Narciarstwo pasja naszego życia

background image

fot. Stanisław Momot

Narciarstwo - pasja naszego życia

Slalom to dość ekwilibrystyczna
konkurencja. Trzeba być zwinnym
i szybkim, a przede wszystkim
skutecznym, by omijać kolejne
tyczki. Człowiek wije się między
nimi, by dotrzeć do celu.
Podobnie jak w życiu. A to płata
różne figle. Tak było w przypadku
sióstr Tlałek. Najpierw były
bohaterkami, ale by wciąż móc
uprawiać narciarstwo - pasję
swojego życia - musiały salwować
się ucieczką do Francji. Jedna z
nich potrzebowała nawet
fikcyjnego ślubu. Teraz wiodą
spokojne życie. Małgorzata w
Zakopanem, a Dorota w Meribel.

Bliźniaczki wspierały się jak
mogły

Dorota jest starsza od Małgorzaty. O pięć minut. Choć czasem między siostrami iskrzyło, to jednak zawsze
jedna wspierała drugą. - Przez całe młodzieżowe i sportowe życie byłyśmy razem. Rywalizowałyśmy ze sobą,
ale na zdrowych zasadach. To była bardziej taka rodzinna rywalizacja. Może dzięki temu, że byłyśmy razem i
w ten sposób miałyśmy zawsze ze sobą cząstkę domu, pozwoliło nam to zajść trochę dalej niż koleżankom -
mówi Małgorzata Tlałka-Długosz. Najsłynniejsze bliźniaczki w polskim sporcie teraz mieszkają daleko od
siebie. Dorota żyje od wielu lat w Meribel, Małgorzata - w Zakopanem. - Dorota jest taka bardzo towarzyska.
Lubi mieć dookoła siebie dużo ludzi. Pod tym względem jest troszkę inna niż ja - charakteryzuje siostrę
Małgorzata. - Gosia to idealistka, perfekcjonistka. Czasami trudna. Ma przy tym zdecydowany i ostry
charakter. Zawsze tak było - to z kolei opinia Doroty o młodszej siostrze.

Nigdy wcześniej, ani nigdy później polskie narciarstwo alpejskie nie miało tak znakomitych zawodniczek.
Razem stawały aż 13-krotnie na podium zawodów Pucharu Świata w slalomie. Małgorzata, która jeździła
bardziej siłowo podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Sarajewie (1984), zajęła szóste miejsce - najwyższe
w historii kobiecego narciarstwa alpejskiego w Polsce - choć po pierwszym przejeździe była nawet trzecia.

- Dla mnie drugi przejazd zawsze był mordęgą. Ale tak naprawdę to w Sarajewie zabrakło mi wsparcia
siostry. Dorotka wypadła z trasy pierwszego przejazdu. Zostałam sama, spadłam na szóste miejsce -
przyznała kiedyś na łamach "Przeglądu Sportowego".

Rzeczywiście obie były i wciąż są dla siebie wsparciem. W czasie kariery sportowej najdłuższy okres, na jaki
zostały rozdzielone, wynosił trzy tygodnie.

- Teraz każda z nas ma swoje życie. Dystans, jaki nas dzieli, też robi swoje. Spotkania zawsze są jednak pełne
radości i wymiany doświadczeń. Bardzo cieszą się nimi moje dzieci, kiedy mogą spotkać się z kuzynami.
Czasami wracamy ze śmiechem do tych dawnych czasów. Wspominamy najczęściej zabawne sytuacje. Za
sportowych lat miałyśmy niesamowite szczęście, że byłyśmy dwie. To była nasza bardzo duża przewaga nad
wieloma zawodniczkami, które przez długie okresy były same. My, zawsze miałyśmy w pokoju domownika.
Czułyśmy się swojsko. Od czasu do czasu też jednak iskrzyło. Pamiętam, jak na dzień przed mistrzostwami
świata, mojej siostrze zachciało się czytać do północy, a ja już chciałam spać. Książka poleciała lotem
koszącym prosto w żarówkę. Oczywiście wywaliło bezpieczniki na całym piętrze w hotelu - wspomina

10 lut, 00:01
Źródło: Onet Sport

Wiadomość - drukowanie - Onet Sport - Onet Sport

http://sport.onet.pl/zimowe/narciarstwo-alpejskie/5022977,artykul-druk...

1 z 6

2012-02-20 11:25

background image

Małgorzata.

Polub nas na facebooku i weź udział w naszej zabawie – zapomniani sportowcy!

Ucieczka do Francji

Dorota była zawodniczką jeżdżącą bardziej technicznie. W 1982 roku podczas mistrzostw świata w Schaldming
zajęła znakomite czwarte miejsce. To właśnie tam po raz pierwszy spotkała się z Christianem Mogore,
wówczas dziennikarzem "Le Dauphine Libere". Wtedy po raz pierwszy coś między nimi zaiskrzyło. Dwa lata
później wygrała jako pierwsza i jedyna do tej pory polska zawodniczka Puchar Świata w slalomie w Madonna
di Campiglio. To było 14 grudnia 1984 roku. To był jeden z ostatnich sukcesów bliźniaczek z Zakopanego
odniesiony dla Polski.

W pewnym momencie siostry poczuły, że przestają sie rozwijać. Od wielu lat realizowały ten sam cykl
treningowy. Miały dość stagnacji. Chciały zmienić sprzęt i poznać też, jak trenuje się w innych krajach. Udało
im się załatwić możliwość trenowania z francuskimi alpejkami, które wówczas należały do światowej czołówki.
Wielkimi gwiazdami w ekipie Trójkolorowych były takie zawodniczki, jak Perrine Pelen czy Fabienne Serrat. W
czerwcu 1985 roku Małgorzata i Dorota wyjechały - rzekomo na wakacje - do Francji wraz z ojcem Janem,
byłym wielokrotnym mistrzem Polski w łyżwiarstwie szybkim. On wrócił do kraju, córki już nie.

- Szukałyśmy po prostu lepszych warunków do trenowania. Miałyśmy już dość stagnacji. Chciałyśmy się
rozwijać. Dlatego podjęłyśmy taką, a nie inną decyzję. Nigdy nie miałam zamiaru opuszczać Polski na stałe.
To nie był mój cel - tłumaczy Małgorzata.

- Wyjechałyśmy do Francji na treningi. Traciły jednak na tym pewne osoby w kraju, które po prostu zarabiały
na nas pieniądze. Wraz z naszym wyjazdem strumień pieniędzy skończył się. To niektórych rozsierdziło. W
związku z tym zablokowano nam możliwość startów w barwach Polski. Powstała zatem opcja, by startować
dla Francji i na nią się zdecydowałyśmy. Chcąc dalej uprawiać

narciarstwo

, nie miałyśmy wyjścia - dodaje.

Fikcyjny ślub

We Francji bardzo pomógł im Christian Mogore. Jeszcze w tym samym roku Dorota wyszła za tego
francuskiego dziennikarza, zaś Małgorzata wzięła fikcyjny ślub z jego młodszym bratem Christophem. Dzięki
temu obie uzyskały francuskie obywatelstwo i mogły startować w barwach Trójkolorowych.

- Będąc już we Francji, startowałyśmy jeszcze jako Polki. Kiedy jednak wciąż skreślano nas z listy startowej,
nie miałyśmy wyjścia. Informowałyśmy i związek, i nasz macierzysty klub, że wciąż chcemy reprezentować
polskie barwy, ale były takie osoby, którym bardzo zależało na tym, by powiedzieć stanowcze "nie" -
wspomina młodsza z sióstr.

Zawsze czuły się Polkami

Obie nasze alpejski do dziś czują wielki żal do ludzi, którzy zablokowali im wówczas możliwość startu dla
Polski.

- Zawsze było mi bardzo przykro z powodu tego, co się wydarzyło. Co jednak zrobić, skoro ktoś był
twardogłowy i nie był skłonny do jakiegokolwiek kompromisu - mówi Dorota z nutką żalu w głosie.

Kamerki na stokach, warunki, cenniki – wszystko o nartach!

- Zawsze był we mnie żal do polskich władz za to, że nas zdyskwalifikowano. Nie pozwolono nam startować
dla Polski. To było uczucie ambiwalentne. Z jednej strony wielka szkoda, że nie możemy reprezentować
Polski, a z drugiej – radość, bo mogłyśmy przeżyć tak wiele nowych i ciekawych doświadczeń oraz odkrywać
narciarstwo na nowo. Przecież wszystkie te wyniki, jakie osiągałyśmy w barwach Francji, mogły iść na konto
naszego kraju. Może nawet taki układ - treningi we Francji i starty dla Polski - byłby najsensowniejszy.
Mogłyśmy przecież tam korzystać z infrastruktury sportowej na najwyższym światowym poziomie, a
startować dla Polski. Taki właśnie był plan. To się jednak nie udało. Trzeba było dostosować się do nowej dla
nas sytuacji. Zresztą dla mnie Małgorzata Tlałka Francuzka nigdy nie istniała. Zawsze czułam się Polką. Będąc
tam, zawsze bywałam w Zakopanem kilka razy w roku. Mnie tu zawsze ciągnęło i zawsze tu właśnie było mi
dobrze - wtrąca siostra, która po chwili dodaje: - Najbardziej jednak wkurza mnie to, że ludzie, którzy
wówczas działali i doprowadzili do naszej dyskwalifikacji, cały czas są działaczami związkowymi. Przez 30 lat
nie potrafili nic sensownego zrobić dla polskiego narciarstwa, a dalej siedzą na tych stołkach.

Czytaj dalej na 2. stronie –

Narciarstwo - pasja naszego życia

Wiadomość - drukowanie - Onet Sport - Onet Sport

http://sport.onet.pl/zimowe/narciarstwo-alpejskie/5022977,artykul-druk...

2 z 6

2012-02-20 11:25

background image

Odkrywanie narciarstwa na nowo

We Francji siostry zaczęły na nowo odkrywać narciarstwo alpejskie. W końcu ktoś nauczył je jeździć slalom
gigant. To był zupełnie inny świat. Bez fałszu i obłudy.

- To było zupełnie co innego niż pewien rodzaj partyzantki, jaki uprawiałyśmy w Polsce. Odkryłam w sobie
nową radość z uprawiania narciarstwa alpejskiego. Wydawało nam się, że już wszystko potrafimy, a
tymczasem zaczęłyśmy się uczyć wielu nowych rzeczy. Kiedy zobaczyłyśmy, w jakich warunkach trenują
dziewczyny we Francji, od razu sobie pomyślałam: Boże, a my takie wyniki osiągałyśmy w totalnej
prowizorce. Nie ukrywam, że pojawiła się też radość, że tak wiele mogłyśmy osiągnąć, będąc tak daleko od
wielkiego narciarskiego świata. Zupełnie inaczej zaczęłam też patrzeć na osiągane wcześniej przez nas wyniki
- przyznaje Małgorzata.

Koniec kariery

Dorota skończyła karierę w 1990 roku, mając 28 lat. Nigdy nie żałowała podjęcia takiej decyzji.

- Nie miałam żadnych wątpliwości. Po prostu zdałam sobie sprawę z tego, że narciarstwo, jako zawód, nie
sprawia mi już takiej przyjemności jak wcześniej. A, kiedy nie czerpie się z tego przyjemności, wówczas
trening jest coraz cięższy. Jeśli jest przyjemność i pasja, to w ogóle tego się nie zauważa. To była świadoma i
dobrowolna decyzja. Kiedy ma się 28 lat, to wówczas myśli się o dzieciach i właśnie w tę stronę to wszystko
poszło - wyjaśnia starsza z sióstr Tlałek.

Kamerki na stokach, warunki, cenniki – wszystko o nartach!

Małgorzata ze sportem wyczynowym rozstała się rok później. Nie ukrywa, że sześć lat startów w barwach
Francji sprawiło jej wiele radości. Najbardziej cieszyła się z pierwszych punktów Pucharu Świata i pierwszego
miejsca w czołowej dziesiątce w slalomie gigancie. Na koncie ma także punkty PŚ w supergigancie, czego -
jak przyznaje - nigdy się nie spodziewała. Wielką radość dało jej też siódme miejsce w slalomie gigancie na
mistrzostwach świata w Crans-Montana. Pod koniec kariery zmagała się jeszcze z kontuzją kręgosłupa.
Potrzebna była operacja. Po zabiegu nie udało się już jej dogonić światowej czołówki. Karierę sportową
zamknęła wyjazdem na Uniwersjadę w Sapporo. Mogła wystartować w tej imprezie, bowiem zapisała się na
uczelnię we Francji. W Japonii wywalczyła złoty medal w kombinacji.

"Giewont" w Meribel

Obie siostry nigdy nie wróciły do wyczynowego sportu. Nawet jako trenerki. Za dużo bowiem, ich zdaniem,
jest w sporcie egoizmu.

- Nie kusiło mnie nigdy, by zajmować się szkoleniem wyczynowych narciarzy. Nie kusiło mnie szukanie
perełek. Taki mistrz to specyficzna osoba. To są zazwyczaj wielcy egoiści. Wszystko co robią, to tylko w
jednym celu, być najlepszym. Nigdy nie mają czasu na to, by rozejrzeć się porządnie dookoła siebie -
wyjaśnia Dorota, która mieszka w Meribel w "Giewoncie". Tak nazwała swój dom.

- Lubię ten nasz Giewoncik i stąd się wzięła nazwa domu. To góra, której się nie zapomina - śmieje się.

Islandia – przygoda życia

Małgorzata, zanim wróciła do Zakopanego, przez dwa lata mieszkała w Islandii. Podczas Uniwersjady
nawiązała kontakty z ludźmi z całego świata, co zaowocowało zaproszeniem do startów na tej pięknej wyspie.

- W pewnym momencie padła też propozycja, czy nie zostałabym tam na rok-dwa lata, po to, by pracować z
młodzieżą w Reykjaviku. Zgodziłam się i chyba to była przygoda mojego życia - przyznaje.

- Byłam tam przez dwa lata. Oczywiście z przerwami na treningi na lodowcach w Alpach. To było bardzo fajne
doświadczenie. Po takim egoistycznym podejściu do sportu, bo sportowiec musi być jednak egoistą i wszystko
podporządkowuje sobie i swoim potrzebom, byłam do dyspozycji 50-60 dzieciaków. To znowu było dla mnie
nowe doświadczenie i wielka radość - dodaje.

Sama Islandia urzekła ją niesamowicie. Nie przeraziły jej nawet trudne warunki, jakie tam panują zimą.
Przywiozła stamtąd mnóstwo wspomnień i niesamowitych historii, a także... męża. To właśnie tam spotkała
Piotra Długosza, ówczesnego pracownika Polskiej Akademii Nauk. Kiedy wróciła do Zakopanego pobrali się, a
owocem ich miłości jest trójka dzieci: Piotr (18 lat), Dorota (16 lat) i Janek (15 lat).

- Dzieci są bardzo usportowione. Jeżdżą na nartach i snowboardzie. Nie mam determinacji, żeby pchać je w

Wiadomość - drukowanie - Onet Sport - Onet Sport

http://sport.onet.pl/zimowe/narciarstwo-alpejskie/5022977,artykul-druk...

3 z 6

2012-02-20 11:25

background image

sport wysokiego wyczynu, bo ten straszliwie się zmienił - przez narty carvingowe, przez przygotowanie tras.
Ja trenowałam 90 procent na śniegu, a 10 procent na lodzie, a teraz te proporcje są odwrotne. A to znaczy, że
dla zdrowia to jest o wiele bardziej wyniszczające. Dwójka moich pociech jest pomocnikiem instruktorów,
trochę czasem trenują za mną. Piotrek w pewnym momencie przeszedł na snowboard i nieźle zaczął sobie
radzić. Miał sukcesy na podwórku krajowym w młodszych kategoriach. Dorotka też jest w czołówce polskich
alpejek. Ich celem nie jest jednak sport. Każdy ma swoje zainteresowania. Piotrek podąża zdecydowanie w
kierunku taty. Dorotka jest zapatrzona w medycynę. A Janek na razie jest świetny z matematyki - mówi z
wielką radością Małgorzata.

Czwarte dziecko

Oboje mają też czwarte dziecko. Bo tak chyba trzeba nazwać Ski Meander Park w słowackich Oravicach, który
działa już szósty sezon.

- Właśnie na Islandii zrodził się w głowie mojego męża pomysł wykorzystania ogrzewania geotermalnego w
Zakopanem. Był motorem tego, by ruszyć z tym pod Tatrami. Wszelkie dotychczasowe pomysły przekuł w
rzeczywistość w sensie takim biznesowym. Przez długi czas był prezesem Geotermii Podhalańskiej. Potem
założył własny biznes, ale wciąż aktywnie działa w tej dziedzinie. Między innymi z tego powodu znaleźliśmy się
w Oravicach - opowiada młodsza z sióstr Tlałek.

Od lat w tym miejscy było źródełko. Potem powstały tutaj także baseny, tyle tylko, że woda nie była tam
kompletnie oczyszczona. Wyglądała jakby była brudna i miała metaliczny zapach.

- Mąż wpadł na pomysł, by wykorzystać to bogactwo natury na taką trochę większą skalę. Kiedy okazało się,
że jest tutaj też górka, to przyszedł pomysł, by również i ją zagospodarować. I tak powstało takie przyjemne i
kameralne centrum, które daje nam wiele radości. To miejsce ma potencjał i może w przyszłości rozwinie się
jeszcze bardziej. W tej chwili to jest takie moje oczko w głowie. Właściwie więcej przebywam tutaj niż w
Zakopanem - mówi Małgorzata.

Oczywiście państwo Długoszowie nie wybudowali tego wszystkiego sami. Z pomocą przyszedł im słowacki
wspólnik. Nie żałują, że nie wybrali Polski na taką inwestycję. U nas w kraju trzeba pokonać wiele przeszkód,
zanim osiągnie się cel. Na Słowacji - jak mówi była alpejka - wręcz idzie się inwestorom na rękę. W planach
jest wybudowanie w tej okolicy hotelu z prawdziwego zdarzenia. Być może poszerzone zostaną też trasy
narciarskie.

- Mamy tutaj trzy trasy zjazdowe. Jedna to jest łatwa i fajna nartostrada (ok 1,5 km). Nawet początkujący
narciarz może po pół godzince jazdy wybrać się na nią. Trasa główna ma homologację FIS-owską, dzięki
czemu mogą na niej odbywać się zawody. Boczna trasa jest średniej trudności. Wyciąg ma 1200 metrów i jest
bardzo szybki, dzięki czemu nie ma kolejek. Całodzienny bilet kosztuje 18 euro. Potem jednak można
wskoczyć prosto do basenu. Za około 25 euro można pojeździć na nartach i wejść na basen - zachwala Tlałka-
Długosz.

Była alpejka jest w swoim żywiole, kiedy może popracować na stoku z narciarzem. Trochę bawi się w
szkolenie dzieciaków i młodzieży na różnym poziomie.

- Dla mnie każde dziecko, które po pół godzinie potrafi zjechać na nartach, jest dla mnie perełką - cieszy się.

- W Oravicach w weekendy stawiamy slalom, dlatego można spróbować u nas jazdy na bramkach. Ludzie
bardzo chętnie tam się bawią. Jeżeli uda nam się zwiększyć jeszcze ilość tras, to docelowo będzie - tak jak
wszędzie na świecie - stadion slalomowy - dodaje.

Czytaj dalej na 3. stronie –

Narciarstwo - pasja naszego życia

Polskie tradycje we Francji

Lekcji nauki nartach udziela także, ale z dala od Słowacji, Dorota Tlałka-Mogore, która jest instruktorką w
okolicach Meribel, gdzie mieszka.

- Zajmuję się wszystkimi tymi, którzy chcą nauczyć się jeździć na nartach. Nie ukrywam, że sprawia mi to
wielką radość. Narciarstwo to jest pasja naszego życia - mówi.

- Dorotka trafiła w środowisko, które ją bardzo ceni, bo znało ją jeszcze jako zawodniczkę. To środowisko, w
którym ona czuje się bardzo dobrze. Znalazła na ziemi takie miejsce, gdzie jest jej dobrze. To mnie bardzo
cieszy - wtrąca Małgorzata.

Wiadomość - drukowanie - Onet Sport - Onet Sport

http://sport.onet.pl/zimowe/narciarstwo-alpejskie/5022977,artykul-druk...

4 z 6

2012-02-20 11:25

background image

Choć Dorota od wielu lat uczy jazdy na nartach, to jednak kilka lat temu, nie udało się jej przekonać do nart
pewnej kobiety.

- Miała dobre 50 lat na karku i pierwszy raz w życiu stanęła na nartach. Bardzo chciała się nauczyć, bo jej
sześcioletnie dziecko śmigało na stoku. Stanęła na najłatwiejszej górce dla początkujących. Koszmarnie się
jednak bała. Kiedy trzymałam ją za ramię, czułam jaka jest spięta, a przecież podczas jazdy te mięśnie nie
pracują. Na końcu lekcji powiedziała mi, że chyba to nie jest sport dla niej - śmieje się.

Jej mąż Christian nie jest już dziennikarzem. Teraz zajmuje się pisaniem książek. Pisze o sporcie, ale także o
rybactwie, a nawet... romanse.

Choć starsza ze sióstr Tlałek już bardzo długo mieszka we Francji, to - jak sama podkreśla - Jest "Polką, która
ma męża Francuza". Oboje z mężem mają dwie córki - 20-letnią Basię i 13-letnią Lidzię. Była alpejka
wychowuje je po polsku. Dziewczyny świetnie radzą sobie w naszym języku.

- Staram się także podtrzymywać polskie tradycje. Święta Bożego Narodzenia są trochę po naszemu,
podobnie jak Wielkanoc, na którą zawsze są jajeczka - mówi.

Młodsza córka jest zafascynowana łyżwiarstwem figurowym. Intensywnie trenuje i powoli zaczyna osiągać
coraz lepsze wyniki w młodszych kategoriach wiekowych.

Kamerki na stokach, warunki, cenniki – wszystko o nartach!

- Lidzia uwielbia łyżwy figurowe. Tam trzeba dbać o swój wygląd, a dziewczynka to lubi. Uczesać się,
podmalować, spineczkę wpiąć, a do tego sukieneczka, która fruwa, kiedy jedzie się na łyżwach. To bardzo
fajny damski sport - cieszy się mama.

- Lidzia uwielbia to robić, więc jest może szansa, że nawiąże do rodzinnych tradycji sportowych - dorzuca
ciocia Małgosia.

Basia również próbowała swych sił w łyżwiarstwie figurowym. Ale rzuciła łyżwy. Teraz jeździ po świecie i
zwiedza każdy jego zakątek.

Śpiewanie w chórze i maratony – nowe pasje sióstr

Z kolei od ośmiu lat wielką pasją jej mamy jest śpiewanie w chórze.

- To jest w tej chwili moje hobby. Śpiewa nas około 30 osób. Spotykamy się co poniedziałek, by trochę
poćwiczyć. Nasz chór w lutym będzie miał koncert charytatywny, dla dziewczynki, która ma miopatię
mięśniową i kłopoty z oddychaniem. To bardzo ciężki przypadek. Potrzebuje ona pieniędzy na fotel
automatyczny oraz podnośnik, by mogła być niezależna w domu. Dlatego chcemy jej pomóc - mówi Dorota
Tlałka-Mogore.

- To coś cudownego, kiedy człowiek jest wrażliwy i czuły. W sporcie nie ma na to czasu. To nowa strona, jaką
odkrywam w życiu i z pewnością bardzo ciekawa. Teraz dopiero wiedzę, ile dobrych rzeczy można zrobić w
życiu. To jest coś fenomenalnego - dodaje.

Jej młodsza o pięć minut siostra także ma nową pasję. Jest nią bieganie. W ubiegłym roku po raz pierwszy
wystartowała w maratonie. W Poznaniu uzyskała czas 4:12.

- Jestem z tego faktu szalenie dumna. Nie dość, że sama go przebiegłam, to jeszcze namówiłam do tego trzy
koleżanki. Razem trenowałyśmy przez pół roku - opowiada. - Koleżanka zaczęła mnie wyciągać na amatorskie
zawody biegowe. Najpierw były biegi na 5 i 10 kilometrów. Dwa sezony temu przebiegłyśmy półmaraton, aż
końcu w zdecydowałyśmy się na maraton. Nie było ciężko. Było genialnie. Tak naprawdę, to byłam chyba
przygotowana na czas w okolicach czterech godzin, może trochę mniej. Ponieważ biegłyśmy razem,
ustawiłyśmy się na 4:15. Jak w zegarku każde 10 km pokonywałyśmy w godzinę. Nie było żadnych kryzysów.
To był mój cel, by ukończyć ten maraton. Przeuroczy był jego kadr. Ogrom osób dopingował wszystkich
uczestników. Pierwsza dwudziestokilometrowa pętla przebiegła mi na zachwycaniu się atmosferą. Dla osoby,
która uprawiała sport, gdzie występ trwał około 90 sekund ten wielogodzinny wysiłek wydawał się czymś
nieosiągalnym. A tu masz.

- Teraz złapałam bakcyla i będą kolejne maratony. W tym sezonie może uda się wystartować w dwóch -
zapowiada.

Pielgrzymka do Zakopanego

Wiadomość - drukowanie - Onet Sport - Onet Sport

http://sport.onet.pl/zimowe/narciarstwo-alpejskie/5022977,artykul-druk...

5 z 6

2012-02-20 11:25

background image

Ciekawe: Randki Przepisy kulinarne

Biznes

Sennik

Filmy

Prawdomierz

Copyright 1996 - 2012 Grupa Onet.pl SA - Wszystkie serwisy

»

Polityka prywatności

»

Indeks Onetu

»

do góry

Choć drogi obu sióstr rozeszły się, to jednak są w częstym kontakcie. Teraz w dobie Internetu nie ma z tym
problemu. Dwa razy w roku spotykają się ze sobą też całymi rodzinami. Przynosi to korzyści dla ich dzieci.
Pociechy Małgorzaty znakomicie radzą sobie z językiem francuskim, zaś córki Doroty szlifują swój polski.
Zresztą mąż Christian także. Kiedy odebrał telefon, nie miałem problemu, żeby rozmawiać z nim po polsku.

- Zimą nie opuszczam regionu Meribel, a lato zaś spędzam w różnych zakątkach świata. Co roku jeżdżę też do
Polski. To jest odwieczna pielgrzymka do Zakopanego. Zawsze razem z całą rodzinką piechotą zmierzamy do
Morskiego Oka - mówi Dorota, która już cieszy się na kolejną wizytę w kraju.

- W zimie z kolei jeździmy do Doroty. Zawsze mamy bardzo dużo radości z tych spotkań. Czasami wracamy ze
śmiechem do tych dawnych czasów. Wspominamy najczęściej zabawne sytuacje - dodaje druga z sióstr.

Przez 30 lat nic się nie zmieniło

Od ich największych sukcesów mija prawie 30 lat, a w naszym w kraju wciąż próżno szukać alpejki w
światowej czołówce.

- Polskie narciarstwo alpejskie ma niesamowity potencjał. Trzeba tylko obudzić się z letargu. Jest mnóstwo
fajnej młodzieży, która jest chętna do uprawiania tej dyscypliny, a której rodzice mają pieniądze. Bo tak
naprawdę do momentu wejścia do kadry wszystko opiera się o ich środki - tłumaczy Małgorzata.

Czasami z pytaniem zwróci się do niej Agnieszka Gąsienica-Daniel, najlepsza obecnie polska alpejka.
Wówczas bardzo chętnie jej pomaga.

- Mamy tak mało dobrych narciarzy w porównaniu do najlepszych na świecie, że kariery sióstr Gąsienica-
Daniel, trzeba zaplanować drobiazgowo i długoterminowo. Nie da się improwizować, jak my przed
trzydziestoma laty. Z przerażeniem patrzę, że w polskim narciarstwie nie zmieniło się nic od moich czasów.
Były pieniądze na trzy-cztery zawodniczki. Taki system daje "mistrza" raz na 30 lat. Trzeba zatem coś zmienić
- apeluje i pędzi do kolejnych zajęć w Oravicach.

Tomasz Kalemba

, Onet Sport

Copyright 1996-2012 Grupa Onet.pl SA

Wiadomość - drukowanie - Onet Sport - Onet Sport

http://sport.onet.pl/zimowe/narciarstwo-alpejskie/5022977,artykul-druk...

6 z 6

2012-02-20 11:25


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Słowo Boże światłem na drodze naszego życia, odnowa-charyzmaty
Hłasko Marek Najświętsze słowa naszego życia (rtf)
Marek Hlasko Najswietsze slowa naszego zycia
Hłasko Marek Najświętsze słowa naszego życia
! Kobiety naszego życia OK
Hłasko Najświętsze słowa naszego życia
CZAS NASZEGO ŻYCIA(1)
! Kobiety naszego życia poziom OK
Hlasko Marek Najświętsze słowa naszego życia
Pasja naszego Pana Jezusa Chrystusa
ednym z najbardziej niepokojących problemów ostatnich lat jest narastająca w różnych dziedzinach nas
Rewizja naszego życia nigdy się nie kończy
Siła napędowa naszego życia
Eucharystia skarbem naszego życia homilia Benedykta XVI 2
Hłasko Marek Najświętsze słowa naszego życia

więcej podobnych podstron