci mówi, że w rzeczywistości
podobna historia nigdy by się nie zakończyła pomyślnie! Twoim zadaniem
jest opisywanie życia ludzi nad rzeką, a nie wymyślanie uroczych idylli,
żeby zadowolić mieszkańców po drugiej stronie.
Elise słuchała w skupieniu. Słowa Anny wywarły na niej wrażenie.
Dokładnie o tym samym myślała, lecz do tej pory nie znalazła
wystarczającego poparcia. Tylko Johan ją w tym utwierdzał. No i Hilda
też.
- Widzę, że zapisałaś coś jeszcze. Przeczytasz mi? Anna uśmiechnęła
się.
- Czy życie nie jest dziwne? Dwa lata temu to ty mi czytałaś, kiedy
leżałam przykuta do łóżka. - Wygładziła kartkę i czytała dalej: - W tym
niedużym i bezpretensjonalnym opowiadaniu dostrzegamy wielki proces
historyczny: w jaki sposób chrześcijaństwo - w znaczeniu religii głoszącej
pokój i przebaczenie - pojawiło się na świecie. Bjornson ukazuje, że
chrześcijaństwo trzeba wprowadzić dziś w Norwegii na nowo w każdym
pokoleniu. W ciągu tysięcy lat idea przebaczania musiała walczyć w
namiętnej duszy ludzkiej z potrzebą zemsty.
Anna skończyła i złożyła kartkę.
- Mogę pożyczyć twoje zapiski?
- Oczywiście. To dla ciebie to przepisałam.
Elise nie miała odwagi spytać, dlaczego Anna wybrała właśnie te
fragmenty. Czy Emanuel był więźniem swych namiętności? Czy to jej
wybaczenie mogło go wybawić od samozniszczenia i kto musi walczyć z
potrzebą zemsty?
- Słyszałam, że Johan odwiedził cię kilka dni temu - zagadnęła Anna z
pozoru obojętnym tonem, lecz Elise odniosła wrażenie, że jest spięta.
- Tak, przyniósł mi książkę. - Elise nie chciała się zdradzić przed Anną,
że ona i Johan walczą z wzajemną miłością. Anna, sama tak pobożna i
czysta, miała dziwny pogląd na stosunki łączące Elise z Johanem i z
Emanuelem. Prawdopodobnie wynikało to z bezgranicznej miłości Anny
do brata, lecz mimo wszystko Elise wydawało się to dziwne. Anna była
ostatnią osobą, która zachęcałaby do zdrady, i pierwszą, która potępiała
rozwody. Jakże zatem mogła ciągle sugerować, że Elise powinna zostawić
Emanuela i odnaleźć drogę do Johana?
Anna przyglądała się jej z żywym zainteresowaniem.
- Co powiedział? Jaki był?
- Co masz na myśli?
- Nie mówił, że Agnes została w Kopenhadze?
- Mówił. Na razie. Kiedy Johan znajdzie dobrze płatną pracę, Agnes ma
do niego dojechać. v
- I uwierzyłaś w to? Elise zmarszczyła czoło.
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz?
- Na pewno rozumiesz, tylko nie chcesz spojrzeć prawdzie w oczy. Czy
nie pojmujesz, że ich małżeństwo się rozpada? Johan nie kocha Agnes, ale
jest z nią ze względu na syna. Najgorsze jest to, że nie chce uwierzyć, że
chłopak nie jest jego dzieckiem. Ja jednak jestem przekonana, że Agnes
kłamie. Ostatnio spotkałam siostrę Magnusa Hansena. Mówiła, że Magnus
był niedawno w Kopenhadze. Zdziwiłam się i spytałam, jak zdobył na to
pieniądze, wtedy ona odpowiedziała, że wygrał wycieczkę. Wydało mi się
to podejrzane i zadzwoniłam do biura żeglugi, żeby się dowiedzieć, czy to
prawda. Nie słyszeli, by ktoś wygrał taki rejs. Nie w tym roku.
Elise wpatrywała się w Annę szeroko otwartymi oczami. Zrozumiała, do
czego Anna zmierza, lecz w głowie jej się nie mieściło, by to było
możliwe. Agnes przysięgła przecież, że dziecko jest Johana, i obiecała
pokutę i poprawę. Zrobiła to tak przekonująco, że Johan jej uwierzył, a nie
należał do łatwowiernych i naiwnych, zbyt dobrze znał życie. Gdyby
Agnes naprawdę go oszukiwała, nie tylko przedtem, ale również teraz,
chybaby to zauważył.
- Widzę, że mi nie wierzysz - stwierdziła Anna smutno. - Agnes była
twoją najlepszą przyjaciółką, poza tym ty jesteś zupełnie inna i dlatego
wydaje ci się to nie do pomyślenia. Może zresztą nie powinnam ciebie do
tego mieszać, ponieważ to sprawa tylko między Johanem i Agnes, ale nie
potrafię spokojnie się temu przyglądać. Od dzieciństwa trzymaliście się z
Johanem zawsze razem i nigdy nie zapomnę tego dnia, kiedy zauważyłam,
że między wami rodzi się coś więcej. Przyglądałam się wam, widziałam,
jak z każdym dniem wasza miłość rośnie, jak Johan promieniał
szczęściem. Nie zostawiłaś go, mimo że trafił do więzienia za współudział
w kradzieży. Gdyby Lort-Anders i inni wszystkiego między wami nie
popsuli, czekałabyś na niego, aż wyjdzie na wolność, na pewno. Johan
także by cię nie opuścił z tego powodu, że zostałaś zgwałcona, jestem o
tym przekonana. Jesteś mu przeznaczona, a on przeznaczony jest tobie,
Elise. To, że każde z was poślubiło kogoś innego, to tragedia.
Anna miała rację, ale wszystko w Elise się przeciw temu burzyło. Nie
mogła o tym Annie powiedzieć.
- Tego, co nazywasz tragedią, nie da się już zmienić, Anno. Nie masz
dowodu, że syn Agnes nie jest dzieckiem Johana. Johan nie jest głupi.
Gdyby podejrzewał Agnes o kłamstwo, nie trwałby w tym związku.
Jensine jest córką Emanuela, co według ciebie mamy zrobić? Jesteś
przeciwna rozwodom i uważasz, że co Bóg złączył, człowiek nie powinien
rozłączać. Co to pomoże, jeśli przyznam, że kocham Johana i że to z nim
najbardziej chciałabym żyć? Nie możemy odwrócić tego, co się stało.
Anna ciężko westchnęła.
- Nie potrafię patrzeć na to tak rozsądnie.
- Nie o rozsądek tu chodzi, lecz o moralność.
- Dlaczego miałabyś się przejmować moralnością, jeśli Emanuel nie
przestrzega żadnych zasad?
Elise uśmiechnęła się.
- Teraz powiedziałaś coś, o czym tak naprawdę nie jesteś przekonana.
Jeżeli inni robią coś złego, to nie znaczy, że nam wolno robić to samo.
Dopiero co przeczytałaś mi uwagi Bjornstjerne
Bjornsona na temat namiętności. Czy nie było tam przypadkiem czegoś
o tym, że kobiety posiadają niezwykłą wewnętrzną siłę?
- Która może uratować od samozagłady z powodu ulegania
namiętnościom - dokończyła Anna i uśmiechnęła się krzywo.
- Widzisz. Nie myślisz chyba poważnie o tym, że ja powinnam opuścić
Emanuela, a Agnes Johana, byśmy mogli przeżywać egoistyczną miłość?
- Dla mnie nie jest to egoistyczna miłość, lecz miłość, która została wam
przeznaczona.
- A co z dziećmi? Sądzisz, że powinny dorastać w rozbitych rodzinach?
Żeby wyśmiewano się z nich, ponieważ rodzice złamali nakazy Kościoła?
Anna znowu ciężko westchnęła.
- Wiem, że masz rację, Elise, ale po prostu to mnie oburza. Nie wątpię,
że zlitowałaś się nad Emanuelem i przyjęłaś go z powrotem wbrew swej
woli, i że wolałabyś nie mieć z nim więcej nic do czynienia. Uczyniłaś to z
obowiązku i ze względu na dzieci, tłumiąc własne potrzeby. Podejrzewam,
że wiele innych kobiet postąpiłoby tak samo, ale jest mi przykro, kiedy o
tym słyszę lub jestem tego świadkiem. Prawdziwa miłość jest darem od
Boga. Nie mam na myśli zakochania i namiętności, które wybuchają nagle
jak ogień i gasną równie szybko, jak się pojawiły, ale mówię o miłości
głębokiej i trwałej, która się nie wypala bez względu na to, co się zdarzy.
Elise skinęła głową.
- Ja też rozumiem, o co ci chodzi, ale nie widzę, bym miała jakiś wybór.
Opowiedz mi lepiej o innych recenzjach, które czytałaś w „Husmoderen".
Anna uśmiechnęła się smutno.
- Czytałam na przykład o Psyche Helenę Dickmars. Książka mówi o tym
wszystkim, co sprawia, że miłość kobiety w trakcie trwania małżeństwa
zmienia się w nieszczęśliwą miłość. Utwór napisała kobieta z myślą o
zamożnych mieszkankach miasta. Zresztą wszystkie omawiane książki
zostały napisane przez kobiety.
- Tylko nie ma tam mojej.
- Nie, brakuje tylko twojej. Dlatego tak bardzo bym chciała, aby twój
zbiór opowiadań ukazał się w Norwegii. Czytałam niedawno nekrolog
żony pewnego pastora, która zmarła w lipcu zeszłego roku. Nie wiem,
dlaczego nekrolog ukazał się dopiero cały rok później. Jej mąż pracował w
niewielkiej parafii w Vaterlandzie, w „mrocznej" dzielnicy naszego miasta,
jak napisano. Kobietę tak przygnębiała praca wśród biedoty, że
zachorowała. Marzyła tylko o tym, by odejść z tego świata, przekonana, że
życie z Chrystusem da jej więcej szczęścia. Uważam, że lepiej by zrobiła,
gdyby opowiedziała o ludziach, wśród których pracowała, to może ktoś
mógłby zaradzić ich biedzie. Ty możesz spróbować, Elise!
- Chętnie będę pisać dalej, lecz to nie będzie miało większego sensu,
gdy nikt nie zechce tego czytać.
- Może powinnaś raczej napisać coś dla dzieci? Selma Lagerlof wydała
właśnie książkę, którą zatytułowała Cudowna podróż Nielsa Hołgersena.
Uczy w niej dzieci geografii Szwecji, opowiadając bajkę o małym
chłopcu, który na grzbiecie oswojonej białej gęsi lata nad miastami i
wsiami, lasami, rzekami i jeziorami. Niels rozumie mowę ptaków, słucha,
jak ze sobą rozmawiają, i poznaje je w ten sposób.
- To książka w sam raz dla Kristiana.
- Też tak pomyślałam.
- Od kogo pożyczyłaś „Husmoderen"?
- Od żony nowego pastora w kościele w Sagene; powiedziała, że mogę
zatrzymać gazetę, jak długo będzie mi potrzebna, i zaproponowała kolejne
numery.
- Chętnie też bym je przeczytała, gdy wrócę do domu. Myślisz, że
mogłabym je pożyczyć po tobie?
- Na pewno. Znajdziesz tam wiele ciekawego. Na przykład dyskusję o
tym, jak kobiety będą mogły korzystać z prawa do głosowania, kiedy je
uzyskają. Poza tym ukazał się obszerny artykuł o Gustavie Vigelandzie,
który zamierzam pokazać Johanowi. Jak chyba wiesz, Yigeland jest
wielkim ideałem Johana.
- Tak, zresztą przyszło mi to do głowy, zanim jeszcze Johan mi o tym
powiedział. On także pragnie ukazywać życie takim, jakie jest, bez
upiększeń, choć nie tak wiernie jak na fotografii.
W tej samej chwili u stóp łóżka stanął Emanuel. Anna zamierzała wstać,
ale ją powstrzymał.
- Siedź, Anno. Przeszłaś sama taki kawał drogi? Uśmiechnęła się i
wskazała na kulę.
- Nie bez pomocy.
Elise zastanowiła się, czy Emanuel słyszał, o czym rozmawiały. Może
zorientował się, że wspomniała o Johanie, musiał jednak zdawać sobie
sprawę, że Anna całkiem naturalnie zechce pomówić o bracie.
Ku zdumieniu Elise Emanuel sam o niego zagadnął.
- Co słychać u Johana? Dowiedziałem się, że zamierza się ubiegać o
stypendium państwowe, by móc wyjechać do Paryża i tam się dalej
kształcić.
Anna skinęła głową.
- Wysłał podanie, ale upłynie trochę czasu, zanim otrzyma odpowiedź.
Na razie będzie pracował w warsztacie drzeworytni-czym w dole miasta.
To nędznie płatne zajęcie, nie mam pojęcia, jak z tego wyżyje, ale
zaproponowałam, by tymczasem zamieszkał z nami.
Elise zauważyła, że Emanuelowi to się nie spodobało, jednak Anna
niczego się nie domyśliła. Potrafił dobrze skrywać uczucia.
- To wspaniałomyślne z waszej strony - rzekł lekko.
- Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej, to przecież dom jego
dzieciństwa. Torkild i Johan doskonale się rozumieją, potrafią dyskutować
do późna w nocy, choć w gruncie rzeczy są zgodni co do większości
spraw. - Roześmiała się. - Właśnie opowiadałam Elise, że pożyczyłam
czasopismo „Husmoderen" od żony nowego pastora - mówiła dalej. -
Myślę, że i ciebie zainteresowałyby niektóre artykuły, na przykład ten o
hrabim Lwie Tołstoju.
- Myślałem, że jest umierający.
- To prawda, ma już prawie osiemdziesiąt lat.
- Co o nim pisali?
- Jaki jest jako człowiek. O tym, że stracił matkę, gdy miał zaledwie
półtora roku, ale na zawsze pozostała w jego myślach. Zawsze wzywał jej
pomocy, kiedy stawał przed jakąś pokusą, a matka mu pomagała.
Elise spostrzegła, że Emanuel się zarumienił, przypuszczalnie poczuł się
nieswojo, myśląc, że Anna nawiązuje do jego zdrady. Anna widocznie
musiała się zorientować, ponieważ zaraz dodała:
- Tołstoj wiódł za młodu bardzo intensywne życie, oddawał się
hazardowi, polował, grał na wyścigach konnych i miewał liczne romanse,
należał przecież do arystokracji. Lecz jednocześnie słuchał wewnętrznego
głosu, „głosu skruchy", jak go nazywał. W późniejszych latach surowo
potępił swe szalone młodzieńcze życie, usprawiedliwiając je
okolicznościami - twierdził, że od człowieka w jego wieku i jego
pochodzenia właśnie takiego stylu życia wymagało otoczenie.
Być może historia Tołstoja nieco podbudowała Emanuela, on przecież
także wychował się w bogatym domu.
- To dlatego wyrwał się z tego środowiska i poszedł własną drogą -
wyjaśnił. - Stał się wielkim pisarzem, ale w życiu prywatnym nie układało
mu się. Czytałem, że jest skłócony z żoną i rodziną. To o nim coś
świadczy.
Anna wstała.
- Wpadnijcie do nas któregoś wieczoru, gdy Elise wyzdrowieje. Wtedy
podyskutujemy sobie o Tołstoju i innych pisarzach. Masz coś do czytania,
Elise?
- Jedna z pacjentek pożyczyła mi książkę duńskiej pisarki Jenny Blicher-
Clausen. To powieść o miłości między matką i dzieckiem. Próbowałam też
czytać inne, ale wszystkie mówią o domach-arystokracji, a nie o
robotnikach. W opisywanych rodzinach jest opiekunka do dziecka i pomoc
domowa, dzieci otrzymują wykształcenie, a jeśli w czymś pomagają, to
tylko ze względów wychowawczych, a nie dlatego, że muszą. Trudno mi
się utożsamiać z bohaterami, ich życie tak bardzo różni się od naszego.
Dziękuję, że przyszłaś, Anno, i dziękuję, że przepisałaś dla mnie te
fragmenty artykułu.
Gdy tylko Anna zniknęła za drzwiami, Emanuel przysiadł na brzegu
łóżka.
- Co to za artykuł?
- O Dziewczęciu ze Słonecznego Wzgórza Bjornstjerne Bjornsona.
- Ach tak. Książka ukazała się już dawno temu, ale jest dobra. -W tej
samej chwili Emanuel zwrócił uwagę na kartkę, którą Elise odłożyła na
nocny stolik. - Dlaczego to dla ciebie przepisała?
- Anna tylko wypożyczyła czasopismo i nie chciała go brać ze sobą,
żeby się nie pogniotło ani nie zniszczyło. Pomyślała, że sprawi mi
przyjemność, gdy mi przeczyta tę recenzję.
Emanuel zerknął na zapiski.
- Podkreśliła niektóre zdania. Dla ciebie czy dla siebie?
- Nie wiem. A co takiego podkreśliła?
- „Młody bohater jest więźniem własnych namiętności". - Emanuel
podniósł wzrok. - O czym wy właściwie rozmawiacie? - Znowu spojrzał
na kartkę. - Podkreśliła jeszcze: „walka z egoistyczną namiętnością". -
Czytał w duchu dalej i po chwili dodał: - Podkreśliła: „Owi ludzie mają w
swej naturze zalążek tragizmu, są najbardziej narażeni, że spadną na dno
lub zderzą się z przeciwnościami". - Popatrzył na Elise. - Jaki, u licha,
miała cel, przynosząc ci coś takiego?
Elise pokręciła głową.
- Nic poza tym, że chciała porozmawiać o książkach. Tym razem o
Dziewczęciu ze Słonecznego Wzgórza. Anna uważa pewnie, że powinnam
wiedzieć więcej o twórczości innych pisarzy, skoro chciałabym wydawać
coś swojego.
Emanuel złożył kartkę i położył z powrotem na stoliku.
- Mam nadzieję, że tylko o to jej chodzi.
- Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć. Popatrzył jej w oczy.
- Może Anna próbuje ci coś przekazać. Coś, czego nie ma odwagi
nazwać własnymi słowami.
Elise starała się wytrzymać jego spojrzenie.
- Na przykład co? Westchnął i spuścił wzrok.
- Wiesz, o czym myślę. Anna nie pogodziła się z tym, że Johan nie jest
twoim mężem. Szuka słabych punktów w naszym małżeństwie i nie
rozumie, że mogłaś mi wybaczyć niewierność. Uważam, że chodzi jej o
moją namiętność do Signe, chce zasugerować, że jestem jednym z tych,
którzy „mają w swej naturze zalążek tragizmu".
- Nie obchodzi mnie, co Anna myśli. Jeżeli nawet masz rację, to kieruje
się tylko miłością do brata, niczym innym.
- To wystarczy. Zwłaszcza gdy zamierzasz utrzymywać z nią kontakty.
Stopniowo może zacząć na ciebie wywierać coraz większy wpływ.
Elise wzięła jego dłoń.
- Nie masz powodu się obawiać. Nie tak łatwo ulegam wpływom, wierz
mi, mam własne zdanie. Złożyłam w kościele przysięgę, że będę cię
kochać i szanować, dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Uśmiechnął się do niej ciepło, pochylił się i pocałował ją.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Dwa dni później Elise miała opuścić szpital.
Przygotowana do wyjścia siedziała w holu szpitala i czekała na
Emanuela, który miał przyjść i ją odebrać. Powiedział, że zamówi dorożkę
Karlsena. Elise protestowała, mówiąc, że może dojść do Hammergaten,
dorożka zbyt drogo kosztuje, ale nie chciał jej słuchać.
Obok na ławce siedziała młoda kobieta. Była ubrana jak robotnice w
długą, szarą spódnicę i szary szal, ale miała na sobie kubrak z
niebielonego, żółtawego lnianego płótna. Była ładna, lecz na jej twarzy
malował się smutek.
- W której fabryce pracujesz?
Nieznajoma odwróciła się, sprawiała wrażenie zaskoczonej.
- Lilleborga. A ty?
- Pracowałam jako prządka w przędzalni Graaha, a potem wyszłam za
mąż i urodziłam dziecko. Później szyłam na zamówienie i stałam za ladą u
wdowy Borresen przy Telthusbakken.
Nie wiedząc czemu, nie wspomniała o posadzie w kantorze u majstra
Paulsena.
- Mieszkacie gdzieś w pobliżu? - spytała. Nie mówiła żargonem
robotnic.
- Niedawno wynajęliśmy nieduży dom przy Hammergaten. A wy?
- Mieszkam w czynszówce Lilleborga na Sandakerveien. -Powiedziała
„ja", a nie „my".
- Długo leżałaś w szpitalu?
- Dwa tygodnie. - Nie wyjaśniła, co jej dolegało, a Elise nie odważyła
się zapytać. Kobieta również nie spytała o chorobę Elise.
- Lepiej by było, gdybym posłała po znachora, ale Paul Georg, mój
narzeczony, się nie zgodził.
- Kto to jest znachor?
Nieznajoma posłała jej zdumione spojrzenie.
- Nie wiesz? On potrafi zatrzymać krwotok. Leczy ludzi i zwierzęta.
Niektórzy mówią, że ma na rękach pył z purchawki, który przenika do ran
i powstrzymuje krwawienie. Kiedy kogoś boli kręgosłup, kupuje żywą
kurę, zarzyna ją i trzyma nad chorym, tak by ciepła krew ściekała na
bolące plecy. Za pierwszym razem, kiedy u nas był, mama cierpiała na
reumatyzm - tasiemiec przedostał się do mięśni. Było ciemno, paliła się
tylko jedna lampa parafinowa, a on stał z drgającą jeszcze, martwą kurą w
rękach nad matką, która leżała na brzuchu na kuchennej lawie obłożonej
starymi gazetami. Jeszcze dziś czuję ów zapach ciepłej krwi. Myślałam, że
zwymiotuję.
Elise słuchała zdumiona.
- Potrafi też zwalczać pluskwy. Było ich u nas wszędzie pełno, ale kiedy
przyszedł znachor, zniknęły.
- Gdzie on mieszka? Jest drogi?
- Bierze zapłatę tylko od tych, których na to stać.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi i do środka wszedł Emanuel.
Elise wstała.
- Muszę iść. Szybkiego powrotu do zdrowia - zwróciła się do
nieznajomej.
- Dziękuję, wzajemnie - odparła, a zaraz potem spytała zaskoczona: -
Czy to nie Emanuel Ringstad?
Elise spojrzała na Emanuela, który właśnie je zauważył. Na widok
nieznajomej zawołał zdumiony:
- Ależ to Mimmi Tynaes! - Przyśpieszył kroku i przywitał się z nią. - Co
słychać? Czy pani też dziś wychodzi do domu?
Kobieta skinęła z uśmiechem.
- Tak, na szczęście. Paul Georg mnie odbierze, ale nie wiem, o której.
- W takim razie nie będziemy czekać, ale proszę go od nas pozdrowić i
przekazać, że zajrzę któregoś dnia.
- Koniecznie, panie Ringstad. Bardzo się ucieszy. Dopiero kiedy
siedzieli w dorożce, Elise spytała zdumiona:
- Wydaje mi się, że już gdzieś słyszałam jego imię, ale nie mogę sobie
przypomnieć gdzie.
Emanuel roześmiał się.
- Ależ Elise! To przecież Schwencke. Uśmiechnęła się zawstydzona.
- Oczywiście. Ale ze mnie gapa. - Popatrzyła na Emanuela zaskoczona. -
Są zaręczeni? Spotkałeś ją u niego w domu?
- Tyle pytań naraz. Tak, są zaręczeni, ale nie spotkałem jej u niego, tylko
u niej w domu. Ma ładne dwupokojowe mieszkanie na Sandakerveien.
- Dwupokojowe? I zajmuje je sama? Jakim cudem ją na to stać?
Mówiła, że pracuje w fabryce Lilleborga, i poznałam po jej ubraniu, że jest
robotnicą.
Emanuel wzruszył ramionami.
- Może je odziedziczyła.
Więcej nie rozmawiali o narzeczonej Paula Georga. Elise rozkoszowała
się tym, że znowu jest poza murami szpitala, dobrze było zobaczyć
wreszcie coś innego poza długimi korytarzami i rzędami łóżek.
Na dworze panowała potworna duchota i upał. Kiedy dotarli do
niedużych drewnianych zabudowań na Maridalsveien, wielu mieszkańców
polewało chodniki wodą z konewek. Domy leżały blisko ulicy, woda na
chodnikach dawała nieco ochłody. Wszystkie okna były otwarte,
większość drzwi również.
Elise rozglądała się przez okno dorożki, jak gdyby nigdy przedtem nie
widziała tych ulic i domów. Poprosiła Karlsena, żeby opuścił dach
powozu, ale tylko pokręcił głową.
- Jeśli opuszczę, to możesz być pewna, że zaraz zacznie padać.
Elise westchnęła.
- Jakie to dziwne uczucie być tu znowu, mam wrażenie, jak gdybym
wyjechała na rok.
Emanuel uśmiechnął się.
- Mi też się wydaje, jak gdyby cię bardzo długo nie było. -Objął ją
ramieniem. - Dobrze będzie mieć cię znowu w domu, Elise. Chłopcy tak
się cieszą, że nie mogą usiedzieć na miejscu. Myślę, że szykują dla ciebie
niespodziankę.
Roześmiała się.
- Wszyscy są w domu? Skinął głową.
- Hilda z Jensine też. Hilda cieszy się i martwi jednocześnie. Mówi, że z
jednej strony jej ulży, że pozbędzie się odpowiedzialności, a z drugiej boi
się, że będzie jej brakowało małej.
- Ale przecież teraz, kiedy nie ma Reidara, musi chyba pracować całymi
dniami u pani Borresen?
- Myślę, że majster Paulsen pomaga jej bardziej, niżby chciała. Elise nie
odpowiedziała. Życie jest dziwne. Hilda znowu
przyjmuje pomoc od majstra. Nie tak dawno temu nienawidziła i bała się
go. A on zaskoczył ją i zadbał o to, by odzyskała dziecko, które jej odebrał
zaraz po urodzeniu.
- Pokazywałaś już komuś swoją książkę? - spytał Emanuel na pozór
beztrosko, ale Elise zauważyła, że był spięty. Czyżby obawiał się reakcji
znajomych?
- Jednej z pielęgniarek. Siostrze Marii, tej łagodnej, trochę przy kości, z
którą najbardziej się zżyłam.
- Co powiedziała? Była zaskoczona?
- Zaimponowałam jej, zwłaszcza że wiedziała, że skończyłam tylko
szkołę powszechną i że nie mam rodziny, która by mi pomogła w wydaniu
tego zbioru. - Gdy tylko wypowiedziała te słowa, uzmysłowiła sobie, że
mogła zostać źle zrozumiana. - Mam na myśli rodziców z pieniędzmi i
wpływami - dodała szybko.
- Dałaś jej do przeczytania?
- Pożyczyła książkę na jeden dzień i przeczytała kilka historii. Między
innymi tę o Mathilde i drugą o Oline. Powiedziała, że to szkoda, że
książka nie ukazała się w Norwegii.
- Nie zamierzasz chyba dać tych utworów do przeczytania Paulsenowi?
Roześmiała się.
- Nie, nie mam odwagi. Pamiętasz, jak się wściekł, kiedy zobaczył
opowiadanie o Mathilde w „Verdens Gang"? Domyślił się, że jest tam
mowa o jego przędzalni.
- W takim razie nie pokażesz chyba książki nikomu w kantorze?
- Nie, zwłaszcza pannie Johannessen. I tak krytykuje mnie, za co się da.
Sigvartowi Samsonowi też nic nie powiem, jest jej najwierniejszym
uczniem.
Zaczerpnęła głęboko powietrza.
- To niewiarygodnie cudowne znaleźć się znów poza szpitalem!
Człowiek czuje się tam jak w więzieniu, gdy tylko leży w łóżku i ogląda
lato przez okno, nie mogąc wyjść na dwór.
Emanuel uśmiechnął się i poklepał ją po policzku.
- Rozumiem to. Teraz postaramy się zapomnieć o wszystkim, co
przykre, i nadrobić to, co zaniedbaliśmy. Na szczęście nic nie wskazuje na
to, by lato się kończyło. Codziennie na wieży na Wzgórzu Świętego Jana
powiewa tylko czarny trójkąt. Właściwie nie pamiętam, kiedy ostatnio
widziałem poniżej prostokąt na znak niepewnej pogody.
- Widzę, że na ulicach jest sucho. W ogrodach także.
- Chłopcy codziennie podlewają nasze grządki.
- Jak to miło, że pomagają.
- Tego by jeszcze brakowało, żeby się wymigiwali od pracy. Zbliżamy
się, Elise. Gdy tylko skręcimy w Hammergaten, pewnie zobaczymy całą
rodzinę ustawioną przy bramie.
Elise roześmiała się.
- Komitet powitalny.
W tej samej chwili dorożka skręciła w lewo. W głębi niewielkiej bocznej
uliczki Elise ujrzała sporą grupę osób z maleńkimi norweskimi flagami w
rękach.
Z wrażenia zaparło jej dech.
- Skąd zdobyliście tyle chorągiewek? Emanuel roześmiał się.
- Pożyczyłem od szefa mojego kantoru. Zwykle dekoruje nimi bramę w
ogrodzie na święto Siedemnastego Maja. Kupił je dwa lata temu z okazji
pierwszego święta narodowego z czystą norweską flagą.
Elise poczuła dławienie w gardle. Dławienie nasilało się, a kiedy pojazd
się zatrzymał i Karlsen pomógł jej wysiąść, miała wrażenie, że nie
utrzyma się na nogach. Pociekły jej łzy, jak przez mgłę widziała
witających ją bliskich. Emanuel zorientował się, co się z nią dzieje,
chwycił ją pod ramię i podtrzymał. W tej samej chwili chłopcy, którzy
widocznie nie mogli dłużej czekać, rzucili się na Elise, że omal nie upadła.
Peder przywarł do siostry z całej siły, a Kristian, niczym dorosły, stał
spokojnie z promiennym wzrokiem i rzekł uroczyście:
- Witaj w domu.
Za nimi stała Hilda z Jensine na ręku, trzymając za rękę Isaca, pani
Jonsen z Hugo, a nieco dalej z tyłu Anna z ogromnym bukietem kwiatów.
Obok niej Jenny i Anne Sofie wymachiwały norweskimi flagami.
Wtedy Emanuel zaintonował wysokim głosem Sto lat i po chwili
wszyscy mu zawtórowali. Elise stała wzruszona, a łzy ciekły jej po
policzkach. Nie starała się nawet ich powstrzymać.
Kiedy skończyli śpiewać, roześmiała się.
- Przecież nie mam dziś urodzin! Oczy Pedera lśniły.
- Ale możemy udawać, że masz, rozumiesz. To dlatego, że tak bardzo się
cieszymy, a kiedy ktoś się cieszy, to ma prawo świętować. No nie, Evert?
Evert uroczyście skinął głową.
Elise podeszła do Hugo i wyciągnęła do niego ręce. Chłopczyk odwrócił
od niej twarz i ukrył ją na piersi pani Jonsen. Elise przeszyło bolesne
ukłucie. Jednak po chwili malec spojrzał na nią ponownie, uśmiechnął się
ostrożnie i wyciągnął ku niej rączki. W następnej sekundzie Elise poczuła
ciepłe i miękkie ciało dziecka tuż przy swoim. Hugo wtulił twarz w jej
szyję i całym sobą okazał, jak bardzo się cieszy, że znowu są razem.
- Nie zapomniał mnie! - Elise uśmiechnęła się do pani Jonsen przez łzy.
- Oczywiście, że nie zapomniał swej matki - stwierdziła pani Jonsen
władczym głosem. - Codziennie o tobie rozmawialiśmy, a kiedy układałam
go do snu, brał twój szal i przytulał się do niego.
Elise pocałowała Hugo w policzek.
- Teraz mama będzie przy Hugo co noc.
Potem podeszła do Hildy. Jensine zmieniła się nie do poznania. Wkrótce
skończy siedem miesięcy. Dziewczynka siedziała na ramieniu Hildy i
patrzyła na Elise obcym wzrokiem. Włosy jej urosły i układały się w
miękkie loki wokół twarzy, oczy miała równie niebieskie jak Emanuel.
Była ślicznym dzieckiem.
Elise znowu poczuła ucisk w gardle.
- Nie poznaje mnie.
- Tylko chwilowo - pocieszyła ją Hilda. - Gdy minie parę dni, wszystko
będzie jak kiedyś. Dobrze wyglądasz, Elise. Myślałam, że wrócisz do
domu chuda jak szkielet.
- Ja? Która całymi dniami wylegiwałam się i nudziłam? Witaj, Isac.
Poznajesz mnie?
Skinął głową, ale ukrył twarz w spódnicy Hildy.
- Jak cudownie jest was wszystkich znowu zobaczyć. - Elise otarła
dłonią oczy. - Dzień dobry, Anne Sofie. Cześć, Jenny. Teraz z
przyjemnością posłucham, co u was wszystkich słychać.
- Przygotowaliśmy przyjęcie w ogrodzie - oznajmił Peder za-
czerwieniony na twarzy z przejęcia. - Pani Jonsen usmażyła naleśniki, a
Emanuel kupił drożdżówki po siedem ore! Nie możesz zjeść całej, musimy
je podzielić, ale i tak każdy dostanie po pół!
Pani Jonsen wyniosła do ogrodu stół kuchenny, żeby dla wszystkich
starczyło miejsca. Nakryła go haftowanym obrusem, jednym z
najładniejszych z tych, które Emanuel przywiózł z rodzinnego domu, i
postawiła porcelanowe filiżanki oraz wazon z polnymi kwiatami. Wózek
dziecięcy stanął obok, żeby Jensine mogła siedzieć z dorosłymi. Hugo i
Isac usiedli przy osobnym niskim stoliczku na krzesełkach Isacą.
Elise miała nadzieję, że mamie starczy sił, by odbyć podróż z Kjelsas,
ale skoro nie przyjechała, to widocznie nie czuła się najlepiej. Reidara
również nie było, mimo że miał długie wakacje, ale mąż Hildy nie lubił
uroczystości rodzinnych. Elise zerknęła na siostrę. Dostrzegła w jej twarzy
cień smutku; widać Emanuel miał rację, że nie wszystko układa się w jej
małżeństwie, jak powinno.
Jenny natomiast promieniała jak słońce. Przytyła, nabrała kolorów, jej
ubranie było schludne i czyste, a ręce już nie tak czerwone i popękane od
ługu.
Elise uśmiechnęła się do niej.
- Widzę, że dobrze ci u Tollefsenów, Jenny. Dziewczyna skinęła głową,
wolno przeżuwając połówkę drożdżówki.
- Gospodyni jest dla mnie prawie jak matka.
- A Hjalmar? Czy on też jest zadowolony? Jenny pokręciła głową.
- Hjalmar uciekł. Nie wiemy, gdzie jest. Elise zmarszczyła czoło.
- A Marta wie?
- Tak, ale ona mówi, że musi sobie radzić sam, skoro nie chce pomocy.
Musi sobie radzić sam, w jego wieku... Elise zwróciła się do Hildy.
- Emanuel wspomniał, że Reidar zamierza studiować medycynę w
Kopenhadze?
Hilda przytaknęła, ale nie zdołała spojrzeć siostrze w oczy.
- Kiedy wyjedzie, ojciec będzie mu pomagał.
Nie powiedziała nic więcej, a Elise nie chciała pytać. Nie teraz przy
wszystkich.
- Elise? - odezwał się Peder z ożywieniem. - Powiedziałem Pingelenowi,
że napisałaś książkę!
Zaraz jednak zasłonił dłonią usta przerażony; widocznie zapomniał, że
nikomu miał o tym nie mówić.
- Nic nie szkodzi, Pederze. Na szczęście Pingelen nie wie, pod jakim
nazwiskiem ją wydałam. Poza tym pomyślał pewnie, że znowu sobie coś
wydumałeś.
Wyglądało na to, że Pederowi ulżyło, ale Emanuel pokręcił głową
zrezygnowany.
- Od tej pory nie wolno ci nikomu o tym pisnąć słowem, rozumiesz?
Peder kiwnął głową zawstydzony. Hilda zdziwiła się.
- Dlaczego mamy to trzymać w tajemnicy? Przecież jesteśmy dumni z
Elise.
Emanuel przybrał dziwny wyraz twarzy.
- Oczywiście, że jesteśmy dumni, ale zdajemy sobie również sprawę, że
książka może wywołać oburzenie. To może odbić się na nas wszystkich.
Peder wpatrywał się w Emanuela z ustami pełnymi jedzenia.
- Myślałem, że opowiada o Oline i jej siostrze?
- To prawda, Pederze - odparła spokojnie Elise. - Ale nie wszyscy lubią
czytać takie smutne historie, rozumiesz. Poza tym nie chcemy, żeby ktoś
się zorientował, że napisałam właśnie o nich.
- Ja najbardziej lubię słuchać o Orlim Oku i Indianach. Oni wieszają na
drzewach głowy Amerykanów.
- Albo o „Zabójcy", który strzela do ludzi - dodał Evert, wzdrygając się.
- Fuj, o czym wy mówicie! Opowiedzcie mi lepiej, co robiliście tego
lata, kiedy mnie nie było.
- Evert się prawie utopił. Chodziliśmy po balach koło Stilla i Evert
spadł. Kiedy wyjrzał z wody, widział tylko te bale w górze i nie wiedział,
jak wyjść. Kristian go uratował.
Elise z przerażeniem patrzyła to na jednego, to na drugiego z chłopców.
- Tyle razy wam mówiłam, że nie wolno wam chodzić po tych balach.
Można łatwo stracić równowagę i spaść.
- Ale Evert się nie utopił - uśmiechnął się Peder pojednawczo. - Nie
utopił się nawet, kiedy raz skoczył z mostu.
Kristian czym prędzej wtrącił się do rozmowy.
- Chodziliśmy do mamy i Asbjorna i zabieraliśmy co drugi dzień Anne
Sofie. Mama powiedziała, że odwiedzi nas któregoś dnia.
- To miło. Czy lepiej się czuje? Peder skinął głową.
- Zrobiła nam kogel-mogel. Kura Myszy zniosła jajka. Elise popatrzyła
na niego zdziwiona.
Peder roześmiał się
- Nie rozumiesz? Mysz to pani Muus. Tak ją tylko nazywamy.
- Tylko uważajcie, żeby was nie usłyszała, bo może się obrazić.
Emanuel wstał.
- Muszę niestety już iść. Dostałem kilka godzin wolnego, żeby cię
odebrać ze szpitala, ale w biurze czekają na mnie.
. Elise uśmiechnęła się do niego.
- Dziękuję, Emanuelu. Muszę przyznać, że to był dobry pomysł, żeby
pojechać dorożką. Czuję, jakbym miała w nogach galaretę.
Odpowiedział uśmiechem.
- Codziennie wieczorem będziemy chodzić na krótki spacer, na pewno
taki trening pomoże ci odzyskać sprawność.
Pani Jonsen wyszła zaraz po nim, usprawiedliwiając się, że zostawiła
pranie do rozwieszenia. Chłopcy skończyli jeść i nie mogli dłużej
usiedzieć na miejscu, a Anna musiała wrócić do domu, żeby zrobić
Torkildowi coś do jedzenia. Hilda i Elise zostały same z najmłodszymi
dziećmi.
Hilda spojrzała na siostrę z ukosa.
- Czy Emanuel nie cieszy się, że wydano twoją książkę?
- Naturalnie, że się cieszy, tylko się obawia, że spotka mnie tyle krytyki,
że będę miała dość i się poddam. Na szczęście nie kupujemy duńskich
gazet i nie będę musiała czytać recenzji - dodała i roześmiała się.
- Mam nadzieję, że dasz mi przeczytać swoje dzieło?
- Możesz od razu je pożyczyć. Tego by tylko brakowało, żebym ci
broniła. W dużym stopniu to dzięki tobie i Reidarowi znalazłam czas, żeby
pisać. Poza tym nie opowiedziałam ci jeszcze wszystkich historii z tego
zbioru.
Znowu pomyślała o ostatnim z opowiadań. Zastanowiła się, co czuł
Johan, kiedy je czytał. To on zaproponował, by napisała o dwojgu
zakochanych, którzy poświęcili wielką miłość dla dobra swoich dzieci.
Pamiętała jeszcze, co wtedy powiedział: „Spróbuj sobie wyobrazić ich
dalsze życie. Czy żałują? Czy może dochodzą do wniosku, że to była
jedyna słuszna decyzja?"
Ani słowem nie wspomniał o tym opowiadaniu, kiedy odwiedził ją w
szpitalu, ale miała pewność, że zrobiło na nim wrażenie. Przypuszczalnie
go zasmuciło, podobnie jak ją samą. Ukazała smutny dom, który dzieci
opuszczają najszybciej, jak to możliwe. I chociaż historia kończy się
pytaniem, to jednak Elise między wierszami dała do zrozumienia, że ofiara
jej bohaterów była pewnie zbyt wielka. Nie wiadomo, czy dzieci były
szczęśliwe, wychowując się w domu pozbawionym miłości.
Jak u Johana wyglądałaby ta historia, gdyby od niego zależał rozwój
wypadków? Kobiety różnią się od mężczyzn, matka czuje większą
odpowiedzialność za dzieci niż ojciec. Tego Elise była pewna.
Hilda spojrzała na nią.
- Jesteś zadowolona z książki?
- I tak, i nie. Niektóre opowiadania napisałabym chyba inaczej.
- Które?
- Ostatnie, mówiące o pewnej zamężnej kobiecie, która kocha innego.
Moje pytanie brzmiało: czy opuściłaby męża dla swej wielkiej miłości i
pozwoliła, by jej dzieci zostały napiętnowane jako dzieci z rozbitej
rodziny? Nie miałam pewności, co powinna zrobić, i kazałam jej utrzymać
małżeństwo. Jednak w podeszłym wieku kobieta sama zadaje sobie
pytanie, czy słusznie postąpiła. Jej mąż wtedy już nie żył, dwoje z dzieci
wyemigrowało do Ameryki, pozostałe rzadko ją odwiedzały. Ich dom nie
był szczęśliwym domem. To odcisnęło na nich trwały ślad.
Elise była pewna, że siostra ją przejrzy na wskroś. Jednak Hilda nie
uczyniła żadnej aluzji.
- Podjęłaś bardzo interesujący temat. Wiele kobiet na pewno rozpozna tu
siebie.
- A co ty byś zrobiła?
- Ja nie jestem tak obowiązkowa jak ty, Elise, ale my, kobiety znad rzeki,
rzadko mamy jakikolwiek wybór. Rozwody dotyczą tylko bogatych.
- Ale gdybyś należała do tych zamożnych?
- Wtedy rzuciłabym się w ramiona ukochanego i korzystała z życia,
dopóki się da. Nauczyłabym dzieci nie przejmować się ludzkim gadaniem,
nosić wysoko głowę i mówić: „Czy nie jestem szczęśliwy? Mam ojca i
tatę!"
Roześmiały się.
- Jakie jeszcze historie napisałabyś inaczej?
- Właściwie tylko tę jedną. Hilda uśmiechnęła się.
- Z pewnością dużo trudniej jest pisać o sobie niż o innych. Elise
poczuła, że się czerwieni, ale zdawała sobie sprawę,
że sama zaczęła ten temat.
- A co u ciebie, Hildo? - odważyła się wreszcie zapytać.
- Reidar nie ma tylu rozterek co główna bohaterka twojej historii, ale,
jak wiesz, on nie ma dzieci.
- Myślałam, że traktował Isaca jak syna.
- Mówił, że może by tak się stało, gdyby prawdziwy ojciec nie mieszkał
tak blisko.
- Ale Paulsen nigdy nie chciał oficjalnie się przyznać do ojcostwa.
- Jednak Reidar twierdzi, że dopóki Paulsen jest skłonny utrzymywać
swego syna, dopóty Isac nie potrzebuje innego ojca.
Elise była wstrząśnięta.
- Przecież tu nie chodzi tylko o pieniądze! Hilda popatrzyła jej w oczy.
- Nie, tu nie chodzi tylko o pieniądze.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Elise niepokoiła się, jak Jensine zareaguje, gdy Hilda i Isac znikną, ale
zachowanie małej przeszło wszelkie oczekiwania. Dziewczynka była
pogodna i spokojna, dobrze jadła i zasnęła natychmiast, gdy znalazła się w
łóżku. Hugo natomiast wyraźnie się bał, że Elise znowu go zostawi, i nie
chciał iść spać. Wzięła go na kolana i siedziała z nim tak długo, aż oczy
same zaczęły mu się zamykać ze zmęczenia. Jednak gdy tylko próbowała
przenieść go do łóżka, natychmiast na powrót stawał się czujny.
Emanuel już dawno wrócił z pracy i niecierpliwił się.
- Nie możesz go tak rozpieszczać. Kiedy byłaś w szpitalu, bez trudu
zasypiał.
- Hugo nie czuje się bezpiecznie, boi się, że znowu mnie straci. Kiedy
zrozumie, że nie ma powodu się bać, przejdzie mu.
Emanuel nic nie powiedział, ale Elise domyślała się, dlaczego się tak
niecierpliwił. Chciał z nią zostać sam. W łóżku. Przez wiele tygodni
musiał sobie radzić bez niej. Miała okazję gorzko się przekonać, że
wstrzemięźliwość mu nie służy, w każdym razie nie po tym, jak
zakosztował czegoś przeciwnego. Teraz został wystawiony na ciężką
próbę i Elise nie miała wątpliwości, że sprostał wyzwaniu.
Chłopcy nadal przebywali na polanie niedaleko Myren i bawili się.
Powinni już iść spać, ponieważ jutro muszą wstać wcześnie rano do pracy,
ale wieczór był ciepły, a w ich niedużych, niskich sypialniach na poddaszu
panowało gorąco nie do wytrzymania. I tak by nie zasnęli.
Wreszcie Elise usłyszała tupot nóg i ożywione głosy braci i Everta, zaraz
potem wszyscy trzej wpadli do kuchni jak burza.
- Elise? - Głos Pederá brzmiał radośnie, ale wyczuwało się w nim
odrobinę strachu, jak gdyby chłopak również się bał, że Elise znowu
zniknie.
- Siedzimy tu w salonie. Hugo zasypia na moich kolanach. Peder uchylił
drzwi.
- Córka siostry Oline była na polanie. Udawała, że mnie nie poznaje, ale
zauważyłem, że się na mnie gapi.
Elise uśmiechnęła się.
- Wyglądała na zadowoloną? Peder skinął głową.
- Ją też uratowałaś. Czy napisałaś o niej w swojej książce?
- Właściwie o niej i jej siostrze nie tak wiele, raczej o Mathilde.
Opowiadanie nazywało się Kiedy wróci mama?; to pytanie zadała
wprawdzie jedna z córek, alé historia opowiada przede wszystkim o
młodej, zrozpaczonej matce.
Emanuel dał jej znak, żeby nic nie mówiła, i kiedy chłopcy rzucili się w
kuchni na kolację, rzekł cicho:
- Nie powinnaś mu tłumaczyć, o kim jest ta książka. Wiesz przecież, że
Peder już się raz zapomniał i wygadał wszystko Pingelenowi.
Elise skinęła głową.
- Dobrze, nic im nie powiem.
Wiedziała, że Emanuel ma rację. Poza tym książka opowiadała o
prywatnym życiu ludzi, których znali.
Wreszcie w domu zapadła cisza. Elise wzięła na ręce śpiącego Hugo,
wniosła go po schodach na górę i położyła w łóżeczku, które Emanuel
dostał od Carlsenów, kiedy była w szpitalu. Chłopcy spali.
Emanuel wśliznął się za nią do sypialni. Chciałaby w równym stopniu
jak on czuć pożądanie, ale prawda była taka, że najchętniej położyłaby się
i od razu zasnęła.
Tak chyba jest z większością mężatek, pomyślała. Przypomniała sobie,
co kiedyś opowiadała Jenny: młode matki wolą, by mężczyzna był
niewierny, bo na jakiś czas mają spokój i być może nie urodzą za rok
następnego dziecka.
Nie odzywali się do siebie, kiedy się rozbierali. Emanuel się pośpieszył i
pierwszy wskoczył do łóżka. Położył się z rękami pod głową i śledził
każdy ruch Elise. Czuła się zakłopotana. Nie było jeszcze całkiem ciemno,
mimo że zaczął się już sierpień. Zdała sobie sprawę, że porusza się
niezdarnie, mocowała się z wiązaniami bielizny, jeden guzik bluzki utknął
w dziurce. Może Emanuel pomyślał, że celowo zwleka, być może to go
podniecało i stawał się bardziej niecierpliwy. Próbowała się pośpieszyć,
ale jej się nie udało. Po wypadku robiła wszystko wolniej, jak gdyby ręce i
nogi nie reagowały tak szybko jak przedtem i nie poruszały się tak, jak
powinny, w każdym razie nie w tym tempie, do którego przywykła.
Wreszcie skończyła i wśliznęła się do łóżka.
- Nareszcie! - westchnął Emanuel, objął Elise i przytulił. -Tak bardzo
tęskniłem, że myślałem, że oszaleję. Masz ochotę... ?
Skinęła głową. Starała się odprężyć i uczestniczyć w tym, co robił.
Zachowywał się ostrożniej i wyglądało na to, że pragnął, by przeżyła to
razem z nim. Minęło dużo czasu i znalazła dla Emanuela więcej czułości.
Ale kiedy wreszcie było po wszystkim, jej myśli pomknęły ku
Johanowi. Zapragnęła ułożyć inne zakończenie ostatniego opowiadania.
Mogłaby napisać, że mężczyzna i kobieta przez jakiś czas wytrzymali w
osobnych związkach, ale w końcu odnaleźli drogę ku sobie i spędzili
razem kilka szczęśliwych lat.
Emanuel dotrzymał słowa i codziennie wieczorem zabierał Elise na
krótki spacer, żeby mogła ćwiczyć chodzenie. W tym czasie najmłodszymi
dziećmi zajmowała się pani Jonsen albo chłopcy.
Któregoś wieczoru, kiedy przechadzali się obok zakładów Myren,
natknęli się na Paula Georga Schwencke i jego narzeczoną. Schwencke był
zaskoczony, nie wiedział, że Elise wróciła do domu. Elise wydało się
dziwne, że jego narzeczona nie wspomniała mu, że spotkały się w szpitalu
w Ulleval.
- Ciągle przytrafia się wam coś strasznego - rzekł z uśmiechem. -
Najpierw Ringstad zniknął, a teraz pani trafiła do szpitala. - Potem zwrócił
się do Emanuela. - Dziękuję za ostatnie spotkanie, Ringstad. Myślałem o
tym, żeby zajrzeć któregoś dnia, ale miałem potwornie dużo pracy.
- U mnie to samo - odparł Emanuel życzliwie, najwyraźniej polubił
nowego kolegę. - Ciągle tylko siedziałem sam w domu pełnym
dzieciaków.
Elise pomyślała w duchu, że aż tak często nie zostawał sam z dziećmi,
skoro miał dwie osoby do pomocy przy Jensine i Hugo, ale nie odezwała
się. Emanuel był dumny z tego, że tak dobrze ze wszystkim sobie radził,
więc nie chciała go pozbawiać tej radości.
- Wracacie do domu czy się gdzieś wybieracie? Emanuel pokręcił głową.
- Ani jedno, ani drugie. Wyszliśmy na spacer, żeby Elise poćwiczyła
chodzenie. Jeszcze niezupełnie wróciła do zdrowia.
- A więc możecie przejść się z nami do Mimmi i wypić filiżankę kawy.
To niedaleko stąd.
Elise chciała zaprotestować. Kristian pilnował Hugo i Jensine i
spodziewał się, że niedługo wrócą, poza tym zaczęło się robić późno.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale Emanuel ją uprzedził.
- Tak, bardzo chętnie. Napiłbym się mocnej kawy, bo kawa Elise była
jakaś cienka. - Uścisnął jej dłoń na znak, że żartuje.
- Lecz nie możemy zostać zbyt długo - zastrzegła się szybko Elise. -
Muszę położyć chłopców spać.
Schwencke spojrzał na nią zdziwiony.
- Czy nie są już wystarczająco duzi, by sami sobie poradzili?
- Pewnie tak, ale dwoje młodszych to prawdziwe rozrabiaki i potrafią się
rozbrykać.
Elise widziała czynszówki, które dla swoich robotników wybudowali
właściciele fabryk Lilleborga, ale myślała, że są tam tylko kawalerki.
Teraz weszli do dużego dwupokojowego mieszkania, z dość sporą
kuchnią, sypialnią i przytulnym salonem, w którym wisiały piękne
koronkowe firanki, stały pokryte pluszem sofa i fotele. Czarna serwantka
przypominała tę, którą przywiózł z domu Emanuel. Był nawet kominek, na
którym stały fotografie w złoconych ramkach oraz lampa kominkowa z
alabastru.
Elise zdumiała się. Jak zwykłą robotnicę stać na takie mieszkanie?
Emanuel sugerował, że może je odziedziczyła, ale tylko zgadywał. Poza
tym Mimmi nie pracowałaby w fabryce, gdyby jej rodzina była dobrze
sytuowana.
Panna Tynaes była uprzejma i miła. Elise zdumiewało to, że Schwencke
chodził ubrany w roboczą bluzę i wyglądał jak robotnik, ale mówił tak jak
ludzie z drugiej strony rzeki. Tak samo rzecz się miała z jego narzeczoną.
Elise nigdy nie spotkała się z czymś podobnym u ludzi mieszkających nad
rzeką. Ubranie i sposób mówienia zwykle szły ze sobą w parze, jednak
skoro ona sama była wychowana, żeby ładnie się wysławiać, to pewnie z
innymi mogło być podobnie.
Zauważyła, że Emanuelowi bardzo odpowiada towarzystwo tych
dwojga. Nigdy nie czuł się całkiem jak u siebie wśród robotników, ale
teraz wydawało się, że tu pasuje. Śmiał się i dobrze się bawił, opowiadał
zabawne epizody z pracy w kantorze, był bardziej dowcipny i ożywiony
niż zwykle. Sprawiało jej to przykrość i przyjemność jednocześnie.
Dobrze było widzieć, że jest taki wesoły i zadowolony, a jednocześnie
smuciło ją, że Emanuel nigdy nie jest w równie dobrym humorze, kiedy
zostaje w domu z dziećmi.
- Długo pani tu mieszka, panno Tynaes? Pokręciła głową.
- Dopiero od Bożego Narodzenia.
Nie powiedziała nie więcej. Czy nie byłoby naturalne, żeby wyjaśniła,
gdzie mieszkała wcześniej albo skąd pochodzi?
- A pan pochodzi z Drammen, prawda, panie Schwencke? -pytała dalej
w nadziei, że się czegoś dowie.
- Tak, pochodzę z Drammen.
Zauważyła, że Emanuel spojrzał na nią, pewnie wydało mu się dziwne,
że wykazała takie zainteresowanie, może uznał nawet, że jest ciekawska.
Więc zamilkła.
Panna Tynaes zaczęła opowiadać o podróży, którą niedawno odbyła do
Fredrikstad - Wstąpiła tam do kinematografu, gdzie Johan Widnes
pokazywał żywe obrazy.
Widnes ma dwa kinematografy w Fredrikstad, dwa w- Sarpsborg i dwa
w Tonsberg oraz po jednym w Fredrikshald, Moss i Kongsberg - mówiła z
zapałem. - Musi być potwornie bogaty.
- Co oglądaliście? - Emanuel wyglądał na zaciekawionego. Panna
Tynaes roześmiała się.
- Widzieliśmy Działanie proszku na swędzenie, świetna komedia.
Elise zauważyła, że dziewczyna mrugnęła do Paula Georga, a on
mrugnął do niej. Odniosła wrażenie, że chcieli to zrobić w tajemnicy przed
nią. Emanuel był zajęty zapalaniem fajki, ona zaś siedziała z filiżanką w
ręku. Nie mogła się powstrzymać, by nie zapytać.
- Czy pani pochodzi z Fredrikstad?
Panna Mimmi roześmiała się jeszcze głośniej.
- Oszalała pani? Czasami tylko się tam wybieram. To miasto pełne
rozrywek i wesołym miasteczkiem i mnóstwem eleganckich lokali. Kiedy
tam byłam ostatnio, przez ulice przejeżdżał cyrk z całym taborem.
Najważniejszy z artystów miał własny wóz zaprzężony w dwa konie. Od
razu postaraliśmy się o bilety.
- Czy nie były drogie?
- Były, dwie korony za lożę i pięćdziesiąt ore za dalsze miejsca.
Siedzieliśmy w czerwonych, obitych aksamitem fotelach.
Przyjechało wielu najznakomitszych mieszkańców miasta, w karetach i
w pełnej gali. To było przeżycie...
Dwie korony na przyjemności... Jakim cudem zwykłą robotnicę na to
stać?
A kim my jesteśmy?
Elise zwróciła się do Emanuela.
- Myślę, że powinniśmy już iść. Chłopcy muszą się położyć spać.
Emanuel niechętnie wstał.
- Szef decyduje. - Rzucił gospodarzom wesołe spojrzenie.
- A więc, Ringstad, nie jest pan panem we własnym domu? spytała
panna Tynaes żartem, ale Emanuel się zaczerwienił.
Gdy tylko wyszli na ulicę, Elise zauważyła, że jest zły, ale najwyraźniej
nie zamierzał nic powiedzieć. Musiał przecież rozumieć, że nie mogli
zostać dłużej, skoro Kristian pilnował Jensine, a do tego on, Peder i Evert
musieli następnego dnia wcześnie wstać i iść do pracy.
- To zastanawiające, że pannę Tynaes stać na to, żeby chodzić za dwie
korony do cyrku, jeśli zarabia ledwie siedem i pół korony na tydzień -
zagadnęła, żeby skierować myśli Emanuela na inny temat.
- Nie powinno nas to obchodzić - rzucił ostro. Elise postanowiła więcej
się nie odzywać.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Następnego dnia Elise wybrała się do przędzalni, żeby porozmawiać z
majstrem Paulsenem. Czuła, że niedługo mogłaby wrócić do pracy w
kantorze, i chciała się z nim umówić na jakiś termin. Poprosiła panią
Jonsen, żeby przypilnowała Jensine, a sama wzięła Hugo do wózka, żeby
odwieźć go do żłobka. Do tej pory odprowadzała go sąsiadka, zresztą
zaproponowała, że nadal mogłaby się tym zajmować, kiedy Elise wróci do
pracy, ale skoro Elise było po drodze, równie dobrze ona mogła dziś
zabrać synka ze sobą. Odnosiła wrażenie, że Emanuel nieźle pani Jonsen
zapłacił, ale nie chciał się przyznać ile.
Kiedy się zbliżali do żłobka prowadzonego przez Armię Zbawienia,
Hugo zaczął się dziwnie zachowywać. Położył się w wózku i nakrył
kocykiem głowę, a gdy dotarli na miejsce, Elise zauważyła, że chłopcu
pociekły łzy.
- Ależ syneczku, co się dzieje? - wzięła go z wózka na ręce i przytuliła.
Hugo przywarł do jej piersi; poczuła, że całkiem zesztywniał, a jego
ramiona drżały, jednak nawet nie pisnął. Zdumiona wniosła go do środka.
Na spotkanie im wyszła uśmiechnięta i miła kobieta.
- O, jest nasz malutki, nieszczęśliwy Hugo. - Wyciągnęła do niego ręce,
ale on wtulił twarz w Elise i jeszcze mocniej się jej przytrzymał. -
Biedactwo, ostatnio ma trudne dni. Jeden z chłopców mu dokucza, a nas,
dorosłych, jest zbyt mało, by go cały czas pilnować. Staramy się, jak
możemy - dodała i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie wątpię w to. Ile lat ma ten drugi chłopiec?
- Cztery, jest duży i silny, można by pomyśleć, że skończył pięć.
- Półtorarocznemu dziecku trudno jest się obronić.
- To prawda, nie jest mu łatwo, ale to twarda szkoła życia.
- Czy nie można by poprosić jakiejś starszej dziewczynki, żeby
pilnowała Hugo? Dziewczynki uwielbiają w tym wieku bawić się w
nianie.
Kobieta z Armii Zbawienia pokręciła głową.
- Najstarsze dzieci muszą pracować. Dostaliśmy polecenie zebrania
szmat i wyciągania z nich nitek, które będą wykorzystane do robienia
butów z konopi. Bez zarobków nie utrzymamy żłobka.
Elise skinęła, rozumiała to.
- Czy Hugo po jakimś czasie się uspokaja?
- Niestety nie. Prawie codziennie próbuje uciekać. Zamierzałam z panią
o tym porozmawiać. Jeżeli to potrwa dłużej, będzie pani musiała go
zabrać. - Wyciągnęła ręce i wzięła Hugo od Elise, przyjaźnie, ale
stanowczo. - Proszę już iść, zwlekając, tylko utrudni pani rozstanie.
Elise zostawiła Hugo z ciężkim sercem. Odchodząc, zobaczyła wzrok
synka, którym ją odprowadzał do drzwi. Nigdy jeszcze nie widziała tak
wielkiej rozpaczy. Malec musiał się czuć bezsilny i bezradny, kiedy ów
duży chłopak go zaczepiał, a dorośli i inne starsze dzieci były zbyt zajęte
swoimi sprawami. Postanowiła, że porozmawia z Emanuelem, małe
dziecko nie powinno wzrastać w takim strachu.
Weszła w Maridalsveien i zbliżyła się do Sagveien, kiedy po drugiej
stronie ulicy zobaczyła dwie dziewczyny. Wydawało jej się, że jedną z
nich rozpoznała. To Rakel, siostra Magnusa
Hansena. Przez pierwsze trzy lata chodziła z nią do jednej klasy, ale
potem Rakel nie zdała. Czy powinna podejść i zapytać, czy to prawda, że
Magnus jest w Kopenhadze? Mogła wymyślić jakiś pretekst.
Ale jaki w tym sens? Anna nie roznosi plotek. Jeśli powiedziała, że wie
o wyjeździe Magnusa od Rakel, to na pewno prawda.
Myśli Elise pognały dalej. Jednak Anna mogła źle zrozumieć jego
siostrę. Albo może Magnus rzeczywiście dotarł do Kopenhagi, ale wcale
nie spotkał się z Agnes? W takim razie źle się stało, że Anna uznała za
oczywiste, że Magnus pojechał do Agnes. Może kiedyś w złości zdradzić
się przed Johanem, a on jej uwierzy. Johan doświadczył już zbyt wiele
złego, by go jeszcze tym dobić.
Przeszła na ukos przez ulicę.
- Cześć, Rakel. Dawno cię nie widziałam. Już zaczęłam się zastanawiać,
czy się nie wyprowadziłaś.
- Zgadłaś. Kiedy zostałyśmy z mamą same, nie potrzebowałyśmy już
tyle miejsca. Chyba wiesz, że mój ojciec zmarł tej zimy.
- Nie, nie wiedziałam. Moje kondolencje. Myślałam, że Magnus
zamieszkał u was ze swoją żoną.
Rakel pokręciła głową.
- Na początku rzeczywiście z nami mieszkali, ale jego żona zmarła w
zeszłym roku.
- Biedny Magnus, to straszne.
- Wydaje mi się, że nie cierpi zbytnio z tego powodu. Wiosną wyjechał
na krótko do Kopenhagi, a teraz jest tam znowu.
- Dostał tam pracę?
- Chyba tak. Miał w każdym razie próbować czegoś szukać.
- Musiał się czuć nieswojo, kiedy znalazł się sam w dużym obcym
mieście.
- Też się tego obawiałam, ale Magnus się nie martwił. „Może mam tam
kochankę", powiedział do mnie i roześmiał się.
Elise spróbowała się uśmiechnąć.
- Milo było cię spotkać. Pozdrów mamę - rzekła i ruszyła dalej.
A więc Anna miała rację... Byłoby zbyt dziwne, gdyby Magnus znalazł
w Kopenhadze inną dziewczynę. On i Agnes chodzili ze sobą nieco ponad
rok temu. Dziwne też, że Agnes nie chciała wracać z Johanem do domu. W
takim razie sprawa jest jasna. Agnes i Magnus znowu są razem.
Johan nie wiedział o tym, na pewno. Inaczej powiedziałby jej o tym,
kiedy przyszedł w odwiedziny do szpitala. W każdym razie poznałaby po
nim, że coś jest nie tak. Jeżeli to prawda, że dziecko Agnes nie jest jego,
byłoby podłością mu o tym nie powiedzieć.
Ale kto miałby wyjawić mu prawdę? Nikt inny, tylko Agnes.
Agnes nigdy się do tego nie przyzna. Chyba że zostanie zmuszona. Czy
w takim razie powinna napisać do Agnes list, że o wszystkim wie?
Powiedzieć wprost, co myśli o takiej zdradzie, i uświadomić jej, jak się
poczuje Johan, kiedy się o tym dowie?
Pokręciła głową. Co należało, a czego nie należało zrobić? Nie chciała
powtarzać plotek, ale kochała Johana i nie mogła znieść myśli, że miałoby
go spotkać jeszcze więcej złego.
A może jednak wiedział o wszystkim? Mozę dlatego zamierzał się starać
o stypendium i wyjechać do Paryża?
Panna Johannessen wyglądała na wyraźnie zaskoczoną widokiem Elise;
może miała nadzieję, że na dobre pozbyła się „wstydu"?
- Pan Paulsen jest zajęty.
- Czy pani wie, kiedy będzie wolny?
- Jest u niego jakiś mężczyzna, nie potrafię powiedzieć, jak długo to
potrwa.
- Czy byłaby pani tak miła i przekazała, że już wyzdrowiałam i chętnie
wróciłabym do pracy?
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli powie to pani sama. Elise westchnęła.
- Dobrze, w takim razie przyjdę jutro.
W tej samej chwili Sigvart Samson odwrócił się w jej stronę.
- Przekażę wiadomość, pani Ringstad. Spojrzała na niego zdumiona.
- Dziękuję, panie Samson.
Kiedy odwracała się, żeby wyjść, kątem oka dostrzegła panią
Johannessen. Wyglądała na twarzy jak furia piekielna.
Dziwne, że Samson odważył się przeciwstawić temu „dragonowi"!
Przedtem zdawał się słuchać jej we wszystkim niczym pies.
W drodze do domu Elise wstąpiła do żłobka, żeby odebrać Hugo. Kiedy
weszła do lokalu Armii Zbawienia, znalazła synka siedzącego samotnie w
kącie, bladego i przestraszonego.
- No, idziemy do domu, mój mały - mruknęła mu do ucha, kiedy
wynosiła go na rękach z sali. - Nie możesz tyle czasu spędzać w miejscu,
gdzie się ciągle boisz. Spróbuję znaleźć inne rozwiązanie.
Emanuel był odmiennego zdania.
- Nie słyszałem jeszcze o dziecku, któremu nie podobałoby się w
żłobku. Nie znajdziesz bardziej uprzejmych ludzi niż żołnierze Armii
Zbawienia.
- Zgadzam się z tobą, ale to nie ich Hugo się boi. Przeraża go jeden ze
starszych chłopców, a dorośli mają zbyt dużo zajęć, żeby pilnować
jednocześnie wszystkich dzieci. Widziałeś, ile tam jest maluchów?
- Tak, wiem, że jest ich dużo, ale kiedy Hugo pójdzie do szkoły, też nie
będzie ich mniej. W klasie jest trzydziestu pięciu uczniów, poza tym nie
zawsze mają pomieszczenie do nauki, czasem zajęcia odbywają się na
schodach.
- Ale do szkoły pójdzie, kiedy skończy siedem lat, a jest różnica między
siedmiolatkiem a rocznym dzieckiem.
- Hugo nie ma roku, tylko rok i trzy czwarte.
- Chciałabym, żebyś go odprowadził któregoś dnia i sam zobaczył, o
czym mówię.
Emanuel posłał jej przestraszone spojrzenie.
- Chcesz powiedzieć, że ja miałbym zaprowadzić Hugo do żłobka?
Nie odpowiedziała. Widziała wyraźnie, co on o tym myśli.
Elise wybrała się z wózkiem do domu majstra.
Hilda siedziała na ganku i czytała „Norweski Magazyn Rodzinny", a
Isac dreptał w pobliżu po trawie i bawił się dużą ciężarówką.
- Jak tu u ciebie cudownie i spokojnie. Hilda podniosła wzrok i
uśmiechnęła się.
- Prawda? Właściwie nie mam nic przeciwko temu, żeby być sama. W
każdym razie dopóki Olaf mieszka na poddaszu i pomaga mi nosić drewno
i wodę.
- Ale musisz chyba zabierać Isaca ze sobą, kiedy chodzisz do pani
Borresen?
- Już nie chodzę.
Tego właśnie Elise się domyślała, ale ponieważ Hilda nic nie mówiła, to
nie chciała pytać.
- Czy to znaczy, że chwilowo jesteś bez pracy?
- Tak, jeżeli nie nazywasz pracą sprzątania domu, prania ubrań, robienia
zakupów i cerowania skarpet. Napijesz się kawy?
- Chętnie.
Usiadła na ganku, a Hilda poszła do domu, żeby przynieść jeszcze jedną
filiżankę. Kawa była mocna, w dodatku Hilda nie podała jej w zwykłym
blaszanym kubku, ale w prawdziwej filiżance. Elise nic nie powiedziała,
lecz tysiące pytań paliło ją w język.
- Brakuje ci szumu wodospadu? To dlatego przyszłaś? - na ustach Hildy
pojawił się uśmiech.
Elise roześmiała się.
- Tak, brakuje mi szumu wodospadu. Zwłaszcza wtedy, kiedy wieczorem
kładę się spać. Ale chciałam cię również odwiedzić. Co zamierzasz teraz
robić, Hildo? Nie dostaniesz chyba pracy w fabryce?
- Nie zamierzam szukać stałej pracy. Chcę być w domu z Isakiem i
raczej tkać gałgankowe dywaniki lub robić coś takiego.
- Strasznie mało za to płacą. Nie pamiętasz, że mama i ja już
próbowałyśmy?
Hilda skinęła głową.
- No to muszę wymyślić coś innego albo w ogóle niczego nie szukać.
- Teraz mówisz zagadkami. Wszyscy muszą z czegoś żyć.
- Mam z czego żyć.
- Czy Reidar zdoła was utrzymać, mimo że planuje wyjechać na studia
do Kopenhagi?
- Nie. Poza tym nie planuje wyjechać, a już wyjechał. - Roześmiała się. -
Czy przyszłaś tylko z ciekawości? Sądziłam, że już dawno to zrozumiałaś.
Paulsen nas utrzymuje.
- Ale czy wystarczy ci tak niewiele?
- Kto powiedział, że dostaję niewiele? - Ponownie się roześmiała. -
Powinnaś się teraz zobaczyć. Wyglądasz, jakbyś spadła z księżyca.
Elise zawstydziła się.
- Właściwie przyszłam po to, żeby omówić z tobą jedną sprawę. Hugo
źle się czuje w żłobku. Jakiś starszy chłopak mu dokucza, a żołnierze
Armii Zbawienia nie mogą pilnować wybranych dzieci. Karmią je,
reperują im ubrania, ale nie mogą cały czas być przy nich. Emanuel
twierdzi, że mam zbyt miękkie serce, i nie chce nawet słyszeć, żebym
Hugo stamtąd zabrała. Ale ja nie mogę patrzeć, jak mały cierpi. Pani
Jonsen przyznała, że codziennie płakał, kiedy zbliżali się do żłobka, lecz
nie wiedziała, jak temu zaradzić. Jest już stara i nie może cały dzień
zajmować się Jensine i Hugo.
- A więc przyszłaś do mnie, żeby spytać, czy Hugo mógłby spędzać u
mnie tych parę godzin, kiedy ty będziesz w kantorze? Właściwie miałam
ci to zaproponować. Isac potrzebuje kolegi do zabawy.
Elise zarzuciła jej ręce na szyję i omal nie przewróciła filiżanek z kawą.
- Naprawdę chcesz? Strasznie ci dziękuję, Hildo.
Hilda wyswobodziła się z objęć siostry, żeby przyprowadzić Isaca, który
ruszył w stronę rzeki.
- Tak szybko robi się zimno, kiedy słońce zniknie za fabrykami, czy nie
powinnyśmy już wejść do środka?
Weszły do kuchni. Elise nie była tu od chwili, kiedy się wyprowadzili.
Doznała dziwnego wrażenia. Gdyby miała być szczera, to tutaj czuła się
jak w domu.
- Jak ładnie wszystko urządziłaś. - Rozejrzała się dookoła. - Porządne
talerze na półce, obrus na stole, nowe firanki. - Zajrzała do salonu. -
Zamierzasz zostawić cały parter dla siebie?
- Tak, Isac i ja śpimy w pokoiku, a salon wykorzystujemy na uroczyste
okazje. Myślisz, że nie mogę sobie na to pozwolić, skoro ojciec Isaca jest
majstrem w fabryce?
Elise zerknęła na Hildę jeszcze bardziej zdumiona.
- Widzę, że dostałaś nowe meble do salonu i nową komodę. Czy również
o to Paulsen się postarał?
- Oczywiście. Chyba nie myślisz, że udało mi się aż tyle zarobić w
sklepie.
Usiadły przy kuchennym stole.
- A co na to Reidar? Nadal przecież jesteście małżeństwem.
- Nic go to nie obchodzi, dopóki nie musi płacić.
- Nie tak dawno temu mówiłaś przecież, że nie chodzi tylko o pieniądze.
- I tak też uważam. Przeczytałam twoją książkę. Jestem pod wrażeniem,
Elise, nie wiedziałam, że tak dobrze piszesz. Kiedy dotarłam do historii o
Mathilde, beczałam jak bóbr. Nigdy nie płaczę nad książką, ale to
opowiadanie trafia prosto do serca.
Elise spojrzała na siostrę, ciekawa, czy powie coś na temat ostatniej
historii.
- Zresztą tak samo płakałam, gdy czytałam ostatnie - rzekła Hilda
zamyślona. - To zupełnie inny rodzaj smutku, łatwiejszy do udźwignięcia,
ale jednak mnie ogarnął. Co z tego, że bohaterka i jej dzieci codziennie
mogą najeść się do syta i mieszkają w pięknym domu, kiedy dziewczyna
czuje się rozdarta wewnętrznie, a dzieci widzą, że cierpi.
Elise nic nie powiedziała. Hilda popatrzyła na nią.
- Nie rób tego, Elise! Nie niszcz swojego życia! Nie pozwól, by dzieci
wychowywały się w domu pozbawionym szczęścia!
- Łatwo ci mówić, bo masz kogoś, kto cię utrzymuje. Poza tym, jeśli cię
dobrze zrozumiałam, nie chcesz pozwolić, by Isac był dzieckiem z rozbitej
rodziny.
Hilda westchnęła.
- Masz rację. Wydało mi się tylko bez sensu, że ty i Johan nie możecie
być razem, skoro tak bardzo się kochacie.
- Nie jesteśmy jedynymi, aż roi się od takich historii. Pomyśl o tych
wszystkich, którzy sami nie mogą sobie wybrać męża lub żony, lecz muszą
się podporządkować woli rodziców. Tak jest nie tylko w rodzinach
królewskich, ale i wśród zamożnych. W każdym razie kiedyś tak było.
- To żadna pociecha. Czasami myślę, że człowiek nie jest stworzony, by
żyć tylko z tym jednym jedynym. Czy to się nazywa monogamią?
Elise uśmiechnęła się.
- Uważam, że to zależy od ludzi. Każdy jest inny.
- Zgadzam się z tobą. Ty i ja jesteśmy różne. Wracasz do pracy w
kantorze?
- Tak, właśnie poszłam się umówić, ale Paulsen był zajęty.
- Czy me możesz po prostu /głosić się do pracy któregoś dnia rano?
Powiedział przecież, że chce, żebyś wróciła.
- Chyba tak zrobię. Kancelista, który dzieli z nami pokój, ma
Paulsenowi przekazać wiadomość. Poprosiłam pannę Johannessen, żeby
porozmawiała z majstrem, ale powiedziała, że najlepiej będzie, jeśli
uczynię to osobiście.
- Wygląda na prawdziwą jędzę.
- I rzeczywiście jest. Dzisiaj ten młody kancelista odważył się jej
sprzeciwić. Uważam, że to postęp.
- Może się w tobie zadurzył? To dodaje odwagi.
- Przestań. On tak samo jak panna Johannessen uważa, że nie mam tam
czego szukać. Oboje skończyli szkołę handlową i denerwuje ich, że
dostałam tę posadę.
- Może niezależnie od tego podkochuje się w tobie. A może żal mu cię
po tym, co cię spotkało.
- Może. Byłaś ostatnio u mamy?
- Odwiedziłam ją kilka tygodni temu.
- I jakie odniosłaś wrażenie?
- Uważam, że dobrze teraz wygląda. Słyszałaś chyba, że w lipcu
wyjechali na tydzień na górskie pastwiska. Anne Sofie z takim zapałem
opowiadała o tamtejszych kozach, aż Peder zaniemówił z zazdrości.
- Nie, nic o tym nie wiedziałam. Pomyśleć tylko, że mogliby zabrać ze
sobą Pedera i Kristiana!
- Prawda? Nigdy nie zrozumiem matki w tym względzie. Wiadomo, że
musiała zdać na ciebie całą odpowiedzialność, kiedy tak długo była
przykuta do łóżka, ale nie pojmuję, że później nie próbowała na powrót
przejąć swoich obowiązków.
- Trochę poskutkowało, kiedy z nią porozmawiałam, i Peder przez całą
zimę spędzał u niej jeden dzień w tygodniu. Gdy tylko przestanie się
martwić z powodu dziecka i jeśli znowu nie zajdzie w ciążę, to myślę, że
się zmieni.
- Miejmy nadzieję. Kristian wzruszył ją, kiedy zabrał Anne Sofie i
pozwolił małej bawić się z Pederem i Evertem. Teraz matka powinna
naprawdę jakoś się odwzajemnić.
- A co słychać u Olafa? Czy nadal gra w Teatrze Narodowym?
- Tak, i zawsze ma tyle zabawnych rzeczy Jo opowiedzenia. Czasami
siedzimy w kuchni do późna w nocy. Kiedy muszę coś załatwić przed
południem, proponuje, że się zajmie Isakiem, a Isac go ubóstwia.
- Może będzie mógł przypilnować czasem również ich dwóch, Hugo i
Isaca, gdy ty będziesz miała coś do załatwienia? - Elise wstała. - Muszę
już wracać. Możemy się umówić, że przyprowadzę Hugo jutro rano?
Kiedy Elise weszła do domu, Emanuel już wrócił, siedział na ławce pod
jabłonią i czytał gazetę.
- Emanuel, wiesz co? Hilda nie pracuje już w sklepie i zaproponowała,
że będzie mogła przedpołudniami zajmować się Hugo!
Emanuel odchrząknął i czytał dalej. Elise domyśliła się, że nie dotarło
do niego ani jedno słowo z tego, co powiedziała.
- Słuchasz mnie? Hilda nie pracuje już w sklepie.
- Piszą o twojej książce, Elise.
- Co?! - czym prędzej rzuciła się w jego stronę i w napięciu pochyliła
nad gazetą. Na samym dole na przedostatniej stronie pod nagłówkiem
Zapowiedzi książkowe. Elias Aas „Zranione skrzydło" znajdował się
krótki artykuł.
W ostatnich dniach nakładem wydawnictwa Lehmann & Stage w
Kopenhadze ukazała się niewielka książka pod tytułem „Zranione
skrzydło" norweskiego autora Eliasa Aasa. Książka ukazuje losy ludzi ze
środowiska robotniczego nad rzeką Aker i jest wstrząsającą opowieścią o
nadużywaniu alkoholu, braku moralności i nieróbstwie wśród robotnic
wschodniej części Kristianii. Norweskie wydawnictwo odmówiło jej
wydania, co niżej podpisanemu nietrudno zrozumieć. Tragiczne historie
wydają się zmyślone i mało prawdopodobne, przypuszczalnie zostały
napisane z myślą o wsparciu walki socjalistów z kapitalizmem.
„Socjaldemokrata" pisał ostatnio: „Na pokojowych białych flagach partia
wymalowała swoje żądania dużymi i wyraźnymi literami". Czy książka
„Zranione skrzydło" jest jedną z takich białych flag? Jeśli tak, to uważam,
że eksperyment się nie udał; jej treść wydaje się wymierzona przeciwko jej
własnemu celowi. Czytelnika wypełnia odraza dla tego środowiska, gdzie
na ulicach roi się od pijaków, prostytutek i młodych matek, które rzucają
się do rzeki, a bezradne maleńkie dzieci zostają w domu same. Gdzie się
podziało poczucie odpowiedzialności tych wiecznych nieudaczników? Jak
możemy współczuć ludziom, którzy trwonią pensję na wódkę i przez to
sami są winni własnej biedzie? Książka „Zranione skrzydło" jest wyrazem
pogardy dla uczciwych i poważnych ludzi. Nie jest też zbyt dobrze
napisana. Niżej podpisany nie może zrozumieć, jak duńskie wydawnictwo
mogło wydrukować coś takiego.
Elise podniosła wzrok znad gazety. Serce jej waliło jak młot, a z oczu
popłynęły łzy.
- Co za niesprawiedliwość! - rzekła głosem drżącym ze złości. - Jak
można powiedzieć, że historie są zmyślone i mało prawdopodobne, skoro
wszystko, co opisałam, jest prawdą! Nikt z tych, o których opowiedziałam,
nie trwonił pensji na wódkę! Oline została prostytutką, ponieważ
wyrzucono ją z pracy za spóźnienie! W dodatku zmarł jej synek, tak
bardzo był chory. A Mathilde rzuciła się do rzeki, bo nie mogła żyć jak
Oline, a ten człowiek nazywa ją pozbawioną odpowiedzialności wieczną
nieudacznicą! Mogłabym go udusić gołymi rękami!
Emanuel zachował spokój.
- Powinnaś liczyć się z tym, że twoja książka wywoła wzburzenie.
- Może w tym czy innym głupim czytelniku, ale nie w krytyku literatury.
Wszyscy, którzy przeczytali te opowiadania, mówili, że dobrze piszę.
Nawet profesor Johana.
Zobaczyła, że Emanuel drgnął, lecz była zbyt zdenerwowana, żeby się
tym przejąć.
- Ależ kochanie. - W głosie Emanuela brzmiało napięcie. -Wiedziałaś, że
piszesz o czymś, co może wzbudzić gniew, i musisz się liczyć z krytyką.
Możesz się cieszyć, że gazeta mocniej nie zaatakowała twojej książki.
Skoro artykuł zamieszczono w tak skromnym miejscu, jest nadzieja, że
niewielu zwróci na niego uwagę.
- A więc zgadzasz się z recenzentem, jak się domyślam. Nie czytałeś
nawet jednego opowiadania, a mimo to uważasz, że Norwegowie nie
powinni poznać tej książki. Jakie właściwie jest twoje zdanie? Służyłeś w
Armii i na własne oczy widziałeś nędzę, a jednak twierdzisz, że ludzie po
drugiej stronie rzeki nie powinni wiedzieć, jak tu się żyje? Czy podzielasz
pogląd tego redaktora, że ludzie znad rzeki sami są winni swej biedzie? -
Aż się trzęsła ze złości.
- Tego nie powiedziałem. Mówiłem tylko, że liczyłem się z taką reakcją.
Myślę, że wiem więcej o ludziach niż ty. Słyszałaś o Azylu w Gronland,
pogotowiu opiekuńczym dla dzieci? Słyszałaś, dlaczego je otworzono?
Elise pokręciła głową.
- Pewien chłopiec, sierota, miał tak brzydkie blizny i był tak oszpecony
od poparzeń, że mieszkańcy miasta napisali petycję, by nie musieli go
oglądać na ulicy. Dlatego władze musiały zorganizować miejsce, gdzie
można by ukryć takie dzieci! Teraz wychowanków Azylu wykorzystuje się
jako tanią siłę roboczą w zakładach rzemieślniczych. Kiedy dzieci
mieszkające w ośrodku zachorują na zakaźną chorobę, zamyka się je w
ciasnych komórkach na poddaszu.
Elise słuchała wstrząśnięta, wpatrując się w Emanuela szeroko
otwartymi oczami.
- Nie wiedziałam.
- Mówię ci o tym, żebyś rozumiała reakcję ludzi na twoją książkę. Ci,
którzy mieszkają po słonecznej stronie, nie lubią słuchać o biedzie,
chorobach i nędzy. Nawet jeśli losy biedaków nie wzbudzają w nich
wyrzutów sumienia, to tak czy owak jest to dla nich nieprzyjemne.
Burżuazja nie znosi widoku zeszpeconego chłopca, ale zamiast mu pomóc,
decyduje o usunięciu go z ulic miasta.
- Ależ zgniły jest ten świat, w którym żyjemy!
- W tym mogę się z tobą zgodzić. Zapomnij o recenzencie. Skoro
duńskie wydawnictwo odważyło się wydać drukiem twoją książkę, to
pewnie ktoś jednak zrozumiał, że nie wszyscy ludzie są tacy sami.
Dostrzegł nadzieję, że może znajdą się ci, którzy zareagują. Może to
zalążek zmiany?
Spojrzała na Emanuela zdumiona.
- Tak uważasz? Uśmiechnął się.
- Myślisz, że jestem przeciwny twej książce, ponieważ podzielam zdanie
recenzenta? To nieprawda. Zmartwiłem się właśnie dlatego, że znam ludzi
„po drugiej stronie", jak ich nazywasz. Nie byłem pewien, czy jesteś
wystarczająco silna, by wytrzymać surową krytykę i potępienie.
- Przepraszam. - Spojrzała na niego zawstydzona. - Sądziłam, że książka
ci się nie podoba ze względu ńa swą treść. Postaram się zapomnieć o tym
recenzencie.
Emanuel uśmiechnął się, wyciągnął ręce do Elise i przytulił ją.
- Brawo. To twój drugi krok w walce o sprawiedliwość. Książka była
pierwszym.
- Dlaczego nie chcesz jej przeczytać?
- Przeczytałem ją.
- Naprawdę? - Wyswobodziła się z jego objęć i posiała mu zdumione
spojrzenie. - Dlaczego mi o tym nic powiedziałeś?
- Nie chciałem cię zranić, na wypadek gdyb\ m nie wyrobił sobie zdania
na jej temat. Nie spuszczałabyś ze mnie wzroku i ponaglała, bym wyraził
swoją opinię, a ja nie potrafiłbym kłamać. Przeczytałem tę książkę tuż
przed twoim powrotem ze szpitala i teraz już mogę powiedzieć, co o niej
myślę. Jest świetnie napisana i tak wstrząsająca, że nie wzruszy tylko
wyjątkowo nieczułych.
Elise poczuła, że zrobiło się jej gorąco z radości. Ocena Emanuela była
o wiele ważniejsza niż zdanie recenzenta.
- Rzeczywiście tak uważasz?
- Naturalnie. Inaczej Inni tego nie mówił Ale o czymś wspominałaś,
kiedy wchodziłaś. Byli tak pochłonięty czytaniem recenzji, że nie
dosłyszałem.
- Hilda nie pracuje już w sklepie i mogłaby się zając Hugo. Zamierzała
nawet sama to zaproponować, żeby Isac miał się z kim bawić.
Emanuel uśmiechnął się.
- A więc wszystko stopniowo się ułoży.
Zerknęła na niego, podejrzewając, że nie do końca jest szczery.
- Nie wolałbyś, żeby raczej chodził do żłobka?
- Oczywiście, że me. Żłobek to ostateczność. Hugo będzie o wiele lepiej
u Hildy. Chłopak ładnie się bawi z Isakiem, między nimi jest niewielka
różnica wieku, a Hilda ma wystarczająco dużo czasu, by się nimi zająć.
Nie mogło być lepiej.
Elise westchnęła z ulgą.
- A gdzie są chłopcy?
- Peder dopiero tu zaglądał. Mówił bez przerwy i wyraźnie był czymś
zaaferowany, ale połowy z tego nie zrozumiałem. Po pierwsze właśnie
zauważyłem tę recenzję, a po drugie nie zawsze za nim nadążam, kiedy
mówi tak szybko i chaotycznie.
Elise zaniepokoiła się.
- Nie zrozumiałeś, dlaczego był tak przejęty?
- Chodziło chyba o Kristiana i innych chłopaków, ale to chyba nic
takiego.
- Może to ci sami, którzy ich napadli na Wzgórzu Świętego Jana? Z
tego, co mówiłeś, wynikało, że tych łobuzów aż ręce świerzbią po ostatniej
bójce.
- Nie sądzę, by odważyli się znowu podnieść na Kristiana rękę.
Elise pomyślała swoje, ale nic nie powiedziała. Jeżeli tamtych coś
zdenerwowało i w dodatku szukali zemsty, z pewnością nie zabrakło im
odwagi.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Elise nie mogła się uspokoić po tym, co przekazał jej Emanuel. Nawet
recenzja w czasopiśmie zeszła na dalszy plan.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, pomyślała Elise i kolejny
raz wyjrzała przez okno. Gdzie oni się, do licha, podziewają?
- Nie ma jeszcze powodu do zmartwienia - próbował tłumaczyć
Emanuel. - Może coś źle usłyszałem. Jeszcze jest lato, Elise, niech im
będzie wolno trochę dłużej się pobawić, skoro na dworze jest tak ciepło.
Elise skinęła głową, ale nie przestała się denerwować. Była pewna, że
Emanuel nie zrozumiał źle. Przypuszczalnie usłyszał nawet więcej, niż
chciał przyznać, tylko stwierdził, że nie ma potrzeby się do tego mieszać.
Chłopcy jak chłopcy, zwykł mawiać, bez porządnej bójki się nie obejdą.
Wreszcie Elise usłyszała tupot nóg i chłopięce głosy. Wydawały się
podniecone. Próbowała się przygotować na to, co niechybnie ją czeka.
Wreszcie ku własnej uldze ujrzała wszystkich trzech, a Kri-stian nie
wyglądał na poszkodowanego. Pośpiesznie ruszyła do kuchni, żeby ich
powitać.
- Jesteście wreszcie. Co tak późno?
- Wiesz, Elise? - Peder z trudem łapał oddech. - Pingelen i kilku
chłopaków z klasy Kristiana mówią, że Kristian ukradł! Kukułka dostał
zegarek po swoim wujku, a teraz go nie ma. Mówi, że Kristian wsadził
zegarek do kieszeni, kiedy wszyscy poszli na polanę grać w piłkę.
Twierdzi, że zostawił go w spodniach, kiedy poszedł grać, a grał w
kąpielówkach.
Elise z przerażeniem patrzyła to na jednego, to na drugiego z braci.
- Dlaczego, u licha, tak powiedział?
- Ponieważ dostał lanie od ojca i mówi, że to przez Kristiana. Tego się
właśnie obawiała.
- Ale to przecież niemożliwe, żeby dwunastoletni chłopiec miał
kieszonkowy zegarek.
- Możliwe. Oni mieszkają po drugiej stronie. Elise zwróciła się do
Kristiana.
- Widziałeś kiedyś ten zegarek?
Kristian skinął głową. Wyglądał na przygnębionego i nieszczęśliwego.
- To nie ja wszcząłem bójkę w wigilię nocy świętojańskiej, a też mnie
obwiniają. Jestem pewien, że zegarek leży gdzieś u niego w domu, ale
inne chłopaki wierzą Kukułce.
- W takim razie uważam, że powinieneś pójść do jego rodziców i
powiedzieć im, że nie masz z tym zaginięciem zegarka nic wspólnego.
- Myślisz, że uwierzą mi, a nie swojemu synowi?
- Może nie od razu, ale kiedy się zastanowią. Gdybyś nie miał czystego
sumienia, nie odważyłbyś się tam pójść. Mnie spotkało coś podobnego,
kiedy Karolinę Carlsen mnie okłamała. Poszłam do jej rodziców i
powiedziałam, co o tym myślę. Jej ojciec w końcu mi uwierzył i przeprosił
w imieniu córki.
- Tylko dlatego, że jesteś dorosła. Nam nikt nie wierzy. W każdym razie
tym, którzy mieszkają po złej stronie rzeki.
Peder spojrzał na brata urażony.
- Już nie mieszkamy po złej stronie.
- Ale jego rodzice o tym nie wiedzą, głuptasie.
Elise popatrzyła na Kristiana zamyślona.
- Mogę z tobą pójść, jeśli chcesz. Kristian wyraźnie odetchnął z ulgą.
- Miałabyś ochotę, Elise?
- Nie mam ochoty, ale pójdę. Możemy się wybrać, kiedy jutro wrócę z
biura. O ile Emanuel będzie mógł się zająć maluchami.
Miała szczęście, że następnego dnia rano natknęła się na majstra
Paulsena, zanim stanęła w drzwiach do kantoru. Uchylił kapelusza.
- Dzień dobry, pani Ringstad. Miło mi widzieć panią znowu całą i
zdrową.
- Dziękuję, czuję się już prawie jak dawniej. Zajrzałam tu wczoraj i
Samson obiecał, że przekaże panu wiadomość.
- Tak, tak, mówił mi. Bardzo się ucieszyłem. Panna Johannessen nie daje
rady zajmować się wszystkim. Obawiam się, że nazbierało się zaległości.
Ale proszę się nie śpieszyć, nie chcę, żeby pani z naszego powodu znowu
się gorzej poczuła.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Będę na siebie uważać.
Majster zatrzymał się, wyjął z kieszeni chustkę i otarł pot z czoła.
- Zaczynam już tęsknić za deszczem. Tegoroczne lato trwa strasznie
długo, nie uważa pani?
- Nie, dla mnie było zbyt krótkie. To było okrutne leżeć w łóżku i
patrzeć, jak lato mija, a ja nie mogę z niego korzystać.
- Potrafię to zrozumieć, nie pomyślałem o tym. Byłem u pani siostry
któregoś dnia, rzeczywiście od rzeki jest trochę chłodniej. Szkoda tylko, że
tak nieprzyjemnie pachnie.
Elise nic nie powiedziała. Pewnie nie przyszło mu do głowy, że to z
powodu ścieków ze wszystkich fabryk. W następnej chwili zastanowiła
się, po co majster poszedł do Hildy. Czy często ją odwiedzał? Teraz, jak
Reidar wyjechał?
- Kiedy moi rodzice byli dziećmi, w rzece można się było bezpiecznie
kąpać. A w Yoyenfossen łowili nawet ryby. - Roześmiał się. - Trudno to
sobie wyobrazić. Teraz woda jest czerwona, niebieska albo żółta od farby z
naszych materiałów. Pojawiły się też szczury, wielkie jak koty. Wyjadają
jedzenie z miski psa dyrektora. Postąpił parę kroków do przodu i znowu
się zatrzymał.
- Jak wam się mieszka na Hammergaten?
- Dobrze. Muszę przyznać, że tęsknię za wodospadem, chłopcy tak
samo, ale mój mąż uważa, że tu jest spokojnie i przyjemnie.
Paulsen roześmiał się.
- A więc tęskni pani za wodospadem? Czy to nie dziwne, do czego
jesteśmy w stanie się przyzwyczaić? Pracuję w przędzalni Graaha, od
kiedy skończyłem osiemnaście lat, i też przywykłem do szumu
wodospadu. Cieszę się, że mój... - Urwał, najwyraźniej przestraszony tym,
co już miał powiedzieć. Elise domyśliła się dalszego ciągu. „Cieszę się, że
mój syn..." Zastanowiła się, ile osób w fabryce zorientowało się, że majster
jest ojcem dziecka Hildy.
- Jednak nie wszyscy traktują rzekę Aker tak jak pani i ja, pani Ringstad
- rzekł szybko, jak gdyby chciał zatuszować własną niezręczność. -
Wczoraj czytałem w gazecie artykuł o pewnej książce, która ukazała się w
Danii. Napisał ją norweski autor. Opowiada o środowisku robotników
fabryki, jednak nie ma o nich zbyt wiele dobrego do powiedzenia. Sądząc
po recenzji, można by odnieść wrażenie, że mieszkają tu tylko nierządnice,
pijacy i nędzarze. Pisarz chyba nie bardzo zna realia. Robotnicy zarabiają
tyle co kanceliści, zwykli rzemieślnicy i pomoce domowe. Większość z
nich pochodzi ze wsi, gdzie nie może sobie znaleźć nic do roboty, i jest
szczęśliwa, że dostała płatną pracę.
Elise zdawała sobie sprawę, że musi być ostrożna, ale nie mogła się
powstrzymać, by nie skomentować słów majstra.
- Nie sądzę, by fabryki były winne temu, że ludzie wpadają w
alkoholizm. Uważam, że to raczej brak mieszkań. Gdyby robotnicy
mieszkali w godziwych warunkach, to według mnie nie byłoby tyle
pijaństwa i nieszczęść.
Majster uniósł brew, wyraźnie zdumiony.
- Uważa pani, że zdarza się tu sporo nieszczęść?
- Tak, niestety. Czy pan wie, że w kamienicy robotniczej na Griinerlokka
mieszka ponad tysiąc osób? Jest tam sto pięć jednopokojowych mieszkań,
a większość rodzin ma po kilkoro dzieci. Wiele czynszówek jest w tak
złym stanie, że wynajmujący muszą zatykać gazetami dziury w ścianach,
żeby uchronić się przed mrozami. Mimo że siedem i pół korony
tygodniowo to lepsze niż nic, to jednak tyle nie wystarcza na wyżywienie
rodziny i zakup drewna na opał. Wódka natomiast jest tania. Słyszałam o
matkach, które wysyłają swoje dzieci do sklepu po gorzałkę. Maczają w
alkoholu chleb, żeby się trochę rozgrzać.
Majster spojrzał na Elise wstrząśnięty.
- To nie może być prawda!
Elise przeraziła się, że za wiele powiedziała. Teraz Paulsen zacznie się
zastanawiać. Jeżeli nabierze podejrzeń, że Elise ma coś wspólnego z
artykułem zamieszczonym w „Verdens Gang", być może zgadnie również,
że to ona napisała książkę. Z drugiej strony nie wyglądało na to, by
skojarzył jedno z drugim, musiał więc pewnie zapomnieć nazwiska autora
tamtego artykułu. Może powinna tym razem użyć innego pseudonimu?
- Niestety tak. Mam przyjaciółki, które mieszkają w podobnych domach;
kiedy pracowałam w przędzalni, rozmawiałam z wieloma kobietami, które
mogły opowiedzieć równie wstrząsające historie. Wszystkie robotnice
wiedzą, że to prawda - dodała pośpiesznie, żeby podkreślić, że nie jest
jedyną, która zna ten problem.
- Hm. Co pani powie? Jeżeli rzeczywiście tak jest, to koniecznie trzeba
coś zrobić. Nikt na tym nie korzysta, jeżeli robotnicy szukają zapomnienia
w alkoholu i potem chorują. - Zrobił jeszcze kilka kroków. - Pokazałem
wczoraj tę recenzję pannie Johannessen i Samsonowi. Zareagowali tak jak
ja i uznali, że autor tej książki nie ma żadnego pojęcia o tym, co pisze.
Stwierdzili, że jest nim przypuszczalnie jeden z tych tak zwanych
idealistów, synów z zamożnych domów, którzy nie mają nic innego do ro-
boty niż krytykowanie tego, co jest. Młodzi bogacze nazywają to walką
klasową i wyrażają się z niechęcią o kapitalizmie i burżuazji. Twierdzą, że
chcą przebudować system społeczny, a państwa kapitalistyczne wysadzić
w powietrze. Panna Johannessen zaskoczyła mnie, ponieważ lepiej się w
tym orientuje, niż myślałem.
Elise ogarnął niepokój, kiedy Paulsen wspomniał o pannie Johannessen
w związku z recenzją książki, lecz nie mogła nie odpowiedzieć.
- Nie sądzę, by za ruchem robotniczym stali młodzi mężczyźni z
dobrych domów. Uważam, że to zwykli robotnicy. I robotnice również.
Nie tak dawno temu czytałam tekst w „Svaerta", w którym związki
kobiece Partii Robotniczej nawoływały do demonstracji. Zwracały się do
„wszystkich zmęczonych kobiet, zmęczonych długim dniem pracy,
zmęczonych daremnym trudem stworzenia domu ze swego jednego
pokoju, by zebrały resztki odwagi i sił, które im jeszcze zostały, i pokazały
ludziom, że. mówią w imieniu tysięcy".
Majster ponownie uniósł jedną brew.
- A więc pani uważa, że książkę mógł napisać ktoś z robotników?
Ku swemu niezadowoleniu Elise poczuła, że się czerwieni.
- Nie wiem. Ale jeśli autor opisał społeczność nad rzeką Aker, to mało
prawdopodobne, że wszystko zmyślił. Dlaczego miałby to zrobić?
- Kto wie. Może pani o tym podyskutować z panną Johannessen i
Samsonem w przerwie obiadowej, pani Ringstad. Miłego dnia. - Ponownie
uchylił kapelusza i zniknął, sapiąc, na schodach. Elise podążyła za nim.
Panna Johannnessen była już na miejscu. Posłała Elise pogardliwe
spojrzenie, demonstracyjnie spojrzała na zegarek, po czym bez słowa
wróciła do sprzątania blatu swojego biurka. Elise przyszła wcześniej, ale
zeszło jej parę minut na rozmowie z Paulsenem; teraz była dokładnie
ósma. Samson jeszcze nie dotarł.
Na biurku Elise piętrzył się stos papierów. Jęknęła w duchu. Jak zdoła
się z tym wszystkim uporać?
Panna Johannessen podeszła do niej.
- Może pani zacząć od pisma dla majstra, pani Ringstad. - Położyła
przed nią pokreślone kartki. - Napisałam je na brudno pod dyktando pana
Paulsena.
Elise oblał zimny pot. Nie pisała zbyt dużo na maszynie, zanim trafiła
do szpitala w Ulleval, a teraz w dodatku zobaczyła, że brudnopis składał
się tylko z pojedynczych liter. „Dragon" oddała jej tekst, który składał się
tylko z pierwszych liter każdego słowa, jak gdyby reszty miała się sama
domyślić!
Panna Johannessen wróciła już do swojego biurka, zatem Elise nie
pozostało nic innego, jak spróbować.
Nagle poczuła, jak ogarnia ją przekora. Była pewna, że panna
Johannessen zadrwiła sobie z niej i tylko czeka, by do niej przyjść i
poprosić o pomoc. Ale niedoczekanie! W życiu nie sprawi jej tej
przyjemności! Elise wyjęła papier maszynowy i zagryzła zęby.
Niemożliwością było odgadnięcie treści pisma, ale po chwili zauważyła,
że przedtem widziała już coś podobnego. Kiedy panna Johannessen
zniknęła w biurze majstra, żeby o coś spytać, Elise odnalazła segregator z
wysłanymi pismami. Błyskawicznie zorientowała się, że pierwsze litery
brudnopisu, który dostała do przepisania, zgadzają się z układem innego
pisma. Odłożyła segregator na miejsce, zatrzymując niezbędny „wzór".
Szło jej powoli, ale posuwała się naprzód. Czcionka „e" była trochę
krzywa, a „o" ciężko wchodziło, ale poza tym nie było najgorzej. Elise
zauważyła, że panna Johannessen zerka ukradkiem w jej stronę, ale pisała
jak gdyby nigdy nic. Pewnie „Dragon" umierała z ciekawości i
zastanawiała się, co „ta nowa" właściwie pisze, ale nie odezwała się,
dopóki Elise nie skończyła.
Wreszcie Elise wyjęła pismo z maszyny. Udało jej się przepisać tekst,
nie myląc klawiszy, to oszczędziło jej dużo czasu na poprawki. Szybko
zasłoniła czymś stare pismo, żeby panna Johannessen go nie zauważyła, i
podeszła do niej.
- Proszę, pismo gotowe, panno Johannessen.
Widziała, jak „Dragon" otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i łakomie
przebiega po kartce wzrokiem, przekonana, że znajdzie mnóstwo błędów.
- W takim razie może pani od razu wziąć następne. Panna Johannessen
była niezłą aktorką, nie zdradziła się
jednym gestem, że Elise ją zaskoczyła. A musiała być zaskoczona.
Żaden początkujący nie odgadłby wszystkich słów z takiego brudnopisu.
Konia z rzędem za dobrą radę. Elise zdawała sobie sprawę, że nie
napisze następnego bez jakiegoś wzorca. Zaprzepaściłaby całe wrażenie,
jakie wywarła, gdyby wyjęła segregator i zdradziła, jak jej się udało
osiągnąć takie „mistrzostwo". Tymczasem panna Johannessen nie
zamierzała wcale wyjść z pokoju.
Elise wkręciła w maszynę nowy arkusz papieru i zaczęła wystukiwać
nazwę firmy, do której pismo było adresowane. Również w tym
brudnopisie panna Johannessen napisała tylko pierwsze litery każdego
słowa i Elise nie miała wątpliwości, że zrobiła to celowo, żeby wystawić ją
na próbę, próbę, której, jak „Dragon" się spodziewała, Elise nie sprosta.
Samson stał obok szafy. Po chwili niedbałym krokiem podszedł do
biurka Elise.
- Proszę, pani Ringstad. Chciałbym, żeby i dla mnie pani coś przepisała.
- Podsunął jej odręcznie zapisaną kartkę.
Elise poczuła, jak ogarnia ją rezygnacja. Czy i on się na nią zawziął? W
tej samej chwili spostrzegła, że mrugnął do niej porozumiewawczo, i kiedy
brała od niego arkusz, zauważyła, że pod spodem podłożył drugie pismo.
Podobne do tego, które panna Johannessen dała jej do przepisania!
Domyślił się, co się tu święci, i chciał jej pomóc.
- Zrobię, co w mojej mocy, panie Samson, ale niestety trochę to potrwa.
Ledwie zaczęłam ćwiczyć pisanie na maszynie, zanim trafiłam do szpitala.
Samson mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi i wrócił do swego
biurka. Kiedy Elise zerknęła na pannę Johannessen, zauważyła na jej
ustach uśmiech satysfakcji.
Tym razem również jej się udało. Oddała pannie Johannessen jej pismo,
a po chwili Samsonowi drugie. Zadbała przy tym, żeby pisma z
segregatora zręcznie ukryć pod rękopisem - Samsonowi będzie łatwiej
odłożyć je na miejsce.
Kiedy wreszcie nadeszła przerwa obiadowa, panna Johannessen
wydawała się bardziej niezadowolona niż zazwyczaj.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Elise umówiła się z Hildą, że przyjdzie do niej coś zjeść w czasie
przerwy. Doszła zaledwie do połowy mostu, gdy usłyszała za sobą
pośpieszne kroki. Szybko odwróciła głowę i zobaczyła, że to Samson.
Uśmiechnął się wesoło.
- Ale nam się udało, pani Ringstad, prawda? Nie mogła się nie
roześmiać.
- Bardzo dziękuję za pomoc. Zdradziłabym się, gdybym nie dostała
niczego jako wzór.
- Musimy ze sobą trzymać, bo jedziemy na jednym wózku.
- Myślałam, że dobrze się pan dogaduje z panną Johannessen.
- Myśli pani, że byłoby to możliwe bez udawania? Ponownie się
roześmiała.
- W takim razie jest pan zdolnym aktorem.
- Czasem człowiek jest do tego zmuszony, żeby przeżyć. Dotarli do
końca mostu.
- Idę dziś do mojej siostry, żeby coś zjeść. Mieszka tu w starym domu
majstra.
- Pani też tu przedtem mieszkała, prawda?
- Tak. - Spojrzała na niego zdumiona.
Roześmiał się. Właściwie był całkiem uroczy, zwłaszcza kiedy się
uśmiechał i śmiał tak jak teraz.
- Wygląda pani na zdziwioną. Sądziła pani, że nie wiem, kim pani jest?
Zamarła na moment. Co miał na myśli, twierdząc, że wie, kim jest?
- Wszyscy znają siostry Lovlien - mówił dalej, jak gdyby czytał w jej
myślach. - Ludzie gadają, że jesteście najpiękniejszymi dziewczętami w
całym Sagene.
Elise poczuła, że się czerwieni, ale musiała się znowu roześmiać.
- Kto, u licha, opowiada takie rzeczy?
- Tego nie zdradzę, ale rozumiem tych, którzy tak uważają. - Nagle
spoważniał i spojrzał na most. - Czy to nie stąd w zeszłym roku rzuciła się
do rzeki młoda prządka?
Skinęła głową.
- Widziała pani to?
Pokręciła przecząco głową, nie patrząc na niego.
- Słyszałam o tym.
- Czy wie pani, że w „Verdens Gang" ukazał się artykuł o tym, co się
wtedy stało? To znaczy nie był to reportaż, lecz opowiadanie, w którym
autor starał się postawić w sytuacji samobójczyni i wytłumaczyć, dlaczego
ta młoda matka to zrobiła.
- Nie, nie wiedziałam. - Elise sama słyszała, jak nienaturalnie zabrzmiał
jej głos, i pomyślała, że Samson na pewno przyłapie ją na kłamstwie.
Jednak on mówił dalej.
- Wczoraj w gazecie ukazała się interesująca recenzja książki
norweskiego autora, który wydał ją w Danii. Książka opowiada o
robotnicach mieszkających tu nad rzeką Aker. Recenzent był wyraźnie
zdegustowany treścią i stwierdził, że historie zostały zmyślone. Majster
Paulsen pokazał nam ten artykuł. Razem z panną Johannessen uważali, że
autorem jest pewnie jakiś student z zamożnej rodziny, który postrzega ruch
robotniczy i biedę jako coś romantycznego. Tak czy owak ten, kto ją
napisał, ma nadzieję, że książka stanie się sensacją. Każdy chce sprzedać
własną twórczość. - Zamilkł i przez chwilę zamyślony wpatrywał się przed
siebie. - Ja jednak nie sądzę, by owe historie zostały zmyślone. Pani sama
była przecież prządką i na pewno znała pani dziewczęta pracujące w
fabryce, pani Ringstad. Czy uważa pani, że to prawda, że młode kobiety są
zmuszone wychodzić na ulicę, żeby przeżyć? Że po prostu nie mają innego
wyboru?
Wciągnęła głęboko powietrze.
- Tak, tak myślę. Wiele z młodych matek nie ma męża. Jeśli stracą pracę,
pozostaje im tylko zapomoga z gminy. A gdy mają kilkoro dzieci, nie są w
stanie przeżyć za to, co dostają.
- Ale co z młodymi dziewczętami, które nie mają dzieci? Powinny być
w stanie znaleźć sobie coś innego, z czego by się utrzymywały?
- Zdaje pan sobie sprawę, jak ogromne jest bezrobocie w naszym
mieście? Co ma zrobić młoda, samotna kobieta, która być może pochodzi
ze wsi i nie ma jej kto pomóc, a nie uda jej się znaleźć pracy? Może nie ma
nawet domu, do którego mogłaby wrócić? Albo nie ma pieniędzy na
podróż? Na Lakkegata zamieszkała pewna kobieta, pochodząca z Islandii,
która zaangażowała się w pomoc tym nieszczęśliwym dziewczętom.
Proszę tam pójść i porozmawiać z nią, to się pan dowie, jak wygląda życie
w tej części miasta.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Kobieta z Islandii? Elise skinęła głową.
- To córka islandzkiego pastora; uznała za swe powołanie pomoc
potrzebującym w Kristianii. Ludzie mówią, że mieszka w maleńkiej klitce
i ciągle przyprowadza do siebie jakąś dziewczynę z ulicy, żeby jej dać
dach nad głową. Użycza im nawet swego łóżka.
- Pomyśleć tylko, że istnieją tak ofiarni ludzie!
- Nie powinno być takiej potrzeby.
- Co pani chce przez to powiedzieć?
- Ludzie, którzy nie są w stanie zapewnić sobie pożywienia i
mieszkania, powinni otrzymywać pomoc od państwa.
Samson uśmiechnął się pobłażliwie.
- Widzę, że mieszka w pani polityk, pani Ringstad. Ale chyba nie jest
pani z tych, którzy uważają, że robotnik powinien zarabiać tyle samo co
człowiek z wykształceniem?
- Uważam w każdym razie, że nie powinno być tak dużych różnic w
zarobkach, jak to jest obecnie. Robotnik powinien zarabiać wystarczająco
dużo, by mógł utrzymać rodzinę i nie musiał wysyłać do pracy swych
dzieci, kiedy skończą lekcje. Na dłuższą metę społeczeństwo na tym traci.
Samson zamyślił się.
- Interesująco się z panią rozmawia, pani Ringstad. Mam nadzieję, że
będziemy mogli dokończyć naszą dyskusję innym razem, ale teraz widzę,
że pani siostra stoi w drzwiach i pani wypatruje. - Uchylił kapelusza i
poszedł.
Hilda spojrzała na Elise z zaciekawieniem.
- Kto to był?
- Samson. Kancelista - wyjaśniła Elise i w kilku słowach opowiedziała,
co się wydarzyło w kantorze.
Hilda wybuchnęła śmiechem.
- Świetnie, Elise. Nie daj się zdeptać! Chciałabym zobaczyć twarz tej
jędzy, kiedy zobaczyła, że udało ci się przepisać pismo z brudnopisu, w
którym zostawiła tylko pierwszą literę każdego słowa! Teraz boleśnie
zdała sobie sprawę, że prosta robotnica potrafi coś więcej niż tylko stać
przy fabrycznej maszynie. Chodź, przygotowałam ci coś do jedzenia.
Hugo i Isac ucięli sobie przedpołudniową drzemkę, obaj zasnęli w moim
łóżku. Musisz do nich zajrzeć, tak słodko śpią.
Malcy leżeli przytuleni do siebie, zarumienieni na policzkach. Hugo
wydawał się taki zadowolony, że Elise ścisnęło w gardle. Objęła Hildę
wzruszona.
- Nie wiem, jak ci dziękować.
- Nie wygłupiaj się. Pomogłaś mi, kiedy ja potrzebowałam pomocy.
Tego by tylko brakowało, żebym ja nie zrobiła w zamian czegoś dla ciebie.
Siadaj i zjedz zupę. Widziałaś Paulsena?
- Tak, spotkałam go, gdy przyszłam rano do pracy. Czytał wczoraj
recenzję mojej książki.
- Co? - Hilda spojrzała na nią przerażona. - Ale chyba nie wie, kto...
Elise natychmiast zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie domyśla się, że mam z tym coś wspólnego. Przypadkiem
zaczęliśmy ten temat. Spytał, czy podoba mi się na Hammergaten, i
przyznałam się, że brakuje mi wodospadu. A on na to, że niewielu traktuje
dzielnicę nad rzeką tak jak ja i wspomniał o artykule w gazecie.
Dyskutował o tej recenzji z panną Johannessen i Samsonem i panna
Johannessen zgodziła się z nim, że autor książki nie ma pojęcia, o czym
pisze.
- Co za diablica! - Oczy Hildy zaiskrzyły się. - Przecież pisałaś tylko o
ludziach, których znasz!
- To nie ma znaczenia, skoro ludzie uważają, że to wszystko nieprawda.
- Mam nadzieję, że Paulsen nie będzie chciał ze mną o tym gadać. Nie
jestem pewna, czy udałoby mi się nad sobą zapanować.
Elise spojrzała na siostrę przerażona.
- Musisz, Hildo. Nie wiemy, co by się mogło stać, gdyby ludzie się
dowiedzieli, że to ja napisałam tę książkę. Być może Paulsen tak by się
wściekł, że odbiłoby się to na tobie i Isacu.
- Nie sądzę, ale postaram się nie zdradzić. Mogłabyś stracić pracę, a
wtedy już by było z nami kiepsko. O czym kancelista tak żywo z tobą
rozprawiał?
- Zaczął wypytywać, czy to z tego mostu rzuciła się do rzeki prządka, o
której czytał w gazecie, potem i on zagadnął o recenzję książki. Nie ma
pojęcia o wielu rzeczach, ale nie jest tak zasadniczy jak panna
Johannessen. Kiedy wspomniałam o Olafii Johannsdottir, wydawał się
zainteresowany. Bałam się, żeby nie powiedzieć za wiele, ale chyba się
zorientował, że mam te same poglądy co Elias Aas. Powiedział zresztą coś
zabawnego. Sądziłam, że nie wie, kim jestem, ale wtedy rzekł, że wszyscy
wiedzą o siostrach Lovlien i że jesteśmy znane jako najpiękniejsze w ca-
łym Sagene. - Roześmiała się.
- O rany! Nikt mi tego wcześniej nie wyznał. - Hilda zawtórowała jej
śmiechem. - Widzisz, Elise, miałam rację. On się w tobie podkochuje.
- Przestań! Dyskutowaliśmy o polityce. Poza tym dobrze było się
dowiedzieć, że myśli o pannie Johannessen to samo co ja. Sądziłam, że są
dobrymi przyjaciółmi. Powiedziałam mu zresztą o tym, ale wtedy odparł,
że trzeba być dobrym aktorem, żeby przeżyć.
- Wydaje mi się zabawny. Miło, że jest w kantorze ktoś, z kim możesz
się dogadać.
Elise uśmiechnęła się i oparła o ścianę.
- Boże, jaka jestem zmęczona. Czuję się bardziej wykończona niż po
dwunastu godzinach spędzonych przy maszynie.
- Chyba już zapomniałaś, jak to było.
- Myślę, że to dlatego, że tak źle w nocy spałam. Kristianowi
przydarzyło się coś przykrego. Chłopcy, którzy zaatakowali go w wigilię
nocy świętojańskiej, szukają zemsty, ponieważ dostali za tamtą bójkę lanie
od rodziców. Są wyrachowani. Jeden z nich, który należy do lepiej
sytuowanych, odziedziczył po swoim wujku zegarek kieszonkowy. Teraz
twierdzi, że Kristian mu go ukradł. Mówi, że się rozebrał i poszedł grać w
piłkę w kąpielówkach oraz że w kieszeni spodni zostawił zegarek.
Twierdzi, że widział, jak Kristian go brał.
- To mi się w głowie nie mieści! Co zamierzacie z tym zrobić?
- Obiecałam Kristianowi, że pójdę z nim dziś wieczorem do rodziców
tego chłopaka.
Nad nasadą nosa Hildy utworzyła się głęboka bruzda.
- Wszystko zależy od tego, jacy to ludzie. Jeżeli należą do najgorszego
gatunku, to wierzą w każde słowo synusia. Ta wizyta może być dla ciebie
bardzo nieprzyjemna.
- Wiem o tym, ale wolę myśleć, że są w miarę rozsądni. Gdyby Kristian
był winny, nie zgodziłby się ze mną tam pójść.
- Czasami jesteś łatwowierna, Elise. Wydawało mi się, że lepiej znasz
życie.
- A pamiętasz Karolinę? To ty poradziłaś mi, żebym poszła do jej
rodziców i powiedziała, co myślę. Rezultat był taki, że Carlsen uwierzył
mi, a nie swojej córce i prosił o wybaczenie w jej imieniu.
- Ale Carlsenowie cię znają i wiedzą, że jesteś uczciwa. Teraz to co
innego.
- Zobaczymy.
- Spotkałam Annę i Torkilda wczoraj wieczorem. Wybierali się do
Świątyni. Anna powiedziała, że Johan rzeźbi teraz w drewnie jakąś figurę i
że nigdy jeszcze nie widziała czegoś tak pięknego. Była pewna, że ta
rzeźba zapewni mu stypendium państwowe. - Zamilkła i spojrzała
badawczo na siostrę. - Co ty na to?
- Co ja mogę powiedzieć? Życzę Johanowi, żeby się rozwijał, poza tym
nietrudno mi sobie wyobrazić, że figura, którą rzeźbi, jest świetna. Wierzę,
że Johan zajdzie daleko.
- Że będzie znany, bogaty i sławny, a Agnes będzie trwonić jego
pieniądze i pławić się w jego blasku, choć sama nie kiwnie nawet palcem,
żeby mu pomóc.
- Prawdopodobnie.
- Nie oburza cię to?
- Tak, to przykre. Nie dlatego, że Agnes roztrwoni jego pieniądze, ale
dlatego, że ona na niego nie zasługuje.
Kusiło ją, żeby wyznać Hildzie, co usłyszała od Rakel, i spytać o radę,
ale zdecydowała się tego nie robić. Hilda, bardziej impulsywna i
bezpośrednia, zaraz się zacznie ekscytować i być może nie zdoła
dochować tajemnicy. Zaraz plotki ruszą w obieg. A Johan nie powinien
dowiedzieć się o Agnes i Magnusie w ten sposób.
- Słyszałam, że Johan odwiedził cię w szpitalu. Widziałaś go później?
Pokręciła głową.
- On wie, że Emanuel jest zazdrosny, i dlatego niechętnie do nas
przychodzi. Emanuel pojawił się w szpitalu, kiedy Johan stał przy moim
łóżku. I mimo że musiał się domyślać, że Johan przyszedł tylko po to,
żeby dać mi książkę, był bardzo niezadowolony.
- Nic dziwnego, ma powody, by być zazdrosny.
- Powody do zazdrości? Johan i ja nie zrobiliśmy nic złego.
- Nie trzeba robić nic złego, żeby wzbudzić czyjąś zazdrość. Emanuel
wie, że wolałabyś wyjść za mąż za Johana, i to wystarczy.
- Skąd on może o tym wiedzieć? Minęło przecież tyle czasu.
- Wyraźnie dałaś mu odczuć, że nie cieszysz się z jego powrotu, poza
tym Emanuel z pewnością się zorientował, że nadal kochasz Johana.
Nawet jeśli nie powiedziałaś tego wprost, to trudno ci to ukryć, gdy Johan
jest w pobliżu.
- Sądzę, że ani Johan, ani ja nie zdradziliśmy się niczym wtedy w
szpitalu.
- Jestem przekonana, że Emanuel widzi to po tobie. Może to coś w
wyrazie twarzy, kiedy rozmawiacie o Johanie, coś w twoim głosie, coś, z
czego sama nie zdajesz sobie sprawy. Ostatnie opowiadanie w twojej
książce mówi o tobie i Johanie, prawda?
Elise wolno pokiwała głową.
- Sądziłam, że dobrze udało mi się to zakamuflować.
- Istotnie. Nie wiadomo, czy ktoś poza mną się czegoś domyślił. Nie
sądzę, by Emanuelowi to przyszło do głowy.
- Wiem, że czytał książkę.
- Zauważyłaś coś po nim?
- Nie, nic poza tym, że był pozytywnie zaskoczony. Uważa, że dobrze
piszę. Powodem, dla którego miał zastrzeżenia wobec książki, była obawa,
że będę miała nieprzyjemności.
- Tak mówi.
Elise spojrzała siostrze w oczy.
- Uważasz, że tak nie myśli?
- Właśnie. Sądzę, że jest zazdrosny, ponieważ udało ci się osiągnąć coś
więcej niż jemu. Po pierwsze masz wyższą pensję od niego, a po drugie
dzięki książce pokazałaś, że potrafisz stanąć na własnych nogach.
Emanuel się boi, że staniesz się tak niezależna, że już nie będziesz go
potrzebowała, poza tym obawia się, że sprowadzisz na niego wstyd, ale
oczywiście nie da ci tego do zrozumienia.
Elise sama o tym myślała, lecz mimo to zaprzeczyła.
- Uważam, że jesteś niesprawiedliwa. Nie lubisz Emanuela i dlatego
widzisz w nim same negatywne cechy.
- Oboje, ty i Johan, jesteście mi drodzy, dlatego mówię ci prawdę.
- Nie zaczynajmy od nowa. Opowiedz mi lepiej, jak się bawili Hugo i
Isac.
Kiedy Elise po przerwie wracała do kantoru w fabryce, słowa Hildy
znowu zabrzmiały jej w uszach. Johan stworzył najpiękniejszą rzeźbę w
drewnie, jaką Anna kiedykolwiek widziała... Teraz na pewno otrzyma
stypendium i wyjedzie do Paryża.
Nie wiedząc, że dziecko Agnes być może jednak nie jest jego...
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Elise zerkała z ukosa na Kristiana. Szedł z rękami głęboko wciśniętymi
w kieszenie spodni i cyklistówką mocno nasuniętą na czoło. Jego twarz
była ponura, zaciśnięte usta tworzyły wąską kreskę. Elise zauważyła, że
brat się denerwuje, ale się nie odzywała. Szli w stronę Vognmannsl0kka,
tego starego domu przy Arendalsgaten, gdzie mieszkał Kukułka.
- Myślałam, że panna Petra Moen jest właścicielką Vognmannslokka? -
zagadnęła, żeby coś powiedzieć.
Kristian skinął głową.
- To prawda. Ojciec Kukułki wynajmuje u niej mieszkanie.
- Kim on jest, że powodzi im się lepiej niż innym?
- Kukułka mówi, że handluje bydłem, ale nie wiem, czy to prawda.
Zbliżali się do Arendalsgaten numer cztery. Elise wiele razy tędy
przechodziła i zastanawiała się, kto mieszka w tak dużym domu z
drewnianych bali. Budynek miał dwa piętra, a obok stała ogromna obora.
Elise często słyszała muczenie krów i domyślała się, że jest ich sporo.
Johan opowiadał jej kiedyś, że posiadłość została wydzielona z
gospodarstwa Bjolsen. Pewien dorożkarz wybudował na niej trzy domy,
jeden dla siebie i po jednym dla swych synów, lecz jeden z domów uległ
zniszczeniu.
Johan interesował się zarówno dużym, jak i małym budynkiem ze
względu na ich wygląd, ponieważ zawsze zachwycały go stare domy.
Elise czuła, że serce jej mocniej zabiło. Być może ojciec sprawcy całego
zamieszania, Kukułki, tak się zdenerwuje, że wyrzuci ich za drzwi, a
wtedy sytuacja Kristiana stanie się nie do pozazdroszczenia.
- Tylko zachowujmy się uprzejmie, wtedy nie powinni wpaść w gniew -
rzekła, żeby uspokoić raczej samą siebie niż Kristiana. - Widziałeś kiedyś
jego ojca?
Kristian pokręcił głową.
- Dziwne, że Kukułka chodzi do szkoły w Sagene, skoro mieszka aż tak
wysoko, ale z wami przecież jest podobnie. Może powinniśmy was
przenieść do szkoły w Bjolsen?
- Nie sądzę.
Elise też nie uważała, żeby to był dobry pomysł. Dzieci nie powinno się
odrywać od korzeni, poza tym nie wiadomo, czy Pe-der będzie mógł dalej
uczyć się w swojej klasie, skoro ma takie złe stopnie. Mogło mu grozić
pozostawienie na drugi rok.
- A może jednak lepiej się przenieść - Kristian nagle zmienił zdanie.
Elise spojrzała na niego zaskoczona.
- Co się stało, że tak niespodziewanie chcesz iść do nowej szkoły?
- Tylko jeśli Kukułka zostanie w naszej w Sagene.
- Zobaczymy, Kristianie. Może tak byłoby lepiej również dla Pedera?
Chociaż różnie się może ułożyć. Reidar mimo wszystko jest dla niego
miły. Nie wiadomo, czy inny nauczyciel pozwoliłby Pederowi uczyć się
dalej w tej samej klasie.
Dotarli na miejsce. Cztery kury i kogut spacerowały za niskim
ogrodzeniem ogrodu. Zza domu dobiegało donośne ryczenie krów, z
pewnością nadeszła pora dojenia.
Elise wyprostowała plecy. Bez względu na to, jakim człowiekiem jest
ojciec Kukułki, nie miała powodu, by czuć się gorsza. Handlarz bydłem
nie jest chyba kimś lepszym niż pracownica kantoru? Nie mówiąc już o
pisarce? Uśmiechnęła się do siebie i otworzyła furtkę.
Podeszła do drzwi i zapukała. Otworzyła jej starsza kobieta. Chyba nie
może być matką Kukułki? Taka stara? W tej samej chwili Elise
przypomniała sobie, że jej własna matka niedawno urodziła dziecko, poza
tym może kobieta jest właścicielką domu, panną Petrą Moen.
- Przepraszam, czy pan lub pani Grendahl jest w domu?
- Chwileczkę, zaraz sprawdzę. Zgadła, to na pewno Petra Moen.
Niedługo potem w korytarzu pojawił się potężny mężczyzna, czerwony
na twarzy, z długimi wąsami i wielkim brzuchem. Miał niedopiętą koszulę,
wydawało się, że szelki z trudem utrzymują spodnie na miejscu.
- Co tam? - rozległ się rozdrażniony głos. To nie wróżyło dobrze.
- Nazywam się Elise Ringstad, a to mój brat Kristian Lovlien.
Przyszliśmy, żeby powiedzieć, że Kristian nie ma nic wspólnego z
zaginięciem zegarka należącego do... - już chciała powiedzieć Kukułki, ale
ugryzła się w język. Zaczerwieniła się, bo zapomniała, jak chłopak
naprawdę ma na imię.
- Sverrego - pomógł jej Kristian.
- Nie ma nic wspólnego z zegarkiem Sverrego - dokończyła
zakłopotana.
Mężczyzna stał nieruchomo, ogromny, budzący strach, i przyglądał się
Elise wyczekująco.
- Pański syn twierdzi, jakoby Kristian zabrał mu zegarek, kiedy grali w
piłkę na polanie koło Myren, ale to nieprawda.
Mężczyzna skrzyżował ręce, były to najgrubsze ręce, jakie Elise
kiedykolwiek widziała.
- Skąd może panienka wiedzieć, czy brat kłamie, czy nie? Powinien się
domyślić, że jest mężatką, skoro nosi inne nazwisko niż jej brat, pomyślała
ze złością.
- Znam go. Po pierwsze nigdy by mu do głowy nie przyszło, żeby
cokolwiek ukraść, a po drugie poznałabym po nim, gdyby kłamał.
Ojciec Kukułki uśmiechnął się, ukazując żółtobrązowe kikuty zębów.
Nieprzyjemnie pachniał.
- Czy ten twój braciszek jest naprawdę takim aniołkiem? Elise czuła, jak
ogarnia ją wściekłość. Mężczyzna zachowywał się nieznośnie.
- Jest szczerym i porządnym chłopcem, nigdy się nie zdarzyło, żeby
zrobił coś nieuczciwego.
Mężczyzna splunął brązową śliną obok Elise.
- Czy to matka cię przysłała?
- Nie, to ja odpowiadam za moich braci.
- W takim razie powinnaś lepiej go pilnować, słodziutka. Jeszcze nie
poszedłem na policję, ale jeśli zegarek nie wróci na miejsce do jutra
wieczora, nie będę znał litości.
Mówiąc to, zatrzasnął im drzwi tuż przed nosem. Elise czuła, jak się w
niej wszystko gotuje.
- Chodź, Kristianie! Z takim człowiekiem nie da się rozmawiać.
Ruszyła szybko do furtki i wypadła na chodnik. Dopiero kiedy uszli
trochę dalej, nieco ochłonęła.
- Musimy coś wymyślić. Może da się porozmawiać z innymi kolegami z
twojej klasy? Z tymi, którzy wtedy grali z wami w piłkę?
Kristian pokręcił głową.
- To nic nie pomoże. Oni nie pisną ani słowa.
- Chcesz powiedzieć, że boją się Kukułki? Przytaknął.
Elise zastanowiła się.
- W tej całej historii jest coś dziwnego. Gdyby zegarek był wartościowy,
ojciec chłopaka od razu by poszedł na policję. Poza tym nigdy by Kukułce
nie pozwolił zabrać go na polanę. Skoro zwleka ze zgłoszeniem kradzieży,
to znaczy, że nie jest pewien, czy jego syn mówi prawdę.
Szli kawałek w milczeniu.
- Mówiłeś, że Kukułka dostał od ojca lanie po tym, co się zdarzyło przed
nocą świętojańską - mówiła dalej po chwili. - To znaczy, że nie miał
wątpliwości, że chłopak był jednym z prowodyrów bójki. Wygląda na to,
że ojciec nie darzy syna zbytnim zaufaniem.
- Kukułka zawsze coś wywinie. Często przynosi w dzienniczku uwagi
ze szkoły.
- Jeśli wpadł na pomysł z zegarkiem, żeby ci zaszkodzić, to jak myślisz,
gdzie mógł go schować?
Kristian wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia.
Peder i Evert byli w ogrodzie za domem i z niecierpliwością czekali na
powrót Elise i Kristiana. Jensine siedziała w wózku i tarła oczy, a Hugo
siedział na ganku i również sprawiał wrażenie zmęczonego. Zbliżała się
pora spania.
- Gdzie jest Emanuel?
- Powiedział, że idzie tylko na chwilę do Schwenckego. Zaraz wróci. Jak
wam poszło? - spytał Peder ze strachem.
- Źle. - Kristian kopnął jakiś kamyk. - Ojciec Kukułki to bandyta.
Peder spojrzał zdziwiony na Elise.
- Nie uwierzył nam i zamierza zgłosić kradzież na policję, jeśli zegarek
się nie znajdzie do jutra wieczora - westchnęła.
Peder i Evert wyraźnie się przestraszyli.
- Ciekawe, co Kukułka zrobił z zegarkiem: zgubił go czy specjalnie
gdzieś ukrył, żeby zrzucić winę na Kristiana? A może ukradł go ktoś inny?
Chciałabym też wiedzieć, co to właściwie był za zegarek. Trudno mi jakoś
uwierzyć, że odważyłby się wziąć ze sobą wartościowy przedmiot, skoro
wybierał się na polanę grać w piłkę.
Peder zamyślił się.
- Może wziął go bez pozwolenia i dostał lanie, a potem wpadł na
pomysł, żeby zwalić winę na Kristiana i żeby Kristian też dostał lanie.
Elise ponownie westchnęła. Wyjęła Jensine z wózka i weszła do kuchni,
by podgrzać wodę i mleko do butelki ze smoczkiem.
- Czy możecie pomóc Hugo? - krzyknęła przez otwarte drzwi. - Trzeba
mu dać kolację, umyć ręce i posadzić na nocniku.
Kiedy tego wieczoru położyli się do łóżka i Emanuel dostał to, co chciał,
Elise leżała w milczeniu i wpatrywała się w ciemność. Myślami znowu
powędrowała ku Johanowi. Przypomniała sobie, co mówiła Hilda o jego
rzeźbie w drewnie, o możliwości otrzymania stypendium i wyjeździe do
Paryża. Potem pomyślała o Agnes i Magnusie Hansenie. Niewykluczone,
że Johan przejrzał Agnes i dlatego pozwolił jej zostać w Kopenhadze.
Jeżeli zorientował się, że dziecko jednak nie jest jego, musiał przeżyć
wstrząs. Z pewnością z ulgą stamtąd wyjechał.
Gdyby Elise nie leżała bezwładna w szpitalu, być może by jej o tym
powiedział. Ale on, z typową dla siebie wrażliwością, nie chciał jej
niepokoić.
A co ona sama by zrobiła, gdyby dowiedziała się o Agnes i Magnusie
przed powrotem Emanuela?
Wierciła się niespokojnie. O Agnes i jej dziecko może się nie martwić,
ale co z Hugo i Jensine? Przypięto by im łatkę dzieci rozwodników, a
plotki wyrządziłyby im dużo krzywdy. Czy miałaby jakiś wybór? I czy
dostałaby rozwód, gdyby o niego wystąpiła?
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Następnego dnia, kiedy szła do pracy, nie denerwowała się już tak
bardzo, wiedząc, że Samson jest po jej stronie. Jeżeli panna Johannessen
da jej więcej pism do przepisania z brudnopisów przygotowanych w ten
sam sposób jak wczoraj, to Samson na pewno znajdzie coś podobnego na
wzór i jakoś jej podrzuci. To dodawało otuchy.
Panny Johannessen nie było w pracy. Elise odczuła wielką ulgę.
Przyszedł Paulsen i osobiście przekazał, że panna Johannessen
zachorowała, oraz poprosił Samsona, by pomógł Elise.
Gdy tylko majster zniknął w swoim gabinecie, Samson uśmiechnął się i
rzekł cicho:
- No to mamy dzień spokoju, pani Ringstad. Odpowiedziała mu
uśmiechem.
Długo pracowali w milczeniu, wreszcie Samson dłużej nie wytrzymał.
- Znalazłem w gazecie recenzję i sprawdziłem, kim jest ta kobieta z
Islandii. Jej ojciec był pastorem, a wuj jednym z czołowych bojowników o
niezależność Islandii. Panna Johannsdottir jest pierwszą islandzką kobietą,
która zdała maturę. Nie dostała zgody na udział w zajęciach szkoły
średniej i sama musiała się wszystkiego nauczyć. Może to ona napisała tę
książkę pod pseudonimem?
Elise drgnęła.
- Dlaczego pan tak myśli?
- Z tego, co zrozumiałem, nikt inny tak dobrze jak ona nie poznał
prostytutek z Vaterlandu. Poza tym osoba, która jest autorem książki, musi
mieć średnie wykształcenie, ponieważ nie tylko posługuje się poprawnym
językiem, ale również potrafi pisać. Leżałem w nocy i zastanawiałem się
nad tym - mówił dalej z ożywieniem. -Trudno mi uwierzyć, że jakiś
mężczyzna potrafiłby się postawić w sytuacji dziewczyny z ulicy. Mam
ochotę odwiedzić tę kobietę i spytać ją wprost. Zamierzam bowiem
przeczytać tę książkę.
- Skoro pisze pod przybranym nazwiskiem, to pewnie dlatego, że
pragnie zachować anonimowość. Ciekawe, czy zechce zdradzić panu
prawdę.
- Może nie - zamyślił się. - Ale czy nie sądzi pani, że się ucieszy, gdy
spotka kogoś, kto się zainteresował jej pracą i jest jej zwolennikiem? Z
pewnością jest przygotowana na krytykę i oburzenie.
- Tak, nie wątpię w to. Poza tym spotkanie z nią może się okazać
interesujące.
Jego twarz rozjaśniła się.
- Chciałaby pani ze mną pójść? Poczuła zakłopotanie.
- Tak... to znaczy bardzo bym chciała, ale mam dwoje malutkich dzieci,
które na mnie czekają. I tak długo jestem poza domem.
Wydawał się rozczarowany.
- Mógłbym poczekać do niedzieli. Rozmawiałem z kimś, kto wie, kim
ona jest. Mówią, że chodzi po okolicy i zagląda do najgorszych spelunek
w Gronland. Któregoś razu, kiedy pojawiła się w jednej z takich
mordowni, od razu zrobiło się cicho, a jakiś mężczyzna powiedział: „To
tylko ona, nie jest groźna, bo jest dokładnie jak każdy z nas". - Samson
roześmiał się. - Powiedział to o córce pastora z maturą!
Elise skinęła głową.
- Ja też dużo o niej słyszałam. Pewnego dnia do jej drzwi zapukało kilka
prostytutek, a ona nie wiedziała, co robić, ponieważ nie miała więcej
miejsca. Wtedy pomodliła się do Boga i poprosiła o pomoc. W najbliższą
niedzielę spotkała przed kościołem mężczyznę. Zaproponował, że co
miesiąc będzie wspierał jej pracę datkiem w wysokości dwudziestu pięciu
koron. Teraz kobieta stara się o dodatkowe pomieszczenie.
Samson pokręcił głową z wyraźnym podziwem.
- To niezwykłe, nie uważa pani?
- Tak, imponują mi tacy ludzie, ale teraz muszę się skupić, panie
Samson, bo pomylę klawisze.
Roześmiał się.
- Porozmawiamy o tym później. Nie poddam się, zanim nie namówię
pani na wyprawę do Vaterlandu i odwiedziny u panny Johannsdottir.
Kiedy Elise zbliżała się do domu majstra w czasie przerwy obiadowej,
zobaczyła, że drzwi są otwarte na całą szerokość. Dostrzegła w głębi
mieszkania dwie postacie i zastanowiła się, kto mógł przyjść do Hildy z
wizytą. Może to Anna i Torkild? Albo Paulsen?
Niespiesznie podeszła bliżej. Nagle nogi się pod nią ugięły. To Johan.
Hilda wychodziła z domu z koszykiem na ramieniu.
- Elise, muszę wyskoczyć do sklepu po kawę. Mogłabyś w tym czasie
rozpalić w piecu?
Z pewnością znalazła tylko wymówkę, ale Elise nie mogła przecież na
głos zwrócić jej uwagi.
- Czy dzisiaj dzieci też śpią?
- Tak, wydaje mi się, że Hugo przyzwyczaił się, by właśnie o tej porze
ucinać sobie przedobiednią drzemkę. Może to trochę szkoda, ale z drugiej
strony musisz odrobinę odpocząć. -Uśmiechnęła się i pognała w stronę
mostu.
Johan stał na środku kuchni, pomieszczenie nagle wydało się jakby
mniejsze.
- Witaj, Elise. Dobrze cię widzieć znowu na nogach.
- Dziękuję. A co u ciebie?
- Dobrze. Właśnie skończyłem rzeźbić pewną figurę z drewna i jestem z
niej bardzo zadowolony. Zamierzam ją pokazać, kiedy będę się ubiegał o
stypendium. Poza tym posłuchałem twojej rady i kupiłem jeszcze trochę
gliny. Mam dzięki temu dodatkowo dwie rzeźby, które mogę
zaprezentować. Profesor pokazał je kilku swoim zamożnym znajomym, by
poprosić o wsparcie dla „uzdolnionego i dobrze się zapowiadającego
rzeźbiarza", jak powiedział. - Uśmiechnął się, ukazując lśniąco białe zęby.
- Bardzo mnie to cieszy, Johanie. Życzę ci z całego serca, żeby ci się.
udało.
- Wiem. Ale opowiadaj o sobie. Bardzo jestem ciekaw, co słychać.
- Widziałeś recenzję w gazecie?
Skinął głową i spojrzał na Elise z czułością.
- Miałem nadzieję, że ty ją przeoczysz, choć spodziewałem się, że
prędzej czy później o niej się dowiesz. Nie przejmuj się tym. Oboje
zdawaliśmy sobie sprawę, że książka może się spotkać z oburzeniem i
pogardą. Wiedziałaś o tym już wtedy, kiedy ją pisałaś. Najbardziej irytuje
mnie to, że gazeta zamieszcza krytykę, a żaden z redaktorów sam nie
czytał książki. To typowe. Recenzenci zwykle przedstawiają swój punkt
widzenia, lecz rzadko mają odwagę być uczciwi.
- Już prawie nie myślę o tej recenzji, ale byłam zła, kiedy ją czytałam.
- Spotkałaś kogoś, kto o niej wspominał? Skinęła głową.
- Majster Paulsen. Ale jestem pewna, że nie domyśla się, że to ja
napisałam książkę. Poza tym Samson, kancelista, z którym pracuję w
jednym pokoju i który jest bardzo ciekaw, kto może być autorem. Uważa,
że książkę mogła napisać Olafia Johannsdottir. Nikt nie wie tyle co ona o
prostytutkach z Vaterlandu. - Uśmiechnęła się.
Johan roześmiał się.
- To nie jest głupi pomysł. Jeżeli Samsonowi się uda wmówić ludziom,
że to ta Islandka napisała, to twoja książka nabierze znaczenia. Może to
nawet doprowadzić do tego, że twoimi opowiadaniami zainteresuje się
jakieś norweskie wydawnictwo i zechce je wydać. Mimo że Olafia
Johannsdottir mieszka w Norwegii zaledwie od kilku lat, już zdobyła sobie
szacunek. Fakt, że posiada odpowiednie wykształcenie, na pewno jej w
tym pomógł. Wiadomo o niej również, że uszyła pierwszą islandzką flagę.
- Zamilkł i przez chwilę patrzył na Elise, nic nie mówiąc. Książka i panna
Johannsdottir zeszły nagle na dalszy plan. - Jeżeli dostanę stypendium, to
możliwe, że wyjadę do Paryża, Elise. Skinęła głową.
- Domyślam się.
- Na rok lub dwa lata. Może na trzy.
Elise poczuła dławienie w gardle, ale nie mogła się z tym zdradzić przed
Johanem. Ponownie skinęła głową, nie odzywając się.
- Czy dobrze ci się układa, Elise? - Jego wzrok mówił więcej niż słowa.
Czy chodziło mu o jej związek z Emanuelem? Czy miał nadzieję, że
jednak im się nie układa?
- Miałam szczęście, że dostałam posadę w kantorze, a do tego jeszcze
Hilda może przez cały dzień zajmować się Hugo.
Johan milczał, czekał, aż Elise będzie mówić dalej.
- Podoba nam się na Hammergaten, chociaż tęsknię za wodospadem. -
Spróbowała się uśmiechnąć.
Zapadła cisza.
- A poza tym?
- Poza tym mam ostatnio pewien kłopot, ale ufam, że mi się uda znaleźć
rozwiązanie. Kristian został obwiniony o to, że ukradł zegarek koledze z
klasy, temu, który wszczął bójkę wtedy przed nocą świętojańską. Chłopak
bardzo dokazuje w szkole, prawdopodobnie zazdrości innym lepszych
wyników. Wczoraj wieczorem poszłam z Kristianem do jego rodziców,
żeby porozmawiać. Ojciec zachował się bardzo nieprzyjemnie i zapowie-
dział, że jeżeli zegarek się nie znajdzie do wieczora, zgłosi kradzież na
policję.
Johan zmarszczył czoło.
- Dziwne, że nie zameldował o tym od razu.
- Pomyślałam o tym samym.
- Co zamierzasz zrobić?
- Nie wiem. Nie jestem niemal w stanie myśleć o niczym innym.
Kristian nigdy się od tego nie uwolni, jeżeli zostanie napiętnowany jako
złodziej.
- Czy Emanuel nie może pójść na policję i uprzedzić ojca tego
chłopaka? Myślę, że konstable prędzej wysłuchają jego niż tego
awanturnika.
Elise spuściła wzrok. Delikatnie zasugerowała to Emanuelowi, ale on
nie chciał iść na posterunek. Johan zapewne odgadł jej myśli.
- Zobaczę, co mogę zrobić, żeby ci pomóc, Elise. Zamilkł i przez chwilę
się jej przyglądał.
- Marzę o tym, byś mogła wyjechać ze mną do Paryża. Nie tylko ty, ale
również cała twoja gromadka.
Elise nie zdołała spojrzeć mu w oczy.
- Wiem, o czym myślisz, Elise. Kiedy odwiedziłem cię w szpitalu,
zrozumiałem, że oboje jeszcze się z tym nie uporaliśmy. Jesteś zła na
Agnes, że wydaje pieniądze, które zarabiam, a mnie nie stać, żeby kupić
więcej gliny, ja natomiast mam żal o to, że zlitowałaś się nad Emanuelem i
pozwoliłaś mu wrócić. Każde z nas jest związane przysięgą małżeńską, ale
mamy chyba prawo czasami pomarzyć?
Elise nie odpowiedziała.
- Kto wie, może kiedyś, kiedy nasze dzieci dorosną... - urwał nagle.
„Nasze dzieci"... A więc nadal uważał Larsa za swojego syna. To
oburzające.
- Dlaczego nic nie mówisz, Elise? Hilda poszła coś załatwić, żebyśmy
mogli przez chwilę pobyć sami. Domyśla się, jak to z nami jest. Chyba
uważa, że to smutne, że poświęcamy się dla dobra dzieci.
Elise podniosła wzrok.
- Czytałeś ostatnie opowiadanie?
Uśmiechnął się smutno.
- Miałem nadzieję, że ułożysz inne zakończenie.
- Też bym tego chciała.
- Co byś wtedy napisała?
- Że w końcu przeżyli wspólnie kilka lat. Objął ją.
- Kocham cię, Elise. Myślę, że kocham cię od chwili, kiedy ujrzałem cię
jako piegowatą dziewczynkę, gdy miałaś trzy-cztery lata. To potwornie
niesprawiedliwe, że nie dane nam było się pobrać, nam, którzy
obiecaliśmy sobie dozgonną wierność i wierzyliśmy, że spędzimy ze sobą
całe życie.
Poszukał jej ust, a Elise nie zdołała się oprzeć, odwzajemniła jego
pocałunek z tęsknotą tak gwałtowną i intensywną, że zakręciło się jej w
głowie. Przywarli do siebie z całej siły, ciągle nie byli dość blisko. Elise
nie miała wyrzutów sumienia, że znalazła się w ramionach Johana, czuła,
że to jedyne, co słuszne. Właśnie przed chwilą to powiedział: obiecali
sobie nawzajem dozgonną wierność i wierzyli, że spędzą ze sobą całe
życie. To Johana kochała, za nim tęskniła i o nim marzyła.
Tygodnie, miesiące i lata w jednej chwili przestały się liczyć, znalazła
się w punkcie, gdzie wszystko się zaczęło, w momencie, kiedy nagle oboje
zrozumieli, że czują do siebie coś więcej niż przyjaźń. Stali z Johanem w
ciemnym zakamarku na nieoświetlonej klatce schodowej w czynszówce
Andersengarden i wykradali sobie pierwsze, niezdarne pocałunki. W
następnej chwili przeżyła jeszcze raz gorące godziny, gdy znaleźli się sami
w kuchni pani Thoresen i gdy siedziała na jego kolanach, czując jego
szorstkie, spracowane dłonie, wślizgujące się pod koszulę i przesuwające
ostrożnie po jej ciele. Albo kiedy leżeli w zacisznym zagłębieniu na
polanie i całowali się do utraty tchu. Przypomniała sobie pewną niedzielę,
kiedy poszli aż do Grefsen, znaleźli w lesie skrawek suchego i miękkiego
mchu i oddawali się pieszczotom od wczesnego ranka do późnego
wieczora.
Pragnęła, by i dziś mogła przeżywać to samo. Pójść do lasu w Grefsen i
leżeć w objęciach Johana pod drzewem, słuchać śpiewu ptaków i
pozwalać promieniom słońca, przedzierającym się przez gęste liście, igrać
na nagiej skórze.
Nie miała siły mu się oprzeć, nie potrafiła myśleć teraz o innych,
chciałaby odgrodzić się od całego świata na zewnątrz. Pocałunki Johana
stawały się coraz gorętsze, ręce bardziej pożądliwe, oddech coraz krótszy.
Czuła, jak jej serce wali, a ciało przebiegają przyjemne dreszcze. Zaraz
żądze wezmą górę, wiedziała, że to się stanie, jeszcze chwila, a nie zdołają
się już powstrzymać. Kręciło jej się w głowie i szumiało w uszach jak po
mocnym trunku. Czuła się słaba i bezwolna w jego ramionach.
Chorobliwie za tym tęskniła, lecz zawsze odpędzała myśl o tym, gdy tylko
się pojawiła. Teraz dopuściła ją do głosu, pozwoliła uczuciom znaleźć
ujście.
- Elise... - rozległo się niczym jęk. - Tak strasznie za tobą tęskniłem. Nie
potrafię bez ciebie żyć, Elise, bez ciebie zginę. Wiem, że nie powinienem
tego mówić, ale teraz nie mam siły z tym walczyć. Chciałbym, żebyśmy
mogli przekreślić kilka ostatnich lat i przeżyć je na nowo. Wtedy nie
odstąpiłbym od ciebie nawet na sekundę, nie słuchałbym kłamstw,
ufałbym ci bez względu na to, co usiłowaliby mi wmówić inni. Ty i ja
jesteśmy dla siebie stworzeni, każdy inny nasz krok to pomyłka. Wiem, że
nie masz sumienia narazić dzieci, by je wytykano palcami jako te z
rozbitego małżeństwa. Być może nie masz też sumienia odejść od
Emanuela. Mimo to usta moje pali błaganie: Powiedz, że możemy jeszcze
być razem! Obiecaj mi, że mam do czego dążyć, że istnieje dla mnie
nadzieja, której bym mógł się uchwycić w chwilach zwątpienia!
- Kocham cię, Johanie. Nigdy nie przestałam cię kochać, nawet kiedy
dostałam twój list, w którym zerwałeś nasze zaręczyny, nawet wtedy,
kiedy przyjęłam od Emanuela propozycję małżeństwa. Myślę, że należę do
tych, które mogą kochać tylko jednego miłością, która trwa całe życie.
Zadaję sobie pytanie, czy źle postąpiłam, że wybaczyłam Emanuelowi i
zgodziłam się, by wrócił, zwłaszcza teraz, kiedy wiem, że Agnes...
Nagle zamilkła, sparaliżowana myślą, że się wygadała, czując, jak strach
wypełnia jej piersi.
Johan powoli rozluźnił ramiona.
- Co wiesz o Agnes? - spytał zdumiony, najwyraźniej o niczym nie
wiedział.
- Nie, nic... to znaczy... - ogarnęły ją mdłości ze strachu. Johan nie
zdawał sobie z niczego sprawy, a ona obiecała sobie, że nikt inny poza
Agnes nie może tego mu wyjawić. - Chodziło mi o to, że Agnes została w
Kopenhadze.
- Wcale nie to miałaś zamiar powiedzieć.
Nagle coś wkradło się między nich, coś, co zburzyło cały urok.
Elise próbowała ratować sytuację.
- Gdybyście się kochali, Agnes przyjechałaby razem z tobą do domu.
Johan patrzył Elise w oczy, trzymając ją w pewnej odległości.
- Powiedz to, Elise! Widzę po tobie, że o czymś wiesz. Pokręciła głową,
czując, jak łzy pieką pod powiekami.
- Nic nie wiem.
- Powiedz, o czym słyszałaś! - Jego głos brzmiał stanowczo. Johan
musiał sobie zdawać sprawę, że chodzi o coś poważnego.
Elise ponownie pokręciła głową i zacisnęła usta, walcząc z płaczem.
- Nie pytaj mnie, Johan. Nie mogę ci powiedzieć. Nie wiem nawet, czy
to prawda.
- Rozmawiałaś z którąś z jej przyjaciółek? Czy pokazała się w mieście,
kiedy mnie nie było?
Elise uparcie zaprzeczała ruchem głowy.
- Proszę cię, nie pytaj mnie. Nie mogę powtarzać plotek. Johan stał
nieruchomo i patrzył jej w oczy.
- Mówisz, że zadawałaś sobie pytanie, czy postąpiłaś źle, że się
zgodziłaś, by Emanuel wrócił, zwłaszcza teraz, kiedy dowiedziałaś się
czegoś o Agnes. To, co wiesz, musi być bardzo ważne, bo inaczej nie
brałabyś tego pod uwagę. Co sprawiłoby, że opuściłbym Agnes albo Agnes
odeszła ode mnie? To ostatnie na pewno się stanie, kiedy zakocha się w
kimś, kto zdoła ją utrzymać. Jednak ty i ja doszliśmy do wniosku, że
powinniśmy przede wszystkim oszczędzić dzieci. A więc musi to mieć
związek z Larsem.
Elise poczuła, że zbladła. Zrobiło jej się zimno, pociemniało w oczach.
Nie miała wyjścia, Johan się nie podda, zanim nie wydobędzie z niej
prawdy.
- To, co słyszałam, nie musi mieć związku z Agnes, to tylko moja
fantazja robi ze mną, co chce.
- Ale natychmiast powiązałaś tę wiadomość z Agnes.
- Wiesz, że ją dobrze znam. Zawsze była żądna przygód, ty sam zresztą
miałeś pewne podejrzenia. W każdym razie kiedyś.
- Elise, przestańmy się bawić w kotka i myszkę. Domyślam się, że o
czymś wiesz, i nie poddam się, dopóki mi nie powiesz. Jeżeli naprawdę
mnie kochasz, nie możesz mnie dręczyć w ten sposób. Czy ma to coś
wspólnego z Larsem?
- Nie, i jak mówiłam, nie jestem pewna, że ma jakiś związek z Agnes.
Spotkałam siostrę Magnusa...
Zauważyła, że zbladł na twarzy, wypuścił ją z objęć, odwrócił się i
ruszył do drzwi.
- Nie musisz mówić nic więcej. Zrobiła dwa szybkie kroki w jego
stronę.
- Johan, poczekaj! Nie jest tak, jak myślisz. Nie wiem nic na temat
Larsa. Rakel powiedziała tylko, że Magnus jest w Kopenhadze.
Johan nagle się odwrócił. Przez jego twarz przebiegł krzywy uśmiech.
- Może pojechał tam na wakacje? Elise zarzuciła mu ręce na szyję.
- Johan, tak mi przykro. Nie zamierzałam ci tego mówić. Odsunął ją od
siebie.
- Wiedziałaś, że Magnus wyjechał do Kopenhagi, i nie chciałaś, bym się
o tym dowiedział? Czy właściwie zdajesz sobie sprawę, co to znaczy? Czy
naprawdę myślisz, że to przypadek? Jeżeli Magnus jest w Kopenhadze,
może to świadczyć tylko o jednym: że Agnes mnie okłamywała; ona i
Magnus nadal są razem i być może wcale się nie rozstali. To może również
oznaczać, że Lars jednak nie jest moim synem. Wiele razy o tym
rozmyślałem. W chwilach zwątpienia. - Głos mu się załamał. Elise
pociekły łzy po policzkach.
- Johan, tak mi przykro.
Głęboko wciągnął powietrze i ze świstem je wypuścił. Potem objął ją i
mocno przytulił. W milczeniu, bez słowa.
Wtedy poczuła ciepło na szyi i domyśliła się, że płacze. Kochał swojego
syna. Niepewność, którą dźwigał, musiała być nie do wytrzymania.
- Może wcale nie jest tak, jak ci się wydaje. - Sama słyszała, jak mało
przekonująco brzmiał jej głos. - Nie wolno ci się martwić na zapas.
- Wiem, że jednak tak jest. W głębi duszy cały czas to podejrzewałem.
Chociaż Lars nie jest aż tak podobny do Magnusa jak twój Hugo do
Ansgara, na próżno doszukuję się w nim moich cech. Jednak łudziłem się
nadzieją, że po prostu nie zawsze da się to zauważyć. Tak bardzo kocham
tego chłopca. - Jego ciałem wstrząsnął spazm.
- Mimo wszystko nie masz pewności. Nie wszystkie dzieci są podobne
do swoich rodziców. Nie wyciągaj wniosków, zanim nie porozmawiasz z
Agnes. Może ich miłość na nowo odżyła, a może Magnus pojechał do
Kopenhagi z zupełnie innego powodu.
- Nie wierzysz w to tak samo jak ja. Bo dlaczego zadawałabyś sobie
pytanie, czy dobrze zrobiłaś, pozwalając Emanuelowi wrócić?
Nie odpowiedziała. Wiedziała, że Johan ma rację. Była pewna, że
Magnus pojechał do Kopenhagi, żeby się spotkać z Agnes.
Wreszcie Johan podniósł głowę z jej ramienia i spojrzał na nią
błyszczącymi od łez oczami.
- I do jakiego doszłaś wniosku? Że podjęłaś jedyną słuszną decyzję?
Pokręciła głową.
- Wiesz, jak zmagałam się z tym pytaniem, czytałeś moje ostatnie
opowiadanie. Dopiero co powiedziałam, że chciałabym wymyślić inne
zakończenie.
- Że bohaterom udało się jednak przeżyć wspólnie kilka lat, zanim się
zestarzeli? To jeszcze tyle czasu, Elise.
Skinęła i przytuliła twarz do jego piersi.
- Tak, zbyt dużo czasu. Znowu zrobiło się cicho.
- Czy mogłabyś to rozważyć jeszcze raz?
Nagle poczuła się bezsilna, a w głowie miała pustkę. Chciałaby
krzyknąć „tak", lecz jednocześnie zdała sobie sprawę, że nie jest to takie
proste. Przytuliła się do Johana, głęboko wciągnęła powietrze.
- Kocham cię, Johanie. Przemyślę to jeszcze raz i dam ci odpowiedź,
gdy tylko będę mogła.
- Gdybyśmy wyjechali za granicę, dzieci nie musiałyby znosić docinków
z powodu rozwodu rodziców. Nie wszędzie tak jest, poza tym ludzie nie
muszą zaraz wszystkiego się dowiedzieć. A co się tyczy Emanuela, nie
mogę zrozumieć, że czujesz wobec niego jakieś zobowiązania.
- Obiecuję, że poważnie się nad tym zastanowię, Johanie. Nie masz
chyba Wątpliwości, czego najbardziej pragnę.
- Nie, dobrze o tym wiem i dlatego uważam, że nie wolno mi się ciebie
wyrzec.
Pocałował ją jeszcze raz, gorąco i czule. Oboje musieli jeszcze zbyt
wiele przemyśleć, by móc się poddać namiętności.
- Idź na pocztę i nadaj telegram do Agnes - zaproponowała. - Zażądaj
szczerej odpowiedzi!
Skinął głową.
- Zajrzę tu któregoś dnia w czasie przerwy obiadowej, gdy dostanę jakąś
wiadomość.
Pocałował Elise na pożegnanie i ruszył do drzwi. Otworzył je, lecz
zanim zniknął, przystanął jeszcze na chwilę i spojrzał na nią smutnym
wzrokiem.
- Bez względu na to, co się stanie, cieszę się, że cię mam, Elise.
- Możesz na mnie liczyć, Johanie.
Wiedziała, że powiedział to, żeby nie wywierać na niej presji. Taki był.
Jednocześnie serce jej krwawiło na myśl o tym, przez co będzie musiał
przejść. Nie powiedziała mu wszystkiego, czego dowiedziała się od Rakel.
To, że Magnus ma kochankę w Kopenhadze, nie mogło oznaczać nic
innego jak to, że chodzi o Agnes. Teraz Agnes będzie musiała wyznać całą
prawdę i może Johan się dowie, czy Lars jest jego synem, czy nie.
Elise z drżeniem zaczerpnęła powietrza i ostrożnie usiadła na krześle.
Całe ciało miała obolałe, jak gdyby ktoś sprawił jej porządne lanie.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Hilda pojawiła się niemal w tej samej chwili, może zwlekała z po-
wrotem, żeby im nie przeszkadzać.
- Jak poszło? - uśmiechnęła się, radosna i pełna nadziei. Nagle musiała
zwrócić uwagę, że coś jest nie tak, jak powinno, i uśmiech na jej twarzy
zgasł. - Czy coś się stało?
- Wygadałam się i powiedziałam Johanowi coś o Agnes, czego się
niedawno dowiedziałam.
- To chyba nic takiego?
- Niestety, coś bardzo poważnego. Spotkałam Rakel, siostrę Magnusa
Hansena. Powiedziała mi, że Magnus jest w Kopenhadze i stara się tam o
pracę. Przyznała się też, że go zapytała, dlaczego tam jedzie, a on się
roześmiał i powiedział, że ma tam kochankę. Tego ostatniego nie
zdradziłam Johanowi, to nie było konieczne.
Hilda wyglądała na zdenerwowaną.
- Wcale mnie to nie dziwi. Zdumiewa mnie jedynie to, że ciebie i Johana
to tak zaskoczyło. Znasz Agnes. Nigdy nie potrafiła być z jednym
chłopakiem.
Elise puściła mimo uszu tę uwagę.
- Bardzo się tym przejął. Teraz będzie się starał to potwierdzić.
- Mam nadzieję, że Agnes zachowa się na tyle uczciwie, by przyznać, że
chłopczyk nie jest synem Johana. Bo na pewno nie jest.
Elise westchnęła.
- Szczerze Johanowi współczuję.
- Ja też. Nawet jeśli do tej pory nie chciał wyjechać do Paryża, to na
pewno teraz się zdecyduje. Stracił wszystko. Najpierw ciebie, a teraz syna.
- Hilda spojrzała na siostrę z wyrzutem.
- Patrzysz na mnie, jak gdyby to była moja wina.
- Nie uważam, że to twoja wina, ale jeszcze coś możesz naprawić.
Elise wywróciła oczami.
- Ty też nie zaczynaj. Muszę to w spokoju przemyśleć.
- A więc poprosił cię, byście znowu byli razem? Przytaknęła.
- Zrób to, Elise! Powiedz „tak", zanim wyjedzie z kraju! Emanuel nie
zasługuje na nic lepszego po tym, co zrobił.
Elise wolno skierowała się do drzwi.
- Nie wiem, jak chłopcy to przyjmą.
- Za kilka lat Kristian dorośnie i nie wchodzi w rachubę. Poza tym nie
jest twoim synem, choć udajesz, że tak. Peder i Evert będą zachwyceni, że
mogą przeżyć coś nowego. W każdym razie Peder, któremu tak ciężko
idzie w szkole.
- Właśnie! Jak on da sobie radę w obcej szkole, w obcym kraju, w
którym mówi się w obcym języku?
- Może we Francji lepiej potrafią pomóc takim dzieciom? Wtedy będzie
mógł przynajmniej zrzucić winę na trudności językowe.
Elise nie mogła się nie uśmiechnąć.
- Pragnęłabym, by udzieliło mi się trochę twojego braku od-
powiedzialności.
- Mojego optymizmu, chciałaś powiedzieć.
W tej samej chwili z pokoiku dobiegły je pogodne dziecięce głosy.
- Hugo i Isac się obudzili. - Hilda ruszyła w stronę drzwi do pokoiku, a
Elise podążyła za nią.
Hugo był tak zapatrzony w Isaca, że ledwie zwrócił na matkę uwagę.
Baraszkowali razem w łóżku, bawili się i śmiali. Hilda zwróciła się do
Elise.
- Czy to nie cudowny widok? Teraz chyba rozumiesz, czemu chciałam,
by Hugo tu przychodził.
Elise kiwnęła głową.
- Myślę, że pójdę już do kantoru, to może będę trochę przed czasem.
Muszę coś wymyślić, żeby ojciec Kukułki nie poszedł na policję.
- Dobrze, ale nie zapomnij o tym, co ci mówiłam. Nie wiadomo, czy
jeszcze kiedyś będziesz miała taką możliwość. Jeżeli Johan-zdąży
wcześniej wyjechać do Paryża, to nie licz na to, że jeszcze kiedyś wróci do
domu. W każdym razie jeżeli mu się powiedzie.
Słowa Hildy dźwięczały jej w uszach przez resztę dnia. Johanowi na
pewno się powiedzie. Hilda miała rację, to nic pewnego, że wróci do
Norwegii, zwłaszcza teraz, gdy nic go tu nie wiąże, jeśli to prawda, że
Lars nie jest jego dzieckiem i Agnes to potwierdzi. Wprawdzie Johan
zostawił tu siostrę, ale Anna była tak szczęśliwa z Torkildem, że już nie
potrzebowała opieki brata.
Elise zauważyła, że nie może skoncentrować się na pracy. W dodatku
Samson stał się bardzo rozmowny i wyraźnie chciał wykorzystać okazję,
kiedy nie było panny Johannessen. Elise myliła się, pisząc na maszynie, i
musiała wymazywać błędy. W tych miejscach zostawały ciemniejsze
plamy, nie dało się tego uniknąć, a poza tym zabierało to mnóstwo czasu.
Była całkiem wykończona, gdy wreszcie dzień pracy się skończył.
Hugo był zmęczony i kapryśny po długim dniu zabawy, a wszystkie
trudne myśli, które kłębiły się w jej głowie, sprawiały, że czuła się
rozdrażniona i zniecierpliwiona. Kiedy wreszcie dotarli do furtki przy
Hammergaten, miała największą ochotę się położyć.
Emanuel siedział za domem w ogrodzie i czytał gazetę. Mógłby
przynajmniej odebrać Jensine od sąsiadki! Pani Jonsen nie była już młoda
i miała małą od wczesnego rana, to nie w porządku tak ją wykorzystywać.
- Nie odebrałeś Jensine? Odchrząknął w odpowiedzi i czytał dalej.
Elise czuła wzbierającą irytację. Pracowała tak samo długo jak on, a
mimo to sama musiała wszystko w domu robić. Obiecał, że skopie grządki
i skosi trawę, ale ani jednego, ani drugiego nie zrobił. Albo czytał gazetę,
albo przechadzał się ze Schwenckem. Skończyły się ich wspólne spacery,
odbywali je tylko po to, żeby ćwiczyła chodzenie.
Posadziła Hugo na kuchennych schodach i pośpieszyła do domu
sąsiadów. Kiedy wróciła z Jensine w wózku, Hugo siedział i płakał.
Emanuel wstał.
- Czy w tym domu nie można znaleźć chwili spokoju? Elise nie
odpowiedziała, zacisnęła usta, wzięła Hugo na ręce i zaniosła do kuchni, a
Jensine zostawiła w wózku tuż przy wejściu.
Hugo uspokoił się, gdy dostał w kubku wodę do picia i suchą kromkę
chleba do żucia. Elise tymczasem zabrała się do robienia kolacji.
Chłopcy zwykle wracali do domu coś zjeść, a potem biegli jeszcze na
polanę. Elise wyjrzała przez okno. Emanuel włożył kurtkę i wziął laskę,
widocznie zamierzał wyjść, nie czekając na kolację.
Wychyliła się przez drzwi.
- Chyba nie wyjdziesz bez jedzenia?
- Wyjdę. Boli mnie głowa i dłużej nie zniosę tego wrzasku. Spojrzała na
niego i nagle spostrzegła, że jest blady.
- Czy stało się coś złego? Zaprzeczył.
- Nie, tylko strasznie boli mnie głowa. Przepraszam cię, Elise, może
powinienem ci pomóc. - Mówiąc to, skierował się do wyjścia, nawet na
nią nie spojrzał.
- Widziałeś chłopców? - zawołała za nim.
- Nie, nie pokazali się tu, odkąd jestem w domu.
- Nie wiesz, czy Kukułka znalazł swój zegarek?
Zobaczyła, że pokręcił głową, zanim zniknął za rogiem. Irytacja rosła.
Może powinien jej pomóc! Nie zniesie dłużej tego wrzasku. Po pierwsze
bezwzględnie powinien jej pomóc, a po drugie Hugo dawno już przestał
płakać i dzieci zachowywały się spokojnie.
Zostawiła Hugo, żeby sam sobie wkładał kawałeczki chleba do buzi, i
pobiegła do ogrodu zdjąć pranie. Krzak porzeczek zaczynał chyba schnąć i
należało go podlać. Owoce już dawno dojrzały, ale nie pozwoliła dzieciom
ich zjadać, bo zamierzała zrobić dżem. Kwiaty na klombie przy ścianie
domu również smutno zwiesiły główki. Na nic się zdały próby nauczenia
Emanuela, by pomagał jej w pracach domowych, to było poniżej jego
godności, jak się domyślała, ale z ogrodem powinien sobie poradzić. Teren
nie był duży, a prace w ogrodzie tak samo mogły należeć do obowiązków
mężczyzn, jak i kobiet. Podlewanie roślin i spulchnianie ziemi powinny
być naturalnymi czynnościami dla kogoś, kto wychował się na wsi.
Myśli Elise powędrowały ku Johanowi. On nigdy by nie siedział i nie
czytał gazety w czasie, gdy ona wypruwała sobie żyły. On by nie narzekał,
że dzieci hałasują, tylko by się nimi zajął. Spróbowałby się dowiedzieć, co
Kukułka zrobił z zegarkiem, zamiast iść z kolegą na spacer.
Dlaczego choć raz nie mogła wziąć przykładu z Hildy i po prostu
pomyśleć o sobie?
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Agnes wzięła Larsa na ręce i podeszła do drzwi. - Chodź, Magnus,
idziemy!
Przez cały tydzień cieszyła się na wyprawę do Tivoli i wczoraj wreszcie
dostała wypłatę. Nie zostanie zbyt wiele z tych pieniędzy na życie, ale
może przecież wysłać telegram do Johana i poprosić o więcej.
Myślała, że Magnus trochę sobie odłoży, jak zapowiadał wcześniej na
wiosnę. Jego teść był zamożnym człowiekiem i Magnus dostał w spadku
po żonie kilka koron. To niepojęte, że zdążył wszystko wydać, skoro
wiedział, że ma przyjechać do Kopenhagi, gdy Johan wróci do Norwegii.
Teraz to ona musi go utrzymywać, a nie na odwrót. Wprawdzie robił, co
mógł, żeby znaleźć pracę, a kiedy coś znajdzie, na pewno będzie im
łatwiej, ale złościło ją, że musi na niego wydawać swoje pieniądze.
Poza tym wszystko przebiegało tak, jak się spodziewała. Dobrze jej było
z Magnusem. Nie był tak poważny jak Johan, nie tak porządny i nudny. Z
Magnusem mogła siedzieć do późna w nocy i rozmawiać o wszystkim i o
niczym, nie wstydząc się, że wie tak niewiele, nie martwiąc o jutrzejszy
dzień. Wygłupiali się i śmiali, pili poncz i śmiali się jeszcze bardziej. W
dodatku był boski w łóżku!
Nigdy nie powinna była wychodzić za Johana. Ale skąd mogła wiedzieć,
że żona Magnusa tak szybko odejdzie? Poza tym miała ochotę na Johana,
zwłaszcza że Elise chodziła taka dumna, gdy się z nim zaręczyła. To
najwspanialszy chłopak w całym Sagene, zwykła mówić. Strasznie ją to
denerwowało.
Lecz oto pojawił się Magnus, znudził się żoną i chciał się trochę
zabawić. To musiało się źle skończyć. Chwała Bogu, że Johan niczego się
nie domyślił! Teraz Johan pewnie wyjedzie do Paryża i będzie sławny. A w
tym czasie ona i Magnus mogą sobie chyba pozwolić na odrobinę
przyjemności? „Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal", mawiała
zwykle jej matka.
Zeszli po schodach, odwróciła się do Magnusa i powiedziała:
- Wyciągnij wózek z komórki!
Wkrótce spacerowali w dół ulicy, ramię w ramię, nikt ich nie znał tu w
mieście. Kiedy tak szli, mówiła sobie, że jest żoną Magnusa. To, że Lars
jest ich synem, to w każdym razie prawda.
- Widzisz tam tę kobietę? - Magnus nagle zwolnił kroku.
- Co to za jedna?
- Widziałem się z nią dziś w pośredniaku. Jest Norweżką, niezła lala.
Agnes szturchnęła go w ramię.
- Przestań!
Magnus roześmiał się.
- Nic nie rozumiesz? Puściła do mnie oko. Może dzięki niej łatwiej
znajdę pracę.
Agnes spojrzała na kobietę. To prawda, co mówił Magnus, była
prawdziwą damą.
- No to idź i zagadaj z nią!
Magnus gwizdnął, a tamta odwróciła się. Musiała go rozpoznać, bo
uśmiechnęła się od ucha do ucha. Podeszła bliżej.
- Czy to pan Magnus Hansen? To pan dziś rano był u nas w biurze i
pytał o pracę?
Magnus uśmiechnął się i przytaknął.
- Tak, zgadza się. - Potrafił ładnie mówić, jeśli chciał.
- Czy to może pańska żona? - nieznajoma podała Agnes dłoń na
powitanie, a Agnes uśmiechnęła się i skinęła głową.
Kobieta zerknęła na Larsa.
- Jakiego ślicznego ma pan synka. Skóra zdjęta z ojca - dodała i
uśmiechnęła się do Magnusa szelmowsko.
Magnus odpowiedział uśmiechem. Agnes nigdy nie widziała, by tyle się
uśmiechał co teraz. To ją złościło. Mruknęła coś, usprawiedliwiając się, że
czegoś zapomniała, i pobiegła z powrotem do domu.
Kiedy wróciła, kobiety już nie było.
Magnus zachowywał się jakoś inaczej.
- Co cię napadło? Czy nie wolno mi już pogadać z ludźmi? - rzucił
rozdrażniony.
Agnes spuściła wzrok.
- Nie musiałeś z nią flirtować.
- Robię, co mi się podoba. Nie jesteś moją żoną.
Agnes nagle się przestraszyła. Po raz pierwszy się kłócili. Wsunęła rękę
pod jego ramię i uśmiechnęła się.
- Przepraszam. To się więcej nie powtórzy. Przez chwilę szli w
milczeniu.
- Co ci jest? Powiedziałam przecież, że to się więcej nie powtórzy.
- To nie w porządku, Agnes. Nie możemy tak postępować. Johan myśli,
że jest ojcem Larsa, i trzeba go wyprowadzić z błędu. Wiem, co zrobimy.
Spojrzała na niego zdziwiona.
- Ta kobieta powiedziała, że jest robota do wzięcia za tamą.
- Za tamą? - Zrobiła wielkie oczy.
- Nie rozumiesz? Ameryka! Mówiła, że możemy pożyczyć pieniądze, a
kiedy będziemy na miejscu, będą na nas czekać ludzie i nas odbiorą.
Ściągają wszystkich, bo kraj jest zbyt duży dla tych, co tam mieszkają.
Norwedzy zarabiają duże pieniądze, mówiła, budują sobie wielkie domy z
werandą i całą resztą.
Agnes czuła się oszołomiona i kręciło się jej w głowie od tego, co
usłyszała. - Miała jechać do Ameryki? Ona i Magnus?
- Ale co ja powiem Johanowi?
- Powiesz mu, że Lars nie jest jego synem, i każesz uporządkować
papiery.
- Ale on padnie trupem.
- E tam. Prędzej mu ulży. Sama mówiłaś, że nie był zachwycony, kiedy
przyjechałaś.
- Ale on tak kocha Larsa.
- Wiem, lecz nie masz wyboru. To nie w porządku, Agnes, kazać
biedakowi wierzyć w coś, co nie jest prawdą. Nie jestem wprawdzie jego
dobrym kolegą, ale poznałem trochę dobre obyczaje j uważam, że nie
możemy tak robić. Poza tym chcę, żeby ludzie wiedzieli, że Lars jest
moim dzieckiem!
Agnes nie odpowiedziała. Cały wieczór w wesołym miasteczku miała
zmarnowany.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Elise dreptała nerwowo wokół domu. Chłopcy jeszcze nie wrócili, a już
dawno powinni leżeć w łóżkach. Emanuel też jeszcze nie przyszedł ze
spaceru, to wydawało się równie dziwne. Myślała o tym, żeby wybrać się
do któregoś z kolegów z klasy Kristiana i wypytać, czy może coś wiadomo
na temat zegarka Kukułki, ale nie mogła zostawić Hugo i Jensine samych.
Pani Jonsen nie było w domu, a innych sąsiadów jeszcze tak dobrze nie
znała.
Teraz to tylko kwestia czasu, by ojciec Kukułki udał się na policję i
oskarżył Kristiana, a tu w rodzinie nikt nic nie zrobił, by temu
przeszkodzić. Złościło ją to i przerażało. Kristian nie zasłużył na coś
takiego, ale najgorsze jest to, że ta sprawa może go napiętnować na całe
życie. Elise nie sądziła, by zatrzymano chłopaka w areszcie bez żadnych
dowodów, ale wystarczy, by konstable wkroczyli do domu w pełnym
umundurowaniu na oczach wszystkich sąsiadów. Wtedy nie tylko Kristian
zyska sobie złą sławę.
Dlaczego Emanuel nic nie zrobił, żeby pomóc Kristianowi? Dlaczego
nie poszedł na policję i nie próbował złożyć wyjaśnień? Emanuel mimo
wszystko jest tym w ich rodzinie, który budzi największy respekt. Po
pierwsze jest mężczyzną, po drugie pochodzi z dobrej rodziny, poza tym
dobrze się prezentuje, jest uprzejmy i mówi uczonym językiem. Była
pewna, że na policji płaszczyliby się przed nim i dwa razy zastanowili,
zanim by zaczęli rozpatrywać zgłoszenie ojca Kukułki.
Rozczarował ją. Zanim się tu przeprowadzili, robił wszystko, o co go
poprosiła, a nawet więcej. Starał się, jak mógł, żeby się poprawić, a kiedy
leżała w szpitalu, wiernie odwiedzał ją co dnia. Ostatnio jednak stawał się
coraz bardziej leniwy. Mimo wszystko jeszcze całkiem niedawno leżała w
łóżku bez władzy w rękach i nogach, a on już teraz zrzucił na nią
wszystkie domowe obowiązki. Musiał przecież widzieć, że jest śmiertelnie
zmęczona, i gdyby choć trochę się o nią martwił, powinien jej pomóc.
Wyszła do ogrodu i skręciła za róg domu. Hugo i Jensine spali, nic się
chyba nie stanie, gdy wyjdzie na chwilę na drogę.
Sąsiad naprzeciwko wyszedł z kosą i kosił trawę, a drugi obok podlewał
grządki. Zauważyła, że codziennie wieczorem zajmowali się ogrodem.
Widziała nawet, że jeden z nich poszedł na targ rybny i kupił świeże
śledzie, a drugi pomagał żonie rozwiesić gałgankowe chodniki, żeby
wyschły. Emanuelowi nie byłoby chyba trudniej niż im. Jeżeli rodziny nie
stać na pomoc domową, a oboje małżonkowie pracują, to naturalne, że
mężczyzna też musi coś w domu robić.
Rozejrzała się w obie strony, ale nikogo nie zobaczyła. Przedtem nigdy
chłopcy nie wracali tak późno. Będzie musiała z nimi poważnie
porozmawiać.
Nagle dopadł ją strach. Musiało się coś stać. Może konstable znaleźli ich
na polanie i zabrali Kristiana? Może Peder i Evert tak się przerazili, że nie
byli w stanie wrócić do domu i o tym powiedzieć?
Ale chyba dzieci nie wsadza się do więzienia? Słyszała coś o zakładach
poprawczych dla niegrzecznych chłopców. To prawie jak więzienie. Może
jeszcze gorsze. Ci, którzy tam trafili, przebywali w zamknięciu, musieli
cały dzień pracować i spali w jednej wielkiej sali, z której nie mogli wyjść.
Grzeczni i zdeprawowani chłopcy obok siebie, duzi podporządkowywali
sobie słabszych, niektórzy tak się bali, że nie mogli zasnąć. Przeżyła
wstrząs, kiedy się o tych zakładach dowiedziała.
Strach wzmagał się. Kristian nie wytrzymałby w takim domu, pobyt w
takich warunkach okaleczyłby go na całe życie. Zanim zginął ojciec, Elise
nieustannie martwiła się o Kristiana. Była w nim jakaś nieustępliwość i
skrytość, coś mrocznego we wzroku, co ją przerażało. Ale kiedy
przeprowadzili się do domu majstra, chłopak się zmienił. Nigdy nie
rozumiała dlaczego. Czasami myślała, że z powodu aresztowania Johana,
innym razem, że sprawiło to pojawienie się Emanuela w ich życiu.
Właściwie to nie miało znaczenia, dlaczego się zmienił, być może po
prostu wyrósł z dąsów i przekory. Liczyło się tylko to, że stał się
niezwykle udanym chłopcem, opiekuńczym w stosunku do rodzeństwa i
miłym dla niej i Emanuela. Oskarżenie o kradzież mogłoby zniszczyć to,
co udało mu się osiągnąć, i sprawić, że znowu zamknie się w sobie.
Poczłapała z powrotem do domu. Sprzątnęła kilka zabawek, które Hugo
dostał od Hildy, siostra uznała, że Isac ma ich i tak za dużo. Potem wzięła
konewkę i zaczęła podlewać grządki. Czuła się tak zmęczona, że bolało ją
całe ciało, ale musiała się czymś zająć, żeby zagłuszyć strach.
Myślami powędrowała ku Johanowi. Gdyby przez resztę życia miała żyć
z Emanuelem, ciągle się na niego złoszcząc, to i tak lepiej, niż gdyby
posłuchała rady Hildy. Na dłuższą metę nie potrafiłaby tłumić irytacji i
odbiłoby się to na dzieciach. Dzieciom to nie służy, gdy wzrastają w domu,
w którym codziennie wybuchają kłótnie. Mimo że Emanuel był miły i
wrażliwy, zanim się przeprowadzili na Hammergaten i dopóki leżała w
szpitalu, wiedziała, że po prostu się starał, by mógł do niej wrócić, tak
samo jak się starał, żeby zrobić na niej wrażenie przez pierwszy okres
znajomości. Czy jego humory w ostatnich dniach były oznaką, że uznał, że
nie musi się już starać?
Pokręciła głową zdezorientowana. Właściwie nigdy nie rozgryzie
Emanuela. Czasami miała uczucie, że jest żoną człowieka, którego nie zna.
Potrafił być niezwykle miły i wyrozumiały, jak wtedy, kiedy rozmawiali o
jej książce i wyznał, że mu zaimponowała, ale jego negatywne nastawienie
wynikało z obawy przed kłopotami. A kiedy cofnęła się myślami do
czasów, gdy służył w Armii, a matka leżała chora, robiło jej się ciepło koło
serca i czuła, że mimo wszystko go kocha.
To jego matka go zniszczyła. Może odziedziczył po niej skłonność do
zmiennych nastrojów? W takim razie nie można go za to winić.
Nie odchodzi się od mężczyzny tylko dlatego, że jest niezadowolony i
nie chce pomagać w domu. W ogóle nie odchodzi się od mężczyzny. Nie
tu, w tej dzielnicy. Może artystki i pisarki lub bogate damy, które posiadają
własny majątek, ale nie zwykłe kobiety, a już tym bardziej robotnice. Nie,
musi przestać ulegać wpływom Hildy. Siostra jest specyficzna. Jaka inna
matka oddałaby swoje dziecko?
Nie może też słuchać Johana. Jest nieszczęśliwy, kocha ją i czuje się
samotny po powrocie do domu. Dopóki wierzył i miał nadzieję, że Lars
jest jego synem, był zdecydowany zostać z Agnes. Dla dobra dziecka. To
nie w porządku z jego strony, że próbował ją namówić, by odeszła od ojca
swoich dzieci. Kiedy wyjedzie do Paryża, zajmie się pracą, a smutek i
tęsknota odejdą na drugi plan. Była tego pewna.
Boże, co powinna zrobić? W jednej chwili miała ochotę zabrać ze sobą
całą gromadkę dzieci i podążyć za Johanem na koniec świata, a w
następnej wydawało się to niemożliwe. Sumienie i poczucie obowiązku
toczyło walkę z tęsknotą za Johanem, jej myśli to jeden wielki chaos, nie
wiedziała już, co jest dobre, a co złe.
Wreszcie w dole ulicy usłyszała ożywione chłopięce głosy. Znowu
doskoczyła do furtki i wybiegła na chodnik. W jej stronę szli wszyscy
trzej. Rozpłakała się z radości i pośpieszyła im na spotkanie.
- Tak się bałam! - otarła oczy brzegiem fartucha.
Peder jak zwykle odezwał się pierwszy, już pędził w jej stronę.
- Elise! Znaleźliśmy zegarek! Kukułka schował go!
- Znaleźliście? Naprawdę? - otworzyła usta ze zdumienia. - Gdzie?
- Pod jednym z krzaków. Dokładnie tam, gdzie Kukułka zostawił swoje
rzeczy. Szukaliśmy wszędzie, aż nagle Kristian podniósł gałęzie i
zobaczyliśmy coś błyszczącego. Ale wiesz co, Elise? To wcale nie jest
złoty zegarek, tylko podrabiany.
- Powiedzieliście to ojcu Kukułki? Kristian zabrał głos.
- Znaleźliśmy Kukułkę w Hallpaelskroken. Zbladł, kiedy pokazaliśmy
mu zegarek. Potem się rozbeczał ze strachu, że znowu dostanie lanie.
Obiecaliśmy, że nie powiemy nic jego ojcu, jeżeli przyrzeknie, że nigdy
więcej czegoś podobnego nie zrobi. Miał pójść do ojca i powiedzieć, że
sam znalazł zegarek.
Elise stała bez słowa i przyglądała się chłopcom. Była z nich tak dumna,
że aż rozpierało jej piersi.
- Jesteście najmądrzejszymi, najdzielniejszymi i najbardziej uczciwymi
chłopcami, jakich znam. Zasłużyliście na prawdziwą nagrodę. Chodźcie!
Podążyli za nią zaciekawieni i ożywieni. W domu Elise wyjęła stare
blaszane pudełko, które towarzyszyło jej od czasów, kiedy jeszcze
mieszkali w Andersengarden, otworzyła zardzewiałe wieczko i wręczyła
każdemu z chłopców po pięćdziesiąt ore.
Wszyscy trzej otworzyli szeroko oczy ze zdumienia.
- Naprawdę cię na to stać, Elise? - spytał Kristian z powagą. Elise
uśmiechnęła się. Zastanowiła się, ile razy słyszała to pytanie.
- Tak, stać mnie na to. Naprawdę zasłużyliście. Jestem z was dumna.
Odchodziłam od zmysłów, zanim was zobaczyłam. Teraz czuję, jak gdyby
wszystkie czarne chmury gdzieś odpłynęły.
Spojrzeli na nią dziwnym wzrokiem, potem uśmiechnęli się niepewnie i
popędzili do łóżek.
Elise wpatrywała się w okno. Jak mogła przedkładać własne szczęście
ponad szczęście chłopców? Najważniejsze jest to, co jest dla nich
najlepsze.
Chłopcy sami rozwiązali sprawę, to nieźle. Emanuel będzie się miał z
pyszna, kiedy wróci do domu i się dowie. Było wiele takich rzeczy,
których powinien się wstydzić.
Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Z pewnością wiele matek
przeżywa to samo co ona, zaharowują się na śmierć, żeby zapewnić jak
najlepsze warunki swojej niemałej gromadce dzieci, a mąż umywa ręce i
całą odpowiedzialność zrzuca na żonę. Najgorzej oczywiście mają te
kobiety, których mąż przepija całą wypłatę, ale dotyczy to również innych,
zwłaszcza tych, które są zmuszone chwytać się każdej pracy, żeby dorobić
parę koron. Może powinna o tym napisać? Wymyślić jakąś rodzinę, w
której matka pracuje po dwanaście godzin w fabryce albo po dziesięć w
kantorze, a potem śmiertelnie zmęczona wraca do domu, żeby zacząć swą
pracę numer dwa: sprzątanie, pranie pieluch, odrabianie z dziećmi lekcji,
gotowanie, łatanie spodni i cerowanie pończoch. A mąż w tym czasie czyta
gazetę. Takie opowiadanie z pewnością wywoła oburzenie wśród
mężczyzn, ale nie wśród kobiet. I na pewno nie będzie odpychające jak hi-
storia o Othilie.
Zaaferowana wyjęła papier i ołówek i od razu zaczęła pisać. Zmęczenie
jakby gdzieś odpłynęło, radość z powodu rozwiązania sprawy z zegarkiem
dodała jej nowych sił.
Zapisała kilka stron, kiedy usłyszała; że Emanuel otwiera kuchenne
drzwi. Jeszcze się z nim nie rozmówiła, ale zdążyła się uspokoić i była
gotowa przedyskutować kwestię podziału obowiązków w przyjazny, ale
stanowczy sposób.
Emanuel uprzedził ją.
- Przepraszam, Elise. Wiem, że powinienem był ci pomóc, ale miałem
potworny ból głowy.
Podniosła wzrok na jego twarz, która zdradzała, że naprawdę mu
przykro.
- Myślałam, że moglibyśmy uzgodnić podział prac domowych.
Spojrzał na nią, wyraźnie zdumiony.
- Podział prac?
- Tak. Dopóki nie stać nas na pomoc domową, jaką mają inni należący
do klasy średniej, i dopóki będę musiała pracować na cały etat, musimy
podzielić obowiązki.
Roześmiał się dziwnym, cichym śmiechem.
- Żartujesz?
- Nie, mówię jak najbardziej poważnie. Nie uda mi się pogodzić pracy w
kantorze z odbieraniem Hugo i Jensine, robieniem zakupów, gotowaniem,
pomaganiem chłopcom w lekcjach, a do tego podlewaniem ogrodu,
pieleniem grządek i koszeniem trawy. Poza tym muszę jeszcze
utrzymywać w porządku ubrania chłopców: łatać, cerować i prać, no i
prasować i krochmalić twoje koszule. Nie mogę zajmować się tym
wszystkim sama. Proponuję, żebyś dbał o ogród, pilnował, by nie zabrakło
węgla, drewna na opał i parafiny do lamp, przynosił drewno i wodę, a
także pomagał chłopcom w lekcjach i przyprowadzał Jensine zaraz po
powrocie z kantoru. Musisz jeszcze kłaść do łóżek Hugo i Jensine, tak
bym ja mogła w tym czasie zająć się całą resztą.
Przyglądał się jej, jakby była rzadkim zwierzęciem.
- Z kim rozmawiałaś?
- O co ci chodzi?
- Ktoś musiał cię zbuntować. Poza tym co tam piszesz?
- Zaczęłam nowe opowiadanie. Skoro mi się udało wydać pierwszą
książkę, nie mogę na tym poprzestać.
Widziała, że mu się to nie podoba, ale nie miał odwagi nic powiedzieć.
Widocznie poznał po jej twarzy, że mówi poważnie i nie jest w nastroju,
aby uznać jakikolwiek sprzeciw.
- O czym będzie ta historia? - Wolał pewnie porozmawiać o czymś
innym niż podział obowiązków.
- O rodzinie. - Elise nie chciała zdradzać więcej. - Chłopcy znaleźli
zegarek Kukułki. Łobuz schował go pod krzakiem tuż obok miejsca, gdzie
się rozbierał, żeby iść grać w piłkę.
Emanuel zdenerwował się.
- Co za drań! Mam nadzieję, że ojciec porządnie się z nim rozprawi!
- Tym razem mu się upiecze. Chłopcy obiecali, że nic nie powiedzą, pod
warunkiem że im przyrzeknie, że nigdy więcej czegoś podobnego nie
zrobi.
Emanuel uniósł brew.
- Dlaczego, do diaska, zgodzili się go oszczędzić?
- Płakał i błagał ich, bo widocznie panicznie boi się ojca. Dobrze go
rozumiem. Myślę, że Kristian zachował się wspaniałomyślnie, wybaczając
mu. Jestem z niego dumna.
Emanuel nie odezwał się. Nawet jeśli się nie zgadzał, nie okazał tego.
Jako były kapitan Armii Zbawienia nie powinien myśleć inaczej. Powoli
odwrócił się.
- Jestem zmęczony, pójdę się położyć.
- Spotkałeś się ze Schwenckem? Skinął głową.
- Przespacerowaliśmy się trochę, a potem poszedłem z nim do jego
sklepu, żeby mi dał coś na ból głowy.
- Go to właściwie za sklep?
- Z artykułami żelaznymi.
- Duży? To znaczy czy dobrze prosperuje? Zastanawialiśmy się kiedyś,
skąd Schwencke i jego narzeczona mają tyle pieniędzy.
- Myślę, że nieźle im idzie. Co prawda nie widziałem tam zbyt wielu
klientów, ale najwyraźniej dobrze zarabiają. - Wciągnął głęboko
powietrze. - Może ja też powinienem zacząć jako drobny sprzedawca, a
potem stopniowo rozwijać działalność. W zakładach Myren jeszcze przez
wiele lat nie awansuję.
Elise spojrzała na niego. Był taki pewien, że lepiej się poczuje, gdy
tylko się tu przeprowadzą, lecz domyślała się, że cierpiał z powodu braku
pieniędzy. Zresztą nie tylko dlatego. Męczył go nieustanny ruch i wrzawa
dookoła. Najbardziej chciałby zamieszkać tylko z nią, bez dzieci, ale
powinien wiedzieć, że to niemożliwe.
Niechętnie się podniosła. Ona też powinna się już położyć, by mogli
znowu się pogodzić. Wzięła dwie zapisane strony i schowała je pod
pluszowym obrusem w salonie. Następnie poszła uprzątnąć największy
bałagan.
Emanuel leżał już w łóżku, kiedy weszła na górę.
Wolałaby uniknąć zbliżenia, szczególnie dzisiaj, kiedy świeżo w
pamięci miała spotkanie z Johanem, ale Emanuel zawsze się złościł, gdy z
rzadka wynajdywała jakąś wymówkę.
Wśliznęła się do łóżka i czekała, aż się do niej odwróci, ale nic takiego
się nie stało. Na moment wstrzymała oddech. Nie ma ochoty?
Emanuel leżał całkiem nieruchomo.
Wreszcie odetchnęła z ulgą. Pewnie nadal tak bardzo go boli głowa, że
nie jest w stanie.
- Dobranoc, Emanuelu - rzekła tak łagodnie, jak tylko mogła.
- Dobranoc, Elise. - W jego głosie nie było ani urazy, ani złości.
Następnie odwrócił się do niej plecami i po chwili, jak się domyśliła,
zasnął.
Sama nie mogła zapaść w sen. Rozmyślała o tym, co powinna
odpowiedzieć Johanowi. Chyba nie do końca przemyślał to, o co ją prosił.
Nawet jeśli dostanie stypendium, to na pewno nie będzie tak wysokie, by
mógł ich wszystkich utrzymać. Czyżby zapomniał, że miała pięcioro
dzieci? Pewnie spytał pod wpływem silnej tęsknoty. Pięcioro dzieci, a
żadne z nich nie jest jego. Nie, na pewno dobrze się nie zastanowił.
Wiedziała, że nie mogłaby wyjechać. Nie miałaby serca zostawić
Emanuela samego, zresztą mimo wszystko był ojcem Jensine. Kiedy
ogarniało ją oburzenie, irytacja i złość, bez wątpienia myśli o wyjeździe
mogłyby jej przyjść do głowy. Ale kiedy Emanuel wracał skruszony, tak
jak dziś wieczorem, gdy prosił o wybaczenie, że jej nie pomógł,
przypominał jej tego Emanuela, w którym się kiedyś zakochała, i wtedy
taki pomysł wydawał się zdradą.
Westchnęła ciężko. Chyba jednak nie jest jej dane, by wróciła do
Johana. Będzie musiała mu wytłumaczyć swój punkt widzenia i postarać
się, by zrozumiał, że to niemożliwe.
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Znowu zaczęła się szkoła. Chłopcy podjęli naukę w tej samej szkole w
Sagene, piąta klasa dostała nowego wychowawcę.
Peder i Evert wrócili tego dnia do domu szczęśliwi i zadowoleni, nowy
nauczyciel okazał się o wiele mniej surowy niż poprzedni, nie był nawet
tak wymagający jak Reidar, opowiadał Peder.
Elise uśmiechnęła się do Hildy.
- Tak się cieszę, że nadal mogą do ciebie przychodzić po lekcjach.
Dzięki temu oszczędzają tyle czasu i energii.
- To żaden kłopot, przecież to również moi bracia. Skoro pracują w
pobliżu, wiadomo, że przedtem dostaną u mnie coś do jedzenia. Wiesz, że
mnie na to stać.
Elise nie wiedziała, na co Hildę jest stać, nigdy nie padły żadne liczby,
ale zorientowała się, że Hildzie wiedzie się lepiej niż kiedykolwiek.
- Dałaś Johanowi odpowiedź? Pokręciła głową.
- Nie widziałam go od tamtej pory.
- Myślałam, że czeka, aż ty się do niego odezwiesz.
- Najpierw on musi się upewnić, że Lars rzeczywiście nie jest jego
synem.
Hilda prychnęła.
- Agnes na pewno nie będzie chciała się do tego przyznać. Nie wypuści
z rąk obiecujących zarobków Johana, na które liczy, gdyby w przyszłości
zdobył sławę.
Elise nie odpowiedziała, sama też o tym pomyślała.
- A poza tym co słychać? Czy Emanuel jest ostatnio dla ciebie miły?
- Nie podoba mu się, że znowu zaczęłam pisać. Jednak tym razem nie
będę opowiadać o ulicznicach i samobójstwach. Piszę o całkiem
zwyczajnej rodzinie. Nie bogatej, ale również nie najbiedniejszej. Ojciec
jest słabo zarabiającym kancelistą, a matka również pracuje w kantorze.
- Są więc łatwo rozpoznawalni - zażartowała Hilda. Elise puściła mimo
uszu jej uwagę.
- Chciałabym opisać zwykły dzień kobiety pracującej poza domem,
żony i matki. To niesprawiedliwe, że moja bohaterka musi wykonywać
całą domową robotę, skoro pracuje tyle samo godzin i dostaje taką samą
pensję jak jej mąż.
- A kto mówi, że ojciec nie musi w domu nic robić? W rodzinach
robotniczych, które znam, mężczyzna również robi to i owo.
Elise spojrzała na siostrę zdumiona.-
- Na przykład kto?
Hilda wzruszyła ramionami.
- Różni. Myślę, że większość z nich.
Elise trudno było jakoś w to uwierzyć. Hilda powiedziała tak, ponieważ
domyślała się, że Elise jest zła na Emanuela i ponieważ chciała zasiać
niezgodę między siostrą i jej mężem.
- Co zamierzasz zrobić z tą historią, którą piszesz?
- Wysłać ją do „Husmoderen" lub „Norweskiego Magazynu
Rodzinnego". Anna pożyczyła „Husmoderen" od żony nowego pastora i
przepisała dla mnie pewien artykuł. Ma zapytać, czy mogłabym potem
pożyczyć ten numer. W tym czasopiśmie jest sporo recenzji książkowych,
a poza tym pojawiają się artykuły o różnych znanych kobietach i
mężczyznach, o pracujących dzieciach, o prawie kobiet do głosowania,
emancypacji kobiet i pomocy społecznej. Niektórzy twierdzą, że „Kasa
Zapomogowa dla Biednych" powinna zmienić swą nazwę na „Społeczna
Kasa Zapomogowa". Niektórzy z tych, którzy dostają stamtąd pieniądze,
są już tak uodpornieni, że niczym się nie przejmują, ale są i tacy, którzy
wstydzą się tam zwrócić o pomoc, trzymają się z daleka i chwytają
wszelkich innych metod zdobycia pieniędzy, na przykład prostytucji.
- Czy „Husmoderen" nie jest przeznaczona tylko dla burżuazji?
- Nie ma żadnych czasopism ani gazet dla kobiet takich jak my. W tej
samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Na zewnątrz stał Johan.
Hilda zdjęła szal z gwoździa na ścianie i ruszyła do wyjścia.
- Muszę załatwić pewną sprawę. Myślę, że dzieci nie będą wam
przeszkadzać, dopiero co usnęły.
Johan odprowadził ją zdumionym wzrokiem, potem spojrzał pytająco na
Elise.
- Co miała na myśli, mówiąc, że dzieci nie będą nam przeszkadzać?
Elise zaczerwieniła się i uśmiechnęła zawstydzona.
- Uważa, że chcielibyśmy zostać sami.
- Czy to dlatego wyszła? Elise skinęła głową.
- Tak sądzę.
- Czy to znaczy, że Hilda trzyma moją stronę? - spytał wesoło, ale zaraz
spoważniał. - Przyszedłem prosić o wybaczenie, Elise. To nie było w
porządku, że starałem się ciebie namówić do wyjazdu. Trudno byłoby
wyjechać z całą piątką, a wiem, że nigdy nie mogłabyś opuścić żadnego z
dzieci. Nie sądzę, byś miała też sumienie odejść od Emanuela, mimo że
uważam, że na ciebie nie zasługuje.
Spojrzała na Johana. Chociaż przygotowała się, że powie mniej więcej
to samo, przykro było usłyszeć to z jego ust.
- Tak, to byłoby niemożliwe. Dużo o tym myślałam. W jednej chwili
kusiło mnie, żeby powiedzieć „tak", a w następnej czułam, że to się nie
uda. Taka już jestem. Nie potrafię uciec od swojej odpowiedzialności.
Uśmiechnął się smutno.
- Powinienem był o tym wiedzieć. W głębi duszy zdawałem sobie z tego
sprawę, ale nie chciałem spojrzeć prawdzie w oczy. Mimo że my, ludzie,
jesteśmy całkiem podobni, to jednak bardzo się różnimy. Niektórzy nie
mają żadnych skrupułów. - Na jego twarzy pojawił się cień goryczy.
- Miałeś jakieś wieści od Agnes?
- Tak. Zamierzałem wysłać do niej telegram i zażądać uczciwej
odpowiedzi, ale mnie uprzedziła. List był pełen zarzutów. Okazuje się, że
to moja wina, że szukała pociechy w ramionach Magnusa; gdybym nie był
taki skąpy, nigdy by do tego nie doszło. Tęskniła za życiem i zabawą,
pisała. Siedzenie w domu jej nie odpowiadało. Magnus jest w Kopenhadze
i próbuje znaleźć pracę, ale bezskutecznie. Zastanawiają się, czy nie
wyemigrować do Ameryki.
Elise spojrzała na Johana przestraszona.
- Chcą wyemigrować do Ameryki? Z Larsem? Zauważyła, że zagryzł
zęby. To musiał być dla niego wstrząs.
Jeszcze niedawno uważał, że jest ojcem, a teraz chłopczyk zniknie z
jego życia.
Zdenerwowała się.
- Nie może ci tego zrobić!
- Czy jest coś, czego Agnes nie może mi zrobić? - spytał zrezygnowany.
Przykro było patrzeć, jak cierpi. Jednocześnie Elise zdała sobie sprawę,
że rozważała, czy nie postąpić podobnie jak Agnes: zabrać Jensine i
zniknąć z życia Emanuela. To oczywiście nie to samo, Johan nie dopuścił
się zdrady wobec Agnes, w każdym razie inaczej niż w myślach. Poza tym
Emanuel nie był tak mocno związany z córką jak Johan ze swym synem.
Nie tak dawno temu Elise doszła do wniosku, że Emanuel wolałby mieć ją
tylko dla siebie, bez dzieci. Johan natomiast szczerze kochał Larsa.
- Myślisz, że to zaplanowali? Mam na myśli to, że Agnes zostanie w
Kopenhadze, gdy ty wyjedziesz?
Skinął głową.
- Na to wygląda. - Uśmiechnął się krzywo. - Mówiła, że szkoda jej
rzucić pracę w sklepie, skoro wreszcie ją znalazła. Poza tym nie było mi
łatwo utrzymać żonę i dziecko, gdy nie miałem żadnych dochodów. A ja,
głupi dureń, wierzyłem każdemu jej słowu i sądziłem, że robi to wszystko
z troski o nas.
Serce Elise krwawiło z powodu Johana. Jak ona by to przeżyła, gdyby
Emanuel zabrał Jensine i wyjechał do Ameryki? Ta myśl wydawała się nie
do zniesienia.
- Tak mi przykro, Johan.
Uśmiechnął się, lecz uśmiech pozostał tylko na ustach, nie dosięgną!
oczu.
- Czy to nie ironia losu? Próbowałem cię przekonać, żebyś zostawiła
Emanuela, zabrała jego dziecko i związała się ze mną.
- To nie to samo. Zachowywałeś się wobec Agnes uczciwie. Poza tym
nie sądzę, by Agnes łączyło z Magnusem głębsze uczucie.
- Nie wiadomo.
- Prawda, tego nie wiemy, ale to po prostu do niej niepodobne. Agnes
nigdy nie potrafiła być z jednym mężczyzną. Najgorsze jest jednak to, że
wystrychnęła cię na dudka i kazała ci wierzyć, że dziecko jest twoje, tylko
po to, by mogła być na twoim utrzymaniu.
- Wyobrażała sobie, że będę bogaty i sławny, i chciała z tego bogactwa
korzystać, ale wkrótce zrozumiała, że będzie musiała jakiś czas poczekać.
A czekanie wydało się jej zbyt nudne - rzekł z sarkazmem.
Elise podeszła do kuchni. Hilda rozpaliła w piecu, kiedy przyszła, i
nastawiła czajnik z kawą. Kawa była dziś równie mocna, siostra nie
oszczędzała. Elise napełniła jedną z nowych filiżanek, które Hilda sobie
kupiła, i postawiła na stole.
- Napij się trochę kawy, to pomaga. Johan usiadł ciężko na kuchennym
stołku.
- Czy dzieci śpią?
- Tak, zasypiają właśnie wtedy, kiedy mam przerwę obiadową. Z jednej
strony uważam, że to szkoda, z drugiej jednak często przychodzę tak
zmęczona, że marzę tylko o tym, by posiedzieć w spokoju.
- Czy chłopcy przychodzą tu po lekcjach?
- Tak, mogą tu przyjść i coś zjeść przed pracą. Bardzo się z tego cieszę.
- A jak tam Peder?
Domyśliła się, że Johan po prostu wolał rozmawiać o czymś innym.
- Myślę, że w szkole idzie mu trochę lepiej. Jeszcze nie widziałam się z
nowym nauczycielem, ale chłopcy go lubią. Chyba do tej pory nie
zauważył, że Peder ma takie trudności z czytaniem, ale mam nadzieję, że
będzie bardziej wyrozumiały niż poprzedni.
- Wydaje mi się, że mówiłaś, że Peder się poprawił. Skinęła głową.
- Codziennie ćwiczy. Sam na to wpadł. Zauważyłam, że ma kłopoty z
odróżnieniem liter zwróconych w prawo, jak na przykład „b", od
zwróconych w lewo, jak „d". Poza tym nie może zapamiętać, co to jest
„prawo", a co „lewo". Uważam, że istnieje związek między jednym a
drugim. I Peder ćwiczy właśnie rozpoznawanie stron.
- A twoja matka nadal mało się wami interesuje? - w głosie Johana
brzmiała nuta krytyki.
- Rozumiem, że wszyscy się dziwią, mnie też to oburzało. Może to się
teraz zmieni, kiedy straciła dziecko. Pewnie w dużym stopniu jest temu
winien Asbjorn. Wyraźnie daje do zrozumienia, że nie chce mieć z nami
zbyt wiele wspólnego.
Johan pokiwał głową.
- Czy to nie dziwne, jak my, ludzie, komplikujemy sobie życie?
Elise usiadła i upiła łyk kawy. Nagle wydało jej się, jakby cała kuchnia
wypełniła się Johanem.
- Opowiedz mi trochę o swojej pracy. Czy ostatnio wyrzeźbiłeś coś
nowego? - spytała szybko, dziwnie zaniepokojona.
- Pracuję nad ludzką głową, ale nie jestem zadowolony. Trudno
wydobyć uczucia w wyrazie twarzy.
- To brzmi niezwykle. Pokręcił głową.
- Ciężko haruję, ale właśnie tego chcę. Teraz, kiedy wreszcie znalazłem
pracę, która mi się podoba, nie chcę się poddać, choć czasami czuję,
jakbym bił głową w mur. Ona coś we mnie porusza. - Uśmiechnął się
zakłopotany.
Elise odstawiła filiżankę i położyła dłoń na jego dłoni.
- Pamiętajmy o tym, co sobie kiedyś powiedzieliśmy: że bez względu na
to, co się stanie, mamy siebie. Nasza miłość nie umrze, nawet jeśli
będziemy musieli się na jakiś czas rozstać. Tego, co wspólnie przeżyliśmy,
nikt nie może nam zabrać. Ani tego, co do siebie czujemy.
- Jesteś dzielna, Elise. Pokręciła głową.
- Nie, niestety nie jestem, ale dziś to ty jesteś w trudniejszym położeniu i
najważniejsze jest dla mnie to, bym potrafiła ci pomóc. Doszliśmy do tego
samego wniosku: nie mogę zostawić dzieci. Cieszę się, że widzimy to
podobnie, byłoby mi przykro, gdybyśmy nie byli zgodni.
Skinął głową.
- Masz rację, Elise.
Na chwilę zapanowało między nimi milczenie, Johan nie odrywał oczu
od Elise. Wziął jej rękę i mocno uścisnął.
- Nie poddawajmy się, Elise! Potraktujmy obecną sytuację jako
przymusowe rozstanie, które jednak nie .będzie trwać wiecznie.
- Właśnie tak na to patrzę. Nie uważam, że żegnamy się na dobre. Tego
bym nie zniosła. Mówię sobie, że wyjeżdżasz, żeby się rozwijać,
wykorzystać swoje zdolności, stać się kimś. Kiedy cię nie będzie, będę żyć
marzeniami, że kiedyś znowu się spotkamy.
- Nie wiadomo, czy dostanę stypendium.
- Wierzę, że dostaniesz. Może zresztą lepiej, że wyjedziesz. Gdybyśmy
mieszkali w tym samym mieście, trudniej by nam było oprzeć się pokusie.
Jeszcze mocniej uścisnął jej rękę.
- Ach, Elise. Nie wiem, jak to zniosę. Strata Larsa to dla mnie potworny
cios, ale jeszcze gorzej jest stracić ciebie.
- Nie stracisz mnie. Nigdy!
- Czy mogłabyś na chwilę usiąść mi na kolana? Tak jak to robiłaś
kiedyś?
Wiedziała, że nie powinna, że to niebezpieczne, ale nie mogła się
oprzeć. Skuliła się w jego objęciach i przylgnęła do jego silnej, ciepłej
piersi.
- Pachniesz fajką, słońcem i mężczyzną. Pamiętam, że kochałam ten
zapach.
Roześmiał się, pochylając twarz nad jej głową, i pocałował jej włosy.
- A ty pachniesz Elise.
- To znaczy jak?
- Latem, ciepłym mchem, nagą skórą i miękkimi ustami. Uśmiechnęła
się.
- Pamiętasz? Ten dzień w Grefsenskogen?
- Myślisz, że mógłbym kiedykolwiek zapomnieć?
- Byliśmy tacy niewinni. Zawstydzeni. A jednocześnie nasze ciała
płonęły, a serce biło jak szalone.
- Potężnie biło.
Skinęła na jego piersi, uśmiechając się.
- Myślę, że nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak wtedy.
- Ja też nie. Pamiętam, że siedziałem w więzieniu w Akershus,
wyglądałem przez okno i wracałem w marzeniach do tych chwil. Być
może wtedy na dobre sobie uświadomiłem, jak bardzo byłem szczęśliwy,
ile dla mnie znaczysz.
- To Lort-Anders zniszczył nasze życie.
- I strażnik w więzieniu. Ich dwóch.
- Dlaczego to zrobili?
- Lort-Anders z zazdrości i zemsty, ponieważ uważał, że to przez ciebie
nas złapano.
- Ale strażnik w więzieniu mnie nie znał.
- Lecz należał do ludzi, którzy wykorzystają każdą okazję, żeby
zaszkodzić innym. Może to też wynika z zazdrości. Zorientował się, że
mam zdolności do rzeźby w kamieniu.
- Tak się cieszę, że otrzymałeś szansę, by wspiąć się wyżej. Nie tak
wielu tu nad rzeką może na to liczyć.
- Tak. Miałem szczęście.
- To nie tylko kwestia szczęścia. Gdybyś nie miał zdolności, nie
zaszedłbyś tak daleko.
- Ale za to nie mam szczęścia w miłości. Podniosła głowę i zerknęła na
niego.
- Nie masz? Roześmiał się.
- Przepraszam. Chciałem powiedzieć, że nie mam szczęścia, bo nie
mogę mieć tej, którą kocham. Lecz w głębi duszy jestem przeświadczony,
że mam to szczęście kochać z wzajemnością.
Ostrożnie ujął ją pod brodę i uniósł wyżej jej twarz.
Poczuła jego wargi na swoich i zamknęła oczy. Kiedy jego język dotknął
jej języka, całe jej ciało ogarnęła tęsknota. Objęła Johana za szyję, mocniej
do niego przywarła i z oddaniem odwzajemniła jego pocałunek. Całował
początkowo ostrożnie, potem coraz goręcej. Poczuła, jak jego duża dłoń
zamyka się na jej piersi, następnie pożądliwie prześlizguje się po jej ciele.
Podciągnął kubrak i pieścił jej nagą skórę.
Zakręciło jej się w głowie. Nigdy nie czuła tak silnego pożądania jak
teraz. Ostrzegawczy wewnętrzny głos próbował protestować, ale jakby
zamknęła uszy, nie chciała słuchać.
- Elise - szepnął ochryple. - Pozwól mi! Tylko ten jeden raz!
Skinęła głową, przerażona własną decyzją. Jak mogła osądzać
Emanuela, skoro sama zamierza zrobić to samo?
- Pomóż mi, Johan! - błagała przy jego szyi. - Nie jestem w stanie
powiedzieć „nie".
Wziął ją na ręce i zaniósł do salonu. Tam położył ją na nowym
szezlongu Hildy, pochylił się i całował, tak że obojgu zabrakło tchu. Potem
podciągnął jej spódnicę.
W tej samej chwili usłyszeli, że coś stuknęło, i z pokoiku dobiegł ich
przeraźliwy płacz.
Elise poderwała się i ogarnęła.
- Coś się musiało stać - rzekła przerażona, z trudem łapiąc oddech.
Oboje pobiegli do kuchni, a następnie do pokoiku. Hugo spadł z łóżka i
leżał na podłodze, żałośnie płacząc. Elise wzięła go na ręce i czule
przytuliła.
- Już dobrze, Hugo, zaraz ci przejdzie. - Podmuchała główkę dziecka;
zauważyła mocne zaczerwienienie na jego czole, pewnie będzie miał
wielkiego guza.
Johan pogładził chłopca po rudych lokach.
- Cześć, ale z ciebie wyrósł ładny brzdąc.
Hugo zamilkł i spojrzał na gościa zdziwiony, a po jego policzkach
stoczyły się wielkie łzy.
- Zmienił się. Włosy mu pociemniały i już nie jest tak podobny do
swego pierwowzoru.
Elise zwróciła uwagę, że użył określenia „pierwowzór", a nie „ojciec".
Tak lepiej.
- Pan - odezwał się Hugo i uśmiechnął przez łzy. Elise rozpogodziła się.
- Lubi cię.
- Tego by tylko brakowało, żeby nie lubił, to przecież twój syn - rzekł
wesoło, ale Elise zauważyła, że jest zakłopotany. Gdyby Hugo nie spadł z
łóżka, prawdopodobnie nie zdołaliby się w porę powstrzymać.
I co z tego? Emanuel to zrobił, Agnes też, dlaczego ona i Johan nie
mieliby sobie pozwolić?
W tym samym momencie uświadomiła sobie, że to wcale nie takie
proste. Gdyby do tego doszło, prawdopodobnie jeszcze trudniej byłoby się
im rozstać. Mogłaby zajść w ciążę, nie wiedząc, czy Emanuel, czy Johan
jest ojcem, poza tym istniało niebezpieczeństwo, że i Johana, i ją
dręczyłyby potem wyrzuty sumienia. On zmagałby się z poczuciem winy,
ponieważ poprowadził ją ku czemuś, co bardzo utrudniłoby jej życie, a
ona nie mogłaby chyba spojrzeć Emanuelowi w oczy.
Jednocześnie miała dziwne uczucie, że zostali oszukani. Było tak
cudownie, tak naturalnie, i była gotowa. Może to jeszcze mocniej
związałoby ich ze sobą?
- O czym myślisz? - spytał czule. Uśmiechnęła się speszona.
- A jak sądzisz?
- Chyba o tym samym co ja. Gdyby Hugo nie spadł z łóżka... Skinęła
głową, nie patrząc mu w oczy.
- Czujesz ulgę, że to nam przeszkodziło?
- I tak, i nie.
- Wydawało mi się, że powiesz „nie". - Uśmiechnął się, lecz w jego
spojrzeniu było coś smutnego. - Nie musisz odpowiadać, Elise - dodał
szybko. - Sądzę, że wiem, o czym myślisz. Pragnęłaś tego samego co ja i
prawdopodobnie by nam się udało, gdyby nie upadek Hugo, ale potem
byłoby ci trudno. Jesteś zbyt uczciwa i nie umiałabyś się zachowywać
naturalnie. Stopniowo Emanuel wydobyłby z ciebie prawdę. Poza tym
zastanawiasz się nad tym, że tyle mamy do zarzucenia Agnes, jak zatem
moglibyśmy postąpić tak jak ona?
Elise przytaknęła.
- Nie znam nikogo, kto umiałby tak dobrze czytać w cudzych myślach
jak ty.
- Nie w cudzych, lecz twoich. Ponownie przytaknęła.
- Nikt inny nie rozumie mnie tak jak ty.
- To dlatego, że cię kocham.
- Pan dobly - odezwał się nagle Hugo i wyciągnął do Johana rączki.
Johan wziął go na ręce i uśmiechnął się.
- Nie wiem, czy jestem dobry, ale bardzo kocham twoją mamę.
- Mama dobla - dodał Hugo. Oboje roześmiali się.
W tej samej chwili Elise zauważyła, że Isac siedzi cichutko i im się
przygląda. Szybko podeszła do niego i wzięła go na ręce.
- Nie chcieliśmy o tobie zapomnieć, Isac, ale Hugo spadł z łóżka,
rozumiesz, i płakał - rzekła i posadziła chłopca na podłodze.
- Hugo boli - rzekł Isac i pokazał na główkę Hugo. Trzasnęły
zewnętrzne drzwi i w kuchni rozległy się lekkie kroki. Hilda szybko
wróciła, pomyślała Elise i uświadomiła sobie przerażona, co by się mogło
stać, gdyby Hugo nie spadł z łóżka. Musiało być już późno, nie zauważyli
upływu czasu. Wymienili z Johanem spojrzenia.
- Chyba Hilda przyszła. - Uśmiechnął się i spojrzał na Elise zaczepnie.
- Nie miałam pojęcia, że już tak późno.
- Kiedy jest ci dobrze, czas szybko mija, a kiedy ci źle, jakby stał w
miejscu. Nie zwróciłaś na to uwagi, kiedy leżałaś w szpitalu?
- A zgadnij! Zegar ani drgnął.
- A teraz gna jak szalony.
Skinęła głową i popatrzyła Johanowi w oczy. Ich spojrzenia płonęły.
Hilda zapukała do pokoiku i otworzyła drzwi.
- Tu jesteście? - Patrzyła zdumiona to na jedno, to na drugie.
- Hugo spadł z łóżka.
- Co za pech. - Starała się zachować powagę, ale Elise była pewna, że
śmieje się w duchu.
Hilda nie wiedziała, że Elise i Johan właśnie postanowili się rozstać i że
to ich godzina pożegnania. Na pewno myślała sobie, że będą chcieli się
spotykać w domu majstra, dopóki Johan pozostanie w mieście. Elise nie
wątpiła, że z radością udostępniłaby swój dom, żeby tylko mogli być sami.
Elise wzięła Hugo od Johana i posadziła obok Isaca.
- Muszę już iść, mój synku. Pobaw się teraz z Isakiem. Po chwili obaj
malcy byli już w drodze do kuchni.
- Która godzina, Hildo?
- Za pięć wpół do czwartej. Elise zamarła.
- Zostało mi tylko pięć minut do końca przerwy! Johan zatrzymał się w
kuchni.
- Poczekam tu chwilę. Nie powinniśmy wychodzić razem.
- Słusznie - przyznała Hilda. - Nie musimy ogłaszać całemu światu, że
Elise Lovlien i Johan Thoresen znowu są razem.
Elise i Johan spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się smutno.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
- Jak to się stało, że Hugo ma guza na czole? - Emanuel spojrzał na nią,
jak gdyby to ona zrobiła.
- Spadł z łóżka, kiedy on i Isac spali przed obiadem.
- Czy Hilda ich nie pilnuje?
- Wyszła wtedy załatwić jakąś sprawę.
- Wyszła właśnie w tym czasie, gdy ty miałaś przerwę obiadową?
Myślałem, że zrobi ci coś do jedzenia.
- Jeśli nie pójdzie, kiedy ja tam jestem, to musi potem brać ze sobą obu
chłopców.
- Nie miałaby daleko, a Hugo i Isac tylko by na tym skorzystali, gdyby
się trochę przeszli. Jak to się stało?
Dlaczego jest tak dociekliwy?
- Usłyszałam, że Hugo płacze, i pobiegłam do pokoiku. Zobaczyłam go
na podłodze.
Emanuel chrząknął niezadowolony, ale więcej nie pytał.
Bała się dzisiejszej nocy. Jeśli Emanuel zechce się z nią kochać, będzie
musiała wymyślić jakąś skuteczną wymówkę. Nie mogła tego zrobić z
Emanuelem, skoro o mało co nie oddała się Johanowi. Nie mogła
pozwolić, by mąż ją całował, dopóki czuła jeszcze dotyk warg Johana na
swoich. Nie mogła ryzykować, że przesuwając usta po jej piersiach,
poczuje smak „fajki, słońca i mężczyzny", poza tym nie będzie w stanie go
do siebie dopuścić w taki dzień jak dziś. Chciała marzyć o Johanie,
przeżyć w wyobraźni to, czego nie udało im się doświadczyć w
rzeczywistości.
Ociągała się z pójściem do łóżka. Hugo i Jensine spali już od kilku
godzin, chłopcy też dawno się położyli. Emanuel siedział w bujanym
fotelu i czytał książkę, nie wyglądało na to, by i on się śpieszył.
Udawała, że ma dużo pracy. Sprzątnęła kuchnię, rozwiesiła uprane
pieluchy, poskładała te, które już wyschły. Emanuel nawet jednym gestem
nie zdradzał ochoty pójścia spać.
Żeby tylko zaraz poszedł na górę, to wtedy nadal będzie mogła udawać,
że nie skończyła, a zanim do niego przyjdzie, to może będzie już tak
zmęczony, że się jej nie doczeka.
Zapomniał przynieść drewna do pieca w kuchni i wody z pompy.
Celowo hałasowała, żeby dać mu do zrozumienia, co robi.
Pewnie się domyślił i dopadły go wyrzuty sumienia, bo usłyszała, że
wstaje. Wszedł do kuchni, pewnie po to, żeby wyjść na podwórze, zanim
się położy spać.
- Przepraszam, Elise, zapomniałem o wodzie i drewnie.
- Nic nie szkodzi, i tak jeszcze nie jestem śpiąca.
Nie odpowiedział, tylko wyszedł. Kiedy wrócił, spodziewała się, że
spyta, czy ona też zaraz przyjdzie do łóżka, ale tylko umył ręce w misce,
powiedział „dobranoc" i ruszył po schodach na górę.
- Muszę jeszcze połatać spodnie Pedera, zanim się położę! -zawołała za
nim.
Tylko odchrząknął w odpowiedzi. Czyżby był zły?
Wyjęła maszynę do szycia i spodnie brata, które mogłyby jeszcze kilka
dni wytrzymać, zapaliła parafinową lampę nad kuchennym stołem i
zaczęła szyć. Jej myśli powędrowały ku Johanowi. Przeżywała na nowo
chwile na szezlongu Hildy i poczuła, że serce jej mocniej zabiło na samą
myśl. Gdyby im nic nie przeszkodziło! Mieliby co wspominać. Miała
chyba właśnie „zwykłe dni" i mało prawdopodobne, by zaszła w ciążę.
Matka uczyła ją, że większość dzieci bierze swój początek w samym
środku cyklu między dwoma krwawieniami.
Dręczyłyby ją wyrzuty sumienia, ale teraz też je czuje. Czy to aż taka
duża różnica między tym, co zrobili, a tym, co mogli zrobić? Pocałunki to
też zdrada. A na pewno to, że pozwoliła Johanowi wsunąć rękę pod
kubrak. Miała wrażenie, że czuje jego dotyk, gdy tylko o tym pomyśli.
Policzki ją paliły, serce szybciej zabiło, a przez ciało przebiegły przyjemne
dreszcze.
Skończyła reperować spodnie. Emanuel na pewno już zasnął.
Wstrzymała oddech i nasłuchiwała. Na górze panowała zupełna cisza.
Ostrożnie sprzątnęła maszynę do szycia, odłożyła spodnie Pedera na jeden
z kuchennych stołków i wyszła na dwór.
Światło lampy z kuchni rzucało blask przez okno i docierało do najbliżej
rosnących krzewów w ogrodzie za domem. Poza tym na zewnątrz
panowała ciemność. Rozgwieżdżone niebo nad głową Elise rozciągało się
niczym morze migocących iskierek. Rozpoznała Wielką Niedźwiedzicę i
pętlę Oriona. W oddali rozlegał się stukot końskich podków i toczących się
kół dorożki na moście, może dorożkarz wiózł do domu nocną porą jakichś
pasażerów.
Powietrze było chłodne i świeże, zupełnie inne niż w dole przy
Beierbrua. Gdzieś w pobliżu zamiauczał kot, pewnie jakiś kocur szukał
przygody. Słaby podmuch wiatru zaszeleścił liśćmi jabłoni, z odległej
obory dobiegł ryk krowy. Same spokojne, kojące dźwięki. Elise głęboko
wciągnęła powietrze. Jeśli nie mogła być żoną Johana, to miała
przynajmniej jego miłość. Odwróciła się i powoli weszła do domu. Myśl o
Johanie pomoże jej jakoś znosić zbliżenia z Emanuelem. Jej los nie był
wcale gorszy od losu tysiąca innych zamężnych kobiet.
W sypialni panowała zupełna cisza. Elise szybko rozebrała się w
ciemnościach, bała się, że przypadkiem coś potrąci i obudzi Emanuela.
Jeżeli zasnął...
Stanęła i nasłuchiwała. Wydawało się, że oddychał miarowo i ciężko, ale
nie miała pewności. Bezszelestnie przemknęła na palcach w stronę łóżka,
po omacku odnalazła koszulę nocną i wciągnęła ją przez głowę. Emanuel
nie odezwał się jeszcze ani słowem.
Ostrożnie uniosła kołdrę i powolutku wśliznęła się do łóżka. Mąż nadal
leżał cicho i nieruchomo, nic nie mówiąc. Na pewno już zasnął.
Trudno było tak tkwić bez ruchu, ale Elise wolała nie ryzykować i nie
odwracać się na bok. Długo leżała na plecach, wpatrując się szeroko
otwartymi oczami w ciemność. Kiedy nabrała całkowitej pewności, że
Emanuel mocno śpi, odważyła się przekręcić ostrożnie na bok, odprężyła
się i zamknęła oczy. Myślami znalazła się w domu majstra, na kolanach
Johana. Całował ją tak namiętnie i żarliwie jak nigdy przedtem. Serce
znowu jej szybciej zabiło, zmęczenie odeszło, wiedziała, że nie zaśnie
prędko, jeżeli będzie się oddawać takim myślom, ale nie dbała o to. Dziś w
nocy będzie leżała bezsennie i rozkoszowała się miłością Johana.
Wtedy nagle zauważyła, że Emanuel cicho wstaje z łóżka. Przemknął na
palcach do drzwi i zniknął. Może znowu musiał wyjść za potrzebą.
A więc jednak nie spał... Słyszał, jak przyszła, ale nie uczynił nic, żeby
się z nią kochać. Leżał równie cicho jak ona, bez ruchu, bez słowa. Może
tak samo się bał tego, czego ona od niego oczekuje, jak ona się bała tego,
czego on od niej chciał? Uśmiechnęła się w ciemności, przewróciła się na
drugi bok i oddała marzeniom o Johanie.
Następnego ranka Emanuel ją zaskoczył tym, że pierwszy wstał.
Obudził chłopców, posadził Hugo na nocniku i zszedł na dół, żeby rozpalić
pod kuchnią. Elise nie wierzyła własnym oczom.
Szybko się umyła, ubrała i zajęła Jensine. Kiedy zeszła do kuchni,
zobaczyła, że Emanuel jest już ubrany.
- Dzień dobry - przywitał się ciepłym głosem.
- Dzień dobry. Dobrze spałeś?
- Nie najgorzej. - Nastawił czajnik z kawą i usiadł przy stole. Elise w
pośpiechu wyłożyła kubki i talerze, postawiła na stole dzbanek z mlekiem,
kozi i biały ser i nakroiła chleba. Czyżby Emanuel się domyślił, że próbuje
mu się wymykać? Czy się obraził albo czy mu przykro, ale stara się tego
po sobie nie pokazywać?
W tej samej chwili usłyszała, że chłopcy z hałasem zbiegają na dół.
Poczuła ulgę. Kiedy się pojawiali, nie pozwalali jej myśleć o niczym
innym. Zwłaszcza gdy Peder musiał się podzielić wszystkim, co mu leżało
na sercu. Pomyślała o tym, co usłyszała o domach burżuazji, w których
dzieciom nie wolno rozmawiać przy stole, a nawet nie pozwala się im
siadać do stołu w salonie razem z dorosłymi, lecz muszą jeść razem ze
służbą w kuchni. Cieszyła się, że u nich tak nie jest.
Peder wystawił głowę zza drzwi przestraszony.
- Elise, ktoś ukradł moje spodnie! Elise roześmiała się.
- Są tutaj. Załatałam je.
- Załatałaś? Po co?
- Były tak przetarte na kolanach, że w każdej chwili mogły się rozerwać.
- Łatałaś je kilka dni temu.
Elise zauważyła, że Emanuel przysłuchuje się tej rozmowie. Na pewno
się teraz domyślił, że spodnie były tylko wymówką, żeby się nie kłaść
razem z nim.
- Tak, niedługo trzeba ci kupić nowe - westchnęła. - Gdybym tylko
wiedziała, skąd brać pieniądze. Kiedy leżałam w szpitalu, straciliśmy moją
pensję i musiały nam wystarczyć zarobki Emanuela. To trochę potrwa,
zanim znowu staniemy na nogi.
- Ja uważam, że nie jest nam źle - stwierdził Evert z optymizmem. - U
Fladry ojciec nie ma gdzie spać i kładzie się na noc w namiocie, który
rozbija w ogrodzie. Kiedy chce się bzykać z żoną, wygania dzieciaki na
dwór. - W tej samej chwili zasłonił usta ręką i spojrzał przestraszony na
Emanuela, bo dobrze wiedział, że Emanuel nie lubi takiego gadania.
Peder również się przeraził w imieniu Everta i widocznie chciał mu
przyjść z pomocą:
- Kiedy urodziło im się ostatnie dziecko, wszystkie dzieciaki usiadły na
schodach ze szczapą drewna i czyhały na bociana, żeby go zabić. -
Uśmiechnął się z wyższością. - Wierzą jeszcze w bociany. - Skierował
wzrok na Elise. - Prawda, że to bujda? Dzieci się biorą od bzykania,
prawda?
- Peder! - głos Emanuela smagnął ścianę. - Dość tego! Ty i Evert.
Dobrze wiecie, co zapowiedziałem. Wyjdźcie stąd, obaj!
Chłopcy pośpiesznie wypadli za kuchenne drzwi. Elise spojrzała na
Emanuela.
- Jeszcze nie zjedli.
- Przestań ich wreszcie bronić, Elise. To dla ich dobra. Co z nimi będzie,
jeżeli nie przestaną się tak zachowywać? Jeżeli porządni ludzie usłyszą, że
używają takich słów, uznają ich za łobuzów najgorszego gatunku.
Elise nie odpowiedziała. Emanuel miał z pewnością rację, widziała
przecież, jak zareagowali Ringstadowie i ciotka Ulrikke. Jednak Peder i
Evert nie mieli na myśli nic złego, przywykli do takich rozmów z
kolegami z ulicy.
Emanuel wstał.
- Czy moje drugie śniadanie jest gotowe? Skinęła głową.
- Zaraz.
Wyjęła butelkę z kawą i podała mu razem z kanapkami.
- Niepotrzebnie tak się złości - rzekł Kristian, kiedy Emanuel wyszedł.
- Emanuel wychowywał się w zupełnie innym środowisku. W jego
domu było to nie do pomyślenia, żeby rozmawiać w ten sposób. Hilda i ja
tyle razy mówiłyśmy Pederowi i Evertowi, żeby nie używali brzydkich
słów, ale oni ciągle o tym zapominają.
- To dlatego, że inni chłopcy tak mówią.
- Rozumiem to, Kristianie. Spojrzał na nią z wyrzutem.
- Nie jest łatwo być innym.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Dzieciaki się z nas śmieją, bo ty i Hilda wyrażacie się inaczej niż my.
Uważają, że przez to chcecie być lepsze, i nazywają was idiotkami.
- Ja też musiałam wiele znosić, gdy chodziłam do szkoły, ale czy
myślisz, że dostałabym pracę w kantorze, gdybym mówiła jak inni?
- A czy siedzenie w kantorze jest lepsze? Wielu z kancelistów zarabia
tylko siedem i pół korony na tydzień, dokładnie tyle co robotnicy.
- Po pierwsze nie dostanę pracy w fabryce, bo jestem mężatką, po drugie
pracuję o dwie godziny dziennie krócej, a po trzecie zarabiam więcej. Poza
tym nie jest to takie męczące. Pewnie tego nie rozumiesz, ponieważ nie
stałeś jeszcze po dwanaście godzin przy maszynie i nie wiesz, jak wtedy
bolą plecy i jak ciężko w tym pyle oddychać.
Kristian milczał. Zastanowiła się, czy dokuczano mu bardziej, niż miał
odwagę się przyznać, ale nie miała czasu go spytać. Trzeba odprowadzić
Jensine do pani Jonsen, a Hugo nie był jeszcze ubrany. Musiała się
śpieszyć, żeby się nie spóźnić do kantoru.
Od razu zauważyła, że Hildzie coś leży na sercu, ale zdążyła tylko
zostawić Hugo i popędziła do fabryki.
Kiedy przyszła ponownie w czasie przerwy obiadowej, Hilda sama ją
zagadnęła.
- Chciałabym z tobą poważnie porozmawiać, Elise. - Nalała zupę do
głębokiego talerza i postawiła na stole przed Elise. - Rozmawiałam chwilę
z Johanem, zanim wczoraj wyszedł, i dowiedziałam się, że się rozstaliście.
Zastanawiam się, co ci dolega. Masz możliwość związać się z mężczyzną,
którego kochasz i który będzie dobrym ojcem dla twoich dzieci. Na pewno
z czasem się dorobicie. To więcej, niżbym się spodziewała po mężczyźnie,
któremu wybaczyłaś i na powrót przyjęłaś.
Elise westchnęła zrezygnowana.
- Nie tak łatwo jest po prostu odejść. Emanuel jest ojcem Jensine, nie
mogę mu jej zabrać.
- Nieprawda, możesz. On też kiedyś odszedł. I zostawił cię samą z
odpowiedzialnością za Hugo i chłopców, bez środków do życia. Stało się
to w dodatku wtedy, kiedy się dowiedział, że spodziewasz się kolejnego
dziecka. Jego dziecka. Ani trochę nie współczuję temu draniowi. - Hilda
zrobiła się czerwona na twarzy. - Widziałam po Johanie, jak bardzo jest
nieszczęśliwy, nie rozumiem, jak możesz być dla niego tak okrutna!
Elise za wszelką cenę starała się zachować spokój.
- Johan doszedł do takiego samego wniosku jak ja: zrozumiał, że jego
propozycja jest nierealna. Nie będzie miał jakichś zawrotnych pieniędzy,
mimo że dostanie stypendium, nie utrzyma siedmioosobowej rodziny.
Mało prawdopodobne, że znajdę w Paryżu pracę, skoro nie znam żadnego
obcego języka. Mówisz tak, jakby wystarczyło spakować walizkę i
wyjechać, ale to nie jest takie proste. Poza tym zarówno on, jak i ja
musimy najpierw uzyskać rozwód. Nie wiadomo, czy dostaniemy zgodę, a
w każdym razie czy ja ją dostanę. Johanowi pewnie się uda, jeśli Agnes
przyzna się do niewierności, ale mi będzie trudno nakłonić Emanuela, by
się zgodził na rozwód, teraz, kiedy do nas wrócił.
Hilda westchnęła i odwróciła się plecami.
- W każdym razie nie przychodź do mnie, żeby się poskarżyć na swoje
małżeństwo albo żeby opowiadać mi, że żałujesz. Powiedziałam, co o tym
myślę.
- Czy kiedykolwiek ci się żaliłam?
- Nie, i to jest takie irytujące. - W tej samej chwili musiała sobie zdać
sprawę z własnego trudnego charakteru, bo roześmiała się. - I tak
stopniowo będę cię przekonywać, choć mi się nie udało za pierwszym
razem. - Natychmiast jednak spoważniała. - Jest mi tak strasznie żal
Johana, Elise. Nie mogę patrzeć na jego smutne oczy. On cię kocha i nigdy
nie pragnął innej, przyznał to wprost. Boję się, że znowu zajdziesz w ciążę
z Emanuelem. Wczoraj naprawdę miałam nadzieję, że ty i Johan zapo-
mnicie o rozsądku i miło spędzicie czas, kiedy mnie nie będzie, ale
zrozumiałam, że upadek Hugo zburzył całą moją intrygę. -Uśmiechnęła się
łobuzersko.
Elise roześmiała się.
- Gdybyś wiedziała, jak blisko byłaś sukcesu.
- Domyśliłam się tego, gdy zobaczyłam szezlong. Poduszki leżały na
podłodze, a Johanowi odpadł guzik od koszuli. A więc nie zrobiliście tego?
Elise pokręciła głową.
- Zastanawiam się, co by powiedziała matka, gdyby usłyszała naszą
rozmowę.
Hilda roześmiała się.
- Nie ma tu chyba nic do gadania.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Elise spojrzała w górę na wielkie korony drzew. Było tak sucho, że liście
drzew zaczęły już żółknąć, choć to dopiero początek września. Dzień wstał
upalny, jak w samym środku lata, na skraju drogi jaśniały stokrotki i
dzwonki leśne. Jakie to szczęście, że lato trwa tak długo w tym roku!
Straciła tyle tygodni, kiedy leżała w szpitalu. Zwykle już myślała ze
strachem o zimie, kiedy zbliżał się koniec lata, lecz w taką pogodę trudno
wyobrazić sobie mróz i szron.
Myślami powędrowała ku Johanowi. Nie widziała go od dnia, kiedy się
spotkali w domu majstra. Z pewnością bardzo teraz cierpi zarówno z jej
powodu, jak i z powodu Larsa. Tak bardzo pragnęła móc go pocieszyć.
Przez pierwsze dni sądziła, że Johan niebawem znowu się pojawi, ale
powinna go znać na tyle dobrze, by wiedzieć, że na to miał zbyt silny
charakter. Wiedział równie dobrze jak ona, że to sprowadziłoby jeszcze
więcej bólu, jeszcze silniejszą tęsknotę.
A jeśli dostał stypendium? Na pewno nie wyjechałby z kraju bez
zawiadomienia jej. Prawdopodobnie stoi teraz w warsztacie i wycina coś
w drewnie albo lepi z gliny, a myśli kłębią mu się w głowie w złości na
Agnes i w smutku i tęsknocie za dawną miłością.
Dawno też nie widziała Anny i Torkilda. Przejście na Hammergaten to
dla Anny zbyt daleko, a ona sama była zbyt zajęta, kiedy wieczorem
wracała z pracy, by znaleźć czas na cokolwiek poza najbardziej
niezbędnymi rzeczami.
Emanuel zachowywał się ostatnio jakoś dziwnie. Albo wydawał się
nieobecny, albo był tak skory do pomocy, że wprawiał ją w zdumienie.
Często miewał bóle głowy, co ją martwiło. Nie był zadowolony z pracy w
zakładach Myren, wiele razy o tym wspominał, jednak w tych czasach to
prawie niemożliwe znaleźć coś innego. Nie wydawało się też, by dobrze
się czuł w domu na Hammergaten, chociaż to on koniecznie chciał się tu
przeprowadzić. Prawdopodobnie w ogóle nie miało znaczenia, gdzie
mieszkają; raczej nie mógł się przyzwyczaić do życia rodzinnego. Jensine
ostatnio budziła się w nocy, a Emanuel nie miał mocnego snu. Przez kilka
nocy próbował sypiać na sofie w salonie na dole, ale to niewiele
pomagało, bo dźwięki dobrze niosło w całym domu. Mogli mieć tylko
nadzieję, że Jensine wkrótce przestanie im robić nocne pobudki.
Wydawało się, jakby jej dokuczały bóle brzucha, kiedy budziła się w nocy
i płakała, bo prężyła całe ciało i uspokajała się dopiero, gdy ktoś wziął ją
na ręcę.
Obok przejechał z łoskotem wóz konny. Elise spojrzała w górę i
zobaczyła dorożkarza na koźle. To taksówka konna. W środku siedział
mężczyzna w cylindrze. Elise odwróciła szybko wzrok, nie wypada się tak
przyglądać. Nagle usłyszała, że ktoś woła ją po imieniu, i po chwili wóz
się zatrzymał. Spojrzała w tamtą stronę zaskoczona i rozpoznała go. To
„dżentelmen", pan Wang-Olafsen! Dawno go nie widziała, ale myślała o
nim od czasu do czasu, wspominając, jak ciepło się odnosił do Pedera.
- Pani Ringstad? Co pani porabia w tych stronach? Uśmiechnęła się i
skinęła głową na powitanie;
- Przeprowadziliśmy się na Hammergaten.
- Naprawdę? Nie wiedziałem. To przykre, że pani mąż i Carl Wilhelm
tak rzadko się ostatnio widują. Ucieszyłem się, gdy mój syn zawarł
znajomość z panem Ringstadem, uważam, że jest niezwykle uroczym
młodym człowiekiem. Jednak zapewne przybyło mu obowiązków, gdy w
domu pojawiły się nowe pociechy. -Uśmiechnął się dobrotliwie.
- Gratuluję panu wnuka. Cieszę się, że to chłopiec.
- Prawda? Następna może być dziewczynka, ale pierwszy powinien być
chłopak. Dziedzic - dodał i roześmiał się. - A co słychać u Pedera? Ciągle
jeszcze śmieję się w głos, kiedy sobie przypomnę zabawne powiedzonka
tego smyka.
- Już sobie lepiej radzi. Właśnie zaczął piątą klasę.
- W Bjolsen, czy tak?
- Nie, nadal chodzi do szkoły w Sagene. Doszliśmy do wniosku, że
lepiej oszczędzić mu zmian. Jak pan wie, miał kłopoty z czytaniem i ciągle
wolno czyta, choć już trochę lepiej.
- Dostał okulary?
- Nie, ma dobry wzrok, to coś innego. Dokładnie nie wiem co, ale
widzę, że nie potrafi odróżnić stron prawej i lewej i, co dziwne, ma to
wpływ na jego kłopoty z czytaniem.
- Hm, to rzeczywiście dziwne. Mam nadzieję, że będzie mu szło coraz
lepiej, bo bez umiejętności czytania trudno mu będzie zostać kimś. A czy
kotek ma się dobrze?
Elise uśmiechnęła się.
- Rzadko go widujemy, ale zdarza się, że zagląda do domu. Wang-
Olafsen roześmiał się.
- Czyżby damy go uwodziły? To pewnie prawdziwy bałamut?
Uśmiechnęła się.
- Podejrzewam, że tak.
- Wie pani, ze zwierzętami jest jak z ludźmi. Gdy już zakosztują uciech
życia, trudno im się odzwyczaić. - Znowu się roześmiał. - Proszę
pozdrowić wszystkich, zwłaszcza mojego ulubieńca Pedera. - Uchylił
cylindra i wóz ruszył.
- Gdyby miał pan ochotę, proszę do nas zajrzeć któregoś dnia, panie
Wang-Olafsen! - zawołała. - To ten ostatni dom, lewa strona.
- Z przyjemnością, pani Ringstad.
Odprowadziła dorożkę wzrokiem. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się,
dlaczego Emanuel nie chce już utrzymywać znajomości z Carlem
Wilhelmem. Na początku te spotkania sprawiały mu wielką przyjemność,
a teraz szukał wymówki za każdym razem, kiedy mu proponowała, by
odwiedził syna Wang-Olafsena. Potrzebował kontaktu z kimś z własnego
środowiska i odskoczni od wrzasku dzieci, ale ostatnio chciał się spotykać
tylko z Paulem Schwencke. Nie miała pewności, czy Schwencke stanowił
odpowiednie towarzystwo dla Emanuela. Uważała, że w tym człowieku i
jego narzeczonej jest coś tajemniczego. Nie tylko dlatego, że przepuszczali
więcej pieniędzy, niż mogli zarabiać w fabryce i w niewielkim sklepie, ale
również z innego powodu, który trudno jej było zdefiniować. Coś w
spojrzeniach, które sobie posyłali, i w sposobie zachowania.
Kiedy zbliżyła się do furtki, zobaczyła, że Emanuel wraca od pani
Jonsen z Jensine na ręku. Po tym, jak zażądała, żeby zaczął jej pomagać,
przejął część obowiązków, choć niechętnie. Często odbierał Jensine, ale
zauważyła, że zwlekał do ostatniej chwili i szedł po córkę dokładnie
wtedy, kiedy spodziewał się powrotu Elise. Przychodził do domu dużo
wcześniej, ponieważ Elise musiała jeszcze wstąpić do Hildy po Hugo.
Zatrzymał się i poczekał na nią.
- Mam dla ciebie niespodziankę - rzekł wesoło. Spojrzała na niego w
napięciu.
- Dostałem dziś telefon od ojca. Rodzice zapraszają nas do siebie pod
koniec tego tygodnia. Ojciec opłaci podróż pociągiem dla nas wszystkich!
Otworzyła usta ze zdumienia.
- Dla nas wszystkich? Co rozumiesz przez koniec tygodnia? Mielibyśmy
wyjechać w niedzielę rano?
- Nie, w sobotę po południu, kiedy skończymy pracę w kantorze, a
chłopcy uporają się ze swoją.
Nie wierzyła własnym uszom.
- Z noclegiem?
Skinął głową z uśmiechem.
- Matka tęskni za Jensine, a ojciec cieszy się, że będzie mógł pokazać
chłopcom nowo narodzonego źrebaka.
- Powiedziałeś im o tym?
- Nie ma ich w domu, ale miło będzie zobaczyć ich twarze, kiedy się
dowiedzą.
- Peder i Evert będą skakać do sufitu. Jak to miło ze strony twoich
rodziców, Emanuelu. Myślę, że zapomnimy o wszystkich upiorach z
przeszłości.
- Ja też mam taką nadzieję. Po chrzcie Jensine matka inaczej zaczęła na
wszystko patrzeć. Wiesz, że nie lubiła domu majstra z powodu fetoru znad
rzeki.
- Nie tylko w tym rzecz. Po ataku serca w czasie świąt Bożego
Narodzenia zaczęła zastanawiać się nad swoim życiem. Co trzeba zabrać?
Muszę się zacząć pakować.
Emanuel roześmiał się.
- Dziś dopiero środa, a jedziemy w sobotę po południu.
- Musimy się odświętnie ubrać, żeby nie przynieść wstydu twoim
rodzicom. Kristian nie ma porządnej piżamy, śpi tylko w koszulce i
spodenkach. Stara jest już za mała. Teraz Peder ją wkłada na noc, ale jest
tak przetarta, że można by przez nią patrzeć.
- Matka i ojciec nie muszą oglądać chłopców w ich nocnych strojach.
Nie wiem, czy to rozsądne kazać im jechać w odświętnych ubraniach. Jak
się będą czuli, kiedy zechcą poskakać po sianie albo ojciec ich poprosi,
żeby pomogli szczotkować konie?
- Uff. Zdenerwowałeś mnie. Czy nie moglibyśmy zabrać ze sobą ich
codziennych rzeczy i kazać im się przebrać, zanim pójdą pomagać w
stajni?
Elise była w dobrym nastroju, kiedy następnego dnia zajrzała do Hildy
w czasie przerwy obiadowej.
- Jutro w czasie przerwy muszę wrócić do domu, Hildo. W sobotę po
południu wyjeżdżamy do Ringstadów i muszę się spakować.
Hilda spojrzała na siostrę sceptycznie.
- Jedziecie wszyscy razem? Elise skinęła z uśmiechem.
- Chłopcy wprost oszaleli z radości. Marzyli o tym od czasu, kiedy byli
tam ostatni raz ponad dwa lata temu.
Hilda przybrała surowy wyraz twarzy.
- Właśnie, ponad dwa lata temu! Mimo że jesteś ich synową, że też ci
Ringstadowie nie mają wstydu!
- Ależ Hildo, nie zabieraj mi tej radości. Znasz całą historię, nie ma już o
czym mówić.
Hilda nie odpowiedziała.
Elise wiedziała, o co jej chodzi. Hilda jeszcze nie straciła nadziei, że
Johan zajmie miejsce Emanuela i zajmie się całą gromadką.
- Spróbuj pogodzić się z tym, że nie będzie już inaczej, Hildo. Z mojego
punktu widzenia nie można się już cofnąć. Wiem, że jesteś innego zdania,
ale nic na to nie poradzę.
Hilda zacisnęła usta rozgoryczona.
- Nigdy nie pogodzę się z tym, by dwoje ludzi, którzy się kochają,
musiało żyć osobno. Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście, Elise. Jak
myślisz, ilu z nas może doświadczyć tego, co spotkało ciebie i Johana? A
ty zaprzepaszczasz taki skarb dla mężczyzny, który na to nie zasługuje.
Niedobrze się od tego robi.
Sobota zapowiadała się jako równie ciepły letni dzień. Elise wyskoczyła
z łóżka.
- Patrz, Emanuelu! Słońce świeci na niebieskim niebie. Wczoraj
wieczorem na wieży na Wzgórzu Świętego Jana widziałam tylko czarny
trójkąt.
Emanuel uśmiechnął się.
- Miejmy nadzieję, że prognoza się sprawdzi i pogoda się utrzyma.
W tej samej chwili z pokoju chłopców dobiegły ich dzikie wrzaski.
- Chłopcy zupełnie poszaleli, wątpię, by dziś w nocy dużo spali. Mam
nadzieję, że o niczym nie zapomniałam, zostanie nam niewiele czasu po
powrocie z pracy.
- Jeżeli nawet zapomnimy o tym czy owym, na pewno będziemy mogli
coś pożyczyć od matki i ojca.
Panna Johannessen była dziś na swoim miejscu, a Samson znów prawie
się nie odzywał i zachowywał poprawnie, jak przez pierwsze dni. Elise
brakowało jego paplaniny. Kiedy zerknęła w jego stronę, zauważyła, że
jest jakby nieobecny. Jego wzrok wędrował ciągle w stronę okna. Może
Samson się zakochał i marzył o młodej ślicznej dziewczynie, która go nie
chciała. Bo dlaczego był taki smutny?
Elise również nie umiała się skoncentrować. Udzieliła się jej szalona
radość chłopców. Rozmyślała o podróży pociągiem, konnym powozem do
samego gospodarstwa, o wspaniałym domu z całym szeregiem pięknych
przestronnych salonów, bujnym wypielęgnowanym ogrodzie i cudownej
okolicy. Za pierwszym razem, kiedy tam przyjechała, wydawało jej się, że
to raj na ziemi.
Kiedy nareszcie zaczęła się przerwa obiadowa, Elise pośpieszyła do
domu. Przerwa w sobotę była krótsza, a ona miała dużo do zrobienia.
Najpierw musiała nadać na poczcie opowiadanie, które ostatnio napisała.
Zdecydowała się je wysłać do „Husmoderen", uznała, że to odpowiednie
czasopismo. Następnie miała iść kupić nowe szelki do spodni dla
Kristiana; kosztowały dziewięćdziesiąt pięć ore i zrobiono je z najlepszej
czarnej gumy. Poza tym trzeba było sprawić Evertowi nową czapkę z
daszkiem. Nie stać ich było na najdroższą, ale Elise kupiła taką za
sześćdziesiąt ore. Wczoraj Emanuel kupił sobie kalosze za dwie korony i
filcowy kapelusz za cztery. Do tego paczkę papierosów Dubec, które
kosztowały dwa razy tyle co Basma. Jednego dnia wydał tyle pieniędzy, ile
zarabiał w ciągu całego tygodnia! Elise odnosiła wrażenie, że stał się
bardziej rozrzutny, od kiedy ona poszła do pracy, ale przecież nie starczy
jej jednej pensji na czynsz, jedzenie, opał i ubrania. Za każdym razem,
kiedy poruszała ten temat, Emanuel tracił humor, a nie mogła przecież żyć
z człowiekiem, który ciągle był niezadowolony, więc musiała sobie jakoś
radzić. Jeszcze nie wydała całych dwudziestu pięciu koron, które otrzy-
mała z tytułu zaliczki za książkę, a mogła się spodziewać, że dostanie
więcej...
Wracała po przerwie do kantoru, biegła truchtem w dół Maridalsveien,
żeby się nie spóźnić, gdy nagle dostrzegła Mimmi Tynaes, narzeczoną
Paula Schwencke.
- Halo, panno Tynaes! Panna Tynaes aż podskoczyła. Elise roześmiała
się.
- Nie chciałam pani przestraszyć, ale mam mało czasu. Wracam do
kantoru, a dziś po południu wyjeżdżamy pociągiem do moich teściów.
Panna Tynaes uśmiechnęła się dziwnym, sztywnym uśmiechem.
- Przyjemnej podróży, pani Ringstad.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że umówimy się któregoś dnia. Minęło dużo
czasu od naszego ostatniego spotkania.
- Tak, dawno nie widzieliśmy żadnego z was.
Elise popędziła dalej i dopiero kiedy pokonała spory kawał drogi,
stanęła jak wryta. Emanuel poszedł przecież wczoraj do Schwenckego,
lecz może panna Tynaes nie wiedziała, że obaj często wieczorem
wychodzą razem na spacer.
Wreszcie stali na peronie. Peder i Evert przebierali nogami
zniecierpliwieni. Kristian wydawał się spokojny, ale Elise poznała po jego
oczach, że jest spięty. Hugo był zmęczony i rozdrażniony, Jensine
popłakiwała, Emanuel z kolei zmarszczył czoło, a jego wzrok świadczył o
tym, że jest zły. Elise miała w jego imieniu nadzieję, że nie spotka nikogo
znajomego. Jednak zanim dokończyła tę myśl, zatrzymał się przed nimi
jakiś młody mężczyzna w ciemnym garniturze, w białym kołnierzyku i w
kamizelce ze złotym łańcuszkiem od zegarka.
- Emanuel Ringstad? - rzekł zaskoczony.
Zobaczyła, że Emanuel się zaczerwienił. Może to jakiś jego dawny
kolega z klasy, który nie wiedział, co się z Emanuelem działo od
ukończenia szkoły? W jednej chwili pożałowała, że nie skorzystała z
propozycji Hildy, która chciała jej pożyczyć swą nową jasną letnią
sukienkę. Jednak uznała, że Ringstadowie znają jej sytuację i nie będzie
udawała kogoś, kim nie jest.
Mężczyźni stali przez chwilę i rozmawiali, lecz Emanuel nie próbował
nawet jej przedstawić. Prawdopodobnie miał nadzieję, że znajomy nie
domyśli się, że Elise jest jego żoną ani że to on ponosi odpowiedzialność
za całą rozwrzeszczaną piątkę dzieci.
Pociąg ze świstem wtoczył się na stację, wypełniając parą cały peron.
Panowie we frakach i kapeluszach oraz panie w sutych, długich do ziemi
spódnicach i wielkich kapeluszach z kwiatami lub piórami w pośpiechu
zaczęli się tłoczyć do wejścia.
Emanuel pożegnał się ze znajomym; prawdopodobnie miał nadzieję, że
wsiądzie do innego wagonu, ale mężczyzna stał w tym samym miejscu.
- Tata! - zawołał Hugo i wyciągnął rączki, żeby Emanuel zdjął go z
wózka, gdzie jak zwykle siedział na desce. Kąciki ust chłopca zaczęły
drżeć, pewnie wystraszył się pociągu. Elise czym prędzej ruszyła, żeby
zdjąć malca na ziemię, ale ku jej zdumieniu Hugo koniecznie chciał do
Emanuela.
- Czy to pańskie? - usłyszała wyraźnie zaskoczony głos kolegi
Emanuela.
- Cała trzódka - starał się zażartować Emanuel, lecz nie całkiem mu się
udało.
Znajomy roześmiał się.
- Niektórzy wcześnie zaczynają, nie da się ukryć. Emanuel odwrócił się
do niego.
- Oczywiście żartowałem. Mężczyzna znowu się roześmiał.
- Już zaczynałem się zastanawiać.
Na szczęście poszedł do pierwszej klasy. Kiedy wreszcie znaleźli się w
wagonie, Elise nie mogła się powstrzymać.
- Z pewnością myślał, że jestem pomocą domową lub kimś takim.
Emanuel uśmiechnął się.
- Z piątką dzieci?
- Może uznał, że jestem nową sprzątaczką w szkole. - Zdawała sobie
sprawę, że jest sarkastyczna, ale było jej przykro, że Emanuel się jej
wstydził i nie przedstawił staremu znajomemu.
Emanuel milczał.
Chłopcy dzięki Bogu nie zwrócili uwagi na całe zajście, szeroko
otwartymi oczami wyglądali przez okno pociągu. Hugo siedział na
kolanach Emanuela, a ona wzięła na kolana Jensine. Maluchy na szczęście
się uspokoiły i w skupieniu śledziły wszystko dookoła.
Tak jak ostatnio stangret Andreas wyszedł po nich na stację. Elise w
jednej chwili przypomniała sobie śliczny budynek dworca z rzeźbami
wzdłuż gzymsu pod dachem. Pamiętała też, jak była zaskoczona, że
odebrał ją z dworca stangret i odwiózł wytwornym powozem.
Peder odwrócił się do siostry, był zarumieniony na twarzy z przejęcia, a
oczy mu błyszczały.
- Pamiętasz, Elise? Jak jechaliśmy między tymi wielkimi drzewami, a ja
spytałem, czy to sam premier mieszka w tym wspaniałym domu, i Kristian
mnie nazwał zakutą pałą?
Elise uśmiechnęła się.
- Kristian był smutny z powodu ojca i nie miał humoru.
- Ale teraz już mu przeszło, bo mamy Emanuela.
Elise skinęła głową. Nie miałam wyboru, pomyślała kolejny raz.
Państwo Ringstadowie oboje wyszli na dziedziniec, żeby przywitać
gości. Andreas zszedł z kozła i poszedł odczepić wózek dziecięcy, który
przypiął z tyłu powozu. Kiedy Elise wysiadła z Jensine na rękach, pani
Ringstad pośpiesznie podeszła do nich i zawołała:
- Jak się cieszę, że widzę moją wnusię! - Wyciągnęła ramiona i wzięła
małą od Elise, Jensine na szczęście się nie rozpłakała.
Emanuel postawił Hugo na ziemi, a Kristian wziął siostrzeńca za rękę,
żeby go przypilnować, kiedy Elise witała się z teściami. Peder i Evert stali
uroczyście, trochę zawstydzeni, zerkając ukradkiem w stronę budynków
gospodarczych. Elise była pewna, że Peder już myślał o kociętach, które tu
widział poprzednio, i o źrebaku, ale nie miał odwagi się odezwać.
Pan Ringstad podrzucił Hugo wysoko do góry.
- Jak ty wyrosłeś od ostatniego razu, Hugo! I jakie masz piękne loki!
- Wyraźnie mu ściemniały - dodała szybko pani Ringstad. - Myślę, że
jednak nie będzie rudy.
Ojciec Emanuela postawił Hugo na ziemi i potargał po czuprynach
Pedera i Everta.
- A jak się wiedzie tym dwóm urwisom? Wymyśliliście jakieś niezłe
figle?
- Ależ Hugo! - zwróciła mu uwagę pani Ringstad. - Chyba nie sądzisz,
że będą wymyślać jakieś figle. Emanuel nigdy by na to nie pozwolił.
Prawda, Emanuelu?
- To nie ma w ogóle znaczenia, na co bym pozwolił, a na co nie. -
Uśmiechnął się do matki.
Pani Ringstad roześmiała się.
- Są aż tacy niemożliwi? A wyglądają na niewiniątka. Chodźcie, pokażę
wam wasze pokoje, a potem dostaniecie świeże bułeczki i gorącą
czekoladę ze śmietanką.
Peder i Evert wymienili rozmarzone spojrzenia.
- Słyszałeś, Evercie? Czekoladę ze śmietanką. - Peder oblizał usta.
- Chłopcy nie muszą wcale oglądać swoich pokoi na piętrze -
zaprotestował pan Ringstad. - Zabiorę ich lepiej do stajni.
Elise spojrzała na ich odświętne ubrania i pomyślała, że powinni
przedtem się przebrać, ale nie odważyła się tego zaproponować. Wzięła
Jensine na ręce, żeby pani Ringstad nie musiała małej dźwigać po
schodach. Kristian zaś chwycił Hugo za rękę i poszedł za chłopcami.
Emanuel też ruszył z nimi do stajni.
Matka Emanuela była rozmowna i ożywiona, bardziej niż wtedy, kiedy
przyjechali tu po raz pierwszy i gdy myślała, że gośćmi Emanuela są po
prostu jedni z wielu biedaków, którym syn pomaga.
- Ty i Emanuel dostaniecie tę wielką sypialnię - zaproponowała
wesołym głosem. - Jej okna wychodzą na zachód i wieczorne słońce.
Wstawiłam tam jeszcze dziecinne łóżeczko, które leżało na strychu od
czasów, kiedy mój mąż był dzieckiem. Nie potrzebowaliśmy więcej poza
tym jednym, jak wiesz. Niestety.
Weszły na pierwsze piętro i ruszyły długim korytarzem.
- Na pewno będziesz chciała się trochę odświeżyć po podróży i może
trzeba przewinąć Jensine. Gjertrud przyniosła dzbanek zimnej wody i
czajnik z gorącą. Nie musisz się śpieszyć.
Otworzyła drzwi do dużej, jasnej sypialni z podwójnym łożem, toaletką
i stołkiem oraz dużym oknem, w którym wisiały jasne, lekkie zasłonki i
przez które widać było wieczorne słońce zachodzące za wzgórzami na
zachodzie.
Pani Ringstad rozejrzała się wokół.
- Emanuel zawsze lubił ten pokój. Myślałam, że będą tu szczęśliwi, ale
tak się nie stało. - Uśmiechnęła lię smutno. - Łóżeczko dla dziecka stoi tu
pościelone od tamtej pory, kiedy wyjechali. No, ale muszę zejść na dół i
powiedzieć Gjertrud, żeby nastawiła kawę.
Kiedy pani Ringstad wyszła, Elise nadal stała nieruchomo z Jensine na
ręku. A więc tu było miłosne gniazdko Emanuela i Signe! W łóżeczku
leżał ich synek, ten, który według planów pani Ringstad miał zostać
dziedzicem. Tutaj sypiali Emanuel z Signe, pod tą samą kołdrą, planowali
chrzciny, rozwód Emanuela i w przyszłości przejęcie gospodarstwa, być
może snuli plany o kolejnych dzieciach. Z takim zapałem, jaki Emanuel
okazywał w łóżku - w każdym razie kiedyś - z pewnością mieli dużo ro-
boty.
Pani Ringstad zrobiła wszystko, żeby się tu dobrze czuli, ponieważ
Emanuel tak bardzo lubił ten pokój.
Czy naprawdę nie rozumiała, że rani Elise, mówiąc jej o tym? Że to nic
przyjemnego dowiedzieć się, że ma spać w tym samym łóżku, w którym
sypiała kochanka jej męża? Że Jensine lub Hugo mają dostać łóżeczko,
które należało do dziecka miłości Signe?
Pokręciła głową z niedowierzaniem. Czy pani Ringstad nie była w stanie
zrozumieć uczuć innych?
Zapiekło ją pod powiekami. Wyprostowała plecy. Najważniejsze, że
dzieci mogły przyjechać na wieś. Przypomniała sobie tęskne spojrzenie
Pedera, kiedy usłyszał, że Anne Sofie była z jej matką i Asbjornem na
wakacjach, podczas gdy on sam nigdy nigdzie nie wyjechał. Nie wolno jej
przygasić tej radości, gniewając się z powodu bezmyślności pani Ringstad.
Gdyby kochała Emanuela tak, jak żona powinna kochać męża, na pewno
wszystko wyglądałoby inaczej. Wtedy byłaby zazdrosna, a nie jest. Nie
podobała jej się myśl o tym, co się tu działo w tym pokoju, ale nie miało to
nic wspólnego z jej uczuciami do Emanuela. Złościło ją, że zarówno pani
Ringstad, jak i Emanuel wcale nie brali jej pod uwagę, czuła się zdeptana i
znieważona, ponieważ Emanuel nie chciał jej przedstawić dawnemu
znajomemu i ponieważ jego matka nie wstydziła się otwarcie mówić o
kochance syna. Jak gdyby uważali, że nie należą jej się takie same prawa
jak innym ludziom tylko dlatego, że pochodzi z ubogiej rodziny ro-
botniczej.
Umyła ręce, przewinęła Jensine, następnie spróbowała wygładzić
spódnicę, wyszczotkowała włosy i ułożyła je na nowo. Potem wzięła
Jensine na ręce i zeszła na dół. Pani Ringstad właśnie wołała wszystkich
na kolację, stół w kuchni nakryto uprasowanym obrusem i postawiono
piękny serwis; zapach gorącej czekolady i świeżo upieczonych bułeczek
unosił się w całej kuchni.
Gosposia podgrzała wodę i mleko do butelki ze smoczkiem, a pani
Ringstad nalegała, by mogła wziąć Jensine na kolana i ją nakarmić w
czasie, gdy inni zajęli się jedzeniem kolacji. Chłopcy jeszcze nigdy nie
znaleźli się w sytuacji, by ustawiono przed nimi półmisek, na którym
piętrzyły się pachnące bułeczki, więc kiedy pan Ringstad powiedział, żeby
po prostu się częstowali, nie czekając na pozwolenie, półmisek wkrótce
był pusty. Gjertrud przyniosła więcej i Elise zmartwiła się. Wiedziała, że
chłopcy będą jedli, aż pękną, jeśli pozwoli się im jeść bez ograniczeń.
- Myślę, że nie warto dokładać więcej, czy nie lepiej zostawić je na
jutro?
Pan Ringstad zaprotestował.
- Niech im będzie wolno najeść się do syta.
- Nie są do tego przyzwyczajeni. Boję się, że się rozchorują. Peder
posłał jej zgorszone spojrzenie.
- Nie można się rozchorować od najadania się do syta, rozumiesz chyba,
Elise. Chorują ci, którzy nie mają jedzenia.
Ojciec Emanuela roześmiał się.
- Masz rację, Pederze. Weź sobie jeszcze jedną bułeczkę. Chłopcy od
dawna leżeli w łóżkach, a Jensine i Hugo od paru godzin już spali, kiedy
Elise i Emanuel wreszcie powiedzieli „dobranoc" i poszli na górę. To był
miły wieczór, pani Ringstad zagrała dla nich na pianinie, a Emanuel i jego
ojciec zapalili sobie „niedzielnego papierosa", jak to nazwał pan Ringstad.
Było za późno, by mogli się przejść po dużym ogrodzie, lecz wyglądało na
to, że następnego dnia też będzie ładna pogoda. Na razie Elise
rozkoszowała się zapachem róż i cieszyła na jutrzejsze podziwianie
kwiatów.
Postanowiła zapomnieć o Signe, kiedy się kładli. W każdym razie
spróbuje. Jedna z pokojówek zapaliła świece w świecznikach i zasunęła
zasłony, nie budząc dzieci.
Emanuel ziewnął.
- To był męczący dzień. Najpierw praca w kantorze, potem podróż, a
teraz wieczór z matką i ojcem.
- Wyglądało na to, że dobrze się bawisz.
Elise odwróciła się do niego plecami, szybko się rozebrała i wciągnęła
przez głowę koszulę nocną. Kiedy znowu zaczęła pracować w kantorze,
schudła, nie chciała, żeby Emanuel widział ją bez ubrania. Piersi zrobiły
się mniejsze, kiedy przestała karmić, a na biodrach i udach zostały prawie
sama skóra i kości. Kiedy na dole w salonie przeglądała numer
„Norweskiego Magazynu Rodzinnego" i znalazła w nim zdjęcia ślicznych
młodych kobiet o krągłych policzkach i pełnych kształtach, poczuła się
chuda i brzydka.
Emanuel ponownie ziewnął.
- Nie rozumiem, dlaczego matka przygotowała nam ten pokój. Jest tu
dość pomieszczeń, byśmy mogli spać osobno i choć raz nie słuchać w
nocy płaczu dzieci.
- A jak myślisz, kto by się nimi zajął, gdyby się obudziły?
- Oczywiście któraś ze służących.
- Nie lubisz tego pokoju? - Wiedziała, że nie powinna o to pytać, ale
czuła, jakby ją jakiś diabeł podkusił.
- Nie, nie lubię go.
- Ponieważ należał do ciebie i Signe?
Wśliznęła się do łóżka, położyła się i spojrzała na Emanuela. Nawet w
słabym blasku świec dostrzegła, że się zaczerwienił.
- Skąd o tym wiesz?
- Twoja matka mi powiedziała. Myślała, że będziecie tu szczęśliwi.
Przyniosła ze strychu łóżeczko. Hugo leży teraz w tym, w którym spał
twój syn.
- Boże, Elise. Czy to konieczne, żeby to wszystko rozgrzebywać?
- To twoja matka rozgrzebała. Przykro mi.
Odwrócił się do Elise plecami, kiedy ściągał spodnie i wkładał przez
głowę koszulę nocną. Potem zdmuchnął świece i usiadł ciężko na łóżku.
- Dobranoc, śpij dobrze.
Poczuła pod powiekami łzy. Po co wspomniała o Signe i łóżeczku
dziecięcym? Tak się cieszyli na ten wyjazd, a ona wszystko zepsuła.
- Przepraszam, Emanuelu. To było głupie z mojej strony. Twoja matka
nie miała złych zamiarów, po prostu nie pomyślała.
- Może. Niezależnie od tego jestem strasznie zmęczony. Dobranoc.
Poczuła ulgę, lecz mimo to była smutna.
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
Obudził ją w środku nocy dziwny dźwięk. Początkowo nie wiedziała,
gdzie jest, lecz zaraz sobie przypomniała. Dźwięk pochodził gdzieś z
daleka, to nie mógł być głos Hugo ani Jensine. Elise leżała przez chwilę,
nasłuchując. Wtedy domyśliła się. Odgłos dochodził z pokoju, gdzie spali
chłopcy, może któryś z nich źle się poczuł. Wymknęła się cicho na
korytarz i po omacku ruszyła w tamtą stronę. Kiedy dotarła na miejsce,
usłyszała płacz dochodzący od łóżka Pedera.
- Peder? - szepnęła, żeby nie obudzić pozostałych. - Czy to ty płaczesz?
Pociągnął nosem.
- Nie płaczę, tylko trochę pojękuję.
- Boli cię brzuch?
- Nie, wcale mnie nie boli! Tylko chyba kiszki mi się poskręcały.
- Wydaje mi się, że to kurcze bułeczkowe.
- Skąd możesz wiedzieć, jeśli nie byłaś tam w środku.
- Mogę cię przewiązać moim szalem i ostrożnie pomasować, jeśli
chcesz.
- Wszystko mi jedno.
Poszła z powrotem do sypialni i przyniosła szal, następnie ciasno
przewiązała go wokół Pedera. Pozwoliła, by położył się na jej brzuchu, i
zaczęła masować chłopca po krzyżu.
- Elise?
- Mów szeptem, żeby nie obudzić Everta i Kristiana.
- Dlaczego Emanuel wyjechał do miasta, jeśli mógł mieszkać tutaj i
codziennie jeść bułeczki?
Elise zawahała się.
- Młodzi ludzie czasem denerwują się na mamę albo na tatę i chcą
choćby na krótko gdzieś wyjechać. Dzieje się tak dlatego, że zaczynają
dorastać.
-, A dlaczego ty się nie wyprowadziłaś?
- Nie mogłam, bo mama była chora.
- Miałaś ochotę?
- Nie, chyba nie. U nas było inaczej, wiesz, to z ojcem i... w ogóle.
- Ja też nie będę chciał, bo nikt mi wtedy nie pomoże, kiedy dostanę
skurczów bułeczkowych.
Elise roześmiała się cicho.
- Nie wiadomo, czy będzie mnie stać, żeby ci dać tyle bułeczek, byś
dostał skurczów.
- Tato Emanuela w to wierzy. Powiedziałem mu, że napisałaś prawdziwą
książkę, którą wydrukowali w Danii, i on uważa... - Nagle zamilkł. - Czy
źle zrobiłem, że mu wygadałem?
- Nie, jemu można się przyznać. Zabrałam nawet ten egzemplarz ze
sobą, żeby mu pokazać. Emanuel twierdzi, że nie powinnam tego robić,
ale ja jestem innego zdania. I co on uważa?
- Że napiszesz dużo książek i że wszyscy będą wiedzieli, kim jesteś.
Jeżeli dostaniesz dwadzieścia pięć koron za jedną książkę, a napiszesz
dziesięć, to będzie dwieście pięćdziesiąt koron! Ile kosztuje jedna
bułeczka?
Elise nie mogła się nie uśmiechnąć.
- Jesteś niesamowity, Pederze. Jeżeli sprzedam dziesięć książek, to na
pewno będzie mnie stać, żeby kupić dużą torbę ciastek. Ale ty dostaniesz
dwa, może trzy, ale nie tyle, żeby cię rozbolał brzuch.
- Obiecujesz?
- Słowo honoru, krzyż na szyi i dziesięć palców na sercu. Zapadła cisza.
- Elise? Jeśli nie uda mi się skończyć szkoły, to nie muszę pracować
przy opróżnianiu ubikacji. Mogę zostać chłopcem od zaganiania krów na
targ.
- Nie możesz do końca życia gonić krów na targ. To też nie jest dla
ciebie odpowiednie zajęcie. Słyszałam, że zaganiacze krów chodzą na
tańce do Gronland, gdy skończą pracę, i wydają prawie wszystkie
zarobione pieniądze w spelunkach.
- Nie wierzę. Widziałem ich, mają buty z wysokimi cholewami, lasso u
spodni i jedwabną chustkę na szyi. I kupują to za swoje pieniądze.
Elise ziewnęła.
- Czy już ci lepiej?
- Tak. Myślę, że chyba jednak nie będę zaganiaczem. Może raczej
powinienem pracować tu w gospodarstwie? To nie jest chyba spelunka?
Elise ponownie ziewnęła.
- Możesz spytać pana Ringstada, czy za kilka lat nie potrzebowałby
pomocy w stajni.
Kiedy Elise następnego dnia zeszła z Hugo na dół, Kristian i Evert byli
już na dworze i bawili się z kotem. Nakarmiła Jensine i przewinęła ją, i
mała znowu zasnęła. Peder nadal spał po bezsennej nocy z powodu bólu
brzucha.
Pani Ringstad wyszła z dużej kuchni, uśmiechając się.
- Dobrze spaliście?
- Dziękuję, tak. Peder obudził się, bo bolał go brzuch, ale już mu
przeszło.
- A więc Emanuel pewnie też się obudził, biedak. Niech sobie jeszcze
pośpi, na pewno nieczęsto ma okazję się wyspać. A ty, moja droga, możesz
się w tym czasie przejść do ogrodu.
Elise musiała się do siebie uśmiechnąć z powodu określenia, którego
użyła teściowa. „Moja droga!" Jakże zmieniła ton. Postawiła Hugo na
podłodze i poprowadziła synka przez dom ku werandzie po drugiej stronie.
Stamtąd szerokie schody prowadziły na brukowaną ścieżkę wiodącą przez
cały ogród. Przypomniała sobie, jak była tu pierwszy raz i razem z
Emanuelem siedzieli w altanie i rozmawiali. Wspaniały dom rodzinny
Emanuela wywarł na niej ogromne wrażenie, lecz radość z odwiedzin
przyćmił strach z powodu dziecka, które być może nosiła pod sercem.
Pamiętała również, o czym rozmawiali. Emanuel twierdził, że Elise ma
talent krasomówczy i nadawałaby się na rzeczniczkę ważnych spraw do-
tyczących kobiet, na przykład by dziecko urodzone poza małżeństwem
miało prawo nosić nazwisko ojca i dziedziczyć po nim tak samo jak dzieci
urodzone w związku małżeńskim. Czy dziś powiedziałby to samo? Czy
chciałby, żeby dziecko Signe nosiło jego nazwisko i miało prawo
dziedziczenia Ringstad? Chyba nie.
Tak było ze wszystkim, pomyślała. Tak łatwo jest wyrażać sądy w
imieniu innych, a kiedy problem zaczyna dotyczyć nas samych, wszystko
wygląda inaczej. Elise pamiętała, z jakim zaangażowaniem Emanuel
wypowiadał się na temat pewnego mężczyzny, który według niego
powinien przyjąć odpowiedzialność za swoje dzieci urodzone poza
małżeństwem i na nie łożyć. A teraz wpadał w gniew, że ojciec Signe żądał
tego samego.
Odegnała tę myśl. W ogrodzie było zbyt pięknie, by zaprzątać sobie
głowę trudnymi sprawami. Dziś chciała tylko się rozkoszować, cieszyć się
ciepłem lata, słuchać śpiewu ptaków i śledzić wzrokiem motyle, które
bezszelestnie unosiły się w powietrzu niczym maleńkie elfy ubrane na
biało lub jasnożółto. W obsypanych kwieciem krzewach brzęczały
pszczoły, wielki bąk, głośno bzycząc, przeleciał obok.
Ścieżka ogrodowa rozdzielała się i Elise wybrała drogę prowadzącą do
masztu z flagą, a nie tę, która wiodła do altany. Posuwali się powoli, bo
Hugo chciał iść sam, ale dzięki temu Elise mogła wszystko zobaczyć.
Przeszli obok drzewa czereśniowego, na gałęziach wisiało jeszcze trochę
dużych, czerwonych, mięsistych czereśni. Po prawej stronie rósł rząd
bujnych piwonii, to dopiero musiał być widok, kiedy wszystkie rozkwitły.
Maszt flagowy stał na niewielkim płasko wzgórzu. Pośród zieleni stały
dwie pomalowane na biało ławki i okrągły stolik z kutego żelaza, tutaj
zwykle pijali popołudniową kawę, jak kiedyś wyznał Emanuel. Poniżej
znajdowały się długie rzędy krzewów owocowych, malin, agrestu oraz
czarnych i czerwonych porzeczek. Pani Ringstad powiedziała, że nie
zbierają wszystkich i zostawiają trochę, żeby jak najdłużej mogli podjadać
świeże z krzaka.
Jabłonie i śliwy rosły poniżej krzewów, rozciągały się jak tylko okiem
sięgnąć. Ogród był tak ogromny, że można by w nim zabłądzić. Elise nie
mogła się powstrzymać, by nie porównać go do maleńkiego ogródka,
który mieli na Hammergaten z niedużą jabłonką i jednym krzakiem
czerwonej porzeczki. Dla niej i chłopców przeprowadzka do nowego
domu zdawała się niczym z bajki, ale Emanuelowi nadal musiało być
strasznie ciasno. Wszystko stawało się inne, gdy spojrzało się na to
cudzymi oczami, pomyślała. Nie rozumiała, że dom na Hammergaten
mógł się Emanuelowi wydawać nieduży i nędzny, a Emanuel nie potrafił
docenić, jakie mieli szczęście w porównaniu z innymi. Pomyślała o ro-
dzinach mieszkających w czynszówkach na Grunerlokka, gdzie mieściło
się sto piętnaście jednopokojowych mieszkań, zajmowanych przez ponad
tysiąc osób. W porównaniu z tym dom na Hammergaten zdawał się rajem.
Elise usiadła na ławce i pozwoliła Hugo pobawić się żwirem. Nieopodal
zobaczyła zostawiony tu przez zapomnienie kosz z rękawicami do prac w
ogrodzie, grabie i łopatkę. Należały na pewno do pani Ringstad, która, jak
sama mówiła, lubiła pielęgnować grządki z kwiatami, mimo że mieli
ogrodnika. Hugo wrzucał pojedyncze kamyki do kosza i bawił się łopatką.
Był tak zachwycony, że mógłby tu siedzieć pół dnia. Jednak po krótkiej
chwili Elise zobaczyła, że biegnie ku nim Peder.
- Elise?! - zawołał zdyszany. Był czerwony na twarzy i miał potargane
włosy. Krzywo zapiął koszulę, której brzegi wystawały mu ze spodni. -
Wiesz co? Spytałem tatę Emanuela, czy nie potrzebowałby pomocy w
stajni. I wiesz, co powiedział? Że mogę przyjść, kiedy chcę! I powiedział
jeszcze, że żeby pracować w stajni, nie trzeba mieć dobrych stopni w
szkole. Elise uśmiechnęła się.
- Świetnie, Pederze. Praca w gospodarstwie to byłoby coś w sam raz dla
ciebie.
- Musisz wracać. Będziemy jeść śniadanie. Wydaje mi się, że pachną
bułeczki, ale nie wiem, czy powinienem zjeść ich tyle co wczoraj.
Elise wstała.
- Nie, sądzę, że musisz trochę uważać. Jednak wydaje mi się, że to nie
słodkie bułeczki. Pewnie Gjertrud upiekła chleb lub bułkę.
Hugo rozpłakał się w głos, kiedy go podniosła i przerwała dobrą
zabawę. Ale gdy powiedziała, że idą jeść, stał się bardziej uległy. Wzięła
Pedera drugą ręką i razem poszli szeroką ogrodową alejką. Peder gadał
cały czas jak nakręcony. Opowiadał o oborze i stajni, stodole i zagrodzie
dla cieląt, świń i warchlaków, a także o domku z desek na drzewie, który
tam stoi od czasów, kiedy Emanuel był mały.
- Emanuel miał też dla siebie starą stodołę, gdzie się mógł zamknąć,
kiedy chciał mieć spokój - dodał z zapałem. - Wtedy bawił się, że jest
bladą twarzą, a wszędzie w lesie czają się Indianie i chcą mu zdjąć skalp.
Elise zerknęła na Pedera podejrzliwie.
- To ostatnie sobie chyba wymyśliłeś, prawda?
- Tak, ale myślę, że właśnie tak się bawił.
Elise pomyślała swoje. Emanuel na pewno zamykał się w stodole, żeby
mu matka dała spokój, jeżeli rzeczywiście było tak źle, jak opowiadał.
Niemal nie sposób uwierzyć, że było z nią trudno wytrzymać, skoro teraz
jest tak uprzejma i życzliwa. Mimo wszystko podejrzewała, że pod
łagodną powierzchownością w teściowej aż się gotuje. Zauważyła to, gdy
przypadkiem usłyszała, jak pani Ringstad zwracała się do swego męża,
sądząc, że nikt ich nie słyszy. Dostrzegła też płomień w jej oczach. Być
może przez całe życie starała się poskromić swój niełatwy charakter.
Kiedy dotarli na miejsce, wszyscy już siedzieli przy stole i jedli
śniadanie. Emanuel wyglądał na wypoczętego i w dobrym humorze, spał
dobrze całą noc i nie słyszał ani płaczu Pedera, ani krzyku Jensine. Matka
pogładziła go po plecach.
- Jak dobrze, że choć raz się wyspałeś, Emanuelu. Rzeczywiście chyba
nie jest ci łatwo z tak dużą gromadką dzieci, skoro musisz wychodzić do
kantoru wcześnie rano i wracasz do domu późnym wieczorem.
Elise westchnęła, ale się nie odezwała.
To był przyjemny dzień. Emanuel rozluźnił się, ładna pogoda się
utrzymywała, a podczas posiłków panowała radosna i lekka atmosfera.
Chłopcy zaglądali wszędzie, mogli poskakać na sianie, dosiąść po kolei
najłagodniejszego z koni, dać kotom mleka i zebrać jajka zniesione przez
kury.
Elise podążała za nimi wzrokiem, ciesząc się razem z nimi. Spędzone tu
chwile pozostaną im w pamięci na zawsze i pozwolą zabrać ze sobą coś
przyjemnego, gdy znowu się zacznie codzienność. Peder jaśniej spojrzał w
przyszłość, ponieważ się dowiedział, że istnieją inne możliwości niż
opróżnianie wychodków lub pędzenie bydła na targ. Nawet ona sama
zauważyła, że irytacja wobec Emanuela i tęsknota za Johanem osłabła.
Nagle Elise przypomniała sobie nastrój pierwszych dni spędzonych w
gospodarstwie Ringstadów. Inny był wtedy jej stosunek do Emanuela.
Była w niego zapatrzona, podziwiała go za służbę w Armii, czuła
wdzięczność za troskę, którą okazał jej i jej rodzinie. Teraz zauważyła, że
odrobina dawnego nastroju wróciła, łatwiej przychodziło im się śmiać z
pomysłów i powiedzonek chłopców, oboje rozpierała duma z powodu
postępów Jensine, czuła, że zarówno Emanuel, jak i jego rodzice traktują
Hugo jako jednego z nich. Może jednak wszystko się ułoży, pomyślała z
westchnieniem ulgi.
Dzień minął zbyt szybko, wkrótce trzeba będzie zacząć myśleć o
powrocie do domu. Pani Ringstad zaofiarowała się, że przypilnuje
najmłodszych dzieci, kiedy Elise poszła na górę się pakować.
Oknò w sypialni było otwarte, promienie słońca i świeże powietrze
wpadały do środka. Elise podeszła bliżej, żeby ostatni raz nacieszyć się
pięknym widokiem.
Nagle w oddali usłyszała przeraźliwy krzyk. Wstrzymała oddech. Wtedy
dobiegł ją znowu i usłyszała wyraźnie głos jednego z chłopców. Serce
zabiło jej w piersi, strach ścisnął za gardło. Kiedy wytężyła słuch, żeby się
zorientować, co się stało, dotarło do niej przerażone, niemal paniczne „Na
pomoc!". Odwróciła się na pięcie i wypadła jak burza z sypialni. To na
pewno Peder, żaden z chłopców nie wpadał w takie tarapaty jak on.
Gdy zbiegała po schodach, przez głowę przelatywały jej wszelkie
możliwe przerażające sceny. Widziała brata, jak wpada do gnojówki i
szamocze się, po czym powoli całkiem się zanurza i tonie. W następnym
okamgnieniu widzi go, jak spada z konia i leży na ziemi ze złamanym
karkiem, sparaliżowany do końca życia. W ciągu kilku krótkich sekund na
nowo przeżyła koszmar, kiedy była w szpitalu i nie mogła poruszyć nawet
jednym mięśniem, zamknięta w swoim ciele, nie będąc w stanie
porozumieć się z kimkolwiek. Potem zobaczyła Pedera, jak wisi uczepiony
rękami na czubku drzewa bez oparcia dla nóg i to tylko kwestia czasu, gdy
gałąź się złamie, a on zleci.
Wreszcie znalazła się na dole przed domem. Na dziedzińcu zobaczyła
Emanuela i pana Ringstada, jak wybiegają ze stajni, i panią Ringstad
załamującą ręce i wołającą do nich coś, czego Elise nie mogła zrozumieć.
Za moment dostrzegła Kristiana i Everta, którzy wypadli ze stodoły i
pędzili na złamanie karku. A więc dobrze zgadła, to musiał być Peder.
- Co to? Co się stało?
Pani Ringstad zwróciła się do niej.
- To Peder wołał o pomoc! - rzekła zdenerwowana. - Poszedł na
pastwisko, gdzie pasie się ten niebezpieczny byk, chociaż zabroniliśmy mu
tam chodzić!
Elise nie musiała słuchać wyjaśnień. Rzuciła się biegiem za Emanuelem
i panem Ringstadem. W oddali ciągle słyszała krzyki albo może tylko
nadal brzmiały w jej uszach, nie potrafiła powiedzieć. Rozmawiali przy
obiedzie o tym byku. Pani Ringstad żądała, żeby go zaprowadzić do
rzeźni, zanim zrobi komuś krzywdę. W sąsiednim gospodarstwie zaledwie
kilka miesięcy temu zabódł dojarkę na śmierć.
Elise ze strachu nie mogła złapać tchu. Biegnąc, płakała i składała ręce
do Boga.
- Dobry Boże, spraw, by Peder przeżył! Bądź tak dobry, pomóż mu,
żeby mu się nic nie stało!
Zwolniła i wytężyła słuch. Na pastwisku zapadła cisza. Nie rozległ się
żaden krzyk.