FRID INGULSTAD
BLIŹNI
Saga Wiatr Nadziei
część 12
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, lipiec 1906 roku
To był ciężki dzień. Elise wiedziała, że zapamięta tę datę - siódmego lipca.
Dzień, w którym Johan wyjechał z kraju. Być może na zawsze.
Sądziła, że straciła Johana w zeszłym roku, kiedy z więzienia Akershus napisał
list, w którym zerwał zaręczyny. W głębi duszy wierzyła jednak, że byłemu
narzeczonemu nadal na niej zależy. Później latem przyznał się nawet do tego, mimo
ż
e oboje założyli już własne rodziny.
Dwa tygodnie temu, w wigilię nocy świętojańskiej, ponownie jej się zwierzył
ze swych uczuć; zjawił się wtedy tak nagle, kiedy zdrzemnęła się na słońcu. Pogładził
ja szybko po policzku i powiedział, że bardzo ją lubi. Po jego oczach poznała, że miał
na myśli coś więcej niż dawną przyjaźń.
A teraz szła na przystań się z nim pożegnać. Pytała samą siebie, dlaczego to
robi, po co zadaje sobie ból. Mogła przecież zostać w domu, postarać się o tym nie
myśleć. Zająć się praniem pieluch albo brudnych spodni chłopców, sprzątaniem
kuchni lub myciem okien, czymkolwiek, byleby dobrze się przy tym spocić i
zagłuszyć myśli.
Chciała jednak przed rozstaniem powiedzieć mu coś miłego, pokazać, że jest
ktoś, kto się o niego martwi i wszędzie będzie przy nim myślami. Elise dowiedziała
się od Anny, że Johan strasznie pokłócił się z Agnes z powodu Magnusa Hansena, jej
byłego chłopaka, i dlatego Agnes nie zamierzała go odprowadzać. Anna tak pięknie
poprosiła Elise, by poszła zamiast niej, mówiła, że Johanowi będzie przykro
odjeżdżać, jeśli nikt nie przyjdzie na nabrzeże i mu nie pomacha.
Było ciepło, choć to dopiero wczesny ranek. W mieście dzień się już zaczął,
ludzie skoro świt śpieszyli do pracy. Kiedy Elise przechodziła obok Stortorvet,
przekupki handlowały na całego. Wysokie i postawne, w długich białych fartuchach
na ciemnych spódnicach i w białych chustkach na głowę nasuniętych głęboko na
czoło. Poustawiały skrzynki po margarynie wokół pomnika Christiana Kvarta i kusiły
towarami rozłożonymi na szerokich ladach. Chłopi już dawno przyjechali do miasta z
wozami pełnymi ziemniaków, kapusty, kalarepy, jajek i marchwi. Konie rżały i
pochylały łby nad korytem z wodą, żeby ugasić pragnienie, zanim zostaną
zaprowadzone do stajni należących do tutejszych kupców. Chłopcy roznoszący gazety
wykrzykiwali wiadomości dnia. Koła wozów konnych stukały o kamienie na moście,
woźnice, siedząc na koźle, cięli batem powietrze, aż świstało. Już teraz pierwsze
służące przychodziły na zakupy ze swymi koszykami i siatkami. Elise nigdy przedtem
nie była tu w dole miasta o tej porze dnia; kipiące życie zmusiło ją, by zwolniła kroku.
Wreszcie zbliżyła się do nabrzeża przy Vippetangen. Ładowano i
rozładowywano i wkoło było pełno tragarzy. W porcie jeden obok drugiego stały
frachtowce, przycumowane do wielkich boi. Za galeasami można było dostrzec
przystań niedaleko Warsztatu Mechanicznego w Aker, gdzie przy kei przycumowały
szkunery. Elise wiedziała, że kiedyś w zimie, prawie do końca wiosny, miasto było
odcięte, ponieważ żaglowce nie mogły sforsować lodu. Działo się tak aż do czasów,
gdy lodołamacz „Mjolner” ruszył do pracy. Pamiętała, jak ojciec opowiadał o
„kruszeniu lodów” każdej wiosny, o tym, jak ręcznie wykuwali w lodzie drogę
wodną, gdy nie było jeszcze lodołamacza. Ludzie ściągali aż tu na nabrzeże, żeby się
temu przyglądać.
Na przystani czekał statek, który miał płynąć do Danii, Torkild wyjaśnił Elise,
gdzie go szukać.
Johan nie wiedział, że przyjdzie. Dopiero wczoraj wieczorem się
zdecydowała.
Ponownie ogarnął ją smutek, ale widać tak miało być, że Johan musiał
wyjechać. Oboje założyli własne rodziny, i mimo że Emanuel wystąpił o rozwód, a
Agnes dopuściła się zdrady, nie byłoby dobrze, gdyby ona i Johan na nowo się
związali. Elise nie wierzyła, by Johan mógł uchylać się od odpowiedzialności, nawet
jeśli Agnes zachowywała się beznadziejnie, poza tym mogło jeszcze dużo czasu
upłynąć, zanim Emanuel dostanie orzeczenie rozwodu.
Ani ona, ani Johan nie byli jak ci z bohemy, którzy przesiadywali przy stoliku
artystów w Grand Cafe i pili, i dyskutowali. Christian Krogh, grupa malarzy i kilku
artystów pili mocny trunek, który nazywali koktajlem, jak opowiadał Emanuel.
Widział ich. Na czele tutejszej cyganerii stał Hans Joeger, który głosił tak zwaną
wolną miłość. Uważał, że ludzie dopiero wtedy mogą przeżywać prawdziwą radość
ż
ycia i miłość, kiedy są całkowicie wolni. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni powinni
wyzwolić się z wszystkich tych zasad, które wiążą zwykłych obywateli, młodzi
powinni zerwać z rodzinami i żyć tak, jak sami tego chcą. Kościół był według
cyganerii najgorszą instytucją, którą znali.
Emanuel był oburzony, kiedy jej o nich opowiadał. Równie oburzony jak
większość innych. Ludzie wielkim łukiem omijali Hansa Jaagera i jego przyjaciół.
Emanuel twierdził, że jest niebezpiecznym i grzesznym człowiekiem, od którego
porządni ludzie powinni się trzymać z daleka. Ale czy sam był lepszy?
Zastanowiła się, co Henryk Ibsen sądził o cyganerii. Miał swój stolik w tej
samej kawiarni, w ulubionym rogu czytelni. Emanuel opowiadał, że przygotowano dla
niego specjalne krzesło, na którego oparciu umieszczono napis: „Zarezerwowano dla
dr. Ibsena”. Siadywał tam między dwunastą a czternastą i czytał gazety. Dokładnie o
osiemnastej wracał i zawsze po półtorej godziny szedł z powrotem do domu, ubrany
w swój długi frak, szerokie spodnie, w cylindrze i z parasolem w ręku.
Dziwną wydaje się myśl, że już nie żyje.
Elise rozejrzała się wokół w nadziei, że dostrzeże Johana. Została jeszcze
chwila, zanim statek odbije od kei. Elise przyszła dużo wcześniej. I tak nie spała dziś
w nocy, czuła, że równie dobrze mogłaby wstać z łóżka i wyjść.
Rozczarowanie z powodu wyjazdu Johana tkwiło jeszcze w piersi niczym tępy
ból. Wiedziała, że nie powinna tak reagować, Johan był zamkniętym rozdziałem w jej
ż
yciu, ale nie potrafiła uwolnić od niego myśli. Tak miło spędzili czas w przeddzień
nocy świętojańskiej. Peder promieniał szczęściem na widok Johana, a i sama dawno
nie była w tak dobrym nastroju. Kiedy rozmawiali o czasach, gdy się razem spotykali,
i Johan powiedział, że „od uśmiechu Elise takiemu szczeniakowi jak on kręciło się w
głowie”, poczuła, że jego słowa dziwnie na nią podziałały. W myślach przeniosła się
wstecz, do mrocznej klatki schodowej w Andersengarden, gdzie dwoje nastolatków
namiętnie się całowało.
Coś twardego usadowiło się w gardle. Kiedy Johan przybędzie do Kopenhagi,
profesorzy i inni ludzie posiadający wpływy i władzę zauważą jego wielki talent.
Będzie sławny, była tego pewna, i być może nigdy nie wróci do Norwegii. W stolicy
Danii na pewno roiło się od uroczych młodych dam, które bardziej niż chętnie
pozwolą się adorować utalentowanemu i uroczemu Norwegowi. I jeśli Johan dostanie
kiedyś rozwód z Agnes, z pewnością będzie mógł przebierać wśród najbardziej
pożądanych piękności, które być może również okażą się spadkobierczyniami
ogromnych majątków. Dlaczego miałby zawracać sobie głowę rozwiedzioną, biedną
robotnicą z rodzimej Norwegii, skoro cały świat był pełen o wiele bardziej atrak-
cyjnych, młodych kobiet?
- Elise?
Odwróciła się nagle. Szedł za nią, uśmiechając się, opalony, wysoki,
wyprostowany, ze starą, zniszczoną walizką w ręku, którą na pewno pożyczył lub
tanio kupił. Wyglądał na zaskoczonego.
- Przyszłaś?
Elise poczuła, że się zaczerwieniła.
- Anna mnie poprosiła. Uważa, że byłoby przykro, gdyby nikt nie stanął na
nabrzeżu i ci nie pomachał.
- Tylko dlatego tu jesteś? Bo Anna cię poprosiła? - spytał wesołym głosem.
Usiłowała się roześmiać, ogarnęło ją nagle zakłopotanie, nie mogła mu
pokazać, co czuje. Postawił walizkę na ziemi.
- Mam dużo czasu. Statek tak szybko nie odpłynie.
- Cieszysz się?
- Pewnie. To ekscytujące. Jeszcze do mnie nie dociera, że naprawdę miałem
takie szczęście. Przez moment bałem się, że nie dostanę paszportu, ale profesorowi
udało się go załatwić. Jedyne, czego żałuję, to to, że moja mama tego nie mogła
zobaczyć.
Elise skinęła głową.
- Byłaby taka dumna. Chociaż na pewno by się o ciebie też bała. Johan
uśmiechnął się zaczepnie.
- Chcesz powiedzieć, że bałaby się, co mi może strzelić do głowy za granicą?
Elise chciała się roześmiać, ale śmiech utkwił jej w gardle. Może pomyślał o
tym, co się stało w zeszłym roku, kiedy dał się namówić do udziału w kradzieży?
- Wiesz, że twoja matka zawsze się martwiła - starała się jakoś wybrnąć. -
Bała się, żebyś nie chorował i żebyś nie uległ wypadkowi. - Wzruszyła ramionami,
poczuła się głupio i niezręcznie.
Uśmiech Johana zmienił się, stał się cieplejszy.
- Jesteś taka urocza, Elise. Wiem, o czym pomyślałaś, ale nie musisz się bać.
Nigdy w życiu nie zrobię już czegoś podobnego.
Pokręciła energicznie głową.
- Wcale cię o to nie posądzałam. Nie przyszło mi to nawet do głowy. Chodziło
mi tylko o to, że twoja matka martwiła się tyloma rzeczami.
Pogładził ją po policzku, tak jak to zrobił, kiedy siedzieli razem na ganku
przed domem.
- Powiedz, że przyszłaś z własnej woli, a nie dlatego, że Anna cię poprosiła.
Skinęła głową, patrząc mu w oczy.
- Kocham cię, Johanie. I to od czasów, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką.
- Jak młodsza siostra, chciałaś powiedzieć? - W jego głosie nadal brzmiała
wesołość, ale Elise wiedziała, że Johan pyta poważnie i spodziewa się czegoś więcej.
Lekko pokręciła głową.
- Ożeniłeś się, a ja wyszłam za mąż. Mimo że Emanuel chce rozwodu, a
Agnes... - zamilkła, nie dała rady powiedzieć o tym wprost.
- Będzie miała dziecko z kimś innym - dokończył za nią. - Wiesz co, Elise?
Wtedy w przeddzień nocy świętojańskiej o mało nie spytałem cię, czy nie chciałabyś
pojechać ze mną do Kopenhagi.
Wpatrywała się w niego zaskoczona.
- Jak mogło ci przyjść do głowy coś takiego?
- Oczywiście mogłabyś zabrać ze sobą Hugo. Uznałem, że Hilda i jej chłopak
mogliby, chyba w tym czasie zająć się Pederem i Kristianem.
Pokręciła głową oszołomiona, nie mogła uwierzyć, że myślał o tym poważnie.
Wydawało się, jakby czytał w jej myślach.
- Wiedziałem, że to się nie uda, dlatego nawet nie spytałem.
- Ale jak to... To znaczy... Spojrzał na nią z powagą.
- Chciałem cię ze sobą zabrać, ponieważ cię kocham.
Nie była w stanie wymówić słowa, nie wiedziała, co powiedzieć. Ciągle nie
mogła się otrząsnąć z oszołomienia, nie wierzyła, że mógł wpaść na coś takiego.
- Poza tym jestem tak zarozumiały, że uważam, że i ty mnie kochasz. -
Powiedział to cichym, spokojnym głosem. - Nie nazwałbym tego niewiernością. Ty i
ja złożyliśmy sobie obietnicę dużo wcześniej, niż pojawili się Emanuel i Agnes. To ty
i ja powinniśmy w zeszłym roku kroczyć przez środek kościoła, Elise. Odnoszę wra-
ż
enie, że nie robię nic złego, gdy przyznaję, że nadal cię kocham. Gdyby Agnes była
dobrą żoną, nigdy bym ci tego nie wyznał, tylko nosił swój smutek w sobie.
Elise nie zdołała spojrzeć mu w oczy. W jej duszy panował chaos sprzecznych
uczuć.
Johan znowu musnął dłonią jej policzek.
- Wprawiłem cię w zdumienie? Naturalnie wiedziałem, że nie zostawiłabyś
Pedera i Kristiana. Ani swojej impulsywnej siostry. Nie miałabyś sumienia. Ponieważ
jesteś, jaka jesteś. Mój pomysł to tylko marzenie, gorące pragnienie. Słowa cisnęły mi
się na język, kiedy siedzieliśmy razem tego wieczoru w wigilię nocy świętojańskiej,
ale zbyt dobrze cię znam i wiem, że odpowiedź brzmiałaby „nie”. Elise walczyła z
płaczem.
- Nie” mów nic więcej, Johanie. Nie zniosę tego. Nie wolno nam.
Pokręcił ze smutkiem głową.
- Wiem o tym. Chciałem tylko, żebyś wiedziała, co czuję. Nie zarzuciłem
nadziei, że kiedyś będziemy razem. Nie zapomnij o mnie, Elise.
Popatrzyła mu w oczy, po jej policzkach popłynęły łzy.
- Nigdy cię nie zapomnę, Johanie. Bez względu na to, co się stanie, na zawsze
pozostaniesz w moich myślach. Obawiam się jednak tego, że tak bardzo pochłonie cię
praca, a młode śliczne dziewczęta nie dadzą spokoju, że o mnie zapomnisz.
Roześmiał się cicho.
- Tak słabo mnie znasz? Myślisz, że dam się omamić jakiejś mice, kiedy mam
w domu szlachetny kamień? Nie wolno nam się poddawać, Elise. Agnes przyznała
się, że dziecko, którego się spodziewa, nie jest moje. Nie mam pojęcia, skąd o tym
wie, ale wygląda na to, że jest pewna. Takie małżeństwo nie może trwać długo. I
chociaż Kościół odmawia udzielania ślubu rozwodnikom, ty i ja możemy mimo to żyć
razem. Wielu przed nami już się na to zdecydowało. Musisz tylko przekonać samą
siebie, że to nic złego. Nasza miłość jest czysta, Elise. Zakochałaś się w Emanuelu,
ponieważ był miły i wybawił cię z trudnej sytuacji, ale wątpię w to, byś myślała o nim
teraz jak najlepiej. Nie sądzę, byś martwiła się z jego powodu, czujesz tylko złość,
rozczarowanie i jest ci przykro, że tak się co do niego pomyliłaś.
Skinęła głową. Dokładnie tak było.
- Będziesz na mnie czekała, Elise? - Spojrzał na nią z prośbą w oczach.
Przytaknęła.
- Tak, będę na ciebie czekała, Johanie - szepnęła zdławionym głosem.
Pochylił się i pocałował ją.
- Uważaj na siebie.
- Ty też.
Drżała, z trudem panowała nad uczuciami. Kiedy szła na przystań, nie
spodziewała się, że to pożegnanie przyjmie taki obrót. Sądziła, że Johan będzie tak
pochłonięty tym, co go czeka, że nie pomyśli o niczym innym.
- Pozdrów wszystkich w domu i powiedz Pederowi, że wrócę przed upływem
roku. A wtedy przywiozę coś dziwnego dla niego, Kristiana i Hugo. I naturalnie dla
Everta.
Elise skinęła głową i uśmiechnęła się przez łzy.
Stał przez moment nieporuszony i patrzył na Elise poważnym wzrokiem.
Następnie chwycił walizkę, uśmiechnął się, uścisnął szybko Elise i odwrócił się, żeby
odejść. Jak przez mgłę widziała go, jak wchodzi po trapie i znika na pokładzie.
Niedługo potem ujrzała dym unoszący się z komina i kiedy parowiec powoli odbił od
kei i obrał kurs na morze, odwróciła się i biegiem pognała do domu.
Tego samego wieczoru zwierzyła się Hildzie. Położyły się spać, ale żadna nie
czuła się śpiąca. Na dworze było ciepło. Do zapadnięcia zmroku zostało jeszcze dużo
czasu, jeżeli w ogóle zrobi się ciemno. Słyszały ludzi przechodzących obok i
gawędzących wesoło, ludzi, którzy nie musieli iść o szóstej rano do fabryki i chcieli
korzystać z jasnego letniego wieczoru.
- Pamiętasz chyba, co mówiłam, kiedy wychodziłaś za mąż za Emanuela? Nie
rozumiałam, dlaczego nie mogłaś poczekać na Johana.
- Wtedy nie wiedziałaś, dlaczego zgodziłam się na ślub z Emanuelem. Potem
nauczyłam się go kochać, wierzyłam, że jest dobrym człowiekiem.
Zapadła cisza.
- Uważam, że powinnaś pójść do lekarza, zanim znowu się zwiążesz z
Johanem. - Głos Hildy brzmiał inaczej niż zwykle.
- Znowu zwiążę się z Johanem? - Elise powtórzyła słowa siostry poirytowana.
- Zapomniałaś, że nadal jestem mężatką? - Nagle urwała. - Dlaczego mówisz, że mam
się zbadać?
- Sama przecież narzekałaś, że nie czujesz się dobrze. Prawie nic nie jesz,
jesteś blada, masz sińce pod oczami. Proszę cię, Elise! Wiem, że boisz się wydać
dwóch koron na coś, co według ciebie nie jest niezbędne, ale możesz chyba czasem to
zrobić, choćby ze względu na nas. Pomyśl o Pederze, o Hugo, pomyśl, co by było,
gdyby ci się coś stało. Ci dwaj są od ciebie całkiem zależni.
Elise nie odpowiedziała. Nagle ogarnął ją strach. Czy to możliwe, żeby
dolegało jej coś poważnego?
ROZDZIAŁ DRUGI
Dopiero następnego ranka powiedziała braciom, że poszła na przystań
pożegnać się z Johanem. Właściwie nie miała okazji z nimi wcześniej porozmawiać.
Kiedy Peder i Evert skończyli lekcje, Reidar zabrał ich w górę rzeki na ryby. Potem
całe popołudnie siedział z Pederem w salonie i ćwiczył z nim czytanie.
Wiedziała, że znalazłaby okazję, by im to przekazać, gdyby próbowała, lecz
coś ją powstrzymywało. Czyżby się bała, że zdradzi się przed nimi ze swymi
uczuciami, którymi nadal darzyła Johana? Musiała najpierw trochę ochłonąć. Mimo
wszystko była żoną Emanuela.
Peder spojrzał na nią rozczarowany.
- Dlaczego nie mogłem pójść z tobą? Przecież wiesz, że Johan jest moim
najlepszym przyjacielem zaraz po Evercie. Przynajmniej teraz, kiedy Emanuel
zniknął.
Kristian siedział w milczeniu i przyglądał się siostrze zamyślony. Elise
poznała po nim, że zastanawia się nad tym, co przewidywała. W końcu odezwał się.
- Chyba powinnaś mi coś wytłumaczyć, Elise. Dlaczego Johan wybrał się z
nami na święto nocy świętojańskiej, jeśli jest mężem Agnes? I dlaczego to ty poszłaś
się z nim pożegnać na nabrzeże? Czy ciągle go kochasz?
Elise nie była w stanie spojrzeć w jego szczere oczy. Wzięła ścierkę i przetarła
stół w kuchni.
- Wiesz, że Emanuel zdecydował się zostać z Signe. Obaj pamiętacie też, że
byliśmy z Johanem zaręczeni i bardzo się lubiliśmy. W wyniku nieszczęśliwych
zdarzeń nasze drogi rozeszły się i każde z nas wzięło ślub z kimś innym. Oboje
cierpimy z tego powodu. Agnes i Johan również nie są ze sobą szczęśliwi. Evert
pokręcił głową, nie rozumiejąc.
- Zastanawiam się, jak to jest być dorosłym. Czy musimy pobierać się i
ciupciać, kiedy będziemy duzi, czy też może zostać tak, jak jest?
Elise przez moment doznała szoku, ale nie dała nic po sobie poznać,
uśmiechnęła się i pogładziła Everta po policzku.
- Nikt nie musi żenić się ani wychodzić za mąż, jeżeli nie chce. Ale kiedy
będziesz duży i zakochasz się w jakiejś dziewczynie, zupełnie inaczej na to spojrzysz.
Peder zwrócił się do Everta:
- Myślę, że powinniśmy sobie jednak dać spokój z małżeństwem. To wydaje
się takie ohydne.
Elise z Hildą musiały się powstrzymać, by się nie roześmiać. Gdy tylko
chłopcy wyszli, Hilda na powrót spoważniała.
- Jutro wracam do pracy, Elise. To ostatni dzień, gdy mogę przypilnować
Hugo. Czy nie mogłabyś dziś pójść do lekarza?
- Nic mi nie dolega. Jestem tylko zmęczona po tym wszystkim, co się stało.
- Chciałabym, żebyś mimo wszystko poszła.
- Dobrze, pójdę ze względu na ciebie, ale to wyrzucone pieniądze.
Petrike i Hjalmar Olsen wyszli do pracy. Elise i Hilda były w domu same.
Hugo leżał na dywaniku w kuchni, przewrócił się na brzuch, uderzał drewnianą łyżką
i blaszanym kubkiem o pokrywkę i piszczał z radości. Rude kręcone włosy otaczały
jego głowę niczym aureola. Poprzedniego dnia po raz pierwszy usiadł, w jego buzi
błyszczały dwa pierwsze dolne ząbki, przypominające białe ziarnka ryżu.
- Elise? - Hilda z kubkiem kawy w ręku zerknęła na siostrę pytająco. - Jak
myślisz, co powiedzą rodzice Reidara, gdy im oznajmi, że zamierzamy się pobrać?
Elise poczuła ukłucie w piersi. Jeżeli rodzice Reidara są tacy jak
Ringstadowie, to Hildę czekają ciężkie czasy.
- To zależy, jacy oni są - odparła niepewnie. - Nie wszyscy są takimi snobami
jak matka Emanuela. Niektórzy pragną dla swych dzieci jak najlepiej.
Hilda nic nie powiedziała. Elise zauważyła, że zamyśliła się.
- Nie martw się na zapas, Hildo. Może są wyrozumiali i mili i bardziej cenią
to, jaka jesteś, niż skąd pochodzisz.
- Ale ja urodziłam dwoje dzieci, Elise! Jedno oddałam, a drugie... - zacisnęła
mocno usta.
- Jeżeli się dowiedzą, dlaczego to zrobiłaś, będą ci współczuć. Reidar na
pewno już co nieco im opowiedział. Był wstrząśnięty, gdy usłyszał, jak żyją robotnicy
tu nad rzeką, i pewnie powtórzył to swoim rodzicom. Jeśli tylko będziesz się dobrze
zachowywać i mówić, tak jak nauczyła nas mama, to jestem pewna, że wszystko się
uda.
Hilda rozpogodziła się trochę, jednak nie dała się całkiem przekonać. Przez
chwilę siedziała w milczeniu. Wreszcie wyznała, wyglądało na to, że niechętnie:
- Przyznałam się Reidarowi, że Paulsen Junior jest moim synem, Braciszkiem.
Elise spojrzała na nią przerażona.
- Musiałaś? Uzgodniłyśmy, że nikt się o tym nie dowie.
- Jeżeli mam wyjść za niego za mąż, musi się o tym wcześniej czy później
dowiedzieć.
- Uprzedziłaś go chyba, że pani Paulsen nie zna prawdy i że Reidar ma nikomu
o tym nie mówić?
Hilda skinęła głową.
- Ale nie powiedziałam, że zamierzałam również oddać Jensine.
Jej oczy nagle wypełniły się łzami.
- Gdybym pozwoliła im ją zabrać, pewnie dzisiaj by żyła. Rozpłakała się.
- Hildo, nie wolno ci tak myśleć! - przekonywała Elise. - Mówiłam ci, że
Jensine urodziła się bardzo słaba, nie przeżyłaby, bez względu na to, u kogo by była.
Wypij kawę i pomóż mi trochę, bo nie zdążę dziś do lekarza.
Hilda wstała, odwróciła się do kuchni i nalała gorącej wody do balii, żeby
pozmywać. Łzy ciekły jej po policzkach. Serce Elise krwawiło z powodu siostry, lecz
współczucie tylko spotęgowałoby ból. Życie większości ludzi nie układa się gładko, a
Hildzie tylko ciężki wysiłek może pomóc zapomnieć o smutku. Dobrze, że
dziewczyna zaczyna jutro pracę w fabryce odzieży, bo będzie mogła zająć myśli
czymś innym.
- Reidarowi dobrze idzie nauka z Pederem - zagadnęła Elise. - Wydaje mi się,
ż
e już zauważyłam pewien postęp, chociaż poprawa następuje powoli. Wczoraj
nasłuchiwałam zza drzwi do salonu i słyszałam, że Peder przeczytał całe zdanie bez
mylenia liter. Wprawdzie były to proste, krótkie wyrazy, ale jednak. Jeżeli nadal
będzie się tak starał, istnieje być może nadzieja, że razem z Evertem przejdzie do
czwartej klasy. Boję się nawet pomyśleć, jak bardzo będzie nieszczęśliwy, - jeżeli to
się nie uda.
Hilda pociągnęła nosem, wytarła łzy rękawem kaftana i skinęła głową.
- Reidar jest cierpliwy. Poza tym uważa, że Peder jest zabawny i na pewno da
sobie radę. Mówi, że liczy się nie tylko umysł, ale również to, jak człowiek się odnosi
do innych.
Elise zdawało się, jakby słyszała słowa Johana, kiedy wdrapywali się na
wzgórze w przeddzień nocy świętojańskiej: „Peder ma wiele zalet, które są równie
cenne jak dobre stopnie; ma wdzięk i dobre serce, jest impulsywny i szczery, lubi
ludzi”.
W tej samej chwili usłyszały za oknem listonosza. Elise podeszła do drzwi.
Codziennie czekała na niego tak samo niecierpliwie, ale do tej pory za każdym razem
przeżywała rozczarowanie, kiedy śpieszyła na ganek, żeby sprawdzić, czy przyszła
poczta. Pismo kobiece powinno przecież przysłać jej jakąś odpowiedź, nie mogło
chyba odrzucić jej opowiadania, nie powiadamiając jej o tym?
Ładna pogoda utrzymywała się, ciepło lata uderzyło ją, kiedy wyszła na dwór.
Gdy tylko skręciła za róg domu, zobaczyła, że listonosz zatrzymał się przed
ogrodzeniem. Zorientowała się, że to nowy pracownik. Serce zabiło jej mocniej i
podekscytowana podbiegła bliżej.
Listonosz stał z kopertą w ręku.
- Pani Elise Ringstad, czy to pani? Skinęła głową i wyciągnęła rękę.
- Tak, to ja. Dziękuję.
Poczuła, że palą ją policzki, zaschło jej w ustach z przejęcia, kiedy szybko
minęła róg domu, usiadła na ganku i rozerwała kopertę. Tak jak się domyślała,
przesyłka przyszła od „Nylsnde”, pisma dla feministek, a podpisała ją redaktor Gina
Krog. Trzymając list drżącymi rękami, Elise zaczęła czytać:
Szanowna Pani Elise Ringstad, alias Elias Aasl
Otrzymaliśmy Pani opowiadanie Pokrzywdzeni i mamy niniejszym
przyjemność powiadomić Panią, że chętnie wydrukowalibyśmy Pani utwór w naszym
czasopiśmie, jeśli może Pani przybyć do naszego biura, to zapraszamy po odbiór
honorarium w wysokości trzydziestu koron. Chętnie porozmawiamy z Panią na temat
tego opowiadania, jak również o ewentualnych innych tekstach, które zapewne
mogłaby nam Pani zaproponować.
Z poważaniem Gina Krog
Elise wpatrywała się w kartkę papieru, jak gdyby ujrzała ducha. Szybko
przeczytała list jeszcze raz, po czym jak burza wbiegła z ganku do kuchni.
- Hildo, chodź i zobacz! Czasopismo przyjęło moje opowiadanie! Dostanę
trzydzieści koron, tyle, co za miesiąc pracy w przędzalni! Chcą nawet, żebym napisała
dla nich coś jeszcze! - Tańczyła z radości dookoła kuchni, wymachując listem. - Czy
potrafisz w to uwierzyć? Teraz być może nie będę musiała wracać do pracy w przę-
dzalni, kiedy Hugo na tyle dorośnie, by pójść do żłobka! Wcale nie będę musiała
oddawać go do żłobka, tylko będzie mógł się bawić tu na podłodze, gdy ja będę pisać!
Hilda patrzyła na siostrę szeroko otwartymi oczami z podziwem zmieszanym z
zazdrością.
- Jak ci się to udało?
- Napisałam tylko o Othilie, prostytutce, którą spotkałam w Vaterlandzie,
kiedy szukałam tych dwóch, które były z ojcem w dniu, kiedy zginął. Dokładnie tak,
jak opowiedziałam o Mathilde, która rzuciła się do rzeki.
Hilda nie odzywała się.
Być może się wstydziła, że wcześniej nie wykazała zainteresowania
twórczością Elise. Albo też dziwiła się, że można zarabiać pieniądze samym
pisaniem, w dodatku o czymś, co się samemu widziało lub przeżyło.
Po chwili jej twarz rozpromieniła się.
- W takim razie może będę mogła kupić sobie nowy kapelusz na lato?
Powinnaś zobaczyć ten cudowny kapelusz, który widziałam wczoraj u panny Grorud!
Z jasnoczerwonymi piwoniami i wstążką przewiązaną dookoła. Reidar oniemieje z
podziwu.
Elise westchnęła w duchu. Czy Hilda kiedykolwiek naprawdę dorośnie?
- Zobaczymy, Hildo. Najpierw muszę kupić drewno i węgiel na zimę,
obliczyć, ile w najbliższych miesiącach będę potrzebowała pieniędzy na czynsz, ile
trzeba przeznaczyć na ubranie i buty dla Kristiana, Pedera i Everta oraz co muszę
kupić dla Hugo. Poza tym dach zaczął przeciekać, boję się nawet pomyśleć, ile będzie
kosztowała naprawa.
- Masz przecież masę pieniędzy w szufladzie komody. Elise posłała jej
oburzone spojrzenie.
- Chyba nie myszkujesz w moich rzeczach?
- Pewnie, że nie! Sama mi przecież o tym powiedziałaś.
Elise poszła do pokoiku i położyła list na komodzie. Jutro pójdzie do redakcji i
porozmawia; już teraz wiedziała, o czym będzie następne opowiadanie. Na nowo
odżyła w niej radość. To niepojęte! Muszę napisać o tym Johanowi, pomyślała
podniecona. Na pewno się ucieszy razem ze mną.
- No to idę do lekarza - oznajmiła, kiedy wróciła do kuchni. - Mam nadzieję,
ż
e w poczekalni nie będzie zbyt dużo ludzi. Jeżeli Hugo zacznie płakać, to na pewno
dlatego, że będzie chciał pić. Daj mu gotowanej wody, zostawiłam trochę w kubku do
przestudzenia.
Właściwie nie denerwowała się wizytą u lekarza, postanowiła do niego pójść
tylko dlatego, że Hilda nalegała. Złościło ją, że taki piękny letni dzień będzie musiała
spędzić w zatłoczonej poczekalni, ale Hilda miała rację. Elise często czuła się
zmęczona w ciągu dnia, była blada i nie miała apetytu. Rzeczywiście może lepiej to
zbadać. Chłopcy jeszcze dość długo będą od niej zależni, poza tym Peder odchodziłby
od zmysłów, gdyby zachorowała. Pamięta ten dzień, kiedy płakał nad wszystkimi,
których stracił, i poczuła bolesne kołatanie w piersi. Dobry Boże, nie pozwól, by
dolegało mi coś poważnego, poprosiła w duchu.
Chciała ominąć miejsce, w którym cuchnęło od rzeki, uważała, że nigdy dotąd
odór nie był tak nieznośny jak teraz. Zamiast pójść tą drogą co zawsze, wybrała
ś
cieżkę pomiędzy niedużymi drewnianymi domami, gdzie mieszkała Kiełbaska. Po
lewej stronie jaśniała kwiecista łączka, żółciutkie jaskry lśniły niczym maleńkie słoń-
ca, a błękitne dzwoneczki kiwały się na swych cienkich łodyżkach na słabym wietrze.
Trawa była soczysta i zielona, spomiędzy gałęzi krzaku bzu obok domu kowala
dochodził niemal ogłuszający świergot chmary ptaków. Słońce cudownie grzało w
twarz, niebo było czyste i niebieskie. Elise z drżeniem wciągnęła powietrze. Ach, gdy-
by tak lato mogło trwać cały rok!
Kiedy wróci od lekarza, wybierze się na długi spacer z Hugo. Nie wiedziała,
jak długo będzie jej wolno zatrzymać wózek, i musiała korzystać z okazji, póki się
nadarzała. Teraz, kiedy zarobiła tyle pieniędzy za opowiadanie, mogła sobie
zafundować jedno wolne przedpołudnie. Uśmiechnęła się do siebie. To nie do wiary.
Pomyśleć tylko, że przyjęli jej opowiadanie w piśmie kobiecym! Gdyby ktoś jej o tym
powiedział rok temu, roześmiałaby się w głos jak z dobrego żartu.
Czy rzeczywiście można się utrzymać z pisania? Trzydzieści koron, cała
miesięczna pensja. Może to tylko za pierwszym razem dostawało się tyle pieniędzy?
Poza tym to nic pewnego, czy zechcą przyjąć następną historię, którą napisze. To
niemożliwe, żeby potrzebowali tyle opowiadań, poza tym nie jest jedyną, która pisze.
Pewnie w historii Othilie było coś, co wywarło wrażenie.
Czy powinna się odważyć, żeby napisać o sobie, zmieniając tylko imiona? O
pani Ringstad, która odnosiła się do nich tak słodko i życzliwie tylko dlatego, że żal
jej było dzieci z fabrycznej dzielnicy Kristianii i chciała spełnić dobry uczynek. A
potem ku swemu przerażeniu dowiedziała się, że jej jedyny syn i spadkobierca mająt-
ku oddał swe serce ubogiej robotnicy, i wtedy zaczęła śpiewać inaczej. Czy ktoś
uwierzyłby w tę historię, gdyby ją opisała wiernie, tak jak naprawdę było? Że pan
Ringstad wynajął adwokata i przekonał Elise, by podpisała oświadczenie, że
spodziewała się dziecka innego mężczyzny, kiedy wychodziła za mąż za Emanuela?
A wtedy Emanuel mógł natychmiast uzyskać rozwód z powodu „niewierności” Elise i
ożenić się z Signe tak szybko, jak to możliwe, ażeby zapewnić jej synowi prawo
dziedziczenia. Elise nie miała pojęcia, jak zamierzali to załatwić, skoro Signe urodziła
dziecko, gdy Emanuel był jeszcze jej mężem, ale zdolnemu adwokatowi pewnie i to
się uda.
Czy bogaci mogli być aż tak nikczemni? I czy prawo nie było równe dla
wszystkich?
A może by napisać takie opowiadanie, wydrukować je i wysłać anonimowo
rodzinie Ringstadów! Gdyby zobaczyli czarno na białym, może by zrozumieli, że
zachowali się obrzydliwie.
Zmęczona wciągnęła powietrze i pokręciła głową. Pewnie jednak nie. Ludzie,
którzy potrafili tak postąpić, nie byliby zdolni do skruchy. Widzieli tylko czubek
własnego nosa i nie umieli postrzegać rzeczy z dwóch stron.
Jednak Emanuel był miły i pełen zrozumienia, kiedy go poznała. Trudno
wprost uwierzyć, że stał się kimś zupełnie innym, a może po prostu udało mu się
ukryć przed nią swoje prawdziwe oblicze.
Może to ja nie wiem wystarczająco dużo o ludziach, zastanawiała się. Przez
całe życie obracała się wśród prostych, uczciwych ludzi i niewiele wiedziała o
bogatych. Wprawdzie poznała nieco historię Karolinę i przez wiele lat przyglądała się
z zainteresowaniem córce dyrektora przędzalni, kiedy kołysząc biodrami, wchodziła
do fabryki. Jednak nie znała jej i zbyt mało o niej wiedziała, żeby móc powiedzieć,
jaka jest. Karolinę była złośliwa, ale to pewnie dlatego, że kochała się nieszczęśliwie
w Emanuelu.
W poczekalni do lekarza nie czekało wielu pacjentów. Elise usiadła najbliżej
drzwi i zerkała na nich ciekawie. Przypomniała sobie dzień, kiedy przyszła tu razem z
Evertem, żeby się upewnić, czy chłopak nie zapadł na suchoty. Zastanowiła się, co się
dzieje z tymi młodymi matkami, które tu wtedy czekały razem z nimi. Jedna z nich
wybiegła z płaczem z gabinetu, prawdopodobnie lekarz nie dał jej dziecku szans na
przeżycie.
Spoglądała od jednego pacjenta do drugiego. Zupełnie nie mieściło jej się w
głowie, że mogłoby jej coś dolegać. Przecież by coś czuła?
Ostatnio kiedy tu przyszła, spotkała Oline. Dziewczyna wydawała się oschła i
zgorzkniała po tym, jak wyrzucono ją z pracy za to, że się spóźniła z powodu choroby
dziecka. Małemu nie udało się przeżyć. Teraz wyszła na ulicę, a dzieci muszą sobie
radzić same.
Czy powinna się odważyć i opowiedzieć historię Oline? Nie musi się zbytnio
rozpisywać o nędznym życiu koleżanki, odkąd została prostytutką, lecz mogłaby
ukazać ów ranek, kiedy Oline miała wyjść do pracy na szóstą, lecz nie była w stanie
się rozstać z chorym dzieckiem. Jeszcze brzmiał jej w uszach zdesperowany głos
Oline, kiedy upadła na kolana, uchwyciła się nogawek spodni nadzorcy i z płaczem
zaklinała go, by mogła zostać. Chłopczyk leżał w gorączce i nagle wydał się taki
dziwny, mówiła. „Myślałam, że umrze mi na rękach”, szlochała.
Elise nadal czuła wzbierającą złość na samo wspomnienie ostrych słów
nadzorcy: „Wynoś się! To nie moja wina, że wydajecie na świat tyle bachorów”. A co
sobie myślał, że niby jak miały temu zaradzić? Czy znał jakiegoś męża, który
pogodziłby się z odmową czułości w łóżku? Płodzili dzieci czy kobiety chciały tego,
czy nie. Jedyną nadzieją matek był okres, kiedy karmiły piersią. Wtedy rzadziej
trafiała się niechciana ciąża, jak twierdziła Agnes.
Elise już zaczęła w głowie formułować zdania. Najpierw opisze los Oline,
kiedy została wdową z czwórką dzieci, spróbuje ukazać, co to znaczy ponosić w
pojedynkę odpowiedzialność za czworo maluchów i jednocześnie pracować po
dwanaście i czternaście godzin w fabryce, kiedy to myśli nieustannie gnają ku
pociechom, które zostały same w domu. Chyba były ostrożne, dokładając do pieca, i
się nie poparzyły? Oby tylko za mocno nie podkręciły płomienia w lampie
parafinowej! Powinna była nakroić więcej kromek chleba przed wyjściem do pracy,
ż
eby nie musiały używać noża, ale tak się śpieszyła. I dlaczego nie sprzątnęła butelki
z ługiem ze stołu w kuchni? Nie tak dawno temu słyszały o chłopcu, który się go napił
i nieodwracalnie uszkodził sobie przełyk.
Potem opisałaby ten ranek, kiedy najmłodszy synek leżał w łóżku trawiony
gorączką i nagle tak dziwnie zmienił się na twarzy, opowiedziała o strachu, który
ś
cisnął w piersi, aż ciężko było oddychać. Boże, to chyba nic poważnego? Czy on
umrze? Chryste, nie może go tak zostawić bez opieki kogoś dorosłego, kto by go
doglądał. Wszystkie inne matki z kamienicy poszły do pracy. Załamała bezradnie
ręce, nie wiedziała, czy wyjść, czy zostać.
Taka historia powinna poruszyć nawet najbardziej nieczułego czytelnika. A o
tym, co się później stało z Oline, można by tylko napomknąć. Co prawda „Nylamde”
przyjął do druku opowieść o Othilie, ale nie wiadomo, czy pismo odważy się
publikować tak wiele historii o prostytutkach.
- Następny! - Lekarz stał w drzwiach i powiódł wokół wzrokiem znad
okularów po czekających pacjentach. Elise była tak pochłonięta opowieścią, którą
miała napisać, że nie zwróciła uwagi, że przyszła jej kolej. - Pani Ringstad? Jak tam
się czuje chłopiec, z którym była pani ostatnio? Co się z nim stało po śmierci pani
Berg?
- Zamieszkał z nami i na szczęście wyzdrowiał. On i Peder, mój młodszy brat,
trzymają się razem jak papużki nierozłączki.
- Miło mi to słyszeć. Dużo rozmyślałem o tym małym cudaku od czasu, gdy
pani go tu przyprowadziła. Chyba po raz pierwszy mi się zdarzyło, że gdy spytałem
dziecko z ubogiej rodziny, kim chce zostać, odpowiedziało, że będzie lekarzem.
Większość chłopców mówi zwykle, że zostanie strażakiem lub konstablem.
Elise uśmiechnęła się.
- Evert nie jest taki jak inni. Nadal jest najzdolniejszy w klasie, nie musi
poświęcać dużo czasu na odrabianie lekcji, uczy się błyskawicznie, wystarczy, że raz
coś usłyszy. Natomiast mój młodszy brat mozolnie ślęczy nad książkami i niewiele z
tego wynika. Uważa, że to niesprawiedliwe. - Uśmiechnęła się przepraszająco. Lekarz
spojrzał na nią poważnie.
- Proszę go ode mnie pozdrowić i powiedzieć, że świat jest niesprawiedliwy.
Ale może któregoś pięknego dnia zrozumie, że może dla niego z tego wyniknąć
również coś dobrego, ponieważ stajemy się silni, kiedy pokonujemy przeciwności. A
na co pani się skarży, pani Ringstad? Wydaje mi się, że wygląda pani blado i jest
osłabiona. Czy dobrze się pani odżywia?
- Nie sądzę, by mi coś dolegało, ale moja siostra upierała się, żebym
koniecznie do pana przyszła. Nie mam apetytu, bardziej się męczę niż kiedyś i często
mnie boli głowa. Ponieważ mam czworo dzieci na wychowaniu, pomyślałam, że
powinnam się zbadać. Na wszelki wypadek.
Doktor odchylił się do tyłu na krześle, splótł dłonie i przyjrzał się Elise
badawczo.
- Czy przypadkiem nie jest pani znowu w ciąży? Mam do tego nosa. My
lekarze posiadamy ten zmysł.
Elise poczuła, że się czerwieni.
- Mój mąż nie... hm... wyjechał na jakiś czas, a poza tym jeszcze karmię. Hugo
ma dopiero pół roku.
- Karmienie nie daje gwarancji i nie zapobiega zajściu w ciążę.
- Ale ja nie wymiotuję rano.
- Niektóre kobiety nie mają mdłości.
- Ale ja... ja do nich nie należę. - Poczuła, jak ogarnia ją panika. - Ze mną było
inaczej, kiedy miał się urodzić Hugo. Wtedy codziennie rano było mi niedobrze i...
Lekarz pochylił się do przodu i położył Elise rękę na ramieniu.
- Wiem, jak to jest, pani Ringstad. Widziałem to setki razy. Tak reagują
wszystkie matki, które tu przychodzą. Co roku mają dziecko i za każdym razem są
coraz bardziej przerażone, aż w końcu przestają się przejmować i przyjmują tę
wiadomość wzruszeniem ramion.
- Tak, ale to nie jest... Chcę powiedzieć, że to niemożliwe. My nie... Jego nie...
Doktor przerwał jej z pełnym zrozumienia nieznacznym uśmiechem.
- Rozumie pani, do tego tak niewiele trzeba. Mniej, niż się wielu wydaje. Są
takie kobiety, które zachodzą w ciążę od pierwszego razu. Proszę się położyć, to
zobaczymy, czy nie mam racji.
ROZDZIAŁ TRZECI
Pół godziny później Elise była już w drodze powrotnej do domu. Zataczała się
jak półprzytomna. Zachmurzyło się, łagodny letni deszcz padał bezgłośnie na ziemię.
Lecz Elise nie czuła, że moknie, myśli kłębiły się, a w gardle dławił płacz. To
niemożliwe. Lekarz powiedział, że prawdopodobnie jest w drugim miesiącu ciąży.
Czy los naprawdę mógłby się dla niej okazać tak okrutny?
Obiecała Johanowi, że będzie na niego czekała, a on chciał ją nawet zabrać ze
sobą do Kopenhagi. Boże, co za nieszczęście.
A co powiedziałby teraz Emanuel? Czy wycofałby wniosek o rozwód?
Odszedł od niej, ponieważ Hugo nie był jego dzieckiem, a Signe urodziła mu jego
własne. Ale co teraz? A jak zareagują jego rodzice?
Oczywiście nadal będą mieli jej wiele do zarzucenia, nadal przecież była
ubogą robotnicą znad rzeki Aker. Wcale im nie musi mówić o dziecku. Teraz, kiedy
może zarabiać pisaniem opowiadań, będzie w stanie utrzymać chłopców i własne
dzieci bez niczyjej pomocy.
Jednak ponieważ plotki w tych stronach rozchodzą się nadzwyczaj szybko,
zwłaszcza odkąd zjawili się tu Petrike i Hjalmar Olsen, z pewnością nie potrwa długo,
zanim nowina dotrze do pani Paul - sen i Karolinę, a wtedy już nie trzeba będzie
długo czekać, by dowiedziała się o wszystkim rodzina Ringstadów.
Na sekundę oswoiła się z myślą o dziecku i ujrzała w wyobraźni przerażoną
twarz pani Ringstad. W następnym okamgnieniu wróciła jednak do rzeczywistości.
Czuła, jak gdyby cały świat jej się zawalił. Już zaczynała dostrzegać światełko w
oddali, szczęśliwe ponowne zejście się z Johanem, znak, że we wszystkim jest jakiś
sens. Ale teraz? Johan nie będzie chciał się ź nią związać, kiedy będzie miała dwoje
dzieci, w dodatku każde z kimś innym.
Dziecko z Emanuelem zmieniało wszystko. Zniszczyło jej szansę na
rozpoczęcie nowego życia z Johanem i być może przysporzy jej jeszcze więcej
kłopotów ze strony rodziny Ringstadów. Nie chciała już, żeby znowu się ułożyło
między nią a Emanuelem. Zdarzyło się zbyt wiele złego i nie da się tego naprawić.
Kiedy mąż jej się zwierzył, że ją zdradził, zdołała mu wybaczyć, ponieważ wierzyła,
ż
e zdarzyło się to tylko ten jeden raz. Teraz wiedziała więcej. Był bezwolnym
człowiekiem, lekkoduchem bez charakteru. Samej będzie jej lepiej.
Bała się powiedzieć Hildzie o ciąży. Czy siostra coś podejrzewała? Czy
dlatego tak się upierała, żeby Elise poszła do lekarza?
Co ludzie sobie o nich pomyślą? Wprawdzie aż roi się od niezamężnych matek
nad całą rzeką Aker, ale chyba nikt nie miał tak pogmatwanego życia jak one. Hilda
oddała jedno dziecko, a drugie umarło, jednak nikt nie wiedział, kto jest ojcem, Elise
zaś zaszła w ciążę zbyt szybko, by mogła pójść do ślubu jako niewinna panna młoda.
Niedługo potem odszedł jej mąż i jak gdyby tego jeszcze było mało, wkrótce Elise
znowu urodzi dziecko. Jeśli ktoś zastanawiał się, czy Emanuel jest ojcem pierwszego,
to z pewnością będą zachodzić w głowę, kto jest ojcem dziecka numer dwa. Boże, co
za chaos! Biedni Peder i Kristian, którzy mają takie siostry, wychowują się bez ojca, a
ich matka zostawiła ich dla innego mężczyzny i jego dziecka.
Zdumiała się, że tak szybko dotarła do drewnianych domów, gdzie mieszkała
Kiełbaska, pogrążona w ponurych myślach nie zwracała uwagi na nic dookoła.
Kiełbaska, kołysząc się, wyszła właśnie z domu, dziwne, że nie poszła jeszcze
do pracy. W tej samej chwili dostrzegła Elise i zatrzymała się.
- To ty, Elise? Skąd się tu wzięłaś?
Elise nie była w stanie wymyślić żadnej prawdopodobnej wymówki.
- Byłam u lekarza, ale na szczęście nic takiego mi nie dolega. Kiełbaska
przyjrzała się jej badawczo spod przymrużonych oczu.
- Wydajesz się dziwnie blada i masz podkrążone oczy, ale to chyba nic
zaskakującego. - Popatrzyła na nią wymownie.
Elise wiedziała, do czego zmierza, ale nie miała ochoty dyskutować.
- Powinien dostać porządne lanie. Miałabym ochotę splunąć mu w twarz!
Pomyśleć tylko, że uciekł z inną. Słyszałam, jak mówią, że ona też urodziła dziecko. I
ono teraz zgarnie cały majątek, wielkie gospodarstwo i wszystko. Gdybym go tu
spotkała, ukręciłabym mu łeb. Nigdzie nie znajdzie drugiej takiej jak ty.
Elise westchnęła zmęczona.
- Nie on jedyny nad rzeką Aker będzie miał dziecko z inną kobietą.
- Nie, ale, na Boga, nie wychodziłaś za mąż za jakiegoś bałamuta. Po takim
kanceliście spodziewałabym się czegoś więcej. Czy on nie był w Armii, zanim za
niego wyszłaś, co?
Elise przytaknęła niechętnie, nie miała siły teraz o tym rozmawiać.
- Czy Larsine jest u nas?
- Hilda ją wpuściła. Zamknęła drzwi na klucz. Powiedz mi, czego się boicie.
Po co zamykać drzwi tam, gdzie nie ma co ukraść oprócz kwaśnego mleka? Myślisz,
ż
e włóczęgom chciałoby się iść aż taki kawał drogi z Lakkegata?
Elise nie odpowiedziała.
- Muszę się pośpieszyć. Hilda zaczyna jutro pracę w Nydalens Compagnie i
mamy mnóstwo roboty.
Kiełbaska spojrzała na Elise zaciekawiona.
- A co z tobą? Nie wracasz do fabryki?
- Chyba słyszałaś, że zaczęłam szyć na zamówienie?
- Szyjesz dla ludzi? Da się z tego żyć?
- Tak, jeśli tylko znajdę klientów, którzy dobrze płacą. No, ale na mnie już
czas.
Ruszyła w stronę domu.
- Masz na myśli tę wytworną damę, która mieszka niedaleko kościoła?! -
usłyszała wołanie Kiełbaski.
- Tak! - krzyknęła w odpowiedzi, nie oglądając się za siebie. Boże, czy jest
coś, co ukryje się przed tymi pleciuchami? Zanim minie dzień, całe Sagene będzie
trąbić o tym, że była u lekarza, a domysłom nie będzie końca!
Kiedy zbliżała się do szczytu wzgórza, zobaczyła Hildę z wiadrem wody, jak
idzie do drzwi. Siostra zatrzymała się, gdy ją zobaczyła, odstawiła wiadro na ziemię i
czekała.
- Czy coś się stało?
Elise nie odpowiedziała, dopóki nie podeszła całkiem blisko. Kiedy stanęła tuż
obok Hildy i napotkała jej przestraszony wzrok, uświadomiła sobie własną tragedię.
Przełknęła kilka razy ślinę, walcząc z płaczem, ale nie zdołała się opanować. Łkając,
opowiedziała siostrze, czego się dowiedziała.
Hilda stała jak sparaliżowana.
- Znowu będziesz miała dziecko? Z Emanuelem? Ale jak to... - wydawała się
całkiem oszołomiona.
- Myślałam, że to niemożliwe, dopóki karmię - pociągnęła nosem i otarła
dłonią oczy. - Jeszcze nie mam okresu.
- Może lekarz się pomylił? - w głosie Hildy brzmiała nadzieja. Elise nie była w
stanie podzielać jej optymizmu.
- Był całkiem pewien. Poznał to po mnie, zanim jeszcze mnie zbadał. Nie
mam pojęcia, jakim cudem.
- W takim razie musiało to się stać przed odejściem Emanuela.
Elise skinęła głową, wytarła oczy rękawem kubraka i znowu się rozpłakała.
- Tylko nie mów nikomu, Hildo! Hilda wzruszyła ramionami.
- A jakie to ma znaczenie? Prędzej czy później ludzie i tak się dowiedzą.
- Spotkałam Kiełbaskę. Dopytywała się, gdzie byłam, i nie udało mi się
niczego wymyślić. Powiedziałam, że byłam u lekarza, ale na szczęście nic mi nie
dolega.
- I myślisz, że zachowa to w tajemnicy? Zanim stanęłaś w drzwiach, plotka
pomknęła niczym strzała wzdłuż całej rzeki.
Nagle objęła Elise ramionami.
- Nie płacz, Elise. Damy sobie radę. Mówiłaś przecież, że nie musisz wracać
do pracy w przędzalni, ale możesz zarabiać pisaniem.
Elise wyswobodziła się z objęć siostry i w pośpiechu weszła do domu w
obawie, że ktoś, przechodząc przez most, może je zobaczyć i usłyszeć.
- Ale pomyśl, jeżeli nie przyjmą następnego opowiadania... - rozpłakała się,
zaraz gdy weszły do środka i zamknęły za sobą drzwi na klucz.
- Masz przecież oszczędności w szufladzie komody.
- Nie będziemy mogły z nich korzystać w nieskończoność. Hilda zamyśliła się,
po czym zawołała ożywiona.
- Musi się o tym dowiedzieć Emanuel! Jego matka i ojciec są bogaci.
Elise nie odezwała się.
Hilda spojrzała na nią zdumiona.
- Chyba zamierzałaś mu powiedzieć? Elise pokręciła głową.
- Nie wiem. Najchętniej bym mu nie mówiła. Co on może zrobić? Signe
dopiero co urodziła dziecko, a on wybrał ją, a nie mnie.
- To dlatego, że jest matką jego dziecka, a ty masz Hugo z kimś innym.
- Nie tylko dlatego. Według jego rodziców ja nie byłam odpowiednią żoną dla
Emanuela. Gdyby nie spotkał Signe, nie wróciłby do Ringstadów; a teraz są
szczęśliwi, że znów jest razem z nimi w domu. Jego matka będzie walczyć zębami i
pazurami, żeby mu przeszkodzić, by się nie rozmyślił. Rozgłosiła po całej wsi, że
Signe jest żoną jej syna. Poza tym podpisałam oświadczenie, że go zdradziłam.
Zdrada to wystarczający powód, by dostać szybki rozwód. I co to zmieni, jeśli urodzę
teraz jego dziecko?
Hilda w milczeniu obserwowała siostrę.
- Wiesz, co myślę, Elise? - przerwała na chwilę, zanim zaczęła mówić dalej. -
Myślę, że ty nie chcesz, żeby Emanuel do ciebie wrócił.
- Czy to takie dziwne? - Elise sama poznała po swoim głosie, że próbuje się
bronić. - Nie dalej jak wczoraj rano ty też mówiłaś, że powinnam poczekać na Johana.
Hilda skinęła głową.
- I tak naprawdę uważałam, ale przecież nie możesz zataić przed Emanuelem,
ż
e będziesz miała z nim dziecko.
- Teraz mówisz jak matka. Od kiedy jesteś taka rozsądna? Hilda nie mogła się
nie roześmiać.
- Uważam, że masz rację, Elise. Nie mów mu! Niech to będzie dla niego
przykra niespodzianka kiedyś w przyszłości. Już widzę, jak się przypadkowo
spotykacie na Karl Johan. Emanuel pod ramię z Signe, a za nimi ich zasmarkany
szczeniak. Ty z rudowłosym Hugo i rok młodszym synkiem o niebieskich oczach
Emanuela i jego falistych brązowych włosach. Zatrzymują się, a ty przedstawiasz im
chłopczyka: „Mathias Ringstad, nazwany tak po moim ojcu. Imię dziadka ze strony
ojca otrzymał już Hugo”.
Elise nie zdołała się roześmiać, mimo że przedstawiony z fantazją opis Hildy
był tak dobry, że wyraźnie zobaczyła tę sytuację w wyobraźni. Po plecach przeszedł
jej zimny dreszcz.
- Nic pewnego, że to będzie chłopiec - zdołała tylko wykrztusić.
- Zgoda. Może to być śliczna młoda dziewczyna z długimi falującymi
włosami, która spojrzy na ojca ze zdziwieniem w swych dużych niebieskich oczach.
Możesz ją nazwać Marie po teściowej. Tym słodsza będzie zemsta.
- Nie szukam zemsty. Emanuel nie jest zły, lecz po prostu słaby. - Opadła
ciężko na stołek. - A co na to powiedzą chłopcy? I tak już są zdezorientowani; nie
zrozumieją, że mogłam zajść w ciążę z człowiekiem, którego nie kocham.
Hilda uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie, „to obrzydliwe”, jak powiedziałby Peder.
- Nie ma się z czego śmiać.
Hilda przyniosła czajnik z kawą, która jeszcze była letnia, i nalała do dwóch
kubków, zanim usiadła.
- Nie rozumiesz, że staram się cię rozbawić? Płacz nic tu nie pomoże, i tak nie
odwrócisz tego, co się stało. Peder na pewno będzie zachwycony, on kocha małe
dzieci. Kristian zresztą też. Tylko zobacz, jak się bawi z Hugo. Dorośli zrozumieją, że
dziecko zostało spłodzone, zanim Emanuel od ciebie odszedł. Nikt nie będzie cię
podejrzewał o rozwiązłość. Teraz wszyscy będą się zastanawiać, co zrobi Emanuel.
- Tak, to na pewno stanie się najbardziej ekscytującym tematem lata. - Elise
sama usłyszała sarkazm w swoim głosie. - Nie minie wiele czasu, a plotki dotrą na
szczyt wzgórza Aker i Karolinę się dowie.
- A wtedy i Emanuel pozna prawdę. To niedobrze. Powinien żyć w
nieświadomości przynajmniej do czasu, aż dziecko się urodzi.
- Tak czy owak będzie to dla niego niczym uderzenie w twarz.
- Mam nadzieję, że przeżyje prawdziwy szok, dostanie wrzodów żołądka,
straci włosy, apetyt i zacznie cierpieć na bezsenność! - Hilda uśmiechnęła się
zjadliwie.
Elise nie odezwała się. Rozumiała zdenerwowanie Hildy.
- Nie chciałabym, żeby się dowiedział - wyznała po chwili. - Obiecaj, że
nikomu o tym nie powiesz, Hildo. W każdym razie dopóki niczego po mnie nie
będzie widać. Będę wkładać ten obszerny fartuch, który mama tu zostawiła, wtedy
ludzie nieprędko się zorientują. Nie będzie też widać, że jestem taka chuda.
Hilda poderwała się nagle od stołu.
- Zmieniłam zdanie. Naprawdę uważasz, że ten łotr powinien tak łatwo się z
tego wywinąć? Ty, która już miałaś nadzieję, że uda ci się jednak zejść na powrót z
Johanem! Co teraz? Myślisz, że Johan teraz cię zechce z dwójką dzieci? Jest tylko
mężczyzną. Emanuel zmarnował ci życie, Elise, a ty siedzisz tu i chcesz oszczędzić
mu kłopotów!
Słowa Hildy zapiekły Elise niczym wymierzony policzek. Poczuła, jak na
twarz występują jej wypieki.
- Nie chcę go przed niczym oszczędzać, po prostu nie chcę mieć z nim nic
wspólnego. Nie mogę na niego patrzeć.
- Nie bądź niemądra, Elise. Nie wiesz, czy twoja następna historia zostanie
przyjęta, sama mówiłaś, z czego będziesz żyła? Ojciec Emanuela ma mnóstwo forsy,
z radością sypnie groszem, żeby uniknąć ludzkiego gadania. Chodzi nie tylko o twoją
przyszłość, ale również o twoje dzieci. Emanuel powinien przynajmniej łożyć na
swoje potomstwo, to dla niego naprawdę niewiele. Co, do licha, przyjdzie ci z twojej
dumy?
- Ty za to zupełnie jesteś pozbawiona dumy. Czy tak jest lepiej? Usłyszały
szybkie kroki na zewnątrz i natychmiast obie umilkły.
- To Petrike - szepnęła Elise. - Jej w każdym razie nie wolno ci pisnąć ani
słowa.
Hilda pokręciła głową.
- Nie powinnyśmy były im wynajmować. Pomyśl o tych wszystkich miłych
ludziach, których mogłyśmy wybrać, a wydawało nam się, że Petrike i Hjalmar byli
najlepsi. Pewnie obie nie jesteśmy zbyt dobrymi znawczyniami ludzi, Elise. Nie udało
nam się przejrzeć Emanuela ani też naszych lokatorów.
Elise nie odpowiedziała. Nie sądziła, by Emanuel świadomie ukrywał niektóre
swoje wady, po prostu panicznie bał się własnej matki. Ale chyba właśnie to powinna
była zauważyć i to powinno ją zastanowić.
Petrike wparowała prosto do kuchni, nie pukając, chociaż wiele razy
tłumaczyły jej, żeby korzystała z drugich drzwi, które prowadziły bezpośrednio na
poddasze.
- Słyszałyście ostatnie wieści? - Z jej oczu biła żądza sensacji. - Johan
Thoresen uciekł z kraju, ponieważ jego żona związała się z innym!
Elise aż podskoczyła na stołku, owładnięta nagłą wściekłością, i zwróciła się
do Petrike, ciskając wzrokiem błyskawice.
- Jesteś najgorszą plotkarą, jaką znam. To nieprawda, co mówisz. Johan dostał
stypendium i będzie studiował rzeźbę w Kopenhadze.
- O rany! Czemu się tak złościsz? Wyjechał studiować czy uciekł, co za
różnica? Rozmawiałam z panią Evertsen z Andersengarden, a ona zna Annę, siostrę
Johana Thoresena. Ludzie z okolicy widzieli, jak Agnes kręciła się niedaleko wzgórza
Aker i zniknęła w domu swego dawnego kochanka, więc nie mów mi, że kłamię!
Potem z zadartym nosem przemaszerowała do drzwi na korytarz i zniknęła.
Hilda i Elise słyszały jej szybkie i uparte kroki na stromych schodach na poddasze.
Siostry spojrzały po sobie. Hilda wydawała się zmartwiona.
- Niedobrze.
Elise poczuła skruchę.
- Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nigdy nie odzywam się do niej w ten
sposób.
Hilda uśmiechnęła się.
- Chyba nietrudno zrozumieć dlaczego? Miejmy tylko nadzieję, że Petrike się
nie domyśli.
Elise posłała jej przerażone spojrzenie.
- Dlaczego miałaby się domyślić?
- Petrike wietrzy sensację w każdym słowie rzuconym w złości. Ale nie
martwmy się na zapas. Zapomnijmy o strachu i pomyślmy raczej o twoim
opowiadaniu, które przyjęto do druku.
Elise popatrzyła na siostrę zdumiona. Jakże się ona zmieniła! W tej samej
chwili usłyszały na zewnątrz tupot nóg i chwilę później do kuchni wbiegli Peder i
Evert.
- Hurra! Teraz możemy się bawić do końca dnia.
Oczy Pedera błyszczały. Chłopak miał brudną twarz, ręce i ubranie, a na
kolanie wielką ranę.
Hilda spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie uczysz się dziś po południu z Reidarem? Peder pokręcił głową.
- Reidar nie ma czasu. Mówił, że musi pogadać ze swoimi rodzicami o ślubie.
Hilda zrobiła się czerwona na twarzy.
- Tak powiedział? Nie uprzedził mnie. - Posłała Elise bezradne spojrzenie. -
Nie mam odwagi, Elise. A jeśli oni są tacy jak Ringstadowie?
Peder popatrzył na siostrę przestraszony, a potem rzekł poważnie:
- Będę z tobą, Hildo. Dobrze mieć u boku mężczyznę. Prawda?
ROZDZIAŁ CZWARTY
Hilda była ożywiona i rozmowna, kiedy wróciła do domu tego wieczoru.
Chłopcy jeszcze bawili się na dworze. Letni wieczór był jasny i przejrzysty.
Petrike i Hjalmar poszli do miasta do kinematografu obejrzeć Historię Upadłej
dziewczyny.
Elise postanowiła wykorzystać ten czas, kiedy została sam z Hugo, na
napisanie listu do Johana. Jednak ciągle wymazywała jedną próbę po drugiej. Jak by
tego nie odwracała i odkręcała, ciągle powracał ów beznadziejny fakt: Będzie miała
dziecko z Emanuelem.
Przy każdej próbie napisania o tym ogarniał ją płacz, wypłakała już wszystkie
łzy. Co właściwie mogła tu wyjaśnić? Że wpuściła Emanuela pod pierzynę, mimo że
miał mieć dziecko z inną? Nie mogła powiedzieć, że wziął ją siłą, bo to nieprawda. A
Johan z pewnością nie zrozumie, jak mogła przyzwolić Emanuelowi się do siebie
zbliżyć, skoro zachował się wobec niej tak obrzydliwie. Ale czy zamężna kobieta
może odmówić mężowi zaspokojenia żądz?
- Ach, Elise, jestem taka szczęśliwa! - Hilda wpadła jak burza do kuchni. - Co
ci jest? - dodała przestraszonym głosem, jak gdyby już zapomniała o całej tragedii.
Elise spojrzała na nią zrezygnowana.
- Muszę ci tłumaczyć?
- Reidar mówi, że nie wolno ci się martwić. Dziecko jest błogosławieństwem,
uważa, i nikt nie może czynić ci wymówek, ponieważ byliście jeszcze razem z
Emanuelem, kiedy dziecko zostało poczęte.
Elise popatrzyła na Hildę ze strachem w oczach.
- Powiedziałaś mu? Umówiłyśmy się, że nikomu nie piśniemy ani słowa.
- Chyba nie sądzisz, że powinnam mieć jakieś tajemnice przed moim
narzeczonym? Mamy zamiar się pobrać!
Elise westchnęła.
- Tak, ale z tym ślubem to chyba jeszcze nic pewnego? Hilda skinęła głową.
Jej oczy błyszczały z radości i dumy.
- A jednak pobieramy się, i to niedługo. Jego rodzice bardzo dobrze mnie
przyjęli. Nie kręcili nosem na to, że mieszkam po wschodniej stronie rzeki, a ojciec
Reidara powiedział, że podziwia wszystkich tych pracowitych robotników. Dzięki
nim i przemysłowi Norwegię czekają lepsze czasy, mówił. Stwierdził również, że to
dobrze, że dzieci też pracują, bo inaczej brakowałoby w przemyśle siły roboczej. Ża-
łował, że w fabrykach nie ma już tylu dzieci co w poprzednich stuleciach, uznał, że to
zastanawiające. Dodał, że rodzice zbytnio rozpieszczają dzieci i pozwalają im
marnować czas na zabawę.
Elise myślała swoje, ale nie chciała wdawać się w dyskusję.
- Gdzie zamierzacie mieszkać? - spytała.
- Tutaj, oczywiście. Nie stać cię na to, by w pojedynkę zajmować cały dom
majstra, a my nie mamy pieniędzy na mieszkanie. Przynajmniej na razie. Reidar i ja
możemy zamieszkać w pokoiku, a ty z Hugo i chłopcami w salonie. Teraz, kiedy nie
ma tam mebli Emanuela, zmieści się swobodnie jeszcze jeden materac, a Hugo nie
potrzebuje dużo miejsca.
Ani to dziecko, które niedługo się urodzi, pomyślała Elise. A jeśli będzie
bardzo płaczliwe? Jak Peder da sobie radę w szkole, jeśli nie będzie mógł się w nocy
wysypiać?
- Nie przeraził się, że będę miała dziecko? Hilda pokręciła głową.
- Powiedział, że to całkiem naturalne. Większość kobiet rodzi co rok. Reidar
bardzo lubi dzieci - dodała i rozmarzyła się. - Uważa, że jestem dzielna, skoro potrafię
być pogodna po tym wszystkim, co przeszłam. Mówi, że to świadczy o tym, że jestem
silna. Teraz za każdym razem patrzy w stronę domu młodego Paulsena, kiedy tamtędy
przechodzi, a raz nawet natknął się na dziewczynę do dziecka, gdy szła na spacer z
Braciszkiem w wózku. Zatrzymał się i wdał z nią w pogawędkę, udał, że jest
znajomym Paulsenów. Powiedział, że to śliczny chłopiec, o mądrych oczach i
ujmującym uśmiechu. Podobny do mnie, stwierdził i nie mógł zrozumieć, jak mogę
znosić myśl o tym, że kto inny traktuje moje dziecko jak swoje własne.
- Chyba powiedziałaś mu, że pani Paulsen nie zna prawdy i że nigdy nie wolno
mu jej tego zdradzić?
Hilda skinęła głową i zamyśliła się.
- Jednak Reidar uważa, że to nie w porządku. Twierdzi, że majster powinien
zostać ukarany. Okłamał swojego bratanka, uprowadził nieletniego i zmusił mnie,
bym oddała swoje dziecko. Zaproponował, że powinnaś napisać o tym do gazety. Ty,
która znasz się na rzeczy.
Elise spojrzała na Hildę przerażona.
- Nie powiedziałaś mu chyba o moich opowiadaniach?
- Dlaczego nie miałam powiedzieć? To nic przyjemnego mówić tylko o tym,
co smutne lub przykre. Jestem z ciebie dumna, Elise. Niewiele osób z naszej dzielnicy
potrafi pisać.
- Piszę pod innym nazwiskiem, żeby ludzie się nie zorientowali, że to ja.
- O tym też mu powiedziałam. I że podpisujesz się jako Elias Aas.
Elise pokręciła głową zrezygnowana.
- Zdradziłaś mój pseudonim? A jeśli wyjawi go innym?
- No to co? Chyba nie wstydzisz się tego, co napisałaś?
- Torkild Abrahamsen opowiadał, że majster wpadł do redukcji „Verdens
Gang” i zrobił awanturę, ponieważ twierdził, że to o nim jest moja historia. Żądał, by
mu zdradzono, kto to napisał. Nie rozumiesz, ile mogę mieć przykrości, jeżeli to się
wyda? Obiecaj mi, że go poprosisz o zachowanie tajemnicy i wytłumaczysz mu
dlaczego.
- Przepraszam cię. Obiecuję. - Hilda wyglądała na zakłopotaną. - Co robisz? -
dodała i skierowała wzrok na wygniecioną kartkę papieru na kuchennym stole.
- Próbuję napisać do Johana, ale mi nie wychodzi. Co bym nie napisała, to
brzmi głupio.
- Uważam, że nie powinnaś mu o tym mówić. Jeszcze nie. Elise spojrzała na
siostrę.
- Musi się przecież kiedyś dowiedzieć.
- Ale pomyśl, co będzie, jeśli poronisz. Wtedy niepotrzebnie stracisz szansę.
Znam kilka dziewcząt i słyszałam o wielu, które były w ciąży, lecz straciły dziecko.
- Johan na pewno dowie się od innych. Teraz, kiedy wyjawiłaś prawdę
Reidarowi, nie minie wiele czasu, a dowiedzą się również inni.
Oczy Hildy zaiskrzyły się.
- Uważasz, że Reidar roznosi plotki? Obiecałam ci przecież, że poproszę go,
ż
eby trzymał język za zębami.
- Myślę tylko, że interesująca wiadomość szybko się rozchodzi. Lepiej będzie,
jeśli Johan dowie się tego ode mnie.
- Nie zapominaj, że jeszcze nie dotarł do Kopenhagi. Wyobraź sobie, że
przyjedzie do obcego kraju, gdzie nikogo nie zna. Może jego jedyną pociechą jest to,
ż
e przyszłaś na przystań, żeby się z nim pożegnać. Codziennie niecierpliwie czeka na
wiadomość od ciebie, aż wreszcie dostaje list. Gorączkowo rozrywa kopertę, serce mu
bije, a na twarz występują wypieki z wrażenia. A w liście czyta, że będziesz miała
dziecko z Emanuelem i że i tak nigdy nie będziecie mogli być razem. Jak byś to
przyjęła?
Elise pomyślała o dniu, kiedy dostała od Johana list, w którym zerwał
zaręczyny. Przypomniała sobie, jaki wtedy jej sprawił ból. W tej samej chwili jak
gdyby usłyszała słowa Pedera, który próbował ją pocieszyć: „Może pomodlisz się do
Boga, Elise? Może Bóg potrafi sprawić, że Johan znowu będzie cię kochał?” Musiała
zamrugać, jej oczy wypełniły się łzami.
- Rozumiesz, co mam na myśli? - Hilda nie poddawała się. - To może go
złamać. Jeżeli zaczął wierzyć, że jednak możecie być razem, może nawet dlatego
przyjął tę propozycję. Taki list może odebrać mu całą odwagę i skłonić go do
powrotu. Wtedy ty będziesz ponosić winę za to, że zmarnuje swą karierę jako artysta.
Elise spojrzała na Hildę przestraszona.
- Tak uważasz?
Hilda z przekonaniem skinęła głową.
- Myślę, że to z twojego powodu zgodził się wyjechać do Kopenhagi. Chce
zdobyć coś, co będzie ci mógł ofiarować, kiedy oboje będziecie wolni.
Nagle wyraz jej twarzy się zmienił, oczy rozmarzyły się.
- Och, Elise, to takie romantyczne! - Objęła siostrę za szyję. - Prawie jak w
powieści. Nie martw się. Johan to dobry człowiek. Zobaczysz, nie będzie miało dla
niego żadnego znaczenia, czy przygarnie jedno, czy dwoje dzieci. Słyszałaś chyba o
tej kobiecie z Ostgardsgate, której umarła siostra? Wzięła do siebie całą ósemkę jej
dzieci, mimo że sama miała pięcioro. - Hilda odwróciła się. - No to pójdę do pokoiku
i zacznę sprzątać.
Elise popatrzyła na nią ze strachem w oczach.
- Chyba nie zamierzacie się pobrać już zaraz? Hilda uśmiechnęła się
tajemniczo.
- Nie martw się, nie wyprawimy wesela tutaj w domu majstra. Urządzimy je w
restauracji!
W tej samej chwili otworzyły się drzwi wejściowe i stanęli w nich Petrike i
Hjalmar Olsen, weszli prosto do kuchni, jak zwykle. Musieli wypić sobie po drodze
szklaneczkę lub dwie, bo oboje trzymali się niepewnie na nogach.
- Szkoda, że nie byłyście z nami w kinematografie! - Petrike mówiła wysokim
i ostrym głosem. - Śmialiśmy się tak, że Hjalmar omal nie spadł z krzesła, a ja prawie
się posikałam. Nie uśmiałam się tak od czasu, kiedy widziałam Pchłę w koszuli.
- Jeżeli stać was na kinematograf, to być może stać was również, żeby zapłacić
za śniadanie - rzuciła ostro Hilda.
Petrike wydęła usta obrażona i posłusznie podreptała za Hjalmarem do drzwi
na korytarz.
- Mogłabyś być bardziej miła - upomniała siostrę Elise, gdy tylko lokatorzy
zniknęli. - Jeżeli będziemy dla nich niegrzeczne, tym bardziej nie ustrzeżemy się
przed ich gadaniem.
Sprzątnęła ze stołu blok listowy i ołówek i pomyślała, że jutro rano znowu
spróbuje. Poza tym chciała jeszcze przemyśleć to, co powiedziała jej Hilda.
Niedługo potem chłopcy wpadli z hałasem do kuchni umorusani, zdyszani,
zarumienieni na policzkach, z przejęciem w oczach. Jak zwykle najwięcej do
powiedzenia miał Peder.
- Jacyś nowi się wprowadzili! Dziewczynka z warkoczami do samej pupy i
piegami na nosie. Mówiła, że na jesieni przyjdzie do naszej szkoły w Sagene do
czwartej klasy. A więc ma tyle lat co my. Dwóch szmaciarzy ją przestraszyło i bała się
wyjść z domu. Powiedzieliśmy jej, że możemy codziennie przechodzić przez most i
odprowadzać ją do szkoły.
Elise uśmiechnęła się.
- To musi być śliczna dziewczyna, skoro złożyliście jej tak wspaniałomyślną
propozycję. Chyba nie zapomniałeś, Pederze, jaki jesteś zmęczony nad ranem?
Peder jakby jej nie słyszał.
- Pingelen kupił dla niej ciągutki. Zapakowane w papier. Zastanawiamy się,
skąd wziął na to pieniądze. Potem odważyła się nawet odprowadzić nas kawałek w
górę Maridalsveien, prawie aż do sklepu nabiałowego. Zaglądała do wszystkich okien,
robiła dokładnie to, na co ty nam nie pozwalasz, Elise. Nie wolno być takim
ciekawskim, prawda? Mówiła, że chciała zobaczyć, jak ludzie mają w salonach i czy
na stołach leżą prawdziwe pluszowe obrusy. Ona nie jest taka jak inne dziewczyny.
- Jej wujek mieszka w Pultostgarden - dodał Kristian, bardziej ożywiony niż
zwykle.
Widocznie i jemu spodobała się ta nowa koleżanka, pomyślała Elise i zerknęła
na brata. Nie będzie łatwo, jeśli wszyscy trzej zainteresowali się tą samą dziewczyną.
Czterej, dodała w duchu. Z Pingelenem jako konkurentem niełatwo będzie
współzawodniczyć. Zwłaszcza jeśli zafundował jej ciągutki w torebce.
- A teraz lećcie do ubikacji, myjcie ręce i do łóżek. Już późno. Petrike i
Hjalmar Olsen już poszli spać.
Przez moment Peder wyglądał, jakby się przestraszył, ale po chwili jego twarz
się rozjaśniła i odetchnął z ulgą.
- Nie idziemy jutro do szkoły. Elise uśmiechnęła się.
- To prawda, ale musisz się pouczyć z Reidarem. Ponieważ nie miał dziś
czasu, mam nadzieję, że jutro posiedzi z tobą dłużej.
Peder przytaknął.
- To nic. Węglarz powiedział, że sprawi nam lanie, więc równie dobrze mogę
jeden dzień posiedzieć w domu.
Elise zmarszczyła czoło.
- Dlaczego miałby wam sprawić lanie?
- Strzelaliśmy z procy i trafiliśmy go w czapkę. To nie ja - dodał szybko. - To
Pingelen, ale on zaraz uciekł i Węglarz myślał, że to my. Teraz przez jakiś czas będę
się bał przechodzić przez most. Zresztą znowu tam stoi ten przestępca! Ten z rudymi
lokami. Jeżeli zamierza skoczyć, to nie rozumiem, dlaczego do tej pory jeszcze tego
nie zrobił.
Elise drgnęła. Czyżby Ansgar znowu pojawił się w pobliżu? Myślała, że
ostatnim razem zrozumiał, że to nie żarty. Widać będzie musiała zareagować bardziej
stanowczo. Dziwne, że nawet ojcu Ansgara nie udało się go przekonać, żeby trzymał
się z dala. Przypomniała sobie, jak nagle się tu zjawili, jacy byli zawstydzeni i
nieszczęśliwi z powodu jedynego syna. „Skoro w taki sposób ułożył sobie życie, to
najprawdopodobniej nie będziemy mieć więcej wnuków”, powiedział jego ojciec. Co
właściwie miał na myśli? Że po tym, co zrobił, Ansgar nigdy nie odważy się zbliżyć
do żadnej dziewczyny? Wcale nie była o tym przekonana. Mimo wszystko miał
czelność skradać się w pobliże domu, pojawiać w najbardziej niespodziewanych mo-
mentach i proponować jej pomoc, jak gdyby nie miał za grosz wstydu. Wyglądało na
to, że zarówno on, jak i jego rodzice chcieli skorzystać z okazji, że Emanuel ją
opuścił.
- No, chłopcy, macie mnie słuchać. Czy nie mówiłam, żebyście pędzili do
ubikacji? No dalej, już dawno powinniście leżeć w łóżkach. - Uczyniła gest, jak
gdyby chciała ich wypchnąć. Gdy tylko zniknęli za rogiem, wyjrzała ostrożnie przez
wąskie okienko przy drzwiach, żeby sprawdzić, czy widać kogoś na moście.
Wtedy go zobaczyła. Jego rudych włosów nie dało się pomylić, zwłaszcza w
złocistym wieczornym słońcu. Stał przy poręczy i wpatrywał się w wodospad, tak jak
kiedyś Mathilde. Boże, chyba nie zamierza znowu spróbować?
Jeszcze raz powróciły do niej słowa pana Mathiesena. „Skoro w taki sposób
ułożył sobie życie...” Czyżby ojciec już go skreślił, uznał, że Ansgar jest takim
nieudacznikiem, że nie zasługuje, by żyć? Czy Ansgar domyślał się, co o nim sądzi
własny ojciec? Chłopak już raz próbował odebrać sobie życie, wtedy gdy matka i pan
Hvalstad zauważyli go, jak płynie w mętnej wodzie, ale wtedy myślała, że to z
powodu rany głowy, którą odniósł w czasie służby w straży granicznej. Teraz Ansgar
już był zdrowy. Rozmawiała z nim przecież wiele razy, sprawiał wrażenie
normalnego. Czyżby to z jej powodu chciał popełnić samobójstwo? Dlatego, że nie
widział dla siebie przyszłości po tym, co zrobił?
To nie w porządku! Koledzy Lorta - Andersa go podburzyli. Drwili,
pogardzali, drażnili się z nim i wyśmiewali. Poili go wódką, prześladowali i grozili
mu. W końcu uznał, że to wstyd, jeżeli nie spróbuje. Potem szczerze żałował, że ją
zgwałcił, oddałby lata życia, żeby cofnąć to, co się stało, jak twierdzili jego rodzice.
Teraz stał na moście, być może myślał o tym samym co Mathilde. Wpatrywał
się w spienioną szarozieloną rzekę, czuł nieodpartą potrzebę, tęsknotę, by ze sobą
skończyć, by odciąć się od świata i życia.
Kto był temu winien? On sam czy te łotry, które go do tego skłoniły? Elise
poczuła, jak na nowo wzbierała w niej złość. Lort - Anders namówił również Johana
do udziału w kradzieży. Później robił, co mógł, żeby zasiać podejrzliwość i niezgodę
pomiędzy nią i Johana, co w końcu doprowadziło do zerwania ich zaręczyn. Być
może również on namówił swoich kolesiów, żeby zmusili Ansgara do gwałtu.
Właściwie to Lort - Anders był głównym winowajcą, złym duchem winnym temu co
się stało. Wprawdzie został ukarany i nadal siedział w więzieniu Akershus, ale czy
kara Ansgara nie była surowsza? Za kilka lat Lort - Anders wyjdzie na wolność i
będzie mógł żyć, jak gdyby nigdy nic. A co z Ansgarem? Jego ojciec mówił o nim
tak, jak gdyby już nie było dla niego nadziei. Co człowiekowi zostaje, gdy straci
wszelką nadzieję?
Szyba zaparowała, ponieważ Elise gotowała pieluchy w dużym garnku. Żeby
lepiej widzieć, uchyliła troszeczkę drzwi. Nadal tam stał, całkiem nieruchomo, i
wpatrywał się w wodospad.
Słońce skryło się za tkalnią Hjula, pomału wypełzał zmrok. Poręcz na moście
była niska, wystarczyło się przechylić. Czyżby ten dziwak wychylił się jeszcze
bardziej? Chryste, chyba nie zamierza uczynić tego właśnie teraz, zanim zrobi się
ciemno, gdy ludzie wyszli na wieczorny spacer, a chłopcy lada chwila w podskokach
wybiegną zza rogu?
Otworzyła drzwi na oścież i, nie kryjąc się z tym, specjalnie zaczęła mu się
przyglądać. Przypomniała sobie, jak pierwszy raz zobaczyła go na moście, gdy jeszcze
nie wiedziała, kim jest, ale domyślała się, że to ów ranny żołnierz, którego spotkała w
poczekalni do lekarza. Wtedy też sądziła, że zamierza rzucić się do rzeki, że jest
samotny i nieszczęśliwy; zrobiło jej się go żal i dlatego podniosła rękę i pomachała
mu. Musiał ją zauważyć i przestraszył się, ponieważ chwilę później, kuśtykając;
poszedł sobie. Tej samej nocy nie mogła spać, wstała i wyjrzała przez okno. Nie było
go tam. Pomyślała, że być może tego wieczoru uratowała komuś życie. To było miłe
uczucie, jak gdyby zrobiła dobry uczynek.
Jednak wtedy nie miała pojęcia, kim ten człowiek był.
Czy próbowałaby go powstrzymać od samobójstwa, gdyby wiedziała, że
przyczynił się do jej nieszczęścia? Raczej nie.
To idiotyczne, że stanęła w drzwiach i teraz znowu chce mu przeszkodzić.
Mimo to nie była w stanie się odwrócić i z powrotem wejść do środka. Coś w
niej burzyło się przeciw tej nienawiści i pogardzie, które nadal do niego czuła.
Usiłowała przekonywać samą siebie, że to podły gad, który nie ma prawa do życia,
starała się przywołać w pamięci, co się stało wtedy w zagajniku, kiedy wracała do
domu z Akershus. Ale nawet to nie pomagało. Czuła jedynie strach, że zobaczy, jak
rudzielec przełazi przez niską poręcz i znika w grzmiącym wodospadzie, jak to kiedyś
na jej oczach uczyniła Mathilde.
Chyba oszalałam, mruknęła do siebie. Nienawidzę go, a jednak pragnę
uratować mu życie.
W tej samej chwili rozległy się ożywione głosy chłopców i tupot nóg. Elise
zerknęła szybko w stronę mostu, lecz ku swemu zdumieniu spostrzegła, że Ansgar jak
gdyby nie słyszał jej braci, mimo że zachowywali się dość głośno. Stał zupełnie bez
ruchu, jakby nic go nie obchodziło.
- Co się stało? - Peder zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na siostrę
zaskoczony. - Dlaczego tak stoisz i gapisz się w powietrze?
Opanowała się i pokręciła głową.
- Patrzę tylko na zachód słońca. Pośpieszcie się i idźcie myć ręce, zaraz do was
przyjdę i razem odmówimy wieczorny pacierz, jak już będziecie w łóżkach.
Zrobili, jak kazała.
Musiał ją chyba słyszeć, jak zwracała się do Pedera? Nie był przecież głuchy.
Dlaczego nie odwrócił głowy? Dlaczego ciągle tak stoi i w nieskończoność wpatruje
się w wodospad?
Czy powinna podejść i porozmawiać z nim? Powiedzieć mu, żeby tym razem
wybrał inne miejsce, wystarczy, że już raz go wyratowali?
Zeszła powoli z ganku, wolno zbliżyła się do ogrodzenia.
- Ansgar Mathiesen?
Nie odpowiedział, nie poruszył się, zdawało się, jakby jej nie słyszał, chociaż
stał jakieś dziesięć metrów dalej.
Ogarnęła ją złość. Naturalnie słyszał ją, tylko udawał. Może myślał, że w ten
sposób uda mu się ją zwabić bliżej? Zaklęła w duchu, ona, która nigdy nie ma
zwyczaju kląć. Dlaczego on tak stoi? Ten diabeł! Ścierwo! Teraz mu wreszcie
przemówi do słuchu, raz na zawsze. Czy już nie dość ją zadręcza? Jeżeli chce odebrać
sobie życie, niech to zrobi gdzie indziej. Odwróciła się gwałtownie i pośpieszyła do
furtki. Potem pomaszerowała w stronę mostu, czując, jak się w niej gotuje z
wściekłości.
ROZDZIAŁ PIĄTY
W pobliżu nie zobaczyła żywej duszy, byli na moście sami. Tkalnia Hjula i
przędzalnia Graaha zostały już zamknięte na noc, a wszystkie dzieci wróciły do
domów. Ludzie mieszkający nad rzeką kładli się wcześnie spać bez względu na to,
czy był to jasny letni wieczór, czy nie.
- Ansgar Mathiesen? - rzuciła tym razem nieco głośniej.
Nie poruszył się. Albo udawał, że jej nie zauważył, albo do tego stopnia
pogrążył się w ponurych myślach, że nie dostrzegał niczego dookoła.
Elise podeszła do niego całkiem blisko i mocno chwyciła go za ramię.
- Nie słyszysz czy co? - Sama zdała sobie sprawę, jak ostro zabrzmiał jej głos.
- Jeżeli znowu zamierzasz rzucić się do wodospadu, to wybierz sobie inne miejsce.
Masz wiele mostów do wyboru. I wiele wodospadów.
Zobaczyła, że się przestraszył i aż podskoczył. Spojrzał na nią szeroko
otwartymi oczami.
- Nie słyszysz? Mówię, żebyś się stąd zabierał i skakał do innego wodospadu.
Mam już dość oglądania samobójców.
Dopiero teraz zobaczyła jego oczy. Najbardziej zdruzgotane spojrzenie, jakie
kiedykolwiek widziała. Przeszyło ją do szpiku kości, przyprawiło o drżenie. W jednej
chwili wściekłość ustąpiła miejsca wstydowi i bezradności. Oto stanęła przed
człowiekiem, który sięgnął dna i nie ma ochoty dłużej żyć, i jeszcze wydarła się na
niego. Pokręciła głową, chciała powiedzieć coś, by to naprawić, ale nie znalazła słów.
Chłopak nadal wpatrywał się w nią oniemiały, jak gdyby była istotą nie z tego
ś
wiata. Zorientowała się, że jej nie rozpoznał, w jego wzroku widniał tylko bezdenny
smutek. Czy zażył coś, aby zagłuszyć strach? Poczuła, że zaczęła dygotać na całym
ciele, kolana trzęsły się pod nią. Zwilżyła usta, po chwili wreszcie odzyskała mowę.
- Nie rób tego - szepnęła. - To nie twoja wina - usłyszała własny głos. -
Wszystko przez Lorta - Andersa i jego przeklętych kumpli.
Ansgar ciągle stał nieruchomo i wpatrywał się w Elise, wydawało się, jak
gdyby nie zrozumiał, co powiedziała.
- Słyszysz? - powtórzyła nieco głośniej. - Nie rób tego! To nie ty zasłużyłeś na
karę, lecz ci, którzy cię do tego namówili.
W jego wzroku coś się poruszyło, ale on nadal stał jak skamieniały.
- Wiem, co się stało - mówiła dalej. Nagle zdała sobie sprawę, że tylko ona
jest w stanie przeszkodzić temu, co się może zdarzyć. - Wiem, że cię dręczyli. Lżyli
cię i wyśmiewali się z ciebie, podjudzali, że się nie odważysz. Poza tym piliście
wódkę.
Zamilkła, między nimi zrobiło się cicho. Tylko szum wodospadu brzmiał
niczym grzmiący protest przeciw temu, co powiedziała. - Już się na ciebie nie
gniewam - zapewniła. - Jest mi ciebie żal.
Wodospad huczał w odpowiedzi. „Kłamiesz!”, zdawał się krzyczeć.
- Nie rób tego - powtórzyła po raz trzeci. Tym razem w jej głosie kryła się
prośba. - I tak jest mi trudno.
Nagle zauważyła, że coś drgnęło w kącikach ust Ansgara, jakby nerwowy
spazm. A potem chłopak błyskawicznie odwrócił się i puścił biegiem w stronę
budynków fabryki.
Drżąc z rozpaczy, Elise ruszyła z powrotem do domu. Dopiero kiedy wyszła
zza rogu, zauważyła, że Hilda i chłopcy stoją na ganku, śledząc wzrokiem całe
zajście.
- Rozmawiałaś z nim? - spytał Peder zdumiony. - Czy to dzięki tobie nie
skoczył?
Elise nie była w stanie odpowiedzieć, przecisnęła się między nimi i
pośpieszyła do kuchni. Stanęła na środku, dygotała na całym ciele i z trudem
oddychała.
- Co się stało? - Hilda przyszła tuż za nią, patrzyła na siostrę, nie rozumiejąc.
- To ten rudy. Z kręconymi włosami. - Peder patrzył żywo to na Elise, to na
Hildę. - To my go zauważyliśmy. Elise uratowała mu życie.
Hilda wybałuszyła oczy na siostrę, widać było, że nic z tego nie rozumie.
Elise przytaknęła.
- To prawda, co mówi Peder. Chłopcy zobaczyli rudzielca na moście, a ja
domyśliłam się, co mu chodzi po głowie. Nie zniosłabym drugi raz widoku samobójcy
rzucającego się do rzeki. - Poczuła na sobie zdumiony wzrok Hildy i usprawiedliwiła
się: - To bardzo nieprzyjemne uczucie. Widok Mathilde prześladował mnie potem
dniami i nocami.
Hilda nie odezwała się, Elise rozumiała, o czym myśli. Znowu Peder znalazł
wyjaśnienie.
- Myślę, że to Bóg mu pomógł, Elise. Siedział sobie w niebie i zobaczył, co
ten rudy chce zrobić, więc kazał ci go uratować. „Elise już kogoś kiedyś uratowała”,
powiedział Bóg do siebie. „Na pewno zrobi to jeszcze raz”.
Elise popatrzyła na brata i poczuła, że płacz dławi ją w gardle. Pogładziła
Pedera po policzku.
- Ja też tak myślę, Pederze. Mimo że rudowłosy jest nicponiem, Bóg go też
kocha. Pastor mówi, że Bóg kocha wszystkich.
Peder zerknął na nią przerażony.
- I Pingelena też? Elise przytaknęła.
- Pingelena też. Widzi, że Pingelen jest niegrzeczny, bo jest mu źle w domu.
Peder wpatrywał się w siostrę z niedowierzaniem.
- I matkę Emanuela też kocha? Chociaż jej w domu wcale nie jest źle?
Elise poczuła się zakłopotana, nie wiedziała, co odpowiedzieć. Hilda chętnie
ją wyręczyła.
- Nie, myślę, że nie, Pederze. Bóg na pewno żałuje, że pozwolił takim ludziom
dorosnąć. Wcześniej czy później da jej to odczuć, jestem pewna.
Peder kiwnął głową i wyglądało na to, że mu ulżyło.
- Ja też tak myślę. On przecież stworzył całą ziemię, więc na pewno wie, co
robi.
- No, musicie się już kłaść, chłopcy. Już dawno powinniście być w łóżkach. -
Elise popchnęła ich lekko w stronę drzwi do salonu.
Kiedy się położyli i odmówiła z nimi wieczorny pacierz, spod pierzyny Pedera
dobiegł ją głos:
- Dobry Boże, pomóż rudemu, ale nie pomagaj matce Emanuela. Amen.
Elise cichutko wyszła do kuchni i zbliżyła się do kołyski Hugo. Zerknęła na
synka, myśląc o tym, co się stało. Nagle odniosła wrażenie, że wypełnia ją
wewnętrzny spokój, jak gdyby ktoś zdjął z jej barków ciężkie brzemię. Przestała
nienawidzić Ansgara. Wręcz przeciwnie, uzmysłowiła sobie, że strasznie jej go żal.
Mimo wszystko był ojcem dziecka, które bardzo kochała.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Następnego ranka Elise napełniła wodą balię, wzięła kąpiel i umyła głowę,
choć to jeszcze nie sobota. Musiała się postarać wyglądać jak najlepiej, skoro
wybierała się do Norweskiego Związku Feministek.
Czuła ssanie w żołądku ze zdenerwowania. A jeśli powie coś głupiego i
zaprzepaści szansę wydania następnych utworów? Wolałaby uniknąć tej wizyty i
raczej prowadzić korespondencję. Co powinna na siebie włożyć, skoro nie ma nic
innego poza ubraniem roboczym i czarną odświętną sukienką? Nawet gdyby
pożyczyła kapelusz od Hildy, który mimo wszystko był nowszy i ładniejszy niż jej
kapelusz na lato, to pewnie też niewiele by to pomogło.
Bez zapału wysuszyła włosy ręcznikiem i włożyła czystą bieliznę i czarną
sukienkę. Potem starannie wyszczotkowała włosy, zaplotła je i ułożyła w „ślimaki”
przy każdym uchu.
Nagle usłyszała kroki na zewnątrz. Hilda skoro świt poszła do Nydalen, a
chłopcy byli w pracy. Może to Kiełbaska... albo pani Evertsen? Zajrzała do nich
ostatniej niedzieli, żeby pożyczyć jajka, bo miała niespodziewanych gości. Pewnie
chciała je teraz zwrócić. Co jej powiedzieć, jeśli zacznie wypytywać, po co Elise się
tak stroi? Szybko otworzyła drzwi, żeby odebrać jajka i wykręcić się jakąś wymówką,
by jej nie wpuszczać do środka. Ale ku swemu zaskoczeniu ujrzała przed sobą Annę i
Torkilda.
- Ach, to wy? Szłaś całą drogę, Anno? Anna skinęła głową i uśmiechnęła się.
- Tak, i prawie nie opierałam się na lasce. Idzie mi coraz lepiej i spacery są
dobrym treningiem. Torkild ma parę godzin wolnego, więc pomyśleliśmy sobie, żeby
cię odwiedzić. - Zdumiona zmierzyła Elise wzrokiem. - Wybierasz się gdzieś?
Elise przytaknęła z uśmiechem i spojrzała na Torkilda.
- „Nylaende” zamierza wydrukować moje opowiadanie. Wybieram się właśnie
na rozmowę.
Twarz Torkilda rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
- Gratuluję, Elise. Byłem pewien, że ktoś to przyjmie. To zbyt dobra historia,
by ją odrzucić.
Anna wydawała się trochę rozczarowana.
- Już wychodzisz?
- Nie, mam dużo czasu. Tylko tak się denerwuję, że musiałam się już
wyszykować. Poza tym chciałam wykorzystać chwilę, kiedy Hugo śpi. Nie mógł spać
w nocy. Wejdźcie. Nie widziałam was od czasu, kiedy poprosiłaś mnie, żebym poszła
na przystań pożegnać się z Johanem.
- Dziękuję, że to zrobiłaś, Elise. Tak mi go było żal. Myślę, że najgorsze dla
niego było to, że tak długo cię nie zobaczy.
- Ależ Anno - Torkild posłał jej przestraszone spojrzenie. Anna odwróciła się
ku niemu.
- Mogę chyba to powiedzieć, skoro to prawda? Agnes nie zasługuje na Johana,
jeśli się tak prowadzi, a Emanuel przecież sam odszedł od Elise. - Ponownie zwróciła
się do Elise. - Było mu bardzo przykro?
Elise umknęła wzrokiem, poczuła się niezręcznie.
- Przykro? Nie. Trafiła mu się przecież wyjątkowa szansa.
- Wiem. Pomyślałam tylko... Torkild roześmiał się.
- Myślisz tylko o miłości.
Anna odpowiedziała mu śmiechem.
- Właśnie. - Usiadła na najbliższym stołku. - Co nowego u was słychać?
Dowiedziałam się, że Hilda dostała posadę w fabryce odzieży w Nydalen. To daleko.
Radzi sobie z tak wczesnym wstawaniem?
- Nie ma wyboru. Obie strasznie się cieszyłyśmy, że znalazła pracę. To wcale
nie jest teraz takie proste.
- A ty chyba na poważnie zaczniesz pisać? - Torkild spojrzał na nią z
szacunkiem.
Elise uśmiechnęła się.
- Wątpliwe. W takim czasopiśmie nie ma zapotrzebowania na tyle opowiadań.
- Wiesz coś na temat Giny Krog? Elise pokręciła głową.
- Nic poza tym, że jest redaktorem w piśmie.
- Ma prawie sześćdziesiąt lat i przez ponad dwadzieścia walczyła o prawa
kobiet. W latach osiemdziesiątych zeszłego stulecia wzbudziła uwagę kilkoma
odważnymi artykułami, a kiedy w tysiąc osiemset osiemdziesiątym czwartym roku
powstał Norweski Związek Feministek, przestała pracować jako nauczycielka i
całkowicie poświęciła się sprawie. To ona osiem lat temu założyła Związek na rzecz
Prawa Kobiet do Głosowania, a w zeszłym roku Norweską Narodową Radę Kobiet na
wniosek międzynarodowej rady kobiet. Jest właścicielką i wydawcą „Nylaende”.
Elise słuchała z uwagą.
- Musi być bardzo zdolna.
- Jest świetnym organizatorem. Elise zadrżała.
- Uff. Boję się. Będzie rozczarowana, kiedy zobaczy, że jestem tylko biedną
robotnicą.
Torkild uśmiechnął się.
- Wprost przeciwnie. Tym bardziej jej zaimponujesz. Anna siedziała w
milczeniu i przyglądała się Elise.
- Wydaje mi się, że wyglądasz jakoś mizernie, Elise. Czy to Hugo jest tak
absorbujący?
Ku swej rozpaczy Elise poczuła, że się czerwieni. Anna nie może się
domyślić, co jej dolega. Najpierw sama musi o tym napisać Johanowi.
- Nie... Tak, to znaczy wiesz, mało spałam dziś w nocy. Anna nadal nie
spuszczała z niej wzroku.
- Chyba nie dolega ci nic poważnego? Elise energicznie pokręciła głową.
- Czy aż tak źle wyglądam? - Spróbowała się roześmiać. - To pewnie dlatego,
ż
e jestem zdenerwowana.
- Nie masz powodu do niepokoju - odezwał się Torkild jak zwykle cudownie
łagodnym głosem. - Napisałaś świetną historię i to Gina Krog chce z tobą rozmawiać.
Nie ty prosiłaś o rozmowę.
- A co u Pedera? - Annę bardziej interesowały sprawy domowe niż
opowiadanie Elise. - Słyszeliśmy, że uczy się razem z przyjacielem Hildy. Tak się
cieszymy, zarówno w twoim, jak i Pedera imieniu.
Elise uśmiechnęła się.
- Wiecie chyba, jak Hilda poznała Reidara? Przyszedł w tym roku na
zastępstwo wychowawcy klasy, a Hilda wybrała się do szkoły z awanturą, ponieważ
Peder nie zdał egzaminu. Kiedy wróciła do domu, wprost promieniała na twarzy.
Anna i Torkild roześmiali się.
- Ach ta Hilda! - Anna, śmiejąc się, pokręciła głową. - Nie wyobrażam sobie
sióstr, które bardziej niż wy byłyby do siebie niepodobne. Czy nadal jest tak bardzo
zakochana, czy to tylko chwilowe uniesienie?
- Nie wiem, czy wolno mi to powiedzieć, ale wczoraj oznajmiła, że się
pobierają.
- Nie obawiaj się, nikomu nie wygadamy. Jak to dobrze dla ciebie, Elise. Masz
i tak sporo pracy przy Hugo i chłopcach.
W tej samej chwili obudził się Hugo. Kiedy zobaczył gości, uśmiechnął się
szeroko, aż błysnęły jego dwa ząbki.
- Da, da - odezwał się, zamachał pulchnymi łapkami i całym sobą dał znać, że
chce na ręce.
Elise wyjęła go z kołyski.
- Mam nadzieję, że nic się nie stanie, jeśli go wezmę z sobą. Chyba w redakcji
są przyzwyczajeni, że matki przychodzą z dziećmi.
- Możemy go przypilnować. Prawda, Torkildzie? Nie musisz chyba wracać
przed obiadem?
- Nie, chętnie zostanę z Hugo. Zabierzemy go na spacer. Elise odetchnęła z
ulgą.
- Czasem zastanawiam się, czy mam niewidzialnego opiekuna, który podaje
mi pomocną dłoń, gdy tego potrzebuję.
Torkild spojrzał na Elise z powagą.
- Wiesz przecież, że tak jest, Elise. Skinęła głową.
- Przygotowałam dla Hugo trochę kaszki. Nie mam już tyle pokarmu. Możecie
mu dać jeść? Nie chcę ryzykować, że zabrudzę niedzielną suknię.
- O tak, chętnie. - Anna wyciągnęła ręce, żeby wziąć malca, i ułożyła go sobie
wygodnie w zgięciu łokcia.
Hugo przyjrzał się jej uważnie, a potem się uśmiechnął.
Kiedy jakiś czas później Elise przyszła do redakcji „Nylaende”, zdała sobie
sprawę, że pocą jej się dłonie ze zdenerwowania, a serce bije mocno i szybko. Idąc
przez miasto, widziała kobiety w jasnych, lekkich letnich sukienkach, w dużych
kapeluszach z kwiatami i woal - kami; poczuła się przy nich tak biedna i
staroświecka, że miała największą ochotę się schować.
Trochę od niej starsza kobieta siedziała za dużym biurkiem. Zerknęła znad
okularów, kiedy Elise podeszła bliżej. Gdy tylko Elise się przedstawiła, uśmiechnęła
się przyjaźnie.
- Bardzo mi przykro, pani Ringstad, ale Gina Krog musiała pójść na spotkanie.
Ż
ałowała, że tak się złożyło, ponieważ bardzo się cieszyła, że się z panią zobaczy.
Wzrok kobiety prześliznął się po kapeluszu, który Elise pożyczyła od Hildy, a
potem na dół po zniszczonej sukience, jedynej, którą Elise miała od czasu, gdy szła do
konfirmacji. Trzeba było przerobić suknię na biuście i wstawić kawałek materiału, ale
poza tym nadal dobrze leżała.
- Przygotowałam dla pani pieniądze - mówiła dalej kobieta i wyciągnęła
szufladę biurka. - Chciałabym również przekazać pozdrowienia od Giny Krog i
powiedzieć, że dobrze pani pisze oraz że ma nadzieję, że pozostanie pani z nami w
kontakcie.
Elise dygnęła, przyjęła kopertę i odwróciła się, żeby odejść.
Nie wiedziała dlaczego, ale miała wrażenie, że poniosła porażkę; dostała
przecież pieniądze, a to było najważniejsze. Po prostu oczekiwała zbyt wiele. W
myślach widziała siebie, jak siedzi w głębokim fotelu i dyskutuje na temat następnego
opowiadania z kobietą, którą Torkild tak wychwalał, twórczynią Norweskiej
Narodowej Rady Kobiet, redaktorką i właścicielką „Nylaende”.
Gdy wychodziła, zobaczyła na ścianie duże zdjęcie. Przedstawiało kobietę w
ś
rednim wieku, pewnie Ginę Krog. Miała na sobie duży czarny kapelusz z mnóstwem
ozdób i ładny płaszcz z dużą koronkową riuszą u szyi. Kobieta, mimo upływu lat,
była piękna. Poza tym wyglądała na mądrą, zdradzały to czujne oczy i układ ust,
ś
wiadczący o władczym usposobieniu.
Elise nie śmiała zajrzeć do koperty, żeby sprawdzić, czy kwota zgadza się z
podaną w liście, ale na pewno tak było. Nie mogła dać odczuć kobiecie za biurkiem,
ż
e nie ma do niej zaufania.
Trzydzieści koron! Boże, co za szczęście. Przez ponad cztery tygodnie
musiałaby harować po dwanaście, a nawet czternaście godzin dziennie w fabryce,
ż
eby tyle zarobić. To niemal niesprawiedliwe. Czy napisanie takiej historii było
więcej warte niż stanie przy maszynie?
Jednak to nic pewnego, że przyjmą od niej coś jeszcze, poza tym
zapotrzebowanie na takie historie do druku w gazetach i czasopismach jest
ograniczone.
Może powinna spróbować napisać książkę? Ale wtedy nie otrzymałaby
wypłaty, dopóki książka nie ukazałaby się w druku, a z czego by żyli do tego czasu?
To prawda, co mówiła Hilda, że Elise ma w szufladzie sporo oszczędności, mimo że
kurczyły się z każdym dniem, ale też czekają ich duże wydatki. Hilda nie zarobi w
Nydalen Compagnie więcej niż na własne potrzeby. W każdym razie na początku.
Będą jej potrzebne nowe buty zimowe i nowy ciepły szal, skoro będzie musiała
codziennie chodzić do pracy taki kawał drogi. Ale za to nie będą musieli się zwracać
do Armii Zbawienia, żeby dostać używane buty, które i tak nie wystarczą na długo.
Poza tym wiedzie im się teraz zbyt dobrze, by musieli prosić o pomoc. To byłby
wstyd. Większość rodzin znad rzeki znajdowała się w trudniejszej sytuacji finansowej
niż oni i żyła w gorszych warunkach.
Elise bezwiednie pogładziła się ręką po brzuchu. Nie wolno jej też zapominać,
ż
e znowu będzie miała dziecko. Na pewno nie dostanie pracy w fabryce. Jeżeli nie
przyjmą w redakcji więcej jej opowiadań, nadal będzie musiała zarabiać szyciem.
Zwykle niezbyt dobrze za to płacono, ale pani Paulsen była hojna. Elise miała
nadzieję, że złoży zamówienie na suknie i płaszcze na jesień i że nie wybierze innej
krawcowej.
Ż
eby tylko Hilda i Reidar się nie zdradzili! To takie typowe dla Hildy, że już
mu powiedziała. Nie mogła jeszcze trochę poczekać? Jeżeli pani Paulsen dowie się,
ż
e Braciszek jest synkiem Hildy, można przypuszczać, że więcej nie będzie chciała
mieć z nimi do czynienia. Nie zniesie widoku Elise, wiedząc, że jest ciotką małego. A
jeśli się dowie, że Hilda oddala dziecko wbrew swej woli, ponieważ nie miała
warunków, by je zatrzymać?
A jeśli Elise nie będzie już mogła szyć dla pani Paulsen ani nie przyjmą więcej
jej opowiadań, co wtedy pocznie? Zacznie sprzątać u ludzi? Wiele matek musiało
podejmować się tej pracy. Zabierały ze sobą dzieci na sprzątanie od szóstej rano do
późnego wieczora. Miały ręce rozmiękłe od ługu i zimnej wody, a ich dzieci
większość dzieciństwa spędzały w ciemnych klatkach schodowych. Elise zadrżała.
Wadą jej i Hildy było to, że różniły się od innych. Może byłoby lepiej, gdyby
matka nie kazała im „ładnie” się wyrażać i pozwoliła raczej wychowywać się tak jak
inne dzieci z ulicy. Język i dobre maniery wyróżniały je od innych. Ani ona, ani Hilda
nie były „jednymi z nich”. Peder i Kristian też, choć mówili językiem równie
niedbałym jak inni chłopcy w okolicy. Tym bardziej odkąd poznała Emanuela i
zyskała szczególne względy ze strony Armii Zbawienia - w każdym razie ludzie tak
myśleli - a mama trafiła do sanatorium, nie były już takie jak wszystkie inne.
Dzielnica robotnicza już im nie odpowiada, myśleli pewnie ludzie, odkąd
wyprowadzili się do domu majstra.
Może mieli rację? Czyż nie tego właśnie chciała? Zostać kimś, być kimś? Czy
nie dlatego napisała historię o Mathilde i Othilie? I czy nie dlatego marzyła o tym,
ż
eby napisać książkę?
Pokręciła głową. To nie do końca prawda. Opowiedziała o Mathilde, ponieważ
poruszyła ją ludzka niesprawiedliwość, przedstawiła losy Othilie, bo chciała, żeby
ludzie zrozumieli, dlaczego wiele kobiet trudni się nierządem. Nigdy nie pragnęła
niczego więcej ponad to, co posiadała, nigdy nie marzyła o tym, żeby przeprowadzić
się na „drugą stronę”. Gdyby nie całe zło, które przytrafiło się jej w ostatnim roku,
byłaby zadowolona ze swojego życia. Byłaby szczęśliwa jako narzeczona Johana i
cieszyła się, że zamieszka w kuchni pani Thoresen i będzie sypiać z Johanem na
rozkładanej ławie.
Dopiero tragiczne wydarzenia związane ze znalezioną złotą broszką i
spotkanie z Emanuelem odwróciły wszystko do góry nogami.
Już nigdy nie będzie tą Elise, którą niegdyś była. Ostatni rok odcisnął na niej
swe piętno, kazał jej spróbować czegoś innego, otworzył jej oczy, by się przekonała,
ż
e istnieje inne i lepsze życie. Życie, które wcale nie jest nieosiągalne, jak wcześniej
sądziła. Nie chciała, żeby Hugo spędzał całe dnie w żłobku, a drugie dziecko leżało w
kartonowym pudle na korytarzu w fabryce. Nie chciała, żeby się wychowywały w
pokoju z kuchnią, gdzie szczury buszowały po kuchennych szafkach, a dziury w
ś
cianach były pozatykane gazetami w obronie przed zimnem. Jej marzeniem było,
ż
eby ani jej dzieci, ani chłopcy nie musieli parać się pracą po lekcjach, ale mieli
możliwość się więcej uczyć, jeżeli będą chcieli. Żeby Evert mógł zostać lekarzem, a
Peder porządnie wyuczył się jakiegoś rzemiosła. Kristian, który również miał tęgą
głowę, mógłby pewnie zostać nauczycielem. Albo dyrektorem fabryki. Na samą myśl
robiło jej się gorąco.
To od niej zależało. Na początku. Ona jako jedyna mogła im stworzyć
odpowiednie możliwości. Znajdując pracę bardziej opłacalną niż przeciętna, mogła im
stworzyć szansę na lepsze życie. Bogatsze życie. Kristian nie zostałby być może
dyrektorem, ale mógłby przynajmniej wyuczyć się zawodu, który pozwoli mu zarobić
więcej niż praca w fabryce przez czternaście godzin dziennie przy maszynie. Wtedy
on i pozostali mogliby w odpowiednim czasie znaleźć sobie lepsze mieszkanie od
tego, w którym wyrośli. Może w narożnej kamienicy? Może Kristianowi tak by się
powiodło, że któregoś dnia mógłby opuścić wschodnią stronę rzeki i wżenić się w
mieszczańską rodzinę.
Czy możliwe jest przejście ze wschodniej na zachodnią stronę rzeki? Czy
nawet gdyby ich było stać, byliby do tego zdolni? Czy poradziliby sobie z wewnętrzną
przemianą? Emanuel nie wytrzymał w ich mieszkaniu po „niewłaściwej” stronie
rzeki. A Hilda wróciła.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Wybrała z powrotem drogę koło Grunerlokka. Kiedy mijała mały sklep
nabiałowy przy Goteborggata, przyszło jej do głowy, że może weszłaby kupić białego
sera. Magdzie się już skończył, kiedy wczoraj do niej zajrzała.
Wiedziała, że właściciel był Szwedem. Jedna z jego córek, Elonore, pracowała
w tkalni płótna żaglowego. Emanuel opowiadał o niej. Po pierwsze dlatego, że
dziewczyna była bardzo ładna, po drugie dlatego, że żal mu było tej rodziny. Po
rozwiązaniu unii ze Szwecją w zeszłym roku życie Szwedów w Norwegii nie było
łatwe. Przedtem zresztą też nie układało im się najlepiej, ale podczas niepokojów,
kiedy obawiano się wojny, pokazanie się Szweda na ulicy groziło linczem. Emanuel
opowiadał, że rodzina Elonore zmieniła nazwisko ze Svensson na Svendsen, jednak to
niewiele pomogło. Ojciec dziewczyny był krawcem, ale stracił prawie wszystkich
klientów, mimo że był bardzo dobrym fachowcem.
Za ladą nie stała żona, lecz jedna z córek. Właśnie wnosiła towar z zaplecza i
nie od razu zauważyła, że ktoś wszedł do sklepu.
Elise wykorzystała tę sposobność i uważnie przyjrzała się dziewczynie.
Pamięta, że poczuła ukłucie zazdrości, kiedy Emanuel o niej opowiadał. Zdarzyło się
to krótko potem, jak przyznał się do zdrady, i Elise obawiała się, że znowu ulegnie
pokusie. Później już nie słyszała o córce szwedzkiego krawca i o niej zapomniała.
Jeżeli Elonore była równie piękna jak jej siostra, to nic dziwnego, że Emanuel
zwrócił na nią uwagę. Było coś szczególnego zarówno w jej twarzy, jak i całej
postawie. Choć niewysokiego wzrostu i szczupła, dziewczyna wydawała się bardzo
kobieca. Oczy, duże i ciemne, sprawiały wrażenie nieco przestraszonych, wargi miała
czerwone i pełne.
Nagle Szwedka spostrzegła Elise i drgnęła ze strachu.
- Przepraszam, nie zauważyłam, że pani weszła.
Zwróciła się do niej „pani”, chociaż musiała poznać, że Elise pochodzi z
dzielnicy robotniczej. Może bała się, że chociaż nie mają zbyt wielu klientów, nadal
będą ich tracić. Skoro od ojca odeszła większość, całkiem możliwe, że i matkę czeka
to samo.
- Nic nie szkodzi, mam dużo czasu - Elise uśmiechnęła się życzliwie.
Ku swemu zaskoczeniu zauważyła, że dziewczyna się zaczerwieniła. Czy tak
rzadko spotykała się z uprzejmością?
- Czego sobie pani życzy? - Mówiła po norwesku bez obcego akcentu i
najwyraźniej nauczyła się „ładnie” mówić, żeby robić dobre wrażenie na klientach.
- Poproszę tylko trochę białego sera. Poza tym chciałabym kupić kilka śledzi i
jeszcze odrobinę syropu.
Wprawdzie kupiła syrop wczoraj u Magdy, ale nagle pomyślała, że byłoby jej
głupio wyjść, kupiwszy tak niewiele, skoro wiedziała, że rodzina krawca walczy o
przeżycie.
Kiedy dziewczyna ważyła ser, Elise ostrożnie spytała:
- Co słychać u Elonore? Czy nadal pracuje w tkalni? Szwedka zerknęła na nią
zdumiona.
Zna pani moją siostrę?
- Nie, ale mój mąż pracował w tkalni płótna żaglowego. Opowiadał mi o pani
rodzinie; nie mógł przeboleć, że ludzie tak źle odnoszą się do Szwedów po
rozwiązaniu unii.
Dziewczyna jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Przytaknęła smutno.
- Ojciec mówi, że wyemigruje do Ameryki, jeżeli to się wkrótce nie poprawi.
- To podłe, że niektórzy przenoszą swoją nienawiść na niewinnych ludzi. -
Elise od razu pomyślała, że mogłaby opowiedzieć o tej rodzinie w swoim utworze.
Każda ze spotykanych przez nią osób miała swoją historię, o większości z nich
mogłaby napisać.
- Tak już jest - przyznała cicho zrezygnowana.
- Ale twoja siostra nadal pracuje w tkalni?
Dziewczyna skinęła głową, ale umknęła wzrokiem, jak gdyby nie chciała o
tym mówić.
- Twierdzi, że pozwolono jej zostać, ponieważ kanceliści lubią młode
dziewczęta. Oblizują się za każdym razem, gdy obok nich przechodzi. Mówi, że to
obrzydliwe. - Zamilkła, a ponieważ Elise się nie odezwała, tylko pokiwała głową ze
zrozumieniem, mówiła dalej z przejęciem. - Jednak Theodor i Konstantin są w
gorszej sytuacji. Theodor jest obcinaczem gwoździ w Fabryce Gwoździ w Nydalen.
Niedawno się ożenił i mieszka przy Snippen. Jego żona nie znosi prania tych jego
okropnych roboczych łachów, które przynosi pod koniec tygodnia. Wszystko, w czym
chodzi do pracy, jest brudne, a kiedy wraca do domu, wygląda, jakby przełaził przez
komin. Jego kombinezon i cyklistówka są przesiąknięte brudem i smarem. Po
tygodniu jego rzeczy same stoją. Brud przenika nawet do bielizny.
Elise słuchała w skupieniu. Odnosiła wrażenie, jak gdyby dziewczyna musiała
się wygadać, by ulżyć swemu sercu, i wreszcie znalazła kogoś, kto był skłonny jej
wysłuchać.
- Mimo wszystko Theodor jest szczęśliwy, że ma pracę. Jest dumny, że robi
gwoździe, tylko żal mu żony, która musi prać jego robocze ubranie w balii z ługiem, a
potem płukać je pod zimną wodą z pompy. Szczególnie ciężko jest zimą, gdy woda
jest lodowata. Proszę sobie wyobrazić gruby, ciężki kombinezon nasiąknięty zimną
wodą! Ręce od takiej roboty nie wyglądają pięknie. Żona Theodora narzeka, że nie
może tak tyrać do samej śmierci, a wtedy jemu robi się przykro.
- A twój drugi brat? Chyba ma na imię Konstantin? Skinęła głową.
- Wyrzucono go z pracy. Ponieważ jesteśmy Szwedami. On chyba też
wyemigruje.
- Ale przecież nie mówicie po szwedzku? Wzruszyła ramionami.
- I co z tego? Poza tym inni z mojej rodziny nie mówią tak dobrze po
norwesku jak ja. Ludzie wiedzą, że przyjechaliśmy z Varmland.
Nagle dziewczyna spojrzała na Elise pytająco.
- A jak nazywa się pani mąż? Skoro pracuje w tkalni, to może Elonore go zna?
Elise stwierdziła ze złością, że się czerwieni.
- On... już go tam nie ma. Odszedł na wiosnę.
W fabryce pracuje tysiąc robotników, niemożliwe, by dziewczyna wiedziała
cokolwiek o Emanuelu, pomyślała w tej samej chwili.
- Chyba nie jest kancelistą? Tym, który służył w straży granicznej koło
Kongsvinger?
Elise poczuła się całkiem zbita z tropu.
- Ja... nie wiem, o kim mówisz. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Przepraszam, ale przypomniało mi się nagle coś, co kiedyś opowiedziała mi
Elonore.
Elise usiłowała się uśmiechnąć.
- W tkalni płótna żaglowego pracuje tyle ludzi.
- Tak, to prawda, ale niewielu rzuca pracę. Nie teraz, kiedy jest o nią tak
trudno. Nie słyszałam o nikim, kto by sam odszedł. - Spojrzała na Elise otwarcie i
szczerze, widać czekała na jakieś wyjaśnienie.
Niemożliwe, by wiedziała cokolwiek o Emanuelu, pomyślała Elise jeszcze raz.
Kanceliści nie mieli nic wspólnego z robotnikami.
- Mój mąż odszedł z pracy, ponieważ jego ojciec znalazł dla niego inną.
Teraz dziewczyna wpatrywała się w Elise z żywym zainteresowaniem.
Elise pożałowała, że wdała się z nią w rozmowę. Początkowo zagadnęła z
litości. Potem ciągnęła dalej, ponieważ zaciekawiły ją historie związane z tą szwedzką
rodziną i być może mogłaby je połączyć w jedną książkę. Albo spróbować zamieścić
na łamach „Nylaende”.
- Przepraszam, jeśli jestem niedyskretna, ale czy pani nie jest żoną tego
spadkobiercy wielkiego dworu niedaleko Eidsvoll?
Elise poczuła, że się poci. Ta rozmowa rozwinęła się zupełnie inaczej, niż
sądziła. Jednocześnie dziewczyna budziła sympatię.
- Ja... nie zamierzałam o tym mówić. Współczułam wam i dlatego chciałam
tylko być miła.
Dziewczyna skinęła głową i spojrzała na Elise poważnym wzrokiem.
- Rozumiem. Proszę się nie wstydzić. Wiem, co się stało. Wszyscy w fabryce o
tym słyszeli. Nie tylko Szwedzi mają kłopoty w naszej dzielnicy.
Elise poczuła, że jeszcze bardziej się zaczerwieniła. A więc dziewczyna
wiedziała, że Emanuel uciekł z inną, z kobietą, która była z nim w ciąży.
- Przepraszam, jeśli powiedziałam coś złego. Nie chciałam wprawić pani w
zakłopotanie.
Elise pokręciła głową z poczuciem wstydu.
- To moja wina. Ja pierwsza zaczęłam wypytywać o Elonore. Dziewczyna
spojrzała Elise w oczy.
- Ciesz się, że sobie poszedł. Elonore opowiadała mi o nim. Należał do tych
kancelistów, którzy połykali ją wzrokiem.
Elise poczuła, że robi jej się na przemian to zimno, to gorąco. Czy Emanuel
miał jeszcze coś na sumieniu? Skinęła głową.
- Radzę sobie bez niego. Zajmuję się szyciem. Poza tym mieszkam z siostrą,
która pracuje w fabryce odzieży w Nydalen.
- Biedna, musi wychodzić skoro świt, żeby pokonać taki kawał drogi do pracy.
Mieszkacie w domu majstra przy Beierbrua, prawda?
Elise skinęła głową. Tyle o nich wiedzieli, chociaż mieszkali tak daleko od
nich, tuż przy Goteborggata.
- Nie powtórzę nikomu, że z panią rozmawiałam, jeżeli wolałaby pani, żebym
zachowała to w tajemnicy. Tu w naszych stronach plotki lecą szybciej niż wrony.
- Przy Beierbrua tak samo. Życie robotników jest szare. Ludzie rozmawiają o
ciężkiej pracy, dzieciach i kłopotach finansowych, gdy spotykają się na klatce
schodowej lub przy pompie. Plotka dodaje nieco pikanterii ich szaremu życiu.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Nie wszyscy potrafią ich usprawiedliwiać. W każdym razie wtedy, gdy sami
stają się ofiarami plotki.
Otworzyły się drzwi i do sklepu wszedł jakiś klient. Elise odwróciła się, żeby
wyjść.
- Miło się rozmawiało - rzekła donośnie. - Uważam, że biały ser jest tu lepszy
niż gdziekolwiek indziej. I to nie tylko moje zdanie. I na cenę też nie można narzekać.
- Dziękuję.
Elise poznała po głosie córki krawca, że naprawdę była jej wdzięczna.
Kiedy szła dalej do domu, rozmyślała o tym, co usłyszała. Jedno z jej
opowiadań mogłoby opisywać szwedzką rodzinę, zmuszoną emigrować do Ameryki,
ponieważ chłód ich wygonił z Kristianii.
Zaraz potem jej myśli pomknęły ku Emanuelowi. Czy rzeczywiście pochłaniał
głodnym wzrokiem inne dziewczęta po tym, jak wrócił do domu z Kongsvinger i gdy
Signe była już w ciąży? Kiedy płakał, żałując swego fałszywego kroku, i obiecywał,
ż
e już nigdy Elise nie zdradzi?
ROZDZIAŁ ÓSMY
Anna i Torkild właśnie wracali do domu ze spaceru, kiedy Elise wyszła zza
rogu.
- Jak poszło? - Torkild spojrzał na nią w napięciu.
- Dostałam pieniądze, ale Giny Krog nie było.
- Zapytali cię, czy masz dla nich jeszcze jakiś materiał?
- Sekretarka przekazała, że Gina Krog powiedziała, że dobrze piszę i że
chciała, byśmy pozostały w kontakcie.
- Brawo! W takim razie siadaj i zaczynaj nową historię. Myślałaś już, o czym
tym razem napiszesz?
Elise zawahała się.
- Zastanawiałam się, czy nie powinnam się odważyć napisać O sobie,
naturalnie w taki sposób, żeby inni nie odgadli, że to o mnie. Mogłabym spróbować
opowiedzieć o tym, że my, którzy mieszkamy po wschodniej stronie rzeki, często
marzymy o przeprowadzce na drugi brzeg, ale rzadko nam się udaje, a kiedy już to
osiągniemy, to wcale nie jest pewne, że będziemy z tego powodu choć trochę
szczęśliwsi.
Torkild stał w milczeniu i słuchał z wyraźnym zainteresowaniem.
- Napisałabym o kimś, kto pochodzi z całkiem innego środowiska, i o
trudnościach, które napotyka, gdy próbuje się dostosować do tutejszych warunków.
- Masz na myśli Emanuela? - Anna spojrzała na Elise z uwagą.
- Cóż, nie mam ochoty demaskować właśnie jego rodziny, ale ten problem jest
z pewnością częstym zjawiskiem.
- Musisz być ostrożna, Elise - Torkild nagle spoważniał. - Pamiętasz, co
opowiadałem o majstrze i dzienniku „Verdens Gang”?
Jeszcze się nie poddał i nie ustaje w poszukiwaniach, kto się kryje za
pseudonimem Elias Aas. Jeżeli ojciec Emanuela zorientuje się, że napisałaś o
Ringstadach, może gazecie wytoczyć sprawę i nie uda ci się nic więcej wydać
drukiem.
Elise spojrzała na Torkilda przestraszona.
- A więc uważasz, że nie powinnam tego robić? Mogę tak zmienić całą
historię, że nie rozpoznają siebie w bohaterach. Mogę na przykład opowiedzieć o nich
jako rodzinie dyrektora, mieszkającej na Oscarsgate, a nie zamożnych gospodarzach.
Torkild zmarszczył czoło.
- Może to jest sposób, ale bądź ostrożna. Byłoby szkoda, gdybyś straciła swą
szansę, skoro tak dobrze zaczęłaś.
- W drodze do domu wpadł mi do głowy inny pomysł. Wstąpiłam do sklepu
nabiałowego tych Szwedów na Goteborggata i wdałam się w rozmowę z córką
właścicieli. Ojciec jest zdolnym krawcem, ale stracił klientów po rozwiązaniu unii,
ponieważ jest Szwedem. Nie wygląda też na to, by w sklepie narzekali na nadmiar
kupujących. Ojciec zaczął wspominać o wyemigrowaniu do Ameryki, żeby tam
szukać pracy. Uważam, że to okropne, że ludzie przenoszą nienawiść do Szwecji na
niewinnych ludzi.
Torkild skinął głową.
- Tak, wszędzie jest sporo niesprawiedliwości. To niebezpieczne różnić się od
innych. Czy to z powodu pochodzenia z obcego kraju, innego wyglądu, odmiennego
zachowania, „pięknego” wysławiania się. - Uśmiechnął się znacząco. - Nie
zauważyłaś tego?
Elise skinęła głową.
- To prawda. Któregoś dnia jakaś starsza kobieta zrobiła mi awanturę na
Maridalsveien, że rzuciłam pracę w fabryce i przechadzam się z wózkiem w ciągu
dnia. Żebym sobie nie wyobrażała, że jestem kimś. Napijecie się kawy?
Anna spojrzała na Torkilda pytająco.
- Masz czas?
- Tak, z przyjemnością skosztuję kapkę kawy.
Hugo zasnął w wózku i Elise ustawiła go w cieniu drzewa czereśniowego.
Potem w pośpiechu poszła do kuchni, żeby rozpalić w piecu i nastawić czajnik
z kawą. Wyniosła na ganek kubki, cukier i mleko.
- Nie mam was czym poczęstować, ale znajdzie się trochę słodkich sucharków.
Przedpołudniowe słońce przeświecało przez korony drzew od południa i na
ganku zrobiło się ciepło i przyjemnie. Promienie słońca padały również na mgiełkę
wody, unoszącą się w powietrzu nad wodospadem, i sprawiały, że mieniła się
wszystkimi kolorami tęczy. Gruby trzmiel brzęczał gdzieś nad głowami, żółty motyl
nadleciał leciutko i usiadł na łodydze jednej z malw rosnących przy ścianie domu.
Elise westchnęła błogo. Pomyśleć tylko, że można tak siedzieć na zalanym
słońcem ganku w jasne przedpołudnie. To luksus, którego nigdy by nie doświadczyła,
gdyby Emanuel nie pojawił się w jej życiu. To on postarał się o mieszkanie w domu
majstra, ponieważ był tym, kim był, i ponieważ jego ojciec miał kontakty.
Wzrok Elise prześliznął się ku ogromnym budynkom z czerwonej cegły po
drugiej stronie rzeki. Za licznymi oknami stały robotnice w ogłuszającym huku
maszyn, których tryby sięgały pod sufit, wśród niezliczonych szpul z nićmi, kręcących
się wkoło i wkoło, aż ciemniało w oczach, w gęstej mgle wirującego pyłu, który
wciskał się do nosa i ust. Elise miała nadzieję, że kobiety nie wyglądają przez okna i
nie widzą jej, jak siedzi w słońcu, popijając kawę, i odpoczywa od hałasu i kurzu.
- Naprawdę dajesz już radę chodzić na spacery? - zwróciła się do Anny. -
Gdzie się wybraliście?
- Tylko kawałek w dół Maridalsveien.
- Spotkaliście kogoś znajomego?
Anna zrobiła się jakaś dziwna na twarzy. Skinęła.
- Tak, widzieliśmy Agnes.
Elise popatrzyła na siostrę Johana.
- Domyślam się, że nie miałaś ochoty z nią rozmawiać. Anna pokręciła głową.
- Wychodziła z kamienicy, gdzie mieszka Magnus Hansen. Chyba już się tam
zadomowiła.
Elise spojrzała na nią wstrząśnięta.
- Mimo że nadal jest żoną Johana? Czy ta dziewczyna nie ma wstydu?
- Na to wygląda. Torkild napisał do Johana, żeby wystąpił o rozwód. Nie może
pozostawać w związku małżeńskim z kobietą, która się tak prowadzi, to może
zniszczyć mu opinię. Jeśli arystokracja się o tym dowie, wybuchnie skandal. Nie
wiadomo, czy zechcą kupować jego prace, jeśli się rozniesie, że Johan jest mężem
ulicznicy.
Torkild zmarszczył czoło.
- Ależ Anno, nie możesz nazywać Agnes ulicznicą. Anna posłała mu gniewne
spojrzenie.
- A co to za różnica? Może nie bierze pieniędzy, ale poza tym robi dokładnie
to samo co dziewczyny z ulicy. Johan nie zasłużył na to, by go okryła takim wstydem.
- Anna zwróciła się do Elise: - Tak się cieszę,, że poszłaś na przystań się z nim
pożegnać. Nigdy nie przestanę tego powtarzać. Teraz będzie przynajmniej mógł
myśleć o czymś miłym. Artysta potrzebuje tego, żeby mógł tworzyć. Jestem
przekonana, że uda mu się zrobić coś niezwykłego. Profesor go chwalił, inni też
oglądali jego prace. - Uśmiechnęła się. - Może któregoś pięknego dnia stanie się
sławny.
Torkild skinął z powagą.
- Wierzę w to. W ciągu tego jednego roku bardzo się rozwinął. Elise poczuła
w głębi duszy jakiś przytłaczający ciężar. Pewnego dnia Johan dowie się, że będzie
miała dziecko z Emanuelem. Jak to przyjmie? Czy ona naprawdę tak wiele dla niego
znaczy? Czy taka wiadomość mogłaby zniszczyć jego zdolności twórcze?
- Co się stało, Elise? - Anna przyglądała się jej z troską. - Nagle posmutniałaś.
- Myślę o Johanie. To przykre, że tak mu się z Agnes nie ułożyło. Ale może i
dobrze, że wyjechał. Teraz pewnie spotka kogoś innego. Kogoś, kto zasługuje na
takiego jak on.
Anna posłała jej zdumione spojrzenie.
- Masz taką nadzieję? Że spotka kogoś innego? Elise poczuła, że się
czerwieni.
- Chciałam tylko powiedzieć... Pomyślałam, że... Torkild uśmiechnął się
ciepło.
- Elise jest zbyt nieśmiała, żeby powiedzieć, co myśli. Może to dobrze, że
Johan wyjechał w tym czasie, gdy czeka na rozwód. Potem niech wraca do tej, która
na niego zasługuje.
Anna roześmiała się.
- Ja też tak to zrozumiałam, ale przez moment nie miałam pewności. - Nagle,
zmieszana, ściągnęła brwi. - Chyba nie chcesz, żeby Emanuel do ciebie wrócił?
Elise pokręciła głową.
- Nie, nie chcę. Stało się zbyt wiele złego, żeby między nami znowu mogło
być dobrze. Nie sądzę też, by zgodziła się na to jego matka.
- Nie może mieć aż tak wielkiej władzy nad dorosłym synem? - nie dowierzał
Torkild.
- A jednak wydaje mi się, że ma. Ale nie mówmy już o tym. Mimo wszystko
jesteś przyjacielem Emanuela, znasz jego rodziców i masz o nich dobre zdanie.
- Domyślam się, że nie było mu łatwo, ale mimo wszystko rozczarował mnie,
ż
e nie sprawdził się jako mąż. Szkoda jednak, że tak sobie skomplikował życie.
- Uważam, że nic nie usprawiedliwia ani takich mężczyzn jak on, ani też
takich kobiet jak Agnes. - Głos Anny brzmiał wyjątkowo surowo.
- Wcale go nie usprawiedliwiam.
- Mam nadzieję i wierzę, że Emanuel zostanie w Ringstad, że Johan niedługo
wróci do domu i że Agnes będzie się od niego trzymała z daleka. - Anna zwróciła
twarz ku Elise. - Mam również nadzieję i wierzę, że ty nadal go kochasz. -
Uśmiechnęła się nieco zaczepnie, ale wyraźnie miała na myśli dokładnie to, co
powiedziała.
Serce się Elise ścisnęło. Gdyby tylko Anna wiedziała...
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Emanuel wyszedł ze stajni, żeby pójść do domu na śniadanie. Słońce paliło w
kark. Spocił się, przeciągnął rękawem koszuli po czole, żeby je z grubsza wytrzeć.
Dobrze by było teraz zanurkować w rzece, ale nie miał czasu.
Nie przywykł do tak wyczerpującej fizycznej pracy, wiele lat minęło od chwili,
kiedy opuścił rodziców. Był wtedy bardzo młody i latem nie wykonywał w
gospodarstwie żadnych cięższych robót.
Westchnął. Nogi miał ciężkie jak z ołowiu, sam zauważył, że się garbi. Nie do
tego został stworzony. Nikt nie staje się chłopem tylko dlatego, że urodził się i
wychował na wsi. Dobrze się czuł w Armii, lubił chodzić na spotkania w Świątyni,
ś
piewać, przemawiać, rozmawiać z tymi, którzy tego potrzebowali. Wiedział, że ma
dar przekonywania, czuł radość i dumę, gdy widział, że jego słowa zmieniają ludzi,
dają im nową nadzieję. Dopóki mógł mieszkać u Carlsenów w dość komfortowych
warunkach, nie miał nic przeciwko temu, żeby obracać się wśród biednych, mimo że
był świadkiem smutku i nieszczęścia. Lubił stanąć na ulicy z innymi żołnierzami
Armii Zbawienia i śpiewać, sprawiało mu przyjemność, gdy ludzie skupiali się wokół
nich, żeby posłuchać. Miał dobry głos, mówiono mu to wiele razy. Znajdowali się i
tacy, którzy twierdzili, że powinien kształcić się w tym kierunku. Pamięta, jak
zaśpiewał na pogrzebie ojca Elise Więc weź mą dłoń i poprowadź mnie, kiedy to
idący w orszaku żałobnym stanęli z zapartym tchem i słuchali. Gdy skończył,
odwrócili głowy i patrzyli na niego z uwielbieniem. To bardzo poprawiało mu
samopoczucie.
Teraz resztę życia wypełni mu ciężka praca w gospodarstwie.
Asystowanie przy narodzinach jagniąt, źrebiąt i cieląt. A przecież nienawidził
widoku krwi i czuł obrzydzenie do wszystkiego, co temu towarzyszyło. Pilnowanie,
by pola zostały zaorane i obsypane nawozem, w porę obsiane, martwienie się bez
końca o pogodę, zwłaszcza gdy zbliża się pora sianokosów i żniw. Naprawianie
narzędzi, taplanie się w błocie i gnoju. Szczotkowanie zgrzebłem koni, choć nigdy nie
był ich przyjacielem. Ojciec potrafił spędzać w stajni całe godziny bez przerwy tylko
dlatego, że dobrze się tam czuł. Z nim było inaczej. Usiłował to rodzicom
uzmysłowić, ale nic do nich nie trafiało.
Teraz Signe zmusiła go, żeby wrócił na wieś. Dogadała się z jego matką i
sprawiała wrażenie, jak gdyby kochała Ringstad i wszystko, co się z dworem wiązało.
Ale kiedy poznali się w Kongsvinger, mówiła co innego. Wtedy marzyła, żeby
przeprowadzić się do Kristianii, znaleźć pracę w przedsiębiorstwie zajmującym się
sprzedażą modnej odzieży damskiej lub w dużym sklepie z kapeluszami. Zwierzyła
mu się, że nie znosi pracy w gospodarstwie, aż usłyszała, że Emanuel jest dziedzicem
jednego z największych majątków ziemskich na południe od Eidsvoll.
Otworzył kuchenne drzwi, zdjął kalosze i ustawił je w korytarzu, a następnie
wszedł do kuchni. Słońce świeciło przez okno z małymi szybkami i padało na
niebiesko pomalowane ściany, aż stały się jasnoniebieskie niczym niebo.
Matka stała przy piecu i gotowała kawę.
- Olivia poszła do Signe na górę zanieść jej jedzenie - rzekła, nie odwracając
się. - Signe wygląda dziś już lepiej.
Emanuel skinął głową, nic nie mówiąc.
Uważał, że Signe po porodzie wyglądała zadziwiająco dobrze, lecz przez co
najmniej czternaście dni powinna zostać w łóżku, jak uznała matka. Powinna i już,
dodała, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Poprzedniego dnia zasugerował
bowiem, że może Signe by już wstała. Elise prała odpłatnie ubrania do samego
porodu i gdyby nie ból gardła i gorączka, od razu wróciłaby do pracy. Nie słyszał, by
którakolwiek z kobiet oszczędzała się przez kilka miesięcy przed porodem, a potem
jeszcze przez dwa tygodnie leżała w łóżku.
Matka odwróciła się ku niemu.
- Uważam, że powinieneś być dla niej bardziej wyrozumiały, Emanuelu.
Biedactwo. Zostawiła własną matkę tak daleko i przyjechała w obce miejsce, gdzie
nikogo nie zna. Poza tym jej męża prawie nie ma w domu i prawie go nie widuje.
Emanuel posłał jej oburzone spojrzenie.
- A niby jak znaleźć na to czas? Mam ręce pełne roboty od samego rana, kiedy
wstaję, aż do wieczora, gdy idę spać.
W tej samej chwili na piętrze rozległ się przenikliwy krzyk noworodka.
Matka w pośpiechu podreptała do okna i wyjrzała na dwór.
- Gdzie się, u licha, podziała dziewczyna do dziecka? Miała wyjść tylko na
chwilę, żeby przynieść pranie, i od tej pory jej nie widziałam. Pójdę na górę zobaczyć,
czy mogę w czymś pomóc.
Emanuel usiadł przy stole i zaczął smarować kanapkę. Znowu ogarnęło go
przygnębienie, jak ostatnio często mu się zdarzało. Wszystko stało się jednym
wielkim chaosem, jego życie było nie do wytrzymania. Miał dość ciągłego zrzędzenia
matki, milczącego, karcącego wzroku ojca, krzyku dziecka po nocach i Signe, która
obrażała się bez powodu niczym mała rozpieszczona dziewczynka. Powiedziała, że
zapomniał dać jej prezent z okazji urodzenia dziecka, a przecież nigdy nie słyszał, by
kobietom dawano upominki po porodzie. Mógł to być złoty pierścionek albo złoty
łańcuszek na szyję, ponieważ taki dostała jej kuzynka. Skąd miałby wziąć pieniądze,
ż
eby jej kupić taki kosztowny podarek? Nie miał żadnych dochodów, odkąd przestał
pracować w tkalni płótna żaglowego. Za każdym razem musiał pięknie prosić ojca o
kilka koron, kiedy on lub Signe potrzebowali nowego ubrania, butów lub
wyposażenia dla dziecka.
O to ostatnie właściwie nie musiał się martwić, ponieważ matka tak urządziła
pokój dla maleństwa, jak gdyby sam królewicz miał tam zamieszkać. Z ukłuciem
wyrzutów sumienia pomyślał o Elise, która pocięła stare, zużyte ręczniki, żeby Hugo
miał w kołysce prześcieradło. Odkąd pamiętał, nie kupiła sobie nic nowego, a nawet
oszczędzała na jedzeniu. Z podłym uczuciem wstydu przypomniał sobie ten dzień,
kiedy ugotowała na mięsie zupę dla głodnych dzieci Mathilde, a on był na nią zły, że
wydaje pieniądze na obcych. Zjadł wtedy dużą porcję, choć dostał w kantorze obiad z
jadłodajni. Być może nic nie zostało dla Elise. Dlaczego zachował się tak prostacko?
On, który czerpał radość z pomagania innym, kiedy był w Armii?
W dodatku stał się zbyt niecierpliwy w stosunku do Pedera, który najbardziej
się do niego przywiązał. To, co początkowo uważał za urocze, potem zaczęło go
irytować. Pokręcił głową, nie rozumiał tego. Teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo
tęsknił za Pederem, za jego radosnym uśmiechem i zabawnymi spostrzeżeniami.
Przypomniało mu się jeszcze coś: moment, kiedy mieli ich odwiedzić Carl
Wilhelm i Olga Katrine. Elise była zła, bo wrócił późno z miasta, a w dodatku
narzekał, że w domu cuchnie śledziem. Zwrócił jej uwagę, że nie szyje, a przecież
potrzebowali pieniędzy. Wściekał się, że skoro może gotować i prać pieluchy w
niedzielę, to może również szyć.
„I to mówisz ty? Ty, który byłeś w Armii?”, odpowiedziała zaskoczona.
Zrobiło mu się głupio, ale nie chciał tego po sobie pokazać. W każdym razie nie
wobec niej. W pewnym sensie spojrzał teraz na siebie z zewnątrz i zrozumiał jej
zdumienie. Rzeczywiście się zmienił. Tak jakby życie w domu majstra wydobyło z
niego to, co najgorsze. I ofiarność Elise. Może układałoby się im lepiej, gdyby Elise
częściej robiła mu awantury, sprzeciwiała mu się, dawała do zrozumienia, że jest
niesprawiedliwy? Zamiast tego przeważnie podporządkowywała się bez słowa.
Wprawdzie widział, jak bardzo nie podobają się jej jego spotkania z Signe u
Carlsenów, ale nie robiła mu scen, nie buntowała się. Niechby urządziła mu awanturę!
Czy to by pomogło? Pokręcił nieznacznie głową. Prawdopodobnie nie. Ich
małżeństwo było skazane na niepowodzenie. Nikt nie mógł oczekiwać, że po latach
spędzonych w bogatym dworze uda mu się przystosować do warunków w biednej
dzielnicy robotniczej. To było tak samo trudne jak opuszczenie Armii i wzięcie na
siebie obowiązków gospodarza w Ringstad. Powinien był ożenić się z jedną z kobiet z
Armii i pozostać tam. Tak samo, jak Elise powinna wyjść za mąż za jednego z
robotników.
Na przykład za Johana. Ze zdumieniem zauważył, że ta myśl sprawiła mu
przykrość. Nadal czuł zazdrość, która paliła i piekła, kiedy Elise i Johan jeszcze byli
zaręczeni, a Elise tylko wyglądała dnia, kiedy Johan wyjdzie z więzienia. Nie
wyglądało na to, by kochała go choć trochę mniej z powodu tego włamania. Gdyby
Johan nie zerwał zaręczyn, prawdopodobnie cierpliwie by na niego czekała.
Nagle poderwał się od stołu. Stracił apetyt. Czy roztrząsanie tego, co minęło,
ma sens? Z zaciśniętymi ustami ruszył po schodach na górę.
Signe siedziała w łóżku, otoczona bogactwem kwiatów. Na pierzynie leżała
jedwabna narzuta, a na stoliku nocnym stała piękna taca z kanapkami. Matka spoczęła
na brzegu łóżka i musiały rozmawiać o czymś zabawnym, ponieważ obie się śmiały.
Gdy tylko Emanuel pojawił się w drzwiach, uśmiech na ustach Signe zgasł.
Matka wstała.
- Zejdę na dół i poszukam ojca. Dziewczyna do dziecka zajmie się
maleństwem.
Jeszcze nie wymyślili imienia dla chłopca. Matka chciała, żeby nazywał się
Hugo. Wszyscy spodziewają się, że damy mu imię po dziadku, powiedziała. Mimo
wszystko jest dziedzicem Ringstad. Gdy Emanuel zaprotestował, twierdząc, że kiedy
mały się urodził, on był jeszcze mężem Elise, matka przybrała dziwny wyraz twarzy.
- Wszystko można załatwić za pieniądze - odparła.
Nie rozumiał, co chciała przez to powiedzieć. Później coś mu zaczęło świtać.
Dalszy krewny został wpisany do ksiąg kościelnych z fałszywą datą urodzenia. Po
prostu zmieniono rok urodzenia. Ale jego matka nie mogła być tak nieuczciwa. To
przecież oszustwo.
Emanuel zbliżył się do łóżka.
- Jak się dziś czujesz?
- Nudzę się. Dlaczego musisz całymi dniami pracować? Twój ojciec ma wielu
pracowników, którzy mogliby ci pomóc.
Nie odpowiedział. Nie miał siły z nią dyskutować. Faktem było, że szukał
wymówki, żeby wyjść z domu, mimo że nie lubił pracy w gospodarstwie.
- Twoja matka i ja rozmawiałyśmy o chrzcinach. Pokazała mi szatę, w której
ty byłeś podawany do chrztu. Ta sukienka jest taka śliczna. - Zawahała się, wyglądało
na to, że zastanawia się, czy mówić dalej. Ale po chwili zaczęła niepewnie: -
Zgadzam się z twoją matką, że dziecko powinno mieć na imię Hugo. Emanuel poczuł
wzbierającą złość.
- Jak możesz mówić coś takiego? Przecież wiesz, że mam syna, który się tak
nazywa.
Oczy Signe zaiskrzyły się.
- On nie jest twoim synem!
- Tak? Czy możesz w takim razie wytłumaczyć, dlaczego został wpisany do
ksiąg parafialnych pod nazwiskiem Hugo Ringstad?
- Bo byłeś głupcem! Pomyśleć tylko, że mogłeś dać dziecku dziwki swoje
nazwisko rodowe. I że twoja matka i ojciec się na to zgodzili. W głowie mi się to nie
mieści.
Emanuel poczuł, że krew odpłynęła mu z twarzy, zrobiło mu się zimno z
wściekłości.
- Jak możesz opowiadać takie rzeczy, skoro znasz prawdę? Zaproponowałem
Elise małżeństwo, ponieważ była w beznadziejnej sytuacji. Została zgwałcona, w
wyniku czego zaszła w ciążę. Mówiłem ci już o tym.
- Jesteś pewien, że to był gwałt? Myślę, że cię oszukała. Udając, że została
zgwałcona, wzbudziła w tobie współczucie. Nie zaproponowałbyś jej małżeństwa,
gdybyś wiedział, że przespała się z tym człowiekiem z własnej woli.
- Teraz zachowujesz się obrzydliwie, Signe. Signe wystąpiły na policzki ostre
czerwone plamy.
- To ty jesteś naiwny. Wiesz, że moja matka i ojciec znają Ansgara Mathiesena
i jego rodziców? Matka mówi, że Ansgar nigdy by się nie odważył wziąć dziewczyny
siłą. Jest nieśmiały i boi się dziewczyn. Jeżeli zrobił jakiejś dziecko, to musiała użyć
wszelkich znanych sobie sposobów, żeby go zachęcić.
- Nie wierzę. - Emanuel sam usłyszał, jak zimno i obco zabrzmiał jego głos. -
Znam Elise. Ona nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Poza tym nie okłamywała mnie.
A tym bardziej nie wykorzystałaby mojego zaufania, żeby móc wyjść za mnie za mąż.
Signe prychnęła.
- O Boże, jakże ty ja idealizujesz! Czy naprawdę wierzysz, że dziewczyna z
takiego środowiska nie wykorzystałaby wszelkich środków, żeby się z niego
wydostać? Przystojny i miły żołnierz Armii Zbawienia, który okazał jej
zainteresowanie, wydał jej się pewnie odpowiednim kandydatem. Musiałaby być
głupia, gdyby nie skorzystała z okazji.
Emanuel miał ochotę wybuchnąć, ale się opanował.
- Dosyć tego, Signe - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Sama wiesz, że to, co
mówisz, to kłamstwo. To ty wykorzystałaś „przystojnego i miłego żołnierza Armii
Zbawienia” i zwabiłaś go na siano. Nie zarzucaj innym, że są przebiegli jak ty.
Signe początkowo popatrzyła na Emanuela z niedowierzaniem, potem
zasłoniła twarz rękami i rozpłakała się w głos.
Niedługo potem Emanuel usłyszał na schodach kroki matki.
- Co się tu dzieje? - Pani Ringstad patrzyła to na Signe, to na Emanuela.
- Emanuel twierdzi, że to ja zwabiłam go na siano. - Signe ledwo wydobywała
z siebie słowa. - Byliśmy zakochani i nie wiedzieliśmy, co robimy, a teraz on obwinia
mnie o wszystko.
Emanuel odwrócił się na pięcie i wyszedł. W myślach ujrzał Signe, jak bierze
jego rękę i prowadzi pod swoje ubranie. Widział, jak podciąga bluzkę i pokazuje mu
piersi, mruczy przy tym jak kocica; jej sutki ściągają się. Zobaczył, jak kładzie rękę na
jego rozporku i porusza nią w górę i w dół, powolnymi, obiecującymi ruchami. Jeżeli
którakolwiek z dziewcząt wiedziała, czego chce, to była nią właśnie Signe. W
dodatku dobrze zdawała sobie sprawę, że był żonaty.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Drzwi do kuchni otworzyły się z hałasem. Do środka wpadła Hilda, słaniając
się na nogach, rzuciła się do stołka i osunęła ledwie żywa.
- Boże, jaka jestem zmęczona! Peder spojrzał na nią z wyrzutem.
- Zapomniałaś wytrzeć buty! Teraz Elise musi sprzątać jeszcze raz.
Po południu spadł niewielki deszcz, a Elise właśnie umyła podłogę. Teraz od
drzwi do stołu biegły wyraźne ślady zabłoconych butów.
- Zamknij się, smarkaczu!
Elise spojrzała na Hildę ze złością.
- Jak ty się wyrażasz, Hildo?
- Nie tylko ty byłaś w pracy! Evert i ja całe przedpołudnie dźwigaliśmy
drewno w szkole!
Evert stanął obok Pedera i przytaknął z powagą. Hilda prychnęła.
- Dźwigaliście drewno? Też mi coś! Ale nie musieliście iść pieszo aż z
Nydalen do Beierbrua po dwunastu godzinach harówki.
- Jest nam szkoda Elise, bo dziś płakała. Hilda zerknęła na siostrę.
Elise posłała Pederowi karcące spojrzenie.
- Mówiłam ci przecież, że to tylko dlatego, że upadłam i uderzyłam się. Ale
już mnie nie boli. Reidar był u nas i uczył się z Pederem - dodała, zwracając się
znowu do Hildy. - Zamierza pójść z Pederem do okulisty. Uważa, że problemy z
czytaniem wynikają z wady wzroku.
- Stać cię na to?
Elise zmarszczyła czoło poirytowana.
- Skoro stać mnie było, żeby pozwolić ci kupić nowy kapelusz na lato, musi mi
wystarczyć również na to, żeby wysłać Pedera do okulisty. Skoro teraz pracujesz,
mogłabyś mi zresztą zwrócić.
Nagle Hilda opadła na stół i wybuchnęła płaczem.
- Wszyscy jesteście okropni! Nie widzicie, jaka jestem zmęczona? Sami
powinniście przejść ten kawał drogi, stać przez dwanaście godzin w tym cholernym
pyle w gręplarni, a potem znowu drałować pieszo z powrotem. Byłam taka zmęczona,
ż
e potykałam się o własne nogi.
Elise postawiła na stole talerz i kubek, po czym spojrzała na Hildę zdumiona.
- Sądziłam, że dostałaś pracę jako prządka. Hilda nie odpowiedziała, tylko
nadal płakała.
Peder podszedł do niej i niezdarnie pogładził siostrę po plecach.
- Przepraszam. Posprzątam to błoto, Hildo.
Potem pochylił się i zaczął rozsznurowywać jej buty, następnie ściągnął je i
zaniósł do drzwi. Po chwili wyciągnął wiadro ze szczotką i ścierką, które stało pod
stołkiem z miską, a Evert przygotował mydło potasowe i nabrał czerpakiem wody.
Podczas gdy Elise smarowała dla Hildy chleb na kolację, Peder uklęknął na
kolana i zaczął szorować podłogę.
Elise zastanowiła się. A więc Hilda nie dostała pracy w przędzalni, lecz w
gręplarni, gdzie tak wiele kobiet nabawiało się tak zwanej szmacianej choroby.
Unosiło się tam takie mnóstwo pyłu, dużo więcej niż w przędzalni. Biorąc dodatkowo
pod uwagę długą drogę do i z fabryki, Hildę czekały ciężkie dni. Być może zbyt
ciężkie jak na jej siły, przy jej drobnej i wątłej posturze. Nie tak dawno temu urodziła
dziecko, a potem przeżyła głęboko jego stratę. Poza tym nie będzie mogła spotykać
się z Reidarem, jeśli będzie wracała z pracy tuż przed pójściem spać. Czy starczy mu
cierpliwości, by się z tym pogodzić? Jako nauczyciel miał wakacje przez całe lato, a
zimą krótkie dni pracy, mimo że po powrocie do domu musiał jeszcze poprawiać
wypracowania. To nie wróży dobrze ich związkowi. Czy Hilda ma szanse znaleźć
inną, mniej męczącą pracę? W tych czasach nie jest o to łatwo, i tak sporo się
natrudziła, zanim udało jej się trafić na wolne miejsce w Nydalens Compagnie.
Elise właśnie sprzątnęła naczynia po Hildzie i zaczęła ścielić łóżka dla
chłopców, kiedy usłyszała, że ktoś idzie. Po chwili drzwi otworzyły się i ukazała się w
nich matka.
- Mama? - Elise otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. - Czy coś się stało?
Pani Lovlien uśmiechnęła się.
- Dlaczego o to pytasz? Nic się nie stało, po prostu chciałam was zobaczyć.
Elise już miała coś powiedzieć, ale ugryzła się w język. Skoro matka prawie
wcale się nie pokazywała, to chyba nic dziwnego, że jej nagła wizyta wywołuje
zdumienie.
- Hilda poszła do pokoiku, żeby się położyć, a ja właśnie pościeliłam
chłopcom.
- Poszła spać? Tak wcześnie? Słońce jeszcze świeci i do późnego wieczora
jest jasno.
- Poszła dziś po raz pierwszy do pracy w Nydalen i pada ze zmęczenia.
- W Nydalen? Dlaczego wybrała fabrykę, która leży tak daleko?
- Nie znalazła nic innego.
- Ona, która nawet nie jest mężatką? To wydaje się dziwne.
- Ostatnio bardzo ciężko jest znaleźć pracę, jest wielu bezrobotnych. Cieszyła
się, gdy wreszcie gdzieś ją przyjęli. Nydalens Compagnie to dobre miejsce pracy, ale
póki co Hilda stoi w gręplarni. Sama wiesz, jak się tam pyli.
Matka usiadła przy stole.
- Przyniosłam wam coś dobrego.
W tej samej chwili drzwi do pokoiku powolutku uchyliły się, chłopcy musieli
widocznie stać za nimi i podsłuchiwać. Dlaczego, do licha, od razu nie weszli do
kuchni i nie przywitali się z matką? - zdziwiła się Elise.
- Mama? - spytał Peder niepewnie.
- Witaj, Pederze! Jak zdrowo i dobrze wyglądasz. Przebywasz dużo na
powietrzu i chodzisz na ryby? I ty też, Kristianie. Uważam, że wyrośliście od czasu,
gdy was ostatnio widziałam.
Nic dziwnego, pomyślała Elise, skoro tak rzadko ich widuje.
- Czasami wychodzę. - Peder był bardziej małomówny niż zazwyczaj. - Po
pracy. Ale wtedy zwykle przychodzi Reidar.
- Reidar? To twój przyjaciel? O, jest i mały Evert. Dzień dobry, Evercie.
Evert ukłonił się uroczyście i wymamrotał „dzień dobry”, nie podnosząc
wzroku.
- Reidar nie jest moim kolegą, on się ożeni z Hildą. Matka zwróciła się w
stronę Elise przerażona.
- Hilda zamierza wyjść za mąż? Elise uśmiechnęła się.
- Zakochała się w nauczycielu ze szkoły w Sagene, który zastępuje
wychowawcę Pedera i zaofiarował się, że w czasie wakacji pomoże Pederowi w
czytaniu, żeby mimo wszystko mógł przejść do następnej klasy.
- Mimo wszystko mógł przejść do następnej klasy? - powtórzyła i zwróciła się
do Pedera. - Nie zdałeś, Pederze? - spytała surowo.
Peder spuścił głowę wyraźnie zawstydzony. Pani Lovlien złożyła ręce.
- To najgorsze, co w życiu słyszałam!
Elise już się spodziewała, że matka zaraz wybuchnie i ostro przemówi
Pederowi do słuchu, ale wyglądało na to, że się rozmyśliła, i tylko westchnęła ciężko.
- Trudno wszystkiego dopilnować, odkąd ja zachorowałam, a ojciec zginął.
Biedny Pederze, ciężko jest być sierotą.
Zapomina, że ja byłam dla nich jak matka, pomyślała Elise. Poza tym niewiele
by to zmieniło, gdyby ojciec się nie utopił.
- Mamy przecież Elise. - Peder zatrzymał na chwilę wzrok na papierowej
torbie, którą matka położyła na kuchennym stole, a potem znowu spojrzał na matkę. -
Ona jest dla nas dokładnie jak mama. Poza tym mam jakby dwóch ojców. Tego, który
jest w niebie, i tego, który odszedł z Signe.
Pani Lovlien popatrzyła na niego, nie rozumiejąc.
- O czym ty mówisz? Kto z kim odszedł?
- Emanuel. Nie wiedziałaś, że sobie poszedł? Teraz zostaliśmy tylko sami, ale
kiedy Johan wróci, to nam coś przywiezie. Tak powiedział. Kiedy będzie sławny i
będzie miał kieszenie pełne pieniędzy. Elise poszła go odprowadzić na przystań i
pomachała mu. Ona nadal go kocha, rozumiesz. Mówi, że małżeństwo z Emanuelem
to był tylko nieszczęśliwy wypadek.
Matka spojrzała oszołomiona na Elise.
- To chyba nie może być prawda? Elise skinęła głową.
- Niestety tak. Emanuel wrócił do Ringstad na swoje gospodarstwo. Nie mógł
już dłużej znieść tutejszego życia nad rzeką. Zamierzałam ci o tym powiedzieć, gdy
byłaś tu, kiedy Jensine była taka chora, ale jakoś się nie złożyło. Potem się nie
widziałyśmy. Źle się przecież czułaś, kiedy był pogrzeb Jensine.
Matka pokręciła głową, wydawała się zupełnie porażona.
- Naprawdę odszedł? Taki dobry i porządny człowiek?
Peder otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Kristian dał mu kuksańca w bok
i chłopak natychmiast się rozmyślił.
- Ale chyba daje ci pieniądze?
- Tak, mamo, nie musisz się o nas martwić. Kiedy się dobrze zastanowi, na
pewno wróci.
Peder ponownie otworzył usta, lecz tym razem, jak Elise zauważyła, Kristian
klepnął go mocno w ramię.
- Oczywiście, że wróci. On nie jest z tych, którzy porzucają żonę i dzieci. A
gdzie jest Hugo?
- Śpi w salonie. Zwykle wynoszę kołyskę do kuchni, kiedy chłopcy położą się
spać.
Wreszcie pani Lovlien wzięła papierową torbę i otworzyła ją.
- Kupiłam wam ciepłe prażone orzeszki ziemne. Tylko musicie najpierw obrać
łupinę. Poza tym na dnie leży trochę ciągutek.
Chłopcy zrobili wielkie oczy. Nigdy wcześniej nie próbowali orzeszków
ziemnych. Trzeba było zejść na dół do miasta, żeby znaleźć sprzedawców orzeszków.
Matka pozwoliła im poczęstować się z torby, ale tylko po jednym. Kiedy stali
zachwyceni i wolno przeżuwali smakołyki, matka ponownie zwróciła się do Elise.
- Może powinniście spróbować wyprowadzić się dalej od rzeki. Dla tych,
którzy nie są przyzwyczajeni, zapach może być kłopotliwy. Zwłaszcza gdy wieje z
zachodu. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo mi to przeszkadza, zanim się nie
przeniosłam. Powinniście raczej znaleźć sobie takie mieszkanie jak nasze. Nie ma tam
ani szczurów, ani pluskiew, a ci, którzy tam mieszkają, twierdzą, że zimą nie są też
nękani przeciągami czy zimnem z powodu nieszczelnych ścian.
Elise nie odezwała się. Miała nadzieję, że jeszcze długo uda się utrzymać w
tajemnicy przed matką prawdę o dziecku, którego się spodziewa.
Wyglądało na to, że do Pedera dopiero teraz dotarł sens słów pani Loylien, był
zbyt pochłonięty orzeszkami.
- Mielibyśmy się wyprowadzić z domu majstra? - Spojrzał na matkę wielkimi,
przestraszonymi oczami. - Stąd, gdzie jest nam tak dobrze? Gdzie zaraz obok jest
rzeka, wodospad i most? Nie mamy szczurów w ubikacji. Ani w szafie w kuchni. W
każdym razie nie widziałem ani jednego. Prawda, Elise? - zwrócił się do niej z błagal-
nym wzrokiem. - Nie wyprowadzimy się stąd, prawda?
- Nie, Pederze, nie wyprowadzimy się. Matka westchnęła.
- Ale jeżeli okaże się to konieczne ze względu na Emanuela, to uważam, że nie
będziecie mieli wyboru.
Peder otworzył usta i tym razem nie dał sobie przeszkodzić.
- Emanuel wyjechał do domu na swoje gospodarstwo, rozumiesz. Już tu nie
wróci. Ponieważ...
Nie dokończył, gdyż Kristian położył mu rękę na ustach. Matka spoglądała to
na jednego, to na drugiego.
- Nie macie chyba przede mną tajemnic? Czy jest coś, o czym nie wiem?
Tak, jest wiele spraw, o których nie wiesz, westchnęła w duchu Elise, a na głos
powiedziała:
- Dzieci nie wszystko potrafią zrozumieć. Dla Pedera dom majstra jest rajem
na ziemi, nie rozumie, że dla Emanuela przejście z gospodarstwa Ringstad do
ś
rodowiska robotniczego nad rzeką mogło być trudne.
- Ale przecież Emanuel przez tyle lat pracował w Armii Zbawienia.
- Lecz wtedy mieszkał u Carlsenów na szczycie wzgórza Aker.
- A widzisz. Gdyby tylko mógł zamieszkać w mieszkaniu w lepszej dzielnicy,
wszystko by się ułożyło.
Elise przytaknęła.
- Być może, ale nie mówmy już o tym. A jak się czuje Anne Sofìe? Nudzi się
w czasie wakacji?
- Wkrótce wyjeżdżamy na wieś. Kuzyn Asbjorna ma gospodarstwo w Toten i
na cztery tygodnie wynajmie nam pierwsze piętro domu.
Peder przestał przeżuwać.
- Czy Anne Sofìe pojedzie z wami? Matka roześmiała się.
- Oczywiście. Rozumiesz chyba, że nie może zostać sama w domu.
- Czy mają tam kotki?
- Na pewno.
- A czy szkapa też miała młode? Kristian przerwał mu.
- Nie pamiętasz, co mówił ojciec Emanuela? Tak się nie mówi. Tylko
dorożkarz Hansen nazywa swoje zwierzę szkapą.
Peder nie zwracał na brata uwagi.
- Czy mają ciepły chleb grubo posmarowany masłem z plasterkiem mięsa na
wierzchu?
Elise ścisnęło w dołku. Peder przypomniał sobie wizytę w gospodarstwie
Ringstadów. Teraz Anne Sofìe będzie doświadczać tych wszystkich wspaniałości
przez cztery tygodnie, gdy tymczasem on będzie musiał pracować przez całe wakacje,
a popołudniami czytać czytanki. Mimo wszystko nie sądziła, by był zazdrosny. Raczej
wydawał się zachwycony. Matka roześmiała się.
- Zadajesz dziwne pytania, Pederze. Ale przecież zawsze byłeś oryginalny. Nie
wiem, czy mają źrebięta, ale na pewno są tam konie. Muszą być, skoro gospodarze
jakoś zwożą siano do stodoły. Asbjorn mówił, że Anne Sofie i inne dzieci będą mogły
jeździć wozem drabiniastym i skakać na siano.
Nagle pani Lovlien przybrała dziwny wyraz twarzy.
- Pomyśleć tylko, że moglibyście pojechać z nami. Byłoby wesoło.
Peder popatrzył na matkę z ożywieniem w swych dużych niebieskich oczach.
- Spytasz Hvalstada? Może się zgodzi?
- Boję się, że będzie nas zbyt dużo. Może innym razem, Pederze. - Wstała. -
No, lepiej już pójdę. Hilda już śpi, a wy też zaraz musicie się położyć.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Kiedy Elise dwa tygodnie później dostała list z duńskim znaczkiem, serce jej
zabiło mocno z ciekawości. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że będzie musiała
odpowiedzieć. I być uczciwa.
Poczekała z otworzeniem listu, aż chłopcy wyjdą z domu, a Hugo zaśnie o
swej zwykłej porze przed obiadem. Na dworze padał deszcz, drobny i bezgłośny letni
deszcz. Było ciepło i z powodu wilgoci od rzeki wydawało się jeszcze bardziej parno.
Właściwie Elise wybierała się do pani Paulsen, żeby zanieść do przymiarki sukienkę,
która wkrótce miała być gotowa, ale chciała poczekać, aż przestanie padać.
Poświęciła dużo czasu na szycie tej sukni, ale dowiedziała się, że nie musi się
ś
pieszyć. Poza tym było przy tym mnóstwo pracy z powodu wielu obwódek i riusz.
Usiadła przy kuchennym stole z filiżanką kawy. Wiedziała, że będzie cierpieć
po przeczytaniu listu. Jeżeli Johan był w nim równie czuły, jak w dniu rozstania,
wypełni ją ból nie do opisania. A może jednak ostatnie tygodnie skłoniły go do
spojrzenia na to inaczej? Może spotkanie z wielkim światem już go odmieniło.
Warunki życia nad rzeką musiały mu się wydać zbyt ciasne i skromne w porównaniu
z dużym miastem. Może Johan już zrozumiał, że tam jest jego miejsce? Właściwie
powinna tego pragnąć, żeby nie musiała go ranić. Ale nie potrafiła być aż tak
bezinteresowna. Chociaż wiedziała, że nie ma już nadziei i że z Johanem nie pójdą
już razem na spotkanie przyszłości, cudownie było mieć świadomość, że ją kocha i
tęskni do dnia, kiedy będą mogli się spotkać. Nikt nie może czynić jej wymówek za
takie myśli. Mimo wszystko minęło zaledwie półtora roku od czasu, gdy siedzieli z
Johanem w kuchni w Andersengarden i snuli plany o ślubie, który mieli wziąć tego
samego lata. Słyszała jeszcze ożywiony głos Johana, kiedy wyjaśniał jej, że uda mu
się zaoszczędzić koronę na tydzień: „To będzie cztery korony na miesiąc i
pięćdziesiąt cztery korony na rok. Matka mówiła, że dostaniemy ławę w kuchni,
dopóki nie będziemy mieli pokoiku tylko dla siebie”.
Zaraz pojawiło się inne wspomnienie, kiedy pani Thoresen poprosiła syna,
ż
eby odprowadził Elise na drugie piętro. Gdy tylko wyszli na ciemną klatkę
schodową, odstawił lampę na podłogę i objął Elise. „Tak bardzo cię kocham, Elise”,
westchnął tuż przy jej szyi. „Spróbuj przekonać swoją matkę. Nie dam rady czekać
cały rok. Nie mówiąc o dwóch”.
Teraz był skłonny czekać. Na rozwód własny i Emanuela. I choć Kościół
odmawiał udzielania ślubu rozwodnikom, twierdził, że mimo wszystko będą mogli z
Elise żyć razem. Mówił, że nie powinna uważać tego za grzech, ponieważ to oni
oboje powinni stanąć na ślubnym kobiercu latem zeszłego roku.
Elise w jednej chwili poczuła ucisk w gardle. Przełknęła ślinę i rozerwała
kopertę.
Najdroższa Elise!
Myślałem o tym, żeby napisać do Ciebie już pierwszego dnia po przyjeździe, i
układałem w głowie ten list. Ale tutaj tyle się dzieje, że dopiero dzisiaj znalazłem
trochę czasu. Czuję się fantastycznie! Profesor, pod którego kierunkiem pracuję, jest
bardzo życzliwy i pomocny. Od razu wziął mnie pod swe skrzydła, jak to się mówi, i
traktuje mnie niemal jak syna. Chwali mnie i dodaje wiary w siebie, twierdzi, że mam
wielki talent, i każe mi wierzyć, że mogę zajść daleko, jeśli tylko będę ciężko
pracował. Jednocześnie mówi, że nie wolno mi zapominać, że jestem młody i
potrzebuję rozrywki (wie, że jestem żonaty, ale dałem mu do zrozumienia, że moje
małżeństwo okazało się pomyłką i że nie chcę wrócić do Agnes). Opowiadałem mu, że
nadal kocham dziewczynę, z którą byłem zaręczony, zanim nasze drogi się rozeszły, i
ż
e Ty i ja postanowiliśmy razem żyć. Powiedziałem też, że przyjęto Twoje pierwsze
opowiadanie i że z pewnością któregoś dnia staniesz się sławną pisarką. Uznał, że to
brzmi obiecująco. „Dzieci, które są do siebie podobne, bawią się najlepiej”, rzekł.
„Ważne, by znaleźć kogoś, z kim można dzielić własne zainteresowania. Artysta to
człowiek, z którym nie żyje się najłatwiej, ale skoro jesteście ulepieni z tej samej gliny,
łatwiej zrozumiecie się nawzajem”. Cieszy się na spotkanie z Tobą. „To szczęśliwa
dziewczyna”, uznał, „musi być niezwykła, skoro nie ma pan ochoty spotykać się z
innymi pomimo nieudanego małżeństwa”. Przytaknąłem i powiedziałem, że jesteś
zupełnie wyjątkowa: że jesteś najładniejszą i najmilszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek
spotkałem. Teraz w ciągu dnia uczę się modelowania w mokrej glinie. Używamy
ż
elaznej konstrukcji, która utrzymuje figurę w odpowiedniej pozycji. Do samego
modelowania używamy palców i szpatułek. Rzeźba z gliny może łatwo ulec
uszkodzeniu, kiedy wyschnie, dlatego trzeba ją wypalić w piecu do uzyskania terakoty.
Kolor terakoty zależy od ilości tlenku żelaza w glinie; może być żółta, czerwona lub
brązowa. Używa się jej od tysięcy lat do robienia dzbanów, kubków i innych
użytecznych przedmiotów. Jednocześnie studiuję anatomię, żeby nauczyć się
wszystkiego o ciele człowieka; później planuję również zwiedzanie kościołów, żeby
oglądać rzeźby w kamieniu i drewnie, ołtarze i tym podobne. Moim marzeniem jest
wyjechać kiedyś do Trondheim i studiować prace w katedrze w Nidaros. Może
mogłabyś się wybrać razem ze mną? Największym wzorem jest dla mnie Bertel
Thorvaldsen. Mieszkał przez czterdzieści lat w Rzymie, ale był z pochodzenia
Duńczykiem, jego prace są wystawione w muzeum Thorvaldsena tu w Kopenhadze.
Szczególnie zachwyciło mnie dzieło Trzy Gracje, nigdy nie napatrzę się na nie do
syta. Byłbym zadowolony, gdyby udało mi się stworzyć coś choćby w połowie tak
doskonałego. Niestety nie mam czasu napisać więcej, ale postaram się wysyłać jeden
list w tygodniu, tak postanowiłem (żebyś mnie nie zapomniała i przypadkiem nie
zlitowała się nad jakimś mężczyzną, który ośmieli się podnieść na Ciebie wzrok, gdy
mnie nie ma). Ale żarty na bok. Kocham Cię, Elise. Czuję, że powinniśmy na nowo się
odnaleźć. Właściwie nigdy się od siebie nie oddaliliśmy, myślę, że w naszych sercach
przez cały czas pali się płomień. W każdym razie moje uczucia nie zgasły. Uważaj na
siebie. Tak się cieszę, że nie musisz wracać do fabryki i będziesz mogła siedzieć w
cieple i pisać, kiedy zima ściśnie w żelaznym uścisku rzekę Aker. Myślę o Tobie.
Twój na zawsze Johan
Elise siedziała bez ruchu i wpatrywała się w ładny charakter pisma, a jej wzrok
powoli zaczęły przesłaniać łzy. Próbowała przetrzeć oczy, żeby jeszcze raz przeczytać
list, ale na nic to się nie zdało. Łzy płynęły i płynęły, i nie było siły ich powstrzymać.
A jeśli profesor wybierze się z Johanem do Norwegii, żeby zwiedzać
Trondheim i studiować dzieła w katedrze w Nidaros? Jeśli pojawią się nagle któregoś
jesiennego dnia, a ona wyjdzie im na spotkanie ze sterczącym brzuchem?
Czuła, że musi Johanowi napisać o ciąży. Jak mogłaby odpisać na ten list, nie
wspominając o tragedii, która ją dotknęła. Nie mogłaby udawać, że nic się nie stało,
napisać o tym, że marzy o życiu we dwoje z Johanem i tęskni, by znaleźć się w jego
ramionach. Nie byłaby w stanie, wiedząc, że to niemożliwe.
Nagle przypomniała sobie, jak w desperacji odwiedziła Agnes, żeby uzyskać
adres kobiety na Mollergata. Nawet Agnes przestrzegała ją, by się najpierw dobrze
zastanowiła, i spytała, czy zdaje sobie sprawę, jakie to niebezpieczne.
Następnym razem, kiedy odwiedziła znachorkę, zemdlała na schodach, a kiedy
się ocknęła, zobaczyła nad sobą Emanuela. Zrozumiał, co zamierza, i robił, co mógł,
by ją odwieść od powziętego zamiaru, przekonywał, że jeśli Elise się zdecyduje, to
może żałować do końca życia. Mówił, że rozmawiał z młodymi dziewczętami, które
się odważyły na ten krok. Powiedział, że widział tyle smutku, bólu i zwątpienia,
jakiego ona nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić. „Byłem na Ulleval i spotkałem
tam młodą umierającą dziewczynę. Gdyby tu teraz była, potrząsnęłaby tobą i
zawołała: Nie rób tego! Nie rób tego co ja!”, rzekł na koniec.
Teraz musiała pomyśleć nie tylko o Pederze, Kristianie i Evercie, ale przede
wszystkim o Hugo. Co by się z nim stało, gdyby ona umarła? W najgorszym razie
zostałby umieszczony w ochronce prowadzonej przez Armię Zbawienia. Położono by
go w wielkiej sali razem z ogromną masą innych dzieci i nikt z dorosłych nie miałby
czasu, żeby wziąć go na ręce i obdarzyć miłością, której potrzebował. W najlepszym
wypadku musiałaby się nim zająć Hilda, zaprowadzać o piątej rano do żłobka, potem
biec do pracy do Nydalen i odbierać małego o siódmej lub dziewiątej wieczorem,
ledwo trzymając się na nogach ze zmęczenia. Reidar na pewno by wtedy od niej
odszedł, a chłopcy musieliby sobie sami dawać radę. Wiele dzieci w ich wieku
znajdowało się w tej sytuacji, ale Peder nie był taki jak inne. Potrzebował Elise.
Gdyby nie ona, zginąłby.
Nie, nie mogła tak ryzykować, poświęcić innych w nadziei, że sama osiągnie
szczęście. Musiała napisać Johanowi prawdę. Kierując się rozsądkiem, wstała od
kuchennego stołu, poszła do pokoiku, przyniosła blok listowy i zaczęła pisać, zanim
zdążyła się rozmyślić:
Najdroższy Johanie!
Gorąco dziękuję za list. Gdybyś wiedział, jak bardzo się cieszę z Twojego
sukcesu. Zasłużyłeś na to. Jestem przekonana, że z czasem zdobędziesz sławę,
zostaniesz artystą, a my wszyscy będziemy dumni, że Cię znamy. Będziesz dowodem
na to, że każdy może się wybić, nawet jeżeli urodził się po „niewłaściwej stronie
rzeki”. Będziesz pociechą i zachętą dla tych, którzy uważają, że to niemożliwe. Pamię-
tasz, kiedyś rozmawialiśmy o tym, że my, którzy wychowaliśmy się w dzielnicy
robotniczej, a nasi rodzice są lub byli robotnikami w fabryce, jesteśmy przekonani, że
nie ma innej możliwości, jak stać przy maszynie do „samej śmierci”, jak się u nas
mówi. Tobie nie zabrakło niezbędnego uporu. Musiałeś mieć nawet więcej odwagi i
siły po tym nieszczęściu, które Ci się przytrafiło w zeszłym roku. Jestem dumna z
Ciebie, podziwiam Cię i kocham. Korzystaj ze wszystkich możliwości, które się przed
Tobą otwierają, i pamiętaj, że nawet najmniejszy sukces, który osiągniesz, jest
sukcesem każdego z nas.
Nie myśl teraz zbyt wiele o przyszłości. Ciesz się każdym dniem, poznawaj
nowych ludzi, pracuj nadal wytrwale. Teraz liczy się tylko dzień dzisiejszy, wszystkie
Twoje możliwości, wspaniała szansa, którą dostałeś. Nie pozwól, by cokolwiek ją
zmarnowało! Potem na pewno starczy Ci czasu, by pomyśleć o innych sprawach.
Moje opowiadanie przyjęto w czasopiśmie „Nylaende”, a teraz planuję napisanie
pierwszej książki. Ty i ja nadal pozostajemy w różnych związkach małżeńskich i
chociaż nie spełniły one naszych oczekiwań, to ewentualna zmiana trwałaby bardzo
długo. Tego, co było między nami, nikt nam nie odbierze, Johanie. Żyjmy tym póki co.
Twoja Elise
Odłożyła ołówek i wyprostowała plecy. Słowa pojawiały się same z siebie, nie
traciła czasu, żeby się nad nimi zastanawiać. Gdy zaczynała, była przygotowana na to,
by wyznać Johanowi prawdę, ale w trakcie pisania zmieniła zdanie. Nie mogła psuć
mu radości, nie mogła zakłócić jego procesu tworzenia. Gdyby się przyznała, że
spodziewa się dziecka Emanuela, Johan mógłby się załamać. Jeśli poczeka kilka
tygodni, będzie miał czas na zawarcie nowych znajomości, może innymi oczami
spojrzy na to, co ich łączyło. Wtedy rozczarowanie nie będzie tak duże. Szybko
złożyła kartkę i włożyła do koperty. Jeżeli się rozmyśli, to po prostu napisze jutro
nowy list. Stać ją teraz na to.
Kiedy zaadresowała kopertę, odłożyła ją na bok, wzięła starą gazetę, którą
zostawił Hjalmar Olsen, i zaczęła liczyć na marginesie. Zanotowała, ile pieniędzy
wydała z majątku liczącego pięćset pięćdziesiąt koron, ile zarobiła na szyciu i dwóch
opowiadaniach, ile poszło na czynsz w ciągu roku, ile kosztowało jedzenie i opał, ile
musi przeznaczyć na buty zimowe i ubrania dla chłopców, a na koniec zapisała kwotę,
którą według niej pochłonie remont dachu.
Przeraziła się, widząc, ile wydali, ale mimo to z ulgą spostrzegła, że nadal
zostało im prawie pięćset koron. Jeżeli będą ostrożni, to jeszcze przez sześć miesięcy
powinno im starczyć na czynsz i jedzenie. Czy może się odważyć zacząć pisać
książkę? Jeżeli nie przyjmą powieści do druku, zostanie im bardzo niewiele na życie.
A nie będzie mogła zająć Się dodatkowo niczym innym, bo i tak ma dość roboty.
Trudno też będzie znaleźć spokój na pisanie. Hugo sypiał zaledwie kilka godzin w
ciągu dnia i chociaż jeszcze nie zaczął raczkować, trzeba go ciągle pilnować. Nie
będzie łatwo skoncentrować się na czymś tak trudnym jak pisanie książki.
Mimo wszystko Elise nie potrafiła odrzucić tego pomysłu. A jeśli jej się uda?
Zarówno redaktorzy z „Verdens Gang”, jak i „Nylaende” twierdzili, że dobrze
pisze i nie ma wątpliwości, że ma do tego serce. Mogłaby stworzyć zbiór opowiadań
opartych na prawdziwych historiach o ludziach znad rzeki Aker. A było o czym pisać.
Każda tkaczka z Hjula, każda prządka i pomocnica z przędzalni Graaha miały swoje
ż
ycie. Ich losy różniły się od siebie, mimo że na pierwszy rzut oka mogły się wydać
całkiem podobne. Za każdymi drzwiami coś się działo. Nie musiała sięgać dalej niż
poza własne życie. Choćby tylko ostatni rok mieścił w sobie dość zdarzeń na całą
książkę. W każdym razie jeżeli miałaby napisać o wszystkich wokół siebie.
Spróbowałaby wyjaśnić, dlaczego Emanuel tak się zmienił, jak układało się życie w
Ringstad, opowiedziałaby o pani Thoresen, której nigdy nie udało się dotrzeć do
swojego domu w Toten, chociaż tęskniła od czasu, gdy stamtąd wyjechała. Napisałaby
o Evercie, w jaki sposób do nich trafił, i co skłoniło Johana, żeby ożenić się z Agnes.
Tak, miała ochotę spróbować. Chciała, by Johan odniósł wrażenie, że pisanie
pochłonęło ją w równym stopniu jak jego pochłonęła sztuka, pragnęła ostudzić jego
uczucia i sprawić, by miłość zajęła drugoplanowe miejsce. Na pewno będzie
rozczarowany, ale nie sprawi mu to takiego bólu, jak gdyby poznał prawdę.
Tego samego wieczoru Hilda wróciła z fabryki, gdy tylko syreny w Hjula i
przędzalni Graaha zaczęły wyć, żeby oznajmić koniec dnia pracy.
Elise spojrzała na siostrę zdumiona. Aż podskoczyła ze strachu. Hilda była
ś
miertelnie blada na twarzy, lał się z niej pot, zataczała się i byłaby upadła, gdy
zbliżyła się stołka, na którym chciała usiąść.
- Co ci jest? Źle się czujesz?
- Nadzorca pozwolił mi iść do domu. Widział, że zaraz zemdleję.
- Chodź, pomogę ci się położyć. Dam ci jeść do łóżka.
Hilda nie protestowała, chociaż wiedziała, że Reidar obiecał zajrzeć
wieczorem.
Elise wzięła siostrę pod ramię i pomogła jej wstać. Hilda była tak wyczerpana,
ż
e ledwie powłóczyła nogami w drodze do pokoiku.
Kiedy Elise wreszcie udało się ją położyć na łóżku, rozsznurowała jej
zabłocone buty i ściągnęła je. Zdjęła też spódnicę, która była mokra i brudna u dołu, a
potem przykryła Hildę kołdrą z gałganków. Tak nie może być, pomyślała. Z każdym
dniem Hilda wygląda coraz gorzej. Nie powinna brać tej pracy w Nydalens
Compagnie, to za daleko. Droga pod górę jest pełna wybojów i błotnista, a ponieważ
Hilda już wcześniej była chuda i niezbyt silna, wysiłek okazał się dla niej zbyt duży.
- Nie musisz iść .jutro do fabryki. Poproszę Kristiana, żeby poszedł tam i
przekazał wiadomość, gdy przyjdzie z pracy.
Hilda nie odpowiedziała. Pomyślała pewnie, że odpoczynek w domu niewiele
da, skoro za kilka dni i tak będzie musiała wrócić do gręplarni.
- Możesz już nie wracać do Nydalens Compagnie. To zbyt daleko. Poza tym
nie masz zdrowia, żeby tam pracować.
Hilda słabo pokręciła głową, nie otwierając oczu.
- Niczego innego nie znajdę, Elise.
- Lepiej już myć ludziom podłogi niż stać po dwanaście i czternaście godzin w
fabryce, tracąc jeszcze godzinę na dojście.
- Zbyt słabo płacą.
- Nic na to nie poradzimy. Możemy korzystać z tych pieniędzy, które
odłożyłam. - Zawahała się. - Kilka tygodni temu mówiłaś, że ty i Reidar zamierzacie
się pobrać. Później już o tym nie wspominałaś. Nauczyciel nie zarabia chyba tak
najgorzej.
- Jego rodzice mają wątpliwości. Mówią, żeby poczekał, aż skończy studia.
- Aż skończy studia? Studiowanie medycyny zajmie mu wiele lat.
Hilda skinęła głową w milczeniu.
Odwaga opuściła Elise. To na pewno tylko pretekst. Prawdopodobnie rodzice
Reidara zaczęli się zastanawiać, jakie konsekwencje mogą wyniknąć z tego, że ich
synową zostanie dziewczyna ze wschodniej strony rzeki, która w dodatku urodziła
panieńskie dziecko. Ojciec wygląda na idealistę, skoro wychwala robotników i
twierdzi, że dzięki nim Norwegia zmierza ku lepszym czasom. Jednak nie zawsze
łatwo jest pozostać idealistą, gdy kłopoty pojawiają się zbyt blisko.
Elise wyszła do kuchni, żeby zrobić kanapki dla Hildy i podgrzać kawę. Jeżeli
Hilda zachoruje, pieniądze z szuflady komody nie starczą na długo, wyczerpią się w
ciągu kilku miesięcy. Wtedy Elise sama będzie musiała podjąć się pracy zarobkowej i
zarzucić marzenia o pisaniu książki. Myśl o tym zapiekła.
Hilda musiała się domyślić, że zrobiło jej się przykro, ponieważ gdy tylko
Elise pojawiła się w drzwiach pokoiku, rzekła:
- On nie zawiedzie Pedera, Elise.
- Ja też w to wierzę.
Na chwilę między siostrami zapadło milczenie. Elise odstawiła blaszany
kubek na krzesło, a talerz z kanapką na brzegu łóżka.
- Spróbuj to zjeść. Musisz się dobrze odżywiać, żeby odzyskać siły.
- Elise? - Oczy Hildy nagle wypełniły się łzami. - Czy jest jakaś nadzieja dla
takich jak my?
- Oczywiście, że istnieje jakaś nadzieja - odparła Elise niemal ze złością w
głosie. - Dostałam dziś list od Johana. Dobrze mu idzie. Profesor chwali go i twierdzi,
ż
e może daleko zajść. Czy to nie dowód, że dla nas wszystkich istnieje nadzieja?
- Mogłabyś być dla mnie surowsza, gdy wyrażam się nie tak, jak trzeba?
Reidar skrytykował mnie któregoś dnia, kiedy spytałam „czemu” zamiast „dlaczego”.
- Uważam, że i tak poczyniłaś postępy. Czasami się zapominasz, zwłaszcza
wtedy, gdy rozmawiasz z chłopcami albo gdy jesteś zła. Ale przecież nauczyłaś się
ładnie mówić i starałaś się, kiedy mieszkałaś u Paulsenów.
- Pomożesz mi? - Hilda spojrzała na Elise prosząco.
- Oczywiście. Tylko się nie złość, gdy będę cię poprawiać. Hilda uśmiechnęła
się blado.
- Postaram się. Co jeszcze pisał Johan?
- Opowiadał, że modeluje w mokrej glinie.
- Nie o to mi chodziło. Co pisał o was?
- Że czuje, że dobrze by się stało, gdybyśmy znowu byli razem. Hilda spojrzała
na nią przestraszona.
- W takim razie musisz mu chyba powiedzieć! Elise skinęła głową.
- Napisałam mu w odpowiedzi długi list, ale postanowiłam być ostrożna. To
byłoby straszne, gdybym zniszczyła jego radość tworzenia.
- Chcesz powiedzieć, że jeszcze się nie przyznałaś, na wypadek gdybyś straciła
dziecko?
Elise aż podskoczyła. To byłoby świętokradztwo życzyć sobie, by zniknęło
jakieś życie.
- Powiedziałam tylko, że chcę być ostrożna. Na razie nie ma potrzeby, żeby
Johan się o tym dowiedział. Dałam mu tylko do zrozumienia, że to jeszcze długo
potrwa, zanim będziemy razem, mimo wszystko nadal on ma żonę, a ja męża.
- A co, jeśli się dowie od kogoś innego?
- Nikt poza doktorem i tobą na razie nie wie. Doktora obowiązuje tajemnica
zawodowa, a ty mi chyba tego nie zrobisz?
- Zapomniałaś, że powtórzyłam nowinę Reidarowi?
- Nie, ale mam do niego zaufanie. Jest porządnym człowiekiem. Hilda skinęła
głową.
- Muszę ci coś wyznać, Elise.
Elise wstrzymała oddech. Hilda nie wypaplała chyba nikomu innemu?
- Reidar martwi się o Pedera.
Elise na moment odetchnęła, ale zaraz na powrót się przeraziła.
- Co przez to rozumiesz?
- Nie sądzi, by zdołał nauczyć go czytać przed początkiem roku szkolnego. To
znaczy, że Peder mimo wszystko będzie chyba musiał powtarzać trzecią klasę.
- Wydawało mi się, że mówiłaś, że Reidar postanowił zaprowadzić Pedera do
okulisty?
- To prawda, ale nie sądzi, by cały kłopot polegał na wadzie wzroku. -
Zamilkła, wyglądało na to, że zbiera się na odwagę, by móc mówić dalej. - Obawia
się, że coś jest nie tak z głową Pedera.
Elise prychnęła ze złością.
- Co za bzdura! Z głową Pedera jest wszystko jak trzeba! Hilda nie odezwała
się.
Elise patrzyła na nią wzburzona.
- Chyba się z tym nie zgadzasz?
Hilda pokręciła wolno głową, a jej oczy nabiegły łzami.
- Nie wiem, co o tym myśleć. Peder nie jest taki jak inni. Ale nienawidzę
myśli, że miałybyśmy go posłać do szkoły specjalnej.
Elise nie mogła złapać tchu, była tak zła, że paliły ją policzki.
- Jak możesz mówić coś takiego? Nie sądzisz chyba, że bym się na to
zgodziła?
- Nie będziesz miała wyboru, jeżeli szkoła uzna, że Peder musi się przenieść.
Jeśli nie zdoła skończyć zwykłej szkoły.
- To największe bzdury, jakie słyszałam! Już raczej sama będę go uczyć w
domu. Nie ma mowy, bym go gdzieś wysłała.
- Zastanów się, Elise. Spodziewasz się drugiego dziecka i nie masz męża. Poza
tym utrzymujesz dwóch braci i osieroconego chłopca. Obecnie jesteś bezrobotna. Nie
utrzymasz całej rodziny z zarobków krawcowej. Jeśli w dodatku ja zachoruję i nie
będę mogła ci pomóc, będziesz miała siedem gąb do wykarmienia. Jak zamierzasz
temu podołać?
- Pisząc książki. Będę pisarką.
Mówiąc to, odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoiku.
Wkrótce potem chłopcy wrócili z pracy, byli zmęczeni i od razu się położyli.
Przez resztę wieczoru Elise prała ubrania. Reidar się nie pokazał. Przyniosła dwa
wiadra wody ze studni, nastawiła garnek z wodą na piecu. Szorowała spodnie i
koszule z energią, jaką rzadko u siebie znajdowała. Ugniatała na tarze spodnie
zabrudzone na kolanach w górę i w dół, aż piana pryskała na wszystkie strony.
- Nigdy w życiu! - syknęła przez zaciśnięte zęby. - Nigdzie Pedera nie
puszczę!
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Hilda nie czuła się lepiej. Nie tylko była wyczerpana, była chora.
Elise zagryzła zęby, nie chciała się poddać. Kiedy wszystko wygląda
beznadziejnie, wówczas zdarza się cud. Doświadczyła tego już wiele razy. Kiedy
oddała ostatni chleb komuś, kto bardziej go potrzebował, wówczas niemal zawsze
spadała na nią jakaś radosna niespodzianka. Torkild powiedziałby, że to dar od Boga.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, pomyślała następnego
przedpołudnia, gdy Hilda leżała w łóżku, a ona sama miała wyjść zanieść suknię pani
Paulsen. Teraz mogła zostawić Hugo w domu.
- Nie musisz brać go na ręce, jeśli będzie płakał - zapewniła Hildę. -
Wystarczy, że z nim jesteś. Postawię kołyskę obok twojego łóżka, to wystarczy, że go
ukołyszesz, gdy zacznie być niespokojny. Jest przyzwyczajony do tego, że radzi sobie
sam, kiedy nie śpi.
- Nie martw się, Elise. Nie jest ze mną tak źle, bym nie mogła się nim zająć,
jeśli zajdzie potrzeba.
Elise uśmiechnęła się ze współczuciem.
- Wyglądasz mizernie.
- Ciężko mi oddychać, ale myślę, że to nic innego, tylko „szmaciana choroba”.
Kiedy dzień lub dwa odpocznę od tego pyłu, na pewno poczuję się lepiej.
- Zastanawiałam się nad tym, Hildo. Nie wrócisz już do gręplarni - rzekła
stanowczym głosem, wiedziała, że Hilda spróbuje protestować. - Mamy dosyć
pieniędzy, żeby sobie poradzić przez kilka miesięcy, a nie wiadomo, czy pani Paulsen
nie poprosi, bym jej jeszcze coś uszyła.
Zobaczyła, jak w oczach Hildy zapłonęła nadzieja, ale po chwili siostra
pokręciła głową.
- Nie dasz rady utrzymać nas wszystkich, szyjąc dla ludzi. Już mówiłam.
- W każdym razie nie martwmy się tym, dopóki nie wyzdrowiejesz. Wtedy
spróbujesz znaleźć inną pracę. Spytam Magdę, czy nie potrzebuje pomocy w sklepie.
Jest sama w ciągu dnia.
Hilda nie odpowiedziała i Elise domyśliła się, że jej ulżyło.
- Reidar nie pokazał się wczoraj wieczorem. Czy nie umówiliście się, że
przyjdzie?
- Tylko niezobowiązująco. Nie lubi na mnie patrzeć, gdy wracam z Nydalen
taka zmordowana.
- Tym bardziej powinnaś sobie znaleźć coś innego. Hilda zamilkła.
Chyba nie dotknęłam czułego punktu, pomyślała Elise zmartwiona, ale nie
chciała zadręczać siostry pytaniami.
- Dobrze, no to idę do pani Paulsen. Zrobię zakupy w powrotnej drodze.
Było ciepło, niemal duszno. Przed południem nie dało się odczuć, że jesień już
stoi za progiem, ale wieczorem powietrze już było inne. Poza tym dużo wcześniej
robiło się ciemno niż w okolicach nocy świętojańskiej. To straszne, jak szybko czas
leci, pomyślała Elise, wdrapując się na wzgórze Aker. Jesień, zaraz będzie zima,
pomyślała i wzdrygnęła się. Dom majstra okazał się o wiele zimniejszy, niż sądziła.
Wiatr przeciskał się przez cienkie ściany z desek, a poza tym zawsze od rzeki
ciągnęło chłodem. Nie, nie chciała teraz o tym myśleć.
Ile czasu upłynie, zanim ludzie zauważą, że jest przy nadziei?
Prawdopodobnie była w czwartym miesiącu. Kiedy Hugo miał się urodzić, nic nie
było po niej widać prawie do piątego. W każdym razie gdy włożyła fartuch. Piersi
miała duże, ale na to ludzie nie zwrócą uwagi, skoro wiedzą, że karmi.
Wreszcie dotarła na górę. Zatrzymała się i zaczerpnęła powietrza. Nie
przywykła do pokonywania tak stromych wzniesień. Być może zadyszała się również
z powodu maleństwa, które w niej rosło.
Przystanęła na chwilę i rozejrzała się dokoła. Tu na górze było prześlicznie.
Domy wyglądały na odnowione i dobrze utrzymane, ulice były szerokie, a w ogrodach
kwitły kwiaty we wszystkich kolorach. Nie dolatywał tu odór od rzeki ani zatęchłe i
wilgotne powietrze, nie było widać dymu z kominów fabryk, nie dobiegało wycie
syren.
Mimo to zarówno Emanuel, jak i Hilda przeprowadzili się na dół do domu
majstra. Wydawało się, że Hilda nie tęskni do domu na wzgórzu.
Elise otworzyła furtkę i powoli ruszyła żwirową alejką do drzwi. Dobry Boże,
spraw, by pani Paulsen miała dla mnie jeszcze jakąś pracę, pomodliła się w duchu.
Otworzyła jej dziewczyna w białym fartuszku, ta sama, co z przerażeniem
spojrzała na Beierbrua i spytała, czy to stamtąd rzuciła się Mathilde. Natychmiast
rozpoznała Elise i uśmiechnęła się na powitanie.
- Pójdę do domu i zapowiem panią.
Niedługo potem wróciła i wskazała Elise drogę do środka. Pani Paulsen
siedziała przy oknie w salonie i wyszywała.
- Muszę wykorzystywać mocne światło słoneczne - wyjaśniła ze śmiechem po
przywitaniu się z Elise. - Mam oddać ten obrus przyjaciółce, która za trzy tygodnie
obchodzi urodziny.
- Mam nadzieję, że nie czekała pani na mnie, pani Paulsen. Pani Paulsen
pokręciła głową.
- Mówiłam, że mi się nie śpieszy. Właściwie nie potrzebuję więcej sukni, ale
to zawsze przyjemnie sprawić sobie coś nowego.
Elise opuściła odwaga. Skoro nie potrzebuje więcej sukni, to pewnie nie
potrzebuje też innych rzeczy.
Pani Paulsen musiała widocznie zauważyć wyraz twarzy Elise i zrozumiała, co
ją zmartwiło.
- Pomyślałam, że może uszyłaby pani coś dla Isaca? Przydałoby mu się
niebieskie i białe ubranko marynarskie, poza tym chciałabym, żeby miał jakiś
poważniejszy strój na duże uroczystości.
Elise skinęła głową, jednak serce się jej ścisnęło. Jak zareaguje Hilda, kiedy
zobaczy, że Elise szyje małe ubranka chłopięce, i domyśli się, że to dla jej synka?
Gdyby choć została jej Jensine, być może nie byłoby to dla niej tak bolesne. Gdyby
nadal chodziła do pracy do Nydalens Compagnie, Elise mogłaby szyć w czasie jej
nieobecności i chować robotę wieczorem przed powrotem siostry, ale skoro Hilda
będzie w domu w ciągu dnia, nie da się tego przed nią ukryć.
Pani Paulsen zadzwoniła na pokojówkę i poprosiła ją, by przyprowadziła Isaca
i dziewczynę do dziecka. Po krótkiej chwili Elise usłyszała jasny dziecięcy głos
dochodzący z korytarza, a gdy tylko drzwi się otworzyły, malec wbiegł na krótkich
pulchnych nóżkach i ruszył prosto do pani Paulsen. Odłożyła robótkę i wzięła go na
ręce.
Minęło trochę czasu, odkąd Elise widziała chłopca po raz ostatni. Ależ był
podobny do Hildy! Miał te same jasne włosy, taki sam zadarty nos, a teraz zaczynały
mu się robić piegi. Majster był za stary, by Elise mogła sobie wyobrazić, jak wyglądał
za młodu, prawie nie miał włosów, a przy swojej tuszy zatracił rysy twarzy. Mimo
wszystko była w miarę pewna, że Braciszek odziedziczył wygląd głównie po matce.
Pani Paulsen popatrzyła na Elise z dumą w oczach.
- Czyż on nie jest uroczy? Uśmiecha się i śmieje przez cały dzień, prawie
nigdy nie słychać, żeby płakał. Mój mąż jest z niego bardzo dumny. Rozumie pani,
jak to jest z mężczyznami, opiekę nad dziećmi zostawiają kobietom. - Roześmiała się.
- Codziennie opowiadam, co Isac powiedział i zrobił, jak mu tu dobrze i że jest taki
bystry. W wakacje, kiedy byliśmy na naszym letnisku w Asker, to mój mąż, a nie
dziewczyna do dziecka, pchał wózek aż Leangen, kiedy wracaliśmy z kąpieliska.
Elise spojrzała na panią Paulsen zdziwiona.
- Pani też się kąpała, pani Paulsen? Gospodyni roześmiała się.
- My kobiety mamy osobne baseny w krytych pawilonach, gdzie trzymając się
liny, możemy się pluskać. To jest bardzo przyjemne. Znam nawet jedną kobietę, która
umie pływać, ale mój mąż uważa, że to nie przystoi. Niektóre kąpią się również w
głębi zatoki, kiedy mają pewność, że nikt ich nie widzi. O, przypomniałam sobie o
czymś. Może mogłaby mi pani uszyć strój kąpielowy?
Elise popatrzyła na nią zaskoczona.
- Nie wiem, jak taki strój wygląda.
- Może pani wykorzystać mój stary jako wzór. To po prostu półdługie
spodenki z gumkami i marszczeniami pod kolanami, paskiem w talii i duża niebieska
bluza marynarska z kołnierzem. Na głowie oczywiście czepek kąpielowy.
- Spróbuję.
- Proszę też zabrać letnie ubranko Isaca. Jest na niego trochę za duże, więc
myślę, że nowe może pani uszyć tej samej wielkości.
Elise zaczęła rozpakowywać suknię.
Kiedy pani Paulsen ją zobaczyła, klasnęła w ręce z zachwytu.
- Jaka cudna! Pani jest naprawdę zdolna, pani Ringstad. Wezmę ją do sypialni
i przymierzę; zaraz przyniosę pieniądze.
- Może się zdarzyć, że będę musiała coś poprawić.
- To nie ma znaczenia, i tak pani zapłacę. - Pani Paulsen ruszyła do drzwi. - Ile
pani dałam za ostatnią? - spytała, nie odwracając się. - Piętnaście koron? - Zniknęła w
korytarzu, nie czekając na odpowiedź.
Elise przeżywała straszliwe męki. Nie zdobyła się na to, by przypomnieć, że
dostała całe dwadzieścia koron za suknię i pelerynę. Mogła mieć tylko nadzieję, że
pani Paulsen sama na to wpadnie.
Kiedy gospodyni wróciła, miała na sobie nową suknię, która leżała na niej jak
ulał. Było jej w niej do twarzy.
Elise czuła się dumna, wiedziała, że dobrze się sprawiła. Zakłopotana przyjęła
od pani Paulsen kopertę, dygnęła i podziękowała.
- Wygląda na to, że nie trzeba nic poprawiać. W takim razie wezmę pani strój
kąpielowy i ubrano Isaca i zabiorę się do pracy, gdy tylko wrócę do domu.
Kiedy szła za pokojówką długim korytarzem, otworzyły się inne drzwi i
ukazało się w nich dwóch mężczyzn. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu Elise
zauważyła, że jednym z nich był pan Wang - Olafsen, „dżentelmen”, jak go nazwał
Peder. Zmieszała się, chciała szybko przejść obok, ale w tej samej chwili zauważył ją.
- Czy to nie pani Ringstad? - wydawał się zaskoczony.
Elise dygnęła, nie wiedziała, co powiedzieć ani jak się zachować. Nie miała
pojęcia, że Wang - Olafsen zna Paulsenów. Jednak to chyba nic dziwnego, ludzie
dobrze sytuowani zwykle znają się między sobą, jak sądziła.
Pan Paulsen uśmiechnął się.
- Moja żona ma to szczęście, że pani Ringstad jest jej krawcową. Nie
wiedziałem, że się znacie - dodał zdumiony.
- Mój syn jest przyjacielem Emanuela Ringstada. - Wang - Olafsen wydał się
nagle zakłopotany. Być może przypomniał sobie nagle, że Emanuel odszedł od Elise.
- Widzę, że pani wychodzi, pani Ringstad. W takim razie możemy pójść razem.
Właśnie miałem zamiar przejść się do przędzalni Graaha, żeby porozmawiać z dyrek-
torem.
Pożegnał się z panem Paulsenem, a pokojówka otworzyła drzwi.
- To dopiero niespodzianka - mówił dalej, gdy wyszli na dwór i skierowali się
do bramy. - Cieszę się, że panią spotkałem. Długo myślałem o tym, że powinienem
złożyć pani wizytę. Mój syn jest bardzo wzburzony z powodu tego, co się stało, a ja
nie mogę wprost uwierzyć, że to prawda. Odnosiłem wrażenie, że Emanuel Ringstad
to człowiek dobry pod każdym względem. Pochodzi z porządnej rodziny, ma
poważanych rodziców i sam cieszył się wielkim szacunkiem w Armii Zbawienia. To
niepojęte, że człowiek może się aż tak zmienić.
- To był dla niego zbyt duży przełom. Nie jest łatwo przystosować się do
warunków panujących nad rzeką Aker, jeśli się nie jest stąd.
Wang - Olafsen zwrócił się do Elise.
- To ładnie z pani strony, że broni pani Emanuela. Czy pani zawsze jest tak
wspaniałomyślna, pani Ringstad?
Pokręciła głową.
- Wręcz przeciwnie. Miałam swoje trudne chwile. - Spuściła wzrok, nie miała
ochoty mówić dalej.
- Cóż. Nie wiem, czy mógłbym się z panią zgodzić. Chodzi nie tylko o dobre
samopoczucie nad rzeką, o ile wiem.
Elise poczuła, że się czerwieni. Ten człowiek na pewno słyszał, że Emanuel
został ojcem dziecka Signe. Znowu zwrócił się w jej stronę.
- Rozumiem, że nie jest pani łatwo o tym mówić, ale chciałbym, by pani
wiedziała, że zarówno Carl Wilhelm, jak i ja jesteśmy bardzo wstrząśnięci jego
zachowaniem. Gdybym wiedział to, co teraz wiem, nie zachęcałbym Carla Wilhelma
do utrzymywania kontaktów z Emanuelem. Wychodzę z założenia, że mąż pani
odpowiednio płaci?
Elise jeszcze bardziej się zaczerwieniła.
- Nie potrzebuję jego pieniędzy. Sama dam sobie radę.
- Chce pani powiedzieć, że utrzyma się pani, zarabiając jako krawcowa? Nie
wyżywi pani z tego trójki dzieci.
Czwórki, pomyślała w duchu. Nie podobało jej się, że oburzał się tak z jej
powodu.
- Zarabiam w rozmaity sposób.
- Wydawało mi się, że pani Paulsen wspominała coś o posadzie w kantorze?
- No... niezupełnie. Mówiłam tylko, że zajmuję się pisaniem.
- Pisaniem? Co pani przez to rozumie? Poczuła się zakłopotana.
- Wolałabym o tym nie mówić, panie Wang - Olafsen. Robię to od niedawna.
Zauważyła, że przygląda się jej uważnie, ale na szczęście nie zadawał więcej
pytań.
- A jak się czują chłopcy? - zmienił temat. - Martwią się może, że niedługo
znowu zacznie się szkoła? Co robili w czasie wakacji?
- Kristian nadal pracował jako goniec, a Peder i Evert, którego wzięliśmy do
siebie, pracowali po kilka godzin dziennie w szkole, rąbiąc i dźwigając drewno oraz
pomagając przy przygotowaniach do nowego roku szkolnego.
- A więc nie mieli wakacji?
- Mieli, dla nich to wakacje. Chodzili na Maridalsvannet łowić ryby i kąpali
się w górze rzeki, gdzie woda nie jest tak bardzo brudna.
Wang - Olafsen uśmiechnął się.
- Ciągle myślę o Pederze. Nie rozumiem, dlaczego zrobił na mnie tak wielkie
wrażenie. Myślę, że ma to związek z jego bezpośredniością. Nie znam wielu
chłopców, którzy byliby tak otwarci i na wskroś mili.
- Tak, Peder jest miły. - Nagle znowu pomyślała o zagrożeniu, jakim była
szkoła specjalna. Przez mgnienie oka ujrzała brata w wielkiej sali pełnej
nieokrzesanych chłopaków, którzy dręczą go i dokuczają mu, jemu, który nie potrafi
się bronić. On sobie nie poradzi! Na myśl o tym Elise poczuła taki ucisk w gardle, że
nie mogła przełykać, i chociaż ze wszystkich sił starała się opanować, w jej oczach
zakręciły się łzy.
- Ależ droga pani Ringstad, chyba nie powiedziałem nic złego? Pokręciła
energicznie głową.
- Nie, tylko martwię się z powodu Pedera. Nie zdał do następnej klasy i
pewien młody nauczyciel zaproponował, że będzie się z nim uczył czytania w czasie
wakacji, żeby Peder mógł mimo wszystko uczyć się dalej w wyższej klasie. On i Evert
powinni pójść teraz do czwartej, trzymają się ze sobą niczym papużki nierozłączki.
Jednak ten nauczyciel zaniechał nauki. Napomknął coś o szkole dla upośledzonych
umysłowo.
Wang - Olafsen zatrzymał się gwałtownie.
- Co pani mówi? Szkoła dla upośledzonych? Dla tego chłopca z wyobraźnią?
Elise skinęła głową.
- Jeżeli sobie nie poradzi w szkole powszechnej, to go tam przeniosą. W
każdym razie Hilda tak twierdzi. Poza tym słyszałam, jak Emanuel i pański syn kiedyś
o tym rozmawiali. Emanuel mówił to samo co Hilda. Pański syn wyraził nadzieję, że
Peder jednak nie będzie musiał tam iść, ponieważ był kiedyś w takim miejscu i
widział, jak tam jest okropnie.
- Włos mi się jeży na głowie, gdy tego słucham!
Pan Wang - Olafsen wydawał się naprawdę wstrząśnięty.
- Z głową Pedera jest wszystko w porządku. Jeżeli chłopak ma kłopoty w
szkole, to na pewno przyczyna leży gdzie indziej.
Elise wytarła nos.
- Reidar Jensen, ów młody nauczyciel, wpadł też na pomysł, że może być temu
winna jakaś wada wzroku. Jeżeli Peder nie widzi dobrze liter, to nie może również
czytać.
- W takim razie musicie zamówić wizytę u okulisty, to chyba nie koniec
ś
wiata.
Elise nie odezwała się. Nie miała pojęcia, ile to kosztuje, ale postanowiła i tak
pójść.
- Proszę posłuchać, pani Ringstad. Mam wspaniałego okulistę, u którego się
leczę regularnie, odkąd musiałem zacząć nosić okulary. Zapytam go, jak długo trzeba
czekać na wizytę, i jeśli pani sobie życzy, mogę Pedera zapisać. Bez skierowania od
waszego lekarza.
- Bardzo dziękuję.
W Elise wstąpiła nadzieja. Kiedy dziś w nocy leżała, nie mogąc zasnąć,
zastanawiała się, czy lekarz skieruje Pedera dalej na badania, czy uzna, że to
głupstwo.
- Będę panu bardzo wdzięczna.
- Tego by tylko brakowało, żebym wam nie pomógł. Peder zasługuje na
wszelką pomoc. Uroczy i zabawny z niego chłopak.
Zeszli spory kawałek w dół wzgórza Aker i zbliżyli się do Maridalsveien.
Przez chwilę szli w milczeniu, Wang - Olafsen wydawał się zamyślony. Nagle
odezwał się:
- Któregoś wieczora odwiedziłem moich znajomych na Pilestredet.
Rozmawialiśmy o zwierzętach domowych i opowiedziałem im o Pederze i
szczeniaku. Przy tej okazji wspomniałem, że bracia pani matki wyemigrowali do
Ameryki i że od tamtej pory nie ma z nimi kontaktu. - Odwrócił się do Elise. -
Pamięta pani chyba, że moi znajomi znali wuja i ciotkę pani mamy?
Elise skinęła głową.
- Mówił pan o tym, kiedy zajrzał pan do nas z wizytą. Czy pańscy znajomi
wiedzą może, gdzie bracia mojej mamy zamieszkali?
Ku zaskoczeniu Elise przytaknął.
- Pojechali na zachód do stanu Waszyngton. Popatrzyła na niego zdumiona.
- Skąd o tym wiadomo?
- Wuj dostał kilka listów od jednego z nich, ale potem słuch o braciach pani
matki zaginął, przestały też przychodzić odpowiedzi na listy, które wysyłał. Uznał
więc, że obaj nie żyją. Ja natomiast uważam, że powód milczenia może być całkiem
inny. Wielu z tych, którzy wyemigrowali, bardzo ciężko pracuje i nie ma czasu ani
pieniędzy, żeby pisać do domu. Inni świadomie zerwali wszelkie więzi, ponieważ
tęsknota za krajem była nie do wytrzymania. Poza tym mogli się wyprowadzić. Na
miejscu pani matki spróbowałbym się dowiedzieć, czy żyją. O ile się domyślam, mają
teraz gdzieś około czterdziestu lat. Słyszałem, że większości emigrantów udaje się
przeżyć ciężką podróż i z powodzeniem dostosować do obcego świata. - Ponownie na
nią spojrzał. - Nie rozumiem, dlaczego pani mama nie próbuje nawiązać kontaktu z
braćmi. To przecież jej najbliższa rodzina.
Elise poczuła się nieswojo. Nie miała ochoty opowiadać temu człowiekowi,
dlaczego matka nie chciała ich szukać. Nie miało sensu wtajemniczać go, że w żyłach
jej ojca płynęła cygańska krew i że z tego powodu rodzina odwróciła się do matki
plecami.
Pan Wang - Olafsen nadal jednak przyglądał się Elise z zaciekawieniem.
- Pewnie między rodzeństwem nie panowały zbyt dobre stosunki?
Skinęła głową.
- Tak, myślę, że tak.
- Tym bardziej uważam, że powinna para odnaleźć krewnych. Zbyt wielu ludzi
umiera, zanim zdąży się pojednać z bliskimi. Uważam, że to tragiczne. Proszę sobie
wyobrazić, że gdzieś daleko żyje pani wuj, który jest bardzo samotny. Który
zastanawia się, jak się wiedzie jego siostrze. Jeżeli oni są zbyt dumni, by wykonać
pierwszy krok, ktoś inny powinien to za nich zrobić. Mogę spróbować postarać się o
adres, jeżeli pani chce.
Elise poczuła dziwne napięcie w całym ciele. Czy powinna spróbować? A jeśli
dostanie odpowiedź? Na przykład od wujka, który czeka na jakikolwiek znak z
domu?
To już chyba ponad dwadzieścia lat, jak opuścili ojczyznę. O ile wie, bracia
odwrócili się od matki, gdy wychodziła za mąż, a wyjechali z kraju zaraz potem.
Matka była już w ciąży. Gdyby naprawdę chcieli się dowiedzieć, co słychać w domu,
dawno by już napisali.
Matka i ojciec wprowadzili się do Andersengarden zaraz po opuszczeniu
Ulefoss i już tam zostali, nietrudno byłoby ich odnaleźć.
Teraz ojciec nie żyje. Może w związku z tym bracia inaczej odnieśliby się do
matki? Z drugiej strony również wujek i ciotka mamy, mieszkający przy Stortorvet,
nie zrobili nic, żeby odnowić kontakt. Przypuszczalnie wszyscy krewni uważali, że
matka wstydziła się przed rodziną, najpierw, że wyszła za mąż za Cygana, a potem
osiedlając się w dzielnicy robotniczej nad rzeką Aker. Być może obawiali się, że
każda próba nawiązania kontaktu tylko spotęgowałaby jej ból.
- Nic pani nie mówi. Mam nadzieję, że pani nie uraziłem?
- Nie, jestem tylko zaskoczona. Nigdy wcześniej nie przyszło mi to do głowy.
Mogę tylko panu podziękować, że okazuje nam pan tyle troski, ale nie mam
pewności, czy powinnam napisać.
- Nie rozumiem tego. To przecież pani bliscy wujowie, rodzeni bracia pani
matki. Opuścili pewnie dom rodzinny i kraj pełni wrogości. Czy nie należałoby
zakopać topora wojennego, póki jeszcze jest czas?
- Zastanowię się nad tym. To miło z pana strony, że chce pan nam pomóc.
- Bardzo chętnie służę pomocą, pani Ringstad. Czy ma pani coś przeciwko
temu, żebym spróbował odnaleźć pani krewnych?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie, nie mam, ale sądzę, że muszę najpierw uzgodnić to z mamą, zanim do
nich napiszę.
- Dlaczego? Pani matka jest z pewnością zbyt dumna. Prawdopodobnie nie
wyrazi zgody. Ale kiedy stanie pani przed nią, trzymając w ręku list z Ameryki, w
którym, miejmy nadzieję, znajdzie się kilka miłych słów, to myślę, że się ucieszy.
Niemożliwe, by była aż tak nieczuła, sądząc po tym, jak życzliwie mnie przyjęła i jak
troskliwie opiekuje się swymi dziećmi.
Ostatnią uwagę Elise puściła mimo uszu. Poczuła, że serce jej mocniej zabiło.
Racje pana Wang - Olafsena wydawały się jak najbardziej słuszne. Niemal dziwne, że
do tej pory nikt z rodziny o tym nie pomyślał.
- Jeżeli naprawdę się panu uda odnaleźć ich adres, napiszę do Ameryki. Jeżeli
przyjdzie negatywna odpowiedź, nie muszę się mamie do tego przyznawać.
Dotarli do budynków fabryki. Wang - Olafsen uchylił kapelusza i serdecznie
pożegnał się z Elise. Dziewczyna czuła, jak rozpiera ją radość, kiedy szła przez most.
Przez mgnienie oka cieszyła się, że przekaże nowinę Hildzie, ale od razu
zrezygnowała. Hilda nie potrafi dochować tajemnicy, a jeśli dostaną niezbyt miłą
odpowiedź, chłopcy przeżyją wielkie rozczarowanie. Tak samo zresztą będą nie-
pocieszeni, jeżeli w ogóle nie przyjdzie żaden list.
Kiedy Elise weszła do kuchni, usłyszała ku swemu zdumieniu głosy
dochodzące z pokoiku. Męski głos musiał należeć do Reidara. Odetchnęła z ulgą. A
więc to nie był ów czuły punkt. Zanim zapukała do pokoiku, żeby zabrać Hugo,
narobiła trochę hałasu, by Hilda z Reidarem ją usłyszeli.
Reidar siedział na brzegu łóżka. Na widok Elise jego twarz nabrała dziwnego
wyrazu, jakby poczucia winy. Poderwał się. Hugo spał. Hilda zaś miała na policzkach
czerwone, ostre rumieńce.
- Dziękuję wam. Wezmę Hugo i dam mu jeść.
- Zapłaciła ci tyle samo, co poprzednim razem?
- Nie ośmieliłam się zajrzeć do koperty od razu. Bałam się, że się obrazi,
pomyśli, że jej nie ufam.
- Nie sprawdziłaś nawet po drodze do domu? - nie mogła zrozumieć Hilda.
- Nie, spotkałam Wang - Olafsena i wracaliśmy razem, rozmawiając po
drodze. Miał jakąś sprawę do dyrektora przędzalni Graaha.
Hilda wyjaśniła Reidarowi, kim jest Wang - Olafsen, i dodała z uśmiechem:
- Ten człowiek ma wielką słabość do Pedera i jego zabawnych powiedzonek.
- Obiecał zamówić Pederowi wizytę u swojego okulisty - dodała Elise szybko.
- Powiedziałam mu o kłopotach Pedera z czytaniem, na co stwierdził, że musi istnieć
jakieś wyjaśnienie tych trudności w nauce, ponieważ Peder nie jest głupi.
Spostrzegła, że Reidarowi to się nie spodobało, ale uznała, że musi się
dowiedzieć, co myślą inni. Może teraz mimo wszystko znowu podejmie się lekcji
czytania.
Hilda spojrzała na Elise z ulgą.
- Jak to miło z jego strony. Wang - Olafsen to niezwykły człowiek. Kto inny
poświęciłby swój czas jakiejś obcej rodzinie robotniczej?
- Ma słabość do Pedera od dnia, kiedy spotkaliśmy go na Karl Johan w dniu
powrotu naszych żołnierzy znad granicy. - Elise wyjęła Hugo z kołyski i odwróciła
się, żeby wyjść. - Nastawię wam kawy, kiedy nakarmię małego.
Gdy tylko weszła do kuchni i zamknęła za sobą drzwi, położyła Hugo na
gałgankowym dywaniku na podłodze, po czym pośpiesznie zajrzała do koperty. Ku
swemu rozczarowaniu zobaczyła tam tylko piętnaście koron, o pięć mniej niż
poprzednio, chociaż uszycie ostatniej sukni kosztowało ją dużo więcej pracy niż
poprzedniej razem z peleryną. Była przekonana, że pani Paulsen nie zrobiła tego w
złej wierze, lecz po prostu zapomniała, ile zapłaciła wcześniej. Dla pani Paulsen to
drobiazg, lecz dla Elise miało to duże znaczenie. Jeśli wydawnictwo nie przyjmie
więcej jej opowiadań i będzie musiała utrzymywać się z szycia, nie wystarczy jej na
wszystkie wydatki.
Westchnęła, wsunęła pieniądze z powrotem do koperty i nastawiła wodę na
kaszkę.
Usłyszała stłumione głosy i zduszony śmiech dochodzący z pokoiku. Skoro
Hilda jest w stanie się cieszyć, nie może być z nią aż tak źle, jak to wyglądało dziś
rano, pomyślała z ulgą.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Dużo ludzi stało w kolejce, kiedy Elise kilka dni później weszła do sklepu
Magdy. Nastawiła się, że będzie musiała chwilę poczekać.
Zauważyła coś znajomego w sylwetce stojącej przed nią kobiety, w jej
pochylonym karku i zgarbionych plecach. Kościste ramiona odznaczały się pod
cienkim bawełnianym materiałem, tak samo wyraźnie widać było wystające łopatki.
Przez moment Elise miała wrażenie, że to Oline, ale to nie mogła być ona. Ta kobieta
miała nowy kapelusz z wielkimi kwiatami, ładną bluzkę z marszczeniami przy
nadgarstkach i spódnicę, która również wydawała się nowa.
Elise przyglądała się kobiecie. Miała nadzieję, że zaraz odwróci głowę i okaże
się, kto to. Kogo, u licha, w tych stronach było stać na nowy kapelusz i taką strojną
bluzkę?
Kobieta najwyraźniej poczuła na sobie wzrok Elise, bo nagle odwróciła się i
spojrzała za siebie.
Elise doznała wstrząsu. To Oline! Jak to możliwe? Po pierwsze sklep „Na
Rogu u Magdy” nie leżał wcale najbliżej jej domu, a po drugie to bardzo dziwne, że
człowiek może tak gruntownie się zmienić w ciągu krótkiego czasu. Wprawdzie
wiadomo, że prostytutki zarabiają niemało na swym nędznym procederze, ale Elise
nigdy nie słyszała, by którejś udało się wyrwać ze środowiska. Ile czasu minęło od
dnia, kiedy Mathilde popełniła samobójstwo i Elise odwiedziła Oline, żeby jej o tym
powiedzieć? Pięć, może sześć miesięcy? Wtedy Oline wyglądała okropnie,
zaniedbana i niechlujna, o surowym spojrzeniu i zgorzkniałym głosie.
Oline jeszcze jej nie zauważyła. Elise pomyślała, że najlepiej będzie się
wstrzymać i zagadać do przyjaciółki dopiero, gdy zrobią zakupy i wyjdą. To może
okazać się trudne, ponieważ wkoło otaczało ją tyle ciekawskich spojrzeń.
Wreszcie przyszła kolej Oline. Kiedy została obsłużona i już miała wyjść ze
sklepu, Elise spostrzegła, że przyjaciółka zauważyła ją. Spodziewała się, że Oline
poczuje się zakłopotana i spróbuje czym prędzej się wymknąć, ale tak się nie stało.
Zatrzymała się i zagadnęła:
- Elise? Muszę z tobą pomówić. Elise skinęła głową.
- Możesz poczekać przed sklepem?
Niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę, gdy ją obsługiwano, a potem
popędziła do wyjścia w obawie, że Oline nie będzie mogła zbyt długo na nią czekać.
- Witaj, Oline, cieszę się, że jeszcze jesteś. Dużo o was myślałam, o
dziewczynkach Mathilde, o tobie i twojej rodzinie.
Oline nie odpowiedziała, stała w milczeniu, przyglądając się Elise z dziwnym
wyrazem twarzy.
- Czy lepiej ci się teraz układa? Tak ładnie wyglądasz w tym nowym
kapeluszu i modnej bluzce. Gratuluję.
Oline nadal się nie odzywała. Nagle po jej policzkach potoczyły się łzy.
Próbowała je wytrzeć, lecz jej się nie udało, bo płynęły nieprzerwanym strumieniem.
- To twoja wina - wykrztusiła, jeśli Elise dobrze zrozumiała. - Gdyby nie ty... -
Oline zaczerpnęła powietrza, wyciągnęła dużą męską chustkę i wytarła nos.
Co ja takiego zrobiłam, pomyślała Elise przerażona.
- Dlaczego moja wina? - spytała ostrożnie, starając się sobie przypomnieć, co
takiego zrobiła lub powiedziała, o co Oline mogłaby mieć pretensje. Czuła tylko, że
jeszcze pogorszyła sytuację, kiedy odwiedziła przyjaciółkę i opowiedziała o Mathilde;
nie zapomniała tego steku wyzwisk, którym wtedy obrzuciła ją Oline.
Oline wreszcie zdołała się opanować, otarła łzy i spojrzała Elise w oczy.
- To dlatego, że napisałaś do gazety. - Wskazała na kapelusz, bluzkę i
spódnicę, a przez jej twarz przebiegł nieśmiały uśmiech.
- Bo napisałam do gazety? - Elise popatrzyła na nią, nie rozumiejąc.
Oline skinęła głową.
- To o Mathilde i jej dzieciach. Przyszedł jakiś bogacz, który przeczytał ten
artykuł, i zorientował się, kim jesteśmy. On też stracił córkę w wypadku. Chciał
pomóc dzieciom Mathilde, a kiedy zobaczył mnie i moje maluchy, nam też
postanowił pomóc. Dał mi pracę w swojej restauracji na dworcu i teraz muszę chodzić
w takim ubraniu ze względu na jego klientów.
Elise poczuła, że robi jej się gorąco z radości.
- Przyszedł tylko dlatego, że przeczytał artykuł w gazecie? Oline przytaknęła.
- Mówił, że miał łzy w oczach, kiedy to czytał. Powiedział jeszcze, że temu,
kto to napisał, udało się sprawić, że jakby na własne oczy zobaczył cały wypadek.
Dopytywał się w gazecie o autora, ale mu nie podali twojego nazwiska. Jak się
dowiedział, że jestem siostrą Mathilde, nie mam pojęcia.
- To nie było trudne. Większość tych, którzy mieszkają w pobliżu Beierbrua,
wiedziała, kto rzucił się do rzeki. - Uśmiechnęła się. - Tak się cieszę z twojego
powodu, Oline.
- Wiem, że dziewczynki Mathilde mają się dobrze u Syverine, lecz na
początku nie mogłam uwolnić się od myśli, że to ja ponoszę winę za śmierć siostry.
Uważałam, że powinnam zrobić coś więcej, żeby temu przeszkodzić. Wiem, że nie
byłabym w stanie jej powstrzymać, ale człowiekowi przychodzą do głowy takie głupie
myśli...
Przez twarz Oline przebiegł cień smutku.
- Gdyby Mathilde zobaczyła mnie w tej chwili, nie popełniłaby samobójstwa.
Zrozumiałaby, że jest jakaś nadzieja, choć nic na to nie wskazuje.
Elise skinęła i nagle zamyśliła się. Słowa Oline wryły się mocno w jej pamięć.
„Jest jakaś nadzieja, choć nic na to nie wskazuje”.
- Dziękuję, Oline.
Przyjaciółka popatrzyła na nią zdumiona.
- Za co?
- Uświadomiłaś mi, że cuda nadal się zdarzają. Prawie cię nie poznałam, stałaś
się taka ładna i elegancka.
Oline zaczerwieniła się.
- Dobrze mi się teraz wiedzie. Dzięki tobie, Elise. To ty napisałaś do gazety,
prawda? To ty próbowałaś rozmawiać z Mathilde. Teraz już nie śni mi się mój synek.
Wcześniej ukazywał mi się co noc. Leżał tak dziwnie nieruchomo w łóżeczku, blady
jak śmierć, a z nosa sączyła mu się piana. Nie mogłam uwierzyć, że umarł.
Elise zadrżała.
- Gdzie mieszkasz? - spytała, żeby zmienić temat.
- Ten mężczyzna załatwił mi mieszkanie na Brugata. Obok porządnych ludzi.
Elise zdziwiła się. Zastanawiające, że obcy człowiek zrobił dla niej tak wiele.
- To bardzo optymistyczna historia. Mogłabym ją opisać. Może ten przykład
skłoniłby innych do zastanowienia, że może i oni mogliby coś zrobić dla tych, którzy
są nieszczęśliwi.
Oline spojrzała na Elise przestraszona.
- Nie wolno ci o tym napisać. A jeśli jego żona o tym nie wie?
- Jeżeli zajął się wami z dobrego serca, to może być z niego tylko dumna.
Oline przykuła Elise wzrokiem. W jej oczach kryła się niezwykła mądrość.
- Jak ty mało wiesz o ludziach, Elise.
- Jeśli miałabym opisać twoją historię, to zmieniłabym w niej jak najwięcej,
ż
eby nikt się nie zorientował, że jest w niej mowa o tobie. Oczywiście nie podałabym
ż
adnych prawdziwych imion ani nazwy restauracji.
Oline nie wydawała się przekonana, lecz więcej nie protestowała.
- Przychodzisz aż tutaj, żeby robić zakupy?
- Nie, odwiedziłam Agnes, żeby z nią pogadać, i pomyślałam, że przy okazji
kupię syrop dla dzieci, skoro już tu jestem.
- Nie wiedziałam, że tak dobrze znasz Agnes? Oline roześmiała się.
- Kiedyś obie pracowałyśmy w Hjula, zanim przyszłam do przędzalni.
- Byłaś u niej w domu na Maridalsveien? - Elise zdawała sobie sprawę, że
może pyta o zbyt wiele, ale nie mogła się oprzeć.
- Nie, Agnes nie mieszka już z Johanem. Nie wiedziałaś, że od niego odeszła?
- Słyszałam jakieś plotki, ale nie miałam pojęcia, że to prawda. Wiem, że
wyjechał do Kopenhagi.
- Nie była z nim szczęśliwa, biedaczka. Nie chciał z nią chodzić na tańce ani
do kinematografu. Ciągle tylko chodził do siostry, ale nie chciał zabierać tam Agnes.
Nie rozumiem, dlaczego się z nią ożenił?
Elise nie odpowiedziała.
- Dopytywała się zresztą, czy cię nie widuję. Skarżyła się, że już cię nie
spotyka, chociaż kiedyś byłyście najlepszymi przyjaciółkami. Myślę, że powinnaś się
do niej kiedyś wybrać, Elise. Nie wygląda na szczęśliwą.
- Powiedziałaś, że Agnes nie mieszka już na poddaszu na Maridalsveien. Czy
to prawda, co ludzie mówią, że przeprowadziła się do Magnusa Hansena?
Oline przytaknęła.
- Do swojego poprzedniego chłopaka. Ale to jeszcze nic nie znaczy. Twierdzi,
ż
e jest dla niej jak brat. Płakała, że wszyscy ją krytykują, ale jej też nie jest łatwo.
Straciła poprzednie dziecko i nie wie, kto jest ojcem tego.
- Sądziłam, że to Magnus Hansen - Elise sama usłyszała, jak ostro zabrzmiał
jej głos.
Oline wzruszyła ramionami.
- Kto wie? Zresztą co mi do tego. A co u ciebie, Elise? Słyszałam, że twój
ż
ołnierz odszedł. Mówią, że nie powinnaś za niego wychodzić. Podobne dzieci bawią
się najlepiej, powtarza ciągle moja mama. - Nagle zamilkła i przez chwilę mierzyła
Elise wzrokiem. - Jednak ty nigdy nie byłaś jak my wszyscy - dodała ze zdumieniem.
- Nigdy nie rozumiałam, dlaczego nie mówisz tak jak my. Powinnaś spróbować,
wtedy ludzie nie przyglądaliby ci się tak uważnie.
Elise kiwnęła głową. Pomyślała o tym, co mówiła Oline, że Magnus Hansen
jest dla Agnes niczym brat. Czy to prawda? I dlaczego Agnes twierdzi, że nie wie, kto
jest ojcem jej dziecka, skoro Johanowi powiedziała, że jest nim Magnus?
- Cieszę się, że cię spotkałam, Oline. Teraz już nie muszę się martwić o ciebie
i twoje dzieci.
Po drodze do domu zastanawiała się nad tym, czego się dowiedziała. Nie tylko
Oline ktoś pomógł. Ona sama też skorzystała. Dzięki jej artykułowi Oline zaczęła
nowe, lepsze życie. To oznaczało, że pisanie o tym, co bolesne i trudne, odnosi jakiś
skutek. W takim razie jej pisanie nie jest tylko środkiem do rozładowania frustracji,
która ją ogarniała z powodu całej niesprawiedliwości, lub próbą zarabiania pieniędzy;
wypływało z niego również coś pozytywnego dla innych. Czuła, jak radość rozpiera
jej piersi. Nie, nie wolno jej się poddać! Gdy tylko wróci do domu, zacznie pisać
nową historię. Kostium kąpielowy dla pani Paulsen to nic pilnego, nie będzie jej po-
trzebny wcześniej niż za rok, a z ubrankami dla Braciszka szybko się upora.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Następnego dnia rozpadało się i zerwała się wichura. Deszcz niemal poziomo
uderzał w szyby, a wiatr z południa tak wyginał wysoki krzak bzu, że ocierał się
gałęziami o południową ścianę domu.
Hilda czuła się lepiej, ale Reidar namówił ją, żeby poszła do lekarza i
upewniła się, że nie dolega jej nic innego jak „szmaciana choroba”. Elise domyśliła
się, że podejrzewał początek gruźlicy, lecz sama nie sądziła, by było aż tak źle. Nic
dziwnego, że robotnice skarżyły się na ucisk w piersi, jeżeli stały w gręplarni po
dwanaście do czternastu godzin w chmurze pyłu. W gorące dni polewano podłogę
wodą, żeby pył opadł, ale to niewiele pomagało.
Hugo spał i Elise usiadła w salonie przy oknie wychodzącym na zachód, żeby
chwilę ciszy wykorzystać na pisanie. Lubiła patrzeć na wielkie drzewa, rosnące przed
przędzalnią, i słuchać szumu wodospadu, to wprawiało ją w odpowiedni nastrój.
Nie pisała o sobie, jeszcze nie. Pisała o Oline. Opowiedziała o spotkaniu
między upadłą kobietą a zamożnym jegomościem pogrążonym w smutku, mężczyzną,
który stracił kogoś najdroższego, swoją córkę. Tym razem z niego uczyniła głównego
bohatera, uznała, że tak będzie najlepiej. Spróbowała wczuć się w jego tragedię,
zobaczyć go, jak siedzi w salonie, który być może przypomina salon Carlsenów w
domu na szczycie wzgórza Aker, i wertuje gazetę, starając się odsunąć na bok bolesne
myśli. Wtedy nagle jego wzrok pada na tytuł: Kiedy wróci mama?
Jego córka również była młodą matką maleńkiego dziecka, dlatego ów tytuł
wywiera na nim wyjątkowo silne wrażenie. Jeszcze tego samego dnia wybiera się do
redakcji gazety, żeby się dowiedzieć, kto jest autorem artykułu i o kim jest mowa.
Udaje mu się wpaść na ślad Oline lub Marty, jak Elise ją teraz nazwie, i trafia do
ciasnej, mrocznej komórki. Uderza go smród kocich sików. Puka, ale nikt nie od-
powiada, uchyla drzwi. Mimo że na dworze świeci ostre słońce, tutaj jest tak ciemno,
ż
e mężczyzna musi przyzwyczaić wzrok, by mógł cokolwiek zobaczyć. Wtedy
zauważa skuloną postać, siedzącą na brzegu łóżka z głową wspartą na rękach.
Odchrząka, a kobieta wolno podnosi głowę, lecz nic nie mówi, nie reaguje. Może
myśli, że to nowy klient? Na podłodze siedzi kilkoro brudnych, zasmarkanych dzieci i
bawi się guzikami. One również nie zwracają uwagi na przybysza.
Elise pisała bez przestanku, słowa wypływały z niej. Jedna kartka za drugą z
niewielkiego bloku zapełniały się, trzeba było naostrzyć ołówek. Elise
zniecierpliwiona musiała wstać, żeby przynieść nóż, zanim mogła pisać dalej. Hugo
obudził się i zaczął kwilić, ale nie podeszła do niego i pozwoliła, by trochę popłakał,
nie była w stanie oderwać się od opowieści. Dopiero kiedy główny bohater podejmuje
decyzję i wsiada do dorożki, żeby wrócić do domu, wstała i wyjęła Hugo z kołyski,
ż
eby przystawić go do piersi, jednak nawet w czasie karmienia nadawała w myślach
kształt dalszemu ciągowi swej powieści. Wróciła do mrocznego, brudnego pokoiku
Oline, lecz Oline nie siedzi już apatycznie na brzegu łóżka, lecz stoi w drzwiach i
oszołomiona odprowadza wzrokiem nieznajomego. Czy to się wydarzyło naprawdę,
czy było tylko snem?
Gdy tylko Elise nakarmiła i przewinęła Hugo, posadziła synka na podłodze i
znalazła jakieś drewniane przybory kuchenne, żeby mógł się pobawić. Następnie z
powrotem usiadła przy oknie i opisała to, co właśnie przed sobą widziała. Pisała, aż
skończyły się wszystkie kartki papieru i dotarła do końca tej historii, gdzie „Marta”
stoi za ladą restauracji głównego bohatera i uśmiecha się życzliwie do klientów,
sprzedając gorącą czekoladę wytwórni Freja, bulion lub piwo Pilsner, a także kanapki
z przepysznymi dodatkami.
Po skończonej pracy śpieszy do domu, do nowego mieszkania w ładnej
dzielnicy, gdzie ma salon, do którego przez okna wpada mnóstwo słońca.
Kiedy Elise skończyła, przepełniała ją nieopisana radość. Historia sama w
sobie wystarczyła, by poczuć się szczęśliwym, poza tym przelanie jej na papier
sprawiło Elise ulgę. Tym razem spróbuje zaproponować ją redakcji „Verdens Gang”,
a jeśli się nie uda, to pójdzie do „Nylaende”. Być może nie jest to typowa historia
dotycząca emancypacji kobiet, mimo że również porusza ten problem. Jednocześnie
opowiadanie pokazuje, że zawsze istnieje jakaś nadzieja, i mówi o tym, że największą
radość daje uszczęśliwianie innych. Główny bohater od chwili spotkania z „Martą”
nie siedzi już samotnie w salonie i nie boleje nad swym losem, lecz odzyskuje radość
ż
ycia.
Otworzyły się drzwi wejściowe i Elise usłyszała głosy Hildy i Reidara.
Zaniepokojona pobiegła do kuchni.
- I jak poszło? Hilda uśmiechnęła się.
- To tylko „szmaciana choroba”, ale lekarz uważa, że nie powinnam wracać do
gręplarni, jeżeli mam możliwość znaleźć coś innego. Powiedział, że prędzej czy
później ucisk w piersi może się rozwinąć w coś znacznie poważniejszego.
Elise przytaknęła.
- Musisz zrobić, jak on każe.
Hilda zerknęła na Reidara, przybierając tajemniczy wyraz twarzy.
- Powiemy? Reidar skinął głową.
- Oczywiście, Elise powinna być pierwszą, która się o tym dowie.
Hilda ponownie zwróciła się do Elise.
- Byliśmy z Reidarem u pastora. Pobieramy się za cztery tygodnie.
Elise otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Tak szybko?
- Reidar nie chce już dłużej czekać, a jego rodzice się zgodzili. Elise
uświadomiła sobie, że już się martwiła, że przybędzie im jeszcze jedna osoba do
wykarmienia, ale teraz jej ulżyło. Przez chwilę obawiała się, że Reidar się rozmyślił.
- Jak to miło. Dobrze dla chłopców, że wreszcie będzie w domu mężczyzna.
Hjalmara nie liczę - dodała szeptem i zachichotała.
Hilda i Reidar zawtórowali jej śmiechem.
- Gdzie odbędzie się wesele?
- Tutaj oczywiście. - Hilda wydawała się niemal dotknięta, że Elise mogła
zadać takie pytanie. - Nie wiesz, że to panna młoda wydaje weselny obiad?
Elise skinęła głową. W myślach ujrzała własne wesele z surową ciotką
Ulrikke, ciekawską panią Evertsen, nieszczęśliwą panią Thoresen i promieniejącą
radością Anną, która po raz pierwszy wyszła z domu, odkąd została sparaliżowana.
- Skoro udało się wyprawić moje, poradzimy sobie i z twoim. Nie możesz zbyt
długo zwlekać z powiadomieniem mamy. - Po chwili zwróciła się .do Reidara. - Masz
dużą rodzinę? Ile osób zamierzasz zaprosić?
Reidar pokręcił głową.
- Zostało nas tylko dwoje, siostra i ja, po tym, jak zmarła nasza młodsza siostra
- rzekł ze smutkiem w oczach. - Moja matka ma jedną siostrę w mieście, a ojciec
brata, który mieszka w Bekkelaget. Ich naturalnie musimy zaprosić. I ich małżonków.
Poza tym musimy spytać moją matkę, ona najlepiej się w tym orientuje.
Elise pokiwała głową.
- Nas również nie jest wiele. Tylko matka, jej mąż i jego córeczka. Pani
Thoresen nie żyje, pani Berg także, ale pani Evertsen...
Nie dokończyła, ponieważ Hilda przerwała jej.
- Nie musimy zapraszać dawnych sąsiadów z Andersengarden! To ma być
skromne wesele, a nie przyjęcie, na którym pojawi się całe mnóstwo starych
przekupek!
- Nie macie żadnych ciotek ani wujków? - Reidar wydawał się zdziwiony.
Hilda odpowiedziała, zanim Elise zdążyła otworzyć usta.
- O krewnych ze strony ojca nic nie wiemy i nie chcemy wiedzieć. Mama ma
dwóch braci, którzy wyemigrowali do Ameryki, a reszta zmarła w czasie epidemii.
W oczach Reidara pojawił się błysk żywego zainteresowania.
- Masz wujków w Ameryce? Utrzymujecie z nimi kontakt? Hilda pokręciła
głową.
- Wyjechali, zanim urodziła się Elise, a matka nigdy nie dostała od nich żadnej
wiadomości. Prawdopodobnie nie żyją.
- Jaka szkoda. Mam znajomych, którzy na Boże Narodzenie zawsze dostają
paczki z Ameryki.
- Dobrze by było, ale mama skłóciła się ze swymi braćmi przed ich wyjazdem
i nie chciała utrzymywać z nimi kontaktu.
Reidar wydawał się rozczarowany, ale nic nie powiedział. Hilda zwróciła się
do Elise.
- Możemy chyba przekazać pani Jensen, że wesele odbędzie się u nas, prawda?
- Oczywiście, jeżeli uzna, że to miejsce jest wystarczająco dobre. Czy nie
powinnaś najpierw zaprosić tu rodziców Reidara? Wiedzą, gdzie mieszkamy?
- Powiedziałam im tylko, że to w domu majstra. Nie sądzę jednak, by
kiedykolwiek byli tu w okolicy. Jak myślisz, Reidarze?
- Nie, wydaje mi się, że nie byli. Matka opowiadała, że wybrała się kiedyś do
krawcowej na Maridalsveien, ale to było gdzieś wyżej, ponad mostem Bentsebrua.
Poza tym matka i ojciec znają młynarza w Bjolsen Valsemolle, który mieszka w domu
szeregowym na Treschows gate. A tak poza tym, wiecie, skąd się wzięła nazwa
Treschow? Od duńskiego producenta drewnianych chodaków, czyli treskol -
roześmiał się. - Jego wnuk, Gerhard Treschow, założył młyn, prowadził fabrykę
mydła i jeszcze posiadał gospodarstwo Bjolsen.
Elise opuściła odwaga. Pewnie rodzice Reidara mają przyjaciół i znajomych,
którzy należą do zupełnie innej warstwy niż jej rodzina. Skoro Reidar tyle wie o
Treschowach, to na pewno dlatego, że zna obecnie żyjących potomków. Oby tylko
Hilda nie musiała przechodzić przez to samo co ona!
- Powiedziałeś chyba swoim rodzicom, że jesteśmy tylko zwykłymi
robotnikami?
Hilda spojrzała na siostrę z irytacją.
- Znowu zaczynasz! Czy naprawdę myślisz, że wszyscy są tacy jak napuszeni
Ringstadowie?
- Nie chciałam urazić Reidara, ale po tym, co przeszłam z teściami, mogłam
nabawić się kompleksów. Obie wiemy, że spotkanie wschód - zachód lub zachód -
wschód może rodzić trudności.
- Może dla innych, ale nie dla nas. - Uśmiechnęła się do Reidara. - Ty nie
jesteś taki, i czuję, że twoi rodzice też nie przywiązują zbytniej wagi do pochodzenia.
Poza tym, Elise, mamy dla ciebie jeszcze jedną dobrą wiadomość: Peder będzie mógł
przejść do czwartej klasy. Na próbę.
Elise poczuła, jak radość wypełnia jej piersi i jednocześnie coś dławi ją w
gardle.
- Czy to prawda? Bardzo dziękuję, Reidarze. To na pewno twoja zasługa.
Reidar uśmiechnął się.
- Nie udało mi. się nauczyć Pedera czytać, ale rozmawiałem z
przewodniczącym rady pedagogicznej i powiedziałem, że chłopak jest bardzo uparty.
Wyjaśniłem również, że być może ma jakąś wadę wzroku i istnieje nadzieja, że
okulary rozwiążą jego problem. Natomiast jeżeli okulary nie pomogą, to...
Elise wiedziała, co to oznacza. Ale pomyślała sobie, że nie ma co martwić się
na zapas. Miała nadzieję, że Wang - Olafsenowi uda się załatwić wizytę u okulisty w
niezbyt odległym terminie.
- Co dziś robiłaś? - rzuciła nagle Hilda. - Myślałam, że cały stół kuchenny
będzie zarzucony materiałem i wykrojami na strój kąpielowy dla pani Paulsen. -
Odwróciła się do Reidara i roześmiała. - Elise będzie szyła kostium kąpielowy dla
pani Paulsen. Z czepkiem, marszczeniami i gumkami pod kolanami. Już nie mogę się
doczekać, kiedy go przymierzę. Chciałbyś mnie zobaczyć w tym stroju z marynarskim
kołnierzem i paskiem w talii?
- Hilda! - przeraziła się Elise. - Nie wolno ci przymierzać ubiorów pani
Paulsen! Poza tym żaden mężczyzna nie powinien oglądać kobiety w kostiumie
kąpielowym. To nie przystoi i już!
Hilda znowu się roześmiała.
- Przecież wychodzę za niego za mąż!
Elise poczuła, że się zaczerwieniła. Nigdy nie pozwoliła, by Emanuel widział
ją bez ubrania, nawet w najbardziej intymnych sytuacjach. Nie bez powodu kobiety
kąpały się w osobnych zamkniętych basenach. Trzeba mieć trochę wstydu, Hilda zaś
wydaje się zbyt wyzwolona.
Na szczęście wyglądało na to, że siostra już zapomniała, o co pytała. Zajęła się
robieniem kawy, a Reidar usiadł przy stole. Elise natomiast wzięła Hugo i poszła do
Magdy kupić papier listowy. Kiedy Hilda i Reidar znowu znikną, przepisze historię na
czysto i wyśle do gazety.
Już dobrą chwilę temu przestało padać, ale na dworze wszędzie było mokro.
Mokre gałęzie bzu smagnęły Elise po twarzy, kapało z rynien, a na ścieżce od
schodów do furtki płynęła woda, tworząc mały strumyk. Elise uszła zaledwie kilka
metrów, gdy brzeg jej spódnicy całkiem nasiąknął wodą, a buty przemiękły od błota.
Koła wózka ciągle utykały w grząskiej ziemi.
Wesele w domu majstra... Elise uśmiechnęła się. Z całego serca życzyła
Hildzie jak najlepiej, ale nie mogła oprzeć się skojarzeniom z własnym ślubem, od
którego minął już ponad rok. Była taka szczęśliwa tego dnia, czuła, że wszystko toczy
się właściwym torem, że wreszcie jej się ułoży. Jak mało wiemy o jutrzejszym dniu!
Jeżeli rodzice Reidara okażą się tak wspaniałomyślni, że rzeczywiście nie
będzie miało dla nich znaczenia, skąd Hilda pochodzi i że urodziła już dwoje
panieńskich dzieci, to dobry znak. Wtedy nie będzie musiała się martwić. Jednak
trudno uwierzyć, by ktokolwiek do tego stopnia był wolny od uprzedzeń, zwłaszcza
ktoś z zachodniej strony rzeki, kto w dodatku liczy na to, że syn skończy studia i
zostanie lekarzem.
Może jej wizerunek poprawi fakt, że opowiadania siostry ich synowej zostały
przyjęte przez „Verdens Gang”? I „Nylasnde”? Może to ostatnie też uda się
opublikować? Elise zrobiło się gorąco na samą myśl. Gdyby spotkała rodziców
Reidara, opowiedziałaby im o Oline. Bez podawania nazwisk, oczywiście. Mogłaby
opisać to, co przeżyła tego dnia, kiedy natknęła się na Oline w sklepie i usłyszała, co
jej się przydarzyło. Gdyby rodzice Reidara się dowiedzieli, że dobrze sytuowany
jegomość, w dodatku właściciel znanej restauracji, pomógł Oline, dając jej pracę i
mieszkanie, przyszłoby im może na myśl, że nie mogą być gorsi, i nie okażą swego
rozczarowania, gdy zobaczą ten „kurnik”, jak pani Ringstad określiła dom majstra.
- Elise?
Odwróciła się zaskoczona. Zobaczyła, że z tyłu idzie Agnes.
- To ty, Agnes? Dawno cię nie widziałam. - Elise sama czuła, że mówi i
zachowuje się nienaturalnie. Rozmyślała o tym, co powiedziała jej Oline, i naprawdę
planowała odwiedzić Agnes któregoś dnia, ale postanowiła, że musi się do tego
przygotować. Teraz nie była jeszcze gotowa.
- Tak, zastanawiałam się, co się z tobą dzieje. Mam nadzieję, że już nie
chowamy do siebie urazy.
- Nie, ale wiesz, - taka ostatnio jestem zajęta, mam mnóstwo roboty przy
chłopcach, Hildzie i Hugo. Poza tym zarabiam szyciem. Nie zostaje mi zbyt wiele
czasu.
Wydawało się, że Agnes jej nie słucha.
- Wiesz, że Johan wyjechał? Elise nie potrafiła skłamać.
- Tak, Anna poprosiła mnie, bym poszła go odprowadzić i pożegnać.
Rozumiem, że się pokłóciliście?
Agnes wzruszyła ramionami.
- Ciągle się kłóciliśmy. Ale dziwisz się? Johan jest strasznie skąpy i
nieruchawy. A więc pożegnałaś się ze swoim dawnym ukochanym? - Uśmiechnęła
się. - To na pewno było dużo cieplejsze pożegnanie od tego, które ja mu zgotowałam.
- Anna uznała, że byłoby przykro, gdyby nikt mu nie pomachał.
- A ty zaraz chętnie pobiegłaś, wyobrażam to sobie. Wiesz chyba, że Johan się
cieszy, że będę miała dziecko?
Elise nie wiedziała, co powiedzieć.
- Johan lubi dzieci - bąknęła tylko.
- Wydawało mi się przez jakiś czas, że ojcem dziecka jest Magnus, ale
pomyliłam się. Napisałam do Johana i wyznałam mu to w liście.
Elise poczuła, jakby otrzymała cios pod żebra. Powinna doznać ulgi, że teraz
Johanowi nie będzie przykro, kiedy się dowie, że będzie miała dziecko z Emanuelem,
ale czuła tylko tępy ból. Johan nie uchyli się od odpowiedzialności, jeżeli dziecko
Agnes jest jego.
- Dlaczego nic nie mówisz? - Agnes przyglądała się jej. - Czy mimo wszystko
miałaś nadzieję, że Johan do ciebie wróci?
- Co za bzdury opowiadasz? Dlaczego miałabym liczyć na powrót Johana,
skoro on ma żonę, a ja męża?
- Nie musisz mnie okłamywać. Znam cię, Elise. Nigdy naprawdę nie kochałaś
Emanuela. To o Johanie zawsze marzyłaś, marzyłaś o nim również wtedy, gdy
wychodziłaś za mąż. Przyznaj się. Ale mówię ci: poddaj się! Nie oddam Johana.
Teraz może stanie się sławny i będzie pławił się w pieniądzach, lecz te pieniądze będą
moje, nie dostaniesz ich ty ani żadna inna.
Elise zdenerwowała się.
- Nie rozumiem, jak możesz opowiadać takie głupstwa! Myślisz, że
interesowałabym się Johanem dla jego pieniędzy? Że jestem tego pokroju?
- A kto nie jest? Dlaczego więc poszłaś się z nim pożegnać na przystań? Może
i listy do niego piszesz? - spojrzała na Elise surowo.
Zła na samą siebie Elise poczuła, że się czerwieni.
- Dostałam od niego list. Napisał o swojej pracy, a ja mu odpisałam. Lecz jeśli
myślisz, że to był list miłosny, to jesteś w błędzie.
- Myślę, co mi się podoba. I uważam, że nie jesteś aniołem. Emanuel odszedł
od ciebie i jesteś teraz biedną szwaczką. Łapiesz okazję, która się nadarza, jak
wszyscy inni, i wiesz dobrze tak jak ja, że Johanowi miękną kolana, gdy tylko cię
zobaczy.
W Elise zagotowało się ze złości.
- Nie wszyscy są tak wyrachowani jak ty! Nie zamierzałam niszczyć jego
kariery, każąc mu brać sobie na głowę rozwódkę z dwójką... chciałam powiedzieć z
dwójką braci, siostrą oraz własnym i przysposobionym dzieckiem na utrzymaniu.
Powinna była się ugryźć w język, omal się nie wygadała. Miała jednak
nadzieję, że Agnes się nie zorientowała.
Nagle Agnes chwyciła jej szal i mocno szarpnęła.
Zrobiła to tak szybko i niespodziewanie, że Elise nie zdążyła zareagować.
- Co ty robisz? - spojrzała na Agnes z wściekłością.
- Powiedziałaś dwójką? Nie pomyliłaś się. - Utkwiła wzrok w brzuchu Elise,
który już zaczynał się zaokrąglać pod cienką bawełnianą spódnicą. - Czy Emanuel
wie, że znowu zostanie ojcem?
Elise poczuła, że krew jej odpłynęła z twarzy. Zakręciło się jej w głowie i
musiała się oprzeć o wózek.
- Bądź tak miła, Agnes! Proszę cię, nie mów o tym nikomu! leszcze nie. I tak
jestem zrozpaczona. To, co mówisz o mnie i Johanie, to nieprawda. Nie miałam
zamiaru ci go odbierać. Jeżeli się dowie, że dziecko, które nosisz, jest jego, na pewno
znowu się pogodzicie. Będzie dobrym ojcem dla twojego dziecka.
Agnes stała nieruchomo i wpatrywała się w Elise.
- Dasz mi słowo honoru, że nigdy nie spróbujesz mi go odebrać?
- Nie ma takiej potrzeby. Kiedy Johan się dowie, że będę miała dziecko z
Emanuelem, zrozumie, że nie możemy być razem.
- A więc to prawda, że pragnęłaś czegoś więcej, zanim się zorientowałaś, że
jesteś w ciąży?
Elise pokręciła głową, oszołomiona i zrozpaczona jednocześnie.
- Zawsze kochałam Johana, ale Emanuela również naprawdę kochałam, kiedy
wychodziłam za niego za mąż. Gdyby nie spotkał Signe, nadal żylibyśmy ze sobą i
dobrze by nam było. Jestem tego pewna.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Nie ma innej odpowiedzi. Nie zdążyłam posunąć się w myślach tak daleko,
gdy zorientowałam się, że jestem w ciąży.
- I nie powiedziałaś o tym Johanowi? Elise pokręciła głową.
- Zamierzasz to zrobić? Elise ponownie zaprzeczyła.
- Dlaczego nie?
Elise poczuła, że szumi jej w uszach. Miała wrażenie, że zemdleje, jeśli nie
usiądzie. Nie mogła przyznać się Agnes, że nie powiedziała o ciąży Johanowi,
ponieważ bała się, jak on to przyjmie. Agnes nadal wpatrywała się w nią uporczywie.
- Czy dlatego, że się bałaś, że go rozczarujesz? Elise nie odpowiedziała.
- Nie myśl o tym, Elise. Napiszę do niego i opowiem, jak jest. Będzie tak, jak
mówiłaś: kiedy dowie się, że dziecko jest jego, zapomni o wszystkim.
Elise poczuła, jak znowu ogarnia ją wściekłość, zawroty głowy nagle ustały.
Nie podobała jej się myśl, że wiadomość dotrze do Johana od Agnes.
- W takim razie wyprowadź się od Magnusa Hansena i zachowuj się
przyzwoicie - rzuciła.
- Chryste. Co się tak wściekasz, Elise? Wiesz chyba, jaka jestem. Jeżeli jakiś
mężczyzna się za mną ogląda, nie mogę mu się oprzeć. Ale, jak mówiłam, sądzę, że
dziecko nie jest jego. W tamtym czasie zabawiałam się z Johanem. Zanim zaczął się
dąsać i krzywić, i już w ogóle nie chciał ze mną sypiać.
- Jednak nie możesz mieć pewności. Może się mylisz? Może urodzisz dziecko
z taką samą czarną czupryną jak włosy tego, z którym mieszkasz?
Agnes roześmiała się.
- Nie do twarzy ci ze złością, Elise. Przepraszam, że cię rozczarowałam. Nie
jestem taka głupia, jak myślisz, i wiem, że miałaś nadzieję, że zejdziecie się z
Johanem. Muszę już iść. Wybieram się do domu, żeby napisać list.
Odwróciła się i ruszyła w przeciwnym kierunku.
Elise chciała zawołać za nią i prosić, by się trochę wstrzymała, aż sama
Johanowi o tym napisze, ale nie mogła. Agnes miała wszelkie prawa, to ona była żoną
Johana.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Szkoła rozpoczęła się na dobre, lato minęło, a w powietrzu czuło się zimny
powiew jesieni.
Zbliżał się ślub Hildy, ale Elise do tej pory nie spotkała się jeszcze z rodzicami
Reidara. Pani Lovlien na wieść o tej ważnej uroczystości zaofiarowała się, że upiecze
tort, lecz poza tym wykazała niewielkie zainteresowanie. Elise nie dostała jeszcze
odpowiedzi z „Verdens Gang” ani też nie napisała i nie dostała listu od Johana.
Emanuel również nie dawał znaku życia, lecz z tego akurat była zadowolona. Nie
miała zaufania do Agnes i nie byłaby zdziwiona, gdyby przyjaciółka wypaplała
wszystko Karoline albo komuś innemu, kto mógłby zawiadomić Ringstadów. Jednak
do tej pory nie zdarzyło się nic takiego, co by na to wskazywało.
Siedziała w kuchni i szyła malutkie ubranko dla Braciszka, ponieważ Hilda
wyszła z domu szukać pracy, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili do
ś
rodka wszedł Wang - Olafsen.
Elise pośpiesznie wstała od stołu i dygnęła.
- Pan Wang - Olafsen? Co za niespodzianka? - Czym prędzej zaczęła sprzątać
ze stołu.
Powstrzymał ją ruchem dłoni.
- Ależ proszę sobie nie przeszkadzać w pracy. Mam tylko kilka słów do
przekazania i zaraz muszę iść.
- Proszę przynajmniej na chwilę usiąść na stołku. Poczęstuję pana kawą, jeśli
pan nie odmówi.
- Dziękuję. Owszem, znajdę chwilę czasu na filiżankę kawy. Odłożył kapelusz
i laskę na skrzynię na drewno i usiadł, nie zdejmując płaszcza.
- Mam dla pani niespodziankę. Spojrzała na niego w napięciu.
- Udało mi się odnaleźć pani wujków. Obaj żyją i mają się jak najlepiej.
Elise poczuła, że się zarumieniła na twarzy.
- Naprawdę? Żyją? Czy wie pan coś o nich?
- Obaj mieszkają w stanie Waszyngton. Jeden się ożenił i ma gromadkę dzieci,
drugi jest kawalerem. - Pan Wang - Olafsen poszperał w kieszeni i wyjął niedużą
karteczkę. - Tutaj zapisałem adres do jednego z nich. Nie wiem tylko, do którego:
ż
onatego czy tego drugiego, ale to chyba nie ma większego znaczenia.
Elise wzięła kartkę i spojrzała na widniejący tam adres.
Nagle poczuła, że brakuje jej tchu. Wuj nazywał się Kristian Aas. Wiedziała,
ż
e nazwisko panieńskie matki brzmi Aas, ale dlaczego mama dała swemu synowi
imię po bracie, skoro nie chciała mieć z nim nic do czynienia?
- Czy coś się stało? - zaniepokoił się Wang - Olafsen. Elise opadła na stołek.
- Nie, tylko jestem zaskoczona. Nie wiedziałam, że Kristian nosi imię jednego
z mamy braci.
- Moim zdaniem to chyba nic dziwnego. - Uśmiechnął się.
- Dla mnie tak. Skoro mama nie chciała utrzymywać z nimi kontaktu, to raczej
dziwne.
- Być może darzy braci silniejszym uczuciem, niż się do tego przyznaje. Może
ją pani zapytać.
Elise pokręciła głową.
- Boję się, że nie będzie zadowolona z tego, że zdobyłam ten adres. A już na
pewno, jeśli do nich napiszę.
- A więc zamierza pani to zrobić?
- Myślę, że nie umiałabym się powstrzymać. To nasi najbliżsi krewni, a dzieci
jednego z nich są naszymi kuzynami. Jedynymi, jakich mamy, o ile wiem. Tutaj nie
mamy żadnej rodziny, którą bym znała, a często mi tego brakowało.
- Potrafię to zrozumieć. Ja też mam bardzo małą rodzinę, tylko jednego syna,
Carla Wilhelma. Ku mojej największej radości właśnie się dowiedziałem, że jego
ż
ona, Olga Katrine, jest w błogosławionym stanie. Urodzi w lutym.
- Gratuluję. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, i życzę panu udanego
wnuka. Nawiązał pan taki dobry kontakt z Pederem, że z pewnością będzie pan
troskliwym dziadkiem.
Uśmiechnął się.
- Wierzę w to. A co słychać u Pedera? Może uczyć się dalej w wyższej klasie?
- Tak, na próbę.
- No tak. Ale byłbym zapomniał. Umówiłem go na wizytę u mego okulisty w
następny wtorek. Mam nadzieję, że termin wam odpowiada?
Podał Elise inną karteczkę z nazwiskiem, adresem i godziną.
- Gdyby nawet „nie pasował, zrobiłabym wszystko, żeby móc tam pójść. Taka
jestem ciekawa, co lekarz powie.
- Przykro mi, że to tak długo trwało, ale mój okulista ma odległe terminy, a
poza tym nie mogłem od razu do niego zadzwonić, bo byłem bardzo zajęty. -
Uśmiechnął się przepraszająco. - Rozumie pani, zaangażowałem się w debatę na
temat języka norweskiego, a ten spór jest tak zacięty, temperamenty ścierają się na
łamach gazet, w Stortingu, a także na nieformalnych spotkaniach.
Elise popatrzyła na gościa zdziwiona, nie bardzo wiedziała, o czym on mówi.
Tutaj nad rzeką mieli własną „debatę językową”, to znaczy żadną debatę, tylko
wyrażanie silnych emocji.
Wang - Olafsen musiał się zorientować, że Elise nie rozumie, i wyjaśnił:
- Powstało pytanie, czy językiem obowiązującym ma być riksmal czy
landsmal. Partie stanęły naprzeciw siebie niczym „chłopi i zwolennicy króla przed
bitwą pod Stiklestad”. Wielu odbiera przedstawione zmiany jako osobisty atak.
Rozumie pani, język wiąże się blisko z poczuciem tożsamości.
Słuchała uważnie i potakiwała głową.
- Tu nad rzeką też daje się to zauważyć. Niektórzy nie lubią, gdy używam
„pięknego” języka, twierdząc, że nie mogę być jedną z nich, dopóki inaczej mówię.
Matka miała dobre intencje, kiedy uczyła nas języka, który mógł dać nam większe
możliwości, jednak niektórzy twierdzą, że wyświadczyła nam niedźwiedzią przysługę.
Skinął w zamyśleniu.
- To rzeczywiście taka mała paralela do sporu dotyczącego języka w kraju. Ów
wielki spór o język toczy się o to, co jest norweskie. Zwolennicy landsmalu nazywają
obywateli o obcych nazwiskach imigrantami i twierdzą, że reprezentują oni to, co
obce i nieautentyczne. Zapominają, że zostanie nas niewielu, jeżeli się od tamtych
odetniemy. Norwegia jako niezależny kraj istnieje od tysiąc osiemset czternastego
roku i dopiero później powstawała nasza historia nowożytna, która dla nas coś znaczy.
Fridtjof Nansen uważa, że spora większość siły nośnej naszego narodu należy właśnie
do ludności napływowej. Mówi, że „wszystkie kultury narodowe często właśnie
imigracji zawdzięczają dostarczanie narodom najlepszych sił”. Przepraszam, pewnie
panią zanudzam - dodał Wang - Olafsen z uśmiechem.
Elise zaprzeczyła.
- Nie, wręcz przeciwnie, uważam, że to bardzo interesujące. Tak rzadko
spotykam kogoś, kto może mi powiedzieć, co się dzieje w kraju. Nie stać nas na
kupno gazet, a ludzie w okolicy są przeważnie zajęci swoimi sprawami.
Wang - Olafsen znowu się uśmiechnął.
- Podziwiam panią, pani Ringstad. Wiem, że ma pani tyle pracy, a mimo to
znajduje pani czas, żeby wysłuchać takiego starego człowieka jak ja i okazać
zainteresowanie dla wszystkich spraw, o których opowiadam.
- Tego by tylko brakowało, żebym nie znalazła dla pana czasu. To ja czuję się
zaszczycona, że zadaje pan sobie trud, żeby mi zdać relację z tylu ciekawych rzeczy.
Słyszałam, że spór toczy się również wśród chrześcijan. Nie ma wśród nich jedności
co do tego, jak należy głosić Biblię.
Skinął głową.
- Dyskutują o tym, czy istnieje konkretne piekło, gdzie grzesznicy są
poddawani fizycznym cierpieniom, oraz czy taniec i teatr to grzech. Konserwatyści
atakują liberałów, którzy uważają, że należy rozróżnić podstawy chrześcijaństwa od
tekstu uwarunkowanego od czasu, w którym powstał. Ostatnio rząd Michelsena
powołał młodego badacza z kręgu liberałów, Johannesa Ordinga, do prowadzenia
fakultetu teologicznego w Kristianii. Wskutek tego Christopher Knudsen wystąpił z
Rady Kościoła Narodowego. Rozumie więc pani, że nastroje są gorące. Elise
uśmiechnęła się.
- Myślę, że zostanę przy Armii Zbawienia.
Wang - Olafsen milczał przez chwilę, przyglądając się Hugo, który leżał na
chodniku i bawił się spokojnie drewnianymi akcesoriami kuchennymi.
- Poza tym ludzie interesują się również wynalazkami technicznymi. Na
przykład światłem elektrycznym. - Ponownie skierował wzrok na Elise. - W salonach
bogatych willi po drugiej stronie rzeki palą się już żarówki elektryczne.
- Widziałam je u Paulsenów.
- Tak, prawda. Szyje pani przecież dla pani Paulsen. Zapomniałem o tym z
pośpiechu. A teraz szyje pani ubranko dla chłopczyka, jak słyszałem? To śliczny mały
berbeć o dobrym usposobieniu, takie odniosłem wrażenie. Wie pani, że pierwszy raz,
kiedy go zobaczyłem, wydał mi się podobny do Pedera. - Roześmiał się. - To pewnie
dlatego, że pani młodszy brat ujął mnie już od pierwszego spotkania. Jasne włosy,
niebieskie oczy, piegi i zadarty nos, uważam, że jest uroczy.
Elise nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Roześmiała się, lecz sama
słyszała, jak nienaturalnie zabrzmiał jej śmiech. Jednak kiedy na powrót zerknęła na
gościa, zauważyła, że pogrążył się we własnych myślach.
- Martwię się o panią Paulsen. Wydaje mi się, że nie wygląda zdrowo.
Elise otworzyła oczy ze zdumienia.
- Czyżby była chora? Nic niepokojącego nie zwróciło mojej uwagi.
- Jej mąż się denerwuje, że coś jej dolega. Mówił, że bardzo schudła, często
jest zmęczona i wyczerpana. Wcześniej chętnie chodziła do teatru, na koncerty i
przyjęcia, teraz nalega, by mogła zostać w domu.
Elise słuchała i nagle zaniepokoiła się. Wiedziała, że to egoistyczne myśleć w
ten sposób, ale nie potrafiła inaczej. Jeżeli coś się stanie pani Paulsen, będzie to
tragedia nie tylko dla jej męża i Braciszka, lecz i ona, Elise, straci jedyną klientkę,
którą miała.
- Była u lekarza?
Wang - Olafsen nieznacznie się uśmiechnął i w tej samej chwili Elise
zrozumiała, że ludzie tacy jak pani Paulsen nie chodzą do lekarza, tylko lekarz
przychodzi do nich.
- Doktor był u nich kilka razy, lecz nie może znaleźć przyczyny.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- Tak, miejmy nadzieję. Była taka szczęśliwa, kiedy pojawił się w ich domu
ten chłopczyk. Długi czas wyglądało na to, że nie będzie mogła mieć dzieci, lecz
nagle szczęście się do nich uśmiechnęło. Rzadko widywałem matki, które by tak
ubóstwiały swoje dziecko jak ona. Na myśl o tym robi mi się ciepło na sercu.
Elise skinęła głową. Jego słowa sprawiły jej jednocześnie przyjemność i
przykrość.
Na zewnątrz rozległy się kroki i podniesione chłopięce głosy, a chwilę potem
w drzwiach ukazali się Peder i Evert.
Zatrzymali się nagle zaskoczeni.
- Dżentelmen? - Twarz Pedera rozjaśniła się. - Przepraszam, to znaczy... -
zerknął bezradnie na Elise, bo najwyraźniej zapomniał, jak ów jegomość się nazywa.
- Panie Wang - Olafsen - pomogła mu.
Wang - Olafsen wstał ze stołka i podszedł do chłopców z uśmiechem,
wyciągając dłoń.
- Dzień dobry, Pederze - rzekł, a następnie podał rękę Evertowi. - Dzień dobry,
młody człowieku. Jak to miło, że zdążyłem was jeszcze zobaczyć przed wyjściem.
- Nie ma pan czasu, żeby trochę z nami zostać? - Peder wydawał się
rozczarowany. - Przyniosę Puszka. Opowiadałem mu, jak się u nas znalazł, i teraz na
pewno się ucieszy, kiedy wreszcie spotka „dżentelmena”. - Nie czekając na
odpowiedź, wypadł na dwór.
Wang - Olafsen roześmiał się.
- Myślę, że będę musiał odłożyć swoją sprawę i zostać trochę dłużej, jeżeli nie
ma pani nic przeciwko temu, pani Ringstad.
- Oczywiście, że nie. Peder tyle o panu opowiada i tak bardzo się niecierpliwił,
kiedy nas pan odwiedzi.
- A więc to jest Evert. - Wang - Olafsen uśmiechnął się przyjaźnie. Słyszałem,
ż
e chodzisz do jednej klasy z Pederem.
Evert ukłonił się w odpowiedzi. Czuł się niezręcznie i najwyraźniej nie
wiedział, jak ma się zachować wobec mężczyzny w czarnym garniturze i w białym
kołnierzyku.
- Jest moim najlepszym przyjacielem - mruknął, nie podnosząc wzroku.
- Miło mi to słyszeć. To na pewno zabawny kolega. Czy ciągle mówi coś
dziwnego?
Evert skinął głową.
- Ale nauczyciel się złości, a Pingelen i inni drażnią się z Pederem i wyzywają
go, że jest analfabetą.
- Chciałeś powiedzieć: analfabetą? - Wang - Olafsen wydawał się
wstrząśnięty. - Mam nadzieję, że bierzesz go wtedy w obronę i mówisz, że Peder
wcale nie jest głupi, tylko ma wadę wzroku.
Dopiero teraz Evert podniósł głowę i spojrzał na jegomościa przestraszony.
- Coś jest nie tak z jego oczami? Musi mieć binokle? Wang - Olafsen nie
zdołał powstrzymać się od śmiechu.
- Tylko tacy starzy panowie jak ja muszą używać binokli z klamerką na nosie.
Myślę, że Peder zaraz by je zgubił, zwłaszcza że dużo biega i skacze. Ale może
dostanie okulary, które mocuje się za uszami. Zobaczysz, będzie czytał jak pastor.
Evert stał nieruchomo i patrzył ze zdumieniem na gościa, po czym spytał z
niedowierzaniem:
- Tak jak czytają w kościele? Z „amen” na końcu i takimi tam? Wang -
Olafsen roześmiał się, a jego śmiech całkiem wypełnił niedużą kuchnię.
- No nie, widzę, że ty również jesteś małym dziwakiem! Kiedy mówię, że
będzie „czytał jak pastor”, to mam na myśli tylko to, że będzie dobrze czytał. Pastorzy
dużo czytają, wiesz.
Evert nie roześmiał się, tylko się zamyślił.
- Pastor nie czytał, kiedy panią Berg mieli zakopać w ziemi. Myślałem, że
przeczyta dla niej coś cudnego, ale chyba było mu zimno w nogi.
Wang - Olafsen spojrzał na chłopca z powagą.
- Mimo że była zima i zmarzły mu nogi, to uważam, że powinien przeczytać
coś ładnego pani Berg. Czy to ta starsza pani, u której mieszkałeś, zanim tu
przyszedłeś?
Evert przytaknął.
- Wydawało mi się, że zasnęła, ale Elise powiedziała, że ona nie żyje.
Zapomniałem swojej kołdry, tabliczki, abecadła i paska, ale Elise wszystko mi
przyniosła i zaszyła wszystkie dziury.
Wang - Olafsen uniósł brwi zaskoczony.
- Jak to: wszystkie dziury? - spytał, nie rozumiejąc.
- Wszystkie dziury w mojej kołdrze.
- Ach tak. Naprawdę dobrze się stało, że znalazłeś nowy dom u pani Ringstad.
Evert przestraszył się nie na żarty.
- Ja nie mieszkam u pani Ringstad. Ona ma duże gospodarstwo z dzwonem
kościelnym na dachu. Nie wiem, po co, ale chyba pożyczyła od pastora.
Wang - Olafsen nie roześmiał się tym razem, uśmiechnął się tylko i poczochrał
Everta po włosach.
- Jest wiele rzeczy, o których nie wiecie, wy, którzy mieszkacie nad rzeką i nie
wyjeżdżacie na wieś na wakacje. Domyślam się, dlaczego mnie źle zrozumiałeś.
Wiesz, siostra Pedera też nazywa się Ringstad.
Evert wpatrywał się w jegomościa z niedowierzaniem.
- Teraz myślę, że chyba zmyślasz.
W tej samej chwili drzwi otworzyły się z rozmachem i do kuchni wparował
Peder z kotem na rękach. Był zdyszany i czerwony na twarzy.
- Puszek schował się w komórce. Wydaje mi się, że polował na myszkę, bo
prychał na mnie, kiedy go wyciągałem.
- A więc jest nasz Puszek. - Pan Wang - Olafsen uśmiechnął się. - Urósł od
czasu, kiedy go przyniosłem. I ma lśniące futerko, myślę, że dobrze o niego dbasz,
Pederze.
- Jasne. Razem się nim opiekujemy, Evert i ja. W nocy bijemy się, kto go
będzie miał jako poduszkę. Wtedy kładzie się między nami, jak gdyby pilnował,
ż
ebyśmy się nie kłócili o niego. I mruczy tak jak automobil dyrektora.
Wang - Olafsen roześmiał się i spojrzał na Elise.
- Ależ u pani musi być wesoło, pani Ringstad, skoro może pani codziennie
przysłuchiwać się wszystkiemu, co mają do opowiedzenia ci wspaniali chłopcy.
Elise skinęła z uśmiechem.
- Tak, mam szczęście.
Peder i Evert popatrzyli po sobie, najwyraźniej gotowi się roześmiać.
- Wspaniali? - powtórzył Peder, tłumiąc śmiech, i spojrzał w dół na brudną
koszulkę i spodnie z kolejną dziurą na kolanie. Potem podszedł do Wang - Olafsena i
podał mu Puszka.
- Proszę, dżentelmenie. Może go pan pożyczyć. Na tak długo, jak pan chce.
Ku zdumieniu Elise starszy pan wziął kota, ułożył go sobie wygodnie w
zagłębieniu ramienia i zaczął głaskać po grzbiecie.
- Chciałbym mieć kota, ale tak rzadko bywam w domu. Nie powinno się brać
zwierzątka, jeśli nie można się nim dobrze zająć.
- Może go pan wziąć na noc, jeśli odda go pan jutro rano.
- Dziękuję bardzo, to miło z twojej strony, Pederze, ale wątpię, by Puszek
chciał was opuścić. A jeśli zatęskni za domem i ucieknie?
Peder i Evert spojrzeli na siebie, pewnie to dla nich trudne pytanie.
Po chwili Peder zwrócił się znowu do Wang - Olafsena i rzekł uroczyście:
- I tak może go pan pożyczyć, bo nam go pan dał. Jeżeli nie ma pan pieniędzy,
ż
eby mu kupić rybę, to na pewno Puszek znajdzie jakąś mysz pod pana łóżkiem.
Wang - Olafsen był wyraźnie wzruszony.
- Dziękuję, Pederze, ale rozumiesz, nie idę prosto do domu, muszę iść jeszcze
na spotkanie. Czy mógłbym raczej przyjść jeszcze któregoś dnia i pobyć z nim trochę
tu u was?
Peder i Evert skinęli równocześnie głowami, wyraźnie im ulżyło.
Wang - Olafsen oddał Puszka Pederowi i zwrócił się do Elise.
- Jestem niestety zmuszony już iść, choć chętnie zostałbym dłużej. Za każdym
razem, gdy z wami przebywam, jeszcze długo potem mam dobry humor.
Peder popatrzył na niego zamyślony.
- W takim razie niezbyt często jest pan w dobrym humorze? Elise słyszała
ś
miech Wang - Olafsena jeszcze jakiś czas potem, gdy zniknął za drzwiami.
Wsunęła rękę do kieszeni fartucha i sprawdziła, czy kartka jeszcze tam leży.
Czy powinna się odważyć i napisać do wujka z Ameryki?
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Kiedy Elise dwa dni później siedziała w kuchni i wykonywała ostatnie szwy w
kostiumie kąpielowym pani Paulsen, usłyszała, że Hilda rozmawia z kimś na
zewnątrz. Głos należał do mężczyzny, być może Reidar postanowił wpaść w czasie
przerwy.
Hildzie nie udało się jeszcze znaleźć żadnej pracy i zastanawiała się, czy nie
zacząć sprzątać po domach, ale nie bardzo miała ochotę. Jeśli się wkrótce nie
zdecyduje, Elise będzie musiała ją zmusić. Nie stać ich, by któraś z nich była bez
pracy; to Hilda powinna się raczej zająć sprzątaniem u ludzi, ponieważ Elise musiała
się opiekować Hugo, a poza tym była w ciąży.
Skoro siostra już wróciła, to niemożliwe, by zdążyła zapytać o pracę w kilku
miejscach. Elise głęboko zaczerpnęła powietrza. Kiedy Hilda pracowała w przędzalni
w Nydalen, była obowiązkowa i pracowita, ale kiedy nie miała nic do roboty, robiła
się z dnia na dzień coraz bardziej leniwa. Nie powinna tak wcześnie się poddać,
zostało jeszcze wiele godzin do chwili, kiedy zawyją fabryczne syreny i robotnicy
zaczną strumieniem opuszczać przędzalnię Graaha i Hjula. Elise musi Hildę
zdyscyplinować. Dziewczyna stoi oto w biały dzień i urządza sobie pogaduszki z
Reidarem, to wstyd.
Elise wstała od stołu, pośpiesznie wyszła z kuchni i stanowczym krokiem
ruszyła do narożnika domu.
- Hilda? Gdzie ty się podziewasz?
To nie Reidar, lecz listonosz. Jeszcze gorzej. Jak Hilda może trwonić czas w
ten sposób i zostawiać Elise samą z całą robotą.
- Już idę! - Głos Hildy brzmiał radośnie i lekko. - Jest do ciebie list, Elise. -
Wymachiwała białą kopertą.
Elise poczuła, jak serce w jej piersi szybciej i mocniej zabiło. Czy to od
Johana?
W następnej chwili doznała bolesnego ukłucia. Na pewno dostał już list od
Agnes, że Elise spodziewa się dziecka, i jeśli do niej napisał, to raczej nie było to nic
przyjemnego. Z pewnością czuł się rozczarowany, zraniony i zły.
Hilda szybko zbliżała się w stronę siostry.
- Myślę, że to z redakcji „Verdens Gang”.
Elise wstrzymała oddech, a potem łapczywie chwyciła list, odwróciła się i
czym prędzej weszła do domu. Hilda truchtem pobiegła za nią.
- Pozwól mi też zobaczyć! Elise rozerwała kopertę.
Szanowna Pani Elias Aas!
Otrzymaliśmy Pani opowiadanie Bliźni i chcielibyśmy je zamieścić w naszej
gazecie. Z przykrością zawiadamiamy, że nie mogliśmy przyjąć poprzedniego utworu,
jednak przez wzgląd na naszych czytelników nie możemy zamieszczać zbyt dużej ilości
przygnębiających materiałów. Natomiast opowiadanie Bliźni jest utrzymane w pogod-
niejszym tonie i ma szczęśliwe zakończenie. Ludzie pragną, by tak było. Prosimy o
kontakt. Honorarium zostanie wypłacone w naszej redakcji.
Z poważaniem Ola Thommessen
- Brawo, Elise! To cudownie! Pomyśleć, że przyjęto twoje kolejne
opowiadanie! - Hilda czytała jej przez ramię, teraz klaskała w ręce i tańczyła dokoła
kuchni. - Teraz nie będziesz już musiała szyć do późna w nocy, a ja sprzątać u ludzi.
Elise ledwie słuchała Hildy. Słowa listu jeszcze dźwięczały jej w uszach.
Ludzie pragną szczęśliwych zakończeń, pogodniejszego tonu, nie chcą być zarzucani
zbyt dużą ilością smutku. Chcą być oszukiwani! Zamknąć oczy i uszy na
rzeczywistość, ukołysać się w fałszywym przeświadczeniu, że wszystkim jest tak
dobrze jak im.
Nie chcieli wiedzieć o młodych matkach, które musiały sprzedawać swe ciało,
ż
eby przeżyć, i o tych, które, nie mogąc się z tym pogodzić, wolały odebrać sobie
ż
ycie.
- Dlaczego się nie cieszysz? - Hilda zatrzymała się i spojrzała na siostrę, nie
rozumiejąc. - Przyjęto twoje opowiadanie, Elise! Właśnie o tym marzyłaś. Może
udałoby ci się napisać tyle historii, że nie musiałabyś już zarabiać szyciem? Wtedy ja
mogłabym opiekować się Hugo i zajmować się domem, a ty byś pisała. Wtedy żadne
z nas nie musiałoby wypruwać sobie żył w fabryce.
Elise skinęła głową.
- Cieszę się, tylko jestem tak zmęczona, że nie potrafię w pełni tego okazać.
Do późna w nocy łatałam spodnie Pedera, Everta i Kristiana i położyłam się dopiero o
ś
wicie. Poza tym nie mam pomysłu na kolejne opowiadania.
Do takiej gazety jak „Verdens Gang” nie mogła napisać o swoim własnym
ż
yciu ani też o Hildzie, którą przekonano, żeby oddała własne dziecko, a drugie jej
umarło. Mimo że „Nylaende” przyjmował takie historie, nie potrzebował ich tyle, a
poza tym napisanie książki zabrałoby zbyt wiele czasu. Zdawała sobie z tego sprawę.
Pieniądze potrzebne im były teraz.
- Oczywiście, że masz o czym pisać. Możesz opowiedzieć o mamie, która
leżała śmiertelnie chora i z której śmiercią już się pogodziliśmy, lecz oto
wyzdrowiała, spotkała wdowca i zakochała się niczym siedemnastolatka. Możesz
napisać o Annie, o tym, że nikt nie wierzył, że kiedykolwiek jeszcze wstanie z łóżka
lub wózka inwalidzkiego, a ona przeszła przez kościół na własnych nogach. Albo o
Johanie, któremu darowano większość kary, ponieważ wykazał się wybitnymi
zdolnościami w zakładzie kamieniarskim, i który teraz otrzymał nawet pomoc, by
mógł kształcić się dalej w Kopenhadze. Aż roi się od historii, które potrafią ludzi
uszczęśliwić.
- Mogłabym napisać o „dżentelmenie”, który podarował Pederowi młodego
kotka, o Reidarze, który zaofiarował się, że przez całe lato będzie naszego brata uczył
czytać - dodała Elise i uśmiechnęła się. - To prawda, Hildo, istnieje wiele dobra, ale
nie tym zamierzałam się zajmować. Pragnęłam uświadomić ludziom, którzy żyją w
dobrobycie, co to znaczy być biednym. Jak to jest mieszkać w dwanaście osób w
dwóch izbach, nie mieć dosyć jedzenia, marznąć i w domu, i na dworze, ponieważ
brakuje zimą drewna na opał albo ciepłego ubrania, wychodzić w pośpiechu z domu,
kiedy fabryczne syreny wyją wczesnym rankiem. Kiedy ludzie czytają o dziewczynie,
która rzuca się do rzeki Aker, przechodzi ich dreszcz, ale za chwilę o tym zapominają.
Natomiast jeśli poznają jej sytuację, opisaną w taki sposób, że niemal czują to na
własnej skórze, to zupełnie coś innego. Dokładnie jak było z tym zamożnym
człowiekiem, który przeczytał moją opowieść o Mathilde i postanowił pomóc jej
rodzinie. Rozumiesz, o co mi chodzi? Co to da, jeżeli przeleję na papier te wszystkie
radosne historie, które mi tylko przyjdą do głowy? Być może kogoś rozweselę, lecz
nie pomogę tym dziewczętom, które, trzęsąc się z zimna, stoją w bramach na
Lakkegata i próbują zwabić do siebie podchmielonych mężczyzn. Nie pomogę
wdowie z czwórką dzieci, którą zwolniono z pracy, ponieważ się spóźniła, i nie
pozostaje jej nic innego jak pomoc gminy. Nie pomogę osieroconemu chłopcu,
którego umieszczono w domu pijaka i który musi sobie radzić sam.
Hilda usiadła w milczeniu na stołku i spojrzała na Elise.
- Pisz tak, jak czujesz, Elise. Nie przejmuj się gazetami. Pójdę sprzątać do
ludzi.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
Hilda dotrzymała obietnicy. Już następnego dnia wyszła z domu wcześnie
rano. Słyszała, że na Sandakerveien ktoś potrzebuje kobiety do sprzątania.
Elise zdecydowała się napisać do wujka z Ameryki. Najpierw szukała różnych
pretekstów, żeby to odłożyć na później: okazało się, że trzeba zrobić pranie, okna w
salonie wydawały się całkiem szare, a wkrótce w tym domu miało przecież odbyć się
wesele. Właśnie dziś należało przewietrzyć pościel, bo zrobiło się ładnie na dworze.
Teraz, kiedy nadeszła jesień, mogło padać całymi tygodniami, a gałgankowe kołdry
chłopców nie pachniały ładnie, bo kładli się wieczorem brudni i spoceni. Poza tym
Elise musiała pójść do pani Paulsen zanieść strój kąpielowy i ubranko dla Braciszka.
Dawno już powinna oddać te rzeczy, chociaż pani Paulsen powiedziała, że to nic
pilnego.
Kiedy wyniosła kołdry i rozwiesiła je na sznurze, wracając, zatrzymała się na
ganku. To tchórzostwo. Nie musiała wcale myć okien właśnie dzisiaj, a do pani
Paulsen mogła się wybrać po południu, kiedy Hilda będzie w domu i przypilnuje
Hugo. Wynajdywała wymówki, żeby nie pisać listu. Skoro Wang - Olafsen zadał
sobie tyle trudu, żeby odszukać adres wuja, a ona obiecała, że napisze, nie mogła
dłużej zwlekać. Hugo poszedł spać, jak zawsze o tej porze przed południem, Hilda
wyszła z domu, a chłopcy byli w szkole, więc Elise miała rzadką okazję, by znaleźć
chwilę spokoju.
Czuła dziwną nerwowość, gdy siadała przy kuchennym stole z ołówkiem w
ręku i blokiem listowym. „Drogi wujku Kristianie...” Nie, to brzmi idiotycznie. Nigdy
go przecież nie spotkała, a on może nawet nie wiedział, że jest wujkiem. Powinna
zacząć trochę bardziej formalnie.
Szanowny Kristianie Aas!
Nazywam się Elise Ringstad i jestem najstarsze córką Pańskiej siostry, Jensine
Levlien, z domu Aas. Pewien życzliwy jegomość, którego latem zeszłego roku poznał
mój młodszy brat, dał mi Pana adres i zachęcił do napisania listu. Mieszkam z
trojgiem rodzeństwa: Hildą, która jest ode mnie rok młodsza, i braćmi Kristianem i
Pederem, którzy chodzą odpowiednio do piątej i czwartej klasy szkoły powszechnej w
Sagene w Kristianii. Ojciec zmarł zimą zeszłego roku, a mama wyszła ponownie za
mąż za wdowca, który jest kancelistą i nazywa się Asbjorn Hvalstad. Mieszkają w
pięknym mieszkaniu przy Wzgórzu Świętego fana.
Elise podniosła wzrok znad bloku. Dlaczego napisała „pięknym”? Czy starała
się wywrzeć lepsze wrażenie? Nie, odpowiedziała samej sobie. Nie chciała, by wuj
odebrał ten list jako prośbę o pomoc. Nie pisała po to, żeby dostawać na święta paczki
z Ameryki, lecz dlatego, żeby matka mogła spokojnie spocząć w grobie pogodzona ze
swymi braćmi. Poza tym wyobrażała sobie, że krewni ucieszą się, gdy otrzymają
wiadomość ze starej ojczyzny.
Jestem żoną Emanuela Ringstada, który wcześniej był oficerem Armii
Zbawienia, dziedzica dużego gospodarstwa na południe od Eidsvoll. Niestety
niedawno rozstaliśmy się. Mamy syna, Hugo Ringstada, który urodził się w styczniu
tego roku. Mieszkamy w dawnym domu majstra przy Beierbrua w Kristianii. Poza
szyciem zarobkowym piszę opowiadania dla „Verdens Gang” i pisma kobiecego
„Nylaende”.
Zastanowiła się chwilę, po czym dopisała:
Wcześniej pracowałam jako prządka w przędzalni Nedre Voien, zwanej
również przędzalnią Graaha. Hilda była pomocnicą. Gdyby chciał Pan do nas
napisać, podaję adres: Sandakerveien 2, Kristiania, Norwegia.
Z poważaniem Elise Ringstad
Przeczytała list trzy razy, następnie złożyła kartki, włożyła do koperty i
zakleiła, zanim zacznie żałować. Następnie napisała na kopercie nazwisko i adres
wuja, ładnie i starannie, jak tylko umiała.
Gdy tylko Hugo się obudził, wsadziła go do wózka i od razu poszła na pocztę
wysłać list. To kawałek drogi, ale w taką ładną pogodę przyjemnie było się przejść.
Hugo uwielbiał siedzieć w wózku i rozglądać się dokoła, właściwie powinna częściej
chodzić z nim na spacer. Pożyczyła wózek od znajomych Carla Wilhelma i w każdej
chwili mogą zażądać, by go oddała. Wtedy będzie musiała wszędzie nosić synka na
rękach, dopóki nie urośnie na tyle, by mógł chodzić sam.
W drodze powrotnej mogłaby wstąpić do sklepu nabiałowego, ponieważ mieli
tam lepszy biały ser niż ten, który można kupić u Magdy na rogu. Poza tym mogła
wziąć bańkę na mleko, żeby przynieść świeżego z Biermannsgarden. To, które im w
domu zostało, już się zsiadło.
Kilku chłopców przebiegło przez most z bańkami z zupą, w fabrykach trwała
przerwa obiadowa. Najwięksi z chłopców nosili po trzy bańki, spięte razem
rzemieniem. Elise wiedziała, że dostawali po dziesięć ore za jedną tygodniowo i
zależało im na tym, żeby wziąć jak najwięcej naraz. Za trzy bańki przez siedem dni
można dostać dwie korony dziesięć ore, to całkiem niezły zarobek dla takiego smyka,
mile widziane i często niezbędne zasilenie domowego budżetu.
Elise szła w górę Maridalsveien, gdy nagle natknęła się na pijaka. Wiedziała,
ż
e już go gdzieś widziała, ale nie mogła sobie przypomnieć, skąd go zna. Zatrzymał
się na jej widok, stał chwiejnie przez chwilę, po czym zaśpiewał na całe gardło: -
Agnes, mój cudowny motylu, jakże chciałbym cię pochwycić. Wsadzić do komórki...
Urwał i czknął.
- Czy to nie Agnes?
Elise pokręciła głową i chciała szybko przejść obok.
- Ale jesteście podobne. - Znowu czknął i chwycił za wózek, żeby się
podeprzeć. - Niestety Agnes zniknęła - dodał. - Rozpytywałem o nią, ale nikt nie wie,
co się z nią stało.
- Puszczaj wózek, śpieszy mi się. - Elise posłała mu gniewne spojrzenie.
- Nie puszczę, aż nie powiesz mi, gdzie jest Agnes.
- Spytaj Magnusa Hansena, który mieszka na samym dole wzgórza Aker. -
Odepchnęła go i czym prędzej ruszyła dalej.
- On też nie wie, co się z nią stało! - zawołał za nią. Elise nie odpowiedziała,
przyśpieszyła kroku.
Co on powiedział? Czy Magnus Hansen nie wie, gdzie się podziała Agnes?
To zastanawiające.
Wzruszyła ramionami. Co ją to obchodzi? Nie były już przyjaciółkami. W
każdym razie po tym, co się stało, kiedy się ostatnio spotkały.
Może Agnes z powrotem przeprowadziła się na poddasze na Maridalsveien?
Mogłaby do niej zajrzeć w drodze powrotnej z poczty, żeby zapytać, czy napisała do
Johana. Agnes z pewnością się zirytuje i odburknie, że nic jej do tego, jednak jeżeli
nie napisała, to Elise będzie zmuszona zrobić to sama. Czekała na odpowiedź od
niego i dziwiło ją, że nie przyszło więcej listów.
Kiedy Elise zbliżyła się do domu przy Maridalsveien, zwolniła kroku. Nagle
drzwi otworzyły się i wyszła jakaś starsza kobieta. Elise przystanęła.
- Przepraszam, nie wie pani, czy Agnes jest w domu? Kobieta wolno
odwróciła się i spojrzała na Elise, mrużąc oczy.
- Agnes? Ona już tu nie mieszka.
- A nie wie pani, gdzie się wyprowadziła?
- Do swojego byłego chłopaka, Magnusa Hansena, na dole wzgórza Aker.
Johan ją zostawił.
A więc to tak, Agnes naopowiadała sąsiadom, że Johan od niej odszedł, więc
ze spokojnym sumieniem mogła wprowadzić się do Magnusa. Elise podziękowała i
ruszyła dalej. Czuła, jak się w niej gotuje ze złości. Agnes nie ma wstydu. Jednak jeśli
wierzyć pijakowi, Magnus też twierdził, że nie wie, co się z nią stało.
Gdy wreszcie dotarła z powrotem do domu, zobaczyła, że Hilda siedzi na
ganku.
- Dostałaś tę posadę?
- Tak, ale jestem wykończona. Nie mam już siły. Ręce mam czerwone i
spuchnięte, plecy mnie bolą i prawie nie mogę się wyprostować. Poza tym nie
rozumiem, dlaczego mam harować jak wół, gdy ty spokojnie siedzisz sobie przy stole
i piszesz jakąś historię za te same pieniądze, które ja zarobię w ciągu kilku tygodni.
- Ależ Hildo, nie wiem, czy jeszcze coś ode mnie przyjmą!
- Możesz również pisać do tej kobiecej gazety.
- „Nylaende” to nieduże czasopismo, które zajmuje się przede wszystkim
emancypacją kobiet.
- To, co piszesz, jest też o emancypacji. Elise westchnęła zrezygnowana.
- Może się zdarzyć, że przyjmą jeszcze jedną, dwie historie, ale co dalej?
Istnieją pewne granice. Ile interesujących losów mogę jeszcze opisać? Poza tym nie
sądzę, by na wszystkie było zapotrzebowanie.
- Możesz napisać książkę.
- Wiesz, ile czasu zajmuje napisanie książki? A z czego będziemy żyli?
Hilda zaczerpnęła głęboko powietrza i podniosła się z trudem.
- Będę myła podłogi, Elise, rozumiem, że muszę. Aha, dziś wieczorem
będziemy mieli gości. Matka i ojciec Reidara wybierają się do nas.
Elise spojrzała na siostrę przerażona.
- Dziś wieczorem? A ja nie umyłam okien!
- Pomogę ci. Tylko najpierw napiję się odrobinę kawy.
Kiedy przyszli rodzice Reidara, Hugo już spał, a jego kołyskę Elise wyniosła
do pokoiku. Evert i Kristian nie wrócili jeszcze z pracy, a Peder uczył się z Reidarem
czytania. Elise dotrzymała słowa i tej jesieni nie posłała brata do popołudniowej
pracy, żeby miał więcej czasu na naukę. Przez otwarte drzwi do salonu słyszała, jak z
mozołem sylabizuje: „Sta - ry młyn u stóp wzgó - rza stoi, młyn mie - li zbo - że,
ciężko, po - wo - li. Try - by pra - cu - ją, krę - cą się ka - mie - nie, z każdym obro -
tem ziarno w mą - kę się zmie - nia”. Czytanie szło niepokojąco wolno, każde słowo
pochłaniało mnóstwo czasu. Czasami Peder zaczynał od środka wyrazu lub od
ostatniej litery.
Elise ścisnęło w dołku. Czy powodem tego mogła być wada wzroku? Słyszała,
jak Reidar przerywał czasami zniecierpliwiony, i domyśliła się, że i jego również
ogarnia rezygnacja. W tej chwili Elise usłyszała zbliżające się kroki i zawołała:
- Wydaje mi się, że idą twoi rodzice, Reidarze!
Wynieśli materace oraz składane łóżko do pokoiku i ustawili pod ścianą, a stół
kuchenny przestawili do salonu. Teraz niestabilny stół i stołki stanęły pośrodku
salonu, boleśnie przypominając o meblach, które tu były, zanim Emanuel się
wyprowadził.
Hilda dwoiła się i troiła przy smażeniu racuchów. Rozkoszny zapach unosił się
po całym mieszkaniu; Peder wciągał nosem powietrze i coraz trudniej mu było się
skoncentrować.
Elise pośpiesznie zdjęła fartuch i powiesiła na haku, zanim poszła otworzyć.
Pan i pani Jensen wyglądali starzej, niż się spodziewała, i sprawiali wrażenie mniej
eleganckich, niż się obawiała. Pani Jensen była ubrana na czarno, miała duży kapelusz
z zielonym ptakiem, czarną pelerynę wyszywaną perłami i pod spodem czarną je-
dwabną spódnicę. Pan Jensen włożył jedwabny płaszcz i melonik.
Elise dygnęła i podała gościom rękę, najpierw matce, potem ojcu Reidara.
- Witamy, proszę wejść.
Bała się niemal na nich spojrzeć, kiedy wchodzili do ogołoconej kuchni, lecz
miała nadzieję, że zapach racuchów przesłoni trochę wrażenie niezamożności.
Szybko wskazała państwu Jensenom drogę do salonu.
Peder i Reidar w pośpiechu zaczęli sprzątać książki ze stołu, który Hilda już
wcześniej nakryła białym obrusem. Przygotowała też trzy filiżanki, które zostały po
Emanuelu. Umówiły się, że Elise nie będzie piła kawy, żeby nie musiały wystawiać
blaszanego kubka.
- Witajcie, mamo i ojcze. - Reidar uśmiechnął się. - Miałem po was wyjść, ale
przyszliście wcześniej, niż się spodziewałem.
- Matka chce wrócić do domu przed zmrokiem. - Pan Jensen zwrócił się do
Elise. - Nie jest tu chyba zbyt bezpiecznie po zapadnięciu ciemności?
- Nie słyszałam nic o tym, ale rzeczywiście w pobliżu jest zbyt mało latarni. W
drodze stąd na wzgórze Aker jest dość ciemno, zwłaszcza na placu między
budynkami fabryk. Proszę usiąść. Poza stołkami nie mamy niestety nic, co
moglibyśmy państwu zaproponować.
Nie zdejmując peleryny ani płaszcza, goście usiedli. Trudno było wyczytać z
ich twarzy, czy są wstrząśnięci widokiem mieszkania Hildy.
Pani Jensen spojrzała na Elise.
- Jakie to przyjemne, że słychać szum wodospadu. Czuję, jakbym wróciła do
rodzinnego domu. Tuż obok gospodarstwa, gdzie mieszkałam jako dziecko, również
płynęła rzeka.
Elise uśmiechnęła się.
- Tak, ja też lubię tę rzekę i szum wodospadu, mimo że zapach jest nie do
zniesienia, gdy wieje z północy i z zachodu.
Weszła Hilda z racuchami i kawą, postawiła talerz z placuszkami na stole i
zaczęła napełniać filiżanki.
- Nie napije się pani z nami, pani Ringstad?
- Nie, dziękuję. Ja... nie piję kawy o tak późnej porze.
Peder, który cały czas łakomie przyglądał się racuchom, otworzył oczy ze
zdziwienia.
- Czemu kłamiesz, Elise? Przecież ciągle pijesz kawę, nawet jeszcze później
wieczorem.
Hilda zaczęła robić do niego miny za plecami pani Jensen i pewnie się
domyślił, że znowu powiedział coś nie tak, bo zrobił się czerwony jak rak.
- To znaczy, kiedy cię nie boli brzuch - dodał szybko. Pani Jensen ponownie
zwróciła się do Elise.
- Chyba nie czuje się pani źle, pani Ringstad? - spytała z troską w głosie.
- Nie, trochę mnie boli żołądek, ale zwykle szybko mi przechodzi.
- Będzie miała dziecko, rozumie pani - pomógł jej Peder. - A dzieci nie znoszą
kawy. W każdym razie bez cukru. Ale może jeść racuchy. - Znowu utkwił wzrok w
talerzu. - Jeżeli coś dla niej zostanie.
- Nie myśl sobie, że będziesz mógł zjeść wszystkie! - ofuknęła go Hilda.
- Wcale nie miałem zamiaru.
- To dlaczego przez cały czas im się tak przyglądasz?
- Liczę tylko, po ile wypadnie dla każdego.
- Słyszałam, że mieszkają państwo na Josefinegate. - Elise uznała za słuszne
przerwać sprzeczkę między Hildą a Pederem, zanim zabrną za daleko. - Mówią, że to
spokojna i piękna okolica. Nie byłam tam, ale podobno wokół są piękne ogrody.
Pani Jensen skinęła głową i uśmiechnęła się.
- Tak, jesteśmy zadowoleni. Mieszkaliśmy poprzednio w niższej części miasta,
na Rosenkransgaten, ale było za głośno przez te gruchoczące tramwaje i rżące konie.
Mam problemy ze snem i potrzebuję spokoju.
Peder popatrzył na nią z otwartymi ustami.
- Nie śpi pani w nocy?
- Peder! - Elise posłała mu piorunujące spojrzenie. - Dość tego! Jestem pewna,
ż
e pan i pani Jensen nie przywykli do tego, by dzieci wtrącały się do rozmowy
dorosłych.
- Droga pani, to nic nie szkodzi. - Pani Jensen ponownie zwróciła się do
Pedera. - Trochę śpię, ale nie tyle, co powinnam. Doktor dał mi coś, co pomaga, ale
często leżę jedną albo dwie godziny i nie mogę zasnąć. Jeżeli nie przespałabym się
kilka godzin w ciągu dnia, to nie wiem, co by było.
Peder wydawał się wyraźnie przestraszony.
- Zasypia pani w środku pracy? Pani Jensen roześmiała się.
- Ja nie chodzę do pracy. Tylko mężczyźni pracują, no i niektóre panie w
kantorze.
Peder już otworzył usta, żeby znów coś powiedzieć, ale Hildzie udało się go
powstrzymać.
- Idź do kuchni i dołóż do pieca, Peder! Muszę zrobić więcej kawy.
Otworzyły się drzwi wejściowe i do domu weszli Kristian i Evert. Elise
usłyszała, że Peder powiedział im coś szeptem, a oni, równie cicho, mu
odpowiedzieli. Niedługo potem pokazali się w salonie.
- Wejdźcie, chłopcy, i przywitajcie się z rodzicami Reidara. Podeszli z
wahaniem i ukłonili się głęboko, starając się nie patrzeć na talerz z racuchami.
Pan Jensen rozmawiał właśnie z Reidarem. Na widok chłopców spytał:
- Nie wiedziałem, że ma pani trzech braci, pani Ringstad. Czy ci dwaj młodsi
to bliźniaki?
- Evert nie jest moim bratem, wzięliśmy go na wychowanie, kiedy zmarła
starsza pani, która się nim opiekowała.
- Chce pani powiedzieć, że go adoptowała?
- Tak, w pewnym sensie. Nie ma rodziców ani innej rodziny. Peder wrócił do
salonu.
- Gmina umieściła go u Hermansena, ale Hermansen przepił wszystkie
pieniądze.
Pani Jensen przyciągnęła Everta ku sobie.
- Biedactwo, musiało ci być bardzo źle.
- Nie było tak strasznie. - Evert wyraźnie poczuł się zakłopotany i próbował
wyśliznąć się z jej objęć, ale mocno go trzymała.
- Za to potem mogłeś zamieszkać tutaj u tych miłych ludzi. Dobrze się stało.
Evert przytaknął.
- Elise jest jak moja mama.
- Pamiętasz swoją mamę?
Evert pokręcił głową. Ku przerażeniu Elise rzekł:
- Zachorowała, jak te dziewczyny z Lakkegata.
A więc rozumiał, co to znaczy mieć ciało „pełne bólu”. Dziwne, że stał się taki
otwarty, pomyślała Elise zaskoczona, przedtem nigdy nie chciał o tym mówić, poza
jednym wyjątkiem, gdy siedzieli w poczekalni do lekarza. Pani Jensen musiała
zrozumieć, co miał na myśli, zaczerwieniła się, puściła chłopca i zaczęła rozmawiać o
czymś innym.
Kiedy państwo Jensenowie wyszli, Elise nadal nie potrafiłaby powiedzieć, jacy
właściwie są. Zachowywali się uprzejmie i przyjaźnie, rozmawiali o tym i owym, ale
trudno zgadnąć, co sobie myśleli.
- Dobrze poszło - rzekła, kiedy za gośćmi zamknęły się drzwi. Hilda wydawała
się zamyślona.
- Chciałabym wiedzieć, jakie odnieśli wrażenie.
- Sądzisz, że Reidar ci nie powie? Hilda wzruszyła ramionami.
- Tacy ludzie nigdy nie mówią tego, co myślą. Nie są tacy jak my.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Elise i Peder siedzieli w poczekalni do okulisty.
Elise rozglądała się dookoła, niepokój dawał o sobie znać niczym fizyczny
ból. Wszystko tu było zbyt piękne. Z pewnością wizyta u takiego specjalisty kosztuje
majątek. Elise miała największą ochotę zabrać stąd Pedera i wyjść, ale nie odważyła
się. Wang - Olafsen zamówił im wizytę, ze względu na niego nie mogła zrezygnować.
Naprzeciw nich siedziała matka z córką. Kobieta miała na sobie jasnoniebieski
płaszcz i kapelusz tego samego koloru. Dziewczynka, w wieku może dziesięciu,
dwunastu lat, była ubrana na różowo. Miała białe pończochy, długi warkocz spadający
w dół pleców i mały słomkowy kapelusz z różowymi kwiatkami, który kiwał się z
tyłu głowy. Mała przyglądała się Elise i Pederowi, jak gdyby byli z innego świata.
Bo przecież jesteśmy, pomyślała Elise, usiłując nie przejmować się
ciekawskim spojrzeniem.
Peder natomiast też się przyglądał dziewczynce. W końcu nie wytrzymał:
- Jak ci się trzyma ten kapelusz? - spytał zdziwiony.
Elise szturchnęła brata w bok, żeby siedział cicho. Podejrzewała, że
dziewczynka się oburzy, ale ku swemu wielkiemu zdumieniu usłyszała, jak
odpowiada:
- Mam szpilki do kapelusza. Chcesz zobaczyć? Następnie wyjęła długą szpilkę
i zdjęła kapelusz.
Peder zeskoczył z krzesła i podbiegł bliżej, żeby dokładniej obejrzeć szpilkę.
Wyraźnie był pod wrażeniem.
- Ale długa! Pomyśl tylko, jakby trafiła cię w oko. Czy dlatego idziesz do
doktora?
Dziewczynka roześmiała się.
- Głuptasie. Nigdy nie widziałeś szpilki do kapelusza?
- Widziałem. Na zdjęciu w gazecie. Jak ci się udaje włożyć ją na miejsce, żeby
nie ukłuć się w głowę?
- To proste. Robię tylko tak. - Przyłożyła kapelusz do głowy i wsunęła szpilkę.
Peder zawołał przerażony:
- Przecież mogłaś sobie przebić głowę! Myślałem, że tylko stare baby używają
szpilek do kapelusza.
Przeniósł wzrok z dziewczynki na matkę i wpatrywał się w jej kapelusz.
- Peder! - Elise sama słyszała, jak jej głos przeciął powietrze. Zaraz ich
wyproszą za drzwi. Poczuła, jak rumieniec wstydu pali jej policzki.
Młoda matka uśmiechnęła się do niej.
- Nie chciał powiedzieć nic złego. Po prostu mówi, co myśli.
- Tak, właśnie to często przysparza nam kłopotów. Nie wiem, jak zamknąć mu
buzię.
Kobieta roześmiała się.
- Myślę, że to dobrze, gdy dzieci nie są wychowywane tak surowo, by nie
ś
miały otworzyć ust. Takich mamy dosyć.
Elise poczuła, że jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Ta pani powinna
posłuchać Emanuela, kiedy narzekał, że Elise jest zbyt łagodna i ustępliwa.
- Powinnam być dla niego surowsza, ale on jest taki... taki... - Szukała słowa,
sądziła, że nie może o Pederze powiedzieć, że jest uczuciowy i wrażliwy, bo to
zabrzmiałoby, jakby był bezradny.
- Nierozgarnięty - pomógł jej Peder. Młoda mama roześmiała się.
- Nie sądzę, wyglądasz na przytomnego. Peder spojrzał na nią zdumiony.
- Chciała pani powiedzieć, że jestem przytomny, czy chodziło o coś innego?
- Uważam, że sprawiasz wrażenie bystrego i na pewno nie jesteś
nierozgarnięty.
Peder zerknął na Elise.
- Słyszysz, Elise? Ta pani mówi to samo co nasz znajomy pan. Powiedział
Evertowi, że to wcale nie z moją głową jest coś nie w porządku, tylko z oczami.
Dziewczynka przyglądała się Elise i nagle spytała:
- Czy jesteś jego piastunką?
Elise poczuła się zakłopotana, nie bardzo wiedziała, co robi piastunka. Skoro
dziewczynka o to spytała, to pewnie sama miała piastunkę i w związku z tym należała
do tych najbardziej zamożnych. Pokręciła głową.
- Jestem jego siostrą.
- Dlaczego nie przyszedł z mamą?
- Ależ Bergliot! - Tym razem to młoda mama wstydziła się za córkę.
Uśmiechnęła się przepraszająco do Elise. - Mój mąż jest zdania, że dzieci powinny
mówić to, co myślą.
Elise odpowiedziała uśmiechem, ulżyło jej. Nie powinno się oceniać ludzi po
ubraniu, pomyślała. Następnie zwróciła się do dziewczynki. - Nasza mama była
bardzo chora i dlatego ja musiałam zastępować mu matkę.
Bergliot popatrzyła na Elise dużymi, przerażonymi oczami.
- Umarła?
Elise pokręciła głową.
- Nie, na szczęście trafiła do sanatorium i wyzdrowiała, ale nie ma już tyle siły.
Peder uznał widocznie, że musi pomóc siostrze to wytłumaczyć.
- Wyszła za mąż, rozumiesz. Mój tata upił się i wpadł do rzeki i teraz Anne
Sofie jest dzieckiem mojej mamy.
Elise poczuła, jak znowu zrobiło się jej gorąco, nie śmiała spojrzeć w oczy ani
młodej matce, ani jej córce. W poczekalni zapadła zupełna cisza. Kobieta czuła się
widocznie zakłopotana, a dziewczynka wydawała się tak przerażona, że nie wiedziała,
co powiedzieć.
Peder pomyślał pewnie, że powinien przerwać kłopotliwe milczenie.
- To nie jest takie straszne, jak się wydaje. Mam tatę tu i tam. Jednego w
niebie, a drugiego Emanuela, który uciekł z Signe, a Elise i tak kocha Johana.
- Peder, już wystarczy. - Elise aż spociła się ze wstydu. Może ta młoda kobieta
zauważyła, że Elise jest w ciąży. Co sobie o nich pomyśli?
- Proszę się tym nie przejmować - rzekła matka dziewczynki ze współczuciem,
co jeszcze pogorszyło sprawę. - Znam wiele dzieci, które potrafią fantazjować, a pani
młodszy braciszek jest naprawdę uroczy.
Peder stanął przed nią.
- Nie jestem Braciszkiem. Hilda oddała go do ludzi, których stać, żeby go
mieć.
W tej samej chwili drzwi do gabinetu otworzyły się i do poczekalni weszła
pielęgniarka w długim białym fartuchu i białym sztywnym czepku na głowie.
Uśmiechnęła się do młodej matki i rzekła:
- Proszę bardzo, pani Henriksen.
Gdy tylko kobieta i dziewczynka zniknęły w gabinecie, Elise mocno chwyciła
Pedera za ramię.
- Ile razy mam ci mówić, żebyś nie paplał wszystkiego, co ci ślina na język
przyniesie! Nie musisz wszystkim napotkanym ludziom opowiadać, że Hilda musiała
oddać swoje dziecko, że Emanuel sobie poszedł, że ojciec pił i wpadł do rzeki.
Oczy Pedera wypełniły się łzami.
- Ale czy to nieprawda?
- Prawda, lecz to nie ich sprawa. A poza tym nie chcę, żeby o tym wiedzieli.
- To ta dziewczynka mnie spytała. Miałem ją okłamać, tak? Elise głęboko
zaczerpnęła powietrza.
- Nie, ale nie musisz opowiadać więcej niż trzeba.
Kiedy dziewczynka z mamą wyszły, Elise oblał zimny pot ze zdenerwowania.
Peder nie odezwał się ani słowem, nawet gdy lekarz zapytał go, jak się nazywa
i ile ma lat. Elise musiała odpowiedzieć za niego.
Okulista po dokładnym badaniu pokręcił głową i powiedział, że nie znalazł u
Pedera żadnej wady wzroku. Elise miała wątpliwości, czy powinna się cieszyć, czy
nie. To dobrze, że Peder nie będzie musiał nosić okularów, nie było ich zresztą na nie
stać, jednak chciałaby też poznać przyczynę jego kłopotów z czytaniem.
- Piętnaście koron.
To tyle, ile dostała za uszycie sukienki dla pani Paulsen, pomyślała Elise i
wyciągnęła banknoty ze starej, zniszczonej torebki, którą dostała po mamie.
Kiedy znowu wyszli na ulicę, Elise zwróciła się do Pedera:
- Nie musisz się obrażać. Jeśli ktoś grzecznie pyta, jak się nazywasz i ile masz
lat, - nie możesz po prostu stać i udawać głupiego.
- Myślisz, że to było konieczne? Widział przecież w papierach, jak się
nazywam.
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
Nadeszła ostatnia sobota września.
Niedługo jesień da się poważnie we znaki, pomyślał Emanuel i zadrżał. Nie
lubił zimy, gdy korytarze przenikał lodowaty ziąb, a salony stały nieużywane. W
dużych pokojach palono w piecu tylko na Boże Narodzenie i z okazji wielkich
przyjęć, tak jak dziś.
Rozglądał się dookoła, jadąc powozem, który podskakiwał na wybojach w
drodze na stację kolejową. Nawet jeśli powietrze było mroźne, to przynajmniej
cieszyły oko cudowne kolory jesieni. Klony wyglądały tak, jakby stały w ogniu.
Miło będzie zobaczyć znowu Karolinę. I jej rodziców też. Emanuelowi
brakowało radosnego nastroju, panującego w ich domu. Kiedy sięgnął pamięcią
wstecz, lata, które spędził na poddaszu budynku na wzgórzu Aker, były najlepszym
okresem w jego życiu. Zwłaszcza te pierwsze, kiedy spotkał Elise. O tym, co zdarzyło
się potem, wolał nie myśleć.
Pamiętał pierwszy wieczór, kiedy Elise przyszła do Świątyni, żeby poprosić o
buty na zimę dla Pedera i pomoc dla matki. Wydawało mu się, że nigdy jeszcze nie
widział istoty równie ślicznej i skromnej. Wyróżniała się spośród innych. Po pierwsze
mówiła inaczej od ludzi odwiedzających Świątynię, po drugie miała w sobie tyle
wdzięku. Poza tym był pełen podziwu dla jej odpowiedzialności i sumienności, mimo
jej młodego wieku.
Zakochał się od pierwszego wejrzenia. Teraz mógł się do tego przyznać. Kiedy
się dowiedział, że narzeczony Elise siedzi w więzieniu, nie miał nawet wyrzutów
sumienia. Co za sens czekać na kogoś, kto odsiaduje wyrok? Nie miałaby udanego
ż
ycia z takim człowiekiem. Był co do tego pewien.
Gdyby tylko tak łatwo się nie zakochiwał! To prawie jak choroba. Nękała go ta
słabość, odkąd tylko pamiętał. Kiedy koledzy z klasy bawili się i mierzyli siły, jego
przeważnie interesowały dziewczęta. Niewiele było trzeba, by dostawał rumieńców na
policzkach i by serce mu szybciej zabiło. Nawet gdy już był w Armii, wzdychał
czasem na widok tej czy innej, ale żadną nie był tak oczarowany i w żadnej się tak nie
zakochał jak w Elise.
Często myślał o nocy spędzonej w komórce. Zapomniał o zimnie i o strachu
przed bandą z Sagene, pamiętał tylko drżące napięcie, które ogarnęło jego ciało, kiedy
leżeli przytuleni, owinięci jego płaszczem. Od tego dnia jego myśli coraz uporczywiej
krążyły wokół Elise, a tęsknota, by ją zdobyć, stała się nie do wytrzymania.
Dobrze im było razem przez pierwsze tygodnie po ślubie. Zwłaszcza w nocy.
Gdyby nie ubogi dom majstra, fetor od rzeki, nędza... Wzdrygnął się. Gdyby
przeprowadzili się do lepszego mieszkania i nie musieli zabierać ze sobą chłopców,
wszystko ułożyłoby się inaczej. To skandal, by matka nie mogła się zająć własnymi
dziećmi.
Poza tym jeszcze to dziecko... Nigdy nie zdołałby pokochać tego rudowłosego
bękarta. Patrzeć, jak dorasta i staje się coraz bardziej podobny do swego ojca,
przypominając o tym, co się stało, gdy napadnięto Elise w lasku. To być może podłe z
jego strony, Elise nic na to nie mogła poradzić, ale nie da się kierować uczuciami.
Prędzej czy później nie wytrzymałby i wyładował całą swoją niechęć na chłopcu.
Szkoda, że ją przekonał, żeby nie szła do babki na Mollergata. Powinien jej
raczej pomóc i dać pieniądze, żeby pozbyła się kłopotu. Wtedy być może nie
zaplątałby się w tę całą historię z Signe.
A może jednak by uległ? Niełatwo jest przebywać z dala od żony, zwłaszcza
ś
wieżo po ślubie, gdy się zakosztowało największej radości w życiu. Wstydził się do
tego przyznać, ale taką miał naturę. Nie potrafił się oprzeć. Zwłaszcza gdy pojawiła
się tak dorodna dziewczyna jak Signe i robiła, co mogła, by skusić go swymi
wdziękami.
Smutne jest tylko to, że pożądanie z czasem znika. Dlaczego człowiek urodził
się taki, że ciągle ma ochotę na inne, gdy nakazuje mu się trwać przy jednej? W Biblii
jest napisane: „Nie cudzołóż” i „Nie pożądaj żony bliźniego swego”. Już nie pożądał
Signe, to było tylko chwilowe zauroczenie, które natychmiast prysło, gdy pojawiła się
codzienność. Teraz musiał przy niej tkwić, ponieważ urodziła jego dziecko.
Znowu pomyślał o Karolinę. Kochała się w nim. Na samo wspomnienie
poczuł przyjemne łaskotanie. Właściwie to dziwne, że nie odwzajemniał jej uczuć.
Była przecież ładna, powabna i urocza.
Pani Ringstad nakryła w jadalni. Jesienne słońce świeciło przez okno i padało
na ściany ozdobione obrazami pradziadka Emanuela, przedstawiającymi cztery pory
roku. W piecu z Ulefoss skwierczało brzozowe drewno, a na stole stały kandelabry,
które zapalono mimo słonecznego światła.
- Jak cudownie i ciepło jest w domu - odezwała się Betzy Carlsen, rozcierając
dłonie przy piecu. - Zmarzłam, siedząc bez ruchu w powozie, żałuję, że nie wzięłam
mufki.
Matka spojrzała na Emanuela z wyrzutem.
- Nie zabrałeś dla nich pledów?
Poczuł wzbierającą irytację, ale zagryzł zęby.
- Nie zdawałem sobie sprawy, że jest tak zimno. Karolinę roześmiała się.
- Ja nie zmarzłam. Emanuel mnie rozgrzewał. - Posłała Signe triumfujące
spojrzenie.
Signe zacisnęła usta i popatrzyła na Emanuela ze złością. Zapowiada się
zabawnie, skoro Signe już zaczyna.
- Jak tam w Kristianii? - Matka najwyraźniej starała się rozładować niezdrową
atmosferę między młodymi.
- Pada i zimno. - Pani Carlsen wzdrygnęła się. - Prawie nie wychodzę z domu.
Palimy we wszystkich pokojach.
- Słyszysz, mamo? - Emanuel spojrzał na matkę z wyrzutem. - Tutaj wolno
nam palić tylko w kuchni i w pokoju dziecka, a tymczasem u innych jest ciepło w
całym domu.
- Ludziom w mieście żyje się całkiem inaczej. Gdybyśmy mieli ogrzać ten
wielki dom, zużylibyśmy całe drewno na opał jeszcze przed Bożym Narodzeniem.
Signe wtrąciła się.
- Można po prostu ściąć więcej drzew, jest ich tu pod dostatkiem. Zgadzam się
z Emanuelem. Tu jest paskudnie zimno.
- Zwykle zimą palimy więcej, ale jest dopiero koniec września.
Matka uśmiechnęła się rozbrajająco, lecz Emanuel zwrócił uwagę, że nie jest
już tak bezgranicznie oddana Signe. Być może i ją już ogarniała irytacja, co wcale nie
dziwiło przy trudnym charakterze Signe.
Ojciec i Oscar Garlsen weszli do jadalni i rozmowa zeszła na inny temat.
- Siadajcie proszę. - Pani Ringstad ogarnęła wzrokiem stół, żeby się upewnić,
czy wszystko jest na swoim miejscu. - Tak się cieszyliśmy, że przyjedziecie.
Z pierwszego piętra dobiegł ich płacz dziecka. Betzy Carlsen zerknęła w górę.
- Możemy obejrzeć to cudo? Matka uśmiechnęła się.
- Naturalnie, ale może najpierw zjedzmy w spokoju. Betzy Carlsen zwróciła
się do Emanuela.
- Jakie to uczucie, Emanuelu? Czy nie jesteś dumny? Skinął głową i usiadł
obok niej.
- Tak, to śliczny chłopak. Gdyby tylko tyle nie krzyczał w nocy.
- Fe, ale jesteś okropny! - Signe posłała mu nad stołem wściekłe spojrzenie. -
Chyba nie możesz narzekać, skoro śpisz w drugim końcu domu.
Matka pośpieszyła z wyjaśnieniem.
- Emanuel niestety ma kłopoty z zaśnięciem. Zawsze miał. Zaproponowałam,
ż
eby zajął jeden z gościnnych pokoi, zanim Hugo nie zacznie przesypiać nocy.
- To mądrze. - Betzy Carlsen uśmiechnęła się z uznaniem. - Nie ma sensu
rezygnować ze snu z powodu płaczu dziecka. Emanuel ma robotę do zrobienia i musi
być wypoczęty.
Emanuel zerknął na Karolinę. O rany, ależ ona wyładniała! Nie przypominał
sobie, by była tak pociągająca w okresie, gdy u nich mieszkał. Nieśmiało się
uśmiechnął i puścił oko do dziewczyny. Zaczerwieniła się i odwróciła wzrok, ale
Emanuel domyślił się, że sprawiło jej to przyjemność.
W tej samej chwili spojrzał na Signe. Musiała się zorientować, co się dzieje,
wyglądała jak chmura gradowa.
- Czym ostatnio zajmują się ludzie w mieście? Ojciec zawsze był ciekaw
nowinek ze świata.
- Mnóstwem różnych rzeczy - odparł Oscar Carlsen. - Między innymi dużo się
mówi o problemie włóczęgostwa. Nie wolno już przenosić się z miejsca na miejsce,
nie mając stałego adresu zameldowania i stałej pracy. Policji wolno teraz w świetle
prawa ścigać i zamykać włóczęgów.
- No nareszcie! - westchnęła matka, która rzadko miała zwyczaj wtrącać się do
rozmowy mężczyzn. - Boimy się za każdym razem, kiedy widzimy cygański tabor.
Znam matki, które w popłochu zabierają swe dzieci z podwórza do domu na wieść o
tym, że w okolicy pojawili się Cyganie.
Oscar Carlsen skinął głową.
- Teraz to się już skończy. Ale takich ludzi jest bardzo dużo. Kryzysy
ekonomiczne i rozwój przemysłu sprawiły, że znacznie wzrosła liczba bezdomnych i
bezrobotnych, którzy przyłączają się do Cyganów i wyruszają na wędrówkę.
- Ale wprowadzono też siedmioletnią szkołę powszechną dla wszystkich -
zauważył Emanuel. - Myślę, że ludzie mogą stać się lepsi, jeśli tylko otrzymają
właściwe wychowanie i lepsze wykształcenie. Temu, że Cyganie krążą po kraju tak
jak teraz, winien jest brak wiedzy, wykształcenia i zasad współżycia. Proboszcz Jacob
Walnum napisał gdzieś ostatnio, że włóczędzy nigdy nie nauczyli się o siebie
troszczyć. Dzieci wychowuje się tak, żeby umiały żebrać, kraść i oszukiwać, a przez
to stają się pasożytami społeczeństwa.
Oscar Carlsen zgodził się z tym.
- Są napiętnowani, płynie w nich cygańska krew, która zamyka im wszystkie
drogi.
Emanuel pomyślał nagle o Elise. W żyłach jej ojca płynęła cygańska krew.
Być może dlatego stał się nierobem i pijakiem. Ciekawe, czyjego dzieci odziedziczyły
jakieś z jego cech. Elise na pewno nie. Peder i Kristian również nie. Może Hilda.
Chociaż Peder? Może jego odmienność to dziedzictwo po ojcu? To byłoby
wytłumaczenie, że też wcześniej o tym nie pomyślał.
- A ty jak uważasz, Emanuelu? - Oscar Carlsen spojrzał na niego z
zainteresowaniem. - Widziałeś to i owo, kiedy byłeś w Armii.
Emanuel skinął głową.
- Sądzę, że możemy im pomóc tylko w ten sposób, że zmusimy ich do życia w
cywilizowany sposób. To po to kilka lat temu powstał Związek Przeciwdziałania
Włóczęgostwu. „Obowiązkiem każdego jest praca”, mówi Jacob Walnum.
„Zaniedbywanie pracy jest przestępstwem, a życie jako roślina pasożytnicza jest
karalne”, to jego słowa.
W tej samej chwili pomyślał, że nie zna nikogo, kto byłby bardziej pracowity
niż Elise. Hilda również ciężko harowała jako pomocnica w przędzalni, a Peder i
Kristian chodzili do pracy, mimo że jeszcze się uczyli, i nigdy nie zdradzali ochoty,
by się wymigać.
- Czy nie moglibyśmy porozmawiać o czymś bardziej przyjemnym? - ziewnęła
Signe.
Oscar Carlsen uśmiechnął się.
- Możemy zamiast tego porozmawiać na przykład o Saamach. Ojciec
Emanuela pokręcił głową.
- Co oni nas teraz obchodzą?
- Właśnie Saamowie stanowią problem. Nie chcemy grup, które nie mieszczą
się w naszych wzorcach. Chcemy zjednoczonej Norwegii, chcemy bronić norweskich
interesów, norweskich wartości i norweskiej wspólnoty.
Ojciec przytaknął.
- Nie potrzebne nam ani ich hodowle reniferów, ani bębny, ani język. Niech
się uczą norweskiego jak wszyscy inni. Na szczęście język Saamów zniknął już ze
szkół. Słyszałem, że również z rozmów między uczniami po lekcjach.
- Wydawało mi się, że obiecaliście, że porozmawiamy o czymś
przyjemniejszym. - Signe wydawała się obrażona.
Emanuel uśmiechnął się do niej.
- Możemy pomówić o tobie, Signe. Jakim błogosławieństwem się stałaś dla
tego gospodarstwa i jak świetnie zajmujesz się naszym synem.
Emanuel zdawał sobie sprawę, że jest złośliwy, ale nie mógł się powstrzymać.
Poza tym nie sądził, by Signe odczytała w jego słowach ironię.
Karolinę najwidoczniej również nie zrozumiała jego intencji. Zauważył nagle,
ż
e dziewczyna przygląda mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Prawda, Karolinę? - dodał i podniósł kieliszek, żeby do niej przepić. -
Wydajesz się taka zamyślona. Czy stało się coś szczególnego?
- Słucham was i zastanawiam się, jak ci musi być ciężko, Emanuelu. Mimo
wszystko nadal jesteś mężem Elise, a w jej żyłach płynie cygańska krew, prawda? To
naturalnie nie ma znaczenia teraz, kiedy od niej odszedłeś, ale co z dzieckiem,
którego Elise się spodziewa?
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
Elise ułożyła ostatnie łyżeczki, stanęła i przyglądała się stołowi weselnemu,
czy przypadkiem czegoś nie zapomniała. Przybrała go czerwono - żółtymi liśćmi
klonu. To ostatnia sobota września, kolory są o tej porze roku najpiękniejsze. O stół
postarał się Torkild. Załatwił długą okiennicę, pod którą podstawili kozły. Krzesła
pożyczyli z Armii, a duży biały obrus od mamy Reidara.
Zaraz przyjdą z kościoła. Elise przybiegła wcześniej, żeby rozpalić w piecu i
skończyć to, czego nie zdążyła zrobić przed wyjściem. Ku radości Hildy rodzice
Reidara postarali się, by ślub się odbył w starym kościele na wzgórzu Aker, tak jak
wcześniej Carlsenowie załatwili to dla Elise i Emanuela.
Poszła do kuchni do niezastąpionej Maren Sorby, która nie tylko pomogła w
przygotowaniu jedzenia, ale również przypilnowała Hugo, kiedy byli w kościele.
- Myślę, że wszystko jest gotowe, panno Sorby. Wydawało mi się, że ich
widziałam pomiędzy budynkami fabryk.
Maren Sorby uśmiechnęła się.
- Lapskaus jest gotowy. Mogą już przychodzić.
- Jak dobrze, że możemy na panią liczyć. Najpierw pomagała pani na moim
ś
lubie, potem na Anny, a teraz przyszła pani pomóc Hildzie.
- Czy to takie dziwne, skoro wkoło sami uroczy ludzie. - Po chwili
spoważniała. - Mam jednak nadzieję, że pani siostrze lepiej się ułoży niż pani.
Elise popatrzyła po sobie wzdłuż swojej czarnej niedzielnej sukni. Brzuch
zaokrąglił się, nie mogła już tego ukryć.
- Ja też mam taką nadzieję. Reidar to porządny człowiek, jestem pewna, że im
się uda.
- Pan Ringstad też był porządnym człowiekiem. - Maren Sorby zdawała się
niemal wstrząśnięta.
Elise zbyt późno przypomniała sobie, że Maren Sorby pracowała razem z
Emanuelem w Armii i wychwalała go pod niebiosa, kiedy Elise go poznała.
Zastanawiała się, czy ta kobieta wiedziała o tym, co się stało. Czy powiedziałaby, że
Emanuel jest porządnym człowiekiem, gdyby wiedziała, że dopuścił się zdrady, a
potem zostawił żonę i dziecko dla innej? Że zamieszkał z Signe, chociaż nadal był
mężem Elise? Nie wiedziała początkowo, co powiedzieć, nie miała ochoty sprawiać
jej przykrości, wyznając całą prawdę.
- Emanuel miał wiele zalet, ale życie tutaj okazało się dla niego za trudne -
rzekła wreszcie.
Maren Sorby nie odpowiedziała.
- Miejmy nadzieję, że państwo Abrahamsenowie również zostaną
pobłogosławieni dzieckiem - rzekła, przebiegając wzrokiem wzdłuż ciała Elise.
Elise skinęła głową. Anna i Torkild wyglądali na przerażonych, kiedy ją
zobaczyli. Elise była przekonana, że Agnes przekazała im już nowinę, ale
najwidoczniej nie mieli z nią kontaktu.
Anna patrzyła na Elise ze smutkiem i podziwem jednocześnie i spytała, czy się
cieszy, czy raczej martwi. Elise odpowiedziała zgodnie z prawdą, że to był dla niej
szok. Nie chciała, by Emanuel wrócił.
„Ale kiedy się dowie, to pewnie wróci”, odparła Anna, jak gdyby to było
oczywiste.
Słowa siostry Johana przeraziły ją. Czy nie ulegało wątpliwości, że Emanuel
wróci, gdy się dowie, że Elise spodziewa się dziecka? A jeśli tak się stanie, to jak ona
sama to przyjmie? Czy mogliby dalej razem żyć po tym, co się stało? A co z Signe i
jej synkiem? Dziecko urodzone poza małżeństwem czeka trudne życie, chyba że
Ringstadowie się nad nim zlitują.
Maren Sorby musiała poznać po jej twarzy, że Elise nie chce o tym
rozmawiać, ponieważ szybko dodała:
- Mam nadzieję, że wystarczy lapskausu.
- Na pewno. O, już idą - rzekła zdenerwowana, po czym pośpieszyła otworzyć
drzwi i wprowadzić gości do środka.
Jako pierwsi przyszli państwo młodzi i rodzice Reidara, a zaraz potem siostra
Reidara, blada i chuda dziewczyna w wieku piętnastu lat. Była niskiego wzrostu i tak
nieśmiała, że nie miała odwagi podnieść wzroku, kiedy Elise się z nią witała. Tuż za
nią szli ciotka i wujek pana młodego. Elise dowiedziała się, że wujek jest kupcem i
prowadzi manufakturę w dole miasta, a ciotka nie pracuje i zajmuje się trójką
dorastających dzieci. Ciotka i wujek z Bekkelaget nie mogli przybyć.
Drużbą Reidara był jego dawny kolega z klasy. Był kawalerem i mieszkał z
rodzicami w Kjelsas. Jego ojciec był kancelistą w fabryce gwoździ, matka miała
niewielką piekarnię, a kolega, jak mówił Reidar, prowadził wiejski sklep przy stacji
kolejowej w Kjelsas. Wyprowadzili się do Kjelsas kilka lat temu, gdy ojciec kolegi
otrzymał posadę w fabryce gwoździ; kupili działkę po przystępnej cenie i wybudowali
nieduży dom. Teraz hodowali krowę i kury, więc pani domu miała mleko i jajka do
wypieków.
Z tyłu szli Anna, Torkild, pani Evertsen, Asbjorn Hvalstad, pani Lovlien i
Anne Sofie. Elise nalegała, żeby zaprosić panią Evertsen. Przez wiele lat była z nimi
w radości i smutku, więc bezwzględnie powinna się. znaleźć wśród zaproszonych
gości, mimo że nie widywali się z nią już tak często. Razem przyszło osiemnaście
osób.
Petrike i Hjalmar Olsen zostali zaproszeni na kawę. Hilda nie chciała, żeby
byli na obiedzie, poza tym nie znalazłoby się więcej miejsca przy stole, chociaż
chłopcy i Anne Sofie siedzieli na skrzynce przy samej ścianie. Nie mieli też więcej
talerzy. Maren Sorby przyniosła tyle, ile udało jej się zdobyć, a szklanki pożyczyli od
Anny i pani Evertsen. Chłopcy przynieśli to wszystko dzień wcześniej. Mama upiekła
duży piernik na miodzie i pudełko herbatników, więc też trochę pomogła, pomyślała
Elise.
Kiedy wszyscy zajęli miejsca i Elise zamierzała już podać jedzenie, zatrzymała
się na chwilę i popatrzyła na towarzystwo. Hilda promieniała szczęściem i wprost
prześlicznie wyglądała w sukni ślubnej, którą Maren Sorby wybrała spośród ubrań
wypożyczanych przez Armię na różne uroczystości. Suknia była czarna, ale została
uszyta z pięknego wzorzystego materiału i miała ozdobne riusze przy szyi.
Reidar zachowywał powagę, ale wyraźnie był dumny ze swej młodej żony.
Prawdopodobnie denerwował się przed przemową, (ego rodzice nie odzywali się
wiele, ale nie wyglądali na niezadowolonych. Ciotka Reidara sprawiała wrażenie
zaciekawionej, a wujek był jakby odrobinę zdziwiony. Drużba rozmawiał żywo z
Kristianem i Elise zauważyła, że Kristian wprost rósł w oczach, znajdując zainte-
resowanie u kogoś dużo starszego.
Pani Evertsen natomiast zachowywała się powściągliwie i wyjątkowo niewiele
mówiła, co było do niej niepodobne. Zareagowała zdumieniem, gdy się dowiedziała,
ż
e Hilda wychodzi za mąż za nauczyciela, lecz Elise nie wiedziała, czy to dlatego, że
Hilda znalazła męża „z drugiej strony rzeki”, czy też może uważała, że Hilda nie
zasługuje na to, by w ogóle mieć męża, skoro urodziła dwoje nieślubnych dzieci. Elise
pomyślała, uśmiechając się w duchu, że pani Evertsen przyjęła zaproszenie tylko z
ciekawości i ze względu na darmowy posiłek.
Nagle Peder odezwał się na cały głos:
- Halo, pani Evertsen, jaka pani dziś jest ładna.
Wszyscy odwrócili głowy w stronę starszej pani, a ona zaczerwieniła się na
twarzy. Elise obawiała się, że może potraktuje to jako zaczepkę ze strony Pedera i
będzie zła, ale pani Evertsen rozchmurzyła się i uśmiechnęła do Pedera, wyraźnie
zadowolona. Goście, którzy nie znali rodziny, trochę się zdziwili, ponieważ słowo
„ładna” było ostatnim, jakie by im przyszło na myśl na widok pani Evertsen.
- Dawno cię u mnie nie było, Pederze. Pamiętasz, jak krzyczałeś, kiedy szczur
ugryzł cię w pupę? - Pani Evertsen roześmiała się chrapliwym i głębokim męskim
głosem.
Elise zauważyła, że ciotka i wujek Reidara wymienili szybkie spojrzenia.
Ojciec Reidara zaczął coś głośno mówić do szwagra, a matka zwróciła się do jego
ż
ony.
- Pamiętam. A pani zawsze złościła się i krzyczała, gdy mój tato się upił i
ryczał na schodach - przypomniał jej Peder, zadowolony, że udało mu się wciągnąć ją
w rozmowę. Elise przemknęła się do niego i szepnęła:
- Pamiętasz, co ci mówiłam, Pederze? Peder spojrzał na nią niepocieszony.
- Nie widzisz, że to pomogło? Ona jest znowu wesoła.
Elise pośpiesznie podeszła do matki Reidara i podsunęła jej pierwszy
półmisek.
Siedzieli chwilę przy stole, Reidar wygłosił piękną mowę do panny młodej,
jego ojciec również powiedział kilka słów, można już było podawać deser, kiedy Elise
zobaczyła, że jej matka zwraca się do ciotki Reidara.
- Czy to prawda, że państwo mieszkają na Gjetemyrsveien? Ciotka skinęła.
- Zaraz za miejscem, gdzie skręca tramwaj na skraju Wzgórza Świętego Jana.
Matka spojrzała na Elise.
- Czy to nie tam byłaś zanieść rzeczy tego młodego człowieka, którego
wyłowiliśmy z rzeki?
Elise poczuła, jak serce jej zakołatało. - ale starała się odpowiedzieć spokojnie.
- On mieszka nieco wyżej, jeśli się nie mylę. Ciotka zainteresowała się.
- Jakiś młody człowiek się topił? Pani Lovlien przytaknęła żywo.
- Mój mąż i ja go zauważyliśmy. Gdyby Elise i Emanuel nam nie pomogli, źle
by się to skończyło.
- Był pijany?
- Nie, chyba nie. W każdym razie nie poczułam od niego alkoholu, a leżał
przez jakiś czas na podłodze w naszej kuchni, zanim dorożkarz Karlsen pomógł nam
odwieźć go do domu.
Przy stole zapanowała cisza, wszyscy słuchali rozmowy o niedoszłym
topielcu.
- Wyobrażam sobie, że było ślisko na moście - wtrącił się ojciec Reidara. - To
skandal, że poręcze na mostach są w takim złym stanie.
- Nie, nie było jeszcze ślisko - zaprotestowała matka Elise. - To się stało
jesienią zeszłego roku, mniej więcej o tej porze.
- W takim razie ten człowiek umyślnie rzucił się do rzeki - stwierdził wujek
Reidara. - Słyszałem, że w tej dzielnicy często się to zdarza. - Pokręcił głową.
Jego żona spojrzała na niego z wyrzutem.
- Pani Loylien mówiła, że on mieszka na Gjetemyrsveien. Czy to przypadkiem
nie ktoś z naszych znajomych? - zastanowiła się.
- Wtedy pewnie coś byśmy o tym słyszeli. Chyba że to ten gamoń
Mathiesenów. Słyszałem, że miał jakiś wypadek.
- Tss - żona spojrzała na niego oburzona. - On nie jest gamoniem, jest tylko
bardzo nieśmiały.
- Już ja swoje wiem.
Jego żona uśmiechnęła się do pani Lovlien przepraszająco.
- To nie mógł być Ansgar Mathiesen. On by się nigdy na to nie odważył. Jest
taki przestraszony i bezradny, biedak. Jednak jeśli to był on, to bardzo dobrze, że go
wyratowaliście. To byłoby straszne dla pani Mathiesen, gdyby straciła swego
jedynego syna.
- Nie wiadomo, czy to on - zauważył j ej mąż. - Od razu uznałaś, że to Ansgar,
chociaż nie wiesz. - Zwrócił się do matki Elise. - Czy miał rude, kręcone włosy?
Matka spojrzała na Elise.
- Właściwie nie pamiętam. Miał na głowie czapkę? Elise przytaknęła.
Peder nie zdołał się powstrzymać.
- Ten rudy często chodzi tam i z powrotem przez most. Pingelen mówi, że on
jest zakochany w Elise.
Pani Jensen roześmiała się w głos.
- Może tak się zapatrzył, że się zapomniał.
Pozostali goście również się roześmiali. Wszyscy oprócz Elise i Hildy.
W tej samej chwili w drzwiach stanęła Maren Sorby.
- Elise, twój synek płacze.
Elise poczuła, jak zimny pot jej spływa po plecach. Nie mogła przynieść Hugo
właśnie w tej chwili, kiedy wszyscy rozmawiali na temat rudowłosego. Wstawiła
kołyskę do pokoiku i postanowiła, że dziecko tam zostanie. Jeżeli trochę popłacze, to
trudno.
- Niech trochę pomarudzi, zaraz do niego przyjdę.
- Ale on tak żałośnie płacze. Myślę, że coś mu dolega.
- Pójdę tam i zobaczę, co mu jest. Matka spojrzała na nią zdziwiona.
- Dlaczego nie chcesz, żeby pobył trochę z nami? Każdy z nas potrzyma go
trochę na kolanach.
- Tak, przynieś go! Tak dawno nie trzymałam w ramionach niemowlęcia - w
glosie ciotki Reidara brzmiała tęsknota.
- Najpierw zobaczę, co mu jest - rzekła Elise w drodze do kuchni.
Hugo przestał płakać, gdy tylko Elise wzięła go na ręce. Uśmiechnął się i
zaczął gaworzyć i wymachiwać rączkami. Wyraźnie nie chciał już dłużej leżeć w
kołysce, zwykle po południu mógł się bawić na podłodze.
Elise usiadła na brzegu łóżka i postanowiła chwilę tu zostać. Mogła się
wymówić przed gośćmi, że Hugo nie wyglądał całkiem zdrowo, wymyślić cokolwiek,
byleby nie musiała go zabierać ze sobą do salonu. Włosy małego były kręcone i
intensywnie rude, każdy zatem mógł wyciągnąć odpowiednie wnioski. Zadrżała na
samą myśl.
Niedługo potem w kuchni rozległy się kroki i do pokoiku zajrzała matka.
- Nie przyjdziesz z nim?
- Wydaje mi się dziwnie ciepły, zastanawiam się, czy nie ma trochę gorączki.
Nie warto ryzykować, by kogoś zaraził.
Matka podeszła bliżej, usiadła obok Elise na łóżku i położyła rękę na czole
Hugo.
- Nie, nie ma gorączki, wcale nie jest rozpalony. - Przyjrzała się córce
badawczo. - Czy coś się stało? Zdawało mi się, jakbyś zbladła. Poza tym to do ciebie
niepodobne, byś była tak nieczuła i zostawiła go tu samego. Widziałam, że matce
Reidara aż zaparło dech. Pewnie zastanowiła się, czyjej przyszłym wnukom będzie tu
dobrze. I ty to mówisz, pomyślała Elise, lecz się nie odezwała.
- Nie wstydzisz się chyba swego dziecka? - Matka wydawała się wstrząśnięta.
- Oczywiście, że nie. Po prostu uważam, że takie małe dzieci nie mają czego
szukać na weselu. Nie znasz go, prawie u nas nie bywasz i nie wiesz, jaki potrafi być
męczący.
Matka poczuła się zraniona.
- Wiesz, że nie jestem całkiem zdrowa, Elise. - Wstała i chciała wziąć Hugo na
ręce. - Obiecałam w każdym razie gościom, że będą mogli go zobaczyć. Jeżeli mały
będzie niespokojny, możemy przynieść go tu z powrotem.
Elise zrozumiała, że nic nie wskóra. Jeżeli odmówi, to matka i ciotka Reidara i
tak będą nalegały, by pozwolić im wejść do pokoiku i zobaczyć dziecko. Poza tym nie
mogła całą wieczność ukrywać Hugo przed światem, a przynajmniej nie przed
teściami Hildy.
Czuła mdłości ze zdenerwowania, kiedy szła za matką przez kuchnię do
salonu.
Goście zaczęli jeść deser i z apetytem zajadali pudding z kaszy manny z
czerwonym sosem. Tylko matka Reidara i jego ciotka zainteresowały się maleństwem.
- O, jaki śliczny chłopczyk! - Pani Jensen uśmiechnęła się zachwycona. -
Całkiem już zapomniałam, że niemowlęta mają takie maleńkie rączki i nóżki.
Pomyśleć tylko, że sami kiedyś tacy byliśmy. - Zerknęła na swoją szwagierkę. -
Prawda, moja droga?
Ciotka Reidara nie odezwała się.
Elise nie miała odwagi na nią spojrzeć. Kobieta gadała do tej pory jak najęta, a
teraz nagle zamilkła.
- Prawda, Nelly? - Matkę Reidara również zdziwiło milczenie szwagierki. - Ty
chyba też dawno nie widziałaś już takiego malucha?
Ciotka pokręciła głową i ściągnęła usta.
Elise nie miała wątpliwości, co sobie pomyślała. Najpierw dowiedziała się, że
rudowłosy zakochał się w Elise, a teraz ujrzała jej rude dziecko. W dodatku przed
ś
lubem Hildy dowiedziała się, że Emanuel się wyprowadził. Domyślała się też
zapewne, że prawdopodobnie właśnie Ansgara Mathiesena wyłowili z rzeki i
uratowali od śmierci, a potem przynieśli do domu majstra. Elise równie dobrze
mogłaby teraz powiedzieć wprost: „Tak, macie całkowitą rację, Ansgar Mathiesen jest
ojcem mego synka”.
Rodzice Reidara z pewnością nie wiedzieli, kim jest Ansgar Mathiesen, ale nie
minie wiele czasu, a się tego dowiedzą, pomyślała zrezygnowana. Wzięła Hugo od
matki i z powrotem ruszyła do drzwi.
- Już go pani od nas zabiera? - Pani Jensen wydawała się rozczarowana.
- Mały zwykle śpi o tej porze. - Wpadła do kuchni, zanim rozległy się kolejne
protesty.
Wydawało się jej, że Maren Sorby posłała jej dziwne spojrzenie, kiedy
przechodziła obok niej i wchodziła do pokoiku. Samarytanka widziała i wiedziała
wiele o tym, co się działo w okolicy. Być może domyśliła się, że Hugo nie jest
dzieckiem Emanuela, i pomyślała, że dlatego mąż ją opuścił. .
Może to prawda? Może właśnie Hugo był powodem, dla którego Emanuel źle
się tu czuł i odszedł do Signe?
W takim razie nie powinien jej odwodzić od wizyty u babki na Mollergata,
pomyślała nagle. W tej samej sekundzie przeraziła się samej siebie. Jeżeli za coś mu
była wdzięczna, to właśnie za to, że pomógł jej wtedy podjąć właściwą decyzję. Nie
wyobrażała sobie życia bez Hugo. A rodzina Reidara niech sobie myśli i wierzy, w co
chce.
Na szczęście Hugo uspokoił się, kiedy położyła go do kołyski i dała mu do
ssania ściereczkę z rozkruszonym i rozmoczonym sucharkiem. Jeżeli malec znowu
zacznie płakać, to może się pokusi, by natrzeć mu piersi kilkoma kroplami wódki,
którą Reidar przyniósł ze sobą. Pamiętała, jak młode mamy w fabryce mówiły, że to
zwykle pomaga.
Kiedy wróciła do salonu, dostrzegła zaciekawione spojrzenie ciotki Reidara,
ale udała, że tego nie widzi. Goście skończyli jeść deser i Elise razem z Maren Sorby
zaczęły sprzątać talerze, żeby rozstawić filiżanki na kawę. Tylko trzy należały do
nich, resztę pożyczyły od Anny, pani Evertsen i od matki.
Reszta wieczoru upłynęła spokojnie. Nikt po kryjomu nie popijał z piersiówki,
nikt się nie upił, nawet Peder nie wyskoczył z niczym, co by wywołało oburzenie lub
wprawiło gości w zakłopotanie.
Elise czuła śmiertelne zmęczenie, kiedy przyjęcie się skończyło, szumiało jej
w uszach i miała wrażenie, że zapadnie się pod podłogę. Nie rozumiała, dlaczego jest
tak wyczerpana, nie było przecież aż tyle roboty. Nie można chyba się zmęczyć z
samego zdenerwowania?
Hilda i Reidar poszli do pokoiku, gdy tylko goście wyszli i salon został
posprzątany. Wynieśli kołyskę ze śpiącym Hugo, a na podłodze położyli materac.
Chłopcy byli podnieceni i gadatliwi, nie mogli zasnąć, mimo że było już
późno. Kristian wydawał się najbardziej ożywiony. Dużo podczas przyjęcia
rozmawiał z drużbą Reidara. Okazało się, że mają wspólne zainteresowania: obaj
interesowali się geografią. Kristian potrafił wymienić wszystkie nazwy najwyższych
szczytów świata i najdłuższych; rzek i znał na pamięć stolice państw. Najwyraźniej
był dumny, że mógł się wykazać wiedzą przed kimś, kto się na tym znał i potrafił to
docenić.
Peder i Evert szeptali o siostrze Reidara. Chichotali i śmiali się, widać
dziewczynka spodobała im się. Nie krępowało ich, że jest o pięć lat starsza; drobna i
chuda mogła sprawiać wrażenie młodszej, pomyślała Elise.
Położyła się na materacu, ustawionym w poprzek w nogach chłopców, i na
powrót próbowała się uspokoić. Jeszcze nie opuściło jej nieprzyjemne wrażenie, kiedy
dostrzegła wzrok ciotki Reidara, przyglądającej się Hugo. Jednak powiedziała sobie,
ż
e prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Mogła od razu się przyznać, ale nie
było to proste. Razem z Emanuelem oznajmili przecież, że to on jest ojcem dziecka.
Nawet matka nie wiedziała, że Hugo jest synem „rudowłosego”, którego pomogła
wyciągnąć z rzeki.
Elise wierciła się na materacu, próbowała znaleźć najwygodniejszą pozycję.
Zanim zasnęła, zdążyła jeszcze pomyśleć o Johanie.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
Przy stole zapadła grobowa cisza, gdy Karolinę oznajmiła piorunującą nowinę.
Pani Ringstad pierwsza odzyskała mowę.
- Co ty powiedziałaś, Karolinę?
- Powiedziałam, że Elise będzie miała dziecko. Jest już w zaawansowanej
ciąży.
Pani Ringstad prychnęła.
- To mnie wcale nie dziwi. Dawno zorientowaliśmy się, co z niej za jedna. Że
też można aż tak się co do człowieka pomylić!
Emanuel poczuł, że krew odpłynęła mu z twarzy, zrobiło mu się dziwnie
zimno, kręciło mu się w głowie. Nie był w stanie wykrztusić słowa, nie wiedział,
gdzie zaczepić wzrok. To nie może być prawda. Elise przecież karmiła, czyż nie jest
tak, że kobieta nie może zajść w ciążę, dopóki karmi?
Zauważył, że Signe mu się przygląda. Carlsenowie nadal patrzyli zdumieni na
córkę.
- Nic nam nie mówiłaś - odezwała się Betzy Carlsen, nie rozumiejąc. - Skąd o
tym wiesz?
- Od Agnes.
- Widujesz się z Agnes? - Betzy przyjrzała się córce.
- Spotkałam ją przypadkiem. Powiedziała, że Elise spodziewa się dziecka, ale
wcale się z tego nie cieszy, bo miała nadzieję zejść się ze swoim dawnym
narzeczonym.
Emanuel Zerknął na Karolinę.
- Z Johanem?
Dziewczyna spojrzała mu w oczy, uśmiechając się.
- „Stara miłość nie rdzewieje”, tak się chyba mówi.
- Ale Johan jest mężem Agnes.
- Właśnie. Dlatego Agnes była tak oburzona.
Ojciec Emanuela odchrząknął. Dopiero teraz wszyscy zauważyli, że zrobił się
szary na twarzy.
- A kto w takim razie jest ojcem dziecka, którego spodziewa się Elise?
Matka posłała mu gniewne spojrzenie.
- A co nas to obchodzi? Te fabryczne dziewczyny rodzą dzieci co rok, a każde
mają z innym, jak słyszałam. Widać szybko się pocieszyła, gdy Emanuel od niej
odszedł. Chwalą Bogu, że nie mamy z tymi ludźmi nic wspólnego!
- Jesteś niemożliwa, Marie. Nigdy nie mieliśmy Elise nic do zarzucenia. To
nie jej wina, że pochodzi z ubogiej rodziny.
Matka zaczerwieniła się jak burak.
- Oboje zgadzamy się, że małżeństwo między Emanuelem a Elise było
błędem. Nikt nie może wymagać, by Emanuel żył w takich warunkach. Nie chcę
więcej o tym rozmawiać, i tak mieliśmy już dosyć nieprzyjemności w związku z tą
sprawą.
Przy stole znowu zrobiło się cicho.
Emanuel miałby ochotę znaleźć się dziesięć mil stąd. Czuł na sobie świdrujące
spojrzenie Signe, Karolinę wydawała się niemal cieszyć z cudzego nieszczęścia.
Usiłowała z nim flirtować, nie zrozumiała potem ironii, z jaką wychwalał Signe, i
teraz postanowiła się zemścić.
Ale co z tego, że Signe jest wściekła, a Karolinę się obraża? On właśnie
przeżył największy wstrząs w swoim życiu, było mu niedobrze i czuł się obrzydliwie.
Nie sądził, by Elise szukała pociechy u innego, gdy tylko on zniknął. Nie była
taka. Jeżeli to prawda, że Elise jest w ciąży, to on jest ojcem.
Jak to możliwe? I co, na Boga, powinien teraz zrobić? Adwokat ojca już na
pewno coś załatwił, na razie nie wiadomo co. Ojciec mówił, że rozwód zostanie
potwierdzony orzeczeniem sądu, a powodem będzie „niewierność” Elise. Ślub z
Signe odbędzie się zaraz, gdy przyjdą dokumenty. Emanuel słyszał, jak ojciec
rozmawiał półgłosem z adwokatem o przyszłości chłopca i jego prawie dziedziczenia,
i chociaż jeszcze mu nie wyjaśnili, o co chodzi, podejrzewał, że planują coś, o czym
lepiej głośno nie mówić. Pamiętał, że pewien daleki krewny został wpisany do ksiąg
kościelnych pod fałszywą datą, i zastanowił się, czy matka i ojciec mogliby posunąć
się aż tak daleko i czy zakrystian lub pastor dadzą się namówić do oszustwa. Bez
zapłaty lub innego zadośćuczynienia byłoby to raczej niemożliwe. Duchowni liczą się
z zamożnymi parafianami, być może matka zagroziła proboszczowi. To do niej
podobne.
O ile się domyślał, w prowadzonych półgłosem rozmowach chodziło o to, by
syn jego i Signe uzyskał prawo dziedziczenia Ringstad. Właściwie nie miałby nic
przeciwko temu. Mimo wszystko było to jego pierwsze dziecko, a w dodatku syn.
Ojcem dziecka Elise był kto inny, mimo że przyszło na świat, gdy jeszcze trwało ich
małżeństwo, ale to, co knuli rodzice, nie było uczciwe. Kłamstwa będą ich prze-
ś
ladować przez wieki. Wzdrygnął się.
Nie miał pojęcia, jak ojcu i adwokatowi się to udało, ale wraz z „przyznaniem
się” Elise do niewierności Hugo tracił wszystkie prawa, które otrzymał od Emanuela,
a także został napiętnowany jako nieślubne dziecko. Myśl o tym była bolesna, ale do
tej pory wydawało się, że nie istniało inne rozwiązanie. Zwłaszcza gdy matka i ojciec
działali z taką determinacją, a w dodatku Signe i jej rodzice trzymali ich stronę.
Teraz Emanuel miał wrażenie, jak gdyby ktoś mu wylał na głowę kubeł zimnej
wody.
Albo raczej powinien powiedzieć, jakby otrzymał cios pod żebra. Zawroty
głowy nie ustępowały, ledwie zdołał usiedzieć przy stole, nie zwracając niczyjej
uwagi. Signe z pewnością tak jak on myślała, że Emanuel jest ojcem dziecka, którego
Elise się spodziewa, jednak nigdy nie przyznałaby tego na głos. Wolała utwierdzać
matkę w przekonaniu, że Elise to latawica, która szukała pociechy u innego, gdy tylko
Emanuel zniknął. Przypuszczalnie tylko on wierzył, że Elise nie miała nikogo innego
poza nim. W każdym razie przez kilka miesięcy po rozstaniu. To, co Karolinę
opowiadała o Agnes i Johanie, wydawało się dziwne, ale Emanuel wiedział, że nie
można wierzyć we wszystko, co ta dziewczyna mówi.
Może i w to nie powinien wierzyć? Pamiętał, jak potrafiła być złośliwa, gdy
była zazdrosna. Skoro bywała nieprzyjemna dla Elise, teraz mogła robić na złość
Signe.
Ale czy odważyłaby się okłamywać jego rodziców? Wątpił w to. Jak gdyby z
bardzo daleka docierała do niego rozmowa ojca z Carlsenem o decyzjach Christiana
Michelsena jako premiera oraz o tym, że leśnictwo, przemysł czy flota handlowa nie
mogą ucierpieć w związku z historycznymi wydarzeniami tysiąc dziewięćset piątego
roku.
Nie był w stanie włączyć się do rozmowy, nie mógł przestać myśleć o tym, co
powiedziała Karolinę. Czuł się jakby odrętwiały. Bał się. Co, na Boga, powinien teraz
zrobić?
Zaraz po posiłku podeszła do niego Signe i powiedziała:
- Chciałabym zamienić z tobą kilka słów, Emanuelu. - Jej spojrzenie było
czarne, przypominało wzrok matki, gdy wpadała w najgorszy gniew. Nie pozostało
mu nic innego, jak pójść za Signe na piętro.
Gdy tylko weszli do sypialni, zatrzymała się i popatrzyła na niego
zdenerwowana. Usta jej drżały, gdy spytała:
- Czy to prawda? Czy jesteś ojcem dziecka, którego Elise się spodziewa?
- Skąd mogę wiedzieć?
Podniosła dłoń i z całej siły uderzyła go w policzek.
- A więc zdradziłeś mnie? Twierdziłeś, że jej nie tknąłeś, odkąd mnie
spotkałeś, a teraz się przyznajesz, że z nią spałeś?
- Tego nie powiedziałem.
- Ale mówisz, że nie wiesz, czy jesteś ojcem tego dziecka, a więc musisz mieć
coś na sumieniu.
Emanuel poczuł, że robi mu się gorąco z wściekłości.
- Mimo wszystko byłem jej mężem, do diabła.
- Przeklinasz? Ty, który byłeś oficerem w Armii Zbawienia? Przyznajesz więc,
ż
e z nią spałeś. Ile razy to robiliście? Raz? Kilka razy?
- Boże, przestań, Signe. Byliśmy małżeństwem. To wydawałoby się dziwne,
gdybym nie tknął własnej żony.
Łzy zakręciły się w jej oczach, tupnęła w podłogę i zrobiła się na twarzy
czerwona jak ogień.
- Okłamałeś mnie. Mówiłeś, że nic do niej nie czułeś, że nigdy nie pożądałeś
jej, odkąd mnie spotkałeś. Jak mogę ci ufać po czymś takim? I co zamierzasz zrobić w
związku z tą wielką nowiną? Pognać do Kristianii i zaproponować tej dziwce pomoc?
Tylko spróbuj! Zresztą myślę, że nie ty jesteś ojcem. Nie zachodzi się w ciążę zaraz
po porodzie. Zwłaszcza gdy się karmi piersią. Nie możesz wiedzieć, czy się
przypadkiem z kimś nie związała, kiedy zniknąłeś. Takie one są, te zdziry znad rzeki
Aker.
Emanuel czuł, że w środku się aż trzęsie, musiał się pilnować, żeby nie
wybuchnąć.
- Spójrz prawdzie w oczy, Signe. Uwodziłaś mnie, chociaż wiedziałaś, że
jestem żonaty. Czy jesteś lepsza?
- Twierdzisz, że to ja cię uwodziłam? Ty, który śliniłeś się jak głodny pies, gdy
tylko mnie zobaczyłeś? A teraz chcesz mi wmówić, że to moja wina? Czy to nie ty
namawiałeś mnie, żebyśmy poszli do stodoły? Czy to nie ty się na mnie rzuciłeś na
sianie niczym wściekły byk?
Emanuel otworzył usta, żeby zaprotestować. To Signe uczyniła pierwszy krok,
to ona zaproponowała, żeby wymknęli się do stodoły. Jednak w tej samej chwili
usłyszał szybkie kroki na schodach. Zirytowany odwrócił się do drzwi.
Do sypialni wmaszerowała matka. Nie zapukała. Miała czerwone wypieki na
twarzy.
- Emanuelu. Chciałam ci tylko powiedzieć, że jeżeli będziesz wszczynał
awantury z powodu tego, co powiedziała Karolinę, będziesz miał ze mną do
czynienia. Nie zgodzę się na to, żeby jakaś robotnica zmarnowała całe nasze życie z
powodu własnej lekkomyślności.
- W imię Boga! - Emanuel czuł, jak się w nim gotowało ze złości. - Nie
powiedziałem ani słowa. To Signe chciała ze mną koniecznie porozmawiać.
- Ale słyszę, że się kłócicie, i widzę to po was. Nic dziwnego, że Signe się
zdenerwowała. Teraz ona jest twoją żoną i o nią musisz teraz dbać. A z rym, co
obecnie robi twoja była żona, ani ty, ani my nie mamy nic wspólnego. Zresztą twoje
poprzednie małżeństwo traktuję jako nielegalne. Nie rozumiem, jak Karolinę mogła
zachować się tak nietaktownie i oznajmić nam coś takiego. Teraz siedzi na dole i
płacze, mówi, że nie chciała nikogo zranić. Poza tym myślała, że o tym wiemy.
- Wcale nie. Powiedziała to, żeby mnie zranić. Żeby zranić nas wszystkich.
Matka patrzyła na Emanuela, nie rozumiejąc.
- Dlaczego miałaby to zrobić?
- Ponieważ nie może znieść myśli, że Signe i ja mamy się pobrać.
Zapadła cisza. Pani Ringstad sprawiała wrażenie, jakby nie mogła przełknąć
ostatnich słów syna, ale nie protestowała. Wiedziała, że Karolinę od kilku lat
podkochuje się w Emanuelu. Sama zresztą chciała, żeby się pobrali.
Signe szlochała. Nagle gwałtownie się odwróciła i wybiegła z pokoju.
Matka załamała ręce i jęknęła.
- Zobacz, co się dzieje. Obie dziewczyny, Signe i Karolinę, płaczą. Betzy i
Oscar nie wiedzą, co powiedzieć i co robić. Ojciec wyszedł do stajni, jak zwykle,
kiedy się zdenerwuje. A mieliśmy tak miło spędzić ten dzień z Carlsenami!
- Mówisz, jak gdyby to była moja wina.
- Bo to przez ciebie. Gdybyś od razu powiedział, że to niemożliwe, byś był
ojcem dziecka, którego Elise się spodziewa, nic by się nie stało. Teraz wszyscy sądzą,
ż
e dziecko może być twoje. Jak myślisz, jak Signe ma teraz żyć z taką świadomością?
Adwokat wreszcie zaczął robić porządek z tym nieszczęściem, które ci się wcześniej
przytrafiło, i wkrótce ty i Signe moglibyście się pobrać, a mój Hugo dostałby, co mu
się prawnie należy. Wreszcie wszystko by się ułożyło.
Emanuel poczuł ogarniającą go nienawiść, która niemal nie pozwalała mu
oddychać.
- Uważasz, że wreszcie udało ci się osiągnąć to, co chciałaś? Jak zwykłe. Jak
zamierzasz to wszystko załatwić? Czy wiesz, że Hugo, spadkobierca Ringstad, został
wpisany w księgach kościelnych pod swym właściwym nazwiskiem po ojcu? W
dodatku otrzymał drugie imię, Hagbart, po wujku Hagbarcie. Sama namówiłaś
krawcową, żeby wyszyła imię dziecka na szacie do chrztu, używanej od lat przez
Ringstadów. Zapomniałaś o tym?
Matka wbiła w Emanuela nienawistne spojrzenie.
- Nie dla tego bękarta, lecz dla naszego Hugo Hagbarta. Wszystko, co się
zdarzyło w zimie, pragnę wymazać z pamięci. I tobie radzę to samo.
Emanuel ciskał wzrokiem błyskawice. Musiał się chwycić krzesła, żeby nie
rzucić się na matkę.
- Czy proboszcz też o tym zapomniał? - rzucił lodowatym głosem.
- Zachowuj się, jak przystało, Emanuelu.
- A może mu zapłaciłaś lub komuś innemu, żeby zmienił niektóre informacje
w księgach? Groziłaś mu? Niełatwo jest w tych czasach znaleźć pastorowi nowy
urząd, bez poparcia rady parafialnej jego miejsce na ambonie jest niepewne. Ojciec
jest członkiem rady, prawda?
Ręka matki ze świstem przecięła powietrze i trafiła w policzek Emanuela.
Emanuel odwrócił się na pięcie, wymaszerował z sypialni, zszedł po schodach
i wyszedł z domu. Czując niepohamowaną wściekłość, szybkimi krokami zbliżał się
do furtki.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
Trzy dni później Elise wreszcie otrzymała list z Kopenhagi.
Chciała poczekać z jego otwarciem, aż Hugo zaśnie, potrzebowała spokoju.
W głębi duszy wiedziała, dlaczego zwleka. List nie mógł jej dostarczyć
niczego poza rozczarowaniem. Agnes na pewno napisała do męża i opowiedziała mu
o wszystkim, więc to nawet dziwne, że Johan w ogóle odpisał. Nie wątpiła, że
wiadomość spadła na niego jak grom. Wyraźnie dał jej do zrozumienia, że ma
nadzieję na wspólną przyszłość z Elise, a teraz ta nadzieja legła w gruzach. Praw-
dopodobnie zareagował jak jego siostra, Anna, i uznał za oczywiste, że Emanuel
wróci, kiedy się dowie o dziecku. Nic dziwnego, że tak myślą; oboje są przekonani, że
Emanuel ją zostawił, ponieważ Hugo nie jest jego synem.
Sama jednak nie miała absolutnej pewności, że to jedyny powód. Emanuel nie
mógł znieść biedy. Skoro jego rodzice nie chcieli mu pomagać, dopóki będzie
mieszkał z Elise, nie bardzo mógł liczyć na lepsze życie. Jego praca w tkalni płótna
ż
aglowego była marnie płatna, a Emanuel nie należał raczej do tych, którzy pięli się w
górę i zdobywali coraz lepsze stanowiska. Na to był zbyt leniwy. Gdyby wiedział, że
Elise tak dobrze zarabia na swoich opowiadaniach, dostrzegłby może nadzieję na
znalezienie mieszkania gdzieś dalej od rzeki, ale nie miał nawet pojęcia o jej pisaniu.
Zresztą nawet nie chciała, by o tym wiedział. Gdyby to był jedyny powód, dla którego
pragnąłby z nią być, to lepiej niech nie wraca.
Jak by zareagowała, gdyby stanął w drzwiach i powiedział, że chce do niej
wrócić?
Wiele razy stawiała sobie to pytanie i jeszcze nie znalazła odpowiedzi. To
Johana kochała, ale Emanuel był ojcem jej dziecka. Czy ma prawo zdecydować, że
będzie je wychowywała bez niego?
Kochała Johana również wtedy, gdy zgodziła się zostać żoną Emanuela, a
mimo to było im dobrze w małżeństwie. Czy to się może powtórzyć? Mimo całego
zła, które się potem wydarzyło?
Czy zdoła Emanuelowi przebaczyć, jeśli przyczołga się na kolanach i będzie
błagał o jeszcze jedną szansę?
Pokręciła głową. Wybaczyć może tak, ale nie zapomnieć. Nie miała już do
niego zaufania i będzie jej trudno go znowu pokochać, ale ile osób naprawdę kocha
tych, z którymi żyje?
Nareszcie Hugo zaczął trzeć oczy i ziewać. Położyła go do wózka i
wyprowadziła za dom. Było zimno, wydawało się nawet, że chwycił lekki mróz, ale
tutaj, gdzie poranne słońce świeciło przez jakiś czas, powietrze bardziej się nagrzało.
Gdy tylko Elise zobaczyła, że Hugo zamknął oczy i zasnął, szybko wróciła do
kuchni. Z niecierpliwością chwyciła list, usiadła przy stole i otworzyła.
Najdroższa Elise!
Serdecznie dziękuję za list, który dostałem już dawno temu. Muszę przyznać, że
kiedy go przeczytałem, przeżyłem rozczarowanie. List był miły, lecz ani słowem nie
zdradziłaś, że chciałabyś mnie znowu zobaczyć. Nastrój naszego pożegnania na
Vippetangen prysnął. Nie znalazłem w liście nadziei, której się tak uchwyciłem. Nie
rozumiem tego. Starałem się ją odczytać między wierszami, ale nie zauważyłem nic
poza życzliwością, życzeniami, bym odniósł sukces tu w Kopenhadze i by się przede
mną otworzyła świetlana przyszłość. Ani słowa o wspólnej przyszłości. Zanim
wyjechałem, płakałaś i obiecywałaś, że nigdy mnie nie zapomnisz. Przyznałaś
również, że się boisz, że „będę tak zajęty pracą i będą mnie otaczać piękne, młode
kobiety”, że o Tobie zapomnę. Kiedy spytałem, czy będziesz na mnie czekała, skinęłaś
głową i powiedziałaś „tak”. Dlaczego ani słowem nie wspominasz o tym w swoim
liście? Niczego nie pojmuję.
Potem miałem dużo pracy, która przeciągała się do późna w nocy.
Stopniowo zrozumiałem, że z rozmysłem nic o nas nie pisałaś, żeby mnie nie
wiązać. Chciałaś, bym był wolny i nie czuł się związany tym, co powiedzieliśmy sobie
na nabrzeżu. Celowo zwlekałem z odpowiedzią, nie wiedziałem, czy odpowiedzieć Ci
w równie przyjaznym tonie, czy napisać, co do Ciebie czuję.
Wtedy przeżyłem wstrząs. Otrzymałem list od Agnes. Zrozumiałem, dlaczego
napisałaś w ten zagadkowy sposób. Szczerze Ci współczułem, Elise. Domyślam się, że
nie byłaś szczęśliwa, gdy się zorientowałaś, że będziesz miała dziecko z Emanuelem.
Zwłaszcza teraz, po tym, co się stało. Prawdopodobnie nie byłaś w stanie mi tego
powiedzieć, obawiałaś się, że mnie rozczarujesz. Może bałaś się, że stracę ochotę do
pracy i radość studiowania?
Teraz zaczynam już oswajać się z tą myślą. Skoro miałbym wychowywać
Hugo, mógłbym zająć się jeszcze jednym dzieckiem. Najważniejsze jest to, co istnieje
między Tobą i mną. Jeżeli jest miłość, większość spraw uda się ułożyć. Nie sądzę, by
Emanuel wrócił, nawet jeśli się dowie o dziecku. To będzie dla niego zbyt trudne.
Signe urodziła syna, którego rodzina Ringstadów zaakceptowała. Poza tym Emanuel
nie będzie miał odwagi powiedzieć swej dominującej matce, że jesteś w ciąży. Może
spróbuje przysłać Ci od czasu do czasu trochę pieniędzy, lecz najbardziej
prawdopodobne jest to, że będzie się starał zapomnieć o tym krótkim okresie, który
spędził nad rzeką Aker.
Niezależnie od wszystkiego wiadomość, którą dostałem od Agnes, nie
zachwiała moich uczuć do Ciebie. Tego by tylko brakowało. Okazałbym się
lekkoduchem, który nie zasłużył na Twoją miłość.
Myślę o Tobie, Elise, brakuje mi Ciebie, tęsknię za Tobą i wyglądam dnia,
kiedy będziemy mogli się znowu spotkać.
Twój Johan
Elise wstała od stołu, podeszła do okna i wyjrzała na dwór. Słońce
przedzierało się pomiędzy liśćmi klonu i sprawiało, że lśniły najpiękniejszymi
odcieniami barw. W trawie połyskiwały miliardy błyszczących kropelek rosy. Daszek
studni pokryły pożółkłe liście.
Johan nie wspomniał słowem o Agnes ani o dziecku, którego się spodziewała.
I czy naprawdę nadal pragnął jej, Elise, mimo że urodziła dziecko gwałciciela i
spodziewała się drugiego, tym razem z Emanuelem? Czy to możliwe?
Ciągle był kimś nowym w środowisku artystycznym Kopenhagi, ale jak długo
to potrwa, zanim się zorientuje, jakie właściwie ma możliwości? Czyjego miłość do
niej jest na tyle silna, że przetrwa wszystkie pokusy, które niewątpliwie na niego
czekają? Tutaj nad rzeką Aker jego życie było dość ograniczone, niewiele wiedzieli o
ś
wiecie. Teraz zobaczy coś innego, nowe możliwości, napotka nowe wyzwania.
Elise wróciła do kuchennego stołu i przeczytała list jeszcze raz. Poczuła, że
robi jej się ciepło koło serca. Pomyśleć tylko, że Johan mógł napisać coś takiego,
mimo że znał już najnowsze wieści. Uświadomiła sobie, że palą ją policzki i dziwne
gorąco ogarnia całe ciało. Tym razem nie będzie zwlekała z odpowiedzią, ale odpisze
zaraz dzisiaj i potwierdzi to, co już odgadł: że chciała mu oszczędzić bólu i bała się,
ż
e zmarnuje jego możliwości.
Wyjęła nowy blok, który kupiła u Magdy na rogu zaledwie kilka dni temu,
naostrzyła ołówek i zaczęła:
Najdroższy Johanie!
Bardzo dziękuję za list. Siedzę przy stole w kuchni, do której przez okno wpada
ukośnie jesienne słońce, a na zewnątrz wszystko się mieni najpiękniejszymi barwami.
Wodospad huczy, ostatnie deszcze sprawiły, że rzeka wystąpiła z brzegów. Za domem
przy słonecznej ścianie leży w wózku Hugo i śpi, Reidar i chłopcy są w szkole, a Hilda
sprząta u ludzi. W ostatnią sobotę mieliśmy w domu wesele: Hilda wyszła za mąż za
Reidara Jensena. Bardzo się denerwowałam, ponieważ bałam się, że rodzina Reidara
będzie taka sama jak państwo Ringstadowie, ale miło mnie zaskoczyli.
Twój list sprawił mi taką radość, że trudno mi uwierzyć, że to wszystko
prawda. Masz całkowitą rację: nie miałam odwagi wyznać Ci mojej miłości w
ostatnim liście, ponieważ nosiłam bolesną tajemnicę. Tak, nie wstydzę się przyznać, że
to dla mnie bolesne. To brutalne powiedzieć, że nie chciałam tego dziecka, ale chyba
nie muszę Ci tego dokładniej wyjaśniać. Jak trafnie odgadłeś, nie chciałam Ci
niczego zepsuć, wyjawiając od razu tę nowinę. Myślałam sobie, że kiedy lepiej
poznasz Kopenhagę, na dobre zaczniesz naukę i pracę, zorientujesz się, jakie masz
możliwości, to z pewnego dystansu spojrzysz na dotychczasowe życie. Że i do mnie
nabierzesz dystansu. Wtedy rozczarowanie nie będzie tak wielkie.
Nie musisz wątpić w moją miłość, Johanie. Nie przestałam Cię kochać, kiedy
spotkało mnie tyle złego, tylko zepchnęłam tę miłość w najodleglejszy zakamarek
mojego serca. Nauczyłam się kochać Emanuela, ponieważ czułam, że mam wobec
niego dług wdzięczności, i ponieważ nie miałam innego wyboru. I ponieważ sądziłam,
ż
e jest wart tej miłości. Teraz wiem, że jest inaczej.
Uważam, że masz rację, twierdząc, że Emanuel nie wróci. Nie ma tyle siły, by
przeciwstawić się silnym kobietom, jakimi są Signe i jego matka. Nie jest
wystarczająco silny, by poradzić sobie z ludzkim gadaniem, krytyką, kłującymi jak
szpilki pogardliwymi spojrzeniami. Nieszczęściem Emanuela jest jego słabość. Nie
sądzę, by chciał mnie skrzywdzić, nie ma między nami wrogości. Jest mi go żal, tak
samo jak mi żal wszystkich tych, którym się w życiu nie powiodło i którzy pozwolili
innym sobą kierować.
Odczuwam ulgę, że mogę być wobec Ciebie szczera. Teraz wiem, że na powrót
odnaleźliśmy wspólny język, i że od tej pory więcej listów będzie krążyć między
Kristianią a Kopenhagą. Brakuje mi Ciebie, Johanie, i cieszę się, że znowu będziemy
mogli być razem.
Twoja Elise
Podniosła wzrok znad kartki. Czy powinna jakoś skomentować to, że Johan
chciał zastąpić ojca Hugo i dziecku, którego się spodziewała? Czy nie za wcześnie
wspominać o czymś, co jest tak odległe w czasie? Johan nieprędko przyjedzie do
domu, może jeszcze zmienić zdanie. Na razie powinni się skupić na radości pisania i
ś
wiadomości, że oboje pragną tego samego.
Ale mogła mu przynajmniej podziękować. Szybko dodała dopisek pod
podpisem:
PS Z całego serca dziękuję, Johanie.
Była pewna, że Johan zrozumie. Czując ulgę i ogromną radość, złożyła list,
wsunęła go do koperty i zaadresowała.
Gdy tylko Hugo się obudził, wzięła list i udała się w drogę na pocztę.
Kiedy przechodziła obok niewielkiego drewnianego domu, gdzie na poddaszu
mieszkali Agnes i Johan, przypomniała sobie, co powiedział ów pijak, który śpiewał
„Agnes, mój cudowny motylu”. Twierdził, że Agnes zniknęła. Magnus Hansen
również nie wiedział, co się z nią stało.
To na pewno tylko pijackie gadanie. Mężczyzna był zbyt pijany, żeby się
utrzymać na nogach, więc pewnie również nie bardzo wiedział, co mówi. Może
Agnes nie napisała do Johana, że dziecko, którego się spodziewa, jest mimo wszystko
jego? Może napisała tylko o Elise, lecz nie wspomniała o sobie? Dlaczego? Czyżby
się rozmyśliła? A może kłamała? Może twierdząc, że źle obliczyła, chciała ją tylko
zranić i zobaczyć, jak Elise to przyjmie?
To do niej podobne. Jedno tylko było pewne: gdyby Johan wiedział, że
dziecko, którego spodziewa się Agnes, jest jego, nie napisałby takiego listu.
W drodze powrotnej Elise postanowiła wstąpić do pani Paulsen po zapłatę za
strój kąpielowy i ubranko dla Braciszka. Poprzednio weszła tylko na chwilę, żeby
oddać gotowe rzeczy, ponieważ pani Paulsen źle się czuła i pokojówka poprosiła
Elise, żeby przyszła innego dnia.
Na ulicach prawie nie było ludzi, mimo że pogoda była cudowna. Elise
przypomniała sobie dzień, gdy spotkała starą kobietę, która miała jej za złe, że
spaceruje z wózkiem w biały dzień, wczesnym przedpołudniem, kiedy wszyscy muszą
harować w fabryce. Poczuła wyrzuty sumienia. To nie w porządku, by żyło jej się
lepiej niż innym.
Doszła do połowy wzgórza Aker, gdy nagle dostrzegła jakąś postać, która
wydała się jej znajoma. Szybko się rozejrzała za jakąś bramą, w której by mogła się
schować, zanim ten człowiek ją zauważy, ale zorientowała się, że już za późno.
Ogarnęło ją uczucie bezsilności. Wszędzie żyli ludzie, którzy cierpieli
krzywdę lub którzy uprzykrzali życie sobie nawzajem. Ansgarowi mogłoby się dobrze
ułożyć. Był szczęściarzem: miał pracę w gazecie, troskliwych, miłych rodziców i
ładny dom w porządnej dzielnicy. Zamiast to doceniać, obracał się w nieciekawym
towarzystwie i dał się namawiać do złego. Teraz najwyraźniej tak mu to dopiekło, że
postanowił skończyć z życiem. Elise powinna się ucieszyć, że go widzi. Co by
zrobiła, gdyby jednak posłuchał jej rady i rzucił się do innego wodospadu? Mimo to
widok Ansgara był dla niej udręką, dokuczała jej świadomość, że chłopak może się
pojawić w każdej chwili.
Zmusiła się, by iść dalej, choć najchętniej zawróciłaby. Gdyby choć była sama,
ale Hugo siedział w wózku, nie spał, szczęśliwy, że może obserwować wszystko, co
się dookoła rusza.
Ansgar również się nie cofnął, chociaż przez moment wydawało się, że się
zawahał.
Wolno zbliżali się do siebie.
Elise zagadywała Hugo, żeby ukryć zakłopotanie.
- Patrz na te wróbelki tam w krzakach, Hugo! Ćwir, ćwir, robią ptaszki.
Hugo roześmiał się, popatrzył na wróble, potem z powrotem na Elise, próbując
ułożyć buzię w ten sposób, żeby powtórzyć za mamą.
Elise starała się nie patrzeć w górę, udawała, że nie zauważyła Ansgara, jednak
poznała po krokach, że się zbliża, i zdawała sobie sprawę, że nie uniknie spotkania.
Nie mogła już dłużej udawać. Zerknęła znad wózka i skinęła głową na
powitanie. Tyle wystarczy.
Ku jej przerażeniu chłopak zatrzymał się.
- Dziękuję.
Posłała mu zdumione spojrzenie.
- Za co?
- Ponieważ nie pozwoliłaś mi tego zrobić. Wreszcie zrozumiała. Zaczerwieniła
się i zmieszała.
- Doświadczyłam kiedyś czegoś takiego, nie dałabym rady przeżyć tego
jeszcze raz.
Stał w milczeniu, przyglądając się jej.
- Dowiedziałem się o tym. Później. To ta dziewczyna, o której był artykuł w
„Verdens Gang”, prawda?
Przytaknęła. Miała nadzieję, że nie będzie zadawał więcej pytań.
- Przepraszam. Nie wiedziałem, że to również takie okropne dla tego, kto jest
ś
wiadkiem.
- Potworne. Wiele razy wyrzucałam sobie, że nie uczyniłam nic więcej, żeby
temu przeszkodzić, chociaż myślę, że zrobiłam wszystko, co mogłam.
- To się więcej nie zdarzy. Z mojej strony.
- Miło mi to słyszeć.
- Coś mi się przydarzyło.
Odważyła się spojrzeć mu w oczy, bała się tego.
- Naprawdę?
- Znalazłem dziewczynę. Jest w Armii Zbawienia i namówiła mnie, żebym też
wstąpił. Zdecydowałem się opowiedzieć jej, czego się dopuściłem.
Elise popatrzyła na niego zdumiona.
- Mam nadzieję, że okaże się wspaniałomyślna.
- Tak. Jest równie wspaniałomyślna jak ty. Pokręciła głową.
- Nie jestem taka. Nienawidziłam i płakałam, krzyczałam i przeklinałam cię.
- Ale ci przeszło. W przeciwnym razie nie próbowałabyś mnie powstrzymać
od tego, co zamierzałem zrobić, kiedy ostatnio stałem na moście.
Spuściła wzrok.
- Nie czuję już do ciebie nienawiści. Myślę, że zostałeś dostatecznie ukarany.
Między nimi zapadła cisza.
- Moi rodzice chcieliby ci pomóc. - Jego wzrok przylgnął do dziecka w wózku,
które uśmiechało się i gaworzyło. Czapeczka Hugo zasłaniała zdradzieckie rude loki.
- Tak powiedzieli. Kiedy Hugo podrośnie, mogą mu pomóc w zdobyciu
wykształcenia, ale na razie daję sobie radę z utrzymaniem chłopców i tego malucha.
Nagle odniosła wrażenie, że Ansgar przesunął wzrok na dół. Czy możliwe,
ż
eby coś zauważył, mimo że owinęła się dużym szalem?
- Muszę iść. Wybieram się do pani Paulsen po zapłatę za rzeczy, które dla niej
uszyłam.
Ansgar skinął głową, po czym niespodziewanie się pochylił i poklepał Hugo
po policzku. Elise zauważyła, że jego oczy zaszkliły się, kiedy na nią spojrzał.
- Czy udało ci się mi przebaczyć?
- Tak - odparła i pośpiesznie odeszła.
Kiedy weszła na górę do państwa Paulsenów, zaprowadzono ją do salonu, lecz
uprzedzono, że nie może zostać zbyt długo, bo pani jeszcze niezbyt dobrze się czuje.
Elise przeraziła się na jej widok. Leżała na sofie pod grubym pledem, jej twarz
była potwornie blada, a policzki zapadnięte.
- Tak mi przykro, że pani zachorowała, pani Paulsen. Kobieta uśmiechnęła się
do niej blado.
- To najgorsze dla mojego męża i małego Isaca, ale modlę się do Boga, żebym
wyzdrowiała.
- Nie wie pani, co pani dolega? Pani Paulsen pokręciła głową.
- Lekarz nie ma pojęcia, co to takiego. Nic mnie nie boli, jestem tylko tak
potwornie zmęczona. Nie mam też apetytu. Pieniądze leżą w kopercie, pani Ringstad -
dodała i wskazała ręką. - Ponieważ ubranka były malutkie, mój mąż uznał, że nie
mogę pani zapłacić tyle co za suknię. - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Liczę na to,
ż
e kiedy wyzdrowieję, przyjdzie pani uszyć mi płaszcz zimowy.
Elise skinęła głową, wzięła kopertę, dygnęła i ruszyła wolno do drzwi.
- Mam nadzieję, że wkrótce pani wróci do zdrowia, pani Paulsen. Szybkiej
poprawy!
- Dziękuję. - Pani Paulsen nie uśmiechnęła się tym razem, jej wzrok zdradzał,
ż
e nie wierzy w jakąś szczególną poprawę.
Elise zamyśliła się w drodze do domu. Martwiła się, że Braciszek bardzo to
przeżyje, jeżeli pani Paulsen nie wyzdrowieje. Nie potrafiła sobie wyobrazić niczego
bardziej tragicznego dla dziecka niż strata matki. To jeszcze gorsze, niż gdy matka
traci jedno z dzieci.
W tej samej chwili uświadomiła sobie nagle sens tego, co pomyślała. To Hilda
jest prawdziwą mamą Braciszka. Straciła go, a on stracił ją, lecz mimo wszystko
Hilda mogłaby malca pocieszyć, jeżeli odejdzie od niego najdroższa mu osoba,
kobieta, którą uważa za matkę. To absurdalne. Powinno istnieć prawo zabraniające
kobietom oddawania swych dzieci.
Mogłaby o tym napisać. Opowieść nie traktowałaby o prostytutkach, biednych
robotnicach, samobójstwie lub o nędzy. Mówiłaby o czymś, co dotyczy wszystkich
ludzi, o więzi między matką a dzieckiem.
Podbudowana swoim pomysłem przyśpieszyła kroku, ale zaraz zatrzymała się
gwałtownie, żeby sprawdzić, ile zarobiła za ubranko dla Braciszka i strój kąpielowy
dla pani Paulsen. Energicznie otworzyła kopertę. W środku leżało dwadzieścia koron.
Poczuła rozczarowanie. Pan Paulsen powinien wiedzieć, że przy małym ubranku jest
tyle samo pracy co przy dużym, jest nawet bardziej skomplikowane i więcej przy tym
dłubaniny. Przy stroju kąpielowym również, szczególnie przy kołnierzu marynarskim
i marszczeniach pod kolanami.
Schowała kopertę z powrotem do kieszeni i ruszyła dalej.
Akurat tutaj, na samym środku wzgórza Aker, spotkała Ansgara. Pomyśleć
tylko, że znalazł dziewczynę! To dobrze. Oby tylko nie odeszła od niego, gdy usłyszy,
co takiego zrobił. Po tym, jak zobaczyła go na moście, gdy próbował odebrać sobie
ż
ycie, Elise zrozumiała, jak bardzo musiał cierpieć. Dobrze, że powiedziała, że mu
wybaczyła. Nie żałowała mu, by i on przeżył coś dobrego.
Kiedy dotarła do budynków fabrycznych i mogła stąd zobaczyć dom majstra,
zauważyła, że drzwi wejściowe są uchylone. Westchnęła zrezygnowana. To na pewno
Peder. Zawsze zapomina porządnie zamknąć drzwi. A teraz, kiedy zrobiło się zimno,
musieli robić wszystko, żeby utrzymywać ciepło. Za karę będzie musiał po odrobieniu
lekcji iść nazbierać gałązek. Jeżeli nie znajdzie nic w pobliżu, to niech idzie dalej
wzdłuż rzeki i szuka. Musi go zaboleć, inaczej się nie nauczy.
Denerwowała się coraz bardziej, w pośpiechu przechodząc przez most. Nie
zostało im prawie nic drewna, a teraz w kuchni zrobiło się pewnie przeraźliwie
zimno. Hugo na pewno ma mokro i trzeba go przewinąć, a jak go rozbierze w
lodowatym pokoju?
Zostawiła wózek przed domem, wzięła synka na ręce i weszła energicznie do
ś
rodka, już otwierając usta, żeby zrobić awanturę.
Nagle zatrzymała się w progu.
Przy stole w kuchni siedział Peder i... Emanuel.