Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość

background image

FRID INGULSTAD

ZAZDROŚĆ

Saga Wiatr Nadziei

część 5

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, czerwiec 1905 roku

Elise obudził jej własny krzyk. Mrugając powiekami, rozejrzała się przerażona, ale na

szczęście Peder i Kristian spali spokojnie.

Na dworze wciąż jeszcze było widno, choć zapewne minął już późny wieczór. Czuła

się dziwnie wyspana, mimo że spała chyba tylko chwilę, bo długo się przewracała z boku na

bok, nim zasnęła.

Serce waliło jej mocno, a mokra od potu nocna koszula przylepiła się do ciała. Elise

na nowo przeżywała koszmarny sen. Śniło jej się, że brała ślub z Emanuelem. Kiedy już

wychodzili z kościoła, zauważyła Johana, który stał z nożem w ręce i patrzył na nią posępnie.

Pomimo gorąca przeszedł ją zimny dreszcz. Elise obróciła się na bok, próbując się otrząsnąć i

zapomnieć o koszmarze, ale przykre obrazy powracały wciąż na nowo. Nie mogła uleżeć

spokojnie, wstała więc i boso przemknęła w stronę kuchni, by napić się wody.

Powstrzymał ją jednak szept matki:

- Śniło ci się coś niedobrego?

Elise zerknęła na łóżko, a widząc, że mama jej się przygląda, pokiwała głową.

- Chodź tu na chwilę, Elise - poprosiła matka.

Elise cofnęła się i usiadła na brzegu posłania. Mama wzięła ją za rękę i zapytała:

- Co cię tak niepokoi? Męczą cię jakieś koszmary?

- Miałam okropny sen - wyszeptała Elise, umykając spojrzeniem. - Śniło mi się, że

Johan patrzył na mnie tak wrogo...

- A więc to przez Johana jesteś taka niespokojna... - Matka uścisnęła jej dłoń. -

Musisz spróbować o nim zapomnieć, Elise. On nie jest wart twojej miłości. - Po chwili

dodała z ociąganiem: - Tak się cieszę z tego, co się stało. I ty też powinnaś. Kiedy wczoraj

wieczorem zniknęłaś, bardzo się przestraszyłam. Wiedziałam, że nie masz pieniędzy na

komorne. Ale gdy cię zobaczyłam razem z panem Ringstadem i podzieliliście się ze mną tą

wielką nowiną, miałam wrażenie, że stał się cud, że moje modlitwy zostały wysłuchane. -

Znów uścisnęła dłoń córki. - Wiele dziewcząt ogarnia niepokój, gdy już przyjmą

oświadczyny, to zupełnie naturalne. Wydaje mi się, że jeszcze nie do końca pojmujesz, że na

lepszego męża niż Emanuel Ringstad nie mogłaś trafić.

Elise, skinąwszy głową, zmusiła się do uśmiechu.

- Owszem, pojmuję. Smutno mi tylko, że nie odwzajemniam jego uczuć. Nie czuję do

background image

niego tego samego co do Johana.

- Powoli, Elise! Z czasem pokochasz go równie mocno, jestem tego pewna. Szanujesz

go, to najważniejsze, a miłość przyjdzie. Daj tylko sobie trochę czasu! Kiedy już złożycie

przysięgę małżeńską, przestaniesz zadręczać się wątpliwościami i całą swoją uwagę skupisz

na nim.

Elise pokiwała głową.

- Dziękuję, mamo. Spróbuj teraz zasnąć. Pójdę się napić wody i też się zaraz kładę.

Gdy tylko z powrotem otuliła się pierzyną, powróciła myślami do słów mamy i

przyznała jej rację. Naprawdę, mam więcej szczęścia niż niejedna dziewczyna. Bo w końcu

rzadko się słyszy, by któraś wiązała się z kimś, kogo kocha. Emanuel jest dobry i miły. To

porządny i szlachetny człowiek, chce dla mnie jak najlepiej. Zdecydował się mnie poślubić,

pomimo że wie, iż urodzę dziecko innego mężczyzny. Zdawał sobie sprawę, że będzie musiał

wystąpić z Armii Zbawienia i znaleźć sobie inną pracę. I podjął tę poważną decyzję

świadomie, rozważywszy wszystkie za i przeciw. Pewnie niejedną noc spędził, przewracając

się z boku na bok, bo nie mógł zmrużyć oka.

Wyłożył Elise jasno, że nie zamierza wrócić na wieś, by przejąć dwór. Praca w

gospodarstwie zupełnie go nie interesuje, mówił.

Skończył przecież studia, a także roczną szkołę handlową. Wolałby więc znaleźć

pracę, w której by mógł wykorzystać swoje umiejętności i wiedzę.

Zdziwiła się, bo wcześniej opowiadał jej, że od przejęcia dworu rodzinnego

powstrzymuje go powołanie, a teraz nagle tłumaczył się wykształceniem. Nie wyraziła

jednak na głos swoich wątpliwości. Bez takiego zapewnienia z jego strony na pewno nie

zgodziłaby się na małżeństwo. Nie mogłaby przecież wyjechać z nim do rodzinnej

posiadłości i zostawić mamy samej z chłopcami, bez środków do życia. Byli od niej

całkowicie zależni, nie mieli żadnych innych dochodów.

Emanuel wie o mnie wszystko, a mimo to chce się ze mną ożenić. Nie miałam innego

wyjścia, przekonywała po raz kolejny samą siebie. Gdyby nie jego pomoc, pozostałoby nam

jedynie miłosierdzie gminy, a to zabiłoby mamę.

Nagle przyszła jej do głowy nieprzyjemna myśl. Co na to powie Agnes? Przecież

zwolniła się z fabryki, by być bliżej Emanuela. Wertowała czasopisma dla kobiet i oglądała

suknie ślubne, marząc o tym, by stanąć na ślubnym kobiercu u boku Emanuela.

Boże święty, jęknęła w duchu Elise, bo dobrze znała swoją przyjaciółkę. Wiedziała,

że nie wybacza nigdy temu, kto jej nadepnie na odcisk. A mieć w niej wroga... Zadrżała,

przewracając się z boku na bok. Emanuel wiedział co prawda, że podoba się Agnes, nie miał

background image

jednak pojęcia, do czego ona jest zdolna...

Pomyślała też o Annie, cierpliwej, miłej, kochanej Annie... Przypomniało jej się, jak

się dowiedziała od Emanuela, że kocha inną. „Zazdroszczę jej tak, że aż serce mi ściska”,

zwierzała się Elise i dodała: „Nieważne, kim ona jest, i tak jej nie znam”.

Co powie, kiedy zrozumie, że Emanuel, mówiąc o kobiecie, którą kocha, miał na

myśli Elise? Ona, która wciąż wierzy w to, że Johan i Elise się pogodzą.

Elise już nie wiedziała, co gorsze, nieme wyrzuty Anny czy zazdrość i złość Agnes.

Poczekała, aż na stole będzie śniadanie, i dopiero wówczas oznajmiła braciom

nowinę. Nie wiedzieli jeszcze o niczym, bo gdy wróciła poprzedniego wieczoru z

Emanuelem, oni już spali.

- Muszę wam coś powiedzieć - zaczęła i popatrzyła z uśmiechem na Pedera i

Kristiana. - Wychodzę za mąż za Emanuela Ringstada!

Peder otworzył usta ze zdziwienia, ale zaraz jego twarz rozpromieniła się w uśmiechu.

Zerwał się ze stołka gwałtownie, przewracając go na podłogę, i rzucił się siostrze na szyję.

- To prawda? Nie kłamiesz? - wypytywał gorączkowo. Elise roześmiała się i pokręciła

głową.

- Nie kłamię. Wczoraj wieczorem Emanuel poprosił mnie o rękę, a ja się zgodziłam.

Zerknęła na Kristiana, który nie odezwał się ani słowem. Zacisnąwszy usta w cienką

kreskę, wstał, wziął podręczniki obwiązane rzemykiem i skierował się do wyjścia.

- Kristian! - zawołała mama ostrym głosem. Odwrócił się niechętnie.

- Chyba rozumiesz, że pan Ringstad ratuje nas od głodu i nędzy? Wiesz, że stary

Torgny zagroził, iż nas wyrzuci i będziemy musieli zamieszkać kątem u innej rodziny, jeśli

do ósmej wieczorem nie zapłacimy czynszu, a my nie mamy pieniędzy?

- Nic mnie to nie obchodzi!

Mama aż poczerwieniała ze wzburzenia.

- Jak to? Nie obchodzi cię, gdzie będziemy mieszkać?

- Zostaw go w spokoju - wtrąciła się Elise i położyła jej dłoń na ramieniu. - On się

smuci z powodu Johana.

Mama otworzyła usta i już miała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się

powstrzymała. Elise jednak poznała po jej minie, że mama nie ma już takiego dobrego zdania

o Johanie jak kiedyś.

- Wieczorem wybieram się do Agnes - rzekła więc pośpiesznie, by skierować uwagę

mamy na inne tory.

- Do Agnes? Chyba raczej powinnaś poświęcić czas swojemu narzeczonemu?

background image

- Owszem, z nim też się na pewno spotkam. Muszę jednak porozmawiać z Agnes o

czymś ważnym.

- Agnes ugania się za tym Ringstadem - zaśmiał się Peder. - Na pewno się teraz na

ciebie wścieknie, Elise!

- Właśnie tego się obawiam.

- A cóż Agnes do tego? - zdziwiła się mama, posyłając córce ponure spojrzenie. - Ona

zawsze kleiła się do chłopaków, ale od twojego narzeczonego niech się lepiej trzyma z

daleka.

Elise nie miała siły rozmawiać o tym z mamą. Wstała i kierując się w stronę drzwi,

rzuciła:

- Zaraz odezwie się syrena fabryczna, muszę się śpieszyć.

W powietrzu czuło się chłód. Wiatr od północy gładził toczące się wartko z głośnym

szumem wody Aker. Elise zadrżała z zimna i mocniej owinęła się szalem. Właściwie o tej

porze powinno już wreszcie nadejść lato, tymczasem pogoda wciąż się zmieniała i raz było

ciepło, a zaraz potem nadciągał chłód. Jakiś czas temu pisano w gazetach, że tegoroczna zima

i wiosna odbiegały od normy. Wygląda na to, że będzie to też dotyczyć lata. Wiele osób

łączyło te odstępstwa w pogodzie z niepokojem w kraju. Niemal powszechnie obawiano się

wojny. Elise zastanawiała się z lękiem, czy w wypadku ogłoszenia powszechnej mobilizacji

Emanuel także zostanie powołany. A co z Johanem? Czy więźniów też wcielają do wojska?

Gdy przeszła przez most, odwróciła się, bo usłyszała, że ktoś ją woła. Czy to nie

pech? Za każdym razem, gdy w jej życiu coś się działo, pierwsza pojawiała się na horyzoncie

wścibska Valborg i koniecznie chciała z niej wyciągnąć prawdę.

- Widziałam was, Elise! Ciebie i oficera! Zaprzeczałaś, że coś was łączy, tymczasem

wczoraj wieczorem szliście, trzymając się za ręce!

- Owszem, zaprzeczałam, bo wtedy nic nas nie łączyło, ale nastąpiła zmiana.

Zaręczyliśmy się.

Uznała, że równie dobrze może powiedzieć Valborg od razu, skoro wkrótce i tak się

wszyscy o tym dowiedzą. A ponieważ ślub ma się odbyć jak najprędzej, ze względu na jej

brzuch, lepiej mieć to już za sobą.

Valborg zatrzymała się gwałtownie i popatrzyła na nią zaskoczona.

- Zaręczyłaś się z oficerem? Całkiem zgłupiałaś? Przecież oni nie mogą się żenić!

- Emanuel zamierza wystąpić z Armii Zbawienia.

- Co? - Valborg zmierzyła Elise od stóp do głów. - Spodziewasz się dziecka, czy co?

- Nic podobnego! - zaprzeczyła Elise nerwowo i poczuła, że się czerwieni.

background image

- To po co ten pośpiech? Przecież dopiero co byłaś zaręczona z Johanem.

- Nieprawda, minęło już kilka tygodni, odkąd Johan ze mną zerwał.

Valborg uśmiechnęła się z ironią.

- Już ja swoje wiem! - popatrzyła na nią raz jeszcze badawczo, po czym odwróciła się

i ruszyła w kierunku bramy fabryki.

To był ciężki dzień. Pomocnice uwijały się jak w ukropie pośród nawoływań

poganiających je prządek. W hali unosiły się tumany kurzu, a huk maszyn zagłuszał wszelkie

inne odgłosy. Elise czuła ulgę, że Hilda już nie pracuje w przędzalni. Tęskniła za nią, ale

świadomość, że siostra uwolniła się od tego kieratu, napełniała ją radością. Ja, niestety,

muszę tu zostać, pomyślała nagle z rezygnacją. Nawet jeśli Emanuel będzie miał tyle

szczęścia, że dostanie pracę, to przecież kanceliści nie zarabiają znowu tak dużo, by utrzymać

tyle osób. Emanuel obiecał, że mama i chłopcy zamieszkają razem z nami, nie mogę jednak

pozwolić, by on sam łożył na całą moją rodzinę. Wystarczy już, że przyrzekł zaopiekować się

nie swoim dzieckiem.

Po co ja mówiłam Agnes o swoim kłopocie, wyrzucała sobie w myślach... Teraz wie o

dziecku. Ona i Hilda. Hildzie mogę zaufać, jednak gdy Agnes zwróci się przeciwko mnie...

Przeszły ją ciarki.

A co z Anną? Czy ona także domyśliła się prawdy? Nie, to niemożliwe, pomyślała

Elise. Kiedy jej mówiłam, że upadłam, bo mi się zdawało, że ktoś mnie goni, Anna

powiedziała: „Oni chcą cię tylko nastraszyć. Na pewno nie zrobiliby ci nic złego”. Anna

zawsze dobrze myślała o ludziach. Nie przyszłoby jej nawet na myśl, że ktoś mnie zgwałcił.

Nie, tajemnicę znają wyłącznie Hilda i Agnes. Mama nie może się o tym dowiedzieć

pod żadnym pozorem! Ani Peder i Kristian. Co prawda Peder z Evertem dociekali głośno, co

się jej mogło stać, jak to dzieciaki, ale to było tylko takie gadanie, choć zaskakująco bliskie

prawdy. W gruncie rzeczy w to nie wierzyli.

Jeśli pobierzemy się z Emanuelem dość szybko, ludzie nie domyśla się nawet, że nie

on jest ojcem dziecka. Niektóre kobiety rodzą przedwcześnie, innym zdarza się przenosić

ciążę. Powiem, że dziecko jest wcześniakiem. Nikt nie będzie podejrzewał, że kłamię. . Po

pierwsze wszyscy wiedzą, że Johan siedzi w więzieniu, a skoro o tym, co się zdarzyło tamtej

niedzieli, gdy wracałam z więzienia Akershus, wie tylko Hilda i Agnes, nikomu nie przyjdzie

nawet do głowy, że miałam kogoś w tym czasie.

Nikt prócz tego, który mnie zgwałcił... ale on się nawet nie domyśli, że to jego

dziecko. Pośpiesznie porzuciła tę myśl, bo słabo jej się robiło, ilekroć sobie przypominała ten

koszmar.

background image

Czas wlókł się niemiłosiernie. Bolały ją plecy, głowa, i zbierało jej się na mdłości.

Nie miała pojęcia, jak Hilda wytrzymywała tę harówkę, będąc w zaawansowanej ciąży.

Zwłaszcza że jako pomocnica biegała w tę i z powrotem, przynosząc prządkom nawoje. Elise

nie pamiętała, by kiedyś było w hali tak duszno. Nigdy też jeszcze hałas nie wydawał jej się

tak dokuczliwy. Gdy w końcu usłyszała pobrzękiwanie kotłów z zupą w korytarzu,

postanowiła pójść w czasie przerwy do domu, choć nie musiała już się opiekować mamą.

Jak dobrze było wyjść trochę na dwór! Świeże powietrze orzeźwiło ją, ustały mdłości,

a i ból głowy nieco zelżał.

Pomyślała o Emanuelu, wciąż nie mogąc wyjść ze zdziwienia, że chce się z nią

ożenić, wiedząc, że nosi pod sercem dziecko innego mężczyzny. Nie mogła go zrozumieć.

Samej trudno jej było sobie wyobrazić, że będzie potrafiła kochać dziecko, poczęte w takich

okolicznościach. Nawet w myślach nie nazywała istoty, którą nosiła, „dzieckiem”, a jedynie

„czymś”, „czymś okropnym i wstrętnym”.

„Ażeby dziecku, którego oczekujesz, dać ojca”, powiedział. On myślał o tym jak o

żywym dziecku. Nie budziło w nim wstrętu, traktował je jak istotę, której chce pomóc. Nawet

stać się jej ojcem.

Naprawdę Emanuel różnił się bardzo od innych mężczyzn. Poczuła w sobie miłe

ciepło. „Na lepszego męża nie mogłaś trafić”, powiedziała mama. Zrobię wszystko, co w

mojej mocy, by być dobrą żoną, postanowiła. Tak by Emanuel nie żałował nigdy decyzji,

jaką podjął.

W bramie czynszówki wpadła wprost na panią Thoresen. Po jej minie od razu

poznała, że wie o wszystkim.

- Twoja mama, Elise, była u nas i opowiedziała, co się wydarzyło - rzuciła krótko.

Elise nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Zaraz po Agnes najbardziej się

obawiała właśnie spotkania z panią Thoresen. Spuściła wzrok, obawiając się spojrzeć

sąsiadce prosto w oczy.

- Anna płacze, ale tego się pewnie spodziewałaś - dodała z goryczą.

Elise podniosła wzrok.

- Przykro mi z tego powodu. Ostatnie, czego bym chciała, to zasmucić Annę.

Pani Thoresen wzruszyła ramionami.

- Zawsze powtarzałam, że każdy ma dość własnych kłopotów!

- Naprawdę, nie chciałam skrzywdzić Anny, zna mnie pani przecież! Emanuel

Ringstad od dawna wyznawał mi swoje uczucia, ale ja nie chciałam go słuchać.

Postanowiłam czekać na Johana.

background image

- Rzeczywiście, poczekałaś - prychnęła pani Thoresen z pogardą.

- To Johan zerwał zaręczyny - odparła Elise, czując wzbierającą się w niej przekorę.

- Wszystko jedno! Jak nie jedno nieszczęście, to drugie. Dla takich jak my nie ma

nadziei - oznajmiła i wymaszerowała, nie spojrzawszy nawet na Elise, uznając pewnie

rozmowę za zakończoną.

Elise ciężkim krokiem weszła po schodach. Przed drzwiami do mieszkania

Thoresenów ociągała się chwilę. Najchętniej przeszłaby obok i skierowała się na schody

prowadzące na drugie piętro, zmusiła się jednak, by zapukać i wejść do środka.

Anna leżała w łóżku blada i zapłakana. Gdy jednak zobaczyła Elise, pośpiesznie

wytarła łzy, udając, że nic się nie stało.

- Witaj, Elise.

- Spotkałam na dole w bramie twoją mamę. Podobno moja mama była u was.

Anna skinęła głową i spojrzała na nią wyraźnie zakłopotana.

- Nie przejmuj się, Elise - rzekła, połykając łzy. - Właściwie bardzo się cieszę twoim

szczęściem, tylko że ta wiadomość spadła na mnie dość nieoczekiwanie.

- Dobrze to rozumiem. Mnie też zaskoczyła.

Anna otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale rozmyśliła się.

- Nie zamierzałam cię oszukiwać, Anno. Wtedy gdy mi mówiłaś, że Emanuel kocha

inną, podejrzewałam, że ma na myśli mnie, i zdenerwowałam się tym. Uznałam, że to

bezczelne z jego strony, bo w żaden sposób go do tego nie zachęcałam. Przeciwnie, przez

cały czas powtarzałam, że zamierzam czekać na Johana.

Anna słuchała z uwagą.

- Skoro domyśliłaś się, że mówił o tobie, to musiał ci to sugerować.

- Tak, ale ja go traktowałam jak przyjaciela. Nie mam siły ci o tym wszystkim

opowiadać, Anno, ale uwierz, że nie chciałam ci sprawić bólu. Nie przyszło mi nawet do

głowy, że tak się to wszystko skończy. - Wzruszyła bezradnie ramionami. - On wie, że go nie

kocham. Wie, że nadal darzę miłością Johana i wolałabym na niego poczekać, mimo że

Johan sobie tego nie życzy. Ale gdy Hilda się wyprowadziła, wszystko się zawaliło. Wczoraj

wieczorem musiałam wyjść z domu, by mama i chłopcy nie domyślili się, jak bardzo jestem

zrozpaczona. Nie miałam pieniędzy na czynsz i nie miałam pojęcia, jak damy radę się

utrzymać z mojej jednej wypłaty. Torgny dał nam czas do godziny ósmej wieczorem.

Zagroził, że jeśli nie zapłacę komornego, wyrzuci nas stąd.

Anna popatrzyła na nią przerażona.

- W tym czasie przyszedł do domu Emanuel i zapytał o mnie. Powiedzieli mu, że

background image

wyszłam się przejść. Znalazł mnie i zaproponował małżeństwo, by uratować nas z trudnej

sytuacji, a ja dałam się przekonać.

- Mogłaś pożyczyć od niego pieniądze! Poza tym Peder i Kristian są już dość duzi, by

zacząć roznosić gazety popołudniami, a wnet twoja mama też nabierze sił po chorobie i

będzie mogła podjąć jakąś pracę. Wspominała coś mojej mamie, że zamierza dowiedzieć się

u Magdy, czy nie potrzebna jej pomoc w sklepie.

Elise bardzo pragnęła wyjawić jej najważniejszy powód, dla którego zgodziła się na

małżeństwo, ale nie mogła.

- Nie chciałam go prosić o kolejną przysługę. Pytałam Hildę, ale ona nie ma

pieniędzy. Agnes też nie. Zastanawiałam się nawet, czy nie zapytać twojej mamy o pożyczkę,

ale wiem, jak bardzo się męczy, by związać koniec z końcem. Tak samo zresztą jak my

wszyscy tu w okolicy.

- Nie mogłaś zwrócić się o zasiłek do gminy? Albo do Armii Zbawienia?

- Mama jest zbyt dumna, by przyjmować zasiłek, a jej zdaniem Armia Zbawienia

wystarczająco już nam pomogła.

- I z powodu chorobliwej ambicji twojej mamy jesteś zmuszona poślubić mężczyznę,

którego tak naprawdę wcale nie chcesz? - W głosie Anny pobrzmiewało nie tylko zdumienie,

ale i nuta szyderstwa.

Elise nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy. Wiedziała, że nie powinna zrzucać winy

na mamę. Gdyby Anna wiedziała o tym, co rośnie w jej brzuchu, pewnie by zrozumiała.

Anna westchnęła z rezygnacją.

- Wybacz, Elise. Wiem, że mogę sprawiać wrażenie małostkowej. Nie mam żadnego

prawa wypytywać cię i drążyć tego tematu.

- Owszem, masz prawo do wyjaśnień. W końcu byłam narzeczoną twojego brata!

Mogę ci tylko powiedzieć, że zarówno Emanuel, jak i ja uczynimy wszystko, by wam pomóc.

Sam mi to powiedział wczoraj wieczorem.

Anna nie odezwała się.

Elise odwróciła się, zbierając się do wyjścia.

- Rozumiem cię, Anno - rzuciła na odchodnym. - Mam tylko nadzieję, że nie

odwrócisz się ode mnie z tego powodu.

Anna nadal milczała. Elise westchnęła ciężko i cicho zamknęła za sobą drzwi.

Ku swemu zdumieniu zastała w kuchni Emanuela, który siedział przy stole razem z

mamą. Akurat w tej chwili wolałaby, aby go tu nie było, potrzebowała bowiem pobyć trochę

sama.

background image

Mama popatrzyła na nią zatroskanym wzrokiem.

- Jesteś bardzo zmęczona, Elise. Widać to po tobie.

- Byłam u Anny - rzekła Elise, patrząc na Emanuela porozumiewawczo. Wiedziała, że

się domyśli, o co chodzi.

Mama nie wyglądała na osobę, którą dręczą wyrzuty sumienia.

- Podzieliłam się z nimi tą wielką nowiną. Uznałam, że równie dobrze mogą się

dowiedzieć o tym od razu.

Elise pokiwała głową.

- Pani Thoresen jest bardzo rozgoryczona. Najwyraźniej uważa, że powinnam czekać

na Johana.

- Jak śmie oczekiwać czegoś takiego? - oburzyła się mama i aż poczerwieniała na

twarzy. - Po tym wszystkim, co zrobił?

Elise nie odpowiedziała. Dawno już zrozumiała, że z mamą nie ma sensu rozmawiać

o Johanie.

Mama wstała tymczasem i oznajmiła:

- Pójdę się przejść. Będziecie mogli pobyć trochę sami.

Gdy tylko zniknęła, Emanuel popatrzył na Elise, marszcząc czoło. U nasady nosa

utworzyła mu się głęboka bruzda.

- Żałujesz, Elise?

- Nie, Emanuelu - pokręciła głową i spojrzała na niego ciepło. - Przykro mi jednak

ranić kogoś, kto już i tak jest dotknięty przez los. Chodzi o Annę. Zresztą rozmowa z panią

Thoresen też nie była przyjemna.

- Rozumiem, ale nie możesz pozwolić na to, by cudze nieszczęście decydowało o

twoim życiu. Będę się nadal opiekować Anną. Ubolewam, że żywi do mnie takie a nie inne

uczucia, bo w żaden osób jej do tego nie zachęcałem.

- Wiem. Ale ona nie ma możliwości spotykania młodych mężczyzn, więc gdy się

pojawiłeś na horyzoncie, taki pociągający i pomocny, trudno się dziwić, że się w tobie

zadurzyła.

- Szkoda tylko, że mój urok nie działa na ciebie - uśmiechnął się z lekkim smutkiem.

- Mylisz się. Byłam pod dużym wrażeniem już po pierwszym naszym spotkaniu -

odparła Elise, sadowiąc się na stołku obok niego. - Gdybym nie była zaręczona z Johanem,

pewnie też bym się w tobie zakochała.

- Ale wciąż tęsknisz za Johanem? - zapytał, a po jego spojrzeniu poznała, że ten temat

sprawia mu przykrość.

background image

Elise westchnęła.

- Przestałam tęsknić, bo to nie ma sensu. Rozmawiałam w nocy z mamą i usłyszałam

od niej coś, co wydaje mi się prawdziwe. Szacunek dla drugiej osoby może z czasem

przerodzić się w miłość.

- Bardzo cenię sobie twoją szczerość - oznajmił, ujmując jej dłoń.

- Dla mnie jest ważne, byś wiedział, co czuję. Zgodziłam się zostać twoją żoną

dlatego, że wydaje mi się, iż może być nam ze sobą dobrze. - Po chwili dodała z ociąganiem:

- Ale od wczoraj, myśląc sobie o tym i o owym, zaczęłam się zastanawiać, co powiedzą na to

twoi rodzice.

Emanuel spojrzał jej prosto w oczy i oznajmił:

- To ja się z tobą żenię, a nie moi rodzice. Dawno już im wyjaśniłem, że nie

zamierzam przejąć dworu, tak czy inaczej. Wiem, że to dla nich bolesne, i przykro mi, że

sprawiam im taki zawód, ale nie mogę inaczej. Moje życie jest związane z miastem, to tu

czuję się na właściwym miejscu.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

- Nie wiem, jak zareagują.

- Ale przecież znasz ich i możesz się domyślić. Oni życzą sobie, byś poślubił

Karolinę. Odniosłam wrażenie, że dla nich jest oczywiste, iż znajdziesz sobie narzeczoną

równą tobie stanem.

- Możliwe.

- Może się zdenerwują.

Milczał chwilę, jakby szukając właściwych słów, wreszcie rzekł:

- Nawet jeśli, to będziemy musieli dać im trochę czasu. Kiedy cię dobrze poznają, na

pewno zmienią zdanie. - Pochylił się i ją objął, dodając: - Dla mnie liczy się tylko to, że

mamy być razem. Nie chcę innej, Elise. Pragnę tylko ciebie. Nawet jeśli cały świat będzie się

temu sprzeciwiał.

Odszukał jej usta, a ona odpowiedziała na jego pocałunek. Słodki dreszcz przeniknął

jej ciało. Pocałunek stał się bardziej namiętny. Dłonie Emanuela pieściły jej ciało powolnymi

ruchami, sunąc ku piersiom. Elise zdziwiła się, że Emanuel, taki niewinny z pozoru, ma takie

doświadczenie w tych sprawach. Pociągnął ją i posadził sobie na kolanach. Wsunął dłoń pod

bluzkę i dotknął nagiej skóry Elise. A potem całkiem rozpiął bluzkę i odsłonił piersi. Nachylił

się i koniuszkiem języka drażnił brodawki, wprawiając jej ciało w dziwne drżenie.

Pozwoliła mu na to zdziwiona. Wydawało jej się, że podobnych doznań doświadczyć

może jedynie z Johanem, a po tym, co ją spotkało w drodze powrotnej z więzienia, w ogóle

background image

nie wiedziała, czy nie będzie ją odpychało od mężczyzn, tymczasem jej ciało powoli ogar-

niała gorączka i podniecenie. Przypomniała sobie noc w komórce spędzoną z Emanuelem.

Czuła wówczas jego tłumioną tęsknotę, sama jednak pozostała obojętna, tak jej się

przynajmniej zdawało. Teraz jednak zrozumiała, że nie do końca było to prawdą. Nie miała

jedynie odwagi przyznać się do tego przed sobą.

Ogarnęła ją radość, że będzie mogła przestać mówić, iż czuje do niego jedynie

przyjaźń. Bo to, co odczuwała teraz, z przyjaźnią niewiele miało wspólnego.

- Cofam moje słowa - wyszeptała chrapliwie, przywierając ustami do jego warg.

- Co takiego? - zapytał stłumionym głosem i z rozpaloną twarzą.

- Że czuję do ciebie jedynie przyjaźń.

Odsunął nieco twarz i popatrzył jej w oczy, jakby chciał się upewnić, że mówi

szczerze.

Uśmiechnęła się do niego lekko, nieco zażenowana, i dodała:

- Podoba mi się to.

Jęknął z radości, po czym pochylił się nad nią i poczuła na ustach jego głodne

pocałunki. Dała się porwać namiętności, nie próbowała się już wzbraniać. Pragnęła jedynie

uciszyć tę gorączkę teraz, zaraz. Pomyślała niejasno, że czekają ich cudowne chwile.

Nagle stuknęły drzwi gdzieś na dole i wnet usłyszeli na schodach ciężkie kroki.

Emanuel niechętnie wypuścił Elise z objęć, poprawił jej bluzkę i pozwolił usiąść obok

na stołku. Elise chwyciła kromkę chleba, która została na talerzu, bo mama poczęstowała

Emanuela kawą i chlebem. Nie czuła głodu, ale nie chciała dać po sobie poznać, co się tu

przed chwilą wydarzyło.

Kroki na schodach były ciężkie i powolne, jakby mama chciała ich przygotować na

to, że nadchodzi.

- Chce, żebyśmy ją usłyszeli - uśmiechnęła się Elise.

- Dobrze, że nas nie zaskoczyła - odpowiedział jej Emanuel i także się uśmiechnął.

Elise poczuła, że się rumieni, i spuściła wzrok.

- Będzie nam dobrze ze sobą, Elise, jestem tego pewien - szepnął, kładąc dłoń na jej

kolanie.

- Ja też tak myślę - pokiwała głową.

- Kiedy wrócisz dziś wieczorem do domu, sądzę, że będę miał dla ciebie dobre

wiadomości.

- Dobre wiadomości? - popatrzyła na niego pytająco.

- Wybieram się do tkalni płótna żaglowego na rozmowę z dyrektorem. To przyjaciel

background image

mojego gospodarza, a ten znów jest przyjacielem mojego ojca. Chcę zapytać, czy znalazłaby

się dla mnie wolna posada. To znaczy wiem, że posada jest wolna, pytanie tylko, czy

dyrektor zechce mnie przyjąć.

- Jak zdążyłeś załatwić to tak szybko? Uśmiechnął się przekornie.

- O, to nie zdarzyło się tak szybko. Jeśli mam być szczery, zacząłem się dowiadywać

już przed paroma tygodniami.

- Jak to? Planowałeś to? - Oczy Elise rozszerzyły się ze zdumienia. - To znaczy

sądziłeś, że...

- Zapewne uznasz, że jestem nieprzyzwoicie zarozumiały - uśmiechnął się znowu,

zaraz jednak spoważniał i dodał: - Ale czułem, że w końcu będziemy razem.

- A może też zdążyłeś już wystąpić z Armii Zbawienia?

- Powiadomiłem majora.

Elise nie miała innego wyjścia jak się roześmiać, potrząsając głową z

niedowierzaniem.

- Gdybyś mnie zapytał przed dwoma dniami, to wcale nie jestem pewna, czy

przyjęłabym twoje oświadczyny.

- Ale ja nie zapytałem cię przed dwoma dniami.

- Czekałeś na taki moment, bym nie mogła odmówić? - uśmiechnęła się, przejrzawszy

jego zamiary.

- Właśnie.

- To jesteś bardzo wyrachowany.

- Wyrachowany i szczęśliwy. Nie zwlekajmy ze ślubem, Elise. Zamierzałem

odwiedzić tutejszego pastora w najbliższych dniach, ale pomyślałem sobie, że dla mamy

byłby to dodatkowy cios, a nie chcę jej ranić. Chyba więc będziemy musieli zgodzić się na

tradycyjny ślub we dworze, a to wymaga trochę czasu, by wszystko zaplanować.

Elise popatrzyła na niego przerażona.

- Nie mam odpowiedniego stroju na taką okazję. Zresztą mama i chłopcy także.

- Zostaw to mnie. Porozmawiam z kobietami z Armii Zbawienia. Może uda nam się

wypożyczyć odpowiednie stroje dla wszystkich.

- Ale pomyśl, jeśli... - zamilkła, gryząc nerwowo wargi.

- Jeśli co?

- Jeśli oni mnie nie zaakceptują i nie zgodzą się na nasz ślub? Otworzyły się drzwi i

do kuchni weszła mama.

- Byłam na dole u Anny. Wcale się tak bardzo nie przejęła wiadomością o waszym

background image

ślubie. Nawet mi pogratulowała i powiedziała, że cieszy się w imieniu was obojga.

- Anna jest wyjątkowa.

- Sądzę, że po prostu zrozumiała, iż nie możesz czekać na Johana. Bardzo cię lubi i na

pewno nie życzy ci takiej niepewnej przyszłości.

Elise nie skomentowała tego. Wstała ze stołka i zbierając się do wyjścia, rzekła:

- Muszę już wracać. Nie wiem, o której skończę, o szóstej czy o ósmej. Ostatnio

wciąż musiałyśmy zostawać dodatkowo dwie godziny.

- Już wracasz? Przecież nic nie zjadłaś!

- Nie zdążę. Jeśli się spóźnię, nadzorca będzie wściekły. Emanuel też wstał.

- Odprowadzę cię, idę w tę samą stronę.

- Uważasz, że Anna bardzo ciężko przeżyła wiadomość o naszym ślubie? - spytał

zdziwiony, gdy mijali drzwi do mieszkania Thoresenów.

- Tak, ale ona jest bardzo dzielna i nie żywi z tego powodu do mnie urazy. Za to

obawiam się bardzo, że inna osoba nie będzie równie wspaniałomyślna. Jak to jest,

Emanuelu, gdy ma się takie powodzenie? - dodała ironicznie.

- Myślisz o Agnes?

- Tak. Gdy ostatnio ją widziałam, oglądała w czasopismach suknie ślubne i snuła

marzenia, że stoi obok ciebie na ślubnym kobiercu.

Jęknął głośno i rzucił niepewnie:

- A jak ja to, na Boga, wyjaśnię Karolinę?

Elise rozbawiło jego przerażenie i roześmiała się, ale gdy spojrzała mu w twarz,

spoważniała gwałtownie.

- Będzie tak źle?

- Niestety. To niebezpieczna kobieta.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Gdy wreszcie skończyła się zmiana w fabryce i Elise wraz z innymi robotnicami

pośpiesznie wracała przez most do domu, na drodze przy wodospadzie dostrzegła Emanuela.

Dziwne, że wraca z tkalni płótna żaglowego o tak późnej porze, pomyślała. Z tego, co mówił,

zrozumiała, że wybierał się tam zaraz po przerwie obiadowej w fabryce.

Zwolniła, ale nie miała ochoty biec mu na spotkanie, czując na sobie ciekawskie

spojrzenia prządek.

On zauważył ją dopiero, gdy już minęła most, pomachał do niej i ruszył z zapałem w

jej kierunku.

Przystanęła zaintrygowana. Ich plany zależały w dużej mierze od tego, czy Emanuel

dostanie pracę. A o pracę nie było łatwo. Słyszała, że nie tylko zwykli robotnicy mają

kłopoty ze znalezieniem sobie zajęcia.

- Trzymaj się, Elise, bo mam dla ciebie niezwykłe nowiny! Jest rozpromieniony i

podekscytowany niczym wyrostek, pomyślała.

- Dostałem posadę kasjera! Ale to nie wszystko! Załatwiłem dla nas dom!

Elise zmarszczyła brwi, nic nie pojmując.

- Wiedziałaś, że stary majster z farbiarni Vaaghalsen nie żyje?

- Tak, słyszałam, dziewczyny w fabryce o tym rozmawiały.

- Dom stoi pusty! - Emanuel odwrócił głowę i skinął w kierunku domu w dole blisko

mostu.

Elise nie odzywała się, czekając na dalszy ciąg, bo nie rozumiała, do czego Emanuel

zmierza.

- Możemy go wynająć!

Wciąż nie rozumiała. Przecież nie stać ich na wynajęcie własnego domu!

- Twoja mama i bracia zajęliby pokoiki na poddaszu, a my pomieszczenia przy

kuchni. Na pewno ucieszy was, że w domu jest pokój dzienny, wprawdzie nieduży, ale

zawsze to odmiana, jeśli do tej pory miało się tylko kuchnię i izbę.

- Wygłupiasz się? - Elise nie miała odwagi uwierzyć w jego słowa.

Emanuel roześmiał się zadowolony i dumny.

- Nic podobnego! Pożyczyłem nawet klucz. Jak tylko coś zjesz, możemy tu przyjść i

dokładnie obejrzeć dom w środku.

Zamieszkać w domu majstra! Nie dochodziło do niej, że to może być prawda.

background image

- Ale jak to? - dopytywała się. - Pewnie tylko na parę dni? Póki fabryka go nie

sprzeda?

Emanuel znów się zaśmiał.

- Nie patrz na mnie z takim niedowierzaniem. Nie kłamię! Póki co możemy wynająć

dom na rok.

- Na cały rok?

Powoli docierało do świadomości Elise, że to prawda.

- Możecie się tam wprowadzić już jutro, dzięki czemu unikniecie dalszych kłopotów z

zarządcą. Zapytam wozaków z Armii, może pożyczą nam jakiś większy wózek. Po trochu

wszystko przewieziemy.

Elise wreszcie odważyła się spojrzeć na czerwony domek nad rzeką. Ileż to razy

marzyła sobie, by siedzieć na ganku w ciepłe słoneczne dni! Cieszyć oczy zielenią wokół,

wdychać zapach kwiatów rosnących przy ścianie domu i wpatrywać się w leniwy nurt rzeki.

Nie być narażoną na wścibskie spojrzenia sąsiadek, pani Evertsen, pani Albertsen i pani

Thoresen. Nie wąchać smrodu na klatce schodowej, odoru śmietników na podwórzu, nie

czekać, przebierając nogami, w kolejce do wspólnej wciąż zajętej ubikacji.

Mieć cały dom dla siebie... Wydawało jej się to zupełnie niepojęte.

- Chodź, Elise. Pośpieszmy się, żeby opowiedzieć o tym Pederowi i Kristianowi.

Wbiegli pędem po schodach na drugie piętro. Przy kuchennym stole siedzieli bracia i

odrabiali lekcje, a mama siedziała obok nich i pilnowała surowo, by się nie ociągali.

- Mamy wielką nowinę! - oznajmiła Elise, czując, jak rozpiera ją radość. -

Przeprowadzamy się. Zgadnijcie tylko dokąd!

Twarze przy stole przygasły.

- Przeprowadzamy się? - Peder popatrzył na Elise przerażony. - Będziemy musieli

mieszkać razem z obcymi ludźmi?

Elise roześmiała się.

- Tylko z Emanuelem.

- Czemu cię to tak śmieszy? - Kristian posłał jej podejrzliwe spojrzenie. - To chyba

nie jest takie zabawne.

- Będziemy mieszkać w domu starego majstra nad rzeką! - oświadczyła, patrząc po

kolei na wszystkich, spodziewając się wybuchu radości.

- W domu majstra? - Mama popatrzyła na nią, nic nie rozumiejąc. - A dla ilu rodzin

jest tam miejsce?

- Nie chcę mieszkać z tym starym marudą i kupą dzieciarów! - oświadczył Kristian z

background image

ponurą twarzą.

- Nie będziesz musiał. Stary majster umarł, dom stoi pusty. Wynajmiemy go na rok.

- Ależ Elise! - Mama popatrzyła na nią przerażona. - Przecież nas na to nie stać!

Emanuel, który do tej pory tylko słuchał, uznał, że czas wtrącić się do rozmowy.

- Proszę to zostawić mnie, pani Lovlien. Otrzymałem posadę kasjera w tkalni płótna

żaglowego i bez problemu będę mógł opłacić czynsz.

Po policzkach mamy popłynęły łzy. Sięgnęła po chusteczkę i pośpiesznie je wytarła,

ale łzy nie przestawały płynąć. Elise podeszła do niej i objęła ją ramieniem.

- Teraz, mamo, szybko wrócisz do zdrowia. Jak tylko słońce wyjdzie zza chmur,

będziesz mogła usiąść sobie na ganku. Zobaczysz, jak się trochę opalisz i nabierzesz ciała,

łatwiej ci będzie przetrzymać zimę.

Mama oparła głowę na ramieniu Elise, a jej drobnym ciałem wstrząsnął płacz. Elise

zrozumiała, jak ciężko musiało być mamie w ostatnim czasie. Tyle spadło na nią zmartwień.

Nie wiedziała, jak się utrzymają bez pomocy Hildy. Przeżyła wielki smutek, gdy okazało się,

że wnuczek, na którego tak się cieszyła, nagle zniknął.

Peder uśmiechnął się od ucha do ucha.

- To prawda? Będziemy mieszkać w „Beczce”?

- W „Beczce”? - Emanuel posłał mu zdumione spojrzenie.

- Podobno kiedyś mieścił się tam zajazd, który nazywano „Beczką” - wyjaśniła Elise.

- A to rzeczywiście pasuje, że ja tam będę mieszkał - roześmiał się Emanuel.

- Jak to? - teraz Peder patrzył na niego zdziwiony.

- Żołnierze i oficerowie Armii Zbawienia nie piją alkoholu - wyjaśniła bratu Elise.

- Nigdy nie jesteś pijany? - Peder popatrzył na Emanuela szeroko otwartymi oczami.

- Nie, Peder, nie upijam się - odparł ten i zmierzwił chłopcu grzywkę.

- Dzięki Bogu! - odezwała się mama, wzdychając przeciągle.

- Niestety, muszę już iść - wyjaśnił Emanuel i odwrócił się ku drzwiom. - Umówiłem

się na rozmowę z oficerami z Armii. Wrócę, gdy się najesz, Elise, a wtedy możemy pójść

obejrzeć tę „Beczkę” - uśmiechnął się szelmowsko.

- Mogę pójść z wami? - Peder popatrzył na niego błagalnie.

- Możesz, jeśli chcesz.

Emanuel wyszedł, a Elise przysiadła na stołku. Mama przyniosła dzbanek z kawą i

nalała jej do kubka. Na talerzu leżało parę suchych kromek, trochę sera i syrop. Mleka i

masła zabrakło.

Mama usiadła przy stole i popatrzyła na Elise podekscytowana.

background image

- Nie mogę uwierzyć, że to prawda! Odkąd przeprowadziłam się do Kristianii nad

Aker, spoglądałam tęsknie w stronę domku majstra i marzyłam, by kiedyś zamieszkać w

podobnym miejscu.

W Ulefoss, gdzie się wychowałam, mieszkaliśmy w drewnianych barakach dla

robotników, po dwie rodziny w każdym budynku. Mieliśmy przydomowy ogródek, jabłonie i

zieloną trawę pod stopami. Było nas jedenaścioro, ośmioro dzieci, mama, tata i babcia. W

Wigilię mieliśmy małą choinkę, na której paliły się świeczki, ale na noc wystawialiśmy ją na

dwór, bo inaczej zabrakłoby miejsca na posłania i sienniki. Ale chociaż mieliśmy tam ciasno,

bardzo kochaliśmy nasz dom. Mama i tata potrafili zadbać o dobry nastrój. Mama grywała na

gitarze, oboje śpiewali. Mimo że byliśmy biedni, stanowiliśmy szczęśliwą rodzinę.. -

Zamilkła i popatrzyła na Elise z miłością. - Taki dom wy też możecie stworzyć. Oboje lubicie

śpiew i muzykę, oboje jesteście odpowiedzialni i dobrzy i mam nadzieję, że oboje pragniecie

otoczyć troską dzieci, które wam się urodzą.

Jej słowa Elise przyjęła z ukłuciem w sercu. Gdyby mama wiedziała, że już noszę

dziecko, pomyślała. Wciąż nie wiedziała, czy zdołała je przyjąć z miłością, do jakiej ma

prawo każde niewinne dziecko, nawet to poczęte w wyniku gwałtu.

Peder i Kristian siedzieli cicho, przysłuchując się opowieści mamy.

- Jak myślisz, mamo, ile dzieci urodzi Elise? - zapytał nagle Peder zamyślony.

- Nikt tego nie wie - uśmiechnęła się mama. - To zależy, jaką gromadką dzieci Bóg

zechce ją obdarzyć.

Elise zesztywniała. Bóg? Czy to Bóg ją obdarzył potomkiem łajdaka? To Bóg

zadecydował, że maleńkiemu synkowi Oline nie dane było dorosnąć, podczas gdy w

Vaterlandzie aż się roi od pijaków i nierobów? Nie, to niemożliwe, by Bóg miał tyle

nieprawości na sumieniu. Tu chyba decydują inne siły.

- A czemu pytasz? - zainteresował się nagle Kristian i włączył się do rozmowy.

- Zastanawiam się tylko, czy starczy miejsca dla nas. Kristian uśmiechnął się.

- Kiedy Elise urodzi ośmioro dzieci, to ty już będziesz dość duży, by sam sobie

smarować chleb. Będziesz pracował w fabryce, żuł tytoń i pił wino w „Perle” co sobota. No i

zamieszkasz gdzieś w pokoju na Lakkegata.

- Będę mógł mieszkać z wami w „Beczce”, Elise? - Peder zwrócił się do siostry. -

Nawet gdy urodzisz ośmioro dzieci?

- Oczywiście, Peder, możesz mieszkać z nami, jak długo zechcesz.

Chłopiec uśmiechnął się z wyraźną ulgą i posłał Kristianowi zwycięskie spojrzenie,

mówiąc:

background image

- Widzisz, kłamałeś.

Elise najadła się i wypiła słabą kawę, która bez cukru i mleka nie smakowała

najlepiej.

- Zaraz pewnie przyjdzie Emanuel - oznajmiła. - Chcesz też iść z nami, Kristian?

Chłopiec pokręcił głową, ale Elise poznała po jego spojrzeniu, że tak naprawdę jest

bardzo ciekawy i chętnie by z nimi poszedł. Domyślała się jednak, że nie pozwala mu na to

ambicja. Nie chciał się przyznać, że zmienił zdanie na temat Emanuela.

- Muszę zacząć się pakować - oświadczyła mama i wstała gwałtownie.

- Przecież dzisiaj się jeszcze nie przeprowadzamy - zaśmiała się Elise.

- Nie, ale ja potrzebuję trochę czasu. Nie mam siły pracować tak szybko jak kiedyś.

Muszę opróżnić komodę, zapakować kubki i talerze, zdjąć zasłony i obrazki ze ścian, no i w

ogóle mnóstwo innych rzeczy.

- Wszystko to my możemy zrobić. Emanuel spróbuje pożyczyć wózek, a Peder i

Kristian pomogą mu znieść nasze rzeczy na dół.

Mama z wypiekami na twarzy klasnęła w dłonie i zawołała:

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda. Pomyślcie tylko: dom majstra!

Peder zgarnął swoje podręczniki, związał je rzemykiem i zawołał:

- A ja muszę zapakować żołnierzyki!

- Cha, cha, małe blaszane pudełko. Na pewno zajmie ci to dużo czasu! - zaśmiał się

Kristian.

Mimo że znów drwił z młodszego brata, głos miał radośniejszy niż zwykle i nie był

taki najeżony. On też się cieszy, pomyślała Elise i poczuła, że ze wzruszenia zbiera się jej na

płacz. Ale to były łzy radości. Wczoraj wieczorem była w czarnej rozpaczy, nie widziała na-

wet promyka nadziei, a teraz jakby słońce wychyliło się zza czarnych chmur i wszystko się

odmieniło.

Kristian też nagle pobiegł do izby, by przejrzeć swoje rzeczy. Kiedy pojawił się

Emanuel, wszyscy czworo zajęci byli pakowaniem.

Elise odwróciła się do niego z uśmiechem i powiedziała:

- Już na dobre zaczęliśmy!

- To dobrze, bo jutro pożyczę wózek.

- Muszę zejść na dół i powiadomić zarządcę.

- Wziąłem parę koron, byś zapłaciła mu to, co jesteś winna - rzekł Emanuel, sięgając

do kieszeni.

Elise z ociąganiem przyjęła pieniądze. Nie podobało jej się to, wiedziała jednak, że

background image

nie ma wyboru.

- Oddam ci, gdy tylko dostanę wypłatę. Uśmiechnął się.

- Wtedy, miejmy nadzieję, będziesz już moją żoną, Elise, i będę miał obowiązek cię

utrzymywać.

Roześmiała się rozbawiona, zerkając na Emanuela, który wydał jej się nagle bardzo

przystojny. Gdyby nie Johan, zakochałabym się w nim od pierwszego wejrzenia, pomyślała.

Przypomniała sobie tamten poniedziałkowy wieczór, gdy spotkała go w Świątyni. Po po-

wrocie do domu była ożywiona i rozmowna, co bardzo zirytowało Johana. Nie zdawała sobie

wówczas sprawy, że jej podekscytowanie wynikało z radości, że poznała Emanuela.

Dopiero teraz widziała wszystko jaśniej. Starała się go unikać, by uciszyć plotki, ale

również po to, by nie ulec pokusie. Przypomniał jej się sen, jaki śniła po nocy spędzonej w

komórce z Emanuelem. Śniło jej się wówczas, że była z Johanem, ale gdy spojrzała na niego,

odkryła, że to nie on, tylko Emanuel jest u jej boku. Może tak naprawdę cały czas czuła

pociąg do Emanuela, robiła jednak wszystko, by nie dopuścić do siebie zakazanych uczuć.

- Chodź - rzekł Emanuel. - Idziemy obejrzeć nasz nowy dom!

Kristian wychylił głowę przez drzwi i oznajmił:

- Chyba jednak pójdę z wami.

- Idźcie, żebym mogła ogarnąć trochę ten bałagan, gdy was nie będzie - powiedziała

mama radośnie.

W ciągu dnia wiatr ucichł i się rozchmurzyło. Wieczorne słońce przygrzewało jasno i

od razu zrobiło się cieplej. Nad rzeką zaroiło się od bawiącej się dzieciarni. Na ławce koło

mostu siedziała stara pani Berg razem z inną staruszką i gawędziły ze sobą przyjaźnie.

- Podejdę na chwilę do niej i się przywitam - rzuciła Elise.

- Dzień dobry, pani Berg! Nie widziała pani tu gdzieś Everta?

- Został w domu i odrabia lekcje. Nie widziałam jeszcze takiego pilnego chłopca! -

pokiwała głową ze zdziwieniem. - Podobno jest najlepszym uczniem w klasie, tak mówi

nauczyciel. A wszystko dzięki tobie, Elise! To ty się postarałaś, by mógł wrócić z powrotem

do szkoły.

Elise uśmiechnęła się zadowolona.

- Przede wszystkim jest to zasługa pana Ringstada - rzekła, spoglądając w stronę

Emanuela i chłopców, którzy czekali na nią z boku. Potem zaś odwróciła się znów do pani

Berg i dodała: - Proszę powtórzyć Evertowi, że przeprowadzamy się z Andersengàrden do

domu majstra.

Obie starsze panie otworzyły szeroko oczy ze zdumienia.

background image

- Do domu majstra? - zapytały, spoglądając w stronę pomalowanego na czerwono

domku w dole przy moście.

- Stary majster umarł i dom jest do wynajęcia. Pani Berg klasnęła w ręce.

- Słyszał no kto coś takiego? Stać cię na to, Elise?

- Wychodzę za mąż.

Pani Berg spojrzała na nią z niedowierzaniem. . - Ale czy on nie...

- Johan zerwał ze mną jakiś czas temu. Wychodzę za mąż za pana Ringstada, który

stoi tam z boku.

Obie staruszki zerknęły ciekawie we wskazanym kierunku.

- Proszę powiedzieć o tym Evertowi - poprosiła Elise raz jeszcze na odchodnym.

Chłopcy zamilkli, gdy przeszli na drugą stronę i do domku zostało tylko parę kroków.

Elisa zerknęła na nich ukradkiem i zauważyła, że nawet Kristian był jakiś odmieniony. Jego

twarz wyrażała ciekawość, zapał, a zarazem niedowierzanie. Elise ponownie poczuła, jak

zalewa ją fala radości. Postanowiła zapomnieć, że dziecko, które nosi pod sercem, nie jest

dzieckiem Emanuela. Wszyscy przecież będą przekonani, że to on jest ojcem, i ona też do

nich dołączy.

Emanuel uroczyście wyjął z kieszeni klucz i otworzył drzwi.

Przez nieduży przedsionek weszli do kuchni, która mieściła się w samym środku

budynku. Z boku znajdowało się duże palenisko i kuchenka na drewno. Na prawo był pokój

dzienny i Elise ze zdumieniem stwierdziła, że niezbyt duże, ale przytulne pomieszczenie jest

już całkiem opróżnione. Przez okna ze szprosami świeciło wieczorne słońce, oświetlając

pomalowane na żółto ściany.

- Tu zmieści się moja sofa i stół z krzesłami - rzekł Emanuel z zapałem.

Elise odwróciła się do niego zdumiona.

- To są twoje meble?

- Masz sofę? - zapytał Kristian zdziwiony, jakby spadł z księżyca.

- Przywiozłem ze sobą z domu - uśmiechnął się Emanuel. Wrócili do kuchni.

Emanuel zajrzał do sąsiadującej z nią izby i zadecydował: - To będzie nasza sypialnia, Elise.

Zarumieniła się i nie wiedziała, co powiedzieć. Zwłaszcza że obok stali młodsi bracia

i przysłuchiwali się zaciekawieni.

- Chodźmy na górę. Zobaczymy wasz pokoik - rzuciła więc pośpiesznie.

Chłopcy pierwsi wspięli się po stromych schodach, Emanuel zaś ukradkiem

przytrzymał Elise.

- Nie chcesz obejrzeć naszej sypialni? - zapytał i pocałował ją w usta.

background image

- Nie chciałam przy chłopcach.

- Co czujesz, ochotę czy niechęć? - wyszeptał, dotykając wargami jej ust.

- Chyba zauważyłeś to już tamtej nocy w komórce - uśmiechnęła się szelmowsko.

- Przyznajesz się wreszcie - zaśmiał się cicho.

- Przyznaję - pokiwała głową. Pogładził dłonią jej ciało, mówiąc:

- Miałaś taką samą ochotę jak ja.

- Nie, było mi zimno.

- Nie wtedy, gdy leżałaś na mnie otulona moim płaszczem. Przyjemne mrowienie

przeniknęło ją niczym prąd.

- Nie, marzłam.

- Ty mała kłamczucho. Czułaś coś, coś, do czego nie chciałaś się przyznać.

Nie miała okazji mu odpowiedzieć, bo znów zakrył jej usta pocałunkiem.

Równocześnie poczuła na plecach jego dłoń zsuwającą się powoli i zatrzymującą się na

pośladkach. Przycisnął ją mocno do swych bioder i wyszeptał chrapliwie:

- Cieszę się, Elise. Na wszystko.

Elise usłyszała na schodach chłopców i pośpiesznie uwolniła się z jego objęć. Z

walącym sercem wspięła się po schodach na poddasze, nie przestając się dziwić temu, co się

stało. Nie miała nic przeciwko temu, by dzielić małżeńskie łoże z Emanuelem.

Wręcz przeciwnie...

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Już następnego wieczoru zaczęli przeprowadzkę. Emanuel, Peder i Kristian znieśli na

dół po schodach komodę, a Elisa szła za nimi, trzymając pod pachami po jednej szufladzie.

Pani Thoresen słyszała już wcześniej o domu majstra, ale kiedy jej uszu dobiegł hałas

na schodach, nie mogła się powstrzymać, by nie wyjrzeć.

- Co za pośpiech, Elise! Ledwie odwróciłaś się plecami do jednego chłopaka, już

przeprowadzasz się do drugiego!

Elise starała się ze wszystkich sił, by nie unieść się gniewem. Nie zamierzała nic

więcej tłumaczyć, uznając, że wystarczy to, co powiedziała wcześniej.

- Proszę pozdrowić Annę - rzuciła tylko. - Zajrzę jeszcze do niej, nim się stąd

wyprowadzę na dobre.

Na parterze wpadli prosto na panią Evertsen.

- A co to znaczy? - zapytała sąsiadka z przerażoną miną. - Chyba się nie

wyprowadzacie, Elise?

- Będziemy mieszkać w „Beczce” - wyręczył siostrę w odpowiedzi Peder. - Wszyscy

razem. Wszystkie dzieci Elise i oficera, Kristian, mama i ja!

Pani Evertsen zmarszczyła brwi i popatrzyła na niego zdezorientowana.

- Chodziło mi o pana Ringstada - dodał Peder, posyłając Elise przepraszający

uśmiech.

Kiedy wyszli już na ulicę i załadowali komodę na wózek, Emanuel odwrócił się

zdziwiony do Pedera i zapytał:

- O co ci chodziło z tymi dziećmi?

Peder speszył się.

- U mamy w rodzinie było ośmioro dzieci, a mimo to wszyscy się jakoś pomieścili.

Emanuel popatrzył na niego uważnie.

- Bałeś się, że zabraknie dla ciebie miejsca, kiedy urodzą się nam dzieci?

Peder wlepił wzrok w czubki swoich butów i pokiwał głową zawstydzony.

- Dla ciebie i Kristiana zawsze znajdzie się u nas miejsce, bo dla Elise jesteście

najważniejsi.

- Ja wypłynę na morze - oznajmił Kristian, patrząc na Emanuela z przekorą.

Emanuel pokiwał głową.

- Nie możesz zaciągnąć się na statek, zanim nie skończysz piętnastu lat, więc póki co

background image

będziesz się musiał zadowolić mieszkaniem z nami.

Wózek nie był duży, więc oprócz komody, szuflad, siennika Elise, wiadra i skrzynki

na drewno, do której zamiast opału zapakowali różne przedmioty kuchenne, nie zmieściło się

nic więcej.

Emanuel chwycił za dyszel i ruszył.

- Zawieziemy teraz to wszystko, a resztę zapakujemy jutro. Jutro jest sobota, więc

szybciej wrócisz z fabryki, Elise.

Pokiwała głową, przytrzymując zsuwający się siennik. Chłopcy szli po drugiej stronie

wózka i pilnowali, by nie wypadły szuflady. Na szczęście do ich nowego domu nie było

daleko.

Wózek stukał, koła piszczały, Emanuel z największym wysiłkiem ciągnął go po

wyboistej drodze, pod górkę, i przez ciasny otwór w płocie aż do czerwonego domku.

Kiedy zaczęli wnosić do środka swoje rzeczy, Elise ogarnęło dziwne uczucie. Wciąż

zdawało jej się nierzeczywiste zarówno to, że zostanie żoną Emanuela, jak i to, że

zamieszkają w tym przytulnym domku, który mijała w drodze do fabryki każdego ranka

przez wiele lat.

Komodę ustawili między oknami w pokoju dziennym. Pasowała tam znakomicie.

Elise pomyślała zrazu, że mama będzie ją chciała mieć w swoim pokoju na poddaszu, ale

schody były zbyt wąskie i strome, więc nie daliby rady jej tam wnieść.

Od wieczora poprzedniego dnia utrzymywała się ładna pogoda i zrobiło się dużo

cieplej. Emanuel otworzył wszystkie okna, żeby przewietrzyć pomieszczenia, bo w domu

panował zaduch. Stary majster pewnie nie wietrzył od dawna.

Chłopcy pognali na poddasze, nie posiadając się z radości, że jeden nieduży pokoik

będzie tylko dla nich. Peder zdążył poustawiać swoje żołnierzyki w równych szeregach na

podłodze na samym środku pokoiku.

- Musimy zakończyć tę bitwę, zanim przywieziemy łóżko, póki jest miejsce - wyjaśnił

Peder, kiedy Elise weszła na górę, by dokładnie obejrzeć poddasze.

- Ty pioruński szwedzki diable, mam cię! - dodał i uderzył żołnierzyka, który poturlał

się i wpadł w szparę pomiędzy deskami w podłodze.

- Niestety, dziś nie ma czasu na wojnę ze Szwedami - uśmiechnęła się Elise. - Musicie

pomóc przy przeprowadzce.

Na widok takich podekscytowanych i radosnych chłopców ciepło jej się zrobiło na

sercu, uśmiech nie znikał więc z jej twarzy.

- Chyba wyszoruję podłogi, bo zdaje się, że już dawno nikt tu tego nie robił -

background image

odezwała się do Emanuela, który wszedł do domu z naręczem drewna.

- Rozpalę ci w piecu, a potem wrócę do Andersengarden i przywiozę następną partię

rzeczy.

- Chcesz, żebyśmy poszli z tobą?

- Nie, lepiej będzie, jeśli w tym czasie pomyjesz podłogi. Chłopcy mogą nanieść

więcej drewna ze stosu ułożonego zaraz przy wyjściu. Drewno jest nasze, wliczone jest w

cenę najmu.

„Drewno jest nasze...” - to krótkie słowo mieści tak wiele. Dlaczego tak długo

zwlekała... Elise obserwowała go, jak się pochyla, otwiera drzwiczki w piecu, wkłada

zgniecioną gazetę i kilka drzazg. Przypomniała sobie, że gdy go poznała, zwróciła uwagę na

jego gładkie, czyste dłonie i pomyślała wówczas, że woli szorstkie robotnicze dłonie Johana.

Teraz zaś z przyjemnością przyglądała się, jak zręcznie i sprawnie nimi porusza, z jaką

wprawą pali w piecu, mimo że tam, gdzie mieszka, takie prace wykonuje służąca.

Emanuel wstał i odwrócił się do niej. Może dostrzegł coś w jej spojrzeniu, bo pochylił

się szybko i pocałował ją w usta, szepcząc:

- Elise, ukochana.

Ogarnęła ją fala gorąca. Nikt nigdy się tak do niej nie zwracał, nawet Johan, który

wyrażał się piękniej od innych. W Andersengarden nie używano wielkich słów.

Uśmiechnął się i popatrzył na nią ciepło, po czym pogłaskał w policzek i zniknął.

Elise, nucąc sobie pod nosem, wzięła wiadro i poszła zaczerpnąć wody z rzeki. Ptaki

świergotały radośnie na drzewie, które rosło tuż obok domu, i nawet szum rzeki nie zagłuszał

ich śpiewu. Wracając z napełnionym wiadrem, rozejrzała się wokół z uśmiechem i ode-

tchnęła głęboko. Nawet myśl o tym, co rosło w jej brzuchu, nie wydawała się dziś już taka

odpychająca i bolesna.

Właśnie miała wejść do domu, gdy usłyszała na drodze czyjeś pośpieszne kroki.

Zatrzymała się, sądząc, że to Evert, któremu pani Berg przekazała wiadomość o ich

przeprowadzce. Pewnie przychodzi się upewnić, czy to prawda, pomyślała. Cieszyła się, że

będzie mu mogła powiedzieć, żeby odwiedzał ich tu tak często, jak przyjdzie mu ochota, bo

teraz miejsca ma pod dostatkiem.

Rozkołysane wiadro uderzyło o ziemię. Elise zastygła przerażona na widok Agnes,

która wyłoniła się zza węgła i stanęła jak wryta z pociemniałą od gniewu twarzą.

- A więc to jednak nie jest kiepski żart - stwierdziła przyjaciółka zmienionym głosem,

powoli zbliżając się do Elise. - A ja nie chciałam uwierzyć, że to prawda. - Agnes patrzyła na

nią oczami płonącymi z nienawiści. Mimo że była opanowana, Elise znała ją na tyle dobrze,

background image

by wiedzieć, że to cisza przed burzą.

- Agnes, ja...

Nie dokończyła, bo Agnes nagle znalazła się przy niej i wymierzyła jej siarczysty

policzek. Elise zachwiała się i omal nie straciła równowagi.

- W życiu nie słyszałam ani nie przeżyłam takiej podłości! Zwierzałam ci się, bo

miałam do ciebie zaufanie. Opowiadałam ci o mojej wielkiej miłości, sądząc, że jesteś mi

życzliwa. Przyznałam ci się nawet, że zwolniłam się z tkalni Hjula, by zostać służącą w

domu, gdzie mieszka Emanuel, w nadziei, że będę go mogła częściej widywać, by i on

zrozumiał, że mnie kocha! Wiesz, jak wielką go darzę miłością! Zdawałaś sobie sprawę, że

marzę o tym, by wyjść za niego za mąż, ba, nawet wybierałam już suknię ślubną! Widziałaś

nas nad rzeką, jak graliśmy i śpiewaliśmy razem, musiałaś się domyślać, że jesteśmy sobie

coraz bliżsi. A ty wchodzisz między nas i niemal na moich oczach go uwodzisz? Kradniesz

mi go sprzed nosa, bo potrzebujesz kogoś, kto utrzyma ciebie i twojego bękarta?! To

najpodlejsza, najplugawsza rzecz, jaka mnie spotkała. A ja cię uważałam za swoją najlepszą

przyjaciółkę!

Agnes splunęła Elise prosto w twarz, po czym odwróciła się gwałtownie i wzburzona

odmaszerowała szybkim krokiem.

- Poczekaj tylko, Elise! - rzuciła na odchodnym. - Jeszcze tego pożałujesz!

Elise stała jak skamieniała i z przerażeniem w oczach patrzyła za oddalającą się

Agnes. Wytarła twarz rękawem. Nagle coś w niej pękło i z oczu popłynęły jej łzy. Nie

chciała sprawić Agnes bólu i przykrości, nie zamierzała jej zranić. Ale Emanuel wyraźnie

powiedział, że Agnes w ogóle go nie obchodzi i nigdy by jej nie wybrał. Agnes po prostu

wmówiła sobie rodzące się rzekomo między nimi uczucie. Sama jest sobie winna, że

przeżywa teraz takie rozczarowanie.

- Dlaczego płaczesz, Elise?

Nie zauważyła, że Peder wyszedł na ganek i przyglądał jej się z zatroskaniem.

Odwróciła się do niego powoli.

- To Agnes się tak złościła?

Elise pokiwała głową i powiedziała:

- Miałeś rację, Peder.

- Nie przejmuj się tym, Elise. Przecież wiesz, że ona ugania się za chłopakami.

Zresztą pan Ringstad i tak jej nie lubi, więc nic jej to nie pomoże.

- Może wkrótce przejdzie jej ta złość. To taka gorąca głowa! Zawsze łatwo się

zakochiwała - próbowała przekonać samą siebie Elise.

background image

- Właśnie o tym mówię.

Ale kiedy Peder się odwrócił i wszedł przed nią do domu, Elise pokręciła głową

zamyślona. Agnes tak łatwo nie odpuści. Na pewno nie przejdzie nad tym szybko do

porządku dziennego.

„Jeszcze tego pożałujesz...” - przypomniała sobie jej słowa i poczuła na plecach

nieprzyjemny dreszcz.

- Co z tobą? - Emanuel stanął w drzwiach ze skrzynką pełną starych i zużytych

ręczników kuchennych i patrzył na nią zdumiony.

- Była tu Agnes. Odstawił skrzynkę.

- Co powiedziała?

- Była wściekła. Westchnął ciężko.

- Musiałem o tym powiedzieć. Zarówno jej, jak i Karolinę oraz jej rodzicom.

- Agnes groziła, że tego pożałuję.

- Nie ma się czym przejmować - prychnął.

- Powinnam była sama jej o tym powiedzieć. Mogłabym jej wówczas wytłumaczyć,

dlaczego to się stało tak nagle.

- Nie bierz tego tak bardzo do siebie, Elise. Nigdy nie dałem Agnes powodu, by

mogła wierzyć, że coś do niej czuję. Sama jest sobie winna, że przeżywa teraz

rozczarowanie.

- Zazdrość to okropne uczucie, poza tym niebezpieczne. Ludzie w takim stanie ducha

zdolni są do najgorszych czynów. Pamiętam, jak czytaliśmy w szkole książkę o kobiecie,

która zabiła zarówno mężczyznę, którego kochała i pożądała, jak i jego żonę. Ta książka

zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Nie zdawałam sobie sprawy, że człowiek jest zdolny do

takich uczuć.

Podszedł do niej i przytulił ją do siebie.

- Nie pozwól, Elise, by Agnes zniszczyła naszą radość. Takie dziewczęta jak ona nie

kochają długo. Wnet zastawi sidła na innego mężczyznę.

Elise oparła się o niego. Przypomniał jej się nagle dokładnie fragment książki, którą

czytała ponad rok temu: „Okropna demoniczna siła zmusiła ją, by skierowała nienawiść ku

mężczyźnie, którego kochała. Nienawiść przeniknęła niczym prąd każdą jej żyłę, wwiercała

się niczym rozgrzany do czerwoności świder w każdy nerw i wpędzała ją w dziki szał

bezwstydu, na dno przestępstwa, poza granice zezwierzęcenia, w ohydę nie do określenia”.

Wzdrygnęła się i przytuliła mocniej do Emanuela.

- Kochanie, nie możesz się tym tak przejmować! - Po jego głosie poznawała, że

background image

uśmiecha się łagodnie. - Agnes już taka jest. Lata z kwiatka na kwiatek, nigdzie dłużej nie

zagrzewając miejsca. Nie jest zdolna do głębszych uczuć. Szybko o mnie zapomni i wnet zo-

baczymy ją zakochaną w kimś innym. A wtedy wróci do ciebie. Zobaczysz, nie minie dużo

czasu, a będziecie siedzieć razem na ganku, plotkować i śmiać się jak kiedyś.

Elise nie odpowiedziała. Emanuel nie zna Agnes, pomyślała. Nie wie, że gdy się

zakocha, gotowa iść po trupach, by osiągnąć cel.

- Musimy kończyć - powiedział Emanuel, wypuszczając ją z objęć. - Co robią

chłopcy? Zdaje się, że mieli nanosić drewna.

Elise odwróciła się w stronę schodów i zawołała:

- Peder, Kristian, schodźcie!

Przybiegli natychmiast i wnet wszyscy czworo pracowali z zapałem. Elise zajęła się

pokojem dziennym, chłopcy nanieśli drewna do dużej skrzyni, a Emanuel zaczął naprawiać

wysoki próg w przedsionku. Kiedy chłopcy skończyli, kazał im wnieść pozostałe drewno do

komórki, która przylegała do kuchni, ale wchodziło się do niej od zewnątrz.

Zajęta pracą Elise przestała myśleć o nieprzyjemnym spotkaniu z Agnes. Na kolanach

szorowała podłogę, która była taka brudna, że woda natychmiast zrobiła się czarna.

Wyszorowała już prawie cały pokój, gdy usłyszała w drzwiach Emanuela:

- Spokojnie, Elise, nie forsuj się zbytnio. Pamiętaj, że jutro wcześnie rano musisz iść

do fabryki. Proponuję na dzisiaj skończyć. Jutro po południu zrobimy resztę.

Nagle chłopcy wpadli z hałasem i wołali od progu:

- Gwóźdź, Pingelen i pozostali stoją na brzegu rzeki i gapią się na nas!

Peder z podniecenia aż poczerwieniał na twarzy.

- No to pewnie rozpiera ich ciekawość! - uśmiechnął się Emanuel wesoło.

Elise jednak nie zareagowała równie beztrosko. Zastanawiała się, jak chłopaki z ulicy

przyjmą to, że Peder i Kristian wprowadzają się do domu majstra?

Wyszli i Emanuel przekręcił klucz w zamku. Elise zdziwiła się, bo nie przywykła, by

zamykać drzwi na klucz.

- Pójdę oddać wózek i dowiem się, czy jutro będę mógł znów pożyczyć - wyjaśnił,

zbierając się do odejścia. - Mam nadzieję, że będzie wam się dziś smacznie spało.

Następnego ranka w drodze do fabryki Elise znów wpadła na Valborg, która powitała

ją szyderczo:

- O, pani majstrowa we własnej osobie!

Elise posłała jej gniewne spojrzenie i odcięła się:

- Rozumiem, że plotki rozchodzą się tu szybciej, niż toczy się rwący nurt rzeki

background image

podczas wiosennych roztopów.

- A czy to takie dziwne? - zaśmiała się Valborg. - Trudno się spodziewać innej

reakcji, gdy ktoś tak się puszy.

- Od kogo wiesz?

- Wczoraj wieczorem spotkałam Agnes. Płakała i była wściekła jak byk.

- To nie moja wina.

- Czyżby? Czemu jej więc nie powiedziałaś o swoich planach, zanim zrezygnowała z

pracy w fabryce?

- Bo wtedy jeszcze nic nie było postanowione.

- No tak, zdecydowałaś się dopiero teraz, gdy potrzebujesz pieniędzy.

Elise nie odpowiedziała, bo właściwie Valborg miała rację.

- Ty to jednak jesteś fałszywa, Elise. Najchętniej naplułabym ci prosto w twarz!

- Znam Emanuela znacznie dłużej niż Agnes - odezwała się z przekorą w głosie. -

Zresztą on jej nigdy niczego nie obiecywał.

- To nie ma żadnego znaczenia! Oszukałaś ją! Swoją najlepszą przyjaciółkę! Mogłaś

jej o wszystkim powiedzieć, wtedy by się nie przeprowadzała.

Elise westchnęła z rezygnacją i odparła:

- Zapewniam cię, Valborg, że nie jest tak, jak myślisz.

W tej samej chwili przyłączyły się do nich pozostałe robotnice i rozmowa zeszła na

inne tematy.

Ale w głowie Elise przez cały dzień kołatało to, co powiedziała Valborg. Czuła się

urażona i niesprawiedliwie osądzona. Agnes odgadła, dlaczego zgodziłam się przyjąć

oświadczyny Emanuela, myślała. Powinna zrozumieć, że znalazłam się w desperackiej

sytuacji. Tyle że po kimś, kto tak bardzo jest zaślepiony zazdrością, trudno się spodziewać

rozsądku. Nie wiadomo teraz, czy Agnes dochowa tajemnicy. Gdy Elise pomyślała o tym,

pot jej wystąpił na czoło z nerwów.

Valborg raczej nie znała prawdy. Elise nie wierzyła, by przyjaciółka nawet w

największej złości okazała się taka prostacka, by ogłosić, że Elise spodziewa się dziecka w

następstwie gwałtu. Uderzyłoby to zresztą w nią samą, bo ludzie odwróciliby się z pogardą

od kogoś, kto zdradza taką tajemnicę. Ale z zemsty może wygadywać, że kiedy Johan trafił

za kratki, Elise pocieszała się w ramionach innych mężczyzn, a teraz podstępem chce

zaciągnąć przed ołtarz Emanuela, by dziecko miało ojca.

W przerwie obiadowej została w fabryce i razem z innymi prządkami zjadła zupę z

jadłodajni. Właściwie taniej było zjeść posiłek w domu, ale wolała zostać w fabryce, by

background image

ukrócić plotki Valborg.

Za to kiedy zbierała się do wyjścia po skończonej pracy, zauważyła Hildę, która

wychodziła właśnie z kantoru majstra.

- Hilda? - zawołała, ucieszywszy się na jej widok, bo nie widziały się, odkąd siostra

wyprowadziła się z domu.

Odłączyły się od idących gromadą robotnic, by spokojnie porozmawiać.

- Słyszałam już tę wielką nowinę, Elise.

- Ty też? Kto ci powiedział?

- Agnes. Wyglądała tak, jakby miała ochotę cię zabić.

Elise domyśliła się, że Hilda zażartowała, jej jednak nie było do śmiechu.

- Spotykasz się z Agnes? - zapytała, czując ukłucie w sercu.

- Czasem w sklepie, gdy wysyłają nas po zakupy.

- Pewnie powiedziała ci to samo, co mówiła Valborg, że skradłam jej Emanuela.

Hilda pokiwała głową z uśmiechem.

- Coś w tym rodzaju. Nie przejmuj się. Opowiedz lepiej, co się stało.

- Emanuel mi się oświadczył, a ja się zgodziłam. Wystąpił z Armii Zbawienia i

otrzymał posadę kasjera w tkalni płótna żaglowego.

- A jak on tego dokonał? - Hilda gwizdnęła przeciągle.

- Przez znajomości - przyznała Elise i dodała po chwili: - Zamieszkamy w domu

majstra nad rzeką.

Hilda otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Tego najwyraźniej nie wiedziała.

- W tym przy moście? - upewniała się. Elise przytaknęła i wyjaśniła:

- Stary majster nie żyje i Emanuel wynajął dom przynajmniej na rok.

- Ale co z mamą i chłopcami? Przecież nie poradzą sobie sami! Elise miała ochotę

rzucić jej w twarz, że o tym powinna pomyśleć nieco wcześniej, ale ugryzła się w język i

rzekła tylko:

- Zamieszkają razem z nami.

Spojrzała na siostrę badawczo i zapytała niepewnie:

- A co u ciebie? Jesteś zadowolona? Hilda wzruszyła ramionami.

- A czy znasz kogoś, kto może powiedzieć, że jest do końca zadowolony? Owszem,

jest mi dobrze, nie chodzę głodna i mieszkam w pięknym domu. Czego więcej może

oczekiwać biedak?

Elise domyśliła się, że nie wszystko ułożyło się zgodnie z oczekiwaniami siostry, ale

nie miała odwagi jej o to zapytać. Obawiała się, że Hilda doznała kolejnego zawodu. Przez

background image

chwilę stała w milczeniu, ale jedna rzecz nie dawała jej spokoju. Bała się jednak zapytać o to

siostrę. W końcu jednak nie wytrzymała.

- Widziałaś... widziałaś Braciszka? Hilda pokręciła głową.

- Jeszcze nie wychodzili z nim z domu. Nawet nie wiem, jak wygląda jego matka.

„Matka”... dziwnie zabrzmiało to słowo w jej ustach.

- A on jest dla ciebie wciąż tak samo dobry?

- Tak często znów go nie widuję. - Hilda wzruszyła ramionami.

- Żałujesz, że przyjęłaś u niego posadę służącej?

- Żałuję? Skąd! - Hilda pokręciła gwałtownie głową. - A gdzie by mi było lepiej?

- Dobrze usłyszeć. Może poszłabyś ze mną do domu, zobaczyłabyś się z mamą. Ona

wciąż czeka na ciebie.

Hilda odwróciła się od siostry.

- Kiedyś pewnie zajrzę, ale teraz muszę się śpieszyć.

Elise odprowadziła wzrokiem siostrę. Z tyłu wyglądała jak drobna dziewczynka, a nie

jak matka, która niedawno powiła niemowlę...

Elise westchnęła ciężko, czując, jak ze współczucia ściska jej serce.

Mimowolnie położyła dłoń na brzuchu. Nie mogłabym tego zrobić... nie teraz. Nie po

tym, co się stało z Hildą...

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Była dopiero szósta po południu. Słońce przygrzewało mocno, a jego promienie

błyszczały w wodach rzeki. Elise starała się odsunąć przykre myśli, ale od poprzedniego dnia

zagościł w niej dziwny niepokój. Powtarzała sobie, że zarówno Agnes, jak i Hilda same są

sobie winne, choć każda na swój sposób.

Emanuel przyszedł wcześniej do Andersengarden i znosił właśnie stołki kuchenne na

wózek, który stał na podwórzu. Była sobota, więc praca w fabryce skończyła się o dwie

godziny wcześniej niż w pozostałe dni.

- Jak dobrze, że jesteś, Elise. Będziecie mi teraz mogli pomóc znieść na dół łóżka.

- Przewieziemy je już dzisiaj?

- Tak! Myślę, że już tej nocy możecie spać we własnym domu - uśmiechnął się

radośnie. - Przewiozłem już stół kuchenny i sienniki. Peder i Kristian mi pomogli.

Elise wbiegła po schodach. W izbie mama pakowała swoje ubrania do pustej

skrzynki. Gdy usłyszała córkę, odwróciła się do niej rozpromieniona.

- Elise, przeprowadzimy się już dzisiaj! Pani Evertsen była tu na górze i na

pożegnanie przyniosła nam ciastka.

- To ładnie z jej strony.

- Tak, ale za to pani Thoresen odwraca się na mój widok. Jest tak rozgoryczona, że

nie chce ze mną w ogóle rozmawiać. Uważa, że zdradziłaś Johana. Poza tym wyraźnie jej

doskwiera to, że będziemy mieszkać we własnym domu.

- Na pewno jej przejdzie, jak się oswoi z tą myślą.

- Mam nadzieję, bo to takie przykre. Przez tyle lat się przyjaźniłyśmy.

- Zazdrość ma ponure oblicze - stwierdziła Elise. Właściwie nie wiedziała, skąd jej się

wzięło takie określenie, ale pewnie gdzieś to przeczytała.

Emanuel i chłopcy wpadli z hałasem do kuchni. Peder chyba znów powiedział coś

dziwnego, bo śmiali się z niego do rozpuku.

Twarz mamy wygładziła się i rozpromieniła w szerokim uśmiechu.

- Posłuchaj ich, jacy są radośni!

- Nawet Kristian - pokiwała głową Elise.

Drzwi się otworzyły i całe towarzystwo wpadło do izby.

- Będziemy znosić na dół łóżka. Musisz się pośpieszyć z szorowaniem podłóg, Elise,

bo zaraz się wprowadzamy. - Peder miał spoconą twarz, ale oczy mu lśniły.

background image

Najpierw chwycili we czwórkę łóżko mamy, które było wąskie, ale solidne i ciężkie.

Na wózku nie dało się przewieźć jednorazowo więcej niż jedno łóżko, a namęczyli się

wszyscy czworo, ciągnąc i pchając.

Kiedy Emanuel przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi na oścież, do środka

wpadło słońce i napełniło niewielkie pomieszczenia zapachami lata. Zaduch zniknął na

szczęście, choć Elise się obawiała, że niełatwo będzie się go pozbyć.

Natrudzili się, żeby wnieść łóżko po stromych schodach, a gdy już je wstawili na

poddaszu, Elise zabrała się do palenia w piecu. Pederowi kazała przynieść wodę.

Gdy Emanuel z chłopcami udali się do Andersengarden po kolejną partię rzeczy, Elise

szorowała już podłogę w przyszłej małżeńskiej sypialni.

Stanęła w drzwiach i rozejrzała się dookoła. Niewielkie okno poprzedzielane

szprosami wychodziło na wschód. Będę oglądać wschody słońca, ucieszyła się. Ściany były

pomalowane na zielono, podłoga zaś trochę zniszczona, ale może z czasem ją zakryją dywa-

nikiem utkanym ze szmatek. W oknach chciałaby zawiesić jasne leciutkie firanki, które będą

przepuszczać światło dzienne.

To tu, w tym pomieszczeniu, odda mu się... Będzie co wieczór zasypiać w jego

ramionach i budzić się przytulona do jego twarzy.

Nie odczuwała strachu. Za każdym razem, gdy Emanuel ją obejmował i całował, jej

ciało poddawało się i narastało w niej dziwne napięcie, a przyjemne mrowienie z pewnością

przerodziłoby się w coś silniejszego, gdyby tylko mieli czas i sposobność. Wiedziała jednak,

że taki dzień kiedyś nastąpi.

Sypialnia była nieduża, szybko więc uporała się z szorowaniem podłogi zarówno tu,

jak i w kuchni. Uznała, że od razu przeleci całe poddasze, by za jednym zamachem

dokończyć wszystko.

Gdy już uporała się z porządkami, postanowiła wyjść na spotkanie Emanuelowi i

chłopcom i pomóc ciągnąć wózek.

Spotkała ich za rogiem, gdy już dochodziła do Andersen - garden.

- Poradzimy sobie sami, Elise! - zawołał Peder z zarumienioną twarzą, która wyrażała

dumę i dorosłą powagę. - Niepotrzebne nam baby do noszenia.

Uśmiechnęła się.

- Ale chyba pozwolicie mi przytrzymać trochę, skoro już tu jestem.

Gdy się zbliżyli do domu majstra, zauważyli Everta.

- Jesteś, Evert - ucieszyła się Elise. - Pani Berg ci przekazała, że się przeprowadzamy?

Evert pokiwał głową z zapałem i poczerwieniał, a piegi odznaczały się mu na twarzy

background image

bardziej niż zwykle.

- Nie mogłem przyjść wcześniej, bo najpierw musiałem jej pomóc!

- Evert, chodź z nami na poddasze! - Peder puścił wózek i pędem ruszył ku drzwiom.

- Wszystkie żołnierzyki stoją na podłodze! Musimy się pośpieszyć, by rozbić szwedzkie

oddziały, zanim na górę wniesiemy łóżko!

Trzej chłopcy zniknęli na poddaszu, Kristian z równym zapałem co Peder i Evert.

Emanuel uśmiechnął się.

- Wydaje mi się, że Kristian pogodził się już z nową sytuacją. Przestał nawet

opowiadać, że zaciągnie się na statek.

Elise odwzajemniła uśmiech.

- Też to zauważyłam. Dokonałeś prawdziwego cudu, Emanuelu.

- Nie wydaje mi się, że to takie proste, ale cieszmy się, że jest jakaś poprawa.

- W fabryce spotkałam Hildę.

- I co? - popatrzył na nią zaciekawiony. - Jak ona się miewa?

- Odniosłam wrażenie, że nie wszystko ułożyło się tak, jak sobie wyobrażała.

- Nie pojmuję, że liczyła na jakieś względy. Chyba słyszała, jak pracują służące.

Elise pokiwała głową w zamyśleniu.

- Wydaje mi się, że on ją znowu oszukał. Pozwolił jej wierzyć, że będzie traktowana

inaczej. Może nie akurat jak żona, aż taka głupia znów nie jest, ale przynajmniej jak członek

rodziny.

Emanuel potrząsnął głową wyraźnie zagniewany.

- Żeby tak wykorzystywać młodą dziewczynę! To powinno być karalne! Spróbujemy

wnieść łóżko na górę?

Wyszli na zewnątrz, chwycili łóżko po obu końcach i wnieśli przez korytarz i

kuchnię.

- Myślisz, że się zmieści? - zapytała Elise, patrząc sceptycznie na strome schody.

Łóżko chłopców było lżejsze, ale nieco szersze i mniej poręczne niż łóżko mamy.

- Owszem, ale ja będę szedł z tyłu, bo ciężar będzie większy z tej strony. Bądź

ostrożna, Elise! Właściwie to w ogóle nie powinnaś dźwigać. Myślę, że jednak zawołamy

chłopców do pomocy.

Zawołał głośno, a oni w jednej chwili przybiegli. Gdy już łóżko stanęło w pokoiku na

poddaszu i zeszli na dół, Emanuel zerknął na nią zatroskany.

- Wszystko dobrze?

Pokiwała głową, wzruszona i zdziwiona jego troską. Zupełnie jakby mu bardzo

background image

zależało, by nic nie zaszkodziło dziecku. Przeniknęło ją dziwne uczucie. Po raz pierwszy

nazwała „dzieckiem” rozwijającą się w niej istotę, o której cały czas myślała bezosobowo.

- Nie musisz iść ze mną po resztę rzeczy, chłopcy mi pomogą. Ale Elise

zaprotestowała:

- Ja też chcę się na coś przydać.

Wieczorne słońce przeświecało pomiędzy gałęziami wielkiej brzozy rosnącej przy

moście, kiedy Elise razem z mamą stanęły przed gankiem. Mama nabrała głębokiego

oddechu i rozejrzała się wokół ze zdziwieniem.

- Wciąż nie mogę uwierzyć... To jest jak sen. - Pokręciła głową i powiodła

spojrzeniem na rzekę, na małą zatoczkę tuż przed wodospadem. - Pomyśleć, że będziemy tu

mieszkać, Elise! Gdyby jeszcze był z nami wasz ojciec... - zachlipała, a po wychudzonych

policzkach potoczyły się łzy jak grochy.

- Tak, on nienawidził tych ciemnych zamkniętych podwórek - odezwała się Elise,

choć w duchu sądziła, że ojcu by to w niczym nie pomogło. Ktoś, kto zaczął pić... - Chodź,

wejdziemy do środka. Z radością pokażę ci wszystkie pomieszczenia.

- Salonik! - Mama klasnęła w dłonie, przechodząc przez wysoki próg do niewielkiego

pokoju dziennego. - I moja komoda zmieściła się akurat pomiędzy oknami! - dodała z

zachwytem.

- Emanuel ma sofę, stół i fotele, które się tu postawi.

- Sofę?

- Tak, z zielonego pluszu - potwierdziła Elise z uśmiechem.

- Ale jak to...?

- Przywiózł z domu. Wiesz przecież, że pochodzi z okazałego dworu.

Na twarzy mamy pojawił się nagle wyraz zamyślenia.

- A co na to jego rodzice? Jak przyjęli to wszystko?

- Nie wiem. Nie ukrywali zawodu, że Emanuel nie chce gospodarować we dworze, i

obawiali się, że wybierze sobie na żonę dziewczynę z miasta. Jeśli dowiedzą się teraz, że jego

wybranka pochodzi z rodziny robotniczej, to raczej nie będą zachwyceni.

- Musisz się przygotować na najgorsze, Elise! Oni mogą zabronić mu się z tobą

ożenić. - Przez twarz mamy przemknął smutek, gdy dodała: - Cały czas myślę, że to za

piękne, by mogło być prawdziwe.

- Ależ mamo! Emanuel jest dorosły i zrobi, co zechce. Nie zmieni zdania, nawet jeśli

rodzice się sprzeciwią...

- Mogą go pozbawić dziedzictwa. Czytałam o takich przypadkach.

background image

- Myślę, że i taka groźba nie skłoni Emanuela do zmiany decyzji.

- A skąd możesz mieć pewność? Kto rezygnuje z takiego spadku z powodu miłości?

Elise roześmiała się.

- Teraz to już opowiadasz głupoty. Czy to nie ty nakłaniałaś mnie, bym zdecydowanie

przyjęła wszystkie możliwości, które zsyła mi los?

- Owszem, nie wiedziałam jednak, że on jest dziedzicem okazałego dworu, na dodatek

jedynakiem. Wprawdzie kiedyś mi o tym wspominałaś, ale całkiem mi to wyleciało z

pamięci.

- Myślę, że nie musisz się martwić. Emanuel podjął decyzję i nie zmieni jej bez

względu na to, co powiedzą jego rodzice. On jest bardzo uparty - uśmiechnęła się lekko.

Mama nic na to nie odpowiedziała, ale Elise zauważyła, że stała się jakaś zamyślona.

Wróciły do kuchni i obejrzały pokoik przeznaczony na sypialnię.

- Tu my się ulokujemy, a ty zajmiesz z chłopcami poddasze - powiedziała Elise. -

Jeśli będziemy mieszkać w tym domu tak długo, że się zestarzejesz, to się zamienimy. Ty

zamieszkasz na dole, byś nie musiała się wspinać po stromych schodach.

- Ja nie doczekam starości, Elise!

- A właśnie że tak! Teraz gdy przez całe lato będziesz się mogła wygrzewać na

słońcu, szybko dojdziesz do siebie.

Przepuściła mamę przodem i weszły na poddasze. Zauważyła, że mama się zasapała, i

pomyślała, że może jednak mimo wszystko powinni oddać mamie pokoik przy kuchni od

razu. Obawiała się jednak, że ciężko będzie przekonać do tego Emanuela, a przecież to w

końcu on wynajął ten dom i umożliwił im wspólne zamieszkanie.

Mama zdyszana osunęła się na krzesło.

- Jak cudownie! Okno wychodzi na południe i nic nie zasłania słońca.

- Pójdę teraz po pościel. Jesteś z pewnością zmęczona i zechcesz wcześniej położyć

się spać. Wkrótce chyba przyjdzie Emanuel z chłopcami.

- Idź! - skinęła głową mama.

Elise zdążyła dojść do węgła domu, gdy zauważyła dwóch mężczyzn opartych o

barierkę na moście, którzy sprawiali wrażenie, jakby obserwowali ich dom. Od razu się

zorientowała, kim są. Dlaczego tam stoją? Wiedzą już, że się tu wprowadziła? Czy słyszeli,

że wychodzi za mąż?

W tej samej chwili jeden z mężczyzn się odwrócił, a zauważywszy ją, stuknął łokciem

kompana. Obaj posłali jej wrogie spojrzenia.

Elise zamierzała zrazu udawać, że ich nie widzi, i pójść w odwrotnym kierunku, ale

background image

zmieniła zdanie i stanowczym krokiem zbliżyła się do nich. Serce podeszło jej do gardła, ale

zmusiła się do tego, by nie dać po sobie poznać zdenerwowania.

- Mnie szukacie? - zapytała.

Najwyraźniej nie spodziewali się, że ich zagadnie, i na moment stracili rezon. Bił od

nich zapach tytoniu i bimbru.

Słusznie się domyśliła, że jeden z nich to ten sam mężczyzna, którego spotkała kiedyś

u Magdy w sklepie na rogu: niewysoki, ale postawny, z szerokimi wargami i wysuniętą dolną

szczęką, krótką szyją i tłustym karkiem. W drugim rozpoznała tego, który przyniósł jej list od

Johana. Był to wysoki, rosły mężczyzna, łysawy, z czarnymi wąsami.

- Skoro tu stoicie i obserwujecie dom, sądziłam, że czegoś ode mnie chcecie - rzekła z

wymuszonym uśmiechem.

Mężczyźni, choć zaskoczeni, nie byli znów tacy w ciemię bici.

- A co, pospacerować nie wolno? - odezwał się ten z wysuniętą szczęką.

- Ależ oczywiście, skoro jednak tu stoicie, to sądziłam, że macie jakąś sprawę do

mnie.

- Ach tak, a może to ty masz sprawę? Słyszeliśmy pewne pogłoski, ale jeśli dobrze

pamiętam, zaklinałaś się, że to zwykłe kłamstwa.

- Owszem, wtedy gdy cię spotkałam, to były kłamstwa. Ale Johan zerwał zaręczyny, a

ponieważ nie jestem w stanie sama utrzymać mamy i młodszych braci, przyjęłam

oświadczyny Emanuela Ringstada. Wprawdzie nic wam do tego, ale uważam, że Johan nie

powinien trwać w przekonaniu, że go zdradziłam, bo to nieprawda.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo, a jego kompan tylko wpatrywał się w nią bez

słowa.

- Już my dobrze wiemy, co o tym wszystkim sądzić. Elise odwróciła się na pięcie i

ruszyła przed siebie.

- Zdaje ci się, że jesteś bezpieczna, słodziutka - usłyszała za sobą wołanie. - Ale

poczekaj no tylko... Nie lubimy panienek, które zadzierają nosa!

Elise postanowiła nie wspominać o tym spotkaniu Emanuelowi. Wystarczająco się

denerwował tym, co ją spotkało w lesie. Nie warto, by przejmował się jeszcze tymi dwoma

łajdakami.

„Poczekaj no tylko...” - ciarki ją przeszły, gdy przypomniała sobie te słowa.

O co im właściwie chodziło?

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Elise ledwie nadążała za stawiającym długie kroki Emanuelem. Wczesnym rankiem w

niedzielę szli na dworzec kolejowy Ostbanestasjonen, by udać się pociągiem do rodziców

Emanuela.

Pociła się z nerwów i było jej niedobrze. Co powiedzą, zastanawiała się. Słowa mamy

przeraziły ją. W głębi serca wcale nie była taka pewna siebie, jak udawała przed mamą. Co

prawda Emanuel podjął decyzję o małżeństwie, ale czyjego rodzice nie zdołają go odwieść

od tego zamiaru, trudno było przewidzieć.

Na torach sapał ciężko parowóz, czekając na pasażerów kierujących się w stronę

wagonów. Biedacy wsiadali do wagonów trzeciej klasy, bogaci gospodarze i zasobni

mieszczanie do pierwszej i drugiej. Gołym okiem widoczne były różnice nie tylko w strojach,

ale także w postawie i wyrazie twarzy. Przed wagonem drugiej klasy stała jakaś całująca się

para. Kobieta w jasnej sukience na podszewce miała na głowie ogromny kapelusz

przewiązany różową wstążką z jedwabiu, a mężczyzna kapelusz ze słomki. Elise uśmiechnęła

się pod nosem rozbawiona, patrząc, jak oboje przytrzymują rękami kapelusze, by nie spadły.

Obok nich stała mała dziewczynka i niecierpliwie przebierała nóżkami. Przytrzymywała

niewielki wózeczek, w którym leżała śliczna lalka otulona koronkową kołderką. Dziew-

czynka ubrana była w białą sukienkę z różowymi ozdobami i też miała kapelusik słomkowy z

kwiatkami.

W wagonie pierwszej klasy siedzenia były obite miękkim aksamitem, tak

przynajmniej mówił Emanuel, on jednak podróżował wagonami trzeciej klasy, w których

stały twarde drewniane ławki.

- Na szczęście twoje meble zmieściły się w saloniku - odezwała się Elise, gdy tylko

usiedli naprzeciwko siebie w przedziale. - Mama wprost nie posiadała się z zachwytu i nie

śmiała nawet na nich usiąść.

Emanuel roześmiał się. Ależ on jest przystojny, pomyślała Elise i ogarnęło ją całkiem

nowe dla niej uczucie, stanowiące połączenie dumy i zakłopotania. W Ciemnym garniturze,

zapiętej kamizelce z zegarkiem kieszonkowym na złotym łańcuszku i w białej

wykrochmalonej koszuli różnił się bardzo od mężczyzn, których znała, co tylko

uświadamiało jej dzielącą ich przepaść. Sama miała na sobie czarną odświętną sukienkę,

która kiedyś należała do mamy, a kapelusz, rękawiczki i szal pożyczyła tak jak ostatnio od

Hildy. Mimo to trudno było nie zauważyć, że należą z Emanuelem do dwóch różnych

background image

światów. Poczuła niepokój przed wizytą u przyszłych teściów.

- Jak myślisz, ile będzie kosztowało wypożyczenie ubrań dla nas wszystkich? -

zapytała nagle.

- Na ślub?

Pokiwała głową, zerkając pośpiesznie na bok, by sprawdzić, czy nikt z pasażerów

siedzących w pobliżu nie słyszy ich rozmowy.

- Nie myśl o tym, Elise - uśmiechnął się i popatrzył na nią ciepło, a po chwili dorzucił

z zapałem: - Może mama coś dla ciebie znajdzie?

Elise poczuła, jak ze wstydu palą ją policzki. Ma pożyczać ubrania od jego matki?

Ależ to upokarzające! Nie, za nic w świecie!

- Co powiedzieli koledzy Pedera na to, że przeprowadził się do domu majstra?

- Wydaje mi się, że niejeden mu zazdrości, ale póki co chyba nie dali mu tego odczuć

jakoś szczególnie.

- Miejmy nadzieję, że zostawią go w spokoju - rzekł Emanuel i przyglądając się Elise

uważnie, zapytał: - A ze strony innych spotkały was jakieś przykrości?

Elise postanowiła mu powiedzieć o wszystkim, bo nie umiała przed nim kłamać.

- Tak, ze strony dwóch kompanów z bandy Lorta - Andersa.

- Spotkałaś ich? - zdziwił się, rozszerzając szeroko oczy.

- Stali na moście, kiedy szłam do Andersengarden po pościel.

- Nic mi nie powiedziałaś!

- Nie miałam ochoty psuć ci dnia.

- Kochana Elise - potrząsnął głową zrezygnowany. - Nie możesz mnie tak oszczędzać.

Widzieli cię? Mówili ci coś?

- Podeszłam do nich i zapytałam wprost, czy mnie obserwują, ale nie chcieli mi

odpowiedzieć.

Na twarzy Emanuela pojawił się grymas irytacji.

- Nie rozumiem, o co im chodzi?

- Skoro Lort - Anders przyjaźni się z Johanem, nie ma innego wyjaśnienia niż to, że

chcą mnie ukarać za to, że policja znalazła broszkę u Johana.

- Ale przecież to Johan zerwał zaręczyny!

- Ponieważ usłyszał plotki o tobie i o mnie.

- W dalszym ciągu uważasz, że postąpił tak z powodu nieporozumienia?

- Tak, ale już przestałam to roztrząsać. Mówię o tym tylko dlatego, żeby ci to

wyjaśnić.

background image

- Musisz mi obiecać, że powiesz mi natychmiast, jeśli się znów pojawią. Nie możemy

żyć w takim poczuciu zagrożenia. Gdyby się to miało powtórzyć, trzeba będzie powiadomić

policję.

Elise pokiwała głową i zagadnęła:

- Jak sądzisz, co powiedzą?

- Policja?

- Nie, twoi rodzice, gdy dowiedzą się o zaręczynach. Emanuel pochylił się i ujął jej

dłonie w swoje.

- Każdy życzyłby sobie takiej synowej jak ty, Elise. Jestem pewien, że mama będzie

się cieszyć moim szczęściem. Tata być może okaże zawód, że nie wybrałem sobie na żonę

córki jakiegoś gospodarza, która nakłoniłaby mnie do powrotu na stałe do dworu. Kiedy

jednak zrozumie, że podjąłem już decyzję i nie zamierzam się z niej wycofywać, na pewno

zaakceptuje mój wybór. Dla nich najważniejsze powinno być w końcu to, żebym był

zadowolony i żeby mi było dobrze. Co się stanie, kiedy ich już nie będzie na świecie, nawet

nie zauważą. Więc jakie ma znaczenie, kto wówczas będzie gospodarował we dworze?

W jego ustach wszystko brzmi tak przekonująco, pomyślała Elise. Ale rzeczywistość

bywa bardziej skomplikowana. Dla ludzi bogatych ważniejsze jest zabezpieczenie swoich

potomków niż własne doraźne życie. Akurat takiego problemu nie mają robotnicy nad rzeką

Aker, westchnęła w duchu.

- Hilda przyszła wczoraj?

Elise domyśliła się, że Emanuel próbuje odwrócić jej zatroskane myśli od zbliżającej

się wizyty, i pokiwała głową z uśmiechem.

- Była wprost zachwycona domem, ale zdaje się, że równocześnie trochę zazdrosna.

Cieszy się, że będziemy mieszkać w tak dobrych warunkach, zwłaszcza teraz, gdy sama

mieszka w willi, ale jej życie wygląda chyba trochę inaczej, niż to sobie wyobrażała jeszcze

przed kilkoma tygodniami.

- Zasięgnąłem trochę informacji - rzekł Emanuel, patrząc jej w oczy. - Siostrzeniec

pana Paulsena nie jest zbył łatwym w obejściu człowiekiem, podobnie jak jego żona.

- To znaczy, że nie pozwolą Hildzie spotykać się z Braciszkiem.

- Też tak przypuszczam - odparł Emanuel, potrząsając głową. - Dla nich

najważniejsze jest zachowanie pozorów. Słyszałem, że pani Paulsen wyjechała na długi czas i

wróciła do domu tego samego dnia, kiedy przejęła dziecko. Karolinę słyszała, że podobno

urodziła syna u swoich rodziców w Bergen.

Elise poczuła się tak, jakby ktoś trafił ją w samo serce. W takiej sytuacji mama z

background image

pewnością nie zobaczy już swojego wnuczka. Dla Hildy będzie męczarnią przebywać tak

blisko dziecka i nie móc zdradzić swoich uczuć.

- Nie pojmuję, jak ten pan Paulsen mógł przyjąć Hildę na służbę. Powinien chyba

rozumieć, jaka to dla niej trudna sytuacja.

- Rzeczywiście - przyznał jej rację Emanuel i pokręcił głową. - Trudno to pojąć. Jeśli

uważał, że w ten sposób jej pomoże, to musi być całkiem pozbawiony ludzkich uczuć.

- Dla Hildy lepiej by było pozostać w fabryce i mieszkać z nami. W sypialni mamy

jest miejsce na jeszcze jedno łóżko.

- Tak, dla niej byłoby lepiej, nie sądzę jednak, że się na to zdecyduje. Ten związek

między nią a panem Paulsenem wydaje mi się ze wszech miar dziwny. Rozumiałbym, gdyby

go znienawidziła za to, co jej zrobił, ona tymczasem wprowadza się do niego. Ty coś z tego

pojmujesz?

Elise pokręciła głową.

- Sprawia wrażenie, jakby była w nim zakochana mimo tak dużej różnicy wieku

między nimi.

- No cóż, powiada się, że miłość nie wybiera - uśmiechnął się Emanuel.

- A jak zareagowała Karolinę, gdy opowiedziałeś, że żenisz się ze mną?

Uciekł spojrzeniem i odpowiedział dopiero po chwili:

- Oznajmiłem najpierw jej i jej rodzicom, że się wyprowadzam, a potem wyjaśniłem

dlaczego. Rodzice wydawali się zaskoczeni, ale przywykli do moich niekonwencjonalnych

decyzji i całą winą za to obarczyli Armię Zbawienia. Ojciec Karolinę pomógł mi w uzyska-

niu posady kasjera w tkalni płótna żaglowego. - Zamilkł na moment i z wyraźnym

ociąganiem dodał: - Ale Karolinę przyjęła to gorzej. Zamknęła się w swoim pokoju i nie

schodzi nawet na posiłki. Dlatego jej mama posyła mi teraz pełne wyrzutu spojrzenia.

- Zawsze miałeś takie powodzenie? Karolinę, Agnes, Anna...

- Siebie jakoś nie wymieniłaś w tym gronie - rzekł, patrząc na nią pytająco.

Popatrzyła mu prosto w oczy i dodała:

- Owszem, teraz siebie też zaliczam do tego grona, Emanuelu. Zauważywszy, jak

wielką radość sprawiły mu te słowa, cieplej się jej zrobiło na sercu.

Wysiedli z pociągu, ale tym razem nie czekała na nich bryczka. Emanuel nie

zawiadomił rodziców, że przyjeżdżają, nie chciał jednak dłużej odwlekać tej rozmowy.

Zależało mu, by ślub odbył się jak najszybciej. Dążył do tego jeszcze silniej niż Elise.

Było ciepło i sucho, więc za każdym razem, gdy drogą przejechała bryczka, podnosił

się obłok kurzu. Słońce przypiekało, a na niebie nie było nawet jednej chmurki. Krowy pasły

background image

się na pastwiskach, a na polach zaczęły się już sianokosy. Kwiaty porastające przydrożne

rowy pachniały słodko, a gdzieś w pobliżu gwizdał kos.

Emanuel zatrzymał się nagle i wziął ją w ramiona.

- Słyszysz? To kukułka! Jest tu gdzieś blisko. Przemkniemy się ukradkiem pod

drzewo, a ty pomyśl sobie jakieś życzenie.

Ku zdumieniu obojga kukułka nie odleciała i gdy cicho ustawili się pod koroną

drzewa, nadal kukała. Elise mocno zacisnęła powieki i pomyślała: Chcę, żeby między nami

zawsze było dobrze i by Emanuel nigdy nie pożałował swojego wyboru.

Gdy otworzyła oczy, zobaczyła, że Emanuel stoi nieruchomo i wpatruje się w nią w

napięciu.

- Zdążyłaś pomyśleć życzenie?

- Tak, pomyślałam sobie, żeby między nami zawsze było dobrze i byś nie żałował

swojego wyboru.

Objął ją mocno i przytulił.

- Zmarnowałaś życzenie, pragnąc tego, czego powinnaś być pewna od dawna. Pomyśl

tylko, ile innych życzeń mogłabyś zamiast tego wypowiedzieć w myślach!

- Wybrałam to, co najważniejsze. A ty czego sobie zażyczyłeś?

- Żeby nie było żadnych komplikacji i byś urodziła zdrowe i śliczne dziecko.

Ze wzruszenia ścisnęło ją w gardle. Przywarła do niego i wyszeptała:

- Jesteś taki dobry, Emanuelu.

Skręcili w aleję i skierowali się w stronę dużego dziedzińca. Elise, zlana potem z

gorąca i nerwów, odezwała się z nadzieją w głosie:

- Może twoich rodziców nie ma w domu?

Zaraz jednak sama złapała się na tym, że to głupie, bo gdyby ich dziś nie zastali,

musieliby przyjeżdżać jeszcze raz.

- Myślisz, że gospodarze we dworze wyjeżdżają w najgorętszym czasie prac

polowych?

Nie odpowiedziała, ale zauważywszy postać wychodzącą z budynku mieszkalnego,

powiedziała:

- Twoja mama.

Powiódł wzrokiem w kierunku domu i zawołał ucieszonym głosem:

- Tak, to ona! Chodź, Elise, sprawimy jej niespodziankę! Przyśpieszyli kroku, a

Emanuel zawołał głośno. Jego mama odwróciła się, ale najwyraźniej nie poznała ich w

pierwszej chwili, bo stała tylko i się przyglądała. Gdy jednak zorientowała się, że to jej syn,

background image

rozpromieniła się i odstawiła wiadro, które trzymała w ręce.

- Emanuel! - zawołała radośnie, śpiesząc im na spotkanie.

- Ależ czy to nie panna Elise Lovlien? - odezwała się zdumiona, gdy podeszła bliżej. -

Jak to miło, Emanuelu, że przywiozłeś ją znowu!

Przywitała się serdecznie z Elise, po czym wyściskała syna.

- Tata w domu? - zapytał Emanuel, patrząc na mamę w napięciu.

- Jest w stajni. Właśnie zamierzałam go wołać na drugie śniadanie. Powinieneś nas

powiadomić, że przyjeżdżasz, i to z gościem - dodała szybko. - Nie mam nic specjalnego do

poczęstowania.

- Elise nie jest przyzwyczajona do frykasów. Poza tym nie po to przyjechaliśmy.

Posłała mu zdziwione spojrzenie, ale nie dopytywała się o szczegóły.

- Pewnie jesteście spragnieni i zmęczeni, szliście pieszo od stacji, i to w taki upał.

Przyniosę coś zimnego do picia.

Kuchenny stół nakryty był dla dwojga. Pani Ringstad pośpiesznie dostawiła dwa

nakrycia.

- W mieście jest pewnie teraz bardzo gorąco. Gdy jestem w Kristianii, to wydaje mi

się zawsze, że powietrze tam stoi i nie ma czym oddychać.

- Elise mieszka nad samą rzeką. Dzieciaki kąpią się w górnym biegu w miejscu

nazywanym Brekkedammen, gdzie woda nie jest zanieczyszczona przez ścieki z fabryk.

- Za to ty mieszkasz blisko miasta.

- O, kawałek. Niebawem się jednak przeprowadzam. Przyjechałem, żeby wam o tym

opowiedzieć.

Mama spojrzała na niego zdumiona.

- Zamierzasz się przeprowadzić? A co na to Betzy i Oscar?

- A co mają mówić? Po prostu znajdą sobie innego lokatora.

- Ale... przecież miałeś tam tak dobrze, Emanuelu! Skąd ci przyszło nagle do głowy,

by się od nich wyprowadzać? Przecież oni traktują cię niemal jak syna, sam mi o tym

opowiadałeś. Tak cię chwalili, byli tobą zachwyceni.

- Ja też nie mogę na nich powiedzieć złego słowa, mamo. Nie dlatego się

wyprowadzam, bym miał im coś do zarzucenia. Opowiem o wszystkim, jak przyjdzie tata.

Mama odwróciła się w stronę drzwi, ale Emanuel ją ubiegł i oświadczył:

- Pójdę po niego!

Kiedy wyszedł, pani Ringstad uśmiechnęła się do Elise i oznajmiła z rezygnacją:

- Doprawdy trudno zrozumieć mojego syna. Taka byłam szczęśliwa, że mieszka u

background image

naszych przyjaciół. Tam, w mieście, na każdym kroku czyha tyle niebezpieczeństw. Czułam

się spokojniejsza, wiedząc, że ktoś ma tam na niego oko.

Elise nie wiedziała, co powiedzieć. Od chwili, gdy weszli do domu, nie odezwała się

ani słowem i cała ta sytuacja wydawała jej się nie do zniesienia. Pani Ringstad najwyraźniej

nie miała zielonego pojęcia, po co przyjechali. I pewnie nie zgadłaby nawet, gdyby ją

próbować naprowadzić, tak odległa była to dla niej myśl.

- Jak jest w tej okolicy, gdzie mieszkasz? - zapytała. - Dużo kręci się tam pijaków i

włóczęgów?

Elise poruszyła się niespokojnie i odpowiedziała z ociąganiem:

- Część bezrobotnych sięga po butelkę, ale nie tylko oni. Ludzie, którzy przyjechali ze

wsi do miasta za pracą, tęsknią za swoimi rodzinnymi stronami i piją, by zapomnieć.

- No właśnie! Przecież to nienaturalne, żeby ludzie mieszkali w takim skupisku. Nie

jesteśmy stworzeni do takiego życia. Wyjaśnij to Emanuelowi! Powiedz, że ludzie popadają

w pijaństwo, bo źle się czują w mieście.

- Nie chodzi o miasto - usiłowała bronić się Elise. - Raczej o długie dnie pracy w

fabrykach w kurzu i w hałasie. Poza tym brakuje mieszkań, dlatego ludzie gnieżdżą się

całymi rodzinami w ciasnych pomieszczeniach. W niektórych czynszówkach mieszka do

dwóch tysięcy osób, średnio po piętnaście osób w izbie.

- Niemożliwe! - Pani Ringstad załamała ręce przerażona.

- Moja rodzina miała szczęście, że nie musieliśmy dzielić kuchni z obcymi ludźmi.

Pani Ringstad podeszła i objęła ją ramieniem.

- Biedactwo, Emanuel opowiadał, jak macie ciężko. Cieszę się, że mój syn ma takie

dobre serce i pomaga ludziom takim jak ty. Jak ci wspomniałam ostatnio, bardzo się

sprzeciwialiśmy z mężem, gdy Emanuel postanowił wstąpić w szeregi Armii Zbawienia,

teraz jednak już się z tym pogodziłam. Ciężko mi, że nie chce osiąść tu we dworze, skoro

jednak już tak się stało, to przynajmniej jestem dumna, że mój syn wspiera najsłabszych w

naszym społeczeństwie i okazuje im współczucie.

Elise poczuła, jak ścisnęło ją w żołądku. Pani Ringstad traktowała ją jak biedaczkę,

której Emanuel pomaga z litości. Myśl ta wydała jej się nieznośna. Gdyby tak było, nigdy nie

zgodziłaby się wyjść za niego za mąż. Głównym powodem, dla którego przystała na jego

propozycję, było to, że ją kochał i pragnął jej na przekór wszystkiemu. Gdyby kierował się

litością, ona wolałaby przenieść się raczej do ciaśniejszego mieszkania i poradzić sobie bez

jego pomocy.

- A jak twoja mama? - Pani Ringstad popatrzyła na Elise zatroskana.

background image

- Coraz lepiej. Pobyt w sanatorium zdziałał cuda.

- Jak dobrze to słyszeć. Sądzisz, że będzie mogła wrócić do pracy?

- Zamierza zapytać właścicielkę sklepu kolonialnego, czy nie zatrudniłaby jej do

pomocy na parę godzin dziennie. Możliwe, że tamta się zgodzi.

- A twoi bracia? Co z nimi?

- A z nimi bez zmian. Teraz są szczęśliwi, że minęła zima i mrozy i mogą się bawić

wieczorami, kiedy już uporają się ze swoimi obowiązkami.

- To może i oni wnet zaczną zarabiać po parę koron?

- Tak, zamierzam popytać o pracę dla nich. Chłopcy w ich wieku zbierają węgiel na

nabrzeżu. Najlepiej jednak by było, gdyby roznosili gazety, ale niestety, jest wielu chętnych.

Może jednak choć jednemu z nich się poszczęści i będzie roznosił „Svaerta” albo pomagał

wozakowi na naszej ulicy.

- Mam nadzieję. Ze względu na ciebie.

Elise zemdliło. Czuła się tak, jakby stała przed tą kobietą i kłamała w żywe oczy.

Przecież pani Ringstad nie ma pojęcia, że rodzina Elise zdoła przetrwać dzięki jej jedynemu

synowi.

- Usiądź sobie i odpocznij trochę. Oni na pewno zaraz przyjdą. My się tymczasem

napijemy kawy. - Pani Ringstad podeszła do pieca i przyniosła dzbanek.

Elise usiadła na brzeżku krzesła i popatrzyła na stół, na którym tego dnia także stał

elegancki serwis. Nie miała wprost odwagi, by sięgnąć po filiżankę. Pewnie tu, we dworze,

nawet nie mają blaszanych kubków i talerzy, pomyślała.

- Opowiedz mi trochę więcej, jak sobie radzicie. Jesteś taka szczupła, macie dość

jedzenia?

Elise czuła się okropnie. Nie miała ochoty opowiadać o tym, jaki cierpieli niedostatek,

a przecież nie mogła też kłamać.

- Na ogół najadamy się do syta - zaczęła z ociąganiem.

- Na ogół? To znaczy, że czasami kładziecie się spać głodni? Gdyby wiedziała, jak

często, pomyślała Elise, skinąwszy głową.

- A jedzenie macie dobre i pożywne? Elise wierciła się na krześle niespokojnie.

- Głównie jadamy polewkę, kaszę na wodzie i chleb. Czasem mamy na obiad

ziemniaki i rybę.

- A mięso? Wcale? - Pani Ringstad popatrzyła przerażonym wzrokiem.

- Na Boże Narodzenie smażymy słoninę. Ale jak chłopcy trochę urosną i zaczną

pracować, będzie nam lżej. Teraz są w najtrudniejszym okresie, bo rosną.

background image

- Wydawali mi się dość mali jak na swój wiek i obaj byli bardzo wychudzeni. Ale jak

mają rosnąć, jeśli nie dostają odpowiedniego pożywienia? Przygotuję paczkę i weźmiesz ją

ze sobą do domu, tak żeby przynajmniej na najbliższe dni starczyło wam jedzenia. I radzę ci,

załatw chłopcom jak najszybciej jakąś pracę.

Elise poczerwieniała ze wstydu. Zażenowana wypiła mocną kawę bez dodatków,

mimo że na stole stał cukier i śmietanka. Pani Ringstad popiła łyk kawy i pytała dalej:

- A jaki był twój ojciec? Umarł na suchoty czy z niedożywienia?

Elise oblała się potem i wyjąkała:

- Poślizgnął się na lodzie i utopił w rzece.

Pani Ringstad była głęboko poruszona jej odpowiedzią.

- To prawda? Coś strasznego! Jak to się mogło stać?

- Było ciemno, lampa gazowa na ulicy była potłuczona.

- Okropność! Jak to przyjęła twoja mama? Wyobrażam sobie, stracić małżonka i

żywiciela! I to jeszcze w takich okolicznościach. Bezsensowna, niepotrzebna śmierć.

Elise nie odezwała się.

Pani Ringstad położyła dłoń na jej dłoni i rzekła zawstydzona:

- Nie powinnam o tym mówić! Biedactwo, to na pewno dla ciebie bolesne.

„Biedactwo”, jakże nienawidziła tego słowa.

- Nie masz dziadków, którzy by mogli wam pomóc, albo jakichś wujków czy cioć?

Elise pokręciła głową.

- Tata miał jednego brata, który wyjechał do Ameryki przed około dwudziestu laty. W

latach osiemdziesiątych z Kristianii pojechało za ocean piętnaście tysięcy osób. Wuj osiadł w

Wisconsin, ale przysłał tylko jeden list, a potem słuch o nim zaginął.

- A może on żyje? - Twarz pani Ringstad pojaśniała nagle. - Może wzbogacił się i

odezwie się do was.

Elise uśmiechnęła się, bo nie wierzyła w takie bajki.

- Gdyby tak było, odezwałby się już dawno - stwierdziła.

- A może chce wam zrobić niespodziankę? Któregoś dnia stanie nagle w drzwiach i

zaprosi was wszystkich do siebie, do Ameryki. Albo przyśle list i pieniądze i poprosi, byście

do niego przyjechali.

Elise uśmiechnęła się uprzejmie, ale odniosła wrażenie, że jak na osobę dorosłą pani

Ringstad wypowiada bardzo naiwne sądy.

- O, idą! Czas najwyższy! - Pochyliła się bliżej Elise i zapytała: - Zanim wejdą,

chciałam spytać, czy nie wiesz przypadkiem nic więcej o Karolinę i Emanuelu?

background image

Elise najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Jak zareagowałaby pani Ringstad, gdyby

jej opowiedziała, że Karolinę z rozpaczy za Emanuelem zamknęła się w swoim pokoju i

nawet nie schodzi na rodzinne posiłki?

- Chyba będzie lepiej, jeśli zapyta pani o to syna - zdołała wykrztusić.

W drzwiach stanął uśmiechnięty ojciec i huknął od progu:

- O, jest i mała Elise Lovlien! Jak miło! Elise wstała i dygnęła.

- Emanuel mówi, że ma dla nas wielką niespodziankę - ciągnął, zwracając się do

swojej żony. - Jestem bardzo ciekawy, nie mogę się wprost doczekać, by nam wyjawił tę

swoją nowinę.

Siadł przy stole i podał filiżankę, by pani Ringstad nalała mu kawy. Służącej Elise nie

zauważyła.

- No, mów! - mruknął i posłał Emanuelowi pytające spojrzenie.

Emanuel usadowił się spokojnie i patrząc na mamę i ojca, oświadczył:

- Elise i ja zaręczyliśmy się.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

W przestronnej kuchni zapadła kompletna cisza.

Elise wstrzymała oddech i nie miała nawet odwagi podnieść wzroku.

Czuła się tak, jakby ich wszystkich dosięgło trzęsienie ziemi.

- Co powiedziałeś? - zapytała wreszcie mama, zaśmiawszy się cicho i niepewnie.

- Elise i ja zaręczyliśmy się.

Mama znów się zaśmiała, równie nienaturalnie.

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że...

- Owszem - oświadczył Emanuel stanowczo. - To właśnie chcę powiedzieć. Jak tylko

załatwimy wszystkie formalności, zamierzamy się pobrać.

- Ale... Ale ona... To znaczy...

- Nie ma żadnego „ale”. Już dawno podjąłem taką decyzję i ku mej wielkiej radości

Elise zgodziła się wyjść za mnie za mąż.

Ojciec odstawił filiżankę, aż zadźwięczała o spodek, i wstał gwałtownie od stołu. Bez

słowa wymaszerował z kuchni.

- Rozgniewałeś swojego ojca, Emanuelu - odezwała się pani Ringstad z wyrzutem. -

Powinieneś mieć na tyle rozumu, by domyślić się dlaczego.

- Przykro mi, że odbiera to w taki sposób, ale... - nie dokończył, bo przerwała mu

mama, której policzki pokryły się czerwonymi plamami:

- Przykro ci? Czy ty w ogóle rozumiesz, co mówisz? W jednej chwili burzysz całe

nasze życie i mówisz tylko, że ci przykro?

- Co masz na myśli, mówiąc, że burzę wasze życie? - głos Emanuela zabrzmiał obco i

zdawał się nagle dziwnie twardy i stanowczy.

Elise nie mogła się powstrzymać, by nie współczuć matce. Otworzyła usta, chciała

coś powiedzieć, by złagodzić szok, ale Emanuel posłał jej ostrzegawcze spojrzenie.

- Wiesz przecież, że mamy tylko ciebie. - Mama pomachała bezradnie ręką. - Kto

będzie gospodarował w Ringstad, gdy nas zabraknie? Czy cały wysiłek ojca i dziadka ma

pójść na marne?

- A co to ma wspólnego z Elise? Sama mówiłaś, że pogodziliście się z myślą, że chcę

poświęcić życie dla służby w Armii.

- Właśnie - mama uchwyciła się jego słów niczym tonący brzytwy. - Przecież nic

możesz się ożenić z kimś, kto nie służy w Armii.

background image

- Wystąpiłem z Armii.

- Wystąpiłeś?

Elise podniosła wzrok i zauważyła, że pani Ringstad otworzyła szeroko oczy i patrzy

na syna z niedowierzaniem.

- Oscar Carlsen porozmawiał ze swoim znajomym, który jest dyrektorem tkalni płótna

żaglowego, i pomógł mi załatwić posadę kasjera. Za kilka dni zaczynam pracę.

Twarz mamy przybrała kolor purpury.

- A więc dla niej mogłeś poświęcić Armię, ale nie dla swoich starych rodziców.

Emanuel odetchnął głęboko.

- Rozumiem twoje rozgoryczenie, mamo, ale ja nie czuję powołania do pracy na roli,

dobrze o tym wiesz. Lubię miasto, cieszę się, że będę pracować w fabryce. I nawet już

wynająłem nieduży dom, w którym mieszkał wcześniej stary majster. Nieduży, przytulny do-

mek położony tuż nad rzeką. Stamtąd do tkalni jest zaledwie parę minut drogi, a Elise też

będzie miała bliżej do fabryki.

- Wygląda na to, że załatwiłeś już większość spraw, nim zapytałeś o zgodę swoich

rodziców - rzekła ostro.

- Miałem nadzieję i gorąco w to wierzyłem, że ucieszycie się wraz ze mną.

Oczy mamy nagle napełniły się łzami.

- Kiedy będziesz miał swoje dzieci, zrozumiesz, Emanuelu.

Każda matka i każdy ojciec pragną dla swoich synów i córek tego, co najlepsze.

- W takim razie powinnaś się cieszyć, że znalazłem sobie taką miłą dziewczynę o

gorącym sercu jak Elise.

Elise spuściła głowę, zakłopotana, że jest świadkiem tej przykrej wymiany zdań.

- Pochodzi ze zręcznej i pracowitej rodziny robotniczej - ciągnął. - To dobrzy i

szlachetni ludzie, dumni ze swej pracy i pochodzenia. Nie jest ich winą, że nie urodzili się

dziedzicami majątku.

Matka wytarła łzy.

- Nie pogarszaj sprawy, Emanuelu. Nie mam nic przeciwko Elise, chyba to rozumiesz.

Ale co innego kogoś lubić, a zupełnie co innego przyjmować do rodziny. Ojca to zabije. Miał

nadzieję, że zwiążesz się z Karolinę. Modlił się, żebyś przejrzał na oczy i zrozumiał, że do

siebie pasujecie.

- Nigdy bym się nie ożenił z Karolinę. Nie mógłbym! To wy sobie uknuliście taki

plan, mnie nawet nie przeszło to nigdy przez myśl. Ale minęły na szczęście czasy, gdy

rodzice decydowali, kogo mają poślubić ich dzieci.

background image

Mama podniosła głowę gwałtownie.

- To nieprawda! Prawie wszyscy nasi znajomi mieli jakiś wpływ na małżeństwa

swoich dzieci. Rozejrzyj się! Popytaj po dworach tu, w okolicy, a potwierdzi się to, co

mówię.

Emanuel wstał od stołu, nie tknąwszy nawet jedzenia.

- Pójdę i porozmawiam z ojcem.

Elise zapragnęła znaleźć się na drugim krańcu świata. Odezwała się jednak:

- Przykro mi, pani Ringstad. Nie zdawałam sobie sprawy, że państwo patrzą na to w

taki sposób. Mama wprawdzie przestrzegała mnie, ale jej nie wierzyłam.

Pani Ringstad westchnęła.

- Gdybyś była dorosła, zrozumiałabyś nas, ale domyślam się, że nie znasz jeszcze

dobrze życia. Na moim miejscu myślałabyś podobnie jak ja. Rozumiem, że to kuszące dla

takiej biednej dziewczyny wejść do majętnej rodziny, ale zdawało mi się, że jesteś na tyle

mądra, że nie poważysz się na taki krok. Młodzi mężczyźni w wieku Emanuela są tacy

impulsywni. To kobieta powinna wykazać się rozsądkiem. Zrozum, że on zniszczy swoją

przyszłość, żeniąc się z tobą. Nie dlatego, że coś z tobą jest nie tak, przeciwnie, uważam cię

za bardzo miłe dziewczę. Powinnaś jednak znać powiedzenie, że podobne dzieci bawią się

najlepiej.

Elise nie odpowiedziała, bo i cóż miała rzec. Oczywiście, że zna to powiedzenie.

Wydawało jej się jednak niesprawiedliwe, że ją obarcza się całą winą za to, co się stało. W

końcu to Emanuel nalegał na małżeństwo z nią, a nie odwrotnie.

Zapadło milczenie. Nagle pani Ringstad zapytała:

- Powiedz mi, czy jest jakiś szczególny powód, dla którego tak się śpieszycie ze

ślubem?

Elise oblała się rumieńcem, a zarazem zimnym potem. Jeśli mama Emanuela zapyta ją

wprost, czy na pewno jej syn jest ojcem tego dziecka, nie będzie potrafiła jej skłamać.

- Nie musisz nic odpowiadać, domyślam się. - Jej głos zabrzmiał ostrzej. - Teraz już

wszystko lepiej rozumiem. Emanuel nigdy nie uciekłby od odpowiedzialności. A ja

myślałam, że jesteś przyzwoitą dziewczyną! Jak łatwo się pomylić.

Elise zagryzła wargi i wpatrywała się uporczywie w stół. Zdążyła tylko posmakować

świeżo upieczonego chleba, ale całkiem straciła apetyt.

- Słyszałam już o podobnych przypadkach - ciągnęła pani Ringstad tym samym

ostrym tonem. - Dziewczęta uwodzą młodych, dobrze urodzonych mężczyzn po to, by

zapewnić sobie utrzymanie. Mało tego, teraz nawet wysuwane są propozycje, by ich bękarty

background image

mogły mieć prawo dziedziczenia po swoim ojcu.

Elise zakręciło się w głowie i poczuła mdłości. Spadały na nią kolejne ciosy, a ona nie

mogła się nawet bronić. To tyło nie do zniesienia.

- Nie pojmuję, do czego to dochodzi na tym świecie - nie dawała za wygraną pani

Ringstad. - Kiedyś córka komornika nie śmiałaby nawet spojrzeć w stronę syna bogatego

gospodarza. Teraz zaś staje beztrosko i oznajmia otwarcie, że będzie mieć z nim dziecko!

Czy można się więc dziwić właścicielom dworów, że ciarki ich przechodzą na taką

zmianę obyczajów? Musimy się wspólnie bronić, by ocalić wartości, na straży których

stoimy i które mamy obowiązek przekazać następnym pokoleniom.

Elise nadal się nie odzywała. Coraz mocniej kręciło jej się w głowie, zdawało jej się,

że na stole wszystko tańczy i podskakuje.

Pomocy, chyba zemdleję, pomyślała, po czym opadła na stół i wszystko zniknęło.

Musiała stracić przytomność zaledwie na moment, bo zaraz jakby z oddali doleciał ją

głos pani Ringstad:

- No nie, na domiar wszystkiego zemdlała! Za co Bóg mnie tak karze? - Odwróciła się

i rzuciła się do drzwi, po chwili zaś Elise usłyszała, jak woła Emanuela.

Elise usiłowała podnieść głowę i wyprostować się. Krew odpłynęła jej z twarzy, w

uszach szumiało. Może pani Ringstad uważa, że ja tylko udaję, że zemdlałam, żeby jej nie

słuchać, pomyślała.

Wnet doleciały odgłosy ciężkich kroków za oknem. Do kuchni przybiegli Emanuel i

jego ojciec.

- Co się stało? - usłyszała przestraszony głos Emanuela.

- Nagle zbladła i opadła na stół.

- Powiedziałaś coś, co ją zraniło? Elise wstała z krzesła i zachwiała się.

- Nie, Emanuelu. To nie jest wina twojej mamy. Wiesz, że ostatnio zdarza mi się

mdleć. Niektóre kobiety tak mają. - Zerknęła w stronę ojca Emanuela i rozłożywszy ręce,

dodała: - Przykro mi, panie Ringstad, za wszystko. Wolałabym zaoszczędzić państwu takiego

rozczarowania.

Kiwnął głową, jakby ją rozumiał, ale jego twarz pozostała ponura, a spojrzenie

zdenerwowane i smutne zarazem.

- Jeśli już się najadłaś, Elise, to proponuję, byśmy od razu zebrali się do powrotu -

rzucił Emanuel krótko, lecz zdecydowanie. - Za trzy kwadranse odjeżdża pociąg.

Elise popatrzyła na niego zaskoczona i wzburzona. Czyżby chciał opuścić rodziców w

takim stanie ducha? Kiwnął głową, jakby czytał w jej myślach.

background image

- Mama i tata muszą sobie to wszystko przemyśleć. Jeśli nie chcą urządzić wesela tu,

we dworze, to urządzimy je w domu nad rzeką. - Zwracając się zaś do mamy, dodał: - W

każdym razie serdecznie was zapraszamy. Powiadomię was o dokładnej dacie ślubu.

To powiedziawszy, podał Elise ramię i skierował się ku drzwiom. Rodzice nawet się

nie poruszyli.

Dopiero gdy znaleźli się na końcu alei, Elise zdołała wykrztusić z siebie:

- Bardzo mi ich żal, Emanuelu.

- Żal? - odwrócił się do niej, a w jego oczach dostrzegła wzburzenie. Jeszcze nigdy

nie widziała go tak zdenerwowanego. - Przecież to nieznośni hipokryci!

- Nie, im zależy po prostu, by przekazać swojemu jedynemu synowi to wszystko, co

posiadają, tak by zachował to dla następnego pokolenia.

- Jeśli mnie tak kochają, to powinni raczej życzyć mi dobrego życia, a nie martwić się

o dobra materialne.

- Dla nich to jedno i to samo.

- Aż tak naiwni i ograniczeni nie mogą chyba być.

- To nie ma nic wspólnego z naiwnością. W dzisiejszych czasach do wszystkiego

przykłada się miarę pieniędzy. Ten, który ma dużo, jest postrzegany jako ktoś wartościowszy.

My, ubodzy, jesteśmy nieszczęśliwymi biedakami, natomiast bogaci uważani są za

szczęśliwych. Ludzie sami stworzyli taki podział, twoi rodzice nie są odosobnieni, myśląc w

taki sposób.

- Nie mówmy o tym więcej, Elise, bo robi mi się niedobrze.

- Musimy o tym porozmawiać, jeśli chcemy, by było nam ze sobą dobrze. Teraz jesteś

zdenerwowany i wytrącony z równowagi. Jeśli dobrze cię znam, wstydzisz się za swoich

rodziców i obawiasz się, że mnie zranili. Przyznaję, że przykro mi było słuchać tego, co

mówiła twoja mama, zarówno przy tobie, jak i wtedy gdy wyszedłeś, ale równocześnie ją

rozumiem. Najbardziej czuję się nieszczęśliwa właśnie z tego powodu, że dostrzegam jej

rację. To prawda, że podobne dzieci bawią się najlepiej.

- Bzdura! Jest dokładnie na odwrót. To przeciwieństwa się przyciągają. Mogę się

wiele od ciebie nauczyć właśnie z powodu twojego pochodzenia i środowiska, w którym

dorastałaś. Mam nadzieję, że i ja mogę ci coś ofiarować. - Nagle stanął i popatrzył na nią: -

Wspomniałaś coś o dziecku?

- Twoja mama zapytała mnie wprost, czy to dlatego tak się śpieszymy ze ślubem. Nie

potwierdziłam, ale też nie potrafiłam skłamać. Pewnie więc się domyśliła.

- To dobrze. Przynajmniej będziemy mieć to za sobą. Jeśli są na tyle mądrzy, za

background image

jakich ich uważam, wnet zrozumieją, że niebawem urodzi im się wnuk, o którym od dawna

marzą. Jeśli się odwrócą do mnie plecami, na starość pozostaną samotni.

Ruszył dalej przed siebie, a jego chód zdradzał zniecierpliwienie i złość.

Elise nie mogła mu się nadziwić. Mówił o dziecku, którego się spodziewała, zupełnie

jak o swoim, o wnuku swojej matki i ojca. Nie wpadło mu zupełnie do głowy, że ten mały

dziedzic będzie synem gwałciciela. Skąd wiadomo, co z niego wyrośnie? Czy można odzie-

dziczyć po ojcu przestępczy charakter?

Wzdrygnęła się.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Johan spuścił wzrok i się ukłonił.

- Dziękuję, panie dyrektorze. Dyrektor więzienia zaśmiał się i odrzekł:

- Podziękuj lepiej panu Bogu, że obdarzył cię takim talentem.

Johan skinął głową zakłopotany. Zauważył, że wielu więźniów przerwało pracę,

obserwując ich z zaciekawieniem. Większość z nich całymi dniami tłukła kamienie na

uliczny bruk, zerkali więc nieraz na niego z zazdrością. Teraz kiedy dyrektor wychwalał go

pod niebiosa, będą mu pewnie jeszcze bardziej zazdrościć.

Dyrektor odwrócił się i dodał na odchodnym:

- Jeśli uda ci się zrobić to tak, że zadowolisz rodzinę Kreinera, może to mieć duże

znaczenie dla twojej przyszłości. Jak zapewne wiesz, Adolf Kreiner był bardzo majętnym

człowiekiem, a jego spadkobiercy, mówiąc oględnie, też są zasobni. Poprosili mnie, bym

zlecił wykonanie tego nagrobka najzdolniejszemu rzeźbiarzowi, a skoro mistrz chce, byś ty

się tym zajął, to znaczy, że wierzy w ciebie. Twierdzi, że opanowałeś rzemiosło i jesteś

przede wszystkim uzdolniony. Możesz daleko zajść.

Pozostali więźniowie wrócili do tłuczenia kamieni i znów głośny hałas wdarł się do

uszu. Odłamki rozpryskiwały się na boki. Johan chwycił dłuto, by kontynuować pracę, a w

środku rozsadzała go radość. Nie pierwszy raz usłyszał, że ma szansę zajść daleko.

Dyrektor zatrzymał się raz jeszcze, a poprzez huk doleciały Johana jego słowa:

- Kiedy wyjdziesz na wolność, powinieneś zatroszczyć się o to, by wykorzystać swoje

zdolności i trzymać się z dala od złego towarzystwa.

- Na pewno o to zadbam, panie dyrektorze - pokiwał głową Johan.

W tej samej chwili zauważył Lorta - Andersa, który pracował kawałek dalej. Właśnie

przechodził obok niego Reinhardt i mijając go, coś mu powiedział, udając, że patrzy w drugą

stronę. Zupełnie jakby chciał niepostrzeżenie przekazać mu jakąś informację. Co oni mają ze

sobą wspólnego? Jak to możliwe, by ktoś o tak kiepskiej reputacji jak Lort - Anders

pozostawał w tak dobrych stosunkach ze strażnikiem w więzieniu?

A zresztą co mnie to obchodzi, nie chcę mieć z tym nic wspólnego!

Johan postanowił skupić wszystkie siły na wyrzeźbieniu tego nagrobka. A jeśli

rodzina Adolfa Kreinera będzie zadowolona, pomyślał, czując ssanie w żołądku, to może

skrócą mi karę. Dyrektor więzienia sugerował coś takiego mimochodem.

Zabrał się do pracy i postanowił zapomnieć zarówno o Lorcie - Andersie, jak i

background image

zazdrosnych spojrzeniach współwięźniów, gdy nagle na kamień padł cień. Wściekły, że ktoś

mu przeszkadza, podniósł wzrok.

Niedaleko stał Lort - Anders. Rozejrzał się na wszystkie strony, by się upewnić, że nie

widzi go żaden strażnik, po czym podszedł bliżej i powiedział do Johana:

- Twoja dziewczyna wychodzi za mąż! Johan zamarł, zaraz jednak zapytał:

- Elise? A skąd wiesz?

- Już się nawet przeprowadziła do domku majstra nad rzeką.

- Wymyśl jeszcze jakąś bajeczkę! - zaśmiał się Johan. Lort - Anders jednak udawał,

że go nie słyszy, i ciągnął dalej:

- Jej matka i bracia też się z nią wprowadzili. Oficer im pomaga, to znaczy on już nie

jest właściwie oficerem. Podjął pracę w tkalni płótna żaglowego.

Johanowi wypadło z rąk dłuto i popatrzył na niego z niedowierzaniem.

- W tkalni płótna żaglowego?

- Jako kasjer.

Johan chwycił ponownie dłuto i zaczął uderzać w kamień.

- Spadaj stąd!

- O? Taki jesteś ważny? Dyrektor nawkładał ci bzdur do głowy, co? Widziałem, jak tu

stał i prawił ci komplementy. Uważaj, Johan! Pamiętaj, że my też tu jesteśmy!

Odwrócił się i odszedł.

Johan posłał mu zagniewane spojrzenie, po czym znów zabrał się do wykuwania

kamiennego bloku, aż odłamki rozpryskiwały się na boki. Jeśli Lort - Anders sądzi, że uda

mu się mnie zastraszyć i nakłonić do przystąpienia do bandy, wnet będzie musiał zmienić

zdanie. Ale dlaczego tak koniecznie chciał mi przekazać najnowsze wiadomości o Elise?

Wygląda na to, że sprawia mu szczególną przyjemność wyprowadzanie mnie z równowagi.

Może taki właśnie ma cel? Doprowadzić mnie do zazdrości i wściekłości, by mi przestało na

wszystkim zależeć?

A więc jednak to nie były tylko czcze plotki... Zacisnął usta, choć w sercu poczuł

bolesny skurcz.

Ślub, tak szybko... Do diabła, co za pośpiech!

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Z chłodnego, ponurego biura parafialnego Elise wyszła na słońce i odwróciła się do

Emanuela.

- Mam nadzieję, że pastor nie doliczy się, że dziecko urodzi się za wcześnie.

Wolałabym, żeby nie wiedział, że „musieliśmy” wziąć ślub.

Emanuel uśmiechnął się wesoło, a błękitne oczy mu się rozpromieniły.

- Rzeczywiście, był nastawiony bardzo sceptycznie. Nie wiem, czy dlatego, że byłem

oficerem Armii Zbawienia, czy dlatego, że podejrzewa cię o podobieństwo do twojej siostry.

- Przyszedł kiedyś do nas do domu i wygłosił umoralniające kazanie. Skarżył się, że

życie u boku tak wielu grzeszników wpędza go w chorobę. Skoro Hilda dała się zwieść na

pokuszenie, to i mnie grozi to samo, mówił, wspominając mimochodem, że doszły go pewne

plotki na mój temat. Kazał mi się trzymać z daleka od tych kaznodziejów na wolnym

powietrzu, jak nazwał oficerów Armii Zbawienia, i straszył karą za grzechy i mękami

piekielnymi.

- Dlaczego tak bardzo sprzeciwia się Armii Zbawienia?

- Dlatego, że kobiety tam mogą przewodzić, a nawet zostać oficerami. Dlatego, że

śpiewa się tam pieśni religijne na melodie popularnych piosenek, no i używa się bębnów i

tamburynów! A już najbardziej denerwuje go tytuł gazety wydawanej przez salwacjonistów:

„Głos Wojenny”.

Emanuel spoważniał.

- Wydawało mi się, że duchowni w Kościele już dawno zmienili o nas zdanie.

- Pastor jest stary i nie nadąża za duchem czasu. Emanuel chwycił ją za rękę i ścisnął.

- Ważne jest jedynie to, że daliśmy na zapowiedzi. Teraz gdy już jest ustalona data

ślubu, możemy się zacząć przygotowywać do wesela w domu nad rzeką.

Zerknęła na niego i zapytała:

- Sądzisz, że twoi rodzice się nie odezwą? Pokręcił głową.

- Nie wydaje mi się, by odważyli się urządzić wesele we dworze, ze względu na

przyjaciół i sąsiadów. Czuję jednak, że jeśli ich zaprosimy, to przyjadą.

- Oczywiście, że ich zaprosimy! Przenocują w naszej sypialni.

- A gdzie my będziemy wtedy spać? - popatrzył na nią zdziwiony.

- Chłopcy położą się u mamy, a my zajmiemy ich pokój.

- W noc poślubną? Żeby Peder i Kristian podsłuchiwali, co do siebie szepczemy?

background image

Przecież tam przez ścianę wszystko słychać.

Elise poczuła, że się czerwieni, bo domyśliła się, że Emanuelowi nie chodzi

wyłącznie o szeptanie.

Zaśmiał się, objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.

- Myślę, że oni zatrzymają się u moich obecnych gospodarzy, Oscara Carlsena i jego

żony Betzy. Zapytam ich o to jeszcze dziś, zanim napiszę do rodziców.

- Bardzo ci przykro, że nie będziesz miał wesela we dworze?

- Nie. Nie lubię takich dużych przyjęć. W domku majstra będzie o wiele przyjemniej,

ciasno, ale liczy się serce. Jestem pewien, że pomieścimy wszystkich, których chcemy

zaprosić.

- A o kim myślisz?

- Muszę oczywiście zaprosić Carlsenów i Karolinę, poza tym paru przyjaciół z Armii

Zbawienia, a ty?

Elise zwlekała z odpowiedzią. Nie myślała wcześniej o tym. Nie sądziła, że będzie

miała możliwość urządzenia wesela, i to z Emanuelem.

- No cóż, nas jest pięcioro, ty i twoi rodzice, twoi gospodarze i dwóch przyjaciół to

już trzynaście osób. To chyba dosyć.

- Ale przecież musisz też zaprosić jakieś swoje przyjaciółki. Potrzebna ci na przykład

druhna.

Elise w pierwszym odruchu pomyślała o Agnes. Przyjaźniły się przecież od dawna,

byłoby naturalne, gdyby to ona została druhną. Niestety, Agnes znienawidziła ją za

Emanuela.

- Zapytam Hildę - odezwała się po chwili.

- Ona jest chyba za młoda.

- Gdybym tak mogła zaprosić Annę na druhnę - wyrwało jej się, ale zaraz wycofała

się z tego. - Nie, sprawiłoby jej to chyba przykrość.

- Nie jestem tego taki pewien. Wydaje mi się, że Anna doceniłaby, gdybyś ją o to

zapytała. Może udałoby mi się pożyczyć wózek.

Elise popatrzyła na niego zaskoczona.

- Tak myślisz? Byłoby wspaniale!

Doszli do Maridalsveien. Była sobota, fabryki dawno zakończyły pracę, a ludzie

spacerowali sobie, korzystając z pięknej pogody.

- Może się przejdziemy? Czy może musisz wracać do domu? Elise uśmiechnęła się,

widząc, z jaką nadzieją na nią spogląda.

background image

- Chętnie się przejdę. W domu poradzą sobie beze mnie. Kristian miał pomagać nosić

drewno wozakom, żeby zarobić parę ore. Puszył się tak, że aż Peder był zazdrosny.

- Może uda nam się znaleźć pracę także dla niego! - Emanuel roześmiał się. -

Przejdziemy się brzegiem w górę rzeki?

Elise rozkoszowała się spacerem na świeżym powietrzu i wsłuchiwała w ptasie

szczebioty dolatujące z koron drzew. Szli ocienioną ścieżką, nie natykając się na nikogo, i

dopiero gdy zbliżyli się do zakola, usłyszeli wesołe nawoływania i pluskanie.

- Chłopcy tu się często kąpią. Ponieważ aż po sam brzeg rzeki rośnie tu gęsty las,

nazywają to miejsce Amazonią. - Zaśmiała się. - Niektórzy nie mają kąpielówek i muszą się

kąpać nago, ale to im nie odbiera radości. Najodważniejszy jest ten, kto wskakuje na końcu,

bo zdarza się, że podglądają ich dziewczyny...

- Wyobrażam sobie, jakie to musi być fascynujące - zaśmiał się Emanuel.

Może spotkamy tu Pedera? - Nie sądzę. Po tym nieszczęściu, które się tu wydarzyło

przed paru dniami, mama się bardzo przeraziła i nie pozwala im samym przychodzić.

Popatrzył na nią, nic nie rozumiejąc.

- Nie słyszałeś? - zdziwiła się. - Jeden chłopiec zeskoczył z mostu prosto na zatopiony

pień, którego nie było widać z powodu gromadzącej się tam kory i gałęzi.

- I co z nim?

- Utopił się. Nie wiem nawet, kto to był. Słyszałam tylko, że miał dziesięć lat i

mieszkał w Nydalen. Jego mama pewnie pracuje w fabryce tekstyliów Nydalens Compagnie.

- Biedni ludzie. To straszne otrzymać taką wiadomość.

- Gdyby to się stało Pederowi albo Kristianowi, to nie wiem, co' bym zrobiła.

Przez chwilę szli w milczeniu pogrążeni we własnych myślach.

- Zobacz, jak gęsto tu rosną drzewa! - Emanuel zatrzymał się i rozejrzał wokół. -

Trudno się tędy przedrzeć.

- Tak. Rozumiem już, dlaczego chłopcy uwielbiają się tu bawić w dżunglę.

Ruszyli dalej.

- Widziałaś ostatnio Hildę? Elise pokręciła głową.

- Nie, ale wybiorę się do niej, żeby ją powiadomić o ślubie.

- Jak myślisz, jak na to zareaguje?

- Mam nadzieję, że się ucieszy. Ale może uzna, że dostało mi się od losu więcej, niż

na to zasługuję? Nie wiem. Sądzę jednak, że jest zadowolona, iż mama i chłopcy mieszkają w

domu majstra.

Emanuel roześmiał się.

background image

- Myślisz, że Hilda uzna, iż nie zasługujesz na mnie? A co ze mną? Czy jej zdaniem ja

zasługuję na ciebie?

Elise roześmiała się rozbawiona. Emanuel zatrzymał się i objął ją, mówiąc:

- Och, Elise, uszczęśliwiłaś mnie, wiesz. Przypadek sprawił, że się spotkaliśmy.

Wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda. Gdybyś nie potrzebowała butów dla Hildy i Pedera,

pewnie byśmy się nigdy nie poznali.

- No cóż, okazuje się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - uśmiechnęła

się Elise.

Pocałował ją w nos.

- Będę dbać o ciebie najlepiej, jak potrafię. Przestaniesz głodować i marznąć. Zimą

będę ci palić w piecu, żeby zawsze było ciepło, będziesz jeść chleb z masłem i kaszę na

mleku, aż się w końcu tak pięknie zaokrąglisz, że nikt cię nie pozna.

Elise zaśmiała się i zapytała z lekką ironią:

- Chcesz, żebym się zmieniła nie do poznania? Emanuel zaśmiał się i znów ją

pocałował, tym razem w usta.

- Chodź - wyszeptał. - Usiądziemy sobie tam za drzewami, gdzie nas nikt nie zobaczy.

Poprowadził ją za sobą w mroczny cień, zdjął kurtkę i rozłożył na mchu, po czym

pociągnął Elise do siebie. Zauważyła, że oddycha nierówno.

- Chodź, trochę odpoczniemy. Możesz położyć się na mnie tak jak wtedy w komórce.

Od tamtej nocy nieustannie marzę, by powtórzyła się ta chwila.

Elise poczuła, że palą ją policzki, ale wnet ogarnęło ją drżenie. Rozluźniła się i

pocałowała go. Jego bliskość sprawiała jej przyjemność. Lubiła na niego patrzeć, tęskniła za

nim.

Pocałunki stały się intensywniejsze. Emanuel wsunął jej dłoń pod bluzkę i pogłaskał

ją po plecach.

- Odsłoń piersi, żebym mógł na nie popatrzeć! - wyszeptał chrapliwie i całkiem

podniósł jej bluzkę. Poczuła na skórze łaskotanie łagodnego wietrzyku. Delikatne pieszczoty,

głaskanie piersi i zabawa brodawkami sprawiały jej przyjemność. Po chrapliwym głosie i

palącym spojrzeniu poznawała, jak silna jest jego tęsknota. W sobie też czuła ogień, w

każdym skrawku ciała od piersi po czubki palców u nóg. Podniecony, poruszał ciałem w górę

i w dół, mocno ją obejmując i przyciskając do siebie. Jej też udzieliło się pożądanie.

Nagle obrócił się, tak że ona znalazła się pod spodem. Zadarł jej spódnicę, a jego dłoń

powoli sunęła po udzie w górę.

- Elise... - wystękał. - Nie zdołam powstrzymywać się dłużej! Już tak niewiele czasu

background image

pozostało do naszego ślubu. Nie moglibyśmy. ..

- Nie, Emanuelu. Właśnie dlatego, że już wkrótce będziemy małżeństwem, możemy

poczekać.

- Dotknij mnie, proszę!

Zawstydzona zrobiła, o co ją prosił. Przeszedł ją dreszcz, gdy poczuła jego twardą

męskość.

- O Boże - jęknął głośno. - Nie wytrzymam, muszę cię posiąść.

Całował ją intensywnie i coraz namiętniej, szepcząc:

- Przytrzymaj, proszę. Mocniej.

Gdy robiła to, o co prosił, podniósł jej spódnicę i zaczął manipulować przy

tasiemkach bielizny.

- Spróbujmy, chociaż trochę...

- Nie, Emanuelu, nie możemy!

Odetchnął z drżeniem i cofnął dłoń, po czym wstał gwałtownie i pomógł jej się

podnieść. Objął ją mocno i przycisnął z całych sił do siebie.

- Tak cię kocham, Elise. Wybacz, że byłem natarczywy. Ruszyli powoli przed siebie,

ciasno objęci. Elise czuła, że kręci jej się w głowie. Doznawała jakiejś nieznanej jej radości.

To, co przeżyła przed chwilą, było jeszcze silniejsze niż to, co działo się z nią w ubiegłym

roku na polanie razem z Johanem. Nabrała przekonania, że będzie im z Emanuelem dobrze

we dwoje. Dokonała właściwego wyboru.

Cieszyła się na noc poślubną, a także na wspólne życie, na dobre i na złe.

- Lepiej, żebyśmy już wracali. Twoja mama pewnie się martwi, dzieje ciebie.

Zawrócili więc i powędrowali z powrotem tą samą ścieżką.

- Uważam, że powinnaś zapytać Agnes, czy nie zechce być twoją druhną. Może

łatwiej jej będzie przełknąć rozczarowanie.

- Nie znasz Agnes. Jeśli się na kogoś pogniewa, nigdy mu tego nie zapomina. Znam

wiele osób, od których całkiem się odwróciła, między innymi od swojej kuzynki.

Powiedziała, że więcej jej nie chce widzieć na oczy. Nie mam pojęcia, o co poszło, ale

przekonałam się, że Agnes jest bardzo zawzięta.

- Porozmawiam z nią. Nie chce mi się wierzyć, by nie dało się jej udobruchać.

Elise nic na to nie odpowiedziała, ale była pewna, że to się na nic nie zda. Zresztą

niech sam spróbuje i przekona się na własnej skórze, jaka naprawdę jest Agnes.

- Miejmy nadzieję, że utrzyma się ładna pogoda i będzie można posiedzieć na dworze.

Jeśli będzie tak ciepło jak dziś, wystawimy stoły i ławy na zewnątrz przed gankiem.

background image

Elise zmarszczyła czoło, zastanawiając się, czym podejmą tylu gości i ile to będzie

kosztować.

- Maren Sorby obiecała zająć się przygotowaniem jedzenia. Proponuje przyrządzić

lapskaus, drobno pokrojone mięso z ziemniakami i warzywami w zawiesistym sosie, a do

kawy podać ciastka. - Przytulił ją i dodał: - Wiem, o czym myślisz, gdy się nie odzywasz, ale

pozostaw wszystkie wydatki mnie. Maren Sorby powiedziała także, że na pewno się postara

o odświętne ubrania dla twojej mamy, chłopców i dla ciebie, bo zna wiele osób, które mogą

pożyczyć. Poza tym zostało jeszcze wiele ubrań ze świątecznej zbiórki.

Elise pomyślała, że będzie najszczęśliwsza, gdy już będzie miała ten dzień za sobą.

Dręczył ją niepokój o tyle spraw. Bała się, jak zareagują rodzice Emanuela na takie skromne

wesele ich jedynego syna. Jak zdoła nakłonić Kristiana, aby zachowywał się grzecznie i

uprzejmie. Wiedziała, że brat potrafi, jeśli chce. Gdy jednak coś pójdzie nie po jego myśli,

nie wiadomo, czego się po nim spodziewać. Poza tym spokoju nie dawała jej Agnes. Bo jeśli

nawet po namowie zgodzi się być druhną, to nie wiadomo, czy nie wymyśli jakiejś zemsty i

nie zachowa się jak jędza. Stać ją na najgorsze!

- Zapomnieliśmy o Evercie - odezwała się nagle. - Poza tym musimy też zaprosić

zarówno panią Thoresen, jak i panią Evertsen. One chyba nie wyobrażają sobie, by mogło

być inaczej.

- Nie ma problemu, zaprosimy wszystkich. A jeśli będzie za tłoczno, a pogoda nie

pozwoli na to, by usiąść na dworze, to na - kryjemy dodatkowo jeszcze w kuchni i w sypialni.

Kapitan Sorby nagotuje wielki kocioł z lapskausem, więc na pewno dla wszystkich

wystarczy.

Elise popatrzyła na niego ze zdumieniem graniczącym z podziwem i powiedziała:

- Dla ciebie nie ma chyba nic trudnego. Roześmiał się i wyjaśnił:

- Najważniejsze, żeby się zanadto nie przejmować. Oczywiście, że to wielki dzień,

najważniejszy w naszym życiu, ale możemy go przeżyć równie przyjemnie bez białych

obrusów, wyszukanych dań i kieliszków z szampanem. Jeśli mam być szczery, to wolę takie

skromne spotkania niż eleganckie przyjęcia, w których z musu uczestniczyłem u Carlsenów i

śmiertelnie się na nich wynudziłem.

- Opowiedz! - poprosiła Elise rozbawiona.

- No więc... Wszystkie panie wystrojone, każdy najmniejszy lok pod kontrolą.

Wszystko odbywa się według ustalonej rutyny, więc jedno przyjęcie podobne jest do

drugiego. Długo się siedzi przy stole, wysłuchując zabójczo nudnych mów. Zamiast

rozmawiać ze sobą, goście prowadzą konwersacje, śmiać się należy w odpowiednim

background image

momencie, a przy paniach nie dyskutuje się o polityce, bo to nie jest w dobrym tonie.

Elise słuchała zdziwiona.

- A ja sądziłam, że wiele kobiet angażuje się w to, co się obecnie dzieje.

- Tylko niewielka grupa kobiet o radykalnych poglądach i zazwyczaj traktuje się je

protekcjonalnie. W tak zwanym dobrym towarzystwie kobiety rozmawiają o modzie,

podróżach, przyjęciach, wystawach i premierach w Teatrze Narodowym, natomiast panowie

po obiedzie przechodzą do biblioteki i dyskutują we własnym gronie o polityce, paląc cygara

i popijając koniak. - Emanuel przytulił ją mocniej i dodał: - To nie dla nas, Elise. My

będziemy grać na gitarze, pośpiewamy razem, porozmawiamy o wszystkim, co nas dotyczy,

posłuchamy szumu rzeki i popatrzymy na zachód słońca. My będziemy po prostu żyć, Elise!

Elise poczuła, że z radości szybciej jej bije serce. Wyobraziła sobie, jak siedzą sobie z

Emanuelem na ganku przy zachodzie słońca, on gra na gitarze i śpiewa coś dla niej, a w tle

szumi rzeka. Wszystko się w niej radowało. Byleby tylko przeżyć to wesele, bo potem życie

jawiło się jej piękne jak marzenie.

- Zamilkłaś - odezwał się i zerknął na nią, marszcząc nos u nasady.

- Z przyjemnością słucham tego, co mówisz. Już nawet sobie wyobraziłam, jak

siedzimy na ganku późnym letnim wieczorem, gramy i śpiewamy sobie razem.

- Tak właśnie będzie. Co wieczór po naszym powrocie z fabryki, kiedy już nanosimy

drewna i wody, zjemy coś i siądziemy sobie przed domem, żeby się nacieszyć pięknem

letniego wieczoru. Bo lato nie trwa wiecznie, a zima zwykle nadchodzi zbyt szybko.

Oparła głowę o jego ramię.

Dotarli do mostu Bentsebrua i w dole naprzeciwko, po drugiej stronie rzeki zobaczyli

Myrens Verksted.

- Przejdziemy sobie tym mostem. Wiesz, że jego nazwa wywodzi się od pierwszej

fabryki papieru w Norwegii?

- Nie, nie wiedziałam - Elise pokręciła głową i uśmiechnęła się. - Wiem tylko, że

fabrykę mydła założył Petter Molier, ten, który zbadał lecznicze działanie tranu.

Z naprzeciwka szli w ich kierunku trzej młodzi mężczyźni. Już z daleka poznała, że

nie są to zwykli robotnicy, bo mieli na sobie porządniejsze ubrania. Może to kanceliści,

pomyślała. Wciąż nie mogła się oswoić z myślą, że Emanuel jest teraz kasjerem. Może ci też

pracują w tkalni płótna żaglowego?

Już mieli się minąć, gdy Elise podniosła k i spojrzała prosto w twarz jednego z

mężczyzn. Wstrzymała oddech i poczuła się tak, jakby ktoś wbił jej nóż w serce. I mimo że

pośpiesznie odwróciła głowę, miała wrażenie, jakby przygwoździło ją ostre spojrzenie. Nie

background image

miała pojęcia, jak zdołała iść spokojnie dalej i udawać, że nic się nie stało. Poruszała się jak

w transie. Mężczyzna ten należał do bliskich przyjaciół Lorta - Andersa. To on napadł na nią

w lesie... Była tego pewna...

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Dopiero jak zeszli z mostu, Emanuel poznał, że coś jest nie tak.

- Stało się coś, Elise? - zapytał.

Pokręciła głową, bo nie mogła mu przecież nic powiedzieć. Groził, że zabije tego, kto

ją skrzywdził, gdy tylko się dowie, kto to jest.

- Nie, nagle tylko poczułam się zmęczona - wyjaśniła.

- Ukochana... - popatrzył na nią zatroskany. - Nie powinniśmy byli iść tak daleko!

Jestem całkiem bezmyślny! Nie przyszło mi na myśl, że to zbyt długi spacer w twoim stanie,

i do tego po całym dniu pracy w fabryce!

Zebrało jej się na mdłości i znów zakręciło jej się w głowie. Nie przypuszczała, że

kiedyś natknie się na tego łajdaka. Nie tu, tak daleko od miasta. Zwykle kompani Lorta -

Andersa trzymali się Vaterlandu albo spotykali się na Mollergata, Kutorget czy Gronland.

Tam gdzie było dużo sklepów i przechodniów, gdzie roiło się od cwaniaków, którzy tak jak

oni robili podejrzane interesy. Nie tu, na peryferiach. Nie wśród robotników, którzy ciężko

harują na codzienną strawę i żyją z uczciwej pracy.

- Zaraz mi przejdzie. Jak dojdziemy do domu, usiądę sobie. Uśmiechnął się do niej.

- Do domu. Miło słyszeć, że już nazywasz chatę majstra swoim domem.

Udało jej się odwzajemnić uśmiech. Nie pozwoli, by ten łajdak zniszczył jej radość.

- Niebawem będzie to także twój dom - wykrztusiła.

- Tak, niedługo będzie też mój - powtórzył zadowolony i westchnął. - Nie mogę w to

wprost uwierzyć. - Rozejrzał się wokół z uśmiechem i dodał: - Czytałem trochę o tych

okolicach. Wiesz, że koło wodne Nedre Papirmolle liczy sobie prawie sto siedemdziesiąt lat?

Zbudowano je w 1736 roku. Zanim rozwinął się przemysł włókienniczy, tu gdzie teraz stoją

tkalnia Hjula i przędzalnia Nedre Voien, znajdował się tartak i młyny.

Elise słuchała go tylko jednym uchem. Spotkanie na moście wywołało w niej szok.

Nie mogła przestać o tym myśleć. Co się stanie tego dnia, gdy jej ciąża stanie się widoczna, a

ona znów się natknie na tego łajdaka? Czy domyśli się, że jest sprawcą tej ciąży?

Nagle Emil przystanął i zapytał:

- Co się z tobą dzieje, Elise? Nie chodzi tylko o zmęczenie, coś cię gryzie, prawda?

Zauważyłem zmianę w twoim zachowaniu, gdy przechodziliśmy przez most. - Popatrzył jej

prosto w oczy, domagając się odpowiedzi.

Trzej mężczyźni już dawno zniknęli i nawet gdyby Emanuel pobiegł za nimi, nie

background image

zdołałby ich dogonić. Napastnik na pewno ją rozpoznał i pewnie obawiał się, czy nie został

zdemaskowany. Na pewno zadbał o to, by czym prędzej schronić się gdzieś w bezpiecznym

miejscu.

- Czy to ma jakiś związek z tymi trzema mężczyznami? Potwierdziła skinięciem, a

usta jej zadrżały. Jak zdołał się tego domyślić?

- Chyba nie był to... - umilkł i popatrzył na nią przerażony. Pokiwała tylko głową, nie

mogąc już dłużej powstrzymać szlochu.

Zacisnął dłonie na jej ramionach i potrząsnął nią lekko.

- Który z nich? Ten rudy z kręconymi włosami?

Kiwnęła znowu i poczuła, że nogi ma jak z waty i ledwie się na nich trzyma.

Emanuel zacisnął pięści.

- Dlaczego mi od razu nie powiedziałaś?

- Bo bałam się, co zrobisz.

Otworzył usta, zamierzając wygłosić tyradę, ale powstrzymał się. Opadły mu ramiona

i westchnął ciężko:

- Masz rację, Elise. Lepiej, że nie wiedziałem. A nie dałbym rady im trzem.

- Zapomnijmy o tym, Emanuelu - posłała mu błagalne spojrzenie. - Było nam tak

dobrze.

- Dasz radę zapomnieć?

- Tak, o ile mi pomożesz.

- Pomożemy sobie nawzajem. Czuję, że wszystko się we mnie gotuje ze złości, bo

taki łajdak chodzi sobie wolno i nie spotkała go żadna kara za jego podłość. Wiem jednak, że

masz rację, mówiąc, że policja nie ruszy nawet palcem w tej sprawie. A jeśli pozwolę, by

zaślepił mnie gniew, mogę tylko zaszkodzić dziecku i tobie, i sobie samemu.

Zamilkł, ale Elise domyślała się, że toczy wewnętrzną walkę. Po chwili podjął

rozmowę:

-

Kiedy zdecydowałem się tobie oświadczyć i obiecałem wziąć na siebie

odpowiedzialność za dziecko, udało mi się odsunąć gdzieś na bok myśl o jego ojcu. Nie

przyszło mi do głowy, że możemy się na niego natknąć.

- Mnie też nie.

- Myślisz, że on cię rozpoznał? Odniosłem wrażenie, że strasznie się gapił, ale może

tylko tak mi się wydawało.

- Nie wiem.

Emanuel zacisnął zęby, a twarz mu stężała.

background image

- Nie nadaję się do pracy ewangelizacyjnej, Elise. Nie umiem nadstawiać drugiego

policzka. Nie rozumiem tego!

- Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to może być jeszcze trudniejsze dla ciebie niż

dla mnie - odparła Elise.

- No coś ty - zaprzeczył gwałtownie, potrząsając głową. - O, są chłopcy - dodał już

całkiem innym tonem. - Kopią piłkę. Ciekawe, skąd ją wzięli?

- Dostali od pani Berg. To taka szmacianka. Dostali też od niej metalową obręcz, z

którą urządzają wyścigi po ulicy. Wczoraj jednak obręcz im się wymknęła i uderzyła w panią

Evertsen, która właśnie wracała ze sklepu na rogu. Strasznie się rozgniewała, wygrażała im

pięścią i pomstowała na czym świat stoi.

Emanuel roześmiał się, a Elise mu zawtórowała, wyobrażając sobie ten zabawny

widok. Ściśnięty ze zdenerwowania żołądek przestał jej dokuczać i od razu poczuła się lepiej.

Wreszcie udało jej się uciec myślami od tej nieprzyjemnej historii.

Gdy chłopcy ich zauważyli, przerwali zabawę i przybiegli na spotkanie.

- Elise, zobacz, dostaliśmy od pani Berg kamyki, prawdziwe kamyki do gry. Kupiła

nam w sklepie.

- Kamyki? - Emanuel popatrzył zdziwiony.

- To taka zabawa - wyjaśniła Elise. - Podrzuca się pięć jednakowych kamyków i

należy złapać je w dłoń. Albo podrzuca się kolejno jeden, dwa, trzy i tak dalej. Chodzi o to,

by złapać jak najwięcej w dłoń, zanim spadną na ziemię. W sklepie można kupić specjalnie

toczone kamyki o jednakowym kształcie, które łatwo się chwyta.

Evert pociągnął Elise za rękaw.

- Elise, wiesz, dostałem pracę! Od stróża w szkole! Będę czyścił rynny, usuwał

stamtąd liście i gałęzie. No i jeszcze mam rąbać drewno!

Elise popatrzyła na niego przerażona.

- Będziesz rąbał drewno? Nie jesteś na to za mały? Evert pokręcił dumnie głową.

- Skąd. Zobacz, jakie mam muskuły, Elise! Uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Rzeczywiście - odparła, patrząc na blade, chude jak patyki ramiona chłopca. -

Musisz mi jednak przyrzec, że będziesz bardzo ostrożny z siekierą. - Odwróciła się do

Emanuela i zapytała: - Wejdziesz do środka?

- Chętnie. Muszę porozmawiać z twoją mamą na temat wesela. Znaleźli mamę w

saloniku, zajętą podlewaniem kwiatów na parapecie okna.

- Właściwie to w tym pięknym salonie powinno się jedynie przyjmować gości -

powiedziała, nie odwracając głowy. - Pamiętam, że u nas, w Ulefoss, nadzorca też miał w

background image

salonie meble wyściełane zielonym pluszem. Na stole zaś leżał aksamitny obrus z ciężkimi

frędzlami. Na ścianach wisiały obrazy, a na wysokich postumentach umieszczone były

donice z kwiatami: pelargonie, palmy, bluszcze. A teraz my tak mieszkamy... - urwała i

pokręciła ze zdumieniem głową.

- Mamo, przyszedł Emanuel.

Mama odwróciła się speszona, wytarła pośpiesznie ręce w fartuch i przywitała się

uprzejmie.

- Przepraszam, myślałam, że Elise jest sama.

- Byliśmy u pastora i ustaliliśmy datę ślubu na sobotę za dwa tygodnie - oświadczył

Emanuel i uśmiechnął się do niej serdecznie.

Mama załamała dłonie i popatrzyła przerażona.

- Już za dwa tygodnie? Tutaj?

- Spokojnie, pani Lovlien, wszystko załatwimy. Kapitan Maren Sorby z Armii

Zbawienia zaoferowała się, że ugotuje wielki kocioł lapskausu.

- Samarytanka? To ona potrafi też gotować?

- Ona potrafi wszystko - zaśmiał się Emanuel. - Pomyśleliśmy z Elise, że trzeba usiąść

i się zastanowić na spokojnie, kogo zaprosimy.

- Zaprosimy? Chyba nie możemy zaprosić nikogo poza... - Mama zamilkła i

popatrzyła bezradnie na Emanuela i Elise.

- Naturalnie przyjadą rodzice Emanuela - pomogła mu Elise. - Chce też zaprosić

dwóch przyjaciół z Armii Zbawienia.

- Byłbym zapomniał o ciotce Ulrikke! - zaśmiał się Emanuel. - Dopiero by było!

Obraziłaby się na śmierć.

- Twoja ciotka?

- Właściwie to ciotka mojego ojca. Jest niezamężna i bywa u nas niemal co niedziela

na obiedzie. To bardzo władcza dama i mówi to, co myśli, bez owijania w bawełnę. Potrafi

być ostra i niemiła, ale w gruncie rzeczy ma złote serce.

Elise znów poczuła, że ściska ją w żołądku, i pomyślała, że przybyło jej kolejne

zmartwienie. Skoro ta ciotka jest taka ostra i niemiła i mówi, co myśli, nie będzie szczędzić

krytyki, gdy zobaczy, z kim Emanuel zamierza się związać.

Mama stała, nerwowo wykręcając dłonie.

- Ale jak... to znaczy gdzie...

- Tylko o nic się nie martw, mamo. Emanuel i ja poradzimy sobie ze wszystkim. Jeśli

dopisze pogoda, wyniesiemy stół i krzesła na dwór, przed ganek. Emanuel powiedział, że nie

background image

musimy się martwić o koszty, on opłaci wesele.

Mama jednak nie wydawała się uspokojona jej słowami. Rozglądała się nerwowo na

boki, nadal bezradnie wykręcając palce.

- Ale co zaproponujemy gościom do picia i co ja włożę na siebie?

- Pożyczymy ubrania zarówno dla ciebie, chłopców, jak i dla mnie. Emanuel jest

abstynentem, dlatego też nie podamy alkoholu. Jak myślisz, powinniśmy zaprosić panią

Thoresen i panią Evertsen?

Mama popatrzyła na nią przerażona.

- Nie możemy urządzić przyjęcia bez nich.

- Zastanawiałam się, czy uda nam się ściągnąć tu Annę. Chciałam nawet zapytać,

czyby się nie zgodziła zostać moją druhną, jeśli Agnes nie zechce. - A zwracając się do

Emanuela, dodała: - Nie musisz z nią rozmawiać, Emanuelu. Najlepiej będzie, jeśli zrobię to

sama.

Pokiwał głową.

- Dobrze, spróbuj najpierw sama i zobaczymy, jak ci pójdzie.

- O czym mówicie? - Mama patrzyła na nich zdezorientowana.

- Agnes jest na mnie zła. Zakochała się w Emanuelu i mi zazdrości.

Mama prychnęła pogardliwie.

- Ta latawica! Nie chcę nawet powtarzać tego, co o niej mówi pani Evertsen.

Elise i Emanuel wyszli do kuchni, żeby ugotować kawę.

- A cóż takiego opowiada o Agnes pani Evertsen? - zainteresował się Emanuel.

Elise uśmiechnęła się zakłopotana.

- O, nasza sąsiadka wyraża się bardzo obrazowo.

- Jak kto?

- Mówi, że Agnes ma wiele supłów na tasiemkach. Patrzył na nią, nic nie rozumiejąc.

Elise poczuła, jak oblewa się rumieńcem, i wyjaśniła, odwracając zawstydzony

wzrok:

- Ma na myśli tasiemki, które i ty miałeś dziś ochotę rozwiązać. Emanuel roześmiał

się i przygarnął Elise do siebie.

- Innymi słowy Agnes nie jest taka surowa jak ty - wyszeptał takim tonem, jakby się z

nią drażnił, i położył dłoń na jej piersi. - Kiedy się pobierzemy, na twoich tasiemkach też

będzie mnóstwo supłów - dodał szeptem.

- Na noc nie wkładam nic pod spód - odszepnęła mu, czując, jak przyjemny dreszcz

przenika jej ciało.

background image

- Nie to miałem na myśli.

- A co?

- Mówiłem o tych wszystkich razach, kiedy nie dam rady czekać, aż się położymy

spać.

Roześmiała się cicho, wtulona w zagłębienie jego gorącej szyi.

- I wybierzemy się wówczas na spacer brzegiem rzeki, tak?

- To też. Albo zaciągnę cię do naszej sypialni, gdy twoja mama i chłopcy będą czymś

zajęci.

- A co będzie, jeśli zaczną się nagle zastanawiać, gdzie przepadliśmy?

- Wtedy będziemy musieli pośpiesznie wiązać tasiemki.

Elise poczuła jego twardą męskość na swym podbrzuszu i serce zabiło jej mocniej.

- Najlepiej, żebyś w ogóle nie wkładała pod spód bielizny, tak jak kobiety w

średniowieczu.

- Nic nie miały pod spodem?

- Nie - odparł, wsuwając dłoń przez spódnicę pomiędzy jej uda. - Mężczyznom

wystarczyło podnieść spódnicę, by dać ujście swojej chuci. Oni zresztą też nie nosili nic pod

koszulami. - Pocałował ją i wyszeptał gardłowo: - Może i ty byś zdjęła bieliznę?

- A co się wtedy stanie? - zaśmiała się speszona.

- Trudno powiedzieć.

- W takim razie nie mam odwagi.

- Boisz się mnie?

- Tak.

- Chyba nie sądzisz, że uczyniłbym coś, czego sama byś nie chciała?

- Nie.

- A mimo to się mnie boisz?

- Uhm.

Najchętniej poddałaby się pieszczotom jego dłoni, ale nabrała głębokiego oddechu, by

ochłonąć.

- A może ty się boisz siebie? - Jego szept zabrzmiał tak cicho, że ledwie go usłyszała.

- Tak - odpowiedziała mu również szeptem.

- Na Boga, Elise, dlaczego mielibyśmy czekać? - Ścisnął dłońmi jej pośladki i

przycisnął ją mocno do swego podbrzusza, ocierając się o nią powoli. - Chodź do sypialni! -

kusił. - Twoja mama zajęta jest przesuwaniem mebli. Chyba ogarnęła ją panika w związku z

weselem i chce sprawdzić, ile osób zmieści się w salonie.

background image

- Nie możemy, Emanuelu.

- Mówiłem ci już, że nie zrobię niczego, czego byś nie chciała.

- Wiem. Ale nie powinieneś robić też tego, czego bym chciała.

Zaśmiał się cichutko, wziął ją za rękę i pociągnął za sobą do sypialni.

- A może nawet i dobrze, jeśli twoja mama zauważy, czym się zajmujemy? Łatwiej

będzie jej później wyjaśnić, dlaczego dziecko urodziło się wcześniej, niż powinno.

Elise nie lubiła, gdy jej o tym przypominał.

- Nie znam nikogo, kto byłby równie przekonujący co ty - rzekła z wymuszonym

uśmiechem.

- Więc się zgadzasz?

- Nie. Chcę, żeby wszystko odbyło się tak, jak należy. Pamiętasz chyba upomnienia

pastora?

Westchnął ciężko wtulony w jej szyję.

- Cała Elise, żelazny charakter! Skąd ty czerpiesz taką stanowczość?

- Zostałam dobrze wychowana - odparła, ale głos jej drżał. - Chyba powinniśmy już

stąd wyjść, Emanuelu, bo to się źle skończy.

- Niemożliwe. Na pewno zdołasz mnie powstrzymać, nim... - Nie dokończył, bo

słowa utonęły w pocałunku.

- Udało ci się tamtej nocy w komórce.

- Nie przypominaj mi o tym! - Położył znów dłoń na jej piersi.

- Dlaczego nie?

- Bo wtedy jest mi jeszcze gorzej.

- Gorzej?

Zaśmiał się, dotykając wargami jej ust, i znów ją pocałował.

- Nie, właściwie lepiej. Zdaje się, że to chcesz usłyszeć. Wtedy nie miałem żadnej

nadziei.

- Teraz też nie masz się co łudzić. Nie wcześniej niż w noc poślubną.

- Jesteś okrutna.

- Tylko po to, by ci pomóc. I sobie też.

- Pomyślałaś o tym, że stróż z fabryki utwierdzi się teraz w przekonaniu, że słusznie

nas podejrzewał?

- Nie, nie pomyślałam. Za dużo mówisz.

- Nie rozumiesz dlaczego?

- Nie.

background image

- Owszem. Ty też dużo mówisz. To nam pomaga się powstrzymać.

- Nie, jeśli równocześnie dotykasz mnie dłonią w taki sposób.

- Mam przestać?

- Nie.

Nagle wyrwała mu się, słysząc tupot nóg.

- Chłopcy wracają.

- Elise! - zawołał Peder zdenerwowany. - Elise, chodź! Wygładziła pośpiesznie

ubrania i wybiegła z sypialni.

Stał w niewielkim przedsionku spocony, czerwony na twarzy, a jego duże oczy

zdradzały poruszenie.

- Smarkacz, młodszy brat Pingelena, wpadł do rzeki.

- Co ty mówisz? Gdzie?

Rzuciła się do wyjścia, słysząc za sobą biegnącego brata i Emanuela.

- Przy moście.

Gromada dzieciaków stała stłoczona przy brzegu, ale nie widać było nikogo z

dorosłych. Pędzili po trawie co sił w nogach, przebiegli przez drogę aż nad samą wodę.

- Uwaga! Przepuśćcie nas!

Dzieciaki stały jak porażone, wpatrując się w taflę wody, gdy naraz nad powierzchnią

pojawiła się głowa i w powietrzu zamachały ramiona, po czym tonący malec znów zniknął

pod wodą.

Emanuel przecisnął się, odsunął na bok Elise i wskoczył do wody w ubraniu.

Elise wstrzymała oddech. Emanuel opowiadał jej kiedyś, że nie pływa najlepiej, bo

tam, gdzie się wychował, nie mieli się gdzie kąpać latem. Zresztą podobno chłopi nie mają

czasu na takie rzeczy.

Ratowanie topielca wymaga nie tylko siły, ale i umiejętności pływackich, myślała

Elise nieprzytomna ze strachu, nie spuszczając oczu z Emanuela. Nasiąknięte ubranie będzie

go dodatkowo ciągnąć w dół. Modliła się w duchu, by sobie poradził, śledząc wzrokiem

każdy jego ruch.

Peder chwycił ją za rękę. Czuła, że brat jest przerażony, ale nie miała czasu nawet na

niego spojrzeć. Dobry Boże, spraw, by wszystko dobrze poszło, błagała w duchu. Dlaczego

nie skoczył na ratunek żaden ze starszych chłopców, którzy na pewno pływali lepiej od

Emanuela? - buntowała się w duchu, choć znała odpowiedź. Wychudzeni i niedożywieni, nie

daliby rady wyciągnąć tonącego malca.

Emanuel dotarł do miejsca, gdzie zauważył wynurzającego się chłopca, i zanurkował.

background image

Elise rozejrzała się wokół zdesperowana. Nie ma tu żadnych innych dorosłych? Nikt

nie słyszał krzyków i nawoływania znad rzeki?

- Peder, leć i sprowadź kogoś dorosłego! - nakazała bratu pełnym napięcia głosem. -

Na pewno gdzieś w pobliżu są jacyś mężczyźni, którzy pomogą Emanuelowi. On nie pływa

najlepiej.

Peder posłuchał jej natychmiast, przepchnął się pomiędzy stłoczoną dzieciarnią i

pobiegł po ratunek.

Tymczasem Elise śledziła wzrokiem rozgrywający się w wodzie dramat. Nurt był

wartki i do wodospadu było stąd niedaleko. Przez chwilę zastanawiała się nawet, czy samej

nie wskoczyć, ale nie umiała pływać, więc zamiast pomóc, tylko by przeszkodziła

Emanuelowi.

W rzece zazwyczaj kąpali się chłopcy, dziewczęta tylko patrzyły. Kobiety w ogóle nie

brały kąpieli, bo pływanie uważano za mało estetyczne. Ostatnio jednak słyszała, że kobiety,

które mieszkały po drugiej stronie rzeki, w strojach kąpielowych, sandałkach i czepkach

bawiły się w wodzie i nawet pływały w zamkniętych kąpieliskach.

Odwróciła się, rozglądając nerwowo za Pederem. Przecież tu, w pobliżu rzeki,

powinni być jacyś mężczyźni, którzy dobrze pływają. Gdzie się wszyscy podziali?

Odwróciła się z powrotem i zobaczyła wynurzającego się Emanuela. Przytrzymywał

ręką chłopca, który w ogóle nie dawał znaku życia, i na plecach z wysiłkiem holował go

powoli do brzegu. Widać było, że zmaga się z prądem, ale cały czas uważa, by głowa chłopca

znajdowała się nad powierzchnią wody.

Wreszcie dopłynął do brzegu. Elise stała już gotowa odebrać od niego chłopca.

Chwyciła malucha za nogi, głową w dół, bo kiedyś słyszała, że tak właśnie należy postąpić w

takim przypadku. Gdy tylko Emanuel wyszedł na brzeg, on także jej pomógł. Po chwili chło-

piec zakasłał i krztusząc się, łapał oddech.

Otoczyły ich dzieciaki, w napięciu obserwując przebieg zdarzeń. Nikt się nawet nie

odezwał. Czuły, że sytuacja jest poważna. Gdy wnet przybiegł Peder, prowadząc dwóch

mężczyzn, Elise już wiedziała, że chłopiec przeżyje.

Emanuel wziął go na ręce i wspiął się na stromy brzeg, kierując się w stronę drogi.

Pingelen, szlochając, szedł obok niego. Towarzyszyła im cała horda przejętej dzieciarni.

Dwaj sprowadzeni przez Pedera mężczyźni zatrzymali się i zamienili parę słów z

Emanuelem, a potem cały pochód udał się w kierunku Sagveien, gdzie mieszkała rodzina

Pingelena.

Elise została na miejscu. Odprowadziła ich tylko spojrzeniem, wciąż nie mogąc się

background image

otrząsnąć ze strachu. Mało brakowało, a zakończyłoby się to tragicznie dla chłopca i dla

Emanuela. Na samą myśl, że omal go nie straciła, zaczęła dygotać na całym ciele.

Chyba go kocham, pomyślała, wiedząc równocześnie, że nie po raz pierwszy używa

tych słów. Zapewniała o swojej miłości także Johana i naprawdę tak wówczas czuła.

Stała nieporuszona aż do jego powrotu. Mokre ubrania przy - kleiły się mu do ciała,

woda kapała z włosów. Pobiegła mu na spotkanie i rzuciła się na szyję, nie zważając na

dzieci, które szły za nim.

- Emanuel! - zawołała zdyszana. - Tak strasznie się o ciebie bałam!

Poszli razem do domu. Mama znalazła mu na przebranie koszulę, bluzę i spodnie po

ojcu i wnet usiedli we troje przy kuchennym stole, popijając gorącą mocną kawę, gdy

tymczasem Elise, rozdygotana, opowiadała, co się stało.

Peder, Evert i Kristian przybiegli wnet rozpromienieni i ożywieni.

- Cała ulica mówi tylko o tym! - zawołał zdyszany Kristian i patrzył to na mamę, to na

Emanuela i Elise. - Wszyscy uważają cię za bohatera! Pingelen mówi, że skoczyłeś jego

bratu na ratunek, choć mogłeś sam utonąć!

Elise popatrzyła uśmiechnięta na Kristiana, który wpatrywał się w Emanuela z

podziwem. Nie pamiętała, kiedy ostatnio był taki radosny i pełen zapału.

- Uratowałeś mu życie, Ringstad! - Peder cały był spocony i zdyszany.

- Gdyby nie on, Smarkacz by utonął - podsumował Evert, równie spocony i zdyszany

jak Peder.

- Cieszę się, że w szkole jeszcze nie ma wakacji - ciągnął Peder rozpromieniony. -

Wszystkie chłopaki będą chwalić pana Ring - stada! - Peder spoglądał na swojego bohatera z

podziwem. - Teraz na pewno nikt się więcej nie odważy popchnąć mnie do rzeki.

- Popchnąć cię do rzeki? - Mama popatrzyła na niego przerażona.

Przy stole zrobiło się cicho.

Peder zerknął przepraszająco na Elise, po czym popatrzył na mamę i uśmiechnął się

zakłopotany, mówiąc:

- Żartuję tylko, przecież wiesz!

- Moim zdaniem to nie jest temat do żartów - odparła mama surowo i dodała: - Ale

teraz jest już późno. Pora spać. Odwiedź nas znowu jutro, Evert. Chyba nie pracujesz w

niedzielę?

Evert pokręcił dumnie głową.

- Nie, jutro mam wolne. Ale gdy skończy się szkoła i zaczną wakacje, będę pracował

codziennie.

background image

Ruszył ku drzwiom, ukłonił na pożegnanie i wyszedł.

- Będzie wojna? - zapytał Peder przy kolacji, gdy wreszcie skończyli omawiać

bohaterski czyn Emanuela. - Nasz nauczyciel mówi, że to możliwe. Codziennie śpiewamy

Będę bronić mego kraju. No i opowiada nam o Nansenie, królu Oscarze i oddziałach szwedz-

kich.

- Tego nikt nie wie, Peder - odpowiedział Emanuel z powagą, a w jego spojrzeniu

Elise zauważyła zatroskanie. - Pewna Szwedka, Ellen Key, popiera dążenia

niepodległościowe Norwegii. Przypomina swoim rodakom, że jeszcze przed paru laty nie

chcieli dotrzymać warunków unii personalnej i zamierzali nawet uczynić Norwegię swoją

prowincją.

- To prawda? - zapytała Elise przerażona. Mama włączyła się do rozmowy:

- A ja zawsze uważałam króla Oscara za sprawiedliwego władcę, który pragnie

pokoju i dobra bratniego narodu. Królowa Sophie jest chrześcijanką i ma dobre serce.

Ufundowała tu, w Kristianii, specjalną szkołę dla inwalidów, Sophies Minde.

- Ale szwedzkie oddziały grupują się przy granicy. Słyszałem, jak ktoś opowiadał, że

na wschód od Idd na torach kolejowych stoi pusty pociąg towarowy. Wielu zastanawia się,

czy to ma jakiś związek z planami Szwedów.

Elise popatrzyła na niego ze strachem.

- Jeśli zostanie ogłoszona mobilizacja, ty także spodziewasz się wezwania?

- Jasne, że tak - odparł Emanuel.

Te słowa wywołały w niej dziwny smutek. Miałaby go stracić na wojnie? Teraz,

kiedy wreszcie zrozumiała, ile dla niej znaczy?

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Następnego dnia w niedzielę powitała ich deszczowa pogoda. Elise patrzyła przez

okno zawiedziona, obawiając się, że Emanuel nie pojawi się w tak rzęsisty deszcz. Tęskniła

za nim, mimo że nie widziała go raptem jedną noc. Na jedenastą planowali pójść do kościoła,

by posłuchać zapowiedzi.

Nagle zauważyła mężczyznę z parasolem przechodzącego przez most. Czyżby to on...

Tak! Serce zabiło jej mocniej i radośnie pobiegła do kuchni, odsunęła fajerki i nastawiła

dzbanek z kawą, by się podgrzała, mimo że jeszcze była ciepła. A potem otworzyła mu

drzwi.

- Przychodzisz w taką pogodę!

Zamknął parasol, wszedłszy pośpiesznie do przedsionka, i mocno ją przytulił.

- Deszcz miałby mnie przestraszyć? No, co ty sobie myślisz? Uśmiechnęła się do

niego.

- Tęskniłem za tobą - dodał i pocałował ją w czoło, woląc nie ryzykować dziś więcej.

- Chodź, nastawiłam kawę.

- Po co ten pośpiech?

Roześmiała się głośno, czując, jak pulsuje w niej radość.

- Mama i chłopcy siedzą w kuchni i pewnie się zastanawiają, co z nami.

- A niech się zastanawiają. - Przyciągnął ją do siebie i zakrył jej usta pocałunkiem. Po

chwili dodał chrapliwie: - Liczę dni i godziny! Wkrótce będziesz moja. Nie mogę wprost

tego pojąć.

W ciasnym przedsionku, gdy obie pary drzwi były zamknięte, panował mrok. Wsunął

jej dłoń pod koszulę i dotykając piersi, stwierdził szeptem: - Urosły. Może dlatego, że karmię

cię masłem i mlekiem?

Nie odpowiedziała. Piersi powiększyły się raczej z całkiem innego powodu.

- Elise i Ringstad! - zawołał Peder. - Czemu nie wchodzicie do środka?

Puścił ją niechętnie i skierowali się do kuchni. Peder i Kristian siedzieli na podłodze i

z płaskich drewienek strugali łódki.

- Chodź, Ringstad, zobacz! - zawołał Peder podekscytowany. - Wystrugamy całą flotę

i popłyniemy aż do Ameryki.

- Mam nadzieję, że nie będziecie puszczać łódek po rzece, bo nie mam ochoty znów

nurkować.

background image

- Nie, pożyczymy od Elise balię do zmywania naczyń i nalejemy wody - zaśmiał się

Peder.

Emanuel przywitał się uprzejmie z mamą i usiadł przy stole, a Elise poszła po kawę.

Mama popatrzyła na niego zatroskana i zapytała:

- Są jakieś nowe wieści o rokowaniach ze Szwecją?

- Właśnie rozmawiałem z Oscarem Carlsenem na ten temat. Wielu wpływowych

Szwedów czuje się głęboko dotkniętych rozwiązaniem unii i domagają się zadośćuczynienia.

Uważają postanowienia z siódmego czerwca za rewolucyjne i twierdzą, że parlament

norweski nie powinien był uchwalać takich decyzji bez udziału Szwecji. Jako przyjaciele

Norwegii są tym pominięciem bardzo rozgoryczeni.

Mama popatrzyła na niego z przerażeniem.

- W takim razie będzie wojna!

- Benjamin Vogt, który nawiązał kontakty pomiędzy naszymi władzami, twierdzi, że

sposób działania Norwegów stanowi według prawa międzynarodowego powód do

wypowiedzenia wojny, tak zwany casus belli.

Szwedzki premier Ramstedt ogłosił, że nie ma możliwości prowadzenia negocjacji z

„nielegalnym norweskim rządem” i że unia została rozwiązana niezgodnie z prawem. Widać

wyraźnie, że Szwedzi wciąż nie otrząsnęli się z zaskoczenia, i nadal istnieje poważne

niebezpieczeństwo, że dojdzie do rozwiązań militarnych.

- W sanatorium mówiono o tym, że powinno się odbyć referendum na ten temat,

między innymi po to, by dać Szwedom trochę czasu. Ponadto potrzebujemy króla.

Emanuel pokiwał głową.

- Europejskie monarchie obawiają się, że na północy powstanie nowa republika, i z

dużym zainteresowaniem śledzą rozwój zdarzeń. Cesarz Wilhelm na przykład sugeruje, by

wprowadzić na tron norweski księcia Valdemàra z Danii, natomiast norweski rząd wolałby

chyba księcia Carla, innego wnuka króla Danii. Jego żoną jest księżniczka Maud, córka

brytyjskiego monarchy Edwarda VII i królowej Aleksandry, z pochodzenia Dunki. Christian

Michelsen twierdzi, że dzieci księcia Valdemaro są za duże, by kiedykolwiek stać się Nor-

wegami, natomiast syn księcia Carla, książę Aleksander, ma dopiero dwa latka. Ponadto jego

zdaniem żona księcia Valdemaro jest zagorzałą katoliczką, co nie bardzo pasuje do realiów

norweskich.

Elise wraz z mamą słuchały opowieści Emanuela z dużym zainteresowaniem.

- Jak zareaguje cesarz Wilhelm, jeśli nie posłuchamy jego rad? - zapytała mama

wyraźnie zmartwiona.

background image

- Obiecał zachować przyjazne uczucia dla Norwegii niezależnie od tego, jaki książę

zasiądzie na tronie. - Emanuel zamilkł i zamyślił się na chwilę. - Car rosyjski Mikołaj II także

chce, żebyśmy wybrali księcia Valdemaro. Obawia się bowiem, że Edward VII zyska zbyt

wielkie wpływy, jeśli na norweskim tronie zasiądzie książę Carl. Póki co więc wszystko jest

bardzo niepewne. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że nasz rząd dokona właściwego

wyboru, a Szwedzi zachowają rozsądek.

Peder podniósł wzrok znad łódki, którą strugał, i zawołał:

- Cholerni szwedzcy knechci. Pozabijam ich, gdy tylko zostanę porządnym

żołnierzem.

Mama spojrzeniem przywołała go do porządku.

- Jak wszyscy będą tak myśleć, to nigdy nie zapanuje pokój na świecie. W Piśmie

Świętym jest napisane, że trzeba raczej nadstawić drugi policzek.

Elise i Emanuel wymienili spojrzenia.

Rozległo się pukanie do drzwi, więc Elise pośpiesznie poszła otworzyć. Ku swemu

wielkiemu zdumieniu zobaczyła Hildę.

- Mam dziś wolne po raz pierwszy, odkąd pracuję jako służąca. - Cała przemoczona

od deszczu weszła do przedsionka, gdzie zdjęła płaszcz i powiesiła na haku. - Musiałam

przyjść, żeby zobaczyć, jak się tu urządziliście.

- Dopiero co przyszedł też Emanuel. Siedzimy sobie w kuchni i pijemy kawę.

Zamierzałam nawet odwiedzić cię dziś wieczorem, Hildo, żeby cię zaprosić na nasze wesele,

które urządzimy tutaj.

Zobaczyła, że Hilda zesztywniała, nie potrafiła jednak rozgryźć wyrazu jej twarzy.

- Zamierzacie urządzić wesele tutaj? W tym domu? Elise pokiwała głową z

uśmiechem.

- A czemu nie we dworze u rodziców Emanuela?

Drzwi do kuchni otwarte były na oścież, Elise więc dała siostrze znak, by nieco

ściszyła głos, i odparła krótko:

- Bo bardzo chcemy urządzić je tutaj.

Mama wstała od stołu i podchodząc do córki z wyciągniętymi ramionami, zawołała:

- No wreszcie, Hildo!

- Przecież mówiłam, że przyjdę - odparła Hilda, uwalniając się z objęć mamy.

Elise od razu poznała, że siostra nie jest w humorze.

- No, jak ci tam jest, moje dziecko? - dopytywała się mama. - Wydaje mi się, że

zeszczuplałaś. Chyba nie pracujesz ponad siły u tego majstra?

background image

- Jest mi dobrze - odparła krótko Hilda, siadając ciężko na stołku. - Zostało dla mnie

trochę kawy?

Emanuel uśmiechnął się i zagadnął:

- Widziałem cię któregoś dnia, jak wracałaś razem z Agnes ze sklepu.

Hilda pokiwała głową i odszukała spojrzeniem Elise.

- Myślę, że przez jakiś czas powinnaś się trzymać od niej z daleka - powiedziała do

siostry.

- Wciąż jest taka zła?

- A czy to takie dziwne? - Hilda popatrzyła na nią wyzywająco. - Ja też bym nie

wybaczyła, gdyby chodziło o mnie. Taki cios, i to ze strony najlepszej przyjaciółki! Nie

rozumiem, że zdobyłaś się na coś takiego, znając jej uczucia - rzekła z wyrzutem.

Elise domyśliła się, że Agnes podjudziła Hildę przeciwko niej.

- Ależ to bzdura, Hildo - odezwał się Emanuel wyraźnie poirytowany. - Między

Agnes a mną nigdy nic nie było. A w Elise zakochałem się od pierwszej chwili, gdy ją

zobaczyłem, i potem nie mogłem już przestać o niej myśleć.

- W takim razie Elise powinna o tym szczerze powiedzieć Agnes, zamiast utwierdzać

ją w przekonaniu, że myśli jedynie o Johanie.

- Elise myślała tylko o Johanie. To ja nie dawałem za wygraną!

- Na jedno wychodzi. Agnes jest całkiem rozbita. Powiedziała, że najchętniej

rzuciłaby się do wodospadu.

Emanuel poczerwieniał ze złości.

- Nigdy jej nie zachęcałem ani nie dawałem nadziei. Przeżyłem szok, kiedy się

dowiedziałem, że zwolniła się z fabryki, żeby zamieszkać w tym samym domu co ja. Nie

rozumiem, jak w ogóle mogła myśleć, że to cokolwiek zmieni.

- Tak czy inaczej tak się nie robi - upierała się Hilda, najwyraźniej nie mając zamiaru

dać za wygraną.

- Ależ Hildo! Co to ma znaczyć? - wtrąciła się mama, patrząc na córkę z wyrzutem. -

To do ciebie niepodobne. Zastajesz swoją starą matkę i rodzeństwo w nowym domu z

gankiem pośród zielonych traw, na stole stoi jedzenie, a ty się zachowujesz w taki sposób?

Hilda poderwała się z miejsca i odburknęła:

- Mam co robić w wolny dzień, nie muszę tu siedzieć i wysłuchiwać twojego

strofowania, mamo.

Do oczu mamy napłynęły łzy.

- Bardzo proszę, siadaj i opowiedz lepiej, co u ciebie.

background image

Elise obserwowała mamę zmartwiona. Jakież to do niej niepodobne. Gdyby coś

takiego zdarzyło się jeszcze parę lat temu, wymierzyłaby Hildzie soczysty policzek i

przywołała ją do porządku. W Piśmie jest bowiem napisane, że ten, kto kocha swoje dzieci,

karze je. Gdy mama zachorowała, a ojciec odszedł, wszystko się zmieniło. Mama

najwyraźniej straciła siły, a choć choroba zdawała się ustępować, nie odzyskała dawnej

energii.

Hilda niechętnie siadła z powrotem na stołku, a na jej twarzy odmalowała się znajoma

przekora.

Przy stole zrobiło się cicho, wszyscy czekali na opowieść Hildy.

- Braciszek ma nianię - zaczęła Hilda, wbijając wzrok w blat stołu. - Zapytałam pana

Paulsena, czy nie mogłabym się starać o tę posadę, bo czytałam nawet to ogłoszenie w

gazecie, ale mi nie pozwolił. Powiedział, że mnie potrzebuje, mimo że ma zarówno poko-

jówkę, jak i kucharkę.

- Nianię? - Mama popatrzyła na nią, nic nie rozumiejąc.

- Opiekunkę do dziecka - wyjaśniła Hilda, nie podnosząc wzroku. - Posadę dostała

dziewczyna w moim wieku, która pracowała jako pomocnica prządki. Teraz chodzi w

pięknym czarnym stroju i wykrochmalonym czepku, jak nianie w dobrych rodzinach, i wozi

Braciszka w wózku.

Elise miała wrażenie, że wszyscy wstrzymali oddech. Nawet Peder i Kristian przestali

na moment strugać łódki i siedzieli cicho, nasłuchując. Jakaś dziewczyna zajmowała się

Braciszkiem! Dla Hildy musiało to być straszne.

- Spotkałam ją w drodze do sklepu - głos Hildy zabrzmiał chrapliwie. - Zapytała mnie,

czy nie chcę popatrzeć na dziecko. Chwaliła, że to dobry i pogodny chłopczyk, a jego matka i

ojciec są z niego tacy dumni. Stwierdziła, że nie widziała jeszcze dumniejszych rodziców.

Do oczu mamy napłynęły łzy.

- Nie mogłaś nic powiedzieć?

Elise, która nalawszy kawy, stanęła przy stole, teraz objęła siostrę ramieniem i

wyjaśniła mamie:

- Nie, mamo, nie mogła. Hilda podpisała dokument poświadczający, że zrzeka się

praw do dziecka. Nie można już niczego zmienić. Jeśli zdradzi, że to ona urodziła dziecko,

straci nie tylko posadę u pana Paulsena, ale ryzykuje także karę i inne nieprzyjemności. I na

pewno już nigdy więcej nie zobaczy dziecka na oczy.

- Więc co zrobiłaś? - zapytała mama Hildę udręczonym głosem.

- Powiedziałam, że nie mam czasu, i uciekłam. Przy stole znów zapadła cisza.

background image

Jak mogę oczekiwać, że Hilda się będzie cieszyć z mojego ślubu, jeśli ona jest taka

nieszczęśliwa, pomyślała Elise. Równocześnie ogarnęła ją rezygnacja. Wciąż nie mogła się

pogodzić z tym, że Hilda oddała swoje dziecko w obce ręce.

- Uważam, że powinnaś spróbować wrócić do pracy do przędzalni i uwolnić się od

pana Paulsena - rzekła, nie mogąc ukryć gniewu.

Hilda odwróciła się do niej, a jej oczy ciskały gromy.

- Uwolnić się od pana Paulsena? Myślisz, że jestem głupia? Gdyby nie on, nie wiem,

jak bym to wszystko przeżyła! To najmilszy człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałam.

Dopiero jak... - zarumieniła się, ale dodała: - Dopiero jak go poznałam, moje życie stało się

znośniejsze. Jeśli jesteś taka ślepa z miłości, że już zapomniałaś, jakie wiedliśmy życie, to

mogę ci przypomnieć! Mama leżała śmiertelnie chora w izbie, a ojciec wracał do domu

pijany i bił wszystkich, na oślep, albo włóczył się po ulicach z dziwkami i innymi pijakami.

W moich oczach to nie było żadne życie, tylko piekło.

Elise zauważyła, że mama zbladła jak płótno i chwyciła się za serce. Pośpiesznie więc

podeszła do niej i objęła ramieniem.

- Nie przejmuj się tym, mamo! Hilda mówi tak dlatego, że jest nieszczęśliwa z

powodu Braciszka.

Emanuel nie odzywał się od dłuższej chwili, teraz jednak zabrał głos:

- Rozumiem cię, Hildo, ale ten smutny czas minął. Twój ojciec spoczywa w pokoju,

mama wyzdrowiała. Jeśli chcesz, możesz wprowadzić się tu do nas. Twoje łóżko stoi w

sypialni mamy. Jestem pewien, że nadzorca pomoże ci znaleźć pracę w przędzalni.

Hilda potrząsnęła głową gwałtownie.

- To ostatnie, czego bym chciała. Ledwie wytrzymywałam nadzór Elise, a teraz

miałabym trzy dorosłe osoby, które by mi mówiły, co mogę, a czego nie mogę robić. Poza

tym jest mi dobrze. Nie mamy karaluchów ani wszy i nie musimy strząsać z siebie pcheł, nim

się położymy spać.

Peder siedział cicho na podłodze i wpatrywał się w siostrę.

- Wolisz mieszkać w pięknej willi niż być szczęśliwa, Hilda?

- Zamknij się, smarkaczu!

- Hilda! - tym razem Elise zwróciła jej uwagę. Wciąż obejmowała mamę ramieniem i

zauważyła, że mama aż się wzdrygnęła.

- Dość tego! Rozumiemy, że przeżyłaś coś strasznego i że jesteś zrozpaczona, ale nie

musisz sobie tego odbijać na nas. Niestety, sama musisz wypić to piwo, którego nawarzyłaś.

Spodziewała się, że Hilda znów się poderwie od stołu i wybiegnie, tymczasem siostra

background image

ucichła, a po chwili zadrżały jej ramiona od tłumionego płaczu.

Elise westchnęła zrezygnowana.

- Wybieramy się do kościoła, bo dziś będą odczytane nasze zapowiedzi. W następną

sobotę odbędzie się ślub.

Hilda podniosła gwałtownie głowę i posłała jej zdziwione spojrzenie.

- Strasznie się śpieszycie! - prychnęła, ale potem nagle jakby coś sobie uświadomiła,

bo zmienił jej się wyraz twarzy. Spojrzała na Elise pytająco, ale nic nie powiedziała. - Co ja

włożę na siebie? - rzekła po chwili.

Elise odetchnęła, a fala ulgi przetoczyła się przez jej ciało. Przez moment bała się, że

Hilda zdradzi, co jej przyszło na myśl, ona przecież wiedziała, co się stało...

- Pożyczymy odświętne ubrania. Dla ciebie także.

- Kto będzie twoją druhną?

- Chciałam spytać o to Agnes, ale może to nie najlepszy pomysł. Hilda pokręciła

głową.

- Na twoim miejscu nawet bym nie próbowała.

- W takim razie zapytam Annę. Ty, Hildo, jesteś za młoda.

Całą gromadą udali się do starego kościoła Gamie Aker.

Emanuel obejmował Elise ramieniem, a gdy byli już blisko, pochylił się nad nią i

szepnął:

- Za tydzień będziesz moją żoną, Elise. Wciąż wydaje mi się, że to sen.

Odwzajemniła jego uśmiech i odpowiedziała:

- Razem stawimy czoło wszystkim kłopotom. Nawet tym, które mają związek z

kłótliwą siostrą, jej dzieckiem i twoimi rodzicami, którzy nie chcą mieć nic wspólnego ze

swoją synową.

- Wszystko się ułoży, Elise. Za jakiś czas mama i ojciec zaproszą nas do dworu. Co

się zaś tyczy Hildy, to myślę, że ona sobie poradzi. Teraz jest jej bardzo ciężko, ale

przeciwności losu wzmacniają charakter.

Do kościoła ciągnęli tłumnie wierni. Wyglądało na to, że i tej niedzieli jak zwykle na

mszy będzie pełen kościół ludzi. Wąsaci mężczyźni w słomkowych kapeluszach i

wykrochmalonych koszulach podpierali się posrebrzanymi laseczkami. Kobiety w

szeleszczących sukniach na jedwabnych halkach miały figury niczym klepsydry. Ich głowy

ozdabiały kapelusze ze strusimi piórami lub kwiatami. Wciskały się między ławki, a

towarzyszyli im mali chłopcy w marynarskich ubrankach z granatowymi kołnierzami i w

czapeczkach z błyszczącymi daszkami oraz dziewczynki w ciemnych pończoszkach, białych

background image

sukienkach z jedwabnymi wstążkami i słomkowych kapelusikach.

Elise nikogo nie znała. Ci robotnicy znad Aker, którzy chodzili do kościoła, wybierali

raczej nowy kościół na osiedlu Sagene, a nie ten, który stał tuż przy wzgórzu Aker.

Próbowała skupić się na słowach pastora, ale miała z tym pewne kłopoty. W głowie

kłębiło jej się „tyle różnych myśli. Zauważyła, że mama popłakuje ukradkiem, ale nie

wiedziała, czy nad nieszczęściem Hildy i wnuka, którego straciła, czy też były to łzy radości

z powodu zbliżającego się ślubu.

Od strony zakrystii doleciał płacz dziecka. Miał się odbyć chrzest. W chwili gdy

przed ołtarz przyniesiono dwoje dzieci, Elise zauważyła, że Hilda wyciągnęła szyję, a potem

jęknęła, wstała gwałtownie z ławki i przecisnęła się do wyjścia. Twarz jej skamieniała.

- Co ci jest? - wyszeptała Elise, patrząc na nią zdezorientowana.

- Nie widzisz? Będzie chrzczony Braciszek! - wyrzuciła z siebie ze szlochem, po

czym wybiegła.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Elise siedziała jak porażona, wpatrując się w stronę ołtarza. Nie sądziła, że mama,

Emanuel czy chłopcy słyszeli słowa Hildy, mama jednak pochyliła się nad nią i zapytała:

- Czy Hilda się źle poczuła? Skinęła tylko głową, nie odwracając się.

Młoda piękna kobieta ubrana na biało podeszła do chrzcielnicy z dzieckiem na ręku.

Dziecko miało na sobie długą białą szatkę specjalnie do chrztu ozdobioną koronkami i

jasnobłękitnymi jedwabnymi wstążkami. Obok stała druga młoda kobieta ubrana w jedwab i

aksamit.

- Jakie imię wybraliście dla dziecka? - rozległo się pytanie pastora.

- Isac Elias Laurentius - odpowiedziała kobieta głosem cichym i cienkim jak u

dziewczynki.

- Chrzczę cię w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...

Nagle rozległ się głośny płacz niemowlęcia, zagłuszając słowa pastora.

Elise wstrzymała oddech. Oprócz majstra, który z pewnością siedział gdzieś z przodu,

była jedyną osobą w całym kościele, która wiedziała, że chrzczony jest jej własny

siostrzeniec. Prawdziwa matka chłopca, ta, która wydała go na świat, nie była obecna.

Zapewne stała przed kościołem i płakała. Ale ojciec uczestniczył w ceremonii, choć

oficjalnie występował jako wuj chłopca...

Isac... A więc tak się będzie nazywał pierwszy wnuk mamy, pierworodny syn Hildy,

mój własny siostrzeniec. Na nazwisko Paul - sen, tak jak majster.

Dziedzic majstra i jego sekretny syn...

Będzie się wychowywał na szczycie wzgórza Aker, nie wiedząc, że służąca w

sąsiedniej willi jest jego prawdziwą matką. Elise poczuła, jak narasta w niej gniew. Jaki to

wszystko ma sens? - zastanawiała się.

Nie słuchała nawet uważnie zapowiedzi odczytanych potem, wstała tylko dlatego, że

podniósł się z miejsca Emanuel. Jej myśli krążyły wciąż wokół Hildy, jej synka i ich

dramatu.

Kiedy wyszli z kościoła, rozejrzała się, by odnaleźć siostrę, ale nigdzie jej nie

zauważyła. Przestało już padać, lecz niebo wciąż zasnuwały ciężkie, ciemne chmury, grożąc

kolejną ulewą.

- Wiesz może, co znowu z tą Hildą? - zapytała mama, rozglądając się wokół z

niepokojem. - Kto to widział opuszczać kościół w samym środku mszy!

background image

Elise popatrzyła na nią w milczeniu, zastanawiając się, czy powinna powiedzieć

prawdę. W końcu się zdecydowała.

- Wiem, dlaczego Hilda wyszła. Chłopiec, który był chrzczony, to Braciszek.

Mama otworzyła usta ze zdumienia, a Emanuel i chłopcy znieruchomieli i wpatrywali

się w nią bez słowa.

- Mówisz, że to był nasz Braciszek? - Peder pierwszy otrząsnął - się z szoku.

Elise pokiwała głową i pogłaskała go po sterczącej grzywce.

- Tak, Peder. Otrzymał na chrzcie imię Isac. Hilda nie wiedziała, że będzie dziś

chrzczony, nic dziwnego, że tak się zdenerwowała.

- Ale jak... To znaczy... - urwała mama, patrząc na nią oszołomiona.

- Hilda pewnie poznała kobietę, która jest teraz matką jej synka. Widziała ją na ulicy,

więc wie, jak wygląda. A ty ją znasz? - zapytała Elise, zwracając się do Emanuela. -

Zwróciłeś uwagę, kto to był?

Pokręcił głową, najwyraźniej przerażony tym, czego się dowiedział.

- Z daleka nie widziałem dokładnie. Nie przyglądałem się zresztą.

Z kościoła wychodzili ludzie, a oni stali z boku i ich obserwowali.

- Chcesz, żebyśmy już poszli? - zapytała Elise, zerkając na mamę.

Mama zacisnęła zęby i potrząsnęła głową.

- Nie, chcę go zobaczyć. To mój wnuk. Nie ruszyli się więc z miejsca.

Wreszcie z kościoła wyniesiono ochrzczonego chłopca. Elise, mama, chłopcy stali

niczym zaczarowani i wpatrywali się w młodą piękną parę, która z uśmiechem opuściła

kościół. Kobieta trzymała dziecko, a jej mąż otoczył ją ramieniem i pochylał się z dumą nad

maleństwem. Szepnął coś żonie do ucha, a ona posłała mu przekorny uśmiech.

- Nie zamierzam używać obu imion, mówiłam ci już. Isac wystarczy na co dzień.

W tym związku najwyraźniej do kobiety należy ostatnie słowo, pomyślała Elise.

W tej samej chwili zauważyła majstra, który wyszedł z kościoła, pochłonięty

rozmową z pastorem. Odwróciła się więc szybko i powiedziała do najbliższych:

- Nie gapcie się tak. Idzie pan Paulsen.

Wszyscy spojrzeli w przeciwną stronę, poza Emanuelem, który ukłonił się zarówno

majstrowi, jak i pastorowi.

Gdy tylko odeszli na bezpieczną odległość, Elise zwróciła się do Emanuela z

pytaniem:

- Znasz pana Paulsena?

- Tylko z widzenia - odparł. - Bardziej znają go Carlsenowie, choć nie należy do

background image

grona ich najbliższych przyjaciół.

- Myślisz, że on się domyślił z zapowiedzi, że to my bierzemy ślub?

- Tak. Posłał mi zdziwione spojrzenie. Mam nadzieję, że dało mu to trochę do

myślenia.

- Że ty żenisz się ze mną, podczas gdy on wykorzystuje Hildę?

- Coś w tym rodzaju.

- Chodźmy! Wracajmy do domu napić się kawy. Poza tym musimy się posilić.

Wczoraj kupiłam tanią słoninę u rzeźnika. Zapłaciłam tylko dwadzieścia pięć ore za płat, bo

chciał go sprzedać przed niedzielą. Do tego dostałam też wiaderko wywaru na zupę.

- Ale co z Hildą? - mama wyglądała na zmartwioną.

- Na pewno przyjdzie, skoro majster wybiera się na chrzciny.

- Biedny Braciszek - ubolewał Peder ze łzami w oczach. - Nie dostanie do zabawy ani

kamyków, ani kółka, nawet nie będzie się mógł bawić w policjantów i złodziei.

- A skąd wiesz? - spojrzał na niego poirytowany Kristian.

- Ci bogaci chodzą ubrani w marynarskie ubranka, nie wolno im się pobrudzić.

Szli w milczeniu w dół ku rzece. Mama rozglądała się na wszystkie strony w nadziei,

że zauważy gdzieś Hildę. Elise szła za rękę z Emanuelem i myślała o Braciszku. Natomiast

Peder i Kristian kłócili się jak zwykle.

Emanuel uścisnął jej dłoń.

- Wszystko się ułoży, Elise. Myślę, że maleństwu nie będzie się tam działa krzywda.

Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że Hilda spotka jakiegoś porządnego młodego

mężczyznę, którego poślubi, i będzie z nim miała dużo dzieci.

Elise pokiwała głową i zapytała:

- Pójdziesz ze mną po obiedzie do Anny?

- Wydaje mi się, że będzie lepiej, jeśli pójdziesz tam sama. Łatwiej jej będzie

wówczas szczerze z tobą porozmawiać.

- Myślisz, że uda się nam wypożyczyć wózek dla niej na dzień naszego ślubu?

- Tak, jestem tego pewien. Właściwie ona powinna mieć własny wózek - dodał

zamyślony. - Wówczas jej mama mogłaby wyprowadzać ją na spacery na słońce.

- Ale jak pokonałaby te wszystkie schody?

- Ktoś musiałby ją znieść.

- Nie ma takiego kogoś. Przynajmniej w Andersengarden. Emanuel zmarszczył czoło.

- Ale chyba coś da się zrobić.

Gdy przeszli przez most i skręcili w kierunku domu majstra, zza chmur wyjrzało

background image

słońce.

Mama uśmiechnęła się, mówiąc:

- Wkrótce przyjdzie Hilda.

Błogosławione słońce, pomyślała Elise. Zawsze nastrajało mamę optymistycznie.

Ledwie zdążyli zasiąść do stołu, gdy usłyszeli za oknem lekkie kroki. Drzwi były

otwarte na oścież, by słońce wpadało do środka.

- Ale zapachy! - odezwała się Hilda, wsuwając głowę przez drzwi. - Czy dla mnie

znajdzie się też jakiś kąsek?

- Oczywiście - odpowiedziała mama, a jej twarz się rozpromieniła.

Elise zerknęła ukradkiem na siostrę. Oczy miała spuchnięte od płaczu. Dobrze, że z

siebie to wyrzuciła, westchnęła Elise w duchu. Na zewnątrz znów rozległy się szybkie kroki,

tym razem przyszedł Evert.

- A co to, jakaś uroczystość? - zapytał i rozejrzał się uważnie, a gdy wzrok jego padł

na talerz ze słoniną, oczy zrobiły mu się wielkie jak guziki.

- Siadaj, Evert - zaprosiła go Elise. - Zmieścicie się z Pederem na jednym stołku.

Wstała pośpiesznie i dostawiła jeszcze jeden metalowy talerz.

Gdy już zjedli, mama miała ochotę trochę odpocząć, a Emanuel zaproponował, że

pogra z chłopcami w piłkę nożną. Hilda powiedziała, że musi wracać, ale Elise nie była

pewna, czy mówi prawdę. Siostrze niełatwo było ukryć, jak jest jej ciężko, ale starała się

cieszyć z powodu zbliżającego się ślubu Elise i Emanuela.

- Spotkałaś może ostatnio Loranga? - odważyła się spytać Elise, natychmiast jednak

uświadomiła sobie niezręczność, bo twarz Hildy pociemniała.

- Czemu pytasz?

- Nic takiego, zastanawiałam się. W zeszłym roku o tej porze. ..

- Zamknij się! - Hilda odwróciła się od niej i gniewnym krokiem skierowała się ku

drzwiom.

Elise posłała Emanuelowi bezradne spojrzenie.

- Zostaw ją w spokoju, Elise - powiedział cicho, uśmiechając się pogodnie. -

Dzisiejszy dzień jest dla niej wyjątkowo trudny.

Dziwnie jakoś było znów wchodzić po schodach w Andersengarden, na których jak

zwykle unosił się nieprzyjemny smród. Nie wszyscy pilnowali porządku tak jak pani

Thoresen.

Zapukała do drzwi, czekając, aż usłyszy: „Proszę”.

Zastała panią Thoresen przy zmywaniu naczyń. Na drewnianej ławce stały dwa

background image

opróżnione do połowy wiadra z wodą, pod spodem zaś schowane było wiadro do szorowania

podłóg i szczotka oraz mokra, pachnąca ługiem szmata. Nawet dziś, w niedzielę, sąsiadka

szorowała podłogę! Czy też ona nie może odpocząć choć jeden dzień?

- Dzień dobry, pani Thoresen.

- O, czemuż to zawdzięczamy wizytę jaśnie pani? - zapytała, nie przerywając

zmywania i nawet nie odwracając głowy.

- Przyszłam zaprosić was na ślub i wesele. - Zapadła cisza. Elise pomyślała sobie, że

powinna jej była oszczędzić tego rozgoryczenia. Przecież to jej syn miał stać u boku Elise na

ślubnym kobiercu tego lata! Jednak mama uznała, że obraziliby sąsiadkę, nie proponując jej

zaproszenia. - Rozumiem, że dla pani, pani Thoresen, to bolesne, ale byliście zawsze naszymi

najlepszymi przyjaciółmi. Oprócz pani Evertsen z czynszówki chcemy zaprosić tylko was.

- A co, mam według ciebie znieść łóżko z Anną po schodach? - odezwała się

zgryźliwie.

- Emanuel pożyczy wózek z Armii Zbawienia. Zamierzam spytać Annę, czy nie

zechciałaby być moją druhną.

Pani Thoresen wrzuciła z impetem metalowe talerze do balii z mydlinami, aż woda

rozprysnęła się na boki.

- Anna druhną? Chyba straciłaś rozum! - Odwróciła się gwałtownie i z purpurową

twarzą dodała: - Czyś ty zwariowała, Elise? Najpierw odwracasz się plecami do Johana,

potem kradniesz Annie sprzed nosa kogoś, kogo uwielbiała, a teraz chcesz ją jeszcze dalej

dręczyć?

Elise przełknęła ciężko ślinę.

- Myślę, że ona potraktuje to nieco inaczej.

- To idź i ją zapytaj! Zobaczysz, czyjej oczy zabłysną z radości. Przez moment Elise

zastanawiała się, czy nie odwrócić się na pięcie i pójść do domu, ale wzięła się w garść,

przeszła przez kuchnię i zapukała do drzwi izby.

Anna siedziała w łóżku podparta poduszkami. Okno miała otwarte, na tacy przed sobą

przybory do pisania.

- To naprawdę ty, Elise? Ależ mi sprawiłaś radość! Już się bałam, że nie będziesz tu

do mnie zaglądać, gdy się wyprowadzisz.

- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, nawet jeśli już nie mieszkamy w jednym domu.

- Prawie najlepszą - zaśmiała się Anna. - Przecież to Agnes jest twoją powiernicą, z

tego, co wiem.

- Już nie.

background image

Anna odłożyła ołówek i popatrzyła na nią zdezorientowana.

- Już nie? Serdeczne przyjaciółki pozostają w przyjaźni przez całe życie!

- Też tak myślałam, ale Agnes strasznie się pogniewała, gdy jej powiedziałam, że

wychodzę za mąż za Emanuela. - Uśmiechnęła się zakłopotana. - Spotkała go kiedyś w

Świątyni i się zakochała.

- Biedny Emanuel! - uśmiechnęła się Anna. - To musi być męczące mieć tak wiele

wielbicielek. Kiedy będzie ślub, Elise?

- W najbliższą sobotę. Przyszłam, by cię zapytać, czy nie zechcesz być moją druhną.

Uśmiech zgasł na' twarzy dziewczyny, która nagle wydała się bardzo udręczona.

- Owszem, strasznie bym chciała, ale powinnaś wiedzieć, że to nie jest możliwe.

- Emanuel obiecał pożyczyć wózek z Armii Zbawienia. On też zniesie cię po

schodach.

- Naprawdę? - Anna popatrzyła na nią z niedowierzaniem i w jednej chwili jej twarz

rozpromieniła się, a oczy rozbłysły.

- Chcesz?

- Oczywiście, że chcę!

Elise ociągała się trochę, ale powiedziała:

- Twoja mama bała się, że sprawię ci tym tylko przykrość. Nie chodziło jej o Johana,

ale o...

- O Emanuela? - Anna uśmiechnęła się. - Życzę wam, Elise, wszystkiego najlepszego,

choć nie ukrywam, że wolałabym być na twoim miejscu. Nie jestem zazdrosna z natury,

jestem tylko zła na te moje głupie nogi!

- Dobrze to rozumiem. Modlę się o cud, żebyś odzyskała władzę w nogach i mogła

znów chodzić. Cuda się zdarzają, czytałam o tym w szkole.

Anna pokręciła głową z uśmiechem.

- Miła jesteś, Elise. Ja jednak przestałam już marzyć. Piszę list do Johana. Wcześniej

wyjaśniłam mu, że plotki o tobie i Emanuelu to bzdura, ale nie wiem, czy mi uwierzy,

zwłaszcza teraz, gdy postanowiliście wziąć ślub.

- Wiem, będzie przekonany, że to nie były tylko plotki. Przykro mi, gdy o tym myślę.

- Spróbuję go nakłonić, by zrozumiał. Napisałam, że stary Torgny chciał was

wyrzucić, a Hilda wyprowadziła się i na ciebie spadł obowiązek utrzymania całej rodziny. On

zrozumie na pewno, że wychodzisz za mąż z rozsądku. Musiałaś podjąć taką decyzję, żeby

przeżyć.

Elise nie miała śmiałości spojrzeć jej w oczy. Z jednej strony była to prawda, ale

background image

niebawem Anna przekona się, że były też inne powody...

Anna szukała czegoś w swoich papierach i wyciągnęła zmiętą kartkę.

- Dostałam od niego list. Podobno jest teraz rzeźbiarzem i wykonuje nagrobki dla

znanych osób. Dyrektor więzienia chwali go i mówi, że jest bardzo zdolny.

Elise poczuła znów wyrzuty sumienia, ale równocześnie ciepło jej się zrobiło na sercu

z powodu Johana.

- Jak dobrze! - rzekła. - Na pewno się cieszycie.

- Mama w to w ogóle nie wierzy - westchnęła Anna. - Ale też nie wierzyła, gdy w

szkole mówili jej, że Johan rysuje najładniej ze wszystkich dzieci. Jest pewna, że Johan pisze

tak dlatego, by nas pocieszyć.

Elise z rezygnacją pokręciła głową.

- Zaprosiłam ją na ślub, ale tylko się rozzłościła. Właściwie rozumiem dlaczego. To

Johan miał stać ze mną na ślubnym kobiercu. Zdaję sobie sprawę, że oczekuję za wiele,

pragnąc, by się radowała z mojego powodu, ale moja mama obawiała się, że poczuje się

dotknięta, jeśli jej nie zaprosimy. Oprócz was z naszej czynszówki zapraszamy tylko panią

Evertsen. Wiesz, w domu nie ma tyle miejsca.

Anna popatrzyła na nią badawczo.

- Ciężko ci, Elise? To znaczy... Mama słyszała, że jego rodzice... - urwała i ugryzła

się w język. - Czy wesele nie powinno się odbyć we dworze?

- Emanuel uważa, że z czasem się wszystko ułoży, ale prawdą jest to, co słyszałaś.

Jego rodzice byli przerażeni. Mieli nadzieję, że ich synowa wywodzić się będzie z tych

samych kręgów co oni. Najchętniej widzieliby w tej roli jakąś córkę bogatego gospodarza,

która nakłoniłaby Emanuela do powrotu do dworu.

- Przyjadą na ślub?

- Emanuel ma taką nadzieję. Jutro zamierza wybrać się do Telegrafu i wysłać do nich

telegram. Jest też zaproszona jakaś jego stara ciotka. - Elise wzdrygnęła się i dodała: - Boję

się, Anno. Oni przywykli do zupełnie innych warunków.

- Nie twoja winna, że urodziłaś się w biednej robotniczej dzielnicy.

- Jego matka powiedziała mi, że podobne dzieci bawią się najlepiej. Nie ma osobiście

nic przeciwko mnie, ale uważa, że Emanuel zniszczy swoją przyszłość, żeniąc się ze mną.

- Zniszczy swoją przyszłość? - Anna zdenerwowała się. - A co to za snobka!

- Ja ją właściwie rozumiem. Pragnie z całego serca, by Emanuel wrócił do domu i

razem z rodzicami gospodarował we dworze. Jest jedynakiem i dziedzicem. Ona uważa, że ja

go zwiążę z miastem.

background image

- Czy nie lepiej by było, gdyby cię zapytała, czy ty byś się nie zgodziła wprowadzić

do nich? Mogłaby cię też poprosić, byś spróbowała wpłynąć na Emanuela. A skoro tego nie

uczyniła, to znaczy, że kieruje się snobizmem. Pewnie nie pasuje im, by robotnica została

synową w dużym dworze. - W głosie Anny słychać było nutkę pogardy.

Elise spuściła wzrok. Anna miała rację, nie chciała jednak dać po sobie poznać, jak

bardzo ją to boli.

- Wiesz co, Elise? - po głosie Anny można było poznać, że jest gotowa do walki. -

Przyjdę na ten ślub! Jeśli zdołacie mnie znieść po schodach, doprowadzić do kościoła, a

potem w dół do domku nad rzeką, pokażę tym ludziom, że nie liczy się fasada. Już się na to

cieszę!

Elise roześmiała się rozbawiona.

- A co ty też zamierzasz im powiedzieć? Pamiętaj, że nie wolno ci obrazić rodziców

Emanuela, Anno!

- Nie obawiaj się - potrząsnęła głową Anna. - Będę się zachowywała jak kulturalny i

dobrze wychowany człowiek. Ale chyba wolno mi zadać parę niewinnych pytań? Albo

opowiedzieć im, jak to jest być takimi jak my. Albo wyrazić zdziwienie, dlaczego Bóg na-

rodził się w żłobie, a nie w wyściełanej jedwabiem kołysce.

- Stwierdzą, że tak już jest na tym świecie. Co powtarzał zwykle Johan? Mówił, że ci

dobrze urodzeni stoją nad nami tak wysoko jak sam Bóg. Tak było, jest i będzie.

Anna potrząsnęła energicznie głową.

- Nie, Elise, tak nie będzie zawsze. Robotnicy zdołają w końcu dotrzeć ze swym

posłaniem do wszystkich ludzi. Jestem co do tego przekonana. Bez robotników nie będzie

fabryk. Bez fabryk towarów. Za pięćdziesiąt albo sto lat ich praca będzie równie ceniona jak

praca nauczycieli czy kościelnego. I będą otrzymywać równie wysoką zapłatę.

- Jak dobrze, że są jeszcze na tym świecie optymiści! - zaśmiała się Elise, ale zaraz

spoważniała. - Zdołasz namówić swoją mamę, jak sądzisz?

- Oczywiście. Pozostaw to mnie.

- A ty jak zniesiesz ten dzień? Nie będzie ci przykro? Anna potrząsnęła znowu głową.

- Nie wierzysz mi, gdy ci mówię, że nie jestem zazdrosna?

- Dobry z ciebie człowiek, Anno. Za dobry jak na ten świat.

Ale kiedy potem wyszła z izby, przeniknął ją nagle nieprzyjemny dreszcz. Dlaczego

tak powiedziałam? Zupełnie jakby Anna nie należała do tego miejsca na ziemi i miała nas

opuścić.

Otrząsnęła się z nieprzyjemnych myśli. Przypomniała sobie, że kiedyś podobnie

background image

pomyślała o Pederze. Wtedy też ją to przeraziło. Teraz postanowiła w duchu, że nigdy więcej

nie pomyśli o nikim w taki sposób.

Pani Thoresen właśnie wchodziła do kuchni ze ściągniętym ze sznura praniem. Czy

ona nie słyszała, że należy dzień święty święcić? - zastanawiała się Elise. W pierwszym

odruchu zamierzała pośpiesznie wyjść z kuchni, ale zaraz wzięła się w garść i powiedziała:

- Anna chętnie będzie moją druhną. Ona jest naprawdę wspaniałym człowiekiem.

- A czy ma jakieś inne wyjście?

Jako dziecko Elise wciąż słyszała, że nie wolno odpowiadać dorosłym, ale tym razem

nie zdołała się powstrzymać.

- Owszem, mogłaby leżeć i płakać albo pomstować na los. Ona jednak zaciska zęby i

na przekór wszystkiemu się śmieje. Wszyscy moglibyśmy się od niej wiele nauczyć.

Pani Thoresen posłała jej wściekłe spojrzenie i odwróciła się plecami.

Dopiero gdy Elise wyszła na ulicę, odetchnęła z ulgą. Dobry Boże, jak ja się boję tego

ślubu i wesela! - pomyślała.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kiedy następnego dnia Elise wracała z fabryki, po przejściu przez most wpadła

wprost na podekscytowanego Pedera.

- Wiesz co, Elise? Byliśmy w kinematografie! Widzieliśmy ruchome obrazy!

- Tak? - Elise popatrzyła na niego zdumiona.

- Ringstad nas zabrał! Everta też się zgodził zabrać. Widzieliśmy Zemstę kucharki.

Tak się śmialiśmy, że Evert aż spadł z ławki.

- Opowiedz! - poprosiła rozbawiona Elise.

- My, dzieciaki, siedzieliśmy na ławkach z przodu, a za nami było pełno ludzi, którzy

oglądali na stojąco. Bilet kosztował pięć ore za każdego, więc coś mi się zdaje, że Ringstad

nie ma już pieniędzy na wesele.

- Myślę, że nie wydał wszystkiego - roześmiała się Elise. - Jak tam było? Opowiedz

coś więcej!

- Maszynista kręcił i kręcił. Czasami się za bardzo rozpędzał i ludzie na obrazach

tylko migali. Wtedy wszyscy, którzy oglądali, tupali głośno w podłogę. Gdy po chwili

zwolnił za bardzo, znów musieliśmy tupać. Zobaczyliśmy, jak wygląda w domach u bogaczy.

Palmy w salonach, dywany na podłodze i służące w czepkach na głowach. Kucharka wylała

wodę do łóżka swojego pana, żeby się na nim zemścić, a jego żona myślała, że on się zsikał!

Aż rechotaliśmy ze śmiechu. Potem ogłosili dziesięć minut przerwy, bo maszynista musiał

zmienić szpulę. Tak mówił Ringstad. Na ścianach wisiały napisy „Nie pluć na podłogę!”, a

jedna pani grała na pianinie. Ringstad mówi, że bogaci ludzie nie chodzą do kinematografu,

bo nie chcą siedzieć obok byle kogo. Ale ja widziałem jedną panią w dużym kapeluszu z

piórami!

Peder był taki ożywiony, że podał Elise rękę, całkiem zapominając, że jest już na to za

duży.

- Następnym razem pójdziesz z nami na Polowanie na niedźwiedzia albo Policmajstra.

Podobno bardzo ciekawe! Słyszałem, że ludzie aż mdleją z wrażenia.

- Mam nadzieję, że pięknie podziękowaliście Emanuelowi za to, że was ze sobą

zabrał.

- Oczywiście. Evert dał mu nawet za to jeden kamyk ze swej kolekcji.

Nad brzegiem rzeki zauważyli Kristiana z chłopakami, Peder więc puścił jej dłoń i

ruszył do nich w podskokach.

background image

Elise z uśmiechem skręciła do domu, nie spuszczając wzroku z najmłodszego brata.

Jej serce przepełniła radość. Przypomniało jej się, jaki był uradowany, gdy opowiedziała o

ślubie. Cóż, samo życie! Jedni są rozgoryczeni, inni się cieszą. Postanowiła nie zwracać uwa-

gi na tych, którzy ją potępiają, i cieszyć się wraz z tymi, którzy nie ukrywają zachwytu.

Mama była właśnie bardzo zajęta czyszczeniem okien starymi gazetami.

- Nie mam pojęcia, jak zdołamy zdążyć ze wszystkim - narzekała. - Nie rozumiem,

dlaczego wyznaczyliście termin już na tę sobotę. Ludzie zwykle potrzebują więcej czasu na

przygotowanie wesela.

Elise nie odezwała się, pomyślała tylko, że wnet mama zrozumie dlaczego.

- I to w sobotę! - Mama nie dawała za wygraną. - A co, jeśli akurat opróżniać będą

latryny i będzie śmierdziało na całym osiedlu?

- Przecież zwykle opróżniają latryny w piątki wieczorem, a smród rzadko utrzymuje

się aż do następnego dnia.

- Peder znów przyniósł ze szkoły wszy. Pomyśl, jeśli zobaczą to państwo Ringstad!

Zauważyłam, że łażą mu po karku, więc szybko sięgnęłam po gęsty grzebień i przeczesałam

te jego sterczące włosy.

Na noc natrę mu głowę szarym mydłem i zawinę bandażem, ale nie wiadomo, czy uda

mi się usunąć wszystkie wszy za jednym razem.

Elise nie podobało się, że mama tak się denerwuje z powodu wesela, bo od razu i jej

się udzielał niepokój.

- Wiesz, że chłopcy byli w kinematografie? - zmieniła więc pośpiesznie temat. - Peder

wybiegł mi na spotkanie i opowiedział o wszystkim. Był w siódmym niebie!

- Uważam, że pan Ringstad powinien się z tym wstrzymać aż do ślubu.

Emanuel pojawił się, kiedy zdążyli zjeść kolację.

- Wysłałem telegram do domu, więc pewnie jutro otrzymamy jakąś odpowiedź.

- Zacząłeś dziś pracę w tkalni płótna żaglowego? - Elise popatrzyła na niego w

napięciu.

- Nie, zacznę dopiero od następnego poniedziałku. Byłem jednak w kantorze, żeby się

rozejrzeć. Ależ ci robotnicy ciężko pracują!

Elise przypomniała sobie Johana i jego silne dłonie. Zawsze wracał do domu taki

zmęczony.

- Jak miło, że zabrałeś chłopców do kinematografu. Peder nie mógł się wręcz

doczekać, by mi o wszystkim opowiedzieć, i wybiegł mi na spotkanie.

Emanuel roześmiał się.

background image

- Bardzo zabawne te ruchome obrazy. Aktorka, która grała mściwą kucharkę, była

naprawdę świetna. Evert tak się śmiał, że spadł ze stołka.

- Peder mówił mi o tym.

Peder kręcił się niecierpliwie, ale nie odzywał się. Wiedział, że dorosłym nie wolno

przeszkadzać w rozmowie.

- Prawda, że pójdziemy jeszcze na Polowanie na niedźwiedzia albo Policmajstra,

Ringstad? - wtrącił wreszcie.

- Myślę, że możesz zacząć do mnie mówić Emanuel. Za niecały tydzień przecież będę

już twoim szwagrem.

Peder zerknął na niego zdziwiony.

- Będziesz też moim szwagrem, nie tylko Kristiana? - Jego szeroko otwarte oczy

błyszczały jak szklane kulki.

- Oczywiście, że będę także twoim szwagrem, przecież jesteś bratem Elise - zaśmiał

się Emanuel.

Peder poderwał się, aż przewrócił stołek, i rzucił:

- Muszę lecieć do Everta. On jeszcze nie wie, że będę miał szwagra! - Ale gdy dobiegł

do drzwi, odwrócił się gwałtownie. - Ale co z Evertem, Ringstad? To znaczy Emanuelu. On

też będzie miał szwagra?

- Evert jest przyjacielem rodziny, więc potraktujemy go na równi z innymi.

Peder pokiwał głową zadowolony i zniknął. Kristian zaśmiał się.

- Wiem, że nie wolno mi tego mówić, ale Peder jest trochę głupi.

- Nie, po prostu jest jeszcze dziecinny - wyjaśniła Elise pośpiesznie. - Za parę lat na

pewno nadrobi to opóźnienie.

- Peder do dobry chłopak - rzekł Emanuel, spoglądając na Kristiana. - Ma złote serce,

a to ważniejsze niż cokolwiek innego.

- Chłopaki w szkole wyśmiewają się z niego i mówią, że ma zakorkowaną głowę, a

kiedy dorośnie, będzie wywoził gówna.

Twarz Emanuela stężała.

- Możesz ich pozdrowić ode mnie i przekazać, że chętnie odwiedzę jeszcze raz

nauczyciela.

Kristian wyraźnie się zdenerwował, bo wiedział, że nie powinien był skarżyć. Rzekł

więc tylko:

- Oni po prostu zazdroszczą.

- Zazdroszczą? Czego?

background image

- Peder przechwala się, że jego siostra wychodzi za mąż za bohatera.

- To ja niby jestem tym bohaterem? - zaśmiał się Emanuel. Kristian pokiwał głową i

wyjaśnił:

- Uratowałeś Smarkacza.

- W takim razie powiedz Pingelenowi, że może okazać swoją wdzięczność w taki

sposób, że zostawi szwagra bohatera w spokoju. Wybierzemy się na spacer, Elise? Na niebie

nie ma nawet jednej chmurki i jest bardzo ciepło. Pomyślałem sobie, że moglibyśmy przejść

się do miasta i popatrzeć trochę na tamtejszy ruch i gwar.

- Ale przecież w sobotę jest wesele! - wtrąciła się mama przerażona. - Musimy

wysprzątać cały dom, upiec ciasta, wyczyścić szkła w lampach naftowych i uszyć firanki.

Nasze stare całkiem się podarły, gdy je zdjęłam z okien. Już wcześniej były łatane i

cerowane. Udało mi się kupić tani kretonik w sklepie u Magdy.

- Pomogę ci szyć jutro wieczorem, mamo. Szkła mogą wyczyścić Peder i Kristian, a

podłogi dopiero co szorowałam. Piec zaczniemy dopiero w piątek, bo w tym upale ciasta

szybko by zeschły.

Szli w dół Maridalsveien, trzymając się za ręce. Gdzieniegdzie wciąż jeszcze kwitły

bzy za rzucającymi cień płotami i pękały pąki kwiatów jabłoni. Na ulicach biegały boso

dzieciaki. Grały w kulki, w „kluchę”, skakały w klasy, a na otwartej przestrzeni grupa chłop-

ców bawiła się w diabolo, prostą grę zręcznościową polegającą na obracaniu szpulki za

pomocą dwóch patyków połączonych ze sobą cienką linką.

Emanuel popatrzył na nich z zainteresowaniem.

- Podobno moda na diabolo szerzy się jak zaraza na całym świecie. W cyrku

występują nawet sztukmistrze, którzy potrafią obracać szpulką na najbardziej wymyślne

sposoby. Ale policji się nie podoba, że dzieci się tym bawią. Policjanci uważają, że ta zabawa

zagraża porządkowi publicznemu i bezpieczeństwu. Zdarza się bowiem, że szpulka zamiast

na sznurku ląduje na nosie przechodniów - zaśmiał się.

- Peder i Kristian opowiadali, że jacyś koledzy ze szkoły kupili sobie blaszane diabolo

z gumką, ale mało kogo stać na takie zabawki.

- Dobrze, że większość uczniów pochodzi z tego samego środowiska. Uważam za

zaletę to, że robotnicy mieszkają zebrani w jednym miejscu. Kiedy ja chodziłem do szkoły,

synowie bogatych gospodarzy siedzieli razem z wychudzonymi i biednymi jak myszy

kościelne dziećmi komorników.

Te dzieciaki musiały bardzo boleśnie odczuwać codzienne obcowanie z uczniami,

którym powodziło się znacznie lepiej niż im.

background image

Korzystając z pięknej letniej pogody, ludzie wylegli na ulice. Kobiety były ubrane w

jasne sukienki ułożone w fałdy, z ciasno zasznurowanym gorsetem. Kapelusze z ozdobnymi

ptakami miały przyczepioną gumkę, którą mocowało się wokół koka, by nakrycie głowy nie

spadło. Inne kapelusze, wielkie jak koła od powozu, ozdobione kołyszącymi się strusimi

piórami, mocowano długimi szpilkami kapeluszowymi, które stanowiły zagrożenie dla

przechodniów. Trzeba było uważać, by nie nadziać się na taką wystającą szpilkę i nie skale-

czyć oka. Elise czytała w gazecie, że zalecano zabezpieczanie szpilek ochronnymi

nakładkami, póki co jednak nie zauważyła, by ktoś tak robił.

W tłumie łatwo było rozpoznać robotników ubranych w drelichowe bluzy, w

czapkach z daszkiem na głowach. Najbardziej zawadiaccy nosili spodnie z szerokimi

nogawkami, wkładali ręce do kieszeni, a czapkę wkładali na bakier. Kobiety zaś ubierały się

w szerokie ciemne suknie, wkładane na płócienne koszule.

Mężczyźni należący do klasy średniej mieli zegarki z łańcuszkiem i elegancko

machali laseczką. Niektóre damy zakrywały twarz woalką przyczepioną do kapelusza, by

osłonić twarz przed kurzem ulicznym i słońcem. Elise słyszała gdzieś, że silne promienie sło-

neczne są niebezpieczne dla zdrowia. Zdziwiło ją to, bo w przypadku mamy słońce było

prawdziwym błogosławieństwem.

- Coś ucichłaś, o czym myślisz?

- Akurat teraz zastanawiam się, czemu wszyscy okrywamy czymś głowę, mimo że

jest lato. Nawet mali chłopcy mają czapki.

- W gazetach pisali, że letnie słońce może mieć niebezpieczny wpływ na centralny

system nerwowy. Co się zaś tyczy dam w wielkich kapeluszach, to pewnie chodzi im o

osłanianie delikatnej i wrażliwej cery.

- Skąd te eleganckie damy mają takie piękne suknie? Czy tu, w mieście, są jakieś

krawcowe?

- Bogacze kupują swoje stroje w Londynie i w Paryżu. A mają ich całą kolekcję:

stroje wizytowe, balowe, ubrania sportowe. Panowie na co dzień noszą słomkowe kapelusze

lub futrzane kołnierze. Pani Carlsen, u której mieszkam, spaceruje nawet w dzień powszedni

w kapeluszu ze strusimi piórami i w kostiumie z odpowiednią parasolką.

Elise znów pomyślała o ślubie i wyobraziła sobie, jak bardzo różnić się będzie jej

rodzina od rodziny Emanuela. Na samą myśl ścisnęło ją z nerwów w żołądku.

Minęli bramę, w której stali mężczyźni i zwilżali gardła w upale, gdy tymczasem ich

żony trzepały pościel i pokrzykiwały coś do siebie nawzajem. Z jakiegoś podwórza wybiegł

mężczyzna, którego goniła żona. On trzymał w rękach zegar ścienny, ona zaś wykrzykiwała,

background image

że spierze go na kwaśne jabłko, jeśli zaniesie jej zegar do lombardu.

W dole na ulicy Karla Johana pulsowało życie. Pośród tłumu rozległ się nagle

straszny hałas i wprost na nich wyjechał plujący dymem potwór. Elise nie widywała często

automobili z bliska, więc uchwyciła się Emanuela przerażona. W pojeździe siedział elegancki

mężczyzna w wielkich okularach, a towarzysząca mu dama miała na głowie kapelusz z

woalką, zasłaniającą jej twarz. Gromadka dzieciaków biegła za automobilem, by przyjrzeć

mu się z bliska.

- Warto by mieć coś takiego - odezwał się Emanuel, odprowadzając maszynę tęsknym

wzrokiem.

- Uff, nie - wzdrygnęła się Elise. - To okropne jechać tak szybko!

Emanuel zaśmiał się i wyjaśnił:

- Nie wolno im jeździć szybciej niż dorożki konne. Słyszałem, że ma zostać

wprowadzony przepis zakazujący jazdy z prędkością powyżej czterdziestu kilometrów na

godzinę, ale u nas w kraju i tak nikt tak szybko nie jeździ. Natomiast we Francji ostatnio

wygrał wyścigi samochodowe kierowca, który osiągnął prędkość osiemdziesięciu kilometrów

na godzinę!

- Dobrze rozumiem, dlaczego gospodarze i dorożkarze wybuchają gniewem na widok

automobili. Pewien wozak, który rozwozi drewno dla ubogich, opowiadał, że te potwory

płoszą konie, kurzą pola i łąki.

- To prawda. Niektóre gminy zakazały jazdy automobilem po wiejskich drogach. Ale

inne udzieliły pozwolenia pod warunkiem, że przodem jedzie cyklista. Pójdziemy sobie do

Tivoli?

- Chętnie.

Przytulił ją mocniej i pocałował w czoło.

- Tak cię kocham, Elise.

Obejrzała się z lękiem na boki, sprawdzając, czy nie widzi ich nikt znajomy.

W dole połyskiwał w słońcu fiord, a drzewa nad ich głowami przypominały

olbrzymie zielone parasole. Czarny kos i zięba śpiewały w zawody.

Usiedli przy stoliku pod liściastym drzewem. Z sali tanecznej dolatywały przyjemne

dźwięki muzyki.

- Może potańczymy? Popatrzyła na niego zdumiona.

- Jak to? Ty, który byłeś oficerem w Armii Zbawienia... Zaśmiał się.

- Przecież wiesz, że zrezygnowałem ze służby w Armii. Tak naprawdę najbardziej

pociągała mnie praca dla ubogich. Lubiłem przebywać wśród biednych i pomagać tym

background image

najbardziej potrzebującym. Nigdy jednak nie czułem się na właściwym miejscu, kiedy trzeba

było głosić ewangelię. Może więc dokonałem właściwego wyboru?

Pojawiła się kelnerka i Emanuel zamówił kawę, sok jabłkowy i ciasto. Potem chwycił

Elise za rękę i rzekł:

- Zostało tylko cztery dni, a potem... Zaczerwieniła się po uszy i pokiwała głową.

- Bylebym jakoś przebrnęła przez ten dzień, to dalej... Spojrzał na nią przerażony:

- Jak to, nie cieszysz się na nasz ślub?

- Oczywiście, że się cieszę, ale zarazem strasznie się boję. Nie zrozum mnie źle, twoi

rodzice... ciotka... pani Thoresen i Anna... Tyle osób jest przeciwnych naszemu małżeństwu.

Uśmiechnął siei ścisnął jej dłoń.

- A czy musimy się tym przejmować? Liczy się tylko to, że się , kochamy. Powiem ci

tylko na pociechę, że państwo Carlsenowie z Karolinę podziękowali za zaproszenie, ale nie

będą mogli nas zaszczycić swoją obecnością.

- To ich także zaprosiłeś? - Popatrzyła na niego przerażona.

- Uznałem, że nie wypada mi postąpić inaczej, ale byłem raczej pewny, że znajdą

jakąś uprzejmą wymówkę, by się z tego wykręcić. Odkąd oznajmiłem, że się żenię, nie

widziałem się z Karolinę. Pan Carlsen jest wyraźnie zmartwiony, bo jego córka odmawia

spożywania posiłków.

- To straszne.

- To tylko wyrachowana gra i dziewczęce fochy. Przywykła, by zawsze stawiać na

swoim.

- Żeby tylko sobie nie zrobiła nic głupiego... to znaczy nie zrobiła sobie krzywdy.

- Ona nie należy do tego typu osób. W sobotę urządzi z pewnością jakieś dramatyczne

przedstawienie, ale gdy wreszcie zrozumie, że nic nie wskóra, zacznie się rozglądać za jakąś

inną odpowiednią partią. Zjedz ciastko, Elise, bo chcę z tobą zatańczyć.

Gdy tylko weszli do sali, uderzył ich w nozdrza aromat wina i innych mocnych

trunków. Wśród dźwięków żywej polki wybuchały raz po raz salwy śmiechu i rozlegały się

tubalne nawoływania. Na zatłoczonym parkiecie pląsały wesoło pary. Panował tu straszny

zaduch.

- Poczekajmy na walca - zaproponował Emanuel i objąwszy ją ramieniem, przytulił i

pocałował. Pozwoliła mu na to. Gdy tylko popłynęły spokojniejsze dźwięki muzyki,

pociągnął ją za sobą na parkiet i zawirowali w takt muzyki.

Elise zdawało się, że unosi się w powietrzu. Emanuel miał poczucie rytmu i dobrze

prowadził. Gdy tak płynęła w jego ramionach, wsłuchana w łagodne dźwięki, miała

background image

wrażenie, że jest w raju. Zapragnęła, by muzyka nigdy się nie skończyła, by mogła pozostać

w jego objęciach i tańczyć z nim do końca życia.

- Jesteś lekka jak piórko - szepnął jej do ucha.

- A ty tańczysz bosko - odparła mu także szeptem.

- Kocham cię, Elise. Nie mogę wprost uwierzyć, że dane jest mi to przeżywać. Nigdy

nie zapomnę tej nocy, kiedy leżałem w moim pokoju na poddaszu, nie mogąc zmrużyć oka, i

marzyłem o młodej dziewczynie, którą spotkałem w Świątyni tego wieczoru, ale która,

niestety, związana była z kimś innym. Zaśmiała się cicho.

- Już wtedy?

- Dla mnie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Byłaś taka poważna, ale gdy raz

po raz się uśmiechałaś i w policzkach ukazywały się dołeczki, miałem wrażenie, jakby

otwierało się przede mną niebo. - Zamilkł i dopiero po chwili dodał: - Byłaś taka skromna,

nie myślałaś o sobie, tylko o swojej siostrze i młodszym bracie. Rozczuliło mnie to, a potem

się przekonałem, że nie udawałaś. Zawsze jesteś taka.

- Nie przeceniaj mnie.

Przytulił się policzkiem do jej policzka i odparł:

- Nie przeceniam, po prostu mówię prawdę.

Przez długą chwilę tańczyli w milczeniu, rozkoszując się tańcem, muzyką i wzajemną

bliskością.

- Kiedy awansuję na wyższe stanowisko i będę lepiej zarabiać, kupię ci białą sukienkę

i kapelusz z dużymi kwiatami, białe rękawiczki i lekkie pantofelki.

Poczuła ukłucie w sercu. Powiedział to wprawdzie w dobrej wierze, ale jego słowa

sprawiły, że wydała się sobie jeszcze bardziej szara i biedna w starej spódnicy i bluzce, którą

zawsze nosiła do fabryki. Wkładać niedzielną sukienkę w zwykły poniedziałek jakby nie

uchodziło, poza tym ta sukienka też nie była jasna.

- A kiedy zostanę dyrektorem, sprawimy sobie dom na samym szczycie wzgórza

Aker, na ulicy Karla Johana lub Oscarsgate. Wtedy będziesz mogła rzucić pracę w fabryce, a

zamiast tego przechadzać się jak dama z parasolką, w kapeluszu z woalką i w boa z piór. A ja

zapuszczę wąsy i będę ci towarzyszył, machając laseczką ze srebrną gałką.

Elise roześmiała się.

- A ja sądziłam, że marzysz o spokojnym, skromnym życiu i wieczornym śpiewaniu

na ganku przy dźwiękach gitary.

Zaśmiał się także.

- Ależ marzę, Elise. Powiedziałem tak tylko dla żartu.

background image

- Ale w twych słowach kryło się trochę powagi, prawda?

- No może odrobinę. Przynajmniej gdy mówiłem o tym, że rzucisz pracę w fabryce.

Choć nie miałbym też nic przeciwko temu, by sprawić sobie automobil.

Przetańczyli wiele melodii, ale w sali zrobiło się gorąco nie do wytrzymania i

Emanuel jęknął:

- Za chwilę się tu upiekę. Chodź, wyjdziemy trochę.

Na dworze nadal było jasno. O tej porze roku długo się nie ściemniało. Pojedyncza

ścieżka prowadziła pomiędzy ocienionymi drzewami, wśród których Elise dostrzegła

szukające odrobiny samotności pary. Niektórzy stali ciasno objęci, inni całowali się. Jeden

mężczyzna tak mocno przyciskał swoją partnerkę, że jej ciało wygięło się niemal w łuk.

Emanuel rozejrzał się dokoła.

- Tyle tu ludzi - rzekł. - Lepiej byłoby pospacerować wzdłuż rzeki.

- Możemy jeszcze zmienić plany. Zaśmiał się i pocałował ją w usta.

- Tak myślisz? A nie musisz już wracać do domu?

- W taką noc jak ta szkoda spać.

- Ale przecież nie wolno mi...

- Czyżby? Nie pamiętam.

Emanuel objął ją mocno i wtulając twarz w zagłębienie jej szyi, zaśmiał się cicho,

mówiąc:

- Lepiej mnie nie drażnij!

- Czy nie może być nam ze sobą dobrze, bez... to znaczy... - Elise urwała speszona i

zarumieniła się.

- Nie musisz nic mówić. Rozumiem, o co ci chodzi. Owszem, ukochana, nie musimy

posuwać się zbyt daleko i przekraczać wyznaczonych przez pastora granic, by było nam

dobrze ze sobą. Chociaż nie jestem pewien, co on sądziłby o tym, co robimy, nie robiąc tego,

co nie wolno.

Gdy wychodzili z Tivoli, Elise zwróciła uwagę na dwóch mężczyzn o ponurych

twarzach, którzy stali przy bramie i odróżniali się od innych rozbawionych ludzi. Ubrani byli

obaj w wykrochmalone koszule, kamizelki, marynarki i wyprasowane w kant spodnie z

mankietami. Nie byli to ani robotnicy, ani włóczędzy. Nie towarzyszyły im też damy, co

znaczyło, że nie przyszli tu potańczyć, mimo że jeden był nawet bardzo przystojny,

rozmyślała Elise zaintrygowana. Kiedy mijała ich z Emanuelem, zdawało jej się, że jeden

szturchnął drugiego łokciem porozumiewawczo, ale może tylko sobie to wmówiła. Na

moment napotkała jego spojrzenie, ale nie przypominała sobie, by kiedyś wcześniej widziała

background image

tego człowieka na oczy.

Przeszli pośpiesznie przez miasto w stronę Maridalsveien, mimo że na ulicach kręciło

się jeszcze dużo ludzi i było na co popatrzeć. Wielu mieszkańców kamienic wyglądało przez

okna w ciepły letni wieczór.

Elise przez cały czas miała ochotę spytać Emanuela o Agnes, ale brakowało jej

odwagi, w końcu jednak nie wytrzymała.

- Rozmawiałeś może z Agnes?

- Żeby ją zaprosić na ślub, o to ci chodzi?

- Tak, a może coś ci jeszcze mówiła?

- Unika mnie. Zastanawiam się nawet, czy Karolinę i Agnes wiedzą o sobie, bo to

dosyć komiczna sytuacja. Jedna głoduje, a druga się wścieka. Co ja takiego zrobiłem?

- To znaczy, że nie próbowałeś z nią porozmawiać?

- Owszem, próbowałem, ale mnie zbyła, mówiąc, że nie chce mieć nic wspólnego z

takimi zdrajcami. Doprawdy włos się jeży na głowie. Przecież ja ją jedynie próbowałem

nauczyć grać na gitarze, zresztą dlatego, że natrętnie się tego domagała. Myślę, że nie powin-

naś czynić więcej starań, aby ją zaprosić na ślub, bo wynikną z tego tylko nieprzyjemności

dla nas wszystkich.

Elise zerknęła w okno wystawowe i zauważyła w szybie odbicie dwóch idących za

nimi mężczyzn. Bezwiednie odwróciła głowę. To byli ci sami, których widziała przy wyjściu

z Tivoli.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Nie znała ich, nic ich nie łączyło, a że szli tą samą drogą, samo w sobie nie budziło

podejrzeń. Mimo to serce zabiło jej szybciej.

- Dlaczego nic nie mówisz? Nie zgadzasz się ze mną? - zapytał Emanuel.

- Owszem, zgadzam się - odpowiedziała, starając się nie przejmować mężczyznami,

którzy szli za nimi. - Agnes, zaślepiona gniewem, gotowa jest na wszystko, byleby się

zemścić. Mama nieraz była oburzona jej zachowaniem, niedobrze by się stało, gdyby także

twoi rodzice stali się świadkami jakiejś nieprzyjemnej sytuacji. To by tylko wzmogło ich

niechęć.

Przez chwilę szli w milczeniu.

Elise, wsłuchując się w odgłosy kroków za plecami, pomyślała, że to jednak dziwne,

że ci dwaj wyszli z Tivoli zaraz po nich i idą dokładnie w tym samym kierunku.

- Nic nie mówisz, jesteś zmęczona?

- Nie, po prostu chłonę piękno letniego wieczoru. Jest wyjątkowo ciepło.

- Jeśli wolałabyś pójść do domu i się położyć, to po prostu powiedz.

- Nie, wolę pobyć z tobą.

Najchętniej oparłaby głowę na jego ramieniu i powiedziała to nieco czulej, ale

krępowała ją obecność tych dwóch z tyłu.

- W takim razie pójdziemy sobie na polanę Myralokka, a do domu wrócimy przez

most Bentsebrua.

Wolałaby, żeby nie mówił tego tak głośno, bo na pewno idący z tyłu mężczyźni

wszystko słyszeli.

- Może są tam chłopcy i się kąpią? - powiedziała specjalnie głośniej, ale Emanuel

tylko się zaśmiał.

- O tak późnej porze? Nie sądzę, by im było wolno.

Elise próbowała uspokoić samą siebie, że dwaj mężczyźni na pewno pójdą dalej

Maridalsveien, gdy ona i Emanuel skręcą w stronę Myralokka.

Niepokój jednak w niej narastał. Może tamci mają coś wspólnego z bandą Lorta -

Andersa? Bo jeśli nie, skąd by wiedzieli, kim jest? Przecież nigdy wcześniej ich nie spotkała.

Wreszcie dotarli do rozdroża i skręcili w prawo. Elise wstrzymała oddech i

nasłuchiwała uważnie kroków za plecami. Ku swemu przerażeniu usłyszała, że mężczyźni

też skręcili.

background image

Emanuel najwyraźniej nic nie zauważył. Przyciągnął ją mocniej do siebie i rzekł cicho

stłumionym głosem:

- Może znajdziemy jakieś zaciszne miejsce wśród drzew, tak jak ostatnio?

- Ktoś idzie za nami - wyszeptała Elise.

- Zaraz znikną.

- Mam nadzieję.

Ścieżka prowadziła w dół na brzeg rzeki. Wśród gęsto rosnących drzew panował

półmrok. Na domiar złego zaczęło zmierzchać. Elise zrozumiała nagle, że popełnili głupstwo,

skręcając w tak ustronne miejsce. Nabrała podejrzeń, że ci mężczyźni mogą mieć jakieś

związki z Lortem - Andersem.

- Wiesz, Emanuelu, rozmyśliłam się. Chcę wrócić już do domu i się położyć. Przecież

pozostało mi tylko parę godzin odpoczynku, nim znów zacznę pracę.

Zauważyła, jak bardzo poczuł się zawiedziony, ale nie sprzeciwiał się. Gdy zawrócili,

mignęły jej dwie ciemne sylwetki pomiędzy drzewami. Równocześnie usłyszała jakieś głosy.

Z naprzeciwka szła w ich kierunku para zakochanych. Młodzi spacerowali ciasno objęci,

roześmiani i zagadani. Elise przyśpieszyła, a Emanuel podążył za nią bez słowa. Dopiero gdy

przeszli przez Bentsebrua, zatrzymał ją i zapytał:

- Dlaczego tak się przestraszyłaś, Elise? Nie ufasz mi?

- Nie, nie dlatego.

- Czemu więc się rozmyśliłaś? Sądziłem, że miałaś ochotę na ten spacer tak samo jak

ja.

- Śledziło nas dwóch mężczyzn.

Zmarszczył czoło i popatrzył na nią zdziwiony.

- O czym ty mówisz?

- Zauważyłam ich przy wyjściu z Tivoli, potem przez cały czas szli za nami. Długo

sądziłam, że to zbieg okoliczności. Kiedy jednak skręcili za nami w stronę Myralokka,

zaniepokoiłam się.

- To chyba nie... - odwrócił głowę i obejrzał się za siebie.

- Nie, nigdy ich wcześniej nie widziałam na oczy, ale to nie może być przypadek. Szli

za nami krok w krok. Poza tym przypominam sobie, że gdy ich mijaliśmy przy wyjściu, jeden

szturchnął drugiego porozumiewawczo. Myślałam, że mi się przywidziało, ale teraz już nie

mam tej pewności.

- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

- Do końca nie chciało mi się wierzyć, że to ma jakiś związek z nami. Ale gdy

background image

powiedziałam, że chcę wrócić do domu, i się odwróciłam, pośpiesznie ukryli się wśród

drzew.

- O co im chodzi? - zastanawiał się Emanuel, raz jeszcze oglądając się za siebie, ale

nikogo nie zauważył.

- Może śledzili nas, żeby wysłać Johanowi świeży raport.

- Ale po co? Przecież on z pewnością już wie, że się pobieramy.

- Wracajmy! - poprosiła Elise, czując, jak przenika ją zimny dreszcz.

Zrobiło się już całkiem ciemno, gdy doszli do domu nad rzeką. W oknach się nie

świeciło, wszyscy więc pewnie już dawno położyli się spać.

Drzwi były zamknięte, ale na szczęście Elise miała przy sobie klucz.

- Nie mogę się przyzwyczaić - powiedziała. - W Andersengàrden nigdy się nie

zamykaliśmy, ale tu w domu, na uboczu, mama nie czuje się całkiem bezpiecznie. Poza tym

boi się o te wszystkie twoje meble i rzeczy.

Emanuel roześmiał się cicho.

- Wątpię, czy jakiemuś rabusiowi chciałoby się taszczyć całe umeblowanie, nawet

gdyby się pojawił w niezbyt uczciwych zamiarach. - Objął ją i odwrócił do siebie, a całując

jej usta, zapytał: - Mogę wejść z tobą do środka?

- A jeśli mama nas usłyszy?

- Nie usłyszy, jeśli zdejmiemy buty i przemkniemy się na palcach. Przecież ona śpi na

górze, prawda?

- Tak. Postawiłam swoje łóżko u niej w pokoju i śpię razem z nią. Na pewno jeszcze

nie zmrużyła oka i czeka na mnie.

Zapiszczały drzwi, zatrzeszczała podłoga. Jeśli mama nie spała, musiała ich usłyszeć.

Ostrożnie przekradli się do saloniku.

Było tam całkiem ciemno, bo przez okienka nie dochodził nawet blask księżyca.

Emanuel wziął ją za rękę i po omacku odszukał sofę, po czym pociągnął Elise za sobą.

- Właściwie chciałem pójść do sypialni, ale pomyślałem sobie, że się nie zgodzisz i

powiesz, że przed nocą poślubną nie powinniśmy z niej korzystać - zaśmiał się cicho wtulony

w jej szyję. - A poza tym nie ma tam łóżka. - Musnął jej usta i dodał: - Właściwie nawet

lepiej poleżeć tu niż oganiać się od mrówek i komarów pod drzewami.

- Sądzę, że wcale byś ich nie zauważył - zaśmiała się po cichu.

- Dlaczego?

- Bo byłbyś pochłonięty czymś innym.

- Czym?

background image

- Głuptasie, wiesz, o czym mówię.

- Ale powiedz mimo wszystko. Uwielbiam, jak wypowiadasz słowa, na których

dźwięk cały płonę.

- Jesteś dziwny. Kiedy dziewczyny w fabryce opowiadają o swoich miłosnych

przeżyciach, odnoszę wrażenie, że wszystko odbywa się bez zbędnych słów. Nigdy nie

wspominają o tym, że rozmawiają ze swoimi ukochanymi.

- Też byś wolała, żebym przystępował wprost do rzeczy? Roześmiała się rozbawiona,

ale on pośpiesznie zakrył jej usta dłonią.

- Cii, chłopcy mogą nas usłyszeć.

- Jak oni zasną, nie obudzą się, nawet gdybyś zburzył dom. Emanuel położył się

bokiem i podniósł jej bluzkę i koszulę. Powolnymi ruchami pieścił piersi, szepcząc ze

zdumieniem:

- Powiększyły się.

Poczuła, jak jego wargi zamknęły się wokół brodawki. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.

- Cieszę się, że wkrótce będę mógł zobaczyć cię nago.

Nie odpowiedziała, zawstydzona tą myślą, bo nie sądziła, że małżonkowie kochają się

w taki sposób.

- Ludzie ze wsi są inni niż ludzie w mieście - wyjaśnił, jakby czytał w jej myślach. -

My traktujemy wszystko bardziej naturalnie. Widzimy, jak to robią zwierzęta, wiesz. Nie

chcę, żebyśmy ukrywali się w ciemnościach i pośpiesznie płodzili dzieci pod pierzyną. Chcę

upajać się tobą, radować się twoim cudnym ciałem, przeciągać chwile rozkoszy jak najdłużej,

aż do momentu, gdy będziemy tak rozpaleni, że nie będziemy w stanie czekać dłużej.

Jego słowa sprawiały, że przez jej ciało przetaczały się fale gorąca.

- Chcę, byś wraz ze mną brała w tym udział - ciągnął tym samym gardłowym

szeptem. - Byś mnie dotykała, pieściła, nie wstydziła się tego, lecz czerpała rozkosz tak samo

jak ja. Byś robiła to wszystko, na co przyjdzie ci ochota, bez wstydu i bez zahamowań.

Wtedy zdołamy osiągnąć spełnienie.

Nagle urwał i nastawił uszu.

- Chyba ktoś schodzi po schodach.

Wstrzymali oddechy, nasłuchując uważnie. Emanuel usiadł gwałtownie, gdy odgłos

kroków i trzeszczenie drewnianych stopni rozległy się wyraźniej, a ona poszła za jego

przykładem.

- To chyba mama - wyszeptała, czując, że ze wstydu palą ją policzki. Oddychała

nierówno, a serce podeszło jej do gardła.

background image

- Miejmy nadzieję. Gorzej by było, gdyby to był któryś z twoich braci.

- Elise? - doleciał z kuchni zatrwożony głos mamy.

- Odpowiedz, bo ona się boi o ciebie.

- Ale wtedy ona się domyśli, że...

- Wszystko w porządku, pani Lovlien. Jesteśmy tutaj, w salonie. - Głos Emanuela

zabrzmiał dziwnie głośno w pogrążonym w ciszy domu.

- Ach tak, już się o nią bałam.

- Za chwilę przyjdzie na górę.

- Powiedz jej, że za parę godzin musi wstać do fabryki.

- Dobrze, powiem. Dobranoc, pani Lovlien.

Wnet usłyszeli znów skrzypienie schodów prowadzących na poddasze.

- Chyba najlepiej będzie, gdy już pójdę. Twoja mama nie śpi, więc... - urwał i

przytulił ją mocno do siebie. - Za parę dni...

- Tak, jeszcze tylko pięć dni, Emanuelu. Przyjdziesz jutro do domu na przerwę

obiadową?

- Jeśli chcesz, mogę przyjść. Możemy się umówić na przykład przy wzgórzu.

- Dobrze. Dobranoc, Emanuelu.

- Dobranoc, ukochana. Nie zmrużę oka i będę marzył o tobie. To najlepsze, co mogę

zrobić, póki nie będziemy dzielić razem nocy.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Upał wciąż nie ustępował. Kiedy następnego ranka Elise szła do fabryki, było już

gorąco, mimo że zegar nie wskazywał jeszcze godziny szóstej. Ziewała całą drogę.

Stanowczo zbyt późno położyła się spać, a potem długo jeszcze leżała w łóżku i rozmyślała o

ślubie, Emanuelu i... Johanie.

Pomyśleć, że Johan odkrył w sobie zdolności rzeźbiarskie! Pochwalił go nawet sam

dyrektor więzienia i powiedział, że ma talent. Nie zdziwiło jej to. Pomimo wszystko nie

straciła wiary w niego. Właściwie tylko ją to utwierdziło w przekonaniu, że Johan uległ

pokusie łatwego zarobku, zrozpaczony sytuacją Anny, i na pewno mocno tego żałował.

Gdyby nie zerwał zaręczyn, nadal by na niego czekała. Tylko jak wówczas zdołałaby

zapłacić zarządcy czynsz?

Wiedziała, że kocha ich obu, Johana i Emanuela, ale każdego inaczej. Ta myśl

napełniła ją niepokojem i zrodziła w niej poczucie winy. Czy inne kobiety doświadczyły

czegoś podobnego? Może przyjęły oświadczyny, mimo że kochały innego? Czy była złym

człowiekiem, wychodząc za mąż za Emanuela z rozsądku, jak to wyraziła Anna?

Nie okłamywała go, od początku dała mu wyraźnie do zrozumienia, co czuje. Mimo

to, gdy byli sam na sam, odczuwała pożądanie i coraz silniejszą sympatię. Czy to nie dziwne?

Mama zawsze powtarzała, że gdy kobieta kocha mężczyznę, żaden inny nie budzi w niej

namiętności. Ale to nieprawda. A może po prostu pokochała Emanuela?

Tuż przed nią szły przez most dwie prządki. Jedna z nich, Elise nie pamiętała jej

imienia, odwróciła się i zagadnęła ją:

- Słyszałam o twoim oficerze, Elise. Uratował życie najmłodszemu synkowi Nelly.

Elise uśmiechnęła się i pokiwała głową.

- Mój mąż powiedział, że to bohaterski czyn. Czy to prawda, że się pobieracie i

będziecie mieszkać w domu po starym majstrze?

- Tak, udało nam się wynająć ten dom na rok. Emanuel wystąpił z Armii Zbawienia i

dostał pracę w tkalni płótna żaglowego.

- Tak? - popatrzyła na Elise ze zdziwieniem. - To dobrze dla ciebie i dla twojej mamy

chorej na suchoty.

- Tak, ona potrzebuje dużo słońca. Mam nadzieję, że nie będzie musiała iść do pracy

do sklepu Magdy wcześniej niż na jesieni.

- Będzie pracowała w sklepie na rogu?

background image

- Taki ma zamiar.

- Widziałam tu któregoś dnia twojego najmłodszego brata. Ukrył się w bramie przed

starszymi chłopakami. Czy coś z nim jest nie tak? Pingelen mówi, że ma trochę nie po kolei

w głowie.

Elise poczuła, że kipi ze złości.

- Z Pederem nie dzieje się nic złego, po prostu rozwija się nieco wolniej. Jeśli jeszcze

raz usłyszę, że Pingelen czy inni rozgłaszają takie pogłoski, pójdę prosto do dyrektora szkoły

i zażądam, by położył temu kres.

Prządka spojrzała na nią nieco przestraszona i pośpiesznie usprawiedliwiła się:

- Nie miałam nic złego na myśli.

Elise wzięła się w garść. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje, nie miała w zwyczaju

reagować tak gwałtownie.

- Wiem, że nie powiedziałaś tego złośliwie, ale ja bardzo się tym przejmuję ze

względu na Pedera. Zimą kilku chłopaków próbowało zepchnąć go do wodospadu.

Przerażona prządka zakryła dłonią usta.

- Boże! Że też coś takiego w ogóle przyszło im do głowy? Doszły do bramy i udały

się do hali fabryki. Większość robotnic zdążyła już przyjść. Ropucha biegał tam i z powrotem

i pohukiwał na wszystkich. Dwie młode robotnice przyniosły ze sobą w kartonach

niemowlęta i położyły w korytarzu.

- To nie żłobek! - grzmiał. - Jak zobaczę, że któraś z was wymyka się na korytarz w

czasie pracy, to skończy się moja pobłażliwość.

Zarówno prządki, jak i pomocnice popatrzyły po sobie, zastanawiając się, jak dzieci

wytrzymają bez karmienia od przerwy obiadowej aż do końca zmiany.

W hali panował niemiłosierny upał. Dokuczliwy kurz drażnił gardła i robotnice

pokasływały i charczały. Słońce świeciło przez wielkie okna, dodatkowo nagrzewając

fabryczne pomieszczenie. Prządkom dokuczało pragnienie, pot spływał im po plecach, ubra-

nia przyklejały się do ciała. Zdawało im się, że nie dadzą rady wytrzymać w takich

warunkach dwunastu lub czternastu godzin pracy.

Elise nie mogła się doczekać przerwy obiadowej nie tylko dlatego, że marzyła o tym,

by wyjść na świeże powietrze. Cieszyła się także na spotkanie z Emanuelem. Może przejdą

się brzegiem rzeki? Od wartkiego nurtu zawsze powiewa ożywcza bryza, zwłaszcza w górze

rzeki, gdzie woda jest czysta, niezanieczyszczona przez fabryki. Zdejmą sobie buty i

wymoczą nogi. Pochlapie sobie wodą twarz i szyję. Niepotrzebnie umówili się przy drodze

prowadzącej na wzgórze. Lepiej byłoby, gdyby Emanuel przyszedł po nią do fabryki,

background image

uniknęliby wówczas spaceru wzdłuż zakurzonej ulicy Maridalsveien.

Wreszcie w korytarzu rozległo się pobrzękiwanie kotłów z zupą. Dwie świeżo

upieczone matki pierwsze odeszły od maszyn. Biegiem przemierzyły halę i rzuciły się do

drzwi prowadzących na korytarz. Kiedy Elise wydostała się na zewnątrz, zauważyła, że jedno

z niemowląt zrobiło się całkiem purpurowe od płaczu. W huku maszyn nic nie było słychać.

Młoda mama pośpiesznie wyjęła je z kartonu, siadła na podłodze i przyłożyła do piersi.

Dziecko pewnie miało mokro, ale za dużo czasu zajęłoby matce odwinięcie malucha z płó-

ciennego zawiniątka i zmiana pieluszki.

Elise wyszła pośpiesznie, zastanawiając się, czy ona też będzie za parę miesięcy tak

siedzieć w korytarzu i przykładać do piersi dziecko, które na czas pracy zostawi w kartoniku

w korytarzu. Jeśli mama dostanie pracę w sklepie, Elise nie pozostanie nic innego, jak zabie-

rać dziecko ze sobą do fabryki. Biedne maleństwo, czeka na nie taki nieprzyjazny świat!

Przypomniało jej się, jak Agnes opowiadała kiedyś o matkach, które mieszkają w

drewnianych barakach przy Maridalsveien. One pozostawiają dzieci same, gdy wychodzą do

pracy do fabryki. Łóżeczka dziecinne stawiają pod oknami, które zostają uchylone. Kilka

razy dziennie przychodzi tam starsza kobieta i wsuwa przez szparę w oknach butelki z

mlekiem dla maleństw. Kiedy dzieci są już trochę starsze, raczkują sobie po podłodze, a

kiedy się zmęczą płaczem, zasypiają gdzieś w kącie. To dobrze, że dzieci krzyczą i płaczą,

mówiła Agnes, opowiadając o tym. Dzięki temu mają potem mocne płuca.

Może znajdę sobie jakieś inne zajęcie i krócej będę poza domem, pomyślała, kierując

się w stronę Maridalsveien. Im bliżej była wzgórza Aker, tym większą czuła radość w sercu.

Nie, to nieprawda, że zapomniała Johana, ale pokochała także Emanuela. Zaraz się pewnie

pojawi, wyjdzie zza węgła domu stojącego na rogu, uśmiechnięty i zadowolony, ożywiony.

Serce mocniej jej biło. Kiedy ten dzień dobiegnie końca, pozostaną jeszcze tylko cztery

dzielące ich od daty ślubu, a gdy już minie sobota, będzie się mogła wreszcie radować latem i

wieczorami w domu nad rzeką. Ona, żona Emanuela. Pójdzie popatrzeć, jak Peder kąpie się

w Brekkedammen, posiedzi razem z mamą na ganku i wypije kawę po powrocie z fabryki. Z

radością wsłuchiwać się będzie w szum wodospadu i oglądać zachody słońca razem z

Emanuelem, kiedy mama już położy się spać.

Mimowolnie powróciła myślami do zimy i przypomniała sobie ciężką chorobę mamy,

dramatyczną śmierć ojca, mróz i chłód. Nie mogła wprost pojąć, że życie odmieniło się im

wszystkim na lepsze.

Emanuela nie było jeszcze w miejscu, gdzie się umówili. Szła szybkim krokiem,

może więc dotarła nieco wcześniej? Postanowiła wyjść mu na spotkanie, bo słońce paliło tu

background image

mocno, i poczekać raczej w cieniu rozłożystych drzew.

Nie spotkała po drodze nikogo. Robotnicy byli w pracy, gospodynie domowe, zamiast

wychodzić na upał, wolały pozostać w domu, a służące na pewno miały pełne ręce roboty

przy praniu i sprzątaniu. Wysoko na wzgórzu zauważyła mężczyznę, który polewał drogę

gumowym wężem, by się nie kurzyło, gdy ktoś przejedzie konno lub bryczką.

Gdzie się podziewa ten Emanuel?

Pewnie u Carlsenów jedzą właśnie posiłek. Że też nie pomyślała o tym wcześniej. Na

pewno nie może odejść od stołu, póki gospodarze nie skończą, bo nie chce być nieuprzejmy.

Za tydzień Emanuel zacznie pracę w tkalni płótna żaglowego i się stąd wyprowadzi.

Pozostało jeszcze tych parę dni. Jeśli go dobrze zna, stara się jakoś udobruchać swych

gospodarzy. Może Karolinę wrócił rozsądek i siadła do stołu ze wszystkimi? Mam nadzieję,

że nie zjawi się tu nagle Agnes, pomyślała znienacka Elise, gdy dotarła już niemal na szczyt

wzgórza. Albo ta dziewczyna, która opiekuje się Braciszkiem, nie będzie spacerować tędy z

wózkiem! Poczuła się jakoś dziwnie. Jeśli tak się stanie, uda, że interesują ją niemowlęta, i

zapyta, czy może popatrzeć. Może zna tę dziewczynę, skoro wcześniej pracowała w

przędzalni jako pomocnica, więc naturalnie będzie podejść do niej i zagadnąć.

Czy pozna synka Hildy? Na pewno bardzo urósł przez ten czas. Ale co będzie, jeśli

zawładną nią uczucia i się rozpłacze? Dziewczyna może wówczas nabrać podejrzeń. Może

nawet opowie o tym zdarzeniu swojej chlebodawczyni, a ta podzieli się z mężem. Na pewno

oboje domyśla się wówczas, że Elise coś łączy z prawdziwą matką dziecka. A stąd tylko

krok, by podejrzenie padło na Hildę.

Wszyscy w fabryce wiedzieli, że Hilda urodziła dziecko i oddała je na wychowanie.

Nowi rodzice chłopca mogliby się poskarżyć panu Paulsenowi i oznajmić, że prawdziwa

matka nie może mieszkać w pobliżu nich, a wtedy Hilda straci pracę. Mało tego, Hilda nigdy

jej nie wybaczy, że podeszła do wózka i wywołała swoim zachowaniem katastrofę. Nie,

lepiej jednak będzie stać z boku, gdyby nagle ich zobaczyła.

Dziwne, że Emanuela wciąż nie ma! Przecież wie, że na niego czeka. A może posłano

po niego z tkalni płótna żaglowego? Może chcą, by podjął pracę wcześniej?

Wszystko jest możliwe. Nie miał pewnie jak jej o tym zawiadomić. Postanowiła

poczekać jeszcze przez chwilę w cieniu pod drzewem, a jeśli Emanuel nie przyjdzie, nim

słońce schowa się za czubkiem tamtego drzewa z tyłu, będzie musiała wrócić.

Poczuła głęboki zawód. Tak się cieszyła na wspólny spacer nad rzeką! Pewnie

przyjdzie dopiero wieczorem po zakończeniu zmiany w fabryce, pocieszała się w duchu.

Może podejść trochę bliżej domu, w którym mieszka, zanim zawrócę? - pomyślała.

background image

Ale nie za blisko ogrodzenia, bo jeszcze zauważy mnie Agnes!

Ależ tu pięknie! Ogród tonął w kwiatach, roztaczających aromatyczną woń. Drzewa

jabłoni i wiśni stały w pełnym kwieciu. Na poddaszu okna były otwarte na oścież, żeby

wpuścić do środka słońce. Zdawało jej się, że ktoś w środku się poruszył, ale nie była pewna.

Żeby tylko Emanuel przywykł do domu nad rzeką i nie wydawało mu się w nim zbyt

ubogo i ciasno! Na pewno odczuje zmianę, opuściwszy willę jaśniepaństwa! Pracowała tu

zarówno kucharka, sprzątaczka i pokojówka, a mimo to Agnes wciąż miała mnóstwo pracy.

Po co im właściwie tak liczna służba? W domu Elise miała tylko wieczór na prace

domowe, ale nadążała ze wszystkim. Co prawda ostatnio mama już więcej pomagała, ale

wciąż większość obowiązków spoczywała na jej barkach. Ci, którzy mieszkali w wielkiej

willi, mają więcej podłóg do szorowania, więcej okien do umycia, znacznie więcej ubrań,

które należało prać, krochmalić i prasować, ale mimo wszystko...

Nagle otworzyły się drzwi, więc Elise pośpiesznie odwróciła głowę i odeszła w

przeciwnym kierunku. Usłyszała tylko, że otwarła się brama i wyjechała bryczka. Doleciał ją

jakiś młody kobiecy głos, pomyślała więc, że to Karolinę. Modliła się w duchu, by bryczka

skierowała się w stronę Ullevalsveien, a nie w dół wzgórza Aker. Co prawda nie sądziła, by

Karolinę ją rozpoznała, ale sytuacja wydała jej się kłopotliwa.

A może w bryczce siedział też Emanuel? - zaniepokoiła się. Co się takiego stało, że

nie przyszedł na umówione spotkanie?

Odetchnęła głęboko i przyśpieszyła kroku. Jeśli się nieco pośpieszy, to może jeszcze

w kotłach z jadłodajni pozostanie trochę zupy.

W ciągu dnia upał jeszcze się nasilił. Prządki i pomocnice ledwie stały na nogach.

Jedna ze starszych wiekiem robotnic zemdlała i trzeba ją było wynieść z hali. A kiedy

otwarto drzwi na korytarz, doleciał ich rozdzierający płacz niemowląt, którego nie zagłuszył

nawet łoskot maszyn. Nadzorca wściekał się i klął na czym świat stoi, biegał po hali i

wyzywał. Robotnice kleiły się od potu. Elise przypomniała sobie inne lato, kiedy też były

takie upały. Zmęczone gorącem prządki stały się mniej uważne i jedna z nich włożyła dłoń w

tryby maszyny. Teraz ma tylko jedną rękę i żyje z zasiłku.

Hałas i kurz wydawały jej się dziś wyjątkowo uciążliwe. Pewnie nieraz myślała

podobnie, ale dziś miała już naprawdę dość. Pomyślała o tych wszystkich biednych matkach,

które martwiły się o swoje dzieci pozostawione same w domu, zwłaszcza o maleństwa,

leżące w łóżeczkach bez żadnego dozoru. Żłobek znajdował się dość daleko, dlatego

większość robotnic wolała sobie radzić na własną rękę. Niemal wszystkie matki tu, w

przędzalni Nedre Voien, były niezamężne, tylko nieliczne miały mężów.

background image

Ona sama nie musiała się martwić o nic poza weselem. Właściwie powinna się

wstydzić! Każda z kilkuset zatrudnionych w fabryce dziewcząt wiele by oddała, aby się

znaleźć na jej miejscu. Wyjść za mąż za przystojnego i sympatycznego mężczyznę, który nie

bije ani się nie upija! Zarabia lepiej od większości robotników tu nad rzeką Aker i tak bardzo

ją kocha, że gotów ją nosić na rękach! Nie, dosyć tego! Nie będę się więcej zamartwiać z

powodu wesela! - postanowiła Elise w duchu. Tych parę godzin szybko minie i nim się

spostrzegę, goście wyjadą.

Ropucha darował im dwie dodatkowe godziny pracy, które dołożono im, nie płacąc za

nie. Pewnie zrozumiał, że może doprowadzić do nieszczęścia, jeśli w taki upał zbyt mocno

dociśnie śruby.

Spocone i wyczerpane kobiety, z obolałymi karkami i bólami w krzyżu, wlokły się

noga za nogą do domu, szczęśliwe, że wreszcie skończył się dzień w fabryce.

Elise stanęła przed budynkiem hali i rozejrzała się wokół. Może Emanuel czeka na nią

i wyjaśni, dlaczego nie przyszedł na umówione spotkanie podczas przerwy obiadowej. Nie

zauważyła go jednak nigdzie. Właściwie nawet była zadowolona z tego powodu, bo nie

chciała, by ją zobaczył taką przepoconą i brudną.

Robotnice przechodziły przez most w milczeniu. Nikt się do nikogo nie odzywał, nie

miały siły. A gdy znalazły się po drugiej stronie rzeki, rozpierzchły się w różne strony. Elise

odprowadziła wzrokiem ubrane na szaro, przygarbione i powłóczące nogami kobiety. Mimo

że sama padała ze zmęczenia, poczuła, jak rozpala się w niej ogień buntu. Tak nie powinno

być, powtarzała sobie w duchu nie po raz pierwszy. Dlaczego ci, którzy utrzymują w ruchu

maszyny i harują najciężej, otrzymują za swój wysiłek najmniej?

Pewnie Emanuel siedzi u mamy, zgadywała w myślach, zbliżając się do ganku. Mamę

zawsze wzruszało, gdy przychodził i siadał przy niej, „przy starej, nudnej babie”, jak

mawiała z lekkim uśmiechem.

Ale dziś zabawiał mamę Evert, a nie Emanuel. Przy kuchennym stole czytał jej na

głos gazetę „Norske Intelligenzsedler”.

- O, jesteś, Elise - powitała ją mama, spijając ze spodeczka kawę i racząc się kostką

cukru. - Evert czyta mi „Piwnice”.

Elise uśmiechnęła się, starając się ukryć, jak bardzo jest zmęczona.

- Ja też chętnie posłucham, poczytaj, Evert - poprosiła i opadła na stołek. Wiedziała,

że pani Berg zbiera „Intelligenzsedler”, a „Piwnice” to krótkie opowiastki zamieszczone u

dołu, opowiastki tak fascynujące, że dzieciaki wprost nie mogły się doczekać następnego

dnia, by przeczytać dalszy ciąg. Codzienne historyjki nie miały właściwie ani początku, ani

background image

końca, trzeba było śledzić ich akcję na bieżąco. Evert zarzekał się, że jeśli zwycięży ten zły,

to wyrzuci gazetę do pieca.

Przyjemnie było słuchać, jak czyta. Elise słuchała go z radością. Nie sylabizował

każdego słowa i nie dukał, ale płynnie składał wyrazy i zdania. Biedny Peder, pomyślała.

Brat wciąż miał kłopoty z łączeniem ze sobą liter, zwłaszcza w długich wyrazach, często

mieszał je i zaczynał czytać od końca. Przypomniała jej się poranna rozmowa z napotkaną na

moście prządką. „Pingelen mówi, że Peder ma nie po kolei w głowie”. Zrobiło jej się

przykro.

- Dlaczego nie siedzisz na słońcu? - zapytała Elise mamę, gdy Evert skończył.

- Zwariowałaś? Jest za gorąco. Wyglądasz na zmęczoną, Elise. Pewnie w fabryce

trudno dziś było wytrzymać?

Pokiwała głową i powiedziała:

- Naleję wody do miski i zmyję z siebie ten najgorszy kurz. - Ale nie miała siły się

ruszyć, tak ją wszystko bolało. - Nie widziałaś Emanuela? - zagadnęła, żeby odwrócić uwagę

mamy.

- Nie, a powinnam?

- Mieliśmy się spotkać podczas przerwy obiadowej, ale się nie pojawił. - Zacisnęła

mocno zęby, podnosząc wiadro i nalewając wody do miski. Potem odwróciła się plecami,

zdjęła brudną bluzkę i obmyła się.

Do kuchni wpadł z impetem Peder i zawołał:

- Chodź, Evert, na dwór! Pobiegamy z kółkiem! - A podejrzawszy siostrę, uśmiechnął

się z zakłopotaniem i rzucił: - Ale ci urosły piersi, Elise!

- Ordynus! - prychnęła i oblała się rumieńcem. Wycierając się pośpiesznie i wkładając

świeżą bluzkę, modliła się w duchu, by mama czasem nie odgadła prawdy! Nie przed ślu-

bem!

Nagle uderzyła ją jedna myśl. Mama Emanuela od razu nabrała podejrzeń i nawet

zapytała Elise, czy jest w ciąży! Mimo że nie otrzymała jasnej odpowiedzi, domyśliła się

wszystkiego. Może więc jej mama też może dowiedzieć się o tym przed sobotą?

Chłopcy wybiegli z domu, a Elise usiadła na stołku zmęczona.

- Och, jak dobrze się choć trochę opłukać - westchnęła. - W tym tygodniu muszę

wziąć kąpiel wyjątkowo w piątek, bo nie zdążę przed samym ślubem w sobotę.

- Dziwne, że Emanuel nie przyszedł, skoro się umówiliście.

- Musiało mu coś przeszkodzić. Od przyszłego poniedziałku zaczyna pracę w tkalni

płótna żaglowego, może więc posłali po niego, by przyszedł do fabryki zapoznać się z

background image

nowymi obowiązkami?

- Wiedziałby wówczas o tym wczoraj wieczorem.

- Je posiłki razem ze swoimi gospodarzami. Może w tym czasie siedzieli przy stole?

- Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Czasami myślę sobie, że to, co się wydarzyło,

jest za piękne, by mogło być prawdziwe. Wciąż mi się zdaje, że za chwilę pojawią się jakieś

przeszkody.

- Mamo, przestań się zachowywać jak pani Thoresen. Ona też patrzy czarno na

wszystko.

- Nic dziwnego, że stałyśmy się takie, Elise. Przez długie życie napatrzyłyśmy się na

tyle złego.

Elise wstała i przyniosła dzbanek z kawą.

- Dolać ci jeszcze, mamo? - zapytała.

- Tak, dziękuję, najlepiej na spodeczek. Dosyp może jeszcze łyżeczkę kawy, bo taka

jest słabiutka. Zjadłaś dziś zupę w fabryce?

- Nic już nie zostało, gdy wróciłam, nie spotkawszy się z Emanuelem.

- Nic nie jadłaś? Ależ moja kochana, pewnie jesteś głodna jak wilk?

- Jestem zbyt zmęczona, by odczuwać głód. Mama wstała i zakrzątnęła się przy piecu.

- Zostało mi kilka ugotowanych ziemniaków. Usmażę ci na maśle. Weź do tego

kromkę chleba i najedz się do syta.

- Dziękuję. Zaczęłaś szyć firanki?

- Tak, ale potrzebuję twojej pomocy, żeby zdążyć na czas. Elise uśmiechnęła się,

zadowolona, że nie musi sama robić sobie obiadu.

- Cieszę się, że wreszcie przejrzałaś na oczy i zrozumiałaś, jakie masz szczęście -

gawędziła mama, krzątając się przy piecu. Dodała też coś na temat pogody, fabryki i

pięknego, przytulnego domu.

Elise sięgnęła po blaszany talerz i nałożyła sobie ziemniaki z patelni.

- Mamo, muszę ci o czymś powiedzieć...

- Myślę, że to zbędne - uśmiechnęła się mama. Elise zerknęła na nią zdumiona.

- Domyśliłaś się?

- A po co byście się tak śpieszyli ze ślubem? Elise poczuła, że się czerwieni.

- Peder nie jest taki głupi - dodała mama z uśmiechem. - Zauważył zmianę w twoim

wyglądzie, choć nie skojarzył tego z prawdą. Cieszę się, że się pobieracie, Elise. Czytałam

ostatnio w gazecie, że jedno na troje dzieci w Norwegii rodzi się poza związkiem

małżeńskim. A w niektórych miejscach w kraju tylko jedno na troje dzieci przychodzi na

background image

świat w normalnej rodzinie. Pastor Eilert Sundt, który zbadał to zjawisko, napisał do swojej

żony, że jest zaszokowany upadkiem obyczajów i rozwiązłością kobiet. Zastanawiał się, jak

ma przetrwać życie rodzinne i społeczne przy takiej niemoralności. Nie zamierzam ci prawić

kazania, Elise. Wiem dobrze, jak to jest tu, na osiedlu Sagene, ile niezamężnych matek

pracuje w fabryce. Chcę ci tylko powiedzieć, że cieszę się, że moja córka zawrze sakrament

małżeństwa, zanim urodzi dziecko, i że mój wnuk będzie miał oboje rodziców.

Elise nie miała odwagi spojrzeć na mamę. Siadła przy stole i zaczęła jeść.

- Pomyśl, dziecko będzie miało takiego wspaniałego ojca! - W głosie mamy

pobrzmiewał zachwyt. - Tak mnie wzrusza, gdy patrzę, jak on się troszczy o ciebie. Mimo że

wszystko potoczyło się nazbyt szybko, wygląda na to, że on bardzo cię kocha i cieszy się, że

zostanie ojcem.

Elise z trudem przełykała jedzenie. Przysięgła sobie, że nigdy nie wyjawi mamie

prawdy, ale teraz uświadomiła sobie, że prędzej czy później może się zdradzić.

- Wolałabym nie stać za ladą zbyt wiele godzin w ciągu dnia - ciągnęła mama, nie

zwracając uwagi na milczenie Elise. - Żal mi tych młodych matek, które muszą przed szóstą

zanieść swoje dzieci do żłobka. Taki kawał drogi! A wracają nie wcześniej niż o ósmej, a

nawet dziewiątej wieczorem. Jeśli nie będę musiała pracować przez cały dzień, zaopiekuję

się dzieckiem, póki ty nie wrócisz do domu.

Elise pokiwała głową, wciąż jednak nie mogła wydobyć z siebie słowa. Bała się poza

tym, że głos ją zdradzi. Całe szczęście, że miała przed sobą talerz z jedzeniem i pochylona

nad nim, nie musiała patrzeć mamie prosto w oczy.

- Proszę cię, nie mów o tym nikomu - odezwała się w końcu. - Wiem, że wiele

dziewcząt jest w podobnej sytuacji, ale Emanuel dopiero co zrezygnował ze służby

oficerskiej w Armii Zbawienia. Powiemy po prostu, że dziecko urodziło się wcześniej.

- Spokojnie, Elise. Ja już o wszystkim pomyślałam. Kiedy zrozumiałam, co się z tobą

dzieje, też się martwiłam. Głównie chodziło mi o te plotki z powodu jego przeszłości w

Armii. Uspokoiłam się jednak, gdy postanowiliście się szybko pobrać. Oczywiście, że ni-

komu o tym nie powiem. Chłopcy dowiedzą się dopiero, jak będzie po tobie znać ciążę. -

Mama pochyliła się i położyła dłoń na jej ramieniu. - Tak się cieszę, Elise. Teraz, gdy

urodzisz, będzie mi łatwiej znieść myśl, że zabrano nam dziecko Hildy. Modlę się do Boga,

żeby to był chłopiec i żeby Peder miał nowego „braciszka”.

Elise poczuła, jak ściska ją w gardle. Ze wszystkich sił starała się zapomnieć o tym,

co ją spotkało. Nie zastanawiała się wcale, czy urodzi chłopca, czy dziewczynkę. Wiele ją

kosztowało, by zaakceptować rozwijający się w niej płód. Wstała powoli, obolała na całym

background image

ciele, i oznajmiła:

- Wyjdę trochę i się rozejrzę. Może spotkam Emanuela. Byłam pewna, że przyjdzie,

gdy tylko wrócę do domu.

Ale gdy tylko wyszła za drzwi, siadła ciężko na stołku stojącym przy zewnętrznej

ścianie domu, oparła się i przymknęła oczy. To okropne oszukiwać mamę w taki sposób!

Gdyby jednak wyznała jej całą prawdę, mama nigdy nie zdołałaby sobie z tym poradzić.

Może nawet odwracałaby się od dziecka ze wstrętem, przypominając sobie, kim jest jego

ojciec? Nie wiadomo nawet, czy w ogóle zechciałaby wziąć je na ręce. Cały misterny plan

ległby wówczas w gruzach. Bo przecież głównym powodem, dla którego zdecydowała się

poślubić Emanuela, była jego gotowość zaopiekowania się dzieckiem. Obiecał być dla niego

prawdziwym ojcem, dać mu dom i rodzinę.

O wstydzie nie myślała w pierwszym rzędzie, bo jak wspomniała mama, tu, na

osiedlu robotniczym Sagene, niezamężne matki stanowiły tak liczną rzeszę, że nikt ich nie

wytykał palcami. Ale wśród przyjaciół Emanuela z Armii i w jego rodzinie z pewnością jest

inaczej.

Otworzyła oczy i omiotła spojrzeniem most i drugi brzeg rzeki. Dziwne, że nie

przyszedł...

Wyprostowała się gwałtownie, bo nagle obleciał ją strach. Może coś mu się stało?

Wczoraj wieczorem tak późno wracał do domu. Było już ciemno.

Lodowaty chłód przeniknął jej serce. Przypomniała sobie stojących przy wyjściu z

Tivoli dwóch mężczyzn i ich ponure, śmiertelnie poważne twarze. Oni nie przyszli tam się

bawić i tańczyć! Dlaczego nas śledzili? - zastanawiała się. Co mieli do roboty na Myralokka

tak późnym wieczorem? I jak by się to skończyło, gdyby nie pojawiła się nagle ta para

zakochanych?

Wstała ze stołka. Boże, co się stało?

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

W drzwiach pojawiła się mama i zapytała:

- I co, Elise, idzie?

Elise nie miała odwagi na nią spojrzeć.

- Nie, pewnie mu coś stanęło na przeszkodzie. Może przyjechali jego rodzice?

- Na kilka dni przed ślubem? Wątpię. Przecież dla gospodarzy na wsi to najbardziej

pracowity okres w roku.

- Na pewno wkrótce się pojawi. Przejdę się trochę i się rozejrzę.

- Nie, nie ma na to czasu. Uprzątnęłam ze stołu w kuchni, możesz więc przyjść mi

pomóc przy szyciu zasłon.

Elise uznała, że nie ma się co sprzeciwiać, w końcu mamie zależało, by na wesele

było w domu ładnie i czysto. Zresztą gdyby Emanuel mógł, na pewno by przyszedł, nie ma

sensu go szukać.

Na zasłony kupiły taki sam kreton, z którego szyło się tanie fartuchy. O ile ładniej

wyglądałyby białe firanki, rozmarzyła się Elise, gdy już wymierzyły i przycięły tkaninę.

Drzwi wyjściowe były otwarte na oścież, by wpuścić do środka trochę powietrza.

Elise widziała stąd porośnięty trawą pochyły brzeg. Wiedziała, że jeśli Emanuel się pojawi,

to już z daleka, zanim dotrze na ganek, go usłyszy.

Znów przypomnieli się jej ci dwaj obcy, których zobaczyła przy wyjściu z Tivoli. Nie

byli ubrani tak jak robotnicy, ale też nie tak jak ludzie z wyższych sfer. Bardziej

przypominali kancelistów. Największym marzeniem i nadzieją robotników było to, by ich

synowie mogli chodzić na co dzień w wykrochmalonych koszulach i garniturach. „Białe

kołnierzyki”, jak nazywano kancelistów, zaczynały pracę co najmniej kilka godzin później

niż robotnicy.

Może jednak to kompani Lorta - Andersa? Jeśli tak, to o co im chodziło? Podobno

Lort - Anders i Johan się pogodzili, tak przynajmniej mówił ktoś z Armii, kto odwiedzał

więzienie.

Na podwórzu słychać było hałasy i odgłosy ożywionej zabawy. Do środka wpadli

Peder, Kristian i Evert, przemoczeni i rozdokazywani.

- Widzieliśmy polewaczkę! Polewała ulicę! - Peder był tak zdyszany, że nie mógł

prawie mówić. - Podwinęliśmy spodnie do kolan i wbiegaliśmy pod strumień wody. Szkapa

nagle się zatrzymała, a nas całkiem zmoczyło, nawet włosy mamy mokre! - zawołał, po-

background image

kazując swoją sterczącą grzywkę.

- Uff! - Mama wstała ze stołka. - Patrzcie, jak pobrudziliście podłogę! A przecież za

parę dni wesele.

Elise odwróciła się z uśmiechem do chłopców.

- Nie widzieliście czasem Emanuela? - zapytała. Peder pokręcił głową.

- Szyjesz suknię ślubną, Elise?

- To by dopiero była suknia! Nie widzisz, że to materiał na zasłonki?

- A czemu nie ma tu Ringstada? - zapytał Evert i popatrzył na nią.

- Miał być, ale pewnie coś mu przeszkodziło.

- A może to jego znaleziono na wzgórzu Aker w nocy? Elise przerwała pracę i

popatrzyła na chłopca z przerażeniem.

- O czym ty mówisz? - zapytała.

- Nie słyszałaś? Policja kogoś znalazła. Ktoś z tamtejszych willi zatelefonował na

policję, że na ulicy leży martwy mężczyzna.

Elise poczuła, jak krew odpływa jej z głowy, i powtórzyła szeptem:

- Martwy mężczyzna?

- Chłopaki na ulicy o tym opowiadali. Oni myślą, że to sprawka chuliganów z Sagene.

Zarówno mama, jak i Peder i Kristian stali cicho, patrząc na Everta z

niedowierzaniem. Peder zaczął się trząść.

- Przecież mówiłeś, że zabili jakiegoś drania?

- Nikt nie wie, kto to jest. Mówili tylko, że nie żyje.

- Nie, to nie może być przecież Emanuel! - Mama pierwsza otrząsnęła się z szoku. -

On się nie zadaje z takimi łobuzami.

- To dlaczego nie przychodzi? - Peder odwrócił się do mamy, a w jego szeroko

otwartych oczach odmalowało się przerażenie.

- Ma tysiąc spraw do załatwienia. Przecież się żeni, przeprowadza i zaczyna nową

pracę. Zresztą chyba rozumiesz, że bandyci nie odważą się napaść na człowieka o takiej

pozycji.

- A poza tym on nie włóczy się po nocach - dorzucił Kristian lakonicznie.

Elise poczuła paraliżujący strach. Owszem, wczoraj Emanuel wracał późno w nocy.

Szedł przez Beierbrua, pomiędzy opustoszałymi o tej porze fabrykami, uśpionymi domami w

dół ciemną ulicą Maridalsveien. Był łatwą zdobyczą, jeśli ktoś miał złe zamiary.

Odszukała wzrokiem mamę, ale mama najwyraźniej nie myślała w ten sam sposób.

Poza tym ona nie wiedziała o tych dwóch typkach w ciemnych garniturach z ponurymi

background image

minami. Elise czuła, że się dusi, musiała wyjść, by zaczerpnąć świeżego powietrza.

Roztrzęsiona ruszyła chwiejnie ku drzwiom.

- Elise, co z tobą? - usłyszała zdziwiony głos mamy.

- Nic. Tylko tu, w środku, jest strasznie duszno - odparła i sama słyszała, jak obco

zabrzmiał jej głos.

Chłopcy najwyraźniej uspokoili się i pochłonęły już ich inne sprawy. Sięgnęli po

łódki, które wystrugali, i poszli się nimi bawić na dwór.

Elise odetchnęła głęboko w nadziei, że uspokoi drżenie ciała, ale nic jej nie pomogło.

W nocy znaleziono martwego mężczyznę na wzgórzu Aker! Emanuel wracał sam, gdy już

zapadły ciemności, a dziś się nie pojawił. Nie ma wątpliwości, że coś mu się stało.

Ale przecież jego gospodarze wiedzą o mnie, wiedzą, że na sobotę zaplanowaliśmy

ślub. Gdyby coś mu się stało, przesłaliby mi wiadomość do fabryki albo do domu! Myśl ta

zapaliła w niej iskierkę nadziei.

Ale może nie zdążyli tego uczynić? Najpierw musieli przecież wysłać telegram do

jego rodziców. A zresztą to dla nich też musiał być szok. Pan Carlsen pewnie został wezwany

na posterunek, a jego żona i Karolinę raczej nie chciały załatwiać takiej sprawy. Dopiero jak

wszystko ucichnie, przypomną sobie o mnie.

Bezwiednie zaczęła spacerować po ganku w tę i z powrotem. Obserwując chłopców

biegnących po trawie w dół nad rzekę, cieszyła się, że zajęli się sobą. Zaraz pewnie przyjdzie

mama, zdziwiona, gdzie się podziewa córka. Co mam jej powiedzieć? - zastanawiała się

gorączkowo.

- Elise? Gdzie ty jesteś? Musimy szyć, żeby skończyć do wieczora! - Mama stanęła w

drzwiach i popatrzyła na nią ze zdumieniem: - A co ci jest? Tak zbladłaś. Chyba nie poczułaś

się źle?

Płacz ścisnął ją w gardle.

- Mamo, tak się boję...

- Boisz się? A co się stało?

- Przecież wiesz, że Emanuel był u nas w nocy. Wracał sam do domu po zapadnięciu

zmroku. Nie tak wielu mężczyzn idzie samotnie na wzgórze nocną porą.

- Ależ kochanie. Dlaczego ktoś chciałby go skrzywdzić?

- Przecież sama wiesz, ilu włóczęgów kręci się tu, po okolicy. Może chcieli go okraść

z pieniędzy?

Mama nagle straciła pewność siebie.

- Ale przecież nie musieliby go mordować z takiego powodu. Za morderstwo grozi

background image

przecież kara dożywotniego więzienia i ciężkiej pracy. Nikt nie podejmie takiego ryzyka.

- Może wcale nie mieli zamiaru go zabić, może chcieli go tylko ogłuszyć, tymczasem

stało się inaczej.

Mama pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Nie chce mi się w to wierzyć. Zapewne pobili kogoś ze swoich.

- Owszem, gdyby to się stało w Vaterlandzie, to bym może uwierzyła, ale nie na

wzgórzu Aker!

- Najlepiej idź do niego, Elise! Wiem, że nie przepadasz za jego gospodarzami, ale

musisz to wyjaśnić.

Elise poczuła, że zbiera jej się na mdłości, i znów zakręciło jej się w głowie.

- Dobrze, ale najpierw muszę przez chwilę posiedzieć. Osunęła się na stołek, a przed

oczami wszystko jej zawirowało.

To nie może być prawda! Niemożliwe, by Emanuel został zabity. I to jeszcze

zapewne z jej powodu. Zemścili się na nim kompani Johana, zapewne bez jego wiedzy, bo

Johan nigdy by nie przystał na coś takiego. On nie jest taki! Co innego Lort - Anders i

opryszki z jego bandy. Jeden z nich przecież dopuścił się gwałtu na niej, inni napadli na nią i

Emanuela w okolicach fabryki i zamknęli ich na noc w komórce. Są zdolni do wszystkiego.

To bandyci. Lort - Anders nie na darmo ma tak kiepską reputację.

- Elise, kochanie, nie martw się na zapas! Przecież tak naprawdę nie wiemy nic

dokładnie prócz tego, że znaleziono martwego mężczyznę. Nie ma pewności, czy popełniono

zbrodnię. A może ten człowiek dostał zawału serca? Może to ktoś starszy wiekiem? Evert ma

bujną wyobraźnię. To, co mówił o chuliganach z Sagene, słyszał jedynie od chłopaków na

ulicy.

Elise pokiwała głową, ale nie była przekonana. Niepokoiła się o Emanuela przez cały

dzień, a właściwie od chwili, gdy zauważyła, że te dwa podejrzane typki ich śledzą. A skoro

nie przyszedł na spotkanie podczas przerwy obiadowej ani teraz wieczorem, to znaczy, że

stało się coś poważnego. Inaczej by ją powiadomił. Emanuel zawsze pilnował takich spraw.

Był skrupulatny i liczył się z innymi. Nie pozwoliłby, żeby się o niego zamartwiała.

- Przyniosę ci kubek zimnej wody - odezwała się mama. - Kiedy słońce schowa się za

koronami drzew, nie będzie już tak gorąco.

Elise oparła się o nagrzaną ścianę domu. Przed chwilą była spocona, a teraz trzęsła się

z zimna. Zawroty głowy nie ustępowały.

A więc mama miała jednak rację. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

Przeczuwała, że coś się stanie, no i się stało. Nie było im jednak dane pomieszkać w domu

background image

majstra. Nie zasłużyli na to, by mieć lepiej niż inni. Dziecko, które nosi pod sercem, nie

będzie miało ojca. Będzie leżało w pudełku w korytarzu przędzalni i siniało z płaczu,

przemoczone i odparzone, tak jak wszystkie inne dzieci robotnic. Jak to powiedziała kiedyś

pani Thoresen, „dla takich jak my nie ma nadziei”. Jesteśmy skazani na życie w biedzie.

Mama wyszła z kubkiem wody i podała go Elise, która popiła zachłannie.

- Wciąż jesteś blada. Chyba nie powinnaś nigdzie się ruszać, zanim nie dojdziesz

trochę do siebie. A może chłopcy poszliby z tobą? Albo najlepiej wyślemy ich samych? Jeśli

im wytłumaczysz, który to dom, na pewno trafią.

- Nie ma co puszczać ich samych. Najpierw musimy się dowiedzieć, co się właściwie

stało.

Mama rozejrzała się wokół.

- Może przyjdzie ktoś, kto by mógł nam pomóc.

- Mamo, wracaj do środka i zajmij się szyciem! Ja tu posiedzę przez chwilę i na

pewno zaraz mi przejdzie.

- A po co szyć zasłonki, skoro nie będzie ślubu?

Słowa te poraziły Elise. Mimo że i ją dręczyły podobne myśli, to jednak

wypowiedziane na głos przez mamę wydały się bardziej ponure i tylko utwierdziły ją w

strachu.

- Przecież przed chwilą mówiłaś, żebym się nie martwiła na zapas.

Mama nie odpowiedziała.

Nie, rzeczywiście nie wiadomo, czy w ogóle odbędzie się ślub. Najgorsze jednak jest

to, że już nigdy więcej nie spotkam Emanuela! - pomyślała, nie mając pojęcia, jak to zniesie.

- Wracam do środka - głos mamy zdradzał rezygnację.

Elise wstała i zachwiała się. Musiała się uchwycić ściany. Bezwiednie dotknęła dłonią

brzucha. Ile potrafi znieść takie maleństwo? Zaraz jednak podeszła do drzwi i zawołała:

- Już mi dobrze, mamo! Idę na wzgórze Aker porozmawiać z Carlsenami.

Nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Zatroskana weszła do przedsionka i zajrzała do

kuchni. Mama płakała oparta o kuchenny stół.

- Ależ mamo... Przecież jeszcze nie wiemy, czy chodzi o Emanuela. Sama mówiłaś,

że to może jakiś starszy pan dostał zawału serca.

Mama nie odpowiedziała. Słychać było tylko rozdzierający szloch.

Z ciężkim sercem Elise odwróciła się i ruszyła w stronę mostu. Najchętniej

poczekałaby z tym do rana, by pozostawić sobie jeszcze parę godzin nadziei i modlić się, by

Bóg go zachował. Ale uznała, że mimo wszystko najgorsza jest niepewność.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Gdy dochodziła na szczyt wzgórza Aker, zawroty głowy ustąpiły, ale nogi ciążyły jej

jak ołów i oddychała z trudem. Co chwila musiała się zatrzymywać, by odkaszlnąć. Wciąż

czuła w gardle i w płucach fabryczny kurz.

Szła ze złożonymi rękami i modliła się po drodze: - Dobry Boże, nie pozwól

Emanuelowi umrzeć. Niech tym martwym mężczyzną okaże się ktoś inny, może jakiś

starzec, który i tak wnet by umarł. Spraw, by było jakieś zwyczajne wytłumaczenie tego, że

Emanuel nie przyszedł na spotkanie. Amen.

Zwolniła nieco, gdy już dochodziła do bramy. Gdyby wydarzyła się tu taka zbrodnia,

na ulicy chyba roiłoby się od policji i gapiów, tłumaczyła sobie. Do Carlsenów ciągnęłyby

tłumy przyjaciół z kondolencjami. Wstrząśnięci sąsiedzi dowiadywaliby się, co się tak na-

prawdę stało. Chyba nie wyglądałoby tu tak spokojnie, cicho i głucho jak teraz?

A jeśli wyjdzie Karolinę i domyśli się, kim jestem? - denerwowała się. Albo Agnes

otworzy drzwi, a gdy mnie zobaczy, zatrzaśnie mi je przed nosem?

Ale co to ma za znaczenie, jeśli Emanuel nie żyje? Niech Agnes się wścieka, ile tylko

chce, pluje mi w twarz, wyzywa od najgorszych, nic mnie to nie obchodzi, bo bez niego i tak

wszystko straci sens.

Z ociąganiem otworzyła furtkę do ogrodu, weszła i zamknęła ją za sobą. Ruszyła w

stronę willi alejką wyłożoną kamiennymi płytami. Zalękniona zerknęła na duże okna, ale nie

zauważyła w nich nikogo.

Stanęła przy pięknych drzwiach wejściowych, nabrała głębokiego oddechu i postukała

błyszczącą kołatką z mosiądzu.

Po chwili usłyszała lekkie kroki i drzwi otworzyła młoda dziewczyna, zapewne

pokojówka, ubrana w szeroki biały fartuch i czepek na głowie.

- Przepraszam, czy zastałam pana Emanuela Ringstada?

Na twarzy pokojówki odmalowało się przerażenie, rozejrzała się bezradnie, jakby w

nadziei, że ktoś odpowie za nią, ale nikogo nie zauważyła.

- On... Jest... Przepraszam, ale muszę najpierw zapytać państwa. - Odwróciła się

gwałtownie i zniknęła w głębi korytarza.

Elise nie ruszyła się z miejsca, starając się spokojnie oddychać. Na pewno coś mu się

stało! Dziewczyna nie zareagowałaby w taki sposób, gdyby wszystko było normalnie.

Zdawało jej się, że czeka całą wieczność, wreszcie usłyszała odgłos ciężkich kroków i

background image

po chwili ujrzała pokojówkę w towarzystwie tęgiego mężczyzny w średnim wieku w białej

koszuli ze złotym zegarkiem na łańcuszku, gęstymi ciemnymi wąsami i lekką siwizną na

skroniach.

- Słyszałem, że pytała pani o pana Ringstada? Czy mogę zapytać, kim pani jest?

- Jego narzeczoną, Elise Lovlien. Zmierzył ją od stóp do głów i odparł:

- Powinienem się domyślić. Proszę do środka, panno Lovlien, musimy porozmawiać.

Wskazał jej pierwsze drzwi na lewo i weszli do dużej biblioteki.

- Proszę usiąść, panno Lovlien. Dobrze, że pani przyszła, bo zamierzałem właśnie po

panią posłać. Naczelnik policji powinien tu być lada chwila. Na pewno zechce zamienić z

panią parę słów.

Elise siadła na jednym z miękkich foteli, który jej wskazał. Serce waliło jej jak

szalone, w ustach jej zaschło, a krew odpłynęła z twarzy.

- Strasznie pani zbladła. Źle się pani czuje? - popatrzył na nią niepewnie.

- Nie... Ale tak się zdenerwowałam.

- Czy pani coś wie? - zapytał i popatrzył na nią surowo, marszcząc czoło. - Właśnie o

tym chce rozmawiać z panią policja. Pani zna to środowisko i może się domyśla, kto może za

tym stać.

Zwilżyła wargi i pokręciła głową.

- Ja nic nie wiem.

Nie mogę skierować ich podejrzeń na Johana, pomyślała desperacko. Zresztą on

nigdy by nie podburzał kompanów, by dopuścili się zbrodni. Dotknęła czoła zlanego zimnym

potem. Ręka jej drżała.

- Ja... ja... - jąkała się, usiłując uspokoić kłębiące się myśli. A więc Emanuel nie żyje,

został zabity w drodze do domu. - Mieliśmy mieć ślub w sobotę... - wykrztusiła z siebie

szeptem, ale mężczyzna nie wyglądał na poruszonego. Może nie słyszał, co powiedziała.

- Doprawdy, podjął niezrozumiałą decyzję. Po tylu latach zrezygnował ze służby w

Armii Zbawienia, dosłużywszy się stopnia kapitana. Doskonale rozumiem, że jego rodzice

tak ostro zareagowali. Gdyby to mój syn tak postąpił, to nie wiem, co bym zrobił. Pani pra-

cuje w przędzalni Nedre Voien, tak?

Elise pokiwała głową, usiłując stłumić dygot na całym ciele i szczękanie zębami.

- Słyszałem, że pani ojciec umarł, a matka choruje na suchoty. Przypuszczam więc, że

Emanuel podjął taką decyzję z litości. - Pokręcił głową zafrasowany. - Niedobrze, gdy

mężczyzna pozwoli na to, by zwyciężyły w nim uczucia. Powinniśmy tak wychowywać na-

szych synów, by umieli się temu przeciwstawić.

background image

Elise prawie nie słyszała tego, co mówi, bo wciąż kołatało jej w głowie, co się stało w

nocy.

- Próbowałem mu przemówić do rozsądku, ale daremnie. Razem z jego ojcem

planowaliśmy połączyć nasze rodziny, ku radości nas wszystkich i z pożytkiem dla jego ojca.

Jestem przekonany, że moja córka, Karolinę, zdołałaby go nakłonić do porzucenia tych jego

szalonych planów. Dość jest kobiet i mężczyzn, którzy nie mają za co żyć i mogą poświęcić

się pracy socjalnej, nikogo tym nie raniąc. Natomiast on, dziedzic, ma swoje obowiązki. Nie

może tak po prostu uciec od odpowiedzialności!

Elise zapragnęła odejść stąd jak najdalej. Po co ta krytyka i słowa potępienia, skoro to

wszystko nie ma już znaczenia. Co z niego za człowiek, skoro dręczy ją w taki sposób w

chwili, gdy się dowiedziała, że cała jej przyszłość legła w gruzach?

Na zewnątrz rozległ się hałas. Po chwili usłyszeli pukanie do drzwi i pokojówka,

wsunąwszy głowę przez szparę, oznajmiła:

- Jest już policmajster, panie Carlsen.

- Przyprowadź go tu, Louise.

Elise oblała się zimnym potem. Teraz na pewno ją zapytają, czy ma jakieś powiązania

z Lortem - Andersem i jego bandą. Niebezpiecznie kłamać policji. Czy powinna wspomnieć

coś o tych dwóch ubranych na ciemno typkach z Tivoli? Może powinna też wyznać, że

wybrali się z Emanuelem na Myralokka. Wtedy zapytają, po co poszli tam tak późnym

wieczorem, i domyśla się, czemu szukali ustronnego miejsca z dala od wszystkich.

Przypomniał jej się poprzedni dzień. Nigdy już nie zobaczy Emanuela! Nie poczuje jego

silnego ramienia, nie spojrzy w jego uśmiechniętą twarz, nie usłyszy szeptanych do ucha

miłych słów, nie odczuje jego troski i miłości. Nie była w stanie powstrzymywać dłużej łez.

Z głośnym jękiem ukryła twarz w dłoniach i wybuchnęła płaczem.

Do pomieszczenia wszedł policmajster. Zebrała się w sobie, wytarła łzy rękawem

bluzki i wstała.

- Tu mamy jego narzeczoną, pannę Elise Lovlien - przedstawił ją pan Carlsen. -

Przyszła tu sama, nie musiałem po nią posyłać.

- To dobrze - skinął do niej policmajster. - Może ma dla nas jakieś cenne wskazówki.

Pan Carlsen podsunął umundurowanemu gościowi krzesło i obaj usiedli naprzeciwko

Elise. Spoglądał na nią jakoś dziwnie, jakby zdumiony. Pewnie dziwi się temu samemu co

pan Carlsen, pomyślała. Nie pojmuje, że Emanuel chce się ożenić z biedną robotnicą.

- A więc słyszała pani, co się stało? - zaczął policmajster, przyglądając się jej uważnie

i przenikliwie.

background image

Zakasłała, zachrząkała i z trudem wydobyła z siebie słowa.

- Opowiedział mi o tym kolega moich braci.

- A skąd on o tym wie?

- Od chłopaków z ulicy.

- Dziwne! Przecież jeszcze gazety o tym nie pisały.

- Nie wiedzieli, kto to jest ani co się stało, powtarzali tylko tyle, że na wzgórzu Aker

znaleziono martwego mężczyznę.

- No, martwego to za mocno powiedziane.

Oczy Elise się rozszerzyły. Wpatrywała się w policmajstra, nie mając odwagi zapytać,

ale wierzyła, że wyjaśni jej, co miał na myśli. Policmajster tymczasem nic więcej nie

powiedział. Wyjął za to jakieś papiery i zaczął je przeglądać.

Elise zwróciła się do Carlsena:

- Przepraszam, panie Carlsen, ale czy to znaczy, że Emanuel przeżył?

Jej słowa zabrzmiały cicho niczym szept.

- Tak, na szczęście. Otrzymał kilka silnych ciosów, możliwe, że doznał wstrząsu

mózgu. Leży w szpitalu, ale zapewne za parę dni zostanie stamtąd wypisany. A co, obawiała

się pani czegoś innego?

Elise zamknęła oczy i w duchu wydobyła z siebie jęk ulgi.

- Bardzo dziękuję - wyszeptała, nie wiedząc właściwie, komu ma dziękować.

- No, panno Lovlien - burknął policmajster. - Teraz proszę nam opowiedzieć, co pani

właściwie wie. Dowiedzieliśmy się jedynie, że poszkodowany został napadnięty z tyłu,

otrzymał silny cios i stracił przytomność. Doszedł do siebie dopiero w szpitalu. Nie ma

pojęcia, kto go napadł. Zginął mu portfel. Zapewne byli to ci sami złodzieje, którzy grasują

na Maridalsveien i nad brzegiem rzeki, ale myślimy, że może pani nam trochę pomoże. Może

pani wie coś więcej, skoro mieszka w tej okolicy. - Ostatnie słowa zabrzmiały lekko

pogardliwie.

Elise myślała intensywnie. Uznała, że nie musi mówić wszystkiego, co wie.

Jeśli policja uważa, że to zwykły napad rabunkowy, to zadowolą się tym

wyjaśnieniem. Nie ma sensu mieszać do tego Lorta - Andersa ani Johana. Nie dlatego, by

chciała oszczędzać bandziorów. Właściwie powinna opowiedzieć wszystko, jak ją napadnięto

w lesie i zgwałcono, skoro ma teraz okazję, ale ślady mogłyby zbyt łatwo prowadzić do

Johana, jego rozgoryczenia i jej związku z Emanuelem. Jeśli policja nabierze choć cienia

podejrzeń, że istniały jakieś inne motywy napadu poza rabunkiem, to tak łatwo nie dadzą za

wygraną. Dość już cierpienia przysporzyła Johanowi i jego rodzinie.

background image

- Nie wiem nic poza tym, co opowiedzieli mi chłopcy. Umówiłam się z moim

narzeczonym, że spotkamy się w czasie przerwy obiadowej, i zdziwiłam się, że nie przyszedł.

Kiedy wróciłam do domu po całym dniu pracy, byłam pewna, że się u nas zjawi. Wy-

najmujemy dom starego majstra nad rzeką przy Beierbrua. - Zauważyła, że policmajster

uniósł brwi z lekkim zdziwieniem. - Kiedy nie przyszedł, zaczęłam się niepokoić, ale

pomyślałam, że coś go zajęło, bo do naszego ślubu pozostało zaledwie parę dni. Poza tym w

najbliższy poniedziałek zaczyna nową pracę jako kasjer w tkalni płótna żaglowego.

- Wie pani, gdzie narzeczony spędził wczorajszy wieczór?

- Tak, spędziliśmy go razem. Byliśmy w Tivoli, a potem wróciliśmy spacerem ulicą

Maridalsveien do domu.

- Jak długo tam pozostał?

- Aż się zrobiło ciemno - odpowiedziała Elise, czując, że się rumieni.

- Czy pani nie musi wstać rano o piątej, by zdążyć do fabryki?

- Owszem - odparła, spuszczając wzrok.

- A pani matka nie protestowała, że młody mężczyzna przebywa z wizytą do późnej

nocy?

Elise nie odpowiedziała. Policmajster westchnął głęboko.

- Nic dziwnego, że w tych środowiskach szerzy się taka demoralizacja, panie Carlsen!

A więc poszkodowany przebywał u pani do późnej nocy i wracał sam do domu. Tak mam to

rozumieć?

- Tak, panie policmajstrze.

- Wie pani, czy miał przy sobie pieniądze?

- Myślę, że tak. Zamówił sok jabłkowy i ciastka w Tivoli, widziałam, że kelnerka

wydała mu resztę.

- Hm. - Policmajster zerkał w papiery, podkręcając wąsy, a potem znów skierował na

nią swój przenikliwy wzrok. - I nie ma pani pojęcia, kto mógłby go napaść? Czy nic

podobnego nie przytrafiło mu się wcześniej?

Elise pokręciła głową i pomyślała, że przynajmniej na to ostatnie pytanie może

odpowiedzieć całkiem szczerze.

- Nie, o niczym takim narzeczony mi nie wspominał. Policmajster wstał.

- Wydaje mi się, niestety, że póki co musimy uznać, że istnieje nikła szansa na

odnalezienie winnego lub winnych tego zdarzenia. Chyba że podobny napad się powtórzy i

złapiemy sprawcę na gorącym uczynku. Wydaje mi się, że raczej nie należy tego traktować

jako próbę zabójstwa. Bandyci pobili poszkodowanego, żeby zabrać mu portfel, i nie

background image

spodziewali się, że dozna on tak dotkliwych obrażeń. Ale oczywiście zdjęliśmy odciski

palców i dopełniliśmy wszelkich formalności, które rutynowo wykonujemy w takich

sprawach. Będziemy pana informować, jeśli pojawią się nowe okoliczności, panie Carlsen.

Carlsen pokiwał głową i odprowadził policmajstra do drzwi, a kiedy ten wyszedł,

odwrócił się do Elise.

- Cóż, zapewne ta sprawa nie zostanie wyjaśniona. Nie pojmuję, co się dzieje tu, w

stolicy - pokręcił głową. - Człowiek nie może wracać sam do domu, nie ryzykując, że

zostanie pobity. Może pani już iść, panno Loylien.

Pośpiesznie ruszyła do wyjścia, czując ulgę, że wreszcie opuści ten dom.

Dopiero po drodze w dół uświadomiła sobie w pełni całą prawdę. Emanuel żyje i

zapewne już jutro zostanie wypisany ze szpitala! A więc może mimo wszystko w sobotę

odbędzie się ślub!

Miała wrażenie, że unosi się nad ziemią, biegnąc stromym zboczem w dół. Zmęczenie

zniknęło jak ręką odjął. Oddychała swobodnie i nie odczuwała bólu w krzyżu. Śpieszyła się

do domu, by jak najszybciej opowiedzieć tę radosną nowinę mamie. Osuszy jej łzy i będą

mogły dalej szyć zasłonki.

Evert poszedł do domu, a chłopcy zbierali się do spania, gdy Elise weszła do kuchni.

Wszyscy troje odwrócili się jak na komendę i popatrzyli na nią w napięciu. Po minach Pedera

i Kristiana poznała, że mama podzieliła się z nimi swym zmartwieniem.

- Żyje! Leży w szpitalu, ale nic nie zagraża jego życiu! Mama jęknęła z ulgą.

- Dzięki ci, dobry Boże! A ja już byłam pewna, że przyniesiesz złe nowiny.

- Ale rzeczywiście to jego pobito w nocy. Stracił przytomność, pewnie dlatego

rozeszły się plotki, że kogoś zabito. No i ukradli mu portfel.

- Dużo miał w nim pieniędzy? - spytał Kristian przerażony.

- Chyba nie. Jako oficer w Armii Zbawienia nie zarabiał wiele.

- Rozmawiałaś z jego gospodarzami? - spytała mama, patrząc na nią wyczekująco.

- Tak, z panem Carlsenem. Jego żony ani córki nie widziałam. Agnes też nie.

Zastanawiam się, czy w ogóle wiedziała o mojej wizycie.

- Był dla ciebie uprzejmy?

- Tak. Mówił, że zamierzał posłać po mnie, bo policmajster, który prowadzi śledztwo,

chciał się dowiedzieć, czy coś wiem.

- A skąd niby miałabyś o tym wiedzieć? Chyba nie sądzi, że masz coś wspólnego z

takimi bandytami?

- Nie, chciał wiedzieć, gdzie i z kim Emanuel spędził wieczór. Mama popatrzyła

background image

sceptycznie.

- Tylko dlatego, że mieszkamy nad Aker, wydaje im się, że mamy jakieś powiązania z

takimi lumpami.

- Nie jest tak źle. To zrozumiałe, że chcieli mnie przesłuchać, gdy się dowiedzieli, że

jestem jego narzeczoną.

- Policja złapała złodzieja? - dopytywał się Peder, ciągnąc ją za spódnicę.

- Nie, nie wiedzą, kto to był. Zebrali odciski palców, ale uważają, że trudno będzie

trafić na ślad złodziei, skoro Emanuel ich nie widział.

- Jak to „ich”? Myślisz, że było ich więcej? - zapytał Kristian, obrzucając ją bystrym

spojrzeniem.

Elise gwałtownie pokręciła głową.

- Nie, nie wiem. Tak sobie tylko pomyślałam, że musiało być ich przynajmniej

dwóch, żeby tak go pobić.

Kristian zaśmiał się.

- Myślisz, że nie da się kogoś pobić do nieprzytomności parą mocnych pięści?

Elise usiadła przy stole i wzięła do rąk kretonowy materiał na zasłony, ale wyznała

szczerze:

- Jestem zmęczona. Najchętniej bym się położyła spać.

- To się połóż, Elise! - Mama popatrzyła na nią ze współczuciem. - To był dla ciebie

straszny dzień. Nie ma pośpiechu z tymi zasłonami. Teraz pewnie ślub trzeba będzie odłożyć

na jakiś czas.

- Powiedzieli, że za parę dni wypiszą go ze szpitala. Jestem pewna, że Emanuel zrobi

wszystko, by ślub jednak odbył się w terminie, jeśli tylko będzie w stanie ustać na nogach.

Mama uśmiechnęła się tajemniczo i rzekła:

- Właściwie i mnie się tak zdaje.

background image

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Elise wcale nie była taka spokojna, jak udawała. Następnego dnia czekała w napięciu

na jakieś wiadomości, nie miała jednak okazji, by pójść do szpitala, a odwiedzać ponownie

rodziny Carlsenów zupełnie nie miała ochoty. Wstrząs mózgu to poważna sprawa, więc

pewnie nie wypuszczą Emanuela przed upływem dwóch, trzech dni, pomyślała i uznała, że

trzeba będzie się więc uzbroić w cierpliwość.

Upały nie ustąpiły i w przędzalni znów zemdlała robotnica. Ropucha zrzędził więc

bardziej niż kiedykolwiek. Jedna ze świeżo upieczonych mam została zwolniona, ponieważ

wymknęła się na moment na korytarz, by nakarmić dziecko piersią. Płakała jak bóbr, gdy

opuszczała fabrykę, trzymając pod pachą karton z niemowlęciem. Rozgniewane prządki i

pomocnice wygrażały pięściami za plecami Ropuchy.

Wszystkie odetchnęły z ulgą, gdy dzień pracy dobiegł końca. Elise wyszła z fabryki i

rozejrzała się uważnie wokół za Emanuelem, ale nigdzie go nie widziała.

W domu nad rzeką zastała mamę i chłopców zajętych czyszczeniem szkieł do lamp

naftowych. W całym domu unosił się zapach ługu i szarego mydła. Elise domyśliła się, że

mama jednak wyszorowała ponownie podłogi. Ściany też były pomyte, bo zniknęły plamy,

których, jak sądziła, nie da się doczyścić.

- Mamo, nie nadwerężaj się, proszę! Nikt nie zauważy, czy okna są świeżo umyte, a

ściany wyszorowane.

- Tak myślisz? Nie masz racji, bo to pierwsze, na co zwraca uwagę każda gospodyni.

Pamiętaj, że pani Ringstad jest gospodynią w wielkim dworze i przywykła do urządzania

przyjęć. Na pewno nie ma zakurzonych okien, kiedy przyjmuje gości.

- Ona ma służącą, w przeciwieństwie do nas.

- Nie chcę im dawać więcej powodów do krytyki, niż już mają.

- Nie mają nas za co krytykować.

- Czyżby? Szesnastolatka, która zaszła w ciążę, nie będąc zamężna, a potem oddała

swoje dziecko obcym ludziom, ojciec, który zapił się na śmierć i...

- Tata się nie zapił na śmierć! - Peder przestał czyścić szkło i popatrzył na mamę ze

łzami w oczach. - On wpadł pod lód w rzece, bo nie świeciła się latarnia na ulicy, a było

ślisko.

- To prawda, Peder - Elise popatrzyła na niego ze spokojem. - Nie mamy się czego

wstydzić. A o Hildzie i Braciszku nie musimy im wcale opowiadać.

background image

Peder uśmiechnął się do niej.

- Będą nam zazdrościć takiego pięknego salonu z pluszową sofą i komodą mamy,

prawda, Elise?

Kristian zaśmiał się.

- Myślisz, że oni sami nie mają pluszowych kanap? Nie widziałeś ich pokoi, kiedy

tam byliśmy?

- Ale za to nie mieli zasłon z materiału na fartuchy! - odciął się Peder, posyłając mu

triumfalne spojrzenie.

Wieczorem, kiedy siedzieli w kuchni przy stole, Peder odwrócił się nagle do drzwi i

zawołał:

- Idzie! Poznaję jego kroki!

Pozostali odwrócili się w napięciu i rzeczywiście, nie minęło parę sekund, gdy w

uchylonych drzwiach pokazał się Emanuel. Elise podbiegła do niego i rzuciła mu się na

szyję. Przytulił ją mocno.

- Biedna Elise, musiałaś się okropnie przerazić. Carlsen opowiadał mi, że myślałaś, iż

nie żyję.

Pokiwała głową i poprowadziła go do stołu.

- Usiądź, pewnie jesteś zmęczony! Biedaku, jak ty wyglądasz? Twarz masz całą

podrapaną. Albo może pójdziemy do salonu? Tu jest bałagan.

Mama nastawiła kawę, a Kristian i Peder porzucili swoje zajęcia i poszli za nimi do

salonu, ciekawi, co usłyszą.

Emanuel siadł wygodnie na sofie i objął Elise ramieniem.

- Wciąż właściwie nie wiem, co się stało. Pamiętam tylko, że nagle poczułem silne

uderzenie w głowę, aż mi gwiazdy zawirowały przed oczami i strasznie mnie zabolało.

Więcej nic nie wiem. Ocknąłem się dopiero w szpitalu.

- Nie słyszałeś, że ktoś za tobą idzie? Myślisz, że napastnik był jeden czy może było

ich kilku?

Emanuel pokręcił głową.

- Nic nie zauważyłem, nic nie słyszałem, nagle po prostu ktoś mnie uderzył.

- Nikt nie krzyknął nawet „ręce do góry”? - Peder stał za fotelem i wpatrywał się w

Emanuela z napięciem.

- Nic nie słyszałem - uśmiechnął się Emanuel. - Chcieli mi ukraść portfel, więc

pewnie skradali się cicho. A ja zresztą rozmyślałem o Elise i o ślubie, więc nic nie

zauważyłem. - Popatrzył na nią i przytulił ją do siebie. - Co się stało, tego już nie cofniemy.

background image

Cieszmy się jednak, że tylko tak to się skończyło. Dlaczego myślałaś, że nie żyję?

- Evert opowiedział, że chłopaki na ulicy rozmawiali między sobą, że w nocy na

wzgórzu Aker znaleziono martwego mężczyznę. Mimo wszystko tak wiele osób nie wraca

samotnie nocą do domu w tej okolicy, więc pomyślałam od razu o tobie. Większość jeździ

bryczkami.

- Dziwne, że się rozchodzą takie plotki.

- Nie, to nie jest dziwne. Ktoś zatelefonował po policję, a ponieważ straciłeś

przytomność i nie ruszałeś się, sądzili, że nie żyjesz.

Mama przyniosła kawę, a na talerzu kromki chleba z serem.

- Dziś zjemy kolację w saloniku zamiast w kuchni. Taki radosny dzień trzeba jakoś

uczcić. A co ze ślubem, Emanuelu? Dasz radę stanąć przy ołtarzu w sobotę?

Emanuel uśmiechnął się.

- Oczywiście. Otrzymałem telegram od rodziców. Przyjadą. Ciotka Ulrikke także.

Oscar Carlsen zamówił rodzicom pokój w hotelu, bo nie chcieli sprawiać kłopotów, a ciotka

Ulrikke zatrzyma się u Carlsenów na wzgórzu. Carlsen znalazł ogłoszenie w gazecie, w

którym reklamował się nowy hotel na Akersgaten. „Przyjemne pokoje do wynajęcia dla

wracających z pogrzebu, którzy chcą wypłakać się w spokoju”. Ciekawe, czy ojciec sam

zażyczył sobie tego hotelu, czy też to Carlsen dokonał wyboru - zaśmiał się Emanuel, ale

Elise nie było do śmiechu. Mamie zresztą też nie. Peder nie zrozumiał dowcipu.

- A dlaczego mają płakać? - dopytywał się.

Elise uśmiechnęła się do niego uspokajająco i wyjaśniła:

- Emanuel tylko żartował. Uważa, że to zabawne, iż jego rodzice zamieszkają w

hotelu odwiedzanym głównie przez gości wracających z pogrzebów, skoro sami przyjeżdżają

na ślub i wesele.

- Nie wolno się z tego śmiać! - Oczy Pedera napełniły się łzami, odwrócił się na

pięcie i wybiegł z salonu.

- Płacze, bo się przestraszył - wyjaśniła Elise. - Mało brakowało, a byłby to twój

pogrzeb.

Emanuel wstał i szybko wyszedł za Pederem, by go pocieszyć. Mama posłała Elise

wzruszone spojrzenie i odezwała się cicho:

- Nie ma się co dziwić, że tak go wszyscy pokochaliśmy!

Kiedy chłopcy poszli spać, Elise i Emanuel usiedli na ganku. Słońce powoli chowało

się za wierzchołkami drzew na zachodzie, a pogodne niebo okryło się złotą poświatą. Objął ją

ramieniem i przytulił mocno.

background image

- Przestań się już tym zadręczać, Elise. Oni sami się na pewno przestraszyli tym, co

się stało. Na pewno nie spodziewali się, że ktoś mnie zobaczy i zadzwoni po policję.

- Mówisz „oni”, sądzisz więc, że było ich więcej? Pokiwał głową.

- Myślisz, że to ci, którzy szli za nami od Tivoli?

- Obawiam się, że tak.

- A więc twoim zdaniem to nie był zwyczajny napad?

- Nie. Wydaje mi się, że wzięli mój portfel tylko po to, by upozorować kradzież. Nie

miałem w nim wiele koron i pewnie nie spodziewali się po mnie większych pieniędzy.

- Myślisz, że mają coś wspólnego z bandą Lorta - Andersa?

- Sądzę, że zostali nasłani przez Johana.

- Nie, do Johana to niepodobne! On nie jest taki!

- Lepiej nie kłóćmy się już o to, Elise. Może słyszał, że dobrze nam razem, i z

zazdrości postanowił się zemścić?

- Bardzo możliwe, że wymyślili coś takiego kompani Lorta - Andersa, którzy zawsze

chuliganili, ale wątpię, by Johan chciał coś takiego zrobić. Nie nasłałby też innych, by to

zrobili za niego.

Emanuel zagryzł wargi. Miała wrażenie, że jej nie wierzy.

- Nie rozmawiajmy już o tym. Od tej pory będę pilnował, by nie wracać samemu do

domu po zmroku. A na przyszłość musimy być czujni i mieć oczy wokół głowy. Z czasem

znudzi im się śledzenie nas. Pamiętasz, jak ci się zdawało, że ktoś czai się za tobą, kiedy

poszłaś odwiedzić Oline? Potem zamknęli nas w komórce na noc, nie wspominając już o

tym, co spotkało ciebie w powrotnej drodze z Akershus. Zbyt wiele się wydarzyło, by można

to uznać za zbieg okoliczności, Elise. Kryją się za tym wszystkim ci sami ludzie, a jeden z

nich pociąga za sznurki.

Elise popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

- Chyba nie sądzisz, że Johan nakłoniłby któregoś ze swoich kompanów, by mnie

zgwałcił?

- Przyznaję, że brzmi to dość dziwnie, ale znajdujesz inne wytłumaczenie?

- Lepiej nie rozmawiajmy na ten temat, Emanuelu. Jestem szczęśliwa, że znów cię

widzę i że jesteś cały i zdrowy. Wiesz już, kiedy przyjadą twoi rodzice?

- Dzień wcześniej, w piątek. Oscar Carlsen wspominał, że zaprosił ich w piątek

wieczorem na kolację. Ty też musisz przyjść.

- Jesteś pewien, że oni życzą sobie, bym przyszła? Emanuel zaśmiał się cicho:

- Oczywiście, że panna młoda musi się pojawić.

background image

- Ale ja z mamą planujemy piec ciasta w tym dniu. A jeśli będę musiała zostać w

fabryce po godzinach, nie wrócę do domu przed ósmą - próbowała się wyłgać Elise, bo

wiedziała dobrze, że w te upały nie ma nadgodzin. Ale na samą myśl, że miałaby przyjść na

przyjęcie do Carlsenów razem z rodzicami Emanuela i jego ciotką, oblewała się zimnym

potem.

- A twoja mama nie może sama upiec ciast przed południem? Przecież jest w domu

przez cały dzień?

- Wiesz dobrze, że po chorobie nie odzyskała jeszcze pełni sił.

- Oni ci nic nie zrobią, Elise - odezwał się Emanuel cicho po dłuższej chwili

milczenia.

- A co z Karolinę? Ona też będzie?

- Na pewno nie zechce opuścić swojego pokoju.

- Jest tam też Agnes, która mnie nienawidzi.

- A co ona może ci zrobić, jeśli będziesz siedziała w salonie razem ze mną i z moimi

rodzicami?

Elise nie odezwała się, ale wydawało jej się, że czeka ją koszmar. Emanuel roześmiał

się cicho, ujął w dłoń jej podbródek i podniósł ku sobie jej twarz.

- Panna młoda ma prawo się denerwować. To najzupełniej normalne.

Odszukał jej usta, ale gdy usłyszał zbliżające się kroki, odsunął się.

W uchylonych drzwiach pokazała się mama.

- Myślę, Emanuelu, że powinieneś wracać do domu, zanim się zacznie ściemniać.

- O, jeszcze długo, nim zapadną ciemności, pani Lovlien.

- Ale powinieneś pójść, kiedy na ulicach kręcą się jeszcze ludzie.

- Mama ma rację - poparła ją Elise i wstała. - Chcę, żebyś był cały i zdrowy, kiedy

będziemy stać przed ołtarzem. - Powiedziała to żartem, ale poczuła ogarniający ją niepokój. -

Odprowadzę cię kawałek.

Emanuel wstał ze śmiechem.

- I co, potem będziesz wracać sama? Za kogo ty mnie masz? Mama cofnęła się do

środka, a Emanuel, objąwszy Elise, powiedział:

- Pragnąłbym tak siedzieć z tobą na ganku przez całą noc aż do świtu.

Elise roześmiała się wtulona w jego gorącą szyję.

- Nie wiem, czy po takiej nocy dałabym radę stać przy maszynie przez dwanaście

godzin.

Westchnął.

background image

- Kiedy dostanę podwyżkę, będziesz mogła rzucić pracę w fabryce. - Pocałował ją i

wypuścił z objęć. - Dobranoc, ukochana. Jutro przed południem muszę pozałatwiać różne

sprawy, ale przyjdę wieczorem. Przyniosę przy okazji trochę ubrań dla was, żebyście sobie

obejrzeli. Kapitan Sorby obiecała znaleźć coś odpowiedniego dla wszystkich.

Elise pokiwała mu na pożegnanie, a kiedy zniknął jej z oczu, weszła do środka.

Mama właśnie szykowała się do snu.

- Kładź się do łóżka, Elise. Musisz się wyspać, by wytrzymać w pracy cały dzień w

tym upale.

Kiedy jednak Elise ułożyła się wygodnie, sen jakoś nie chciał na nią spłynąć.

Myślami powróciła do Johana. Jak Emanuel w ogóle mógł pomyśleć, że to Johan stoi za

napadem na niego? Przecież tyle o nim słyszał od Anny i ode mnie! Powinien wiedzieć, że

Johan nie jest z takich. Jeśli dowiedział się o ich ślubie, to bardziej prawdopodobne, że

napełniło go to smutkiem i żalem. Albo pełnym niedowierzania zdumieniem, że tak szybko

znalazła sobie innego i pośpiesznie wychodzi za mąż.

Przez moment wróciło wspomnienie ubiegłego lata i tamtego dnia na polanie. Myśl ta

napełniła ją bólem, zmusiła się więc, by ją odsunąć od siebie. Przecież to Johan nie chciał już

być z nią związany zaręczynami, nie ona! „I tak by z tego nic nie wyszło...” - napisał.

W następnej chwili wyobraziła sobie uśmiechniętą i radosną twarz Emanuela, który

zawsze był przyjazny i troskliwy. A potem znów przypomniał jej się Peder, jak

uszczęśliwiony, z błyszczącymi oczyma, poderwał się ze stołka i rzucił jej się na szyję z

radości tamtego ranka, gdy oznajmiła, że wychodzi za mąż za Emanuela. Peder też bardzo

lubił Johana i bardzo był przybity, gdy go aresztowano, ale mimo to pokochał Emanuela.

Słusznie postąpiłam, przyjmując oświadczyny, stwierdziła stanowczo.

Mimo że nie przypuszczała, by napastnicy znów zaatakowali Emanuela, nie mogła

uwolnić się od strachu. Denerwowała się, że Emanuel wracał sam tą samą drogą, na której go

napadnięto, a sama też zerkała nerwowo na wszystkie strony w drodze do fabryki i z

powrotem.

Wśród robotnic stopniowo rozeszła się wieść o Emanuelu i wszystkie pytały, co się

właściwie stało, a gdy się dowiedziały, ogarnął je niepokój. Świadomość, że gdzieś w pobliżu

czai się jakiś zbir, napawała je strachem o siebie i najbliższych. Najbardziej bały się,

oczywiście, te matki, które zostawiały małe dzieci same w domu. Elise starała się ją

przekonać, że to byli złodzieje i chodziło im o kradzież pieniędzy, i że raczej nie włamują się

do ubogich domów, gdzie trudno się spodziewać jakichś łupów. Nie udało jej się jednak

uspokoić przestraszonych kobiet.

background image

Kiedy po skończonym dniu pracy wracała do domu, już z daleka zauważyła

Emanuela. Właśnie wnosił do domu jakieś rzeczy. Do tej pory przewiózł ze swego pokoju u

Carlsenów tylko pluszową sofę i fotele, teraz wyglądało na to, że wprowadza się na dobre.

Zauważył ją i pokiwał ręką ożywiony, po czym pośpiesznie ruszył jej na spotkanie.

- Nie podchodź do mnie za blisko, bo cała śmierdzę! - zawołała ze śmiechem. - Muszę

czym prędzej zdjąć z siebie te ubrania i zmyć z siebie fabryczny kurz.

- Myślisz, że się tym przejmuję? - odparł, obejmując ją w talii. - Zacząłem się

wprowadzać. Wozak pomógł mi przewieźć łóżko, które już stoi w sypialni.

- A na czym będziesz spał dziś w nocy?

- Carlsenowie udostępnili mi pokój gościnny na ten czas, gdy opróżniam

pomieszczenia na poddaszu.

Wypuścił ją z objęć i pociągnął za sobą ożywiony.

- Mam też dla was ubrania. Dla ciebie piękną czarną suknię ślubną, białe koszule i

spodnie do kolan dla chłopców, a także suknie dla twojej mamy i Hildy. Armia dostała te

ubrania w darze, więc możemy je pożyczyć nieodpłatnie.

Elise nie zdołała stłumić zawodu, że suknia ślubna jest w kolorze czarnym. W

czasopismach Agnes widziała piękne śnieżnobiałe suknie z długim trenem i welonem.

Dawniej suknie do ślubu musiały być czarne, ale teraz nie obowiązywała już taka moda.

- Ciekawe, czy będzie na mnie dobra - wykrztusiła. Wszystkie ubrania były

przewieszone przez oparcia krzeseł w saloniku. Mama przymierzała właśnie suknię

przeznaczoną dla niej, też czarną, z wysoką stójką i drobnymi zakładkami na biuście, ale

nazbyt obszerną. Nie było jej w niej do twarzy, Elise jednak nie miała serca, by to

powiedzieć.

- Możemy ją trochę zwęzić - zaproponowała tylko.

- Jak to zwęzić? - mama spojrzała na nią przerażona. - Przecież to nie nasza suknia.

- Przecież nic się nie stanie, jeśli delikatnie zbierzemy materiał z boku, a zaraz

następnego dnia po ślubie wyprujemy nici i rozprasujemy szwy. A koszule i spodnie pasują

na chłopców?

Mama pokiwała głową z uśmiechem.

- Gdybyś widziała, jak ładnie w tym wyglądają. Ledwie ich poznałam. - Zaraz jednak

jej uśmiech zgasł. - Żeby tylko udało nam się pozbyć wszy z włosów Pedera. Szare mydło nie

pomogło.

- Nikt nic nie zauważy. Będą zajęci czym innym.

Elise ostrożnie podniosła suknię ślubną. Była uszyta z pięknego jedwabiu i miała

background image

śliczny fason. Ponadto był to jej rozmiar.

- Pójdę do sypialni, umyję się i przebiorę.

Kiedy po długim czasie wkroczyła uroczyście do kuchni ubrana w suknię ślubną i

uczesana w kok, zauważyła pełne zachwytu spojrzenie Emanuela. Utwierdziło ją to w

przekonaniu, że prezentuje się nie najgorzej. Podszedł do niej i pocałował w policzek.

- Właściwie pan młody nie powinien oglądać panny młodej w ślubnej sukni przed

ceremonią, ale cieszę się, że miałem taką okazję, Elise. Wyglądasz zjawiskowo!

Uśmiechnęła się zadowolona i wymknęło jej się:

- Zaczynam się nawet cieszyć, pomimo wszystko.

- Pomimo wszystko? Nie cieszyłaś się przez cały czas?

- Owszem, ale... bardziej się boję. Roześmiał się i objął ją, mówiąc:

- Jesteś słodka, Elise, ale teraz zdejmij już tę odświętną suknię, bo musisz mi pomóc.

Trzeba zadecydować, gdzie wstawić różne rzeczy. Przywiozłem zarówno lustro, jak i obrazy

do powieszenia na ścianie. Musimy to wszystko zrobić dzisiaj, bo jutro jesteśmy zaproszeni

do Carlsenów, pamiętasz.

Peder i Kristian wpadli z hałasem i wnet wszyscy pomagali wnosić do środka to, co

przywiózł Emanuel. Nie zdążyli ze wszystkim, gdy chłopcy musieli już się kłaść spać, ale i

tak ich dom zmienił się nie do poznania. Na ścianie w saloniku wisiało dużo obrazów, na

podłodze leżał tkany dywanik, a na małym stoliku stała palma w doniczce.

Komoda Emanuela zastała umieszczona na węższej ścianie w sypialni. Łóżko było

wystarczająco szerokie, by można było je potraktować jako łoże małżeńskie. Wykonane z

ciężkiego ciemnobrązowego drewna mahoniowego, wyglądało bardzo solidnie. Na podłodze

w sypialni także leżał dywanik, a na komodzie Elise postawiła niewielkie gipsowe figurki.

Emanuel chciał je początkowo umieścić w salonie, ale Elise obawiała się, że młodsi bracia

niechcący zrzucą je na podłogę, gdy jak zwykle wpadną z hukiem z podwórza.

- No, teraz mogą przyjeżdżać goście weselni! - klasnęła w ręce Elise i rozejrzała się

wokół zadowolona. - W takim pięknym domu jeszcze nigdy nie mieszkaliśmy!

Peder i Kristian rozglądali się wokół z nabożeństwem, a mama wycierała ukradkiem

łezkę.

Emanuel spojrzał na zegarek, który wyjął z kieszonki, i oznajmił:

- Chyba już będę wracał. Carlsenowie chcieli dziś zjeść ze mną kolację.

- A Elise musi się położyć wcześniej - wtrąciła mama. - Bo coś mi się zdaje, że

niewiele spała wczorajszej nocy.

- Ja? - popatrzyła na mamę zdziwiona.

background image

- Kręciłaś się i wierciłaś, ciężko wzdychając, a kiedy wreszcie zasnęłaś, mówiłaś coś

przez sen i niespokojnie przewracałaś się z boku na bok.

Elise przypomniało się, że myślała o Johanie, więc nie podjęła tematu. Odprowadziła

Emanuela na dwór.

Stali przez chwilę objęci, wreszcie Emanuel uwolnił się niechętnie.

- Został jeszcze tylko jeden dzień, Elise - rzekł i pocałował ją na odchodnym. - Muszę

wytrzymać jeszcze jeden dzień. Nie wiesz, czy będziesz pracować jutro w fabryce po

godzinach?

- Myślę, że nie. Kierownictwo zrozumiało, że jest za gorąco. Dużo robotnic mdleje.

- To dobrze. Zdążysz więc przyjść na siódmą?

- Spróbuję.

Pokiwała mu na pożegnanie, ale odwróciła się dopiero, gdy zniknął między

budynkami fabrycznymi. Znów ogarnął ją strach, ale zmusiła się, by mu się nie poddać.

Emanuel miał chyba rację, mówiąc, że jest mało prawdopodobne, by w tak krótkim odstępie

czasu złodzieje znów odważyli się na niego napaść.

Zamierzała otworzyć drzwi, gdy z przedsionka wyszła mama.

- Jeszcze nie poszedł? - zapytała.

- Owszem, poszedł.

- Uważam, że niepotrzebnie kusi los, wracając do domu tak późnym wieczorem, po

tym, co się stało.

- Nie odważą się napaść na niego znowu, mamo. Na pewno wiedzą, że policja pilnuje

teraz uważnie tamtego terenu.

- Chyba nie zdajesz sobie sprawy, co to są za ludzie. Elise westchnęła ciężko.

- Owszem, wiem to lepiej niż ktokolwiek inny. Mama popatrzyła na nią, ale nic nie

odpowiedziała.

background image

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Elise zbliżała się do willi państwa Carlsenów spocona ze zdenerwowania. Zdążyła po

pracy wpaść tylko na chwilę do domu, umyć się i przebrać w niedzielną sukienkę. Żeby się

nie spóźnić na kolację, biegła niemal całą drogę. Niesforne kosmyki uwolniły się z długiego

zaplecionego warkocza i opadły luźno przy uszach. Na pewno jestem czerwona na twarzy, a

sukienka lepi mi się do pleców, pomyślała z rezygnacją. Wyobrażam sobie, jak będę się

różnić od pozostałych kobiet na kolacji! Karolinę pewnie pojawi się blada i wypielęgnowana,

w białej, szerokiej sukni ze złotą broszką na szyi, skropiona pachnącymi perfumami. Jej

gładkie dłonie nigdy nie dotykały ługu. Co też temu Emanuelowi przyszło do głowy, żeby

wybrać sobie na żonę biedną robotnicę z szorstkimi dłońmi, ubraną w skromne ubrania. Nic

dziwnego, że jego rodzice tak zareagowali.

Zdążyła właśnie dojść do furtki, gdy dostrzegła wyłaniającą się pośpiesznie zza rogu

domu postać. Agnes! Taki pech! Pocieszała się przez cały czas, że Agnes nie jest pokojówką,

więc na pewno nie pojawi się na przyjęciu, a teraz wpada wprost na nią!

Nabrała głębokiego oddechu i wyprostowała się, tłumacząc sobie po raz kolejny, że to

nie jej wina, iż Agnes zakochała się w Emanuelu.

Agnes też ją zauważyła i zwolniła kroku. Trzymała w ręce kosz, zapewne wysłano ją

po coś do sklepu, bo na pewno o tej porze nie miała jeszcze wolnego.

- Witaj, Agnes! - odezwała się Elise, powoli przechodząc przez furtkę.

Dawna przyjaciółka nie odpowiedziała.

- Idziesz do domu? - zapytała Elise, orientując się natychmiast, jak głupio zabrzmiały

jej słowa. Nie wiedziała jednak, co powiedzieć.

- Do domu? - prychnęła Agnes. - Myślisz, że ja wracam do domu o siódmej

wieczorem?

Tym razem Elise nie odpowiedziała.

- A więc wybierasz się na eleganckie przyjęcie? Jak ty tego dokonałaś, Elise? Przecież

nigdy nie umiałaś podrywać chłopaków.

Elise popatrzyła na nią bez słowa. Agnes najwyraźniej wciąż była na nią wściekła,

uznała więc, że lepiej będzie nie podejmować tematu.

- Podobno Johan został rzeźbiarzem i tak świetnie sobie radzi, że chwali go sam

dyrektor więzienia.

- Tak, słyszałam - potwierdziła Elise. - Anna dostała od niego list.

background image

- Znam kogoś, kto ma kontakty tam za murami. Opowiadał, że więźniowi, który

wyrzeźbił lwy stojące przed gmachem parlamentu, darowano karę w nagrodę za to piękne

dzieło. Mimo że był skazany za morderstwo! Johan więc na pewno wkrótce wyjdzie z

więzienia.

Elise popatrzyła na nią zdumiona.

- To możliwe?

- Jasne. Skoro zrobili takie ustępstwo dla jednego, zrobią oczywiście i dla drugiego. -

Zaśmiała się zimnym, nieprzyjemnym śmiechem i dodała: - Tylko patrzeć, jak wróci. Może

nawet pojawi się jutro w kościele? Zazdrosny i wściekły... to by dopiero było! A ty sądziłaś,

że będzie siedział za kratkami przez cztery lata! Gdybyś wiedziała, że może cię wybawić z

kłopotu, nie potrzebowałabyś kraść chłopaka przyjaciółce sprzed nosa. Zejdź mi z drogi, bo

się śpieszę!

Przemknęła obok niej i zatrzasnęła za sobą z hukiem furtkę, pozostawiając Elise

wzburzoną. Czy to możliwe, by Agnes miała rację, że Johanowi zostanie darowana kara ze

względu na jego zdolności rzeźbiarskie? Czy wyjdzie z więzienia jeszcze tego lata? Kolana

się pod nią ugięły.

A może już jest na wolności...

Czy to on... Nie, Johan nie jest taki. On nigdy nie pobiłby człowieka, nie potrafiłby

skrzywdzić muchy! Niech Emanuel mówi sobie, co chce, nie nakłoni jej jednak, by

uwierzyła, że Johan jest łajdakiem. Zna go przecież dobrze. Znają się całe swoje życie. Wie,

że jest szlachetny i miły tak jak Anna.

Wzięła się w garść i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.

Otworzyła jej ta sama pokojówka co ostatnio. Elise nie musiała się więc przedstawiać

ani tłumaczyć, w jakiej przyszła sprawie. Służąca wpuściła ją do środka, mówiąc: „Proszę do

salonu”, i poprowadziła długim korytarzem. Po obu jego stronach znajdowały się drzwi z

masywnymi mosiężnymi klamkami. Zastanawiała się, do jakich prowadzą pomieszczeń.

Wiedziała tylko, że po lewej stronie z brzegu jest biblioteka.

Służąca otworzyła trzecie drzwi na lewo i skierowała Elise do dużego jasnego

pomieszczenia, którego okna wychodziły na cmentarz Chrystusa Zbawiciela. Wokół dużego

okrągłego stołu siedzieli jacyś goście i nagłe wszystkie twarze zwróciły się w jej stronę. Elise

najchętniej zapadłaby się pod ziemię.

Ale wtedy otworzyły się skrzydła drzwi do pokoju obok i ukazał się w nich Emanuel.

- Jesteś, Elise! - powiedział i pośpiesznie wyszedł jej na spotkanie. Uchwycił jej

dłonie i uśmiechnął się ciepło. - Biedactwo, wyglądasz na zmęczoną i zgrzaną. - Ujął jej

background image

łokieć i poprowadził do stołu. - Moich rodziców już poznałaś - zaczął prezentację, wskazując

na swoją mamę.

Elise ukłoniła się, a mama przywitała się z nią bez słowa, podczas gdy ojciec wstał i

uścisnął jej dłoń.

- A to moi gospodarze, pan Oscar Carlsen i jego żona Betzy. To ich córka Karolinę

oraz moja ciocia Ulrikke.

Elise widziała przed sobą jedynie rozmazane twarze, jeszcze nigdy w swoim życiu tak

się nie denerwowała. Serce tłukło jej się w piersi jak oszalałe, zaschło jej w ustach, a ręce

miała lodowate. Nie słyszała, co do niej mówią, nie wiedziała, co robi, i marzyła tylko o tym,

by znaleźć się jak najdalej stąd. Czuła na sobie krytyczne spojrzenia i chłodną rezerwę,

zupełnie jakby otoczyli ją murem niechęci. Emanuel powinien mi tego oszczędzić,

pomyślała, ale on, uśmiechnięty i serdeczny jak zwykle, zdawał się nie zauważać, jacy

wszyscy są milczący i przybici! Bo przecież pewnie nie zachowują się tak zazwyczaj.

Weszła pokojówka i oznajmiła, że podano do stołu, wszyscy więc wstali i udali się do

pomieszczenia obok, które okazało się jasną przestronną jadalnią z oknami wychodzącymi od

zachodu na Ullevalsveien, a od południa na cmentarz. Jadalnię zdobiły duże palmy w

potężnych miedzianych donicach umieszczone na specjalnych, wysokich postumentach na

kwiaty. Przy jednej ze ścian stało pianino, a nad stołem wisiał przepiękny żyrandol, w którym

paliło się mnóstwo świec.

Stół był nakryty białym obrusem, porcelanową zastawą i lśniącymi kieliszkami ze

szkła. Na samym środku znajdował się podłużny wazon ze srebra, wypełniony kwiatami w

różnych barwach. Mimo zdenerwowania Elise z zafascynowaniem wpatrywała się w pięknie

udekorowany stół. Gdyby mama to widziała!

Na szczęście posadzono ją obok Emanuela. Naprzeciwko niej usiadła Karolinę. Elise

nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy podczas prezentacji, teraz jednak zerknęła na nią

ukradkiem. Tak jak pomyślała za pierwszym razem, gdy ją zobaczyła, dziewczyna nie

wyróżniała się urodą, za to była pięknie ubrana w białą suknię z wysoką stójką i z koronkami

zarówno na staniku, jak i na długich rękawach. Widząc jej pełne wrogości spojrzenie, Elise

pośpiesznie odwróciła wzrok.

Ręce jej drżały, gdy miała zacząć jeść z drogich porcelanowych talerzy i unieść

kieliszek z cienkiego szkła. Żebym tylko nie przyniosła wstydu Emanuelowi, myślała. Co by

było, gdyby kieliszek wypadł mi z dłoni albo gdybym poplamiła obrus! Mimo że była bardzo

głodna, jedzenie stawało jej w gardle. Nie miała nawet pojęcia, co wkłada do ust. Głosy

biesiadników zlewały się w jeden szum, nie rozróżniała słów i nie miała pojęcia, na jaki

background image

temat toczy się rozmowa. Dopiero gdy pan Carlsen zwrócił się nagle do niej, wytężyła całą

swoją uwagę.

- Musi się pani na to przygotować, panno Loylien. Słyszałem, że już wielu mężczyzn

zmobilizowano.

Elise popatrzyła na niego zdumiona. Nie miała pojęcia, o czym mówi, ale zabrakło jej

odwagi, by powiedzieć, że nie słuchała uważnie rozmowy.

- Chyba słyszała pani o mobilizacji? - spojrzał na nią surowo. Pokiwała głową

zarumieniona. Pewnie ma mnie za kompletną idiotkę, jeśli sądzi, że mogłabym nie wiedzieć

tego, o czym huczy całe miasto, pomyślała.

- Powoływani są mężczyźni pomiędzy dwudziestym a trzydziestym piątym rokiem

życia. I co warto zauważyć, nawet ci, którzy odbyli obowiązkową służbę wojskową. Może

być wojna, panno Lovlien. Chyba jest pani tego świadoma?

Pokiwała znów głową.

- Bjornstjerne Bjornson jest poważnie zaniepokojony i twierdzi, że tej wojny nie da

się uniknąć. Duża grupa mężczyzn otrzymała już karty mobilizacyjne. Spotkałem pewnego

piętnastoletniego chłopca, którego zadaniem jest roznoszenie takich kart. Do tej pory z

ożywieniem mówił o grożącej nam wojnie i zafascynowany patrzył na pociągi wiozące

rozśpiewanych żołnierzy, których wysyłano na wschód, w stronę granicy ze Szwecją. Ale

pewnego dnia przyszedł do chaty położonej głęboko w lesie Ostmark, gdzie mieszkał młody

drwal z żoną i maleńką córeczką. Siedzieli przy kolacji, kiedy ów chłopak się pojawił. Gdy

tylko młody drwal zobaczył go w drzwiach z kartą mobilizacyjną, zrozumiał, o co chodzi.

Wyjaśnił wszystko żonie i wstał od stołu. Żona rozpłakała się i rzuciła mu się na szyję, a

dziecko też się rozszlochało. „Nagle zobaczyłem gorycz wojny”, stwierdził ów chłopak. Nie

potrafił wymazać tego wspomnienia z pamięci.

Przy stole zrobiło się cicho, gdy Oscar Carlsen kończył swoją opowieść.

Pani Ringstad popatrzyła zmartwiona na swojego syna i zapytała:

- Chyba jeszcze nic do ciebie nie dotarło, Emanuelu? W odpowiedzi pokręcił głową.

- Na razie jeszcze nic. Ale nawet jeśli zostanę zmobilizowany, to wcale nie jest

pewne, czy wojna wybuchnie. Wielu uważa, że Szwedzi uczynią wszystko, by jej uniknąć.

- Az tym się zupełnie nie zgadzam! - Oscar Carlsen posłał mu przywołujące do

porządku spojrzenie. - Wielu czołowych Szwedów twierdzi, że należy sprzeciwić się temu,

co wydarzyło się siódmego czerwca.

Karolinę popatrzyła na Elise nad stołem i zagadnęła ją:

- Jak poradzicie sobie z rodziną w domu majstra, jeśli Emanuel będzie musiał

background image

wyruszyć na wojnę, panno Lovlien? Czy w fabryce zarabia pani wystarczająco, by się

utrzymać?

Elise odchrząknęła i odpowiedziała:

- Moja mama zapewne podejmie pracę w sklepie kolonialnym, przynajmniej na kilka

godzin dziennie. - Zamilkła i dodała jeszcze: - Poza tym moi młodsi bracia starają się o to, by

dostać pracę jako gazeciarze albo pomocnicy wozaków. Mogą pracować przed i po szkole.

Myślę, że jakoś sobie poradzimy.

Tak naprawdę wiedziała, że nie są w stanie opłacić czynszu za dom bez pensji

Emanuela, ale nie miała ochoty dać tej satysfakcji Karolinę.

Ta uśmiechnęła się z wyższością:

- A cóż może zarobić taki gazeciarz!

- Może zarobek nie jest duży, ale chłopcy dostają dodatkowo kilka bochenków

czerstwego chleba.

Karolinę popatrzyła na nią z ciekawością i stwierdziła:

- Najwyraźniej nie jesteście zbyt wymagający.

- Rodziny robotnicze nie mogą sobie na to pozwolić. Karolinę przeniosła wzrok na

Emanuela i zagadnęła go:

- Dla ciebie musi to być dziwne. Przywykłeś wszak do pięknych pokoi w Ringstad i

do smacznego jedzenia podawanego przez twoją mamę.

- Już od prawie ośmiu lat nie mieszkam w domu, Karolinę.

- Ale mieszkałeś tu u nas, a to prawie tak samo. Dla ciebie będzie to z pewnością duża

zmiana w życiu. Papa mówi, że taki kasjer nie zarabia wiele.

- Bardzo sobie ceniłem możliwość mieszkania u was, ale przecież dobrze mnie znasz i

wiesz, że dla mnie takie sprawy nie mają znaczenia. Gdyby miały, nie służyłbym w Armii

Zbawienia.

- Jesteś niepoprawnym marzycielem, Emanuelu. Ale łatwo mieć ideały, żyjąc samemu

w dobrobycie. Co innego chodzić i pomagać biednym, a co innego samemu cierpieć biedę,

prawda, panno Lovlien? Papa mówi, że ktoś, kto nigdy nie kładł się spać głodny, nie

zrozumie, co to znaczy. - Zwracając się ponownie do Emanuela, dodała: - Przywykłeś do

tego, że wracasz do ciepłego domu, gdzie służąca pali ci w piecu. Teraz poczujesz, jak się

żyje w biedzie. Wcale nie jest takie pewne, czy temu podołasz. Prawda, papo? - szukała

potwierdzenia u ojca, który siedział po jej prawej ręce.

Oscar Carlsen uśmiechnął się wyraźnie zażenowany.

- Chyba niedokładnie tak się wyraziłem, Karolinę, ale rzeczywiście stwierdziłem, że

background image

najlepiej, jeśli małżonkowie pochodzą z tych samych środowisk.

- Nie, powiedziałeś, że Emanuel nie wie, co robi, i wcale nie jest pewne, czy długo

wytrzyma w tym związku.

Elise zauważyła, że Emanuel zmusza się, by nie wybuchnąć gniewem.

- Założymy się, Karolinę? - odezwał się z pozorną wesołością, ale ręce mu zadrżały.

- Dobrze. Stawiam sto koron, że wrócisz tu do nas najpóźniej za rok.

Rozmowy przy stole ucichły i wszyscy przysłuchiwali się wymianie zdań pomiędzy

Karolinę, jej ojcem, Emanuelem i Elise.

- Ależ Karolinę! - Betzy Carlsen była najwyraźniej wstrząśnięta zachowaniem swojej

córki.

Karolinę posłała jej skruszone spojrzenie i wyjaśniła:

- To był tylko żart. Nie domyśliłaś się?

- Zakładam się o sto koron, że dotrzymam przysięgi, którą jutro złożę Elise przed

ołtarzem, i nie opuszczę jej aż do śmierci. - W głosie Emanuela nie było śladu wesołości.

- Cóż to za osobliwa konwersacja - wtrąciła się ciotka Ulrikke, która siedziała

wyprostowana w czarnej sukni z wysoką stójką, do której przypięła złotą broszkę, a jej uszy

zdobiły złote kolczyki. Przez rzadkie siwe włosy spięte w ciasny kok prześwitywała łysina.

- Oni tylko żartują, ciociu - przepraszającym tonem usprawiedliwiła ich pani

Ringstad. - Młodzi mają specyficzne poczucie humoru.

- Tak, rzeczywiście, muszę to stwierdzić - oznajmiła ciotka, posyłając Karolinę

surowe spojrzenie, wywołując rumieniec na twarzy dziewczyny.

Elise starała się zjeść trochę, bo jeszcze nigdy nie widziała naraz tyle dobrego

jedzenia. Zrobiło jej się przykro, że z jej powodu przy stole zapanował nieprzyjemny nastrój.

Domyśliła się, że u Carlsenów dyskutowano z ożywieniem wyjawione przez Emanuela plany

matrymonialne. Nie wiadomo, czy pan Carlsen użył takich stwierdzeń jedynie po to, by

pocieszyć córkę, czy rzeczywiście takiego był zdania, zapewne jedno i drugie.

Najważniejsze, że odwiódł Karolinę od głodówki.

Nagle przypomniało jej się, co powiedziała Agnes, gdy się spotkały przed willą.

Zaszokowała ją wiadomość, że Johan może wyjść z więzienia jeszcze w tym roku. Ciekawe,

czy zaproponowałby jej małżeństwo, gdyby się dowiedział, że spodziewa się dziecka?

Zapewne nie uwierzyłby jej, gdyby powiedziała, że została zgwałcona przez jednego

z przyjaciół Lorta - Andersa. Po tych wszystkich plotkach, jakie doszły do niego o niej i

Emanuelu, byłby przekonany, że to oficer jest ojcem dziecka.

Porzuciła jednak pośpiesznie te myśli. Po co rozważać takie sprawy, kiedy już

background image

przyjęła oświadczyny Emanuela i jutro złoży przysięgę małżeńską przed pastorem i Bogiem.

Emanuel ją kocha i nie dba o to, co mówią Carlsenowie ani jego rodzice. Więc chyba lepiej

przestać się tym przejmować.

- Wczoraj słyszałam osobliwą historię - zagadnęła Betzy Carlsen, chcąc pokryć

kłopotliwe milczenie, jakie zapadło po uwadze ciotki Ulrikke. - Córka właścicieli willi dwa

domy przed nami od dawna źle się czuła. Słabła z dnia na dzień, a lekarz domowy nie potrafił

jej pomóc. Nazywał tę jej przypadłość anemią i podawał leki na wzmocnienie krwi, ale to nie

pomagało. W końcu dziewczyna była tak wycieńczona, że nie mogła wejść po schodach bez

odpoczynku. W swej rozpaczy matka zaprowadziła ją do znachor - ki w Ekeberg, która

nazywa się Anne Brandfjellene. Kobieta leżała w łóżku, z którego podobno nie rusza się od

dwóch lat, odkąd złamała nogę w udzie.

- Od dwóch lat nie wstaje z łóżka? - odezwały się chórem pani Ringstad i ciotka

Ulrikke.

Elise pomyślała sobie o Annie, ale się nie odezwała. Betzy Carlsen zaś potwierdziła i

opowiadała dalej:

- Znachorka wzięła do ręki wełnianą przędzę, która leżała na pierzynie, zmierzyła

obwód lewego kciuka dziewczyny i nadgarstek i zawiązała na nitce parę węzełków. Przez

chwilę przyglądała się przędzy, potarła ją w palcach i powiedziała: „Córka ma tasiemca.

Trzeba jej podać wieczorem dużą łyżkę nalewki z zapaliczki lekarskiej, a wówczas tasiemiec

umrze w ciągu nocy. A jutro niech przyjmie dużą dawkę rycyny”. Wrócili do domu i zrobili

wszystko, co poleciła znachorka. I dziewczyna wyzdrowiała.

Opowiadanie gospodyni wywołało duże wrażenie i wnet toczyła się ożywiona

rozmowa na temat znachorek, cudotwórców i niekonwencjonalnych metod leczenia. Ciotka

Ulrikke opowiedziała, że zazwyczaj nosi w kieszeni spódnicy kasztany, które mają ją chronić

przed wszelkimi chorobami. Gdy dokucza jej reumatyzm i łamanie w kościach, wystarczy, że

zaciśnie dłoń na kasztanach. W kieszeni nosi też czarną wełnianą nitkę z węzełkami, która

chroni jej oczy przed jęczmieniem i kurzajkami.

- Jeśli chodzi o reumatyzm i inne bóle, to bardziej wierzę w wyjazdy do kurortu

Hanko i tamtejsze gorące kąpiele borowinowe - wtrąciła Betzy Carlsen. - Że nie wspomnę o

kurorcie Karlstad!

- A ja chcę pojechać do Meran do Austrii! - ożywiła się Karolinę i podniosła wzrok

znad talerza. - Skorzystać z winnych kuracji, a wieczorami chodzić do teatru lub na koncerty

bądź przechadzać się po promenadzie. Można grać też na wyścigach konnych, jeśli ktoś woli

takie rozrywki. Papa obiecał mi taki wyjazd.

background image

- To chyba dość kosztowna wyprawa - odważyła się wtrącić pani Ringstad.

- Nie szkodzi, prawda, papo? - Karolinę uśmiechnęła się do ojca szelmowsko.

- Będziesz miała swoją winną kurację, moje dziecko. Przecież ci obiecałem.

Karolinę zwróciła się do Elise:

- A co wy stosujecie na przeziębienia i wiosenne przemęczenie?

Elise nie miała ochoty jej odpowiadać, bo wiedziała, że Karolinę pyta po to, by jej

dokuczyć.

- Nie stać nas na wizyty u doktora z byle powodu. Przy przeziębieniach zwykle

stawiamy na piecu spodek z terpentyną, tak by powoli parowała, i wdychamy te opary.

Karolinę uśmiechnęła się z wyższością.

- Zabawne, i czego jeszcze używacie?

- Na ból gardła i kaszel obwiązujemy na noc szyję pończochą.

- Tą samą, którą nosicie w ciągu dnia? - Karolinę popatrzyła na nią, jakby spadła z

księżyca, i roześmiała się: - A na grypę?

Elise nie miała ochoty znów zostać wyśmiana, więc odpowiedziała krótko:

- Kamforę. A także napar rumiankowy z dodatkiem jajka i paru kropli gruszyczki -

dodała pośpiesznie, speszona własnym tupetem. Czytała gdzieś o takich metodach leczenia,

ale nigdy ich nie było stać, by nabyć wszystkie potrzebne składniki.

Betzy Carlsen pokiwała głową z uznaniem.

- Ja też to stosuję. Ale najlepsza jest mikstura kamforowa.

- W moim poradniku lekarskim jest napisane, że grypę wywołują żarłoczne żyjątka,

które osiadają w przełyku - skomentowała ciotka Ulrikke. - Najlepiej pomaga upuszczanie

krwi i przystawianie pijawek. Albo okłady na głowę z lodu, no i dieta.

Dieta... w Elise wszystko się gotowało. Kiedy ledwo starcza pieniędzy na mleko i

kaszę... Miała uczucie, że z minuty na minutę pogłębia się przepaść między nią a tymi

ludźmi. Co ja zrobiłam? - pytała siebie w duchu. Jak ja w ogóle mogłam się zgodzić na

poślubienie mężczyzny, który należy do zupełnie innego świata?

Wreszcie posiłek dobiegł końca. Panowie wycofali się do biblioteki na kieliszek

koniaku i cygaro, panie zaś rozsiadły w salonie.

- Teraz musimy usłyszeć trochę więcej, panno Lovlien! - odezwała się Betzy Carlsen

z ożywieniem. - Jak poznaliście się z Emanuelem?

- Spotkaliśmy się w Świątyni.

Betzy Carlsen skinęła porozumiewawczo w stronę pani Ring - stad.

- Tak właśnie sądziłam. Armia Zbawienia jest niebezpieczna dla młodych idealistów.

background image

A Emanuel tak się zarzekał, że nigdy się nie ożeni. Zawsze powtarzał, że ożenił się z Armią

Zbawienia! - zaśmiała się i zmierzyła Elise uważnym spojrzeniem. - Ale pojawiła się pani i

postawiła na głowie całe jego dotychczasowe życie. Czyż to nie romantyczne, ciociu

Ulrikke?

Karolinę poderwała się gwałtownie z krzesła i rzuciła:

- Wydaje mi się, mamo, że zachowujesz się niestosownie!

Ciotka Ulrikke posłała jej oburzone spojrzenie. Z jej miny Elise wyczytała oburzenie,

że młode dziewczę tak zwraca się do dorosłych, na dodatek do własnej matki.

Tymczasem Karolinę wymaszerowała z salonu i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Betzy Carlsen westchnęła i pokręciła głową zrezygnowana.

- Gdzie ja popełniłam błąd? Nigdy nie pozwalałam jej na pychę i zarozumialstwo, a

ona tymczasem zachowuje się tak, jakby w ogóle nie odebrała żadnego wychowania.

- To na pewno minie. Przeżywa teraz wiek buntu - próbowała załagodzić pani

Ringstad, ale chyba natychmiast uświadomiła sobie, jak niemądrze to zabrzmiało, więc

dodała speszona: - Jedni przeżywają go wcześniej, inni później. Biedactwo, taka jest

nieszczęśliwa.

- A nad czym ona tak boleje? - zapytała ciotka Ulrikke, patrząc to na jedną, to na

drugą.

- Liczyła na Emanuela - odparła pani Ringstad i uśmiechnęła się zakłopotana.

- Tak? Nic mi nie mówiłaś. Dlaczego nic z tego nie wyszło? Pani Ringstad posłała

Elise przelotne spojrzenie, po czym odparła zakłopotana:

- No cóż, wiesz dobrze, ciociu, że Emanuel chadza własnymi ścieżkami.

- Ale chyba ty i Hugo podejmujecie decyzje?

- Te czasy już minęły, ciociu Ulrikke.

- A kto to słyszał! Też mi coś! Jakby młodym było wolno decydować! Za moich

czasów było to nie do pomyślenia.

Nikt się nie odezwał, bo temat rozmowy stał się kłopotliwy dla wszystkich.

Betzy Carlsen zwróciła się do Elise:

- Osobiście nie mamy nic przeciwko tobie, moje dziecko, ale chyba rozumiesz, jakie

to trudne dla państwa Ringstad. Choć chciałoby się, oczywiście, by nie istniały takie linie

podziału pomiędzy ludźmi, to jednak nie da się zaprzeczyć, że należymy do różnych warstw

społecznych. Mieszanie się rzadko komu wychodzi na dobre.

Elise spuściła wzrok i zapragnęła znaleźć się jak najdalej stąd. Jak mogłam się

zgodzić, by przyjść tu dziś wieczorem? - pomyślała zdruzgotana. Powinnam była wiedzieć,

background image

co mnie tu czeka.

Ale przede wszystkim Emanuel powinien mieć tego świadomość, pomyślała z

wyrzutem. Zna to środowisko na wylot i powinien przewidzieć, jakie ją tu czeka przyjęcie.

- Żal mi Karolinę - próbowała ostrożnie łagodzić Betzy Carlsen. - Kiedy człowiek

rozpacza, nie zachowuje się całkiem normalnie.

- Należy się nauczyć skrywać swoje uczucia - grzmiała ciotka Ulrikke.

Pani Carlsen najwyraźniej nie miała odwagi się sprzeciwić starej i władczej damie, bo

pominęła jej uwagę milczeniem.

- Jaka szkoda, że nie możecie przyjść jutro - pani Ringstad posłała Betzy Carlsen

zawiedzione spojrzenie. - Mieliśmy nadzieję, że będziecie przy nas, jesteście wszak naszymi

najlepszymi przyjaciółmi.

„Mieliśmy nadzieję, że będziecie przy nas...” W jakim charakterze? Jako wsparcie i

towarzysze w cierpieniu, to miała na myśli pani Ringstad? Elise nerwowo wykręciła dłonie i

przypomniała sobie równocześnie słowa Karolinę skierowane do Emanuela: „Teraz

poczujesz, co to znaczy żyć jak biedak, i wcale nie jest takie pewne, czy dasz radę”. Biedak?

Przecież Emanuel jako kasjer w tkalni płótna żaglowego zarabiać będzie tygodniowo o wiele

więcej koron niż zwykły robotnik. Przy jej i jego zarobkach z pewnością nie grozi im głód,

mimo że mieszkać będą w pięcioro. Według Karolinę biedakiem jest ten, kogo nie stać na

służbę i musi się zadowolić jedzeniem na obiad śledzi i kaszy.

Wydawało jej się, że Betzy Carlsen speszyła się, szukając słów. Najwyraźniej nie

miała dobrej wymówki.

- Ach, wiesz przecież, że się spodziewamy gości z Niemiec! Nasi przyjaciele z

Getyngi pisali, że odwiedzą nas w najbliższych dniach. Niefortunnie by wyszło, gdyby nie

zastali nas w domu.

Mama Emanuela była na tyle taktowna, że nie drążyła tematu, ale Elise poznała po

niej, że powód podany przez Betzy wydał jej się mało przekonujący, (a to się cieszę,

pomyślała. Gdyby jeszcze Carlsenowie mieli się zjawić na ślubie i weselu, byłby to

prawdziwy koszmar.

- Wydaje mi się, że panna Lovlien powinna nam teraz opowiedzieć trochę o swojej

rodzinie, środowisku, pracy - zarządziła ciotka Ulrikke.

Elise postanowiła opowiedzieć wszystko tak, jak jest, bez upiększania. I tak nie

urośnie w ich oczach, a jeśli rodzice Emanuela i ich przyjaciele doznają jeszcze większego

wstrząsu, to już nie jej wina. Nie może zmienić swojego dotychczasowego życia, nie wstydzi

się swojej rodziny, może z wyjątkiem nałogu ojca, nie wstydzi się też, że jest prządką.

background image

Opowiedziała o życiu w czynszówce Andersengarden, o długich dniach w fabryce, o

mamie, która leżała w domu ciężko chora na suchoty, o sparaliżowanej Annie, która zostaje

sama na całe dnie i musi sobie poradzić, i o Evercie, którego umieszczono u pijaka

Hermansena i któremu nie pozwalano chodzić do szkoły, a dzięki Emanuelowi trafił tam z

powrotem. Opowiedziała także, że Emanuel wspierał ich drewnem na opał i chlebem.

Postarał się też, by do mamy za dnia przychodziła samarytanka, a Anna dostała lekarstwa,

które uratowały jej życie.

Kiedy mówiła, w salonie zapanowała całkowita cisza. Skupienie na twarzach kobiet

dodało jej odwagi. Wydawało jej się, że dostrzega w ich spojrzeniach przerażenie i

współczucie, ale choć nie życzyła sobie z ich strony litości, uznała, że nie zaszkodzi, jeśli

usłyszą o ciężkim losie robotników. Może jej opowiadanie sprawi, że z większym

szacunkiem odnosić się będą do ludzi, którzy urodzili się do cięższego życia niż one.

Kiedy skończyła, żadna z pań się nie odezwała.

Pierwsza otrząsnęła się ciotka Ulrikke.

- Nie zdawałam sobie sprawy, że w Norwegii panuje taka bieda. Myślę sobie o tych

wszystkich pieniądzach, które zbieramy w stowarzyszeniu misyjnym i wysyłamy do Afryki.

Zastanawiam się, czy nie powinniśmy ich raczej przeznaczyć dla naszych rodaków.

Zebrać pieniądze... Elise ścisnęło w żołądku. Przecież my nie jesteśmy chorzy ani

niezdolni do pracy! Przeciwnie, harujemy więcej niż inni! Czy ciotka nie powinna raczej

pomyśleć o tym, co zrobić, by wyrównać zależność pomiędzy pracą a płacą?

Pani Ringstad pokiwała głową.

- Pomyślałam sobie o tym samym. Co roku urządzamy kwestę, a zebrane pieniądze

przeznaczamy na dom dla dziewcząt na Madagaskarze. Doprawdy, chyba zaproponuję,

byśmy przeznaczyli część z tego na pomoc dla robotników znad Aker.

Elise nie wytrzymała.

- Myślę, że to niedobre rozwiązanie - odezwała się cicho. - Nie chcemy jałmużny.

Zależy nam na szacunku dla naszej pracy i godnej zapłacie. Bez nas stanęłyby fabryki. Z

jakiej racji więc zarabiamy tak mało, że ledwie nam starcza na życie, gdy tymczasem

dyrektor pławi się w luksusach?

Ciotka Ulrikke przybrała surową minę.

- Mówisz jak socjaliści!

Pani Ringstad spurpurowiała. Wstyd jej za mnie, pomyślała Elise.

- Słyszałam, że sanatorium w Grefsen ma być powszechnie dostępne. - Betzy Carlsen

wyraźnie usiłowała ratować sytuację. - Zachodzą więc jakieś pozytywne dla robotników

background image

zmiany.

Pani Ringstad zwróciła się do przyjaciółki:

- Czy w kinematografie można obejrzeć coś ciekawego? Betzy Carlsen zmarszczyła

pogardliwie nos i odpowiedziała:

- Wyświetlają jakąś komedię Pchła. Pogoń dziewczęcia w bieliźnie za pchłą. Niezbyt

budujące, trzeba przyznać. Radziłabym ci raczej wyjście do teatru.

Ciotka Ulrikke wstała i oznajmiła:

- Jestem zmęczona, więc pójdę do siebie. Jutro czeka nas ciężki dzień.

Elise pośpieszyła za jej przykładem i też się pożegnała.

- Ja też, niestety, muszę już iść. Wstaję o godzinie piątej.

- O piątej? - Przerażona Betzy Carlsen załamała ręce. - Ależ to nieludzka pora!

- Uprzedzę Emanuela - powiedziała pani Ringstad i wstała. - Na pewno odprowadzi

cię do domu.

Ełise wolałaby wrócić sama, ale nie mogła przecież tego powiedzieć.

Szli w milczeniu drogą w dół wzgórza Aker. Objął ją ramieniem, ale czuła, że

wkradła się między nich jakaś obcość. Dopiero przy Maridalsveien odezwał się do niej.

- Rozumiem, Elise, że był to dla ciebie przykry wieczór, ale proszę, nie pozwólmy, by

się to odbiło na naszym związku.

- Powinieneś był mi tego oszczędzić, Emanuelu. Powinieneś przewidzieć, jak oni

wszyscy zareagują na moją obecność.

- Tak, wiedziałem, ale gdybym nie przyszedł z tobą, tylko bym pogorszył sprawę.

Miałem nadzieję, że potrafisz wznieść się ponad snobizm i bezmyślność.

Elise nic nie odpowiedziała. Emanuel nic nie rozumiał i nigdy tego nie zrozumie.

Zatrzymał się i przytulił ją.

- Nie pozwól im zepsuć tego, co jest między nami, Elise. Kocham cię i nie obchodzi

mnie, co oni sobie myślą. W niedzielę rodzice i ciotka Ulrikke wrócą do domu, a i Carlsenów

nie będę widywał zbyt często. Nie moglibyśmy zapomnieć tego wieczoru i cieszyć się na

jutrzejszy dzień?

Przytuliła się do niego i wyszeptała:

- Spróbuję się tym nie przejmować, ale boli mnie, że są przeciwko mnie.

- Nie przeciwko tobie.

- Na jedno wychodzi.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Elise obudził rankiem zacinający o szyby deszcz. Deszcz! Nie będą mogli urządzić

przyjęcia na dworze, jak miała nadzieję. Jak my, na Boga, pomieścimy przy stole czternaście

osób? - przeraziła się.

Po cichu, by nie obudzić mamy i chłopców, zeszła po stromych schodach. Zaczęły się

letnie wakacje, nie musieli więc wstawać tak wcześnie, póki jeszcze nie znaleźli sobie pracy.

W kuchni nalała do miednicy zimnej wody i ochlapała pośpiesznie twarz i szyję,

umyła się pod pachami i szybko ubrała. Drzwi do sypialni były otwarte. Wisiała tam na

wieszaku suknia ślubna. Mimo nieprzyjemności, jakie spotkały ją poprzedniego dnia, czuła

przyjemny dreszcz oczekiwania przenikający jej ciało. Dziś stanie przed ołtarzem jako panna

młoda! Przyrzeknie Emanuelowi, że będzie go kochać i szanować, póki ich śmierć nie

rozdzieli. Wydawało jej się to takie nierealne.

Z tej okazji nadzorca obiecał ją zwolnić dwie godziny wcześniej. Trudno powiedzieć,

czy zawdzięczała to jemu, czy też dobroduszności majstra. Poprzedniego wieczoru umyła

włosy, więc po powrocie pozostanie jej jedynie odświeżyć się i wystroić. Mama miała nakryć

stoły, a Maren Sorby przynieść lapskaus. Wczoraj przed południem mama upiekła ciasta,

była też w sklepie u Magdy i dokupiła wszystko to, co jeszcze było potrzebne.

Znów ogarnęła ją nerwowość. Jak przeżyję ten wieczór? - zastanawiała się. Ciotka

Ulrikke powie wprost, co o tym wszystkim myśli, co mamę na pewno doprowadzi do łez. Po

chorobie z byle powodu wybuchała płaczem. Nie wiadomo, z czym wyskoczy Peder. Po nim

można się spodziewać wszystkiego. A Kristian może się postawić okoniem i robić wszystko

na przekór, a w najgorszym razie wybiegnie, zatrzaskując z hukiem za sobą drzwi. Nawet

Hildzie nie może ufać, ona też potrafi ni z tego, ni z owego wybuchnąć złością i trzasnąć

drzwiami. Pani Thoresen będzie pewnie siedzieć z ponurą miną i rzucać pod nosem kąśliwe

uwagi, że to jej syn powinien znajdować się na miejscu pana młodego. Dobry Boże, to będzie

jeden wielki koszmar!

Rodzice Emanuela nie wiedzieli, że była zaręczona z innym mężczyzną zaledwie parę

miesięcy temu. Uznają to za kolejny dowód na to, że nigdy nie powinni dopuścić do tego

ślubu. Pani Evertsen zabawiać będzie gości najgorszymi plotkami z Andersengarden i

opowiadać mrożące krew w żyłach historie z ulicy, przy której stoją czynszówki. Elise już

sobie wyobrażała pana i panią Ringstad, jak siedzą z przerażonymi twarzami i słuchają z

niedowierzaniem. Nie miała też pewności, jak oni i ciotka potraktują żołnierzy Armii

background image

Zbawienia.

Jedyną pociechą było to, że państwo Carlsenowie nie zamierzali zaszczycić ich swą

obecnością. Gdyby do całej tej menażerii dodać jeszcze ich troje, wyszłaby z tego prawdziwa

farsa, kto wie, czy nie lepsza niż ta, którą wyświetlano kiedyś w kinematografie: Z ulicznych

zakamarków na hrabiowskie salony. Tyle tylko że trzeba by odwrócić kolejność w tytule: Z

hrabiowskich salonów w uliczne zakamarki. Pomijając uczucia panny młodej, byłoby się z

czego śmiać.

Nie traciła czasu na gotowanie kawy. Mama ugotuje sama, jak wstanie. Przed

wyjściem do przedsionka zerknęła jeszcze do salonu. Mama z pomocą chłopców przeniosła

tam stół z kuchni i zdjęła palmę z mahoniowego stolika Emanuela. Teraz oba stoły stały

zsunięte na ukos od jednego narożnika do drugiego. Pozostaje mieć nadzieję, że zmieści się

przy nich czternaście osób, choć nie miała pojęcia, jak tego dokonać. Przed południem miał

się tu zjawić Emanuel i przywieźć długą ławę. Powiedział, że gości usadzi się ciasno obok

siebie. Już widziała oczyma wyobraźni ciotkę Ulrikke wciśniętą pomiędzy żołnierza Armii

Zbawienia a panią Evertsen, z dużą porcją lapskausu przed sobą i sokiem jabłkowym w

kuchennej szklance. Ją, która przywykła do jadania z porcelany i picia z lśniącego szkła.

Oj, nie było Elise do śmiechu...

Zauważyła, że dziewczyny w przędzalni patrzą na nią zaciekawione, gdy tylko weszła

do hali fabrycznej. Na pewno rozeszły się plotki, że wychodzi za mąż za byłego oficera

Armii Zbawienia. Tu, nad Aker, nieczęsto działy się takie historie, trudno więc się dziwić, że

wzbudzała powszechną ciekawość. Wiedziała dobrze, co sobie myślą, taksując ją wzrokiem:

Co ona ma, czego ja nie mam? Albo: Jak ona, na Boga, tego dokonała? Te, które wiedziały,

że wcześniej była zaręczona z Johanem, a wiedziała większość, oburzały się pewnie w

duchu: I to ma być wierność! Niezbyt długo przetrwała ta miłość! Ale najbardziej

doskwierała im zazdrość. Poznawała to po ich minach. Czuła niemal bijący od nich chłód.

Dlaczego będzie jej lepiej niż innym? - myślały zapewne. Czym sobie zasłużyła na to, że z

nędznej czynszówki przeniosła się do domu nad rzeką?

Dzień upłynął szybko, pewnie dlatego, że tak się bała. Gdy wyszła z fabryki, dwie

godziny wcześniej niż inne prządki, przestało padać, ale wciąż wisiały nisko ciężkie, szare

chmury. Chłodny powiew wiatru z północy muskał nurt rzeki. Było zbyt chłodno, by siedzieć

na dworze.

W domu czekała mama i chłopcy ubrani odświętnie, podekscytowani, rozmowni,

pełni oczekiwań. Zobaczyć Pedera i Kristiana w białych koszulach i spodniach do kolan, bez

łat na pupach i cer na kolanach, to był najjaśniejszy punkt dnia. Elise uśmiechnęła się do nich

background image

i poczuła, że gdzieś zniknęła jej nerwowość. Wprawdzie dla niej samej był to koszmar, ale w

życiu chłopców ten dzień był wyjątkowy.

- Ale jesteście eleganccy, chłopaki - pochwaliła ich.

Oczywiście dla mnie też jest to wielki dzień, upomniała się w duchu. Nie mogę wciąż

myśleć o najgorszym. Jutro będzie po wszystkim, czego tak się obawiam. Dziewczęta w

fabryce mają powód, by mi zazdrościć.

- Ty też pięknie wyglądasz, mamo.

Obejrzała mamę uważnie w nowej sukni, którą nieco zwęziły i teraz leżała na niej o

wiele lepiej. Mama umyła włosy, zakręciła loki i upięła kok nieco luźniej niż zwykle. Elise

dopiero teraz zauważyła, jak bardzo posiwiała. Nadal była blada, ale już nie taka wychudzona

jak zimą.

- Tak się cieszę w twoim imieniu, Elise - uśmiechnęła się mama. - Jakżebym

pragnęła, by mógł tu być dziś z nami tata.

To byłaby kropla, która by przepełniła czarę goryczy, pomyślała Elise i wzdrygnęła

się. Wyobraziła sobie ojca, jak wpada pijany, rzuca jakiś sprośny żart i z głośnym rechotem

sadowi się na ławie obok ciotki Ulrikke, kładąc brudną rękę na jej udzie.

- On i tak widzi Elise - pocieszał mamę Peder. - Siedzi sobie w niebie i się chichra.

- Uśmiecha się - poprawiła go Elise.

- Nie, chichra się, jak patrzy na Kristiana i na mnie wystrojonych w trumienne

koszule.

- Trumienne koszule! - Elise popatrzyła na niego przerażona. - Przecież takie koszule

mężczyźni wkładają, gdy idą z wizytą, a wielcy panowie noszą takie na co dzień.

- Mama powiedziała, że tata też miał białą koszulę, jak leżał w trumnie.

- Och, przestań już gadać głupoty. Lepiej umyj buzię, bo masz wąsy od kawy.

Kiedy doszli do kościoła Gamie Aker, na zewnątrz zebrało się wiele dziewcząt.

Większość z nich Elise znała. Pracowały kiedyś w Nedre Voien albo w tkalni Hjula, ale albo

straciły pracę, albo znalazły sobie inne zajęcie. Ku swemu zdumieniu w tłumie dostrzegła

Oline w białej sukni, białych rękawiczkach i kapeluszu z piórami. Tak łatwo zarabia się

pieniądze na ulicy? - pomyślała zdziwiona.

Otwarły się drzwi do kościoła i wszyscy z wyjątkiem Elise i mamy weszli do środka.

Przez szparę w drzwiach zauważyła, że Emanuel czeka już przy ołtarzu. Obok niego stał jakiś

obcy mężczyzna, pewnie drużba, a naprzeciwko w wózku na kółkach siedziała Anna.

Emanuel zniósł ją po schodach w Andersengarden i przywiózł do kościoła.

Elise odsunęła się na bok, by jej nie zobaczyli.

background image

- Jak wyglądam? - zapytała mamę nerwowo.

- Prześlicznie! - Mama popatrzyła na nią z zachwytem. - Do twarzy ci w czarnym.

Elise zastanawiała się, czy mama naprawdę tak myśli, czy też chce ją pocieszyć, bo

wiedziała, że córka marzyła o białej sukni.

Za nimi rozległy się kroki, a kiedy Elise odwróciła się, ujrzała gromadę

maszerujących żołnierzy z Armii Zbawienia. Nie myślała, że Emanuel zna tylu ludzi, ale

wiadomo, że oficer Armii ma duże grono przyjaciół. Odwróciła się, nie chcąc rzucać się w

oczy. Podczas eleganckich ślubów panna młoda przyjeżdża zwykle powozem razem ze

swoim ojcem i kroczy z nim pod rękę główną nawą do ołtarza, gdy wszyscy goście siedzą już

w ławkach.

Denerwowała się coraz bardziej. Myślała, że w kościele będą prawie sami, teraz

jednak uświadomiła sobie, że przyszło znacznie więcej osób, niż się spodziewała. Co

pomyślą, gdy zobaczą ją w czarnej sukni powadzoną do ołtarza przez mamę, a nie ojca?

Oficerowie Armii Zbawienia są do tego przyzwyczajeni, pocieszała się w myślach.

Tak często nie bywają w kościele, ale otaczają się głównie biednymi.

Usłyszawszy stukot bryczki, odwróciła się. Nadjechał elegancki powóz. Woźnica

zeskoczył z kozła i pomógł wysiąść damie ubranej na biało. Pani Ringstad miała na sobie

piękną szeroką suknię z naszytymi pąkami róż, a na głowie kapelusz, na którym mieściła się

niemal cała rabatka. Na ramiona narzuciła białą pelerynę, a jej szyję zdobiło kilka sznurów

pereł. Pan Ringstad miał słomkowy kapelusz, wykrochmaloną koszulę, zapiętą kamizelkę z

zegarkiem kieszonkowym i złotym łańcuszkiem wiszącym na brzuchu między dwoma

kieszonkami. Za nimi szła ubrana na czarno ciotka Ulrikke.

Elise zdziwiła się na widok rodziców Emanuela. Wydawali jej się skromnymi ludźmi,

mimo że posiadali wielki dwór. W domu ubierali się zwyczajnie, jak inni gospodarze. Nawet

nie podejrzewałaby ich o to, że mają takie stroje. Zupełnie nie pasowali dziś do otoczenia, do

niej, jej rodziny, żołnierzy Armii Zbawienia i ubogich robotnic.

Podeszli i przywitali się uprzejmie z nią i z mamą, ale Elise zdołała pochwycić

przerażony wzrok pani Ringstad, gdy patrzyła na mamę. Nie zamieniwszy wielu słów,

skierowali się do kościoła.

- Nie przejmuj się, Elise! - powiedziała mama i ścisnęła ją za ramię.

Elise bez trudu zrozumiała, co miała na myśli.

Wszyscy już byli w środku, drzwi zostały zamknięte. Po chwili otworzył je uroczyście

kościelny, dając znak, by weszły. W tej samej chwili organista zaczął grać marsza weselnego.

Elise na drżących kolanach kroczyła przez pogrążone w półmroku wnętrze kościoła.

background image

Dwie samotne świece paliły się przy ołtarzu.

Wszyscy wstali i zwrócili twarze ku niej, ale Elise nikogo nie widziała. Czuła tylko

otaczający ją mur ciekawości. Najchętniej by umarła.

Nagle w jej uszach zadźwięczały słowa Agnes: „Może pojawi się jutro w kościele?

Zazdrosny i wściekły. To by dopiero było!”

Na czoło wystąpiły jej kropelki potu. Czy Johan stoi gdzieś pośród ciemnych

niewyraźnych postaci i patrzy na nią z nienawiścią? Boże święty, co się stanie? Co on zrobi?

Podeszły do ołtarza i kiedy Elise odważyła się podnieść wzrok, zobaczyła

uśmiechniętego Emanuela, który patrzył na nią z miłością. Jego spojrzenie rozgrzało jej serce

i uspokoiło ją. Johana na pewno nie ma w kościele, to tylko wymysł Agnes, która robiła

wszystko, by zepsuć jej ten dzień. Nie ma znaczenia, że pani Ringstad przyszła ubrana

niczym bogata dama z zachodniej części Kristianii, pomyślała. Nieważne, że suknia ślubna

jest czarna, a ja pochodzę z biednej robotniczej rodziny, liczy się jedynie to, że Emanuel

mnie kocha taką, jaka jestem, i że będziemy razem na dobre i na złe.

Spłynął na nią błogi spokój, a pełne miłości spojrzenie Emanuela dało jej poczucie

bezpieczeństwa. Kiedy więc szli ramię w ramię przez środek kościoła, przysiągłszy Bogu i

sobie, że będą się kochać i szanować, póki ich śmierć nie rozdzieli, rozglądała się nawet na

boki, uśmiechając się do stojących w ławkach gości, którzy na nich patrzyli.

Nie zauważyła wysokiej, silnie zbudowanej sylwetki mężczyzny, który by patrzył na

nią nienawistnym wzrokiem. Nie zauważyła też Agnes i cieszyła się z tego powodu.

Emanuel stanął przed schodami kościoła i pocałował ją.

- Kocham cię, Elise. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Przełknęła z trudem

ślinę.

- Ja też jestem szczęśliwa, Emanuelu. Bardzo cię podziwiam i jestem z ciebie dumna.

Słowo „kocham” nie chciało jej przejść przez gardło, ale miała nadzieję, że tego nie

zauważył. Zapewne nie zrozumiał, czemu powiedziała, że jest z niego dumna, ale kiedyś mu

wytłumaczy, jak bardzo imponował jej, gdy tak stał prosty jak struna, silny i odważny, nie

ulegając uprzedzeniom rodziny i przyjaciół, i szedł za głosem serca, nie zważając na słowa

krytyki i pogardliwe spojrzenia.

Drużba Emanuela pchał wózek, na którym siedziała rozpromieniona Anna, która siłą

woli potrafiła pogodzić się z własnym rozczarowaniem i teraz przeżywała ten dzień jak cud,

bo znalazła się „wśród żywych”, zobaczyła świat poza własną izbą, usłyszała śpiew ptaków,

poczuła zapach kwiatów. Elise uśmiechnęła się do niej, a bijący od dziewczyny zachwyt

napełnił ją radością.

background image

- Dziękuję, Elise - odezwała się Anna ze łzami w oczach. - Gdyby nie ty, nigdy bym

nie przeżyła tak pięknych chwil. Nie usłyszałabym muzyki organowej, śpiewu psalmów,

słów pastora i was obojga przysięgających sobie przed ołtarzem. Zachowam te wspomnienia

jak najcenniejszy skarb.

Elise uściskała ją i nie mogła powstrzymać łez.

Kiedy orszak weselny przeszedł przez most Beierbrua i zbliżył się do domu nad rzeką,

przez chmury przebiło się słońce, a krople deszczu w trawie zalśniły jak klejnoty.

Mama szła przodem i otworzyła drzwi. Z kuchni unosił się smakowity zapach

lapskausu. Elise poczuła, że z głodu ściska ją w żołądku. Peder odwrócił się do niej i patrząc

na nią wielkimi oczami, szepnął:

- W środku jest mięso, widziałem!

W kuchni stała Maren Sorby i mieszała w wielkim żelaznym garze. Wytarła

pośpiesznie dłonie w fartuch i podeszła do nich z uśmiechem.

- Gratuluję serdecznie - powiedziała wzruszona, a oczy zalśniły jej zdradziecko.

Pośpiesznie więc wytarła je brzegiem fartucha.

Emanuel poprowadził ciotkę Ulrikke do stołu i posadził na wygodnym krześle,

przewiezionym z pokoju u Carlsenów, a rodziców umieścił naprzeciwko. Żołnierze Armii

Zbawienia, drużba, Hilda i chłopcy usiedli ściśnięci na ławie, natomiast pani Evertsen, pani

Thoresen i mama usadowiły się na stołkach z kuchni. Wózek Anny nie zmieścił się, więc

Emanuel przeniósł dziewczynę na rękach i posadził na ławie na krańcu stołu. Razem z Elise

zasiedli na honorowym miejscu.

Emanuel wstał i wygłosił krótką mowę, w której powitał wszystkich gości w swoim

pałacu szczęśliwości, jak nazwał dom, a potem zwrócił się do Elise:

- Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Od pierwszej chwili, gdy

cię spotkałem w Świątyni, marzyłem o tym i modliłem się do Boga, bym kiedyś mógł cię

poślubić. Bóg mnie wysłuchał - głos mu się załamał, więc przerwał na moment i dopiero po

chwili podjął: - Przyrzekam, że uczynię wszystko, co w mojej mocy, byś była tak samo

szczęśliwa jak ja. - Chrząknął i skierował wzrok na mamę Elise. - Dziękuję, pani Loylien, ze

wydała pani na świat Elise i pozwoliła mi przejąć odpowiedzialność za to, co dla pani

najcenniejsze, własne dziecko. - Następnie zwrócił się do swoich rodziców: - Dziękuję także

wam, mamo i tato, za wszystko, co od was otrzymałem. Przykro mi, że was rozczarowałem,

przedkładając miasto i Armię Zbawienia nad życie w Ringstad i decydując, że nadal

pozostanę w mieście. Chcę jednak, byście wiedzieli, że bardzo was kocham i szanuję za to,

że nie odwróciliście się ode mnie i zechcieliście dzielić wraz ze mną radość tego dnia.

background image

Wznieśmy teraz toast za pannę młodą, za wszystkich gości i za ten wspaniały dzień. Mam

nadzieję, że upłynie nam przyjemnie i wszyscy zechcemy zachować go na długo w pamięci.

Na zdrowie!

Goście unieśli szklanki. Peder i Kristian chichotali zakłopotani, a mama co chwila

podnosiła chusteczkę do oczu. Hilda była milcząca, ciotka Ulrikke surowa, Anna

rozpromieniona, natomiast przyjaciele Emanuela z Armii Zbawienia uprzejmi i mili. Jak

dobrze, że są wśród nas tacy pogodni ludzie, którzy potrafią rozładować nastrój, pomyślała

Elise, zadowolona z ich przybycia.

Emanuel uścisnął jej dłoń, a ona zwróciła się do niego z uśmiechem:

- Dziękuję za piękne słowa, Emanuelu.

- Zasługujesz na więcej pięknych słów, ale ze wzruszenia nie mogłem ich z siebie

wydobyć.

- Jesteś dla mnie nazbyt hojny.

Pokręcił głową i spoglądając jej głęboko w oczy, odparł: - To niemożliwe, by być dla

ciebie nazbyt hojnym. - Pochylił się nad nią i szepnął do ucha: - Powiem więcej, gdy wszyscy

sobie pójdą i zostaniemy sami.

Zarumieniła się i spuściła wzrok.

Maren Sorby razem z mamą wniosły gar z lapskausem. Pachniało bosko, bo w środku

były zarówno kawałki kiełbasy, słonina, mięso, jak i ziemniaki.

Gdy wszyscy otrzymali swoje porcje, pan Ringstad postukał łyżką w szklankę i wstał.

- Kochana młoda paro, panie i panowie.

Peder i Kristian zachichotali głośno, ale natychmiast się uciszyli, zgromieni surowym

spojrzeniem mamy.

- Dla matki i ojca nie jest najważniejsze, jak im samym się powodzi, ale czy ich

dzieciom jest dobrze. Pod tym względem nie różnimy się od innych rodziców. Jak rozumiem,

Emanuelu, jesteś szczęśliwy ze swoją Elise, a widok prawdziwej miłości napełnia ciepłem

serce ojca. Mam nadzieję, że nie jest to jedynie krótkotrwałe zakochanie, ale że wasza miłość

przetrwa długo. Będzie to wymagało wiele wysiłku z waszej strony, przede wszystkim

pragnienia, by temu podołać, nieugiętej wiary, że wam się to uda, i woli, by się poszczęściło.

Napotkacie wiele trudności po drodze, więcej, niż inni młodzi małżonkowie, dlatego że

pochodzicie z różnych środowisk i odebraliście inne wychowanie. Ciebie, Emanuelu, dotknie

to bardziej, bo o wiele trudniej przywyknąć do biedy niż do bogactwa. Ale znam cię i wierzę,

że temu podołasz. Pamiętaj jednak, że drzwi twojego rodzinnego domu w Ringstad zawsze

stoją otworem. Jeśli pożałujesz dokonanego wyboru i jednak zechcesz zostać gospodarzem,

background image

przyjmiemy cię z otwartymi ramionami.

Na zewnątrz rozległ się jakiś hałas i oczy wszystkich skierowały się w stronę drzwi.

Johan... - przemknęło Elise przez myśl i oblał ją zimny pot.

Ojciec Emanuela przerwał mowę i popatrzył zdziwiony, kto tak hałasuje.

Drzwi do salonu otwarły się z hukiem i stanęła w nich Agnes. Ubrana była w biały

fartuch i czepek, ale pod spodem miała swoje stare robocze ubranie. Potargana i brudna na

twarzy, stała w drzwiach na chwiejnych nogach. Elise bez trudu domyśliła się, że jest pijana.

- O, tutaj wszyscy siedzicie! - wybełkotała i zataczając się, weszła do środka. - Nie

zostałam wprawdzie zaproszona, ale mimo to postanowiłam przyjść. Omiotła spojrzeniem

gości siedzących przy stole i odszukała wzrokiem Elise.

- A, tu siedzi panna młoda. W czerni! Tak! - zarechotała. - Dobrze, że nie ubrałaś się

na biało, Elise! - Zamilkła i rozejrzała się triumfalnie wokół. - Chyba nie wierzycie, że to

Emanuel jest ojcem tego dziecka?


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letnią noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Straż Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Moście
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlości
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Złota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie Gadanie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 14 Zjednoczenie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 07 Chude Lata
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 08 Nowe Życie

więcej podobnych podstron